Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!
Dzisiaj część trzecia niezwykle ważnego tematu odczuwania (bycia). Części 1-2 znajdziesz klikając na linki poniżej:
Jak i dlaczego zacząć odczuwać? (Część 1).
Jak i dlaczego zacząć odczuwać? (Część 2).
Poznałeś już krok pierwszy, by nauczyć się odczuwać – zaakceptować swoje emocje, czyli przestać je oceniać, a także wziąć za nie odpowiedzialność w każdej sytuacji. Jeśli go nie wykonałeś/aś lub masz jakieś problemy – napisz mi o tym w komentarzu, gdyż każdy krok jest niezwykle ważny. Bez jego zastosowania nie ma sensu czytać reszty. Jeśli dotąd coś nie “pykło” w tym temacie, nie “pyknie” dalej. Jeśli nadal nie wiesz w jaki sposób zaakceptować swoje emocje – napisz. Może okazać się, że będzie konieczny osobny artykuł. Jeżeli się nie dowiem o tym, że możesz mieć z tym problem, nie pomogę Ci go rozwiązać. Nauczmy się pytać i prosić o pomoc. Nawet obcych ludzi. Każdy był kiedyś dla nas obcy. Bowiem blokada już teraz to jasny sygnał, że nasze ego stawia opór, by nie dopuścić do naszego wzrostu. A to z kolei świadczy, że idziemy w dobrym kierunku! :)
Ok, wróćmy do tematu dzisiejszego artykułu.
Czy nadal uważamy, że ktoś inny powoduje, że czujemy się źle? Czy nadal trzymamy się tej niskiej świadomości, że ktoś ma władzę nad naszym wnętrzem? Nikt nie ma tej władzy – nikt nie może spowodować, że poczujemy się źle. Złe samopoczucie powoduje nasz własny opór – nasza niezgoda na to, co zostało wzbudzone lub ujawnione. Czy nam (naszemu umysłowi) się to podoba czy nie – tylko my decydujemy czy uznamy nasze emocje, czy zaczniemy się im opierać.
Emocje można:
  • Wzbudzić. Emocje informują nas o naszym postrzeganiu rzeczywistości – o filtrze, czyli “okularach”, przez jakie patrzymy na świat. Czy wierzymy, że dzieje się coś złego? Jeśli tak – poczujemy gniew, smutek, wstyd, poczucie winy, bezsilność, strach, etc. Jeśli uznamy, że nie dzieje się nic złego, że w danym wydarzeniu jest konkretnie dla nas ukryty dar – poczujemy spokój, ulgę, ekscytację, a nawet radość, wdzięczność. To nasza odpowiedzialność, by dostrzec, że emocje nie są generowane w nas przypadkowo i mają uczyć nas miłości do każdego aspektu siebie.
  • Ujawnić. Emocje już w nas były. Obciążały nas, ściągały coraz niżej z każdym dniem. Dlatego musieliśmy się zmagać, walczyć, a może nawet się uzależnić, by sobie jakoś z nimi radzić. Ktoś lub jakieś wydarzenie wydobyło je z nas. Z tego powodu przysłowiowa “za słona zupa” potrafi wyprowadzić dorosłą osobę z równowagi – bo puściły opory, “miarka się przebrała” – nasze ego przestało udawać, grać inną osobę, niż jest – wreszcie może ujawnić jak wiele negatywności nosimy w nas. Uchylić lub zrzucić “pokrywkę garnka podświadomości, w której gotowało się” od dłuższego czasu. A potem nas za to obwini, by zachować przynajmniej podobny poziom negatywności. Ono nie robi niczego bezinteresownie, więc za każdą ekspresję emocji – kontrolowaną lub nie będzie szukało sposobu, by wzbudzić w nas dodatkowe toksyny. Przypomnę, że nie można zranić nikogo, ani zranić emocji. Można tylko ujawnić już istniejący opór i emocje, a także uaktywnić nieuświadomiony schemat postępowania względem swoich emocji – brak kroku pierwszego.
