Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!

Zaczął się nowy rok kalendarzowy.

Dla wielu osób zmiana tej daty jest wyjątkowa i ważna. Jednak w żaden sposób nie jest taka – nie jest w nią wpisana żadna wyjątkowość (oczywiście poza np. nowymi przepisami prawnymi, itd.). 1 stycznia jest dokładnie takim samym dniem jak 19 czerwca czy 5 września.

Dlatego jeśli widzimy w 1 stycznia coś wyjątkowego – to tylko nadawany w myślach glamour – blask. Tego nie ma poza naszym umysłem. Warto rozumieć, że glamour to realna energia – dlatego możemy “czuć, że” coś jest cenne i się tym niesłychanie oczarowywać. Ale nie czujemy “że” cokolwiek, bo to nasza projekcja.

Natomiast może być dla nas ważnym dniem z pozytywnych powodów – gdyż zaczynamy od niego realizować ustalone plany jak i analizować swoje działania. 365 dni to bardzo długi odcinek czasu, w którym można osiągnąć dużo.

Tym samym – nie należy oczarowywać się specjalnością tej daty, tylko – jak zwykle – traktować ją rozsądnie. Mamy np. symboliczny rok, w którym postanawiamy zrealizować X, Y oraz Z. Zakończenie każdego miesiąca możemy traktować jako 12 rozliczeń z 30 krótszych okresów pracy – dni. W ten sposób możemy sobie zapewnić 365 sukcesów mniejszych, 12 większych i kolosalny. 365 możliwości, by na życie patrzeć z optymizmem.

Dlaczego noworoczne postanowienia nie działają?

Odpowiedź najbardziej prozaiczna – bo to nie postanowienia mają działać, tylko my. ;)

Odpowiedź bardziej rozbudowana:

Właśnie dlatego, bo ludzie liczą, że ta wyjątkowość i związane z nią uczucia – np. ekscytacja – będą trwały, że się utrzymają i że zawsze dzięki temu “będzie im się chciało”. Być może jeszcze nie chcemy zrozumieć, że każde uczucie przeminie (a chęć to i tak nie jest uczucie). Bo każde uczucie to efekt percepcji w formie ładunku energii. Zaś ilu percepcji jesteśmy świadomi? Czy rozumiemy, że znaczenie wszystkiego wynika z kontekstu w jakim to postrzegamy? Czy rozumiesz, że gdy czemukolwiek stawiasz opór, to tracisz chęć, bo opór to niechęć? I jednocześnie to czemu się opierasz – trwa i rośnie. A przecież opieramy się temu, co widzimy jako złe. Dlatego trwa i rośnie. Nawet całe życie.

Czy my ustaliliśmy kontekst świadomie i go utrzymujemy niezależnie od okoliczności i emocji? Jeśli nie, to nasza ekscytacja może minąć już drugiego stycznia, a wraz z tym jedyna motywacja jaką mieliśmy.

Tzw. “motywacja” również jest kolosalnie niezrozumianym tematem. Motywacja to tylko próba utrzymywania lub znalezienia w sobie chęci. Tak jakbyśmy szukali biletu w kieszeniach, by pokazać go kontrolerowi. Ale sam fakt, że próbujemy się motywować oznacza, że wcale nie chcemy tego robić. I nawet tego uczciwie nie przyznajemy. Chęć nie jest czymś co można znaleźć, ani stracić. Ani czuć.

MOTYW – to coś, co budujemy, ustalamy – RAZ. Jeśli cały czas musimy się motywować, to znaczy, że motyw jaki utrzymujemy nie jest wspierający – kontekst jest ograniczony i być może nawet fałszywy. I tylko próbujemy się zmusić, czy jak to wielu idiotycznie twierdzi – “przełamać”. To jak miotanie się w klatce czy sieci.

Postanowienia nie działają, bo często opierane są tylko o krótkotrwałe uczucie.

Co działa?

Plan – ustalony cel, rozpisane kroki, nadana wartość, sens i znaczenie, rzetelne oraz chętne realizowanie tych kroków, uczciwe rozliczanie się z postępów, wyciąganie wniosków po błędach, rozsądne działanie, etc. Jeśli kontekst danego celu będzie odpowiedni, to nie będzie potrzeby żadnej motywacji. Sami wszystko zorganizujemy pod ten cel. Nawet porażki i błędy przyczynią się do sukcesu. Bo – zapamiętaj na resztę życia –

znaczenie wynika z kontekstu.

Zauważ – jeśli masz postanowienie – by np. ćwiczyć – ale masz je tylko dlatego, bo liczysz, że efekty treningów dadzą Ci lepsze samopoczucie (samo+uczucie), w tym POCZUCIE własnej wartości, no to coś Ci powiem – po pierwsze liczysz na fantazje, bo nic nie jest źródłem żadnego uczucia. Dwa – tak naprawdę  liczysz, że zniknie to co już czujesz – np. wstyd. A nic nie ma mocy, by usunąć uczucia.

Ani porno, ani wódka niczego nie usuwają, ani nie rozładowują.

Wartość to również nie jest uczucie. Nie możesz jej czuć. Ale jeśli uważasz inaczej, to już wiemy, że to jaką wartość sobie nadajesz opierasz o uczucia – utożsamiasz się z uczuciami. Wartość to nie jest uczucie, ani tym bardziej nie można jej czuć. Ani Ty nie jesteś tym, co czujesz. A to praktycznie jedyna motywacja 80% ludzi na tej planecie – “czuć ‘się’ dobrze”. Tylko nie rozumieją nawet, że nie można czuć “się”. A jak człowiek uważa, że czuje SIĘ, uczucia demonizuje, opiera się im – więc trwają – no to i siebie uważa za takiego jak uczucie – np. za złego, gorszego od innych. A przez to i swoje dążenia, zamierzenia i cele też widzi jako gorsze, bezwartościowe. Jako że poprzez działania próbuje usunąć zdemonizowane uczucia, którym się opiera, no to niezależnie co zrobi – poczuje te uczucia i to jeszcze silniejsze. To najczęściej traktuje jako spełnienie przepowiedni, którą “przeczuwał” – że jest gorszy. Itd.

Jednym z przykładów jest to jak mężczyźni umniejszają sobie i uważają, że jak kobieta zobaczy np. kapkę lepiej zbudowanego faceta od nich, to ich od razu zostawi. No bo kobiety to przecież takie identyczne mechanizmy zaprogramowane na szukanie najlepszych genów…

Doświadczanie jest bezosobowe. Wliczając doświadczanie emocji. Nie ma to z nami nic wspólnego. Ale narcystyczny rdzeń homo sapiens każe sobie wmawiać, że to my czujemy… i to jeszcze siebie. To urojenia. Jednak powszechne i dlatego niedostrzegalne i uważane za normalność.

