Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!
Kontynuujemy temat świadomości Pożądania. Części 1-7 znajdziesz klikając na linki poniżej:
► O Emocjach – Pożądanie (Część 1).
► O Emocjach – Pożądanie (Część 2).
► O Emocjach – Pożądanie (Część 3).
► O Emocjach – Pożądanie (Część 4).
► O Emocjach – Pożądanie (Część 5).
► O Emocjach – Pożądanie (Część 6).
► O Emocjach – Pożądanie (Część 7).
Mało osób zdaje sobie sprawę, że pożądanie to forma energii przejawiającej jakość, którą można określić słowem – twórczość. Tworzenie. Kreacja. Połączenie dwóch energii twórczych – kobiecej i męskiej – w efekcie przynosi nowe stworzenie na ten świat.
Ale czy połączenie energii kobiecej i męskiej odbywa się tylko między dwiema osobami w celu prokreacji? Oczywiście, że nie! Seksualność to aspekt wewnętrznej twórczości dzielonej ze światem. Może (i powinna) mieć wiele celów.
W wielkim skrócie jak wygląda kreacja – pusta męska matryca (intencja, cel, zamierzenie) ale czysta (w założeniu) wypełniana jest kobiecą jakością – pięknem, ciepłem, jest odżywiana, służy życiu, itd. Widzimy więc, że bez kobiecości samo działanie zazwyczaj służy wyłącznie celowi samemu sobie – np. w zbudowaniu autostrady wiodącej przez las nie dostrzega się nic złego – ot wytnie się i po problemie. Zaś sama kobieca energia zazwyczaj nie jest ukierunkowana – pomimo, że może być pełna piękna i ciepła nie rusza z miejsca. Dlatego też “zadaniem” mężczyzny jest podjąć działanie – kobieta wypełnia mężczyznę – jego dzieło, jego zamierzenie, jego intencję. Bez płynącej energii męskości, nie może płynąć energia kobieca.
Wiele osób sukcesu zauważyło – energia pojawia się w trakcie działania. Mówi się – “energię spotkasz w połowie drogi”. Zaś większość ludzi na świecie czeka, aż poczują się lepiej. I to nigdy nie następuje – ani działanie, ani lepsze samopoczucie (a bez działania czują się jeszcze gorzej), bo nie płynie w nich energia – brakuje albo męskiej matrycy – podjęcia decyzji i działania, albo dodawania do podjętego działania wysokich jakościowo wartości. Mężczyzna zazwyczaj pracuje “bo musi”, bo takie jest jego zadanie. Więc wkłada wysiłek, a przy tym męczy się. Kobieta zaś JEST. BYCIE nie kosztuje energii, bo jego źródło jest wewnętrzne. BYCIE dodaje energię, nie odbiera jej. Gdy tę świadomość dodamy do działania, działanie przestaje nas męczyć.
Energia twórcza generowana jest w okolicach intymnych, dlatego błędnie interpretowana jest zazwyczaj jako “chcę seksu”. Tak naprawdę chcemy połączenia naszej, przeważającej energii z energią nas dopełniającą. Jeśli jesteśmy zdrowym męskim mężczyzną – chcemy zdrowej kobiecej kobiety (co rozumiem przez “zdrowie” – gdy męskość lub kobiecość jest efektem wewnętrznej harmonii, a nie opierania się jakimś aspektom siebie siłą). Jeśli jesteśmy męską kobietą, chcemy kobiecego mężczyzny. Jeśli jednak już troszkę wydorośleliśmy i nie patrzymy na wszystko przez pryzmat seksu, możemy twórczą energię wykorzystać… twórczo. Wtedy dopełnieniem dla działającego mężczyzny będzie rozkwit piękna, jakości, wartości, uczciwości. Dla kobiety w zmienności istotne stanie się ukierunkowanie. Taka kobieta nie potrzebuje dużo. Zdrowa w kobiecości kobieta może otworzyć piekarnię i zachwycać ludzi jakością swoich wypieków.
Jeśli jednak w związku ze swoją seksualnością (często utożsamianą z narządami płciowymi) mamy wiele wstydu, ran, negatywnych przekonań – właśnie w tym miejscu w ciele odczuwać będziemy niewygody, a nawet posiadać dolegliwości i schorzenia. To właśnie czujemy jako napięcie okolic intymnych. Napięcie sygnalizuje o oporze, zaś opór to efekt niechęci do czegoś. To ujawnia się zawsze z podejmowaniem działania – aby energia twórcza mogła swobodnie płynąć, muszą zostać ujawnione i uzdrowione blokady. Niestety ludzie zazwyczaj sięgają wtedy po używki usuwające ŚWIADOMOŚĆ źródła bólu, nic nie uzdrawiając.
