Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!
Każdy uzależniony przez to przechodzi – dowiaduje się, że jest uzależniony. Że ma bardzo poważny problem. Pewnego dnia staje przed tym faktem – ma bardzo poważny problem, bardzo niebezpieczną chorobę i nie może już tego dłużej wypierać, ukrywać, bagatelizować, ani udawać, że wszystko jest ok.
Wiadomości w tym są dwie – dobra i zła.
Zła – uzależnienie to bardzo poważna choroba i siła uzależnienia od pornografii jest porównywalna z siłą uzależnienia od najtwardszych narkotyków.
Dobra – brawo! Spaliłeś/aś większość mostów za sobą. Nie ma odwrotu – do wykonania masz bardzo poważną i prawie na pewno bardzo rozległą pracę wewnętrzną, której owoce będą najsłodszymi jakich kiedykolwiek doświadczyłeś/aś! Bowiem wyjście z uzależnienia wymaga zrobienia tego, czego większość ludzkości na tej planecie nie chce zrobić – wzięcia odpowiedzialności za całe swoje życie oraz nauka POPRZEZ PRAKTYKĘ życia/bycia nareszcie pozytywnego, odważnego, chętnego, śmiałego, kochającego, wybaczającego. Czyli – dojrzałego, normalnego. W którym wszystko staje się kwestią wyboru, a nie bezcelowych pragnień, frustracji, zmagania, walki i wiecznego poczucia braku oraz niezadowolenia.
To, co różni jednak uzależnienie od porno od uzależnienia od narkotyków, np. heroiny, to to, że oglądanie pornografii, ani masturbacja Cię nie zabiją. Nie można ich bowiem przedawkować. Natomiast mogą sprowadzić Cię do samego niżu jakości życia, zdrowia, psychiki. Oglądanie porno niszczy mózg, coraz bardziej obciąża psychikę, że człowiek dochodzi w tym do takiego poziomu cierpienia i beznadziei, że jedyne wyjście widzi w samobójstwie lub widzi w nim jedyną możliwość, by uciec od cierpienia.
Nie robi tego porno, ani emocje, tylko postępuje degradacja w pełnym spektrum – fizycznym, mentalnym, emocjonalnym i duchowym. Człowiek spada w świadomości, obciąża swoją psychikę i ciało, wierzy w coraz więcej negatywności, buduje coraz więcej dramatycznych wizji i interpretacji, opiera się coraz silniej, coraz bardziej zamyka na to, co wewnętrzne i zewnętrzne, tworzy dalsze nawyki i wiele więcej.
Oglądanie porno daje pewne korzyści, za które cena jest jednak tysiąc razy większa. Więc może jesteśmy “do przodu” o jeden ale “do tyłu” o 999. Naturalnie na początku może tak nie wyglądać. Dla wielu ludzi nawet po latach to tak nie wygląda. Bo żyją niechętnie, ospale, na minimalnych obrotach i po prostu nie mają żadnego wewnętrznego punktu odniesienia, że może być inaczej, lepiej. Sądzą, że to jak żyją to norma. Ale to nie jest norma.
I wychodzenie z uzależnienia to zrobienie tego, czego nie chcieliśmy zrobić, co wydawało się nam bardzo trudne, a nawet niemożliwe. Czy faktycznie jest niemożliwe? Na dotychczasowym poziomie tak. I dlatego poziom ten trzeba zwiększyć. Trzeba pozbyć się obciążenia – balastu. Rozwinąć się.
Żaden motyl nie rozwinąłby się z poczwarki, gdyby nadal wybierał pełzanie po ziemi. Próby latania jako poczwarka nie przyniosłyby zamierzonych rezultatów. Trzeba więc porzucić to, co trzyma nas na dole – we wstydzie, winie, apatii, żalu, strachu, wiecznych pragnieniach, gniewie i dumie i wybrać to, co nad nimi. Nie na siłę. Bo jeśli używamy siły, to znaczy, że nadal czegoś się trzymamy i nie chcemy się tego puścić.
Jest pełno rzeczy do korekty, z których każda może przynieść kolosalną zmianę na lepsze w życiu.
Zmiany nie dokonują się siłą. Spróbuj poprawić na siłę choć jedną, nawet najmniejszą negatywność w swoim życiu. Poświęć na to miesiąc. Zobaczysz, że negatywności nie przynoszą zmian na lepsze.
Mnóstwo ludzi uważa, że już są dobrzy, że tylko ze światem i innymi ludźmi jest coś nie tak. I dlatego jest im trudno. A to jacy są to ich smutny los, z czym nic nie mogą uczynić. To również nieporozumienie.
Bardzo popularne – “Jestem dobry/a dla innych, bo nie jestem zły/a”. A skąd taki pomysł? To totalna bzdura.
To, że nie robimy krzywdy innym ludziom nie oznacza, że jesteśmy troskliwi, dobrzy, miłościwi. Ile dałeś/aś dzisiaj obcym ludziom? Bo to, że nic nie zabrałeś/aś nie oznacza, że cokolwiek dałeś/aś.
Co dziś daliśmy sobie? Bo jeśli nie zrobiliśmy sobie krzywdy, to wcale nie oznacza, że jesteśmy względem siebie pozytywni. Co więcej – jeśli nie daliśmy sobie nic dobrego ze względu na opór, niskie poczucie wartości, to wcale nie jesteśmy pozytywni, tylko negatywni! Bo sami ujmujemy sobie to, co jest niezmienne.
To, że nie obżeramy się codziennie tłustymi posiłkami i słodyczami nie oznacza, że będziemy mieli piękne ciało, zdrowie, siłę, energię!
To jacy jesteśmy dla innych to reprezentacja tego jacy jesteśmy dla siebie.
Jeśli nie jesteśmy wyrozumiali dla niedoskonałości innych ludzi, to tak samo nie jesteśmy wyrozumiali dla własnych niedoskonałości. Nie można być negatywnym dla innych i być pozytywnym dla siebie. To tak nie działa. Choćby dlatego, że nasza podświadomość nie widzi różnicy między światem zewnętrznym i wewnętrznym. Jeśli potępiamy innych, to w naszej podświadomości potępiamy samych siebie. I żyjąc nieświadomie będziemy tak postępować – jakbyśmy byli potępieni przez samych siebie.
Ile dobrego zrobiłeś/aś dla kogoś, kogo potępiłeś/aś? Zapewne bardzo niewiele.
Jeśli zazdrościsz ludziom sukcesu, to sam(a) go sobie odmawiasz. Jeśli za niesprawiedliwe uważasz czyjeś piękno, no to sam(a) go sobie odmawiasz.
To się nazywa projekcją – to co sądzisz, że jest w świecie – tego tam nie ma. To jest w Tobie i starasz samego/samą siebie przekonać, że to jest poza Tobą i świat Ci to dał. A jest odwrotnie – Ty dajesz to światu. Co nie znaczy, że znika z Ciebie. Tylko się w Tobie pomnaża. Niechęć do terrorysty zwiększa niechęć w Tobie, którą dodasz następnie do swojego życia – np. relacji z bliskimi, pracy, etc. Łatwo wtedy osądzić terrorystę, że z nim jest coś nie tak. Ale on nam nic nie zrobił. Nie ma go przy nas, gdy pracujemy, gdy spędzamy czas z bliskimi. Krzywdę robimy sobie my sami.
No ale od zawsze słyszeliśmy, że jesteśmy kogoś/czegoś ofiarą, więc w to uwierzyliśmy.
Jeśli się w nas gotuje, bo ktoś robi lub mówi to, co nam się nie podoba, tak samo postępujemy ze sobą! Cicho się obwiniamy, karzemy. Często nawet tego nie dostrzegamy. Żyjesz w dostatku, spokoju i/lub radości? Jeśli nie – sam(a) to wybrałeś/aś! Podoba Ci się to, co masz? Jeśli nie, to dlaczego tego nie zmienisz?
Zapewne dlatego, bo uważasz, że z Tobą jest coś nie tak i że świat jest zły, niesprawiedliwy, że zmówił się przeciwko Tobie.
Traktowanie siebie jak ofiarę to wręcz zbrodnia wyrządza sobie samemu. Nie czeka za to kara. Tylko konsekwencje. Jeśli w życiu jest Ci źle, to właśnie ich doświadczasz.
Ludzie mi mówią, że boją się wziąć odpowiedzialności za swoje życie. Czyli nie chcą zacząć traktować siebie i swojego życia pozytywnie, mądrze. Z dwójki – wysokiego poziomu umożliwiającego naprawdę wszystkich problemów i bardzo niskiego prowadzącego do mnożenia się problemów, zmagania, a nawet cierpienia – wybierają ten drugi. I nazywają siebie pozytywnymi i świat złym…
Mnóstwo ludzi, z którymi współpracowałem tak sądziło, choć nie mieli na to żadnych dowodów. 99,99% ludzi, których spotkali nic im nigdy nie zrobiło, a jednak w ich wyobraźni to źli ludzie. Nie dlatego, że nic im nie zrobili ale dlatego, że MOGLI zrobić.
Ja sam tak niegdyś postrzegałem świat, innych ludzi i siebie. Wiem jak to wygląda “od kuchni”. Bo to nienawiść do samych siebie. I tak nie chcemy się zmierzyć z tym wstydem, winą, oporem, żalem, gniewem, że wolimy nienawidzić wszystkich innych.
W dobro trzeba inwestować. To, że nie przesyciliśmy ziemi naszego pola toksynami nie oznacza, że wyrosną nam piękne dynie, ziemniaki, cebule, etc. Piękne zbiory to efekt pracy.
Nie ciężkiej w rozumieniu – zmaganie, opieranie, walka, stresowanie, zmuszanie. Tylko wkładamy w to odpowiednio dużo pozytywnej energii – troski, zaangażowania, mądrego, rozsądnego, odpowiedniego działania. Przede wszystkim cel musi być jasno i klarownie ustalony!
To samo z uzależnieniem. Nie oglądanie porno nic nie zmieni. Ja nie oglądałem przez rok, a potem wszystko runęło. Bo nadal byłem taką samą osobą, która doprowadziła do uzależnienia! A dlaczego do niego doprowadziła? Nie wiedziałem. Dopiero dowiedziałem się dzięki wewnętrznej pracy i się tym zacząłem zajmować.
Rzucenie porno to nie może być cel. Bo szybko się oszukasz. Nie obejrzysz porno przez tydzień i stwierdzisz, że po kłopocie. Albo poczujesz się nieco lepiej i przestaniesz nad sobą pracować. A potem coś się wydarzy, nawet nic negatywnego i pewnego dnia po prostu spędzisz cały dzień na porno, po czym będziesz się czuć jak zwłoki. I znowu pojawi się użalanie, wstyd, wina, gniew, strach.
A to wszystko jest właśnie tym, czym trzeba się zająć.
Po raz kolejny powtórzę – nie wyjdziesz z uzależnienia będąc nadal tą samą osobą, którą jesteś. Tak jak motyl nie wzleci nadal pozostając robakiem czy poczwarką. Nie oznacza to, że znikniesz. Oznacza to, że masz zostawić za sobą to, co negatywne, nauczyć się żyć naprawdę pozytywnie.
Masz przestać o tym myśleć i nareszcie zacząć tak żyć i tak robić.
Różnica między tymi, co odnoszą sukcesy, a tymi, co ich nie odnoszą jest taka, że ci pierwsi robią to, co trzeba, a drudzy tylko o tym myślą.

