Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

[Transkrypt wideo]
Witam Cię serdecznie!
W poprzednich dwóch filmach opowiedziałem Ci bardzo dużo na temat FAKTU, że nie w samym uzależnieniu (jak pornografia) jest problem i praca nad stricte jedynie jego usunięciem nie tylko może być niemożliwa ale także może przynieść rozczarowujące rezultaty, których osiągnięcie ma zazwyczaj ogromne koszty czasowe i psychiczne, a nieraz i pieniężne.
Dzisiaj rozwinę ten temat. Wiele osób, z którymi współpracuję w zadanym im pytaniu “Jak wyobrażasz sobie swoje życie bez pornografii?” odpowiada tradycyjnie:
– Będę miał/a więcej czasu.
– Będę miał/a więcej energii i chęci.
– Zrealizuję swoje marzenia.
– Będę bardziej pewny/a siebie.
– Będę miał przy sobie piękne kobiety.
Jednak kiedy wchodzimy w temat głębiej, okazuje się, że to nie pornografia powstrzymuje te osoby przed zrealizowaniem tych celów, lecz uciekali oni poprzez oglądanie pornografii w nieświadomość tego, co blokowało ich w tych obszarach. To nie pornografia doprowadziła do ich zaniedbania i do braków. Okazuje się, że pornografia (i ewentualne inne uzależnienia) stanowiły odpowiedź na już istniejący problem u tych osób. Problem ten stanowił faktyczne źródło zaniedbań, zazwyczaj w wielu więcej obszarach, niż te tu wymienione. Przykładowo, większość z uzależnionych ma wolny czas. Np. 2 dni każdego tygodnia – weekend. Nie mają wtedy żadnych obowiązków. I wcale ich nie ciągnie do porno, przynajmniej nie od razu. Nawet gdyby do pornografii nie ciągnęło ich przez te 2 dni, nie wzięliby się za działanie. Zapewne nawet nic by nie zaplanowali, nic nie zorganizowali, nic nie wybrali. Zazwyczaj tak było. Mieli tylko jakieś ogólne wyobrażenia, które nigdzie ich nigdy nie zabrały. I nie dziwne. Bowiem byli NIEŚWIADOMI własnych decyzji – wybierali niechęć, a nie chęć. A to tylko jeden przykład z setek możliwych. Porno nie decyduje za nich co wybierają w chwili obecnej.
Wiele osób sądzi, że stracili pewność siebie, że pornografia im ją zabrała. Ja się wtedy pytam – jak? Siłą wtargnęła do ich mieszkania, znalazła ich pewność siebie w biurku, ukradła ją i uciekła? I jak się pojawi w życiu tej osoby choć trochę pewności siebie to pornografia znowu wraca i gwałtem ją zabiera?
Wiem dobrze, że komfortowo jest wierzyć, że wszystkiemu winna jest pornografia – taki nasz zewnętrzny wróg – i jak ją pokonamy to nasze życie się naprawi, bo zniknie to, co na nas negatywnie wpływało z zewnątrz. Ale tak nie jest i tak nie będzie. Pornografia nie jest wrogiem i nie można jej pokonać. Co więcej – ona nigdy nie zniknie. Zawsze będzie dostępna jako OPCJA. Kwestią krytyczną jest rozpoznać dlaczego i względem czego wybieramy/wybieraliśmy akurat tę opcję?
Nie bez powodu grupy 12 kroków jak Anonimowi Alkoholicy były pierwszymi, dzięki którym uzależnieni zaczęli zdrowieć. Przed powstaniem tych grup nie było ŻADNYCH udokumentowanych uzdrowień z uzależnień! Zaś przerabianie 12 kroków to nie jest tylko z uzależnieniem. Nie ma tu słowa o walce z samym uzależnieniem!
Wow! Ale numer! Mamy natomiast 12 bardzo konkretnych i potężnych zasad, które należy uczciwie wdrożyć w swoim życiu. I one raz za razem wyciągają z człowieka faktyczne powody uzależnienia, które jednocześnie są powodami wszelkich innych problemów w życiu. A świadomość tego boli. Nieraz bardzo. Bo ból oznacza stawiany sobie opór.
Bardzo dużo alkoholików i wszelkiej innej maści uzależnionych nie jest w stanie wykonać kroku nr 4 – “Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny.” Osoby te wolą się nieraz upić na śmierć, niż przyjrzeć się szczerze swojemu wnętrzu, np. przyznać się, że się boją, że czują niechęć, że wybierają urazę i gniew, niż wybaczenie, że wolą się zmagać, opierać, użalać, obwiniać, niż akceptować i starać zrozumieć. Tak samo postępują uzależnieni od pornografii – wolą masturbować się wiele godzin dziennie, niż zmierzyć się z WEWNĘTRZNYM źródłem ich problemów.
