Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!
Kontynuujemy temat cnót charakteru!
Części 1-2 znajdziesz klikając na linki poniżej:
► Cnoty (Część 1) – Wstęp i szczerość.
► Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga.
Pamiętajmy – nadal poruszamy się przy cnotach na poziomie granicznym. Są to oczywiście pozytywne aspekty, które zawsze możemy wybrać ale bardzo łatwo jest użyć ich jako usprawiedliwienia negatywności.
Poniżej 200 jest domena ego – zwierzęcia w nas, od którego 80% ludzkości kompletnie się nie odróżnia – jest jakby w transie, permanentnym zadurzeniu hipnotycznym własnymi myślami. Oraz pełną zależnością od emocji i zrzucaniem na nie odpowiedzialności za swoje decyzje (wliczając ich brak) oraz działania (oraz ich jakość).
Taka osoba wszystko może zniekształcić jak w krzywym zwierciadle. Najlepiej widać to na przykładzie ciężkiej pracy – z oczywistego pozytywnego mechanizmu ego uczyniło utrapienie dla miliardów ludzi. I te osoby wpatrzone we własne umysły same zatrzasnęły się w pętli negatywności – noszą w sobie negatywności, kierują się negatywnościami, przez co doświadczają negatywności w swoich życiach, co z kolei wykorzystują, by jeszcze silniej racjonalizować i usprawiedliwiać utrzymywane negatywności w sobie oraz negatywne wybory…
Dlatego też właściwe zrozumienie i uczciwa praktyka pozytywnych cech – cnót charakteru może bardzo pomóc przekroczyć i wyjść poza spiralę negatywności.
Oczywiście nie ma żadnego prawa, które by nam to nakazywało. To wszystko w 100% nasza decyzja.
Nigdzie nie znajdziesz zalecenia – “Bądź uczciwy”. Próbowały to robić religie ale ludzkie umysły uczyniły z tego burdel, a nie źródło bezcennego, wartościowego przekazu.
Co najlepszego wymyślili ludzie zamiast tego? Karanie za popełnianie błędów i straszenie karami. Nie ma w szkołach np. lekcji na temat moralności, by dzieci uczyć wybierać mądrze i uczciwie.
Za to są jedynki, które nic nie dają, tylko powodują wieczny stres u dzieci, strach i winę w nich oraz karanie ich przez niedojrzałych rodziców, którzy przez błędy swoich dzieci czują się gorsi. A to tylko wierzchołek góry lodowej.
Miejmy pewność, że zaślepienie, hipnotyczne wpatrywanie się w dumny, plujący jadem umysł nie jest żadnym rozwiązaniem do żadnego życiowego problemu.
Bo spektrum, które zasilamy i po którym się poruszamy jest źródłem tego problemu. Więc stawiamy się w roli chomika, który pędzi po kółku, które w najlepszym wypadku drenuje go z energii nie dając nic w zamian.
I, co ważne – stanowi pułapkę, bo utrzymywanie i kierowanie się negatywną mentalizacją zrzuci NAM na głowę bardzo nieprzyjemne konsekwencje.
Przykładowo właśnie otrzymałem mail od jednego uczestnika Programu WoP, który napisał, że WYDAWAŁO MU SIĘ, że jak zaakceptuje emocje, to straci kontrolę i zwariuje… i że się mylił. Oczywiście, że się mylił, bo umysł tylko powtarza to, co usłyszał skądś.
To co powiedział nawet nie odnosiło się do emocji. Tylko usłyszał lub przeczytał te określenia z jakiegoś filmu, książki czy z rozmowy i tyle. Umysł tylko wyszukiwał z banku pamięci, to co by mogło jakoś wyjaśnić odczuwany opór.
Kompletnie nie odnosiło się do emocji ale WYDAWAŁO się właścicielowi umysłu, że tak. Bo tak bardzo był nim zahipnotyzowany. A to też jest program – przekonanie, że my myślimy i że myśli są NASZE. A skąd ta pewność?
Zapytajmy siebie – skąd pewność, że myśli są nasze? Co to za bzdurne przekonanie? Daje Ci to coś?
Ten mężczyzna tkwi w miejscu od lat, denerwuje się, odkłada obowiązki, jest zmęczony… I wierzy, że emocje wywołują w nim inni i że zależy od nich jego poczucie wartości…
I tak można w kółko, nawet całe życie.
Mam nadzieję, że ten artykuł przysłuży się Twojej, drogi/a Czytelniku/Czytelniczko, dojrzałości i wzrostowi ponad emocjonalne i myślowe zniewolenie.

