Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!

Często w mojej pracy i rozmowach z osobami uzależnionymi spotykam się ze stwierdzeniami:

– Odczuwam brak.
– Mam poczucie braku.
– Brakuje mi.
– Czuję pustkę. Próbuję ją wypełnić.

Na pewno znalazło by się więcej podobnych sformułowań jednak pod nimi kryją się te same niezrozumienia.

Rozważmy dlaczego jest to problem i co go naprawdę stanowi.

Nawet na logikę nie można odczuć braku. Bo czy możesz odczuć brak sera w lodówce? Nie. Moglibyśmy co najwyżej odczuć ser, który mamy. A informacja “nie ma sera” jest taka sama jak “jest ser”. Informacji czuć nie możemy. Albo z pewnej informacji zdajemy sobie sprawę, albo nie. Albo jesteśmy jej świadomi, albo nie.

A co do tego mają nasze uczucia? Jak nie poczujesz, że nie ma sera, to znaczy, że ser jest? Oczywiście, że nie. Uczucia nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, ani jej nie zmieniają.

Przykład – dużo klientów mówi mi, że w pewnych okolicznościach nie czują kontroli albo nie mają jej poczucia. Widzisz? Tu nawet nie chodzi o kontrolę, tylko o jakieś odczucie, które jest lub go nie ma. I które błędnie nazywane jest “kontrolą”. Ludzie sądzą nawet, że jak się czują dobrze, to mają kontrolę, a jak się czują źle, to jej nie mają… Ale kontrola, prawdziwa kontrola to świadomość co potrafimy, a czego nie, co jest możliwe, a co nie. To uczciwość względem swoich zamierzeń, intencji, działań, reakcji. To trzeźwość. To pozostanie świadomym, rozsądnym w każdych okolicznościach. To że zmieniły się Twoje uczucia nie oznacza, że straciłeś/aś tę rzekomą kontrolę.

Tego czego nie ma nie możemy ani czuć, ani nie czuć.

Zacznij oddzielać swoje uczucia od świata zewnętrznego.

Od siebie też. Ileż razy, praktycznie od każdego uzależnionego, słyszę – “Dzisiaj/po tym czułem się jak g***o”. Powtarzam bez ustanku – nie ma takiego uczucia. Tak sami osądzamy siebie. Uczucie jak wstyd, to tylko pretekst, by to kontynuować. To usprawiedliwienie. Ale nie powód. Żadne uczucie o niczym nic nie znaczy. Żadne uczucie nie ma żadnego znaczenia. Bo to bezosobowa konsekwencja.

Zapamiętaj proszę  – emocje to konsekwencje percepcji. To co czujemy jest to więc efekt naszego postrzegania czegoś. Nawet tzw. “nadziei” czy “braku nadziei”.

Dlatego mówienie “odczuwam brak” jest bardzo nieprawidłowe i przez to uniemożliwia rozwiązanie problemu, bo skupiamy się na konsekwencjach, nie przyczynach. Dopóki nie uświadomimy sobie percepcji i jej nie skorygujemy, będziemy wykonywać syzyfową pracę.

Co nam mówi fakt, że odczuwamy tylko to jak postrzegamy dany temat? To, że ten temat nie jest żaden. Nie jest źródłem ani pozytywnych odczuć, ani negatywnych. Możemy więc zarówno odczuwać masę wstydu, winy, żalu, gniewu, frustracji, pragnień jak i doświadczać spokoju, a nawet ekscytacji.

Dowodem, że odczucia nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, ani nie należy się nimi kierować jest samo uzależnienie. Bo człowiek niszczy sobie życie, mógł już stracić pracę, rodzinę, zdrowie, nienawidzi się, a na myśl o porno czy alkoholu nadal odczuwa ekscytację i robi to dalej. A na myśl o np. wzięciu odpowiedzialności za swoje życie czy zmierzeniu się z problemem odczuwa lęk, wstyd, winę i tego nie robi.

Zauważmy też to – czy masz rakietę kosmiczną? Jeśli nie, to czy odczuwasz jej brak? Prawie na pewno nie. A przecież posiadanie takiej rakiety nie tylko byłoby oznaką statusu ale też przyniosłoby Ci sławę, uwagę. Moglibyśmy też ją sprzedać za grube pieniądze. A jednak mało ludzi odczuwa taki brak. Dlaczego? Bo nie nadaliśmy temu wartości, znaczenia, nie widzimy w tym źródła swojego szczęścia, spokoju, spełnienia, własnej wartości, etc.

Posiadanie rakiety mogłoby rozwiązać wszystkie Twoje problemy. A jednak nie jest Ci źle, że jej nie posiadasz.

Dlaczego więc odnośnie innych tematów odczuwamy pełną gamę emocji? Ano właśnie przez naszą percepcję oraz opór i przywiązanie.

