Notes zakupiony :)
Chcialem jeszcze dodać że na tamten moment kiedy pisałem pierwszy komentarz pisałem szczerze , z serca chcialem powiedzieć prawdę nie oszukiwac i podzielić się tym co zauważyłem na tamnen moment więc Twoja analiza pokazala mi że trzeba dalej pracowac nad sobą , jest to dla mnie bardzo ważna lekcja i chce się uczyć dalej dziękuję za każde słowo , pokazanie gdzie może być problem lub gdzie jest problem 😊
Chcialem jeszcze dodać że na tamten moment kiedy pisałem pierwszy komentarz pisałem szczerze , z serca chcialem powiedzieć prawdę nie oszukiwac i podzielić się tym co zauważyłem na tamnen moment
Dziękuję!
Ja zawsze mówię klientom, że nie ma złych raportów.
Są tylko szczere i nieszczere.
Nawet jeśli coś, co mówimy okazuje się fałszem ale w uważaliśmy, że tak jest, no to już możemy coś z tym zrobić.
Jeśli coś ukrywamy – co oczywiście jest praktycznie zawsze i jest częste, bo to jedna z charakterystyk uzależnienia – to wtedy praca staje się solidnie utrudniona. A nawet niemożliwa.
Bo z fałszem nic nie można zrobić.
Albo go rozpoznamy i odrzucimy, albo będziemy w niego brnęli bardziej i bardziej.
więc Twoja analiza pokazala mi że trzeba dalej pracowac nad sobą , jest to dla mnie bardzo ważna lekcja i chce się uczyć dalej dziękuję za każde słowo , pokazanie gdzie może być problem lub gdzie jest problem 😊
Na spokojnie.
To jest choroba, która uczy się razem z Tobą.
Gdy Ty poznajesz jaki jest problem, w/z czym, to choroba też.
Nikt realnie chory nie wyzdrowiał z tego ani wiedzą, ani najlepszymi chęciami.
Potrzebna jest często radykalna zmiana tego, kim jesteśmy. Ewolucja świadomości.
Tego nie dokonuje się wiedzą. Wiedza jest kierunkowskazem. Wiedza pomaga rozwiązać pewne dylematy, znaleźć odpowiedzi na blokady czy pomaga zawrócić z utraconego kierunku.
Jednak niezbędny proces musi odbyć się na poziomie wyższym, niż mentalny.
Pisząc pierwszy komentarz już chodziło mi po głowie zeby i tak wykupić kurs , teraz widzę po tym co napisałeś że zrobię to napewno i biorę się dalej do roboty ze sobą , nauczyłem się przez ten czas słuchać ludzi bardziej niż wcześniej , nie możemy uważać że wszystko wiemy ja szczerze moge przyznać że u mnie jest dobrze ale jeszcze bardzo dużo pracy przedemną , wiem że nie bez przyczyny wszystkie okolicznosci mnie tutaj doprowadziły żebym usłyszał prawdę na swój temat i przyjął ją z pokorą , więc dziękuję Ci za komentarz i myślę że w ciągu krótkiego czasu dołączę do Was bo wiem że chce żyć właśnie w taki sposób jaki opisujesz . Dziękuję 😍
Pisząc pierwszy komentarz już chodziło mi po głowie zeby i tak wykupić kurs , teraz widzę po tym co napisałeś że zrobię to napewno
Bardzo mi miło!
i biorę się dalej do roboty ze sobą , nauczyłem się przez ten czas słuchać ludzi bardziej niż wcześniej , nie możemy uważać że wszystko wiemy
Nikt nie wie wszystkiego.
Nawet bardzo doświadczeni ludzie cały czas odkrywają coś nowego.
Tu jest wymagana szczerość, otwarta komunikacja, zaufanie. I bardzo pomaga doświadczenie.
ja szczerze moge przyznać że u mnie jest dobrze ale jeszcze bardzo dużo pracy przedemną ,
Przypominam – uzależnienie jest nieuleczalne.
Jest zaleczalne dobrym życiem jeden dzień na raz.
Pytanie czy to, że teraz jest dobrze wynika z rozwoju wewnętrznego czy sprzyjających warunków zewnętrznych?
wiem że nie bez przyczyny wszystkie okolicznosci mnie tutaj doprowadziły żebym usłyszał prawdę na swój temat i przyjął ją z pokorą ,
A ja dziękuję za pokorę, bo często jest tak, że człowiek niegotowy i niechętny, by usłyszeć prawdę reaguje nie wdzięcznością, a wściekłością.
więc dziękuję Ci za komentarz i myślę że w ciągu krótkiego czasu dołączę do Was bo wiem że chce żyć właśnie w taki sposób jaki opisujesz . Dziękuję 😍
Jestem do dyspozycji!
Witam.Moje uzależnienie jest tak poważne że po odstawieniu tego syfu czuje się jak alkoholik na odwyku.Mam dreszcze, napady lęku itp.Udaje się do lekarza po jakieś środki na uspokojenie bo ten ból wewnętrzny jest nie do zniesienia.dziękuje za film i pozdrawiam
Witam.
Witaj Piotrze!
Moje uzależnienie jest tak poważne że po odstawieniu tego syfu czuje się jak alkoholik na odwyku.Mam dreszcze, napady lęku itp.
Bo uzależnienie od pornografii jest tak poważne.
Niczym nie różni się od uzależnienia od alkoholu. Seksoholik to seksualny pijak.
Każde uzależnienie prowadzi do tego, co przeżywasz i może być ciągle coraz gorzej. I będzie, jeśli będziemy w tym tkwić.
Warto pojąć – człowiek uzależniony jest uzależniony na całe życie. Tego nie można wyleczyć, tylko zaleczać. Jeden dzień na raz. Dobrym, integralnym życiem.
Nie lekami. Żaden lek nie wyleczy Cię z tego jak żyjesz. Np. farmakologiczne odcięcie emocji wcale nie polepszy sytuacji na dłuższą metę.
To umożliwia/ułatwia wykonanie pewnych działań ale jeśli za tym nie będzie stał plan zdrowienia, no to te czynności dalej będą w obrębie choroby.
Problem człowieka zdrowego zaczyna się, gdy włącza porno lub wypija wódkę – gdy zaczyna to robić.
Problem człowieka uzależnionego zaczyna się, gdy PRZESTAJE to robić.
Np. uważasz, że lęk Cię “napada”. W takiej sytuacji zawsze wybierzesz porno.
A to trzęsienie się to reprezentacja wewnętrznego zmagania z lękiem – to wewnętrzna walka, by go przestać czuć, by go od siebie odepchnąć, odrzucić, zdławić, stłumić, pozbyć się.
Co oczywiście nie rozwiązuje problemu, tylko go pogłębia. A lęk trwa i będzie trwał. I będzie rósł.
Ta walka i nadzieje z nią związane są płonne. To nic nie da. Bo nic nie dało od lat.
Jeśli nie dysponujemy poprawnymi informacjami o emocjach i narzędziami, to po odstawieniu “narkotyku” czy naszej “flaszki” w formie pornografii, to skażemy się na właśnie zmaganie, a nawet cierpienie.
Mało osób zdaje sobie sprawę jak wiele emocji stłumili przez swoje życie. Ani czym emocje są i co z nimi robić.
Udaje się do lekarza po jakieś środki na uspokojenie bo ten ból wewnętrzny jest nie do zniesienia.dziękuje za film i pozdrawiam
Ból to nie cierpienie – zapamiętaj.
Aby cierpieć, trzeba opierać się bólowi, nie akceptować go, próbować się go pozbyć i zmagać się z nim.
Tym samym bólu też nie ma wpisanego w przeżywanie emocji. Boli nas, bo projektujemy emocje na świat, potępiamy je, demonizujemy. Uważamy, że dzieje się nam coś złego – bo czy nie dlatego “zapijaliśmy”?
Dlatego uważamy też, że to sytuacje są złe – np. bolesne czy stresujące. Tylko że nie są. To co czujemy bierze się z naszych postaw, nie ze świata.
Cierpisz. Bo nie akceptujesz realiów wewnętrznych – m.in. lęku. A pod nim zapewne są wstyd i wina.
Dreszcze mogą być reakcją ciała na bardzo dużo ilości stłumionego strachu.
Gdy ja dopuszczam do siebie większy ładunek lęku, często robi mi się zimno.
I choć “morsuję na sucho” i mogę w t-shircie godzinę spacerować przy -15C i zupełnie jest mi ciepło, to w przypadku lęku trzęsę się z zimna tak, że nieraz wkładam bluzę i jeszcze grzeję sobie stopy w misce z gorącą wodą.
Ale też wykonuję tzw. uwalnianie. Dlatego to mija samoistnie.
Środki “na uspokojenie” nie dadzą Ci spokoju.
Bo też tylko odetną świadomość lęku.
Spokoju nie ma w żadnym środku farmakologicznym, niezależnie jak się go nazwie, nie ma w żadnej sytuacji. Tak jak i niepokoju.
To wszystko WEWNĘTRZNE.
I wbrew pozorom lęk będzie rósł – bo tym razem zaczniesz się bać momentu, gdy te “leki” przestaną działać.
A każdy lek to tak naprawdę trucizna, tylko odpowiednio dawkowana. Więc im dłużej będziesz brał taki specyfik, tym będą narastać konsekwencje jego zażywania.
Które nie są pozytywne.
Plus oczywiście to, czego nie rozwiąże – bo to “uspokojenie” nie usunie lęku. Nie usunie przyczyn niepokojów.
Tak jak oglądanie porno nigdy go nie usunęło.
Nie rozwiązało to żadnego problemu. A jest coraz gorzej. Niewielkie obawy rozrosły się już do stanów przypominających delirium.
Co też ukazuje, że problemu nie ma poza nami.
Intencją podejmowanych działań zapewne też nigdy nie było rozwiązanie problemów, tylko zapominanie o nich, odkładanie, unikanie, itd.
Tak więc to było uciekanie od konsekwencji naszych postaw – właśnie m.in. od lęku.
Ale nie zajęcie się realnymi sytuacjami, w tym korekta tego jak do nich podchodzimy, jak je widzimy i jakie działania pozwalamy sobie podjąć oraz jaka motywacja, jaki cel za nimi stoi.
Dlatego jeśli tylko staramy się uciec od lęku, a nie rozwiązać sytuacji, zmierzyć się z nią, to sytuacja pozostanie, a w nas lęk będzie rósł. Więc i sytuacja będzie w naszych oczach stawała się coraz bardziej beznadziejna i przerastająca nas.
O tym wszystkim jest w Programie WoP. Sam przez to przechodziłem i mogę w tym procesie, jak i wielu innych, służyć solidną pomocą i wsparciem.
Witam . Chcialem podziękować Ci za treści które się tu znajdują , szczerze mówiąc nigdy nie miałem większego problemu z pornografia , raczej był to kiedyś hazard który bardzo mocno mnie wciągnął ale wyszłam z tego lecz minęło jakieś 11 lat zanim przestałem , podejrzewał ze była to raczej przeprawa niż lekkie wychodzenie z nałogu. Mając te informacje pewnie było by dużo lepiej , wracając do pornografii oglądałem jej bardzo mało jakiś jeden filmik wieczorem lecz trwało to podejrzewam kilkanaście lat leczę po jakimś czasie przbywania tutaj u Ciebie na stronie i przeczytaniu różnych komentarzy i wpisów szczególnie o emocjach z dnia na dzień przestałem z pornografia , już mija chyba 2 albo 3 miesiac bez , najlepsze z tego po różnych wpisach nauczyłem się czym są emocje i jak z nimi sobie radzić , nie wspominałem wcześniej że miałem kilka miesięcy temu coraz częstsze “ataki paniki ” i możliwe dzięki temu trafiłem na Ciebie poniewaz czułem że coś jest nie tak i zacząłem szukać dlaczego tak jest ( szkoda ze nigdzie nie uczą nas już od małego co to są emocje i jak z nimi postępować ) samo czytanie tego co tu jest w komentarzach czy wpisach jezeli ktos chce jest wiedzą z którą nigdy dotąd nie miałem styczności a poznanie samego siebie jest droga do lepszego życia , piszę to wszystko i dziele się z Toba i Wami zeby podziękować za to czego się tu nauczyłem nawet nie wykupując kursu , medytuje poznaje siebie , odpuszczam emocje , doznaje oczyszczenia i spokoju którego życzę każdemu z osobna bo jest to piękne w jaki łatwy sposób ( oczywiscie dla tych którzy tego pragną i chcą odnaleźć spokój ) można tego doświadczyć i utrzymać
Pozdrawiam wszystkich 😍
Witam .
Cześć Tomku!
Dzięki za komentarz!
Odniosę się sporawo do tego, bo moje “czułki” wyłapują alarmujące przekazy.
Chcialem podziękować Ci za treści które się tu znajdują , szczerze mówiąc nigdy nie miałem większego problemu z pornografia , raczej był to kiedyś hazard który bardzo mocno mnie wciągnął
To bardzo błędne pojmowanie.
Nikt nie ma problemu z pornografią. Właśnie o to chodzi.
Problemy pojawiają się, gdy przestajemy ją oglądać.
Tym się różni człowiek uzależniony od człowieka zdrowego.
U człowieka zdrowego problem się pojawia, gdy zaczyna oglądać on pornografię.
U uzależnionego problem pojawia się, gdy pornografię oglądać przestaje. A raczej gdy próbuje, bo zazwyczaj jest w stanie wytrzymać bez porno bardzo krótko.
Nikogo nie wciągnął nawet dosłowny hazard. To my tego chcemy. A pod tym stoją prawdziwe przyczyny. Oddawanie się hazardowi, tak jak pornografii to “tylko” objaw. Jak kaszel w przypadku grypy.
Nie wciągnął Cię “hazard”, tylko wybierałeś to, bo miałeś z tego nieuświadomione korzyści.
I nadal je masz. Dlatego twierdzisz, że coś, co robiłeś przez 11 lat nie było problemem.
A potem mówisz, że to “wychodzenie” to była “przeprawa”. Czyli wcale nie było to takie łatwe. I nadal praca nie została wykonana.
Sam mówisz – wybierałeś to, bo BARDZO MOCNO tego chciałeś. Ale jeszcze nie wiesz czego.
Uzależniony nie ma problemu z porno, bo dla niego porno to rozwiązanie, nie problem.
Problem być może zaczyna dostrzegać, gdy próbuje przestać i zająć się innymi problemami w swoim życiu.
Używasz słowa “hazard” – bo być może uważałeś, że oglądałeś ją dla np. “dreszczyku emocji”. Ale to nie jest prawda.
Szczególnie staje się to widoczne, gdy zaczynamy sobie uświadamiać przyczyny. A jasne – gdy uświadomimy sobie korzyści, na które liczyliśmy.
ale wyszłam z tego lecz minęło jakieś 11 lat zanim przestałem ,
Z niczego nie można wyjść.
Uzależnienie to choroba nieuleczalna, lecz zaleczalna.
W moim przypadku miałem okres, w którym dzięki sprzyjającym warunkom – układało się w relacji i w pracy, generalnie w życiu – nie uruchamiałem się ponad rok.
A potem ta iluzja runęła, że “jest dobrze”. I rozpędziło się to mocno.
podejrzewał ze była to raczej przeprawa niż lekkie wychodzenie z nałogu.
Podejrzewasz?
Ponadto – nie można “wyjść z nałogu”, bo nie ma nałogu.
Uzależnienie to my – to jakim człowiekiem jesteśmy. Nie możesz “wyjść z” tego jaki jesteś.
Możesz uświadomić sobie jak żyjesz, jakie decyzje podejmujesz i dlaczego takie i tu dopiero zacząć dokonywać korekt.
I być może jedną z najważniejszych będzie uświadomienie sobie własnej bezsilności.
Zauważ, że mówisz, że porno nie było problemem, a teraz mówisz, że “wychodzenie z tego” to była przeprawa.
Jakie są fakty?
I na jakiej podstawie twierdzisz, że “wyszedłeś z tego”? Bo nie oglądasz 2-3 miesiące?
Już w 1 Module WoP ostrzegam, że czas nie ma żadnego znaczenia.
Czas abstynencji ma być naturalnym rezultatem pracy wewnętrznej.
Tym samym znaczenie ma wykonana realna praca, a nie ten czas.
Mając te informacje pewnie było by dużo lepiej , wracając do pornografii oglądałem jej bardzo mało jakiś jeden filmik wieczorem lecz trwało to podejrzewam kilkanaście lat leczę po jakimś czasie przbywania tutaj u Ciebie na stronie i przeczytaniu różnych komentarzy i wpisów szczególnie o emocjach z dnia na dzień przestałem z pornografia ,
To nie jest możliwe, by “przestać z dnia na dzień”.
Choć oczywiście każdy, kto wyzdrowiał pewnego dnia obejrzał to ostatni raz.
Co to oznacza “wyzdrowiał z nieuleczalnej choroby”?
A co innego rozwinęło się w tym czasie, gdy “rzuciłeś” porno?
Te same korzyści starasz się osiągnąć w inny sposób. Który też zawiedzie ale być może też będziesz potrzebował około 10 lat, by sobie to uświadomić i ileś lat, by to przyznać.
M.in. dlatego prowadzę ten serwis, by zaoszczędzić takich właśnie lekcji.
już mija chyba 2 albo 3 miesiac bez ,
To nie ma żadnego znaczenia. Pamiętaj.
Ja nie oglądałem ponad rok, a potem wszystko się ponownie koszmarnie rozpędziło.
2-3 miesiące to naprawdę króciutko. Czas nie gra roli. Ważne jest tylko to, jak żyjemy.
Cóż się zmieniło w tym czasie? Mierzysz się z emocjami, uwalniasz je. To dobrze. To jest ważne i tu super postęp.
Ale co to są emocje?
Większość gdy poczyta sobie odpowiednich informacji jest w pewnym podwyższonym stanie ekscytacji.
Czasem trwa on tydzień, czasem miesiąc, czasem kilka miesięcy.
A potem mija.
Potem znowu się pojawia i znowu mija. Dlatego nie ma znaczenia.
najlepsze z tego po różnych wpisach nauczyłem się czym są emocje i jak z nimi sobie radzić ,
Czym są emocje i jak sobie z nimi radzisz?
I z czego emocje wynikają?
nie wspominałem wcześniej że miałem kilka miesięcy temu coraz częstsze “ataki paniki ” i możliwe dzięki temu trafiłem na Ciebie poniewaz czułem że coś jest nie tak
Nie można czuć “że” cokolwiek.
Dlatego pytam – czym są emocje? Bo widzę, że tego jednak nie pojmujesz. I zapewne tylko pamiętasz jakieś twierdzenia, które napisałem, a jednak nadal wszystko opierasz o emocje.
To co widzimy to to, że swoje percepcje, analizy i decyzje opierasz o emocje.
11 lat nie “czułeś, że” coś jest nie tak. A teraz nagle przyszło jakieś nowe uczucie?
Tylko że uczucia to nie są informacje o świecie, ani rzeczywistości.
Tylko dlatego, że używamy takiego samego słowa – “czuć” w odniesieniu do zapachów i emocji, NIE oznacza, że to jest to samo.
Choćby dlatego, że źródło zapachu jest zewnętrzne. Np. zapach danego kwiatu każdy czuje taki sam.
A źródło emocji jest wewnętrzne. Wobec tej samej sytuacji dziesięć osób może czuć zupełnie co innego – od wstydu, winy, paniki czy gniewu po doświadczanie spokoju, akceptacji czy odwagi.
Zapach szarlotki informuje, że prawdopodobnie gdzieś na zewnątrz jest szarlotka.
Gniew czy lęk nie informują o niczym w świecie.
Emocja to konsekwencja naszej percepcji, nastawienia, naszych postaw wobec czegoś jak i już stłumiona energia, czyli coś, co zupełnie nie ma odniesienia do niczego w chwili obecnej.
Tym samym nie można czuć “że” cokolwiek, tylko odczuwamy konsekwencje tego jacy wybieramy BYĆ wobec czegoś w świecie.
Jak coś rzekomo poczujesz, to jest tak jak to poczułeś? No właśnie nie.
Dlatego przez tyle lat nie poczułeś “że” masz problem. Wielu nigdy nie zmieni percepcji, bo właśnie m.in. używają porno, by wszelkie niekomfortowe uczucia odcinać.
Przede wszystkim mylisz myśli z emocjami.
“Atak paniki” to myśl. Emocje nie mają zdolności atakowania, naprzykrzania się. Myśli też nie.
Tak jak wiatr nikogo nie atakuje.
To my gramy ofiarę emocji i myśli, bo mamy z tego masę korzyści.
Tak samo – lęk nie może sparaliżować. To my uznajemy, że lęk pochodzi z czegoś w świecie – czegoś nieuchronnego i potencjalnie nawet zabójczego i reagujemy jak zwierzę – liczymy, że tym paraliżem – bezruchem – chronimy się przed jakimś zewnętrznym drapieżnikiem.
A że się opieramy, to oczywiście lęk nie mija, tylko trwa, a nawet rośnie.
A że nie jesteśmy świadomi swojego wnętrza, ani tym bardziej postępowania, to nagłe ujawnienie się czy poczucie lęku od razu odbieramy z poziomu ofiary – że to lęk nas zaatakował.
i zacząłem szukać dlaczego tak jest ( szkoda ze nigdzie nie uczą nas już od małego co to są emocje i jak z nimi postępować )
Nie z emocjami jest problem.
Emocje to tylko jedna gałąź całego problemu uzależnienia.
Ważna, bo jednak emocje to energetyczna, nieuchronna forma konsekwencji naszych pozycji wobec świata.
I dla wielu bardzo, bardzo trudna. Dlatego może wydawać się wręcz najważniejsza w zdrowieniu.
I przez jakiś czas faktycznie może być kluczowa.
Jednak uzależnienie to nie są tylko emocje.
Uzależnienie to opieranie swojego życia o emocje. A gdy uświadomisz sobie czym są emocje, zobaczysz na czym tak naprawdę opierasz swoje życie.
To to jakim człowiekiem jesteśmy.
Emocje pochodzą właśnie z tego. Reprezentują to.
Np. można bać się lęku. Możemy się obwiniać, że obwiniliśmy siebie lub kogoś innego.
Możemy się zdenerwować na siebie, bo się znowu zdenerwowaliśmy.
Itd.
Emocje to konsekwencje. Ale w formie energii. Dlatego ich chcemy, bo nie znamy innego źródła zasilania, a jednocześnie się im opieramy, gramy ofiarę (ataki paniki), nie chcemy ich, tłumimy, itd.
samo czytanie tego co tu jest w komentarzach czy wpisach jezeli ktos chce jest wiedzą z którą nigdy dotąd nie miałem styczności a poznanie samego siebie jest droga do lepszego życia ,
Ok, tylko czy na pewno poznajesz samego siebie?
Czy to co poznajesz to Ty?
Emocje to Ty?
Dwa – czego nie poznajesz? Co w sobie potępiasz, co ukrywasz?
To są bardzo ważne pytania, które nie mogą być ignorowane, ani bagatelizowane.
piszę to wszystko i dziele się z Toba i Wami zeby podziękować za to czego się tu nauczyłem nawet nie wykupując kursu ,
Dziękuję, że się tym dzielisz!
Jednak i tu można zadać sobie pytanie – skoro tyle się nauczyłeś, to dlaczego nie chcesz kupić kursu?
11 lat uzależnienia i pomimo częstych ostrzeżeń, wolisz i tak oczarować się chwilową ekscytacją, że przez 2 miesiące jest Ci lepiej.
Dzielę się wieloma odkryciami na drodze zdrowienia. I nie tylko doświadczonymi przeze mnie ale też innych zdrowiejących, moich klientów, innych ludzi, z którymi rozmawiam.
Na tej drodze jest ogrom pułapek i błędów. Wynikających z niezrozumienia realiów samego uzależnienia, życia i procesu zdrowienia.
A to dlatego, bo czytaniem nie można ewoluować. Np. odkleić się od myśli, z których każda, bez wyjątku, kłamie.
Dlatego powtórzę – nie można z tej choroby “wyjść”. Nie można jej “rzucić”. Można za to ewoluować i praktykować to w swojej codzienności, jeden dzień na raz.
Jeśli np. żyjemy w zagiętej na sobie izolacji, to kontynuując takie życie nie możemy liczyć na jakąkolwiek poprawę. Niezależnie ile wiedzy skonsumujemy i jakie narzędzia sobie wypróbujemy.
Z tego powodu pytałem – co innego pojawiło się zamiast porno?
Szybko okaże się, że wiedza to za mało. Nawet najwłaściwsza.
Bo nie brak wiedzy jest przyczyną uzależnienia, a wiedza nie jest rozwiązaniem.
Tak jak ser nie jest rozwiązaniem kanapki. To element kanapki. Sam ser to nie kanapka.
Ser obok kromki chleba to też nie jest kanapka. Dopiero połączone razem dadzą nam coś, co można nazwać kanapką.
Jednak uzależnienie wymaga od nas dużo, dużo więcej, niż tylko wdrożenia ze 2-3 narzędzi.
To jest dla wielu tak trudna praca, że muszą wielokrotnie przekroczyć osiągnięte dno i upadać coraz niżej, by byli w stanie się na to zdecydować.
A po drodze ile jest ściemniania, nieszczerości, ukrywania, przekłamywania, niedopowiadania, itd…
medytuje poznaje siebie , odpuszczam emocje , doznaje oczyszczenia i spokoju którego życzę każdemu z osobna bo jest to piękne w jaki łatwy sposób ( oczywiscie dla tych którzy tego pragną i chcą odnaleźć spokój ) można tego doświadczyć i utrzymać
To wszystko to tylko pojedyncze aspekty całego procesu zdrowienia.
Alarmujące jest to, co powiedziałeś na samym początku – że to było 11 lat, że “wyjście z tego” to była przeprawa. I że to było jak hazard, który Cię wciągnął.
Rozwiązanie jest proste, a wręcz oczywiste ale często doświadczamy, że zastosowanie właśnie najprostszego rozwiązania okazuje się bardzo trudne.
Bo jest w nas pewien mechanizm, który uczył się przeżycia przez miliony lat. I on nie chce rozwiązania.
On uważa, że jest rozwiązaniem.
I bez mrugnięcia okiem wykorzysta właśnie takie uniesienia chwilowymi pozytywnościami, by potem próbować przytłoczyć nas winą, żalem, wstydem, gniewem, rozpaczą po “utracie” tego.
Poznanie jak działa ego nie oznacza, że przestanie tak działać. Nadal będzie.
Tak jak człowiek uzależniony pozostaje uzależniony do końca życia. Tego nie można uzdrowić.
Można ewoluować w świadomości.
Pamiętaj – pokój też minie. Bo jesteśmy ludźmi. Ego bardzo chętnie “zapomni” o tym fakcie.
Niezliczoną ilość razy czytałem potem rozpaczania “Dlaczego to straciłem!? Przecież wszystko robiłem dobrze!”
Bo jesteśmy człowiekiem uzależnionym.
Co oznacza, że “poznawanie siebie” może być strategią uzależnienia.
Często tak naprawdę oczarowujemy się naszymi obecnymi wyborami, które podejmujemy krótko ale omijamy przy tym całą prawdę – to jak żyliśmy i jacy byliśmy przez całe życie.
Bo nadal tacy jesteśmy.
Pamiętaj, że uzależniony doświadcza pokoju, BO wie, że obejrzy pornografię. Żyje w odwróconym spektrum.