4. Moralność

Niezwykle niezrozumiana cnota. W historii ludzkości używana była do usprawiedliwiania bardzo negatywnych uczynków – w tym tortur, morderstw, niszczenia mienia. Wystarczyło uznać kogoś/coś za niemoralne i już usprawiedliwionym było nawet zamordowanie osoby, która się tego dopuściła.
Bo, powtórzę raz jeszcze rzecz krytyczną – ludzkość nigdy nie miała narzędzia do badania rzeczywistości. W swojej niewinności i naiwności myliła to, co skierowane pozytywnie z tym, co skierowane negatywnie. Ludzkość od zawsze myliła sufit z podłogą.
Wraca więc temat KONTEKSTU, który poruszałem już w osobnych artykułach.
No bo co tak naprawdę jest niemoralne? W dzisiejszym świecie dochodzi do takiego absurdu, że ludzie są zniesmaczeni widząc w miejscu publicznym matkę karmiącą piersią własne dziecko! Czy jest coś bardziej ludzkiego, normalnego i pięknego? A jednak coraz więcej osób nawet już w tym doszukuje się czegoś negatywnego. I oczywiście są przekonani, że postępują zdrowo, dojrzale, mądrze i właściwie…
Moralność zmienia się wraz ze świadomością ludzkości (czyli też nasza moralność zmienia się w zależności od naszej świadomości). W obie strony. Zmieniają się przepisy, generalne przekonania. Ale jednak każdy nadal odpowiada czym się będzie kierował i w co wierzył.
Kiedy większość ludzi zaczyna pracować nad sobą w kwestii uzależnienia i ogólnie zdrowia? Gdy ich sytuacja stanie się naprawdę krytyczna. Wtedy nagle porzucają to całe bzdurne i niedojrzałe wypieranie, racjonalizowanie, mentalizowanie, użalanie się, denerwowanie, frustrowanie i zaczynają skupiać się na tym co ważne – na przywróceniu zdrowia, harmonii w ich życiu, jego naprawy. Słowem – ból zmusza ludzi do dorośnięcia.
Czyli to, co było uznawane dla nich za normę i codzienność przestaje być już usprawiedliwiane. Bo zmienia się ich moralność.
Moralność to całościowy zbiór zasad i norm dopuszczalnych w społeczeństwie lub przez jednostkę.
Coś, co społeczeństwo uznało za normalne funkcjonowanie było niegdyś na dużo niższym poziomie, niż obecnie.
To co niegdyś było uznawane za normę – np. wbicie noża sprzedawcy w brzuch za oszukanie nas, dziś nie jest już dopuszczalne i jeśli byśmy to zrobili, to my byśmy wylądowali w więzieniu, a nie nieuczciwy sprzedawca. Niegdyś tak nie było – normą było zadźganie kogoś za drobne oszustwo.
Naturalnie i to jest dzisiaj tak mieszane, niezrozumiane, że głowa puchnie…
Trzeba zrozumieć, że ludzkość ewoluuje. Bardzo powoli ale ewoluuje. 1 000 lat temu globalnie ludzkość to było coś ZUPEŁNIE innego, niż dziś. Aczkolwiek u większości nadal nie jest za dobrze.
Wiemy, że nawet w dzisiejszych czasach – czyli gdy ludzkość pierwszy raz w historii globalnie wzrosła powyżej poziomu świadomości 200, nadal około 80% ludzi jest poniżej tego poziomu – krytycznie ważnego poziomu wewnętrznej spójności i integralności. Czyli dla nich to, co moralne jest nadal w większości negatywne!
Okłamanie całego społeczeństwa przez polityka? Norma! Akceptowanie tego przez społeczeństwo? Norma! Zgoda na niskie warunki życia? Norma! Gniew, nienawiść, gdy komuś powodzi się lepiej, a nam gorzej? Norma! Zazdrość? Norma! Strach, bicie się, obwinianie? Norma! Unoszenie się dumą? Norma! Demotywowanie innych? Norma! Apatia? Norma! Picie, by nie czuć? Norma! Upijanie się? Norma! Oglądanie porno? Norma (i to coraz bardziej społecznie akceptowalna norma!)! Oglądanie brutalnych morderstw, w tym masowych, w telewizji przez setki milionów ludzi i uznawanie tego za rozrywkę? Norma! Sądzenie, że to z całą ludzkością jest coś nie tak? Norma! Ujmowanie sobie wartości i wyprojektowywanie jej na coś/kogoś? Norma! Traktowanie bez szacunku siebie, a także innych? Norma! Prokrastynowanie? Norma! Wykonywanie swojej pracy z poziomu ofiary? Norma!
Takich amoralnych “norm” znajdziemy w świecie mnóstwo (i zapewne też we własnym życiu). Jest tak wiele bzdurnych i nie mających żadnej wartości tematów, dla których ludzie się poświęcają, a nawet zabijają, że głowa mała.
Widzimy więc, że trzeba dobrze zrozumieć co jest faktycznie cnotliwe – moralne. Bo jak wybierzemy źle, dojdziemy w negatywne miejsce w swoim życiu lub w ślepy zaułek. Przypominam – za nasze wybory odpowiadamy wyłącznie my.
Bo jeśli od zawsze obwinialiśmy i zazdrościliśmy innym, skrycie nienawidziliśmy innych i siebie, to nie dziwmy się, że NASZE życie mogło od zawsze wyglądać na złe. Po prostu odpowiadamy za to, co wybieramy i musimy liczyć się z konsekwencjami tego. Obwinianie jest bardzo negatywne, zazdrość jest bardzo negatywna, utrzymywanie uraz jest bardzo negatywne… więc czego się spodziewać? Negatywności! I nie ważne co nam się wydaje na ten temat i jak usprawiedliwionym wydaje się np. gniew na kogoś za coś… my tylko sobie robimy krzywdę i tyle!
Tym samym bardzo istotnym jest, by zrobić odważny obrachunek MORALNY – zrobić listę tego, czym się kierowaliśmy, co uznawaliśmy za dobre i przemyśleć czy naprawdę było to dobre, pozytywne, zdrowe?
Jeśli nie i nadal będziemy to wybierać i utrzymywać, nadal będzie nas obciążać i prowadzić “na skały”.
Przemyślmy – ludzie np. nie chcą wziąć się za siebie i zacząć wybierać tego, co pozytywne, bo… inni tego nie wybierają! Najpierw chcą, by ci “źli” odpowiedzieli za swoje negatywne wybory zanim oni podejmą pozytywne…
To tak jakby czekać z operacją własnego chorego serca, dopóki ktoś nie zmieni swojego zachowania…
To głupie, dziecinne, naiwne, niedojrzałe… ale takiej osobie wydaje się najzupełniej normalne.
Nasze życie to perfekcyjne odbicie naszego wnętrza, wliczając nasze interpretacje, intencje, postawy, nastawienia. Tego nie da się oszukać. Oczywiście można oszukiwać samych siebie w kółko, bez przerwy. Sądzić, że to z każdym innym jest coś nie tak, a z nami wszystko jest dobrze, tylko jesteśmy ofiarami złego świata czy niesprawiedliwego Boga. No cóż… tak też można. Tylko po co? Gdzie chcemy zajść w swoim życiu?
A gdyby się okazało, że masz przed sobą wieczność i im więcej przepracujesz w tym życiu, tym lepiej Ci będzie z każdą dokonaną zmianą? Czy to nie wspaniała wizja?
Świadomość i odpowiedzialność, o których bardzo często piszę oznacza właśnie zmierzenie się z własnym systemem moralnym i dokonanie w nim niezbędnych korekt, usunięcie tego, co szkodliwe i negatywne i wprowadzenie oraz praktykowanie W SWOIM ŻYCIU tego, co pozytywne.
Przykładowo – masowo wierzy się, że urazy, wina i strach są pozytywne. Ale okazuje się, że w rzeczywistości są POTĘŻNIE SZKODLIWE. Korygowanie więc siebie, gdy je przejawiamy będzie POTĘŻNIE POZYTYWNE dla nas.
Ale jeśli będziemy udawać, że ich nie czujemy, wypierać, odwracać od nich uwagę… no to tak jakbyśmy unikali zajęcia się złamaną kością wmawiając sobie, że nasza ręka jest zdrowa i sprawna! A potem zaczynamy zazdrościć innym, że są nawet w stanie rękoma podnieść kubek z kawą! A my nie możemy… zapewne dlatego, bo Bóg nas nienawidzi! Albo że przegraliśmy na loterii genów…
Nadal masy ludzi cały czas wierzą, że wybaczenie pomaga sprawcom negatywności i że wybaczenie np. mordercy czy gwałcicielowi jest naiwne i głupie. Bo nie dość, że ktoś nam wyrządził krzywdę, to my mu jeszcze odpuszczamy. Ale tak naprawdę odpuszczamy sobie – uwalniamy się od negatywności wyniszczających nas od wewnątrz (wstydu, winy, żalu, gniewu, dumy).
Wybaczenie uzdrawia nas i nasze życie.
A sprawcy krzywd sami zwalą sobie na głowę kłopoty. Nie musisz w to wierzyć. Poza tym – co Cię to obchodzi? Dlaczego próby upewnienia się, by inni zostali ukarani są dla Ciebie ważniejsze od własnego zdrowia?
No ale gdy my mamy możliwość wyzdrowienia i wzmocnienia, a z tego nie korzystamy, bo XYZ… kto tu jest idiotą?
Więc – możemy przetestować i doświadczyć uzdrowienia, poprawy naszego zdrowia, relacji, podniesienie poziomu szczęścia, spokoju i wiele więcej. Lub możemy dalej pławić się w negatywnościach i trzymać się uraz, bo… tak naprawdę sensownego i logicznego powodu NIE MA.
No niech mi ktoś poda sensowny powód, dla którego nie wybiera uzdrowienia, hmm?
Jeśli codziennie sobie umniejszamy, traktujemy bez szacunku siebie czy KOGOKOLWIEK innego, to sami robimy krzywdę wyłącznie sobie. Nic pozytywnego z tego nie wynika dla nikogo.
Nienawidzenie kogoś, kto nas oszukał, zranił, skrzywdził to robienie krzywdy SOBIE. I ludzie robią sobie w ten sposób krzywdę nawet przez dziesiątki lat, gdy ich rzekomy winowajca sprawił im np. całe 15 minut bólu… czy to więc nie szaleństwo?
