Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!

Poruszymy dzisiaj temat, który gości w ludzkiej świadomości od zawsze. Nie ma człowieka, który by czegoś lub kogoś komuś kiedyś nie zazdrościł. Każdy wie o czym mówimy ale mało kto to rozumie. I jeszcze mniej rozumie jak sobie z tym poradzić.

Zauważmy ciekawostkę – zazdrość dotyczy tylko innych ludzi. Bo raczej nie zazdrościmy np. samochodowi pięknego koloru karoserii, świeżemu chlebowi cudownego zapachu czy słowikowi głosu, zgadza się? Doceniamy to, cieszymy się tym ale nie zazdrościmy. Ale wystarczy, że np. drugi człowiek ma piękny głos i nagle w nas wrze. Już niesprawiedliwość! ;)

W przypadku innych ludzi – gdy np. widzimy piękną kobietę – nie pozwalamy sobie na docenianie i radość, tylko zazdrość. Dlaczego czynimy to wobec drugiego człowieka, a wobec czegokolwiek innego już nie?

A i co ciekawe – też czasem jednej osobie czegoś zazdrościmy, a drugiej osobie tego samego już nie zazdrościmy.

Zastanówmy się w jakim kontekście musimy postrzegać dane zagadnienie, by zazdrość wydawała się nam dobrym pomysłem?

Łatwo dostrzec, że zazdrościmy tego czego/kogo nie mamy, możemy stracić, uważamy, że nie możemy mieć i/lub nadaliśmy temu ogromną wartość. I najczęściej sobie wartość niższą od tego.

Zazdrość jest spodziewanym elementem ludzkiego życia na niskim poziomie rozwoju. Nie oznacza – na złym. Ale jeśli zrozumiemy, że jest normalna, tylko nie za dobra, możemy przestać się jej opierać, ukrywać, wstydzić, obwiniać, demonizować, grać ofiarę i wejść na ścieżkę ewolucji. A raczej zejść jej z drogi. ;)

Czy jesteśmy świadomi i otwarci ze swoją zazdrością? Mówimy tej osobie – “wiesz, zazdroszczę ci tego!”? Czy raczej ją ukrywamy? Przypominam – wszystko co nieświadome będzie nami rządzić, aż nie stanie się świadome.

Ale jeśli nie przyjrzymy się jej przyczynom, ani czym właściwie jest, może przerodzić się w poważny problem. Tak jak wszystko – od picia alkoholu, oglądania porno, po jedzenie. Nawet praca – jeśli wykonywana jest z niskimi intencjami – może prowadzić do zmagania w niej oraz zmagania w prywatnym czasie z konsekwencjami zmagania w pracy; może prowadzić niechęci, nawet nienawiści do szefa i współpracowników i do utraty zatrudnienia; lub w drugą stronę – do niszczącego szczęście, relacje i zdrowie pracoholizmu.

Gdy zrozumiemy nareszcie, że na tej planecie nic nie jest ani dobre, ani złe, tylko to jakie coś jest można rozpatrywać wobec kontekstu, zrozumiemy dlaczego pewne sprawy pozornie takie same dla różnych osób prowadzą w różnych kierunkach.

Jeden, gdy zobaczy, że drugi człowiek radzi sobie lepiej, zainspiruje się i zacznie naśladować tę osobą wiodąc do poprawy własnego życia; a drugi użyje tego jako pretekstu, by drugiej osobie zazdrościć, skrycie nienawidzić i biadolić. Bo –

jesteśmy odpowiedzialni za życie, którym jesteśmy.

Nikt nigdy nie powiedział, że człowiek wybiera to co dobre. Zapamiętaj – KAŻDY CZŁOWIEK WYBIERA TYLKO TO, CO UWAŻA ZA DOBRE. Czy to faktycznie jest dobre wymaga już uczciwości i odwagi, by spojrzeć na fakty.

Dlatego przede wszystkim przyjrzyjmy się sobie. Czego zazdrościmy? Z jakich powodów? Co stanowi podstawę tej zazdrości – kontekst, w którym postrzegamy to, czego/kogo zazdrościmy? Zróbmy to uczciwie, odważnie. To jest element tzw. odważnego obrachunku moralnego – jednego z fundamentów zdrowia i dojrzałości.

Bez tego, każdy problem jaki był w ludzkim doświadczeniu, może stać się naszym. Nie mówię, że tworzymy życie, bo to urojenie i szaleństwo. Nikt nie tworzy sobie np. spóźnionego autobusu. Ani nikt nie jest autorem swojego życia. Ale zauważmy – jeśli np. uciekł nam autobus, to my odpowiadamy za to, że albo nie przyszliśmy odpowiednio wcześniej, albo nie wzięliśmy pod uwagę, że tak się dzieje, bo nie żyjemy w raju. Czasem autobus ucieknie niezależnie jak wcześnie przyjdziemy. Niemniej – jeśli uczciwie przeanalizujemy dzień, to przecież podjęliśmy każdą decyzję, które m.in. doprowadziły do tego, że przyszliśmy na przystanek o tej porze, a nie o innej. Ostatecznie mogło to doprowadzić, że wyszliśmy za późno.

Więc i niekoniecznie możemy zadbać o to przychodząc odpowiednio wcześniej ale zadbać możemy akceptując tę sytuację, jeśli pomimo naszych uczciwych starań i tak autobus nam uciekł.

Gdy autobus odjedzie, każdy sam tworzy swoje doświadczenie, tak jak każde inne. Jeden przeanalizuje co mógł zmienić – np. przyjść wcześniej. Może nawet zauważy, że właśnie ten autobus zawsze o tej porze przyjeżdża 5 minut przed czasem lub zupełnie chaotycznie. Dostosuje się. Zaakceptuje.

Ktoś inny użyje tej sytuacji jako pretekstu, by się użalać, grać ofiarę, nienawidzić. Tak jak setki razy wcześniej wobec dziesiątek innych tematów. A ktoś inny pomyli apatię z akceptacją.

Przypominam – nie szata zdobi człowieka, tylko człowiek szatę. Nie zdarzenia definiują nas, tylko my definiujemy zdarzenia.

Co więc stanowiło drogę do tego, że zazdrość wydaje się nam dobrym pomysłem?

Warto zrozumieć, że czasem odniesiemy porażkę niezależnie ile uczciwego wysiłku włożymy. Ale znowu – możemy równie dobrze tak się usprawiedliwiać – próbować coś osiągnąć nieuczciwie, nieświadomie, po omacku, na ślepo, bez odpowiedzialnej analizy i gdy oczywiście sukcesu nie będzie, mówić – “czasem na tej planecie pomimo tego, że zrobiliśmy wszystko, nie odniesiemy sukcesu”.

Pamiętaj – gdy mówisz “próbowałem/am wszystkiego” – to zawsze jest kłamstwo. Bo “wszystko” to np. odwiedzenie każdego eksperta od danego tematu. Każdego. Czy tak zrobiliśmy? Nie. Gdy człowiek mówi “zrobiłem wszystko” nigdy nie mówi, że to “wszystko” odnosi się tylko do kontekstu, jaki utrzymuje. Np. “zrobiłem wszystko, przy czym nie odczuwałem lęku”. To zazwyczaj zbyt ograniczone spektrum wykonanych działań, by odnieść sukces. Ale w kontekście, który jest zupełnie zignorowany, powiedzieliśmy prawdę.

Mówię o tym, by mieć świadomość, że to nie w drugiej osobie jest problem. Nie w tym czego zazdrościmy. Tylko my doprowadziliśmy do okoliczności, w których zazdrość – coś negatywnego i praktycznie zawsze nieskutecznego – uważamy za dobry wybór.

Bardzo ciekawą rzecz napisał jeden z klientów na temat pożądania:

6.1. Cecha: dostrzegany
6.2. Przeciwieństwo: ignorowany
6.3. Zamierzam je zacząć wprowadzać do swojego życia w następujący sposób: poczułem się zignorowany, tym, że jw. opisałem kobieta do której napisałem nie kontynuowała rozmowy na komunikatorze internetowym. Odczułem, że nie jestem w jej oczach wartościowy, tym bardziej,że osoba ta kojarzyła mnie kim jestem. Chciałem przez nią być dostrzeżony a wtedy lepiej bym się poczuł , bo nadała by mi wartość, której w sobie nie odczuwałem. Tym bardziej nielogiczne, że chciałem to uzyskać od osoby której nie znałem i wiedziałem jedynie tyle, że jest ładna. Zmiana to nie pozwolić aby nieznana osoba definiowała moją wartość.

Każdemu zostawiam do przemyślenia ten tekst. Zwrócę uwagę tylko na ostatnie zdanie – “Zmiana to nie pozwolić aby nieznana osoba definiowała moją wartość”. Człowiek ten nie jest w stanie dojrzeć, że nikt nie definiuje jego/naszej wartości. Czyni on to sobie sam. I projektuje na kogoś innego – oddaje odpowiedzialność.

W jego oczach dążeniem do zmiany na lepsze nie będzie wzięciem odpowiedzialności, przewartościowaniem swojego znaczenia, tylko próby kontroli i zmiany drugiego człowieka – który przecież nic mu nie robi. Więc to skazywanie się na syzyfową pracę, która nie przyniesie nic dobrego. A równie dobrze można zniechęcić do siebie wiele osób, zniszczyć relacje, a nawet stworzyć sobie wrogów.

To jest bardzo proste do dostrzeżenia, a jednak umyka umysłowi.

I bardzo dobrze pokrywa się z tematem zazdrości – cały czas uważamy, że ktoś nam coś robi i abyśmy przestali cierpieć i/lub stali się szczęśliwi, to ta druga osoba musi się zmienić. Nie my. Zaraz porozmawiamy o tym więcej.

Przede wszystkim zauważmy, że zazdrosne są już dzieci. A skoro tak, to zazdrość na pewno nie jest elementem dojrzałości i dorosłości – w kierunku których powinniśmy zmierzać.

Gdy rozmawiam z ludźmi, każdy w życiu dorosłym powtarza coś, czego nauczył się lub wybrał w wieku dziecięcym i przeniósł to do życia dorosłego uważając, że nadal będzie mu to służyło. Praktycznie nigdy tak nie jest.

Należy z tego wyrosnąć, tak jak z robienia kupki w pieluchę. Ale ludzie, jak to ludzie, nie chcą. :) Pamiętajmy – nazwanie homo sapiens istotą inteligentną to kapkę przesada. Poniekąd mówię o tym humorystycznie ale jeśli to rozważymy i zobaczymy, że inteligencja się naszej rasie nie wylewa uszami, to być może spojrzymy na siebie i innych nieco łagodniej. Szczególnie wobec popełnianych błędów. Poza tym – inteligencji jest masa różnych rodzajów. Możemy być inteligentni np. finansowo ale być głupcami emocjonalnymi czy socjalnymi. I to jest powszechne. Ważne, by nie generalizować. Bo to jakby całe królestwo zwierząt nazywać “zwierzętami”. A przecież owca i wilk to dwa zupełnie różne zwierzęta. Możesz nawet się wtulić w owieczkę, usnąć i rano obudzisz się żywy/a. Z wilkiem raczej nie.

Warto też zrozumieć, że rozwój duchowy – czyli faktyczna ewolucja istoty jaką jesteśmy – nie jest zbyt popularny. :) Zazwyczaj dlatego, bo nie służy to ani agendom politycznym, ani zazdroszczącym homo sapiens naokoło nas, ani czasem i temu, kim sami jesteśmy. Bo np. uwielbiamy nienawidzić. Więc nie chcemy z tego zrezygnować, nawet dla własnego dobra. Ostatnio napisał do mnie mężczyzna i powiedział ciekawą sprawę – zaczął już stawać się świadomy poprzednich wcieleń ale nadal słowo “duchowość” źle mu brzmi. ;) Dlatego raz jeszcze – zastąp słowo “duchowy” słowem INTEGRALNY. Bo to jedno i to samo.

Możemy też dostrzec, że gdy zaczniemy żyć śmiało, odważnie, chętnie, to być może nawet nasi bliscy, znajomi, ba! nawet najbliższa rodzina zaczną się czuć z nami niekomfortowo i będą próbować podcinać nam skrzydła. To normalne. Nie trzeba ich za to nienawidzić. Niemniej – ważne, byśmy rozumieli, że nie żyjemy na planecie, na której ewolucja jest widziana pozytywnie. Odpowiedzialność za nasze życie jest po naszej stronie. Im więcej argumentów przedstawisz sobie, że jest inaczej – tym gorzej dla Ciebie.

Więc – zacznij przyglądać się temu jak sobie tłumaczysz i usprawiedliwiasz zazdrość.

Jednostki świadomej i żyjącej odpowiedzialnie nie można wykorzystać, zmanipulować, zranić, wciągnąć w kulty, partie, ugrupowania nie sprzyjające życiu jak np. kulty. Ona sama również podejmuje decyzje w dużej większości mądre. I taka osoba podnosi jakość życia dla wszystkich. Ale żeby ktoś podniósł jakość swojego życia, to może to uczynić tylko przez odpuszczenie przywiązań do negatywności; jak i odpuścić opór przed pozytywnością. Większość ludzi wcale nie chce tego uczynić. Ba! Nawet trzeźwo przyjrzeć się co jest pozytywne, a co negatywne. Dlatego gdy my wzrośniemy, innym to może nawet przeszkadzać. Mało osób się nami zainspiruje.

Dlatego – przyjrzyj się czy do zazdrości jesteś przywiązany/a i czy opierasz się odpuszczeniu?

I choć ludzie rozwinięci są największym skarbem dla wszystkich i darem dla ludzkości – są najmniej mile widziani przez jakieś 80% ludzkości. :) Wystarczy zobaczyć jak ludzie reagują na sukces innych. Ba! Przyjrzyjmy się naszej własnej reakcji na odpuszczenie czegoś negatywnego, np. zazdrości! ;)

Rzadko jest to zadowolenie, docenianie, inspirowanie się, zgadza się? Jak sąsiad kupi sobie nowy samochód, to sporadycznie (o ile w ogóle) się z tego powodu cieszymy. Raczej uważamy to za niesprawiedliwość, używamy tego jako pretekstu do nienawiści, zazdrościmy, doszukujemy się zła.

A kto się inspiruje? Kto szczerze np. zaprzyjaźnia się z sąsiadem, by nauczyć się, zobaczyć co robi, że go stać i samemu zacząć tak żyć? Kto sukces innego człowieka widzi przez pryzmat – “JA TEŻ TAK MOGĘ! WOW!” albo “WOW! TO TAK W OGÓLE MOŻNA!? ALE JAJA! TO JA TEŻ SPRÓBUJĘ!” Zazwyczaj mówimy sobie – “Ja tak nie mogę” i dodajemy jeszcze – “to niesprawiedliwe, a sąsiad to świnia i złodziej”. ;)

Kto widząc mężczyznę, który wyrywa piękne kobiety jak dentysta mleczaki ;) podejdzie do niego i poprosi go o pomoc, radę? A kto wybiera zazdrość, nienawiść, użalanie się, odzieranie się z wartości, ujmowanie sobie, wmawianie sobie bezsilności?

A kto tak nie postępując teraz wybrał, aby się wstydzić i obwiniać? :)

To też jest dowodem na to, że homo sapiens nie jest istotą inteligentną. Inteligencja to domena poziomu świadomości 400 – jest to poziom rozwoju zwany Rozsądkiem. Ten poziom reprezentuje tylko kilka procent ludzkości. Ludzie poniżej poziomu 200 (80% rasy ludzkiej) nie są nawet w stanie zorientować się, że nie myślą, tylko nieprzerwanie hipnotyzują się bezosobowym procesem mentalizacji. Którego autorem naturalnie się uważają. Jak to homo sapiens – narcystyczny zwierz. ;)

Z tego powodu nie powinno nas dziwić, że dla ponad 80% ludzi zazdrość wydaje się bardzo sensowna. I tylko dlatego, bo zazdrościmy długi czas.

Kalibracja zazdrości pokazała poziom 170-180. Nie określiłem konkretnego kontekstu, ani problemu, wobec którego wykonałbym dokładną kalibrację, więc kalibracje mogą być wyższe lub niższe. Niemniej przyjrzyjmy się temu poziomowi w tabelce ukazującej poziomy świadomości. Przypomnę – kalibracja działa na zasadzie GPS wobec Absolutu – pokazuje nam esencję, czyli m.in. poziom kontekstu, z którego to wynika i w którym może trwać, być uznawane za prawdę, za coś dobrego czy złego, etc. To nie są tylko informacje ilościowe. Ukazują również jakość.

Poziom zazdrości to granica świadomości Gniewu oraz Dumy.

Gniew – dominujące uczucie to nienawiść, a proces w świadomości to agresja.

Duma – dominujące uczucie to pogarda, a proces w świadomości to zadufanie.

Warto też przyjrzeć się jaka jakość dominuje na poziomie pożądania, które jest wykalibrowane jeszcze niżej: dominujące uczucie to pragnienie, a proces w świadomości to zniewolenie.