Nie możesz poznać siebie jeśli jeszcze nie żyłeś w sposób integralny. Najpierw zaczynasz tak żyć, a to poznanie jest naturalnym efektem tych wyborów i ciągłego uczciwego obrachunku i ew. korekt tego, co jeszcze nieintegralne.
To wszystko musi wyjść, musi zostać ujawnione w obrachunku.
To jaki “jesteś” to decyzje. To utożsamienia.
Możesz to poznać – uświadomić sobie. Ale co dalej?
Obserwacja siebie to jedno. Np. obserwacja, że znowu jesteśmy przyklejeni do myśli. Co wtedy?
Albo obserwacja, że znowu się emocjonujemy – np. boimy. Co wtedy?
Ale poznać siebie nie możemy. Bo z każdym poddaniem to co uważaliśmy za siebie ulega zmianie.
Ponadto – to jacy jesteśmy może być nawet diametralnie inne wobec różnych okoliczności czy osób.
Dla jednych jesteśmy akceptujący, a dla innych nawet nikczemni.
A skoro tak, to czy jest tu coś, co możemy nazwać sobą?
Pozdrawiam wszystkich 😍
Również pozdrawiam!
Ale też ostrzegam – poczytanie sobie iluś artykułów i komentarzy to nie jest znalezienie rozwiązania.
Nie neguję tego, że może faktycznie jest jak mówisz i wszystko jest na dobrej drodze.
Ale doświadczenie mi pokazało, że zazwyczaj tak nie jest.
Wszyscy ciągle oczarowujemy się tym, co czujemy. A to co czujemy nie przekłada się na fakty. Praktycznie nigdy.
To może trwać ileś czasu, jest ekscytacja, radość – bo mierzysz się z tymi najwyższymi warstwami emocji, które są najmniejszym problemem.
No i jak zwykle – ekscytacja jest przyjemna, podnosi na duchu, itd. Ale jej cechą jest też to, że ona minie. Dla wielu niezmiennie jest to zaskakujące.
Uzależnienie szybko pokaże Ci swoją twarz, gdy minie ten “miesiąc miodowy”.
-Nastu lat uzależnienia nie załatwisz w taki sposób.
Raz, że emocje to nie tylko aspekt stłumiony i tłumiony.
To jedne z konsekwencji tego jakim człowiekiem jesteśmy, jak np. podchodzimy do siebie, innych, życia.
Uzależnienie to to jakim człowiekiem jesteśmy i jak żyjemy.
Jak żyjesz poza medytacją i odpuszczaniem emocji?
Wielu właśnie za żadne skarby nie chce spojrzeć na to odważnie, bez tłumienia, bez tego całego jazgotu, który to wszystko zniekształca – np. wyolbrzymia, umniejsza, projektuje, itd.
Chcą tylko robić coś ale nie chcą obserwować tego jak żyją, jakie mają życie – jakie ono jest NAPRAWDĘ. A to jest najczęściej bardzo nieprzyjemne uświadomienie. Ale niezbędne.
To jakim człowiekiem jesteśmy zazwyczaj ukazuje nam to, gdy wyjdziemy z domu (o ile wyjdziemy) do ludzi.
Ostrzegam, bo praktycznie każdy wpada w tą pułapkę – chwilowe uniesienie, ekscytacja, trochę radości – i wielkie podziękowania.
A potem BUM.
A że zanim do niego doszło była ta cała radość i wdzięczność, to jak tu przyznać, że jednak nastąpił bolesny upadek? Pojawi się wstyd, wina, lęk, żal i niechęć, by to wyznać.
Wielokrotnie czytałem maile od klientów, którzy właśnie chwilowo utrzymywali trzeźwość, byli tym zachwyceni, a potem przynajmniej półroczna cisza. I mail, do którego “zbierali się” od kilku nawet miesięcy – bo tyle było wstydu.
Gdyż za tą radością stała też duma – najtrudniejsza do dostrzeżenia u uzależnionych.
Bo uzależniony, jak ryba w akwarium – “pływa” w dumie.
Program WoP został skontruowany na zasadzie synergii. Pojedyncze narzędzia za wiele nie wskórają. Potrzebne jest połączenie ich w systemie.
A takie próby “sklecenia” sobie rozwiązania nic nie dadzą.
No i sam fakt, że ktoś nie chce iść systemem, tylko po swojemu jest jednym z sygnałów o dumie. To samo jest z 12 krokami, z terapiami, innymi systemami rozwoju duchowego.
Ego sobie z tego bimba.
Jednym ze środków, które ludzie wykorzystują, by wykroczyć z dumy do odwagi – czyli przekroczyć granicę nieintegralnoóści i wejść w integralność, jest np. trening US Marines.
Jest to solidna musztra.
Każdy program duchowy również. WoP też.
Gdy idzie bezboleśnie to też zawsze sygnał alarmowy, że coś bardzo nie gra.
Jeśli zwierz się nie buntuje, to nie ma postępów.
A potem mówimy sobie np. “skoro to nie zadziałało, to system na pewno też nie”. Ale właśnie nie zadziałało, bo brakuje systemu. A system uwzględnia korekty po rozczarowaniach i upadkach. Ostrzega o nich, opowiada o nich.
Tego nie można wiedzieć. Tego się i tak doświadczy. Często z niemałym zdziwieniem – że wiedzieliśmy o tym, pamiętaliśmy, a mimo to i tak weszliśmy w te pułapki.
Jeden klient napisał mi kiedyś, że w momencie popełniania błędu doskonale o nim pamiętał, pamiętał moje ostrzeżenia “ale i tak to zrobiłem, bo chciałem doświadczyć jak to jest”.
Nie widział, że to była racjonalizacja i usprawiedliwienie.
To było kłamstwo. Ale też niedostrzegalne.
Pamiętaj, że nic Cię nie ciągnęło do porno. To nie porno ciągnęło Cię do siebie.
To Ty go chciałeś i nadal chcesz. Tylko okoliczności są korzystne. A one się prędzej czy później zmienią.
Rozumiem, że nie musisz być beznadziejnym przypadkiem, ani być może uzależnienie nie rozwinęło się już bardzo mocno – np. spotykasz się ze znajomymi, masz przyjaciół, ludzi, wobec których pozwalasz sobie na szczerość, nie grasz ofiary całego świata i każdej sytuacji, itd.
Ale jednak mówisz o 11 latach korzystania z porno. Wiele w tym czasie mogło urosnąć z tego “grzyba”, dla którego nieświadomość i każda negatywność jest jak nawóz i wilgoć.
A jeśli nadal wszystko opierasz o emocje – “czuję, że” – to jak sądzisz, co się stanie, gdy ujawnią się emocje bardzo nieprzyjemne i w dużej ilości i/lub do tego jeszcze pojawi się jakiś większy problem w życiu?
Co wtedy “poczujesz, że”?
Czy naprawdę poznajesz siebie? Czy raczej myśli i uczucia?
A nimi nie jesteś.
Obserwacja siebie to nie jest poznawanie siebie. Właśnie “poznawanie siebie” to takie życie, którym jeszcze nie żyliśmy. Integralne, uczciwe, otwarte, nieegoistyczne.
Czyli rezygnujemy z tej CAŁEJ pożywki ego.
Skoro mówisz, że to porno, niczym hazard, Cię wciągnęło – czyli zupełnie oddałeś odpowiedzialność – to czy na pewno poznajesz siebie?
Nie wciąga nas porno, ani “hazard”, tylko KORZYŚCI jakie z tego mamy. To MY ich chcemy, a nie one nas.
Gorąca, pachnąca pizza nie ma nic wspólnego z Twoim głodem. Ona Cię do niczego nie namawia. Nie ciągnie. Ona nic Ci nie robi.
Podobnie ze słodyczami, porno czy alkoholem. To wszystko problem wewnętrzny.
Nikt sam, bez pomocy sobie nie poradzi.
Bo nie w braku wiedzy był problem. Brak właściwych informacji to tylko jeden element całego problemu.
Teoretyk w duchowości przegra, bo jesteś na poziomie, w którym nie dostrzegasz jeszcze swojego sklejenia się z myślami.
Fakty to jedno – np. rozwalone, zaniedbane życie. A to co w związku z tym czujemy ma znaczenie drugorzędne. Jeden się będzie użalał, drugi potępiał, trzeci to wyprze, itd.
A mentalizacja wykorzystuje każdą informację w sposób chroniący samą siebie.
Więc mądrości duchowych używać będzie np. do użalania się nad sobą – “tyle już wiem, tyle czasu na to poświęciłem, dlaczego nadal popełniam te same błędy?!”
Bo duchowy rozwój to poważna praca, której zwierzęcość nie chce za żadne skarby. Pozostawić egoizm i otworzyć się na innych? Straszne!
Opuścić “swoją głowę” – nasz ukochany entertainment i zainteresować się innymi bezwarunkowo? Żarty jakieś!
Mówić prawdę? Koszmar!
:)
To jest taki problem, że ludzie przekraczają kolejne granice jak nisko są w stanie upaść, by się w końcu opanować i poprosić o pomoc oraz realnie z niej skorzystać.
Bo jak nie chcemy, to nikt nam nie pomoże. To nie szkoła podstawowa, w której rodzice odrobią za nas nasze lekcje.
Na drodze duchowej tylko my możemy je odrobić. A jak nie odrobimy, to się powtórzą. Czasem się też powtórzą nawet, gdy je odrobiliśmy.
Do drogi duchowej nikogo nie można zmusić. Nie można nikogo ciągnąć, ani nieść.
To musi być decyzja radykalnej zmiany – ewolucji.
To nie jest decyzja na miesiąc, dwa czy rok. To decyzja na resztę życia.
Testem w takiej sytuacji jest – skoro tak super już nam wychodzi i chcemy dla siebie jak najlepiej, to pora iść do wspólnoty 12 kroków i oddać się temu całym sercem.
Jeśli wydarzy się to, przed czym przestrzegam, to wiesz gdzie mnie szukać.
Pamiętaj – ja pracuję z ludźmi od lat. Sam miałem ten problem. Dobrze go rozumiem. Tylko dlatego, że ktoś go ma od 10-20-30 lat czy dłużej, NIE oznacza, że go rozumie.
Wręcz przeciwnie. Nie rozumie go zupełnie.
I ciągle słyszę od uzależnionych, że byli na terapiach rok, dwa, nawet 5 lat. I pomogły tylko w jakimś stopniu ale uzależnienia nie rozwiązały. Bo to cząstkowe rozwiązania.
A skoro praca z opłacanymi, wykształconymi specjalistami nie rozwiązuje problemu, to chcesz powiedzieć, że wyzdrowiałeś, bo poczytałeś artykuły i komentarze?
Jak mówiłem – sam fakt, że ktoś twierdzi, że “wyszedł z tego” pokazuje, że totalnie nie rozumie problemu.
To choroba nieuleczalna.
Dr Hawkins pisał – “gdy dojdzie do programowania komórek w mózgu, nie można już tego zmienić, ani odwrócić”.
Moje doświadczenie to potwierdza. Każdego zdrowiejącego uzależnionego też. To nie jest coś, co można wykonać raz i zapomnieć.
To jest jak z prowadzeniem samochodu. Gdy przestaniesz go prowadzić, podporządkowywać się do przepisów i warunków drogowych, dojdzie do wypadku.
Oczywiście, że można puścić kierownicę i do wypadku nie dojdzie od razu. Ale czy ten okres “swobody” i płynąca z niego ekscytacja jest dowodem, że czynimy dobrze?
Jak mówię – jeśli te ostrzeżenia nie dotyczą Ciebie – wszystkiego dobrego!
Ale może dotyczyć będą kogoś innego, kto przeczyta ten komentarz.
Witam . W moim życiu jest dokładnie tak jak mówisz na filmiku , jestem świadomy tego że jestem uzależniony ale zupełnie sobie z tym nie radzę… chciałbym z tym skończyć ale to jest silniejsze ode mnie :( . Mam nadzieję że uda Ci się mi jakoś pomóc. Pozdrawiam
Witam .
Heja!
W moim życiu jest dokładnie tak jak mówisz na filmiku , jestem świadomy tego że jestem uzależniony ale zupełnie sobie z tym nie radzę…
Ok, jesteś świadomy, że masz problem z pornografią.
Ale właśnie dlatego sobie “z tym nie radzisz”, bo jeszcze nie rozumiesz co to jest uzależnienie.
Uzależnienie to niska jakość życia – być może nawet w większość obszarów to jakość życia nieintegralna, a więc wiodąca do destrukcji.
Jednak postrzegana w Twoich oczach jako dobra, może nawet niezbędna – bo coś widzisz jako jeszcze gorszego od porno.
To trochę jakbyś miał rozwaloną prawą pięść i żeby nie cierpieć z bólu, walił lewą pięścią w ścianę, by “zagłuszyć” ból prawej pięści.
Nie rozwiązuje to problemu, a dokłada kolejne.
Ale oczywiście na moment przestajesz czuć ból pierwotny.
A co jeśli uważasz do tego, że ten ból powodujesz sobie nie sam, tylko powoduje go ściana? I to jeszcze ściana zmusza Cię, byś w nią uderzał?
TO jest uzależnienie.
chciałbym z tym skończyć ale to jest silniejsze ode mnie :( .
Zauważ – chcesz skończyć z czymś, co w Twoich oczach wobec pewnych tematów i problemów w Twoim życiu jest np. jedyną możliwością ucieczki, zapomnienia, ulgi, etc.
Nie dziwne, że wydaje Ci się, że “to jest silniejsze od Ciebie”.
To nie jest silniejsze od Ciebie, bo to Twoje wybory.
Ty ich dokonujesz. I nie chcesz dokonać innych.
Żadna ilość zmagania nic tu nie da.
Są tu też oczywiście aspekty, z którymi żadna ilość siły nie poradzi. I te aspekty zawsze będą “silniejsze od Ciebie”.
A wiesz jakie to są aspekty? Ty sam.
Np. Twoje cechy, wady, słabości. To zawsze będzie silniejsze od Ciebie, bo to jest Twój dotychczasowy potencjał.
Można zrobić eksperyment i spróbować poradzić sobie siłą z jakąś swoją wadą. Niewielką. Zobaczysz jaką siła ma skuteczność.
Zobaczysz, że nawet niewielkie wady są silniejsze od Ciebie.
Po drugie – to silniejsze, bo uzależnienie to tak poważny problem.
A czego próbowałeś, by z tym skończyć?
Mam nadzieję że uda Ci się mi jakoś pomóc. Pozdrawiam
Moją pomocą jest prawda, prowadzenie w formie wiedzy, narzędzi i doświadczenia.
Ale nic nie mogę zrobić za Ciebie.
Nie mogę być szczerym za Ciebie, uczciwym za Ciebie, świadomym za Ciebie, integralnym za Ciebie.
Nie mogę dokonać za Ciebie nawet jednej decyzji, nie mogę przeżyć nawet jednej sekundy Twojego życia za Ciebie. Bo Ty je żyjesz.
Ty podejmujesz decyzje.
Nic nie mogę poddać za Ciebie, odpuścić, zrozumieć, pojąć. Nie mogę się za Ciebie rozwinąć. Nie mogę za Ciebie wyciągnąć wniosków.
Nic nie mogę przestać potępiać za Ciebie, nic nie mogę wybaczyć za Ciebie.
Nie mogę za Ciebie nie ulec pokusom, słabościom, negatywnościom.
Nie mogę nic za Ciebie przyznać, wyjąć na światło dzienne, by dostrzec tego esencję skrywaną za pozorami.
Nie mogę za Ciebie podjąć nawet jednego aktu odwagi.
Nie mogę za Ciebie przeżyć żalu.
Nie mogę za Ciebie dostrzec, że nie kontrolujesz swojego życia.
Nie mogę za Ciebie być świadomym tego jak rozumiesz etykietki, których używasz – jak np. uzależnienie.
Nie wiem czym wg Ciebie jest to “to”, z którym próbujesz skończyć ale sobie nie radzisz.
Dlatego raz jeszcze – uzależnienie to to jak żyjesz.
Z tym sobie nie radzisz – z tym jak żyjesz.
Ale jeszcze tego nie widzisz.
W WoP są wszystkie niezbędne informacje i narzędzia, by zacząć stawać się świadomym problemu i rozumieć co stanowi jego rozwiązanie.
Ale to nie wiedza go rozwiąże.
Zapraszam do WoP. Na pewno nie będę Cię przekonywał do tego, bo jednym z fundamentalnych kroków zdrowia jest podjęcie tej decyzji samodzielnie.
Dzięki Ci Piotrze za te cenne informacje.Czas już zmienić pewne nawyki.Pozdrawiam.
Hej Arkariuszu!
Dzięki za komentarz!
Mam kilka pytań:
– Dlaczego uznałeś, że teraz jest ten czas? Dlaczego wcześniej tego czasu nie było?
– Jakie nawyki chcesz zmienić? Oraz na jakie? Co to jest nawyk oraz jak się je zmienia?
Bo wielu zachłystuje się wręcz etykietkami – np. nawyku. I mówią np. “muszę odkryć nawyki”. Ale nawyk to nasze działania – coś, co wybieramy sami, bo przynajmniej w pewnych okolicznościach uznajemy to za dobry wybór. I to nie raz czy dwa. Ale nawet setki i tysiące razy w trakcie całego życia.
Właśnie dlatego pytam – czy to jest kwestia “czasu”, że przynajmniej w teorii podjąłeś decyzję o zmianie/zmianach? Czy raczej wydarzyło się coś innego? Np. konsekwencje zabolały i na podstawie bólu postanowiłeś działać? Ale jeśli ból jest jedyną podstawą tej “motywacji” – jedynym jej paliwem, to wiesz co się stanie, gdy ten ból minie – a minie? Cała ta motywacja wyparuje.
Co więcej – “wrócisz do” tych nawyków, bo je w jakichś okolicznościach uznawałeś masę razy za dobry, słuszny, a może nawet niezbędny wybór. Możliwe, że jedną z takich okoliczności jest rozczarowanie albo “poczucie beznadziei” czy utrata wiary/nadziei – co może nastąpić, gdy motywacja zniknie.
Z tego też powodu pytam o to co zamierzasz zrobić – jakie nawyki zmienić i na jakie – bo jeśli obierzesz kierunek niepoprawny lub niemożliwy do zrealizowania, no to miniesz się ze zdrowiem.
Jaka jest rola zmiany nawyków w zdrowieniu z uzależnienia?
Witam cię Piotrze ! :)
Świetny materiał i pomocny w uświadomieniu problemu dla uzależnionych osób od porno. Mam pytanie…
Czy wszystkie zmiany fizyczne w mózgu się odwrócą po zaprzestaniu pornografii ?
Witam cię Piotrze ! :)
Hej Damianie!
Przepraszam za późną odpowiedź!
Padł mi system (zaczęły pojawiać się bluescreeny) i sporo czasu ogarniałem, by uniknąć pełnego formatu dysku.
Niestety był niezbędny, przez co straciłem m.in. trochę napisanych komentarzy i innych wiadomości, wliczając odpowiedź na Twój komentarz.
Świetny materiał i pomocny w uświadomieniu problemu dla uzależnionych osób od porno.
A w jaki sposób pomógł Tobie i co sobie uświadomiłeś?
Mam pytanie…
Czy wszystkie zmiany fizyczne w mózgu się odwrócą po zaprzestaniu pornografii ?
Tak i nie.
Po pierwsze – regeneracja mózgu jest samoistna ale nie mając żadnej wiedzy o zmianach, które już nastąpiły oraz zniszczeniach i przez brak badań na ten temat, nie da się powiedzieć ile to zajmie.
Zaś najskuteczniej rozwój mózgu wspomaga robienie nowych rzeczy. Tylko całkowicie nowych – nie obejrzenie nowego filmu. Tylko np. rzeźbienie w drewnie jeśli nigdy tego nie robiłeś, jazda na łyżwach, etc.
A bardzo możliwe, że przyczyny, przez które tego nie robiłeś są jednocześnie przyczynami, przez które włączałeś pornografię.
Po drugie – zmiany w mózgu nie są żadnym ograniczeniem, ani powodem niczego, bo człowiek to nie jest mózg. Tym samym żadna ilość regeneracji mózgu nic Ci nie da, bo nie zmieni Ciebie. Ty nadal pozostaniesz tym samym człowiekiem żyjącym tak samo.
Zdrowienie to nie jest czekanie, aż zmieni się mózg po miesiącu czy kilku.
I po trzecie – jeśli nadal będziesz żył tak samo, mózg będzie to odzwierciedlał – np. w postaci ścieżek neuronalnych coraz chętniej wybieranych przez Ciebie w postaci nieuświadomionych dążeń – tzw. nawyków.
Więc sprawy kluczowe zmianie nie ulegną.
Zdrowienie wymaga rozwoju – i nie tego popularnego “rozwoju osobistego”, tylko ewolucji świadomości.
Osoba jest chora – nie masz jej rozwijać, bo rozwijać będziesz chorobę.
Tylko masz ewoluować w świadomości. Dzięki temu automatycznie Twoje wybory staną się zdrowe. Czyli nie będziesz kontynuował dążeń destruktywnych.
Kilka dni temu otrzymałem od pewnego mężczyzny wiadomość, której fragment to pytanie:
“Wiem już, że oglądanie pornografii zmienia mózgu, zdjęcia skanów mózgu osób oglądających porno, które prezentujesz w filmie są przerażające, ale szukam informacji czy da się te zmiany w mózgu wyleczyć, naprawić?”
Wiesz dlaczego nie ma o tym informacji?
Bo nie ma ani leku, ani metody, ani sposobu leczenia, by te zmiany nastąpiły.
Gdyż one następują samoistnie.
Gdy damy im szansę.
A jak im dać szansę? W pełni uczciwie patrzeć na swoje życie, swoje wybory, konsekwencje tych wyborów – to jaki JESTEŚ i jak żyjesz.
Wtedy będziesz w stanie w ogóle dostrzec dlaczego wybierasz pornografię – wobec czego uznajesz to za dobry wybór.
Jeśli tym problemem się nie zajmiesz, to zawsze będziesz ostatecznie decydował się na porno.
Lub próbował na siłę uciekać, unikać tego problemu.
A jeżeli jest on wewnętrzny jak emocje – np. wstyd i strach? Uciec się nie da. Nie tylko emocjonalność ujawniać się będzie samoistnie, różne sytuacje też będą przyciskać ale też emocje to konsekwencje percepcji.
Czyli – jeśli pewne problemy, tematy, okoliczności, etc. będziesz nadal wybierał, by widzieć tak samo – to emocji będzie przybywać. Więc i pretekst do oglądania porno będzie coraz silniejszy i częstszy.
Jeszcze jedno – niszczenie połączeń neuronalnych ogranicza siłę sygnałów dochodzących z ciała – czyli m.in. emocji.
Więc gdy mózg się zregeneruje, zaczniesz coraz bardziej odczuwać emocje. Jeśli je demonizujesz i stawiasz opór – no to skażesz się na poważne zmaganie i ból.
To jeden z kluczowych tematów – edukacja emocjonalna i dojrzałość emocjonalna. Czyli podstawowa wiedza o emocjach, rozpoczęcie uwalniania i więcej. Tego wszystkiego uczę w Programie WoP, do którego serdecznie zapraszam!
Mam nadzieję, że teraz widzisz, że zajmowanie się mózgiem nie ma sensu, bo nawet najlepsi lekarze i chirurdzy ledwo raczkują w tym temacie. Nie wspominając o minimalnej ilości badań na temat mózgu osób uzależnionych.
Nawet arcymistrz chirurgii nic by nie poradził, bo mózg to REPREZENTACJA, nie przyczyna.
Żaden chirurg nie zmieni nikomu nawet jednego nawyku.
Zapytaj sam siebie – radykalnie uczciwie – jakie są obszary Twojego życia, które zaniedbałeś, które są bolesne, których się boisz, wstydzisz, za które się obwiniasz, których unikasz.
I czy to mózg cokolwiek tu ogranicza/uniemożliwia? Czy Ty NIE CHCESZ np. odczuwać wstydu, winy, lęku, napięcia?
Powiedz – na co liczysz w związku z jego regeneracją?
Czy można prosić o link do artykułu naukowego, który odnosi się do porównań struktury mózgu osób uzależnionych od pornografii i heroiny?
Witaj Elizo!
Porównania dokonałem sam, by pokazać jak wielkim niebezpieczeństwem jest oglądanie pornografii.
Same badania dotyczące zmian w mózgu oglądających pornografię znajdziesz np. pod tymi linkami:
https://www.yourbrainonporn.com/pl/relevant-research-and-articles-about-the-studies/
https://www.yourbrainonporn.com/pl/relevant-research-and-articles-about-the-studies/brain-studies-on-porn-users-sex-addicts/#brain
https://www.yourbrainonporn.com/pl/miscellaneous-resources/start-here-evolution-has-not-prepared-your-brain-for-todays-porn/
Artykuły odnośnie niszczenia mózgu przez narkotyki można znaleźć bez problemu, bo temat ten jest dużo bardziej znany i zbadany, niż wpływ pornografii.
Dziękuję Ci za ten film, wykonałem ćwiczenie i czuję wyraźną ulgę. Wiele pracy jeszcze przede mną, kumulowałem te uczucia od tak dawna, że nie wiem czy znam coś poza nimi. Jednak ten film mnie zbudował, zresztą podobnie jak poprzednie. Ciągle co prawda nachodzą mnie złe myśli i chęć powrotu do por..no, wszak wpoiłem to swojemu mózgowi niemal od dziecka, jednak małymi krokami, codzienną pracą coraz lepiej się czuję. Wszystko w rękach Boga, on może wszystko, ja nic nie mogę sam zdziałać, przeto chcę być tylko jego narzędziem, tak bym nie ja walczył, ale On. Jeszcze raz dziękuję Piotrze!
Dziękuję Ci za ten film, wykonałem ćwiczenie i czuję wyraźną ulgę. Wiele pracy jeszcze przede mną, kumulowałem te uczucia od tak dawna, że nie wiem czy znam coś poza nimi.
Pamiętaj, że praca nad tym, co skumulowane to tylko jeden aspekt zdrowienia.
A nie rozwiązanie całego problemu.
Jak mówisz – sam je skumulowałeś. A w jaki sposób?
Bo na pewno nie w jeden.
Jakie uczucia, wobec jakich tematów, obszarów, osób, wydarzeń, okoliczności?
Jednak ten film mnie zbudował, zresztą podobnie jak poprzednie. Ciągle co prawda nachodzą mnie złe myśli i chęć powrotu do por..no,
Myśli nikogo nie nachodzą, ani ni są złe.
“Zło” ma tylko jedno poprawne określenie – nie stoi po stronie życia.
A w kontekście węższym – np. coś, co nie stoi po stronie sukcesu/celu – nie prowadzi do niego. Jest więc złe wobec tego. Ale nie złe w ogóle.
Chęć też nikogo nie nachodzi. Chęć to nasz wybór, nasza postawa wobec czegoś.
Dlatego mówiłem – potrzebna jest radykalna uczciwość, by rozpoznać wszystkie przyczyny, okoliczności i korzyści sięgania po porno.
Zapewne 99% ich jest nieuświadomionych.
Dlatego wydaje się nam, że myśli nas nachodzą czy chęć powrotu się pojawiła.
Bo nie ma mowy o powrocie, tylko o kontynuacji.
Mówisz “ciągle co prawda…” – oczywiście. I być może przez resztę życia tak właśnie będzie.
Nie ma magicznej granicy, ani magicznego zaklęcia, które jak przekroczymy/rzucimy, to się to zmieni.