Oczywiście najwięcej uraz ludzie trzymają względem swoich rodziców. Ale czy nie wystarczy nam wiedzieć, że zrobili to, co potrafili najlepiej? Czy to nie wystarczy do zrozumienia, że oczekiwanie od nich, by byli kimś innym, niż byli to ślepy zaułek dla nas? Czy naprawdę musimy zrozumieć DLACZEGO AKURAT NAS spotkało takie dzieciństwo i tacy rodzice? Dlaczego to jest dla nas ważniejsze, niż uzdrowienie się i przeżycie resztę swojego życia w radości, szczęściu, spokoju?
Świata nie zmienimy na lepsze negatywnościami. Ale możemy zmienić siebie i przestać cierpieć. Tak jak zrobiły to miliony ludzi. Ale jednak duża większość nadal wybiera po swojemu, czyli głupio. Ponadto zrozumienie nie przyjdzie w niskim stanie emocjonalnym. Próby zrozumienia czegokolwiek z tego poziomu tylko bardziej zaplączą nas w negatywności.
Jeśli chcemy zrozumieć, NAJPIERW konieczne jest wyjście z pola negatywności, w tym z dumy. Tylko i wyłącznie wtedy pojawi się potencjał, by zrozumieć cokolwiek.
Jakże wyrodnym, makabrycznym, nikczemnym  jest np. podejście – “Mi jest źle, to chcę, by innym też było źle, by poczuli to samo co ja”. A nie lepiej jest zatroszczyć się o siebie i zostawić innych w spokoju? Nie lepiej byłoby naśladować ludzi, którym żyje się dobrze? Dlaczego mielibyśmy niszczyć to, co pozytywne?
Dlaczego już żyjąc negatywnie chcemy jeszcze zatruć życie innym? Co nam zrobili?
Bo im “się udało” lub “oni mieli lepiej” lub “życie jest niesprawiedliwe”? Naprawdę? A skąd ta pewność? Skąd wiemy co przeszli ci ludzie, że “im się udało”? A jeśli przeżyli dokładnie to samo, co my, tylko zamiast niszczyć innych wybrali troskę o siebie? A jeśli oglądamy własne odbicie, które wybrało lepiej i chcemy to strzaskać z własnej zarozumiałości?
A nawet jeśli inni mieli “lepiej” czy “łatwiej” w młodości – co z tego? Czy to ich zasługa? Dlaczego mamy ich za to nienawidzić?
Znajdziemy przykłady ludzi, którzy mieli tragiczne warunki w dzieciństwie, a osiągnęli niesamowite sukcesy. Bo wybrali to, co faktycznie pozytywne, rozsądne, mądre. Nie zatrzymali się w spektrum negatywności. Zamiast je doić wybrali pozytywnie dla siebie.
Poza tym – niezależnie jakie to powody znalazł nasz umysł ale podejmowanie negatywnych decyzji wiąże się z negatywnymi konsekwencjami DLA NAS.
Możemy więc nienawidzić naszych rodziców, że nie byli lepsi, mądrzejsi, bardziej kochający, że się nami nie interesowali lub możemy im współczuć, że nie potrafili, że tacy nie byli… Zastanówmy się, która postawa zaprowadzi nas w pozytywne miejsce, a która w negatywne?
Rozumiemy, co mam na myśli mówiąc o konieczności obrachunku moralnego?
My za to odpowiadamy. My odpowiadamy co uznajemy za dobre i co przejawiamy w we własnym życiu. Dla nas moralnym może być nienawidzenie i zazdroszczenie. Ale w rzeczywistości (w szerszym kontekście) jest to niezwykle negatywne i niemoralne. Ważne jest więc dokonanie analizy kontekstu, w którym coś uznaliśmy za moralne.
Pozostanie w negatywnościach czyni nas ślepymi na rzeczywistość (która jest pozytywna!!!).
Upicie się może wydawać się pozytywne ale w końcu doprowadzimy do wypadku. Nie można żyć cały czas w stanie nietrzeźwości.
Tym samym to, co nam się wydaje zostanie w końcu skontrastowane z rzeczywistością i nazywa się naszym życiem. Jeśli nasze życie jest negatywne, to znaczy, że to co uznawaliśmy za dobre, wcale takim nie było.
Inny przykład – możemy kogoś uznać za “spoko” osobę i już względem niej czujemy sympatię, spokój, może nawet ekscytację na myśl o spotkaniu. Nagle mnóstwo rzeczy, nawet negatywnych, ignorujemy, łatwo wybaczamy, odpuszczamy. Zaczyna nam zależeć na dobrze tej osoby, zaczynamy się o nią troszczyć. Czyli dzięki zmianie kontekstu bez wysiłku całkowicie zmienia się nasza postawa odnośnie kogoś (wliczając nas samych!). Ale wystarczy tę samą osobę potraktować jako kogoś “nie spoko” i zmienia się całe nasze zachowanie i wewnętrzne odczucia.
A możemy znaleźć taki kontekst, w którym widzimy kto jest kim, a czujemy spokój, zrozumienie, współczucie i żyjemy w pozytywności, realizujemy swoje cele, jesteśmy zdrowi, pełni energii.
Szukajmy takiego kontekstu (szerszego, niż obecny), który przyniesie nam spokój.
Pamiętajmy o odpowiedzialności. To, że nie uczyli nas w szkole tematu obrachunku moralnego (nieśmiało próbowała to pewnie robić religia), nie oznacza, że nie jest to krytycznie ważne. Zresztą tak samo nauka relacji z innymi ludźmi, zarządzanie pieniędzmi i bardzo wiele różnych innych tematów to, coś czym powinniśmy się koniecznie zająć sami, bo nie ma na ten temat lekcji w szkołach. Czyli znaleźć właściwie osoby – nauczycieli (profesjonalistów/ludzi sukcesu) – zapewne zainwestować w naukę – wydać pieniążki – a następnie wdrożyć to w swoim życiu.
Jak mówię – to, że nie jest to poruszane w szkole i na studiach nie oznacza, że nie jest krytycznie ważne.
Obrachunek moralny pokaże nam po prostu faktyczne źródła negatywności w naszym życiu. Nie są zewnętrzne, tylko wewnętrzne. Obrachunek moralny to jak dostrzeżenie wbitych igieł we własne ciało. To umożliwia ich wyjęcie i uzdrowienie bólu. No chyba, że ważniejsze od ich wyjęcia będzie dla nas znalezienie winnych i ich nienawidzenie…
Nie możemy pozostać ślepi na to, co ma realny i bardzo negatywny wpływ na nasze życie, zdrowie, działania i wiele więcej.
Jeśli jednak bólu używamy do czerpania gorzkiej satysfakcji z użalania się, obwiniania, gniewania – no to w tym kontekście zadbanie o siebie nie nastąpi.
Mnóstwo osób uważa oglądanie porno lub picie alkoholu za moralne, czyli za normę, za coś pozytywnego. Często tylko dlatego, bo inni tak robią… lub bo interpretują, że ich stan potem jest pozytywny, zdrowy.
Ileż osób pisze, że “przynajmniej może sobie pooglądać seks, skoro nie ma go w życiu”, “dzięki temu może spuścić z krzyża napięcie”, “dzięki porno może odreagować ciężki dzień” i mnóstwo innych racjonalizacji robienia sobie krzywdy i niszczenia swojego zdrowia, mózgu, psychiki!
Zastanówmy się – dlaczego ŻADNA osoba sukcesu nie mówi/ła – “Hej! Oglądanie porno pomaga mi się odstresować!”? Dlaczego żaden polityk NIGDY nie obwieścił, że relaksuje się przy porno? Dlaczego żadna dojrzała osoba nigdy nie powiedziała, że warto oglądać porno, by sobie radzić z emocjami? Dlaczego nigdy nie zachęcał do tego żaden mądry psychiatra, ani seksuolog (bo o paru kretynach słyszałem, którzy w regularnym oglądaniu porno nie widzieli nic złego)? Skoro porno nam tak pomaga, to znaczy, że musi pomagać miliardom innych ludzi. Dlaczego więc nikt o tym nie mówi? Bo może jednak wcale tak nie jest?
To, co negatywne uwielbia ukrywać się pod maską pozytywności. Wystarczy, że nigdy nie zajrzymy co naprawdę jest pod tą maską i możemy sobie żyć w samooszukiwaniu do śmierci.
A jeśli nie decydujemy się na odważny obrachunek moralny, to nie spodziewajmy się, że poprawi się nam w naszym życiu. Bo tylko i wyłącznie my za nie odpowiadamy.
Nikt inny nie odpowiada za nasze życie, tylko my.
Za swoje życie odpowiadamy w 100% – to pierwsza lekcja dorosłości.
M.in. dlatego poczucie winy, obwinianie jest tak nisko – na poziomie 30 – bo to utrzymywanie kłamstwa, że za nasze życie odpowiada ktoś inny. Nigdy tak nie było! To wierutne kłamstwo! Bóg również nie odpowiada za nasze życie. Wszystko co w nim mamy to rezultaty naszych wyborów. Ale trzeba się troszkę douczyć pod względami duchowymi. Jeśli wierzymy, że życie ma wymiar wyłącznie fizyczny, no to nikt nie zmusza nas do utrzymywania tego prehistorycznego przekonania. Proste testy pokazują, że wcale tak nie jest. Chociażby ze względu na to, że emocje są niewidzialne. Całkowicie subiektywny, a jednak dla miliardów ludzi to fundamentalny powód dokonywania przez nich większości decyzji, a jednak nie ma maszyny, która może zbadać to, co czujemy i myśli nasz umysł, ani jakie mamy intencje, zamierzenia, postawy, nastawienie… niektóre maszyny mogą wykryć kłamstwo ale już nie podadzą przyczyn.
To, co powoli niektórzy starają się zrozumieć – poziom mentalny. Drugi ważny poziom. I dopóki nie dojrzejemy emocjonalnie, nasz poziom mentalny będzie na poziomie chorego niemowlęcia. Wraca temat nienawidzenia, obwiniania, stresowania, wypierania faktów, unikania odpowiedzialności – czy to dorosłość? Czy to dojrzałość? Nie. To piaskownica. To raczkowanie.
Powtórzę – to, że nie nauczyli nas tego rodzice nie jest ich winą. Nie jest to niczyja wina! Obwinianie to ogromna niedojrzałość. Należy z niej zrezygnować poprzez np. obrachunek moralny. Wina nie służy i NIGDY nie służyła niczemu pozytywnemu. Obwinianie szkodzi wyłącznie nam. Natomiast czymś zupełnie innym jest odpowiedzialność.
