Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!
Kontynuujemy temat cnót charakteru!
Części 1-3 znajdziesz klikając na linki poniżej:
► Cnoty (Część 1) – Wstęp i szczerość.
► Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga.
► Cnoty (Część 3) – Moralność, Ciepło, Pracowitość/Pilność, Niefrasobliwość.
Po cichu liczę, że dotrze do Czytelników, że zmiana zaczyna się WEWNĄTRZ. Bo świat nie ma nad nami żadnej mocy. Całą moc nadajemy mu sami.
Nikt mi nie powie, że całe życie był tak dorosły, tak dojrzały, tak świadomy, tak pracował nad sobą i regularnie oczyszczał się z emocji, a zły świat nagle dokręcił śrubę niesprawiedliwie i brutalnie, że aż szwy pękły…
Nic w świecie nas nie boli. Bolą nas wyłącznie nasze własne emocje względem tego. I to nie dlatego, bo emocje czy ich odczuwanie jest bolesne ale nasza niezgoda na to, co czujemy. Boli wyłącznie opór.
Natomiast w stanie emocjonalnym NIEMOŻLIWE jest ani dostrzec rzeczywistość, czyli fakty, ani znaleźć rozwiązania. Widzimy wyłącznie własne emocje i ich racjonalizacje, którymi nasza podświadomość programowała się przez lata.
Czyli to zwykła nieświadomość, którą ludzie przez swoją niewinność mylą z życiem i rzeczywistością.
Praktyka cnót wymaga zaś od nas wejrzenia w siebie i dokonania korekt, gdzie są fundamentalnie ważne – w nas samych.