Gdyby tak prześledzili oni swoje życie, to te negatywne postawy istniały u nich od lat, nawet zanim zaczęli regularnie, impulsywnie korzystać z przedmiotu swojego uzależnienia. Gdyby przyjrzeć się temu jeszcze głębiej, podobne postawy były obecne w ich rodzinie nawet zanim się urodzili. I to nie w genach zostały one przekazane. Nie ma genu uzależnienia, nie ma genu alkoholizmu, ani genu podatności na pornografię. Jest natomiast zbiór nieuświadomionych zachowań, z którymi osoba uzależniona utożsamiła się i przez które coraz mocniej zaniedbywała swoje wnętrze, a wraz z tym także swoje życie.
Ja sam pamiętam jak się zmagałem wewnętrznie w swoim pierwszym związku. Związku ze śliczną dziewczyną, spełnieniem moich marzeń jeśli chodzi o atrakcyjność. Związek, który wcześniej w moich wyobrażeniach wydawał się, że rozwiąże wszystkie moje problemy jak niskie poczucie wartości, oczywiście rozczarował mnie. I dobrze! Niemniej cierpiałem. Nie potrafiłem (nie chciałem) być blisko niej. Bałem się głębi relacji, bliskości, bycia z kimś 24 godziny na dobę. Postrzegałem to jako związanie, ograniczenie – więzienie! Bałem się pytań o mnie, o moje plany. Bałem się podjąć decyzję, która więziłaby mnie potem przez całe moje życie. Wybierałem, by za swoje wewnętrzne zmaganie obwiniać innych.
Gdy moja partnerka przy pożegnaniu mówiła mi, że kocha mnie, mnie ściskało w gardle niczym imadło. Nawet po 3 godzinach seksu jak z moich najśmielszych fantazji czułem tylko chwilowe zaspokojenie popędu ale nie czułem się spokojniejszy, szczęśliwszy, radosny, bardziej wartościowy.
A tak samo jest przecież z samą pornografią! Siadamy do niej, bo wierzymy, że nas odstresuje, oglądając ją czujemy się pewniej. Ale czy ten stan utrzymuje się potem przez resztę dnia? Nie. Nie utrzymuje się nawet 15 minut.
Często po pożegnaniu z moją dziewczyną siadałem jeszcze na kilka godzin do pornografii. Gdy moja partnerka dzwoniła do mnie z jakimś własnym problemem, odczuwałem frustrację, że zawraca mi głowę. Uważałem swoje problemy (którymi nigdy się nie zająłem na poważnie) za ważniejsze. Obwiniałem ją i nie wyrażałem chęci pomocy, a nawet wysłuchania jej. Własne problemy zaniedbywałem, więc rosły, a to stanowiło dla mnie świetny pretekst, by jeszcze mocniej denerwować się na tych, którzy coś ode mnie chcieli, nawet po prostu tylko pogadać.
Z jednej strony nieraz pragnąłem rozstać się i szukać ukojenia w ramionach innych kobiet ale z drugiej bałem się samotności, bałem się ją zranić (ignorując fakt, że już ją raniłem i raniłem sam siebie), bałem się odpowiedzialności za własne decyzje. Nie podejmowałem ważnych decyzji, co nie zmieniało faktu, że i tak przecież byłem za to odpowiedzialny.
Gdy po 4 latach rozstaliśmy się (ja zostałem rzucony, bo nigdy nie podjąłem ani własnej decyzji o rozstaniu, ani o rozwiązaniu problemów), wcale nie czułem się wolnym, radosnym facetem. Czułem się zagubionym, zranionym chłopcem pogniewanym na cały świat, na siebie, na kobiety. Byłem sam i dalej nic z tym nie robiłem. Tym razem chciałem do niej wrócić, naprawić wszystko. Spróbowaliśmy raz. Nic się nie zmieniło. Okłamywałem siebie cały czas. Wewnętrznie byłem zakleszczony, zamknięty na 10 różnych zamków i gdy ktokolwiek starał się dotrzeć głębiej, niż płytką powierzchnię, reagowałem furią, strachem, ucieczką, dystansowaniem się, nieraz obwinianiem. A potem oglądałem pornografię.
W międzyczasie oczywiście nie uważałem się za uzależnionego. Uważałem raczej, że pornografia mnie ratuje, że mogę ukoić nią nerwy, uciec od problemów, zrelaksować się, odpocząć, zrzucić napięcie, zapomnieć o wszystkim. Uważałem, że sobie pomagam spędzając nad oglądaniem rżnących się ludzi całe godziny. Samemu rżnąć godzinami również sobie nie pomagałem. Wręcz przeciwnie.