Czy nie tego doświadcza osoba zazdroszcząca? Jesteśmy zniewoleni percepcją braku, widzimy rzekomą niesprawiedliwość w świecie lub obawiamy się straty, odebrania nam tego, czego/kogo pragniemy – co w naszych oczach może mieć nawet jedyną wartość, sens i znaczenie. Lub sądzimy, że świat nam tego odmawia. Np. inna osoba powie nam “nie” czy jak to masy, szczególnie mężczyzn, twierdzą – zostaną “odrzuceni” przez kobietę i roztaczają nad tym wielki dramat – zostali odrzuceni… Ale już co przez to rozumieją nie mówią. Bo tak ich boli.

Niemniej – utrzymując zazdrość, zniewalamy się. I często towarzyszy temu agresja oraz zadufanie. Znowu – masa ludzi, którzy trzymają się rozmaitych negatywności, wmawia sobie bzdurę, że są niepewni siebie. Ale prawda brzmi – są bardzo pewni siebie! Tylko to “siebie” jest w większości negatywna. Nie są pewni tylko tego, co pozytywne. Np. są bardzo pewni tego, że są gorsi, że sobie nie poradzą. Ale są bardzo pewni tego, że świat jest niesprawiedliwy. Ale wmawiają sobie, że nie są pewni siebie i ajajaj, bidulki.

Zazdrość wydaje się ludziom w porządku, bowiem poziom mocy, którym dysponujemy jest dla większości ludzi relatywnie wysoki. To poziom gniewu. Jednak niewiele osób korzysta z tej energii twórczo. Ile razy sami zdenerwowaliśmy się, walnęliśmy pięścią w stół i podjęliśmy decyzję, np. “DOŚĆ! Nigdy więcej już nie dopuszczę do takiego nieporządku w domu! Od dziś będę żył(a) w czystości!” Zazwyczaj emocjonujemy się i na tym kończymy. A gdy gniew się wyczerpuje lub go stłumimy, zaczynamy się obwiniać i użalać. No bo tyle gniewu, tyle frustracji, tyle poruszenia, a kurz nadal leży. ;)

Jeśli się opieramy, to po zdenerwowaniu się jesteśmy jeszcze napięci i wyczerpani. I też nie potrafiąc/nie chcąc sobie z tym dojrzale poradzić, szukamy ulgi czy “ujścia” w używkach. A wobec realnego życia – np. posprzątania w domu, mówimy – “jestem zbyt XYZ na to” – np. zbyt zdenerwowani. Jeszcze możemy dodać, że to przez kogoś. Ktoś nas zdenerwował, a my nie możemy przez to posprzątać. Czyli dziecinnie się usprawiedliwiamy. Tak samo wobec spraw błahych jak i krytycznie istotnych.

Warto przemyśleć, że gdy reagujemy gniewem, a nie podejmujemy twórczego działania, to zazwyczaj dlatego, bo pod tym uczuciem wydaje się nam, że jesteśmy bezsilni. Tym samym gniew jest dla nas stanem bardzo pożądanym. Gdyż gniewając się nie czujemy się bezsilni. Gniewając się rzadko również odczuwamy lęk. Gniewem jesteśmy wzmocnieni. Dlatego nie chcemy się go puścić. Boimy się upadku. A bojąc się go, zmierzamy w jego kierunku. Bo jeśli w życiu nie zaznaliśmy niczego, tylko emocjonowania się, no to jedyne co możemy widzieć bez gniewu, dumy i pożądania, to brak, pustka, wstyd, wina, żal i ból. Zgadza się? Tym bardziej, jeśli źródło pozytywności – np. radości – wyprojektowaliśmy na coś/na kogoś.

Ile razy powiedzieliśmy sobie, że bez “tego” nie możemy BYĆ XYZ – szczęśliwi, radośni, spełnieni?

Naturalnie nie ma nic złego w emocji gniewu. Ale człowiek na tym poziomie kieruje się nienawiścią i agresją. A są to jakości destruktywne. Tym bardziej jeśli również utrzymujemy dumę, to zadufanie i pogarda dla wyższych jakości stają się dla nas pretekstem, by się z gniewu nie wyrwać. Co prawie zawsze prowadzi do upadku. Z dumy najczęściej jest to upadek we wstyd i winę.

Gdy gniew się wyczerpie, możemy dopiero zorientować się ile przykrych słów powiedzieliśmy, możemy zacząć dramatyzować jak to zraniliśmy bliskie nam osoby i zupełnie nic nie osiągnęliśmy. Zaczynamy się obwiniać oraz wstydzić. Może nawet znienawidzimy sam gniew i zaczniemy się go bać i wypierać. Wyparcie gniewu spowoduje budowanie się go w podświadomości i z czasem da o sobie znać. A wtedy człowiek staje się dla siebie bezlitosnym sędzią i katem. Często również dla innych, którzy gniewu w sobie nie wypierają. Wyparcie gniewu i pożądania jest szczególnie częste i silne w rodzinach katolickich. Nieszczery pietyzm przykrywa i usprawiedliwia np. nienawiść do “grzechu”. Tylko że nienawiść to nienawiść. Nigdy nie jest usprawiedliwiona. A grzech to błąd.

Artykuł ten pokazuje nam na przykładzie zazdrości dlaczego gniew jest błędem. Nie jest jakąś skazą na duszy, którą tylko Bóg, o ile się zlituje, może wymazać. Tylko jeśli utkniemy w gniewie, kierować się będziemy ku własnemu upadkowi. A upadek może okazać się najcenniejszym zwrotem w naszym życiu – w stronę pokory (nie mylić z upokorzeniem). Oczywiście nie mówię tego, by komukolwiek usprawiedliwić życie negatywne. Pamiętajmy, że możemy chodzić do szkoły 8 lat i nie nauczyć się matematyki nawet na podstawowym poziomie. Jeśli tego nie wybierzemy, to niczego się nie nauczymy.

Dlaczego zazdrość nie sprzyja życiu? Bowiem jest i wynika z pola mocy, które jest relatywnie niskie wobec tego, co chcemy osiągnąć lub zdobyć. Zapewne chcemy czegoś dobrego, jakiejś poprawy. A wybieramy do tego to, co negatywne. Nie zaparzysz sobie herbaty kostką lodu.

Jest to pole wykalibrowane poniżej 200 – czyli nie sprzyja życiu. Niezależnie jak sobie zazdrość przedstawimy, nie możemy zignorować tego fundamentalnego faktu.

Jeśli chcemy więcej zarabiać, to nie osiągniemy tego będąc wiecznie wkurzonymi, zgadza się? Ani tym bardziej, że nasze cele i starania są ograniczone przez innych ludzi. ENERGIĘ gniewu możemy przekuć w twórcze działanie ale łatwo się przekonać, że na poziomie gniewu nie będziemy w stanie nawet przeprowadzić twórczej analizy – tego, co MOŻEMY zrobić. Ani nie wpadniemy na to, by zaakceptować to, czego zrobić nie możemy – by przestać się opierać, grać ofiarę, osądzać to, próbować kontrolować, itd. Raczej będzie się coraz bardziej z tym zmagać, więc będziemy coraz bardziej grzęznąć.

Dlatego też bardzo istotne, by pamiętać, że plan działania ustalamy w stanie spokoju z uczciwą, odważną intencją. A potem ten plan realizujemy NIEZALEŻNIE od stanu emocjonalnego. Jeśli nie mamy dobrego planu, to go nigdy nie wykonamy w stanie innym, niż pokój. Ok, jakiś plan zawsze można stworzyć ale nie będzie on skuteczny. Takim planem wydaje się nam przecież zazdroszczenie.

Tym bardziej, że nasz potencjał do konstruktywnego korzystania z umysłu jest wtedy bardzo ograniczony. Tak jak wieczne pożądanie, chcenie i fantazjowanie – to stoi na drodze, by pracować twórczo. Konieczne jest przestać chcieć i zacząć działać. Większość ludzi tego nie rozumie. Masowo uważa się, że chcenie, fantazjowanie i pożądanie są niezbędne, by cokolwiek osiągnąć. Tak się tylko wydaje. Wiele osób nawet twierdzi, że fantazjowanie jest tożsame z twórczym działaniem czy twórczym korzystaniem z umysłu – tzw. “myśleniem, planowaniem”. To też urojenie.

A jeśli utrzymujemy dumę, to rzadko bierzemy odpowiedzialność za swoje działania (oraz ich brak), uczciwie je analizujemy i korygujemy lub wprowadzamy. I często wtedy, gdy owoce naszej pracy nas nie zadowalają, to szukamy sobie zewnętrznych przyczyn, którym zaczynamy stawiać opór. Więc dalej tkwimy w miejscu. Tylko tym razem mamy ku temu usprawiedliwienie.

Tym samym człowiek zazdroszczący nie dysponuje energią, by zyskać to, czego zazdrości. Niekoniecznie energią ilościową. Głównie jakościową. Bo może mieć energię – być wkurzony, “nosić go” całymi dniami. Ale tylko się emocjonuje i tyle. A potem upada w żal, winę i wstyd.

A człowiek spokojny, spokojnie i radośnie posprząta cały dom, a potem jeszcze będzie miał energię pracować, zarobić kasę, a wieczorem wyjść ze znajomymi i się dobrze bawić. Nie musi go do tego nosić jak owcy po objedzeniu drzewka kawowego. ;)

Co więcej – nasze intencje w takim stanie to nie jest osiągnąć to, czego pragniemy, tylko zmienić swój stan emocjonalny. A że się z nim ciągle męczymy, to nie ulega poprawie. Wiele osób ulega tej iluzji, że to przez coś/kogoś i może się też poprawić tylko dzięki czemuś/komuś. Np. ktoś nas nareszcie doceni lub przestanie rzekomo “nam coś robić”…

Człowiek sam sobie odmawia wyższych jakości i się usprawiedliwia. Inaczej – dlaczego utrzymywałby się na poziomie między gniewem, a dumą, a nie np. odwagą czy ochotą? No bo homo sapiens nie sprzyja realnemu dobru – wliczając nie sprzyjanie własnemu dobru. Bo nie rozumiemy czym jest prawdziwe dobro.

Zauważmy – gdy zazdrościmy, rzadko mamy ochotę podjąć konstruktywne działanie, zgadza się? Np. dlatego, bo twierdzimy, że problem leży poza nami. Może nawet sądzimy, że z całym światem jest coś nie tak.

Często dlatego, bo gniewem i dumą przykrywamy poczucie bezsilności, uważamy sytuację za beznadziejną lub zmierzającą w takim kierunku. Szczególnie, gdy dotyczy to ciała, które się starzeje. Przyczyn zazdrości może być sporo. Niektóre z nich rozpatrzymy na łamach tego artykułu.

Warto pamiętać, że upadek z dumy na wstyd może być momentalny – np. przez rozczarowanie czy stratę. A tym samym bardzo bolesny. I rzadko osoba utrzymująca zazdrość osiąga to, czego pragnie. A gdy nie osiąga lub traci to spada na żal, potem apatię, winę i ostatecznie na wstyd. Czyli rozpacz, obwinianie, a potem upokorzenie. To czego zazdrościła w jej percepcji coraz bardziej się oddala. I często nadajemy temu coraz większe znaczenie. Więc pragniemy tego coraz bardziej i coraz silniej opieramy się nie posiadaniu tego. Cierpienie osiąga często bardzo wysoki poziom.

Warto wspomnieć tutaj, że to, co czyni nas niewrażliwymi na upokorzenie to pokora. Człowiek upokarzający siebie lub uważający, że został upokorzony nie jest pokorny. Pokora kalibruje się na 270. Jest to poziom Neutralności. Co oznacza, że człowiek nieosądzający – neutralny – rzadko cierpi. Przypominam też, że ponad 80% ludzkości żyje na poziomie poniżej 200. Dlatego pokora co najwyżej jest dla nich pojęciem egzotycznym, może nawet ezoterycznym. Jeszcze jak się podchodzi do życia – “trzeba być twardym, nie dać się, trzeba walczyć o swoje!” Ok ale nawet taki człowiek może być pokorny. Nie musi osądzać, ani nienawidzić, może żyć odpowiedzialnie. Nie musi próbować wyrywać innym to, co mają jak głodny, dziki pies szamoczący się z innym o ochłap padliny.

Człowiek pokorny nie jest słaby, nie daje sobą pomiatać, dba o swoje życie, żyje aktywnie, twórczo, odważnie. Pokora jest nawet nad odwagą. Ten kto nigdy nie był odważny, nie mógł być pokorny. Dlatego ten, kto uważa pokorę za jakąś formę głupoty lub naiwności wiemy, że raczej rzadko decydował się nawet na odwagę. Zapewne co najwyżej docierał do dumy.

Człowiek pokorny, to człowiek neutralny wobec świata – czyli nieosądzający. A nie apatyczny. Nie widzi nic złego w tym, że inni mają pozornie więcej czy lepiej od niego. Dba o swoje życie najlepiej jak potrafi. Nie używa sukcesów innych jako pretekstu, by rezygnować z troski o siebie i/lub swoich bliskich. Jednocześnie rozumie swoje ograniczenia, wady – nie wypiera ich i bierze pod uwagę. Jeśli zazdrościmy, to możemy dostrzec, że wobec tego, czego/kogo zazdrościmy, nie jesteśmy neutralni – nie jesteśmy pokorni. Często dla siebie jesteśmy bardzo i niesprawiedliwie surowi.

Zacznijmy przyglądać się konstrukcji zazdrości i schodźmy w analizie coraz głębiej. Przykłady zazdrości:

– Ktoś ma coś, czego my nie mamy, a chcielibyśmy to mieć.

– Ktoś w naszych oczach jest w czymś lepszy od nas.

– Uważamy, że coś, czego chcemy lub pragniemy jest dla nas nieosiągalne.

Wszystkie mądre źródła, które uczą nas o pokoju, zdrowiu i szczęściu podkreślają, by to, co w życiu możemy zmienić – zmienić najlepiej jak umiemy, a to czego zmienić nie możemy – by to zaakceptować. Np. wiek biologiczny (a przecież i tu możemy bardzo dużo zrobić, by dbać o swój stan zdrowia i sprawność). Starość czeka każdego z nas. Masa osób uważa, że w starość nie jest wpisane ani szczęście, ani zadowolenie, ani zdrowie, ani spokój. Że nawet życie nie ma już wtedy sensu, bo tylko czeka się na śmierć. No – ja znam ludzi w wieku 20-tu lat, którzy mają takie podejście. :) Co jest dowodem, że to nie ma nic wspólnego z wiekiem. Ilość lat dla wielu to tylko wygodne usprawiedliwienie.

Więc opieramy się starości i “uciekamy od niej” – czy to w operacje plastyczne, czy fantazje. A gdy nieuchronnie jej doświadczymy, wypieramy ją, opieramy się i zazdrościmy tym, którzy są od nas młodsi. Zawsze znajdzie się ktoś młodszy, bo ludzie rodzą się cały czas. ;) Opierając się będziemy cierpieć. Łatwo wtedy uznać, że cierpimy przez starość i dlatego, bo życie jest tragiczne – no bo jeśli utożsamiamy się z ciałem, a ciało się starzeje – staje się mniej powabne i sprawne – to i my tracimy wartość.

Zazdrość będzie więc wydawała się usprawiedliwiona w tym naszym bolesnym i niesprawiedliwym losie. Plus – jeśli nie żyliśmy pozytywnie, tłumiliśmy emocje, nie dbaliśmy o sobie, to przecież doświadczymy też konsekwencji każdej z tych decyzji. Im dłużej żyjemy, tym więcej ich będzie. Czasem w formie dolegliwości i chorób. Które też wygodnie powszechnie przypisuje się starości.

Gdy ja przyglądałem się masie różnych dolegliwości jakich doświadczałem, widziałem wyraźnie, że pochodzą z zaniedbań utrzymywanych w świadomości. Gdy odpuszczałem wraz z uwolnieniem stłumionej energii, dolegliwości znikały. Stany apatyczne najczęściej były efektem opierania się dużej ilości lęku. Masy rozmaitych bólów wynikały z częstego gniewu i obwiniania. Dużo różnych dolegliwości wewnętrznych brały się z tłumienia żalu. Ramiona i plecy obsypane krostami i często zaczerwienione – gniew na życie, które uważam za zbyt ciężkie do udźwignięcia. Itd.

Gdybym nie dysponował ani wiedzą, ani świadomością, że mogę to uwolnić, poddać, skorygować, to też pewnie na starość byłbym schorowany, ledwo żyjący i wierzyłbym, że to dlatego, bo taka jest starość. Ale też rozmawiam z masą ludzi w bardzo szerokim przekroju wiekowym i widzę, że nie ma dolegliwości wpisanej w jakikolwiek wiek biologiczny. Nie rozumiejąc tego zazwyczaj twierdzi się, że przyczyną tego są geny. Jak ktoś jest zdrowy i pełny energii w podeszłym wieku, to dlatego, bo ma dobre geny. Więc gramy ofiary genów/losu, etc. Ich też zazdrościmy.

Tak jak cukierki (taką zakamuflowaną truciznę) uznaje się za dobre tylko dlatego, bo są słodkie i smakują, tak ludzi uznaje się za dobrych tylko dlatego, bo się nam podobają. “Taki piękny mężczyzna nie może być zły!” A przecież zwierzęta nas uczą, że kolory, zapachy, nawet feromony są formą zwabiania ofiary. Niejedna kobieta została pobita przez rzekomego “samca alfa” – miał kasę, sukcesy, wygląd ale był niedojrzałym prawie przestępcą. Niejedna ładna kobietka nauczyła się uwodzić naiwnych facetów i ograbiała ich z majątku. A mężczyźni uwielbiają grać ofiary kobiet.