8. Wytrwałość

Wytrwałość to w świecie ludzkim niezwykle istotna cnota.
Mówiłem już wielokrotnie, że na tej planecie 80% ludzi żyje w niskiej, osłabiającej świadomości. Na poziomie zwierzęcym, z którego ego zasila się tym, co negatywne i oczarowuje tym, co pozytywne i czego w sobie nie widzi. Zapewne tak było lub ciągle jest w przypadku nas samych.
A sukces wyciąga to wszystko z człowieka, czym sam blokuje go w sobie. Z nas również to wyciągnie, zaś nasz umysł bardzo chętnie wyprojektuje to na świat i innych ludzi (i robił tak zawsze).
Dlatego dążenie do celu, wyjście poza ten koszyk krabów (gdy jeden złapany w kosz krab próbuje się wydostać, reszta go łapie i mu nie pozwala), powoduje, że z reszty wychodzi to wszystko, przez co oni np. nie realizują swoich celów – strach, wina, gniew, poczucie niezasługiwania, poczucie bycia kimś gorszym, zazdrość, etc.
I większość ludzi automatycznie zaczyna to projektować na osobę, która to wszystko w sobie przepracowuje, odpuszcza i uzdrawia lub już to zrobiła. Odbywa się to np. w formie zazdrości, negatywnych plotek i obgadywania czy nawet otwartej niechęci i nienawiści. Są ludzie, którzy nawet aktywnie dążą, by tej osobie utrudnić odniesienie sukcesu czy nawet niszczą to, co ta osoba osiąga i osiągnęła…
Były przypadki komentujących na tym Blogu, którzy własny opór wyprojektowali na swoje miejsce pracy mówiąc np., że miejsce pracy ich trzyma i ogranicza, czegoś/na coś im nie pozwala… A to tak jakby mówić, że Subway nas trzyma i ogranicza, a może Imax! Uwięził i nie pozwala wyjść!
Nic takiego nie ma miejsca. Wyjście z kosza krabów jest możliwe, bo to co tak naprawdę nas powstrzymuje to nasze własne decyzje, przed którymi opór i emocje wyprojektowaliśmy na świat. Jest tylko jeden krab i tym koszem jest nasz własny umysł.
Bo nawet jeśli ktoś nas całe życie “znieważał”, to my sami nadaliśmy temu znaczenie. Świat nie ma żadnej mocy, by nas zranić, znieważyć, etc. Tylko nasza własna duma uniemożliwia nam to dostrzec.
Dlatego nieraz mówiłem, że do zmiany konieczne jest odpuszczenie dumy. Której sztucznie nadane znaczenie jest zwykłym negatywnym programowaniem.
Tego człowiek dążący do sukcesu powinien się spodziewać. Nie kurczyć, nie bać, nie trząść się ze stresu, tylko być na to przygotowanym – na takie reakcje. Zarówno ze strony innych ludzi jak i swojego własnego umysłu – swojej podświadomości.
Dlatego też mądrzy ludzie pouczają, by nie dzielić się swoimi celami, nie chwalić się, nie mówić o nich. Po prostu realizować je w cichym zadowoleniu. No bo jeśli wiesz, że 4/5 osób (a może nawet więcej z Twojego otoczenia) będzie Cię demotywować, możliwe, że wyśmiewać, itd., no to po co się o to prosić?
Jeśli nadal mamy problem z własnymi projekcjami i wierzymy, że inni mogą nas zdemotywować, zabrać chęć i energię, to lepiej tego uniknąć.
W ten sposób mogą nawet zachowywać się osoby, które dobrze nam życzą! Tylko żyjąc nieświadomie będą nas sabotować nawet tego nie zauważając. Np. namawiając nas na piwo, gdy my realizujemy plan. Albo będą narzekać co u nich stało się złego, zamiast nas wspierać, etc. Może dojść do tego, że potwierdzą nasze negatywne przypuszczenia, w które uwierzymy zamiast je odpuścić, itd.
Bardzo często będą do nas odnosić się z postawą, o której już mówiłem i która pandemicznie mylona jest z czymś pozytywnym – będą się martwić nazywając to troską. Czyli będą projektować na nas swój strach i opór wymieniając jedna za drugą racjonalizacje, które wyszukiwali całe życie – a że to się może stać, a że tamto, a że możemy stracić, a że łatwo nas wykorzystać i oszukać, a że coś jeszcze innego, strasznego… nic tylko się pociąć, owinąć w bandaże i nie opuszczać łóżka szpitalnego…
Realizacja celów wymaga od nas wręcz laserowego skupienia. Z tego też powodu wszelkie pozornie “chwalebne” rozpraszanie się, by tu kogoś pocieszyć, tam zrobić dla kogoś innego, coś drobnego (“zajmie to tylko godzinkę/5 minutek”), to wielkie pułapki we własnym rozwoju. Jest 6 miliardów ludzi. Naprawdę chcesz dla każdego coś zrobić? A dla siebie kiedy nareszcie coś zrobisz?
Zaniedbywanie siebie lub poświęcanie się dla kogoś to po prostu negatywny i patologiczny program.
No bo dlaczego niby dobro innych jest zawsze ważniejsze od naszego? Co to za bzdura? Co to za chore, upokarzające podejście? Jak ktoś nie zadba o swoje dobro, to dlaczego my mamy dbać za tę osobę?
Jeśli mamy ten program, to nasza odpowiedzialność go porzucić, a nie szukać winnych.
Jak ktoś urodził się chory, to co mu pomoże oddanie mu 100 zł, gdy sami potrzebujemy tej kwoty? Jak tak bardzo przejmujemy się losem innych ludźmi, to do roboty! Zakasaj rękawy i zapraszam do zapierd**nia po 16 godzin na dobę – szukaj darczyńców, filantropów, ludzi do pomocy, otwórz fundacje, ośrodki pomocy, może nawet kliniki i nowe szpitale! TO realnie pomoże, a nie oddanie marnej stówy i to jeszcze z niechęcią.
Naprawdę sądzisz, że poświęcenie komuś czasu, by nie było smutno tej osobie i by nie czuła się samotna to coś pozytywnego? No, jeśli nie szanujesz swojego czasu, to pewnie, że można się oczarować, że jesteśmy szlachetni. Ale czy nie jest tak, że robimy nie z miłości, a poczucia winy i cicho liczymy, że świat nam wynagrodzi nasze poświęcenie? I gdy sami będziemy czuli się samotni, to ktoś nas równie chętnie odwiedzi i będzie z nami siedział, aż nie poczujemy się lepiej?
Z jakiegoś powodu świat jest oczarowany poświęcaniem się. A nie jest to zwykła głupota? Czy naprawdę ktoś musi tracić (i dlaczego akurat my?), by ktoś coś zyskał… Oznacza to, że w najlepszym wypadku poświęcając się świat wychodzi na ZERO. Czyli nic się nie zmienia. Ale w rzeczywistości nie jest to zero. Bo osoba, dla której ktoś się poświęcił nie czuje radości, tylko poczucie winy, które podświadome będzie ją obciążać przez całe życie. Tym samym nie ma zera, tylko minus. Nie mówiąc, że osoba, która się poświęciła też czuje winę. A reszta ludzi się oczarowuje, więc ten minus jest coraz większy.
Czy to można nazwać rozwojem? Nie. To się technicznie nazywa współuzależnienie. Czyli jest chorobą.
Nie mamy innych (ani siebie) za to nienawidzić, ani obwiniać, tylko być tego świadom i się odpowiednio przygotować. Np. nauczyć się odmawiać bez poczucia winy.
Pamiętajmy – dlatego mówi się, że na szczycie jest się samotnym, bo nie da się zrealizować osobistego sukcesu próbując wszystkich zadowolić. A tym bardziej poświęcić się. Należy przestać próbować i skupić się na tym, co ważne DLA NAS.
Jeśli chcesz się przysłużyć światu, to lepiej zrobisz to mając 100 zł na miesiąc, których wydanie Cię zaboli czy 10 000 zł, które możesz swobodnie wydać?
A ci, którzy nie chcą być szczęśliwi, nigdy nie będą choćbyś poświęcił/a im całe swoje życie! Jeśli chcą być/pozostać prymitywni/idiotami/nieszczęśliwi/etc., to ich wybór. Nikt nie broni im wybrać radości. Ale jeśli nie wybierają tego w sobie, a oczekują od innych, to już toksyczność. To takie pasożytowanie.
Poza tym gdybyśmy byli w 100% uczciwi i świadomi, dostrzeglibyśmy, że próby zadowolenia takich osób są ukrytymi próbami ucieczki od własnego poczucia winy i poczucia osamotnienia. Czy więc nadal chcesz wypełnić studnię bez dna czymś, czego źródłem jest poczucie braku?