Przypadkiem, jeszcze będąc w związku, natrafiłem w internecie na film (który również znajdziesz na moim kanale z polskimi napisami) na temat uzależnienia od pornografii i jej wpływu – “Wielki eksperyment na temat szkodliwości pornografii”. Wiesz jaka była moja reakcja? Ogromna radość! Prawie podskoczyłem ciesząc się, że znalazłem sprawcę całego zła w moim życiu! Już rozumiałem dlaczego byłem przygnębiony praktycznie cały czas, że nie potrafiłem czuć spokoju, pewności siebie, że byłem niepewnym, cały czas zmęczonym i zestresowanym.
Rozpocząłem to, co robi na początku większość uzależnionych – zacząłem walczyć z uzależnieniem. Byłem szczęśliwy wiedząc, że robię wreszcie coś szlachetnego, dobrego. Dobrze mi szło! Czułem się pewniejszy, radośniejszy. Potrzeba na korzystanie z pornografii zniknęła na rok. Na cały rok! Czy przez ten czas zmieniłem cokolwiek w swoim życiu? Czy zmieniłem jego kurs? Nie zrobiłem absolutnie nic. Nadal zmierzałem tam, gdzie zdążałem regularnie oglądając pornografię. Zmierzałem do rozczarowania. Bowiem jeszcze wtedy nie rozumiałem, że uzależnienie to objaw głębszych problemów, które nadal we mnie były (ale którymi nie byłem – tylko się z nimi nieświadomie identyfikowałem, przez co cały czas je utrzymywałem ogromnym kosztem pieniędzy, czasu, zdrowia i szczęścia). Zamiast do pornografii tym razem uciekałem od swojego wnętrza i obowiązków grając w gry komputerowe również wiele godzin dziennie. W pracy stresowałem się jak zwykle (poza pracą też), nie miałem żadnego hobby, wyciągnąć mnie z domu na spacer to był cud, z moją rodziną byłem zdystansowany, na zabawach nie lubiłem tańczyć, nie doceniałem nikogo i niczego. Nawet w grach komputerowych popełnienie pomyłki doprowadzało mnie do “szewskiej pasji”. W świecie wirtualnym byłem tak samo niedojrzały jak w rzeczywistości. Ale i tu mogłem swobodnie zwalać winę na coś/kogoś innego.
Chciałem świętego spokoju, bo już było “tak pięknie” bez uzależnienia. Ale świętego spokoju nie potrafiłem utrzymać w sobie – stąd też coraz więcej osób i wydarzeń mi go “zabierało” (czyli ujawniało wewnętrzne blokady przed nim).
Nie jestem wyjątkiem tego oczarowania. Niemniej w internecie oczywiście jest głośno o osobach, które wyszły z uzależnienia walcząc z nim, stosując nofap i zmieniły dużo w swoich życiach. Ale takich osób jest dużo mniej, niż 1% z wszystkich, którzy skupiają się wyłącznie na poradzeniu sobie z uzależnieniem samym w sobie – ze swoją impulsywnością (wiem o tym z doświadczenia). Czy zaufałbyś/zaufałabyś metodzie, która ma mniej, niż 1% skuteczności?
Tutaj znajdziemy ludzi, którzy albo uważają, że ich problem jest wyjątkowy i nie pomoże im to, co pomogło innym lub wybiorą zmaganie i będą stosować tę jedną metodę cały czas pomimo, że nie będzie im przynosiła oczekiwanych rezultatów niezależnie ile wysiłku w to włożą (przypominam – “bardziej” nie oznacza innych rezultatów, tylko obecne rezultaty ale bardziej).
Zaś grupy 12 kroków mają blisko 100% skuteczności (!!!!!!!), jeśli tylko rzetelnie i uczciwie wdrażamy te kroki w swoim życiu. Oczywiście i tu historie są przeróżne – są osoby, które na spróbowanie wdrożenia jednego kroku potrzebują kilku lat (bo tak wielki mają w sobie opór przed zmierzeniem się ze sobą – byciem szczerym, otworzeniem się przed samym sobą). Wiele osób tylko chodzi na spotkania i nic nie robi w kwestii samych 12 kroków (co stanowi przecież esencję tej pracy). Inni zniechęcają się patrząc na efekty innych, którzy uczęszczają do grup już kilka lat ale nie przerabiają w ogóle kroków, więc nie mają efektów (osoby te zazwyczaj tylko zmagają się z samym uzależnieniem, a nie pracują wewnętrznie nad sobą). To nie zmienia skuteczności 12 kroków. Jednak znajdziemy ludzi, którzy nie chcą pójść do tych grup (pomimo, że niszczą swoje życie, rodzinę, karierę), bo na spotkaniach zapala się świeczkę i to już dla nich jest niebezpieczny kult! Inni nie chcą przebywać z innymi “przegrywami”, etc. Dostrzegamy tu mechanizm sabotowania siebie?
