Informacje Dla początkujących

▶ Przejdź do najczęstszych błędów.
▶ Przejdź do mitów.

▶ Przejdź do Przewodnika po Serwisie Wolność od Porno.

Pierwsze kroki

Witam Cię serdecznie!
Tę stronę stworzyłem, by pomóc Ci postawić pierwsze kroki w Twoim dążeniu do wyzdrowienia z uzależnienia i wolności.
Chcę podkreślić, że “wolność od porno” to nie tylko fajnie brzmiące hasełko. Co w ogóle rozumiesz pod słowem – “wolność”? Co to jest wolność? Co oznacza?
Powiem Ci.
Wolność to świadomość własnych wyborów i decyzji i pełna odpowiedzialność w ich podejmowaniu.
Bo już jesteś wolny/a! Możesz w dowolnym momencie włączyć porno. Czy to nie wolność? Nawet jeśli straciłeś/aś pracę, związek, zdrowie – nadal możesz oglądać porno godzinami. Czy to nie wolność? Czy ktoś Ci cokolwiek każe? Np. płacić podatki, chodzić do pracy, mieć żonę, dzieci, golić się czy myć? Nie! Nawet jeśli stałby nad Tobą urzędnik z sądowym nakazem opuszczenia domu, nie może Cię do niczego zmusić. Oczywiście siedzenie w celi wiąże się z pewnymi ograniczeniami, niemniej to, że zostaliśmy do niej wrzuceni wiązało się z tym, że my dokonaliśmy takiego wyboru.
Czym więc się ona różni od wolności, o której mówię ja? Różni się pełną swobodą i świadomością własnych decyzji, a także ich przyczyn oraz korzyści jakie mamy z ich podjęcia. To także pełna świadomość konsekwencji tych decyzji.
Więc mówienie sobie – “Wybieram porno, to mój wybór, za który biorę odpowiedzialność” to dalej oszukiwanie samych siebie. Wolność byłaby, gdybyś potrafił(a) odpowiedzieć na problem, który masz w inny sposób, niż przez włączenie pornografii ale mimo to wybrałbyś/wybrałabyś pornografię wiedząc, że to problemu nie rozwiąże. Czyli obejrzałbyś/obejrzałabyś pornografię bez żadnego przymusu. A tak nie jest NIGDY.
Wolność jest wtedy, gdy z niczym nie ma nawet minimum problemu. Gdy wszystko akceptujesz. Ale już oczywistym powinno być, że jeśli sięgasz po porno w jakichś okolicznościach, to w tych okolicznościach, z czymś masz problem, którego nie potrafisz rozwiązać. Z czymś sobie nie radzisz. Więc wobec tego nie jesteś wolny/a.
Jaki jest poziom Twojej świadomości siebie, swojego życia, problemów, własnych intencji, celów, zamierzeń, marzeń? Czy swoje życie postrzegasz przez pryzmat spokoju, akceptacji i wdzięczności czy raczej oporu, lęku, winy, frustracji?
Jak do tego wszystkiego ma się pornografia?
Nie spotkałem jeszcze człowieka, który radziłby sobie ze wszystkim w swoim życiu, a i tak oglądał pornografię.
Ona będzie zawsze dostępna. Zbyt dużo ludzi regularnie po nią sięga. Bo bardzo wiele osób nie radzi sobie z czymś w swoim życiu i ucieka od tego.
Ale czy Ty zdajesz sobie sprawę, że są rozwiązania na Twoje problemy inne, niż pornografia? Takie, które realnie przyniosą Ci dużo dobrego?
Czy obecnie rozwiązujesz te problemy swobodnie, odważnie? Czy żyjesz swobodnie i odważnie? Jeśli nie – nie jesteś wolny/a w swoim wyborach. Coś Cię więzi. Coś, czego nie jesteś świadomy/a. Nie możesz więc oszukiwać się, że wybierasz pornografię i bierzesz za to odpowiedzialność. Bo na razie widzisz tylko jedną stronę medalu. Wolność oznacza, że widzisz wszystkie strony i wybierasz z uwzględnieniem nich.
Większość ludzi uzależniło się, bo nie byli świadomi konsekwencji tych wyborów. Rozumiesz? Nikt nie uzależnił się wybierając to świadomie i odpowiedzialnie, bo nikt nie był świadom konsekwencji tych wyborów! Co więc teraz można powiedzieć o wolności? Obecnie wybierasz przez nawyki, które stworzył Twój umysł. Dorabianie do tego filozofii to samooszukiwanie się.
Poza tym nie wybierasz pornografii, bo ją lubisz. Nikt tego nie robi, bo lubi porno. Wybierasz porno, bo lubisz KORZYŚCI jakie masz z jej oglądania.
Czy wiesz jakie są to korzyści? Czy wiesz, że i w jaki sposób jeszcze możesz je osiągnąć? Jeśli nie – nie jesteś wolny/a.
Do tej pory nikt z zapytanych czy ponownie dokonaliby tych samych wyborów wiedząc już ile cierpienia się z tym wiązało, nie odpowiedział, że podjąłby te same decyzje po raz kolejny.
A Ty?
Nie próbuj wygrać z uzależnieniem za pomocą logiki – “Teraz wiem już lepiej i nie powinienem/nie powinnam wybierać pornografii”. To Cię zgubi.
Nawyki, które powstały działają poza logiką i zdrowym rozsądkiem.
Im właściwszy ustalisz kierunek już na starcie, tym mniej korekt będzie potrzebne w przyszłości i tym szybciej dojdziesz do mety z mniejszą ilością dodatkowych problemów.
Spokojnie, odetchnij. Pośpiech w niczym nie pomoże. Napięcie, opór, wielkie wymagania i oczekiwania też nie.
Zbyt dużo ludzi próbuje, zaczyna z wielką ekscytacją i padają na pierwszych problemach, na które nie byli gotowi. I które liczyli, że “przeskoczą”, ominą.
Już teraz możesz wykonać ćwiczenie relaksacyjne – pozwól sobie zrelaksować się. Poproś o to swoje ciało i umysł. Powiedz “Kochane ciało/kochany umyśle, zrelaksuj się”. Weź głęboki, wolny wdech i wydychaj to całe napięcie, które czujesz. Powtórz 2-3 razy. Możesz się uśmiechać w tym czasie.
W stanie spokoju i relaksu pracuje się najwydajniej i widzimy najlepsze, najefektywniejsze rozwiązania.
Ogromnym błędem jest utrzymywanie napięcia, stresu, oporu.
Zamiast napięcia, gonienia się z czasem, walki, zmagania, zmuszania się, pomogą Ci tzw. “baby steps” – malutkie ale pewne kroki do przodu, w odpowiednim, mądrze ustalonym CELU. Nie wielkie zrywy jak w filmach, w których bohater jednego dnia nawet nie pocąc się zabija 100 bandytów, ma seks z kilkoma pięknymi kobietami, podpisuje kontrakty na miliony dolarów i cały czas dobrze się bawi. I nawet nie pogniotła się mu marynarka! Nie zabrudziła się!
Fikcję zostaw tam, gdzie jej miejsce – w wyobraźni i na ekranie telewizora. Wyobraźnia przydaje się tam, gdzie jest popyt na fikcję. W Twoim życiu na razie jest deficyt faktów, odpowiedzialności, trzeźwości. Nie możesz sobie pozwolić na życie fikcją, jeżeli chcesz wyzdrowieć.
Więc teraz pora “zejść” do rzeczywistości – do własnego życia. Tylko “tu” możesz dokonać korekt i naprawić to, co nie działa. Zdrowia sobie nie wymyślisz. Tylko przywrócisz je zajmując się swoim życiem uczciwie, odważnie, rzetelnie, szczerze. Podkreślę – masz się zajmować TWOIM życiem, a nie kogoś innego.
Być może nie zdajesz sobie sprawy ale w temacie uzależnienia od pornografii prawdopodobnie mam największe doświadczenie, wiedzę i mądrość w tym kraju. Dzięki anonimowemu podejściu, prowadziłem szczere rozmowy z setkami uzależnionych. Wymieniłem już blisko 90 000 maili na ogromną ilość różnych tematów i problemów przenikających się z uzależnieniem oraz z codziennym życiem. Dzięki osobistej współpracy z uzależnionymi oraz dzięki temu, że sam przeszedłem przez ten problem, mam unikalną i bardzo wartościową perspektywę. Większość psychiatrów, psychologów i seksuologów nigdy nie doświadczyło żadnego uzależnienia, nie mówiąc o nowym uzależnieniu od pornografii. A ja tysiące godzin poświęciłem na szczere rozmowy z ludźmi na tematy, o których oni sami wstydzili się rozmawiać nawet z terapeutami i bliskimi!
Sam także miałem bardzo dużo problemów przez uzależnienie i wiele z nich rozwiązałem. Więc moje doświadczenie opiera się głównie na praktyce.
Rzucenie pornografii” to błędnie określony cel. Taki cel nie sprzyja Twojemu wyzdrowieniu.
Dlaczego niepoprawne jest coś tak pozornie oczywistego? Wyjaśnię to w najczęściej popełnianych błędach, które znajdziesz poniżej na tej stronie.
Większość ludzi pisze mi – “Jak rzucę pornografię, to będę miał(a) więcej energii, czasu, odwagi”. Ale tak po prostu nie jest, nie będzie. Bo to przez co te osoby nie mają energii, czasu i odwagi jest jednocześnie tym, przez co sięgają po pornografię.
W tym momencie masz przed sobą 2 wolne dni. Zero obowiązków i zmartwień. Co z nimi zrobisz? Odpowiedz na to pytanie. Stanie się jasne, że nie w pornografii jest tutaj problem.
Zajęcie się tylko porno nie rozwiąże PRZYCZYN problemów. Porno to najczęściej nie przyczyna, tylko rezultat. Rzucenie porno umożliwi Ci zajęcie się przyczyną ale samo w sobie nie stanowi pozbycia się przyczyny.
Tak, po rzuceniu porno będzie Ci łatwiej, dużo łatwiej zająć się zaniedbanym obszarem życia (np. poznawaniem kobiet).
I żeby rozwiązać niektóre (wiele) z problemów kompletnie rzucenie oglądanie porno jest warunkiem koniecznym.
Ale emocje, które czułeś będą Ci towarzyszyć tak samo jak w przeszłości. Rzucenie porno samo z siebie nie rozwiąże nic.
Wiesz dobrze co czułeś/aś, gdy próbowałeś/aś naprawić te obszary swojego życia… Przecież nie zaniedbałeś/aś tych przyczyn przez porno, tylko przez to, z jakich powodów pojawiła się pornografia jako preferowana opcja.
Pornografia to dla Ciebie na razie jedyna taka “bezpieczna przystań”, gdy czujesz się źle – np. czujesz ogromny stres, smutek, gdy czujesz się bezsilny/a. Prawda? Więc na razie rzucenie pornografii to dla Ciebie porzucenie tej “bezpiecznej przystani”. Z czym wtedy zostaniesz? Z problemami, których boisz się rozwiązać, których nie potrafisz rozwiązać lub wobec których czujesz bezsilność, żal, wstyd, winę, opór.
Właściwym podejściem jest –
wychodząc z uzależnienia uczysz się rozwiązywać problemy i radzić sobie z emocjami i oporem, które będziesz wtedy odczuwać.
Podobnie z myślami i wieloma innymi tematami. Zdobędziesz więc niezbędne umiejętności i doświadczenie, by przenieść je z korzyścią na resztę obszarów swojego życia.
Wychodzenie z uzależnienia to holistyczny proces, w którym nie tylko zmieniasz swoje życie na lepsze ale też stajesz się osobą, która z tym nowym życiem poradzi sobie bez zbędnego zmagania i cierpienia.
Udźwigniesz każdą zmianę, bo wprowadzając ją automatycznie oczyścisz się z tego, przez co mógłbyś/mogłabyś ją z czasem sabotować. I tak jak na siłowni – wykonujesz jedno ćwiczenie naraz. W końcu stajesz się osobą, która to ćwiczenie wykonuje bez problemu.
Próba ruszenia we wszystkich kierunkach naraz zakończy się szybciej, niż się zaczęła, a Ty padniesz bez siły. Mógłbyś się zmusić, zadbać o siebie, kupić sobie nowe ciuchy, wynająć stylistę, poznać kobietę, oczarować ją, wejść w związek. A potem co? Jak długo będąc dokładnie taką samą osobą utrzymałbyś ten związek? Jeśli nie radziłeś sobie sam ze sobą, to jak poradzisz sobie już z dwiema osobami?
Jeśli w tym procesie Ty się nie zmienisz, to sądzisz, że utrzymasz na zadowalającym poziomie życie, w którym dzieje się dużo więcej? Nie mówię tego, by Cię zniechęcić, tylko podać Ci poprawny kierunek.
Niech jedną z motywacji będzie rzucenie pornografii ale niech nie będzie to Twoja jedyna motywacja.
Napisz w komentarzu jakie motywacje jeszcze masz, by wyjść z uzależnienia.
Gdy widzisz piękną kobietę i czujesz wielki wstyd, strach i opór, by do niej podejść, to robi pornografia? Nie. Pornografia uniemożliwia Ci podejść do niej? Czy kiedykolwiek tak było? Nie. Problem leży gdzie indziej. Gdybyś wyrzucił komputer i telefon, nie miał szans obejrzeć porno przez najbliższe 10 lat, to co by to zmieniło w kwestii tej sytuacji? Podszedłbyś do tej kobiety? A może nie podszedłbyś, bo powiedziałbyś, że bez telefonu to wstyd?
A gdybyś zajął się właśnie tematem nieśmiałości, niepewności, strachem i oporem, podszedł do tej kobiety, zagadał z uśmiechem i miło spędził z nią czas, po czym także czułbyś się fantastycznie – czy to nie załatwiłoby obu problemów naraz? Nie tylko rozwinąłbyś się w obszarze relacji damsko-męskich ale zniknęłaby także potrzeba obejrzenia pornografii. Bo nie byłoby od czego uciekać. Oczywiście nie każde podejście zakończyłoby się takim sukcesem, więc krytyczna byłaby także nauka radzenia sobie z porażkami. Ale ponownie –
gdybyś nauczył sobie radzić z emocjami po porażce, to przecież to stałoby się niezwykle cenne w całym Twoim życiu!
Nagle próby rozwiązywania WSZYSTKICH Twoich problemów przestałyby Cię przerażać!
Gdybyś jednak w tym momencie zaczął przyglądać się swoim myślom, zobaczyłbyś zapewne tylko przerażenie, brak nadziei, niemoc, chęć ucieczki i jak najszybszej ulgi. Słowem – brak rozwiązań. Co więcej – Twoją intencją być może nie jest nawet teraz poznanie kobiety, tylko ucieczka od uczucia samotności i uniknięcie dyskomfortu. Czyli dokładnie to, przez co wybierasz pornografię.
W trakcie studiów moją intencją praktycznie nigdy nie było pełne, spokojne zrozumienie tematu, zagadnienia, tylko siadałem do nauki jak ofiara, bo MUSIAŁEM się uczyć. I tyle. Chciałem przestać się czuć jak ofiara, chciałem tylko zaliczyć przedmioty i skończyć studia, których nawet nie lubiłem.
Więc studia postrzegałem jako niezbędny problem. Traktowałem się jak ofiarę, a naukę, testy, wykłady, laboratoria jako zło konieczne. Dlatego było mi bardzo ciężko. Po 2 semestrze mało brakowało, a zostałbym wywalony.
Nie kierowałem się tym, co pozytywne. Nie wybierałem z poziomu chęci i dlatego było mi bardzo ciężko. A z gromadzonymi emocjami “radziłem” sobie za pomocą porno i masturbacji. Miałem w sobie tyle oporu i napięć, że masturbacja wydawała się jedynym źródłem przyjemności.
Potem ten sam schemat stosowałem także w życiu zawodowym, w związku, w życiu osobistym. I w każdym z tych obszarów było mi tak samo trudno i tak samo na te trudności reagowałem oglądaniem pornografii. Jakość każdego z tych obszarów malała.
Na razie porzuć oczekiwania względem całego procesu. Ustal cel – wyjście z uzależnienia poprzez rozpisanie dlaczego po nie sięgasz, w czym sobie nie radzisz w swoim życiu i w/z czym sądziłeś/aś, że porno Ci pomaga. I zacznij realizować jeden temat naraz. Lista tematów, którymi niezbędne jest się zająć musi powstać. Nawet jakby miała 100, a nawet 200 pozycji – ok!
Zajęcie się przyczynami jednego z nich osłabi konstrukcję wszystkich innych.
Nie pozwól sobie “przytłoczyć się” nawet bardzo obszerną listą. Już masz te problemy, więc dodatkowe zamartwianie się nimi nic nie zmieni. Ale teraz dzięki temu, że jesteś ich świadomy/a, możesz zacząć je rozwiązywać.
Przepis na zupę też ma swoje kroki. Jeśli spróbujesz wykonać wszystkie naraz lub jeśli pominiesz kolejność, zupa Ci nie wyjdzie. Ale jeśli zrobisz porządnie jedną zupę, to zrobienie każdej innej stanie się łatwiejsze. Czy gdyby przepis miał 100 kroków, to by Cię przytłoczył? Niby w jaki sposób? Na Twoim miejscu bym się cieszył, bo wykonanie tylu szczegółów, by przyrządzić posiłek na pewno spowoduje, że będzie fantastyczny w smaku!
Tak samo, a nawet dużo bardziej, odnosi się to do wychodzenia z uzależnienia i dbania o swoje życie.
Im więcej problemów dostrzeżesz – im więcej stanie się świadome – tym lepiej!
Najpierw w ogóle określ po co Ci zdrowie – jak je wykorzystasz? Jak wykorzystasz wolny czas, energię, odwagę, chęci? Czyli określ kierunek w jakim zamierzasz się udać. Opisz swoje życie, które zamierzasz wieść – ta wizja ma Cię prowadzić.
Nie wychodzisz z uzależnienia dla samego wyjścia z uzależnienia, tylko robisz to, by mieć takie życie, o jakim marzysz.
A teraz określ co trzyma Cię w miejscu – określ czym jest dla Ciebie uzależnienie, dlaczego je wybierasz? Co sądzisz, że Ci daje? A może coś zabiera? Jaką rolę pełni w Twoim życiu?
I proszę nie sądź, że jeśli coś poczytałeś/aś na tym Serwisie czy gdziekolwiek innym, to posiadłeś/aś mądrość. Fakty są takie – jeśli pornografię oglądasz, to pełni ona dla Ciebie ważną rolę. Bo wybierasz ją pomimo tego, że już wiesz, że niszczy Ci mózg. Masz więc co najwyżej wiedzę ale nie mądrość. Coś nadal jest dla Ciebie ważniejsze od Twojego mózgu, życia, zdrowia! Co i dlaczego?
Nic z tego nie masz zrobić w głowie. W głowie masz płonący burdel na kółkach. Czy siedziałbyś/siedziałabyś w płonącym budynku?
Weź notatnik i długopis – tak jak zalecałem w darmowych wideo – i zacznij pisać. Zacznij wychodzić ze swojej głowy!
I po prostu zacznij. Jeden krok naraz. Nie rozmyślaj ile czasu minęło, ile będziesz potrzebował(a). Po prostu zacznij. Postaw jeden krok. Jak się przewrócisz, ok! Powstań i postaw go, aż poczujesz się pewnie. Brawo! Jesteś nie tylko jeden krok bliżej celu ale też ten krok nauczyłeś/aś się stawiać bardzo dobrze i pewnie!
W ten sposób nie tylko wyrabiasz sobie umiejętności ale też pewność siebie!
Nie ważne ile Ci to zajmie. To ma najmniejsze znaczenie. Już rozpocząłeś/rozpoczęłaś podróż. Teraz ona jest ważna. Jeśli nie zboczysz z kursu, to osiągnięcie celu jest tylko kwestią czasu.
Dla wielu osób jest naprawdę szczere ustalenie tego celu. Odpowiednie nastawienie kompasu – kierunku.
Dlatego jeśli nie odpowiedziałeś/aś na zadane wcześniej pytania – wróć do nich TERAZ i TERAZ na nie odpowiedz. Jeśli jeszcze nie kupiłeś/aś notatnika – idź do sklepu i zrób to TERAZ. Nie idziesz podbić antycznego miasta Troi z tysiącem żołnierzy na basztach, tylko kupić zeszycik i wypisać kilka faktów ze swojego życia. Przyglądaj się temu procesowi decyzyjnemu i intencji – odpuszczenie oporu, by zrobić to, co niezbędne. Ta pozornie nie mająca większego znaczenia czynność pójścia do sklepu po zeszyt pomimo odczuwanego oporu może nauczyć Cię bardzo dużo jak podejmować decyzje i jak radzić sobie z oporem.
Pewność siebie to pewność, że poradzisz sobie z konsekwencjami obranej decyzji. A nie że na pewno osiągniesz cel! Pewność siebie to pewność, że popełnisz błędy, a nawet odniesiesz porażkę, a i tak Cię to nie zatrzyma! To pewność Twoich intencji i decyzji! A one są niezależne od emocji! Możesz się bać, a i tak zrobić to, co niezbędne! Możesz czuć opór, a nawet bać się, być pełnym napięcia, a i tak możesz pójść i kupić notes. To małe zwycięstwo ale tej “wojny” nie wygrywa się jednym wielkim zwycięstwem, tylko tysiącem niewielkich.
Najlepsi na świecie koszykarze mają mniej więcej 50% skuteczność rzutów. Po latach ciężkich treningów, latach praktyki, tysiącach rozegranych meczy. Osiągają około połowy skuteczności w rzutach. A ile razy nie trafili, by osiągnąć taką skuteczność? Miliony. Miliony porażek, by osiągnąć 50% skuteczności. I nawet oni mają lepsze i gorsze dni.
Widzisz więc jak niedojrzałe, a wręcz dziecinne jest sądzić, że Ci się wszystko uda zrobić od razu.
Więc jak budujesz pewność siebie? Popełniając błędy W DĄŻENIU DO CELU i radząc sobie z konsekwencjami.
Musisz więc popełnić błędy i się z nimi zmierzyć, a także zmierzyć się z własnymi emocjami, by zbudować pewność siebie. Uciekanie od strachu, wstydu i poczucia winy nie rozwinie Cię.
Zauważ, że gdyby kwiat nie chciał rozłożyć liści, bo bałby się wiatru, nigdy by nie wyrósł.
Tak jak w przypadku pójścia do sklepu po zeszyt nie rozwinie Cię kupienie zeszytu, tylko zmierzenie się z oporem i jego odpuszczenie. Sama czynność ma stanowić tego reprezentację. Potwierdzenie, że to zrobiłeś/aś.
Doświadczenie w praktyce jest niezbędnym elementem rozwoju.
Następnego dnia możesz odpuścić opór i pójść do sklepu kupić sobie np. ulubionego batona. Bo tak – by sprawić sobie przyjemność, która przy okazji nie zniszczy Ci mózgu i której INTENCJĄ nie będzie ucieczka od dyskomfortu czy nudy, tylko coś pozytywnego – faktyczne danie sobie przyjemności, danie sobie prezentu. Jak osobie, którą lubisz i o której dobre samopoczucie zabiegasz.
A końcu takie podejście będziesz miał(a) odnośnie pracy, obowiązków, wyzwań, marzeń i celów osobistych. Tak samo możesz kroczek po kroczku podchodzić do wszystkich uczuć jakie masz odnośnie różnych aspektów swojego życia. Przestać od nich uciekać i zacząć się z nimi mierzyć.
Na razie wszystko jasne? Jeśli coś jest niejasne, na dole możesz napisać komentarz i zadać swoje pytanie.

Najczęstsze błędy

Pomimo moich usilnych starań, masa ludzi nadal popełnia kardynalne błędy. Dalej dają się prowadzić społecznemu programowaniu – własnym przekonaniom odnośnie uzależnienia, emocji, myśli, umysłu, podświadomości… a nie faktom i poradom specjalisty.
Popełnianie podstawowych błędów uniemożliwia wyzdrowienie. Uzależnienie to zbyt potężny mechanizm, by wyrwać się z niego bez skorygowania fundamentalnych błędów. Jeśli nie nauczysz się dodawać, nie opuścisz pierwszej klasy. A dodawanie nie tylko pozwoli Ci opuścić pierwszą klasę ale jeszcze niezwykle przyda Ci się w życiu.
To samo z wiedzą, umiejętnościami i doświadczeniem, które poznasz na swojej drodze uwalniania się z uzależnienia. Nauczysz się tego, co praktyczne. Zaś teraz wybierasz mniej lub bardziej świadomie to, co niepraktyczne, nieefektywne i nieraz niezwykle szkodliwe – oglądanie pornografii.
Dlatego przeczytaj ten rozdział i upewnij się, że Twoje podejście NIE JEST takie jak tu przedstawiłem, a jeśli tak jest skoryguj je wedle zaproponowanych sugestii.
Podkreślę – to, że sobie to przeczytasz kompletnie nic nie zmieni. Zmieni dopiero wdrożenie tego w sytuacjach, w których dotychczas wybierałeś/aś po staremu. Mądrość i doświadczenie przychodzą przez praktykę i naukę w praktyce, a nie teorię.

WoP-Dla-Poczatkujacych-FAQ

1. Jak podchodzisz do wpadki?
Co robisz po wpadce? Obwiniasz się, wstydzisz, karzesz, nienawidzisz, wmawiasz sobie bezsilność? A może czujesz ból, że musisz zacząć walczyć od nowa i liczyć “dni czystości”?
Zaobserwuj i ZANOTUJ jak postępujesz po wpadce. A następnie odpowiedz na pytanie – “Czy to mi pomaga?”
Wbrew pozorom to, co zrobimy, gdy będzie już “po ptokach” jest nadal niezwykle ważne. Bo to przecież cały czas Twoje życie i nadal będziesz doświadczać konsekwencji Twoich wyborów.
Żadna ilość ani cierpienia, ani bólu, ani strachu, ani stresu, ani obwiniania, ani wstydu nie zabezpieczy Cię następnymi konsekwencjami nierozsądnych decyzji.
Choćbyś cierpiał(a) największe katusze, to gdy upuścisz sobie coś ciężkiego na nogę, poczujesz jeszcze więcej bólu! Taki to “niesprawiedliwy” jest ten świat! ;) Uzależnienie to konsekwencja Twoich decyzji. Nie zniknie tylko dlatego, bo sięgasz dna cierpienia.
Jak właściwie podejść do wpadki?
Przede wszystkim –
krytyczna sprawa to jest to, co zrobisz !!!PRZED!!! wpadką.
Tym zajmiemy się dokładnie w następnej części tych materiałów. (!)
Po fakcie możemy jedynie zadbać o to, by nie spowodować dodatkowych zniszczeń ale do zdrowia i wolności bardzo Cię to nie przybliży. Jednak znacząco ważne jest, że właściwie postępowanie po wpadce nie oddali Cię od zdrowia. A gwarantuje też utrzymanie właściwego kierunku.
Po wpadce na pewno będziesz pełny/a napięć, stresu, być może bólu, wstydu, winy, żalu, strachu. Zacznij obserwować te uczucia. Nie uciekaj w umysł tak jak przed chwilą uciekłeś/aś w pornografię. Nie uciekaj od swojego wnętrza. Dostrzeż swoje uczucia i zaakceptuj je – najlepiej jak potrafisz puść opór przed nimi. Zostań ze sobą. Nie uciekaj.
Nie cierpisz przez swoje uczucia ale przez to, że się im opierasz.
Warto wziąć pod uwagę, że po wpadce i tak poczujesz to, od czego próbowałeś/aś uciec, czego próbowałeś/aś uniknąć.
Dostrzeż czy jest potrzeba obwiniania się, karania siebie, użalania się? Jeśli tak – nie idź w tę stronę. Jednocześnie nie opieraj się temu.
Opór powoduje nie tylko cierpienie ale także to, że uczucie, któremu się opierasz nie znika, a nawet rośnie.
Przez jakiś czas, chociaż kilka minut bądź ze sobą, odpuszczaj opór i nie pozwól sobie zacząć się obwiniać.
Znajdź jakąś czynność – coś co lubisz robić. Nawet jakby to było inne uzależnienie ale którego konsekwencje są dużo mniej dotkliwe jak oglądanie seriali czy gry komputerowe. Nie oczarowuj się, że ono załatwi problem. Ale jeśli nie potrafisz na razie poradzić sobie z tym co czujesz, to być może gdy w mniej destrukcyjny sposób stłumisz część tego, będzie Ci łatwiej poradzić sobie z tym, co nadal będziesz czuć świadomie.
Możesz także, co zalecam, wziąć prysznic, bo ciało potrafi śmierdzieć szczególnie po długich i częstych sesjach. Być może w trakcie się spociłeś/aś. Zadbanie o higienę samo w sobie poprawi Ci samopoczucie. Napij się. Uzupełnij płyny. Możesz zrobić ćwiczenia rozciągające i rozmasować miejsca, w których nagromadziło się napięcie.
Podczas brania prysznica upewnij się, że nie będziesz się obwiniać, ani wstydzić. Unikniesz dzięki temu migreny i jeszcze większego napięcia. Stało się. Trudno. Ważne co dalej.
Często gdy już masz myśli o pornografii pomoże już samo wstanie od komputera i wyjście z pokoju, zostawienie telefonu. Zmiana zewnętrznych warunków spowoduje, że umysł zajmie się analizą nowej sytuacji i być może na moment przestanie uciekać.
Twój umysł może także starać się wyprojektować emocje na coś innego – np. przeszłość, obawy na przyszłość, może zacząć rozpamiętywać przeszłość. To również ucinaj. Nie pozwól sobie zahipnotyzować się tym mentalnym jazgotem. Jednocześnie nie walcz z nim, nie staraj się go uciszyć. Załóż, że on będzie i nic z nim nie rób.
Również prawie na pewno pojawi się obwinianie siebie, wstyd, żal. Pamiętaj, że to tylko bezosobowy proces. To nie dotyczy Ciebie. Nieświadomość nie czyni Cię ani złą, ani gorszą osobą. Tylko doświadczasz konsekwencji wielu swoich błędnych decyzji. To spodziewane i normalne. Można sobie z tym poradzić. Co więcej –
te błędy to rezultat negatywnego programowania, a nie tego jaką jesteś osobą!
Jeśli odpowiedziałeś/aś “nie” na pytanie – “Czy wiedząc do czego dojdzie, nadal wybrałbym/wybrałabym oglądanie pornografii?”, to znaczy, że wybrałeś/aś ją nieświadomie. Ale niemożliwe było uniknięcie konsekwencji – w tym stworzenia nawyków.
Nie zasługujesz na cierpienie, ani smutny los. Ale jeśli nie dokonasz korekt, te sytuacje będą miały miejsce, bo to naturalne konsekwencje Twoich wyborów. Jeśli włożysz palce w kontakt, to nie doświadczasz kary, tylko konsekwencji. Ani prąd, ani kontakt Cię nie karzą. Ten ból także nie świadczy, że jesteś złą osobą! Co więcej – gdybyś nigdy nie dowiedział(a) się np. z lekcji w szkole, że wsadzenie palców do kontaktu jest niebezpieczne, prawie na pewno byś to zrobił(a)! I setki milionów ludzi także! Ja zapewne też!
Czy więc kiedykolwiek usłyszałeś, że oglądanie pornografii jest aż tak niebezpieczne?
Po prostu nie masz podstaw, by się o to obwiniać i wstydzić!
Uzależniłeś/aś się m.in. przez to, BO JUŻ uważałeś/aś się za kogoś gorszego, niewystarczającego, niezasługującego. Zostałeś/aś tym zaprogramowany/a. Tłumaczyłeś/aś sobie w ten sposób wstyd, który następnie tłumiłeś/aś. A przez to on cały czas w Tobie zalegał. Zaś Twój umysł kleił się do kolejnych wytłumaczeń i racjonalizacji. A NIC z tego nie jest prawdą. Jednak konsekwencji na tej planecie nie można uniknąć. Tym bardziej pornografia stawała się coraz bardziej atrakcyjna – bo jej oglądanie zmieniało Twój stan na wyższy. Ale nie trwale.
Sprawa krytyczna – po każdym rauszu Twój ogólny stan spadał TRWALE na niższy, niż przed wpadką.
Dlatego teraz może być bardzo źle. Niemniej można z tego wyjść!
Racjonalne, logiczne wybory można porównać do małych kół zębatych mechanizmu. A podświadomość do wielkiego, masywnego koła. Jaka jest między nimi różnica? Taka, że małe koła łatwo jest rozpędzić i zatrzymać. Tym są logiczne motywacje. Można je sobie szybko stworzyć i równie szybko stracić. Można po jakimś bolesnym doświadczeniu mieć nagle dużą motywację do zmiany ale wystarczy kolejne nieprzyjemne doświadczenie i ta motywacja zniknie. Małe koło się zatrzyma.
Zaś duże koło trudno jest rozpędzić (uzależnienie od porno potrzebuje nieraz lat, by się “rozpędzić”) oraz trudno jest je zatrzymać. To wymaga czasu i odpowiedniego podejścia. Ale da się to zrobić.
Jeśli staniesz “przed nim” i naprzesz na nie, to może być bardzo bolesne i nieefektywne doświadczenie. Dla wielu osób tak kończy się nofap oraz jednorazowe zrywy z użyciem wszystkich sił. Paliwo rakietowe ma to do siebie, że bardzo szybko się wyczerpuje. Może dać Ci kopa na początku ale nie możesz na nie liczyć cały czas.
Zaś proponowany brak oceniania się, karania, obwiniania, użalania to takie małe czynności, które zaczynają skutecznie wyhamowywać to koło coraz bardziej i bardziej. Nie dajesz mu dalej rozpędu. To niezwykle ważne. Ale to za mało.
Bo prawie na pewno są w Twoim życiu problemy i zaniedbania, pewne kwestie, które są dla Ciebie nawet bardziej negatywne, niż konsekwencje kolejnych rauszy pornograficznych. Tych tematów nie wolno dalej zaniedbywać. Zajęcie się nimi w maksymalnym możliwym wymiarze to warunek konieczny wyzdrowienia. Bo jeśli dalej będziesz je zaniedbywać, cały czas będą towarzyszyły Ci wybory, które będą dalej rozpędzać duże koło podświadomości, co zatrzyma uzależnienie i cierpienie w Twoim życiu.
2. “Czuję się lepiej = jest lepiej”.
To najczęstszy błąd powodujący do rozpędzenia uzależnienia przez użalanie się, wstyd, winę, poczucie bezsilności.
Emocje to sygnalizacja, to kompas, to Twoja energia. Najlepiej porównać ją do deski rozdzielczej samochodu. Emocje informują nas o problemach i stanowią pewną formę niskiej, zwierzęcej (ograniczonej, wymagającej podtrzymywania) energii, by sobie z nimi w jakiś sposób poradzić, np. coś zrozumieć.
Zajmowanie się samymi emocjami, szczególnie walka z nimi i starania, by zniknęły, to jak ignorowanie migającej lampeczki na desce rozdzielczej samochodu informującej np. o braku benzyny. Jeśli włożymy wysiłek w ignorowanie tego i pozbycie się migającej lampeczki, to nie tylko nasz samochód zatrzyma się, bo nie będzie miał benzyny ale też uszkodziliśmy to, co nas informowało o tym problemie.
Więc to, że przez obejrzenie porno poczuliśmy się lepiej, to tak jakbyśmy uznali, że wszystko gra, bo nagle zniknął wskaźnik sygnalizujący o problemie (potencjalnie poważnym). Czy to dobrze? Nie, to bardzo źle.
To w kwestii kompletnie karygodnego postępowania. Ale to nie wszystko.
Emocje i opór ułożone są w podświadomości warstwami.
Jeśli czujesz się lepiej, co nie jest rezultatem porządnej pracy nad sobą, w tym mierzenia się z emocjami i oporem, to tylko efekt tego, że nie zaczął się proces wyciągnięcia z Twojej podświadomości kolejnej warstwy stłumionej emocjonalności. Innymi słowy – to tylko kwestia czasu, aż znowu poczujesz się gorzej!
Wiele osób upada najczęściej właśnie, gdy czują się lepiej ale czują się lepiej nie jako rezultat porządnej pracy nad sobą!
To, że się oczyściłeś z jakiejś warstwy nie oznacza, że za jakiś czas, a może nawet tego samego dnia, nie ujawni się kolejna warstwa, być może nawet większa.
Bardzo często słyszę – “Tak dobrze mi szło, czułem/am się tak dobrze i nagle upadłem/am”. I był to wniosek wyciągnięty wyłącznie na podstawie tego, że ta osoba przez tydzień, dwa lub trzy nie oglądała porno. A potem wystąpiła sytuacja emocjonalna – np. stres w pracy lub jakiś niespodziewany problem i aktywował się nieprzepracowany mechanizm ucieczkowy – nawyk. Więc tej osobie wcale dobrze nie szło!
!!!WAŻNE!!!
To, co powie Ci jak realnie Ci idzie, to doświadczenie sytuacji (najlepiej kilkukrotne), w których dotychczas dochodziło do wpadki i poradziłeś/aś sobie z tą sytuacją bez zmagania i bez sięgnięcia po porno.
!!!WAŻNE!!!
Możliwe, że żyjesz tak, by nic i nikt nie przycisnął Cię nie wycisnął z Ciebie kolejnych warstw emocji i oporu. To też nie świadczy, że dobrze Ci idzie!
Konieczne jest zrozumieć, że nie unikniesz w swoim życiu sytuacji emocjonalnych. Nie masz liczyć, że zmieni się świat lub się coś nie stanie! To nie jest droga do zdrowia! Droga do zdrowia to Twój osobisty wzrost – stajesz się osobą, która radzi sobie w tych sytuacjach już bez wpadek i bez cierpienia.
Poza tym taka jest natura rzeczywistości – przyciska nas, testuje. Tak jakby zarządzała tym jakaś mądrość. Dlatego możesz mieć pewność, że doświadczysz tych samych sytuacji i okoliczności, przez które dochodziło do wpadek. I niezbędne jest dotąd próbować, aż je rozwiążesz bez cierpienia i bez wpadki. Tego uczymy się w Programie WoP.
Gdy zmierzysz się z emocjami w jakimś temacie i sobie z nimi mądrze poradzisz – zyskasz umiejętność, doświadczenie i mądrość, by zająć się nimi w innych obszarach swojego życia. To zostanie z Tobą już na zawsze!
Poza tym odnośnie tzw. gorszych dni znajdziesz na Blogu całą serię artykułów. Warto się nimi zainteresować.
3. “Czuję się źle = jest źle”.
Do wyzdrowienia z uzależnienia i w ogóle życia spokojnego, radosnego, zdrowego krytycznie ważny jest detoks emocjonalny.
Nie ma osoby, która uniknęłaby negatywnego programowania odnośnie emocji – opierania się im, tłumienia, wypierania, projektowania, etc. Oznacza to, że w każdym człowieku zalega masa stłumionych emocji.
Gorsze samopoczucie w ludzkim życiu jest po prostu normalne. Nienormalne jest opierać się temu, walczyć z tym, uciekać od tego, tłamsić to używkami i niszczyć siebie, swój mózg i psychikę, by uniknąć odczuwania.
Różnica między tymi, którzy radzą sobie z emocjami lepiej, a inni gorzej i to często karygodnie źle jest wspomniana inteligencja emocjonalna.
A inteligencję emocjonalną możesz wykształcić i wyćwiczyć!
Tylko, że to robisz W PRAKTYCE – podczas ODCZUWANIA. A nie w głowie. Umysł nie czuje.
Umysł przetwarza i analizuje sygnały pochodzące z ciała ale ten, kto tego doświadcza, a nawet w ogóle to widzi, to świadomość, czyli coś większego od umysłu, coś ponad umysłem.
Możesz emocjom się opierać lub nie, oceniać je lub nie. Możesz używać energii mentalnej, tzw. siły woli na opieranie się emocjom. Ale umysłem nie wykształcisz inteligencji emocjonalnej. Wykształcisz ją tylko przez doświadczenie w odczuwaniu, akceptacji emocji, wzięcia za nie odpowiedzialności i braku ich oceniania.
Bardzo dużo ludzi myli emocje z myślami. Mówią mi np. – “czuję się gorszy/a”. Ale nie ma takiego uczucia! To, co czują to wstyd, czasem wraz z poczuciem winy, żalem i oporem. “Jestem gorszy” to myśl, to program, to racjonalizacja emocji. Nie ma ona nic wspólnego z odczuwanymi emocjami ale to my przez niską inteligencję emocjonalną łączymy jedno z drugim. A to jest błąd.
Ludzie z niską inteligencją emocjonalną używają myśli do usprawiedliwiania emocji oraz stawianego im oporu. Przykładowo czując wstyd wmawiają sobie, że są gorsi i tyle! Czują się źle, myślą o sobie źle, więc dla nich to jest fakt – są źli. Ale to błąd.
Wstyd powstał, BO NAJPIERW uznaliśmy siebie za gorszych i stanowił informację o popełnieniu tego błędu!
Ponadto wiedza o tym nie zmieni Twoich myśli! Jeśli w sytuacji odczuwania wstydu nie staniesz się świadomy/a, to znowu zahipnotyzujesz się tym podświadomym programowaniem, że jesteś gorszy/a i nie zmienisz swojej postawy – nie porzucisz oporu, nie zaakceptujesz i nie uwolnisz wstydu, tylko po raz kolejny go usprawiedliwisz.
Nie jesteś myślami, ani emocjami!
Dlatego właśnie możesz podjąć dowolną decyzję NIEZALEŻNIE co czujesz i co widzisz w swoim umyśle.
Dzięki odczuwaniu wiemy, że coś nie gra i możemy dokonać korekt zarówno W SOBIE jak i w swoim życiu. Np. właśnie zająć się przekonaniem, że jesteśmy gorsi – przestać się go trzymać, przestać usprawiedliwiać i racjonalizować nim wstyd i zająć się samym wstydem – zaakceptować go i oczyścić się z niego.
Od tego są sytuacje gorszego samopoczucia – możesz dzięki nim wzrosnąć ponad umysł i emocje. Dojrzeć jako istota ludzka.
Łącząc punkty 2 i 3 – wyjście z uzależnienia nie jest robieniem czegoś, by poczuć się lepiej. Często wręcz przeciwnie – mierzymy się z emocjonalnością, od której uciekaliśmy nawet przez większość życia i skupiamy się na właściwej pracy z niskimi emocjami!
Gdy złamiesz sobie rękę, to czym się zajmujesz? Zdrową kością czy złamaną?
Problem rozwiązujesz… rozwiązując go, a nie obchodząc szerokim łukiem.
Jeśli unikać będziesz faktycznych problemów i ich przyczyn, a zajmować się będziesz tylko tym, co przyjemne, to powiedz mi – czym to się różni od uzależnienia?
Nie masz uciekać, by poczuć się lepiej, tylko masz nauczyć się czuć się gorzej bez cierpienia i zmagania!
Musisz się nauczyć rozwiązywać problemy w swoim życiu, odważnie i uczciwie się z nimi mierzyć niezależnie od stanu emocjonalnego bez dodatkowego ranienia się w sobie. A także – sprawa krytyczna – rozwinąć swoją inteligencję emocjonalną, która u większości ludzi nigdy nie została rozwinięta i kuleje. Bardzo kuleje.
Ludzie globalnie naprawdę kompletnie nie rozumieją emocji. Ty masz możliwość się rozwinąć w tym temacie. Mówię to, byś nie szukał(a) w tym pretekstu, by obwiniać kogokolwiek. Twoi rodzice prawie na pewno sami nie rozwinęli się emocjonalnie, więc nie mogli Ci przekazać tej mądrości. Natomiast ja mogę Ci ją przekazać i pokierować Cię we właściwym kierunku.
Więc – gdy czujesz się źle, to nie jest źle! Nie dzieje się nic złego! Upewnij się, że nie opierasz się temu, co czujesz, że tego nie usprawiedliwiasz, nie przerzucasz na nikogo, a to minie! Nawet największe “przytłoczenie” emocjonalne, największe przerażenie miną! Nie zabiją Cię!
Ogromna liczba uzależnionych naprawdę szczerze wierzy, że emocje zrobią im krzywdę, a nawet ich zabiją. Logicznie rozumieją, że tak nie jest i nawet doświadczyli tego wielokrotnie (w końcu żyją nawet pomimo silnych depresji). Ale w sytuacjach emocjonalnych i tak walczą jakby mieli przed sobą prawdziwe niebezpieczeństwo. A to poważny błąd.
Emocje to Twoja energia. Opór to Twoja energia, którą napierasz na emocje. Ból i cierpienie wynikają z tego, że napierasz silną energią na inną silną energię! To całkowicie bez sensu!
Wykonaj ćwiczenie – przyłóż do siebie dłonie jak do modlitwy. Zrób to teraz.
Zacznij jedną i drugą dłonią napierać na siebie. Silniej. Silniej. Jeszcze silniej. Utrzymuj ten napór przez minutę lub dwie. Aż poczujesz ból i zmęczenie. Co możesz powiedzieć o tym doświadczeniu? Czy jedna ręka próbuje Cię zranić, zabić? Co oznacza ten ból? Że Twój los jest przesądzony, a Bóg Cię nienawidzi? Nie.
Ból to rezultat napierania jedną częścią siebie na drugą. To informacja o tym, że się to dzieje.
Co więc możesz zrobić? Jeszcze silniej napierać jedną dłonią na drugą i liczyć, że ona ją “przełamie”? A więc chcesz “przełamać” jakąś swoją dłoń??? I spodziewasz się, że co to Ci da? Zauważ, że tracisz energię, czujesz ból, a może już nawet cierpisz, a dłonie nie ruszyły się ani trochę. Nic się nie zmienia, a Ty cierpisz. Czy przypadkiem nie tak wygląda Twoje życie, a przynajmniej jakieś jego obszary?
I teraz najlepsze – wiesz do jakich wniosków dojdzie Twój umysł? Twój umysł powtórzy to samo co do tej pory – rozwiązaniem dla niego będzie – “Napieraj dalej! Tylko mocniej! To na pewno coś zmieni!” Ale nic nie zmieni. Dłonie nadal będą w tym samym miejscu, a Ty odczujesz tylko większy ból.
Rozumiesz? To jest błąd ludzi nieświadomych i główny błąd uzależnionych. Zamiast porzucić opór, opierają się coraz silniej, co tylko drenuje ich coraz bardziej z energii i doświadczeniu zacznie towarzyszyć rosnący poziom bólu i/lub cierpienia. A ich umysł nadal powtarza to samo – że emocje są niebezpieczne i trzeba z nimi walczyć. Oraz oczywiście walczyć z tym, co emocje z nas wyciąga.
A gdy jedną dłonią przestaniesz napierać na drugą, to czy ta druga dłoń coś Ci zrobi? Nie!
Gdybyś się tak przyjrzał(a) swoim emocjom, to dostrzeżesz, że –
żadna emocja jeszcze nic Ci nigdy nie zrobiła!
Całe cierpienie, zmaganie i ból były efektem Twojego oporu stawianego emocjom, a nie samych emocji! Dlatego to przekonanie “czuję się źle = jest źle” to karygodnie błędny wniosek! Nie jest źle! Jedyne, co jest złe to to, że napierasz na swoje emocje, pozbawiasz się energii, zamiast wykorzystać ją na poprawę swojej życiowej sytuacji!
Przykładowo – każdy odczuwa smutek. Nie w tym problem. Problemem jest to co z tym robimy. Jeśli tłumimy go, nie pozwalamy sobie płakać, bo wierzymy w bzdurne, dziecinne, chore przekonanie “chłopaki nie płaczą” albo “nie mazgaj się, bo wstyd”, no to sami siebie dusimy. Blokujemy przepływ naszej własnej energii.
Płacz, zdrowy, dojrzały, mądry uwalnia, oczyszcza. Jest niezbędny w wyjściu z uzależnienia.
Na pewno coś straciłeś/aś, być może kogoś. Pozwól sobie pożegnać to porządnym żalem. Naucz się płakać.
Prawdziwy, szczery płacz to oznaka odwagi, dojrzałości.
Bo jest bardzo ludzki, jest normalny.
Ale nie użalanie się, czyli trzymanie się żalu bez intencji odpuszczenia i przerzucanie go na świat i mielenie w kółko jakichś sytuacji. Pożegnania dlatego powszechnie uznaje się za trudne, bo ludzie nie potrafią puszczać przywiązania, ani żalu. A jest to niezbędne, by szybko poradzić sobie z problemami i stratami i żyć dalej bez cierpienia.
Możesz potrzebować na to tygodni, może nawet miesięcy. Ok. Ale krok za krokiem odpuszczaj opór przed tą emocją. Odpuszczaj próby kontroli jej. Odpuszczaj ocenianie żalu.
Doświadczanie emocji jest bezpieczne. Po tym zawsze przychodzi wielka ulga.
Jednym z warunków wyzdrowienia z uzależnienia jest nauka płaczu. Być może właśnie tego teraz potrzebujesz. Już wiesz, że emocje ułożone są warstwami. Jeśli nie uwolnisz zablokowanej energii żalu, nie wzniesiesz się wyżej, a to jest niezbędne, by wieść zdrowe życie.
Poszukaj na Blogu instrukcji “Jak i Dlaczego Zacząć Odczuwać?” Pomoże Ci nauczyć się czuć.
4. Czytam. Czytam. Czytam. Czytam. Czytam. Czytam.
Opychanie się wiedzą zazwyczaj przynosi więcej szkody, niż pożytku.
Przede wszystkim wiedza nie zmieni żadnego przekonania, nawyku, podświadomego programu, negatywnego opiniowania, traktowania siebie, kogoś innego, nie usunie oporu, urazy, etc.
Prosty przykład – “porno niszczy mózg i są na to dowody, profesjonalne badania”. I coś to zmieniło? Magicznie przestałeś/aś oglądać porno? Nie.
Inny przykład –ludzka wartość jest niezmienna, zmienia się tylko jej poczucie”. Ludzie mówią mi, że mają niskie poczucie własnej wartości. POCZUCIE! Słowem – raz czują się bardziej, a raz mniej wartościowi. Nie zauważają, że nie ma to nic wspólnego z ich faktyczną wartością!
To co czujesz nie ma nic wspólnego z rzeczywistością! To tylko Twoje doświadczenie!
Gdy masz katar i nie czujesz nic, to znaczy, że wszystko przestało pachnieć? Nie! Tylko tego nie czujesz. W czym jest problem? W świecie? Świat się zmienił? Nie. Problem leży w tym jak odbierasz świat – przez zatkany nos. Gdy odetkasz nos, ponownie i bez wysiłku znowu poczujesz wszystkie zapachy.
Gdy nie czujesz swojej wartości, to znaczy, że zniknęła, że ją straciłeś, że ktoś ją zabrał? Nie. Coś blokuje jej odczucie – coś “zatkało Twój nos”. Zamiast “go odetkać”, zaczynają się zmagać, użalać, walczyć, opierać, etc. Lub czytać albo fantazjować jakby to było mieć czysty nos.
Większość uzależnionych zaczyna uważać, że straciła np. wartość, znaczenie tylko przez to, że przestali to czuć. Ale jak w przypadku zapachu kwiatów i zatkanego nosa – świat się nie zmienił, Twoja wartość i znaczenie się nie zmieniły. Odetkaj nos, zajmij się katarem, a wszystko co pozytywne znowu stanie się dla Ciebie dostępne.
Problemem może być to, gdy katar mieliśmy cały czas od małego. Człowiek z takim problemem może nie mieć w ogóle doświadczenia odczuwania zapachów. Po prostu nie wie, że może i to bez problemu, bez zmagania! Nie zmienia to jednak rzeczywistości – gdy odetka swój nos, “odzyska” zdolność odczuwania. Bo nigdy jej nie stracił. To wymaga wiary – wybrania kierunku nowego, doświadczenia tego, czego nigdy nie doświadczyliśmy. Uzależniony na pewnym etapie swojej drogi wybrać odwagę ponad lęk.
Często porównuję to do Słońca. Gdy promienie słoneczne zostaną przesłonięte chmurami, to znaczy, że Słońce zniknęło lub przestało świecić? Nie. Wystarczy, że znikną chmury, a promienie znowu dotrą do powierzchni Ziemi. Znowu doświadczysz Słońca i ciepła. W przypadku emocjonalności tymi chmurami są myśli. Ale nie masz z nimi walczyć, tak jak nie masz walczyć z chmurami.
Gdy się wkurzysz na kogoś bliskiego, to znaczy, że przestałeś/aś kochać tę bliską sobie osobę? Nie. Przez jakiś czas tylko czujesz gniew. Gdy minie, wybaczasz i pojawia się znowu radość, miłość. A dlaczego nie mija? Bo albo się tego trzymamy, albo się temu opieramy. Sami więc zatrzymujemy “chmury przesłaniające Słońce”.
Jeśli względem siebie utrzymujemy np. wstyd, winę, żal, niechęć – nie oznacza to, że miłości nie ma! Tylko jej nie czujemy, BO ograniczamy ją tym, czego się trzymamy – co wybieramy. I znowu wraca temat inteligencji emocjonalnej. Czyli tematu nr 1 Programu Wolność od Porno.
Więc to, co zmieni Twoje życie, to świadome zajęcie się każdym z tych zagadnień i zastosowanie wycinka sprecyzowanej wiedzy, aż do osiągnięcia zamierzonego efektu. Chirurg operuje na jednym elemencie ciała naraz. I to na niezbędnym MINIMUM. To gwarantuje sukces.
Natomiast uzależnieni najczęściej czytają, czytają, czytają, czytają, czytają, a potem próbują to wszystko zastosować naraz do wszystkich swoich problemów w życiu. Jaki jest tego efekt? Brak zmian i ogromne zmęczenie.
Nie możesz pojechać kilkoma ulicami naraz. Możesz pojechać jedną do końca, a następnie kolejną. Nie dojedziesz też, gdy tylko będziesz o tym czytać lub myśleć.
Możesz przeczytać 100 książek o pewności siebie i o tym jak ważny jest szacunek do siebie, a po najmniejszym błędzie i tak się obwinisz, a nawet jeszcze bardziej, niż do tej pory, bo “przecież tyle już wiem, a nadal traktuję się źle!”. To normalne i rozwiązanie jest znane.
Jeden, malutki kroczek do przodu jest więcej wart, niż przeczytanie 1000 mądrych książek i siedzenie na tyłku rozmyślając jakby to było biegać. Wiedza nie ma żadnej wartości, dopóki nie zostanie MĄDRZE WYKORZYSTANA. Bo wiedza to nie to samo, co mądrość.
Mądrość możesz zyskać WYŁĄCZNIE poprzez OSOBISTE DOŚWIADCZENIE. Nie możesz o tym przeczytać, możesz to tylko przeżyć OSOBIŚCIE.
Jeden z uwodzicieli powiedział coś bardzo mądrego na temat materiałów do nauki. “Czytasz jedną stronę MAX, a potem testujesz to na 100 różnych kobietach”. Dopiero po takim teście czytasz kolejną stronę. Więc pozwól, że zapytam – jaki jest dzisiaj stosunek – ile stron przeczytałeś/aś i ile testów wykonałeś/aś?
Gdyby dzieci tylko czytały o raczkowaniu, to dziś na świecie nie chodziłaby nawet jedna osoba.
Doświadczenia nie zbudujesz silnych chceniem i pragnieniem. Tylko działaniem ze swojego poziomu. Jeśli nigdy nie jeździłeś/aś samochodem, to nie zaczynaj jeździć od 100 km/h, bo inni, bardziej doświadczeni tyle zasuwają, tylko zacznij od 50 km/h. Jeśli trzeba, to nawet z jeszcze mniejszą szybkością!
Jeśli się wstydzisz jeździć początkowo wolniej – znowu temat inteligencji emocjonalnej i właściwego podejścia do tego wstydu.
Pokornie podejdź do swojej sytuacji. Zaakceptuj to jaką jest i zacznij z tego pułapu. Nie z niższego i nie z wyższego. Nie oszukuj, nie udawaj, że jest lepiej, niż jest. Nie użalaj się też, że jest gorzej, niż jest.
Obwinianie się i wstydzenie to po prostu fatalne metody, by polepszyć swoje rezultaty.
Obwinianie, wstydzenie, karanie się prostu nie działa. Stanowią złe narzędzia do polepszenia swojego życia.
Pokora i szczerość są ważniejsze i potężniejsze, niż 100 lat dumy, gniewu, oporu, zmuszania się, walki, warczenia, frustrowania, stresowania, bania, przełamywania, karania, itd.
Rozwinięciem tego punktu jest to, że jeżeli nawet kupisz Program Wolność od Porno ale tylko z zamiarem przeczytania go, no to już wiesz, by nie oczekiwać fajerwerków.
I nawet pomimo tej uwagi i tak wiele osób mi pisze, że potrzebowali nawet roku, by wreszcie przyznać sami sobie, że kupili Program z intencją wyłącznie czytania, a nie wdrażania. Chodziło im o adrenalinę związaną z wydaniem pieniędzy i kupieniem sobie czegoś. Poczuli się lepiej, przez chwilę byli ciekawi co jest w Programie i tyle.
Warto podejść do Programu jak do przepisu na ciasto. Ciasta nie upiecze Ci czytanie przepisu nawet 5 godzin dziennie. Ciasto upieczesz wyłącznie wykonując odpowiednie czynności, używając odpowiednich składników, wykonując po kolei kroki tak jak mówi przepis. A i tak może nie wyjść smaczne! Więc próbujesz kolejny raz. Aż do skutku korygując błędy.
To samo co napisałem można by umieścić pod tytułem “myślę, myślę, myślę, myślę, myślę, myślę, myślę”.
Nie wymyślisz sobie zdrowia.
Ani realnego, ani nie rozwiążesz żadnego realnego problemu. Nie wymyślisz sobie bezpieczeństwa, jeśli się czegoś boisz, ani kontroli nad swoim życiem, ani lepszych decyzji.
Konieczne jest nareszcie dostrzec różnicę między hipnotyzowaniem się mentalnym jazgotem – np. mentalizacją na bazie strachu – od faktycznej, intencjonalnej analizy na papierze w poszukiwaniu jakiegoś rozwiązania ORAZ wdrożenie tego rozwiązania w swoim życiu.
Więc – jeśli liczysz, że pozbędziesz się uzależnienia i np. dalej co wieczór będziesz tylko siedzieć przed telewizorem i się odstresowywać – grubo się mylisz.
Bardzo często dostaję maile tego typu:
Ech Piotrze, dzisiaj można powiedzieć wracam do żywych. Od piątku miałem imprezowy weekend. Dużo alkoholu, mało snu i odpoczynku. W sobotę byłem na imprezie i po pewnej już dużej ilości alkoholu szedłem do baru. Chciałem iść na parkiet ale czułem opór i zamiast tego podświadomie wybrałem, żeby się napić. Tak samo jak byłem na parkiecie to zamiast uwolnić opór przed zagadaniem do dziewczyny to wolałem pozostać w swojej strefie komfortu i bawić się z dziewczynami. Rano byłem bardzo zmęczony, włączyłem komputer i wszedłem na yt. Oglądałem parę filmików i w polecanych pojawiła się seksturystyka w Tajlandii. Oglądnąłem 1 filmik potem następny i następny. W mojej głowie już były gotowe scenariusze wyjazdów wakacyjnych. Pojawiła się w tedy myśl, że powinienem zrobić notatkę i rozpoznać emocję ale to zignorowałem. Później wszedłem na parę stronek z wynajęciem Tajek, wyjąłem penisa no i się zaczęło. Cały dzień nic nie robiłem produktywnego. Jedyny z czego mogę być zadowolony z tamtego dnia to to, że nie było wytrysku no i to, żeby uwalniać swój opór i jak już pić alkohol to tylko symbolicznie. Dzisiaj nie czułem jakiegoś wstydu czy coś. Uznałem, że taka lekcja była przydatna i że nie należy się obwiniać.
A potem 2 miesiące ciszy i następna wiadomość:
Witam znowu po przerwie tym razem 2 miesięcznej. W styczniu miałem załamanie nerwowe + do tego doszła choroba gdzie przez 4 dni miałem gorączkę i musiałem zacząć brać antybiotyk. Nie wiem czy kiedykolwiek moja choroba się skończy szczerze mówiąc. Słuchałem się rad, uwalniałem, ale cały czas są momenty gdzie to zwycięża. Nie wiem już naprawdę co zrobić, aby wprowadzić to o czym mówisz w życie.
Więc niech mi ktoś powie – gdzie ta osoba słuchała się rad? Żyje sobie dalej tak jak zawsze, nic nie zmienia, wszystko olewa. Gdzie tu jakiekolwiek stosowanie zaleceń Programu? Aby zrezygnować z alkoholu musiał doznał załamania nerwowego i zacząć brać antybiotyki. Oczywiście moje zalecenia nie wystarczyły. Osoba ta sama dała sobie niezbędną lekcję i nawet tego nie zauważa.
To ja powinienem powiedzieć “ech”.
Niech mi ktoś powie – jak ta osoba wdraża WoP jeśli nadal powtarza urojenie, że coś zwycięża? Co niby? Aleksander Wielki? Lord Vader? Smerfy?
Człowiek wybiera upijać się przez weekend. Pomimo, że ostrzegałem. Co tu wygrało? Wódka wygrała? Siłowała się z nim na rękę? Nie. Zapewne intencją tego weekendu i ochlejstwa był wstyd – by nie poczuć wstydu, by się “dobrze bawić” ze znajomymi.
Osoba ta jest dopiero na 4 Module. Na samym początku uwalniania, gdy mówię, że na uwolnienie jednej emocji potrzeba nawet 100 godzin. Załamanie nerwowe to rezultat bardzo silnego oporu i zazwyczaj silnie tłumionego strachu. Pozornie wydaje się to jako negatywne doświadczenie ale takie nie jest. Bo ten mężczyzna wreszcie się zatrzymał, przemyślał pewne kwestie. Czy to wystarczy? Zobaczymy.
Mówi, że “nadal są momenty, gdy bla bla bla coś zwycięża”. Czyli nadal są nieuświadomione nawyki i tyle. Wszystko powinno być jasne, a nie jest. Nawet nie doszliśmy jeszcze do Modułu 5, gdzie zaczynamy się dopiero uczyć żyć dojrzale i odpowiedzialnie. Na razie rozpoznajemy działające mechanizmy sabotujące. I to powinno być jasne. Ale 2 miesiące potrzebował ten mężczyzna, by do mnie napisać. A i tak nie napisał tego, co najważniejsze – DLACZEGO wybrał alkohol pomimo moich ostrzeżeń… Mówi, że coś wygrywa… Nic nie wygrywa! Sam to wybrał, tylko kompletnie nieświadomie. A to trzeba zmienić.
I na końcu wielki smuteczek – “Nie wiem już naprawdę co zrobić, aby wprowadzić w życie to, co mówię”.
Odpowiedź brzmi – zacząć to w końcu robić w swoim życiu. A nie stosować tylko wtedy kiedy to jest wygodne. Albo na boku jak hobby.
Do załamania nerwowego nie dochodzi z dnia na dzień, tylko zazwyczaj przez lata zaniedbywania siebie. I osoba ta sądzi, że pouwalnia sobie troszeczkę przez tydzień i co? I widzimy – dalej wybiera chlanie. Na pewno organizm i psychika dawały od miesięcy znać, że jest źle ale ta osoba dalej wybiera upijanie się.
Więc ponownie zadaję pytania:
1. Jak się zmieniłem?
2. Co zmieniłem w moim życiu?
Wiemy, że problem (jeden z problemów) zaczyna się od “imprezowych weekendów”, więc tu należy dokonać zmian. Więcej wyjaśniam w punkcie “Alkohol = wpadka”.
Podałem tu te wiadomości, by ukazać, że z zewnątrz rozwiązanie jest banalne. Bo takie jest. Ale żyjąc nieświadomie w ogóle tego nie dostrzegamy. Szczególnie w momentach, gdy dokonujemy wyborów. Więc jest to łatwe ale najczęściej nie jest proste. Tylko i wyłącznie przez własną nieświadomość. Dlatego każda zmiana, każda zastosowana porada, każde staranie, by żyć choć trochę bardziej świadomie są na wagę złota.
5. Gdy rzucę porno, to wszystko już będzie dobrze.
Ok, może się to wydawać sensowne. Bo przecież o to chodzi – by przestać oglądać porno.
Ale zastanów się – dlaczego się uzależniłeś/aś? Dlaczego oglądasz porno? Z czym sobie w życiu nie radzisz, co przekładasz, od czego uciekasz w pornografię?
Czy to zniknie, gdy rzucisz porno? Czy Twoje problemy się rozwiążą? Nie.
Napisał do mnie mężczyzna, który mówi, że rzucił porno, a nadal ma te same problemy – brak erekcji przy partnerce i przedwczesny wytrysk. Mówił, że oglądał porno, by sobie z tym radzić!
Każdy problem ma swoje źródło. Zaś łom nie stanowi dobrego narzędzia do otwierania każdych drzwi. Tak jak znieczulenie nie jest odpowiednim lekiem na złamaną kość.
Już samo określenie czegoś “problemem” może być błędem, który należy skorygować. Bo czy kłopot z erekcją jest problemem samym w sobie, czy raczej sygnalizacją czegoś dużo poważniejszego, a jeszcze nieuświadomionego?
Jeśli masz zaniedbaną emocjonalność i podświadomość (a tak jest i pytanie tylko w jakim stopniu), to każdemu doświadczeniu w Twoim życiu będzie towarzyszyło to zaniedbanie.
Łatwo się wtedy pomylić, że coś jest nie tak z nami lub nawet z całym światem. Ale jeśli jedziemy samochodem z brudną przednią szybą, to wszystko wydaje się brudne, czyż nie?
Pamiętasz o ćwiczeniu z naciskaniem, napieraniem na siebie dłońmi? Jeśli tego nie przestaniesz robić, to niezależnie czego doświadczysz, choćbyś i miał(a)/chciał(a) przygotować sobie herbatę, to te napierające na siebie dłonie będą ogromny utrudnieniem w nawet najprostszych czynnościach! Człowiek nieświadomy powie, że nie chce mu się, nie ma siły lub że TO jest trudne (że przygotowanie sobie herbaty jest trudne, no ale pytanie czy TO jest trudne, czy jest trudne tylko dlatego, BO naciskamy na siebie dłońmi?) – czyli dokona tzw. projekcji wewnętrznego zaniedbania na świat zewnętrzny. Ale czy zrobienie sobie herbaty jest problemem? Nie! Rzeczywistość się nie zmieniła i nie jest straszna, ani męcząca, tylko Ty czujesz to, co masz w sobie. I sądzisz, że źródłem tego jest to, co Cię spotkało. A tak nie jest.
To co czujemy odnośnie dowolnej czynności lub wydarzenia odzwierciedla nasze nastawienie do tego, naszą postawę oraz intencję.
To co chcemy zrobić ujawnia nam więc źródło problemu. Np. chęć, by przygotować sobie herbatę ukazuje nam w postaci kłopotu to, że naciskamy na siebie z całych sił dłońmi. Chęć uprawiania seksu ukazuje w postaci kłopotów w erekcją, że dzieje się coś “pod/za” tym.
To, że usunęliśmy jakieś uczucia nie oznacza, że cokolwiek rozwiązaliśmy, ani że nasza sytuacja uległa poprawie. Dlatego ciało informuje nas o wewnętrznych kłopotach w inny sposób – za pomocą dolegliwości takich jak problemy z erekcją.
Należy na to spojrzeć w ten sposób – różne życiowe doświadczenia, obowiązki i głównie to, co nazywasz “problemami” będą INFORMOWAĆ Cię o Twoim WEWNĘTRZNYM postępowaniu.
Jeśli poczujesz ból w jakiejś sytuacji, to nie dlatego, że boli Cię ta sytuacja ale to, że W SOBIE napierasz energią oporu na inną formę energii. Doświadczana sytuacja nie ma z tym nic wspólnego! Otrzymałeś/aś wręcz DAR, że możesz przestać napierać w sobie własną energią na siebie. Przestać cierpieć i odzyskać energię z obu źródeł – z oporu i emocjonalności.
Rolą bólu jest zmusić nas do wejrzenia w siebie.
W jakich sytuacjach sięgasz po pornografię? Gdy przestaniesz oglądać pornografię, to czy te sytuacje znikną? Czy przestaną się pojawiać? Prawie na pewno nie.
Wspomniany mężczyzna prosi o radę. Powiedziałem mu, że ma się porządnie wziąć za siebie. Nie zrozumiał. Mówi, że już się porządnie wziął za siebie, bo przestał się masturbować i oglądać porno.
Ale co zrobił? W 5 minut zrobił coś, czego ludzie wszelkiej maści, wykształcenia i pochodzenia nie są w stanie uczynić i męczą się długimi latami? A co z samym problemem z erekcją? Czy go zaakceptował, a więc wykonał sam fundament do poprawy jakiegokolwiek problemu? Jeśli nie, to jak mógł rzucić jakiekolwiek uzależnienie?
Ile tak wytrzyma? Ile czasu, zanim “wróci” do uzależnienia? Tygodnie? Miesiące?
Nie można rzucić uzależnienia od tak bez wykonania porządnej wewnętrznej pracy – bez rozwiązania istniejących problemów.
Jak w ogóle skomentować – “już się porządnie wziąłem za siebie – przestałem się masturbować i oglądać porno”… Z tym, że to tylko krótkotrwały opór, bo akurat jego siła woli była zregenerowana. Osoba ta nie podała żadnego konkretu, nic co faktycznie zrobiła. Adrenalina i pragnienie zmiany mają to do siebie, że ich wpływ i ładunek wkrótce się wyczerpie. Tak jak i siła woli.
W pornografię uciekał od faktycznego źródła problemu, którym nigdy się nie zajął. Całościowym postrzeganiem siebie, seksualności, emocji, postępowaniem wedle nich, tym, co przez lata nagromadził w sobie, szkodliwymi nawykami (w tym nawykami opierania się emocjom i ich wypierania). A nawet nie zarysowaliśmy tematu związku, o którym nie powiedział mi nic. Nie wiem jak traktuje siebie, partnerkę i ich relację. Nie wiem nic o jego intencji względem tej relacji. Nie wiem co robi każdego dnia – ile oporu utrzymuje, co czuje, jak się traktuje, jak podchodzi do swojej pracy, obowiązków, problemów. Skoro długo oglądał porno i się masturbował, oznacza to, że czuł bardzo dużo niskich emocji w wielu sytuacjach i obszarach swojego życia. Sądził, że pomaga porno i masturbacja. Używał tej “metody” do pewnie wielu swoich problemów, w tym do “radzenia sobie” z emocjami.
W rezultacie jego ciało i psychika są tak obciążone, że niemożliwy jest swobodny przepływ energii seksualnej. Energia ta gromadzi się już na samym początku drogi i dlatego dochodzi do wyrzucenia nasienia, by pozbyć się szybko rosnącego napięcia. Zaś problemy z erekcją to często rezultat dużej ilości podświadomego stresu.
Zauważmy – mówi, że rzucił porno! Ale każdy inny problem jaki miał pozostał w jego życiu.
Więc nie mam dla niego rady, bo tego nie załatwi porada. Tylko wziąć się porządnie za siebie i za swoje życie zgodnie z tym, co opisuję w tych materiałach.
Komentarz na “wziąć się porządnie za siebie” powinien być jasny. Nie “już się wziąłem porządnie za siebie”, bo przecież jest więcej problemów, niż pornografia. A poza tym powiedziałem ZA SIEBIE, a nie za to, co ROBIMY. Mówiłem o poziomie BYĆ, a nie ROBIĆ.
Bez tej pracy nadal zostanie emocjonalność i stawiany jej opór. Nadal zostaną dotychczasowe projekcje, niechęć do zajęcia się problemami. Nadal zostaną dotychczasowe postawy i nastawienia do życia, obowiązków, problemów, samego/samej siebie, innych ludzi, świata, przyszłości, przeszłości. Co z tym zrobisz? Nic? I liczysz, że rozwiązałeś/aś temat uzależnienia tylko dlatego, bo przez jakiś czas nie oglądasz porno lub nie pijesz wódki? To nawet nie jest początek drogi!
Jeśli bałeś/aś się czegoś, to nawet jeśli rzucisz pornografię – strach zostanie. I pojawi się tak samo silny jak wcześniej. A wraz z nim opór, jeśli temu strachowi zaczniesz się opierać.
Ale jeśli podczas swojej pracy wychodzenia z uzależnienia nauczyłeś/aś się radzić ze strachem, no to poradzisz sobie z nim już we wszystkich sytuacjach! To także zagwarantuje Ci, że w sytuacjach, w których odczujesz strach ostatecznie nie skończysz siedząc przy pornografii.
Dlatego polecam na drodze do wolności z uzależnienia zadawać sobie np. takie pytanie:
– Co zmieniłem/am w swoim życiu? Jakie problemy rozwiązałem/am i jak?
– Jak ja się zmieniłem/am?
Słyszymy, że “przestał się masturbować i oglądać porno” ale jak tego dokonał – nie wiemy.
Odpowiedź na te pytania stanowić będzie jasną i klarowną informację o Twoim rozwoju, czyli faktycznych, rzeczywistych postępach. Bo wiele osób buja w obłokach – mówią, że już przerabiają Moduł 7 czy 8 Programu, a nadal mają wpadki i nawet nie wiedzą przez co! Były osoby, które przerobiły WoP 2 razy i użalają się, że nic się nie zmieniło. Gdy przycisnąłem takie osoby, stało się jasne, że nic nie zmienili, ani się nie zmienili. Tylko czytali, robili Raporty. To tak jakby rozwiązując krzyżówki sądzili, że staną się mądrzejsi. Super! Rozwiązałeś/aś 100 krzyżówek! A teraz zajmij się poprawą relacji ze swoimi bliskimi. Czy pomogą w tym krzyżówki i duży zasób słówek? Raczej nie.
Punkt 18 pokazuje bardzo wyraźny przykład takiego autosabotażu.
Rzucenie porno oznacza, że przestałeś/aś uciekać ale nie oznacza to, że zniknęły problemu lub już żadne się nie pojawią. Pojawią się! Może nawet więcej, niż do tej pory! Ale jeśli wybrałeś/aś rzucenie uzależnienia, to zmierzysz się z nimi i je rozwiążesz. Mądrze. Zdrowo. Dojrzale. Znajdziesz rozwiązanie. Bo już żyjesz uczciwie i szczerze i wiesz, że porno to nie rozwiązanie.
W przypadku wspomnianego mężczyzny głównym (ale nie jedynym) źródłem problemu z erekcją jest podświadomy stres. Więc są 2 kierunki, którymi trzeba się zająć równolegle:
1. Już stłumiony stres, który będzie się ujawniał w różnych sytuacjach. W tym także przed/w trakcie seksu. Trzeba zacząć go uwalniać za każdym razem, gdy go poczujemy. Więc tu konieczna jest nauka odczuwania, nauka świadomego życia, by w ogóle zacząć ten stres dostrzegać. Bo uwolnić energię możemy tylko odczuwając ją świadomie.
2. Rozpoznanie źródeł stresu w swoim życiu. Najczęściej jest to praca i jakieś problemy. Zapewne także jakieś problemy w związku. Mężczyzna ten wspominał, że jego partnerka nie może zrozumieć dlaczego się masturbował i oglądał pornografię (powiedział jej o tym). Czyli mamy problem obwiniania się, żalu do siebie, uraz.
Należy dojrzeć i zmienić swoją postawę/nastawienie do tych zagadnień tak, by już nie był generowany stres. Fundamentem tego jest akceptacja – porzucenie oporu. Odnośnie obwiniania, żalu i uraz jest głęboki proces wybaczania. Zapewne będzie konieczne także jakieś zadośćuczynienie partnerce, które ma zawsze iść w parze z wewnętrzną zmianą siebie.
A tak w ogóle stres to emocja strachu, której się opieramy. Źródłem stresu są też już stłumione inne emocje. Niezbędnym może się więc okazać także zmierzenie się z innymi stłumionymi emocjami i zacząć je uwalniać.
Prawie na pewno też trzeba będzie się przyjrzeć całościowemu postrzeganiu własnej seksualności oraz postrzegania samego seksu. Jaką mamy intencję odnośnie seksu? Może uważamy, że jest źródłem radości? Ale nie jest! Jeśli my nie DODAMY radości do seksu, to go w nim nie znajdziemy.
Co czuje odnośnie partnerki przed, w trakcie i po seksie? Co czuje odnośnie swojego ciała, penisa, umiejętności i doświadczeń seksualnych?
Rada podstawowa i fundamentalna – zaakceptować siebie takim jakim jesteś. Niezależnie jakie miałeś i masz problemy. Niezależnie jakie masz ciało, jakie błędy popełniasz.
Zaakceptować swój problem z erekcją i przedwczesnym wytryskiem. Zaakceptować swoją przeszłość. Zaakceptować swoją partnerkę i jej reakcję.
A to sam początek. Potem konieczne jest odpowiednie zajęcie się wspomnianymi tematami. Rozpoznanie gdzie i jaki jest problem oraz znalezienie odpowiednich rozwiązań. Jak i – naturalnie – wdrożenie tych rozwiązań.
Tego nie da się załatwić jedną poradą.
Nie mogę powiedzieć “zrób to” albo “powiedz jej to” i po problemie. Nie przygotuję naparu z ziółek, który uleczy przedwczesny wytrysk. Należy zająć się przyczyną. A jednym z “odgałęzień” głównej przyczyny jest w ogóle nasze podejście do tego problemu – czy go akceptujemy? Czy akceptujemy siebie, czy raczej uważamy, że z nami jest coś nie tak, że jesteśmy niemęscy, wybrakowani?
To nie zniknie, gdy zniknie problem z erekcją. To zostanie ewentualnie stłumione lub wyparte. A potem wróci, bo będzie zalegało w podświadomości. Większy stres lub kryzys w życiu znowu spowoduje to samo. Więc należy sobie radzić z emocjami i problemami – dojrzeć emocjonalnie.
Nie mówię tego, by komukolwiek ubliżać ale jasno i klarownie ukazać niezrozumienia.
Nawet tak pozornie jednowymiarowy problem jak brak trwałej erekcji i problemy z wytryskiem mogą mieć różne przyczyny lub kilka przeplatających się ze sobą. Trzeba to przeanalizować. A ja nie robię rzeczy na odwal się.
Np. ćwiczenia na energię seksualną mogą pomóc ale nie rozwiążą całego kłopotu, bo to raczej pomoc, gdy wszystko jest ok i chcemy lepiej. W problemach fundamentalnych przede wszystkim trzeba zająć się ich źródłem.
Bardzo możliwe, że mężczyzna ten dlatego był w stanie “rzucić” pornografię, bo oglądał ją wyłącznie z jednej przyczyny – sądził, że pomaga to w przypadku problemu z erekcją i przedwczesnym wytryskiem. Ale okazało się, że nie tylko nie pomagało ale jeszcze problem pogłębiało, stanowiło jedną z jego przyczyn i jeszcze doprowadziło do problemów w związku.
Być może nawyki więc nie powstały w oparciu o emocje dotyczące innych problemów w życiu, niż stricte seksualność.
6. Próbowałem/am wszystkiego i nic nie zadziałało.
Bardzo częste przekonanie.
Ale już w drugim kroku systemu zdrowienia pojawiają się 2 sprzeczne ze sobą stwierdzenia, takie jak poniższe przykłady:
– Porno niszczy mi życie.
– Porno pomaga mi się odstresować.
Albo:
– Porno jest złe, grzeszne, straszne.
– Dzięki porno mam namiastkę seksu.
Albo:
– Przez porno czuję pustkę wewnętrzną.
– Porno pozwala mi rozładować emocje.
Albo:
– Porno jest piekłem, chorobą, kurestwem, psuciem życia, oznaką słabości, poddaniem się przemysłowi, brakiem kontroli nad sobą i nad własnym życiem, ucieczką.
– Porno jest ukojeniem, poznawaniem seksualności. Oglądając porno zapominam o życiu, o problemach, jestem w innym świecie.
Odpowiedz sobie – jak możesz chcieć rzucić porno, jeśli jest ono jedynym znanym Ci sposobem na odstresowanie się?
Albo sekundę wcześniej sądziłeś/aś, że porno koi, pozwala zapomnieć o problemach, a nagle twierdzimy, że jest to piekło?
Nie zastanawia nas takie zmienianie opinii? A okazuje się, że ŻADNA z tych opinii nie jest właściwa!!!
Jakże mogłeś/aś próbować wszystkiego, by rzucić porno, jeśli fakt jest taki – nie chcesz rzucić pornografii, bo np. pomaga Ci ze stresem!? Jedno wyklucza drugie! Na razie stres jest dla Ciebie gorszy od konsekwencji oglądania pornografii! Traktowanie jej jako zła ostatecznego nie zmieni prostego faktu – nie potrafisz inaczej radzić sobie ze stresem i w stresujących sytuacjach i tak włączysz porno nie zależnie jak je już zdemonizowałeś/aś. Konsekwencji obejrzenia porno też nie unikniesz.
Jeśli dla Ciebie stres jest gorszy, niż konsekwencje oglądania porno, to nigdy z pornografii nie zrezygnujesz, dopóki nie nauczysz się radzić sobie ze stresem. Kropka. I to samo dotyczy się każdego innego problemu, jaki możesz mieć i który “pękający łatasz” za pomocą pornografii.
Odpowiedz też na to pytanie – czego spróbowałeś/aś w temacie łagodzenia stresu? Jak inaczej próbowałeś/aś sobie z nim radzić? Jakkolwiek? A to tylko jeden element układanki – tylko stres. A reszta emocji, problemów, negatywnych cech, przeszłość, obawy o przyszłość? Czy tym też się zająłeś/zajęłaś? Jeśli tak – to jak?
Na początku pokazałem kilka częstych przykładów sięgania po porno – daje zapomnienie, ulgę, koi, daje namiastkę seksu, pozwala poznawać seksualność, odstresować się, rozładować emocje… a to wszystko iluzje – porno nic z tego nie daje!
Dopóki więc nie znajdziesz nowego sposobu m.in. na radzenie sobie ze stresem, pornografia (ogólnie – uzależnienie) pozostanie w Twoim życiu. Niektórzy tylko wymieniają uzależnienia sądząc, że się uzdrowili z jednego. Ale tak nie jest – uzależnienia różnią się tylko wpływem środka jakiego używamy. Ale to nadal to samo uzależnienie, ten sam mechanizm.
Drugim tematem jest odnalezienie przyczyny stresu i zajęcie się nią.
Przyczynami stresu są:
– Niemądre podejście do “stresujących sytuacji”, w tym przekonanie, że to dana sytuacja jest źródłem stresu.
– Niska inteligencja emocjonalna. Stres to rezultat opierania się własnej emocjonalności. Głównie (ale nie tylko) emocji strachu. A więc elementem tego problemu jest niewłaściwe podejście do strachu (i zazwyczaj wszystkich innych emocji również), w tym jego projekcja na coś w świecie i negatywna ocena.
Widzimy, że to problem mający kilka wymiarów i ogólnie można powiedzieć, że trzeba dojrzeć w tych jak podchodzimy do świata zewnętrznego – np. jakiegoś problemu/sytuacji oraz jak podchodzimy do świata wewnętrznego – tego, co czujemy. Szczególnie temat nr dwa to dla większości czarna magia.
Z czymś sobie nie radzisz w życiu. Nie radzisz sobie także z tym, co CZUJESZ odnośnie tego. Dlatego “ratujesz się” za pomocą pornografii. Nie możesz liczyć, że rzucisz porno i tyle. Nie.
“Rzucanie pornografii” i każdego innego uzależnienia to droga przez swoje życie i przez swoje wnętrze. To nauka zadbania o swoje życie, to mierzenie się z problemami, obowiązkami, emocjami i oporem odnośnie ich i dojrzewanie w tych kwestiach.
Mnóstwo ludzi mówi mi, że zmieni im się życie po rzuceniu porno. Ale to niemożliwe! Bo rzucanie uzależnienia to już zmienianie siebie oraz swojego życia! Nie możesz zmienić siebie nie zmieniając siebie. Nie możesz zmienić swojego życia nie zmieniając go.
Jeśli po porno sięgałeś/aś w stresujących sytuacjach, to kiedy zrobisz to, co niezbędne, by je rzucić? W tych stresujących sytuacjach! Nie przed, ani nie po, tylko w trakcie stresujących sytuacji! Wtedy należy zastosować wiedzę, narzędzia i mądrość uzyskane z ich stosowania.
Inny przykład – to przez co nie jesteś śmiały/a jest tym od czego uciekasz w pornografię! Jeśli przestaniesz uciekać w pornografię, zostaniesz z tym sam na sam. I co wtedy? Jeśli nie nauczysz się z tym właściwie postępować, co Ci pozostaje, jeśli znowu od tego nie uciec? Będziesz się mordować z uczuciem wstydu do końca życia?
A co to jest nieśmiałość? Brak śmiałości! Więc wybierasz brak. Przestań go wybierać i wybierz śmiałość. Sama się nie wybierze! Zrobisz to przez świadome wybranie postawy np. “Boję się ALE I TAK to zrobię!” Więc decydujesz się przekroczyć stan emocjonalny – przestajesz uzależniać od niego swoje decyzje. To się samo nie wybierze.
Do tej pory jak było? “Boję się, więc NIE MOGĘ sobie na to pozwolić”. W międzyczasie opierałeś/aś się strachowi. Po ucieczce/zaniechaniu działania zaczynasz się obwiniać, gdy strachu już przestałeś/aś odczuwać. Trzymasz się tej winy. Uznajesz się za kogoś gorszego. A to wszystko elementy uzależnienia! Samo oglądanie pornografii czy picie alkoholu, to niewielkie jego fragmenty!
W Stanach Zjednoczonych już ponad 40% populacji (jeśli nie bliżej 50%) regularnie korzysta z antydepresantów i się od nich uzależniła! Chodzą ogłupieni, niszczą sobie dalej psychikę, obciążają ją. Bo nie radzą sobie z emocjami. Cały czas tylko je tłamszą, uciekają od nich. A kiedy Ty zaczniesz sobie radzić z własnymi emocjami, czyli z własną energią życiową?
Zapamiętaj, że ludzie nie boją się życia, tylko swoich odczuć na temat życia.
Jeśli więc poradzisz sobie z uczuciami (nie wygrać z nimi, ani nie będziesz próbować ich unikać), to poradzisz sobie w życiu! Bo im łatwiej będzie Ci w sobie, tym łatwiej będzie Ci “poza” sobą. Nie odwrotnie.
Depresja staje się plagą ludzkości i obecna była od czasów biblijnych! To nie jest nic nowego. Tylko negatywne wzorce postępowania z emocjami były przekazywane na coraz szerszą skalę. I bardzo mocno przyczyniły się do tego dwie wojny globalne, które ludzkość przeżyła w minionym wieku. Szczególnie przyczyniło się to wręcz do uświęcenia strachu i oporu. Ludzie sądzą, że strach ratuje im życie ale tak NIGDY nie było, tylko to, co zrobimy czując go. A zrobić to możemy także w stanie spokoju, radości, miłości. Strach, ani tym bardziej stres i opór nie są do tego potrzebne.
Teraz mamy możliwość przepracowania tych wzorców i ich zmiany i przekazania ich dalej. Depresja to rezultat REPRESJI własnych uczuć. I – uwaga! – najczęściej gniewu, czyli najwyższej energetycznie emocji zwierzęcej. W każdy człowieku mającym depresję zalega mnóstwo gniewu. I osoby te czują najczęściej także masę strachu. Projektują ten strach na życie. Bardzo często także boją się własnego gniewu. Zazwyczaj dlatego, bo kiedyś wpadli w furię i zrobili coś, czego się bardzo wstydzą i za co się niezwykle mocno obwiniają. Uznali, że gniew jest więc zły i trzeba go unikać, wypierać. Ale nigdy nie zdali sobie sprawy, że można go też uwolnić.
Prawda więc jest taka, że nie boją się życia, tylko strachu/gniewu (emocji). Wmawiają sobie bezsilność. Bo zostali zaprogramowani strachem przed własną energią.
Być może kiedyś skrzywdzili kogoś przez ten gniew i czuli się tak winni, czuli tak wielki wstyd, że zaczęli się z ogromną siłą opierać gniewowi. Nazwali się “dobrymi ludźmi”, gdy wewnętrznie każdego dnia dusili samych siebie, obwiniali się i karali.
Rozumiesz? Być może próbowałeś/aś wszystkiego na zewnątrz. Ale czy próbowałeś/aś wszystkiego WEWNĄTRZ?
7. “Przerabiam Program WoP”… ale nie mam planu na życie.
Co to znaczy “Przerabiam Program”? Co robisz? Czytasz sobie? Wykonujesz ćwiczenia? I sądzisz, że co to da?
Liczy się to jak wykorzystasz wiedzę, ćwiczenia, narzędzia w swoim życiu, a nie to, że sobie poczytałeś/aś, a nie sama wiedza! Samo opychanie się wiedzą jest jak patrzenie na mapę. Patrzysz na mapę i co? Zaraz możesz wpaść w dół!
Co z tego, że poczytasz o stresie i wiesz czym jest stres, jeśli w swoim życiu dalej robisz to samo – stresujesz się, męczysz, a potem tłumisz to pornografią?
Poczytanie i wykonanie Raportu to sam początek, linia startu, a nie mety! Teraz wiedzę zacznij wdrażać do swojego życia w sytuacjach, gdzie stres występuje! Wybierz JEDNĄ taką sytuację i się nią zajmij od A do Z. A następnie przejdź do kolejnej.
Pozbycie się uzależnienia nie rozwiąże Twoich problemów, bo pozbywasz się tylko nieefektywnej i niebezpiecznej metody na ucieczkę od swoich emocji i myśli. Ale to od czego uciekasz nadal jest, problemy, zaniedbane obszary Twojego życia, Twój charakter, nawyki, postępowanie, zachowania – to wszystko też jest! Jeśli się tym nie zajmiesz, to Twój umysł cały czas będzie domagał się szybkiego środka do załagodzenia wewnętrznego cierpienia.
Kierowanie się w życiu wyłącznie tym czego nie chcesz nie doprowadzi Cię do tego, czego chcesz!
Wiele osób mówi, że mają myśli samobójcze, zastanawiali się jak popełnić samobójstwo. Czyli w esencji myśleli jak przestać żyć. A zapytani nigdy nie myśleli jakby chcieli żyć! Nie dziwne, że Twoje życie może być w rozsypce jeśli go nie planujesz i tego planu nie realizujesz!
Wiedza czego nie robić w ogródku nie jest wiedzą co robić, by rośliny kwitły. Tak jak oszczędzanie nie jest sposobem na wzbogacenie się.
Nawet samobójstwo wiąże się z zaplanowaniem, dokonaniem wyboru, ruszeniem tyłka! To się niczym nie różni od dowolnej innej czynności!
Jeżeli przestaniesz się opierać, czyli marnotrawić własną energię mentalną na napieranie nią na energię emocjonalną, to pojawi się ona jako możliwość wykorzystania w dowolnym działaniu! To co trudne, męczące, niemożliwe stanie się łatwe/łatwiejsze, znośne, możliwe, a nawet ekscytujące! A gdy porządnie będziesz się oczyszczać z emocji i oporu i skorygujesz swoje nastawienie do działania, to każda czynność stanie się przyjemna, swobodna, a nawet będziesz odczuwać przed nią ekscytację, a nie stres i opór! Ale to samo się nie zrobi!

