Witam Cię serdecznie!
Na każdy -holizm składają się m.in. tzw. wzorce. Wzorzec przez wielu, w szczególności także przez terapeutów, nazywany jest zaburzeniem behawioralnym. Czyli postępowaniem nie wpisującym się w przyjęte normy postępowanie. Czyli – wzorzec to niezdrowe postępowanie. Jednak postępowanie to nie uzależnienie, tylko jego objaw.
Wzorce -holizmów wynikają z choroby i ją pogłębiają. Jest też tendencja do ich pomnażania. Wraz z ich powtarzaniem stają się nieświadome – czyli nawykowe.
Wielu, o ile nie większość, utożsamia pornoholizm z oglądaniem pornografii, tak jak alkoholizm jest utożsamiony z piciem alkoholu. To jest fundamentalny błąd, bo wynikający z naiwności obserwowania zachowań bez nawet rozważania z czego te zachowania wynikają. Oczywiście, że wydawać się mogą jako zaburzenie ale dla człowieka, który je podejmuje, wcale takimi się nie jawią. Przynajmniej w momencie ich dokonywania.
Tak jak powszechnie “zdenerwowanie się czymś”, “przestraszenie się czymś”, “zestresowanie”, obrażanie, urażanie, obwinianie czy martwienie też wcale nie są uważane za odstępstwa. A to w głównej mierze dlatego, bo są powszechne.
U uzależnionego też wiele z jego zachowań wydaje się normalna tylko dlatego, bo postępuje w taki sposób od lat. Zapewne jego otoczenie zachowywało się podobnie. Mowa nie tylko o zachowaniach z użyciem ciała ale w takim samym stopniu zachowania wewnętrzne – te ukryte jak fantazjowanie czy krytykowanie w myślach, wypieranie emocji i inne, bardzo liczne.
Jak każdy tzw. “wzorzec”, każde działanie, które powtarzamy w danych okolicznościach staje się nieświadome – to z kolei powszechnie zwane jest nawykiem. Mało ludzi ma pojęcie co to jest nawyk, jaką ma rolę i co robić z nawykami, które okazały się fatalne. Przede wszystkim “nawyk” to tylko etykietka.
Wielu wojuje z etykietkami nie dostrzegając jakie znaczenie im nadali. A znaczenie nie jest tylko “małe” czy “duże”. To może być cała dodana historia, w której my jesteśmy głównym bohaterem i ofiarą zarazem.
Utworzonych nawyków nie da się powstrzymać, ani zapobiec ich powstawaniu. Tak jak nie da się powstrzymać słyszenia czy widzenia. Bo to fenomeny bezosobowe. Nie da się też powstrzymać uczenia się danej czynności, gdy ją wykonujemy.
Do rozważenia – gdy już się nauczymy jeździć na rowerze, to co zrobić, by na rowerze nie jeździć?
Nawyki można zmieniać. A żeby zmienić swoje decyzje, trzeba zmienić siebie, a nie grać ofiarę czegokolwiek. Szczególnie własnych decyzji. Decyzje zaś muszą stać się świadome. A także towarzyszące im okoliczności oraz to, co staramy się przez nie osiągnąć. Wielu próbuje “się przełamywać”, używać siły woli, próbują z nawykami walczyć, rzucać je… Za tym wszystkim stoi – “JA sobie z tym poradzę”.
Zmaganie, które prowadzi m.in. do napięć i stresu, to też może być nasz wzorzec.
Powtarzamy te same działania, bowiem NIE rozwiązują żadnego problemu. Stają się środkiem zaradczym na chwilę, przy czym płacimy za nie ogromną i coraz większą cenę, zwaną konsekwencjami.
Nawyk to m.in. taka zmiana, że podejmujemy działanie bez żadnego zastanowienia, bez świadomości, że nawet je podjęliśmy. Ani tym bardziej – dlaczego.
Przykładowym nawykiem jest “banie się”. A z czego bierze się lęk? Jednym ze źródeł lęków jest kontynuowanie polegania na własnej samowoli, która zawiodła nas już wiele, potencjalnie tysiące razy.
Robimy to bez świadomości, ani nie chcemy wziąć odpowiedzialności. Dlatego łapiemy się racjonalizacji takich jak “to mnie przeraża”, “lęk mnie paraliżuje”, etc. Próbujemy oddać odpowiedzialność na świat.
