Notes zakupiony :)
Chcialem jeszcze dodać że na tamten moment kiedy pisałem pierwszy komentarz pisałem szczerze , z serca chcialem powiedzieć prawdę nie oszukiwac i podzielić się tym co zauważyłem na tamnen moment więc Twoja analiza pokazala mi że trzeba dalej pracowac nad sobą , jest to dla mnie bardzo ważna lekcja i chce się uczyć dalej dziękuję za każde słowo , pokazanie gdzie może być problem lub gdzie jest problem 😊
Chcialem jeszcze dodać że na tamten moment kiedy pisałem pierwszy komentarz pisałem szczerze , z serca chcialem powiedzieć prawdę nie oszukiwac i podzielić się tym co zauważyłem na tamnen moment
Dziękuję!
Ja zawsze mówię klientom, że nie ma złych raportów.
Są tylko szczere i nieszczere.
Nawet jeśli coś, co mówimy okazuje się fałszem ale w uważaliśmy, że tak jest, no to już możemy coś z tym zrobić.
Jeśli coś ukrywamy – co oczywiście jest praktycznie zawsze i jest częste, bo to jedna z charakterystyk uzależnienia – to wtedy praca staje się solidnie utrudniona. A nawet niemożliwa.
Bo z fałszem nic nie można zrobić.
Albo go rozpoznamy i odrzucimy, albo będziemy w niego brnęli bardziej i bardziej.
więc Twoja analiza pokazala mi że trzeba dalej pracowac nad sobą , jest to dla mnie bardzo ważna lekcja i chce się uczyć dalej dziękuję za każde słowo , pokazanie gdzie może być problem lub gdzie jest problem 😊
Na spokojnie.
To jest choroba, która uczy się razem z Tobą.
Gdy Ty poznajesz jaki jest problem, w/z czym, to choroba też.
Nikt realnie chory nie wyzdrowiał z tego ani wiedzą, ani najlepszymi chęciami.
Potrzebna jest często radykalna zmiana tego, kim jesteśmy. Ewolucja świadomości.
Tego nie dokonuje się wiedzą. Wiedza jest kierunkowskazem. Wiedza pomaga rozwiązać pewne dylematy, znaleźć odpowiedzi na blokady czy pomaga zawrócić z utraconego kierunku.
Jednak niezbędny proces musi odbyć się na poziomie wyższym, niż mentalny.
Pisząc pierwszy komentarz już chodziło mi po głowie zeby i tak wykupić kurs , teraz widzę po tym co napisałeś że zrobię to napewno i biorę się dalej do roboty ze sobą , nauczyłem się przez ten czas słuchać ludzi bardziej niż wcześniej , nie możemy uważać że wszystko wiemy ja szczerze moge przyznać że u mnie jest dobrze ale jeszcze bardzo dużo pracy przedemną , wiem że nie bez przyczyny wszystkie okolicznosci mnie tutaj doprowadziły żebym usłyszał prawdę na swój temat i przyjął ją z pokorą , więc dziękuję Ci za komentarz i myślę że w ciągu krótkiego czasu dołączę do Was bo wiem że chce żyć właśnie w taki sposób jaki opisujesz . Dziękuję 😍
Pisząc pierwszy komentarz już chodziło mi po głowie zeby i tak wykupić kurs , teraz widzę po tym co napisałeś że zrobię to napewno
Bardzo mi miło!
i biorę się dalej do roboty ze sobą , nauczyłem się przez ten czas słuchać ludzi bardziej niż wcześniej , nie możemy uważać że wszystko wiemy
Nikt nie wie wszystkiego.
Nawet bardzo doświadczeni ludzie cały czas odkrywają coś nowego.
Tu jest wymagana szczerość, otwarta komunikacja, zaufanie. I bardzo pomaga doświadczenie.
ja szczerze moge przyznać że u mnie jest dobrze ale jeszcze bardzo dużo pracy przedemną ,
Przypominam – uzależnienie jest nieuleczalne.
Jest zaleczalne dobrym życiem jeden dzień na raz.
Pytanie czy to, że teraz jest dobrze wynika z rozwoju wewnętrznego czy sprzyjających warunków zewnętrznych?
wiem że nie bez przyczyny wszystkie okolicznosci mnie tutaj doprowadziły żebym usłyszał prawdę na swój temat i przyjął ją z pokorą ,
A ja dziękuję za pokorę, bo często jest tak, że człowiek niegotowy i niechętny, by usłyszeć prawdę reaguje nie wdzięcznością, a wściekłością.
więc dziękuję Ci za komentarz i myślę że w ciągu krótkiego czasu dołączę do Was bo wiem że chce żyć właśnie w taki sposób jaki opisujesz . Dziękuję 😍
Jestem do dyspozycji!
Witam.Moje uzależnienie jest tak poważne że po odstawieniu tego syfu czuje się jak alkoholik na odwyku.Mam dreszcze, napady lęku itp.Udaje się do lekarza po jakieś środki na uspokojenie bo ten ból wewnętrzny jest nie do zniesienia.dziękuje za film i pozdrawiam
Witam.
Witaj Piotrze!
Moje uzależnienie jest tak poważne że po odstawieniu tego syfu czuje się jak alkoholik na odwyku.Mam dreszcze, napady lęku itp.
Bo uzależnienie od pornografii jest tak poważne.
Niczym nie różni się od uzależnienia od alkoholu. Seksoholik to seksualny pijak.
Każde uzależnienie prowadzi do tego, co przeżywasz i może być ciągle coraz gorzej. I będzie, jeśli będziemy w tym tkwić.
Warto pojąć – człowiek uzależniony jest uzależniony na całe życie. Tego nie można wyleczyć, tylko zaleczać. Jeden dzień na raz. Dobrym, integralnym życiem.
Nie lekami. Żaden lek nie wyleczy Cię z tego jak żyjesz. Np. farmakologiczne odcięcie emocji wcale nie polepszy sytuacji na dłuższą metę.
To umożliwia/ułatwia wykonanie pewnych działań ale jeśli za tym nie będzie stał plan zdrowienia, no to te czynności dalej będą w obrębie choroby.
Problem człowieka zdrowego zaczyna się, gdy włącza porno lub wypija wódkę – gdy zaczyna to robić.
Problem człowieka uzależnionego zaczyna się, gdy PRZESTAJE to robić.
Np. uważasz, że lęk Cię “napada”. W takiej sytuacji zawsze wybierzesz porno.
A to trzęsienie się to reprezentacja wewnętrznego zmagania z lękiem – to wewnętrzna walka, by go przestać czuć, by go od siebie odepchnąć, odrzucić, zdławić, stłumić, pozbyć się.
Co oczywiście nie rozwiązuje problemu, tylko go pogłębia. A lęk trwa i będzie trwał. I będzie rósł.
Ta walka i nadzieje z nią związane są płonne. To nic nie da. Bo nic nie dało od lat.
Jeśli nie dysponujemy poprawnymi informacjami o emocjach i narzędziami, to po odstawieniu “narkotyku” czy naszej “flaszki” w formie pornografii, to skażemy się na właśnie zmaganie, a nawet cierpienie.
Mało osób zdaje sobie sprawę jak wiele emocji stłumili przez swoje życie. Ani czym emocje są i co z nimi robić.
Udaje się do lekarza po jakieś środki na uspokojenie bo ten ból wewnętrzny jest nie do zniesienia.dziękuje za film i pozdrawiam
Ból to nie cierpienie – zapamiętaj.
Aby cierpieć, trzeba opierać się bólowi, nie akceptować go, próbować się go pozbyć i zmagać się z nim.
Tym samym bólu też nie ma wpisanego w przeżywanie emocji. Boli nas, bo projektujemy emocje na świat, potępiamy je, demonizujemy. Uważamy, że dzieje się nam coś złego – bo czy nie dlatego “zapijaliśmy”?
Dlatego uważamy też, że to sytuacje są złe – np. bolesne czy stresujące. Tylko że nie są. To co czujemy bierze się z naszych postaw, nie ze świata.
Cierpisz. Bo nie akceptujesz realiów wewnętrznych – m.in. lęku. A pod nim zapewne są wstyd i wina.
Dreszcze mogą być reakcją ciała na bardzo dużo ilości stłumionego strachu.
Gdy ja dopuszczam do siebie większy ładunek lęku, często robi mi się zimno.
I choć “morsuję na sucho” i mogę w t-shircie godzinę spacerować przy -15C i zupełnie jest mi ciepło, to w przypadku lęku trzęsę się z zimna tak, że nieraz wkładam bluzę i jeszcze grzeję sobie stopy w misce z gorącą wodą.
Ale też wykonuję tzw. uwalnianie. Dlatego to mija samoistnie.
Środki “na uspokojenie” nie dadzą Ci spokoju.
Bo też tylko odetną świadomość lęku.
Spokoju nie ma w żadnym środku farmakologicznym, niezależnie jak się go nazwie, nie ma w żadnej sytuacji. Tak jak i niepokoju.
To wszystko WEWNĘTRZNE.
I wbrew pozorom lęk będzie rósł – bo tym razem zaczniesz się bać momentu, gdy te “leki” przestaną działać.
A każdy lek to tak naprawdę trucizna, tylko odpowiednio dawkowana. Więc im dłużej będziesz brał taki specyfik, tym będą narastać konsekwencje jego zażywania.
Które nie są pozytywne.
Plus oczywiście to, czego nie rozwiąże – bo to “uspokojenie” nie usunie lęku. Nie usunie przyczyn niepokojów.
Tak jak oglądanie porno nigdy go nie usunęło.
Nie rozwiązało to żadnego problemu. A jest coraz gorzej. Niewielkie obawy rozrosły się już do stanów przypominających delirium.
Co też ukazuje, że problemu nie ma poza nami.
Intencją podejmowanych działań zapewne też nigdy nie było rozwiązanie problemów, tylko zapominanie o nich, odkładanie, unikanie, itd.
Tak więc to było uciekanie od konsekwencji naszych postaw – właśnie m.in. od lęku.
Ale nie zajęcie się realnymi sytuacjami, w tym korekta tego jak do nich podchodzimy, jak je widzimy i jakie działania pozwalamy sobie podjąć oraz jaka motywacja, jaki cel za nimi stoi.
Dlatego jeśli tylko staramy się uciec od lęku, a nie rozwiązać sytuacji, zmierzyć się z nią, to sytuacja pozostanie, a w nas lęk będzie rósł. Więc i sytuacja będzie w naszych oczach stawała się coraz bardziej beznadziejna i przerastająca nas.
O tym wszystkim jest w Programie WoP. Sam przez to przechodziłem i mogę w tym procesie, jak i wielu innych, służyć solidną pomocą i wsparciem.
Witam . Chcialem podziękować Ci za treści które się tu znajdują , szczerze mówiąc nigdy nie miałem większego problemu z pornografia , raczej był to kiedyś hazard który bardzo mocno mnie wciągnął ale wyszłam z tego lecz minęło jakieś 11 lat zanim przestałem , podejrzewał ze była to raczej przeprawa niż lekkie wychodzenie z nałogu. Mając te informacje pewnie było by dużo lepiej , wracając do pornografii oglądałem jej bardzo mało jakiś jeden filmik wieczorem lecz trwało to podejrzewam kilkanaście lat leczę po jakimś czasie przbywania tutaj u Ciebie na stronie i przeczytaniu różnych komentarzy i wpisów szczególnie o emocjach z dnia na dzień przestałem z pornografia , już mija chyba 2 albo 3 miesiac bez , najlepsze z tego po różnych wpisach nauczyłem się czym są emocje i jak z nimi sobie radzić , nie wspominałem wcześniej że miałem kilka miesięcy temu coraz częstsze “ataki paniki ” i możliwe dzięki temu trafiłem na Ciebie poniewaz czułem że coś jest nie tak i zacząłem szukać dlaczego tak jest ( szkoda ze nigdzie nie uczą nas już od małego co to są emocje i jak z nimi postępować ) samo czytanie tego co tu jest w komentarzach czy wpisach jezeli ktos chce jest wiedzą z którą nigdy dotąd nie miałem styczności a poznanie samego siebie jest droga do lepszego życia , piszę to wszystko i dziele się z Toba i Wami zeby podziękować za to czego się tu nauczyłem nawet nie wykupując kursu , medytuje poznaje siebie , odpuszczam emocje , doznaje oczyszczenia i spokoju którego życzę każdemu z osobna bo jest to piękne w jaki łatwy sposób ( oczywiscie dla tych którzy tego pragną i chcą odnaleźć spokój ) można tego doświadczyć i utrzymać
Pozdrawiam wszystkich 😍
Witam .
Cześć Tomku!
Dzięki za komentarz!
Odniosę się sporawo do tego, bo moje “czułki” wyłapują alarmujące przekazy.
Chcialem podziękować Ci za treści które się tu znajdują , szczerze mówiąc nigdy nie miałem większego problemu z pornografia , raczej był to kiedyś hazard który bardzo mocno mnie wciągnął
To bardzo błędne pojmowanie.
Nikt nie ma problemu z pornografią. Właśnie o to chodzi.
Problemy pojawiają się, gdy przestajemy ją oglądać.
Tym się różni człowiek uzależniony od człowieka zdrowego.
U człowieka zdrowego problem się pojawia, gdy zaczyna oglądać on pornografię.
U uzależnionego problem pojawia się, gdy pornografię oglądać przestaje. A raczej gdy próbuje, bo zazwyczaj jest w stanie wytrzymać bez porno bardzo krótko.
Nikogo nie wciągnął nawet dosłowny hazard. To my tego chcemy. A pod tym stoją prawdziwe przyczyny. Oddawanie się hazardowi, tak jak pornografii to “tylko” objaw. Jak kaszel w przypadku grypy.
Nie wciągnął Cię “hazard”, tylko wybierałeś to, bo miałeś z tego nieuświadomione korzyści.
I nadal je masz. Dlatego twierdzisz, że coś, co robiłeś przez 11 lat nie było problemem.
A potem mówisz, że to “wychodzenie” to była “przeprawa”. Czyli wcale nie było to takie łatwe. I nadal praca nie została wykonana.
Sam mówisz – wybierałeś to, bo BARDZO MOCNO tego chciałeś. Ale jeszcze nie wiesz czego.
Uzależniony nie ma problemu z porno, bo dla niego porno to rozwiązanie, nie problem.
Problem być może zaczyna dostrzegać, gdy próbuje przestać i zająć się innymi problemami w swoim życiu.
Używasz słowa “hazard” – bo być może uważałeś, że oglądałeś ją dla np. “dreszczyku emocji”. Ale to nie jest prawda.
Szczególnie staje się to widoczne, gdy zaczynamy sobie uświadamiać przyczyny. A jasne – gdy uświadomimy sobie korzyści, na które liczyliśmy.
ale wyszłam z tego lecz minęło jakieś 11 lat zanim przestałem ,
Z niczego nie można wyjść.
Uzależnienie to choroba nieuleczalna, lecz zaleczalna.
W moim przypadku miałem okres, w którym dzięki sprzyjającym warunkom – układało się w relacji i w pracy, generalnie w życiu – nie uruchamiałem się ponad rok.
A potem ta iluzja runęła, że “jest dobrze”. I rozpędziło się to mocno.
podejrzewał ze była to raczej przeprawa niż lekkie wychodzenie z nałogu.
Podejrzewasz?
Ponadto – nie można “wyjść z nałogu”, bo nie ma nałogu.