Ja “żyłem” w swojej głowie. Oczywiście wszystko co widziałem w umyśle z góry zakładałem, że jest prawdą i dotyczy świata zewnętrznego. Ale to była bzdura. To dotyczyło wyłącznie świata wewnętrznego. I nie w rozumieniu dosłownym.
O wszystkim non stop tylko myślałem. Jakby to było mieć dziewczynę, jak to jest nie mieć. Jak to byłoby mieć pieniądze, jak to jest nie mieć. Non stop “analiza”. Niekończący się bełkot prowadzący donikąd.
O tym, by porno nie oglądać oczywiście nie myślałem. Po pierwsze dlatego, że nie ja myślałem, tylko bezwolnie wpatrywałem się w bezosobowy bełkot. Po drugie – porno stanowiło dla mnie ucieczkę od emocjonalności i bólu psychicznego, więc w moim rozumieniu w tamtym czasie było dobre i potrzebne. Po trzecie – nigdy nie usłyszałem, że w oglądaniu porno jest jakieś niebezpieczeństwo. Po czwarte – nigdy nawet nie miałem konceptu, że mogę się zmienić i że jest to możliwe.
Ludzie tylko myślą o sobie jak o kimś dobrym. Ale gdyby się przyjrzeli swojemu postępowaniu, to nie jest postępowanie osoby dobrej, ani pozytywnej, ani troskliwej, ani zaangażowanej w dobro. Czy osoba, która marzy o jakiejś zmianie, a co wieczór spędza godziny przed telewizorem jest dobra? W najlepszym przypadku jest apatyczna i leniwa. A jak mówiłem w poprzednim artykule – lenistwo jest jednym z największych błędów jakie możemy popełnić. Czy człowiek dobry dla siebie popełnia latami w kółko ten sam, bardzo poważny błąd, przez który jest mu coraz ciężej?
Nie mówię tego, by wpędzić kogoś w poczucie winy. Jeśli zaczęliśmy się wstydzić i obwiniać – mamy kolejny przykład dlaczego jest nam w życiu źle. Bo zamiast praktykować wybaczenie, akceptację, zrozumienie, odpuszczenie – czego religie starały się nas nauczyć od TYSIĘCY lat, my wolimy traktować siebie jak kawał śmiecia.
Czy to nie zarozumiałe, dumne, czyli durne? Czy to nie przeczy nawet zdrowemu rozsądkowi? To szalone. A jednak powszechnie uznawane za normalne, a nawet zdrowe i odpowiednie! Ale jeszcze muszę znaleźć człowieka, który obwiniany i zawstydzany jako dziecko wyrósł na zdrową, zaradną, śmiałą, pozytywną, przynoszącą korzyści sobie i innym jednostkę.
Jeśli sobie to robimy, pora przestać.
Nie tylko o tym myśleć, ale pora ruszyć tyłek i zacząć się zmieniać.
Myślenie to proces bezosobowy, automatyczny, ciągły i nieskończony zasilany przez emocjonalność świadomością i podświadomą. Więc jeśli nie zaczęliśmy żadnej poważnej pracy na gruncie emocjonalnym, to nasza mentalność będzie cały czas bardzo obciążona. A jak od mentalności i od emocjonalności uzależniamy wymiar fizyczny, czyli działania, no to fizyczność będzie się degenerowała.
Zaś najlepiej z emocjonalnością mierzyć się w trakcie działania fizycznego w konkretnym celu z odpowiednią intencją.
Np. poprzez aktywne dążenie do tego, o czym marzyliśmy, czyli o czym tylko myśleliśmy.
Czym się różni bezproduktywna mentalizacja, wpatrywanie w mentalny bełkot od konstruktywnego myślenia? Intencją. Jeśli tylko wpatrujemy się w myśli, by poczuć się lepiej lub uciec od dyskomfortu i tyle, to mentalizujemy, czyli robimy się w jajo. “Ale fajnie byłoby to mieć, ajajaj! Robiłbym to i tamto, super by było, no ale nie mogę. I tak by nic z tego nie było nawet jakbym spróbował(a)”.
Zaś myślenie twórcze i intencjonalne może wyglądać np. – “Ok, co jest do zrobienia, by osiągnąć moje marzenie? Aha, to, to i to. Dobra, to najpierw zrobię to w ten sposób i zobaczę co z tego wyjdzie. Jak lipa, to spróbuję to, a potem to. A jak dalej nic z tego nie będzie, to poszukam kogoś, kto to ogarnął i najwyżej mu zapłacę, bo zależy mi na tym, by to osiągnąć”.
Widzimy różnicę? Jak żyliśmy do tej pory? Uważamy, że było to dobre?
A jak mamy problem, to co się dzieje? “Ok, stało się to. Dobra, to już przeszłość. Teraz to rozwiążę. Dobra, jest do zrobienia to. Ok, tutaj faktycznie poważnie schrzaniłem, eh. No dobra, zajmę się i tym. Dzisiaj zrobię to, jutro to i do tygodnia się z tym uporam”.
Czy raczej – “O nie! Dlaczego MI się to przytrafiło? Znowu coś złego MI się dzieje! To niesprawiedliwe! Znowu mam problem. Nie mam siły. Żeby to szlag! Ile jeszcze!?”
Widzimy jak wygląda odpowiedzialność za to, co się nam przytrafia, a użalanie się, obwinianie, traktowanie jak ofiarę? Odpowiedzialność m.in. umożliwia spokojne, swobodne rozwiązywanie problemów w życiu. Negatywności nie przynoszą żadnych realnych korzyści.
Co ciekawe, otrzymałeś dzisiaj krótkiego maila z pytaniem, który doskonale pasuje do poruszonego tematu.
“>Dzięki temu, że się uzależniłeś i zacząłeś cierpieć zacząłeś ją stosować.”
A skąd pewność, że bez cierpienia nie byłoby możliwości, by mieć wiedzę o emocjach?
Uzależniłem się i zacząłem cierpieć – skąd pewność, że bez tego nigdy nie poznałbym tej wiedzy?
Przecież są ludzie, którzy naturalnie uwalniają i nie muszą cierpieć w życiu.
Nie rozumiem dlaczego uzależnienie mam traktować jako błogosławieństwo, skoro bez cierpienia też by mogło się obejść.
Czy nie miałem innej możliwości? Czy to było mi pisane? Czy nie dałbym rady w inny sposób, tylko to jest ten jedyny?
To fragment z korespondencji dotyczącej stosowania wiedzy i narzędzi dotyczących dojrzewania w sferze emocjonalności. Powiedziałem temu mężczyźnie, że uzależnienie to błogosławieństwo w tym kontekście, bo dzięki temu, że naprawdę zabolało zaczął to stosować. Na pytania odpowiem po kolei.
“>Dzięki temu, że się uzależniłeś i zacząłeś cierpieć zacząłeś ją stosować.”
A skąd pewność, że bez cierpienia nie byłoby możliwości, by mieć wiedzę o emocjach?
A stąd, że minęły już 24 lata Twojego życia, a Ty jej nie poznałeś, ani nie szukałeś, ani nawet nie widziałeś potrzeby, by zacząć.
Poza tym – wiedza nic nie zmieni.
Możesz sobie mieć największą wiedzę o emocjach ze wszystkich ludzi, a nadal będziesz się emocjom opierał, negatywnie oceniał, walczył, nie chciał odczuwać, projektował je na ludzi, wydarzenia, wstydził się coś zrobić, bał, obwiniał siebie czy innych za coś, etc.
Cierpienie zmusza człowieka, by zaczął wdrażać to, co wie lub o czym słyszał. A nie tylko o tym myślał. Oczywiście nikt nie musi cierpieć, by zacząć. Ale moje pytanie brzmi – jeśli nie cierpi, to dlaczego nie zaczyna?
Uzależniłem się i zacząłem cierpieć- skąd pewność że bez tego nigdy nie poznałbym tej wiedzy?
Ale przecież bardzo dużo wiedzy poznałeś z różnych dziedzin.
Problemem nie jest to, że wiedzę masz lub nie ale to, że jej nie stosujesz.
A teraz nie ma wyjścia – trzeba zacząć wreszcie robić to, co poznałeś, bo będzie coraz gorzej, a już jest źle.
Samo poczytanie Programu WoP, a nawet jego zapamiętanie nic nie zrobi.
Bo to tak jak z pływaniem – mógłbyś obejrzeć 1000 godzin filmów o pływaniu, instruktaże, wywiady z mistrzami olimpijskimi wszystkich stylów, a po wejściu do wody zacząłbyś się topić.
Zaś teraz uzależnienie można przyrównać, że wrzuciło Cię do wody. Nie ma wyjścia – pora zacząć uczyć się pływać.
Przecież są ludzie, którzy naturalnie uwalniają i nie muszą cierpieć w życiu.
Nikt nie musi cierpieć.
Ty również.
A jednak cierpienie wybrałeś setki, jeśli nie tysiące razy w swoim życiu.
I stało się to nawykowe – podświadome.
Dlaczego się opierasz? Czy dzisiaj wybrałeś radość, spokój, odwagę, śmiałość?
Jeśli nie – dlaczego? Przecież wiesz, że możesz.
Też możesz uwalniać, bo tego nie można nie potrafić. Można tylko się opierać i nie mieć intencji ani odczuwać, ani odpuścić emocje, ani znaleźć inne, spokojne rozwiązania.
A skoro to wiesz, to kiedy zastosujesz tę wiedzę? Kiedy wdrożysz ją na stałe w swoim życiu?
Nie rozumiem dlaczego uzależnienie mam traktować jako błogosławieństwo,
Ależ nie musisz. Pytanie tylko – dlaczego miałbyś je traktować jako jakąś podłość losu, straszliwą przypadłość – w esencji – jako coś złego?
skoro bez cierpienia też by mogło się obejść.
Mogłoby ale z jakichś “tajemniczych” powodów tak nie było.
Przestań fantazjować o tym jak mogłoby być i patrz na to, co jest.
Twoje życie jest jakie jest, bo to konsekwencja Twoich wyborów.
Ty jesteś jaki jesteś i to też jest konsekwencja Twoich i tylko Twoich wyborów.
Dlaczego nie dokonałeś lepszych? Ktoś Ci bronił? Ile dzisiaj pracowałeś, by zarobić milion dolców? Z jakim nastawieniem?
Czy temat przebadałeś? Wiesz co trzeba zrobić, co przestać robić i co zmienić?
