Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!

Dzisiaj przedstawię Ci coś wyjątkowego – opis młodego mężczyzny, który wyzdrowiał z uzależnienia dzięki programowi 12 kroków. Zobaczysz co to jest wyzdrowienie.

Pamiętaj – wyzdrowienie to NIE jest jakieś magiczne zdarzenie – jakaś linia mety, którą jak przekroczysz, to już można zapomnieć o wszystkim i dalej sobie żyć jak Ci się podoba. To jak z nauką jazdy – gdy nauczysz się jeździć i zdasz egzamin, to dopiero zaczynasz to robić samodzielnie. Inaczej – będzie tak samo źle jak wcześniej.

Zdrowie to jakość życia. Choroba również. Zobaczysz jak bardzo zmieniła się jakość życia w przypadku tego mężczyzny. I wcale niekoniecznie musi to oznaczać wielkich zmian tego co robisz w życiu. To głównie aspekty wewnętrzne (ale oczywiście nie tylko).

Podkreślę – WoP i 12 kroków nie wykluczają się. Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie, co ten artykuł też pokaże. 12 kroków na pewno są tematem niezbędnym dla tych, którzy tak silnie trzymają się negatywności i opierają pozytywności, że nawet mają problemy, by do mnie napisać.

Ludzie odzywają się do mnie po przynajmniej roku, nieraz dwóch i więcej od pierwszej wizyty na tym blogu. O ile w ogóle się odezwą. A decyzja i tak najczęściej nie jest podejmowana z fundamentu troski o siebie, chęci poprawy – tylko z bólu, strachu, wstydu i winy. Więc gdy te emocje miną, nieraz taka osoba znowu przestaje dbać o siebie. I tak się miota. Jeśli jesteś takim człowiekiem – pamiętaj, że tylko podjęta decyzja stanowi krok do przodu, nie “lepsze samopoczucie”. Lepsze czy gorsze “samo+uczucie” nie ma żadnego znaczenia. Prędzej czy później i tak się zmieni i nie oznacza to, że jest lepiej, ani gorzej.

Przypomnę – emocjonalność jest jednym z najbardziej niezrozumianych tematów przez ludzkość i jest to aspekt, w którym ludzie są bardzo, bardzo… BARDZO niedojrzali. Ponad 80% ludzkości w ogóle nie ma nawet potencjału, by nie reagować emocjonalnie. Ew. refleksja przychodzi “po ptokach” – gdy można ew. “lizać rany”, a nie ich uniknąć.

W pierwszych mailach Newslettera daję króciutki – 4-pytaniowy test. I zawsze zalecam – jeśli odpowiedziałeś/aś twierdząco na 2 lub więcej pytań – rozważ 12 kroków. Jeśli 3, to 12 kroków są dla Ciebie bardzo, bardzo ważne. Jeśli na 4 – 12 kroków są niezbędne. Również tym, którzy odpowiedzieli twierdząco na 3 i 4 pytania, zalecam współpracę ze mną. Solo sobie nie poradzisz.

Żadna ilość informacji Cię nie uleczy. Zauważ – możesz już wiedzieć, że oglądanie porno szkodzi. I czy ta informacja zmieniła jakikolwiek rezultat? Ew. dała Ci potencjał do tego, by poszukać pomocy. Ale równie dobrze może stać się pretekstem do biadolenia, grania ofiary, rozpaczania, wmawiania sobie, że pomoc Tobie nie ma sensu, bo już za późno, za wiele zmarnowałeś/aś, i tak jesteś gorszy/a, etc.

Więc nawet posiadanie ważnej informacji wcale jeszcze nie oznacza, że podejmiesz dobrą decyzję – że użyjesz jej z pożytkiem dla siebie.

I to jak ze wszystkim – nawet łyżeczką do herbaty możesz sobie zamieszać albo wsadzić w oko czy rzucić w telewizor.

Jeśli podejmowanymi decyzjami sobie szkodzisz – poszukaj pomocy. Bo nie masz na razie potencjału, by podejmować korzystne dla siebie decyzje.

Ok, jedziemy z opisem doświadczeń 12 kroków. Całą wypowiedź podzielę na krótkie fragmenty, które skomentuję.

Problemy w sferze fantazji, masturbacji i pornografii towarzyszyły mi już od wczesnego dzieciństwa. Odkąd pamiętam, chciałem z tym skończyć, ale nic nie przynosiło rezultatów.

To jest najczęstszy problem ludzi uzależnionych – uważają, że “chcą z tym skończyć”. Tak – tylko chcą. Ale na chceniu i męczeniu się kończy. Dlaczego? Bo niemalże nikt nie rozumie, że nie ma uzależnienia “od” porno czy alkoholu, czy narkotyków.

Uzależniamy się od KORZYŚCI jakie z tego mamy i nie chcemy z nich zrezygnować.

Co więcej – chcemy tych korzyści niekoniecznie cały czas, a przynajmniej w pewnych okolicznościach. Dlatego zazwyczaj po sesji z porno obwiniamy się, biadolimy “po co to znowu zrobiłem/am!?” – bo nie rozumiemy, że zmieniły się okoliczności.

Przykład – ludzie wypisują w jednym akapicie całą listę korzyści – np. “pozwala mi się zrelaksować”, “rozładowuje napięcie”, “pomaga mi zapomnieć o problemach”. A w drugim akapicie piszą jak nie mogą tego rzucić, jak ich do tego ciągnie. To pokazuje jak uzależniony jest ślepy na te korzyści. Dlaczego? Bo uświadomienie ich sobie to pierwszy krok do poddania ich. A tego nie chcą.

Ważne, by zrozumieć – ludzie mogą oglądać porno tysiące razy przez dziesiątki lat, a nadal nie potrafią nawet powiedzieć dlaczego to robią. Ew. powtórzą coś, co gdzieś przeczytali – np. ode mnie. Jednak dalej nie są świadomi faktów.

Można powiedzieć, że “przeczytałem cały Internet” i przeczytałem wszystkie książki związane z problemem, jednak to nie pomogło. To znaczy pomagało – np. na dwa tygodnie, a potem w weekend wracałem nadrobić zaległości.

Tu widzimy przykład – można dysponować wiedzą, że “porno szkodzi” i jak ale i tak będziemy ją oglądać. Mężczyzna mówi, że “nadrabia zaległości”. Tak naprawdę mówi, że przez ten czas próbował te nieuświadomione korzyści uzyskać w inny sposób. Tylko nie miał świadomości ani tych korzyści, ani że o nie chodzi. Zmagał się, próbował na siłę nie zrobić tego, czego wcale nie chciał przestać robić.

Pamiętaj – uczciwość, prawda to pierwszy krok do zdrowia. Powiedzenie, że wcale nie chcemy przestać tego oglądać. Większość z tych, którzy twierdzą, że chcą przestać oglądać porno, mówią tylko “chcę znaleźć sposób, by nie czuć się tak koszmarnie po obejrzeniu porno”. Ale nadal chcą oglądać. Bo chcą KORZYŚCI jakie z tego mają.

Nie ma metody, która zrobi cokolwiek za Ciebie. Tu nie tylko potrzebna jest RADYKALNA uczciwość ale też ewolucja w świadomości. Bo inaczej nie masz szans w okolicznościach emocjonalnych zareagować inaczej, niż obejrzeć porno. Bo to będzie tylko reakcja, nie decyzja.

A że się opierał, no to potrzeba rosła. Dlatego ludzie po takiej bezowocnej męczarni tylko jeszcze chętniej włączają pornografię czy piją. Bo przecież “pozbycie się napięcia” to jedna z kolosalnych korzyści jakie z tego mają. Co też oznacza, że jeśli będziesz żyć w taki sposób, że non stop się męczysz i doświadczasz napięcia, to obejrzenie pornografii zawsze w Twoich oczach będzie jak wybawienie.

Oraz widzimy, że w internecie nie ma poprawnych informacji o uzależnieniu. To jest temat niezrozumiany na świecie. Bo normalność nie jest rozumiana, ani powszechna. Nie są rozumiane problemy, które wynikają z braku normalności oraz nie jest rozumiane jak te problemy rozwiązać (najczęściej ludzie wcale nie chcą rozwiązać swoich problemów, tylko np. o nich “zapomnieć” – a że to nie jest możliwe, no to to “zapominanie” muszą regularnie powtarzać np. w formie upijania się i oglądania pornografii). Dlatego wybierane jest granie ofiary, opór, emocjonowanie się – a to wszystko normalne nie jest i nie prowadzi do normalności. Poza tym wcale nie chcą zapomnieć o problemach, tylko chcą przestać wobec tych problemów czuć niekomfortowe emocje oraz nie potrafiąc “przegonić” czy “zatrzymać” negatywnych myśli o tym – no to muszą ciągle się czymś zajmować, by przestać być non stop wpatrzonymi w mentalizację. Tylko, że i tak non stop się w nią wpatrują sądząc, że myślą. No ale gdyby to robili, to wystarczyłoby podjąć decyzję, by przestać myśleć. A to możliwe nie jest.

Pamiętajmy – to, że coś jest powszechne, nie czyni to tego normalnym. Ani usprawiedliwionym.

Krytycznie ważne jest, by zrozumieć, że ogrom spraw, które narcystycznie postrzegamy osobowo – jak naukę, myślenie czy odczuwanie – to się odbywa bezosobowo. Dlatego jeśli obserwujemy w kółko jakieś zachowania, nawet obcych ludzi, to chcąc nie chcąc, zapamiętamy je. Nie możesz wybrać, by nie zapamiętać słów piosenki, której słuchasz. Nie możesz zdecydować – “teraz nie będę słyszał(a)” albo “wybieram, aby nie czuć tego zapachu”.

Ktoś uważa inaczej?

Problem można naprawdę zrozumieć mając go i go rozwiązując. Więc jedynym wiarygodnym źródłem tej wiedzy jest doświadczenie człowieka, który był uzależniony i wyzdrowiał. Ale pod warunkiem, że to faktyczne uzależnienie i faktyczne wyzdrowienie.

Akademickie dyskusje i teoretyczne rozwiązania w przypadku uzależnień to mrzonki. To jest zbyt poważny problem, by próbować go przeanalizować z zewnątrz. Nikt, kto sam nie był uzależniony, nie jest w stanie zrozumieć co to jest. Bo mówimy o całym życiu – takiej jakości życia, która jest destruktywne dla samego siebie.

Ludzie widzą tylko, że ktoś oglądał porno i jego życie ulegało zniszczeniu, a gdy przestał, to jego życie uległo poprawie. Dochodzi się więc do bardzo błędnych wniosków – że przyczyną jest oglądanie pornografii. Otóż nie. Oczywiście – pamiętajmy o samych konsekwencjach oglądania pornografii, które dokładają swoje (i więcej, niż przysłowiowe “3 grosze”).

Masę razy czytałem pytania typu – “dlaczego praktycznie wszyscy moi znajomi oglądają pornografię i nie czują się po tym jak gówno, i tylko ja się uzależniłem?” Odpowiedź na to pytanie wymaga uczciwości – bo nie w samym oglądaniu jest problem, tylko w tym jak żyjesz pomimo oglądania porno. Jak się traktujesz? Czy się osądzasz, potępiasz, nienawidzić, wstydzisz, winisz, żyjesz apatycznie, lękliwie, etc.? Nie wiesz, bo nie możesz wiedzieć jak żyją Twoi znajomi. Widzisz tylko to co ROBIĄ i MAJĄ, ale nie możesz widzieć tego jacy naprawdę SĄ. Poziom BYĆ jest krytyczny. A to jest niewidzialne i nie ma narzędzia, by to przebadać. Jedynym “narzędziem” jest własna świadomość.

I tu też jest ciekawa kwestia. Przydarzyło mi się, że uzależnieni nie mający intencji wyzdrowieć zarzucali mi, że “moje uzależnienie” nie mogło być poważne skoro wyzdrowiałem. Na pewno nie było tak trudne, ciężkie jak ich! No bo gdyby ich uzależnienie nie było tak ciężkie, to na pewno by wyzdrowieli!

To trochę jak ostatnio młody mężczyzna, który boi i wstydzi podrywać kobiety napisał, że to nie może być proste, bo gdyby było, to by to wszyscy robili.

Pamiętajmy – matematyka jest już w 1 klasie podstawówki. A daleko nie wszystkie dzieci kończą 1 klasę z takim samym poziomem wiedzy.

Przecież już w szkole wszystkie dzieci mają dokładnie takie same sprawdziany – te same pytania i zadania. A oceny są bardzo różne – od piątek po jedynki. Czy to kwestia sprawdzianu? Nie. To kwestia dzieci – np. przygotowania, chęci do nauki. To samo dotyczy uzależnienia. Nie po stronie uzależnienia leży clou, tylko po stronie człowieka. Bo uzależnienie to to jak żyjemy. A to jak żyjemy to pochodna tego jacy JESTEŚMY. Czyli naszego poziomu ewolucji.