Ale to my możemy się zmienić wobec tego.
wszak wpoiłem to swojemu mózgowi niemal od dziecka,
Mózgowi nic nie wpoiłeś.
Mózg to reprezentacja.
Jeśli przez 20 lat prawą ręką drapałeś ranę na lewej ręce, to niczego nie wpoiłeś ręce.
Problem leży w nieświadomości tego wyboru. Czyli problem jest na poziomie wyższym, niż fizyczny.
Ręka sama nic nie robi. Nie możesz przekonać ręki, by przestała to robić. Bo to nie ona robi. Przywiązanie jej sobie za plecami też nie jest rozwiązaniem.
Tak jak nie możesz przekonać wiertarki, by przestała wiercić dziury.
Mózg nie jest źródłem, ani autorem myśli. Tak jak radio nie jest źródłem muzyki. Radio odbiera fale radiowe.
Tak samo mózg – jest on dostrojony do pól informacyjnych, z których wynika treść myśli. Mózg to antena. Antenie nic nie można wpoić.
Innymi słowy – myśli nie są nasze, nie ma ich “w naszej głowie”, ani nie my je myślimy. Tym samym to wszystko, co praktycznie każdy próbuje robić z myślami (które sam jeszcze osądził i w które ciągle się wpatruje), nie przynosi nic dobrego.
jednak małymi krokami, codzienną pracą coraz lepiej się czuję. Wszystko w rękach Boga, on może wszystko, ja nic nie mogę sam zdziałać,
Możesz zdziałać bardzo dużo.
Każdy uzależniony jest bezsilny wobec żądzy ale nie jest bezradny.
Ale pamiętaj, że zdrowia nie determinuje to co czujemy.
Właśnie często postępy wynikają z tego, że nasze SAMO+POCZUCIE jest parszywe, a my przeżywamy je cierpliwie i spokojnie.
A to że jednego dnia mamy lepsze samo+poczucie, nie ma żadnego znaczenia. Bo na drugi dzień znowu będzie gorsze.
W Module 1 WoP przestrzegam, że 2 najczęstsze błędy, przez które ludzie przestają wykonywać niezbędną pracę, to gdy:
– Wydaje im się, że wszystko jest źle.
– Wydaje im się, że wszystko jest dobrze.
Czyli opierają to o SAMO+POCZUCIE, które jest tymczasowe – zmienne.
Negatywne przeminie i pozytywne też przeminie.
Ale człowiek to nie jest ani to, co czuje, ani nie jest też treścią myśli.
przeto chcę być tylko jego narzędziem, tak bym nie ja walczył, ale On. Jeszcze raz dziękuję Piotrze!
Nikt tu nie walczy, bo nie ma przeciwnika.
Tak się tylko wydaje.
Jeśli jest Ci zimno, to żadna ilość walki z zimnem nic nie da. Jeśli komuś jest zimno, to oczekiwania, że Bóg będzie walczył z zimnem za nas raczej dużo nie przyniosą, zgadza się?
Wszystko zależy co rozumiemy przez “walkę”. Walka ma tylko jedno dobre znaczenie – nie poddawanie się.
A pracę należy wykonać taką, jaką trzeba wykonać.
Jeśli jest Ci zimno, to możesz np. pocierać dłońmi o siebie. Ale czy to rozwiąże temat? Czy to jedyne co możemy zrobić? Być może będzie nam cieplej w dłonie ale co z resztą ciała?
I ile tak wytrzymamy? Czy musimy skazać się na wieczne pocieranie dłońmi, by zachować choć minimum wyższej temperatury w ciele?
A co jeśli spotkamy jakiegoś znajomego, który wyciągnie do nas dłoń, żeby się przywitać? Trzeba będzie przestać pocierać rączkami.
Mówisz, że wykonujesz ćwiczenia i poczułeś ulgę. A od czego poczułeś tę ulgę? Dlaczego potrzebujesz ćwiczeń, by doświadczać tego (bardziej) pozytywnego stanu?
Zauważmy…
Jest tylko jedna zmienna – poziom temperatury.
Nie ma osobnej zmiennej “zimna” i osobnego “ciepła”. Nie da się usunąć zimna, by stało się cieplej. Nie da się “zabić” zimna, nie da się wygrać nad zimnem.
Można tylko zwiększyć temperaturę. A w jaki sposób?
(można też brać zimne prysznice, wykonywać ćwiczenia oddechowe i wtedy w ogóle zimno przestaje być problemem, a może nawet bardzo pomóc)
Sposoby są znane i oparte są o rzeczywistość. Nie są urojone.
Ile w domu masz termometrów? Może dwa, z czego jeden pokazuje poziom zimna, a drugi poziom ciepła?
Masz dwa urządzenia – grzejniki i zimniki? ;)
Rozumiesz?
Podobnie – da się zabrać ciemność z ciemnego pokoju? Czy to rozświetli pokój? Czy walka z ciemnością przyniesie większą jasność?
Czy Bóg walczy z ciemnością, by było jaśniej?
Czy Bóg walczy z żądzą, byśmy jej nie doświadczali?
Jak to jest?
Czy w szkole uczeń musi walczyć z trójkami, by dostawać czwórki lub piątki?
Co musi zrobić, by przestać dostawać stopnie dostateczne i zacząć dostawać stopnie wyższe?
Musi prosić Boga o prostsze pytania na sprawdzianach? Bóg musi walczyć z Ministerstwem Edukacji?
Żądza to też jest pewna jakość. Wydaje się pozytywna wobec innych jakości, od których uciekamy w nieświadomość.
I nie mówię tylko o emocjach.
Bo czym innym jest czuć winę, zdawać sobie z niej sprawę, z błędu jaki popełniliśmy i spokojnie ten błąd skorygować, a nawet być wdzięcznym, że się zorientowaliśmy przy odczuwaniu winy.
A czym innym jest obwiniać siebie czy kogokolwiek innego i tyle.
A jeszcze czym innym jest potępiać siebie lub innych.
To też jest jedna zmienna. Nie różne. Nie można walczyć z potępianiem. Można je ew. tylko wypierać, udawać, “zamieść pod dywan”. Ale to nas nie zmieni. A tylko wprowadzi do życia wielkie zmaganie.
A potępiać i tak będziemy. Jeśli nawet wyparliśmy potępianie innych, to gdy pojawi się znowu ta pokusa, to potępimy siebie za to, że mieliśmy takie myśli o innych.
A jeśli my sami potępiliśmy żądzę i następnie próbujemy z nią walczyć lub oczekujemy, że Bóg będzie walczył – to czy oczekujemy od Boga czegoś, co może On zrealizować?
Jaki byłby tego sens? Gdyby Bóg miał walczyć z żądzą, to by znaczyło, że żądza jest silniejsza od Boga lub dorównuje Mu mocą. Oraz że jest czymś oddzielonym od Boga – takim osobnym złem, które napada ludzi.
A to już poważne zniekształcenie rzeczywistości.
Zauważ i to – czy wykonując ćwiczenia Bóg walczył z czymś obok Ciebie?
Jakie ćwiczenia wykonałeś? Na czym one polegały?
Co sam przestałeś czynić w trakcie ich wykonywania i z czym?
Mówisz o skumulowanych uczuciach. Mówisz “nie wiem czy znam coś poza nimi”. Właśnie.
A to masa tematów – nie tylko zmaganie z tymi uczuciami, nie tylko uciekanie w porno ale też opieranie o nie pewnie 99% percepcji, opieranie o nie swoich postaw, decyzji, celów, nadawanych wartości, znaczenia, sensu, budowanie o nie opinii, oczekiwań, nadziei, etc.
Zgadza się?
Więc o ile wobec żądzy jesteśmy bezsilni, to nie jesteśmy bezradni wobec tego jak żyjemy i jakim człowiekiem jesteśmy.
A jeśli jeszcze nie chcemy – co wtedy?
Teraz pytanie – gdy Ty przestajesz walczyć i powierzasz się Bogu, to czy Bóg “przejmuje pałeczkę” i walczy za Ciebie?
Tylko człowiek wmawia sobie, że walka jest dobrym wyborem i prowadzi do czegoś pozytywnego.
Wyobraź sobie magnes i pole elektromagnetyczne. I w tym polu różne metalowe przedmioty. Każdy jest bliżej lub dalej od samego magnesu.
Czy aby opiłek żelaza leżący daleko mógł się przybliżyć, to czy magnes musi zacząć walczyć? I czy ten opiłek leży daleko dlatego, bo magnes mu odmawia czegoś?
Nie.
Opiłek jest w takim miejscu w polu elektromagnetycznym jakie koresponduje z wewnętrznym ładunkiem tego opiłka.
O jego położeniu nie decyduje ani magnes, ani pole. Tylko on sam.
A co może opiłek? Zmagać się, opierać, potępiać siebie, nienawidzić miejsca, w którym się znalazł?
Wielu gra ofiarę i chcą od innych, by siebie zmienili, bo ciągle uważają, że to przez innych jesteśmy tu gdzie jesteśmy.
Ale czy to jest prawda?
A jeśli taki opiłek znajduje się w tym miejscu od 20-tu lat, to znaczy, że przyczyna tego leży w przeszłości – tych dwudziestu latach temu i w tym, co miało wtedy miejsce?
Z tym trzeba walczyć i to zmienić?
Czy abyś wykonał te ćwiczenia i doświadczył ulgi musiał się zmienić świat, inni ludzie, Bóg zadziałał?
Czy Ty? :)
Zrobiłeś to w przeszłości czy teraz?
A co z jakimś konkretnym tematem w Twoim życiu, wobec którego nie jesteś spokojny, chętny i zadowolony? Np. z tymi, wobec których czujesz te emocje, które tłumiłeś?
Co robisz wobec niego? Walczysz? W jaki sposób i jakie efekty to przynosi?
A co możesz zrobić?
Cześć.
Chętnie zakupiłbym ten kurs.
Ile on kosztuje?
Jest tylko 1 problem – nie chcę, żeby żona się o tym dowiedziała. Może nie jest ze mną tak źle, jak opisujesz w filmikach, ale faktycznie nie mogę zbyt długo wytrzymać bez pornosów w abstynencji. I zgadam się z Tobą – oglądając to gorzej się czuję. Może nie czuję sie jak gówno, ale faktycznie obniża się nastrój, jest gorszy sex oraz mam wrażenie, że jestem mniej męski (choc z tego co wiem raczej podobam się kobietom, choc nie zdradzam zony, ale pamietam ze jak bylem mlody raczej lubily mnie dziewczyny).
Mam juz 40 lat a siedze w tym od szkoly sredniej z rózna intensywnościa. Chciałbym z tym skonćzyć raz na zawsze.
Wracając jednak do tematu – jesli zapłace Ci przelewem to skuma sie zona, bo mamy wspolne konto.
Moze zaplaciłbym Ci przelewem pocztowym na konto gotówka, wtedy nie byłoby śladu.
Czy taka opcja wchodzi w grę?
Pozdrawiam.
Cześć.
Hej Łukaszu!
Dzięki za komentarz!
Chętnie zakupiłbym ten kurs.
Ile on kosztuje?
W 4-tym filmiku wyjaśniam i podaję. Są 2 możliwości:
– Praca solo.
– Współpraca ze mną.
Która opcja Cię interesuje?
Jest tylko 1 problem – nie chcę, żeby żona się o tym dowiedziała.
A dlaczego nie?
Z jakich powodów chcesz to ukrywać?
Nie musisz mi odpowiadać, tylko to ważne, byś zrozumiał – bo jeśli się tego wstydzisz, winisz, boisz, to są to jedne z powodów, przez które oglądasz.
Powinieneś być całkowicie spokojny i pogodzony ze swoimi wyborami. Wliczając to jakby się Twoja żona dowiedziała/domyśliła. Również powinieneś być całkowicie spokojny z tą ewentualnością.
Plus – gdyby się zapytała Ciebie w gniewie lub wielkim żalu dlaczego to przed nią ukrywałeś, dlaczego kłamałeś – jaka byłaby Twoja reakcja teraz? Spokój czy raczej nie?
Może nie jest ze mną tak źle, jak opisujesz w filmikach,
Pamiętaj – uzależnienie jest progresywne. Z każdym dniem jest coraz gorzej.
Oraz – uzależnienie to nie oglądanie porno czy picie wódki. Tylko to jak żyjemy. Oglądanie pornografii i picie alkoholu to tylko całkowicie bezowocne (dlatego powtarzane nawet tysiące razy) próby radzenia sobie z KONSEKWENCJAMI tego jak żyjemy.
A najczęściej nawet nie próby radzenia sobie tylko chęć, by “zapomnieć” o tych konsekwencjach, “przestać o nich myśleć”, “zapomnieć o problemach”, itd. Więc to nawet niechęć, by cokolwiek poprawić.
ale faktycznie nie mogę zbyt długo wytrzymać bez pornosów w abstynencji.
Same próby wytrzymywania to zupełnie niepoprawny kierunek.
Poprawnym jest dojrzewanie jako istota ludzka. Ewolucja.
Zaczyna się od uświadomienia sobie i powiedzenia prawdy, że masz problem – nie tylko z tym, że oglądasz porno ale też z tym jak żyjesz.
No bo skoro musisz wytrzymywać, oznacza, że z jakichś powodów CHCESZ obejrzeć porno, tylko się opierasz na siłę.
Próbujesz więc nie zrobić czegoś, czego wcale nie chcesz nie zrobić. Chcesz to zrobić, zgadza się? A to dlatego, bo w pewnych okolicznościach obejrzenie porno uznajesz za dobry, właściwy, a może nawet jedyny możliwy wybór.
Dopóki nie przyjrzyj się tym powodom oraz KORZYŚCIOM i się nimi nie zajmiesz, no to możesz się tylko skazać na zmaganie.
Dlatego pytam m.in., byś sobie uczciwie odpowiedział z jakich powodów nie chcesz, by dowiedziała się Twoja żona. Jeśli powody są negatywne, to i ten wybór będzie negatywny.
Choć oczywiście na początku zrozumiały. Ale powinien zostać skorygowany. Niekoniecznie sam wybór ale jego intencja.
Tak jak początkowo niechęć do samej pornografii może być poprawnym pretekstem, by zacząć nad sobą pracować – by w ogóle wybrać, aby pornografię przestać oglądać.
Jednak dość szybko okaże się, że ta motywacja jest niewystarczająca. To, co było pomocne na początku z czasem stanie się przeszkodą.
I zgadam się z Tobą – oglądając to gorzej się czuję.
Nie czujesz “się”. Nie można czuć siebie. Ew. możesz czuć pot ale to pot Twojego ciała, a nie Ciebie.
Czujesz emocje, nic więcej. A emocje to konsekwencje percepcji oraz już istniejące zaniedbania – mające zapewne dziesiątki lat.
Oglądasz porno m.in. po to, by przestać emocje czuć. Ale to nie następuje. Nie następuje żadna poprawa, nic pozytywnego. Nic na co miałeś nadzieję przez tyle lat.
I z oglądaniem związane są konsekwencje, które są nieuniknione. Można rzec – upadek coraz niżej.
A czujesz to samo co przed sesją z porno, co możliwe, że odczuwałeś już 20 lat temu. I nadal się z tym zmagasz.
Może nie czuję sie jak gówno, ale faktycznie obniża się nastrój,
Bo cały czas żyjesz tak, by nie być tego świadomym.
Poza tym “czuję ‘się’ jak gówno”. Wiesz co by musiało się stać, by to była prawda – byś był gównem? Musiałbyś dosłownie być gównem. Jesteś? Nie jesteś.
Co to oznacza? Że sam siebie osądzasz na podstawie tego co czujesz. I to co czujesz również osądzasz.
A to co czujesz to już konsekwencja osądów. Nie czyichś. Tylko Twoich. Twoich samego siebie.
“Mam gówniane samopoczucie (SAMO+UCZUCIE), to ja jestem gówniany”. Nie tak rozumowałeś od nastolatka lub nawet wcześniej?
To także element uzależnienia – te osądy, trzymanie się wstydu, winy, żalu, obwinianie siebie, potępianie i wiele więcej.
Dla większości ludzi to co czują to jedyny wyznacznik rzeczywistości. Jak czują nieprzyjemny wstyd, to od razu mówią “czuję się jak gówno”, co jest tożsame z “jestem gównem”.
I tak siebie widzą całe życie. Taki mają obraz siebie. I taki mieli przez dziesiątki lat.
A gdy włączą porno lub wypiją wódkę, nagle zupełnie odcinają się od tych stanów i doświadczają czegoś, czego nie mają na co dzień. OD TEGO, można rzec, że “jesteś uzależniony”.
Chcesz do tego stanu wracać. Tylko, że nie osiągasz go naturalnie; osiągasz go krótkotrwale, wielkim kosztem i z każdą sesją jest Ci go osiągnąć coraz trudniej.
jest gorszy sex oraz mam wrażenie, że jestem mniej męski
A czy to wrażenie to też nic innego, tylko coś, co czujesz?
Czy to co czujesz zmienia Ciebie?
Czy męskość jest jakimś skończonym surowcem? Może go ubywać i przybywać? Możesz go w ogóle nie mieć? Może Ci go ktoś dać, uzupełnić? Może go ktoś zabrać? Odmówić Ci?
Oczywiście, że nie.
Mówisz o uczuciach, mówisz o decyzjach podejmowanych na bazie uczuć, mówisz o nadawaniu sobie wartości i znaczenia na bazie uczuć. Prawda?
A co to ma wspólnego z Tobą? Tylko to, że fundamentem tego wszystkiego nie jest rozsądek, tylko emocje. Czyli solidna niedojrzałość. Bo emocjonalność nie jest konsekwencją dojrzałości.
Konsekwencją dojrzałości jest spokój i radość. A one nie zależą od niczego, mają źródło wewnętrzne. Tylko człowiek wybiera coś innego – np. emocjonowanie się – oraz opiera się spokojowi oraz radości, które też myli z uczuciami.
Wiele osób nazywa apatię spokojem. Albo brak uczuć. To nie jest spokój. Radość to też nie jest emocja, bo radość może trwać nieprzerwanie. A emocje trzeba non stop zasilać – oddawać im energię, co bardzo męczy. I staje się to oczywiste, gdy przyjrzymy się swojemu stanowi, gdy się emocjonujemy dłuższy czas. Początkowo np. gniew może się wydawać wzmocnieniem (bo faktycznie tym jest, jeśli przed pogniewaniem się byliśmy np. przestraszeni lub zawstydzaliśmy się). Ale z czasem dostrzeżemy, że energii nam nie przybywa, tylko zaczyna ubywać, ciało jest napięte, myśli są tylko negatywne, a my energii, którą dysponujemy nie używamy konstruktywnie, nie dokonujemy zmian w życiu. Tylko zazwyczaj się szamoczemu, a nawet wybieramy działania destruktywne.
I szybko okaże się, że przecież oglądasz porno właśnie wtedy, gdy np. “nie czuję się wystarczająco męski”. Tylko, że nie ma uczucia “męskości”, tak jak nie ma uczucia “jak gówno”.
To są osądy, ew. myśli. Nie uczucia.
Ty możesz metkować wstyd jako “jak gówno”. I dlatego się mu opierasz. A to czemu stawiasz opór – trwa i rośnie. M.in. z tego powodu oglądasz pornografię już od szkoły średniej. Czyli pół życia lub dłużej i przez całe życie dorosłe.
Żaden problem, który sądziłeś, że dzięki temu rozwiązujesz – nigdy go nie rozwiązałeś. A jest tylko gorzej.
Dlatego mówiłem – jeśli Twoją motywacją będzie np. lęk czy wstyd przed reakcją żony lub próby demonizowania pornografii, to to nic nie da – bo w okolicznościach odczuwania wstydu i racjonalizowania go sobie jako np. “nie jestem męski” I TAK ją obejrzysz.
Aż nie rozwiążesz tego konkretnego problemu. Czyli porządnie dojrzejesz w tym temacie. Bo przyznasz, że osądzanie siebie nie jest dojrzałe. No bo osądzasz się, emocjonujesz i co to daje? Czy pomaga Ci się zmienić na lepsze?
99,9% sytuacji, w których się osądzamy, tylko sobie folgujemy. Emocjonujemy się, dramatyzujemy i tyle. A zaniedbania w życiu tylko rosną, nic nie zmienia się na lepsze.
Ani wina, ani wstyd, ani żal, ani straszenie – nie są ani potrzebne, ani wymagane do zmiany na lepsze. A zazwyczaj są komponentami zmiany na gorsze.
(choc z tego co wiem raczej podobam się kobietom, choc nie zdradzam zony, ale pamietam ze jak bylem mlody raczej lubily mnie dziewczyny).
No tak ale raz jeszcze – Ty sam siebie osądzasz na bazie tego co czujesz. Bo emocje traktujesz jako siebie.
Mam juz 40 lat a siedze w tym od szkoly sredniej z rózna intensywnościa. Chciałbym z tym skonćzyć raz na zawsze.
Zastanów się z czym właściwie chcesz skończyć?
Bo jeżeli dostrzeżesz, że oglądasz porno zawsze, by “poczuć się bardziej męsko”, to jeśli “skończysz z tym”, to sam się skazujesz na wieczną “niemęskość”. Zgadza się?
Więc trzeba uczciwie przeanalizować czym jest problem tego, że nie widzisz siebie jako normalnego, zdrowego mężczyzny oraz w jakich okolicznościach i znaleźć do tego rozwiązanie.
Dzięki temu automatycznie zniknie potrzeba oglądania pornografii w tych okolicznościach.
TO jest ta praca nad sobą i ewolucja, o której mówiłem.
A może się okazać, że są sytuacje, w których uwielbiasz wmawiać sobie, że nie jesteś dostatecznie męski. Bo np. się czegoś boisz i dzięki temu osądowi masz doskonałe usprawiedliwienie, by tego unikać.
Np. nie popełnisz błędu, nie odczujesz winy, ani wstydu. Same plusy!
Takich KORZYŚCI może okazać się, że masz całkiem sporo. Co oznacza, że NIE CHCESZ, przynajmniej w tych sytuacjach, przestać oglądać pornografię.
Biorąc pod uwagę, że uzależnienie to to jak żyjemy, wliczając tylko nieefektywne próby “radzenia sobie” z konsekwencjami lub w ogóle niechęć do konsekwencji takiego życia, to odpowiedź na częste pytanie “dlaczego niektórzy mogą oglądać porno i czują się po tym nawet dobrze, a ja czuję jakby w ogóle nie było we mnie życia” staje się dość oczywista. Bo mówimy o tym jak żyjemy, wliczając przecież wszystkie przeszłe decyzje i ich konsekwencje.
Jeden ogląda porno ale nie osądza się bardzo, żyje relatywnie dużo lepiej od kogoś, kto np. potępia się, nienawidzi, skrycie trzyma setek uraz, żyje apatycznie, niechętnie wobec wszystkiego.
Zauważmy, że daleko nie każdy kto pije alkohol staje się alkoholikiem, zgadza się?
Nie mówię tego, by komukolwiek dać usprawiedliwienie do oglądania pornografii. Zresztą gdyby ktoś uznał, że znalazł sobie takie usprawiedliwienie – to znowu pokazuje, że uzależnienie to jakość życia, a nie samo oglądanie porno czy picie wódki.
Tym wszystkim co napisałem należy się zająć. I to wszystko jest w WoP i wiele, wiele więcej.
Bo – raz jeszcze – uzależnienie to nie jest oglądanie porno, tylko to to jak żyjemy.
Wracając jednak do tematu – jesli zapłace Ci przelewem to skuma sie zona, bo mamy wspolne konto.
Moze zaplaciłbym Ci przelewem pocztowym na konto gotówka, wtedy nie byłoby śladu.
Czy taka opcja wchodzi w grę?
Oczywiście!
Wybierz opcję, wyślij mi mailem potwierdzenie wykonania wpłaty i od razu gdy będę przy komputerze (Programu nie wysyła automat, tylko ja ręcznie), otrzymasz cały Program lub w przypadku współpracy – pierwszy Moduł.
Gdybyś miał jeszcze jakieś pytania – wal śmiało!
Ile kosztuje z Tobą konsultacja?Chcialbym żebyś mnie naprowadził i wspierał kiedy chce się poddać.Zmieniłem nawyki,robiłem wszystko żeby się czymś zająć i nie myśleć o tym i dalej nie wytrzymam dłużej niż dwa tygodnie.A porno oglądam od 9 lat. Oglądałem już najobrzydliwsze rzeczy jakie istnieją bo zwykle porno już mnie nie kręciło.Dopamina pewnie zniszczona porządnie.zero motywacji i radości z życia.Kiedy wiec wróci radość z życia jesli z tym skończę i ograniczę telefon i gry?to tez niszczy dopamine.Pozdrawiam
Ile kosztuje z Tobą konsultacja?Chcialbym żebyś mnie naprowadził i wspierał kiedy chce się poddać.
Krystianie, raz jeszcze – mówimy o tym jak żyjesz.
Ja Ci ani nie przeanalizuję tego, ani nie podam rozwiązań, ani nie będę w stanie wesprzeć przez konsultację.
Zmieniłem nawyki,
Jakie nawyki zmieniłeś?
Co to jest nawyk? Jakie znaczenie mają w zdrowieniu?
robiłem wszystko żeby się czymś zająć i nie myśleć o tym
Więc popełniasz podstawowy błąd.
To nic nie da.
Plus wyjaśniałem też, że nie myślisz. Porównałem to do wiania wiatru. Nie wiejesz wiatru.
A próba “nie myślenia” to jak próba “nie wiania wiatru”.
Nie możesz przestać robić czegoś, czego nie robisz i tak. Ty się tym “tylko” hipnotyzujesz.
Więc widzisz, że błędy są fundamentalne. Żadna konsultacja tego nie zmieni.
Tu jest potrzebne holistyczne, poważne podejście i zaangażowanie. Oraz decyzja, by zacząć realnie dojrzewać. Realnie i solidnie.
i dalej nie wytrzymam dłużej niż dwa tygodnie.
Kolejny fundamentalny błąd – próby wytrzymywania i liczenie, że jak wytrzymasz X czasu, to się nagle magicznie wszystko zmieni.
To nie ten kierunek.
A porno oglądam od 9 lat. Oglądałem już najobrzydliwsze rzeczy jakie istnieją bo zwykle porno już mnie nie kręciło.
Nigdy Cię nie kręciło porno.
Nie o to chodzi w uzależnieniu.
Dopamina pewnie zniszczona porządnie.
Dopamina nie jest zniszczona. Nie wiem co teraz chcesz przekazać.
Ale też dopamina to nie jest efekt dojrzałego życia.
Oraz cokolwiek z dopaminą to konsekwencja. Nie przyczyna czegokolwiek.
zero motywacji i radości z życia.
A przed tymi 9-cioma laty była radość i motywacja? Jeśli były, to dlaczego się uzależniłeś?
Pamiętaj, że nie ma radości “z” czegokolwiek. Radość to wybór, bo ma ona tylko jedno źródło – wewnętrzne.
A motywacja to to jak widzisz dany temat. Motyw to też wybór.
Twoje wybory od przynajmniej 9-ciu lat są negatywne – destruktywne, niesprzyjające życiu.
Kiedy wiec wróci radość z życia
Nigdy nie wróci, bo radość, to nie jest klucz gęsi odlatujących do ciepłych krajów.
Radość to wybór.
Jeśli go nie podejmiesz, to nigdy jej nie doświadczysz.