A jak nasze ciało nie jest już ładne, no to musimy być źli, niepotrzebni… Przypominam – to nie jest logika. To jest bełkot.

Pamiętajmy, że w świecie zwierząt tylko człowiek (homo sapiens to zwierzę) za “alfa” uznaje i wybiera głupców oraz tych, którym nie zależy na dobru stada – społeczności, nawet całego kraju. I się tego nie dostrzega oraz usprawiedliwia (mi nie jest dobrze ale przynajmniej sąsiadowi też nie).

Podkreślę – nie ma nic złego w ładnym, zadbanym ciele. To super sprawa. Ale nie nadawajmy temu szalonej wartości i znaczenia. Droga pokoju i szczęścia to droga środka – droga rozsądku. Ani za daleko w jedną stronę, ani w drugą. Dbajmy, troszczmy się ale nie do przesady. Nie ma zdrowej odmiany fanatyzmu.

Co to wszystko pokazuje? Że najczęściej przyczyną zazdrości jest jakaś forma niedojrzałości. Nie mówię tego, by kogokolwiek obrazić. Ale wystarczy rozejrzeć się po ludziach i widzimy, że niemal każdy jest niedojrzały pod pewnymi względami. Nie ważne ile ma lat. Ja spotykałem ludzi relatywnie dojrzałych w wieku 20 lat i niedojrzałych w wieku 60 lat i oczywiście nie w każdym temacie. W żaden wiek nie ma wpisanej ani mądrości, ani głupoty. Tylko w poziom świadomości.

Zazdrość to pochodna narcystycznego rdzenia homo sapiens – ego – który uważa się za twórcę życia. Ba! Nawet za największego rywala dla samego Boga! Wszystko co osądzimy jako złe, co się nam nie podoba, twierdzimy, że nie powinno istnieć, że powinno być inne i my oczywiście wiemy lepiej jak powinno być.

A jak Bóg pozwala na to całe zło i niedoskonałości, niesprawiedliwości – dopuszcza to czy stworzył, to musi być zły, a my taaaaacy dobrzy – lepsi! Emocjonowanie się i stawianie w centrum świata jest dla nas jak taplanie się świnki w błotku. Wspaniała zabawa! Mówię o tym, by zaznaczyć fundament, na bazie którego powstaje jakikolwiek osąd.

Wiele osób boi się starości ze względu, że są już coraz bliżej śmierci, którą widzą jako koniec. Zazwyczaj straszliwy, niesprawiedliwy, tragiczny, bolesny. Od małego oglądamy przecież tysiące filmów ukazujących śmierć jako złą, jako straszliwe i bardzo bolesne doświadczenie. Co jest niesłychaną bzdurą. Prawda brzmi – nikt nie może doświadczyć śmierci. Jeśli cierpimy, to nie przez śmierć/umieranie. Jeśli bardzo cierpimy od lat przez wypominanie sobie kilku słów, które powiedzieliśmy dawno temu, to jaka musi być śmierć!!!!!!!! O_O Nie dziwne, że wolimy pić i ćpać oraz oglądać porno.

Ludzi wierzący z kolei utrzymują, że po śmierci czeka ich wielki, straszliwy sąd samego Twórcy świata, podczas którego wyliczone zostaną ich wszystkie grzechy i skazy i postawione na jednej szali, a na drugiej nasze dobre uczynki. I jak cięższą będzie szala negatywności, to ten “sprawiedliwy i kochający ‘bóg'” potępi taką duszę na resztę wieczności. :) No pychotka. Żyjąc z takim przeświadczeniem, w wielkim napięciu i lęku, możemy zazdrościć tym, którzy żyją beztrosko. Możemy ich nawet skrycie nienawidzić, potępiać, uważać za idiotów, grzeszników, których czeka kara za ten brak wstydu, winy i lęku! No, sugerowałbym sprawę raz jeszcze przemyśleć. :)

Przypomnę, że ani głupota, ani wielka dobroć i radość nie powinny stanowić pretekstu, by zrezygnować z rozsądku.

Więc – jeśli twierdzimy, że po śmierci nie ma już nic – to dla nas odpowiedni pretekst, by żyć totalnie chaotycznie, hołubić wszelkiej niecnotliwości? Dlaczego dochodzimy tylko do negatywnych wniosków?

Przyjrzyjmy się w jakim kontekście zazdrość w ogóle może wydawać się sensowna:

– Życie jest skończone. Więc jeśli czegoś nie będziemy mieć, nie doświadczymy, to tracimy to na zawsze.

– Zasoby są skończone. A więc boimy się ich utraty, w tym zmarnowania szans, by coś/kogoś mieć. Jeśli inni to zdobędą przed nami, my straciliśmy tę możliwość. Jeśli z czegoś nie skorzystaliśmy i już jest na to za późno, to “po ptokach” (np. wspaniały seks po X-tce – tu wpisz dowolny wiek).

– Nie istnieje odpowiedzialność, ani konsekwencje. A sens ma tylko dobra zabawa. Więc jak się dobrze i beztrosko nie bawimy, to nie korzystamy z życia, które marnujemy. Im bardziej szalone jest takie życie (niekoniecznie w pozytywnym sensie), tym lepsze. I na sprawy inne szkoda marnować czasu – np. na czytanie książek.

– Ważniejsze od BYĆ jest MIEĆ. Nawet za każdą cenę, która nie gra roli.

– To czego pragniemy jest poza nami.

– To czego/kogo pragniemy ma ogromną wartość. Większą od nas. Ba! To zawiera naszą wartość, której nam brakuje!

– Bez tego, czego zazdrościmy, nie możemy być szczęśliwi, bo nie jesteśmy kompletni. A nasze życie nie ma sensu, jest bez tego puste.

– Bez tego mamy w sobie pustkę, która jest bolesna i którą może wypełnić tylko to co/kogo pragniemy i zazdrościmy. Źródło jest zewnętrzne.

– Jeśli ktoś inny ma to, czego zazdrościmy, nie jest to sprawiedliwe. Świat nie jest sprawiedliwy.

– To czego zazdrościmy możemy stracić, może nam zostać odebrane. Więc towarzyszy nam również lęk oraz rosnące poczucie zagrożenia i gniew, a nawet nienawiści do innych. Ludzi widzimy jako naszych wrogów, a w najlepszym przypadku rywali.

– To czego zazdrościmy nie możemy osiągnąć. Musimy to więc komuś zabrać albo w jakiś sposób zmanipulować, by to przy sobie zatrzymać. Pracę, partnera/partnerkę, status, itd. I jeśli to się nam uda, to to co zrobiliśmy, by to mieć – z góry uznajemy za dobre, właściwe i usprawiedliwione. Tym bardziej biadolimy jeśli konsekwencje tego nie są dobre i próbujemy je tylko “zamieść pod dywan” – np. za pomocą używek.

– Grając ofiarę świata i/lub ludzi, pozwalamy, by to inni nadawali sens naszemu życiu, naszym dążeniom, naszym wyborom. Stajemy się całkowicie podatni na osądy, odtrącenia, odrzucenia, manipulacje, kontrolę, itd. “Jeśli mi tego nie kupisz/jeśli tego dla mnie nie zrobisz, to cię zostawię” – jest to super popularne.

Poświęcanie się dla innych stało się synonimem dbania, troski, doceniania, a nawet miłości. To tylko jeden z masy przykładów “mylenia podłogi z sufitem”.

Jakie musimy mieć podejście, by np. zazdrościć młodości? Najpierw sami musimy utrzymywać urazy wobec siebie – osądzać się, np. wypominać sobie błędy, trzymać się przekonania, że popełniliśmy pewne niewybaczalne błędy, że zmarnowaliśmy młodość/czas/życie. Musimy także osądzić naszą sytuację jako złą, bolesną, niesprawiedliwą, gorszą. Musimy uważać, że NIE MOŻEMY już X, Y, Z (np. być szczęśliwi) i ta niemoc wpisana jest w starość/dowolną sytuację. Masy ludzi w wieku 20-30 lat piszą mi całe listy tego, na co w ich mniemaniu jest już za późno.

Ja pierwszy seks miałem w wieku 24 lat. Bardzo szybko przekonałem się, że w seks nie ma wpisanej radości. Wielokrotnie seks z kobietą nie był wcale bardziej przyjemny od samotnej masturbacji. Jednocześnie również z żywą kobietą przeżywałem najbardziej przyjemne doświadczenia. A skoro tak – to ilość i jakość przyjemności nie wynika ze świata, ani z wieku biologicznego. Tylko z dojrzałości duchowej – poziomu integralności. Na rozwój nigdy nie jest za późno.

Gdy przyglądamy się przyczynom zazdrości, zaczynamy dostrzegać jak absurdalnym podejściem jest i jakiekolwiek korzyści możemy z niej mieć, są malutkie w porównaniu do ceny jaką płacimy za jej utrzymywanie.

Albo rozpatrzmy zazdroszczenie komuś umiejętności, często nazywane tzw. “talentem”. Ktoś zazdrości drugiemu człowiekowi “talentu”, bo uważa, że to coś danego przez los, geny, Boga – czego ta pierwsza osoba nie posiada. I widzi jak np. wirtuoz gitary gra tak, że wszyscy milkną i słuchają jak zahipnotyzowani. Mówi wtedy zrezygnowany/a – “nigdy nie będę tak dobry/a jak ta osoba”. Pytanie brzmi – czy musi być tak dobra? Czy jedyny cel grania na gitarze to tylko “bycie dobrym” lub gorzej – “bycie lepszym/najlepszym”? Oczywiście nie. Bo jaką wartość, sens i znaczenie temu nadaliśmy? Na co liczymy przez to “bycie tak dobrym/najlepszym”? Co z tego, że będziemy grać np. szybciej??? To przecież bzdurne, aż świszczy. Nie mówię, że złe. Nie mówię, że nikt nie powinien dążyć do jakieś super szybkiego grania. Ale przyjrzyjmy się powodom oraz dążeniom.

Teraz – czy w ogóle istnieje coś takiego jak “talent”? Co mówią ludzie, którzy rzekomo “mają talent”? Otóż mówią oni, że “talent” to rezultat często kilkunastu lub więcej lat praktyki nawet wiele godzin każdego dnia. I robienia tego chętnie.

Co to oznacza? Że przez zazdrość nie tylko odmawiamy sobie szansy na sukces ale też usprawiedliwiamy się – bo uważamy, że już na starcie nie mamy czegoś, co jest niezbędne, by odnieść sukces – np. “talent”. I na podstawie tego nie zamierzamy podejmować wysiłku, ani starań. Większość ludzi na tej planecie utrzymuje awersję do nieraz nawet minimalnego wysiłku.

Tak jak masy mężczyzn patrzą w lustro, widzą, że np. ich szczęka nie jest szczególnie kwadratowa i już to dla nich podstawa, by twierdzić, że mają gorszy start, aby poznawać atrakcyjne kobiety. I sobie szukają dodatkowych racjonalizacji – np. “badań”, że kobiety to takie zaprogramowane pacynki, które jak tylko zobaczą faceta choć kapkę “lepszego” w czymkolwiek, to od razu nas zostawią, bo przecież tak działa to “programowanie” – kobiety szukają najlepszych genów – mają w oczach linijki, kątomierze i cyrkle. I logicznie mogą twierdzić co innego ale gdy zobaczą takiego “lepszego” faceta, to już zadziała genetyczne programowanie i nic nie będą mogły poradzić… Od razu zostawią męża/chłopaka, bo spotkały kogoś, kto jest “bardziej”.

Gdy zrozumiemy, że geny to nic innego, a reprezentacja karmicznej spuścizny, zrozumiemy, że nikt nie szuka lepszych genów, tylko wyższego poziomu świadomości, który m.in. cechuje się wyższą jakością energii. Tym samym i faktyczna atrakcyjność nie wynika z genów, ani ciała, tylko ENERGII. Ja jestem uznawany za fizycznie dość atrakcyjnego. Czasem słyszałem, że mam buźkę jak aniołek. Swego czasu, gdy często bywałem w różnych klubach, wybierałem się czasem z kolegą, który był tak atrakcyjny, że kobiety same do niego podchodziły i go wyrywały. Ja miałem gorzej! Ja sam musiałem podchodzić! ;) I też mógłbym patrzeć na niego przez pryzmat zazdrości – on ma bez wysiłku coś, czego ja nie mam. No, tylko nie wybrałem, aby mu zazdrościć. A on na swoją atrakcyjność zapracował – nie tylko na siłowni ale też nauką różnych umiejętności – tańca, masażu, etc. Atrakcyjne było to jaki on BYŁ. Obaj wyglądaliśmy atrakcyjnie ale on się już nie osądzał. I robił dobrą robotę – żył twórczo.

W zależności od energii jaką utrzymywałem, w klubach kobiety albo do mnie lgnęły, albo trzymały się na dystans i żadna technika uwodzenia nic wtedy nie dawała. Pamiętam sytuację, gdy dziewczyna bardzo w moim typie sama podeszła i zaczęła przy mnie tańczyć, ocierać się pupą i plecami, była uśmiechnięta. Tańczyliśmy tak chwilę. I nagle zacząłem to wszystko poddawać wątpliwości – przestałem być świadomy i zacząłem się opierać i hipnotyzować mentalnym bełkotem. W tej samej chwili odwróciła się odczuwając, że coś się zmieniło. Spojrzała mi w oczy, nie było mnie. Odeszła. Co się zmieniło? Nagle szczęka zrobiła mi się mniej kwadratowa? Wyrósł mi na nosie pryszcz? Nagle ogarnęła się, że nie mam 180 cm wzrostu? Nie. Zmieniła się energia.

A jaka jest najlepsza okazja praktykowania wysokiej energii? Każda chwila naszego życia – od wycierania kurzów w domu, po stanie w korku. Wliczając sytuacje, w których przyłapiemy się na zazdroszczeniu. Możemy to wtedy odpuścić, uwolnić energię, wzrost już nas wywinduje i automatycznie nie tylko przestaniemy potrzebować tego, czego zazdrościmy, będzie nam zupełnie ok z brakiem tego jak i – gdy była to osoba – staniemy się w jej oczach atrakcyjni/bardziej atrakcyjni. Odpuszczenie – dla wielu paradoksalnie – zwiększa szansę osiągnięcia tego, czego chcemy. Nie ma tu żadnego paradoksu.

Masa ludzi jednak utrzymuje iluzję – że jak się czegoś puszczą, to to stracą. Od kontroli, po pragnienia, cele, marzenia, nawet koszule/kiecki wiszące w szafie. I nigdy nie chcą “zaryzykować” – sprawdzić czy tak faktycznie jest/będzie. Dlaczego? Bo nie wybierają odwagi. Nawet wobec oczywistych urojeń.

Biorąc to wszystko pod uwagę – czy zazdrość jest zła? Naturalnie – nie. Przyjrzyjmy się pozytywnej stronie zazdrości:

– Gdy widzimy, że ktoś sobie np. radzi lepiej od nas, może to dla nas stać się (to zależy od nas) motorem napędowym do większego wysiłku, mądrzejszych starań czy korekty dążeń, wartości, znaczenia. Może nawet uświadomimy sobie, że możemy mieć więcej, niż nam się kiedykolwiek wydawało. Tu się wlicza nawet rewolucja industrialna całego kraju. Ale to wymaga naśladowania i inspiracji tymi, którym czegoś zazdrościmy, a nie utrzymywania zazdrości, szczególnie w formie skrywanej zawiści i tyle. Pamiętajmy – duma nie jest pozytywna, nie sprzyja życiu. “Duma narodowa” to “dążenie narodu do własnego upadku”. Cały naród – dziesiątki milionów ludzi – nie widzi tego, co jest negatywne i uważa to za pozytywne. Jak ktoś mówi, że jest ze mnie dumny, to ja proszę, by przestał sobie robić krzywdę.

– Gdy ktoś ma coś/kogoś, czego zazdrościmy – to również może stać się dla nas motywacją do zmiany NAS. Jeżeli ktoś ma np. powodzenie w relacjach, to możemy to uczucie gniewu i dumy przekuć w TWÓRCZE DZIAŁANIE – przyjrzeć się temu jak ta osoba żyje, co robi, że ma takie rezultaty. Przestajemy pozwalać sobie na biadolenie i granie ofiary i ruszamy do działania.

– Zazdrość może wymusić na nas rywalizację z innymi. Naturalnie każdy rodzaj rywalizacji może przeobrazić się w nawet zbrodnię. Ale jest też zdrowy rodzaj rywalizacji – zazwyczaj najlepiej pokazuje to sport – inny sportowiec to dla nas zewnętrzny punkt odniesienia – “skoro on może biec szybciej, to ja też, a nawet mogę jeszcze szybciej!” I szukamy nowych trenerów, treningów, odpuszczamy mentalne ograniczenia, etc. Okazuje się, że faktycznie MOŻEMY. I dzięki temu, komu zazdrościmy. W naszej świadomości ta osoba nie jest naszym wrogiem, tylko przyjacielem, nauczycielem. Takim, którego w zdrowy sposób chcemy “pokonać”. Warto tak patrzeć na ludzi, w których coś osądzamy, których nie lubimy z różnych powodów. Rozpraw się z tymi powodami. Bo one są wewnętrzne.

