Witam Cię serdecznie!
Dzisiaj początek krótkiej serii o odczuwaniu. Uważam ten temat za krytyczny. Możliwe, że najważniejszy w życiu ludzi na całym świecie.
Dlaczego w ogóle mamy uczyć się odczuwać, skoro większość przemysłu skoncentrowane jest na tym, by albo nie czuć, albo czuć coś innego, niż powszechnie uważane jest za złe, negatywne, niepotrzebne, obciążające, itd.?
Bowiem negatywne uczucia trwają nawet całymi latami dlatego, że się im opieramy! Nie chcemy ich odczuwać! Jak im się opieramy? Chociażby przez negatywną ich ocenę, naszą niechęć do nich. Jeśli się im opieramy, ich ładunek energetyczny zostaje siłą stłumiony w naszej podświadomości i ciele. Jeśli emocje tłumimy, ładunek ten narasta, gromadzi się. To tak jakbyśmy pili truciznę – wprowadzamy do swojego organizmu coś niechcianego. Z czasem przeradza się to w różne dolegliwości (nie same emocje ale negatywnie oceniona ich energia), zmienia naszą świadomość, czyli to jak postrzegamy i jak kreujemy własne życie. A jeśli nadal będziemy tłumić w sobie rosnące emocje, a także walczyć z tym, co uznaliśmy za ich zewnętrzne źródła, wkrótce pojawią się choroby. A co się mówi o chorobach? Dopadł mnie wirus. Doskwiera mi choroba. Nie! My byliśmy pierwsi! Kogo najpierw dopadliśmy? Komu doskwieramy naszymi myślami, emocjami – naszą świadomością? Może samym sobie? Możemy przeczytać, że choroba to odstępstwo od zdrowia. Nie.
Choroba to informacja o odstępstwo od zdrowia naszej świadomości!
Jednak uznając, że choroba jest zła, że to co czujemy jest złe, że ktoś jest zły i przez kogoś źle się czujemy – generujemy W SOBIE stan emocjonalny.
Nie dajmy się zwieść! W życiu nie trzeba czuć się cały czas dobrze! I nie powinniśmy! “Złe” samopoczucie ma ogromną rolę w ludzkim życiu! Nie słuchaj tych, którzy mówią, że nauczą Cię czuć się dobrze! To albo oszuści, albo ludzie, którzy robią sobie i innym krzywdę!
Nie można nauczyć czuć się dobrze! Można tylko nauczyć się dobrze odczuwać.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego nauka odczuwania jest niezbędna:
Większość, jeśli nie wszystko, co robimy w życiu, robimy, aby coś zacząć odczuwać lub przestać odczuwać.
Przykładowo:
-
Pracujemy, by zarobić pieniądze, bo dzięki pieniądzom poczujemy się bezpiecznie. Zniknie strach przed śmiercią, gdy opłacimy rachunki – nie wyrzucą nas z mieszkania, kupimy sobie pożywienie, więc nie umrzemy z głodu. Co więcej – dzięki temu poczujemy się wartościowi, bo nie będziemy musieli się wstydzić, że nie stać nas na nawet podstawowe przedmioty codziennego użytku. Zarabiamy, by nie czuć negatywności i by poczuć to, czego nie potrafimy odczuć inaczej – poczucia bezpieczeństwa.
-
Relaksujemy się, by poczuć się dobrze. Uważamy, że musimy coś zrobić, by zniknął stres. Siadamy więc przed telewizorem i jesteśmy święcie przekonani, że to nas relaksuje. Albo że piwo nas relaksuje. Albo czytanie książki. Uważamy, że emocje jakoś tak same znikają. Nie – emocje są tłumione. Emocje znikają tylko wtedy, gdy świadome je przeżyjemy i odpuścimy. Jeśli nosimy w sobie ładunek emocji, bez świadomej decyzji o ich odpuszczeniu, każde działanie spowoduje, że zostaną stłumione, czyli przechowane w naszym ciele i podświadomości.
-
A jeśli nie możemy poczuć się dobrze to robimy coś, by przestać czuć się źle. Np. pijemy alkohol, palimy papierosy. Wtedy umysł racjonalizuje to, że np. lubimy palić. Nie, nikt na świecie nie lubi palić (umysł – ego – lub palić, bo dzięki paleniu unikamy odczuwania, a poprzez to nie następuje nasz wewnętrzny wzrost). To tylko nieuświadomiony nawyk, by przestać odczuwać to, co podświadomie czujemy – zazwyczaj stres, napięcie. Podobnie sprawa ma się z alkoholem. Większość ludzi nie pije dlatego, że lubi alkohol. Może nam smakować ale jest to jedynie ekstra dodatek. Wódka jest np. paskudna dla większości pijących ale i tak po nią sięgają i często piją do utraty świadomości. Dlaczego? Bowiem poprzez picie następuje odcięcie świadomości niektórych poziomów emocjonalnych. Nie następuje ani relaks, ani nie czujemy się lepiej. Po prostu chwilowo tracimy świadomość odczuwania negatywności. Wraz z wprowadzaniem do swojego organizmu trucizn, obniża się zarówno zdolność odczuwania (negatywności jak i przyjemnych odczuć), a także zdolność tłumienia. Dlatego potrzeba jest wypić coraz więcej. A że jest to trucizna, organizm ratuje nam życie odcinając świadomość kompletnie.
Takich przykładów można mnożyć tysiące.
Nic z zewnątrz nie powoduje, że poczujemy się lepiej. Tylko “DLA” niektórych rzeczy, zdarzeń czy osób odpuszczamy opór przed radością, odpuszczamy trzymanie się lęków, stresu, gniewu, itd. To wszystko dzieje się w nas – odczuwanie (życie), a także tłumienie i przechowywanie emocji.
Mówiłem, że wszystko, co w życiu robimy, robimy, by coś poczuć lub przestać czuć.
Co TY robisz w tym momencie? I dlaczego robisz akurat to? Zapewne – bo “dzięki temu” czujesz się bezpiecznie, komfortowo, itd. Wydaje Ci się, że to co robisz daje Ci to uczucie. To nie jest prawda. Nic co robisz nie daje Ci uczuć. To iluzja. To po prostu nieprawda.
Nasza świadomość powoduje powstawanie emocji. Jeśli CHCEMY czegoś, czujemy się z tym automatycznie dobrze. Jeśli czegoś nie chcemy, czujemy przed tym opór, strach i inne emocje jako SYGNAŁY, że w naszej świadomości jest to złe, niebezpieczne, niedobre, itd. Ale zauważ, że to MY wybieramy czego chcemy, a czego nie. Emocja to tylko odpowiedź na naszą świadomość.
Kilka przykładów:
-
Pragniemy kobiet i seksu. Ale droga do tego wydaje się nam niebezpieczna. Z jakiegoś powodu nie chcemy podjąć się tej drogi. Dlaczego? Bowiem w naszej świadomości (w jej części podświadomej) mamy przekonania, z których musielibyśmy zrezygnować – że np. nie zasługujemy na piękne kobiety. A żeby z tego zrezygnować, najpierw trzeba to ujawnić! Czyli poczuć. Lub nosimy w sobie emocje jak żal i poczucie winy związane ze stratą relacji przekazane nam przez naszych rodziców. Lub obserwując małżeństwo naszych rodziców doszliśmy do wniosku, że związki są bez sensu, bo tylko się niepotrzebnie cierpi i kłóci. Tym samym nie podejmujemy się poznawania kobiet, gdyż przez to ODCZULIBYŚMY to wszystko. Tego wszystkiego nie chcemy poczuć bardziej, niż faktycznie chcemy seksu. Bo przecież i seks miałby sprawić, że poczujemy się lepiej. Ale przecież najpierw NA PEWNO musielibyśmy poczuć się gorzej lub całkowicie źle, a seksu i tak mogłoby nie być. Więc pragnienie kobiet i seksu narasta (gdyż nadal wierzymy, że ich/go potrzebujemy, by poczuć się lepiej) ale wraz z tym narasta wewnętrzne napięcie, czyli ten ładunek emocji, którego odczucie i odpuszczenie jest niezbędne, by podjąć działanie. Zakleszczamy się w emocjonalnej niechęci do odczuwania, boimy się bać, wstydzimy się wstydzić, wkurzamy się, że odczuwamy gniew, etc.
-
Chcemy założyć własną firmę. Ale wiemy, że wiąże się to z ryzykiem, z długą pracą, z nauką wielu nowych rzeczy. Co więcej – w końcu musielibyśmy zrezygnować z pracy na etacie, czyli z tego, co uznajemy za bezpieczne. To wszystko powoduje, że powstają lub ujawniają się w nas emocje. Pragnienie bezpieczeństwa, sukcesu, akceptacji, a także strach, wstyd, niepewność, frustracje, opór. Zmagamy się z częściowo uświadomionym lub nieuświadomionym oporem. Zamiast skoncentrować się na działaniu, coś się z nami dzieje. Nie podejmujemy działania, coś czujemy ale do końca nie wiemy co. Wiemy tylko, że nie jest to przyjemne. Nie chcemy się tak czuć. Więc np. oglądamy porno lub zapalamy papierosa. Uczucie zostaje stłumione ale może już nie mamy chęci lub energii, by podjąć się działania w stronę finansowego sukcesu. Odkładamy to na kolejny dzień. Ale na drugi dzień czujemy to samo. A może większą apatię, niechęć. Podświadomie dochodzimy do wniosku, że gra nie warta jest świeczki. Więc wybieramy pracę na etacie, która nie daje nam satysfakcji ale przynajmniej NIE CZUJEMY tego, z czym się zmagaliśmy, gdy próbowaliśmy stworzyć własny biznes.
-
W relacji dochodzi do kłótni. Partnerka zarzuca nam, że się nią nie interesujemy. Zaś my zarzucamy jej, że nas nie docenia – w końcu przynosimy pieniądze, a ona chce nie wiadomo jeszcze czego. Tak naprawdę nasza partnerka CZUJE, że relacja nie opiera się na wysokich wartościach jak bliskość i zaufanie. Relacja opiera się na fizycznej wymianie usług – pieniądze za seks, za obecność. Wiemy jak to brzmi. Żadna kobieta tego nie chce. Nie czuje płynącej od nas pozytywności – nasza inwestycja jest TYLKO materialna. To nie wystarcza kobiecie. Bo wie, że to co CZUJEMY jest w życiu kluczowe (bowiem odczuwanie to życie), zaś ona czuje brak. My nasze odczuwanie zamieniliśmy na chwile tylko uczucie ulgi z wypłaty i wykonania naszych obowiązków. Tak naprawdę codziennie tłumimy narastające napięcie, frustracje z naszej pracy. A także smutek, że nasza relacja nie daje nam ucieczki od tej negatywności świata. Nie nauczyliśmy sobie radzić z tymi emocjami, które powstają jako efekt pracy z niskich intencji – np. jako ofiara (musimy), a nie jako dojrzały mężczyzna otaczający swoich klientów opieką, troszczący się o innych, za co zostaje z wdzięcznością wynagrodzony. No bo przecież uważamy, że klienci to idioci i musimy tyrać, żeby ich zadowolić. Nie chcemy tego. Tym samym nosimy w sobie niechciane emocje – brak, które następnie zanosimy do domu. Nasza partnerka to czuje i chce dzięki swojej interwencji pomóc nam się z nimi zmierzyć – wyciąga z nas te emocje. Zaś my tego nie chcemy, więc atakujemy ją przekonani, że robi nam coś złego, że nas rani. Dlatego ranimy ją pierwsi. Dystans między nami się powiększa jako odbicie powiększającego się dystansu do naszych emocji – do naszego wnętrza. Jak widzimy – kobieta nie może nas ranić. To co uważamy za zranienie to nasz własny opór stawiany swoim emocjom i zewnętrznej rzeczywistości.
Jednak nauczyliśmy się, że oglądanie telewizji lub pójście z kumplami na piwo nas relaksuje. Zastępujemy więc BYĆ na ROBIĆ. Nie wzrastamy wewnętrznie, tylko tłumimy narastające w nas toksyny emocjonalne używając czegoś z zewnątrz – substancji, ogłupiania świadomości, nasycania umysłu, a skupiamy się cały czas na działaniu, przez co nie jesteśmy obecni. Co również bardzo boli kobiety. Bo zamiast BYĆ, oddajemy naszą MOC cały czas w jakieś działanie. Gdyż uważamy, że przykładowo – “prawdziwy facet ma działać”. Tym samym nie ma mocy w nas. Musimy zasilać się z zewnątrz pijąc energetyki i jedząc fast-foody, tłumić to co wewnątrz nas poprzez alkohol, papierosy, narkotyki, porno, itd. i tak naprawdę nie zostaje nic TU I TERAZ – czyli w jedynym “miejscu” i czasie, w którym tak naprawdę istnieje życie. Tego życia nie czuje nasza partnerka, więc aby samej je poczuć, może dopuścić się zdrady. Tak naprawdę nie chodzi o zdradę ale o to, by wreszcie coś poczuła, gdyż z jej partnerem czuje coraz mniej, a może czuje już tylko jego frustrację, gniew i smutek. Za które się jeszcze obwinia i chce to poczucie winy stłumić poprzez seks z innym mężczyzną. Odbija więc nasze własne zachowanie.
Pamiętajmy, że w większości takich sytuacji, do “zdrady” dochodzi przez miesiące, jeśli nie lata. Kobieta wielokrotnie testuje nas czy jesteśmy gotowi zmienić BYCIE. Jednocześnie w niej samej gromadzą się ogromne pokłady smutku, poczucia winy, wstydu, gniewu, etc. Możemy obiecywać w przypadku jej odejścia, że się zmienimy jeśli wróci ale co tak naprawdę mamy wtedy na myśli?
Poziom BYĆ korygujemy poprzez wewnętrzne oczyszczenie, do czego potrzebne jest odczuwanie. Zmiana działania następuje przez zmianę poziomu BYĆ. Nie na odwrót! A jeśli tego nie ma i zastąpimy BYĆ poprzez DZIAŁANIE, ewentualna zmiana będzie albo tymczasowa, albo będzie dla nas bardzo męcząca i frustrująca, gdyż za każdym razem będziemy zmagali się z noszonym w nas bagażem negatywności. I nawet jeśli utrzymamy nowy poziom ROBIĆ przez jakiś czas (co nadal mylimy z tym, że STALIŚMY się inni), nie będzie to dla nas głęboko satysfakcjonujące. Czyli dla kobiety również nie.
Żyjemy w świecie skoncentrowanym na działaniu. Na negatywne odczucia mamy mnóstwo “rozwiązań” jak alkohol, papierosy, narkotyki, porno, seks, itd. To, z czego nie zdają sobie ludzie sprawy to fakt, że nie następuje wtedy żaden detoks. Następuje tłumienie. Niemal każdy, z kim współpracuję zapytamy co daje mu porno odpowiedział:
-
Porno daje mi relaks.
-
Lepiej się wtedy czuję.
-
Mogę uciec od problemów.
Jak widzimy – niszczymy się wewnętrznie (porno zmienia mózg, w co niektórzy nie wierzą), by uniknąć odczuwania. No bo odpowiedzmy sobie szczerze – czy uciekliśmy od czegokolwiek? Jeśli nie chcemy się czymś zająć, po prostu tego nie róbmy. Nie katujmy się dodatkowo oglądaniem porno czy piciem lub paleniem. Ale przecież emocje już w nas są i poprzez porno chcemy tak naprawdę uciec od tych emocji. Od odczuwania. Tłumimy wtedy zarówno ładunek emocji jak i wprowadzając do wielkie napięcie powodujemy, że tracimy zdolność odczuwania. A umysł nam mówi jak to fajnie jest sobie wypić, zapalić czy obejrzeć pornografię…
Tak naprawdę nie tracimy zdolności odczuwania ale ograniczamy naszą świadomość odczuwania. Odczuwanie odbywa się cały czas. Natomiast pozwalamy się prowadzić umysłowi i jego myśleniu (mentalizowaniu), przez co ograniczamy świadomość bycia w naszym ciele, które jest częściowo odpowiedzialne za dostarczanie naszej świadomości doświadczeń.
Odczuwanie tak naprawdę odbywa się w świadomości, a nie w ciele, mózgu, umyśle czy układzie nerwowym. Ciało i wszystkie jego elementy są fizyczną manifestacją świadomości będącej ponad tym. O tym szerzej innym razem.
Odczuwanie odbywa się cały czas niezależnie jak bardzo “wyprani z uczuć” możemy się wydawać. Wystarczy spojrzeć, czego w życiu unikamy.
Mówiłem, że energia podąża za działaniem.
Jeśli unikamy działania, unikamy ruchu energii. Bowiem ten ruch czujemy. Jeśli zalegają w nas emocjonalne toksyny, ten ruch energii je ujawni. Dlatego “boimy” się podejść do pięknej kobiety, bo to działanie ujawni wszelkie emocjonalne toksyny związane z postrzeganiem samego siebie, kobiet oraz seksu, które są sprzeczne z rzeczywistością, a więc najwyższym dobrem naszym, tej kobiety, a także wzajemnej relacji. Gdybyśmy w naszej świadomości mieli bezwarunkową miłość i akceptację do siebie i tej kobiety (kobiet w ogóle) moglibyśmy podejść, to byłaby tylko kwestia decyzji, gdyż JUŻ czuliśmy w sobie tylko spokój i radość. Nie oznacza to, że mielibyśmy od razu dążyć do seksu (nie mylmy miłością z pożądaniem wynikającym ze świadomości braku).
Działanie w sytuacji, gdy jednak zalegają w nas niskie energie i negatywne przekonania ujawni je – np wstyd i poczucie winy, które oceniliśmy jako złe, negatywne. Dlatego powstrzymujemy się od działania, bo nie wiemy, co właściwie mielibyśmy zrobić z tymi emocjami. Tym bardziej, że są złe, więc nie chcemy ich czuć!
Co więcej – naszą intencją nie jest mieć super relację czy super seks. Naszą intencją jest poczuć się lepiej, gdyż bez tej kobiety i seksu czujemy się źle! Wolelibyśmy czuć się lepiej. Ale przecież przeczy logice – “aby poczuć się lepiej, musimy czuć się gorzej”. Już lepszą decyzją jest nie czuć się gorzej i stłumić nasz obecny stan – uciec od odczuwania. No bo – “porno mnie relaksuje”, “po piwku czuję się lepiej”, “po prostu lubię palić papierosy”.
Co w przypadku emocjonalnej niechęci ma do zaoferowania nam świat terapii? Rozmowę. Przegadanie spraw. Wyrzucenie, co leży nam na sercu w obecności terapeuty – specjalisty. Ale zazwyczaj terapeuci sami mają problem z odczuwaniem, bo dzisiejsza nauka to poziom umysłu, a nie ciała! To wiara w moc umysłu – w moc młotka. Ale przecież pragniemy mieszkać w pięknym domu, a nie walić we wszystko młotkiem! Umysł nie ma zdolności odczuwania, ani uzdrawiania! Nie możemy za jego pomocą zmienić naszego stanu wewnętrznego, do czego są przekonani wyznawcy siły umysłu. Bowiem mylą umysł ze świadomością. Zmiana naszej świadomości pomaga nam odpuścić trzymanie się emocji lub spowodować, że przestaną się pojawiać. Jednak nawet to nie oczyści nas z tego, co już w nas zalega.
Wszystkie rady typu:
-
Przestań się martwić.
-
Nie denerwuj się.
-
Skup się na tym, co pozytywne.
Nigdy nie pomogły i nie pomogą.
Bowiem niezbędne jest przede wszystkim ZAAKCEPTOWAĆ to, co czujemy – czyli chwilę obecną. To jedyna rzeczywistość! Nie ma innej! Jeśli jej nie zaakceptujemy to, co nam pozostaje? Tylko odzwierciedlanie chwili obecnej – rzutowanie jej na przyszłość. Czyli również brak akceptacji przyszłości. Bo nie akceptujemy siebie samego.
Gdy przestaniemy się zmagać ze swoimi odczuciami to już spowoduje, że poczujemy się o niebo lepiej. Wtedy automatycznie wzrastamy w świadomości. Zamiast opierać się możemy skupić się na szukaniu pozytywnego rozwiązania.
Nie możemy przestać się martwić, gdy się martwimy. Możemy skupić się na samym odczuciu strachu i pozwolić sobie przeżyć je w pełni. Gdy minie jego ładunek, poczujemy się lepiej, dzięki czemu możemy inaczej spojrzeć na źródło tej emocji – na nasze postrzeganie, czyli świadomość jakiegoś problemu. Problem nie zmaleje ale dzięki naszemu wewnętrznemu wzrostowi, my staniemy się bardziej odważni, ochotni, akceptujący, kochający. Zamiast trzymać się negatywności, zaczniemy DODAWAĆ pozytywną energię, przez co rozwiązanie problemu przyjdzie nam bez wysiłku, gdyż wysiłek tak naprawdę kosztowało nas opieranie się samemu problemowi, a nie działanie, by go rozwiązać.
Nie możemy skupić się na tym, co pozytywne. Możemy tylko rozpoznać korzyści z trzymania się tego, co negatywne. Dlaczego trzymamy się negatywności? Co nam to daje? Jaką korzyść wierzymy, że nam to przynosi? Dzięki tej wewnętrznej, uczciwej analizie wzrośniemy poprze uświadomienie sobie, że to my byliśmy źródłem trwania negatywnego stanu. Jego źródłem nie było nic z zewnątrz nas.
Nie możemy przestać się denerwować. Możemy tylko zaakceptować swój gniew i odkryć, że jego źródłem jest nasza niezgoda. Ponownie – jakie korzyści mamy z tej niezgody? Co ona nam daje? Gniew to energia wzmacniająca nas ale służy nam tylko, by przekroczyć wstyd, poczucie winy, apatię, żal, strach i wspomóc pożądanie, czyli działanie ze świadomości braku. No bo jeżeli by nam nic nie brakowało – dlaczego mielibyśmy się czemuś lub komuś opierać? Dlaczego mielibyśmy się denerwować? Najprawdopodobniej gniew informuje nas, że wierzymy, iż dana osoba, sytuacja lub przedmiot są źródłem naszego cierpienia lub stanowią źródło naszego szczęścia, więc musimy o nie lub z nimi walczyć.