Bo jakie inne mamy możliwości? “Komu innemu mam zaufać, jeśli nie sobie?” – myśli seksoholik. Inną możliwość jaką dostrzega, to właśnie granie ofiary. W obu przypadkach lęki tylko rosną.
Konsekwencji nieświadomych decyzji nie da się uniknąć. Tylko dlatego, że samo działanie jest nieświadome NIE oznacza, że konsekwencje też będą nieświadome. Z tego powodu ludzie mówią “czuję opór”, “pojawił się opór”, “przytłacza mnie napięcie”, etc. Już pomijając, że nie można czuć oporu, tak jak nie można czuć czynności i postaw, które obieramy, dostrzegalne są tylko pewne konsekwencje. Ale są błędnie postrzegane. Wobec konsekwencji też wybieramy dokładnie te same, nieuświadomione postawy.
Zmaganie z konsekwencjami staje się niekończącym się wyzwaniem. Nic nie zostaje zmienione. Tylko ciągle mocujemy się z tym, co sami sobie sprawiamy. Jest więc coraz gorzej.
Walka ani ucieczka nie przynoszą poprawy.
To wzorce chorobowe. A niejeden dziękował mi, że znalazł na tym serwisie motywację do dalszej walki…
Uzależnienie to m.in. takie postępowanie przez wiele, wiele lat. Wraz z tym pomnażanie okoliczności, w których te same działania uznaliśmy za skuteczne widząc ich bezpośredni i natychmiastowy wpływ na nas. Koszty się nie liczyły, m.in. dlatego, bo nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy, że jakakolwiek cena będzie do zapłacenia.
Człowiek nieintegralny sądzi, że przeżywa dzięki swojemu zmaganiu z tym, co sam ocenił czy potępił. Uważa, że problem leży w jakiejś zewnętrznej okoliczności, wydarzeniu czy osobie. Sądzi, że musi się zmagać, bo przecież “walka” zawsze brzmiała tak bardzo heroicznie.
Nieświadomość oraz coraz bardziej obniżająca się świadomość własnego życia pozostawia nas ślepymi. I nie tylko ślepymi ale też coraz bardziej przywiązanymi do negatywności i coraz silniej odrzucającymi to, co pozytywne. Wraz z tym kumulują się w nas negatywne konsekwencje. Coraz więcej w naszym życiu doświadczamy coraz ciężej i trudniej. Nawet to, co bardzo pozytywne – nawet hobby “przestaje nas cieszyć”. Bo nigdy nie cieszyło. “Nudzi się nam” partnerka, obecność bliskich i przyjaciół zaczyna nas drażnić. I wiele, wiele więcej.
Podświadomość natomiast pamięta wszystko.
Uzależniony staje się bezsilny wobec samego siebie. Nieświadomość samego siebie staje się więzieniem, którego nie sposób opuścić. Bowiem nikt nie może przekroczyć samego siebie. Umysłem nie zatrzymamy umysłu. Sobą nie wygramy ze sobą. Ale możemy się straszliwie krzywdzić i karać.
Powtarzamy to samo, wracamy do tego niezależnie od strat, a nawet od wielkich i szczerych wysiłków, by się powstrzymać.
Wzorce NIE są problemem czysto behawioralnym.
Nie można liczyć na zmiany jeśli cały problem nie stanie się dla nas jasny i ważny.
Bowiem zmiana może wymagać od nas fundamentalnych zmian wewnętrznych, na które nie porwie się nikt, kto dostatecznie mocno nie dostał po tyłku. Ten, kogo na razie tylko lekko zabolało, wykona jedną czy dwie czynności kilka razy. Sięgnie po jakichś półśrodek i zazwyczaj z tylko z intencją, by “poczuć ‘się'” lepiej.
Mało uzależnionych zdaje sobie sprawę z zagrożenia w jakim się znajdują. I w jakim się niechybnie znajdą.
Im szybciej dotrze do nas, że zabawa się skończyła, tym więcej możemy uratować.
Na tej drodze nie ma miejsca na półśrodki.