Zauważył to Budda, zauważył to Jezus i to już tysiące lat temu. Ale ludzie w swojej zarozumiałości dalej wybierają po swojemu. I jeszcze przekonują do tego innych!
To tak jakby dzieci przekonywały inne dzieci, że to w porządku jeść tylko słodycze. I że normalnym jest, że wypadają zęby, że się psują, że nie mamy energii, różne grzyby, dolegliwości, choroby.
No przecież tak żyje miliardy ludzi! I tak ludzie sami przekonują się do np. normalności oglądania pornografii (i w ogóle do podchodzenia do ludzkiej seksualności tak jak to pokazuje pornografia).
Wina jest nawet niżej od apatii, czyli poczucia bezsilności i braku sprawczości! Jeszcze niżej od winy jest wstyd, czyli wmawianie sobie, że z nami jest coś nie tak – że zniknęło źródło naszej godności i wartości. A to najniższy możliwy poziom zrozumienia. Czyli tak naprawdę kompletne niezrozumienie rzeczywistości.
Z drugiej strony niemożność odczuwania wstydu może prowadzić do wyrodnych działań, w których ignorujemy dobro innych ludzi (a tym samym i swoje). Przesycenie wstydem tak samo.
Trzeba więc znaleźć zdrowy poziom, który nie będzie nas obciążał i paraliżował przed podjęciem się działań w życiu prowadzących do jego poprawy, a jednocześnie nie doprowadzi do ignorowania dobra innych i ich prawa do życia i szczęścia. Czyli naprawdę poważny i porządny detoks emocjonalny. A tego nie zrobi za nas żaden lek. Tak samo obrachunku moralnego nikt nie zrobi za nas.
Pora wziąć się ZA SIEBIE i zostawić świat w spokoju.
Wstyd i wina to emocje, które informują nas, że poruszamy się w niebezpiecznie niskim spektrum wyborów i rezultatów.
Pamiętajmy również, że nie istnieje nic takiego jak wyrzuty sumienia. Sumienie to coś, co odzywa się jako pierwsze W STANIE SPOKOJU i kieruje nas w pozytywne rejony. Jeśli je zignorujemy i posłuchamy się mentalnego bełkotu, wybierzemy decyzje z negatywnymi reperkusjami.
Jedna ostra papryczka w daniu spowoduje, że będzie przyjemnie pikantne. Ale już 10 spowoduje, że posiłku nie będzie się dało zjeść. To nasze danie i my odpowiadamy za to, co w nim umieścimy.
Jak ktoś ma “lepsze” danie, to NIE oznacza, że możemy mu je zabrać, że jest to usprawiedliwione, bo “inni mają, a ja nie”. To się nazywa przestępczością, postępowaniem kryminalnym. Dla wielu osób to nadal jest moralne w ich systemie wartości. Ale czy takie jest w rzeczywistości? Czy usprawiedliwienie go czyni je mniej niemoralnym?
Niegdyś to było normalne ale już dzisiaj nie, bo ludzkość dojrzała w zrozumieniu tego – ludzkość globalnie wzrosła w świadomości po ponad 500 latach stagnacji.
Zamiast tego nauczmy się przygotowywać dla siebie smaczniejsze posiłki!
Emocje NIE usprawiedliwiają naszego postępowania, ani podejmowania działań na bazie negatywnych myśli.
Człowiek, który w sądzie powiedziałby, że komuś coś ukradł lub zrobił krzywdę, bo usłyszał takie myśli zostałby zapewne uznany za szaleńca i umieszczony w zakładzie. A jednak przecież niemalże każdy człowiek na tej planecie podejmuje decyzje (lub zdecydowaną ich większość) na bazie emocji i myśli! No bo jaki mamy inny powód podejmowania decyzji w naszym życiu? Coś czujemy i coś widzimy w umyśle… jest jakiś inny?
I każdy za odpowiada za swoje decyzje. Nic i nikt ich nie usprawiedliwia. Jak coś wybierzemy, bo coś nam się wydawało, to odpowiadamy za ten wybór i tyle. Obrachunek moralny bardzo pomaga wyciągnąć mądre wnioski.
A skoro wiemy, że większość swoich decyzji podjęliśmy i podejmiemy na bazie emocji i myśli, to warto byłoby wreszcie zrozumieć jaka jest ich natura i jak to w ogóle działa. O tym już mówiłem na tym Blogu.
Jeśli kierujemy się wyłącznie emocjonalnością i mentalnym bełkotem powstałym na tym poziomie jakości, no to nie spodziewajmy się, że zabrniemy daleko. Bo emocje to płytkość życia ludzkiego. Dopiero wzrost ponad emocjonalność pokazuje zarówno głębię przeżywania wewnętrznego jak i niezwykle szeroki horyzont możliwości.
Tego też nie wymyślimy sobie. Tym tylko możemy się stać. A po drodze doświadczymy mechanizmu, który wcale nie chce, byśmy dojrzeli. I większość ludzi na tej planecie (80%) zatrzymuje się.
Sami musimy zdać sobie sprawę czy coś jest moralne, czy nie. Czy obejrzenie porno jest moralne, gdy czujesz stres? Cały ten Serwis ma Ci ukazać, że NIE. A jeśli nadal wydaje Ci się, że tak, to widzisz jak bardzo pogubiony/a jesteś w rozumieniu emocji i myśli oraz ich roli.
Dziecku można wybaczyć denerwowanie się, frustrowanie, obwinianie, zazdroszczenie. Ale jako osoba dorosła, nie możemy sobie już na to pozwolić. Bo jesteśmy w pełni odpowiedzialni za swoje decyzje – już nie “tylko” duchowo ale także prawnie.
Zresztą – po to urodziliśmy się na tej planecie – by dojrzeć na tych niezwykle istotnych płaszczyznach.
I jeśli chcemy być “moralni na siłę” i niechciane emocje, które jeszcze uznaliśmy za złe będziemy tłumić i wypierać, to sami robimy sobie krzywdę. Z emocjami należy postępować INACZEJ. Odczuwać i uwalniać je. Oraz korygować swoje postawy odnośnie życia, obowiązków, problemów, innych ludzi, samych siebie, przeszłości, itd., by emocje nie powstawały.
Bycie dobrym na siłę nie jest właściwym podejściem. Tak jak byciem niedobrym/ą, negatywnym/ą.
Bo to tak jakby próbować na siłę dojechać gdzieś samochodem, w którym coś chrobocze w silniku. Czy mądrym jest to ignorować? Nie. Należy się zatrzymać i sprawdzić silnik, a najlepiej zajechać do warsztatu, by przyjrzał się temu specjalista. A jeśli to zignorujemy, z dużym prawdopodobieństwem zniszczymy silnik i samochód stanie.
Twoje życie “stoi”? No to najprawdopodobniej masz odpowiedź dlaczego.
A jednak miliardy ludzi cały czas ignorują “chrobotanie” w ich życiach. Dlatego ono “staje”. Ale ego jest sprytne i osoby te w ogromnej większości wykorzystują to do usprawiedliwiania narzekania, obwiniania, denerwowania się, zazdrości, etc. Czyli dalej biegają za swoim ogonem.
Innymi słowy – niedojrzałość uważa, że emocje i myśli stanowią usprawiedliwienie i wystarczającą przyczynę, by coś zrobić lub czegoś nie robić – np. obwiniać, użalać się, nienawidzić, zaatakować, zazdrościć, odpuszczać, przekładać, prokrastynować.
Każdy bez wyjątku mówił mi w Raportach Programu WoP, że czegoś nie zrobił (nawet odkładał to całe życie), bo czuł “przed tym” opór. Ależ skąd pewność, że to opór “przed tym”? I skąd pewność, że właściwym postępowaniem jest nie zrobienie tego? Czy to nie podejrzane, że np. “przed” obowiązkami czujemy opór, a “przed” uchlaniem się do upadłego nie? Nikogo to nie dziwi?
Dlaczego trudne wydaje się nam normalne zajmowanie się swoim życiem w mądry sposób?
Kiedy wreszcie zaczynamy poddawać wątpliwościom wartość tego, co nazwaliśmy SWOIMI myślami? Dlaczego w ogóle mają dla nas jakiekolwiek znaczenie?
Skąd w ogóle pewność, że to nasze myśli? Bo je widzimy w swoim umyśle? Bo widzimy w nich słowo “ja”? I tyle!? Już mówiłem nieraz, że to nie my myślimy, tylko nasz umysł w kółko powtarza, to co już usłyszeliśmy, a my się tym tylko hipnotyzujemy wierząc w przekonanie, że to my myślimy…
Widzimy jak łatwo daliśmy się zaprogramować?
Dojrzałość zaś nie uzależnia swoich decyzji od emocji i myśli. Ponadto zdaje sobie sprawę, że za nie odpowiada. Nie zrzuca na nikogo odpowiedzialności ani za to, co czuje, ani za myśli, ani za swoje decyzje i ich rezultaty.
Każdą myśl można i powinniśmy poddać spokojnej analizie i na podstawie osobistych doświadczeń wyciągnąć wnioski czy dalsze postępowanie na jej bazie jest słuszne.
Głupiec więc zazdrości, a nawet okradnie tych, którym powodzi się dobrze, a osoba mądra przebada co te osoby zrobiły, że im się udaje w życiu i zacznie je naśladować. Będzie odczuwała wdzięczność, że ma możliwość zmiany.
To, że nasz umysł zazdrości czy nienawidzi nie oznacza, że my też powinniśmy. Bo umysł to nie my i nie my myślimy.
Jednocześnie nie wolno uznać umysłu, ani ego za swojego wroga. Należy mieć świadomość ich natury i wziąć za nie odpowiedzialność. Nienawidzenie ich to kolejna sztuczka ego, by trzymać nas za gardło.
Dlatego też pamiętajmy – kontekst dla tego jest krytycznie ważny, a wręcz najważniejszy, bo jeśli umieścimy w nim negatywność i uznamy ją za pozytywność, no to tak jakbyśmy wyjęli zawleczkę z granatu i przekonali samych siebie, że ten granat to tak naprawdę nie granat, tylko piłka do kosza…
A gdy już on wybuchnie to naprawdę nie wciskajmy sobie kitu, że nasze życie jest aż tak straszne, że nam wybuchają nawet piłki do koszykówki…

