Witam Cię serdecznie!
Dzisiaj poruszę temat, o którym jeszcze nie mówiłem wprost. Postanowiłem stworzyć ten artykuł na podstawie kilku maili, które otrzymałem ostatnio od klientów. Zobaczyłem w nich, że niezależnie jak wiele tłumaczę o uzależnieniach, ludzie nadal wierzą w jakieś bajania na tak niesamowicie poważny temat. Jak z nudów powtarzane przez praczki fantazje od ucha do ucha.
Nie mówię tego, by kogokolwiek wyśmiać. Wyśmiewam głupie, niezdrowe postawy i postępowania. Bo gdy człowiek wobec pewnego postępowania poczuje wstyd, to jest większa szansa, że go uniknie i/lub zastanowi się przed jego podjęciem się. No bo czy nie dlatego nie podchodzisz do kobiet czy nie realizujesz swoich postanowień – bo się “ich” wstydzisz? No tak, tylko powstrzymujesz się nie przed tym, co trzeba.
Wiedza o uzależnieniach nie powinna brać się z ploteczek, które przekazujemy sobie co nam się usłyszy, zapamięta, etc., ani z jakichś amatorskich, niespecjalistycznych źródeł.
Wiedza, SZCZEGÓLNIE NA POWAŻNE TEMATY, musi brać się od specjalistów z tych tematów. Inaczej można zrobić sobie krzywdę.
I uzależnieni robią sobie krzywdę.
Jeśli wiedzę o pieniądzach bierzesz od ludzi biednych, to nie spodziewaj się zarabiać więcej od nich. Jeśli wiedzę o zdrowiu bierzesz od ludzi chorych, to nie licz na zdrowie. Jeśli wiedzę o szczęściu bierzesz od ludzi nieszczęśliwych, to nie licz, że Ty będziesz szczęśliwy/a.
A jeśli to robisz lub robiłeś/aś, to ich nie obwiniaj, tylko Ty przestań to robić. Ludzie całe życie potrafią obwiniać rodziców, że ich czegoś nie nauczyli lub przekazali im coś negatywnego ale tego nie zmienią, nie nauczą się, nie porzucą! Dalej się tym kierują!
Ludzie o chorobach i rozwiązaniach biorą… od ludzi chorych! A co Ci może powiedzieć osoba chora? O własnych doświadczeniach i postępowaniu. Jeśli nadal jest chora, to warto zastanowić się czy słuchanie się jej jest mądre. A jeśli nie choruje na to, to czy mądrym jest słuchać osoby, która nigdy nie doświadczyła danej choroby, a twierdzi, że wie jak się z niej wyleczyć? No chyba, że faktycznie realnie pomogła innym, to wtedy tak.
Jednym z głównych i niebezpiecznych niezrozumień, bo narażających nas na bardzo długi czas niepotrzebnego zmagania, które nie mija i jeszcze potencjalnie jest niebezpieczne, jest przesąd, że istnieją “symptomy odstawienia” uzależnienia (odstawienia porno, masturbacji czy alkoholu). Dlaczego jest to bardzo powszechne ale i błędne przekonanie? Bo każdy, kto “odstawia” swoją używkę zaczyna doświadczać CZEGOŚ – czegoś nieprzyjemnego. A że niewiele osób rozumie dlaczego, no to wymyślili – symptomy odstawienia. Ech…
Niech mi ktoś powie – dlaczego to odstawienie uzależnienia ma mieć jakieś złe symptomy, a np. odstawienie toksycznej relacji nie? Dlaczego ludzie uzależnieni no z każdej strony próbują skazywać się na cierpienie i zmaganie? No niech mi to ktoś wytłumaczy, hmm? Naturalnie odpowiedź ja znam.
Ale czy ktokolwiek zastanowił się dlaczego wybierając dla siebie coś dobrego, zdrowego I JESZCZE przestając robić sobie krzywdę mielibyśmy przeżyć coś nieuchronnego i bolesnego? To się kupy nie trzyma.
Jeśli walisz ręką w ścianę i przestaniesz, to nie doświadczysz “symptomów odstawienia walenia ręką w ścianę”, tylko konsekwencji tego walenia i z każdą chwilą będzie coraz lepiej. Ale żadnych dodatkowych boleści nie będzie, bo skąd miałyby się wziąć? Chyba, że zaczniesz się wstydzić i obwiniać, że uderzałeś/aś pięścią w ścianę. Albo ze złości na siebie znowu uderzysz.
No i żyje sobie taka uzależniona osoba – swój obraz siebie ma tragiczny, porównuje się do gówna, wszystkiego (ale tylko tego co dobre) sobie odmawia, jest w depresji, z niczym sobie nie radzi (nie chce nauczyć się radzić). Ale przynajmniej ma pornografię… I gdy dowiaduje się jak wiele złego sobie wyrządza, próbuje coś z tym zrobić, choć boi się. I nagle dowiaduje się, że nawet jak to rzuci jakimś cudem, to jeszcze czeka ją kilkumiesięczna przeprawa przez piekło… No nic tylko się cieszyć!
A przecież na tym opiera się tzw. nofap – opieraj się, próbuj wytrzymać, rób wszystko, byle nie obejrzeć i postaraj się przetrzymać piekło i będzie dobrze! Pach-pach! Głowa do góry! A ile potrwa to piekło? No tak średnio 2-3 miesiące ale może dłużej. Ciężko powiedzieć.
Oto fragment maila, który dał mi do myślenia, by temat ten raz na zawsze właściwie przedstawić:
“Pisze bo po prostu potrzebuje wsparcia… zostałem prawie sam. Wyszedłem z porno, nie oglądam już ponad 80 dni, ale symptomy wyjścia z niego po prostu są bardzo trudne. Pamiętasz jak Ci opisywałem sytuację że mi nie mógł stanąć przy dziewczynie – otóż wtedy spanikowałem i ta trauma ostatecznie zmusiła mnie do odstawienia porno. Po tym czasie miałem dwie sytuacje kiedy mi nie stanął – i raz kiedy udało się mieć sex, ale to było pewnie przez 10 min.i szczerze Ci powiem…nie czułem nic. Później znowu nie stawał i stawał ale sexu już nie miałem. Zastanawiało mnie co to jest i znalazłem na YouTube że po prostu po wyjściu z porno jest taki okres w życiu nazwany “flatline” że po prostu ma się jakby martwego penisa, na skutek początku regeneracji umysłu. Może to trwać do kilkunastu miesięcy. Aczkolwiek naprawdę masa gówna że mnie wychodzi i próbuje uwalniać, ale po prostu mnie to przerasta. Również są withdraw sympoms – o których też znalazłem na YouTube info. Straciłem radość w życiu – sam siebie nie mogę poznać z przed 2 miesięcy. Mało się uśmiecham i pomimo że próbuje ją dodać od siebie to po prostu nie potrafię, jestem za słaby. Jedna dobra rzecz jest taka przy tym wszystkim, że potrafię zachować trzeźwe myślenie pomimo odczuwania masy tego wszystkiego (myślę że trochę w świadomości wzrosłem) i że potrafię wykonywać postawione sobie czynności m.in. z twojego programu.
(…)
Na koniec dodam że poza porno zaprzestałem jeść cukier – już ponad 3 tygodnie bez niego – ale szczerze powiem że to wielkie nic w porównaniu z życiem i emocjonalnym ciężarem który przechodzę w tym momencie. Wszyscy mówią mi że schudłem – zwazylem się. 3 tygodnie temu ważyłem prawie 63 kg, a teraz jest nieco ponad 59 kg przy wzroście 182. Proszę Boga żeby to wszystko się już skończyło, bo zdecydowanie to najtrudniejszy okres w moim życiu.”
Najpierw krótka rozprawka, a potem odniosę się do poszczególnych fragmentów wypowiedzi.
Widzimy, że ludzie doświadczają czegoś i szukają informacji w “internetach”. Nie mają jak tego potwierdzić ale mimo to wierzą, ufają bezgranicznie tym informacjom. No i znajdują, że są jakieś symptomy odstawienia, z którymi trzeba się męczyć… i się męczą. Miesiące, niektórzy lata lub nawet cały czas.
Przede wszystkim –
nie ma żadnych “withdrawal symptoms”!
Nie ma symptomów odstawienia!
Wszystko czego doświadczasz, gdy przestajesz oglądać porno jest dokładnie tym, od czego uciekałeś/aś w pornografię. Zaczynasz tego świadomie doświadczać, czuć, przeżywać. I zapewne stawiasz temu opór. Dlatego cierpisz i się zmagasz.
To tak jakbyś miał(a) zepsuty ząb i zamiast się nim zająć, cały czas tylko brał(a) znieczulenie. Wiesz co się stanie po tym, gdy przestaniesz brać znieczulenie? Zaczniesz czuć ból zęba! Czy to jakiś symptom odstawienia znieczulenia? Absolutnie nie. A ból czujesz, bo przecież dlatego brałeś/aś znieczulenie, by go nie czuć. Ale samym zębem nigdy się nie zająłeś/zajęłaś. Nie potrzeba filozofa, by przewidzieć, że jak odstawisz znieczulenie, to “wróci” ból.
Trąbię od lat, by uświadamiać sobie przyczyny sięgania po porno czy jakiekolwiek inne uzależnienie. I gdy sobie uświadomisz to, to natychmiast stanie się jasne, że właśnie tego doświadczasz, gdy przestajesz uciekać w używki. Droga do wyzdrowienia wiedzie przez naprawę i uzdrowienie tego wszystkiego. Dlatego też z każdym uzdrowionym tematem będzie Ci coraz prościej. A nie trudniej.
Zaś ból nie bierze się z doświadczeń, tylko stawianego im oporu.
W WoP już na samym początku (Moduły 3 i 4) daję narzędzia, żeby się zacząć z tego oczyszczać krok po kroku i uczyć się żyć świadomie i odpowiedzialnie, by nie gromadzić w sobie jeszcze więcej syfu. A w Module 2 informacje i narzędzie do uświadamiania sobie zarówno przyczyn jak i korzyści.
Jeśli nic z tym nie zrobisz i tylko na siłę przestaniesz oglądać porno, to to wyjdzie. I ludzie przeżywają naprawdę niemałe katusze sądząc, że to jedyna droga. I większości się nie udaje. Albo próbują. Najpierw wytrzymują dzień. Potem już trzy. Potem tydzień i sądzą, że są na dobrej drodze. A potem znowu kilka sesji z porno jednego dnia, bo nie wytrzymali. I wielka załamka, że wszystko od nowa… I tak w kółko! Nawet wiele razy.
To tak jakbyś jechał samochodem 100 km/h i nagle z całych sił wcisnął hamulec… Czy będzie to miłe doświadczenie? Ale możesz zwalniać stopniowo.
Oczywiście dyskomfortu, i to niemałego należy się spodziewać, ale nie trzeba przy tym cierpieć.
A cały proces oczyszczenia można kolosalnie i skutecznie wspomóc. Zresztą – należy.
Jeden z komentujących tu na Blogu opisał jak to chodził do grup 12 kroków i przestał oglądać porno dzięki temu (z czego nie zdawał sobie sprawy). I gdy tylko przerwał uczęszczanie do wspólnoty, wrócił do oglądania pornografii. Jeszcze mówił, że założył firmę, kupił samochód i coś jeszcze i wielce się dziwił, że wyszła z niego masa emocji, z którymi zaczął się zmagać. No dziw nad dziwy, jeśli nigdy się z nich nie oczyszczał, a tu wybrał tematy związane z dużą odpowiedzialnością, które z automatu wyciskają z podświadomości naprawdę sporo syfu… I za swoje problemy obwinił wspólnotę, bo nie uzyskał żadnej pomocy… o którą nie poprosił, bo nawet nie podzielił się tym, co przeżywał. I ma do niej żal.
A co z odważną inwenturą moralną przeprowadzaną na bieżąco?
No ludzie uwielbiają stawiać się w sytuacji ofiary. Nie chcą, by było lepiej. Tylko trzymają się gorzej, a potem narzekają, że inni mają lepiej…
Ja to wszystko wiem nie tylko z rozmów z setkami uzależnionych o ich życiu, o tym jak oni żyją. Ja sam tak żyłem kilkadziesiąt lat.