Każde działanie wiążę się z podjęciem decyzji. Brak energii i zdecydowania to dosłownie brak decyzji! Twoja energia nie ma wyznaczonego kierunku! A poza tym energia płynie ZA działaniem, nie przed!

Dopóki nie zaczniesz czegoś robić z pozytywną intencją, nie pojawi się wspomagająca Cię energia!
Dlatego przed każdym działaniem ZDECYDUJ – “Wybieram to działanie i wykonam je chętnie!” I DO ROBOTY!
To Ty DECYDUJESZ czy podejmiesz się działania, czy złapiesz się oporu i usprawiedliwisz nim brak tej decyzji. Pamiętaj, że każda decyzja wiąże się z konsekwencjami. Konsekwencje apatii znasz.
To robiłeś/aś ZAWSZE przez całe życie. Tylko w większości przypadków kompletnie nieświadomie i wybierałeś/aś negatywne nastawienie/intencję.
To Ty decydujesz czy wolisz uniknąć np. stresu czy wstydu, czy zrealizować jakiś rezultat. To kwestia Twoich decyzji czy zrezygnujesz przy pierwszej niewygodzie, czy zrobisz wszystko, by to zrealizować pomimo niewygody.
Apatia nie jest czymś, co Cię dopada, tylko jest rezultatem wyboru oporu. To jakbyś nigdy nie założył(a) spodni przed wyjściem z domu i nie wyszła, bo powiedziałeś/aś sobie “dopadł mnie brak spodni”.
Mnóstwo ludzi powtarza urojenie “opór mnie dopadł”. Ale to jakby powiedzieć sobie, że dopadło nas siedzenie! Siedzimy, a musimy iść, więc nie możemy iść, bo siedzimy… Jakbyśmy nazwali taką osobę? Osobą o niskiej inteligencji. Dokładnie się to przekłada na inteligencję emocjonalną – “Nie mogę tego zrobić, bo dopadł mnie opór” oznacza bardzo niską inteligencję emocjonalną. A z kolei to oznacza, że można zmądrzeć.
Musisz mieć plan. Jeśli wiesz, że 100 razy do tej pory przed wyjściem do pracy czułeś/aś stres i opór, to nie udawaj, nie oszukuj się, że nie poczujesz ich za 101 razem! Będą! Ale jeśli zaplanujesz nowe podejście, będziesz mógł/mogła je przetestować. Bez nowego planu i 10 000 razy pod rząd wybierzesz to, co do tej pory.
Planem nie jest “chcę nie mieć ABC”. Planem jest “chcę mieć XYZ”.
Planem nie jest “chcę mieć lepsze życie”. Planem jest “chcę mieć ABC – KONKRETNY – w moim życiu”.
Bo co to znaczy “lepsze”? Złotówka więcej to już lepsze życie! I na tym się zatrzymasz?
Brak KONKRETNEGO planu to żaden plan, bo to robienie siebie w konia.
Nie chcesz mieć negatywnych myśli? No to się upij do upadłego albo walnij się wielkim kijem w głowę. Wstrząs mózgu załatwi Ci brak myśli. Ale to chyba nie jest rozwiązanie, prawda?
Planem nie jest “chcę mieć spokój w życiu”, tylko planem jest “chcę się nauczyć radzić sobie z problemami w moim życiu” – i tu robisz ich listę. Problemów nie unikniesz. Emocji nie unikniesz. Tylko człowiek fantazjujący o życiu liczy, że uniknie problemów i próbuje ich unikać. A jak nauczyć się rozwiązywać problemy? Próbując je rozwiązać. Popełniając błędy, radząc sobie z konsekwencjami i próbując raz jeszcze.
Każdy wynalazca popełnił tysiące błędów. Najczęściej najwięksi wynalazcy dokonywali odkryć dopiero wtedy, gdy wyczerpali wszystkie opcje, czyli popełnili wszystkie możliwe błędy! Wyobrażasz sobie jak spokojne, radosne, ekscytujące było ich życie, gdy w ogóle nie przejmowali się porażkami?
Praktycznie każdy uzależniony mówi mi, że ogląda porno, by nie musieć myśleć o problemach. A osoby dojrzałe myślą o problemach ale konstruktywnie – nie hipnotyzują się mentalnym bełkotem, tylko organizują czas, w trakcie którego wykorzystują umysł konstruktywnie i szukają rozwiązań, które następnie wdrażają i sprawdzają rezultaty. Jeśli problem został rozwiązany, przechodzą do kolejnego, jeśli nie, wybierają kolejne rozwiązanie. I ten proces powtarzają. Nie uciekają od problemów, tylko się nimi zajmują.
Człowiek uzależniony non stop ucieka. Ucieka od tego, od czego nie tylko uciec nie może ale także od tego, co istnieje w jego życiu po to, by zajmując się tym wzrósł, dojrzał jako istota ludzka. Uciekając od problemów uniemożliwiasz sobie własny rozwój! A ten rozwój jest kluczowy, jeśli chcesz wyjść z uzależnienia. Bo nie wyjdziesz z niego będąc tą samą osobą.
Wszystko czego nie chciałeś/aś czuć musisz nauczyć się czuć, akceptować, uwalniać i wybierać pomimo tego – wybierać mądrze, rozsądnie. Więc nie na oślep. Trzeba mieć plan, listę problemów, rozwiązań, kroków.
Niezdecydowanie i niepewność zazwyczaj wynikają z braku planu. Ktoś mi mówi – “boję się niezręcznej ciszy na randce”. Więc teraz możesz zaplanować co zrobisz, gdy dojdzie do niezręcznej ciszy i koniec z tym problemem! Właśnie go rozwiązałeś już na całe życie! Zniknie związany z tym strach i opór. A jak się pojawi niezręczna cisza, to będziesz podekscytowany mogąc zareagować! A bez planu w sytuacji emocjonalnej nic nie rozwiążesz, tylko zaczniesz zmagać się ze swoimi emocjami i nic z tego nie będzie.
8. Kłamanie.
Przede wszystkim – nikogo nie oskarżam o kłamstwa.
Punkt ten mówi o tym, że pomimo najszczerszych chęci i tak będziemy się okłamywać lub okłamywać innych. Już wyjaśniam dlaczego temat kłamania i szczerości jest krytycznie ważny.
Brak szczerości jest fundamentem braku poprawy.
Osoba uzależniona często nawet nie wie, że ukrywa fakty. Zazwyczaj dlatego, bo nie wie jakie fakty są.
Jeśli nie wiemy, że kłamiemy, jeśli jesteśmy przekonani, że mówimy prawdę, to nawet wykrywacz kłamstw tego nie ujawni.
A to odnosi się nie tylko do uzależnionych – na Blogu mówiłem już niejednokrotnie, że ludzki umysł nie ma zdolności w odróżnieniu prawdy od fałszu. Kłamstwo więc może wynikać z braku świadomości tego twardego faktu. A to oznacza, że do prawdy się dąży, szuka się jej, przesiewa fakty, poddaje analizie własne myśli i wnioski, dokonuje auto-introspekcji, a nie twierdzi coś, a następnie upiera przy tym. Fakty trzeba umieć rozpoznać, a robimy to m.in. przez brak oceniania i w stanie spokoju.
Najlepszym dowodem na nieświadome utrzymywanie kłamstwa jest wmawianie sobie przekonania – “nie mogę!”. Ale okazuje się, że każde “nie mogę” to nieuświadomione “nie chcę!”. Zauważmy, że powiedzenie sobie “nie mogę” osłabia. Nie dodaje energii, chęci, radości. Bo to jest kłamstwo. Tak kłamstwo działa na ludzką psychikę.
No bo ktoś mi mówi, że nie może podejść do kobiety albo porozmawiać, BO nie ma o czym, BO nie wie jak zagadać… Ale czy to oznacza, że nie może? Nie! Nie chce!!! A tak naprawdę nie chce narazić się na odczuwanie stresu, napięcia, winy, wstydu, żalu.
To, co nieprawdziwe, odległe od prawdy osłabia, bo nie ma zaczepienia w rzeczywistości.
Więc pierwszym powodem braku szczerości jest nieświadomość prawdy, faktów.
Jednak nie zawsze. Kłamstwo może stać się w naszych oczach “mniejszym złem” względem “większego zła” ale jest to bardzo błędne postrzeganie.
Kłamstwo wiąże się najczęściej ze wstydem i poczuciem winy. Kłamiemy czując te emocje, by ich uniknąć w większej ilości. A także kłamiemy, by uniknąć bólu. Bo wstyd, winę i ból uznajemy za “większe zło”, którego trzeba uniknąć za wszelką cenę. Tylko czy wstyd i wina naprawdę są złe? Ano nie są.
Zauważmy, że gdyby nie poczucie winy i wstyd związane z oglądaniem pornografii, to nigdy nie zaczęlibyśmy dążyć do zmiany!
Ty już także wiesz, że ból nie oznacza cierpienia! Ból w ludzkim życiu jest nieunikniony i może oznaczać nawet coś dobrego!
Najlepszy przykład – po porządnym treningu na siłowni boli Cię całe ciało, a jednak cieszysz się z tego! Jesteś szczęśliwy/a, bo wykonałeś/aś porządną robotę! Więc ból nie oznacza cierpienia, a można nawet się z niego cieszyć!
Ból często stanowi informację, że powinniśmy przestać coś robić lub że dotarliśmy do jakiejś granicy – np. tzw. komfortu. Wielu kulturystów mówi o konieczności treningu pomimo odczuwanego bólu, by te granice przekroczyć (nie tylko fizyczne ale też psychiczne). Nie będę tutaj odkrywał Ameryki, chcę tylko Ci uświadomić, że ból ma wiele obliczy i być może nawet większość jest pozytywna!
Ból psychiczny w ogromnej ilości przypadków informuje nas o naszej niezgodzie na coś. A więc o poważnym błędzie/zaniedbaniu, które warto jak najszybciej skorygować.
Ludzie zamiast dokonać tej WEWNĘTRZNEJ korekty, zazwyczaj dokonują niewskazanej korekty zewnętrznej – przestają robić coś, co uważają za źródło bólu/oporu. A jest to przekłamanie.
Natomiast cierpienie to coś zupełnie innego! Cierpienie to efekt opierania się bólowi! Dlatego tak łatwo można uniknąć w życiu cierpienia, a także zmieniając swoje podejście do bólu przestaje być on problemem! Ile kwestii w Twoim życiu zmieni/rozwiąże korekta Twojego postępowania z i postrzegania bólu?
Jeśli boli Cię wina i żal za straconą przeszłość, to przestaniesz cierpieć w tej samej sekundzie, gdy to zaakceptujesz – gdy przestaniesz się temu opierać.
Gdy pojawi się jakiś niespodziewany problem to przestanie być w problemem w tej samej sekundzie, w której go zaakceptujesz. Nadal będzie się trzeba nim zająć ale to już nie będzie nic strasznego.
Ponadto – jeśli kłamiemy, by uniknąć winy (często mylonej z odpowiedzialnością), co dla nas ma duże znaczenie, uniemożliwiamy sobie nie tylko oczyszczenie się z tej winy, która już w nas zalega ale także nie korygujemy naszego postrzegania całej sprawy, przez które wina w ogóle istnieje.
O kłamstwie trzeba powiedzieć to coś niezwykle istotnego –
kłamstwo osłabia.
Na wielu poziomach. Nie tylko generuje podświadomą winę i degeneruje to, w co kłamstwo inwestujemy – związki, zdrowie, pracę, hobby. Ale także osłabia energetycznie, obniża energię. Kłamstwo obciąża psychikę i odcina energię, gdyż kłamstwo samo w sobie jest brakiem rzeczywistości. Czymś, co nie istnieje. Aby więc utrzymywać kłamstwo – brak rzeczywistości – trzeba temu oddać własną energię.
Ludzka podświadomość doskonale wie kiedy kłamiemy. Inni ludzie także podświadomie wyczuwają kiedy są okłamywani. Bo wszyscy słabną. Bardzo możliwe, że jedną z głównych przyczyn osłabienia Ciebie jest nie tylko silny opór ale też kłamstwa, które utrzymujesz, w które wierzysz, które sobie mówisz.
Sama wina natomiast informuje nas o błędzie, o błędnej decyzji, błędnym działaniu. W tym o kłamstwie. Wina zachęca nas do wyboru prawdy. Jeśli się uprzemy na kłamaniu, będziemy cały czas słabnąć. A wina będzie rosła. To zamknie nas w spirali osłabienia – upadku.
Wyzdrowienie z uzależnienia wiąże się z wręcz radykalnym poziomem prawdy. Trzeba rozpoznać każdy fałsz (swój) i być uczciwym/uczciwą w każdej sytuacji. Szczególnie własnej, życiowej.
Bo prawda wzmacnia, dodaje energii, oczyszcza, uwalnia. Bez tego niemożliwym jest wyzdrowieć.
Przykład – mówimy, że nie możemy komuś wybaczyć, bo ta osoba nie zasłużyła sobie na to. Ale to zwykłe kłamstwo wiążące NAS w spirali samozniszczenia! Możemy wybaczyć ALE NIE CHCEMY, BO wierzymy, że na to ktoś musi sobie zasłużyć. Więc to dwie warstwy kłamstw, które niszczą tylko i wyłącznie nas.
Kłamstwo osłabia. Jeśli więc coś nam się nie podoba, a my będziemy się na to zgadzać – będziemy słabli. Jeśli będziemy chcieli coś powiedzieć ale tego nie powiemy – będziemy słabli. Jeśli będziemy czegoś pragnąć, a tego nie zrealizujemy – będziemy słabli.
Mówię w PRZEOGROMNYM skrócie, który nie uwzględnia np. “mowy nienawiści”. Jeśli korci nas do czegoś nikczemnego, to już fundament tego jest brakiem prawdy – chcemy komuś zaszkodzić, a taka motywacja nigdy nie jest oparta o prawdę, tylko o kłamstwo. I często naprawdę trudno jest uniknąć takiej postawy – np. gdy ktoś nas sprawił dużo bólu, a my chcemy się zrewanżować. To może wydawać się szlachetne i prawe ale pamiętajmy, że każdy przejaw naszej negatywności wpływa negatywnie na nas. Mądrzy ludzie pouczają, że –
nie ma usprawiedliwionej urazy.
Bo dlatego usprawiedliwiać coś, co nie daje nic dobrego, nic nie naprawia, a jeszcze nam szkodzi i powoduje, że grzęźniemy coraz bardziej w odcięci od prawdy?
To co było, już się stało i nie istnieje. To, co nas dalej boli to nasz własny opór, to jak dalej to wydarzenie w sobie utrzymujemy oraz całą emocjonalność.
Nie bez powodu wybaczenie jest bezcennym i krytycznym procesem. A powinno się stać wręcz sposobem bycia.
Krytycznym momentem osłabienia jest stan apatii. Osoba apatyczna “zgadza się” np. na swoje warunki życia, na swoją sytuację, gdy tak naprawdę nie chce jej i pragnie ją zmienić ale czuje, że nie może, że nie ma na to energii, że sobie nie poradzi. Więc ta zgoda jest kłamstwem. Nie stanowi zgody, tylko apatyczne nastawienie pozbawione mocy. W tym pozbawione mocy do zmiany. To, co warto sobie uświadomić to nasz własny opór. Odrzucenie oporu już zwraca nam dużą część naszej energii, którą możemy np. zainwestować w poszukanie pomocy. Niezależnie jak bolesna jest prawda, paradoksalnie przyznanie jej wzmocni nas i umożliwi zmianę!
Kłamstwo nie tylko polega na tym, co wybieramy, by np. powiedzieć ale też odnosi się do nieprawdziwego postrzegania rzeczywistości. Wybieranie oporu, który ZAWSZE nas osłabia, to wybór czegoś niezdrowego, a więc oddalonego od prawdy. Sądzimy, że opór nas ochroni, że czemuś zapobiegnie – a to mit, urojenie. Tak po prostu nie jest.
Wręcz przeciwnie – to czemu się opieramy trwa i rośnie! Opór nie prowadzi do zmiany sytuacji na lepszą, tylko na gorszą!
Jeśli naoglądałeś się filmów wojennych czy fantasy, to odróżnij proszę samą niezgodę od warunków, o których zmianę walczą bohaterowie, od podejmowanych działań.
To odpowiednie działania prowadzą do zmiany, a nie sam opór.
Przetestuj działanie oporu na Twoją rzeczywistość – zacznij z kimś rozmowę i nie zgódź się z tą osobą, a następnie zacznij napierać na swoje stanowisko i opierać się próbom przekonania tej osoby. Co się stanie? Ta osoba zrazi się, a i tak nie zmieni swojego stanowiska.
Opór więc nie tylko nie pomoże ale jeszcze pogłębi istniejący problem.
A nie wolelibyśmy rozwiązać sytuacji, polepszyć relacji z drugą osobą? Po co nam nasza racja? Czy coś nam daje? A jeśli nasza racja też jest brakiem prawdy, czymś odległym od rzeczywistości, od faktów, od zdrowia? Oraz czymś przez co słabniemy?
Pułapką kłamstwa jest to, że nie można z nim nic zrobić, tylko przestać je utrzymywać. Utrzymując kłamstwo będziemy tylko coraz bardziej w nie grzęźli. Nie będziemy dostrzegać faktów, więc niemożliwe będzie dokonanie jakiejkolwiek poprawy, dopóki kłamstwo będzie obecne. A żeby sobie uświadomić kłamstwo, potrzebna jest radykalna uczciwość. Co często wiąże się z poczuciem winy. Trzeba być gotowym na jej odczucie, by nie wpaść w obwinianie się.
Przykładem jest bardzo powszechne kłamstwo – “Mogłem/mogłam to WTEDY zrobić lepiej/inaczej!” Mówimy to sobie, gdy dociera do nas to, co zrobiliśmy i jakie były tego konsekwencje (negatywne).
Nie, nie mogłeś/aś! Gdybyś mógł/mogła, to byś to zrobiła(a)! Ale tak się nie stało.
Wniosek, że mogliśmy odnosi się do chwili obecnej, nie do przeszłości. Teraz wiesz, że inny wybór jest/może być lepszy, BO dzięki introspekcji dostrzegasz konsekwencje tamtej decyzji. Już sam fakt, że do tej introspekcji jesteś zdolny/a jest bardzo pozytywną informacją! TERAZ MOŻESZ dokonać lepszego wyboru, niż w przeszłości. A przeszłość należy sobie wybaczyć.
Wtedy jeszcze tej decyzji nie podjąłeś/podjęłaś, dlatego wydawała się dobra! Na tym polega wzrost – na dostrzeganiu konsekwencji własnych decyzji i wyciąganiu z nich wniosków.
Zmienia się KONTEKST – został poszerzony o świadomość konsekwencji tamtej decyzji. Dlatego możemy od teraz wybrać inaczej.
Wielu przestępców nie jest zdolnych do wyciągania takich wniosków. Dalej będą popełniać przestępstwa nawet po wielu latach spędzonych w więzieniu.
Dlatego obwinianie się za przeszłe decyzje to poważny błąd, bo wmawiamy sobie nie tylko kłamstwo ale nie rozumiemy procesu wzrostu.
Z tego powodu obwinianie się za uzależnienie to także poważny błąd. Nikt nie był świadomy jak skończy się regularne oglądanie pornografii i nadal przytłaczająca większość ludzi nie ma wiedzy o wpływie pornografii na mózg, świadomość, nawyki, psychikę, emocje, itd. Właśnie dlatego wybieraliśmy je, bo wydawała się dobrym wyporem, przyjemnym. Ale nie zmienia to rzeczywistości, ani konsekwencji. Teraz już wiesz, że wybór ten był błędny i jego kontynuacja wiąże się z dalszymi negatywnymi konsekwencjami.
Obwinianie się to błąd. Wina informuje o konieczności dokonania korekt, a nie pomaga sama z siebie. Znak drogowy informuje Cię o zmianie warunków i konieczności dostosowania się do nich – np. zakręcie czy konieczności dopasowania prędkości jazdy. Ale przecież znak tego za Ciebie nie zrobi. Trzymanie się winy licząc, że coś to zmieni, to jak patrzenie się we wsteczne lusterko licząc, że zmieni to kierunek naszej wędrówki. To raczej doprowadzi do wypadku, niż zmiany na lepsze.
Obwinianie się (i kogokolwiek innego) to po prostu niewłaściwe narzędzie do dokonania pozytywnych zmian.
Jeśli często czujesz winę, to tak jakbyś non stop mijał(a) jakiś istotny znak drogowy i nigdy nie dokonał(a) na jego podstawie korekt. Kłamstwo/brak prawdy nic nie zmieni. Trzeba więc próbować dalej.
Kolejnym, bardzo powszechnym kłamstwem jest – “muszę”. Np. “muszę iść do pracy”. Ależ nie musisz! Kto powiedział, że musisz? To oczywiste przekłamanie. Wszystko co w życiu robisz to rezultat Twoich decyzji. Pójście do pracy wiąże się tylko z Twoją decyzją. To jakie będziesz miał(a) do tego nastawienie wpłynie na Twoje samopoczucie, poziom energii oraz często na efektywność pracy. Ale nie ma niczego w rzeczywistości, co wpłynęłoby na fakt, że to czy to zrobisz i jak, to tylko i wyłącznie Twoja decyzja.
“Muszenie” to nastawienie z poczucia winy, czyli czegoś bardzo dalekiego od prawdy. Już wiesz, że zarówno poczucie winy jak i kłamstwo osłabiają. Więc każdy kto ma takie nastawienie słabnie. Dlatego mnóstwo ludzi rano nie ma energii, ani chęci. Przestawiają budziki kilkukrotnie, wstają na siłę. Nie chcą w ogóle wstać z łóżka. Wielu zanim wstanie ogląda porno, by stłumić opór i poczucie winy.
Podchodzą do pracy z poziomu winy – “muszę”. “Muszenie” automatycznie generuje w nas opór – nie chcemy tego, co musimy. Poprzez nasze nastawienie odcinamy się od energii. Dalszym ciągiem tego kłamstwa jest projekcja tej winy i oporu np. na pracę. Zapewne kontynuujemy programowanie naszych rodziców – MUSIMY iść na obiad, bo go nie dostaniemy i będziemy głodni. MUSIMY słuchać naszych rodziców (nawet, gdy nie mają racji), bo zostaniemy ukarani. Itd. I jeśli nigdy nie uwolniliśmy się z tej winy, oporu, gniewu, żalu, wstydu, to będziemy ten schemat kontynuować nawet przez całe dorosłe życie. I sami będziemy się także karać. Nawet nie poddając krytyce tej metody – karanie nie uczy, nie rozwija. To bardzo zła metoda wychowawcza. Bo nie zmienia się pozytywnie poziom BYĆ. Poziom BYĆ jest obciążany coraz bardziej i tylko na siłę, niechętnie zmuszamy się do jakiegoś poziomu ROBIĆ.
Muszenie to także zrzucanie odpowiedzialności za swoją decyzję na coś zewnętrznego. Np. podejmujemy ją dopiero, bo dociera do nas, że jeśli tego nie zrobimy, to zostaniemy zwolnieni lub zabraknie nam pieniędzy. Więc nie tylko utrzymujemy w sobie winę i opór ale jeszcze dochodzi strach, często też gniew na szefa czy nawet całą firmę. To nas coraz bardziej osłabia i obciąża naszą psychikę.

Więc gdzie potrzebna jest korekta? W nas! W naszym nastawieniu. Należy więc zrezygnować z opierania się i wybrać nastawienie chęci.

Za nasz stan nie odpowiada praca, ani szef, ani firma, tylko nasze nastawienie do nich. Wiara, że świat zewnętrzny na nas wpływa, to bardzo poważne zniekształcenie prawdy – rzeczywistości. Tak po prostu nie jest. Szybko to zaobserwujesz – uznaj się za ofiarę kogoś/czegoś w świecie, a natychmiast poczujesz osłabienie. To dowód na to, że osłabił Cię Twój własny wybór, a nie to coś w świecie.
Jednak mówię w szerokim kontekście. Bo nie możemy wymagać od siebie cudów. Konieczne jest życie w zgodzie ze swoim obecnym poziomem. Prawdą wzmacniającą może być to, że przyznamy się, że nie podobają się nam warunki w pracy, że nie radzimy sobie z zachowaniami innych i pozwalamy, by na nas wpływamy. To może wymagać zmiany na zewnątrz. Ale pamiętajmy, że opór tak czy siak nas tylko osłabi, nie zmieni sytuacji i tylko utrudni tę zmianę.
Nie mamy zacząć się opierać, ani obwiniać kogokolwiek, tylko wykorzystać energię do zmiany, do działania, by polepszyć/zmienić swoje warunki. A nie walczyć z obecnymi.
Po raz kolejny przypomnę, że do zmiany prowadzą odpowiednie działania, a nie obwinianie, gniewanie się czy opieranie.
Oczywistym kłamstwem u uzależnionych jest “mogę przestać oglądać pornografię/palić/pić kiedy tylko zechcę. A teraz to robię po prostu dlatego, bo to lubię i nie jest ze mną źle”. W tej sytuacji podłożem tego kłamstwa zazwyczaj jest duma (wypieranie rzeczywistości, upór) i/lub strach – strach przed uświadomieniem sobie prawdy. Kłamstwem też może być to, że dumę uznajemy za pozytywną postawę. Ale duma to wielka pułapka i ogromne zagrożenie, szczególnie dla uzależnionych.
Dlatego powtórzę – zmierzenie się z prawdą może być bolesne ale to będzie ten pozytywny rodzaj bólu, który nas wzmocni i w konsekwencji wyzwoli.
Kłamstwo to może także wynikać z pragnienia, by uniknąć wstydu i winy związanych z tym jak w ogóle postrzegamy uzależnienie i uzależnionych. Bo np. możemy mieć przekonanie, że osoba uzależniona jest marginesem społecznym. Ale tak nie jest. Przetestuj to – uznaj się za margines społeczny, bo jesteśmy uzależniony/a. Jeśli osłabniesz, to będzie dowód, że to przekonanie jest kłamstwem, nie jest prawdą.
Uzależnienia są bardziej powszechne, niż Ci się wydaje. Uzależnieni są ludzie w każdym wieku, w każdym statusie majątkowym, w każdym statusie związku i jego braku, w każdej branży i rodzaju pracy, w każdej religii i niewierzący również. Nikt nie jest przed tym zabezpieczony. Nie ma genu uzależnienia, ani żadnych wewnętrznych zabezpieczeń, by nie uzależnić się od porno oglądając je. Uzależnieni są mężczyźni samotni, żonaci, z partnerkami, zaradni życiowo, policjanci, strażacy, nauczyciele, doktoranci, studenci, dzieci, dorośli, osoby starsze, etc. Kobiety oczywiście też.
Przed uzależnieniem nie chroni ani to czy staramy się żyć dobrze, ani to jak inteligentni jesteśmy.
Jak mówiłem – malutki ułamek procentu ludzi w ogóle zdaje sobie sprawę z zagrożenia. Dlatego nie jesteśmy o tym ani uczeni, ani nie mieliśmy nawet szansy o tym usłyszeć. Wiele osób nawet latami próbuje znaleźć przyczynę swoich kłopotów ze zdrowiem, psychiką i życiem i nieraz przypadkiem odkrywają, że wielki wpływ miało na to uciekanie w pornografię.
Dlatego zawstydzanie siebie, że jesteśmy uzależnieni, to także bardzo poważny błąd. To kłamstwo, że jesteśmy gorsi, BO jesteśmy uzależnieni. Wiele osób uzależniła się właśnie z tego powodu – bo już uznawali się za gorszych i uciekali od odczuwania wstydu w pornografię, czego rezultatem było chwilowe podniesienie stanu energii na poziom pożądania. Ale ceną tego jest potem spadek na jeszcze niższy poziom, niż przed sesją z porno.
9. Niewłaściwa intencja.
Nie rzucasz uzależnienia, tylko rozwijasz się jako istota ludzka – to jest cel, który ma Ci przyświecać.
Uzależnienie to efekt zaniedbań na przynajmniej kilku poziomach, ZAWSZE wliczając emocjonalny. Jeśli się nie rozwiniesz, pozostaniesz uzależniony/a.
Ponadto jeśli Twoją intencją jest zaprzestanie oglądania pornografii, to przede wszystkim tracisz jakikolwiek wyznacznik – kompas – jak Ci idzie. Wiele osób gubi się i upada bardzo mocno, gdy nie wiedząc czemu nie oglądają porno tydzień, dwa, niektórzy nawet pół roku, uważają to za ogromny sukces. A potem następuje np. kryzys lub pojawia się jakiś problem i następuje seria wpadek. Bo nadal nie nauczyli się radzić sobie z emocjami, oporem, napięciem, stresem, zareagowali nawykowo, itd.
Nie oglądanie pornografii to bardzo błędny wyznacznik postępów.
Bo nie ważne ile dni nie oglądasz. Jak pojawi się wpadka, to potem najczęściej dochodzi do obwiniania, wstydu, żalu i lawiny wpadek. A jak to jeszcze ktoś będzie usprawiedliwiał, to już w ogóle widać poziom niedojrzałości, a więc też jedną z głównych przyczyn choroby.
Poza tym jeśli nie poradziliśmy sobie z czymś zewnętrznym, to będzie to trwało i/lub się powtarzało, więc zapewne szybko dojdzie do kolejnej wpadki, dopóki nie rozwiążemy tego problemu.
Już sam fakt, że liczysz dni świadczy, że się boisz. A to nie oznacza wolności. Czy człowiek, który nic nie zrobił liczy ile dni nie jest już za kratkami, bo wierzy, że jakaś magiczna liczba jak 90 dni poza aresztem nagle go na zawsze zatrzyma na wolności? Nie. Bo jeśli znów popełni przestępstwo, wróci za kratki. Więc rozwiązania nie ma w tym ile dni jest poza więzieniem, tylko czy dojrzał w kwestii tego jak żyje.
Chodzi o to, że są w Twoim życiu problemy, z którymi sobie nie radzisz.
A żeby rozwiązać dowolny problem, trzeba wzrosnąć ponad ten problem.
Nie mamy walczyć z problemami, ani ich unikać lub liczyć, że nie będziemy mieli problemów ale rozwinąć się tak, by stały się dla nas możliwe, łatwe, a przynajmniej abyśmy my zajmując się nimi nie cierpieli.
Jeśli będziesz mieć jasną i klarowną listę przyczyn sięgania po pornografię i korzyści jakie z tego masz, to oczywistym będzie jak Ci idzie. Bo dopóki coś na tej liście będzie – nadal w tych sytuacjach będziesz sięgać po porno. I nie ważne czy jesteś już “wolny/a” 90 dni lub więcej. Czyli – jeśli sięgasz po porno w sytuacjach stresowych, to dopóki nie nauczysz się radzić sobie ze stresem, to w trakcie sytuacji stresowej z dużym prawdopodobieństwem obejrzysz porno. Co Ci da nie obejrzenie porno przez 90 dni? Nic.
Przykładowo dla większości facetów rozmowy i randkowanie z kobietami to problem, a nie przyjemność! Woleli by go uniknąć! I co im da nie oglądanie pornografii? Jeśli nadal będą tak podchodzić do randkowania i kobiet oraz do tego, co czują odnośnie tego, to tego obszaru i tak nie naprawią, nie zajmą się nim, a to kwestia czasu, aż zamieni się to we frustrację, żal i usprawiedliwienie (ponownego) oglądania pornografii.
Oglądanie pornografii nie tylko zatrzymuje Cię w miejscu w kwestii rozwoju ale jeszcze coraz silniej obciąża psychikę i podświadomość, więc nie tylko nie następuje wzrost ale też degeneracja. Spirala prowadząca w dół.
Więc zazwyczaj także nie oglądanie pornografii jest warunkiem koniecznym, by rozwiązać problemy w swoim życiu.
Niejedną uzależnioną osobę zapytałem się – “Lubisz się?” W odpowiedzi najczęściej słyszałem – “Nie, bo nie mam za co”. Albo – “Niektóre rzeczy w sobie lubię, innych nie”. Więc tym również trzeba się zająć prędzej czy później – porzucić warunki na lubienie siebie. Przepracować problem tego jak się postrzegamy. Lubienie i akceptowanie siebie to fundament życia.
Co z tego, że masz jakieś wady? Każdy ma! Nie powinny się jednak stać powodem odmawiania sobie akceptacji i miłości!
Bełkoczący umysł powie – “No ale inni coś w życiu osiągnęli, a ja nie”. Tak, osiągnęli, bo się już lubili i zamiast się obwiniać, użalać, nienawidzić, marnować czas na karanie się, podświadome i świadome sabotowanie, wmawianie sobie bzdur na swój temat, oni w tym czasie dbali o siebie. Naprawdę mając już perspektywę widzę wyraźnie jaką głupotą jest nienawidzenie sobie niezależnie co zrobiliśmy lub traktowanie siebie bez szacunku, posiadanie niskiego poczucia własnej wartości. To po prostu głupie. W tym momencie niejedna osoba będzie się dalej obwiniać, wstydzić, opierać i nawet nie będzie wiedziała dlaczego! Ot, robi to, bo zawsze tak robiła i tyle. Więc to taki apatyczny spadek po równi pochyłej. Ale wcale nie musimy na niej być!
Niektórzy obwiniają się za to, że się obwiniali w przeszłości! Widzimy więc jak ta głupia postawa sama się propaguje. Nieświadomość zatrzyma nas w miejscu i będzie powoli cofać.
Bez akceptacji siebie nasze problemy wydają się coraz większe – uzależnieni mówią, że ich zaczynają przytłaczać. Często mówią, że przytłacza ich życie. Ale tak nie jest. Bo nie jesteśmy tytanem Atlasem i nie trzymamy na swoich barkach całego świata.
Problemów może być coraz więcej przez postępujące zaniedbania w swoim życiu ale same z siebie nie rosną. To my “malejemy” – SAMI SIEBIE postrzegamy w coraz gorszym świetle, ograniczamy swoją energię, chęci, wiarę, nadzieję, odwagę, wybieramy coraz mniej korzystne postawy i nastawienia, etc. To my przytłaczamy się coraz bardziej oporem, niechęcią – wszelkimi negatywnymi nastawieniami i postawami. To co odczuwamy, to to jak sami wpływamy na siebie. Nie robi tego świat zewnętrzny. Jednocześnie tak negatywne postrzeganie siebie odbiera nam energię. Jeśli jeszcze dokonujemy projekcji np. strachu na świat, zaczyna się on nam jawić jako straszny. Ale dopóki strachu nie wyprojektujemy, to go w świecie nie znajdziemy.
Intencja zmiana świata zewnętrznego przez walkę lub zmaganie jest po prostu błędna. Bo nie w tym leży problem.
Zmiana NASZEGO świata zewnętrznego – naszego życia – powinno stanowić reprezentację tego jak my się zmieniliśmy.
Pewne rzeczy można naprawić/rozwiązać z dowolnego poziomu – np. posprzątać w domu. To jest zadanie wymagające minimum odpowiedzialności. Wymaga jednak dokładności. Możemy posprzątać cierpiąc, męcząc się, nienawidząc tego robić lub ciesząc się, śpiewając, będąc radosnym. Możemy to zrobić dokładnie lub niechlujnie.
Posprzątanie kurzu nie wymaga od nas praktycznie żadnego wkładu na poziomach innych, niż fizyczny. Kurz zetrzemy ruszając ręką nawet apatycznie.
Jednak np. w przypadku relacji, nie wystarczy tylko bukiet kwiatów czy powiedzenie “przepraszam”. Problemów w związku nie da się “zetrzeć” jak kurzu. Nie możemy powiedzieć “przeprasza” i znowu siąść na tyłku i się regenerować kilka godzin.
Za tym musi stać dużo więcej – przede wszystkim intencja (nie tylko skorygowania błędu i dalszego rozkwitu związku), odpowiednia energia, faktyczna skrucha. Jeśli popełniliśmy błąd ale też ochota do dalszego bycia razem, wyższa energia – pragnienie, by było lepiej! Nie mamy sobie umniejszać, karać, etc. A jeśli czujemy się winni, to nie wolno tego wypierać, tylko dokonać odpowiednich zmian, by do tego błędu już nie doszło. I na końcu wybaczyć sobie.
Musimy także liczyć się z poważniejszymi konsekwencjami jeśli nasz błąd był poniżej poziomu, który akceptuje nasz(a) partnerka/partner i zdecyduje się zakończyć związek. Ludzie zaczynają ze strachu przed wstydem, winą i samotnością mówić wszystko, tak jak mówią sobie wypierając uzależnienie. Mówią – “Zmieniłem się!”, “Zrozumiałem swój błąd!”, “Już do tego nie dojdzie!”. Czyli używają wszelkich frazesów zasłyszanych w filmach i książkach. Ale jeśli zrozumieliby temat nawyków i sabotowania się, to wiedzieliby, że ani logiczna motywacja, ani tym bardziej obiecywanie i przyrzekanie ma na to minimalny wpływ. Jeśli doszło do zdrady, to powiedzą np. “już wiem, że zdrada jest zła”. Czyli nic nie zrozumieli. Bo to oczywiste. Ale nadal nie wiedzą dlaczego zdradzili. Dlaczego to wybrali.
Nie rozumieją, że powstał taki kontekst, w którym zdrada była dla nich dobrym wyborem. I jeśli tego nie zmienią, w przyszłości może dojść do tego samego.
Więc w najlepszym wypadku będą się temu opierać, czyli słabnąć, bo będą non stop używali siły woli. A osłabiona wola jest jedną z głównych przyczyn zdrad po stresującym dniu w pracy. Jeszcze taka osoba potrafi nawet usprawiedliwiać zdradę – “nie chcę dawać swojej partnerce/swojemu partnerowi tego stresu”.
Czy komukolwiek pomogło nazywanie pornografii złą? Nie. Dalej ją oglądają i jeszcze mocniej się tego wstydzą i za to winią – no bo już “wiedzą”, że porno jest złe, a i tak je oglądają. Więc – mówi ich umysł – ja muszę być zły/a.
Częstym błędem, po którym ludzie upadają jest intencja, by “zmierzyć się ze wszystkimi blokadami”.
Nie wybieraj takiej intencji. Po prostu nie poradzisz sobie. Nie ma mocnego, który zmierzyłby się z tym wszystkim naraz.
Nie wierzysz?
To od dzisiaj KAŻDE sprzątanie domu rób z uśmiechem, radością i miłością jakbyś sprzątał(a) w domu najukochańszej osoby, za co czekać Cię będzie najwspanialsza nagroda. A jeśli tak, to będziesz chciał(a) robić to jak najczęściej do końca życia, np. raz w tygodniu!
Jeśli chociaż 4 razy pod rząd uda Ci się odbyć to doświadczenie w pełni radości, to dopiero spróbuj z kolejnym – np. naprawą relacji z kimś bliskim, wobec kogo utrzymujesz urazę. To samo – doprowadź do sytuacji, że jesteście jak najbliżsi sobie przyjaciele.
Jeśli dalej nie wierzysz i sądzisz, że sobie poradzisz ze wszystkimi blokadami, to tak jakby od dzisiaj zaczęły wychodzić z Ciebie wszystkie emocje i opory, które czujesz codziennie rano wstając, idąc do pracy, widząc piękną kobietę, umawiając się na randkę, gdy chcesz powiedzieć, co leży Ci na sercu, gdy się denerwowałeś/aś, stresowałeś/aś, frustrowałeś/aś, etc. Ile tego w Tobie zalega? Przetestuj. W tym momencie wstań, wyjdź z domu i doprowadź do seksu z piękną kobietą (jeśli masz partnerkę, to nie wykonuje tego ćwiczenia). Jeśli nie zrobisz tego z wielką radością, chęcią i ekscytacją, poczuciem wdzięczności, to widzisz ile tego w Tobie jest. Zapewne pojawią się jakieś emocje i myśli typu – “no ale naprawdę teeeeeraaaaaz?”, “no ale większość kobiet jest w pracy”, “teraz nie mogę, bo jestem zajęty”… i ‘później’ nigdy nie następuje. Bo to nie tylko kwestia emocji i oporu ale naszej intencji, tego czego naprawdę chcemy, naszego podejścia do siebie, życia, innych ludzi.
A to przede wszystkim tylko jeden obszar życia i to nie wszystko w nim.
W Module 2 Programu WoP wybierasz JEDEN nawyk i zaczynasz się nim zajmować. Uświadamiasz sobie krok po kroku wszystkie i robisz ich listę ale zajmujesz się jednym naraz.
Raz jeszcze – zajmujesz się jednym tematem naraz.
I zazwyczaj na początek sugeruję nie zajmować się najtrudniejszym. Bo zajmując się jednym tematem wyjdą wszystkie dotyczące go emocje, opory, negatywne przekonania, przywiązanie, ból, niechęć, itd. Czasem wyjdzie z pozornie błahej sprawy cała masa tego! Człowiek, który nie ma konceptu na czym polega rzeczywisty “rozwój osobisty” może być wręcz zszokowany tą ilością i jego umysł uzna się za “przytłoczony”. Łatwo wtedy porzucić całą pracę, bo człowiek błędnie uznał, że “Skoro padłem przy tak prostym temacie, to jak mogę poradzić sobie z trudniejszymi?” Niejeden już pisał mi coś takiego – “Jeśli odnośnie zwykłego podrywu czuję tyyyyyle emocji, to ile ich musi we mnie być i ile ich poczuję, gdy pojawi się coś poważniejszego?” Ale to kompletnie błędne rozumowanie.
Chodzi o to, że nie ma tematów prostych i trudnych. Nigdy nie wiadomo jaki temat skrywa nasze najsilniejsze przywiązanie lub jakąś emocję, której wyjątkowo nie chcemy czuć. Są ludzie, którzy zaczną panikować, gdy nie będą mogli sprawdzić telefonu przez 10 minut.
Wielu osobom obgryzanie paznokci niszczy życie i samoocenę i nie potrafią sobie z tym poradzić! Za to bez problemu rozwiązują problemy finansowe i są majętni. Jedna osoba bez problemu wychowa dziecko ale nie radzi sobie finansowo, a druga osoba jest majętna ale na myśl o posiadaniu dziecka robi się jej słabo.
U Ciebie może być inaczej. Coś, co wydaje się łatwiejsze lub trudniejsze to pozory. Ważne jest jaka jest Twoja względem tego intencja, gotowość do zmiany, do przyjrzenia się prawdzie, do akceptacji, do wzięcia odpowiedzialności, do zmierzenia się z emocjami i oporem, etc.
Więc przestań oceniać to, co robisz. Jeśli nawet byle pierdoła wyciągnie z Ciebie dużo emocji i oporu – wspaniale! Nawet jeśli będzie to sprzątanie swojego mieszkania.
Nie ważne czy czujesz masę oporu, strachu i wstydu względem rozmowy z obcymi ludźmi, nauki na egzaminy, pracy zarobkowej czy czegokolwiek innego.
Bo emocje ułożone są w podświadomości warstwami.
Jeśli masz w szafie bałagan, to czy robi jakąkolwiek różnicę czy szukasz zwykłego T-shirtu, by iść do sklepu po ziemniaki, czy najlepszego garnituru na ślub przyjaciela? Nie ważna jest okazja, bo i tak będziesz musiał(a) przebrnąć przez tonę ubrań. I powiesz sobie – “No ale jeśli tyle tego ze mnie wyszło, gdy szukałem T-shirta, to co dopiero wyjdzie jak zacznę szukać drogiej marynarki?” Nie ma to żadnego znaczenia. Jak zrobisz porządek szukając T-shirta, będzie Ci automatycznie łatwiej znaleźć każdy inny ciuch.
Zauważ, że np. silny opór przed zrobieniem czegoś, to Twoja energia! Silna energia! Tylko marnotrawisz ją na utrzymywanie psychicznego nastawienia niechęci. Możesz nie chcieć tego skorygować latami. A jeśli ten temat jest kluczowy w wyzdrowieniu z uzależnienia, to dopóki nie odpuścisz tej niechęci (co może wiązać się z przepracowaniem dumy), być może do tego czasu nic się nie poprawi.
Jeśli czujesz opór odnośnie porannej jogi, to jest to część generalnej puli oporu, który czujesz zapewne w wielu innych sytuacjach. Załatwienie problemu porannej jogi automatycznie odciąży Cię z części oporu odnośnie innych spraw.
Tak samo jak podejdziesz do kobiety, wybierzesz odwagę i poderwiesz ją, to automatycznie łatwiej Ci będzie zmierzyć się ze strachem w każdych innych okolicznościach.
Bo odczuwanie dowolnej emocji jest takie samo niezależnie od sytuacji.
Strach przed wojną atomową, wirusem mogącym zabić wszystkich jest taki sam jak strach przed podejściem do ładnej dziewczyny, stratą pieniędzy, samotnym spacerem po godzinie 20, itd. W jednej sytuacji możesz czuć go więcej i silniej się opierać ale jest to dokładnie taki sam strach.
Strach przed bombą atomową jest to dokładnie ten sam i taki sam strach jak przed uklęknięciem przed swoją partnerką i wyjęciem pierścionka.
Podsumowując – intencja rzucenia pornografii to środek do celu, a nie sam/jedyny cel. Ma Ci przyświecać jako motywacja do rozwiązania każdego problemu, w którym sądziłeś/aś, że pomaga Ci oglądanie porno. Sukcesem będzie rozwiązanie tego problemu bez uciekania w porno. A jeśli izolujesz się w piwnicy ale nie oglądasz porno, nie nazwałbym tego sukcesem w wychodzeniu z uzależnienia i wolności.
10. Odpuszczenie i jego przyczyny. Jak zapobiegać rezygnowaniu?
Zrezygnowanie z pracy nad sobą czy tzw. “pracy z Programem” zdarza się dość często.
Czasem nawet po roku otrzymuję maile z wyjaśnieniami, prośbami o możliwość powrotu oraz pytaniem – “Jak wytrwać w postanowieniu?” Ludzie mi piszą, że zabrakło im wytrwałości, niektórzy nawet mówią, że nie mieli siły! No tak – nie mieli siły, by stanąć na kilka minut przed lustrem, by usiąść i zamknąć oczy, by przyglądać się swojemu wnętrzu i je akceptować…
Odnośnie motywacji mówiłem już – logiczne postanowienie to za mało. Najczęściej staje się tylko źródłem użalania i obwiniania oraz wstydu. Logika poradzi sobie z problemem powstałym na poziomie logiki – np. z problemem matematycznym, a nie z problemem powstałym na poziomie emocji, podświadomości, oporu, nawyków. A poza tym mówiłem już, że z uzależnieniem wiążą się korzyści, które dla wielu uzależnionych są krytycznie najważnejsze! Logiką tego nie załatwisz.
Uzależnienie to zbyt silny mechanizm, by wystarczyło obiecywanie czy nawet przysięganie sobie, że wytrwamy.
Tak samo nie możesz liczyć, że tylko dlatego, bo zacząłeś/zaczęłaś pracować nad sobą, to już będzie tylko dobrze. Wcale nie. Bo jeśli naprawdę chcesz zmiany, to wyjdą z Ciebie wszystkie zachowania, postawy, emocje, opory, mechanizmy sabotujące, przez jakie dochodziło do wpadek i problemów w Twoim życiu. I wtedy konieczne będzie się nimi zająć.
Jeśli do wpadek dochodzi w piątki wieczorami, gdy czujesz samotność, smutek i wstyd, to dopóki się tym nie zajmiesz, że piątki wieczorami będziesz spędzać radośnie, spokojnie, swobodnie i niezależnie czy samemu w domu, czy na imprezie gdzieś na mieście – pozostaniesz uzależniony/a.
Podstawowa sprawa – czy proste czynności robisz chętnie, czujesz się przy tym świetnie? Czy Cię “męczą”? Np. czy chętnie, radośnie dbasz o porządek w swoim domu? Jeśli nie, dlaczego? Co stanowi problem? To, że męczące jest odkurzanie? Nie. Na pewno masz na tyle silne ciało, by dokładnie wysprzątać 20 domów, a nawet więcej. Problem leży gdzie indziej – w mentalnym nastawieniu, postawie do sprzątania – oporze. To odbiera Ci energię – osłabia Cię.
Wielu popełnia błąd, że przysięgają partnerkom, że już nigdy nie obejrzą porno. I to tylko jeszcze bardziej ich obciąża – strach przed błędem. A jeśli dojdzie do tego, co często jest nieuniknione, to pojawia się ogromny wstyd i wina, co jeszcze silniej nakręca mechanizm uzależnienia.
Przede wszystkim w niczym nie mamy wytrwać siłą. Mamy nie zmienić decyzji niezależnie co się stało.
Jak wytrwać w postanowieniu? Nie zmieniając decyzji, że zrobisz wszystko, by wyzdrowieć. I zrobić wszystko, co konieczne, by wyzdrowieć.
Niemniej jeśli walisz głową w ścianę, to nie dziwne, że w końcu odpuścisz. Tylko dlaczego odpuszczasz też wszystko inne, a nie tylko to, co głupie/bolesne/niepotrzebne?
Najpierw więc uświadom sobie dlaczego przerwałeś/aś pracę nad sobą. To będzie pierwszy punkt zaczepienia – bo to trzeba będzie przepracować. Bo zapewne nie tylko pracę “z Programem” sobie odpuściłeś/aś w swoim życiu ale też wiele innych rzeczy w jakichś okolicznościach. Ten mechanizm dotyczy dużo szerszego zakresu problemów, niż tylko uzależnienie.
Więc aby wytrwać w postanowieniu, trzeba przede wszystkim uświadomić sobie dlaczego tego nie robisz – odkryć PRZYCZYNĘ zawodzenia swoich postanowień.
Zacznij obserwować, w jakich obszarach swojego życia, obowiązkach i problemach też odpuszczasz. Być może nawet zaczynasz oglądać seriale i ich nie kończysz, bo mówisz sobie, że przestały Cię interesować, cieszyć, rajcować?
Ostatnio przeczytałem na jednym forum, że pewien człowiek porzucił swoją pracę hobbistyczną (nie ważne kto i co, chodzi o “mechanizm”), bo umarł mu tata i czuł względem tego hobby już tylko pustkę, nie mógł się zmotywować do pracy nad tym. Więc osoba ta zapewne żyła przekonaniem, że radość brała się z wykonywania tej pracy. Ale tak nie było. Ten człowiek DODAWAŁ radość do tego hobby (tak jak każdy inny człowiek do wszystkiego co robi). Do śmierci taty podszedł z ogromnym oporem względem tego, co czuł. To nazywa “pustką” – silny opór. Więc zamknął swoje wnętrze i przez to nie był w stanie już poczuć radości i dodać jej do tego, co robił. Więc dopóki nie uwolni tych emocji i oporu, nigdy nie poczuje radości “z” tego hobby. Więc nie jest skazany na smutek. Ale będzie dotąd cierpiał i odczuwał pustkę, aż nie zaakceptuje tego, co czuje i tego nie uwolni.
Odpuścił hobby, bo nie czuł już radości “z tego”. Tak jak i uzależnieni rezygnują, bo “tracą” nadzieję, chęci, wiarę, sens, etc. Wszystko przestaje ich cieszyć. A to wszystko dlatego, bo nie rozumieją czym jest opór oraz podstawowego faktu, że to wszystko – nadzieja, chęci, radość, wiara, sens MY DODAJEMY OD/Z SIEBIE, a nie bierzemy ze świata.
Więc, gdy to “straciliśmy”, to najlepszy moment do zmierzenia się z oporem i jego uwolnienia. A nie porzucenia całej pracy.
Ba! Ucząc się o prowadzeniu biznesu, firmy, marketingu, itd. przerabiam produkty za 2000-3000 dolarów. Instruktorzy również gratulują np. do dotarcia do modułu drugiego/trzeciego z pięciu ich programu i mówią, że najwięcej ludzi rezygnuje, przestaje pracować zanim nawet dotrą do połowy. Wow!
Czyli ludzie nie będący uzależnionymi również odpuszczają i to w ważnych kwestiach! Uczą się jak lepiej prowadzić własną firmę i przestają to robić na drugim module profesjonalnego programu! Odpuszczanie jest jak plaga na tej planecie.
Zajęcie się tym tematem jest niezwykle ważne, a wręcz krytyczne.
Zacznij obserwować siebie. Dlaczego odpuszczasz? Bo zaczynasz czuć strach? Bo zaczynasz czuć opór? Bo pojawiają się negatywne myśli – np. wątpliwości? Bo nie chcesz popełnić błędu i narazić się na wstyd? ZAPISZ TO.
Odpuszczenie to Twoja decyzja.
Nic innego. Nie mniej i nie więcej. A to oznacza, że skoro ją podjąłeś/aś, to to wybrałeś/aś – miałeś/aś z tego KORZYŚĆ. Korzyść większą, niż dalsze działanie.
Odpuszczanie może być nawykiem, a o nawykach jest cały Moduł 2 Programu Wolność od Porno. O nawykach często też wspominam na Blogu.
Odpuszczenie może wiązać się z szeregiem niepoprawnych przekonań i nieprawd, np.:
– Nie wystarczyło mi sił. Ok ale to nie ma nic wspólnego z odpuszczeniem. Pisanie notatek, medytacja, uwalnianie, korekta swoich postaw, wybaczenie, akceptacja – to wszystko jest krytycznie ważne i nie kosztuje ani kapki siły! Wręcz przeciwnie – poprawne wykonanie tych czynności przywróci i odda Ci siły!
Więc osoba mówiąca, że nie wystarczyło jej sił mówi, że męczyła się w sobie cały czas i żyła przekonaniem, że musi się do wszystkiego zmuszać. I zmuszała się, co prowadziło do utraty energii. Odpuszczała więc czynności jak siedzenie bez ruchu na tyłku sądząc, że w ten sposób odzyska trochę energii lub ją zregeneruje. Ile energii zwróci Ci nie pisanie notatek, albo nie przyglądanie się swojemu wnętrzu? Ani trochę.
Właściwą drogą jest odpuszczenie samego oporu, a nie całej czynności, której się opierasz.
Ta osoba nie była świadoma, że całą energię przeznaczała na opór, czego nigdy nie skorygowała. Zresztą podejrzane jest to, że ludzie odpuszczają zazwyczaj tylko to, co pozytywne. Nie odpuszczają uzależnienia, obżerania się, picia alkoholu, oglądania telewizji, itd. Dlaczego? Bo względem tego mają nastawienie chęci – nastawienie chęci wobec korzyści jakie z tego mają. A względem wszystkiego innego, nawet zdrowego i wspaniałego – z jakichś przyczyn utrzymują nastawienie niechęci, a więc opór. Bowiem zostali zaprogramowani programem sabotowania siebie i nic z tym nie robią. Odpuszczają tylko to, co pozytywne, zdrowe. I zazwyczaj nie jakiś konkretny element Programu WoP, tylko do razu cały Program WoP. Zazwyczaj dlatego, bo kierują się strachem, winą i wstydem – albo się “boją zmian”, albo wciskają sobie bzdury, że nie zasługują na lepsze życie, itd.
– To za trudne/gubię się w tym. Nie mówię tylko o Programie. Mówię o wszystkim. Główną przyczyną pogubienia się jest nieprzerwane hipnotyzowanie się mentalnym bełkotem, gdy w tym samym czasie utrzymujemy silny opór. To próba wymyślenia wszystkiego, to próby kontroli wszystkiego myślami. To tak jakbyśmy oddechem próbowali kontrolować fale morskie.
Myślami nic nie zdziałasz.
Już w 3 Module mówię o konieczności IGNOROWANIA mentalnego bełkotu i skupieniu na realizowaniu USTALONEGO PLANU. Co z tego, że masz negatywne myśli? Myśli nic nie znaczą. Niezależnie od myśli przystępujesz do realizacji kolejnego kroku, który ustaliłeś/aś. Jeśli nie wyjdziesz ze swojej głowy i nie zaczniesz planować, realizować planu i rozliczać się z rezultatów poza umysłem, to pogubisz się bardzo szybko nawet w banalnych czynnościach. A potem w umyśle zobaczysz różne bzdurne negatywności jak “jestem do niczego, bo odpuściłem/am w czymś tak prostym!”
Ludzie mają poważne problemy ze zrozumieniem niecałej strony tekstu, w której opisuję każdy element nawyku. Nie dociera do nich tekst pisany językiem prostym i przystępnym. Mam osoby, które już ponad pół roku nie są w stanie zrozumieć tematu nawyków.
“Wyjście z umysłu” nie oznacza robienia czegokolwiek z myślami, tylko kompletne ignorowanie tego, co się dzieje w umyśle. A nie próby zmiany tego, kontroli, pokonania, itd.
Były nawet przypadki, że ludzie się mnie pytali jak mają siedzieć! Mówię – “usiądź” i od razu dostaję pytanie – “A jak mam usiąść? Tak może być? Inaczej? Co tu jest ważne?” Ludzie ci zachowywali się jakbym im kazał przeprowadzić operację, a nie posadzić tyłek na krześle.
Albo mówię – “Medytacja to potężne narzędzie do wzrostu świadomości”. I od razu dostaję pytania – “A nie ma potężniejszego? Da się to jakoś przyspieszyć? A ile czasu zajmie mi stanie się świadomym? A jak poznać, że już jestem świadomy?”. Miliony pytań, a działania żadnego. W ćwiczeniu na doładowaniu energii mówię – “Wykonaj to 3 razy”. I już pytania – “A dlaczego 3 razy, a nie 5? A jak wykonam to 5 razy, to będzie źle?”
Fajnie, że tak próbują sabotować działania prozdrowotne, a nie podważają w ten sam sposób np. myśli o porno – “A dlaczego mam obejrzeć porno, a nie komedię romantyczną? A dlaczego tylko jeden filmik, a nie 17? A dlaczego ta aktorka, a nie inna? Nie obejrzę, dopóki nie dowiem się dlaczego podobają mi się blondynki!” – tego nie podważają, nie kwestionują. Tylko zalecenia mające przynieść poprawę. Są dumni, a wraz z tym ślepi – nieświadomi.
Albo gubią się w uwalnianiu. Pytam – “Przeczytałeś/aś instrukcję?” Odpowiadają – “Tak”. – “To powtórz”. – “Eeeee”… Nie bez powodu instrukcja została napisana – bo można się nią wspomagać PODCZAS JEJ STOSOWANIA, dopóki nie zostanie zapamiętana. A jeśli starasz się coś usilnie zrozumieć bez zastosowania tego krok po kroku, to jakbyś próbował wymyślić jak może pachnieć ciasto zanim je upieczesz.
Albo ludzie mówią mi, że uwalnianie nie działa. Proszę o opisanie uwalniania i okazuje się, że próbują wykonać tylko ostatni krok z szeregu niezbędnych. To tak jakbyś próbował(a) przygotować sobie herbatę i tylko wsypał(a) cukier do kubka. Albo próbował(a) umyć zęby tylko płucząc je wodą.
Jeśli nie chcesz się pogubić, to sobie przepisz instrukcję i wykonuj dane polecenie z Programu, czy dowolne inne, czytając instrukcję, aż jej w pełni nie zapamiętasz WYKONUJĄC KAŻDY KROK z niej PO KOLEI.
A okazuje się, że większość ludzi czyta instrukcję, nie zapamiętują dokładnie nawet jednego punktu i wykonują COŚ sądząc, że wykonują zadane ćwiczenie lub narzędzie. To też wiąże się z tematem okłamywania się. Gdyby przyjrzeć się swoim postępowaniom to często szokującym może być, że nie wykonaliśmy nawet 5% planu, a resztę przekłamaliśmy. Odpuszczenie/sabotowanie więc nie było tylko chwilowym impulsem, tylko czymś, co się za nami wlokło od samego początku przez cały czas.
– Hipnotyzowanie się mentalnym bełkotem. Nie bez powodu wymagam, aby Raporty były napisane. Nie można o nich myśleć, tylko trzeba je napisać. Przedstawić sobie fakty, przemyśleć je świadomie i KONSTRUKTYWNIE, a nie tylko hipnotyzować się bezwartościowym procesem mentalizacji. Jest szansa nareszcie zacząć się tego uczyć.
W umyśle nie ma faktów! Jeśli będziesz się hipnotyzować mentalnym jazgotem, to nie będziesz wiedział(a) co zrobiłeś/aś 5 minut wcześniej! Być może dostrzegłeś/aś to w swoim życiu – idziesz chodnikiem i nagle jakbyś zniknął/zniknęła, po jakimś czasie znowu stajesz się świadomy/a i jesteś już 200 metrów dalej! Nawet nie pamiętasz, co się stało w tym czasie. Nie wiesz, bo nie byłeś świadomy/a. Kilka osób mi już napisało, że prawie wpadliby pod samochód, bo przechodząc przez pasy byli tak nieświadomi! Ktoś nie usłyszał nadjeżdżającego tira! Mówił mi, że jakby wyrósł mu spod ziemi…!
Gdy zaczniesz się sobie przyglądać, dostrzeżesz, że być może zrobiłeś/aś coś zupełnie innego, niż pamięta Twój umysł! Albo dostrzeżesz, że umysł wymyślił coś, czego w ogóle nie pamiętasz, byś robił(a) lub czego nie zrobiłeś/aś. Coś kompletnie niezgodnego z rzeczywistością.
Warto wiedzieć, że mentalizacja zmienia się w zależności od tego, co czujesz. Jak poczujesz opór, myśli zmienią się na myśli pełne niechęci, rezygnacji, braku nadziei. Jak poczujesz strach, to myśli zmienią się na rozpowiadanie dramatu, tragedii, przerażenia, wyolbrzymiania problemów, etc.
Umysł non stop przeinacza fakty. Człowiek mi pisze, że uwalnia, a zapytany co konkretnie robi okazuje się, że tylko mocuje się z emocjami, więc wykonuje co najwyżej tylko jeden krok z 8 i jeszcze wykonuje go niepoprawnie.
Widzisz więc, że rozwiązanie zależy od przyczyny tego problemu. Może to będzie poważne zajęcie się uwalnianiem oporu za każdy razem, gdy go poczujesz. A może strachu. A może w ogóle upewnienie się, że uwalnianie wykonujesz poprawnie – każdy krok, a nie tylko drugi, trzeci czy szósty.
Może będzie to przepracowania przekonania “nie mogę”, “i tak mi się nie uda”, “po co mi to?” A może będzie to dokładne i rzetelne wykonanie zalecenia, przez brak czego dotychczas szło Ci bardzo słabo.
Krokiem pierwszym na pewno jest uświadomienie sobie przyczyn odpuszczenia. Każdy ma własne przyczyny.
Zauważmy jeszcze bardzo ważną rzecz na realnym przykładzie. W zeszłym roku dobremu znajomemu urodziło się dziecko. Miałem możliwość obserwowania dość często tego dzieciaka od samego początku jego narodzin. Widziałem jak uczył się raczkować, siadać oraz wykonywać wiele innych czynności. Jego nastawieniem non stop była ekscytacja, chęć, ciekawość, radość. Nie było ani krzty frustrowania się, ujmowania sobie wartości, bo np. się przewrócił. Non stop ma pełno energii. Gdy czegoś potrzebuje lub jest problem – płacze z całych sił. Tak silnie płacze, że robi się gorący i cały czerwone. Płacze, aż problem nie zostanie rozwiązany przez rodziców. Czasem potrafi płakać 2-3 godziny. Wiesz ile energii wymaga od człowieka płacz przez 2-3 godziny? Nie cichutkie łkanie czy pochlipywanie ale krzyk na całe gardło. Dorośli ludzie tyle energii nie zużywają przez tydzień na wszystkie podjęte działania razem wzięte, ile ten maluszek przez 2 godziny płaczu.
Ale gdy wszystkie naglące problemy zostają rozwiązane, wraca ogromna radość, ciekawość, uśmiech. Natychmiast, w sekundę. W jednej sekundzie jest ryk, czerwone na twarzy, bo jest głodne, a gdy dostaje buteleczkę, uspokaja się w tym samym momencie. Odpuszcza krzyk i strach od razu. Dorośli tego nie robią i często użalają się i narzekają godzinami. Ba! Nawet miesiącami i latami. Dziecko płacze, bo nie zna innego sposobu na rozwiązanie swoich problemów. I to poważnych. Jeśli nie dostanie od rodziców pożywienia, to umrze z głodu. Dlatego użalanie się w życiu dorosłym nie działa i prowadzi do nawarstwiania problemów – bo to mechanizm służący dziecku.
Tego dzidziusia jest wszędzie pełno. Non stop raczkuje, wchodzi wszędzie, wdrapuje się. Bada, eksploruje. Obserwując je czasem wyobrażam sobie ile mnie kosztowałoby energii non stop bycie w takich ruchu. Nie w postawie pionowej. Ale na czworakach, z częstym siadaniem, wyginaniem się, maksymalnym prostowaniem. Skąd u tego dziecka tyle energii?
Energia podąża za działaniem. Jej poziom zależy od intencji i nastawienia.
Tego uczą nas dzieci.
Jak to możliwe, że malutkie dziecko pijące trochę mleka z butelki i jedzące zmiksowane masę warzywną ma tyle energii, by każdego dnia kilkanaście godzin być w ciągłym ruchu? Większość dorosłych padałby po godzinie.
Bo jest tylko jedno źródło energii – wewnętrzne.
Oznacza to, że każdy sabotujący, ujmujący nam mechanizm ograniczający energię to negatywne programowanie, które skądś otrzymaliśmy. Żaden człowiek nie traktuje się źle, nie wmawia sobie bezsilności, nie obwinia się, nie wstydzi, ani nie ocenia, dopóki nie zostanie tym zaprogramowany. Także nie męczy się żyjąc! To wszystko to programowanie. Nie jest to coś, co sami wymyśliliśmy. To nie jest ani w genach, ani nie jest elementem ludzkiej natury.
Jednak, gdy zostaniemy tym zaprogramowani, nasz umysł zaczyna tego chronić, usprawiedliwiać i racjonalizować i działać na tej podstawie. Uznaje to za coś ważnego, nawet za coś, co ratuje nam życie, dzięki czemu przeżywamy. Ludzie brak energii – apatię, niechęć – traktują jako coś, co pomaga im przeżyć! To jakby życie po ciemku traktować jako wspaniały sposób na oszczędność i dojście do bogactwa! Ale pokaż mi jednego człowieka, który żyjąc po ciemku wzbogacił się.
Apatia to rezultat poważnych zaniedbań, a nie coś, co pomaga Ci przeżyć. To degeneruje Twoje zdrowie, psychikę i Twoje życie, a nie coś, co Ci pomaga! Ale oczywiście sam(a) możesz użyć apatii jako pretekstu i zrzucić na nią odpowiedzialność za np. niechęć do pracy.
Każdy uzależniony przeżywa POMIMO uzależnienia, które stanowi tylko problem. Nie stanowi rozwiązania. Tylko uniemożliwia zastosowanie realnych rozwiązań.
Widzisz, że odpowiedzi nie ma w pytaniu “jak wzmocnić postanowienie, by w nim wytrwać”, bo jest to pytanie zadane z kompletnie niewłaściwej strony. Nie wzmacniaj postanowienia, tylko odkryj, dlaczego je zmieniasz i w jakich okolicznościach! Tym się zajmij!
Rozpoznaj dlaczego odpuszczasz! Mały bobas dopóki nie zostanie nauczony programów wątpienia w siebie, sabotowania się, odpuszczania, nie poprzestaje na próbach, by coś zrobić! I nie frustruje się porażkami (których ma setki każdego dnia!), nie użala się, nie mentalizuje. Cały czas wstaje i próbuje raz jeszcze. Setki razy każdego dnia, aż do skutku!!! Bez oporu, bez żalu, bez strachu, bez wstydu, bez winy, bez frustracji.
Dzidziuś pełen energii się nie boi. Jest odważny, niepowstrzymany. A co robi osoba dorosła? Dumnie mówi, że świat jest straszny i trzeba się bać, trzeba uważać, nie wychylać. I już ta osoba obniża swój poziom energii. Słyszy jeszcze, że się musi wstydzić za błędy albo boi się powiedzieć coś głupiego! I po każdej porażce, która nigdy nie była problemem, dalej obniża swoją energię. I ponownych prób podejmuje się coraz mniej. Wmawia sobie, że błędy źle o nim świadczą, więc nie chce ich popełniać. Potem jeszcze słyszy, że musi się obwiniać i musi obwiniać innych i że to inni ludzie odpowiadają za jego los! I takich programów każdy otrzymuje masę! Plus taka osoba często też nie uczy się na błędach. Może nie wstydzić się powiedzieć czegoś głupiego ale mówiąc tylko słowa głupie także będzie jej trudno w życiu.
Ja Ci nie powiem jak przejść 100 km z workiem cegieł na plecach. Ale powiem Ci jak ten worek zdjąć. Z resztą sobie poradzisz.
Zauważmy też, że dziecko nie ogranicza swojej radości. Poprzez płacz i krzyk informuje swoich opiekunów o tym, co nie gra. A potem natychmiast wraca do radości, do zabawy. Nie mówi sobie – “E, nie mam się z czego cieszyć, nawet jeszcze nie potrafię chodzić”. Nie wstydzi się, że zrobiło kupę przy gościach i wszystkim śmierdzi. Dopóki nie zostanie nauczone, że robienie kupy przy ludziach jest nie ok, to będzie to robić i nigdy nie poczuje wstydu! I zdegustowane krzyki innych ludzi będą dla niego źródłem dobrej zabawy!
A jeszcze dzisiaj piszą te słowa odpisałem na komentarz pewnej osoby, dla której podrywanie kobiet na ulicy jest nie tak, bo ktoś może coś powiedzieć. Można powiedzieć, że podrywanie kobiet (od których dostawał pozytywne reakcje) traktuje tak samo jak robienie kupy przy gościach. A jego umysł nie widzi różnicy.
To ludzie usprawiedliwiają sobie sami te głupie programy sądząc, że wstyd i wina pomagają. Ale pomaga zdrowy rozsądek, planowanie, korygowanie błędów.
Zapytałem się tego człowieka – dlaczego swoje mądre i pozytywne działania ogranicza do potencjalnych reakcji ludzi negatywnych, na niższym poziomie od niego? Dlaczego ktokolwiek miałby go wyśmiać, a nawet uznać za wariata (!), bo radośnie podchodzi do kobiet, prowadzi przyjemną rozmowę, umawia się na randki? I jeszcze kobiety to lubią, podoba im się! Wielu facetów zamiast go wyśmiewać, chciałoby się dowiedzieć co robi! Czy to nie podejrzane, że odmawiamy sobie szczęścia i nie robimy tego, co ważne, bo dostosowujemy swój poziom do poziomu niższego?
Jak Cię ktoś wyśmieje, gdy podrywasz kobietę, to ta osoba ma problem, nie Ty. Ty będziesz z kobietą na randce, przyjemnie spędzicie czas ze sobą. A ten głupek spędzi czas na durnej mentalizacji i pewnie potem ten sam wieczór z własną ręką. Ale większym głupkiem będzie osoba, która nie poderwie kobiety, bo ktoś się z niej śmieje lub może śmiać.
Problemem jest niechęć do odczucia wstydu. Ale nie rozumiemy, że wstyd, którego chcemy uniknąć już w nas jest.
Tego wstydu nie ma w przyszłości, gdy ktoś Cię wyśmieje, tylko już jest teraz w Tobie. Gdyby tego wstydu już w Tobie nie było, to Twój umysł na pytanie “A jak mnie ktoś zobaczy uśmiechniętego, gdy podrywam kobietę na ulicy?” powiedziałby tylko – “Co z tego?” Bo nie miałby co wyprojektować na tą sytuację, na przyszłość. A skoro do projekcji dochodzi, to coś musi być projektowane. Coś, co już jest w Tobie. Problemem tym możesz się więc zająć teraz – teraz np. dokonując wizualizacji tej sytuacji, pozwalając sobie odczuć wstyd i go uwalniając.
Jeśli za każdy błąd i pomyłkę będziesz się karał(a), wstydził(a) czy obwiniał(a), to nie ma szans na jakąkolwiek poprawę. Nikt Cię nie może wyśmiać. Może się śmiać ale cały problem jest w Tobie – tym jak sam(a) podchodzisz do siebie. Jeśli negatywne reakcje innych ludzi są dla Ciebie ważniejsze, niż Twoje własne szczęście, no to problemem nie są inni ludzie, ani ich zachowania, tylko to jak sam(a) się traktujesz.
Tak samo z odpuszczaniem dowolnej innej czynności – prawie na pewno to przez co odpuszczałeś/aś już w Tobie było i nadal jest.
11. Życie straciło sens. Nic nie ma sensu. Co teraz? Przewartościowanie/rekontekstualizacja.
Wiele osób przeżywa ten kryzys – “Życie straciło dla mnie sens! To koniec”.
Cierpią… i zupełnie niepotrzebnie! Sądzą, że stało się coś złego. Że to ŻYCIE straciło sens, bo wierzą, że życie go miało!
Ale nigdy tak nie było!
Zapewne zostałeś rozczarowany/a, czyli tak naprawdę ODCZAROWANY/A z jakiejś iluzji. Np. takiej, że sens życia znajduje się w jakimś mistycznym życiu. Nigdy tak nie było.
To TY nadajesz sens WSZYSTKIEMU w TWOIM życiu.
To, co się zapewne wydarzyło, to spadło oczarowanie tym, czym zostałeś/aś zaprogramowany/a. Przykładowo rodzice powiedzieli Ci, że pieniądze są najważniejsze. Poświęciłeś/aś, więc 30 lat swojego życia na gromadzenie pieniędzy. Pieniędzy przybywało, a szczęścia nie, ani poczucia wartości, ani radości, ani poczucia bezpieczeństwa. Dlatego spadła iluzja. Do tej pory żyłeś/aś dla pieniędzy, byłeś/aś ich niewolnikiem. Nie żyłeś/aś swoim życiem, tylko gonieniem za iluzją.
I moment, gdy wyczerpała się iluzja, bo żadna nie trwa wiecznie na tej planecie, jest to bardzo ważny i niezwykle pozytywny moment.
Nazywa się on –
koniecznością przewartościowania swojego życia. Rekontekstualizacją życia.
Więc nadania innej wartości/umieszczenia w innym kontekście. Lub oczywiście tylko pewnych jego aspektów.
To bardzo istotny moment w dojrzewaniu jako istota ludzka i jest on nieunikniony jeśli chcemy wzrastać i zmądrzeć. Zaczynamy brać odpowiedzialność za swoje życie i nadawane w nim znaczenie i wartości. To się samo nie wydarzy. To musimy uczynić my. Bo jeśli tego nie zrobimy, wartości i znaczenie wszystkiego w naszym życiu będzie albo wartościami i znaczeniem dziecięcym, bo wtedy zostało nam zaprogramowane jakie wartości nadajemy. Lub będą to przypadkowe wartości, które nadaliśmy czemuś w swoim życiu, bo gdzieś to usłyszeliśmy, przeczytaliśmy. Więc to nie będzie nawet nasze.
Niezależnie jakie są to wartości i znaczenie – my je nadajemy. Tylko kompletnie nieświadomie. My za to odpowiadamy. Dlatego dochodzi do “utraty znaczenia/sensu”, bo DOTYCHCZASOWE znaczenie i sens, które nadawaliśmy przestały się liczyć. Coś się zmieniło. Więc trzeba również zmienić nadane znaczenie i sens.
Jeśli miałeś/aś w swoim życiu moment refleksji – “Dlaczego to robię, skoro nawet nie chcę tego robić?” – to był moment uświadomienia sobie, że kierujesz się nieświadomie nadaną wartością kogoś innego. Np. poszedłeś/poszłaś na studia humanistyczne, bo chcieli tego Twoi rodzice ale Ty chciałeś/aś być tancerzem/tancerką.
Oczywiście nie mówię tu o życiu z poziomu dziecka i robieniu tylko tego, co jako dziecko uznaliśmy za fajne i przyjemne – osoba dorosła raczej nie będzie wiodła szczęśliwego życia bawiąc się cały czas na placu zabaw.
Inny przykład – strach przed zranieniem i porzuceniem przez kobietę to znaczenie nadane przez malutkie dziecko, dla którego opuszczenie go przez rodziców oznacza prawie pewną śmierć. Opuszczenie szczególnie przez mamę, która jako pierwsza zapewniała dziecku pożywienie. A jednak miliony mężczyzn nadal kierują się tym w życiu dorosłym. Kobiety traktują oni jako źródło czegoś, bez czego nie mogą przeżyć. I cierpią. A żyją.
Ale cierpią nie dlatego, bo tego nie mają ale dlatego, bo wierzą, że bez tego nie mogą przeżyć i żyć szczęśliwie. Cierpienie informuje o konieczności rozpoznania tej iluzji i jej porzucenia.
Bo przecież to iluzja – mężczyzna bez kobiet i seksu żyje. Są przykłady mężczyzn szczęśliwych bez seksu i są przykłady mężczyzn cierpiących pomimo dużej ilości seksu.
Powiedz mi i odpowiedz sam(a) sobie – jak obca osoba może Cię odrzucić? Nie może! To rzeczywistość dla małego dziecka w pełni zależnego od swoich rodziców. Gdyby rodzice porzucili dziecko, to ono prawie na pewno umrze. Niegdyś, gdy społeczeństwo wygnało człowieka, miał on bardzo małe szanse na przeżycie w dziczy.
Odrzucamy się my sami, nie robi tego nikt inny. Odrzucamy swoją wartość (i wyprojektowujemy ją na tą osobę), odrzucamy swoje uczucia, nie akceptujemy ani siebie, ani tego co czujemy, ani nawet prawa innej osoby, by powiedział nam “nie”! To nie tylko niedojrzałe ale bardzo toksyczne dla nas! Skąd to wzięliśmy? Też skądś! Wiesz skąd? Nie wiesz! Dlaczego nigdy tego nie poddałeś/aś krytyce? Zapewne nieraz przez to cierpiałeś/aś i nadal się boisz, a jedna trzymasz się tego!
Dlaczego ktoś się mnie pyta czemu ważne jest zrobić coś 3, 9 czy 27 razy (odnośnie ćwiczeń na doładowanie energii seksualnej), a nigdy nie poddał tak samo zażartej krytyce tego, że obca kobieta może go porzucić?!
Do tej pory praktycznie wszystkie wartości i znaczenia zostały nam zaprogramowane. Oglądając jak ktoś umiera w filmie zawsze była dołączana smętna muzyka wyciskająca łzy w oczach. Ale w rzeczywistości podczas umierania nie gra żadna cholerna muzyka! Doświadczenie umierania jest ZUPEŁNIE inne, niż sprzedają nam to media, książki i wszystko inne. Nie mamy pojęcia jakie jest to doświadczenie ale posiłkujemy się tym, czym zostaliśmy zaprogramowani i oczarowani i dlatego zazwyczaj boimy się śmierci i niezwykle cierpimy, gdy ktoś umiera. A skąd pomysł, by bać się śmierci? Wszystko co w tym momencie powiemy to programowanie. Programowanie od ludzi, którzy nic o śmierci nie wiedzą. Więc dlaczego naszą reakcją jest strach? Bo jednak w to programowanie wierzymy. Wierzymy ludziom, którzy nie mają o tym pojęcia!!!
M.in. dlatego moment, gdy “wszystko traci wartość/sens/znaczenie” jest momentem ważnym. Bo możemy to znaczenie nadać sami. Świadomie i mądrze.
Więc – co oznacza dla nas śmierć? Utratę życia? Ok – a co oznacza dla nas życie? Czy na pewno je tracimy? Religie nas uczą, że nie – że życie jest wieczne. Więc na jakiej podstawie sądzimy, że życie tracimy? Dlaczego boimy się śmierci? Skąd bierzemy te wszystkie pomysły – interpretacje? Z książek? A co o tym wiedział autor? Może przeprowadził wywiady ze zmarłymi ludźmi? Jeśli o śmierci nie wiemy nic, to dlaczego za właściwą reakcję uważamy strach?
W tym momencie możemy poddać krytyce dosłownie wszystko w co wierzymy. Przyjrzeć się dotychczasowemu znaczeniu i uznać czy może takie pozostać, czy wymagana jest korekta.
Wiem, że być może nigdy tego nie robiłeś/aś… świadomie. Bo nieświadomie robisz to cały czas. Nowa koszulka, spodnie, zegarek, wycieczka? Od razu nadajesz temu wartość i znaczenie! Nawet nie zauważasz, że nagle w koszulce czy sukience umieszczasz jakieś znaczenie – np. wyższą wartość, wyprojektowujesz poczucie bycia atrakcyjnym/atrakcyjną, itd. Nie tylko to robisz ale jeszcze oczekujesz, że ludzie dostrzegą w tym Twoją projekcję i oczekiwania! Czyli coś, co nie istnieje i stanowi wyłącznie Twoją fantazję – Twoje myśli!
Z tego powodu dochodzi do tzw. rozczarowań, które osobiście nazywam ODCZAROWANIAMI. Bo aby zostać (od)rozczarowanym, najpierw musieliśmy być zaczarowani!
Więc życie nie może stracić sensu, tylko co najwyżej straciło dotychczasowy sens, który sam(a) mu nadawałeś/aś!
Bardzo często można znaleźć informację typu – “Osoba ta straciła sens życia ale odnalazła nowy sens!” To kompletnie błędne postrzeganie sytuacji przez osoby, które to relacjonują i pojęcia nie mają co zaszło. Po pierwsze wiesz już, że NASZE życie nie ma sensu innego, niż ten jaki sami mu nadamy. Tym samym osoba, o której mowa w np. artykule nie odnalazła nowego sensu, bo jego także nie było w życiu. Tylko sama nadała swojemu życiu NOWY sens. NADAŁA – DODAŁA GO. Najpierw nastąpiło odczarowanie i/lub dostrzeżenie, że dotychczasowy sens nadany życiu już nie był zgodny z tą osobą. Następnie osoba ta nadała nowy sens, bliższy jej – temu, kim się stała.
Naturalnie może być tak, że ktoś pomoże nam się odczarować. Osoba żyjąca nieświadomie i niedojrzale zaczyna wtedy obwiniać drugą osobę – zarzucać jej, że nie spełniła oczekiwań! A dlaczego miałaby? Czy w ogóle powiedzieliśmy jej o naszych oczekiwaniach, czyli przez nas nadanym tej osobie znaczeniu? Czy w swojej zarozumiałości jeszcze oczekiwaliśmy, że sama się domyśli i zmieni się/dopasuje dla nas? To bardzo niezdrowy egoizm wprowadzający niebywałą toksyczność do relacji.
Pamiętaj – to jakie znaczenie nadasz komuś/czemuś, wliczając całe życie, decydować będzie o Twoich doświadczeniach. To niczego nie zmieni w świecie, tylko w Twoim subiektywnym doświadczeniu. Bo czy trawa zmieni się w zależności jakie znaczenie jej nadasz? Czy zmieni się powietrze, kosmos, inni ludzie, Bóg? Nie.
To bardzo istotne w przypadku uzależnienia – uzależnieni nadają chorobie uzależnienia bardzo negatywne znaczenie. I bardzo często w zależności od tego decydują się, by z niego wyjść lub nie oraz jak szybko skończyć próby w przypadku dążeń do wyzdrowienia. Także porażkom nadają bardzo negatywne znaczenie. Np. wynalazca traktuje porażki jako “ok, więc jestem o jeden krok bliżej sukcesu!”, zaś uzależnieni “jestem jestem krok dalej od sukcesu”.
Ludzie potrafią cierpieć z błahych powodów całymi latami. Bo nigdy nie dokonali przewartościowania. Żyją tak jakby stracili rękę, a stracili np. pracę lata temu (której nadali taką wartość). Nie dziwne, że boli! Ale ręka przecież jest!
Ból informuje nas o konieczności zajrzenia w siebie i dokonania zmiany.
Są ludzie, którzy faktycznej utracie kończyny nadali takie znaczenie, że nie cierpią przez to i bardzo szybko wracają do normalnego życia. A nawet zaczynają inspirować innych, którzy stracili kończyny i motywować ich, by “nie tracili sensu życia”. Więc uczą innych przewartościowywania swoich doświadczeń.
To, co jeszcze warto wiedzieć i co jest krytycznie ważne to fakt, że często dokonujemy przewartościowania ale na bazie straty – gdy straciliśmy coś/kogoś cennego dla nas, uznajemy, że nic innego nie ma sensu. Bo jeśli za jedyne źródło sensu czy szczęścia uznaliśmy to, co/kogo straciliśmy, to tracimy iluzję jedynego źródła tego… czym to nigdy nie było. Było co najwyżej pretekstem do odczuwania radości w sobie ale nigdy nie było jej źródłem. Osoba żyjąca tak niedojrzale w konsekwencji poczucie pustki umieszcza w całym świecie! Bo nie rozumie tematu rekontekstualizacji. Uważa, że COŚ – znaczenie, radość, sens, motywacja, itd. biorą się ze świata. A nigdy tak nie było. To wszystko bierze się z naszego wnętrza – sami to wybieramy i DODAJEMY do swojego życia.
Już mówiłem, że to my nadajemy wartość i znaczenie ale to nie wszystko! My również dodajemy radość! Radości nie ma na świecie! 100 ludzi może się śmiać naokoło nas, a my jak się uprzemy, to radości nie poczujemy! Bo to nasz wybór i zazwyczaj jego podstawą jest duma – głupia, nie czyniąca nam nic dobrego, uparta – oraz opór.
Małe dziecko, co opisywałem w poprzednim rozdziale, non stop dodaje radość do swojego życia i jej nie ogranicza. Bo człowiek w swojej naturze jest mądry i radosny! Tylko jest jednocześnie niewinny i nie potrafi odróżnić negatywnego programowania od programowania sprzyjającego życiu. Dziecko każde programowanie, a nawet zwykłą opinię przyjmuje jako pewnik, jako fakt na temat rzeczywistości. A tym samym może całą niespożytą energię przeznaczać całymi latami na użalanie się, niechęć, gniew, frustrowanie, obwinianie.
Przewartościowanie jest tym ważniejsze, im mieliśmy trudniejszy start w tym życiu. Może otrzymaliśmy mnóstwo negatywnego programowania, w tym o nas samych. Być może sami też nałapaliśmy nieprzyjemnych doświadczeń. Prawie na pewno zostaliśmy zaprogramowani, że nasza wartość ZALEŻY od czegoś w świecie. Np. aprobaty innych ludzi.
W takiej sytuacji warto o terapię lub przynajmniej osobę, która przejdzie z nami proces rekontekstualizacji. Przechodzenie go samemu jest ryzykowne, bo łatwo wpaść w gniew, użalanie, obwinianie, wstyd, czasem nienawiść lub niemoc i w tym ugrzęznąć.
Niech przykładem przewartościowania będzie przekonanie, że jesteśmy na coś za starzy. Albo, że mamy już X lat…
Co to DLA NAS dotychczas oznaczało? Co oznacza teraz?
Co czujemy na ten temat? Uważamy, że nasz wiek cokolwiek znaczy? Nie. Nic nie znaczy. Całe znaczenie nadaliśmy mu my! Każdy człowiek inaczej to postrzega. Dlatego jedni starzeją się z gracją, a drudzy w żalu, strachu i zgryzocie. Bo takie wartości i znaczenie nadali samemu starzeniu się i temu, co rzekomo tracą – urodę, zdrowie, siłę, możliwości, młodość. Temu wszystkiemu też nadali jakieś negatywne i/lub kolosalne znaczenie.
To wszystko było wiadome od zawsze – człowiek się starzeje. Czy to oznacza, że nieuchronnym jest cierpienie? Absolutnie nie.
Każdy etap w ludzkim życiu niesie za sobą inne doświadczenia, inne problemy, inne wyzwania, inne możliwości, inną mądrość.
Jednocześnie nie oznacza to, że pewnych rzeczy, które sztampowo umieszcza się w jednym przedziale wiekowym nie można zrealizować w innym. Czy jako starsza osoba nie mamy szans na seks z młodymi, pięknymi dziewczynami? A kto tak powiedział? Jakiś idiota do nas 64 lata temu, bo sam nie ruszył tyłka?
Jako osoba starsza, być może już na emeryturze mamy więcej czasu. Możemy więc poświęcić go zadbaniu o siebie – pójść na siłownię, rozpisać plan treningowy. Zająć się zadbaniem o swoją seksualność – zaakceptować swoje ciało, pokochać je, zainteresować się tantrą. Nauczyć się orgazmu bez wytrysku, co chociażby umożliwia mieć seks tak długo jak długo starczy nam sił. Można poszperać i znaleźć kobiecie trenerki od seksu, które nauczą nas dawania kobietom orgazmu…
Czy z takim “arsenałem” nie bylibyśmy fajnym kąskiem? Młode dziewczyny opowiedziałyby o nas swoim koleżankom! “Tajemniczy, seksowny, starszy pan, którego ujeżdżałam do woli i który sprawił, że krzyczałam z rozkoszy!”
No ale trzeba porzucić dumę, strach na rzecz pokornej nauki, odważnej eksploracji. A jak sobie powiesz – “Eeeee, to dla młodych! Tylko bym się wygłupił!” – to powiedz mi kto podjął decyzję? Los? Biologia? Geny? Starość? Nie! Ty.
Poza tym sam miałem pełno i słyszałem o sytuacjach, że kobieta/dziewczyna chciała seksu i już! Trochę odwagi i jest seks! BUM! Poza tym wiele dziewczyn jest ciekawych jakby to było mieć seks z kimś dużo starszym. Więc postrzeganie się jako nieatrakcyjnego przez swój wiek to tylko robienie samego siebie w konia.
Chodzi o to, by spojrzeć na sprawę z zupełnie innej perspektywy, niż dotychczas – rekontekstualizować to. Można na starość bez seksu spojrzeć z poziomu wstydu, żalu, niemocy. Czuć się gorszym, kimś, kto zmarnował życie, nie wykorzystał szans i ogólnie nic nie może zrobić. A można spojrzeć z poziomu odwagi i chęci – nadrobić czas, zrealizować swoje marzenia, zrobić coś, na co nie odważyło się 99,9% ludzi. Następnie napisać książkę, która zainspiruje miliony. Życie może się odmienić! Bo zależy wyłącznie od naszych decyzji.
Jeśli patrzysz na to z perspektywy śmierci – że już jesteś stary/starszy i np. co za sens się brać za siebie… no to przecież w ten sam sposób można podejść do tego w wieku 18 lat! Miliony dzieciaków mają depresję, bo np. ich sympatia nie odwzajemniła uczucia i dla nich życie straciło sens! Więc po co mają się starać!? Zresztą jak nawet będą żyć dalej, to będzie to powiedzmy 80 lat męczarni. I po co?
No? Nie to samo? To samo! Więc widzisz, że takie znaczenie można nadać swojemu życiu w dowolnym momencie. A więc i można je zmienić w dowolnym momencie.
Widzimy także, że nie nadawanie życiu mądrze wartości, ani innym osobom, przedmiotom, wydarzeniom to problem, który towarzyszy nam od samego początku. Im szybciej się nauczymy robić to mądrze, tym lepiej dla nas!
Jak mówiłem wcześniej – co znaczy dla Ciebie śmierć? Że już, że koniec? I tyle? Że te wszystkie starania były tylko, by przeżyć i jak najdłużej unikać śmierci? Po to żyłeś/aś? No to tak sobie!
Wszystko na tej planecie przemija. Taka jest natura rzeczy. Im szybciej się z tym pogodzimy, tym lepiej. M.in. dlatego przywiązywanie się jest poważnym błędem i prowadzi do cierpienia. Bo to tak jakbyśmy próbowali zmienić naturę rzeczy, a to niemożliwe. Tym samym całkowicie normalny i naturalnym jest zmiana wartości i znaczenia jakie nadajemy rzeczom, przedmiotom, osobom. Przywiązanie nie uchroni nas przed stratą i doprowadzi do cierpienia. Od tysięcy lat buddowie i Jezus Chrystus starali przekazywali nam tą mądrość, a ludzie od tysięcy lat są uparci i zrozumieć tego nie chcą. To wybór każdego z nas. Nikt nas do niego nie zmusza.
W zależności od tego znaczenia i wartości takie będą nasze doświadczenia – zarówno zewnętrzne jak i wewnętrzne. Kilka przykładów:
– Brak przywiązania chroni przed cierpieniem.
– “Nie mogę” lub “nie chcę” skorygowane na “chcę!” powoduje, że z braku energii, zmęczenia i męczenia się doświadczenie transformuje się na pełne energii, radości, chęci, co przełoży się także znacząco na rezultaty.
– “Straciłem/am coś, to koniec” skorygowane na “straciłem/am coś, to początek czegoś nowego”. Zauważmy – utrata obecnej pracy może stać się wspaniałą możliwością, by rozważyć nowe kierunki, których nigdy nie rozważaliśmy.
– Opór skorygowany na akceptację zapobiega bólowi, cierpieniu, zmaganiu się, a także pomaga poradzić sobie z sytuacją.
– Niezgoda skorygowana na zgodę zapobiega bólowi i zmaganiu.
To są wszystko bardzo proste rzeczy! Nie musisz mieć 17 fakultetów, by to zrobić. Poza tym, jak już mówiłem – robisz to cały czas, tylko nieświadomie i zapewne często niemądrze.
Jak poćwiczyć przewartościowywanie? Kup sobie coś i zacznij “bawić się” nadając temu różną wartość. Np. koszulę, koszulkę i jednego dnia wyprojektuj na nią glamour – że da Ci uwagę, podziwianie, akceptację, uznanie.
I zaobserwuj swoje doświadczenia, myśli, emocje. Zobaczysz, że będziesz pełny/pełna obaw, napięcia, oczekiwań, frustracji, strachu, bycia zawiedziony/zawiedzioną, etc. Dostrzeżesz różne reakcje ludzi – zanotuj je.
A następnie kompletnie porzuć to, odpuść i traktuj koszulkę jako najzwyklejszą rzecz na świecie. Niczego nie oczekuj, niczego na nią nie wyprojektuj, żyj jakbyś miał(a) na sobie stary ciuch, który nosiłeś/aś już 100 razy i ponownie zacznij obserwować swoje doświadczenia wewnętrzne oraz reakcje innych ludzi.
To co robisz z koszulką możesz zrobić z utratą żony/męża, a także dzieci oraz z całym życiem.
Kilka uwag:
– Przewartościowanie nie ma na celu zmiany rzeczywistości, tylko nadanie sensu własnym doświadczeniom i takie spojrzenie na to, co się dzieje, by nie cierpieć, by zrozumieć, dojrzeć. By się uczyć, wyciągać mądre wnioski i się rozwijać.
– Nadanie wielkiej wartości czemuś/komuś nie spowoduje, że to stanie się dla świata jakieś specjalne, ani inne. Nadanie przeogromnej wartości i znaczenia swojemu samochodowi to raczej proszenie się o cierpienie, gdy zarysujesz jego lakier, a nie wyniesienie go na piedestał. Nie jest do niczego potrzebne. Po co więc istnieje? Bo zwierzę w nas – ego – nie zna innego sposobu, by się czymś o coś zatroszczyć. Dopóki nie nada wielkiego znaczenia np. partnerce, to nie będzie się nią interesować i nie będzie dbało o relację. Gdyż nie potrafi kochać.
– Nadawanie wartości to nie docenianie. Nadanie wartości i znaczenia to Twój sposób postrzegania. Nie wpływa to na esencję, ani nawet formę tego, czemu/komu nadałeś wartość. Nie należy liczyć, że ktoś powinien też docenić nasze wartościowanie. Poza tym jeśli komuś nadamy wartość, to na pewno tak doceniamy tę osobę? Przecież właśnie dokonaliśmy własnej oceny, a nie dostrzegliśmy rzeczywistość! Więc jakże możemy docenić osobę, jeśli nie wiemy jaka ona jest w rzeczywistości? Doceniamy tylko nadaną wartość i znaczenie. Aby docenić kogoś/coś, musimy to zaakceptować w pełni jakie jest. A to wymaga porzucenia wszelkich projekcji.
– Co masz na celu – jaka jest Twoja INTENCJA nadania np. komuś dużej wartości. Gdy powiesz/mówisz komuś – “Jesteś dla mnie ważny/a”, to co przez to rozumiesz? Bo jeżeli doceniasz i wartościujesz tylko to, co w kimś widzisz, no to mówienie tej osobie, że jest dla nas ważna to zwyczajne kłamstwo. Ważne jest dla nas to, co w niej widzimy, a nie sama osoba. Rozumiesz różnicę?
Warto też zauważyć to, co mówiłem o dzidziusiu – dzidziuś nie nadaje wartości temu, co robi. Po prostu jest, żyje. Dziecko nie mówi – “TO nie ma sensu!” Nie może czegoś takiego powiedzieć, bo nie umieściło w niczym żadnego sensu! Dlatego nie widzi też problemy w żadnej porażce, ani upadku. Nie mówi – “Upadłem, więc jestem do niczego”. Nic nie mówi, nie ma opinii.
Ale cały czas obserwuje rodziców. Znajomi powiedzieli mi – “Piotrek, gdy dzidziuś upadnie, to nie reaguj. Jak zobaczy, że Ty nie sądzisz, że stało się coś złego, to też tak nie uzna”. I faktycznie! Czasem, gdy się uderzy i nie boli bardzo, rozgląda się i obserwuje nasze reakcje. Gdy my nie reagujemy, w kilka sekund znowu zaczyna być radosne!
Jeśli mieliśmy histerycznych, cholerycznych, wiecznie przestraszonych, zestresowanych, łatwo wpadających w gniew rodziców, to zapewne tak samo reagujemy jak oni, bo się wyuczyliśmy tych reakcji! Ale czy to zmienia rzeczywistość? Czy to, że kobieta powie nam “nie” jest straszne, złe, bolesne, zawstydzające nas? Absolutnie nie. Nasza reakcja to nasz problem.
Mam nadzieję, że te informacje pomogą Ci mądrzej podchodzić do swojego życia i własnych doświadczeń.
12. Ma być “mięso”, a nie dużo gadaniny.
Niektóre osoby mówią mi, że “Program jest przegadany”.
Wychodzą z założenia, że powinny wystarczyć krótkie instrukcje – takie, które mówią – co ZROBIĆ?
Ale nie w poziomie ROBIĆ odnajdziesz wolność, tylko w poziomie BYĆ.
Są 3 poziomy:
1. Być.
2. Robić.
3. Mieć.
Jeden wynika z drugiego ale wyłącznie w tej kolejności:
Być -> Robić -> Mieć
Uzależnienie (poziom MIEĆ) wynika z tego, co ROBISZ ale robisz, co robisz, bo uważasz, że jakiś/jakaś JESTEŚ, że emocje jakieś SĄ, że świat jakiś JEST, etc. Więc główną przyczyną jest poziom BYĆ i nim należy się zająć.
Zaś uzależnieni najczęściej kompletnie zaniedbują poziom BYĆ i tylko zmagają się z poziomami MIEĆ i ROBIĆ. Starają się zmienić wyłącznie poziom ROBIĆ nie zmieniając poziomu BYĆ. Więc nawet jeśli czasem komuś się uda coś zrobić inaczej, jest to tymczasowe i krótkie. Bo poziomy MIEĆ i ROBIĆ nie mogą trwale przekroczyć poziomu BYĆ. Doskonale obrazuje to wygranie w Totolotka przez ludzi nieodpowiedzialnych i nieumiejących zarządzać pieniędzmi. 99% z nich traci wszystko i popada w długi po mniej więcej roku-półtora (w zależności jak szybko wydawali pieniądze).
Co więcej – uzależnieni sądzą, że: mieć -> robić -> być
Mówią mi, że wstydzą się uzależnienia, swojej przeszłości, że obwiniają się za błędy, czują żal do straconej przeszłości. Czyli ROBIĄ coś w kółko coś negatywnego ze względu że MAJĄ coś, co postrzegają jako negatywne. Dodatkowo odmawiają sobie szacunku, akceptacji, wybaczenia, miłości, bo sądzą, że SĄ przez to np. gorsi.
Więc – jako, że ROBIĄ coś złego, przez co MAJĄ coś złego, uważają, że sami SĄ źli. A to zupełna nieprawda.
Odnośnie tematu tego punktu – czy to, co przed sekundą wyjaśniłem załatwi odpowiedź na pytanie – “Co (z)robić?” Absolutnie nie. Bo nie w “ROBIĆ” leży problem, tylko w BYĆ.
Poziom ROBIĆ to reprezentacja poziomu BYĆ. A poziomu BYĆ nie zmieniamy robieniem. Tylko intencją, poddaniem, aktami woli. A to trzeba dokładnie i szeroko wyjaśnić.
Najlepiej ten “problem” obrazuje poprzedni punkt – na temat rekontekstualizacji. Czy rekontekstualizację można wyjaśnić krótko? Ja cały czas uważam, że napisałem za mało na temat zmiany kontekstu! Pewnie wiele osób i tak tego nie “załapie” od razu. A to tylko jeden temat. Zaś tematów niezbędnych do zrozumienia i wdrożenia do swojego życia może być 20-30 różnych. Nawet 70.
Jak widzisz, tu nie wystarcza ROBIĆ.
Nadajemy wartość i projektujemy znaczenie non stop. Cały czas. To nawykowe, poza naszą świadomością. A jak stajemy się świadomi? To też nie coś, co “robimy”. Nie możesz czegoś “zrobić”, by stać się świadomym. Najczęściej robienie czegoś jest sposobem, by pozostać nieświadomym, by uciekać od swojego wnętrza.
To samo odnosi się do myśli i emocji, z którymi jest najwięcej problemów i niezrozumienia. Co z nimi robić? Dosłownie – absolutnie nic. Dla osób, nastawionych stricte na robienie to często jest zupełnie niezrozumiałe.
Jako, że od porno uzależnieni są głównie mężczyźni, którzy z definicji gorzej radzą sobie z własnym wnętrzem i emocjami, a umysł ludzki nastawiony jest na robienie czegoś w świecie, mają oni bardzo duże problemy, by wejść na właściwą drogę uzdrowienia. Po prostu nie możesz wziąć karabinu i strzelać, ani nie możesz przeczytać 100 książek i stać się super mądry i liczyć, że to wszystko załatwi. Nie rozwiążesz tego nawet najbardziej zgrabną retoryką i dobrymi chęciami, ani super wielką siłą woli. To wszystko nie działa i nie zadziała nigdy.
Człowiek, który oczekuje “mięska”, czyli krótkich instrukcji co zrobić i tyle podchodzi do uzależnienia i ogólnie życia bardzo jednowymiarowo. A życie ma ogromną ilość wymiarów. Tak jak mówiłem – jednemu wydarzeniu możemy nadać 1000 różnych znaczeń i to doświadczenie będzie zupełnie inne DLA NAS w zależności od nadanego mu znaczenia. I w zależności od tego podejmiemy różne działania. Jak można coś “zrobić”, by to skorygować?
Nie możesz się zmuszać do np. akceptacji i liczyć, że magicznie wyparuje uzależnienie.
To co ROBISZ i MASZ wynika z Twojego obecnego poziomu BYĆ. Np. niektóre sytuacje postrzegasz jako stresujące, przez to męczysz się w swoim wnętrzu ze stresem, za który odpowiedzialność przerzucasz na te wydarzenia. A następnie stres tłumisz pornografią i/lub innymi używkami.
Raz jeszcze – BYĆ -> ROBIĆ -> MIEĆ. Oznacza to, że jeśli chcesz MIEĆ coś innego, to musisz ZROBIĆ coś innego ale nie ZROBISZ nic innego – lepszego, dopóki nie skorygujesz poziomu BYĆ.
I czy w tej sytuacji krótkie instrukcje co ZROBIĆ cokolwiek pomogą? Nie. Bo niezrozumienie jest w bardzo szerokim spektrum, które trzeba pokryć.
Ponadto –
krytycznie ważnie nie jest tyle przekazanie informacji, co przekazanie tej informacji W ODPOWIEDNIM KONTEKŚCIE.
W jak najszerszym.
Ogromną częścią Programu jest właśnie przedstawienie jak najszerszego kontekstu, co po prostu nie może być wytłumaczone zwięźle. Bo znaczenie, od którego zależy nasze wewnętrzne doświadczenie, wynika z kontekstu – tym mądrzejsze znaczenie, im szerszy kontekst.
Jeśli ktoś dokładny, szeroki opis kontekstu traktuje jako “przegadanie”, to bardzo niedojrzałe. Osoba ta pojęcia nie ma co właściwie się dzieje. Brakuje tu pokory niezbędnej, by wyzdrowieć.
Uzależniony często więcej ma do oduczenia, niż nauczenia się.
Więc niepokorna, dumna, często wręcz zarozumiała postawa jest do porzucenia. Wybieraj – duma lub zdrowie. Albo inaczej – racja albo spokój.
Osoby, które wymagają “mięsa” nie mają pojęcia jak wiele kłopotów ma ogromna liczba ludzi ze zrozumieniem (nie mówiąc o stosowaniu) akceptacji, wybaczenia, medytacji, uwalniania. Sądzisz, że po prostu robienie tego cokolwiek zmieni? Ależ nie! Bo to “narzędzia” do STAWANIA SIĘ osobą np. bardziej odważną, otwartą, szczerą, kochającą, uczciwą, etc.
Nie było jeszcze sytuacji, by wyjaśnienie czegoś krótko było lepsze od wyczerpującego objaśnienia. ZAWSZE pojawiały się pytania i to w dużej ilości. Nagle okazywało się, że coś nie jest oczywiste, jednoznaczne. Nagle pojawiały się wątpliwości czy da się to zrobić, czy w ogóle powinniśmy.
Inny przykład – temat odpowiedzialności. Już wyjaśniałem w skrócie – odpowiedzialność to świadomość bycia autorem. Aby wyzdrowieć trzeba wziąć odpowiedzialność za CAŁE swoje życie, wliczając uzależnienie. Czyli mieć 100% odpowiedzialności, że jesteśmy autorem WSZYSTKIEGO w swoim życiu, wliczając problemy, które pozornie wydają się zewnętrzne.
I co? To Cię zadowala? Co zrobisz z tą informacją? Jak ją przekujesz na swoje zdrowie?
Weźmy pierwszy temat w aspekcie odpowiedzialności – odpowiedzialność za swoje wychowanie. Sądzisz, że rodzice Cię wychowali? Przede wszystkim nie rodzice Cię wychowali, tylko Ty się ich słuchałeś/aś i uczyłeś/aś od nich. Nikt nie może Cię niczego nauczyć, jeśli sam(a) tego nie wybierzesz.
Co – stoją teraz nad Tobą i każą Ci robić jedno, a zabraniają robić coś innego, niż robisz? Nie. Jesteś odpowiedzialny/a za każdą swoją decyzję. Od dnia, w którym ukończyłeś/aś 18 lat – prawnie. Twoi rodzice nie odpowiadają teraz za to już nawet w minimalnym stopniu. Jak popełnisz przestępstwo, to nie Twoi rodzice pójdą do więzienia, tylko Ty.
Jesteś odpowiedzialny/a za wszystko w Twoim życiu. Nie kraj, nie prezydent, nie ustrój, nie czas, nie kultura, nie ekonomia, nie rynek, nie gospodarka, nie sąsiedzi, nie dzieciaki ze szkoły, nie losowe wydarzenia. Tylko Ty.
A więc jak zmienić swoje życie?
Nasze życie zmieniamy poprzez zmianę siebie.
A siebie nie zmienisz z poziomu ROBIĆ.
Krótkie, precyzyjne instrukcje są faktycznie bardzo wartościowe, gdy konieczne jest podjęcie działania. Ale nie samym działaniem – robieniem – wyjdziesz z uzależnienia.