Albo bierzemy odpowiedzialność za siebie, albo nadal wierzymy, że świat ma nad nami większą władzę, niż my, czyli sami robimy sobie krzywdę. Jeśli dotyczy nas drugi przypadek, wszystko, co dalej zrobimy względem siebie to tylko zasłona dymna – oszukujemy się, że pragniemy zmiany na lepsze. Tak naprawdę uciekamy od uczucia bezsiły. W cokolwiek – uzależnienie, związek czy samotność. Bez pełnej odpowiedzialności nie znajdziemy żadnego sposobu, ani metody, które będą dla nas naprawdę zdrowe – pełne miłości. Będziemy właśnie szukać sposobu lub metody, poprzez które unikniemy pokochania siebie w pełni – zmierzenia się z niechcianymi aspektami siebie i uznania ich – okazania sobie miłości gdy i pomimo, że je czujemy. Będziemy poprzez te sposoby i metody jedynie uciekać, unikać, walczyć, wypierać, zastępować to, czego nie chcemy objąć miłością w sobie. Czyli siebie. To nadal niezwykle niska świadomość – zastępujemy siebie czymś lub kimś. I będzie pogłębiana tak długo jak wybierzemy, by pozostać w świadomości oddawania odpowiedzialności.
Dlatego mówię – zastosuj krok pierwszy, bo inaczej reszta kroków staną się właśnie takimi sposobami i metodami i Ci po prostu nie pomogą. Będą obiecywać i oczarowywać, a to, jak wiemy, prowadzi do rozczarowania.
Przetestujmy czy to rozumiesz. W tym momencie odpowiedz na pytanie – “Czy lubię swój ból? Czy rozumiem, co mój ból ma mi do przekazania w chwili, gdy go odczuwam?” Jeśli jesteś mężczyzną może jest to ból samotności, ból braku seksu, ból braku miłości kobiet, ból braku znaczących sukcesów? Jeśli jesteś kobietą to może ból miesiączki, ból związany z dystansem do Twojego partnera, ból związany z koniecznością kontroli lub wykazywania się w pracy?
A może jest to całkowicie niezrozumiały ból – po prostu czasami “bez powodu” czujesz się źle. Jak wtedy postrzegasz siebie i sytuację, w której się znalazłeś – zarówno zewnętrzną jak i wewnętrzną?
Nie miejmy wątpliwości i zawsze weźmy to pod uwagę – nasz umysł nie chce odczuwać. Bowiem w naszym umyśle żyje ego – nasze małe ja. Jeśli utożsamimy się z naszym umysłem, zawsze znajdziemy powód i świetny pretekst, by zrobić coś innego, niż być, niż bezwarunkowo okazać sobie miłość. Ego doskonale wie, że odczuwanie to dla niego ogromne zagrożenie, gdyż akceptacja niechcianych części nas, czyli wzrost w świadomości – bycie obecnym w chwili obecnej (dostrzegasz tu dążenie do harmonii z Rzeczywistością?) powoduje, że ono traci swoją moc nad nami. Akceptacja to dla ego ogromne zagrożenie, gdyż akceptacji dokonuje Wyższe Ja – nasza świadomość (a nie umysł) – to, do czego tak naprawdę wzrastamy. Z czym się zestrajamy. A wraz z tym następuje osłabienie ego i ostateczne nasze pełne przebudzenie – rozpuszczenie ego w miłości. I doświadczenie własnej pełni. Tu i teraz. Bez tych wszystkich błyszczących cacuszek oferowanych przez świat jako remedium na odczuwane braki i niskie poczucie własnej wartości (tak naprawdę nie niskie poczucie, tylko niskie myślenie).
Tym samym zdajmy sobie sprawę, że wszystko, dosłownie wszystko negatywne w życiu wynika z prostego faktu, że nie chcemy odczuć towarzyszących temu emocji. Nie chcemy odczuć samych siebie! Wolimy to odrzucić, zignorować, stłumić, wyprzeć, czymś się zająć, bo do tego namawia nas NASZ umysł (a skoro jest nasz to nie może się mylić, czyż nie?).
A gdy zaakceptujemy ewentualne odczucia, gdy wreszcie wręcz zapragniemy je poczuć bez ich oceniania – co więcej negatywnego może się w naszym życiu stać? W jaki sposób może nas to dotknąć? Świat zewnętrzny straci wtedy nam nami wszelką moc! Wszystkie zagrożenia momentalnie wyparują! Wyparuje całe zło! Bo jego nie ma poza nami! Dzięki akceptacji emocji stajemy się wolni – uwalniamy się, gdyż przestaje nas więzić ego i jego przesycone służącymi mu wartościami historie. Ale te historie nigdy nie są prawdziwe – nie są zharmonizowane z Rzeczywistością, a przez to i nasze życie nigdy nie jest z nią zharmonizowane. Brak harmonii to brak spokoju. A brak spokoju (dis-ease) to choroba. Niekoniecznie choroba fizyczna ale to np. brak finansów, brak zdrowej relacji, brak radości, uzależnienie, itd.