Uzależnienie to my – to jakim człowiekiem jesteśmy. Nie możesz “wyjść z” tego jaki jesteś.
Możesz uświadomić sobie jak żyjesz, jakie decyzje podejmujesz i dlaczego takie i tu dopiero zacząć dokonywać korekt.
I być może jedną z najważniejszych będzie uświadomienie sobie własnej bezsilności.
Zauważ, że mówisz, że porno nie było problemem, a teraz mówisz, że “wychodzenie z tego” to była przeprawa.
Jakie są fakty?
I na jakiej podstawie twierdzisz, że “wyszedłeś z tego”? Bo nie oglądasz 2-3 miesiące?
Już w 1 Module WoP ostrzegam, że czas nie ma żadnego znaczenia.
Czas abstynencji ma być naturalnym rezultatem pracy wewnętrznej.
Tym samym znaczenie ma wykonana realna praca, a nie ten czas.
Mając te informacje pewnie było by dużo lepiej , wracając do pornografii oglądałem jej bardzo mało jakiś jeden filmik wieczorem lecz trwało to podejrzewam kilkanaście lat leczę po jakimś czasie przbywania tutaj u Ciebie na stronie i przeczytaniu różnych komentarzy i wpisów szczególnie o emocjach z dnia na dzień przestałem z pornografia ,
To nie jest możliwe, by “przestać z dnia na dzień”.
Choć oczywiście każdy, kto wyzdrowiał pewnego dnia obejrzał to ostatni raz.
Co to oznacza “wyzdrowiał z nieuleczalnej choroby”?
A co innego rozwinęło się w tym czasie, gdy “rzuciłeś” porno?
Te same korzyści starasz się osiągnąć w inny sposób. Który też zawiedzie ale być może też będziesz potrzebował około 10 lat, by sobie to uświadomić i ileś lat, by to przyznać.
M.in. dlatego prowadzę ten serwis, by zaoszczędzić takich właśnie lekcji.
już mija chyba 2 albo 3 miesiac bez ,
To nie ma żadnego znaczenia. Pamiętaj.
Ja nie oglądałem ponad rok, a potem wszystko się ponownie koszmarnie rozpędziło.
2-3 miesiące to naprawdę króciutko. Czas nie gra roli. Ważne jest tylko to, jak żyjemy.
Cóż się zmieniło w tym czasie? Mierzysz się z emocjami, uwalniasz je. To dobrze. To jest ważne i tu super postęp.
Ale co to są emocje?
Większość gdy poczyta sobie odpowiednich informacji jest w pewnym podwyższonym stanie ekscytacji.
Czasem trwa on tydzień, czasem miesiąc, czasem kilka miesięcy.
A potem mija.
Potem znowu się pojawia i znowu mija. Dlatego nie ma znaczenia.
najlepsze z tego po różnych wpisach nauczyłem się czym są emocje i jak z nimi sobie radzić ,
Czym są emocje i jak sobie z nimi radzisz?
I z czego emocje wynikają?
nie wspominałem wcześniej że miałem kilka miesięcy temu coraz częstsze “ataki paniki ” i możliwe dzięki temu trafiłem na Ciebie poniewaz czułem że coś jest nie tak
Nie można czuć “że” cokolwiek.
Dlatego pytam – czym są emocje? Bo widzę, że tego jednak nie pojmujesz. I zapewne tylko pamiętasz jakieś twierdzenia, które napisałem, a jednak nadal wszystko opierasz o emocje.
To co widzimy to to, że swoje percepcje, analizy i decyzje opierasz o emocje.
11 lat nie “czułeś, że” coś jest nie tak. A teraz nagle przyszło jakieś nowe uczucie?
Tylko że uczucia to nie są informacje o świecie, ani rzeczywistości.
Tylko dlatego, że używamy takiego samego słowa – “czuć” w odniesieniu do zapachów i emocji, NIE oznacza, że to jest to samo.
Choćby dlatego, że źródło zapachu jest zewnętrzne. Np. zapach danego kwiatu każdy czuje taki sam.
A źródło emocji jest wewnętrzne. Wobec tej samej sytuacji dziesięć osób może czuć zupełnie co innego – od wstydu, winy, paniki czy gniewu po doświadczanie spokoju, akceptacji czy odwagi.
Zapach szarlotki informuje, że prawdopodobnie gdzieś na zewnątrz jest szarlotka.
Gniew czy lęk nie informują o niczym w świecie.
Emocja to konsekwencja naszej percepcji, nastawienia, naszych postaw wobec czegoś jak i już stłumiona energia, czyli coś, co zupełnie nie ma odniesienia do niczego w chwili obecnej.
Tym samym nie można czuć “że” cokolwiek, tylko odczuwamy konsekwencje tego jacy wybieramy BYĆ wobec czegoś w świecie.
Jak coś rzekomo poczujesz, to jest tak jak to poczułeś? No właśnie nie.
Dlatego przez tyle lat nie poczułeś “że” masz problem. Wielu nigdy nie zmieni percepcji, bo właśnie m.in. używają porno, by wszelkie niekomfortowe uczucia odcinać.
Przede wszystkim mylisz myśli z emocjami.
“Atak paniki” to myśl. Emocje nie mają zdolności atakowania, naprzykrzania się. Myśli też nie.
Tak jak wiatr nikogo nie atakuje.
To my gramy ofiarę emocji i myśli, bo mamy z tego masę korzyści.
Tak samo – lęk nie może sparaliżować. To my uznajemy, że lęk pochodzi z czegoś w świecie – czegoś nieuchronnego i potencjalnie nawet zabójczego i reagujemy jak zwierzę – liczymy, że tym paraliżem – bezruchem – chronimy się przed jakimś zewnętrznym drapieżnikiem.
A że się opieramy, to oczywiście lęk nie mija, tylko trwa, a nawet rośnie.
A że nie jesteśmy świadomi swojego wnętrza, ani tym bardziej postępowania, to nagłe ujawnienie się czy poczucie lęku od razu odbieramy z poziomu ofiary – że to lęk nas zaatakował.
i zacząłem szukać dlaczego tak jest ( szkoda ze nigdzie nie uczą nas już od małego co to są emocje i jak z nimi postępować )
Nie z emocjami jest problem.
Emocje to tylko jedna gałąź całego problemu uzależnienia.
Ważna, bo jednak emocje to energetyczna, nieuchronna forma konsekwencji naszych pozycji wobec świata.
I dla wielu bardzo, bardzo trudna. Dlatego może wydawać się wręcz najważniejsza w zdrowieniu.
I przez jakiś czas faktycznie może być kluczowa.
Jednak uzależnienie to nie są tylko emocje.
Uzależnienie to opieranie swojego życia o emocje. A gdy uświadomisz sobie czym są emocje, zobaczysz na czym tak naprawdę opierasz swoje życie.
To to jakim człowiekiem jesteśmy.
Emocje pochodzą właśnie z tego. Reprezentują to.
Np. można bać się lęku. Możemy się obwiniać, że obwiniliśmy siebie lub kogoś innego.
Możemy się zdenerwować na siebie, bo się znowu zdenerwowaliśmy.
Itd.
Emocje to konsekwencje. Ale w formie energii. Dlatego ich chcemy, bo nie znamy innego źródła zasilania, a jednocześnie się im opieramy, gramy ofiarę (ataki paniki), nie chcemy ich, tłumimy, itd.
samo czytanie tego co tu jest w komentarzach czy wpisach jezeli ktos chce jest wiedzą z którą nigdy dotąd nie miałem styczności a poznanie samego siebie jest droga do lepszego życia ,
Ok, tylko czy na pewno poznajesz samego siebie?
Czy to co poznajesz to Ty?
Emocje to Ty?
Dwa – czego nie poznajesz? Co w sobie potępiasz, co ukrywasz?
To są bardzo ważne pytania, które nie mogą być ignorowane, ani bagatelizowane.
piszę to wszystko i dziele się z Toba i Wami zeby podziękować za to czego się tu nauczyłem nawet nie wykupując kursu ,
Dziękuję, że się tym dzielisz!
Jednak i tu można zadać sobie pytanie – skoro tyle się nauczyłeś, to dlaczego nie chcesz kupić kursu?
11 lat uzależnienia i pomimo częstych ostrzeżeń, wolisz i tak oczarować się chwilową ekscytacją, że przez 2 miesiące jest Ci lepiej.
Dzielę się wieloma odkryciami na drodze zdrowienia. I nie tylko doświadczonymi przeze mnie ale też innych zdrowiejących, moich klientów, innych ludzi, z którymi rozmawiam.
Na tej drodze jest ogrom pułapek i błędów. Wynikających z niezrozumienia realiów samego uzależnienia, życia i procesu zdrowienia.
A to dlatego, bo czytaniem nie można ewoluować. Np. odkleić się od myśli, z których każda, bez wyjątku, kłamie.
Dlatego powtórzę – nie można z tej choroby “wyjść”. Nie można jej “rzucić”. Można za to ewoluować i praktykować to w swojej codzienności, jeden dzień na raz.
Jeśli np. żyjemy w zagiętej na sobie izolacji, to kontynuując takie życie nie możemy liczyć na jakąkolwiek poprawę. Niezależnie ile wiedzy skonsumujemy i jakie narzędzia sobie wypróbujemy.
Z tego powodu pytałem – co innego pojawiło się zamiast porno?
Szybko okaże się, że wiedza to za mało. Nawet najwłaściwsza.
Bo nie brak wiedzy jest przyczyną uzależnienia, a wiedza nie jest rozwiązaniem.
Tak jak ser nie jest rozwiązaniem kanapki. To element kanapki. Sam ser to nie kanapka.
Ser obok kromki chleba to też nie jest kanapka. Dopiero połączone razem dadzą nam coś, co można nazwać kanapką.
Jednak uzależnienie wymaga od nas dużo, dużo więcej, niż tylko wdrożenia ze 2-3 narzędzi.
To jest dla wielu tak trudna praca, że muszą wielokrotnie przekroczyć osiągnięte dno i upadać coraz niżej, by byli w stanie się na to zdecydować.
A po drodze ile jest ściemniania, nieszczerości, ukrywania, przekłamywania, niedopowiadania, itd…
medytuje poznaje siebie , odpuszczam emocje , doznaje oczyszczenia i spokoju którego życzę każdemu z osobna bo jest to piękne w jaki łatwy sposób ( oczywiscie dla tych którzy tego pragną i chcą odnaleźć spokój ) można tego doświadczyć i utrzymać
To wszystko to tylko pojedyncze aspekty całego procesu zdrowienia.
Alarmujące jest to, co powiedziałeś na samym początku – że to było 11 lat, że “wyjście z tego” to była przeprawa. I że to było jak hazard, który Cię wciągnął.
Rozwiązanie jest proste, a wręcz oczywiste ale często doświadczamy, że zastosowanie właśnie najprostszego rozwiązania okazuje się bardzo trudne.
Bo jest w nas pewien mechanizm, który uczył się przeżycia przez miliony lat. I on nie chce rozwiązania.
On uważa, że jest rozwiązaniem.
I bez mrugnięcia okiem wykorzysta właśnie takie uniesienia chwilowymi pozytywnościami, by potem próbować przytłoczyć nas winą, żalem, wstydem, gniewem, rozpaczą po “utracie” tego.
Poznanie jak działa ego nie oznacza, że przestanie tak działać. Nadal będzie.
Tak jak człowiek uzależniony pozostaje uzależniony do końca życia. Tego nie można uzdrowić.
Można ewoluować w świadomości.
Pamiętaj – pokój też minie. Bo jesteśmy ludźmi. Ego bardzo chętnie “zapomni” o tym fakcie.
Niezliczoną ilość razy czytałem potem rozpaczania “Dlaczego to straciłem!? Przecież wszystko robiłem dobrze!”
Bo jesteśmy człowiekiem uzależnionym.
Co oznacza, że “poznawanie siebie” może być strategią uzależnienia.
Często tak naprawdę oczarowujemy się naszymi obecnymi wyborami, które podejmujemy krótko ale omijamy przy tym całą prawdę – to jak żyliśmy i jacy byliśmy przez całe życie.
Bo nadal tacy jesteśmy.
Pamiętaj, że uzależniony doświadcza pokoju, BO wie, że obejrzy pornografię. Żyje w odwróconym spektrum.
Nie możesz poznać siebie jeśli jeszcze nie żyłeś w sposób integralny. Najpierw zaczynasz tak żyć, a to poznanie jest naturalnym efektem tych wyborów i ciągłego uczciwego obrachunku i ew. korekt tego, co jeszcze nieintegralne.
To wszystko musi wyjść, musi zostać ujawnione w obrachunku.
To jaki “jesteś” to decyzje. To utożsamienia.
Możesz to poznać – uświadomić sobie. Ale co dalej?
Obserwacja siebie to jedno. Np. obserwacja, że znowu jesteśmy przyklejeni do myśli. Co wtedy?
Albo obserwacja, że znowu się emocjonujemy – np. boimy. Co wtedy?
Ale poznać siebie nie możemy. Bo z każdym poddaniem to co uważaliśmy za siebie ulega zmianie.
Ponadto – to jacy jesteśmy może być nawet diametralnie inne wobec różnych okoliczności czy osób.
Dla jednych jesteśmy akceptujący, a dla innych nawet nikczemni.
A skoro tak, to czy jest tu coś, co możemy nazwać sobą?
Pozdrawiam wszystkich 😍
Również pozdrawiam!
Ale też ostrzegam – poczytanie sobie iluś artykułów i komentarzy to nie jest znalezienie rozwiązania.
Nie neguję tego, że może faktycznie jest jak mówisz i wszystko jest na dobrej drodze.
Ale doświadczenie mi pokazało, że zazwyczaj tak nie jest.
Wszyscy ciągle oczarowujemy się tym, co czujemy. A to co czujemy nie przekłada się na fakty. Praktycznie nigdy.
To może trwać ileś czasu, jest ekscytacja, radość – bo mierzysz się z tymi najwyższymi warstwami emocji, które są najmniejszym problemem.
No i jak zwykle – ekscytacja jest przyjemna, podnosi na duchu, itd. Ale jej cechą jest też to, że ona minie. Dla wielu niezmiennie jest to zaskakujące.
Uzależnienie szybko pokaże Ci swoją twarz, gdy minie ten “miesiąc miodowy”.
-Nastu lat uzależnienia nie załatwisz w taki sposób.
Raz, że emocje to nie tylko aspekt stłumiony i tłumiony.
To jedne z konsekwencji tego jakim człowiekiem jesteśmy, jak np. podchodzimy do siebie, innych, życia.
Uzależnienie to to jakim człowiekiem jesteśmy i jak żyjemy.
Jak żyjesz poza medytacją i odpuszczaniem emocji?
Wielu właśnie za żadne skarby nie chce spojrzeć na to odważnie, bez tłumienia, bez tego całego jazgotu, który to wszystko zniekształca – np. wyolbrzymia, umniejsza, projektuje, itd.
Chcą tylko robić coś ale nie chcą obserwować tego jak żyją, jakie mają życie – jakie ono jest NAPRAWDĘ. A to jest najczęściej bardzo nieprzyjemne uświadomienie. Ale niezbędne.
To jakim człowiekiem jesteśmy zazwyczaj ukazuje nam to, gdy wyjdziemy z domu (o ile wyjdziemy) do ludzi.
Ostrzegam, bo praktycznie każdy wpada w tą pułapkę – chwilowe uniesienie, ekscytacja, trochę radości – i wielkie podziękowania.