Ludzkie doświadczenie uczy nas, że większość musi tę mądrość zyskać “w boju”. Nieraz ten bezcelowy bój trwa długie lata i pociąga za sobą liczne i bolesne straty. Mnie prawie zabił. Już wysiadało mi ciało.
Przyznanie się do seksoholizmu to wielki, monumentalny krok. O jego ważności również mało się mówi. I straszliwie się to bagatelizuje.
Bowiem większość sądzi, że powiedzenie tego albo załatwia sprawę, albo stanowi dowód naszej przegranej, upadku i upokorzenia.
Prawdziwy uzależniony musi sobie za tego faktu – bycia uzależnionym – zdać sprawę dogłębnie i bezwarunkowo. Co więcej – musi sobie o tym przypominać każdego dnia.
Bowiem niemal każdy uzależniony w mig zapomni o swojej sytuacji, nawet jeśli już stracił pracę, karierę, reputację, zdrowie, rodzinę i więcej.
Pewnego dnia nagle zupełnie te straty przestaną mieć znaczenie, a on uzna, że znowu może bezkarnie obejrzeć pornografię czy napić się alkoholu.
Wielu potem naprawdę szczerze pytają się siebie dlaczego znowu do tego doszło? Gdzie się podziały te wszystkie obietnice, przyrzeczenia? Dlaczego to cierpienie niczego nas nie nauczyło?
Ileż kombinowania jest na tej drodze – szokujące ale spodziewane.
Tłukę o tym na tym serwisie od ponad 10 lat. Z morza uzależnionych, garstka przeszła przez ten proces. Tak poważny jest to problem. Wymaga “tylko” uczciwości.
W każdym momencie jesteśmy tak samo zagrożeni.
Ta choroba nie zna litości, nie zna granic, za nic ma także wszelkie świętości, kodeksy, filozofie, moralność, obietnice, przyrzeczenia. Ta choroba to przeciwieństwo życia. Także przekonuje nas, że potrzebujemy jej do życia. Wykorzysta każde przekonanie, każdy skrawek informacji, każdą mądrość, lęk, urazę. Wszystko.
I tak się może złudnie wydawać, że przeżywamy dzięki niej, bo już tak negatywnie żyjemy. Bowiem problem prawdziwego seksoholika zaczyna się, gdy przestaje się on uruchamiać. Dopiero wtedy ukazuje się prawdziwy obraz problemu.
Doświadcza wtedy dwóch fundamentalnie istotnych rzeczy:
– Wszystkie wzorce stają się jeszcze bardziej wyraźne, silne, a my coraz bardziej podatni na nie.
– Pojawia się tzw. alergia na żądzę. To, co w czynnym nałogu było dla nas normalnością, czymś czemu mogliśmy się oddawać w nieograniczonych ilościach, bo tak poważnie już się zniszczyliśmy, teraz reagujemy na to nieporównywalnie bardziej.
Większość sądzi, że to jakieś “symptomy odstawienia”. Ale to są aspekty samej choroby. Ukazuje się nam coraz bardziej dotkliwy obraz konsekwencji, które na siebie sprowadziliśmy.
Trzeźwienie otwiera nam oczy. Początkowo bardzo powoli. I na szczęście, bo niewielu z nas poradziłoby sobie z pełnym obrazem destrukcji, do której doprowadziliśmy.
Sam czas tego nie zaleczy. Tak jak nawet nauka zaobserwowała, że raz utworzony nawyk cały czas działa niezależnie ile dziesięcioleci minie. Potrzebna jest praca. A nie dalsze miotanie się na oślep, wściekanie się, banie, wstydzenie, obwinianie i pokazywanie palcem, kto zawinił.
Jeśli chcesz mieć porządek w pokoju, trzeba w nim posprzątać. Tylko to jest potrzebne.
Zmiana nie wymaga czasu, tylko odpowiednich warunków. Nie czas się liczy, a cierpliwość, poziom gotowości i poddania.
Wraz z tymi dwoma zmianami – widzeniem wzorców i alergią, doświadczamy także zwiększonej drażliwości, być może jeszcze większej niechęci do kontaktu z ludźmi, stajemy się jeszcze bardziej podatni na zranienie, itd. Widzimy jakim człowiekiem naprawdę jesteśmy. Rzadko jest to przyjemny widok. Ale trzeba przełknąć te gorzkie fakty.