Tak samo jest z myślami! Zaakceptujmy wszystkie i przestańmy poświęcać im naszą uwagę, a wszystko stanie się 1000 razy prostsze i bardziej pozytywne! Bo nasze myśli to nie rzeczywistość! To może 0,01% Rzeczywistości! Jakże mamy być zdrowi, gdy słuchamy tylko tego, co pokrywa się z 0,01% zdrowia? Umysł nie ma nam mówić o pozytywach, bo jego rolą jest informowanie nas o tym, co pozytywność blokuje! Jeśli nadmiernie myślimy, nawet pozytywnie to sygnał, że mamy w sobie jakieś braki. Pora wtedy BYĆ – stać się świadomym i bezwarunkowo kochającym dla wszystkiego, co czujemy. A nie zmagać się z myślami, oceniać je, demonizować, wstydzić się czy popadać w fantazjowanie, użalanie – to już domena ego.
Jeśli nie będziemy odczuwać i uczyć się kochać niezależnie od tego, co czujemy, nasze emocje doprowadzą nas w różne ciemne miejsca w życiu – pogłębią obecny, niechciany stan czy sytuację lub sprowadzą nas na drugi kraniec doświadczeń – będziemy uciekać i zrobimy wszystko, by nie doświadczyć ponownie – ale nie tych sytuacji – tylko związanych z nimi emocji. A wiemy, że emocji jest ograniczona ilość, zaś wydarzeń mnóstwo. Będziemy się więc ograniczać coraz bardziej – odmawiać sobie coraz więcej osób, sytuacji, przedmiotów, czynności. I zgodzimy się tylko na te, poprzez które czujemy coraz mniej tego, czego nie chcemy w sobie otoczyć NASZĄ miłością. Bo mamy ją w sobie cały czas.
Nie odczuwając nigdy nie zaznamy prawdziwej, głębokiej radości. Gdyż wszystko, czego nie chcemy odczuć blokuje właśnie tę głębię doświadczeń. Zaś opór, który stawiamy niechcianym emocjom, to jednocześnie opór stawiany głębszym doświadczeniom takim jak prawdziwa satysfakcja, wdzięczność, zachwyt, itd.
Tym samym próbując na siłę coś poczuć, stawiamy opór jednej “rzeczy”, która “oddziela nas” od doświadczania pozytywności – opieramy się chwili obecnej. Innymi słowy – jeśli chcemy poczuć szczęście – porzućmy wszelkie próby, aby je poczuć! Nauczmy się czuć w pełni, czyli przestać się opierać, temu co czujemy TU I TERAZ. Z czasem dopiero zacznie do nas docierać “jak działa szczęście” i radość. One spontanicznie wypłyną w nas, gdy zniknie to, co je blokuje. A co je blokuje? Nasza niechęć do tego, co aktualnie czujemy! Dlaczego nie wypływają? Bo nie wypłynęły z nas przykrywające je niskie emocje. A dlaczego one nie wypływają? Bo ich nie chcemy poczuć z pełną akceptacją. Bum szakalaka!
Pamiętajmy, że już od małego zawsze się czemuś opieraliśmy w chwili obecnej – a to jakiejś lekcji, a to nauczycielowi, a to naszym rodzicom, etc. Opieranie się zostało mocno zaprogramowane w ludzi – bo na nim opiera się każdy mechanizm przeżycia ego. Podkreślę – to, że dany schemat postępowania powtarza nawet cała ludzkość nie oznacza, że jest to normalne! Jeśli całe społeczeństwo ma migrenę nie oznacza, że należy uznać migrenę za stan normalny naszej egzystencji! Ale też nie oznacza, że należy się jej opierać. Opór to droga ego, a droga ego jest do d… Dlatego też konieczne jest zastosowanie kroku drugiego, jeśli chcemy nauczyć się odczuwać, a wraz z tym umożliwić sobie uzdrowienie się z zalegających w nas emocjonalnych toksyn (i uchronić się od ich ponownego wtłaczania w siebie).