Chcesz mieć dużo pieniędzy? Jeśli tak – to kiedy się tym zajmiesz?
A co dzisiaj robiłeś zamiast tego? Bo prawie na pewno miałeś 8 godzin wolnego czasu.
Wolny czas to błogosławieństwo. Jak z niego skorzystałeś?
A jak za 10 lat będziesz musiał sobie odmówić wyjazdu, fajnego sprzętu elektronicznego, nowego eleganckiego ciuchu i przez to będziesz cierpiał lub się wstydził i zdecydujesz się wreszcie wziąć za siebie i zacząć poważnie zarabiać i nauczyć się zarządzać pieniędzmi, to czy to cierpienie było potrzebne, zbędne? W tym kontekście cierpienie to błogosławieństwo, kara? Co to jest?
Nic. To konsekwencja Twoich wyborów. I dzięki temu, że BYĆ MOŻE wyciągnąłbyś mądre wnioski, zmieniłbyś swoje działania na bardziej korzystne w temacie finansów.
To nie żaden los, nic zapisanego w gwiezdnym pyle. W każdej sekundzie mogłeś zrobić to, co wspomogłoby temat finansów. A co wybrałeś zamiast tego i dlaczego?
To samo tyczy się emocji – w każdej sekundzie, każdego dnia mogłeś “otworzyć oczy” i zorientować się jaką krzywdę sobie wyrządzasz i to skorygować. A jednak masz 24 lata i dopiero teraz, gdy porządnie zabolało zacząłeś szukać i znalazłeś odpowiedzi. Ale to nie gwarantuje czy je zastosujesz, bo to nadal Twoja decyzja i Twoja odpowiedzialność. Jak i wszystko inne w Twoim życiu.
Jeśli nie wiesz jak to zrobić, to kiedy poszukasz?
Czy nie miałem innej możliwości? Czy to było mi pisane?
Nie, nic Ci nie było pisane.
Nie jesteś ofiarą losu, ani ludzi, ani świata.
Tylko masz to, co sam wybrałeś. A wybrałeś z jakichś przyczyn.
Żyłeś nieświadomie, podejmowałeś pewne decyzje i z pewnymi intencjami. Nie wiemy jakimi, bo byłeś tego zupełnie nieświadomy. Ale patrząc na konsekwencje możemy się domyślić. Ale Ty jednak nie traktowałeś tego jako konsekwencje swoich decyzji, które możesz skorygować, tylko jako coś innego, czyż nie?
Czy nie dałbym rady w inny sposób,
Pewnie dałbyś. Ale po prostu tego nie robiłeś.
I to samo dotyczy każdego innego obszaru i rezultatu – dałbyś radę osiągnąć zapewne 99% tego, o czym marzysz.
Ale tego po prostu nie robisz. Dlaczego? Najczęstszym powodem jest niechęć, by wziąć za ten obszar odpowiedzialność, w pełni go zaakceptować, ustalić intencję zmiany na lepsze i wziąć się za działanie.
tylko to jest ten jedyny?
Nie ma żadnego “jedynego sposobu”. Cały WoP to zebrana wiedza mająca tysiące lat, tylko przełożona na współczesny język. Ameryki nie odkrywam, tylko przekazuję w zrozumiały sposób i w kontekście uzależnienia to, co ponadczasowe i niezwykle praktyczne.
Ty zaś doświadczasz konsekwencji swoich decyzji.
Podejmujesz je każdej sekundy.
Podejmujesz je z jakimiś intencjami, masz z tego jakieś korzyści.
To nie kwestia wiedzy tylko tego, jaki jesteś, kim się stałeś przez własne wybory i nadal kim chcesz być.
Grupy 12 kroków również dotyczą tego samego – zmiany siebie w takim zakresie jaki jest możliwy. Przecedzenie tego co pozytywne od negatywnego. I przecedzenie tego co negatywne w kwestii co można zmienić, a co można wyłącznie zaakceptować i pogodzić się z tym. Rozwiązania były i są. Ale trzeba wreszcie zacząć to robić.
Zobacz co np. napisałeś w Raporcie nr 1:
“Myślałem, że niski poziom radości jest naturalny i że ludzie weseli są jacyś popierdoleni/głupi/nieświadomi trudności życia.”
No i powiedz – kiedy zamierzałeś skorygować to przekonanie i zacząć żyć radośnie, swobodnie, mądrze, odpowiedzialnie?
Życie dojrzałe, odpowiedzialne, zdyscyplinowane może być przepełnione radością i uśmiechem. Jedno nie wyklucza drugiego.
Ktoś Ci bronił?
Ktoś Ci kazał tak postrzegać ludzi wesołych?
No kiedy zamierzałeś się tym zająć? Za kolejne 24 lata? Po 50-tce? Na emeryturze?
A może przy ładnym, okrągłym numerku – po setnych urodzinach?
A to tylko jedna z wielu rzeczy do korekty – coś, co nareszcie trzeba poprawić, realnie zrobić. A nie tylko o tym myśleć. Zacząć żyć inaczej, postrzegać ludzi inaczej, a nie tylko o tym myśleć. Czy jest na to “jedyny sposób”? Nie. Ale jakikolwiek “sposób” by to nie był, musi zawierać w sobie akceptację, odpowiednią intencję, wzięcie odpowiedzialności, zrezygnowanie z korzyści dotychczasowej postawy i postępowania, poddanie tego i wybór tego, co nowe i pozytywne. Sugestii jak to zrobić można przedstawić bardzo wiele. Ale jakie byś nie znalazł, trzeba to zrobić.
Uzależnienie to wóz albo przewóz. Albo się porządnie weźmiesz za siebie już bez owijania w bawełnę, bez myślenia o tym, tylko wreszcie zaczniesz robić to, co niezbędne, zaczniesz TY się zmieniać, skupiać na sobie, żyć odpowiedzialnie, świadomie, albo będzie coraz gorzej.
Każdego dnia mogłeś zacząć, a jednak nie zaczynałeś.
To, że ktoś Cię “wychował” nic nie znaczy.
Bo to, że pani w szkole podstawowej mogła nie nauczyć Cię dobrze dodawać nie oznacza, że nie mogłeś się sam dokształcić z matematyki, gdy było Ci to potrzebne.
Więc wszystko czego nie przekazali Ci rodzice, a co Ci jest potrzebne, każdego dnia mogłeś nadrobić.
To, czego Cię nauczyli, a co było szkodliwe każdego dnia mogłeś zostawić za sobą.
A to tylko jedna strona medalu. Druga – skąd pewność, że to co byś poznał byłoby naprawdę dobre, zgodne z prawdą, pomocne, odpowiednie? Skąd pewność, że jakiś inny sposób by Ci pomógł? Że ktoś inny mówiący o emocjach mówi zgodnie z prawdą? Po raz kolejny przypomnę – ponad 80% ludzkości żyje poniżej poziomu sprzyjającego życiu. I dlatego się zmagają. Tacy są i tacy wybierają być. Nikt ich do tego nie zmusza. Więc skąd pewność, że znalazłbyś osobę odpowiednią, która realnie mogłaby Ci pomóc? Jakiego narzędzia użyłbyś, by to sprawdzić i potwierdzić?
A poza tym – dlaczego nie chcesz postrzegać uzależnienia jako błogosławieństwa? Wolisz je nienawidzić, wstydzić się?
Co to jest uzależnienie? Konsekwencja Twoich wyborów.
Wyborów dokonywanych, by osiągnąć korzyść, której potrzebowałeś od lat i zapewne nadal potrzebujesz.
Więc osiągałeś pewną korzyść z wielkim kosztem ale jej potrzebowałeś. Dlaczego miałbyś tego nienawidzić? Dlaczego miałbyś nienawidzić konsekwencji swoich wyborów, dzięki którym zacząłeś nareszcie, po 24 latach szukać nowej, lepszej drogi dla siebie?
Więc konieczny temat – kiedy przestaniesz uważać, że niechęć czy nienawiść do czegokolwiek jest potrzebna? Nie jest. Opór nie tylko w niczym nie pomaga ale jeszcze powoduje, że to czemu się opieramy trwa i rośnie. To czego nienawidzimy nie znika, tylko rośnie.
Nareszcie dowiedziałeś się, że możesz przestać płacić tą cenę i odzyskać to, co straciłeś. Dzięki temu, że zabolało dostatecznie mocno zacząłeś szukać. I znalazłeś. Ale to, że znalazłeś to dopiero początek. Teraz pora to zacząć robić.
A tak nie widziałeś potrzeby, by w ogóle zacząć szukać. A teraz przy tych wszystkich nawarstwionych, bardzo poważnych konsekwencjach oglądania porno latami nie załatwisz już tego dobrymi chęciami. Potrzebne jest specjalistyczne podejście.
Jak mówię – znaleźć odpowiedź to jedno. Drugie to ją zastosować, wdrożyć, nauczyć się, zmienić, skorygować. Wiele osób mówi wtedy, że nie może, bo XYZ.
W większości przypadków problemem nie jest “nie mogę” ale zwyczajne “nie chcę”.
Przykładowo – kto dzisiaj czuł opór względem czegoś – pracy, obowiązku, problemu, samego siebie, przyszłości, etc.? No więc – kiedy przestaniesz się opierać? Bo opór to Twój wybór, Twoja postawa względem tego. Oczywiście, że możesz, bo opieranie się jest bardzo trudne – kosztuje energię, powoduje napięcie i ból, drenuje nas z chęci, motywacji, wiary. Musimy trzymać się najczęściej bardzo mocno negatywnych powodów, musimy czegoś/kogoś nienawidzić. Tracimy lub w najlepszym przypadku osiągamy coś z ogromnym trudem. A mimo to nadal się opieramy.
Czy możemy przestać? Oczywiście. Bo jak coś robimy, to możemy zrobić coś innego.
Ale ludzie mówią – “czuję opór i nie mogę tego zrobić”. Ale to tak jakby mówili – “mam zaciśniętą dłoń i dlatego nie mogę jej otworzyć”. No ok ale powiedz mi – kto ją zaciska? Sama się zaciska? Los ją zaciska? Rodzice Ci ją zacisnęli i zabronili otwierać? Hmm?
To pokazuje, że problemem nie jest “nie mogę”, tylko “nie chcę, BO…” i tu lista korzyści i przyczyn tego, że nie chcemy.
Warto znowu powtórzyć, że z przystawionym do głowy pistoletem każde “nie mogę” zmieni się w sekundę w “mogę”.