A potem BUM.
A że zanim do niego doszło była ta cała radość i wdzięczność, to jak tu przyznać, że jednak nastąpił bolesny upadek? Pojawi się wstyd, wina, lęk, żal i niechęć, by to wyznać.
Wielokrotnie czytałem maile od klientów, którzy właśnie chwilowo utrzymywali trzeźwość, byli tym zachwyceni, a potem przynajmniej półroczna cisza. I mail, do którego “zbierali się” od kilku nawet miesięcy – bo tyle było wstydu.
Gdyż za tą radością stała też duma – najtrudniejsza do dostrzeżenia u uzależnionych.
Bo uzależniony, jak ryba w akwarium – “pływa” w dumie.
Program WoP został skontruowany na zasadzie synergii. Pojedyncze narzędzia za wiele nie wskórają. Potrzebne jest połączenie ich w systemie.
A takie próby “sklecenia” sobie rozwiązania nic nie dadzą.
No i sam fakt, że ktoś nie chce iść systemem, tylko po swojemu jest jednym z sygnałów o dumie. To samo jest z 12 krokami, z terapiami, innymi systemami rozwoju duchowego.
Ego sobie z tego bimba.
Jednym ze środków, które ludzie wykorzystują, by wykroczyć z dumy do odwagi – czyli przekroczyć granicę nieintegralnoóści i wejść w integralność, jest np. trening US Marines.
Jest to solidna musztra.
Każdy program duchowy również. WoP też.
Gdy idzie bezboleśnie to też zawsze sygnał alarmowy, że coś bardzo nie gra.
Jeśli zwierz się nie buntuje, to nie ma postępów.
A potem mówimy sobie np. “skoro to nie zadziałało, to system na pewno też nie”. Ale właśnie nie zadziałało, bo brakuje systemu. A system uwzględnia korekty po rozczarowaniach i upadkach. Ostrzega o nich, opowiada o nich.
Tego nie można wiedzieć. Tego się i tak doświadczy. Często z niemałym zdziwieniem – że wiedzieliśmy o tym, pamiętaliśmy, a mimo to i tak weszliśmy w te pułapki.
Jeden klient napisał mi kiedyś, że w momencie popełniania błędu doskonale o nim pamiętał, pamiętał moje ostrzeżenia “ale i tak to zrobiłem, bo chciałem doświadczyć jak to jest”.
Nie widział, że to była racjonalizacja i usprawiedliwienie.
To było kłamstwo. Ale też niedostrzegalne.
Pamiętaj, że nic Cię nie ciągnęło do porno. To nie porno ciągnęło Cię do siebie.
To Ty go chciałeś i nadal chcesz. Tylko okoliczności są korzystne. A one się prędzej czy później zmienią.
Rozumiem, że nie musisz być beznadziejnym przypadkiem, ani być może uzależnienie nie rozwinęło się już bardzo mocno – np. spotykasz się ze znajomymi, masz przyjaciół, ludzi, wobec których pozwalasz sobie na szczerość, nie grasz ofiary całego świata i każdej sytuacji, itd.
Ale jednak mówisz o 11 latach korzystania z porno. Wiele w tym czasie mogło urosnąć z tego “grzyba”, dla którego nieświadomość i każda negatywność jest jak nawóz i wilgoć.
A jeśli nadal wszystko opierasz o emocje – “czuję, że” – to jak sądzisz, co się stanie, gdy ujawnią się emocje bardzo nieprzyjemne i w dużej ilości i/lub do tego jeszcze pojawi się jakiś większy problem w życiu?
Co wtedy “poczujesz, że”?
Czy naprawdę poznajesz siebie? Czy raczej myśli i uczucia?
A nimi nie jesteś.
Obserwacja siebie to nie jest poznawanie siebie. Właśnie “poznawanie siebie” to takie życie, którym jeszcze nie żyliśmy. Integralne, uczciwe, otwarte, nieegoistyczne.
Czyli rezygnujemy z tej CAŁEJ pożywki ego.
Skoro mówisz, że to porno, niczym hazard, Cię wciągnęło – czyli zupełnie oddałeś odpowiedzialność – to czy na pewno poznajesz siebie?
Nie wciąga nas porno, ani “hazard”, tylko KORZYŚCI jakie z tego mamy. To MY ich chcemy, a nie one nas.
Gorąca, pachnąca pizza nie ma nic wspólnego z Twoim głodem. Ona Cię do niczego nie namawia. Nie ciągnie. Ona nic Ci nie robi.
Podobnie ze słodyczami, porno czy alkoholem. To wszystko problem wewnętrzny.
Nikt sam, bez pomocy sobie nie poradzi.
Bo nie w braku wiedzy był problem. Brak właściwych informacji to tylko jeden element całego problemu.
Teoretyk w duchowości przegra, bo jesteś na poziomie, w którym nie dostrzegasz jeszcze swojego sklejenia się z myślami.
Fakty to jedno – np. rozwalone, zaniedbane życie. A to co w związku z tym czujemy ma znaczenie drugorzędne. Jeden się będzie użalał, drugi potępiał, trzeci to wyprze, itd.
A mentalizacja wykorzystuje każdą informację w sposób chroniący samą siebie.
Więc mądrości duchowych używać będzie np. do użalania się nad sobą – “tyle już wiem, tyle czasu na to poświęciłem, dlaczego nadal popełniam te same błędy?!”
Bo duchowy rozwój to poważna praca, której zwierzęcość nie chce za żadne skarby. Pozostawić egoizm i otworzyć się na innych? Straszne!
Opuścić “swoją głowę” – nasz ukochany entertainment i zainteresować się innymi bezwarunkowo? Żarty jakieś!
Mówić prawdę? Koszmar!
:)
To jest taki problem, że ludzie przekraczają kolejne granice jak nisko są w stanie upaść, by się w końcu opanować i poprosić o pomoc oraz realnie z niej skorzystać.
Bo jak nie chcemy, to nikt nam nie pomoże. To nie szkoła podstawowa, w której rodzice odrobią za nas nasze lekcje.
Na drodze duchowej tylko my możemy je odrobić. A jak nie odrobimy, to się powtórzą. Czasem się też powtórzą nawet, gdy je odrobiliśmy.
Do drogi duchowej nikogo nie można zmusić. Nie można nikogo ciągnąć, ani nieść.
To musi być decyzja radykalnej zmiany – ewolucji.
To nie jest decyzja na miesiąc, dwa czy rok. To decyzja na resztę życia.
Testem w takiej sytuacji jest – skoro tak super już nam wychodzi i chcemy dla siebie jak najlepiej, to pora iść do wspólnoty 12 kroków i oddać się temu całym sercem.
Jeśli wydarzy się to, przed czym przestrzegam, to wiesz gdzie mnie szukać.
Pamiętaj – ja pracuję z ludźmi od lat. Sam miałem ten problem. Dobrze go rozumiem. Tylko dlatego, że ktoś go ma od 10-20-30 lat czy dłużej, NIE oznacza, że go rozumie.
Wręcz przeciwnie. Nie rozumie go zupełnie.
I ciągle słyszę od uzależnionych, że byli na terapiach rok, dwa, nawet 5 lat. I pomogły tylko w jakimś stopniu ale uzależnienia nie rozwiązały. Bo to cząstkowe rozwiązania.
A skoro praca z opłacanymi, wykształconymi specjalistami nie rozwiązuje problemu, to chcesz powiedzieć, że wyzdrowiałeś, bo poczytałeś artykuły i komentarze?
Jak mówiłem – sam fakt, że ktoś twierdzi, że “wyszedł z tego” pokazuje, że totalnie nie rozumie problemu.
To choroba nieuleczalna.
Dr Hawkins pisał – “gdy dojdzie do programowania komórek w mózgu, nie można już tego zmienić, ani odwrócić”.
Moje doświadczenie to potwierdza. Każdego zdrowiejącego uzależnionego też. To nie jest coś, co można wykonać raz i zapomnieć.
To jest jak z prowadzeniem samochodu. Gdy przestaniesz go prowadzić, podporządkowywać się do przepisów i warunków drogowych, dojdzie do wypadku.
Oczywiście, że można puścić kierownicę i do wypadku nie dojdzie od razu. Ale czy ten okres “swobody” i płynąca z niego ekscytacja jest dowodem, że czynimy dobrze?
Jak mówię – jeśli te ostrzeżenia nie dotyczą Ciebie – wszystkiego dobrego!
Ale może dotyczyć będą kogoś innego, kto przeczyta ten komentarz.
Witam . W moim życiu jest dokładnie tak jak mówisz na filmiku , jestem świadomy tego że jestem uzależniony ale zupełnie sobie z tym nie radzę… chciałbym z tym skończyć ale to jest silniejsze ode mnie :( . Mam nadzieję że uda Ci się mi jakoś pomóc. Pozdrawiam
Witam .
Heja!
W moim życiu jest dokładnie tak jak mówisz na filmiku , jestem świadomy tego że jestem uzależniony ale zupełnie sobie z tym nie radzę…
Ok, jesteś świadomy, że masz problem z pornografią.
Ale właśnie dlatego sobie “z tym nie radzisz”, bo jeszcze nie rozumiesz co to jest uzależnienie.
Uzależnienie to niska jakość życia – być może nawet w większość obszarów to jakość życia nieintegralna, a więc wiodąca do destrukcji.
Jednak postrzegana w Twoich oczach jako dobra, może nawet niezbędna – bo coś widzisz jako jeszcze gorszego od porno.
To trochę jakbyś miał rozwaloną prawą pięść i żeby nie cierpieć z bólu, walił lewą pięścią w ścianę, by “zagłuszyć” ból prawej pięści.
Nie rozwiązuje to problemu, a dokłada kolejne.
Ale oczywiście na moment przestajesz czuć ból pierwotny.
A co jeśli uważasz do tego, że ten ból powodujesz sobie nie sam, tylko powoduje go ściana? I to jeszcze ściana zmusza Cię, byś w nią uderzał?
TO jest uzależnienie.
chciałbym z tym skończyć ale to jest silniejsze ode mnie :( .
Zauważ – chcesz skończyć z czymś, co w Twoich oczach wobec pewnych tematów i problemów w Twoim życiu jest np. jedyną możliwością ucieczki, zapomnienia, ulgi, etc.
Nie dziwne, że wydaje Ci się, że “to jest silniejsze od Ciebie”.
To nie jest silniejsze od Ciebie, bo to Twoje wybory.
Ty ich dokonujesz. I nie chcesz dokonać innych.
Żadna ilość zmagania nic tu nie da.
Są tu też oczywiście aspekty, z którymi żadna ilość siły nie poradzi. I te aspekty zawsze będą “silniejsze od Ciebie”.
A wiesz jakie to są aspekty? Ty sam.
Np. Twoje cechy, wady, słabości. To zawsze będzie silniejsze od Ciebie, bo to jest Twój dotychczasowy potencjał.
Można zrobić eksperyment i spróbować poradzić sobie siłą z jakąś swoją wadą. Niewielką. Zobaczysz jaką siła ma skuteczność.
Zobaczysz, że nawet niewielkie wady są silniejsze od Ciebie.
Po drugie – to silniejsze, bo uzależnienie to tak poważny problem.
A czego próbowałeś, by z tym skończyć?
Mam nadzieję że uda Ci się mi jakoś pomóc. Pozdrawiam
Moją pomocą jest prawda, prowadzenie w formie wiedzy, narzędzi i doświadczenia.
Ale nic nie mogę zrobić za Ciebie.
Nie mogę być szczerym za Ciebie, uczciwym za Ciebie, świadomym za Ciebie, integralnym za Ciebie.
Nie mogę dokonać za Ciebie nawet jednej decyzji, nie mogę przeżyć nawet jednej sekundy Twojego życia za Ciebie. Bo Ty je żyjesz.
Ty podejmujesz decyzje.
Nic nie mogę poddać za Ciebie, odpuścić, zrozumieć, pojąć. Nie mogę się za Ciebie rozwinąć. Nie mogę za Ciebie wyciągnąć wniosków.
Nic nie mogę przestać potępiać za Ciebie, nic nie mogę wybaczyć za Ciebie.
Nie mogę za Ciebie nie ulec pokusom, słabościom, negatywnościom.
Nie mogę nic za Ciebie przyznać, wyjąć na światło dzienne, by dostrzec tego esencję skrywaną za pozorami.
Nie mogę za Ciebie podjąć nawet jednego aktu odwagi.
Nie mogę za Ciebie przeżyć żalu.
Nie mogę za Ciebie dostrzec, że nie kontrolujesz swojego życia.
Nie mogę za Ciebie być świadomym tego jak rozumiesz etykietki, których używasz – jak np. uzależnienie.
Nie wiem czym wg Ciebie jest to “to”, z którym próbujesz skończyć ale sobie nie radzisz.
Dlatego raz jeszcze – uzależnienie to to jak żyjesz.
Z tym sobie nie radzisz – z tym jak żyjesz.
Ale jeszcze tego nie widzisz.
W WoP są wszystkie niezbędne informacje i narzędzia, by zacząć stawać się świadomym problemu i rozumieć co stanowi jego rozwiązanie.
Ale to nie wiedza go rozwiąże.
Zapraszam do WoP. Na pewno nie będę Cię przekonywał do tego, bo jednym z fundamentalnych kroków zdrowia jest podjęcie tej decyzji samodzielnie.
Dzięki Ci Piotrze za te cenne informacje.Czas już zmienić pewne nawyki.Pozdrawiam.
Hej Arkariuszu!
Dzięki za komentarz!
Mam kilka pytań:
– Dlaczego uznałeś, że teraz jest ten czas? Dlaczego wcześniej tego czasu nie było?
– Jakie nawyki chcesz zmienić? Oraz na jakie? Co to jest nawyk oraz jak się je zmienia?
Bo wielu zachłystuje się wręcz etykietkami – np. nawyku. I mówią np. “muszę odkryć nawyki”. Ale nawyk to nasze działania – coś, co wybieramy sami, bo przynajmniej w pewnych okolicznościach uznajemy to za dobry wybór. I to nie raz czy dwa. Ale nawet setki i tysiące razy w trakcie całego życia.
Właśnie dlatego pytam – czy to jest kwestia “czasu”, że przynajmniej w teorii podjąłeś decyzję o zmianie/zmianach? Czy raczej wydarzyło się coś innego? Np. konsekwencje zabolały i na podstawie bólu postanowiłeś działać? Ale jeśli ból jest jedyną podstawą tej “motywacji” – jedynym jej paliwem, to wiesz co się stanie, gdy ten ból minie – a minie? Cała ta motywacja wyparuje.
Co więcej – “wrócisz do” tych nawyków, bo je w jakichś okolicznościach uznawałeś masę razy za dobry, słuszny, a może nawet niezbędny wybór. Możliwe, że jedną z takich okoliczności jest rozczarowanie albo “poczucie beznadziei” czy utrata wiary/nadziei – co może nastąpić, gdy motywacja zniknie.
Z tego też powodu pytam o to co zamierzasz zrobić – jakie nawyki zmienić i na jakie – bo jeśli obierzesz kierunek niepoprawny lub niemożliwy do zrealizowania, no to miniesz się ze zdrowiem.
Jaka jest rola zmiany nawyków w zdrowieniu z uzależnienia?
