Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!

Sukcesywnie kontynuujemy serię dotyczącą sukcesu! :)

Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej!

► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie.

Części 1-4 tej serii znajdziesz klikając na poniższe linki:

► 100 Dróg do Sukcesu (1-6) – Wewnętrzne vs zewnętrzne, Osobiste, duchowe, w świecie, Przeczytaj książki, Sukces jako zwyciężanie, Sukces jako osiąganie celów, Sukces jako rozgłos, medialny powab, status celebryty.
► 100 Dróg do Sukcesu (7-9) – Sukces jako szczęśliwość, Wizualizuj sobie pożądany rezultat, Buduj dobry balans karmiczny.
► 100 Dróg do Sukcesu (10-12) – Zaprzęgnij pożądanie i ambicję, Realny, wykonalny plan, Pewność Siebie.
► 100 Dróg do Sukcesu (13-15) – Dedykacja, Satysfakcja z postępów, Pokonuj przeszkody.

Pamiętaj, że mówimy o sukcesie.

Właśnie odpisuję na wiadomość mężczyzny, który Program WoP zaczął pierwszy raz w 2017 roku, a teraz przerabia go drugi raz. Malutka część wymiany zdań:

“Pierwszy raz w… 2017.
Więc zacząłeś (chyba) przyglądać się temu jak żyjesz po ok. 5 latach.”
Piotrku, notatki zacząłem robić od początku. Oczywiście raz mniej, raz więcej. Czasem w ogóle.
Wiesz, robienie notatek to jedno, a uczciwe przyglądanie się temu jak żyjesz, to drugie.
Chociaż nie wiem czy z tych notatek cokolwiek wynikało….
Właśnie. :)
Przypomnę – nie ma znaczenia co robisz ale z jaką intencją.

Dalej powiedział, że wykonał… uwaga… PIĘĆSET STRON notatek (!!!). 500 stron (!!!). I wiesz co? Nadal zmaga się, by w ogóle zrobić zakupy. Bo widzi myśl, że w czasie, gdy idzie do sklepu po masło, mógłby robić coś bardziej pożytecznego. Uważa to za logiczne, że mógłby i się opiera zrobieniu zakupów. Logiczne, nie?

Ale zauważ – robił to, robił, robił – i dopiero zauważył, że nic z tego nie wynikało. Bo nie miało. Taka była tego intencja. Robić dla samego robienia.

Jeszcze fragment wypowiedzi:

Wszystko zawsze traktowałem w kategorii, że ‘czuje emocje’ i narzędzie uwalniania pomoże mi ‘wzrosnąć wyżej, oczyścić się’ i wszystko będzie ‘cacy’.

Tak wygląda jedna ze strategii zwierzęcości, by zwierzęcość przetrwała. Pójdzie ona w każde ekstremum, wykorzysta każdy absurd. Oczaruje się, zatyra się nic z tego nie mając – poza oczywiście swoją ukochaną pożywką energetyczną. Człowiek nie chce chętnie zrobić zakupów, a sądzi, że go uwalnianie “wzrośnie”. Na tej planecie są ludzie, którzy nadal sądzą, że wściekły bóg karze ludzi np. huraganami i wulkanami. Albo ci co wierzą, że Ziemia jest płaska. A takie oczarowania np. narzędziem uwalniania, jest dużo bardziej powszechne i dużo bardziej niedostrzegalne (dla tych, którzy w ogóle uwalniają lub słyszeli o tym).

Następnie mówi coś takiego:

Kolejna kwestia, to zauważyłem, jak w ostatnim czasie wręćz przyjemnośc sprawiało mi jak mogłem o jakiejś osobie z pracy wypowiedzieć się w niepochlebny sposób tj. obwinić ją, ocenić, obgadać, narzekać na nią.

To czego nie rozumie to to, że przyjemność sprawiało mu to od zawsze – dlatego to robił. Ostatnimi czasy zaczął to nareszcie zauważać.

Ta skrywana przyjemność to paliwo zwierzęcości.

Wszystko się z tym wiąże – każda negatywność jaką wybieramy, doświadczamy, utrzymujemy – czynimy to, bo mamy z tego właśnie tę skrywaną przyjemność.

I właśnie dlatego, że ją ukrywamy i doimy – nie chcemy rezygnować z nawet spraw tak pozornie oczywistych jak cierpienie. A że nie bierzemy za to odpowiedzialności, to umysł dokonuje projekcji i buduje kontekst – w którym to ktoś inny sprawia nam cierpienie – jest jego autorem, odpowiada za nie. Zaczynamy nasze bezowocne zmaganie ze światem zewnętrznym, które przynosi nam tylko coraz więcej cierpienia. Niczego w ten sposób nie naprawiamy. Znasz kogoś, kto naprawił?

Nienawidzimy np. swoich rodziców tak wiele lat, za wychowanie, za to czego nas nie nauczyli, jak nas traktowali. Całe życie uważamy, że jest nam źle przez nich. W końcu umierają, a my uważamy, że nareszcie jesteśmy wolni. Ale gdy przestajemy projektować gniew, widzimy od czego uciekaliśmy – od winy i wstydu. Zaczynamy obwiniać siebie, że obwinialiśmy własnych rodziców. Zaczynamy nienawidzić siebie, że nienawidziliśmy ich. Ale nawet wtedy – po tak wielu latach tego gniewu i obwiniania – możemy się uwolnić. O ile dostrzeżemy absurd tego i nareszcie wybierzemy współczucie. Obwinianie i nienawiść same się nigdy nie skończą, ani nie wyczerpią. Aż nie odpuścimy dojenia tej skrywanej przyjemności.

Dużo w moim życiu jest zmagania, walki. Nawet z prostymi czynnościami żeby np pójść do sklepu BO wtedy mogę zrobić coś bardziej pożytecznego w domu i wtedy ten czas pójścia do sklepu zaczynam oceniać przez pryzmat czasu zmarnowanego.

500 stron notatek, nadal niezauważalne jest, że opiera się, by zrobić zakupy. Niezauważalne jest kierowanie się poczuciem winy. Niezauważalne jest hipnotyzowanie się mentalnym bełkotem – racjonalizacjami.

To tylko przykład dlaczego uzależniony potrzebuje pomocy. Nie ma szans tego wszystkiego dostrzec. Dlatego nie osiągnie sukcesu – no bo skoro ma zrobić zakupy ale tego nie robi, bo już na starcie uważa, że zmarnowałby czas, bo mógłby robić coś lepszego… rozumiesz? Ale przecież nigdy nie robił czegoś “bardziej pożytecznego”. Całą wartość nadajesz Ty – o czym będę mówił w następnej części serii “O Szczęściu”.

No ale wykonał 500 stron notatek. I sam zauważył, że nic z tego nie wynikło. Jednak w momencie ich wykonywania sądził, że robi coś bardzo pożytecznego. To bardzo podobne do nofap – odlicza się te dni męczarni. I?

To przykład tego, co ludzie nazywają – “ciężko pracuję”. A potem rozpaczać jaki świat jest niesprawiedliwy, bo my przez 5 lat wykonaliśmy 500 stron notatek, a nadal się męczymy, by nawet zrobić zakupy, a ktoś inny wyzdrowiał. No, to jego uzależnienie musiało nie być takie poważne! On nie miał tak trudno jak my!

To co odróżnia człowieka, który przez lata wykonał setki stron notatek, a nadal żyje praktycznie tak samo (wykonywanie notatek to naprawdę nie jest żadna zmiana), tak samo się męczy, a może nawet dodatkowo obwinia się, że tyle działa i nadal nie ma poprawy, a człowiekiem, który wyzdrowiał jest niewidzialna. Jak i niedostrzegalna. Mowa o INTENCJI.