Sam byłem na takich spotkaniach i widziałem normalnych ludzi w każdym wieku, widziałem piękne kobiety, widziałem bogatych mężczyzn, widziałem niezwykle inteligentnych ludzi. Widziałem mężów, żony, matki, ojców, ludzi, którzy wzbudzali sympatię.
Jeśli ktoś widzi w nich “przegrywów”, to jest jeden z przejawów wewnętrznych problemów tej osoby, a nie rzeczywistość dotycząca innych uczęszczających na spotkania. Osoba ta żyje w niezdrowej iluzji, przez którą jest przecież uzależniona. No ale odpowiedzialność za własne negatywności (oraz ich świadomość) to jeden z elementów wewnętrznej pracy przynoszącej wolność od uzależnienia. Osoba uważająca, że problem jest poza nią, najprawdopodobniej nie ma i nie będzie miała efektów pracy dotyczącej uzależnienia niezależnie ile włoży wysiłku w zmaganie.
Niejedna osoba wybrała pracoholizm – ucieczkę w działanie (poziom ROBIĆ) – byle tylko uniknąć swojego wnętrza, uczuć, myśli (poziomu BYĆ). Można odnieść sukces w swojej pracy będąc uzależnionym, można dużo zarabiać. Można tak żyć, że nikt nawet się nie domyśli, że mamy tak poważny problem. Nawet nasza partnerka/partner i dzieci. Jednak z doświadczenia wiem, że każdy, kto ma dość wewnętrznego zmagania nawet na poziomie podświadomym, sam doprowadzi do sytuacji, że jego problem, jego uzależnienie, wyjdzie na jaw. Zazwyczaj doprowadzając do sytuacji kryzysowej lub mniejszej czy większej tragedii. Z takimi osobami pracuję najczęściej.
Z oglądaniem pornografii jest o tyle trudno, że praktycznie każdy facet je ogląda (i bardzo wiele kobiet). Jeśli jeszcze osoba uzależniona czyści historię przeglądarki, niemożliwym jest odkryć czy robi to sporadycznie czy regularnie. Dlatego szczerość i uczciwość jest tak krytyczna. Nikt nie wybierze jej za nas. Jednak nawet próby bycia szczerym często wcale nie ukazują prawdy, tylko własną interpretację rzeczywistości, która nie jest zgodna z prawdą. Przykładowo możemy sądzić, że nie jesteśmy uzależnieni, bo oglądamy porno tylko 3 razy w tygodniu po godzinie. I oglądamy je tylko wieczorami, gdy nasi bliscy już śpią, więc nie robimy nikomu krzywdy. Zaś rano zawsze wstajemy na czas, przygotowujemy córeczce śniadanie, odwozimy ją, całujemy żonę na pożegnanie i jedziemy do pracy. Zaś inni nasi znajomi piją nieraz po 3-4 godziny każdego dnia po pracy. Porównując się z innymi nie wypadamy wcale tak blado.
Dlatego na głównej stronie mojego serwisu Wolność od Porno (adres znajduje się poniżej) jest test z 4 pytaniami, z których jedno brzmi – “Czy problemy występujące w jakiejś sferze mojego życia są powodem sięgania po pornografię?” Nie możemy się porównywać z innymi. Musimy wejrzeć w siebie i tylko w siebie. Zauważ, że w tym pytaniu skupiam się na problemach, które nie są uzależnieniem ale które są paliwem napędowym dla uzależnienia.
Problemy w różnych obszarach naszego życia stanowią informację zwrotną o tych aspektach naszego wnętrza, z których albo nie zdajemy sobie sprawy, albo którymi nie chcemy się zająć (i od czego uciekamy w uzależnienie). Takim najprostszym identyfikatorem jest brak poczucia humoru w takim obszarze. Jeśli nie jesteśmy radośni, nie potrafimy się w nim/z niego cieszyć, swobodnie rozmawiać, żartować (i co nie stanowi tylko “zasłony dymnej”), obszar ten zablokowany jest przez ten sam problem, który zasila nasze uzależnienie. I poradzenie sobie z uzależnieniem go nie rozwiąże. Możemy wręcz oczarować się jeszcze bardziej, że już jest wszystko dobrze i że faktyczny problem znajduje się gdzieś indziej ale wciąż poza nami. Nie naprawimy wtedy tego obszaru, zaś jego pogarszający się stan będzie dla nas narastającym impulsem, by wrócić do uzależnienia lub uzależnić się od czegoś innego.