Krokiem drugim jest pełna akceptacja chwili obecnej wliczając wszystkie nasze odczucia, myśli i doznania.

Emocje informują nas tylko i wyłącznie o naszym postrzeganiu świata zewnętrznego – sytuacji obecnej oraz przeszłości, czyli tak naprawdę informują nas o naszych interpretacjach tychże aspektów. Nie możemy czuć “kiedyś”. Czujemy zawsze w chwili obecnej. I zawsze również opieramy się w chwili obecnej – a raczej opieramy się chwili obecnej. Przeszłość nie ma znaczenia, bo tak naprawdę opór stawiamy naszej obecnej interpretacji, czyli blokujemy TERAZ. Zaś to czemu opieramy się – trwa i rośnie. Nie możemy zmienić nic, jeśli nasze działania wynikają z NIEchęci. NIEchęć stawia w naszej podświadomości mur, na którego trzymanie zużywamy mnóstwo energii, a nawet wpadamy w apatię i depresję.
Dlatego też, jeśli chcemy czuć, musimy zrozumieć co czujemy i z jakiego powodu. Musimy zrozumieć, że czujemy, bo taka jest natura życia w świecie stanowiącym fizyczne warunkowanie – czas. O tym mówiłem w artykule dotyczącym emocji strachu. Nie możemy nie czuć. I na bazie tego co czujemy i jaka jest tego jakość podejmujemy wszystkie decyzje w życiu. Jeśli mamy w sobie poczucie winy, które ujawnia nasza obecna praca, będziemy czuć opór wykonując ją, przez co nie zainwestujemy wysokiej energii troski (świadomości wewnętrznej obfitości), a to z kolei nie przełoży się na rozkwit naszej kariery lub przełoży się w minimalnym stopniu. Nasz opór wynikający z niechęci do, w tym przypadku, nieuświadomionej winy, ogranicza nas tak jak ograniczamy doświadczanie siebie – wliczając ten aspekt nas. Ograniczenia na zewnątrz stanowią jedynie informację o tym jak sami ograniczamy siebie. Zazwyczaj przez niechęć do tego, co uznaliśmy za złe.
Dlatego jeśli zaakceptujemy wszystko, co zewnętrzne, zaakceptujemy automatycznie to, co wewnętrzne. Bowiem akceptacja oznacza uznanie i odpuszczenie niechęci. A niechęć nie jest niczym zewnętrznym – jest w nas. Dzięki temu zniknie wewnętrzny “supeł” blokad i niechęci. Emocje powstają jako mniej lub bardziej subtelna niezgodna na to, jak postrzegamy świat zewnętrzny. Oczywiście mogą również powstać jako niechęć do tego, co już czujemy lub myślimy. Ale przecież myślimy i czujemy przez wzgląd na to, co już kiedyś się stało lub dzieje się teraz. Dlatego też – zaakceptujmy to. Jeśli zaakceptujemy wszystko – co złego może się stać? A nawet jeśli się stanie – hej! – już jesteśmy z tym w pełni pogodzeni! A to oznacza, że jesteśmy wolni – nie musimy walczyć, ani uciekać. Możemy zrobić to, co podyktuje nam serce, gdyż umysł będzie spokojny.
Akceptacja otwiera nas wewnętrzne. Umożliwia ona ujawnienie się tkwiących w nas emocji. Dlaczego nie czujemy? Bo się opieramy, bo tego unikamy – bowiem czujemy tak doskonale to, co już w nas jest, że zanim stanie się to świadome już czymś zajmujemy naszą świadomość. Np. mówimy sobie, że chcemy komuś wybaczyć lub coś zapomnieć ale “zamiast” tego czujemy nagle przypływ żalu lub gniewu. Ale tylko przez momencik i już mówimy sobie, że robimy coś nie tak i natychmiast stawiamy opór. Nie rozumiemy, że nasza intencja akceptacji powoduje, że właśnie następuje oczyszczenie i związane z nim nieuniknione odczuwanie. A jeśli zaakceptujemy wszystkie doznania – po prostu pozwolimy im przez nas przepłynąć i opuścić nasze ciało i naszą świadomość.
A może, gdy jest okazja odczuć coś świadome, mówimy sobie – “No chciałbym/chciałabym wybaczyć ale nic nie czuję”. Zastanówmy się – czy nasze myśli mimo tego, że “nie czujemy” nadal wędrują w stronę tej osoby? Wracają w różnych sytuacjach? Czy rozpamiętujemy jakieś przeszłe wydarzenia nawet “nie czując” żadnych negatywności? A gdybyśmy mieli w tym momencie życzyć tej osobie samych sukcesów – szczerze i otwarcie – by przydarzało się jej wszystko, co wspaniałe w nieograniczonych ilościach – więcej, niż nam do tej pory! Czy jesteśmy w stanie to wypowiedzieć z radością, szczerością i otwartością czy raczej CZUJEMY przed tym niechęć? Jeśli zależy nam, by nauczyć się odczuwać, postawmy się w sytuacji, która kiedyś wywołała w nas emocje. To momentalnie wyprowadzi nas z błędu, że “nic nie czujemy”. To oczywiście jeden z dalszych kroków nauki odczuwania i rozwinę to w następnych artykułach.
Mówiłem za to w poprzednich artykułach – nie daj się zwieść, że w tym życiu trzeba się cały czas czuć dobrze i jak się czujemy źle (lub np. pojawiają się negatywne myśli dotyczące różnych osób), to oznacza to, że robimy coś nie tak! Jeśli czujemy się źle – to wspaniale! Jeśli mamy negatywne myśli – też wspaniale! Bo dopuszczamy do ujawnienia się naszych wewnętrznych toksyn! Tylko nie skupiajmy się na walce z myślami, a na nieoceniającym byciu tego, co czujemy i myślimy. Obserwujmy jako radosny ale nie angażujący się widz. Niezależnie co podpowie nam umysł. Bo doskonale wiemy, co nam podpowie…
Czujemy lub myślimy negatywnie, gdyż w tym momencie wybieramy, by postrzegać jakiś aspekt Rzeczywistości jako negatywny – niechciany. Złe samopoczucie uczy więc nas o nas samych – o naszych wyborach. Przypomina nam o naszej odpowiedzialności za to, co wybieramy dla siebie (w sobie). Mówi nam, naprowadza nas w jaki sposób się uzdrowić – opór względem czego uznać i odpuścić, a także dopuścić i uwolnić nagromadzone w nas toksyny. Nauczyć się po prostu być. Nic prostszego – być i nic więcej nie robić. A wszystko, całe uzdrowienie, wydarzy się samo.
Dlatego też – żadnych historii, żadnego oceniania, żadnych interpretacji, żadnego tłumaczenia, usprawiedliwiania, obwiniania, żadnej polemiki z ego – tylko akceptacja. Coś jest i tyle. Nic nie robimy. Jesteśmy. I pozwalamy, by wszystko inne też było.
Pozwól więc, że do tematu odczuwania wrócimy w następnym artykule :)
Multimedia użyte w artykule – “The host of seraphim II” (mad-englishman).
Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
14 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Artek