Witam cię Piotrze ! :)
Świetny materiał i pomocny w uświadomieniu problemu dla uzależnionych osób od porno. Mam pytanie…
Czy wszystkie zmiany fizyczne w mózgu się odwrócą po zaprzestaniu pornografii ?
Witam cię Piotrze ! :)
Hej Damianie!
Przepraszam za późną odpowiedź!
Padł mi system (zaczęły pojawiać się bluescreeny) i sporo czasu ogarniałem, by uniknąć pełnego formatu dysku.
Niestety był niezbędny, przez co straciłem m.in. trochę napisanych komentarzy i innych wiadomości, wliczając odpowiedź na Twój komentarz.
Świetny materiał i pomocny w uświadomieniu problemu dla uzależnionych osób od porno.
A w jaki sposób pomógł Tobie i co sobie uświadomiłeś?
Mam pytanie…
Czy wszystkie zmiany fizyczne w mózgu się odwrócą po zaprzestaniu pornografii ?
Tak i nie.
Po pierwsze – regeneracja mózgu jest samoistna ale nie mając żadnej wiedzy o zmianach, które już nastąpiły oraz zniszczeniach i przez brak badań na ten temat, nie da się powiedzieć ile to zajmie.
Zaś najskuteczniej rozwój mózgu wspomaga robienie nowych rzeczy. Tylko całkowicie nowych – nie obejrzenie nowego filmu. Tylko np. rzeźbienie w drewnie jeśli nigdy tego nie robiłeś, jazda na łyżwach, etc.
A bardzo możliwe, że przyczyny, przez które tego nie robiłeś są jednocześnie przyczynami, przez które włączałeś pornografię.
Po drugie – zmiany w mózgu nie są żadnym ograniczeniem, ani powodem niczego, bo człowiek to nie jest mózg. Tym samym żadna ilość regeneracji mózgu nic Ci nie da, bo nie zmieni Ciebie. Ty nadal pozostaniesz tym samym człowiekiem żyjącym tak samo.
Zdrowienie to nie jest czekanie, aż zmieni się mózg po miesiącu czy kilku.
I po trzecie – jeśli nadal będziesz żył tak samo, mózg będzie to odzwierciedlał – np. w postaci ścieżek neuronalnych coraz chętniej wybieranych przez Ciebie w postaci nieuświadomionych dążeń – tzw. nawyków.
Więc sprawy kluczowe zmianie nie ulegną.
Zdrowienie wymaga rozwoju – i nie tego popularnego “rozwoju osobistego”, tylko ewolucji świadomości.
Osoba jest chora – nie masz jej rozwijać, bo rozwijać będziesz chorobę.
Tylko masz ewoluować w świadomości. Dzięki temu automatycznie Twoje wybory staną się zdrowe. Czyli nie będziesz kontynuował dążeń destruktywnych.
Kilka dni temu otrzymałem od pewnego mężczyzny wiadomość, której fragment to pytanie:
“Wiem już, że oglądanie pornografii zmienia mózgu, zdjęcia skanów mózgu osób oglądających porno, które prezentujesz w filmie są przerażające, ale szukam informacji czy da się te zmiany w mózgu wyleczyć, naprawić?”
Wiesz dlaczego nie ma o tym informacji?
Bo nie ma ani leku, ani metody, ani sposobu leczenia, by te zmiany nastąpiły.
Gdyż one następują samoistnie.
Gdy damy im szansę.
A jak im dać szansę? W pełni uczciwie patrzeć na swoje życie, swoje wybory, konsekwencje tych wyborów – to jaki JESTEŚ i jak żyjesz.
Wtedy będziesz w stanie w ogóle dostrzec dlaczego wybierasz pornografię – wobec czego uznajesz to za dobry wybór.
Jeśli tym problemem się nie zajmiesz, to zawsze będziesz ostatecznie decydował się na porno.
Lub próbował na siłę uciekać, unikać tego problemu.
A jeżeli jest on wewnętrzny jak emocje – np. wstyd i strach? Uciec się nie da. Nie tylko emocjonalność ujawniać się będzie samoistnie, różne sytuacje też będą przyciskać ale też emocje to konsekwencje percepcji.
Czyli – jeśli pewne problemy, tematy, okoliczności, etc. będziesz nadal wybierał, by widzieć tak samo – to emocji będzie przybywać. Więc i pretekst do oglądania porno będzie coraz silniejszy i częstszy.
Jeszcze jedno – niszczenie połączeń neuronalnych ogranicza siłę sygnałów dochodzących z ciała – czyli m.in. emocji.
Więc gdy mózg się zregeneruje, zaczniesz coraz bardziej odczuwać emocje. Jeśli je demonizujesz i stawiasz opór – no to skażesz się na poważne zmaganie i ból.
To jeden z kluczowych tematów – edukacja emocjonalna i dojrzałość emocjonalna. Czyli podstawowa wiedza o emocjach, rozpoczęcie uwalniania i więcej. Tego wszystkiego uczę w Programie WoP, do którego serdecznie zapraszam!
Mam nadzieję, że teraz widzisz, że zajmowanie się mózgiem nie ma sensu, bo nawet najlepsi lekarze i chirurdzy ledwo raczkują w tym temacie. Nie wspominając o minimalnej ilości badań na temat mózgu osób uzależnionych.
Nawet arcymistrz chirurgii nic by nie poradził, bo mózg to REPREZENTACJA, nie przyczyna.
Żaden chirurg nie zmieni nikomu nawet jednego nawyku.
Zapytaj sam siebie – radykalnie uczciwie – jakie są obszary Twojego życia, które zaniedbałeś, które są bolesne, których się boisz, wstydzisz, za które się obwiniasz, których unikasz.
I czy to mózg cokolwiek tu ogranicza/uniemożliwia? Czy Ty NIE CHCESZ np. odczuwać wstydu, winy, lęku, napięcia?
Powiedz – na co liczysz w związku z jego regeneracją?
Czy można prosić o link do artykułu naukowego, który odnosi się do porównań struktury mózgu osób uzależnionych od pornografii i heroiny?
Witaj Elizo!
Porównania dokonałem sam, by pokazać jak wielkim niebezpieczeństwem jest oglądanie pornografii.
Same badania dotyczące zmian w mózgu oglądających pornografię znajdziesz np. pod tymi linkami:
https://www.yourbrainonporn.com/pl/relevant-research-and-articles-about-the-studies/
https://www.yourbrainonporn.com/pl/relevant-research-and-articles-about-the-studies/brain-studies-on-porn-users-sex-addicts/#brain
https://www.yourbrainonporn.com/pl/miscellaneous-resources/start-here-evolution-has-not-prepared-your-brain-for-todays-porn/
Artykuły odnośnie niszczenia mózgu przez narkotyki można znaleźć bez problemu, bo temat ten jest dużo bardziej znany i zbadany, niż wpływ pornografii.
Dziękuję Ci Piotrze. Zmagam się z tym odkąd skończyłem podstawówkę (mam 21 lat). Już kiedyś zapisałem się na ten kurs, lecz wygląda na to, że nie zależało mi aż tak bardzo. Teraz widzę, że to był błąd. Czeka mnie dużo pracy, ale jestem dobrej myśli, ponieważ wierzę, że jesteś zesłany przez opatrzność i ktoś tam u góry się o mnie troszczy. Jeszcze raz ci dziękuję!
Cześć Michale!
Dziękuję za komentarz!
Dziękuję Ci Piotrze. Zmagam się z tym odkąd skończyłem podstawówkę (mam 21 lat).
A czy możesz napisać coś więcej o tym zmaganiu?
Co robisz?
Co próbujesz osiągnąć?
I dlaczego oglądasz pornografię? Co wierzysz, że Ci ona daje?
W jakich okolicznościach zaczynasz o niej myśleć?
Czy z tego jesteś gotów zrezygnować w pełni i na całe życie?
Bo jeśli nie – nie jest niczym dziwnym, że się zmagasz tak długo.
Weź pod uwagę, że uzależnienie to bardzo poważny temat. Żadna ilość szamotaniny i prób poradzenia sobie samemu nic tu nie da.
Żądza znajdzie każdą wyrwę i szczelinę naszej nieuczciwości, byśmy dalej się jej oddawali.
Jeśli sobie nie uświadomimy wszystkich powodów, okoliczności i korzyści, przez które decydujemy się na to, zawsze do tego wrócimy.
Już kiedyś zapisałem się na ten kurs, lecz wygląda na to, że nie zależało mi aż tak bardzo.
Powodów rezygnacji z pracy nad zdrowieniem może być sporo.
“Nie zależało mi aż tak bardzo” może być jednym z nich ale rzadko za rezygnacją stoi tylko jeden powód.
Szczególnie jeśli nie było postępów w pracy nad sobą i przepracowania/uzdrowienia niektórych tematów.
Wielu zależy na zdrowiu ale nie od siły tego “zależy” wynika zdrowie i trzeźwość. Często właśnie im bardziej pragniemy zachować trzeźwość, tym trudniejsze się to staje.
To zależy od decyzji – podejmowanej każdego dnia. Nie raz czy dwa ale i co 5 minut. Niezależnie jak tego pragniesz, o ile nie podejmiesz decyzji, szczególnie w momentach krytycznych – pragnienie i chcenie magicznie nic nie przyniosą.
Często fundamentalne jest pojęcie znaczenia całej choroby, jej skali, konsekwencji, a nawet tego, co niechybnie czeka prędzej czy później.
Warto łapać się wszystkiego co może pomóc – pragnienia, by wyzdrowieć i stojącej za nim decyzyjności, tego wszystkiego co można zrobić, ale też niechęci, by np. powtórzyć cierpienie, znowu czuć się tak parszywie, stracić zdrowie, doprowadzić do jakichś poważnych konsekwencji, etc. Ostatecznie trzeba jednak robić to, co trzeba.
Nie na ślepo. A gdy do upadku doszło, zawsze uczciwie analizować co się stało, czego zabrakło, czego nie chcieliśmy zrobić i dlaczego, itd.
Uzależnienie to to jak żyjemy i jak żyliśmy nieraz od wczesnych lat dziecięcych. Zazwyczaj jest to kilkanaście-ponad 20 lat naszego życia, co przekłada się w większości przypadków na pół życia w ogóle i całe życie dorosłe.
Co oznacza, że chcemy zrezygnować z czegoś, co przez minimum pół swojego życia i całe życie dorosłe uważaliśmy za dobre, ważne, a nawet niezbędne do przeżycia i “normalnego” funkcjonowania (bo np. uważaliśmy, że to nas odstresowuje, rozładowuje napięcie, pomaga zapomnieć o problemach, bólu).
Więc – nie dziwne, że może nam zależeć mało. Np. właśnie w okolicznościach stresu.
Bo raz – uważamy przecież, że porno to dla nas ratunek od np. strasznej, złej, niesprawiedliwej rzeczywistości.
Dwa – skoro uzależnienie to to jak żyjemy, to ma to być może setki różnych elementów, składowych, cech, obszarów życia, konkretnych osób, zagadnień, problemów, itd.
Nad pewnymi na pewno zależy Ci, by je zmienić, a na niektórych mniej. Zaś niektórych możesz nie chcieć nawet tknąć, nawet pomyśleć o nich.
A jeśli tylko patrzysz na “znowu obejrzałem porno” zupełnie bez świadomości w jakim przypadku, wobec jakich okoliczności – no to trudno dostrzec jakikolwiek postęp i tylko rozpaczać, że nadal to robisz.
Dlatego też warto “rozbić” to właśnie na precyzyjne zagadnienia i zająć się tymi, z którymi jesteś gotów się zmierzyć i możesz to zrobić.
Wraz z tym postępować będzie rozwój i coraz więcej spraw stanie się w Twoich oczach możliwymi do rozwiązania. Z czasem nawet te bardzo trudne i bolesne.
A im więcej rozwiążesz, tym nie tylko Twoje życie będziesz stawać się coraz lepsze (zarówno zewnętrzne jak i wewnętrzne) ale też powodów do włączenia porno będzie coraz mniej.
Więc też należy przyjrzeć się tym wszystkim problemom, zaniedbaniom, konsekwencjom, bo to jak to widzisz, jakie masz wobec tego podejście, postawy, etc. – to napędza żądzę.
Wystarczy, że np. swoją pracę widzisz z perspektywy ofiary – “MUSZĘ wstać do pracy” i już odczujesz winę, będziesz się męczył, bo pracy będziesz stawiał opór, będziesz się stresował – czyli zmagał z rozmaitymi uczuciami, które będziesz projektował na np. jakieś wydarzenia, problemy czy osoby i będziesz wierzył, że te uczucia wynikają z nich. Dlatego będziesz np. robił minimum – “odbębniał” swoje obowiązki i przeze cały dzień uciekał w fantazje i nie będziesz mógł się doczekać, aż się odpalisz. Etc.
Gdy takich sytuacji w codziennym życiu mamy dużo i towarzyszą nam nawet każdego dnia, to nie dziwne, że wizja “rzucenia” porno wydaje się nie tylko niemożliwa, ale wręcz absurdalna, niedorzeczna – “Z TEGO mam zrezygnować!? Nigdy w życiu! Co by mi potem zostało?”.
I wielu okłamuje się – czynią to ze wstydu i winy, że to robią – ale tak naprawdę wcale nie chcą z tego zrezygnować.
A przynajmniej wobec pewnych tematów. Które być może są też kluczowe w ich życiu.
Teraz widzę, że to był błąd. Czeka mnie dużo pracy, ale jestem dobrej myśli, ponieważ wierzę, że jesteś zesłany przez opatrzność
Można powiedzieć, że każdy jest zesłany przez Opatrzność.
Ja dla Ciebie, Ty dla mnie.
Ty dla swoich rodziców, Twoi rodzice dla Ciebie.
Itd.
Wszyscy możemy stać się darem dla drugiego człowieka.
Np. zwykłe wysłuchanie kogoś, kto dzieli się bolesnym dla siebie tematem już pomaga tej osobie zmniejszyć podświadomy opór i poczucie winy względem niego.
Gdy zaś dajemy innym tę przestrzeń, dajemy ją też sobie. Więc zmniejsza się i nasza podświadoma wina, zmniejsza się świadomość separacji od innych.
Pojawia się harmonia, pokój, zmniejsza się lęk (np. lęk odwetu od tych wszystkich skrywanych uraz, gniewu, przekleństw jakie mieliśmy dla innych i siebie) i wiele więcej.
Nikt nie jest szczególnie wybrany, ani zesłany do niczego. Wszyscy realizujemy Dobro w takim stopniu, w jakim jesteśmy gotowi je czynić.
i ktoś tam u góry się o mnie troszczy.
Ta “góra” nie jest miejscem – czyli czymś poza Tobą, czymś odległym od Ciebie, gdzie Cię nie ma.
Ta “góra” jest jak Słońce, zaś my skupiamy się na chmurach, z którymi się zmagamy, które potępiamy, osądzamy, które zatrzymujemy w swoim życiu. Dlatego Słońca może być w naszym życiu mało i coraz mniej.
Ale to, że chmury przesłoniły Słońce, nie oznacza, że ono zniknęło, ani że je straciliśmy.
Zaś gdy usuniemy chmury, Słońce wyjrzy samoistnie i bez wysiłku. Czego pornografia, używki, rozpraszanie się, zajmowanie czymś umysłu, itd. – to wszystko, byle odwrócić swoją uwagę od nich – nie działa, bo nie może przynieść realnej zmiany. A i przynosi straszne konsekwencje.