Więcej – konkurencja na rynku wymusza na firmach tworzenie coraz lepszych produktów i usług, które wyróżniałyby się na tle konkurencji. Bo jeśli konkurencja zaoferuje produkt lepszy i/lub tańszy, to bardzo możliwe, że większość naszych klientów pójdzie kupować do kogoś innego. A jeśli klienta zmanipulujemy, okłamiemy i nie dostanie tego, czego oczekiwał, już do nas nie wróci. Sami sobie w ten sposób podetniemy skrzydła. Więc jeśli kraj nie pozwala na tworzenie się coraz większej ilości firm, automatycznie jakość produktów i usług maleje.

A przecież tak właśnie postępują ludzie w temacie relacji – nie “ulepszają siebie”, tylko próbują manipulować kobietami/mężczyznami i nienawidzą konkurencji. Pamiętajmy – nienawiść do konkurencji nie jest potrzebna, by dbać o swoje produkty/usługi oraz swoich klientów. Możemy – i powinniśmy – też inspirować się konkurencją – “Wow! Ale dobry pomysł! Też tak zrobię, a nawet lepiej!”

Gdy swego czasu uczyłem się jak tworzyć produkty, praktycznie u każdego nauczyciela natrafiałem na radę – “Znajdź podobny produkt ze swojej niszy i przeczytaj jego recenzje. Zrób listę 10 rzeczy, za które jest najbardziej chwalony i je ujmij w swoim produkcie. Oraz zrób listę 10 rzeczy, za które jest najbardziej krytykowany i je usuń/popraw/zmień”. TO jest inspiracja. Czy zazdrość jest do czegokolwiek potrzebna? Moglibyśmy zazdrościć produktu, gdybyśmy najpierw wmówili sobie, że sami nie możemy takiego stworzyć.

Przecież dokładnie tak wygląda zazdroszczenie innym jakichś cech, umiejętności czy urody – “ja taki/a nie mogę być!” Pytanie czy jest to do czegokolwiek potrzebne? I czy na pewno nie możemy? A jeśli możemy, tylko nie chcemy?

Zaczynając prowadzenie swojej firmy, dostrzegłem bardzo wiele podobieństw między tym, a relacjami, wliczając uwodzenie. Gdy użyjemy porównania, że produktem na rynku relacji jesteśmy my, to przecież produkt ten możemy doskonalić – jeśli coś się kobietom/mężczyznom nie podoba, to usuń to. A co się podoba – praktykuj. Ale oczywiście jeśli sobie wmówimy, że jest jaki jest, szczególnie, że wynika z genów i tyle – nic nie możemy już z nim zrobić, no to sami sobie odbieramy szansę na jakikolwiek sukces. Tak jak kobieta może sądzić, że z wiekiem traci powab, seksualną atrakcyjność, itd. W jakimś kontekście tak może się wydawać. Ale atrakcyjność, wliczając seksualną, to nie tylko ciało.

Możemy to porównać do np. negatywnego marketingu – np. wydzwaniania. Marketing telefoniczny rzadko jest skuteczny i z tego powodu musi odbywać się na masową skalę. By z ogromu “nie” wyłuskać to jedno “tak”. To się uznaje za sukces. Ale to kolosalna porażka, bo za jeden pozorny sukces zniechęciliśmy do swojej firmy potencjalnie setki innych ludzi. W relacjach to się nazywa “byciem needy”. Wychodzimy z poczucia braku, próbujemy komuś wcisnąć siebie lub zmanipulować tą osobą – lub wieloma jednego wieczoru.

Wielu już na starcie narzeka – “a co ja mogę dać drugiej osobie?”

Z drugiej strony, szczególnie dla mężczyzn, gdy usłyszą, że kobieta do relacji wprowadzi siebie, jest śmieszne. Żenujące. Zupełnie bez wartości. Bo tak widzą wartość człowieka. W pewnym kontekście jest to oczywiście sensowne – bo jeśli ktoś nic nie robi, to rzadko jest to efekt dojrzałości i kierowania się mądrymi celami. Ale jeśli człowiek jest dobry – realnie dobry – to to czym się zajmuje ma małe znaczenie. Jeśli robi coś pożytecznego – oczywiście jest to ok. Jednak nie możemy iść w ekstremum – że znaczenie mają tylko zawód i zarobki drugiego człowieka, a reszta jest drugorzędna. Od naszego poziomu dojrzałości zależy czemu nadamy i jaką wartość.

Każdy mądry tzw. “uwodziciel” mówi jak ważne jest, by skupić się na swoim rozwoju oraz działaniu – bo to naturalnie zwiększa naszą energię. To również tyczy się kobiet. I gdy przyjrzymy się przyczynom nie podejmowania decyzji, dostrzeżemy, że nie są atrakcyjne. Bo nie sprzyjają życiu.

A posiadanie własnych wartości, znaczenia – czegoś istotnego co robimy niezależnie od innych, jest atrakcyjne. Bo sprzyja życiu.

Seksualne = twórcze.

Twórcze = seksualne.

Przez wieki atrakcyjność kobiet była postrzegana wyłącznie przez urodę, bo to wiązało się z potencjałem na urodzenie potomka (twórczość). Nieatrakcyjnej fizycznie kobiety nie chcemy zaciągnąć do łóżka. ;) I znowu – jeśli uważamy, że uroda fizyczna to efekt genów, które zostaną przekazane dziecku i wychodzimy z założenia, że ładna ciało = dobre geny, no to operujemy głównie w wymiarze fizycznym, a reszta nie ma dla nas większego znaczenia. Jak babka jest jeszcze mądra, to spoko. A jak nie, to trudno. I tak faktycznie było – rycerz bzykał ładną białogłowę, a potem jechał na wojnę. Bo poza płodzeniem dzieci kobiety i mężczyźni nie mieli ze sobą wiele wspólnego. Przypominam, że miłość między kobietami i mężczyznami ma na tej planecie ok. 200 lat. Wcześniej kobieta sama wychowywała dziecko i przebywała z innymi kobietami. A faceci doskonale bawili się na wojenkach. Potomek/relacja nigdy nie były kwestią/owocem miłości.

Dzisiaj najczęściej nadal tak jest – facet spędza większość czasu w pracy (i to nieraz jest usprawiedliwianie – że np. ciężkie czasy, że musi dużo pracować, by utrzymać żonę i dziecko – co traktuje jako swoje osobiste pole bitwy, np. żeby udowodnić/wygrać swoją wartość). Kobiety postrzegane są u masy mężczyzn praktycznie wyłącznie przez pryzmat ciała. Wiele kobiet ujmuje to w formie zarzutu – “facetom chodzi wyłącznie o jedno”. Oczywiście nie ma nic złego w seksie. Ale jeśli poza nim kobieta nie ma dla nas wartości, no to nie dziwmy się, że nasze dążenia mogą nie być odbierane z entuzjazmem.

A kobieta niemalże samotnie zajmuje się wychowaniem dziecka oraz zajmuje się domem. I jeśli to jest zaniedbane – to dla niej dowód jej przegranej na jej polu bitwy o wartość, znaczenie i sens jej życia. Wielu kobietom przestaje to odpowiadać, bo taki porządek rzeczy nie wynikał ze zdrowych przyczyn. Coraz mniej kobiet chce tylko ślęczeć w domu. I coraz wyraźniej widać, że jeśli się na to godzi, to często dlatego, że siebie samą widzi z małą wartością oraz jako bezsilną wobec świata pozornie zdominowanego przez mężczyzn. Szczęśliwie jest coraz więcej kobiet silnych i odważnych, które na własnym przykładzie inspirują inne kobiety, by również żyły integralnie. I to jest cholernie atrakcyjne. Twórcze = seksualne = atrakcyjne.

A do tej pory po stronie kobiety “twórcze” to było głównie rodzenie dzieci. A co się robiło z kobietami mądrymi? Zazwyczaj uznawano za wiedźmy i mordowało w ten czy inny sposób, pod tym czy innym pretekstem.

Zazdrość można więc prowadzić w stronę gniewu lub dumy i wyżej oraz niżej. To nasz wybór. Możemy powiedzieć sobie – “ja też tak mogę!” i to osiągnąć. A możemy zatrzymać się na gniewie, który przerodzi się następnie w rosnące poczucie braku, coraz silniejsze pragnienie, by było inaczej, niż jest. To z kolei zmieni się we frustrację i rosnące poczucie beznadziei. Potem żal, poczucie winy i ostatecznie wstyd. A co jest dominującym uczuciem na tym poziomie świadomości? Upokorzenie. A procesem? Eliminacja.

Wielu mężczyzn w wieku już nawet 20-tu lat mówią, że przegrali. Bo patrzą na swoich znajomych, na rówieśników i oni już mają domy, dobre prace, rodziny. A oni nie. Wniosek – przegrali. “Przegrali życie”. Bo są gorsi. Bo “logika podpowiada”, że gdyby nie byli gorsi, to by osiągnęli tyle, co inni. A skoro nie osiągnęli, to muszą być gorsi. Logiczne? Nie. :)

Tak przemawia wstyd – upokarzanie siebie oraz dążenie do eliminacji. Od niejednego słyszałem nawet takie słowa – “wszystkim byłoby lepiej, gdybym nie istniał”. Dla człowieka na takim poziomie zazdrość może wydawać się wręcz wyzwalająca z tego dołu rozpaczy i poczucia beznadziei – bo przynajmniej fantazjuje o tym. I tak wielu uzależnionych żyje – uwielbiają fantazjować, pragnąć, chcieć. Ale na tym poprzestają. Naturalnie – również ciągle czegoś komuś zazdroszczą. A gdy upadają, to nadal nie wybierają pokory, tylko zaczynają rozważać samobójstwo.

Niejedna osoba, która zazdrości innym, wybiera nienawiść. I mówi tak – “skoro ja  nie mogę tego/ciebie mieć, to nikt tego/ciebie nie będzie miał!” I nawet dokonuje zbrodni – eliminacja wcale więc nie musi prowadzić wyłącznie do eliminacji siebie.

Gdy mi ktoś sprzątnie sprzed nosa fajną koszulkę w sklepie, to naprawdę nie życzę tej osobie śmierci w męczarniach. :) Kiedyś życzyłem. ;) Dziś w ciszy błogosławię ją i cieszę się, że ktoś zdobył dla siebie coś dobrego. Gdy widzę np. całującą lub obejmującą się parę młodych osób, on i ona atrakcyjni, młodzi, fajnie ubrani – to nie zazdroszczę im, nie cierpię, że im jest tak dobrze, że wszystko przed nimi. Cieszę się tym! Nieraz się nawet wzruszę, że są na tej planecie ludzie, którym jest dobrze. Tak widzę ludzi i ich sukcesy, ich szczęście. Nikomu nie ujmuję niczego, nie próbuję odebrać, nie odzieram z wartości. Jeśli chcę dla siebie lepiej, to rozwijam się. Nie odbieram światu. Daję rozsądnie i w konsekwencji otrzymuję to czego chcę. Też tego nie ukrywam.

Gdy dostrzeżemy u siebie zazdrość, jak zwykle – nie wypierajmy jej, nie udawajmy, że jej nie ma, ani jej nie demonizujmy.

To tylko zazdrość. To element zwierzęcości, która faktycznie żyje w świecie skończonych zasobów i poczucia separacji od innych. Tym samym np. dla drapieżnika inne zwierzęta są co najwyżej tylko źródłem mięsa, o które musi walczyć, bo jak nie on upoluje, to upoluje jakiś inny drapieżnik. A to zwierzę wtedy zdechnie. Dlatego zazdrość, której towarzyszyć może gniew “na” tego drugiego drapieżnika, a nawet nienawiść są usprawiedliwione, bo może okazać się, że trzeba będzie zaatakować tego zwierza i odebrać mu jego zdobycz. Bo jak nie, to sami zdechniemy. ;D A jeśli kogoś kochamy, to nie uczynimy tej osobie krzywdy, nawet jeśli sami mielibyśmy cierpieć (oczywiście to nie jest definicja miłości, tylko jeden jej przejaw; a równie dobrze to może być przejaw głupoty, niedojrzałości i poświęcania się).

Warto rozumieć, że niemal każdy rynek obfituje. Na tej planecie pieniędzy i produktów jest więcej, niż moglibyśmy wykorzystać. Ludzi również jest aż za dużo. To czego brakuje to wysoka wartość. Innymi słowy – na świecie brakuje integralności. Przypomnę, że integralnie żyje ok. 20% ludzi. Reszta nie. Ew. sporadycznie.

Zauważmy, że wszystko w sklepach jest, tylko ceny rosną. A inflacja to reprezentacja obniżania wartości pieniądza, do czego kolosalnie przykłada się zabieranie pieniędzy pracującym i rozdawanie ich niepracującym. Tym samym wartość pracy człowieka pracującego jest dzielona – obniża się. Wielkim nauczycielem tego błędu był Mao Zedong. Za jego rządów w Chinach zmarło z głodu kilkadziesiąt milionów ludzi. Dlaczego? Bo wymyślił sobie, że wszyscy będą pracowali dla ogólnego dobra i wszyscy będą mieli po równo. W efekcie nikt nie chciał pracować. Krytycznych błędów było oczywiście dużo więcej. Jednak – idiotyzm tego wynikał m.in. z założenia, że wszyscy dla zmiany na lepsze chętnie będą pracowali dla innych. By wszystkim było lepiej. I każdy się będzie o taaaaaaaaak bardzo starał. :) Nazwanie tego naiwnością to obrażanie naiwności. Niemniej – widzimy, że nawet chęć zmiany na lepsze może wiązać się z tak wielkimi błędami, które doprowadziły do śmierci i cierpienia wielu milionów. To samo tyczy się uzależnionych – sam fakt, że chcesz wyzdrowieć jeszcze nie oznacza, że podjęte przez Ciebie decyzje będą dla Ciebie dobre. Dlatego tak istotne jest poszukać pomocy. Samemu/samej nie dasz rady. Nikt nigdy nie dał.

Gdy rozmawiam z różnymi ludźmi, najczęściej inteligentnymi, zawsze słyszę to samo – każdy wolałby samemu dbać np. o swoich rodziców, niż oczekiwać emerytury czy renty. Każdy wolałby to co oddaje w postaci podatków zainwestować samemu zgodnie ze swoim sumieniem. Wielu mówiło mi, że żyją tak jakby mieli nie otrzymać z emerytury nawet złotówki. To bardzo mądre. Ludzie mądrzy nie oczekują, że inni wiedzą co jest dla nich dobre i dobre w ogóle. Nie oczekują troski, nie oczekują dobra. Tylko sami je zapewniają sobie i innym.

Nikt nie chce oddawać swoich pieniędzy, ani dawać ich innym. Nikt nie chce pracować dla innych. Ba! Nawet jak pracujemy w jakiejś firmie, zazwyczaj nienawidzimy szefa, bo uważamy, że pracujemy “dla niego”. Prowadzi to do powszechnego upadku. Począwszy od naszego.

Bo ci co żyją niedojrzale, negatywnie, destruktywnie – gdy utrzymujemy ich kosztem żyjących pozytywnie i integralnie, to przynosi to tylko straty. To się nazywa pasożytnictwo. Ci, którzy otrzymują pieniądze, oczywiście nie zarządzają nimi mądrze. Gdyby zarządzali, to by je mieli własną pracą – dawaniem wartości rynkowi. Chcą więc coraz więcej, bo cały czas mają mało i za mało. Gdyż nie dodają wartości, tylko ją ujmują.

Głupiec wyjdzie z założenia, że tym ludziom trzeba pomagać, bo tego potrzebują. Wcale nie potrzebują. To czego naprawdę potrzebują to postawienie ich w sytuacji, w której nie będą mieli wyjścia – albo zaczną pracować, albo umrą lub stracą wszystko. Brzmi złowrogo? Może i brzmi ale tak to wygląda. W Chinach do zmiany doprowadziła dopiero śmierć dziesiątków milionów. Takie to inteligentne jest homo sapiens.

Zapytajmy siebie – czy chodzimy do lekarza profilaktycznie? Czy zwlekamy, aż z naszym zdrowiem będzie bardzo źle? Ile różnych dolegliwości zignorowaliśmy i zbagatelizowaliśmy, bo “same minęły”?

Uczymy się regularnie, czy prokrastynujemy, uczymy się “na ostatni gwizdek”? Dla większości ludzi dopiero jakaś forma bólu jest wystarczającym pretekstem, by się wzięli do roboty (co oczywiście nie oznacza, że się zmienili – dojrzeli). Jeśli im to odbieramy, nigdy się do roboty nie wezmą. Jak otworzyć drzwi swojemu dziecku do nauki dbania o pieniądze i zarządzania nimi? Przestać mu dawać pieniądze. Postawić je w sytuacji bez wyjścia innego, niż rozwój.

I dokładnie to samo jest w sytuacji uzależnionych – uzależnienie to konsekwencja życia negatywnego. I człowiek albo dojrzeje, wybierze wzrost, integralność, albo umrze – sam się zabije. Wbrew pozorom to bardzo dobry deal. :) Utrzymywanie uzależnionego na siłę, próby nieudolnej pomocy, wieczne tylko wybaczanie, itd., prowadzą do tego, że uzależniony nie dąży do zdrowia, do integralności, nawet do uczciwości. Pozostaje takim jakim jest i oczekuje coraz więcej “pomocy”. I granica cierpienia, którą musi osiągnąć, by się poddać – oddala się. Więc sami pogłębiamy cierpienie i przedłużamy smutny los uzależnionego. A im później mu to odbierzemy, tym też będzie bardziej cierpiał, a może nawet pojawi się gniew na nas.