Uzależnienie powoli staje się takim pistoletem. Tylko, że o ile można się zapić i zaćpać na śmierć, to nie można się zamasturbować na śmierć, ani przedawkować pornografii. Więc pistolet ten nigdy tak naprawdę ni wystrzeli ale nie polepsza to sytuacji. Bo żyjemy tak jakby w każdej chwili mógł. A nie o to chodzi.
Często strata kogoś/czegoś cennego jest takim “wystrzałem”. Sądzimy, że nie możemy żyć bez kogoś/czegoś. Przywiązanie, opór, próby manipulacji i kontroli, rosnące wymagania, etc. zwiększają prawdopodobieństwo utraty tego. Po stracie naturalnie cierpimy, bo to element przywiązania. Ale jednocześnie – niespodzianka – DOŚWIADCZAMY na własnej skórze, że MOŻEMY żyć bez tego! Tylko nie chcieliśmy.
Więc w każdej stracie ukryty jest często ogromny zysk. Bo jeśli uświadomimy sobie, że możemy żyć bez pieniędzy, to nagle zyskamy spokój, zniknie strach i będziemy mogli spokojnie, swobodnie, radośnie, śmiało je zarabiać i nawet jak stracimy je na nierozsądnej decyzji, to zamiast cierpieć szybko je odrobimy.
Ale do tego trzeba dorosnąć, dojrzeć.
Cała ta wiadomość pokazuje jak człowiek dąży do negatywności. Szuka dla nich pretekstu, chce je utrzymywać, wybiera je pomimo, że nic nigdy mu to dobrego nie przyniosło. Wręcz przeciwnie – żyło mu się coraz gorzej.
Bo niech mi ktoś odpowie – mając wrogów żyje się lepiej czy gorzej? U mnie zawsze było gorzej. Ale wiedzieć to, a wreszcie przestać sobie robić wrogów i pogodzić się z tymi, z którymi możemy i omijać tych, którzy zmienić się nie chcą, to wymaga już pracy.
Widzieć wroga we własnych wyborach to też nie jest najlepszy pomysł. Bo potem łatwo widzieć wroga w samym sobie – więc utrzymywać niechęć do siebie, karać się, nienawidzić, obwiniać.
Niechęć i nienawiść utrzymywane wobec uzależnienia, czyli własnych wyborów i ich konsekwencji jak i samego/samej siebie, którzy tych wyborów dokonaliśmy w niczym nie pomoże, tylko jeszcze silniej pogłębi cały problem.
Słowem – próby zmiany sytuacji po staremu pozostawią Cię w starym.
Po raz kolejny przypomnę, że wszystko, z czym ludzkość walczyła i czego nienawidziła – ani to nie zniknęło, ani nie zmalało. Nadal jest i ma się dobrze.
Przykład z innej beczki – czy ktoś wie jakie jest niebezpieczeństwo w tzw. “wolności słowa”? Ano takie, że właśnie nadaną taką samą wartość prawdzie jak i fałszowi. Czyli na równi stawia się to, co sprzyja życiu i to, co je degeneruje. Jaka jest alternatywa? To dobre pytanie. Czy ktokolwiek je rozważa czy cieszy się z tej tzw. “wolności”? Tym jest uzależnienie – głupim korzystaniem z własnej wolności. Jesteśmy tak wolni w swoich wyborach, że się nimi zniewalamy i zaczynamy cierpieć. To samo przekłada się na dużo większą skalę dotyczącą całych społeczeństw i państw.
Rozwiązać to może wyłącznie wzrost świadomości. I tym zajmujemy się na tym Serwisie.
Jaki problem rozwiązaliśmy w naszym życiu niechęcią lub nienawiścią? Ja żadnego. To, co je rozwiązywało to dopiero odpowiednie działanie. A odpowiednie działanie może przyjść wyłącznie dzięki edukacji na odpowiednim poziomie. Nienawiść była przy tym absolutnie niepotrzebna. Tylko potrzebowałem jej jako pretekstu, by ruszyć swoją leniwą dupę. Czy musiałem czekać, aż mnie zaboli ona wystarczająco mocno? Oczywiście, że nie. A jednak czekałem.
Zaś działania podejmowałem takie, a nie inne, bo poziom mojej edukacji w tych aspektach i poziom mojej świadomości były niezwykle niskie. Niemożliwa więc była zmiana na lepsze. Bo sam je ograniczałem.
Uzależnienie to mechanizm, który niejako daje Ci limit czasu. Im dłużej będziesz zwlekać, tym gorzej Ci będzie.
Wiele osób pyta się – “Czy sobie poradzę?” albo boją się, że sobie nie poradzą. Oczywiście, że sobie nie poradzisz! Nie będąc dalej taką osobą jak teraz i żyjąc tak samo.
Nie oznacza to, że masz wyjechać na drugi koniec świata i stać się gwiazdą filmową.
Masz odcedzić ze swojego życia to, co Ci szkodzi i zmienić to, zastąpić, skorygować i zostawić za sobą.
Jeśli się obwiniasz za błędy, to przestać. Jeśli czegoś w sobie nie akceptujesz, to to zaakceptować. Jeśli trzymasz do kogoś urazę, to wybaczyć. Jeśli wstydzisz się płakać, to przestać się wstydzić i nauczyć się płakać. Jeśli pragniesz zacząć tańczyć ale się boisz, to przestać się bać i rozpocząć naukę tańca. Jeśli do pracy idziesz niechętnie, z oporem i jak ofiara, to przestać i zacząć chodzić chętnie, z radością i pracować z troski o swoje miejsce pracy i jego sukces.
To nie jest nauka reakcji termonuklearnych. To, coś co ludzie mieli potencjał zrozumieć 2000 lat temu w procesie ewolucji i nawet dawniej. A dzisiaj jest już te kilka tysięcy lat później, a ludzie dalej nie chcą tego robić.
Więc, jak mówiłem – wóz albo przewóz.
Zaczniesz dzisiaj, jutro – kiedy? Jak nie wybierzesz i nie zaczniesz, to przykro mi. Ale nikt inny Ci nie pomoże.
Jeśli się boisz, to normalne, jeśli czujesz opór, to normalne. Ale nienormalnym jest sądzić, że czegoś nie możesz, BO czujesz opór i strach. To zwykłe kłamstwo. To okłamywanie siebie – wybierasz wygodę – uniknięcie zmierzenia się z dyskomfortem psychicznym – nad zadbanie o swoje życie, nad zrobienie tego, co konieczne.
Możesz ale nie chcesz.
1) Oto co jest do (z)robienia/bycia:
Edukacja, znalezienie i wybór nauczyciela, wybór ścieżki, zaangażowanie, codzienne rutyny, medytacja, kontemplacja, modlitwa, wprowadzenie pokory do swojego życia, wliczając pokorną modlitwę zawierającą prośby o pomoc, naukę, zrozumienie, etc., dedykacja, skoncentrowanie się na tym, co pozytywne, piękne, dobre, dostrzeganie perfekcji we wszystkim, obserwowanie jak wszystko się samo z siebie wyłania, odsłania dzięki poddaniu dotychczasowej percepcji.
2) Oto co jest do porzucenia:
Nienawiść, złość, chęć zemsty, wina. nienawiść do siebie, urazy, złośliwość, zła wola, zazdrość, zawiść, próżność, duma, żądze, chciwość, chcenie, pożądanie.
3) Oto co jest do zaakceptowania/gotowość do zaakceptowania:
Wola Boża, ewolucja życia – całej kreacji, wpisane w każdą formę jej limitacje, wybory, sytuacje, to czym dysponujemy, ego i jego problemy, dar Życia, świat jako Kreacja, śmiertelność/zmienność wszystkiego, Święta/Boża Obecność, Miłość Boga, współczucie i litość, potrzeba zmiany, wewnętrzna dyscyplina.
To wszystko nie jest budową reaktora jądrowego. To jest proste ale trzeba zacząć to robić. Tylko dla wielu ludzi nie jest łatwe. Bo zamiast to robić myślą o tym. I “tam” się “gubią”. A raczej pokazuje się myśl “nie wiem, zgubiłem/am się” i tyle! Koniec tematu! Człowiek się zgubił i nic już nie może zrobić… A prawda jest taka – czują opór i strach i wolą zrobić coś, dzięki czemu przestaną to czuć, niż to zaakceptować i zrobić to co ważne i niezbędne.
Zamiast wybrać jedną rzecz – jeden nawyk, cechę, powód sięgania po porno i się tym zająć – ludzie mi piszą, że się gubią. Gdzie niby? W pokoju? Zgubić to się można w afrykańskim buszu, a nie w pracy nad sobą. Jak się zgubiłeś/aś to się odnajdź i bierz się do roboty!
Poza tym – wiedząc już, że ponad 80% ludzkości jest kompletnie niedojrzała emocjonalnie – emocjom się opierają, wypierają, projektują, tłumią, uciekają, demonizują, robią co mogą by nie czuć – uciekają w używki, rozrywki, pracoholizm, imprezy, nawet w wiedzę, czytanie, naukę, wiedząc, że prawie na pewno wszyscy ludzie, których znałeś właśnie tak postępowali i nadal będą, nie mając żadnego innego wzorca, dlaczego akurat Ty spośród miliardów ludzi na Ziemi i milionów naokoło Ciebie zorientowałbyś się, że jest coś nie tak? Przez 24 lata się nie zorientowałeś.
Ty tak postępowałeś, inni też, więc wszystko musi być ok! Tak powinno być! A poza tym – czy w ogóle byłeś na tyle świadomy, by zorientować się, że coś czujesz, co, co z tym robisz i że możesz to zmienić na korzystne?
Tymi trzema przedstawionymi nieco wcześniej listami zajmiemy się w następnych częściach tego artykułu.
To pokaże, że nie ma czegoś takiego jak “pogubiłem/am się” i “nie mogę”, tylko “boję się/nie chcę się tym zająć i tego zmienić”.
A to dlatego, bo mamy na ten temat bardzo mylne pojęcie. A w szczególności na temat tego, co czujemy względem tego.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
24 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Łukasz