Innymi słowy – można powiedzieć, że w naszym życiu jest tyle światła płynącego “z góry”, na ile sobie pozwalamy.
Zauważ – co z domem, w jaki mieszkasz? Ubraniami? Jedzeniem, supermarketami, prądem, bieżącą wodą, itd.? Mamy tysiące dowodów każdej sekundy, że “góra” ciągle daje.
Musiałeś sobie sam uszyć buty ze skóry upolowanych królików? Nawet jeśli, to przecież tych królików sam nie wykarmiłeś. ;)
Bo choć ewolucja ma kierunek od dołu do góry, zawsze obecny jest wysoki potencjał, do którego niektórzy aspirują. I dlatego ich ewolucja może postępować i postępuje nawet bardzo szybko.
Np. jest fundamentalna różnica między wdzięcznością za to, co mamy, a potępianiem wynikającym z porównania tego, co mamy my z tym, co mają inni. I czymś innym też jest duma z tego, że np. zarabiamy X, a inni < X. Pamiętaj też, że czym innym jest zapis na kurs, a czymś innym może być decyzja, by wyzdrowieć. Często ludzie zapisują się ale nie mają zupełnie intencji wyzdrowieć. Tylko "przerabiać kurs". To jakby ktoś zapisał się na prawo jazdy, by je zdać ale nie miał intencji przestrzegać przepisów drogowych, gdy już to prawko będzie miał. Może i zda ale doprowadzi do wypadku godzinę po otrzymaniu dokumentu. I czy jakikolwiek policjant dałby się nabrać na argumentację "no ale tak przerabiałem kurs!"? :) Jeszcze raz ci dziękuję!
Bardzo proszę! :)
Czuję do siebie nienawiść, że nic nie zrobiłem z tym przez 20 lat.
Nienawiść bo konsekwencje widzę dziś jak na dłoni.
W zasadzie ta nienawiść do siebie popchnęła mnie do działania, do zmiany, do wyleczenia.
Czy obawa, że akceptacja siebie spowoduje frywolność i powrót do nałogu – jest słuszna ?
Hej Jacku!
Dziękuję za komentarz!
Czuję do siebie nienawiść, że nic nie zrobiłem z tym przez 20 lat.
Nienawiść to nie jest uczucie.
Nienawiść to destruktywne dążenie. Jest to fundament tego jak żyłeś – zawistnie względem siebie.
Właśnie o tym mówisz – “nic nie robiłeś”. Ale to nie jest prawda.
Robiłeś bardzo dużo, tylko negatywnego, nie dążyłeś do poprawy, do zdrowia, szczęścia, spokoju, sukcesu. Nie wspierałeś swojego życia.
M.in. dlatego, bo działania opierałeś o nienawiść, a nie o troskę, odwagę, ochotę, uczciwość.
To, że potencjalnie nic nie ROBIŁEŚ nie oznacza, że w tym czasie w sobie się nie opierałeś, osądzałeś, potępiałeś, obwiniałeś, wstydziłeś, frustrowałeś, uważałeś za bezsilną ofiarę, kogoś gorszego, etc.
Tak było?
Nienawiść bo konsekwencje widzę dziś jak na dłoni.
To że widzisz konsekwencje tego jak żyłeś przez X lat nie musi być usprawiedliwieniem do nienawiści.
Szczególnie, że zapewne to kolejne – może już tysięczne – usprawiedliwienie, by wybrać nienawiść.
Zamiast nienawiści wybierz odpowiedzialność, współczucie, łagodność. WYBACZENIE i WDZIĘCZNOŚĆ rozpoczynają proces zdrowienia.
Nienawiść to droga do destrukcji.
W zasadzie ta nienawiść do siebie popchnęła mnie do działania, do zmiany, do wyleczenia.
Na pewno?
A w jaki sposób Cię pchnęła?
Co chcesz zmienić nienawiścią? Jak możesz ją przekuć na cokolwiek dobrego?
Przecież to co widzisz to efekty nienawiści! Jak możesz oczekiwać, że spalony las zasiejesz ogniem?
To co czujesz to m.in. gniew. Pomijając całą resztę. Gniew, jak każda emocja, minie. Może za 5 minut, może za godzinę, może jutro lub za tydzień.
To co uważasz, że Cię pcha do czegokolwiek wyczerpie się bardzo szybko.
Zobaczysz wtedy, że znowu zostaniesz z nienawiścią i dalej będziesz kontynuował destruktywne dążenie. To co nazywasz “nic nie robiłem”. Ale właśnie robiłeś. Nienawiść to coś, co robisz w sobie i co przekłada się na zewnętrzne życie – na brak pozytywności, na brak tego co dobre, radosne, konstruktywne.
Czy obawa, że akceptacja siebie spowoduje frywolność i powrót do nałogu – jest słuszna ?
Nie jest.
Widzisz – jesteś po destruktywnej stronie życia. To co negatywne widzisz jako pozytywne, a to co pozytywne widzisz jako negatywne.
Żyjesz w odwróconym spektrum.
Zastanów się – jak akceptacja może spowodować coś negatywnego?
Po pierwsze – powrót do nałogu? Mówisz jakbyś był zdrowy.
Ale to co mówisz jest żelaznym dowodem na to, że tak nie jest. Nawet w minimalnym stopniu.
Po drugie – co to jest wg Ciebie akceptacja? Powiedzeniem sobie “A, jestem uzależniony, ok”? I tyle?
Nie. Akceptacja to brak oporu, brak osądzania, brak wartościowania – brak tych wszystkich wymówek, folgowania i właśnie frywolności, którymi się usprawiedliwiałeś przez całe życie.
Zamiast nienawiści, wybierasz prawdę – widzenie faktów oraz podejmujesz decyzje sprzyjające życiu.
Akceptacja to nie jest dziecinne mówienie. To droga przez każdą pokusę, by wybierać jakąkolwiek negatywność. To rezygnacja z każdej pokusy. I wybór widzenia faktów bez ich jakiegokolwiek osądzania.
A skoro czegoś już nie osądzasz, np. jako złego czy strasznego, to co stoi na przeszkodzie, byś się tym zajął, rozwiązał, przepracował?
Po trzecie – kim/czym jest to “siebie”, które chcesz zaakceptować?
Bo na razie widzisz swoją sytuację bardzo niepoprawnie – np. uważasz, że nic nie robiłeś przez 20 lat. Ależ robiłeś i to bardzo dużo – folgowałeś sobie, nienawidziłeś, zaniedbywałeś, opierałeś się, wypierałeś, osądzałeś, obwiniałeś, wstydziłeś, bałeś, etc.
Akceptacja to tylko jeden element zmiany. Tak jak np. wciśnięcie gazu/zdjęcie nogi z hamulca/wybór biegu/przekręcenie kluczyka w stacyjce… tylko jedna z tych czynności nie spowoduje, że samochód ruszy.
Od Ciebie zależy czy wykonasz jedną, zobaczysz, że nic się nie stało i uznasz, że to nie ma sensu.
Ale człowiek świadomy rozumie, że to oczywiste, że to za mało.
Poza tym – jeśli wybierzesz od razu np. 4-ty bieg, a resztę wykonasz, to również nie ruszysz.
Najpierw potrzebna jest odważna, uczciwa analiza tego jak żyłeś oraz żyjesz i jakie są tego konsekwencje.
Dopiero wtedy możemy przemyśleć jaki krok będzie właściwy. A potem kolejny.
Zrozum to dobrze – uzależnienie to nie jest nałóg. Nałogi to element uzależnienia – ich może być i 40 różnych. Albo 70 różnych. Bo to działania podejmowane nieświadomie. Np. nienawidzenie siebie za popełniony błąd. To nawyk.
I ten jeden nawyk możesz powtarzać odnośnie 10-ciu różnych tematów od wielu lat.
To nie jest uzależnienie, tylko jego jeden element.
Bo uzależnienie to to jak żyjesz, wliczając konsekwencje takiego życia oraz destruktywne próby radzenia sobie z tymi konsekwencjami.
Np. teraz – widzisz konsekwencje i zamiast zadbania o życie, zamiast troski, zamiast naprawy, wybierasz nienawiść.
To jakby alkoholik widząc jak sobie zniszczył życie, wybrał, by napić się wina, aby uczcić, że zamierza coś zmienić.
Nienawiść to sam dół dojrzałości. To tak dalekie od zdrowia jak tylko się da. Akceptacja to KOLOSALNIE wysoki poziom dojrzałości. Na nim jest dosłownie 7-8% ludzkości.
Bo mówisz, że chcesz zaakceptować siebie, a jednocześnie mówisz, że nienawiść pcha Cię do zmiany.
Jedno i drugie się wyklucza. Akceptując nie możesz nienawidzić. Nienawidząc nie możesz akceptować.
Gniew, który czujesz wydaje Ci się dobry tylko w porównaniu do poczucia winy, wstydu, bezsilności, żalu i strachu, które odczuwałeś przez całe życie. Ale nie doprowadzi Cię dalej.
No bo co zmienisz, co naprawisz nienawiścią? Albo gniewem?
Jeśli oglądałeś porno, by np. stłumić żal, to w czym pomoże nienawiść? Co zmienisz w temacie żalu dzięki nienawiści? Jeśli np. czujesz żal, bo straciłeś tyle lat, to jak pomoże nienawiść? Co takiego zmieni?
Musiałbyś gniewać się non stop, by czuć gniew zamiast żalu.
Ale to tylko odczuwanie. Nic więcej.
Gdzie doprowadzi Cię gniew? Gniew to tylko energia. Możesz się wkurzyć na to jak żyłeś. Ok, dysponujesz energią gniewu. I co dalej?
To wymaga decyzji i racjonalnego działania. I to tylko kwestie najbardziej prozaiczne. A działanie trzeba zaplanować z poziomu spokoju i rozsądku, nie emocji.
Planowanie z poziomu emocji doprowadzi Cię nie dalej, niż ta emocja.
Ważne jest to wszystko czego tak nie chcesz, tak unikasz, że wolisz np. opierać się, grać ofiarę, emocjonować np. w formie nienawiści od 20-tu lat.
Czy gniewem rozwiążesz problem lęku przed osądzeniem przez kobiety? Podejdziesz do kobiety wkurzony?
Ok, może zareaguje np. negatywnie (i nie będzie to dziwne, gdy do kobiety podchodzi obcy, wkurzony facet) albo się przestraszy. Najprawdopodobniej ucieknie, albo wezwie policję.
Co to da w kwestii lęku przed osądem? Zupełnie nic, a tylko doprowadzi do kłopotu i spowoduje u zupełnie obcej osoby bardzo przykre doświadczenie. A osądzi Cię nie ta kobieta, tyko np. wszyscy, którzy się przyglądali tej sytuacji.
I wtedy sam sobie wmówisz, że osądzanie Ciebie jest jednak słuszne, że jesteś taki jak zakładałeś i jak widzieli Cię inni.
I będziesz wtedy jeszcze bardziej się nienawidził.
Rozumiesz?
Zanim cokolwiek spróbujesz zaakceptować, najpierw uświadom sobie fakty – jak to widzisz, jakie to jest w rzeczywistości, a co stanowią tylko Twoje osądy.
Pamiętaj – to, że coś robiłeś lub nie, nie oznacza, że taki jesteś. Tylko ew. uważasz się za takiego, kto np. nie poradzi sobie z czymś i dlatego woli tego unikać.
Ale równie dobrze MOŻESZ to zrobić i z każdej próby wyciągnąć konstruktywne wnioski. I w końcu rozwiniesz się na tyle, że to rozwiążesz ale też stanie się to dla Ciebie łatwe.
Nienawiść nie jest do tego odpowiednim narzędziem.
Właśnie wykonałem ćwiczenie. Tak trochę dziwnie się czułem patrząc na siebie w lustrze . Jednak czułem takie lekkie zaklopotanie natomiast ciekawe doświadczenie. Nie oceniałem niczego tak naprawdę ale w środku tak się jakby trochę kotłowałem nw czemu. Pozytywna sprawa i nawet czuje się lepiej :D wdrożę to ćwiczenie do swojego życia i zobaczę jakie efekty mi przyniesie . Pozytywne zaskocze ie ale najlepsze że coś się działo już przy pierwszej próbie może minutka dwie robiłem to ćwiczenie
Zrobiłem to ćwiczenie i byłem w szoku jak wiele nienawiści mam do siebie, no nie udało mi się przez to przebić. Stwierdziłem, że nie jestem w stanie sobie przebaczyć. Widocznie muszę dłużej trochę posiedzieć nad tym.
Zrobiłem to ćwiczenie i byłem w szoku jak wiele nienawiści mam do siebie,
Każdy uzależniony ma.
Gdybyś się akceptował, szanował, kochał, miał o sobie dobre, pozytywne, mądre zdanie, gdybyś się doceniał, w tym to co robisz, gdybyś swój obraz samego siebie miał pozytywny (ale nie głupio pozytywny), to nie doszłoby do uzależnienia.
no nie udało mi się przez to przebić.
Aaa, bo próbowałeś się przebić…
A gdzie w ćwiczeniu mówiłem, by się “przebijać”?
Z tym co czujesz nie ma walczyć, ani próbować zdusić, bo właśnie przez to postępowanie zgromadziłeś w sobie tyle emocji.
Tylko masz to akceptować, energię emocji uwalniać i zająć się tym, przez co się jej trzymasz.
Powiedz mi – dlaczego się nienawidzisz? Co z tego masz? No dlaczego to sobie robisz?
Stwierdziłem, że nie jestem w stanie sobie przebaczyć.
To źle stwierdziłeś, bo oczywiście jesteś w stanie, tylko nie chcesz.
M.in. dlatego, że zamiast zająć się przyczyną nienawiści, zacząłeś “boksować się” z samymi uczuciami. Co oczywiście nic nie zmieni.
Dlatego powiedz mi i powiedz sobie – co kryje się pod tą nienawiścią? Co ją napędza? Jaki obraz samego siebie i swojej przeszłości, popełnionych błędów, pewnych uczynków, słów, etc.?
TYM powinieneś się zająć, a nie walczyć z tym co czujesz. To co czujesz to nie tafla lodowa, a Ty nie jesteś lodołamaczem.
To co czujesz to KONSEKWENCJA Twojej percepcji, pozycjonalności – tego w jaki sposób postrzegasz siebie, świat, ludzi, pewne zdarzenia, sytuacje, etc.
Widocznie muszę dłużej trochę posiedzieć nad tym.
Możesz siedzieć i 70 lat i przebijać swoje uczucia i gwarantuję Ci, że po 70 latach w najlepszym przypadku będzie dalej tak samo.
Natomiast o tym wszystkim jest w Programie WoP. Próby robienia czegoś na ślepo albo nie dadzą nic, albo czeka Cię lata testowania różnych sposobów, technik (o ile w ogóle będziesz to robił).
A możesz skorzystać z tego, co ktoś już zrobił i znalazł to, co działa – znalazł rozwiązania.