I znowu – uzależniony może zazdrościć tym, którzy nie są uzależnieni. Ale to tylko dlatego, bo nadal gra ofiarę i nie rozumie, że uzależnienie to to jak żyje. Czyli – pragnie żyć jak inni ale nie ma zamiaru zacząć. A chcenie i pragnienie to jeszcze nie jest decyzja.

Gdy skupimy się na wnętrzu, możemy zacząć element po elemencie rozmontowywać konstrukcję zazdrości. Bo zazdrość to amalgamat wielu percepcji, intencji, emocji, oporu. Żaden z tych elementów nie będzie nam już potrzebny, gdy zaczniemy wzrost w świadomości.

Gdy uwolnimy lęk przed śmiercią, a swoje życie przewartościujemy – może się okazać, że starszy wiek stanie się dla nas źródłem niepowtarzalnych doświadczeń – zazwyczaj już nie gonimy za wielkimi sukcesami, pieniędzmi, sławą, itd. Możemy zacząć się cieszyć z rzeczy małych, na co nigdy sobie nie pozwalaliśmy. Np. z dbania o ogródek. Możemy dzielić się swoimi doświadczeniami z innymi. Masa osób w starszym wieku poszła pierwszy raz na studia, zaczęła ćwiczyć, itd. Inni znaleźli sobie jakieś spokojne prace – np. w sklepie. Pracują bez zmagania, spokojnie, chętnie, rozmawiają sobie z klientami – są zadowoleni, zrelaksowani, mają dodatkowe pieniążki. Czy musieli z tym czekać do starości? ;)

Okazuje się, że wiek stanowi bardzo niewielkie ograniczenie.

Podkreślę – zazdrość to nie jest uczucie. Nie grajmy po raz n-ty ofiary uczuć. To się nie bierze samo z siebie jak smród spalin przy drodze. O zazdrość trzeba się bardzo postarać. Już ileś razy o tym wspominałem ale raz jeszcze przypomnę – jedyne słowa katechetki z gimnazjum jakie zapamiętałem, bo uderzyła mnie ich mądrość, to – “aby trafić do piekła, trzeba się naprawdę bardzo poważnie wysilić i postarać!” Wow! To prawda. Żeby przebyć drogę z bezwarunkowej radości własnym istnieniem do totalnego odarcia się z wartości, nienawiści skierowanej przeciwko sobie i zanegowania wartości życia – to naprawdę nie lada wysiłek.

I widać to w wypominaniu sobie błędów. Ktoś popełnił błąd – co trwało 5 sekund – np. powiedział coś nie na miejscu. A potem wielki wstyd, poczucie winy, wypominanie sobie, przeżywanie – nawet godzinami każdego dnia przez miesiące, a nawet lata. Błąd trwał moment, a całe to cierpienie sobie sprawiamy sami. Plus – wcale nie mamy intencji tego błędu poprawić, wyciągnąć wniosków. Tylko się emocjonujemy. Upokarzamy.

Zaraz przemyślimy kilka podpowiedzi jak poradzić sobie z zazdrością. Przede wszystkim przestańmy patrzeć na zazdrość jak na uczucie. Bo to nie jest uczucie. Patrzmy na zazdrość jako konsekwencję błędów, które popełniliśmy.

Zacznijmy od analizy:

– Jaką wartość, sens i znaczenie nadaliśmy temu, co/kogo zazdrościmy?

– Z jakich powodów to czynimy. Wliczając korzyści jakie mamy oraz to, na co liczymy zazdroszcząc. Jakie są to korzyści?

Pamiętajmy, że wartość to również nie jest uczucie. Nie można czuć wartości. Nie można czuć “się” gorszym, ani lepszym. Nie możemy też cierpieć, bo ktoś siebie uważa za lepszego czy nas za gorszego. Nie można “czuć”, że ktoś lub coś jest dla nas ważne.

Nie ma uczuć, “że” cokolwiek.

Ja sam doświadczałem zazdrości bardzo często. Zawsze wynikała z faktu, że odzierałem się z wartości, a źródło tej wartości, a także szczęścia i sensu umieszczałem poza sobą. Co oznaczało, że to źródło może mi zostać odebrane lub utrzymywane poza zasięgiem – np. gdy usłyszę od kobiety “nie”. Wielu mężczyzn od razu utożsamia to z tzw. “odrzuceniem”. Czyli stratą źródła wartości jak i dowodem na to, że nie są wartościowi. Bo skoro kobieta im odmawia, to musi znaczyć i stanowi dowód, że jest coś nie tak z nimi, a ta kobieta jest tego obiektywnym sędzią. Absurd tego pokazuje sam fakt, że często postrzegamy tak osoby zupełnie nam obce. Jeśli ktoś obcy nas zupełnie nie zna, to jak może mieć cokolwiek do powiedzenia o naszej wartości? Ale to nie jest ważne dla kogoś, kto gra ofiarę. Ważne są tylko uczucia, którymi wszystko usprawiedliwia. A to jak taka osoba siebie widzi i traktuje – to przecież nie jest uczuciem.

Teraz trochę o głupotach powtarzanych na temat zazdrości, nawet przez terapeutów:

– Zazdrość to uczucie.

– Zazdrość jest ważna, bo informuje nas o tym, że np. związek z daną osobą jest dla nas bardzo ważny.

– Zazdrość może wymknąć się spod kontroli.

– Zazdrość może mieć rozsądne podstawy.

– Ważne, by spowodować, by druga osoba czuła, że jest dla nas ważna.

Zdajmy sobie sprawę co KONKRETNIE nazywamy zazdrością. Bo masa ludzi pisze, w tym do mnie, że “mają depresję” lub “są w depresji”. I tyle. Wiele osób nie jest na tyle świadoma, by nawet podać przykłady czym się to przejawia. Tylko “depresja”. A każdy ma inną definicję.

Szukam czy istnieje jakaś utarta w społeczeństwie definicja zazdrości ale nic nie znajduję. Jedyne co się powtarza jak gdakanie, to to, że zazdrość to uczucie… Co dalej pokazuje jak ludzkość jest niedojrzała także i w tym temacie. Różne uczucia mogą towarzyszyć zazdrości ale sama zazdrość nimi nie jest. I biorąc pod uwagę jak wiele ma elementów, które w mogą w różnych okolicznościach przeważać w różnym stopniu, wątpię, może być problem, by podać jakąś zawsze poprawną definicję.

Pamiętaj, że każda emocja to konsekwencja percepcji. Jak podałem na wielu przykładach – zazdrość to zazwyczaj amalgamat wielu negatywnych percepcji. Dlatego mogą jej towarzyszyć rozmaite uczucia – od wstydu, winy, po żal, strach, pożądanie i gniew – cała panorama emocjonowania się.

Doktor Hawkins podał bardzo ciekawy przykład. Jedna osoba powiedziała mu, że znajomy tej osoby zazdrości mu władzy. Doktor odpowiedział – “Władzy? Jakiej władzy? Ja leczę bardzo dużo bardzo chorych osób. Jaką władzą dysponuję?” Przypomnę też, że umysł jest dobry w szukaniu rozwiązań na problemy, które sam stworzył.

Warto zdać sobie sprawę z własnych projekcji. Oraz pamiętać, że tzw. glamour – czar, blask nadany czemuś i komuś – to realna energia. Tym samym wcale nie musimy sami jej wyprojektować, by automatycznie widzieć coś jako np. cenne i wartościowe. Zauważmy niedostrzegalny dla ludzi absurd – np. złoto (ładne = cenne). Jako że jest ładne, błyszczy się i jest rzadkie, to dla ludzi automatycznie staje się cenne i wartościowe. I ludzie płacą ogromne pieniądze za złoto i różne wyroby ze złota i się tym obnoszą jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. :) Można rzec, że ludzie noszący różne złote ozdóbki dali się mocno zrobić w balona. Jeszcze się dumnie bronią – “Stać mnie, to mogę, a ciebie nie stać, to jesteś gorszy”. Stać ich na wiele rzeczy ale dlaczego za ogromne kwoty kupują kamyczki? :) No bo na tym poziomie świadomości takim sprawom nadajemy znaczenie i wartość.

To samo ze sławnymi firmami – za malutkie logo dopłacamy często kilkukrotnie więcej, niż za identyczny produkt bez tego logo. Ok, firma może być synonimem jakości. Ale przecież nie jest jej monopolistą.

W świadomości zwierzęcej ma to sens – jeśli w lesie znajdziemy krzaczek jagód, to nie jest powiedziane, że znajdziemy też drugi. Więc ograniczone źródło zasobów staje się dla nas cenne. Pytanie tylko dlaczego jeszcze bardziej cenne nie miałoby być nieograniczone źródło – np. wielki las pełen zwierząt i różnych jadalnych roślin? Bo to dziecinne. Jak jest czegoś mało, to nadajemy temu wielką wartość tylko dlatego, bo jest tego mało. I jak ktoś inny to zdobędzie, a my nie, to… ale czy ma to jakiekolwiek znaczenie?

To samo widać w związkach – jak jesteśmy z jedną osobą, to automatycznie nadajemy jej wielką wartość. Przecież nawet za tak bardzo romantyczne uznaje się twierdzenie – “Jesteś wyjątkowy/a! Nigdy nie znajdę kogoś takiego jak Ty!” Jest to oczywista bzdura i kłamstwo. Ale to uwielbiamy. Oczarowujemy się własnymi fantazjami. Dlaczego? No bo rzeczywistość widzi jako negatywną. Więc potrzebujemy fantazji, by ją ubarwić.

Gdy daję mężczyznom do przemyślenia temat – gdyby kobieta zapytała się Ciebie “dlaczego wybrałeś akurat ją”, to co byś jej odpowiedział? Gdyby powiedziała, że naokoło jest wiele innych, nawet bardziej atrakcyjnych od niej – jaki jest powód, że podszedłeś akurat do niej? Te pytania są jakbym mówił do nich po chińsku. ;)

Co ciekawe – wielu gdy wchodzi w związek z jedną osobą, to od razu/szybko zaczynają pożądać innych, bo wartość nadają na podstawie tego, czego nie mogą mieć. :) Albo jakieś negatywności projektują na związek – uznają związek z tą osobą lub tę osobę za ich źródło. A tą swobodę, wolność – których już nie mają – uznają za oswobodzenie z tego co mają i “co ich ogranicza”.

Skoro nie kierujemy się w życiu miłością, potrzebujemy jej syntetyków jak przywiązanie, oczarowanie, pożądanie, nadmuchiwanie wartości, wizerunku, etc. To jak fast-foody. Ale nie tylko – ludzie są ze sobą z lęku przed samotnością, lęku przed wstydem, że są sami, z poczucia obowiązku i odpowiedzialności z nieślubnego dziecka, by nie było wstydu, itd.

Pamiętajmy – nie liczmy na to, że poczytaliśmy sobie o zazdrości i to magicznie spowoduje lub powinno spowodować, że przestaniemy zazdrościć. Tak jak nieraz podkreślałem – na każdej paczce papierosów są ostrzeżenia przed realnymi zagrożeniami palenia – rak, impotencja i więcej. I ile osób to powstrzymało przed paleniem? Ktoś zna choć jedną?

Demonizowanie jakiegokolwiek błędu czy też grzechu NIE pomaga. Ani próba zmian z poczucia winy. “Muszę wyzdrowieć, żeby przestać cierpieć”. Nawet Twoja dziewczyna nie będzie zadowolona jeśli dostanie od Ciebie kwiaty z nastawieniem “musiałem kupić kwiaty, bo był Dzień Kobiet”.

Podobnie z zazdrością – wymyślenie sobie jakiegoś przeciwnika – “zazdrości”, a następnie próby jego pokonania, to dziecinada. Nawet nie próbujmy. Jak nauczają 12 kroków – przeprowadźmy odważny obrachunek moralny, zobaczmy dlaczego wybieramy zazdrość, na czym ona bazuje. Przyznajmy, że być może wcale nie chcemy przestać zazdrościć ale chociaż dostrzeżmy korzyści jakie z tego mamy.

Wielu, jak nie większość, mówiła mi, że “Tyle już wiedzą, a nadal są uzależnieni, co jest z nimi nie tak?!”

Podkreślę rzecz fundamentalną dla zdrowia i poprawy – wszechświat reaguje tylko na prawdę. Świadomość, że Bóg/świat/los są odmawiający to poziom świadomości Pożądania, na którym następuje zniewolenie człowieka (nie grajmy ofiary poziomu własnej ewolucji). Nawet przecież nasz umysł nie reaguje na “nie”. Jak poprosimy, by ktoś sobie czegoś NIE wyobraził, to sobie to wyobrazi. Świat nie reaguje na brak prawdy – dlatego kłamstwo osłabia, bo nie jest realne. Dlatego może się nam wydawać, że świat jest odmawiający. To jakby ktoś szedł obok mnie i zwracał się do mnie innym imieniem – np. “Tomek, hej Tomek, mówię do ciebie!” Ja nie zareaguję, bo moje imię to nie Tomek. A jeśli zareaguję, to aby tę osobę wyprowadzić z błędu – np. pomyliła mnie z kimś innym.

Tak jak i nasza świadomość – my – wzmacniani jesteśmy przez kontakt z prawdą oraz osłabiani jesteśmy przez brak prawdy. Ale nie ma osobnego “braku prawdy”, z którym moglibyśmy coś zrobić – np. usunąć, by poznać prawdę. Tak jak nie ma prądu oraz osobnego “nieprądu”, który moglibyśmy usunąć, by popłynął prąd i dodać go, by prąd w kabelku przestał płynąć. Tym samym również nie ma “zazdrości”, którą moglibyśmy usunąć, pozbyć się. Bo to jest zbiór cech i ich konsekwencji.

Tym bardziej jeśli uważamy, że zazdrość to uczucie. Próby usuwania uczuć prowadzą do kolosalnych konsekwencji, z których kilka to depresja i uzależnienie.

Również 12 kroków zwracają uwagę jak jest to fundamentalnie istotne – już pierwszy krok mówi nam, że nie wyzdrowiejemy jeśli nie powiemy prawdy. “Przyznajemy, że nie mamy kontroli nad swoim życiem, że stało się niekierowalne”. A co mi mówią uzależnieni? Nie chcą tego przyznać, bo uważają, że jak przyznają, że nie mają kontroli, to ją stracą. Więc żyją iluzją. Bo kontroli nie mieli nigdy. To jakby człowiek bez prawda jazdy nie chciał przyznać, że nie ma prawa jazdy, bo jak przyzna, to je straci. No ale jak można stracić coś, czego nie mamy? Albo jakby chory bał się przyznać, że jest chory, bo jak to przyzna, to dopiero straci zdrowie. Bardzo wielu ludzi tak postępuje, czego przykłady są na tym Blogu.

A strata iluzji jest drogą do zdrowia. W tym tzw. “rozczarowanie”, które ja nazywam “odczarowaniem”. Ale i z tego wielu zrobiło sobie kolejny pretekst do grania ofiary i popadania w niekończące się “łańcuszki” negatywności. Podkreślę – gdy stracisz iluzję to DOBRE wydarzenie!

Prawa i uczciwość – to Ci pomoże. Ja Ci nie przedstawię definicji zazdrości. Bo masy ludzi lgną do takich definicji i potem trzymają się ich co do joty. To najprostsze, dziecinne postępowanie. Ale powszechne. W tym wobec prawa – opieranie się o prawo często pozbawione jest rozsądku – ludzie trzymają się zapisów słowo w słowo. I masy prawników specjalizują się w takim dobieraniu kontekstu i znaczeń, by wyjść poza te zapisy i tym samym przestać im podlegać. I choć oskarżony jest w oczywisty sposób winny, to w takim kontekście w jakim przestawił to prawnik, już winny nie jest, bo zapisy tego nie obejmują. Np. nie potrącił pieszego, bo jechał nieuważnie, będąc pogniewanym; tylko bidulka spieszył się pomóc swoim pracownikom, bardzo się tym przejął, dlatego był zdenerwowany, cały czas myślał jak rozwiązać poważny problem swojej firmy, przez który może stracić pracę wielu ciężko pracujących ludzi mających rodziny i dzieci! Ajajaj! NIEWINNY!

Jezus 2000 lat temu dał nam mądrość – “Miecz Prawdy”. Powiedział jak jest. Co jest czym. A my dziecinnie, niedojrzale, narcystycznie nazywamy sobie to jak nam pasuje. Kalibracja konceptu “wilka w owczym przebraniu” pokazuje poziom 120. To poziom świadomości Strachu. Kilka przykładów tego poziomu to np. kulty, rasizm, fatalizm, krytycyzm, paranoidalne usposobienie.

Nie za dobrze.

Setki uzależnionych przedstawiało mi moje słowa, zupełnie wyjęte z kontekstu, często w ogóle nawet nie przedstawione tak jak je napisałem i na tej bazie się usprawiedliwiali. “Sam mówiłeś, że…” – i tu przedstawiana jest kolejna strategia, kolejny element uzależnienia i niechęci, by zacząć żyć uczciwie, integralnie.

