Witam Cię serdecznie!
Dzisiaj część trzecia niezwykle ważnego tematu odczuwania (bycia). Części 1-2 znajdziesz klikając na linki poniżej:
Jak i dlaczego zacząć odczuwać? (Część 1).
Jak i dlaczego zacząć odczuwać? (Część 2).
Poznałeś już krok pierwszy, by nauczyć się odczuwać – zaakceptować swoje emocje, czyli przestać je oceniać, a także wziąć za nie odpowiedzialność w każdej sytuacji. Jeśli go nie wykonałeś/aś lub masz jakieś problemy – napisz mi o tym w komentarzu, gdyż każdy krok jest niezwykle ważny. Bez jego zastosowania nie ma sensu czytać reszty. Jeśli dotąd coś nie “pykło” w tym temacie, nie “pyknie” dalej. Jeśli nadal nie wiesz w jaki sposób zaakceptować swoje emocje – napisz. Może okazać się, że będzie konieczny osobny artykuł. Jeżeli się nie dowiem o tym, że możesz mieć z tym problem, nie pomogę Ci go rozwiązać. Nauczmy się pytać i prosić o pomoc. Nawet obcych ludzi. Każdy był kiedyś dla nas obcy. Bowiem blokada już teraz to jasny sygnał, że nasze ego stawia opór, by nie dopuścić do naszego wzrostu. A to z kolei świadczy, że idziemy w dobrym kierunku! :)
Ok, wróćmy do tematu dzisiejszego artykułu.
Czy nadal uważamy, że ktoś inny powoduje, że czujemy się źle? Czy nadal trzymamy się tej niskiej świadomości, że ktoś ma władzę nad naszym wnętrzem? Nikt nie ma tej władzy – nikt nie może spowodować, że poczujemy się źle. Złe samopoczucie powoduje nasz własny opór – nasza niezgoda na to, co zostało wzbudzone lub ujawnione. Czy nam (naszemu umysłowi) się to podoba czy nie – tylko my decydujemy czy uznamy nasze emocje, czy zaczniemy się im opierać.
Emocje można:
-
Wzbudzić. Emocje informują nas o naszym postrzeganiu rzeczywistości – o filtrze, czyli “okularach”, przez jakie patrzymy na świat. Czy wierzymy, że dzieje się coś złego? Jeśli tak – poczujemy gniew, smutek, wstyd, poczucie winy, bezsilność, strach, etc. Jeśli uznamy, że nie dzieje się nic złego, że w danym wydarzeniu jest konkretnie dla nas ukryty dar – poczujemy spokój, ulgę, ekscytację, a nawet radość, wdzięczność. To nasza odpowiedzialność, by dostrzec, że emocje nie są generowane w nas przypadkowo i mają uczyć nas miłości do każdego aspektu siebie.
-
Ujawnić. Emocje już w nas były. Obciążały nas, ściągały coraz niżej z każdym dniem. Dlatego musieliśmy się zmagać, walczyć, a może nawet się uzależnić, by sobie jakoś z nimi radzić. Ktoś lub jakieś wydarzenie wydobyło je z nas. Z tego powodu przysłowiowa “za słona zupa” potrafi wyprowadzić dorosłą osobę z równowagi – bo puściły opory, “miarka się przebrała” – nasze ego przestało udawać, grać inną osobę, niż jest – wreszcie może ujawnić jak wiele negatywności nosimy w nas. Uchylić lub zrzucić “pokrywkę garnka podświadomości, w której gotowało się” od dłuższego czasu. A potem nas za to obwini, by zachować przynajmniej podobny poziom negatywności. Ono nie robi niczego bezinteresownie, więc za każdą ekspresję emocji – kontrolowaną lub nie będzie szukało sposobu, by wzbudzić w nas dodatkowe toksyny. Przypomnę, że nie można zranić nikogo, ani zranić emocji. Można tylko ujawnić już istniejący opór i emocje, a także uaktywnić nieuświadomiony schemat postępowania względem swoich emocji – brak kroku pierwszego.
Chcialbym Piotrze o akceptacje zapytac. Jezeli np. zbije mi sie kubek, to mam zaakceptowac to, ze zbil mi sie kubek, czy te emocje, ktore sie ujawnily w konsekwencji zbicia kubka? Przykladowo: zbil mi sie kubek i wmawiajac sobie, ze ok, nic sie nie stalo, nie poczuje w tym przypadku wkurzenia? W ogole chodzi mi o takie sytuacje z zycia codziennego jak sytuacja z kubkiem. Czy to, co opisalem to jest to odpuszczenie-letting go? Np. ktos mi naubliza, a ja odpuszczam i postaniawiam sie nie przejmowac. Szczeka pies. Ok. Niech szczeka. Czy takie podejscie bedzie powodowalo, ze emocja nie wystapi. Tego wlasnie nie rozumiem tez. Co to znaczy zaakceptowac, a scislej- co mam zaakceptowac. To, ze cos sie przydarzylo, czy emocje, ktore wystapily na skutek tego, co sie przydarzylo. Czy w ogole to co pisze, jes mozliwe? Dzieki.
Chcialbym Piotrze o akceptacje zapytac.
No widzisz? Nie ma końca.
Dalej pytasz. No i moje pytanie brzmi – do czego dążysz? Do czegoś konkretnego, czy Cię to tak akurat dzisiaj ciekawi i chcesz pogadać?
Jezeli np. zbije mi sie kubek, to mam zaakceptowac to, ze zbil mi sie kubek, czy te emocje, ktore sie ujawnily w konsekwencji zbicia kubka?
Nic nie masz.
Ani akceptacja, ani uwalnianie to nie jest żadna powinność.
A akceptacja to nie jest magiczne zaklęcie.
Ty mi powiedz jak Ty postrzegasz zbicie kubka, jak reagujesz. Wtedy pogadamy co ew. jest do zmiany.
Przykladowo: zbil mi sie kubek i wmawiajac sobie, ze ok, nic sie nie stalo, nie poczuje w tym przypadku wkurzenia?
No jeśli sobie będziesz wmawiał coś, czego nie chcesz, to oczywiście, że doprowadzisz do frustracji.
Akceptacja, czyli składowa spokoju i zdrowia, to nie coś co robisz. To nie lukier położony zgniły placek.
Akceptacja to zmierzenie się z tym, co nią nie jest i odpuszczenie tego.
Więc Ty mi powiedz jak postrzegasz zbicie kubka. Czy jest ok? Jeśli nie, to dlaczego?
W ogole chodzi mi o takie sytuacje z zycia codziennego jak sytuacja z kubkiem.
O nic innego nie chodzi w wychodzeniu z uzależnienia, tylko o to jak żyjesz, jak reagujesz i jak postrzegasz te sytuacje.
Czyli jaki Ty jesteś wobec nich. A także jaki jesteś wobec siebie.
Czy to, co opisalem to jest to odpuszczenie-letting go?
A czy to przypomina odpuszczenie?
Mówisz o wmawianiu sobie czegoś, co jest dla Ciebie nieprawdą.
Odpuszczenie to nie wmawianie sobie na siłę czegoś pozytywnego, tylko zmierzenie się z tym co negatywne i odpuszczenie tego.
Np. ktos mi naubliza, a ja odpuszczam i postaniawiam sie nie przejmowac.
Pozytywność to decyzja.
A jeśli jednak się “przejmujesz”, to mi powiedz – dlaczego? Co z tego masz? Może uczucie dumy, wyższości?
A może potwierdzenie swojego marnego obrazu siebie?
Ponadto – dlaczego ktoś miałby Ci naubliżać?
Szczeka pies. Ok. Niech szczeka. Czy takie podejscie bedzie powodowalo, ze emocja nie wystapi.
Jaka emocja?
Każda emocja wynika z pozycjonalności.
Ja nie wiem jak Ty postrzegasz szczekanie psa.
Tego wlasnie nie rozumiem tez. Co to znaczy zaakceptowac, a scislej- co mam zaakceptowac.
No widzisz. Dobrze, że pytasz, bo pytasz o rzecz fundamentalną.
A masa ludzi i praktycznie każdy uzależniony non stop robią coś na siłę – siłują się ze wszystkim, a potem dziwota, że depresje, apatie, niechęć do życia.
Bo wysiłek – siłę – wkładają w zmaganie, a nie życie, zmiany na lepsze.
O akceptacji jest bardzo szeroko w Module 6 WoP.
To, ze cos sie przydarzylo, czy emocje, ktore wystapily na skutek tego, co sie przydarzylo.
Nie – ani emocje, ani myśli nie wystąpiły na skutek tego, co się przydarzyło, tylko na skutek Twojej percepcji tego.
Czy w ogole to co pisze, jes mozliwe? Dzieki.
Nie rozumiem. Co ma być możliwe? Piszesz o wielu rzeczach.