Fundamentalna praca jaką należy wykonać ma 3 gałęzie:
1. Oczyszczanie się z tego, co już zostało stłumione, wyparte, wyprojektowane i czemu się na bieżąco opieramy. Wszystkim klientom z góry mówię, by nastawić się na po 100 godzin uwalniania KAŻDEJ emocji. Tylko oczywiście warstwa po warstwie, nie od razu (zwalniasz stopniowo). Więc w sumie będziesz np. wstyd uwalniać przez 100 godzin ale będą to różne warstwy ilościowe i z różnym natężeniem. Czasem będzie to lekki, nieprzyjemny wstyd, a czasem będzie Cię trzęsło i mdliło. Czasem przez tydzień czy miesiąc nie poczujesz wstydu. A potem znowu sporo. Ale jeśli do oczyszczania podejdziesz mądrze, to zminimalizujesz męczarnię. Przecież nawet wymiotowanie po przesadzeniu z alkoholem nie jest przyjemne. Ale to nie jest cierpienie.
2. Oczyszczanie się na bieżąco z tego, do czego się kleimy i co stanowić będzie konsekwencję tego jak żyjemy, jakie mamy przekonania, percepcje, intencje, postawy, nastawienia, etc. Dzięki temu szajsu nie będzie przybywać. Ale jeśli dalej zamierzasz się wstydzić, winić, stresować, martwić, to chociaż wiedz, że całe Twoje zmaganie i cierpienie i ogólnie niska jakość życia w głównej mierze wynikają właśnie z tego.
3. Korekty tego jak żyjemy, jakie mamy intencje, postawy, percepcję, nastawienia, pozycjonalności, by wyeliminować źródła negatywności w naszym życiu i zacząć do niego wprowadzać to co pozytywne, zdrowe, mądre. Tu może bardzo się przydać seria artykułów o cnotach na tym Blogu.
A ludzie co robią? No właściwie nic istotnego. Tylko zmagają się z tym, co się ujawnia. I mało kto zaczyna żyć coraz bardziej świadomie, uczciwie, zdrowo, mądrze, pozytywnie, odważnie.
No jeśli całe życie uciekałeś/aś od emocji w porno i nagle porno odstawiasz, to jak sądzisz co Cię czeka? No to wszystko od czego uciekałeś/aś. Czy chociaż wiesz co to jest, co się z tym robi i co zamiast tego robisz Ty?
Naprawdę wiara, że są jakieś symptomy, które trzeba przetrzymać, to jak sądzenie, że jak przetrzymasz ból zęba, to się ząb sam uleczy…
Wystarczy przecież wobec czegokolwiek utrzymywać przekonanie “muszę” i już Twojemu życiu towarzyszy opór, napięcie, poczucie winy, niepewność, osłabienie, niskie poczucie wartości, etc. To samo nie zniknie niezależnie jakie męczarnie będziesz przechodzić i ile czasu. Bo to miejsce na naukę i praktykę życia świadomego i zdrowego.
No ale to jest dla ludzi tak żyjących niezauważalne jak dla ryby niezauważalna jest woda, w której pływa. Jeśli całe życie grasz ofiarę i się opierasz, to cały czas doświadczasz tego konsekwencji ale nie masz jak powiązać jednego i drugiego. I łatwo się pomylić, że “takie po prostu jest życie/moje życie”. Bo to jest jak ciągłe tło Twojego życia. Nie masz innego punktu odniesienia, innych doświadczeń.
Tak, Twoje życie takie jest. Co NIE znaczy, że jesteś na to skazany/a.
Więc jeśli np. codziennie rano wstajesz z przekonaniem “muszę”, to zajmujesz się tym – uwalniasz to, co czujesz, uwalniasz opór. Ale to nie wszystko. <- Gdybym mógł, podkreśliłbym to 40 razy.
Korygujesz siebie – przyglądasz się temu dlaczego nie chcesz wstać. Przyglądasz się swojej percepcji, oczekiwaniom odnośnie dnia, pracy czy co tam masz do zrobienia. I tu wprowadzasz korekty – zmieniasz swoje nastawienie wobec tego. Być może potrzebna będzie rekontekstualizacja, czyli zmiana kontekstu, w którym to postrzegasz, by znaleźć lepszą drogę, niż opór, niechęć, odcinanie się od energii, by mieć wymówkę, aby tego uniknąć. Zaczynasz więc wstawać chętnie – to ma być rezultat. Dopóki go nie osiągniesz, pracujesz nad tym. Ale uczciwie. Jeśli nie chcesz, to na siłę żadnej zmiany nie wprowadzisz. Nie ma się co oszukiwać. Być może jak życie zaboli jeszcze bardziej, to znikną wymówki.
Wiesz – jeśli się specjalnie przeziębiasz, by brać wolne z pracy, w której nie chcesz pracować, to naprawdę nie znajdziesz szamana, który da Ci końskie zdrowie. Najpierw przestań sam je sobie odbierać z gorzkim uśmiechem na ustach.
Czy ktokolwiek kiedykolwiek przemyślał dlaczego się opiera? Dlaczego odbieramy sobie energię, gnoimy się wewnętrznie byle tylko czegoś uniknąć? A nie lepiej dokonać odpowiedzialnej decyzji, by tego nie zrobić? Konsekwencji nie zrobienia tego i tak doświadczysz ale już nie doświadczysz konsekwencji oporu.
Ale to nie wszystko co ludzie robią. Jeszcze się usprawiedliwiają, zrzucają odpowiedzialność na świat, a gdy tego nie zrobią, to potem się za to obwiniają… Natomiast żadnej zmiany na lepsze nie dokonują. Tylko na gorsze.
Co do “flatline” – to częste doświadczenie zdrowiejących lub odstawiających porno na siłę.
Sam przechodziłem przez problemy z erekcją, które trwały miesiąc (a potem jeszcze sporadycznie “wracały”). I tu sprawa jest podobna do tego co mówiłem wcześniej.
Najprościej jak się da – im mniej stresu, tym lepsze erekcje. Im więcej relaksu i radości, tym lepsze erekcje. Im więcej luzu, tym lepsze erekcje.
A skąd ma się wziąć brak stresu, relaks, radość i luz? No z kosmosu się nie wezmą. Nie znajdziesz ich w kieszeni drugiej pary spodni.
Co to jest stres? Bo każdy uzależniony mówi o stresie ale jeszcze nikt nie przedstawił mi opisu stresu zgodnego z prawdą.
Stres to KONSEKWENCJA. Konsekwencja zaniedbań emocjonalnych i ciągłego zmagania z nimi.
Ukochane przez wielu stwierdzenie “stresuję się” oznacza – “opieram, zmagam się z tym, co czuję”. Nie ma osobnego bytu – stresu. Stres to tylko nazwa dla tego co robimy z tym, co czujemy. A to co czujemy to konsekwencja naszej percepcji. Jak coś uznajesz za złe, niebezpieczne, to pojawia się strach. Jak strachowi się opierasz i go tłumisz, dławisz, to masz w konsekwencji stres i “stresowanie się”.
A niektórzy idą o krok dalej i nie mówią nawet “stresuję się”, tylko “coś/to mnie stresuje”… No unikają odpowiedzialności jak tylko się da. A bez odpowiedzialności nic nie zmienisz.
Nie chcemy tego, próbujemy to stłamsić, odrzucić od siebie, bo sądzimy, że to bierze się ze świata. A tym samym dusimy to w sobie i dusimy siebie przy okazji. I próbujemy uniknąć tego, co uznaliśmy za źródło naszych strasznych doświadczeń. A jak tego uniknąć nie możemy – np. egzaminu czy gorszego dnia w pracy – to ciągle się “tym stresujemy”. A potem szukamy ulgi…
No bo proszę – spróbuj stłamsić swoją rękę i powiedz mi czy jest to fajne doświadczenie. No nie jest.
Emocje to Twoja energia. Tłumienie jej, zmaganie się z nią będzie tak jakbyś próbował(a) zdusić swój oddech. A jak nie oddychasz lub oddychasz płytko, to masz bardzo mało energii.
Opieranie się już stłumionym emocjom to jak zmaganie się z mdłościami – może to trwać długo (i będzie tak długo, jak długo się będziesz opierać) i jest zupełnie niepotrzebne.
Ja sam przekonanie “jestem gorszy” niemal wyrzygałem z siebie. Klęczałem nad kiblem i czując masę wstydu pozwoliłem mu ze mnie wychodzić. Skręcało mi jakbym wymiotował truciznę. I w niemałym odruchu wymiotnym podjąłem decyzję “Wcale nie jestem gorszy! Jestem normalny!” Od tamtej pory nigdy już sobie na to nie pozwoliłem ani nawet nie miałem do tego ciągutek. To było naprawdę dla mnie przełomowe doświadczenie. A to normalność, normalne zdrowie.
Tłumiona, dławiona, wyparta emocjonalność będzie się ujawniać, gdy przestaniesz z nią prowadzić wojnę. To normalne, spodziewane i wcale nie musi oznaczać cierpienia. Bo cierpimy na własne życzenie. Możesz się z tego oczyszczać trwale warstwa po warstwie.
Ale jeśli dalej będziesz grać ofiarę, to zawsze Twojemu życiu towarzyszyć będzie wstyd, wina, apatia, bezsilność, napięcie, strach. Tak samo jeśli będziesz to z powrotem wtłaczać w siebie i wmawiać sobie kłamstwa, że porno to rozładowuje lub przynosi ulgę…
Jeśli przez większość swojego życia uciekałeś od emocji, uważałeś je za coś złego, bolesnego, strasznego, to podczas ich odczuwania nie ma szans na utrzymanie erekcji.
Gdy wymiotujesz, to też nie spodziewaj się erekcji.
Erekcja jest przejawem gotowości do połączenia się z kobietą, przekazania jej tego co pozytywne. Biologiczne znaczenie jest oczywiste – zapłodnienie. A nikt nie będzie się zapładniał, gdy goni go wilk, prawda? A tak ludzie postrzegają to, co czują. Ile razy użyłeś/aś stwierdzenie – “emocje mnie dopadły” albo “stres zaatakował”?
Jeśli to, co czujesz postrzegasz jako złe i niebezpieczne jak szarżujący na Ciebie niedźwiedź grizzly, to organizm za priorytet nie obierze seksu, tylko gotowość do walki lub ucieczki. Walka czy ucieczka, gdy krew pompowana jest do penisa byłyby przejawem głupoty (bo mała zadra i się wykrwawisz), a ludzki organizm głupi nie jest. A ludzie jeszcze zmagają się z brakiem erekcji i opierają się temu… I tłumaczą to sobie – “no opieram się i stresuję, bo nie chcę problemów z erekcją”… No ale jednym z powodów braku erekcji są właśnie opór i “stresowanie się”!
No i to przecież dzieje się w ludzkiej świadomości, gdy odstawiają pornografię i tyle – muszą walczyć, zmagać się, muszą wytrzymać tę całą batalię. No nie ma tu miejsca na spokój, relaks, zabawę. I organizm reaguje odpowiednio do tego. A jak jeszcze sobie wmawiasz, że MUSISZ mieć seks, bo to źródło męskości, spełnienia – no ogólnie Graal, ambrozja i wygrana w Totka w jednym, to też luzu przy tym nie będzie.
Bardzo mi się podobało podejście jednego trenera uwodzenia, który uczył, by na seks patrzeć jak na pocałunek, a na pocałunek jak podanie ręki. Nie dlatego, by się bzykać z kim popadnie non stop, tylko postrzegać to jako coś NORMALNEGO. A nie niezwykłego. W Twoim życiu masz to, co uważasz za normalne. To co w Twoich oczach normalne nie jest, to albo tego nie masz, albo masz z tym problemy.
Zgadza się? Pokaż mi człowieka, który ma problemy z seksem i seks postrzega jako coś normalnego. Nie ma takich ludzi.
Więc jeśli na seks patrzysz jak na jakieś magiczne, tajemnicze doświadczenie, które da Ci drugą parę jaj, to się będziesz zmagał i męczył i to wcale Ci nie pomoże mieć seks. A jak wyluzujesz pośladki i się będziesz dobrze bawił z kobietą niezależnie czy seks jest, to paradoksalnie (?) szansa na to jest kolosalnie większa.
Mężczyzna ten, jak wielu innych, dodatkowo jadł dużo cukru. Bo w sobie widział tylko to, co gorzkie i próbował dosłownie i w przenośni “osłodzić sobie życie”.