Chcialbym Piotrze o akceptacje zapytac. Jezeli np. zbije mi sie kubek, to mam zaakceptowac to, ze zbil mi sie kubek, czy te emocje, ktore sie ujawnily w konsekwencji zbicia kubka? Przykladowo: zbil mi sie kubek i wmawiajac sobie, ze ok, nic sie nie stalo, nie poczuje w tym przypadku wkurzenia? W ogole chodzi mi o takie sytuacje z zycia codziennego jak sytuacja z kubkiem. Czy to, co opisalem to jest to odpuszczenie-letting go? Np. ktos mi naubliza, a ja odpuszczam i postaniawiam sie nie przejmowac. Szczeka pies. Ok. Niech szczeka. Czy takie podejscie bedzie powodowalo, ze emocja nie wystapi. Tego wlasnie nie rozumiem tez. Co to znaczy zaakceptowac, a scislej- co mam zaakceptowac. To, ze cos sie przydarzylo, czy emocje, ktore wystapily na skutek tego, co sie przydarzylo. Czy w ogole to co pisze, jes mozliwe? Dzieki.

Mateusz

Czy mam rozumieć (na podstawie części 2giej tego artykułu) że jeżeli np. mam ochotę zagadać do jakiejś dziewczyny a tego nie robię, to znaczy że nie akceptuję swoich emocji? Czy podchodzenie do dziewczyn i poznawanie ich, co mnie przeraża i na co zupełnie nie czuję się gotowy, jest pierwszym krokiem do jako takiej dojrzałości emocjonalnej? I to krokiem którego nie mogę pominąć? Bo przynajmniej w moim przypadku to wygląda raczej jak ostatni krok. Krok człowieka który pewną pracę już nad sobą wykonał i ma tego efekty. Nie do końca się to zgadza z innymi twoimi wpisami, gdzie piszesz że nie należy zmuszać siebie do wykonywania jakichkolwiek czynności. A żeby robić to na co się ma ochotę (co jak wspomniałeś w części 2giej jest testem tego czy akceptujemy swoje emocje, czy też nie), trzeba być w stanie zrobić to bez wysiłku, albo się do tego zmusić. Ja kiedy czytałem o kroku pierwszym – wydawał się prosty, aż do momentu w którym napisałeś o metodzie sprawdzenia. Dotarło do mnie że miałbym spory problem ze zrobieniem wielu rzeczy na które mam ochotę, z czego do podejścia do dziewczyny która mi się podoba, bez jakiś kretyńskich wymówek w stylu poproszenia o pomoc w czymśtam, albo co gorsza o pieniądze na wino, być może nie zmusiłbym się za nic na świecie. Tak wiem to głupio brzmi – być w stanie poprosić kogoś o pieniądze na wino, nie będąc jednocześnie zdolnym do rozpoczęcia normalnej ludzkiej rozmowy.Wynika to z tego że nie jestem nieśmiały, tylko wstydzę się pokazywać ludziom że na czymkolwiek mi zależy, nawet drobnej oznaki zainteresowania w stronę kogokolwiek, zawsze musi temu towarzyszyć jakiś interes – wtedy mam dobra wymówkę, i nie czuję wstydu. Ale zazwyczaj nie towarzyszy. I wtedy nie mam po co podchodzić, nawet jak mam ochotę.