Przykładowo pracowałem z jednym mężczyzną – ojcem mającym kilkuletniego synka. Mężczyzna ten miał w sobie ogromne pokłady strachu (emocji globalnie niezrozumianej wręcz na poziomie jaskiniowym). Najpierw jego umysł racjonalny szukał wytłumaczenia w pracy, w związku – nie wie jak potoczy się jego kariera, gdzie zmierza jego związek. A to potem w uzależnienie – że stresuje się czy wyzdrowieje. Następnie padło na jego synka – zaczął dostrzegać w nim “dziwne zachowania”, którymi oczywiście się stresował – martwił się czy synek nie zachowuje się dziwnie, nienormalnie, czy nie ma jakiegoś problemu z psychiką? Stres naturalnie tłumił pornografią, przez co stres się nasilał, a wraz z tym jego nieuświadomiona projekcja na swoje życie.
Czy magiczne usunięcie uzależnienia z życia tego mężczyzny zmieni jego podchodzenie do własnego wnętrza i projektowanie go na co popadnie, nawet na synka, z którym wszystko jest ok? Gdzie tam! Bez możliwości tłumienia ujawnią się jeszcze większe pokłady strachu i wkrótce mężczyzna ten wysłałby swoje dziecko do lekarza, który nic by oczywiście nie znalazł. Ale leki by przepisał. Potem wysłałby je do drugiego, wmówił synkowi i sobie nieistniejący problem, z którym walczyłby latami, a potem jego dziecko by z nim walczyło i będąc przekonanym, że w istocie coś z nim nie gra, doprowadzało by swoimi zachowaniami i decyzjami do sytuacji pokazujących, że jakiś problem faktycznie jest.
W wieku dorosłym syn zacząłby odwiedzać lekarzy, sabotowałby swoje sukcesy, kombinowałby latami co z nim jest nie tak, bo – jak mówiłem – na tym świecie płacimy najwyższą cenę za utrzymywanie iluzji.
Gdzie tu zastosowanie kroku nr 4 z 12 kroków – odważnego i szczerego obrachunku moralnego – że to nasz strach, nasza projekcja (o tym mechanizmie opowiem w przyszłych filmach), nasza niepewność i nasze dziecko nie ma z tym nic wspólnego (tylko ją ujawnia)!?
Czy dziecko mogło faktycznie zachowywać się dziwnie? Tak ale tylko by właśnie pomóc swojemu tacie w wyciąganiu z niego tego strachu, niepewności, lęków i negatywnych przekonań. Jeśli ojciec wykonałby wewnętrzną pracę, której uczę, zachowanie syna zmieniłoby się automatycznie, bo nie w nim jest problem i ma swoje zadanie (odbija nieuświadomione, wewnętrzne postępowanie ojca).
Inne małżeństwo (w separacji) ma również synka, który jest chory od urodzenia. Gdy zaczęliśmy rozmawiać nad jego zachowaniami, nad tym, czym jest jego choroba, rodzice doszli do wniosku (po czym opadły im szczęki), że ich synek odwzorowuje dokładnie to jak oni traktowali siebie jeszcze jak był on w brzuchu matki. Żona obwiniała męża o zdradę, której się raz dopuścił, nie chciała mu wybaczyć, a ojciec czuł się winny, wstydził się tego, nienawidził się za to i przez to karał sam siebie. Zdystansowali się do siebie, bo byli coraz bardziej zdystansowani do swoich emocji, za które obwiniali się nawzajem. Zachowywali się przez to nienaturalnie.
Swoją chorobą synek wymuszał wręcz siłą troskę swojego ojca – “zapominał” on wtedy o obwinianiu i użalaniu się i skupiał się na miłości, opiece, trosce. Ojciec wydawał mnóstwo pieniędzy na opiekę lekarską, jeździł od lat od lekarza do lekarza ale synkowi się nie polepszało. Tak jakby sam blokował poprawę swojego zdrowia. Dopiero, gdy mężczyzna ten rozpoczął wewnętrzną, odpowiedzialną pracę, nauczył się wybaczać (głównie sobie), zaczął oczyszczać się z emocji, stan zdrowia synka zaczął się poprawiać. Przestał uciekać – separować się od swojego wnętrza – dzięki czemu synek przestał separować się od zdrowia.
Wiem jak to wszystko brzmi – jak film science-fiction – ale ja opisuję tylko moje doświadczenia ze współpracy z uzależnionymi. Gdyby nie było takich rezultatów w świecie nie mówiłbym Ci o tym. Zaś było ich mnóstwo.