5. Ciepło

To dla wielu pierwsze doświadczenie tego, że źródłem pozytywności jest nasze wnętrze. I ZAWSZE mamy do niego dostęp.
Ciepło możemy zrozumieć na wiele sposobów – jako akceptację, zrozumienie, współczucie, empatię, a nawet zwykłe ale szczere powiedzenie komuś (sobie też) komplementu, szczery uśmiech i wiele więcej.
Ciepło więc to coś pozytywnego, co z nas wypływa na świat.
Osoby, które już troszkę się rozwiną mogą zacząć emanować pozytywną energią – wibracją – tworzyć dosłownie pole pozytywnej energii, które doskonale wyczuwają zwierzęta, rośliny, a także inni ludzie, którzy rozwinęli w sobie wrażliwość. Taka energia oczywiście ma również pozytywny wpływ na nas, naszą psychikę, ciało i zdrowie na każdym poziomie – mentalnym, emocjonalnym i biologicznym – fizycznym.
Kto raz tego doświadczy przestaje wierzyć, że cokolwiek w świecie może mu to dać. Zaczyna więc DAWAĆ to światu, bo
dostrzega również, że ta pozytywność się nie wyczerpuje, a co najlepsze – im więcej jej damy, tym więcej jej mamy by dać!
Utrzymywanie w sobie ciepła automatycznie zestraja nas z pozytywną stroną życia, która zawsze była dla nas dostępna i czekała, aż się zwrócimy w jej kierunku (zarówno w sobie jak i w świecie).
I źródło tej pozytywności jest nieskończone. Utrzymywanie pozytywności nie męczy, tylko wzmacnia. To bycie pozytywnym na siłę drenuje nas z energii, bo poświęcamy ją na opieranie się temu, co w nas zalega. Dlatego oznaką mądrości – odwagą – jest pozwolić sobie “stracić” na chwilę pozytywność, “upaść” – zmierzyć się z niższym stanem, odpuścić przed nim opór i go uwolnić.
Jeśli naprawdę wybieramy to, co pozytywne od razu chce nam się coś zrobić, nawet coś nowego, coś co odkładaliśmy – zazwyczaj kontekstem jest zrobienie tego dla kogoś innego – np. kobiecie/mężczyźnie, która/y się nam podoba.
Dlatego też wstyd i wina są tak destruktywne – bo w tym kontekście nie szanujemy siebie, nie akceptujemy, nie lubimy, więc nic dobrego nie chcemy zrobić dla siebie. Ani tym bardziej dla innych. Z tego poziomu żyjemy jako ofiara i wszystko musimy. A wcale tak nie musi być.
Więc z drugiej strony możemy emanować energią negatywną (patrzę na Ciebie, 80% ludzkości!), której wibracja również udziela się organizmom, innym ludziom i nawet materii naokoło nas. Oraz dramatycznie degraduje nasze rezultaty.
Czy dalej wybieramy, by sądzić, że martwienie się to pozytywna jakość? Okazuje się, że bardzo negatywna i niezdrowa. Zapytajmy się osób chorych w szpitalu lub osób starszych w domu starości, gdy odwiedzają ich rodziny. I zamiast emanować ciepłem, martwią się, użalają. Słyszałem, że niektóre osoby starsze i chore prosiły pracowników, by nie wpuszczali ich rodzin, gdyż przy nich czuli się tylko bardziej chorzy i odechciewało się im żyć!
Zdarzało Ci się, że psuły Ci się różne elektroniczne sprzęty jak na złość, w najmniej odpowiednim momencie? To był realny wpływ Twojej energii – wibracji. Brzmi jak science-fiction ale jest to rzeczywistość.
Kiedyś przechodziłem trudny okres. Zepsuła mi się mysz do komputera. Kupiłem 3 myszy pod rząd, bo z każdą było coś nie tak – w jednej rolka źle działała, w innej nie zawsze działał prawy przycisk, w jeszcze innej kliknięcie lewym przyciskiem czasem było interpretowane jako dwa… no szlag mógł człowieka trafić… i trafiał! Ale zacząłem uwalniać negatywności. I gdy poczułem spokój, zamówiłem jeszcze jedną myszkę. Mam ją do dzisiaj, już długi czas i nie ma z nią żadnych problemów.
Oczywiście zawsze możemy uznać to za bzdury wyssane z palca i zbieg okoliczności. A możemy zrobić eksperyment – uwolnić całą negatywność odnośnie jakiegoś obszaru naszego życia – bolesnego czy takiego, którego stanem się frustrujemy i zobaczmy co się wydarzy…
Człowiek żyjący w niskiej świadomości nie ma wiele mocy i jego wibracja jest niska. Dlatego potrzeba zazwyczaj dużo czasu, by dostrzec wpływ swojej negatywnej energii na świat i na swoje własne ciało i psychikę (dlatego uzależnienia są tak niebezpieczne, bo na zewnątrz widać niewiele ale wewnątrz korzenie rosną coraz głębiej i stają się coraz grubsze).
Im więcej negatywności odpuścimy (która niezwykle silnie ogranicza naszą moc sprawczą), tym silniejszy, szybszy i pozytywny wpływ będziemy mieli na swoje życie.
Poza tym osoby w niskiej świadomości zasilają się tym, co negatywne – np. gniewem, nienawiścią, obwinianiem, negatywnymi obrazami i ciężką i/lub smętną muzyką. Dopóki w kółko będą to wybierać, trudno będzie im podnieść się w energii. Jedyne czego zostali nauczeni lub zasłyszeli jak postępować w takiej sytuacji, to JESZCZE SILNIEJSZE ZMAGANIE… i może w końcu się uda. Albo że należy wymyślić rozwiązanie…
Ilu osobom się udało z setek milionów lub miliardów zmagających się jeszcze silniej? Kilkuset? Mniej?
Dlaczego więc korzystamy z metody, której skuteczność wynosi powiedzmy 0,0000002, czyli 0,0002%? No dobrze! Żeby nie być zbyt negatywnym, to powiedzmy, że jej skuteczność wynosi 0,0005%!
A uwalnianie, realne uwalnianie to metoda niezawodna. Wybór pozytywności to “metoda” niezawodna. Szczerość to “metoda” niezawodna.
Ale trzeba odpuścić dumę (która w swojej esencji nie jest pozytywna). Kto jest gotów odpuścić swoją cenną dumę (kolejne negatywne programowanie, w które bezkrytycznie uwierzyliśmy)?
Kto dalej wierzy, że jakakolwiek negatywność jest do czegokolwiek potrzebna?
Po raz kolejny przypomnę, że nie mówię z poziomu naiwności – wiem, że na tym świecie jest nadal sporo negatywności (zresztą co chwila mówię, że 80% ludzkości to niewolnicy swoich ego). Ale naprawdę nie ma żadnej sensownej i racjonalnej podstawy, by utrzymywać w sobie jakiekolwiek negatywne postawy.
Jednocześnie nie należy ich wypierać. Należy je dostrzec, zaakceptować i świadomie odpuścić korzyści jakie z nich mamy.
Nie lepiej zaplanować co zrobimy w przypadku jakiejś negatywnej sytuacji i wrócić do stanu spokoju, radości – ciepła? Czy we własnym życiu rozwiązaliśmy cokolwiek frustrowaniem się, denerwowaniem, stresowaniem? Czy raczej konkretnym, odpowiednim działaniem? Szczerze i uczciwie – co przyniosło rozwiązanie – utrzymywane w sobie negatywności czy podjęte działanie, hmm?
Niesamowitym jest dostrzec w sobie opór przed zrezygnowaniem z postaw negatywnych, niezdrowych i przynoszących nam cierpienie… i to wystarcza, by większość ludzi tego nie robiło!
A skoro utrzymywanie negatywności nas osłabia, no to sami odbieramy sobie możliwość skutecznego działania. I ludzie jeszcze na własną zgubę znaleźli do tego racjonalizację – nazwali to byciem ofiarą świata.
Ale badania nad świadomością pokazują jak wyrodne i nieprawdziwe to jest.
Pozytywność możemy wybrać tylko w chwili obecnej. To klucz do zrozumienia.
Umysł uciekać będzie albo w przeszłość, względem której utrzymujemy jeszcze opór i inne negatywności oraz będzie projektował je na przyszłość. Hipnotyzowanie się umysłem w konsekwencji pozbawia nas jedynej możliwości, w której możemy wybrać to, co pozytywne – pozbawia nas możliwości życia w tu i teraz, w chwili obecnej – w jedynej realnej i namacalnej rzeczywistości. Wszystko inne to bzdurne urojenia umysłu. Nic więcej.
Niemałą ciekawostkę stanowić może doświadczenie, gdy wybierzemy nareszcie pozytywność. INTENCJA ta rozpocznie proces detoksu. Zobaczymy jakby całe życie, wręcz cały świat zmieniał się dla nas umożliwiając:
– Oczyszczenie emocjonalne.
– Oczyszczenie mentalne.
– Dostrzeżenie szerszego spektrum możliwości, gdy pozwolimy sobie na detoks.
Warto również mieć na uwadze, że umysł temu wszystkiemu będzie zaprzeczał. Np. gdy odpuścimy urazę względem kogoś i ta osoba zmieni swoje postępowanie względem nas lub zniknie, bo otrzymała pracę za granicą powie – “No jak dobrze, że ona otrzymała tę pracę! Tak to bym wybaczał/a przez kolejne kilka lat i bym był/a naiwny/a!”
I jest to jak najbardziej normalne i spodziewane. Co nie znaczy, że umysł ma rację. Ile razy się on mylił? Milion? A może już miliard?
Umysł nie wymyśli pozytywności, ani ich nie wybierze. To nasza odpowiedzialność. Bo jeśli nie rozwijaliśmy się duchowo, nasz umysł może być (bardzo) niedojrzały. Jest jeszcze w skorupce zaściankowości, uprzedzeń, strachu, dumy i wszelkich innych emocji – paliwa ego, które uważa za pozytywne i niezbędne.
Wybór pozytywności – intencja – to nasza decyzja i odpowiedzialność.
Można powiedzieć, że czeka na nią cały świat.
Zrezygnowanie z negatywności to największy dar jaki możemy dać samym sobie i całemu światu.
A dobro wraca. Zresztą negatywności też. Tym samym upewnijmy się, że to co dajemy jest naprawdę pozytywne. Kłania się obrachunek moralny.
Bo wypieranie gniewu, gdy ktoś go z nas wyciska, udawanie, że go nie ma nie jest ani zdrowe, ani mądre, ani pozytywne! Dlatego świat przyciśnie nas mocniej.
W chwili obecnej sami musimy uznać czy dalej będziemy użalać się nad przeszłością i obwiniać za nią i czy dalej będziemy obawiać się przyszłości i próbować ją kontrolować. W chwili obecnej sami musimy uznać czy pora wybrać spokój, akceptację, wybaczenie, miłość. Nie znajdziemy ich ani poza sobą, ani gdzieś w czasie.
Musimy więc przestać doić nektar negatywności. Ileż można? Ile jeszcze?
Jak poczuć ciepło? Zamknij oczy. Odpuść opór, strach, wstyd, winę, gniew chociaż na chwilę. Wybierz spokój. Z tego stanu uśmiechnij się. Zmierz się z oporem przed radością, przed ciepłem. Przed jego odczuciem i daniem sobie oraz światu. Pozwól sobie na to choć na minutkę. To wszystko. Odpuść bzdurne negatywności choć na jedną minutę. Każdy to potrafi. Wystarczy się na to zdecydować.