Jak ktoś się wszystkim przejmuje i stresuje, to chociażbyśmy tej osobie poświęcali dziennie kilka godzin na pocieszaniu jej, to jej nigdy nie będzie dość! A gdy przestaniemy to robić to się jeszcze na nas obrazi, a nawet wścieknie! A my będziemy słabnąć coraz bardziej i sami zaczniemy się irytować.
Wiele osób oczywiście dało się zrobić w balona nazywając to troską i miłością. Ale to nie jest nawet na tej samej półkuli co miłość.
Co by zrobiła miłość? Cichutko siedziała jak mały robaczek i tuliła drugiego małego robaczka?
Przypominam, że miłość jest dużo wyżej od Odwagi, która zwycięża wojny. Miłość albo by kochała tę osobę cicho ale trzymała się od niej z daleka, albo wzięłaby ją za uszy i pomogła by jej rozwiązać jej problemy, albo pocisnęła by jej szczerością i rozsądkiem, że by ta druga osoba narobiła pod siebie ale w rezultacie wyszła z apatii. Bo prawda boli ale nas wyzwoli. A miłość wyzwala. Bo miłość oznacza moc.
Jeśli mówimy, że kochamy, a nie mamy energii, to nie miłość.
Sukces wymaga od nas porzucenia negatywności, otworzeniu się na energię, wymaga od nas precyzji i skupienia w swoich dążeniach. Sukces wymaga od nas wytrwałości. Słowem – dojrzałości.
Dążenie do sukcesu to wspaniały proces wspomagający nasze dojrzewanie jako istota ludzka.
No bo wybierając coś daleko spoza naszej tzw. strefy komfortu i realizując to aktywnie, codziennie dążąc do realizacji tego, wyciągnięte zostanie z naszej podświadomości to wszystko, co ograniczało nasze zdrowie, spokój, energię, chęć, psychikę, etc.
Co innego może to wyciągnąć? Losowe zdarzenia, inni, negatywnie usposobieni ludzie, odważni ludzie oraz oczywiście – kryzysy. Na to chcemy czekać? Na kryzys? Albo przyciągnąć do nas ludzi, którzy nas przycisną?
Kto już spotkał ludzi, którzy mocno pocisnęli i wydobyli np. gniew, winę, wstyd, żal, opór? Kto ich nienawidzi i opiera się zamiast przejść proces detoksu, akceptacji tego, co ma miejsce i wybaczenia?
Nie lepiej mieć nad tym choć trochę kontroli i samemu ujawniać to warstwa po warstwie i regularnie oczyszczać się? Wolimy czekać na choroby lub sytuacje kryzysowe, które wyciągną z nas to wszystko siłą i to w dużych ilościach?
Dlatego zwierzę w nas – ego – najbardziej niedojrzała ludzka część – nie chce dążenia do sukcesu i się temu opiera. Wliczając ego innych ludzi. Dla niego cenne jest umniejszanie sobie, obwinianie, nienawidzenie, zazdroszczenie, opieranie się. Bo to dla niego paliwo. Ego doskonale wie, że gdy przyjdą ludzie, którzy nas przycisną, to będą oni perfekcyjnym celem dla naszych projekcji. Czyli sami przesłonimy sobie oczy wierząc tej mentalizacji.
Zobaczmy co np. wymyśliło ego jako sposób sabotowania sukcesu.
Wymyśliło, że np. aby odnieść sukces, to trzeba mieć talent!
Skąd ta pewność, hmm? Dlaczego uważamy to za prawdę? Bo brzmi sensownie? Ależ w rzeczywistości to stek bzdur i banialuków!
Talent to tylko NASZE zainteresowanie, które aktywnie, trwale realizujemy, do którego realizacji i kontynuacji oraz rozwoju dążymy. Wszystko, co jesteśmy chętni praktykować możemy zrobić i rozwinąć do poziomu eksperta.
Mówi się, że wszystko co będziesz praktykować przez 10 000 godzin, staniesz się w tym ekspertem.
Ile to jest 10 000 godzin? To nieco więcej, niż 400 dni. Powiedzmy – półtora roku kalendarzowego ciągłej pracy.
I niech mi tu nikt nie próbuje zasunąć humorem, że jest ekspertem w oglądaniu telewizji, bo robi to przez 8 godzin dziennie od 20-tu lat. Nikt nie ogląda telewizji chętnie i nie ma intencji stawania się w tym lepszym. Oglądamy telewizję, by uciec od uczucia pustki i tyle. Robimy się w jajo.
Powiedziałem, że talent to coś, co jesteśmy gotowi CHĘTNIE wykonywać. Czyli – talent to nie jest coś, z czym się rodzimy, ani coś, co dostajemy w genach. Nie. To tylko bzdura wmawiana sobie przez ludzi w świadomości apatii i ofiary. Wiara, że istnieje coś takiego jak talent to tylko usprawiedliwianie własnego oporu!
Talent to coś, względem czego utrzymujemy postawę chęci – którą sami wybieramy – i dążymy, by być w tym jak najlepsi tylko możemy.
Nasza postawa to w 100% nasz wybór. Czyli talent to nasz wybór – czy go będziemy mieli (czy go osiągniemy/rozwiniemy), czy nie.
Ale ludzie masowo wierzą, że talent to efekt wygrania na kosmicznej loterii. Tak samo zresztą jak i sukces… ot, przydarza się komuś i tyle. A reszcie się nie przydarza. Ach, biedne ofiarki… Im się ich życie oczywiście przydarzyło. Bo nie dokonali żadnego ze swoich tysięcy wyborów…
Talent wyrażany np. poprzez pracę w tzw. flow, to nic innego, niż działanie bez oporu – płynne, radosne, chętne. Każdy może tak działać i nic i nikt tego nikomu nie broni. Tylko ich własne wybory. Aby to wybrać trzeba tylko odpuścić dumę i opór.
Dotrze do nas skala programowania, któremu jako ludzie podlegamy? To pandemiczne pranie mózgu, a ludzie nie tylko go nie zauważają ale jeszcze chronią! Usprawiedliwiają i racjonalizują. No bo wygodnie jest racjonalizować swój opór tym, że jedni mają talent, a inni nie, niż się z tym oporem zmierzyć, odpuścić dumę przed popełnieniem błędów i zabrać się do aktywnego, chętnego działania, które sami WYBIERZEMY.
No bo skoro ktoś coś świetnie realizuje, to musi mieć talent! A my go nie mamy, bo nic nam nie wychodzi… a z jakiej części dumy i oporu zrezygnowaliśmy? Jak podchodzimy do siebie, do swojego życia, do tego co w życiu robimy? To oczywiście zostało pominięte…
Patrząc tylko na działania innych ludzi i jakie mają rezultaty, to tak jakbyśmy sądzili, że wyścigi formuły 1 wygrywają samochody, a nie kierowcy. Działanie to “wehikuł” do przekazania naszej intencji i energii. Musi być odpowiedni do rezultatu jaki chcemy osiągnąć. To wszystko. Wehikuł ten zawsze można skorygować.
Czyli dążąc do sukcesu będziemy popełniać pomyłki i błędy. To najzupełniej normalne! Poczujemy przy tym winę, bo wina to emocja, która informuje nas o konieczności dokonania zmian i korekt. Tyle!
Więc jeśli naszą intencją będzie unikanie odczuwania winy, no to nici z sukcesu! Bo przy pierwszym uczuciu winy porzucimy nasze STARANIA. A jak ktoś z nas wyciśnie winę, to jeszcze dołożymy sobie wstydu i gniewu!
Więc widzimy, że elementem wytrwałości – dojrzałości jest uniezależnienie się od opinii innych ludzi.
Czyli m.in. wzięcie odpowiedzialności za swoje emocje.
Możemy nauczyć się przesiewać przelewane na nas negatywności i toksyny tych ludzi od konstruktywnej i pozytywnej krytyki. A na obie formy możemy reagować spokojem. A nawet współczuciem, że ktoś żyje tak niedojrzale sądząc, że obrażając nas robi coś dobrego…
Im dojrzalsi, spokojniejsi będziemy, tym łatwiej wychwycimy to, co jest projekcją od konstruktywnej, pomocnej krytyki, za którą będziemy wdzięczni.
Wytrwałość rozwijamy na 2 płaszczyznach – zewnętrznej poprzez konkretne, nacelowane na dany rezultat starania oraz wewnętrznej – poprzez cierpliwe odpuszczanie kolejnych warstw oporu, wstydu, strachu, niepewności, dumy, frustracji, itd.
Aby odróżnić pracowitość od męczenia i poświęcania się oraz usprawiedliwiania tym postawy apatycznej, odpowiedzmy sobie na pytanie – gdyby praca, którą wykonujemy w ogóle “nas nie męczyła”, gdybyśmy po pracy mieli full energii i chęci – czym byśmy się zajęli? Gdyby nasza praca zarobkowa nie stanowiła żadnej wymówki i usprawiedliwienia apatii – za co byśmy się wzięli w wolnym czasie?
Może odpowiedź na to pytanie ukaże nam, że problemem nigdy nie było nic w świecie, w tym praca.