Jednak intencję trzeba wspomóc – np. poprzez fundamentalne informacje. Przykład – wiesz co jest następstwem intencji, by żyć dobrze, zdrowo – jako człowiek wolny? Po kolei zacznie się ujawniać wszystko to, przez co nie żyłeś/aś dobrze, zdrowo, ani swobodnie – np. lęk przed wolnością, ogromem możliwości, lęk przed odpowiedzialnością, itd. Chcesz dobrze, a zaczyna być gorzej? Właśnie dlatego. :)

Nawet moi klienci, którzy pamiętają o ostrzeżeniach, ignorują je, bo każdy człowiek w niskiej świadomości uważa się za pępek świata, za wyjątkowy przypadek – może jemu akurat się uda? Może to on jest jakimś wybrańcem, który tak bardzo – tak lepiej, tak inaczej od wszystkich innych – pragnie swojego dobra (hehe), że nic złego go już nigdy nie spotka, że tak się wyjątkowo wycierpiał, że odkupił już całe zło… Pewnie. :)

Albo ludzie po miesiącu miodowym – nagle okazuje się, że osoba, za którą wyszliśmy jednak ma wady! Wow! Niesamowite! I kupę robi! Jak to!? Nigdy wcześniej nie robiła! :D

16. Wspierające relacje.

To jest krytycznie ważne.

Bardzo możliwe, że Twoje relacje z najbliższymi wcale nie są wspierające. Może nawet obciążające. Dla wielu naiwnych jest to pretekst, by obwiniać czy nienawidzić swoich bliskich. Bo się jakoś tak dziwnie z góry zakłada, że jak ktoś jest członkiem rodziny, to musi być wobec nas dobry. Kto tak twierdzi? To są dziecinne fantazje. To jak zakładać, że jak ktoś w sądzie przysięga z ręką na sercu i Biblii, to będzie mówił prawdę. Jaaaasne.

Dobro dla innych to jest cel, kierunek, to jest przejaw pewnego poziomu rozwoju. A skąd mamy wiedzieć czy nasi bliscy już na ten poziom ewoluowali? Co w ich oczach jest dobrem, a co nie? Przecież niejeden mężczyzna naprawdę sądzi, że bijąc swoje dzieci w jakiś sposób zaprawia je do “prawdziwego życia”, które widzi jako złe, bolesne, niesprawiedliwe. Być może dlatego, bo sam tego doświadczył. Ale sam fakt, że sam przekazuje ból pokazuje, że nie życie takim jest tylko ludzie dla siebie. A to jacy jesteśmy to nasz wybór, nikogo innego. Zaś to jacy wobec nas są inni ludzie w ogromnym stopniu zależy od tego jacy my jesteśmy dla samych siebie.

A czy my wspieramy tych, którzy jeszcze nie ewoluowali na odpowiednio wysoki poziom?

Warto zrozumieć, że bycie dla siebie negatywnym, także wobec najbliższych jest powszechne na tej planecie. Bo ponad 80% ludzkości żyje w spektrum destruktywnym – drapieżnym. Wydaje im się, że wybierają to, co dobre ale nie wiedzą co to jest dobro. Zauważmy, że nawet złodziej uważa, że wybiera dobro (własne dobro) odbierając komuś jego własność. Zgadza się? Nawet w jakiś wykrętny sposób fanatyk religijny zabijając “niewiernych” uważa, że w ten sposób pomaga im, bo przestają grzeszyć. Samobójca uważa, że zabijając innych wraz ze sobą otwiera przed sobą bramy zbawienia. Człowiek nienawidzący uważa, że w ten sposób wprowadza do świata jakąś formę sprawiedliwości.

Takich przykładów mylenia podłogi z sufitem są nieprzeliczone ilości.

My sami możemy trzymać się relacji, które nam nie służą i uważamy to za słuszne – za jakiś taki smutny, tragiczny, nieunikniony los. Lub jesteśmy przywiązani do negatywnego towarzystwa, bo nie chcemy być samotni, a raczej nie chcemy czuć tych uczuć, które przypisujemy samotności.

Obciążającą relacją może być relacja z kimś bardziej rozwiniętym od nas ale której to osoby nie obchodzi nasze dobro, a nawet nam szkodzi. Ja sam miałem takie relacje.

Krokiem na wagę złota jest znaleźć towarzystwo wspierające i zrezygnować z towarzystwa szkodliwego.

Tylko weźmy pod uwagę – jeśli jesteśmy pełni wstydu, winy, żalu, poczucia bezsilności, lęku, to człowiek pełen gniewu i buty będzie się nam wydawał jak święty. I to nie są mrzonki – takich figur na świecie jest masa. Od militarnych wodzów, po polityków, religijnych guru. Wiesz kto wybiera wodza, którego rządy prowadzą do wojen czy wielkiego głodu, przez co giną dziesiątki milionów? Lud jeszcze niżej rozwinięty od niego.

Taki Bin Laden oczywiście wydawał się być osobą niemal świętą dla swoich rodaków – ludzi żyjących apatycznie, żałośnie. Gdy więc “natchnął ich” nienawiścią do ludzi o kolosalnie wyższym poziomie życia – poszli za nim w ogień. Podobna sytuacja była z Hitlerem. I wieloma innymi. I to się nadal dzieje na świecie.

Dla człowieka zawstydzonego zwyczajny, zadowolony z siebie człowiek wydaje się jak pół-bóg. Jeden się oczaruje, zakocha, a drugi będzie nienawidził.

Właśnie czytam relację jednego klienta z mitingu 12 kroków – Gdy poszedłem w tygodniu po południu do następnej innej drugiej grupy 12 kroków, to tam był taki mężczyzna w średnim wieku i to było Piotrze niesamowite, od niego biła taka prawdziwa, radość, sympatyczność, pogodność, przyzwoitość  takie pierwsze wrażenie, że można od razu mu zaufać. Jak taki amerykański uczciwy obywatel z lat powojennych. Podszedłem do Niego i pytałem o te grupy jak to wygląda i co On o tym sądzi .Rozmawialiśmy…  Mnie to wciąż  zaskakuje Ci ludzie tam na tych mitingach niektórzy są tacy lekcy uśmiechnięci, śmieją się, pewni i jak z ogromną łatwością oni potrafią mówic o sobie, swoich negatywnosciach, mimo tego, co przeżyli lub przeżywają. To spojrzenie które dostrzegłem u jednego uzależnionego w podobnym wieku co ja na tym mitingu takie z miłością bezwarunkową. Te oczy takie jasne, ciepłe, niewinne, łagodne rysy no i te pogodne szczere niewymuszone uśmiechy. Od razu sobie pomyslałem, że tez bym chciał być taki uśmiechnięty i radosny jak niektórzy tam. Szczęśliwy z samego powodu, że żyję. Zakochałem się w niektórych ludziach w ich lekkości. W życiu bym nie pomyślał, że tacy mogą być niektórzy uzależnieni i to alkoholicy…. a to pewnie moc tych grup.

Przed taką jakością życia ludzie uciekają. Dlaczego? Bo zwierzęcość – ego – jest przerażone miłością. Każdym jej przejawem – od odwagi, odpowiedzialności, po akceptację, spokój, radość, wybaczenie, kochanie. Dlatego powszechnie np. przywiązanie – wiązanie – nazywa miłością. Oczarowanie nazywa miłością. Myśli nazywa miłością. Heh. “No tak strasznie ją kochałem, a ona tego nie doceniała, teraz jej nienawidzę!” – a to nigdy nie była miłość. Kochając nie można cierpieć, bo to nie jest możliwe.

Ba! dla faceta ujmującego sobie wartości, widzącego siebie jako kogoś gorszego – ładna babka jawi się w jego oczach boginią. I jest gotów nawet oddać fortunę za samą jej obecność. Niejedna to wykorzystuje. Takiemu mężczyźnie wydawanie pieniędzy, by być z kobietą, którą ubóstwia wydaje się dobre. Ale nie jest. To NIE JEST wspierająca relacja. Nie rób tak. Lepiej zrobisz przekazując te pieniądze na jakąś fundację.