6. Pracowitość/pilność

O proszę! Pracowitość to pozytywna postawa! Cnota! Pilność to cnota!
Najpierw istotny fakt.
Większość ludzi sądzi, że myślenie to pracowitość. Otóż nie.
Następnym razem, gdy ktoś się nas zapyta o nasze decyzje, a my odpowiemy “(po)myślę o tym”, “muszę pomyśleć”, to powinniśmy zrozumieć, że tak naprawdę nie pracujemy i nie zamierzamy pracować, tylko uciekamy od podjęcia decyzji, od zmierzenia się z oporem i/lub emocjami.
Myślenie to nie praca, dopóki nie towarzyszy jej pozytywna intencjonalność i spokój.
Poza tym najlepiej “myśli się” na kartce papieru.
Ucieczka od czegoś to też nie praca nad czymś. Uciekając nic nigdy nie osiągniemy.
Myślenie to proces bezosobowy, automatyczny, nieskończony. Sam z siebie nie służy niczemu. W stanie braku emocji umysł jest cichy i dlatego można wtedy z niego skorzystać konstruktywnie dzięki intencjonalności.
W stanie emocjonalnym nie my myślimy, tylko jesteśmy wpatrzeni w mentalny bełkot, którego rolą nie jest znalezienie rozwiązań, tylko napędzenie samego siebie.
Pracowitość więc to coś zupełnie innego, niż myślenie.
Myślenie pojawia się automatycznie, gdy pojawiają się emocje i opór. Skupianie się na myślach wtedy, to dla nas zawsze powinien być znak, że uciekamy od odczuwania. A nie że rozwiązujemy cokolwiek.
Pracowitość nie oznacza, że skupiamy się na sposobach poradzenia sobie z emocjami, ucieczce od nich, ani ich stłumieniu, tylko dalej przykładamy się do pracy, by zrealizować ustalone cele. Uwalnianie emocji nie wymaga od nas żadnego wysiłku, tylko szczerej intencji i pozwolenia, by ten proces się odbył.
W tym kontekście pracowitość, to właśnie to dopuszczanie emocji, uznanie ich i odpuszczanie przed nimi oporu. Dzięki temu zacznie podnosić się nasz poziom energii, którą następnie możemy wykorzystać na wykonanie pracy. Względem której również konieczna może być zmiana postawy z niechęci na chęć.
Pracowitość to chętne wykonywanie danej pracy.
Unikanie emocji/oporu oraz męczenie się z nimi za pomocą “mentalnego fechtunku” to bardzo niski poziom emocjonalnej dojrzałości. Czyli krytycznie ważnego aspektu człowieczeństwa.
W świecie ludzkim liczą się rezultaty. Dla nas powinno być m.in. ważne w jaki sposób je osiągamy (o ile w ogóle).
Widzimy więc, że każda cnota pomaga nam oczyścić się z negatywności i wybierać postawy nie tylko dobre dla naszego zdrowia ale też ogólnie życia, w tym relacji, radości, hobby. To po prostu właściwy sposób bycia w świecie (jeśli zależy nam na doświadczaniu jego “jasnej/ciepłej” strony).
Ciemną stroną pracowitości jest pracoholizm, czyli uzależnienie.
Jak zwykle więc musimy być świadomi swoich intencji. Czy pracę wykonujemy z intencją pozytywną – szczerze i uczciwie – a więc czy DODAJEMY energię, radość, troskę do swojej pracy, czy zaczynamy się zmagać, poświęcać, zmuszać, by np. czegoś uniknąć, uciec od czegoś?
Niby robimy to samo, a nawet w taki sam sposób ale dojdziemy w zupełnie inne miejsca w życiu – zarówno wewnętrznym (poziom spokoju, zdrowia, szczęścia) jak i zewnętrznym, wliczając rezultaty.
No bo pracoholizm może doprowadzić nas do np. sukcesu finansowego i awansu ale jeśli zarobione pieniądze będziemy zużywać na leki, na narkotyki, alkohol, by “odchorowywać” stres, zmęczenie, do tego zaczniemy zaniedbywać rodzinę, być wiecznie zmęczonymi, łatwo wpadać w złość, etc., no to “sukces” zmieni się w katorgę. Dlatego, bo jego intencja była negatywna DLA NAS.
A czym jest pilność? Człowiek pilny, to człowiek, który nadaje rozsądne priorytety. Jest trzeźwy, rozsądny. Jeśli jakiś obszar jego życia jest zaniedbany, pilnie zajmuje się jego naprawą. Gdy jest w pracy, pilnie realizuje najważniejsze i najbardziej naglące obowiązki jako pierwsze. Nie odkłada, nie prokrastynuje. Wkłada wysiłek, czyli energię w konstruktywne zajmowanie się rozwiązaniami.
Można powiedzieć, że człowiek pilny na okrągło dokonuje obrachunku moralnego – patrzy co wymaga pilnego zajęcia się i tym się zajmuje jako pierwszym.
Gdy jest w pracy, najlepiej jak potrafi zajmuje się praca, bo na to jest wtedy czas. Gdy jest domu zajmuje się najlepiej jak potrafi rodziną. Gdy uprawia seks, zajmuje się najlepiej jak potrafi seksem.