Pytanie więc dlaczego go nie podejmujesz?
jesli z tym skończę i ograniczę telefon i gry?to tez niszczy dopamine.
Nic nie niszczy żadnej dopaminy. Dopamina to hormon. Hormon nie podlega niszczeniu przez oglądanie porno czy granie.
Nie wiem skąd bierzesz te informacje ale to źródło karygodnie błędne.
Jak widzisz – błędów i niezrozumienia jest masa.
Ja Ci tego wszystkiego nie skoryguję w godzinkę konsultacji.
Próbujesz ograniczać, powstrzymywać się, robić coś, nawet próbujesz nie myśleć. To nie ten kierunek.
Nie mówisz nawet jakie nawyki zmieniłeś.
To wszystko nie jest drogą do zdrowia.
Bo np. droga do zdrowia to wybór radości TERAZ. A żeby ją wybrać, to trzeba zrezygnować z tego, co wybierasz zamiast niej – np. obwinianie się, użalanie, ubolewanie, etc. Oraz oczywiście niezbędne jest uwalnianie energii stłumionych emocji.
Oraz ważne, by przejść przez proces porządnego żalu – wszystko co “leży na sercu” musi wyjść, a Ty się tego puszczasz, poddajesz – przestajesz się tego trzymać oraz stawiać temu opór.
A nie masz próbować “nie myśleć”, czyli tak naprawdę próbować kontrolować samoistny proces mentalizacji, który i tak nie ma żadnego znaczenia.
Wybór radości i droga jaka do niego prowadzi jest jednym z elementów zdrowienia. A nie “najpierw rzucam porno, potem radość wróci”. Tak nie będzie.
Nie ma tu sekwencji.
Tak samo – radość nie wynika z hormonów. Ani hormony jej nie dają, ani nie są jej przyczyną.
Radość i np. produkcja serotoniny ma to samo źródło. Jedno nie jest przyczyną drugiego ale jedno towarzyszy drugiemu. Czekając z jednym na drugie będziesz stał w miejscu i nic nie osiągniesz.
Natomiast jest mój program – Wolność od Porno. W skrócie – WoP.
To jest specjalistyczne narzędzie do pomocy.
To Ci polecam z całego serca. Czy solo, czy we współpracy ze mną – to zależy jak poważny masz problem. Przy pierwszym filmie jaki otrzymałeś na maila przez newsletter był króciutki test – 4 pytania.
Jeśli na 1 odpowiedziałeś twierdząco, to możesz z WoP pracować solo (ale i tak dobrze, by rozważyć wspólnotę 12 kroków). Ale jeśli odpowiedzi “tak” jest na więcej pytań, to już naprawdę solidnie zalecam zastanowić się nad współpracą ze mną.
Do tego – jeśli “tak” odpowiedziałeś na 3 lub 4 pytania, to dodatkowo naprawdę polecam grupę 12 kroków.
Plus – wspieranie Cię kiedy chcesz się poddać to powinna być jedna z funkcji tzw. “sponsora” z grup 12 kroków. Osoba, z którą widzisz się na żywo, która już wyzdrowiała. Daje Ci do siebie nr telefonu, możesz zawsze zadzwonić – tzn. oczywiście tak jak się z takim człowiekiem dogadasz.
Ponadto – dlaczego miałbyś się “poddać”? Dlaczego miałbyś przestać żyć dobrze dla siebie?
Ludzie poddają się tylko, bo nie rozumieją uzależnienia, próbują jakichś powszechnie przyjętych sposobów, które oczywiście są zupełnie nieskuteczne, bo nie dotyczą uzależnienia, i zniechęceni brakiem efektów przestają.
Z jednej strony to dobrze. Ale z drugiej – dlaczego nie szukają dalej?
Dlaczego nie odrzucasz tego, co nie działa i nie szukasz tego co działa?
Sam fakt, że musisz się motywować do czegoś oznacza, że wcale nie chcesz tego robić. Inaczej robiłbyś to chętnie i nie potrzebował nikogo, by Cię jeszcze zachęcał.
Co jest solidnym sygnałem, że nie chcesz czegoś ważnego. Może nawet obecnie w ogóle przestać oglądać porno.
Co więcej – ja nie mogę Cię wspierać w tym, co nie jest drogą do faktycznego wyzdrowienia. Mogę Ci ją przedstawić, upewnić się, że na niej jesteś. Ale Cię nie mogę zmusić, byś nią szedł.
Jednym z krytycznych elementów zdrowia jest odpowiedzialna decyzja. Jeśli robisz coś tylko dlatego, bo Ci ktoś kazał, to bez sensu. Ok, początkowo każdy postęp jest istotny.
Nawet próby “rzucania” oglądania porno z nienawiści do pornografii. Im szybciej to skorygujesz na pozytywny, realnie pozytywny kierunek, tym lepiej. Ale jeśli tego nie uczynisz, to utkniesz.
Negatywne motywacje nie działają. To tylko kłoda rzucona sobie pod nogi nieco dalej.
Pamiętaj – jeśli źle zdefiniujesz problem jaki masz, to go nie rozwiążesz nigdy. Jeśli np. przecieka Ci kran w kuchni i wszędzie jest woda, to wytarcie wody to jedno. Ale dwa – naprawienie kranu. Jeśli natomiast będziesz sądził, że to sąsiad Cię zalewa i walczył z nim, to nie tylko nic to nie da ale jeszcze zniechęcisz do siebie sąsiada. Albo jeśli uznasz, że to spłuczka w toalecie, to możesz nawet zdemontować cały kibelek, a woda lać się będzie nadal.
Ba! Możesz jeszcze sobie wymyślić jakieś ezoteryczne “zalewanie” i z nim walczyć.
Dlatego podkreślę raz jeszcze, bo w ogóle się do tego nie odniosłeś – uzależnienie to to jak żyjesz, jakim człowiekiem jesteś. To życie negatywne, w destruktywnym spektrum. Picie, palenie czy oglądanie porno to “tylko” próby w ten czy inny sposób radzenia sobie z konsekwencjami takiego życia, a najczęściej to nawet nie próby radzenia sobie z konsekwencjami, tylko uciekanie od konsekwencji, próby zapominania o nich, itd.
Mówimy o ewolucji z jakości drapieżnych skierowanych przeciwko sobie, niedojrzałości, urojeń, braków, negatywnych dążeń – i to wszystko z uwzględnieniem natury bycia człowiekiem.
Bo łatwo zauważyć, że teoretycznie chcesz wyzdrowieć ale masa ludzi wcale nie chce przestać oglądać pornografii. Szukają tylko sposobu, by mniej cierpieć ale nadal to robić. W ogóle nie mówią, że chcą żyć lepiej – np. odważnie, kochająco, akceptująco.
A to jest droga do zdrowia – ewolucja.
Dziękuję za film . Świetna dawka wiedzy. Pozdrawiam
Hej Piotrze. Piszę do Ciebie bowiem trochę się pogubiłem w pewnej kwestii i chciałbym ją też omówić na przykładzie z mojego życia. Otóż bardzo często mam taką sytuację, iż mam najzwyklejszą ochotę danego dnia coś uczynić. Obejrzeć film, posłuchać muzyki czy podjąć jakieś nowe działanie. Tylko, iż ów dzień jest przykładowo trzynastym dniem miesiąca, a o filmie wiem już czasem wcześniej, iż będzie poruszał kwestie przerażającej mnie choroby. Ewentualnie wychodzi to na jaw podczas oglądania, wówczas przerywam jego projekcję. Zatem mam przekonanie, program, nastawienie, iż liczba uznawana z jakichś powodów za pechową w połączeniu z chorobą, która mnie przeraża spowoduje, że może się ona u mnie pojawić, lub u moich bliskich, jeśli przeprowadzę w tym akurat czasie zamierzoną czynność do końca. Zaczynam opierać się wykonaniu tego na co mam ochotę, zaczynam opierać się emocji strachu i przerażającym myślom jakie na jej bazie zaczynają się pojawiać. Czuję się winny za to, iż tak siebie ograniczam. Mam za to do siebie żal. Często pojawia się gniew, którego nie wykorzystuję by się z tego stanu wyrwać w pozytywny sposób. Zazwyczaj projektuję go na siebie lub na otoczenie. Jednak gdybym wykonał zamierzone działanie to także pojawiłby się strach przed domniemanymi konsekwencjami. Czułbym się winny za to, iż sprowadziłbym tym samym na siebie i bliskich jakieś zło. Miałbym za to żal do siebie. Odczuwałbym gniew na siebie i na fatum, które rzekomo nade mną czyha. Wiem, trąci to średniowieczem. Zastanawiam się nad tym co jest w takiej sytuacji czym. Dzięki medytacji poznałem bardziej to jak przejawia się praca mojego umysłu. To zazwyczaj totalny śmietnik. Pojedyncze słowa, obrazy statyczne i ruchome, dźwięki, odczucia, emocje. Czasem jest tak gęsto, iż mam wrażenie, że nic się w nim nie dzieje, jednak trwa w nim szum jakby płynęła rzeka bądź przepływał pod dużym napięciem prąd. Często w sposób nie do końca przeze mnie zauważany daję się porwać jakimś rozważaniom. Pojawiają się zdania. Monolog. Jakaś logika. Czy to ja? Czy to ego? Wiem kiedy mówię do siebie z powodu mojej własnej woli. Umiem ją poczuć. Często jednak pojawiają się monologi, których nie umiem tak do końca rozróżnić. Jestem świadomy, iż na tym poziomie ja sam jestem moim ego. Czuję jak układam powyższe zdania pisząc ten komentarz. Jednak nie wiem tak do końca co jest czym. Czy to piszę ja na bazie mojej świadomości i percepcji, czy też w jakiś niewidoczny sposób dyktuje mi to ego. Wiem, iż moje unikanie działań trzynastego jest nawykowe. Czynię to pomimo tego, iż logicznie podważam zasadność tego. Moją korzyścią jest brak poczucia tego czego nie chcę poczuć. To daje mi pozornie spokojne przespanie danego dnia i “pewność”, iż uniknę niechcianych konsekwencji, czyli choroby. Rozumiem dwie kwestie, które wyraźniej zauważam. Umysł pozostawiony samemu sobie doprawdy bełkocze i szumi. Gdy głos powstaje z powodu mojej woli to poruszam się dwojakimi ścieżkami. Z jednej strony brnę w to co już sobie ustaliłem i w co uwierzyłem. Z drugiej strony pojawia się krytyka tego i przytaczanie szerszego kontekstu, który kiedyś także posiadłem. Czy ta pierwsza strona to ja jako ego? Czy ono działa na takiej zasadzie, iż podszywam się pod nie rozważając jakąś kwestię? O intuicji nie będę wspominał bowiem nie wiem czy kiedykolwiek miałem okazję ją usłyszeć. Nie jestem w stanie sobie przypomnieć kiedy miałem spokojny i cichy umysł. Ciągle coś w nim niemal szumi. Piotrze, czy podany przeze mnie przykład wymaga ode mnie jakiegoś głębszego przepracowania, czy też jest to kwestia, która nadaje się jedynie do zignorowania. Także dlaczego dzieje się czasem tak, iż ta sama kwestie jakby zupełnie mnie nie wzrusza. Czasem potrafię uczynić dużo właśnie w tak “kontrowersyjnym” czasie. Wiem jedynie, iż czasem tego trzynastego czuję się zupełnie inaczej. Nie jestem aż tak spięty i nie miewam zbyt przykrych myśli. Ogólnie czuję się mocniejszy wobec dobrze znanego mi tematu. Zauważam, iż działanie bardzo mnie uwalnia. Niestety zawsze po jakimś czasie wszystko powraca do wcześniejszego układu.
Piszę do Ciebie bowiem trochę się pogubiłem w pewnej kwestii
Tak, bo próbujesz ją rozwiązać za pomocą komentarzy na Blogu. A ja pojęcia nie mam czy jesteś zdeterminowany, by ją rozwiązać.
Nie współpracujemy, a piszesz masę ogromnych komentarzy na Blogu.
To dla mnie nie jest poważne.
Otóż bardzo często mam taką sytuację, iż mam najzwyklejszą ochotę danego dnia coś uczynić.
Pytanie z czego wynika ta ochota – z pozytywnego, chętnego podejścia do świata, swojego życia, obowiązku?
Czy raczej jest sposobem na ucieczkę od czegoś innego?
Łatwo zaobserwować, że gdy chcemy uniknąć czegoś niekomfortowego lub coś, co postrzegamy jako trudne, nagle “magicznie” zaczyna się nam “chcieć” zrobić coś, czego zazwyczaj unikamy – np. posprzątać cały dom.
Więc nie ma żadnej “najzwyklejszej ochoty”. Ochota to nasza postawa względem czegoś. Nie masz jej skądś.
Obejrzeć film, posłuchać muzyki czy podjąć jakieś nowe działanie. Tylko, iż ów dzień jest przykładowo trzynastym dniem miesiąca, a o filmie wiem już czasem wcześniej, iż będzie poruszał kwestie przerażającej mnie choroby.
Nie ma “przerażającej” choroby, ani nic innego nie jest przerażające.
To projekcja podświadomego lęku – tłumaczysz w ten sposób sobie to, co jest nieuświadomione i w ten sposób nie musisz się z tym mierzyć, bo wierzysz, że źródło tego jest zewnętrzne, więc wystarczy tego unikać. Ale strach nie znika i coraz więcej nas “przeraża”. Nic nie jest przerażające, tylko Ty projektujesz na to tłumiony latami lęk.
Ewentualnie wychodzi to na jaw podczas oglądania, wówczas przerywam jego projekcję.
Widzisz więc, że unikasz tego, co uważasz za źródło lęku ale nie zajmujesz się samym lękiem. Dlatego nie znika, a zapewne rośnie.
Zatem mam przekonanie, program, nastawienie, iż liczba uznawana z jakichś powodów za pechową w połączeniu z chorobą, która mnie przeraża spowoduje,
Czyli masz już 2 projekcje lęku – na chorobę i 13-tkę. Jednocześnie pojęcia nie masz dlaczego jest uznawana za pechową. A jednak w to wierzysz.
Osoba grająca ofiarę losu szuka sobie takich wytłumaczeń. Ale kompletnie nie zajmuje się sobą – np. nie koryguje intencji, nie rozwija się, by naprawiać błędy, uczyć się na nich, itd.
I dlatego wmawia sobie, że np. 13 jest pechowa. Bo jak coś schrzani 13-tego, to może sobie powiedzieć, że to przez pech, a nie swoje działania.
Jednocześnie wierzysz, że choroba Cię przeraża, więc automatycznie sądzisz, że jeśli jest nawet minimalna szansa, że dzięki schowaniu głowy w piasek przy każdej 13-tce ochronisz się przed czymś przerażającym, to będziesz to robił.
że może się ona u mnie pojawić, lub u moich bliskich, jeśli przeprowadzę w tym akurat czasie zamierzoną czynność do końca.
No to wierzysz w bajeczki. Średniowieczne zabobony.
Powiedz mi – jakim cudem zrobienie czegoś o godzinie 13 miałoby wywołać u Twoich bliskich choroby?
Nie żyjemy w komiksie.
Niemniej widzimy Twoje oczarowanie myśleniem – zgadzasz się z każdą myślą powstałą na bazie emocji. Nawet w myśli rodem z “Harry-ego Pottera”.
Ale nie przejmuj się – ponad 80% ludzkości tak samo jest przywiązana do myślenia i się nim hipnotyzuje.
Zaczynam opierać się wykonaniu tego na co mam ochotę, zaczynam opierać się emocji strachu i przerażającym myślom jakie na jej bazie zaczynają się pojawiać.
Tak postępowałeś zapewne przez całe swoje życie.
Tylko pewnie dopiero po raz pierwszy to obserwujesz i w ogóle nazywasz. Co jeszcze nie oznacza, że w ogóle podjąłeś decyzję, by przestać się tym kierować.
Ponadto problemem nie jest to, że się myślom opierasz ale też im wierzysz i podejmujesz na ich bazie decyzje.
Czuję się winny za to, iż tak siebie ograniczam.
I jeszcze się winisz. To nadal negatywny kierunek. Bo błędów nie poprawiasz, a dodajesz nowe.
Mam za to do siebie żal.
I jeszcze się żalisz. To nadal negatywny kierunek. Bo błędów nie poprawiasz, a dodajesz nowe.
Często pojawia się gniew, którego nie wykorzystuję by się z tego stanu wyrwać w pozytywny sposób.
Bo tak żyłeś. Cały czas negatywnie. Brak jakichkolwiek zmian na lepsze.
Tylko sobie non stop dowalałeś.
A dlaczego nie wykorzystujesz energii gniewu? No bo wierzysz, że jak ją wykorzystasz to to spowoduje chorobę u Twoich bliskich.
Zazwyczaj projektuję go na siebie lub na otoczenie.
Tak jak lęk na choroby i 13-tkę.
Jednak gdybym wykonał zamierzone działanie to także pojawiłby się strach przed domniemanymi konsekwencjami.
Ale najpierw świat musiałby być jak z jakiegoś filmu fantasy.
Czułbym się winny za to, iż sprowadziłbym tym samym na siebie i bliskich jakieś zło.
Mam nadzieję, że rozumiesz chociaż na poziomie logicznym, że to co mówisz to fantazje i postrzegasz siebie jak jakiegoś czarnoksiężnika z książki dla dzieci?
Miałbym za to żal do siebie.
No tak, tylko najpierw musiałbyś mieć moc, by sprowadzać zło na kogokolwiek…
A nie żyjemy w takiej rzeczywistości.
Jedyne zło jakie możesz na kogoś sprowadzić w tym kontekście, to np. pogniewać się, że próbuje Cię namówić na spacer 13-go dnia miesiąca. Albo odmówić spaceru wielokrotnie, co zacznie osłabiać relację.
Odczuwałbym gniew na siebie i na fatum, które rzekomo nade mną czyha.
Nic na Ciebie nie czyha. To wszystko stłumiony lęk, któremu się opierasz i który przez to nie znika.
A umysł wymyśla nawet największe absurdy, by go wytłumaczyć. Zaś Ty się tym hipnotyzujesz przez całe życie.
Wiem, trąci to średniowieczem.
Czyli wiesz na poziomie logicznym ale nadal w to wierzysz.
Nie ma znaczenia, że to “wiesz”. Bo dla Ciebie nadal większy sens ma tłumaczenie sobie lęku i unikanie zarówno go jak i unikanie tego, co uznałeś za jego źródło.
Zastanawiam się nad tym co jest w takiej sytuacji czym.
Emocje, myśli, wiara.
Nic więcej.
Ale widzimy, że masz problemy, by w ogóle odróżnić myśli od całej reszty.
A na razie żyjesz tak jakby myśli to była rzeczywistość. Nie tylko myśli związane ze strachem ale też z poczuciem winy.
Dzięki medytacji poznałem bardziej to jak przejawia się praca mojego umysłu. To zazwyczaj totalny śmietnik.
Zgadza się. Tak jak w przypadku praktycznie każdego człowieka.
Ale to Ty nadajesz tym śmieciom sens i znaczenie. Ty w to wierzysz.
Jednak nadal tylko to wiesz. Jeszcze nie zacząłeś tego ignorować, ani kontemplować rzeczywistości.
Pojedyncze słowa, obrazy statyczne i ruchome, dźwięki, odczucia, emocje. Czasem jest tak gęsto, iż mam wrażenie, że nic się w nim nie dzieje, jednak trwa w nim szum jakby płynęła rzeka bądź przepływał pod dużym napięciem prąd.
Myślenie odbywa się cały czas.
Tylko Ty nie zawsze się na nim koncentrujesz.
Zazwyczaj wpatrujesz się w to jak zahipnotyzowany jako sposób na ucieczkę od np. niekomfortowych uczuć lub jakichś obowiązków.
Jak mówisz – masz chęć coś zrobić AAAAAAAALEEEE NAAAAGLE pojawia się myśl, że przecież zaraz będzie godzina 13 i już lepiej tego nie robić, bo sprowadzisz na siebie lub kogoś innego pech…
Często w sposób nie do końca przeze mnie zauważany daję się porwać jakimś rozważaniom. Pojawiają się zdania. Monolog. Jakaś logika. Czy to ja? Czy to ego?
Ani Ty, ani ego tak jak je rozumiesz.
Ego to poziom rozwoju człowieka. Dość spory przekrój, do którego wlicza się bezosobowy, ciągły i nieskończony proces myślenia.
Myślenie myśli się samo.
Ty się tylko z nim identyfikujesz, wpatrujesz jak niewolnik. I to jest ego – to, że się hipnotyzujesz tym myśleniem, nadajesz mu sens, wierzysz w nie i podejmujesz na jego bazie decyzje.
Wiem kiedy mówię do siebie z powodu mojej własnej woli. Umiem ją poczuć. Często jednak pojawiają się monologi, których nie umiem tak do końca rozróżnić.
I co z tego, że się pojawiają?
Po raz n-ty – myślenie to proces bezosobowy, ciągły i nieskończony.
Problem polega na tym, że Ty się z nim identyfikujesz i wpatrujesz tak często jak to możliwe.
A że jest to coś, co się nigdy nie skończy, no to stawiasz się w sytuacji, że zawsze będziesz miał odnośnie tego pytania, wątpliwości, itd.
I to też może być kolejna strategia, by unikać tego, co w świecie uznałeś za przerażające, by chronić się przed tym.
Jestem świadomy, iż na tym poziomie ja sam jestem moim ego.
“Ja sam jestem swoim ego” to sprzeczność.
Nie możesz być tym, co masz, co jesteś w stanie zaobserwować.
Czuję jak układam powyższe zdania pisząc ten komentarz. Jednak nie wiem tak do końca co jest czym.
Zastanów się czy to nie jest kolejnym sposobem, by od czegoś uciekać – czyli tworzysz sobie problem “nie wiem tak do końca co jest czym” i liczysz na jakąś odpowiedź, zrozumienie, które przyjść nie może. Bo nie to jest problemem.
Twoim fundamentalnym problemem teraz jest wiara w każdej urojenie zbudowane na bazie lęku. Wszystkie pozostałe rozważania na ten moment nie mają znaczenia.
Czy to piszę ja na bazie mojej świadomości i percepcji, czy też w jakiś niewidoczny sposób dyktuje mi to ego.
Nie ma “tego ego”. Jesteś tylko Ty i to co uważasz za ważne w danej sytuacji.
I to właśnie Twój poziom – na poziomie logicznym wiesz, że wierzysz w średniowieczne bajania, a jednak uznajesz je za prawdę lub “tak na wszelki wypadek” opierasz o nie swoje decyzje.
Wiem, iż moje unikanie działań trzynastego jest nawykowe.
A cóż to znaczy “jest nawykowe”? Co wiesz o nawykach?
Czynię to pomimo tego, iż logicznie podważam zasadność tego. Moją korzyścią jest brak poczucia tego czego nie chcę poczuć.
Czyli czego?
To daje mi pozornie spokojne przespanie danego dnia i „pewność”, iż uniknę niechcianych konsekwencji, czyli choroby.
No widzisz – czyli dla Ciebie liczy się “przespanie dnia” i “pewność”, że uniknąłeś czegoś strasznego.
A więc dostrzegasz sen czy może raczej koszmar jakie sobie tworzysz, w jaki wierzysz i następnie podporządkowujesz względem tego swoje decyzje w realnym życiu.
To bajeczka budowana na bajeczce. Najpierw wierzysz, że istnieje pech, że bierze się z 13-tki pod różnymi postaciami i że unikanie tego jednocześnie pozwala Ci uniknąć np. “przerażającej” choroby.
Bo nie tylko wierzysz, że choroba bierze się skądś ale jeszcze że sam ją możesz sprowadzić na kogoś lub na siebie.
Co więcej – uważasz, że unikając działania w tym czasie chronisz nie tylko siebie ale nawet swoich bliskich! Co oczywiście w Twoich oczach jest bardzo ważne.
I gdyby się okazało, że jednak masz tę ezoteryczną moc sprawiania innym chorób, to nigdy byś sobie tego nie wybaczył.
To wszystko zbudowane jest na podświadomym lęku i widzisz, że każda taka myśl dla Ciebie ma duży sens, bo wg Ciebie chroni Cię.
To pokazuje jakim błędem jest słuchanie się myśli powstałych na bazie emocji. Bo mogą wydawać się sensowne tylko, gdy uwierzymy w urojenia.
To też niczym nie różni się od tego, gdy facet boi się podejść do kobiety, bo go może wyśmiać, odrzucić, etc.
To też nadawanie mocy światu, że może nas zranić, a my jesteśmy tylko bezsilną ofiarą.
Ilość urojeń bardzo chętnie utrzymywanych przez ludzi jest ogromna.
Rozumiem dwie kwestie, które wyraźniej zauważam. Umysł pozostawiony samemu sobie doprawdy bełkocze i szumi. Gdy głos powstaje z powodu mojej woli to poruszam się dwojakimi ścieżkami. Z jednej strony brnę w to co już sobie ustaliłem i w co uwierzyłem. Z drugiej strony pojawia się krytyka tego i przytaczanie szerszego kontekstu, który kiedyś także posiadłem. Czy ta pierwsza strona to ja jako ego?
Nie ma “ja jako ego”. Ego to Ty. Zawsze jest, było i będzie.
Po raz kolejny – myślenie myśli się samo.
Tak jak wiatr wieje się sam.
Dlatego rozważania, że jesteś jakiś i wiatr jest błędem. Bo to całkowicie niepotrzebne.
Umysł bełkocze również wtedy, gdy się w niego wpatrujesz i sądzisz, że to logiczne, rozsądne rozważania.
Ale nawet to wszystko co teraz napisałeś pomimo, że jest logiczne i składne, tak naprawdę stanowi tylko strategię dalszego unikania lęku i tego, co uznałeś za jego źródło.
Czy ono działa na takiej zasadzie, iż podszywam się pod nie rozważając jakąś kwestię?
Nie ma żadnej zasady.
I nie ma żadnego “ono”, które działa.
Jesteś Ty i Twoje decyzje.
O intuicji nie będę wspominał bowiem nie wiem czy kiedykolwiek miałem okazję ją usłyszeć.
Intuicji się nie słyszy.
Tzw. “intuicja” to decyzja dokonana w stanie spokoju. I to zawsze prowadzi nas w dobre lub kolosalnie lepsze miejsce, niż decyzje podjęte w stanie emocji.
Nie jestem w stanie sobie przypomnieć kiedy miałem spokojny i cichy umysł.
Nigdy nie miałeś, bo to niemożliwe.
Myślenie to proces ciągły i nieskończony.
To co jest istotne to rozwój świadomości, w tym m.in. ignorowanie myśli i świadome życie.
Czyli nie zwracanie uwagi na myśli.
Tak jak nie zwracasz uwagi na każdy samochód, który przejeżdża ulicą, gdy idziesz chodnikiem.
A jednak do myśli się kleisz.
Ty dopiero pierwszy raz w życiu w ogóle zaobserwowałeś myśli i zauważyłeś, że to myśli. Czyli zyskałeś troszkę dystansu chociaż raz.
Ciągle coś w nim niemal szumi.
I tak będzie do końca życia.
Problemu nie stanowi to, tylko fakt, że się w to cały czas wpatrujesz, koncentrujesz na tym. Szczególnie na myślach generowanych na bazie strachu.
Piotrze, czy podany przeze mnie przykład wymaga ode mnie jakiegoś głębszego przepracowania, czy też jest to kwestia, która nadaje się jedynie do zignorowania.