Wbrew pozorom do braku można się przywiązać. Bowiem możemy mieć z tego masę korzyści – np. brak zawsze może stanowić pretekst, by się użalać, opierać, napić wódki, włączyć porno i nie zmierzyć z dyskomfortem w zdobyciu tego, czego/kogo nie mamy. Możemy trzymać się braku, by unikać lęku. Możemy wybierać brak, by sobie tłumaczyć niskie poczucie własnej wartości. Możemy uważać, że nie zasługujemy na to. Możemy zazdrościć i nienawidzić innych, którzy to mają ale samemu nigdy nie podnieść nawet palca, by spróbować to osiągnąć. I wiele więcej.

Najczęściej braku używa się jako argumentu, by zwalać na niego odpowiedzialność za niechciane emocje, które również są dla nas powodem, że nie działamy twórczo. Więc jednocześnie możemy się do braku przywiązać jak i się opierać i mu, i temu co czujemy.

Przywiązanie to realna energia. Czyli ma ono faktyczny ładunek – można rzec – siłę. Im bardziej  jesteśmy przywiązani, tym trudniejsze jest puszczenie się tego. Masa ludzi pisała mi, że puszczenie się jest trudne, bardzo trudne, niemożliwe, etc. Oczywiście. Bo energię przywiązania należy uwalniać. A przede wszystkim WYBRAĆ, by się uwolnić.

Gdy do plecaka włożysz 30 kilogramów jabłek, to też będzie Ci go trudno podnieść. Ale co stoi na przeszkodzie, by wyjąć z niego choć część tych jabłek? Skąd w ogóle pomysł, że jakiekolwiek jabłko należy w nim nosić? To może się wydawać sensowne tylko z pewnego, niskiego pułapu.

Jak to zwykle bywa, mentalizacja, czyli bezosobowy i niekonstruktywny proces myślenia, mylony z realnym, intencjonalnym i świadomym, myśleniem, w którą ludzie się bezwolnie wpatrują, zacznie racjonalizować przywiązanie. Np. zobaczymy myśli, że jak się puścimy przywiązania, to tę rzecz czy osobę stracimy. No nagle PUF! i zniknie z naszego życia.

I jednocześnie sądzimy, że przywiązanie się, trzymanie pragnienia, nadawanie ogromnych wartości pomaga to utrzymać w naszym życiu, a nawet zdobyć. No, miliony, pewnie nawet miliardy ludzi mogłoby potwierdzić, że tak nie jest. My sami jesteśmy dowodem, że z wszystkim czego pragniemy mamy problemy, by to np. osiągnąć. Jeśli się nam udaje to POMIMO pragnienia/pożądania tego, a nie dzięki temu.

Masa ludzi pragnąć np. jakiejś konkretnej osoby, nie podejmuje działań, by stworzyć z nią relację. Tylko grają, w swoich oczach “bezpiecznie”, co w rzeczywistości stanowi największe zagrożenie realnej utraty możliwości stworzenia relacji. Trzymają się więc w pewnej odległości – nie za daleko, nie za blisko. Nie za daleko, by zawsze mieć możliwość pogadania, zaproszenia na kawę czy wspólnego spaceru. Nie za blisko, by przypadkiem nie zobaczyła “jacy jesteśmy”. Naturalnie negatywni/za negatywni dla tej osoby. Przynajmniej wychodzimy z takiego założenia.

Nie idziemy do przodu. Nie schodzimy głębiej. A co ta osoba ma zrobić, nawet jeśli była zainteresowana, ale nie widzi oznak zainteresowania z naszej strony? Poszuka kogoś, kto te oznaki da. I potem widzimy jak ktoś, kto nie włożył nawet 1% wysiłku, ani nie poświęcił tej osobie nawet 1% czasu tego, co my, nagle ma z nią randkę, chodzą za rękę, całują się. W nas zaczyna wrzeć jak w wulkanie. Nagle ta osoba uważamy, że nas wykorzystała, zraniła. Może nawet zdradziła. Zdarzało się nawet usłyszeć, że taka dziewczyna jest “dz***ą”.

Nasłuchałem się takich scenariuszy masę.

Albo nadajemy jakiejś osobie ogromną wartość, sens, znaczenie. Np. sądzimy, że możemy być szczęśliwi tylko dzięki z niej i z nią. Wiele osób uważa, że ich życie w ogóle ma sens tylko z jakąś osobą. I dlatego tak bardzo się boją podjąć jakiekolwiek działania. Bo jakby coś schrzanili, to ta osoba by odeszła na zawsze, a oni pozostaliby zawstydzeni, pełni winy, żalu, braku i nienawiści skierowanej względem siebie. Ok, tylko oni już tak żyją.

I problemu nigdy nie było poza nami.