Problem nie leży w matematyce/uzależnieniu, tylko w człowieku. Zresztą – sam(a) przeanalizuj, który krok z dwunastu dla Ciebie jest trudny i z jakich powodów. Zacznij przyglądać się temu jak właściwie żyjesz. Nie fantazjuj o tym, nie próbuj o tym “myśleć”, tylko uczciwie PATRZ z intencją widzenia prawdy. Bo można patrzeć latami i nie widzieć nic – żadnych faktów, tylko domysły i wrażenia. A jak można się domyślać np. przyczyn własnych wyborów?

W 2019 roku dołączyłem do wspólnoty Anonimowych Seksoholików, jednak poprzedzone to było ciągłym racjonalizowaniem i niestety pogłębianiem destrukcyjnych zachowań seksualnych.

Tu widzimy jeden z przykładów tego, co to jest uzależnienie – np. racjonalizowanie niekorzystnych wyborów, niechęć do poprawy. Uzależniony żyje taką jakością życia, że chce się tylko męczyć z problemami, a nie je rozwiązać. I choć rozwiązanie wyklucza jakiekolwiek zmaganie – wcale tego nie chce.

Widzimy też, że wiedział, że rozwiązanie istnieje, a jednak kontynuował destrukcję swojego zdrowia i życia.

Zastanów się – czy wizja życia bez problemów jest dla Ciebie ekscytująca? To, że wszystkie rozwiązałeś/aś i masz cały horyzont możliwości przed sobą? Czy raczej napawa Cię to lękiem? Możesz się zdziwić, że boisz się takiego życia. Wolnego. Nie przejmuj się – to jest powszechne.

Tak – ludzie są przerażeni wolnością. Bo tak boją się odpowiedzialności. Tyle, że każdy już jest odpowiedzialny za całe swoje życie. Tym samym ten lęk to absurd i iluzja.

Już w dwóch pierwszych Raportach zadaję 2 podstawowe pytania – o to jak ma wyglądać życie bez porno oraz czym jest dla człowieka oglądanie pornografii.

I ludzie odpowiadają – np. że w nowym życiu będą mieli czas, by realizować swoje cele i marzenia. Zadaję im wtedy pytania – czy na pewno tylko czasu im na to brakuje? To jedyny powód, że nie realizują swoich celów i marzeń?

A potem odpowiadają, że oglądanie pornografii jest dla nich sposobem na “zabijanie czasu” czy “zabijanie nudy”. Co pokazuje – że czas oczywiście mają, tylko NIE CHCĄ z niego korzystać twórczo, by np. realizować swoje cele. Bo się boją. Czego? Np. popełnienia błędu. I często nazywają siebie “perfekcjonistami”. Ale oczywiście unikanie błędów to nie jest perfekcjonizm, tylko jego przeciwieństwo. A że się boją, no to obejrzenie pornografii zawsze wydaje się im lepszym wyborem, niż podejmowanie wyzwań, rozwiązywanie problemów, etc. Zaś lęk nie znika, a nawet rośnie. A jego projekcje się mnożą.

Jednym z głównych celów życia uzależnionego jest tylko “samopoczucie”, czyli “same uczucia” – praktycznie nic innego się nie liczy. Więc jeśli wiążą z czymś negatywne uczucia, to tego będą unikać. A jak już “czują ‘się'” źle, to obejrzenie porno będzie dla nich jak rosół na kaca.

Czy SA mi pomogło? Przez pół roku funkcjonowania w SA i próbach “robienia programu”, nadal wchodziłem w ciągi i miewałem wpadki,

To też jest podstawa uzależnienia – tylko “próbuje się robić program”, a oglądanie porno traktuje się jako jakieś “ciągi” i “wpadki”. W ogóle nie dostrzega się nawet własnej odpowiedzialności.

Jak jest słowo “próbuję” to zawsze oznacza to “nie robię tego”. Są przypadki, że ludzie chodzili latami do wspólnoty, a nie wykonali nawet pierwszego kroku.

Niemniej – to, z czego ten mężczyzna nie zdawał sobie sprawy, to fakt, że samo uczestnictwo w grupach wywindowywało go w energii. Dlatego po kilku miesiącach samego uczęszczania i niechętnego “robienia programu”, w końcu uległo to zmianie.

nie umiałem zrozumieć wielu rzeczy omawianych przy pracy na programie (głównie na kroku pierwszym).

Próby rozumienia kroków przed ich wykonaniem – to samo tyczy się Programu WoP – to najprostsza strategia unikania i sabotowania siebie. Próby “rozumienia” to nie jest wykonywanie, podejmowanie działań. 99% tego, co ludzie próbują rozumieć – nie ma potrzeby rozumieć, bo i tak się nie da.

Dlatego często podaję przykład – spróbuj zrozumieć smak koperku. Użyj owoców milionów lat ewolucji mózgu, wszystkich zasobów umysłu, zdolności poznawczej i podejmij się wyzwania – zrozum smak koperku. To monumentalne zadanie, prawda? ;)

To Ci pokaże absurd prób rozumienia. Tak naprawdę najczęściej “próby rozumienia”, to tak naprawdę “próby kontroli”. A co mówi 1 krok? Że kontroli nie mamy. Nie dziwne, że tak niechętnie się go podejmujemy. Bo to “rozbrojenie” jednej z fundamentalnych iluzji narcystycznego rdzenia homo sapiens.

A nawet jakby się dało zrozumieć smak koperku – powiedz mi – co to zmieni? Zacznie Ci bardziej smakować? Potanieje? Stanie się bardziej zielony? Nagle wpadniesz na jakieś super koperkowe przepisy? Nic by to nie zmieniło.

Ludzie próbujący coś zrozumieć BOJĄ się tego podjąć. I te próby “rozumienia” to tak naprawdę próby uniknięcia lęku. A tego się nie da uczynić. A jaki jest sens prób kontroli czegokolwiek i kogokolwiek?

I to też fundament uzależnienia – uzależniony próbuje tylko “zapominać” o problemach, “nie myśleć o nich”. Ale ich nie rozwiązuje. Wiesz, ja ludziom po 30-tce mówiłem, że fundamentem życia jest rozwiązywanie problemów, bo to jest jedyna droga do realnego rozwoju i dbania o swoje życie. Ludzie naprawdę byli zaskoczeni słysząc, że problemy jest lepiej rozwiązać, niż ich unikać (!). Ale znowu – i tu jest niebezpieczeństwo, bo uzależnieni często robią sobie problemy, zazwyczaj przez zaniedbania. Dokładają ich sobie bardzo chętnie.

A to przecież znowu – same podstawy zdrowego funkcjonowania – jak masz problem, to go rozwiązujesz. Jak masz dziurę w koszulce, to ją albo zaszywasz, przyszywasz łatkę albo kupujesz nową koszulkę, a tą wyrzucasz lub robisz z niej ścierkę. Bo co się stanie jeśli nadal będziesz w niej chodzić? Dziura będzie coraz większa, zgadza się?

Zaniedbywane problemy rosną. Tak było od początku świata i u każdego człowieka. Nie ma wyjątków. Więc jak ktoś pozornie “nie ma problemów”, to znaczy tyle, że je rozwiązał i rozwiązuje na bieżąco i/lub nie biadoli na ich temat. A pamiętaj – gdy raz rozwiążesz jakiś problem, to potrafisz go już rozwiązać przez resztę życia. Przestaje więc być problemem.

Dlatego widzisz – uzależniony może coś nazywać “perfekcjonizmem” czy “próbuję to zrozumieć”, a zupełnie tak nie jest. Nawet nie dostrzega jak podcina sobie nogi. Zazwyczaj w odpowiedziach na pierwsze Raporty ludzie słyszą ode mnie tyle korekt, że zaczynają biadolić, że “wszystko robią źle”. :) I powiem Ci jedno – to dobra wiadomość, nawet jeśli faktycznie “wszystko” robił(a)byś źle. Bo dzięki temu, że nareszcie widzisz, że popełniasz te błędy – możesz je skorygować. A ja zawsze podaję odpowiednie korekty i jak je wprowadzić. Niemniej pokazuje to, że biadolenie to też jedna z wielu strategii sabotowania i folgowania sobie.

Zobaczysz, że Krok 4 jest krokiem, przed którym ludzie najbardziej się opierają. Bo łatwo dostrzeżesz, że wobec błędów, które popełniłeś/aś, trzymasz dla siebie ogromne pokłady poczucia winy. I znowu – wolisz tego unikać, niż zacząć się z tym mierzyć. Dlatego winy przybywa. Jak i nierozwiązanych problemów – czyli pretekstów do dalszego obwiniania się.

Wtedy natrafiłem na WOP. Byłem spłukany, wydałem na program część swoich oszczędności przeznaczoną na czarną godzinę, mając z tyłu głowy, że jeśli coś mi się nie spodoba, to przecież będę mógł poprosić o zwrot pieniędzy (w tej kwestii z miejsca zaufałem autorowi programu). To była naprawdę świetna decyzja i jeśli mogę, to chcę Ci z całego serca polecić to, co oferuje Piotr. Pomimo tego, że były to moje ostatnie pieniądze, to nie żałuję ich wydania!

Tutaj warto wspomnieć, że DZIĘKI temu, że miał trudną sytuację i wydał dużą część oszczędności – to docenił ten zakup i z niego skorzystał. Niejeden kupił WoP nawet we współpracy ze mną i porzucał pracę najczęściej na/po Module 3. Bo mogli sobie pozwolić na marnowanie pieniędzy. Ten mężczyzna nie mógł.

Częstym pretekstem kupienia WoP jest ekscytacja lub ból, strach. A to minie/zmieni się. Jak każde uczucie. Więc jak ktoś się przestraszy konsekwencji ostatniej sesji z porno i na tej podstawie kupi WoP i zacznie go przerabiać, to po kilku dniach lub tygodniu poczuje “się” lepiej. Tylko, że to nie ma znaczenia. Ale jeżeli zmienisz decyzje, bo zmieniło się to co czujesz – to nie jest zdrowie. To jest uzależnienie – taka jakość życia. Czyli bardzo niska. To często miotanie się w jednym celu – by pozbyć się emocji i myśli.

A 12 kroków mówi – przyjdź na meeting, przyprowadź swoje ciało. Nawet jeśli czujesz się źle. Nawet jeśli nie chcesz. Samo to zmieni już bardzo dużo. W WoP też przestrzegam – działaj NIEZALEŻNIE co czujesz, POMIMO tego – czy to jest/wydaje się pozytywne, czy negatywne. Bo to nie ma znaczenia. Znaczenie ma tylko rozsądek.

Prawdę powiedziawszy do dziś nie zrobiłem programu WOP, gdyż całą energię włożyłem w pracy na programie 12 kroków, jednak uważne przeczytanie wszystkich modułów pozwoliło mi inaczej podejść do niektórych kroków i przyniosło zrozumienie podstawowych prawd, bez których nie posunąłbym się do przodu. Myślę, że gdyby nie wiedza zaczerpnięta z WOP, nie osiągnąłbym sukcesu, czyli ponad 2 lat abstynencji (w moim przypadku od masturbacji, pornografii, seksu i fantazji seksualnych).

To dobrze pokazuje, że nie ma scenariusza wyzdrowienia, który byłby uniwersalny i wspólny dla wszystkich. Oraz to, że żadna ilość “przerabiania programów” to nie jest droga do zdrowia. Ważne jest tylko to jak żyjesz. Na czym oczywiście 12 kroków i WoP się skupiają.

Zauważ też, co napisał – “zrozumienie podstawowych prawd”. Tak, bo w życiu uzależnionego brakuje podstaw. To jakby próbować poradzić sobie na studiach bez wiedzy z pierwszych klas podstawówki. Ja często porównuję swoją pracę jak do nauczania w klasach 1-3.

Zaznaczam, ze mówię tu tylko o tym, jak ja stosuję program i jak go osobiście rozumiem. Ścieżek 12-krokowych jest tyle, ilu ludzi wybierających pracę na programie.

Tak. WoP to również nie jest coś, co można tylko “przejść” i tyle. Bo to narzędzie do analizy swojego życia, to kompendium wiedzy pokrywające jak najszersze spektrum problemów oraz tematów i podanie dla nich szerszego kontekstu oraz narzędzi i ćwiczeń pomocnych, by wprowadzać korekty.

A każdy żyje i żył inaczej. Każdy JEST inny. Dlatego i droga, choć w esencji taka sama, będzie się różnić przynajmniej na powierzchni.

Zauważ, że nawet droga do pracy/szkoły, którą odbywasz każdego dnia, może okazać się zupełnie innym doświadczeniem w zależności od np. tego kogo spotkasz lub jakie będą okoliczności.

Krok Pierwszy

Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec żądzy i że przestaliśmy kierować własnym życiem.

Ten krok przyniósł mi ulgę. Całe życie WALCZYŁEM.