Coś mi się przypomniało ważnego.Chodzi o to ,że niby kobiety nie siedzą tak w głowie jak faceci ale to one zachowują się jak zwierzęta ,bo robią więcej rzeczy nieświadomie niż świadomie.Wybierają facetów nie kierując się logiką tylko zwierzęcymi impulsami a potem zostają same z bąbelkiem czyli dzieckiem.Nie obchodzi ich jak wychowają dziecko tylko patrzą na cechy zwierzęce a jak je facet posiada to mu się oddadzą.Oczywiscie jest mały % kobiet które nie muszą cierpieć i kierują się logiką.Chodzi mi o to ,że kobiety dobrze sobie radzą z emocjami ,bo one działają jak automat bardziej czyli jak zwierze a facet ma większe ego i ta logika blokuje odczuwanie emocji.W świecie zwierząt nie ma związków a większość ludzi udaje jakieś miłości a potem się rozstają ale jak widać jako ludzie gadzi mózg ma większa siłe od tego racjonalnego szczególnie u facetów ,bo kobiety działają pod wpływem impulsów bardziej i nawet same nie wiedzą co robią.Gdzies nawet czytałem ,że kobieta jest mistrzynią w oszukiwaniu samej siebie.Najlepsze są te klubowiczką co się wyszaleją z chadami którzy je szmacą a potem szukają nieświadomego faceta betabankomatu który będzie je utrzymywał a te pewnie i tak na boku będą miały kilka chadow z najlepszymi zwierzęcymi genami oczywiście nie wszystkie żeby nie było.