Jest jeszcze jeden, bardzo ważny aspekt iluzji “odczuwania braków”. Otóż czujemy COŚ, tylko nie chcemy tego czuć. Nie chcemy czuć konsekwencji swojej błędnej (błędnej w znaczeniu – negatywnej, niesprzyjającej) percepcji. Np. uzależniliśmy od seksu swoje poczucie wartości. Seksu nie mamy, więc się tego/z tego powodu wstydzimy, żalimy, frustrujemy, postrzegamy (coraz bardziej) negatywnie. I opieramy się tym uczuciom. Nie chcemy ich. I zamiast energię poświęcić na konstruktywne działanie, marnujemy ją całą w opór oraz zapewne tracimy ją wyrzucając z organizmu nasienie. Zaś nasze samopoczucie oczywiście nie zmienia się na lepsze. Często tylko na gorsze.

Dlaczego tak możemy postępować? Bowiem kobietom mogliśmy nadać zarówno ogromną wartość, umieścić w nich źródło swojej wartości i znaczenia ale też mogliśmy uwierzyć, że jest w nich źródło wstydu, winy, strachu, a nawet zranienia.

Ile razy mówiliśmy sobie, że boimy się zostać odrzuconymi, osądzonymi, wyśmianymi? A jednak nie przestaliśmy pragnąć kobiet.

Niejeden mówił mi, że nawet nie jest z dziewczyną w relacji, a jest o nią zazdrosnym. Zarówno denerwuje się jak i wini, boi, gdy widzi, że rozmawia z jakimś innym facetem. Wielu mówiło mi jak to non stop fantazjują o dziewczynach i dramatyzują – bo np. jest na wykładzie, na którym oni nie są i już zastanawiają się z kim rozmawia, czy z kimś nie flirtowała, etc. To niekończące się dramatyzowanie. Bo taka jest natura mentalizacji.

A taki facet o sobie sądzi – “jestem niewystarczający”. Jednak ukrywa to innymi argumentami, np. “muszę bardziej poznać siebie”, “nie wiem co mógłbym jej dać”.

No ale jeśli całą sytuację przedstawiliśmy sobie jako “odczuwam brak”, no to doskonała strategia, by uniknąć całego dyskomfortu i nie dać sobie możliwości jakiegokolwiek działania i rozwoju. No bo oczywiście z brakiem nic nie da się zrobić. Ani usunąć, ani “wypełnić” (jak to też niejeden twierdzi, że się da, tylko zazwyczaj “robią to” oglądając porno lub pijąc wódkę).

Powtórzę – braku nie odczuwamy. Nie ma czegoś takiego. Odczuwamy coś, czego nie chcemy czuć. Opieramy się temu. Jak to można czymkolwiek wypełnić czy usunąć? Nie można. Można tylko utknąć w bezsensownym uciekaniu od nie ulegających poprawie, niskich stanów emocjonalnych.

Zauważmy jak komfortowe jest powiedzieć “czuję brak” i próbować go wypełnić, niż powiedzieć prawdę – “boję się”. Bo zajmowanie się iluzją gwarantuje pozostanie w sferze fantazji. A zmierzenie się z lękiem to już realna praca.

Innymi rodzajami tego niezrozumienia i pogubienia jest popularne “realizowanie potrzeb/pragnień seksualnych” przez oglądanie porno, masturbację i/lub seks. Albo w ogóle “usuwanie/wypełnianie pustki”.

Najpierw sobie wymyślamy jakieś potrzeby/pragnienia seksualne albo pustkę, a potem to wypełniamy lub usuwamy. Na pewno jest coś takiego? Nie ma.

Powtórzę raz jeszcze – to co czujemy to efekt percepcji. Nie ma więc żadnego pożądania/pragnienia seksualnego, które byłoby poza naszą percepcją. Bowiem najpierw musimy uznać, że potrzebujemy (tej) kobiety/seksu i dopiero pojawia się pożądanie. No bo powiedzmy sobie szczerze i uczciwie – czy pożądamy każdej kobiety/mężczyzny, których mijamy na ulicy, widzimy w metrze, autobusie czy pociągu? Nie.

Pożądamy tylko tych, wobec których już mamy zbudowaną jakąś historię, nadaną wartość i znaczenie.

Wobec reszty zapewne nie czujemy żadnych emocji lub doświadczamy spokoju widząc ich, a nie mając z nimi żadnego kontaktu.

Czy pożądasz seksualnie swojej mamy? Mam nadzieję, że nie. Dlaczego nie? Bo kobiecie będącej naszą mamą nadajemy taką wartość, znaczenie i sens w naszym życiu, że wobec niej nie pojawi się pożądanie seksualne nawet jeśli jest bardzo atrakcyjna. A jednak są ludzie, u których jest inaczej. Nazywa się to różnie – m.in. chorobami. Ale ten problem był już obecny w ludzkiej świadomości od dawna. Np. w mitologii greckiej. Bierze się on również z błędnych percepcji, celów, nadanych wartości, itd. Zakłada się, że jednym z czynników “kompleksu Edypa” jest podświadoma rywalizacja z ojcem o kobietę – jego żonę, a naszą matkę. U niektórych chłopców zauroczenie seksualne własną matką jest ale zazwyczaj zjawiskiem normalnym i przemija. Nie mija zazwyczaj wtedy, gdy matka przywiązuje do siebie swojego syna. Ale nie o tym mowa. Mowa o tym, że pożądanie nie jest efektem genów czy jakichś biologicznych uwarunkowań.