Ale to nie działa, tak jak nie działa polanie lukrem spleśniałego ciasta. Dodatkowo cukier też bardzo negatywnie wpływa na doznania i seksualność. Jak się przejesz słodyczy, to Ci się odechce seksu. Gdy cukru zjesz za dużo, to zwymiotujesz.
I to nie emocje są tym “spleśniałym ciastem” ale to jak żyjemy, jak postrzegamy to co czujemy, siebie, swoje życie, etc. Z tym trzeba zrobić porządek.
Naturalnie czas również odgrywa rolę ale nie sam czas.
Czas + WARUNKI, w których może nastąpić regeneracja mózgu, uwolnienie ciała i psychiki z napięć i nagromadzonych emocji.
Jak się do wszystkiego “spinasz” czy “napinasz” to tworzysz warunki niesprzyjające życiu i zdrowiu. “Luz” nie oznacza natomiast bimbania sobie. Możesz swobodnie ale też rzetelnie pracować 16 godzin na dobę i dobrze się przy tym bawić i robotę wykonywać świetną.
Cierpliwość, spokój, opanowanie – to wszystko cnoty, o których już pisałem. Cnoty są tożsame ze zdrowiem.
A dalsze zmaganie, narzekanie, użalanie się i traktowanie erekcji jak Świętego Graala to droga niedojrzałości – czyli choroby.
Natomiast jeśli podejdziesz do tego jak do bolącego zęba – przestaniesz brać znieczulenie i tyle sądząc, że ból sam zniknie, gdy się z tym przemęczysz, to jak sądzisz – będzie lepiej? No nie będzie. Będzie bolało dalej tak samo, albo będzie coraz gorzej. Bo trzeba zapewnić warunki, w których może odbywać i postępować zdrowienie zęba, dziąseł, etc. Niekoniecznie sam(a) zadbasz o takie warunki. Może być potrzebna pomoc specjalisty jak dentysta.
Ból to informacja. A nie smutny los, na jaki jesteśmy skazani.
Jeśli te ważne informacje (ból) traktujesz jak wyrok na siebie, no to generalnie to nazywa się nietrzeźwością bez wpływu używek.
Ok, jedziemy z mailem mojego klienta.
Pisze bo po prostu potrzebuje wsparcia… zostałem prawie sam.
Tu, jak zwykle, potrzebne jest przewartościowanie sytuacji i spojrzenie na nią z innego kontekstu. Nie jest sam, tylko zapewne coś CZUJE, czemu stawia opór. Umysł powtarza tego racjonalizacje – że właśnie jest sam. Ale czy jest? Prawie na pewno nie. Ma bliskich, z którymi może porozmawiać, podzielić się tym, co przechodzi ale tego nie robi.
Natomiast zastanawiające jest to – współpracuje ze specjalistą, a jak czegoś nie rozumie i to w sprawie swojego zdrowia oraz uzależnienia, to nie pyta się mnie, tylko szuka filmików na Youtube…
Gdybyśmy mieli komplikacje po operacji, to szukalibyśmy o tym informacji na stołówce w szkole czy poszli do chirurga?
Jak Cię boli ząb to idziesz z tym do pani Haliny z mięsnego? Jeśli praca w mięsnym jest pracą dorywczą pani Haliny, a jest ona z zawodu dentystą, to spoko. Ale w każdej innej sytuacji – nie spoko.
Zastanawia mnie to, dlaczego ludzie tak chętnie wracają do przekazywanych sobie przez społeczeństwo przekonań, choć żadna z tych osób nie jest w tym specjalistą, a specjalistów się ignoruje… To naprawdę przypomina wierzenia przekazywane w Średniowieczu – “No zaiste, pannę Żyrborkę straszny topielec porwał! Nic ino ją za nogi złopoł i pod wody wciungnął i tylem jom widzioł! Topielec panie, topielec!” I się fama roznosi, że na bagnisku topielec porywa pannice… Bo coś się komuś zdawało…
Do dzisiaj masa ludzi boi się duchów. I jeszcze Ziemia płaska jest. Pewnie duchy spod spodu przylazły… Ok ale nie o tym miało być.
Wyszedłem z porno, nie oglądam już ponad 80 dni, ale symptomy wyjścia z niego po prostu są bardzo trudne.
Nie ma żadnego “wyszedłem z porno”. Bo uzależnienie to nie przedpokój, z którego można wyjść. Uzależnienie to konsekwencja tego jak żyjemy.
Mężczyzna ten mówi więc, że wobec pewnych okoliczności i sytuacji przestał uciekać w pornografię. Ale nie mówi nic jak zmienił siebie względem nich. Dlatego doświadcza tego samego ale już tego nie tłumi, tylko opiera się. I jest mu ciężko.
Pamiętasz jak Ci opisywałem sytuację że mi nie mógł stanąć przy dziewczynie – otóż wtedy spanikowałem i ta trauma ostatecznie zmusiła mnie do odstawienia porno.
Tutaj widzimy, że potencjalnie i rzekomo negatywne sytuacje mogą stać się dla nas darem, gdy spojrzymy na nie w odpowiednim kontekście. Bo gdyby nie było bolesnych konsekwencji niezdrowego postępowania/życia, to byłoby nas na tej planecie dużo mniej.
Czy on “odstawił porno”? Oczywiście, że nie. I żadna trauma go do tego nie zmusiła. W obliczu konsekwencji o znaczeniu większym poziomie bólu, niż korzyści jakie czerpał z oglądania pornografii, na pewien czas przestał widzieć w pornografii wystarczającą wartość, a więc przestał ją wybierać.
W kwestii uzależnienia niekoniecznie musiało coś ulec poprawie. Bo to, że go nie ogląda nie oznacza, że nie ma takich myśli, potrzeby, łaknień, pokus. Jeśli nie zajął się każdym nawykiem z osobna, to nadal antycypuje związanych z nimi nagród.
Natomiast to też żadna trauma. Tzw. trauma to doświadczenie bolesne z tego względu, że zostało przez nas osądzone jako złe, jako źródło bólu, który czujemy, gdyż stawiliśmy mu bardzo duży opór. Trauma to stłumione emocje, które wtedy czuliśmy i którym również stawialiśmy (i nadal stawiamy) opór.
Ale też masa ludzi uwielbia mówić sobie – “mam traumę” i nią usprawiedliwiać wiele w swoim życiu. No ludzie kochają to, co negatywne i kleją się do tego przy każdej okazji.
Ponadto – mężczyzna ten nie mówi co to dla niego oznaczało, że nie było erekcji. Bo on sam nadał znaczenie temu całemu zdarzeniu. To on je zinterpretował, ocenił, osądził tak, że pojawiły się emocje, którym się następnie oparł i nazwał to traumą.
Po tym czasie miałem dwie sytuacje kiedy mi nie stanął – i raz kiedy udało się mieć sex, ale to było pewnie przez 10 min.i szczerze Ci powiem…nie czułem nic.
No bo ludzie postrzegają seks jako źródło szczęścia, spełnienia, męskości, radości i nie wiadomo czego jeszcze. Ale powtarzam – doświadczeń zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych nie ma w świecie.
Nie ma ich w niczym, bo doświadczanie to coś stricte wewnętrznego. To my swoje wnętrze projektujemy na świat. Jak projektor obraz na ścianę.
Szybko można się rozczarować oczekując, że seks da nam te wszystkie wspaniałości – obsypie nas nimi jak El Dorado. A tu dupa… ani radości, ani satysfakcji, ani spełnienia. Nic. “Pustka”.
Bo seks nic nie daje. Seks ODDAJE. Co oddaje? A to, co do niego sami dodamy, wprowadzimy. Twardy penis to za mało. Ile razy mieliśmy poranną erekcję i co – towarzyszyły jej radość, szczęście? Oczywiście, że nie. Bo radości nie ma ani w erekcji, ani w tym, w co stojącego penisa wsadzimy.
Natomiast jeśli do seksu dodasz radość, to seks ją pomnoży. I w odpowiednich warunkach dla siebie, kobieta również.
A jak do seksu nie dodasz nic pozytywnego i jeszcze będziesz oczekiwał, no to zyskasz więcej tego – nic pozytywnego. I “otrzymasz” albo jeszcze więcej oczekiwań, albo totalne rozczarowanie. Bo to sam(a) pomnożysz dla siebie poprzez seks.
Natomiast jest tu też błąd percepcji – mężczyzna mówi, że nie czuł nic. Oczywiście tak nie było. Mężczyzna ten nie czuł nic CZEGO OCZEKIWAŁ. Czuł natomiast co innego. I przed seksem, i w trakcie, i po. Co? O tym na razie milczy. Ale zapewne m.in. po to dążył do seksu, by od tego uciec. Sądził, że dzięki seksowi to zniknie.
Później znowu nie stawał i stawał ale sexu już nie miałem.
Innymi słowy – chaos. Brak zdrowego fundamentu. Duża zmienność jest zawsze informacją, że albo brakuje zdrowia, zdrowych warunków, albo wszystko się harmonizuje, gdy warunki są odpowiednie.
Tutaj podejrzewam, że odpowiednich warunków brakuje.
Zastanawiało mnie co to jest i znalazłem na YouTube że po prostu
Nie ma żadnego “po prostu”. Nie ma, nie było i proszę wywalić to stwierdzenie ze swojego słownika. To co się dzieje ma jasne i klarowne przyczyny.
Mężczyzna ten nie mówi nic o tym, czego doświadcza. Mówi o emocjach ale nie mówi jakie emocje czuje. Nie mówi co z nimi robi, nie mówi nic o swoim wnętrzu. Bo go unika. Nadal ucieka i walczy. A to wydłuża proces zdrowienia i może go wydłużyć w nieskończoność.
po wyjściu z porno jest taki okres w życiu nazwany “flatline”
Nie. Nie ma żadnego okresu “flatline”. Jeśli człowiek tylko rzucił porno i męczył się ileś tam miesięcy, by go nie obejrzeć, to w tym czasie nie wykonał w ogóle wewnętrznej pracy – ani tej oczyszczającej ze stłumionych emocji, oporu, przywiązań, utożsamień, oczekiwań i więcej, ani nie skorygował tego, przez co w ogóle doszło do tych zaniedbań. Dlatego tego zaczyna doświadczać w dużych ilościach.
No bo jeśli przez całe życie wciskałeś/aś do szafy różne rupiecie i nigdy żadnego nie wyjąłeś i tych rupieci jest już tyle, że napierają na drzwi szafy, no to żeby się te drzwi nie otworzyły, trzeba na nie napierać. I ludzie napierają. Zmagają się z rupieciami.
A co się stanie, gdy od tych drzwi odskoczą jak poparzeni? No wszystko z tej szafy wyleci. To są te tzw. “symptomy odstawienia”. To nie żadne symptomy, tylko konsekwencje wielu lat zaniedbań. Jeśli nic z tym nie zrobisz, to się skazujesz na męczarnię i tyle. Bo przecież doszło do nich przez męczarnię. Przez to jak żyłeś/aś. Jeśli tego nie zmienisz, no to nie spodziewaj się pozytywnych zmian.
A to, że człowiek w ogóle ma erekcje podczas oglądania porno (i to silne jak kamień) to efekt tego, że dla umysłu to nieograniczona ilość chętnych do współżycia partnerek, bo umysł nie odróżnia obrazów i filmów od rzeczywistości. Zalanie nimi umysłu tłumi emocje i niszczy mózg ale do tego czasu dla organizmu to “El Dorado seksu” i sięga po każdą rezerwę energii, by móc te wszystkie chętne kobiety zapłodnić. Co oczywiście nie następuje, bo to nie rzeczywistość. A cena tego jest ogromna i rośnie.
Zaś w realnej sytuacji źródło impulsów seksualnych jest jedno – jedna kobieta. Ale to nie wszystko. Oglądając porno nie wciskamy sobie tych wszystkich głupot na swój temat – że jesteśmy gorsi, nieatrakcyjni, nie wmawiamy sobie tego karygodnego “odrzucenia”, etc. Więc dodatkowo się nie obciążamy. A na żywo już tak.
Jeśli się tym nie zajmiesz, to nie dziwne, że masz problemy z erekcjami.