9. Dobry/uprzejmy

Kolejna cnota, która uczy nas DAWANIA od siebie tego, co pozytywne światu/innym ludziom.
Aby wyrażać dobroć/uprzejmość, konieczne jest porzucenie dumy, uprzedzeń i przynajmniej częściowe odrzucenie świadomości separacji od innych ludzi (która nie jest realna).
Wszyscy jesteśmy energetycznie połączeni. To, że nasze ciała się nie stykają nie oznacza, że połączenie nie istnieje.
Swoją drogą dlatego mężczyźni chcą wtykać swoje penisy w co popadnie. Bo nie czują z nikim i niczym połączenia. Jedyne połączenie jakie potrafią “nawiązać” to wetknięcie kawałka swojego ciała w ciało innej osoby.
Jakoś dociera do nas, że np. internet to bezprzewodowe połączenie, radio, telefony, etc. – te urządzenia korzystają z niewidzialnych dla ludzkiego oka połączeń.
A skoro coś, co zbudowaliśmy dzięki poziomowi rozsądku, dzięki eksploracji możliwości, ciekawości, poszerzania granic tego, co możliwe, dlaczego miałoby nie być jeszcze coś więcej, co dotyczy bezpośrednio nas – ludzi? Ludzki umysł do tej pory nie rozumie praktycznie niczego co zachodzi na tej planecie. Oczywiście wspaniale wspomógł ludzkie życie w tych trudnych, fizycznych warunkach dla jego rozwoju. Ale w kluczowych kwestiach jest dla nas ograniczeniem.
Dlaczego za szaleńców uważamy ludzi, którzy np. komunikują się ze zwierzętami i roślinami? A jeśli to my jesteśmy szaleni i chorzy, bo tego nie potrafimy? Czy potrafimy nawiązać połączenie choć z jednym człowiekiem i czuć go? Ba! Czy potrafimy nawiązać połączenie z samymi sobą? Czy pozwalamy sobie czuć nasze emocje bez oporu, akceptując je i siebie w pełni? To przedszkole ludzkiej dojrzałości. Kto już je opuścił, hmm?
Każdy człowiek tego doświadczył – połączenia ze światem, którego to połączenia nie jest świadomy! Nawet ten najbardziej sceptyczny, dumny, negatywnie nastawiony, odizolowany od wszystkich ludzi i siedzący w swoim umyśle przez 100% czasu człowiek. Przecież wystarczy troszkę się rozejrzeć i ta osoba dostrzeże, że cały jej świat zewnętrzny perfekcyjnie odbija wnętrze tej osoby.
Gdyby więc nie była ona połączona z całym światem, nic takiego nie mogłoby mieć miejsca.
Dlatego osoby mądre od zawsze pouczały nas, że mamy zmieniać siebie i przestać zajmować się próbami zmiany świata.
Bo w większości próby zmiany świata to po prostu ucieczka od siebie i efekt niedojrzałych, dziecinnych projekcji własnego, nieuznanego, wypartego aspektu (lub aspektów).
Ale osoby dumne, zarozumiałe, niedojrzałe w kółko robią to samo. Od tysięcy lat to samo. I nie dostrzegają, że nic to nie daje. Żadna negatywność nie rozwiązała żadnego problemu. No ale trzeba dojrzeć, że np. nienawiść i opór to negatywności, a nie coś pozytywnego (kłania się obrachunek moralny).
Warto przy okazji tej cnoty wspomnieć o nieporozumieniu dotyczącym bycia tzw. “bad boy-em”, czyli “złym chłopcem”. O co chodzi? Dlaczego ponoć kobiety pragną złych chłopców, a gardzą tymi “dobrymi”? Na czym polega niezrozumienie?
Kobiety nie pożądają niczego złego. To zwykła bzdura.
Jako dzieci jesteśmy programowani posłuszeństwem. Dla naszego dobra (a przynajmniej tak powinno być w założeniu). Bo rodzic – osoba, która już parę latek przeżyła na tej planecie, powinna rozeznać się co i jak. I wie np., że jak człowiek zje surowe mięso, to będzie z nim bardzo źle (tym bardziej jeśli to będzie dziecko). Tym samym programuje swoje dziecko programem posłuszeństwa, by dziecko (które też ma ego) uniknęło niebezpiecznych dla jego życia i zdrowia błędów. Wraz z programowaniem posłuszeństwa przychodzi więc programowanie opiniami i przekonaniami na temat świata (z których 99% to zwykłe bzdury i urojenia, które mogą wydawać się realne, tylko w niezwykle ograniczonym lub wypaczonym kontekście).
Umysł ludzki nie ma zdolności odróżnienia prawdy od fałszu, a podświadomość pochłania wszystkie informacje jak gąbka.
Dziecko w swojej niewinności nie rozumie np., że jak ściśnie małego kotka, to go udusi. Absolutnie nie ma tego konceptu. Ani odpowiedzialności. Musi więc zostać nauczone jakie konsekwencje przynosi robienie różnych rzeczy.  Musi także zostać nauczone odpowiedzialności i szacunku dla życia i zdrowia innych żywych istot.
Dziecku musi zostać zaszczepiony koncept tego, że mamy ciało i należy szanować zarówno swoje jak i innych ludzi.
Jeśli nie zostanie nauczone tego dziecko (bo np. rodzic założy, że dziecko samo to zrozumie…), no to może pojawić się problem.
Jako rasa ludzka jesteśmy nadal tak niedojrzali, że rodzice nie programują dzieci posłuszeństwem dla ich dobra ale by samemu czuć się bardziej wartościowym, by uniknąć własnego poczucia winy i wstydu związanego z tym, że dziecko popełniło błąd (np. przyniosło słabą ocenę).
To patologia. A jednak powszechna i całkowicie akceptowalna w dzisiejszym społeczeństwie.
Już nie uczymy dzieci, aby nie popełniały błędów dotyczących ich zdrowia (jak nie obżeranie się słodyczami), tylko uczymy ich żeby nie popełniały żadnych błędów w ogóle! (w tym krytycznych dla ich rozwoju), byśmy samemu uniknęli własnego wstydu i winy… A gdy je popełnią, to uczymy ich najgorszych możliwych programów – ujmowania sobie szacunku, braku akceptacji, wstydzenia się, obwiniania i szukania winnych.
Niemniej – dzieci rosną, a programowanie, które miało służyć dziecku nie zostaje odprogramowane. Zostaje.
I zamiast uczyć się ODPOWIEDZIALNOŚCI, ludzie dalej kierują się posłuszeństwem.
Już jako osoba dorosła, odpowiedzialnością każdego z nas z osobna jest rozpoznać własne negatywne oprogramowanie, które zostało nam dane (świadomie i nieświadomie). Ale musimy zrezygnować z dumy i obwiniania za to innych. Drogi są tylko dwie – racja albo spokój.
Warto zauważyć, że jeśli odprogramujemy się z dziecinnego posłuszeństwa nie oznacza, że automatycznie staniemy się kryminalistami. Nadal mamy wolną wolę – możliwość dowolnego wyboru. A z każdym wiąże się odpowiedzialność i konsekwencje jego podjęcia. Tylko, że uwolnienie negatywności ułatwi nam dokonanie pozytywnych decyzji.
Oczywiście były przypadki idiotów, którzy stwierdzili, że skoro nie czują strachu związanego z wejściem w ZOO do klatki z lwem, to należy/można to zrobić, że ten wybór jest ok. To szaleństwo.
Bez odprogramowania się programem posłuszeństwa dochodzi do tak absurdalnych sytuacji, że jesteśmy posłuszni względem osób, które za nic mają nasze dobro i jeszcze nas wykorzystują (czyli naszą nieświadomość, niedojrzałość i naiwność). Naturalnie nikt nie każe nam słuchać się tych osób no ale działa w nas program poczucia winy i wstydu.
Sami więc wybieramy sytuacje, które staną się dla nas celem projekcji naszej winy i wstydu. A więć nasz umysł osądzi, że ktoś inny nas zawstydza lub przez kogoś czujemy się winni. A tak nie jest.
No bo jeśli możemy wyprojektować winę i gniew na osobę, która nas przyciska, wyciska ją z nas siłą, no to sami nie musimy się już zajmować własnymi emocjami. Bo jesteśmy ofiarą innych ludzi.
Sami więc chętnie godzimy się na utrzymywanie pozycji ofiary świata lub innych ludzi.
Tym samym nigdy nie uczymy się odpowiedzialności i pozostajemy posłuszni swojemu negatywnemu programowaniu.
Wiedząc to powinno do nas dotrzeć, że kobiet nie zachwyca negatywne, patologiczne, kryminalne zachowanie (choć naturalnie znajdą się wyjątki). Kobiety zachwyca ODPOWIEDZIALNOŚĆ wynikająca z porzucenia posłuszeństwa względem negatywnego i dziecinnego programowania.
No bo jak facet idzie na randkę, chce powiedzieć kobiecie, że jest piękna, czuje to każdą komórką swojego ciała i pragnie ją pocałować i ona o tym wie i też tego chce, a mężczyzna nagle poczuje strach i podda go racjonalizacji, że nie powinien, że to dopiero pierwsza randka… no to nie jest posłuszny swojemu sercu, tylko jakiemuś głupiemu programowaniu, które mu zaszczepiła zapewne babcia czy jakaś ciotka. Czy to dojrzałość i odpowiedzialność? Nie. To dziecinność, posłuszeństwo temu, co niedojrzałe. Taki mężczyzna oczywiście podda swój wybór racjonalizacji, że postąpił DOBRZE.
To kobietę zniechęci. Kobiety dzieci przewijają i kochają ale nie uprawiają z nimi seksu i nie tworzą związków.
I co wtedy pozostaje? Skoro uznaliśmy, że zrobiliśmy coś dobrego, a kobieta się zdenerwowała, no to logicznym wnioskiem jest, że coś nie tak musi być z kobietą i ona jest zła!
Mnóstwo mężczyzn obwinia kobiety i nienawidzi ich za to, że przycinęły ich i wydobyły z nich wstyd i winę – czyli paliwo ich negatywnego, dziecinnego programowania. To dla mężczyzn dar. A traktują to jako źródło ich bólu. Chłopaki – pora dorosnąć!
Odprogramowywanie się z negatywności nie znaczy, że przestajemy być posłuszni temu, co naprawdę pozytywne i dojrzałe – np. zasadom ruchu drogowego. Jak jakiś kretyn jest tak niedojrzały, że dla niego te zasady nie mają wartości i będzie gnał 130 km/h po drodze miejskiej, kwestią czasu jest, że kogoś zabije. Oczywiście jakieś tam dzierlatki może to i podnieci, że jest taki NIEPOSŁUSZNY… ale z perspektywy prawdziwej dojrzałości taka osoba to jednostka niebezpieczna i chora.
Bo nieposłuszeństwo (czyli cały czas kierowanie się programowaniem posłuszeństwa, tylko w dziecinny sposób mu na przekór), to nie odpowiedzialność. Kretyn łamiący zasady ruchu drogowego nie jest odpowiedzialny. To zwykły idiota. Warto zdać sobie z tego nareszcie sprawę.
Ale człowiek, który porzuca rodzinną tradycję, by zostać w tym samym mieście/wsi i mieć tę samą pracę jak ojciec, matka, dziadek, pradziadek i robi to, by aktywnie realizować swoje cele, marzenia – to człowiek z ich perspektywy nieposłuszny, a może nawet zły, rozczarowujący. Ale z perspektywy własnego rozwoju to człowiek dojrzały, odważny.
Czyli krytyczne jest wziąć odpowiedzialność za KONTEKST, w którym poddajemy interpretacjom jakieś pojęcia.
Dobroć i uprzejmość oznacza, że zatrzymamy nasz super wybajerzony samochód dla starszej pani powolutku drepcącej po pasach. Zatrzymamy się, pozwolimy sobie spalić trochę więcej benzyny i zużyć silnik, by pomóc staruszce. Porzucamy dumę, zarozumiałość, buńczuczność na rzecz tego, co naprawdę zdrowe i dojrzałe.
Oczywiście można być pysznym odnośnie swojego bogactwa ale i tak samo, a nawet bardziej, można być pysznym względem swojej biedy (umysłowej i fizycznej) oraz negatywności wszelkiej maści.
Negatywność to negatywność. Nie ważne jak ją usprawiedliwiamy i na co wyprojektowujemy! Szkodzi wyłącznie nam!
Bo naprawdę sądzimy, że np. nasz niedostatek nas w czymkolwiek usprawiedliwia? To, że nie mamy miliona dolców na koncie usprawiedliwia naszą nienawiść czy zazdrość? Sorry ale nie.
Wiemy jak nazywa się człowiek biedny, który nienawidzi lepiej sobie radzących i dąży do uprzykrzenia im życia? Terrorysta. I nie trzeba przy tym wysadzić w powietrze ani siebie, ani nikogo innego. Już ta postawa sama w sobie sabotuje nasze życie bardzo skutecznie.
Źródłem prawdziwej obfitości i radości jest DAWANIE światu, a nie branie z niego czy zabieranie siłą, manipulacją, ani kłamstwem.
Podkreślę – porzucenie programowania posłuszeństwa nie oznacza, że zaczynamy żyć jako jednostka postępująca niezgodnie z przyjętym prawem. Dobroć i uprzejmość to cnota.
A łamanie młodych, dopiero posadzonych drzewek czy zbijanie szyb na przystankach autobusowych, to zwykły wandalizm, który wiąże się z negatywnymi konsekwencjami. To że jacyś ludzie pozornie uniknęli odpowiedzialności nie oznacza, że powinniśmy ich naśladować!
Możemy być dobrzy i uprzejmi dla babci, która programuje nas tym, że “dobry chłopiec słucha się we wszystkim rodziców” i się tego nie słuchać. Nie trzeba tej babci nienawidzić. Należy zaakceptować jej obecny poziom, unikać jej i odprogramować się.
Kluczem, jak zwykle, jest świadomość własnych intencji i wyborów.
Bo to, że zostaliśmy czymś zaprogramowani nie oznacza, że nie mamy mocy, by to zmienić.