Zresztą pożądanie to tylko energia. A gdy przeanalizujemy jego przyczyny, dostrzeżemy, że jest to rozległy wachlarz doświadczeń. Od skrajnie niezdrowych jak obsesje, kompulsje, nawet niebezpieczne fantazje o ranieniu swojego/czyjegoś ciała, po doświadczanie jedności. Nazywanie tego zbiorowo “pożądaniem” to jak nazywanie “prowadzeniem samochodu” człowieka, który jedzie zgodnie z przepisami i człowieka pijanego i wściekłego za kółkiem. Niby to samo ale zupełnie inne.

A skoro tak, to widzimy, że ani żadnego pragnienia, ani braku nie można ani usunąć, ani wypełnić. I aby w tych obszarach zyskać spokój czy pozytywne samopoczucie, należy dojrzeć i zrobić wewnętrzne porządki.

Posłuchaj tej perspektywy opowiedzianej z… innej perspektywy. :) Z perspektywy mnicha buddyjskiego – Ajahna Brahma.

Przy okazji – Buddyzm to nie religia. Więc jeśli jesteś chrześcijaninem, to się nie obawiaj tego słuchać. Mnich Thich Nhat Hanh powiedział takie słowa:

Istnieje niezrozumienie, że Buddyzm to religia i że czci się Buddę. Buddyzm to praktyka, jak joga. Możesz być Chrześcijaninem/Chrześcijanką i praktykować Buddyzm. Spotkałem katolickiego księdza, który żyje w klasztorze we Francji. Powiedział mi, że Buddyzm uczynił go lepszym chrześcijaninem. Kocham to.

Podobnie z uwalnianiem i medytacją. To wszystko można przekuć, by lepiej praktykować dowolną wiarę. Nie trzeba zresztą wierzyć w Boga czy bóstwo, by przekuć te praktyki na lepsze życie. Wielu moich klientów, dla których religia chrześcijańska miała duże znaczenie, bali się medytacji. Byli nawet straszeni przez księży! A co z faktem, że sam Jezus Chrystus medytował? Medytował czyli? Był uważny, świadomy.

Nawet religia może stać się pretekstem do nienawiści, osądzania, wartościowania. To, co powinno nas umacniać może się stać tym, co będzie nas wiodło na manowce. Uważajmy.

Już wiesz, że ani myśli, ani emocje nie zależą od wiary. Tak jak grawitacja. To bezosobowe konsekwencje. Ale nie rozumiejąc tego, nieprzemijającą winę i wstyd zaczynamy projektować nawet na Boga i uważać, że nas będzie karał/nagradzał, potępiał, osądzał. Ba! Przecież nas wygnał nas z Raju! Tylko czy na pewno? Jak Bóg mógł nas wygnać z Raju, jeśli Jezus Chrystus – Syn Boży – powiedział nam, że Królestwo Boże jest w nas? Wniosek jest jeden – sami się z niego wypędzamy każdego dnia.

Praktykowanie uwalniania i medytacji szybko nam uzmysłowi, że te wszystkie negatywności wyprojektowane na Boga i świat nie są możliwe poza naszą percepcją i ich konsekwencjami.

Jeśli religii nadamy nierozsądną wartość, przywiążemy się i zaczniemy osądzać, oceniać, wkrótce to, co powinno nas uczyć miłości, stanie się pretekstem do gniewu, osądzania, nienawiści. Przykładów naokoło nas jest wystarczająco.

Jeszcze jedno odnośnie religii – wiele osób uważa, że jest w nich pustka. Bo patrzą się na utalentowanych ludzi (czyli takich, którzy ciężko – tysiące godzin wysiłku włożyli w trening, szkolenie się w umiejętności) i mówią tak – “Tym to Bóg dał talent”. W domyśle – “(…) a mi nie dał”. Nie mają talentu i tyle. Bo nie rozumieją, że nie ma czegoś takiego jak talent dany przez Boga. Bóg nie obdarza wybrańców jakimiś wyjątkowymi umiejętnościami, bo to by znaczyło, że Bóg wartościuje, ocenia. To nie jest możliwe. Jedyny dar, którym Bóg obdarza to życie. I każdy z nas go otrzymał. Można rzec – każdy dostał po równo. Teraz kwestia co z tym (z)robimy.