Niestety wielu próbuje być innymi, niż są na siłę. Nie można być innym, a w szczególności – lepszym – na siłę. Szczególnie, gdy za tymi próbami zmiany stoi niechęć, wartościowanie i potępianie siebie takim, jakim na razie jesteśmy. Odpowiedzialność wymaga od nas akceptacji tej prawdy.
Pojawia się brak energii w formie apatyczności i anemiczności, bo już nie nakręcamy się tym, co negatywne. Toksyczność opuszcza nasze życie, a my widzimy, że bez niej prawdopodobnie nie ma i nie było nic innego.
Żyliśmy zatruci i uważaliśmy, że ten sposób ratowaliśmy własne życie.
Życie zaś walczyło z całych sił, by przetrwać to zakłamanie i zatruwanie.
Jeśli boli nas to, co widzimy – mamy szczęście. Wielu nigdy tego nie zobaczy, bo nie chce, nie ma gotowości. Są zbyt chorzy, a mimo to ból jeszcze nie przedarł się przez skorupę.
Wielu stwierdziło, że podczas oglądania porno “czują się jakby mogli wszystko, przenosić góry!” – to jak dziecko oglądające film o superbohaterach wyobraża sobie, że ma supermoce. Tylko że ich nie ma. Dziecko może oglądać taki film i fantazjować bez większych konsekwencji. Zaś oglądanie pornografii wysysa z nas życie. Tak jak każdy inny narkotyk i alkohol. A jednak wolimy to od naszej rzeczywistości.
Wzorców seksoholizmu jest masa. Dla każdego z nas niektóre są silniejsze od innych.
Przed nami seria artykułów. W każdej części przedstawię kilka z nich.
Skoro seksoholik musi zachować trzeźwość to już nigdy nie będę mógł związać się z kobietą? Mieć żony, dzieci? Lipa. Przecież zdrowy związek to też jest między innymi seks. Mam 23 lata, jestem bardzo młody, całe życie przede mną. No ale, jestem też świadomy tego, że już nigdy nie będę w stanie panować nad zachowaniami o charakterze seksualnym i muszę przyznać, że boję się takiego życia, tego co będzie dalej. Tej nieprzewidywalności, tego że w jednym momencie mogę stracić nad sobą panowie i wrócić do punktu wyjścia i wszystkie kolejne lata walczyć z własnym mózgiem, który jest nieodwracalnie chory. Przeraża mnie ta wizja.
Witaj Wojtku!
Skoro seksoholik musi zachować trzeźwość to już nigdy nie będę mógł związać się z kobietą? Mieć żony, dzieci?
Może się związać. To co przytoczyłem to nie jest pełna definicja trzeźwości.
“Trzeźwość” to nie jest brak seksu. To brak niezdrowego seksu – zarówno ze sobą jak i innymi ludźmi.
Aż to nie zostanie uzdrowione.
Trzeźwienie wymaga zaprzestania uruchamiania się. Bo trzeźwienie jest fundamentalnym warunkiem zdrowienia, a elementem zdrowienia jest postępujące zwycięstwo nad tzw. żądzą.
Czyli nad każdym wynaturzeniem i niezdrowym kierunkiem, postawą czy wadą.
Z tego trzeba zdać sobie sprawę, bo seksoholik nie widzi co jest dobre, a co złe – co mu pomaga, a co szkodzi.
Często dopiero po latach orientuje się, gdy stracił coś lub kogoś bardzo cennego dla siebie lub generalnie widzi, że jego życie leży w ruinie i to nie przez innych ludzi, tylko własne zachowania.
Wielu seksoholików przestaje uprawiać seks małżeński, by pogłębić i uzdrowić Więź z małżonką/małżonkiem.
To bardzo ważne.
I tak, początkowo to może się wydawać jako za duża cena czy poświęcenie. Ale to tylko pokazuje jakie mamy w życiu priorytety i jakie wartości nadaliśmy.
Nikogo nie można namówić, ani przekonać do zdrowienia.
Najlepiej w tej roli spełnia się sama choroba.
Rezygnacja na jakiś czas z seksu i masturbacji, aż nasze życie nie stanie się zdrowe, spokojne i szczęśliwe, jest warunkiem koniecznym.
Nie rezygnacja na całe życie.