Jednak czy mężczyzna ten bez uzależnienia i tego, gdzie go doprowadziło, pojąłby ogromne znaczenie wybaczenia, akceptacji, odpuszczenia winy sobie, znalezienia w sobie źródła troski, miłości, opieki względem swojego dziecka ale już bez umniejszania sobie samemu i swojej żonie? Czy znalazłby w sobie zrozumienie i szacunek dla żony, której zachowanie i postawę mógł nareszcie zrozumieć bez nienawiści skierowanej w swoją stronę? Czy zrozumiałby, że sam odbierał sobie zdrowie, od powodów czego uciekał w nieświadomość i w obwinianie siebie i świata?
Czy inaczej znalazłby w sobie możliwość dawania swojemu dziecku tego, czego ono naprawdę potrzebowało – miłości kochającego mężczyzny (kochającego również siebie), a nie tylko pustej obecności mężczyzny, który się nienawidzi, wini i wstydzi sam siebie? Jeszcze wierząc, że to poczucie winy, wstyd i żal są potrzebne?
Choroba uzależnienia czy dowolna fizyczna/mentalna nie jest i nigdy nie była problemem samym w sobie, tylko stanowiła informację zwrotną o zaniedbaniu naszego wnętrza. Leki mogą pomóc nam zyskać większą przejrzystość świadomości, operacja dać nam więcej czasu ale nigdy nie rozwiązują one źródła problemu – faktycznej przyczyny choroby.
Jeśli przykładowo czas i energia zyskane dzięki operacji nowotworu nie przyniosą wewnętrznej zmiany, dzięki której zaczniemy dodawać większą radość do swojego życia, odwagę, etc. (czyli to, o braku czego informował nas nowotwór), tylko wrócimy do starych schematów – choroba również wróci nawet jeśli operacja ją usunęła (bo usunęła tylko objawy, a nie przyczynę).
Dużo rozmawiałem z tym mężczyzną i on długi czas nie zamierzał sobie wybaczyć. Zamierzał pokutować całe swoje życie dbając o swoje dziecko w stresie ale nie miłości, czując się winnym zdrady, patrząc na życie jak na karzącą go rzeczywistość, która dała mu chore na całe swoje życie dziecko. Miał on przecież zewnętrzne dowody swojej świadomości! Tylko błędnie je interpretował.
Był to mężczyzna smutny, zagubiony, bez radości. Uznał, że popełnił niewybaczalne pomyłki, za które musi teraz ponosić karę. Zaś od swojego wewnętrznego piekła uciekał w uzależnienie. Po każdej sesji zaś czuł się tak jak uważał, że powinien – jak ktoś pusty, gorszy, brzydził się sobą, czuł ogromny żal, bezsilność. Jednak było to usprawiedliwione – w końcu dopuścił się czegoś złego.
Współpracowałem także z mężczyzną, który także zdradził swoją partnerkę i nie chciał sobie wybaczyć. Obwiniał się pomimo, że jego partnerka nigdy mu tego nie wyrzucała. Wybaczyła mu. Zaś, jako, że ten mężczyzna cały czas utożsamiał się ze swoim umysłem – ego – opierał się wybaczeniu, trzymał się winy, wstydu i wszelkich racjonalizacji. Dlatego cały czas istniało paliwo dla jego uzależnienia.
Uzależnienie przenika się z takimi problemami. Ukrywa je, udaje, że ono jest głównym sprawcą nieszczęść w naszym życiu. Ale to nieprawda. Prawdziwą przyczyną jest brak miłości do siebie, do swoich emocji, do swoich działań – obecnych i tych z przeszłości, brak miłości do innych ludzi – brak zrozumienia, uznania, szacunku, akceptacji. Zaś przyczyną tego jest nasza nieświadomość oraz utożsamienie się z ego, dla którego miłość i wybaczenie są jak palący je ogień, jak trucizna. Nie dziwmy się więc, że miłości i wybaczenia nie znajdujemy w naszych myślach.
Świadomość (której nie chce korygować ego i z którą nas ono utożsamia) to całościowe postrzeganie siebie, świata, swojego wnętrza, tego co zrobiliśmy, co mamy, co robią, mówią i jacy są inni ludzie. Wszelkie negatywności nabywane są od innych i na ich podstawie sami tworzymy następne.
Tego wszystkiego nie skoryguje pozbycie się uzależnienia i jeśli uważamy to za nieważne, nigdy nie wyzdrowiejemy. Możemy się zmagać, walczyć o trzymanie uzależnienia w ryzach ale nigdy nie poczujemy się tak naprawdę lepiej, ani nie będziemy wolni. Nie zmienią się także nasze doświadczenia.