Czy mam rozumieć (na podstawie części 2giej tego artykułu) że jeżeli np. mam ochotę zagadać do jakiejś dziewczyny a tego nie robię, to znaczy że nie akceptuję swoich emocji? Czy podchodzenie do dziewczyn i poznawanie ich, co mnie przeraża i na co zupełnie nie czuję się gotowy, jest pierwszym krokiem do jako takiej dojrzałości emocjonalnej? I to krokiem którego nie mogę pominąć? Bo przynajmniej w moim przypadku to wygląda raczej jak ostatni krok. Krok człowieka który pewną pracę już nad sobą wykonał i ma tego efekty. Nie do końca się to zgadza z innymi twoimi wpisami, gdzie piszesz że nie należy zmuszać siebie do wykonywania jakichkolwiek czynności. A żeby robić to na co się ma ochotę (co jak wspomniałeś w części 2giej jest testem tego czy akceptujemy swoje emocje, czy też nie), trzeba być w stanie zrobić to bez wysiłku, albo się do tego zmusić. Ja kiedy czytałem o kroku pierwszym – wydawał się prosty, aż do momentu w którym napisałeś o metodzie sprawdzenia. Dotarło do mnie że miałbym spory problem ze zrobieniem wielu rzeczy na które mam ochotę, z czego do podejścia do dziewczyny która mi się podoba, bez jakiś kretyńskich wymówek w stylu poproszenia o pomoc w czymśtam, albo co gorsza o pieniądze na wino, być może nie zmusiłbym się za nic na świecie. Tak wiem to głupio brzmi – być w stanie poprosić kogoś o pieniądze na wino, nie będąc jednocześnie zdolnym do rozpoczęcia normalnej ludzkiej rozmowy.Wynika to z tego że nie jestem nieśmiały, tylko wstydzę się pokazywać ludziom że na czymkolwiek mi zależy, nawet drobnej oznaki zainteresowania w stronę kogokolwiek, zawsze musi temu towarzyszyć jakiś interes – wtedy mam dobra wymówkę, i nie czuję wstydu. Ale zazwyczaj nie towarzyszy. I wtedy nie mam po co podchodzić, nawet jak mam ochotę.
Czy mam rozumieć (na podstawie części 2giej tego artykułu) że jeżeli np. mam ochotę zagadać do jakiejś dziewczyny a tego nie robię, to znaczy że nie akceptuję swoich emocji?
Jeśli “masz ochotę” zagadać do dziewczyny, a tego nie robisz, to oznacza, że Twoją prawdziwą intencją było nie zagadanie do dziewczyny, a unikanie emocji.
A dlaczego miałbyś ich unikać?
Czy podchodzenie do dziewczyn i poznawanie ich, co mnie przeraża
Nie przeraża Cię poznawanie dziewczyn. Bo zapewne w podstawówce Cię to nie przerażało.
Może odczuwałeś lekki stresik max.
Dopiero z czasem nazbierałeś w sobie strachu, który obecność kobiet wyciąga z Ciebie naturalnie, bo to proces uzdrowienia – sama obecność kobiet leczy mężczyzn, a sama obecność mężczyzn leczy kobiety.
Ale tego nie rozumie umysł logiczny, bo nigdy o czymś takim nie usłyszał.
A co słyszał? A że kobieta może np. odrzucić. I teraz się boi odrzucenia.
Albo, że kobieta może wyśmiać. I nagle magicznie boi się wyśmiania.
Ale że nigdy tego nie doświadczył, nie ma znaczenia.
A doświadcza codziennie cierpienia związanego z porno, a jednak porno się nie boi i jeszcze po nie sięga niezależnie jak się potem czuje.
i na co zupełnie nie czuję się gotowy,
Oczywiście – bo nosisz w sobie pełno niskich emocji, oporu i negatywnych przekonań na temat kobiet i ich poznawania.
jest pierwszym krokiem do jako takiej dojrzałości emocjonalnej?
Działanie zawsze jest wskazane.
Jednak nie licz, że podchodzenie zrobi coś za Ciebie.
Jest pełno ludzi, którzy podchodzą do kobiet od lat, mają rezultaty, pełno seksu, a nadal czują opór i strach.
Jeden gostek, bardzo sławny, nie podchodził z jakichś powodów około roku, a potem znowu czuł się jakby dopiero zaczynał.
Bo nigdy nie oczyszczał się z tego, co w nim zalegało. Tylko adrenaliną związaną z podchodzeniem i robieniem jakichś szalonych rzeczy tłumił to.
Więc od Ciebie zależy w jaką stronę będzie to krok. Bo ja nie wiem dokąd zmierzasz. Ty wyznaczasz kierunek.
Co zmienisz w sobie podczas podchodzenia do kobiet? Jakie postawy będziesz umacniał, a jakie osłabiał?
Jaką wizję siebie i kobiet będziesz budował a jaką burzył?
I to krokiem którego nie mogę pominąć?
Nie możesz go pominąć.
Bo dlaczego zdrowa, radosna, fajna osoba miałaby nie poznawać innych zdrowych, radosnych, fajnych osób i to jeszcze takich, które się jej podobają?
Jeśli nadal unikałbyś działania, oznaczałoby to, że nadal trzymasz się czegoś negatywnego, co jest nieuświadomione.
Bo przynajmniej w moim przypadku to wygląda raczej jak ostatni krok.
To nie jest ostatni krok.
To może być ostatni krok jakiegoś etapu ale nie jest to ostatni etap.
Bo możesz podchodzić do kobiet 100 razy dziennie każdego dnia i nie umówić się nawet na jedną randkę.
Podchodzenie niczego nie zrobi za Ciebie – nie wyeliminuje strachu, napięć, niepewności, nie da Ci poczucia bezpieczeństwa, ani męskości.
Teraz możesz wykorzystać podchodzenie do mierzenia się z emocjami i oporem, by się z nich oczyszczać i oswajać się z otoczeniem, w którym są cały czas nowi, obcy ludzie.
Niekoniecznie na tym etapie musisz podchodzić. Ale na końcu tego etapu już też.
Więc rozpisz kroki – krok pierwszy to taki jaki w tym momencie możesz postawić, a krok np. 10-ty, to już CODZIENNE zagadywanie do obcych kobiet.
Tyle. Same rozmowy, a nie setki randek i stres z tym związany. Znajdź i wypisz tematy, o których mógłbyś porozmawiać z kobietą chociaż 15 minut.
I już masz super praktykę, poprzez którą jednocześnie będziesz się oczyszczał.
A potem już przestać pisać tematy i idź rozmawiać spontanicznie. Zadawaj pytania. Zamiast być egoistą i cały czas starać się coś wziąć ze świata, zacznij mu dawać – zainteresowanie, radość, humor, komplementy, itd.
Bo opór czujemy odnośnie innych ludzi wtedy, gdy chcemy coś im wziąć. Gdy będziemy chcieli dać coś pozytywnego, opór zniknie.
Krok człowieka który pewną pracę już nad sobą wykonał i ma tego efekty. Nie do końca się to zgadza z innymi twoimi wpisami, gdzie piszesz że nie należy zmuszać siebie do wykonywania jakichkolwiek czynności.
Dlatego tak mówię, bo zmuszanie się do czynności samo z siebie nie ma żadnej wartości.
Ma jeżeli naszą intencją jest zmierzyć się ze strachem i zobaczyć, że był iluzją. Wtedy podejmujemy czynność niezależnie od strachu i oporu.
Ale jeśli tylko boksujemy się w sobie i wierzymy w urojenie, że “przełamanie się” coś zmieni samo z siebie – rozczarujemy się.
To my decydujemy czy/kiedy przestaniemy się trzymać negatywności.
A żeby robić to na co się ma ochotę
Mieć na coś ochotę, czyli mieć względem czegoś CHĘĆ to nasz własny wybór.
My decydujemy jaką postawę mamy wobec czegoś/kogoś.
(co jak wspomniałeś w części 2giej jest testem tego czy akceptujemy swoje emocje, czy też nie), trzeba być w stanie zrobić to bez wysiłku, albo się do tego zmusić.
Wysiłek wkładamy wyłącznie w opieranie się czemuś.
Działanie może i powinno być wehikułem do ujawnienia tego, zmierzenia się z tym i oczyszczenia się z tego/puszczenia tego.
Działanie bez tej intencji nic nie zmieni. Czasowo może dać jakiś rezultat, bo np. kobieta się oczaruje naszą “odwagą” i sama zrobi resztę, a potem to i tak sabotujemy.
Ja kiedy czytałem o kroku pierwszym – wydawał się prosty, aż do momentu w którym napisałeś o metodzie sprawdzenia. Dotarło do mnie że miałbym spory problem ze zrobieniem wielu rzeczy na które mam ochotę,
Więc nie masz na nie ochoty.