Łukasz

Często piszesz Piotrze o strachu w materiałach dla początkujących tez ale Ci co ludzie piszą i ja też to miałem to nie zwykły strach tylko lęk.Strach bysmy czuli wtedy jakbysmy chcieli wejść w zoo do klatki z tygrysem a lęk to całkiem coś innego.Strach odczuwamy w określonych sytuacjach a lęk cały czas ,bo sam to przeżyłem.Napewno może pomoc medytacja ,bo człowiek zaburzony ma dużo myśl.Z tego co zauważyłem to lęk może wziąć się z dużej liści stłumionego wstydu i winy chyba nawet Hawkins pisał ,że nerwica bierze się s emocji wstydu.Osoba niezaburzonona nie wie jak to wyglada ,bo tego nie przeżyła i to faktycznie może wyglądać jakby podświadomość nami rządziła.

Mateusz

Przed pandemią próbowałem podchodzić do kobiet na ulicy. Zaczynałem wiele miesięcy temu, nawet ci o tym pisałem. Podejście do kobiety na żywo dalej jest ponad moje siły. Po prostu nie jestem w stanie tego zrobić. Nie wiem dlaczego przez lata byłem w stanie podchodzić do obcych ludzi i sępić od nich pieniądze, byłem w stanie wchodzić na scenę i robić z siebie głupka przez mikrofon. Ale kiedy podejście do kogoś nie ma na celu czegoś egoistycznego jak wysępienie kasy, lub kreatywne zrobienie z siebie głupka, tylko podjęcie działania mające na celu zbudowanie z kimś relacji to cała moja “pewność siebie” po prostu znika. A potem wybuchła epidemia z której to okazji założyłem sobie konto na kilku portalach randkowych. W życiu nie sądziłem że to kiedykolwiek zrobię. Ale napisałeś mi że w moim przypadku naprawa tego obszaru w moim życiu jest najprawdopodobniej niezbędna do tego żebym mógł wyjść z uzależnienia. Dlatego zrobiłem coś co parę lat temu byłoby pogwałceniem moich zasad. Napisałem do kilku dziewczyn. Początkowo widząc moje zdjęcie część z nich była bardzo zainteresowana, ale później szybko to zainteresowanie traciły. Jak szybko? Wystarczy powiedzieć że dziewczyna która pięciokrotnie przed wysłaniem wiadomości kasowała i pisała od nowa (co było widać bo w tej apce tak jak na fejsie widać jak ktoś coś piszę po znaczku “…”), dwa dni później odpowiadała po kilku godzinach w zdawkowych, półzdaniowych, nic nie wnoszących do dyskusji odpowiedziach, mających na celu zniechęcenie mnie do kontynuacji rozmowy. Nawet pisząc nie jestem w stanie porozumiewać się z kobietami tak aby były choć odrobinę zainteresowane. To co by było gdybym miał podrywać je na ulicy? Weźmy pod uwagę że mam ADHD i zwyczajnie nie słucham co się do mnie mówi, oraz ciągle przerywam swoim rozmówcom. Pisząc nie mam takiej możliwości, a jednak mimo to, oraz to że w apce widać było tylko moje zdjęcie, skromnego wzrostu, oraz bardzo skromnej wagi nie podawałem – i tak nie byłem w stanie zainteresować żadnej dziewczyny. Chciałem najpierw zaznaczyć że piszę to po kilku dniach przerwy od aktywności na tych portalach, uwolniłem część (całości pewnie nie jestem w stanie sobie uświadomić na tym etapie) emocji związanych z tym faktem. Zastanawia mnie to, dlaczego trzeba się tak bardzo rozwinąć żeby wyjść z uzależnienia? Dlaczego nie można sobie spokojnie żyć pozostając na niskim poziomie świadomości? Przecież to że jestem na niskim poziomie świadomości w niczym nie czyni mnie gorszym. To skoro bycie na wyższym poziomie nie czyni mnie lepszym, to po co miałbym dążyć do niego? Doszedłem do wniosku że jedynym powodem dla którego myślę o rozwoju duchowym, mentalnym, czy emocjonalnym, oraz dlaczego w ogóle próbowałem cokolwiek zmieniać odnośnie relacji damsko-męskich jest moja niechęć do mojego uzależnienia. Ja nawet nie chcę być szczęśliwy, chcę być tylko skuteczny. Chciałbym przestać marnować czas na wszystko co ma jakikolwiek związek z seksem – w moim przypadku chodzi tylko o porno i fantazje erotyczne, bo żadnego realnego seksu nigdy nie było i prawdopodobnie nie będzie. Chciałbym poświęcić (nawet dobre słowo) życie na realizacje swoich pomysłów, bez angażowania się w jakiekolwiek relacje, bo to strata czasu.

Mateusz

Bo dalej jesteś kompletnie nieświadomy własnych intencji, tego co czujesz, jakie masz do tego nastawienie.”

Cóż to prawda. Odnośnie intencji nic oprócz próby przekonania swojego umysłu do tego że coś robię nie przychodzi mi do głowy.

Pytanie co wg Ciebie będzie oznaczało, że ten obszar naprawiłeś?

Czy wiesz jakie są przyczyny problemów?”

Nie wiem. Mógłbym powiedzieć że znalezienie sobie partnerki i posiadanie szczęśliwej relacji, albo ewentualnie “zaliczenie” trzycyfrowej liczby kobiet. Ale przecież skoro nie należy szukać na zewnątrz to znaczy że problem nie leży w braku relacji czy partnerek. Więc nie wiem. Nie wiem nawet czy wolałbym mieć jedną partnerkę i głęboką relację na całe życie, czy nie wolałbym po prostu “zaliczać panienek”. Wydaje mi się że powinienem najpierw zapoznać się z “zaliczaniem”, a później gdyby okazało się że to jednak nie to, dążyć do relacji z jedną kobietą. Różne przyczyny wymieniałem już tutaj w sekcji komentarzy. Prawdę mówiąc nie mam pojęcia nawet które z nich są prawdziwe. Tak więc przyczyn również tak naprawdę nie znam.

Niegdyś gdybyś założył konto na portalu randkowych oznaczałoby dla Ciebie, że jesteś gorszy, zdesperowany – czyli poczułbyś wstyd, winę, żal, które nosisz w sobie cały czas.”

Ależ poczułem. Nie powiedziałbym że zakładanie konta na portalu randkowym było na początku banalne. Może i było, ale ja wewnątrz banalnie się z tym wcale nie czułem. A kiedy dostawałem tzw. “pary” (bo na takich portalach, pisać można ze sobą dopiero kiedy obydwie strony zobaczą najpierw swoje profile i się wzajemnie zalajkują) to czułem się mniej więcej tak : “o nie, kolejna dziewczyna do której “trzeba” napisać”. No dobrze moją intencją ewidentnie było przekonanie swojego umysłu do tego że “przecież działam”, bo pisząc ten komentarz zaczynam zdawać sobie sprawę, że ja wcale nie chciałem pisać do żadnych dziewczyn, ani się z nimi później umawiać. Tak więc na siłę zmuszałem się do pisania z nimi zupełnie nie mając intencji stworzenia jakiejkolwiek relacji, czy nawet “zaliczenia” którejkolwiek z nich.

“Bo Twoją intencją jest wziąć, a nie dać.”

A co ja mogę dać kobiecie? Jestem zdziwaczałym pornoholikiem, wiecznym studentem, bez normalnych znajomych, za to z “ciekawą” przeszłością obfitującą w narkotykowo-alkoholowe ekscesy, oraz problemy z prawem, do tego “męską”, szowinistyczną świnią którą interesuje tylko heavy metal, sztuki walki i amerykańskie fury (chociaż nigdy nawet żadną z nich nie jeździłem bo mnie nie stać). Może powinienem dać powyższe zdanie jako opis swojego profilu na wyżej wymienionych (a z nazwy to właściwie nie wymienionych) portalach, żeby być bardziej szczerym?

Bo to bardzo silna potrzeba kontroli – co sugeruje dużo stłumionego wstydu, winy i strachu.

Ogólnie to egoizm – cały czas wybierasz siebie, a nie innych.