Masa spraw bazuje na świadomości braków – np. reklama papierosów z przystojnym kowbojem – “Jak zapalisz naszego papierosa, będziesz o krok bliżej takiego idealnego wizerunku mężczyzny! A jak się też przy tym poczujesz! WOW!” Weźmy pod uwagę, że ogłupiające i trujące substancje palą rzesze ludzi – miliardy.  I uważają, że sobie w ten sposób pomagają.

Ludzie nawet przywiązują się do konkretnych aktorek pornograficznych.

Musimy pamiętać, że wraz z rozwojem to, co nas może wspierać na danym etapie ewolucji, gdy ten etap zechcemy przekroczyć – to samo może stać się czynnikiem ograniczającym. To, jak i masa innych, bardzo istotnych przyczyn, pokazuje nam, że wspierające nas towarzystwo nie może jednocześnie nas więzić, przywiązać do siebie. Unikaj tego jak ognia. Człowiek akceptujący, kochający – stojący po wspierającej stronie życia – nie potrzebuje nikogo kontrolować, ani mówić mu jak ma żyć i co ma robić. Poradzi, przekaże swoją perspektywę i doświadczenie. Ale nie w formie zaborczej. Niczego nie zabroni. Sam jest wolny, nie potrzebuje nikogo kontrolować, nikogo trzymać przy sobie.

A jak go “prześcigniesz” w czymś, nie zacznie Cię nienawidzić, ograniczać, sabotować. Dalej będzie Cię wspierał, a nawet jeszcze bardziej, bo teraz Ty dla niego będziesz natchnieniem i inspiracją.

Najlepszym przykładem tego są grupy 12 kroków. Tutaj człowiek, który uczęszczał może opuścić grupę, pić, palić, ćpać, oglądać porno dzień w dzień przez rok, wrócić, a usłyszy od grupy – “Dobrze, że jesteś! Z tego co mówisz, potrzebujesz tego bardziej, niż dotychczas!” To wspierające towarzystwo ale nic nie zrobi za Ciebie. Jak się uprzesz, możesz sobie szkodzić przez całe życie.

Oczywiście – można powiedzieć, że “wyjątkiem” są tu rodzice dla dziecka – ta relacja musi być w pewnym stopniu kontrolująca, nawet narzucająca. Głównym czynnikiem determinującym efekty jest poziom dojrzałości rodziców, jednak dziecko jest zupełnie pozbawione nawet fundamentalnych informacji, nawet tych najbardziej oczywistych, o wszystkim. Dziecko, jeśli mu tego nie przekażemy, włoży dłoń do miksera i włączy. Ja sam pamiętam, gdy polizałem to, co wyciekło z baterii – takiej dużej, czerwonej jak kiedyś były. Nie polecam. Nie miałem w ogóle konceptu co się może stać. Wsadziłem sobie małą metalową kuleczkę do dziurki w nosie. Nie wiem jakim cudem ją wyciągnąłem. Popełniłem masę błędów (oczywiście wliczam oglądanie pornografii), bo nie wszystko rodzice byli w stanie przekazać, nie przed wszystkim uchronią. Ale robili wszystko co mogli, najlepiej jak potrafili. Jak wszyscy rodzice. Intencją jednak powinno być wspieranie dziecka. Niektórzy za wsparcie uważają np. usprawiedliwianie błędów, szukanie winnych – np. to nie dziecko nie przyłożyło się do nauki i sprawdzianu, tylko nauczyciel źle nauczył. Odrabiają za dziecko lekcje, etc. To nie jest wspieranie dziecka.

Po drugie – istota zwana człowiekiem to zwierzę – a to ogromny horyzont jakości i ekspresji. Co odróżnia prawdziwego człowieka od zwierzęcia? Naiwny twierdzi, że np. kciuk czy umysł. Ale tak nie jest. Umysł logiczny powoduje, że to zwierzę jest tylko bardziej niebezpieczne – np. może zbudować i zrzucić bombę, która zabije całe życie na Ziemi. To co odróżnia człowieczeństwo od zwierzęcości to sumienie. Mało ludzie rozumie co to w ogóle jest sumienie i jak jest budowane, ani jaka jest jego rola. W pewien bardzo daleki od nawet zarysowania tego tematu sposób można powiedzieć, że sumienie to to, co ogranicza bezlitosne i krwiożercze zwierzę. Dlatego znajdziemy wiele przykładów ludzi, których życie cnotliwe, w oparciu o niewypaczoną moralność w ogóle nie interesuje. Reprezentacją takich postaw niejednokrotnie jest osoba uzależniona. Co ciekawe – już niejedno zwierzę przejawia sumienie – np. pies domowy, gdy coś zniszczy, potrafi się nawet wstydzić i potrzebuje miłości właściciela, by ten stan przekroczył.

Zauważmy, że to całe obwinianie siebie, wstydzenie za błędy, wypominanie sobie, nienawiść, odmawianie całego dobra – to życie nie oparte o sumienie. Nawet odpowiedzialność jest zwalana na sumienie. Powszechnie twierdzi się, że sumienie “wyrzuca” – że są te “wyrzuty sumienia”. Tak nie jest. Sumienie to zbiór wartości i wytycznych – jak przepisy drogowe. Czy znak drogowy, do którego się nie dostosowałeś/aś potem Cię goni i Ci to wypomina? To, co nas od środka drapie i szczypie, że np. byliśmy dla kogoś niemili i powinniśmy przeprosić – to świadomość, która pamięta o sumieniu, którego nie dotrzymało. To duch się przypomina. Bo człowiek to taka istota, która siedzi okrakiem między zwierzęcością, a anielskością. Duch mówi – “to nie było dobre”. Zwierzę mówi – “pieprzyć to/go/ją”. ;)

Zwierzę nie rozumie rzeczywistości i nie obchodzi go ani prawda, ani nawet rozsądek. Zwierzę do wszystkiego podchodzi siłą – nawet do uzależnienia. Próbuje walczyć, przełamywać się, walczy ze sobą… i tylko coraz bardziej wkopuje się w kłopoty, czego i potem używa jako pretekstu do jeszcze większej nienawiści i szamotania się – wtedy mówi, że się męczy w/z życiem, itd.

Naturalnie niezbędnym jest, aby i relacja nas ze sobą również była wspierająca. Uzależniony tak widzi swoje życie, że wspiera je np. piciem czy oglądaniem pornografii. Że wspiera się stresem, zamartwianiem się, pragnieniami, fantazjami, oporem, obwinianiem, gniewem, dumą. Uważa, że wspiera swoje życie unikaniem problemów – próbuje o nich zapomnieć, nie myśleć, a nie je rozwiązać. Myli podłogę z sufitem w dużej/ogromnej większości przypadków.

Dlatego – dopóki Twoja codzienność nie będzie już pozytywna – nie jesteś dla siebie dobrym towarzystwem. Znajdź towarzystwo wspierające i się nim inspiruj. Tak jak wspomniany mężczyzna – on pojęcia nie miał jak wygląda prawdziwa pozytywność i dobro. Bo skąd miałby to wiedzieć, jeśli nigdy tak nie żył i nigdy takich ludzi nie spotkał, bo ich nie szukał?