To jedna z przyczyn, przez którą uzależnieni próbują “nie czuć”. Opierają się uczuciom sądząc, że mają nad tym kontrolę i mogą np. spowodować, że przestaną czuć (już nawet pomijając te wszystkie próby usuwania i rozładowywania uczuć). Ale nie mogą. Tak jak nie możemy przestać czuć zapachów. To się dzieje samo – czy tego chcemy, czy nie. Możesz postanowić, że przestaniesz czuć zapachy choć na minutę? Albo jeden konkretny? Sprawdź. Czy możesz rozładować zapach brudnych naczyń? Czy możesz się odzapachować?

Co więc pozostaje uzależnionym? Odcinanie świadomości, wieczne tylko skupianie się na porno (bo przecież nad niczym innym nie chcą się skupiać), niszczenie psychiki, wytłumianie uczuć. To jakbyśmy ranili sobie nos i mózg, by przestać czuć nieprzyjemny zapach w domu. Ale nigdy nie zrobili porządku w domu, by wyeliminować źródło tego przykrego zapachu. A – przypominam – uczucia to konsekwencje pozycjonalności.

Więc liczysz, że ta ekscytacja – która na moment “przykryła” wstyd, którego się trzymasz – utrzyma się miesiącami, aż zobaczysz solidne efekty np. treningów? Albo osądzając się i utrzymując, że kobieta może Cię zranić, odrzucić, utwierdzić w negatywności, podejdziesz do niej z uśmiechem i na luzie? Podejdziesz i zaproponujesz spotkanie temu katu, który pstryknięciem palców może Cię poniżyć?

Wiesz – jeśli liczysz, że wiele godzin solidnego wysiłku dopiero stanie się wystarczającym pretekstem, byś przestał(a) siebie osądzać, co prawdopodobnie bardzo chętnie robisz i będziesz robić każdego dnia – skazujesz się na zmaganie z bardzo małym prawdopodobieństwem utrzymywania dyscypliny. Wielu jeszcze sądzi, że muszą osądzać, wstydzić się, a nawet nienawidzić swojego ciała, by podejmować się ćwiczeń…

Pierwsze efekty solidnych treningów zobaczysz dopiero za 3-4 miesiące lub, w zależności od nagromadzonego tłuszczu, jeszcze później. Czy jesteś gotowy/a trenować przez nawet pół roku nie widząc postępów (które oczywiście będą)? Wiesz jak mało ludzi chce w ogóle do treningów podejść rozsądnie, m.in. chętnie? Jak nie chcą zrozumieć jak istotna jest dieta. Ani, że tłuszcz spala się równomiernie na całym ciele i to przy zapewnieniu odpowiedniego tętna – a więc i utrzymywania odpowiedniego wysiłku?

Tylko ludzie uważają, że jak robią brzuszki, to trenują brzuch, czyli spalają na nim tłuszcz. Tak nie jest. Ale znowu – to ludzi nie obchodzi, bo wcale nie interesuje ich zadbanie o figurę, tylko pozbycie się wstydu. Dlatego jeśli robią byle co i byle jak ale doją z tego dumę – to już cała reszta przestaje się liczyć. A duma przeminie. Zaś pod nią “czekać” będzie wstyd. A potem – nawet jak wytrzymają pół roku – patrzą na efekty brzuszków, a tłuszcz na brzuchu nadal jest.

Gdy rozmawiam z ekspertami z rozmaitych dziedzin, to oni zawsze rozumieją, widzą i postępują wobec swoich dziedzin specjalizacji inaczej, niż utrzymuje to za właściwe społeczeństwo. Najczęściej drastycznie inaczej.

Ponadto – być może dość zaskakujące – postanowienie to jeszcze nie decyzja. Postanawiasz w kontekście, którego nie jesteś świadomy/a, bez świadomości nadanego znaczenia, wartości i sensu. Nie masz też świadomości intencji.

No pomyśl – “Od 1 stycznia będę ćwiczyć!” Ale powiedz mi – dlaczego nie ćwiczysz od 31 grudnia? Albo od 1 grudnia? Dlaczego czekasz, dlaczego to odwlekasz? Czy jesteś świadomy/a przyczyn? Czy uważasz, że wyeliminuje je to postanowienie? Skoro odkładałeś/aś trening – coś bardzo pozytywnego – np. od lat, no to te nieuświadomione przyczyny mają dla Ciebie duże znaczenie.

A jak siebie osądzasz i widzisz bez wartości, no to znowu – możesz ćwiczyć kilka lat ale ta bezlitosna, zaprogramowana maszynka – kobieta – i tak Cię zostawi, gdy zobaczy kogoś, kto ćwiczył minutkę dłużej od Ciebie. Tak?

A jeśli dla Ciebie celem jest zmiana samego+uczucia, no to wiesz co je zmieni? Np. łyczek alkoholu. Po co więc poświęcić tysiąc godzin na znaczący wysiłek fizyczny, skoro to samo możesz osiągnąć wódeczką czy jednym filmem pornograficznym? A do tego jeszcze dojdzie “męcząca” praca zarobkowa, problemy osobiste, różne inne obowiązki i problemy. Ludzie pracujący z WoP nieraz mi wmawiają, że nie mieli czasu, by medytować 5 minut, uwalniać 10 minut, przeczytać chociaż 5 stron tekstu.

Zacznij zauważać do czego automatycznie – czyli nieświadomie – dążysz, pod co podporządkowujesz swoje starania, na co oddajesz wolny czas, etc. To są Twoje prawdziwe intencje – temu nadajesz znaczenie i wartość, tego chcesz i do tego dążysz. Możesz oczywiście chcieć – jak miliardy ludzi – czegoś innego ale brakuje całego procesu decyzyjnego. Chcenie to też nie decyzja. Chcenie to jak trzymanie w ręku menu. Możesz je trzymać i czytać godzinami, fantazjować jak zjadasz każdą pozycję i na nic się nie zdecydować. A ludzie utrzymują chcenie nie godzinami ale nawet dziesiątki lat. I nie podejmują decyzji.