Właśnie. A z czym on walczył? Z własnymi wyborami, z których nie chciał zrezygnować oraz z konsekwencjami tych wyborów. Walczył – czyli opierał się i grał ofiarę – wszystkiego, co sam najpierw osądził. Nie chciał tego, próbował to kontrolować. To jakbyśmy się opieramy i próbowali kontrolować drogę do pracy/do szkoły. Da się? Oczywiście nie.

A jedną z podstaw rzeczywistości jest – wszystko czemu stawiasz opór – trwa i rośnie. Ale oczywiście biorąc pod uwagę poziom ewolucji homo sapiens, historię i ulubione zajęcia – rzeźnię, to “walczę” brzmi heroicznie. I nie ma wyjątków – u tych, którzy “walczą” z danym problemem, problem ten trwa, nawet dziesiątki lat. Wtedy najczęściej się słyszy – “musisz walczyć mocniej!”

Pamiętaj – słuchaj rad ludzi, którzy rozwiązali swoje problemy, a nie z nimi “walczą”.

W tym kroku zdecydowałem się odpuścić i zaakceptować rzeczy, które przez długi czas wypierałem.

Ponownie – wypieranie, zapominanie, niechęć, osądzanie – to wszystko nieodpowiednie “narzędzia”. Dlaczego można to robić? Bo można. Tak jak możesz w tym momencie łyknąć pieprzu z saszetki.

Za każdym razem, gdy wchodziłem na ring, mój przeciwnik mocno mnie punktował.

Tak, bo widzenie w jakiejkolwiek swojej negatywności przeciwnika, z którym walczymy, to przecież atakowanie części siebie. Kogo będzie boleć?

I kto jest tym przeciwnikiem? My dla samych siebie. A przecież nie chcesz, by Twoim wrogom żyło się dobrze. Nawet im będziesz szkodzić.

Jeśli część siebie widzisz jako zło, z którym musisz walczyć, wchodzisz w ślepą uliczkę. Ale i z tego możesz mieć masę korzyści – bo problemy czy wady, z którymi walczysz to syzyfowa praca – więc możesz poświęcać na nią całą energię przez wiele lat i ich nie rozwiążesz. Więc zawsze masz pretekst, wytłumaczenie i usprawiedliwienie. Np. to ciągłe zmęczenie, frustracja, napięcie, zdenerwowanie po i w pracy i konieczność “zrelaksowania się”, “zrzucenia z krzyża”, “rozładowania napięcia”, “odstresowania”. Ale męczyć się nie przestajesz i jeszcze twierdzisz, że męczy Cię praca. A potem nienawidzisz szefa i zazdrościsz tym, którym żyje się lepiej i jeszcze dobrze się bawią.

Jednak tego nie rozumiałem i po kilku tygodniach abstynencji, znowu próbowałem wojować, testowałem swoje granice.

“Testowałem swoje granice” też brzmi heroicznie. Ale to tylko kolejna racjonalizacja.

Zawsze kończyło się to w ten sam sposób – dostawałem po mordzie.

Od siebie. Uzależniony uwielbia tak żyć. Pamiętaj – jeśli walczysz, to atakujesz sam(a) siebie. Nie ma innego przeciwnika. Jak tego przeciwnika pokonać? Walić go po mordzie jeszcze mocniej i liczyć, że padnie przed Tobą? Oczywiście nie. Ale ludzie i tak próbują. Bo taki jest poziom ich ewolucji – poziom miłości dla siebie.

Rozwiązanie – przestać walczyć. Co nie oznacza apatii i zrezygnowania z życia. Wręcz przeciwnie – to zwalnia zasoby marnowane na tą bezcelową walkę. Oraz przestaje przybyć ran, siniaków, zniszczeń. Same plusy. I zupełnie niedostrzegalne oraz nieoczywiste dla ludzi.

Gdy odpuściłem walkę, zacząłem zdrowieć.

Bum szakalaka!

A teraz przyjrzyj się światu – jak jest zakochany w walce, zmaganiu, nawet wojnach! Dopiero człowiek uzależniony, który porzucił dumę, doświadcza, że tylko odpuszczenie walki przynosi uzdrowienie. Nie osądy i zmaganie, nie próby zmiany, nie próby eliminacji.

Nie ma nawet jednego przykładu na świecie, że problemy (wliczając tzw. grzechy), które ludzie próbują wyeliminować siłą, zostały wyeliminowane. Nie ma nawet jednego przykładu takiego problemu. Wszystkie problemy, z którymi ludzkość walczy – mają się bardzo dobrze od tysięcy lat.

Dziś już nie wdaję się w dyskusję z pokusami, bo wiem, że sprawa zakończy się jak zwykle.

Bo logika nie ma własnej mocy. My i tak osiągniemy to, jaką mamy intencję.

Dwa – te “pokusy” to samoistny element. Do tego “pokusa” to tylko etykietka dla tego co się dzieje. Praktycznie nikt tego nie rozumie.

Warto zdać sobie sprawę, że krok ten mówi, że nie mamy kontroli. To uczciwa obserwacja. Jednak nie ma podanych przyczyn – dlaczego nie możemy tego kontrolować? Bo wszystko co bezosobowe – nad tym kontroli nie mamy. Staram się ludziom to uzmysłowić – np. węch. Nie masz nad tym kontroli – czucie odbywa się samoistnie. Ty ew. możesz zacisnąć nos ale to wszystko. Z samym odczuwaniem natomiast nic nie możesz zrobić.

A tu mówimy nie tylko o czynnościach ale o energii. Każdy uzależniony, który żyje w zalęknieniu, wstydzie, winie, apatii, frustracji, itd., to na samą myśl o porno staje się jak naelektryzowany. A to wygra zawsze. Ty od tego nie jesteś silniejszy/a i nigdy nie będziesz, bo nie możesz być. Wyzdrowienie nie prowadzi przez walkę. Walka prowadzi do choroby.

Ulga związana z odpuszczeniem bezsensownych zmagań była ogromna.

Pamiętajmy – sens nadajemy my. Wszystko robimy, przynajmniej w momencie wyboru, uznajemy za wybór dobry i słuszny. Nie każdy chce ulgi, szczególnie Ci, którzy się potępiają, nienawidzą i traktują jak swojego wroga.

Dlatego tak krytyczne jest zrozumienie – nie nienawiść, nie walka przyniesie zmianę – “wygraną”, tylko miłość. A co to jest miłość – to kolejny z najbardziej niezrozumianych przez ludzkość tematów. Dlaczego? Bo miłość to kolosalnie wysoka jakość życia, a nie uczucie, które do kogoś “żywimy”. Sam fakt, że musimy “żywić” jakieś uczucie to czerwona lampka, że popełniamy błąd. Miłość to to jacy JESTEŚMY, a nie to co czujemy. A tego jacy JESTEŚMY żywić sobą nie trzeba, bo już tacy JESTEŚMY.

Jeśli coś musisz “żywić” – tym nie jesteś. Czyli jakiekolwiek uczucie “żywisz” – nie jest to miłość.

To jedno z urojeń ludzkości – całej ludzkości – że zmaganie jest potrzebne. Nie jest. Ale – możesz bardzo chętnie to robić, bo to jest doskonałe usprawiedliwienie i pretekst do grania ofiary. A ludzie mają masę korzyści z grania ofiary – od sławy, współczucia, po pieniądze, wieczne zajęcie, itd.

Szybko możesz dostrzec, że przynajmniej (dużej) części swoich zmagań wcale nie chcesz zaprzestać. Racjonalizacji możesz sobie podać sporo – np. “już tyle lat się z tym zmagam i miał(a)bym, ot tak przestać i to całe zmaganie byłoby zmarnowane”? Tak, powinieneś/powinnaś odpuścić. A “poczucie straty” to tylko uczucie. “Zmarnowane” to tylko osąd. Co z tym zrobić, wyjaśniam w WoP.

Dziś, gdy pojawia się pokusa, to odbieram ją w kategorii “bełkotu” – wtedy przyglądam się sobie, zastanawiam się co się za tym kryje, a w trudniejszych sytuacjach omawiam ją z kimś zaufanym.

O tym właśnie mówię – “pod” każdą pokusą jest korzyść związana z realną sytuacją, której uzależniony nie jest świadomy, bo nie chce być. A jak jest, to szybciutko ucieka albo w hipnotyzowanie się mentalizacją, robienie czegoś lub oglądanie porno/picie/palenie.

Z korzyści nie zdajemy sobie nawet sprawy, gdy tylko próbujemy zmagać się z tym uczuciem czy myślami – tą “pokusą”. Zmaganie pozostawia nas ślepymi na fakty. A tym samym na rozwiązania.

W każdym razie wiem, że w mojej głowie nadaje radio-kłamstwo i nie mogę mu wówczas wierzyć.

Tak naprawdę to nie jest w głowie. Głowa – a raczej mózg – to antena. Warto to zrozumieć. Muzyki nie ma w radiu, tylko radio odbiera fale. Jeśli radio gra jakiś utwór, który Ci się nie podoba i żeby to zatrzymać zniszczysz radio – to wnioski, że postąpiłeś/aś dobrze będą niewłaściwe. Niszczenie radia nie było potrzebne, by “pozbyć się” tej muzyki.

Mózg odbiera pola, w których samoczynnie odbywa się mentalizacja. Tą informację podał Budda już tysiące lat temu. Mało ludzi ją pojęło. A jeszcze mniej stało się tego świadomymi.

Dlatego warto to wiedzieć, bo gdy zakładamy, że myślimy, to uważamy, że możemy przestać – np. w formie kontroli myśli. Ludzie tego nawet nie zauważają, bo uwielbiamy się hipnotyzować tym niekończącym się entertainmentem. Czym on jest dopiero okazuje się, gdy staje się nieznośnie negatywny i próbujemy go “przełączyć”. A tu się okazuje, że się nie da. I znowu to dla ludzi doskonały pretekst, by się zmagać. I niszczyć sobie mózg, obciążać psychikę, wiecznie się czymś zajmować, emocjonować, opierać, zmagać, próbować kontrolować myśli i oczywiście – oglądać pornografię.

Ponadto – jeśli uznamy myśli za swoje, no to automatycznie nadajemy im sens i znaczenie oraz wartość. No bo “skoro to moja myśl, to musi coś znaczyć! Inaczej dlaczego miał(a)bym ją myśleć!?” Ale widzimy jak próbujemy dorobić do tego filozofię. Tzn. oczywiście w realnym życiu nie widzimy tego.

Żadna myśl nie jest Twoja, dopóki nie przyczepisz jej tej etykietki. A po co to robić? Gdy zdasz sobie sprawę, że to jest chaotyczny i bezosobowy bełkot (co z tego, że zawiera słowa takie jak “ja”?), zrozumiesz, że nie ma potrzeby się nim w ogóle interesować. Ale znowu – jeśli np. całe życie widzisz jako negatywne, to oczywiście, że wolisz się tym hipnotyzować. Tak jak jeśli dla Ciebie wyjście z domu jest niekomfortowe, to wolisz oglądać telewizję.

Również – jeśli uznasz, że coś się dzieje w Twojej głowie, no to będziesz próbować coś z tym zrobić, prawda? Usunąć, wyjąć, zatrzymać. Ale to jakbyś uznał(a), że ciężki utwór heavymetalowy jest w Twoim radiu i musisz to radio otworzyć i z niego wyjąć ten kawałek. Pamiętaj – to, że uznajesz radio za swoje, nie oznacza, że to co nadaje też jest Twoje. To że czujesz kwiaty swoim nosem nie czyni ani kwiatów Twoimi, ani zapachu. Tylko to czujesz. To jest bezosobowe i niczyje.

Z myślami jest dokładnie tak samo.

Tak jak jeśli żywisz do kogoś jakieś uczucia, ta osoba nie ma z nimi nic wspólnego. To Twoja percepcja tej osoby i konsekwencje tej percepcji – emocje.

A jeśli uważamy, że myślimy, że myśli są nasze, że myśli nasza głowa, no to próbujemy coś z głową zrobić, z myślami – no bo to NASZE myśli. Jak nie dajemy rady, to sięgamy po rozpraszacze, używki, alkohol, porno, narkotyki.

Potem biadolimy co jest z nami nie tak!? No bo gdyby to faktycznie były nasze myśli, to wystarczyłoby podjąć decyzję “nie myślę” i po problemie. A tu NIE DA SIĘ.

Potem uważamy, że nikt inny nie ma takich problemów, tylko my. Gramy ofiary. Nadymamy swoje doświadczenia. Uważamy, że nas to przytłacza. Unikamy tego coraz bardziej. Wmawiamy sobie bezsilność – no bo próbujemy zrobić coś, co nie jest możliwe – kontrolować myśli. I dochodzimy do wniosku, że musimy być gorsi, źli, popsuci.

A jak się da, tylko nie chcemy, to mówimy sobie “E… dla mnie już jest za późno”.