Bo wyższy priorytet ma unikanie tego, co wtedy mógłbyś czuć.
Gdybyś naprawdę wybrał to, na co masz rzekomo ochotę, zrobiłbyś to niezależnie co czujesz.
z czego do podejścia do dziewczyny która mi się podoba, bez jakiś kretyńskich wymówek w stylu poproszenia o pomoc w czymś tam, albo co gorsza o pieniądze na wino, być może nie zmusiłbym się za nic na świecie.
Nic nie rozumiem z tego zdania.
Dopóki nie uświadomisz sobie co jest źródłem problemu, jak możesz liczyć, że cokolwiek się zmieni?
Dopóki nie usuniesz źródła problemu, problem zawsze będzie. Tak jak dopóki nie wyrwiesz korzenia chwastu, chwast będzie odrastał.
Podchodzenie na siłę to ucinanie chwastu.
Tak wiem to głupio brzmi – być w stanie poprosić kogoś o pieniądze na wino, nie będąc jednocześnie zdolnym do rozpoczęcia normalnej ludzkiej rozmowy.
No bo sam w postawie szczerości, w swoich intencjach i pragnieniach dostrzegasz coś złego, więc nie chcesz tego powiedzieć drugiej osobie.
A może właśnie intencje są do skorygowania, bo są negatywne?
Wynika to z tego że nie jestem nieśmiały, tylko wstydzę się pokazywać ludziom że na czymkolwiek mi zależy,
Wstyd to informacja, że uważasz się za gorszego, że Twoja wartość jest zmienna i zależy od czegoś/kogoś. A że ma to związek z tym, co chcesz pokazać innym, wychodzi na to, że to, co chcesz pokazać uważasz, że źle o Tobie świadczy.
nawet drobnej oznaki zainteresowania w stronę kogokolwiek, zawsze musi temu towarzyszyć jakiś interes – wtedy mam dobra wymówkę, i nie czuję wstydu.
Widzisz więc, że nawet poprzez działania chcesz kombinować, by uniknąć wstydu.
To tak jakbyś chciał przejechać Saharę samochodem i chciał jednocześnie unikać piasku w oczach i ustach…
Lub dobrze bawić się na łódce ale się nie zamoczyć…
Ale zazwyczaj nie towarzyszy. I wtedy nie mam po co podchodzić, nawet jak mam ochotę.
Więc to nie ochota. To tylko chcenie. Myślenie o tym.
Nie ma odpowiedzialności za swoje decyzje, nie ma ustalonego konkretnego, jasnego celu i intencji.
Twoją intencją jest unikanie wstydu, więc wszystko, w czym jest ryzyko odczucia wstydu porzucasz niezależnie od chcenia, fantazjowania, a nawet frustracji i cierpienia z braku tego, itd.
Masz podjąć działanie ale uwzględnij w nim te elementy:
– Rozpoznaj obecne intencje i je skoryguj na pozytywne.
– Naucz się oczyszczać z oporu i wstydu i gdy je poczujesz – uwalniaj je.
– Rozpoznaj to, do czego właściwie zmierzasz, czego chcesz. Bo jak się zapyta Ciebie kobieta – “Dlaczego do mnie podszedłeś? Czego ode mnie chcesz?” to spocony palniesz jakiś tekst, który zapamiętałeś? Będziesz jak robot? Czy powiesz zgodnie z prawdą dlaczego do niej podszedłeś? Jaka jest to prawda? Co byś kobiecie odpowiedział? 100% szczerości i uczciwości. I wtedy jak uważasz – kobieta chciałaby Cię poznać czy raczej nie?
Dziękuję za odpowiedź na moje pytania. Tylko wiesz, nie jestem pewien tego, że w podstawówce odczuwałem tylko “lekki stresik” na myśl o pogadaniu z dziewczyną. Jak trzeba było wytargać za włosy – tooo Mateusz był zawsze pierwszy do tego, ale kontakt w pozytywnym tego słowa znaczeniu? Płonąłem ze wstydu na samą myśl (jeżeli dobrze pamiętam, bo to dawno temu było). Przyznam że zmartwiło mnie twoje potwierdzenie odnośnie tego że nie mogę pominąć kroku podchodzenia do dziewczyn. Czemu “zdrowa, radosna i fajna” osoba miałaby nie poznawać innych tego typu osób? Weźmy pod uwagę, że o byciu taką osobą to ja nawet nie marzę, nie mówiąc o poznawaniu takich. Ja chciałbym tylko przestać tracić swój czas na oglądanie pornografii (co mi jako tako nawet wychodzi – teraz wytrzymałem jakieś 2 miesiące, czyli więcej niż miesiąc który był średnim czasem, jaki byłem w stanie wytrzymać po wpadkach – jestem wdzięczny ci za to o czym piszesz, świadomość że oglądam to, po to żeby uciec od niechcianych emocji bardzo pomaga w tym żeby tego nie robić, nie wkładając w to dodatkowo dużego wysiłku.), i fantazjowanie o kobietach (no, z tym już jest gorzej – czuję jakby zastępowało to pornografię), oraz cieszyć się spokojem wewnętrznym, który pozwoliłby mi po prostu żyć. I dalej najgorsze. Co jeżeli nie jestem w stanie znaleźć żadnego tematu, na jaki mógłbym porozmawiać z kobietą nawet 10 albo i 5 minut? Kiedyś próbowałem umawiać się z dziewczynami. Wyobraź sobie, że na niemal każdym spotkaniu sam na sam z jakąkolwiek kobietą nie miałem o czym rozmawiać. Jako “męska”, ale już ostatnimi czasy przynajmniej nie szowinistyczna, lecz ciągle świnia nadmienię że 99% moich zainteresowań to heavy metal, sztuki walki i treningi siłowe. Oprócz tego mogę godzinami rozmawiać o używkach, i swoich doświadczeniach z nimi związanymi, oraz o prawie (w sensie jakie można mieć z nim problemy – to też z doświadczenia). I to wszystko o czym jestem w stanie w ogóle rozmawiać. Nie sądzę by jakakolwiek kobieta miała ochotę rozmawiać na takie tematy. Uważasz ze można zmuszać siebie do bycia zainteresowanym czymkolwiek po to żeby mieć o czym rozmawiać z dziewczynami, bo ja uważam coś takiego za płytkie i nieszczere? W ogóle jestem dziwnym przypadkiem, bo nie jestem nieśmiały, potrafię świetnie dogadywać się z całymi grupami ludzi, robić performance, przemówienia itd., ale jak mam podtrzymać kontakt z pojedynczą osobą to nagle uchodzi ze mnie cała energia, kończą się pomysły na cokolwiek i staję się zamulony. I fakt, wstyd który czuję (a być może i każdy wstyd) to faktycznie informacja że postrzegam siebie jako gorszego. Wiesz, jak byłem dzieckiem, to mama studiowała medycynę – zostawiła mnie z babcią, która miała poglądy z czasów średniowiecza (bardziej chodzi mi o kult siły, zwłaszcza fizycznej, postrzegania męskości itd. niż o fanatyzm religijny), i wbijała mi do głowy, że mężczyzna to bezduszna maszyna do bicia i picia, i że jak mam jakiekolwiek uczucia i potrzeby to jestem ofermą, ofiarą losu, fajtłapą, czy nawet gównem. W ogóle mężczyzna niedysponujący przynajmniej kwintalem masy mięśniowej nie jest godzien nazywania się mężczyzną (zgodnie z wbijanymi mi do głowy przekonaniami), co dla szczupłego kolesia, takiego jak ja było katastrofalnym w skutkach przekonaniem. Wracając do podstawówki – biłem tam kogo się tylko dało, pod najgłupszymi możliwymi pretekstami, czasem nawet bez – tylko po to by udowodnić sobie że nie jestem ofermą. Przestałem dopiero, kiedy ktoś przez to stracił zdrowie, a ja omal nie trafiłem do poprawczaka. Nie miałem przez to żadnych kolegów, a i tak nie poczułem się “mężczyzną”. W moim mniemaniu w tym celu musiałbym pobić najsilniejszego chłopaka w szkole. Tłukłem się z nim cały czas (w związku z tym), ale mój bilans wygranych/porażek nie zadowalał mnie. Podstawówkę ukończyłem więc jako “gówno” bez “prawa do samic”. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego że te ostatnie kilka zdań opisuje tylko moje urojenia (choć, kto wie czy nie dotyczy to wszystkich moich wypowiedzi). Tak więc doskonale zdaję sobie sprawę z tego że postrzegam swoje własne uczucia, potrzeby, cokolwiek co wskazywałoby na to że nie wpasowuję się w etos wbity mi do głowy przez babcię jako coś czego powinienem się wstydzić, coś co czyni mnie gorszym od innych – czyli w zasadzie nie czyni mnie lepszym od co najmniej 99% mężczyzn – bo tylu mniej więcej nie wpasowuje się w etos. Do bycia “mężczyzną” w tym tego słowa rozumieniu trzeba czuć się lepszym, a nie tylko nie czuć się gorszym. Głupie to, ale tak to wygląda. Jak mam wyjść ze świadomości ofiary w takim wypadku? Przecież byłem zupełnie nieświadomym tego co mu robią dzieckiem, które chłonęło wszystko jak gąbka, z resztą nie sądzę by ktokolwiek w mojej rodzinie miał świadomość tego co mi zrobiono. Jak mam wziąć za to odpowiedzialność? I przyznaję ci rację co do tego że unikanie wstydu jest dla mnie ważniejsze od podchodzenia do kobiet. Coś wewnątrz mnie strasznie nie chce poznawać kobiet – utożsamiło się z wizją mężczyzny “berserkera”, albo innego tego typu świra i uważa że powinienem dążyć tylko i wyłącznie do walki – najlepiej z całym światem. Według tego czegoś walka jest jedynym sensem istnienia. Druga część tych kobiet pragnie, ale pierwsza ją tłumi – i wydaję się być silniejsza. Tłumi zwłaszcza sferę uczuciową, bo fizyczne pożądanie jest przez nią akceptowane, ale żeby je zaspokoić najpierw trzeba z kobietą porozmawiać. To “piekło” trwa już od przedszkola, w podstawówce to ja siedziałem już w gównie po uszy. Udało mi się częściowo zdystansować od tego etosu, ale dalej np. nie wyszedłbym z domu bez pały w plecaku, albo co najmniej kubotanu w kieszeni. Boję się każdej osoby, którą mijam na ulicy, która miałaby nade mną jakąkolwiek fizyczną przewagę. Tutaj nie chodzi nawet o bezpieczeństwo fizyczne (z czego zdałem sobie sprawę dopiero teraz, pisząc to co piszę), tylko bardziej o moją dumę, bo nie potrafiłbym sobie wybaczyć przegranej walki, dla mnie bycie “pobitym” = “bycie śmieciem” (wiem że to głupie, jak się tego pozbyć?) – muszę mieć więc zabezpieczenie na wypadek walki z silniejszym fizycznie przeciwnikiem. Kiedyś nawet to że próbuję używać narzędzi do obrony wywoływałoby we mnie wstyd – chociaż tyle udało mi się przepracować przez… nie wiem ile lat, ale na pewno dużo. Wybacz chaotyczność mojej wypowiedzi, nie byłem w stanie opisać przemyśleń związanych z twoją odpowiedzią na mój wcześniejszy komentarz, bez odwoływania się do mojej przeszłości.
Dużo tekstu.
To może oznaczać zarówno coś dobrego (dużo chęci) jak i niekoniecznie coś dobrego (dużo mentalizacji, mówienia, by uniknąć działania).
Dziękuję za odpowiedź na moje pytania.
Proszę!
Tylko wiesz, nie jestem pewien tego, że w podstawówce odczuwałem tylko “lekki stresik” na myśl o pogadaniu z dziewczyną. Jak trzeba było wytargać za włosy – tooo Mateusz był zawsze pierwszy do tego, ale kontakt w pozytywnym tego słowa znaczeniu? Płonąłem ze wstydu na samą myśl (jeżeli dobrze pamiętam, bo to dawno temu było).
Było całkowicie odwrotnie. Najpierw czułeś wstyd, zaczynałeś się mu opierać, przez co nie znikał, tylko rósł (określenie “płonę” oznacza nagrzewanie organizmu przez opór – fizyka uczy, że temperatura odkłada się na opornikach) i źle się z nim czułeś. I dopiero potem pojawiały się myśli.
Zastanów się jaka była różnica między “ciągnięciem za włosy”, a pozytywnym kontakcie?
Do jednego byłeś pierwszy i chętny, a wobec drugiego “płonąłeś”?
Przyznam że zmartwiło mnie twoje potwierdzenie odnośnie tego że nie mogę pominąć kroku podchodzenia do dziewczyn.
Naturalnie.
Ale nie Ciebie zmartwiło, tylko Twój umysł.
Bo na razie Twój umysł robi wszystko, by uciekać od emocji.
I wszystko postrzega tak, jakby ten wielki, ciężki wór emocji nagromadzonych w podświadomości to był już Twój nieunikniony los, który będzie Cię obciążał aż do śmierci.
Ale tak nie jest.
Ten “wór” będziesz opróżniał krok po kroku.
I w końcu to, co wydawało się dla umysłu niemożliwe stanie się możliwe.
Czemu “zdrowa, radosna i fajna” osoba miałaby nie poznawać innych tego typu osób? Weźmy pod uwagę, że o byciu taką osobą to ja nawet nie marzę,
Bo nie Ty “marzysz”. Umysł, z którym się mylisz myśli sam na bazie tego, co czujesz.
A że non stop czujesz niskie emocje (bo się im opierasz), no to umysł nie jest w stanie wymyślić nic nowego. I nie potrafi patrzeć na Ciebie inaczej, niż przez pryzmat tych emocji.
nie mówiąc o poznawaniu takich. Ja chciałbym tylko przestać tracić swój czas na oglądanie pornografii
Ależ go przecież nie tracisz!
Potrzebujesz tego jak spragniony wody.
Dlaczego miałbyś się tego pozbyć?
Mówisz, że chcesz przestać tracić czas. A następnie mówisz, że nawet nie marzysz, by ten czas pożytecznie wykorzystać. No to po co Ci ten cały czas?
(co mi jako tako nawet wychodzi – teraz wytrzymałem jakieś 2 miesiące, czyli więcej niż miesiąc który był średnim czasem, jaki byłem w stanie wytrzymać po wpadkach
No ale masz ten czas i co dalej?
Jak nie na porno, to na co trwonisz go teraz?
– jestem wdzięczny ci za to o czym piszesz, świadomość że oglądam to, po to żeby uciec od niechcianych emocji bardzo pomaga w tym żeby tego nie robić,
Ale w wychodzeniu z uzależnienia abstynencja to jedynie jeden element całej pracy. I to ma być jej rezultat, a nie sukces sam w sobie.
nie wkładając w to dodatkowo dużego wysiłku.), i fantazjowanie o kobietach (no, z tym już jest gorzej – czuję jakby zastępowało to pornografię),
Oczywiście.
Bo umysł myśli sam. Robi to, by racjonalizować emocje i od nich uciekać.
Dla niego porno/treści erotyczne stały się sposobem na ucieczkę od niższych od pożądania emocji – wstydu, winy, apatii, żalu, strachu.
Więc nawet jak nie porno, to umysł będzie kombinował inaczej, by tego nie odczuwać, a gdy już odczujesz, to w jakiś sposób sobie z tym poradzić (stłumić).
oraz cieszyć się spokojem wewnętrznym, który pozwoliłby mi po prostu żyć.
Ależ Ty cały czas możesz po prostu żyć.
Tylko zamiast tego opierasz się emocjom, łapiesz myśli, próbujesz coś z nimi robić, słuchasz się ich jak najświętszych przykazań, oglądasz je i słuchasz ich jak zahipnotyzowany ulubionym serialem.
Nikt Ci nie odbiera ani spokoju, ani radości.
Sam sobie to robisz.
I dalej najgorsze. Co jeżeli nie jestem w stanie znaleźć żadnego tematu, na jaki mógłbym porozmawiać z kobietą nawet 10 albo i 5 minut?
NO TRAGEDIA!
Ale przecież Ty nie chcesz ich w ogóle poznawać. Więc po co Ci wiedzieć o czym miałbyś rozmawiać przez 10 minut?
Przez 10 minut możecie podziwiać Wisłę idąc jej brzegiem.
Kiedyś próbowałem umawiać się z dziewczynami. Wyobraź sobie, że na niemal każdym spotkaniu sam na sam z jakąkolwiek kobietą nie miałem o czym rozmawiać.
No przecież to zupełnie normalne.
Bo zamiast skupiać się na rozmowie, na niej, na czymkolwiek pozytywnym, Ty w tym czasie prowadziłeś batalię z emocjami, opierałeś się, a przez to Twoje psychika i mentalność były jak zakleszczone byle tylko nie odczuwać.
Jako “męska”, ale już ostatnimi czasy przynajmniej nie szowinistyczna, lecz ciągle świnia nadmienię że 99% moich zainteresowań to heavy metal, sztuki walki i treningi siłowe.
Czyli to wszystko, w czym wierzysz, że istnieje choć kapka jakiejś męskiej energii.
Ale tak nie jest.
Źródło jest tylko jedno – Twoje wnętrze. A ono jest na razie przygruzowane nagromadzonymi emocjami i oporem.