Brak akceptacji gniewu spowoduje, że będziemy zmagać się z informacją odczuwaną w ciele o naszej świadomości. Zamiast wewnętrznego rozkwitu, czyli odnalezienia i uzdrowienia W NAS faktycznego źródła odczuwanych negatywności będziemy walczyć i tłumić emocje informujące nas właśnie o tym źródle.
Zaś same pozytywne odczucia są efektem:
-
Braku opierania się samemu odczuwaniu.
-
Akceptacji wszelkich odczuć.
-
Oczyszczenia się z zalegających w nas emocjonalnych toksyn.
-
Wzrostu w świadomości – pozbycia się przekonań typu, że “coś z zewnątrz powoduje, że czuje się dobrze”, “ktoś sprawi, że poczuję się szczęśliwy”, “ta osoba mnie wkurza, nie wybaczę jej!”.
-
Odpuszczenia oporu również przed pozytywnymi odczuciami, czyli np. DODAWANIEM radości do naszej codzienności, współczucia, akceptacji, radości, wdzięczności, itd.
Więc widzisz jak inne może być to od tego, co do tej pory słyszałeś o odczuwaniu.
Jeszcze podkreślę – nie ma złych emocji. Każda ma wielką rolę i błędem jest unikać ich odczuwania tylko dlatego, że ktoś nas przekonał, że dana emocja jest zła lub że nie powinniśmy jej odczuwać. Każda emocja jest to forma miłości. Bowiem odpowiednie postępowanie z emocjami przybliża nas do miłości samego siebie. W odczuwaniu bolesne jest tylko opieranie się, a nie samego emocje. Zresztą – to tyczy się całego życia.
Odczuwanie (BYCIE w swoim ciele) jest szczególnie istotne dla kobiet. Ból podczas miesiączek jest to ból braku akceptacji, czyli opór. Zazwyczaj jakiegoś aspektu swojej kobiecości. Dzięki temu bólowi jest możliwość ujawnienia źródła tego bólu i jego uzdrowienie. Niestety tego nie rozumie dzisiejszy świat i na ten ból ma jedynie tabletki tłumiące objawy tak jak na frustracje ma papierosy, alkohol i pornografię. Ale o miesiączkach opowiem w przyszłości.
Oczywiście pijąc alkohol, paląc papierosy czy oglądając porno możemy odpuścić część trzymanych negatywności ale dlaczego dodatkowo tak się niszczyć skoro możemy to zrobić bez tego oraz – czy możemy mieć pewność, że ładunek, który wtedy odpuszczamy jest na tyle duży, by wspomóc regenerację naszego organizmu (przestać ją blokować)? Czy to z jakiej części emocji się wtedy oczyścimy cokolwiek zmieni? Czy dodatkowo wzrośniemy w świadomości, skoro właśnie ogłupiamy i zatruwamy się używkami?
Mam nadzieję, że ten wstęp wyjaśnił nieco temat odczuwania. W kolejnych częściach zajmiemy się już konkretami, czyli nauką tego jak zacząć czuć.
A mnie porno nie daje relaksu tylko podniecenie, którego nigdy nie dostalem od kobiet. Od kobiet dlstalem tylko odrzucenie albo relacje kolezenskie.
A mnie porno nie daje relaksu tylko podniecenie, którego nigdy nie dostalem od kobiet.
Podniecenia nie możesz dostać.
Podniecenie to naturalna reakcja, która występuje, gdy nic jej nie blokuje. To się dzieje samoistnie, gdy WARUNKI WEWNĘTRZNE są odpowiednie.
Od kobiet dlstalem tylko odrzucenie albo relacje kolezenskie.
Nie można “dostać odrzucenia”, ani zostać odrzuconym.
Jako człowiek uzależniony szczególnie bierzesz do siebie to co robią inni. Każda kobieta ma prawo powiedzieć Ci nie.
A Ty możesz pozostać spokojny.
Grasz ofiarę innych ludzi i odbierasz im prawo, by żyli tak jak tego chcą. Bowiem i sobie też odbierasz to prawo – do spokojnego, dobrego życia.
Widzisz siebie z kolosalnie niską wartością i dlatego traktujesz siebie jak przedmiot, który ktoś może odrzucić.
Jako że wybrałeś granie ofiary, w konsekwencji pojawił się wstyd, o którym pisałeś ale też poczucie winy, zapewne też żal i gniew. Bowiem wynika to z uzależnienia.
Od razu bardzo silnie stawiasz temu opór, więc i naturalne podniecenie nie może wystąpić w rzeczywistej sytuacji.
Przy oglądaniu porno podniecenie zaś jest indukowane sztucznie i za wielką cenę, która po czasie okazuje się śmiertelna.
Otrzymałeś odpowiedź na pytanie “jak wygrzebać się ze wstydu”. Zacząć proces zdrowienia z uzależnienia. Nie poradzisz sobie żadnymi szczątkowymi rozwiązaniami.
Na półśrodki może już być za późno.
Trzeba zacząć proces trzeźwienia i zdrowienia, bo inaczej wiecznie będziesz dokładał sobie coraz większe obciążenie – czy to wstydu, czy lęku, czy winy, czy żalu.
I ciągle będziesz uważał, że ktoś Ci to czyni.
Ja Ci mogę w tym pomóc ale nie mogę Cię do tego ani namówić, ani zmusić.
Chcialby sie z tego wygrzebać chcialbym miec fajne relacje z kobietami ale gdy to wszystko czytam to jest za trudne nic z tego nie rozumiem.Jak akceptowac emocje jak je przywolac Chyba odpuszcze sobie dalsze czytanie. Mam 45 lat zanim sie z tego wszystkiego wygrzebue to mina lata
Chcialby sie z tego wygrzebać chcialbym miec fajne relacje z kobietami ale gdy to wszystko czytam to jest za trudne nic z tego nie rozumiem.
Z dwóch powodów nic nie rozumiesz.
Bo nie idziesz systemem i tylko czytasz.
Nauka przychodzi przez praktykę.
Nikt czytając o pływaniu nie nauczy się pływać. Trzeba zacząć pływać. A nie nauczysz się machając rękami.
Pływanie to konkretne czynności.
A 45 lat to tylko wymówka.
Możesz narzekać i biadolić lub wreszcie podjąć decyzję.
Jak akceptowac emocje jak je przywolac
Nic nie masz przywoływać.
Przywołać to można wilka z lasu.
Emocje się przeżywa. Te które już czujesz.
Chyba odpuszcze sobie dalsze czytanie.
Cieszę się, że to mówisz i naprawdę zalecam, byś już przestał czytać.
Blog nie powstał dla uzależnionych, którzy mają gdzieś swoje życie i nic nie chcą zmienić.
Powstał dla tych, którzy chcą zdrowieć, idą systemem i potrzebują dodatkowych informacji dla problemów, które mogą mieć.
Nigdzie nie napisałem, że trzeba tu siedzieć i to wszystko czytać, tym bardziej zrozumieć.
Blog to jest blog. To nie jest program.
Tak jak pójście do komisu samochodowego i patrzenie na setki samochodów nie jest nauką jazdy samochodem.
Mam 45 lat zanim sie z tego wszystkiego wygrzebue to mina lata
Tak może być. Zdrowienie z uzależnienia to bardzo poważny temat.
Ale żaden wiek nie jest zbyt wysoki, by zacząć.
Możesz dalej żyć tak jak do tej pory lub zacząć pracę nad sobą, która w przyszłości może zaowocować m.in. szczęśliwą relacją z kobietą.
Sam wybierz co jest dla Ciebie ważne.
W WoP uczysz się najważniejszych rzeczy w kilka miesięcy ale nie czytając o nich, tylko korzystając z nich.
Jest też Wspólnota 12 kroków, którą też Ci bardzo polecam. Te 2 połączone ze sobą sprawy absolutnie przyspieszą proces zdrowienia.
Niemniej – trzeba zacząć, trzeba się zdecydować.
Wszyscy mi mówią że mam nieprzepracowane emocje ale nikt nie powie jak to zrobić.Może Pan mi podpowie.
Jak pokonać strach przed odrzuceniem , wstyd, stres przy atrakcyjnych kobietach.Z koleżankami rozmawiam swobodnie i na luzie.
Poczytam napewno ten rozdział o emocjach może coś zaiskrzy w umyśle ale do płatnych kursów i programów mocno się zraziłem i powiedziałem sobie że już w żaden nie wejdę.Moze Pan to nazywać wymówką albo oporem ale parę razy się sparzyłem na naciągaczach i powiedziałem sobie dosyć.
Wszyscy mi mówią że mam nieprzepracowane emocje ale nikt nie powie jak to zrobić.Może Pan mi podpowie.
No bo właśnie wszyscy dużo gadają ale nie stoi za tym żadna prawda.
Nie można “przepracować” emocji. Tak jak nie można przepracować zakwasów po treningu.
Emocje to konsekwencje.
Mogą być też stłumione.
Można przepracować postawy, z których emocje wynikają. A tego nie osiągniemy żadnymi sposobami, ani technikami. “Przepracowanie” to zaś konkretne czynności, które wynikają z analizy danej postawy.
Tak jak nie ma techniki, by puścić przedmiot, który ściskasz z całych sił. To wymaga nie techniki, tylko gotowości, by go puścić.
Stłumione emocje zaś się przeżywa. I na to też nie ma technik, tylko zgoda.
Tak jak możesz zaciskać nos, bo np. nie lubisz zapachu skoszonej trawy. Możesz przestać zaciskać nos i pozwolić sobie oddychać i czuć ten zapach. Nie jest potrzebna do tego żadna technika.
Nie masz przepracować zapachu skoszonej trawy, tylko pozwolić sobie go czuć.
Nie można czuć lepiej, ani gorzej. Nie ma też możliwości, by tego nie potrafić. Totalna nieświadomość ciągłego stawiania oporu jest tu wielką przeszkodą.
Pamiętaj – używamy słowa “czuć” wobec zapachów i emocji ale różnica jest absolutnie istotna – emocje są bowiem stricte wewnętrzne – to my jesteśmy ich źródłem. Nie biorą się z zewnątrz, w przeciwieństwie do zapachów.
Tylko dlatego, że Ci jacyś ludzie naopowiadali jak to rzekomo coś tam masz z emocjami NIE oznacza, że to jest Twój problem.
Jak pokonać strach przed odrzuceniem , wstyd, stres przy atrakcyjnych kobietach.Z koleżankami rozmawiam swobodnie i na luzie.
Nie można pokonać strachu, ani żadnej emocji.
Strach “przed” czymkolwiek oznacza strach ZANIM w ogóle do tego doszło.
Jak można pokonać uczucie, które czujemy zanim nawet doszło do tego, co uważamy, że to uczucie w sobie zawiera?
Nie można, bo to urojenie. Uczucie nie wynika z żadnego odrzucenia, bo gdyby tak było, poczułbyś lęk w momencie odrzucenia, a nie przed.
Tak jak nie można poczuć szarlotki zanim się ona nie pojawi na stole.
Lęk może wynikać z różnych postaw wobec tego tematu. “Odrzucenie” to tylko zawsze wygodna racjonalizacja dla potępiania samego siebie i zrzucanie odpowiedzialności za to na innych.
Nikt nie może Cię odrzucić, co już zresztą Ci mówiłem.
Ty sam zapewne zrównujesz siebie z zespołem jakichś swoich cech, które uważasz czy wręcz zakładasz, że nie będą użyteczne dla kobiety, więc w konsekwencji Ty również.
Jeśli sam siebie widzisz nie jako człowieka, tylko przedmiot, to zwykłe “nie” czy “dziękuję” odbierzesz jakby Cię ktoś rzucił w kąt jak szmacianą lalkę. Uprzedmiotawianie ludzi to jeden ze wzorców chorobowych.
Tego nie załatwi temat emocji, tylko całościowa praca nad sobą.
A stres to konsekwencja naszych wewnętrznych zmagań z tym co czujemy. To co czujemy wynika z naszych postaw wobec świata czy ludzi.
Stres to już są próby zmagania z tym co czujemy. Nie można z tym wygrać, tylko przestać to sobie robić. A żeby przestać, trzeba w ogóle zdać sobie sprawę z własnej odpowiedzialności za stres.
Jak widzisz – to jest problem stricte wewnętrzny.
A jako człowiek uzależniony tym bardziej trzeba się skupić przede wszystkim na zdrowieniu i trzeźwieniu. To też obejmuje właściwe podejście do emocji. Ale w swoim czasie.
Bowiem człowiek uzależniony przede wszystkim ciągle ucieka, np. ciągle coś robi, byle tylko nie zatrzymać się i nie przyjrzeć się swojemu wnętrzu i sobie.
Zrobi wszystko, byle tego uniknąć, np. właśnie przez ciągłe próby zajmowania się emocjami. To jest strzał w kolano.
Niczego tu nie można pokonać. “Walka” czy jej rzekomy skutek – “pokonanie” może i brzmi heroicznie ale to jest totalne pudło.
Ludzie po prostu uwielbiają walczyć ze wszystkim i wszystkimi o wszystko. Uzależnienia to też są konsekwencje tych walk.
Dlatego, raz jeszcze, takie szczątkowe podchodzenie do tematu bez gotowości do zaangażowania się nic nie zmieni.
Poczytam napewno ten rozdział o emocjach może coś zaiskrzy w umyśle
Nic nie zaiskrzy, bo jesteś seksoholikiem.
Problem masz m.in. między uszami. Nie przez to czego nie wiesz, tylko głównie przez to co wiesz i wydaje Ci się prawdziwe.
To jakbyś liczył, że samochód bez benzyny wreszcie ruszy, bo coś w końcu zaiskrzy. Ale jeśli nie ruszył do tej pory, nie ruszy teraz, ani jutro, ani za miesiąc, ani za rok.
Nic nie można wykombinować, tylko trzeba dolać benzyny. Nie ma magika, który odpali samochód z pustym bakiem. To oczywiste.
Wobec wielu życiowych problemów jest dokładnie tak samo. Jeśli podejdziemy do problemu ze złej strony, to go nigdy nie rozwiążemy.
Sam fakt, że chcesz tylko poczytać o emocjach już pokazuje, że fatalnie rozumiesz swój problem.
A to co napisałeś w komentarzach to potwierdza.
ale do płatnych kursów i programów mocno się zraziłem i powiedziałem sobie że już w żaden nie wejdę.
Decyzje podejmowane w stanach wzburzenia są zazwyczaj fatalne.
Właśnie to jest ten destruktywny kierunek – zamiast się uczyć, rozwijać, dążyć, by odróżniać prawdę od fałszu, od razu się zamykamy.
Nie mówisz też w ogóle nic o sobie – jakie kursy kupiłeś, z jakich powodów, co z nimi zrobiłeś, jak z nich skorzystałeś? Na jakiej podstawie stwierdziłeś, że było to naciągnięcie Ciebie?
Urazoholizm, nawet względem natury nieożywionej to też jest wzorzec chorobowy.
Czyż nie jest tak, że jako uzależniony właśnie byłeś w tym nieuczciwy i nie miałeś ani energii, ani chęci, ani siły, ani motywacji, by z tych kursów skorzystać w pełni? Czy urażenie się nie było także odwróceniem uwagi od prawdziwego problemu?
A może znalazłeś jakieś kursiki motywacyjne sądząc, że tego Ci brakuje?
Powtarzam – jesteś chory i to poważnie. Tego nie załatwisz żadnymi półśrodkami, ani żadnymi kursami skupionymi na jakichś pojedynczych tematach. Takie kursy mogą pomóć jak już będziesz szedł drogą trzeźwienia i zdrowienia.
Same w sobie te kursy mogą być bardzo dobre ale w życiu uzależnionego nic nie zmienią poza właśnie tym, że się uzależniony zrazi, obrazi, tupnie nóżką i już żadnego nigdy nie kupi.
Czyż nie postępujesz podobnie z kobietami?
Tak samo nie pomoże Ci żaden pojedynczy artykuł na temat emocji.
Problem jest szerszy.
I też możesz się zranić, bo przeczytasz, jak niejeden, wszystkie artykuły – a jest ich już 250, i nic to nie da.
Nie oznacza to, że problem jest w tym serwisie. Problem jest w nieleczonym uzależnieniu.
Moze Pan to nazywać wymówką albo oporem ale parę razy się sparzyłem na naciągaczach i powiedziałem sobie dosyć.
Gdybym był naciągaczem, to bym nie poświęcił 10-ciu lat życia na prowadzenie tego serwisu, tysięcy godzin na prowadzenie setek osób i jeszcze więcej.
Nie chcesz zaufać mi ale jednak jakimś ludziom, którzy Ci coś wmawiają, przez co możesz stracić kolejne miesiące czy lata na jakieś bezsensowne czynności ufasz.
Czy to nie podejrzane?
“Wszyscy Ci mówią” – ale czy choć jedna z tych osób jest specjalistą od uzależnień? Ile z tych osób choć w 5% rozumie Twoją sytuację? Przedstawiłeś komuś swój problem w pełni – uczciwie, całościowo, odważnie, klarownie?
Czy te osoby tylko gadają co im przyniesie ślina na język?
Podkreślę, że ja nie jestem od podpowiadania. Podejmujemy całościową współpracę albo nie.
Uzależnienia nie załatwi się półśrodkami. Ja tylko stracę czas, a Ty się zniechęcisz.
Zaś w tej pracy nie zaczynamy od emocji.
Dziękuję za odpowiedź ale mam 45 lat i mam już dosyć, poddaje się będe samotny.
Coś jeszcze panu powiem na koniec.Nazywa mnie pan seksoholikiem a moim wyczynem seksualnym było złapanie koleżanki za pośladek.Mówi pan że nieśmiałość wstyd niskie poczucie wartości jest wynikiem pornografii a ja uważam że odwrotnie. Wstyd i nieśmiałość były ze mną już w podstawówce ,a wtedy nie wiedziałem co to porno.Byłem nieśmiałym chłopakiem wyśmiewanym przez kolegów, zresztą potrzebowali mnie tylko żeby czasem odpisać zadanie.Pamietam 7 8 klasę jak ganiali za dziewczynami i je obmacywali ,a mnie wmawiali że tylko te najbrzydsze będą moje.Zreszta mnie wychowywani że takie coś jest złe niewłaściwe , grzeszne.Oni bawili się na szkolnych dyskotekach a ja siedziałem w domu, bo po co mam tam iść , by być pośmiewiskiem. I to oni później mieli dziewczyny teraz żony a ja zostałem prawiczkiem.Teraz gdyby nawet doszło do zbliżenia to pewnie kobieta by mnie wyśmiała.W szkole średniej gdzie 90% to były dziewczyny też nie miałem smiałosci by jakąś poznać bliżej. Chłopakom też nie ufałem na tyle by mieć męskiego przyjaciela.Po szkole rodzice przepisali mi gosp(jestem rolnikiem) i wtedy też , sąsiedzi ,wujkowie dowalili mi do psychiki “żadna cię nie zechce z hektarami” “gdzie ty znajdziesz taką głupia na wieś” Nawet mój własny ojciec we mnie nie wierzył “Poszedłbyś do tej Kaśki może cię zechce” to są jego słowa.Czułem się jak bezwartościowy śmieć, nigdzie nie wychodziłem , grałem w gry, zawsze jak pojawiała się obok fajna kobieta , w myślach słyszałem te słowa ” i tak cię nie zechce”
Wiem , powie pan że obwiniam innych za swoje życie, ale taką jest prawda , ludzkie słowa potrafią zniszczyć.Dopiero wtedy pojawiła się pornografia, masturbacja, jak nie mogę mieć realnej kobiety zadowole się substytutem, teraz to nawet na porno nie mam ochoty. Jakoś po 30 coś we mnie pękło, szukałem odpowiedzi zainteresowałem się samorozwojem.Jak chory na raka łapałem się różnych cudotwórców, rozwojowe grupy, medytacja , autohipnoza, trenerzy relacji, a nawet kretyni od PUA tacy jak Samiec Alfa , ale od nich dostałem tylko kolejny cios, że jestem przegrywem , ostatnim ogniwem łańcucha.Pana też mi polecił facet z jednej z grup, że niby mam tłumione emocje że powinienem je uwolnić, tylko huj wie o co w tym chodzi.
W sumie to rak nie byłby taki zły w porównani do wieloletniego wewnętrznego konania w bólu samotności.Czasem wydaje mi się że wewnętrznie już jestem martwy.Nie mam ochoty na nic , nic mnie nie cieszy, co rano ubieram maskę pogodnego człowieka i wychodzę do ludzi, a wieczorami czasem włączam liryczna muzykę by wycisnąć trochę łez.Nawet już nie mam ochoty na inwestycje w gosp ,wegetuje.Jedyne co sprawia mi przyjemność to jazda rowerem ,na ścieżce czasem zaglądam do jakiejś dziewczyny na rowerze czy na rolkach,to nie musi wystarczyć mam też kilka kloeżanek i jak bardzo mi brakuje kobiecosci to z nimi sobie pogadam.Czas gdy w miasteczku widuje piękne kobiety w sukienkach albo na ścieżce rowerowej rolkarzy w legginsach wtedy czasem budzi się wyobraźnia porządnie ale to chyba ostatnie iskry.
Tyle jeszcze chciałem powiedzieć, pozdrawiam i to już mój ostatni komentarz do pana, poczytam sobie Pana wpisy ale głowy już nie będe Panu zawracał.
Moze mi pan powiedziec ns przykladxie jak uznać wstyd? Np wstydze sie zagadac do kobiety, jak to uznać?
Postanowiłem odpowiedzieć. Może to Cię pchnie we właściwym kierunku.
Jak zwykle uprzedzam, że coś może zaboleć.
Dziękuję za odpowiedź ale mam 45 lat i mam już dosyć, poddaje się będe samotny.
Czego masz dosyć?
Czyż nie życia po swojemu? Robienia w kółko tego, co Ci się podoba i jest komfortowe, i co jednocześnie przynosiło zawsze rozczarowujące rezultaty?
Oczywiście to Twój wybór i ja go szanuję. Ale pamiętaj w przyszłości – to był Twój wybór. Nikogo innego.
Jak każdy inny do tej pory.
I jak zapewne kolosalna większość, ten też nie służy Ci.
Bo uzależnienie to szalejąca samowola.
“Mam 45 lat” to tylko wygodna wymówka. Ja pracowałem z 60-latkami. Wiek nie ma znaczenia. Zawsze powtarzam, że gdybyś w dowolnym wieku obudził się szczęśliwy, to przeszłość nie miałaby znaczenia.