Problemem jest Twoja wiara, że strach chroni i że odczuwanie lęku odnosi się do rzeczywistości, w której czyha zagrożenie.
To zapewne fundament całego Twojego życia, całej percepcji, większości decyzji.
Czy od dzisiaj jesteś gotów ignorować wszystkie myśli zbudowane na bazie lęku? Jeśli nie – dlaczego?
Także dlaczego dzieje się czasem tak, iż ta sama kwestie jakby zupełnie mnie nie wzrusza. Czasem potrafię uczynić dużo właśnie w tak „kontrowersyjnym” czasie.
Bo to Ty nadajesz temu sens i znaczenie.
Robisz to, by uniknąć lęku, by go na coś zwalić.
A jak strachu nie czujesz, to nie projektujesz go na 13-tkę, więc nie widzisz też potrzeby jej unikania.
I pomimo, że widzisz, że w tym “kontrowersyjnym czasie” możesz zrobić dużo i totalnie nic złego się nie dzieje, wkrótce znowu do tego wracasz.
Więc ignorujesz fakty, że to co się dzieje nie ma nic wspólnego z żadną 13-tką.
Ale oczywiście jest prawdopodobieństwo, że kiedyś coś się stanie akurat o 13:13, gdy np. prasowałeś sobie koszulę.
I co wtedy?
Wiem jedynie, iż czasem tego trzynastego czuję się zupełnie inaczej. Nie jestem aż tak spięty i nie miewam zbyt przykrych myśli.
No bo nie zawsze ujawnia się podświadomy lęk, więc nie stawiasz mu oporu, umysł go nie projektuje i już.
Jednak to co się nie zmienia, to Twoja nieświadomość, Twoje ciągłe wpatrywanie się w umysł, Twoje nieuświadomione opieranie się emocjom i ich chętna projekcja na świat.
To że się czujesz inaczej nie ma żadnego znaczenia. Całe znaczenie nadajesz temu Ty.
Ogólnie czuję się mocniejszy wobec dobrze znanego mi tematu. Zauważam, iż działanie bardzo mnie uwalnia. Niestety zawsze po jakimś czasie wszystko powraca do wcześniejszego układu.
No bo to jest Twój poziom świadomości – generalnie oparty o lęk.
A że stłumionego lęku nigdy nie uwolniłeś, nie wybrałeś intencji, by rozpuścić iluzje, zaprzestać projekcje, iść w stronę prawdy, no to przy ujawnieniu lęku lub nawet perspektywnie jego ujawnienia, “wszystko powraca”, a raczej Ty znowu wybierasz to samo.
W WoP uczę, by mentalny bełkot ignorować, bo jest nieskończony.
I wpatrywanie się w niego czy zajmowanie, kombinowanie, pytanie po co, dlaczego, itd. to zawsze sposób na ucieczkę od czegoś.
Dlatego kolejnym krokiem jest uświadomienie sobie intencji tego co robisz i czego nie robisz.
Bo wszystkie swoje działania dostosowujesz do intencji czy tego chcesz, czy nie.
Jeśli intencją jest unikanie strasznej choroby, bo wierzysz, że ona się nagle pojawi, bo umyłeś patelnię o godzinie 13:13, to wszystkie swoje działania dostosujesz do tego – w tym nic nie zrobisz o 13:13, ani pewnie przez cały ten czas aż nie zniknie lęk. A potem umysł podpowie “W sumie to 13:26 to też 13, bo przecież 26 to wielokrotność 13! Lepiej wtedy też nic nie robić!”
Jeśli zależy Ci na zdrowiu, to nie masz unikać życia w oparciu o lęk, tylko żyć świadomie, uczciwie, rozsądnie, odpowiedzialnie. Czyli niezależnie od lęku i myśli.
Przede wszystkim masz być radykalnie szczery względem intencji, bo WSZYSTKO się o nie opiera.
Jak Twoją intencją jest np. unikanie dyskomfortu, to nie ma opcji, byś zrobił cokolwiek nowego lub inaczej, bo nie robisz tego przez jakieś nieuświadomione emocje czy opór – chcesz ich uniknąć. I gdyby nic nie stało na przeszkodzie, to już byś to robił. A jeśli powiesz sobie, że lepiej nie, bo może się przytrafić pech, no to peszek, bo jedyny pech jaki Ci się przytrafił to bardzo nierozsądna decyzja, którą właśnie sam podjąłeś.
Nie ma na tej planecie nic, co kułoby Twój los za Ciebie.
Nie ma żadnego pechu, szczęścia, ani nieszczęścia. Myśli również nic nie tworzą. To Ty tworzysz w oparciu o myśli – coś lub braki.
W oparciu o lęk tworzymy tylko braki. I sami wierzymy w bzdury, że sobie np. stworzyliśmy bezpieczeństwo. Choć w rzeczywistości nie kiwnęliśmy palcem. Więc jak mogliśmy stworzyć cokolwiek?
W tym momencie mogłoby do mnie pisać 100 osób i każda projektowała by swój stłumiony lęk na coś innego – jedna na zarazki, inna na bandytów, jeszcze inna na UFO, inna na działania rządu, itd.
I każda mogłaby pisać ogromne wiadomości, przedstawiać dowody uzasadniające lęk. Nawet doszukać się, że lękiem faktycznie można np. sprowadzić na siebie pecha.
Nie ma innej możliwości, niż rozwinąć się przez zmierzenie z lękiem i sytuacją, na którą go projektujesz. Z intencją poznania prawdy, rzeczywistości.
Gdy człowiek sądzi, że czekają go katusze, gdy np. doświadczy wstydu czy winy, to wymyśli największy absurd, by tego uniknąć. A nawet dosłownie zaprze się rękami i nogami i nie da się ruszyć z pokoju.
Z lękiem jest dokładnie tak samo.
Ja sam pamiętam ze swojego życia, gdy dzwonili do mnie znajomi ze studiów, że jest impreza, fajne, młode dziewczyny, to gdy czułem strach i wstyd, wymyślałem no tyle głupot, że głowa mała – a że się uczę, a że się muszę wyspać, a już późno, a że coś mi się stało, a że spotkałem się już z kimś innym chociaż siedziałem na łóżku.
I gdy rozmowę skończyliśmy, odczuwałem ulgę, że uniknąłem dyskomfortu, choć popełniłem największy możliwy w tej sytuacji błąd, którego nawet nie byłem świadomy. Bo całą sytuację interpretowałem tak, że się przed czymś zabezpieczyłem, że uniknąłem czegoś złego. A potem ten sam dyskomfort odczuwałem w zupełnie innej sytuacji nie zdając sobie sprawy, że to dokładnie to samo. I zaniedbywałem przez to kolejny obszar czy aspekt mojego życia. I kolejny. I kolejny.
Później taka osoba sobie mówi, że nic nie ma sensu, życie jest straszne, nic ją już nie cieszy, wszystko straciło w jej oczach sens i wartość i jedynym rozwiązaniem jest samobójstwo.
Co jest dokładnie tym samym kierunkiem – dalszym nieświadomym życiem i projekcją wewnętrznych zaniedbań.
Więc zapewne problemem chciałeś się zająć nie z tej strony, która umożliwiałaby jakąkolwiek poprawę lub cały problem interpretujesz niewłaściwie.
Co jest czym?
Jest mężczyzna, który za nic na świecie nie chce przestać się bać i klei się do każdej myśli opartej o lęk. Mężczyzna, który jest gotów uwierzyć (i wierzy), że może na bliskich sprowadzić chorobę, gdy o godzinie 13:00 wyprasuje sobie koszulę.
Trochę mi to przypomina przypowieść o kurach, które znalazły jajko orła i wychowały orła jak kurę. Przestrzegając go przy tym, by uważał na “panów przestworzy” – orły, które mogą kury upolować, a kury wobec nich są bezsilne. Oczywiście kury źle nie chciały, wręcz przeciwnie. Ale wszystko co mówiły małemu orzełkowi, oparły o nieprawdę – że orzełek to też kura.
A w Twoim przypadku to nie tylko lęk ale jeszcze obwinianie się, żal do siebie, zapewne też gniew, etc.
Żeby uniknąć wstydu i winy wierzysz nawet w absurdy, że 13-tka jest nieszczęśliwa i możesz na bliskich sprowadzić nieszczęścia. Bo gdyby okazało się to prawdą, to byś się obwiniał do końca życia.
Więc i tu jest kolejny problem – niechęć do wybaczenia, wyciągania wniosków, wzrostu, nauki (co widać na przykładzie przekonań budowanych na bazie lęku) i gotowość do obwiniania się nawet przez całe życie.
Dziękuję Piotrze za odpowiedź i cierpliwość. Jestem Ci także wdzięczny za to, iż nie starasz się mnie poklepywać po plecach, wmawiając iż jest dobrze, podczas gdy nie jest. Jest we mnie coraz większa determinacja ku zmianie na lepsze. Nie mam intencji by zabierać Ci czas i “spamować”. Moje obszerne komentarze wynikają właśnie z tego, iż uważam niemal każdą myśl za istotną. Jednak tak jak Ty zauważam po czasie, iż mało jest w moich wpisach konkretów, a za dużo ogólników, które niewiele mówią. Jest w tym także strategia by uciec od dyskomfortu i zyskać lepsze samopoczucie coś z siebie wyrzucając. Nawyk rozumiem w skrócie jako podświadomą i najprostszą drogę ku upragnionej nagrodzie. Często widzę jak bezwiednie i automatycznie reaguję w sytuacjach wzbudzających lęk. Nie odczuwam wysiłku w projekcji lęku na coraz to nowe aspekty świata. To dzieje się jakby samo. Dlatego też podejrzewam, iż istnieje już u mnie mechanizm nawykowy w tej kwestii. W sposób najbardziej nasilony uciekam od najniższych z emocji. Czyli od wstydu, poczucia winy i żalu. “Ratuję” się tutaj głównie strachem, także pożądaniem gdy uciekam w pornografię. Gdy podejmuję decyzję by wręcz sparaliżować swoje działania, często pojawia się gniew, i niestety wybieram agresję, nienawiść, chęć zemsty. Wiele rozumiem na poziomie logicznym, teraz też rozumiem dlaczego to się nie przekłada na moje działanie. Nie podejmuję decyzji by to zrozumienie zastosować, by “zaryzykować”. Choć gdy nie ujawnia się we mnie lęk to “ryzykować” potrafię jak mało kto. Słyszałem już o sobie kilka razy, iż odgrywam jakiegoś maga czy czarnoksiężnika. Ten dystans zyskałem dzięki regularnej medytacji, którą staram się wprowadzać także do mojej codzienności, poza stacjonarnym treningiem. Często jednak bezwiednie uciekam w umysł i jego treść. Wpatruję się w fantastyczne racjonalizacje i z automatu im wierzę. Skupiam się na tym tak bardzo, iż często odczuwam bóle głowy. Od lat mam symboliczne dolegliwości jak zapchane zatoki, pisk w uszach, nieco pogorszony wzrok czy bóle i uczucie ciężkości. Wszystko w obrębie głowy. Czasem mam wrażenie jakbym chciał się cały w niej zmieścić. Tak mocno skupiam się na tym co się dzieje w umyśle, iż nie chcę słyszeć, widzieć, nawet czuć. Także mówić. Pamiętam co pisałeś mi o chłopaku, który był tak bardzo zapatrzony w swój umysł, iż prawie wpadł pod ciężarówkę. Na dodatek nie miał pojęcia skąd ona się tam wzięła. Mam podobny problem. Zabieram się za ignorowanie produktów mojego umysłu i kończę raport do drugiego modułu.
Jestem Ci także wdzięczny za to, iż nie starasz się mnie poklepywać po plecach, wmawiając iż jest dobrze, podczas gdy nie jest. Jest we mnie coraz większa determinacja ku zmianie na lepsze.
Ważne są fakty. Nie jest ani dobrze, ani źle. Za to jeśli spokojnie spojrzysz na fakty bez ich osądu, możesz spokojnie dokonać zmian.
Ale dokonać, a nie motywować się bez końca.
Decyzja zajmuje sekundę. Nie wiem po co Ci determinacja? Zmianie na lepsze nie powinny towarzyszyć przeszkody.
A jednak są. Nie dokonujesz zmian na lepsze.
Oznacza to, że albo opierasz się zmianie, albo trzymasz czegoś, co już jest i czego nie chcesz się puścić.
Determinacja tu nic nie zmieni. Tylko świadomość i decyzja tego, dlaczego nie dążysz ku poprawie..
Nie mam intencji by zabierać Ci czas i „spamować”.
Wierzę Ci.
Ale równie dobrze to samo możesz nazwać w inny sposób – np. “dokładnie dowiedzieć się o co chodzi, bo wiele tematów teraz uważam za ważne”, a intencją może być tylko zbieranie tych informacji bez końca jak wiewiórka orzechy na zimę.
Moje obszerne komentarze wynikają właśnie z tego, iż uważam niemal każdą myśl za istotną.
O tym mówię.
Więc nie spamujesz i nie zabierasz mi czasu, tylko “dzielisz się ze mną każdą istotną myślą”. W esencji to to samo.
Jednak tak jak Ty zauważam po czasie, iż mało jest w moich wpisach konkretów, a za dużo ogólników, które niewiele mówią.
Tak, po czasie.
A jak to się mówi “jutro będzie futro”.
Więc ile razy jeszcze zauważysz to po czasie i nie dokonasz zmiany wtedy, gdy jest na to miejsce?
Jest w tym także strategia by uciec od dyskomfortu i zyskać lepsze samopoczucie coś z siebie wyrzucając.
Zgadza się.
I tak właśnie można do końca życia nic nie zmieniając.
Bo myślenie jest procesem ciągłym i nieskończonym. I każdej myśli możesz nadać wielkie znaczenie i dzielić się tym z innymi w nieskończoność.
A że myślenie odbywa się non stop, to non stop będziesz widział przeróżne strategie ucieczki od dyskomfortu.
Nawyk rozumiem w skrócie jako podświadomą i najprostszą drogę ku upragnionej nagrodzie.
Nie ma podświadomej drogi. Jest to, co wybierasz mniej lub bardziej świadomie.
Pytanie czy oglądanie porno to naprawdę najprostsza droga? Czy naprawdę osiągasz to, czego pragniesz?
Czego pragniesz? Do czego dążysz? Czy na pewno to osiągasz? Co i w jaki sposób osiągasz?
Czy oglądanie porno lub jakakolwiek inna czynność, którą podejmujesz na pewno do tego prowadzi?
Czy więc jesteś zadowolony ze swojego życia?
Często widzę jak bezwiednie i automatycznie reaguję w sytuacjach wzbudzających lęk.
Po raz kolejny – żadna sytuacja nie wzbudza lęku.
To urojenie.
To Ty projektujesz lęk na sytuację.
A lęk powstaje jako rezultat percepcji danej sytuacji. Ty odpowiadasz zarówno za swoją percepcję jak i projekcję lęku na sytuację.
Na sytuacje, o których mówisz projektujesz lęk, który stłumiłeś nawet kilkadziesiąt lat temu.
Nie odczuwam wysiłku w projekcji lęku na coraz to nowe aspekty świata.
A dlaczego miałbyś?
Poza tym wysiłku się nie odczuwa. Doświadczenie malejącego zasobu energii to doświadczenie malejącego zasobu energii. Zaś energia może maleć np. ze względu na opór.
Zaś człowiek bardzo chętnie projektuje swoje emocje na świat, bo dzięki temu nie musi się nimi zajmować, ani mierzyć w sobie.
To dzieje się jakby samo.
No i bzdura kompletna oraz dalsze granie ofiary.
Nic się samo nie dzieje w tym kontekście. Samo odbywa się trawienie. Natomiast żadna czynność nie wybrała i nie wykonała się sama.
To Ty wierzysz, że sytuacja wzbudza w Tobie lęk. A następnie jej unikasz.
Dlatego też podejrzewam, iż istnieje już u mnie mechanizm nawykowy w tej kwestii.
Nie ma żadnego mechanizmu nawykowego.
Nawyk to Twoje decyzje podejmowane poza świadomością i mające jeden cel – osiągnięcie nagrody, której nadałeś znaczenie i do której się przywiązałeś.
Ty podejmujesz decyzje. Nie ma żadnego mechanizmu, który by działał ot sam z siebie i rządził Twoim życiem.
W sposób najbardziej nasilony uciekam od najniższych z emocji. Czyli od wstydu, poczucia winy i żalu. „Ratuję” się tutaj głównie strachem, także pożądaniem gdy uciekam w pornografię.
No tak, tylko nie ma od czego się ratować.
Ten cały “ratunek” to historyjka, w którą wierzysz, tak jak w to, że sytuacje wzbudzają lęk.
Ile razy ratowałeś się od strachu? A teraz mówisz, że ratujesz się strachem? To jedna za drugą oderwane od rzeczywistości historyjki, w które wierzysz.
Raz mówisz, że sytuacje wzbudzają lęk, a teraz, że ratujesz się lękiem.
Innymi słowy – zarówno trzymasz się lęku, bo sądzisz, że się nim przed czymś ratujesz jak i uważasz, że jego źródłem są sytuacje, które oczywiście osądzasz.
I to takie chaotyczne zamknięte koło nie mające żadnego rozsądnego podłoża. Ani rozwiązania.
Tylko trwanie w rosnącym lęku bez końca.
Gdy podejmuję decyzję by wręcz sparaliżować swoje działania,
Nie wiem o czym mówisz.
Jakie decyzje podejmujesz, by sparaliżować swoje działania? Jakie działania chcesz sparaliżować i w jaki sposób?
Rozumiem, że mówisz teraz, że robisz coś, by uniemożliwić sobie zrobienie czegoś innego?
często pojawia się gniew, i niestety wybieram agresję, nienawiść, chęć zemsty.
Dobrze, że przynajmniej widzisz, że to Twój wybór.
Wiele rozumiem na poziomie logicznym,
No tak ale to jakbyś przeczytał książkę o pływaniu, a nigdy nie wszedł do basenu.
teraz też rozumiem dlaczego to się nie przekłada na moje działanie. Nie podejmuję decyzji by to zrozumienie zastosować, by „zaryzykować”. Choć gdy nie ujawnia się we mnie lęk to „ryzykować” potrafię jak mało kto.
Ależ oczywiście. I to nie ma znaczenia.
Znaczenie mają właśnie sytuacje, w których nie żyjesz rozsądnie.
A nierozsądnie zapewne często też żyjesz, gdy lęku nie czujesz.
Słyszałem już o sobie kilka razy, iż odgrywam jakiegoś maga czy czarnoksiężnika.
No fantastycznie jest być taką magiczną postacią, która tak się poświęca dla innych, żeby nie powodować w innych chorób.
Scenariusz na serial jak znalazł.
Tylko że tak w ogóle nie jest.
Ten dystans zyskałem dzięki regularnej medytacji, którą staram się wprowadzać także do mojej codzienności, poza stacjonarnym treningiem.
“Staram się wprowadzać”.
Synonim – “chcę zacząć”.
Często jednak bezwiednie uciekam w umysł i jego treść.
Czyli nie wprowadzasz.
Wpatruję się w fantastyczne racjonalizacje i z automatu im wierzę. Skupiam się na tym tak bardzo, iż często odczuwam bóle głowy. Od lat mam symboliczne dolegliwości jak zapchane zatoki, pisk w uszach, nieco pogorszony wzrok czy bóle i uczucie ciężkości. Wszystko w obrębie głowy.
I to nadal za mało, byś się od myślenia zaczął odklejać.
Czasem mam wrażenie jakbym chciał się cały w niej zmieścić.
To znowu jakieś kolejne urojenie.
Tak mocno skupiam się na tym co się dzieje w umyśle, iż nie chcę słyszeć, widzieć, nawet czuć. Także mówić. Pamiętam co pisałeś mi o chłopaku, który był tak bardzo zapatrzony w swój umysł, iż prawie wpadł pod ciężarówkę. Na dodatek nie miał pojęcia skąd ona się tam wzięła. Mam podobny problem. Zabieram się za ignorowanie produktów mojego umysłu i kończę raport do drugiego modułu.
Więc stań się świadomy tych sytuacji. Uświadom sobie dlaczego nie chcesz czuć, słyszeć, widzieć.
Przestań wierzyć w te bajeczki i wybierz odwagę.
Jeśli Twoją intencją nie będzie prawda i poprawa, to nic co zrobisz do tego nie doprowadzi. Tylko będzie robieniem dla samego robienia.
Tak jakbyś wbijał w ścianę gwóźdź za gwoździem, mógł wbić ich tysiące i do niczego nie dążył.
Wykonałem jak najlepiej potrafiłem. Wstyd przywołałem przez przypominanie sobie wyobraźni jak się czułem w sytuacji największej ekspozycji na tą emocję jaka pamiętam. Ogólnie nie jest to fajne, bo masz zamiar się z tego stanu od razu odsunąć przez inne myśli. Jednak kilkukrotne przywołanie tej emocji wstydu i późniejsze jej uwolnienie przez wyobrażenie jej wypromieniowania z ciała daje uczucie spokoju i wyzwolenia od wstydu- po prostu przestaje go odczuwać w tym momencie.
Pozdrawiam
Hej Kubo!
Dzięki za komentarz!
Wykonałem jak najlepiej potrafiłem. Wstyd przywołałem przez przypominanie sobie wyobraźni jak się czułem w sytuacji największej ekspozycji na tą emocję jaka pamiętam.
A możesz powiedzieć jaka była to sytuacja?
Emocje to informacja o i konsekwencja percepcji.
Wstyd czułeś, bo się w tej sytuacji uznałeś za gorszego lub uwierzyłeś, że przez tą sytuację jesteś gorszy – że stanowi ona dowód na to jak Ty siebie postrzegasz (negatywnie).
To bardzo ważne mieć tego świadomość, bo to trzeba zmienić, inaczej wstyd będziesz czuł nawet przez całe życie i do końca – aż nie zmienisz percepcji, która generuje/które generują wstyd.
Ogólnie nie jest to fajne,
Tak, nie jest tak jak np. rozciąganie mięśni czy podnoszenie ciężarów.
Ale efekty tego są bezcenne.
Wstyd oraz wina są najbardziej niekomfortowymi emocjami, bo mają bardzo istotną rolę – informować i poważnych błędach percepcji i świadomości.
Tak jak ból – im silniejszy ból, tym ważniejszy sygnał, by przyjrzeć się co boli i zająć się przyczyną.
bo masz zamiar się z tego stanu od razu odsunąć przez inne myśli.
I to fundament uzależnienia.
To właśnie nieświadomość i niedojrzałość emocjonalna są przyczyną rozwoju rynków rozrywki, używek jak alkohol, papierosy oraz pornografii do multimiliardowych.
Tak wielka jest ludzka niedojrzałość i niechęć, by zaakceptować niekomfortowe uczucia.
A są niekomfortowe, bo muszą takie być – żeby nie dało się ich łatwo zignorować, gdyż dotyczą poważnych błędów percepcji i konieczności dokonania zmian.
Dlatego tak kolosalnym błędem jest ich tłumienie. Bo to tak jakby zamalowywać migające lampeczki na desce rozdzielczej samochodu zamiast zająć się tym, o czym informują.
Takim samochodem daleko byśmy nie dojechali.
Jednak kilkukrotne przywołanie tej emocji wstydu i późniejsze jej uwolnienie przez wyobrażenie jej wypromieniowania z ciała daje uczucie spokoju i wyzwolenia od wstydu- po prostu przestaje go odczuwać w tym momencie.
Przestajesz odczuwać dlatego, bo dzięki akceptacji i przyzwoleniu na odczucie, energia emocji zaczęła się wyczerpywać.
Różnica między tym, a np. obejrzeniem w tym momencie kabaretu, by “poczuć się lepiej” jest taka, że obejrzenie kabaretu nic nie oczyszcza, tylko w tym czasie się opierasz i tłumisz te emocje. A jak są silne, to nic to nie da. A uwalnianie oczyszcza Cię z emocji na trwałe. No chyba, że zaraz znowu sobie wmówisz coś negatywnego o sobie lub o świecie.
Piotrze, jestem po lekturze Twojego wpisu o tym jak działa ludzki umysł. Zastanawia mnie pewna kwestia. Jak tu i teraz mogę odróżnić tło mentalizacji od tego co mówię w swoich myślach. Nie wiem czy to pytanie jest sensownie sformułowane, dlatego podam pewien przykład. Zasiadam w fotelu by uwolnić emocje. W moim umyśle bywa zazwyczaj dość szumnie. To nawet nie słowa, nie zdania. To praktycznie szum, podobny do tego w radio czy jak gdyby przemawiał cały tłum ludzi. Często towarzyszy temu bardzo silny opór. Odczuwam ogromne napięcie, czasem ból. Pewnie dlatego mój umysł tak gęsto mentalizuje, ponieważ staram się stłumić bardzo wiele emocji. Jednak na tym całym tle potrafię powiedzieć bardzo wyraźnie: “Pragnę uwolnić tą energię”. Czuję wtedy jakby swoją wolę, decyzję. Dokonuję wyboru. Nie odczuwam tego w przypadku tła, gwaru mentalizacji. To jakby przychodziło znikąd, w odróżnieniu od wyrażenia intencji. Czy w sytuacji świadomego wyrażenia intencji nadal myśli umysł? Jaki udział ma w tym to co się wówczas dzieje to co jest tego obserwatorem? Czy obserwator wówczas uczy umysł nowej jakości? Nie wiem jak to rozróżnić od siebie. Piotrze, chciałbym jeszcze zapytać czy jest możliwość zapisania się u Ciebie do Programu w wersji ze wsparciem indywidualnym. Posiadam już Program w wersji samodzielnej, zatem chodzi mi o dokonanie dopłaty. Na Twojej stronie widzę licznik dotyczący zapisów, jednak różnie on działa w kwestii wskazania liczby miejsc wolnych. Wysłałem Tobie wiadomość w tej sprawie, nie wiem czy dotarła. Byłbym wdzięczny za odzew z Twojej strony.
jestem po lekturze Twojego wpisu o tym jak działa ludzki umysł
Dlaczego więc komentarz piszesz pod innym artykułem?
Na przyszłość proszę Cię, byś komentarz zamieścił pod odpowiednim artykułem.
W ten sposób będzie porządek.
Inni zainteresowani tematem znajdą ten artykuł i będą mogli odnieść się do Twojego komentarza.
Jak tu i teraz mogę odróżnić tło mentalizacji od tego co mówię w swoich myślach
Tak samo jak odróżnić czy to Ty coś robisz, czy tylko wpatrujesz się w coś, co się dzieje samo.
“Co mówię w swoich myślach” to także urojenie.
Aby myśleć należy to świadomie wybrać oraz ustalić tego cel. Po osiągnięciu celu, przestajemy myśleć. A mentalizacja i tak się będzie odbywać przed, w trakcie i po twórczego korzystania z umysłu.
Więc jeśli pomyliłeś się w liczeniu podatku, to myślenie możesz wybrać, by rozwiązać ten problem. Analizujesz dokumenty, zastanawiasz się czy wszystko dobrze wyliczyłeś i sprawdzasz tam, gdzie masz wątpliwości. Gdy wszystko skorygujesz, automatycznie przestajesz o tym myśleć.
Myśleniu więc powinien towarzyszyć też spokój.
Wszystkie myśli oparte o brak spokoju to mentalizacja i nie służą one niczemu, niż tylko napędzaniu siebie. Jak pleśń – pleśń rośnie dla samego rośnięcia.
Często towarzyszy temu bardzo silny opór. Odczuwam ogromne napięcie, czasem ból.