Oprócz tego mogę godzinami rozmawiać o używkach, i swoich doświadczeniach z nimi związanymi, oraz o prawie (w sensie jakie można mieć z nim problemy – to też z doświadczenia).
Czyli tematy absolutnie niezwiązane z emocjami oraz takie, przy których unikasz odczuwania.
I to wszystko o czym jestem w stanie w ogóle rozmawiać.
Jesteś w stanie rozmawiać o wszystkim ale nie chcesz tego, bo inne tematy wyciągają z Ciebie emocje i opór.
Nie sądzę by jakakolwiek kobieta miała ochotę rozmawiać na takie tematy.
I dobrze!
Bo inaczej już dawno tę planetę trafiłby szlag, gdyby faceci nie pracowali nad sobą dla kobiet.
Uważasz ze można zmuszać siebie do bycia zainteresowanym czymkolwiek po to żeby mieć o czym rozmawiać z dziewczynami, bo ja uważam coś takiego za płytkie i nieszczere?
Zmuszanie się jest dobre wyłącznie do przetestowania czegoś – np. czy nie zginiemy podchodząc do kobiety.
Ale to tyle.
Trzeba to uzupełnić o wewnętrzne oczyszczenie oraz korekty swoich postaw.
W ogóle jestem dziwnym przypadkiem,
Absolutnie normalnym i powszechnym. “Takich jak Ty” są miliony naokoło.
bo nie jestem nieśmiały, potrafię świetnie dogadywać się z całymi grupami ludzi, robić performance, przemówienia itd., ale jak mam podtrzymać kontakt z pojedynczą osobą to nagle uchodzi ze mnie cała energia,
Nie uchodzi z Ciebie energia, tylko całą ją poświęcasz na opór tego, co się z Ciebie ujawnia, gdy tylko podejmujesz się czynności innej, niż te, które Twój umysł uznał za bezpieczne.
kończą się pomysły na cokolwiek i staję się zamulony.
Bo tak wygląda utrzymywanie w sobie oporu.
To zwykły opór. I doświadcza tego częściej lub rzadziej każdy człowiek.
I fakt, wstyd który czuję (a być może i każdy wstyd) to faktycznie informacja że postrzegam siebie jako gorszego. Wiesz, jak byłem dzieckiem, to mama studiowała medycynę – zostawiła mnie z babcią, która miała poglądy z czasów średniowiecza (bardziej chodzi mi o kult siły, zwłaszcza fizycznej, postrzegania męskości itd. niż o fanatyzm religijny), i wbijała mi do głowy, że mężczyzna to bezduszna maszyna do bicia i picia, i że jak mam jakiekolwiek uczucia i potrzeby to jestem ofermą, ofiarą losu, fajtłapą, czy nawet gównem.
Przykro mi to słyszeć.
Ale też to dowód na to, że po prostu zostałeś zaprogramowany bzdurami.
I następnie swoje życie budowałeś na bazie tych kretynizmów. Bo wszyscy jesteśmy niewinni i nieświadomi.
Uwierzymy we wszystko, a szczególnie jako dziecko.
Więc wszystko, w co wierzysz negatywne na swój temat to kompletna bzdura.
W ogóle mężczyzna niedysponujący przynajmniej kwintalem masy mięśniowej nie jest godzien nazywania się mężczyzną
Bzdura.
(zgodnie z wbijanymi mi do głowy przekonaniami),
Czyli średniowiecznymi zabobonami i głupotami gorszymi, niż że Ziemia jest płaska.
co dla szczupłego kolesia, takiego jak ja było katastrofalnym w skutkach przekonaniem.
Sam to wybierasz.
Pamiętaj, że gadanie o używkach nie spowoduje, że przybędzie Ci nawet 1 gram masy mięśniowej.
To raz.
Dwa – co jest przyczyną tego, że jesteś szczupły? Nie masz mi odpowiadać, tylko zastanowić się.
Ja wiem. Ale czy Ty wiesz?
Skoro babcia nawciskała Ci, że facet to ma być byk chodzący na dwóch kopytach, no to dlaczego od małego nie zapierdalałeś na sterydach i nie nosiłeś 2-tonowych bloków w jednej ręce?
Wracając do podstawówki – biłem tam kogo się tylko dało, pod najgłupszymi możliwymi pretekstami, czasem nawet bez – tylko po to by udowodnić sobie że nie jestem ofermą.
Zrozumiałe i normalne.
Tak oto osoby utrzymujące w sobie wstyd i winę żyją w społeczeństwie. Jedni się izolują i kurczą, a inni czując pustkę w sobie robią co tylko popadnie, by od tego uciec.
Przestałem dopiero, kiedy ktoś przez to stracił zdrowie, a ja omal nie trafiłem do poprawczaka. Nie miałem przez to żadnych kolegów, a i tak nie poczułem się “mężczyzną”.
Bo aby poczuć cokolwiek innego, niż czułeś od małego, należy przestać się temu opierać (bo to czemu się opieramy trwa i rośnie) oraz przestać się tego trzymać – wierzyć w to i następnie próbować poprzez jakieś działania udowodnić, że jest inaczej.
To tak jakbyś trzymał się gówna i potem całe życie bił tych, którzy mówią, że śmierdzi od Ciebie.
No a nie łatwiej jest puścić się tego gówna?
W moim mniemaniu w tym celu musiałbym pobić najsilniejszego chłopaka w szkole.
Mógłbyś pobić najsilniejszego na świecie, samego Bruce-a Lee skrzyżowanego z nieśmiertelnym i wiecznie młodym Krzysztofem Ibiszem i dalej czułbyś to samo.
A nawet dużo bardziej, bo nastąpiłoby totalne rozczarowanie.
Tłukłem się z nim cały czas (w związku z tym), ale mój bilans wygranych/porażek nie zadowalał mnie.
Nic i nikt by Cię nie zadowoliło, bo źródłem radości jest Twoje wnętrze. A dopóki utrzymujesz w nim opór, wstyd, winę, żal, gniew – no to nie możesz poczuć nic innego.
Podstawówkę ukończyłem więc jako “gówno” bez “prawa do samic”.
Na własne, nieświadome życzenie.
Doskonale zdaje sobie sprawę z tego że te ostatnie kilka zdań opisuje tylko moje urojenia (choć, kto wie czy nie dotyczy to wszystkich moich wypowiedzi). Tak więc doskonale zdaję sobie sprawę z tego że postrzegam swoje własne uczucia, potrzeby, cokolwiek co wskazywałoby na to że nie wpasowuję się w etos wbity mi do głowy przez babcię jako coś czego powinienem się wstydzić,
Ale nic się nie zmieni, dopóki to wszystko będzie tylko na poziomie logiki.
Logika to rezultat, a nie przyczyna.
Logika może jedynie pomóc nam przekonać się do zmierzenia z emocjami. Ale to wszystko. Potem z logiki rezygnujemy na rzecz zmierzenia się z własnymi “demonami”.
coś co czyni mnie gorszym od innych
Nic nigdy nie uczyniło Cię gorszym od nikogo.
Ani “kim” Cię zaprogramowano, ani nawet to, co zrobiłeś.
Twoja wartość jest niezmienna.
Ale jesteś odpowiedzialny za swoje decyzje i za to co utrzymujesz w sobie.
– czyli w zasadzie nie czyni mnie lepszym od co najmniej 99% mężczyzn
Nic również nigdy nie uczyni Cię lepszym.
– bo tylu mniej więcej nie wpasowuje się w etos.
Ten cały “etos” to tylko dobre rady, wskazówki, a nie wyryte w kamieniu zero-jedynkowe wymagania.
Np. “masa mięśni 70 kg na każde 5 kg szkieletu” to jedynie wskazówka. Bo nie to się liczy, tylko ewentualne przyczyny, przez które facet nie buduje i korzysta z siły.
No bo dlaczego zdrowy facet miałby nie dbać o swoje ciało i nie mieć chociaż optymalnej masy mięśniowej?
Nie mamy się zatyrać i liczyć, że biceps jak piłka do koszykówki da nam choć mililitr męskości.
Wartość jest niezmienna każdego człowieka. I tylko od naszej świadomości zależy co zrobimy, a czego nie.
Zaś emocje informują nas o naszej świadomości, czyli pokazują nam w formie odczuć jaki kierunek obraliśmy.
Do bycia “mężczyzną” w tym tego słowa rozumieniu trzeba czuć się lepszym,
Nie.
Już jesteś mężczyzną.
A cała reszta to jakaś historyjka.
Nic Ci nie brakuje. Ale że utrzymujesz jakieś wytyczne z dupy, Twój umysł sądzi, że to wszystko to za mało – że Ty to za mało. I właśnie wtedy pojawia się wstyd jako informacja, że właśnie skręciłeś w ciemną, wąską uliczkę, gdzie nic nie ma tylko ciemność.