10. Bycie pomocnym

Co to znaczy pomoc?
Pomoc to również taka postawa, która zaciera zarówno poczucie separacji od innych ludzi jak i poczucie braku w nas samych.
Łatwo dostrzeżemy, że jeśli naprawdę wybieramy chęć pomocy, to automatycznie zaczynamy czuć się lepiej!
Wiele osób sukcesu mówiło, że czują się najlepiej robiąc coś dla innych!
Łatwo to zaobserwować również w swoim życiu. Gdy idziemy na randkę i jesteśmy podekscytowani, sprawia nam radość np. ładnie wyglądać dla kogoś. Gdy kobieta się odstawi to jest dla mężczyzny bardzo pomocne – pomaga mu się zdecydować – WYBRAĆ CEL i dążyć do niego jak laser przepalający mur. Np. mur własnego oporu.
Oczywiście większość ludzi ma w tym ukrytą agendę – zyskać coś dla siebie, oczarować. Jednak zdecydowanie nie wszyscy.
Ale jeśli skorygujemy intencję i będzie nią tylko dawać, obdarowywać drugą osobę nie oczekując niczego w zamian, to nie dość, że stajemy się całkowicie odporni na tzw. “zranienie” czy “odrzucenie” ale paradoksalnie prawdopodobieństwo zyskania tego, co chcemy wzrasta niebotycznie.
Bo gdy druga osoba nie czuje względem siebie podświadomego oporu, wymagań i oczekiwań, czyli manipulacji, sama staje się bardziej otwarta i nam przychylna. A tego udawać nie można. To samo tyczy się np. naszych klientów w pracy.
Dlatego też poświęcanie się dla innych, a bycie naprawdę pomocnym to dwa zupełnie różne światy i dwa różne spektra rezultatów.
Bo, jak mówiłem, wszyscy jesteśmy połączeni i wyczuwamy się. Każdy podświadomie doskonale wie, że/czy druga osoba kłamie oraz jakie ma intencje.
A każde kłamstwo wiąże się z odczuwaniem podświadomej winy. Po prostu czujemy się z tym źle nawet jeśli pozornie zyskamy to, o co nam chodziło. Dlatego osoby żyjące negatywnie NIGDY nie są szczęśliwe. Duma to nie szczęście.
Bycie pomocnym ma także swoją ciemną stronę. Nazywa się byciem pomocnym NA SIŁĘ.
Pomoc wymaga od nas rozeznania się w sytuacji. Nie wszyscy ludzie oczekują pomocy nawet w przypadku wykonywania czegoś trudnego. Zawsze warto więc zapytać się czy ktoś potrzebuje pomocy.
Spodziewajmy się, że większość ludzi odpowie, że nie pomimo, że byłoby im bardzo miło, gdyby ktoś im pomógł. Bo człowiek ze stłumionym wstydem i winą zawsze odpowiada, że nic nie potrzebuje, zawsze przeprasza, itd. Nawet gdy jest mu ciężko i gdy nie ma kompletnie za co przepraszać.
Raz spotkałem na klatce schodowej parę starszych ludzi. Mieli dwie ciężkie torby, a winda nie działała. I pan wziął obiema rękoma jedną z toreb. Zapytałem się czy pomóc. Żona nie odpowiedziała nic, a mąż od razu odrzekł, że nie trzeba. I widzę jak żona próbuje podnieść drugą torbę, która wyglądała na bardzo ciężką.
Nie posłuchałem faceta, bo uznałem to co mówił za niezwykle durne. Wziąłem drugą, ciężką torbę i zacząłem wchodzić po schodach. Mieszkali na 3-cim piętrze. Po drodze pani mi podziękowała i powiedziała, że ma problemy z kręgosłupem!!!! Więc facet ze stłumionego poczucia winy odmówił przyjęcia mojej pomocy wiedząc, że jego żona ma problemy z kręgosłupem i będzie dźwigać ważącą ze 20+ kg torbę! Byłem więc nieposłuszny ale i pomocny. Nie poświęciłem się, bo kosztowało mnie to minutkę, a tej pani możliwe, że zaoszczędziło kilku miesięcy lub nawet lat w szpitalu.
A pomaganie na siłę, gdy np. nasze dziecko nie radzi sobie w szkole może być dla niego bardzo szkodliwe – gdy rozwiążemy za niego zadania. Mnóstwo ludzi, którzy jako dorośli osiągnęli spore sukcesy mówiło, że niezbędne do tego były samodzielność, w tym umiejętność samodzielnego rozwiązywania problemów. A jak wspominałem w przypadku talentu – tego można się nauczyć, gdy zaczniemy to chętnie i dojrzale praktykować. Co uwzględnia porażki i epizodyczne odczuwanie winy czy frustracji.
W tym kontekście rozwiązując za innych ich problemy to wyrządzanie im ogromnej szkody! Bo uniemożliwiamy im nauczenie się krytycznie ważnej postawy – samodzielności. I co potem mają te osoby zrobić? A projektują na świat abstrakcje typu “trzeba mieć talent”.
W przypadku kobiety z problemem kręgosłupa to nie był problem, który powinna rozwiązać sama. To byłaby głupota i narażanie swojego zdrowia. Gdyby jej mąż powiedział, żeby poczekała i on wniesie obie torby – wtedy bym nie interweniował.
Ale rozwiązanie za dziecko zadań z matematyki, gdy ma z nimi problem nigdy go nie nauczy właściwej postawy odnośnie dużo poważniejszych życiowych problemów. To naiwne sądząc, że mu pomagamy, bo nie dostanie jedynki za nierozwiązanie pracy domowej. Jesteśmy naiwni, bo naszą intencją nie jest mu pomóc, tylko samemu uniknąć wstydu i winy, gdy tę jedynkę dostanie.
Drugą stroną naiwności i głupoty jest obwinianie i karanie dziecka za nieradzenie sobie oraz za błędy. Dziecko powinniśmy wspierać w jego staraniach nawet, gdy odnosi porażki. Bo – podkreślam – porażki są niezbędne na drodze do sukcesu. A jeśli to MY nie radzimy sobie emocjonalnie z porażkami naszego dziecka, to MY potrzebujemy pomocy i to zapewne psychologicznej.
Dawanie dziecku na studiach w kółko pieniędzy, gdy wydaje je za szybko, na imprezy, piwo i inne głupoty to programowanie go brakiem samodzielności. Czyli zależnością od innych i podatnością na kontrolę i manipulację. A także uniemożliwiamy mu naukę mądrego zarządzania swoimi pieniędzmi.
Niezaradność to bardzo poważna niedogodność, z którą warto sobie jak najszybciej poradzić. Oczywiście prawdopodobnie wiązać się będzie z uwalnianiem dużych ilości wstydu, winy, oporu i dumy.
Natomiast sytuacja się zmienia, gdy pomagamy ale oczekujemy za to wynagrodzenia odpowiedniego do naszego zaangażowania i włożonej pracy. Czyli np. otwieramy na osiedlu sklep z artykułami gospodarstwa domowego. Dla innych ludzi jest to pomocne – mają blisko i pod ręką to z czego często korzystają i po rozsądnej cenie. Za naszą inicjatywę chętnie nam zapłacą. Tu nikt nikomu nie robi krzywdy. To całkowicie zdrowe i normalne – to świadczy o rozwoju tej jednostki, która rozeznała się i zobaczyła, że ludzie tego potrzebują i zorganizowała to tak, że nie tylko pomaga ale i sama na tym zyskuje. Zyskują więc wszyscy – to można nazwać dojrzałym sukcesem. A więc rezultatem praktykowania cnoty bycia pomocnym.