Witaj Piotrze. Widzialem ze polecasz tutaj ksiazki pana Eckharta Tolle-a, wiec rozumiem ze polecasz tego pana ogolnie? W sensie posluchac tego o czym mowi i pisze i stosowac to w zyciu. Otoz ostatnio w jednym ze swoich wykladow, mowil on, ze to co czlowiek nazywa “swoim zyciem”, to jak widzi te swoje zycie itd. to jest to mentalna konstrukcja. Ze sa to mysli, ktore czlowiek widzi w umysle. Chodzi mi m.in. o te zdanie, ktore napisales :”tego w jaki sposób postrzegasz siebie, świat, ludzi, pewne zdarzenia, sytuacje, etc.”, bo z tego co ja rozumiem, to wlasnie to, co opisales w tym zdaniu, to wedlug pana Tolle-a, sa to po prostu (wiem, ze nie lubisz tego slowa) mysli i mentalne konstrukcje. Ze czlowiek w swoim naturalnym stanie, po prostu “jest”. “Ja jestem”. Przyznam, ze nie wiem jak to rozumiec, poniewaz z tego co zrozumialem, to pan Hawkins i ty Piotrze co innego, a pan Tolle co innego. I teraz ja nie wiem, co jest moimi myslami, a co jest tym, jak ja odbieram “swoje zycie” i rzeczywistosc. Przyznam, ze im wiecej czytam, tym wiekszy metlik mam w glowie. Jak ty to rozumiesz Piotrze?
Witaj Piotrze.
Hej Pawle!
Widzialem ze polecasz tutaj ksiazki pana Eckharta Tolle-a,
Na pewno? Możesz pokazać, gdzie je polecałem? Komu, w jakim celu, które książki?
To, że wspomniałem raz czy dwa, nie oznacza, że to polecam.
Dlaczego?
Bo naprawdę niewiele osób, które trafia na mój serwis w tym momencie potrzebuje tych książek. Zresztą – znajdziesz w komentarzach niejeden przykład, że ludzie siedzą na moim serwisie nawet od lat, przeczytali wszystkie – już ponad 220 artykułów i zupełnie nic z tego nie zastosowali, nie wdrożyli do swojego życia.
To co polecam komukolwiek jest indywidualne i zależy od tego jakie problemy ma dana osoba. I czy w ogóle chce ten problem rozwiązać. Bardzo często ludzie czytają, by unikać realnego życia.
Na ślepo polecanie czegokolwiek jest bez sensu. I może nawet zaszkodzić. Bo nie ma żadnego uniwersalnego rozwiązania do niczego.
wiec rozumiem ze polecasz tego pana ogolnie?
Nie.
Ogólnie to polecam żeby do pizzy dodać rukolę. Nie pożałujesz. ;)
Pan Tolle, choć jest na bardzo wysokim poziomie świadomości, jest bardzo mądrym nauczycielem. Ale to jakbyś pytał czy polecam jakiegoś doskonałego nauczyciela matematyki.
Tak – do problemów matematycznych bym polecał.
Ale do czego miałbym pana Tolle polecić Tobie?
W sensie posluchac tego o czym mowi i pisze i stosowac to w zyciu.
Nie.
To co powinieneś stosować w swoim życiu ma wynikać z uczciwej, odważnej analizy tego jak żyjesz i po jej przeprowadzeniu i przeprowadzaniu każdego dnia, wybrać jeden problem i znaleźć do niego rozwiązanie.
Jeśli elementem tego rozwiązania będzie coś od pana Eckharta, to ok.
Podaj przykład tego, co mówi i o czym mówi pan Tolle i jakbyś to stosował w swoim życiu?
Otoz ostatnio w jednym ze swoich wykladow, mowil on, ze to co czlowiek nazywa “swoim zyciem”, to jak widzi te swoje zycie itd. to jest to mentalna konstrukcja.
Bo tak jest.
Możesz podać jakiś przykład, który dowodziłby, że jest inaczej?
Jakbyś to zastosował w swoim życiu?
Ze sa to mysli, ktore czlowiek widzi w umysle. Chodzi mi m.in. o te zdanie, ktore napisales :”tego w jaki sposób postrzegasz siebie, świat, ludzi, pewne zdarzenia, sytuacje, etc.”, bo z tego co ja rozumiem, to wlasnie to, co opisales w tym zdaniu, to wedlug pana Tolle-a, sa to po prostu (wiem, ze nie lubisz tego slowa) mysli
Powoli.
Gdzie napisałem, że nie lubię słowa myśli?
Czy tak rozumiesz zdanie “człowiek nie myśli”? Czyli – “człowiek. nie. myśli.”?
Mówiąc, że człowiek nie jest autorem myślenia czy mówiąc, że nie myślimy, tylko hipnotyzujemy się mentalnym bełkotem nie ma nic wspólnego z tym, że ja czegoś nie lubię.
To jakbyś twierdził, że ja zalecając by nie smażyć za długo cebuli mówił, że nie lubię smażenia.
To co powiedziałeś bardzo mocno wskazuje, że czytasz bardzo niedbale i dochodzisz do kolosalnie błędnych wniosków.
Nie ma słowa, którego bym nie lubił. Słowa to narzędzie, to element języka. Każde powstało w jakimś celu.
Nie lubienie słów nie świadczy dobrze o człowieku.
Gdybym nie lubił słów, to bym nie miał pracy polegającej w kolosalnym wymiarze na pisaniu słów.
i mentalne konstrukcje. Ze czlowiek w swoim naturalnym stanie, po prostu “jest”.
“Bycie” nie ma nic wspólnego z “po prostu”.
Każde życie to cud. Ale właśnie ludzie traktują to jako “po prostu”, bo “każdy ma życie” i na tej podstawie uważa się, że to jakaś bagatela.
A jak złoto jest rzadkie to super wspaniałe, niezwykłe, cenne, wartościowe… a swoje życie be, do dupy, beznadziejne, bezwartościowe. :)
“Ja jestem”.
I co to oznacza? Coś “po prostu”? Jesteś i koniec tajemnic?
Jakbyś to zastosował w swoim życiu?
Przyznam, ze nie wiem jak to rozumiec,
Nie dziwne.
Bo to nie jest cokolwiek co możesz zrozumieć.
Najczęściej próby zrozumienia czegokolwiek są tyko strategią, by próbować robić coś w nieskończoność i dzięki temu unikać czegoś innego.
Dam Ci prostsze zadanie – zrozum smak koperku. A jak nie lubisz – to zrozum smak szczypiorku.
poniewaz z tego co zrozumialem, to pan Hawkins i ty Piotrze co innego, a pan Tolle co innego.
Znowu nie wiem skąd dochodzisz do takich wniosków ale nic takiego nie mówiłem, ani nie sugerowałem.
Wręcz przeciwnie – do tej pory nie czytałem i nie słyszałem od pana Eckharta zdania, z którym bym się nie zgodził.
Pan Tolle jest na wysokim poziomie świadomości.
Ew. jakąś konkretną książkę czy konkretną wypowiedź pana Tolle mógłbym komuś przytoczyć do konkretnego zagadnienia. A jakbym nie znalazł niczego odpowiedniego, to bym nie polecił. Co nie znaczyłoby, że generalnie pana Tolle nie polecam.
I teraz ja nie wiem, co jest moimi myslami,
Próbujesz łapać kilka srok za ogon, robisz to niedbale, próbujesz rozumieć coś, choć nie ma takiej potrzeby – nie dziwne, że nie wiesz co jest co.
Przede wszystkim żadna myśl nie jest Twoja. Myśl to myśl. Bezosobowa racjonalizacja stanu emocjonalnego.
A jak nie jesteś świadomy niczego, to myślami mogą być w kółko powtarzane słowa jakichś piosenek czy melodie. I ludzie psioczą – “cały czas mam w głowie słowa piosenki XYZ i nie mogę ich wyrzucić”.
a co jest tym, jak ja odbieram “swoje zycie” i rzeczywistosc.
I zamiast przyjrzeć się właśnie temu co robisz, próbujesz coś rozumieć.
Fundamentalny błąd i strategia, by unikać faktów, prawdy.
Przestań próbować cokolwiek rozumieć i uczciwie przyglądaj się temu jak odbierasz, widzisz, interpretujesz swoje życie – a zacząłbym od jakiegoś prościutkiego tematu. Kontempluj czy to jest prawda, czy tylko Twoja opinia, osąd?
Przyznam, ze im wiecej czytam, tym wiekszy metlik mam w glowie. Jak ty to rozumiesz Piotrze?
Naturalnie, że tym większy mętlik, bo cały czas hipnotyzujesz się mentalnym bełkotem, w którym jak zobaczyłeś “Piotrek nie lubi słowa myśli” to od razu uznałeś, że tak jest, choć to zupełna nieprawda.
Nie ma u Ciebie analizy rzeczywistości, tylko myśli, myśli, myśli. I gdy ktoś, ktokolwiek, użył twierdzenia, że nie operujesz w rzeczywistości, tylko w umyśle, to dla Ciebie, jak i ok. 80% ludzkości jest to twierdzenie zupełnie egzotyczne.
To jakbyś przysypiał w szkole w lekcji/na studiach na wykładzie, a tu podchodzi wykładowca i JEB! Cię linijką w głowę! A Ty oszołomiony zupełnie nie wiesz co się dzieje.
Poza tym – czytasz mój Blog, czytasz/słuchasz pana Tolle i dr Hawkinsa. I w jakim celu to wszystko? Do czego dążysz? Zajmujesz się jakimś konkretnym zagadnieniem, tematem, celem?
Czy ot tak, by zabić czas? A może liczysz na odkrycie jakichś tajemnic?
Nie wiem też na jakiej podstawie twierdzisz, że dr Hawkins, pan Tolle i ja twierdzimy coś innego? Naprawdę jeśli 3 osoby mówią innymi słowami, to mówią coś zupełnie innego i jeszcze sprzecznego ze sobą?
Ja nie widzę żadnej sprzeczności.
Niemniej – nie zauważasz swoich interpretacji słów i twierdzeń. Z góry uznajesz, że to co sądzisz to fakt. Tak jak moje rzekome nie lubienie słowa “myśli”.
Widzimy fundamentalny problem ludzi – jak “wiedzą o” czymś, a tak naprawdę widzą myśli o danej treści, to od razu zakładają, że są prawdą. Nawet nie ma minimalnej analizy – “Czy na pewno to co wiem to fakt?”
Ludzie hipnotyzują się cały czas mentalizacją, wszyscy sobie powtarzają, że myślimy choć pewnie setki razy dziennie wszyscy mamy sytuacje, że widzimy myśli, których wcale nie chcielibyśmy widzieć. I co począć? To w ogóle nie jest zauważalne, jak woda dla ryby. Bo ryba pływa w wodzie cały czas, dlatego nie ma szans nawet zdać sobie z tego sprawy. A gdybyśmy jej powiedzieli, że znajduje się w wodzie/pod wodą, to też nie miałaby pojęcia co do niej mówimy.
Dlatego droga ewolucji świadomości jest indywidualna, a kroki pierwsze to odwaga i odpowiedzialność. Nikt tego nie wybierze i nie zrobi za Ciebie.
Skoro tak prościutka sprawa kieruje Cię w stronę tak oczywistej nieprawdy, to nie dziwne, że tematy realne też stanowią problem.
Nawet nie czytasz moich słów, tylko wpatrujesz się w myśli o nich.
Więc od razu masz dowód na to co mówił pan Tolle – nie widzisz nawet słów, tylko myśli o tych słowach. A że każda myśl kłamie, widzimy też wyraźnie, że to prawda: “Wiem, że nie lubisz słowa myśli” to zupełna bzdura.
A jednak Ty to “wiesz”, bo taką miałeś myśl, więc od razu, zupełnie bez świadomości uznałeś, że tak jest. Choć tak nie jest.
Wiesz, gdybym ja nie lubił słów, to by znaczyło, że mentalnie jestem na poziomie w najlepszym przypadku gówniarskim. A to by było jak syrena alarmowa, by uciekać z tego serwisu i nie mieć z tym nic wspólnego.
Wiesz czego nie lubię? Smrodu papierosów. I nie mówię o słowach “smród” i “papieros”.
Ok, do pewnych słów faktycznie nie pałam radością – głównie do przekleństw jak “p*zda” czy *k*tas” i choć zdarzy mi się ich użyć ale bardzo rzadko, to zawsze gdy je słyszę, wiem, że jest jakiś temat, z którym sobie nie radzę.
Bo po co miałbym używać słów wulgarnych? Skoro przeklinam lub “coś/kogoś przeklinam”, no to ewidentnie coś osądzam, opieram się, uważam, że tego nie powinno być/powinno być inaczej. To mój problem.
Więc nawet i te słowa mogą pełnić jakąś pożyteczną funkcję.
Biorąc pod uwagę Twoją wypowiedź, może faktycznie dobrze, byś wybrał jakąś praktykę, radę, zalecenie od pana Tolle i je wdrażał wtedy, kiedy ma to sens.
Ale na pewno nikomu nie będę polecał Eckharta Tolle czy dr Hawkinsa tak jakbym polecał serial do obejrzenia.
Moim zaleceniem byłoby, abyś czytając czyjeś słowa, nie dorabiał do nich jakiegoś znaczenia, tylko kontemplował to, co autor próbuje faktycznie przekazać.
A jeśli jesteś uzależniony, to zalecam Program Wolność od Porno, bo to precyzyjne narzędzie do rozwiązania tego, kolosalnie poważnego, problemu.
Piszac, ze nie lubisz tego slowa, nie mialem na mysli slowa- “mysli”, tylko chodzilo mi o to, ze nie lubisz zwrotu “po prostu”. Zle skonstruowalem zdanie, przez co wprowadzilem cie w blad. Przepraszam.
A przebywam na twoim blogu, poniewaz staram sie zrozumiec. Zrozumiec m.in. to, dlaczego dowalam sobie i nienawidze siebie za to co zrobilem w przeszlosci, za to czego nie zrobilem i za to, co mam i czego nie mam teraz, a co jest wynikiem tego pierwszego ( bledow przeszlosci). I teraz juz nie wiem, czy tw moje “dowalanie sobie” to jest to mentalny konstrukt, mysli w ktore sie wpatruje, a ktore sa wynikiem emocji, ktore w sobie mam, czy po prostu ja dowalam sobie. Jezeli to “ja” dowalam sobie, to w takim razie czym jest to”ja”, ktore sobie dowala? Jezeli “ja”, jestem swiadomoscia, to czy natura bycia swiadomoscia jest w ogole zdolna do dowalania i nienawidzenia siebie. Sluchajac pana Tolle-a, rozumiem, ze wpatruje sie po prostu(i znowu :) w swoje mysli. Ale juz sam nie wiem. Jednoczesnie jestem na siebie zly i zaczynam nienawidziec siebi, za to ze sobie dowalam i nie wiem, co mam z tym zrobic. Rozumiem, ze przestac sobie dowalac. Ale jezeli te moje dowalanie i nienawidzenie siebie, to sa mysli, w ktore sie wpatruje, to jak mam przestac, skoro to nie ja mysle? Wpadam w jakies bledne kolo, z ktorego nie widze wyjscia.
Piszac, ze nie lubisz tego slowa, nie mialem na mysli slowa- “mysli”, tylko chodzilo mi o to, ze nie lubisz zwrotu “po prostu”. Zle skonstruowalem zdanie, przez co wprowadzilem cie w blad. Przepraszam.
Więc to co napisałem o niedbałości utrzymuję.
Zauważ – możesz spokojnie przemyśleć co chcesz napisać, a nie wskazałeś nawet, o które stwierdzenie/słowo Ci chodziło.
I to co powiedziałem o słowie “myśli” też tyczy się twierdzenia “po prostu”.
Wielokrotnie mówię, że nie ma żadnego “po prostu”, co nie oznacza, że nie lubię tego twierdzenia, tylko podkreślam, że jego używanie często albo bagatelizuje dany temat, albo odziera go z większości informacji, sensu, wartości i znaczenia.