Za 90% sukcesu odpowiada to kim się stałeś/aś.

Widzisz? Niezależnie jaki temat poruszymy, konieczne jest wyjaśnienie.
Teraz pojawią się pytania:
– Ale jak to?
– Dlaczego zmieniać siebie, a nie życie?
– Jak zmienić siebie?
Mało ludzi pyta – “Na co/kogo zmienić siebie?” Mnóstwo ludzi nie rozumie, że rozwój “do góry” to rozwój przez odwagę, neutralność, ochotę, akceptację, rozsądek aż do miłości. A nie do zarozumiałości, pychy, gniewu, wielkiej dumy. Dumę trzeba zostawić daleko za sobą. Ale na to jest czas w odpowiednim momencie.
Zmiana odbywa się przez intencję, przez poszerzenie kontekstu, przez odpuszczenie i poddanie. Jak masz jakiś problem, z którym zmagasz się od lat, to prawie na pewno nie pomoże krótka instrukcja – “Zrób to i to”. Tak jak nie pomoże w podrywie krótka instrukcja – “Idź i powiedz jej to”. No ok, powiesz i co dalej?
Czasem faktycznie trzeba po prostu coś zrobić bez kombinowania i to załatwi problem. Ale nie zawsze.
Nawet najprostszą czynność wykonujesz z uwzględnieniem MNÓSTWA czynników, z którym większość jest nieświadoma. Dlaczego nosisz ciuchy, które nosisz? Dlaczego mówisz to, co mówisz? Dlaczego masz takich znajomych, a nie innych? Dlaczego pracujesz tam, gdzie pracujesz? Jaki jest poziom Twojej świadomości tych tematów?
To, co świadczy o tym czy praca jest dobra albo odpowiednia dla Ciebie, to nie tylko kwota wypłaty. Można o tym powiedzieć bardzo dużo samych przydatnych konkretów.
Inny temat – niejedna osoba zarzucała mi, że sporo rzeczy powtarzam dość często. Ok, tak jest. Zgadza się. Ale co z tego, gdy to nadal nie dociera do tych osób? Piszę np. “człowiek nie myśli, Ty nie myślisz, tylko hipnotyzujesz się mentalnym bełkotem”. I za chwilę ta osoba mi pisze – “Ok, rozumiem ale MYŚLĘ, że…”. Chwila, chwila – coś nie gra. Mówisz, że rozumiesz, a jednocześnie w tym samym zdaniu zaprzeczasz temu stwierdzeniu. I ta osoba przed momentem zarzucała mi, że zbyt często powtarzam, że człowiek nie myśli. Ale z tego co widać, to powtarzam to za rzadko! Bo nadal nie dotarło!
Czy instrukcja “nie zajmuj się swoimi myślami” jest wystarczająca? Czy to cały temat? Zobacz czy wystarczy, czy potrzebne będą dalsze wyjaśnienia.
Nie wyjdziesz z uzależnienia krótkimi instrukcjami. Przeczytaj 12 kroków np. Anonimowych Alkoholików lub Anonimowych Seksoholików. Oto one:
1. Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem.
2. Uwierzyliśmy, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie.
3. Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek Go pojmujemy.
4. Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny.
5. Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.
6. Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru.
7. Zwróciliśmy się do Niego w pokorze, aby usunął nasze braki.
8. Zrobiliśmy listę osób, które skrzywdziliśmy i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim.
9. Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych.
10. Prowadziliśmy nadal obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów.
11. Dążyliśmy poprzez modlitwę i medytację do coraz doskonalszej więzi z Bogiem, jakkolwiek Go pojmujemy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas, oraz o siłę do jej spełnienia.
12. Przebudzeni duchowo w rezultacie tych Kroków, staraliśmy się nieść posłanie innym alkoholikom i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.
Są to krótkie instrukcje. Ale ludzie latami nie potrafią ani zrozumieć, ani wykonać niektórych tych kroków, często nawet pierwszego. Krok pierwszy – czy naprawdę, głęboko, szczerze i uczciwie widzisz, że nie masz kontroli nad swoim życiem? Że jesteś bezsilny/a wobec uzależnienia? Czy jesteś gotowy/a to zaakceptować i przestać się nad tym użalać oraz wstydzić tego? Kiedy to zrobisz? To prosta instrukcja.
Krok 4 to dla pewnie 90% uzależnionych bariera nie do przejścia. Ludzie wolą się zapić i zaćpać na śmierć, niż go wykonać. Zamiast przyznać, że są np. chciwi, małostkowi, że kłamią, przeinaczają fakty, są leniwi, wiecznie niezadowoleni, etc. (lista może być bardzo długa), sięgają po kolejny kieliszek wódki lub film porno. A bez tej listy co możesz z tym zrobić? Bardziej zmagać się w pracy, poświęcać? Udawać, że lubisz szefa w pracy i swoją pracę? Udawać wybaczenie swoim rodzicom?
Krok 4 to krótka instrukcja ale mnóstwo ludzi potrzebuje bardzo szerokiego wyjaśnienia co z tym zrobić. Często obawiają się, że wpadną w spiralę obwiniania się i wstydu. Więc zanim do tego przystąpią muszą być przygotowani na zmierzenie się z tymi emocjami, muszą przepracować obwinianie się za błędy. Jak? To też wymaga szerokiego objaśnienia, a w szczególności omówienia kontekstu, w którym będziemy wykonywać każdy krok.
Więc jeśli jesteś osobą, która mimo wszystko chce “mięsa”, to proszę – znajdź sobie grupę AS (Anonimowych Seksoholików), zacznij regularnie uczęszczać (np. 1-2 w tygodniu) i zacznij WYKONYWAĆ 12 kroków po kolei. Bo samo chodzenie na mitingi to zdecydowanie za mało. Krótszej instrukcji nie znajdziesz.
13. Wypisałem/am mnóstwo nawyków, czuję się przytłoczony/a, nie poradzę sobie.
Gdyby każdy człowiek na tej planecie przyjrzał się swoim decyzjom jakie podejmuje każdego dnia, gdyby wypisał swoje nawyki, miałby podobnie obszerną listę. Każdy.
Ty dzięki temu, że zacząłeś/zaczęłaś się obserwować – stawać świadomy/a – widzisz jak wiele razy wybierałeś/aś niekorzystnie dla siebie. Może nawet 100 razy każdego dnia robiłeś/aś dla siebie coś szkodliwego. To, że teraz to widzisz to wspaniała wiadomość. Jednak interpretujesz to negatywnie. Nie wiesz co zrobić z tą listą, więc robisz to samo, co do tej pory, przez co jesteś uzależniony/a – zaczynasz się użalać, bać, wstydzić, wmawiać sobie bezsilność.
A co się zmieniło? “Tylko” tyle, że teraz to widzisz. I nagle Cię to zaczęło przytłaczać, a wcześniej nie?
Lawina przytłacza tylko wtedy, gdy ją widzimy? Nie. Jak jej nie dostrzeżesz, to też Cię przysypie. Czy te problemy dotąd Cię przywaliły? Nie.
A mimo to żyjesz! Pomimo tych setek negatywnych, błędnych decyzji i nieświadomości żyjesz. I nagle Cię przytłacza ilość tego? A do tej pory tak nie było…? Nagle, magicznie przytłoczyło Cię coś, co było cały czas ale nie zdawałeś/aś sobie z tego sprawy? Hmmm, podejrzane.
Wyczuwam tu bullshit. Bo to tylko kolejny program, ten sam mechanizm, któremu podlegasz od lat – trzymanie się wstydu, winy, apatii, strachu, wmawiania sobie szeregu głupot. Oraz reagowanie oporem.
Więc nic Cię nie przytłacza, bo tego nie przybyło. To Ty odbierasz sobie energię negatywnym nastawieniem i od razu dokonujesz projekcji tego oporu na to, czego stałeś/aś się świadomy/a. Ty malejesz we własnych oczach, a nie rosną problemy.
Nie wypisuj setek notatek, by się nimi przytłaczać, jeśli jeszcze nie wiesz co z tym zrobić. Ludzie już wyciągają jakieś bzdurne wnioski, często rozpościerają dramaty – “łomatko jakie to straszne!” Jak dzieci… Nie przytłaczaj się i nie dojdź nawet do zrozumienia co czujesz i dlaczego oraz zanim nie poznasz narzędzia, by się z tego oczyścić. Nie kombinuj co to jeszcze oznacza, bo nie wiesz i właściwej odpowiedzi nie masz, ani nie wymyślisz.
Poza tym na Moduł dotyczący nawyków jest około tygodnia, po czym przechodzisz do kolejnego Modułu, w którym poznajesz narzędzie do właściwego postępowania z myślami. Więc nie powinno być takiej sytuacji, że nagle zaczynasz rozpaczać. Ani nie powinieneś/powinnaś wypisać tylu nawyków, zanim nie poznasz narzędzi i wiedzy do poradzenia sobie z emocjami i oporem. Jeśli więc doszło do takiej sytuacji, to nastąpiło jakieś zaniedbanie. Człowiek się nie słucha wytycznych Programu i np. zatrzymał się na Module 2 i pisze, pisze, pisze, pisze – czasami przez 2-3 miesiące – pisze notatki choć w Programie napisałem ile czasu ma temu na początek poświęcić. Ignoruje to i robi po swojemu. A potem używa tego, by sabotować resztę.
Wystarczy zrozumieć  – rysujesz mapę swojego wnętrza. To wszystko. Dopiero nauczysz się z niej korzystać.
Im dokładniejsza mapa, tym lepie, a nie gorzej! Im więcej widać na mapie – tym lepiej, a nie gorzej!
Czy ja w Programie napisałem, by zacząć rozpaczać nad notatkami, by się nimi przytłaczać? Jeśli nie, to dlaczego to robisz?
Uczuciu przytłoczenia zapobiec można najzwyklejszym planowaniem. Zamiast przedstawiać sobie coś w formie dramatu – przytłaczającą ogromną ilość problemów – zrób ich listę i zacznij się nimi zajmować jeden za drugim. Jeden problem Cię nie przytłoczy. Nawet masa problemów to nie lawina, która Cię zaraz przysypie.
A teraz czytając listy najczęściej popełnianych błędów i mitów przytłacza Cię to? Naprawdę uważasz, że TO Cię przytłacza? A gdy czytasz książkę mającą 800 stron, to też Cię ona przytłacza? Przecież to to samo! Codziennie pewnie czytasz gazetę i różne serwisy. Czy one Cię przytłaczają? Przecież tam też jest mnóstwo treści!
A jednak jedno Cię przytłacza, a drugie, równie obszerne, nie?
Bo to nie COŚ nas przytłacza, tylko przez własne nastawienie do tego tracimy energię, słabniemy.
Tak samo można podejść w przypadku emocji. Jeśli czujesz dużo strachu, to nie zajmuj się strachem jako całością. Zacznij od obserwacji tego, co czujesz w ciele – np. suchości w gardle, spoconych dłoni lub ścisku w żołądku. Zacznij akceptować te doznania JEDNO PO DRUGIM. Przestań się im opierać JEDNEMU PO DRUGIM. Czy poradzisz sobie z odpuszczeniem oporu przed suchością w gardle? Tak! A przed uciskiem żołądku! Też! Tak krok po kroku poradzisz sobie z każdą ilością dowolnej emocji. Oraz z każdym problemem w swoim życiu.
Jak odśnieżasz garaż to bierzesz wielką 5×5 metrów szuflę do śniegu i męczysz się z usunięciem całego śniegu? Nie. Wykonujesz wiele małych czynności. Tak samo z akceptacją, uwalnianiem emocji, oporu. Itd. Jak patrzysz na szuflę to zawsze będzie pełna. Ale jak spojrzysz ile już przerzuciłeś – to powie Ci jaką kolosalną pracę wykonałeś małymi krokami.
Jeśli co 3 dni rozwiążesz jeden problem, to w rok rozwiążesz ponad 100 problemów! I jeszcze nauczysz się sobie z nimi radzić!
Migreny są chyba najlepszym przykładem tego jak nieefektywny i głupi jest opór. Jednym z głównych powodów bólu głowy jest mentalny opór – niezgoda i próby kontroli za pomocą umysłu. Ostatnio zaczęła mnie boleć głowa. Byłem na spacerze. Mój umysł non stop analizował otoczenie – non stop zajmował się światem zewnętrznym, bo umysł taką ma naturę. Wybrałem by wejrzeć w siebie. To czy zrobimy coś innego, niż robi umysł zależy od naszej decyzji. Jeśli jesteśmy tak nieświadomi, że tylko cały czas hipnotyzujemy się mentalnym jazgotem, to nie dokonamy żadnym zmian i korekt.
Zacząłem obserwować migrenę – to jak jej doświadczałem. Pozwoliłem ciału prowadzić, a sam zająłem się uczuciem migreny. Pierwsze co zrobiłem, to przestałem nazywać ją bólem. Zacząłem obserwować czym w ogóle jest to, co doświadczam. Ku mojemu zdziwieniu im bardziej się temu przyglądałem, tym mniej przypominało to ból. Bardziej jak taką bańkę powietrza – balonik – który pęczniał i naciskał… na coś. Trudno to opisać. Ale porzucałem krok po kroku wszelkie etykietkowanie i pozwalałem temu być dokładnie takim jakim było. Im próbowałem bardziej skupić się na tym, tym stawało się to mniej uchwytne.
Początkowo ból oczywiście był nieprzyjemny. Wydawało się, że boli mnie coś w głowie. Ale gdy byłem już świadomy tego, to widziałem, że to uczucie wcale nie dochodzi ze środka głowy, tylko jakby z okolicy wokół głowy. I to jeszcze nie było w jednym miejscu, tylko się poruszało! Próbowałem to obejmować swoją świadomością ale nie tylko nie mogłem tak jakby nie było wcale w jednym miejscu (lub w jakimś miejscy w ogóle) ale też zmieniało się. Stawało się coraz mniej nieprzyjemne. W końcu w ogóle przestało boleć. Nie wiem nawet jak to opisać. Kontynuowałem ten proces i w końcu nie tylko doświadczenie przestało być jakkolwiek nieprzyjemne ale bez problemu wybrałem uśmiech. Pozwoliłem temu trwać, gdy upewniłem się, że nie opieram się temu nawet w minimalnym stopniu.
Ogromna ilość ludzi ma migreny i to bardzo często. I non stop słyszę jak zwalają za to odpowiedzialność – a to na stres, a to na jakieś wydarzenie, a to na pogodę – najczęściej na ciśnienie powietrza!
– Ach! Dzisiaj takie niskie! Tylko 984 hPa! A wczoraj było wysokie! 1003 hPa!
Więc mówimy o skali tysiąca, a kilkanaście punktów powoduje tak wielkie różnice w samopoczuciu – ogromne migreny? Bez jaj. Poza tym osoby, które często boli głowa są niezwykle kontrolujące, non stop hipnotyzują się mentalnym bełkotem, często stawiają opór, nie zgadzają się w setkach kwestii, etc.
W moim doświadczeniu migrena NIGDY nie miała nic wspólnego z pogodą, tylko z ewentualnie moją niezgodą na pogodę. Ale te osoby są bardzo nieświadome. I tak naiwne – widzą zmianę ciśnienia, widzą ból głowy i wydaje im się, że jedno powoduje drugie… Niemniej widzimy to, że ludzki umysł non stop szuka jakiejś magicznej PRZYCZYNY na zewnątrz – w świecie, w innych ludziach. I tak łatwo się tym oczarowujemy.
To się niczym nie różni od np. powiedzenia nam przez kobietę “nie” i naszego cierpienia. To, co ktoś mówi nie jest przyczyną naszego cierpienia, tylko ewentualnie to jakie temu nadaliśmy znaczenie i nasza reakcja, zazwyczaj w formie oporu. Tak jak i ciśnienie nie jest przyczyną bólu głowy, ani pogoda nie jest źródłem przygnębienia.
To wszystko to dziecinne programowanie. Ale oczywiście zawsze możesz wybrać nie spokój, tylko własną rację.
Do oporu też zacznij tak podchodzić jeśli nie wiesz co to jest opór, jak się go czuje. Ja Ci tego nie opiszę. Sam(a) stań się tego świadomy/a. Zacznij obserwować swoje wnętrze w sytuacjach, w których czegoś nie chcesz, w których coś Ci się nie podoba. Zamiast bez sensu skupiać się na świecie zewnętrznym, wejrzyj w siebie i tu wykonaj wspaniałą robotę, a zwróci Ci się to po 1000-kroć. Zacznij zauważać swoje uczucia i dostrzeżesz ku wielkiemu zaskoczeniu, że być może bardzo silnie non stop zaciskasz brzuch! A teraz wyobraź sobie, że możesz tak robić już setki godzin. Dziwią wtedy problemy z trawieniem, wrzody, mała ilość energii, łatwe męczenie się, trudności z oddychaniem? To samo z gardłem, szczęką, sercem, mięśniami, ramionami, nogami, pupą. Być może dostrzeżesz, że jesteś jednym wielkim, chodzącym ściskiem wewnętrznym! I dotrze do Ciebie, że problemów nigdy nie było poza Tobą.
A co Ty na to jeśli tak samo postępujesz np. w przypadku emocji żalu i gniewu tym samym blokując je w sobie? Nie pozwalasz wtedy płynąć swojej energii, której zadaniem jest Cię wspomóc.
Być może uda Ci się zaobserwować, że faktycznie nic Cię nie przytłacza, tylko Ty zaczynasz przytłaczać swoim oporem to, co czujesz. Przez to natychmiast słabniesz i Twojemu umysłowi wydaje się, że zrobiło to coś w świecie zewnętrznym tak jak przekonuje ludzi, że boli ich głowa przez zmianę ciśnienia.
Jeszcze jedno na koniec – czym innym jest czytanie i staranie się, by wszystko zapamiętać. A czym innym zrozumienie. Jak coś zrozumiesz, zapamiętasz to na całe życie. A czytanie bez zrozumienia spowoduje, że się pogubisz bardzo szybko.
Możesz nigdy nie zapamiętać tego, co napisałem o migrenie. Ale jeśli zrobisz to, co opisałem i tego doświadczysz, zrozumiesz – zmieni się Twój poziom BYĆ. A wtedy to doświadczenie zostanie z Tobą już na zawsze.
Więc np. zanim zaczniesz rozmyślać nad drugim, trzecim i siedemdziesiątym czwartym nawykiem, zajmij się pierwszym od A do Z. Upewnij się, że rozumiesz czym jest nawyk, jego 4 elementy oraz proces zmiany. Zmień go – przejdź ten proces, a wtedy reszta stanie się oczywista.
Być może przez duże obciążenie psychiki trudno Ci się myśli i kojarzy fakty. Ok. Trudno. Nie walcz z tym. Poświęć więcej czasu na zrozumienie – tyle ile potrzebujesz. Nawet 20 razy dłużej, niż się spodziewałeś/aś. Ale jak już “załapiesz”, zostanie to z Tobą na zawsze.
Jazda samochodem jest 100 razy bardziej skomplikowana (a może 1 000 000 razy?), niż zmiana nawyku. A jednak jeśli już jeździsz samochodem jakiś czas, robisz to bez problemu. Kwestia, że to robisz, a nie rozmyślasz nad tym. Poświęciłeś/aś czas, by nauczyć się zmieniać biegi, przyspieszać, hamować, parkować, wyprzedzać, etc. Bez praktyki nigdy byś tego nie wymyślił(a). I nie słyszałem jeszcze o kimś, kto by się tym wszystkim przytłoczył (aczkolwiek pewnie były takie przypadki). Każdy manewr praktykowaliśmy, aż się go nauczyliśmy i dzięki temu zapamiętaliśmy. To samo ze wszystkim innym.
Czytasz o czymś, a następnie OD RAZU wprowadzasz to W PRAKTYKĘ. Tylko tak można się czegoś nauczyć.
Nikt nie poradzi sobie z przejściem z jednego miasta do drugiego. Ba! Nawet z przejściem z pokoju do kuchni. Ale jeśli poznamy drogę i wykonamy krok za krokiem, pokonamy dowolną odległość. Nawet odległość 1 000 000 razy większą, niż największy krok jaki możemy wykonać naraz. Widzimy więc jak niedojrzałe i po prostu bezsensowne jest przytłaczanie się tym. Oczywiście, że nie poradzisz sobie od razu z przejściem z pokoju do kuchni. Ale poradzisz sobie z każdym pojedynczym krokiem jaki do tego prowadzi.
14. Programy w podświadomości. Np. “Emocje to zagrożenie.”
Od jednego klienta otrzymałem taką wiadomość:
Drogi Piotrze,
Czy Ty mi możesz jakoś pomóc?
1. Program w podświadomości:
“Emocje to ogromne zagrożenie. Największe wstyd. Tym samym kontakt z ludźmi to zagrożenie.”
Często włącza się program walcz lub uciekaj, w którym nie potrafię nic zrobić.
Czuję się jak zagrożone zwierzę. Nie potrafię wówczas medytować. Nie panuję nad ciałem, które samo wykonuje ruchy. Odczuwam ogromny opór i napięcia. Po prostu rządzi podświadomość. Staram się być nieoceniającym obserwatorem, ale wciąż jestem bezbronny. Czasami nawet do trzech godzin.
Do tego dochodzi zmasowany atak ego i bardzo intensywne mentalizacje atakujące mnie i wszystkich.
Pamiętam jak kilka razy udało mi się odczuć wstyd bez tego programu. Byłem wręcz zaskoczony. Przekonałem się na poziomie logicznym że jest bezpiecznie, ale moja podświadomość dalej napina bardzo mocno moje ciało gdy jestem w towarzystwie ludzi lub chociaż pomyślę o wyjściu z domu. Nie mam na to wpływu.
Jest to problem wspólny dla ogromnej ilości ludzi (ponad 80%), a w szczególności osób uzależnionych – strach przed emocjami i tym, co uznaliśmy za ich źródło. Zazwyczaj oczywiście za źródło naszych emocji uznajemy innych ludzi. I potrafimy ich nawet za to zaatakować!
Widzimy jak mężczyzna ten wierzy, że nie panuje nad własnym ciałem! Że nie ma kontroli. A to iluzja.
KAŻDY ruch, KAŻDĄ czynność ciało wykonuje samo zgodnie z naszą intencją. Tak jest zawsze i u każdego człowieka. Tylko jest to zupełnie niedostrzegalne i pomijane. Ciało wszystko robi samo. My bardzo niewiele nad nim panujemy. “Jedynie” ustalamy intencję.
Nie wierzysz? To przeanalizuj proces siadania – ile z siadania wykonujesz Ty, a ile ciało robi samo? Napisz w komentarzu.
To my WYBIERAMY, by dostrzegać w emocjach i ludziach zagrożenie, a nasze ciało i umysł reagują adekwatnie do tego. Jeśli coś/kogoś uznamy za zagrożenie to pojawi się strach, a nawet ciało się napnie. To normalnie. Tylko dlaczego to robimy? Bo strach już w sobie mamy i to jedynie projekcja – przekonujemy samych siebie, że strach jest poza nami i jak tego unikniemy, to także unikniemy samego strachu.
Kontrolę więc mamy ale nie nad ciałem, ani umysłem, ani emocjami, tylko nas swoją intencją, percepcją – nad swoją świadomością.
Ludzie najczęściej zamiast zająć się przyczyną – własną świadomością (o czym w ogóle nie zdają sobie sprawy, że nawet jest coś takiego) oraz emocjami, zajmują się skutkami – myślami.
Co konkretnie robią – opierają się emocjom (czego również zazwyczaj nawet nie dostrzegają) oraz non stop wpatrują się w umysł, w którym wierzą, że jest dla nich jedyny ratunek. Tak jakby nie odczuwanie emocji było najważniejsze na świecie, ważniejsze od zdrowego rozsądku, zdrowia, sukcesu, szczęścia.
Z myślami też walczą – też się im opierają. A w umyśle oczywiście mamy myśli o walce i ucieczce, bo to fundamentalny sposób na przeżycie zwierzęcia – poradzenie sobie z REALNYM zagrożeniem. Ale po raz kolejny – czy istnieje realne zagrożenie? Czy emocje to zagrożenie? Nie. Bo emocje to nasza własna energia.
Ego tej osoby robi ją w jajo. Emocje to nie jest zagrożenie. Jak nasza własna energia może być dla nas zagrożeniem? Jej brak to zagrożenie! Marnowanie jej na utrzymywanie emocji i na opór to zagrożenie dla nas. Wypieranie i tłumienie jej to zagrożenie. Niewykorzystywanie energii to też zagrożenie.
Czy Twoje mięśnie to dla Ciebie zagrożenie? Czy duża ilość siły to dla Ciebie zagrożenie? Nie. Który silny facet boi się swojego ciała i swojej siły?
Wiesz co dla ego jest zagrożeniem? Uwalnianie emocji! Dlatego ego robi wszystko, byśmy się nimi nigdy nie zajęli! Byśmy ich nie tykali, czyli byśmy z nimi walczyli i się opierali (co gwarantuje, że zawsze w nas będą, a nawet będą rosły)! Dlatego wmawia nam, że są ogromnym zagrożeniem. Nie dlatego, bo emocje są zagrożeniem ale byśmy się ich nigdy nie tknęli. Ego za to odda wszystko – siłę fizyczną (dlatego ludzie nie chodzą na siłownię – bo słyszą w umyśle, że się wstydzą – więc ego zapewnia sobie, że nie odpuścimy wstydu), zdrowie, radość, szczęście, związki, karierę.
A dlaczego ego nam to wmawia? Bo zostaliśmy tym zaprogramowani – że emocje to zagrożenie. Więc sami utrzymujemy bardzo negatywny program. Ego przekazuje to innym ego, by przeżyły.
Ale dla ego jedynym zagrożeniem jest Twoja świadomość, Twoja akceptacja, intencja uwolnienia – Twoja obecność. Twoja trzeźwość. To dla ego jest realnym zagrożeniem, a wręcz wyrokiem śmierci. Bo traci kontrolę nad Tobą. A jedyną kontrolę jaką ma, to Twoja nieświadomość.
Czujesz się jak zagrożone zwierzę, bo taki jest Twój poziom świadomości – w pełni utożsamiasz się ze swoim ego – zwierzęciem. Więc Twoje odczucia są bardzo precyzyjne i realne ale tylko dlatego, bo nie znasz szerszego kontekstu tego, co się dzieje. Twoje ego jest zagrożone. Ale właśnie na tym polega wzrost Ciebie – świadomości. Ego traci, a Ty wzrastasz. Ego następnie ewoluuje razem z Tobą. A jeśli nie pozwolisz na to, to nie wzrośniesz ani Ty, ani ego i zawsze będziesz utożsamiał się z wiecznie przestraszonym zwierzątkiem.
Twoje ego bardzo chętnie złapało się programu “emocje są niebezpieczne”, bo to dla niego była gwarancja, że jego pożywka zostanie nietknięta. Że będziesz nie tylko się jej wiecznie opierał ale jeszcze zbierał coraz więcej – np. strachu przed ludźmi i emocjami czy gniewu i winy, gdy ktoś wyciągnie z Ciebie jakieś emocje.
Ego potrzebuje emocji, bo nie ma innego źródła zasila – żeruje na niskich formach naszej energii. Oraz oczywiście na energii innych osób. Wykorzystuje energię emocji, by przeżyć (dlatego ludzie uwielbiają nienawidzić, bać się, obwiniać, użalać się, narzekać, etc.). Zaś emocje to jedynie informacje dla nas na jakim poziomie świadomości się znajdujemy. Więc utrzymywanie emocji w sobie przez walkę lub ucieczkę uniemożliwia nam wzrost i dostrzeżenie szerszego kontekstu, w którym już nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Czy odmowa przez kobietę to zagrożenie? Absolutnie nie.
A czy istnieje jakikolwiek sensowny powód, by się denerwować o cokolwiek? Absolutnie nie. Z pewnej perspektywy denerwowanie zaczynamy dostrzegać jako niedojrzałość, słabość, dziecinność.
Jednak mając w sobie stłumiony gniew nie powinniśmy go wypierać. Udawanie, że nie mamy w sobie emocji, że nic nie czujemy uniemożliwi nam wzrost. Z emocjami należy zacząć się mierzyć, akceptować i uwalniać, a nie projektować je na świat, wypierać, tłumić, udawać świętych lub dawać im w kółko ekspresję i szukając ku temu pretekstu.
Zabrzmi ciekawie ale dla ego przeprowadzenie starszej pani przez jezdnię jest jak trucizna! Ta radość, miłość, chęć, pozytywność – to rozpuszcza ego.
Zapytajmy siebie ilu staruszkom pomogliśmy przejść przez jezdnię lub wejść do/opuścić autobus?
Podobnie wybaczenie, akceptacja, brak oporu czy odwaga – to wszystko dla ego zagrożenie, a dla nas gwarancja stałego polepszania się jakości naszego życia, zdrowia, zadowolenia, szczęścia, itd.
Na pewno nieraz czułeś np. strach. I coś Ci się stało? Nie. Mógłbyś/mogłabyś zostać z tym strachem latami i nic by Ci się nie stało (prócz oczywiście śmierci głodowej ;) ). Ale oczywiście ego przekonuje nas, że lepiej od strachu uciec. Więc uciekamy i nigdy nie zyskujemy większej perspektywy – że doświadczanie emocji, w tym doświadczanie strachu, jest bezpieczne.
Na pewno nieraz byłeś pogniewany na rodziców lub przez nich zawstydzony. Może grozili Ci, że Cię opuszczą i wtedy czułeś winę i strach? Jeśli tak, to są w Tobie przekonania, których trzymałeś się od dziecka. I dla dziecka – zwierzątka zależnego od rodziców – opuszczenie przez nich to był prawie pewny wyrok śmierci. Ale dla dorosłego mężczyzny już nie. Niemniej dopóki będziesz się trzymał tych emocji, zawsze będziesz się czuł jak zagrożone dziecko/zwierzę bez żadnej kontroli.
Emocje, które czujesz masz w sobie od dziecka – wstyd. Bo wstyd jest niebezpiecznie blisko śmierci. Ale zagrożeniem nie jest sam wstyd, tylko trzymanie go w sobie. Wstyd czujemy, by nie popełniać błędów – np. nie robić tego, przez co zostalibyśmy wygnani ze społeczności. Niegdyś to także było wielkim zagrożeniem dla takiej jednostki, dlatego się dostosowywała do społeczeństwa i była posłuszna.
Niedojrzali rodzice używają wstydu, by kontrolować dziecko – by grozić mu opuszczeniem, a więc pozorną śmiercią jeśli nie będzie posłuszne. Jednak zawstydzanie i karanie to najgorsze formy “wychowawce”.
Ponadto już nie jesteśmy dzieckiem, tylko osobą dorosłą – zaradną, odpowiedzialną i samowystarczalną. Już nie musisz płakać, krzyczeć, by przyszedł rodzić i dał Ci butelkę z mlekiem. Twoje przeżycie zależy więc nie od emocji, od krzyku, tylko od podjętych racjonalnych działań.
Jednak jeśli nigdy nie oczyściłeś się z dziecięcego wstydu, to będziesz się czuł jak małe, słabe, bezsilne, jak wiecznie zagrożone i zależne dziecko. I będziesz liczył, że krzyk załatwi Ci przeżycie. Nawet krzyk wewnętrzny – ludzie wewnątrz krzyczą i błagają Boga o pomoc. I z jakichś przyczyn ta pomoc pozornie nie przychodzi. Dlaczego – wyjaśniam w punkcie 15.
Kluczem nie jest unikanie wstydu, tylko zmierzenie się z nim jako osoba świadoma, akceptująca i uwolnienie go. Czyli wybieramy przekroczenie apatii i dziecięcej bezsilności na rzecz dojrzałej, aktywnej postawy.
Często włącza się program walcz lub uciekaj, w którym nie potrafię nic zrobić.
Ależ potrafisz, tylko nie chcesz! Bo wierzysz w to, że emocje naprawdę są niebezpieczne! A przecież dla każdego rozsądnego człowieka zagrożenie będzie pierwszym czym się zajmie. Cała reszta będzie drugoplanowa! Dopóki istnieje zagrożenie, to przecież jedzenie, spanie, czytanie, ćwiczenia, sprzątanie – to wszystko przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie! Liczy się tylko uciec od zagrożenia lub z nim wygrać w walce. Ale czy teraz jest realne zagrożenie? Nie ma. Jednak dla Ciebie to nie ma znaczenia, bo nie żyjesz z poziomu rozsądku, tylko emocji. Dla Ciebie emocje i myśli są ważniejsze, niż rzeczywistość. Przynajmniej na razie. A opieranie się emocjom powoduje, że będą trwały nawet przez całe życie.
Paradoksalnie pokazuje to, że to co czujemy wcale nie opisuje rzeczywistości. Boisz się emocji, która nic Ci nie robi, tylko jest nieprzyjemna w odczuwaniu. Uważasz, że musisz uciec czując strach przed wstydem pomimo, że sam mówisz, że już czułeś ten wstyd i nic się nie stało.
Czujesz emocje, którym się opierasz. Opór powoduje, że nie mijają. A że oceniasz je jako realne zagrożenie, to wiecznie czujesz się zagrożony. Ale czy te emocje kiedykolwiek coś Ci zrobiły? Czujesz je od lat i nic Ci się nie stało. Jedyne szkody wyrządza Ci Twój własny opór – to jaką masz względem emocji postawę. Oraz nierozsądne decyzje – uciekanie od emocji i nie zajmowanie się tym, względem czego czujesz te emocje.
Dlatego pierwszym poziomem sprzyjającym życiu jest odwaga – bo trzeba ją wybrać POMIMO strachu. Wejść w strach, zmierzyć się z iluzją. Oczywiście nikt Cię do tego nie przekona na poziomie logicznym. Dla Ciebie to będzie doświadczenie jakbyś wchodził do jaskini lwa. Masz tylko zapewnienia np. moje, że to jest bezpieczne i nie tylko możesz ale powinieneś z tym strachem się mierzyć. Inaczej iluzja nigdy nie zniknie.
Tego nie przegadasz, na poziomie logicznym nie rozwiążesz tego problemu. Musisz wejść w strach, nie ma innej drogi. Tak jak w każdą inną emocję. Konieczne jest tego doświadczyć osobiście, przeżyć to. Nie możesz o tym przeczytać, nie możesz o tym porozmawiać, nie możesz obejrzeć o tym filmu, ani zrobić kursu. I gwarantuję Ci, że to przeżyjesz. Bo są tysiące przykładów ludzi, którzy zmierzyli się ze strachem i mierzą się każdego dnia. I nic im się nie dzieje. I czują się wtedy dokładnie tak samo jak Ty.
Nie ma innej drogi, niż wejść w iluzję strachu i rozpuścić ją od wewnątrz.
– Boję się ale i tak to zrobię. – To trzeba wybrać. Świadomie i odpowiedzialnie. Zaufać. Wykonać skok wiary.
Oczywiście działanie w świecie może być niezbędne do tego. W micie nr 17 wyjaśniam dlaczego siedzenie na tyłku w domu nie oczyści nas z emocji. Działanie to potwierdzenie naszego uwalniania. Bo to tak jakbyś przywiązał się sznurem do nogi od stołu. Możesz ten supeł rozwiązać ale jeśli nie ruszysz się z pokoju, to nie ma różnicy czy ten supeł nadal jest, czy nie.
Poza tym energia podąża za działaniem.
Głębsze warstwy emocji nie ujawnią się dopóki nie ruszysz się fizycznie i nie podejmiesz działań spoza Twojej dotychczasowej strefy komfortu. Możesz zacząć robić to teraz i mieć kontrolę nad procesem uwalniania lub poczekać, aż życie Ci pomoże i Cię przyciśnie np. w formie jakiegoś kryzysu lub poważnego problemu. Tylko wtedy człowiek najczęściej nie uwalnia, tylko zwala wszystko na to wydarzenie.
Staram się być nieoceniającym obserwatorem, ale wciąż jestem bezbronny. Czasami nawet do trzech godzin.
Nie możesz być bezbronny, bo nie ma przeciwnika, wobec którego potrzebował byś broni czy ochrony. To wszystko iluzja, w której utknąłeś i z której nie chcesz wyjść. Strach to Twoja własna energia. Wstyd to Twoja własna energia. To ta energia jest bezbronna wobec Ciebie. Nie mija, bo się jej opierasz – stajesz jej na drodze, blokujesz ją, uniemożliwiasz jej przepłynięcie. Nawet teraz można rzec, że jesteś potężniejszy od niej. To jak z zimnym prysznicem – czy lodowata woda jest potężniejsza od Ciebie? Nie. Możesz stanąć pod strumieniem zimnej wody, będzie to nieprzyjemne ale nic Ci się nie stanie. Wiele osób zaleca to jako ćwiczenie wzmacniające nie tylko organizm ale i psychikę!
Zmierzenie się ze strachem będzie jeszcze ważniejszym doświadczeniem.
Widzisz, że męczysz się 3 godziny. 3 godziny opierania się, walki, prób ucieczki, stłumienia strachu. Nie jesteś bezbronny, tylko Ci się tak wydaje. Czujesz się bezbronny wobec czegoś, co sam tworzysz.
To Twoje ego jest całkowicie bezbronne. Jego jedyną “bronią” jest Twoja nieświadomość. To ego przekonuje Cię, że dzieje się coś złego ale nic takiego nie ma miejsca.
To jak ze skokiem na bungee lub ze spadochronu – trzeba zacisnąć zęby i wykonać krok do przodu. Skoczyć. Dla umysłu to skok, który nas zabije. Ale MY wiemy, że tak nie będzie – bo jesteśmy tego świadomi. Bo MY to nie umysł, nie myśli, nie strach. I to co się dzieje, to dochodzenie do tej bariery poznania SIEBIE. Pierwszy raz w Twoim życiu.
To bardzo ważny moment i nie oceniaj się, że jest to dla Ciebie trudne. Ponad 80% ludzkości boi się tak samo, a może dużo bardziej od Ciebie! Niecałe 20%, nawet bliżej 15% ludzi przekroczyło tę barierę. Reszta nie. Reszta wierzy, tak jak Ty, że jest bezbronnym zwierzątkiem nie mającym kontroli, które może tylko walczyć i uciekać. I zazwyczaj ucieka. Od kobiet, od sukcesu, od zdrowia, od szczęścia, od upominania się o swoje, etc.
I potem oczywiście zrzucają za to odpowiedzialność na świat – dokonują projekcji, że to ze światem i innymi ludźmi jest coś nie tak. Nawet zaczynają nienawidzić, zabierać, kraść, napadać, prowadzić wojny.
Ale Ty widzisz, że coś nie tak jest tylko z tym jak postrzegamy własną emocjonalność. Problemu nie ma poza nami. A w nas problemem jest tylko nasza percepcja emocji, a nawet nie same emocje.
Po prostu rządzi podświadomość.
Nie. Bo to tak jakbyś powiedział, że szafa rządzi ubraniami, a Ty jesteś bezbronny i nie masz kontroli co do niej wsadzisz i co wyjmiesz. Podświadomość to Ty, tylko poziom nieuświadomiony. Ty podejmujesz nieświadome decyzje – nawet nie wiesz, że je podejmujesz. One mają priorytet, no to jak już wiemy – emocje to dla Ciebie poważne zagrożenie, więc każda decyzja, dzięki której ich unikniesz jest ważniejsza od każdej innej z poziomu logiki. Czy czując wstyd ładnie pościelisz sobie łóżko? Nie, bo to nie będzie miało żadnego znaczenia tak jak czy masz wyprasowaną koszulę, gdy goni Cię pies ze wścieklizną.
Ty rządzisz wybierając z intencją unikania emocji i tłumienia ich za wszelką cenę.
Od tego jest tworzenie notatek w Module 2 – by dać sobie chociaż minutę na ich wykonanie, na zostanie ze swoim wnętrzem i jego przebadanie. Potem jeśli chcesz, możesz uciec. Ale niech przynajmniej ta minuta będzie dowodem, że nie ma od czego uciekać. A potem niech będą to już 2 minuty. A potem 3.
Do tego dochodzi zmasowany atak ego i bardzo intensywne mentalizacje atakujące mnie i wszystkich.
Tak, ego będzie atakować. Bo ma tylko taką broń – mentalizację. I liczy na Twoją nieświadomość, w tym wiarę, że to Ty myślisz i że te myśli dotyczą rzeczywistości.
Dlatego w Programie WoP najpierw zapoznaję człowieka z medytacją, by już praktykował ignorowanie mentalnego bełkotu.
Jednak mimo to ludzie są niesłychanie przywiązani do mentalizacji, do umysłu pomimo, że tak naprawdę nic z tego nie mają, a jeszcze tracą. Np. teraz – “myśli wszystkich atakują”. I po co się nimi zajmujesz? Nic z tego nie masz, jest Ci źle, trudno, podejmując na ich podstawie decyzje zapewne jeszcze (s)tracisz. I tak całe życie. Ile jeszcze?
A wiesz, że ten “zmasowany atak ego” i “bardzo intensywne mentalizacje” to “aż” całe 2% umysłu? Tylko się tym hipnotyzujesz. Ten cały jazgot to tylko 2%. Reszta jest perfekcyjnie cicho. Jest spokój, energia, radość, odwaga.
Ale to jak z białą ścianą – gdybyś miał przed sobą białą ścianę to byś jej nawet nie dostrzegł. Ale Twój wzrok od razu uchwyciłby małą, czarną plamkę! I gdybyś do niej podszedł bardzo blisko to też by się wydawała ogromna! Ale to dlatego, że masz bardzo ograniczoną perspektywę. To nadal jest malutka plamka, a czysta ściana, na której jest ma ogromne rozmiary w porównaniu z plamką. Nauka medytacji – nieoceniającej obserwacji “odsuwa Cię” od tej “plamki” coraz dalej. Plamka staje się mniejsza i zyskujesz perspektywę – masywną, wielką, czystą ścianę. Plamka przestaje mieć znaczenie pomimo, że nic się nie zmieniło – ona nadal tam jest.
To samo dzieje się z myślami. Nawet nie dostrzegasz ogromnego pola spokoju “naokoło” tych myśli, bo całe życie hipnotyzowałeś się tymi 2% i uznawałeś, że te 2% to 100%. Niejedna osoba mówiła, że całą ją zalewają myśli! Bo tak się postrzegała – jako malutkie 2%. Jako ego, nazywane też “małym ja” albo kropką.
Nigdy nie praktykowali medytacji, od zawsze wpatrywali się w myśli i przez to nie widzieli nic innego – nie byli świadomi, że w ogóle jest coś innego. Ale jest – 98% ogromnej przestrzeni, spokoju.
Ego atakuje innych, bo w ten sposób przekonujemy samych siebie, że przecież to ogromne niebezpieczeństwo – emocje – nie mogą być w nas! Ich źródłem MUSZĄ być inni ludzie! No bo jeśli tak by nie było, to nie byłoby szans na ucieczkę i bylibyśmy skończeni! Dlatego wciskamy sobie kit, że odpowiadają za nie inni lub jakieś wydarzenia.
Czym jest strach przed piekłem, przed karą Boga? Tym samym, co Twój strach przed wstydem.
Ale emocje to odpowiedź naszej psychiki na nasze nastawienie/postawę/interpretację tego, co zachodzi i tego jak sami się postrzegamy w tej sytuacji. Więc banie się emocji, to jak banie się kompasu na statku i uznawanie go za wroga.
Emocje już w Tobie są. Gdyby miały Ci coś zrobić, zrobiłyby np. we śnie, gdy już w ogóle nie ma szans na obronę. A przecież ogromna liczba ludzi ma problemy z zasypianiem – bo non stop walczą i nigdy nie czują się bezpieczni. Więc ich umysł kontynuuje walkę. Ludzie ci muszą obejrzeć porno lub wypić alkohol, by usnąć. By wytłumić emocję strachu. Ty co robisz? Sądzisz, że strach mija? Nie. Po prostu go wytłumiasz lub wypierasz. On nadal w Tobie jest.
A to pokazuje jak się robimy w jajo – nagle, magicznie czujemy się lepiej i co – udajemy, że zagrożenie minęło? A niby w jaki sposób? Nie minęło, tylko zmienił się nasz stan i tyle. Tylko przestaliśmy czuć strach. A czy zastrzeliliśmy drapieżnika? Zarobiliśmy milion dolców? Wyleczyliśmy jakąś chorobę? Co zrobiliśmy? Nic! Tylko wytłumiliśmy naszą własną energię, której się baliśmy. Czyli zrobiliśmy coś bardzo niebezpiecznego sami sobie.
Pamiętam jak kilka razy udało mi się odczuć wstyd bez tego programu. Byłem wręcz zaskoczony. Przekonałem się na poziomie logicznym że jest bezpiecznie, ale moja podświadomość dalej napina bardzo mocno moje ciało gdy jestem w towarzystwie ludzi lub chociaż pomyślę o wyjściu z domu.
Twoja podświadomość nic nie robi – nic nie napina. To Ty to robisz – automatycznie, kompletnie nieświadomie zaczynasz się opierać. Bo to jest nawyk – coś, co robisz niezależnie od umysłu logicznego, świadomości, a nawet pamięci. Od tego jest Moduł 2, by zacząć właściwie postępować z nawykami. A jak pamiętasz – nawyk zmieniamy przez przynajmniej 2-3 tygodnie regularnej pracy nad nim. Do tego momentu nadal będzie działał z taką samą siłą. I to obserwujesz – raz doświadczyłeś wstydu bez oporu ale dalej się opierasz i jeszcze przekonujesz sam siebie, że coś Cię kontroluje.
Wiesz – niektórzy sądzili, że są opętani, bo nie mają kontroli. Ale mają, tylko nie są jej świadomi. Wybierają kompletnie nieświadomie. Tak jak Ty uważasz, że nie masz kontroli nad ciałem. Ale jedyne nad czym nie masz kontroli, to Twoja własna intencja. Bo nadal jest taka sama – walczyć i/lub uciekać.
Gdybyś włączył jakiś film, w którym człowiek daje ekspresję jakiejś emocji – wstydowi, strachowi lub gniewowi i wyłączył dźwięk, dostrzegłbyś zachowania osób jakby były opętane. A czy są? Nie. Po prostu nie kontrolują siebie, bo nie są świadome w momencie odczuwania emocji. Uciekają w umysł i pozostawiają ciało samemu sobie.
Nie mam na to wpływu.
Ależ oczywiście, że masz, bo to Ty decydujesz! Ty podejmujesz te decyzje, Ty wybierasz swoje postawy! Ale masz nadal bardzo niską świadomość. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, że to TY WYBIERASZ – opór, walkę.
Twoje ciało i umysł dostosowują się do Twojej intencji.
Wmawiasz sobie bezsilność – a więc to świadomość apatii. Mówisz, że jesteś ofiarą – a to poziom winy. Boisz się. Konieczny jest więc wzrost ponad to. Zacznij od chęci zmiany. Ustal jak chcesz żyć i niech Cię to prowadzi. Bez zmierzenia się z tą iluzją, że Twoje własne emocje to zagrożenie, nie ruszysz do przodu.
Więc – albo – albo. Albo nowe, wspaniałe, bezpieczne, zdrowe, odważne życie, albo wieczna noc nieświadomości.
Nie potrafisz odczuwać, bo nie chcesz odczuwać. Krytyczna będzie dla Ciebie nauka odczuwania, którą znajdziesz w Module 4 WoP oraz na Blogu:
http://wolnoscodporno.pl/Blog/2017/09/Jak-I-Dlaczego-Zaczac-Odczuwac-6/
Teraz musisz wybrać – czy dalej będziesz wierzył w tą iluzję i pozostaniesz w niej uwięziony lub podejmiesz się jej przekroczenia. Krok za krokiem.
Niezależnie co powiem, to i tak nie unikniesz zmierzenia się ze strachem tak jak go czujesz. To będzie niekomfortowe. No i? To będzie nieprzyjemne. No i? To będzie straszne. No i? To tylko emocja! Nic więcej i nic mniej. Setki milionów ludzi weszły w strach i rozpuściły iluzję, nic im się nie stało i Tobie też się nie stanie. A reszta naturalnie spieprza gdzie pieprz rośnie. Niektórzy potrzebują do tego wojny – a więc realnego zagrożenia życia, realnego zagrożenia życia swoich bliskich, całego kraju, by dopiero wybrali odwagę – zmierzenie się ze strachem. Ty tego nie potrzebujesz.
To pokazuje, że jest jeszcze coś ponad umysłem i emocjami. Możesz codziennie słyszeć i czytać, że strach to iluzja i bezpieczne jest się z nią zmierzyć, wkroczyć w nią, a i tak tego nie zrobisz. Bo nie pozwalasz sobie na to i sądzisz, że coś innego Ci na to nie pozwala. Ale każde “nie mogę” to nieuświadomione “nie chcę”. Nie ma niczego i nikogo, co by Ciebie kontrolowało lub decydowało za Ciebie.
To kwestia obudzenia się z nieświadomości – wyboru świadomości, odpowiedzialności, obecności – lub pozostanie sennym. Jeśli pozostaniesz uśpionym, no to przynajmniej nie zadręczaj się tym, że wierzysz w iluzje i programy, które zebrałeś w swoim życiu. Przynajmniej pamiętaj, że wybierasz wiarę w iluzję. Raz jeszcze powtórzę – gdyby emocje były zagrożeniem, to już dawno by Ci coś zrobiły, bo są w Tobie non stop, także, gdy śpisz.
Tego tematu nie załatwi logiczna rada. To musi być Twoja intencja – przekroczyć iluzje, rozpoznać je i porzucić. To holistyczny proces wzrostu Ciebie jako istoty ludzkiej. Nie umysłu, nie ciała, tylko Ciebie – świadomości.
Każdy człowiek zawsze może sobie pozwolić, by zmierzyć się z jakąś emocją, problemem, trudnym tematem. Ale po prostu zazwyczaj tego nie chce. Woli pozorny komfort umysłu. Ludzie non stop przekonują się, że się czegoś boją lub wstydzą. Niektórzy mówią, że boją się żyć (pomimo, że żyją już od dziesiątek lat). Ale nie boją się żyć. Boją się swoich własnych uczuć na temat życia.
W artykułach na temat emocji mówiłem, że emocje są jednym z najbardziej karygodnie niezrozumianych tematów na tej planecie. I jesteś na to żywym dowodem.
To nie świadczy o Tobie źle, bo wszyscy Twoi bliscy mieli te same programy i przekonania. Ale Ty jesteś być może pierwszym, który ma szansę wyjść poza tą nieświadomą klatę.
Przy okazji widzimy ile korzyści człowiek może czerpać z utrzymywania świadomości ofiary.
Jak Ci mogę pomóc? Nie mogę. Wszystko masz wyjaśnione w Programie. Teraz kwestia zastosowania tego. Jedyne w jaki sposób mogę Ci pomóc, to zapewnić Cię, że mierzenie się z emocjami jest bezpieczne i nic Ci się nie stanie.
Możesz codziennie uwalniać część energii strachu, oporu i wstydu, a także oporu przed samym odczuwaniem.
Nie sądzę, że wejść w to raz na siłę nadal opierając się i negatywnie oceniając swoje emocje jest dobrym pomysłem.
Skoro projektujesz emocje na innych ludzi, to zapewne względem kogoś (najpewniej odnośnie rodziców) masz urazy – obwiniasz ich za to, co czułeś. I nadal to robisz.
No bo dla umysłu pozornie prościej jest funkcjonować z takim nastawieniem – “No czuję się fatalnie ale odpowiadają za to inni, więc nic nie mogę i nie muszę z tym zrobić. A skoro tak, skoro cierpię przez innych, to mam usprawiedliwienie – mogę szukać ulgi w papierosie, alkoholu, w porno”. Granie ofiary ma bardzo dużo korzyści. Ale czy są to korzyści realnie przeważające nad korzyściami z życia odważnego, świadomego i odpowiedzialnego? Na to każdy musi sobie odpowiedzieć sam.
Więc – codziennie uwalniaj opór przed odczuwaniem, przed uwalnianiem. Uwalniaj strach przed strachem i przed wstydem. Ucz się medytować. Medytuj. Pamiętaj też, że nikt Cię do niczego nie zmusza. Ja Cię nie zmuszam i nikt nie powinien. To Twój wybór. Stań się świadomy, że to Ty go dokonujesz i możesz go dokonywać w kółko, nawet całe życie.
Ale też każdego dnia możesz dokonać innego wyboru. Może z nudów, może bo się wycierpisz już wystarczająco mocno? Może dojdzie do jakiegoś kryzysu, który wymusi na Tobie inne podejście? Nie wiem. Wiem, że nie musisz czekać i możesz codziennie postawić krok do przodu. W strach i nareszcie poza strach.
Wile osób pisze mi, że próbują się “wyrwać” z negatywnych programów. Albo wmawiają sobie gorsze geny, gorsze rodziny albo sądzą, że uwalnianie to magiczna sztuczka, która wszystko zmieni po 5 minutach stosowania. A to, co się dzieje – uciekają od nagromadzonych w podświadomości ładunków emocji. Nie chcą się z nimi zmierzyć i kombinują jak tylko się da, są gotowi uwierzyć w nawet największe absurdy. Byle tylko nie czuć. Sądzą, że tylko oni czują tak wiele emocji i oporu, że nikt inny tyle nie czuł. Ale czują dokładnie tyle, ile każda inna osoba, również pozornie zdrowa. Niektórzy nawet mówią, że najlepsi psychiatrzy by im nie zdołali pomóc. A pewnie, że nie! Bo sami sobie nie chcą pomóc! Psychiatra za nikogo nic nie zrobi. Jeśli nie masz intencji zmiany, to nikt Cię nie zmieni. Nawet na to nie licz. Psychiatra może być najwspanialszy na świecie i podać Ci całe rozwiązanie ale to Ty jesteś  tym/tą, kto odpowiada za stosowanie/robienie/wdrożenie tego. Jeśli się uprzesz i nie odpuścisz wstydu czy winy za przeszłość, nie odpuścisz stresowania się i martwienia, nie zmienisz swoich postaw i interpretacji – no to nikt tu cudów nie zrobi. To Twój wybór – zrozum chociaż to. Nie genów, nie wychowania, niczego innego. Twój.
Uwalnianie to nie sztuczka. To porzucenie wszystkich bzdur, które robiliśmy z emocjami zapewne od najmłodszych lat. Oznacza odczuwanie emocji, a nie wykombinowanie magicznego sposobu, by ich nie czuć. Uwalnianie to odczuwanie. Bo w emocjach nie ma nic złego. To zaprzestanie wmawiania sobie różnych bzdur, gdy emocje czujemy.
Nie masz gorszych genów, ani słabszej psychiki. Jeśli czujesz dużo bólu i odczuwasz ogromną apatię, to czujesz własną energię, własną siłę. Im większy ból, tym większa siła psychiczna! Tylko bardzo głupio stosowana. To tak jakbyś miał(a) bardzo silne ciało i zamiast korzystać z niego mądrze, z całych sił uderzał(a) w ścianę. Wtedy im większy ból rąk, tym silniejsze ciosy, nieprawdaż? Tylko po co to robić?
Więc nie masz się z bólu wyrwać, tylko przestać robić to, co go wywołuje. Zaakceptować ból – przestać się mu opierać. Jak niejednokrotnie mówiłem – w bólu nie ma nic złego! Co z tego, że boli? Ból nie jest zły! Każdy człowiek po porządnych ćwiczeniach cieszy się, że boli go całe ciało! Bo wie, że wykonał świetną robotę! Cieszy się z bólu! Zaś opieranie się bólowi powoduje cierpienie.
Ból i cierpienie to dwa zupełnie różne doświadczenia.
Tak samo z psychiką – jak się odważysz i zrobisz coś niekomfortowego ale ważnego – np. wykonasz odkładany długi czas obowiązek, to również poczujesz ogromną ulgę i radość POMIMO odczuwanego bólu. Cierpienie psychiczne powoduje wyłącznie opór. Próby kombinowania i walki.
Nie masz więc cwaniakować z negatywnymi przekonaniami i odczuciami, tylko je zaakceptować, porzucić opór i zacząć odpuszczać. I zanim zadasz mi pytanie “co to znaczy odpuszczać?”, to najpierw zacznij coś świadomie czuć i zaobserwuj swój opór względem tego. Opisz swoje doświadczenie w komentarzu i wtedy zajmiemy się kolejnym krokiem.
Jeśli nie będziesz się z nimi mierzyć, tylko próbował(a) je “przeskoczyć”, to tak jakbyś chciał(a) mieć silne ciało, a “przeskakiwał” ćwiczenia na siłowni. Wzmocnisz się tylko ćwiczeniami – mierzeniem się z problemami, emocjami, oporem.
Więc zacznij szukać możliwości do wykazania się odwagą w swoim życiu – np. zajmij się odkładanymi obowiązkami, zacznij rozwiązywać problemy. Nawet te najmniejsze. Nie masz liczyć, że mając słabe ciało podniesiesz sztangę ważącą 100 kg. To, że nie będziesz w stanie jej podnieść nie ma nic wspólnego z tym, że masz gorsze geny lub gorszą psychikę. Masz niewytrenowaną, osłabioną psychikę, być może słabą. Ale nie oznacza, że gorszą. I na pewno nie oznacza, że nie można jej wzmocnić. Można ale nie przez unikanie każdego dyskomfortu i emocji.
Rozwiązanie małego problemu w Twoim życiu już Cię wzmocni. Może nie będzie to dostrzegalne od razu ale rezultaty będą widoczne – rozwiązałeś/aś problem, którego do tej pory nie rozwiązałeś/aś! Jesteś więc gotowy/a rozwiązać większy problem. A takie same problemy lub mniejsze stały się właśnie dla Ciebie (dużo) łatwiejsze!
Bardzo często słyszę też, że emocje przytłaczają lub problemy. Ok, a maszyny na siłowni też Cię przytłaczają? Nie. Więc skąd pomysł, że tak jest z emocjami i myślami? Nic Cię nie przytłacza, bo zarówno emocje jak i myśli są kompletnie bezosobowe i nie mają świadomego celu, by Ci szkodzić. Tak jak i wiatr. Wieje i tyle. Nie wieje specjalnie na Ciebie.
15. Dlaczego modlitwy do Boga nie pomagają?
Łoł! Temat Boga! Opuścić łódź! Uciekać gdzie pieprz rośnie! Kulty, herezje, zabobony, łezoteryki! ;)
Niezainteresowani tematem Boga z intencją zrozumienia proszeni się o przejście do kolejnego punktu. Silnie uzależnieni proszeni są o pozostanie.
Powodów o pozorny brak odpowiedzi na modlitwę może być sporo ale generalnie chodzi o to, że prosimy z niewłaściwej strony i spełnienie naszej prośby byłoby dla nas szkodą, a nie pożytkiem.
Sugeruję na całą relację człowiek-Bóg patrzeć jak na uczeń-mądry nauczyciel. A na Ziemię patrzeć jak na szkołę.
Ziemia stricte fizycznie to nauka życia jako jednostka – mądrze, rozsądnie. Dążenie do silnej indywidualności. Żadne dziecko nie przychodzi do szkoły mądre – w tym cały sęk, by mądrość zyskać przez naukę. Oraz testy – sprawdziany tego czy się uczymy.
Każda szkoła ma również klasy – etapy nauki. Jak zdamy na dobre stopnie sprawdziany z pierwszej klasy, przechodzimy do kolejnej. Czy nie tym jest awans w pracy? Jak poradzimy sobie z obecnymi obowiązkami, awansujemy i/lub dostajemy wyższe wynagrodzenie. Być może otrzymujemy też inne obowiązki, w tym większą odpowiedzialność.
Dlaczego nagle przestaje to mieć znaczenie w temacie Boga?
Wiele osób na całym świecie zastanawia się jaki jest sens życia, jego znaczenie, etc. Już mówiłem, że każdy sam nadaje swojemu życiu sens. I każda decyzja związana jest z konsekwencjami. Więc możesz np. wybrać, by się rozwinąć jako najlepszy rzeźbiarz jakim tylko możesz być. To wspaniała intencja i takie życie na pewno będzie wspaniałym doświadczeniem. A jeśli jeszcze wzbogacisz to o służbę ludziom – pracę, by dawać ludziom wspaniałe rzeźby – prawie na pewno będziesz człowiekiem szczęśliwym i majętnym.
Człowiek, który tylko szuka, bardzo łatwo może zostać zmanipulowany. Wystarczy kapka strachu i już człowieka można zrobić w bambuko jak się tylko chce.
Pamiętaj – jesteś odpowiedzialny/a za swoje życie i dokonane w nim wybory.
Żołnierz tłumaczący się, że tylko wykonywał rozkazy strzelając do ludzi jest jak dziecko tłumaczące się dlaczego zjadło wszystkie ciasteczka.
Historia pokazuje, że potrzeba było tysięcy lat, by choć kilkanaście procent ludzkości zaczęło żyć mądrze – wybierając intencję rozwoju “do góry” – do miłości. Reszta nadal nie chce. Niemniej to ważny element – rozwój jako jednostka. Zdobywamy wykształcenie, stajemy się wartościową częścią społeczeństwa, znajdujemy pracę, zakładamy rodzinę, itd.
Ale to nie wszystko. Mamy jeszcze jeden aspekt – duchowy.
Nie będę teraz tłumaczył czym jest duchowość. Ujmę to tylko w takim porównaniu – koszulę prasować możesz z wielkim oporem, niechęcią, wstydem, liczyć, że da Ci ona poczucie wartości. Prasować ją z intencją przypodobania się komuś, zrobienia wrażenia lub tylko dlatego, bo “tak trzeba ubierać się w pracy”. A możemy koszulę prasować z szacunku do miejsca pracy i ludzi, z którymi przebywamy. Możemy chcieć sprawiać radość innym, że widzą eleganckiego mężczyznę/elegancką kobietę. Możemy chcieć inspirować innych do dbania o siebie. Albo możemy po prostu lubić dobrze wyglądać i cieszyć się z tego, że nosimy elegancką, wyprasowaną i pachnącą koszulę.
To my kreujemy nasze doświadczenia. Nawet coś tak prostego jak prasowanie koszuli ma wiele wymiarów zależnych od naszej intencji i świadomości. To w jakim obszarze będziemy się “poruszać” zależy od nas.
Duchowość – duch. Coś, co pochodzi z wewnątrz. Tak jak znaczenie, które nadajemy nam, naszemu życiu, naszym doświadczeniom, przeszłości, etc.
Można powiedzieć, że duch to kontekst, a ego to wszystko, co ujęliśmy w tym kontekście, np. jakieś wydarzenie, przedmiot czy osobę.
Znaczenie zależy od kontekstu, nie odwrotnie. Ego zależy od Ducha, a nie Duch od ego.
My jesteśmy tym, co ewoluuje od ego w stronę Ducha – tego czym już jesteśmy.
Oczywiście ego sądzi, że przeżywamy dzięki niemu ale przeżywamy POMIMO ego. Słuchanie się ego prowadzi najczęściej do kłopotów.
Jakie znaczenie czemuś/komuś nadamy, w jakim kontekście to sobie przedstawimy, takie będziemy mieli do tego nastawienie, a w konsekwencji będziemy czuli co innego i całe doświadczenie będzie inne. Więc to co na zewnątrz “modelujemy” sobie na wzór naszego wnętrza – tego, co sami w nim utrzymujemy.
Rozwój duchowy często nie pokrywa się z celami rozwoju osobowości, czyli ego. Nieraz wręcz jest czymś “przeciwnym”. Człowiek mówi – kontroluj swoje życie. Duchowość mówi – poddaj życie Bogu. Nie oznacza to zrzucenia się z 20-tego piętra (co niektórzy dosłownie tak zrozumieli) ale poddania kontroli, strachu, niepewności i życia w wierze. Duchowo rozwinięci przedsiębiorcy/milionerzy uczą, by wszystko o co prosimy Boga PRZETESTOWAĆ W PRAKTYCE, a nie czekać.
Większość ludzi oczywiście czeka. Nie słucha się intuicji, tylko non stop paplania umysłu. Liczą, że Bóg coś zrobi za nich.
Tak jak opowiadałem w punkcie 14 – tam człowiek bał się wstydu. Możliwe, że modlił się, by Bóg zabrał od niego ten wstyd. I naturalnie taka prośba nie może zostać spełniona. Bo to by nas nie rozwinęło. Czy rozwinie Cię nie robienie sprawdzianu w szkole, na który się nie przygotowałeś/aś? Nie. To nie tylko błąd ale sprawa najważniejsza – nieprzygotowanie się nie zostałoby skorygowane. Więc nie tylko sprawdzian się odbędzie i nawet jeśli dostaniemy jedynkę, sprawdzian odbędzie się raz jeszcze. Bo zawsze jest możliwość poprawy.
Rozwinie nas dopiero zmierzenie się z iluzją. Zamiast prosić Boga, by zabrał wstyd, powinniśmy modlić się o odwagę, by się ze wstydem zmierzyć.
Oczywiście tak jak w przypadku siadania – od nas zależy intencja, resztę ciało wykona samo. Można powiedzieć, że z Bogiem jest tak samo. Poddanie Bogu oznacza, że wybieramy intencję i żyjemy zgodnie z nią. Resztę zostawiamy Bogu. Przestajemy kontrolować, martwić się, etc. Czy nie na tym polega zaufanie?
Ale jeśli nie przetestujemy naszej intencji, to sami się ograniczamy. Bóg nas nie ogranicza.
Niestety bardzo wiele osób tak boi się swoich emocji, że za obietnicę zabrania ich przysłowiowo zaprzedali by własne dusze. Tak głupie jest ego.
Poza tym raz jeszcze przypomnę, że emocje to odpowiedź naszej psychiki na nasze postrzeganie/nastawienie. Jak coś uznasz za straszne czy niebezpieczne, to poczujesz strach. Więc ja bym się modlił nie o zabranie strachu, tylko o ukazanie rzeczywistości – tym jakie to jest (bo prawie na pewno nie niebezpieczne) i poradzenie sobie z tym. A nie cały czas zmaganie się z emocjami. Strach to Twoja energia. Przestań prosić, by Bóg zabrał Ci energię!
Prosząc Boga, by zabrał emocje to jakbyśmy prosili Go o zabranie nam kompasu i energii…
Więc – temat pierwszy – upewnijmy się, że nie prosimy o coś głupiego lub nieprzemyślanego.
Pamiętaj – ludzkie doświadczenie zawiera w sobie odczuwanie emocji. Nie ma w nich nic złego. Oczyść się z oporu i negatywnego programowania odnośnie emocji, a ich doświadczenie stanie się normalne, znośne. M.in. po to jesteś na tej planecie. Nierozsądnym jest prosić Boga, by zabrał lekcje, które sami wybraliśmy, nieprawdaż?
Temat drugi – kto potrafi odróżnić sumienie od jazgotu ego?
Non stop słyszę od ludzi o wyrzutach sumienia. Co nie istnieje – nie istnieją wyrzuty sumienia. Sumienie niczego nie wyrzuca. Sumienie to ten spokojny głos, który mówi cicho, spokojnie, bez prób kontroli. Mówi jako pierwszy. Mądrze, zawsze poprawnie. To np. ten wspaniały głos, który mówi nam – “Podejdź i porozmawiaj z tą kobietą”. Dopiero kilka sekund później “uaktywnia się” się ego – głośny wrzask, jazgot umysłu – “A jak ma chłopaka?! A jak mnie wyśmieje, odrzuci, zrani!?!?!?!”, a “A jak pojawi się jej wielki, przypakowany znajomy i mnie pobije?!”
Więc często może być tak, że problemem nie jest brak odpowiedzi ale to, że nie potrafimy jej usłyszeć z tego ryku mentalnego. Bo odpowiedź była, tylko ją zignorowaliśmy. Ludzie ignorują cenne rady wypowiedziane wprost przez innych ludzi, a co dopiero cichą, spokojną informację pochodzącą Z WEWNĄTRZ?
Dlatego medytacja i uwalnianie jest sprawą kluczową, by “dostroić się” do odpowiedzi Boga.
Jak poczuć promienie Słońca na swojej skórze? Zatrzymać się, poczekać aż przejdą chmury, ustawić się w kierunku Słońca i enjoy!
Zaobserwujmy więc jak wygląda u nas modlitwa i oczekiwanie na odpowiedź. Wyciszamy się, czy rozpaczamy coraz bardziej? Otwieramy się czy zamykamy?
Zapiszmy także teksty naszych modlitw oraz ich intencje. O co prosimy i dlaczego? Szczerze i uczciwie.
Uzależnienie nie jest smutnym losem, z którym musimy się zmagać i pozbyć się go jak pasożyta, który przypadkiem w nas wlazł.
Uzależnienie to coś, co wymusza na nas pracę nad sobą – faktyczny wzrost jako istoty ludzkiej.
Każda mądra osoba sukcesu mówi, by nie prosić Boga/świata o brak problemów, tylko o rozwiązania. Nie mamy liczyć, że problemy będą mniejsze, tylko to my mamy stać się więksi od nich.
Mnóstwo osób sukcesu mówiło, że gdy zrobili coś daleko spoza ich strefy komfortu – np. przebiegli maraton czy wykonali bieg przez pustynię, zrealizowali jakiś trudny projekt, to potem każdy inny problem stawał się dla nich dużo mniejszy! Dlaczego? Bo te problemy zmalały? Bo Bóg w tym czasie je dla nas rozwiązał? Nie! Dlatego, bo te osoby się rozwinęły, wzmocniły, zmądrzały. Stały się większe od tych problemów.
Tutaj kluczową sprawą jest więc porzucenie wszelkiego etykietkowania naszych problemów oraz – rzecz nawet bardziej krytyczna – porzucenie oporu względem tych problemów.
Szybko zobaczymy, że możemy mieć MASĘ oporu odnośnie danej sytuacji. Zazwyczaj dlatego, bo wyciąga z nas bardzo dużo emocji.
Problem więc nie leży w tym zewnętrznym problemie ale tym, że mamy w sobie multum emocji oraz problem jest w naszym nastawieniu do tych emocji. Mądrym będzie jak najszybciej przystąpić do uwalniania energii tych emocji oraz do uwalniania energii oporu.
A im większy wzrost, tym problemy będą większe, trudniejsze, wymagające większej odpowiedzialności. Jeśli nie wzrośniemy, to będzie nam w najlepszym wypadku cały czas tak samo trudno nawet jakby Bóg zabrał obecne problemy.
Tak było i w moim przypadku – na początku przypadki uzależnień były proste. A teraz mam bardzo, bardzo trudne, wliczając ludzi myślących o samobójstwie, takich, którzy trafili do więzienia, którzy stracili partnerki i takich, którzy mogą stracić rodziny. Oczywiście nie mówiąc o bardzo szerokiej gamie innych problemów – od pracy po zdrowie.
Na początku czułem odnośnie tego mnóstwo strachu. A dziś już jestem wręcz podekscytowany, wdzięczny i wkładam w to miłość.
Modlitwy do Boga, by zabrał od nas coś złego, to jakby dziecko w szkole modliło się do Boga, by zabrał od niego sprawdzian, do którego się nie przygotowało i który uznało za zły. Czy rozsądnym byłoby zabrać ten sprawdzian? Nie. Dziecko nie tylko niczego by się nie nauczyło ale też nie zmieniło swojej postawy odnośnie nauki i odpowiedzialności. Czasem ból jest niezbędnym nauczycielem.
Nie jesteś na tej planecie, aby cierpieć, tylko wzrastać. A problemy, szczególnie te największe to najlepsi nauczyciele.
Dlaczego patrzy na nie tak jak na nie patrzysz? Dlaczego je negatywnie oceniasz? Bo ich nie chcesz? A dlaczego ich nie chcesz? Aha! Bo CZUJESZ względem nich jakieś nieprzyjemne emocje! Więc nie w problemie jest źródło bólu ale w niechęci do emocji! A dlaczego tak podchodzisz do własnych emocji? Bo zostałeś/aś tak zaprogramowany.
Więc widzisz jak błędnym może być modlitwa do Boga, by zabrał jakiś problem.
A jak postrzegamy samych siebie? Jako słabych, bezwartościowych, gorszych, szarych? A skąd to wzięliśmy? Uważamy, że modlitwa o zabranie jakiegoś problemu, który wymusza na nas wybór odwagi i zaradności jest mądrzejsza, niż modlitwa, by porzucić to durne postrzeganie samych siebie?
Masz ciężkie życie? To o co się martwisz? By Bóg je zabrał czy aby Cię wzmocnił, byś sobie z nim poradził(a)?
Jeśli masz problemy z pieniędzmi, to zacznij od mądrego ich zarządzania, płaceniem podatków na czas, etc., a nie módl się o większe kwoty. Ważniejszy/a od pieniędzy jesteś Ty.
Sugeruję też postarać się wysilić i spojrzeć “na Boga” jak na pole. Poszukaj filmików jak zachowują się opiłki żelaza w polu elektromagnetycznym. Albo idź do laboratorium czy warsztatu i poproś, by Ci to ktoś pokazał.
W esencji – to od opiłka żelaza zależy gdzie znajdzie się w niezmiennym polu, nie od pola. Pole nie decyduje.
Nieskończona sprawiedliwość Boga oznacza kompletny brak oceniania. W nieskończonym polu znajdziesz się tam, jaki/jaka jesteś. Ty decydujesz. Nikt inny. W każdej sytuacji masz wybór i od TWOJEGO wyboru zależy co dalej.
Mówiąc innymi słowami – Ty, to co wybierasz, jaki/a jesteś decyduje o Twoim losie, a nie arbitralne decyzje Boga, jakiegoś fantazyjnego losu.
Zapamiętaj – nie jesteś przyczyną ale źródłem swoich doświadczeń i problemów.
Oznacza to, że jeśli chcesz je rozwiązać, zmień siebie.
Niedojrzałe dziecko uważa, że ściągnięcie na sprawdzianie, by go zaliczyć na 5 rozwiązuje problem. To nie tylko nie rozwiązuje problemu ale też generuje nowe – dziecko nie tylko się nie uczy i nie chce uczyć ale też oszukuje.
Jednak to zdecydowanie nie wszystko – postrzeganie się jako opiłka oddzielnego od pola to błąd. Opiłek i pole to jedno i to samo :) Zmiana opiłka zmienia więc CAŁE pole. Dla wszystkich innych opiłków. To nieskończona ilość powiązań o stopniu skomplikowania, do którego przedstawienia nie zbliżyłyby się połączone wszystkie komputery świata nawet za 1000 lat. Między innymi dlatego, bo jest to kompletnie nieliniowe. W największym uproszczeniu – nie ma przyczyny i skutku. Dlatego powiedziałem, że nie jesteś przyczyną, tylko źródłem.
Kilka przykładów nieliniowości:
– To kim chcesz się stać już tym jesteś. I jesteś w procesie uświadamiania sobie tego (czas). Gdybyś już tym nie był(a), to nigdy nie przyszłoby Ci do głowy, by o to prosić.
– To o co prosisz już masz. W chwili obecnej prosisz o przyszłość, by dostrzec, że zawsze ją miałeś/aś. Gdybyś tego nie miał(a), to nigdy nawet nie przyszłoby Ci do myśli o to prosić.
– Tak jak ze Słońcem – nie widzimy go nie dlatego, bo go nie ma, tylko zasłaniają go chmury. Zajmij się chmurami, a Słońce wyjrzy samo, bo zawsze było. Ale to nie problemy są tymi chmurami, tylko Twój opór, niechęć, negatywne postrzeganie, etykietkowanie, etc.
To samo tyczy się kwestii projekcji emocji – jeśli nie chcemy zostać zranieni przez kobietę czy odrzuceni, to już to, co spodziewamy się poczuć w przyszłości już w nas jest. Inaczej nigdy nie widzielibyśmy w tym problemu. A na słowo “nie” zareagowalibyśmy spokojem.
Więc zamiast prosić Boga o partnerkę/partnera, poprośmy o ukazanie i pomoc w uwolnieniu tego, przez co sami nie jesteśmy wspaniałym partnerem dla samych siebie i dlaczego nie poznajemy swobodnie innych osób. Dlaczego jest nam źle samym? Z czego to wynika? Bo na pewno nie z braku innej osoby. Są na świecie miliony osób żyjących samotnie, które z tego powodu nie cierpią.
A ją mamy w ogóle intencję związku? By uciec od poczucia samotności? I to wg nas jest mądre? Prosimy Boga, by dał nam partnerkę/partnera, a my nadal będziemy niedojrzale utrzymywać to, co określamy jako samotność?
Radość ma tylko jedno źródło – wewnętrzne. Jeśli nie potrafisz dodać radości teraz do swojego życia, nie dodasz jej mając przy sobie drugą osobę. Módl się o ukazanie i pomoc w odpuszczeniu tego, czym ograniczasz radość.
Uświadomienie sobie wewnętrznej radości i dodanie jej do swojego życia to fundament zdrowia, spokoju, szczęścia. Warto zacząć od tego. Bo każdy tzw. Awatar Jezus, Buddowie i inni nauczali nas, że wszystko – co nazwali niebem – jest w nas. To ego szuka poza nami, bo ego – niska świadomość, która sama odcina się od Boga (a nie została wygnana z raju…) – to zwierzę. Zwierzę, które nie ma wewnętrznego źródła zasilania i potrzebuje zewnętrznego. Ego poluje, zdobywa, chroni się, itd. Ale świadomość nie musi. Więc nie potrzebujesz energii emocji – zamiast ją utrzymywać lub wypierać, uwolnij ją i zacznij wzrastać wyżej i wyżej po szczeblach świadomości.
Jeszcze odnośnie pola – pole reaguje tylko na Prawdę, na to co jest. Dlatego prośby negatywne – dalekie od tego, co jest, “nie są spełniane”, bo pole nie reaguje na to, co nie jest miłością. Żadna prośba o to, by ktoś zginął lub zachorował lub stało się komuś coś złego nigdy nie zostaną i nie były spełnione. Niemniej sama intencja takiej modlitwy wiąże się z nieprzyjemnymi konsekwencjami dla nas.
Prośba, by Bóg zabrał “zły” strach czy “zły” wstyd też nie spotkają się z reakcją pola, bo to nie jest rzeczywistość i spełnienie tych próśb jeszcze by nas pogrążyło w negatywności. Emocje to nasza energia i negatywne jej ocenianie jest błędem. Módlmy się o wybaczenie sobie i odwagę, by zmierzyć się ze swoimi emocjami i je zaakceptować.
Ty masz się zmienić. Nic i nikt innego. Ty wybierasz, Ty decydujesz.
Zrób listę tego, co uważasz za złe, negatywne i czego nie chcesz – czemu stawiasz opór. A następnie zacznij ten opór poddawać Bogu. Zacznij poddawać swoje negatywne ocenianie, etykietkowanie i osądzanie. W Biblii uczą – “Zostaw osąd Bogu”. A wiesz dlaczego? Chociażby dlatego, że ludzki umysł to bardzo niewłaściwe narzędzie do wydawania osądów.
Ludzki umysł pracuje w wymiarze liniowym. Gubi się w przyczynach i skutkach tak jak ludzie sądzą, że boli ich głowa, bo się zmieniło ciśnienie. Ale CO NAJWYŻEJ oba zdarzenia mają to samo źródło – to przez co zmienia się ciśnienie jest tym samym, przez co niektórych boli głowa. Ale migreny nie powoduje nic w świecie fizycznym. To że obserwujemy coś i uznajemy to za przyczynę, a coś innego za skutek nie oznacza, że tak jest.
Więc od dzisiaj niepoprawnie interpretowane odczuwanie oporu zacznij traktować jako wspaniałą okazję do jego uwolnienia i dar od Boga. Nic nie wywołuje w Tobie oporu. To że pojawia się jako odczucie w ciele lub psychice przed wykonaniem jakiejś czynności, nie oznacza, że spowodowała to ta czynność lub cokolwiek w świecie.
Tak samo jak uzależnienie nie jest przyczyną Twojego cierpienia, ani smutnym losem. Nie ma też w ogóle przyczyny. My jesteśmy jego źródłem. Więc to my mamy się zmienić, a wraz z tym zniknie uzależnienie. O to prośby Boga – o zaakceptowanie nas takimi jakimi jesteśmy, bo opór uniemożliwia jakąkolwiek pracę nad sobą. Podobnie – zaakceptujmy nasze obecne i dotychczasowe życie. Zróbmy odważmy obrachunek moralny – to jak żyliśmy, jakie błędy popełniliśmy i zacznijmy to sobie wybaczać po kolei. Zacznijmy wybaczać innym ludziom. To jest fundament uzdrawiania się z uzależnienia.
Ponadto – jaka jest w ogóle Twoja relacja z Bogiem? Ufasz Bogu?
Jak Boga rozumiesz? Proszę nie powtarzaj za mną, że Bóg to pole, bo to nie jest prawda, tylko koncept mający pomóc zrozumienie jak funkcjonuje ta planeta. Nie ma złej i dobrej odpowiedzi na to jak Boga rozumiesz. To jak rozumiałeś/aś Go dotychczas wpłynęło jakie masz życie.
Zauważ, że nawet osoba, która w Boga nie wierzy buduje na tej podstawie wiele więcej. Nie ma Boga, więc nie ma żadnej mądrości, ani tym bardziej miłości i sprawiedliwości, która by wszystkim zarządzała. Trzeba więc samemu się o wszystko starać, walczyć, męczyć. A jak ktoś nam spowodował krzywdę – to samemu osądzić, ukarać, a nawet zemścić się. Pomimo, że od tysięcy lat byliśmy uczeni przez rozwiniętych duchowo, by to zostawić Bogu.
Przypomnę jedną z najważniejszych modlitw – “Ojcze nasz”:
Ojcze nasz, któryś jest w niebie:
święć się imię Twoje,
przyjdź Królestwo Twoje,
bądź wola Twoja
jako w niebie,
tak i na ziemi.
Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj.
I odpuść nam nasze winy,
jako i my odpuszczamy naszym winowajcom.
I nie wódź nas na pokuszenie,
ale nas zbaw ode złego.
Amen.
Co to znaczy modlić się? To znaczy dążyć do stania się tym, o co się modlimy.
Nie módl się więc o zmianę świata, tylko o zmianę swojej percepcji świata i pomoc w zmianie siebie. Na pewno słyszałeś/aś taki cytat –
“Stań się zmianą, którą chcesz zobaczyć w świecie”.
Bo nie ma innej drogi do zmiany świata, niż przez zmianę siebie. Na tym też polega wychodzenie z uzależnienia – na zmianie siebie. Czego uczy nas modlitwa “Ojcze nasz”? Przeanalizujmy:
– Ojcze nasz, któryś jest w niebie. – Bóg jest w niebie. Czyli “na górze” – na górze świadomości. A więc w miłości. Zaś, jak uczył nas Jezus, który także nauczył nas tej modlitwy, Królestwo Boże jest W każdym człowieku – czyli niebo. Bóg jest w nas. Bóg nie jest odseparowany od ludzi, jest zawsze obecny. Tak jak i niebo.
– Święć się imię Twoje. – Czy święcimy imię Boga? Nie ma tu mowy o ogoleniu głowy na łyso i śpiewaniu pół-nago na środku miasta i zawodzeniu. Imię Boga możemy święcić robiąc cokolwiek z miłością i radością w sercu. Nie ważne czy pracujemy na poczcie, czy robimy coś w ogródku, czy gotujemy rosół dla naszych dzieci. Jeśli robimy to z miłością – święcimy imię Boga.
– Przyjdź królestwo Twoje. – Zaproszenie miłości do naszego serca, do naszej świadomości. A żeby do tego doszło, należy poddać to wszystko, co miłością nie jest. I zostanie nam to pokazane. A gdy się rozejrzymy po naszym życiu i swoim wnętrzu – już wiele nam zostało ukazane i czeka na akceptację i poddanie.
– Bądź wola Twoja. – Zgadzamy się na to, co jest. Wszystko uznajemy za wolę Boga. Nie musimy jej rozumieć. Mamy zaakceptować i nas, i nasze życie, i innych ludzi. Cały świat. Przestajemy się martwić, myśleć, starać się wszystko kontrolować, oceniać, wyrokować…
– Jako w niebie, tak i na ziemi. – Skoro już wiemy, że niebo jest w nas, na ziemi może być co najwyżej tak jak jest w nas. Dlatego tak krytycznie ważne jest zmieniać siebie, mierzyć się z tzw. cieniem i go poddawać Bogu – to otworzy nas na miłość, na Królestwo Boże. A nie walka, zmaganie i ocenianie całego świata, ludzi i wydarzeń jako złych czy grzesznych. Nie ma w tej modlitwie ani słowa o ocenianiu. Bo każda ocena to jedynie projekcja własnych zaniedbań, emocji i przekonań na świat. Żyjemy urojeniami, a nie rzeczywistością.
– Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. – Prośba o to, czego POTRZEBUJEMY, a nie czego chcemy. Proś zawsze o to, czego naprawdę potrzebujesz oraz o mądrość, by to zrozumieć. Im mniej egoizmu, pychy, tym lepiej. Bo po prostu nie wiemy czego naprawdę potrzebujemy w danej sytuacji. Większość ludzi np. modli się o pieniądze i zdrowie. Ale nie modlą się o ukazanie tego, przez co tracą zdrowie, ani nie mają pieniędzy. Więc nie proszą o wzrost, ani mądrość, tylko wierzą w zewnętrzne źródła, a nie wewnętrzne.
– I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. – Bardzo ważne i bardzo rzadko stosowane. Kto odpuszcza winy innym? Kto odpuszcza winy sam sobie? Fajnie jest sobie klepać modlitwę ale to jak klepanie instrukcji do ekspresu do kawy. Wyklepanie jej na pamięć i powiedzenie tysiąc razy nie zrobi Ci kawy. Zacznij stawać się tym, o co się modlisz. Odpuszczenie urazy to bardzo poważna praca. To robota jak każda inna ale w głównej mierze wewnętrzna. Wina sama się nie odpuści, ani żal, ani gniew, ani duma. To trzeba wybrać i przebrnąć przez proces uwolnienia. A jak poprosisz Boga o pomoc w tym, to ujawnione zostanie to w Tobie w trybie przyspieszonym, więc się nie zdziw. :) Mnóstwo ludzi nie rozumie, gdy np. proszą o zdrowie, a zaczyna im się pogarszać. Dlaczego? Bo to naturalny element zdrowienia – poprawia się po największym nasileniu – i wtedy należy odpuścić opór, zaakceptować to, porzucić negatywne usposobienie, etc.
– I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego. – Pokusa jest czymś codziennym. Bo każdego dnia masz wybór – np. uczyć się albo obejrzeć film. Realizować cel/marzenie lub spocząć na laurach. Odważyć się lub odpuścić/stchórzyć. To poważny błąd cały czas wybierać w oparciu o opór i strach oraz poczucie niezasługiwania, etc. To również prośba o pomoc w odróżnieniu tego, co dobre, od tego co niedobre. Tak jak modlą się Anonimowi Alkoholicy – “Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to, co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego.” To ogromna mądrość, bo jak mówiłem wiele razy – ludzki umysł nie ma zdolności, by odróżnić prawdę od fałszu, tak jak komputer nie potrafi odróżnić wirusa od korzystnego programu do codziennego użytku.
Warto zrozumieć, że nie istnieje coś takiego jak zło. Jezus oczywiście mówił w uproszczeniu do bardzo prymitywnych ludów, gdzie zapewne 99% nie potrafiło ani pisać, ani czytać. Natomiast nie ma zła, jest tylko gradient poziomu dobra. Jest prawda lub jej nie ma. Nie ma fałszu. Rzeczywistość reaguje tylko na prawdę – i wtedy jesteśmy wzmacniani. Zaś utrzymywanie braku prawdy zawsze ma większy koszt, niż się pozornie wydaje. Choćby dlatego, że słabniemy, słabnie nasz umysł, ciało. I cały wszechświat nie reaguje, tak jakby nas nie wspierał. Bo nie reaguje na brak prawdy.
Jeśli się modlimy – “Boże pomóc mi, biednemu, nic nie wartemu robakowi”, to nie spodziewajmy się żadnej odpowiedzi. Bóg jest w Tobie w każdej chwili (a to stwierdzenie to i tak ogromne uproszczenie). Jeśli traktujesz się jako odseparowanego/odseparowaną i niechcianego/niechcianą, dalekiego/daleką od Boga, to kto to robi? Bóg Tobie czy Ty to sobie robisz? Co czujesz modląc się w ten sposób? Winę, żal, wstyd? To je uwolnij, bo to jest moment, by to zrobić.
Jednym, malutkim elementem tego jest to, co wielu przedsiębiorców uczy, by zawsze skupiać się na tym, czego chcemy, a nie na tym, czego nie chcemy. Bo we Wszechświecie nie ma braku. Każdy brak to iluzja. To kompletne nieporozumienie, co ludzie nazywają poczuciem braku lub faktycznym brakiem. Brak pieniędzy to nie realny brak. To możliwość zapewne ogromnej nauki dla Ciebie. To moment uświadomienia sobie czegoś ważnego. To moment nauki, odpuszczenia, wzrostu. Być może czujesz ogromny strach. I ten strach gromadziłeś/aś w sobie od lat. Uwolnij go, a rozwiązanie stanie się oczywiste. Pozorny brak pieniędzy nie jest więc żadnym brakiem, tylko ogromnym darem dla Ciebie.
Więc Bóg nie usunie żadnych braków, ani nie zabierze niczego złego, bo nie ma żadnego zła we wszechświecie. Nazywanie czegoś “złym” to często wręcz dziecinne uproszczenie. Proś Boga o pomoc w zmianie Twojej percepcji i interpretacji, proś o pomoc w odpuszczeniu oporu, negatywnej oceny, osądzania i wyrokowania. A nie by coś zabrał.
Jeśli odczuwasz jakiś brak, to módl się o poszerzenie Twojej percepcji odnośnie tego. Proś o odwagę, by zmierzyć się z najgorszym możliwym scenariuszem i pomoc w odpuszczeniu strachu. A nie proś o dalsze życie w strachu.
Teraz kilka uwag. Zaczynamy od istotnej porady, którą dał sam Jezus – “Zostaw Cezarowi to, co Cezara, a Bogu to, co Boga”. Inne kultury i religie też to rozumieją – “Módl się do Allaha ale przywiąż swojego wielbłąda”. Czyli – nie mieszaj poziomów.
Co to znaczy? To oznacza, by rozpoznać co jest źródłem problemu – na jakim poziomie on istnieje. Jeśli się boisz, to problem jest na poziomie emocjonalnym, a nie fizycznym – czymś w świecie. Uwolnij strach i spójrz na rzeczywistość, a znajdziesz rozwiązanie.
Problem pieniędzy może mieć wiele różnych źródeł – opór, apatia, wiele negatywnych programów. Nigdy nie jest tym coś w świecie – gospodarka czy jakiś krach. Jeśli mało zarabiasz, to rozwiązaniem może być po prostu znalezienie lepiej płatnej pracy. Być może do tego niezbędne będzie dokształcenie się, zrobienie jakiegoś kursu, zdobycie certyfikatu. Na pewno nie pomoże martwienie się, ani myślenie o tym.
Ta nauka Jezusa ma jeszcze bardzo dosłowne znaczenie – jeśli żyjesz np. w Polsce, to konieczne jest płacić podatki. Nie ważne jak dobrym i kochającym jesteś człowiekiem ale jeśli nie opłacisz czynszu, to będziesz mieć problemy. Nie oznacza to też, że nie zachorujesz, aczkolwiek życie jako pozytywna osoba najczęściej bardzo pomaga w kwestii zdrowia.
Człowiek żyje na wielu poziomach – fizycznym, mentalnym, emocjonalnym, duchowym. A każdy ma obszary świadome i nieuświadomione, z czego nieuświadomionych jest zdecydowanie więcej. Módlmy się o mądrość, którym poziomem powinniśmy się zajmować.
Kurzu nie zetrze Ci modlenie się o pomoc boską. Ale jeśli nie sprzątasz w domu, bo brakuje Ci schludności i poczucia czystości, to módl się o pomoc w rozwoju tej cechy u siebie. Jeśli brakuje Ci energii, uwalniaj opór PODCZAS sprzątania. Działanie jest niezbędne, by ruszyć energię. Bo nie powiesz mi, że potrzebujesz pomocy samego Boga, by ruszać nadgarstkiem ze szmatką w dłoni? Możesz to zrobić i każde wmawianie sobie “nie mogę” oznacza “nie chcę”. Zacznij przekraczać iluzje, w które wierzysz.
W myśl słów Syracha: “Nie szukaj tego, co jest za wysokie dla ciebie”, człowiek nie powinien porywać się na to, co jest poza zasięgiem rozumu. To cytat z pierwszej części “Sumy Teologicznej” św. Tomasza z Akwinu. To bardzo mądra rada. Spójrz co możesz poprawić w swoim życiu, z czym sobie poradzisz. Ja już radziłem, by odczuwając dużą ilość emocji nie zajmować się tym wielkim ładunkiem, tylko jego składowymi. Lub użyć innego uzależnienia, niż najcięższe – np. włączyć telewizję, ulubiony film czy serial, by poczuć się lepiej, a następnie, gdy ładunek emocji zmaleje, zająć się nim.
Bóg nie zabierze od Ciebie uzależnienia ale możesz wybrać jeden zaniedbany obszar swojego życia i zacząć go naprawiać, mierzyć się z emocjami i oporem odnośnie niego. Po kolei. Z rozwiązania poważnych problemów wiążą się bardzo poważne i bardzo pozytywne konsekwencje na wielu poziomach. Tylko dlatego, że tego nie widzimy lub nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy nie oznacza, że tak nie jest.
To, co też jest niezrozumiane przez wiele osób, szczególnie tych, którzy silnie wartościują, oceniają coś jako złe czy grzeszne i sądzą, że Bóg nie ma z tym nic wspólnego, gdy zaczynają się modlić o np. zdrowie czy spokój, to w ich życiu może (nie musi) zaczynać dziać się gorzej. Zamiast zdrowia, pojawia się choroba. Zamiast spokoju, coraz więcej przeszkadzających sytuacji. Zamiast miłości, o którą proszą, pojawiają się powody do gniewu czy nienawiści. Dlaczego?
Bo prośba o to, co pozytywne wyciągnie nas z tym, czym to ograniczaliśmy. Jeśli chcesz się stać lepszą osobą, np. bardziej kochającą, to ta intencja wyciągnie z Ciebie przeciwieństwo tego. Bo nic nie jest odłączone od Boga. Nawet strach i nienawiść do Boga to też część Boga. Nienawiść to po prostu bardzo małe “natężenie Boga”. Czyli bardzo mało miłości. Więc nie zdziw się, że prosząc o miłość otrzymasz pretekst, by się gniewać – bo dzięki temu przekroczysz W SOBIE ogromne ograniczenie dla miłości.
Mnóstwo osób sądzi, że droga do Boga wiedzie przez śpiewy, latanie na chmurkach i siedzenie na tyłku. To kolosalne nieporozumienie. Życie może wywrócić się do góry nogami, stać się chaotyczne. Bo zacznie z Ciebie wychodzić wszystko, czym ograniczyłeś/aś swoją świadomość Boga w Tobie. A Bóg w kolosalnym uproszczeniu to Moc i Miłość.
Więc zacznie wychodzić z Ciebie wszystko czym ograniczyłeś/aś w sobie moc i miłość, czym się od nich odciąłeś/odcięłaś. Możesz np. otrzymać problemy, które rozwiązać jest możliwe tylko z wyższego poziomu mocy (nawet dużo wyższego) oraz z poziomu bliższego miłości.
Paradoksalnie prośba o doświadczenie miłości może wyciągnąć z Ciebie ogromne wątpliwości, a nawet strach przed miłością. Kto wie? Niemniej warto być przygotowanym.
Jak się modlić? Słowa nie są ważne ale mogą okazać się pomoce dla Ciebie. Módl się na głos. Zamknij oczy. Ustal intencję Twojej modlitwy. Poproś o podniesienie energii i świadomości, o usunięcie tego, przez co nie czujesz Boga i/lub wyższej energii. Jeśli się boisz, uwalniaj strach. Nie ma się czego bać. Ale być może to ten strach ograniczał Twoje doświadczenia. Jeśli go czujesz, skup się na jego uwolnieniu. Módl się ze świadomością, że jesteś bezpieczny/a, że wszystko jest dobrze. Oczywiście, jak mówiłem, Bóg nie odkurzy Ci domu za Ciebie. Nie możesz się oszukiwać, że nie ma problemu, gdy jest. Ale skoro jest, to możesz go rozwiązać.
Bardzo ważne – po każdej modlitwie podejmij działanie. Przetestuj pomysły, które masz, działania, które wydają się odpowiednie. Przypominam, że lenistwo jest jednym z 7 grzechów głównych, czyli –
lenistwo jest jednym z głównych BŁĘDÓW.
Brak podejmowania działania, niechęć, apatyczne nastawienie, opór – to wszystko bardzo poważne błędy. M.in. dlatego, że ograniczają przepływ energii życiowej.
Świetną praktyką modlitwy jest praktyka wdzięczności. Np. każdego dnia rano lub przed snem. Zamykasz oczy, uśmiechasz się i dziękujesz Bogu za XYZ. Ja zawsze zaczynam od podziękowania za życie. Nie ze strachu przed śmiercią, nie bo przeżyłem kolejny dzień, tylko że w ogóle jestem. To nie takie oczywiste. A gdy sobie uświadomimy jak wielkim darem jest istnienie, będziemy za to wdzięczni cały czas. Wieczorem możesz wyrazić wdzięczność za to, co Cię spotkało, czego się nauczyłeś/aś, co widziałeś/aś lub zwyczajnie podziękować, że nadal żyjesz.
Nie przejmuj się, jeśli za coś nie będziesz potrafił(a) (czyli chciał(a)) wyrazić wdzięczności. Elementem tej praktyki jest nauka nowego spojrzenia na pewne fakty, a nawet na całe swoje życie. Módl się o ukazanie znaczenia danego wydarzenia. Bo w każdym jest ukryty dar. Nie jest ukryty przez Boga, tylko my nie dostrzegamy go przez własne, dotychczasowe interpretacje i ograniczoną percepcję. Uwalniaj opór, ustal intencję przekroczenia swojej niechęci, żalu, być może gniewu na Boga za coś. Oraz gniewu na innych ludzi. Nie wypieraj swoich uczuć. Ale też nie trzymaj się ich.
Kilka uwag – niech to nie będzie mechaniczne. Jeśli miałbyś/miałabyś to zrobić na siłę, to albo najpierw uwolnij opór, albo zrób najpierw coś luźnego. Albo daj sobie dzień wolny. Buddyści przykładowo aby ich medytacje nie stały się skostniałe, pracują w ogródku. Robią coś pożytecznego i pozytywnego. Zresztą podczas wykonywania tych prac też można się modlić i medytować. Jak mówiłem –
całe życie może stać się modlitwą, gdy jego intencją będzie służba Bogu. Ale nie w formie poddańczości, tylko życie z miłością w sercu i uświęcanie wszystkiego co robimy.
Paradoksalnie modlitwa wcale nie musi być święta – np. gdy modlimy się o to, by komuś stało się coś złego. Jedząc posiłek możemy go wręcz żreć, dziko pochłaniać. A możemy jeść uważnie, świadomie, z miłością i wdzięcznością w sercu. To będą dwa zupełnie różne doświadczenia i dwa zupełnie inne kierunki w życiu.
Po każdej sesji z porno modlitwa bardzo pomaga. Zamknij oczy i przeproś Boga – nie dlatego, bo się Bóg na Ciebie zdenerwował, tylko to niezwykle wspomaga oczyszczenie ze wstydu i winy. Przeproś siebie. Jeśli chce Ci się płakać – nie blokuj tego.
Polecam również modlitwę do Jezusa, Buddy, Kriszny jako nieograniczonej ekspresji Boga przez człowieka. Modlitwy do Anioła Stróża i Ducha Świętego również są bardzo efektywne. Zamknięcie oczu pomaga poczuć odpowiedź w sobie. Medytacja pomaga zrozumieć.
Pamiętajmy, że modlitwa wiąże się z odpuszczaniem przywiązania do umysłu. Umysł to nie Bóg. Modląc się możesz często zobaczyć swoje przywiązanie do myśli i myślenia. Wierzymy, że myśli są naszym źródłem przeżycia, a nawet życia. Ale tak nie jest i nigdy nie było. Właśnie przez słuchanie się we wszystkim umysłu mamy w życiu problemy.
Czego się więc słuchać? Rozsądku. Zaś rozsądek przemawia w stanie spokoju umysłu. I najlepiej się z nim porozumieć na kartce papieru – zapisać bez użalania się i wyolbrzymiania na czym polega problem i zacząć wypisywać co można zrobić, by go rozwiązać. Warto przed tą pracą właśnie się pomodlić o inspirację i jak najlepsze rozwiązanie tego problemu.
16. Alkohol = wpadka.
Po prostu to załóż: alkohol = wpadka.
Nawet malutka ilość alkoholu prawie na pewno doprowadzi do wpadki.
Dziesiątki osób opisywało mi, że mieli wpadki po przysłowiowym “jednym piwku”, większej imprezie, wypiciu kilku kolejek, etc.
Nie ma żadnego naukowego wytłumaczenia. Przede wszystkim prawie na pewno nie pijesz alkoholu, bo tak Ci smakuje, tylko chcesz stłumić, odciąć świadomość tego, czego nie chcesz czuć. To samo tyczy się słodkiego i tłustego jedzenia, przeglądania telefonu i internetu, oglądania telewizji, etc. Nie robisz tego ze spokojem, radością, tylko uciekasz. Jeśli mi nie wierzysz, to zacznij obserwować w jakich okolicznościach to wybierasz i zobaczysz, że nigdy nie jest to wtedy, gdy czujesz się świetnie. Twoją intencją nigdy nie jest dobrze się z tym bawić, czyli DODAĆ radość OD SIEBIE, tylko szukasz w tym radości i ulgi, by poczuć się lepiej. Więc uciekasz.
Dlatego dojdzie do wpadki. Bo to, od czego uciekasz jest i staje się coraz bardziej świadomie. Chce stać się świadome, byś mógł/mogła się tym zająć. A Ty nieświadomie się temu non stop opierasz. Więc to będzie niedostrzegalnie rosło, a wraz z tym Twój niedostrzegalnie stawiany opór.
Dodatkowo alkohol to zwykła trucizna dla organizmu. Dla organizmu i psychiki, które w Twoim rozumieniu mierzą się z ogromnym przeciwnikiem – emocjami – będą one już tak obciążone, że wprowadzenie trucizny do organizmu przeważy szalę. Stracisz całkowicie świadomość własnych decyzji i będziesz szukał(a) czegoś, co zakończy ten horror. Umysł oczywiście znajdzie porno. Bo czy masz jakiś mądry i zdrowy zamiennik na tę sytuację?
Jeśli regularnie oglądasz porno, to choćbyś wygrał(a) Nagrodę Nobla, to bez BARDZO POWAŻNEJ wewnętrznej pracy nad sobą, po wypiciu, by uczcić sukces prawie na pewno dojdzie do wpadki.
Czy to oznacza, że masz przestać pić do końca życia? Nie. Ale na ten moment jeśli bardziej zależy Ci na samooszukiwaniu się i piciu alkoholu, niż na własnym zdrowiu i wyjściu z uzależnienia, to picie nawet małych ilości alkoholu stanie się bardzo poważną blokadą w zdrowieniu.
Jeśli chcesz się mierzyć z emocjami, to tylko na trzeźwo i na początku wyłącznie sam na sam.
Nie na imprezach, nie na ulicy. Najpierw przynajmniej miesiąc treningu w samotności. Potem małymi krokami przenosisz praktykę uwalniania i uważności – medytacji – do swojego życia. Niejeden już cwaniakował i mówił, że uwolni więcej w przeróżnych sytuacjach. Szedł na imprezy czy spotkania, nie wykonał oczywiście nawet 5 sekund uwalniania i zamiast tego non stop hipnotyzował się mentalizacją, w sobie walczył i projektował na innych ludzi to, co czuł oraz stawiany temu opór, a nawet sięgał po alkohol.
Kiedy ostatnio dobrze bawiłeś/aś się bez alkoholu, całkowicie na trzeźwo, czułeś/aś radość, spokój, swobodę? Jeśli nigdy lub dawno temu, to powinno być jasne, że alkohol w niczym nie pomaga. Nietrzeźwość to nie jest pomoc, tylko chwilowy plaster na ranę. Ranę trzeba opatrzeć i pozwolić się jej zagoić, a nie drapać i oblewać alkoholem.
W takiej sytuacji potrzebne jest holistyczne podejście – rozpoznanie wszystkich przyczyn braku radości, spokoju, swobody i ucieczek i zajęcie się nimi po kolei.
17. “Praca” z Programem.
Po pierwsze – sądzisz, że “praca z Programem” cokolwiek zmieni? Czy praca z młotkiem wybuduje Ci dom? Tak ale nie przez sam fakt, że trzymasz młotek, tylko dzięki jego odpowiedniemu użytkowi. I zapytany przez znajomego co robisz odpowiesz mu “pracuję z młotkiem”? Czy odpowiesz po co go używasz i powiesz “Buduję dom, aktualnie robię XYZ”? Czy samo walenie młotkiem na ślepo coś zbuduje? Oczywiście, że nie.
Tak samo z Programem – nie masz sądzić, że jakieś fantastyczne “pracowanie z Programem” coś da. Tylko zapytany/a co robisz, masz odpowiedzieć nad czym aktualnie pracujesz w sobie i w swoim życiu. “Wychodzę z uzależnienia” to nie jest żadna odpowiedź. Bo już w Module 2 masz narzędzie do uświadomienia sobie składowych uzależnienia i ich powiązania z Twoim życiem.
Wiele osób buja w obłokach – czytają, robią Raporty, a w rzeczywistości wygląda to jakby chodzili po omacku, na ślepo. Pojęcia nie mają co tak naprawdę robią i dlaczego.
Każdy element Programu ma jasno określony cel.
Czy rozumiesz co robisz, jaki ma to cel i czy jesteś na 100% przekonany/a, że wykonujesz to właściwie?
Po drugie – bardzo często ludziom wydaje się, że pracują “z Programem”, a tak po prostu nie jest.
Program to narzędzie do osiągnięcia jasno wyznaczonych celów oraz to narzędzie do ich wyznaczania. Pracujesz z narzędziem, by zrealizować dany cel. Już wiesz, że nie powinno być nim tylko rzucenie pornografii. Co z tego, że sobie pomedytujesz 124 razy samemu w pokoju, jak po zakończeniu Programu nadal będziesz się hipnotyzować mentalizacją, cały czas uciekać w myśli, wszystkim się zamartwiać, stresować, budować straszne wizje przyszłości i dalej obwiniać za przeszłość? Jeśli dalej będziesz żyć po staremu, to uzależnienie dalej będzie istnieć choćbyś “przerobił(a) Program” i kilkanaście razy.
Możesz przeczytać dowolną ilość podręczników o pływaniu ale nie da Ci to nawet minimalnej umiejętności pływania. Musisz wejść do basenu i zacząć machać rękami i nogami. A potem krok po kroku wprowadzać to, co przeczytałeś/aś.
To nie praca w firmie – nikt Ci tu nie mówi co masz robić. To nie polega na odwaleniu 8 godzin i powrotu do domu, by się byczyć przed telewizorem. To, że przemęczysz się przez wszystkie 12 Modułów nie musi zmienić absolutnie nic.
Tym bardziej precyzja, zrozumienie, właściwe użycie W TWOIM ŻYCIU jest kluczowe. A jednak mnóstwo osób siada do tego i pracuje nie tylko bardzo niedbale ale bez przełożenia na rzeczywistość.
Zademonstruje to przykład części Raportu z Modułu nr 2 jednego z Uczestników, który w ogóle sobie nie radzi:
6. Napisz jaki nawyk postanowiłeś zmienić. Do raportu dopisz jak wyglądał proces:
6.1. Wybrałem zmienić następujący nawyk: masturbacja, granie na komputerze i spanie.
Ja mówię o jednym nawyku, osoba ta podaje 3.
Więc już widzimy, że człowiek ten nie wykonuje zalecenia. Robi co mu się podoba i uważa, że słusznie. Zajęcie się jednym nawykiem naraz jest bardzo ważne, bo to sam początek procesu stawania się świadomym. A ludzkie ego jest bardzo sprytne i doskonale wie, że próby “złapania kilku srok za ogon” zazwyczaj kończą się tak, że nie złapaliśmy żadnej. Każda instrukcja w Programie ma znaczenie i ma zostać wykonania tak jak zaleciłem. Jak zaleciłem jeden nawyk, to zajmujesz się jednym nawykiem.
Ponadto już powinno być jasne, że nawyk to 4 elementy, a nie jak tu podano – jeden – tylko działanie. Nawyk to nie tylko zrobienie czegoś. Robienie czegoś, to 1/4 nawyku.
Więc wiemy już, że osoba nie rozumie co robi.
6.2. Zwyczaj wygląda następująco: zmęczony i samotny wybieram zawsze szybką i łatwą rozrywkę, na której skupię swoją uwagę i ucieknę od siebie, problemów i od złego samopoczucia, które mnie cały czas przepełnia.
Ja proszę o 1 nawyk, osoba ta podaje 3 różne, a teraz pisze jak o jednym. Opis w ogóle nie jest dokładny. To nawet nie jest opis, tylko luźne opowiadanie. Nie ma podanego żadnego konkretnego faktu. Więc już wiemy, że ta osoba nie zaobserwowała w ogóle swoich zachowań, tylko sobie to wyobraża. Nie pracuje z rzeczywistością, tylko z fantazjami swojego umysłu. Nie z chwilą obecną, tylko z myśleniem o przeszłości.
Nie ma żadnego odniesienia do informacji z Modułu 2.
6.3. Wyizolowałem następujące wskazówki: samotność, duży opór, frustracja, apatia, bezsilność.
Osoba ta nie zrozumiała, że każdy nawyk aktywowany jest jedną wskazówką.
Podała 3 nawyki, pisze jak o jednym, a teraz podaje 5 różnych wskazówek. Ten punkt Raportu jasno mówi, że zajmujemy się jednym nawykiem, więc jak mogło się znaleźć tu 5 wskazówek?
Gdy mówię, że należy wybrać jeden nawyk, to mówię, że należy opisać jaka wskazówka go aktywuje i w jakich okolicznościach. Należy opisać jak wygląda ten nawyk zarówno wewnątrz (antycypacja nagrody, dążenie do nagrody, jaka jest nagroda) oraz na zewnątrz – opisać działanie – jak do niego dochodzi, co konkretnie jest robione. To nie ma być pisanie wypracowania na ocenę ale ten opis ma wziąć się z faktycznej obserwacji siebie i swoich działań. Nie masz sobie tego wyobrażać, tylko przepisać to, co zrobiłeś. Stawanie się świadomym swoich działań, swojego wnętrza, swoich intencji to rzecz krytyczna. A nie myślenie o tym i przypominanie sobie.
Osoba ta nie napisała tego z obserwacji swojego wnętrza i swoich zachowań, tylko sobie to wymyśliła.
Nie została więc wykonana żadna zlecona praca, tylko osoba ta sobie myśli.
Poza tym wiele osób nawet po miesiącach pracy z Programem nadal nie są świadomi, że każda wpadka to jest ich decyzja, a nie coś, co się dzieje samo. W kółko słyszę zwroty typu “Dopadła mnie apatia”, “Miałem wpadkę”, “Nie mogłem się powstrzymać”, itd. To jakby nic nie zostało zrozumiane. Ale gnają dalej przez następne Moduły sądząc, że nagle magicznie uzależnienie samo wyparuje.
6.4. Odnalazłem następujące nagrody: ucieczka od trudnej rzeczywistości i zapomnienie o samotności oraz złej sytuacji. Podziwianie pięknych dziewczyn na zdjęciach i filmach. Upust fantazji seksualnej w myślach.
6.5. Oto jak doszedłem do tych wniosków: Analizując swoje życie wstecz. Dostrzegłem że ono składa się z ciągłych powtórzeń.
Widzimy? Człowiek ten mówi wprost, że “analizował wstecz” swoje życie. Ja mówię o obserwacji siebie w chwili obecnej, a osoba ta myśli o przeszłości. W Module 2 jest jasno powiedziane jakie działania trzeba wykonać, by odkryć nagrody. Nie ma słowa powiedzianego, by “analizować życie wstecz”. Człowiek ten robi po swojemu i nazywa to “pracą z Programem”. Więc pozostanie uzależniony.
Niemniej to ważny element uzależnienia – w kółko robimy to samo, powtarzamy pewne wzorce. Robimy to zupełnie nieświadomie. Wykonujemy nawyki.
Nawyki to nasze decyzje dokonywane poza naszą świadomością.
Mogą to być mniejsze pętle jak np. obgryzanie paznokci, gdy się stresujemy ale też większe jak znalezienie nowej pracy, sabotowanie jej przez kilka miesięcy, utrata pracy, potem kilka miesięcy użalania się i znowu to samo. Więc wydaje się, że żyjemy, że działamy i że życie jest niesprawiedliwe, trudne, bolesne. Ale przyjrzenie się swoim postępowaniom ukazuje, że my odpowiadamy za robienie w kółko tego samego.
Cały czas uciekam do tych nawyków które nieświadomie robiłem w przeszłości i powtarzam to cały czas uciekając od siebie i świata zewnętrznego.
Osoba ta przynajmniej dostrzegła, że ucieka. A to oznacza, że to od czego ucieka jest cały czas w niej – nie może więc uciec. Będzie powtarzać ten schemat ucieczki w każdej sytuacji, gdy poczuje w sobie to, czego nie akceptuje.
Czasem wystarczy problem w pracy czy związku i już aktywowany jest nawyk ucieczki, który może aktywować cały szereg nawyków, którymi sabotujemy dużo więcej, niż np. “tylko” pracę.
6.6. Uważam, że następujące działanie zastępcze będzie odpowiednie: spotkanie z przyjaciółką (niestety jest zajęta) ale tylko z nią mam najlepszy kontakt
To już jest esencja “pracy z Programem”.
Osoba ta uważa, że opisane działanie będzie odpowiednie. W Module 2 mówię wyraźnie, że do tego trzeba dojść przez przetestowanie różnych działań. Odnajdujemy właściwe, którym zastąpimy oglądanie pornografii na stałe.
On tego nie zrobił ani razu i nawet podał powód – że ta koleżanka jest niestety zajęta.
Więc wszystko piękniutko wypisuje, a teraz wybiera odpowiednie działanie zastępcze, którego nie zrealizował ani razu, nie sprawdził czy jest odpowiednie. Ani też nie może zrealizować, bo ta dziewczyna jest zajęta!
Widzimy jak ta osoba robi się w konia? Nie tylko nie rozumie zagadnień nawyków, nie tylko nie wykonuje poleceń, tylko o tym myśli ale jeszcze wybrała działanie zastępcze, którego nigdy nie może wykonać. A nawet jakby ten mężczyzna mógł się spotkać z tą koleżanką, to przecież nie za każdym razem, gdy poczuje się senny, zmęczony, zestresowany, apatyczny, samotny.
Ani też nie mógłby zadzwonić, bo do zajętej koleżanki dzwoniłby codziennie i to pewnie po kilka razy!
6.7. Dlaczego tak uważam: dostrzegłem, że pod tym wszystkim pragnę w rzeczywistości być w związku lub chociaż mieć kontakt z kimś z kim miło spędzę czas i wzbogacę swoje życie o coś nowego o relację i przyjaźń, której mi brakuje.
Więc cały czas mentalizuje, hipnotyzuje się mentalnym bełkotem na temat swoich pragnień i braków, a w ogóle nie realizuje zaleceń Programu. Punkt dotyczy działania zastępczego, które miał przetestować i sprawdzić czy dzięki niemu zniknęło pragnienie obejrzenia porno. Miał to obejrzeć w sytuacji zadziałania wybranego nawyku. Nic takiego nie zrobił, tylko fantazjuje o tym wszystkim.
Sądzi oczywiście, że pracuje z Programem i że dokładnie wypełnia Raporty. Ale odpowiadania na punkty Raportów wcale nie muszą o tym świadczyć, co widać. Można napisać dużo i jednocześnie nic.
A poza tym nawet na logikę – czy jakkolwiek spotkanie z koleżanką pomoże w sytuacji zmęczenia?
Więc nie ma tu za grosz zrozumienia, ani precyzji. Nie ma pracy z Programem, tylko fantazjowanie o pracy z Programem.
Ani też nic nie rozwiąże w temacie relacji, ani związku, bo dziewczyna jest zajęta, a poza tym nie mógłby liczyć na spotkanie z nią za każdym razem, gdy poczuje się samotny, zmęczony, apatyczny… ani nawet nie mógłby liczyć na telefon do niej. Bo by wydzwaniał do niej codziennie. Zapewne częściej od jej partnera. Zacząłby ją denerwować oraz jej chłopaka.
6.8. Działanie zastępcze wybranego nawyku dostarcza mi następującej nagrody:
brak samotności, radość, pozytywne myśli, możliwość miłego spędzania czasu z osobą którą się lubi i nie dostrzega się w niej zagrożeń,obcowanie na żywo z ładną dziewczyną z pięknem naturalnością, rozmowa o pasjach i życiu, po spotkaniu radość i energia z tego że wyszedłem że pokazałem że istnieje i ktoś mnie zaakceptował i się mną zainteresował. Bycie tu i teraz z kimś dojrzalszym ode mnie a nie sam w negatywnych myślach.
To tylko dalsze fantazjowanie, bujanie w obłokach, a nie realna praca.
Miał to sprawdzić. Nie sprawdził.
Wypisuje tylko swoje wymysły, fantazyjki.
Nie spotkał się z tą dziewczyną ani razu. Nie wykonał więc żadnego zalecenia. Ani nie wypełnił punktów poprawie. Ani nie zrozumiał zagadnienia nawyków.
W punkcie jest jasno i klarownie napisane – “działanie DOSTARCZA MI następującej nagrody”. Zaś mężczyzna ten nie wykonał tego działania ani razu.
6.9. Czy jest to nagroda identyczna jak ta dostarczana przez zwyczaj z punktu 6.2?
Tak/Nie:Tak
Na koniec pisze, że to identyczna nagroda jaką daje mu pornografia, masturbacja, gry komputerowe i sen…
Pomimo, że tego nie sprawdził ani razu.
Widzimy jak łatwo można się robić w jajo, a potem narzekać, że nic się nie zmienia, że Program nie działa, bla bla bla.
Dlatego też bardzo często mówię o uczciwości, szczerości, świadomości, dokładności, odpowiedzialności. Często jest tak, że kłamiemy nawet o tym nie wiedząc. Mężczyzna ten oczywiście nie powiedział mi, że ani razu nie ruszył tyłka, by się spotkać z tą koleżanką, gdy był zmęczony, senny, apatyczny. Co jest dla mnie oczywiste i co pokazał Raport.
To też pokazuje jak łatwo można doprowadzić co “ciężkiej pracy” ale nie dającej żadnych rezultatów. Warto przyjrzeć się czy tak nie pracujemy w naszej pracy zarobkowej.
Co więcej – po moim komentarzu tego Raportu, mężczyzna ten nie zaproponował żadnych zmian, tylko zaczął zadawać masę pytań na różne tematy i w ten sposób powoli zaczęliśmy dryfować coraz dalej od esencji tego, co jest nie tak.
Ponadto – nie powstała lista nawyków, nie ma mapy działania, nie ma wskaźnika mówiącego jak idzie. Nic.
Tak może wyglądać sabotaż. A miałem do czynienia z wieloma różnymi “metodami” na sabotowanie siebie i swoich starań.
Dlatego przestrzegam. Jak w tak prostych kwestiach nie jesteśmy dokładni i dlatego nic się nie zmienia, to w ilu jeszcze sytuacjach popełniamy dokładnie taki sam rodzaj błędów i jest nam niepotrzebnie trudno?
18. Miałem wspaniały weekend/wyjazd/ostatnie kilka tygodni! Dlaczego doszło do wpadki!? Nie rozumiem!
To pokrywa się z tym, co już mówiłem – z błędnego sądzenia, że jak czujemy się lepiej, to jest lepiej lub jak nie mieliśmy wpadek przez dłuższy okres czasu, to już wyzdrowieliśmy.
Emocje i opór ułożone są warstwami, a nawyki działają nawet przez całe życie i są niezależne od pamięci.
Wyższa energia – np. radość ze świetnie spędzonego weekendu – wyciąga niskie emocje. Ruch energii rusza to, co zastane – stłumione i wyparte.
Dlatego niektóre kobiety płaczą po seksie, bo radość wyciąga z nich wyparty żal, być może wstyd lub winę. A niektórzy mężczyźni nie chcą być dotykani po stosunku, bo czują wstyd, winę i opór. Czują się przez to podatni na zranienie. Powinni czuć się świetnie, a jednak jest inaczej. I to nic złego! Ale mało kto rozumie co czuje i dlaczego, bo temat odczuwania jest karygodnie niezrozumiany na świecie.
Zastane energie emocji i oporu rusza również intencja. Dlatego ludzie tak często czują “opór przed” zrobieniem czegoś. Ale to nie jest opór PRZED tym, tylko TO – np. wzięcie się za naukę lub pójście do pracy, wyciąga z nich zastaną energię oporu i np. poczucie winy – z tego powodu zazwyczaj ludzie rano nie chcą wstawać i uważają, że MUSZĄ iść do pracy (jak ofiary).
Wielu przedsiębiorców, którzy rozumieją temat emocji i oporu poucza, by właśnie na początku skupić się na uwalnianiu oporu przed działaniem, bo to największy ładunek, a “potem już pójdzie”. Mówią, by być przygotowanymi na zmierzenie się z oporem, bo podejmowanie się działań, szczególnie nowych, wyciągnie go bardzo dużo. Nie inaczej jest z Programem WoP.
Naturalnie nie oznacza to, że ktoś nie wybiera głupio postawy niechęci wobec czegoś – nie chce tego robić i tyle. To wybór każdego z nas – nasze nastawienie do wszystkiego. Nikt Cię nie zmusza, by pracować chętnie lub niechętnie.
Nie możesz żyć oczarowaniem, że jak spędziłeś/aś kilka fajnych dni, to minęło uzależnienie. A cóż takiego zrobiłeś/aś, że uzależnienie minęło? Ludzie męczą się z uzależnieniami latami – kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt żyją w zmaganiu. Tracą prace, rodziny, zdrowie, a Ty sądzisz, że uzależnienie wyparowało, bo się fajnie czułeś/aś na nartach?
W Module 1 jasno mówię, że jednym z najczęstszych błędów jest bagatelizowanie uzależnienia. Ludzie nawet nad nim pracując, będąc uzależnionymi przez kilkanaście lat lub więcej, często nawet przez większość swojego życia, nadal sądzą, że nie jest to poważne.
Powiedz mi ile razy płakałeś/aś tak, że nie mogłeś/aś przestać? Ile razy skręcało Cię jakbyś wymiotował(a) odczuwając wstyd i winę? Ile razy czułeś tak ogromną wściekłość, że mając okazję zabiłbyś samego Boga? Ile razy czułeś taki strach, że miałeś/aś wrażenie, że kończy się świat? Ani razu? No to Twoje postępy w wychodzeniu z uzależnienia to jakieś 1-2%.
Nie mówię tego, by Cię straszyć czy zniechęcić, tylko podkreślić powagę sytuacji. Czy już emocje odczuwasz swobodnie? Ile czasu uczysz się odczuwać? Ile wysiłku w to włożyłeś/aś? Przedstaw mi proszę listę nawyków prowadzących do uzależnienia oraz napisz, którymi już się zająłeś/zajęłaś od A do Z. Odpowiedz także na te 2 pytania:
1. Jak się zmieniłem/am?
2. Co zmieniłem/am w moim życiu?
Przedstaw mi jasno i klarownie dowody świadczące, że dobrze Ci idzie. Nie mają to być domysły na podstawie Twojego obecnego samopoczucia, które może się zmieniać z minuty na minutę. Mają to być żelazne, twarde fakty oparte o konkretną pracę – zarówno zewnętrzną jak i wewnętrzną.
Samopoczucie nic nie znaczy. Raz może być lepiej, a raz gorzej. Ty mi powiedz jak żyjesz mając zarówno lepsze jak i gorsze samopoczucie. Ty mi powiedz jakie masz intencje. Np. jakiś wyjazd – dlaczego na niego jedziesz? Z jaką intencją?
Ułatwię Ci pytanie zadając inne – jakbyś się czuł(a), gdyby do tego wyjazdu nie doszło?
Zadawaj sobie powyższe pytanie odnośnie każdej czynności – gdy np. masz coś do zrobienia, to jakbyś się czuł(a), gdybyś już to zrobił(a) lub nie musiał(a) tego robić? Ulgę? Czyli podchodzisz do tego niechętnie i nie dodajesz radości do tej czynności. Dlaczego więc? Jak zamierzasz wyzdrowieć, jeśli nie chcesz żyć pozytywnie, czyli dojrzale?
A jak się dziś poczujesz fatalnie – co zrobisz?
Nie możesz liczyć na dobre samopoczucie z jakichś wydarzeń jak imprezy czy wyjazdy.
Twoje samopoczucie zależy tylko od Ciebie!
Uzależnianie swojego samopoczucia od świata zewnętrznego jest dokładnie tym – uzależnieniem. Jak chce wyzdrowieć, jeśli wybierasz uzależnienie?
Czy już potrafisz akceptować fatalne samopoczucie i się z nim nie męczyć? Jeśli nie – kiedy się tego zamierzasz nauczyć?
Nawiązując do tytułu tego punktu – to nie weekend, ani wyjazd, ani czas były wspaniałe, tylko Twoje pozytywne nastawienie względem nich spowodowało, że miałeś/aś dużo energii, radości, chęci, etc. Deszczowy, szary dzień nie powoduje smutku, ani melancholii, tylko nasze nastawienie do niego. Nasza opinia o nim, nasza percepcja ogranicza i obniża to, co czujemy. Żaden dzień nie jest ani ładny, ani brzydki. Wszystkie opinie jakie mamy na temat pogody, to tylko nasze opinie nie mające nic wspólnego z rzeczywistością.
100 milionów ludzi może wspólnie stwierdzić, że dzień jest piękny, bo jest 30 stopni i świeci słoneczko. Ale w tym czasie ktoś może stracić pracę i dla niego ten dzień wcale piękny nie będzie.
100 milionów ludzi może twierdzić, że dzień jest paskudny, bo pada ale dla miliony innych istot przeżyją dzięki temu deszczowi. Ani świecące Słońce, ani zacinający deszcz nic nie znaczą.
Przestańmy się robić w konia, że świat zewnętrzny ma cokolwiek wspólnego z tym, co czujemy, bo tak nie jest. Jeśli tylko względem pozytywnych rzeczy masz pozytywne nastawienie, a do reszty nie, to co się zmieniło? Nic lub prawie nic. Poza tym – nazywanie czegoś “złym” to tylko percepcja, której zazwyczaj towarzyszy przerzucanie odpowiedzialności za własne emocje i opór na świat zewnętrzny. A to jeden z fundamentów uzależnienia.
Adrenalina i dopamina powstające podczas nowych, ekscytujących sytuacji wytłumiają niskie stany emocjonalne. Z tego powodu lubimy to, co nowe i adrenalinopędne jak horrory – pomimo, że się boimy, to oglądamy je, bo nie czujemy wtedy nic innego, a sam strach projektujemy sobie na straszne sceny w filmach. Ale to nadal robienie w konia swojego organizmu, psychiki i samych siebie.
Punktem docelowym jest świetne samopoczucie bez niczego – bez telewizji, telefonu, komputera, książek, słodyczy, porno, alkoholu, etc.
Dopóki tego nie osiągniesz, przed Tobą nadal czeka praca, bez której prędzej czy później dojdzie do wpadki.
19. Dużo pracowałem nad sobą, a i tak doszło do wpadki.
To kolejny często powracający temat. Pracujemy, pracujemy, a tu bum! – wpadka.
Przede wszystkim – praca nad własnym rozwojem i oczyszczeniem bardzo, bardzo rzadko jest harmonijna. Życiu zazwyczaj towarzyszą często i duże zmiany samopoczucia. Nie wiesz jak wygląda Twoja podświadomość, ani co, kto, w jakich okolicznościach i kiedy to z Ciebie wyciągnie.
Pewnego dnia możesz czuć się wspaniale, a nawet przez kilka dni, a potem ni stąd, ni zowąd dużo gorsze samopoczucie. TO JEST NORMALNE. Jeśli sądzisz, że jest z Tobą coś nie tak, bo Ci się często zmienia samopoczucie, to się rozejrzyj – spójrz na tych wszystkich ludzi wpatrzonych w telefony i palących papierosy. Sądzisz, że oni są tak spokojni. Nie. Oni uciekają od własnych emocji w ciągłe robienie czegoś. Nie są spokojni. Nie czują niepokoju, bo cały czas zajmują czymś umysł. Gdyby tak mieli 2 dni nic nie robić, to większość ludzi zaczęłaby wariować (co pokazał niejeden eksperyment tego typu).
Po drugie – już powinno być jasne, że nie “dochodzi do wpadki”, tylko:
w jakichś okolicznościach wybrałeś/aś pornografię, bo korzyści z tego wyboru przeważyły nad innymi wyborami.
Nie ważne ile pracujesz nad sobą, bo jeśli pozostał jakiś nieuświadomiony nawyk, w tym duża ilość emocji, której/którym się opierasz, no to normalnym jest, że w jakichś okolicznościach zareagujesz ucieczką. Bo zmiana jest możliwa tylko w momencie dokonywania decyzji – porno/coś innego. Od tego jest Moduł 2, by nauczyć się stawania się świadomym w takich sytuacjach i znaleźć właściwie postępowanie.
Ponadto – napisanie “dużo pracowałem nad sobą” nic dla mnie nie znaczy. Ktoś mi kiedyś też tak powiedział – “Poświęciłem bardzo dużo czasu na Program – 2-3 godziny dziennie, a nadal oglądam porno”. A potem okazało się, że ta osoba kompletnie nic nie wdrożyła w swoim życiu, nic nie zmieniła, ani nie zmieniła siebie. Po raz kolejny – pokaż mi listę uświadomionych nawyków i powiedz które już zmieniłeś/aś. Napisz mi konkretnie co zmieniłeś/aś w swoim życiu i jak Ty się zmieniłeś/aś. Wtedy się przyjrzymy obecnej sytuacji.
Poniżej mail, który otrzymałem od uczestnika Programu Wolność od Porno, który porusza wspomniany temat oraz moja odpowiedź.
Przez ostatnie 2 miesiące medytowałem codziennie przez 10-20 minut oraz uwalniałem emocje 10-50 minut.
Niektóre moduły przeczytałem jeszcze raz, inne powtórzyłem. Dużo rzeczy wypadło mi z pamięci.
Jest wielka poprawa u mnie. Przez ostatnie 2 miesiące zrobiłem wiele rzeczy po raz pierwszy, nabyłem nowe umiejętności. Rozwinąłem się jako człowiek :) W mojej ocenie rozkwitłem. Dużo działałem, byłem aktywny.
Wspaniale!
Pamiętaj jednak, że to nadal nie stanowi żadnej ochrony przed uzależnieniem.
Nadal jesteś na nie tak samo podatny oraz nadal istnieją nawyki.
Przykładowo – nawyk opierania się czemuś w świecie, emocjom, walki z myślami, negatywnego oceniania, etc.
Ale nie traktuj nawyków jako czegoś innego, niż Ty sam. Każdy nawyk to Twoja decyzja, tylko dokonana poza świadomością.
Dodatkowa uwaga – co z tego, że ta osoba medytowała codziennie 10-20 minut? To zalecenie, by trenować medytację, by następnie skorzystać z niej w każdej sytuacji, w której nasz umysł silnie mentalizuje. Czyli w każdej emocjonalnej. Jeśli ta osoba medytowała tylko przez te 10-20 minut dziennie, a potem nie, no to przy pierwszym zdarzeniu, w którym poczujemy np. strach czy wstyd, znowu oczarujemy się mentalizacją i wiadomo jak prawie na pewno się to skończy.
To samo z uwalnianiem – ok, super, że uwalniamy regularnie. Ale jeśli w normalnej, codziennej sytuacji poczujemy gniew lub winę i nie skorzystamy wtedy z uwalniania, to czego oczekujemy? To jakby przerabiać kurs prawa jazdy, a po jego zdaniu nigdy nie skorzystać z tego, czego się nauczyliśmy…
Ostatnia wpadka jaka u mnie była wyglądała następująco:
Dzień normalnie zacząłem od medytacji.
Potem uwalniałem emocje w ciągu dnia 10 minut, 15 minut. Uwalniałem emocje wstydu, poczucia winy, i innych. Było OK.
Po około godzinie czasu ogarnął mnie niepokój, dyskomfort, czułem napięcie, czułem się źle, było mi zimno.
Czyli ujawnił się większy ładunek emocji.
Pamiętaj – nic Cię nie ogarnęło. Po prostu czułeś coś. To wszystko. Ponadto – nie Ciebie ogarnął niepokój, tylko zahipnotyzowałeś się mentalizacją opartą o strach i opór – kolejne warstwy podświadomości. Ty tym nie jesteś ale utożsamiłeś się z tym sądząc, że to z Tobą coś się dzieje.
Nie jesteś ani emocjami, ani myślami.
Zacząłem uwalnianie które trwało 20 minut – po uwalnianiu czułem się dość dobrze. Jednak około 30 minut później cała ta fala niepokoju, napięcia (…) wróciła
Tak to wygląda.
Często emocje “wracają”. Ale to błędne rozumowanie. Uwolniłeś jedną warstwę i przez to “dokopałeś się” do kolejnej.
Więc emocje nie wróciły, tylko to już głębsze, silniej wyparte ładunki emocji. To, co opisujesz to oznaka postępu i należy kontynuować i nie przejmować się.
Zapewne brakowało decyzji – Twojego wyboru co ma miejsce. Jedynie martwiłeś, niepokoiłeś i przez to opierałeś.
i obejrzałem porno. W mojej ocenie nie było typowego ‘wyzwalacza nawyku’ – nic wcześniej nie zrobiłem co wywołało by u mnie emocje.
Ależ zrobiłeś! :)
Dokopałeś się do kolejnych warstw dzięki intencji i uwolnieniu warstw wyższych! Był to taki sam “wyzwalacz” nawyku jak przy każdym innym – Twój opór, niechęć i wybór ucieczki od stanu, którego nie zaakceptowałeś. 
Po prostu czułem się źle.
Nie. Czułeś emocje.
“Źle” to ocena, negatywny osąd. Najpierw oceniłeś to, co czułeś, a następnie zacząłeś się temu opierać. Dlatego nie mijało i ostatecznie wybrałeś porno. 
Nie wiedziałem dlaczego tak się czuję, nie potrafiłem sobie z tym poradzić, mimo, że byłem świadomy tego jak się czuję.
Nie potrafiłeś sobie z tym poradzić?
Ale tu nie ma nic do radzenia sobie.
Trzeba przez to przejść, pozwolić emocjom trwać i tyle – na tym polega uwalnianie.
Uwalniając robisz coś? Nie. To się dzieje samo. Ty tylko na to pozwalasz i odpuszczasz opór.
Widzimy więc jak istotne jest zrozumienie tematu emocji i podświadomości. Co z tego, że pouwalnialiśmy sobie 30 minut? Sądzimy, że oczyściliśmy całą swoją podświadomość? Nie. Uwolniliśmy zapewne +/- 1% jakiejś emocji. Nie wiemy kiedy dojdzie do wyciągnięcia z nas kolejnych warstw. Być może tak jak w tym przypadku – od razu.
Błędem nie tylko był opór i negatywna ocena tej sytuacji ale także zajmowanie się emocjami, a nie swoim życiem.
Uwalnianie to proces samoistny. Nie my go przeprowadzamy. My mamy tylko upewnić się, że mu nie przeszkadzamy. A potem możemy zająć się czymś w swoim życiu – np. pracą lub realizacją jakiegoś obowiązku. Częścią nauki o emocjach jest nauka odczuwania. A ona uczy nas, że nie jesteśmy emocjami i one mogą trwać, a my od nich kompletnie nie zależymy. Dlatego możemy robić w tym czasie cokolwiek nie męcząc się ze swoim samopoczuciem. Tego jeszcze brakowało i na tym sugerowałbym się skupić.
Widzisz więc, że postąpiłeś tak jak często do tej pory – nie rozumiałeś co się dzieje, dlatego to czujesz, zacząłeś z tym walczyć.
Walka – opór – powodowało, że to nie mijało, a nawet rosło. Próbowałeś to kontrolować, pozbyć się, czyli wszystko, tylko nie uwalniałeś.
I w końcu zareagowałeś nawykowo – obejrzałeś porno.
Wiem, że nie zaakceptowałem tego jak się czuję, a raczej tego, że ten dyskomfort powracał, bo przecież uwalniałem przez 30-40 minut i oczekiwałem, że to mi pomoże i poczuje się dobrze.
Ależ pomogło! Bo uwolniłeś warstwy/ładunki emocji na stałe.
Ale nie oznacza to, że samopoczucie się nie zmieni. Bo są kolejne warstwy i kolejne.
Dyskomfort wracał, bo się opierałeś kolejnym warstwom emocji.
Zmień swoje podejście do własnych uczuć. Choćbyś się miał czuć “źle” kilka dni – co z tego? To wspaniała możliwość głębokiego oczyszczenia – dar.
Na koniec do przemyślenia dla Ciebie aforyzm Marka Aureliusza:
“To, co staje nam na drodze, staje się drogą.”
20. Wracam po długim czasie, bo czułem/am duży opór do Programu.
Niejedna osoba pracując z Programem nagle przestaje, bo czuje rzekomy opór do tej pracy.
Zazwyczaj dzieje się to w okolicach połowy, a więc 5-6 Modułu.
Dlaczego do tego dochodzi? Bo intencja zmiany, przekroczenia ograniczeń wyciąga kolejne warstwy emocji i oporu, a umysł natychmiast projektuje je na to, co akurat robimy. Pada więc na Program Wolność od Porno.
Pomimo, że już osoba ma informacje o projekcji, oporze i uwalnianiu, nadal żyje nieświadomie i dlatego sądzi, że to opór przed Programem. Sądzi, że ucieknie od niego, że go uniknie, gdy porzuci pracę z WoP. I ludzie tak robią – często na całe miesiące.
Ale nie zastanawia się – dlaczego czuje opór przed tym, co pozytywne?
Dlaczego czujemy opór przed rozmową z drugim człowiekiem, z piękną kobietą, z obcą osobą w kolejce? Dlaczego czujemy opór przed zapytaniem szefa o podwyżkę, itd?
Bo nie czujemy oporu przed żadną z tych czynności, tylko przed czym co spodziewamy się poczuć.
Już mówiłem, że ludzie nie boją się życia, tylko swoich uczuć na temat życia.
Dlatego odczucie oporu “przed” Programem, to wspaniała okazja, by zacząć ten bardzo negatywny mechanizm sabotowania siebie nareszcie wyłączyć, rozpracować.
Dopiero znowu wiele kolejnych wpadek i obniżenie poziomu zdrowia, nieraz także dużo bólu powoduje, że taka osoba porzuca opór i wraca do Programu. Często z dużą ilością wstydu, winy i żalu do siebie. A jest to zupełnie niepotrzebne i najgorsze w tym jest to, że ten mechanizm nadal działa.
Bądźmy więc przygotowani i nie dajmy się zrobić po raz kolejny w konia podświadomemu programowaniu –
to nie opór PRZED czymkolwiek! To po prostu opór.
21. Wszystko mi się miesza, jest za dużo informacji.
To częste nieporozumienie.
Dlaczego próbujesz wszystko zapamiętać? Dlaczego robisz coś, co jest niemożliwe i zaczynasz wykorzystywać to do użalania się i odpuszczania pracy nad sobą?
Gdy korzystasz z mapy, to też całą zapamiętujesz? Nie.
To, co ważne jest w Raportach – to masz zrozumieć, nauczyć się, zapamiętać, stosować.
Reszta informacji z Programu – bardzo obszernych – pokrywa przeróżne problemy i obejmuje bardzo szerokie spektrum sytuacji życiowych. Znajdź to, co się odnosi do Twojego życia i występujących w nim problemów i sobie to zapisz, zaznacz, przepisz, etc. Nie musisz tego pamiętać!
Instrukcję obsługi telefonu też starasz się zapamiętać? Nie. Zaczynasz z telefonu korzystać i w ten sposób się uczysz – przez stosowanie. A nie czytanie w kółko i sądzenie, że to właściwa droga.
Skoro jednak nie robisz tak wobec niczego, co umiesz w życiu i z czym Ci dobrze idzie, to dlaczego nagle zmieniasz to odnośnie Programu, gdy ewidentnie to nie działa? To bardzo ciekawe, że ludzie podchodzą do Programu tak, by było jak największe prawdopodobieństwo sabotowania się. Ja oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę, że do tego dochodzi i dlaczego ale kluczowe jest, by uświadomić to sobie.
Trzeba zacząć rozpoznawać jak robimy siebie w jajo we własnym życiu i to korygować. Nie wystarczy o tym usłyszeć lub przeczytać, tylko trzeba to zaobserwować u siebie.
Znajdujesz ważną informację i zaczynasz ją testować, sprawdzać, stosować. Uczysz się przez praktykę.
Tak i tylko tak możesz cokolwiek się naprawdę nauczyć.
Swojej pracy zarobkowej nauczyłeś/aś się czytając o niej, czy wykonując ją każdego dnia?
Czy to co masz do wypełnienia w Raportach to dużo? Nie, to bardzo niewiele. Ale trzeba to zrobić. Pisemnie. Nie bez powodu Raporty są wymagane do wypełnienia w formie pisemnej. By zacząć wychodzić ze swojego umysłu, przestać tylko non stop o wszystkim myśleć (a raczej bezkonstruktywnie mentalizować) i zacząć działać.
Działanie to najszybsza i najskuteczniejsza forma nauki. Oraz forma najbardziej zdrowa – bo wyciągnie z Ciebie opór i emocje oraz podniesie Twój poziom energii.
Problemem nie jest duża ilość informacji, tylko Twoje nastawienie do tego.
Nowy telefon też jest niewiadomą. Nie wiesz gdzie co jest, nie potrafisz z niego korzystać swobodnie. Wszystko musisz sprawić, przetestować. Jest pełno ikonek, opcji, etc. Ale czy to Cię powstrzymuje? Nie. Robisz to chętnie, a nawet odczuwasz ekscytację. Bo taką masz względem tego postawę. Sam(a) ją wybierasz.
Więc – dlaczego nie wybierasz takiej postawy odnośnie ogromnej ilości bardzo pożytecznych informacji? To nie jest pytanie retoryczne. Odpowiedz na nie.
To samo tyczy się zmian, jakichś problemów, a nieraz pewnie i nie chciało Ci się zrobić nowego przepisu na obiad, bo było za dużo nowych kroków. Masz w Programie informacje co z tym zrobić ale musisz przestać się hipnotyzować bełkotem umysłu, że to opór przed Programem lub, że Ci się wszystko miesza. Miesza Ci się tylko dlatego, bo się wpatrujesz w ten mentalny jazgot. Jazgot zawodzi jak wilk do Księżyca, że Ci się miesza i Ty w to wierzysz. Ale jakoś obsługa telefonu – niezwykle skomplikowana – Ci się nie miesza. Bo to robisz, a nie zastanawiasz się nad tym.
A poza tym jak może być za dużo informacji? Gdy otwierasz lodówkę i widzisz, że jest pełna, to też narzekasz, że jest w niej za dużo żywności czy cieszysz się z tego? Dlaczego więc nie cieszysz się, że masz tak wiele pożytecznych informacji w Programie?
22. Nie jestem pozytywny/a, bo nie chcę się rozczarować.
Bardzo dużo ludzi ma podejście tego typu – nie mają pozytywnego nastawienia względem czegoś, bo nie chcą się rozczarować.
Zazwyczaj dzieje się tak, bo już doświadczyli w swoim życiu rozczarowania.
No to ja się pytam –
a kto kazał im/Ci się oczarowywać?
Czy pozytywne nastawienie musi się wiązać z oczarowywaniem się – np. wmawianiem sobie jakichś bzdur? Rozumiem, że rozsądnym może być tylko człowiek pesymistyczny i nastawiony negatywnie, a człowiek pozytywny i optymistyczny już jest głupi? Wow.
Oczarowanie prowadzi do rozczarowania. A nie rozsądek, pozytywność, spokój.
Okłamywanie siebie prowadzi do rozczarowania, a nie uczciwość, szczerość, odwaga i rozważność.
Natomiast pozytywne nastawienie oznacza podejście zdroworozsądkowe. Co to oznacza? Podejście zdrowe oraz rozsądne.
Zdrowie to pozytywność.
Martwienie się, stres, spodziewanie się najgorszego to nie zdrowie. To negatywność. To brak zdrowia.
Czy rozwiniesz się, będziesz osiągać sukcesy w pracy, której nie chcesz, której się opierasz, której nie lubisz, której nie wykonujesz chętnie? Oczywiście, że nie! Bo nie będziesz się przykładać, starać, wkładać ekstra wysiłku, nie będziesz brać większej odpowiedzialności na siebie. Nie zrobisz więc tego, co niezbędne, by odnieść sukces. A ludzie, którzy odnieśli duże sukcesy, dla pracy poświęcili bardzo dużo – często wszelkie imprezy, wyjścia, wyjazdy, weekendy. Pracowali nawet całymi nocami. Nie spali! Czy człowiek, który pracuje niechętnie zrobi to wszystko? Nie. Będzie pracował 8 godzin, bo tyle trzeba odbębnić. I odbębni to często bardzo nieefektywnie. Czy zgłosi się na ochotnika, by przyjść w weekend i zająć się jakimś dodatkowym tematem? Naturalnie nie. Bo nie musi. Bo “nic z tego nie będzie miał”. Może ciut większą wypłatę. Ale on woli w weekend co robić? Zazwyczaj uciekać od zbieranego przez cały tydzień stresu, napięcia, frustracji, itd.
Rozsądek oznacza wzięcie pod uwagę wszystkich możliwości – zarówno, że się coś uda jak i to, że się nie uda.
Ale przypomnij sobie temat rekontekstualizacji.
Wiele osób boi się utraty pracy. Martwią się tym i stresują. Ok ale czy im coś to daje? Nie. Tylko odbiera energię, radość życia. Cały czas takie osoby sądzą, że strach ich w jakiś magiczny sposób zabezpieczy przed tym czego się boją. Ale tak się nie dzieje. Jedyne co zabezpieczy to podjęcie się rozsądnych działań, które zabezpieczą w razie utraty pracy.
Nikt nie każe się tym osobom oczarowywać, że na pewno nie stracą pracy. Chodzi w dużej mierze o odpowiednie podejście do tego – stracisz pracę i co? Co to oznacza? Tragedię? Dramat? Cierpienie? A może to nic nie znaczy?
Pozytywne, pełne energii i chęci szukanie nowej pracy przyniesie szybkie rezultaty. A męczenie się w sobie, stresowanie, powolne wysyłanie CV pełne napięć i niepewności jest po prostu bez sensu. Poza tym jak będą szukali kogo zwolnić w pracy, to wywalą tego, kto się najbardziej męczy, pracuje nieefektywnie, robi minimum. Taką osobę najłatwiej zastąpić byle kim. Ale nawet jeśli pracujesz z faktycznym zaangażowaniem i pozytywnością, to też nie oczarowuj się, że to Cię w jakiś sposób kryje. Już teraz zmierz się z tym, co byś poczuł(a) w przypadku zwolnienia. Uwolnij to. Gdy dojdzie do ewentualnego zwolnienia to poczujesz leciutki ból i szybko poszukasz nowej pracy bez większego problemu.
Jeśli negatywna postawa nam nie sprzyja, a nawet utrudnia szukanie nowej pracy, a mimo wszystko ją wybieramy i utrzymujemy, to widzimy jak przyklejeni jesteśmy do negatywności. Nikt nas do tego nie zmusza, a jednak sami sobie utrudniamy, i to poważnie, własne życie. Wybieramy negatywności, trudności, przeszkody, niż rozwiązanie problemu. Utrzymując te negatywności, zamiast postawy otwartej, akceptującej, chętnej, jesteśmy pobłażający sobie, negatywni, zarozumiali, słabi.
Wolimy się nad sobą użalać i obwiniać, niż problem szybko i sprawnie rozwiązać.
Zamiast podejść do tego – “Ok, straciłem/am pracę, trzeba szybko znaleźć nową”, my podchodzimy do tego – “O nie! Dlaczego JA musiałem/am stracić pracę!? Dlaczego akurat teraz!? Dlaczego MI się to zdarza!? Łeeeee!”
Więc to nastawienie – “Nie jestem pozytywny/a, bo nie chcę się rozczarować” często nie ma nic wspólnego z niechęcią do rozczarowania, tylko z przyklejeniem się do negatywności, dojeniem ich tak często jak się da.
Siedzimy, użalamy się nad sobą i swoim losem i co? Poprawia się nam? Nie! Bo odpowiedzialni za działania zaradcze i naprawcze jesteśmy my. Jeśli kogoś obwinimy, czyli przekonamy samych siebie, że problem leży W+INNYCH, no to tak jakbyśmy kompletnie nie rozumieli, że to my mamy ruszyć tyłek i zadbać o swoje życie, a nie ktoś inny.
Twoją odpowiedzialnością jest rozpoznać swoje potrzeby – przykładowo, że jesteś głodny/a – i zareagować odpowiednio. Głupotą będzie obżarcie się słodyczami, zaś mądrym będzie spożycie odpowiedniej ilości białka, węglowodanów, tłuszczy i witamin w zróżnicowanej formie. Utrata pracy i związane z tym gorsze samopoczucie to też TWOJA odpowiedzialność. I szybkie szukanie ulgi w używkach lub obwinianiu jest tak samo głupie i niedojrzałe jak obżeranie się słodyczami, gdy jesteśmy głodni.
Po raz kolejny przypominam znaczenie inteligencji emocjonalnej i konieczności jej zwiększenia przez naukę odpowiedniego zarządzania swoimi emocjami.
23. W zasadzie jestem już w takim punkcie, iż pornografia mnie nudzi.
Pod jednym artykułem otrzymałem komentarz, który teraz skomentuję.
Jest to niezwykle częste postrzeganie całej sytuacji, przez ludzi, którzy nie mają praktycznie żadnych poprawnych informacji o tym jak się mają sprawy odnośnie uzależnienia. Dlatego krytycznie ważne jest to, by to zrozumieć i skorygować swoje postrzeganie, bo inaczej niemożliwym jest wyzdrowieć.
W zasadzie jestem już w takim punkcie, iż pornografia mnie nudzi. Musiałbym tkwić z filmikami przez cały dzień by coś więcej z siebie wykrzesać. Czasem gdy coś oglądam to ogarnia mnie takie wyczuwalne znużenie. Silna apatia.
Nie istnieje coś takiego jak “pornografia mnie nudzi”.
Proszę poświęć trochę czasu, by to zrozumieć.
Żyjesz w 2 iluzjach:
1. Że pornografia coś Ci daje.
2. Że źródło zarówno radości jak i rozmaitych negatywności jest poza Tobą. Czyli np. radość czy nuda leżą w czymś.
Ale tak NIGDY nie było, nie jest i nigdy nie będzie.
Oglądanie pornografii niszczy mózg, a w tym zdolność odczuwania.
Zaś niczym nie ograniczone sygnały seksualne, poprzez przekłamanie umysłu, który nie potrafi odróżnić obrazu na ekranie od rzeczywistości, powodują powstanie nieograniczonej ilości bardzo silnych sygnałów seksualnych.
Więc to co czułeś oglądając porno to nigdy nie była radość, tylko zwykłe pożądanie, które dlatego było tak miłe, bo tłumiony był także opór i wstyd, więc ich nie czułeś razem z pożądaniem.
Jako, że zniszczenia w mózgu postępują, tłumienie nie jest już takie silne. Porno przestaje więc dawać Ci tą samą korzyść co do tej pory – pełne stłumienie i silne pożądanie.
A Ty nadal uważasz, że źródło pozytywności jest poza Tobą – np. w porno. Więc oczekujesz, że porno Ci to da.
Ale porno tylko niszczy zdolność odczuwania i w zależności ile i jakiej siły sygnały seksualne płyną przez Twoje ciało i mózg, tyle pożądania będziesz czuł.
Czyli coraz mniej, bo mózg jest wypalany od wewnątrz – niszczone są połączenia neuronalne. Szeroko mówię o tym w darmowych materiałach wideo na Newsletterze.
Jednocześnie nie przestajesz się opierać zarówno negatywnościom jak niskim emocjom, jak i pozytywnościom – radości, spokojowi.
Masz już tak zniszczony mózg, że sygnały seksualne już nie są w stanie płynąć przez mózg, a więc nie mają odpowiedniej siły tłumienia.
Apatia to rezultat bardzo silnego, ciągle stawianego podświadomego oporu.
Porno przestaje więc dawać Ci korzyść, której ciągle potrzebujesz.
Ale nie jest źródłem nudy.
Tzw. nuda to konsekwencja utrzymania kosztem całej swojej energii silnego oporu i jednocześnie nie dodawania radości do swojego życia. Oraz życia niechętnego wobec wielu rzeczy, spraw, tematów, osób.
A nie dodajesz radości do swojego życia, bo także wierzysz, że jej źródło jest zewnętrzne – np. hobby, spotkanie ze znajomymi, seks, etc. Ale zawsze gdy czułeś radość, to nie brałeś jej skądś, tylko sam ją DODAWAŁEŚ do tego ze swojego wnętrza.
Znacznie lepsze rezultaty osiągam poprzez zastosowanie masturbacji z pomocą pamięciówki, i w tym wszystkim coraz bardziej się ku temu skłaniam. Mniej się meczę. Mniej brutalnie potrzebuję wykonać tą czynność.
No to jesteś w bardzo poważnym uzależnieniu. Bardzo poważnym.
I widzę, że niewiele na razie rozumiesz z całego mechanizmu uzależnienia.
Nie chcę sięgać po mocniejsze rzeczy, wiem iż mogłyby ożywić moje reakcje.
Nie ożywiłoby to żadnych reakcji.
Obejrzyj proszę filmy gratisowe w Newsletterze, byś zrozumiał na czym polega uzależnienie i co się dzieje.
Teraz wymyślasz jakieś fantazje na temat swojego ciała, psychiki i całej sytuacji.
Gdybyś sięgnął po silniejsze rzeczy, które dałyby Ci ten sam rezultat, co porno na początku, to natychmiast byś się od tego uzależnił.
Bo to ten sam mechanizm i chodzi tu o korzyść.
Zaś oczywiście sięganie po różne rzeczy jak alkohol czy porno wiąże się z konsekwencjami tego wyboru. Nie tylko korzyść osiągana jest w bardzo niezdrowy, nienaturalny sposób ale jeszcze organizm, psychika, świadomość i podświadomość obciążane są coraz bardziej, a mózg jest dosłownie fizycznie niszczony – przepalane i usuwane są połączenia neuronalne.
Świadomie jednak nie chcę w to brnąć. W tym samym czasie zauważyłem u siebie większą ciągotę w stronę innych używek.
Bo to nadal ten sam mechanizm uzależnienia – szukasz tego, co da Ci korzyści, których potrzebujesz.
Przepalenie mózgu powoduje, że płynie coraz mniej i coraz słabszych sygnałów seksualnych, więc coraz słabiej osiągana jest korzyść.
Coraz częściej mam ochotę na alkohol. Częściej niż kiedykolwiek rozmyślam o lżejszych dragach, przechodzę swoistą teoretyczną fascynację LSD. Wyczuwam w sobie małą wiarę, iż ten specyfik mógłby wznieść mnie na upragniony poziom samopoczucia i percepcji.
Czyli non stop hipnotyzujesz się mentalnym bełkotem. Jesteś można powiedzieć na “autopilocie podświadomości”.
Nie ma w Tobie w ogóle niczego spoza tej pętli uzależnienia.
Żaden narkotyk ani używka niczego nigdy nie dają! Tylko odcinają na moment ze świadomość to, co blokuje te wyższe stany – dlatego je na moment odczuwasz. Ale nie jest to osiągane w zdrowy sposób.
To jak oglądanie cyrku w telewizji zamiast się tam faktycznie wybrać. Niby coś jest ale nigdy nie jest to w pełni satysfakcjonujące, ani stałe.
A cena rośnie, rośnie, rośnie i paradoksalnie potrzebujesz coraz bardziej tego, co coraz mniej Ci daje.
Odżyła we mnie wzgarda do ludzi, w szczególności do kobiet.
Nic nie odżyło, tylko mózg masz już tak zniszczony, że porno nie wystarcza do tłumienia podświadomej winy, gniewu, żalu, oporu, dumy, które teraz Twój umysł zaczyna projektować na innych ludzi, w szczególności na kobiety.
Te emocje i przekonania cały czas w Tobie były.
Choć na słowo seks aż mnie mdli,
Nie mdli Cię na słowo seks, tylko na to, co utrzymujesz względem własnej seksualności – wstyd, winę, żal, opór. Pewnie też nienawiść. Masz względem siebie urazy.
Oraz względem kobiet, bo wszystko co czułeś nawet odnośnie najmniejszych uraz jest w Tobie i rosło oraz degenerowało się przez lata.
to jednak stojąc w kolejce oceniam innych, fantazjuję o innych, traktuję niczym towar w sklepie.
Nie Ty to robisz, tylko hipnotyzujesz się mentalnym bełkotem, od którego nie potrafisz się odróżnić.
Umysł mentalizuje sam na bazie emocji i podświadomych przekonań.
Ale Ty żyjesz jakby to była rzeczywistość. I doświadczasz w sobie tego konsekwencji – wiecznego niezadowolenia, osłabienia, apatii, niechęci i kto wie czego jeszcze.
Gardzę kobietami będąc żonatym.
Nie gardzisz kobietami, tylko hipnotyzujesz się projekcjami winy, gniewu, żalu.
Kiedyś gdzieś przeczytałeś lub usłyszałeś, że kobietami się gardzi lub np. zobaczyłeś jak ktoś to robił i teraz Twój umysł, jak małe dziecko też to powtarza.
Bo to racjonalizacje emocjonalności.
Niemniej jeśli w to wierzysz, to będziesz tak postępował i projektował na kobiety, w tym na swoją żone, nienawiść, gniew, żal, winę, opór, dumę.
Czyli będziesz w tym tkwił nawet do końca życia.
Warto jednak zastanowić się dlaczego się z tym bełkotem zgadzasz? Chcesz gardzić innymi ludźmi? Jeśli tak, to dlaczego? Czy po prostu bezwolnie i apatycznie zgadzasz się ze wszystkim, co widzisz w swoim umyśle i traktujesz się jako ofiarę tego?
Nikogo w swoim umyśle nie oszczędzam.
Nie Ty to robisz. To się dzieje samo, a Ty się w to wpatrujesz zahipnotyzowany.
Pytanie tylko dlaczego się z tym zgadzasz? Dlaczego Ci się to podoba? Dlaczego tego chcesz?
Choć to nie ja myślę, to jednak z tym bełkotem się utożsamiam.
Bo “wiedzieć”, a “być” to często dwa zupełnie inne światy.
Moje pytanie brzmi – dlaczego utożsamiasz się z nienawiścią do kobiet, czy do wszystkich ludzi?
Naprawdę nienawidzisz wszystkich? Dlaczego? Co Ci zrobili?
A nawet jeśli by Ci coś zrobili, to dlaczego uważasz, że nienawiść to właściwa postawa? Co Ci ona daje?
Ta “tożsamość” mnie zawstydza, czuję się winny za ten proces, w który wpycha mnie zdobyta wcześniej wiara w pewne rzeczy na mój temat.
No i po co teraz przerzucasz wstyd i winę na siebie?
Daje Ci to coś?
Nie.
Tylko dalej trzymasz się tego, przez co masz coraz większe problemy.
Najpierw niepotrzebnie utożsamiasz się z bełkotem nienawiści, a teraz z bełkotem wstydzenia się za to…
Bliżej mi do mnicha niż do CEO.
Do nikogo Ci nie bliżej.
Biorąc pod uwagę co napisałeś, to bliżej Ci do CEO, który przebywa w swoim umyśle, niż do mnicha, który z definicji jest osobą świadomą i rozwiniętą.
Ty jak widzimy nie jesteś taki.
Nie mówię tego, by Cię obrazić, tylko prosty fakt – mnich nie utożsamia się z mentalizacją. I oczyszcza swoje wnętrze, jest spokojny, kochający – rozwija w sobie miłość.
A Ty pielęgnujesz w sobie nienawiść.
I to jeszcze chętnie.
To też było we mnie zawsze piętnowane. Kiedyś wstydziłem się, iż nie osiągnąłem społecznie uznanego sukcesu. Teraz bardziej wstydzę się i winię za to, iż umiem poczuć w sobie energię emocji.
I tak w kółko.
I po co Ci to całe wstydzenie i obwinianie? Hmm?
Zmienia coś na lepsze?
Kiedy z tym skończysz? Czy w ogóle zamierzasz z tym skończyć?
Czy będziesz się w tym pławił przez resztę życia?
Mnie też nienawidzisz? A mojej mamy?
Zrobiliśmy Ci coś? Jeśli tak, to przyjmij moje przeprosiny!
Czy mogę coś zrobić, by Ci to zrekompensować?
Potrafię o tym otwarcie opowiedzieć, stykając się z ignorancją i politowaniem. Błąkam się między tym czego osobiście doświadczam, a tym co naukowo zostało ustalone, iż doświadczyć tego po prostu nie mogę. Zostało ustalone, a jednak czuję. “A jednak się kręci” jak rzekł kiedyś bodajże Galileusz. Co z tego jeśli ja sam podważam moje doświadczenia wiarą, iż może jestem tak głupi i niedouczony, że aż mi się po prostu wydaje, iż cokolwiek odczuwam.
Czyli po prostu hipnotyzujesz się mentalizacją.
Patrzysz sobie wygodnie na swoje myśli i tyle.
Instrukcję odczuwania znajdziesz na Blogu.
Może to aż moc autosugestii. Niezwykle powtarzalnej za każdym niemal razem, ale jednak tylko autosugestii.
Nie.
To stanie w miejscu i wpatrywanie się w nieskończony potok bezosobowej, ciągłej, wiecznej mentalizacji.
To podejmowanie na jego podstawie w kółko tych samych decyzji.
To nieświadomość tych decyzji, ani ich intencji.
Nie wiem czy mam tego fuksa być nieco bardziej świadomym rzeczywistości.
Nie masz żadnego fuksa, tylko przeczytałeś kilka informacji na tym Blogu i teraz Twój umysł je powtarza.
Coś się zmieniło?
Nic.
Gdybyś był nieco bardziej świadomy, to byś żył nieco inaczej.
Czasem zazdroszczę pijanym typom spod monopolowego.
Aha, i Ty nazywasz to większą świadomością rzeczywistości?
Gdybyś był trochę bardziej świadomy rzeczywistości, to byś pijanym typom spod monopolowego nie zazdrościł.
Wydaje mi się,
Tak, to wszystko Ci się wydaje.
iż są błogo spokojni.
To Ci się bardzo źle wydaje.
Ale widzisz swój kierunek. A Ty jesteś błogo spokojny?
Nie.
Jesteś biedny i przesiadujesz pod monopolowym? Nie.
Więc to jeszcze przed Tobą.
Skoro Ty masz tak zaniedbane wnętrze, a biedny nie jesteś, to jak zaniedbane wnętrze muszą mieć ci ludzie co nie robią nic innego, tylko piją?
W ich umysłach nie dzieje się nic.
Skąd masz te rewelacje? Zupełnie tak nie jest.
A sądzisz, że oni o czym gadają? Przekazują sobie racjonalną analizę istoty świata?
Posłuchaj co mówią do siebie, a zobaczysz co dzieje się w ich umysłach.
W ich umysłach jest bełkot co najmniej tak samo intensywny jak u Ciebie.
Wszystko zostało wypalone wysokim procentem.
Czy w Tobie cokolwiek się wypaliło?
Nie. Nadal trwa nieskończona mentalizacja nie mająca ani końca, ani sensu, ani celu.
Już masz tak przepalony mózg, że nieograniczone źródło potężnych sygnałów seksualnych, za które ludzie się zabijali zaczęło Cię nudzić.
A jednak mentalizacja odbywa się non stop tak samo, a nawet bardziej.
Biedny nie staje się biedny przez spokój.
Alkohol nie wypala myślenia, ani myśli. To się dzieje niezależnie w jakim stanie jest mózg człowieka.
Tak, wiem iż to jest tylko moje wyobrażenie.
Nie wiesz. Powtarzasz tylko bełkot umysłu.
Najpierw piszesz jakieś rzeczy, w które wierzysz, a potem mówisz, że wiesz, że jest inaczej.
Grasz w jakąś grę i mi się w nią grać nie chce.
Mam tylko jedno pytanie – czy chcesz wyjść z tego, czy dalej zamierzasz w tym tkwić i doić swoją rację?
Wydaje mi się,
To się obudź.
iż bardzo brakuje we mnie przede wszystkim akceptacji tego co jest i jaki jestem w tym momencie.
To tylko jedna rzecz z bardzo wielu do wdrożenia i korekty.
Odmawiam sobie spokojnego startu,
Jakiego startu?
Masz 18 lat?
stabilnej bazy, z której mógłbym podjąć konkretniejsze kroki ku sobie.
Tak, bo pławisz się w tym wszystkim.
Dobrze Ci tak i tyle.
Na razie to jest Twoja baza i nie chcesz z niej zrezygnować.
Nie czuję by akceptacja była mityczną biernością.
To co czujesz nie ma żadnego znaczenia.
Co Ci się wydaje na temat akceptacji nie zmienia jej.
A poza tym – o akceptacji czego mówisz? Akceptacja to nie jest magiczne zaklęcie – pyk! i jest. Możesz zaakceptować dziurę w jednej skarpecie, a w drugiej już nie.
Nie wiem czy tak do końca rozumiem czym jest.
Oczywiście, że nie rozumiesz.
Wg Ciebie pijani ichmościowie spod monopolowego są spokojni.
Dla Ciebie spokój to stan zniszczenia i obciążenia psychiki. Niczym nie różni się od zdrowego zadbania o siebie, o swoje życie, o swoje zdrowie i życie mądre, chętne, odważne, uczciwe.
Nie wiem też w jaki sposób do niej dotrzeć.
Pokazuje się myśl “nie wiem w jaki sposób do niej dotrzeć” i Ty przepisujesz to.
Skoro nie wiesz czym jest akceptacja, to dlaczego miałbyś wiedzieć “jak do niej dotrzeć”? Już sam fakt, że próbujesz do niej dotrzeć jasno pokazuje, że nie wiesz o czym mówisz. Fantazjujesz o czymś, wyobrażasz sobie rzeczywistość.
Może zacznijmy najpierw od tego czego nie akceptujesz i dlaczego?
Akceptacja to naturalny stan człowieka. Jej brak to efekt negatywnego programowania – dokonania na jego podstawie negatywnego wyboru. Jako dzieci uczymy się tej postawy od niedojrzałych dorosłych. Ludzie nie wiadomo skąd przekonali samych siebie, że niechęć do czegoś jest wskazana i że w czymś pomaga.
A jeszcze nie spotkałem się z nawet jednym przykładem, by opór, brak akceptacji był lepszy czy zdrowszy, niż akceptacja, a nawet by w czymkolwiek pomógł i coś rozwiązał. Oczywiście można doić dumę z postawy niechęci względem czegoś/kogoś. No ale duma także nie daje nic, tylko napędza samą siebie.
Więc opór zamyka nas w takiej spirali niskich jakości i braku rozwiązań, braku spokoju, zdrowia, energii, siły, chęci oraz często też wielu innych braków.
Więc stoisz w miejscu, przepisujesz swoje fantazje na temat rzeczywistości. Przepisujesz to, co widzisz w umyśle i w sumie tyle.
Widzę, że jest Ci w tym bardzo dobrze.
Ok, masz pełne prawo do tego.
Tylko moje pytanie brzmi – po co napisałeś? By się podzielić tym jakie masz mądre przemyślenia?
By zyskać trochę uwagi?
By Cię ktoś poklepał po ramieniu i powiedział jak mu przykro lub jak Ci współczuje?
Ja nie jestem od tego. Jestem, by wyciągnąć z bagna. Ale nikogo nie wyciągnę siłą. A szczególnie z tych, którzy sobie w nim chętnie grzęzną.
Tyle tekstu i co z niego wynika? Nic.
Nie ma prośby o pomoc, o wyjaśnienie, o jakąś radę. Nic.
Czyli chcesz sobie pogadać – trochę akademickiej retoryki z kimś, kto “ma fuksa być nieco bardziej świadomym rzeczywistości”.
Ale czy tak w rzeczywistości jest?
Naprawdę nie martwi i nie zastanawia Cię to, że gardzisz ludźmi? Czy masz ku temu choć jeden racjonalny, sensowny powód?