Odczuwasz go, bo Ty go stawiasz.
Ból to efekt oporu. A opór to Twój wybór.
Opierasz się czemuś, a myślenie, które wtedy następuje nie jest twórcze. Niczego nie rozwiązuje, tylko tłumaczy sobie ten opór.
A opór to Twoja decyzja. Wystarczy przestać ją podejmować.
Pewnie dlatego mój umysł tak gęsto mentalizuje, ponieważ staram się stłumić bardzo wiele emocji.
No i dlaczego starasz się to zrobić?
Ponadto mentalizacja to proces ciągły. Nie da się jej zatrzymać i nie można na to liczyć. Należy uczyć się tego ignorować.
A tej nauce powinien towarzyszyć wybór, by się odklejać od mentalizacji.
Jednak na tym całym tle potrafię powiedzieć bardzo wyraźnie: „Pragnę uwolnić tą energię”. Czuję wtedy jakby swoją wolę, decyzję. Dokonuję wyboru. Nie odczuwam tego w przypadku tła, gwaru mentalizacji.
Bo ten “gwar” – ta mentalizacja odbywa się sama.
Tak jak wiatr wieje sam. Nie Ty wiejesz wiatr, choć go czujesz na swojej skórze i we włosach, widzisz jak przesuwają się chmury po niebie, jak w powietrzu unosi się kurz, liście, etc.
Być może dopiero pierwszy raz w życiu dostrzegłeś, że “nie ja wieję wiatr”.
Ponad 80% ludzkości nie jest do tego zdolna.
To jakby przychodziło znikąd, w odróżnieniu od wyrażenia intencji.
Myśli nie biorą się znikąd. To byłby paradoks.
Ale nie będę poruszał tematu skąd się biorą, bo zbyt wiele osób odlatuje do innej galaktyki. Uzależniony szuka każdego pretekstu, byle tylko się zająć czymkolwiek, nawet rozprawianiem o sztuce Renesansu, byle tylko uniknąć własnej emocjonalności.
Niemniej widzisz pewnie po raz pierwszy różnicę między faktycznym myśleniem, a niekończącą się mentalizacją nie mającą żadnej innej funkcji niż napędzanie samej siebie. I nie bez powodu porównuję ją do pleśni. Bo pleśń rosnąć będzie w nieskończoność, dopóki będą sprzyjać jej warunki.
Opieranie się to właśnie jeden z warunków dla mentalizacji.
Czy w sytuacji świadomego wyrażenia intencji nadal myśli umysł?
W artykule (niejednym) pisałem wprost – myślenie to proces ciągły, nieskończony i bezosobowy.
Nie Ty myślisz, to się dzieje samo.
Ty możesz kompletnie przestać się tym zajmować i dlatego wtedy wydaje się jakby znikał, jakby go nie było.
Ale on jest, tylko zajmuje ok. 1% umysłu.
To pokazuje, że ponad 80% ludzkości hipnotyzuje się non stop tym 1% i na tym powstają wszystkie ludzkie dramaty.
Gdy wybierzesz myślenie, odklejasz się od mentalizacji, która zajmuje tylko 1% umysłu. Przenosisz swoją świadomość w inny “obszar”. Dlatego wtedy nie widzisz mentalizacji.
Tak jak idąc chodnikiem możesz skupiać się na tym, że wieje wiatr, a możesz go zupełnie ignorować.
Jaki udział ma w tym to co się wówczas dzieje to co jest tego obserwatorem?
Ty jesteś obserwatorem. I Twój udział w tym to 100%.
Czy obserwator wówczas uczy umysł nowej jakości?
A czy możesz nauczyć czegoś wiatr?
Nie wiem jak to rozróżnić od siebie.
Starasz się to wymyślić.
Całe życie hipnotyzowałeś się tą mentalizacją sądząc, że robisz to Ty lub że Ty tym jesteś, że ma to sens i że to jest życie.
Ale to nie jest nic z tego.
W Programie WoP mówię wyraźnie co robić – medytować.
Jakoś z wiatrem nie ma tego problemu, a też go czujesz, często nawet bardzo mocno.
Tylko się z nim nie utożsamiasz, bo to by było szaleństwo. Nikt nie jest wiatrem, ani nie wieje.
Ale jakoś ludzkość nie widzi problemu w szaleństwie nazywanym “ja myślę”.
Ty jesteś tym, kto obserwuje myślenie i może wybrać, by przestać się nim interesować.
Piotrze, chciałbym jeszcze zapytać czy jest możliwość zapisania się u Ciebie do Programu w wersji ze wsparciem indywidualnym. Posiadam już Program w wersji samodzielnej, zatem chodzi mi o dokonanie dopłaty. Na Twojej stronie widzę licznik dotyczący zapisów, jednak różnie on działa w kwestii wskazania liczby miejsc wolnych. Wysłałem Tobie wiadomość w tej sprawie, nie wiem czy dotarła. Byłbym wdzięczny za odzew z Twojej strony.
O tym napiszę Ci w prywatnej korespondencji, w odpowiedzi na ten mail.
Piotrze, nie wiem czy do końca rozumiem sprawę z hipnotyzowaniem się mentalizacją. W jednym z komentarzy na blogu napisałeś, iż jest to niezależny od nas i niekończący się proces myślowy, pozbawiony intencji i celu. Nie mający żadnej mocy sprawczej. Czyli po prostu myśl sama w sobie niczego nie jest w stanie uczynić, wywołać. Jednakże gdy przykleimy się do niej to nadajemy jej pewną moc tworzenia. Działając pod dyktando konkretnych myśli podejmujemy jakieś decyzje, bądź z czegoś się wycofujemy. To z pewnością ma swoje konsekwencje i prowadzi nas do jakiegoś celu. Pan Adam Krasowski na swoim blogu ma wpis, w którym mówi o “kasowaniu myśli”. O ile dobrze zrozumiałem chodzi tutaj o przerwanie powiązania z pewnymi myślami, o zanegowanie swojej wiary w ich treść. Gdy pojawia się jakiś niechciany obraz w polu świadomości, następuje świadoma intencja o podważeniu ewentualnej wiary w to co się ujrzało. Dr. Hawkins pisał o tym także. Mówiąc o uzdrawianiu siebie z różnych dolegliwości wspomniał o podważeniu wiary w swoje myśli na ich temat. Intencja: “Unieważniam całą wiarę”, pochodząca, o ile dobrze pamiętam, z poziomu miłości, na którym odbywa się proces automatycznego samouzdrawiania. Czy to wszystko jest jednak czynieniem czegoś ze swoimi myślami, czy bardziej zmianą swojego “być” wobec procesu mentalizacji. Odcięciem się od zwracania szczególnej uwagi na treść myśli, oraz od wiary w nie, która utrzymuje to powiązanie a nawet je wzmacnia i rozbudowuje. Wówczas nie nadamy im mocy sprawczej, ponieważ nie będziemy się nimi kierować. Chciałbym zrozumieć jeszcze jedną rzecz. Często gdy wymawiam w umyśle konkretną intencję, pojawia się u mnie drugi głos. Treść tego głosu jest sabotująca to co chcę podjąć. Zazwyczaj przytacza on kwestię, na której najsilniej skupiłem swój lęk. Czy to moje ego próbuje “uratować” mnie przed dokonaniem korzystnej dla mnie zmiany. Oczywiście częściej poddaję się temu drugiemu głosowi, treści jaką przekazuje. Nie chcę czuć swojego strachu. Mój umysł zaczyna zastanawiać się czy mogę bezpiecznie odpuścić tak straszną myśl, i czy nie będzie miała ona wpływu na to co chcę podjąć. Zaczyna się mnożenie wątpliwości. Dzięki medytacji zyskałem taką świadomość, iż umysł jest trochę jak kapsuła z bardzo rozbudowanym kokpitem. Wtedy też często mam poczucie, iż mogę się w niej swobodnie obracać. Mogę rozglądać się i dokonywać wyborów. Gdy jestem zablokowany w swoich myślach, czuję się tak jakbym tkwił przed komputerem i wpatrywał się w jakiś określony punkt na monitorze, bez możliwości a nawet chęci by się poruszyć. To wbrew pozorom bardzo wyczuwalna różnica. Mam poczucie, iż może już sam sobie odpowiedziałem na moje wątpliwości. Popraw moje zrozumienie Piotrze, jeśli będzie to potrzebne.
Czy to wszystko jest jednak czynieniem czegoś ze swoimi myślami, czy bardziej zmianą swojego “być” wobec procesu mentalizacji
Nie, z myślami nic nie robisz.
Wszystko o czym piszesz to zmiana tego, co Ty już zrobiłeś z myślami – przywiązałeś się, wierzyłeś w nie, trzymałeś się ich, opierałeś, racjonalizowałeś nimi emocje – te świadome i podświadome, etc.
“Robisz” coś tylko ze sobą względem tych myśli.
Zauważ, że myśli nie próbujesz zmienić, kontrolować, wypędzić jak egzorcysta demona, etc.
Odcięciem się od zwracania szczególnej uwagi na treść myśli, oraz od wiary w nie, która utrzymuje to powiązanie a nawet je wzmacnia i rozbudowuje
Ignorowanie, odcięcie się od czegoś, to nie robienie czegoś z tym.
To zostaje dokładnie takim jakim było.
Czy to moje ego próbuje “uratować” mnie przed dokonaniem korzystnej dla mnie zmiany
Ego to Ty.
To wszystko to, czym się do tej pory stałeś przez swoje wybory.
I te wybory dają o sobie znać.
Nie podałeś żadnego konkretnego przykładu, więc posłużmy się hipotetycznym – np. strach przed podchodzeniem do kobiet, podrywem, randkowaniem.
Np. wybierasz intencję, by ten obszar naprawić, zacząć kobiety poznawać.
Od razu więc ujawni się wszystko to, kim byłeś do tej pory – co wybrałeś, za kogo się uznałeś i co w sobie nagromadziłeś w związku z tym.
Przekonania w formie myśli, emocje, opór, etc.
Z tym nic nie robisz. Puszczasz się, pozwalasz emocjom się wyczerpać i podejmujesz działanie pomimo tego. Działanie zgodne z nową intencją.
Oczywiście częściej poddaję się temu drugiemu głosowi, treści jaką przekazuje. Nie chcę czuć swojego strachu.
Bo to kim wybierałeś być do tej pory miało dla Ciebie korzyści. Inaczej byś tego nie wybrał.
I nadal te korzyści ma.
Więc wahasz się między nimi, a nowymi rezultatami.
Krytycznie ważne jest rozpoznać co masz z tego, że np. nie chcesz poczuć strachu i tego też się puścić.
Mój umysł zaczyna zastanawiać się czy mogę bezpiecznie odpuścić tak straszną myśl,
Umysł się nie zastanawia, bo to nie żyjąca istota.
Umysł powtarza tylko to, czego go nauczyłeś – to Ty całe życie wartościowałeś myśli jako “tak straszne”.
Ty się ich trzymasz, bo im wierzyć. Być może korzyścią jest uniknięcie jakiegokolwiek dyskomfortu, bólu, itd.
Zapewne też cierpienia, bo wierzysz, że czując emocje możesz cierpieć. A może uważasz banie się za niemęskie i objaw słabości?
Coś jest. Jakaś korzyść lub więcej, niż jedna.
Ale co to ma wspólnego ze strachem? Nic. Możesz porównać to do prądu – o prądzie możesz mieć tysiące negatywnych lub pozytywnych przekonań, a prądu to nie zmieniło ani trochę.
Ale jeśli uznałeś prąd za czarną magię i wymysł szatana, no to też będziesz go unikał za wszelką cenę.
i czy nie będzie miała ona wpływu na to co chcę podjąć.
Myśl nie ma na Ciebie żadnego wpływu.
To Ty używasz myśli jako pretekst, by coś wybrać lub nie.
Myśl nie robi nic. Absolutnie nic.
Wszystko to Twoje decyzje.
Zaczyna się mnożenie wątpliwości.
Zaczyna się więc mentalizacja na bazie tego co czujesz.
A to co czujesz reprezentuje to jakie masz nastawienie/postawę wobec np. strachu w tym przypadku lub tego, czego strach dotyczy.
Dzięki medytacji zyskałem taką świadomość, iż umysł jest trochę jak kapsuła z bardzo rozbudowanym kokpitem. Wtedy też często mam poczucie, iż mogę się w niej swobodnie obracać. Mogę rozglądać się i dokonywać wyborów.
Zgadza się.
Super, że to widzisz!
A to i tak dopiero początek.
Teraz pomyśl, że ponad 80% ludzkości nie ma możliwości, by to dostrzec.
Dla nich myśl = oni i koniec tematu. Oni myślą i jak zobaczą myśl, że kogoś nienawidzą, no to kogoś nienawidzą.
Jak zobaczą myśl, że nienawidzą siebie i nie zasługują na radość, zdrowie, sukces, no to nie zasługują i tyle! Co mogą zrobią? Przecież sami to pomyśleli, więc tak musi być!
Gdy jestem zablokowany w swoich myślach,
Nie jesteś zablokowany w swoich myślach, bo to tak jakbyś powiedział, że jesteś zablokowany w chmurach.
A jesteś? Nie.
Ty się ich trzymasz, nie chcesz puścić – jak sam napisałeś. Nie chcesz się puścić “takich strasznych” myśli.
Nic Cię nie zablokowało. Po prostu się do nich przykleiłeś.
czuję się tak jakbym tkwił przed komputerem i wpatrywał się w jakiś określony punkt na monitorze, bez możliwości a nawet chęci by się poruszyć.
A widzisz.
Brak możliwości, a brak chęci to dwie ZUPEŁNIE RÓŻNE sytuacje.
Która jest realna? Podpowiem na bazie tego, co sam już powiedziałeś – “czy mogę bezpiecznie odpuścić tak straszną myśl”.
NIE CHCESZ tego zrobić.
A czy możesz? Oczywiście!
Problem nie leży jest w “czy mogę?” ale “czy chcę?”. Wg mnie na razie nie chcesz.
To wbrew pozorom bardzo wyczuwalna różnica. Mam poczucie, iż może już sam sobie odpowiedziałem na moje wątpliwości. Popraw moje zrozumienie Piotrze, jeśli będzie to potrzebne.
Jak widzisz – dopiero zaczynasz się rozeznawać w tym temacie.
Medytację naprawdę trzeba stosować, bo samo czytanie o tym nic nie da, nic nie zmieni.
Warto czasem przeprowadzić taki wewnętrzny dialog.
Jak na dłoni widać jak wielką jest różnicą od bezwolnego wpatrywania się w to, co akurat przelatuje przez umysł od tego, co Ty zrobiłeś.
Tutaj miałeś intencję, by znaleźć odpowiedź. I ją znalazłeś. Wybrałeś to, chciałeś tego.
I coś z tego jest – jakiś owoc, jakiś rezultat.
To się nazywa myśleniem.
Zgadza się Piotrze. Podczas pisania miałem nagle takie poczucie, iż w jakiś sposób sam sobie odpowiadam na swoje wątpliwości. Pojawiła się nawet myśl by nie kończyć tego zapytania i nie wysyłać go. Zawahałem się. Jednak nie żałuję. Prawda ujawniła się. Dziękuję Piotrze :)
Zrobiłem to ćwiczenie pierwszy raz, chyba nie do końca wyszło, efekt był głównie taki, że czułem się bardziej wyciszony i zrelaksowany, ale będę próbował, może z czasem będzie lepiej. Myśląc np. o wstydzie to czuję ogromny natłok jakiś myśli, emocji i sytuacji, jeden wielki chaos… chyba jest tego tak dużo, że trzeba wiele takich sesji ćwiczeń.
Zrobiłem to ćwiczenie pierwszy raz, chyba nie do końca wyszło, efekt był głównie taki, że czułem się bardziej wyciszony i zrelaksowany,
A powiedz – czego się spodziewałeś? Czego oczekiwałeś?
Jeśli przez zapewne 20-30 lat tłumiłeś, wypierałeś emocje, opierałeś się im, nie chciałeś ich czuć i pewnie robiłeś wszystko, by ich nie czuć, to co miało się zmienić po np. 20-30 sekundach wykonania tego ćwiczenia?
Jeśli całe życie jadłeś dużo tłustego i słodkiego pożywienia i mało się ruszałeś, to 20 sekund ćwiczeń niewiele zmieni w tym temacie. Co nie znaczy, że nawet krótkie ale regularne ćwiczenia nie są ważne.
Każde 20 sekund poświęcone na trening, to krok bliżej w stronę zdrowia, siły i zgrabnej sylwetki.
Jeśli masz zasypane śniegiem wejście do garażu, to przerzucenie kilku szufli śniegu też niewiele zmieni.
Ale jeśli popracujesz nieco więcej, to w końcu dostaniesz się do garażu bez problemu.
Błędem jest porzucać pracę, bo patrzysz na szuflę, a ona jest cały czas pełna.
ale będę próbował, może z czasem będzie lepiej.
Tutaj nie ma co próbować, tylko mierzyć się z emocjami i je rozładowywać przez praktykę uwalniania.
Nie licz na sztuczki, bo to ćwiczenie to nie magiczne zaklęcie, które da Ci odwagę i zabierze strach.
To realna praca, która jednak nie wymaga siły – wręcz przeciwnie – oddaje nam siły, które poświęcaliśmy na podświadomy opór.
Wykonując to ćwiczenie uczysz się także odczuwać i akceptować emocje, co samo w sobie będzie rozładowywać ich stłumione ładunki i nie stanowi oporu, więc dalsze ładunki nie będą gromadzone.
Ale ja nie wiem co robisz potem przez 23 godziny 59 minut i 40 sekund każdego dnia.
Chodzi mi o to, że brzmisz jakbyś sądził, że jak to ćwiczenie wykonasz poprawnie, to się nagle wszystko magicznie zmieni. Ale tak nie będzie.
Myśląc np. o wstydzie
Nie, to kompletne nieporozumienie.
Przede wszystkim nie Ty myślisz. Myślenie odbywa się samo – to proces bezosobowy, nieskończony i ciągły.
Ty się nim tylko hipnotyzujesz.
Poza tym – to nie myślenie “o wstydzie”, tylko te myśli to REZULTAT wstydu. Więc jest odwrotnie.
Lampka nie świeci o prądzie, tylko światło to rezultat płynącego prądu. Tym “prądem” są emocje.
Emocje zasilają myślenie.
Zaś umysł to racjonalizuje. Jako, że nie chcesz czuć tych emocji, to umysł w kółko, nawet przez 24 godziny na dobę do końca życia będzie “młócił” to, co nadawałoby się na ich racjonalizację, wytłumaczenie, usprawiedliwienie i przerzucenie poza siebie.
Jeśli czujesz ciasto, to nie zapach o cieście, tylko rezultat tego, że niedaleko jest pachnące ciasto.
Zajmowanie się zapachem coś zmieni? Nie. Będzie pachnieć tak długo, jak długo będzie tam to ciasto.
to czuję ogromny natłok jakiś myśli,
Nie czujesz natłoku myśli, bo myśli się nie czuje.
Widzisz te myśli i nieświadomie się im opierasz.
Myśli nie ma natłoku, tak jak w korycie rzeki nie ma natłoku wody. Po prostu płyną, bo to proces ciągły i nieskończony.
Ty niepotrzebnie wskakujesz w to i się tym zajmujesz.
Korek samochodowy też wydaje się przytłaczać, gdy jesteś w samochodzie w tym korku. Ale jak wejdziesz na 10-te piętro budynku i spojrzysz w dół, to korek nagle przestaje być takim wielkim problemem.
emocji
Emocji też nie ma natłoku.
Emocje to energia. Jest i tyle.
Tylko Ty się jej opierałeś przez całe życie i nie może płynąć, gdy stawiasz jej opór.
Dopiero pierwszy raz w swoim życiu postąpiłeś inaczej.
i sytuacji,
Nie możesz czuć natłoku sytuacji, bo cały czas dzieje się na świecie miliardy miliardów spraw, których nawet nie jesteś świadom.
Czy Cię one przytłaczają? Oczywiście, że nie.
Twój umysł tylko projektuje stłumione emocje i opór na różne sytuacje – myśli o nich w ten sposób przekonując samego siebie, że chodzi o nie.
Tylko powtarza to, co sam uznałeś za prawdę.
jeden wielki chaos…
Tylko dlatego, bo próbujesz z tym coś zrobić.
Ćwiczenie mówi wyraźnie o ignorowaniu myśli i akceptacji emocji. Nic nie musisz z nimi robić.
Korek też wydaje się chaotyczny, gdy w nim uczestniczysz.
Ale gdy odejdziesz nieco dalej od drogi albo wejdziesz na np. 5 piętro budynku, korek uliczny przestaje być przytłaczający.
Jest więc problem z perspektywą, o którym dużo mówię w tym artykule pod koniec:
http://wolnoscodporno.pl/Blog/2020/04/pornografia-a-izolacja/
chyba jest tego tak dużo, że trzeba wiele takich sesji ćwiczeń.
Tak, trzeba wiele.
Tak jak trzeba wykonać wiele ćwiczeń, by mieć silne i dobrze zbudowane ciało.
Ale ćwiczenia to za mało. Ważne jest też mądre i zdrowe odżywianie się.
Same ćwiczenia bez codziennej higieny żywieniowej też niewiele dadzą.
Więc samo ćwiczenie to tylko jeden element całego procesu. Ale element kluczowy i krytycznie ważny.
Ja trochę w innej kwestii Piotrze, choć nadal związanej z tym co poruszasz w swojej pracy. Czuję się dość skołowany. Z ciekawości zaglądałem ostatnio do modułu 12, jak dla mnie chyba najbardziej kontrowersyjnego i niezrozumianego tak w pełni na dzień dzisiejszy. Natrafiłem w sieci na recenzję książki “Siła Czy Moc”, która chyba stanowi trzon rozważań w tej części Programu (jeśli będziesz chciał to podam Ci link do tej strony). W sumie ktoś poniósł tam spory wysiłek by jej autora i treść dość mocno ośmieszyć. Przyznam się, iż nie jestem na aż takim poziomie matematyki czy fizyki kwantowej by w pełni zrozumieć wiele z wywodów tam poruszonych, nie czytałem tego aż tak wnikliwie, jednakże mógłbym to nazwać “orgią akademickiego szyderstwa”. Ogólnie wszyscy zgodzili się w tej dyskusji co do niskiej wartości merytorycznej działalności Hawkinsa, oraz stosowania przez niego wielu uproszczeń, uogólnień i błędów logicznych. Zarzucono mu sympatię ku klimatom sekciarskim, wyśmiano “zabawę z machaniem rękoma” w filmach, można by długo wymieniać. Podważono nawet działalność Gandhiego, podając w treści odnośnik do artykułu o jego kontrowersyjnych zachowaniach czy poglądach. Przyznam, iż nie czytałem go. To był jednak jeden z argumentów w rozważaniach o tym dlaczego osoby o tak wysokim poziomie świadomości mogły dopuszczać się rzekomo niecnych czynów. Sam czasem się dziwiłem zawartości tej listy, mając jakąś wiedzę o ludziach, krajach czy instytucjach. Tylko czy jest to rzeczywista i oryginalna wiedza? Dopuszczam to, iż nie mogę być tego pewien. Swego czasu zetknąłem się z obszernymi pracami blogerów, podważającymi działalność Osho czy Tolle. Prócz problemów z logiką zarzucano im choćby zbyt dużą ilość samochodów. Mam świadomość tego jak reagujemy na ludzi, którzy odnieśli sukces. Uwielbiamy przypisywać im najgorsze cechy, zwłaszcza jeśli taki osąd był choć w jednym przypadku słuszny. Uwielbiamy zajmować się innymi. Wracając do siebie. Naprawdę nie wiem co o tym myśleć, mam odczucie poważnego zagubienia. Jestem osobą wyjątkowo ostrożną i bojaźliwą, z drugiej strony równie wyjątkowo ciekawą. Zawsze w jakiś sposób poszukuję rozwiązań swoich problemów. Jednak ciągle natrafiam na to, iż ktoś kogoś podważa. Co samo w sobie nie jest złe, to dobrze, iż dzieje się takie sprawdzanie. Tylko ja na swoim poziomie nie jestem w stanie tak do końca za czymś się opowiedzieć. O ile alternatywne podejścia coś oferują, o tyle po stronie tak zwanego naukowego rozsądku nie odnajduję konkretnych rozwiązań takich kwestii. Oczywiście dzięki nauce wiemy jak na organizm wpływa alkohol, ale czy daje nam to także odpowiedź jak przestać pić. W sumie pozostaję nadal z pytaniem jak przestać pić. Jak to matematycznie wyliczyć. Jak czysto umysłowo uwolnić się od uzależnienia, skoro to właśnie ten obszar nas w to wpędza. Co do tego nie mam większych wątpliwości. Wiem Piotrze, iż sam miałeś z tym problemy. Potrzebowałeś czasem wiele czasu by do czegoś się przekonać, coś zrozumieć. Jak do tego przekonania i zrozumienia dotarłeś? Pewnie znasz te wszystkie recenzje i negatywne opinie. Sądzę, iż także poszukiwałeś jakiejś zewnętrznej reakcji na to co próbujesz podjąć. Dlatego z pewnością mnie rozumiesz. Pewnie z tych powodów o jakich wspomniałem nie obawiam się medytować i ćwiczyć jogę, ponieważ nauka jakby się tego aż tak bardzo nie czepia. Tutaj większy atak następuje ze strony świata alternatywnych podejść, konkurencyjnych konceptów wierzeń. Czy chcę wejść w tak bardzo dla nauki mętną wodę? Czy to rozsądek? Czy to aż tylko mój umysł?
(jeśli będziesz chciał to podam Ci link do tej strony). W sumie ktoś poniósł tam spory wysiłek by jej autora i treść dość mocno ośmieszyć.
Link nie jest potrzebny.
Być może to nawet ta sama strona, którą kiedyś podesłał mi ktoś inny.
Dr Hawkins wniósł ogromny wkład nie tylko w rozwój nauki o duchowości ale również w świat badań i nauki. Prowadził w Stanach największą praktykę lekarską specjalizującą się w najtrudniejszych, beznadziejnych przypadkach i przyczynił się do wyleczenia dziesiątków tysięcy takich przypadków.
Więc można się zastanowić jak ograniczone pojęcie ma osoba, która podejmuje się próby wyśmiania jego pracy. I to jeszcze wkłada w to spory wysiłek…
Można by porównać osiągnięcia tej osoby z osiągnięciami dr Hawkinsa. I bez wysiłku zobaczymy kto zostanie ośmieszony automatycznie.
Czy słuchałbyś się pierwszoklasisty ośmieszającego mistrza olimpijskiego?
Ogólnie wszyscy zgodzili się w tej dyskusji co do niskiej wartości merytorycznej działalności Hawkinsa, oraz stosowania przez niego wielu uproszczeń, uogólnień i błędów logicznych
Wow.
Pytanie czy to, że się wszyscy z tym zgodzili świadczy o nich coś dobrego, czy coś złego?
Więc zastanów się – co jest ważniejsze – wytykanie komuś przecinków, czy realne, życiowe osiągnięcia?
Czego w tej krytyce te osoby nie uwzględniły na temat pracy dr Hawkinsa?
Warto też zastanowić się czy mądrym jest słuchać ludzi, którzy używają jeszcze jednej z najbardziej prymitywnych metod zniekształcania rzeczywistości i ataku jak ośmieszanie. To wręcz sposób wyciągnięty rodem z piaskownicy. I to jeszcze odnośnie człowieka takiego kalibru jak dr Hawkins.