7. Niefrasobliwość

Tak jak poprzednie cnoty, niefrasobliwość nadal jest bardzo blisko poziomu granicznego. Więc łatwo można tę cnotę “nadwyrężyć” i zamiast dojrzałego, świadomego życia bez frasunków, żyć ślepo i w otumanieniu wypierać problemy czy generować sobie niepotrzebne problemy.
Internetowy Słownik PWN nawet nie odróżnia niefrasobliwości – nieskłonności do martwienia się od bagatelizowania kłopotów. A to przecież dwa zupełnie inne kierunki! To tak jakby uznać ruch po poziomej osi w stronę dodatnią i ujemną jako ten sam ruch… lub to tak jakby uznać temperaturę -5 C i +25 C za tę samą temperaturę…
Ty nie masz bagatelizować kłopotów, ani się nimi nie martwić! Masz je odważnie, śmiało rozpoznać, zaakceptować i znaleźć dla nich rozwiązania, zaplanować te rozwiązania i problemy rozwiązać. Jeden za drugim. Po drodze odpuszczać wstyd, winę, opór, żal, strach, chcenie, gniew i dumę.
Bagatelizowanie kłopotów w kontekście tej cnoty oznacza, że nie pozwalamy sobie wierzyć, że są większe, niż są w rzeczywistości, ani nie umniejszamy im – co oczywiście często zdarza się w przypadku uzależnień.
Ogromna ilość ludzi bagatelizuje uzależnienia i ich oznaki jak i konsekwencje. Z tego też powodu dopiero poważne kłopoty i zaniedbania oraz związany z nimi ból zmusza ludzi do przyjrzenia się sytuacji na trzeźwo. Ale wiele osób wyprojektowuje coraz bardziej rosnące emocje na świat wierząc, że to ze światem jest coraz gorzej…
Nie wolno również umniejszać samym sobie.
Niefrasobliwość dlatego jest cnotą, bo jej praktyka oznacza brak frasunków, np. w formie martwienia się.
Wielokrotnie już mówiłem, że
MARTWIENIE SIĘ NIE DAJE NIC POZYTYWNEGO!
A jednak cały czas mnóstwo ludzi sądzi, że martwienie się albo ich w jakiś magiczny sposób chroni przed czymś, albo że jest wyrazem troski, czyli czegoś pozytywnego. Ale tak po prostu nie jest i powinniśmy sobie przestać wciskać ten kit i usprawiedliwiać tę negatywną i niezdrową postawę.
Jakże negatywność może być wyrazem pozytywności?
Martwienie się to subtelna próba kontroli i manipulacji. “Martwię się o Ciebie” oznacza “robię sobie krzywdę i w ten sposób chcę zmusić cię do tego, byś robił/a tylko to czego oczekuję”.
Odpuszczenie martwienia się – frasunku – wiąże się więc z uczciwym rozpoznaniem tego mechanizmu i korzyści jakie z niego doimy. Ja wszystkim mówię, że martwienie się o mnie mogą sobie wsadzić…
Praktykowanie niefrasobliwości uczy nas podchodzenia do problemów bez niepotrzebnego bagażu negatywności, zachowania spokoju i podejmowania decyzji oraz działań ze stanu spokoju. To najskuteczniejszy sposób radzenia sobie z problemami i ich skutecznego rozwiązywania.
Przykłady niefrasobliwości:
– Brakuje nam pieniędzy. Zamiast martwienia się ODWAŻNIE przyglądamy się naszemu bankowemu kontu, robimy wykaz wydatków. Porzucamy dumę i znajdujemy pracę, dzięki której uzupełnimy deficyt funduszy. Ograniczamy zbędne wydatki (chociaż tymczasowo). Jednocześnie rozsądek podpowiada nam, by nauczyć się mądrzejszego zarządzania pieniędzmi. Żaden frasunek do niczego nie jest potrzebny. Ale oczywiście wszelkie negatywności związane i utrzymywane na temat pieniędzy i ich zarabiania ujawnią się.
– Nie mamy partnerki/partnera. Zamiast się martwić, użalać jacy to jesteśmy samotni, rozpaczać z tego powodu, etc. WYBIERAMY zrobienie tego, co niezbędne, by poznać odpowiednią osobę. Siadamy, rozpisujemy cechy, które chcielibyśmy widzieć w potencjalnej partnerce/partnerze, a następnie kontrastujemy to z nami. I jeśli wyjdzie, że oczekujemy czegoś, czego sami nie mamy, to już wiemy nad czym możemy popracować. Jeśli chcemy zdrowej kobiety z ładnym ciałem, no to zastanówmy się co my robimy niezdrowego i czy przypadkiem nie zaniedbujemy własnego ciała I SIĘ TYM ZAJMIJMY. Siedzenie na dupie i rozpaczanie to zwykła głupota i niedojrzałość. Ale żeby zrezygnować z tego postępowania (i dowolnego innego) należy rozpoznać korzyści jakie z tego doimy i je odpuścić.
– Nic specjalnego. Po prostu żyjemy sobie jak zawsze, tylko że zaczynamy dostrzegać sytuacje, w których nasz umysł generuje negatywne myśli. Zaczynamy je ignorować i WYBIERAĆ nastawienie pozytywne (nie naiwne – przypomnijmy sobie temat chorób charakteru). No bo skoro wiemy, że żadna negatywna postawa nie daje nic pozytywnego, to po co je wybierać? A skoro wiemy, że umysł będzie tylko paplał z jakością naszego stanu emocjonalnego, a detoks z emocji odbędzie się automatycznie, gdy w nas zalegają, no to czym tu się przejmować? To wszystko to proces pozytywny, tylko trzeba mu pozwolić się wydarzyć.
– Codzienna postawa – akceptacja tego, co będzie. Nie przejmowanie się ale odważne i uczciwie przyjmowanie “na klatę” sytuacji, które nas spotkają. Ekscytacja zamiast stresu. Tak, ekscytacja to można rzec – druga gałąź tego samego konaru, co stres. Ale nasz umysł nawykowo zawsze wybierze to, co do tej pory, czyli prawie na pewno stres. Innymi słowy –
aby zmienić kierunek potrzebna jest świadoma decyzja.
Niefrasobliwość uczy nas, by nie zwracać uwagi na negatywne myśli. Zamiast się martwić, użalać i projektować strach na przyszłość, wystarczy zaplanować co zrobimy w przypadku różnych potencjalnych problemów… i po problemie!
No bo kto w ogóle poddał wątpliwości samą postawę “martwienia się”. Mówimy – “Martwię się TYM” – co to w ogóle znaczy? Przecież jakby się przyjrzeć, to to zdanie nie ma żadnego sensu! To jakby mówić “jestem głodny tym, co się wydarzy”. Albo popularne “stresuję się TYM”. To nie ma żadnego sensu! To bzdurne urojenie! Ale przecież takie wygodne, by usprawiedliwić niechęć do przyjrzenia się swoim postawom i dokonania dojrzałych korekt…
“Ta zupa jest za słona żarówką!” – o! Wspaniała racjonalizacja gniewu! “Martwię się TYM” czy “TO mnie denerwuje” jest tej samej klasy jakości.
Zresztą to samo jest z “boli mnie TO (coś w świecie)”. Naprawdę? Niech mi ktoś wytłumaczy jak może nas boleć cokolwiek ze świata/w świecie?
Albo jeszcze lepsze – “TO mnie martwi”… no to już podwójny poziom szaleństwa.
Toż to po prostu szaleństwa, urojenia, majaki mentalne powtarzane w kółko i zapewne tylko dlatego uznane za prawdę. Bo stanowią bardzo wygodne usprawiedliwienia własnych negatywności (niemoralnie uznawanych za pozytywne).
Te wszystkie – martwię się czymś, stresuję się czymś, denerwuje mnie coś/ktoś, przejmuję się, boli mnie to czy tamto – to wszystko wyraźne sygnały niedojrzałości emocjonalnej i bardzo niskiego poziomu świadomości. To po prostu programy mające uwięzić ludzi w niskiej emocjonalności, zasilać ją i pogłębiać projekcje. A jednak ludzie się w tym zakochali pomimo, że NIC im to nie daje. Ale oczywiście ich ego doi z tego niemało korzyści.
Powtórzę – brak martwienia się o przyszłość nie może zastąpić rozsądnych działań, by o przyszłość zadbać. Zresztą o cokolwiek innego. Porzucenie zmartwień związanych z relacją/małżeństwem nie oznacza, że mamy się mu nie przyjrzeć odważnie i uczciwie i nie oznacza to, że przestajemy być odpowiedzialni za to, co do niego wprowadzamy (i wprowadziliśmy).
Brak martwienia się o własne dzieci nie oznacza, że mamy nie być dla nich przykładem, nie interesować się ich życiem i wyborami, nie poświęcać im czasu, zaniedbywać ich edukację, etc. W tym artykule przedstawiłem cechę – pracowitości. Apatyczne, beznamiętne podejście do jakiegoś aspektu swojego życia zaczyna go degenerować.
Pamiętajmy, że jeśli umieścimy kwiat w najlepszej doniczce z najlepszą ziemią, to jeśli go nie będziemy regularnie podlewać, zwiędnie. Także wlanie raz na rok dużej ilości wody to głupota i spowoduje, że kwiat zgnije.
Nawet dbanie o kwiaty uczy nas tak wielu cnót (a więc właściwego, zdrowego podejścia do życia), że aż sam nie mogę uwierzyć, że dopiero to zauważyłem ;)
Ok, a jak korzystać z umysłu, by rozwiązać jakiś problem?
Proste – ZAPISZMY co tak faktycznie stanowi dla nas problem i jakie widzielibyśmy rozwiązanie?
Uwzględnijmy NAJWYŻSZE DOBRO WSZYSTKICH, których ten problem dotyczy.
Więc naszą INTENCJĄ musi być rozwiązanie problemu z uwzględnieniem najwyższego dobra wszystkich osób. Jak ktoś chce czegoś złego dla kogokolwiek, to nie jestem właściwą osobą, z którą powinien rozmawiać.
Gdy już to zapiszemy, zawsze również zostawmy sobie post scriptum – “jeśli istnieje lepsze rozwiązanie, jestem na nie otwarty/a”.
Ok. W tym momencie zaczynamy uwalniać wszystkie emocje, opór i poddawać negatywne przekonania oraz korzyści z dojenia obecnej sytuacji. Gdy to wszystko uwolnimy i nasz umysł stanie się spokojny, nagle rozwiązanie samo “wskoczy nam do głowy”. Pojawi się spontanicznie. Bo ono już było, tylko go nie dostrzegaliśmy. A gdy zrobiliśmy mu miejsce, pojawiło się.
Podkreślę – “rozwiązanie” na bazie dumy nie jest żadnym rozwiązaniem i zwali NAM na głowę kłopoty.
To ukaże nam naturę umysłu – on nie wymyślił rozwiązania, tylko dostroił się do niego, a ono na nas czekało. Czekało na intencję i poddanie tego, co nam je przesłaniało. Czy więc jesteśmy gotowi poddać dumę z “wymyślania” czegokolwiek? Czyli tak naprawdę iluzję tego, że nasz umysł jest źródłem czegokolwiek (w tym naszego przeżycia).
Widzimy więc jak praktykowanie cnót zmienia paradygmat życia i nas otrzeźwia.
Duma to stan nadal bardzo odległy od trzeźwości. Wszystko co “wymyślisz” z poziomu dumy ostatecznie Ci zaszkodzi – miej to na uwadze.
Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
7 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
bercik