Właśnie to jest praca nad 12 krokami. Ale też praca z moim Programem. Bez rzetelnej wewnętrznej pracy jakość naszych relacji nie ulegnie zmianie, jakość naszej pracy też nie, nie rozpoczniemy niczego nowego, a jeśli nawet rozpoczniemy, to nie będziemy potrafili dodawać do tego radości nadal uważając, że jej źródłem jest to, co robimy – świat zewnętrzny. Nadal będziemy oczarowani, więc życie znajdzie sposób, by nas rozczarować. Mnie rozczarowało i z hukiem, po ponad roku “abstynencji” wróciłem do uzależnienia. Dlaczego miałem nie wrócić? Przecież tylko je rzuciłem. Nie rozwiązałem, nie uzdrowiłem żadnego wewnętrznego, właściwego źródła moich problemów. Nadal byłem chory, tylko w swoich zachowaniach tego jeszcze nie przejawiłem na dostrzegalnym dla zmysłów poziomie. Tak jak nawrót choroby, której faktyczne źródło pozostało nieuzdrowione, również potrzebuje czasu, by objawy ponownie przejawić na poziomie fizycznym/mentalnym. W tym procesie każdy ma czas i doświadcza sygnałów ostrzegawczych. Czy jednak mamy na tyle cywilnej odwagi i uczciwości, by je dostrzec i uznać?
Takim wewnętrznym źródłem problemów i uzależnienia także może być brak wiary w siebie. Ale czy wiarę zabrała nam pornografia? Nie! Wiarę mogliśmy stracić dużo wcześniej, przed uzależnieniem. Mogliśmy wielokrotnie usłyszeć, że jesteśmy do niczego, że życie jest trudne, ciężkie i trzeba się zmagać, a cierpienie jest nieuniknione. Mogliśmy usłyszeć, że odczuwanie jest oznaką słabości, więc szukaliśmy czegoś, co uratuje nas z wewnętrznej beznadziejności niechcianych uczuć. Może nadal wierzymy, że właściwą postawą względem tego, czego nie chcemy jest opór, utrzymywanie niechęci, gniewu, urazy, poczucia winy, obgadywanie, obwinianie, zrzucanie odpowiedzialności, zazdrość, itd.?
Możemy bardzo silnie wierzyć, że przytrafiło nam się coś bardzo złego – uzależnienie. A że tym światem nie zarządza żadna Kochająca Inteligencja po prostu mieliśmy pecha i musimy się z tym zmagać… A jeśli tak Inteligencja jest i zarządza tym światem, to nas nie lubi, nie szanuje, chce za coś ukarać. Bo postawiła nas w gorszej sytuacji, niż innych.
A może niezależnie od tego uwierzyliśmy, że skoro popełniliśmy tak poważny błąd, że się uzależniliśmy, musimy być gorsi, bo przecież innym wiedzie się tak dobrze w ich życiu, są pełni energii i radości, a my nie potrafimy nawet cieszyć się i odczuwać wdzięczności, że mamy dach nad głową i co zjeść? Jak to jest?
Tego wszystkiego nie spowodowała pornografia – sami to wybraliśmy i z tą niezwykle niską jakością wybieraliśmy zapewne zanim jeszcze pierwszy raz obejrzeliśmy pornografię. Wybraliśmy to ale nieświadomie. A przez to – niewinnie.
Jeśli już wiesz, że masz problem z uzależnieniem od pornografii – wspaniale! Jednak nie daj się oszukać, że trzeba zacząć z nim walczyć i wystarczy z nim wygrać. Oczywiście – pełna abstynencja jest niezbędna – o nią przecież chodzi – jednak do wolności doprowadzi Cię nie walka, a wewnętrzna praca. Uwzględnia ona wpadki, porażki, upadki, okresy poczucia beznadziejności, depresję, a nawet myśli samobójcze – to wszystko jest normalne i spodziewane. Odczuwanie tego trwa tak długo jak długo się temu opieramy. Nie jest niczym złym.
Jak wielokrotnie mówiłem – w tych momentach, szczególnie, gdy przydarza się wpadka – kluczowa jest szczerość i uczciwość. Sam fakt wpadki nie świadczy o niczym złym, o ile szczerze i uczciwie nie rozpoznamy przyczyn tej wpadki lub szczerze i uczciwie najlepiej jak potrafiliśmy w tym czasie nie spróbowaliśmy uzdrowić przyczyny wpadki. Tego trzeba będzie się nauczyć, a także nauczyć się wybaczać sobie wpadki – porzucić obwinianie, użalanie i roztrząsanie tego, co już należy do przeszłości. Życie tworzymy w chwili obecnej i tylko to, co w niej wybierzemy kieruje nami dalej, nie przeszłość. Trzymanie się przeszłości nie ma żadnego sensu, znaczenia i nie wnosi nic konstruktywnego.