Mateusz

Dziękuję za odpowiedź na moje pytania. Tylko wiesz, nie jestem pewien tego, że w podstawówce odczuwałem tylko “lekki stresik” na myśl o pogadaniu z dziewczyną. Jak trzeba było wytargać za włosy – tooo Mateusz był zawsze pierwszy do tego, ale kontakt w pozytywnym tego słowa znaczeniu? Płonąłem ze wstydu na samą myśl (jeżeli dobrze pamiętam, bo to dawno temu było). Przyznam że zmartwiło mnie twoje potwierdzenie odnośnie tego że nie mogę pominąć kroku podchodzenia do dziewczyn. Czemu “zdrowa, radosna i fajna” osoba miałaby nie poznawać innych tego typu osób? Weźmy pod uwagę, że o byciu taką osobą to ja nawet nie marzę, nie mówiąc o poznawaniu takich. Ja chciałbym tylko przestać tracić swój czas na oglądanie pornografii (co mi jako tako nawet wychodzi – teraz wytrzymałem jakieś 2 miesiące, czyli więcej niż miesiąc który był średnim czasem, jaki byłem w stanie wytrzymać po wpadkach – jestem wdzięczny ci za to o czym piszesz, świadomość że oglądam to, po to żeby uciec od niechcianych emocji bardzo pomaga w tym żeby tego nie robić, nie wkładając w to dodatkowo dużego wysiłku.), i fantazjowanie o kobietach (no, z tym już jest gorzej – czuję jakby zastępowało to pornografię), oraz cieszyć się spokojem wewnętrznym, który pozwoliłby mi po prostu żyć. I dalej najgorsze. Co jeżeli nie jestem w stanie znaleźć żadnego tematu, na jaki mógłbym porozmawiać z kobietą nawet 10 albo i 5 minut? Kiedyś próbowałem umawiać się z dziewczynami. Wyobraź sobie, że na niemal każdym spotkaniu sam na sam z jakąkolwiek kobietą nie miałem o czym rozmawiać. Jako “męska”, ale już ostatnimi czasy przynajmniej nie szowinistyczna, lecz ciągle świnia nadmienię że 99% moich zainteresowań to heavy metal, sztuki walki i treningi siłowe. Oprócz tego mogę godzinami rozmawiać o używkach, i swoich doświadczeniach z nimi związanymi, oraz o prawie (w sensie jakie można mieć z nim problemy – to też z doświadczenia). I to wszystko o czym jestem w stanie w ogóle rozmawiać. Nie sądzę by jakakolwiek kobieta miała ochotę rozmawiać na takie tematy. Uważasz ze można zmuszać siebie do bycia zainteresowanym czymkolwiek po to żeby mieć o czym rozmawiać z dziewczynami, bo ja uważam coś takiego za płytkie i nieszczere? W ogóle jestem dziwnym przypadkiem, bo nie jestem nieśmiały, potrafię świetnie dogadywać się z całymi grupami ludzi, robić performance, przemówienia itd., ale jak mam podtrzymać kontakt z pojedynczą osobą to nagle uchodzi ze mnie cała energia, kończą się pomysły na cokolwiek i staję się zamulony. I fakt, wstyd który czuję (a być może i każdy wstyd) to faktycznie informacja że postrzegam siebie jako gorszego. Wiesz, jak byłem dzieckiem, to mama studiowała medycynę – zostawiła mnie z babcią, która miała poglądy z czasów średniowiecza (bardziej chodzi mi o kult siły, zwłaszcza fizycznej, postrzegania męskości itd. niż o fanatyzm religijny), i wbijała mi do głowy, że mężczyzna to bezduszna maszyna do bicia i picia, i że jak mam jakiekolwiek uczucia i potrzeby to jestem ofermą, ofiarą losu, fajtłapą, czy nawet gównem. W ogóle mężczyzna niedysponujący przynajmniej kwintalem masy mięśniowej nie jest godzien nazywania się mężczyzną (zgodnie z wbijanymi mi do głowy przekonaniami), co dla szczupłego kolesia, takiego jak ja było