To gdzie opiłek żelaza znajdzie się w polu elektromagnetycznym nie zależy od pola, tylko od wewnętrznego ładunku opiłka.

Pole nie ma swoich ulubionych opiłków, które przemieszcza w sobie względem swojego widzimisie.

Ale i tu bardzo łatwo grać ofiarę, w tym Boga – “moje życie jest puste, bo nie mam takich darów od Boga jak inni – urody, pieniędzy, ciała, talentu”. Problemem nie są te urojone braki, tylko niechęć, by się rozwijać i osądzanie siebie oraz swojego życia.

Inni podchodzą do tego tak – “Mi życie nic nie dało”, “Nic nie otrzymałam od życia”. Ja wtedy tylko pytam – “Na pewno?”

Po pierwsze – na pewno Bóg/życie cokolwiek daje? Na pewno jesteśmy skazani na łaskę losu lub osądzającego bóstwa? Życia??? Czyli jest jakieś osobne, odłączone od nas życie, które coś daje lub nie???

Na pewno nic nie otrzymaliśmy? A życie? A możliwość dowolnej zmiany? A tysiące rzeczy, które zignorowaliśmy? Żyjesz pod mostem? Sam fakt, że masz możliwość przeczytania tych słów pokazuje, że masz i internet, i komputer czy telefon. To więcej, niż miliardy innych ludzi.

Ale widzimy jak łatwo jest biadolić, ignorować masę tematów i skupiać się tylko na emocjonalności będącej konsekwencją własnych osądów. A potem robimy coś tylko, by poczuć się lepiej, niż zadbać o swoje życie i zmienić to, co chcielibyśmy inne, lepsze, etc.

Skąd wzięliśmy te bzdurne przekonania? Widzimy w jaką masę możemy wierzyć, kierować się w życiu, czekać, grać ofiarę i tyle ale uważać to za normę, za prawdę i w ogóle nie analizować? To wszystko urojenia. Jest nawet takie powiedzonko, które ludzie lubią powtarzać jak czegoś nie rozumieją – “Niezbadane są wyroki boskie”. To prawda. Ale wiesz dlaczego? Bo Bóg nie wyrokuje, ani nie osądza. Dlatego nie można tego zbadać. Bo nie ma czego.

Jeszcze jedno. Wiemy dlaczego siódmego dnia tygodnia religia nakazuje odpocząć? Bo wiele osób bez tego nakazu dalej robiłoby co im się podoba – remonty, walenie młotkiem o 6 rano, itd. To zalecenie jest po to, by egoiści chociaż jednego dnia tygodnia żyli tak, by innym pozwolić wypocząć i by sami wypoczęli. To dla wielu nieoczywiste, bo pamiętajmy, że aby całkiem spora część ludzi nie zabijała innych, musiała dopiero się przestraszyć, że pójdą za to do piekła. Jednak i tak masy ludzi wcale tego dnia nie uświęcają, ani nie odpoczywają. A jeśli coś robią, to nie z miłości czy szacunku do innych, tylko z poczucia winy i/lub lęku. Albo w ogóle bezmyślnie powtarzają po innych. Naprawdę nie o to chodzi w religii… Ludziom trzeba pewne rzeczy powiedzieć wprost, jak dzieciom, bo inaczej będą robić co im się tylko wydaje dobre ale takim nie jest. Bo tak to wygląda – ewoluujemy z naprawdę niskiego pułapu. Większość ludzi nie wpadłaby nigdy, by uświęcać jakikolwiek dzień. A czy ktokolwiek sobie zadał pytanie co to znaczy uświęcać?

Oczywiście to nie tylko nakaz, by nie robić krzywdy innym. Wszystko co robimy ma konsekwencje. Zauważmy, że ewoluowaliśmy na tyle, że zabijanie jest już przestępstwem, a nie formą rozrywki dla mas. Wszyscy na tym korzystają. A uzależnieni powinni widzieć w swoim życiu, że jeśli będą wybierali to, co nie wspiera ich, ani ich życia, to żyło im się będzie bardzo ciężko. Nawet jeśli fajnie się będą czuli oglądając porno lub pijąc wódkę.

Jednocześnie nie ma nic złego w egoizmie. Całe życie na tej planecie ewoluuje z egoizmu. Gdyby był zły, życie by nie przetrwało. A jednak nieprzeliczone miliardy organizmów żyją w niesłychanie skomplikowanych zależnościach – od drapieżnictwa i pasożytnictwa oraz wrogości po symbiozę, współżycie, przyjacielskość, miłość.

Ale to dygresja.