Wielu z tych, co dziękują mi za pomoc, bo naprawdę zaczęli żyć lepiej, opisują to – “zacząłem/zaczęłam żyć zupełnie inaczej, odwróciłem/am swoje życie o 180 stopni”. Tak, bo nareszcie dążenia zaczęły być naprawdę pozytywne. Nareszcie widzimy co jest górą, a co dołem. Właśnie otrzymałem taką wiadomość od mężczyzny, który nawet nie jest moim klientem, tylko posiłkuje się Blogiem:

Dziękuje Piotr za twoje materiały. Dzięki nim zmieniłem się o 180*. Dzieją się fantastyczne rzeczy, cała rzeczywistość się zmieniła i to jest takie nowe….. mam tyle energi. Nie śpię bo mi się nie chce. Czuje się jak pod wpływem mdma jakiegoś narkotyku, ale to po prostu szczęście wewnętrze. Stawiam mocne granice osobiste i zauważyłem jak ludzie nie loga (“nie mogą” – przyp. mój – zostawiłem oryginalną pisownię) tego znieść

To ciekawe, prawda? “Ludzie nie mogą tego znieść” – bo tak opierają się właśnie szczęściu, energii, radości, swobodzie. Że jak spotkają kogoś, kto już taki JEST, to się pojawia nawet nienawiść. To jeden z powodów, przez który mężczyźni zazwyczaj wybierają kobiety słabsze od nich. Nawet się kretyńsko płeć piękną nazywa “płcią słabą”. Nie dziwne, skoro większość mężczyzn boi się silnych kobiet. Kobiety silne i mądre nazywało się wiedźmami i paliło na stosie.

Ja również tego nieraz doświadczyłem – spokojem doprowadzałem ludzi do szewskiej pasji (sami się doprowadzali). Pewność swoich dążeń, słów, etc. widziana była jako np. pycha.

Gdy np. przy mnie ktoś zaczyna narzekać, zawsze proszę, by przestał. Zazwyczaj wtedy albo denerwuje się na mnie, bo taka osoba uwielbia narzekać, albo milknie, bo nie ma nic innego do powiedzenia. Ja zaczynam opowiadać np. o tym, co zrobiłem, czego się dowiedziałem, czego nowego spróbowałem, itd. A taka osoba nie ma nic nowego do powiedzenia. Dlatego albo narzeka, albo np. po raz 40-ty wspomina coś z przeszłości. A gdy słyszy te wszystkie nowości, tylko coraz bardziej się opiera, zaczyna czuć się niewystarczająca, gorsza – wstydzi się. Dlatego często reaguje gniewem, nawet nienawiścią. Nawet gdy usłyszy rozwiązania na własne problemy! Bo ludzie uwielbiają mieć problemy. Wystarczy powiedzieć, że problemy nas przytłoczyły i już mamy usprawiedliwienie, by nie rozwiązać nawet jednego! Prawda? :)

To kolejny element, z którego niemal nikt nie zdaje sobie sprawy – gdy porządnie wzrośniesz, nagle okaże się, że ludziom Twoje towarzystwo przestanie odpowiadać. I to bardzo dobrze. Ludzie sukcesu mówią o tym w taki sposób – “na szczycie jest pusto”. I nie chodzi im o status majątkowy, tylko o to jak wiele ludzi odejdzie z Twojego życia, bo to nie było wspierające, ani nawet pozytywne towarzystwo. Ale ci co zostaną, będą bardzo cenni. Naturalnie – mogą też zostać pijawki ale je łatwo wywęszyć.

Pamiętaj, że wspierający wcale nie oznacza, że ta osoba zawsze będzie wobec Ciebie bezproblemowa (przynajmniej w sensie co Ty uważasz za problem). Wspierająca żona może np. symbolicznie kopać Cię w tyłek, byś pracował chętnie, wytrwale, lepiej zarabiał, zaczął się doceniać, itd. A to może boleć. Dla kobiet – proszę nie zabijać swojego faceta, gdy powie Ci, że przytyłaś. ;) Podziękuj, daj buziaka, schowaj wałek i hyc na bieżnię lub rowerek! <3

Trener na siłowni też może Cię mentalnie kopać, byś cisnął/cisnęła dalej i dalej, poza granice, które sobie postawiłeś/aś. Będzie bolało – psychicznie i fizycznie. Ale to dobrze, bo powinno boleć.

Wspierający przyjaciel powie Ci prawdę, która też może być bolesna.

“Wspierającą” wcale nie musi być osoba, która zawsze powie Ci tylko to, z czym będziesz “się” czuć dobrze. Często to może być osoba, która będzie Cię trzymać w miejscu. Ale jeśli to “miejsce” etykietkujesz – jak wielu – “strefą komfortu”, no to taką osobę będziesz widzieć jak przyjaciela. Choć wcale nie musi nim być.

Gdy jesteś na mitingu 12 kroków i opowiadasz o tym jak żyjesz, o błędach, etc., to też dla Ciebie to może być doświadczenie jakby się zaciskała na Tobie “żelazna dziewica”. Choć ludzie na spotkaniu są wspierający, akceptujący, niektórzy już kochający, ciepli, dobrzy – i tak dla Ciebie to bardzo nieprzyjemne i bolesne. Przynajmniej na początku. Ale i tak to robisz.

A jakbyś spotkał osobę, która Ci powie – “ja cię akceptuję takim/taką jakim/jaką jesteś” i nigdy nie będzie Cię konfrontować z prawdą, challenge-ować, prowokować do wzrostu, stawiać wyzwań, itd., to taka osoba wcale nie musi być dla Ciebie dobrym towarzystwem. Nie musi być złym. Ale nie będzie też dobrym.

Szczególnie jeśli jeszcze żyjesz bardzo negatywnie. Jeśli żyjesz negatywnie, to mała jest szansa, że wybierasz towarzystwo wspierające. Dlaczego? Tak jak to powiedział ten mężczyzna – bo pewnie nie mógłbyś/nie mogłabyś takiego towarzystwa znieść.

Tak jak ludzie na “nofapie” – sami nie przyglądają się temu jak żyją, bo tak się jeszcze osądzają, winią, wstydzą, boją. Co im więc pozostaje? Motywować siebie i innych do nie czynienia sobie krzywdy chociaż przez miesiąc lub kilka. Z ich perspektywy to się wydaje wspierające. Mają kozła ofiarnego, na którego zrzucają całe zło ze swojego życia – pornografię – i walczą z tym. No bo przecież “mają lęki przez pornografię”, “pornografia spowodowała u nich depresję”, itp. Bo oczywiście bardzo wygodnym jest powiedzieć, że masz depresję przez pornografię, zamiast powiedzieć prawdę, np. – “uwielbiam się osądzać, nienawidzić, potępiać, a potem walczyć z tym co czuję, projektować to na siebie, wypierać, zapijać, oglądać porno, by o tym zapomnieć; a wobec swojego życia jestem niechętny, nienawidzę go i siebie”. Oczywiście całe zło powoduje porno, a my takie aniołeczki. ;) A jak ktoś wyzdrowiał – zaczął żyć pozytywnie, odpuścił to całe/większość tego szajsu – to o nim mówią – “E, twój problem nie mógł być taki poważny jak mój, skoro ci się udało”.

Gdy ludzie wykonują uczciwy inwentarz moralny, nie wypisują dwóch czy trzech negatywnych cech. Jeden mężczyzna, który powielił się swoim procesem zdrowienia ze wspólnotą 12 kroków, wypisał CZTERDZIEŚCI STRON negatywności, którymi się kierował i których się trzymał. Liczbowo – 40 stron.

A mi ludzie na początku swojej drogi jakiegokolwiek realnego wzrostu piszą, że już są tacy dobrzy i mili…

I naturalnie boli usłyszeć, że jednak są wobec siebie i – często również wobec innych – bardzo niemili i niedobrzy. Nie są źli ale bardzo sobie szkodzą nazywają to na różne sposoby.

I bardzo często słyszę biadolenie – “wszystko robię źle”, gdy im wypunktuję każdy błąd. Staję się w ich oczach tym, kto ich wcale nie wspiera. Człowiek dobry cieszy się, gdy nareszcie widzi, że popełnia błędy i jakie – bo dzięki temu może je zmienić. A nie denerwuje się. A denerwuje się, bo w ten sposób ukrywa wstyd i winę. I wiele z tych błędów, które popełnia to sposoby, by uciekać od wstydu i winy. Gdy więc ktoś te emocje mu pokaże, od razu staje się wrogiem.