że po prostu ma się jakby martwego penisa,
“… po prostu ma się jakby martwego penisa” – no genialne. Nie dziwne, że “lodzik” jest tak popularny – mężczyźni pewnie spodziewają się, że kobiety przywrócę ich penisy do życia metodą usta-penis. ;)
Penis nie jest martwy. Penis to narzędzie, które ma jasno określone role. A każde narzędzie działa właściwie tylko, gdy zapewnimy mu odpowiednie warunki do pracy. W przypadku wiertarki to prąd i brak wilgoci. W przypadku penisa to stan emocjonalny na poziomie minimum pożądania bez dodatkowego obciążenia. A jak jest wstyd, wina, opór, strach, żal, to penis “nie działa”.
No ale w internetach nie ma praktycznie żadnych konkretnych, ani precyzyjnych, ani zgodnych z prawdą informacji na ten temat. A jak nawet gdzieś są, to niech mi ktoś powie jak zamierza je rozpoznać od chłamu? No pewnie tylko stosując je miesiącami lub latami i potem oceniając rezultaty. Tylko że większość ludzi nie ocenia rezultatów, ani nie dokonuje korekt, tylko się użala, wstydzi, frustruje, wini.
Dlatego – nie wymagaj od penisa cudów. Ty mu zapewnij warunki, w których może prężyć się jak maszt okrętu. A nie wymuszaj na nim i na swojej psychice tego, co nie jest nawet wcale takie ważne.
na skutek początku regeneracji umysłu.
Umysłu nie można zregenerować, bo umysł to pole. Myśli myślą się same. Jeśli już coś powinno się zregenerować to mózg. Ale regeneracja mózgu nie ma nic wspólnego z brakiem erekcji lub problemami w jej utrzymaniu.
A umysł i mózg to dwie zupełnie różne “rzeczy” i dwa zupełnie różne tematy.
Regeneracja mózgu ma to do siebie, że zaczynamy coraz więcej czuć. Nie tylko to, co fajne ale też to, co wypieraliśmy, od czego uciekaliśmy, z czym walczyliśmy.
M.in. dlatego masa ludzi, którzy próbują “wyjść z uzależnienia” przez zmaganie szybko po pierwszych tygodniach poprawy doświadczają nawet dramatycznych upadków w samopoczuciu. No bo nie wyciągają z “szafy” rupieci jeden po drugim, tylko odskakują od drzwi licząc, że nic z nich nie wypadnie… a z szafy nagle sruuuuuu! A potem wielki płacz.
Może to trwać do kilkunastu miesięcy.
Widzisz? Czyli ludzie męczą się kilkanaście miesięcy. Nawet dłużej. Bo nie wspomagają tego procesu oczyszczania, nie przeprowadzają go sami świadomie, a być może nawet opierają się i walczą. Jest masa ludzi, którzy “wyszli z uzależnienia” ale ich doświadczenia wcale nie należą do fajnych. I potem wypisują swoje gorzkie żale w internetach mówiąc jakie to uzależnienie jest straszliwe, jaki to smutny los, jaki to człowiek jest na to skazany, bla bla bla.
Aczkolwiek naprawdę masa gówna że mnie wychodzi
No i mamy sprawę postawioną jasno – dla tego mężczyzny to co czuje to gówno. Nie dziwota, że się męczy. To tak jakby absolutnie nie miał w ogóle intencji zrozumienia co to są emocje, ani istoty uwalniania.
i próbuje uwalniać,
Tak, próbuje ale na pewno nie uwalniać. Bo krokami 2 i 3 jest to, by zaakceptować to co czujemy i tego nie osądzać. A tu bum! na samym starcie – “gówno”. No jak gówno to sorry, uwalnianie nie nastąpi.
ale po prostu mnie to przerasta.
A tu wmawianie sobie bzdur. Nic tego mężczyzny nie przerasta, bo nosił te emocje stłumione w sobie od lat i go jakoś nie przerastały. A teraz magicznie nagle tak? Jaaasne.
Stawia opór, osądza to co czuje, traktuje się jako ofiarę tego. A że się opiera, to to nie mija i rośnie. Umysł kombinuje jak to wytłumaczyć i wymyślił – “Ja robię wszystko dobrze ale tego jest za dużo, to mnie przerasta”.
Jeszcze nie słyszałem, by człowieka z rozwolnieniem przerosło to, co wydala. Siedzi i robi, aż wszystko zrobi. Nie ważne, że śmierdzi i jest nieprzyjemnie. Siedzi i POZWALA, by co trzeba wyszło. To się dzieje samo.
Ale i tu ludzie się okłamują – mówią – “robię kupę”. No tak nie jest. Ty nic nie robisz. To się robi samo. Ty wyłącznie na to pozwoliłeś/aś i znalazłeś/aś dla tego odpowiednie warunki (przynajmniej mam nadzieję).
A jednak w kwestii emocji ludzie przeżywają dramaty, katusze lub uciekają od tego na koniec świata. Niejeden od tego co czuł uciekał nawet do innego kraju. Potem wracał, bo tam czuł to samo. Potem znowu wyjeżdżał i znowu wracał. I w ogóle nie widział problemu w tym, co robi.
Warto to zrozumieć – wszystko co zdrowe i naturalne dzieje się samo bez wysiłku. Oddychanie, trawienie, doświadczanie, odczuwanie, etc. Problemy pojawiają się, gdy zaczynasz to osądzać, opierać się, demonizować, kombinować. Lub zapewnisz dla tego nieodpowiednie warunki – np. zjesz coś starego.
Porno to BARDZO nieodpowiednie, wręcz dramatycznie szkodliwe warunki do wszystkiego.
Również są withdraw sympoms – o których też znalazłem na YouTube info.
No to nic, tylko Youtube gwarant rzetelnych informacji… Przecież filmy wrzucają tam sami specjaliści… A WoP ignorowany. W nim informacji i odpowiedzi nie szuka.
Straciłem radość w życiu
Aaa, stracił radość. Proszę Państwa, dla tego człowieka Słońce przestało świecić, bo przesłoniły je chmury!
Tutaj też nie widzę chęci zrozumienia, że emocje w podświadomości ułożone są warstwami.
Tylko kwestią czasu jest, gdy ujawnią się kolejne warstwy. I nie ma to nic wspólnego z żadną bzdurną “utratą radości”. Jak ktoś wymiotuje, gdy przeholował z alkoholem, to nie wmawia sobie głupot na temat radości życia. Wie, że przegiął i doświadcza tego konsekwencji. Ale w temacie emocji ludzie wciskają sobie tyle kitu ile pomieszczą wszystkie pszczele ule na tej planecie.
– sam siebie nie mogę poznać z przed 2 miesięcy.
No bo się dalej utożsamia z tym, co czuje i jakie widzi myśli. Jak się to zmienia, to on sądzi, że się zmienił. Ale w rzeczywistości nie zmienił się nawet trochę. Jak czuje wielki gniew, straszny żal czy “przytłaczający” wstyd, to nadal ten sam człowiek.
No chyba, że wolimy sądzić, że zmienia nas zapach kwiatów i spalin…
Mało się uśmiecham i pomimo że próbuje ją dodać od siebie to po prostu nie potrafię, jestem za słaby.
No proszę państwa, jeśli ktoś sądzi, że jest za słaby na radość, to naprawdę nie jest tajemnicą, co jest nie tak. Osoba ta męczy się, opiera, walczy, ucieka od emocji, czyli kontynuuje “tradycję”, której konsekwencją w ogóle było uzależnienie i dziwi się, że doświadcza tego samego. Traci siły i sobie tłumaczy, że radości nie czuje przez brak siły do tego!
Próbuje dodać radość, co w rzeczywistości oznacza “kombinuję jak tu ‘zniknąć’ to co czuję i zastąpić to czymś pozytywnym”. Ale nie da się. Bo to dalej tłamszenie w sobie emocjonalności, czyli własnej energii.
Radość w takich warunkach się nie pojawi. Erekcja też nie.
No ale to też pokazuje jak uzależnieni wybiórczo traktują poznawane informacje – słucha się tylko tego, co nie ma związku z odczuwaniem, akceptacją, poddaniem. To jakby próbować wyjąć dżem ze słoika nie otwierając go.
Dlaczego dla tego co pozytywne – tu: dla radości – można być za słabym, a użalać się, zadręczać, frustrować, ubolewać, etc. można latami i na to siła zawsze się znajdzie?
Jakoś malutkie dziecko nie ma siły nawet podnieść się z łóżeczka, a jest pełne radości. Siła nie ma z tym nic wspólnego.
I to właśnie używanie siły nie tam, gdzie trzeba jest jedną z przyczyn, przez które radości nie ma.
Jedna dobra rzecz jest taka przy tym wszystkim, że potrafię zachować trzeźwe myślenie
No trzeźwym bym tego nie nazwał do końca. Na pewno nie następuje tu nakręcanie się emocjonalnością i to jest na solidny plus. Ale nadal jest trzymanie się masy gównianych przekonań o całej sytuacji i samych emocjach (znalezionych, a jakże, na Youtubach), więc nie dziwne, że jest zmaganie, cierpienie, bóle i nic się nie poprawia.
pomimo odczuwania masy tego wszystkiego (myślę że trochę w świadomości wzrosłem) i że potrafię wykonywać postawione sobie czynności m.in. z twojego programu.
No bo jak wielokrotnie mówiłem – emocje w niczym nas nie ograniczają. Oczywiście nosząc ich w sobie masę żyje się jak z kulą u nogi ale nawet z kulą u nogi można prowadzić samochód i chodzić do pracy. Tylko po co?
A poza tym – emocje to informacje o naszej percepcji. Dopóki percepcja jest ograniczona, dopóty będą emocje.
Na koniec dodam że poza porno zaprzestałem jeść cukier – już ponad 3 tygodnie bez niego
Cukier ludzie jedzą, bo organizm reaguje podobnie jak na heroinę – następuje haj i próby zagłuszenia emocjonalności. Tak samo z żarciem tłustym, tylko oczywiście same konsekwencje gromadzenia w organizmie tłuszczy, cukrów lub heroiny są inne. Szczególnie od oglądania porno. Ale jedzą po to samo, po co oglądają porno.
Rozmawiam obecnie z chłopakiem w wieku 26 lat, który pił tyle Coca-Coli, że zepsuła mu się połowa zębów. Bo też próbował “osłodzić sobie życie” nie licząc się z konsekwencjami.
– ale szczerze powiem że to wielkie nic w porównaniu z życiem i emocjonalnym ciężarem który przechodzę w tym momencie.
Ale na pewno coś przechodzi? Na moje tkwi w tym, bo się opiera.
Czymś zupełnie innym jest przejść obok ściany, a czym innym na nią napierać tygodniami. Pozwól ścianie być. Ona Ci w niczym nie przeszkadza.
Wszyscy mówią mi że schudłem – zwazylem się. 3 tygodnie temu ważyłem prawie 63 kg, a teraz jest nieco ponad 59 kg przy wzroście 182.
Przy zmaganiu się spadek wagi i masy ciała jest spodziewany.
Odpowiednia masa i sylwetka ciała to efekt życia harmonicznego. Bo nie można “naćwiczyć się na zapas” – np. ćwiczyć 24 godziny i ciało się wzmocni tak jak po 12-tu 2-godzinnych treningach rozłożonych na miesiąc.
Tak samo z jedzeniem – nie można zjeść ogromnego posiłku i liczyć, że on zastąpi kilka mniejszych.
Wiemy, że wewnętrzne doświadczenia tego mężczyzny na razie nie są harmoniczne. Nie przez to, co odczuwa ale przez to co z tym robi. Dlatego i jego doświadczenia zewnętrzne też nie są harmoniczne.
Organizm i psychika, które cały czas są jak w gotowości do walki lub ucieczki od drapieżnika nie skupiają się na potrzebach żywieniowych. A jeśli, to szukają tylko tego, co szybko pomoże w danej sytuacji – czyli duży i szybki zastrzyk energii np. w formie porcji cukru i tyle. Organizm więcej potrzeb nie ma W TYCH WARUNKACH. To będzie trwało, dopóki będzie trwało zmaganie.
Więc i tu spadek masy ciała nie ma nic wspólnego z “symptomami odstawienia”, tylko jest to jedna z konsekwencji zmagania z całym doświadczeniem, którego nie wspieramy.
Proszę Boga żeby to wszystko się już skończyło, bo zdecydowanie to najtrudniejszy okres w moim życiu.