11. Pozytywny

Pozytywność, czyli mogłoby się wydawać – najprostsza i najbardziej oczywista rzecz pod Słońcem. Cnota najbardziej fundamentalna. A jednak ani dla mnie niegdyś, ani dla 80% ludzkości wcale nie była/nie jest taka oczywista.
Wiele osób woli zachęcać innych do działania straszeniem i poczuciem winy, a nie inspirującą pozytywnością. Kto wygrywa wojnę? Żołnierz przerażony czy żołnierz odważny, który przekłada dobro swojego kraju nad własne?
Kto osiągnie więcej – pracownik, który idzie do roboty jako ofiara i stresuje się obowiązkami czując się, że jest zbyt mały i za słaby, by sobie z nimi poradzić, czy pracownik, który idzie do pracy śmiało, chętnie i uczciwie daje z siebie ile może (bez poświęcania się), by zrealizować cele firmy?
Kogo czeka świetlana przyszłość w tej firmie – robaczka, który się poświęca, męczy i ledwo daje radę (pomimo, że realizuje wszystkie zlecone mu obowiązki) czy osoba, która w trakcie roboty ma pełno energii, chęci, jest wspierająca dla innych, która wywiązuje się ze swoich obowiązków i nie widzi problemu, by zająć się jeszcze czymś dodatkowym, czymś ekstra?
Pozornie jedna i druga osoba robi to samo ale przyszłość obu wyglądać będzie zupełnie inaczej.
Dlatego raz jeszcze podkreślę – poświęcanie się jest głupotą, a nie cnotą.
Pozytywność to cnota, bo taka jest natura rzeczywistości.
Jeśli robimy coś nie lubiąc tego, no to nie spodziewajmy się, że będziemy mieli te same rezultaty, co osoba, która też to robi i robi to chętnie.
W świecie integralności negatywność nie jest nagradzana, tylko cnotliwość.
A w dzisiejszym świecie kierujemy się “pozytywnością” w formie np. uprzejmości, by poczuć dumę i uniknąć poczucia winy. Nie robimy tego np. nie przepuszczamy kobiety w drzwiach z czci dla kobiecości, tylko ze zwykłego programowania (np. wspomniamy posłuszeństwem). Nie robimy tego dla drugiej osoby, tylko uciekamy od wprogramowanej w nas winy. Dlatego też pozornie możemy zachowywać się “dobrze”, a świat i tak nas przyciśnie, by wydobyć z nas wstyd, winę, żal, opór, frustrację, etc.
Praktykowanie cnót dostraja nas do rzeczywistości. Przestajemy projektować nasze wewnętrzne negatywności na świat, innych ludzi, a nawet sprawy kompletnie urojone jak przyszłość.
Pozytywny oznacza wzmacniający siebie i innych.
Bo negatywność nie tylko nic nam nie daje, a nawet pogłębia nieprzyjemności w życiu naszym i innych ludzi ale jeszcze nas osłabia. A przez to z tymi negatywnościami we własnym życiu jeszcze trudniej jest nam sobie (po)radzić. Więc to jak ganianie za własnym ogonem.
Słowem – zawsze lepiej być pozytywnym, niż negatywnym.
No bo – czy sami poczujemy się dobrze jeśli nasza partnerka odda się nam ale bez chęci, bez radości, tylko raczej z wypaczonego poczucia obowiązku? Nie. Sami także poczujemy się przy tym winni. Podczas takiego seksu pary unikają patrzenia sobie w oczy. Seks staje się rozczarowujący i pary zaczynają się do siebie dystansować.
Bycie pozytywnym oczywiście nie zwalnia nas w żaden sposób z odpowiedzialności za swoje życie i własne działania (tudzież ich brak). To, że czujesz się fantastycznie i chce Ci się bawić, tańczyć i śpiewać, gdy mija termin spłaty raty nie zwalnia Cię z odpowiedzialności za dokonanie płatności oraz konsekwencji jeśli tego nie zrobisz.
Słowem – można być tak samo nietrzeźwy będąc negatywnym/ą jak i pozytywnym/ą. A to co jest do zrobienia i tak należy zrobić.
Problemem w byciu pozytywnym jest to, że ludzie starają się być pozytywni na siłę, gdy w środku czują coś zupełnie innego.
I albo się męczą, na siłę próbują się uśmiechać, etc., albo znają tylko drugi sposób – ekspresja/projekcja niskich emocji na świat. Religie każą się nam jeszcze wstydzić za np. gniew i pożądanie.
Stan pozytywności możemy osiągnąć w zdrowy sposób i trwale mierząc się z tym, co ją ogranicza, uznając to w sobie, akceptując i uwalniając.
To wszystko.
Więc jeśli czujesz gniew, to go nie wypieraj, bo droga do spokoju wiedzie przez zmierzenie się z tym gniewem W SOBIE, odpuszczenie przed nim oporu i pozwolenie, by wyczerpał swój ładunek. Bez wywalania tego na kogokolwiek.
Ale jeśli wyprojektujesz go na coś/kogoś, no to sorry – gniew w Tobie pozostanie, bo jego źródłem nie jest nikt inny i nic w świecie. Tylko Ty, Twoja podświadomość i/lub Twoje nastawienie do tego wydarzenia/osoby.
Więc do pozytywności i spokoju dotrzesz tylko i wyłącznie przez zmianę siebie. Oczywiście czasem niezbędne jest dokonanie także korekt na zewnątrz – przebywanie z negatywnymi osobami jest, można rzec, zaraźliwe. Ale i tak cała odpowiedzialność leży po naszej stronie. Bo nikt nas nigdzie nie przywiązał. My sami trzymamy się nawet negatywnych miejsc i ludzi z własnej dumy, oporu i poczucia winy.
Wyprojektowywanie własnych emocji i mentalizacji na świat nie jest pozytywne, ani właściwie niezależnie jak rozsądne i usprawiedliwione może się nam wydawać.
Bo umysł nie analizuje faktów, nawet ich nie dostrzega. Jedyne z czym mamy do czynienia to programowanie, które już się odbyło. I umysł nieświadomie je racjonalizuje i wyszukuje dla niego kontekstu, który by je usprawiedliwił.
A co jest problemem? Negatywne programowanie. No bo przecież nie pozytywne :)
Dlatego też warto być sceptycznie nastawionym wobec wszystkiego, co negatywne.
Można rzec, że niektórzy ludzie utrzymujący pozytywność są naiwni. Bo oczywiście są takie przypadki (szczególnie odnosi się to do osób próbujących żyć pozytywnie, gdy się w nich gotuje). Ale prawdziwie naiwni są ci, co trzymają się wszelkich negatywności i je usprawiedliwiają, racjonalizują. Naprawdę musimy na to uważać. No bo czy mądrym jest racjonalizowanie i usprawiedliwianie jadu żmii po ugryzieniu?
Czy osoba żyjąca na siłę jakby tego jadu nie było w jej krwii żyje mądrze?
Mówiłem, że osoba w niskiej świadomości zasila się tym, co negatywne. I osłabia ją pozytywność!
Najłatwiej jest to sprawdzić na przykładzie słuchania muzyki klasycznej. Jeśli muzyka o kalibracji 700+ w górę się nam nie podoba, “nie leży” czy “nie wpada w ucho”, o-o. Pora się wziąć za siebie.
Ponadto kto zdaje sobie sprawę, że branie świata aż nazbyt poważnie to pułapka? Pułapka naszego rozwoju. Bo kierunkiem rozwoju jest radość, poczucie humoru, lekkość. Te cnoty – te wysokie stany energetyczne i świadomości mają ogromnie pozytywne oddziaływanie na świat jak i po prostu są bardzo praktyczne. Porozmawiamy o nich w przyszłości.
Potęgą wyboru pozytywności jest chociażby to, że jej wybór wyciągnie z nas wszelkie negatywności, które ją blokowały. Rozpocznie proces detoksu z nagromadzonych trucizn i toksyn. Fajnie, nie? :)