Pracując na produkcji ludzie w fabryce są jak trutnie odnosząc się do obrazka z artykułu. Można nimi pomiatać i płacić grosze a jak się zwolnią to i tak znajdą się kolejne trutnie i tak do u####ej śmierci! Trutni masa na tej planecie.Jeden zdechnie przyjdzie tysiąc nowych. Na tej planecie calutki czas istnieje system kast i hierarchia tak samo w fabryce ja jestem zwykłym szarym trutniem robolem ci wielcy wyżsi traktują takich jak śmieci a trutnie siebie pożerają dosłownie i szkodzą sobie aby przypodobać się wyższym z fabryki. To jest moja piekielna codzienność! I tak Pana z Bloga to w ogóle nie obchodzi więc po co to piszę on się buja w dobrobycie co go obchodzi jakiś szary człowiek co nie chciało mu się uczyć.

bercik

Dla faceta nic nie ma sensu jak ma ciągle taką robotę jak ja. NIC NIE MA SENSU Z TAKĄ BEZSENSOWNĄ ROBOTĄ. NIC! SAMODESTRUKCJA ROBOTA CZEKA A zwłaszcza wychodzenie z uzależnienia i czytanie tego bloga bo to nic nie da ta praca trzyma na dnie i finansowo i psychicznie.

Lucyna

A jaki byś chciał wykonywać zawód zamiast tego i dlaczego?

Bercik

Byle by nie ten co teraz. Jakąś lepszą, nie niskiej jakości. Bo ta praca jest dla robotów a nie dla ludzi, uwstecznia nie rozwija, nie kształci, nic nie uczy, izoluje, mało płatna, złe traktowanie, 3 zmiany szkodzą zdrowiu, czujesz się tam jak dzi##a, czasem jesteś tak traktowany jesteś trybikiem w mechanizmie którego łatwo i szybko wymienić, jesteś nikim bezmyślna, niezłe patałachy czasem tam można spotkać mógłbym wymieniać w nieskończoność. Żadnych plusów a największy minus to bardzo niskie zarobki za to. Jak już mówiłem nikomu nie polecam nawet największemu wrogowi.

Podobne Wpisy:
Symptomy odstawienia pornografii i tzw. “flatline”

Symptomy odstawienia pornografii i tzw. “flatline”

Witam Cię serdecznie! Dzisiaj poruszę temat, o którym jeszcze nie mówiłem wprost. Postanowiłem stworzyć ten artykuł na podstawie kilku maili, które otrzymałem ostatnio od klientów. Zobaczyłem w nich, że niezależnie jak wiele tłumaczę o uzależnieniach, ludzie nadal wierzą w jakieś bajania na tak niesamowicie poważny temat. Jak z nudów powtarzane przez praczki fantazje od ucha… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 11
5 poziomów niszczącego wpływu pornografii (Wideo)

5 poziomów niszczącego wpływu pornografii (Wideo)

W rankingu katastrofalnego wpływu uzależnień i trudności ich leczenia, pornografia jest na drugim miejscu, zaraz za najgorszymi narkotykami. Dla wielu osób niepojętym jest, że oglądanie filmików czy zdjęć w internecie może mieć jakikolwiek wpływ na człowieka. Szkodliwość alkoholu i narkotyków są dla wszystkich zrozumiałe, ponieważ widzieliśmy jaki wpływ mają na człowieka. Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 8
O Depresji

O Depresji

Witam Cię serdecznie! Gdy jest okazja skomentować jak masy ludzi widzą problemy przeplatające się z uzależnieniem, czynię to. Bo gdyby widzenie tych problemów było poprawne, problemy byłyby rozwiązywane. A z tego co widać – trwają i pogłębiają się. Bo bez zrozumienia co to jest odpowiedzialność, nic nie możemy poprawić. Co to jest odpowiedzialność? To świadomość,… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 39
Z życia wzięte 7 – Utrata kobiety (2 studium przypadku)

Z życia wzięte 7 – Utrata kobiety (2 studium przypadku)

Witam Cię serdecznie! Akurat pojawiła się okazja, by rozważyć kolejny przypadek z “serii” utraty partnerki. Napisał do mnie były uczestnik Programu Wolność od Porno. Okazało się, że potrzebował prawie półtora roku, by ponownie i poważnie(j) podejść do siebie i tematu zdrowia. A zainicjował to, jak powiedział sam mężczyzna “zawód miłosny”. Czyli jak świat długi i… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 8

WOLNOŚĆ OD PORNO