Jednym z przejawów chcenia jest np. patologiczne “mi się należy”. Na tej planecie nikomu nic się nie należy. I po rosnącej inflacji widzimy efekty tego chcenia – to nie sprzyja życiu – ani osobistemu, ani całego kraju/społeczeństwa. Wartość pieniądza maleje, czyli spada wartość uniwersalnego środka wymiany. Bo maleje wartość pracy. Pieniądz to konsekwencja; nie powinien być celem samym w sobie.

Inflacja to jakby nie postawić na plaży parasola, by mieć cień, tylko piasek pomalować na czarno i dziwić się, że “w nim” jest nam nadal gorąco i dostajemy udaru. Cień da nam wykonanie realnej, rozsądnej pracy – odpowiedniej do warunków (np. skąd padają promienie słoneczne) jak i tego co chcemy osiągnąć – np. jak duży parasol postawić. Ale jeśli my chcemy tylko, by piasek był ciemny, to możemy to osiągnąć na inne sposoby.

I jeśli nie otrzymujemy tego, co chcemy, to najczęstsze są dwa scenariusze:

– Granie ofiary, wmawianie sobie, że świat/życie nie jest sprawiedliwe, bo np. jedni mają, a inni (my) nie.

– Coraz silniejsze chcenie. W tym “mi się należy”.

Ani jedno, ani drugie nie jest właściwą drogą do osiągnięcia tego, czego chcemy. Jednak widzimy, że ogromny procent ludzi w kraju – czyli wiele milionów ludzi – uważa to za słuszne. Ba! ludziom z tym patologicznym nastawieniem faktycznie dawane są pieniądze, które odbierane są innym. W rezultacie wszyscy na tym cierpią. I co się wtedy dzieje? Patologia mówi – “Dostaję za mało, nie wystarcza mi na życie, więc muszę dostać jeszcze więcej!” I to trwa i się pogłębia. Bo jeśli pieniądz sam w sobie uznajemy za sukces, to mamy gdzieś konsekwencje tego, co doprowadziło, że je uzyskaliśmy – no bo czy złodzieja obchodzi, że komuś zabrał? Nie branie pod uwagi kosztów jest tytanicznym błędem ale oczywiście trzeba choć minimum odpowiedzialności, by to zrozumieć. Gdy otworzysz firmę i nie będziesz brać pod uwagę kosztów jej prowadzenia, szybko zbankrutujesz. To samo tyczy się życia osobistego jak i całego kraju. Tak jak uzależnieni nie biorą pod uwagę kosztów swoich decyzji. Które są kolosalnie większe, niż wszelkie uzyskiwane korzyści. Czy masz na uwadze, że tzw. “wzięcie odpowiedzialności” za swoje życie, to uświadomienie sobie, że jesteś i zawsze byłeś/aś?

Pamiętajmy – aby było lepiej, należy gonić sukces, a nie spowalniać sukces, by nieporadni nadążali. To też jeden z przejawów “poprawności politycznej” – wszystko wstrzymujemy, by biedota swoim mozolnym, niechętnym tempem nie została za daleko w tyle albo nawet była na tym samym poziomie co reszta. A my się z tym dobrze czujemy, nazywamy się dobrymi. Ale jesteśmy głupcami. Człowiek dobry nie jest głupi. A jak człowiek nie chce, to nie mamy szans go zmusić. Ba! Nawet rodzice mają nieraz problem, by własne dziecko do czegoś zmusić. Dlatego najlepiej taką osobę zostawić i pozwolić konsekwencjom zadbać o jej motywację. ;)

Lekarz nie powinien zarażać się chorobą swojego pacjenta. Powinien się przed tym chronić, zabezpieczyć. Ani nie musi sam zachorować, by potrafić pomóc. Nie powinien też pochwalać tego, co doprowadziło do choroby. Lekarz przecież nie tylko leczy ale i edukuje pacjenta – daje zalecenia, by się chronić. A czy pacjent posłucha – to jego odpowiedzialność.

Społeczeństwo nie powinno zarażać się chorobą najmniej rozwiniętych jednostek. Jest tylko jeden skuteczny sposób pomocy – edukacja.

Patologię wystarczy nazwać niesprawiedliwością społeczną, wskazać winnych i już rączki umyte. I wszyscy będą na tym cierpieć. I to trwa od wielu, wielu lat na całym świecie. Pokaż mi jedną książkę lub film, w którym bogaci są pokazani jako szlachetni i dobrzy, a biedota negatywnie.

To jak urażanie się sukcesami innych. “Nie chwal się sukcesami, bo się źle z nimi czuję”. To też przejaw patologii. Sukces należy doceniać, inspirować się nim, naśladować. A nie ograniczać, bo się patologia źle z tym czuje. Na sukcesie skorzystają wszyscy. Na nienawiści stracą wszyscy.

A czy nie na tym samym “polega” uzależnienie? Próbujemy osiągnąć coś, co jest coraz trudniej osiągnąć. Więc oglądamy porno coraz dłużej i częściej i/lub oglądamy coraz bardziej hardkorowe. Lub alkoholik zaczyna pić coraz więcej i jeszcze zaczyna żyć coraz bardziej niebezpiecznie i nierozsądnie. Byle tylko utrzymać jakiś efekt – czego naturalnie nie jest świadomy. W konsekwencji traci zdrowie, karierę, pieniądze, często związek, rodzinę, nawet życie. Ale nie bierze tego pod uwagę, a nawet wykorzystuje jako pretekst, by się nienawidzić coraz bardziej, nienawidzić życia, Boga i tym bardziej chętnie pić/oglądać porno.

Kiedy uzależniony choć minimalnie zaczyna zastanawiać się nad sobą i próbuje coś zmienić? Gdy go dostatecznie mocno zabolało. Gdy stracił coś bardzo cennego dla siebie. A gdy może sobie jeszcze pozwolić, widzi, że konsekwencji unika – folguje sobie nawet dziesiątki lat. Ten mechanizm działa też w skali całego kraju.

Patologia pozostanie patologią, jeśli nie zostaną spalone wszystkie mosty. Np. odebrane jej wszystkie źródła pieniądza inne, niż uczciwa, rzetelna praca (co za horror!). A żeby tak było, trzeba obniżyć podatki, by pracodawcy mogli sobie pozwolić na zatrudnienie kolejnych osób. Obciążanie firm, które nie mogą sobie pozwolić, by płacić i zatrudniać więcej nie jest usprawiedliwieniem. Gdybym ja zatrudnił jedną osobę, cena WoP wzrosłaby zapewne przynajmniej dwukrotnie. A biorąc pod uwagę ilość wiedzy i narzędzi zawartych w WoP, cena i tak jest malutka.