W kwestii seksualności jest to zazwyczaj niechęć do siebie.
Blokada seksualna więc bardzo silnie odbija się na naszej twórczości i ekspresji w życiu. Osoby zdrowo otwarte seksualnie zazwyczaj nieźle radzą sobie w kwestiach finansowych (jak wszystko może mieć to swoje ciemniejsze oblicze – pozbawione miłości ale o tym opowiem w przyszłości). Oczywiście można być otwartym seksualnie ale uciekać od świadomości noszonych ran – wtedy seks przemienia się w uzależnienie (w ucieczkę od siebie, a nie zdrowotne połączenie z drugą osobą) i narastająca niechęć do siebie znajduje odzwierciedlenie w degradującej się jakości naszego życia.
Jeśli czujemy napięcie seksualne, oznacza to, że nosimy w sobie opór – nieuświadomioną niechęć. Gdyby tak nie było, naszą energię twórczą (seksualną) czulibyśmy jako wspaniałe, rewitalizujące doenergetyzowanie i radośnie podejmowalibyśmy się działań – np. w postaci zabawy, pracy, seksu. Jednak wybralibyśmy to z niezwykle wysokiego poziomu szacunku, akceptacji, uznania i radości. Więc i takie byłyby rezultaty tego wyboru. Nie działalibyśmy z poczucia wewnętrznego braku.
Wiele osób (większość ludzi na świecie) cały czas znajduje się w paradygmacie dualizmu – uważają kobiecość i męskość za wartości przeciwne. Jeśli tak postrzegamy kobiecość i męskość, nie dziwmy się, że takie znajdujemy tego odzwierciedlenie w życiu. Te osoby także wierzą, że na tym świecie przyciągają się przeciwieństwa. Co jest oczywiście nieprawdą. Pokaż mi mądrego człowieka sukcesu, który zadaje się z biednymi idiotami… no chyba, że jego pozbawioną miłości intencją biznesu było wyciąganie pieniędzy z biednych idiotów.
W dzisiejszym artykule chcę skupić się bardziej na aspekcie seksualności.
Co przyciąga ludzi do siebie? Dlaczego kobieta z jednym mężczyzną spędzi kilka lat i nigdy nie poczuje silnego pociągu seksualnego, a z innym chce lecieć do łóżka po pierwszym kontakcie wzrokowym? Oczywiście nie wyjaśnię wszystkich aspektów i niuansów. Skupię się na esencji.
Energia seksualna jest energią niewidoczną dla większości ludzi. Każdego człowieka otacza kilka rodzajów pól energii o różnych gęstościach i jakościach. Czy w to wierzymy czy nie, tak jest. Ten kto jest gotów porzucić stare, prehistoryczne paradygmaty o tym, kim jest człowiek, posłucha. Ten, kto woli mieć rację i żyć w paradygmacie stricte fizyczności może przestać czytać, bo i tak nie dotrze to do niego.
Wiele osób te pola nazywa aurami. Wielu młodych chłopców marzy o posiadaniu tzw. “aury uwodziciela”, czyli takiej fantastycznej właściwości, dzięki której oni nic już nie muszą robić, a kobiety same będą do nich lgnęły jak ćmy do światła. Właśnie dlatego jej nie zyskają – bo ich intencja jest niezwykle niska.
Niewidzialne pola energii otaczają każdego człowieka. Jednak ich jakość, siła oddziaływania, rozmiar i wiele innych aspektów zależy całkowicie od wewnętrznej pracy tych osób nad sobą. Nie mówię o samorozwoju, nie mówię o gromadzeniu wiedzy. Mówię o duchowości. Duchowość to radykalna rzeczywistość tego świata, niewidzialna, a jednak obowiązująca każdego człowieka niezależnie od rasy, poziomu świadomości, wyznawanej religii, własnych przekonań, a nawet osobistych doświadczeń. Tak jak grawitacja – nie omija nikogo, nawet tego, kto nigdy niczego nie podrzucił i kto w nią nie wierzy. Im szybciej zdamy sobie z tego sprawę i zaczniemy tego przestrzegać, tym lepiej dla nas.