Przed momentem dostałem również taką wiadomość:

Poszedłem na terapię, byłem na niej 2 lata. Terapia nie zdała egzaminu (…) Z tego miejsca bardzo chciałbym podziękować – wprawdzie ze sporym opóźnieniem za dotychczasową współpracę. To jest o tyle ciekawe, że w ani jednym punkcie Programu się nie myliłeś. Wszystko miało pokrycie w tym co mówił terapeuta. Czasem używał innych słów. Szczerze? Przez czas pracy z Programem dowiedziałem się więcej niż przez 2 lata psychoterapii psychodynamicznej za 130 zł za sesję (teraz byłoby 190zł).
Oczywiście dowiedziałem się nieco nowych rzeczy typu jak dzieciństwo wpłynęło na mnie, jak relacja z rodzicami wpływa na mnie. Zaliczyłem krótki epizod z grupą 12 kroków online (…)”

Ja ludziom mówię – praca z WoP to jak zjechanie z wolnego pasa, na którym jest korek i wjechanie na autostradę. Ja nieraz słyszałem, że w jednym mailu powiedziałem i przekazałem więcej faktów, niż człowiek usłyszał przez np. pół roku terapii. Dlatego niejeden zwiewa, gdzie pieprz rośnie i się usprawiedliwia, że “to go przytłoczyło”. Tak jak ten mężczyzna:

Chciałbym Cię też przeprosić bo kurcze porzuciłem pracę z Tobą i Programem bez słowa wyjaśnienia, nawet już nie pamietam dlaczego.
Pewnie przytłoczyła mnie ilość materiału w maczecie i module 5 oraz opór przed uwalnianiem.

Ja wiem jakie były powody przerwania tej pracy, bo miałem z tym do czynienia kilkaset razy. :) Nic nikogo nigdy nie przytłoczyło. Przytłoczyć mógłby worek cegieł, gdyby spadł na brzuch.

Ludzie bardzo często wybierają takich terapeutów jak partnerki/partnerów do związku – takich, co niekoniecznie będą w stanie kopnąć w zadek dostatecznie mocno. Z którymi będzie komfortowo. Komfortowo to powinno być Ci podczas jazdy, a to tylko i wyłącznie z tego powodu, byś całą uwagę skupił(a) na prowadzeniu samochodu – dla bezpieczeństwa swojego i innych. A związek to powinna być relacja uzdrawiająca. Tak jak się to przysięga na ślubie – “na dobre i na złe”. A ze złym trzeba stanąć oko w oko. Najlepiej razem, jak przyjaciele i sojusznicy. Oczywiście – ja nikomu nie wmówię powodów, dla których powinien wchodzić w związek i z kim, ani uzdrawiania. Tylko nakreślam wartościowe (wg mnie) elementy. I zazwyczaj bez nich, prędzej czy później w związku nie dzieje się za dobrze.

Warto przeanalizować swoje życie, zrobić listę tematów, problemów, obszarów i sprawdzić – kto z Twojego życia jest wobec tych tematów sprzymierzeńcem, a kto nie. I nie zdziw się, jeśli się okaże, że być może nawet każdy kogo znasz ich nie wspiera. Nie oznacza to, że je sabotuje, acz oczywiście może. Tylko albo ta osoba trzyma Ciebie, albo Ty trzymasz się jej i nie ruszasz dalej. Czyli Twoje rezultaty odzwierciedlają jej.

Nie zdziw się także, jeśli okaże się, że tym, kto jest Ci wrogiem – to Ty sam(a). Co wtedy? Znajdź kogoś, kto będzie Twoją inspiracją. Osobą, która już JEST tym, kim Ty jeszcze nie jesteś. Badaj jej życie, jej postępowanie – naśladuj, inspiruj, imituj. Ucz się. Jeśli jedyną opcję jaką widzisz jest zrobienie czegoś szkodliwego lub “nudzenie się”, sprawdź co robi ta osoba, jak ona spędza np. wolne weekendy.

Tych, którzy Cię nie wspierają – unikaj. Niejeden klient mi mówił jak to przebywa z kolegami, których zna od małego – i pije z nimi, pali, bierze różne substancje, a po każdej takiej imprezie ogląda porno i jest bez życia. Ale mówi jak mu dobrze na takich imprezach, odczuwa sympatię, nostalgię – NIE CHCE tego zostawić za sobą, choć mu szkodzi. Nie tylko trzyma w miejscu ale też szkodzi. Z każdym takim upadkiem ma coraz mniej chęci, energii, życia, by realizować to, czego naprawdę pragnie – np. jeden karierę sportową, ktoś inny jest DJ-em. Sabotują swoje życie tymi szkodliwymi przywiązaniami. Kierują się poczuciem winy – nie odmawiają, gdy dostaną zaproszenie. To niedojrzałość.

Dostrzeżesz jak zdradliwe jest uczucie komfortu. Bo to nie jest komfort. Gdyby Ci było naprawdę dobrze, to byście wspólnie podbijali nowe lądy. A nie pili i palili w tej samej starej budzie. I tylko rozpamiętywali to samo 49-ty raz (7×7). Z faktycznym mistrzem będzie Ci niekomfortowo, bo Cię będzie wybijał ponad tą skorupkę. Może takim mistrzem jest Twoja żona? A może dzieci? Jeśli nie masz mistrza – szukaj. A(ż) znajdziesz. Takim mistrzem nie musi być przecież żaden guru mający milion wyznawców, tylko np. trener na siłowni. Ufasz mu w pełni, słuchasz się go, realizujesz ustalone z nim plany. Bo on ma to, czego Ty jeszcze nie – np. sprawne, silne ciało. Ale nie słuchasz się go w sprawach np. inwestowania na giełdzie, jeśli i w tym nie ma fantastycznych rezultatów. “Po owocach ich poznacie” – znasz taki cytat? Wiesz z jakiej książki pochodzi?

17. Elastyczny vs sztywny.

Człowiek nie powinien wobec wszystkiego być ciągle ani elastyczny, ani sztywny.

Jak nieraz mówiłem – wraz z rozwojem to co nas wspierało może okazać się ograniczające. Wliczając nawet nasz system wartości. Gwarantowany jest, że porządny rozwój wymagać będzie rekontekstualizacji i przewartościowania nawet większości tematów w Twoim życiu.

Zauważmy – dla żołnierza bardzo istotnym może być wykonywanie rozkazów swojego dowódcy bez mrugnięcia okiem, istotna jest dyscyplina, musztra, odwaga, itd. Ale gdy się rozwinie i np. zapragnie zadbać o inną stronę swojej osoby – np. ojcostwo – może okazać się, że musi przewartościować i rekontekstualizować swoją moralność. Np. przestać być taki rygorystyczny, bo dziecko długo, długo nie będzie posłuszne. Zamiast kar, krzyków, rozkazów, niezbędne może okazać się ciepło, akceptacja, poczucie humoru, łagodność, bycie przykładem tego, czego chce nauczyć swoje dziecko. Ale i tu potrzeba, by być rozsądnym. Raz – zaakceptować dziecko, zatroszczyć się ale dwa – to zająć się konsekwencjami tego co zrobiło i realnie pomóc. Bo jeśli np. dziecko ma przy odpowiednim wieku nadal problem, by siadać na kibelku, to trzeba poszukać rozwiązania. Żadna ilość rozkazów nie pomoże, a może kolosalnie zaszkodzić. Dla mężczyzny to może być początkowo zupełnie niezrozumiałe ale dla kobiety bardzo naturalne. Z czasem rozwinie się nasza intuicja.