To bardzo ważne co wybieramy. A jeśli już coś wybieramy, róbmy to z dobrą intencją. Jeśli już mamy pracować cały dzień, to róbmy to chętnie, a nie grajmy ofiary. Jeśli jesteśmy zmęczeni, to wypocznijmy, zróbmy to z troski do siebie. A nie narzekajmy cały czas na pracę czy na kogoś i nie wytłumiajmy niekomfortowych uczuć pornografią czy wódką. To nie odpoczynek, to nie dbanie o siebie. Podobnie – jeśli nie chcesz czegoś robić, to odpowiedzialnie wybierz, że tego nie zrobisz. A nie dobijaj się uczuciami, oporem i zwalaj na nie niemożność kiwnięcia palcem i chaos w umyśle.

Zaś to, że po zrobieniu czegoś zmienia się nasz stan emocjonalny to również kwestia percepcji oraz ewentualnie osiągnięcia tzw. “nawykowej nagrody”, czyli korzyści jaką mamy z podjęcia się pewnego działania. Bo to jej pragnęliśmy – korzyści, a nie czynności, która do niej doprowadziła. Zrozummy – żaden alkoholik nie pije, bo tak lubi pić. Żaden oglądający porno nie robi tego, bo tak lubi oglądać pornografię.

Gdy odniesiemy to do pożądania osób, dostrzeżemy, że jest tak samo. Nie pożądamy osoby, tylko korzyści jaką widzimy z bycia z tą osobą/z seksu z tą osobą. Bo gdyby chodziło tylko o seks, to byśmy podeszli do pierwszej kobiety/mężczyzny. A tak nie jest. Zawsze chodzi o coś innego, o coś więcej.

Praktycznie każdy uzależniony odczuwając pragnienie i hipnotyzując się myślami o pornografii sądzi, że pragnie pornografii. A po jej obejrzeniu i masturbacji znika pożądanie i taka osoba sądzi, że zrealizowała swoje potrzeby seksualne czy zaspokoiła ciekawość dzięki pornografii lub że dała/umożliwiła to pornografia (a często nie znika i oglądanie porno przeradza się w wiele sesji jedna po drugiej).

Bo nie ma zrozumienia co to są emocje i czego konsekwencją jest zmiana stanu emocjonalnego. Nie ma też świadomości nadanych wartości, sensu, znaczenia, przywiązania.

Podobnie z “ciekawością”. Ludzie wymyślają sobie “ciekawość” i sądzą, że ją zaspokajają. “Nie mam prawdziwego seksu, to chociaż z ciekawości obejrzę sobie jak mają go inni”. To kłamstwo ale kłamstwo, w które bardzo chętnie wierzymy, bo dzięki temu unikamy całego dyskomfortu, od którego uciekamy czym nie pozwalamy sobie na realny seks. Zazwyczaj fundamentem tego jest przekonanie na bazie wstydu – “jestem gorszy/a” i “nie zasługuję”.

Nikt jeszcze nie odpowiedział mi logicznie na pytanie – “gdy jesteś głodny, to z ciekawości oglądasz jak inni ludzie jedzą hamburgera?” Nikt tak nie postępuje. A jednak w przypadku rzekomego pragnienia seksu już tak jest.

Bo w większości przypadków wcale nie pragniemy seksu. To niezrozumienie wynikające z nieprzerwanego wpatrywania się w mentalizację. Stawiamy się w roli autorów myśli i dlatego jak widzimy w nich seks, to od razu zakładamy, że jakiekolwiek nasze nastawienie dotyczy seksu. Dlatego już w Module 2 WoP zalecam tworzenie notatek, by zacząć uzmysławiać sobie jaka była sytuacja chwilę zanim pojawiły się myśli o seksie/porno. Wtedy zobaczymy, że nie było żadnej ciekawości, żadnego pragnienia seksu. Tylko np. wstyd, lęk, stres, niepewność. Więc również nie żadne braki. Tylko realne konsekwencje już istniejących zaniedbań oraz percepcji i pozycjonalności.

A więc realne aspekty ludzkiej natury, wobec których jesteśmy niedojrzali i postępujemy bardzo szkodliwie. Zaś z tym można już coś konkretnego zrobić.

A teraz zapytajmy się – czy w stanie spokoju, radości, swobody pragniemy seksu? Nie. A przecież w tych sytuacji powinniśmy pragnąć najbardziej, bo gdy jesteśmy spokojni czy radości, seks jest najfajniejszym doświadczeniem i najłatwiej go mieć.

No ale dla masy ludzi logicznie brzmi – “odczuwam brak seksu, dlatego pragnę seksu”. Jednak gdyby uczciwie przeanalizowali swoje wnętrze, to dostrzegli by, że wcale nie seksu im brakuje. Tylko np. bliskości, akceptacji, zrozumienia, spokoju, wybaczenia. Większość facetów pragnących seksu z kobietami bardziej potrzebuje normalnej rozmowy, normalnej relacji. Ludzkiej. Ale szczerej. A nie tłumienia, ukrywania pragnień.