Oto początek wiadomości jaką wczoraj dostałem od jednego Uczestnika Programu Wolność od Porno:
“(…) ale powiem Ci, że jak tylko zacząłem o emocjach czytać wczoraj, to takie sytuacje ćwiczebne się pojawiły chwilę później, że rachunek prawdopodobieństwa wymięka 😊
Tak – bo jesteśmy połączeni ze światem i nasza pozytywna INTENCJA zmienia cały świat na naszą korzyść.
Powtórzę to, co krytyczne i niezwykle ważne – wszystko zależy od kontekstu. Oraz – wszystko jest jakie jest.
Tym samym gniew czy duma mają sens tylko w pewnym (i niezwykle ograniczonym) kontekście. Wzrost nas jako istoty ludzkiej  do realnej pozytywności automatycznie umieszcza nas w takim paradygmacie, w którym gniew przestaje być dla nas pozytywnym i przestajemy go usprawiedliwiać. Ale rozumiemy też, że jeżeli go w sobie stłumiliśmy, no to się ujawni, by mógł zostać poddany i uwolniony.
Jeśli osiągniemy stan pozytywności, a naszą intencją będzie wzrost jeszcze wyżej, no to ponownie ujawni się wszystko, co ograniczało jeszcze wyższy stan. Jeśli więc PRZYWIĄZALIŚMY się do stanu spokoju, nie będziemy chcieli go stracić i zaczniemy się opierać kolejnym warstwom negatywności, pojawi się cierpienie.
Dlatego też zapamiętajmy – przywiązywanie się do czegokolwiek jest negatywne. Nawet do tego, co pozornie pozytywne.
Ludzie mówią, że stracili wiarę, nadzieję… ale tak wcale nie jest. Chwilowo zmienił się stan emocjonalny, któremu zaczęli jeszcze oddawać energię swoim oporem, który jednocześnie zablokował tymczasowość niższego stanu. Wyjaśniałem to w serii artykułów na temat tzw. gorszych dni.
Dlatego też cnota pozytywności może nam pomóc pamiętać, że tzw. gorsze dni są całkowicie normalne w ludzkim życiu, bo wynikają z emocjonalnej natury ludzkiego życia. Nie mamy tylko ciała ale też emocje, umysł, podświadomość i – najważniejsze – zarządzają tym wszystkim duchowe prawa takie jak intencja.
Musimy także respektować poziom, na którym jesteśmy. Możesz wyrosnąć z całej negatywności, w której możesz się obecnie znajdować i w której mogłeś/aś się znajdować przez całe swoje życie.
Ale nie wyrośniesz z tego bez akceptacji swojego dotychczasowego życia. Czyli niezbędne jest porzucenie oporu w formie np. negatywnego oceniania. Bo to ten opór blokuje Twój rozwój.
To po prostu Twój obecny poziom rozwoju. A żadna żywa istota nie rozwinie się bez akceptacji tego, kim/czym jest obecnie. To warunek – ten szacunek do siebie. Nikt go nam nigdy nie odebrał, tylko ewentualnie sami go w sobie nie dostrzegamy (a więc automatycznie nie mamy go dla innych), bo utrzymujemy w sobie opór i niskie stany emocjonalne.
Rozwój umożliwia tylko porzucenie negatywności (ale nie ich wypieranie), bo rozwijamy się w stronę pozytywności, nie odwrotnie. Negatywność degraduje życie i musi zostać usunięta.
Bo zdrowie, spokój, radość, miłość, wartość, energia, odwaga i wszystkie inne pozytywności JUŻ W NAS SĄ.
Tylko musimy zmierzyć się i oczyścić z tego, co je w nas przesłania. Dlatego tak wielką głupotą jest projektowanie i racjonalizowanie tego.
Dlatego też musimy zrozumieć, że pozytywności jak i negatywności nie poza nami. Bo jeśli nie usuniemy negatywności z nas, a będziemy się przekonywać i umacniać, że jest w świecie, no to wpadliśmy w pułapkę. Poza tym do zajmowania się tym, co “negatywne w świecie” nie potrzeba wcale utrzymywania negatywności w sobie.
I nie usuwają jej używki (alkohol, papierosy, porno, narkotyki), chęci, filmy, znajomi, seks, wspaniałe przeżycia. Usuwa je proces intencji i poddania. Nic innego.
Mnóstwo ludzi sądzi, że z emocjami jest jak z matematyką. Że jak mamy w równaniu -2, to wystarczy dodać +2 i nagle -2 zniknie. A tak nie jest. Gdy do -2 dodamy +2, to mamy dalej -2 oraz dodatkowe +2 (które na siłę będziemy musieli utrzymywać, by wypierać -2). Więc jeśli mamy w sobie stłumiony gniew, to nawet seks z piękną kobietą nie wymaże tego gniewu. Co więcej – kobieta może nieświadomie nacisnąć w nas przycisk, który ten gniew z nas wyciągnie…
Jak myślimy, co się stanie, gdybyśmy nagle usunęli całe rzekome zło ze świata? Ano zostało by tylko zło w nas. A że nie byłoby już go na kogo projektować, my stalibyśmy się jedynym złem.
Jako, że podchodzi do tego podobnie miliony ludzi, to mielibyśmy dalej miliony złych, wściekłych, pełnych winy, żalu, smutku, dumy ludzi na świecie. Czyli nic by się nie zmieniło. I się nie zmienia od tysięcy lat.
Nie dajmy się też omotać, że nienawidzenie siebie, swojego obecnego położenia ma jakikolwiek sens. Co z tego, że widzimy takie myśli w swoim umyśle? To właśnie negatywne programowanie! Nie chroń go! Nie postępuj zgodnie z nim! Nie zasilaj go!
Można wypisać swoje negatywne cechy, coś z czym się nie zgadzamy i zacząć się z nimi godzić jedna po drugiej.
To potężny proces uzdrowienia. Bo gdy się pogodzimy z czymś negatywnym na nasz temat, to nikt nie będzie nas mógł już zranić wykorzystując to.
Akceptacja samego/samej siebie sprawia, że stajemy się niewrażliwi na świat zewnętrzny i innych ludzi.
No bo ktoś do nas podejdzie i powie – “Ale jesteś głupi/a!”. A my na to z uśmiechem – “Tak, wiem! Masz rację, dziękuję!” Co ta osoba może dalej zrobić? Właśnie wytrąciliśmy jej jedyną broń z ręki. Ta osoba sama zgłupieje w tym momencie. Nie będzie wiedziała co ma dalej zrobić. Bo do tej pory wszyscy reagowali, opierali się, zaczynali dyskutować – czyli dawali jej dalszy pretekst do trzymania się swoich negatywności. A my się z nią zgodziliśmy i jeszcze podziękowaliśmy! Dla umysłu człowieka, który sam nie zaakceptował żadnej swojej negatywnej cechy to będzie coś kompletnie niezrozumiałego. To jest potęga spokoju i akceptacji. A w międzyczasie oczywiście spokojnie możemy pracować nad tą cechą, by ją poprawić.
– Ale masz wielki, paskudny brzuch! Pewnie od żłopania piwska!
– Tak, wiem! Wczoraj musiałem odpiłować kawałek stołu, by usiąść przy nim! – Jeśli odpowiesz tak z uśmiechem, to zamiast niechęci druga osoba może poczuć do Ciebie nawet sympatię. Bo nie zasiliłeś/aś jej wstydu i oporu, czyli projekcji. I jeszcze dałeś/aś jej coś pozytywnego – radość! Nie tylko przyznałeś/aś rację tej osobie, zgodziłeś się z nią, nie wyparłeś swojego problemu, nie poczułeś/aś się z tym źle. No nie ma co zasilać dalej negatywności! Dla wielu osób to będzie niezwykłym doświadczeniem i sami poczują się głupio za wypominanie komuś ich negatywnych cech.
To pokazuje jak mądra pozytywność z łatwością wygrywa z negatywnością. Wygrywa bez walki.
Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
5 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Łukasz