My wobec swojej pracy możemy być w pewien sposób sztywni – np. skupiamy się na niej, nie pozwalamy sobie niczym rozpraszać, etc. Ale po pracy już niekoniecznie taka postawa będzie dla nas zdrowa. Plus – jeśli w czasie pracy zadzwoni do nas ktoś bliski z poważnym problemem, może okazać się, że faktycznie ważniejsze od pracy będzie pojechać i udzielić pomocy. Ale i wtedy możemy szybko pobiec do szefa, powiedzieć o sytuacji, poszukać zastępstwo dla nas. Możemy być wspierający dla wszystkich jak i siebie.

Jednym z przejawów sztywności są próby kontroli. Tak – próby – bo każdy, kto się temu przyjrzy, dostrzeże, że to tylko mentalne fantazje. Nic takiego jak kontrola nie ma miejsca. Nawet przecież, gdy kontrolujemy swoją pracę, to przecież to nie kontrola, tylko uczciwe patrzenie na fakty – np. skuteczność działań naszych czy naszej grupy, osiągane rezultaty. Obserwujemy, zdajemy sobie sprawę – ale co możemy kontrolować? Tylko swoje decyzje i intencje.

Nie chcemy czegoś – z czego nie zdajemy sobie nawet sprawy – i próbujemy tego uniknąć. Np. spotkania z kimś, odczucia czegoś, popełnienia błędu, itd. Jesteśmy napięci, niespokojni. Ale co tu możemy kontrolować? Tylko próbujemy – dlatego się męczymy, bo próbujemy osiągnąć coś, czego osiągnięcie nie jest możliwe.

Każdy problem, który widzimy w świecie, w swoim życiu, w swojej sytuacji – pozostanie z nami, aż się z nim (podkreślę – z realnym problemem, a nie naszą opinią czy fantazją o nim) odważnie nie zmierzymy i wybierzemy wobec niego elastyczność. Czyli np. akceptację i dopasowanie siebie do niego – swoje intencje, działania, percepcję. I możliwe, że korekty będą potrzebne kilkukrotnie. Sztywni możemy być w formie – aż nie zrealizujemy danego zadania, rezygnujemy ze wszystkich pokus, rozpraszaczy, itd. i cały swój czas, energię i starania podporządkowujemy, by ten cel osiągnąć. Tylko – jeśli też wykonamy 500 stron notatek, a nawet nie przyjrzymy się, że zakupy robimy niechętnie i z poczucia winy, to należy “przełączyć’ sztywność na elastyczność.

Człowiek sztywny uważa, że trzeba zmieniać świat. Człowiek elastyczny rozumie, że może zmienić siebie.

Taka osoba jest też rozsądna – bo jeśli widzisz ile kłopotu czasem wymaga, by wobec takich prozaizmów jak zakupy zmienić własne nastawienie – czyli zmienić jedną osobę (którą jesteśmy) wobec robienia zakupów – to liczymy, że zmienimy świat? :)

Wiesz co zrobi człowiek w świadomości biedaka, gdy otrzyma dużo pieniędzy? Wyda je na to, co mu zaszkodzi i jeszcze narobi sobie długów. Co robi człowiek, gdy nie stać go na utrzymanie jednego dziecka i otrzyma jakieś dary, paczki, darowizny pieniężne? Zrobi sobie kolejne dziecko. A potem kolejne. Będzie potrzebował coraz więcej pomocy, by w ogóle przeżyć. Wiesz co zrobi, gdy przestanie otrzymywać pieniądze? Pogniewa się na tego, kto mu je dawał.

Zauważmy, że nawet nofap to bycie sztywnym – to w kółko próby robienia tego samego. I jaki jest efekt? W 99% przypadków marny. Ale każdy liczy, że akurat on będzie tym 1%. Ale nie jest rozumiane, co stanowi problem uzależnienia jak i jego rozwiązanie, ani co właściwie pomaga. Możesz sobie samemu/samej odpowiedzieć – czego jeszcze potrzebujesz, by pójść do wspólnoty 12 kroków?

Wiesz – gdy ostatnio jeden człowiek, który całe życie pali marihuanę, pije i ogląda porno, bo uważa, że jakoś w ogóle funkcjonuje dzięki temu – pytał mnie o rady, co ma już z tym swoim życiem robić, bo ledwo zipie, to gdy mu powiedziałem, by poszedł do wspólnoty 12 kroków, to tego nawet nie przeczytał. Planował terapię ale wyjaśniłem mu dlaczego przede wszystkim powinien rozważyć 12 kroków. To co powiedziałem o terapii – przeczytał ale już o 12 krokach jakoś tak tajemniczo i magicznie nie przeczytał. Dopiero za drugim razem, gdy już się zapisał na terapię. Oczywiście pomijam też masę innych tematów, które olewa, nie słucha się, etc.

Ja wiedziałem, że on z góry wybrał terapię (ale niekoniecznie z pozytywnych powodów) i nie wybierze 12 kroków. Nawet gdy o tym przeczytał za drugim razem, to od razu znalazł sobie wytłumaczenia, żeby nie iść – nawet sobie wymyślił, że jest teraz za granicą i dlatego nie może. Nawet nie sprawdził, że wspólnoty 12 kroków są na całym świecie. Mówi, że ma zaciągnięte kredyty. Ale wspólnoty 12 kroków nie mają żadnych opłat (ew. grosze za wynajmowane pomieszczenie). Widzisz? On tego nie widzi.

Bardzo często jest tak, że ludzie czytają wiadomości ode mnie, czytają WoP, a potem patrzę na to co robią i wygląda to jakby nie przeczytali.

Przykład – opis medytacji, jej znaczenie, jej esencja – opisałem to w kilku zdaniach, zrobiłem wokół ramkę, wytłuszczyłem, podkreśliłem, że to bardzo ważne – i w Starterze, który ma kilka stron. Mówię – esencją medytacji jest ignorowanie myśli, bo myślenie się nigdy nie skończy. A człowiek pyta się mnie czy dobrze myśli, że esencją medytacji jest doprowadzenie do stanu, w którym w umyśle nie ma myśli…? Jeśli są problemy z czytaniem słowa pisanego, nie dziwne, że są problemy w życiu. To jakbym napisał, że należy ignorować chmury na niebie, a człowiek się pyta czy chodzi o to, by na niebie nie było żadnej chmury?

I to nie są sporadyczne przypadki. Tak żyją ludzie. Tak postępują każdego dnia, wielokrotnie. Już pomijając generalne mylenie podłogi z sufitem odnośnie zdrowia, spokoju, sukcesu, szczęścia, miłości, Boga, uzależnienia…

18. Entuzjazm.

Uśmiech, zaangażowanie, optymizm, pracowitość, nastawienie na osiągnięcie celu bez dramatyzowania o przeszkodach.

Entuzjazm jest bardzo częstą cechą tego, co świat nazywa “talentem” i uważa się, że jest to coś danego przez Boga czy wpisanego w geny. Jednak gdyby porozmawiać i przyjrzeć się jak człowiek “mający talent” działa – dostrzeglibyśmy ogromny entuzjazm.

Wielokrotnie czytam od ludzi jak to próbują “znaleźć talent”. Szukają. I nic nie znajdują, bo to nie jest ukryte. Ludzie popełniają fundamentalny błąd – tylko tym “szukaniem” starają się ominąć to wszytko co osądzili, czego nie chcą, wobec czego grają ofiarę, są niechętni i więcej. Raz, że niewiele im zostaje, dwa – wobec tego co znajdą też wybierają nastawienie niechętne. Tym wszystkim zagrzebują entuzjazm.

Niektórzy próbują “wzbudzać” w sobie pozytywne odczucia, pozytywne nastawienie, non stop próbują się motywować. To też nie działa lub efekt jest bardzo krótkotrwały. Dlatego ciągle potrzebują motywacji. A że jednocześnie coraz bardziej zaniedbują wnętrze, to ten pozytywny rezultat, czy chociaż podjęcie działania, przychodzi im coraz trudniej.