Żadna zdrowa kobieta nie będzie obrażona, że się podoba i jest pożądana. Tylko gdy w pożądaniu pojawi się toksyczność – np. obsesja, wtedy kobieta może zareagować defensywnie. A czy jest jakiś facet, któremu byłoby źle, że się podoba kobietom? No tylko taki, który uważa, że jest z nim coś nie tak. Ale to można skorygować.

Skoro już wiemy, że emocje to konsekwencje percepcji, to musimy zrozumieć, że nie mamy nic robić z uczuciami. Ani się nimi kierować, ani próbować ich wyeliminować, wyprzeć, stłumić, przerzucić poza siebie. Jeżeli już dysponujesz jakością energii zwaną jakąś emocją i Twoje ciało reaguje odpowiednio do tej energii oraz Twojej oceny tej energii – np. trzęsą Ci się nogi i pocą dłonie, to skup się na uwolnieniu tej energii. Nie walcz z tym. Walka to opór. A opór powoduje, że uczucie będzie trwało i rosło. Bo opór jest jak stanie na drodze prądowi rzeki. Z tą różnicą, że ta “rzeka” to Twoja własna energia. Stawanie jej na drodze jest bezsensowne i szkodliwe.

Przykład jak skupianie się na wyeliminowaniu uczucia, a nie życie rozsądne, jest szkodliwe – głód. Głód to informacja, że pora coś zjeść. Jednak możemy to “uczucie usunąć” na kilka sposobów:

1.  Jedyny zdrowy – zjeść odpowiednią porcję odpowiedniego posiłku.

2. Pić wodę.

3.  Wypić alkohol, by odciąć świadomość głodu.

4. Obejrzeć porno, by totalnie odciąć świadomość od uczuć płynących z ciała i tłumić je.

5. Nażreć się.

Rozważmy 4 ostatnie.

Okazuje się, że gdy nagle odetniemy dostęp pożywienia, organizm może wpaść w stan paniki. No bo dla niego to sytuacja, że nie mamy skąd czerpać pożywienia. Zacznie on więc każdą kalorię gromadzić, a nie spalać. Paradoksalnie (czy na pewno?) ludzie, którzy przestają jeść, mogę zacząć tyć. Dlaczego? Bo my to stricte świat wewnętrzny. Możesz być w sklepie pełnym jedzenia ale dla organizmu to nie ma znaczenia. Tak jak możesz być w tłumie ludzi i czuć się totalnie odłączonym/odłączoną, samotnym/samotną. Bo uczucia nie mają nic wspólnego ze światem zewnętrznym.

Picie wody może być pomocne np. przy zmianie diety czy odchudzaniu jednak tylko przy zachowaniu umiaru. Ale jeśli przestajemy jeść i tylko pijemy, to nasze ciało będzie nadęte jak balon. Jedną z najczęstszych przyczyn tzw. “wywalonego brzucha” jest nadmiar wody w organizmie.

W obu przypadkach zalecane jest np. zmniejszenie przyjmowanych kalorii o 20%. Po pewnym czasie (konsultować z dietetykiem!) ponownie schodzimy w ilości kalorii. A nie podejmujemy jakieś skrajne decyzje. Gdy jedziesz samochodem i nagle gwałtownie skręcisz kierownicą, to dojdzie do wypadku.

Nażarcie się, czyli napchanie żołądka na 110% również nie jest zdrowe, bo to spirala. Żołądek jest elastyczny. To znaczy, że może zostać rozciągnięty. I wtedy uczucie głodu następnym razem pojawi się szybciej, będzie pojawiać się coraz częściej i trudniej będzie je zaspokoić. A przecież nie żyjesz tak, że rośnie zapotrzebowanie na kalorie – np. nie podejmujesz wzmożonego wysiłku fizycznego.

Niemniej w każdej sytuacji poza rozsądnym podejściem do sprawy, konsekwencje postępowania będą negatywne – nasze ciało nie dostanie tego, czego naprawdę potrzebujemy i albo zaczniemy chudnąć, albo tyć. Tylko że tego nie kontrolujemy. Więc nie możemy liczyć, że dzięki piciu wódki będziemy mieli zgrabną sylwetkę.

No ale tak ludzie postępują – nie żyją rozsądnie, tylko próbują eliminować niekomfortowe uczucia. To tak jakbyś jechał(a) samochodem i zamiast zrozumieć co sygnalizuje zapalona lampeczka w desce rozdzielczej, pozbył(a) się tej lampeczki.

Im bardziej niekomfortowe uczucie, tym silniejszy jest to sygnał, że należy uczciwie przeanalizować jego przyczynę.

Jeżeli otworzysz szafę, a z niej wypadnie na Ciebie 40 pudełek, to z czym jest problem? Z Tobą? Z całym światem? Z pudełkami? Czy z tym, że je upchnąłeś/upchnęłaś do szafy zamiast wywalić niepotrzebne?