Rezygnujemy z tego co niezdrowe, a należy założyć, że pełna uczciwość wobec tego wymaga poważnego zaawansowania w zdrowieniu.
M.in. dlatego definicja trzeźwości SA jest taka rygorystyczna. Ale też przynosi najwięcej i jest w szczególności krytycznie ważna dla tzw. przypadków beznadziejnych.
Lipa. Przecież zdrowy związek to też jest między innymi seks.
Aby związek mógł być zdrowy i seks zdrowy, to przede wszystkim człowiek musi być zdrowy.
Np. nie może być współzależności, oczekiwań, wymagań, kontroli, manipulacji, a postrzeganie seksu musi być dojrzałe i zdrowe.
Zauważ, że nie powiedziałeś o związku nic, poza seksem.
Seks to dodatek i jest opcjonalny. Gdy zbudujemy z drugim człowiekiem prawdziwą Więź, przestajemy być niewolnikiem wynaturzonej seksualności.
Seks staje się kwestią wyboru, a nie braku. Bo to, czego zawsze szukaliśmy w seksie, mamy już bez niego.
Dlatego seks zyskuje należne mu miejsce jako tylko jedna z ekspresji radości, miłości, żywotności własnego życia. A nie sposób, by “zaspokajać popędy”.
Żadnego popędu nie można zaspokoić – to tylko element choroby – chore widzenie naturalnych spraw i podporządkowanie ich pod wykrętne cele.
Co jeszcze, poza seksem, jest dla Ciebie ekscytujące w wizji związku z kobietą?
Mam 23 lata, jestem bardzo młody, całe życie przede mną.
No tak ale podejrzewam, że w tym życiu seks jest dla Ciebie pewnie najważniejszy.
Z jakich powodów? Przez sens, wartość i znaczenie, które mu nadałeś. Oraz przez to, za źródło czego go postrzegasz.
A przez to można to życie sobie zniszczyć podporządkowując je pod obsesję.
Seks ma swoje naturalne miejsce w życiu, a świat straszliwie zboczył w złym kierunku.
Jak nie tłumienie, demonizowanie i zawstydzanie, to kompulsja, eksces, porzucenie wszystkich barier.
To trochę jakbyśmy z demonizowania samochodów nagle postanowili, że nie ma żadnych zasad i można sobie jeździć po ulicach i poza nimi jak nam się podoba.
I nazywali to wyzwoleniem i wolnością.
Ale każde zasady i przepisy na tej planecie to pewna forma ograniczeń wolności, której nierozsądne używanie może być obłędem i szaleństwem niebezpiecznym dla nas jak i dla innych.
No ale, jestem też świadomy tego, że już nigdy nie będę w stanie panować nad zachowaniami o charakterze seksualnym i muszę przyznać, że boję się takiego życia, tego co będzie dalej.
Bezsilność nie oznacza bezradności.
I tu nie ma się czego bać. Trzeba natomiast działać jeśli naprawdę jesteś świadomy swojego seksoholizmu.
Postępujące zwycięstwo nad żądzą i trzeźwość przynoszą m.in. to, że seksualność odnajduje swoje naturalne miejsce w życiu.
Jeśli wejdziesz na tę drogę, to to, co będzie dalej będzie tak wspaniałe, że byś nawet nie uwierzył.
Żadna ilość mechanicznego seksu tego nie przebije.
Tej nieprzewidywalności, tego że w jednym momencie mogę stracić nad sobą panowie i wrócić do punktu wyjścia
To jest fantazjowanie.
Nikt nie wraca do żadnego punktu.
Tak jak człowiek, który nie zda egzaminu na prawo jazdy nie wraca nagle do punktu, w którym nic nie potrafi i musi się od nowa uczyć gdzie jest hamulec i kierownica.
Trzeba raz jeszcze podejść do egzaminu ale to dlatego, by doszlifować to, czego brakowało i ponownie sprawdzić czy już jest ok.
Nieprzewidywalność wynika tylko z nieświadomości tego jak żyjemy. Odpowiedzialność za własne życie w formie m.in. obserwacji samego siebie, swoich zachowań, uczciwa analiza życia to same podstawy każdego duchowego postępu.