Bo nie usuwamy tego, co stoi na drodze entuzjazmu. Jak każdej pozytywności – jego nie trzeba wzbudzać, szukać, ani kombinować. Tylko usunąć to, czym go przygruzowaliśmy. Czyli zmierzyć się z tym, od czego możliwe, że uciekamy całe życie.

Pamiętaj – entuzjazm nie musi mieć formę głupiej, naiwnej, ślepej radości. Entuzjazm może być tym, co spowoduje, że w dosłownie łzach, pocie i krwi, zaciśniesz zęby i powiesz sobie “Nie (pod)dam się! Jeszcze raz!” I choć boli, piecze, szczypie, jest niewygodnie – działasz z uśmiechem.

Gdy ja na siłowni dałem sobie taki wycisk, że nie mogłem wstać, a ciało bolało tak, że aż zaciskałem oczy, to się śmiałem i mówiłem sobie, że następnym razem dobiję się jeszcze bardziej.

Entuzjazm szybko można zaobserwować u np. piesków. Piesek widząc ludzi, których zna – a nieraz i zupełnie obcych – jest podekscytowany. Oddaje każdą pozytywność jaką dostaje. Ja mam tak z pieskami, że tak je uwielbiam, że momentalnie to płynie między zwierzakiem i mną i zwierzaczek wręcz skacze na mnie, ogonem wywija tak, że mógłby robić za silnik motorówki.

Bo zwierzaków nie programujemy tym całym szajsem, którym sobie gruzujemy całą radość życia. To jedna z zalet nieposiadania języka mówionego. ;) Oczywiście możemy psa wytresować, by np. atakował obcych. Jak resztą i ludzi.

Zacznij przyglądać się na jaką jakość reagujesz – pozytywną? Czy gdy słyszysz coś pozytywnego – uszy stają Ci jak pieskowi? Czy raczej kurczysz się, opierasz, wewnętrznie ściskasz, chcesz się ukryć? A kleisz się do tego co negatywne – np. do kłótni, niesprawiedliwości, gniewu, obwiniania i chętnie tego szukasz, czytasz, przesycasz się?

Z jakimi ludźmi spędzasz czas (wliczając siebie)? Jakie filmy oglądasz? Jakie informacje uważasz, że mówią o świecie, rzeczywistości?

Każdemu sukcesowi jaki odniosłem towarzyszył entuzjazm. Bo sukces to pochodna entuzjazmu. Podkreślę – nie byłem entuzjastyczny po sukcesie, tylko w trakcie pracy, by go osiągnąć. Wliczając pracę po kilkanaście godzin na dobę, także w weekendy.

Bo wszystko co robimy entuzjastycznie jest gratyfikujące samo w sobie. Bowiem radość pochodzi z wewnątrz.

Czy np. na randki chodzisz entuzjastycznie? Cieszysz się obecnością drugiej osoby? Czy raczej jesteś pełny/pełna napięć, niepewności, bo uważasz, że to jakaś gra między dwoma przeciwnikami, z których tylko jeden może wygrać nad drugim i wtedy osiągnie to, czego chce? Jesteś w jednej drużynie z tą osobą, czy w dwóch przeciwnych sobie?

Pamiętaj – nawet jeśli milion ludzi powtórzy Ci, że płcie są przeciwne, że między nimi są jakieś gry, itd. – to ich doświadczenia, ich wybory, ich intencje, ich poziom świadomości. Nie musisz tego brać na siebie. Nie usprawiedliwiaj się tym, co robią inni. Entuzjazm to efekt tego jak TY widzisz dany temat czy zagadnienie. Radości nie ma wpisanej w nic. Jeden ze służby innym czerpie radość, drugi się wstydzi i nienawidzi. Twój wybór. Jeśli nie wybierzesz radości, to jej nie doświadczysz. Bo skąd? Dlatego ludzie “upadają w” uzależnienia – bo nagle coś biorą, co odcina świadomość tego, czego się trzymają i opierają, zaczynają doświadczać kolosalnie wyższego stanu, uznają, że ten stan dał/zapewnił/pozwolił im odczuć np. alkohol, narkotyk, porno czy papieros – i od razu ogromnie się przywiązują DO TEGO STANU. I wracają bez względu na cenę, bez względu na koszt, na cierpienie, którego potem doświadczają. Bo ten stan jest tego warty. Tym bardziej jeśli uważają, że np. świat im nie pozwala czuć tej radości.

Uważają, że tylko to ma w ich życiu sens i znaczenie, a wszystko inne to albo tragedia, albo dramat, albo bezsens.

Masy ludzi naczytały się jakichś podwórkowych filozofii o uzależnieniu, mózgu, nawykach i usprawiedliwiają się – że np. nie mogą być pozytywni, AŻ… np. nie zregeneruje się mózg. Oczywiście, że możesz być, tylko nie chcesz. Bo jeszcze wolisz odwlekać to, co dobre. Dalej wolisz wybierać negatywność.

Radość, ani entuzjazm nie zależą od stanu mózgu. Bo to aspekty świadomości.

Możesz W TYM MOMENCIE zamknąć oczy, wziąć głęboki oddech i wypuszczając powietrzne bardzo powoli podjąć decyzję – “wybieram radość”. MOŻESZ się uśmiechnąć. Nawet jeśli to zrobisz na chwilę, to masz dowód, że MOŻESZ. Jednocześnie widzieć będziesz jak się jeszcze kleisz do negatywności, jak szybciutko do niej wracasz jak przestraszona mysz do norki.

Gdy troszkę już dojrzejesz i przestaniesz umieszczać źródło swojej wartości i znaczenia w np. osiągnięciach, stanie się jasne jak istotny jest entuzjazm. Bo niezależnie od tego co osiągniesz, już doświadczasz radości. Już tak(a) JESTEŚ. Już doświadczasz tego co pozytywne. I widząc to – wiesz, że nic nie może Ci tego ani zabrać, ani uniemożliwić. Z takim nastawieniem osiągniesz wszystko, co wybierzesz, bo żaden błąd, żadna przeszkoda nie będą miały znaczenia.

Stanie się też jasne, że alternatywy są nieliczne – entuzjazm lub folgowanie sobie. Entuzjazm lub odpuszczenie. Entuzjazm lub męczenie się. Dostrzeżesz jak niebezpieczny jest wybór innego nastawienia, niż entuzjazm. Zbyt wiele jest pokus, by z sukcesu zrezygnować.

Raz jeszcze podkreślę – ENTUZJAZM TO WYBÓR. Jeśli go nie wybrałeś/aś, to nawet jeśli doświadczasz czegoś pozytywnego – to nie jest entuzjazm. To ew. chwilowa ekscytacja. Zobacz co napisał mi klient:

Co się odpierdala?Wstałem rano szczęśliwy,i myślę od rana aby odnowić znajomości,wybaczyć każdemu,dosłownie kazdemu mojemu znajomemu z którym nie miałem kontaktu.Przychodzą mi mysli,żeby napisać do przyjaciół,przeprosić ich za to że nie odzywałem się do nich,i odnowić wszystko.Fakt,że ja naprwadę nie miałem chęci z nikim się spotkać przez cały rok,ale może jednak mogłem napisać,czemu nie wychodzę,sam nie wiem.Czuję się naprawdę o niebo lepiej na codzień,ale dzisiaj aż łzy szczęścia miałem,jak sobie wyobraziłem,że piszę do kolegi,i się umawiamy,i sobie wszystko wyjaśniamy.Czy to efekt zdrowienia?Dopiero 4 moduł przerabiam ale naprawdę to jest niesamowite,co się dzieje ze mną.Sorry też że tak długo Ci odsyłam raporty,ale ja codziennie czytam po trochę,i staram się przyswoić to co przeczytałem.