Inni ludzie tak jakby nie istnieli dla Ciebie – stanowią ewentualnie tylko środek do celu.

Tak wygląda postrzeganie innych ludzi z niskiego poziomu świadomości.

Bo i tak postrzegasz samego siebie.”

No to znaczy że stłumionego wstydu, winy i strachu mam bardzo dużo. Trudno powiedzieć czy jest cokolwiek czego pragnę bardziej niż kontroli. Tak jestem egoistą. Przez większość czasu nawet nie próbowałem tego zmieniać. A wszelkie próby zmiany tego wcale nie pomagały. Chociaż – starałem się walczyć z egoizmem tak naprawdę po to żeby móc lepiej manipulować ludźmi. Błędne koło. Całe moje życie to jedno błędne koło. Ludzie faktycznie w ogóle mnie nie interesują. A o relacje dbam tylko po to żeby się dowartościować. Żeby sobie powiedzieć “ktoś mnie lubi, więc wszystko jest ze mną w porządku”. To samo odnośne relacji z kobietami.

Ale co mówiłeś już nie podajesz.”

Nie mówiłem nic co ujawniłby stłumione emocje. Nic co mogłoby pchnąć relację do przodu. Czcza gadanina o niczym, jak z jakimś randomem którego średnio chcę poznać w kolejce w urzędzie. Próbując pisać cokolwiek o sobie rozmowy bardzo szybko schodziły na temat używek i imprez które źle się kończyły. Ale to były osoby poznane w internecie. Nie chciałem się od razu narzucać, a wiele z tych kobiet dodatkowo “ośmiela” mężczyzn deklaracjami że szukają tylko i wyłącznie relacji na całe życie, a nie chcą “przygód”. Przepraszam, ja nawet nie wiem czy ta pani z którą rozmawiam pokazała na profilu swoje prawdziwe zdjęcia, a nawet jak prawdziwe to bardzo wiele z nich jest filtrowana. Przecież na początkowym etapie znajomości nie wiadomo czy dziewczyna w ogóle się podoba. A ja mam od razu być pewien swoich intencji? To jest oburzające.

Jak czujesz wstyd, to siebie postrzegasz jako gorszego, etc.”

No więc właśnie czułem się gorszy – jak desperat, który potrzebuje jakiegoś głupiego portalu, aby znaleźć dziewczynę, a jak przychodzi co do czego to nawet nie potrafi poprowadzić rozmowy w odpowiedni sposób.

“A potem sobie mówisz, że lepiej się nie da i że przyczyna na pewno leży w kobietach.”

Nigdy nie twierdziłem że przyczyna leży w kobietach. Czy nie może być tak że dwie osoby po prostu do siebie nie pasują? Czy w kimkolwiek musi leżeć przyczyna? Przecież to że ja nie dążę do tego, by mieć stosunki z dziećmi, albo zwierzętami jest całkowicie normalne. Tak więc to że kobiety nie dążą do tego by mieć je ze mną również jest całkowicie normalne. Może po prostu jestem zbyt lekki i za niski. Może one nawet przez internet wyczuwają tzw. “gorsze geny”. Dinozaury istniały ok 175 mln lat, a potem wymarły. Może ja także powinienem doświadczyć wymarcia – właśnie w tym wcieleniu. Przecież to wszystko jest w porządku. Ktoś musi wyginąć, aby ktoś inny mógł się rozwinąć. Gdyby dinozaury nie wyginęły człowiek nie miałby szans zaistnieć. I przecież to wcale nie oznacza że jestem gorszy. Po prostu ewolucja gatunku ludzkiego nie faworyzuje jednostek odznaczających się niskim wzrostem i małą masą ciała w warunkach w których nie ma głodu, wojen i tym podobnych. Jedzenia starczy dla każdego, więc po co kobiety mają dążyć do przekazywania genów potomstwu ze mną, jeżeli mogą sobie pozwolić na to z jakimś wielkim mięśniakiem? W obecnych warunkach, kiedy wiadomo że nie zabraknie jedzenia, oraz ryzyka że wielki mięśniak padnie na zawał podczas pościgu za mamutem, nie ma sensu dla żadnej kobiety rozmnażanie z niskim i szczupłym mężczyzną.

“Bo niski poziom świadomości to automatycznie życie pełne zmagania, cierpienia, bólu, poczucia braków, wiecznego niezadowolenia, frustracji i więcej.”

Ale kiedyś napisałeś mi że Ted Bundy wcale się nie zmagał, chociaż był na niskim poziomie świadomości. Napisałeś mi że po prostu był spójny ze swoim poziomem rozwoju. A ja? Nie, daleki jestem od chęci upodabniania się do niego. Ale co w moim przypadku miałoby oznaczać bycie spójnym ze swoim poziomem rozwoju?

“Gdybyś wybrał np. odwagę, to byś powiedział, że jesteś dumny jak paw, że nie chcesz narazić się na odczucie wstydu, winy i żalu, że się boisz i nie chcesz podjąć działania i poczuć dyskomfortu, ośmieszyć się, nie chcesz zrezygnować z urojeń, że można Cię zranić czy odrzucić. Nie chcesz uświadomić sobie swoich intencji, postaw i nastawienia odnośnie kobiet, itd.”

Cóż, lepiej bym tego nie ujął. Właściwie każdy z tych podpunktów do mnie pasuje.

“Ludzie, którzy mają seks, a są nadal na niskim poziomie świadomości odpuścili chociaż na tyle dumy, by dowiedzieć się co lubią kobiety, co je podnieca, jak z nimi rozmawiać, co prowadzi do seksu i im to dają. Nazywa się to grą, bo nikt z nich tak naprawdę nie robi tego szczerze z szacunku, miłości, tylko by się tak okręcić, by się w końcu na seks zdecydować.”

Już ci kiedyś napisałem o tym ilu i jakich “speców” od podrywu słuchałem. Wolałbym nie wchodzić w to z powrotem. Brak wiedzy teoretycznej raczej nie jest moim problemem w tym przypadku, bo zapoznałem się z mnóstwem wiedzy na ten temat. Niestety ci “PUA” w wielu aspektach wzajemnie sobie zaprzeczają, a ja od czytania ich materiałów mam tylko mętlik w głowie, tym bardziej że wielu (chociaż to już nie klasyczni pua tylko raczej redpillowcy – i oni byli dla mnie autorytetami w zdecydowanie większym stopniu) twierdziło że to co kobiety lubią, co je podnieca i co prowadzi do seksu z nimi to bycie wysokim, umięśnionym, samozwańczym samcem alfa. Czyli coś co w dwóch trzecich jest totalnie poza moim zasięgiem.

“Ale Ty pytasz „Dlaczego nie mogę być skutecznym mając złamaną rękę? Po co mam się nią zająć?””

Wiesz odnośnie skuteczności, nie chodziło mi o relacje. Chodziło mi bezpośrednio o moje uzależnienie. Bo tracę przez nie czas i energię. Mógłbym to wykorzystać aby się więcej i lepiej uczyć nowych rzeczy. Mógłbym więcej czasu i energii poświęcić moim pasjom – grze na gitarze, treningom – mieć lepsze rezultaty i mieć ich więcej. Miałbym więcej czasu i energii na naukę, aby w końcu skończyć te studia i zacząć robić karierę. To jest powodem dla którego postanowiłem skończyć z uzależnieniem i zacząłem szukać pomocy, a nie relację. Temat relacji wrócił, gdyż z jakiegoś powodu często jest tutaj poruszany. Czuje jakbyś próbował i to wręcz narzucić. Chociaż z drugiej strony możliwe że ty używasz tej tematyki jako przykładu, a ja na to bardzo mocno reaguje, co świadczy że być może nieświadomie bardzo pragnę relacji z innymi ludźmi w tym z kobietami. I używam wszystkiego, włącznie z “pasjami” do tego żeby uciec od tego problemu.

Maciej

Miałem nadzieję, że mi Piotrze odpiszesz, ale w sumie już się przyzwyczaiłem, ta koleżanka która mi się podoba mi często nie odpisuje albo po jakimś długim czasie, a ja i tak ciągle do niej piszę i przez takie traktowanie czuję się jak jakiś bezwartościowy śmieć.

Maciej

Dziękuję za odpowiedź i przepraszam, rzeczywiście tak jest że bardzo uzależniam poczucie własnej wartości od zachowania innych wobec mnie, i jak tylko czyjeś zachowanie mnie zaboli, to ja znowu znajduję to potwierdzenie w świecie że mam rację, że nikt mnie nie szanuję, że ludzie mnie nie lubią itp.
PS. To czekam cierpliwie na odpowiedź na tamtą wiadomość i pozdrawiam.

Maciej

A i jeszcze dodam że zapisałem się w końcu na newsletter, specjalnie nowe konto założyłem i już 2 twoje filmy obejrzałem na temat uzależnienia.