Ma tylko wtedy, gdy używamy jej jako usprawiedliwienia. I właśni dlatego ma.
Wcześniej nie miałeś dosyć? Czego próbowałeś i przez jaki czas?
Teraz się w końcu poddajesz, gdy znalazłeś odpowiedzi i możliwą pomoc?
Czyż to nie podejrzane?
Oczywiście Ty tego nie wiesz ale gdy trafiłeś na serwis o uzależnieniu, jedyne co napisałeś to trochę użalania się i że rezygnujesz.
To jest tak klasyczne, że aż już nudne.
Mówisz, że w wieku 30-tu lat “coś w Tobie pękło” i minęło 15 lat i akurat teraz postanowiłeś wreszcie odpuścić.
W wieku 30-tu lat nic w Tobie nie pękło, bo byś wylądował w szpitalu. Tylko na moment postanowiłeś posłuchać kogoś innego.
Ale nie zrezygnowałeś z pychy i dalej robiłeś po swojemu. Tak jak teraz – niby piszesz, niby coś opowiadasz o sobie ale nie masz gotowości, by posłuchać.
Wtedy było tak samo.
Pamiętaj, że sam stworzyłeś sobie wizję świata, w której nikomu nie możesz zaufać, bo się raz czy dwa przejechałeś na, jak twierdzisz, naciągaczach. Pamiętaj, że sam wybrałeś, by posłuchać tych ludzi.
I dalej zamierzasz polegać na swojej samowoli, która przecież doprowadziła Cię w dokładnie to miejsce, w którym jest Ci tak źle.
Szach mat.
Dzień, w którym naprawdę przegraliśmy to nie dzień, w którym upadliśmy setny raz. Tylko dzień, w którym postanowiliśmy się już nie podnieść sto pierwszy.
No i decyzja, by nie odpowiedzieć na żadne zadane pytania też rzucają cień podejrzenia, że nie wszystko jest tak jak to przedstawiasz.
Przepiszę Ci kilka fragmentów z ważnej książki:
“Rozhukane instynkty bronią się zaciekle przed badawczą oceną.
U tych z nas, którzy z natury są skłonni do przygnębienia, reakcją obronną jest najczęściej pogrążanie się w poczuciu winy i wstrętu do samego siebie.
Nurzamy się w tym psychicznym bagnie, często nie bez pokrętnej i bolesnej przyjemności. Bezwolnie poddając się tego rodzaju nastrojom ponurej melancholii możemy dojść do stanu tak beznadziejnej rozpaczy, że jedynym wyjściem wydaje nam się znów ucieczka w zamroczenie.
“Mamy także jeszcze jedną wspaniałą wymówkę, żeby uniknąć samooceny. Wszystkie nasze obecne zmartwienia i kłopoty, skarżymy się, zostały spowodowane przez niewłaściwe zachowanie innych osób.”
“Sądziliśmy, że ‘trudne warunki’ pchały nas do picia/ćpania żądzy, i że dopiero wówczas, gdy nasze próby zmiany warunków spełzły na niczym, zaczęliśmy tracić kontrolę nad piciem/ćpaniem żądzy i staliśmy się alkoholikami/seksoholikami. Nigdy nie przyszło nam do głowy, że to my sami powinniśmy się zmienić, by sprostać warunkom, jakiekolwiek by one nie były”.
Jak mówiłem – problem jest między uszami.
Rezygnacji też nie ma nigdzie indziej – to tylko jedna myśl, jedna decyzja.
Świat idzie naprzód i Ty też możesz.
No ale zamierzasz się bać, żyć w zniechęceniu, w zgorzkniałej melancholii, w ciągłym patrzeniu na świat przez pryzmat przeszłych błędów.
Tego się nie bierze ze sobą i w pewnym, nieuchronnym momencie, mówi – “wystarczy, za dużo tego”. Tylko się to odpuszcza, wyciąga wnioski i próbuje dalej. Aż do skutku.
Przed Tobą potencjalnie jeszcze wiele lat życia, które relatywnie szybko mogą być szczęśliwe i wspaniałe.
Oczywiście, że trzeba zakasać rękawy. I to nie jest prosta robota ale zdecydowanie robota, która rezultatami przebija każdy włożony w nią trud.
Może być tylko lepiej, jeśli w końcu podejdziesz do sprawy właściwie i przestaniesz się usprawiedliwiać tym, co zrobili inni.
A jeśli tak się boisz znowu zostać oszukanym, czyli jak zakładam – stracić pieniądze – dołącz do wspólnoty 12-krokowej. To nic nie kosztuje, a może Cię wyciągnąć z tego psychicznego bagna.
O ile tego będziesz chciał. Tu się nie możesz rozczarować. Możesz tylko nie być uczciwym.
Widzimy też, że nie samotność jest Twoim największym lękiem, tylko coś innego. Zapewne ponowne odczucie emocji związanych z rozczarowaniem, zawiedzionymi nadziejami, etc.
Jeśli tak, to to jest Twój prawdziwy problem – ponownie – stricte wewnętrzny. Nie ma nic wspólnego z innymi ludźmi.
Każdy kto nie chce zdrowieć, woli coś innego. Wliczając to, że woli się dalej uruchamiać.
Coś jeszcze panu powiem na koniec.Nazywa mnie pan seksoholikiem a moim wyczynem seksualnym było złapanie koleżanki za pośladek.
Ja Cię nie nazywam, tylko stwierdzam fakt.
Lekarz chorego na raka nie nazywa chorym na raka. Tylko stwierdza fakt na temat jego sytuacji.
Tylko dlatego, że w nazwie tego -holizmu jest “seks-” nie oznacza, że problem uzależnienia jest związany (tylko) z seksem.
Mówiłem wielokrotnie, że uzależnienie to to jakim człowiekiem jesteśmy.
Może i raz zrobiłeś to na żywo. A ile razy zrobiłeś to w myślach? Co jeszcze robiłeś w myślach z kobietami?
Jak na tle tego mają się wyobrażenia nie skupione na seksualizacji? Np. wspólne spacery z fajną kobietą, wyjazdy, rozmowy przy stole, itd.? Czy było to choć 5%?
Seksoholik, który nigdy nie miał seksu może mieć kolosalnie większy problem od seksoholika, który seksu ma dużo.
Bo nie w tym problem. Co widać w Twoich wypowiedziach.
Jednym z problemów seksoholika, jak zresztą każdego -holika, jest ułomność w sferze miłości.
Zaś pierwsze przejawy miłości to uczciwość, prawdomówność i odpowiedzialność. Dopóki to nie zacznie się poprawiać, niewiele innego może.
Mówi pan że nieśmiałość wstyd niskie poczucie wartości jest wynikiem pornografii a ja uważam że odwrotnie.
A możesz pokazać, gdzie ja tak mówiłem?
Na pewno mówiłem coś takiego i tylko to?
Bo gwarantuję Ci, że mówiłem dużo więcej, a także ująłem to z innej perspektywy.
Wstyd i nieśmiałość były ze mną już w podstawówce ,a wtedy nie wiedziałem co to porno.
Co ja ciągle mówię o emocjach, wliczając poprzedni komentarz?
Powiedziałem, że emocje to konsekwencje naszych postaw.
Postawy, jako dzieci, nabieramy przez obserwację i naśladownictwo. Także postawy wobec konsekwencji postaw, czyli postawy wobec emocji.
Jak widzimy – nie czytasz, bo Cię to nie interesuje. Ty już masz swoje zdanie, zapewne od wielu lat i odrzucasz wszystko, co się z nim nie pokrywa.
To jest pycha.
Wstyd i pycha to dwie strony tej samej monety.
Bierzesz sobie jedno zdanie i robisz sobie z tym co Ci się z tym podoba, jak cyrkowiec żyrafę z balonika.
Ty uważasz swoje, stawiasz to na szali z tym, co sądzisz, że ja tylko uważam.
Twoje oczywiście wydaje Ci się “twojsze”, więc “wygrywasz”. Jakiż jest gorzki smak tej wiktorii.
Nieraz miałem do czynienia z “wojującym zaprzeczeniem”. Wystarczy powiedzieć, że jestem samozwańczym ekspertem i ja coś sądzę. A skoro tak, to wystarczy sądzić coś innego, zrównać wartości obu osądów i cóż można począć? Chory człowiek twierdzi, że jego słowa są tak samo ważne jak słowa eksperta. To jakby człowiek potrzebujący operacji pouczał chirurga co ma robić. Twierdziłby, że chirurg tylko coś sądzi, więc można z nim polemizować.
Skoro nie uważasz mnie za eksperta, to co tu robisz? Czy odwiedzasz warsztaty samochodowe, w których pracują ludzie nie mający pojęcia co robią? Np. bibliotekarze?
Byłem nieśmiałym chłopakiem wyśmiewanym przez kolegów, zresztą potrzebowali mnie tylko żeby czasem odpisać zadanie.
Ja miałem podobnie.
Takie wzorce wmówiłem sobie sam, bo nie miałem lepszych. To ja w swojej dumie uznałem, że skoro np. moi rodzice nie okazują mi miłości, to ja jestem gorszy.
Ale okazywali, tylko moje uczucia się z tym nie pokrywały. Bo od małego byłem zagiętym na sobie egoistą. Nie doceniałem dobra i kleiłem się do zła.
Za cenę bycia popychadłem, miałem tylko to małe poczucie, że jestem częścią grupy. Choćby najmniej ważną. Bo sam siebie tak widziałem.
Problem był we mnie. A nie tym co robili i jak traktowali mnie inni. Ale potrzebowałem wielu lat, by się w tym zorientować i zacząć to zmieniać.
I nie ma “nieśmiałości”, tak jak nie ma “niesera” w lodówce. Brak sera nie oznacza, że jest jakiś osobny brak – “nieser”.
Tak jak nie ma tu jakiejś “nieśmiałości”, tylko zamiast śmiałości wybierałeś coś innego. A to dlatego, bo mieliśmy z tego korzyści.
Być może chętnie płaciłeś cenę takiego traktowania, by chociaż ktoś zwracał na Ciebie uwagę, byś “czuł się” częścią grupy.
I dawałeś odpisać zadania pomimo tego, co mówisz. Dlaczego?
Każdy kto daje się źle traktować, wybiera to. Nie chce postąpić lepiej dla siebie. Jest wobec siebie niesprawiedliwy, a często pozostawiony sam ze sobą staje się dla siebie negatywny, sam się rani, etc.
I zazwyczaj nigdy nie oddaje tym, którzy wyrządzili krzywdę, tylko tym, którzy starają się być dobrzy, ew. innym, pławiącym się w swoich słabościach.
Pamietam 7 8 klasę jak ganiali za dziewczynami i je obmacywali ,a mnie wmawiali że tylko te najbrzydsze będą moje.
Powiedz – kto w to wierzył?
Kto po tylu latach nadal w to wierzy?
Masz możliwość zmiany ale jeśli spojrzysz na to właściwie. To nie brak kobiet jest Twoim problemem i nigdy nie był. Oraz zajęcie się nim w pierwszej kolejności też nic nie rozwiąże.
Zreszta mnie wychowywani że takie coś jest złe niewłaściwe , grzeszne.
Nikt Cię nie wychował, tylko Ty się tego nauczyłeś i nadal trzymasz od tak wielu lat.
Zauważ, że rodzice nie nauczyli Cię obsługi telefonu, a jednak sam się tego nauczyłeś. Bo tego chciałeś/potrzebowałeś.
“Wychowanie” to tylko logicznie brzmiące usprawiedliwienie.
Każdy z nas ma możliwość dalszego rozwoju, zmian, korekt, zostawienia za sobą tego, co już nam nie służy i szkodzi.
I widzimy też, że potępiałeś te dzieciaki, bo dostałeś wzorzec stawiający Cię na moralnie wyższym gruncie.
Nie dziwne, że traktowany byłeś w odpowiedzi równie negatywnie. Nie lubiłeś ich, ani nie lubiłeś siebie, więc nie byłeś lubiany.
Próbowałeś tylko manipulować innymi poprzez np. pozwolenie, by odpisali od Ciebie zadania.
Skoro mówisz, że zostałeś wychowany, że to było złe, niewłaściwe i grzeszne, to dlaczego się tak wstydziłeś tego, że tego nie robisz?
Powinieneś się cieszyć, że unikasz grzechu. A jednak wcale Ci się to nie podobało.
Bo to tylko kolejne z usprawiedliwień. Masz ich sporo i wyciągasz je w zależności od potrzeb, jak asy z rękawa.
Oni bawili się na szkolnych dyskotekach a ja siedziałem w domu, bo po co mam tam iść , by być pośmiewiskiem.
Jak widzimy – od wczesnych lat utożsamiałeś się z emocjami, kleiłeś się do negatywności, zgadzałeś się z nimi i nic z tym nie robiłeś – grałeś ofiarę i uważałeś się za bezsilnego.
I tak jest nadal. Ponownie – gdybyś naprawdę “został wychowany” jak to opisujesz, to byś np. był w domu, spokojny i zadowolony, że unikasz grzechu i zajmowałbyś się czymś konstruktywnym.
Dalej odrzucasz rozwiązania, bo dalej najważniejsze jest dla Ciebie uciekanie od wstydu, na który sam się skazujesz, bo sam grasz ofiarę.
Czyli też to, co dotyczy tego, że jacyś naciągacze Cię wykorzystali. Rodzice Cię wychowali. Inni Cię wyśmiewali. Inni coś Ci wmawiali. I tak cały czas.
Ale kto ich wybrał? Kto ich znalazł z masy uczciwych autorów kursów? Kto trzymasz z tymi dzieciakami? Kto nie podjął choć jednej dobrej decyzji dla siebie? Kto ciągle oddawał odpowiedzialność innym?
Tak wyglądanie życie w świadomości ofiary.
Jest tylko jedna forma prawdziwej zemsty – zmiana siebie i odniesienie sukcesu. A do tego nie musimy już trzymać się żadnej urazy, ani żalu, ani nikomu wyrządzać krzywdy, ani niczego oczekiwać od innych. Trzeba się tylko puścić tych wszystkich małych korzyści jakie mamy z taplania się w tym emocjonalnym bagnie.
I to oni później mieli dziewczyny teraz żony a ja zostałem prawiczkiem.Teraz gdyby nawet doszło do zbliżenia to pewnie kobieta by mnie wyśmiała.
Dopóki będziesz się tego trzymał, tak prawdopodobnie będzie.
Tobie nie chodzi o to, co może zrobić ktoś inny. Tylko tak się boisz wstydu.
Jeśli obcy człowiek jest gotowy zranić drugiego, to możemy być wdzięczni, że pokazał nam od razu jaki jest. Możemy podziękować i zrezygnować z jego obecności. A jeśli nie chcemy, no to naprawdę problemu nie stanowi ta osoba.
Gdy wybierzemy pokorę, stajemy się odporni na upokorzenie. Pycha jest przeciwieństwem pokory. Albo jedno, albo drugie.
Jak mówiłem wielokrotnie – wstyd i wina to najgłębsze korzenie uzależnienia. Tu nie ma znaczenia, że “jesteś” prawiczkiem. Bo wcale nie “jesteś”, tylko jeszcze nie MIAŁEŚ seksu. To jest problem na poziomie ROBIĆ. Natomiast ponownie zupełnie pomijasz poziom BYĆ – to jak Ty siebie widzisz i jakie znaczenie ma dla Ciebie to “jestem prawiczkiem”. Sam to znaczenie nadałeś. Możesz być z tym całkowicie pogodzony, spokojny i pogodny. Ale nie jesteś.
Tu ma znaczenie także to, że oglądasz porno, by przestać czuć konsekwencję tego jak sam siebie postrzegasz.
To że nie miałeś seksu z kobietą nie ma żadnego znaczenia. Ale dla Ciebie ma. I sam przyklejasz sobie etykietkę “prawiczka” ale nie mówisz co ona dla Ciebie znaczy.
Bo to co dla Ciebie znaczy, sam to znaczenie nadałeś.
Ty sam siebie wyśmiewasz i dlatego sądzisz, że przy sposobności każdy postąpi tak samo jak Ty. To również przejawy egocentryzmu.
Używasz tego jako argumentu, by się pławić w samopotępieniu.
Zauważ, że ja Cię nie poniżam, tylko staram się do Ciebie dotrzeć. Długo już tkwisz w tym bagnie. Nie sądzisz, że wystarczy?
W szkole średniej gdzie 90% to były dziewczyny też nie miałem smiałosci by jakąś poznać bliżej.
Śmiałość to nie są drobne, które mamy w kieszeni lub nie.
Śmiałość to wybór.
Ty ciągle wybierałeś wstyd, winę, lęk. Aby wybrać śmiałość, trzeba zrezygnować z jakości niższych.
Tak jak żeby nalać do wanny ciepłej wody, trzeba przestać lać zimną.
Mówiłem – droga prawdziwego rozwoju, to nie jest droga czytania sobie, tylko mierzenia się z samym sobą i poddawania tego.
Każdy -holik jest zagiętym na sobie egocentrykiem i kłamcą. I nawet sobie nie zdaje sprawy z ogromu kłamstw, które sobie wmawia i przedstawia. A także innym.
Chłopakom też nie ufałem na tyle by mieć męskiego przyjaciela.
I nadal nie ufasz innym. Być może nigdy nikomu nie ufałeś.
Tylko sobie, bo ciągle w umyśle widzisz te same kłamstwa – że umysł Cię chroni, że Ci pomoże, zabezpieczy, przeprowadzi przez to cierpienie suchą nogą.
Ale jedyne co Ci dał, to zatrzymanie Cię w miejscu od czasu, gdy byłeś nastolatkiem. I wewnętrznie nadal nim jesteś. Dlatego ciągle przeżywasz to samo.
Bo umysł to narzędzie. Z niego trzeba nauczyć się korzystać, a nie zostać jego niewolnikiem.
Umysł nie jest ani Twoim przyjacielem, ani nie wykrywa rzeczywistości, ani tym bardziej nie przedstawia prawdy. Nie działa jak “wykrywacz metalu”.
To narzędzie, jak wiertarka. Tylko dlatego, że jest ciągle włączona i warczy, NIE oznacza, że me nią cokolwiek robimy. Szczególnie w jakimkolwiek dobrym celu.
Po szkole rodzice przepisali mi gosp(jestem rolnikiem) i wtedy też , sąsiedzi ,wujkowie dowalili mi do psychiki “żadna cię nie zechce z hektarami” “gdzie ty znajdziesz taką głupia na wieś” Nawet mój własny ojciec we mnie nie wierzył “Poszedłbyś do tej Kaśki może cię zechce” to są jego słowa.
Jak widzimy – ciągle brałeś do siebie słowa innych. Poza tym – ja tu widzę, że tata w Ciebie wierzył na swój sposób.
Gdyby nie wierzyli, to by Ci nie przepisali gospodarstwa.
Zdrowienie z uzależnienia to m.in. dojrzewanie – branie odpowiedzialności za samego siebie. To Ty decydujesz jaką masz wartość, znaczenie, jaki sens ma to co robisz, co masz, etc.
Jednak nigdy nie wziąłeś za siebie odpowiedzialności.
Zawsze stawiałeś się w roli ofiary innych ludzi. Ktoś Cię musi chcieć, a jak nie, to nie masz wartości.
To jest fałsz. Ale Twój tata też w niego wierzył. Przekazał Ci to, co sam sądził, że jest prawdą. To uważał za rzeczywistość.
Możesz mu wybaczyć, bo sam nie wiedział jak jest.
Czułem się jak bezwartościowy śmieć,
I znowu wraca temat dojrzałości emocjonalnej – nie można czuć się “jak” cokolwiek.
Ty sam nadajesz wstydowi takie znaczenie. Bo sam siebie uważasz za śmiecia.
To Twoje wnioski. Nikt Ci ich nie podał. To racjonalizacja dla wstydu – skoro ciągle czujesz, to musisz BYĆ śmieciem. Bo wstyd to takie gówniane uczucie.
Tak, wstyd to gówniane uczucie. Tak jak gdy przypieprzysz palcem w mebel – ból to też gówniane uczucie ale Ty nim nie jesteś. I im szybciej zaakceptujesz to co czujesz i zadbasz o palca, tym szybciej to minie. Tylko dlatego, że codziennie możemy uderzać palcem w mebel i ciągle nas boli ten palec, nie oznacza, że jesteśmy tym bólem.
Tylko my się skazujemy na takie doświadczenia. Nikt nam tego nigdy nie robił. NIKT NIGDY. Tylko my sobie sami. Trzymamy się tego nawet dziesiątki lat, nawet całe życie.
I nie chcemy odpuścić. To pycha. Nigdy nie chcemy zwolnić i uważać, gdy przechodzimy obok tego mebla. Ciągle to samo. Setki, tysiące razy przez całe życie.
Jakie jest rozwiązanie? Zmniejszanie egoizmu poprzez coraz mniejsze skupienie na sobie; i zainteresowanie się innymi. Nie tymi ludźmi, którzy okazali się mało empatyczni.
Jest na tej planecie wiele innych osób.
Wiele korzyści mamy z użalania się nad sobą. Każdą trzeba poddać, z każdej trzeba zrezygnować.
Do tego dochodzą pozostałe malutkie korzyści – np. nienawiść do innych, święte oburzenie, chęć zemsty, potępianie innych, itd.
Jeśli się tego trzymamy, to ciągle będziemy spotykać tylko takie osoby, które w nas to poruszą. Towarzystwo innych sami odrzucimy.
Zawsze wpakujemy się tylko tam, gdzie będzie nam źle. Bo taki jest nasz wewnętrzny obraz nas samych – uważamy, że i tak na nic lepszego nie zasługujemy.
nigdzie nie wychodziłem , grałem w gry, zawsze jak pojawiała się obok fajna kobieta , w myślach słyszałem te słowa ” i tak cię nie zechce”
Jak widzisz – problem jest między uszami.
Cały czas myśli to dla Ciebie wszystko. Bo wierzysz, że zadaniem umysłu jest ratowanie życia i jego ochrona. Ale to urojenie. Twoje życie się nie rozwijał właśnie dlatego, bo ciągle zahipnotyzowany jesteś tym bełkotem i nic nie widzisz poza nim.
To jest narcyzm. Słuchasz tylko myśli i tylko negatywnych. Za których autora się uważasz. Czyli wystarczy “moja myśl” i reszta nie ma znaczenia.
Wiem ,
Jak widzimy – dalsza pycha.