A Ty sądzisz, że jeszcze ten wstyd i ta “ciemność” źle o Tobie świadczą. Więc jeszcze sobie odbierasz w swoim mniemaniu wartości. I tak w kółko.
a nie tylko nie czuć się gorszym.
Nie można “czuć się gorszym”.
Można czuć wstyd i interpretować to, że oznacza “być gorszym od”.
Głupie to, ale tak to wygląda.
Zupełnie normalne i zrozumiałe.
Jak mam wyjść ze świadomości ofiary w takim wypadku?
Przestać się opierać i trzymać wstydu. Uwolnić go.
A potem winę, gniew, żal, dumę, etc.
Przecież byłem zupełnie nieświadomym tego co mu robią dzieckiem, które chłonęło wszystko jak gąbka,
Jak my wszyscy. Nie jesteś wyjątkiem.
z resztą nie sądzę by ktokolwiek w mojej rodzinie miał świadomość tego co mi zrobiono.
Jak większość ludzi na tej planecie.
Większość naturalnie chce dobrze ale i tak programuje swoje dzieci masą głupot i nawet niebezpiecznymi kłamstwami.
Ech, gdyby ludzie wiedzieli jak to jest z Bogiem to by się za głowę złapali i na zmianę śmiali się i płakali.
A nie srali po gaciach i bili się w pierś i liczyli, że jak pójdą se do kościółka to ich bozia poklepie.
Jak mam wziąć za to odpowiedzialność?
Przestać ją zrzucać na kogokolwiek. Przestać się jednocześnie trzymać i opierać temu, co czujesz.
Pomoże Ci bardzo ta seria:
http://wolnoscodporno.pl/Blog/2017/09/Jak-I-Dlaczego-Zaczac-Odczuwac-6/
I przyznaję ci rację co do tego że unikanie wstydu jest dla mnie ważniejsze od podchodzenia do kobiet. Coś wewnątrz mnie strasznie nie chce poznawać kobiet
Wcale nie!
To “coś” to umysł i on nie chce mierzyć się z emocjami i tym, co uznał za ich źródło.
Gdy się puścisz emocji, gdy przestaniesz zrzucać za nie odpowiedzialność i przestaniesz je demonizować, zobaczysz, że nagle zniknie niechęć do poznawania kobiet.
– utożsamiło się z wizją mężczyzny “berserkera”, albo innego tego typu świra i uważa że powinienem dążyć tylko i wyłącznie do walki – najlepiej z całym światem.
Ależ są ludzie co tak żyją.
Według tego czegoś walka jest jedynym sensem istnienia.
No to ciekawe jakby ten świat wyglądał, gdyby np. drzewa się napierdalały ze wszystkim, co istnieje. :)
Druga część tych kobiet pragnie, ale pierwsza ją tłumi – i wydaję się być silniejsza.
Naturalnie.
Bo ta silniejsza część to Twoja część zwierzęca, która w emocjach dostrzega źródło cierpienia, a nawet śmierci.
Ty przecież wolałeś napadać innych ludzi, niż posiedzieć ze swoim wstydem i powiedzieć mu “część”.
Tłumi zwłaszcza sferę uczuciową,
Bo dopóki opieramy się niskim emocjom, nie możemy poczuć nic więcej.
bo fizyczne pożądanie jest przez nią akceptowane, ale żeby je zaspokoić najpierw trzeba z kobietą porozmawiać.
A tu od razu pojawia się wstyd i wizja tego, że jesteś “gorszy” i że nie miałbyś o czym rozmawiać.
Koło się zamyka.
Bo wstydu nie puszczasz, a nawet nie dopuszczasz do siebie, a przez to umysł się zakleszcza i to, co uważasz za jakieś źródło swojej wartości – kobiety – znika z horyzontu.
Więc dla umysłu to staje się kolejnym pretekstem do trzymania się wstydu.
To “piekło” trwa już od przedszkola,
Bo tyle czasu opierasz się m.in. wstydowi.
w podstawówce to ja siedziałem już w gównie po uszy. Udało mi się częściowo zdystansować od tego etosu, ale dalej np. nie wyszedłbym z domu bez pały w plecaku, albo co najmniej kubotanu w kieszeni.
Naturalnie.
Bo to jak postrzegasz świat i innych ludzi tak naprawdę postrzegasz emocje i siebie samego.
Wierzysz, że zagrożenie jest na zewnątrz (typowa projekcja) ale nie ma go na zewnątrz. Ty dla innych byłeś większym zagrożeniem, niż ci wszyscy ludzie razem wzięci dla Ciebie.
Ale dla umysłu to nic nie znaczy.
Nosisz w sobie wstyd, winę, opór, żal, gniew, dumę i to cały czas projektowane jest na świat.
Ta “pała w plecaku” pokazuje jak podchodzisz do emocji – gdy tylko się pojawiają, bierzesz mentalną “pałę” i je napierdalasz, aż znikną.
Boję się każdej osoby, którą mijam na ulicy,
To projekcja.
Umysł boi się tego, co kontakt z tymi osobami mógłby z Ciebie wyciągnąć.
Boisz się też gniewu.
która miałaby nade mną jakąkolwiek fizyczną przewagę.
Kobiety mają nad Tobą fizyczną przewagę?
Tutaj nie chodzi nawet o bezpieczeństwo fizyczne
Ależ oczywiście, że nie chodzi o to! Nawet w 1%!!!
Chodzi tylko o bezpieczeństwo ego. A ego czuje się bezpieczne, gdy emocjom się opierasz i projektujesz je na świat.
Ale Ty mylisz siebie z ego. I dlatego wierzysz w to, co ono tam paple.
(z czego zdałem sobie sprawę dopiero teraz, pisząc to co piszę), tylko bardziej o moją dumę,
Bo dzięki dumie nic nie zmienisz.
Więc dla ego jest bardzo cenna i ono nie chce jej puścić za nic na świecie. Nawet za cenę tego ogromu Twojego cierpienia.
bo nie potrafiłbym sobie wybaczyć przegranej walki,
Widzisz?
I kto Cię katuje? Babcia? Kobiety? Obcy ludzie? Silni, słabi?
Nie.
Ty sam nie chcesz sobie wybaczyć. Czyli puścić winy, wstydu, żalu, dumy, które JUŻ MASZ W SOBIE i które wyciągnęłaby z Ciebie przegrana.
Więc tak naprawdę “przegrana” byłaby bardzo terapeutyczna.
Dlatego też nie podchodzisz do kobiet – bo nie chcesz “przegrać”.
dla mnie bycie “pobitym” = “bycie śmieciem” (wiem że to głupie, jak się tego pozbyć?)
Przestać się tego trzymać :)
Ale Ty nie chcesz sobie wybaczyć, czyli puścić tego.
Sam się tego trzymasz, dlatego to jest.
– muszę mieć więc zabezpieczenie na wypadek walki z silniejszym fizycznie przeciwnikiem.
To na walkę z kobietami weź ze 20 opakowań chusteczek higienicznych!
Kiedyś nawet to że próbuję używać narzędzi do obrony wywoływałoby we mnie wstyd
Nie wywołało, tylko wyciągnęło. Ten wstyd już w sobie nosisz i robisz wszystko, co tylko możesz, by go uniknąć.
A unikając go uniemożliwiasz sobie oczyścić się z niego.
– chociaż tyle udało mi się przepracować przez… nie wiem ile lat, ale na pewno dużo. Wybacz chaotyczność mojej wypowiedzi,
Nie szkodzi.
Wszystko jest zrozumiałe.
nie byłem w stanie opisać przemyśleń związanych z twoją odpowiedzią na mój wcześniejszy komentarz, bez odwoływania się do mojej przeszłości.
Mam nadzieję, że sytuację Ci rozjaśniłem.
Ogólnie wszystko dla mnie jest zrozumiałe, normalne, a nawet łatwe z mojej perspektywy. I wszystko co niezbędne jest w Programie WoP. Więc jakbyś był zainteresowany, wiesz gdzie szukać o nim informacji (?).
Cześć Piotrze. Długo już czytam Twoje artykuły i wiadomości i jestem bardzo wdzięczny :)
1 Co jeśli denerwuje się bardzo jak widzę mojego Brata, który od kilku lat zatraca się w ciągłym gapieniu się w telefon itd. czy mam się ciągle denerwować i próbować coś zmieniać?
2 Co jeśli już prawie 3 lata od rozstania czesto przeżywam to, że nie doceniałem super kochającej mnie Dziewczyny, oglądałem wtedy np. porno i porównywałem ją do aktorek, brałem narkotyki i robiłem dużo krzywdy a po 4 latach związku w końcu postarałem się żeby odeszła a teraz bardzo żałuję i ciągle daje mi się to we znaki, że nie mam już tej radości jak przed jej poznaniem bo nie umiem się pogodzić z tym jaki dla niej byłem.