Na razie kierunek gospodarczy w kraju jest w stronę destrukcji. Tylko pozornie wydaje się pozytywny, bo najbiedniejsi dostają jakieś ochłapy pieniędzy. Temu się przyczepia metkę hojności, wspierania, pomocy – dobra. Bo całe społeczeństwo nie wie co naprawdę jest dobre.

W Biblii – a Polska to ponoć chrześcijański kraj – są ważne przypowieści, by tym, co nie korzystają z talentów zostały odebrane i dane tym, którzy je pomnażają. My postępujemy odwrotnie. Cały kraj idzie w przeciwnym kierunku.

By ci, którzy nie chcieli pracować również nie jedli. Zamiast tego zabiera się tym, co pracują i rozdaje tym, co nie chcą pracować.

By nie pożądać żadnej rzeczy bliźniego swego – to jest na równi z nie zabijaniem. Tak ważne to jest. Zaś niemal wszyscy domagają się pieniędzy innych.

Większość “wierzących” mają to wszystko i wiele więcej głęboko w dupie. Bo do wiary podchodzą kolosalnie wybiórczo – słuchają się tego, z czym “się” dobrze czują. Jak Jezus przyniósł ludziom Miecz Prawdy, to Go ludzie ukrzyżowali. Tak bardzo obchodziła ich odpowiedzialność i dobro. I Prawda. Niewiele się w tej kwestii zmieniło.

Wiesz kto utrzymuje żebraka żebrzącego na ulicy? Ci, którzy dają mu pieniądze. Wiesz kto mu pomoże? Ten, kto mu odmówi. A ludzie nie “pomagają”, tylko robią coś, bo się z tym dobrze czują. Jak ze słodyczami – skoro smakują, to się je nazywa “dobrymi”. Nie “słodkimi”, tylko “dobrymi”. “Słodycz” to coś zupełnie innego, niż “dobro”.

Tylko, że nie są dobre – są kolosalnie szkodliwe i niebezpieczne. I jak się daje pieniądze żebrakowi, to też się nazywa to dobrym i takiego “hojnego” człowieka też nazywa się dobrym. Ale wcale nie musi być dobry. Zazwyczaj nie jest. Wiesz kiedy byłby dobry? Gdyby dał lub znalazł żebrakowi pracę. Ciekawe ilu żebraków z chęcią by się jej podjęło?

Rodzic nagradzający swoje dziecko słodyczami nie jest dla niego dobry. Co z tego, że się wszyscy cieszą, a dziecku smakuje? Alkoholik też się cieszy wlewając w siebie wódkę. Wiesz w jaki sposób warto nagradzać dziecko? Np. zapewniając mu coś twórczego do roboty. Dawać możliwości. I, oczywiście, kochać. Często jednak miłość zastępujemy słodyczami – mniej lub bardziej symbolicznymi.

A co utrzymuje uzależnienie? Co stanowi realną pomoc?

Bieda to nie jest mało pieniędzy, tylko niski poziom świadomości. Czy widziałeś biednych ludzi, którzy chociaż regularnie utrzymywaliby porządek we własnym domu? Swego czasu kapkę pomogłem w “Szlachetnej paczce” i odwiedziłem trochę domów ludzi, którym się “pomaga”. Nie było tam czysto. I zawsze były to rodziny wielodzietne. Dziecko to zawsze fantastyczne usprawiedliwienie. A granie ofiary to jeden ze sportów narodowych.

Zauważmy – człowieka nie stać na utrzymanie jednego dziecka, a ma czwórkę i kolejne w drodze. Bo rząd obiecuje 500 zł? A zaraz 700 zł. Ciekawe skąd to weźmie? Ano jeszcze więcej zabierze tym, którzy pracują. Więc znowu wzrosną ceny wszystkiego, ludzie zamkną firmy, zostaną zwolnieni, a wartość pieniądza się obniży. I znowu otrzymamy racjonalizację i zwalenie odpowiedzialności.

Uważamy, że takiej rodzinie trzeba pomóc? W czym? Jak? Jeśli dwójka ludzi z jednym dzieckiem nie zadbała o swoje życie, a robią drugie, trzecie, czwarte, to nikt tu nie widzi problemu – destruktywnego dążenia? Co z tego, że bobas jest słodziutki? To jak z jedzeniem słodyczy. Jak zjesz za dużo, to sobie możesz uczynić poważne problemy zdrowotne. A przynajmniej zwymiotujesz.

Reszta ludzi ma się poświęcać, ma być okradana, by oni mogli dalej popełniać te same błędy? Jeśli ludziom nie pozwolimy się uczyć na własnych błędach, to pozostaną głupcami. Jeśli będziemy za nich sprzątać ich brudy, pozostaną nieporadni. Jeśli temu będziemy przyklejać metki dobra, pozostaniemy ślepymi na to jak wielką szkodę czynimy nazywając to dobrem.

Wiesz – czym innym jest dawanie np. ubrań czy pieniędzy uchodźcom z kraju, w którym toczy się wojna, bo kraj został napadnięty i są tam mordowani ludzie. A czym innym jest dawanie pieniędzy i rzeczy rodzinie, w której pracuje tylko ojciec – bez żadnej edukacji, zarabiający np. 2000 zł ale który co roku robi kolejne dziecko, a potem biadoli, że go nie stać na utrzymanie rodziny. Bo zamiast mieć jedno dziecko, ma już piątkę. Ale znowu – ludzie na słowo “dziecko” dostają wścieklizny. Powiedz cokolwiek złego z użyciem słowa “dziecko”, a niedługo zaczną się znowu kamieniowania.

Cena tego jest ogromna. Wynikająca z zepsucia moralnego, degrengolady oraz mylenia ruiny z rozkwitem. Zauważ, że mówię o zepsuciu moralnym, a nie upadku. Bo upadku nigdy nie było, gdyż to co teraz obserwujemy było zawsze, a nawet było gorzej. To co widzimy w mass mediach ukazuje i tak najlepszy czas w historii ludzkości. Dawniej było tylko gorzej. Dużo gorzej. Naturalnie pojawiły się nowe problemy, nowe zagrożenia – jak pornografia, bomba atomowa, duża zawartość internetu. Jednak poziom rozwoju świadomości ludzkości jest najwyższy od początku istnienia homo sapiens. Czyli nie jest za dobrze. ;)

Bo ludzie nadal powtarzają np. to, co doprowadziło do śmierci dziesiątek milionów ludzi w innych krajach. No, może nam się uda! W końcu mamy dumę narodową! Nadal wybieramy za wodzów i liderów jednostki, których nie obchodzi życie.