Maciej

Witaj Piotrze, to Ja Maciej ten chłopak który jak pisałeś w jednym z ostatnich artykułów boi się samemu jechać do psychiatry. Postanowiłem się odezwać, bo muszę przyznać że miałeś rację, choć zabolało mnie że wtedy napisałeś że moje szanse na wyjście z uzależnienia są zerowe bo to co wybrałem to nie dążenie do zdrowia czy coś w tym stylu. I faktycznie, od 21 kwietnia zdarzyło mi się tylko 6 dni bez porno i masturbacji, w tym tylko 2 dni z rzędu, reszta to pojedyncze dni abstynencji. Zdarzało mi się w tym okresie mieć nawet 4 orgazmy na dzień, jestem już tym wszystkim zmęczony fizycznie i psychicznie, jeszcze ta nerwica natręctw, wszystko wydaję mi się takie trudne, ciężkie. Napisałeś w tamtym artykule że prawdopodobieństwo że wytrzymam dla tej dziewczyny z którą chcę być 90 dni bez porno i masturbacji jest bliskie zeru, już od dawna mam taki cel, ale nigdy mi się nie udaje go osiągnąć, mam myśli w stylu, że i tak mi nie wyjdzie, że to nic nie da, że i tak nie zechce ze mną być, ale ciągle mam tą nadzieję, że może jednak coś z tego wyjdzie. Jednak wytrzymać tyle czasu bez porno i masturbacji jest bardzo ciężko, odkąd jestem uzależniony nie wytrzymałem nigdy nawet miesiąca bez pornografii, a chcę wytrzymać 3 i osiągnąć wolność od tego nałogu i już do niego nigdy nie wracać. W ogóle w ostatnich tygodniach oglądam porno coraz częściej, bardzo ciężko jest mi tego nie robić, bo to taka nagroda bez żadnego wysiłku, chwila przyjemności, coś czego nigdy nie miałem w życiu czyli piękna kobieta, a tu kilka kliknięć i mam piękne dziewczyny bez żadnego wysiłku. Jeszcze sobie wkręcam że te dziewczyny są szczęśliwe że sprawiają sobie przyjemność przed kamerą, że podniecają facetów, że nic złego nie robią, że przecież lubią występować w tych filmach itd. A jednocześnie widzę że moje życie wygląda coraz gorzej, nic mi się nie chce, nie mam na nic siły, nie mam energii, jestem zamulony i w ogóle. Ostatnio też miała dla mnie miejsce nieprzyjemna sytuacja, po raz pierwszy w życiu mama przyłapała mnie na oglądaniu pornografii, weszła do pokoju i powiedziała że tak myślała, poczułem się fatalnie, poleciało mi kilka łez, ale po jakimś czasie zszedłem na dół i pojechałem z rodzicami do czego mnie namawiali do rodziny żeby nie siedzieć w domu cały czas. Myślałem że może po tym wydarzeniu skończę z porno, ale jeszcze tego samego dnia po powrocie do domu znowu włączyłem porno. Wyjście z uzależnienia wydaję mi się bardzo trudne, ale nie mam innego wyjścia, bo inaczej będzie w moim życiu jeszcze gorzej a już jest tragicznie. Myślę Sabie jaki byłbym szczęśliwy gdybym wytrzymał te 90 dni, udowodniłbym sobie że mogę, że zrobiłem to nie tylko dla siebie ale też dla tej dziewczyny i może Ona by to doceniła podświadomie czując że się zmieniłem i mnie pokochała i zechciała stworzyć ze mną związek.
Jutro Nowy Dzień, nowa szansa żeby spróbować kolejny raz żyć bez porno.

Łukasz

Czytałem te materiały dla początkujących i mam takie odczucie jakbym miał zmienić życie oglądając nadal porno to tak jakby alkoholikowi powiedzieć ,że ma zmienić siebie pijąc nadal.W 2019 przeżyłem najlepszy rok w moim życiu i miałem pewność siebie a kobiety przyciągalem jak magnez.Potem sobie uświadomiłem ,że uzależniam szczęście od podchodzenia do kobiet no ale jak dostałem kosza to załamywałem się ,bo bardziej bawiłem się tym całym procesem.W końcu upadłem znów na dno ,bo stwierdziłem ,że podchodzenie jest zle,,że uzależniam szczęście a tak nie może być No ale kurwa każdy kto idzie na siłownie to tez w pewnym stopniu uzależnia szczęście od treningów.W tych artykułach piszesz wlasnie o podchodzeniu do kobiet a jak ja podchodziłem to źle robiłem itd to ja juz sam nie wiem co jest grane.Naprawde podchodziłem z radością do kobiet a teraz się obwiniam i czuje wstyd.

Łukasz

Miało być podchodzenia do kobiet no ale jak dostałem kosza to „nie załamywałem się”,bo bardziej bawiłem się tym całym procesem.
Wiesz Piotrze jak wyszedłem do ludzi po tylu latach to naturalnie ciągnęło do kobiet pewnie więcej niż naturalnie.Dostałem z kilkadziesiąt koszy nawet nie uważałem tego za kosza ,bo cieszyłem się samą rozmową i byłem szczęśliwy bez kobiety po prostu byłem zdziwiony ,że mozna mieć taką odwagę do tego wyszedłem z nerwicy/depresji wiec jak tu się nie jarać tym przedsięwzięciem.Podczas podchodzenia była euforia ale jak wracałem do domu to była frustracja wiec faktycznie byłem niedojrzały emocjonalnie chociaż dążyłem do pozytywnosci i byłem mega ogarnięty.

Łukasz

Czyli mam po prostu zaakceptować swoje życie bez żadnych zmian zewnętrznych?Czyli jak mieszkam na wsi i jestem samotnikiem to mam się z tym pogodzić?Wiem ,że ludzie tak żyją lecz są to dziadki lub babcie oni potrafią siedzieć w domu i nie maja nałogów a ja mam dopiero 24 lata.Niektorzy w moim wieku imprezują,piją I ćpają a jakos żyją normalnie a ja odczuwam napięcie, od którego uciekam w porno chyba biorę życie za powaznie ,bo inni się bawią a ja się bawiłem do 18stki a potem wegetacja w domu.

Łukasz

Tak szczerze to tylko racjonalizacja umysłu ,bo życie na wsi jest piękne z jednej bo daleko od ulicy do tego dużo zieleni i spokój.Najwiekszy problem to te nieprzyjemne emocje.

Marcin

Dzięki za możliwość pojawienia się w sieci i za obszerną, wyczerpującą odpowiedź!

Podobne Wpisy:
Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 2) – Lista nr 1

Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 2) – Lista nr 1

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat stanięcia w obliczu faktu o własnym uzależnieniu. Część 1 znajdziesz klikając na link poniżej: ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 1) – Wstęp Dziś zajmiemy się konkretami. Przy okazji miej na uwadze, co sądziłeś/aś, że potrzebujesz i czego chciałeś/aś w kwestii wolności, wyjścia z uzależnienia, a czego dowiesz się z… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 4
O Emocjach – Poczucie Winy (Część 4)

O Emocjach – Poczucie Winy (Część 4)

Wiesz już nieco o wpływie emocji na człowieka i bardzo możliwe, również na Ciebie. Moje pytanie brzmi – czy wybierasz, by zrezygnować z poczucia winy i żyć bez niego? Czy jesteś gotowy wybaczyć sobie i innym przeszłość, chwilę obecną i nie trzymać winy na przyszłe błędy? Czy jesteś gotowy żyć w szacunku do życia? Do swojego… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 4
Nofap – dlaczego nie działa? I dlaczego działa? (Część 1)

Nofap – dlaczego nie działa? I dlaczego działa? (Część 1)

Jeżeli miałeś lub aktualnie masz problem z pornografią, zapewne zetknąłeś się z określeniem “nofap”. Czym jest nofap – jest to cel, do którego prowadzą różne ścieżki ale głównie ścieżka siły woli. Celem tym jest brak masturbacji (i oczywiście tego, co do niej prowadzi – pornografii) przez dany okres czasu, który ma przynieść całkowite uwolnienie od… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 4
O Emocjach – Wstyd (Część 3)

O Emocjach – Wstyd (Część 3)

Nie bój się wstydu i nie wstydź się go. Co to znaczy “wstydzę się”? Oznacza to “wybieram, by trzymać się emocji wstydu jako powód, by czegoś nie zrobić (np. zmienić swojego sposobu myślenia lub o coś poprosić).” Wstyd to tylko emocja i możesz ją odpuścić. Jednak ego mówi “Nie! Nie tylko będę się trzymał tej… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 3

WOLNOŚĆ OD PORNO