Widzimy w jak wiele iluzji może wierzyć człowiek i to ktoś, kto już zaznajomił się z artykułami, które napisałem.
Poczytał, zdobył wiedzę i coś się zmieniło? Nie, absolutnie nic.
Wiedza nic nie zmieni bez intencji zmiany, bez faktycznego jej wdrażania, aktywnych zmian, starań, zaangażowania.
Samo myślenie o tym absolutnie nic nie da.
24. Mam do siebie żal za straconą przeszłość.
To bardzo częsta postawa – mieć do siebie żal.
I jednocześnie ogromny błąd.
Przede wszystkim – czy Ci te żale do siebie cokolwiek dają? Czy poprawiają sytuację? Czy zabezpieczają przed popełnieniem po raz kolejny tych samym błędów. No, wieloletni uzależnieni przez osobiste doświadczenie mogą potwierdzić – żalenie się, trzymanie uraz do siebie nie tylko w niczym nie pomaga, ani nie zabezpiecza, a jeszcze zwiększa prawdopodobieństwo popełnienia tych samych błędów.
Bo czym innym jest mieć siebie żal i użalać się, a czym innym jest porządny żal.
Porządny żal to warunek konieczny do wyzdrowienia.
Mieć do siebie o coś żal to bezsensowna, negatywna postawa. Polega na tym, że trzymamy się emocji – żalu, winy, wstydu, oporu i liczymy, że to coś nam da. Ale trzymanie się emocji nic nie daje, co już powinno być jasne po zapoznaniu się z artykułami na tym Blogu oraz informacjami na tej stronie.
Użalanie się to bardzo niska jakość bycia – to wieczne ubolewanie nad czymś. Wypominanie sobie w nieskończoność błędów i złych wyborów.
Po raz kolejny powtórzę – nic to nie daje, nie zabezpiecza i człowiek, który to sobie robi nie rozwija się, nic nie zyskuje, nie zdobywa żadnej konkretnej wiedzy.
I popełniany jest fundamentalny błąd, o którym już mówiłem – “Mogłem/am wtedy zrobić lepiej!” Nie mogłeś/aś! Gdybyś mógł/mogła, to byś to zrobił(a). A że tak nie było, to pora na wyciągnięcie wniosków i ruszenie do przodu.
Człowiek użalający się nad sobą czy przeszłością stoi w miejscu. Tkwi w tym samym miejscu. Powtarza w kółko te same błędy, te same czynności, ma te same rezultaty lub coraz bardziej zdegradowane przez narastające obciążenie w psychice i podświadomości.
Przede wszystkim trzymanie się żalu to proces nieświadomy. A to oznacza, że nami rządzi, kontroluje. Nie będąc świadomymi podlegamy wiecznie jakościom związanym z żalem – wiecznie jesteśmy smutni, nie można nas zadowolić, nic się nam nie podoba. Jesteśmy melancholijni, sentymentalni. Porażki traktujemy jako normalny aspekt naszego życia – jako nasz smutny los. Oczekując porażek sami do nich doprowadzamy, co staje się samospełniającą się przepowiednią.
Nie tylko jesteśmy niezwykle podatni na zranienie w związku z nieuniknionymi stratami w życiu ale nie mamy zdolności, ani potencjału, by zastąpić to, co utraciliśmy. Tym samym strata partnerki staje się dla nas często pierwszym i ostatnim gwoździem do trumny. Nie potrafimy sobie poradzić ze stratą, nie chcemy odpuścić żalu i oporu i uważamy, że straciliśmy kogoś niezastąpionego. Co oczywiście jest zwykłą niedojrzałością i niechęcią, by dojrzeć.
Uważamy, że strata czegoś/kogoś ważnego dla nas jest tożsame ze stratą źródła tego, co reprezentował(a). Np. strata partnerki/partnera jest dla takiej osoby tożsame ze stratą miłości. Strata pracy i związanego z nią statusu jest tożsame ze stratą wartości jako człowieka. To bardzo poważne i bardzo powszechne błędy.
Natomiast porządny żal to zmierzenie się ze stratami i wszystkimi związanymi z nimi uczuciami – głównie właśnie żalem ale też winą i wstydem. Odpuszczamy je, poddajemy, wybieramy, by już się w tym nie pławić i ruszyć do przodu.
Niechęć, by ruszyć do przodu i pozostać na etapie rozpaczy po stracie pokazuje po raz kolejny jak niebezpieczne jest trzymanie się dumy i hipnotyzowanie się mentalnym jazgotem, który podniesie nasze ego.
Możemy ruszyć do przodu i decyzja należy wyłączne do nas.
Pytanie co jest dla nas ważniejsze – dalsze użalanie się czy zmiana na lepsze. Odnalezienie nowych wartości, nowych możliwości, opcji, wejście w nową relację ze zdobytym doświadczeniem, która nauczy nas czegoś nowego.
Niechęć do zmian, do nowości to zakała dzisiejszych czasów.
Nic jej nie usprawiedliwia. Nic dobrego z niej nie wynika ale ludzie wybierają ten pozorny komfort nad własny rozwój.
Ludzie wolą unikać kłopotów, by rozwiną się na tyle, by kłopoty nie stanowiły żadnego problemu.
Wolą się kurczyć sądząc, że w ten sposób kłopoty ich ominą, niż wzrosnąć, by sobie z nimi sprawnie poradzić.
Ta postawa kurczenia się jest dziecinna. Najlepiej widoczna jest w szkole, gdy nauczyciel patrzy na klasę, by wywołać ucznia do odpowiedzi. Wszystkie dzieci się wtedy kurczą, starają się schować głowę między ramiona, zaczynają się garbić.
Ten sposób postępowania, jeśli nie zostanie przepracowany i człowiek nie zastąpi go dojrzałością – np. odwagą – zostaje nawet do końca życia. I przejawia się w sposób destruktywny w dorosłym życiu. Dorosła osoba w obliczu problemu lub wyzwania zamiast się z nim śmiało zmierzyć i rozwiązać go od ręki, stara się go uniknąć, odłożyć zajęcie się nim w nieskończoność. W ten sposób problemy się nawarstwiają często do kolosalnych rozmiarów.
Błędem jest to, że dziecko uważa, że nauczyciel go nie wybierze dzięki temu, że się skurczy. Ale jego postawa nie ma nic wspólnego z decyzją nauczyciela. Jednak jeśli nie przepracowaliśmy tego, w życiu dorosłym również wierzymy, że granie małej myszki umożliwi nam uniknięcie kłopotów. A jest zupełnie odwrotnie.
Granie słabego przyciąga kłopoty.
Dlaczego? Widać to w świecie zwierząt. Drapieżniki zawsze wybierają na ofiary najsłabszych członków stada. To umożliwia im pożywienie się z minimalnym ryzykiem okaleczenia w przypadku walki ze strony ofiary.
To samo jest w świecie ludzi. Ludzie z negatywnym usposobieniem zawsze do “wyżycia się” wybierają tych, którzy nie chcą (w ich mniemaniu “nie mogą”) się bronić. Takie postępowanie również ukazuje kolejny aspekt niedojrzałości “ofiar” – gotuje się w nich od gniewu, nienawiści, winy ale też nie pozwalają sobie na reakcję. Cały czas umniejszają sobie, wybierają słabość. Nie odpuszczają ani oporu przed siłą (nie mówię o sile fizycznej, tylko sile charakteru), ani nie odpuszczają osłabiających postaw jak niechęć, urazy, obwinianie, użalanie się, etc. Często też uświęcają się, traktują jako szlachetne ofiary niesprawiedliwie atakowane przez “tych złych”.
Co jest po prostu głupie. Po raz kolejny powtórzę – słabość przyciąga atak. Słabość jest podatna na manipulację. Słabość to coś, co sami wybieramy, bo mamy z tego korzyści – np. litość innych ludzi, ich współczucie, kiwanie głową, klepanie po ramieniu. W psychiatrii nazywa się to “głaskiem”. Czyli jesteśmy jak mały kotek, który za głaskanie go przymila się. A tutaj człowiek zaprasza kłopoty, ból i cierpienie do swojego życia i nie chce zrozumieć, że sam jest za nie odpowiedzialny.
Ludzie “mający żale” do siebie, często użalają się nad wszystkim. Wyszukują różne przykre sytuacje na świecie, a nawet absurdalne i zaczynają narzekać, żalić się jakie są straszne, smutne, niesprawiedliwe. Sami siebie przekonują, że źródłem ich niekończącego żalu jest świat zewnętrzny. Ale nie rozumieją oni, że sami projektują swój żal i znajdują pretekst, by się go trzymać, przez co nie mija.
Już mówiłem – gdy np. czujesz ból, co dzień staje się zły. A jak czujesz radość, to dzień staje się dobry. Ale czy ten “dzień” się jakkolwiek zmienił? Czy zmieniły go Twoje odczucia. Absolutnie nie. “Dzień” nie zmienił się nawet o 0,000000000000000001%. Choćbyś czuł(a) największe cierpienie i wył(a) z bólu lub płakał(a) ze szczęścia – dzień nie uległ zmianie.
To tylko Twoje SUBIEKTYWNE doświadczenie.
I KAŻDE doświadczenie na tej planecie jest subiektywne. Nie ma nic wspólnego z resztą ludzi i innych istot. A jeśli chcesz zmienić swoje doświadczenie – konieczna jest inteligencja emocjonalna, akceptacja emocji, ich uwalnianie, porzucenie korzyści z wpatrywania się w mentalizację umysłu, porzucenie korzyści z dojenia emocji, zaprzestanie ich projektowania na cokolwiek i kogokolwiek, porzucenie oporu, zmiana swoich postaw i nastawienia do życia, itd. Krok po kroku możesz się tego nauczyć. Ale jeśli sądzisz, że ze światem jest coś nie tak, no to pozostaniesz wiecznie smutny/a i cierpiący/a. Chcesz tego?
25. Czekanie na lepsze samopoczucie.
Wiele, naprawdę mnóstwo ludzi, czeka – na lepsze czasy, aby ktoś wrócił, aby coś się zmieniło. Czekają. A w międzyczasie wydaje im się, że myślą i że to coś rozwiąże. W rzeczywistości trwają w apatycznym nastawieniu, w świadomości ofiary i bezsilności.
Przypomnę –
czekając na coś/kogoś, czekasz tylko na siebie.
Dlaczego?
Bo Twoje samopoczucie oraz poziom energii i chęci zależą (wyłączając faktyczne problemy natury biologicznej i psychicznej) od 3 spraw:
1. Poziomu zadbania podświadomości i tego, co aktualnie się z niej ujawniło.
2. Twojego nastawienia/postawy wobec np. życia, przyszłości, zmiany, obowiązku, problemu, etc.
3. Twojego nastawienia wobec emocji, które czujesz i które spodziewasz się poczuć.
Na punkt 1 rozwiązanie znasz – uwalnianie, nie zasilanie tego, nie wypieranie tego, nie projektowanie, tylko wzięcie odpowiedzialności, akceptacja i uwolnienie. Za każdym razem, cierpliwie.
Natomiast punkt 2 trzeba troszkę rozbudować. Twoje samopoczucie i nastawienie względem czegoś, to konsekwencja tego jak coś postrzegasz.
Przykładowo – stratę młodości/wielu lat.
Jeśli uważasz, że tylko to straciłeś/aś, no to wiecznie będziesz ubolewać. Będziesz tracić więcej i więcej i nic nie zyskasz. Nic się także nie zmieni, bo Twoje życie i Twoje subiektywne doświadczenia to konsekwencja Twoich decyzji oraz ich intencji.
Postrzeganie przeszłości jako straconej, zmarnowanej zawsze spotka się z odczuciem winy, wstydu, żalu, często gniewu, bezsilności, apatii, oporu. I co z tym zrobić? Czekać? A na co chcesz czekać? Ludzie czekają – np. na Jezusa, że ich zbawi. Niektórzy dosłownie na kosmitów. Niektórzy czekają aż wszystko wezmą diabli i się ludzie w końcu wybiją. Fajnie, nie?
A tak naprawdę robią się w jajo, bo nic takiego nie nastąpi, zaś ich niemoc i cierpienie jest rezultatem ich nastawienia i postaw. Ludzie naprawdę tak się dali przekonać do nie robienia niczego i czekania, że z łatwością dali się wkręcić nawet w sądzenie, że modlitwa do Jezusa/Boga wszystko powinna załatwić. Ale nigdy tak nie było. Każdą modlitwę, prośbę i wiarę należy sprawdzić w praktyce – żyć tak jakby miała się zamanifestować w trakcie. Bo co to za wiara, jeśli żyjesz tak jakbyś nie wierzył(a)? Nie bez powodu jest przypowieść o niewiernych zmartwychwstania, którzy musieli dotknąć ran, by uwierzyć. Ty “dotkniesz” rezultatów tylko jeśli podejmiesz działanie w wierze i pozytywnym nastawieniu – z pozytywną intencją. Jeśli nie, to będziesz sobie czekać w nieskończoność.
Ja się modliłem o seks i nigdy go nie miałem. A wystarczyło, że ruszyłem tyłek i bawiąc się na parkiecie zamknąłem na moment oczy i pomodliłem się o dobrą zabawę, moja prośba spełniła się natychmiast – w sekundę po otwarciu oczu. Nie mówię, że to czary-mary. Podkreślam, że gdybym nie był w momencie modlitwy na parkiecie tańcząc, tylko siedząc w domu na tyłku, to mógłbym się modlić i 100 lat i nic by z tego nie było. Jeśli nie damy sami z siebie choć minimum – nie doniesiemy naszego ciała w odpowiednie miejsce, to na co liczymy?
Samopoczucie zmieni się dzięki mądrej rekontekstualizacji. Np. “strata młodości/wielu lat” na bolesną lekcję. Dzięki temu, że poważnie Cię zabolało i dużo straciłeś/aś jednocześnie zacząłeś/zaczęłaś szukać rozwiązań, odpowiedzi. I przykładowo teraz zapoznajesz się z tymi materiałami, które wiele Cię nauczą i m.in. wykorzystanie ich zapobiegnie wielu innym błędom, bólowi, a nawet cierpieniu. Może się okazać, że zyskasz dużo więcej, niż rzekomo straciłeś/aś. Dzięki temu zyskujesz szerszy kontekst rzeczywistości i możesz oczyścić się z zalegającej w Tobie emocjonalności, puścić się jej i przestać używać jej jako pretekstu do braku zmian. Poza tym – dramatycznie (na lepsze) zmienisz kierunek swojego życia, skorygujesz swoje intencje, potencjalnie (jeśli to wybierzesz), osiągniesz dużo więcej, niż kiedykolwiek mógłbyś/mogłabyś.
Czy to robienie siebie w jajo? Nie. Robieniem siebie w jajo jest wieczne ubolewanie i wciskanie sobie kitu, że straciłeś/aś coś, czego/kogo nie można zastąpić. Bo o co chodzi? O stratę? Nie. Chodzi o źródło tego, za co uznaliśmy tę rzecz/osobę/zdarzenie.
Rodzic cierpi po stracie dziecka nie dlatego, bo stracił dziecko, tylko dlatego, że uważa, że stracił źródło miłości. Z góry założył, że może kochać i cieszyć się, być szczęśliwy tylko dzięki temu dziecku. Ale tak nie jest. To niedojrzałość. To jaki był dla dziecka i przy dziecku może być w każdym momencie.
Nie chcę negować, ani umniejszać tak poważnemu zdarzeniu jak strata dziecka. Skupiam się na temacie bólu, cierpienia i emocjonalności. Często także boli utrata tego, do czego/kogo się przywiązaliśmy. Ból wynika z przywiązania, a nie z samej straty. Przywiązanie jest kompletnie niepotrzebne i nie jest wyrazem miłości, tylko poczucia braku, często też strachu. Ludzie sądzą, że jak się do czegoś/kogoś przywiążą to w jakiś magiczny, fantastyczny sposób chronią się przed utratą tego.
A to zupełnie nic nie daje, zaś w przypadku praktycznie zawsze nieuniknionej straty, ryzykujemy dużo większy ból i cierpienie.
Przywiązanie się do niczego nie jest potrzebne. A że stanowi energię, można je uwolnić.
Więc ludzie mogą ubolewać całymi latami i czekać na poprawę samopoczucia. Niektórzy są w tak niskim stanie, że czekają tylko na śmierć, co wg nich jest jedynym sposobem, by zmienić swój stan – by przestać cierpieć. Ale nie dostrzegają, że sami albo trzymają się żalu, oporu, wstydu, winy, albo się im opierają. Często jedno i drugie. Więc sami przedłużają nawet w nieskończoność to, co czują.
Emocje same nie miną, bo można je utrzymywać kosztem swojej energii, zdrowia, chęci, radości nawet przez całe życie.
Krokiem krytycznie ważnym procesu uwalniania jest decyzja, by przestać się trzymać emocji i/lub oporu.
Zaś wieczne wyczekiwanie nigdy nic nie zmieni.
Ludzie nawet sobie wymyślili, że czas coś zrobi za nich – np. wyleczy rany. A to kolosalne nieporozumienie.
Jeśli emocjom nie będziemy się opierać, ani ich trzymać, to wtedy w czasie, w którym będziemy je odczuwać będzie następowało rozładowywanie emocji. Ale sam czas tego nie robi. Konieczne jest przeżywanie przez nas emocji, brak oporu, brak trzymania się ich, brak przywiązania i czerpania z tych stanów korzyści.
Jeżeli w tym czasie będziemy się użalać, winić, ubolewać, rozpamiętywać, etc., no to nasz stan nigdy nie ulegnie poprawie, a zapewne jeszcze się pogorszy.
To kolejny dowód na to jak ważna jest inteligencja emocjonalna.
To, co leczy rany to brak oporu i dokonanie rekontekstualizacji – już nie czerpanie korzyści z grania ofiary i utrzymywania tego stanu.
Czekanie na chęci, energii, odwagę, śmiałość to jak czekanie, by z ciemnego pokoju zniknął brak światła. Możesz czekać 100 lat, a nie zrobi się nawet odrobinkę jaśniej.
Powtórzę –
nie możesz zabrać ciemności, możesz tylko dodać światło.
Wybierz więc radość, chęć, energię, odwagę, działanie i podejmij je z takim pozytywnym nastawieniem. Nie walcz z brakiem tego, tylko uwolnij te braki. Przestań się im opierać.
Podobnie – nie czekaj, aż w umyśle zobaczysz chęci czy motywację. W umyśle zobaczysz tylko racjonalizację Twojego obecnego stanu emocjonalnego. Więc jeśli czujesz wstyd, strach, opór, to w umyśle zobaczysz myśli wstydliwe, straszne, niechętne, mówiące “to niemożliwe”.
I co z tego?
Myśli to efekt emocji. Mówiłem już, że myślenie oparte o emocje jest odtwórcze, a nie twórcze. Dlatego nigdy nie wymyślisz jak zmienić stan, jak rozwiązać istniejące problemy w swoim życiu bez zmiany stanu na wyższy. To niemożliwe.
Kolejna sprawa to wiara w to, że sens bierze się z czegoś. Ludzie mówią – “straciłem tyle lat, reszta nie ma sensu”. Ale to zupełna bzdura.
Sens i znaczenie wszystkiemu nadajemy my.
Sens i znaczenie nie biorą się z czegoś. Stara nawet 30 lat nic nie znaczy! To Ty nadajesz temu jakieś znaczenie – najczęściej negatywne – a następnie używasz tego jako usprawiedliwienia dalszych negatywności.
Natomiast niektórzy potrzebują naprawdę dużej dawki bólu, by coś w końcu zmienić w swoich postawach, nastawieniu – w swojej świadomości. Może po stracie 30-tu lat dotrze do nich, że życie apatyczne lub obwinianie nie jest potrzebne?
Przecież tak jest z niemal każdym uzależnionym (i zapewne z Tobą) – naprawdę musi poważnie zaboleć, by człowiek wziął się za siebie i wybrał, by przestać pić, ćpać i/lub oglądać pornografię. A bez często sięgnięcia dna co się dzieje? Bagatelizowanie, bimbanie, zaniedbywanie, życie niedojrzałe, często bardzo głupie i negatywne, niezdrowe, usprawiedliwianie, granie ofiary, małego robaczka. Towarzyszy temu obwinianie, zazdroszczenie, wstydzenie, stresowanie, opieranie się, frustrowanie, gniewanie, prokrastynowanie, utrzymywanie stanu nudy, ocenianie, osądzanie, użalanie się i cała rzesza innych negatywnych, często po prostu niedojrzałych, dziecinnych postaw.
Elementem tego niezrozumienia, że my mamy zacząć zmianę OD SIEBIE – od zmiany siebie jest np. to, że ludzie cały czas traktują się jako ofiary – w tym ofiary wirusów i bakterii.
Ale to nie wirus wpływa na nas. To nasza reakcja na wirusa jest dla nas niekorzystna!

Mity, przez które nic się nie zmienia

W gratisowych filmach omówiłem kilka istotnych mitów, zaś tu zajmiemy się kolejnymi, bo jest ich cała masa. I kto wie, który z tych mitów jest taką kłodą pod Twoimi nogami?

WoP-Dla-Poczatkujacych-FAQ-2

1. Nofap załatwi całą sprawę. Wystarczy nofap.
Nofap nie wystarczy. Jeśli przeczytałeś/aś to, co napisałem do tej pory, powinno być to jasne. Oraz dlaczego nie wystarczy.
Przede wszystkim masturbacja jest jak najbardziej naturalna. Uczymy się przez nią doświadczać swojego ciała, badać siebie, czerpać przyjemność, poznawać aspekt życia nazywany seksualnością. Dopiero z czasem zaczynamy z niej korzystać w coraz bardziej niezdrowy sposób, np. by uciec od każdego dyskomfortu psychicznego. Można rzec, że gwałcimy samą masturbację. Zostajemy nauczeni, że jest grzeszna lub zaczynamy uciekać w cielesną przyjemność od każdego dyskomfortu psychicznego. To trochę jakbyśmy jedli słodycze za każdym razem, gdy poczujemy się gorzej.
To co ludzie nazywają “masturbacją” może być diametralnie różne dla różnych osób.
Jedni masturbację uprawiają w sposób, który można dosłownie określić jako samogwałt, a inni potrafią dawać sobie podczas masturbacji miłość, akceptację.
Masturbacja pierwszej osoby doprowadzi ją do poważnych kłopotów ze zdrowiem i psychiką i paradoksalnie doprowadzi do uzależnienia od masturbacji. A druga będzie wiodła normalne, zdrowe życie wolne od uzależnienia.
Jeśli przyczyną masturbacji jest stres, to jesteś na drodze do ogromnego problemu. Stres nie znika, tylko zostaje tłumiony. Nie znika, tylko na moment przestajesz go czuć. Masturbacja jest niewłaściwym narzędziem do zajmowania się stresem (tak jak i jedzenie słodyczy jest bardzo niewłaściwym sposobem, by zyskać lepsze samopoczucie). Bo na moment wskakujemy na wyższy od strachu i oporu poziom pożądania, a następnie spadamy na poziom niższy, niż przed masturbacją (szczególnie jeśli towarzyszyło temu porno). W konsekwencji, gdy następnym razem odczujemy stres, będzie jeszcze większy i trudniej będzie nam sobie z nim poradzić. Masturbacja stanie się jeszcze bardziej pożądana ale paradoksalnie mniej “skuteczna”. Dlatego ludzie masturbują się coraz częściej i coraz brutalniej, by osiągnąć ten sam efekt. Identycznie jest z paleniem papierosów, piciem alkoholu, oglądaniem porno i z każdym innym uzależnieniem.
Jeśli masturbacja już stała się nawykiem (wieloma nawykami), trzeba do niej podejść jak do zmiany nawyku.
Nofap to tylko jeden z wielu warunków, który musi zostać spełniony, by wyzdrowieć. Ale spełnienie go na siłę przyniesie Ci więcej szkód, niż pożytku.
Zmaganie się, by nie oglądać porno to tylko dodatkowy problem do Twojego życia – zmaganie się.
Ponadto dla większości ludzi przejście z oglądania porno godzinami na nie oglądanie w ogóle to zbyt wielki skok. Nie poradzą sobie z detoksem emocjonalnym, z codziennością, której towarzyszą emocje i opór. Prawie na pewno nie masz zbyt wysokiego poziomu energii na co dzień. I chcesz jej resztki przeznaczać przez lata na walkę z fantazjami pornograficznymi?
Jeśli jesteś uparty/a i nie chcesz zmienić podejścia, to chociaż nie wymagaj od siebie cudu. Zanotuj ile czasu poświęcasz na porno tygodniowo i dąż do stopniowego zmniejszenia ilości. I każdego tygodnia niech Twoim celem będzie np. pół godziny mniej. Ale podkreślam – cudów tak nie zdziałasz, jeśli Twoje uzależnienie jest już silne.
Nofap Cię nie rozwinie. Nie zmieni Cię, nie oczyści.
Ci, którym rzekomo nofap pomógł, w tym samym czasie podjęli wiele mądrych decyzji. Większość nieświadomie. A ich jest naprawdę malutki ułamek – mniejszy, niż 1%. Więc dramatycznie mało próbujących nofap osiąga sukces! Bo mniej, niż 1% ludzi w trakcie detoksu emocjonalnego lub wielu detoksów nie będzie się już opierało emocjom, tylko się podda temu procesowi. Nie podda się, tylko podda walkę, zmaganie i odpuści opór. Ich emocje w rezultacie się wyczerpią. Zaś 99% ludzi dalej walczy, więc robi to samo, co do tej pory.
Ja przez już ponad 4 lata pracy z uzależnionymi nie spotkałem nawet jednej osoby, która powiedziała mi, że w jej przypadku nofap zadziałał. Zazwyczaj mówili, że udawało im się “wytrwać” od tygodnia do miesiąca-półtora. Rekord to były 3 miesiące, a potem wszystko wróciło tak jak było. W moim przypadku “nofap trwał” rok. Potem rzuciła mnie dziewczyna, jeden przyjaciel również mnie okłamał i zranił, a drugi okradł i okazało się, że przyjacielem nie był. Runęło też moje marzenie o wspólnym otworzeniu biznesu z jednym z nich. Wróciły wszystkie nieprzepracowane mechanizmy, nawyki, usposobienie, postawy, nastawienia, spojrzenie na siebie, na świat – wszystko czym się nie zająłem, a co gwarantowało powrót uzależnienia. Moją intencją nie było zajęcie się tym, tylko ucieczka. A uciec się nie da.
Niesamowite było, że zazwyczaj słyszę wtedy od innych – “Spróbuje raz jeszcze… tylko bardziej”. To chyba Albert Einstein, czyli osoba bardzo mądra, powiedział, że “robienie w kółko tego samego i oczekiwanie innych rezultatów to definicja szaleństwa”. Nofap to u większości ludzi pranie mózgu. To desperackie łapanie się brzytwy przez tonącego.
Na tej planecie naprawdę nie ma czegoś bezsensownego, z czym tylko trzeba się zmagać, bo mieliśmy pecha.
Uzależnienie nie jest wyłącznie problemem, który Cię spotkał przypadkiem.
Przez niewłaściwe podejście, ludzie oprócz zmagania nie robią nic innego. To, co blokowało rozwój ich psychiki nadal w nich zalega. Stłumione emocje i opór nadal w nich są i oni tłamszą je cały czas. Jak umysł szalał, tak szaleje nadal. Energię poświęcają na zmaganie. Jak nie mieli energii, tak nie mają. Dodatkowo organizm potrzebuje na wyprodukowanie nowego nasienia, które codziennie wyrzucają, około 40%, do nawet 60% zasobów. A więc słabną. Poza tym nie mogą liczyć, że jak się zestresują na randce, to przeproszą partnerkę/partnera, pójdą do toalety i będą się masturbować, a potem wrócą kontynuować randkę!
Gdy Twoje dziecko Cię zawiedzie lub rozczaruje, to też będziesz się stresować, a potem masturbować? A może ukarzesz swoje dziecko, bo będziesz sądzić, że ono jest źródłem Twojego gorszego samopoczucia? To wszystko bardzo niedojrzałe mechanizmy i rodzic przede wszystkim powinien się zająć nimi.
Osoby polegające stricte na nofap nie rozwijają się. Nie próbują nowych rzeczy. Nie rozwiązują problemów w swoim życiu, nie zajmują się zaniedbaniami. Bo uważają, że jedynym problemem jest masturbacja i jak ją rzucą, to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko się zmieni.
Zazwyczaj też nic nie zmieniają w kwestii szacunku do siebie, zaakceptowania się, wybaczenia, pokochania, spojrzenia łagodnym, przychylnym okiem na swoje życie i przeszłość. A także własne emocje. Słowem – próbują żyć z całym tym bagażem. Nazywają to swoim smutnym losem.
Niektórzy jeszcze poświęcają się dla innych sądząc, że jak na siłę będą dobrzy dla innych, to może to zmieni coś w ich życiu. Ale jeśli masz zepsuty silnik w samochodzie, to co Ci da holowanie jeszcze jednego samochodu z zepsutym silnikiem?
Do tego momentu doprowadza także często utrata kogoś lub czegoś, czemu nadaliśmy wyjątkowo dużą wartość. Czyli było to nasze największe ZACZAROWANIE. Być może też stanowiące największą przeszkodę w dalszym rozwoju. Mnie samego do rozwoju, do faktycznego poszukiwania zmusił ból wynikający z utraty partnerki, do której byłem niezwykle przywiązany. Żyjąc z nią nie rozwijałem się. Byłem cały czas taką samą osobą z coraz większym obciążeniem zarówno siebie jak i jej. Dzięki temu, że mnie rzuciła nie miałem już możliwości ucieczki od siebie. Musiałem coś ze sobą zrobić. Na poważnie.
Wiele osób też sądzi, że do porażki dlatego doszło, bo zabrakło im silnej woli. Ale tak nie jest. Siła woli nie jest od tego, by korzystać z niej non stop i szczególnie jako jedyne “narzędzie” do powstrzymywania się od oglądania porno czy picia wódki. Siła woli jest jak mięsień. A co się dzieje, gdy cały czas używasz mięśni? Mięśnie męczą się i jak je wymęczysz, to nie podniesiesz nawet łyżeczki do herbaty. Jeszcze za czasów liceum zrobiłem w domu 100 pompek. Następnie chciałem się napić wody. Nie byłem w stanie podnieść kubka. Musiałem poprosić kogoś z rodziny, by dał mi wody.
Dlatego właśnie siła woli nie pomoże Ci. Bo korzystasz z niej zapewne nie tylko, by opierać się pornografii ale też stresujesz się np. w pracy, więc opierasz się emocji strachu, zapewne frustrujesz się, więc opierasz się gniewowi. Zapewne żeby w ogóle wstać rano z łóżka zmuszasz się, czyli wykorzystujesz siłę woli. Gdy się przyjrzysz temu jak żyjesz, prawie na pewno dostrzeżesz, że z siły woli korzystasz być może nawet non stop. Więc nie możesz liczyć, że będzie w pogotowiu – “wypoczęta”, by oprzeć się bardzo silnemu pragnieniu. Bo jeśli żyjesz nieświadomie i niedojrzale, to tak jakbyś każdego dnia robił(a) te 100 pompek. A poza tym opór nie jest właściwą postawą w kontekście uzależnienia.
Siła woli jest bardzo ważna w momentach przełomowych w naszym życiu – gdy dochodzimy do granicy komfortu, gdy mierzymy się z jakimś ograniczeniem. Wtedy – za pomocą woli – przekraczamy to. Ale to proces mądry, dojrzały i przede wszystkim – INTENCJONALNY. A nie coś, co się stało przypadkiem, bo się nam zdarzyło w życiu coś niezapowiedzianego.
Jeżeli jeszcze czerpiesz dumę z dłuższej przerwy, to robisz się w konia podwójnie – duma jest destruktywna. Tylko pewne istotne jej mechanizmy wspierają wzrost. Czy wiesz jakie są to mechanizmy, czyli jak zdrowo, dojrzale korzystać z dumy?
Poza tym krytycznie ważne jest, by zrozumieć, że –
abstynencja ma być REZULTATEM wewnętrznej pracy nad sobą, a nie sukcesem samym w sobie.
Jeśli stresujesz się w pracy, a potem “odreagowujesz” ten stres (co jest karygodnym nieporozumieniem), to powiedz mi ile czasu potrzebować będziesz, by wrócić do pornografii i/lub masturbacji? Wystarczy trudniejszy dzień w pracy, większy problem. Więc jeśli nic się w pracy nie wydarzy przez jakiś czas, to czy to oznaczać będzie, że zdrowiejesz, bo nie oglądasz porno i się nie masturbujesz i zaczynasz czuć się trochę lepiej? To nic nie znaczy! Prawdziwy test przyjdzie, gdy pojawi się stres, szczególnie w dużych ilościach. Wtedy powiedz mi jak Ci idzie.
Ale jeśli ten stres się pojawi, a Ty się zorientujesz, przepracujesz go w sobie, na spokojnie rozwiążesz ten problem w pracy bez męczenia się, zmagania, zmuszania, tłamszenia swoich uczuć i po wszystkim będziesz zadowolony/a i nie będzie potrzeby obejrzenia porno – to jest prawdziwy sukces w pracy nad sobą!
Dlaczego więc nofap nie działa dla 99% ludzi? Powiem Ci.
Wiesz co to jest nawyk? Napisz w komentarzu, czym wg Ciebie są nawyki.
Czy wiedziałeś/aś, że nawyk ma 4 elementy, a nie jeden – działanie? I to działanie jest w tym najmniej ważne! A ludzie nie tylko zajmują się tylko działaniem ale jeszcze kompletnie niewłaściwie – walczą z nim, opierają się, używają siły woli, by się powstrzymać. A co jest ważne? Przyczyna i korzyść. Nimi trzeba się zająć. Zaś zaczyna się od uświadomienia sobie tych przyczyn i korzyści.
Co więcej – nawyki działają niezależnie od logicznej motywacji, przysięgania, obiecywania, a także pamięci! Możesz dostać amnezji i zapomnieć gdzie mieszkasz, a i tak włączysz porno w tej samej sytuacji, gdy wszystko pamiętałeś/aś.
Jeszcze jeden problem – większość ludzi sądzi, że mają jeden nawyk – oglądanie porno.
Ale oglądanie porno to tylko wspólna czynność dla często masy nawyków – przynajmniej kilkunastu, a może 20, 30, 40 czy więcej.
Ilu nawyków jesteś w pełni świadomy/a? Chociaż jednego? To jeszcze jest minimum kilkanaście innych.
Wiesz ile trwa zmiana jednego nawyku? Przynajmniej 2-3 tygodnie. Więc przez 2-3 tygodnie musi dojść do tej nawykowej sytuacji i w tych okolicznościach konieczne jest odpowiednie TAKIE SAMO działanie, którym zastąpisz dotychczasowe. Działanie musi być za każdym razem identyczne, by umysł zastąpił nim dotychczasowe.
A to, co nieświadome… będzie dla Ciebie nieświadome. Więc będziesz podejmować decyzje nawet nie wiedząc, że je podejmujesz! Jaka jest szansa, że w tych samych okolicznościach (jakich?) wybierzesz to samo działanie?
Jeśli liczysz na nofap, to liczysz, że nie wiadomo w jakich sytuacjach, nie wiadomo dlaczego, nie wiadomo z jakich przyczyn i korzyści znajdziesz takie działania, którymi zastąpisz nawykowe – nieuświadomione. Oczywiście chodzi o sytuacje emocjonalne, często bardzo silne, więc sytuacje, w których umysł będzie non stop fantazjował o pornografii (bo to jeden z czterech elementów mechanizmu nawyków).
Jakie jest prawdopodobieństwo, że Ci się uda odpowiednio zastąpić każdy nieuświadomiony nawyk lub wytrzymać tyle czasu, by znaleźć chociażby desperackie działanie zastępcze dla wszystkich nawyków ucieczkowych w tym czasie? A co z emocjami? Co z nimi zrobisz w tym czasie? Emocje nigdzie nie znikną tylko dlatego, bo przestaniesz je tłumić pornografią. Wręcz przeciwnie – dzięki temu, że przestaniesz je tłumić, zaczną się ujawniać w większej ilości, niż do tej pory!
Nie mówię tego, by Cię zniechęcić ale przedstawić Ci fakty. To, że nie działa coś w Twoim przypadku, ma jasne i klarowne podstawy, które można rozpoznać i odpowiednio oraz trwale się nimi zająć.
Wychodzenie z uzależnienia nie jest komfortowe dla umysłu. Gdyby było, to by ludzie nie zapijali się na śmierć i nie przesiadywali nad porno tysiące godzin. Ale wraz z pracą nad sobą ten proces staje się coraz bardziej ekscytujący.
Dobrze to wszystko zrozum –
całkowite nie oglądanie porno i dłuższy czas całkowitej abstynencji od masturbacji jest niezbędne.
Ale samo w sobie nie stanowi sukcesu, tylko możliwość zajęcia się faktycznymi przyczynami uzależnienia. Jeśli się nimi nie zajmiesz, to nie licz, że utrzymasz abstynencję długi czas i/lub będziesz żyć swobodnie, radośnie.
2. Jak wytrwam 30/60/90/180 dni, to wszystko się naprawi.
Niestety nie.
Możesz się przemęczyć pół roku, a nawet cały rok, a oznaczać to będzie tylko tyle, że się wymęczyłeś/aś i dalej musisz się męczyć, by utrzymać ten efekt. I to męczyć coraz bardziej.
Jeśli masz trudności z uwierzeniem w to, to obserwuj kurz na półce. Obserwuj go przez 30/60/90/180 dni. Powiedz mi po jakim czasie ten kurz zniknął. Jeśli kurz nie zniknie, to znaczy, że nie wszystko się naprawi.
Nic nie daje także liczenie dni. Ileż razy słyszałem – “O nie! Miałem wpadkę po 36 dniach! Muszę zacząć ‘liczenie czystości’ od początku!” czy coś w tym stylu…
I sądzisz, że co Ci to da? Nic. Tylko ryzykujesz jeszcze więcej wstydu, winy i żalu po kolejnej wpadce. Poza tym – co to jest niby ta “czystość”? A z czego się oczyściłeś/aś, że mówisz o czystości? Sądzisz, że nawyki, emocje, opór, negatywne postawy i utożsamienia przez ten czas zniknęły i nagle się znowu magicznie pojawiły?
Nie było w ogóle czystości przez ten czas! Wszystko cały czas w Tobie było, jest i będzie.
Czy w ogóle wiesz, że o to chodzi – o to, co w sobie nosisz i o Twój stosunek do tego?
Abstynencja jest niezbędna – to jest oczywiste – ale nieoczywiste jest to, że ma ona być REZULTATEM poważnej pracy nad SWOIM WNĘTRZEM.
Najczęściej ta praca powinna iść równolegle z naprawą/dbaniem o swoje życie.
Jeśli masz wpadki przez wstyd, że nikogo nie masz w wieku 30 lat, to co Ci da 3000 dni abstynencji? Strach, opór, wstyd, wina i tak się pojawią, gdy zapragniesz jednak coś zrobić z tym obszarem. I co wtedy? Nagle magicznie to się samo zmieni i nie uciekniesz? Strach, opór, wstyd i żal wyparują, bo nie oglądałeś/aś pornografii przez 5 lat? Nagle radośnie zaczniesz randkować, spotykać różne osoby, prowadzić aktywne, romantyczne życie? A dlaczego teraz go nie prowadzisz? Co się zmieni po 90-180 dniach? Powiem Ci. Urośnie Ci broda.
Ludzie piszą mi np. “Byłem czysty przez 40 dni i miałem wpadkę”. Pytam wtedy – “Ale jak to byłeś czysty? Emocje gdzieś wyjechały na 40 dni, a potem wróciły? Nie! One cały czas w Tobie były. Żyłeś jakbyś siedział na bombie z podpalonym lontem. Moment jej wybuchu to była tylko kwestia czasu. I w końcu ta ‘bomba’ wybuchła.”
Być może obawiasz się pracy z własną podświadomością. Boisz się, że możesz coś sknocić. Ale spokojnie – to co ważne dzieje się samo! Czujesz emocje? Czujesz! Czujesz opór? Czujesz! To, co masz do zrobienia, to PRZESTAĆ STAWAĆ TEMU NA DRODZE i ustalić INTENCJĘ OCZYSZCZENIA! Reszta wydarzy się sama.
Poza tym już mieszasz w swojej podświadomości i to bardzo poważnie – np. przez wciskanie sobie kitu, że jesteś gorszy/a, że sobie nie poradzisz – TO gmeranie w swojej podświadomości. A z tym trzeba skończyć. Utrzymywanie oporu to także gmeranie w podświadomości. Tłumienie emocji – także! I to jedno z najpoważniejszych zaniedbań na poziomie podświadomym.
Ale jednak ludzie boją się dokonać krytycznie ważnych korekt, tylko dalej robią dokładnie to, czego się boją i co prowadzi do tego, czego się najbardziej boją.
Jeśli dalej będziesz kierować się strachem sądząc, że postępujesz dobrze i bezpiecznie, to robisz się w jajo. Działania podjęte na bazie strachu nie chronią zdrowia, ani psychiki.
Wiele osób naczytało się o zmianach w mózgu i tym, że mózg może się zregenerować. Pytają się mnie ile czasu mózg potrzebuje, by się zregenerować i jak mogą temu pomóc?
Ale nawet jakbym mógł udzielić precyzyjnej i jednoznacznej odpowiedzi, powiedz mi co Ci to da, gdy w tym czasie będziesz nadal go niszczyć, np. alkoholem, oglądaniem pornografii, stresowaniem się, martwieniem, obwinianiem, użalaniem, kłamaniem? To wszystko bardzo obciąża psychikę, a więc ogranicza też rozwój mózgu!
Nie możesz się oczarowywać, że problem leży w mózgu i tyle i jak się “zregeneruje”, to nagle Ty się zmienisz, pojawi się energia, chęci, odwaga. Tak nie będzie. Mózg non stop tworzy nowe połączenia, inne są osłabiane, niszczone. To stały proces.
Natomiast warto zrozumieć, że można go wspomóc. Oczywistym jest nie robienie tego, co niszczy mózg i obciąża psychikę. Ale to nie wszystko co można zrobić. Rozwój/regenerację mózgu wspomaga nauka i doświadczanie nowych rzeczy. Czyli tego co niekomfortowe, co leży poza strefą komfortu – np. spełnianie swoich marzeń, radosne, odważne, chętne życie.
Realizacja tego nie tylko wspomoże regenerację i rozwój mózgu ale też w trakcie działania zmierzysz się z tym, co obciążało Twoją psychikę i niezwykle ograniczało jej rozwój – w tym opór, stres, wstyd, winę, strach. Gdy osiągniesz sukces, pojawi się zdrowe poczucie wartości, szacunku do siebie, radość. Jeżeli jeszcze wspomożesz to narzędziami do oczyszczania się i skorygujesz swoje postawy, nastawienia, intencje, świadomość na coraz bardziej pozytywne – to wtedy możesz liczyć na niemałe fajerwerki!
A co to jest nofap? To nie tylko nie robienie niczego nowego ale robienie po staremu, tylko z jeszcze większym wysiłkiem. A więc dalsze niezwykłe obciążanie psychiki.
Dlatego warto zacząć. Ruszyć tyłek. Nie wiesz z czym masz problem – czy się izolujesz, masz problemy z rozmową, otwartością, ruchem, wstydem i odnośnie czego. Sam(a) to wiesz. Dlatego zacznij stawiać “baby steps” w kierunku zmiany. A nie jeden wielgachny skok. Daleko to skacze kangur, a Ty nie jesteś kangurem.
Jak masz problem z nawiązywaniem kontaktu z ludźmi… to zacznij go nawiązywać! Codziennie postaw sobie za punkt honoru porozmawiać chociaż pół po minuty z 5 obcymi osobami. Zagaduj na ulicy, w kolejce w sklepie. Sam(a) znajdź – twórz – okazje, by porozmawiać. Okazja to każdy mijany człowiek. Zacznij dostrzegać okazje, bo one są! Pełno naokoło Ciebie! Ale jeśli będziesz hipnotyzować się mentalizacją – mentalnym jazgotem – to choćbyś minął/minęła szyld 5×3-metrowy z wielkim świecącym napisem “OKAZJA!” to i tak go zignorujesz.
Wielu mężczyzn rozwijających się w kontaktach damsko-męskich i nareszcie mających realne sukcesy, opowiadało potem jak ślepi byli, jak nieuważnie żyli. Mówili, że wcisnęliby sobie kit, że kobiety nie są nimi zainteresowane nawet jakby się przed nimi ustawiła kolejka kobiet ze zdjętymi majtkami i transparentem “Podobasz się nam!”
Ale człowiek, który sam siebie postrzega jako nieinteresującego, nudnego, nieciekawego, sądzi, że wszyscy inni są tacy sami Ba! Nawet sądzi, że ratuje innych przed błędem i rozczarowaniem – że jak go poznają, to się bardzo szybko zorientują z kim (kim?) mają do czynienia i odejdą. Więc gdzie jest problem? W innych ludziach, czy w tym co sami uważamy na swój temat?
Ja niegdyś byłem tak pełen oporu, wstyd i strachu, że gdy postanowiłem wziąć się za siebie, to wkładając buty, by pojechać do galerii handlowej poprzymierzać spodnie, czułem się jakbym jechał na skazanie. Ręce mi się trzęsły tak, że miałem problem z zawiązaniem butów. Całą podróż i pobyt w galerii pamiętam jak kaźń! Niemniej zrobiłem to. Każdy ruch był trudny, taki “drewniany” jakbym nie miał ciała, tylko był głazem albo paralitykiem. A dziś jestem w stanie biegać po galerii, uśmiechać się do ludzi, robić swobodnie co mi się podoba. Nawet wyjść z przymierzalni ze zdjętymi spodniami, pomachać do ładnej ekspedientki, by powiedziała mi jak leżą ;) (oczywiście nie robię niczego, by zawstydzać innych ludzi – zawsze uwzględniam szacunek do drugiego człowieka). Niemniej kiedyś miałem problem z wzięciem do ręki jaskrawego t-shirta.
Gdy będziesz wykonywał(a) zadanie tego typu, nie pozwól sobie zahipnotyzować się tym, co wymyśli Twój umysł – co może się stać. Nie projektuj strachu, oporu i wstydu na przyszłość. Bo w umyśle zobaczysz wszelkie ciemne scenariusze. A wtedy najłatwiej odpuścić. Użyj zdrowego rozsądku. Co zamierzasz zrobić? Iść do Hadesu po Eurydykę czy porozmawiać z 5 osobami lub przymierzyć kilka ciuchów? Mierzyć się z tytanami zagłady lub kosmiczną armadą krwiożerczych ufoludków wyglądających jak wielkie pchły, czy usiąść z książką w kawiarni? Sam(a) decydujesz czy będziesz żyć rzeczywistością, czy urojeniami swojego umysłu i emocjonalnymi projekcjami. A projekcje oczywiście nie zmieniają rzeczywistości, tylko Twoje doświadczenia.
Wybierz rozsądek, bo Twój umysł nie może wybrać sam niczego nowego, tylko będzie mentalizował na bazie tego, co będziesz czuć.
Warto mieć na uwadze, że podczas tych ćwiczeń można skorzystać z wielu innych, wspomagających narzędzi jak medytacja czy uwalnianie emocji i oporu. W Programie WoP właśnie tak do tego podchodzimy – na zasadzie synergii. Robimy coś, a następnie wspomagamy to z każdej strony wiedzą i odpowiednimi narzędziami. No bo czy przymierzanie spodni zrobi cuda i zmieni Cię? Nie. To sposób na zmierzenie się z tym, co w Tobie zalega. Jeśli TEGO nie przepracujesz, nie odpuścisz, nie poddasz, no to możesz przymierzać spodnie przez najbliższe 30 lat, a nic się nie zmieni. Ale będziesz miał(a) fantastyczne rozeznanie w spodniach! ;)
Ludzie bardzo lubią się oczarowywać. Mówią, że czas leczy rany, że potrzeba czasu… No ale co ma zrobić czas? Czas nigdy Ci nic nie zrobił i nie odpowiada za Twoje problemy! A więc ich nie rozwiąże. Mówi się – “czas leczy rany”. Znasz to? A może w to wierzysz? Czas nie leczy ran. Proces leczenia odbywa się na danym poziomie, gdy usunięte zostanie to, co blokowało szeroko rozumiane zdrowie. “Rany leczą się same” na poziomie fizycznym. Ale jeśli będziesz ranę drapał(a) czy ją zanieczyścisz, to leczenie się nie odbędzie, tylko będzie jeszcze gorzej, bo wda się zakażenie.
Tak samo z ranami emocjonalnymi i psychicznymi. Czas sam ich nie uleczy, bo nie czas je spowodował. Dopóki nie zostanie usunięte to, co zablokowało/ograniczyło zdrowie w tych obszarach, to czas tego sam nie usunie.
Więc warto przestać zrzucać odpowiedzialność na czas. A intencją takiej osoby nie jest cokolwiek zmienić. Tylko siedzą apatycznie i liczą, że coś się samo stanie i magicznie zmieni ich i ich życie. Ale tak się nie stanie.
Jeśli boisz/wstydzisz się kontaktów z innymi ludźmi, to co ma zmienić czas? Ile czasu już się boisz/wstydzisz? 20 lat? I co zmienia czas? Ile lat jeszcze mu dasz? 20 kolejnych lat? Ok, to ja zabawię się w jasnowidza (dla niektórych być może bardziej “czarnowidza” ;) ). Abrakadabra! Za 20 lat, jeśli nic nie zmienisz… będzie dokładnie tak samo jak teraz! A jeśli kierunek masz negatywny, to będzie gorzej! Wstydu, ani strachu nie uleczy czas, tylko mierzenie się z tymi emocjami PRZEZ CIEBIE. A nie przez autora książki o samorozwoju. Czas nie rozładuje baterii w latarce, której nie włączyłeś/aś. Zaś każde przekonanie zbudowane na bazie emocji to także iluzja – urojenie – nieprawda. Ich czas też nie zmieni, a żyjąc nieświadomie możesz się w nich tylko jeszcze bardziej utwierdzić.
Wiele osób oczywiście wmawia sobie, że tacy są – np. wstydliwi. Czyli dokonują racjonalizacji emocji. Zamiast się z tymi emocjami zmierzyć i oczyścić, trzymają się ich i mówią sobie – “TAKI/TAKA JESTEM!” Dumnie, klata wypięta, bum! A potem jeszcze zwalają odpowiedzialność na los. “Los mi nie sprzyja”. No a kto uznał się za nieśmiałego/nieśmiałą? Twój los to konsekwencja Twoich decyzji. Ty sobie nie sprzyjasz! Jak podejmujesz decyzje na bazie wstydu, którego sam(a) się trzymasz, to Twoje doświadczenia będą niskiej jakości. Zapewne wstydliwe. A jak podejmiesz je na bazie strachu, to konsekwencje będą strachliwe.
Przyszłość to chwila obecna + Twój obecny kierunek. Gdzie okręt dopłynie za godzinę? Tam dokąd zmierza od punktu, w którym się obecnie znajduje!
Jaki jest Twój kierunek?
Gdzie znajdziesz się za 30/60/90/180/360 dni?
3. To czego chcę jest tym, czego potrzebuję.
Tak nie jest w 99% przypadkach.
Prawie na pewno mylisz Twoje potrzeby z podświadomym programowaniem. Nie potrafisz odróżnić tego, czego chcesz od tego, czym zostałeś/aś zaprogramowany/a.
Alkoholik jest święcie przekonany, że potrzebuje jeszcze jednego kieliszka wódki i wszystko będzie dobrze. Nawet jeśli tysiąc razy wcześniej tak postąpił i potem cierpiał wiele dni. Uzależniony sądzi, że porno daje mu radość czy ulgę.
Innymi słowy – to czego chcesz NIE JEST tym, czego potrzebujesz w kontekście zdrowia i uwolnienia się z uzależnienia.
Natomiast to czego potrzebujesz da Ci to, czego pragniesz!
Nie odwrotnie!
Uniknięcie strachu i wstydu nie da Ci wspaniałej relacji. Potrzebujesz zmierzyć się z tymi emocjami w działaniu – czyli masz zrobić to, czego nie chcesz ale czego potrzebujesz.
Gdyby było inaczej, to po wpadkach czułbyś/czułabyś się świetnie. Czy tak jest? Nie. Czy ludzie po spełnieniu swoich życzeń i marzeń czują się gorzej, niż przed? Nie. Więc jest tu ogromne niezrozumienie.
Twoje potrzeby powinny być przez jakiś czas inne, niż do tej pory.
Konieczne jest dokonanie korekt.
Dlaczego wyjaśni prosty przykład:
Głównym celem uzależnionego jest to, by uniknąć niechcianych uczuć – np. wstydu, strachu, stresu. Jednocześnie CHCE CZUĆ to, co pozytywne – radość, spokój, zadowolenie, pewność siebie, odwagę, itd. Jedno wyklucza drugie.
Odczuwanie pokrywa się z jednym i drugim – zarówno niskimi stanami jak i wysokimi. Tak jak nie możesz “wyciąć” czucia tylko brzydkich zapachów i zostawić tych ładnych, nie możesz unikać odczuwania niskich emocji i czuć tylko stany wysokie.
Więc jeśli chcesz poczuć i pozostać w wysokich stanach, trzeba zmierzyć się z niskimi, polubić je, przestać wypierać, opierać się, walczyć z nimi. A to oznacza co? Inteligencję emocjonalną.
A jak będziesz niszczyć zdolność odczuwania niskich emocji, niszczysz także zdolność odczuwania radości, spokoju, wdzięczności, etc.
Właściwym postępowaniem nieraz jest zadbanie o swój nos i zwyczajne unikanie sytuacji, w których śmierdzi. Dosłownie i w przenośni. Jeśli śmierdzi Ci w mieszkaniu, wywal to, co śmierdzi i posprzątaj. Dosłownie i w przenośni. A nie zatykaj nos coraz bardziej i udawaj, że wszystko jest ok! Jeśli coś Ci śmierdzi i jest to w Twoim mieszkaniu, to będzie śmierdzieć coraz gorzej! I ktoś Ci w końcu zwróci na to uwagę! Co wtedy? Wielki wstyd, żal, opór? Wciskanie sobie jaki to zły/a jesteś? A nie lepiej znaleźć to i wywalić na śmietnik, a potem porządnie wywietrzyć mieszkanie?
Jeśli bardziej zależy Ci na towarzystwie, które Cię nie wspiera, a bardziej dołuje, niż na zdrowiu, to nikt Ci zdrowia nie wyczaruje. Tak samo ważne jest zacząć żyć mądrze jak i przestać żyć głupio i naiwnie. Trzeba więc odważnie spojrzeć na swoje postępowanie i zobaczyć, które jest głupie i/lub naiwne.
Najczęściej jest Ci ciężko w życiu, bo gdy czujesz się lepiej, to jesteś podekscytowany/a, chcesz zmienić jak najwięcej. Pozytywne intencje od razu aktywują w psychice i podświadomości proces detoksu, więc paradoksalnie stan szybko się zmienia na gorszy. Wtedy znowu odpuszczasz. Zaczynasz się obwiniać, wypominać sobie błędy, etc.
I tak w kółko!
Ludzie mówią wtedy, że “wszystko sprzysięgło się przeciwko im”. Ale to kompletnie błędna interpretacja. Rzeczywistość wspiera Twoją intencję zmiany, a to musi się odbyć przez wewnętrzny detoks. Co nieraz przyciąga zewnętrzne sytuacje – pozornie negatywne. Pogadaj z ludźmi, którzy odnieśli znaczące sukcesy i każdy powie Ci, że mierzył się z bardzo dużą ilością wszystkich emocji – od wstydu, strachu po gniew. Każdy mierzył się z przeróżnymi kłopotami, które jednak odważnie rozwiązał.
Ludzie, którzy odnieśli duże sukcesy mówią, że im większy sukces chcesz odnieść, tym więcej pomyłek musisz popełnić! I to nie w pomyłkach jest problem, tylko we własnym nastawieniu do nich! Mały bobas ucząc się raczkować upada setki razy KAŻDEGO DNIA. Tylko się tym nie przejmuje. Pomyłki to naturalna część procesu nauki. Dopiero uczymy się niewłaściwego postępowania względem pomyłek i błędów. Oraz wyciągamy właściwe wnioski. A niewłaściwego postępowania trzeba się oduczyć i nauczyć nowego, dojrzałego podejścia. Znowu kłania się inteligencja emocjonalna.
Wiele osób mówi, że chce spokoju. Ale to co mają na myśli, to – chcą, by świat przestał wyciągać z nich to, przez co nie czują spokoju. Bo oni nigdy nie są spokojni. Są pełni napięć i tylko czekają na pretekst, by zacząć się obwiniać, użalać, gniewać, frustrować. Natomiast intencja osiągnięcia stanu spokoju wyciągnie z Ciebie to wszystko czym W SOBIE ograniczałeś/aś spokój. Prawie zawsze też dochodzić będzie do sytuacji, w których traciłeś/aś spokój. To wszystko po to, by przepracować problem W SOBIE. Unikanie sytuacji trudnych/emocjonalnych nigdy nie da Ci spokoju.
Już mówiłem, że nie możesz liczyć, że unikniesz problemów w swoim życiu lub że się zmniejszą, tylko to Ty masz wzrosnąć tak, by sobie z tymi problemami radzić na bieżąco i bez cierpienia.
A to oznacza m.in. wewnętrzne oczyszczenie z zalegających emocji, oporu i negatywnych przekonań oraz negatywnego, niezdrowego nastawienia względem nich.
Więc chcesz, by nie było problemów. Ale potrzebujesz tych problemów, by zmierzyć się ze swoim wnętrzem i wzrosnąć! Siedząc na tyłku z kuflem piwa nic nie osiągniesz, nie wzrośniesz, nie rozwiniesz się. Najczęściej wprost przeciwnie – zdegenerujesz się. Znasz pojęcie “nieużywany mięsień zanika”? To poznaj jeszcze jedno, prawdziwe – “nieużywane zasoby/aktywa są tracone”. A żeby mądrze i właściwie z nich korzystać, trzeba się tego nauczyć. ROBIĄC TO. “Narażając się” na błędy.
W poprzednim rozdziale napisałem o konieczności robienia nowych rzeczy. Kiedyś przeczytałem bardzo mądrą radę – na temat pracy i odpoczynku.
– Jeśli pracujesz fizycznie, to najlepiej zregenerujesz się robiąc coś przyjemnego dla psychiki.
– Jeśli pracujesz umysłowo, to najlepiej zregenerujesz się robiąc coś przyjemnego dla ciała.
Więc jeżeli pracujesz przy komputerze, to najlepiej, byś poszukał(a) sobie hobby w formie sportu albo dłuższe spacery, jazda na rowerze, etc. Jeśli jesteś pracownikiem fizycznym, to najlepszą formą odpoczynku będzie np. jakaś forma sztuki – malowanie, pisanie, śpiew, rozwiązywanie łamigłówek umysłowych. Albo spacer ze swoją partnerką/swoim partnerem po ładnej okolicy.
A ludzie co robią? Po pracy umysłowej, siadają przed telewizorem czy komputerem i jeszcze z piwem. Nie tylko bardzo zaniedbują psychikę i nie pozwalają jej na odpoczynek ale jeszcze wprowadzają do ciała truciznę, która ma też duże oddziaływanie na psychikę. Nazywają to odpoczynkiem i relaksem po pracy ale to, że tak to nazywają nie zmienia faktu, że jest poważnym zaniedbaniem i błędem. Zresztą to samo z pracą fizyczną – także siadają przed telewizorem z piwem. Zaś najlepszym pomysłem byłoby pomóc swojej partnerce w jakimś domowych robótkach – np. przy obiedzie. Z uśmiechem, radością, ochotą.
W przypadku wychodzenia z uzależnienia ludzie sądzą, że pomoże im spontaniczność. Ale tak nie jest.
Potrzebujesz PLANU.
Planu, rozpisanego, konkretnego, odpowiedniego dla Ciebie, realizowania go i uczciwego rozliczania się z rezultatów. Elementem tego planu może być spontaniczność – np. rozmowa z losowymi, obcymi osobami mijanymi na mieście. Ale to wyłącznie jeden element konkretnego planu. I z tych czynności też należy się rozliczać.
Często mówię o tym tak – najbardziej skuteczne leki są najbardziej gorzkie.
Innymi słowy – często będzie tak, że potrzebować będziesz tego, czego nie będziesz chciał(a). Nikt nie lubi szczepionek, ani zastrzyków ale często są niezbędne dla utrzymania/zachowania/przywrócenia zdrowia.
Upór w tym temacie jest więc raczej wyrazem głupoty, niż rozsądku.
Czego wg Ciebie potrzebujesz, by wyjść z uzależnienia? Napisz w komentarzu. A co robisz – czego chcesz, po co sięgasz? Zrób porównanie ile z tego się pokrywa. Oraz napisz o rezultatach.
Nie mówię, że masz od razu wszystko zacząć robić dobrze, żyć z jakimś mega-hiper-przecudownym planem. W 99% przypadków tak nie będzie. Ja to rozumiem. Wiem, że czasem się nie będzie chciało, czasem się odpuści, czasem w ogóle wszystko rzuci w pierony. Ale ważny jest kierunek. Im szybciej wrócimy na właściwą drogę, tym lepiej. I naprawdę uwalnianie emocji to nie żadna filozofia, ani coś co możemy tylko robić, gdy “przerabiamy program”. Wejrzeć w swoje wnętrze możemy zawsze, np. podczas odczuwania stresu w pracy i odpuścić opór. Nie potrzeba do tego uczestnictwa w himalajskim zgromadzeniu mistyków.
4. Oglądanie porno daje mi relaks.
To jest najczęściej powtarzany mit, iluzja, urojenie, niezrozumienie, błąd.
Oglądanie pornografii nic nie daje, ani nic nie zabiera.
Porno nie daje Ci relaksu, tylko przez oszukanie umysłu (który uważa, że chętne do seksu z Tobą kobiety są przed Tobą w rzeczywistości) powstają w mózgu bardzo silne sygnały seksualne, które “zakrzykują” niższe stany emocjonalne.
Sztucznie generowane sygnały seksualne, którym nie towarzyszy realna sytuacja, prawdziwa, żywa osoba (czyli nie występują żadne benefity z nią związane), są w takiej ilości, że zaczynają niszczyć Ci mózg. A przez to przestajesz odczuwać niższe emocje – wstyd, winę, opór, apatię, żal, strach. Gdybyś się zaczął/zaczęła przyglądać POWODOM sięgania po porno, to zobaczyłbyś/zobaczyłabyś, że w 99% przypadków nie jest to radość i chęć podzielenia się nią z drugą osobą ale ucieczka od niższych stanów.
Siła tego “krzyku” nie jest niczym ograniczona – tych sygnałów może być setki każdej minuty. A nawet towarzyszyć temu adrenalina. Ani nie blokujemy ich wstydem, ani strachem, bo tych kobiet przecież nie ma. Więc nie projektujemy na nie wewnętrznych zaniedbań jak wstyd czy poczucie niezasługiwania.
Widzimy jaki cyrk się odbywa w naszym umyśle, z którego nawet nie zdajemy sobie sprawy.
Ogromna siła i ilość sygnałów seksualnych powoduje dosłownie usuwanie połączeń neuronalnych w mózgu – niszczenie go. Mózg się chroni, bo ta ilość sygnałów nie jest naturalna. Ale robi wszystko, by sprostać tym nienaturalnym warunkom – spotykaniu każdej minuty kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt “chętnych do seksu kobiet”.
Przez te zniszczenia przestajesz czuć. Zarówno niskie stany jak wstyd, stres, napięcie, niepewność, a także wysokie – relaks, spokój, radość. Jeśli czujesz rzekomy spokój, to nie jest to spokój, tylko nic nie czujesz, bo informacje o tych energiach nie płyną przez Twój mózg. A więc też nie dopływają do Twojego ciała, które może być cały czas niezwykle silnie napięte jakby było zagrożone.
Jest różnica między ciemnością w pokoju, bo wyłączyliśmy światło oraz ciemnością, bo przepaliła się żarówka.
Uzależnieni tej różnicy nie widzą i/lub nie rozumieją.
A poza tym “masz przed sobą” dziesiątki jeśli nie setki chętnych do seksu z Tobą kobiet. To jakby włączyć muzykę na pełen regulator, gdy sąsiad wierci wiertarką. Czy to, że przestałeś/aś słyszeć wiertarkę oznacza, że sąsiad przestał wiercić? Nie. A czy słuchanie muzyki na pełen regulator jest zdrowe dla uszu, mózgu i psychiki? Nie. Jeśli mi nie wierzysz, to włącz muzykę bardzo, bardzo głośno na kilka godzin. A potem wyobraź sobie, że coś takiego dzieje się w Twoim mózgu za każdym razem, gdy oglądasz pornografię.
Stany wysokie oznaczają wysoki poziom energii. Masz wysoką energię/dużo energii po wpadce? Masz wysoką energię/dużo energii przed wpadką? Nie. Więc nie odczuwasz ani spokoju, ani relaksu. Po raz kolejny – inteligencja emocjonalna jest niezbędna, by właściwie interpretować własny stan. Spokój czy ulga, to nie brak energii. Spokój to bardzo wysoki poziom energii, a nie jej odcięcie.
Mylenie braku odczuć ze stanem relaksu i spokoju, to jak mylić wzięcie znieczulenia na złamanie bez zajęcia się złamaniem z faktycznym wyzdrowieniem ręki. W obu przypadkach przestajesz czuć ból. Ale jedna z tych sytuacji jest niezwykle niebezpiecznie zinterpretowana.
Porno Cię nie relaksuje. Brak relaksu, stres, napięcie, opór, strach, wina czy wstyd są w Tobie, bo to energia – emocjonalna lub psychiczna, którymi dramatycznie źle zarządzasz. Oglądając porno możesz odpuścić część oporu ale pamiętaj, że NIE POTRZEBUJESZ DO TEGO OGLĄDANIA PORNOGRAFII. Możesz to zrobić w każdym momencie, wliczając moment, gdy zacząłeś/zaczęłaś się opierać w trakcie dnia. Dzięki zaprzestaniu utrzymywania oporu ani opór, ani to czemu się opierasz nie będą rosły. Oglądanie pornografii generuje nieograniczoną ilość sygnałów seksualnych, które zakrzykują Twój mózg, który w efekcie się broni niszcząc połączenia neuronalne. To powoduje, że PRZESTAJESZ CZUĆ np. stres ale sam stres – obciążenie psychiki i ogromny wydatek energetyczny – nie znika.
Inną formą tego przekonania jest to, że “pornografia POZWALA MI się zrelaksować”. To kompletna bzdura. Pornografia na nic Ci nie pozwala. To TY SAM(A) SOBIE POZWALASZ na to ale dopiero w trakcie oglądania pornografii. Cena za to jest ogromna. Jednak kluczowym pytaniem jest –
dlaczego nie pozwalasz sobie się zrelaksować bez pornografii, np. w pracy?
Uzależnienie to rezultat, to konsekwencja niedojrzałego życia. Jeśli będziesz sobie dalej wciskał(a) takie bajeczki, to jak możesz liczyć na poprawę? Raz na zawsze musisz uświadomić sobie jak interpretujesz oglądanie pornografii oraz co wg Ciebie pornografia Ci daje. Bo gdyby to faktycznie dawała, to problemy by malały, a nie rosły.
A krokiem nr 2, który trzeba wykonywać równolegle do rzucania pornografii, jest nauka dojrzałego życia. Czyli np. zaprzestanie stresowania się w pracy i chodzenia do niej z niechętnym nastawieniem – ze świadomością ofiary. Zaprzestanie narzekania, użalania się, gniewania, frustrowania, etc.
Czy po obejrzeniu śmiesznego kabaretu jesteś bez życia, pełen/pełna napięć, winy i wstydu? Nie. Więc dlaczego pornografię traktujesz tak jakbyś oglądał(a) kabaret?
Ogromna ilość uzależnionych mówi też, że oglądając pornografię czują się bezpieczni.
Więc ponownie – nie czują się bezpieczni, tylko przestają czuć strach. Strach nadal w nim jest, bo gdyby zniknął, to nie baliby się ruszyć tyłka i żyć odważnie. Jednocześnie to, co robią – oglądanie pornografii – jest największym niebezpieczeństwem i jedynym realnym. Nie tylko żyją nieświadomi konsekwencji tego, co robią ale jeszcze silniej utwierdzają się we własnych iluzjach i niezrozumieniach. W trakcie i po prawie na pewno zaniedbują coraz bardziej swoje życie.
Nie jesteś bezpieczny/a oglądając pornografię! To właśnie największe zagrożenie i niebezpieczeństwo w tym wszystkim!
Siedzisz na tyłku, nie robisz nic realnego ze swoim życiem i nagle wszystko jest ok i uważasz, że jesteś bezpieczny/a?
Pełno ludzi mówi, że uciekają od kłopotów i życia… co proszę??? W jaki niby sposób? Przesiadując godzinami w swoim pokoju będąc wpatrzonymi w monitor? A gdzie zdrowy rozsądek? To, że zniknęło jakieś uczucie nie znaczy, że cokolwiek się zmieniło w Twoim życiu! Wzięcie znieczulenia nie oznacza, że zrosła się złamana kość lub wyleczył się zepsuty ząb!
Największe bezpieczeństwo przyniesie Ci zmierzenie się ze strachem, bo strach to iluzja!
Największe bezpieczeństwo przyniesie Ci zajęcie się tym, czego się boisz i czego się wstydzisz, a nie ucieczka w paszczę lwa – oglądanie pornografii!
No tak, w paszczy lwa jesteś “bezpieczny/a” przed innymi drapieżnikami… co nie zmienia faktu, że już jesteś w paszczy jednego z nich! Sam(a) do niej wchodzisz! I sądzisz, że jesteś tu bezpieczny/a. Ale ta paszcza powoli się zamyka. To trochę jak ze szczękami krokodyla. Krokodyl ma tak słabe mięśnie, których używa do otwarcia szczęki, że gdybyś na szczękę naparł(a) dwiema dłońmi, to krokodyl nie będzie w stanie otworzyć swojej paszczy! Ale gdy już ją otworzy, a następnie kłapnie, to jest to tak potężne, że gruchocze kości. Więc możesz sobie drwić z rzekomej słabości uzależnienia… dopóki nie kłapnie.
I być może już kłapnęło. Dlatego osoba uzależniona to sobie tłumaczy – życie jest ciężkie, ja jestem do dupy, mój los jest smutny, bo przegrałem/am na loterii, a świat jest niesprawiedliwy. Itp. głupoty. Taka osoba mówi sobie – “Ok, krokodyl trzyma mnie paszczą za rękę i podtapia, ręka krwawi, no ale przecież w telewizji widzę, że są jeszcze gorsi od krokodyla – np. terroryści! Ba! A jeśli spotkam swoją byłą!?”
Zapytaj siebie jaką cenę za ten “ratunek” płacisz?
Czy możesz płacić ją nadal? Odpowiem za Ciebie – oczywiście! Nie okłamuj się, że nie. Możesz! Nawet przez całe życie. Ale nie musisz, bo to “pieniądze” wyrzucane w błoto.
Ten “ratunek” nic Ci nie daje, nie rozwiązuje żadnego problemu. Stanowi jedynie zamknięte wrota, za którymi znajduje się to wszystko, o czym czytałeś/aś, marzyłeś/aś, fantazjowałeś/aś. I czy przez nie przejdziesz i porzucisz to, co jest przed nimi zależy wyłącznie od Twojej decyzji. Jeśli nadal tkwisz przed nimi, to znaczy, że czegoś się trzymasz, z czego nie chcesz zrezygnować.
Spokojnie. Najpierw w ogóle uświadom sobie co to jest. Może wspomniany relaks? Może oczarowanie, że źródło radości leży w świecie i świat Ci go odmawia?
Bo też ogromna ilość uzależnionych pisze mi, że nic ich już nie cieszy, że pasje przestały ich ekscytować. No ale kto powiedział, że to pasje, świat, życie czy jakieś konkretne czynności były źródłem radości i ekscytacji? Nie były! To iluzja! Pora na przewartościowanie!
Dla Ciebie stanowiły one dotychczas wystarczający PRETEKST, by odpuścić opór przed radością i dodać ją do tych czynności. I dlatego wydawało Ci się, że radość znajdowałeś/aś w nich. Ale tak nie było. Gdy w lustrze zobaczysz uśmiechniętą osobę, to znaczy, że źródłem tej radości jest lustro? Nie. Lustro odbija Ci Twoją twarz.
Ty jesteś źródłem radości.
M.in. z tego powodu mówię, że nie wolno myśleć o wyzdrowieniu jak o rzuceniu pornografii, tylko o wewnętrznym oczyszczeniu i wzroście. Ty masz się zmienić – wzrosnąć na tyle, by przestać potrzebować pornografii, by przestać się nią “ratować”. Bo samo zaprzestanie oglądania pornografii nie oczyści Cię z tego, co już utrudnia odczucie radości W SOBIE.
Oglądane pornografii niezwykle obciąża psychikę utrudniając odpuszczenie oporu, bo jest go coraz więcej. Zmuszanie się nic nie da. Dlatego mówiłem o konieczności wybaczania sobie wpadek i ucinaniu obwiniania, użalania i wstydzenia za wpadki. Dzięki temu obciążenie psychiki nie będzie rosło. A z każdą sesją z porno lądujesz na stałe coraz niżej, w coraz gorszej sytuacji psychicznej.
Wielu facetów podchodzi do kobiet i nie dostają pozytywnej reakcji. Dlaczego? Z tego samego powodu, dla którego podchodzą do lustra i nie widzą w nim szczęśliwego faceta. Bo kobieta odbija (oddaje) Ci Twój stan wewnętrzny i to, co jej dałeś. Jak nie podejdziesz radosny, prawie na pewno nie otrzymasz od kobiety radości. Bo mało ludzi jest gotowych dać coś jako pierwsza, szczególnie komuś obcemu. Oczywiście nie oznacza to, że kobieta da Ci ból, wstyd, etc. Jeśli je poczujesz, to one też już były w Tobie. Kobieta nie była ich źródłem. Gdy w lustrze zobaczysz twarz z podbitym okiem, to znaczy, że to lustro podbiło Ci oko? Nie. Oko już miałeś/aś podbite. Lustro tylko Ci to pokazało.
Pornografia nie daje Ci relaksu, ani spokoju. Pornografia, tak jak inne używki, wliczając narkotyki, na moment odcina z Twojej świadomości to, czym ograniczasz wyższy stan. To, co czujesz – np. super energię i niepohamowane pożądanie już jest w Tobie, tylko ograniczasz to tym, co na moment stłumiłeś/aś.
Jest taki narkotyk – ekstazy. Czy dosłownie ekstazę, którą się po tym czuje wywołuje narkotyk? Nie! Narkotyk usuwa na moment ze świadomości to, co ograniczało ten stan!
Źródłem ekstazy jest Twoje wnętrze, a nie narkotyk!
Tylko zazwyczaj różnica między codziennymi odczuciami, a tym wysokim stanem jest tak duża, że człowiek momentalnie się uzależnia. Nie chce wrócić do niższych stanów, których nie akceptuje, którym się opiera, z którymi się zmaga i walczy, od których ucieka, że gdy tylko do nich wróci – spadnie – natychmiast zaczyna pożądać wyższego stanu. I o ile to pożądanie jest jak najbardziej ok, bo to przecież wspaniała rzecz chcieć dla siebie lepiej, o tyle kieruje się poważnym zniekształceniem prawdy. Żadna używka, w tym żaden narkotyk nie daje Ci tego stanu. A jednak tak uważamy i dlatego sięgamy po niego kolejny raz i kolejny. Uzależnienie się pogłębia.
A my żyjąc nieświadomie i negatywnie, niedojrzale, sami dla siebie tworzymy popyt na ten narkotyk.
Tak samo z seksem. Seks nie jest źródłem przyjemności. Ta przyjemność już w Tobie była, tylko ją na co dzień ograniczasz. Pełno ludzi pisze mi, że seks ich rozczarował, że są w trakcie zestresowani, niepewni, często towarzyszy im wstyd, gdy seks był krótki lub nie doszło do pełnej erekcji. Gdyby seks był źródłem wielkiej radości, to nie byłoby rozczarowań. A jednak są.
Tak samo z pracą – gdyby praca była źródłem stresu, to w danej firmie wszyscy byliby zestresowani. A nie są. Każdy czuje co innego – od wielkiego stresu i wściekłości po spokój, radość i ekscytację. Więc praca nie może być tego źródłem.
Źródłem Twojej wartości nie jest drogi samochód, zegarek, piękna kobieta u boku. Ty wykorzystujesz to jako pretekst, by odpuścić opór przed akceptacją, szanowaniem, docenianiem i lubieniem siebie. Możesz go odpuścić zawsze ale zamiast tego sam(a) utrzymujesz warunki i ograniczenia na akceptację siebie, na szacunek do siebie. A następnie sięgasz po używki, by na moment stłumić to, czego sam(a) się trzymasz! Oraz tworzysz sam(a) sobie najczęściej bardzo trudne lub niemożliwe warunki, by pozwolić sobie to odpuścić.
Dlatego nikt nie może oszukać, okłamać, ani wykorzystać osoby żyjącej szczerze i uczciwie. Można wykorzystać tylko Twoje własne oczarowania, za które odpowiadasz wyłącznie Ty.
Oglądanie pornografii nic nie daje, ani nie zabiera, bo to wszystko już w Tobie było.
5. Oglądanie porno odstresowuje, rozładowuje emocje.
Ajajaj, to nr 1 w niezrozumieniu dotyczącym pornografii i emocji.
Jeśli chcesz zrozumieć to zagadnienie, odpowiedz na pytanie – co rozładowuje baterie latarki? Ciemność? Walka z ciemnością? Walka ze światłem? Walka z bateriami? Nie. A więc co?
To iluzja, że pornografia odstresowuje, rozładowuje emocje czy je “odreagowuje” (cokolwiek to znaczy).
Dlaczego oglądając pornografię przez ten czas czujesz się lepiej?
Bo główne źródło złego samopoczucia, bólu, a nawet cierpienia, to nie emocje, a Twój opór, którym im stawiasz.
Emocje w niczym Cię nie ograniczają. Problemem jest stawiany im opór przez negatywne interpretowanie emocji.
Polecam zapoznać się z tym filmem. Profesjonalna terapeutka opowiada jak krytyczne znaczenie ma właściwe podejście do własnych emocji. Są polskie napisy.