Więc gdybym powiedział, że zazdrość to X, to wystarczy, że ktoś będzie miał X+a i w jego mniemaniu to już nie będzie zazdrością. Tak jak mi ludzie mówią – “Ty Piotrze jesteś specjalistą od uzależnienia, a ja mam inny problem”. Ale wyjaśniam – uzależnienie to życie destruktywne dla siebie. Ja jestem specjalistą w widzeniu prawdy o tym jak człowiek żyje. I mam dostateczną wiedzę oraz doświadczenie, by znaleźć rozwiązania. Ale uzależniony wymyśla sobie jakąś swoją definicję uzależnienia i używa jej jako usprawiedliwienia.

Więc każdy może sobie znaleźć czy sklecić swoją definicję zazdrości, usprawiedliwić ją i siebie i dalej tak żyć. Do wyboru, do koloru.

Dlatego naprawdę z całego serca zalecam – ani nie nadymajmy problemów, nie róbmy z igły wideł, ani nie bagatelizujmy tematu. Nie grajmy ofiary, ani nie udawajmy, że wszystko jest ok.

Mówimy o tym jak żyjemy. Wystarczy spojrzeć na to z intencją uczciwości – widzenia prawdy. A to jak żyjemy wynika z naszego poziomu ewolucji. Jak jeszcze nie przerobiliśmy lekcji zazdrości – a widzimy, że taka jakość życia nam szkodzi lub zaczęła – no to oprzyjmy swoją percepcję o fakty. Tłukę ludziom w jak najbardziej przystępny sposób potrafię esencję ludzkiego istnienia. Ale wielu nadal woli utrzymywać fantazje. Najbardziej lubię stwierdzenia typu “tak jest skonstruowany człowiek”, “takie jest życie”, “tak już jest”. No sami filozofowie oddani zgłębianiu prawdy! A za chwilę – “ja myślę i czuję, że”…

Nie, ani uzależnienie, ani zazdrość, ani nic z tego nie jest żadną chorobą duszy, bo dusza nie choruje. To kolejne urojenia, które ludzie uwielbiają. “Mam duszę, która choruje”… czy choć jeden Awatar ludzkości powiedział coś takiego? Skąd żeśmy to wytrzasnęli? Z klozetu? Duch nie choruje, bo to niemożliwe. Tylko my jesteśmy jeszcze na takim poziomie ewolucji, że jednocześnie zazdrościmy, bo to zwierzęce ale też dotarliśmy do momentu, że potencjalnie już przestało nam to pasować i rozważamy zmianę. Ale też nie rozumiemy rzeczywistości, dlatego się zmagamy. Np. opieramy się, czego nieuniknioną konsekwencją jest ból. Jak nas boli, to nie znaczy, że coś nie gra z duszą. Tylko my wybieramy jak idiota. ;)

Nic nam też nie zżera duszy. Tylko się obwiniamy i wstydzimy, opieramy, często też demonizujemy swój problem. Tyle. Brakuje odpowiedzialności. Brakuje odwagi, by przyznać – “uwielbiam zazdrościć ale przestały mi odpowiadać konsekwencje, jednak pomimo tego nadal wybieram zazdroszczenie”. Niemniej, jak mówiłem, możemy cierpieć i w tym utknąć. Dlatego przyjrzyjmy się 12 krokom.

12 kroków zastosowane do dowolnego problemu w naszym życiu – rozwiążą go.

Krok Pierwszy
Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec zazdrości – że utraciliśmy kontrolę nad naszym życiem.

To dla wielu osób bardzo trudny krok. Częstą przyczyną jest utrzymywanie urojenia i iluzji kontroli. Dlatego tak naciskam, by ludzie zaczęli dostrzegać, że ani nie myślą, ani nie mają kontroli nawet nad jedną myślą.

Dopiero poważne problemy, jak uzależnienie, czy duży ból związany z nieprzyjemnymi konsekwencjami jakiegoś błędu, czyli tzw. grzechu, wymusza siłą na ludziach rozpoznani tej iluzji i jej odpuszczenie. A ludzie i tak nie chcą.

Jeden mężczyzna napisał mi ostatnio – “Wydaje mi się, że jak przyznam się, że nie mam kontroli, to właśnie wtedy ją stracę.Co innego powtarzać po mnie, a co innego naprawdę zdać sobie z tego sprawę we własnych dążeniach.

Analiza zwykłą logiką pokazuje jak absurdalne to jest. Ale znowu – dla człowieka hipnotyzującego się myślami całe życie, to twierdzenie naturalnie wydaje się mu prawdą. Jak zresztą każda myśl, której się trzyma. Bo nie bez powodu się ich trzyma.

I też pokazuje nam wprost, że wolimy swoje urojenia, niż prawdę, niż zdrowie.

Warto zastanowić się ile już zmagamy się z problemem, który mamy – czy to zazdrości, czy uzależnienia i przyznać chociaż na tej podstawie, że faktycznie nie mamy nad tym kontroli. Bo gdybyśmy mieli, to już ten problem byśmy rozwiązali, zgadza się?

A masy uzależnionych po 20-30 czy więcej latach uzależnienia, mówią – “najpierw spróbuję sobie poradzić samemu/samej”. Mamy 12 kroków, które mówią nam wprost jakie są kolejne kroki, by wyzdrowieć. A ludzie bez żadnej wiedzy, nawet bez konkretnego przedstawienia czym wg nich jest uzależnienie, ani bez uczciwego przedstawienia intencji, chcą ten problem nagle rozwiązać samemu, choć nie chcieli przez połowę czy 2/3 swojego życia? Gdyby wykonali kroki, to nie tylko widzieliby, że nie mają kontroli ale też po wykonaniu odważnego obrachunku moralnego przyznaliby, że wcale nie chcieli żyć trzeźwo. Zazwyczaj szukają tylko sposobu, by nie cierpieć ale nadal chcą żyć tak samo.

Dlaczego jesteśmy bezsilni? Bo na tej planecie siłą nie zdziałamy wiele w bardzo wielu tematach. Siłą możesz otworzyć słoik, a i tak nie zawsze jest ona potrzebna. Siłą nie zdziałasz nic w kontekście zdrowia. Szczególnie, że – fundament zrozumienia – nasz potencjał tzw. siły woli jest co najwyżej taki jak nasz poziom świadomości. Siła jest pomocna w rozumieniu – nie biadolimy, nie gramy ofiary, nie narzekamy, nie ulegamy pokusom, rozpraszaczom.

Ale przyjrzyj się – siłą nie pokonasz nawet jednej myśli. Co więcej – zapewne ją tylko utrzymasz. Siłą nie pokonasz nawet kapki emocji. Siłą nie pokonasz bólu. Siłą nie uzdrowisz nawet jednej negatywnej cechy charakteru. Znasz kogoś, kto tego dokonał?

Skoro wiemy, że zazdrość to poziom gniewu/dumy, to automatycznie wiemy, że nasza siła woli jest niska. A jeśli jeszcze nadal opieramy się zazdrości, to tę siłę cały czas drenujemy. W WoP wyjaśniam, że siła woli “zachowuje się” jak mięśnie. Potrzebuje odpoczynku, regeneracji. Więc człowiek, który ciągle uważa, że coś musi, gra ofiarę, żyje niechętnie, nigdy nie pozwala sobie na regenerację oraz cały czas potencjał tej siły się obniża. I wtedy znowu – ludzie sądzą, że są wiecznie zmęczeni czy niewyspani. Nie rozumieją, że to apatia, a nie zmęczenie. Tym samym żadna ilość odpoczynku nic nie da. Bo to źle zdefiniowany problem. A potem ludzie mówią – “nie mogę odpocząć” albo “nie potrafię odpoczywać”. Bo próbują rozwiązać problem, który nie istnieje, gdyż go niepoprawnie postrzegają. A jak im się nie udaje go rozwiązać, to wmawiają sobie kolejne urojenie – np., że nie potrafią odpoczywać. Ale przecież odpoczynek to nie jest umiejętność, której możemy nie posiadać.

I tak dalej, i tak w kółko. Błąd za błędem wynikającymi z niezrozumienia faktów.

Więc – im szybciej przyznamy, że nie mamy kontroli, tym lepiej dla nas. Może to wymagać od nas odpuszczenia dumy. Pamiętajmy, że pokora nie jest tożsama z upokorzeniem. Tak jak pływanie nie jest tożsame z topieniem się.

Krok Drugi
Uwierzyliśmy, że Siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowy rozsądek.

Staram się wyjaśnić, że “zdrowy rozsądek” to masło maślane. Nie ma innego rozsądku, niż zdrowy. Zdrowie i rozsądek są ze sobą tożsame – to synonimy. Bo Zdrowie to poziom 350. Rozsądek to poziom 400. Czyli życie rozsądne obejmuje już życie zdrowe.

Tym samym w życiu człowieka zazdroszczącego brakuje rozsądku – przynajmniej wobec tematu, w którym utrzymuje zazdrość. Gdy uczciwie przyjrzymy się temu jak żyjemy, możemy dostrzec, że do rozsądku brakuje jeszcze lekcji odwagi, czyli m.in. odpowiedzialności, a także kolejnych – neutralności wobec czegoś/kogoś, ochoty i akceptacji.

Jak wyjaśniałem – jednym z korzeni zazdrości jest brak akceptacji oraz brak neutralności wobec czegoś/kogoś. Osądzamy, obwiniamy, potępiamy. Uważamy, że zawsze coś jest przez kogoś – np. nasze przykre doświadczenia. A gdy słyszymy słowo “odpowiedzialność”, to osądy, obwinianie i potępianie przerzucamy na siebie. Czyli nic nie zmieniamy. Znowu – kłania się krok pierwszy.

Gdy widzimy, że sami tylko jeszcze głębiej się wkopujemy w problemy, nie ma lepszego momentu, niż wiara, że jest Siła Wyższa od nas samych. Która dobrze nam życzy. Jedyny kto nam dobrze nie życzy, to my sami sobie. :)

Pamiętajmy, że mówimy tu o często fundamentalnej zmianie kontekstu. Zaczynamy widzieć jako niesprzyjające nam coś, czego mogliśmy się trzymać dosłownie przez całe życie i uważać to nawet za niezbędne do przeżycia. A teraz iluzja spada jak znoszone, brudne gacie. ;) A my opierając się, jeszcze obwiniając i wstydząc, będziemy doświadczać bólu. Aż nie przestaniemy się opierać.

Krok Trzeci
Podjęliśmy decyzję, aby powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, tak jak Go rozumieliśmy.

Wiele osób nie chce wykonać tego kroku, o ile w ogóle rozważaliby 12 kroków, bo Boga postrzegają w najlepszym wypadku jako sadystycznego sukinsyna, który ma ich gdzieś lub dziecinną fantazję ludzi naiwnych. Bo gdyby nie miał, dlaczego dopuściłby np. do uzależnienia? Bóg to generyczne określenie dla Boskości będącej źródłem wszystkiego.

Pamiętaj – “tak jak Go rozumiesz”. Gdy nie odpowiada Ci słowo “duchowość”, zastąp je “integralnością”.

Zauważmy co mówi ten krok – PODJĘLIŚMY DECYZJĘ. Powierzamy naszą wolę oraz życie opiece Boga/Siły Wyższej. Niech mi ktoś powie – ile osób zna, które podjęły taką decyzję? Wliczamy oczywiście ludzi wierzących. Ludzie powtarzają modlitwy jak katarynki. Ale decyzji nie podejmują. Idą do kościoła nie dlatego, bo podjęli taką decyzję, tylko by nie zostali osądzeni, odtrąceni i oczywiście przez ludzi – innych “wierzących”. Robią to z poczucia winy i strachu. Od Boga oczekują tylko, by ich nie ukarał, nie potępił. A poczucie winy, ani strach, to nie jest decyzja, by powierzyć swoją wolę i życie opiece Boga. To cwaniakowanie, by uniknąć kary.

Bardzo ważne, by rozumieć, że te kroki nie oznaczają, że mamy przestać podejmować w naszym życiu działania. Wręcz przeciwnie – podejmujemy je ale już ze świadomością opieki, z wiarą, nadzieją. Przestajemy osądzać to, czego doświadczamy. Zaczynamy żyć odważnie – integralnie. Przestajemy uciekać i grać ofiarę.

A czemu ludzie oddają się pod opiekę? Innych ludzi. Lub używek – alkoholu, narkotyków, pornografii, papierosów. Czego chwytamy się z samego rana jak tonący brzytwy? Może włączamy telewizor lub radio? A nie oddajemy się spokojnej modlitwie i medytacji w ciszy i pokoju. Pamiętajmy, że jednym z 10 Przykazań jest, byśmy nie mieli bożków. Dlaczego? Bo nas Ten Jedyny ukarze? Nie. Bo to doprowadzi do wielu problemów w naszym życiu. Jednym z koronnych przykładów jest uzależnienie.

Ale nie tylko. Bo gdy np. nasz mąż czy żona staną się dla nas takim bożkiem, to każdy kto zazdrości i boi się zdrady, odrzucenia, zostawienia – wie jakim to jest błędem. Albo – już powinien wiedzieć. Miłość do kogoś nie oznacza położenia korony na głowie tej osoby i robienia dla niej wszystkiego. Przykładem miłości wobec osoby uzależnionej jest aby pozwolić jej upaść, przestać próbować ją zmieniać. Jeśli ona sama w zmianie nie dostrzeże wartości, nic z tym nie robimy.

Krok Czwarty
Zrobiliśmy wnikliwą i odważną osobistą inwenturę moralną.

Kilka dni temu napisał do mnie klient, który WoP przerabia po raz drugi. Pierwszy raz zaczął w 2017, drugi raz w styczniu tego roku. I dopiero teraz zapytał mnie – w jaki sposób ma wykonać inwenturę moralną? Inny mężczyzna zapytał się mnie co to w ogóle jest ta inwentura moralna. Ludzie nawet logicznie nie rozumieją tego określenia.

Ciekawe, prawda? Mój klient wykonał już w sumie 20 Raportów i nadal nie rozumie tego fundamentu – co to jest inwentura moralna. Czyli uczciwość. To jak żyjemy, co wybieramy, z jakich powodów, z jakimi intencjami.

To są tylko dwa słowa – inwentarz i moralność.

Pyta – “w jaki sposób” ma to wykonać? Ale nie ma sposobu – a raczej sposób to tylko forma i nie ma większego znaczenia. To pytanie wynika z prostego faktu – że się temu opiera, bo się boi winy, którą trzyma dla siebie przez całe życie.

Każdy, kto unika prawdy, boi się tego wewnętrznego bezlitosnego sędziego i kata, który tylko czeka na pretekst, by osądzić nas tak surowo jak tylko potrafi.

Tak jak jeden komentujący mężczyzna na tym Blogu napisał:

Cześć Piotrze. Czy mógłbyś opisać jak przekroczyć tą rozpacz? Jak sobie z nią poradzić? Ja, odczuwając rozpacz czuję brak motywacji do jakiejkolwiek zmiany, każde nawet małe potknięcie wydaje się wielką porażką, a codzienne błahe obowiązki wyzwaniem prawie, że niemożliwym do wykonania- takie wrażenie braku sprawczości i ,,po co to robić,,. To takie uczucie beznadziei, pustki, bezsilności, które wydaje, że będzie trwać wiecznie. Jestem taki wtedy rozdarty wewnętrznie, ciężko mi się skupić na pracy, rozpamiętuję przykre wspomnienia z przeszłości i oceniam siebie ogólnie nieprzychylnie- dosłownie umysł klei się do wszystkiego co upokarzające na mój temat. Jak Ty w takich momentach sobie radziłeś i jak wyglądał ten proces przekraczania przez Ciebie rozpaczy?

On nawet nie dostrzega, że przyznał jak postępuje – np. mały pretekst, jakaś pierdółka – “nawet małe potknięcie staje się wielką porażką(…) rozpamiętuję przykre wspomnienia z przeszłości”. Nie rozumiejąc, że ewoluujemy z poziomu sadystycznego drapieżnictwa, to może się wydawać dla nas nie tylko dramatyczne ale też jako ostateczny dowód, że jesteśmy tym bezwartościowym kawałkiem g**na, za jakie się uważaliśmy przez całe życie. Znowu – kłania się krok 1.

Łatwo grać tego ofiarę, tak jak możemy grać ofiarę zazdrości. Ale gdy zaczniemy mówić prawdę i wybierać integralność, to przyznamy, że uwielbiamy to robić – najmniejsze potknięcie i zaczynamy do siebie strzelać jak z karabinu. Kochamy to! A gdy chcemy to zmienić, okazuje się, że nie dajemy rady. Dlaczego? Bo tylko chcemy. A jesteśmy na takim poziomie ewolucji. I wcale nie chcemy zrezygnować. Dlatego poddajemy się opiece Boga, tak jak Go rozumiemy. Sami nie dysponujemy dostateczną Mocą, by to zmienić. Bo czy jesteśmy dla siebie bezwarunkowo akceptujący? Gdy w Module 7 zadaję podchwytliwe pytanie za co siebie nie kochamy i nie szanujemy, to ludzie przedstawiają całe listy i często logicznie argumentowane. Jeszcze sądzą, że to nie lubienie siebie pomaga im się zmienić na lepsze. Tylko nie dostrzegają, że nie pomaga. Bo to fantazja.