Jeśli chodzi o niekierowanie własnym życiem, to tu zakładam, że efekt moich działań nie zależy ode mnie. Mogę działać i przykładać się z całych sił, ale nie zawsze będzie tak jak chcę. Nie próbuję już zmieniać otoczenia i innych, a próbuję się dostosować do tego, co jest.

Właśnie – a co robią uzależnieni? Próbują kontrolować wynik nie zajmując się swoimi decyzjami i wyborami. Nie dokonują korekt, tylko nawet przez dziesiątki lat “walą głową w ścianę” i tylko próbuję coraz mocniej. A gdy widzą, że to nic nie daje, nadal nie dokonują korekt, tylko wybierają unikanie – ucieczkę. Właśnie odpisuję na raport mężczyzny, który nie poznaje kobiet, bo nie chce, by go kobiety utwierdził w jego własnych osądach siebie i twierdzi, że świat jest niesprawiedliwy, bo mu seksu odmawia, a jemu się seks należy jako rekompensata tej niesprawiedliwości.

Tym całym “perfekcjonizmem” ludzie nazywają tylko próby kontroli wyniku, a nieraz całego świata zewnętrznego. Od tego co się zdarzy, po to co ktoś powie, jak zareaguje, jak “się” poczuje czy co sobie “pomyśli” o nas.

Walka i ucieczka – obie opcje są niewłaściwe. Ale są typowymi REAKCJAMI zwierzęcymi. Czyli nieświadomymi decyzjami (instynkt – czyli dążenie) polegającymi tylko na emocjonalnym reagowaniu bez żadnej rozsądnej analizy, ani nawet intencji rozwiązania problemu.

Kot zawsze będzie realizować swoje kotowate instynkty. Bo już jest kotem – 100% perfekcyjnym tym czym jest. Bo niczym innym być nie może. A co to jest człowiek? Dlaczego przekrój ludzkich doświadczeń i osiągnięć jest tak niebywale zróżnicowany? Dlaczego na tej planecie są masowi mordercy, święci i wszystko pomiędzy?

Walczymy i/lub uciekamy często nawet bez możliwości świadomego wyboru – bo człowiek w niskiej świadomości nie podejmuje decyzji odpowiedzialnych, tylko reaguje. Ile razy za taką reakcją stała intencja “rozwiążę ten problem raz na zawsze”?

Ale i walka, i ucieczka dają gwarancję, że zawsze będzie z czym walczyć i od czego uciekać. Bo to są opcje nieskuteczne. Czym się skończą próby uciekania od własnego cienia? Ten cień zawsze z nami będzie. Może się zmienić oświetlenie i raz cień będzie za nami, a raz z boku. Ale co to zmienia?

A gdy ludzie usłyszą np. ode mnie, że powinni przestać walczyć i zaakceptować to, co osądzają, pojawia się argument – “no ale jak to zaakceptuję, to nie będę chciał tego zmienić”. Więc od razu wiem, że ten człowiek walczy właśnie dlatego, bo NIE CHCE tego zmienić. Gdyby chciał, to by przyjął rozwiązanie i je zastosował.

To samo z pragnieniami – “gdy przestanę tego pragnąć, to nie będę chciał tego osiągnąć”. No ale właśnie dlatego taki człowiek nie podejmuje działań, tylko w kółko pragnie – nawet przez wiele lat – bo NIE CHCE się tego podjąć. Tylko chce się emocjonować – bo to taki jego prywatny haj: chcenie.

Zazwyczaj dlatego, bo także woli się bać winy, niż odczuć winę. A że pożądanie jest stopień wyżej nad lękiem, no to wydaje mu się, że pożądając, chcąc, fantazjując o tym – w jakiś magiczny sposób przybliża się do tego, by to zdobyć. Ale to tylko uczucia. A one nic nie znaczą.

A gdy dowiaduje się, że aby to zdobyć, to musi odpuścić pragnienie – nie chce.

Tak jak z tym czytaniem “całego internetu”. I na tym Blogu ludzie mi piszą, że przeczytali wszystkie moje artykuły – a jest ich już ponad 200, z których wiele jest obszernych. I co? I nadal nie podjęli decyzji. Biorą co dają, bo jest darmowe. Ale to Ci nie pomoże, bo nie chcesz sobie pomóc.

Dlatego tak istotne jest postawienie tego kroku jako pierwszego. I jest pierwszym nie bez powodu.

Krok Drugi

Uwierzyliśmy, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie.

Tutaj poczułem jeszcze większą ulgę. Mogę być zdrowy! Mogę być normalny!

Tak wygląda podjęcie decyzji o zdrowiu, a nie tylko wieczne osądzanie, granie ofiary i zmaganie się. Oraz chcenie. Zauważ – bogaty nie chce być bogaty. Bo już jest. Nie musi tego chcieć. A jak straci pieniądze, to WIE, że je znowu zarobi. Ze zdrowiem jest tak samo. Zdrowy nie musi chcieć być zdrowy, bo wie, że jest, a jak coś się pojawi, to znajdzie rozwiązanie. Kto chce być zdrowy? Ten, kto uważa, że nie jest i/lub nie może być.

Pozytywność to pozytywność. To co nazywamy “ulgą” jest kontrastem między tym czego doświadczaliśmy możliwe, że całe życie, a tym jak wygląda coraz większa normalność. Nagle okazuje się, że wcale to napięcie, niepewność, stres, ból, itd. nie są do niczego potrzebne.

Nie stanowią też ani pokuty, ani żadnej ceny, żadnej waluty, którą musimy płacić za poprawę swojego życia.

Jednocześnie ta “ulga” to konsekwencja odpuszczenia biadolenia, grania ofiary, oporu. Czyli tego, czym sami ograniczaliśmy zasoby energii, potencjału oraz wybieraliśmy niechęć, negatywności wobec zmiany, nieznanego, nowego, itd.

Uwierzyłem w to.

Warto zdać sobie sprawę, że człowiek nawet absurdalnie ufający “sile ludzkiego umysłu” przecież w to wierzy. Wierzy, że jego umysł np. poprawnie analizuje, dochodzi do dobrych wniosków, jest w stanie poznać prawdę, itd. Ludzkie życie i doświadczenia opierają się o wiarę. Zawsze tak było. Dlatego bardzo zważajmy na to w co wierzymy. Nie w samej wierze jest problem ale w tym, co karmimy swoją wiarą. Historia ludzkości uczy nas, że za wiarę w np. złe autorytety, przepłaciliśmy wieloma milionami śmierci.

A jak wierzysz, że porno Ci pomaga… też wiesz, że płacisz za to cenę.

Nawet jeśli w nic nie wierzysz, to przecież to też jest wiara. :) Wiara, że np. nic nie ma sensu, że Twoje życie też jest bezsensowne, itd. Zgadza się? Pewnie, że tak. I kto w to wierzy?

Próbuję stosować ten krok w całym moim życiu – wierzę, że Siła Wyższa się mną opiekuje i wszystko, co mnie spotyka pochodzi od Niej i służy mojemu rozwojowi.

Nie bez powodu używa się określenia “granie ofiary”. Bo to jest wybór. I to jest gra, w którą gramy sami ze sobą. A jak możemy być ofiarą konsekwencji własnych wyborów? To jakby stoczyć się z łóżka i grać ofiarę łóżka, podłogi i grawitacji. To dziecinada. Co pokazuje jak powszechną jest – na jakim poziomie rozwoju jest ludzkość.

Wszystko może służyć naszemu rozwojowi. Ale jeśli będziemy widzieć tylko swoje urojenia i fantazje, no to żadna mądrość z tego nie wyniknie.

W tym kroku “rozprawiłem się” z dawną wizja Boga, który czekał, by mnie ukarać, nienawidził mnie, akceptował tylko wybrane praktyki religijne.

To pięknie pokazuje jaką projekcją jest widzenie Boga jako negatywnego – czyli powszechne dla ludzi. Człowiek całe życie tylko walczy, nie chce niczego, wszystko osądza, nic nie zmienia, biadoli, gra ofiarę, a potem twierdzi, że to dlatego, bo go Bóg nienawidzi i dlatego nie daje mu nic dobrego. :) I tylko czeka na kolejne błędy czy też “grzechy”, by mu z sadystycznym uśmiechem rozdawać następne kary i problemy. Przecież cały czas masy ludzi wierzą, że katastrofy naturalne są karą wymierzaną przez tego demona dla grzeszników…

Możemy to porównać do nauczyciela w szkole. Mądry nauczyciel nie odrobi za dziecko jego lekcji. Nie wpisze mu wyższej oceny na sprawdzianie, niż dziecko “zasłużyło”. Będzie cierpliwie czekał, aż dziecko się nauczy. Jeśli dziecko woli biadolić, kombinować, oszukiwać – pozostanie w tym samym miejscu, w tej samej klasie. To nie ma nic wspólnego z nauczycielem.

Jeśli uczeń będzie narzekać, że jakiemuś innemu uczniowi udało się oszukać nauczyciela, to co to zmieni w jego sytuacji? To tylko kolejny pretekst do biadolenia i niechęci do rozwoju i własnej edukacji.

Nie sposób wymienić tych wszystkich błędnych przekonań, ale do dziś próbuję wyrzucić wiele z nich do kosza. Dziś skupiam się na jednym: Bóg naprawdę mnie kocha i da mi wszystko, czego potrzebuję (jednak to nie znaczy “wszystko czego chcę”).

To też bardzo istotna informacja – ludzie nie wiedzą co to jest dobro. Ponad 80% ludzkości praktycznie wszystko widzi odwrotnie. To co negatywne widzi się jako pozytywne, a to co pozytywne widzi się jako negatywne.

To co jeszcze ten mężczyzna “próbuje wyrzucić do kosza” – jeszcze się tego trzyma. Bo jeszcze ma z tego korzyści.

Zauważmy, że ludzie sobie życzą, by wszystko szło po ich myśli. Uważa się to za pozytywne życzenia. No nie bardzo ;) – gdy uświadomimy sobie, że 99% myśli jest negatywnych, że człowiek utrzymuje w umyśle całą masę negatywności – np. “lęk przed” czymś negatywnym, to tak naprawdę życzymy bliskim samych nieszczęść. Sobie również.

Problemy to jeden z dobrych przykładów. Uważa się, że problemy są dosłownie tym – przeszkodą w życiu, warunkiem, przez który nie możemy żyć szczęśliwie, spokojnie. Jakimś przykrym nieszczęściem – czymś “na minus”.

To jakby twierdzić, że ćwiczenia w szkole, które zadaje nauczyciel były przeszkodą do nauki.

Ale właśnie nauka odbywa się przez rozwiązywanie tych zadań.

Rozwój przychodzi przez rozwiązywanie problemów. Ale NIE ich tworzenie.

Masa ludzi rozczarowuje się z oczarowania sądząc, że wiedza poznana w szkole jakoś tak tajemniczo przekuje się na dobrą pracę i zarobki. Najczęściej tak zupełnie nie jest. Bo dlaczego wiedza na poziomie dziecka miałaby przekuć się na poważne zarobki w życiu człowieka dorosłego? Szczególnie dzieci mające dobre stopnie nie potrafią zrozumieć dlaczego ta ich bogata wiedza nie daje im super pieniędzy i dobrej pracy. Przecież w szkole było tak super! A teraz dupa!

Bo nie o wiedzę chodzi, tylko o te wszystkie starania, dzięki którym tę wiedzę masz. Np. rozwiązywanie problemów, dyscyplinę, rzetelność, uczciwość, dążenie do rozwiązania problemu, który stoi przed Tobą. TO przekujesz na dobre życie. A nie same informacje zdobyte w szkole. Wiedza oczywiście też ma swoją wartość. Ale jaka i względem czego – to osobny temat.

I tu np. widzimy – człowiek pojął, że Bóg kocha. A raczej kochanie i Bóg to jedno i to samo. Miłość to pole, z którego reszta wynika samoistnie. Wliczając uzdrowienia. I to my albo grawitujemy ku temu, albo się temu opieramy i wybieramy kierunek przeciwny. Bóg nic nam nie robi, nie wybiera za nas.

To otwiera potencjał – możliwości, by zacząć żyć twórczo, chętnie, bez lęku, nie grać ofiary, nie opierać się. Faktycznie zacząć tak żyć. A nie tylko o tym wiedzieć, że można. I liczyć, że Bóg za nas chętnie wykona pracę czy posprząta, powie prawdę, przeprosi, wybaczy, zaakceptuje, wybierze pokorę…

Krok Trzeci

Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek Go pojmujemy.

W tym kroku akceptuję stan rzeczy. Wiele razy coś mi się nie podoba. Mój humor, emocje, pogoda, zachowanie innych ludzi, sytuacja na rynku pracy, ocena z egzaminu, to jak mnie ktoś potraktował… W tych momentach całkowicie oddaje się Bogu, bo wierzę, że on dobrze pokieruje moim życiem.