Jak się dobrze czujemy ze swoimi dążeniami, to na pewno są dobre! Nie zdobywamy mądrości kierując się przykładów krajów rozwijających się, nie inspirujemy się, nie naśladujemy. Polska jest poniżej poziomu 200. Gdyby kraj był osobą, byłaby to potencjalnie bardzo głupia i nierozwinięta jednostka. Z czego być tu dumnym? I po co? Duma jest negatywna.

A już wspominałem, że ludzie nawet nie rozumieją określenia “obrachunek moralny” czy “inwentarz moralny”. Słowo cnota też nie jest rozumiane. Gdy ludziom mówię, że jednym z fundamentów zdrowia jest cnotliwe życie, to jeszcze nie było przypadku, by to ktokolwiek zrozumiał, ani tym bardziej powiedział – “Aaaa, teraz wiem co mam robić i co robiłem nie tak!” Dostaję wtedy pytania i prośby, bym wytłumaczył co mam na myśli. Wielu zakłada, że cnotliwość to powstrzymywanie się od seksu. ;) A nawet powstrzymywanie się od seksu może być kolosalnym, niezdrowym błędem. Tak jak ludzie powstrzymują się od pracy i pieniędzy. A gdy dostają pieniądze bez pracy, to uważają to za wspaniałość.

Jeden mężczyzna przedstawił mi doskonały przykład ze swojego życia. Jego tata, już emerytowany, dostał 300-400 zł więcej emerytury. Bardzo się z tego faktu cieszył. Tylko, że pracujący syn został obłożony podatkami, które w sumie zabrały mu ok. 2000 zł miesięcznie. Tata na to – “No i co z tego? Ważne, że ja mam!” Rodzina jest stratna na ponad półtora tysiąca, a tata się cieszy. Jeśli coś takiego nie jest dostrzegalne w obrębie rodziny, tym bardziej nie jest w skali kraju. W skali kraju jest oczywiście kolosalnie gorzej. Ale i tu każda negatywna konsekwencja jest usprawiedliwiania i zwalana – np. bardzo wygodnie na wojnę.

Wiemy, że nie jest dobrze z ludźmi. “Ty pracujesz, ciebie stać, a mnie nie! Dobrze, że ja mam!” Coś Ci powiem – to nie problem tego, kto pracuje, że Ciebie nie stać.

Ani narcyzm, ani egocentryzm nie sprzyjają życiu ale też nie sprzyja uznawanie, że wszyscy powinni mieć po równo. Każdy powinien mieć tyle, na ile zapracował. I każdy ma możliwość edukacji, prośby o pomoc (realną), itd. Jeśli nie chcesz pracować i robisz sobie dziecko – to błąd. Weź za niego odpowiedzialność. A nie graj szlachetnej ofiary i licz na “pomoc” naiwnych.

Wiesz, gdy patrzę na osiedla patologiczne, widzę, że np. ludzie kongregują w grupy – obsiadają ławki i klatki jak wrony gałęzie, piją kawy, piwo, palą papierosy i co robią? Narzekają, wymieniają się urazami, nienawidzą, obgadują, plotkują. Nawet zaczepiają innych, bywa, że i napadają. Utwierdzają się w swoim postawach. To jak z wiaderkiem pełnych krabów – gdy jeden próbuje wyjść, reszta go chwyta i nie pozwala.

I tak przesiadują godzinami każdego dnia. Co robią w tym czasie ludzie radzący sobie finansowo? Zapierdalają. Bez wymówek, bez usprawiedliwień. Chętnie, uczciwie, rzetelnie, rozsądnie. Nie pracują “ciężko” w sensie męczenia się. Ich praca jest dla nich źródłem radości, bo tak ją widzą. Czego źródłem jest Twoja praca?

Gdy kiedyś wyszedłem na warsztat – za który oczywiście zapłaciłem – by się edukować, rozwijać, a byłem ubrany elegancko – m.in. w marynarkę, to wiesz co usłyszałem od przechodzących dzieciaków? Szydercze uwagi, że mam marynarkę. Mamy miliony dorosłych ludzi na poziomie nie większym niż ta grupka dzieci. Sukces, elegancja, piękno, rozsądek, wysiłek – to wszystko jest widziane negatywnie przez rzesze ludzi.

Gdy ustalamy cele – zastanówmy się ile furtek zostawiliśmy otwartych? Kiedy zrezygnujemy ze swojego celu, z planu, ze starań? Szydercze uwagi tych dzieciaków, ani żadna inna przeszkoda nie stanowiły dla mnie pretekstu, by nie dotrzeć na warsztat. Dotarłem i bardzo dużo się na nim nauczyłem.

A dla wielu mężczyzn usłyszenie raz “nie” od obcej kobiety jest wystarczającym pretekstem, by przestać poznawać. kobiety

Gdy rozmawiam z ludźmi na temat ich celów, zawsze pytam – jaki pretekst będzie wystarczający, byśmy zrezygnowali z realizacji danego celu? Jaki pretekst wystarczał nam do tej pory?

Może jedno słowo krytyki? Może to, że nikt tego nie doceni, nie pochwali? Może jeden gorszy dzień? Jeden błąd? Osiągnięte rezultaty gorsze od zamierzonych? A może uważamy, że będziemy “się” tylko czuli dobrze? Masa klientów pisała mi, że uważali, że rozwój jest liniowy – czyli tylko lepiej, lepiej, lepiej, lepiej, lepiej. Tak nie jest i nigdy nie było.

I co ciekawe – najczęściej bardzo szybko, a nawet przed podjęciem działań, już ujawniają się podświadome przeszkody. Tak jak np. ludzie cały czas odkładający wzięcie udziału w WoP. Średnia po jakiej ludzie się decydują to minimum rok, zazwyczaj półtora. Rekord to 5 lat. A i tak to przecież nawet wtedy najczęściej nie jest świadoma decyzja, tylko coś porządnie(j) zabolało. I gdy przestanie boleć, gdy człowiek lepiej “się” poczuł, szybko kończy pracę nad sobą.