“Wiesz”.
Tak, wszystko zakładasz, że już wiesz. Wiesz co będzie, wiesz co powiem…
Wstyd i pycha to dwie strony tej samej monety.
To samo przecież było z innymi ludźmi – Ty doskonale zawsze wiedziałeś co robią, co mówią i dlaczego. Wiedziałeś, że tata w Ciebie nie wierzy.
Wiedziałeś, że żadna Cię nie zechce. Wiedziałeś, że jesteś pośmiewiskiem dla innych.
I od razu przerzucałeś odpowiedzialność za to na nich. Mówisz “słowa potrafią niszczyć”. Nie słowa, tylko znaczenie, jakie sami im nadaliśmy.
powie pan że obwiniam innych za swoje życie, ale taką jest prawda ,
Nie, taka jest Twoja opinia, bo jesteś na takim poziomie pojmowania rzeczywistości.
To jest Twoja prawda, bo sam na nią przystałeś.
Nie mówisz o żadnej obiektywnej rzeczywistości, ani prawdzie ale myślach, które uznałeś za prawdę.
Przypominam – wszystko można uznać za prawdę ale tylko w pewnym kontekście.
Ale tak – oczywiście, że obwiniasz innych. A nie?
I ile już to robisz? Mówisz, że masz 45 lat. Czyli około 30-tu lat. Tak, to szaleństwo grania ofiary. Nadal rozpaczamy na temat tego, co miało miejsce 30 lat temu.
I co najlepsze – nadal te wydarzenia odtwarzamy w swoim życiu. Bo nigdy z tego nie zrezygnowaliśmy, nigdy nie odpuściliśmy. Dlatego się to powtarza.
Tylko obwinianie nie wydaje Ci się problemem, bo sobie tak to przedstawiłeś, że jesteś ofiarą innych ludzi i że jest to prawda.
Że Cię zniszczyły słowa.
Przypominam, że tylko dlatego, że czegoś doświadczamy nawet całe życie, NIE oznacza, że to jest rzeczywistość – że tak po prostu jest.
Każde doświadczenie jest radykalnie subiektywne, gdyż to my je definiujemy dla siebie. To tylko nam pokazuje, że podchodzimy do tego tak samo nawet kilkadziesiąt lat.
Gdybyś od małego próbował wypić za duże hausty wody, to byś się krztusił. NIE oznacza to, że Ciebie woda nienawidzi i jesteś skazany na krztuszenie się podczas picia. Można dokonać korekt.
Tylko dlatego, że zakrztusiliśmy się tysiąc razy w swoim życiu nie oznacza, że problem jest z wodą, tylko z tym jak my ją pijemy.
Wody nie zmienisz, ani konsekwencji nierozsądnego, nierozważnego jej picia.
W życiu uzależnionego bardzo brakuje rozwagi.
Przypominam i to – uczciwość i obserwacja samego siebie to same fundamenty, by w ogóle mieć szansę na zmianę. Niezbędne jest wreszcie zacząć dostrzegać to, co leży po naszej stronie. A jest tego niemało.
ludzkie słowa potrafią zniszczyć.
Tylko jeśli sam na to przyzwolisz.
Całe życie na to przyzwalałeś. I to Twoje własne Cię niszczą, bo taką im nadałeś moc.
Tak jak myśli, trzeba zacząć IGNOROWAĆ słowa innych, przestać nadawać im wielkie znaczenie, sens i wartość. Inaczej to my doświadczymy tego konsekwencji. Tego znaczenia, sensu i wartości – mocy – nie ma w słowach innych. To nasze dzieło.
Skoro słowa mają na Ciebie taki wielki wpływ, to dlaczego żadna wzniosłe słowa Cię nie zmieniły na lepsze? Nigdy nie usłyszałeś niczego dobrego?
To pozwól – jesteś wspaniałym mężczyzną i wszystko co cudowne jeszcze przed Tobą! Nie jesteś zły, tylko chory. Wszystko jest możliwe i zdrowienie przyniesie Ci samo dobro, wliczając to, że przeszłość nie będzie miała żadnego znaczenia!
To może być Twoja prawda.
Ty sam to określasz.
A nigdy nie wybrałeś tego, co pozytywne. Bo sam siebie potępiałeś. I tylko oddawałeś odpowiedzialność. Jeśli te pozytywne słowa na Ciebie nie wpłynęły, to znaczy, że sam to odrzuciłeś.
To jest aspekt choroby. Choroba prowadzi nas ku śmierci. Nawet jeśli mamy dobre intencje.
Ja sam przeżywałem to, co opisujesz. Kiedyś cierpiałem przez słowa innych. A dziś już nie.
Dlaczego? Bo ja się zmieniłem. Już mi wystarczy grania ofiary, użalania się, zrzucania odpowiedzialności. Za tym wszystkim zawsze stała pycha.
I dużo mnie kosztowało, by wreszcie to przyznać i zacząć odpuszczać.
Świat zewnętrzny wpływa na nas w takim stopniu na jaki sobie pozwalamy. Z jednej strony zgadzamy się na oceny innych, a z drugiej przebywając z ludźmi negatywnymi uczymy się takich postaw przez ich obserwację i naśladownictwo.
Zaczynamy sami być dla siebie takimi jakimi inni byli dla nas i dla innych.
Człowiek w świadomości ofiary zupełnie nie zdaje sobie sprawy z własnej odpowiedzialności. Bo ją tak wypiera. Wystarczy myśl i już rezygnujemy z odpowiedzialności, bo przecież myśl się pojawiła…
Tak jak podczas deszczowej pogody mówimy, że pogoda jest przygnębiająca. To się niczym nie różni! Ludzie oddają odpowiedzialność za swoje małe uczucia nawet pogodzie.
Ktoś nam kazał się tak czuć? A może sam deszcz nam kazał? Nie. To nasz narcystyczny wybór.
Najpierw zgadzamy się ze słowami innych – np. ich opiniami czy ocenami – i od razu stawiamy opór doświadczonym konsekwencje tej zgody. To powoduje ból. Ale zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy uważamy, że ktoś inny nas zranił.
To nie jest prawda.
Nieraz mówiłem, że uzależniony jest tak wyczulony na wszelkie przejawy w świecie zewnętrznym i wewnętrznym tego, co sam potępił i czego gra ofiarę, że reaguje zanim nawet zda sobie z tego świadomość.
Np. już ucieka od lęku czy winy, nim nawet je świadomie poczuł. Albo sam sobie tak przedstawił czyjeś słowa, by karmić tym urazę i tym samym zareagować tak jak mu się podoba.
Dopiero wtedy pojawiła się pornografia, masturbacja,
Jak u większości.
A ja nigdy nie powiedziałem, że wstyd to efekt pornografii.
Oczywiście, że pornografii też się wstydzimy. Bo kto byłby z tego usatysfakcjonowany?
Pozorne zadowolenie to tylko maska, którą zakładamy, by wyprzeć wstyd, żal, strach, frustrację.
To my przesycamy wstydem i winą własne życie. Nikt i nic tego nam nie robi.
jak nie mogę mieć realnej kobiety
To też Twoje zdanie – dumne, zarozumiałe.
I tak jest ale tylko dlatego, bo sam tak wybrałeś.
A nie?
Kto rozkoszuje się w tych toksycznych myślach, gdy jest ładna kobieta w pobliżu ”i tak cię nie zechce”?
No – ktoś Ci te niszczące słowa mówi? Nie. To tylko myśli. I kto się ich tak zapamiętale słucha przez całe życie?
W ten sposób starasz się unikać odczucia np. wstydu. A gdy ktoś – np. trener uwodzenia – wycisnął z Ciebie choć trochę, od razu stwierdzałeś, że zostałeś poniżony i rezygnowałeś.
zadowole się substytutem,
To oczywiste kłamstwo, bo wcale nie jesteś zadowolony. Gdybyś był, to byś nic nie napisał.
No chyba, że aby pokazać innym jak to bardzo cierpisz, jak to życie Cię niesprawiedliwie traktowało i ajajaj.
Każdy przeszedł swoje ajajaj czy ojojoj.
Łatwo jest ojojować.
teraz to nawet na porno nie mam ochoty.
Bo nigdy nie miałeś ochoty na żadne porno.
Nie to jest uzależnieniem.
Jakoś po 30 coś we mnie pękło, szukałem odpowiedzi zainteresowałem się samorozwojem.
Jak sama nazwa wskazuje – “samorozwój” to rozwój człowieka chorego przez człowieka chorego. Cóż ma to zmienić?
Choroba uzależnienia to zbyt poważny problem, by uzależniony był w stanie pomóc sobie sam. Nikt, z kim rozmawiałem przez 10 lat mojej pracy nie pomógł sobie sam.
Jak chory na raka łapałem się różnych cudotwórców, rozwojowe grupy, medytacja , autohipnoza, trenerzy relacji, a nawet kretyni od PUA tacy jak Samiec Alfa , ale od nich dostałem tylko kolejny cios, że jestem przegrywem , ostatnim ogniwem łańcucha.
Bo to wszystko może pomóc – o ile może pomóc – dopiero, gdy będziesz zdrowiał z uzależnienia.
Ta choroba wyniszcza człowieka od środka. Tak jak użycie zgniłych jajek do zrobienia ciasta nie da Ci dobrego ciasta. Musi nastąpić uzdrowienie samej podstawy. Nas.
To my jesteśmy głównym składnikiem naszego życia i wszystkiego co robimy oraz mamy.
Jeśli ciągle doświadczamy tego samego, to naprawdę poprawnym wnioskiem nie jest, że świat jest gówniany czy ludzie, tylko że jest jakiś problem w nas. Nie “z nami”, tylko w nas.
Każdy z nas w swojej niewinności i naiwności uwierzył w masę szajsu i nawet się nie zorientowaliśmy, że sami zaczęliśmy sprowadzać sobie do życia masę niepotrzebnych kłopotów.
I ja podejrzewam, że nie dostałeś żadnego ciosu, tylko niezadowalające efekty tak sobie interpretowałeś – skoro oni Ci nie pomogli, a innym tak, to na pewno dlatego, że uznali Cię za przegrywa.
Co więcej – oni też zapewne nie podejrzewali, ani tym bardziej nie rozumieli, że jesteś uzależniony i czym jest uzależnienie. Uzależnienie to jakby Ci urwało nogi. Nogi nie odrosną. Nie weźmiesz udziału w maratonie, niezależnie do ilu trenerów pójdziesz.
Trzeba się nauczyć żyć bez nóg. A nie rozpaczać, że 15-latek biegnie szybciej od Ciebie.
Dlatego powtarzam po raz kolejny – jesteś chory, nie gorszy.
CHORY.
I to bardzo poważnie. Od wielu lat.
Chory na raka nie będzie się łapał aromaterapii, tylko zacznie od tego, co skupia się na tym problemie i ma szansę powodzenia. Ty uważałeś, że właśnie brakuje tu rozwoju osoby, próbowałeś obchodzić swoje problemy hipnozą, uważałeś, że problem leży w nieumiejętności tworzenia relacji czy z braku seksu. To wszystko pudło. Bo to są w najlepszym razie półśrodki.
Problemy, które wymieniłeś to już konsekwencja uzależnienia, a nie jego przyczyny.
Ale jeśli tego nie chcesz pojąć, nie ma magika, który Ci pomoże. I tak było do tej pory.
Liczyłeś na półśrodki.
Chorego na raka nie wyleczy aspiryna.
Przeczytaj i ten fragment:
“Rzadko się zdarza, by nie powiodło się komuś, kto dokładnie podąża naszą drogą. Do zdrowia nie wracają ludzie, którzy nie mogą lub nie chcą poddać się całkowicie temu prostemu programowi. Zazwyczaj są to mężczyźni i kobiety, którzy nie potrafią zachować uczciwości wobec samych siebie. Istnieją tacy nieszczęśnicy. To nie ich wina, prawdopodobnie tacy się urodzili. Z natury swej nie są zdolni pojąć, a tym bardziej zmienić sposobu życia na taki, który wymaga bezwzględnej uczciwości. Mają więc mniejsze szanse na powodzenie niż inni. Są także ludzie, których cierpienie wypływa z głębokich zaburzeń emocjonalnych i umysłowych, a mimo to wielu z nich wraca do zdrowia, jeśli tylko zdobędą się na uczciwość.
Nasze historie pokazują w ogólnych zarysach jacy byliśmy, co się stało i jacy jesteśmy obecnie. Jeśli zdecydowałeś, że pragniesz tego co my mamy, i jesteś gotów uczynić wszystko, by to osiągnąć – wtedy jesteś przygotowany do postawienia pewnych kroków.
Przy niektórych z nich towarzyszyło nam wahanie. Myśleliśmy, że możemy znaleźć łatwiejszą, łagodniejszą drogę. Ale nie potrafiliśmy. Z całą powagą błagamy Cię, bądź nieustraszony i dokładny od samego początku. Niektórzy z nas usiłowali trzymać się starych przekonań, ale dopóki nie pozbyli się ich całkowicie, nie osiągnęli żadnego rezultatu.
Pamiętaj, że mamy do czynienia z alkoholem – podstępnym, potężnym i przebiegłym! Bez pomocy to dla nas zbyt wiele, ale jest Ktoś, kto ma wszelką moc. Tym Kimś jest Bóg. Obyś znalazł go teraz!
Stosowanie półśrodków nic nam nie dało. Znaleźliśmy się w punkcie zwrotnym. Z całkowitym oddaniem poprosiliśmy Boga o ochronę i opiekę.
A oto kroki, które postawiliśmy i które są sugerowanym programem powrotu do zdrowia:
[i tu jest wypisanych 12 kroków]”
Pana też mi polecił facet z jednej z grup, że niby mam tłumione emocje że powinienem je uwolnić, tylko huj wie o co w tym chodzi.
Tak wygląda słuchanie chuj wie kogo z internetów. A jednak nadal to robisz.
O co chodzi? Chodzi o to, że jesteś nieuleczalnie chory. Na wielu poziomach. I to można uzdrowić ale nie żadnymi półśrodkami, bo one nikomu nic nie dały.
Nie żadnymi wykrętami typu kursy uwodzenia.
Raka też byś nie leczył tabletkami na zgagę.
Powiedz – jaki to problem wpisać w Google “uwalnianie emocji”?
Dosłownie pierwszy wynik zawiera instrukcję. Wystarczy przeczytać i już będzie wiadomo. A jednak – nadal to dla Ciebie “chuj wie”. Czyż to nie oczywiste co jest Twoim problemem?
Wszystko co opisujesz to cechy choroby seksoholizmu, popularnie zwanej uzależnieniem. Ale uzależnienia różnią się tylko niuansami. Problem wszystkich -holizmów ma ten sam mianownik.
I znowu – słuchasz chuj wie kogo ale gdy już rozmawiasz ze mną, to słuchać nie chcesz. Od razu uważasz odwrotnie, niż wg Ciebie ja uważam.
Ja nic nie uważam, tylko przedstawiam Ci swoje doświadczenie, wliczając te zebrane na przestrzeni ostatnich 10-ciu lat i pracy z ponad 250 uzależnionymi.
I tak przez całe życie – tych, którzy nie mówią prawdy słuchałeś, a tych, którzy prawdę mówią – nie.
Nie jest to podejrzane? Akurat, gdy dostałeś odpowiedzi, których szukałeś przez 15 lat, nagle chcesz zrezygnować i “zadowolić się substytutem”?
A czym to się różni od “zadowalania się” pornografią?
Albo się leczysz, albo nie.
No ale Ty uważasz, że nie masz problemu z uzależnieniem, tylko ze słowami innych ludzi.
I to Ty nadal chcesz się zadowalać trucizną, która Cię zabija i ostatecznie zabije. A po drodze zabierze Ci jeszcze więcej.
To jest Twój prawdziwy problem – to, co Cię zabijało w ciszy, nadal uważasz za lek i za źródło zadowolenia.
A to co nie ma żadnego znaczenia, tylko to, które sam nadałeś, uważasz, że jest Twoim głównym problemem.
W sumie to rak nie byłby taki zły w porównani do wieloletniego wewnętrznego konania w bólu samotności.
Tu masz rację – uzależnienie, które opisujesz dokładnie tak wygląda. Jest jak rak na psychice i duszy. Ale i na ciele też. Mnie to fizycznie niemal zabiło.
I o ile w przypadku raka ludzie zazwyczaj współczują choremu, starają się pomóc, etc., to uzależnienia wręcz przeciwnie – zniechęcają jeszcze do nas ludzi. I co więcej – nas samych też czynią w naszych oczach gorszym sortem człowieka i zaczynamy się nienawidzić. W tym popadamy w liczne konflikty z innymi ludźmi.
Ale to też objawy tej choroby.
Uzależnienie zabija nasze życie, nasze relacje, nasze marzenia i dopiero na końcu nas samych.
Zdrowienie z tego przynosi też odmianę w relacjach z ludźmi.
Czasem wydaje mi się że wewnętrznie już jestem martwy.
Tak, to tylko się wydaje. To subiektywne doświadczenie tego, co uważamy za siebie.
Ale tego nie rozumiemy.
Właśnie to, co uznałeś za siebie – coraz więcej tych braków i “pustki” próbowałeś czymś wypełnić – początkowo grupą ludzi, za co płaciłeś cenę bycia poniżanym. Zgadzałeś się na takie traktowanie, by mieć kogoś w pobliżu.
Potem były kobiety ale nie pozwalając sobie na zdrowe relacje z nimi, też sądziłeś, że jesteś raniony. Sam zacząłeś od razu przekreślać kobiety. Z góry założyłeś, że postąpiłyby tak samo z Tobą.
Szukałeś też wytłumaczeń i racjonalizacji dla tego, co czujesz i je znajdowałeś – to że jesteś gorszy, śmieciem, przegrywem, ostatnim ogniwem łańcucha, etc.
Mówiłem – uzależnienie sprowadzi człowieka na sam dół świadomości i uzna on, że śmierć jest rozwiązaniem na życie. Bo choroba uzależnienia powoduje, że wszystko zaczynamy widzieć odwrotnie. Życie staje się straszne i poniżające, a śmierć wyzwalająca i szlachetna. A po drodze wszystko co prowadzi do śmierci też się wydawać będzie za słuszne i usprawiedliwione.
A seksualność, którą zabija seksoholizm, to przejaw naszej witalności. Dlatego widzisz siebie jako coraz bardziej martwego.
Nie mam ochoty na nic ,
Oczywiście. Bo to też jest element oporu, dumy i wstydu.
Niemal nikt nie podejmuje decyzji, by zacząć zdrowieć, bo tak mu zaczęło na sobie zależeć.
Tylko tak dostaliśmy po dupie przez chorobę, że w końcu pragniemy coś z tym zrobić – najpierw tylko przestać cierpieć. Ale po drodze najpierw przez X lat próbujemy wszystkich popularnych półśrodków, metod, technik, itd. Ty mówisz, że próbowałeś przez 15 lat? No, to już jest jakiś wynik. Ale najwyraźniej to nadal za mało.
Może właśnie dopiero, gdy zostaniesz sam na sam z chorobą dostrzeżesz, że nie niszczy Cię nikt inny.
Ciągle uważasz, że dostałeś po dupie nie przez chorobę, tylko przez innych ludzi, więc nie widzisz sensu w jakiejkolwiek pracy związanej z uzależnieniem.
Dlatego ew. rozważyłeś jakąś radę o zajęciu się emocjami. Bo sądzisz, że emocje i związany z nimi ból powodują Ci inni ludzie.
Ja przez to wszystko co opisujesz sam przechodziłem i przez wiele więcej. Nic z tego nie jest mi obce. A jednak – żyje mi się teraz dobrze.
Dopiero z czasem, dzięki trzeźwieniu zaczyna nam coraz bardziej zależeć na sobie i własnym życiu.
Ochota to nie jest coś, co można mieć. To postawa, którą obieramy. I często trzeba zagryźć zęby i zrobić to co należy i czego wcale nie chcemy zrobić.
Trzeba się pogodzić z dyskomfortem, przynajmniej przez pewien czas.
Robienie tego, co nie przychodzi nam naturalnie i czego nie chcemy robić to właśnie praca, która prowadzi do zdrowienia. Bo chory wcale nie chce robić tego, co przynosi poprawę.
Tylko to na co ma ochotę. A ochotę ma na coraz mniej. Zazwyczaj tylko na uruchamianie się.
nic mnie nie cieszy,
Bo nic nigdy Cię nie cieszyło, tak jak nigdy nic Cię nie upokorzyło.
Każde uczucie ma źródło wewnętrzne i wynika z naszej postawy.
co rano ubieram maskę pogodnego człowieka i wychodzę do ludzi,
Każdy uzależniony prowadzi podwójne życie.
Wszystko co opisujesz to jest książkowy opis seksoholika. Tylko oczywiście Ty tego nie wiesz, bo w tym ogromie dumy i zagięcia na sobie uważasz siebie za przypadek gorszy od wszystkich i oczywiście słowo “seks” w “seksoholiku” sądzisz, że Cię nie dotyczy, bo nie miałeś seksu. Ale seks to tylko jeden aspekt seksualności. Jak mówiłem – seksualność ma znaczenie szersze – oznacza witalność, żywotność.
Seksoholizm to choroba życia. To odcinanie się od źródła swojego życia i zastąpienie go samowolą – przekonaniem, że to my jesteśmy źródłem swojego życia, a więc tylko my możemy je/się zmienić. Co uniemożliwia prawdziwą zmianę. I gdy nam się to nie udaje, staje się to dla nas dowodem, że naprawdę jesteśmy gorsi od wszystkich ludzi.
Starając się imitować “normalne” zachowania, które obserwujesz u innych, męczyłeś się strasznie.
Bo to próby życia na wyższym poziomie, niż jest z nami integralny.
Zdrowienie z uzależnienia to uzdrawianie wewnętrzne – podnoszenie naszego poziomu świadomości. To nie jest samorozwój. To nie jest rozwój osoby, tylko świadomości.
Nasz “rozwój” zaczynamy od przyjrzenia się sobie w pełni i akceptacji dotychczasowego stanu rzeczy. Przestajemy się potępiać, przestajemy być dla siebie katem.