Pozdrawiam
Cześć Piotrze.
hej Patryku! Dziękuję za komentarz!
Długo już czytam Twoje artykuły i wiadomości i jestem bardzo wdzięczny :)
Bardzo mi miło!
1 Co jeśli denerwuje się bardzo jak widzę mojego Brata, który od kilku lat zatraca się w ciągłym gapieniu się w telefon itd. czy mam się ciągle denerwować i próbować coś zmieniać?
Nie.
Konieczne jest wzięcie odpowiedzialności za swój gniew (oraz zapewne poczucie winy) i zrozumienie, że Twój brat wyciąga je z Ciebie. Zaś Ty się temu opierasz – nie chcesz tego czuć i automatycznie – nieświadomie – obwiniasz brata. Bo wierzysz, że to on jest źródłem niechcianych emocji i Twojego gorszego samopoczucia.
Bardzo pomoże Ci książka – “Radykalne wybaczanie” Colin Tipping.
2 Co jeśli już prawie 3 lata od rozstania czesto przeżywam to, że nie doceniałem super kochającej mnie Dziewczyny, oglądałem wtedy np. porno i porównywałem ją do aktorek, brałem narkotyki i robiłem dużo krzywdy a po 4 latach związku w końcu postarałem się żeby odeszła a teraz bardzo żałuję i ciągle daje mi się to we znaki, że nie mam już tej radości jak przed jej poznaniem bo nie umiem się pogodzić z tym jaki dla niej byłem.
To przez co robiłeś co robiłeś, przez co brałeś narkotyki, oglądałeś porno i teraz żałujesz jest jednym i tym samym – nieświadomym życiem na bazie emocji i mentalizującego umysłu – ego.
To już bardzo poważna sytuacja i nie zalecałbym niczego innego, niż albo rozpoczęcie terapii z bardzo dobrym terapeutą, albo mój Program.
Nie masz radości w sobie, bo cały czas wybierasz opór, niechęć, nieświadomość, ucieczkę. Samą relację wybrałeś nie z miłości ale z pragnienia, by nie czuć tego wszystkiego w sobie. Jednak mądra relacja to wyciąga z człowieka, dlatego mylnie sądzi się, że relacje się psują. Wręcz przeciwnie – relacje spełniają perfekcyjnie swoje role – wyciągają z ludzi stłumione i wyparte toksyny emocjonalne – niechciane emocje, opór, niedojrzałe postrzeganie siebie, innych ludzi, wszelkie niskiej jakości mechanizmy.
Słowem – ujawniona staje się niska świadomość, by mogła zostać przetransformowana.
A od tego ucieka ego.
Nie umiesz się pogodzić z tym, jaki byłeś, bo trzymasz się winy, żalu, wstydu, gniewu, a także oporu i Twój umysł sądzi, że musisz cierpieć przez swoje przeszłe postępowanie. Ale właśnie doszło do czego doszło, bo już miałeś w sobie te emocje i nie pozwalając się im ujawniać robiłeś wszystko, by się nie ujawniły, łącznie z zażywaniem narkotyków, oglądaniem porno i byciem krzywdzącym dla bliskiej osoby.
Wiele osób uzależnionych postępuje tak samo. I właśnie dochodząc do dna cierpienia, robią wreszcie to, co niezbędne – proszą o pomoc. Przestają być z tym same.
Dziękuję za tę odpowiedź, mimo wszystko w jakiś sposób przerażającą. Od czerwca chodzę do bardzo dobrej psychoterapeutki z Rumii, od września regularnie. Czy dodatkowo może warto skorzystać też z programu? Czuje jakbym miał przymocowaną do pleców taką ogromną naprężającą się coraz bardziej gumkę recepturke, czas idzie teoretycznie do przodu a ja się rozwijam i chce się rozwijać
w pełni , ale cały czas coś trzyma mnie przy Monice, ten finałowo chaotyczny związek, niesprecyzowane zakończenie, brak jakiejkolwiek relacji, chęć powrotu bo już jestem taki jak chciała żebym był i wszystko zrozumiałem co chciała żebym zrozumiał i wogóle. Ona ma już kogoś i raczej na 99,9% nie wróci nigdy do mnie ale ja kilkadziesiąt procent myśli dziennie (czasem mniej, czasem więcej, bardzo rzadko wcale)poświęcam temu jak żałuję, że jej nie doceniałem, i doceniłem gdy już straciłem? (Łudzę się chyba, że nie straciłem.) Nic mi nie brakuje a mam ogromny problem z doprowadzeniem do jakiś głębszych relacji i stosunków z innymi Kobietami, a tak bardzo o tym marzę co też wypełnia dużo % myśli w ciągu dnia. Ciężko uśmiechać mi się większość dnia pięknym, szczerym, zaraźliwym szerokim uśmiechem jak kiedyś, uśmiechem, który stopniowo znikał podczas 4 lat związku z Moniką podczas to którego coraz bardziej płynąłem w świat hedonizmu, narkotyków, egoistycznego seksu, porno i coraz więcej idącego równolegle z tym złego obserwowałem dookoła siebie. Mimo, że teraz już na codzien dużo ludzi widzi we mnie potencjał, dużo pomagam, mam dobrą kondycję fizyczną i robię sporo dobrego to bardzo się męczę.
Dziękuję za tę odpowiedź,
Proszę!
mimo wszystko w jakiś sposób przerażającą.
Jeśli odpowiedź jest dla Ciebie przerażająca, to:
1. Albo jej nie zrozumiałeś, bo w niej nie ma NIC strasznego. Prawda może co najwyżej boleć ale jest to niezbędnym doświadczeniem.
2. To, co powiedziałem wyciągnęło z Ciebie strach, który nosisz w sobie od wielu lat i przez to masz problemy z uzależnieniem i pewnie też problemy w wielu innych obszarach swojego życia. I sabotujesz oraz odmawiasz sobie wszystkiego, co wyciąga z Ciebie ten strach, a także zapewne inne niskie emocje i opór.
Od czerwca chodzę do bardzo dobrej psychoterapeutki z Rumii, od września regularnie. Czy dodatkowo może warto skorzystać też z programu?
Ja uważam (i wielu z tych, co Program przeszli), że KAŻDY na tej planecie powinien zapoznać się z tymi informacjami.
Bo tam oprócz instrukcji jak poradzić sobie z uzależnieniem, czyli rozpoznać wszystkie powody, przez które ono się pojawiło, trwa i się pogłębia, uczy jak zająć się tymi problemami – czyli całą gamą życiowych sytuacji od odczuwania, po związki, karierę i więcej. Program stanowi również niejako przewodnik po życiu na tej planecie. Bo szokujące jest to jak mało osób zna prawa zarządzające życiem.
Większość ludzi zna grawitację i w sumie tyle. A jest ich dużo więcej.
Trudno żyć swobodnie i radośnie oraz mieć poczucie kontroli i bezpieczeństwa, gdybyśmy nie znali grawitacji, prawda? Co chwila niszczylibyśmy sobie talerz, kubek, dziwili się, że upadamy na głowę, gdy się przechylamy za bardzo w jakąś stronę. Czyż nie?
I dlatego też wiele osób upada na wiele sposobów, bo nie dostrzega praw, które przedstawiam i wyjaśniam.
Czuje jakbym miał przymocowaną do pleców taką ogromną naprężającą się coraz bardziej gumkę recepturke, czas idzie teoretycznie do przodu a ja się rozwijam i chce się rozwijać w pełni , ale cały czas coś trzyma mnie przy Monice, ten finałowo chaotyczny związek, niesprecyzowane zakończenie, brak jakiejkolwiek relacji, chęć powrotu bo już jestem taki jak chciała żebym był i wszystko zrozumiałem co chciała żebym zrozumiał i w ogóle.
To, co czujesz to opór, czyli jedno z praw jak grawitacja. Grawitacja m.in. oznacza, że jak coś podrzucimy pionowo w górę, to spadnie na dół z pewną siłą zależną od masy i odległości, którą pokonało.
Zaś opór powoduje, że to czemu się opieramy trwa i rośnie. W tym sam opór.
Również tyczy się to oczekiwań w związkach – jak czegoś oczekujemy, zazwyczaj tego nie dostaniemy. A nieraz i przeciwieństwo.
Jeszcze jedno prawo – zazwyczaj wymagamy od innych tego, czego nie widzimy w sobie lub co wyparliśmy w sobie. Dlatego to nas boli i dlatego tym bardziej boli nas to, gdy ktoś nam tego odmawia, nie słucha nas i rozczarowuje.