katastrofalnym w skutkach przekonaniem. Wracając do podstawówki – biłem tam kogo się tylko dało, pod najgłupszymi możliwymi pretekstami, czasem nawet bez – tylko po to by udowodnić sobie że nie jestem ofermą. Przestałem dopiero, kiedy ktoś przez to stracił zdrowie, a ja omal nie trafiłem do poprawczaka. Nie miałem przez to żadnych kolegów, a i tak nie poczułem się “mężczyzną”. W moim mniemaniu w tym celu musiałbym pobić najsilniejszego chłopaka w szkole. Tłukłem się z nim cały czas (w związku z tym), ale mój bilans wygranych/porażek nie zadowalał mnie. Podstawówkę ukończyłem więc jako “gówno” bez “prawa do samic”. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego że te ostatnie kilka zdań opisuje tylko moje urojenia (choć, kto wie czy nie dotyczy to wszystkich moich wypowiedzi). Tak więc doskonale zdaję sobie sprawę z tego że postrzegam swoje własne uczucia, potrzeby, cokolwiek co wskazywałoby na to że nie wpasowuję się w etos wbity mi do głowy przez babcię jako coś czego powinienem się wstydzić, coś co czyni mnie gorszym od innych – czyli w zasadzie nie czyni mnie lepszym od co najmniej 99% mężczyzn – bo tylu mniej więcej nie wpasowuje się w etos. Do bycia “mężczyzną” w tym tego słowa rozumieniu trzeba czuć się lepszym, a nie tylko nie czuć się gorszym. Głupie to, ale tak to wygląda. Jak mam wyjść ze świadomości ofiary w takim wypadku? Przecież byłem zupełnie nieświadomym tego co mu robią dzieckiem, które chłonęło wszystko jak gąbka, z resztą nie sądzę by ktokolwiek w mojej rodzinie miał świadomość tego co mi zrobiono. Jak mam wziąć za to odpowiedzialność? I przyznaję ci rację co do tego że unikanie wstydu jest dla mnie ważniejsze od podchodzenia do kobiet. Coś wewnątrz mnie strasznie nie chce poznawać kobiet – utożsamiło się z wizją mężczyzny “berserkera”, albo innego tego typu świra i uważa że powinienem dążyć tylko i wyłącznie do walki – najlepiej z całym światem. Według tego czegoś walka jest jedynym sensem istnienia. Druga część tych kobiet pragnie, ale pierwsza ją tłumi – i wydaję się być silniejsza. Tłumi zwłaszcza sferę uczuciową, bo fizyczne pożądanie jest przez nią akceptowane, ale żeby je zaspokoić najpierw trzeba z kobietą porozmawiać. To “piekło” trwa już od przedszkola, w podstawówce to ja siedziałem już w gównie po uszy. Udało mi się częściowo zdystansować od tego etosu, ale dalej np. nie wyszedłbym z domu bez pały w plecaku, albo co najmniej kubotanu w kieszeni. Boję się każdej osoby, którą mijam na ulicy, która miałaby nade mną jakąkolwiek fizyczną przewagę. Tutaj nie chodzi nawet o bezpieczeństwo fizyczne (z czego zdałem sobie sprawę dopiero teraz, pisząc to co piszę), tylko bardziej o moją dumę, bo nie potrafiłbym sobie wybaczyć przegranej walki, dla mnie bycie “pobitym” = “bycie śmieciem” (wiem że to głupie, jak się tego pozbyć?) – muszę mieć więc zabezpieczenie na wypadek walki z silniejszym fizycznie przeciwnikiem. Kiedyś nawet to że próbuję używać narzędzi do obrony wywoływałoby we mnie wstyd – chociaż tyle udało mi się przepracować przez… nie wiem ile lat, ale na pewno dużo. Wybacz chaotyczność mojej wypowiedzi, nie byłem w stanie opisać przemyśleń związanych z twoją odpowiedzią na mój wcześniejszy komentarz, bez odwoływania się do mojej przeszłości.