Otwieramy się na innych. Prosimy o pomoc i jesteśmy gotowi słuchać. Oczywiście trzeba znaleźć właściwą osobę, bo gdy opowiemy o tym, czego zresztą sami w ogóle jeszcze nie rozumiemy, komuś, kto sam nie wziął jeszcze choćby minimalnej odpowiedzialności za własne życie, możemy spodziewać się, że z jego ust padną raczej niebezpieczne debilizmy. Bo mało kto przyzna, że nie wie jak nam pomóc.
Osoba może się rozwijać przy okazji rozwoju świadomości. Ale początkowo trzeba robić to, czego ta osoba wcale nie chce robić. Bo to osoba jest chora. Jeśli będziemy robili tylko to, czego chcemy, no to cóż ma się zmienić? Przecież dokładnie to spowodowało uzależnienie w ogóle.
Ten rozwój wymaga PODDANIA. Gotowości do rezygnacji z tych wszystkich negatywnych postaw i dążeń. Tego nie zrobi za nas hipnoza, ani miłe towarzystwo.
a wieczorami czasem włączam liryczna muzykę by wycisnąć trochę łez.Nawet już nie mam ochoty na inwestycje w gosp ,wegetuje.Jedyne co sprawia mi przyjemność to jazda rowerem ,
Nie sprawia Ci to przyjemności, tylko Twoja postawa wobec jazdy na rowerze jest trochę bardziej pozytywna, niż wobec innych spraw i w konsekwencji Twoje wewnętrzne doświadczenia są bardziej pozytywne.
Bo też rower to materia nieożywiona, więc nie masz tu uraz, żalów, gniewu, frustracji, oczekiwań, pragnień, lęków, itd. Nie oczekujesz, że rower Cię poniży. No, chyba, że przebijesz sobie oponę.
To cały czas pokazuje prawdę tego, co Ci mówię – że nasze doświadczenia zależą od nas. Nie od myśli, ani emocji, bo nimi nie jesteśmy. Ani od innych ludzi. Ani od roweru. Tylko od m.in. naszych postaw, nastawienia.
Od naszej gotowości, by odpuścić opór, odpuścić pychę, odpuścić zagięcie na sobie i skupić się na czymś innym. Nawet na byle czym, jak jazda na rowerze. A równie dobrze jeżdżąc na rowerze też możesz sobie tarzać się w bagnie melancholii, a potem rozpaczać, że i to “przestało mi sprawiać przyjemność”.
Zależność wygląda tak:
Ja -> nastawienie -> emocje -> ewentualna projekcja na świat
Ty zaś całe życie sądziłeś:
Świat/ludzie -> emocje -> gdy stawiamy im opór, to cierpienie, którego źródło projektowałeś na świat -> ja
na ścieżce czasem zaglądam do jakiejś dziewczyny na rowerze czy na rolkach,to nie musi wystarczyć mam też kilka kloeżanek i jak bardzo mi brakuje kobiecosci to z nimi sobie pogadam.Czas gdy w miasteczku widuje piękne kobiety w sukienkach albo na ścieżce rowerowej rolkarzy w legginsach wtedy czasem budzi się wyobraźnia porządnie ale to chyba ostatnie iskry.
Nie. To nadal ta sama choroba.
Tylko doświadczasz tzw. tolerancji.
A ta wyobraźnia to tylko też objaw choroby – skupienie na myślach o treści seksualnej. Nic innego Cię nie interesuje. Albo rozpaczanie, albo fantazjowanie.
To jest seksoholizm.
Tyle jeszcze chciałem powiedzieć, pozdrawiam i to już mój ostatni komentarz do pana, poczytam sobie Pana wpisy ale głowy już nie będe Panu zawracał.
Dlaczego to jeszcze chciałeś powiedzieć?
Nie musisz mi odpowiadać, odpowiedz sobie.
I proszę – jeśli chcesz się na mnie denerwować, jeśli cokolwiek Cię rozjuszyło, jeśli dalej chcesz dyskutować, przekazywać mi swoje opinie, twierdzić, że ja coś tam tylko uważam i nie mam racji, odpuść sobie. Nie pisz już.
Albo chcesz zdrowieć, albo nie. Jeśli nie, to chociaż mi zrób tę przyjemność i przestań tu zaglądać.
Jeśli to co ja Ci mówię nie dotrze do Ciebie, może człowiek o światowej renomie przemówi do Ciebie:
https://www.youtube.com/watch?v=wSF82AwSDiU
Są polskie napisy. To oczywiście tylko delikatny zarys. Prawdziwe żniwo tej strasznej choroby jest niewyobrażalne.
Jeżeli wybrałeś pornografię, to oglądaj pornografię. Być może całkowita izolacja od ludzi i częste uruchamianie się ukażą Ci, że problemu nie stanowili inni ludzie. I że to “zadowolenie się substytutem” szybko się wyczerpie. Wtedy skontaktuj się ze wspólnotami 12 kroków.
Jeśli rozumiesz angielski, posłuchaj:
https://www.youtube.com/watch?v=iyEGzepN6K8
W szczególności ostatni fragment.
Moze mi pan powiedziec ns przykladxie jak uznać wstyd? Np wstydze sie zagadac do kobiety, jak to uznać?
Uznać, czyli nie wypierać, nie odrzucać.
Wstyd to konsekwencja. Jeśli chcesz się wstydzić, uznaj, że tego chcesz.
Wstyd to konsekwencja pewnych pozycji. Jeśli będziesz się skupiał i tylko zajmował konsekwencjami, to nigdy nie zajmiesz się przyczynami – czyli pozycjami.
Uznaj, że na razie wolisz się potępiać, niż żyć dobrze.
Uznanie części siebie czy konsekwencji czegoś w sobie, np. jakiejś postawy, to nie jest kwestia “jak?”. Bo to nie jest technika.
To kwestia “czy?” CZY chcesz uznać w sobie skrywaną przyjemność z potępiania siebie, z grania ofiary, ze stawiania innych na piedestale, a siebie w rynsztoku?
Ponadto – widzimy znowu jak nie kierujesz swoim życiem. Mówisz jedno, robisz drugie – raz mówisz, że nie będziesz mi już zawracał głowy, a zaraz pytasz o jeden z najpoważniejszych tematów w Twoim życiu.
Więc wcale nie chcesz tego tak zostawić, tylko się nad sobą użalasz, bo liczysz, że w ten sposób wymusisz reakcję, litość i pomoc.
Dlatego zapytałem wcześniej – po co piszesz?
Jeśli tego nie uznasz, że nie chcesz się poddać, to będziesz tak właśnie dukał zza rogu jakieś kolejne pytania w nieskończoność.
I znowu – to nie jest kwestia “jak?”, tylko “czy?”
Ponadto – jak uznać cokolwiek w sobie czy w świecie? Wstyd nie różni się niczym od np. uznania, że już godzina 22 i pora się szykować spać.
I na koniec.
Zastanów się – no podejdziesz do kobiety i coś powiesz. I co dalej? Nawet jakbyście wylądowali w łóżku – co dalej?
Uważasz, że seks Cię zmieni? Że zabierze ten cały wstyd, winę, lęk, urazy, to jak siebie widzisz? Może na moment napęczniejesz dumą ale to pęknie szybko, jak balon.
Seks mnie nie wyleczył, a miałem go w ogromnych ilościach, aż miałem totalnie dość. Nic już z niego nie miałem, a jednak mną rządził.
I wiele osób, które miały podobny problem mówiły dokładnie to samo – stały się niewolnikami seksu.
Znowu – dla kogoś, kto seksu nie miał to brzmi jak zbawienie. Ale to piekło.
Naprawdę sugeruję Ci – dołącz do Wspólnoty 12-krokowej. Po prostu przyprowadź swoje ciało na mityng. Usiądź i słuchaj.
Ma Pan racje.Co to jest ta wspolnota 12 kroków? Moze to moja ostatnia szansa.
Wiem że Pana denerwuje ale ile lat panu zajęło wygrzebanie się z tego?
Ma Pan racje.Co to jest ta wspolnota 12 kroków? Moze to moja ostatnia szansa.
Marcinie, jeśli chcesz zdrowieć, zacznij wykazywać inicjatywę i dobrą wolę.
Ostatecznie to Ty masz stanąć na swoich dwóch nogach. Nikt tego nie zrobi za Ciebie.
Szukaj, dowiaduj się. Zacznij brać odpowiedzialność, a nie czekaj, aż Ci ktoś podsunie rozwiązanie pod nos.
Jeszcze ten raz:
https://sa.org.pl/o-nas/zerwac-z-zadza/
https://sa.org.pl/o-nas/do-nowo-przybylego/
https://sa.org.pl/o-nas/problem-i-rozwiazanie/
https://sa.org.pl/o-nas/kim-jest-seksoholik-i-czym-jest-seksualna-trzezwosc/
Wiem że Pana denerwuje
Dalej odzywa się pycha.
Ponownie twierdzisz, że wiesz.
To co do tej pory wiedziałeś doprowadziło Cię do życia, którym żyjesz. Pytanie – czy dalej chcesz się tego słuchać?
Mnie nie denerwuje Twoje zachowanie.
Ale jak zobaczę, że sobie bimbasz i dalej pysznisz się, czego to nie wiesz, to przestanę odpowiadać. Bo jaki miałby być tego cel?
To Twoje życie. Nic mi do niego. Jeśli chcesz żyć tak jak do tej pory, Twój wybór.
ale ile lat panu zajęło wygrzebanie się z tego?
Z niczego się nie wygrzebujemy, tylko trzeźwiejemy, zdrowiejemy i uczymy się żyć tak jak nie żyliśmy do tej pory.
Każdy człowiek jest inny i każdy jest uzależniony w innym stopniu, ma inną gotowość do zdrowienia i trzeźwienia.
Ja, otoczony ludźmi zdrowymi, potrzebowałem około 8-9 miesięcy codziennej, żmudnej, wytężonej pracy, by wreszcie złapać trzeźwość i zacząć zdrowieć.
Pamiętaj, że ja nie mówię w moim przypadku o 12 krokach.
A jeśli przerwiemy życie dobre, to choroba nawróci potężniejsza, niż dotychczas.
Z tej choroby nie można wyzdrowieć, tak jak nie można wyzdrowieć z wypadków na drodze. Można natomiast jechać ostrożnie, uważnie, zgodnie z przepisami i dostosowywać się do warunków panujących na jezdni. W momencie, gdy przestaniemy, drastycznie rośnie prawdopodobieństwo wypadku.
Tak jak z nauką jazdy – można zdać egzamin po kilku tygodniach ale nie oznacza to, że już jesteśmy królami szos. To dopiero pierwsze kroczki.
Jeszcze odnośnie tej “ostatniej szansy” – nigdy nie było żadnych szans. Tylko stosowałeś półśrodki. Które – jak mówi literatura – “nic nikomu nie dały”.
Rozwiązanie jest znane od kilkudziesięciu lat. Tylko mało kto jest chętny, by zdrowieć. Przytłaczająca większość cały czas chce się tym bawić i ew. tylko szukają sposobu, by mniej cierpieć oraz wydłużyć zabawę, nawet w nieskończoność.
Zdrowienie to nie jest kwestia szans, tylko naszego zaangażowania, dokładności i uczciwości.
Czuje że sobie nie poradze że to za trudne, mam dosyć.Dziękuje za wszystko i pozdrawiam.
Marcinie, to przemawia przez Ciebie choroba.
“Czuję że” – nie czujesz, tylko sobie wmawiasz kłamstwa.
To co naprawdę mówisz – “nie chcę włożyć wysiłku w swoje zdrowienie”.
Nie usprawiedliwiaj się uczuciami. Całe życie tak czyniłeś.
Po prostu nie chcesz. Nigdy nie chciałeś. W czym miała pomóc hipnoza albo jacyś PUA-si? Ile wtedy wysiłku włożyłeś, by w ogóle zrozumieć swój problem?
Ponarzekałeś, pobiadoliłeś na swój temat, opowiedziałeś jak to próbowałeś wszystkich półśrodków, jak to się kiedyś starałeś i tyle.
Mówiłem Ci, że to były półśrodki i nie miały szans zadziałać. I akurat teraz rezygnujesz. Nagle teraz wszystko jest za trudne.
Każde “nie mogę” to nieuświadomione “nie chcę”. Teraz tylko zmieniłeś zwrotkę z “nie zaufam” na “nie dam rady”.
No pewnie – bo do tej pory próbowałeś wszystkiego, tylko nie tego, co może pomóc. Podświadomie doskonale to wiemy. Prawdziwe rozwiązanie omijamy szerokim łukiem.
Uczciwość nie jest za trudna.
Zakłamanie to jeden z głównych aspektów tej choroby.
Kłamstwo i wyparcie to skrzydła tego sępa, który Cię capnął.
Co jest za trudne? Wykonać telefon? Przyjechać na mityng? Posłuchać? Poprosić o nr telefonu do kogoś?
Powiem Ci jak to wygląda – na początek przychodzisz na mityngi, siadasz i słuchasz. Co w tym trudnego?
Zauważ chociaż, że Ty w ogóle nie mówisz o rzeczywistości, tylko ciągle o swoich myślach i małych uczuciach wynikających z Twoich postaw.
Nie mówisz o niczym w świecie. Tylko o swoich wyobrażeniach tego.
Zawsze wiecznie tylko te uczucia. “Czuję, że” to najczęstsze kłamstwo, które łykamy jak frytki z Maka.
Naprawdę chcesz dalej żyć tak jak do tej pory? Pamiętaj, że postęp tej choroby jest nieubłagany.
Będzie coraz gorzej. Nie da się tu utrzymać tego stanu lichego zadowolenia i jeszcze w miarę rozsądnie bolesnych konsekwencji.
Obyś jak najszybciej doszedł do momentu, gdy o porno powiesz “już sobie nie poradzę, mam dosyć”.
Czytam Piotrze twoje artykuly( n razie wyrywkowo) i mam maaaase pytan. Mam nadzieje, ze w miare mozliwosci bedziesz mi odpisywal.
“Możemy skupić się na samym odczuciu strachu i pozwolić sobie przeżyć je w pełni. Gdy minie jego ładunek, poczujemy się lepiej, dzięki czemu możemy inaczej spojrzeć na źródło tej emocji – na nasze postrzeganie, czyli świadomość jakiegoś problemu.” Odnoszac sie do tego cytatu, chcialbym zapytac o to, o czym widze, ze ciagle piszesz- o odpuszczenie emocji. Czy w/w cytat opisuje wlasnie odpuszczenie emocji? Nie rozumiem, co to znaczy odpuscic emocje, przede wszystkim stlumiona, oraz co to znaczy uwolnic. Uwolnic, czyli co? Gdzie ta emocja odejdzie? Przestane ja czuc? Czy ona wyjdzie z mojego ciala? Co sie z nia stanie? Jezeli np. mowie sobie, ze jestem do niczego itd, to rozumiem ze odczuwam w tym momencie wstyd. To nie jest temat o wstydzie, wiec chcialbym abys odpowiedzial mi w temacie o wstydzie, jak sie czuje wstyd. Ale ja nie o tym teraz. Rozumiem, ze gdy uwolnie wstyd, to te mysli przestana sie pojawiac? Czyli co sie stanie z ta emocja wstydu? Wyjdzie z mojego umyslu? Nie chodzi mi tylko o wstyd, tylko ogolnie o emocje. Te stlumione, jak i te nie stlumione. Jezeli chodzi o emocje nie ktora powstaje na skutek mojej reakcji na jakies wydarzenie, to czy to znaczy, ze wychodzi ze mnie stlumiona emocja, czy ze ta emocja powstaje na skutek mojego podejscia do danej sytuacji. Dla mnie to czarna magia. Jak i caly twoj blog. To tak, jakbym wkroczyl w inny swiat. Czym sie rozni uwalnianie od ekspresji emocji? Pisales, ze dzieci uwaniaja naturalnie, wiec gdy sa smutni, to placza, gdy sa zli, to krzycza itd. Ale czy placz czy krzyk, to juz nie jest ekspresja? A podobno ekspresja dodaje emocjom energii. Tego tez nie rozumiem. Gdy np. czuje smutek, to co to znaczy odpuscic ten smutek? Gdy czujac smutek, zaczne sie smiac, to czy to znaczy, ze odpuscilem smutek? I co to znaczy uwolnic? Uwolnic skad? Z umyslu? Naprawde Piotrze- czarna magia dla mnie.
Czytam Piotrze twoje artykuly( n razie wyrywkowo) i mam maaaase pytan. Mam nadzieje, ze w miare mozliwosci bedziesz mi odpisywal.
Przykro mi ale nie.
Jeśli czytasz artykuły wyrywkowo, to nie interesuje Cię mądrość, prawda, zmiana czegokolwiek, tylko skaczesz z jednego do drugiego, bo robisz to w formie ucieczki, “zabijania czasu”.
I pewnie zmieniasz artykuł ja natrafisz na coś niewygodnego, być może co dotyczy Twojego życia.
Nie chcesz przeczytać całego artykułu, a już chcesz bym Ci poświęcił jeszcze więcej pracy, choć dotychczasowej nie doceniasz?
I mam liczyć, że odpowiedź na te pytania w czymkolwiek Ci pomoże?
Mam pewność, że nie.
Tylko dlatego, bo masz “w głowie” masę pytań, to je zadajesz i liczysz, że Ci ktoś będzie odpowiadał? Tak żyłeś do tej pory? Jak czegoś chciałeś, to liczyłeś, że Ci to ktoś inny z uśmiechem załatwi?
Moją pracą jest pomoc. A nie dawanie uzależnionym to, czego chcą. Bo to czego chce uzależniony najczęściej mu szkodzi.
Nie mówisz nawet jaki jest cel i intencja tych pytań. Po co Ci znać na nie odpowiedzi?
Dziennie w umyśle znajdziesz i tysiące pytań. Z których żadne nie ma znaczenia.
Powiedz – co Ci ma dać odpowiedź na pytanie gdzie emocja idzie po uwolnieniu? Nawet nie będę zaczynał tłumaczyć z jak wielu błędnych założeń wynika to pytanie.
Przed chwilą odpisywałem na mail klienta. Oto malutki fragment (używam przekleństw jak “dojebać”, bo on sam używał takiego języka).
*fragment*
“Przy okazji: Czy mógłbyś mi też coś napisać na temat pisania na czacie erotycznym?
Jak oddziałuje to na mózg?
>Nie ma znaczenia to jak to oddziałuje na mózg.
>Nawet gdybym Ci to napisał – cóż to zmieni?
W sumie nic. Po prostu byłem tego ciekaw :)”
Nie ma żadnego “po prostu”.
Teraz kłamiesz.
Chciałeś o tym posłuchać, bo to doskonała okazja, by tematy, których się boisz odkładać.
A dlaczego nie jesteś ciekawy jakby to było żyć bez dopierdalania sobie, mieć realny seks z fajnymi babkami, przestać sobie dojebywać za to jakiego masz penisa, co Cię podnieca, itd.?
No gdzie ta ciekawość?
Dlaczego jesteś ciekawy tylko tego, co “w sumie nic nie zmieni”?
Bo się zmian boisz i się im opierasz.
Co wyklucza “po prostu”. A “jestem ciekawy” to kłamstwo – usprawiedliwienie.
*koniec fragmentu*
A Ty przeczytałeś po łebkach z nieznanych powodów, i masz teraz maaaaasę pytań. I liczysz, że ja Ci będę odpowiadał.
To jakby poszedł do restauracji, zamówił kilka darmowych przystawek, każdą podgryzł, podziękował i chciał więcej.
Albo dostał od lekarza za darmo tabletki na poważną chorobę, a Ty każdą polizałeś i od razu prosisz o kolejne.
To nie jest poważne.
Ale jeśli taki jest Twój poziom zaangażowania w to, co krytycznie ważne dla zdrowienia z uzależnienia, to nie dziwne, że jesteś uzależniony. Bo obstawiam, że jesteś skoro wszedłeś na ten serwis.
Mówisz, że przeczytałeś “Przekraczanie poziomów świadomości”. Mówisz, że tam nie ma nic o uwalnianiu.
A zaraz mówisz, że wcale nie przeczytałeś, tylko przeglądałeś i nagle okazuje się, że jednak było o uwalnianiu. Co automatycznie powoduje, że połowa zadanych pytań nie ma racji bytu…
Masa ludzi zadaje mi pytania tylko z “ciekawości”, co jest prawie zawsze kłamstwem, bo to nie jest ciekawość, tylko uciekanie.
Tak jak ten mężczyzna – jak to nazwał “dopierdala” sobie za masę rzeczy, np. że ma małego penisa. Nie jest ciekawy jakby np. żyło się bez osądów względem siebie. Sam pisał wielokrotnie, że nie chce przestać, bo to bardzo wygodne.
Ale mimo to pisze “po prostu byłem ciekawy”. Więc kłamie. Mimo, że już przedstawił fakty, nadal nie chce ich brać pod uwagę.
I pyta o coś, co nie ma żadnego przełożenia na jakąkolwiek poprawę.
“Możemy skupić się na samym odczuciu strachu i pozwolić sobie przeżyć je w pełni. Gdy minie jego ładunek, poczujemy się lepiej, dzięki czemu możemy inaczej spojrzeć na źródło tej emocji – na nasze postrzeganie, czyli świadomość jakiegoś problemu.” Odnoszac sie do tego cytatu, chcialbym zapytac o to, o czym widze, ze ciagle piszesz- o odpuszczenie emocji. Czy w/w cytat opisuje wlasnie odpuszczenie emocji? Nie rozumiem, co to znaczy odpuscic emocje, przede wszystkim stlumiona, oraz co to znaczy uwolnic. Uwolnic, czyli co? Gdzie ta emocja odejdzie? Przestane ja czuc? Czy ona wyjdzie z mojego ciala? Co sie z nia stanie?
Więc zadajesz pytania na tematy, które zostały opisane w artykułach, których nie raczyłeś przeczytać w całości.
Jezeli np. mowie sobie, ze jestem do niczego itd, to rozumiem ze odczuwam w tym momencie wstyd. To nie jest temat o wstydzie, wiec chcialbym abys odpowiedzial mi w temacie o wstydzie, jak sie czuje wstyd. Ale ja nie o tym teraz.
Tutaj to aż trudno mi się połapać co mówisz.
Byłeś trzeźwy pisząc to?