Kolejne prawo – rozczarowanie to efekt zaczarowania.
Jeszcze inne – ból to efekt stawiania oporu. Cierpienie zaś to opieranie się bólowi.
Te i wiele innych praw przedstawiam w Programie.
Ona ma już kogoś i raczej na 99,9% nie wróci nigdy do mnie ale ja kilkadziesiąt procent myśli dziennie (czasem mniej, czasem więcej, bardzo rzadko wcale)poświęcam temu jak żałuję, że jej nie doceniałem, i doceniłem gdy już straciłem? (Łudzę się chyba, że nie straciłem.)
Nie Ty żałujesz i nie Ty się łudzisz, tylko robi to Twój umysł sam.
Umysł myśli sam na bazie emocji i oporu, które w sobie nosisz i utrzymujesz.
To również szeroko wyjaśniam w Programie.
Nic mi nie brakuje a mam ogromny problem z doprowadzeniem do jakiś głębszych relacji i stosunków z innymi Kobietami, a tak bardzo o tym marzę co też wypełnia dużo % myśli w ciągu dnia.
Bo tylko MYŚLISZ, że nic Ci nie brakuje, a jednak odczuwasz brak, bo nosisz go w sobie, utrzymujesz niechęcią, czyli oporem, w tym niechęcią do własnych emocji.
To je w Tobie zamyka i na ich podstawie umysł myśli sam.
Ciężko uśmiechać mi się większość dnia pięknym, szczerym, zaraźliwym szerokim uśmiechem jak kiedyś, uśmiechem, który stopniowo znikał podczas 4 lat związku z Moniką podczas to którego coraz bardziej płynąłem w świat hedonizmu, narkotyków, egoistycznego seksu, porno i coraz więcej idącego równolegle z tym złego obserwowałem dookoła siebie.
Bo tak naprawdę uciekałeś od tego, czego nie chciałeś czuć, a co cały czas nosiłeś i nadal nosisz w sobie.
Wybierasz niechęć i to ta niechęć powoduje, że nie czujesz radości, nie potrafisz się uśmiechać.
Naturalnie związek degenerował się, a rolą tego było wyciąganie z Ciebie tych wszystkich stłumionych toksyn.
Jednak Ty tego nie chciałeś czuć, więc uciekałeś w inne używki ogłupiające umysł i niszczące zdolność odczuwania.
Mimo, że teraz już na codzien dużo ludzi widzi we mnie potencjał, dużo pomagam, mam dobrą kondycję fizyczną i robię sporo dobrego to bardzo się męczę.
Bo utrzymujesz opór, walczysz, wybierasz niechęć, etc.
Skorygowanie tych WEWNĘTRZNYCH zachowań to podstawa, jeśli liczymy na jakiekolwiek trwałe zmiany na lepsze w życiu zarówno zewnętrznym, jak i przede wszystkim wewnętrznym.
Nie potrafię pogodzić się z samotnością, myśli nie pozwalają funkcjonować, na samą myśl o tym, ze jestem sama dostaje scisk w brzuchu, wysokie tętno, może to trwać kilka godzin, nie można normalnie funkcjonować, robię jakieś blokady, spięcia których nie potrafię przejść. Nie wiem jak mam to zaakceptować. Poddać się temu, jak to poczuć.
Witaj Alu! Dziękuję za komentarz!
Nie potrafię pogodzić się z samotnością,
Widzisz, prawda jest nieco inna. Potrafisz ale nie chcesz. Wybierasz, by nie akceptować swojej samotności. Powodów może być wiele, a może być jeden indywidualny.
Najczęstszymi powodami braku akceptacji czegoś to:
– Wiara, że brak naszej akceptacji, czyli opór chroni nas przed tym, przed czym się opieramy. Niestety opór stawiany czemuś to tak naprawdę opór stawiany swoim emocjom, które są źródłem myśli, przez które to myśli trwamy w tym stanie i go jeszcze pogłębiamy. Opór zachowuje w naszym życiu to, czemu się opieramy i zazwyczaj jeszcze to pogłębia.
– Bo mamy w sobie tak dużo stłumionych emocji, że wolimy zrzucić odpowiedzialność za nie na coś, np. na samotność mówiąc – “Samotność jest taka zła! Nikt nie powinien być samotny!”. Ale to nasza własna interpretacja samotności jest przyczyną naszego cierpienia, a nie sama samotność. Porzucenie negatywności, w tym oporu, czyli własnej niechęci, uwalnia nas, oczyszcza i pozwala zmienić tę sytuację.
– Nasze ego uważa, że akceptacja czegoś to zezwolenie, by to trwało w naszym życiu, że to tak jakbyśmy zapraszali tego więcej. Ale jest odwrotnie – akceptacja, czyli porzucenie oporu powoduje, że uwalniamy tzw. przepływ – to, co zastane zaczyna się ruszać i naturalnie się oczyszcza. Jak zablokowane, zabrudzone koryto rzeki. Gdy przestaniemy napierać na brudy, nurt sam je poniesie ze sobą.
Pamiętaj – masz ego, tak jak każdy inny człowiek. I zadaniem ego jest zachować stan obecny. Ego robi to zazwyczaj poprzez niezgodę, opór i zmaganie.
myśli nie pozwalają funkcjonować,
Nie. Myśli nie mają żadnej mocy nad kimkolwiek.
Sama nie pozwalasz sobie funkcjonować, bo identyfikujesz się z myślami. Uważasz, że myśli są prawdziwe, wierzysz im i ufasz. Są dla Ciebie święte. Bo jeszcze nie pojęłaś, że myśli to iluzja, że nie trzeba ich słuchać, ani się nimi kierować. Zaś myśli oparte o niskie emocje kłamią. Więc słuchanie się ich to kierowanie się w stronę przeciwną spokojowi, radości, obfitości, etc.
na samą myśl o tym, ze jestem sama dostaje scisk w brzuchu, wysokie tętno,
Nie na myśl.
Myśl to efekt emocji. Myśl informuje o emocji. Ten ścisk w brzuchu to Twoja niezgoda na emocje, których nie chcesz zaakceptować, odczuć w sobie.
Zapewne jest to smutek, poczucie winy, wstyd, bezsilność.
Bo uważasz, że właściwą drogą postępowania jest opierać się tym emocjom i liczysz, że w ten sposób z nimi wygrasz i one miną.
Ale właśnie Twoja niezgoda blokuje je, a wraz z tym zatrzymany jest stan samotności w Twoim życiu, myśli, a także odczuwasz ból i/lub już cierpienie.
może to trwać kilka godzin, nie można normalnie funkcjonować, robię jakieś blokady, spięcia których nie potrafię przejść. Nie wiem jak mam to zaakceptować. Poddać się temu, jak to poczuć.
Właśnie nad tym pracujemy w ten serii artykułów.
Pierwszym krokiem jest próba odczucia tych emocji bez próby ich zmiany, bez ich nazywania, bez oceniania jako negatywne czy dobre. Po prostu starasz się przyjąć to, co przychodzi i pozwolić się temu rozegrać w Tobie. To Ci nie zrobi krzywdy. Ból powoduje Twój opór, a nie same emocje.
Akceptacja to przede wszystkim zmierzenie się z własną niechęcią i uświadomienie sobie, że sama ją wybierasz. I dzięki tej świadomości możesz wybrać inaczej. Puścić opór. Pozwolić emocjom się pojawić. Jeśli jest to więc smutek, pozwalasz sobie na płacz choćbyś miała “wypłakać oczy”. Jeśli gniew – na wszystko co przyjdzie wraz z gniewem.
Trwa to nawet kilka godzin właśnie ze względu na opieranie się. Opór to nasza własna niechęć. To próba zatrzymania tego co się dzieje. To stanięcie temu na drodze i nie pozwalanie, by minęło. Dlatego też trwa.
Nie obwiniaj się, jeśli tak postępowałaś. Miliardy ludzi tak robi. Dopiero się uczysz i w tym już jesteś “lepsza” od miliardów, którzy nigdy nawet nie spróbują.
Głowa do góry! Ja tu jestem i jeśli będziesz potrzebowała pomocy – zawsze z radością coś podpowiem.
Może pomyślałbyś o zrobieniu transmisji na żywo np. na Youtubie gdzie np przez godzinkę ludzie zadawaliby Ci różne pytanie związane z uzależnieniem i nie tylko a Ty byś odpowiadał? :)
Witaj Mateuszu!
Takie podejście jest popularne u wielu osób. Jednak na ten moment nie mam na to planów. Blog jest do tego doskonałym miejscem. Jeśli ktoś ma pytania zawsze może zostawić komentarz na Blogu lub napisać bezpośrednio do mnie. Jeżeli temat będzie istotny, napiszę cały artykuł lub serię, by skorzystało jak najwięcej osób.
Pozdro!