Oglądanie pornografii z ogromną siłą tłumi emocje i niszczy mózg, w tym zdolność odczuwania. Gdy emocje znikają ze świadomości (co nie znaczy, że znikają w ogóle – tak jak znieczulenie nie usuwa bólu, ani jego źródła, tylko odcina świadomość bólu), przestajesz się im opierać. Nieświadomie, niezauważalnie – bo przecież nawet nie zdajesz sobie sprawy z własnego oporu. Brak oporu powoduje, że czujesz się lepiej.
Czyli dobre samopoczucie nie przychodzi dzięki oglądaniu pornografii, tylko dzięki temu, co sam(a) w sobie robisz.
Nie potrzebujesz do tego pornografii. A poza tym na pewno miałeś/aś sesje z porno, podczas których nie czułeś/aś się wcale lepiej.
Ponadto dla Twojej psychiki pornografia jest jak realny seks (ale bez żadnych benefitów z realnego seksu). Dlatego organizm siłą podnosi stan energetyczny – zazwyczaj ze wstydu, winy, apatii, żalu i strachu na poziom pożądania. Zaś pożądanie to już dość wysoki stan. Ale przecież seksu nie ma. Więc ten stan podtrzymywany jest sztucznie ogromnym kosztem energetycznym oraz psychicznym. Jednak umysł nie widzi oraz nie rozumie różnicy.
Tak jak cieknąca ślinka na zdjęcie hamburgera nie oznacza, że jesz, ani, że się najadłeś/aś.
Wiele osób uzależnionych mówi sobie – “Takiej kobiety nie mógłbym mieć, to sobie chociaż mogę popatrzeć na seks”. Albo słyszę – “Oglądając porno mam chociaż namiastkę seksu”.
Odpowiedz sobie na pytanie – czy oglądając reklamę frytek masz namiastkę obiadu? Nie, absolutnie nie. Nie rozumiesz kompletnie tematu odczuć, Twoja inteligencja emocjonalna (jedna z najważniejszych inteligencji na tej planecie) jest bardzo niska. Nie możesz sobie wciskać kitu. Nie możesz urajać sobie rzeczywistości, bo nie masz żadnej namiastki seksu.
Równie często słyszę o realizowaniu pragnień. Więc po raz kolejny – oglądając reklamę frytek realizujesz pragnienie najedzenia się? Nie. Z jakichś powodów przestajesz coś czuć. Nie wiesz co, nie wiesz dlaczego i nie rozumiesz co się dzieje, ani jakie są tego konsekwencje. Musisz przestać sobie wmawiać bardzo niebezpieczne urojenia. Nie jest tak jak sądzisz. Jest zupełnie inaczej.
A po sesji z porno stan opada jeszcze bardziej, bo nie może być podtrzymywany wiecznie. Ponadto to, co zostało stłumione/odcięte też musi zostać siłą powstrzymywane przed ponownym ujawnieniem. Więc spadek po wpadce jest dramatyczny i nagły. Oraz trwały i coraz większy.
To, z czego możesz nie zdawać sobie sprawy, to fakt, że –
po każdej wpadce lądujesz w jeszcze niższej energii, niż przed wpadką. I to na trwałe.
Czasem mniej, czasem dużo bardziej. Jednak nieprzerwanie szczebel po szczeblu schodzisz coraz niżej. Dlatego coraz więcej w życiu przestaje Cię cieszyć – bo Ty czujesz coraz mniej radości w sobie. Odchodzisz od niej coraz dalej.
Co więcej – to, czego pragnąłeś/pragnęłaś uniknąć i tak czujesz po wpadce – wstyd, winę, opór, ból, żal, strach.
I zapytaj się – czy to co czujesz po wpadce Cię zabiło? Skrzywdziło Cię? Nie. Problemem jest niszczenie się pornografią i stawiany opór własnej emocjonalności. A emocje same z siebie nic Ci nie zrobiły. Uciekanie od nich jest tylko podświadomym programem – tzw. nawykiem. Nie możesz więc się okłamywać, że oglądasz porno, by mieć namiastkę seksu, bo tak po prostu nie jest.
Gdy zaczniesz sobie uświadamiać własne nawyki, zobaczysz, że wcale nie musisz uciekać od emocji. A szczególnie, gdy cena za to jak tak dramatycznie wysoka.
Bo ucieczka od nich nic Ci nie daje. Przesuwa w czasie to, co nieuniknione i co staje się kolosalnie gorsze po obejrzeniu pornografii.
A nawet wiedząc to wszystko i tak po nią sięgniesz, bo tak działają nawyki, którymi trzeba się koniecznie zająć. Nawet wiedząc to wszystko na poziomie logicznym, przy następnych niekorzystnych warunkach jak stres znowu usłyszysz w swoim umyśle, że porno Cię odstresuje lub da Ci relaks. Czyli ta sama bujda, bo tak to wszystko działa. Dlatego jest wielką pułapką.
Emocje to energia. Energii nie rozładujesz robiąc coś z samą energią. Tylko pozwalając jej płynąć. Robienie czegoś z energią to stawanie jej na drodze, a to zazwyczaj dobrze się nie kończy, np. prowadzi do spięcia. A spięcie wiąże się z bólem.
Jeśli chcesz wylać wrzącą wodę z garnka, to co jest do zrobienia? Pozwolić jej wypłynąć przechylając garnek (intencja). Czy musisz jednak pod strumień gorącej wody podkładać ręce? Nie.
Niezbędne jest pozwolić emocjom płynąć. Można to ująć w ten sposób – musisz pozwolić sobie się bać, wstydzić, gniewać, etc. Tylko nie możesz wcisnąć sobie kitu, że za te emocje odpowiada ktoś inny lub coś w świecie. Za światło latarki nie odpowiada ciemność, tylko latarka. Ty jesteś tą “latarką”. Jeśli nie będziesz się emocjom opierać, to miną. Jeśli się ich nie złapiesz wmawiając sobie, że ktoś Cię denerwuje, to gniew minie. Ale jeśli uciekniesz i/lub się im oprzesz, to zamkniesz się nie w kole ale w spirali, bo z każdą sesją pornografii, czy dowolnej innej używki wylądujesz w coraz niższym stanie energetycznym. Nie mówiąc o zniszczeniach w mózgu, tworzeniu nawyków, dalszym wmawianiu sobie bezsilności, wstydu – czy budowaniu kolejnych racjonalizacji dla własnej emocjonalności. I więcej.
Wszystko, co rzekomo “daje” Ci pornografia już w Tobie jest.
W tym niskie emocje i opór, których oglądanie pornografii NIE usuwa. Do poradzenia sobie z nimi nie potrzebujesz pornografii ale właściwego, zdrowego, dojrzałego podejścia do siebie, do emocji – dokonania przewartościowania emocji, o czym m.in. mówi pani McGonigal. I wielu innych specjalistów. I moja skromna osoba.
Przykład przewartościowania – “Wstydzę się swojego życia”.
Nie wstydzisz się tego, tylko trzymasz się wstydu i przerzucasz odpowiedzialność na swoje życie.
Fakt jest taki – “Czuję wstyd”. To wszystko.
Dzidziuś nie wstydzi się swojego życia choć nie potrafi ani chodzić, ani pisać, ani czytać. Bo “wstydzę się” to negatywny program, którym się zaprogramowaliśmy i sami chętnie go cały czas używamy. Sami sobie to robimy. Dzidziuś nie ma tego programu i dlatego non stop się rozwija i uczy. Nawet jak popełni 1000 błędów. Przestaje dopiero, gdy dostanie program wstydzenia się.
Co robisz z tym wstydem – opierasz się mu i trzymasz się go sądząc, że odpowiada za niego Twoje życie, Twoja przeszłość. Uważasz, że jego źródłem jest Twoje życie. Ale tak nie jest. To kolejne urojenie, tak jak że porno odstresowuje.
Rozwiązanie – dostrzec własną niechęć do wstydu i ją odpuścić. Zaakceptować wstyd. Pozwolić sobie go czuć za każdym razem, gdy się pojawi/ujawni i ustalić intencję jego uwolnienia. Porzucenie korzyści ze wstydzenia się za coś.
Jeśli byś się odważnie przyjrzał(a) swojej przeszłości, to dostrzegłbyś/dostrzegłabyś, że wiele decyzji podjąłeś/podjęłaś na bazie tego wstydu. On był także w przeszłości! Tak jak jest i teraz, bo to ten sam wstyd.
Więc jego źródłem nie jest Twoje obecne życie ale Twoje obecne życie jest konsekwencją trzymania się tego wstydu.
Dlatego MOŻESZ sobie wybaczyć swoją przeszłość – odpuścić projekcję wstydu na swoje życie i je zaakceptować. Bo zmiana możliwa jest dzięki akceptacji. A akceptacja to Twój wybór. Możesz go podjąć lub nie.
Ponadto odczuwanie wstydu to dar, bo dzięki temu możesz go “wyczerpać”. Poprzez proces uwalniania, którego uczę. Ale bez jednoczesnego spojrzenia na fakty i dokonania przewartościowania samo uwalnianie to za mało.
Ale jeśli uznasz po prostu, że oglądanie pornografii Cię oczyszcza ze wstydu, no to żyjesz w głębokiej iluzji. A konsekwencji własnych decyzji nie unikniesz. I możesz, a wręcz powinieneś/powinnaś wyciągać z tych konsekwencji mądre wnioski. Którym nie towarzyszy obwinianie i użalanie się.
6. Problem leży w porno.
Oglądanie pornografii jest problemem samym w sobie. I to bardzo poważnym. Ale na pewno nie jest jedynym głównym problemem osoby uzależnionej.
W kontekście uzależnienia problem nie leży w samym porno.
Oglądanie pornografii POGŁĘBIA już istniejące problemy. A dzieje się tak, że w pornografię uciekasz od PRZYCZYN tych problemów oraz od zmierzenia się z tym, czym niezbędne jest się zająć, by te problemy rozwiązać.
Czy wiesz dlaczego oglądasz pornografię? W jakich sytuacjach po nią sięgasz? Jeśli tak, to przedstaw to proszę w postaci listy w komentarzu. A jeśli nie wiesz, też to napisz.
Z czym sobie nie radzisz? Czym boisz się zająć? Co Cię boli w Twoim życiu? Przez co cierpisz? Co Cię przytłacza? Co Cię przerasta?
W ilu odpowiedziach powiedziałeś/aś “pornografia”? A w ilu powiedziałeś/aś sobie, że oglądanie pornografii pomaga Ci w radzeniu sobie z emocjami czy jakimiś problemami w Twoim życiu?
Widzisz, że nie w porno problem? Porno stało się już dawno przesiąkniętym krwią i ropą plastrem na ranę lub rany, które nigdy się nie zagoiły, bo je drapiesz i nie zajmuje się nimi w odpowiedni sposób.
Jeśli trudno jest Ci to przyznać, to masz pierwszy dowód na to jak destruktywna jest ludzka duma, do której możesz być przywiązany/a.
Pamiętaj, że rzucenie porno to tak jakbyś rzucał(a) jedyne “rozwiązanie” jakie do tej pory znałeś/znałaś na te problemy i to, co czujesz odnośnie ich. Oznacza to, że aby rzucenie uzależnienia miało sens i było trwałe, KONIECZNE jest znalezienie innych rozwiązań i faktycznych rozwiązań dla tych problemów. Których lista musi powstać.
A to z kolei oznacza, że trzeba sobie te problemy uświadomić i rozpoznać co jest faktyczną przyczyną każdego z nich. Tylko wtedy możliwe jest znalezienie alternatywnego, właściwego, realnego rozwiązania. Wtedy pornografia automatycznie przestanie być pożądanym rozwiązaniem w tych sytuacjach.
Przykładowo – jeśli jesteś samotny/a i cierpisz przez to, to co da Ci rzucenie porno? Ano to, że zostaniesz z tymi odczuciami bez możliwości ich stłumienia. A żeby sytuację zmienić, to i tak będzie trzeba zrobić to, co niezbędne – zacząć spotykać się z ludźmi, umawiać na randki, zacząć radzić sobie z błędami, porażkami, wstydem, stresem, napięciem, oporem, strachem. Być może rzucenie pornografii stanie się dobrym punktem wyjścia dla własnej zdrowej samooceny i przestaniesz trzymać się wstydu za oglądanie pornografii. To sporo, a nawet bardzo dużo! Ale nadal może nie wystarczyć.
Czy więc w porno jest problem? Nie. Porno mogło wydawać się właśnie jedynym “rozwiązaniem”! A na każdy problem jaki masz istnieje rozwiązanie. Bo ktoś ten problem na świecie miał i go rozwiązał.
Jeśli faktycznie rozwiążesz problem samotności, to zyskasz nie tylko załatwienie poważnego, bolesnego problemu ale też droga, którą przejdziesz, by go rozwiązać rozleje się niczym fala przyjemnego ciepła po całym Twoim życiu. Bo przecież wstyd i stres występowały też w innych obszarach Twojego życia. A że nauczyłeś/aś sobie z nim radzić w temacie samotności oznacza, że nauczyłeś/aś sobie z nim radzić w każdym innym temacie! Więc tam, gdzie stres Cię blokował, blokada zniknie automatycznie! Bo już będziesz wiedział(a) co zrobić ze stresem bez porzucania/sabotowania zamierzonego działania.
A samo rzucenie porno co zmieni? Nic! Poza tym, że już więcej nie będziesz pogłębiać problemów i niszczyć sobie mózgu oraz psychiki. To nie takie “tylko” ale poza zatrzymaniem postępujących zniszczeń nic więcej się nie wydarzy. A już na pewno nie samo.
Poza tym rzucenie porno bez porządnej wewnętrznej pracy i tak jest praktycznie niemożliwe.
Jak mówiłem – nofap skutkuje może w niecałym 1% przypadków. Czy liczyłbyś na metodę z mniej, niż 1% skuteczności? Wiele osób liczy i dlatego uważa swój los za straszny, smutny, przesądzony, niesprawiedliwy, bo im się nie udaje. Ale już teraz mogło stać się jasne, że nie udawało się, bo nie chciałeś/aś, by się udało – nie chciałeś/aś rzucić porno, bo wierzysz, że daje Ci ulgę w odczuwaniu samotności.
Nie chodzi o to, że masz robić coś, czego nie chcesz, by wyzdrowieć. Chodzi o to, by przestać żyć niedojrzale i często głupio. Wiem jak to brzmi – jak oskarżenie od obcego gościa z internetu, samozwańczego eksperta, szczególnie, gdy mogłeś/aś już włożyć naprawdę ogromny wysiłek i bezskutecznie próbować rozwiązać problem uzależnienia.
Niemniej ja żyłem niedojrzale i głupio. Ale lepiej nie potrafiłem. I potrzebowałem wygrzebać się z masy urojeń, w której żyłem jak z ciężkim workiem pełnym cegieł, który taszczyłem na plecach przez większość życia.
Jeśli pragniesz jeździć konno, możesz jeździć konno! Ale jeśli uciekałeś/aś w jazdę konną od poznawania innych ludzi (a pragniesz kogoś poznać), no to rozsądnym będzie zmienić priorytety, albo chociaż wymiar czasu jaki poświęcasz na jeżdżenie na koniu i jaki poświęcasz na poznawanie ludzi. Być może na jakiś czas w ogóle warto będzie odpuścić jazdę konną i cały ten czas przeznaczyć na praktykę poznawania ludzi, rozmowy, randkowania i wychodzenie na miasto. I gdy już zadbasz o to w zadowalającym stopniu lub zaczniesz to robić regularnie, powoli będziesz mógł/mogła wrócić do jazdy konnej. Wtedy nawet te osoby będziesz mógł/mogła zaprosić, by pojeździć wspólnie.
Po drodze szybko dostrzeżesz, że praca nad jednym zaniedbanym obszarem (samotność – brak partnerki/partnera) może mieć kolejne warstwy – np. wstyd za swoje ciało. Więc już notujesz, że np. wstydzisz się nadwagi/nosa/kros/włosów/wzrostu. A co jest rozwiązaniem na nadwagę? Ćwiczenia aerobowe! Czyli np. jogging. Oczywiście można to zrobić głupio, iść od razu biegać, wymęczyć się, doznać kontuzji, zniechęcić się i zapomnieć o temacie. A możesz wykupić sobie kilka-kilkanaście godzin z profesjonalnym trenerem, ułożyć plan treningowy i dietę, wspólnie wystartować i potem kontynuować mądrze. Przy okazji poznasz fajną osobę, bo większość trenerów jest bardzo sympatycznymi ludźmi. Poznasz także zapewne też innych trenujących. Już fala pozytywnych zmian zacznie rosnąć i oblewać Twoje życie. A jeśli jeszcze dodasz do tego narzędzia oczyszczania, medytacji, dokonasz przewartościowania, zadziała to jak 5-ty bieg.
To jest mądre działanie. A nie rzucanie porno na siłę. Szybko zobaczysz, że mądre działanie spowoduje, że porno przestanie mieć znaczenie i wartość w Twoich oczach na problem stresu i samotności, bo już tymi problemami się aktywnie zajmujesz.
Gdy już nauczysz sobie radzić ze stresem, a nawet się oczyszczać z już zalegającego w Tobie stresu obciążającego Twój umysł, psychikę i ciało, zniknie problem w wielu innych obszarach i chętnie ruszysz, by i nimi się zająć! A poprawiająca się Twoja sylwetka i wyższy poziom energii jeszcze bardziej Cię zmotywują!
Oczywiście na każdym etapie jest możliwy powrót do porno, gdy przestaniemy żyć rozsądnie, uczciwie, konkretnie. Przypominam, że kłamstwo osłabia i generuje podświadomą winę. Nie oznacza to, że masz biegać po mieście i wszystkim rzucać prawdą w oczy – “Zaniedbujesz swoją partnerkę!”, “Nie podoba mi się kolor pani butów!”, etc.
Chodzi o uczciwość WEWNĘTRZNĄ.
A tu konieczna jest świadoma analiza, bo w umyśle zobaczysz tylko dotychczasowe iluzje, urojenia i negatywne programowanie.
Więc – jaki problem do rozwiązania w Twoim życiu wybierasz jako pierwszy? Jaka jest pierwsza przeszkoda, by go rozwiązać? Co czujesz odnośnie tej przeszkody? Co robisz z tym uczuciem? Uciekasz od niego, starasz się, by zniknęło? Kiedy pojawia się chęć obejrzenia porno? Na co liczysz? Co dzięki temu zyskasz, a co stracisz? Czy to co zyskasz jest realne, czy tylko urojone? Co Ci się wydaje, a co jest rzeczywistością?
Wiele osób nie przeprowadza takiej świadomej analizy. Mówią mi, że np. nie mogą czegoś zrobić. A po prześledzeniu rzeczywistości WEWNĘTRZNEJ okazuje się, że ta osoba NIE CHCE tego zrobić, bo się boi doświadczyć wstydu i winy związanych z potencjalną porażką.
Więc widzisz, że wmawiała sobie urojenie, że nie może. A w rzeczywistości MOGŁA ale NIE CHCIAŁA. Bo nie chciała narazić się na odczuwanie emocji. Sądziła bowiem, że źródłem tych emocji jest porażka. Ale tak nie było i nie jest i nigdy nie będzie.
Wstyd i wina już zalegają w psychice tej osoby, bo gdyby tak nie było, to jej umysł nie obawiałby się ich poczuć. Ceną dotychczasowego postępowania nie tylko jest porzucenie tej czynności i nie wykonanie jej nigdy ale też dalsze życie w wielu urojeniach. W tym, że to świat jest źródłem naszych emocji oraz tego, że odczuwanie ich jest niebezpieczne, złe lub bolesne.
To ogromny krok do przodu – wejście z poziomu niemocy “nie mogę” na “nie chcę, bo się boję”.
Teraz wiemy w czym naprawdę jest problem! A poza tym pozwolenie sobie na odczucie strachu samo w sobie jest bardzo pozytywne, bo raz, że już pozwalamy sobie na prawdę (co nas niezwykle wzmacnia), a dwa – strach jest dużo wyższym poziomem energii, niż apatia i niemoc.
Trzeba więc pozwolić się sobie bać. Następnie pozwolić sobie zmierzyć się ze wstydem i winą. A następnie podjąć się działania, które wierzyliśmy, że jest źródłem tych emocji. Uczysz się wykonywać je coraz chętniej, zmieniasz swoje nastawienie do niego na coraz bardziej pozytywne. W trakcie oczyszczasz się z ujawnianych emocji i oporu. Dzięki temu jest Ci coraz łatwiej i lepiej.
7. Wpadka to nauczka (sabotowanie się).
Wiele razy to słyszałem – “Miałem wpadkę. To była nauczka”.
Ale wpadka to nie nauczka!
Nauczka sugeruje naukę. A co możesz wyciągnąć ze stanu ogłupienia, zniszczenia mózgu, pełnego stłumienia emocji i oporu, nieświadomości i cierpienia? Tylko tyle, że popełniłeś/aś błąd. Czyli bardzo niewiele. Bo to jest oczywiste.
Ale DLACZEGO, W JAKICH OKOLICZNOŚCIACH i NA CO LICZYŁEŚ/AŚ pozostaje nieuświadomione. A także pozostaje ukryty sam fakt, że TO TY PODJĄŁEŚ/PODJĘŁAŚ DECYZJĘ, by obejrzeć porno. I to nie tylko wiedza o tym jest ważna ale sama świadomość W MOMENCIE DOKONYWANIA TEJ DECYZJI jest niezbędna, by coś z tym zrobić. A na to jest czas W MOMENCIE DOKONYWANIA TEJ DECYZJI, nie po. Skoro to wszystko wiesz, dlaczego mimo to doszło do wpadki?
Po wpadce jest już za późno, by wyciągnąć wartościową i niezbędną naukę.
Na naukę pora jest PRZED wpadką, a nie po – zapamiętaj to.
Po wpadce wszystkie fakty są już z powrotem w podświadomości. Są nieświadome, więc nie możesz sobie ich uświadomić. Na świadomość jest czas PRZED dokonaniem wyboru, by obejrzeć porno. Bo wtedy działa mechanizm nawyku, sabotażu. Wtedy obecne są warunki zewnętrzne i wewnętrzne, w których wybierasz pornografię ponad wszelki rozsądek.
“Wyciąganie wniosków” po wpadce to tylko domyślanie się. To chodzenie na ślepo po omacku. To Ci nic nie da. Gdyby coś dawało, to po każdej wpadce byłbyś/byłabyś bliżej wolności, a nie dalej.
To samo tyczy się już poruszanego tematu sabotowania się, rezygnowania, porzucania pracy nad sobą czy nad uzależnieniem. Na uświadomienie sobie krytycznych przyczyn jest czas W MOMENCIE sabotażu/rezygnacji/porzucania działań. Wtedy możesz uświadomić sobie realną przyczynę własnej decyzji oraz fundamentalny fakt, że to Twoja decyzja.
A każda decyzja ma swoje podłoże oraz KORZYŚĆ, dla której ją podejmujesz.
I ta korzyść przeważa nad innym wyborem. Co jest tą korzyścią?
Ponadto nauka oznacza mądry/mądrzejszy wybór. Nauka ma oznaczać zdobycie mądrości. A na mądrość jest pora przed wyborem porno, a nie po. Wybór ma ulec zmianie. Z pornografii na…? Co da Ci tę samą korzyść?
I tu jest dla większości “pies pogrzebany”. Bo pytają – “No ale co innego da mi to samo, co porno?” Nic Ci tego nie da, bo porno też nic Ci nie daje! Porno nie daje Ci wyższego stanu, ani ucieczki. To wszystko iluzje.
Ale KORZYŚĆ, o którą Ci chodzi możesz osiągnąć w zdrowy sposób.
Już mówiłem, że porno nic Ci nie daje. Tak samo jak każda inna czynność. Ale z każdą wiążą się konsekwencje. Np. bieganie godziny bez rozgrzewki i zaprawy może skończyć się fatalnie. Ale jogging 15 minut dziennie przez pierwszy miesiąc, a potem zwiększenie wyzwania jest mądre i zacznie pozytywnie wpływać na Twoje ciało. Niby to samo, a konsekwencje zupełnie inne.
Więc pułapką porno jest, że na moment osiągamy pewną korzyść i bardzo szybko. Zaś mądrością jest osiągnięcie tej korzyści TRWALE dzięki pracy. Dłuższej, wymagającej odwagi ale korzyści z jej wykonania będą trwałe i niezwykle zdrowe.
Nie oczekuj, że bieganie da Ci radość! Dopóki nie odpuścisz oporu przed radością i nie dodasz jej do biegania, nie poczujesz jej nawet po roku regularnych maratonów. Ani tym bardziej Twoje nastawienie wobec biegania nie będzie chęcią, ani ekscytacją, tylko oporem – niechęcią, stresem. Dlatego ludzie przekładają czynności, co nazywa się prokrastynacją – stawiają opór i sądzą, że to opór przed czymś. Ale to tylko ich postawa, którą mogą zmienić w dowolnym momencie.
Jeśli jesteś uzależniony/a kilka/kilkanaście lat, to powinno być jasne, że żadnej sensownej lekcji nie wyciągnąłeś/wyciągnęłaś po tych wszystkich wpadkach. Tylko tyle, że jest poważny problem. To wszystko co wiesz. Niektórzy nawet tego nie wiedzą i nadal wypierają całe uzależnienie i sądzą, że nie ma nic złego w oglądaniu porno.
Trzeba więc kompletnie zmienić podejście.
Zalecam dać sobie 5 minut przed wyborem pornografii, by zapisać co czujemy, jakie mamy myśli, co się stało, od kiedy to czujemy, co z tym robiliśmy, itd. Nie walczymy, nie próbujemy wygrać z niczym. Po prostu robimy szczerą notatkę na podstawie Twoich odczuć wobec sytuacji zewnętrznej. A potem podejmujemy decyzję co dalej. Każdy może sobie pozwolić na 5 minut spokojnego zapisania pewnych informacji. Porno nie ucieknie, a Tobie się krzywda nie stanie.
Cały czas spotykam się ze stwierdzeniami – “Nic mi nie pomaga!”
Jeśli jesteś jedną z takich osób, proszę przedstaw w komentarzu lub napisz do mnie osobiście – konkretną, precyzyjną listę tego, co próbowałeś/aś zrobić i jak. Bez narzekania i użalania. FAKTY. Bez ich ubarwiania. “Byłem/am na terapii” nie jest właściwą informacją. Nic z niej nie wynika. Bo to jakby na pytanie dlaczego zawaliliśmy egzamin napisać, że byliśmy na nim i go napisaliśmy… zamiast przedstawić jakich odpowiedzi udzieliliśmy.
Powiedzenie, że “terapeuta tylko pytał o to samo” też nie jest prawdą, bo na pewno było wiele innych elementów, które wyparliśmy, które WYDAŁY SIĘ NAM nieważne. Ale być może były ważne tak jak wspomniana teraz nauka, na którą miejsce jest PRZED wpadką, a nie jak większość ludzi robi – po.
Powiedzieć “Próbowałem/am Programu WoP i nie zadziałał”… to też nie jest fakt. Program to masa instrukcji, wiedzy, informacji, zaleceń. Jakie wykonałeś/aś, jakie były tego doświadczenia, gdzie były problemy, których nie rozwiązałeś/aś? Co zmieniłeś/aś w sobie i w swoim życiu? Na co patrzysz inaczej? Co sobie uświadomiłeś/aś – jakie własne decyzje, nastawienia, postawy, intencje, korzyści z sięgania po porno, etc.?
Program to nie odkurzacz, który włączasz przyciskiem ON/OFF i który sam zaczyna buczeć i wciągać kurz.
Były i nadal są osoby, które naprawdę uważały, że wyjdą z uzależnienia, gdy przeczytają Moduły Programu, wypełnią raporty i TYLE!
W tej sytuacji kolejne wpadki są taką nauką, że coś fundamentalnie nie gra. Coś robisz nie tak. Co? Należy to sobie uświadomić szczerze i odważnie, bez użalania, bez obwiniania się. Wolisz się dalej obwiniać czy problem rozwiązać?
Bo jeśli się uprzesz, że jesteś do kitu… to jesteś do kitu! Twój wybór. Ale chociaż uświadom sobie moc własnej decyzji i uporu. Człowiek uparty osiągnie wszystko na tej planecie. Z takim samym uporem mógłbyś/mogłabyś dążyć do zdrowia, sukcesu, rozwiązania raz na zawsze problemu uzależnienia ale jednak wybierasz drogę małostkowości i egoistycznego narcyzmu, upadlania się. Każdy może sobie powiedzieć, że jest do dupy. Wow! Ale osiągnięcie ewolucji!
Ale tak na marginesie do dupy są w tej sytuacji tylko Twoje wnioski i powtarzana przez umysł mentalizacja, z którą się bezmyślnie zgadzasz.
Kilka nauk, które powinieneś/powinnaś poznać, żeby nie liczyć, że na nie wpadniesz po wpadkach:
– Wiele osób używa określeń – “dopadła mnie apatia”, “to/tamto mnie przytłoczyło”, “dopadła mnie depresja”. Niektórzy nawet mówią “dopadła mnie motywacja!” Więc to jest ich poziom zrozumienia – że dopadają ich jakieś uczucia i na tej podstawie podejmują decyzje (zazwyczaj szkodliwe/niemądre). Czyli zmieniają swoje decyzje w zależności od tego, co czują. A to BARDZO niska inteligencja emocjonalna. To tak jakbyś zmieniał(a) decyzje w zależności od pory dnia. Pracujesz od 11 do 12, a od 12 do 13 obijasz się, od 13 do 14 dłubiesz w uchu. Podejmowanie decyzji i zmiana decyzji w zależności od tego, co czujemy to poważny błąd i zaniedbanie. To uzależnianie siebie i swojego życia od emocjonalności. Wiąże się z tym brak pewności siebie. Tak naprawdę brak pewności co do swoich decyzji. Bo nie wiedząc kiedy i co poczujesz, nie wiesz kiedy i jak zmienisz swoje decyzje! A tak nie powinno być.
Decyzje powinny ewentualnie ulegać zmianie na podstawie zdroworozsądkowej analizy, a nie emocjonalnej mentalizacji.
Czy wiesz jaka jest różnica pomiędzy zdroworozsądkową analizą, a emocjonalną mentalizacją?
– Ani motywacja, ani brak wiary nie powinny stać się powodem, by coś zacząć lub przestać robić. Jeśli chcesz wyzdrowieć i żyć jako osoba zdrowa, akceptuj to, co czujesz i wybieraj rozsądnie. Nie zmieniaj decyzji, bo nagle pojawił się wstyd czy strach. Zaakceptuj i nie wypieraj ludzkiej natury – prostego faktu, że jako ludzie czasem będziemy czuć się dobrze, a czasem źle. Wiedziałeś/aś o tym? Wiesz, że milionerzy też się czują od czasu do czasu źle, a nawet bardzo źle? Sądzisz, że przedawkowują narkotyki lub giną prowadząc samochód po pijanemu, bo im się tak nudzi lub że im odbija od tej ilości pieniędzy? Nie. Są nadal takimi samymi ludźmi jak Ty podatnymi na błędy i niezrozumienia. I w pewnych okolicznościach nadal popełniają błędy ale w większości okoliczności podjęli decyzje oparte o rozsądek, a nie emocjonalność – dlatego żyje im się lepiej/dobrze/bardzo dobrze. Cierpienie nie jest zarezerwowane tylko dla biednych.
Gdy jest Ci źle – jak z tym postępujesz? Czy pozwalasz sobie czuć się źle? A może z tym walczysz, opierasz się? Co robisz z gorszym samopoczuciem?
Jeśli na podstawie tego, że czujesz się źle przestajesz żyć rozsądnie i zaczynasz robić sobie ogromną krzywdę powinno stanowić poważny sygnał, że potrzebne jest poważne przyjrzenie się sobie i swoim decyzjom. Jeśli robisz coś rozsądnego, mądrego – to to kontynuuj. Jeśli nie wiesz jak interpretować to, co czujesz, to albo poszukaj o tym informacji, albo skonsultuj się z osobą, która to rozumie.
Najgorszym możliwym doradcą w kwestii emocji jest nasz własny umysł.
Chociażby z fundamentalnego faktu, że w stanie emocjonalnym umysł nie pracuje twórczo, tylko odtwórczo. Więc nie znajduje rozwiązań, tylko racjonalizacje dla obecnego stanu. A racjonalizacjami tymi jest to, co już usłyszałeś/aś, czym zostałeś/aś zaprogramowany/a.
Jedną z takich racjonalizacji jest – “Jak dopuszczę emocje do siebie, to mnie zaleją, przytłoczą, pochłoną”. Wow! Jeszcze nie słyszałem, by kogoś pochłonęła emocja! Ale ludzie mających ich wiele stłumionych wierzą w to. I dlaczego? Bo akurat u nich tak będzie? Nie. To tylko w kółko powtarzanie sobie bzdury, przez którą w ogóle uciekają od emocji, możliwe, że całe życie. Powiedz mi – czy jest jakaś różnica w tym, że wiesz, że nosisz na plecach worek cegieł i w tym, że tego nie wiesz? Czy to, że wiesz o tym worku lub nie wiesz ma jakiś wpływ na to czy jest Ci łatwo lub ciężko? Nie. Tak samo jest z emocjami. Gdyby emocje Cię miały pochłonąć lub przytłoczyć to już dawno by do tego doszło.
Inną z takich racjonalizacji jest “nie chce mi się”. Wow! A co to jest to “się”? To przerzucanie odpowiedzialności za swój nieuświadomiony wybór postawy niechęci na coś w świecie. “Nie chce mi się iść do pracy” jest urojeniem. Prawdą jest – “wobec pracy utrzymuję nastawienie niechęci, czyli WYBIERAM ABY NIE CHCIEĆ iść do pracy”. Innym możliwym scenariuszem jest odczucie oporu i zrzucenie za niego odpowiedzialności np. na pójście do pracy. Prawdą jest wtedy “czuję opór”. To wszystkie fakty. Ten opór możemy przestać zasilać i uwolnić. Nie musimy się z nim mordować nawet całymi miesiącami.
Często też słyszę – “strach wziął górę”. A to również urojenie. Nie strach wziął góry, bo energia nie może wziąć góry. Tylko ostateczna decyzja została podjęta PRZEZ CIEBIE na podstawie strachu, który czułeś/aś. I odpowiedzialność za to została PRZEZ CIEBIE przerzucona na strach. Dokonujesz wyboru, by uwierzyć w mentalizację na bazie strachu, którą się zahipnotyzowałeś/aś. Nie wybierasz wtedy rozsądnie. A możesz wybrać rozsądnie POMIMO strachu, tylko niezbędnym jest stać się wtedy świadomym/świadomą.
Czy ciemność bierze górę? Nie. To my możemy włączyć światło lub je zgasić i na podstawie tego co widzimy podjąć jakieś decyzje. Ani światło, ani ciemność nie biorą góry.
Inaczej to tak jakby powiedzieć, że kurczak z rożna wziął górę, bo pachniał ładniej od sałatki warzywnej. Ale kurczak nic nie robił. Wszystko odbyło się W NAS, tylko to niewłaściwie zinterpretowaliśmy, a własną decyzję podjęliśmy nie ze zdrowego rozsądku, tylko bo nam ładnie pachniał kurczak. Porno też nam ładnie “pachnie” w pewnych okolicznościach, co nie znaczy, że jego wybór wtedy jest mądry, ani rozsądny.
– Częstym urojeniem jest też – “mam opór”, albo “pojawił się opór” lub “dopadło mnie znużenie/zmęczenie/niechęć”. Wszystkim powtarzam po 100 razy, że opór to ich postawa, ich nastawienie, a jednak non stop dalej słyszę “czuję opór”, a nie “wybieram nastawienie niechęci”. Ludziom wydaje się, że opór jest jak smród – ot nagle zaczynają go czuć, bo przeszedł ktoś śmierdzący lub znaleźli się na brudnej ulicy. Nie chcą zrozumieć własnej odpowiedzialności w nastawieniu do tego, co ich spotyka. Inni jeszcze sobie wymyślają, że to ich psychika/podświadomość wybiera za nich! Napina się, ma własną opinię i nie zgadza się na zastaną rzeczywistość! Albo mózg! Albo cholera wie co jeszcze! To może jeszcze powiesz, że Twój komputer nie zgadza się, byś go dzisiaj włączył? Albo Twój telefon? A może szafa nie zgadza się, byś coś do niej wsadził(a)? Może patelnia każe Ci coś usmażyć albo użyć masełka zamiast oleju? Jeśli słyszysz głosy, to może warto zadzwonić po egzorcystę? Ale łatwiej i mądrzej będzie wziąć odpowiedzialność za własne decyzje.
Tak ludzie żyją nieświadomie, że nie dostrzegają fundamentalnego aspektu – własnej postawy/nastawienia odnośnie czegoś.
To, że czujesz opór i napięcie nie musi mieć żadnego powodu. Ot wybierasz takie nastawienie i je utrzymujesz każdego dnia od pierwszych chwil po przebudzeniu, aż do wieczora. Robisz to nieświadomie, bo jest to nawykowe. Tyle razy to wybrałeś/wybrałaś, że stało się to nawykiem. Siłą tego nie zmienisz.
Dlatego mówię, że na naukę jest czas PRZED wpadką, bo wtedy i tylko wtedy możemy sobie uświadomić np. własną postawę względem tego, co czujemy – wybraliśmy niechęć, opieramy się, walczymy. Po wpadce będzie się nam wydawało COŚ – coś urojonego, coś co już wymyśliliśmy sobie wcześniej. Ale prawdy – faktów – w tym nie będzie.
NIEOCENIAJĄCA OBSERWACJA jest fundamentem zmiany tak kluczowych aspektów jak instynktowne, a więc nierozsądne i często nieracjonalne wybory – np. dalsze obżeranie się, gdy mamy już poważne problemy z nadwagą. Tego nie zrobisz za pstryknięciem palców. To wymaga znaczącej dojrzałości wewnętrznej, czyli pracy nad sobą.
8. Czeka mnie dużo pracy i to zła wiadomość.
To, że czeka Cię dużo pracy, to bardzo dobra wiadomość!
Bo im więcej jest do zmiany, tym większych i głębszych zmian na lepsze doświadczysz. Każda, nawet minimalna zmiana może przynieść nieoczekiwane, wspaniałe zmiany.
Najlepiej pokazuje to gra w golfa. Nawet minimalna zmiana na początku spowoduje, że piłeczka wyląduje w zupełnie innym miejscu. Z drugiej strony nawet minimalne ale negatywne, niezdrowe zmiany spowodują, że z czasem wylądujesz w swoim życiu nie tam, gdzie byś chciał(a).
Już żyjesz. Przeżyłeś/aś. Może być tylko lepiej, jeśli nie będziesz postępować dalej niemądrze.
Korekty są jednak niezbędne, bo chcąc nie chcąc każda chwila obecna to kalka poprzedniej + kurs jaki obecnie masz wybrany.
Czasu nie zatrzymasz, Twoje życie prze do przodu z tym wszystkim, co w nim utrzymujesz oraz jaki kurs wybrałeś/aś.
Dwie kluczowe informacje:
– Zmiana nie musi być ogromna, by doświadczyć pozytywnych rezultatów.
– Im mniejsza zmiana, tym więcej czasu może być potrzebne, by tych rezultatów doświadczyć.
Poza tym większość tej pracy, którą masz do wykonania, to uświadomić sobie to, co już robiłeś/aś i przestać to robić! Czy przestanie robienia czegoś to ciężka praca? Nie!
Czy zyskanie świadomości, że już coś robisz i przestanie robienia tego to ciężka praca?
Ponadto – to, co niemądrze robiłeś/aś do tej pory, drenowało Cię z energii, chęci, obciążało psychikę. Zapewne praktycznie w każdym obszarze towarzyszył Ci opór, napięcie. A wiesz, że opór to Twoje nastawienie? Więc jeśli je zmienisz, to nie tylko przestaniesz się męczyć ale trwale podniesiesz swój poziom energii! A nadmiar energii będziesz mógł/mogła poświęcić na zadbanie o swoje życie.
Większość ludzi podchodzi do zmian bardzo niewłaściwie.
Starają sobie wyobrazić nowe życie ale nie wyobrażają sobie w nim nowych siebie.
Uważają, że np. będą mieli nową pracę ale przerzucają na tą wizję to wszystko, co czują obecnie – stres, napięcie, strach, niepewność. I mówią sobie, że sobie nie poradzą i dlatego lepiej jest jak jest. Ale droga, by zmienić pracę wiąże się z osobistym wzrostem i oczyszczeniem! Tego, co czujesz teraz nie będziesz czuł(a)!
To jakby nigdy nie zacząć ćwiczyć, bo mówimy sobie, że nie podniesiemy sztangi ważącej 100 kg. Ok, TERAZ NIE! Ale dzięki stawianiu małych kroków i wzroście naszej siły w końcu to zrobimy! Widzisz jak głupie jest osądzanie przyszłości bez brania pod uwagę tego, że my możemy się zmienić?
Ci co rezygnują z np. podrywania kobiet cały czas umieszczają odczuwany wstyd, strach, opór na swoją wizję tego, co będą robić. Sądzą, że będą to czuli cały czas i cały czas będą się z tym męczyli. Ale mogą się z tego oczyścić, mogą zmienić swoje nastawienie i postawę odnośnie zagadywania do obcych kobiet. Z każdym podejściem, jeśli wykonają wewnętrzną pracę, będzie im coraz łatwiej, a nie tak samo trudno lub trudniej!
Więc zacznij od skorygowania swojego nastawienia odnośnie pracy, która Cię czeka. Możesz i powinieneś/powinnaś CODZIENNIE uwalniać opór przed pracą, przed podejmowaniem pewnych czynności. Większość ludzi na tej planecie nie tylko nie uwalnia oporu ale jeszcze go wybierają przy każdej okazji i utrzymują non stop. Oraz oczywiście zrzucają odpowiedzialność za własną postawę.
Z każdym uwolnionym ładunkiem emocji i oporu będzie Ci coraz łatwiej i lepiej w życiu! Czy odczuwanie ich masy teraz to zła wiadomość? To cudowna wiadomość, bo czując coś możesz to uwolnić, przestać się temu opierać, przestać się z tym męczyć, zaakceptować to, uznać, poddać.
Spotkałem się nawet z takimi pytaniami – “Piotrze, jak przeskoczyć strach w tej sytuacji?” Sugeruję nie próbować przeskoczyć strachu, tylko wysłać go w kosmos! Wtedy będzie po problemie!
Widzimy jak ludzie nie chcą mierzyć się z emocjami i oporem. Kombinują na wszystkie możliwe sposoby, by uniknąć ich odczuwania i coś zmienić w swoim życiu. A to niemożliwe. Musisz się odkleić od emocji i pozwolić im płynąć. A w tym czasie nie zajmować się bzdurną mentalizacją, ani nie opierać się, tylko wykonać rozsądne działanie chętnie, spokojnie, odważnie, rzetelnie. To dla większości ludzi na początku jest bardzo trudne, bo tak silnie są przywiązani do mentalizacji i do oporu. Ale krok po kroku można to zmienić.
Strachu, ani żadnej emocji przeskoczyć nie możesz. Czujesz je dlatego, gdyż:
– Zalega w Tobie ich ładunek. A więc nie zniknie, dopóki go nie odczujesz, zaakceptujesz i uwolnisz.
– Twoje NASTAWIENIE odnośnie danego działania powoduje powstanie jakiejś emocji. Strach powstaje, gdy dostrzegamy w czymś/kimś zagrożenie. Strach to informacja o tym jak do tego podchodzisz. Nic nie masz przeskoczyć, tylko uświadomić sobie i zrozumieć swoje nastawienie i ewentualnie je skorygować. Czy zagrożenie jest realne?
Większość ludzi nie boi się żadnego wydarzenia, ani życia, tylko swoich własnych odczuć na ten temat.
Ludzie nawet boją się strachu! Czyli czują strach przed strachem! Dlatego pytają się mnie jak go przeskoczyć. Nie masz go przeskoczyć, bo odwaga to nie unikanie strachu, tylko mierzenie się z nim w sobie. Nigdy nie wzrośniesz, jeśli tylko będziesz unikał(a) problemów i wyzwań. One od tego są w Twoim życiu, by przeze ich rozwiązywanie wzrastać!
Spotykałem się też z nastawieniem – “Skoro tak prosta sytuacja wyciąga ze mnie tyle emocji, z którymi sobie nie radzę, to ile emocji wyciągnie ze mnie coś naprawdę poważnego?” To zupełnie błędne pojmowanie emocji i zawartości podświadomości.
Spotkałem się z wpadaniem w szał, bo ktoś popełnił malutki błąd. I w taki sam szał wpadała ta osoba podczas poważniejszych sytuacji. Nie jest ważne co się właściwie stało ale to jakie znaczenie sami temu nadaliśmy. To determinuje co poczujesz.
Jeśli dla Ciebie utrata pracy nie jest niczym poważnym, to po utracie pracy poczujesz troszkę napięcia i tyle. A jeśli od tego czy masz pracę sądzisz, że zależy Twoje życie, zdrowie, dom, samochód i wszystko co ważne, to po jej utracie doznasz poważnej traumy.
Tak jak mówiłem w temacie rekontekstualizacji – to my nadajemy wszystkiemu znaczenie i na tej podstawie nasza psychika generuje takie, a nie inne emocje. Jeśli czegoś bardzo nie chcesz, a dojdzie do tego, to poczujesz ogromny ból, bo już wcześniej tak silnie tego NIE CHCIAŁEŚ/AŚ. A ta niechęć to właśnie opór, przez który czujesz ból.
Ta sytuacja może stać się więc świetnym pretekstem, by nauczyć się zdrowszego podejścia – akceptacji do tego, co się dzieje i co może się stać. Bo po co się opierasz? Sądzisz, że opór Cię chroni i zabezpiecza? Nie! Opór jest powodem bólu. To durne programowanie, głupie postępowanie. Dziecinne. To dziecko chowa się pod kołdrę i sądzi, że go nie widać. Tak samo z oporem. Dlaczego to robimy? A dlaczego nie? Możemy. Tak jak możesz w każdej chwili uderzyć ręką w ścianę. To głupie ale możesz to robić nawet każdego dnia wiele razy. Ale nie oczekuj, że będzie Ci przez to łatwiej w życiu. Niemniej niektórzy tak robią, bo starają się wyłudzić ubezpieczenie zdrowotne. Ludzie potrafią doprowadzić do wypadku, skrzywdzić się, bo coś z tego mają. Upewnij się więc, że sam(a) nie doisz jakichś korzyści z utrzymywania oporu i stanu apatii. Bo prawie na pewno tak jest.
Być może dużo pracy będzie Cię kosztowała zmiana tego. Ale jej korzyści będą bezcenne dla Ciebie.
9. Boję się popełnić błąd.
Strach jest zrozumiały, bo jego odczuwanie to część ludzkiej natury. Ale konieczne jest poznanie tego niezwykle istotnego faktu
strach nie chroni!
Strach nie uchroni Cię przed popełnieniem błędu, tak samo jak obwinianie się za błędy nie ochroni Cię przed ich popełnieniem.
Emocje to energia i informacja. Nie chronią Cię, tylko ochroni Cię mądre skorzystanie z tej energii i informacji. Jeśli zbliża się egzamin, to strach przed jego niezaliczeniem chroni Cię? Nie. Obciąża Twoją psychikę, bo go w sobie zbierasz. Zbieranie mądrych książek i wsadzanie ich do plecaka też Ci nie pomoże, tylko zbędnie obciąży. Z książek, tak jak i ze strachu należy mądrze skorzystać – twórczo.
Jeśli “boisz się egzaminu”, to właśnie robisz jedyną rzecz, przez którą dojdzie do najgorszego scenariusza – jego oblania – nie uczysz się, tylko trzymasz się strachu i obciążasz tym swoją psychikę. Kleisz się do tego strachu. Strach tego nie robi. Ty to robisz. Zamiast uczyć się SPOKOJNIE, zajmujesz się strachem i myślami. I to zajmujesz się bardzo niewłaściwie. Poza tym nie egzaminu się obawiasz, tylko konsekwencji z jego niezaliczenia. A niezaliczenia egzaminu nie ma teraz, więc dlaczego się teraz boisz? Jeśli nie chcesz konsekwencji z oblania egzaminu, to ZRÓB wszystko, by do tego nie doszło. Z poziomu rozsądku – czym to jest? Nauka. Spokojna, rzetelna, chętna.
W samym strachu nie ma nic złego. Błędem jest tylko zajmowanie się nim i próba pozbycia się go. Ignoruj mentalizację i wykorzystaj energię strachu, by poradzić sobie z niebezpieczeństwem. Zaś poradzisz sobie z nim dzięki nauce. Wiedząc to, możesz przestać się trzymać strachu.
Postrzeganie roli strachu (i emocji w ogóle) to jedna z kluczowych zmian do wprowadzenia. Zamiast się bać zmian, zacznij je akceptować, a nawet ekscytować się nimi! Ale dokonywać mądrych korekt tam, gdzie są potrzebne.
Ani strach, ani opieranie się, ani silne pragnienie, ani fantazjowanie o sukcesie, ani karanie za błędy nic nie zmieni na lepsze, tylko na gorsze. Na lepsze zmieni podjęcie się odpowiedniego działania, a nie myślenie o nim.
Im więcej luzu, im mniej napięcia i oczekiwań, tym lepiej.
Ale ma być utrzymany kurs. Ma być konkretnie wyznaczony i rozpoznane miejsca tam, gdzie dochodzi do wypadków.
Kiedy dochodzi do wypadku? Gdy zamiast się uczyć przestajesz to robić i zaczynasz zajmować się strachem i mentalizacją.
Podróż do celu ma być aktywna i uczciwa. Realna. Nie możesz sobie wciskać kitu, że robisz coś konstruktywnego, gdy w rzeczywistości jedynie zajmujesz się emocjami i myślami i to jeszcze się im opierasz i wierzysz w różne urojenia i nieprawdę.
Jedną z najczęstszych przyczyn wpadek to nagromadzenie stresu. A co to jest stres? Stres to emocje (głównie strach), które w sobie gromadzimy. Stres to konsekwencja nagromadzenia w podświadomości dużej ilości emocji i opieranie się im. Jeśli więc boisz się popełnić błędu – właśnie jeden popełniasz! Bo gromadzisz w sobie emocje. Opierasz się im. Jeszcze wmawiasz sobie urojenie – że stresujesz się czymś. Czyli wierzysz, że źródło stresu jest zewnętrzne.
Z jednej strony popełniasz błąd, z drugiej masz jasno pokazane, że nie jest to takie straszne – czujesz jakieś emocje. No i? Ale to nie one doprowadzą do oblania egzaminu, tylko to, że zamiast się uczyć, zmagasz się ze swoimi uczuciami i hipnotyzujesz się myślami, które nic Ci nie dają. Dopóki będziesz je popełniać, będą upadki.
Ponadto – jeśli jesteś uzależniony/na od lat, to od lat popełniasz bardzo poważne błędy! A błędy popełnione pod okiem specjalisty w procesie wychodzenia z uzależnienia bardzo dużo Cię nauczą, wzmocnią! Dadzą Ci niezbędne mądrość i doświadczenie!
A wiesz kiedy można skorygować swoje błędy? W momencie ich popełniania – tylko wtedy możesz skorygować swoją decyzję. Nie myśleć o tym godzinę po fakcie lub godzinę przed, tylko dokładnie w tej chwili, gdy podejmujesz dotychczasową – błędną – decyzję. W każdym innym momencie żyjesz tylko w majakach umysłu, czyli poza rzeczywistością.
Więc kiedy możesz przestać się stresować? Gdy sobie uświadomisz, że właśnie to robisz w tej chwili. Kiedy możesz przestać się opierać i chętnie zająć się nauką? W momencie, gdy uświadomisz sobie, że zamiast się uczyć, opierasz się.
Kiedy więc możesz przestać się sabotować? Gdy dostrzeżesz, że to robisz w danym momencie! Nie możesz tego zrobić ani przed, ani po. Bo jeśli się nie sabotujesz, to jakże możesz przestać?
Kiedy możesz zacząć robić coś ze strachem lub stresem? Gdy go odczuwasz! Tylko wtedy. Więc krytycznie ważna może być nauka odczuwania, by w ogóle mieć świadomość, że coś czujesz i kiedy. Bo nie jest ważne wyłącznie to, by coś zrobić ale co. Może Ci się WYDAWAĆ, że wypicie kolejki “na odwagę” przed pójściem na parkiet będzie dobrym wyborem. Ale czy rzeczywiście takim jest? Może się wydawać, że obejrzenie kabaretu przed zabraniem się za pracę czy naukę jest dobrym wyborem. Ale czy rzeczywiście takim jest?
Jeśli nie, to jakich konsekwencji doświadczyłeś/aś? Jakich innych rozwiązań spróbowałeś/aś i jakie były ich rezultaty? Czy wiesz? Czy wykonujesz jakiś konkretny plan czy robisz co Ci się podoba, kiedy Ci się podoba?
Życie jak dziecko, gdy dzieckiem już nie jesteśmy raczej nie skończy się dobrze.
Rozumiesz już, że MOŻESZ popełnić błąd i problem jest tylko w niechęci do emocji?
Ile w swoim życiu uznałeś/aś, że nie możesz zrobić i ile nadal uważasz? Czy już staje się jasne, że MOŻESZ ale NIE CHCESZ, bo nie chcesz narazić się na odczucie pewnych emocji?
Unikanie emocji to bardzo niezdrowe podejście, bo – raz, że w emocjach i ich odczuwaniu nie ma nic złego, dwa – bez ich odczucia nie możesz się oczyścić z już stłumionych i wypartych emocji. A wyciągnie je z Ciebie czasem byle co. Z ludzi wychodziła furia, bo popełnili malutki błąd – od razu reagowali ogromnym gniewem, by uciec od poczucia winy, którego w nich zalega mnóstwo. Ale co z tego? Wina nie czyni z Ciebie nikogo gorszego, ani odczuwając jej nie czeka Cię kara, ani ból, ani cierpienie. Poczucie winy to po prostu jakaś forma energii doświadczana w ciele i tyle. Z poziomu psychiki ma bardzo ważną rolę dydaktyczną, a nie jak się powszechnie uważa – wiąże się z cierpieniem.
Każdy cierpi na własne życzenie, gdy opiera się bólowi.
Nie ma innego źródła cierpienia. A to także oznacza, że –
ból to nie cierpienie.
Widzisz więc jak wyłania się ta psychiczna konstrukcja warstwa po warstwie. Można powiedzieć – “piętro” po “piętrze”.
Nie chodzi wcale o strach przed popełnieniem błędu ale boisz się odczuć wstyd i winę, gdy popełnisz błąd. Bo masz o wstydzie i winie niepoprawne informacje. I tak naprawdę chcesz się bać, bo strach jest dużo wyżej jakościowo, niż wstyd i wina. Chętnie się go trzymasz! Chcesz się bać jak najbardziej, byle tylko nie odczuć emocji niższych od niego.
Dlatego też ludzie uwielbiają się tak gniewać! Cały świat się gniewa! Wypowiada wojny! Wszyscy wrzeszczą i nienawidzą strzelając do siebie! A gdyby się przyjrzeć na to, to widzimy przestraszonych ludzi o niskim poczuciu wartości, którzy za poczucie przynależności dają się kontrolować i głupio wykorzystać do tego stopnia, że nawet zabiją innych ludzi.
Emocje już w Tobie są i obciążają Twoją psychikę. Należy je przewartościować, a następnie dopuścić do świadomości. Inaczej co chwila znajdziesz coś, czego będziesz chciał(a) uniknąć, by uniknąć związanych z tym wstydu i winy. A że nie odezwiesz się na imprezie, za co ostatecznie uznają Cię za dziwaka, a więc i tak odczujesz wstyd. A że nie poprosisz ładnej znajomej na imprezę. Poprosi ją ktoś inny, a Ty odczujesz poczucie winy, że tego nie zrobiłeś. Itd.
Ostatecznie i tak poczujesz te emocje.
Co więcej – ludzie tak robią się w jajo, że jak nie nauczą się na egzamin, bo się cały czas tylko martwili i stresowali, to po jego niezaliczeniu jeszcze wmawiają sobie, że są głupi, gorsi, że zasłużyli, by im było źle! Czyli dalej robią to samo – usprawiedliwiają i racjonalizują to, co czują.
Z przeszłymi błędami jest dokładnie tak samo – problemem nie jest, że popełniłeś/aś błędy ale to, co czujesz odnośnie tego, prawda? Przykład drastyczny – przez oglądanie porno straciłeś/aś żonę/męża. Odeszli. I w czym jest problem? Gdybyśmy się temu przyjrzeli naprawdę szczerze, to problem jest tylko w tym, co czujemy. Bo gdybyśmy czuli spokój i radość, to wszystko byłoby ok, nieprawdaż?
Co więcej – w stanie spokoju i radości zapewne szybko byśmy kogoś poznali.
Problemem zapewne jest żal, wstyd, wina za to, co zrobiliśmy lub powiedzieliśmy. A użalanie się, zawstydzanie i obwinianie to bardzo negatywne i dziecinne postawy, z których po prostu nigdy nie wyrośliśmy. Bo nie znaliśmy zdrowej alternatywy!
Tak samo strach przed popełnieniem błędu… a co takiego jest złego w popełnieniu błędów? Wszyscy wynalazcy, odkrywcy, pionierzy, przedsiębiorcy, ludzie sukcesu, ludzie szczęśliwi nigdy w błędach nie widzieli nic złego! Dlaczego my upieramy się przy tym, że jest w nich coś złego? I dlaczego jeszcze wciskamy sobie kit, że i z nami jest coś nie tak, bo je popełniliśmy?
Zapewne trzymamy się tego programu od najwcześniejszych lat dziecięcych, gdy inne dzieciaki śmiały się z nas, gdy się wygłupiliśmy. I od tamtej pory nosimy wstyd, którego nie chcemy poczuć za żadne skarby. I dlatego nasze życie jest bardzo ograniczone. A przynajmniej względem tego jakie mogłoby być. Bo ten wstyd to jedna z fundamentalnych rzeczy, która musi zostać uwolniona i związane z tym przekonania przepracowane – zrekontekstualizowane i zamienione na dorosłe, zdrowe odpowiedniki.
Dlaczego? Bo ujawni się na samym początku zmian – na samym starcie podejmowania się działań mających przynieść zmiany. Jeśli się z nim nie zmierzysz, nie wykonasz tych działań. Albo wykonasz je raz, a potem to wszystko podkopiesz, by znowu uciec od wstydu.
10. Ważne że coś robię ze sobą.
Możesz się kręcić wokół własnej osi 357 lat, a jak byłeś/aś, tak pozostaniesz uzależniony/a. Nie rób się w konia.
Jeśli sięgasz po pornografię z XYZ powodów, to jak może Ci pomóc zajmowanie się tematami ABC? Nie pomoże. Jeśli makaron, który ugotowałeś/aś wyszedł Ci zbyt twardy, to nie pomoże Ci wyprasowanie zasłon, tylko gotowanie go nieco dłużej.
To jeden z programów dumy – coś robimy i nasze poświęcenie powinno zostać nagrodzone. Ale to po prostu głupie. Na tej planecie nic nie jest ani nagradzane, ani karane.
Tylko doświadczasz konsekwencji swoich wyborów.
Jak wybory są głupie, nieprzemyślane, nieodpowiednie do sytuacji, to takie będą konsekwencje. Im gorszy wybór, tym bardziej bolesne konsekwencje. Dlatego bardziej bolesne, by zmusić nas do dokonania tego wyboru.
Czy stłuczenie kubka po jego upuszczeniu to kara czy nagroda? Ani jedno, ani drugie. To zwyczajna konsekwencja związana z tym, że zadziałało prawo grawitacji i materiał, z którego wykonany był kubek zderzył się z dużą siłą z twardą powierzchnią. Ani kubek, ani podłoga, ani grawitacja nie dokonały wyboru. Wszystko wydarzyło się zgodnie z działającymi na tej planecie prawami, które nie mają swoich opinii.
Tak samo oglądanie pornografii – ten mechanizm nie ma swojego zdania czy raz Ci zniszczyć mózg, a innym razem odpuścić. Jeśli wybierzesz oglądanie pornografii, to wydarzy się wszystko zgodnie z prawami na tej planecie. I doświadczysz konsekwencji.
Tak samo ze wszystkim innym. Jak robisz “coś”, to doświadczysz “czegoś”.
Jak obejrzysz porno, to nie dostajesz nagrody. Coś się dzieje i zapewne przez cały czas, gdy oglądałeś/aś pornografię, nie miałeś/aś pojęcia co się dzieje. A działo się niedostrzegalnie BARDZO DUŻO negatywnego. Mogło Ci się coś wydawać ale rzeczywistość nie zależy od tego, co Ci się o niej wydaje. Prawa grawitacji nie zmienisz fantazjowaniem o nim nawet przez 100 lat, że jest inne i jak upuścisz kubek to się nie rozbije. Możesz sobie fantazjować 100 lat o tym, że się kubek nie rozbije, a jak po 100 latach poświęcenia upuścisz kubek… niespodzianka! Rozbił się!
Warto wiedzieć, że życie stabilne, zdrowe, kwitnące, to życie, w którym utrzymujemy mądry kierunek. To życie przemyślanych, spójnych, mądrych wyborów. To dążenie w ustalonym kierunku, a gdy zboczymy ze ścieżki, to na nią wracamy. Życia harmonicznego, zdrowego nie da Ci robienie “czegoś”.
Zdrowie to naturalna konsekwencja dokonywania mądrych, czyli zdrowych wyborów.
Jeśli nie doświadczasz zdrowia, pewne wybory, których dokonujesz nie są mądre/zdrowe. I tymi niemądrymi decyzjami przede wszystkim trzeba się zająć. A nie na siłę robić coś innego. Czy wiesz jakie Twoje decyzje są niemądre/niezdrowe, że je podejmujesz, kiedy je podejmujesz i dlaczego?
Najłatwiej to przemyśleć na przykładzie treningów. Gdy sobie od czasu do czasu zrobisz kilka pompek i przysiadów, to nie licz na silne i sprawne ciało. Musisz mieć plan na przynajmniej kilka lat regularnej pracy. A ten plan trzeba jeszcze po drodze modyfikować.
To podejście – “coś robię ze sobą” – to jeden z fundamentalnych mechanizmów wypierania problemu i stanowi nieuświadomiony opór. To tylko racjonalizacja oporu, a więc i powód uzależnienia.
Nawet ryżu nie ugotujesz, jeśli go wyjmiesz z wody po 4 minutach i powiesz “no przecież coś go pogotowałem/am”. Biały ryż gotujemy X czasu, brązowy Y czasu. Nie odwrotnie. Jak gotować będziesz za krótko, to będzie niejadalny, twardy. A jak za długo, to będzie rozgotowany i niedobry. A jak raz pogotujesz ileś czasu, a raz inaczej, to żadnej mądrości z tego nie wyciągniesz i nie nauczysz się gotować ryżu.
Jak masz problem ze stresem, to nic Ci nie da raz zrobić tak, a raz inaczej. Nie da Ci też nic nauka sadzenia tulipanów. Tylko masz się zmierzyć ze stresem w sytuacjach, których unikanie powoduje zaniedbania w życiu oraz zaniedbania zdrowotne.
I tak załatwiasz każdą z PRZYCZYN sięgania po pornografię – uzależnienia.
Jak masz 70 lat, to zrób to w wieku 70 lat. Jak masz 17 lat, to zrób to w wieku 17 lat.
Nie bez powodu w pierwszej części tych materiałów podkreślałem znaczenie korzystania z gotowego SYSTEMU.
Ludzie ego ma to do siebie, że jest niechętne do jakichkolwiek zmian. Chroni siebie – czyli tego, co uznaliśmy za siebie i swoje życie – za swój los. Jak ktoś uznał, że jest ofiarą, to ego będzie tego chroniło. Tak jak ego innej osoby będzie chroniło jego przekonania, że należy mu się wszystko co najlepsze. To ten sam mechanizm i ten sam element narcystycznego rdzenia ego.
Trzeba to jasno i klarownie powiedzieć –
nie jest tak ważne co robisz ale kim jesteś, kim się stałeś/aś.
Dopóki nie staniesz się osobą żyjącą chętnie, odważnie, radośnie, pozytywnie, śmiało, akceptującą, wybaczająco, to nie licz na zdrowie w kontekście uzależnienia.
Co czujesz teraz odnośnie powyższego zdania? Jakie masz myśli? Czy są to myśli pozytywne, przyzwalające, zachęcające do tej zmiany?
Jak daleko Ci do takiego życia? Do bycia taką osobą?
Względem czego w Twoim życiu nie masz postawy chęci, odwagi, radości, pozytywności, śmiałości, akceptacji, wybaczenia? Konieczne będzie więc zajęcie się tym. A to najczęściej bardzo poważna praca.
11. Muszę bardziej ufać sobie.
Bardzo często spotykam się z takim stwierdzeniem ze strony innych ludzi. Nie ufają sobie i mówią, że muszą sobie bardziej ufać.
Jednak nie zauważają, że ufają “sobie”. Ale to “sobie”, którego się słuchają, to nie oni.
Kim/czym jest to “sobie”, któremu chcesz bardziej ufać? To umysł, myśli?
Co się zmieniło, że nagle zamierzasz sobie ufać bardziej? Nic! Dalej w umyśle zobaczysz to samo, więc i wybierzesz to samo. Dalej jesteś tą samą osobą, więc ufanie sobie bardziej nie da Ci nic nowego, ani lepszego!
To, komu powinieneś/powinnaś ufać bardziej to ekspertowi.
Czyli komuś, kto wie jak rozwiązać problem, który masz. A najlepiej, który sam miał ten problem i go rozwiązał w swoim życiu. Ty wiesz jak rozwiązać ten problem? Gdybyś wiedział(a), to byś go już dawno rozwiązał(a). Czy tak się stało? Nie.
Tak naprawdę nie ufasz swoim decyzjom, bo nie wiesz, że je podejmujesz, kiedy i dlaczego. Nie ufasz temu, co zrobisz.
No bo co to jest brak pewności siebie?
To nie żaden brak pewności siebie, tylko brak pewności swoich intencji, decyzji, kierunku.
Bardzo często wiąże się z brakiem decyzji co zrobić w danych okolicznościach. Nie ma to nic wspólnego z nami.
Na razie bezkrytycznie ufasz zwierzęcemu mechanizmowi walki i ucieczki. Gdy pojawi się coś (co?), czego nie chcesz, od razu ufasz, że musisz z tym albo walczyć, albo od tego uciec. Ale to nie doprowadzi Cię w dobre miejsce w Twoim życiu.
Jest jeszcze inna droga – akceptacji, zrozumienia, wybaczenia, odwagi, chęci, radości, miłości.
Bo nie musisz ani walczyć, ani uciekać.
Walka, a najlepiej ucieczka jest wskazana w sytuacji realnego zagrożenia życia. Czyli czegoś, co 99,9999% ludzi nie doświadczyło przez 99,9999% czasu. A jednak żyją jakby byli non stop zagrożeni.
Dlatego wręcz powinieneś/powinnaś ufać sobie mniej, dopóki nie wzrośniesz na poziom, z którego rozwiązania takie jak akceptacja, odpowiedzialność i odważne, chętne zajmowanie się dotychczas niechcianymi tematami, stanie się oczywiste. Do tej pory powinieneś/powinnaś zaufać komuś innemu kto to przeszedł. Słuchać się rad tej osoby, a nie tego, co widzisz w swoim umyśle.
Niejedna osoba mówi – “mogę przestać (oglądać pornografię/palić/pić – przyp. Kruk) kiedy będę chciał(a)!”. Tak, tak. Tysiące ludzi mówiło to przed Tobą i tysiące będzie mówić i jest to doskonale znany psychiatrii mechanizm wyparcia zasilany dumą, strachem i poczuciem bezsilności.
Ależ oczywiście, że możesz przestać ale tego zwyczajnie nie wybierzesz, bo czerpiesz z tych wyborów sporo korzyści.
To nie jest kwestia, że nie możesz ale że nie chcesz.
Po raz kolejny zapytam – dlaczego oglądasz pornografię? Przestaw w komentarzu listę powodów i korzyści.
A teraz odpowiedz na pytanie – czy jesteś gotowy/a zrezygnować ze WSZYSTKICH tych korzyści?
Prawie na pewno nie.
Więc nie dziw się, że są i będą sytuacje, w których wybierzesz porno niezależnie jakie obietnice sobie złożysz, jaki wysiłek włożysz w pracę nad sobą. I możesz sobie ufać tak bardzo jak chcesz ale oczywistym jest, że dopóki w tych pewnych sytuacjach korzyść z oglądania pornografii będzie dla Ciebie istotna, to pornografię obejrzysz i tyle. Nie możesz więc się robić w wała, że jest i że będzie inaczej. A przynajmniej dopóki nie nauczysz się tych sytuacji rozwiązywać w mądry, zdrowy sposób.
Gdy idziesz np. do klubu, to czy masz ustalony plan co zrobisz, gdy się np. zestresujesz, zawstydzisz, poczujesz winny/a lub poczujesz opór przed czymś? Czy liczysz, że tego unikniesz i najwyżej wypijesz alkohol, by to uciąć? A w pracy? A w życiu codziennym?
Masz plan co zrobisz w tych okolicznościach? Jeśli nie, to wybierzesz jakieś podświadome zachowanie (czyli walkę lub ucieczkę). I nie ważne w jakim stopniu “ufasz sobie”, bo podświadomość to część Ciebie. Zawsze więc słuchasz jakiegoś aspektu siebie. Tylko do tej pory nie byłeś/aś świadomy/a jakiego.
Dlatego bardzo często mówię o konieczności dokonywania decyzji w stanie spokoju, by były to decyzje dokonane na bazie racjonalności, a nie wstydu, winy, oporu, żalu, strachu, poczucia braku, niechęci, frustracji, dumy, etc.
To wszystko aspekty Ciebie + ich racjonalizacje. Cały czas, w kółko, na okrągło słyszę jak mi ludzie mówią, że porno daje im bezpieczeństwo, że uciekają od problemów. Więc podejmują decyzje oparte o opór i strach. I wierzą w kłamstwa. Bo to, że porno im to daje i pozwala uciec czy się zrelaksować, to zwyczajne kłamstwo – nieprawda.
Więc te osoby ufają sobie ale ufają temu, co uznały za prawdę. Nie obchodzi ich czy to faktycznie prawda. Ale oni w to wierzą, więc dla nich niczym złym nie jest słuchanie się tego.
Ile razy w swoim życiu słuchałeś/aś się przekonania, że jesteś do niczego, że sobie nie poradzisz, że jesteś gorszy, że na coś nie zasługujesz?
Komu w tym momencie ufasz? Sobie! A raczej temu, co uznałeś/aś za siebie.
“Jestem gorszy/a”. Wierzysz w to i na tej podstawie dokonujesz takich, a nie innych decyzji. I co Ci da bardziej ufać sobie? Tylko tyle, że jeszcze bardziej będziesz ufać wstydowi, winie, oporowi, strachowi, żalowi, dumie i programom/przekonaniom zbudowanym na ich podstawie – takim jak “jestem gorszy/a”.
Po raz kolejny powtórzę –
to “ja/sobie” musi się zmienić jeśli chcesz wyzdrowieć.
Nie licz, że poprawi Ci się w życiu cokolwiek, jeśli dalej będziesz taką samą osobą.
To musi stać się jasne. Na Blogu niektórzy komentują od ponad roku. I czytam, że są takimi samymi osobami w wieku 30 lat jak byli w wieku 15 lat i wcześniej.
Np. jako nastolatki bardzo silnie się bali, we wszystkim doszukiwali się zagrożenia. I w wieku dorosłym jest dokładnie to samo, a nawet bardziej! W każdym silniejszym od siebie człowieku widzą potencjalne zagrożenie. I słyszę jeszcze – “problemem nie jest to, że mnie przez 30 lat nikt nigdy nie napadł ale to, że MOŻE mnie napaść”. Wow…
To pokazuje jak ta osoba jest przywiązana do strachu. Oczywiście w moje rady wątpi.
Człowiek, o którym mówię od lat nosił ze sobą nóż. Nigdy go nie użył. Ale mówił, że dopiero dzięki niemu czuję się bezpieczny. A więc trzyma się strachu non stop od ponad 20 lat i aż potrzebuje noża, by jakoś sobie wmówić bezpieczeństwo…
Dałem tej osobie zadanie, by przestała nosić nóż, by zaczęła mierzyć się z tym strachem i go uwalniać. Po kilku miesiącach napisał, że nóż przestał nosić ale nic to nie dało… No pewnie, że nie dało, bo nie oczyścił się nawet z kapki strachu, ani się nie zmienił. Co więcej – napisał dłuuuuugaśnego maila, w którym non stop tylko racjonalizuje strach.
Napisał m.in.: “Poradziłeś mi wtedy żebym przestał. No i przestałem, ale mam wątpliwości czy dobrze robię – z punktu widzenia mojego umysłu wydaje się to niezmiernie głupie. Bo byłem, jestem i będę słabszy fizycznie od większości mężczyzn.”
Nie poradziłem mu, żeby przestał nosić nóż, tylko zaprzestanie noszenia noża to najlepszy sposób, by zmierzyć się z lękiem i przestać projektować poczucie bezpieczeństwa na niebezpieczne narzędzia. Miał odpuszczać strach, zmierzyć się z nim, przekroczyć go, wybrać odwagę. Ale do tego nie doszło. Zamiast tego dalej sobie wciska kit, że nie jest bezpieczny, bo jest słabszy. I że bezpieczeństwo daje mu tylko broń.
I jeszcze wykorzystuje moje słowa o tym, że większość ludzi jest w niskiej świadomości. Tak ale ludzie gotowych, by zaatakować słabszego jest mały ułamek. A jemu nic takiego się nie stało. Tylko to wszystko zbudował na bazie decyzji podjętej przez siebie w szkole podstawowej, gdy sprowokował kilka osób do czepiania się go.
Trzyma się masy strachu, projektuje go na świat, na innych ludzi i także projektuje poczucie bezpieczeństwa na nóż, a także inne narzędzia jak kubotan i pałka. Czyli nosi przy sobie arsenał i sądzi, że dzięki temu jest bezpieczny. Robi się w balona przez większość swojego życia i nie chce przestać. Uważa, że strach go chroni i że zagrożenie jest realne.
I taką samą bajką żył w szkole podstawowej, gdy był w klasie silnych chłopaków, dresów, którzy jednak nic nigdy mu nie zrobili. Ale już wtedy projektował na nich strach i w końcu przeniósł się do innej klasy. Okazało się, że mieli łączone zajęcia w-f i gdy tamci zobaczyli, że nie chciał być w klasie z nimi, dopiero zaczęli go dręczyć.
No bo nie ważne jest, że nigdy nic się nie stało ale to, że MOŻE się stać… Ale jedyne kłopoty miał przez swoją głupią decyzję podjętą na bazie strachu. A jednak nie zrezygnował z podejmowania decyzji na bazie strachu i nadal ma coraz większe kłopoty.
To pokazuje jaką pułapką jest to ufanie sobie i tylko sobie. Bo jak jesteśmy na bardzo niskim poziomie, np. strachu, to dla nas każda myśl powstała na bazie strachu jest rzeczywista!
Osoba tak kupiła Program Wolność od Porno i poznała uwalnianie emocji. Ale jak widzimy – po prostu nie chce uwolnić strachu, bo czerpie z niego bardzo dużo korzyści. Nie chce zmienić siebie, nadal woli się bać i sądzić, że źródłem strachu i braku bezpieczeństwa są inni ludzie. A to tylko przekonanie zbudowane w wieku nastoletnim i to na podstawie konsekwencji swojej własnej, niemądrej decyzji.
Jak u wielu, jednym z głównych kroków musi być przepracowanie strachu – zarówno uwolnienie ogromnych pokładów stłumionego strachu jak i dokonanie rekontekstualizacji samego strachu.
Ten, kto dalej Program WoP traktuje jako magiczne zaklęcie lub sztuczkę, nie zmieni wiele.
Wspomniany mężczyzna jest na poziomie strachu. Przeszkadza również duma, podświadoma, wina, wstyd, żal do siebie i oczywiście opór. Każdy z tych mechanizmów musi zostać przepracowany. Wszystko co zrobi powinno mieć INTENCJĘ zmiany siebie – przekroczenia przede wszystkim strachu. Samo zaprzestanie noszenia noża nic nie zmieni. Tylko straci możliwość projekcji na niego poczucia bezpieczeństwa. Całę resztę należy wykonać w sobie – zmienić siebie.
12. Oglądam porno, bo je lubię.
Totalne niezrozumienie i nieporozumienie.
Nikt nie ogląda pornografii, bo ją/to lubi.
Nikt nie pali papierosów, bo to lubi. Żaden alkoholik nie pije wódki, bo tak ją lubi.
— !!!WAŻNE!!! —
To, co uzależniony lubi to KORZYŚĆ jaką daje mu to, co robi.
— !!!WAŻNE!!! —
To KRYTYCZNIE WAŻNE, by to zrozumieć. Sądzisz, że lubisz porno, a tak naprawdę korzyść jaką z tego masz.
Czy wiesz jakie masz korzyści z oglądania pornografii?
Wiele osób mówi, że porno “pozwala mi się poczuć lepiej”. Więc problem jest w samopoczuciu.
Nie musi być to tylko porno. We wcześniejszym micie pisałem o mężczyźnie, który nosił arsenał broni. Inni żeby uciec od niepewności potrafią zadawać mnóstwo pytań nawet w banalnych kwestiach. Pamiętam, gdy niegdyś napisałem na czacie, że zaczął padać śnieg. Jedna osoba od razu napisała – “O teraz? U Was?”
2 niepotrzebne pytania, na którą odpowiedź stanowiło to, co napisałem.
Są tysiące innych sposobów, by osiągać pewne korzyści – np. non stop wzrok wlepiony w telefon czy gazetę. Rano od razu włączanie radia lub telewizora. Cały czas robienie czegoś. Palenie, picie, oglądanie porno. To wszystko daje nam pewne korzyści ale czy zdajemy sobie sprawę z ceny jaką płacimy i z konsekwencji tych wyborów?
To, co mogliśmy uznać za normalne – nasz smutny los, niski poziom energii, wieczna niepewność, łatwe stresowanie się, niskie poczucie własnej wartości, etc., to nie norma ale stan kolosalnie odległy od zdrowia!
Zdrowie to mnóstwo energii, radość, swoboda. A nie stres, opór, niepewność, lęki, frustracje, użalanie się, obwinianie. Dzieci są dużo zdrowsze od ludzi dorosłych (i nie ma to nic wspólnego z wiekiem).
Zapytaj sam(a) siebie – jeśli sądzisz, że porno coś Ci daje, to czy coś Ci daje w kontekście głodu obejrzenie programu kulinarnego? Czy najadasz się reklamą hamburgera? Nie.
Oglądając porno niszczysz mózg, tracisz na chwilę zdolność odczuwania, obciążasz swoją psychikę, tłumisz emocje i opór ale żadna poprawa nie następuje! Co więcej – spadasz na trwałe jeszcze niżej.
To krytycznie ważne, trzeba to zrozumieć – nie lubisz porno, tylko korzyść jaką z tego masz. Mogłeś/aś się przywiązać do porno i będziesz je wybierać ale jeśli uwolnisz przywiązanie i znajdziesz inny sposób na osiąganie tej korzyści, będziesz mógł/mogła swobodnie rzucić porno. Bo nie jest ważne za pomocą czego osiągasz korzyść. WAŻNA JEST KORZYŚĆ!
Oglądanie pornografii ma kolosalną cenę, która przewyższa wszelkie pozorne korzyści. Dlatego w ostatecznym rozrachunku tracimy więcej, niż zyskujemy. A z czasem tracimy coraz więcej, aż nawet tracimy zdrowie, pracę, związki, rodziny.
A jednak ludzie, którzy niszczą sobie zdrowie i życie nadal wybierają wierzyć w te same bajki. Setki razy słyszałem od wielu ludzi, nie tylko uzależnionych, np. – “boję się, by do tego nie doszło”. To brzmi jakby dziecko schowało się pod kołdrę licząc, że go nie będzie widać!
To do czego dojdzie w ogromnej mierze zależy od Twoich decyzji – co zrobisz i jak oraz czego nie zrobisz – a nie od tego, co czujesz. Utrzymywanie w sobie strachu nie tylko nic Ci nie daje ale drastycznie wpływa na jakość podejmowanych decyzji. Słowem – utrzymując strach, czyli bojąc się – prawie zawsze dokonasz błędnej decyzji, niemądrej, niezdrowej.
Najprostszy przykład – student boi się egzaminu. I nie tylko strach nie chroni przed jego oblaniem ale jeszcze bojąc się taka osoba albo się nie uczy, albo jakość nauki spada dramatycznie. Więc banie się niezaliczenia egzaminu jest główną przyczyną, przez którą do tego dojdzie.
Strach ZWIĘKSZA prawdopodobieństwo, że dojdzie do tego, czego się boimy. A nie chroni przed tym! Chronią zdroworozsądkowe decyzje.
Rozumiesz? Problemem nie jest egzamin ale sam strach! A kto się tego strachu trzyma? Ty! I sam(a) siebie przekonałeś/aś, że źródłem tego strachu jest egzamin. To robienie siebie w jajo na wielu frontach.
Strachu nic nie zabiera, bo jego źródło jest wewnętrzne, a opór i projekcja powoduje, że jeszcze rośnie. Więc co w końcu Ci zostanie? Tylko sięgnięcie po używkę, np. po porno. A po wpadce, gdy znowu zaczniesz czuć strach i tak “wróci” – stanie się świadomy.
Przy złamaniu ręki wzięcie znieczulenia załatwia cały temat? Nie! To tylko chwilowa pomoc, by podczas działania znieczulenia zająć się przyczyną problemu – samym złamaniem. Jednak w przypadku porno to tak nie działa – właśnie obejrzenie porno UNIEMOŻLIWIA zajęcie się jedną z głównych przyczyn problemu – Twoim nastawieniem do własnych emocji i problemu/problemów, który masz i z którym np. nie jesteś na razie gotowy/a się zmierzyć.
Bo zniszczony jest mózg, obciążona psychika, stłumienie emocji, którym nieświadomie się opierasz, kosztuje Cię ogromne ilości energii. Twoja postawa zarówno odnośnie siebie, Twojego samopoczucia i obowiązków nie zmieniła się na lepszą, a być może zmieniłeś/aś ją na jeszcze bardziej negatywną.
To pokazuje jak horrendalnie ludzie nie wiedzą dlaczego dokonują takich, a nie innych decyzji. Idź pogadaj z palącymi papierosy dlaczego palą. Każdy jak jeden mąż odpowie, że to lubi, że się przy tym odstresowuje, itd. Ale to bzdura totalna i kompletna nieświadomość. Nie lubią palić, tylko lubią stan, który na moment zapewnia im papieros. Tylko nie znają innego sposobu, by ten stan osiągnąć.
Papieros w sztuczny sposób ogłupia świadomość – usuwa świadomość stresu, emocji. Dzięki temu, że przestajemy je czuć przestajemy się im opierać. I dopiero TO – porzucenie oporu – powoduje polepszenie naszego samopoczucia. Nie potrzebujemy do tego papierosów ale jednak miliony milinów ludzi robi się w konia, że tak.
Jeśli tak lubisz porno, to dlaczego oglądasz je WYŁĄCZNIE, gdy czujesz coś negatywnego – stres, napięcie, niepewność, nudę, wstyd, winę, żal, opór, frustrację, zmęczenie, ból? Czy w ogóle to dostrzegłeś/aś?
Dlaczego nigdy nie “ciągnie Cię” do porno, gdy np. miałeś/aś świetny dzień, pełen relaksu i radości?
Czy wiesz co jest korzyściami w Twoim przypadku? Pewnie nie masz pojęcia. “Lubię oglądać porno” to tylko domysł, racjonalizacja, urojenie, majak.
Tak po prostu nie jest.
Jeśli tak bardzo to lubisz, to dlaczego się obwiniasz po wpadkach, traktujesz jak ktoś gorszy? Dlaczego nie dzielisz się swoim hobby z innymi ludźmi? Kup sobie koszulkę – “lubię porno!” i pokaż ludziom swoje nowe hobby! Zacznij o nim rozmawiać jak o piciu piwka czy chodzeniu na siłownię!
Jeśli się tego wstydzisz, to doskonale wiesz, że robisz coś niewłaściwego, niezdrowego, błędnego, głupiego. A jednak wciskasz sobie kit, że jest inaczej. Dlaczego nie wstydzimy powiedzieć się, że robimy kupę, gdy ktoś przychodzi do domu i krzyczy w progu gdzie jesteśmy, a nigdy nie przyznamy się, że oglądamy porno lub że się masturbujemy, tylko to ukrywamy?
Bo robimy się w konia i cały czas uciekamy od tego, co czujemy. Oglądamy porno nie z radości, tylko uciekamy od tego, co w sobie nosimy. Dlatego zapytani co robimy nigdy nikomu nie odpowiemy, że oglądamy porno, bo by to było ryzyko, że ta osoba przerwie nam tą czynność, a więc zabierze nam możliwość ucieczki od potencjalnego zagrożenia odczucia emocji.
Skoro oglądanie porno chcesz ukrywać przed innymi, to dlaczego tak trudno jest dojść do wniosku, że prawdziwe powody ukrywamy przed samymi sobą?
Okłamywanie siebie i innych to dziecinny mechanizm. Jeśli nigdy się nim nie zajęliśmy, to będzie działał nawet w wieku zaawansowanym. Bo dlaczego miałby przestać działać? Dlaczego mielibyśmy przestać okłamywać siebie, jeśli daje nam to korzyści – np. możemy się nie zajmować niekomfortowymi sprawami!? Dla dziecka to super sprawa!
Tylko że już nie jesteś dzieckiem. Okłamywanie siebie to samodestrukcyjna praktyka, która zniszczy Ci życie. I być może niszczy już od lat.
Alkoholicy, którzy setny raz lądują zarzygani w rynsztoku nadal potrafią twierdzić, że nie mają problemu z alkoholem i mogą przestać pić, kiedy tylko sobie tego zażyczą. A piją, bo lubią – twierdzą… oczywiście, że lubią niszczyć sobie życie i zdrowie! Każdy to lubi!
Aby wejść na drogę wyzdrowienia konieczne jest zmierzenie się z faktami. Odwaga, by spojrzeć na rzeczywistość. A nie wymyślać ją sobie, by się poczuć lepiej. Życie urojeniami, to nie życie trzeźwe, dojrzałe, zdrowe.
Jednocześnie Odwaga jest pierwszym poziomem, który naprawdę zacznie wspierać Twoje życie i zdrowie.
A nie strach jak się powszechnie uważa.
13. Program nie zadziała(ł).
Program to nie robot kuchenny. Sam nic nie (z)robi.
Tak samo jak przepis czy mapa, albo instrukcja jogi, tańca czy narzędzie treningowe na siłowni.
To czeka, byś to TY zadziałał(a).
Czekając na coś/kogoś, czekasz na samego/samą siebie.
Ty masz zmienić SIEBIE korzystając z tego narzędzia, z tego “przepisu”.
Odpowiedz sobie na 2 pytania:
– Co zmieniłem/am w swoim życiu?
– Jak ja się zmieniłem/am?
Ale wiele ludzi wcale nie odpowiada na te pytania. Mówią co DODALI, a nie co zmienili. Odpowiadają, że medytują, uwalniają, etc. Ale wszystko inne robili tak jak do tej pory. Więc nic nie zmienili, ani nie zmienili siebie. Bo zmiana czegokolwiek w życiu wiąże się ze zmianą siebie. Np. zamiast stresować się w pracy i chodzić do niej jak ofiara zaczynasz pracować chętnie i z nastawieniem odwagi, radości, szacunku. A tego nie zrobisz bez zmierzenia się z oporem, winą, strachem, dumą i negatywnymi przekonaniami na temat pracy.
Uwalnianie i medytacja Cię nie zmienią. Ale mogą – i powinny – stać się narzędziem i pomocą, by się zmienić. Jednak bez INTENCJI zmiany siebie, żadna zmiana się nie odbędzie.
Bo zapewne cały czas wierzysz, że problemy są poza Tobą. A jeśli myślisz o sobie, to o kimś gorszym, winnym, a nie odpowiedzialnym za swoje problemy oraz wady charakteru, które można albo przepracować, albo zaakceptować i skupić się na cechach pozytywnych i silnych.