Piotrze czemu ja jestem taki emocjonalny?Ogólnie to na jedno dobrze ,bo potrafie szybko wybaczyć i się oczyścić ale jak widuje się np z dziewczyną i ją przytulam to normalnie łzy mi lecą albo jak Ona wyjeżdża na studia to tez płacze przy Niej.Dobrze ,że poznałem dziewczynę ktora jest podobna do mnie ,bo jakbym przy innej tak płakał to by mogła mnie wziąć za jakieś mięczaka chociaż płacz wzmacnia.

Łukasz

Nie wlasnie nie czuje się samotny i niekochany tylko czasem tak bez powodu łzy mi lecą jak nawet się przytulam z dziewczyną.Bardziej skupiam się na tym żeby Ona czuła się dobrze przy mnie i by wchodziła w mój stan spokoju.Możliwe ,że po prostu wyciąga ze mnie ten płacz ,bo pierwszy raz w życiu potrafie okazać uczucia kobiecie i jestem szczery.

Dzonek

Ja mam Piotrze pytanie o poziomy swiadomosci. Pan Hawkins pisal, ze przecietna osoba w calym swoim zyciu, jest w stanie wzrosnac tylko o 5 punktow. Wydaje mi sie, ze to jakos strasznie malo. Jezeli jestem np. na poziomie wstydu, to co mi da wzrosniecie o te 5 punktow i to do tego w calym moim zyciu? Dalej bede na poziomie wstydu, albo ciutke wyzej. Moze cos zle zrozumialem, ale troche mnie to zniechecilo do pracy nad soba. Uwalniac przez cale zycie, zeby tylko o 5 punktow wzrosnac? Co mi to da, jezeli nie przekrocze tego “magicznego” poziomu 200? Moglbys jakos wyjasnic?

Podobne Wpisy:
O “dawaniu” kobietom emocji

O “dawaniu” kobietom emocji

Witam Cię serdecznie! Temat jest dość istotny i szalenie niezrozumiany (jak same emocje), więc warto do niego przysiąść i zrozumieć, jeśli zależy Ci na jakości związków i relacji, również jeśli jesteś kobietą (a może nawet w szczególności). Powszechnie panuje przekonanie, że: 1. Kobiety są istotami emocjonalnymi… i 2. Że trzeba DAWAĆ kobietom emocje. O ile… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 11
Cnoty (Część 5) – Rozważność, Łagodność/życzliwość, Rozważny/roztropny, Dyplomatyczny

Cnoty (Część 5) – Rozważność, Łagodność/życzliwość, Rozważny/roztropny, Dyplomatyczny

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat cnót charakteru! Części 1-4 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Cnoty (Część 1) – Wstęp i szczerość. ► Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga. ► Cnoty (Część 3) – Moralność, Ciepło, Pracowitość/Pilność, Niefrasobliwość. ► Cnoty (Część 4) – Wytrwałość, Dobry/uprzejmy, Bycie pomocnym, Pozytywny. Dziś kilka bardzo fajnych, użytkowych cnót,… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 19
Czy emocje są destruktywne? Czy należy je przezwyciężać?

Czy emocje są destruktywne? Czy należy je przezwyciężać?

Dzisiaj poruszę bardzo istotny temat. A właściwie dwa: 1. Czy emocje mogą być destruktywne? 2. Czy należy/można je przezwyciężyć? Jeśli: – Uważasz, że tak. – Nie wiesz. To znaczy, że kompletnie nie zrozumiałeś moich wpisów na temat emocji. Pamiętaj – przeszedłem drogę, którą przeszła mało która osoba. Wyszedłem z potężnego uzależnienia. Wszedłem głęboko w odmęty… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 13
Jak przestać się frustrować?

Jak przestać się frustrować?

Witam Cię serdecznie! Wszyscy znamy frustrację ze swojego życia. Nie jest to miłe doświadczenie ale zdecydowałem się na ten artykuł nie tylko z tego powodu. Bowiem to przyczyny naszej frustracji mogą nas bardzo wiele nauczyć i tak jak każdy mechanizm, którym karmi się nasze ego – jeśli zostanie w pełni uświadomiony i przepracowany – w… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 35

WOLNOŚĆ OD PORNO