Warto wiedzieć, że akceptacja nie zwalnia nas z powinności dbania o siebie najlepiej jak potrafimy ale też nie stanowi “wystrzału”, po którym musimy zacząć biec tak szybko jak potrafimy. Przestajemy się bezsensownie zmagać.

Ludzie nie rozumieją takiego prościutkiego faktu –

jak coś Ci się nie podoba, to NIE musisz tego nienawidzić, osądzać, opierać się, walczyć z tym, próbować tego zmienić, itd.

Nie musisz. Zaakceptuj to jakim to jest i tego nie wybieraj. “Walka” – to brzmi heroicznie. Ale heroizm to nie naiwna głupota.

Wiem, że może to brzmieć niedorzecznie, jednak biorąc pod uwagę moje poczynania w nałogu, oddanie kontroli komukolwiek/czemukolwiek, przyniosłoby lepsze efekty, niż moje genialne pomysły na rujnowanie własnego życia.

:)

Pamiętajmy jednak o kroku 1 – tej kontroli nigdy nie mieliśmy.

Dwa – człowiek nadal uważa, że pomimo tych wszystkich “fantastycznych” osiągnięć, wiara w Boga nadal jest niedorzeczna. :)

Więc dlaczego miałbym nie poprosić o pomoc kogoś, komu już w kroku drugim uwierzyłem, że będę zdrów?

Większość ludzi dlatego tego nie robi, bo Boga postrzega jako np. tego, kto “dał” im uzależnienie, problemy, gorsze życie, gorsze ciało, gorsze wszystko. :)

W trakcie przyglądania się sobie, odkryłem, że naprawdę kiepski był ze mnie zarządca…

A to stanowi częsty argument do biadolenia nad sobą – bo inni radzą sobie lepiej. I znowu – mamy pełną możliwość inspirowania się tymi, którzy potencjalnie bardziej “czają” świat i rzeczywistość. A jednak wolimy biadolić, grać ofiarę, porównywać się, osądzać, wartościować. Bo znowu – nie wiemy co to jest faktyczne dobro. Inspirowanie się sukcesami innych, naśladowanie ludzi sukcesu – to jest dobro. A nie zazdroszczenie i niechęć.

Dziś nie polegam już na sobie, bo kończy się to zazwyczaj źle.

Bo zwierzęcość nie chce dla siebie dobrze. Bowiem nie rozumie czym jest faktyczne dobro. To co widzimy jako dobre ewoluuje wraz z nami.

Krok Czwarty

Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny.

Mój ulubiony krok. Wielu ludzi ma z nim problem, no bo jak to? Tak się do siebie bezkarnie przypieprzać?!

To jeden z powodów – karzemy się za błędy. Karzemy się za przypieprzanie się do karania i do błędów. ;) I tak w kółko, bez końca. Pretekst do potępiania siebie znajdzie się zawsze.

Jednak bardzo częstym powodem nawet panicznego lęku “przed” tym krokiem jest strach do odczucia winy i wstydu, które dla siebie trzymamy. Przypominam – drapieżna zwierzęcość, z której staramy się ewoluować – bardzo chętnie będzie dla siebie sadystycznym katem. Pod byle pretekstem. Ludzie nienawidzą się, bo jako dzieci zabrały np. siostrze czy bratu pluszaka i przez to płakał(a).

Jedną z kluczowych informacji jakie trzeba poznać jest to, że ten “kat i sędzia” czeka. Co z tym zrobić – wyjaśnia WoP.

Dzięki temu, co przeczytałem w programie WOP, ochoczo zabrałem się do pracy, mając ze sobą 40 stron rękopisu i potężną kartotekę moich błędów i odpałów. Jaka była z tego korzyść? W końcu mogłem przestać popełniać te same błędy! To była ogromna ulga. Zauważyć niezauważane wcześniej schematy i dać sobie możliwość rezygnacji z nich! To dało mi jeszcze większe paliwo do działania, bo przecież z tym uświadomionym syfem trzeba było coś zrobić.

Wielokrotnie powtarzam – to co nieświadome będzie nami rządzić, aż nie stanie się świadome. Wliczając osądzanie się za błędy.

Ludzie jednak widząc taką listę, zaczynają biadolić, najczęściej – “to mnie przytłacza”. Zadaję im wtedy pytanie – ile książek w życiu przeczytałeś/aś? Ile stron miała największa z nich? Czy ta ilość Cię przytłoczyła? Mogła Cię przytłoczyć? Nie. Bo nie istnieje “przytłoczenie”. Tylko to jest racjonalizacja dla “nie chcę tego”.

A przecież to cały czas maglujemy – nie chcemy dla siebie dobrze, chcemy tylko uciekać od błędów i odpowiedzialności, zapominać o problemach, itd. Gdy zaczniemy się przyglądać jak wiele negatywnego wybieramy, od razu stosujemy kolejną strategię folgowania sobie – “to mnie przytłacza”.

Dlatego w WoP zalecam – rób listę negatywnych zachowań ale zajmij się JEDNYM. Tylko i aż. Aż do jego pełnego rozwiązania.

Warto na to też spojrzeć z tej strony – nawet mając 40-stronicowy rękopis z wypunktowanymi błędami i negatywnymi cechami – i tak przeżyliśmy. Nawet tak mocno starając się nie przeżyć, i tak jakimś cudem żyjemy. ;) Może być tylko lepiej.

Co stanowi kolejny z długiej listy dowodów jak się robimy w balona “bojąc się” tego czy tamtego.

I podkreślę – każdy kto uczciwie przeprowadzi odważny inwentarz moralny, będzie miał taką listę kilkudziesięciu stron. Każdy. Bo gdyby nie miał, to nie byłby uzależniony. Zobaczysz jaka szala negatywności była potrzebna, by żyć życiem uzależnionego. A mimo to przeżyłeś/aś. Raz jeszcze – POMIMO TEGO przeżyłeś/aś – nie dzięki temu.

Dlatego bezpiecznym jest to zacząć zostawiać za sobą. Już tego nie potrzebujesz. Podkreślę też to – wypieranie to nie porzucanie.

Krok Piąty

Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.

Wyszedłem z izolacji. Zacząłem żyć według maksymy “zero sekretów”. Dziś mogę śmiało powiedzieć, że nie mam ani jednego sekretu. Moje dawne życie było pełne kłamstw i wstydu – w kroku piątym zrzuciłem ten balast.

To ważna obserwacja – życie we wstydzie, to efekt własnych osądów. I twierdzenia, że świat też nas osądzi dokładnie tak samo. Dlatego ukrywamy swoje grzeszki i grzechy. Wstydzimy się ich. Boimy związanej z nimi winy. I przez to nie tylko ich nie rozwiązujemy ale trwają i rosną.

Tylko tu uwaga – nie bądźmy naiwnymi głupcami. Zawsze zalecam ludziom, by najpierw przeżyli w sobie scenariusz, gdyby np. ich jakiś problem czy wada charakteru stała się np. tematem nr 1 dyskusji w ich gronie znajomych. Jeśli będą z tego powodu cierpieć czy jak to niejeden mówi “wolałbym się zapaść pod ziemię i na pewno wyjechałbym z kraju”, to nie skazujmy się na to. Zostawmy to dla siebie.

Właśnie m.in. dlatego wspólnota 12 kroków jest tak fantastyczna, bo tu nie ma osądów, nie ma zawstydzania, nie ma śmiechu z tego. Jest pełna akceptacja i poufność. To co powiesz sponsorowi, zostaje między nim, a Tobą. A Tobie spada ten ciężar z barków ukrywania tego.

Ostatecznie celem jest tak, że nawet jakby cały świat się o tym dowiedział i nawet śmiał – Ciebie to już nie ruszy. Ten stan akceptacji jest możliwy i jest bardzo osiągalny. Oczywiście nic takiego nigdy nie ma miejsca – żadne powszechne wyśmiewanie. Ale uzależniony widzi takie myśli i się ich trzyma sądząc, że przed ziszczeniem tego chroni go tylko ten lęk i wstyd. Im bardziej będzie się bać, wstydzić i opierać, tym skuteczniej się chroni. Tak nie jest.

Opowiedziałem o rzeczach, które tłumiłem w sobie od najmłodszych lat, o porąbanych fantazjach, urazach, pragnieniach a przede wszystkim błędach i krzywdach, które zadałem (tu ciekawostka) głównie samemu sobie i najbliższym.

Zgadza się – bo zwierzęcość bez sumienia, której nie prowadzimy odpowiedzialnie – będzie swoją drapieżność kierowała przeciwko sobie oraz tym najbliższym – a więc podatnym na zranienie – którzy w naszej obecności nie chronią się.

To z czego warto zdać sobie sprawę – to wszystko co ukrywamy, wypieramy i osądzamy – to tylko zwierzęcość. Nic innego. To zwierz w nas chce tej całej kontroli, haremu, podziwu, sławy, itd. Znowu – nie musimy tego wypierać, udawać, że tego nie ma, ani się tego bać, wstydzić, winić, ani demonizować. Wystarczy to zaakceptować, rozumieć, że to zwierz, którym nie jesteśmy. Ale jeśli żyć będziesz nieświadomie, to będzie Cię ten zwierz zabierał w bardzo niekorzystne miejsca. Dlatego też wzięcie odpowiedzialności to jeden z fundamentów zdrowia.

Trwało to wiele godzin, ale dla kogoś, kto przez całe życie czuł się nieważny albo wstydził się tego, co robił, było to “najmocniejsze” doświadczenie w życiu. W końcu miałem nieograniczoną przestrzeń do opowiadania i do przeżywania emocji.

Tylko to, co ukrywamy dusi nas od wewnątrz – właśnie przez to, że to ukrywamy. Gdy się tym podzielimy – to całe ściskające nas od wewnątrz doświadczenie zniknie. To również tyczy się emocjonalności, której nie pozwalamy sobie przeżywać.

Co do emocji – pamiętajmy, że przeżywanie to nie jest uwalnianie. Przeżywanie to ew. jeden element uwalniania. Zauważmy, że ludzie na całym świecie przeżywają emocje na wiele różnych sposobów – ale bardzo sporadycznie jest po tym jakakolwiek poprawa, swoboda, radość, spokój. Zazwyczaj prowadzi to tylko do dalszego emocjonowania się i problemów w życiu.

Zauważmy też, że np. użalanie się to przeżywanie emocji. Tylko to niska jakość życia, która ostatecznie doprowadzi do pewnej formy destrukcji. Czymś zupełnie innym jest porządny żal, którego elementem jest odpuszczenie percepcji, które utrzymywały żal. Użalanie się to jeszcze silniejsze zakleszczanie się wokół tych percepcji.

Kolejny element, z którym trzeba się rozprawić – “dla kogoś, kto przez całe życie czuł się nieważny”. Nie ma takiego uczucia. Ten mężczyzna czuł wstyd. A wstyd ten był konsekwencją m.in. widzenia siebie bez wartości. Wstyd wraz z tą racjonalizacją występowały razem i dlatego myśli mylone były z uczuciem, które jednocześnie tłumaczyły. To że nie chcesz czuć np. wstydu nie oznacza, że nie będziesz go czuć.

Jednym z fundamentów uzależnienia jest ograbianie siebie z wartości. Bo jesteśmy dla siebie bezlitosnym, surowym katem i sędzią. Ten sadyzm to zwierzęca drapieżność bez sumienia.

Jak widzimy – dopiero uświadomienie sobie i podzielenie się swoimi wadami uwalnia nas od nieświadomego kierowania się nimi.

Tylko – raz jeszcze – nie dzielmy się sprawami tak sensytywnymi, szczególnie na początku swojej drogi do zdrowia, z osobami obcymi czy niegotowymi na to, by to usłyszeć. Tylko człowiek nieosądzający powinien stać się naszym odbiorcą – powiernikiem. Jeśli nie znasz takich osób – idź do wspólnoty 12 kroków i znajdź sobie sponsora.

Pamiętaj – każdy krok jest niezbędny. Żadnego nie możesz pominąć.

Krok Szósty

Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru.

Na tym etapie potrafię już dostrzec, że robię coś głupiego, szkodzę sobie, albo zachowuje się nieodpowiedzialnie.

Widzisz? Dopiero człowiek zaczyna widzieć co jest czym. Do tej pory podłoga mylona jest z sufitem. Dopiero w efekcie uczestnictwa w grupie 12 kroków i stosowania tych kroków zaczynamy się otrzeźwiać.

Odkrywam też, że seksualne uruchamianie się, to w gruncie rzeczy był mój najmniejszy problem, a pod nim kryje się sterta wad charakteru.

Dlaczego tak jest, wyjaśnił dopiero dr David Hawkins. Mówimy tu o polach energii – wyższe pole dominuje niższe. Jeśli więc dla nas codzienności jest życie we wstydzie, winie, apatii, żalu i strachu, to pożądanie zawsze będzie miało nad nami władzę. W naszym doświadczeniu będzie to energia wyzwalająca nas. Tylko że nie rozumiemy, że proces w świadomości na tym poziomie to zniewolenie.