Program to narzędzie, które ma wspomóc zmianę tych dwóch poziomów – Ciebie i Twojego życia, które stanowi reprezentację Twoich decyzji. Sam za Ciebie Program nic nie zrobi. Tak jak i wiertarka. Co z tego, że ktoś trzyma w ręce włączoną wiertarkę? Potrzebny jest cel, sens, zaangażowanie, odpowiednia praca. A wiele osób stoi z wyłączonymi wiertarkami i mówią jeszcze, że wiertarka ich zawiodła!
Były nawet osoby, które zrezygnowały z pracy nad sobą, z tzw. “pracy z Programem” i pytały się mnie dlaczego to zrobiły!?
Ja mam wiedzieć dlaczego ktoś podjął taką, a nie inną decyzję? Oczywiście ja wiem ale problem polega na tym, że osoby te nie są nawet świadome, że podjęły własną decyzję i dlaczego ją podjęły.
Już w Module 2 jest narzędzie, by zacząć sobie uświadamiać własne decyzje, ich okoliczności, przyczyny oraz korzyści z ich podejmowania. Jeśli więc ktoś się mnie pyta “dlaczego Program nie zadziałał”, to jakby ktoś dosłownie pytał się mnie dlaczego nie wyszło mu ciasto pomimo, że miał przepis… Jakie mogą być odpowiedzi? Albo przepis nie został użyty, albo nie został wykonany jakiś krok, albo jakiś krok został wykonany nieprawidłowo! Albo oczywiście ktoś zrezygnował, bo był zbyt dumny, by pozwolić sobie na potencjalne dalsze niepowodzenie i związane z nim poczucie winy. Już korzystając z narzędzia z Modułu 2 ma się stać jasne dlaczego dochodziło do niepowodzeń.
Wychodzenie z uzależnienia to nie magiczna sztuczka – tzw. “praca z Programem”. Jeśli tak fundamentalne rzeczy jak własne decyzje pozostają nieuświadomione, na co liczysz?
Twoje życie to konsekwencja Twoich decyzji.
Program Wolność od Porno to nie coś, co zastąpi Twoje decyzje, tylko ma je wspomóc. Nie ma też ich zastąpić. Czytanie Programu po kilka godzin dziennie i wypełnianie Raportów to nie jest coś, co da Ci wolność z uzależnienia.
Ty masz i zawsze miałeś/aś pełną wolność w podejmowaniu decyzji, a więc w kształtowaniu swojego życia.
Jesteś kowalem swojego losu.
Jeśli wybierzesz A, to będziesz miał(a) konsekwencje odpowiadające A, zaś jeśli wybierzesz B, to konsekwencje będą zgodne z B.
A jak stać się w czymś lepszym/lepszą? Robiąc to jak najczęściej, ucząc się to robić coraz lepiej. Chcesz więc być lepszy/a w życiu? Żyj. Jak najczęściej korzystaj z życia. Popełniaj błędy, ucz się na nich, wyciągaj wnioski, zmieniaj swoje działania i decyzje.
Jeśli nigdy tego nie robiłeś/aś, to nie dziw się, że nawet w wieku 30-70 lat możesz być w tym słaby/a. To normalne. Nienormalnym jest cierpieć, martwić się, użalać, wstydzić i winić, że masz życie jakie masz i nadal nic z nim nie robisz.
Jeszcze raz powtórzę – każda zmiana swojego życia wiąże się ze zmianą siebie. Bez zmiany siebie wszelkie ewentualne zmiany w życiu będą albo malutkie, albo tymczasowe.
Zapewne nieraz było tak, że zacząłeś/zaczęłaś robić coś nowego i po kilku dniach lub tygodniach przestawałeś/aś. Dlaczego? Bo Ty się nie zmieniłeś/aś. Nie odpuściłeś/aś przed tym oporu, nie zmieniłeś/aś swojego nastawienia do tego. A przede wszystkim – nie zrezygnowałeś/aś z korzyści braku tej zmiany.
Bo np. jeśli siedzenie wieczorami przed telewizorem jest dla Ciebie cenne, to nie ma szans, byś się w czymś rozwinął/rozwinęła, gdyż zamiast wolnego czasu poświęcać na robienie tego, będziesz siadać przed telewizorem.
Dla człowiek nieświadomego, czyli takiego, który nie wie, że podejmuje decyzje, jakie, dlaczego i/lub jakie są ich konsekwencje, konieczne jest odważne spojrzenie na swoje życie, czyli na konsekwencje i sprawdzenie jakie są – A czy B, czy jeszcze coś innego. Oznaczać to będzie, że takie podjął decyzje. A, B lub jakieś inne. Jakie?
Jeżeli ktoś nadal wybiera pornografię pomimo całej tej wiedzy, którą już udostępniłem, to znaczy, że nadal korzyści z oglądania pornografii przeważają nad korzyściami z innych wyborów. Trzeba więc zająć się tymi korzyściami – uświadomić je sobie i zastanowić się jak inaczej można je osiągnąć.
Bardzo często słyszę teksty typu – “Piotrze! Wracam do pracy z Programem!”
Wow! Czyli jakby w Programie było zalecenie, by oddychać, to rozumiem, że osoba ta przez ten czas nie oddychała, bo może oddychać tylko, gdy “pracuje z Programem”? “Program WoP” to nie magiczne sztuczki, ani tricki. To wiedza i narzędzia, by stać się świadomym tego, co robimy i z jakich powodów i nauczyć się dokonywać lepszych decyzji.
Każdy element Programu to nie coś wymyślonego, co można stosować tylko w połączeniu z całą resztą. Odpuszczać opór możesz w każdej chwili nawet jeśli nie masz WoP. Ale WoP to system i jego poszczególne elementy odpowiednio stosowane oraz stosowane w odpowiedniej kolejności kolosalnie wzmacniają i potęgują skuteczność narzędzi.
Również niezwykle często słyszę, że ktoś np. nie miał czasu, by “zajmować się Programem”. No tak, bo “Program” to przecież jeden wielki kloc, który albo się taszczy naraz na plecach, albo nie. Naprawdę caaaaaaały Program musisz albo wykonywać, albo w ogóle nie? Usiąść na tyłku i medytować przez 5-10 minut, to ta ogromna, czasochłonna praca z Programem i można to albo robić ze wszystkim innym, czymkolwiek to jest, lub nie? Możesz albo wszystko przestać robić naraz, albo wszystko robić?
Naprawdę musisz “pracować z Programem”, by podejmować rozsądniejsze decyzje w życiu? Czy musisz “wrócić do Programu”, by przestać się męczyć ze stresem w pracy?
Czy rozsądnie się odżywiać możesz tylko trenując z profesjonalnym trenerem 3 razy w tygodniu i jak nie trenujesz, to nie możesz już mądrze jeść? Albo wszystko albo nic? Wg mnie to głupota.
To pokazuje jak ludzie się oczarowują sądząc, że robią coś niezwykłego – “pracują z Programem”. I od razu pojawiają się różne bzdury typu “Piotrze, nie pracowałem, bo nie mogłem się skupić na Programie w 100%, a teraz już mogę”. Albo – “nie miałem czasu na pracę z Programem, bo miałem/am ważne egzaminy”. Czyli rozumiem, że na branie prysznica i jedzenie też nie było czasu? A był!? Dlaczego? Więc na braniu prysznica możesz się zawsze skupić w 100%, a na innych rzeczach nie? Wykonanie notatki, gdy widzimy myśli o pornografii to naprawdę nie wypłynięcie 100-tonowym frachtowcem z portu. To po prostu wzięcie kartki i długopisu lub telefonu i napisanie notatki. Nikt mi nie powie, że nie mógł się na tym skupić na 100% lub nie miał czasu. Albo że nie “pracował z Programem” i dlatego nie mógł tego zrobić…
No ale pokazuje to, że człowiek zrobi wszystko, byle tylko nie podjąć się zmiany siebie i swojego życia.
Małe dzieci płacząc nie “pracują z Programem” odczuwając emocje, przeżywając je. Medytujący buddysta nie pracuje z Programem WoP. Człowiek po wypadku wybaczający osobie, która wjechała w jego samochód nie pracuje z Programem. Chłopak wybierający odwagę, by podejść do dziewczyny i się umówić na randkę nie pracuje z Programem. Człowiek, który uświadomił sobie, że je zawsze, gdy czuje stres i dlatego ma nadwagę nie wykonuje pracy z Programem, tylko dokonał rozsądnej analizy własnych decyzji.
Program WoP to system, który zbiera te wszystkie mądre, rozsądne, ważne, zdrowe, uzdrawiające decyzje, postawy, czynności i przedstawia je w formie praktycznej wyjaśniając jakie ma to przełożenie na wychodzenie z uzależnienia. Więc zaprzestanie się wkurzania na kogoś to naprawdę nie wymaga jakiejś magicznej “pracy z Programem”, tylko decyzji. Zaś w Programie znajdziesz informacje jak to zrobić, gdy nie wiesz jak.
Ludzki umysł uwielbia się oczarowywać różnymi hasełkami. I nawet w moim przypadku powstało określenie “praca z Programem”. Ale ja tego używam nie dlatego, bo to coś nie z tego świata, tylko nie będę pisał kilku akapitów tego, co jest do zrobienia i to jeszcze w zależności jakie masz problemy w życiu, obecną sytuację, etc. Każdy, kto “pracuje z Programem” powinien wiedzieć co robi, co powinien robić, dlaczego powinien to robić oraz w jakich okolicznościach.
Więc używanie określenia “praca z Programem” lub “Program nie zadziałał”, to jak powiedzieć “nie udało mi się dojechać do celu”. Ok, to fajnie ale jazdy samochodem z jednego miasta do drugiego nie można określić jako “jechałem”. To tysiące mniejszych i większych decyzji, działań. A czy przypadkiem na jakimś skrzyżowaniu nie skręciłeś/aś w lewo, a powinieneś/powinnaś pojechać prosto? Jeśli nie zjechałeś/aś z prawego pasa, gdy było to konieczne, to znaczy, że samochód nie zadziałał, bo nie dotarłeś/aś do celu?
Jeśli się stresujesz, to naprawdę nie potrzebujesz “mistycznej pracy z Programem”, by skupić się na swoim wnętrzu i zbadać co właściwie się dzieje w Tobie i rozpoznać iluzję, że nic w świecie nie jest źródłem stresu, tylko Twoje nastawienie do tego.
Mam nadzieję, że jest jasne jest co chcę przekazać w tym punkcie. Mówimy o świadomym, trzeźwym życiu, a nie wciskaniu sobie jakichś bajeczek i fantazjowaniu. Dla mnie jak ktoś po np. 3-4 miesiącach “pracy z Programem” pisze mi, że “doszło do wpadki” lub “miałem wpadkę”, to widać, że pojęcia nie ma co robi.
To jakby ktoś nieefektywnie przygotowując sobie śniadanie powiedział mi – “doszło do nieposmarowania kanapki masłem” albo “miałem niedobre kanapki”. Albo “dopadła mnie gorzka kawa”, “przytłoczyła mnie zimna woda w czajniku”.
Bo to autentycznie często tak wygląda:
– Dlaczego codziennie jesteś głodny/a?
– Bo sam(a) już nie wiem co mam robić w kuchni. Przytłacza mnie ona.
Więc trzeba rozpoznać o co chodzi – może wystarczy włączyć światło, może wystarczy spokojnie się rozejrzeć i zobaczyć gdzie lodówka, gdzie jest piekarnik, gdzie jest chlebak, gdzie jest zlew, gdzie są sztućce? Krok za krokiem. Gdybym ja po wejściu do kuchni zamykał oczy i zaczynał się kręcić wokół własnej osi, to nie zrobiłbym sobie nawet herbaty. A potem wcisnął sobie kit – “Łeeee, skoro nie potrafię sobie nawet zrobić kawy, to co ze mnie za facet!?” Kiedyś autentycznie tak żyłem. Może więc warto przestać zamykać oczy i kręcić się w kółko?
Nic nikogo na tej planecie nie przytłacza, tylko człowiek stawia temu opór i to co czuje to własną niechęć i jej konsekwencję – napięcie mentalne. A nie wpływ świata zewnętrznego.
No jak ktoś sobie przedstawia smarowanie pajdy chleba nożem jako niebezpieczne, bo się może skaleczyć lub utłuścić sobie koszulę masłem, to nie dziwne, że wizyta w kuchni to będzie doświadczenie jak z horroru. Ale od tego jest zdrowy rozsądek, by przeanalizować rzeczywistość, a nie żyć urojeniami strachu.
Czy naprawdę musisz “pracować z Programem”, by się nie obwiniać po wpadce i zrozumieć, że obwinianie w niczym nie pomaga? Czy możesz to skorygować tylko “pracując z Programem”?
Jeśli chcesz dojechać z Warszawy do Gdańska, to drogi wiodą różne. GPS (WoP) pokaże Ci drogę najszybszą, najbardziej efektywną. Ale nie jest to jedyna droga. Możesz pojechać dużo dalszą drogą, odwiedzić po drodze kilka innych miast. Ale jeśli GPS mówi, że na najbliższym skrzyżowaniu musisz skręcić w prawo, a Ty skręcasz w lewo, to w czym jest problem? W samochodzie? W GPS-ie? Czy w decyzji jaką podjąłeś/podjęłaś na tym skrzyżowaniu? Naprawdę nie potrzeba filozofa, by dostrzec gdzie leży problem.
Jeśli uparcie będziesz na tym skrzyżowaniu skręcać w lewo, a nie w prawo, to problem jest w tym, że jesteś uparty/a jak osioł, a nie w czymkolwiek innym. GPS nie wybierze za Ciebie. Nawet 1000 razy powie Ci “na najbliższym skrzyżowaniu skręć w prawo”, a Ty 1001 razy możesz skręcić w lewo. Tylko nie licz wtedy, że dojdziesz do celu.
I to “skręcenie na skrzyżowaniu w prawo” to “praca z Programem”, czy rozsądna decyzja?
14. Trudno jest mi to/siebie zmienić. Trudno jest mi zaakceptować swoje życie i uzależnienie.
W poprzednim punkcie mówiłem, że ludzie nie zmieniają siebie i swojego życia, tylko dodają coś do niego.
A w tym zajmiemy się dlaczego gdy już ktoś próbuje zmienić np. swoje nastawienie do czegoś, okazuje się to trudne.
Bo tu kłaniają się nauki mające tysiące lat, których ludzie globalnie nadal kompletnie nie rozumieją. Jeśli chcesz coś zmienić, no to trzeba te nauki nareszcie zastosować, a nie tylko myśleć o czymś. Nagle okazują się kluczowe i krytycznie ważne nauki o akceptacji, wybaczeniu. Znamy je z religii i tylko dlatego dla wielu ludzi są raczej wyrazem naiwności, niż mądrości i rozsądku.
Akceptacja swojego życia wiąże się ze zmierzeniem się z oporem, emocjami i wszelkimi negatywnymi przekonaniami odnośnie niego.
Uwalnianie to jedno. Drugie – równie ważne – to rekontekstualizacja tego jak postrzegamy swoje życie.
Oczywiście, że nie zaakceptujesz swojego życia w tym momencie, bo masz względem niego pełno oporu i niskiej emocjonalności oraz postrzegasz je bardzo negatywnie. Poza tym – to Twoje interpretacje. Ich nie chcesz zaakceptować, a nie swojego życia. Życie nie ma z tym nic wspólnego.
Akceptacji, ani wybaczenia nie robisz siłą. Tylko oczyszczasz się z tego, co je ogranicza. Bo akceptacja i wybaczenie to stan standardowy człowieka. Trzymanie się uraz i oporu to negatywne programowanie – czyli coś, czego się uczymy od innych. Gdy ustalisz intencję akceptacji i wybaczenia, wyjdzie z Ciebie wszystko, co to ograniczało.
Jeśli masz z czymś trudności, to zawsze kluczowe jest wejrzenie w siebie.
Większość trudności nie wynika z tego jakie coś jest, tylko z naszego nastawienia wobec tego oraz naszego nastawienia wobec emocji jakie czujemy odnośnie tego.
Więc problem nie jest w tym, że “nie możemy” czegoś zrobić – np. zaakceptować tego. Tylko NIE CHCEMY tego zrobić, bo np. czujemy opór lub mamy wobec tego jakieś negatywne przekonanie.
Albo mamy błędne przekonanie odnośnie tego czym w ogóle jest akceptacja czy wybaczenie. Napisz w komentarzu czym wg Ciebie jest akceptacja i wybaczenie.
Jeśli nigdy nie oczyszczałeś/aś się z oporu i nie korygowałeś/aś swojego nastawienia do różnych aspektów swojego życia z niechęci na chęć, to zapewne w Twojej psychice/podświadomości zalega ogromna ilość oporu.
Ja pewne czynności potrafiłem odkładać przez rok! Gdy nadchodził ostateczny deadline, by się tym zająć i uniknąć kary lub innej negatywnej konsekwencji, mierzyłem się z całym oporem i strachem względem tego, poświęcałem często cały dzień na oczyszczenie, podczas czego robiło mi się zimno, trzęsło mną, czułem się super apatycznie, panikowałem, etc. Po kilku godzinach mijało i czynność, którą odkładałem przez wiele miesięcy robiłem w spokoju i bez problemu w kilka godzin. Często nawet najprostsze czynności.
Przypomnę – unikanie wysiłku, wkładania energii i zaangażowania w Twoje życie nie rozwinie Cię. Unikanie oporu, dyskomfortu i emocji nie rozwinie Cię. Tak jak nie rozwinie Cię unikanie ciężarów na siłowni oraz unikanie wysiłki fizycznego.
Akceptacja i wybaczenie to nie “przeskoczenie” oporu, niechęci i emocji, tylko zmierzenie się z nimi w sobie.
Jeśli więc masz do siebie lub do kogoś żal o coś z przeszłości, to niezbędnym elementem akceptacji i wybaczenia jest zmierzenie się z tym żalem i przeżycie go, uwolnienie – odpuszczenie.
A swoją drogą – akceptacja i wybaczenie dlatego są ważne i religie kładą na nie nacisk, bo dzięki nim przestajemy cierpieć.
Zaś niezbędnym ich elementem jest rekontekstualizacja i wewnętrzne oczyszczenie.
Każda pozytywna zmiana oraz podjęcie działania wiąże się z jakimś wymiarem detoksu z emocji oraz oporu.
Jeśli poważnie się zaniedbałeś/aś, to i więcej tego wyjdzie już na starcie.
To normalne, że nawet proste czynności wyciągną z Ciebie masę emocji. Wiele ludzi zamiast spojrzeć na to jak na dobry znak, zaczynają się użalać – “jeśli prosta rzecz jest dla mnie taka trudna i wyciąga ze mnie tak wiele, to ile wyciągną ze mnie rzeczy dużo trudniejsze!?” To zwyczajne użalanie się.
Twoja podświadomość to jedna “szafa”. Jeśli coś pozornie niewielkiego wyciągnie z niej dużo, no to o tyle mniej w niej znajdziesz. Nie ważne czy jest to utrata pracy czy konieczność wysprzątania mieszkania, bo przyjeżdżają rodzice z niezapowiedzianą wizytą.
Naturalnie każdego dnia znowu możesz do niej upchać tony oporu i emocji, gdy będziesz podchodzić do życia negatywnie.
To samo tyczy się Ciebie. Jeśli chcesz siebie zaakceptować, to nie masz fantazjować o sobie, nie masz wypierać swoich wad i błędów, nie masz o nich “zapominać”, tylko masz na to wszystko spojrzeć odważnie, bez użalania się, wstydzenia i obwiniania. Ale jeśli czujesz wstyd, winę, opór, żal, gniew – to dopuść do siebie te emocje i oczyść się z nich. A nie wykorzystuj je do napędzania tych negatywnych wzorców postępowania.
Jeśli w swoim życiu masz z czymś problem, to znaczy, że trzymasz się w sobie czegoś, co uniemożliwia zajęcie się nim.
Np. kleisz się do strachu. Nie tylko więc nie wybierasz zajęcia się problemem, tylko trzymasz się strachu jakby miał Ci realnie w czymś pomóc ale jeszcze strach nie mija, bo się go trzymasz. Ludzie non stop piszą mi, że emocje ich dopadają lub nie chcą się ich puścić. Ale nie dostrzegają faktu, że to oni się trzymają emocji, a nie emocje ich.
Jak czują strach, to nagle uważają, że magicznie boją się czegoś i decydują się tego nie robić. A potem jeszcze zwalają odpowiedzialność na to. Ale za każdym razem, gdy wybierają odwagę i mierzą się ze strachem, wchodzą w niego, robią to, czego się rzekomo bali i w trakcie odpuszczają strach, to okazuje się, że było zupełnie inaczej, niż im się wydawało.
Ale dopóki nie zmierzysz się z emocjami i nie zignorujesz myśli, będziesz wierzyć w urojenia na temat rzeczywistości i nazywać to rzeczywistością.
Człowiek próbujący coś zmienić bez oczyszczenia się przed i/lub w trakcie podejmowania się tego, to tak jakby był chudziutki i próbował podnieść sztangę zdecydowanie za ciężką dla niego. Nie dziwne, że będzie to trudne. Ale jeśli poćwiczy mniejszymi ciężarami, to wkrótce podniesienie tej ciężkiej sztangi stanie się wykonalne.
Uwalnianie emocji i oporu to jak odśnieżanie garażu. Śniegu może być bardzo dużo, że niemożliwym jest nie tylko wyjechać samochodem z garażu ale nawet wejść do niego. Czy sytuacja jest beznadziejna? Nie! Wystarczy wziąć łopatę lub inne narzędzie i zacząć przerzucać śnieg. Po kilku razach wydawać by się mogło, że nic się nie zmienia. Ale czy tak jest? Nie. Śniegu cały czas będzie ubywać.
Wiele ludzi popełnia podstawowy błąd – patrzą tylko na łopatę i cały czas widzą na niej śnieg. Na podstawie tego dochodzą do wniosku, że przerzucanie śniegu nic nie daje. Ale czy taka jest rzeczywistość? Absolutnie nie. Wystarczy spojrzeć na to ile śniegu już przerzuciliśmy i/lub ile zostało. Wtedy zobaczymy postępy. W pewnym momencie wejście do garażu, które było niemożliwe, stanie się możliwe i to bez problemu i bez wysiłku.
Ale większość osób wykonuje 2-3 sesje z uwalnianiem, czasem 10 i sądzą, że to magicznie miało coś zmienić. A potem pół dnia znowu z powrotem przerzucają śnieg przed drzwi garażu. No bo czym jest stresowanie się? Bezmyślnym gromadzeniem w swojej psychice obciążenia. I jeszcze wmawiają sobie, że stresują się czymś.
A to jest takie samo urojenie jak “cieszę się z czegoś”. Co to w ogóle znaczy? To zdanie nie ma żadnego sensu! A może jeszcze powiesz mi, że pachniesz z czegoś?
COŚ, np. nowy samochód stanowi dla Ciebie wyłącznie wystarczający pretekst, by odpuścić opór przed radością i dać ją sobie. Tylko błędnie sądzimy, że źródłem radości był nowy samochód. Tak nigdy nie było.
Niektórzy nagromadzili w sobie już tyle oporu, że nawet nowy samochód nie wystarczyłby jako pretekst, by się zmierzyć z tym oporem i go odpuścić. Wtedy szczególnie potrzebne jest uwalnianie.
Tak samo z akceptacją. Aby coś zaakceptować, najpierw zaakceptuj emocjonalność jaką masz wobec tego. A akceptacja czegoś, to ZGODA na to jakie to jest. Na razie wobec emocji masz pełno negatywnych przekonań, które jeszcze projektujesz na to, na co te emocje i przekonania wyprojektowałeś/aś.
Dlatego mówiłem – ludzie nie chcą zaakceptować siebie i swojego życia, bo mają wobec tego mnóstwo negatywnych przekonań. Czyli wcale nie mówimy o życiu lub sobie, tylko o tych przekonaniach.
Najczęściej sądzimy, że brak akceptacji np. negatywnej cechy jak lenistwo, usunie tą cechę. Bo jak sobie wyobrazimy, że jej nie ma, to ona zniknie. Jak się na nią nie zgodzimy, to przestanie się pojawiać. Ale to dziecinne bzdury. Dlatego odwaga jest pierwszym poziomem świadomości sprzyjającym życiu, bo patrzymy na fakty i z nimi nie walczymy, tylko je akceptujemy takimi jakimi są.
Gdy zaakceptujesz, że zachowujesz się jak leń, będziesz mógł/mogła przeznaczyć uwagę i energię, by zająć się przyczynami lenistwa. Ale jeśli akceptację wykorzystasz jako pretekst, by się lenistwem nie zająć, no to sam(a) kujesz sobie taki, a nie inny los.
Ludzie mówią – “wstydzę się swojego życia/uzależnienia”. Ale to fałsz. Wcale tak nie jest. Czujesz wstyd i opór. I nie chcesz się z nimi zmierzyć. I sądzisz, że ich źródłem jest życie lub uzależnienie. Więc dopóki uzależnienie nie zniknie lub nie zmienisz swojego życia, to i te emocje nie znikną. Ale to zupełnie niezrozumienie.
Chodzi o to, że ludzie tak nie chcą zajmować się swoimi emocjami, że wolą zrzucać je na coś w świecie i potem traktować to jako swoistego “kozła ofiarnego”. I jeszcze wykorzystywać jako usprawiedliwienie do np. wspomnianego lenistwa. Ktoś został przez kogoś zdenerwowany i potem musiał to “odreagować” np. piwkiem, papierosem lub pornografią. Ale czy takie są fakty? Oczywiście, że nie. To urojenia na temat rzeczywistości. Nikt nikogo nie zdenerwował, tylko:
1. Ujawniony został już stłumiony gniew. A sam gniew to odpowiedź psychiki na poczucie bezsilności (którą też sami sobie wmawiamy i utrzymujemy). Przypominam, że 99% “nie mogę” oznacza “nie chcę”.
2. Nasza postawa odnośnie danej osoby lub wydarzenia wywołała w nas gniew. Tym samym to my sami się zdenerwowaliśmy, a nie zostaliśmy zdenerwowani przez coś lub przez kogoś.
Jednym i drugim trzeba zająć się równolegle.
Każdy odpowiada za to, co czuje.
Właśnie trzymanie się oporu i emocji oraz opieranie się im jest najczęściej główną przyczyną istnienia problemów w naszym życiu.
Twierdzenie, że trudno jest nam np. pogodzić się z czymś, oznacza tyle, że czujemy względem tego jakieś emocje, których nie akceptujemy oraz opieramy się temu i nie mamy zamiaru przestać. Najpierw zmierz się z tym oporem oraz emocjami. Gdy już będziesz przeprowadzać proces uwalniania, dokonaj przewartościowania. Nadaj temu inne znaczenie, inną wartość. Zinterpretuj to inaczej, przychylniej dla siebie.
Bo na razie próbujesz pogodzić się z własnymi negatywnymi interpretacjami. A więc próbujesz pogodzić się z nieprawdą, z brakiem rzeczywistości. Nie dziwne, że jest to trudne! Bo jest to niemożliwe!
W takiej sytuacji próby pogodzenia się to tak naprawdę kombinowanie, by przestać czuć emocje i opór odnośnie tego. Zazwyczaj tłumimy je silnym mentalnym oporem.
15. Wszystko poszło nie tak. Jestem nieudacznikiem/czuję się jak nieudacznik.
Wiele osób używa tego stwierdzenia, że wszystko poszło nie tak.
To tak jakby kompletnie nie brali pod uwagę swoich decyzji i ich konsekwencji.
Nie mówiąc o intencjach swoich działań. A intencja to sprawa najwyższej wagi.
Większość ludzi na tej planecie nie rozumie kompletnie tematu intencji. Co więcej – oszukują samych siebie non stop. Ostatnio jeden klient napisał mi, że ma problemy ze znalezieniem pracy i zaczął malować – wrócił do swojego hobby – by chociaż coś zarobić. Kilka obrazów w życiu sprzedał.
Ale okazuje się, że to kompletne banialuki. Nie maluje, by zarobić, tylko by uciec od strachu i oporu związanego z szukaniem pracy. Nie ma pracy, bo nie chce mieć – cały czas utrzymuje strach, wstyd, winę i opór, bo w poprzednich pracach miał nieprzyjemne doświadczenia. Gdyż kilka razy wybrał praktycznie taką samą pracę, w której jest bardzo duże prawdopodobieństwo spotkania negatywnych ludzi.
Nie był nawet na tyle uczciwy względem siebie, by przyznać, że się boi. Boi się bać. Jak większość ludzi – robi wszystko, by nie czuć, a nie robi nic rozsądnego – by zadbać o np. zaplecze finansowe. Bo nie tylko boi się strachu ale też wstydu i winy, które odczuwał w pracy. Boi się także gniewu wyrażanego w formie frustracji i spalającej od wewnątrz nienawiści.
Tylko, że to jest w nim cały czas. Dlatego nawet nie mając pracy od wielu miesięcy nadal zmaga się i cierpi jakby był w pracy, w której było mu źle. Bo nigdy nie chodziło o miejsce, tylko o to, jak postępował w sobie. Różne miejsca pracy tylko to z niego wyciskały.
Od wielu lat to samo. W kółko to samo. Bo sam siebie przekonał, że problem jest poza nim. Co więcej – mówi, że “ma blokadę” pewności siebie i ekspresji – mowy. Ale nie ma żadnej blokady, tylko sam się blokuje. Dlaczego to robi? Bo odpuszczenie oporu przed ekspresją, to jednocześnie odpuszczenie oporu przed strachem, wstydem, winą. Nie chce za żadne skarby poczuć tych emocji, więc blokuje się cały czas bardzo silnie. Ma blokadę, bo sam ją wybiera i utrzymuje i nie chce z niej zrezygnować.
I mówi właśnie – “wszystko poszło nie tak”. Ale jakie wszystko? Jak to “poszło”? Nic nie chodzi! Nasze życie to konsekwencje naszych decyzji. A widzimy jak głupie, nieprzemyślane, niekonstruktywne mogą być i to większość!
Bo intencja jest negatywna. Intencją jest ucieczka od tego, co czujemy. Zaś tego nie można wykonać.
Jeśli zaniedbałeś/aś higienę, to powiedz mi – czy możesz uciec od nieprzyjemnie pachnącego ciała? Nie. Możesz zniszczyć zdolność odczuwania, ogłupić się – np. przez upicie – na tyle, by przestać czuć. To wszystko. Ale czy to cokolwiek rozwiązało? Oczywiście, że nie. Czy uciekliśmy? Oczywiście, że nie.
Tzw. “ucieczka od życia/problemu” to najczęściej powtarzane urojenie.
Nie uciekamy, tylko niszczymy zdolność odczuwania i ogłupiamy świadomość, by przestać odczuwać. To wszystko co robimy.
Powtórzę po raz kolejny –
ludzie nie boją się życia, tylko boją się swoich odczuć na temat życia.
A to, co czujesz to Twój kompas i energia.
Ucieczka od swoich uczuć, to jakby nawigator na statku uciekał od tego, co pokazuje kompas. Czego można się spodziewać? Że niedługo statek wpłynie na skały lub inny statek. Dojdzie do nieszczęścia, bo krytyczna informacja jest ignorowana.
A potem jeszcze następuje zwalanie odpowiedzialności na “inne statki” lub “skały”. Czyli dokonywana jest tzw. projekcja. Zaś projekcja to tylko kolejny sposób, by uniknąć odpowiedzialności za swoje uczucia.
Kiedy więc się nimi zajmiemy? Kiedy weźmiemy za nie odpowiedzialność i zaczniemy je uwalniać? Czyli kiedy zaczniemy “machać łopatą” i przerzucać to, co nas blokuje? Ile jeszcze będziemy ogłupiać samych siebie i przekonywać – okłamywać się – że odpowiada za to ktoś inny lub świat?
Przecież to aż rażące negatywne programowanie, by zatrzymać nas w miejscu, w poczuciu bezsilności i umniejszania sobie!
Konsekwencje są po to, by się im przyjrzeć – uczciwie i odważnie – i dokonać lepszych wyborów.
Jeśli w kółko wybieramy to samo, to nie liczmy na inny konsekwencje.
Co to jest ocena na sprawdzianie w szkole? To poziom zgodności z prawdą. Jeśli na większość pytań odpowiedzieliśmy niezgodnie z prawdą lub oczekiwaniami, dostaniemy niski stopień, czyli konsekwencje będą nieprzyjemne. Nie jest to kara, nie jest to znęcanie się nad nami. To zwykła konsekwencja i nic więcej. Ale też nic mniejszego.
To reprezentacja tego, co wybraliśmy.
Zaś to, co wybieramy – poziom ROBIĆ – reprezentuje poziom BYĆ.
Jeśli uważasz się za nieudacznika, no to wybierzesz nieudolnie.
Podkreślam – sam(a) się uważasz za nieudacznika. Mówisz “czuję się jak nieudacznik” ale to nieporozumienie. Bo nie ma takiego uczucia. Czujesz coś, czego nie rozumiesz, i interpretujesz to, że musi to oznaczać, że JESTEŚ nieudacznikiem.
Ale to, co czujesz nie ma NIC wspólnego z tym kim jesteś.
Czy kierunek pokazany na kompasie okrętu świadczy o tym jaki okręt jest? Jeśli okręt płynie na skały to znaczy, że okręt jest nieudacznikiem? Nie. Ma potencjalnie niebezpieczny kierunek i tyle. Jeśli go nie zmieni, to dojdzie do wypadku.
Niemniej widzimy jak wiele w naszym życiu wybieramy na podstawie emocji. A emocji nie rozumiemy ani trochę. Jednak opieramy o nie najważniejsze decyzje.
Mitem jest to, że sądzisz, że to co czujesz determinuje to kim jesteś.
Ale to co czujesz to konsekwencja tego, za kogo sam(a) się uważasz.
Kompas pokazuje to, gdzie zmierzasz. A Ty zapewne do tej pory uważałeś/aś, że kompas mówi kim jesteś/jaki(a) jesteś…
To, co pokazuje kompas nie ma nic wspólnego z tym jaki/a jesteś.
Większość osób kontynuuje tylko program “jestem gorszy”. Sami to sobie robią. Towarzyszy mu też często przekonanie – “ta osoba się wywyższa”. Ale nikt nie może się wywyższać, bo to co sądzimy, czujemy i myślimy na temat rzeczywistości nie zmienia jej ani trochę. Więc co się dzieje? Nikt się nie wywyższa, tylko my sami sobie umniejszamy. Nasza rzeczywistość i nasze uczucia to rezultat naszych decyzji. Nikogo innego.
Tak samo z – “on/ona kpi ze mnie”. Nikt z Ciebie nie kpi. To tylko bezmyślne przekonywanie samego/samej siebie, że źródłem tego, co czujesz jest ktoś inny i/lub to, co robi. Ale prawda jest taka, że sam(a) odzierasz się z akceptacji, godności, szacunku. Najczęściej dlatego, bo widzisz w czyimś zachowaniu potwierdzenie tego, co sam(a) już przeczuwałaś na swój temat. Czyli czułeś/aś wstyd, winę, żal, opór i szukałeś/aś dla tego potwierdzenia. Więc je znalazłeś/aś.
Ale tak samo mogłeś/aś znaleźć potwierdzenie, że tak nie jest. Jednak to, co dostrzeżesz i wybierasz zależy od Twojej intencji. Już Jezus Chrystus 2000 lat temu uczył, by pukać, to nam otworzą. Ta nauka nie tylko odnosi się do otwartości, szczerości w swoich prośbach, do szukania pomocy, gdy jej potrzebujemy. Ale też odnosi się do tego, że w zależności od tego do jakich drzwi pukamy, takie osoby nam otworzą.
Czyli jeśli “pukasz do drzwi wstydu”, to kto Ci otworzy? Ludzie, którzy potwierdzą Twój wstyd. Tak samo ze strachem, gniewem, winą, itd.
Jeśli uważasz się za nieudacznika, to znajdziesz w życiu głównie to, co to potwierdzi. Co nie znaczy, że nie ma niczego innego. Oczywiście jest ale Ty tego nawet nie dostrzeżesz, bo Twoja świadomość i zmysły pominą to.
Bowiem zmysły i świadomość dostosowują się do Twoich intencji.
Przykładowo – znałem mężczyznę, doskonałego informatyka z bardzo niskim poczuciem wartości. Czyli z silną racjonalizacją dużej ilości stłumionego wstydu. I cokolwiek by nie osiągnął, nigdy nie czuł się świetnie. Czuł co najwyżej ulgę, że nic nie potwierdziło tego, co sądzi(ł) na swój temat. A gdy ktoś z nim rozmawiał i mówił mu, że powinien siebie bardziej doceniać, walczyć o podwyżki i awanse, to odpowiadał zawsze to samo – “Są lepsi ode mnie”.
Sądził, że jest taki szlachetny, że docenia innych, a po prostu sam się robił w jajo. Sam odzierał się z wartości. I uważał, że postępuje właściwie, mądrze, rozsądnie. Zaś postępował durnie, niezdrowo. Kontynuował dziecinne programowanie, którego częstym elementem jest udowadnianie sobie (i innym) własnej wartości. W esencji jest to ucieczka od wstydu i szukanie źródła wartości we własnych osiągnięciach. Ale że źródła wartości nie ma w niczym w świecie, to nic co osiągnął nie dawało mu ani trochę wyższego poczucia wartości.
Dlatego gdy mu nie szło w pracy to bardzo łatwo wpadał w gniew. Bo gniew to emocja, która dodaje nam energii wyższej jakości od poczucia winy, wstydu, żalu i strachu. Ale on tego też nie rozumiał, bo nigdy nikt mu nie wyjaśnił temu, co wyjaśniam Tobie. Gdy nie udawało mu się coś w pracy, to zaczynał czuć to, od czego uciekał – wstyd, winę, strach.
I był tak zamknięty w spirali wstydu, winy i gniewu.
Również za swoje samopoczucie obarczał odpowiedzialnością miejsce pracy i problemy.
Niby normalna, zdrowa, dobrze zarabiająca osoba, którą każdy określa, że “dobrze sobie radzi w życiu”. Ale wewnętrznie – tak samo zagubiony, cierpiący człowiek jak każdy uzależniony.
To samo tyczy się postawy – “boję się popełnić błąd”. I wiesz – właśnie nie popełnianie błędów uczyni z Ciebie nieudacznika. Bo jeśli nie popełniasz błędów, to nie działasz, nie uczysz się, nie rozwijasz. Stoisz w miejscu.
A i to nie jest prawda.
Nie boisz się popełnić błędu, tylko boisz się poczuć wstyd, winę i ból, gdy popełnisz błąd.
A to już w Tobie jest. I możesz się z tego oczyścić zanim popełnisz błąd. Blokujesz się klejąc się do strachu, by nie poczuć niższych emocji od niego. Niższych nie oznacza, że gorszych.
Zaś gdy to wszystko robisz w sobie, Twoje życie stoi, Twoja psychika stoi. Wszystko stoi.
Pozwól emocjom płynąć – niezależnie czy jest to wina, wstyd, strach czy gniew. Niech sobie będą, a Ty postępuj rozsądnie.
Jeśli nie pozwolisz tlenowi płynąć przez swój układ oddechowy, to zaczniesz się natychmiast dusić. To samo z emocjami, bo to Twoja energia – to, co Cię zasila. Jeśli nie pozwalasz jej płynąć, dusisz się.
Jeśli więc uważasz się za nieudacznika, czyli trzymasz się wstydu i nie pozwalasz mu płynąć – dusisz się.
Jeśli trzymasz się gniewu, uważasz, że ktoś Cię denerwuje – dusisz się. Przez chwilę jest “wdech”, a potem trzymasz go i trzymasz, i trzymasz.
Raz jeszcze – to co czujesz nie zmienia Cię, nie ma wpływu na to kim jesteś.
Jeżeli popełniłeś/aś błąd i doszło do przykrych konsekwencji – to nie czyni z Ciebie gorszej osoby. Wstyd i wina, które wtedy czujesz to wewnętrzne narzędzia korekcyjne i dydaktyczne. Coś jest do zmiany i dlatego te uczucia są tak nieprzyjemne, by nie uniknąć dokonywania zmiany.
Ale ludzie zwiewają od tego jak się da. Niektórzy próbują zmienić cały świat, a nie chcą zająć się tylko jedną osobą – sobą. Naprawdę nie masz żadnej powinności, by zmieniać świat. Tym bardziej jeśli intencją wcale nie jest zmiana świata, tylko uciec od siebie, by robiąc coś w świecie poczuć się lepiej.
Pamiętaj, że emocje to tylko energia zasilająca niskie stany świadomości.
Natomiast odwaga to nie emocja, tylko świadomy wybór pozytywnej, prozdrowotnej postawy, nastawienia. To wewnętrzna decyzja, to wyraz woli.
A nie uzależnienie się od tego, co aktualnie czujesz. Nie. To decyzja podyktowana własną wolą NIEZALEŻNIE od tego, co czujesz.
Dlatego tak kolosalnym błędem jest wmawianie sobie “nie mogę”. Ale 99% “nie mogę” nieuświadomione “nie chcę, bo się boję”.
Więc możesz ale nie chcesz, bo XYZ.
Statek płynie do celu i dostosowuje się do panujących warunków, bo jest to rozsądne. Nie walczy z nimi. Ale jeśli wieje z zachodu to nie zmienia kierunku i nie płynie na zachód czy wschód, bo tak wieje. Ale ludzie czując wstyd zaczynają się wstydzić. Czując żal zaczynają się użalać. Czując strach zaczynają się bać lub martwić, albo stresować. Zadbaj o siebie ale nie zmieniaj kierunku jeśli jest mądry. Jeśli za miesiąc masz egzamin, to zacznij się uczyć. Nie martw się, nie projektuj strachu na ten egzamin.
Możesz czuć emocje i możesz je uwalniać. Czasem będziesz ich czuć dużo. Ale nie wciskaj sobie kitu, że Cię napadają, przytłaczają, uniemożliwiają coś, blokują, itp. bzdury.
Ludzie robili wszystko na tej planecie trzęsąc się ze strachu, mając całkowicie sucho w gardle i będąc spoconymi. Żadna ilość strachu ich nie ograniczała. Mamy na całym świecie dowody, że żadna ilość żadnej emocji w niczym nas nie ogranicza. To dla nas emocje stały się bardzo wygodnym sposobem na usprawiedliwianie się.
“Jestem nieudacznikiem” to jedno z takich wygodnych usprawiedliwień.
A jakby się okazało, że nie jesteś? Co wtedy? Co zrobisz? Co zmienisz? Ty wybierasz. Możesz wybrać cokolwiek ale nie wciskaj sobie kitu, że wybierasz coś głupiego, bo jesteś nieudacznikiem. Nie zwalaj odpowiedzialności na geny, wychowanie, psychikę. To Twój wybór.
Następnie może się pojawić przekonanie, że już masz XYZ lat, więc jesteś za stary/a i że zmarnowałeś/aś młodość. Czyli wiesz, że czujesz żal, wstyd i winę. O tym już rozmawialiśmy.
A potem kolejne przekonanie – a że Ci się nie uda.
A potem, że są lepsi od Ciebie i im się bardziej należy.
I tak jedno za drugim będą się pojawiać racjonalizacje emocji i oporu. A Ty masz nauczyć się je ignorować i skupiać się na uwalnianiu emocji. Bo każde przekonanie jakie zobaczysz w umyśle odnośnie emocji to nieprawda.
Myśli możesz ignorować, bo to tylko urojenia nie mające żadnego zaczepienia w rzeczywistości. Natomiast emocje to Twoja energia i już bardzo ważnym jest, by to, co czujesz akceptować i pozwolić temu płynąć.
Większość ludzi ucieka w myśli nawet gdy są straszne, nieprzyjemne, niechętne, itd. Byle tylko nie czuć. Zaś emocjom się opierają, często bardzo silnie. Przypominam – im większy ból/cierpienie, tym silniej się opierasz, czyli tak dużo energii poświęcasz na wewnętrzne napieranie na energię emocji.
Ważne jest, by wspomnieć, że zajmowanie się emocjami nie załatwi wszystkich problemów jakie możesz mieć. Jedna osoba odczuwała ogromne wahania nastroju – od częstego stresowania się, po “ataki paniki”. Okazało się, że miała pasożyty w płucach od kilkunastu lat… i ignorowała objawy.
Ja nie wiem jak żyłeś/aś i jak dbałeś/aś o siebie. Od tego zalecane są okresowe badania, by upewnić się, że wszystko jest ok na poziomie fizycznym/biologicznym.
Większość depresji na świecie spowodowana jest niezwykle silnym oporem. Ale są też depresje kliniczne, które trzeba leczyć odpowiednimi lekami. I tego typu leczenie jest niezwykle skuteczne.
Sam(a) musisz rozpoznać w czym leży problem. Od tego jest ważna samoświadomość, autointrospekcja, uczynienie odważnego inwentarza moralnego, etc.
Na pewno wspomniane w tym punkcie sprawy jak “jestem nieudacznikiem” to zwykłe racjonalizacji emocji. Oczywiste i rozwiązania są znane. Pamiętaj, że nie ważne jak dużo śniegu przysypało Twój garaż. Różnica jest tylko taka, że troszkę więcej razy pomachasz łopatą w te i we wte. Bo nie ma w rzeczywistości żadnego “przelicznika wstydu” – jak czuję X wstydu, to jesteś nieśmiały/a, jak czuję Y wstydu, to mam niskie poczucie wartości, a jak czuję Z wstydu, to jestem nieudacznikiem. To wszystko wewnętrzny cyrk, który w każdej chwili możesz porzucić.
I na koniec, żeby się upewnić –
nie masz liczyć, że dzięki tym informacjom unikniesz odczuwania wstydu, winy, żalu. Nic z tych rzeczy. Masz te emocje dopuszczać do świadomości i uwalniać. Żadna wielka mądrość wszechświata nie zmieni faktu, że masz sobie porządnie popłakać, zmierzyć z winą, wstydem, gniewem, itd.
Nie przeskoczysz tego i im szybciej przestaniesz próbować, tym lepiej dla Ciebie.
Zacznij od uwalniania oporu przed odczuwaniem i przed uwalnianiem.
16. Mam nadzieję, że wystarczy mi motywacji, by z tym skończyć, by przejść przez cały program.
Wiele osób pisze mi, że np. moje darmowe filmy dały im nadzieję lub moja praca ich motywuje.
To bardzo miłe i jestem za to wdzięczny. Ale tak nie jest. Ja Ci nic nie daję. Przedstawiam szeroki kontekst rzeczywistości i to automatycznie odsłania w człowieku (jeśli sobie na to pozwoli) wysokie jakości jak energię, nadzieję, wiarę, motywację, inspirację.
Z drugiej strony przedstawienie czegoś w ograniczonym, negatywnym kontekście automatycznie obniży poziom energii, chęci, motywacji, etc.
To również kolejny powód, dla którego rekonceptualizacja swojego życia, siebie, uzależnienia, a także i przeszłości powinno stanowić jeden z niezbędnych filarów pracy wewnętrznej. A także wyrazem rozsądku jest unikanie ludzi, którzy utrzymują właśnie taki negatywny kontekst, negatywną wizję świata.
Kontekst to sprawa najwyższej wagi.
Wystarczy jedna zmiana na “jestem ofiarą” lub “nie mogę” i już czujemy niemoc, opór, strach, ból, cierpienie, czujemy się mali, niewystarczający! A po odpuszczeniu tego i korekcie na “jestem autorem” i “Mogę! Wybieram to!” pojawia się energia, odwaga, chęć, radość, motywacja. Zaczynamy dysponować wyższym poziomem energii.
Dlatego mówiłem jak wielkim błędem jest sądzić, że znaczenie wynika z tego, co się stało lub czego doświadczamy. Ale tak nie jest. MY NADAJEMY ZNACZENIE wszystkiemu w NASZYM życiu, w NASZYM doświadczeniu.
W zależności od tego pojawi się inna jakość energii, a także w innej ilości. A to ułatwi nam ewentualne podjęcie się działania, by sytuację zmienić.
Gdy jest pozornie ładny dzień, to czy on taki w rzeczywistości jest? Uważasz, że dzień jest ładny, bo świeci słoneczko i można chodzić bez kurtki? Powiedz, że dzień jest ładny osobie w depresji lub człowiekowi, który właśnie stracił pracę. Powiedzą Ci, że DLA NICH dzień jest zupełnie inny. Więc to jak dzień postrzegamy zmieni nasze samopoczucie ale nie zmieni samego dnia. Tak naprawdę nie wiemy jaki jest dzień, bo żeby to precyzyjnie określić, musielibyśmy znać wszystkie fakty i nie być do nich uprzedzonymi. A to jest niemożliwe. Dlatego religie uczą, by osądy zostawić Bogu, bo nie jesteśmy do nich po prostu zdolni.
Zauważ, że negatywne ocenienie czegoś i kogoś, np. przez opór, obwinianie czy zazdrość już obniża Twój poziom energii, chęci, motywacji. Mnóstwo osób jeszcze zwala odpowiedzialność za swoje samopoczucie na to, co/kogo ocenili w ten sposób! To tak jakbyś wsadził(a) palce w kontakt i za efekt obwinili kontakt… Czy ktokolwiek obwinił nóż, którym się skaleczył? Nie. Człowiek zrobił to sobie sam. Tak samo jest z każdym innym człowiekiem i wydarzeniem. Sami się ranimy. Nikt nie robi tego za nas.
Dlatego zapamiętaj, że motywacja to nie jest bak paliwa, który się wyczerpie podczas jazdy. Ani nikt też nie może Ci jej zabrać.
Motywacja to jest coś, czym Ty cały czas zarządzasz. Nikt i nic nie może Ci jej odebrać, ani ona nie może się wyczerpać.
Motywacja – chęci – jest jak Słońce. Świeci cały czas. Ale od czasu do czasu mogą zasłonić je chmury. Gdy promienie słoneczne zasłoni chmura, to znaczy, że Słońce przestało świecić lub że je straciliśmy? Nie. A jednak miliony ludzi wierzy, że stracili motywację i wiarę, bo przestali je czuć! Ale sami zaczynają utrzymywać to, przez co na moment przestali czuć motywację. Opór i racjonalizowanie emocji i utrzymywanie samego oporu powoduje ciągłe obniżanie się naszego poziomu energii i chęci.
Zaś sam opór to nastawienie niechęci. Jeśli więc wybierasz względem czegokolwiek nastawienie niechęci, to nie dziw się, że nie masz chęci, czyli nie czujesz się zmotywowany/a!
Nie możesz utrzymywać zarówno chęci jak i niechęci. Jedno albo drugie.
A jeśli wybierasz niechęć, no to doisz z tego jakieś korzyści, które muszą dla Ciebie przeważać nad korzyściami z nastawienia chęci.
Między innymi dlatego religie od tysięcy lat nauczają jaką głupotą jest trzymanie się uraz i oporu. Bo to robienie krzywdy wyłącznie sobie! Ale ludzie uparcie trzymają się uraz, obrażają się, oceniają, osądzają, zazdroszczą, opierają, nie akceptują, etc. Non stop obciążają tym samych siebie i potem narzekają, że jest im coraz ciężej.
Jeśli włożysz sobie do plecaka cegłę, to czy ważny jest powód? Tobie jest ciężej, bo nosisz cegłę na plecach. I czy nie głupotą jest wciskać sobie kit, że nie możesz tej cegły wyjąć, bo ktoś coś Ci zrobił?
Każda negatywność (co nie oznacza zła – wyjaśniam to w punkcie 21) obciąża nas. W esencji – ogranicza nas poziom energii, pozytywności. W tym radość, spokój.
Zapytaj sam(a) siebie – czy i co musiałoby się stać, byś poczuł(a) radość? Przedstaw taką listę w komentarzu.
Wszystko co wymieniłeś/aś to urojenie.
Dlaczego?
Czy filmy komediowe nas śmieszą? Nie. Absolutnie nie. Komedie przedstawiają pewne zdarzenia w takim kontekście, który my sami postrzegamy to jako absurdalne i poprzez kontrast pojawia się w nas poczucie humoru – radość, czasem wręcz wybuch śmiechu. Radości nie dają nam komedie, tylko pomagają nam przedstawić sobie taki kontekst, w którym radość pojawia się Z NASZEGO WNĘTRZA spontanicznie.
Oznacza to, że jak się uprzesz, to nie będzie Cię “śmieszyć” żadna komedia, ani kabaret.
Ponadto – jeśli nie żyjesz z radością w sercu, to znaczy, że utrzymujesz negatywny – ujemny – a więc nieprawdziwy kontekst rzeczywistości.
Lub bardzo, bardzo ograniczony.
Bo radość to wysoki poziom energii.
Nie mówię o głupkowatych żartach, żeby wyprzeć wstyd.
Ani radości, ani smutków i zmartwień nie daje Ci nic i nikt. To tylko konsekwencja tego, co wybierasz w sobie i co utrzymujesz.
Droga do wolności wiedzie przez wszystkie ograniczenia, jakie zebrałeś/aś w swoim życiu. Ograniczenia na spokój, radość, akceptację, szacunek do siebie i innych, swobodę, spontaniczność, energię, odwagę, ochotę, ekscytację, rozsądek, miłość.
Z tego też powodu nie możesz liczyć, że utrzymasz “odpowiednio wysoki poziom motywacji”. Ależ ją “stracisz” i to może już jutro, albo nagle dzisiaj znowu wszystko Ci się wyda bez sensu. Co to znaczy? Że wszystko straciło sens?
Gdy film komediowy przestał Cię śmieszyć to znaczy, że film się zmienił? Reżyser szybko nakręcił go od nowa i Ci go podmienił? Nie. Albo oparłeś/aś się radości, albo coś się ujawniło, co jest do uświadomienia sobie, akceptacji i przepracowania/uwolnienia.
Film się nie zmienił, świat się nie zmienił, rzeczywistość się nie zmieniła. A jednak w jednej chwili Ty chcesz zmieniać swoje życie, a w drugiej już nie. Hmm. Więc wychodzi na to, że problemu nie ma na zewnątrz – w czymś lub kimś, tylko jest wewnątrz. I to nie ma nic wspólnego z Tobą, tylko Twoim postrzeganiem, tym, co utrzymujesz, w co wierzysz, jak interpretujesz różne zdarzenia, itd.
Ty jesteś niewinny/a.
Zawsze byłeś/aś, jesteś i będziesz. Co nie znaczy, że jak wsadzisz palce w kontakt, to nie porazi Cię prąd. Porazi. Bo to naturalna konsekwencja tego typu postępowania.
Więc “strata” motywacji to także naturalna konsekwencja czegoś. Czego?
Co się zmieniło, że motywacja “zniknęła”? Co zrobiłeś/aś?
A może wszystko jest ok i właśnie ujawniona została kolejna warstwa zbędnego obciążenia psychiki? Co więc robisz z tym? Bo coś robisz. Nie możesz nie robić nic. Masz wobec tego jakąś intencję, postawę, nastawienie i coś robisz. Możesz leżeć apatycznie na kanapie, a w sobie utrzymywać całymi tygodniami niezwykle silny opór. Zamiast odpoczywać będziesz się męczyć i nawet jak wstaniesz po kilku godzinach takiego leżenia, to będziesz wykończony/a.
A ktoś inny może poleżeć pół godziny i wstanie pełen energii. Bo w sobie w tym czasie robił coś zupełnie innego.
Czy więc apatia jest smutnym losem? Rezultatem jakichś słabych genów? Nie. To rezultat utrzymywania niskiego poziomu postrzegania rzeczywistości, niskich, być może negatywnych intencji, uraz, osłabiających przekonań. Nie ma to nic wspólnego z pogodą, rodziną, wychowaniem, jakością spożywanych posiłków, ilością snu, etc.
Więc gorsze dni, gorsze samopoczucie jest najzupełniej normalne. Ale nienormalne jest walczenie z nim, opieranie się, katowanie siebie, stygmatyzowanie siebie i swojej sytuacji, etc. Gdy zachorujemy to, co zaleca nam lekarz, byśmy wyzdrowieli, by nasz stan się poprawił? Zawsze słyszymy, by wypocząć, troszczyć się o siebie, dbać, dobrze się odżywiać, brać leki, dobrze się ubierać. Nie ma słowa o walce, nienawidzeniu choroby, udawaniu, że choroby nie ma.
Usłyszymy więc rozsądne, ciepłe rady. Najczęściej dostrzeżemy w nich rozbieżność między tym jak na co dzień postępujemy sami ze sobą.
Nigdy nie usłyszymy od mądrego lekarza, by walczyć z chorobą, tylko żeby się nie poddawać, czyli nie obniżać swojego nastawienia, postawy, postrzegania. Nie ma to nic wspólnego z chorobą. Słyszymy, by nie użyć choroby jako pretekstu, by się użalać, bać, martwić, etc. A ludzie i tak to robią.
Dlaczego te wszystkie niskie, czyli negatywne postawy, nas osłabiają? Bo nie są zgodne z rzeczywistością. Spróbuj pożywić się tym, czego nie ma. Pożywisz się? Wzmocnisz? Nie. Tak samo z negatywnymi postawami – one są osłabiające, bo nie mają zaczepienia w rzeczywistości.
Życie wspiera życie.
To, co nie jest życiem, nie wspiera go. Odczuwasz to jako osłabienie. Nie oznacza to, że jest złe. Jest czymś, co powinieneś/powinnaś zrozumieć, wyciągnąć wnioski i dokonać ewentualnych korekt. Nikt Cię do tego nie zmusza. Ani ja, ani Bóg. To wszystko w 100% Twoja decyzja. Przemyśl czy nadal chcesz utrzymywać negatywną postawę jak np. zazdroszczenie tym, co bez wysiłku odnoszą wielkie sukcesy? Daje Ci coś ta postawa? Pomaga Ci? Zmienia świat na lepsze? Jeśli nie – czy nadal chcesz ją utrzymywać? Dlaczego ją utrzymujesz? Co z niej doisz? Nie wstydź się tego, tylko to odważnie zaobserwuj i zrozum jakie są fakty. A następnie podejmij decyzję co dalej. To tylko i wyłącznie Twoja decyzja. Nie masz żadnej obligacji, by ją zmienić. Ale możesz. Warto to wiedzieć.
17. Ja naprawdę nie potrafię się uśmiechnąć, ani czuć dobrze.
Bardzo często otrzymuję wiadomości tego typu:
Bo ja naprawdę nie potrafię się uśmiechnąć, ani czuć dobrze. Bo z jakiego powodu mam się cieszyć jak mocno spieprzyłem sobie życie i teraz naprawdę jest mi ciężko i trudno to wszystko ułożyć?
To bardzo częsty problem ludzi.
Mamy tutaj 2 fundamenty:
1. Wynikający z niskiej inteligencji emocjonalnej – próba przeskoczenia/przekroczenia/obejścia/uniknięcia niskich emocji. Ludzie masowo, wręcz pandemicznie sądzą, że jak unikną gorszego samopoczucia, to poczują się lepiej. Ale tak nie jest.
2. Wynikający z uzależniania radości i innych wysokich jakości od warunków zewnętrznych – sądzimy, że wysokie stany jak radość biorą się albo skądś/z czegoś ze świata, albo można sobie na nie pozwolić dopiero, gdy nasze życie będzie JAKIEŚ, zazwyczaj nadzwyczajne.
Ad. 1.
Jeśli unikniesz odczuwania głodu, oznacza, że się najadłeś/aś? Ile czasu będzie potrzeba, by Twoje ciało opadło z sił?
Jeśli nosisz na plecach worek pełen cegieł to co Ci da nie zaglądanie do niego, ignorowanie go, wypieranie, że go nosisz? Czy poczujesz się lepiej? Oczywiście, że nie. Być może tylko, gdy siądziesz lub się położysz wyczerpany/a i nie będziesz się ruszać, to odzyskasz troszkę energii. Ale czy możesz cały czas leżeć? Nie. Więc każda czynność wymagająca od Ciebie powstania, każdy obowiązek spowoduje, że znowu poczujesz ten ciężar. I dopóki się nim nie zajmiesz, będzie Ci trudno/bardzo trudno i coraz trudniej.
Ile lat tak podchodzisz do swojej psychiki i zdrowia emocjonalnego? Tylko uciekasz, unikasz, wypierasz, projektujesz i nie robisz z nim nic zdrowego?
Ad. 2.
Drugim, równie pandemicznym problemem jest to, że ludzie uzależniają swoje samopoczucie od tego, co robią i mają. Mówią, że skoro ich życie nie jest fantastyczne, to nie pozwolą sobie na radość, spokój, szacunek, poczucie godności, akceptację, etc.
Ale nie zauważają prostej i fundamentalnej zależności – im gorzej się traktują, tym gorsze decyzje podejmują. Więc ich zaniedbane życie jest KONSEKWENCJĄ tego jak podchodzą do siebie i do swojego życia. A oni jeszcze to tym usprawiedliwiają. Więc można rzec, że coraz silniej zaciskają pętlę wokół własnej szyi licząc, że to ich w jakiś sposób zmotywuje… Ale nie motywuje i jest coraz gorzej.
Aby to rozwiązać, przede wszystkim trzeba przestać za wszelką cenę dążyć do dobrego samopoczucia przez ucieczkę od gorszego samopoczucia. Masz przestać uciekać. To warunek konieczny poprawy. Oraz masz przestać zmuszać się do lepszego samopoczucia.
Wyższy stan oraz wyższy poziom energii pojawią się same, spontanicznie, gdy oczyścisz się z tego, co je ogranicza/blokuje.
Dlatego też ucieczka, unikanie, wypieranie, projektowanie, etc. niższych stanów, emocji i oporu jest dokładnie tym, co uniemożliwia poprawę.
Konieczne jest rozpoczęcie oczyszczania z emocji i oporu. Bo emocje i opór to Twoja energia. Marnotrawisz ją na utrzymywanie jej niskich form zwanych emocjami i oporem. Możesz sobie nie wierzyć w energię ale odpowiedz sobie dlaczego więc obniża się Twój poziom energii/siły – zwał jak zwał – i samopoczucie, gdy się stresujesz, gniewasz, wstydzisz, obwiniasz, frustrujesz, itd.? Ano dlatego, bo “przykręcasz kurek” własnej energii, a pozostałą przeznaczasz na utrzymywanie tych niskich form energii. Można rzec, że obniżasz temperaturę swojego organizmu, życia. Nie jest Ci w nim ciepło – dobrze, przyjemnie. Nie uczestniczysz w nim chętnie.
Za to czujesz niechęć, pustkę. Tak jakbyś miał(a) wejść do wanny pełnej zimnej wody. Ale kto napełnił tą “wannę” zimną wodą? Czyli wodą z niskim poziomem temperatury?
Nawet jeśli masz 40 lat i niewiele osiągnąłeś/osiągnęłaś w swoim życiu, to nie masz ŻADNEJ podstawy do wstydzenia się, obwiniania, opierania, użalania, nienawidzenia, ani zazdrości. Jeśli chcesz coś zmienić na lepsze, to stań się lepszy/a dla siebie i dla swojego życia.
Ty masz się zmienić przede wszystkim wobec swojego życia. A nie liczyć, że Twoje życie Cię zmieni.
Oczyszczenie z emocji i oporu to jedno.
Drugie to zmiana postaw odnośnie swojego życia, siebie, przeszłości, przyszłości, popełnionych błędów, etc.
Ludzie mi mówią – “nienawidzę swojej negatywnej cechy”. No to fajnie ale nienawiść jest dokładnie tym, co nie tylko tą cechę w Tobie utrzyma i blokuje zmianę ale jeszcze sama nienawiść dramatycznie szkodliwie wpływa na Twoją psychikę, zdrowie, poziom energii i w konsekwencji decyzje jakie podejmiesz.
Skąd tyle negatywnego oceniania, niechęci, gniewu, frustracji, obwiniania, użalania, wstydu? Po co Ci to wszystko???
Czy kiedykolwiek zadałeś/aś sobie to pytanie?
Chcesz lepszego życia ale cały czas wybierasz to co negatywne? Dlaczego więc spodziewasz się poprawy na lepsze? Jeśli posiłek wykonasz ze starych, zepsutych składników, to spodziewasz się, że wyjdzie Ci smaczny?
Powiedz mi – jaką masz postawę do ludzi, którzy odnoszą sukcesy? I to wielkie i z łatwością? Zazdrościsz im? Nienawidzisz ich? Uważasz świat za niesprawiedliwy? Użalasz się nad sobą?
A dlaczego tych ludzi nie NAŚLADOWAĆ? Nie zbadać jak żyją, co robią i nie wprowadzać tego do swojego życia?
Dlaczego chcesz zmiany na lepsze, a robisz wszystko co te zmiany uniemożliwia?
Jeśli chcesz dobrze zjeść, a nienawidzisz i nie chodzisz do dobrych restauracji, to czego się spodziewasz? Kto Ci odbiera tę możliwość? Ty sam(a).
Jak sądzimy z jakiego powodu spieprzyliśmy sobie życie? Ano z takiego, że zamiast się nim zajmować, to cały czas robiliśmy coś, by poczuć się lepiej. Sięgaliśmy po używki typu porno, alkohol, papierosy, etc. Więc nawet nie próbowaliśmy się poczuć lepiej, tylko próbowaliśmy uciec od gorszego samopoczucia!
Czy to nie głupie? Jeśli boli Cię ząb, to będziesz pić wódkę przez najbliższe 28 lat, by ogłupiać się, niszczyć zdolność odczuwania? A nie lepiej jest umówić wizytę u dentysty i załatwić ten problem od ręki?
Czy nie mądrym i rozsądnym byłoby zajęcie się każdym problemem, od którego uciekasz?
O tym problemie mówię również w poniższym artykule – kolejna iluzja, że dążymy do “rozładowania napięcia seksualnego”, co jest nieporozumieniem:
Czy porno/seks rozładowują napięcie seksualne?
Zamiast zrobić to, co niekomfortowe ale konieczne jak zmierzenie się z emocjami i oporem, wykonanie obowiązku bez odkładania go w nieskończoność, wybieraliśmy to, co komfortowe i na dłuższą metę bardzo szkodliwe. Czyli odkładanie tego, wobec czego czujemy np. opór czy niepewność, albo wieczne szukanie źródeł lepszego samopoczucia.
Przypomnę podstawowy przykład – gdy czujesz się źle, możesz zjeść cukierka. Dzięki temu poczujesz się lepiej. Ale czy coś się zmieniło na świecie i w Twoim życiu? Nie. Absolutnie nic. Co więcej – wprowadziłeś/aś do organizmu bardzo szkodliwy cukier, gdy Twoje ciało potrzebuje zdrowych źródeł wartości odżywczych. Więc poprawa samopoczucia nie świadczy o niczym dobrym! Wręcz przeciwnie – stanowi oszukanie zarówno siebie jak i swojego ciała oraz psychiki. Nic nie zostało w życiu rozwiązane, zdrowie zostało podniszczone.
To wszystko w nas zalega, co nie znaczy, że uniemożliwia cokolwiek.
W pierwszym zdaniu osoba mówi, że nie ma kontroli nad mięśniami swojej twarzy – mówi, że nie może się uśmiechnąć. Ależ może się uśmiechnąć! Ale po prostu NIE CHCE. Bo czuje opór, wstyd, winę. Nie chce odpuścić tych emocji. Stara się ich uniknąć, uciec od nich. Zamiast się z nimi zmierzyć, zaakceptować i puścić się ich, to klei się do nich jak do ulubionego serialu w telewizji i nie chce się odkleić. MOŻE ale NIE CHCE.
Problemem jest to, że nie chce czuć tych emocji. A to kontynuacja tego, co robiła ona przez całe/większość swojego życia i dlatego je sobie spieprzyła. I teraz robi dalej to samo. Tylko usprawiedliwia to w inny sposób.
Nie może czuć się dobrze, bo się cały czas opiera tym emocjom. A to powoduje, że emocje nie mijają, trwają, a nawet rosną. I jednocześnie ten opór blokuje odczucie stanów wyższych jak spokój i radość.
Kolejna iluzja w następnym zdaniu – uwarunkowanie radości od czegoś.
Ależ nikt jej nie każe tego robić. Powiedzmy sobie – dlaczego niby mamy warunkować swoją radość i UZALEŻNIAĆ (słowo klucz) ją od czegoś – np. jakichś osiągnięć? Małe dziecko cieszy się non stop i dlatego rozwija się zdrowe. Nie ogranicza swojej radości, bo jest mądre.
Ograniczanie radości jest głupotą. I m.in. dlatego mamy problemy w życiu – bo dokonujemy głupich wyborów.
Aby zignorować program “nie mam z czego się cieszyć”, należy zmierzyć się ze wstydem, winą, oporem i żalem i je uwolnić. A w trakcie ignorować ten program. Należy WYBRAĆ radość. A do tej pory sądziliśmy, że jej źródłem jest świat zewnętrzny. Ale tak nigdy nie było. Radość ma jedno źródło – wewnętrzne.
Poza tym – każda iluzja “nie mogę czegoś zrobić” znika wraz z przystawieniem pistoletu do głowy.
Gdy sobie mówimy – “nie mogę się dzisiaj uczyć” i w tym momencie podszedłby do nas bandyta z pistoletem i zagroził, że nas zastrzeli jeśli nie zaczniemy się uczyć, od razu zaczęlibyśmy! Nagle odpuścilibyśmy wszystko, czego się trzymaliśmy – opór, emocje, niechęć, etc.
Widzimy więc, że wszystkie te negatywności to tylko pobłażanie sobie, pławienie się w narcystycznym egoizmie.
Możesz ale nie chcesz. To kolosalna i krytycznie ważna różnica.
Napisz w komentarzu co wg Ciebie różni “nie mogę” od “nie chcę”. I zastanów się w jakich przypadkach w swoim życiu wmówiłeś/aś sobie “nie mogę”, gdy prawdą było “mogę ale nie chcę”.
Ile razy w swoim życiu mówiłeś/aś sobie, że czegoś nie możesz, bo masz gorsze samopoczucie? A przecież oczywistym jest, że MOŻESZ ALE NIE CHCESZ, BO się gorzej czujesz.
Ok, w przypadku np. silnej migreny jest to zrozumiałe. Ale nawet w tej sytuacji są leki, by szybko zająć się tematem. A jeśli z tego rozwiązania nie korzystasz, to znaczy, że nie chcesz wykonać tej pracy/obowiązku i wolisz cierpieć, niż się nim zająć.
A co w przypadkach np. stresu? Też nie możesz się czymś zająć, bo czujesz stres? Ależ oczywiście, że możesz ale nie chcesz! Ponownie – przystawiony do głowy pistolet szybko ukazałby Ci, że możesz i stres w niczym nie przeszkadza. Co więcej – z samego stresu możesz się oczyścić, a także skorygować swoją postawę/nastawienie/percepcję względem czegoś, która generuje stres.
Właśnie sobie słucham odpowiedzi pani psycholog na pytanie – “Jak znaleźć w sobie spokój?”
https://kobieta.onet.pl/zostajewdomu-z-onet-psycholog-joanna-chmura-gosciem-malgorzaty-ohme/t16lk3t
Ano nie można go znaleźć. Powiedz mi – jak możesz znaleźć Słońce, gdy zasłaniają je chmury? Nie znajdziesz go! Ale czy to znaczy, że Słońca nie ma? Jest, tylko chmury muszą się rozstąpić.
Ludzie pytają o tricki, o jakieś sposobiki, by się “emocjonalnie nastawić na cały dzień”. Więc dorośli ludzie proszą o potwierdzenie ich niedojrzałości emocjonalnej, o utrzymywanie fantazji. Wszyscy jak tylko mogą uciekają od emocji, szczególnie od strachu. Trzymają się go ale nie chcą go czuć… Proszą o 3 kroki, by poczuć się lepiej.
Ok, a kiedy zaczną dbać o fundamentalnie ważny temat zdrowia emocjonalnego? Kiedy zaczną w nim dojrzewać, a nie w kółko tylko korzystać ze sztuczek, by uciec od tego, co w nim zaniedbali?
Próbują emocje przeskoczyć, ominąć, wyminąć. A potem narzekają, że jest im ciężko, że się wszystkim stresują, czują pełno napięcia, że nie mają energii, że mają problemy z zasypianiem, koncentracją, w sferze seksualnej i setki innych… no a kto próbował przeskakiwać swoją energię?
Pani mówi jeszcze, że mózg czegoś nie znosi! Wow! Czyli i nasz nos czegoś nie znosi! Nasze uszy czegoś nie znoszą! Może jeszcze nasze włosy czegoś nie znoszą?
W jaki sposób o tym wiemy? Wysłały nam SMS-a? A może słyszymy w głowie głosy, którym wierzymy? Więc nawet profesjonalna terapeutka wierzy w jeszcze bardzo wiele iluzji. Czytam sobie jej bloga i w wielu kwestiach się zgadzam. Mówi dużo o emocjach, przeżywaniu ich. To dobrze. Wspomina też, że sama miała problemy z emocjami – np. z płaczem. Nie płakała przez lata, bo została zaprogramowana, że płacz jest dla słabych. Więc to samo co wielu (większość?) mężczyzn. W tym także wielu uzależnionych.
Nie mówię tego jako atak czy krytyka odnośnie tej pani. Wręcz przeciwnie. Pochwalam to. Niemniej nie zmieni to w żaden sposób konieczności zmierzenia się ze swoimi emocjami. Możemy sobie przeczytać tysiąc blogów o emocjach i nie zmierzyć się nawet z kapką emocji w sobie.
O mózgu jest w punkcie 24.
18. Czy umysł nas oszukuje?
Nie, umysł nie oszukuje.
Umysł to chyba najbardziej szczery i niewinny aspekt człowieka.
Umysł tylko powtarza to, czym został zaprogramowany.
Jest jak odtwarzane programy na komputerze.
Umysł powtarzający nam w kółko, że porno jest dobre nie robi nas w konia, nie okłamuje nas. On tylko powtarza zapisany w nim program, przekonanie. Nie robi tego, by nas oszukać, ani zranić.
Jeśli nauczyciel relacji damsko-męskich mówi Ci, żebyś podszedł do kobiety, przywitał się, powiedział komplement i że będzie dobrze, a Ty w umyśle widzisz spadające meteoryty, wybuchy wulkanów, cierpiące dzieci w Afryce, to Twój umysł nie oszukuje Cię, nie przekłamuje rzeczywistości. Tylko wyciąga z podświadomości racjonalizacje dla tego, co czujesz. A czujesz strach, opór, wstyd. Nawet jakbyś podszedł, porozmawiał i przeżył bez większych ran fizycznych, to podczas drugiego podejścia do innej kobiety znowu będzie to samo!
Chodzi o to, że te myśli nie mają żadnego znaczenia. W punkcie 24 wyjaśnię to szeroko.
Błędem jest w ogóle zwracać uwagę na myśli.
Jeśli na komputerze tapetą Twojego pulpitu będzie “wszystkiego najlepszego w 2015 roku!”, a dziś mamy 2020 rok, to znaczy, że komputer oszukuje? Nie. To znaczy, że masz nieaktualną tapetę i dopóki nie zmienisz tła, będziesz widział życzenia na czas sprzed 5 lat. Pytanie – skoro wiesz, że ta tapeta nie odnosi się do rzeczywistości, to po co się nią zajmować?
Jeśli nagrasz wiadomości z 2012 roku i włączysz je w 2020 roku, to znaczy, że odtwarzacz oszukuje, bo przekazuje Ci wieści sprzed 8 lat? Nie. Ale jeśli zrozumiesz, że to nagranie nieaktualne, to po co się go słuchać i się nim kierować?
Jeśli czytasz gazetę z programem telewizyjnym sprzed tygodnia, to znaczy, że ta gazeta oszukuje? Nie! Dlaczego więc liczyć, że program telewizyjny pokryje się z treścią tej gazety?
Chodzi o to, że nikt nigdy nie wyjaśnił nam natury działania umysłu.
Po pierwsze – myślenie to proces kompletnie bezosobowy, ciągły i nieskończony. Nie ma żadnej intencji. Jest i tyle. Tak jak wiatr nie ma intencji. Wieje i tyle. Ważne jest co my z tym zrobimy.
Po drugie – umysł używa tego, co zapisała nasza podświadomość do racjonalizacji/analizy emocji odczuwanych w chwili obecnej. Czyli nigdy tak naprawdę nie obcujemy z chwilą obecną. Bo wszystko co powie nam umysł – umysł wziął to z przeszłości i różnić się będzie w zależności od Twojego stanu emocjonalnego.
Gdy patrzysz teraz przed siebie – co widzisz? Np. komputer. I co Twój umysł może powiedzieć o tym komputerze? Tylko to, co usłyszał o komputerach w przeszłości! Więc automatycznie nie mówi o tym komputerze, tylko o wszystkich innych. Czy robi to specjalnie, by nas oszukać? Nie. To po prostu jego natura i ograniczenie. Umysł każdego człowieka dokładnie tak działa.
A jeśli jeszcze jesteś spięty/a, zestresowany/a, to widząc komputer możesz nawet poczuć ekscytację, że zaraz włączysz porno. Więc z setek wspaniałych możliwości, które oferuje skorzystanie z komputera, wybierzesz włączenie filmów pornograficznych, by stłumić emocje i zniszczyć sobie mózg. Tym będzie dla Ciebie komputer i niczym innym.
Inny przykład – ktoś powiedział coś obraźliwego. I co wtedy robi umysł? Sądzimy, że analizuje tą sytuację. Ależ tak nie jest. On tylko na podstawie tego co poczuliśmy (czego większość ludzi nawet nie jest świadoma) wyszukuje z przeszłości myśli i przekonania, które mieliśmy odnośnie podobnego stanu emocjonalnego. Więc gdy 30-40-50 lat temu będąc dzieckiem rodzice krzyczeli na nas i nam grozili, to teraz jako osoby w pełni dorosłe, silne, zaradne, też możemy poczuć się zagrożeni, gdy nawet obca osoba może potencjalnie się zdenerwować. Zazwyczaj mężczyzna pełen strachu, wstydu i winy sądzi, że obca kobieta może go zranić i odrzucić tak jak jego rodzice lata wcześniej. Więc umysł rzutuje na obcą kobietę wypartą sytuację z dalekiej przeszłości.
A jeśli naszą INTENCJĄ nie będzie zmierzyć się z tym, ani wziąć odpowiedzialności, umysł zacznie dalej to racjonalizować – powie, że nie możemy podejść, że nie mamy o czym rozmawiać, że pewnie i tak ma chłopaka. On tego nie wymyśla, tylko wyciąga z podświadomości to, co przeczytaliśmy lub usłyszeliśmy na temat strachu, wstydu, winy i oporu.
Więc ludzie hipnotyzując się mentalizacją non stop żyją w przeszłości. Nie ma ich w chwili obecnej.
Umysł nas nie oszukuje, nie sabotuje. Tylko my dokonujemy decyzji zgodnych z naszymi intencjami.
Problem polega na tym, że nie jesteśmy świadomi naszych intencji i ze wszystkich możliwości i opcji wybierzemy wyłącznie te, które pokrywają się z naszą intencją.
Przykładowo – jeśli nie chcemy narazić się na odczucie jakichś emocji, to nawet możemy cieszyć się z sabotowania czegoś w naszym życiu, by tego uniknąć! Np. odmówimy randki z fajną dziewczyną, by nie narazić się na wstyd. Wymyślimy jakąś wymówkę, odwołamy spotkanie.
Ze wszystkich możliwości, wybierzemy taką, która pozwoli nam uciec od potencjalnego “zagrożenia”, np. niezręcznej ciszy, wobec której odczuwać będziemy wstyd, stres, opór. Problemem jest intencja, by uniknąć tych emocji. Więc nasz umysł nie podpowie nic innego – np. nie podsunie nam oczywistego rozwiązania – akceptacji, że może do tego dojść i wszystko będzie ok.
Umysł nie oszukuje. Nie ma takiej możliwości. Umysł nie ma swojej agendy, potrzeb, etc. On działa zgodnie z naszym poziomem świadomości oraz intencją.
To my się oszukujemy wierząc w kółko i przekazując sobie różne urojenia i nieprawdy. Najpopularniejsza, w którą wierzy pewnie 95% ludzkości, to “ja myślę”. Wcale nie! Człowiek nie myśli! Prościutke i szybkie ćwiczenie obserwowania umysłu pokazuje, że 99,9% myśli nie wybraliśmy. Pojawiły się same, nawet nie wiadomo skąd! My tylko non stop się w to wpatrujemy jak zahipnotyzowani w telewizor i reklamę proszku do prania.
Warto na umysł patrzeć jak na malutkie dziecko, które radośnie powtarza w kółko, 1000 razy dziennie to, co usłyszało. Np. – “Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek! Zajączek!”
I malutkie dziecko, biegające radośnie wykrzykujące “Zajączek!” będzie dla nas powodem do radości.
I umysł jest jak takie malutkie dziecko, dla którego “Zajączek!” i “Apokalipsa!” jest jednym i tym samym. Umysł nie widzi różnicy w niczym. “Bieda” i “bogactwo” to też jedno i to samo. Dla umysłu “jestem piękną, normalną, fajną osobą” jest tym samym co “jestem gorszy/a od innych, zły/a, moje życie nie ma sensu”. Zajączek!
Tak jak dla komputera jest bez różnicy czy na pulpicie będzie miał tapetę z pięknym zielonym lasem i motylkami bawiącymi się wokół kwiatów, czy strzelających do siebie ludzi i walające się wszędzie zwłoki. Ale Ty już mając jakieś opinie o zabitych ludziach możesz widząc taką tapetę odczuć strach, wielki opór, napiąć się jakby miał zaraz ktoś zacząć strzelać do Ciebie, bo umysł nie ma możliwości, by odróżnić prawdę od fałszu.
Dla umysłu nie ma różnicy w myśleniu “Dzisiaj jest wspaniały dzień, by żyć, cieszyć się, rozwiązać odważnie jakiś problem” i “Spieprzyłem sobie życie, jestem do niczego, Bóg mnie nie kocha i pora umierać”.
Więc nigdy nie wiemy nawet jaki jest dzień – nie mamy pojęcia! Wszystko co możemy powiedzieć to coś na podstawie własnych odczuć w danej chwili. Gdy czujesz się dobrze, to nie powiesz, że dzień jest zły. A gdy czujesz się fatalnie, to nie powiesz, że dzień jest wspaniały. W obu przypadkach rzutować będziesz na dzień tylko i wyłącznie swoje odczucia. A co one mają wspólnego z miliardami zdarzeń, które się wtedy wydarzyły? Absolutnie nic. Dla miliardów istot dzień ten będzie wspaniały, dla innych nie. I kto ma rację? Nikt nie ma. A jeszcze jak naczytałeś/aś, nasłuchałeś/aś się jakichś informacji o wydarzeniach, to jeszcze je narzucisz.
Np. dziś każdy powie, że dzień jest straszny, bo panuje pandemia koronawirusa. Ale czy tak jest? Czy to w jakikolwiek sposób wpływa na to jaki jest dzień? Absolutnie nie. To nadal tylko i wyłącznie nasza interpretacja, nasza projekcja.
Chodzi o to, że my jesteśmy tym, co jest ponad umysłem – świadomością. Czyli m.in. tym, co może obserwować myśli i podejmować decyzje w oderwaniu od nich. Może myślenie kompletnie zignorować i np. zrobić to, co ma zapisane na kartce papieru. Bo jak zobaczymy, co się zdarza bardzo często – możemy przeczytać i 100 razy, że strach to iluzja, a w obliczu strachu i tak zobaczymy przerażające myśli, będziemy uciekać, nie będziemy chcieli mieć ze strachem nic do czynienia.
To, że nadal słuchamy się myśli pomimo, że jest nam przez to gorzej pokazuje jak silnie jesteśmy do nich przywiązani. Często jest to nieracjonalne i po prostu głupie. A jednak nie zmieniamy tego.
Ci co zaczęli medytację mówią mi, że nie potrafią nawet trzech minut przestać zajmować się myślami. Ignorują je maksymalnie przez te kilka minut, a potem od razu wracają do “biegania” za myślami. Niektórzy jeszcze się zaczynają denerwować i frustrować, bo w trakcie medytacji walczą z myślami i swoimi uczuciami – opierają się, są pełni napięć. I po co? Daje im to coś? Dlaczego to robią? Bo postępują całkowicie nieświadomie.
Kolejna ważna informacja na temat umysłu –
myślenie, którym hipnotyzuje się większość ludzkości to zaledwie 2% umysłu. 98% jest kompletnie cicho.
Więc hipnotyzujemy się 2% najczęściej negatywności i jeszcze mnóstwo ludzi mówi, że myśli ich zalewają. Ale to dlatego, bo tak niską, ograniczoną mają świadomość – te 2% traktują nie tylko jako siebie ale też jako 100%.
To jakby mieć przed sobą wielką, białą ścianę (którą nie jesteśmy) i zobaczyć na niej czarną plamkę. Podchodzimy bliżej, by się jej przyjrzeć, coraz bliżej, aż w końcu staje się bardzo duża. I tak się w nią wpatrujemy przez np. 30 lat. I zapominamy, że przecież widzimy ją tylko dlatego, bo jest na ogromnej, czystej ścianie. Ale już tego nie pamiętamy. Sądzimy, że jest tylko ta plamka i że to my nią jesteśmy.
Ale gdybyśmy się od tego odkleili i zrobili kilka kroków w tył, to dostrzeglibyśmy nie tylko, że plamka staje się coraz mniejsza ale też być może zorientowalibyśmy się, że jest coś jeszcze – wielka, biała, czysta przestrzeń wokół tej plamki. Czyli spokój.
Kolejna krytyczna informacja – umysł nie ma zdolności odróżnienia prawdy od fałszu.
Gdy więc tą czarną plamką będą myśli samobójcze, wstyd, wina, żal do siebie za przeszłość, to dla umysłu to taka sama informacja jak każda inna.
Ściana nie może Ci powiedzieć, byś nie malował na niej kości, flaków, biedy czy czegoś innego, “przerażającego”. Ściany nie obchodzi co na niej namalujesz.
Więc jak umysł usłyszał w przeszłości, że aby być szczęśliwym, to trzeba się wycierpieć, że jako ludzie nie mamy wartości, a my szczególnie, że jesteśmy do niczego, że trudno jest osiągnąć sukces, to jak sądzimy, co nasz umysł będzie nam powtarzał przy każdej okazji? Tak jak radosne, malutkie dziecko “Zajączek!” – będzie powtarzał cały czas, że musimy cierpieć, etc.
A to tylko emocje i przekonania. W kółko nadające radyjko, jak wyjący rano budzik. Budzik nie chce Ci zrobić krzywdy, tylko wykonuje to, czym został zaprogramowany.
Jednak można się zahipnotyzować myślami i podejmować w oparciu o nie nawet wszystkie życiowe decyzje.
I tak mniej więcej 90-95% ludzkości non stop hipnotyzuje się mentalnym bełkotem. A ten mentalny bełkot w przypadku około 80-85% ludzkości jest bardzo negatywny.
Warto wiedzieć – skoro dla umysłu nie ma różnicy między “zajączkiem”, a “apokalipsą”, bo jedno i drugie, w zależności czym został zaprogramowany, uważa za prawdę – będzie tego bronił i to racjonalizował.
W swojej naturze umysł się przywiązuje. Tak jak małe dziecko do swoich zabaweczek. Jak umysł zostanie zaprogramowany “sukces jest niemożliwy, muszę cierpieć”, to się będzie tego trzymał jak miliona dolców. I bez cierpienia nie osiągniesz żadnego sukcesu!
Można powiedzieć, że będziesz żyć samospełniającą się przepowiednią. Każde Twoje zmartwienie się ziści. Dlaczego? Bo taka jest rzeczywistość? Nie! Bo TY w to wierzysz, trzymasz się tego, utrzymujesz to w sobie i kierujesz się intencjami opartymi o to.
A Twój umysł nie będziesz znajdował informacji, że jest inaczej, tylko znajdzie potwierdzenia tego!
Dla ludzi nie mających pojęcia, że to tak wygląda, wszystko co doświadczą, przeczytają, usłyszą wykorzystają jako usprawiedliwienie swoich przekonań, jako ich potwierdzenie. Bo nie rozumieją, że znajdują to, czego szukają.
A prawda brzmi – znajdują to, BO sami się już tego trzymają, chcą sobie udowodnić, że jest jak przeczuwają. Nie mają intencji dostrzeżenia czegoś innego. Chcą mieć rację i tyle, nie chcą znać prawdy.
Więc – raz jeszcze –
znajdziesz to, czego szukasz.
I zawsze tak było – zawsze znajdowałeś/aś to, czego szukałeś/aś. Z innej strony – to, co znajdujesz, tego szukasz.