Zauważmy – uzależniony wystarczy, że włączy porno, nazywa to porażką, upadkiem czy wpadką i mówi sobie wtedy – “skoro już raz obejrzałem, to już mi nie zależy i obejrzę kolejny raz”. Co pokazuje dążenie uzależnionych – w okolicznościach, w których najsilniej potrzebują się o siebie zatroszczyć, właśnie zaczynają jeszcze bardziej sobie szkodzić. Jeszcze mniej im zależy na zdrowiu, nie bardziej. Tak jak patologia widząc rosnącą inflację mówi – “dajcie mi jeszcze więcej, bo mi nie wystarcza przez inflację!” Inflacji – konsekwencji tego rozdawnictwa – używają jako usprawiedliwienia, by chcieć jeszcze więcej. A gdy widzą kogoś, kto radzi sobie lepiej – jeszcze mocniej go nienawidzą. Nawet próbują szkodzić. Cieszą się, gdy ktoś go okradnie czy napadnie.

Co ciekawe – równie częstym powodem zaprzestania dbania o siebie jest lepsze samo+uczucie. Co uzależnieni określają jako “czuję się” lepiej (i na tej podstawie uważają, że jest lepiej). Ale nie czują “się”. Czują emocje, które się zmienią. Ale to nie ma znaczenia – no bo skoro czują “się” lepiej, to już wszystko jest lepiej. Ale co jest lepsze? Co zmienili? Jakie korekty wprowadzili? Najczęściej zupełnie żadnych. A uzależnieni mówią też często po włączeniu porno (co nazywają “wpadką”) – “muszę wszystko zaczynać od nowa”.

Pytam wtedy – jakie starania podejmowałeś/aś, że ich efekty niszczy jedna błędna decyzja? Najczęściej nie były to żadne starania i były bez żadnej wartości. Dlatego niszczy je jeden błąd. Jeśli zdrowienie widzimy jak stawianie domku z kart, który powalić może jeden nieostrożny ruch, skazujemy się na zmaganie, które jest bezcelowe i nie przyniesie Ci owoców, a może trwać latami. Nie tędy droga.

Masy ludzi nie ustalają żadnych celów. Jak to się też bzdurnie mówi – “byle do piątku”. I tak przez cały rok. A jak ktoś żyje lepiej, mądrzej, efektywnie – to on staje się zły. Jemu trzeba zabrać. Bo jemu się “udaje”, jemu się poszczęściło… Na pewno?

Ludzie się cieszą, że nic nie muszą robić! Tylko nie rozumieją, że nigdy nie musieli. Ani pracować, ani nic innego. “Muszę” to granie ofiary i usprawiedliwienie niechęci. Zdarzyło mi się usłyszeć od klientów, że nie rozumieją dlaczego nie mogą mieć pieniędzy i tego co chcą bez pracy, leżąc tylko przed telewizorem czy siedząc przed komputerem. Odpowiadam – bo to nie taka planeta. Tak jak nie możesz jeść tylko chleba i liczyć na zdrowie.

Oczywiście współczuję tym, którzy za dobre uważają to, co szkodzi i im, i innym. Jednak do cholery, nie przyklejajmy im etykietek szlachetności, ani nie utrzymujmy, że jesteśmy lub ktokolwiek inny jest ofiarą.

Gdybyś Ty wziął/wzięła się do roboty, zwiększyła swoje zarobki z np. 3k miesięcznie na 4k, a tu na drugi dzień przychodzi sąsiad z urzędnikiem i mówią Ci, że muszą Ci zabrać ten dodatkowy tysiąc, bo Ty masz, a sąsiad nie – co byś wtedy powiedział(a)? Cieszył(a) się, że możesz pomóc? Mówił(a)byś o sobie, że jesteś tak hojny/a? A gdybyś się dowiedział (a), że sąsiedzi nie pracują, nie chcą pracować, mają gdzieś pracę i tylko robię kolejne dzieci, bo wiedzą, że dostaną pieniądze? I za kolejny miesiąc przychodzi sąsiad z urzędnikiem i mówią Ci, że skoro sąsiad ma już kolejne dziecko, to nie stać go na utrzymanie za to, co Ci zabrali (co sam(a) hojnie oddałeś/aś) i musisz oddać (musi Ci zostać odebrane) więcej – to nazywał(a)byś to dobrem? Urzędnika nazywał(a)byś wspaniałym człowiekiem troszczącym się o biednych? Bo “czasy są trudne”? Bo “trzeba pomagać”? Tylko czy to na pewno pomoc? To na pewno dobro?

Już mówiłem – nie czasy są trudne, ani nie są w żaden sposób trudniejsze, niż były przez całą historię życia ludzkiego. Ale naiwność, wiara w urojenia i fantazje, niedojrzałość ludzi jest wykorzystywana przeciwko nim i wszystkim innym. I nie mówię tego w żaden sposób anty-rządowo, bo rząd to reprezentacja społeczeństwa. Tak jak niczego nie mówię anty-porno. Mówię o konsekwencjach własnych wyborów. Jeśli Tobie jest ciężko, to tylko uczciwość może Ci pomóc – jaka jest Twoja odpowiedzialność? Co Ty możesz zmienić i zrobić? Co możesz przestać robić? Resztę zaakceptuj i żyj rozsądnie.

Bo wiesz – gdy słyszę od ludzi powszechnie uznawanych za normalnych i dojrzałych – że w ich oczach oszczędzanie to np. przejechanie godziny do sklepu, by kupić kremik w promocji za 2 zł taniej, to wiem, że nie jest dobrze w tym temacie. Oszczędzaniem byłoby popracowanie przez te 2-3 stracone godziny. A kremik zamówić sobie do domu. Co z tego, że dostawa kosztuje 8 zł, skoro Ty na przejechane i powrót straciłeś/aś kilka godzin, które w przełożeniu na pracę dałyby np. 100-200 zł? 8 zł – 100 zł daje stratę 92 zł. Nie zysk 2 zł. No bo taka osoba nie chce pracować – pracuje niechętnie. Pracuje, bo uważa, że “musi”. Zazwyczaj też takie osoby wolny czas pożytkują na oglądanie telewizji, nawet ten sam film po raz 10-ty. Bo “się” z tym dobrze czują.

Nie patrz tylko na przychód, patrz też na koszty. Na pewno zaoszczędziłeś/aś 8 zł na kuriera? Na pewno rozpatrzyłeś/aś wszystkie koszty? No, ale skoro swój czas widzisz jako bezwartościowy, no to go trwonisz i nie widzisz w tym nic błędnego. Znasz takie powiedzenie “czas to pieniądz”? Oczywiście nie sam czas, tylko jak z niego korzystasz. A pieniądz to reprezentacja wartości, którą (do)dajesz rynkowi.

Uważasz, że porno pozwala Ci się zrelaksować? Że to, że “możesz wtedy zapomnieć o swoim życiu” to coś dobrego? To dokładnie ten sam problem – nazywanie dobrym tego, co dobrym nie jest. Przynajmniej w kontekście obejmującym realne dobro – to co wspiera życie.