Jeszcze nie spotkałem się, by ktoś to, co powiedział po twierdzeniu “po prostu” było prawdą.
A przebywam na twoim blogu, poniewaz staram sie zrozumiec. Zrozumiec m.in. to, dlaczego dowalam sobie i nienawidze siebie za to co zrobilem w przeszlosci, za to czego nie zrobilem i za to, co mam i czego nie mam teraz, a co jest wynikiem tego pierwszego ( bledow przeszlosci).
I po co starasz się to zrozumieć?
Co ma Ci przynieść to zrozumienie?
Gdybyś całe życie uderzał pięścią w ścianę, to co miałoby Ci przynieść zrozumienie dlaczego to robisz? Przestań to robić. Aby przestać, nie potrzebujesz zrozumieć dlaczego to robisz.
Zgadza się?
Fundamentalny błąd, to właśnie próby zrozumienia. Nie masz próbować rozumieć, ani tym bardziej szukać przyczyn we wspomnieniach.
Tylko uczciwie i odważnie patrzeć na Twoje wybory w obecnym życiu. To tzw. odważny obrachunek moralny.
A w WoP zalecam to w formie notatek.
I teraz juz nie wiem, czy tw moje “dowalanie sobie” to jest to mentalny konstrukt, mysli w ktore sie wpatruje, a ktore sa wynikiem emocji, ktore w sobie mam, czy po prostu ja dowalam sobie.
Już niejednokrotnie ludzie mieli ten problem.
Ale to jest to co mówiłem – nie jesteś w stanie nawet odróżnić tego co robisz od myśli.
Dowalasz sobie Ty. Bo taki dla siebie jesteś – osądzający, bezlitosny, może nawet sadystyczny. Myśli to tylko pretekst i usprawiedliwienie.
I znowu “po prostu”. Gdyby to było takie po prostu, to jaki byłby problem? Przestań i już.
Ale widzisz – robisz to pewnie przez większość życia i nadal nie chcesz. I tylko “próbujesz zrozumieć” ale nadal nie chcesz przestać.
Jezeli to “ja” dowalam sobie, to w takim razie czym jest to”ja”, ktore sobie dowala?
I co Ci da odpowiedź na to pytanie? Nadal nie chcesz sobie przestać dowalać i te próby “zrozumienia” są tylko strategią, by dalej to kontynuować.
I pewnie dowalasz też sobie, że “nie możesz/nie potrafisz” tego zrozumieć. :) Zgadza się?
Jezeli “ja”, jestem swiadomoscia, to czy natura bycia swiadomoscia jest w ogole zdolna do dowalania i nienawidzenia siebie.
A czemu nie?
Masz wolną wolę. Możesz się nienawidzić za to jaki Twoje ciało ma nos. Co za problem?
Nienawiść to decyzja.
Sluchajac pana Tolle-a, rozumiem, ze wpatruje sie po prostu(i znowu :) w swoje mysli.
Na pewno?
To jakbyś wsadzał rękę we wrzątek i też mówił, że po prostu wpatrujesz się w myśli.
Myśli to myśli. Nie mają znaczenia.
Ale jeśli Ty dowalasz sobie od lat, to zupełnie inny temat – dla Ciebie nienawiść do siebie, osądzanie, obwinianie, etc. ma sens, znaczenie. Masz z tego korzyści. Chcesz tego.
Tak siebie widzisz. Pewnie bez wartości, swoje życie bez sensu, jako stracone, może jako karę, a siebie jako jakąś gorszą jednostkę nie zasługującą na nic dobrego. Zapewne uważasz, że zasługujesz na coś złego.
I tak sobie spędzasz czas na nienawiści do siebie.
I to jest “po prostu”?
Ale juz sam nie wiem.
No widzisz? Robisz coś od lat i sam “już” nie wiesz co robisz. To tylko kolejna strategia, by dalej to robić.
A wcześniej wiedziałeś i dopiero teraz się to zmieniło? Wcześniej wszystko było jasne, “po prostu”, i dopiero – “już” przestało?
Jednoczesnie jestem na siebie zly i zaczynam nienawidziec siebi,
No widzisz?
za to ze sobie dowalam i nie wiem, co mam z tym zrobic.
Oooo, właśnie o tym mówię.
I znowu – czy to takie “po prostu”? Ot, po prostu zacząłeś sobie dowalać i nienawidzić, że nie wiesz co z tym zrobić?
Pewnie, że wiesz. Przestać. Tylko nie chcesz. Bo taki jesteś.
Uwielbiasz się nienawidzić. Dlaczego to robisz? Bo doisz z tego skrywaną przyjemność.
No dlaczego TERAZ to wybrałeś? No przecież dosłownie przed momentem wybrałeś siebie nienawidzić za to.
Rozumiem, ze przestac sobie dowalac.
A, czyli rozumiesz.
I co Ci przyniosło to rozumienie?
Ale jezeli te moje dowalanie i nienawidzenie siebie, to sa mysli, w ktore sie wpatruje, to jak mam przestac, skoro to nie ja mysle? Wpadam w jakies bledne kolo, z ktorego nie widze wyjscia.
Bo to tylko strategia, by kontynuować to, co uwielbiasz.
Jest masa błędnych założeń, chaotyczne próby zupełnie po omacku i na bazie błędów.
Dowalanie sobie i nienawidzenie siebie, to dowalanie sobie i nienawidzenie siebie.
A myśli, to myśli.
Sam przed chwilą powiedziałeś, że zaczynasz nienawidzić siebie, że nie wiesz “co z tym zrobić”. No kwi pro kwo.
To powiedz – dlaczego siebie nienawidzisz za to, że nie wiesz co zrobić z nienawidzeniem siebie? Spróbuj to zrozumieć. Dlaczego się nienawidzisz pod tym pretekstem – już możliwe, że któryś dziesiątym?
Kilka pozycjonalności, do których jesteś przywiązany i z których doisz skrywaną przyjemność:
Karanie siebie, surowa samoocena, potępianie, umartwianie, poniżanie, nienawidzenie siebie, przegrany ja, “powinienem był” – a to tylko poziom wstydu.
Jest też masa z poziomu winy i innych.
Dla Ciebie nienawidzenie siebie to było zawsze takie “po prostu”.
Popełniłem błąd? To po prostu pora na dowalenie sobie i nienawiść!
Straciłeś szansę? To po prostu trzeba sobie dowalić i się nienawidzić!
Powiedziałeś coś nie na miejscu? Po prostu dowalenie sobie i nienawiść są na miejscu!
Itd.
Tak jak np. dzieciaki w szkole dowalają się do jakiegoś innego dziecka. Tylko je zobaczą, od razu biegną, by mu dowalić. Dlaczego? Bo mają ku temu pretekst i to uwielbiają.
Tak samo Ty. Widzisz pretekst, od razu się do siebie dowalasz.
Dlatego mówiłem – szczerość i uczciwość. Prawda boli ale wyzwala. Nie masz tego próbować rozumieć, tylko przyznać, że to uwielbiasz, rozpływasz się w tej nienawiści.
Dlaczego nienawidzisz? Bo się przy tym doskonale bawisz. Nic lepszego niż sobie wypominać wszystkie błędy! Kolejny błąd do kolekcji? O jak dobrze! Kolejny pretekst, by sobie dowalać i można przestać się przejmować całym światem!
Nie tak?
Pewnie że tak.
Mam nadzieję, że każdy kto przeczyta ten krótką rozmowę – “zrozumie” (hehe) jak wielkim błędem są/mogą być próby rozumienia.
Nie masz nic próbować zrozumieć, tylko wybrać uczciwość, prawdę – odważnie przyjrzeć się temu, co sam wybierasz tu i teraz.
A nie chcesz, bo to się wiąże z masą stłumionego wstydu, winy, gniewu, żalu. I próbujesz to obejść próbami “zrozumienia”. To nie jest możliwe.
Pamiętaj, że ani słowa nie powiedziałem do Ciebie z wyrzutem, oceną czy zarzutem.
Jesteś w świadomości niskiej – czyli drapieżnej, która jest skierowana przeciwko samej sobie.
Nawet pozornie pozytywne próby zrozumienia stają się pretekstem, by nienawiść do siebie kontynuować i usprawiedliwiać, choć nawet bez podania konkretnych powodów.
To jest tym, co opisuję jako spektrum destruktywności i dążenie do własnej destrukcji. Bo czym jest nienawiść? No widzenie tego, co/kogo nienawidzimy jako złego i na tej podstawie chcemy, by się temu przydarzyło coś złego.
No bo na takim poziomie jakości “logiki” funkcjonujemy – skoro to jest złe, to sprawiedliwym będzie, aby dotyczyło tego tylko to, co złe. Stajemy się wrogiem tego, kogo/czego nienawidzimy. Życzymy temu tego, co złe – bólu, cierpienia, zranienia, straty, śmierci.
Zgadza się?
A Ty jaki byłeś wobec siebie? Życzyłeś sobie tego, co dobre czy raczej nie?
Zdrowa forma niechęci to unikanie i nie wybieranie. Nienawiść, wypominanie, osądy, próby zmiany na siłę, potępianie, itd. nie są potrzebne.
Widzisz wyraźnie, że nienawiść, czego by nie dotyczyła, kolosalnie szkodzi. Jeśli znajdziemy sobie dla niej usprawiedliwienie – tym gorzej dla nas.
Przypomnę słowa Buddy – nienawiść jest jak picie trucizny z nadzieją, że zaszkodzi komuś innemu.
A nienawiść do siebie to nadzieja, że ta trucizna zaszkodzi nam. I szkodzi. Nie pomaga.
WoP jest skonstruowany, by ludzi wyciągać z tego niżu. Oczywiście nie za pomocą magicznych mocy, sztuczek, ani technologii, ani sznurów i linek holowniczych. ;)
Tylko pomóc rekontekstualizować niezbędne tematy tak, by wybór np. łagodności i współczucia, wybaczenia sobie, pokory (nie mylić ze słabością, naiwnością czy upokorzeniem) – stały się nie tylko możliwe ale nawet widoczne i był widziane jako właściwe wybory.
Oraz dostarczam narzędzi do tego, by zacząć skutecznie radzić sobie z konsekwencjami nieraz wielu lat życia w tak niskim spektrum.
Jednak – podkreślę – WoP nie jest jakimś magicznym, ezoterycznym cudem. Niejeden, szczególnie silnie przywiązany do negatywności, powinien koniecznie udać się do grup 12 kroków. Potrzebuje bowiem obecności grupy, której intencją jest Bezwarunkowa Miłość.
Jak widzisz – jesteś dla siebie bardzo surowy, może nawet sadystyczny. Potrzebujesz towarzystwa ludzi z monumentalnie wyższego spektrum jakości. Ta energia będzie Cię utrzymywać, aż sam w tym czasie nie ewoluujesz.
Wydaje mi sie, ze nie rozplywam sie w tej nienawisci i nie czerpie z niej przyjemnosci, a jest wrecz przeciwnie. Chyba ze jestem nieswiadomy. A pewnie jestem. Nic tez nie wiem i nic nie rozumiem. Ale dzieki za odpowiedz. Czyli rozumiem, ze twoj program moze byc rozwiazaniem na moje problemy, czy konieczne bedzie 12 krokow?
Hej. Właśnie stałem sobie przed lustrem w łazience. Jeszcze trochę razy potrzebuję, by się oczyścić ze złych schematów, ale doszedłem, że w przeszłości pewne sytuacje, w których czułem się upokorzony, niedowartościowany, jak nic, (byłem klasowym popychadłem, koledzy mnie szykanowali w szkole podstawowej), że wykształeciłem w sobie mechanizmy obronne, przez co nie byłem w stanie nikomu zaufać, wszystkich od siebie zaczynałem odpychać. Uświadomiłem sobie to teraz, aż poczułem się o 10 kg lżejszy. W pracy, nie miałem notatnika, ale miałem pod ręką kartki, na których zapisywałem, jakie emocje miałem w danej chwili, przepisałem do notatnika przed chwilą. Organizm aż wariował, bo ciągle czegoś pragnąłem, odczuwałem braki, chęci ukrycia swoich wad.
Hej. Właśnie stałem sobie przed lustrem w łazience. Jeszcze trochę razy potrzebuję, by się oczyścić ze złych schematów,
Kubo, przypominam i podkreślam, że ćwiczenie przed lustrem nie jest magicznym zaklęciem, tylko pomocą.
Nie oczyści Cię ze “złych schematów”. Oczyści Cię z nich rozsądne, świadome, odpowiedzialne życie. A te zmiany wprowadzisz w swoim życiu w momentach, gdy dotychczas wybierałeś mniej rozsądnie.
Jeśli teraz zmierzysz się z winą, to magicznie nie usunie winy z Twojego życia. Obwinianie się czy kogokolwiek innego to pokusa, której zawsze możemy ulec.
I tylko w momencie, gdy staniesz przed wyborem – obwinić lub nie, możesz wybrać inaczej.
ale doszedłem, że w przeszłości pewne sytuacje, w których czułem się upokorzony, niedowartościowany, jak nic,
I to w tych sytuacjach możesz dokonać zmiany swojej percepcji i przestać wmawiać sobie, że to, co czujesz zmieniło Ciebie – upokorzyło, itd. pierdoły.
Nikt nie ma mocy, by Ci dać wstyd. Emocje to konsekwencje naszej percepcji. Upokorzyć możemy ewentualnie sami siebie. I dotąd tacy będziemy, dopóty będziemy tak postrzegali swoją sytuację i jej nie skorygujemy.
(byłem klasowym popychadłem, koledzy mnie szykanowali w szkole podstawowej),
Widzisz więc, że sam pozwalałeś sobie na takie traktowanie. Nie wydzieliłeś granic, nie broniłeś siebie.
Oznacza to, że już sam siebie traktowałeś bez szacunku i inni to “tylko” odbijali swoim zachowaniem względem Ciebie.
że wykształeciłem w sobie mechanizmy obronne, przez co nie byłem w stanie nikomu zaufać,
Ale to “mechanizm obronny” przed Twoją niepoprawną percepcją.
Zamiast się bronić przed innymi, możesz dokonać korekt w sobie – rozwinąć się, zacząć żyć lepiej, mądrzej, dojrzalej.
Ale Ty nie tylko żyłeś niezdrowo ale jeszcze w następnie dokonałeś błędnych decyzji – błędnych, bo Ci nie pomogły.
Czy czujesz się lepiej? Czy dobrze Ci się żyje? Nie. A to oznacza, że wybrałeś niedobrze dla siebie. A nie to, że taki jest Twój los.
Nie chciałeś ufać, bo wierzyłeś, że inni mają moc większą od Ciebie – by Cię ranić, wykorzystać, upokorzyć.
No ale to jest oczywiste, że jak zostawisz uchylone drzwi do domu czy samochodu, to ktoś się skusi, by wejść i Cię okraść lub ukraść samochód.
Zaprzestanie dawania ludziom pretekstu, by czynili krzywdę jest fundamentem życia dorosłego. A nie wycofywanie się w cień i we wszystkich doszukiwanie się zła, napastników.
Naprawdę mało kogo obchodzi, by Ci robić coś niedobrego. Ale jeśli na to pozwolisz, to chętni zawsze się znajdą.