Teraz ważne – nie mamy zajmować się umysłem, przeprogramowywać go. To tylko dalsze robienie się w jajo. Ty masz zacząć żyć świadomie niezależnie od swojego umysłu. Bo ani negatywnego, ani durnego programowania nie unikniesz! A co jak poświęcisz najbliższe 3 lata na dbanie o umysł, a po tych 3 latach przyjadą do Ciebie wujkowie i dziadkowie i przekażą Ci kolejne 74 negatywne programy o życiu, zarabianiu, zdrowiu? Znowu zamkniesz się w pokoju na kilka miesięcy i będziesz to przeprogramowywał(a)?
Jesteś czymś większym od umysłu. Jesteś świadomością. Olać mentalizację. Nie walcz z nią, ani z umysłem. Nie rób z tego sobie wroga. Bo umysł to nie Twój wróg, tylko niewinny mechanizm. Może zostać użyty z ogromną korzyścią, co widać po tym jak rozwinęła się nauka.
Mądrzy ludzie mówią – jeśli chcesz osiągnąć sukces, to wzoruj się na ludziach sukcesu – pracuj jak oni, żyj jak oni, nawet ubieraj się jak oni. Dopóki tego nie zrobisz, to nie znajdziesz tego w umyśle, tylko wymówki, opór, niechęć, zazdrość i to co zwykle na temat życia, podejmowania działań. Trzeba więc zacząć żyć inaczej NIEZALEŻNIE od myśli i emocji. A jeśli nadal będziesz postępował(a) względem emocji i myśli, to nic się nie zmieni. Bo ani emocje, ani myśli się nie zmienią.
Nie możemy się robić w konia, że nasz umysł pracuje tak jak umysł naukowca. Do tego jest kawałek drogi – oczyszczenie, poważny wzrost, korekta intencji, nastawienia, działań, celów i wiele więcej. Nasz umysł na razie mentalizuje, a nie myśli twórczo.
Umysł obciążony emocjami i oporem nie działa twórczo, tylko odtwórczo.
Czyli robi to, co powiedziałem – umysł powtarza tylko to, co skądś usłyszał. A co usłyszałeś/aś w przeszłości? Same budujące, mądre, kochające, rozsądne informacje?
Aby pracować twórczo, przede wszystkim:
– Niezbędny jest stan spokoju i skupienia. A jego osiągamy przez emocjonalne oczyszczenie. Nie przez wypieranie, uciekanie, unikanie, tłumienie.
– Myśleniu musi towarzyszyć intencja myślenia – mamy wybrać co będziemy analizować lub względem czego szukać rozwiązania.
A co robi większość ludzi?
– Nie myślą intencjonalnie. Nie wybierają tego, tylko hipnotyzują się tym, co się aktualnie samo dzieje w umyśle.
– Uciekają w mentalizację w stanach emocjonalnych. Najczęściej bardzo dalekich od spokoju. W tym czasie opierają się emocjom, przez co nie mijają, tylko rosną. Nasila się też mentalizacja, czyli odtwórcza, niekonstruktywna mentalizacja, która napędza samą siebie.
– Ich intencją nie jest rozwiązanie problemu, tylko zazwyczaj albo ucieczka, albo udowodnienie sobie racji – czyli np. udowodnienie sobie, że jest “apokalipsa” i nic się nie da z tym zrobić.
Czyli już widzisz, że umysł nie robi nikogo w jajo, tylko ludzie nie mają właściwych informacji co z tym wszystkim robić i co się dzieje. Żyją jak ślepcy – po omacku.
19. Czy siedząc w domu uwolnię wszystkie emocje i opory?
Otrzymałem w ankiecie następujące pytania:
1. Czy samym uwalnianiem w domu jestem wstanie w całości oczyścić się z zalegających we mnie toksyn emocjonalnych ?
Mówiąc krótko – nie.
Bo już samo siedzenie w domu to coś nienaturalnego – intencja tego jest negatywna. Nie siedzisz, bo jesteś wolny i to wybierasz, tylko uwięziony – przyklejony do strachu i oporu, z których nawet nie zdajesz sobie sprawy. A Twoją intencją nie kieruje oczyszczenie, tylko ucieczka i liczenie na czary-mary.
Zapamiętaj raz na zawsze –
energia podąża ZA działaniem.
Dopóki nie ruszysz się w jakimś określonym celu i to celu spoza Twojej dotychczasowej strefy komfortu, to co najwyżej uwolnisz tyle, ile czujesz na co dzień i nic więcej. A ile codziennych, domowych czynności wykracza poza Twoją strefę komfortu, czyli ile wyciągnie z Ciebie emocji i oporu? Nic lub prawie nic.
Więc już brak intencji, by wyjść z domu i coś zrobić, np. porozmawiać z 10 obcymi kobietami, nie wyciągnie z Ciebie więcej oporu i emocji, niż to co czujesz codziennie rano, gdy szykujesz się do pracy. Nic się nie zmieni, a Twój umysł Twoją nieświadomość będzie racjonalizował na setki różnych sposobów – np. mówił, że życie jest trudne, a świat niebezpieczny.
Powiedz mi – jakie iluzje rozpoznasz i przekroczysz siedząc w domu?
Warto już na starcie zapytać siebie – dlaczego chcemy siedzieć w domu? Sądzimy, że uwalnianie to czary-mary hokus-pokus i nagle zapukają nam jak w reklamie do drzwi ze zwycięskim kuponem na 10 milionów?
Nie, tak się nie stanie.
Siedzimy w domu, bo już trzymamy się oporu i strachu.
Uwolnij opór i strach przed wyjściem z domu, a następnie zacznij regularnie wychodzić w RÓŻNE miejsca, a nie w kółko w te same. Bo to niczym nie będzie się różnić od siedzenia w domu.
Czy trzeba wyjść z domu opuścić swoją strefę komfortu, zrobić coś czego wcześniej nie robiliśmy, żeby dotrzeć do głębszej warstwy podświadomości i wyjść z uzależnienia?
A tu widać nieuświadomione poczucie winy – czy TRZEBA coś zrobić?
Nic nie trzeba. Twoje życie to konsekwencja Twoich decyzji i ich intencji. Nic nie musisz, nic nie trzeba. Ale każdy wybór wiąże się z konsekwencjami. Brak jakichkolwiek decyzji też ma konsekwencje.
Natomiast widzimy jak ta osoba pyta – jakby wyjście z domu to było jakieś wyzwanie, coś niezwykłego. “Czy TRZEBA wyjść z domu?” – wow!
Nie mówię tego, by kogokolwiek wyśmiać. Mówię, że w człowieku może zalegać tyle stłumionego strachu i oporu oraz winy, że wychodząc z domu na spacer może się czuć jak ofiara i jakby szedł na szafot, a nie do parku pooddychać świeżym powietrzem. Siedzenie w domu nie umożliwi oczyszczenia się z nawet z większej części emocji i oporu.
2. Co byś polecił żeby szybciej wyjść z uzależnienia, żeby szybciej wzbić się na wyższe poziomy świadomości?
A tu widzimy dalszą wiarę w czary-mary.
Człowiek się mnie pyta czy może sobie siedzieć w domu i czy musi wychodzić, a za chwilę – co bym polecił, aby SZYBCIEJ wyjść z uzależnienia, wzbić się na jakieś mistyczne poziomy świadomości.
Odpowiedź brzmi – w ogóle zacząć robić to, co niezbędne. Siedzenie w domu to przeciwieństwo wychodzenia z uzależnienia. Przestać kombinować jak zrobić szybciej coś, czego w ogóle nawet nie zaczęliśmy robić.
Poza tym “wzbijanie się na wyższe poziomy świadomości” to też nie żadne abra-kadabra. Już teraz dokonujesz decyzji z poziomu apatii, strachu i winy, a mówisz o wyższych poziomach świadomości. Na razie nie jesteś świadom wyboru, którego dokonałeś w tej chwili na poziomie strachu i winy, a już mówisz o nie wiadomo czym.
Najpierw oczyść się z tego, by wychodzenie z domu było dla Ciebie czymś normalnym i swobodnym jak podrapanie się po głowie. Na tym się skup. I potwierdzeniem, że to osiągnąłeś nie będzie myślenie o tym ale codzienne, regularne, chętne, swobodne wychodzenie z domu bez napięć, stresu, winy.
Osoba ta sądzi, że wychodzenie z uzależnienia opiera się na jakichś sztuczkach, trickach.
Chcesz szybciej wyjść z uzależnienia, to przestań uciekać od życia, od problemów, od emocji, od siebie. Codziennie zmierz się ze strachem i oporem W DZIAŁANIU. Zrób to, co niezbędne, by rozwiązać swoje problemy, by żyć odważnie, uczciwie, chętnie, radośnie, spokojnie, świadomie. 100% radykalnej uczciwości i szczerości odnośnie KAŻDEGO obszaru życia, KAŻDEGO tematu, nawet pozornie nieważnego.
Weź 100% odpowiedzialności za każdy obszar swojego życia i każdą emocję.
Ludzie, którzy osiągnęli duże sukcesy czuli dokładnie co Ty ale mimo to robili to, co konieczne. Też czuli opór i strach dokładnie jak Ty teraz pytając o to czy trzeba wychodzić z domu. Bo to niczym się nie różni od dowolnego innego strachu i oporu. Czując je przed wyjściem z domu będziesz je czuł w taki sam sposób podpisując ryzykowny kontrakt na 100 milionów dolarów.
Więc nie ma już użalania, bania się, wstydzenia, narzekania, obwiniania kogokolwiek i czegokolwiek. Akceptujesz WSZYSTKO. Ani grama oporu, ani kapki użalania się czy wmawiania sobie niesprawiedliwości i niemocy.
Poza tym zaczynamy od prostego faktu, że nie mamy na chwilę obecną żadnej kontroli nad swoim życiem. Co pokazują zadane pytania przez tego mężczyznę – pyta się czy TRZEBA coś zrobić. Więc nie ma kontroli. Boi się, wstydzi, opiera i liczy, że usłyszy, że może sobie siedzieć w domu i fantazjować. I pyta czy może szybciej wyjść z uzależnienia za pomocą jakichś super ekstra tajemnych technik.
Wyjście z uzależnienia to życie jako osoba dojrzała, odważna, chętna, uczciwa, akceptująca, wybaczająca, kochająca. A nie dokładnie taka sama i robiąca jakieś abrakadabry dwa kije.
“Technika” jest – pełna autointrospekcja. Przeprowadzamy analizę całego SWOJEGO życia. Np. przez miesiąc prowadzimy dokładny wykaz co robiliśmy codziennie każdej godziny, z jakimi intencjami, co wtedy czuliśmy. Mierzymy się z prawdą na swój temat w każdym obszarze swojego życia. Ujawniamy emocje, opory, negatywne programowanie, przywiązania, oczarowania, iluzje, w które wierzymy.
Poza tym – akceptacja wszystkiego w naszym życiu polega również na akceptacji tego, że wyjście z uzależnienia może nam zająć nawet lata. Czym oczywiście nie usprawiedliwiamy wpadek, odpuszczania. Nie ma odpuszczania. Nie ma nawet jednego odpuszczenia sobie, ani pobłażania. Bo jak chcesz szybciej wyjść z uzależnienia to żyjesz chętnie, odważnie, uczciwie.
Ktoś mi niedawno napisał, że jest na ostatniej prostej do zdrowia. A przy okazji w ostatnim miesiącu miał tylko 2 wpadki… Osoba ta nie napisała mi nawet dlaczego wybrała porno, a już fantazjuje, że wyzdrowiała, bo miała tylko 2 wpadki. Tylko pominęła prosty fakt, że nic się w tym czasie nie zdarzyło – nie było żadnych kłopotów, ani kryzysów, a mimo to były aż 2 wpadki. A co gdy zdarzy się coś poważnego?
Ja rozumiem, że postęp jest – z np. 10-ciu wpadek na miesiąc do dwóch. Ale nie można się oszukiwać, że to jakaś “ostatnia prosta”. Tak jak i siedzenie w domu to nie żaden wyznacznik, że jest czy będzie lepiej.
A co z odwagą, akceptacją, uczciwością? A jeśli to nie “ostatnia prosta”, tylko jeszcze wiele miesięcy pracy nad sobą i mierzeniem się z jeszcze wieloma ładunkami emocji? Co wtedy?
Nie ma “nie chce mi się”. Bo pod “nie chce mi się” jest opór, wstyd, wina, strach. Od razu radośnie siadasz i je uwalniasz. Nie ma ucieczki w sen od tego. Nie ma ziewania i senności. Nie ma przeziębiania się, kaszelku, ani bólu głowy. Nie ma dalszego wciskania sobie kitu, że nas choroba rozłożyła, zła, straszna, niespodziewana.
Mniej więcej połowa Uczestników Programu WoP zaczyna chorować przed/w trakcie Modułu 4 – czyli tego, który skupia się na emocjach i ich uwalnianiu.
Reszcie prawie leci dym z uszu, bo cały czas tak silnie nie chcą odczuwać. I tylko czekają na ostatni moduł Programu WoP, by wszystko mogli już rzucić i nigdy do tego nie wrócić.
Są ludzie, którzy są gotowi polecieć na Marsa i tam zamieszkać, by tylko uciec od swojego obecnego życia… Czyli tak naprawdę chcą uciec od emocji jakie mają na temat swojego życia.
A co się by się stało, gdyby polecieli na Marsa? A to, że dalej by czuli to samo.
Ja rozumiałbym pytanie – “Czy codzienne robienie czegoś stresującego umożliwi mi oczyszczenie ze wszystkim emocji?” – to by pokazało, że ktoś naprawdę kieruje się intencją uwolnienia. Wtedy moglibyśmy pogadać. Ale jak dostaję pytanie – “Czy robiąc dokładnie to samo co do tej pory i będąc dokładnie taką samą osobą zmienię siebie i swoje życie?” – to co mogę powiedzieć?
Tylko prawdę – przykro mi ale nie.
20. Wszystkim na pewno idzie wszystko świetnie, a tylko mi wszystko przychodzi z trudem.
To zdanie, że wszystkim na pewno idzie dobrze, a tylko mi nie, to racjonalizacja wstydu, żalu i oporu.
To użalanie się nad sobą, zamiast żalu się puścić i go uwolnić.
Skąd wiesz jak innym idzie? To, że Ty masz jakiś problem oznacza, że Ty masz możliwość popracowania nad czymś. To wspaniała okazja dla Ciebie! Dlaczego więc wykorzystujesz to do użalania się i do zajmowania się fantazjowaniem jak idzie innym? Widzimy podejście tej osoby – pojawia się problem i zamiast się nim zająć, zaczyna się użalanie, ucieczka, zajmowanie się innymi. Więc to bardzo ważne, by ten mechanizm przepracować.
Ponadto każdy ma swoje problemy. Jeśli Ty miałeś wypadek samochodowy, to co jest rozsądnym, mądrym podejściem – użalanie się, że Ty miałeś wypadek, a inni nie, czy zajęcie się sobą, swoim samochodem, ewentualnymi pasażerami?
Sądzisz, że praca nad sobą/z Programem to unikanie kłopotów? Ależ nie! To znalezienie wiedzy i narzędzi, by sobie z nimi poradzić! Więc każda problematyczna sytuacja to okazja do często ogromnej poprawy w swoim życiu!
Każdy w tym momencie może wybrać co dalej. Jedna osoba wybierze zajęcie się swoim problemem, a ktoś inny zajmie się użalaniem nad sobą. Więc czy to magiczne “wszystko” idzie innym świetnie? Nie. Ewentualnie inni w dokładnie takiej sytuacji wybrali, by problem przepracować, a nie się nad nim użalać. Samo się nic nie zrobi.
Mniej więcej połowa Uczestników Programu WoP rozchorowała się na/przed 4 Modułem. Tak silnie opierają się emocjom, że podświadomie wybrali chorobę, by jak najdalej odłożyć od siebie mierzenie się z emocjami.
Miałem niemało klientów, którzy dopiero po 3-4 razie przerabiania Programu od nowa zrozumieli, że nigdy nie mieli intencji zmiany, ani wyzdrowienia, tylko WoP traktowali jako odskocznię od swojego życia i problemów. To była dla nich ucieczka, a nie narzędzie do zmiany. To jak czytanie instrukcji obsługi telewizora, który się zepsuł i nie mamy intencji jego naprawy.
Każdy natrafia na przynajmniej kilka bardzo poważnych blokad i problemów. Czasem trzeba nawet kilku lat, by oczyścić się ze wszystkich dotyczących tego podświadomych naleciałości i ten problem przepracować. To normalne.
Ale trzeba to (zacząć) robić!
A nie tylko o tym myśleć, fantazjować, chcieć i siedzieć na tyłku.
Więc można powiedzieć, że innym dlatego ewentualnie idzie lepiej, bo my teraz zamiast robić to, co mądre i zdrowe, wybieramy użalanie się nad sobą – pławienie się w negatywnościach.
Powtórzę to, co mówiłem w gratisowych filmach – uzależnienie od pornografii jest BARDZO poważne.
Praktycznie nikomu nie idzie jak z płatka. Gdyby to było proste, to by ludzie nie niszczyli sobie życia, zdrowia, związków, rodzin, kariery, etc.
Ale jak mówiłem w poprzednim punkcie – strach odczuwany przed wyjściem z domu na spacer jest dokładnie takim samym doświadczeniem jak strach odczuwany na wojnie czy podczas randki z piękną kobietą, gdy nie wiemy jak zaproponować, by wrócić razem do domu.
Strach przed zrzuceniem bomby atomowej lub zarażeniem się koronawirusem nie różni się niczym od strachu przed podejściem do ładnej dziewczyny.
Dlatego poradzenie sobie z nawet pozornie niewielkim problemem emocjonalnym to tak jakbyśmy poradzili sobie z dowolnym innym dotyczącym tej samej emocji.
Jeśli więc nie radzisz sobie z czymś pozornie niewielkim, to nie użalaj się. Nie bagatelizuj tego. Jeśli masz trudności, by wyjść z domu, to jest dokładnie taki sam opór, strach i wstyd jak w każdej innej sytuacji, nawet najcięższej. Przepracuj to, doświadcz zmiany, stań się zmianą, zacznij wychodzić swobodnie i radośnie, a potem weź się za kolejny problem oparty o/ograniczony strachem.
Poza tym – nie znam Twojego poziomu świadomości, zawartości podświadomości, Twoich intencji, decyzji, sytuacji obecnej, etc. Mogą być nieco gorszym stanie, niż u innej osobie, a w dużo lepszym, niż jeszcze u kogoś innego. Nie wiesz jak jest. Wiesz tylko i wyłącznie jak jest u Ciebie przez pryzmat swoich emocji i mentalizacji umysłu. A to najczęściej nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Warto mieć na uwadze, że –
zawsze jest lepiej, niż nam się wydaje.
Co nie znaczy, że nie czeka nas mniej pracy. Pracy może nas czekać nawet bardzo dużo ale jeśli nasze podejście będzie względem tego chętne, radosne, pełne ekscytacji, to co za problem?
Nie wiem jak żyłeś/aś, więc nie wiem jaki jest Twój obecny punkt i poziom gotowości co zmienić i w jakim stopniu.
Innym może wydawać się, że idzie lepiej, bo robią tylko to, względem czego nie czują dużego oporu i strachu. Ale przyjdzie moment, który jest nieunikniony, by zmierzyć się z tym, z czym sobie nie poradzą od razu.
Zauważyłem, że bardzo dużo ludzi uwielbia używać określeń:
– Innym idzie wszystko super.
– Inni spotykają się, rozwijają hobby, żyją normalnie.
Ale nigdy nie mówią którzy to są ci inni! Tylko fantazjują o rzeczywistości, trzymają się jakichś urojeń. A ja trochę ludzi poznałem od wewnątrz i mogę Ci zagwarantować, że nie jest tak jak sobie to uroiłeś/aś. Bo to tylko narzekanie i użalanie się nad sobą, a nie rzeczywistość.
Inni czują dokładnie to samo co Ty. Ich emocje niczym się nie różnią od Twoich. Milioner boi się tak samo jak biedak i tak samo jak Ty. Miliarder wstydzi się zrobienia czegoś głupiego i przyznania się przed swoimi dziećmi jak uzależniony wstydzi się spojrzeć innym ludziom w oczy. To dokładnie taka sama emocja. Osoby różni wyłącznie stopień przywiązania i oporu do tej emocji.
Czy jesteś gotowy/a przestać się użalać i narzekać? Czy jesteś gotowy/a zmierzyć się z oporem i lękiem? Czy jesteś gotowy/a odpuścić trzymanie się tych emocji i wykonać jakieś działanie czy zrealizować jakiś obowiązek POMIMO tych emocji i oporu? Jeśli tak, to kiedy to zrobisz?
A jeśli nie – to kiedy to zmienisz? Kiedy się na to zdecydujesz?
Emocje i opór same nie miną. Jeśli się ich nie puścisz, to będą trwały nawet do końca Twojego życia. Ty się ich trzymasz. One się Ciebie nie trzymają.
Jeśli więc “wszystko przychodzi Ci z trudem” to zacznij mierzyć się z oporem i go uwalniać, odpuszczać, poddawać i korygować swoje nastawienie z niechęci na chęć. Nie masz przeskakiwać oporu, uciekać, starać się go przełamać czy jakieś inne abra-kadabra. Masz go CZUĆ i masz go uwalniać. A Twoją intencją ma być pełne odpuszczenie i ruszenie tyłka i załatwienie tematu, któremu się opierasz. A potem kolejnego i kolejnego.
Bo to Ty wybierasz – albo zajęcie się czymś, albo opieranie i użalanie.
21. Negatywny = zły.
Negatywny = zły to mit albo poważne niezrozumienie.
Bowiem w tej sytuacji zakładamy, że znaczenie wynika z czegoś, np. z tego, co robimy. Ale tak nie jest.
Znaczenie wszystkiego wynika z kontekstu w jakim to umieścimy.
Są działania, które zapewne 99,99% ludzi uznałoby za złe – np. zabicie kogoś. Ale wystarczy, że ta osoba będzie np. pedofilem i nagle postawa bardzo dużej części tych ludzi zmieni się i już zabicie tej osoby będzie może nawet wskazane. Nagle wiele osób może nawet pikietować, by wywrzeć presję na sądzie. Więc nawet coś tak pozornie oczywistego nie jest takie oczywiste. Czy i kiedy kogoś zabić to pytania, które ludzkość zaczęła sobie zadawać dopiero od niedawna. Niegdyś mordowanie się było nawet formą rozrywki (starożytny Rzym). A na tzw. “Dzikim Zachodzie” (Ameryka, XIX i XX wiek) strzelanie do siebie i pojedynki na pistolety to była norma. Dla wielu osób zabijanie nadal jest do przyjęcia bez mrugnięcia okiem.
Czyli globalnie jako ludzie dopiero zaczynamy kwestionować temat zabijania się. Jeszcze wiele przed nami.
Zauważmy jak ludzie nie rozumieją znaczenia i kontekstu na przykładzie pandemii koronawirusa.
Przed pandemią człowiek, który non stop siedział w domu postrzegany był jako odludek, introwertyk, dziwak, etc. Takie znaczenie nadawaliśmy tym ludziom i takiemu ich postępowaniu.
A dziś twierdzi się, że to samo postępowanie jest już dojrzałe, mądre, rozsądne, bohaterskie wręcz! Ludzie gratulują sobie i podziwiają swoje poświęcenie, by nie zarażać innych! Jest hasło #zostańwdomu.
Ale to przecież to samo działanie! Co więc się zmieniło? Ludzie? Ci co siedzieli w domu non stop przestali być introwertykami? Ci co zaczęli siedzieć w domu stali się introwertykami? Czy to działanie kogoś zmieniło? Nie. Ludzie się nie zmienili.
Co więc się zmieniło?
Kontekst. Tylko kontekst, w którym to postrzegamy. Ludzie się nie zmienili. Apatyczni jak leżeli i siedzieli w domach bez energii i chęci nadal to robią. A ci co byli aktywni zmienili swoje działania – dostosowali się do panujących warunków. Robią to samo co ludzie apatyczni ale robią to w innym kontekście. Ich doświadczenie tego jest zupełnie inne, niż ludzi apatycznych i wycofanych.
Niemniej nawet obibok, leń patentowany, człowiek apatyczny nagle czuje się troszkę lepiej z tym, że dalej robi to samo i z dokładnie taką samą intencją ale powszechnie nie jest już to stygmatyzowane (do czasu).
Niemniej pandemia nie potrwa wiecznie. Więc znowu zmieni się znaczenie takiego postępowania. Jeśli my nie zmienimy intencji, nie odkleimy się od oporu, strachu, wstydu, winy, żalu, uraz do ludzi, świata, siebie, etc., to nadal pozostaniemy sami w domu. I znowu nikt tego nie będzie pochwalał.
Więc w normalnym czasie siedzenie w domu można powiedzieć, że jest negatywne. Ale w czasach zarazy jest już pozytywne. Zmieniło się znaczenie, bo zmienił się kontekst.
Widzimy, że siedzenie non stop samemu w domu nie jest złe. Mogliśmy sami nadać mu takie znaczenie, bo uważaliśmy, że jesteśmy na to skazani, że przez to jesteśmy samotni i że przez to cierpimy lub że na zewnątrz jesteśmy narażeni na niebezpieczeństwo lub jakieś zagrożenia. Ale czy tak było/jest? Nie. Negatywne mogą być powody takiego postępowania. Nimi trzeba się zająć. Oraz rozpoznać i porzucić korzyści jakie z tego mamy.
Bo skoro coś robimy, to mamy z tego korzyści. Nie ma od tego wyjątków.
Nie są to tylko rzeczy pozytywne. Można tak samo lub nawet więcej czerpać korzyści z postaw negatywnych jak użalanie się. Co jest korzyścią z użalania się nad sobą? A to, że możemy się użalać. Nic to nie daje, nic nie rozwiązuje, a można to robić przez 70 lat codziennie.
Zauważmy, że ludzie boją się żyć, bo boją się np. popełnić błędy. Zostali bowiem nauczeni, że błędy są złe/grzeszne i że popełnianie błędów źle o nas będzie świadczyło. Niektórzy wierzą, że za błędy pójdziemy do piekła! Ludzie boją się żyć, bo boją się czuć wstyd, winę, żal, strach związane z jakimiś działaniami i ich konsekwencjami. I boją się śmierci, bo boją się tego, co WEDŁUG NICH po niej czeka. Czyli boją się także swoich uczuć w trakcie i po śmierci.
Ale to wszystko jakieś programy, przekonania, założenia. Już mówiłem, że o śmierci uczymy się od ludzi, którzy nic o niej nie wiedzą i także sami jej nie doświadczyli. Co więcej – słyszymy o karzącym Bogu strącającym do piekła i cierpieniu za grzechy! Ale osoby, które nam o tym powiedziały także nic o tym nie wiedzą i sami Boga nie doświadczyli, nie pogadali z Nim jak to jest.
A my z jakichś powodów uważamy to za rzeczywistość. I co? Na wszelki wypadek? Na wszelki wypadek cierpimy, męczymy się w sobie, panikujemy przy dowolnym pretekście? I po co to wszystko?
Czy to mądre? To głupie, aż głowa boli!
To zastanawiające jest, że tak chętnie wierzymy w przekonania negatywne, a pozytywne uznajemy za np. naiwne i głupie.
Czy to samo w sobie nie jest naiwne i głupie?
Dlaczego z takim samym zaangażowaniem nie słuchamy ludzi przedsiębiorczych, odważnych, szczęśliwych, radosnych, empatycznych, zdrowych, pełnych energii? Oni nas uczą, że popełnianie błędów jest super, jest bezpieczne, jest fantastyczne i przybliża nas do sukcesów! A poza tym popełnianie błędów jest na tej planecie nieuniknione.
Gdybyśmy mieli nie popełniać błędów, to byśmy się na Ziemi nie urodzili.
Żaden Wielki Nauczyciel – Awatar – jak Jezus czy Budda nie nauczali “nie popełniaj błędów”, tylko “koryguj popełniane błędy i ucz się ich nie popełniać, przestań wybierać głupio”. Błędy wpisane są w ludzką naturę. Ale już wyrazem głupoty jest w kółko robienie tego samego.
Wiele osób, większość uzależnionych sądzi, że skoro dokonali mnóstwa negatywnych (przez nich interpretowanych jako złych) wyborów, to są źli. I zaczynają się wstydzić oraz winić. Na podstawie takich głupot m.in. powstał mit o wygnaniu z Raju przez Boga, bo się zdenerwował na ludzi za nieposłuszeństwo. Ale czy naprawdę jesteśmy źli?
Czy nieposłuszne rodzicom dziecko jest złe? Oczywiście, że nie.
Dlaczego więc my mielibyśmy być? Dlaczego to, co podobno stworzył Bóg miałoby być z gruntu złe? To by znaczyło, że Bóg albo jest zły, albo jest idiotą, bo nie potrafił zrobić czegoś tak ważnego dobrze i jeszcze nas karze za swoje błędy…
A jeśli nie Bóg nas stworzył to znaczy, że to jacy jesteśmy zależy wyłącznie od nas. Możemy sobie wmawiać bzdury na temat gorszych genów czy słabej psychiki no ale czy to robią nam geny lub psychika? Nie. Nikt nam nie każe się użalać i narzekać i jeszcze zwalać coś na geny. A co takiego wiesz o genach? Nie ma żadnego badania, z którego wynikałoby, że są gorsze i lepsze geny. Więc to kompletna bzdura.
Więc chodzi o coś innego. O coś, co staram się przekazać poprzez mój Serwis. O rozwój świadomości, intencje, uwalnianie.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie nazwie człowieka złego, bo je mięso (no chyba, że je ludzkie mięso). Ale już nazwiemy człowieka złym, bo uprawia dużo seksu… A czy to nie jego sprawa, co robi ze swoim ciałem? Dopóki osoba, z którą ma seks jest pełnoletnia i wyraziła na seks zgodę, to nie powinno być problemu.
Oczywiście z każdym wyborem wiążą się konsekwencje i można sobie narobić tak samo dużo problemów z nierozsądnym rozporządzaniem swoją seksualnością jak i nierozsądnym rozporządzaniem alkoholem czy tłustym jedzeniem. A także nierozsądnym rozporządzaniem swoim czasem.
Jeśli nie założymy prezerwatywy i/lub będziemy mieli seks pozbawiony higieny, to konsekwencją tego może być choroba. Bez prezerwatywy i innego zabezpieczenia łatwo także o ciążę. Czy osoba, która doprowadzi do takich konsekwencji jest zła? Nie. Ale jeśli zrobi to wielokrotnie, to już dość silny sygnał, że nie jest to jednostka zbyt inteligentna.
Nie jesteś zły/a nawet, gdy popełniłeś/aś wiele błędów.
Nie mówię, że jesteś głupcem, bo popełniłeś/aś wiele błędów. Pytanie – dlaczego je popełniłeś/aś? I jeśli były to w kółko te same błędy – dlaczego nadal je popełniasz? Jeśli uparcie robisz to samo, bo liczysz, że może samo się coś magicznie w końcu zmieni, no to warto kapkę zmądrzeć. Ale jeśli nie znasz lepszego wyjścia i rozwiązania i robisz to, co uważasz za najlepsze w tej sytuacji, to nie jesteś zły/a, tylko trzeba się doedukować i poznać inne, NOWE rozwiązanie.
Jeśli jednak sami zaczynamy się obwiniać, wstydzić za siebie, gorzej się traktować i postrzegać, bo popełniliśmy wiele błędów lub jakiś poważny błąd, to identyczne jak w punkcie 16 mitów, gdy mówiłem o filmach komediowych, które przestają nas śmieszyć. Zmienił się kontekst ale nie film. Tak samo w naszym przypadku – zaczynamy samych siebie postrzegać w innym kontekście ale przecież my się nie zmieniliśmy! Zmienił się kontekst!
Czy popełniając poważny błąd zmieniliśmy się? Nie! Być może rozumiejąc jego konsekwencje zmieniliśmy się na lepsze, a nie na gorsze! Bo wyciągnęliśmy mądre wnioski! Widzimy, że to nie działania nas zmieniają ale nasze intencje co dalej z tym zrobić?
Bo czy jest jakaś granica, po przekroczeniu której nagle stajemy się źli lub dobrzy? Nie ma.
Jednak można zadać sobie pytanie – jeśli nienawidzimy kogoś lub nawet wielu osób, to dlaczego to robimy? Jeśli życzymy komuś czegoś złego – dlaczego to robimy? Sądzimy, że to słuszne lub sprawiedliwe? Na pewno? Skąd mamy tą pewność? Dlaczego sądzimy, że utrzymywanie w sobie np. nienawiści jest słuszne?
A czy rozumiemy, że to co utrzymujemy w sobie swoją esencją wpływa na nas i na nasze życie, a nie na nikogo innego?
Utrzymywanie nienawiści w sobie to jakby zapraszać do siebie nienawiść (nie ważne jak “usprawiedliwiona” wydaje się ta nienawiść). Utrzymywanie w sobie zazdrości to utrzymywanie niechęci i dystansu względem tego, czego zazdrościmy. Więc zazdrość odpycha to, czego pragniemy.
Czy spotkałeś/aś lub słyszałeś/aś kiedykolwiek o człowieku, który nienawidził i był szczęśliwy? Nie. Bo nie ma takich ludzi. Ewentualnie były to osoby dumne, pyszne, zarozumiałe ale na pewno nie szczęśliwe.
To jaki jest człowiek jest kolosalnie wielowymiarowe. Zauważmy, że w różnych obszarach swojego życia potrafimy być innymi osobami! W pracy możemy być przebojowi, śmiali, pewni siebie, a w relacjach z kobietami nieśmiali, przestraszeni, osłabieni od samego myślenia o tym. Możemy w pracy do kolegów mówić głośno i pewnie, a gdy do pomieszczenia wejdzie kobieta, to nagle milkniemy i znika nasza przebojowość. A czy my się zmieniliśmy? Nie. Nadal jesteśmy dokładnie taką samą osobą.
Widzimy więc, że to jacy jesteśmy względem różnych aspektów naszego życia różni się. Podobno nawet Hitler kochał pewne czynności. Więc był zdolny do miłości pomimo, że doprowadził do wojny całego świata ze sobą. Był w nim więc jakiś aspekt potrafiący naprawdę kochać, doceniać, cieszyć się. Ale w pozostałych aspektach go już nie było. Generalnie był bardzo nisko w świadomości.
Czy nie jest tak, że na niektóre osoby nawet nie chcemy się denerwować, łatwo im wybaczamy, nie frustrujemy się ich zachowaniami, jesteśmy akceptujący i tolerujący? A ktoś inny potrafi doprowadzić nas do punktu wrzenia samą barwą swojego głosu! I co teraz – jesteśmy dobrzy czy źli względem ludzi? Ha! Nie da się powiedzieć! Bo to dużo bardziej złożone, niż to durne, płytkie jak kałuża wartościowanie, osądzanie i ocenianie – “dobre/złe”.
Dlatego i użalanie się nad sobą oraz obwinianie się za popełnione błędy to dziecinada. To negatywne DLA NAS. Bardzo łatwo jest zauważyć, że obwinianie i użalanie się za popełnione błędy nie naprawia ich, nie pomaga ich skorygować, a wręcz powoduje, że znowu je popełniamy!
A co w ogóle znaczy negatywny? Bardzo dobrze wyjaśnia to matematyka.
Negatywny to znaczy odejmujący, ujmujący.
Ale nie zły!
Jeśli kiedykolwiek powiem, że np. emocja jest negatywna lub jakieś doświadczenie, to nigdy nie mam na myśli, że jest to złe. Mam na myśli, że ujmuje, odejmuje czegoś, np. energii, czyli osłabia. Negatywne postrzeganie czegoś ujmuje Ci energii, chęci. Nie jest złe ale jest negatywne – ujemne dla Twojego stanu zdrowia, energii, chęci, radości, spokoju.
Więc negatywny oznacza “o odcieniu ujemnym”. A nie “o odcieniu dodatnim”. Ani nie oznacza, że jest złe.
Dla wielu osób osłabiające ich nienawidzenie, zazdroszczenie, obgadywanie, obwinianie, narzekanie i użalanie jest dobre! Pomimo, że negatywnie wpływa na nich i ich życie. Ale i tak to wybierają, bo kontekst, w jakim to postrzegają jest inny, niż kontekst osoby dojrzalszej, która nie obwinia, nie narzeka i nie użala się, tylko bierze odpowiedzialność i mądrze działa. Bo widzi jak szkodliwe jest DLA NIEJ nienawidzenie, obwinianie czy zazdroszczenie.
Czy -1 jest złe? Nie. To jedynka ze znakiem “minus”. Oznacza to, że uwzględniona w równaniu pomniejszy wynik tego równania o jeden. Czy to złe? Nie. To po prostu konsekwencja odejmowania. Zmniejszenie wyniku.
Zauważ jak to się wiąże z kontekstem. Brak jedzenia jest zły, gdy go potrzebujesz. Ale gdy jesteś chorobliwie otyły to brak jedzenia jest już pozytywny dla Ciebie.
Ujemny oznacza zmniejszający, ujmujący, zabierający. Może także oznaczać – osłabiający. Inne znaczenie – ograniczony/ograniczający.
To bardzo płytkie i niepoprawne traktować coś negatywnego jako złego.
Gdy jest piękna pogoda, to negatywnym jest przesiedzieć cały dzień w domu. Nie jest złe ale jest niesprzyjające naszemu zdrowiu. Ale jeśli mamy jakiś pilny obowiązek, którym musimy się w domu zająć, to negatywnym byłoby iść na cały dzień na dwór. A w okresie pandemii również negatywnym staje się wychodzenie nawet w najpiękniejszy, ciepły dzień. Jeśli jesteśmy alergikami to DLA NAS negatywnym będzie dłuższe przebywanie na dworze w okresie pylenia.
Jak widzisz – wychodzenie na dwór w piękny dzień nie ma żadnej wartości, ani znaczenia. My to nadajemy dla siebie.
To dotyczy także każdej innej czynności.
Teraz kilka istotnych ciekawostek.
To normalne być negatywnym do pewnego etapu rozwoju świadomości oraz być negatywnym periodycznie. Gdy wychodzić będą z nas kolejne warstwy emocji, oporu i negatywnych przekonań, będziemy negatywni, czyli będziemy ujmowali sobie, innym, światu. Będziemy próbowali zabrać – np. znaleźć jakieś zewnętrzne źródło ulgi, przyjemności, radości, celu do projekcji gniewu, wstydu, winy, strachu, itd.
Nie w tym jest problem ale w tym, co z tym zrobimy.
Czyli co dalej zależy od tego co sami wybierzemy.
Czy wybór złego kierunku podróży spowoduje, że dojedziesz w złe miejsce? Nie. To utrzymywanie tego kierunku przez długi/dłuższy okres czasu. Zawsze możesz go skorygować.
Więc negatywny nie oznacza zły. Oznacza nie wspierający życia – swojego i/lub innych.
Czy osoba wiecznie narzekająca jest zła? Nie. Ale przez to zachowanie nie wspiera swojego życia, ani zdrowia, ani psychiki. A jeśli dzwoni do bliskich i im narzeka, osłabia ich, czyli i dla nich jest negatywna. Nie jest zła. Ale popełnia błąd, zwany też grzechem. Grzech to błąd. A co robimy z błędami? Nienawidzimy ich, boimy, wstydzimy, opieramy, walczymy, uciekamy? Nie. Bierzemy odpowiedzialność, korygujemy, znajdujemy rozwiązania i je naprawiamy.
Zauważ, że nawet pies żywi się kosztem innych istot. Kot też. To drapieżniki – polują, jedzą mięso. A jednak potrafią też kochać. Wiele zwierzaków domowych kocha ludzi bezwarunkowo. Nawet naukowo potwierdzono, że posiadanie w domu zwierzaka ma ogrom benefitów dla zdrowia i psychiki. Ludzie dzięki temu nawet żyją dłużej i są szczęśliwsi!
Więc w pewnych aspektach psy i koty są pozytywne, a w innych negatywne. Czy są więc złe? Oczywiście, że nie. Jakiś aspekt tych zwierząt jeszcze bierze ze świata, zabiera, nie przejmuje się losem innych istot, a jakiś inny aspekt potrafi dawać i bezwarunkowo kochać. Pozornie to ogromna rozbieżność w jednej istocie. A jednak nam nie przeszkadza. I my również jesteśmy bardzo podobni! Czyli wielowymiarowi.
Nasi rodzice mogli być wobec nas negatywni ale czy byli źli? Nie. Wielu rodziców zachowuje się nawet bardzo negatywnie względem swoich dzieci ale ich intencje są pozytywne! Np. ojciec bije syna, by go zaprawić do życia, by go przygotować, wzmocnić, zahartować i uchronić go przed prawdziwą napaścią czy zranieniem psychicznym. Więc chce dobrze ale w bardzo niepoprawny, można rzec, że głupi sposób. Czy jest przez to zły? Mógł nie być zbyt mądry w tym co robił ale czy to go czyni złym? Gdyby zrozumiał co uczynił swojemu dziecku, mógłby nawet tak cierpieć, że popełniłby samobójstwo. Ale na pewno nie zrozumie tego i nie wyciągnie nauki, gdy będziemy trzymali urazę i obwiniali go, oceniali za to.
Człowiek na niskim poziomie rozwoju świadomości jest negatywny ale nie jest zły. Np. w kontekście poznawania kobiet. Ile osób jest gotowych dać coś kobiecie zanim będą czegoś od niej chcieli, oczekiwali, wymagali? Bardzo niewielu. Bo zazwyczaj mężczyźni lgną do kobiet, by poczuć się bardziej męsko, by się dowartościować, a nie by dzielić się czymś pozytywnym, czyli wzmacniającym. Albo chodzi im wyłącznie o seks. Reszta nie ma dla nich znaczenia. To egoistyczne ale nie złe. Tak jak głodny kot upoluje mysz nie przejmując się jej losem.
To normalne. Ale koty i myszy nie tworzą ze sobą kochających, wspierających relacji, ani tym bardziej związków. W ludzkim życiu jest podobnie.
Ta negatywność jest normalna. Co więcej – można ją przekuć w pozytywność. Ważne, by wzrastać i jak najszybciej zacząć dawać to, co pozytywne. Zazwyczaj zaczyna się od uśmiechu i komplementu. To już wzmacnia, bo stanowi coś pozytywnego, budującego. I ustosunkowuję kobietę względem nas pozytywnie, czyli dodająco.
Ważne żeby to utrzymać i być w tym szczerym – czyli spójnym z tym co się robi.
Większość tego nie rozumie. Są mężczyźni, którzy np. przesadzają z komplementami, bo sądzą, że mogą non stop dodawać do tego “równania” +1 +1 +1 +1 i efekt będzie taki sam. Ale relacje międzyludzkie są “troszkę” bardziej złożone. Co więcej – krytycznie ważny (jak zawsze) jest kontekst. Możemy bowiem dać komplement ale naszą intencją będzie i tak wziąć coś – zazwyczaj seks. Albo komplement będzie nieszczery – i może stanowić wyłącznie środek do osiągnięcia egoistycznego celu – zaliczenia kolejnej kobiety i tyle. Ten sam komplement może nie zostać odebrany pozytywnie, bo kobieta wyczuje, że nie jesteśmy SPÓJNI w tym co robimy i co utrzymujemy w sobie.
Nie jesteśmy spójni, bo to co robimy ukrywa naszą intencję. Ukrywamy ją, kłamiemy, a to automatycznie osłabia. Podświadomie wszyscy wyczuwamy, że kłamiemy. I czujemy się gorzej przy takich osobach.
Inny przykład – jeśli odnośnie pieniędzy masz jakieś negatywne, ujmujące przekonania, to ich nie będziesz miał(a). I możesz sobie wymyślić setki racjonalizacji – a że zły kraj, a że zła gospodarka, a że coś tam. Ale problem leży w Twoich decyzjach i działaniach oraz w Twoim podejściu do pieniędzy/zarabiania.
Jest przecież pełno mężczyzn, którzy naprawdę są przekonani, że kobiety są złe, grzeszne i to z nimi jest problem. Oczywiście nikt, kto z kobietami nie ma problemów czy z pieniędzmi nie uważał, że jakikolwiek problem w nich był kiedykolwiek. Właśnie dlatego nie mieli z tym problemów. Rozsądne robili to, co niezbędne, by je mieć i robili to chętnie i radośnie.
Zazwyczaj ci co uważają, że z czymś/kimś jest problem, są to osoby, które silnie tego pożądają i tego nie mają.
Jeszcze odnośnie negatywności i pozytywności.
Wiele osób sądzi, że z uczuciami i życiem jest jak z matematyką. Że jak mają -1, to wystarczy dodać +1 i wyjdzie zero. Ale tak nie jest.
Jeśli masz -1 i dodasz +1, to masz zarówno -1 i +1. To “minus jeden” nigdzie nie zniknęło!
Czyli – jeśli masz w sobie stłumiony wstyd i zrobisz coś odważnego, to ten wstyd nie zniknie! I zapewne szybko się ujawni.
Tego nie rozumie masa ludzi. Poświęcają się, męczą, zmuszają, etc. i nigdy nie czują się lepiej. A nawet przytrafia im się cały czas coś złego! No bo to tak jakby mieli wbitą w tyłek cierń i tylko zmieniali spodnie. Ale niezależnie jakie spodnie włożą, to gdy usiądą i tak zaboli ich pupa! Trzeba wyjąć cierń. Tylko to pomoże.
Jeśli wejdziesz w związek i Twoją intencją będzie miłość, to wyjdzie z Ciebie każda blokada miłości jaką zebrałeś/aś w swoim życiu. Tak po prostu będzie i nie mamy się tego bać, tylko być przygotowanymi, nie dziwić się, że chcemy dobrze, a zamiast miłości zaczyna nas np. coś denerwować. To moment na wzrost w inteligencji emocjonalnej i dojrzenie w tym obszarze. Oraz – krytycznie ważne – nie należy zmieniać intencji. Jeśli Twoją intencją jest szczera miłość, to nie zmieniaj jej nawet jak zacznie ujawniać się dużo gniewu, winy, żalu czy strachu. Pozwalaj temu z Ciebie wychodzić i to uwalniaj. Nie walcz z tym i też nie unikaj. Jeśli jest – odpowiednio się tym zajmij.
Dlaczego lepiej unikać rzeczy postaw i negatywnych? Bo nas osłabiają, ujmują naszemu zdrowiu, szczęściu, energii, a także bardziej prozaicznie – marnujemy na nie czas i pieniądze. Nie są złe ale będziemy mieli w naszym życiu coraz mniej w kółko to wybierając.
Są rzeczy mające bardzo negatywny wpływ. Np. narkotyki, od których natychmiast powstaje uzależnienie. Niektóre słowa powiedziane bliskiej osobie mogą nawet w chwilę zniszczyć związek/relację.
Temat negatywności i pozytywności oraz kontekstu ukazuje nam znaczenie wstydu i winy jako narzędzi dydaktycznych.
Wstyd i wina to narzędzia dydaktyczne.
Tylko przede wszystkim musimy odróżnić projekcję podświadomych (i prawdopodobnie dużych) pokładów stłumionych emocji wstydu i winy od odczucia ich jako konsekwencji dostrzeżenia, że popełniliśmy błąd.
Osoba trzymająca się wstydu i winy i odczuwająca je non stop we wszystkim będzie widziała tylko błędy, pomyłki, beznadzieję, niechęć do działania, etc.
Zaś osoba, która z podświadomych ładunków wstydu i winy się oczyści, dzięki ich odczuwaniu w zdrowy, normalny sposób będzie mogła dokonywać korekty swoich działań. Jeśli wybierze coś odważnie i chętnie, a potem okaże się, że nie był to najlepszy wybór, to poczuje się głupio – poczuje wstyd i winę. Na podstawie tego skoryguje swoje działania, a jeśli komuś uczyniła coś niemiłego, to przynajmniej przeprosi i/lub zadośćuczyni.
Zaś człowiek z dużymi pokładami podświadomego wstydu i winy nic nie skoryguje, ani nie zadośćuczyni, tylko będzie się pławił w tych emocjach bez końca i jeszcze będzie degenerował postrzeganie siebie, swoich błędów. W sytuacjach skrajnych wstyd i wina wyprojektowywane są na cały świat, na całe życie, wszystkich ludzi i także na Boga.
To też nie jest złe ale może wiązać się z potencjalnie bardzo negatywnymi konsekwencjami w życiu takiej osoby.
Po prostu zawsze warto rezygnować z utrzymywania wszelkich negatywności. A jeśli je usprawiedliwimy, tym gorzej dla nas.
22. Przyzwyczaiłem/am się do takiego życia.
Wiele osób mówi mi, że przyzwyczaiło się do tego jak żyją – oglądają porno, stresują się wszystkim, jest im ciężko, muszą się zmuszać, nie realizują swoich marzeń i pragnień, nie żyją odważnie – pełną piersią.
Ale w rzeczywistości nie istnieje coś takiego jak “przyzwyczajenie się”. Co to w ogóle znaczy – “przyzwyczaiłem/am się”? To znaczy tyle, że się przywiązali i przestali opierać.
To znaczy, że wybrali sobie tak niski standard i nie mają intencji go podnieść.
To wszystko.
Czyli przestali się z tym zmagać (co i tak było głupie i do niczego nie potrzebne). Ale nadal to mają i będą mieli dopóki nie włożą wysiłku w zmianę tego.
W tym kontekście przyzwyczajenie do czegoś negatywnego, niezdrowego, to przejaw głupoty lub totalnej ignorancji.
A co z resztą – zmianą, tym co pozytywne, wkładaniem wysiłku w swoje życie? Temu się opierają.
Więc przywiązali się do negatywności i z nią nic nie robią, a temu co zdrowe, mądre, pozytywne – tego nie chcą…
Ale gdyby ktoś im zaproponował zmianę – np. super dom, nową, świetnie płatną pracę, albo pojawiłaby się piękna kobieta pragnąca mieć z nimi seks, to nawet pół sekundy by się nie zastanawiali i nagle okazałoby się, że nie byli przyzwyczajeni.
Bo to identycznie jak z iluzją “nie mogę”.
Każde “nie mogę” znika w chwilę z pistoletem przystawionym do głowy.
Oczywiście, że możesz ale nie chcesz. Oczywiście, że nie przyzwyczaiłeś/aś się, tylko nie chcesz ruszyć tyłka, by to zmienić.
Co więcej – wiele osób nie wykonało żadnej pracy związanej z przeszłością – nie oczyścili się ze wstydu, winy, żalu, oporu, strachu. Często się taplają w negatywnościach – użalaniu, narzekaniu, obwinianiu i tak naprawdę nie przyzwyczaili się do obecnego życia, bo to zwykłe kłamstwo. Racjonalizują nim sobie obwinianie się.
Często uciekają w gadanie o całym świecie, byle tylko nie zobaczyć, że boli ich jakiś obszar ich życia, którym nie chcą się zająć i od którego uciekają. Ludzie, którzy mają zadbane życie już tak to jest, że nie gadają non stop o wszystkim. Są spokojni, szczęśliwi. A ci co mają masę problemów gadają jak najwięcej.
Dodatkowo uważają, że nie zasługują na nic innego, na nic lepszego, bo popełnili  w przeszłości jakieś głupstwa. Być może faktycznie popełniłeś/aś poważne błędy. Ale co z tego? Czy rozstąpiło się niebo, zszedł Bóg i zakazał Ci żyć, próbować naprawić to i swoje życie? Czy przeleciały Anioły, związały Cię i powiedziały, że nie zasługujesz na wybaczenie? Stało się coś takiego? Ktoś Cię zaciągnął na bezludną wyspę i zatopił łódź?
Kiedy i na jakiej podstawie stwierdziłeś/aś, że zmiana nie jest potrzebna?
Przecież to oczywiste kłamstwo – boisz się ale potajemnie pragniesz zmiany. A to oznacza, że możesz się oczyścić z zalegających w Tobie emocji i oporu. A możesz się też w nich pławić i fantazjować, że się coś/ktoś nad Tobą ulituje i zmieni Ci życie. Np. los albo Bóg. Ale nic takiego się nie stanie, bo masz wolną wolę. Świat nie ingeruje w nasze wybory.
A jeśli chcemy coś zmienić, to konieczne jest do tego podejść prawie na pewno kompletnie inaczej, niż robiłeś/aś to do tej pory.
Obwiniasz się za coś? Wstydzisz?
Wina i wstyd to wewnętrzne narzędzia DYDAKTYCZNE.
Gdy je czujemy oznacza to, że mamy się uczyć, wyciągać wnioski, rozwijać i żyć. Bo gdy je czujemy, to znak, że zrobiliśmy coś, co wymaga poprawy, korekty i ewentualnie zadośćuczynienia komuś.
Ale taplanie się we wstydzie i winie to zwykła niedojrzałość emocjonalna.
Bo nie przynosi nikomu nic dobrego.
Lenistwo to jeden z grzechów głównych jak podaje religia. A więc jeden z głównych BŁĘDÓW.
Osoba taka, która sądzi, że się przyzwyczaiła do apatycznego życia popełnia jeden z największych błędów. Robi się w jajo i zupełnie niepotrzebnie jej życie się sypie.
Tak jak i niepodlewana regularnie roślina zacznie usychać. A wystarczy ją podlewać i problem zniknie.
To nie tylko przywiązanie, obwinianie i opieranie ale jeszcze unikanie za wszelką cenę zmierzenia się ze wstydem i winą za popełnione w przeszłości błędy. Tego bardzo często boją się ludzie najbardziej – wstydu i winy.
Wręcz cieszą się wmawiając sobie tą bzdurę, bo nie muszą się mierzyć z niekomfortowymi uczuciami. Ale nikt też tej osobie nie kazał ich w sobie tłumić, gromadzić przez lata. A teraz taka osoba robi wszystko, by się z tego całkowicie zbędnego obciążenia nie oczyścić…
To, że się czemuś nie opierasz nie oznacza, że mądrym jest wybieranie tego. Możesz się nie opierać, by po pijaku wejść do samochodu i ruszyć ale nie jest to ani mądre, ani rozsądne, ani nawet zgodne z prawem. Zanim więc wsiądziesz do samochodu mądrym jest wytrzeźwieć. A “przyzwyczajenie” do niezwykle ograniczonego, obciążonego życia jest jak przyzwyczajenie do bycia nietrzeźwym. Bo “przyzwyczajenie się” do tego co negatywne, ograniczone, to pewna forma nietrzeźwości. Sami się w ten sposób niezwykle ograniczamy. I przez to wszystko co dobre jest dla nas albo niedostępne, albo bardzo utrudnione.
Niejedna osoba narzekała jak to innym wszystko się udaje, przychodzi łatwo, jak sobie swobodnie żyją. Wiesz dlaczego? Bo się nie przyzwyczaili się do niedojrzałego, negatywnego życia i wkładają wysiłek, energię, czas, nieraz i środki pieniężne, by to zmienić, by dbać o swoje życie i siebie. By naprawić błędy, by rozwiązać problemy, by się rozwinąć i przekuwać to na lepsze życie.
Brak oporu przed obecnym życiem nie musi oznaczać niczego mądrego! Wręcz przeciwnie – stanowi bardzo poważną pułapkę, w którą taka osoba wdepnęła i nawet tego nie dostrzega. To kompletne niezrozumienie tematu oporu. Tak jak i nie odczuwanie oporu przed oglądaniem porno NIE OZNACZA, że masz to wybierać. A odczuwanie oporu przed pójściem do pracy NIE OZNACZA, że masz nie iść.
Widzisz? Opór nic nie znaczy. Ale każdy wybór wiąże się z konsekwencjami. Głupotą jest więc podejmowanie decyzji na fundamencie oporu lub jego braku.
Najzdrowszym fundamentem podejmowania decyzji jest rozsądek.
Ktoś mi nawet napisał, że tylko czeka już na śmierć. Bo 4,5 roku wcześniej zniszczył związek z dziewczyną, która go kochała. Od 4 lat chodzi na terapię, prowadzi dzienniczek uczuć, a tak to sobie gra na trąbce i czeka na śmierć… I mówi, że się przyzwyczaił do tego.
Tak się dał zrobić w konia swojemu ego. Nie chce sobie wybaczyć, co pokazuje jak perfidny jest narcystyczny rdzeń ludzkiego ego – taplanie się w dumie, winie, wstydzie i żalu. I nazywanie to przyzwyczajeniem. Ta osoba pisząc mi to jeszcze na końcu zdania wstawiła uśmieszek! “Przyzwyczaiłem się do czekania na śmierć :) “.
Człowiek żyje apatycznie, wiecznie przestraszony, bez energii, wstydzi się, wini i żali za jeden błąd z przeszłości od lat i się uśmiecha… RUSZ DUPĘ! A gdy odpisałem mu, przedstawiłem jak się mają sprawy, wyjaśniłem iluzje i urojenia w jakie wpadł, w odpowiedzi otrzymałem “Dziękuję :) “. I znowu ten cholerny uśmieszek.
I co ja mogę zrobić? Nic. Ta osoba wybiera to apatyczne, głupie życie. Mogłaby wszystko naprawić ale nie chce ani tego zmienić, ani nawet zrozumieć, że popełnia fatalny błąd i popełnia go od lat, i może go popełniać nawet do końca życia. Nie jest skazana na takie życie i jedyna osoba, która ją na to skazuje to ona sama.
A każda religia mówi o istotności wybaczania, czyli odpuszczania tych emocji, przepracowywania uraz, w tym także uraz do siebie.
Ta osoba utknęła na poziomie urazy do siebie. I żeby się z nią nie zmierzyć i towarzyszącymi jej emocjami wymyśliła sobie urojenie – “przyzwyczaiłem się”. Trzyma się oporu i apatii. Jedyne co robi to prowadzi dzienniczek uczuć i gra na trąbce. Ma jakąś tam pracę, która nie wiąże się z żadnymi emocjami. Więc to zapieranie się nogami i rękami, by nie czuć, by nic z tej osoby nie wyszło. Więc emocje i opór zalegają, ograniczają psychikę, jakość myśli. Nic się nie zmieni w życiu tej osoby i jej wybór oczywiście stanie się samospełniającą się przepowiednią.
A jednak ten mężczyzna napisał do mnie. Chodzi na terapię i nawet na spotkania grup 12 kroków ale kroków jednak nie realizuje, co jest krytyczne i niezbędne do zmiany.
Nie robi więc nic, by poprawić swoją sytuację, tylko upewnia się, by nie pogrążyć się jeszcze silniej we wstydzie i winie. Można powiedzieć, że trzyma nos nad powierzchnią wody ale nie chce dopłynąć do brzegu i wyjść. Unika wszystkich emocji za wszelką cenę.
Nie wykonał rekontekstualizacji przeszłości, tego co się stało, swojej interpretacji tego. Uważa się za winnego zniszczenia związku i od 4,5 roku nie poznał nikogo innego. Tylko żyje we wstydzie, winie, żalu i pewnie też nienawiści do siebie. A żeby sobie to jakoś wytłumaczyć, powiedział, że się przyzwyczaił i czeka na śmierć.
Bardzo wielu uzależnionych wciska sobie to kłamstwo, gdy prawdą jest –
boją się podjąć pracy, bo boją się tego, co poczują w trakcie.
Jest tylko jeden problem – strach przed własnymi emocjami. Te osoby boją się czuć. Jeśli Ty sobie wciskałeś/aś kit, że się przyzwyczaiłeś/aś do obecnego życia, to wiedz, że się po prostu boisz. Boisz się swoich uczuć na temat życia. Możesz ale nie chcesz się z nimi zmierzyć.
Stań przed prawdą, a nie wciskaj sobie oczywistych kłamstw i bzdur, że się do czegoś przyzwyczaiłeś/aś. Bo gdyby Ci ktoś zaoferował lepsze życie, to byś w pół sekundy wszystko rzucił(a) i to wybrał(a). Ale żeby samemu włożyć wysiłek w zmianę – to nie.
Bo czy tak trudno jest przyznać, że się boimy? Dlaczego jest to takie straszne? Przecież to jest prawda! Tak jest niezależnie jaką bajeczkę sobie przedstawisz.
A prawda Cię wyzwoli.
A gdy przyznasz się przed samym/samą sobą, że się boisz, pojawi się żal za popełnione błędy. Pozwól mu płynąć, nie blokuj go. Pojawi się wina – nie trzymaj się jej, puść ją. Tak samo ze wstydem. Później pojawi się pokusa, by się obwiniać i nienawidzić za to, co teraz już wydaje się nam oczywiste – że mogliśmy ruszyć przed siebie, a nie pławić się od lat w negatywnościach. Nie wiń się i nie trzymaj gniewu. Puść się ich. Niech to wszystko wypłynie. A gdy to się stanie, to i Ty ruszysz z miejsca.
Ale teraz ta wizja prawie na pewno jest dla Twojego umysłu przerażająca – ruszyć z miejsca. Z miejsca, do którego się przywiązałeś/aś.
Jednak każde przywiązanie, opór, strach, winę, żal, wstyd możesz uwolnić, oczyścić się z tego raz na zawsze. I przestanie Cię to trzymać – więzić. Ale Twoją intencją musi być zmiana – zarówno Twojego życia jak i Ciebie, działanie – podejmowanie wysiłku, dążenie do pozytywności. Zmuszanie się do tego na siłę nic nie da. Bo to będzie tylko samooszukiwanie się.
Nie osiągniesz tego, czego nie chcesz.
Więc – kiedy zaczniesz oczyszczenie? Konkretnie. Napisz w komentarzu o swojej decyzji.
23. Masturbacja jest zdrowa. To nic złego, że się masturbuję.
Przypomnij sobie punkt na temat negatywności. Masturbacja nie jest ani zła, ani zdrowa.
W dużym uproszczeniu –
orgazm wzmacnia to, co w sobie nosisz. Wzmacnia Twoją energię (a emocje to energia).
W zależności więc od PRZYCZYNY masturbacji, wpływ orgazmu na ciało i psychikę będzie albo negatywny (bo np. wzmocnimy wstyd, winę, żal i strach), albo pozytywny (bo wzmocnimy radość, akceptację, miłość).
Nie można wciskać sobie kitu, że masturbacja jest jakaś, bo nie jest.
Jeśli jakiś naukowiec powie, że masturbacja jest dobra, to znaczy, że znalazł on to, czego szukał – potwierdzenie swojej racji. Bo tak samo łatwo można znaleźć dowody na to, że masturbacja nie jest zdrowa.
Wszystko zależy od intencji i kontekstu.
Kotlet też jest zdrowy ale jedz kotleta co pół godziny przez kilka lat, a zobaczysz do czego to doprowadzi.
Większość ludzi masturbuje się, by przestać czuć wstyd, winę, opór, stres, lęk, żal, napięcie seksualne, etc. Więc masturbują się mając w sobie te emocje – czując je mniej lub bardziej świadomie. W takim stanie przeprowadzona masturbacja z orgazmem wzmocni je – a więc jej konsekwencje będą negatywne – osłabiające.
Ponadto – sama masturbacja jest pierwszym sposobem na badanie swojej seksualności, na nauce czerpania przyjemności ze swojego ciała, oswajaniu się z nim, badaniu i rozbudzaniu swojej wrażliwości, etc.
Nie wolno jej demonizować.
Natomiast robi to większość ludzi.
Dlaczego? Bo błędnie została uznana za grzech. Ale grzech oznacza błąd. Co jest więc błędem – sama masturbacja? Nie.
Błędem są negatywne powody masturbacji – ucieczka od emocji, przekonanie, że masturbacja i orgazm oczyszczają z czegoś – np. rozładowują napięcie seksualne.
Tym samym powstaje uzależnienie od masturbacji, bo nie następuje żadna z tych rzeczy, a nawet emocjonalność, od której ucieka masturbująca się osoba jest wzmacniana. Więc automatycznie rośnie potrzeba masturbacji oraz jej częstotliwość. Wyłącznie to jest błędem.
Nazywanie czegoś złym, szczególnie tego, co jest naturalne nie wyeliminuje problemu. Bo liczą się PRZYCZYNY, przez które do tego dochodzi oraz korzyści jakie człowiek ma robiąc to.
Logika w niczym nie pomoże, a jeszcze przyczyni się do pogorszenia sytuacji. Bo jeśli osoba uzależniona zacznie uważać pornografię za złą, to i tak będzie to robić. A potem dojdzie do wniosku, że skoro robi coś złego i nie potrafi przestać, to musi być z nią coś bardzo nie tak.
I paradoksalnie zacznie masturbować się coraz częściej – by uciec od coraz częściej odczuwanych wstydu, winy, żalu, oporu, strachu. A nawet może dojść do wniosku, że nie zasługuje na nic lepszego. Albo poda sobie racjonalizację z punktu 22 – że się przyzwyczaiła do takiego życia…
Błędem częstej masturbacji, szczególnie tyczy się to mężczyzn, jest częsta utrata nasienia. Wraz z tym z organizmu wyrzucane są cenne mikro i makroskładniki.
Ponadto – jako, że nasienie odpowiada za stworzenie nowego życia, musi być to produkt perfekcyjny. I na jego stworzenie organizm poświęca od 40% do 60% zasobów organizmu, w tym energii. Dlatego osoba, która masturbuje się często, już przez sam fakt konieczności stworzenia nowego nasienia, nie ma średnio połowy swojej energii. Poza tym wyrzuca mnóstwo niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania organizmu składników.
I – oczywiście – tworzone są nawyki. Gdy nawyk zostanie stworzony, przestaje być świadomy, a umysł zaczyna go racjonalizować. Mylone jest to z tym, że umysł zachęca do np. masturbacji. Ale – jak dowiesz się z punktu 24 – umysł nie ma celów, ani pragnień. On tylko w kółko powtarza programy. Ty sam(a) przekonałeś/aś się, że w jakichś okolicznościach potrzebujesz masturbacji. Umysł to tylko będzie powtarzał jak małe dziecko, które usłyszało coś od rodzica.
Dlaczego często potrzebujemy masturbacji? Bo pożądanie jest dużo wyższym stanem od wstydu, winy, apatii, żalu i strachu.
Jest też oczywiście formą dawania sobie cielesnej przyjemności.
Wyrzucenie z siebie energii, tak jak to tłumaczyłem w tym artykule, zmniejsza napięcie (ale go nie rozładowuje).
Jeśli opieramy się wewnętrznemu źródłu radości, to masturbacja i organizm mogą stać się jedynymi nam znanymi sposobami, by poczuć choć troszkę przyjemności.
Jak widzimy – nie ma to wszystko nic wspólnego z tym, że masturbacja jakaś jest. Nie jest żadna i jej wpływ zależy od przyczyn jej stosowania oraz tego JAK ją przeprowadzamy. Jeśli się masturbujemy utrzymując, że jest to czynność zła, grzeszna, nieczysta, to w trakcie będzie rósł w nas wstyd i wina, zapewne też strach. I nasz umysł oczywiście wyprojektuje to na samą masturbację. Czyli – potwierdzi to, co sami najpierw sądziliśmy.
24. Mózg ma potrzeby/pragnienia/swoją agendę.
Mnóstwo ludzi sądzi, że są ofiarami swoich umysłów/mózgów i ich potrzeb. Ale czy tak jest?
Co to jest mózg?
Gdybyśmy przyjrzeli się naukom Wielkich Nauczycieli, zwanych Awatarami, w tym przypadku naukom Buddy, dowiedzielibyśmy się, że człowiek ma 6 zmysłów, nie 5.
Poza węchem, wzrokiem, smakiem, dotykiem, słuchem –
jest jeszcze mózg, który działa jako antena receptywna.
A co odbiera? Myślenie.
Więc – mózg to narząd szóstego zmysłu odbierający ze świata myślenie.
Rozumiemy? Odbieramy zapachy, które są bezosobowe. Odbieramy smak, który jest bezosobowy. Odbieramy wrażenia dotykowe, które są bezosobowe. Odbieramy dźwięki, które są bezosobowe.
Oznacza to, że i myśli są bezosobowe. Nie my myślimy, co powtarzałem już wiele razy.
Człowiek nie myśli, tylko w większości przypadków i praktycznie non stop hipnotyzuje się całkowicie bezosobowym potokiem myśli. To tak jakbyśmy hipnotyzowali się zapachem czy smakiem!
I wiele osób tak postępuje – hipnotyzują się zapachem. Mówią wtedy, że ślinka im cieknie. Dochodzi wtedy do poważnych problemów jak chorobliwe obżarstwo. To dokładnie ten sam mechanizm, co “pragnę obejrzeć porno”, “mam myśli o porno”, “obejrzę tylko jeden film”, “sprawdzę czy wszystko gra tam na dole”.
Przypominam, że obżarstwo jest jednym z grzechów głównych, a więc jednym z głównych błędów jakie możemy popełnić. Nie oznacza, że czeka nas za to jakaś boska kara. To dziecinne bzdury. Chodzi o to, że czekają nas poważne konsekwencje i ludzie chorobliwie otyli mogą potwierdzić, że tak jest. A jednak setki milionów ludzi problemów w tym nie mają i jeść uwielbiają. Więc tak jak w przypadku masturbacji – nie z tym jest problem, tylko z przywiązaniem i uzależnieniem od tego. Nic złego nie jest z jedzeniem ale z jedzeniem chorobliwym i/lub jako sposób na radzenie sobie z gorszym samopoczuciem wiążą się bardzo poważne i negatywne konsekwencje.
Problemu nie ma w myślach, tylko w przywiązaniu do nich, bezkrytycznym słuchaniu się ich i podejmowaniu o nie wszystkich decyzji.
Ludzie, którzy tak samo “obżerają się” myślami również mogą to potwierdzić – o wszystkim ciągle “myślą”, czyli cały czas wybierają z niekończącego się i ciągłego potoku myśli to, co pasuje do tego na czym się koncentrują. Albo non stop czytają, non stop szukają odpowiedzi na niekończące się pytania. I co? I nic. Stoją w miejscu. Często całymi latami. I cały czas możemy od nich usłyszeć, że myślą o czymś. Ale nie myślą. Nigdy nie myśleli, tylko wpatrywali się w bezosobowy proces myślenia. Tak jakby wpatrywali się w niebo mówiąc, że latają w przestworzach.
Niektórzy nawet sądzą, że myśli to jakieś byty, które mają świadomość, czegoś chcą, czegoś wymagają czy porozumiewają się ze sobą…
Jeszcze jedna istotna informacja – to, do jakiego pola informacyjnego – poza zawierającego określony typ myśli – się podłączymy – zależy od naszego stanu emocjonalnego.
Jeśli czujesz strach, to umysł będzie odbierał tylko myśli straszne, przerażające i stresujące. Jeśli czujesz gniew, to w umyśle będą myśli pełnie gniewu, być może nienawiści, furii, frustracji.
Dlatego tak ważne jest, by OCZYSZCZAĆ SIĘ Z EMOCJI, a nie je tłumić, opierać się im, wypierać je i projektować na świat. Bo to je w nas zatrzyma, a nasz umysł będzie w kółko powtarzał informacje z tych pól. A te pola informacyjne zasilamy również my. Dlatego nasz umysł będzie także odbierał i w kółko nadawał to, co sami kiedyś stwierdziliśmy – np., że jesteśmy gorszym sortem człowieka. Pole informacyjne zawierać będzie i nasze przekonania mentalne.
Brzmi jak science-fiction ale dokładnie tak jest. No bo – zapytaj siebie – ile myśli, które dzisiaj widziałeś/aś w swoim umyśle wybrałeś/aś, wymyśliłeś/aś? Ile z nich w ogóle chciałeś/aś mieć? A może chciałeś/aś pozytywne myśli, a takie się nie pojawiły? Więc – ile z tych setek jeśli nie dziesiątków tysięcy myśli w jakikolwiek sposób Ty stworzyłeś/aś czy wygenerowałeś/aś? Ani jednej! Pojawiły się nie wiadomo skąd, nie wiadomo dlaczego i nie wiadomo gdzie potem zniknęły. A nawet jeśli “zniknęły”, to znowu się pojawią. Ludzie mają myśli, by obejrzeć porno nawet przez wiele dni non stop. Więc myśli nie znikają, tylko cały czas znajdują się w polu informacyjnym, do którego jesteśmy non stop podłączeni.
Jeśli poczułeś/aś ulgę, że zniknęły np. stresujące myśli, to się nie oszukuj – po prostu przez Twoją antenę – mózg – przepływają na razie inne myśli i/lub przestałeś/aś czuć strach i dominuje teraz inne pole i Twoja antena podłączona jest do innego pola – np. narzekania lub chcenia, fantazjowania. A gdy ujawni się emocja strachu, znowu pojawią się myśli straszne i stresujące. I tak w kółko nawet przez całe życie.
Inni sądzą, że mózg czegoś od nich chce.
Ale to jakby powiedzieć, że nos czegoś od nas chce!
Ok, może coś ładnie pachnieć. Lub brzydko. Ale to, co z tym zrobimy zależy od nas. Nos nie ma z tym nic wspólnego.
Nos nie ma opinii o żadnym zapachu, tylko je odbiera i tyle. Reszta dzieje się w mózgu, a ostateczna decyzja należy do nas.
Małego dziecka nie brzydzi żaden zapach. Nie odstrasza. Więc to co robimy z jakimś zapachem zależy całkowicie od naszej decyzji, a nie od samego zapachu. Są ludzie zajmujący się zwierzętami, których jednym z obowiązków jest badanie kału zwierząt. Zresztą to samo tyczy się lekarzy. Więc przykry zapach nie jest dla nich powodem, by się krzywić, narzekać, przeklinać. Wręcz przeciwnie – akceptują to, bo wiedzą, że jest bardzo istotnym, by przebadać kał pod kątem np. pasożytów.
Gdyby to zależało od nosa, to nikt by się tym nie zajmował. A tak nie jest.
Dopóki my nie podejmiemy decyzji, WSZYSTKO JEST BEZOSOBOWE.
To my czynimy coś częścią nas. Utożsamiając się, identyfikując się z tym czy angażując się w to, nadając temu wartość, znaczenie, etc.
Ile razy smak czy zapach Ci coś uniemożliwiły? Np. podjęcie decyzji, działania, wybaczenie komuś, hmm?
Ludzie oddają odpowiedzialność za swoje decyzje na wszystko – nawet na protoplazmę – bezosobową strukturę mózgu! A co ma mózg wspólnego z Twoimi decyzjami? Nic! Tak jak i Twoje radio nie ma nic wspólnego z nimi. Ale oczywiście możesz wykorzystać reportaż o korkach na drogach jako pretekst, by zacząć narzekać. Twój wybór.
Ludzie wolą sądzić, że mają gorsze geny i dlatego wszystkiemu się opierają, niż przyznać się, że niechęć do wszystkiego to ich styl życia! Lubią to! Czerpią z tego ukrytą przyjemność i latami wciskają sobie kit, że ograniczają ich geny, mózg czy inne jaskiniowe bałamuctwa.
Budda już kilka tysięcy lat temu starał się nauczyć ludzi, że mózg to antena, a myśli to bezosobowy potok, który należy ignorować. Ale ludzie tego nie chcieli zrozumieć i nadal mają to gdzieś.
I wszyscy teraz mówią jak zahipnotyzowani, że myślą, że to są ich myśli. A to zwykłe urojenia! To zbiorowe szaleństwo!
Jeszcze słyszymy potem, że nie mogli zrobić inaczej, gdyż im tak myśli kazały! Wow! Myśli coś komuś kazały! Zaraz zaczną mówić, że wiatr im coś kazał albo zapach chleba z piekarni!
Życie świadome i odpowiedzialne to życie, w którym odklejamy się od emocji i myśli i podejmujemy decyzje racjonalne. A nie na podstawie tego, co nam akurat “wpadło do głowy”.
Dlatego są ludzie, którzy odnoszą sukcesy za każdym razem i bez zmagania. Bo nie kierują się głupimi myślami i podejmują decyzje racjonalne, sensowne. A używają umysłu TWÓRCZO w stanie spokoju. A nie odtwórczo jak przytłaczająca większość ludzi na tej planecie – w stanach emocjonalnych. I jeszcze mówią, że emocje ich sparaliżowały, a myśli na coś nie pozwoliły.
A pokaż mi przedsiębiorcę, człowieka sukcesu, który powtarza takie bzdury – że mu strach lub stres coś uniemożliwiły lub myśli…
Poziom sukcesu odzwierciedla poziom świadomości, odpowiedzialności oraz intencji.
Uzależnienie się od uczuć i myśli to niezwykle niski poziom świadomości i odpowiedzialności.
Cały mój Serwis, a w szczególności Program Wolność od Porno szczegółowo i wyczerpująco zajmuje się każdym z wymienionych tematów, a dołączone do Programu WoP kolosalnie obszerne FAQ jeszcze bardziej wszystko rozwija na konkretnych, prawdziwych przykładach.
25. Po prostu nie mam jakiegoś mega silnego impulsu do zmiany w życiu.
Otrzymałem taką wiadomość:
Po prostu nie mam jakiegoś mega silnego impulsu do zmiany w życiu, nie ma w nim żadnej tragedii, mam pracę, mieszkam sam itp.
A skąd pomysł, że potrzebujesz do tego silnego impulsu? Nie potrzebujesz.
Boisz się. Nie chcesz podjąć się działania, bo się boisz.
I liczysz, że coś zmusi Cię do podjęcia decyzji i zmierzenia się ze strachem.
Ale opcje masz 2:
1. Podjąć decyzję teraz. Spokojnie i nie zmienić jej aż do osiągnięcia celu.
2. Czekać, aż coś Cię zaboli dostatecznie mocno.
Bo to cierpienie jest najczęstszym “impulsem”, który zmusza ludzi do zmiany.
Zmierzam do tego że ja na prawdę wiem że mam problem, chcę mieć inne życie, ale boję się po prostu tego, że nawet przystępując kolejny raz do Programu, to nic nie zmieni.
No i jeśli będziesz się bał to nic się nie zmieni.
Ty masz się zmienić.
Robienie Programu to nie magiczna sztuczka, po wykonaniu której coś się stanie lub nie.
To nie Harry Potter.
Widzimy? Człowiek boi się podjąć spokojnej decyzji, bo boi się, że nic się nie zmieni. I co? I nic się nie zmienia.
Tak wygląda mentalizacja – napędza samą siebie, nic nie daje i staje się samospełniającą się przepowiednią.
Człowiek czeka – na jakiś magiczny impuls, znal z nieba. A przecież dokładnie to samo robią mężczyźni w klubach – czekają, czają się, liczą na jakiś znak. Wieczne czekanie i brak decyzji.
Co to oznacza? Uciekanie od emocji – od strachu, od oporu i od poczucia winy i wstydu związanych z porażką.
Są to osoby zbyt dumne, by po prostu poczuć trochę emocji. Jeszcze ta osoba napisała mi:
Nie chcesz wiedzieć co się ze mną dzieje jak chcę pogadać z jakąś fajną kobietą, np. w pracy (a pracuje u mnie sporo fajnych Ukrainek więc jest na co popatrzeć :D) – cały jestem zestresowany, zasycha mi w gardle itp.
Tutaj widzimy stawianie się w roli ofiary emocji, traktowania swojego stanu jako wyjątkowego. Jeszcze osoba mi pisze, że nie chcę wiedzieć jak się czuje! Dramatyzuje, nadaje temu stanowi jakieś nie wiadomo jakie znaczenie. Rozpływa się w byciu ofiarą.
A następnie mówi – jest cały zestresowany i zasycha w gardle.
Ojej!
Ależ ja doskonale wiem co się dzieje w Tobie i to samo dzieje się w każdym uzależnionym, bo na tym polega uzależnienie – ucieka od tych uczuć, tłumi je.
A na co dzień się im opiera i robi wszystko, by ich uniknąć, by ich nie czuć.
W tym nie podejmuje się działania w temacie np. poznawania kobiet.
Każdy człowiek czuje to samo. Nie ma żadnej różnicy. Więc proszę – nie dramatyzuj, bo nie przeżywasz niczego nadzwyczajnego. Każdy, kto brał się za temat kobiet, który miał zaniedbany czuł to samo, trząsł tyłkiem, że hoho. Każdy jeden facet. I każdy sądził, że tylko on jest beznadziejny, bo się tak źle czuje.
Ty tak silnie się opierasz, że uciekasz także od związanego z oporem bólu psychicznego.
Emocje nie bolą, tylko stawiany im opór.
Zestresowanie, wysychanie gardła, etc., to właśnie efekty opierania się emocjom. Głównie strachowi.
A poza tym nie istnieje w rzeczywistości – “cały/a jestem zestresowany/a”. Absolutnie nie.
Widzimy za to jak osoba w pełni utożsamia się z emocjami i jak je czuje, to przestaje zajmować się wszystkim innym i w pełni skupia się na emocjach. Wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Znaczenie ma tylko to, że ona coś czuje – coś, czego nie chce czuć i czemu się opiera. Osoba ta skupia się na emocjach i nie widzi poza nimi nic innego – to nazywa “cały jestem zestresowany”. To jakby powiedzieć “wiatr wieje na mnie całego”. No i co z tego?
To kolosalnie niska inteligencja emocjonalna.
Rozpoznaj dlaczego sięgasz po porno i zacznij się tym zajmować.
A jak potrzebujesz impulsu, to daj sobie jeszcze kilka lat, zacznij się coraz bardziej dołować, frustrować, etc., to może to wystarczy za ten magiczny impuls.
Jak nie, to poczekaj jeszcze dłużej i w końcu coś zaboli.
 Ale nawet jak pojawi się ten magiczny “silny impuls”, to nie podejmie decyzji za Ciebie.
A teraz zastanów się – wszystko w życiu robisz tylko za impulsami? Jesz, bo masz impuls? Wstajesz, bo masz impuls?
Relaksujesz się, bo masz impuls?
A co z podejmowaniem decyzji? Co z odpowiedzialnością za nie?
Jak Ci się zepsuje mikrofalówka, to też będziesz czekać na magiczny impuls, by się nią zająć? A może będziesz czekać, by się odpowiednio poczuć?
Jak potrzebujesz mega silnego impulsu do zmiany, to spoko, poczekaj. Wkrótce będziesz dużo bardziej sfrustrowany, znudzony, albo ktoś/coś mocno Cię przyciśnie, mega mocno zaboli i impuls się znajdzie.
Decyzja to decyzja – robisz coś i nie rezygnujesz, nie odpuszczasz, aż do osiągnięcia zamierzonego celu.
Do pracy chodzisz i pracujesz, bo masz mega silny impuls?
Czuję że nie ma tego czynnika o którym często piszesz na Blogu, mianowicie silny bodziec do zmiany, mam nadzieję że wiesz co mam na myśli.
A tutaj mamy z kolei wykorzystywanie informacji z Bloga do racjonalizowania strachu i oporu. Poza tym osoba ta myli hipnotyzowanie się mentalizacją z czuciem. To, co czuje jest tym, czego nie chce czuć i czemu się opiera. I liczy na jakiś magiczny zewnętrzny czynnik, który to zabierze. Zabierze niezdecydowanie, zabierze wątpliwości, strach.
Ale nic takiego się nie wydarzy.
Ból zmusza ludzi do zmian i działania dlatego, bo osoby te wybierają odpuścić opór i strach – wybierają, by przestać się ich cały czas trzymać i się im opierać. Impuls sam nic za nie nie zrobił.
Zaś bez podjęcia decyzji nic się nie zmieni. Umysł nie wymyśli motywacji, ani inspiracji. Bo mentalizacja to proces na poziomie aktualnego stanu emocjonalnego i nie służy jego przekroczeniu. Co widać – osoba ta wzięła udział w Programie WoP 2 lata wcześniej, zrezygnowała po pierwszym Module, bo także unikała odczuwania. Minęły 2 lata, nic się nie zmieniło. A ona sobie żyje pozornie wygodnie. I dalej czeka.
Ból to najczęstszy czynnik, który ludzi zmusza siłą, by ruszyli dupy.
Nikt go nie potrzebuje ale ludzie są na tyle uparci, że bez niego nie podjęli by niezbędnej pracy.
Ty też go nie potrzebujesz.
I jeśli się nie ruszysz, no to nic się nie zmieni.
I możesz się frustrować do końca życia, niewiele osiągnąć, żyć sobie w tym “luzie” i już.
Nie ma w tym nic złego.
A co stoi na przeszkodzie, byś coś zmienił? Zrealizować jakieś marzenie, pragnienie?
Jeśli jesteś uzależniony, to być może potrzebować będziesz miesięcy, a nawet lat, by coś mocno spieprzyć. Więc sobie możesz jeszcze długo poczekać.
Jak zaboli, nagle motywacja się pojawi.
Istnieje jeszcze jedna rzecz – osoba ta boi się, że nic się nie zmieni nawet jeśli podejmie się pracy z Programem. O tym już mówiłem na łamach tego almanachu. Każda decyzja wiąże się z konsekwencjami. A uzależnienie to konsekwencja zazwyczaj wielu decyzji. Trzeba więc stać się ich świadomym/świadomą (nawyki), trzeba uświadomić sobie korzyści z nich (tutaj np. mamy uniknięcie odczuwania wstydu i winy po popełnieniu błędów, co jednak nie stanowi wszystkich korzyści).
Każdy decyduje co zrobi.
Nic się nie zmieni jeśli nie wybierzemy zmiany – jeśli to nie będzie nasza intencja.
I to Ty masz się zmienić.
Życie zmienisz automatycznie i bez problemu.
Np. gdy odkleisz się od oporu i strachu, to podjęcie decyzji stanie się proste. Jeśli przestaniesz opierać się emocjonalności, w tym winie i wstydowi, to popełnianie błędów przestanie być bolesne, więc zniknie problem i będzie można próbować aż do skutku.
Ale jeśli nadal będziemy emocje traktować jako nie wiadomo co, walczyć z nimi z całych sił i wszystko odkładać latami, by ich uniknąć, no to oczywiście nic się nie zmieni. A w Programie Wolność od Porno skupiamy się na początku na właściwym podejściu do emocji i nauce zajmowania się nimi.
Z drugiej strony ciągle mam jedno przekonanie, którego wiem że sam nie chcę puścić, mianowicie wierzę że mi jest potrzebny jakiś program do uwodzenia kobiet który rozwiąże moje problemy, bo ja podpinam problem z uzależnieniem od porno pod brak kobiet w życiu.
Uciekasz od strachu i wstydu.
Standardowy powód uzależnienia.
Widzimy jedno – osoba ta trzyma się przekonania, że coś z zewnątrz rozwiąże jej problemy. O jakich problemach mówi? Oczywiście o emocjonalnych problemach – stresie, strachu, wstydzie, winie, niepewności, niezdecydowaniu, niskim poczuciu wartości, etc.
I nie tylko trzyma się tego przekonania ale też trzyma się tych wszystkich emocji opierając się im. Dlatego nie mijają, a nawet rosną. Zaś umysł non stop to racjonalizuje i podaje np. “boję się, że nic się nie zmieni”. A tutaj boi się podejść do kobiety.
Czy coś mu uniemożliwia wyciąganie wniosków, rozmawianie z tyloma kobietami z iloma wybierze? Jak zawali z tysiącem kobiet, to ma do dyspozycji tysiąc pierwszą, a potem tysiąc drugą…
Ale już wiesz, że tu nie chodzi o nic innego, tylko o emocje, które już w tej osobie zalegają i z którymi nie chce się zmierzyć. Dlatego czeka. I będzie czekać nawet do końca życia.
I Ty też możesz czekać. A wszystko co wspaniałe przeleci Ci koło nosa.
Podjęcie decyzji to naprawdę nie jest biologia molekularna. I należy do Ciebie.