Ale tu nie ma o co prosić, bo to się nie skończy. Litość Boga nie ma z tym nic wspólnego. To dla każdego uzależnionego szalenie ważne lekcje, od których praktycznie wszyscy uciekają. A nieprzyswojone lekcje wracają. Tak jak w podstawówce powtarzamy niezaliczone klasy.
Przede wszystkim nie dzieje się nic złego.
My nie tylko mówimy o konsekwencjach najczęściej wielu lat negatywnego, całkowicie nieświadomego życia, obudowanego wokół wstydu, winy, żalu, strachu, gniewu, poczucia braków i więcej. Ale mówimy także o zmianie tego jak żyliśmy.
Jedno bez drugiego nic nie da.
Bo jak dalej będziesz żyć tak samo, to w nieskończoność będziesz doświadczać tego przykrych konsekwencji, a więc i oczyszczanie się z tego to będzie praca bez końca. A sama zmiana siebie bez oczyszczania doprowadzi do zmagania, do użalania się, frustracji, że tak się staramy, a nadal czujemy się parszywie.
Jeden i drugi wymiar pracy nad sobą muszą iść ze sobą w parze.
Przypominam – żyjemy na planecie, na której nie da się uniknąć konsekwencji wszystkich swoich wyborów. A ludzie o co się modlą? O to, by właśnie ich uniknąć. Sorry – nie da się.
Więc i modlitwy nic nie dadzą, bo modlimy się o to, by Bóg zabrał od nas konsekwencje i lekcje. Nie modlimy się o wzrost, o odwagę, by się z tym zmierzyć, o mądrość, by to rozwiązać, ani mądrość, by zaakceptować to, czego nie możemy zmienić. Tylko – “Boże, zabierz ode mnie to, co ja uznałem/am za złe. Daj mi żyć w spokoju tak jak żyłem/am do tej pory, tylko bez konsekwencji”.
Powtarzam – sorry, nie da się.
A to co czujemy to nie gówno, tylko nasze własne emocje – informacje i energia, z których nie skorzystaliśmy, gdy był na to czas. Pora się z tego oczyścić i nie jojczyć, nie narzekać, nie użalać się, nie miauczeć. Tylko upewnić się, że dalej nie boksujemy się z tym, że wykonujemy kroki oczyszczenia właściwie, rzetelnie, a nie wierzymy w bajki, że jakieś tam wizualizacje baloników czy motylków energii coś zmienią.
Z mężczyzną tym koresponduję nieregularnie niemalże półtora roku. A z tej wiadomości wnioskuję, że temat emocji, odczuwania to nadal jest jedno wielkie próbowanie czegoś po omacku.
Raz jeszcze – nie ma żadnych symptomów odstawienia. Jest doświadczanie konsekwencji najczęściej wielu lat nieświadomego i negatywnego życia. Jak i nie ma wychodzenia z jakiejś strasznej choroby. Nie ma jak to napisał do mnie inny mężczyzna 2 dni temu:
“Podejmuję kolejną decyzje ze chcę wyzdrowieć:)”
Nie ma próby wyzdrowienia. Tu nie ma co próbować. Tu się trzeba uczyć, rozwijać, wybierać prawdę, odwagę, uczciwość. A nie coś próbować. Nie ma strasznej choroby, której doświadczasz i z której trzeba wyzdrowieć, tylko są bolesne konsekwencje najczęściej bardzo głupiego życia. Weź je na klatę i zmień siebie, zmień to jak żyjesz. Zdrowie to będzie tego naturalna, osiągnięta bez wysiłku konsekwencja.
O, albo mail sprzed kilku godzin od innego klienta:
“Panie Piotrze , chyba program przeczytałem z 10 razy .
Ciągle czuję napięcie w sobie , cwiczę puszczam emocje , ale wracają spowrotem , najbardziej wina i kara
czuję wine kare wstyd, może mógłby Pan pordzic jak mam to wypuscić z siebie.”
Problem pierwszy – przeczytał program 10 razy (kupił go w czerwcu 2020).
Czyli musiał przeczytać cały Program w mniej, niż miesiąc. Ja zakładam, że przejście raz przez wszystkie informacje i nauka stosowania narzędzi i ćwiczeń oraz zmiana jednego, do dwóch nawyków to minimum 3 miesiące pracy. Czyli sam start – wejście na drogę zdrowia – to przynajmniej 3 miesiące. A tu mamy przeczytanie całości w 2-3 tygodnie. I 10 razy to samo. No uparty to człowiek ale niestety uparty nie w tym, gdzie byłoby to pomocne.
Czytanie to tylko gromadzenie wiedzy. Ale sądzę, że przy takim tempie czytania bardzo niewiele zostało zapamiętane, a jeszcze mniej zrozumiane. Bo rozumienie przychodzi przez doświadczenie, nie czytanie. Zamiast czytać tak dużo razy, mógł czytać raz i stosować w swoim życiu to, czego się dowiedział.
Niemniej widzimy człowieka gotowego robić to samo 10 razy i liczyć, że się coś zmieni.
A tu dalej jest totalna nieświadomość – “czuję napięcie”. No czuje napięcie, bo napięcie to jedna z konsekwencji opierania się. Emocje nie wracają z powrotem, tylko ujawniają się kolejne warstwy. Albo pojawiają się kolejne jako konsekwencje percepcji tego mężczyzny. Percepcji czego? Nie wiadomo. Nie pisze o tym ani słowa.
Natomiast mówi co czuje. Mówi o winie i karze. Ale nie ma emocji “kara”. Mężczyzna ten odczuwanie winy interpretuje jako kara – np. sądzi, że że gdy czuje winę, to czeka go kara. Tak jak był karany jako dziecko.
Zapewne sam się karze po popełnieniu błędów i/lub stara się ich uniknąć. Ale odczuwania emocji nie uniknie.
Możliwe, że karze się za to, za jakiego się uważa. Czyli najpierw sam siebie osądza, a potem rani.
Mówi o odczuwaniu wstydu. Ale też nie ma ani słowa w jaki sposób ten wstyd postrzega, co z nim robi, jak go interpretuje, czy go racjonalizuje, tłumaczy, projektuje.
Jest tylko skupienie się na tym co czuje. I tyle.
Prosi najwyraźniej o magiczną technikę. Ale nie ma magicznej techniki. Króciutko korespondowaliśmy przed kupieniem Programu WoP i wiem, że mężczyzna ten wstydzi się za siebie, z życia urządził sobie męczarnię (to jego słowa), opierał i wstydził się pociągu do mężczyzn, swojego partnera i więcej. Ile z tego skorygował? Co zmienił? Jak zmienił siebie względem tych tematów? Co zaakceptował? Co rekontekstualizował? Co przewartościował?
No naprawdę nie ma tu magicznej techniki. Mężczyzna ten nadal uważa siebie/coś w sobie za złe, niepotrzebne, gorsze. Wstyd i wina to informacje o błędach jakie popełniamy. Skoro “wracają” to znaczy, że błędy te popełniamy nadal.
Wstyd to informacja o tym, że sami mamy marny obraz samych siebie. I ew. ktoś inny nam go potwierdził. Wstyd to informacja zwrotna, że samych siebie postrzegamy negatywnie, często bardzo negatywnie, niesprawiedliwie, brutalnie, wulgarnie, prześmiewczo i w przeróżne toksyczne sposoby. Skoro informacja nadal do nas wraca, to znaczy, że nadal robimy to samo.
Jak spowodować, by emocje przestały “wracać”? Przestać się osądzać, wstydzić, opierać, winić, karać, traktować jak swojego wroga, przestać atakować siebie za błędy i niedoskonałości i wiele więcej. To samo należy wybrać względem innych – przestać innych osądzać, oceniać, winić, karać, opierać się, wstydzić “za” nich (jakby ta bzdura była w ogóle możliwa), etc.
Ponownie – masywnych artykułów o cnotach naprawdę nie napisałem, bo mi się nudziło. Każdy z nich pisałem 2 tygodnie lub więcej, bo są to bardzo ważne aspekty zdrowienia.
Ale też moją “brochą” nie jest nikogo przekonywać, że życie pozytywne jest niezbędne. Nie jest. Jak ktoś uwielbia się taplać we wstydzie, winie, osądzać siebie, innych, żalić, bać, przerażać, stresować, zamartwiać – bardzo proszę. Decyzja, by przestać i by zacząć żyć inaczej nie może wyniknąć pod wpływem przymusu, ani na siłę.
Albo sami dostrzeżemy wartość w zmianie, w lepszym życiu, albo sami doprowadzimy do tak bolesnych konsekwencji, że nie będzie innego wyjścia, niż zmiana.
Jeszcze jeden mail od innego klienta (to wszystko z kilku ostatnich dni, a to i tak maciupkie fragmenty):
“Po okresach burzy na morzu nastał czas spokoju i płyniemy w dobrym kierunku. Widać ląd i przyszłość znów zaczyna się rysować w pozytywnych kolorach.
Z entuzjazmem ją zaczynam budować. Czuję że dbam o siebie i mam też lepsze nastowienie do ludzi. Tak ogólnie do interakcji z innymi. Nawet zauważyłem dużo pozytywnych reakcji na moja osobę, a to bardzo cieszy mnie i jest mi miło z tego powodu.Była też awaria po drodze, wydarzenie które na 2 tygodnie wytrąciło mnie z właściwego kursu WoP i doprowadziło do serii wpadek, (…) ale już pouwalniałem co trzeba, zrobiłem notatki i jest już dobrze.
Swoją drogą zastanawiające jest że takie wydarzenie wywowało u mnie tak wiele emocji, więcej niż zdawało mi się że mogę “na raz” odczuć i uwolnić.”
I tu widzimy, że mężczyzna ten przechodzi okresy gorsze, co jest najzupełniej normalne. Pisałem o tym dużo w serii o gorszych dniach.
Tutaj doświadczył przykrej sytuacji. 2 tygodnie coś robił z tym co poczuł. I zauważmy – nadal stawia się w roli ofiary i oddaje odpowiedzialność – mówi, że coś go wytrąciło z kursu… Ale nic go nie wytrąciło z kursu. On tak żyje, tak żył. On zmienia swój kurs w zależności od tego, co czuje.
Jak się czuje ok lub nie czuje nic “złego”, to zmierza w kierunku X, a jak poczuje się gorzej, to zmierza w kierunku Y. Zaś kierunek Y to najczęściej zmaganie, opór i tłumienie.
To był jego kurs i najwyraźniej nadal jest w pewnych okolicznościach. Jeszcze mówi – “kursu WoP”. Chyba, żeby mi było miło. Ale nie ma “kursu WoP”. WoP to nie są jakieś sprytne, wymyślone przeze mnie techniki i sztuczki, tylko napisane współczesnym językiem prawidła rzeczywistości, na której żyjemy.
Natomiast jak sam mówi – nadal rysuje swoją przyszłość w zależności co czuje. Jak czuje się źle, to projektuje to na świat, na przyszłość – rysuje je tym, co czuje. Co jest kolosalnym błędem, bo to co czuje już stanowi informację jak postrzega chwilę obecną, przeszłość, przyszłość, itd.
Czy to zdarzenie wywołało w nim tyle emocji? Nie. Ta sytuacja wyciągnęła z niego to, co już miał stłumione. M.in. dlatego ludzie kolosalnie przesadnie reagują względem tego, czego doświadczają. A potem patrzą, że są ludzie reagujący spokojem i jeszcze na tej podstawie zaczynają sobie wciskać, że są gorsi, że to gorsze geny i inne głupoty.
Podkreślę – jeśli kontynuujesz błędny kurs, to wkrótce wpłyniesz na skały. Nie ma to nic wspólnego z łodzią, którą płyniesz.
Czy reakcja na przykre wydarzenie to “objaw odstawienia”? Nie. To co czujemy to konsekwencja naszej percepcji tego, czego doświadczamy oraz poziomu wewnętrznych zaniedbań. Przypomnę buddyjską mądrość – “Gdy świat Cię przyciśnie, to wypłynie z Ciebie to, co było w Tobie”.
Jak był w na żal, to wypłynie żal. Nie ma to nic wspólnego ani ze światem, ani sytuacją, której doświadczamy, ani z nami.
Emocje to emocje. Myśli to myśli. Ty to Ty.
Więc jeśli czujesz emocję, np. żalu i zamiast się jej puścić, trzymasz się jej i nakręcasz, co technicznie nazywa się użalaniem, to już kierunek “na skały”.