Innymi słowy – jak pozwolisz, by ktoś namaział Ci na ścianie graffiti i/lub nic z tym nie zrobisz, to w krótkim czasie pojawi się kolejne i kolejne. W końcu ktoś wybije szybę czy inne paskudztwo.
Jak nie zajmiesz się swoim ogrodem, to porośnie chwastami, a kwiaty zeżrą robaki.
Dążę do tego, że jeśli nie dbasz o swoje życie, to będzie się w nim pomnażać to, co negatywne. Apatia, unikanie wszystkiego, to nie jest nic dobrego, to nie jest dbanie o swoje życie.
Dbanie wymaga wysiłku – wkładania w to energii, realne staranie się, aktywne dążenie – życie.
Życie wspiera życie, a nie brak życia.
wszystkich od siebie zaczynałem odpychać.
Bo tak postępowałeś z tym co czułeś.
Zamiast to przeanalizować, skorygować swoje zachowania – to jak żyłeś – wolałeś się dystansować.
Od odczuć w porno, od ludzi w samotność.
Uświadomiłem sobie to teraz, aż poczułem się o 10 kg lżejszy.
Widzisz więc co w sobie nosiłeś, jaki bagaż niepotrzebnie taszczyłeś. I próbowałeś go przerzucić na innych.
A gdy się z tym zmierzyłeś i zacząłeś odpuszczać, dostrzegłeś, że życie nie jest takie ciężkie jak Ci się zdawało.
W pracy, nie miałem notatnika, ale miałem pod ręką kartki, na których zapisywałem, jakie emocje miałem w danej chwili, przepisałem do notatnika przed chwilą. Organizm aż wariował, bo ciągle czegoś pragnąłem, odczuwałem braki, chęci ukrycia swoich wad.
I tu kolejny dowód, że nie w życiu, ani ludziach problem ale w tym, że tłamsisz coś w sobie , uciekasz od tego, demonizujesz to, nie chcesz tego, itd.
I nie organizm wariuje, tylko umysł. Bo umysł próbuje to wytłumaczyć, racjonalizować.
Dlatego też kolejnym fundamentem zdrowia jest medytacja, której trzon to ignorowanie mentalnego bełkotu.
Nic nie musisz ukrywać, ani też nie masz braków, ani tym bardziej nie musisz ich niczym wypełniać.
Zamiast tego możesz zaakceptować to co czujesz, zmierzyć się z tym i przewartościować to, czego emocjonalność dotyczy. Więc raz jeszcze – nie wykonujesz teraz magicznego zaklęcia, tylko praktykujesz element – jeden element ważnej wewnętrznej pracy polegającej na oczyszczeniu się z tego co zalega, na przewartościowaniu tego, na podstawie czego w ogóle emocje powstały ale i nauki życia dojrzalszego.
To się samo magicznie nie zrobi. To należy praktykować, wybrać, tak żyć. Realnie. A nie fantazjować o tym.
To ćwiczenie jest ważne, bo jeśli jesteś w stanie spojrzeć sobie w oczy po popełnieniu błędu czy akceptacji swojego życia, czy podczas odczuwania bólu, to znaczy, że jesteś gotowy, by tym tematem się zająć i go rozwiązać. Na tym polega odwaga. Że mierzysz się z prawdą. Nie chowasz głowy w piasek. Oczywiście nie mówię o głupocie jak postawieniu się 4 osiłkom na ulicy, gdy sami ważymy 50 kg.
Ale postawienie granic szacunku do siebie, szanowanie siebie samego naprawdę nie wymaga ani siły fizycznej, ani toksyczności względem nikogo.
Widzisz więc, że sam pozwalałeś sobie na takie traktowanie. Nie wydzieliłeś granic, nie broniłeś siebie.
Oznacza to, że już sam siebie traktowałeś bez szacunku i inni to „tylko” odbijali swoim zachowaniem względem Ciebie
Granice wyznaczać próbowałem, niestety o i zawsze mieli silniejsze argumenty w dyskusji, nawet piesciami potrafili udowodnić, a że przegrywałem walkę wręcz z każdym sprytniejszym w tamtym momencie, tym bardziej potęgowało się we mnie poczucie bezsilności i szacunek do siebie coraz bardziej traciłem. Piszesz, jakbyś nie zdawał sobie sprawy, że chłopiec w wieku 11-12 lat, bardziej wrażliwy niż koledzy bardziej do siebie brał uwagi i docinki kolegów i to jest do tej poryz dziećmi, chłopcami w takim wieku.
Piszesz, jakbyś nie zdawał sobie sprawy, że chłopiec w wieku 11-12 lat,
Zdaję sobie sprawę. Ale to było wtedy. A teraz jest teraz.
Natomiast nie zmienia to faktu, że nawet jako dziecko nie każde postępowało tak jak Ty.
Praktycznie każdy spotkał się z jakąś dozą niechęci i toksyczności w wieku dziecięcym.
Jednak nie u każdego to trwało i się nasilało.
bardziej wrażliwy niż koledzy bardziej do siebie brał uwagi i docinki kolegów
Wrażliwość, a branie do siebie negatywności innych to dwa przeciwne sobie spektra.
Osoba mądra i zdrowa potrafi odróżnić negatywność innych lub nietrafioną krytykę od faktów na swój temat.
A nie buduje obrazu siebie na bazie zdania innych ludzi. Ty z jakichś powodów zdanie innych uznawałeś za zgodne z rzeczywistością.
A jeśli tak, to znaczy, że za rzeczywistość już z góry uznałeś właśnie to. Czyli sam musiałeś mieć takie zdanie o sobie.
I gdy znajdowałeś tego potwierdzenie, czułeś ból. Bo ból to informacja o dokonaniu błędów, głównie wewnętrznych. Ból zmusza do zatrzymania się i wejrzenia w siebie, przyjrzenia się temu co boli.
A że bolało często, to uznałeś, że jesteś wrażliwy. Ja się z tym nie zgadzam.
Natomiast wrażliwość to już taka jakość bycia w świecie, w której bierzemy pod uwagę dobro innych, w której przykre doświadczenia innych nie są tylko tłem ale też nie ubieramy stroju superbohatera i nie lecimy wszystkich ratować. Wrażliwości nie oznacza częstego odczuwania bólu i brania do siebie każdej negatywności na jaką natrafisz. Przeciwnie – wrażliwość oznaczałaby, że współczujesz tym osobom, a nie walczysz z nimi. Nie zgadzasz się ale też nie nienawidzisz.
Moje pytanie brzmi – czy od tamtego czasu coś się zmieniło w tej kwestii?
i to jest do tej poryz dziećmi, chłopcami w takim wieku.
Z mojego doświadczenia wiem, że tak jest również z chłopcami w wieku 20, 30, 40 lat i więcej.
Bo nigdy nie przepracowali tego jak żyli.
Mówię to wszystko, by podkreślić znaczenie odpowiedzialności i faktów. Nie byłeś ofiarą i wszystko czego doświadczyłeś miało związek z Twoimi wyborami, świadomością, percepcją, oporem, osądami, intencjami.
Tak było wtedy i tak też jest teraz. Bo to niezmienny aspekt życia.
Granice wyznaczać próbowałem, niestety o i zawsze mieli silniejsze argumenty w dyskusji,
Oznacza to, że wcale nie wierzyłeś w swoje argumenty. Wierzyłeś w to, co mówili oni.
Wynika to z tego, że nie miałeś zdrowych fundamentów do budowy własnego poczucia wartości, którego nie można skruszyć. A które jednocześnie jest otwarte na zdrową krytykę.
Bo gdybyśmy mieli nie popełniać błędów, to byśmy się nie urodzili na tej planecie.
nawet piesciami potrafili udowodnić,
Co ktoś Ci udowodnił pięściami?
To że ktoś Cię pobił i to w wieku dziecięcym nie oznacza o Tobie nic. Kompletnie nic.
Ale to że ktoś już jako dziecko sięga po przemoc fizyczną wiele mówi o tej osobie.
Natomiast co to wszystko znaczyło dla Ciebie jest istotne, bo zapewne nadal kierujesz się tą percepcją.
a że przegrywałem walkę wręcz z każdym sprytniejszym w tamtym momencie, tym bardziej potęgowało się we mnie poczucie bezsilności i szacunek do siebie coraz bardziej traciłem.
Rozumiem sytuację ale jednocześnie czy nie miało to miejsca już jakieś 10 lat temu?
I czy przez ten czas były podobne sytuacje?
Czy przez ten czas przeanalizowałeś swoją wartość, postrzeganie świata, sprawczość, męskość?
Czy to co ucierpiało podczas tych dziecinnych przepychanek uzdrowiłeś przez ten czas, przemyślałeś, odbudowałeś?
Czy możesz podać mi jakich argumentów używałeś wtedy, a jakich tamte dzieci? Jakie argumenty “były silniejsze” od Twoich?
Argumentacja na temat ludzkiej wartości nie ma nic wspólnego z siłą, tylko z tym, w co sami wierzymy.
Jeśli Twój obraz samego siebie jest marny, to żadna logika tu nie pomoże, bo Twój własny umysł znajdzie dowody na to, że jesteś marną istotą nie wartą niczego dobrego. I zgodzi się z argumentami innych. Co nie znaczy, że oni mają rację. Tylko oznacza to, że jedna i druga strona wierzy w błędną percepcją najpewniej zbudowaną na bazie dumy i wstydu (duma i wstyd to dwie strony tej samej monety).
Tak to działa i warto zdać sobie z tego sprawę.
Jeśli zaś porzucisz dumę na rzecz prawdy i spokoju, dostrzeżesz, że nic w świecie nie ma żadnego wpływu na Twoją wartość. Wartość życia jest niezmienna i jest nie do opisania. To największy dar jaki możemy posiadać. Co z nim zrobimy to oczywiście nasza decyzja. Jedni swojemu życiu nadają mądry sens i znaczenie i tak też żyją. A inni mniej mądry. Natomiast nic i nikt nie broni nas przed tym, by swoje życie oraz doświadczenia (wliczając przeszłe) przewartościować.
Zaś wyrokowanie o sobie czy o innych, osądzanie – to wszystko błędy, kolosalne błędy percepcji. Bo nie uwzględniają 99% faktów albo jeszcze więcej.
Religie od tysięcy lat pouczają, by zostawić osądy Bogu, bo człowiek nie jest do nich zdolny.
Wiesz dlaczego cierpisz i się uzależniłeś? M.in. dlatego, bo uwierzyłeś w błędne osądy innych ludzi na Twój temat.
A wątpię czy tamte dzieciaki były na tyle dojrzałe, by dokonać obiektywnej, świadomej, zdroworozsądkowej analizy. Raczej bawiły się Twoim kosztem, bo widziały, że mogą i nic im nie grozi. To zwykła dziecinada. Wulgarna i bolesna, szczególnie w tak młodym wieku ale nie stanowi nic więcej. Tylko głupią, bezmyślną zabawę.
Zaś to dlaczego cierpimy wynika z naszych błędów, a nie czyichś.
I to bardzo dobra wiadomość, bo aby przestać cierpieć i zacząć poprawiać swoje życie i doświadczenia nikt nie musi się zmienić. Ani nic. Tylko my.
W teorii najbardziej obiektywne osoby, rozsądne, racjonalne i mądre zasiadają w sądzie, by wyrokować nad sprawami. Tylko najmądrzejsi i kierujący się intencją prawdy i sprawiedliwości powinni zajmować taką pozycję, a i tak wszystko co robią powinno opierać się na pokorze. Czyli m.in. tym, że mogą się mylić i że ich osądy wynikają z percepcji ich, świadków, zgromadzonych dowodów, argumentów, itd. Więc nigdy nie jest to cała prawda. Nigdy.
Reszta ludzi nie jest nawet odrobinę zdolna do wydawania mądrych osądów. Oczywiście nie mówię, by tego unikać, bo rozumiem, że raczej nikt nie jest na to gotowy. Mówię tylko by zdać sobie sprawę, że każde wyrokowanie jest KOLOSALNIE ograniczone i z góry błędne.
Czyli każdy Twój osąd o sobie jest błędny oraz o innych też jest błędny. Jak i osądy innych o Tobie też były, są i będą błędne.
I wtedy również.
Ale jeśli wtedy w to uwierzyłeś i nigdy się nie zająłeś tym przekonaniem, ani emocjonalnością, która się pod tym kryje, no to nadal to w sobie nosisz i się tym kierujesz.
Czy w swoim życiu czujesz się sprawczy, czy tak jak wtedy – bezsilny? Czy Twoje argumenty, albo inaczej – pewność siebie – mają stabilny fundament? Czy są chwiejne i kruche, gotowe by je zmienić, gdy np. poczujesz strach i niepewność?
Dlaczego wtedy się zgodziłeś z tymi dzieciakami? Zrobiłeś to, bo na coś miałeś nadzieję – np. że dadzą Ci spokój. Ale czy dali? Z tego, co mówisz nie.
Witam, gdzie znajdę opis do tego ćwiczenia? Przy okazji dziękuję, jestem oświecony dzięki treści Twojej pracy. Muszę wytrwać w kursie.
Hej Damianie!
Dziękuję za komentarz!
gdzie znajdę opis do tego ćwiczenia?
Opis powinien pojawić się automatycznie przy końcówce filmu. To warunek, by to ćwiczenie otrzymać – należy obejrzeć cały film.
Jeśli przerwałeś, to niestety obejrzeć trzeba od nowa.
Jeżeli go już raz obejrzałeś prawie do końca, to możesz go włączyć i wyciszyć, a w tym czasie zająć się czymś innym.
Przy okazji dziękuję, jestem oświecony dzięki treści Twojej pracy.
A czy możesz powiedzieć coś więcej o tym “oświeceniu”?
Co zrozumiałeś?
Muszę wytrwać w kursie.
Pytam o “oświecenie” m.in. dlatego, bo to zdanie jest podejrzane.
Co to znaczy “wytrwać”? Kurs to nie jest przeciąganie liny, tylko wiedza, narzędzia i ćwiczenia, które możesz wnieść do swojego życia. Nikt Cię do tego nie zmusza.
Co, czy i jak zastosujesz to Twoja odpowiedzialność, bo to Twoje życie.
Nawet “przerobienie kursu” do końca, to jak przeczytanie do końca książki kucharskiej. Nie oznacza to, że automatycznie stałeś się mistrzem kuchni.
To wymaga praktyki. To, że raz sobie zrobisz dany posiłek, nie oznacza, że zacznie się on magicznie pojawiać sam, gdy będziesz miał na niego ochotę.
Tak samo ze wszystkim w życiu – jeśli czegoś chcesz, to należy podjąć się wysiłku.
To czy “nie wytrwasz” w przygotowywaniu posiłku to tylko i wyłącznie Twoja decyzja. Do niej również nikt Cię nie zmusza.
A nawet jak przygotować posiłku się nie uda lub wyjdzie niedobry, to zawsze możesz przeanalizować co możesz poprawić i spróbować po raz kolejny. Aż do skutku.
To się niczym nie różni, niż cokolwiek innego w życiu. Głupotą jest tylko robić coś na siłę, na ślepo, bez świadomości co się robi i dlaczego oraz w kółko robić to samo i liczyć, że w końcu wyjdzie coś innego.
I ostatnia wątpliwość – o jakim kursie mówisz? Na razie otrzymujesz ode mnie darmowe filmy informacyjne o samym problemie wyjaśniające w skrócie naturę uzależnień, mity, problemy z nimi związane, etc. To nie kurs – to nie lek. To dopiero ulotka leku.