Przykład inwentury moralnej. Swego czasu, gdy sporo chodziłem do klubów i podrywałem, rozmawiałem z różnymi kobietami, mówiłem np., że ważna jest dla mnie ona, a seks to powinna być naturalna konsekwencja tego, że kobiecie i mężczyźnie jest ze sobą dobrze. Mówiłem to, by mieć seks. To była strategia. Bardzo chciało mi się śmiać, gdy przeczytałem mema rozmowy chłopaka i dziewczyny. Chłopak mówi – “Ja wszystkie dziewczyny poderwałem na tą samą bajkę”. Ona – “Ze mną ci się nie uda!”. On – “Wiem, że się nie uda. Ty nie jesteś jak wszystkie, Ty jesteś wyjątkowa i pierwszy raz w życiu spotkałem taką cudowną kobietę”. Ona – “Oooo, to bardzo miłe co piszesz”. ;)

Sam dopiero spojrzałem na moje słowa i to, co chciałem nimi osiągnąć. Kosztowało mnie odpuszczenia trochę dumy, by to skorygować. By mówić te słowa naprawdę szczerze. Wymagało to wewnętrznej pracy – w tym przewartościowania seksu, relacji, etc.

Inny przykład inwentury moralnej – gdy przyznamy, że chcemy włączyć w TV prognozę pogody nie, by dowiedzieć się jaka będzie pogoda, lecz, aby popatrzeć na pupę pogodynki.

Praktycznie nikt nie zauważa nawet, że pewną formą tego kroku są notatki z Modułu 2 WoP. Ale też każdy Raport.

Wykonując inwenturę moralną uczymy się m.in. odróżniać prawdę od racjonalizacji, prawdę od kłamstw i usprawiedliwień. W ogóle wybór prawdy to dla wielu krok tak trudny, że wolą się zapijać dzień w dzień czy ćpać, oglądać porno godzinami. Co też pokazuje, że homo sapiens dąży do swojej destrukcji. Stąd też zwrócenie się w stronę Boga/Siły Wyższej jest niezbędne. Bo skoro sami ani nie potrafimy, ani nie możemy, ani nawet nie chcemy sobie pomóc, to cóż możemy począć? Wielu zamiast tego woli grać ofiarę i biadolić, że jest gorszy, bo się już taki urodził i nic nie może z tym zrobić. Może – 12 kroków.

I bardzo łatwo można nie zauważyć dalszego dążenia do własnej destrukcji, gdy np. zarzucamy – “ale dlaczego ja mam to wykonać, skoro są ludzie, którzy żyją dobrze i zdrowo i wcale tego nie musieli robić!?” Słyszałem ten zarzut i usprawiedliwienie wielokrotnie. Pytanie brzmi – dlaczego jest to dla nas sensowny argument? To jakby zarzucać, że musimy dokupić sobie dodatkowe godziny kursu prawa jazdy, a są ludzie, którzy nie musieli. Skoro nie chcemy się poddać, to droga wolna – zmagaj się, walcz, graj ofiarę tego straszliwego uzależnienia czy czego tam chcesz. Tylko nie biadol, że nic nie ulega poprawie. Rozwiązanie znasz, tylko nie chcesz go zastosować.

Na tej drodze nikt Cię do niczego nie zmusza. Nie musisz żyć zdrowo. Nie musisz odnosić sukcesów. Nie musisz mieć fajnego seksu. Nie musisz być szczęśliwy/a. Nie musisz dobrze zarabiać. Nic nie musisz. Ale jeśli chcesz, to droga najczęściej jest prosta – wiesz, że ktoś to osiągnął. Poszukaj kto, jak i zacznij to naśladować. A z czasem niech to będzie dla Ciebie tym, co wybierasz chętnie.

Dlatego też uczciwy obrachunek jest zawsze niezbędny, by upewnić się, że idziemy tą prostą drogą. To NIE jest skomplikowane i dlatego dla wielu jest. :) Tak jak to ostatnio ktoś napisał – że podrywanie nie może być proste, bo gdyby było, to wszyscy by to robili. Więc tak się zrobił w konia – uważa, że ludzie dlatego tego nie robią, BO to nie jest łatwe. Co jest dowodem, że nie jest uczciwy nawet wobec własnych wyborów – choć powiedział, że nie robi tego, bo woli się bać, wstydzić, winić, “kotłuje się w nim” i woli to kotłowanie, niż poznawanie kobiet.

W przypadku realizacji celów takim obrachunkiem jest rozliczanie się z postępów. W niemal każdej firmie są nawet codzienne spotkania, gdzie każdy opowiada co zrobił poprzedniego dnia, nad czym pracuje obecnie, co zamierza wykonać obecnego dnia, jakie ma problemy, itd. To wszystko pewne formy obrachunku moralnego. Tylko oczywiście nie nazywa się tego duchową pracą, bo nikt by tego nie chciał zrobić. Niemniej widzimy, że “duchowość jest wszędzie”. Tylko jesteśmy na nią ślepi i zaczynamy biadolić, gdy ktoś to nazwie po imieniu. ;) Dlatego zalecam poprawne i “bezpieczne” określenie – integralność.

Jeśli w pracy na takim spotkaniu powiesz, że coś zrobiłeś/aś, a wyjdzie, że to nieprawda, no to czekają Cię przykre konsekwencje. Brak integralności nie popłaca.

Jest takie powiedzenie – “kłamstwo ma krótkie nogi”. Dlaczego? Bo tylko kwestią czasu jest, aż nieintegralność zostanie dostrzeżona. Przypominam – konsekwencji każdej decyzji nie unikniemy.

Krok Piąty
Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.

Bardzo ważny krok. Uwalnia on nas od podświadomej winy, która rośnie tak długo, jak długo nasze błędy ukrywamy. Bo przecież ukrywamy je nie bez powodu.

Druga osoba pomaga nam również uzyskać inny kontekst, który może być pomocny do wybaczenia sobie. Czyli pomału przestajemy być dla siebie bezlitosnym i sadystycznym katem. Plus – przestajemy bać się innych ludzi, na nich projektować ten sadyzm – zanika poczucie separacji oraz lęk przed odwetem. Wraz z tym zaczyna maleć to, co się powszechnie nazywa “uczuciem samotności”.

Gdy wyznajemy istotę naszych błędów Bogu, znika również strach przed karą i potępieniem. A skoro przestajemy bać się Boga, czyli Twórcy świata, przestajemy bać się świata i widzieć go jako złym. Bo przestajemy widzieć go przez pryzmat wypieranej winy i lęku przed winą.

Warto zdać sobie sprawę, że element tego kroku jest od zawsze w ludzkiej świadomości – np. szczere rozmowy z bliską osobą, a czasem z obcym człowiekiem, w religii przyjął formę spowiedzi, a w świecie umysłu – formę terapii. Natomiast jak to u homo sapiens, w każdej z tych form, pojawiły się błędy i pułapki. Oraz oczywiście niechęć do tego kroku.

Np. nie wyznajemy esencji naszych błędów bliskiej osobie, tylko biadolimy. Na terapię chodzimy jako ofiara, bo np. ktoś nas namówił, a nie była to nasza świadoma decyzja, by zacząć żyć dojrzalej i rozwiązać problemy. A religia zrobiła sobie monopol na Boga, księdza widzi się jako pośrednika między Bogiem, a człowiekiem. Przykro mi ale nikt nie ma monopolu na Boga. To czego nie rozumieją duchowni, to to, że to pośrednictwo powinno wynikać z bycia człowiekiem pobożnym, kochającym, nieosądzającym, dążącym do realnego dobra innych ludzi, to poświęcenie się w dążeniu do Prawdy. I wtedy – z takiego pułapu przedstawiamy spowiadającym się sprzyjającą perspektywę – szerszy kontekst, który będzie pomocny, by nie tylko przestali się za błędy obwiniać i wstydzić ale też, by wzięli za nie odpowiedzialność i je rozwiązali, a korzyści jakie z nich mają poddali Bogu (pamiętajmy, że wszystko co wybieramy – widzimy jako dobre, przynajmniej w momencie dokonywania tego wyboru).

To praktycznie nigdy nie następuje. A ludzie i tak ani nie wyznają esencji, spowiadają się tylko z tego, co najmniej niewygodne, ani nie ma szczerej chęci poprawy. Tylko najczęściej klepanie formułek po to, by  na chwilę poczuć “się” lepiej.

I znowu – ileż człowiek się “musi” wycierpieć, by wykonać ten krok szczerze i uczciwie?

Krok Szósty
Staliśmy się całkowicie gotowi, żeby Bóg usunął wszystkie te wady charakteru.

Ha! :) Ile osób znamy, które stały się całkowicie gotowe, by zacząć żyć bez wady charakteru, której się trzymali całe życie? Ja nie znam nikogo. I naokoło, wliczając terapeutów, słyszę non stop pierdoły o wychowaniu, kulturze, czasach, genach, bla bla bla. I znowu – ileż się człowiek “musi” wycierpieć, by w końcu przestać się usprawiedliwiać?

No pomyślmy – jakie mamy pomysły na alternatywę dla zazdrości? Czym moglibyśmy ją zastąpić? Jak wyglądałoby nasze życie bez zazdroszczenia czegokolwiek komukolwiek? Czy widzimy je lepszym, a może gorszym?

Kto np. w ogóle rozważa, że mógłby żyć bez wstydu, lęku i oporu i poznawać kobiety radośnie i chętnie? Lub wybaczyć rodzicom i żyć szczęśliwie niezależnie jacy są i co zrobili?

Kto jest gotowy żyć bez okłamywania kogokolwiek? Kto bez chciwości? Kto bez zazdrości?

Pamiętajmy – ten krok to gotowość do poddania tego Bogu. Zaś naszym “zadaniem” jest rozpoznać i poddać wszelkie korzyści jakie z tego mamy.

To na razie “tylko” gotowość. Kolejne kroki przed nami.

Krok Siódmy
Zwróciliśmy się do Niego w pokorze, aby usunął nasze braki.

Zauważmy – zwracamy się do Boga. Bez żadnych pośredników. Osobiście, odważnie, pokornie. By usunął braki, z których zdajemy sobie sprawę i już się ich ani nie wstydzimy, ani nie obwiniamy, ani nie usprawiedliwiamy. I wybraliśmy, by żyć bez nich.

Krok Ósmy
Zrobiliśmy listę wszystkich osób, które skrzywdziliśmy, i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim.

Niewiele osób, gdy przedstawia mi listę lub o niej opowiada, uwzględnia w niej siebie.

Zauważmy, że ten krok to zrobienie listy. Czyli to znowu ujawnianie z podświadomości całej winy, wstydu, żalu jakie mamy do siebie za te błędy. To wybór odpowiedzialności, czyli integralności.

I stajemy się gotowi, by tym osobom zadośćuczynić. Czyli też odpuszczamy winę, wstyd, żal, gniew względem tych osób. Oraz odpuszczamy lęk, poczucie winy, nienawiść do siebie. Przestajemy się winić, osądzać, potępiać. Bo wybraliśmy zadośćuczynienie.

To całkowita odpowiedzialność za popełnione błędy, wliczając wyrządzone krzywdy.

Bo jak możemy zadośćuczynić jeszcze trzymając się urazy? Przypominam o poprzednim kroku – już żyjemy pokornie. Rozumiemy co jest wadą, brakiem, a co nie. I jesteśmy gotowi żyć bez nich. Czyli np. przestajemy folgować sobie obwinianiem się za błędy. Plus – widzimy zadośćuczynienie z prawdziwej chęci, by komuś wynagrodzić krzywdę. A nie by zrobić to dla siebie – by przestać się źle czuć. Zaczynamy brać pod uwagę dobro drugiego człowieka jak i rozprawiamy się z każdym usprawiedliwieniem – że np. to, że tej osobie powiedzieliśmy coś niemiłego wynikało z tego, że sobie na to zasłużyła, itd.

No bo ile razy np. kupiliśmy kwiaty swojej dziewczynie nie dlatego, by coś z tego mieć, tylko bezwarunkowo dla jej dobra i przyjemności?

Krok Dziewiąty
Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych.

Dopiero 9 krok to podjęcie się realnych działań ale z uwzględnieniem faktycznego dobra ludzi. Możemy dojść do wniosku, że najwyższym dobrem jakiegoś człowieka będzie to, by już nie miał z nami nic do czynienia.

Pamiętajmy, że odpuszczenie urazy to wybór. Stwórzmy dla innych sprzyjające warunki, by to wybrali ale tego nie oczekujmy, nie wymagajmy, nie próbujmy nikogo zmanipulować. Nie każdy podejmie tę decyzję w nawet najbardziej sprzyjających okolicznościach. A podjęcie decyzji to fundament zdrowia na tej planecie. Bardzo ważne, by decyzje były podejmowane odpowiedzialnie.

Dlatego czasem najlepsze co możemy zrobić dla innych, to zejść im z drogi, nawet fizycznie z oczu.

Krok Dziesiąty
Prowadzaliśmy nadal osobistą inwenturę, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów.

Krok 4 wdrażamy do swojego życia na stałe. Bo co on mówi? Że jesteśmy człowiekiem. A w bycie człowiekiem wpisane jest popełnianie błędów. Wiemy też, że jeśli wyprzemy błąd, będziemy go popełniać w kółko i pomijając konsekwencje społeczne czy prawne, nie unikniemy konsekwencji wewnętrznych – jak np. rosnąca podświadoma wina i wstyd, lęk przed odwetem i więcej. W końcu gniew na siebie prowadzący do nienawiści, etc.

Pragmatycznie – im szybciej przyznamy się do błędu/dostrzeżemy go, najczęściej tym szybciej możemy go poprawić i zadośćuczynić.

Widzimy więc w jakim kierunku “zabierają” nas te kroki.

I zaczniemy widzieć jak silnie opieraliśmy się temu co pozytywne, zdrowe. Wow! Naturalnie większość ludzi przypisuje to światu, życiu, rzeczywistości, Bogu, losowi, itd. A do wewnątrz nie spojrzą, bo strach przed winą. :)

Podkreślę – ludzie nie rozumieją nawet słów “obrachunek/inwentarz moralny”, a co dopiero przeprowadzać to każdego dnia – co stanowi fundament zdrowia i rozwoju?

Krok Jedenasty
Staraliśmy się przez modlitwę i medytację poprawiać nasz świadomy kontakt z Bogiem, tak jak Go rozumieliśmy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas oraz o siłę do jej spełnienia.

Większość ludzi nie modli się o to. Tylko modlą się o zmianę świata, ludzi. By było inaczej, niż jest. Bo nie rozumiemy przeznaczenia tego miejsca – tej planety. Ona ma znamiona tego, co się w religii nazywa Czyśćcem. W buddyzmie ma to nazwę “karma” (o czym też mówi religia chrześcijańska, tylko nazywa to inaczej).

To miejsce, które jest idealne pod względem rozwoju duchowego – rozwoju integralności. Który nie jest w ogóle rozumiany i tak jak miłość – mylony z ogromem spraw, które często są zupełnym przeciwieństwem jakiegokolwiek rozwoju i pozytywności.

Zauważmy – modlitwa i medytacja. Można rzec – jedno z religii chrześcijańskiej, a drugie z buddyzmu. Używamy ich obu, by poprawiać swój ŚWIADOMY KONTAKT Z BOGIEM, tak jak Boga rozumiemy. Nie ważne jak. Ważne, by do tego dążyć poprzez modlitwę i medytację.

Prosimy tylko o poznanie Jego woli wobec nas. A jeśli okazałoby się, że wolą Boga dla Ciebie jest absolutne szczęście i jedyny/a, kto ogranicza Ci tę możliwość, to Ty?

No bo powiedz/przyznaj – kto Cię tak strasznie osądza? Kto trzyma się tych uraz do Ciebie? Kto inny, niż Ty sam(a)?

Krok Dwunasty
Przebudzeni duchowo w rezultacie tych kroków staraliśmy się nieść to posłanie innym zazdroszczącym i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.

“Przebudzeni duchowo”. Zauważmy – W REZULTACIE TYCH KROKÓW. Co to znaczy? Że nie ma ani innej drogi, ani nie ma innego rezultatu tych kroków. Zaczynamy żyć coraz bardziej świadomie i już po stronie pozytywności – czyli INTEGRALNIE.

To jest duchowość – np. z miejsca przyznajemy się do popełnionych błędów – bez winy, bez wstydu, bez usprawiedliwień i racjonalizacji. Nie jest do tego potrzebna religijna szopka, ani pośrednicy.

Znasz kogoś, kto tak żyje? Kto chociaż to rozumie na poziomie logicznym, czyli “wie o” tym, bo o tym poczytał?

Ludzie “muszą” upaść na dno cierpienia, by w ogóle zacząć to rozważać. A masy twierdzą, że już tacy są. Jaaaasne. :)

Raz jeszcze – jesteśmy homo sapiens. NIE jesteśmy najbardziej rozwiniętą, ani dominującą rasą na tej planecie. To fantazja, urojenie, szaleństwo, majak. Jak Ci mrówki zalęgną się w mieszkaniu, to bez pomocy nie masz szans ich przepędzić. Jak masz uczulenie na osy, to jedno dziabnięcie i możesz wylądować w szpitalu. Nie zregenerujesz sobie uciętej kończyny. 2 minuty bez tlenu i papa. Nie mówiąc o milionach błędów, których konsekwencjami jest śmierć milionów – nawet setek – i wiele, wiele więcej.