Patryk

Cześć Piotrze. Długo już czytam Twoje artykuły i wiadomości i jestem bardzo wdzięczny :)
1 Co jeśli denerwuje się bardzo jak widzę mojego Brata, który od kilku lat zatraca się w ciągłym gapieniu się w telefon itd. czy mam się ciągle denerwować i próbować coś zmieniać?
2 Co jeśli już prawie 3 lata od rozstania czesto przeżywam to, że nie doceniałem super kochającej mnie Dziewczyny, oglądałem wtedy np. porno i porównywałem ją do aktorek, brałem narkotyki i robiłem dużo krzywdy a po 4 latach związku w końcu postarałem się żeby odeszła a teraz bardzo żałuję i ciągle daje mi się to we znaki, że nie mam już tej radości jak przed jej poznaniem bo nie umiem się pogodzić z tym jaki dla niej byłem.
Pozdrawiam

Patryk

Dziękuję za tę odpowiedź, mimo wszystko w jakiś sposób przerażającą. Od czerwca chodzę do bardzo dobrej psychoterapeutki z Rumii, od września regularnie. Czy dodatkowo może warto skorzystać też z programu? Czuje jakbym miał przymocowaną do pleców taką ogromną naprężającą się coraz bardziej gumkę recepturke, czas idzie teoretycznie do przodu a ja się rozwijam i chce się rozwijać
w pełni , ale cały czas coś trzyma mnie przy Monice, ten finałowo chaotyczny związek, niesprecyzowane zakończenie, brak jakiejkolwiek relacji, chęć powrotu bo już jestem taki jak chciała żebym był i wszystko zrozumiałem co chciała żebym zrozumiał i wogóle. Ona ma już kogoś i raczej na 99,9% nie wróci nigdy do mnie ale ja kilkadziesiąt procent myśli dziennie (czasem mniej, czasem więcej, bardzo rzadko wcale)poświęcam temu jak żałuję, że jej nie doceniałem, i doceniłem gdy już straciłem? (Łudzę się chyba, że nie straciłem.) Nic mi nie brakuje a mam ogromny problem z doprowadzeniem do jakiś głębszych relacji i stosunków z innymi Kobietami, a tak bardzo o tym marzę co też wypełnia dużo % myśli w ciągu dnia. Ciężko uśmiechać mi się większość dnia pięknym, szczerym, zaraźliwym szerokim uśmiechem jak kiedyś, uśmiechem, który stopniowo znikał podczas 4 lat związku z Moniką podczas to którego coraz bardziej płynąłem w świat hedonizmu, narkotyków, egoistycznego seksu, porno i coraz więcej idącego równolegle z tym złego obserwowałem dookoła siebie. Mimo, że teraz już na codzien dużo ludzi widzi we mnie potencjał, dużo pomagam, mam dobrą kondycję fizyczną i robię sporo dobrego to bardzo się męczę.

Ala

Nie potrafię pogodzić się z samotnością, myśli nie pozwalają funkcjonować, na samą myśl o tym, ze jestem sama dostaje scisk w brzuchu, wysokie tętno, może to trwać kilka godzin, nie można normalnie funkcjonować, robię jakieś blokady, spięcia których nie potrafię przejść. Nie wiem jak mam to zaakceptować. Poddać się temu, jak to poczuć.

Mateusz

Może pomyślałbyś o zrobieniu transmisji na żywo np. na Youtubie gdzie np przez godzinkę ludzie zadawaliby Ci różne pytanie związane z uzależnieniem i nie tylko a Ty byś odpowiadał? :)

Podobne Wpisy:
“Każdy mówi tylko o sobie” – autor znany

“Każdy mówi tylko o sobie” – autor znany

Witam Cię serdecznie! W tym artykule chciałem wyjaśnić na czym polega istota i ważność dość często używanego przeze mnie stwierdzenia – “Każdy mówi tylko o sobie”. Bowiem pojawiło się bardzo dużo związanego z nim niezrozumienia. A nawet wykorzystywania go “przeciwko mnie”. Wyjaśnię ogromne znaczenie tego faktu, z czego wynika i jakie są konsekwencje niezdawania sobie… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 19
Cnoty (Część 14) – Etyczność, Balans/zbalansowany, Respekt

Cnoty (Część 14) – Etyczność, Balans/zbalansowany, Respekt

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat cnót charakteru! Części 1-13 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Cnoty (Część 1) – Wstęp i szczerość. ► Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga. ► Cnoty (Część 3) – Moralność, Ciepło, Pracowitość/Pilność, Niefrasobliwość. ► Cnoty (Część 4) – Wytrwałość, Dobry/uprzejmy, Bycie pomocnym, Pozytywny. ► Cnoty (Część 5) – Rozważność,… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 6
Cnoty (Część 6) – “Sól Ziemi”, Otwartość, Tolerancyjność, Elastyczność, Wspieranie

Cnoty (Część 6) – “Sól Ziemi”, Otwartość, Tolerancyjność, Elastyczność, Wspieranie

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat cnót charakteru! Części 1-5 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Cnoty (Część 1) – Wstęp i szczerość. ► Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga. ► Cnoty (Część 3) – Moralność, Ciepło, Pracowitość/Pilność, Niefrasobliwość. ► Cnoty (Część 4) – Wytrwałość, Dobry/uprzejmy, Bycie pomocnym, Pozytywny. ► Cnoty (Część 5) – Rozważność,… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 6
Cnoty (Część 3) – Moralność, Ciepło, Pracowitość/Pilność, Niefrasobliwość

Cnoty (Część 3) – Moralność, Ciepło, Pracowitość/Pilność, Niefrasobliwość

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat cnót charakteru! Części 1-2 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Cnoty (Część 1) – Wstęp i szczerość. ► Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga. Pamiętajmy – nadal poruszamy się przy cnotach na poziomie granicznym. Są to oczywiście pozytywne aspekty, które zawsze możemy wybrać ale bardzo łatwo jest użyć ich… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 7

WOLNOŚĆ OD PORNO