Ale w chwili obecnej mamy świadomość tego, co doprowadziło do wpadki i to, z jakiego powodu wybraliśmy ucieczkę. Zaś ego w obliczu tego, czego nie chcemy zawsze wybiera ucieczkę lub walkę i wewnętrzne zmaganie zasilające mentalizację mającą na celu pozostawienie nas nieświadomymi. A mentalizacja to nie konstruktywna analiza, która mogłaby w czymkolwiek pomóc lub cokolwiek rozwiązać.
To wszystko elementy wewnętrznej pracy prowadzącej do wolności od uzależnienia oraz życia, w którym uczestniczymy aktywnie, radośnie i szczęśliwie. Nie oznacza to, że będzie to życie, w którym nie pojawi się przygnębienie, strach czy wstyd. Pojawią się, bo są normalnym elementem ludzkiego doświadczania. Ale osoba, która rzetelnie pracowała nad sobą, nie będzie wtedy cierpiała, zmagała się, ani uciekała. Będzie wiedziała co ma robić, by te sytuacje minęły szybko i przy minimalnym bólu (ból w ludzkim życiu też jest nieunikniony i bardzo dobrze, bo ma istotne znaczenie, zaś głupotą jest przekonywać ludzi, że ból jest zły i należy go unikać).
Bo jeśli ujawniło się dużo z naszego zaniedbanego wnętrza lub zeszliśmy naprawdę głęboko lub jeśli doświadczyliśmy jakiejś tragedii lub zdarzenia traumatycznego – trudno wymagać od siebie, że poradzimy sobie śpiewająco. Zazwyczaj tak nie będzie. Ale nawet wtedy można zminimalizować “straty” uwzględniając wpadkę. Nawet wtedy można wykonać wewnętrzną pracę, dzięki której następna taka sytuacja będzie miała nad nami coraz mniejszą moc.
Zarys tej wewnętrznej pracy i poszczególne jej elementy przedstawię Ci kolejno w następnych filmach, na które serdecznie Cię zapraszam!
Pozdrawiam Cię gorąco!
Piotr Kruk
Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Podobne Wpisy:
Życzenia Świąteczne i o współczuciu względem siebie samego/samej

Życzenia Świąteczne i o współczuciu względem siebie samego/samej

Witam Cię serdecznie! A raczej ho ho ho! :) Tradycyjnie wszystkim, którzy zaglądają na mojego Bloga mniej lub bardziej regularnie i Waszym bliskim, i tak naprawdę wszystkim ludziom – Miłości, bo w niej wszystko jest zawarte i wszystko co dobre wynika właśnie z niej: radość, szczęście, pieniądze, trwałe, głębokie, piękne związki, sukcesy, etc. A czym… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
Cnoty (Część 3) – Moralność, Ciepło, Pracowitość/Pilność, Niefrasobliwość

Cnoty (Część 3) – Moralność, Ciepło, Pracowitość/Pilność, Niefrasobliwość

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat cnót charakteru! Części 1-2 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Cnoty (Część 1) – Wstęp i szczerość. ► Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga. Pamiętajmy – nadal poruszamy się przy cnotach na poziomie granicznym. Są to oczywiście pozytywne aspekty, które zawsze możemy wybrać ale bardzo łatwo jest użyć ich… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 7
Z życia wzięte 7 – Utrata kobiety (2 studium przypadku)

Z życia wzięte 7 – Utrata kobiety (2 studium przypadku)

Witam Cię serdecznie! Akurat pojawiła się okazja, by rozważyć kolejny przypadek z “serii” utraty partnerki. Napisał do mnie były uczestnik Programu Wolność od Porno. Okazało się, że potrzebował prawie półtora roku, by ponownie i poważnie(j) podejść do siebie i tematu zdrowia. A zainicjował to, jak powiedział sam mężczyzna “zawód miłosny”. Czyli jak świat długi i… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 8
Przejmuję się co myślą o mnie inni!

Przejmuję się co myślą o mnie inni!

Witam Cię serdecznie! Dzisiaj poruszę bardzo popularny i powszechny temat – przejmowania się, co myślą o nas inni. W pracy z uzależnionymi cały czas on powraca, a rozciąga się nie tylko na życia uzależnionych, tylko także szeroko poza nie. Wiele osób naprawdę przejmuje się opiniami innych ludzi i ich myślami. Cały czas zaprzątają sobie głowę… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 3

WOLNOŚĆ OD PORNO