Fundament dyplomacji – “jak nie masz o kimś do powiedzenia czegoś dobrego, to nie mówisz nic”.
Jestem osobą wyjątkowo ostrożną i bojaźliwą
Więc zajmij się tym.
Uważasz, że to zdrowe postawy? Powinno być jasne, że to stan chorobowy.
Próby życia z poziomu strachu nie doprowadzą Cię dalej niż sam strach – czyli wiecznie będziesz wątpić, będziesz niepewny, będziesz podatny na wszelką krytykę, podważania.
A także na manipulacje i wykorzystanie strachu.
Niczego nie będziesz nigdy pewny. Jak zamierzasz tak żyć? Dlaczego ważniejsza jest dla Ciebie krytyka, niż realne osiągnięcia człowieka potrafiącego bezgranicznie kochać i który swoje życie poświęcił, by pomagać w ludzkim cierpieniu?
Co osiągnęli ci oszczercy?
Co realnie wznieśli do ludzkiego życia?
Zapytaj sam siebie – gdybyś teraz umówił się na randkę z piękną kobietą, to Twoja bojaźliwość raczej przybliżyłaby Cię do super relacji, świetnego seksu, czy raczej nie?
Jeśli nie – no to raczej w innych obszarach życia też Ci bardzo nie pomaga.
O ile alternatywne podejścia coś oferują, o tyle po stronie tak zwanego naukowego rozsądku nie odnajduję konkretnych rozwiązań takich kwestii. Oczywiście dzięki nauce wiemy jak na organizm wpływa alkohol, ale czy daje nam to także odpowiedź jak przestać pić.
To bardzo ważne spostrzeżenie.
Dostrzegasz, że praca umysłu ma zarówno ważne zastosowania jak i poważne ograniczenia.
A ludzie nie uznają ograniczeń. Sądzą, że umysł to taki ostateczny “łom” na każdy problem.
Więc proszę – niech przy użyciu umysłu rozwiążą jakiś problem ludzi, np. uzależnienie.
Albo nieśmiałość.
W sumie pozostaję nadal z pytaniem jak przestać pić. Jak to matematycznie wyliczyć. Jak czysto umysłowo uwolnić się od uzależnienia, skoro to właśnie ten obszar nas w to wpędza. Co do tego nie mam większych wątpliwości.
Dr Hawkins poruszał się w tematach, których umysł racjonalny ani nie jest w stanie zrozumieć, ani rozwiązać.
Poza tym fundament tzw. “duchowości” (czyli po prostu radykalnej rzeczywistości) to subiektywność.
Wiem Piotrze, iż sam miałeś z tym problemy. Potrzebowałeś czasem wiele czasu by do czegoś się przekonać, coś zrozumieć. Jak do tego przekonania i zrozumienia dotarłeś?
Dzięki intencji poznania prawdy.
I oczywiście przez osobiste doświadczenia.
Kiedyś przytuliłem się do drzewa i rozmawiałem z nim.
Wiem jak to brzmi. I gdyby mi to ktoś tak przedstawił, niegdyś popukałbym się w głowę.
Ale sam to przeżyłem. Rozmawiałem energetycznie i obserwowałem jak moja wyobraźnia interpretuje przekazy.
Drzewo pokazało mi jakim było nasionkiem na początku. Wraz z ogromną radością. Zacząłem się cieszyć jakbym wygrał milion dolców i czułem ogromne ciepło, miłość, współczucie.
To wszystko trwało kilka sekund. Potem kontynuowałem spacer w takiej wspaniałej energii radości jak nigdy.
Nie ma opcji, by ktoś siedzący w umyśle jak w klatce doświadczył czegoś takiego, bo tu kwestią jest serce i intencja. Wrażliwość.
Ja gdy jeszcze pracowałem jako informatyk nie czułem nawet dumy z własnej pracy. A co dopiero mówić o wrażliwości, która pozwala np. karmić ręką ptaki – płochliwe w swojej naturze.
Pewnie znasz te wszystkie recenzje i negatywne opinie.
Nie.
Kompletnie się tym nie zajmuję.
Wiem tyle – szyderców, oszczerców, ludzi o negatywnych intencjach, ludzi pogubionych, dumnych, pysznych, zarozumiałych, nie znających żadnego faktu, a walczących o udowodnienie swoich racji jest pełno.
Co z tego, że ktoś najgłośniej krzyczy? To nic nie udowadnia. Ani nie ma żadnego znaczenia.
Powiedz mi – jasno i klarownie – czy ktoś może przebadać lub udowodnić miłość?
Kiedy się zaczyna, kiedy kończy? Kiedy można jednoznacznie stwierdzić, że to miłość i już?
Jak określić jej poziom, natężenie? Czy jest jakaś jednostka opisująca miłość? Np. miliserduszko? Albo – lovuś? Moja miłość do mojej partnerki ma 17 centylovusiów? A może 18?
To samo ze spokojem, szczerością, otwartością, uczciwością, etc.
Nic się nie da o tym powiedzieć.
Poza tym prywatnie powiem Ci, że skupianie się na negatywach nie doprowadzi Cię w dobre miejsce w życiu.
To sztuką jest odróżnić konstruktywną krytykę od zwykłego wylewania z siebie negatywności.
Pamiętam jak kiedyś z ciekawości poszukałem recenzji albumu muzycznego, który bardzo mi się podobał.
Jedną z recenzji było, że ten album to zwykłe karmienie ego, puszenie się, że autor tego albumu – wybitny gitarzysta – zrobił coś, byle się poczuć lepiej…
Wow. Oczywiście krytyk ten nie wydał nawet jednej płyty, a ten gitarzysta już koło 20. A jednak czuje się w mocy wydawać takie osądy i wyśmiewać. Hmmm…
Niemniej gdybym sam nie przesłuchał tej płyty najpierw, być może ta recenzja by mnie zniechęciła.
Ale jednak najpierw przesłuchałem, wyrobiłem sobie własną opinię i dlatego dostrzegłem, że ten recenzent po prostu zazdrości i dlatego atakuje gościa, który bez wielkiego wysiłku jest w stanie stworzyć świetną płytę.
Sądzę, iż także poszukiwałeś jakiejś zewnętrznej reakcji na to co próbujesz podjąć.
Nie.
Bardzo szybko zetknąłem się z oporem bliskich, niechęcią nawet, by zająć się tematem uzależnienia.
I Ty też to możesz zaobserwować – nawet nasi bliscy, którzy życzą nam jak najlepiej będą krytykować nasze cele, działania, jeśli nie będą pokrywać się z ich światopoglądem, ich granicami komfortu, ich systemem wierzeń. Nie będą tego robić, by nas skrzywdzić, tylko w ich mniemaniu – chronić przed popełnieniem błędu.
A skoro nasi najbliżsi to robią, to co z obcymi ludźmi, którzy jeszcze mają np. negatywną intencję lub utknęli w dumie?
Różnica polega na tym, że nasi bliscy nie prowadzą bloga, na którym nas krytykują.
Rozejrzyj się po blogach ludzi, którzy pomagają innym. Nie ważne w jakiej kwestii – pieniędzy, relacji, zdrowia, pracy, etc.
Dostrzeżesz wspólny mianownik – brak krytykowania kogokolwiek.
Nie ma krytyki. Nie ma ataków.
Dr Hawkins także nikogo nie krytykował. Podawał ewentualnie poziom kalibracji i wyjaśniał co to może oznaczać w pewnym kontekście.
Nikt, kto dobrze życzy ludziom nie wchodzi w krytykę, ani nie wyśmiewa. Po prostu. Unika jej jak ognia, jak trucizny.
Tym bardziej zastanawiające jest co robią ci, którzy używają krytyki, szczególnie odnośnie ludzi, którzy osiągnęli tak wiele jak np. dr Hawkins czy Eckhart Tolle.
Rozumiem, że ich intencją może być coś pozytywnego – np. chronić innych, by nie wpadli w jakieś banialuki, kulty, itd.
Ale znowu powtarzam – poczytaj sobie o naukowych osiągnięciach dr Hawkinsa i jego wkładzie w psychologię, zdrowie, rozwiązywanie tematu depresji, chorób nieuleczalnych, uzależnień i więcej.
Mało jest ludzi NA TEJ PLANECIE, którzy tyle osiągnęli.
A potem rozważ, że taki sam poziom utrzymuje względem rzeczy niezrozumiałych dla umysłu – np. w kwestii dojrzałej duchowości.
Czyli czegoś, względem czego 80-90% ludzkości nadal nie opuściło wieków ciemnych.
Dlatego z pewnością mnie rozumiesz.
Rozumiem i bardzo się cieszę, że poruszyłeś ten temat.
Pewnie z tych powodów o jakich wspomniałem nie obawiam się medytować i ćwiczyć jogę, ponieważ nauka jakby się tego aż tak bardzo nie czepia.
Bo nie trafiłeś na takich ludzi.
Mi niektórzy klienci opowiadali, że byli zastraszani przez księży, że podczas medytacji mogą zostać opętani! I z tego powodu nie chcieli medytować.
Było kilka przypadków, że uzależnieni zostali wyśmiani przez terapeutę czy seksuologa, gdy powiedzieli, że uzależnili się od oglądania porno.
To samo tyczy się z powszechnym przekonaniem, że kobieta może nas odrzucić, zranić, wyśmiać, etc.
A to zwykłe robienie się w konia przez projekcje swoich emocji i oporu. A jednak dla milionów facetów to ważniejsze od rzeczywistości.
Tutaj większy atak następuje ze strony świata alternatywnych podejść, konkurencyjnych konceptów wierzeń. Czy chcę wejść w tak bardzo dla nauki mętną wodę?
Mętną wodę?
Dr Hawkins te tematy przedstawił w najbardziej zrozumiały sposób w jaki się dało.
Praktyczny, z realnym przełożeniem na ludzkie problemy.
Czy to rozsądek? Czy to aż tylko mój umysł?
A co jak nie Twój umysł?
Ale to nie poziom rozsądku, tylko strachu.
Więc to co dostrzegasz w Twoim umyśle to nie prozdrowotny proces analizy, tylko zwykły lęk projektowany na co popadnie.
W tym przypadku akurat na jeden z najlepszych znanych ludzkości sposobów na to, by przestać się wreszcie bać – by opuścić atraktor strachu.
Ja sam kilka razy skrytykowałem jakiś artykuł na temat uzależnień czy problemu zdrowia ale nigdy nie atakowałem autora.
Pokazywałem powszechne niezrozumienia, mity. Ale nie dla samego krytykowania, tylko podawałem właściwe zrozumienie, wyjaśniałem co jest co.
Robiłem to, bo jestem ekspertem w temacie uzależnień i to, co przeczytałem w tych artykułach było wręcz rażąco, krygodnie niepoprawne.
Nie muszę mieć tytułu, by odróżnić nieraz po prostu karygodne głupoty od silnych, pomocnych faktów.
Ktoś pisze o temacie, z którym nie ma żadnego doświadczenia, nic nie osiągnął, tylko o tym czytał.
Ostatnio jeden klient dostał radę od swojego znajomego, który uczęszcza na psychoanalizy, by odpuścił mój program, bo zapytał się co robi ze swoim “nałogiem” (już błąd interpretacji), na co usłyszał – “przechodzę program gościa, który był uzależniony przez 15 lat, wyszedł z tego i opracował swoją metodę”. A on na to – “E, lepiej idź na terapię”.
No spoko ale przez 4 lata mojej pracy i ponad 200 osób, które w WoP wzięły udział i z większością współpracowałem jeszcze NIKT nie napisał mi, że pomogła mu terapia i że poleca tego czy tamtego terapeutę. Nikt. Nadal nie mam do polecenia żadnego dobrego terapeuty w temacie emocji i uzależnień od porno! A chciałbym!
Więc rada dobra ale w ogóle nie oparta o rzeczywistość.
Nie mówię, że nie ma skutecznych terapeutów, bo są. Ale niewielu, gdyż uzależnienie od porno to nowe uzależnienie. Dla wielu w ogóle nieznane.
Niemniej Program WoP BARDZO może pomóc w terapii. Można więc połączyć jedno i drugie.
Zauważ, że w innym swoim komentarzu napisałeś:
“Z drugiej strony, energia ponoć nie istnieje, a jednak mogę ją przywołać, doświadczyć jej i w jakiś sposób ukierunkować.”
Więc co jest dla Ciebie bardziej realne – Twoje osobiste doświadczenia czy społeczne przekonanie i “naukowe podejście”, że energia nie istnieje?
NO ALE SAM TEGO DOŚWIADCZYŁEŚ! WIĘC JAK MOŻESZ W TO DALEJ WIERZYĆ?
Dlaczego negujesz własne doświadczenia?
Oto jesteś żywym dowodem, że nauka w tej kwestii się myli.
I co? No i nic. To Twoje doświadczenie i zrób z nim co uważasz za słuszne. Nikogo nie staraj się przekonać do tego. Niech sobie wszyscy żyją jak chcą i wierzą w co chcą.
Nie masz w związku z tym żadnej powinności.
Jednocześnie i tak nikomu tego nie udowodnisz. Ale ci, którzy sami tego doświadczyli będą doskonale wiedzieli o czym mówisz.
Tak jak ja z rozmową z drzewem. Mam z tego osobistą przyjemność, nie tańczę po północy półnagi w lesie, nie składam ofiar z jeleni starożytnym bóstwom. Żyję jak żyłem z nieco poszerzonym paradygmatem rzeczywistości. Mam swoje problemy takie jak większość ludzi.
I nikt tu nie potrzebuje udowadniania czegokolwiek lub przekonywania kogokolwiek, ani krytyki, ani wyśmiewania.
Kiedyś byłem u księgowej. Normalna, dojrzała kobieta, z tytułem. Chciałem się skonsultować w kilku kwestiach.
Podczas rozmowy zapytała mnie o moją pracę. Temat zszedł m.in. na duchowość.
Wspomniała, że jej małego kuzyna zamknięto w ośrodku dla chorych umysłowo i faszerują lekami. Dziecko bodajże 11-12-letnie. Dlaczego? Bo czasem widzi duszki.
I teraz pytanie – czy to dziecko jest szalone, czy może ma poszerzoną percepcję i wrażliwość i lekarze nie pomagają mu, tylko zabijają bezcenną cechę u bardziej rozwiniętej od nich istoty?
Widziałem, że ta kobieta była przestraszona i wyczuwałem, że była minimalna gotowość przyznać, że być może dziecko nie jest szalone. Nie ciągnąłem tego tematu.
Ja kiedyś byłem w takiej energii w klubie, że jak ruszałem palcem wskazującym to ze 40-50 osób, w tym mężczyźni i najpiękniejsze kobiety patrzyli na co wskazuję.
Faceci kupowali mi drinki i pytali się co ja robię, że jestem taki zajebisty.
Kilka lat temu nie uwierzyłbym w takie historie za żadne pieniądze. Ale przeżyłem to. Nie mówię to, by się chwalić. To moje doświadczenie i doskonale zdaję sobie sprawę, że i dlaczego większość tego nie doświadczy.
Odnośnie Ciebie – możesz zapytać samego siebie – “Co mnie kosztowało, czego potrzebowałem, by tego doświadczyć, by się na to otworzyć?”
I wtedy zapytaj siebie ile osób to przeszło? Ile osób było gotowych otworzyć się na więcej?
Poza tym – nawet mając osobiste doświadczenia, takie jak Ty – że np. nie mogą w ogóle kontrolować swojego umysłu, ani myśli – dalej powtarzają bzdurę, zwykłe przekonanie, że to oni myślą! I jeszcze, że negatywne myśli źle o nich świadczą. I wierzą im pomimo, że już setki razy ich umysł kompletnie się mylił.
Byli mężczyźni, którzy dopiero, gdy porządnie się wzięli za siebie, otrzeźwili, zaczęli żyć bardziej świadomie, zaczęli dostrzegać jak wiele sygnałów zainteresowania dostawali od kobiet. Wcześniej ich po prostu nie zauważali lub kompletnie negowali, wypierali i użalali się, że się nie podobają kobietom. A tu nagle okazuje się, że to było życie z głową we własnym tyłku. Nie widzieli 99% faktów.
W każdym temacie tak jest.
I u mnie też tak było.
Gdy poszerza Ci się percepcja zaczynasz widzieć coraz więcej – tak jak ten mężczyzna i sygnały kobiet oraz jak to dziecko i duszki.
U każdego doświadczenie wzrostu jest indywidualne i unikalne. Przebadać się tego nie da.
Gdy zacząłem zajmować się jednym zaniedbanym tematem, gdy moją INTENCJĄ było jego rozwiązanie – od razu zaczęły się ujawniać emocje, opór, negatywne, blokujące przekonania.
Gdy się nimi zajmowałem, brałem za nie 100% odpowiedzialności, gdy je zaakceptowałem, przestałem się obwiniać, wstydzić, użalać, opierać, wypierać i projektować to na świat i to wszystko uwolniłem, ten obszar zawsze się zmieniał na lepsze. Czasem DIAMETRALNIE. Wliczając zdrowie. Potem oczywiście ujawniały się kolejne warstwy. :)
Ale o tym czytałem w pracy dr Hawkinsa, Eckharta Tolle. Było dokładnie tak jak opisywali.
A żeby nie było, że sobie to wmówiłem i jakoś magicznie moja podświadomość tak to zorganizowała, bym sobie udowodnił rację – to setki razy było tak, że najpierw doświadczyłem czegoś nowego w moim życiu, a dopiero potem o tym przeczytałem i informacje pokrywały się w 100% z moim doświadczeniem.
W każdy momencie mogłem sobie powiedzieć, że sobie wciskam kit, głupoty. I często tak było! Bo faktycznie wciskałem sobie głupoty.
Np., że nie zasługuję na miłość, na seks, na kobiety. Albo że ktoś mnie może zranić czy obrazić.
Jak masz problem np. z pieniędzy za radą dr Hawkinsa nie można mieszać poziomów.
Więc – brak pieniędzy oznacza, że trzeba popracować i je zarobić.
Co blokuje jednak działanie? Opór? No to oporem trzeba się zająć na odpowiednim poziomie.
A może blokuje strach? Co strach usunie? Zmierzenie się z nim i jego uwolnienie.
A może naszą pracę wykonujemy niestarannie? Więc na jakim poziomie potrzebne są korekty? Może się nie staramy, bo nie lubimy naszego szefa? Więc nie tylko należy zająć się swoją urazą do szefa ale też zmienić to jak pracujemy.
A nie założyć białe szaty, wianuszek i śpiewać la la la.
Jeśli jednak męczysz się w pracy, nie widzisz sensu, bo boisz się np. apokalipsy lub koronawirusa, no to już nieco poważniejszy temat.
Bo zapewne ogólnie samego siebie postrzegasz jako robaka bez żadnej mocy, bez żadnych szans. Być może postrzegasz ludzi jako ofiary tego świata, a siebie w szczególności.
Jako ofiary bakterii, wirusów, rządów, które rzekomo kontrolują ludzkość, etc.
Ok, mnie jakoś dzisiaj nikt nie kontrolował. Nikt za mnie nic nie wybrał, nic mi nie kazał, do niczego mnie nie zmusił. Wszystko co dziś zrobiłem to w 100% moje wybory, decyzje i działania. Jestem za nie odpowiedzialny oraz za to, na podstawie czego je wybrałem.
A gdybym zasłabł lub zachorował, to mogę zapytać sam siebie – czy będę wciskał sobie ciemnotę, że mnie dopadł wirus, czy może przez ostatnie kilka tygodni zaniedbywałem się wewnętrznie – przemęczałem, stresowałem, umniejszałem, nie dawałem sobie miłości, akceptacji, jeszcze jadłem dużo cukru, piłem alkohol, osłabiałem się czym popadnie? Jaki poziom energii utrzymywałem przez ostatnie tygodnie? Jaki poziom utrzymywali ci co zachorowali na coś?
Ogólnie wszyscy zgodzili się w tej dyskusji co do niskiej wartości merytorycznej działalności Hawkinsa, oraz stosowania przez niego wielu uproszczeń, uogólnień i błędów logicznych. Zarzucono mu sympatię ku klimatom sekciarskim, wyśmiano “zabawę z machaniem rękoma” w filmach, można by długo wymieniać.
Niska wartość merytoryczna?
Czy ci ludzie są ślepi?
Stosowanie uproszczeń? A o własnych uproszczeniach i niskiej wartości merytorycznej te osoby nie mówią nic.
O własnych błędach.
Zarzucano mu sympatię ku klimatom sekciarskim? On nawet w książkach ma rozdział jak rozpoznać kult od rzeczywistej organizacji duchowej.
“Zabawa z machaniem rękoma” pokazuje poziom merytoryczny osób, które dokonują krytyki.
Brzmią jak dzieci.
Wszystkich pionierów wyśmiewano. Tak było zawsze, jest i będzie. Ale to dzięki nim mamy prąd, samoloty, samochody i wiele innych osiągnięć.
To był jednak jeden z argumentów w rozważaniach o tym dlaczego osoby o tak wysokim poziomie świadomości mogły dopuszczać się rzekomo niecnych czynów. Sam czasem się dziwiłem zawartości tej listy, mając jakąś wiedzę o ludziach, krajach czy instytucjach. Tylko czy jest to rzeczywista i oryginalna wiedza? Dopuszczam to, iż nie mogę być tego pewien. Swego czasu zetknąłem się z obszernymi pracami blogerów, podważającymi działalność Osho czy Tolle. Prócz problemów z logiką zarzucano im choćby zbyt dużą ilość samochodów.
Widzimy po raz kolejny poziom merytoryczny tych zarzutów.
To takie głupkowate, dziecinne “uświęcanie na siłę”.
Ktoś ma 3 lub 4 samochody… i co z tego? Jakoś piłkarzom się tego nie zarzuca, tylko się ich za to podziwia.
No ale dla tych ludzi najwyraźniej człowiek duchowy to człowiek biedny, taplający się we własnych odchodach.
A jak ma coś wspólnego ze światem materii to znaczy, że oszust i udaje.
Mi ktoś kiedyś zarzucił, bo powiedziałem, że przechodziłem tzw. ciemną noc duszy, że muszę ściemniać, bo wg niego po ciemnej nocy duszy już nie powinno mnie trzymać tu na ziemi, powinienem już odlecieć na chmurce… I ta osoba mówiła to, bo kilka lat temu przeczytała to w jakiejś książce, w której opisane było podobne doświadczenie jakiegoś świętego. Osoba ta jeszcze mówiła – “jeśli dobrze pamiętam”. Więc – sama tego nie przeżyła, nie do końca pamiętam co przeczytała, przeczytała o kimś innym, uznała to doświadczenie za jednowymiarowe, wspólne za wszystkich, cholera wie co jeszcze i wywnioskowała, że ja się mylę…
Mam świadomość tego jak reagujemy na ludzi, którzy odnieśli sukces. Uwielbiamy przypisywać im najgorsze cechy, zwłaszcza jeśli taki osąd był choć w jednym przypadku słuszny. Uwielbiamy zajmować się innymi.
To się dla mnie niczym nie różni od dziewczyn zazdroszczących innej dziewczynce w szkole, że ma nową sukienkę lub modne tipsy zrobione w najlepszym salonie w mieście.
Zawsze w jakiś sposób poszukuję rozwiązań swoich problemów. Jednak ciągle natrafiam na to, iż ktoś kogoś podważa. Co samo w sobie nie jest złe, to dobrze, iż dzieje się takie sprawdzanie. Tylko ja na swoim poziomie nie jestem w stanie tak do końca za czymś się opowiedzieć.
Odpowiedź jest prosta – patrz na rezultaty tych osób.
Nawet w Biblii napisano “Poznacie ich po owocach”.
Jakie owoce ma ten, co podważa? Jakie owoce ma osoba podważana?
A poza tym – co za problem przetestować rozwiązanie jednej i drugiej osoby?
Ogólnie przedstawiłeś bardzo ważny temat – nie jesteś w stanie rozpoznać prawdy od fałszu. O czym mówił dr Hawkins i o czym ja mówię bardzo często. Umysł nie ma takiej zdolności. Ani Twój, ani mój, ani tych ludzi, o których mówisz. “Machanie rękoma” dr Hawkinsa to jedyny sposób, by oddzielić prawdę od fałszu i określić jej poziom.
To ciekawe, że poziom Twojej wypowiedzi jest o niebo wyższy, niż osoby, których krytyką się zamartwiasz. Jesteś wg mnie na wyższym poziomie od nich.
Nie mówię, że byłbyś w stanie przeszczepić żywą tkankę ale na poziomie świadomości jesteś wyżej. A poziom świadomości może ale nie musi mieć nic wspólnego z inteligencją.
Niejedna osoba woli obecność zwierząt – psów i kotów – niż innych ludzi. I nie dziwne – bo zwierzęta potrafią kochać i kochają nie mając umysłu logicznego. A bliscy tych osób oraz inne osoby nie są nawet na poziomie sprzyjającym życiu.
W skrócie – wolałbym z Tobą iść na piwo, niż z tamtymi osobami nawet jeśli byliby doskonałymi chirurgami.
Niemniej widzisz także, że każdą rzecz można podważyć, przedstawić w takim kontekście, że wydawać się będzie fałszem. To odwieczny problem ludzkości.
Jak sądzisz – gdybyś w Średniowieczu pokazał się telefonem komórkowym, jakbyś skończył?
A dzisiaj podobnie można skończyć bez telefonu komórkowego ;)
Widzisz jak łatwo jest kogoś oczernić – dr Hawkins to szalony dziadek machający rękoma.
Ale ten “szalony dziadek” prowadził największą w stanach praktykę lekarską zajmującą się najcięższymi przypadkami klinicznymi, miał pod sobą dziesiątki jeśli nie ponad setkę innych lekarzy. Ma udokumentowane dziesiątki tysięcy uzdrowień ludzi. Pamiętam, że dostał jakąś bardzo ważną nagrodę.
A dużo więcej jest nieudokumentowanych uzdrowień dzięki jego dalszej pracy.
Cała moja praca opiera się o badania dr Hawkinsa i jego wkład w medycynę i zdrowie zarówno psychiczne jak i emocjonalne oraz duchowe. I już setki osób z tego skorzystało.
Prawie codziennie dostaję maile z podziękowaniami.
Łatwo to wszystko pominąć, przemilczeć i skupić się na głupotach.
Ludzie mu nawet zarzucali brak profesjonalizmu, bo znaleźli w jego książce literówkę lub brak przecinka. U mnie było dokładnie to samo! Ktoś nie chciał przerabiać programu, bo trafił na kilka literówek i uznał program za nieprofesjonalny. Wow…
To może i chirurga uznajmy za nieprofesjonalnego, bo się jąka?
Skala absurdu na tej planecie nie ma ograniczeń.
I jeszcze kilka uwag do Ciebie – otworzyłeś ostatni Moduł i czego się spodziewałeś? Zrozumienia?
Cały Program ma etapy. Przechodzisz je, wzrastasz, dojrzewasz, rozumiesz coraz więcej. Przede wszystkim – sam doświadczasz.
Masz poważny problem, a jednak nie słuchasz się zaleceń – zacząć od pierwszego Modułu i iść po kolei. Zamiast tego idziesz od razu do końca i co?
I od razu wątpliwości. Potem strach. Potem znalazłeś krytykę, bo “Czuję się dość skołowany. Z ciekawości zaglądałem ostatnio do modułu 12, jak dla mnie chyba najbardziej kontrowersyjnego i niezrozumianego tak w pełni na dzień dzisiejszy. Natrafiłem w sieci na recenzję książki “Siła Czy Moc”, która chyba stanowi trzon rozważań w tej części Programu.”