Sami nie możemy tu nic zdziałać. Potrzebujemy energii dużo wyższej.

Nie próbuję radzić sobie z nimi samemu – mam już kontakt z Bogiem/Siłą Wyższą i nie raz czułem jej pomoc. Dzięki temu krokowi przestałem pić alkohol i palić papierosy. Stałem się wolny od tych toksycznych używek.

To wszystko efekt wzrostu w świadomości, który jest jedynym czynnikiem odpowiadającym za zdrowienie.

Tylko weźmy pod uwagę – że większość ludzi utrzymywana jest dzięki energii grupy wspólnoty. Gdy tylko przestają uczęszczać, nawet tego samego dnia wracają do używek. Warto się zastanowić – jeśli wspólnota dała Ci tak dużo, dlaczego miał(a)byś z niej zrezygnować?

Kiedyś jeden mężczyzna napisał mi, że przestał chodzić do grupy 12 kroków. Na drugi dzień wrócił do oglądania porno, choć “był wolny” przez ponad pół roku. Użył ciekawego stwierdzenia – “Wyciągnąłem ze wspólnoty wszystko co miała do zaoferowania”.

Pamiętajmy – duma to nie jest trzeźwość.

Wcześniej próbowałem radzić sobie samemu – efekty były mizerne. Ten krok to dla mnie krok początku zmian – wbrew pozorom, przyznanie gotowości do oddania jakiejś ukochanej wady (np. dla mnie była to uszczypliwość/złośliwość) to nie jest prosta rzecz.

Zgadza się – bowiem zwierzęcość (zwierzę to nie my), którą przekraczamy (nie znaczy – wypieramy) – przeżywa dzięki tym wszystkim negatywnościom. Jesteśmy do nich przywiązani i wcale nie chcemy ich oddać, zostawić, porzucić.

Masę razy czytałem od uzależnionych, że oni widzą się jako dobrych, tylko świat jest straszny, ludzie źli, itd. To jedna ze strategii ukrywania tej “40-stronicowej listy swoich wad”, z których wszystkie, bez wyjątku, uwielbiamy.

Tu bardzo pomaga świadomość, że przywiązanie to energia, którą można uwolnić. Jeśli tego nie zrozumiemy, skazujemy się tylko na niekończące się zmaganie, a potem np. spowiedź z dalej popełnianych tych samych grzechów.

Jednym z przejawów tego niezrozumienia jest nofap.

Ludzie tylko na siłę próbują nie robić czegoś, czego wcale nie chcą przestać robić. I liczą, że istnieje jakaś tajemna granica, którą muszą przekroczyć i nagle wszystko się zmieni – np. 90 dni bez oglądania pornografii i bez masturbacji.

Dlatego skuteczność nofap to jakiś 1% lub mniej. Bo to fantazje. Jeśli ktoś wyzdrowiał lub dużo uległo poprawie, to dzięki temu wszystkiemu co zrobił POMIMO samego nofap. Tylko np. bez listy swoich wad, ewentualne zmiany czy korekty będziesz przeprowadzać na ślepo. A jest takie powiedzenie – nawet ślepej kurze trafi się ziarno.

W przypadku alkoholu, wylało się ze mnie morze lęków – znajomi mnie odtrącą, zostanę sam, JAK TO TAK MOŻNA NIE PIĆ, będą mnie traktować jak dziwadło i inne (jak na narracje lęku przystało!) mądre rzeczy, z których żadna nie okazała się prawdziwa.

Bo każdy lęk to iluzja, a każda myśl kłamie.

Jednak, oczywiście, nie ma żadnego problemu, by udowodnić sobie dowolną rację.

Niemniej widzimy – człowiek żył na takim poziomie, że wszystkie lęki uważał za “mądre rzeczy”. No bo skąd miał wiedzieć, że to nie są mądre rzeczy? Głupiec nie wie, że jest głupi. Dlaczego miałby? Musiałby stać się mądry, by zyskać nowy KONTEKST, w którym widziałby swoje dotychczasowe percepcji, wybory, intencje, nadane wartości, itd.

Gdyby nie bolesne konsekwencje, nikt uzależniony nie dążyłby do zdrowia.

Raz jeszcze – każdy problem i wadę, które ukrywasz, którymi się z kimś nie podzielisz – duszą Cię. Czy jest w Twoim przypadku choć jeden przykład rozwiązanego problemu, który ukrywałeś/aś? Podejrzewam, że nie.

I jeśli nagle podejmiesz się dumnego zrywu – “dobra, z tym postaram się samemu/samej sobie poradzić” – to już wiesz, że nie osiągniesz sukcesu.

Można od wielu osób usłyszeć, że jak z czymś nie mogą walczyć i wygrać, to są wobec tego bezsilni, to jest to silniejsze, to przegrali. Tak się może wydawać w spektrum negatywności. Tylko zapominasz, że jest jeszcze kolosalnie większe spektrum pozytywności. A w nim opcje są. Zawsze.

Jakoś tak tajemniczo ludzie o nim “zapominają”, a raczej nie są go nawet świadomi. Bo fundament rzeczywistości brzmi – ewolucja odbywa się “od dołu”. Wszyscy ewoluujemy z drapieżnej zwierzęcości i narcyzmu. Tym samym większość ludzi nigdy nawet nie doświadczyli tego wielkiego spektrum.

To chyba Karl Jung doszedł do wniosku, że wszystko negatywnego co ludzie sądzą o Bogu, to tylko projekcja ich emocji i myśli. A skoro tak, to Bóg nie istnieje. :) Pomylił się “tylko” w tym, że nie istnieje negatywny Bóg. A nie Bóg w ogóle.

I widzimy, że gdy odstawiamy używki, przestajemy uciekać – nagle okazuje się, że nosiliśmy w sobie “morze” różnych negatywności. I wszędzie je widzieliśmy – we wszystkim i wszystkich.

Niemal każdy klient pisze mi, że życie go nie cieszy, nic nie ma sensu lub stracił radość i chęć życia. Nie, bo tego nie można stracić. To można wyłącznie przygruzować i odmawiać sobie.

Wyobraź to sobie tak – jak uzyskać czystość w pokoju? Udając, że nie ma w nim brudu? Unikając tego pokoju? Walcząc? Biadoląc? Nie. Po kolei wyrzucać śmieci do kosza. Gdy usuniesz śmieci, porządek stanie się samoistnie. Bo on już jest. Gorzej, gdy ktoś śmieci uznaje za część porządku i apatycznie na to przystaje.

Krok Siódmy

Zwróciliśmy się do Niego w pokorze, aby usunął nasze braki.

Bardzo lubię ten prosty krok zaufania i pokory. “Robię coś źle –> Mam przez to problemy –> Chciałbym to zmienić (pomimo ukrytych korzyści, które muszę ujawnić!) –> Samemu jakoś słabo mi idzie… –> Boże, proszę, pomóż!”

Prosimy Boga, bo już uświadomiliśmy sobie, że zwierzęcość – której się jeszcze trzymamy, bo jesteśmy święcie przekonani, że przeżywamy dzięki tym wszystkim przywiązaniom, oporowi, lękom, próbom kontroli, itd. – wcale nie chce poprawić swojego życia.

Tak, będzie biadolić, narzekać, grać ofiarę, frustrować się, fantazjować, chcieć. Ale nie ma intencji poprawy, poddania.

Aby to uzmysłowić – podaję przykład z wychodzeniem z pokoju. Aby dosłownie – fizycznie wyjść z pokoju, musisz się puścić wszystkiego, czego się w nim trzymasz, zgadza się? Jeśli trzymasz się krzesła, to się go puść, inaczej nawet wyjście z pokoju będzie trudne. I pytanie pomocnicze – jeśli przestaniesz się trzymać krzesła, to je stracisz?

Wielu też zatrzymuje się przed prośbą do Boga. Zamiast tego wybierają osądy, nienawiść do siebie, wstyd, żal, opór, granie ofiary.

Dlatego pole pożądania tak nas dominuje. Nie mamy szans się z niego wyswobodzić bez obecności energii jeszcze wyższych pól – szczególnie Miłości Bezwarunkowej (540), która jest np. we wspólnocie 12 kroków. Pożądanie to poziom 125 (skala logarytmiczna).

Jeśli zrozumiemy, że ludzkość dopiero niedawno globalnie przekroczyła poziom 200, a Polska jest nadal poniżej tej krytycznej granicy, nie spodziewajmy się, że w popularnych nurtach na temat uzależnień znajdziemy poprawne informacje. Ani na temat zdrowia. Przypomnę, że niemal każdy lek to trucizna podawana w kontrolowanej dawce. “Leczymy” ciała truciznami. A lekarze to specjaliści mówiący ludziom jaką truciznę mają przyjąć i w jakiej ilości, by załatwić jakiś problem i przy okazji nie siebie. ;)

Przypomnę też definicję człowieka zdrowego – za człowieka zdrowego uznaje się człowieka, który podziela urojenia i iluzje tak społeczeństwa jak i swojego terapeuty. 12 kroków pokazuje nam ile tych iluzji jest.

Łatwo też dostrzec bardzo wiele z tego “łańcuszka” opisanego w tym kroku we własnym życiu:

Robię coś źle -> mam przez to problemy -> chciał(a)bym to zmienić -> samemu jakoś słabo mi idzie/nie idzie w ogóle.

Bardzo często dostaję maile, w których ludzie opisują mi, że np. przeczytali wszystkie książki dr Hawkinsa, wszystkie artykuły z mojego Bloga, jeszcze kilka książek innych autorów, jeszcze to i tamto – i co? I nic. :) Bo nadal polegamy na sobie – na “małym ja”. A “małe ja” polega na sile. Siła zaś przegrywa z mocą. Wiesz dlaczego?

Bo pole jest wieczne i nic nie może go zmienić. Zaś siła jest skończona. Prędzej czy później się wyczerpie. Jeśli walczysz z polem – czymś bezosobowym – to przegrasz. To tylko kwestia czasu.

Im wyższy poziom świadomości, tym wyższy potencjał tzw. “siły woli”. Ale znowu – każda siła jest skończona.

Też nie zliczę ile razy w Raportach czytałem opisy co moi klienci rozumieli jako “ego”, tylko, że “ego” pisali z dużej litery. Bo tak właśnie oddawana jest zwierzęcości estyma – gdyż zwierzęcość jest przekonana w samym rdzeniu swojego istnienia, że przeżywa tylko dzięki swoim staraniom, a tym samym zasługuje na szacunek, ba! nawet na cześć i rewerencję. I przecież tak ludzie postępują ze swoimi bożyszczami. Od militarnych wodzów, których nie obchodzi ludzkie życie, po religijnych guru, szefów kultu, polityków, a nawet po przysłowiowego “wujka taksówkarza”.

Pamiętaj – możesz kochać bliskich ale wcale nie musisz się ich słuchać, jeśli ich rady uznajesz za niewłaściwe. To że kogoś kochasz czy szanujesz, nie oznacza, że się masz ze wszystkim zgadzać.

Sam fakt, że wszystko można uznać za dobre lub złe ale tylko w jakimś kontekście, uczy nas, że jak zaczniesz się rozwinąć to nawet coś, co mogło Ci służyć i być dobre, może stać się dla Ciebie przeszkodą. Co też pokazuje nam jak wielkim niebezpieczeństwem jest przywiązanie i opór.

Prosty fakt – np. próby “przypomnienia ‘sobie’ czegoś” już pokazują, że nie my to czynimy. To się czyni samo. A my im bardziej próbujemy sobie coś przypomnieć, tym bardziej ta informacja staje się dla nas niedostępna. Dopiero ODPUSZCZENIE wszelkich prób przypominania sobie tworzy warunki, w których to może nastąpić. Narcyz tego nie dostrzega. Nawet jak to usłyszy – to do niego nie dotrze.

Dla zwierzęcości, której rdzeniem jest narcyzm – to nie ma znaczenia. Nawet będąc postawionym przy twardych faktach, będzie walczyło o swoje urojenia. “Ja myślę”, “ja sobie przypomniałem/am” – to i tysiące innych, to powszechne urojenia. Albo – “ja czuję”. Nie, nie Ty czujesz. Odczuwanie odbywa się samo. To proces bezosobowy, niezależny od Ciebie. Dlatego większość z tego co próbuje robić z emocjami i odczuwaniem większość ludzi, jest zupełnie nieskuteczne i szkodliwe.

To i bardzo wiele innych, krytycznie ważnych aspektów, uczy nas, że nikogo nie można zmusić do wyzdrowienia i trzeźwości. Im silniej będziemy naciskać, tym efekt będzie tylko przeciwny.

Nikogo nie powinniśmy “chronić” przed upadkiem.

Krok Ósmy

Zrobiliśmy listę osób, które skrzywdziliśmy i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim.