Każdy Wielki Nauczyciel od Jezusa, po Krisznę i Buddę nauczali duchowości – jednej Prawdy. Opowiadali o Rzeczywistości, na co potem zostały tylko nałożone systemy kulturowe zwane religiami. Religia chrześcijańska np. bardzo dopieprzyła się do ludzkiej seksualności. Podstawowy mit tej religii jest taki, że z braku posłuszeństwa nagle poczuliśmy wstyd ukazany jako nagość i zostaliśmy wygnani z raju przez pogniewanego na nas boga, by się męczyć, a dzieci rodzić w wielkim bólu. Bo w oczach “kochającego” boga jesteśmy nieczyści, niezasługujący na miłość, a seks możemy uprawiać tylko deklarując przed boskim majestatem wierność po wsze czasy. Zazwyczaj jednak deklarujemy “miłość” osobie, do której nie czuliśmy nic więcej, prócz pożądania seksualnego i oczarowania własną, nie mającą oparcia w rzeczywistości, historią. Naturalnie nastąpi rozczarowanie, co często rozumiane jest jako utrata miłości, a wraz z nią pociągu seksualnego. No i mamy problem.
Seksualność, jak i duchowość, jest tematem stricte wewnętrznym. Oczywiście z tego powodu nasze ego tak silnie nas przekonuje, że osoba zdrowa seksualnie powinna mieć dużo seksu i/lub dużo partnerek/partnerów seksualnych. Tak może być ale wcale nie musi. Jednak warto świat zewnętrzny traktować jako odbicie własnego wnętrza. Bo taka jest właśnie rola świata zewnętrznego – uczciwie opowiadać nam o naszym wnętrzu (świat musi to robić, bo kto tak naprawdę jest ze sobą w 100% uczciwy?). Każdy z nas zna kogoś, kto ma dużo seksu. Czy to oznacza, że ta osoba jest zdrowa, mądra, radosna, szczęśliwa, bogata, spełniona? Zazwyczaj jest daleka od tego. I właśnie dlatego ma ten seks – kompensuje sobie wewnętrzne poczucie braku. Tylko osobom, które z seksem mają problem taka osoba wydaje się niesamowita.
Niemniej coś powoduje przyciąganie. Co? Czy własnie nie to wewnętrzne poczucie braku i możliwość zapomnienia o nim? W poprzednich artykułach mówiłem, że pożądanie jest silniejsze od wstydu, poczucia winy, apatii, żalu i strachu. Silny sygnał seksualny tłumi te emocje, więc chwilowo czujemy się lepiej. Osoba zdrowa seksualnie zazwyczaj nie potrzebuje ani dużo seksu, ani dużo partnerów/partnerek. Energię seksualną wykorzystuje twórczo w wielu aspektach swojego życia, zaś seks jest tak satysfakcjonujący, że nie potrzebuje go często uprawiać. Ja niegdyś uprawiałem seks 3 godziny dziennie 3-4 razy w tygodniu, często kilka razy dziennie i nigdy nie czułem się spełniony. Co najwyżej chwilowo odczuwałem ulgę. Ale cały czas go potrzebowałem.
To co należy zrozumieć to prosty fakt – w życiu grawitujemy automatycznie w stronę jakości korespondujących z jakością naszego wnętrza. Jako ofiara najprawdopodobniej nie osiągniemy sukcesu choćbyśmy się zmagali latami. A jeśli go uzyskamy (bo ten świat nie jest odmawiający), będziemy zmagać się, by utrzymać jakości wyższe od naszego wnętrza. Ja mając to, co było dla mnie jak Święty Graal męczyłem się dalej tak jak męczyłem się bez tego. Do mojego życia doszedł jeszcze strach przed utratą, cierpienie, gdy partnerka nie mogła się ze mną spotkać lub gdy miała własne problemy i nie chciała seksu, tylko oparcia, wsparcia, szacunku. Zazwyczaj denerwowałem się wtedy na nią i oddalałem (mentalnie i nieraz fizycznie).
Głupotą jest patrzeć na ludzi przez pryzmat biologicznego paradygmatu. Kobieta i mężczyzna i tyle – wszystko wiadomo. Musimy przede wszystkim uwzględnić wnętrze drugiej osoby, o którym zazwyczaj nie wiemy nic. Jedyne wnętrze, które możemy poznać dosyć nieźle jest nasze własne. Więc sprawdźmy do czego nas ciągnie – z czym rezonujemy, czego pragniemy, o czym myślimy, co czujemy. Musimy nawiązać szczerą i głęboką relację z samym sobą, bo inaczej nie nawiążemy takich z nikim innym.