Ale i tu – jeśli siebie/swoje życie widzisz jako bezwartościowe, no to również nie widzisz jako wartościowego tego, co je wspiera (no bo to co wspiera zło musi być złe! (?)). I jako dobre, a nawet niezbędne widzisz to, co go nie wspiera. Jak miliony ludzi naokoło. Bo miliony, a w skali świata – miliardy – ludzi widzą praktycznie wszystko w odwróconym spektrum.

Czy robienie kolejnego dziecka, gdy nie stać Cię na te, które już masz, jest dobre?

Oszczędzanie to nie tylko mądre zarządzanie pieniędzmi ale też chętna praca i edukacja, rozwój, by na rynek wprowadzać jak największą wartość, na którą jest popyt. Jak mógł(a)byś to twierdzenie przekuć na temat zdrowia/wyzdrowienia z uzależnienia? Bo samo nieoglądanie porno to jak próby nie wydawania pieniędzy. To jak zaciskanie pasa – skazywanie się na męczenie, z którego wcale nie musi wyniknąć, ani nic dobrego, ani żadna poprawa.

Ciekawe ilu uzależnionych postanowiło sobie, że np. wytrzymają tego roku miesiąc lub kilka bez pornografii czy alkoholu? Podejrzewam, że masa. I podejrzewam, że 99% z nich nie wytrzyma tygodnia-dwóch. I to nie pierwszy raz.

Wielu,  mówi wtedy tak – “nie udało mi się”. Ale zdrowie nie ma nic wspólnego z “uda/nie uda”. Zdrowie nie może się nie udać. Sukces tak samo. Bo nawet ci, którzy zakładali 4-5 firm, które zbankrutowały – ciągle się uczyli i w końcu stworzyli biznes, który przyniósł im duży sukces.

Albo inaczej – “nie udało mi się wytrwać w postanowieniu”. No ale sam fakt, że próbowaliśmy wytrzymywać, oznacza, że się męczyliśmy – stawialiśmy opór. Czyli wcale nie chcieliśmy zrealizować tego postanowienia. Co wyklucza jakiekolwiek “nie udało”. No ale funkcjonuje ten nofap, który bzdurnie zakłada, że jak się wytrzyma bez porno 30/45/90 dni, to nastąpi to magiczne wydarzenie “wyzdrowienie”.

Ciekawe ilu po wytrzymaniu założonego odcinka nagrodzi się pornografią?

Tłumaczę ludziom ale niewiele chce pojąć, że zregenerowany mózg to “tylko” potencjał. Tak jak naostrzony ołówek. Możesz ołówek naostrzyć tak solidnie, że przebije plastik. Ale to nie oznacza, że nagle narysujesz obraz jak żywy. Możesz bazgrać tak jak ołówkiem nienaostrzonym. Oczywiście korzystając z ołówka twórczo, może okazać się, że obraz, który chcesz narysować będzie już wymagał porządnie naostrzonego ołówka i jego narysowanie byłoby niemożliwe bez zapewnienia sobie odpowiedniego narzędzia.

Poza tym – do uzależnienia doprowadziłeś/aś mając “zdrowy” mózg. Masz zdrowe ręce i nogi? Jak z nich korzystasz teraz? Jak korzystałeś/aś do tej pory?

Masy uzależnionych chciałoby wrócić do jakiegoś czasu z przeszłości. Ale wróciliby do czasu, w którym dążyli do uzależnienia bez żadnej świadomości destruktywnego kierunku. Wielu ludzi tylko dlatego uważa, że kiedyś było (im) lepiej, bo jeszcze konsekwencje tego jak żyli nie były dostatecznie dotkliwe. Ale były. Przypominam – w historii ludzkości nigdy nie było lepiej.

Pomoże Ci nie fantazjowanie jak to kiedyś rzekomo było, tylko akceptacja, odpowiedzialność i zmiana tego, co możesz zmienić. Pomoże Ci odważny obrachunek moralny, a nie powstrzymywanie się. Pomoże Ci praktykowanie cnót, jak dyscyplina, a nie “wytrzymywanie w postanowieniach”.

Pomoże Ci opieranie życia o rozsądek, a nie uczucia. Bo jak robisz byle co i byle jak ale robisz i dobrze “się” z tym czujesz, to nie czyni to tego dobrym. Tak jak wspomniane robienie brzuszków, by pozbyć się “oponki” oraz jedzenie słodyczy. Robienie brzuszków to jedno, spalanie tłuszczu to drugie. A to co w ogóle powoduje odkładnie tłuszczu to trzecie. To 3 różne tematy, o które należy rozsądnie zadbać, a nie jeden.

Swoją drogą. :)

Ludzie mówią, że świętują. Na pewno? W jaki sposób uświęcamy ten czas? Co to jest świętość, jeśli twierdzimy, że cała ludzkość to robi? Czy uświęcaniem jest wybór postanowień, których nie chcemy dotrzymać?

Uświęcaniem jest to, że się cieszymy? To jakby mówić, że alkoholik uświęca czas ciesząc się, że zaraz napije się wódki – a przy ilu okazjach nie wlewamy w ciało trucizny i cieszymy się bez “pomocy” alkoholu? Ludzie się cieszą, bo grali ofiarę i uniknęli np. obowiązku, że zapomnieli o problemie, który mają. To też uświęcanie? A może uważamy, że świętość wpisana jest w ten “specjalny dzień”? Podpowiem – świętość jest wpisana w każdy dzień, w każdą chwilę. Jednak nie zdajemy sobie z tego sprawy.

Obżarstwo w święta to uświęcanie? Przecież jednym z grzechów głównych jest obżarstwo – nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu. Więc grzech nazywamy świętością. Na skalę całego świata.

Kolejnym tematem jest to, że nie ustalamy celów. Nie wybieramy ich. Bo się opieramy, bo się boimy, bo nie mamy ochoty niczego zmienić, nie chcemy doświadczyć niczego innego, nie nadajemy temu wartości i sensu (co tłumaczymy sobie, że nie widzimy w tym wartości czy sensu), bo żyjemy apatycznie, etc. Wielu ludzi podchodzi do tego tak, że jak nic nie spróbują, to nic nie zepsują, nie popełnią błędów, nie przegrają. Dla nich to logiczne. Takie życie widzą jako sukces. Za sukces uważają unikanie błędów. Ale to nie jest sukces. I znowu – “uświęcają to” nadając temu etykietkę “perfekcjonizmu”, co nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek perfekcją.