A jeśli jesteś już na takim stadium choroby, że boisz się, że możesz np. komuś zrobić krzywdę lub rozpocząć ciąg, z którego możesz już nie wyjść, no to tym bardziej sugeruję podjęcie decyzji o zdrowieniu.
Przykładowo wybuchy gniewu mogą początkowo wydawać się utratą kontroli nad sobą. Ale ostatecznie sami to wybieramy, bo mamy z tego masę korzyści, mamy też stłumioną dużą ilość gniewu, pragniemy kontroli nad innymi, jesteśmy bardzo dumni, więc reagujemy gniewem na coś, co się nam nie podoba, nie zgadzamy się, itd.
Gdy nad tym będziemy pracować, to te wybuchy gniewu zaczną być dużo lżejszym doświadczeniem. Aż w końcu, potencjalnie, możemy to zupełnie przepracować.
Przede wszystkim niewiele napisałeś o sobie, o swojej chorobie.
Ile lat oglądasz pornografię? Jak często i jak długo? Jakie są tego konsekwencje?
Jak oglądanie pornografii i masturbacja wpłynęły już na Ciebie i Twoje życie – w szczególności na relacje, pracę, zdrowie, hobby, związki, emocje i myśli?
i wszystkie kolejne lata walczyć z własnym mózgiem, który jest nieodwracalnie chory.
Sama walka to choroba.
Nikt nie ma walczyć z mózgiem, bo niby jak i po co?
Chcesz go dźgać wacikiem do uszu i grozić mu, że ma przestać generować myśli?
Tak jak nikt nie ma walczyć z czymkolwiek i kimkolwiek. Z rękami też nie walczysz. Nie masz walczyć ani z pornografią, ani myślami, ani emocjami, ani swoim ciałem, ani niczym.
Walka to tylko inna nazwa dla “robię co mi się podoba”. To walenie głową w mur.
Ta “strata panowania nad sobą” to coś, co może zostać uzdrowione. Ale tego nie zrobi się dobrymi życzeniami.
Trzeba się wziąć do roboty.
Za Twoje życie nie odpowiada mózg, tylko Ty. I właśnie wielu uwielbia wszelkie formy walki i ich usprawiedliwienia, by dalej grać ofiarę.
Jeśli się staniemy katem dla siebie czy swojego ciała, no to staliśmy się katem. Cóż dobrego ma z tego wyniknąć?
Przeraża mnie ta wizja.
I dobrze, bo to wizja fałszywa i wynikająca z lęku.
Jednak ciekawe, że nie przeraża Cię dalsze oglądanie pornografii.
Łatwo sobie tak przedstawić przyszłość i zdrowienie z perspektywy choroby, że wcale nie chcemy zdrowieć.
Ponownie – uzależniony przestał odróżniać dobro od zła.
Wpatrzony w umysł, widzieć będziesz dalej tylko obsesje – jak nie żądzowe, to lękowe. Nic się nie zmieni – bo “skoro wizja życia trzeźwego jest taka przerażająca, bo zawsze mogę stracić panowanie nad sobą, to lepiej już siedzieć w pokoju i mieć przynajmniej tą namiastkę seksu”. Wszystko co prowadzi do uruchamiania się, to element choroby.
Nie ma możliwości, by tego, kto wybierze prawdziwą trzeźwość i zdrowienie, czekał przykry los.
Z perspektywy choroby wszystko wydaje się straszne i przerażające, prócz ciągle tego samego.
W takiej sytuacji widzę 2 sensowne opcje dla Ciebie:
1. Rozpoczynamy współpracę i słuchasz co mam Ci do powiedzenia. Ty przedstawiasz mi konkretnie i precyzyjnie obecną i dotychczasową sytuację i zaczynamy działać z programem. Przestajesz już na własną rękę czytać cokolwiek, bo wszystko tylko Ci się jeszcze bardziej pokićka i skończy się na użalaniu nad sobą, panikowaniu i tyle z tego będzie.
2. Przyłączysz się do Wspólnoty 12 kroków. I również zapominasz o wszystkim czego się dowiedziałeś. Chodzisz na mityngi i tam słuchasz tych, którzy zdrowieją. Zaczynasz się angażować, znajdujesz sponsora i działasz z jego sugestiami. On Cię prowadzi. Ty puszczasz kierownicę.