Dwie osoby pracujące na tym samym stanowisku w tej samej pracy mogą mieć diametralnie inne rezultaty. Bo ich wnętrza są diametralnie inne, więc automatycznie grawitują w stronę innych jakości w życiu. Oczywiście ludzkie wnętrze, nieraz rozumiane jako cechy charakteru, nie są wyryte w kamieniu i podlegają naszemu zarządzaniu w każdej chwili obecnej (bo tylko w chwili obecnej mamy do tego dostęp). Osoba utrzymująca niskie poczucie własnej wartości (wstyd) nie otrzyma awansu nawet wkładając gigantyczny wysiłek w swoją pracę. Bowiem szef pomyśli, że dając awans, czyli wyższy zakres obowiązków i odpowiedzialności zrobi tej osobie krzywdę. I ma rację. Awans otrzyma wtedy osoba starająca się mniej ale będąca bardziej otwarta, radosna, beztroska. Co oczywiście doprowadzi do gniewu osobę starającą się.
To samo tyczy się seksualności – możemy iść do klubu, wyglądać tak jak inni, mówić to, co inni, zachowywać się tak jak inni, pachnieć jak inni, pić to, co inni ale będziemy mieli i tak zupełne inne rezultaty – jedna osoba natychmiast wyjdzie z piękną kobietą/przystojnym mężczyzną, a inna nie. Wszystko określa nasze wnętrze, w tym stan emocjonalny oraz intencje.
Radykalna rzeczywistość tego świata jest SUBIEKTYWNA.
Oczywiście głupie przekonanie, że “jestem jaki jestem i tego nie zmienię” wystarcza dla wielu za wymówkę, by nie podejmować duchowej pracy. Drugą najczęstszą wymówką jest “nie wierzę w duchowość”. Każdy ma do tego prawo. Każdy może nie wierzyć w to, co niewidzialne. Ale właśnie od tego jest fizyczność tego świata – uczy nas. Wystarczy zacząć ją obserwować porzucając własne interpretacje. Podrzucony kamień spadnie. Osiągane rezultaty opowiadają nam o tym, co “podrzuciliśmy” – co daliśmy światu ze swojego wnętrza (i co w nim zablokowaliśmy). Ból zachęca nas do wejrzenia w siebie i poddania zmagania, akceptacji, miłości względem siebie i tego, co mamy i co robimy. Bez tego nigdy nie zmienimy naszych rezultatów na wyższą jakość.
Oczywiście głupotą także jest nienawidzić odbicia w lustrze, walczyć z nim i zmagać się. To, co widzimy w świecie to tylko informacja zwrotna. Nie ma nas karać, obciążać. Nie ma stanowić pokuty. Pokutowanie za własne pomyłki jest głupotą! Wiele osób trzyma się poczucia winy jak brzytwy sądząc, że to czemukolwiek służy – że ich cierpienie cokolwiek zmienia (wiele osób sądzi, że swoim cierpieniem przypodobają się bogu, który wybaczy im ich winy). Trzymając w sobie poczucie winy zaczynamy automatycznie zestrajać się z tymi jakościami. A jeśli popełniliśmy jakąś pomyłkę, nawet skrzywdziliśmy kogoś – zrobiliśmy to, bo już rezonowaliśmy z tymi jakościami, już mieliśmy w sobie poczucie winy. Dokładanie jeszcze większej winy nic nie zmieni! To jest wielkie niezrozumienie w osadzaniu ludzi w więzieniu – praktycznie nikt nie zmienia się tam na lepsze, bo w takim miejscu przybywa tylko w naszym wnętrzu tego, przez co w ogóle się tam znaleźliśmy. Zmienia się na lepsze może 1% ludzi. Czy sami wykorzystywaliśmy metodę, która ma 1% skuteczności?
Karanie prowadzi tylko do jeszcze większej liczby przewinień. Jeśli nie już względem innych (nie ze zrozumienia i szacunku, tylko ze strachu przed karą), to przybywa przewinień względem siebie samego – zaczynamy się ograniczać, karać, odmawiać sukcesu, osadzać w więzieniu własnego poczucia winy, wstydu i negatywnych myśli, a nawet nienawiści względem siebie.