I jak zwykle podejrzane jest to, że nie ma żadnych konkretów. Pisze do mnie największymi możliwymi ogólnikami, nie mówi w ogóle o tym co najważniejsze, totalnie to omija i na końcu pisze, że już jest dobrze… To po co napisał w ogóle?
I moje ulubione ostatnimi czasy, bo powtarza się zatrważająco często od wielu ludzi – “CZUJĘ, że dbam o siebie”… a jakby tego nie czuł, to znaczy, że nie dba? Nie wiem co on czuje, bo nic o tym nie pisze ale nasze odczucia nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, tylko naszą percepcją.
Dlatego uzależniony czuje się świetnie fantazjując o porno, łaknąć go, choć dziesiątki lub setki razy to robił, a potem czuł się tragicznie. I jak czuje się tragicznie, to uważa, że popełnił błąd i porno jest takie złe. A jak czuje się lepiej to znowu porno takie dobre, ekscytujące, co tam nowego, odreaguję stresujący dzień, etc…
Kierowanie się uczuciami w życiu to zawsze poważny sygnał niedojrzałości i nieświadomości. To sama esencja uzależnienia.
Możesz nie dbać o siebie, a czuć, że dbasz. Możesz żyć normalnie, dobrze, zdrowo, a czuć się bezwartościowo.
Uczucia nie mówią o rzeczywistości, tylko naszej percepcji rzeczywistości.
Osoba uzależniona percepcję opiera o uczucia i nieświadomość. Dlatego tkwi w negatywności i wraca do niej.
Każdego pouczam, żeby ODDZIELAŁ SWOJE UCZUCIA OD FAKTÓW. Najpierw przedstaw mi fakty, prawdę – to jak jest, a następnie ewentualnie dopiero napisz mi, co czujesz. Ale jeśli mylisz rzeczywistość z uczuciami lub zakładasz, że uczucia odnoszą się do rzeczywistości, to witam w świecie nieświadomych, nietrzeźwych.
Mężczyzna ten nie mówi nic o “awarii”, nic o swojej percepcji, postępowaniu względem tego przez 2 tygodnie… nic. Nie mówi o tym jak zaczyna budować swoją przyszłość, nie mówi nic o swoim nastawieniu do innych ludzi. Mówi o jakimś wydarzeniu i nie rozumie dlaczego to “wywołało u niego tak wiele emocji”…
Bo jedno to to, ile z niego wyciągnęło stłumionych emocji, a drugie to jak do tego wydarzenia podszedł – to generowało jeszcze więcej emocji. A jak się opierał, to to wszystko jeszcze rosło.
Mam nadzieję, że artykuł ten podziała na Ciebie jak to określił jeden z klientów – “jak kubeł zimnej wody”.
Trzeźwość naprawdę jest fajna. Nie ma w tym nic strasznego.
Cześć Piotr
Dzisiaj uwalniam od 4 godzin poczucie winy. Matko.. czuje się tak jakbym zaraz miał zwymiotować na siebie i czasami się dusze. Nie nie jestem chory ani nie zjadłem nic złego. Sam fakt jak powiedziałem sobie ze ,,kasuje program obwiniania innych za swoje życie” spowodował nagle jakbym przełączył się w inny stan i takie wrażenie wyostrzenia wzroku. Pamietam ze pisałeś ze sam jak uwalniałes poczucia bycia gorszym to prawie to zwymiotowałes. Jeśli się nie pomyliłem to pokazuje mi to ile ja w sobie mam poczucia winy jak całe życie obwinialem innych za to jak się czuje. Ciekawe jest to ze pojawia się takie uczucie lekkiej miłości do siebie. Czuje wdzięczność.
Cześć Piotr
Hej Danielu!
Dzisiaj uwalniam od 4 godzin poczucie winy. Matko.. czuje się tak jakbym zaraz miał zwymiotować na siebie
No to polecam nachylić się nad miską lub wc. :)
Nie męcz się, zrób tak, by było komfortowo w tym dyskomforcie. ;)
i czasami się dusze.
Próby kontroli i opór.
Uwalniaj i to.
Nie nie jestem chory ani nie zjadłem nic złego.
Zgadza się.
Niemniej widzisz, że nawet wiedząc o uwalnianiu, umysł i tak najpierw zaczyna to negować i kombinować wobec innych obszarów.
Niejeden klient mi mówił, że się bujał po wielu lekarzach – wszystko, byle tylko jak najdłużej oddalać moment zmierzenia się z emocjami.
I dziwował się, że każdy lekarz twierdził, że jest zupełnie zdrowy, nic mu nie dolega.
Sam fakt jak powiedziałem sobie ze ,,kasuje program obwiniania innych za swoje życie” spowodował nagle jakbym przełączył się w inny stan i takie wrażenie wyostrzenia wzroku.
Zmysły dopasowują się do poziomu świadomości.
Widzimy to, co jest zgodne z naszym poziomem świadomości i intencją.
Pamietam ze pisałeś ze sam jak uwalniałes poczucia bycia gorszym to prawie to zwymiotowałes.
Nie prawie. :)
Zwymiotowałem i to wielokrotnie, tylko bez treści żołądkowej.
Jeśli się nie pomyliłem to pokazuje mi to ile ja w sobie mam poczucia winy jak całe życie obwinialem innych za to jak się czuje.
To dopiero pierwsza warstwa. :)
I pamiętaj – nie czujesz “się”. Uczucia nie mają nic wspólnego z Tobą, ani czymkolwiek i kimkolwiek innym. Uczucia to konsekwencje percepcji.
Nie możesz czuć ani kogokolwiek, ani cokolwiek, ani czuć “że” cokolwiek.
Ciekawe jest to ze pojawia się takie uczucie lekkiej miłości do siebie. Czuje wdzięczność.
To jest to, co opisywałem jako – “usuń chmury, a Słońce wyjrzy samo”.
Tylko większość ludzi to “usuń chmury” stara się zrobić przez projekcje, wypieranie, tłumienie, odcinanie świadomości, opieranie się – stres, próby kontroli, rozładowania, zmiany, itd.
Niemniej – pamiętaj, że miłość to nie jest uczucie. To jest poziom dojrzałości – kolosalnie wysoki. Albo jesteś kochający, albo nie.
Miłości nie można ani czuć, ani przestać czuć. A jeśli jesteś kochający, to pomimo tego, co odczuwasz.
Bo jeśli jesteś kochający, to to co czujesz nie ma znaczenia. Jesteś kochający niezależnie czy czujesz gniew, żal, wstyd, winę czy strach.
Jednak większość ludzi niemal wszystko opiera o uczucia.
A nawet logika podpowiada – czy możesz czuć, że np. dobrze prowadzisz samochód? Oczywiście nie. Albo dobrze prowadzisz, albo nie. To co czujesz wobec prowadzenia samochodu nie ma nic wspólnego z tym jak dobrze jeździsz. Bo możesz mieć ogromną frajdę z jeżdżenia, a jeździć jak kapucyn. ;)
Czy możesz czuć, że dobrze programujesz? Lub słabo? Programujesz, jak programujesz. A to co czujesz odnośnie tego, to konsekwencja tego jak to widzisz – np. możesz czerpać dumę z faktu, że programujesz, bo np. widzisz to jako “wow, umiem coś, czego wielu nie potrafi ale jestem fajny”. ;)
Więc jeśli jesteś kochający, to jesteś kochający. To czego doświadczasz w sobie to konsekwencja percepcji. Naturalnie człowiek kochający wewnętrzne doświadczenia ma bardzo, bardzo pozytywne. Ale to miły “skutek uboczny” kochania – czyli tego jaki JESTEŚ.
Co oznacza, że możesz być kochający wobec siebie nawet odczuwając wstyd i mając odruchy wymiotne. Dlatego – następnym razem przygotuj sobie miskę. ;)
ból głowy, ogólne osłabienie, okresowe pogorszenie ostrości widzenia to nie są efekty tłumionych emocji.
Hej Kamilu!
To twierdzenie nie jest poprawne. Poprawne brzmi – “ból głowy, ogólne osłabienie okresowe pogorszenie ostrości widzenia to MOGĄ NIE BYĆ efekty tłumionych emocji”.
Każda z wypisanych przez Ciebie dolegliwości może mieć wiele różnych przyczyn, w tym także więcej, niż jedną naraz.
Stłumione emocje oczywiście, że wpływają na ogólny poziom energii, bo same z siebie stanowią Twoją energię, którą non stop oddajesz na ich utrzymywanie oraz na to, w jaki sposób je utrzymujesz – nieświadome opieraniem się. A poza tym same emocje to konsekwencja osłabiającego postrzegania rzeczywistości – mowa o dualizmach i pozycjonalnościach.
Nie powiesz mi, że czując wstyd masz dużo energii? Albo bojąc się?
Ból głowy nie efektem tłumionych emocji? Nigdy się nie stresowałeś, nie denerwowałeś, nie obwiniałeś o coś? Nigdy po tym nie bolała Cię głowa i nie byłeś osłabiony?
Gdy się frustrowałeś w pracy, to Twój poziom energii rósł? Raczej nie.
Pogorszenie ostrości widzenia może być efektem niszczenia mózgu przez oglądanie pornografii, którą oglądasz, by przestać czuć jakąś niechcianą emocję. Więc jedną z niebezpośrednich przyczyn też są emocje.
Ponadto, gdybyś nic innego nie zmienił, tylko przez długi czas utrzymywał przekonanie np. “nie podoba mi się to, co widzę w swoim życiu” na bazie wstydu, winy, żalu, gniewu, to gwarantuję Ci pogorszenie widzenia. Tylko oczywiście przeprowadzenie takiego eksperymentu wymagałoby od człowieka niezwykle radykalnej uczciwości. I nikt oczywiście nie jest w stanie zbadać ani tego czy takie przekonanie ktoś utrzymuje, tylko takie i czy faktycznie ma ono wpływ na jakość widzenia, gdyby wystąpiło. Słowem – przeprowadzenie takiego eksperymentu jest praktycznie niemożliwe.
Nie mówię tego, by emocje demonizować, bo zwyrodnienia kręgosłupa można się dorobić nosząc na plecach 30 kg selera przez długi czas.
Każda ludzka dolegliwość jest efektem utrzymywania w sobie warunków do jej powstania.
Możesz powiedzieć na jakiej bazie wyciągnąłeś te wnioski?
Bowiem to, co mówisz jest prawie na pewno efektem tego, co ja porównuję do ryby i wody. Ryba, która od samego początku pływa w wodzie, w ogóle wody nie jest świadoma, nawet jej nie zauważa.
Jak człowiek, który od zawsze np. narzeka, wstydzi się, opiera, wpatruje w mentalny bełkot sądząc, że on myśli. Nie dostrzega tych urojeń, ani że to są urojenia, bo się tym hipnotyzuje praktycznie przez całe życie.
Tak samo ze stłumionymi emocjami. Ten, kto ma je stłumione (a każdy ma), nie zna ich natury, wpływu na organizm, umysł, nie znający natury umysłu i wierzący w masę negatywnych przekonań oraz budujący nieświadomie negatywne percepcje na bazie emocji i oporu, nie dostrzega tych emocji. Dla niego to jest normalny ludzki los, doświadczenie, które jest obiektywne dla wszystkich.
A tak nie jest.
Zaś to są doskonałe warunki dla wielu dolegliwości i oczywiście także ciągłego osłabienia, które przez wielu jest albo uznawane za normę albo zwalają za to odpowiedzialność a to na pracę, a to na jakieś zdarzenia – np. stanie w korku. I dla większości ludzi na tej planecie niczym dziwnym jest twierdzenie – “on mnie zdenerwował” albo “to mnie stresuje”. A to są poważne urojenia. Jak i wiele, wiele innych popularnych wierzeń.
Tutaj doświadczył przykrej sytuacji. 2 tygodnie coś robił z tym co poczuł. I zauważmy – nadal stawia się w roli ofiary i oddaje odpowiedzialność – mówi, że coś go wytrąciło z kursu… Ale nic go nie wytrąciło z kursu. On tak żyje, tak żył. On zmienia swój kurs w zależności od tego, co czuje.
Jak się czuje ok lub nie czuje nic „złego”, to zmierza w kierunku X, a jak poczuje się gorzej, to zmierza w kierunku Y. Zaś kierunek Y to najczęściej zmaganie, opór i tłumienie.