Nie dziwne, że nie docieramy w życiu w dobre miejsca jeśli to co szkodliwe nazywamy świętym, jeszcze usprawiedliwiając to tradycjami i to co święte nazywamy złym – np. własne życie.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
6 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Mietek

A ja Piotrze nie rozumiem twojej instrukcji uwalniania emocji, poniewaz ty piszesz, zeby podczas uwalniania porzucic korzysci z trzymania sie emocji. Czytalem prawie wszystkie ksiazki dr. Hawkinsa, Metode Sedony, ogladalem instrukcje jak uwalniac emocje m.in. pani Teal Swan, Eckharta Tolle-a, Ruperta Spiry, Michaela Singera. Tego ostatniego pana czytalem ksiazke “Nieskrepowana dusza” i zaden z w/w nic nie mowi o korzysciach z trzymania sie emocji. Mowia natomiast o czystm doswiadczeniu i ignorowaniu mysli. Malo tego- pan Hawkins w jednym z programow, gdzie wraz z kilkoma innymi osobami, rozmawiaja na temat Metody Sedony i sam pan Hawkins mowi, ze nie potrzeba podczas uwalniania rozpoznawac i porzucac zadnych korzysci. Ty Piotrz piszesz, ze jezeli wybieramy by sie na kogos pogniewac, to nie uwolnimy emocji. Ale dlaczego wybieramy, bo pan Hawkins pisze tak:
“Kiedy re‐ gularnie stosować będziemy Technikę Uwalniania, pozbędziemy się pokładów stłumionego gniewu i bardzo trudne, wręcz nie‐ możliwe będzie, by ktokolwiek czy jakakolwiek sytuacja sprawiła,
że się zdenerwujemy.” Czyli wedlug dr. Hawkinsa, wybieramy, bo mamy juz stlumione duzo emocji. Przynajmniej ja to tak rozumiem. Tak pisse sam pan Hawkins. Ty masz inna teorie. Moglbys wyjasnic, bo ja nie rozumiem i nie wiem juz kogo mam sie sluchac, a uwazalem ciebie za rzetelne zrodlo wiedzy?

Jeremy

Ja to oglądałem z 10 lat,już nie ogladam 2 miesiące..A co do lęków społecznych to jak niby opór ma je stworzyć? Pornografia działa jak narkotyki i od tego ludzie mają depresje,lęki społeczne.Co Uzależnionemu ma dać oczyszczenie się skoro ma dziurawy mózg od porno.Taka osoba nie ma motywacji na nic a nie bez powodu ludzie z forum piszą ze po 90 dniach mózg się zregenerował,tam nic uwalnianiu nie pisali.Mam 25lat i porno oglądalem jakieś10.Miałem dosłownie sieczkę z mózgu ale codziennie walczyłem i stosowałem suplementy na dopaminę i już nie oglądam porno 2 miesiące.Nie można od tak „oczyścić się” w 10 min i po problemie.Jak ktoś uzależniony jest 15 lat np to ma tak przepalony mózg ze nie dziwne ze są lęki i depresje.Mówisz ze to nie jest walka to powiedz mi dlaczego uzależniony wie ze ma nie włączyć porno,a mimo to wkurwiony na siebie włącza porno mimo ze wie ze mu to niszczy mózg.Po regeneracji mózgu powinno sie”oczyszczać”bo wtedy człowiek jest pełny energii,a nie zombie.Człowiek musi wiedzieć ze w porno nie ma nic fajnego i przewalczyć pierwsze 3 tygodnie bo są najtrudniejsze,potem jest z górki.Pozdrawiam Autorze☺️

Jeremy

Witaj.Mówiłeś żeby nigdy nie walczyć z uzależnieniem,ale co powiesz na to ze na wykopie i reddicie ludzie walczą ,motywują się obrazkami wikingów lub cytatami ludzi sukcesu i robią tzw nofap przez 90 dni,fakt ze na siłę ale jednak im się udaje.Jak byś to skomentował?

Podobne Wpisy:
Muszę zaspokoić…

Muszę zaspokoić…

Witam Cię serdecznie! Poruszę dzisiaj temat bardzo, bardzo istotny. Bowiem niezrozumiany nawet przez terapeutów, którzy uzależnienia rozumieją co najwyżej akademicko – czysto teoretycznie. I nie tylko uzależnienia. Mowa o “zaspakajaniu głodu/łaknień”. Fundament – to, że masz jakieś wewnętrzne uczucie, które możesz interpretować jako “przymus zrobienia czegoś” i po zrobieniu tego to uczucie znika, NIE OZNACZA… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 11
Co się dzieje z Blogiem i Youtubem?

Co się dzieje z Blogiem i Youtubem?

Jeżeli śledzisz tego Bloga, to na pewno zauważyłeś, że od jakiegoś czasu nie przybywa na nim materiału. Czy autorowi coś się stało? Czy Blog zostanie porzucony! Czy to koniec? Nie! Ostatnie kilka tygodni były istnym rollercoasterem wypełnionym nie tylko pracą ale również osobistymi problemo-wyzwaniami. Nie próżnowałem i mam o czym pisać, więc możesz się spodziewać… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
“Coś jest ze mną nie tak!” – Niebezpieczne kłamstwo

“Coś jest ze mną nie tak!” – Niebezpieczne kłamstwo

Witam Cię serdecznie! W tym artykule przedstawię nietypowe spojrzenie na rzeczywistość. Jednak nietypowe nie oznacza niezgodne z prawdą. Zachęcam do spokojnego przeczytania, do zastanowienia się, do refleksji. Nikogo nie zamierzam do niczego przekonywać, ani zmieniać. Wręcz przeciwnie – celem artykułu jest ukazanie, że wszystko jest zawsze ok. Ale oczywiście mnóstwo, mnóstwo ludzi uważa inaczej. Szczególnie… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 29
Jak przestać być nieśmiałym(ą)

Jak przestać być nieśmiałym(ą)

Witam Cię serdecznie! Dzisiaj pokrótce poruszymy temat nieśmiałości i tego co można “(z)robić”, by przestać być nieśmiałym. Pierwsze co warto wiedzieć to, że nieśmiałość jest zainstalowanym programem. Racjonalizacją wstydu. Oznacza to, że poza naszym umysłem nie ma jej – nie jest realna. To iluzja. Ale jak każdej iluzji – to my nadajemy jej moc. Zaś… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 9

WOLNOŚĆ OD PORNO