Przy tym kroku miałem moment zawahania. Gdy zapisywałem kogoś na liście, to miałem wątpliwości, np. “przecież on też mnie skrzywdził! ona też mnie okłamywała! przecież on jest pojebany!”. Wtedy sponsor zalecił mi uważne przeczytanie tego kroku i poprosił, abym tylko spisał osoby, które JA skrzywdziłem.

Widzimy? Pomimo efektów tej pracy, zwierzęcość cały czas, nieprzerwanie stawia opór, nie chce tego i tamtego. Choć oczywistym jest, że to nam szkodzi. Non stop osądza, obwinia, wartościuje, wyrokuje.

Do takiego stopnia, że nawet nie czyta słów. Tylko o nich fantazjuje. Dopiero sponsor – osoba zaufana – zalecił – “przeczytaj ten krok uważanie”. Nagle okazuje się, że te wszystkie zarzuty były emocjonowaniem się dla samego emocjonowania. Bo zwierzę walczy o swoje przeżycie.

“Zrobiliśmy listę”, “staliśmy się gotowi”. To wszystko. A widzimy jakie problemy mogą z tym być.

Zadośćuczynienie i zastanawianie się komu się ono należy, przyjdzie w kolejnym kroku. Tak też zrobiłem – wziąłem głęboki oddech i zabrałem się do pracy, wypisując dosłownie wszystkich (łącznie z listą osób, o których fantazjowałem), bez oceniania. To nie było takie trudne, bo pomogły mi przy tym notatki do kroku 4.
W tym kroku też zapragnąłem wybaczać. Nie stosuję do tego żadnych wysublimowanych narzędzi, gdy pojawia się uraza, wspomnienie, mówię w duchu: decyduję się wybaczyć.

Pamiętajmy, że ten krok to metoda ujawniania tego, co nadal ukrywamy i czego ofiarę gramy, za co zwalamy odpowiedzialność na innych. Gotowość to rezygnacja z oporu, przywiązania i osądów.

Pamiętajmy też, że wybaczania uwalnia i pomaga nam, nie innym. Choć, oczywiście, jeśli chcemy dobra innych, to wybaczenie również jest do tego fantastyczne.

Pamiętajmy też, że wybaczenie – do którego na razie stajemy się gotowi – nie oznacza, że pozostajemy głupcami. Wiele osób popełni dokładnie ten sam czyn kolejny i kolejny raz, niezależnie czy im wybaczymy, czy będziemy nienawidzić z całych sił. My uzdrawiamy swoje wewnętrzne katusze, a to co zrobimy w świecie to inny temat. Nic nie zastąpi rozsądku. Kolejny raz – w WoP starałem się zawrzeć jak najszersze spektrum tematów i ich rozsądnych korekt.

Krok Dziewiąty

Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych.

Obawiałem się tego kroku, lecz niesłusznie.

Kolejny lęk, kolejny dowód, że lęk to iluzja. Ale znowu – lękanie się czegoś to jedna ze strategii przeżywania zwierzęcości. Oraz – ludzie uwielbiają się bać, bo lęk to wyższa energia od poczucia winy, wstydu, żalu i apatii.

Ponadto – czego się obawialiśmy? Reakcji innych? Ich gniewu? Żalu do nas? Nie. Obawialiśmy swojego wewnętrznego sadysty – sędziego i kata, który tylko czeka, by nam powiedzieć “A nie mówiłem/am! I po co ci to było!? Teraz czujesz się tak parszywie! Lepiej było nie przepraszać!”

Nie boimy się świata, tylko uczuć i myśli. A uczucia i myśli, to tylko uczucia i myśli. To tylko coś, czego używamy do karania siebie i innych.

Zacząłem od najbliższych – domownicy, partnerka a nawet zwierzęta domowe, które padały ofiarą mojego gniewu. Moje dawne życie polegało na niszczeniu i mechanicznym przepraszaniu. W kroku 9 decyduje się, już więcej nie krzywdzić. Autentycznie przeprosiłem tych, którym “należało się” bezpośrednie zadośćuczynienie i codziennie praktykuje wobec nich krok 9, mianowicie staram się być jak najlepszym partnerem, synem, bratem, przyjacielem, opiekunem… W przypadku krzywd duchowych, czy emocjonalnych po prostu modlę się w intencji tych osób.

Wiele ludzi twierdzi, że są dobrymi ludźmi, bo nikogo nie skrzywdzili. Ale gdyby z nimi pogadać, to utrzymują masę uraz, szczególnie wobec bliskich i siebie. I masę, masę usprawiedliwień. I znowu – ukrywali to nawet przed sobą, by zabezpieczyć się przed poczuciem winy. No bo – 40 stron wad i negatywnych cech? :) Lepiej tego nie tykać! Lepiej wierzyć, że to przez innych! A gdy się okaże, że nie, to mechanicznie przeprosić. I tak w kółko, bez żadnej poprawy.

Łatwo się oszukiwać, że jesteśmy dobrzy i spokojni, tylko inni nas denerwują, niepokoją, odbierają radość, uniemożliwiają nam życie pozytywne. To oczywiście kłamstwa.

Wszystko co czujemy i czego doświadczamy jest stricte wewnętrznie i stanowi konsekwencję pozycjonalności, które utrzymujemy oraz oporu. Jednym z głównych procesów wybaczania jest odpuszczanie korzyści z utrzymywania tych pozycjonalności. Czyli korygujemy swoją percepcję ludzi i zdarzeń.

I jednym z fundamentów wybaczenia – realnej dojrzałości i ewolucji – jest odpuszczenie wszystkich pozycjonalności, że dochodzimy do wniosku, że nie było czego wybaczyć. Wybaczamy sobie i innym tylko niewinność. A skoro tak, to ani gniew, ani wina, ani żal nie są do niczego potrzebne. Bierzemy więc za nie odpowiedzialność i uwalniamy ich stłumioną energię.

Krok Dziesiąty

Prowadziliśmy nadal obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów.

Przez pierwsze kilka miesięcy pracy nad tym krokiem pisałem dziennik i to pomagało mi robić postępy. Nie stosowałem się do żadnych wytycznych – po prostu wypisywałem na koniec dnia rzeczy, które zrobiłem dobrze i takie, które mogłem zrobić lepiej.

To elementy życie rozsądnego.

A dla człowieka mylącego podłogę z sufitem co wydaje się odpowiednie? Np. wypominanie sobie, użalanie się, mówienie “Po co do tego wracać? Było minęło”, wypieranie albo denerwowanie się czy obiecywanki bez intencji. To że się zdenerwujesz na siebie “za” popełniony błąd nie oznacza w ogóle, że go poprawisz, że wiesz co możesz zrobić lepiej i jak. To najczęściej tylko emocjonowania się dla samego emocjonowania.

Pamiętaj – nawet najwyższy punkt podłogi to nadal podłoga. Emocje to emocje. To nie jest spektrum sprzyjające życiu.

Czymś zupełnie innym jest spokojne patrzenie na fakty i postanowienie co wobec danego, nieskutecznego wyboru może być wyborem lepszym i to przetestować. Aż do skutku.

Notowałem też rzeczy, za które jestem wdzięczny. Ten krok to niejednokrotnie cofnięcie się do pierwszego kroku i odliczenie do dziewiątego.

Zgadza się – bo nie ma dnia, w którym nie uleglibyśmy zwierzęcości. Nikt nie jest na tyle dojrzały, by już kierować się tylko spokojem czy rozsądkiem, nie mówiąc o miłości. Nie bez powodu jest ten krok oraz ostatni – by stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.

W przypadku wpadnięcia w lęk, urazę, czy poczucie winy, dzwonię do kogoś i omawiam to, co się u mnie dzieje, łącząc to z przeżywaniem emocji. Moje dawne życie polegało tylko na tłumieniu – dziś nazywam swoje lęki i opowiadam o urazach.

Ok ale pamiętajmy – w emocje się nie wpada. Bo nie jesteśmy śliwką, która wpada w kompot. Emocje to element zwierzęcości w formie energii. To coś, co stłumiliśmy całe życie i się ujawnia, a raczej my stajemy się tego świadomi, gdy warunki są sprzyjające.

Ale właśnie postrzeganie tego jako “wpadłem”, to granie ofiary. Tu widzimy, że pomaga telefon, w którym dzielimy się tym, co przeżywamy. Czyli nie uciekamy od tego, zostajemy z tym i ew. szukamy innej perspektywy, w której możliwa będzie poprawa. Np. przypomnienie “to tylko emocje”. Podkreślę – dzielenie się tym, co przeżywamy, to nie biadolenie, nie narzekanie, nie granie ofiary. To nie wywalanie komuś na głowę wiadra swoich zaniedbań. To otworzenie się z jednoczesną zgodą, akceptacją na własne doświadczenia i szukanie pomocy, rozwiązania. Biadolący wcale nie szuka pomocy. A przynajmniej nie wie co to jest faktyczna pomoc.

Widzimy też fundament uzależnienia – “moje dawne życie polegało tylko na tłumieniu” – niemal każdy mój klient ma taką główną dyrektywę życiową – “dążenie do lepszego “samego+uczucia” i uciekanie od negatywnych uczuć”. Nic innego nie ma wartości, a przynajmniej nie nadają tej wartości, aż nie “rozprawią się” z tym. Co przecież praktycznie nigdy nie następuje – emocje, którym się opieramy, których ofiarę gramy, z którymi się zmagamy i które projektujemy – trwają i rosną. Nawet przez całe życie. Tym samym nigdy nie nadajemy innych wartości, niż tłumienie, walka i ucieczka.

Tkwimy w swoich powtarzanych przez dziesiątki lat schematach i najczęściej nie tylko nic nie ulega poprawie ale jest coraz gorzej. Pamiętajmy – uszlachetnianie zmagania nie (u)czyni zmagania odpowiednim narzędziem do poprawy. To co w spektrum negatywnym wydaje się pozytywne, nie czy to tego nie pozytywnym.

I z drugiej strony – to co w spektrum negatywnym wydaje się negatywne, nie czyni to tego negatywnym. A raczej – niekoniecznie.

Krok Jedenasty

Dążyliśmy poprzez modlitwę i medytację do coraz doskonalszej więzi z Bogiem, jakkolwiek Go pojmujemy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas oraz o siłę do jej spełnienia.

Z tym krokiem mam największy problem i wiem, że z pomocą przyjdzie mi moduł trzeci programu WOP, który w całości poświęcony jest medytacji. Nie medytuję , ale modlę się. Jak najwięcej swoimi słowami. Wiele razy słyszałem o tym, że jest to “najmocniejszy krok”, dający największe owoce. Kiedy pierwszy raz słyszałem o 12 krokach, to właśnie krok 11 wydawał mi sie najbardziej pociągający. Niestety jest też dla mnie najtrudniejszy i tu liczę na program WOP, który niebawem zaczynam “na pełen etat”!

Zwierzęcość non stop zapiera się rękami i nogami, broni się kłami i pazurami. Medytacja zaczyna rozmywać jedną z najdłużej trwających i najsilniej utrzymywanych iluzji ludzkości – że myślimy, że jesteśmy myślami i że przeżywamy dzięki myślom.

Niejeden klient pisał mi, że boi się ciszy i spokoju, bo “ma przeczucie”, że mu się wtedy coś stanie – nawet, że umrze. Bo życie często uznaje się za tożsame z “myśleniem”. Nawet przecież funkcjonuje popularne powiedzonko “myślę, więc jestem”. Tak – urojenie – zwierzęcość – jest. Ale to nie my.

Zauważmy, że tak wygląda najbardziej popularne widzenie śmierci – pustka, nic (od razu jednak zaznaczę kolosalną różnicę między “nothing“, czyli nic, a “no thing” – żadna rzecz). Dlatego tak chcemy, by cały czas się coś działo, tak uwielbiamy się emocjonować, przeglądamy te wszystkie serwisy internetowe, w których co sekundę jest coś nowego. To niekończący się potok informacji, tak jak non stop hipnotyzujemy się niekończącym się potokiem myśli.

Te kroki uświadamiają nam też pewną fundamentalną sprawę na temat rzeczywistości – zauważmy, że patrzymy na te same zdarzenia, osoby, informacje – czyli treść. Ale to, przez co cierpieliśmy, czego się baliśmy, co uważaliśmy za zbyt trudne, a nawet niemożliwe, za bolesne – przestało takim być. Nadal jest i jest dokładnie takim samym ale nasze doświadczenia stają się zupełnie inne. Wręcz uzdrawiające.

Bo człowiek nie jest treścią, tylko polem, w którym te treści umieszcza.

Wliczając ciało, myśli i emocje oraz świat pozornie zewnętrzny – wydarzenia, osoby.

Dobrym przykładem tego jest właśnie wybaczenie – wiemy co się stało, nie wypieramy tego, nie ujmujemy ale też nie nadmuchujemy. Pozbywamy się własnych osądów tego, wybieramy spokój.