>>Mam to samo np tydzień bez porno potrafię codziennie biegać, jeść zdrowo i ogólnie mam mega motywacje a potem jak poczuje się gorzej to wszystko rzucam i wracam do porno.Pojawiają się myśli po co to robie skoro jestem gorszy od innych a oni sobie imprezują piją i mimo tego funkcjonują normalnie, a ja muszę pracować nad sobą.
Chyba nie było jeszcze tego tematu o tym, że są ludzie wrażliwi i właśnie Ci ludzie w większości są uzależnieni.Dlaczego ja np po wypiciu alkoholu zdycham kilka dni a inni na drugi dzień potrafią iść do pracy ?Genetyka na pewno ma dużo wspólnego z odczuwaniem, bo u mnie cała rodzina jest mega wrażliwa.Jedni analizują wszystko i siedzą w swojej głowie i oni maja trudniej w życiu niż Ci co mniej odczuwają taka prawda.
Witaj Łukaszu!
Dziękuję za komentarz!
Jak się czuje ok lub nie czuje nic „złego”, to zmierza w kierunku X, a jak poczuje się gorzej, to zmierza w kierunku Y. Zaś kierunek Y to najczęściej zmaganie, opór i tłumienie.
>>Mam to samo np tydzień bez porno potrafię codziennie biegać, jeść zdrowo i ogólnie mam mega motywacje a potem jak poczuje się gorzej to wszystko rzucam i wracam do porno.Pojawiają się myśli po co to robie skoro jestem gorszy od innych a oni sobie imprezują piją i mimo tego funkcjonują normalnie, a ja muszę pracować nad sobą.
No widzisz.
Zauważasz, że “pojawiają się myśli”, a nie “ja myślę”.
Więc zdajesz sobie sprawę, że myśli pojawiają się same, nie Ty je wybierasz, a jednak na ich bazie postrzegasz i interpretujesz rzeczywistość.
Naturalnie są to tylko negatywne myśli i stawiające Ciebie w gorszym świetle.
Pytanie więc dlaczego się ich słuszach?
Dlaczego słuchasz się czegoś, co się pojawia samo nie wiadomo skąd i nie wiadomo dlaczego?
Nie zastanawiało Cię dlaczego jest to prawie wyłącznie negatywne?
jestem gorszy od innych a oni sobie imprezują piją i mimo tego funkcjonują normalnie, a ja muszę pracować nad sobą.
Nic nie musisz.
Ta “praca nad sobą” może równie dobrze zająć 5 sekund, w których odpuścisz użalanie się nad sobą i granie ofiary i sam zaczniesz się dobrze bawić.
A to i każdy zmiana na lepsze będzie przynosić Ci owoce przez resztę życia. Więc ostatecznie zyskasz dużo więcej, niż ci, o których mówisz.
Poza tym to, że ktoś wybiera się bawić, a Ty nie, nie ma nic wspólnego z Tobą.
Wybierasz to, co sam uznajesz za najlepsze. Skoro widzisz, że nie jest to najlepsze dla Ciebie i możesz wybrać lepiej, to… wybierz lepiej.
Ale uznawanie, że jesteś gorszy, bo dokonujesz nie najlepszych dla siebie decyzji, nie jest zbyt mądre. Pora zmądrzeć.
Chyba nie było jeszcze tego tematu o tym, że są ludzie wrażliwi i właśnie Ci ludzie w większości są uzależnieni.
Nie było tego tematu, bo to nie jest prawda.
Mylisz ludzi wrażliwych z ludźmi, którzy mają tak wiele stłumionych emocji i tak silnie się opierają, że byle co z nich to wyciąga, a tym samym sami przez masę nawet malutkich zdarzeń zadają sobie ból.
Dlatego mylnie nazywa się to “wrażliwością”, bo wszystko takie osoby dotyka.
Jednak nie ma to z wrażliwością nic wspólnego.
Wrażliwość, to np. współodczuwanie, empatia, widzenie piękna w świecie, łatwość wzruszania się np. zachodem słońca czy bawiącymi się zwierzętami.
To świadomość, że zarówno zwierzęta, rośliny jak i ludzie żyją, są świadome, a tym samym ich esencją istnienia jest miłość i radość, tak jak i naszą.
Wrażliwość to także wewnętrzna siła, poprzez którą nie ignorujemy cierpienia innych ludzi czy zwierząt i nie biorąc go do siebie, staramy się ulżyć ludziom i zwierzętom w ich troskach.
Czy tak żyjesz?
Czy takie osoby są uzależnione?
Nie.
Takie osoby prawie nigdy nie są uzależnione.
Wrażliwość to może być postęp w pracy nad sobą, w rozwoju – ewolucji – osoby, która jest jeszcze uzależniona ale na pewno nie jest to punkt wyjściowy.
Więc na początku była całkowita obojętność, apatia, świadomość separacji i co najwyżej użalanie się nad swoim losem czy zwierząt, granie ofiary, nienawiść do tych, którzy wyrządzają krzywdę. Ale nie było w tym nic pozytywnego. Więc to nie jest wrażliwość. I dopiero po porządnej wewnętrznej pracy wzrośliśmy ponad to.
Czy Ty jesteś tak wrażliwy na krzywdę innych ludzi, że aż cierpisz widząc, gdy inni doświadczają bólu i jednocześnie płaczesz ze szczęścia, gdy inni osiągają sukcesy, gdy wiodą szczęśliwe życie?
Gdy widzisz całującą się parę, to ze wzruszenia zaczynasz płakać?
Dlaczego ja np po wypiciu alkoholu zdycham kilka dni a inni na drugi dzień potrafią iść do pracy ?
Może dlatego, bo grasz ofiarę, wmawiasz sobie słabość i małość i przez to Twój organizm jest cały czas niezwykle osłabiony i nie ma siły radzić sobie z trucizną, którą jest alkohol?
Genetyka na pewno ma dużo wspólnego z odczuwaniem,
Bzdura totalna.
Genetyka nie ma NIC wspólnego z odczuwaniem.
bo u mnie cała rodzina jest mega wrażliwa. Jedni analizują wszystko i siedzą w swojej głowie i oni maja trudniej w życiu niż Ci co mniej odczuwają taka prawda.
Jak mówiłem – to nie jest wrażliwość, tylko niedojrzałość i wewnętrzne, poważne zaniedbania.
Z Twoich słów wprost wynika, że nie ma to nic wspólnego z genami. Natomiast to ma wszystko wspólnego z niskim poziomem świadomości.
Twoja rodzina właśnie non stop hipnotyzuje się mentalnym bełkotem i zamiast podejmować rozsądne decyzje, podejmują decyzje oparte o swoje projekcje zaniedbanego wnętrza – czyli na bazie masy stłumionych emocji. A Ty nie mając lepszego wzorca, sam także zacząłeś tak postępować – bo to naśladowałeś.
Nieraz mówiłem – dzieci uczą się przez naśladownictwo. Nie ma to nic wspólnego z genami.
Ci co “siedzą w swojej głowie”, robią to, by nie czuć.
Ty natomiast nie masz pojęcia jak żyją ci, co odczuwają mniej.
Nie masz pojęcia dlaczego odczuwają mniej.
To tylko kolejne “fale” mentalnego bełkotu powtarzane przez Ciebie bez żadnej zdroworozsądkowej analizy.
W ten sposób racjonalizujesz swoje poczucie bycia ofiarą.
Poza tym to co mówisz to nie jest żadna prawda. To Twoja percepcja, która pozostawia dużo do życzenia.
Poza tym jeśli miałbyś bardzo wrażliwą skórę, która przy każdym dotyku piecze, czerwieni się, pojawiają się krosty czy bąble, to masz bardzo poważną dolegliwość lub chorobę i to nie jest normalne. To trzeba leczyć, bo będzie się żyło fatalnie.
I tak samo jest z tym, co nazywasz wrażliwością – tylko to nie jest żadna dolegliwość, a dobrowolne klejenie się do negatywności, tarzanie się w niej, wmawianie jej sobie, etc.
Nie możesz sobie wmówić pieczenia czy bąbli na skórze. Ale że jesteś kawałkiem gówna oczywiście możesz.
Nie myl proszę choroby ze zdrowiem.
Wrażliwość to nie słabość. Wrażliwość to informacja o rozwoju, wysokim poziomie dojrzałości.
Zaś to, co opisujesz to bardzo niski poziom dojrzałości. To postrzeganie siebie i świata przez bardzo negatywny pryzmat.
Zaś wrażliwość, to współżycie z rzeczywistością bez osądzania siebie i rzeczywistości i widzenie w niej piękna i miłości ale także współczucie dla cierpienia, które jest z jakichś powodów losem ludzi i zwierząt.
Czy Ty z szacunku do życia dążyłeś do poprawy jakości życia swojego lub kogoś innego? Co konkretnie zrobiłeś? Z jakimi intencjami?
Nie mówię tego, by Ci dawać prztyczki czy próbować ośmieszyć, tylko ukazuję niezrozumienie, przez które być może stoisz w miejscu od lat lub idziesz w totalnie niewłaściwym kierunku.
No bo jeżeli to, co nazywasz wrażliwością uznajesz za pozytywną cechę, no to nie dziwne, że nic z tym nie robisz.
Bo to tak jakby migrenę uznać za oznakę zdrowia i ją utrzymywać.
Może mi chodziło badziej o to, że ja biorę badziej do siebie te emocje niż inni albo dziś pobrałem taką aplikacje Tik Tok i sobie patrze jak ludzie robią z siebie debili np tańczą lub śpiewają ubrani starodawnie i niektorzy są brzydcy i tak sie zastanawiam, że ja wyglądam lepiej jestem przystojny a nie pokazałbym się tak przed całym światem.Na tym właśnie polega mój problem i ogólnie ludzie lękowcy mają lęk przed oceną.Jestem inteligentny, przystojny ale mam problem z psychiką czyli emocjami a najbadziej mam lęk przed facetami, bo jak byłem mały starsi kolędy mi dokuczali i tak chyba zostało, ale to nie tylko to, bo pewnie też z rodziny, bo pamietam jak chodziłem do szkoły bałem się przejść sam przez korytarz, że ktoś mnie oceni lub coś albo jak siedziała grupa z klasy to tez się bałem siedzieć z nimi.Wiesz co tylko wtedy kompletnie byłem nieświadomy tego i jakoś żyłem no bo skąd miałem widzieć o moim problemie mając kilkanaście lat.Teraz będąc świadomym tego to tylko na poziomie logicznym a i tak to siedzi we mnie i ciężko to zmienić.Ciężko jest tak żyć mając fobie społeczną z tego co wiem w Stanach są terapie dla takich ludzi a u nas w Polsce specjaliści nie potrafią pomóc ludziom z fobią społeczną
Może mi chodziło badziej o to,
Może?
Nie wiesz o co Ci chodziło?
że ja biorę badziej do siebie te emocje niż inni
Nie można brać do siebie emocji, bo emocje to odpowiedź Twojej psychiki na Twoją percepcję.
To co czujesz to Twój problem. To co czuje ktoś inny, to problem tej osoby. Nie możesz brać emocji innych ludzi do siebie. To po prostu niemożliwe.
Tak jak nie możesz wziąć głodu innej osoby do siebie czy migreny.
Bo to co ktoś czuje to efekt jak ta osoba postrzega np. daną sytuację.
Natomiast to o czym mówisz, to najpierw uznajesz COŚ, a następnie zaczynasz się odpowiednio do tej percepcji czuć.
Może być tak, że wybierasz taką samą percepcję jak ktoś inny odnośnie czegoś i wtedy i Ty, i ta osoba czujecie to samo.
I dopóki ta osoba nie zmieni swojej percepcji, będzie to nadal czuła. Dopóki Ty nie zmienisz własnej percepcji, nadal będziesz to czuł.
Ponadto znowu pytam – czy to wrażliwość, czy niedojrzałość?
Po co to robisz, jeśli jest Ci z tym źle?
Jeśli wsadzasz rękę w płomień, to nie dziw się, że parzy.
Jeśli od tego co robią inni uzależniasz swoje szczęście, wartość, nadajesz temu znaczenie i sens, z którymi jest Ci źle, to nie dziw się, że czujesz ból.