Rozumiem, ze gdy uwolnie wstyd, to te mysli przestana sie pojawiac? Czyli co sie stanie z ta emocja wstydu? Wyjdzie z mojego umyslu? Nie chodzi mi tylko o wstyd, tylko ogolnie o emocje. Te stlumione, jak i te nie stlumione. Jezeli chodzi o emocje nie ktora powstaje na skutek mojej reakcji na jakies wydarzenie, to czy to znaczy, ze wychodzi ze mnie stlumiona emocja, czy ze ta emocja powstaje na skutek mojego podejscia do danej sytuacji. Dla mnie to czarna magia. Jak i caly twoj blog.
Bo postępując tak jak postępujesz, nie masz intencji zrozumienia.
Tylko zapewne “zabijasz czas”, opierasz się – “nudzisz”.
To tak, jakbym wkroczyl w inny swiat. Czym sie rozni uwalnianie od ekspresji emocji? Pisales, ze dzieci uwaniaja naturalnie, wiec gdy sa smutni, to placza, gdy sa zli, to krzycza itd. Ale czy placz czy krzyk, to juz nie jest ekspresja? A podobno ekspresja dodaje emocjom energii. Tego tez nie rozumiem. Gdy np. czuje smutek, to co to znaczy odpuscic ten smutek? Gdy czujac smutek, zaczne sie smiac, to czy to znaczy, ze odpuscilem smutek? I co to znaczy uwolnic? Uwolnic skad? Z umyslu? Naprawde Piotrze- czarna magia dla mnie.
I cóż ja mogę poradzić?
Dla człowieka, który nigdy nie jeździł samochodem, jazda samochodem to też czarna magia.
Dla człowieka, który nigdy nie powąchał koperku, zapach koperku to też czarna magia.
A odpowiedzi na te pytania i tak nic nie dadzą. Bo żeby Ci wyjaśnić “gdzie odchodzi uwolniona emocja”, musiałbym wyjaśnić co to jest emocja, uwalnianie. To jest opisane w artykułach i tylko dobrej woli brakuje, byś to przeczytał.
Ale nawet dokładne zebranie tych informacji i wyłuskanie z nich odpowiedzi i tak nic nie zmieni.
Nie potrzebujesz w ogóle znać odpowiedzi na to pytanie. I każde inne też.
Mówisz np. “podobno ekspresja dodaje emocjom energii” – piszesz jakbyś w życiu żadnej emocji nie wyraził. I co – minęła?
Czy w Twoim życiu denerwujesz się z jakichś powodów? I co? Przestałeś? Ile już wyrażasz ten gniew czy frustrację?
A gdy Ci się coś nie uda i zaczynasz się denerwować, obwiniać, użalać – to im dłużej to robisz, tym to się staje słabsze?
Wyjaśniałem nieraz w artykułach, które przejrzałeś “na odwal się”, że umysł będzie zadawał tysiące pytań i fundamentem zdrowia i spokoju jest ignorowanie tego, bo to jazgot.
Jazgot.
I właśnie niezrozumienie czegokolwiek – ta “czarna magia” to efekt tego, że się w to wpatrujesz. I szukasz rozwiązania na zewnątrz.
To że “masz” pytania nie oznacza, że musisz je mieć. Wystarczy się ich puścić.
Ale mamy kolejny przykład jak ludzie są niewolnikiem umysłów – umysł pyta, a ludzie nie widzą poza tym świata. Jak piesek za rzuconym patykiem lecą posłusznie za myślami.
A cała reszta pozostaje nieuświadomiona.
I tylko mentalne pytania. Mnożące się w nieskończoność. A człowiek od razy sądzi, że skoro są, to muszą być ważne, bo inaczej dlaczego są?
I kolejny pytania.
I tak w kółko.
Nawet całe życie lat – dziesiątki lat. A realne życie – odłożone i zaniedbywane.
”Jeśli unikamy działania, unikamy ruchu energii. Bowiem ten ruch czujemy. Jeśli zalegają w nas emocjonalne toksyny, ten ruch energii je ujawni. Dlatego “boimy” się podejść do pięknej kobiety, bo to działanie ujawni wszelkie emocjonalne toksyny związane z postrzeganiem samego siebie, kobiet oraz seksu, które są sprzeczne z rzeczywistością, a więc najwyższym dobrem naszym, tej kobiety, a także wzajemnej relacji. Gdybyśmy w naszej świadomości mieli bezwarunkową miłość i akceptację do siebie i tej kobiety (kobiet w ogóle) moglibyśmy podejść, to byłaby tylko kwestia decyzji, gdyż JUŻ czuliśmy w sobie tylko spokój i radość. Nie oznacza to, że mielibyśmy od razu dążyć do seksu (nie mylmy miłością z pożądaniem wynikającym ze świadomości braku)”
Po kilkutygodniowej abstynencji od porno na dyskotece poczułem ten stan spokoju i radości. Byłem trzeźwy. Było tak: z kolegą obserwowaliśmy parkiet i kolega powiedział może byśmy zatańczyli z jakimiś dziewczynami. No to idziemy i wtedy podchodzę do takiej fajnej bez żadnego rozmyślania – to po prostu była decyzja, że idę z nią zatańczyć. Tańczę z nią i nagle jakbym z góry spłynęła na mnie i wypełniła mnie ta energia spokoju, radości i pewności siebie, wtedy zmieniła się jakby moja percepcja dostrzęgłem jak całe otoczenie na parkiecie a szczególnie kobiety obserwują mnie ale tak w pozytywny tego słowa znaczeniu. To jakby objawienie jakby skok na wyższy poziom świadomości trwał możę do pól godziny. Wtedy zatańczyłem z innymi jeszcze kobietami z intencją nie pożądania ale żeby potańczyć,pogadać i czerpać przyjemność z samego tańca. Nawet podchodząc by zatańczyć nie potrzebowałem słów tylko pewne, radosne spojrzenie w oczy kobiecie wystarczyło jakoś to się działo wszystko samo tak harmonijnie. To co napisałeś Piotrze w cym cytanie właśnie jakby miało miejsce w moim życiu;)
Hej Jarku!
Dzięki wielkie za komentarz!
Widzisz więc wyraźnie to o czym pisałem – o ważności intencji. Nie wszystko mogłem zawrzeć w artykułach, bo jakbym pisał o zmianach świadomości, ewolucji, zmianie postrzegania to ludzie by się pukali w czoło i przestali mnie czytać. “No bo żaden PUA o tym nie mówi, a panienki ma”. Bo wiem, że sam przestałbym jeszcze 5-6 lat temu.
Ale Ty już rozumiesz to, bo to przeżyłeś. Wybrałeś szczerą, uczciwą intencję DAWANIA sobie i innym – dobrą zabawę, radość, śmiech. Zmieniła Ci się automatycznie energia i świadomość, co wpłynęło na wszystko wokół, także na innych ludzi. Dostrzegłeś prawdziwą naturę rzeczywistości – radość, ciekawość, chęć zabawy, miłość. Jednocześnie poczułeś energię Czegoś Większego, o czym jeszcze nie wspomniałem nawet w 1% na Blogu.
Widzisz więc jak ogromne znaczenie ma wewnętrzna praca, o której piszę – poddanie, uwolnienie, oczyszczenie, wybieranie wysokich intencji, działanie z radością, do której dochodzimy przez poddanie, a nie zmaganie. To nie jest filozoficzne gadanie, tylko realna, rzeczywista praca, której ludzie unikają od tysięcy lat i realne rezultaty przekraczające oczekiwania.
A tu jeden wieczór i takie zmiany. A co będzie po kilku latach oczyszczania i wybierania wysokich intencji?
Tak jak mówił Tony Robbins – “Ze zmianami jest jak w golfie – nawet minimalna zmiana na początku, niedostrzegalna dla oka, po przebyciu pewnej drogi pokazuje jak istotna była i w jak inne miejsce nas doprowadziła”.
Dobrej zabawy w życiu w takim razie! :) Pukajcie, a Wam otworzą!
”Dzięki wielkie za komentarz!”
To ja dziękuję.Tak zwlekałem by coś tu napisać.
”Widzisz więc wyraźnie to o czym pisałem – o ważności intencji”
Teraz już zrozumiałem. Właśnie przy porno kierowałem się niskimi intencjami – by po prostu uciec od zmierzenia się z syfami w moim wnętrzu i uciec od rzeczywistości. Jeszcze się na tym łapię ale świadomość tego robi swoje.
”Ale Ty już rozumiesz to, bo to przeżyłeś. Wybrałeś szczerą, uczciwą intencję DAWANIA sobie i innym – dobrą zabawę, radość, śmiech. Zmieniła Ci się automatycznie energia i świadomość, co wpłynęło na wszystko wokół, także na innych ludzi. Dostrzegłeś prawdziwą naturę rzeczywistości – radość, ciekawość, chęć zabawy, miłość.”
Tak to doświadczenie było punktem zwrotnym w moim życiu i to życie nie jest już takie samo jak wcześniej. Mimo, że upadam mam wiarę, że będę w takim stanie co wtedy przeżyłem czy podobnym po prostu-BYĆ.
”A tu jeden wieczór i takie zmiany. A co będzie po kilku latach oczyszczania i wybierania wysokich intencji?”
Staram się nie mieć jakiś dużych oczekiwań, ale jestem ciekaw do czego dojdę:)
To ja dziękuję.
No problemo muchacho! Od tego tu jestem!
Tak zwlekałem by coś tu napisać.
Ok, to ten sam opór, a może i wstyd i strach “przed” kobietami, pracą, sukcesem, sięgnięciem po swoje marzenia, itd.
Jednocześnie puściłeś się tego wtedy w klubie – podjąłeś DECYZJĘ i wziąłeś za nią odpowiedzialność. Podjąłeś ją z wysoką intencją – dlatego nie pojawił się ani wstyd, ani opór, ani strach. BYŁEŚ. Twój umysł zaś był cichy, bo nie miał Cię o czym informować – ani o negatywnościach, ani oporze, ani dostrzeganych (świadomie lub nie) zagrożeniach.
Wybrałeś męskość – czystą, otwartą, pełną radości i odpowiedzialności i natychmiast świat się zestroił z Twoim wnętrzem.
A jak wybieramy negatywności, to świat też się zestraja ale w celu przypomnienia nam czego się trzymamy.
Teraz już zrozumiałem. Właśnie przy porno kierowałem się niskimi intencjami – by po prostu uciec od zmierzenia się z syfami w moim wnętrzu i uciec od rzeczywistości. Jeszcze się na tym łapię ale świadomość tego robi swoje.
Zgadza się!
To samo tyczy się każdego innego uzależnienia – dlaczego praktycznie każdy pije alkohol ale tylko jakaś grupa osób (bardzo liczna) uzależnia się i niszczy sobie życie?
Bo oni robią to, by uciec od własnych emocji – by nie czuć. A jako, że emocji tych nie ubywa i od nich nie uciekają, cały czas mają powód, by sięgnąć po “jeden kieliszek za dużo”. To ten sam mechanizm, gdy uzależniony ogląda porno wielokrotnie jednego dnia – bo nadal czuje to, co wydawało mu się, że porno zabierze lub rozładuje.
Ponadto – dostrzegłeś również, że otwartość i odpowiedzialność nie są niczym strasznym!
Tak to doświadczenie było punktem zwrotnym w moim życiu i to życie nie jest już takie samo jak wcześniej. Mimo, że upadam mam wiarę, że będę w takim stanie co wtedy przeżyłem czy podobnym po prostu-BYĆ.
To, co teraz powiem jest prawdą – gdy już raz tego zasmakowałeś, nigdy nie zejdziesz z tej ścieżki niezależnie jakby było ciężko.
Bo to dokładnie ten sam proces, który odbywa się u ludzi uzależnionych – poprzez tłumienie niskich stanów doświadczają oni wysokich – jak Ty na trzeźwo. Uzależniają się od tego wewnętrznego stanu, który jednak jest krótkotrwały, bo indukowany sztucznie – używkami. Tym samym nie tylko programują się, że potrzebują tych używek ale także same używki niszczą ich od wewnątrz – same z siebie ale też przez to, że tłumione negatywności i niskie stany cały czas w tych osobach są i się gromadzą. Niemniej uzależniona osoba cały czas dąży do tych wysokich stanów.
Jednak gdy doświadczy się ich na trzeźwo – człowiek znajdzie rozwiązanie, odpowiedź, solucję, by ponownie ich zasmakować w sobie bez uciekania się w coś i od czegoś, tak jak uzależniony zawsze znajdzie sposób, by obejrzeć porno, napić się czy wziąć narkotyk.
Staram się nie mieć jakiś dużych oczekiwań, ale jestem ciekaw do czego dojdę:)
Już teraz ustal cele – zapisz je – te najśmielsze marzenia. Do tego napisz takie kluczowe punkty – ważne kroki, przełomowe momenty. I do każdego rozpisz jakie są najdrobniejsze kroki. I już zacznij je realizować i rozliczać się z postępów. Bez tego ego zawsze znajdzie sposób na sabotaż.
”Ok, to ten sam opór, a może i wstyd i strach “przed” kobietami, pracą, sukcesem, sięgnięciem po swoje marzenia, itd.”
Tak dokładnie. Po dłuższej przerwie od porno ujawniają mi się właśnie ten wstyd i strach oraz frustracja, że zaliczam wpadki cały czas w ten sam sposób i nie wiedziałem jak ten schemat wygląda. A po sesji z porno czuje takie jakby odrętwienie odczuwania więc tego tak nie czuje albo właśnie mam opór by w ogóle odczuwać ten strach i wstyd przed kobietami i sukcesami. Czyli może być ten sam opór strach i wina. I tu mi dałeś podpowiedź;)
”To ten sam mechanizm, gdy uzależniony ogląda porno wielokrotnie jednego dnia – bo nadal czuje to, co wydawało mu się, że porno zabierze lub rozładuje.”
Tak właśnie do tej pory tak postępowałem. Zobaczę jak teraz będzie bo mnie trochę nakierowałeś.
”Ponadto – dostrzegłeś również, że otwartość i odpowiedzialność nie są niczym strasznym!”
Racja. Tylko z mam jeszcze opory przed tą otwartością myślę, że muszę dać sobie czas i po prostu być świadomym i odpowiedzialnym z swoje emocje , bo co mi innego zostaje.
”Już teraz ustal cele – zapisz je – te najśmielsze marzenia. Do tego napisz takie kluczowe punkty – ważne kroki, przełomowe momenty. I do każdego rozpisz jakie są najdrobniejsze kroki. I już zacznij je realizować i rozliczać się z postępów. Bez tego ego zawsze znajdzie sposób na sabotaż.”
SIE ROBI SZEFIE! ;)
A mam pytanie czy mogę się zapisać na program WoP?
A mam pytanie czy mogę się zapisać na program WoP?
Napisz do mnie bezpośrednio na adres:
wolnoscodporno@gmail.com
Jeszcze dodam odnośnie kobiet – te pozytywne spojrzenia dziewczyn, które widziałeś to jest radość, której one pragną dać upust – bawić się z mężczyznami (a nie bawić się mężczyznami). To ogromna tęsknota kobiet do mężczyzn otwartych, radosnych, którzy nie trzymają się ani wstydu, ani dumy – wybierają zabawę ale zabawę dojrzałą, dorosłą – pełną radości, szacunku, akceptacji i spontaniczności. Więc to tak jakby wewnętrzne dziecko (i dziecko w ogóle, którym byliśmy) wzrastało w nas bez jego wypierania, bez nienawidzenia, bez wstydzenia się. To to samo pełne radości, miłości, swobody dziecko, które oprócz zabawy potrafi być też odpowiedzialne, potrafi skupiać się na tym co ważne i potrafi (i robi to chętnie) uwzględniać innych w swoim życiu. Więc przestaje tylko chcieć, brać i wykorzystywać i oczekiwać, że inni je wysłuchają, dadzą, zabawią – zaczyna samo to DAWAĆ od siebie, ze swojego wnętrza. To samo tyczy się sfery finansów – jeśli chcemy odnieść sukces, należy przestać oczekiwać i wybierać radosną służbę innym przerabiając lekcje rozsądku. Co wielu określa jako “rób to co kochasz”, czyli tak naprawdę “dodaj miłość do tego co robisz, wybierz ją świadomie”.
Kobiety pragną mężczyzn, którzy rozumieją naturę spraw – że wszystko jest normalne, radość, seks, seksualność. Nawet z obcymi osobami. Nie ma w tym nic złego, żadnego grzechu ale też jest odpowiedzialność – z jakiego powodu to robimy. Intencja. Bo tak naprawdę nie jesteśmy sobie obcy – jesteśmy połączeni. Wybrałeś wyższy stan, zrobiłeś mu miejsce i nagle cały klub to poczuł. Ja kiedyś w klubie byłem w takiej energii dzięki poddaniu, że widziałem jak cały klub śledził co zrobię – zarówno kobiety i mężczyźni – ruszyłem palcem, to wszyscy patrzyli na co wskazuję. Poszedłem na parkiet, za mną ruszyła grupa najpiękniejszych kobiet. I nie mówię tego w formie chwalenia – ja to wszystko mówię, by przekonać wszystkich, by przestali trzymać się wstydu, winy, bezsilności – by nauczyli się uwalniać, oczyszczać, wybierać inaczej, lepiej, korzystniej dla wszystkich. Kurwa, ile ja bym dał, żeby tak wszyscy faceci w klubach i wszystkie kobiety wychodziły z kimś, radośni, bez ukrywania intencji (i oczywiście mają szczere i uczciwe wysokie intencje), by się dobrze czuli, dobrze bawili, mieli super seks.
Niska intencja zaprowadzi nas do uzależnień, rozczarowań, współuzależnień, toksyczności, poczucia pustki, a wysoka do radości, miłości, głębi, satysfakcji, poczucia pełni. W związku, relacji, biznesie, ogólnie – życiu.
”Wybrałeś wyższy stan, zrobiłeś mu miejsce i nagle cały klub to poczuł. Ja kiedyś w klubie byłem w takiej energii dzięki poddaniu, że widziałem jak cały klub śledził co zrobię – zarówno kobiety i mężczyźni – ruszyłem palcem, to wszyscy patrzyli na co wskazuję.”
O właśnie dokładnie czułem to samo o czym piszesz i wtedy czułem że mój umysł czyli ego nie miał nić do gadania oraz jakby byłem zsynchronizowany z otoczeniem albo otoczenie dostosowało się do mojego stanu – było to coś pięknego:). To miało miejsce z rok temu. Teraz próbuje dążyć do tego stanu ale od tamtej pory nie udało mi się tego osiągnąć bo co jakiś czas upadam przy porno, czyli coś jeszcze przeoczyłem ale chyba wiem już co strach i wstyd oraz związane z nimi korzyści z ich stosowania oraz racjonalizowania.
”Jeszcze dodam odnośnie kobiet – te pozytywne spojrzenia dziewczyn, które widziałeś to jest radość, której one pragną dać upust – bawić się z mężczyznami (a nie bawić się mężczyznami). To ogromna tęsknota kobiet do mężczyzn otwartych, radosnych, którzy nie trzymają się ani wstydu, ani dumy – wybierają zabawę ale zabawę dojrzałą, dorosłą – pełną radości, szacunku, akceptacji i spontaniczności.”
Mam podobne zdanie na ten temat. Gdzieś utkwiło mi takie zdanie ”Kobieta jest lustrem mężczyzny” i trochę prawdy w tym zdaniu jest. Coraz częściej słyszę że mężczyźni których znam czy znajomi znajomych się rozwodzą bo kobieta znalazła innego i ludzie często przypisują wine kobietom. Nie twierdze że kobiety są też bez winy lecz moim zdaniem właśnie w większości przypadków jest to wina partnera, a kobieta przed odejściem i samym odejściem dawała mu okazję do przepracowania swoich toksyn.
”To ogromna tęsknota kobiet do mężczyzn otwartych, radosnych, którzy nie trzymają się ani wstydu, ani dumy – wybierają zabawę ale zabawę dojrzałą, dorosłą – pełną radości, szacunku, akceptacji i spontaniczności. Więc to tak jakby wewnętrzne dziecko (i dziecko w ogóle, którym byliśmy) wzrastało w nas bez jego wypierania, bez nienawidzenia, bez wstydzenia się. To to samo pełne radości, miłości, swobody dziecko, które oprócz zabawy potrafi być też odpowiedzialne, potrafi skupiać się na tym co ważne i potrafi (i robi to chętnie) uwzględniać innych w swoim życiu.”
Taki powinien być cel każdego mężczyzny a także jest już i moim:) Dzięki za szybki komentarz.:)
“Coraz częściej słyszę że mężczyźni których znam czy znajomi znajomych się rozwodzą bo kobieta znalazła innego i ludzie często przypisują wine kobietom.”
Kobiety także mają ego. I dodatkowo są programowane od maleńkości przez społeczeństwo, że związek, dziecko da im szczęście. Nie dziwne zatem, że za jego brak przypisują potem winę mężowi/ chłopakowi aby usprawiedliwić swoje zachowanie.
Swoją drogą to bardzo ciewkawy temat. W jakim stopniu zachowanie kobiety stanowi okazję dla nas mężczyzn do oczyszczenia się z negatywności a w jakim wynika z programowania społecznego, uwarunkowań biologicznych (pociąg do przystojnych, silnych mężczyzn) itp.
“Coraz częściej słyszę że mężczyźni których znam czy znajomi znajomych się rozwodzą bo kobieta znalazła innego i ludzie często przypisują wine kobietom.
Kobiety także mają ego. I dodatkowo są programowane od maleńkości przez społeczeństwo, że związek, dziecko da im szczęście. Nie dziwne zatem, że za jego brak przypisują potem winę mężowi/ chłopakowi aby usprawiedliwić swoje zachowanie.”
Swoją drogą to bardzo ciekawy temat. W jakim stopniu zachowanie kobiety stanowi okazję dla nas mężczyzn do oczyszczenia się z negatywności a w jakim wynika z programowania społecznego, uwarunkowań biologicznych (pociąg do przystojnych, silnych mężczyzn) itp.
W takim w jakim sami będziemy świadomi.
KAŻDE zachowanie wynika z naszych decyzji. Nie ważne ile głupot czy mądrości nawciskamy człowiekowi – on dokonuje decyzji. Jeśli są nieświadome – można zwalać to na biologię, geny i inne bzdury. Jeśli uwierzymy, że coś nami steruje – tym gorzej dla nas.
KAŻDĄ decyzję podejmujemy my. Tylko jeśli jest nieświadoma, nasz umysł racjonalny musi znaleźć jakieś wytłumaczenie. Jeśli w nie uwierzymy, czyli oddamy czemuś/komuś odpowiedzialność – no to sami wybieramy brak odpowiedzialności, czyli jednocześnie obniżamy jakość naszego życia, bo to co w nim mamy odzwierciedla m.in. poziom naszej odpowiedzialności – świadomości.