To wszystko tyczy się także seksualności i wpływa na otaczające nas pola, które rezonują z polami innych ludzi. Jeśli mamy w sobie niechęć względem siebie samego, inna osoba mająca nieuświadomioną niechęć także ją poczuje (co jest procesem uzdrowienia obu osób) ale umysł – ego – takiej osoby natychmiast zacznie szukać wytłumaczenia. I znajdzie je – “Poczułem/am się gorzej, gdy go zobaczyłem/am. Więc tak naprawdę ta osoba jest źródłem mojego gorszego samopoczucia i nie chcę jej”.
Świat opowiada nam o nas cały czas. Jeśli już mamy rodzinę – żonę, dzieci – patrzmy co mówią nam o nas. Są w naszym życiu w taki sposób jak do tej pory, bo rezonują dokładnie z tymi samymi jakościami, które utrzymujemy w sobie (utrzymujemy to dobre słowo – każda negatywność kosztuje nas ogromne ilości energii, nieraz w formie nerwów, stresu, gniewu, a także straty pieniędzy). Uważamy, że dziecko nie daje nam spać płacząc w nocy, bo takie są dzieci z natury? Bzdura! Dziecko płacze, bo rezonuje z poczuciem osamotnienia, braku bezpieczeństwa, poczuciem separacji. Czuje się samo, czuje się zagrożone. Czyli dziecko czuje to samo, co jego rodzice na co dzień. Płacze, byśmy odpuścili opór przed troską, odpuścili strach i dodali poczucie bezpieczeństwa do swojego życia, dodali do niego miłość. Ale jeśli się temu opieramy względem siebie, nasze dziecko cierpliwie będzie nam o tym przypominać co noc drąc się wniebogłosy.
Jeśli zaś obwinimy dziecko, jeśli będziemy się użalać, bądźmy przekonani, że z takimi jakościami będzie się ono zestrajało w swoim życiu, by pomóc się nam z nimi zmierzyć w sobie. Jezus opisując to użył słów – “Czemu dostrzegasz drzazgę w oku brata, a belki w swoim nie widzisz?” Rozumiemy? Gdy nosimy w sobie już tak dużo negatywności i opieramy się im z taką siłą, że czujemy ból, a nieraz i cierpienie i ktoś nam pomoże to ujawnić – naturalnie od razu wydaje nam się, że ta osoba jest zła, przesycona negatywnościami. A to czysta głupota! Niewinna ale i nieodpowiedzialna.
Ja nieraz spokojem i opanowaniem wyciągam z ludźmi “sto diabłów”. Raz kilka bliskich mi osób wpadło w szał, bo spokojnie zapytałem 3 razy – “Dlaczego robisz to inaczej, niż ja i oczekujesz takich rezultatów jakie ja mam?” Pytałem 3 razy, bo nie uzyskałem odpowiedzi. No pewnie, że nie, bo odpowiedź na to pytanie wymagało stania się świadomym i wzięcia odpowiedzialności, czego nie chciało ego tych osób. Dlatego zaatakowało mnie uważając, że ja jestem belką w ich oku.
Kto jest “belką w naszym oku” odnośnie naszej seksualności? Kto pomaga nam wyciągać z nas nasze rany, nasze opory, niechęci, negatywności i emocje? Jak postępujemy względem takich osób? To kieruje nas dalej w życiu dokładnie w tym kierunku. Nie to co się stało w przeszłości ale to, co wybieramy TU I TERAZ.
Do tematu seksualności i duchowości wrócimy w następnym artykule.
Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
Rafał

Witaj Piotrze. O pożądaniu prawie nikt niczego nie komentuje, zastanawiam się dlaczego tak się dzieje. Ostatnio sam zacząłem bardziej przyglądać się temu aspektowi w sobie. Twoje wpisy, listy oraz spostrzeżenia naprowadziły mnie na coś co do tej pory pomijałem. Minionej nocy, tuż przed snem postanowiłem skierować swoją uwagę na okolicę genitaliów, okolicę skrzętnie omijaną przeze mnie w ramach skupienia się na swoim wnętrzu. Mając już pewne sukcesy w odpuszczaniu oporu i tym razem udało mi się coś odblokować. Poczułem wręcz niezwykłą ulgę, połączoną z intensywnym przepływem energii poprzez cały kręgosłup, aż do głowy. Ta energia miała charakter pobudzający, wręcz namawiała do podjęcia się jakiegoś działania. Co więcej, prawie każda dolegliwość w moim ciele uległa wyraźnemu ukojeniu. Pojawiła się też dość silna erekcja, z którą miewam w ostatnim czasie trochę kłopotów. Od kiedy praktykuję uwalnianie to jeszcze nie udało mi się poczuć tak wyraźnej ulgi jak teraz. Nawet naszła mnie myśl, iż stłumione pożądanie jest główną przyczyną moich problemów. Oczywiście nie jest to prawdą, jednak nieco obrazuje moje nastawienie do tego co poczułem. Jeśli chodzi o emocję pożądania to od zawsze uczono mnie bym się jej wstydził, szczególnie w wymiarze seksu. Silnie się jej opieram, co skutkuje ogromnym napięciem, wręcz bólem w okolicy genitaliów. To samo dzieje się podczas seksu, oglądania pornografii i masturbacji. Nawet orgazm niczego do końca nie rozwiązuje w tej kwestii. Brakuje mi w tym poczucia choćby satysfakcji, pewnie dlatego ja również niemal ciągle seksu potrzebuję. Jednocześnie nie podejmuję praktycznie żadnych działań twórczych poza sferą seksualną, z której także zrezygnowałem, prócz mojego uzależnienia od porno. To pokazuje mi jak bardzo tłumię w sobie energię pożądania. Na tyle, iż nawet nie umiem zbyt często działać pomimo strachu, choć w ostatnim czasie to się nieco zmieniło. Odkryłem także, iż ciągle pożądam kobiet, z którymi kiedyś byłem. Powracają we wspomnieniach i fantazjach, nacechowanych seksualnie. Czy jest to przejaw zalegającego we mnie dawnego pożądania? Takie powroty towarzyszą mi zawsze, niezależnie od tego czy jestem z kimś w relacji czy też nie. Często korzystam z tych obrazów podczas masturbacji. W poczuciu wstydu, winy i żalu do siebie. Rzadko gniewu. W poczuciu zdrady. To samo odczuwam wobec obcych kobiet, które mnie podniecają. Bardzo się opieram temu co czuję, opieram się ewentualnej erekcji. Mojej własnej gotowości. Jako żonaty mężczyzna wstydzę się tego co mimowolnie odczuwam. Jednak zauważyłem, iż gdy choć trochę bardziej akceptuję mój stan to jest mi z tym łatwiej, lżej. Wiem też, iż nie muszę nic z tym czynić. Nie muszę łączyć się z tą kobietą, choć w jakiś sposób działa na mnie. Ten przymus słabnie właśnie wtedy gdy zaczynam coraz bardziej akceptować swój stan. Tylko co na to moja Żona? Nie umiem w pełni zrozumieć tego w jakiej sytuacji stawiam siebie poprzez akceptowanie swoich odczuć. Na dodatek mam poczucie, iż nie chodzi tak do końca o seks. Łapię się na tym, iż znacznie bardziej łaknę uwagi kobiet, tego by mnie podziwiały i doceniały. Lubiły. Seksu nie musi być. Zatem pragnę tego w czym od zawsze odczuwam w sobie spory deficyt. Jakiś czas temu widziałem film, w którym Eckhart Tolle odpowiadał na pytanie kobiety, która chciała wiedzieć jak stan obecności wpływa na relacje z drugim człowiekiem. Kobieta wspomniała, iż zaczęła zastanawiać się czy ogólnie związek jest jej do czegoś potrzebny. Eckhart powiedział, iż ta myśl jest konceptem jej umysłu, zrodzonym z reakcji ego na zaistniałą sytuację, powstałą w wyniku praktykowania obecności. Można z nią uczynić dwie rzeczy. Uznać ją za prawdę i spędzić jakiś czas lub całe życie wedle jej treści, bądź kontynuować obserwację tego co się dzieje, a odpowiedź przyjdzie sama. Ja także mam taką myśl. Mój konflikt z Żoną postawił mnie w sytuacji, w której mój umysł zaczął produkować takie koncepcje. Ten konflikt z początku był dla mnie niewygodnym chaosem, jednak z czasem zacząłem odczuwać wyraźną przestrzeń, z której postanowiłem zacząć korzystać. Odczuwam