Co teraz?

Jeśli pomimo tego, co przeczytałeś/aś pojawiło się pytanie – “Od czego mam zacząć?” albo “To co teraz?”, to wg mnie potrzebujesz po prostu wziąć udział w Programie Wolność od Porno. Ktoś musi Cię pokierować, przedstawić Ci krok po kroku co robić. Umiejętność znalezienia pomocy i skorzystania z niej jest jedną z oznak dojrzałości.
Teraz podejmij decyzję – czy sięgniesz po SYSTEM rozwiązujący problem uzależnienia, czy nie? Czy wybierzesz pełne rozwiązanie, które przedstawia co jest do zrobienia krok po kroku, które opracowywałem przez ponad 4 lata, czy będziesz próbował(a) rozwiązać to po swojemu?
Ludzie pytają się mnie – nie wiem od czego mam zacząć? – pomimo, że mają przed nosem rozwiązanie. Ale tak naprawdę nie chcą wydać pieniędzy – zainwestować w siebie – i dalej kombinują.
Jak to nie wiesz od czego masz zacząć? Od skorzystania z pełnego rozwiązania. A jeśli nie chcesz tego zrobić, to Twoje pytanie jest nieszczere. Tak naprawdę pytasz – “jak mogę uniknąć wydania pieniędzy i coś poprawić w swoim życiu?” Ale już samo to podejście blokuje zmianę na lepsze. Jeśli nie chcesz się poważnie zaangażować, to nie licz na poprawę.
Uzależnienie to jedna z najpoważniejszych przypadłości na tej planecie i zanim powstały grupy 12 kroków we wczesnych latach XX wieku, każde uzależnienie to był wyrok śmierci.
Ludzie zamiast się wziąć za siebie próbują jeszcze ugrać 100 zł taniej. A gdy słyszą ode mnie “nie”, nie odzywają się już ponownie. Tak bardzo zależało im na ich zdrowiu… Albo pytają się mnie “dlaczego kurs jest taki drogi”… Drogi? Nowe buty kosztują 300 zł. A kurs kupiony w 24 godziny ze zniżką kosztuje 400 zł. Współpraca ze mną to dorzucenie kilku stów więcej. 400 zł to 2-3 godziny terapii lub konsultacji. Wartość kursu to przynajmniej 5000 zł. Tylko podszedłem do tematu realistycznie – nikt by go wtedy nie kupił. Kurs ma więc permanentną 90% zniżkę. Ale wielu nadal to za mało. Nadal im czegoś brakuje. Nie dziwne, że są uzależnieni.
Nie licz, że wyzdrowiejesz robiąc tylko to, co komfortowe. To niemożliwe. Gdy ja zaczynałem swoją podróż, to już pierwsze decyzje, pierwsze zmiany były tak niekomfortowe, że chciałem się zapaść pod ziemię. Ale nie uciekłem i zrobiłem to, co niezbędne.
A jeśli robić będziesz tylko to, co Ci się akurat będzie chciało i co Ty uznasz za odpowiednie, no to nie jest to niczym innym, niż sabotowaniem siebie, bo taka jest natura uzależnienia. To jeden z mechanizmów uzależnienia i sam(a) siebie przekonujesz, że robisz dobrze. Tak jak zapewne setki razy wcześniej. I tylko zyskanie szerszej perspektywy związanej z dostrzeżeniem konsekwencji tego wyboru ukaże Ci czy był właściwy. A to wymaga czasu, często miesięcy. I przeprowadzenia świadomej autointrospekcji – czyli mądrego przyjrzenia się swojemu życiu i połączenie jego elementów z własnymi wyborami.
Poza tym – jaka jest INTENCJA Twoich decyzji? Więc analizując ich konsekwencje, czy wiesz DO CZEGO właściwe były? Bo jeśli chcesz uniknąć emocji, to tak – decyzja, by wszystko tylko odpuścić i nigdy nie zrobić, po raz kolejny powiedzieć “nie” naturalnie będzie właściwa. Ale jeśli chcesz nareszcie zmienić siebie, swoje życie, rozwinąć się, przestać cierpieć, zacząć żyć chętnie, odważnie, to ta decyzja właściwa nie będzie.
Od Twojej intencji zależy więc cała reszta.
Byli tacy, którzy pisali mi, że próbowali coś nawet setki razy. Ale po rozmowie z nimi okazywało się, że ich intencją nigdy nie była zmiana siebie. Nigdy nie chcieli np. przestać się użalać, obwiniać, traktować jak bezwartościowego robaka. Chcieli tylko jakimś magicznym sposobem usunąć uzależnienie, które uznali za złe. Więc ich intencja była niewłaściwa, a wszystkie ich wybory i działania były automatycznie z nią zestrojone.
Nieraz dostawałem wiadomości od tych, którzy zapisali się do Programu Wolność od Porno – “Dokonałem płatności! Dziwnie się z tym czuję!” Tak, bo zrobili coś pomimo wiecznych i niekończących się wątpliwości umysłu, pomimo strachu i oporu. Nie wiedzieli co czuli i dlaczego. I ich umysły nadal wątpiły ale oni wybrali nareszcie inną drogę, niż strach.
Czuli się dziwnie, bo po prostu nie wiedzieli co czują i być może pierwszy raz w życiu zrobili coś innego, niż widzieli w swoim umyśle. W umyśle było “odpuść”, a oni nie odpuścili.
Każdy więzień na początku wolności czuje się dziwnie. W końcu całe życie był więźniem i nic nie mógł. A teraz może wszystko. I wszystko zależy od jego wyboru.
Ponadto nie jestem fizycznie w stanie każdemu odpowiedzieć co teraz. Od tego stworzyłem SYSTEM – zawiera on m.in. narzędzia, by rozpoznać co jest pierwszym krokiem. Zawiera on narzędzia do analizy swojej sytuacji, życia, charakteru i pomoc w wyborze odpowiedniego pierwszego kroku.
A niezbędnym elementem zdrowienia jest zyskanie nareszcie świadomości odpowiedzialności za swoje życie. Czyli porzucenie świadomości ofiary – świadomości bycia więźniem/skazańcem. Jeśli dalej będziesz sądzić, że np. strach Ci czegoś nie pozwala, no to sam(a) dalej traktujesz się jak niewolnika. Nikt inny poza Tobą Ci tego nie robi. A co dostawał niewolnik? Ochłapy.

Napisz komentarz!

Jeśli coś jest niejasne lub czegoś nie zrozumiałeś/aś, z czymś się nie zgadzasz lub chcesz się czymś podzielić na poruszone tematy, zachęcam Cię do napisania o tym!


Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Adam

Moją motywacjami do wyjścia z uzależnienia jest chęć bycia wartościowym człowiekiem. To znaczy, dającym coś światu, nie tak jak teraz. Chciałbym także być szczęśliwy, i zmienić swoje relacje z ludźmi na których mi zależy. Chcę się przestać nienawidzić, bo myślę, że to głównie z nienawiści do samego siebie i działania na swoją szkodę wzięła się większość moich problemów.

Tomek

Napisz w komentarzu jakie motywacje jeszcze masz, by wyjść z uzależnienia.
Pragnę być odważny w kontaktach z kobietami i w seksie oraz osiągnąć w tych obszarach swobodę i wolność. Co to dla mnie oznacza:
– Móc swobodnie poznawać kobiety, które mi się podobają, żartować i flirtować z nimi, być w stanie szczerze pokazywać swoje intencje, jeżeli kobieta mi się podoba i chciałbym ją bliżej poznać i/lub uprawiać z nią seks.
– Otworzyć się na szczere relacje z kobietami: koleżeńskie, przyjacielskie, seksualne, związek.
– Potrafić przyjemnie spędzać czas z kobietą, dając jej radość, akceptację, zrozumienie, przyjemność seksualną.
– Być w stanie akceptować sytuacje, gdy kobieta, która mnie bardzo pociąga, z którą chciałbym stworzyć lub utrzymać bliższą relację nie jest dla mnie, lub nie jest mną zainteresowana.
– Nauczyć się spędzać przyjemnie czas bez kobiet i seksu – zarówno sam ze sobą, jak i w towarzystwie innych ludzi.

Last edited 3 lat temu by Tomek

WOLNOŚĆ OD PORNO