Ponadto jest jeszcze coś takiego jak INTENCJA – czyli możemy pragnąć dziecka ale jeśli intencją będzie, by inni nie patrzyli się na nas dziwnie, nie wytykali palcami, by rodzice dali nam spokój – ”
“posiadanie” (dziecka nie można posiadać), wychowanie oraz życie z dzieckiem nie będzie usłane różami – będzie dalekie od tego.
Ale możemy wybrać, by mieć dziecko w rodzinie, by uczyć się kochać – nie tylko “kochać” dziecko, czyli uciec od swojego partnera/partnerki, tylko faktycznie rozkwitać na wielu poziomach, przybliżać się do siebie, do dziecka, do partnera/partnerki.
Słowem – w życiu dotrzemy tam, dokąd zmierzamy. Nikt za nas nie wybiera kursu i tylko my możemy go zmienić, jeśli nam nie odpowiada. A zmienić możemy go w każdym momencie. I nigdy nie jest na to za późno!
,,Nie dajmy się zwieść! W życiu nie trzeba czuć się cały czas dobrze! I nie powinniśmy! “Złe” samopoczucie ma ogromną rolę w ludzkim życiu! Nie słuchaj tych, którzy mówią, że nauczą Cię czuć się dobrze! To albo oszuści, albo ludzie, którzy robią sobie i innym krzywdę!”
tzn ta koncepcja ,,nadczłowieka” który osiągnął idealne życie, zawsze wszystko jest ok i ma humor jest zasadniczo niebezpieczna dla naszej świadomości? Dobrze dać sobie z tą wizją spokój?
,, Emocje znikają tylko wtedy, gdy świadome je przeżyjemy i odpuścimy” oraz ,,żeby z tego zrezygnować, najpierw trzeba to ujawnić! Czyli poczuć”
Ale jak przeżyć JUŻ stłumione emocje? Jak je wydobyć i przeżyć? Opiszesz to w następnej części?
,,Nasza świadomość powoduje powstawanie emocji. Jeśli CHCEMY czegoś, czujemy się z tym automatycznie dobrze. Jeśli czegoś nie chcemy, czujemy przed tym opór, strach i inne emocje jako SYGNAŁY, że w naszej świadomości jest to złe, niebezpieczne, niedobre, itd. Ale zauważ, że to MY wybieramy czego chcemy, a czego nie. Emocja to tylko odpowiedź na naszą świadomość.”
Czyli to czego chcemy/nie chcemy w życiu powstaje na poziomie świadomości, nie umysłu, tak? No ale i jedno i drugie są ,,w głowie” to w sumie ciężko się domyślić że to jednak nie umysł ;)
,,Lub obserwując małżeństwo naszych rodziców doszliśmy do wniosku, że związki są bez sensu, bo tylko się niepotrzebnie cierpi”
Skąd ja to znam ;)
tzn ta koncepcja ,,nadczłowieka” który osiągnął idealne życie, zawsze wszystko jest ok i ma humor jest zasadniczo niebezpieczna dla naszej świadomości? Dobrze dać sobie z tą wizją spokój?
Nie, nie jest niebezpieczna.
Jest po prostu niepraktyczna. Bo nie można czuć się cały czas dobrze.
Jak się czujemy teraz? Czujemy się jak czujemy, bo to znak o naszej świadomości. Zapewne nie jak milion dolców. I to jest ok!
Brak akceptacji tego nic nie zmieni, bo rzeczywista jest tylko chwila obecna. Jeśli jej nie akceptujemy i próbujemy zmienić, bo uważamy za złą, zła jest więc rzeczywistość, a często wniosek jest taki, że i my jesteśmy źli w takim razie.
Co możemy w niej naprawić? Walczyć z nią? Zmagać się? Walczyć ze sobą? Zmagać się ze sobą? Z odczuciami?
Jeśli próbujemy, to kompletnie nie rozumiemy czym jest istota ludzka, odczuwanie, umysł, doświadczenia, gdzie zachodzą i po co to wszystko.
I 99,9% ludzi tego nie rozumie.
Dlatego próbuje zmagać się z rzeczywistością.
Ale jak przeżyć JUŻ stłumione emocje? Jak je wydobyć i przeżyć? Opiszesz to w następnej części?
Już o tym mówiłem wiele razy, podawałem rozwiązanie :) Kto uważał, ten wie.
Ale tak, jeszcze raz o tym napiszę w następnych artykułach.
Czyli to czego chcemy/nie chcemy w życiu powstaje na poziomie świadomości, nie umysłu, tak?
To czego chcemy lub nie to nasza decyzja, której odbicie znajdziemy w naszym ciele, zdrowiu, a także na zewnątrz, czyli w świecie namacalnym.
No ale i jedno i drugie są ,,w głowie” to w sumie ciężko się domyślić że to jednak nie umysł ;)
Umysł działa na bazie świadomości.
Zaś świadomość to coś ponad umysłem. To my, nie nasze narzędzie, z którym utożsamia się większość świata.
Świadomość nie jest “w głowie”.
Ale tego nie rozumie umysł. Aby to “zrozumieć” należy przekroczyć umysł, czyli “przypomnieć sobie” – obudzić się.
Najlepsza do tego na początek jest medytacja.
Umysł się nie domyśli, że jest coś większego od niego. A zadaniem ego jest nas oczarowywać, że nie ma nic takiego.
Skąd ja to znam ;)
To właśnie powiedział Twój umysł. I on jest przekonany, że DLA CIEBIE (dla niego ale ego mówi w pierwszej osobie – jako “ja”) nie ma nic więcej, nic ponad to.
I tak żyjesz.
Bo najpierw nadajesz temu moc wiarą, a na bazie tego przefiltrowujesz całe życie naokoło siebie, by pasowało do poziomu Twojej świadomości.
A czym są pragnienia? Informacjami, że jednak jest coś więcej ale sobie na to nie pozwalamy, odmawiamy sobie tego.
Bo wraz z pragnieniem czegoś więcej ujawnia się wszystko to, co nas blokuje, m.in. nasza wiara w kłamstwa.
I tu wkracza ego i nas z tym utożsamia.
Bo umysł mówi “nie poradzę sobie” – i wtedy 99,99% ludzi mówi “no tak! nie poradzę sobie!” zamiast “O! Ujawnił się właśnie mój program! To on mnie blokował w życiu! A teraz mogę spokojnie, świadomie z niego zrezygnować”. I to już mówi coś ponad rozumem.
,,Nie, nie jest niebezpieczna.
Jest po prostu niepraktyczna. Bo nie można czuć się cały czas dobrze.
Jak się czujemy teraz? Czujemy się jak czujemy, bo to znak o naszej świadomości. Zapewne nie jak milion dolców. I to jest ok!
Brak akceptacji tego nic nie zmieni, bo rzeczywista jest tylko chwila obecna. Jeśli jej nie akceptujemy i próbujemy zmienić, bo uważamy za złą, zła jest więc rzeczywistość, a często wniosek jest taki, że i my jesteśmy źli w takim razie.
Co możemy w niej naprawić? Walczyć z nią? Zmagać się? Walczyć ze sobą? Zmagać się ze sobą? Z odczuciami?
Jeśli próbujemy, to kompletnie nie rozumiemy czym jest istota ludzka, odczuwanie, umysł, doświadczenia, gdzie zachodzą i po co to wszystko.
I 99,9% ludzi tego nie rozumie.
Dlatego próbuje zmagać się z rzeczywistością.”
ok, zrozumiałem :)
,,Już o tym mówiłem wiele razy, podawałem rozwiązanie :) Kto uważał, ten wie.
Ale tak, jeszcze raz o tym napiszę w następnych artykułach.”
no pamiętam że coś wspominałeś że należy emocję przeżyć, nie myśleć o niej(to chyba wymaga jakiejś głębszej koncentracji żeby się kontrolować) i jak przejdzie to odpuścić. Na czym to odpuszczenie polega?. Mam nadzieję że zawrzesz to w następnych artykułach :)
,,To czego chcemy lub nie to nasza decyzja, której odbicie znajdziemy w naszym ciele, zdrowiu, a także na zewnątrz, czyli w świecie namacalnym.”
No ale jak np można ,,chcieć” chorować, względnie ,,zdecydować” się na chorowanie? No tak pytam po sobie, jak ja choruję i wolałbym nie
,,To właśnie powiedział Twój umysł. I on jest przekonany, że DLA CIEBIE (dla niego ale ego mówi w pierwszej osobie – jako “ja”) nie ma nic więcej, nic ponad to.”
No w sumie coś takiego jest. Mam takie wyobrażenie związków jakie widzę w otoczeniu(nie za dobre) i przede wszystkim w domu rodzinnym.
,,A czym są pragnienia? Informacjami, że jednak jest coś więcej ale sobie na to nie pozwalamy, odmawiamy sobie tego.”
No właśnie pamiętam jak z 10 lat temu myślałem że jestem ,,nikim”. To dla mnie było takie przerażająco oczywiste. A później miałem mało szczęśliwą historię z najładniejszą dziewczyną ze szkoły i to jakby wzbudziło wątpliwość czy aby na pewno jestem tym ,,nikim”. Że może jednak jest coś więcej.
<>
Czyli takie zauważenie takich myśli jak to ,,nie poradzę sobie” i stwierdzenie że są nie prawdziwe wystarczy do odpuszczenia? A co w sytuacji jeśli ktoś rzeczywiście sobie później nie poradzi? Ta emocja wróci wzmocniona czy co?
Ja widzę że czujnym trzeba być xD
P.S. pewnie pamiętasz jak wspominałem Ci że rodzina mnie w psychiatryku chciała zamykać(matka przede wszystkim).
Otóż młodszy brat(no mam 3 młodszych braci ale ten o jeden stopień młodszy) dziś wychodzi z oddziału gastroenterologicznego z zaleceniami wizyt u różnych lekarzy, w tym: u psychiatry. Widać że może coś jest na rzeczy
Dzięki za odpowiedź Piotrze :)
Widzę że robię u Cb najwięcej komentarzy xD
ok, zrozumiałem :)
Czyli zrozumiał Twój umysł.
Teraz pytanie co zrobisz Ty. Bo umysł sam niewiele może.
no pamiętam że coś wspominałeś że należy emocję przeżyć, nie myśleć o niej(to chyba wymaga jakiejś głębszej koncentracji żeby się kontrolować)
No właśnie nic nie trzeba kontrolować, nie trzeba się koncentrować.
Nic nie trzeba. Im mniej tym lepiej.
Czy płacząca kobieta kontroluje cokolwiek? Nie. Czy koncentruje się, że wzrokiem może ciąć metal? Nie.
Przeżywa.
i jak przejdzie to odpuścić. Na czym to odpuszczenie polega?. Mam nadzieję że zawrzesz to w następnych artykułach :)
Napiszę.
No ale jak np można ,,chcieć” chorować, względnie ,,zdecydować” się na chorowanie? No tak pytam po sobie, jak ja choruję i wolałbym nie
Wiele osób chce chorować, oczywiście.
Niezbędna jeszcze całkowita szczerość.
Chyba dzisiaj mignęła mi okładka jakiegoś “szmatławca”, na którym była Amy Winehouse – zmarła od narkotyków.
I na tej okładce były ponoć jej słowa:
– Spójrzcie na mnie. Moje życie jest w rozsypce.
To wspaniały prezent od tej mądrej kobiety. Pokazała innym, że niszczymy sobie życie, by zyskać uwagę, litość, współczucie innych ludzi.
Ile razy jest nam tak dobrze, gdy ktoś napisze co nam jest, jak to otrzymujemy życzenia, etc.?
Ile razy cieszymy się, że nie pójdziemy do pracy?
To jedno.
Dwa – wiedząc, że choroba to manifestacja w ciele chorych przekonań na swój temat, nadal się ich trzymamy i zgadzamy się z nimi przy każdej okazji?
Jeśli tak – decydujemy się na choroby.
Np. jeśli coś schrzanimy – co wtedy zrobimy? Obwinimy siebie? Szefa? Klienta? Będziemy się wkurzać czyli wzbudzać w sobie i trzymać się gniewu, który również jest toksyną?
Czy odpuścimy te emocje – pozwolimy im przeminąć bez przekonywania się jak to ktoś jest winny?
No właśnie pamiętam jak z 10 lat temu myślałem że jestem ,,nikim”. To dla mnie było takie przerażająco oczywiste.
Jeśli nie odpuściłeś tych emocji i nie zmieniłeś tego przekonania, nadal w swojej podświadomości jesteś nikim.
I dlatego chorujesz i dlatego Twoje życie wygląda jak wygląda.
A później miałem mało szczęśliwą historię z najładniejszą dziewczyną ze szkoły i to jakby wzbudziło wątpliwość czy aby na pewno jestem tym ,,nikim”. Że może jednak jest coś więcej.
Ale zapewne po zakończeniu tej historii Twój umysł podpowiedział Ci, że jednak z tym “nikim” coś musi być, prawda?
Czyli takie zauważenie takich myśli jak to ,,nie poradzę sobie” i stwierdzenie że są nie prawdziwe wystarczy do odpuszczenia?
Jeśli czując jednocześnie uznamy emocje i stwierdzimy, że to tylko emocja, nie my i przeżyjemy ją nie stając jej na drodze to tak.
Ale jeśli nie podejmiemy nowych działań to o dupę otłuc taka wewnętrzna praca :)
A co w sytuacji jeśli ktoś rzeczywiście sobie później nie poradzi? Ta emocja wróci wzmocniona czy co? Ja widzę że czujnym trzeba być xD
Emocja nie wraca.
Albo zostanie wzbudzona albo ujawniona.
Ludzie za bardzo myślą, że w świecie sukces się udaje. To ogromny mit, kłamstwo, bzdura.
Sukces to 99 porażek i jeden sukces, zazwyczaj po masie wtop.
Tak samo myślą uzależnieni – że wyzdrowieć musi się UDAĆ. Nie. Nie uda się. Bo wyzdrowienie, tak jak sukces to droga.
To droga WEWNĄTRZ siebie, którą powinno odbijać życie NA ZEWNĄTRZ.
Jeśli jedno nie jest spójne z drugim, gdzieś jest w nas jeszcze opór, niechęć.
Ale zewnętrzne zawsze dąży do odbicia wnętrza.
Jak nie ma sukcesu, jak powtarza się porażka, to jest jeszcze jakaś negatywność do odpuszczenia.
Jeśli brak sukcesu wykorzystamy, by odpuścić, by sobie coś wmówić – to już ego, które nie chce zmiany.
P.S. pewnie pamiętasz jak wspominałem Ci że rodzina mnie w psychiatryku chciała zamykać(matka przede wszystkim).
Pamiętam.
Otóż młodszy brat(no mam 3 młodszych braci ale ten o jeden stopień młodszy) dziś wychodzi z oddziału gastroenterologicznego z zaleceniami wizyt u różnych lekarzy, w tym: u psychiatry. Widać że może coś jest na rzeczy
Skoro masz kilku braci, przyszliście wszyscy, by rozpracować wiele negatywnych programów – wziąć je na siebie i uzdrowić miłością.
Czyli pokochać siebie tym mocniej, im częściej pojawia się jakaś negatywność.
Zamiast zmagać się i walczyć z chorobą, z dolegliwością czy emocjami, stanąć przed lustrem i powtarzać sobie nawet 1000 razy, że się kochamy. Aż pójdą łzy i puści opór przez emocjami.
Dzięki za odpowiedź Piotrze :)
Luzior!
Widzę że robię u Cb najwięcej komentarzy xD
Dlaczego o tym wspominasz? Jaka była tego intencja?
Z doświadczenia wiem, że osoby, które duże mówią:
– Mają duży potencjał, no bo inaczej umysł by tak nie paplał.
– Mają dużo oporów przed działaniem.
Zazwyczaj jedno idzie w parze z drugim.
:)
,,Czyli zrozumiał Twój umysł.
Teraz pytanie co zrobisz Ty. Bo umysł sam niewiele może.”
Właśnie, pytanie jeszcze co właściwie powinienem robić. Czasem ciężko odróżnić rzeczy ,,swoje” od tych ,,zaszczepionych” przez społeczeństwo.
,,No właśnie nic nie trzeba kontrolować, nie trzeba się koncentrować.
Nic nie trzeba. Im mniej tym lepiej.
Czy płacząca kobieta kontroluje cokolwiek? Nie. Czy koncentruje się, że wzrokiem może ciąć metal? Nie.
Przeżywa.”
Aha. A te stłumione w przeszłości emocje? Co z nimi?
,,Napiszę”
Ok, to czekam z niecierpliwością :)
,,Wiele osób chce chorować, oczywiście.
Niezbędna jeszcze całkowita szczerość.
Chyba dzisiaj mignęła mi okładka jakiegoś “szmatławca”, na którym była Amy Winehouse – zmarła od narkotyków.
I na tej okładce były ponoć jej słowa:
– Spójrzcie na mnie. Moje życie jest w rozsypce.
To wspaniały prezent od tej mądrej kobiety. Pokazała innym, że niszczymy sobie życie, by zyskać uwagę, litość, współczucie innych ludzi.
Ile razy jest nam tak dobrze, gdy ktoś napisze co nam jest, jak to otrzymujemy życzenia, etc.?
Ile razy cieszymy się, że nie pójdziemy do pracy?
To jedno.”
W sumie tym przypomniałeś mi sytuację z przeszłości. Podszedł do mnie menel prosząc o kasę. Pierwsza rzecz jaka mnie uderzyła to to że tak jakby że od niego było czuć(poza zapachem oczywiście) taką jakby chęć pokazania: ,,Patrz kurwa na mnie! Patrz jaki jestem rozjebany!”. Takie uderzające to było.
Możliwe że rzeczywiście mam takie myśli.. coś takiego w głowie mi się przewija od czasu do czasu że wyobrażam sobie jakąś potencjalną wymarzoną przyszłość. I w tej przyszłości opowiadam komuś przez jakie to trudności(zdrowotno-rodzinne) musiałem przejść..
,,Dwa – wiedząc, że choroba to manifestacja w ciele chorych przekonań na swój temat, nadal się ich trzymamy i zgadzamy się z nimi przy każdej okazji?
Jeśli tak – decydujemy się na choroby.
Np. jeśli coś schrzanimy – co wtedy zrobimy? Obwinimy siebie? Szefa? Klienta? Będziemy się wkurzać czyli wzbudzać w sobie i trzymać się gniewu, który również jest toksyną?
Czy odpuścimy te emocje – pozwolimy im przeminąć bez przekonywania się jak to ktoś jest winny?”
No w sumie lubię sobie tak ,,powyrzucać” że to, tamto i owo mogłem zrobić np wcześniej niż teraz..
,,Jeśli nie odpuściłeś tych emocji i nie zmieniłeś tego przekonania, nadal w swojej podświadomości jesteś nikim.
I dlatego chorujesz i dlatego Twoje życie wygląda jak wygląda.”
Tzn moje poczucie było mocarnie związane właśnie z chorowaniem. Wtedy akurat brałem specjalne leki po których czułem się jakby mi nic nie było ale jednak wciąż pamiętałem w jakim stanie byłem jeszcze 2-3 lata wcześniej. Wychodzi na to że przypadkiem podałem istotną informację ;)
,,Ale zapewne po zakończeniu tej historii Twój umysł podpowiedział Ci, że jednak z tym “nikim” coś musi być, prawda?”
Wiesz co.. zrobiło mi się takie jakby poczucie, że moje życie może pójść albo w tragedię(,,nikt”) albo w sukces(odmiana, uzdrowienie, biznesy itp). Że tak jakby balansuję i wszystko się może zdarzyć.
,,Jeśli czując jednocześnie uznamy emocje i stwierdzimy, że to tylko emocja, nie my i przeżyjemy ją nie stając jej na drodze to tak.
Ale jeśli nie podejmiemy nowych działań to o dupę otłuc taka wewnętrzna praca :)”
Czyli to jest typ sytuacji: widzę dziewczynę, boję się zwyczajnie zagadać(nie mówię nawet o umawianiu się). Łapę się na tym że się boję, stwierdzam np za dużej ilości facetów to wychodzi żeby było niemożliwe i podchodzę. Normalnie gadam i po wszystkim widzę że nie umarłem. Kontra taka sama sytuacja ale nie podchodzę, wszystko niby spoko i rozumiem ale podejdę następnym razem. xD
To ja tak w sumie miałem z tą nauką samoobrony. Miałem myśl że ,,za dużo ludzi się tego nauczyło w przeszłości żebym ja teraz nie dał rady” i tak zacząłem.
,,Emocja nie wraca.
Albo zostanie wzbudzona albo ujawniona.”
A czym się to różni?
,,Ludzie za bardzo myślą, że w świecie sukces się udaje. To ogromny mit, kłamstwo, bzdura.
Sukces to 99 porażek i jeden sukces, zazwyczaj po masie wtop.”
No w sumie jeśli tak popatrzę na 10 lat historii ze sztukami walki to rzeczywiście się zgadza.
,,Zamiast zmagać się i walczyć z chorobą, z dolegliwością czy emocjami, stanąć przed lustrem i powtarzać sobie nawet 1000 razy, że się kochamy. Aż pójdą łzy i puści opór przez emocjami.”
Czyli nic przeciw afirmacjom nie masz? Pamiętam jak objechałeś nagrania hipnotyczne a typek od którego wziąłem program też zalecał afirmacje.
,,Dlaczego o tym wspominasz? Jaka była tego intencja?”
A bo możesz mieć wrażenie że piszesz dla jednego człowieka(poza uczestnikami kursu)
,,Z doświadczenia wiem, że osoby, które duże mówią:
– Mają duży potencjał, no bo inaczej umysł by tak nie paplał.
– Mają dużo oporów przed działaniem.
Zazwyczaj jedno idzie w parze z drugim.”
Nie wiem jak pierwsze, drugie to zdecydowanie prawda. Opory przed działaniem. Hmm.. wspominałeś że opór chroni historię ego. Czy ja dobrze rozumiem: najprawdopodobniej stawiam opór działąniu gdyż coś mogłoby się zmienić przestałbym ,,być” tym z czym utożsamia się ego, tak?