Bardzo pomaga nam właśnie zrozumienie, że człowiek podlega polom energii, z których zachowania wynikają automatycznie. Jeśli ktoś jest w polu apatii czy lęku, to bardzo chętnie wybierze gniew i skorzysta z okazji – gdy damy tej osobie pretekst, pogniewa się na nas. Bo dla niej gniew będzie wyzwalający z tej beznadziei i lęku; choć na moment.

Przestajemy tym samym wszystko odbierać i widzieć osobowo.

Tu przydaje się poczucie humoru. Gdy ktoś nam mówi, że jesteśmy głupi i brzydcy, to my się uśmiechamy, dziękujemy za wartościową analizę i prosimy o momencik, by ją zanotować, byśmy nie zapomnieli tej super istotnej rewelacji! Oczywiście dopóki się tak osądzamy, poczucie humoru będzie dla nas niedostępne.

To nie tylko pomaga wybaczyć innym ale też sobie. Tak jak zrozumienie, że w momencie wyboru – nawet poważnego błędu – wydawał się być dobrym pomysłem. Możemy w ten sposób przemyśleć w jakim kontekście wybór przez kogoś np. gniewu na nas wydaje się tej osobie dobrym pomysłem. Dzięki temu współczuciu – zrozumieniu perspektywy tej osoby – możemy jej wybaczyć. Jednocześnie dzięki temu zrozumieniu wiemy też jak zabezpieczyć się przed ponowieniem przez nią tego postępowania. Zaczyna kierować nami rozsądek i współczucie, nie lęk.

Możemy więc wybaczyć np. złodziejowi ale jeśli znowu zostawimy otwarte drzwi, ta osoba znowu nas okradnie. Bo nie jest na tyle rozwinięta, by wybrnąć z tego pola, w którym kradzież jest naturalna. A naszą odpowiedzialnością jest to, by nie dać jej pretekstu, by znowu nas okradła.

Bardzo ciekawym jest to, gdy osoba grająca ofiarę usłyszy, że była odpowiedzialna za swój los (nie winna ale większość ludzi ani nie widzi, ani nie rozumie różnicy). Praktycznie reakcją nigdy nie jest zastanowienie się, nie mówiąc o radości czy nawet akceptacji. Zazwyczaj jest to wrzask, gniew, biadolenie, jeszcze silniejsze wmawianie sobie, że jest ofiarą. Często nie tylko tej jednej osoby ale całego społeczeństwa.

Krok Dwunasty

Przebudzeni duchowo dzięki tym krokom, staraliśmy się nieść posłanie innym seksoholikom i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.

Jeśli ktoś uzależniony potrzebuję mojej pomocy, doświadczenia, rozmowy – to staram się być i dać z siebie wszystko. To bardzo uniwersalny krok – od zrobienia komuś herbaty na mitingu, przez odebranie telefonu o drugiej w nocy od osoby, która chce włączyć porno, aż do napisania swojego krótkiego świadectwa na tym blogu.

Co pokazuje nam czym jest to, przed czym drży większość ludzi – ta “tajemnicza”, ta “ezoteryczna” duchowość. Zrobienie komuś herbaty. No czary i magia! ;) Ale robimy tego nie z poczucia winy, tylko z radością. Prawdziwą radością, a nie jakimś marnym jej substytutem.

Ostatnio dostałem wiadomość od jednego mężczyzny, który opisał mi krótko pewne wydarzenia z jego życia. Wspomniał, że np. zaczął doświadczać pamięci poprzednich wcieleń. A mimo to nadal słowo “duchowość” brzmi dla niego jakoś tak dziwnie. ;) Dlatego – zamiast “duchowość” używaj słowa “integralność”. Bo to jedno i to samo.

Bardzo lubię ostatnią część tego kroku i staram się, by nieustannie mi ona przyświecała – stosowanie 12 kroków we wszystkich poczynaniach przynosi świetny efekt. W toku pracy nad sobą okazało się, że 12 kroków to nie tylko recepta na zdrowie od tego, co niszczyło mnie przez całe życie, ale także niezastąpiona pomoc w wielu życiowych problemach, niezwiązanych z nałogami.

Dlatego ludziom przekazuję – uzależnienie to to jak żyjemy (i jak nie żyjemy). Zdrowie to właśnie te korekty. To kierunek w prawdziwą pozytywność, a nie to, co tylko wydawało się nam pozytywne. Przecież porno zawsze się nam wydaje pozytywne.

Ktoś powie Ci coś niemiłego – np. osądzi Cię. I jeśli Ty nadal się tak osądzasz – co było dla Ciebie nieuświadomione – odczujesz wstyd. Nieświadomość oznacza, że stawisz temu opór – doświadczysz więc stresu. Wstyd będzie trwał i rósł. I z tego zmagania co uznasz, że stanowi oswobodzenie? Oczywiście pornografia lub kieliszek wódki.

Czego potrzebujesz, by nie tylko pamiętać ale rozważyć i zastosować 12 kroków? Nie wiem.

W programie WOP można przeczytać, że prawdziwe jest zdanie, które mówi, iż nie istnieje problem, którego nie można rozwiązać za pomocą programu 12 kroków. Zgadzam się – doświadczyłem tego na własnej skórze!

Mam nadzieję, że widzisz, że 12 kroków to nie jest kult, ani ezoteryczne pierdoły. To recepta na zdrowie. Mógłbym powiedzieć, że to coś, czego powinni uczyć w szkole ale to wyeliminowałoby jeden z najważniejszych elementów – świadomy wybór, decyzję.

To co możemy zrobić, to te kroki stosować we własnym życiu i nieść innym posłanie – stać się żywym przykładem. To jest najbardziej naturalne – tak jak wychowanie dzieci – większość i tak odbywa się przez naśladownictwo, przez “osmozę”. Rodzic może powtarzać coś dziecku 100 razy, a dziecko i tak zrobi jak uważa lub tak jak robi rodzic. Jednak integralność rodzica jest czymś, czemu dziecko się nie będzie w stanie oprzeć.

Bo świadomość reaguje na to, co sprzyja życiu. Nie reaguje – więc słabnie – na to, co życiu nie sprzyja. Kłamstwa, brak integralności, udawanie – to wszystko osłabia i każdy podświadomie to wie. Ale i tak to wybiera.

Zwierzę uważa, że jak się zdenerwuje, napnie całe ciało, będzie warczeć i pokazywać kły, to jest silniejsze, większe. Tak się może wydawać. Ale słabnie. A gniew, jak każda emocja, w końcu minie.

A teraz porównaj ten cały opis i artykuł do nofap. Staje się oczywistym, dlaczego nofap nie działa. Bo nie może działać. To w ogóle nie jest droga do zdrowia – tylko do zmagania.

Podkreślę – nie jestem przeciwnikiem nofap-u. Nie biegam po ulicach i nie rozpowiadam jaki nofap jest zły. Nie wchodzę na różne fora i nikogo nie staram się przekonać, nie prowadzę żadnej krucjaty przeciwko nofap.

Tylko mówię fakty – to nie działa. Jeśli się mnie zapytasz czy warto, odpowiem – nie rób tego.

I nie kombinuj, że np. najpierw spróbujesz. Niejeden klient popełniał błędy, przed którymi ostrzegałem, a potem się tłumaczył – “no faktycznie to nie działa, jest jak mówiłeś ale dobrze było to sprawdzić samemu”. Na pewno dobrze? To wszystko usprawiedliwienia, racjonalizacje, niechęć do zmiany.

To jakby nauczyciel jazdy przestrzegał przed jakąś czynnością, by nie zatrzeć sprzęgła, a Ty to zrobiłeś/aś, zniszczyłeś/aś sprzęgło i mówisz – “dobrze było to sprawdzić samemu, faktycznie tak jest”. Jeśli chcesz popełnić każdy błąd, przed którym ostrzegają ludzie mądrzy i doświadczeni, to po pierwsze – to głupota, po drugie – stracić na to możesz całe życie i zupełnie nic nie zyskać – żadnej mądrości. No bo przecież już wiedziałeś/aś, że to błąd.

Zauważ też – trzeba wymyślić jakąś ideę – “nofap”, by ludzie w ogóle zaczęli rozważać, by przestać oglądać pornografię. Trzeba nieoglądanie nazwać – naszyć na to łatkę i nadać jej magiczne właściwości. No ale nieoglądanie pornografii, to tylko nieoglądanie. To nie jest jakaś osobna, cudowna czynność. Nie oglądasz i tyle. A skoro chcesz obejrzeć, to masz z tego korzyści. Nie okłamuj się, że jest inaczej.

A potem oczywiście jest doszukiwanie się filozofii – np., że mózg się zregeneruje. No, zregeneruje się. I co z tego? Jeśli nadal będziesz się opierać, grać ofiarę, itd. to całkowicie sprawny mózg nic tu nie pomoże.

Nie ma takiego złego stanu mózgu, który uniemożliwiałby powiedzenie prawdy, odpuszczenie, poddanie.

Powtórzę to, co napisałem na początku – decyzja o zdrowiu jest rzadka i fundamentalna. Możesz próbować wszystkiego ale bez tej decyzji – to nic nie da.

Bo wyzdrowienie to życie INTEGRALNE. Kłamstwo integralne nie jest.

To ciekawe, że ludzie opierają się, zmagają, nawet LATAMI, przed podjęciem decyzji – “ok, zrobię to”. Albo akceptacji – “ok, niech będzie”.

Nie wiem co doprowadza ludzi do podjęcia takiej decyzji. Jedni “muszą” się wycierpieć, inni czynią to sprawniej. Nie mogę Ci dać żadnej rady. I jeśli jesteś “w miejscu”, w którym taką decyzję podjąłeś/podjęłaś – brawo! To naprawdę bardzo dobra wiadomość! Jeśli jeszcze nie – i tak idź do grupy 12 kroków. Doprowadź tam swoje ciało, reszta odbędzie się automatycznie.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Mietek

Witaj Piotrze. Czyli dla kogo jest twoj program ze wspolpraca, a dla kogo bez wspolpracy? Bo chyba nie ma mniej uzaleznionych, dla ktorych bylby program bez wspolpracy i bardziej uzaleznionych, dla ktorych bylby program ze wspolpraca. I jak sie jeszcze ma to, co napisales w tym artykule, o tym, ze na 12 krokach nikt czlowieka nie wysmieje, do twojej ostatniej odpowiedzi do mnie, gdzie mnie wlasnie wysmiewales, nabijales sie itd? Czy jezeli wybiore wspolprace z toba, tez mnie bedziesz wysmiewal? Chyba ze jest to element terapii, to w takim razie ok. Swoja droga tez mnie zastanawia, to co napisales, ze wiele osob zarzuca ci, ze nie byles bardzo uzalezniony. Mnie tez to zastanawia i tez uwazam, ze nie byles bardzo uzalezniony, skoro pitrafiles z tego wyjsc sam, a inni ludzie nie moga, majac do dyspozycji twoj program, twojego bloga itd. Widocznie nie tkwiles w bagnie po uszy, albo i jeszcze glebiej.

Podobne Wpisy:
Dlaczego noworoczne postanowienia nie działają?

Dlaczego noworoczne postanowienia nie działają?

Witam Cię serdecznie! Zaczął się nowy rok kalendarzowy. Dla wielu osób zmiana tej daty jest wyjątkowa i ważna. Jednak w żaden sposób nie jest taka – nie jest w nią wpisana żadna wyjątkowość (oczywiście poza np. nowymi przepisami prawnymi, itd.). 1 stycznia jest dokładnie takim samym dniem jak 19 czerwca czy 5 września. Dlatego jeśli… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 6
Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 12) – Potrzeba Zmiany, Wewnętrzna Dyscyplina, Wola Boża

Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 12) – Potrzeba Zmiany, Wewnętrzna Dyscyplina, Wola Boża

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat stanięcia w obliczu faktu o własnym uzależnieniu. Części 1-11 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 1) – Wstęp ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 2) – Lista nr 1 ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 3) – Nienawiść, złość, chęć zemsty, wina ► Jestem uzależniony/a.… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 2
Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 5) – Urazy, Złośliwość, Zła wola, Zazdrość

Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 5) – Urazy, Złośliwość, Zła wola, Zazdrość

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat stanięcia w obliczu faktu o własnym uzależnieniu. Części 1-4 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 1) – Wstęp ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 2) – Lista nr 1 ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 3) – Nienawiść, złość, chęć zemsty, wina ► Jestem uzależniony/a.… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 2
Jak radzić sobie z uzależnieniem bliskich nam osób? (Część 3)

Jak radzić sobie z uzależnieniem bliskich nam osób? (Część 3)

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat jak podchodzić do choroby uzależnienia bliskich nam osób. Poprzednie, bardzo ważne, bo rysujące kontekst sytuacji obraz, części znajdziemy klikając na linki poniżej: ► Jak radzić sobie z uzależnieniem bliskich nam osób? (Część 1) ► Jak radzić sobie z uzależnieniem bliskich nam osób? (Część 2) Dzisiaj skupię się na komunikacji. Oczywiście… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 14

WOLNOŚĆ OD PORNO