Wcale nie zajrzałeś z ciekawości, tylko ze strachu. Już miałeś obawy, wątpliwości i szukałeś czegoś na ich potwierdzenie i oczywiście znalazłeś. Bo zawsze znajdziemy to, czego szukamy.
Ty znalazłeś racjonalizacje dla swojego strachu.
Czy naprawdę wszyscy na tej planecie muszą być negatywni, chcieć Cię oszukać, wykorzystać, wcisnąć do kultu?
Na razie nie widzisz różnicy między ciekawością, a strachem. Jak masz rozpoznać głębsze prawdy?
Krytyka kilku osób, o których nie wiesz nic i których osiągnięć nie wspominasz, jest dla Ciebie na równym poziomie, co niewyobrażalne osiągnięcia wspaniałego doktora. Bo przedstawia niezrozumiałe dla nich metody, choć jasno i klarownie je opisał. I który z miłości do ludzi naukowy stopień doktora zrobił w wieku 60-ciu lat.
A jak u Ciebie z pornografią? Nadal sądzisz, że ją lubisz? Nadal uważasz ją za złą?
Dlaczego liczysz, że Moduł 12, którego zawartość uwzględnia to, że już zrozumiałeś, wdrożyłeś wiedzę z poprzednich modułów i rozpoznałeś mnóstwo negatywności, kłamstw, iluzji i masz już zdolność lub przynajmniej intuicję, by to robić, zrozumiesz, właściwie odbierzesz?
Gdybyś poszedł na studia i od razu otworzył podręczniki z przedmiotów z ostatnich semestrów, to ile byś zrozumiał?
Jeden z klientów mówił mi, że nie wychodzi mu uwalnianie. Poprosiłem, by dokładnie opisał co robi.
Okazało się, że z instrukcji mającej 8 kroków wykonywał tylko siódmy i to jeszcze niepoprawnie. Olał 6 poprzednich i się dziwił, że nie działa…
W kontekście medytacji, która jest kluczowa:
Dla innej osoby puszczanie się myśli to to samo, co ignorowanie. Kłóci się ze mną, wmawia mi różne bzdury, że to jedno i to samo i obaj to wiemy, obaj oczywiście mówimy o tym samym (czyli o tym co ta osoba), etc.
Ktoś jeszcze sądzi, że niemożliwe jest coś obserwować i się tym nie interesować… pomija przy tym fakt, że codziennie robi to setki razy każdego dnia – z mijanymi ludźmi, chmurami na niebie, samochodami, budynkami, etc.
Mija je, widzi ale kompletnie się w to nie angażuje. A jakoś z myślami uważa, że to niemożliwe.
Gubimy się w tak fundamentalnych i prostych tematach, a sądzimy, że poradzimy sobie w nieco bardziej zaawansowanych.
Pokora nie boli.
Ty akurat masz na tyle rozwiniętą świadomość, że potrafisz w ogóle odczuć coś w swoim ciele innego, niż ból i napięcie. Czujesz energię i nadal to uważasz, że nie istnieje.
Cały Program prowadzi m.in. do wzrostu wrażliwości. Nie każdy zaczyna czuć energię tak wyraźnie ale np. poprawia się mu relacja z innymi ludźmi.
Oto co napisał mi kilka dni temu jeden klient:
“Dziękuje, szczególnie za ostatnie słowa, były naprawdę mocne.
Muszę się pochwalić kolejnym sukcesem. Dziś usłyszałem w pracy takie słowa: nie poznaje cię po tym urlopie, jesteś jakiś inny, taki bardziej do kobiet…”
Ok, sprawdziłem. To nawet nie klient, tylko ktoś, kto zastosował moje rady w praktyce.
Więc już to jest bardziej wartościowe, niż wyśmiewanie kogokolwiek.
Dzięki Piotrze za miłe słowa, a jeśli propozycja z piwem nie była czysto hipotetyczna to byłbym szczerze chętny :) Faktem jest, iż kieruję się strachem i na dodatek nie umiem odróżniać fałszu od prawdy. Choćby koronawirus. Artykuł na portalu doprowadził mnie ostatnio do sekcji komentarzy, gdzie można odnaleźć jeszcze bardziej niepokojące informacje. To spowodowało, iż trafiłem na wyszukiwarkę a stamtąd na kolejne strony z tą tematyką. Dowiedziałem się, iż Hindusi odkryli w tym wirusie wstawkę z HIV, która umożliwia mu obejście systemu immunologicznego, dlatego z całą pewnością jest to produkt syntetyczny. Co by się zgadzało z wcześniejszymi rozważaniami na temat samego wirusa HIV. Dodatkowo wiem też, iż nad Wuhan latał amerykański dron, który nad targiem wypuścił wirusa w aerozolu. Wszystko w ramach walki gospodarczej USA z Chinami. Logicznie i zatrważająco realnie. Tylko, iż była to strona traktująca o teoriach spiskowych i jest pełna treści pełnych nieufności dla świata. Żadnych konkretnych dowodów. Żadnych konkretnych danych. Zero pojęcia o tych co to napisali. Jedyne co mogę stwierdzić sensownego to ogromny wysiłek, włożony w stworzenie tych treści i ich prezentację. Takie poczucie miałem też wobec rzekomej recenzji książki Hawkinsa. Ktoś bardzo chciał zasłonić jego pracę swoim poczuciem racji i własną wewnętrzną niezgodą z jakimiś kwestiami. Podobna sytuacja miała miejsce w wyśmiewaniu spotkania dwóch wójtów gdzieś w Polsce, w sprawie ustalenia strategii w kontekście działań wobec obecnej epidemii. Reakcja ludzi w sieci była bezwzględna. Ludzie są często tak bierni, iż naprawdę oczekują cudów. A co ci wójtowie mają uczynić? Mogą jedynie stworzyć jakiś sensowny plan działań gdyby coś się działo. Jednak to spotkanie było i tak stratą czasu, bowiem nie zapewniło uleczenia lęku. Przy okazji zadziałał stereotyp o polskiej wsi. Czasem umiem wyczuć absurd, jednak gdy jest on podparty solidną mentalizacją, odczuwam zagubienie. Wiesz, nie czuję się wcale lepszy od innych, może potrafiłem się taki poczuć tylko wobec totalnych degeneratów. Raczej czuję się w wielu sytuacjach po prostu inny. Inny, dziwaczny, ekscentryczny. Chyba tylko raz pewna kobieta stwierdziła, iż jestem przerażający z powodu tematów jakie poruszałem w rozmowie ;) Energię w sobie czuję od niepamiętnych lat. Wtedy jeszcze nie wiedziałem czym to może być, i że nie każdy może tak wyraźnie to odczuwać. Często czułem to z tak przytłaczającą siłą, iż może dlatego zbudowałem w sobie przepotężny opór, który noszę ze sobą każdego dnia. Noszę wyczuwalnie. Moje ciało niemal nieustannie delikatnie mrowi, omijając tym odczuciem miejsca, w których dokuczają mi moje dolegliwości oraz okolice mostka. Dokładnie tam gdzie jestem w stanie odczuć wyraźnie mój opór. To tak jakby ktoś wstawił tam ołowianą przegrodę, blokującą poczucie tego promieniowania. Tak się czuję praktycznie każdego poranka, automatycznie włącza się moje odczuwanie oporu. Kiedyś przypisywałem to poczucie energetycznego mrowienia nadaktywności mojego układu nerwowego z powodu mojej nerwicy, jednak od kiedy umiem odczuwanie tego przywołać i zlokalizować w swoim ciele to nie jestem tego już aż tak pewien. Potrafię słabo wyczuć energię niektórych ludzi, znacznie mocniej tą pochodzącą od zwierząt czy drzew. Częściej dziwię się temu, iż można tego nie czuć niż mieć z tym styczność. Dlatego też zwyczajnie wierzę w Twoje doświadczenia w tym względzie, choć ego krzyczy w takich momentach o humbugu, potędze autosugestii i innych “wyjaśniaczach” takich zjawisk. Tak, nie da się tego udowodnić naukowo. Często jedyną odpowiedzią nauki na te kwestie bywa izolatka i odpowiednie medykamenty, bądź ogólne politowanie nad kimś mocno zagubionym. Choć dorastałem w środowisku oparów kartezjuszowego twierdzenia, które dało mi dobrze popalić, to jednak nie neguję piękna umysłu. Potrafimy z odpowiedniej myśli zmaterializować naprawdę wiele wspaniałych rzeczy. Są one dokładnym obrazem naszego umysłu. Są odkrywcze, funkcjonalne, zadziwiające i ograniczone. Tak samo nauka. To wszystko jest po prostu kalką tego jak wygląda i pracuje nasz rozum. Jest tam ogromnie wiele, jednak są też niedomówienia, kresy, ograniczenia. Będą zawsze. Tak jak “alkoholik nie wymyśli sobie trzeźwości”, tak naukowiec nie wyliczy sobie wyjścia z uzależnienia. Czy to jednak tylko kwestia czasu? Nie wierzę w to. Zwłaszcza, iż tego czasu upłynęło już tak wiele, i nic w tym względzie się nie pojawia konkretnego. Chyba nawet mało kto nad tym pracuje w sposób stricte naukowy, poza tym czyjeś intencje, otwartość, podejście. Tak wiele istotnych i często brakujących aspektów sukcesu. Próbujemy sięgać gwiazd a tak mało wiemy o tym co mamy w zasięgu ręki. Do takich rozważań o dziwo skierował mnie poniekąd mój strach. To emocja, której mam w sobie najwięcej. To emocja, która często przykrywa sobą inne, niemal kieruje moim życiem. Praktycznie każda moja decyzja jest nim podyktowana. Nawet moja, wydawałoby się czysta, ciekawość jest nim zabarwiona. Dlatego też szybko przeskoczyłem do modułu 12 by odkryć jaki jest finał drogi, którą chcę podjąć. Dlatego już trzeci raz podchodzę do modułu 1, z poczucia lęku, iż podczas czytania ciągle prześladuje mnie odczucie, że niczego nie umiem zrozumieć, zapamiętać i coś ważnego mi umyka. Choć notuję, powracam do tych notatek i zawsze mogę sięgać do treści Programu kiedy tylko chcę. Nawet mój perfekcjonizm jest nasiąknięty irracjonalnym lękiem. Wiele czynię w duchu uniknięcia kary za moje błędy. Coraz częściej, tu i teraz, widzę siebie jako tamto dziecko, które po raz pierwszy starło się z zewnętrznymi naukami dorosłych. Z ich programami. Bardzo nie wiele się zmieniło we mnie, mimo upływu lat. Jedynymi momentami wytchnienia są adrenalinowe wyskoki ze strefy komfortu, których i tak nie umiem na dłuższą metę utrzymać. Bowiem one nie są wcale realną zmianą mnie, to tylko kolejny sposób by czegoś w sobie nie czuć. Od kiedy pamiętam ciągle coś mocno czuję, dlatego tak mocno uciekam w pozbawienie się odczuwania. Nie udaje mi się to. Teraz jednak wiem, iż odczuwanie emocji jest czymś wspaniałym, natomiast odczuwanie oporu przed nimi jest czymś tragicznym i bolesnym. Nawet do swojego ego nie jestem tak mocno przywiązany, potrafię krytykować swoje przemyślenia. Z drugiej strony moja niepewność siebie i zagubienie powodują, iż utożsamiam się z treścią myśli. Często nawet tych krytykowanych wcześniej przez siebie. Jest mi głupio gdy uzmysławiam sobie, iż swoje reakcje oraz decyzje zawsze opieram na identyfikowaniu się ze znakami drogowymi, jakimi są moje myśli. Nawet nie doceniam tego jak dobitnie informują mnie o wachlarzu odczuwanych emocji. Nawet nie muszę niczego zgadywać gdy przyjrzę się ich treści. Jestem wielu rzeczy świadomy, istnieję w naprawdę wspierającym mnie otoczeniu ludzi. Mimo tego gdy mam podjąć decyzję choćby o czytaniu modułu 1, pojawia się mnóstwo przeszkód. Odpowiednia pora dnia, data, okoliczności, atmosfera, nastrój. Ma być pod względem jakiejkolwiek negatywności po prostu czysto. Kieruje mną strach, który jednak wiele razy umiem podważyć. Decyzja o poradzeniu sobie z uzależnieniem także została już podjęta, nie widzę opcji powrotu. Zwłaszcza, iż w ostatnim czasie wyczyny gwiazdek naprawdę mnie nużą. Czy to efekt mojej decyzji? Czy to chwilowe osłabienie z powodu tego, iż w moim życiu odczuwam ostatnio więcej luzu i spokoju. Może po prostu jestem już gotowy na znacznie mocniejsze treści, których aż się boję. Może po prostu mam problem z akceptacją tego jaki teraz jestem i w jakiej sytuacji się znajduję. Pozostaję bierny, czekając aż wzbudzi się we mnie poczucie akceptacji całości mojego życiowego punktu. Wiem, iż nie na tym to polega. Wiem już, iż działanie przekorne nie musi być siłowym przełamywaniem się wobec tego co myślimy i czujemy. Mogę coś uczynić pomimo tego jak źle się czuję, nie muszę w to wkładać ogromnych pokładów siły. Mogę stać się obserwatorem tego co się ze mną dzieje, jednocześnie czyniąc swoje w jakby niezależnym uniwersum. Wiem to, jednak jakoś tego aktywnie nie próbuję. Ciągle pojawia się jakaś wymówka. Jestem prawdziwym mistrzem w wynajdowaniu powodów by czegoś nie wykonać. Gdybym tylko ten ogromny potencjał mógł wykorzystać w czymś sensownym i pozytywnym. Nie mam pojęcia jak wiele mógłbym osiągnąć. Nie do końca rozumiem dlaczego tak się dzieje, jednak coraz bardziej skłaniam się ku temu, iż jest to podświadome. Mam po prostu taki nawyk. To uruchamia się jakby poza mną. Zawsze gdy mam uczynić coś większego, coś ważnego. Podchodzę do tego z pewnym planem, z dokładnością, z poczuciem wagi danej kwestii. Wtedy właśnie dopada mnie ten nagły strach, wręcz nawykowy strach. Zatem gdy chcę czytać, muszę sobie zapewnić dogodny czas, przyjazne okoliczności. Gdy już czytam, narzucam sobie z kolei coraz mniej realne wymogi, dokładność. Podnoszę sobie poprzeczkę na tyle wysoko, iż cała czynność zaczyna mnie jakby “wypluwać” z siebie. Pragnę wówczas resetu i nowego rozdania. W rezultacie niczego nie doprowadzam do końca, bojąc się o to czy ów koniec będzie mnie satysfakcjonował. Jestem mistrzem autosabotażu. Ciągle zmagam się z jakąś niewiadomą, choć rozwiązania mam podawane na tacy. W pewien sposób i je podnoszę na jakiś nierealny poziom skomplikowania. Wiele razy piszesz o tym czym jest opór i akceptacja, jak sobie z nimi radzić. Mi to się jednak jawi jako jakaś niezwykle skomplikowana sztuczka, niemożliwa dla mnie. Choć nie jestem głupcem i rozumiem co chcesz przekazać. Rozumiem mechanizm. Potem jednak automatycznie to wszystko się rozmywa. Jedna kwestia, o której mi napisałeś: “Automatycznie poddajesz się temu, bowiem nie wybierasz niczego nowego. Ciągle wybierasz po staremu”. Szczerze? To nie tylko sposób na poradzenie sobie z nawykiem ale nawet wyjaśnienie czym on w istocie jest. Można by to rozpisać na wiele stron, można by to zniuansować. To nie zmienia faktu, iż w tak krótkiej formie można zawrzeć wszystko. W którejś z rozmów na blogu wspomniałeś o ludziach, którzy pisali zwięźle, konkretnie, zadawali potrzebne im pytania. Potem milczeli. Jednak często okazywało się, iż przez ten czas wykonali ogromną pracę. Ja należę do osób, które muszą się niczym pies na spacerze nieco pokręcić po okolicy, zanim znajdą dogodne miejsce by uczynić swoje ;) Mam prawdziwe poczucie winy, iż świadomie wymagam od Ciebie uwagi i obciążam Cię swoimi przemyśleniami. Niepewność jest gadatliwa i mało co do niej dociera. Jednak coś bardzo powoli się zmienia. Uzależnienie od dobrego samopoczucia jakie dają Twoje odpowiedzi ustępują zrozumieniu i rosnącej odwadze wykonania pracy, której nikt za mnie nigdy nie wykona. Bowiem właśnie w tej chwili, pisania o tym wszystkim wreszcie dotarło do mnie czym jest nawyk, mój nawyk ulegania lękowi. W tej jednej wypowiedzi, którą przesłałeś mi jakiś czas temu. Zawsze wybieram podświadomie to co wybieram. Dlaczego? Bowiem świadomie nie wprowadzam żadnej alternatywy. Dlaczego jej nie wprowadzam? Bowiem myśli pobudzone stłumionym strachem podsuwają mi okrutne wizje konsekwencji jakie mogę ponieść podejmując taki wybór. Dlaczego tak myślę? Bowiem nie chciałem kiedyś odczuwać strachu i postanowiłem go w sobie stłumić oraz projektować go na niemal wszelkie zdarzenia w świecie zewnętrznym. Choć strach dominuje, to także mój wstyd, poczucie winy, gniew, apatia, opór, niepewność a w zasadzie to jak do tego wszystkiego podchodzę, powoduje iż wybieram asekurację. Wybieram po staremu. Wybieram “bezpieczeństwo”.
Czasem umiem wyczuć absurd, jednak gdy jest on podparty solidną mentalizacją, odczuwam zagubienie.
Bo nie żyjesz spokojnie.
Masz w sobie pełno lęku, który ma wiele form – niepewności, braku pewności siebie.
Uwalniaj lęk przy każdej sposobności, a zdolność odróżnienia prawdy od fałszu stanie się niejako instynktowna.
Poczujesz co Cię osłabia (osłabia brak prawdy), a co Cię wzmacnia (prawda).
Tak się czuję praktycznie każdego poranka, automatycznie włącza się moje odczuwanie oporu.
Nic się automatycznie nie włącza, bo nie jesteś mikserem, ani tostownicą.
Ty sam zaczynasz stawiać opór każdego ranka. Nieświadomie. To Twoje nastawienie do czegoś – zapewne do siebie, do pewnych spraw.
Robiłeś to całe życie, więc stało się to nawykowe – poza świadomością.
Próbujemy sięgać gwiazd a tak mało wiemy o tym co mamy w zasięgu ręki.
Wrzucanie wszystkich ludzi do jednego worka nie jest mądre.
Naprawdę malutki odsetek ludzi myśli perspektywicznie, pragnie się rozwijać.
Reszta pragnie się nachapać, brać co akurat mają pod ręką.
Ale zgodzę się – wymyśliliśmy telefony, którąś już generację “smartphonów”, Facebooki, mnóstwo portali “komunikacyjnych” – a nasza realna zdolność komunikacji ssie suszone śliwki.
Mamy setki znajomych na różnych portalach, a nawet jednej prawdziwie bliskiej osoby z głęboką relacją opartą o zaufanie, szacunek, akceptację.
Więc to takie pitu-pity.
Dzieci, które dorwały się technologii.
Technologia powinna wspomagać życie, a nie je zastępować.
Nawet mój perfekcjonizm jest nasiąknięty irracjonalnym lękiem
Bo to prawie na pewno nigdy nie był perfekcjonizm, tylko uciekanie od poczucia winy i wstydu związanych z możliwością popełnienia błędu.
Perfekcjonizm to DĄŻENIE do perfekcji (co wiąże się z popełnianiem masy błędów i odnoszeniem porażek), a nie próba nawigowania, by nie popełnić żadnego błędu, nie odnieść porażki, tylko od razu żeby wszystko było perfekcyjne.
Perfekcjonista nie ucieka od pomyłek. Ani od własnych emocji.
Kieruje mną strach,
Nie kieruje Tobą strach, tylko Ty podejmujesz decyzje na jego podstawie.
Proponuję przestać postrzegać siebie jako ofiarę czegokolwiek.
Jestem mistrzem autosabotażu.
Sugeruję nie sądzić, że jesteś w tej kwestii wyjątkowy.
Po prostu to zaobserwowałeś.
Wyobraź sobie – 2000 lat temu Jezus powiedział, że Królestwo Boże jest w nas.
Ile osób doświadczyło tego Królestwa? Kilkaset max.
Cała reszta jest mistrzem sabotażu.
No bo co trzeba robić, by nie dostrzegać w sobie całego Królestwa?
A niektórzy nie dostrzegli Królestwa Bożego tylko nadęte ego, dumę większą, niż życie milionów ludzi.
Ci to dopiero się sabotowali…
Ja należę do osób, które muszą się niczym pies na spacerze nieco pokręcić po okolicy, zanim znajdą dogodne miejsce by uczynić swoje ;)
Ujął bym to tak – chodzę, chodzę długi czas, w tym czasie opieram się oporowi, niepewności, strachowi.
Jak miną (czytaj – zostaną stłumione lub wyparte), coś zaczynam dopiero działać. Ale zazwyczaj maksymalnie oddalonego od tego, co znane o 5 cm.
Mam prawdziwe poczucie winy, iż świadomie wymagam od Ciebie uwagi i obciążam Cię swoimi przemyśleniami.
To uwalniaj to poczucie winy i skoryguj swoje intencje.
Niepewność jest gadatliwa i mało co do niej dociera.
Jeszcze nie spotkałem się z tym, by ktoś dużo mówiąc nie czuł jakiegoś braku, nie uciekał od czegoś.
Chyba, że specjalista poproszony, by wyjaśnił dokładnie jakąś kwestię.
Czasem jest to człowiek szczęśliwy, przez którego przepływa tyle energii, że jedynym sposobem jest to wszystko wygadać.
Ale nigdy w formie pisania.
Jednak coś bardzo powoli się zmienia.
Zawsze wszystko się zmienia.
Kwestia percepcji tych zmian oraz własnej intencji zmiany siebie.
Uzależnienie od dobrego samopoczucia jakie dają Twoje odpowiedzi ustępują zrozumieniu i rosnącej odwadze wykonania pracy, której nikt za mnie nigdy nie wykona.
Niektórzy biorą to określenie “praca” na bardzo poważnie i wyobrażają sobie to jak chodzenie do pracy – TRZEBA wcześnie wstać, TRZEBA się ogolić, TRZEBA jechać do biura, TRZEBA wyrobić swoje w 8 godzin, etc.
Ale ta “praca” to życie jak najbardziej mądre, świadome, pozytywne, uczciwe, radosne, miłujące.
Ta “praca” to tylko rozpoznanie i porzucenie tego całego bagażu, który to ogranicza.
Można rzec, że to przeciwieństwo pracy, bo głównie porzucamy obciążenie.
Bowiem właśnie w tej chwili, pisania o tym wszystkim wreszcie dotarło do mnie czym jest nawyk, mój nawyk ulegania lękowi. W tej jednej wypowiedzi, którą przesłałeś mi jakiś czas temu.
Uświadomiłeś sobie więc korzyść jaką z tego miałeś.
Zawsze wybieram podświadomie to co wybieram. Dlaczego? Bowiem świadomie nie wprowadzam żadnej alternatywy.
Więc też dociera do Ciebie dlaczego ludzie mądrzy, ludzie sukcesu mówią, by zawsze mieć plan.
By planować.
Nie by sobie popisać, tylko zawsze mieć alternatywę, zawsze być przygotowanym. Nie na wszystko ale w ważnych kwestiach.
Niepewność bierze się z braku racjonalnej analizy.
– Jak się wydarzy TO, co wtedy? – no właśnie, co? Wystarczy to zaplanować i tyle. Po problemie. Jak się TO wydarzy, to realizujesz ustalony plan i już.
– A jak poczuję wstyd na rozmowie lub dojdzie do niezręcznej ciszy? Co wtedy? – No co? Zaplanuj to teraz i ten problem zniknie na resztę życia.
Dlaczego jej nie wprowadzam? Bowiem myśli pobudzone stłumionym strachem podsuwają mi okrutne wizje konsekwencji jakie mogę ponieść podejmując taki wybór.
Bzdury. Myśli nie podsuwają Ci żadnych wizji, bo te wizje to właśnie myśli.
To nie żadna “wizja” – to określenie pewnie wziąłeś z książek lub filmów fantasy. Czary mary i widzimy WIZJĘ przyszłości. I oczywiście zazwyczaj straszną.
Ale że żaden człowiek wizji nie ma, to już można olać, bo przecież w filmach to jest możliwe, więc może AKURAT MY mamy te wizje?
Otóż nie. To zwykłe urojenia, szaleństwa. Tylko ludzie kompletnie nie wiedzą czym jest to, czym się hipnotyzują dziesiątki lat, całe życie.
Myśli.
Tyle i aż.
Dlaczego tak myślę?
Bo nie dociera do Ciebie, że nie Ty myślisz. To się dzieje samo. Umysł w kółko tylko powtarza to, co skądś usłyszał i używa tego do racjonalizacji – wytłumaczenia Twojego stanu emocjonalnego, który jest zaniedbany i któremu się nieświadomie cały czas opierasz. Przez co stan ten się nie poprawia.
Bowiem nie chciałem kiedyś odczuwać strachu i postanowiłem go w sobie stłumić oraz projektować go na niemal wszelkie zdarzenia w świecie zewnętrznym.
Tak jak ponad 80% ludzkości.
Choć strach dominuje,
Strach nie dominuje, tylko ta emocja aktualnie jest górną warstwą Twojej podświadomości. Ją czujesz najwyraźniej.
A pod nią są kolejne warstwy.
To nie cały strach, tylko pewien jego ładunek. Strach, jak każda emocja, ułożony jest warstwami.
to także mój wstyd, poczucie winy, gniew, apatia, opór, niepewność
Najwyższe warstwy emocji zawsze się choć trochę mieszają.
Nigdy nie czujemy tylko jednej emocji, a zazwyczaj kilka naraz. Ale jedna jak opisałeś “dominuje”. Najwyższa warstwa.
a w zasadzie to jak do tego wszystkiego podchodzę, powoduje iż wybieram asekurację. Wybieram po staremu. Wybieram “bezpieczeństwo”.
Więc tu warto zadać sobie pytanie czy to naprawdę bezpieczeństwo.
To, że nazywasz to tak, bo przestajesz czuć strach naprawdę jest bezpieczne?
Niszczenie sobie mózgu oglądaniem pornografii, życie apatyczne, brak działania nazywamy bezpiecznym tylko dlatego, bo dzięki temu co robimy znika emocja strachu?
A co z rozsądkiem? Jak wygląda nasze życie? Otóż zaniedbujemy je i to często dramatycznie.
To pokazuje nam jak ogromnie niezrozumiany jest temat emocji i odczuwania.
Człowiek sądzi, że jest bezpieczny, bo się tak czuje… ale nie dokonuje analizy swojego życia.
Tak naprawdę tylko nie chce czuć strachu, a jak się to ma do realnego bezpieczeństwa? Często zupełnie przeciwnie.
Robimy najbardziej niebezpieczne, groźne dla zdrowia i naszego życia rzeczy i nazywamy to bezpieczeństwem.
Dlatego pojawia się uzależnienie – które doprowadza nas do takiego punktu, w którym trzeba przewartościować swoje życie, spojrzeć na nie odważnie.