Co się z nim dzieje? Nic. To tylko chwilowy, lepszy stan. Który minie. Może za 15 minut, może za godzinę, może za 24 godziny. Ale minie. Mężczyzna ten nie wykonał żadnej pracy nad sobą, by ten stan osiągnąć. Ani go nie wybrał. Na co dowodem jest pierwsze zdanie – “Co się odpierdala?” Gdyby wykonał pracę, to by wiedział co doświadcza oraz dlaczego. Pyta – “czy to efekt zdrowienia?” Odpowiadam – nie. Chwilowo tylko słoneczko wyszło zza chmur, którymi się jeszcze nie zajął. Przestrzegam go, by się nie przywiązał do tego stanu, ani nim nie oczarował. Bardziej niech traktuje to jako motywację – to czeka, ten stan jest możliwy do osiągnięcia trwale, gdy uczciwie przepracuje to wszystko, czym go ogranicza. A większość z tego jest nieuświadomiona. I będzie się ujawniać warstwami/falami.

Zarówno bardziej pozytywne jak i bardziej negatywne stany są bardzo zwodnicze. W Module 1 przestrzegam, że pracę nad sobą należy kontynuować niezależnie czy wydaje Ci się, że wszystko jest pięknie, dobrze, a może już w ogóle wyzdrowiałeś/aś, czy wszystko wydaje Ci się, że jest źle. Co ciekawe – częściej ludzie zaprzestają wszystkiego, gdy się poczuli lepiej. Nie gorzej.

Niemniej – entuzjastyczni możemy być niezależnie od tego czego doświadczamy – jeśli jest to stan pozytywny – możemy być entuzjastyczni, że nasza praca nad sobą przynosi efekty. A jeśli to stan negatywny – możemy być entuzjastyczni, że mamy możliwość zająć się kolejną warstwą negatywności.

Wielu jednak wszystkie swoje dążenia opierają wyłącznie o takie tymczasowe i zazwyczaj krótkotrwałe stany. A gdy mijają, ludzie popadają w rozpacz, porzucają pracę nad sobą, zaczynają biadolić, grać ofiarę, rozpaczać, że musieli coś schrzanić, bo ten stan utracili, itd.

I jeszcze raz podkreślę – zdrowie to to jak żyjemy – jacy JESTEŚMY. A nie żadne techniki, nie samo+uczucie, nie programy, nie emocje, nie ekscytacja. Przejawem zdrowia jest np. wybór entuzjazmu niezależnie na jakim etapie pracy nad sobą jesteś.

Więc – odpowiedź na pytanie “Co się odpierdala (…) czy to efekt zdrowienia?” – brzmi “nie”, bo nie jest to rezultat świadomego wyboru, tylko coś, co się pojawiło samo, spontanicznie.

Gdyby pytanie brzmiało – “Co się odpierdala!? Czuję masę wstydu, winy i lęku ale nie opieram się, pozwalam temu być i mnie to w ogóle nie rusza!” – wtedy odpowiedziałbym – “tak, to efekt zdrowienia”.

Zauważmy też – mówi, że ma myśli, by wszystkim wybaczyć, by odnowić znajomości, etc. No – są myśli. Tylko co z tego? Ważne co zrobi. Ile uraz wybaczy, ile znajomości odnowi i z jaką intencją. I co dalej? Ile z tego będzie trwałym dążeniem? A ile tylko króciutkim zrywem? O, właśnie otrzymałem kolejnego maila od tego mężczyzny. I wiesz co napisał?

Co do wyjscia na spacer to ja najchętniej bym napisal do kolegów z ktorymi stracilem kontakt i to wyjasnil z nimi ale coś mnie jeszcze blokuje.

Nic go nie blokuje, tylko NIE CHCE. Ani nie jest świadomy własnych wyborów, ani dlaczego podejmuje takie decyzje, a nie inne. Widzimy więc jasno i wyraźnie, że to co się odpierdalało nie było elementem zdrowienia.

Entuzjazmem nie jest “najchętniej bym coś zrobił ale tego nie robię”.

Cnoty są wyrazem ewolucji świadomości. Nie emocjonalności, ani nie myśli.

Możesz “mieć” cały dzień “pozytywne myśli”, tylko co z tego? Bez intencji, bez decyzji, bez realnego działania – to tylko sfera mentalizacji. Masa klientów pisze mi, że uważają, że potrzebują pozytywnych myśli, by pozytywnie żyć. Tu widzimy, że pozytywne myśli mogą być właśnie usprawiedliwieniem, by nie żyć pozytywnie.

Żadna myśl nie ma znaczenia.

Możesz widzieć pozytywne myśli od rana, ekscytować się i zupełnie nic nie zrobić.

Oraz – zazwyczaj dlatego tak się tym zachwycamy, bo uważamy, że nareszcie uciekliśmy od tego “czegoś, co jeszcze blokuje”. Ale widzimy – nie ma przekuwania lepszego samego+uczucia na rezultaty, ani pozytywnych myśli na to jak żyjemy. Bo to zupełnie osobna sfera życia.

Dlatego mówiłem – zdrowie to to jak ŻYJEMY. Entuzjazm to nie jest emocja, tylko to jacy JESTEŚMY. Ciekawość to też nie jest emocja, tylko to jacy JESTEŚMY. A to nie mija. To się nie pojawia nagle i znika po 15 minutach.

Dla wielu by w ogóle zacząć się przyglądać temu jak żyją “potrzebne” jest 5 lat odkładania, wielkie cierpienie, utrata czegoś/kogoś cennego/ważnego.

Czego ten mężczyzna jeszcze potrzebuje, by przestał się usprawiedliwiać jakimś “czymś”, co go rzekomo blokuje i powiedział prawdę? Zobaczymy. Postaram się go naprowadzić na drogę zdrowia. Ale czy ją wybierze – to jego odpowiedzialność.

A czy Ty wybierzesz własne zdrowie – odpowiedzialność leży po Twojej stronie.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Podobne Wpisy:
Co to jest samotność, czy istnieje i dlaczego ludzie “przez nią” cierpią? (Część 2)

Co to jest samotność, czy istnieje i dlaczego ludzie “przez nią” cierpią? (Część 2)

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat samotności! Część 1 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Co to jest samotność, czy istnieje i dlaczego ludzie “przez nią” cierpią? (Część 1). Przedstawię w OGROMNYM  skrócie to jak patrzę na życie osoby samotnej w dzisiejszym świecie. Ale zanim się tym zajmiemy, raz jeszcze – odczucie samotności to stan niedojrzałości,… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 25
100 Dróg do Pokoju (4-6)

100 Dróg do Pokoju (4-6)

Witam Cię serdecznie i spokojnie! ;) Kontynuujemy pierwszą z trzech serii dotyczących dróg do pokoju, szczęścia i sukcesu! Zajmiemy się pokojem. Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej! ► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie. Część 1 znajdziesz klikając na poniższy link: ► 100 Dróg do Pokoju (1-3) – Przestań próbować zmieniać i kontrolować innych, Przestań chcieć… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
100 Dróg do Szczęścia (22-24)

100 Dróg do Szczęścia (22-24)

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy drugą z trzech serii dotyczących dróg do pokoju, szczęścia i sukcesu! Zajmiemy się szczęściem. Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej! ► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie. Części 1-6 znajdziesz klikając na poniższe linki: ► 100 Dróg do Szczęścia (1-6) – Źródło jest w Tobie, nie poza Tobą, Chciej tego, co masz,… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 7
Świadomość, kontekst i subiektywność (Część 5)

Świadomość, kontekst i subiektywność (Część 5)

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy bardzo istotny temat świadomości, kontekstu i subiektywności. Części 1-4 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Świadomość, kontekst i subiektywność (Część 1) ► Świadomość, kontekst i subiektywność (Część 2) ► Świadomość, kontekst i subiektywność (Część 3) ► Świadomość, kontekst i subiektywność (Część 4) W dzisiejszym artykule poruszę nieco temat religii. Bo dla… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 48

WOLNOŚĆ OD PORNO