Bo ból to informacja, że do dokonania są zmiany. Przede wszystkim – wewnętrzne.
albo dziś pobrałem taką aplikacje Tik Tok i sobie patrze jak ludzie robią z siebie debili np tańczą lub śpiewają ubrani starodawnie i niektorzy są brzydcy i tak sie zastanawiam, że ja wyglądam lepiej jestem przystojny a nie pokazałbym się tak przed całym światem.
Więc i to powtórzę – nie wiesz dlaczego ludzie nie czują.
To że ktoś nie czuje wstydu, wcale nie musi oznaczać, że jest zdrowy.
Emocje to informacje o percepcji. Jeśli Ty nie będziesz widział nic złego w tym co robisz, to możesz niszczyć karmniki dla ptaków i czuć się z tym fantastycznie.
Mordercy nie czują emocji mordując. Nie czują wstydu, ani winy, bo nie widzą nic złego w tym co robią. To bardzo poważne zaburzenie. Nie ewoluowali jeszcze na tyle, by w odbieraniu życia dostrzegać błąd.
Uzależnieni nie ewoluowali na tyle, by korygować swoje błędy. Zamiast tego obwiniają się, wstydzą, zmagają, opierają – a to nic nie daje. I tylko pogarsza sytuację.
Dlatego trzeba dojrzeć – ewoluować. I to jest fundament Programu WoP.
Dlatego – emocje to informacje. Ważne, że je odczuwamy ale ich rola jest pozytywna tylko w pewnym spektrum.
Większość ludzi na tej planecie jest w tym spektrum ale co to są emocje, co z nimi robić – pojęcia nie mają. I gorzej – to, co wiedzą i jak z nimi postępują jest bardzo dalekie od zdrowia.
Na tym właśnie polega mój problem
Nie. Ja Ci wyjaśniłem na czym polega Twój problem.
Twoja interpretacja nie jest poprawna, przez co nie jesteś w stanie dokonać zmian na lepsze.
i ogólnie ludzie lękowcy mają lęk przed oceną.
Nie.
To nie lęk przed oceną. No bo w tym momencie mówię Ci – “masz fatalną percepcję swoich doświadczeń”.
Oceniłem Cię. I co?
Ziemia się rozstąpiła i Cię pochłonęła? No nie.
Więc nie boisz się oceny, tylko boisz się potwierdzenia obrazu samego siebie, który sam stworzyłeś na swój temat i który jest negatywny i boisz się poczuć to, w oparciu o co ten obraz tworzyłeś – winę, wstyd, żal, strach.
Jaki jest to obraz?
Jestem inteligentny,
Inteligencja, a poziom świadomości to dwie różne płaszczyzny.
przystojny ale mam problem z psychiką czyli emocjami
Bo emocje to również zupełnie inny aspekt życia.
Poza tym jest wiele różnych inteligencji. Ty możesz być inteligentny np. w nauce nowych rzeczy i ich wykorzystaniu w życiu.
Ale być mniej inteligentny w innych aspektach jak w np. emocjonalnym.
Inteligencja emocjonalna jest pandemicznie niska na świecie.
I jest jednym z głównych powodów uzależnień i cierpienia. A także depresji i wielu innych problemów.
a najbadziej mam lęk przed facetami,
Czyli przekonałeś samego siebie, że w facetach jest źródło Twojego cierpienia.
bo jak byłem mały
No właśnie. Czyli percepcję w życiu dorosłym nadal opierasz o to, co doświadczyłeś i wyobraziłeś sobie w wieku dziecięcym.
Możesz być inteligentny ale nadal kierujesz się przekonaniami i świadomością dziecka.
starsi kolędy mi dokuczali i tak chyba zostało,
Co zostało?
Nadal dokuczają Ci starsi koledzy?
ale to nie tylko to, bo pewnie też z rodziny, bo pamietam jak chodziłem do szkoły bałem się przejść sam przez korytarz, że ktoś mnie oceni
Więc nie boisz się oceny, tylko poczuć się tak jak czułeś się wtedy – nie akceptowany, niechciany, jak ofiara, gorszy.
Czyli bałeś się i nadal boisz poczuć wstydu, winy, strachu. A że tak bardzo ich nie chciałeś, to stawiałeś i stawiasz im bardzo silny opór, przez co i odczuwasz potencjalnie duży ból.
lub coś albo jak siedziała grupa z klasy to tez się bałem siedzieć z nimi.Wiesz co tylko wtedy kompletnie byłem nieświadomy tego i jakoś żyłem no bo skąd miałem widzieć o moim problemie mając kilkanaście lat.
Teraz wiele się nie zmieniło.
Nadal w to wierzysz.
Teraz będąc świadomym tego to tylko na poziomie logicznym a i tak to siedzi we mnie i ciężko to zmienić.
Nie, zmienić to jest prosto. Wystarczy zmierzyć się z tymi emocjami i oporem, uwalniać je, oczyszczać się i skorygować swoją percepcję.
Dopóki tego nie będziesz robił, tylko próbował jakoś obejść czy przeskoczyć ten problem, to oczywiście, że będzie te trudne, a nawet niemożliwe.
Jeśli nie jesteś w stanie podnieść sztangi 60 kg, to nie przeskoczysz procesu, by było to możliwe.
Zaczynasz od mniejszych ciężarów i prędzej czy później będziesz w stanie ją unieść. Na początku będzie to wymagało dużego wysiłku ale z czasem coraz mniejszego.
Jeśli jednak będziesz tylko próbował to zrobić z obecnego poziomu siły mięśniowej nie zmieniając go, no to oczywiście skazujesz się na bezsensowne zmaganie.
Ważne też, by zaakceptować fakt, że niektórzy będą nas oceniać, może nawet wyśmiewać i wytykać palcami ale jest to normalne i nie ma to nic wspólnego ani z Tobą, ani ze mną, ani z nikim innym.
Bo to tylko głupie zabawy nisko rozwiniętych.
Na tej planecie ludzie nawet dosłownie atakowali lekarzy, którzy po kilkanaście godzin leczyli chorych na koronawirusa.
Więc nie spodziewajmy się, że unikniemy idiotów.
Dalszą częścią Twojego problemu jest uzależnianie swojej wartości od zdania nie ludzi inteligentnych, pozytywnych, tylko negatywnych.
Ciężko jest tak żyć mając fobie społeczną
No tak ale fobia to też tylko i wyłącznie urojenie – projekcja stłumionych lęków i ich racjonalizacja.
Jak uwolnisz stłumioną energię strachu, to i fobia zniknie.
z tego co wiem w Stanach są terapie dla takich ludzi a u nas w Polsce specjaliści nie potrafią pomóc ludziom z fobią społeczną
W Polsce służba zdrowia jest na dużo niższym poziomie ale też ogólnie na świecie temat emocji, w tym fobii, jest marnie rozumiany.
Jak mówię – Twój problem nie dotyczy ludzi, tylko tego, czego spodziewasz się poczuć, gdy jakaś osoba powie/zrobi XYZ.
Gdybyś nie spodziewał się tego poczuć, to nie byłoby problemu.
Nie boisz się niczego zewnętrznego, tylko problem jest stricte wewnętrzny.
To, czego boisz się na zewnątrz to iluzja.
Faktycznie to jest prawda boje się poczuć tych emocji lecz skoro będąc małym bałem się poczuć je to widocznie rodzice ciagle mnie krytykując zaniżyli moje poczucie własnej wartość skoro czułem się jak ofiara, gorszy od innych itd, bo nie urodziłem się taki tylko ktoś musiał zasiać to u mnie.Też zauważyłem, że inni nie boją się tak tych niskich emocji jak ja nawet idąc ulicą boje się, że ktoś dostrzeże u mnie to czuje wiec wychodzi na to, że mam złą ocenę tych emocji typu wstyd i boje się ich odczuć najbadziej przy ludziach.
A jeśli chodzi o to, że inni ludzie robią głupie rzeczy na internecie to faktycznie powinienem się cieszyć, że ja bym się tak wstydził poniżyć lub ośmieszyć przed światem.
Faktycznie to jest prawda boje się poczuć tych emocji
Dlaczego?
lecz skoro będąc małym bałem się poczuć je to widocznie rodzice ciagle mnie krytykując zaniżyli moje poczucie własnej wartość
Rodzice nic nie zrobili.
To Ty uznałeś, że to, co mówili było prawdą. A co mówili? Na pewno swoje przekonania o emocjach wziąłeś od nich?
Jeśli tak, to Ty interpretowałeś ich słowa w jakiś sposób, np. brałeś je do siebie.
I to Ty budowałeś swoje poczucie wartości na ich bazie.
Nikt tego nie zrobił za Ciebie.
Granie ofiary uniemożliwia zmianę, bo nie jesteś ofiarą i nigdy nie byłeś i Ty i tylko Ty odpowiadasz za swoje życie.
Zamiast dokonać zmian na lepsze, przez całe życie trzymasz się przekonań, które Ci nie służą, postępujesz niezdrowo i jeszcze mówisz, że to przez nich?
Rodzice możliwe, że 5 minut poświęcili na powiedzenie Ci czegoś złego o emocjach, a Ty przez następne X lat (ponad 10? Ponad 20?) to kontynuowałeś i dużo, dużo więcej, w tym np. budowanie przekonań w oparciu o niechciane emocje.
skoro czułem się jak ofiara, gorszy od innych itd,
Sam uznałeś, że tak jest.
Poza tym jak mówię – najpierw percepcja, następnie emocja.
Najpierw uwierzyłeś, że jesteś gorszy i że jesteś ofiarą, następnie pojawił się wstyd.
Równie dobrze mogłeś uznać, że każdy jest w czymś lepszy i gorszy i to nie świadczy o człowieku nic złego.
Zaś praktycznie każdą umiejętność można wykształcić, wyszkolić, nauczyć się.
bo nie urodziłem się taki tylko ktoś musiał zasiać to u mnie.
Może i zasiał ale to Ty to podlewałeś latami.
Każde negatywne przekonanie bierzemy skądś. A potem sami je utrzymujemy, rozwijamy, dodajemy na ich bazie nowe.
Przykładowo – mogłeś uznać za prawdę, że jesteś gorszy, a potem na tej podstawie uznałeś, że np. Twoje starania i cele nie mają sensu.
Też zauważyłem, że inni nie boją się tak tych niskich emocji jak ja nawet idąc ulicą boje się, że ktoś dostrzeże u mnie to czuje wiec wychodzi na to, że mam złą ocenę tych emocji typu wstyd i boje się ich odczuć najbadziej przy ludziach.
Dlaczego się tego boisz? Co takiego straszliwego się ma stać, gdy ktoś to dostrzeże?
I uprzedzę – gdy odpowiesz, zadaj sobie to pytanie po raz kolejny – i co wtedy?
Po kolejnej odpowiedzi znowu – i co wtedy? Co z tego?
A jeśli chodzi o to, że inni ludzie robią głupie rzeczy na internecie to faktycznie powinienem się cieszyć, że ja bym się tak wstydził poniżyć lub ośmieszyć przed światem.
I cieszysz się z tego?
Widzisz, że możesz się wstydzić, bać lub winić za popełnione błędy lub wstydzić się i bać popełnić błędu.
A możesz zrezygnować z emocjonowania się i wybierać rozsądnie, mądrze, spokojnie.
I gdy nawet popełnisz błąd, to to zaakceptować, wziąć odpowiedzialność, wyciągnąć wnioski i dokonać zmian.
To o czym mówię to sam elementarz zdrowienia z uzależnień.
Jeśli tylko będziesz o tym myślał, chciał, planował ale tego nie wprowadzisz na stałe do tego jak żyjesz, no to niewiele się zmieni.
Tylko jak to mogło się zacząć się już w przedszkolu i jak miałem w tym wieku być czegokolwiek świadomy?Pamietam, że już wtedy dokuczali mi rówieśnicy wiec widocznie już wtedy miałem o sobie złe zdanie a nawet nie miałem bo nie zdałem sobie z tego sprawy to było podświadome.Nawet jak teraz mogę mieć dobre zdanie o sobie daje przykład to w podświadomości siedzi to coś co było kształtowane wiele lat.Skoro też dokuczali mi starsi koledzy musieli wyczuwać ten mój strach.Naprawdę wtedy nie wiedziałem o niczym i nawet nie mówiłem rodzicom o tym ze mi dokuczają balem się pokazać słabości i wszystko tłumiłem i dusiłem w sobie.