Dopiero 12 kroków pokazuje nam czym jest prawdziwa dojrzałość jako istota ludzka. To jest bycie “alfa”.

Widzimy, że nawet zazdrość może być dla nas wielkim problemem niszczącym życie, radość, relacje z innymi. I dopiero INTEGRALNOŚĆ pozwala nam to uzdrowić. Nie siła. Nie żadna metoda znana homo sapiens z poziomu logiki i siły.

Biorąc pod uwagę czego się nauczyliśmy przez nasze doświadczenia – wiemy już, że nikogo nie możemy przekonać do zmiany. Niesiemy posłanie tym, którzy szukają odpowiedzi, pomocy ale niesiemy je nie przez namawianie, nie przez akademickie dyskusje – tylko przez bycie żywym przykładem. Staramy się – bo to nadal coś, przy czym będą problemy, błędy. Mówimy prawdę. Nie manipulujemy. Bo nie ma takiej potrzeby.

Plus – stosujemy te zasady we WSZYSTKICH naszych poczynaniach. Tak jak z przestrzeganiem przepisów ruchu drogowego – stosujemy je we wszystkich naszych wyjazdach. Nawet tych na minutkę do sklepu kilka przecznic od naszego domu.

Dopiero te 12 kroków opisują nam realne zdrowie i możliwość uzdrowienia z nawet kilkudziesięcioletnich, kolosalnych zaniedbań i błędów. Które mogliśmy popełniać od dziecka, bo nie mieliśmy nawet świadomości, że są błędami niszczącymi życie. To fundamentalny opis i odpowiedź na bardzo istotne pytanie często nie brane na poważnie – “Jak żyć?”

Właśnie tak.

Pragmatycznie – co zrobić? Pamiętaj – zazdrość nie jest namacalnym problemem jak dziura w ścianie. To problem w świadomości i dla każdego indywidualny. To co powiem to propozycja.

Odpowiedzmy krótko i precyzyjnie:

1. Czym jest dla mnie zazdrość? Jaki ma ona sens? Jaką ma wartość? Jakie znaczenie? Sama świadomość tego już nam pomoże dostrzec dlaczego ją wybieramy.

2. Czego/kogo zazdrościsz i z jakich powodów? W jakich okolicznościach? To świadomość, że ją wybieramy.

3. Jaki jest najgorszy scenariusz, którego się obawiasz, któremu stawiasz opór? Czy odpuścisz opór wiedząc, że to opór prowadzi do tego scenariusza, a odpuszczenie Cię uwalnia?

4. Czy pozwolisz wszystkiemu w tej sytuacji być dokładnie takim jakim jest? Jeśli nie – dlaczego nie?

5. Czy pozwolisz sobie przestać zazdrościć?

6. Czy to zrobisz?

7. Kiedy?

Rozwiązaniem nie jest zajmowanie się zazdrością, tylko uświadomienie sobie i poddanie korzyści jakie z niej mamy. To tyczy się także każdego problemu i negatywnej cechy charakteru. Puszczamy się korzyści.

Bo – pamiętajmy –

wszystko co wybieramy, przynajmniej w momencie dokonywania tego wyboru, uznajemy za dobre.

Przecież masy uzależnionych na poziomie logicznym wiedzą, że to co wybierają im szkodzi. Ale to nie ma żadnego znaczenia. Informacja to potencjał. A my mówimy o poziomie ewolucji.

Twoje wybory, dążenia, intencje, cele, nawet instynkty – wynikają z poziomu świadomości, na który dotychczas ewoluowałeś/aś. Nie zmienisz tego logiką. Tak jak sam fakt, że trzymasz w ręku skalpel nie czyni z Ciebie chirurga.

Przykładowo – jeśli nadal uważasz obwinianie siebie za jakieś pozytywne postępowanie, no to już wiesz, że za dobre uznajesz to, co w rzeczywistości wcale takim nie jest. Tak jak oglądanie pornografii – nadal mylisz podłogę z sufitem.

Zazdrość także, przynajmniej w momencie wyboru, uznajesz za dobry, może nawet słuszny, prawy i usprawiedliwiony wybór. Niezależnie jakim jest w rzeczywistości. Dlatego tak istotne jest z jednej strony znać prawdę na poziomie logicznym ale też żyć świadomie. Nie ewoluujesz tylko dzięki informacjom ale poprzez poddanie tego, czego się trzymasz oraz czemu stawiasz opór.

Masa ludzi mi piszę, że “pracują nad negatywnymi cechami charakteru”. To tylko brzmi dobrze. Ale co to znaczy “pracują nad cechami”? Odpowiem – to nic nie znaczy. Nie masz pracować nad negatywnymi cechami, tylko poddać korzyści jakie z nich masz. Dla wielu ludzi tu jest niewielka różnica. A jest monumentalna.

Mówiłem, że to bardzo proste – nie masz próbować “pracować nad zazdrością”, nie masz “zmieniać zazdrości”, ani nic takiego. Tylko jej nie wybierać. Jeśli nie chcesz jechać na rowerze, to nie wsiadaj na rower. A jeśli nadal zazdrość wybierasz, no to coś z tego masz – jakąś korzyść. I nie chcesz wobec tej okoliczności wybrać np. współczucia czy akceptacji. NIE CHCESZ. A skoro tak, to jak możesz “pracować nad” tym?

Cechy charakteru to nie są umiejętności. Ekspresje tych cech mogą być umiejętnościami – np. hojność może wymagać od nas umiejętnego zarządzania finansami, byśmy mieli realnie czym się dzielić z innymi. Ale sama hojność nie wymaga od nas żadnej pracy. Bo to “tylko” to jacy JESTEŚMY. A udawanie kogoś, kim nie jesteśmy nazywa się aktorstwem. Lub kłamstwem.

Sama chęć zmiany na lepsze jeszcze nie oznacza, że zrobisz to co niezbędne. Sama chęć, by latać nie oznacza, że zrealizujesz to, co pozwoli Ci szybować. Wielkie skrzydła to za mało. Żyjesz na planecie Ziemia. Dobre chęci nie zwalniają nas z rozsądku.

Jeśli się w życiu męczymy, to tylko przez opór. Np. udajemy kogoś, kim nie jesteśmy, a to jacy jesteśmy demonizujemy, wstydzimy się, opieramy, wypieramy, itd. Przypominam, że ponad 80% ludzkości jest na poziomie ewolucji poniżej 200. Nie są to ludzie źli. Tylko nie są dobrzy. Główne dążenia to najczęściej emocjonowanie się dla samego emocjonowania i udowadnianie swojej racji. Niewiele więcej. To jakbyś wziął/wzięła grabie, łopatkę i inne narzędzia pomocne w ogrodnictwie i tylko ich używał(a) ale nie dbał(a) o ogród – np. nie dostosował(a) swoich działań do potrzeb roślin, ani żadnej nie posadził(a). I potem narzekanie – “tyle pracuję, tyle się męczę, a w moim ogrodzie nadal nic nie rośnie”.

Na poziomie poniżej 200 osądzanie i wypieranie, zmaganie widziane są jako dobre, właściwe.

Poziom 200 wymaga od nas uczciwości – np. nie jesteśmy hojni, bo NIE CHCEMY. Opieramy się temu. I mamy ku temu powody oraz korzyści – np. boimy się dzielić tym co mamy, bo uważamy się za bezsilnych w kwestii pieniędzy – zarabiamy miesięcznie jakąś kwotę i nie więcej. Ok ale zauważmy – możemy znaleźć sobie dodatkowe źródło dochodów. Wcale nie jesteśmy bezsilni, tylko nie chcemy lepiej zarabiać. I znowu – możliwe, że nie chcemy, bo się w robocie męczymy, opieramy, gramy ofiarę, narzekamy, a potem z konsekwencjami takiego życia dusimy się w sobie. Dzień w dzień. I uważamy, że tak musi być, że to męczenie się jest wpisane w pracę, w życie.

Możemy sami nadawać sobie małą wartość, z 7-8 miliardów ludzi, brać pod uwagę np. tylko tych, których interesuje majątek i biadolić, że nie mamy dużo pieniędzy, że nie możemy być z nikim, bo wartościowe osoby nic wartościowego w nas nie zobaczą. Ale sami nie chcemy sobie nadać innej wartości. A tym samym też swojej pracy, dążeniom, celom.

Tak jak z zazdrością – możemy np. zazdrościć komuś figury ale ćwiczyć nie zaczniemy.

Nie pamiętam w jakiej książce to przeczytałem, jest to dość humorystyczne ale też trafne. Dlaczego najczęściej dla człowieka nie działa samorozwój? Bo ten kto i kogo próbuje rozwinąć jest do dupy. ;)

Człowiek negatywny jest dla siebie negatywny. Nie chce dla siebie dobrze. Nie pomoże sobie. Bo nawet nie wie co to jest pomoc. Masa ludzi pisze mi, że nawet “nie wiedzą czego chcą”. Jak mogą więc to osiągnąć? Jak mogą sobie pomóc?

Tak jak uzależnieni piszą mi, że chcą wrócić do zdrowia. Na co im odpowiadam – w takim razie chcesz wrócić do bycia człowiekiem, który doprowadził do obecnej sytuacji. Nigdy nie żyłeś zdrowo i nie masz do czego wracać. Masz ewoluować. Ew. rozwój może się odbywać przy okazji. Ale jak człowiek grający ofiarę będzie próbował rozwijać tego człowieka, to nie tylko rozwijać będzie ofiarę ale też prowadzić go będzie ofiara. To się dobrze nie skończy. I zazwyczaj dobrze nie jest. M.in. dlatego w grupach 12 kroków każdy powinien poszukać tzw. sponsora – osoby, która już dzięki stosowaniu 12 kroków wyzdrowiała. Zna tę drogę i stanowi żywy dowód ich skuteczności. Swoje doświadczenia może przekuć na mądrość dla drugiego człowieka, który jeszcze tej drogi nie przebył.

Tak jak ludzie mi piszą, że ich przytłacza materiał, że się pogubili, bym ich cały czas motywował do pracy, bo sami nie chcą i dużo, dużo więcej. Dzisiaj przeczytałem, że jeden z byłych klientów po 5 latach zrozumiał nareszcie, że nawyk to nieświadoma decyzja. Oczywiście – zrozumienie to poziom logiczny. A czy jest świadomy swoich decyzji, ich korzyści, okoliczności ich podejmowania? Czy ma w ogóle intencję przestać dokonywać tych decyzji? Raz miałem klienta, który przez 2 lata tłumaczenia mu na ok. 30 różnych sposobów co to jest nawyk, razem z przykładami, i tak nie chciał tego zrozumieć. To było dla mnie szokujące – poziom niechęci i niedostrzeganie tej niechęci.

Dla innego synonimem ignorowania myśli było puszczanie się myśli… nawet nie docierało do niego, że aby się czegoś puścić, najpierw się trzeba tego złapać. To co więc tak naprawdę mówił to to, że wcale nie chciał ignorować tego bełkotu, tylko się łapał myśli, które były dla niego wygodne oraz kilku dodatkowych, a potem się ich puszczał – też tak jak mu to pasowało. Czyli ze szkodą dla siebie. I tak się “bawił” ze mną.

Ponownie – uczciwość, prawda – to jest tak ważne, tak niezbędne, tak fundamentalne i jednocześnie coś, przed czym ludzie się bronią rękami i nogami.

To mocarny artykuł. Jeden z większych jaki napisałem. Jeśli czegoś Ci jeszcze brakuje, daj znać w komentarzu. Najlepiej przedstaw to w formie przykładu ze swojego życia. Wtedy pomyślimy które informacje będą tu pomocne.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
7 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
zadra

Kolega który pokazał mi Uwalnianie mówi właśnie że bardzo możliwe że mam pełno zazdrości w sobie (oprócz wstydu) i powiedział że prawdopodobnie przez to wszedłem w porno… i miał rację. Trzeba przepracowywać.

zadra

Chyba skumałem o co chodzi…
To jest proste, wybierałem zazdrość bo ona rodziła gniew, który był dla mnie doenergetyzujący, gniewem tłumiłem wstyd i strach. Poprzez wybieranie zazdrości mogłem stawać w pozycji ofiary – mogłem uciekać przed strachem i wstydem, mogłem nie skonfrontować się z tymi uczuciami i uwolnić je.
Zauważyłem że zazdrość u mnie wyrobiła się pewnym automatyzmem, ostatnio zazdrościłem jakieś fitnesce na YT że jest w ciepłych krajach i zauważyłem że pod filmikiem nie ma dużo wyświetleń… i już miałem taką “wredną” satysfakcje że nie wszystko u niej idealne. I WTEDY TO ZAUWAŻYŁEM!.
Po prostu jak piszesz – zazdrość to po prostu WYBÓR. To tak jak wybór czy w sklepie kupisz batonik czy nie kupisz. Np. chcesz trzymać dietę i nie mozesz zjeść batonik ale wybierasz bo on daje ci “korzyści” w sensie wyrzutu dopaminy, energii i serotoniny krótko chwilowo itp. ale konsekwencje będą takie że zaburzasz normę żywieniową na ten dzień.

Więc.

Postanowiłem – nie będę zazdrościł BO NIE MA TAKIEJ POTRZEBY. I w paru sytuacjach jeżeli wybrałem spokój zamiast :”emocjonowania się” dosłownie powiedziałem do siebie “wybieram spokój i pokój” jak chciałem zazdrościć to faktycznie – odczułem ten spokój. I po kilku sytuacjach zauważyłem ogromny w tym potencjał – zauważyłem wzrost energii i miłości do świata(trochę to poetycko nazwałem ale taki hmm spokój do świata, dobry vibe itp). Coś jakby zeszło człowiekowi z barków, jakby zrzucił ten plecak który nosi na plecach z np. 15 kg.

ps. jeżeli coś źle zrozumiałem to proszę o sprostowanie, robisz wspaniałą robotę.

ps2. Jeszcze zauważyłem jeden brzydki nawyk u siebie który daje mi korzyści – OCENIANIE INNYCH. Też się za to biorę!

Last edited 1 rok temu by zadra
kate

Chcialabym umieć niczego od nikogo nie oczekiwać. Nie łudzić się. Nic dla siebie nie chcieć. Oddać to życie za życia. Chcieć tylko tego, czego chce ode mnie Bóg.
Zapomnieć o sobie. Chcę takiego stanu.
Czy jest on możliwy?
A może to ucieczka od cierpienia?

Jackall

Dopiero w zeszłym roku odkryłem że uwalnianie jest kluczem do wolności i od połowy Maja jestem czysty, aczkolwiek zacząłem uwalniać trochę wcześniej.
Twój blog i twoja twórczość istnieje ponad 7 lat, ale jakoś nie zdecydowałem się by Twojej pracy zaufać, dopiero sam musiałem dotrzeć do prawdy, jak to wszystko działa i skąd biorą się nałogi. Dzisiaj, nie potrzebuję już takiego kursu ale wiem że z czystym sercem mogę polecić twoją stronę i twoją pracę.

Podobne Wpisy:
100 Dróg do Szczęścia (19-21)

100 Dróg do Szczęścia (19-21)

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy drugą z trzech serii dotyczących dróg do pokoju, szczęścia i sukcesu! Zajmiemy się szczęściem. Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej! ► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie. Części 1-5 znajdziesz klikając na poniższe linki: ► 100 Dróg do Szczęścia (1-6) – Źródło jest w Tobie, nie poza Tobą, Chciej tego, co masz,… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
Z życia wzięte 4 – Ted Bundy i pornografia

Z życia wzięte 4 – Ted Bundy i pornografia

Witam Cię serdecznie! Otrzymałem ostatnio prośbę, bym odniósł się do pewnego filmu. W czytaniu tego artykułu proszę o spokój. Rozumiem, że temat jest poważny. To temat wykraczający ponad codzienne ekstrema. I ja pierwszy raz odnoszę się do takiego tematu. Poprzez ten artykuł nie mam zamiaru nikogo usprawiedliwiać. Zajmujemy się przypadkiem ekstremalnym. A więc i mogą… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 28
O Emocjach – Pożądanie (Część 4)

O Emocjach – Pożądanie (Część 4)

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat świadomości Pożądania. Części 1-3 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► O Emocjach – Pożądanie (Część 1). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 2). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 3). Dzisiaj porozmawiamy o wartości dołączanej do pragnień. Wartość dołączana przez umysł nigdy nie wynika z miłości. Jest to coś sztucznego… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 4
Wyższe Stany – Wprowadzenie (Część 2)

Wyższe Stany – Wprowadzenie (Część 2)

Witam Cię serdecznie! Wracamy do wprowadzenia na temat wyższych poziomów świadomości. Część pierwszą znajdziesz klikając na poniższy link: ► Wyższe Stany – Wprowadzenie (Część 1). Ego wspiera rozwój tylko wtedy, gdy mu on posłuży. Dlatego też ego uwielbia udawać – np. świętobliwość, gdy może nią potem usprawiedliwić nienawiść do niewiernych. Ego uwielbia granie “dobrego” i poczciwego,… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0

WOLNOŚĆ OD PORNO