Właśnie, pytanie jeszcze co właściwie powinienem robić. Czasem ciężko odróżnić rzeczy ,,swoje” od tych ,,zaszczepionych” przez społeczeństwo.
Widzisz jak Twój umysł cały czas blokuje przed działaniem?
Tyle rozmawialiśmy, podałeś mi listę SWOICH celów. Twoje, czyli to co CHCESZ. A nadal nie wiesz, nadal nie działasz, prawda?
Miałem się pytać ile już z tej listy zrealizowałeś – czy “umiem już 10 słówek” czy masz rozpisane cele na ten tydzień, na kolejny i je realizujesz, czy są to tylko wyobrażenia – “nauczę się obcego języka”?
>Nic nie trzeba. Im mniej tym lepiej.
Skąd ten wniosek?
Wg mnie im więcej doświadczymy, zobaczymy, spróbujemy, zrozumiemy, przeżyjemy, tym lepiej.
Chodzi o to, by się nie przywiązywać do rezultatów, nie przywiązywać się do oczekiwań, w ogóle nie oczekiwać. Nauczyć się akceptacji tego, co jest.
I wybierać z miłością, z radością co chcemy i dążyć aktywnie do realizacji.
W sumie tym przypomniałeś mi sytuację z przeszłości. Podszedł do mnie menel prosząc o kasę. Pierwsza rzecz jaka mnie uderzyła to to że tak jakby że od niego było czuć(poza zapachem oczywiście) taką jakby chęć pokazania: ,,Patrz kurwa na mnie! Patrz jaki jestem rozjebany!”. Takie uderzające to było.
To samo tyczy się wszystkich mężczyzn, którzy podchodzą do kobiet i PROSZĄC o ich akceptacji. Pokazują przez to – “Zobacz jak potrzebuję Twojej akceptacji! Zobacz ile dla niej zrobiłem – uczesałem się, chodzę na siłownię, kupiłem ci drinka, wydałem tysiące na naukę podrywu. Proszę daj mi twoją akceptację! Bo jak nie to zobaczysz jak wielką krzywdę mi zrobisz”.
To kobiety wyśmiewają (gdy już wyśmiewają) – bo śmiechem ujawniają wstyd, który taki mężczyzna próbuje ukryć całym swoim działaniem i posiadaniem.
Mówiłem – działanie i posiadanie nie zmienia poziomu BYĆ.
Czyli to jest typ sytuacji: widzę dziewczynę, boję się zwyczajnie zagadać(nie mówię nawet o umawianiu się). Łapę się na tym że się boję, stwierdzam np za dużej ilości facetów to wychodzi żeby było niemożliwe i podchodzę. Normalnie gadam i po wszystkim widzę że nie umarłem. Kontra taka sama sytuacja ale nie podchodzę, wszystko niby spoko i rozumiem ale podejdę następnym razem. xD
To tylko logiczne kombinowanie.
Czy po tym przestaniemy się bać?
Ale co to w ogóle oznacza przestać się bać?
Strach informuje nas o tym, że dostrzegamy jakieś zagrożenie.
Jeśli tego nie ujawnimy – co właściwie za niebezpieczeństwo nas czeka w działaniu – strach będzie wracał i będziemy go w sobie zanosili kobiecie.
Brakuje miłości do siebie i do kobiet – bezwarunkowe dawanie radości, ciepła, akceptacji. Rezultaty wtedy kompletnie przestają się liczyć, bo liczy się tylko to, że jesteśmy, że możemy porozmawiać z kobietą, dać jej tyle, ile przyjmie, ile będzie gotowa od nas przyjąć. A jeśli niewiele – też wspaniale. Może następnego dnia, może za godzinę, za 5 minut, może nigdy zrozumie, że podszedł do niej mężczyzna pełen miłości, który kochał zarówno siebie jak i ją i nie mówił dla niej nic dla własnego zysku.
I wtedy otworzy ona swoje serce.
A jeśli będziemy tylko prowadzić wewnętrzny dialog “podejść/nie podejść” to co właściwie za rozkwit odbywa się w naszym wnętrzu?
To ja tak w sumie miałem z tą nauką samoobrony. Miałem myśl że ,,za dużo ludzi się tego nauczyło w przeszłości żebym ja teraz nie dał rady” i tak zacząłem.
A jakby wiele osób się nie nauczyło to co wtedy?
Widzisz – to jest Twoje zagrożenie. To że się może nie udać.
Bo wtedy stracisz czas ,energię, pieniądze, wiarę? Co stracisz? Jakie zagrożenie istnieje w samym działaniu, którego chcesz uniknąć?
A czym się to różni?
Emocja jest w nas cały czas.
Nigdzie nie idzie, nie znika.
Albo pozwolimy ujawnić się jej energii, przeżyć ją i odpuścić , czyli puścić, w tym wszelkie korzyści i powody z trzymania się jej, albo zrobimy coś, co znowu ją wciśnie do naszej podświadomości.
Emocja też może się wygenerować na bazie naszej świadomości dotyczącej danej sytuacji. Wtedy jest to informacja, że patrzymy przez pryzmat nieprawdy na temat rzeczywistości.
Strach nie wraca, tylko albo ujawnia się kolejna, bardziej niechciana i stłumiona w nas część energii, albo zostaje znów wygenerowany, by informować nas o naszym postrzeganiu.
No w sumie jeśli tak popatrzę na 10 lat historii ze sztukami walki to rzeczywiście się zgadza.
I wszystko wraca do intencji.
Po co to robimy?
Bo jeśli chcemy uciec od złego samopoczucia, będziemy unikać tych “porażek”, bo każda porażka UJAWNIA tkwiące w nas negatywności jak niechęć, smutek, wstyd, czyli uczucie , że JESTEŚMY gorsi, etc.
A jeśli naszą intencją jest wzrost, bo siebie kochamy i chcemy dla siebie jak najlepiej, wstaniemy bez problemu po każdym upadku.
Więc – jaka jest nasza intencja w kwestii np. kobiet?
Czy chcemy poczuć się lepiej, bo jakaś kobieta obdaruje nas łaską? Czy uważamy, że jej obecność w naszym życiu zmieni nasz poziom BYĆ?
A może wiemy, że szczerość ujawni cały syf, który nagromadziliśmy w sobie przez lata i kobiety również pomogą nam go z nas wydobyć i gdy tylko utrzymamy wysoką intencję, wzrośniemy niezwykle wewnętrznie do miłości bez żadnych oczekiwań od strony innych ludzi?
I będziemy dzielić się tym całym wewnętrznym bogactwem, które się w nas wreszcie ujawni (przypomni)?
Czyli nic przeciw afirmacjom nie masz? Pamiętam jak objechałeś nagrania hipnotyczne a typek od którego wziąłem program też zalecał afirmacje.
Ależ nic nie mam przeciwko afirmacjom.
Mówiłem – “afirmacje nie działają” to afirmacja, co potwierdza, że działają.
Intencja.
Czy uważamy, że afirmacja zrobi coś za nas?
Czy jesteśmy gotowi podjąć działanie tak jak afirmujemy? Czy jesteśmy gotowi dopuścić do świadomości wszystko, co blokowało działanie i posiadanie takie jak afirmujemy?
Czy jesteśmy gotowi to uznać, zaakceptować i odpuścić i podjąć działanie, które afirmujemy?
Jeśli nie, bo uważamy, że afirmacja sama coś za nas zrobi – no sami robimy siebie w balona.
Ja “zjechałem” nagrania hipnotyczne, bo to nie one mają moc. Możesz sobie słuchać nagrań i 50 lat ale jeśli w końcu nie dopuścisz niechcianych, stłumionych, odtrąconych emocji, przekonań, energii i się z nich nie oczyścisz w miłości, NIC się nie zmieni.
Bo to nie afirmacja ma moc, ani nagranie hipnotyczne, tylko nasza świadomość.
Jakby hipnozy były takie wspaniałe i skuteczne to by było na świecie milion hipnotyzerów i ogromny popyt dzięki czemu ludzkość wzrastała by w prosperity zdrowia, finansów, związków, relacji od lat. A jednak niewiele się zmienia.
Bo wewnętrzny wzrost to odpowiedzialność każdego z nas.
To nasza sprawa ile ujawnimy negatywności, ile zaakceptujemy i z ilu się oczyścimy, na ile nowego sobie pozwolimy i ile wzrośniemy w świadomości.
Żaden “specjalista” , który pomacha nam przed oczyma jakąś błyskotką nie sprawi , że np. wybaczymy naszym rodzicom.
A bo możesz mieć wrażenie że piszesz dla jednego człowieka(poza uczestnikami kursu)
Czyli najpierw Twój umysł coś wymyślił na mój temat, że niby mogę mieć jakieś wyobrażenia.
Potem stwierdził, że dobrze będzie mnie od tego uratować?
Ależ dziękuję!
A już pogrążałem się w rozpaczy, że nikt, prócz Ciebie, nic nie komentuje! ;)
Widzisz jak Twój umysł żyje własnym życiem? Wymyśla historie, a potem zachęca Cię do podejmowania jakichś działań na bazie tych urojeń.
On nic o mnie nie może wiedzieć.
Za to ta historia jest tylko szukaniem poza Tobą rozwiązań na jakieś Twoje problemy, których nie chcesz uznać.
“Mogę mieć wyobrażenie, że piszę dla jednego człowieka”. – To jest informacja dla Ciebie.
Czy ja dobrze rozumiem: najprawdopodobniej stawiam opór działąniu gdyż coś mogłoby się zmienić przestałbym ,,być” tym z czym utożsamia się ego, tak?
Zgadza się.
No bo co stoi na przeszkodzie, by codziennie z radością przez 8 godzin uczyć się, działać, np. poznawać kobiety, uśmiechać się, może nawet już w tym tygodniu mieć seks lub kilka razy seks z kobietami i to tak, by i one były przeradosne, i Ty?
Ego mówi – “nie nie nie nie! Przecież nie dam rady, przeszłość jasno pokazuje, że tak nie potrafię, kobiety nie zwracają na mnie uwagi, etc”.
Ego to ta historia w tym kontekście. I ono nie chce jej stracić, bo straci część swojej siły (której w sobie w ogóle nie ma).
Nie wiem jak pierwsze
Ludzie nie rozumieją, że to, co pojawia się w ich umyśle mogą zrealizować i to z uśmiechem na ustach i spokojnym umysłem.
Tylko kwestia:
– Odpowiedniej intencji.
– Oczyszczenia się ze wszystkiego, co ujawni się po drodze.
– Działania.
<>
No w sumie tak.
Cele mam rozpisane już od dwóch tygodni tylko wykonanie jest.. słabe(ale nie że żadne)
<>
No brzmi sensownie, dobra analogia. Rzeczywiście nic dziwnego że dziewczyna takiego gościa oleje.
,,Jeśli tego nie ujawnimy – co właściwie za niebezpieczeństwo nas czeka w działaniu – strach będzie wracał i będziemy go w sobie zanosili kobiecie.”
I tu trzeba być konkretnym rozumiem? Np boję się że jak podejdę do dziewczyny to będzie seks, a jak seks to może być ciąża a ja nie chcę! itp?
,,Brakuje miłości do siebie i do kobiet – bezwarunkowe dawanie radości, ciepła, akceptacji. Rezultaty wtedy kompletnie przestają się liczyć, bo liczy się tylko to, że jesteśmy, że możemy porozmawiać z kobietą, dać jej tyle, ile przyjmie, ile będzie gotowa od nas przyjąć. A jeśli niewiele – też wspaniale. Może następnego dnia, może za godzinę, za 5 minut, może nigdy zrozumie, że podszedł do niej mężczyzna pełen miłości, który kochał zarówno siebie jak i ją i nie mówił dla niej nic dla własnego zysku.”
Zauważyłem że miewam sny że taki jestem, swoją drogą później jak wstanę to jakby kręgosłup mnie mniej bolał.
,,A jakby wiele osób się nie nauczyło to co wtedy?
Widzisz – to jest Twoje zagrożenie. To że się może nie udać.
Bo wtedy stracisz czas ,energię, pieniądze, wiarę? Co stracisz? Jakie zagrożenie istnieje w samym działaniu, którego chcesz uniknąć?”
A wiesz co to tak jakby pewność materiału(to angielskie ,,reliability” ) było dla mnie priorytetem jeśli chodzi o naukę. Wiesz, na zasadzie: ,,skoro chcę się uczyć różnych rzeczy to chcę coś z tego wynieść”(w sumie to oczekiwanie)
,,A może wiemy, że szczerość ujawni cały syf, który nagromadziliśmy w sobie przez lata i kobiety również pomogą nam go z nas wydobyć i gdy tylko utrzymamy wysoką intencję, wzrośniemy niezwykle wewnętrznie do miłości bez żadnych oczekiwań od strony innych ludzi?”
To wspominałem wcześniej, parę razy mi się śniło ostatnio że taki jestem.
,,Jeśli nie, bo uważamy, że afirmacja sama coś za nas zrobi – no sami robimy siebie w balona.”
No dziś powtarzałem sobie przed lustrem ,,Kocham Cię” tak jak zalecałeś i tak specyficznie było. Jakby ciężko te słowa z gardła wychodziły i były trochę poruszające.
,,Za to ta historia jest tylko szukaniem poza Tobą rozwiązań na jakieś Twoje problemy, których nie chcesz uznać.”
Nie do końca rozumiem, w sensie takiego szukania zajęć byle żebym się nie zajął tym co potrzeba?
,,No bo co stoi na przeszkodzie, by codziennie z radością przez 8 godzin uczyć się, działać, np. poznawać kobiety, uśmiechać się, może nawet już w tym tygodniu mieć seks lub kilka razy seks z kobietami i to tak, by i one były przeradosne, i Ty?”
Wiesz co, byłem nastawiony na naukę. Na jesieni i na wiosnę trochę robiłem i mi się podobało, ale to ostre popsucie zdrowia tak jakby ujawniło że jednak zdrowie pierwsze. To jest najpierw do ogarnięcia(poza tym od paru miesięcy jestem w miejscowości rodzinnej i tu moje możliwości nie są zbyt szczególne, jeśli w końcu załatwię praktyki studenckie w Warszawie to już inna sprawa)
Dzięki :)
,,Już o tym mówiłem wiele razy, podawałem rozwiązanie :) Kto uważał, ten wie.
Ale tak, jeszcze raz o tym napiszę w następnych artykułach.”
Pamiętam jak pisałeś że emocję trzeba przeżyć, ale bez myślenia(to samo w sobie wymaga koncentracji i dyscypliny) i odpuścić(co już nie do końca rozumiem). No ale spoko, czekam na artykuły. :)
,,To czego chcemy lub nie to nasza decyzja, której odbicie znajdziemy w naszym ciele, zdrowiu, a także na zewnątrz, czyli w świecie namacalnym.”
Ale jak można ,,zdecydować” o byciu chorym? W sumie pamiętam jak będąc małym zastanawiałem się czemu tak jest zę np ktoś dostaje raka i czemu nie jest tak że ta osoba powie sobie że nie chce mieć i raka i rak po prostu zniknie? No w końcu to ciało tej osoby, nie?
,,To właśnie powiedział Twój umysł. I on jest przekonany, że DLA CIEBIE (dla niego ale ego mówi w pierwszej osobie – jako “ja”) nie ma nic więcej, nic ponad to.
I tak żyjesz.
Bo najpierw nadajesz temu moc wiarą, a na bazie tego przefiltrowujesz całe życie naokoło siebie, by pasowało do poziomu Twojej świadomości.”
Coś w tym jest. Patrzę na związek rodziców, na Ich relację z dziećmi i podobnie wiedzę innych ludzi.
,,A czym są pragnienia? Informacjami, że jednak jest coś więcej ale sobie na to nie pozwalamy, odmawiamy sobie tego.
Bo wraz z pragnieniem czegoś więcej ujawnia się wszystko to, co nas blokuje, m.in. nasza wiara w kłamstwa.”
Pamiętam tak z 10 lat temu, w liceum, uważałem się za totalne ,,nic”. Byłem tego tak przerażająco pewny, bez wątpliwości. Potem miałem niezbyt szczęśliwą historię z najładniejszą dziewczyną ze szkoły i to wzbudziło we mnie wątpliwość, czy ja aby na pewno jestem tym ,,niczym”. A może jest coś więcej w życiu?
<>
Ale samo stwierdzenie ,,nie poradzę sobie” tzn zauważenie tego wystarczy? Odpuszczenie polega na zauważeniu i stwierdzeniu że to nie prawda? A co jeśli rzeczywiście dany człowiek po odpuszczeniu tej myśli/nastawienia/przekonania nie będzie sobie radził? Wróci to jakoś wzmocnione czy coś?
Pozdrawiam :)
“Ale jak przeżyć JUŻ stłumione emocje? Jak je wydobyć i przeżyć? Opiszesz to w następnej części?”
Cześć. David Hawkins przedstawił znakomitą metodę którą stosuje i działa świetnie. Wyobraź sobie jakim człowiek chcesz się stać, być, a następnie zobacz jaka pojawiają się różnego rodzaju opory oraz negatywne odczucia które Ci na to nie pozwalają. I w ten sposób masz dostęp do tych tłumionych emocji. Inna metoda: podejmij działanie które długo odwlekasz a jest ważne dla Ciebie i obserwuj ponieważ znów wyjdą pewnego rodzaju opory. Trzeci sposób pochodzi od Carla Junga: zlokalizuj wszystkie negatywności w stosunku do innych ludzi. Co Cię w nich drażni, wkurza, irytuje. To co nas irytuje w innych, zazwyczaj jest dokładnie tym samym co w nas. Gdy widzisz że ktoś ma lepiej od Ciebie, to może na przykład wyjść jakiś rodzaj zazdrości. Obserwuj i bądź świadomy.
Jeszcze inna technika: czy jesteś w stanie w chwili obecnej dać sobie całkowitą i bezwarunkową akceptacje siebie? Ponownie bądź czujny i obserwuj, zobacz co Cię może blokować.
Osobiście nie polecam podróżować głęboko i celowo na siłę w kierunku podświadomości. Można, ale nie uważam by była taka potrzeba. Jeśli będziesz dobrze obserwował i będziesz czujny, to rzeczywistość w precyzyjny sposób pokaże Ci wszystko co potrzeba. Nie szukaj na siłę.
Pozdro.
Witaj Łukaszu! Dziękuję za komentarz!
>Cześć. David Hawkins przedstawił znakomitą metodę którą stosuje i działa świetnie. Wyobraź sobie jakim człowiek chcesz się stać, być, a następnie zobacz jaka pojawiają się różnego rodzaju opory oraz negatywne odczucia które Ci na to nie pozwalają. I w ten sposób masz dostęp do tych tłumionych emocji.
Dokładnie – podałeś metodę na dostęp – na ujawnienie emocji i oporów ale nie na ich przeżycie i uwolnienie.
Hawkins odmienił mi życie, każdą książkę czytałem wiele razy i stosuję jego przekazy na co dzień, słucham również setek godzin jego nagrań, gdzie jeszcze mocniej wpływa na postrzeganie tak wielu spraw.
W tym cyklu artykułów zajmuję się BYCIEM z emocjami. O ich przywoływaniu, ujawnianiu i uwalnianiu będzie w przyszłości.
>Inna metoda: podejmij działanie które długo odwlekasz a jest ważne dla Ciebie i obserwuj ponieważ znów wyjdą pewnego rodzaju opory.
Tak, gdyż energia podąża za działaniem.
Dlatego ludzie (ich umysły) tak lubią odwlekać działanie i czekać na “lepsze czasy”. Ale one nigdy nie następują. “Lepsze czasy” są cały czas w nas “sekundę po podjęciu działania”.
A żeby podjąć działanie należy ujawnić i odpuścić opór przed działaniem i ewentualne emocje mu towarzyszące.
Jak jest ich bardzo dużo, trzeba nauczyć się odczuwać, bo energia emocji będzie się uwalniała w trakcie ich odczuwania.
>Trzeci sposób pochodzi od Carla Junga: zlokalizuj wszystkie negatywności w stosunku do innych ludzi. Co Cię w nich drażni, wkurza, irytuje. To co nas irytuje w innych, zazwyczaj jest dokładnie tym samym co w nas. Gdy widzisz że ktoś ma lepiej od Ciebie, to może na przykład wyjść jakiś rodzaj zazdrości. Obserwuj i bądź świadomy.
No właśnie tłumaczę teraz to “obserwuj i bądź świadomy”, bo to do ludzi nie trafia na ten moment. Również “zlokalizuj” jest zbyt ogólnym stwierdzeniem.
Tym zajmujemy się teraz trochę bardziej szczegółowo.
Btw. Jung nie czaił tematu świadomości :) Był w umyśle, a to nie umysł przekracza stany obecny, w tym uraz.
>Jeszcze inna technika: czy jesteś w stanie w chwili obecnej dać sobie całkowitą i bezwarunkową akceptacje siebie? Ponownie bądź czujny i obserwuj, zobacz co Cię może blokować.
To jest najtrudniejsze dla ludzi, szczególnie uzależnionych.
Bo sama intencja całkowitej, bezwarunkowej akceptacji siebie ujawni WSZYSTKO. A przecież przed tym ujawnieniem ucieka się w uzależnienia, a nawet doprowadza do swojej śmierci.
>Osobiście nie polecam podróżować głęboko i celowo na siłę w kierunku podświadomości. Można, ale nie uważam by była taka potrzeba. Jeśli będziesz dobrze obserwował i będziesz czujny, to rzeczywistość w precyzyjny sposób pokaże Ci wszystko co potrzeba. Nie szukaj na siłę.
Nie wiem z czego wynika Twoja sugestia na sam koniec.
Nie ma mowy o żadnym “na siłę”. Ego chce na siłę. A siła blokuje przepływ.
Natomiast “jeśli będziesz dobrze obserwował i będziesz czujny” to bardzo ogólne stwierdzenie, które nic nie powie ludziom, szczególnie tym, którzy mocno utożsamiają się ze swoim umysłem, który odpowie – “No przecież patrzę i co!? Przecież widzę co się dzieje!”
Dzięki za podanie tych metod! Widać, że są w świecie narzędzia do pomocy sobie, są odpowiedzi na wszystkie pytania, są rozwiązania. Wystarczy tylko poszukać i zastosować. Jak jedno nie działa, zadziała drugie lub trzecie.
Jeszcze jedna metoda to “Metoda Sedony”. Polecam z całego serca! Robi robotę! Książka jest w języku polskim.