wyraźne rozluźnienie przywiązania. Moje potencjalne plany co do siebie zataczają coraz odważniejsze kręgi. Coraz więcej drobnych kwestii podejmuję mimo obaw. Widzę swoją osobę nieco wyraźniej. W rezultacie dotarliśmy do zgody, lecz nadal jest dość dziwnie. Ciągle utrzymuje się swoista izolacja z Jej strony. Po części przejmuję się tym, z drugiej strony już wcześniej zyskałem wyraźniejszy obraz swojej osoby i trochę się we mnie zmieniło. Nie wiem czy na lepsze, obserwuję wszystko najlepiej jak potrafię. Pamiętam jak kiedyś chciałem jechać sam na koncert ulubionego zespołu do odległego miasta, wówczas Ona martwiła się o mnie i nie puściła mnie. Jakiś czas temu gdy chciałem skoczyć z balkonu, nawet Jej to nie obeszło. Jak wiele się zmieniło? Czy faktycznie się coś zmieniło? Ta różnica boli. Ile prawdy było w tym zamartwianiu się? Dlaczego wtedy zrezygnowałem z fajnego koncertu? Dlaczego niedawno chciałem zrezygnować z siebie samego? Czy to były te same powody? Moje ego wini Ją. Ja zadaję sobie pytanie o to jaki jestem wobec siebie. Dlaczego rezygnuję ze swojej przyjemności z powodu zmartwień? Dlaczego mam siebie gdzieś chcąc skoczyć z drugiego piętra? Ciągle mam poczucie, iż pod kogoś się podkładam. Poświęcam. To rodzi wiele oczekiwań, które i tak nie są realizowane. Czasem czuję jak wielu ludzi potrafi być na swoich warunkach. Są z kimś, jednak w tym wszystkim są także ze sobą. Przynajmniej mam takie wrażenie, nie mam pojęcia czy jest tak w rzeczywistości. Kiedyś czułem się ważny, teraz już tak nie czuję. To jednak przychodziło z zewnątrz. Czy przez cały ten czas byłem ważny dla siebie samego? Zrezygnowałem z koncertu, zatem nie. Chciałem ze sobą skończyć, zatem nie. Ciągle liczyłem na to, iż ktoś mi to da od siebie. Dziwnie się z tym wszystkim czuję i nie do końca rozumiem całą tą sytuację. Jednak staram się nie brnąć w gęstsze rozważania i ograniczam się do obserwacji siebie oraz uwalniania tego co we mnie zalega. Wierzę, iż odpowiedź przyjdzie sama.

Podobne Wpisy:
Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 4) – Konkrety

Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 4) – Konkrety

Witam Cię serdecznie! Oto czwarta i przedostatnia część serii o gorszych dniach. Części 1-3 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 1) – Wprowadzenie. ► Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 2) – Rozwinięcie. ► Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 3) – Ogólne Rady. Jako, że żyjemy w świecie nastawionym na praktyczność, kilka praktycznych porad,… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 2
O Emocjach – Gniew (Część 3)

O Emocjach – Gniew (Część 3)

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat świadomości Gniewu. Części 1-2 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► O Emocjach – Gniew (Część 1). ► O Emocjach – Gniew (Część 2). Gniew i duma rzadko występują osobno i są na tym świecie gloryfikowane. Pomimo, że w głównym nurcie myślowym panuje przekonanie (i słuszne!), że nie powinniśmy podejmować decyzji,… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 4
100 Dróg do Pokoju (4-6)

100 Dróg do Pokoju (4-6)

Witam Cię serdecznie i spokojnie! ;) Kontynuujemy pierwszą z trzech serii dotyczących dróg do pokoju, szczęścia i sukcesu! Zajmiemy się pokojem. Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej! ► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie. Część 1 znajdziesz klikając na poniższy link: ► 100 Dróg do Pokoju (1-3) – Przestań próbować zmieniać i kontrolować innych, Przestań chcieć… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
Flatline – co to jest, z czego wynika, co zrobić?

Flatline – co to jest, z czego wynika, co zrobić?

Witam Cię serdecznie! Jednym z przekleństw częstej masturbacji oraz oglądania porno są problemy z erekcją. Nie tylko z utrzymaniem jej podczas seksu ale w ogóle posiadaniem twardego członka przy żywej kobiecie. Wielu z tym problemem zaobserwowało również zmniejszenie członka. Zarówno w długości jak i grubości. Nie mówiąc o słabszych doznaniach – braku odczuwania przyjemności, bezpieczeństwa,… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0

WOLNOŚĆ OD PORNO