Są ludzie, którzy przywiązują się do każdego przedmiotu i gromadzą w mieszkaniach masę rupieci. Tak jak i jest masa ludzi, którzy przywiązują się do każdego uczucia. A to duże błędy.

Kolejny problem wynikający z kierowania się niechęcią do uczuć i prób ich usunięcia – wejście w związek z tego rzekomego “poczucia braku”.

Czyli nie wiążemy się (zwróć uwagę na określenie) z drugą osobą nie by coś sobie dawać, nie dla wspólnego dobra, rozwoju, troski, tylko by zniknęło np. uczucie wstydu, tzw. “samotności”, etc. Ale nie zajęliśmy się w ogóle przyczyną tych uczuć – percepcją – no bo z góry założyliśmy, że ich źródłem jest brak związku. Czyli nie tylko świat zewnętrzny ale jeszcze coś, czego nie ma. Niech mi ktoś powie – jak coś, czego nie ma może być źródłem czegokolwiek?

Swoją drogą to samo tyczy się przeszłości. Ona już nie istnieje, więc jak może być źródłem czegokolwiek?

Niemniej nawet jeśli relację stworzymy i zmieni się nasz stan emocjonalny, to nadal będziemy sądzili, że źródłem tego dobrego/lepszego samopoczucia jest ta osoba. Więc natychmiast pojawia się lęk – a przed utratą, a przed zdradą. Pojawia się zazdrość, próby kontroli, manipulacji. A jak coś się nam nie spodoba, osoba ta nie wpasuje się w jej wyidealizowany przez nas wizerunek, to możemy zareagować gniewem, wrogością, nawet agresją.

Ponadto – jeśli staramy się uciec od już stłumionych emocji, to przecież wejście w związek ich nie wyeliminuje i nasz umysł zacznie szukać kolejnych celów do projekcji. Czyli np. wspominany lęk przed samotnością “zmieni się” na lęk przed zdradą. Albo “zaczniemy się bać” czegoś nowego lub wzmoże się już jakiś istniejący lęk.

No bo od początku naszego życia słuchamy tysiące razy stwierdzeń typu – “TO straszne”, “TO takie smutne”, “TO mnie przeraża”, “ON mnie denerwuje”, “TYM się stresuję”. I zaczynamy uważać to za normę, za obiektywną rzeczywistość.

Ale to niedojrzałość, to urojenia.

Nic nie jest straszne i nigdy nie było. Nic nie jest stresujące.

Czy lew w klatce jest straszny, przerażający? No, jedna osoba widząc lwa w ZOO będzie przerażona, a druga podekscytowana. Więc jak to jest? Lew w klatce jest źródłem czegoś negatywnego lub pozytywnego? Nie jest źródłem ani tego, ani tego.

Nic w świecie nie jest źródłem emocji, ani samopoczucia.

To co czujemy to konsekwencja naszej percepcji i już istniejących zaniedbań.

Jeszcze jeden bardzo popularny problem. Próby “znalezienia w sobie spokoju/radości/akceptacji”. No ludzie szukają. W sobie… Latami. I znajdują? A gdzie tam! Po pierwsze intencją wcale nie jest spokój czy radość ale ucieczka od tego co czują. A że nie uwalniają tego, ani nie korygują percepcji, z której te emocje wynikają, no to stan emocjonalny się nie zmienia. Dlatego muszą cały czas szukać. Bo to ucieczka, a nie konstruktywne działanie.

Więc o ile można rzec, że “miejsce” poszukiwań jest właściwe, o tyle to tak jakby próbować znaleźć pustą przestrzeń w pokoju ale uciekając od wszystkiego co w tym pokoju jest. Walcząc z tym, oceniając, próbując nie dotykać, nie widzieć, etc. umyka nam oczywisty fakt – pusta przestrzeń już tam jest. Tylko nie jesteśmy jej świadomi, bo sądzimy, że przez te wszystkie przedmioty jest jej mniej lub jej nie ma. Ale tak nie jest.

Zresztą już Einstein zwrócił naszą uwagę, że tzw. materia to w 99,999% pusta przestrzeń. Niektórzy fizycy podpowiadają, że pustej przestrzeni jest tyle, że cały wszechświat dałoby się zmieścić w naparstku. A my próbujemy znaleźć pustą przestrzeń. No – już w niej jesteś.

Podobnie ze spokojem, radością, szczęściem. To już jest, tylko skupiasz się na czymś innym i zamiast to zaakceptować, osądzasz to, oceniasz, wartościujesz. Dlatego widzisz tylko te osądy, oceny, wartości. Nic poza tym. No bo jak spodziewasz się dostrzec pustkę, w którą wpisane są spokój i radość, jeśli cały czas coś do niej dodajesz?

Jedną z przyczyn jest uwierzenie w kłamstwo, że to wszystko jest wpisane w świat. Np. czujemy lęk, bo świat/życie są straszne. No ale zapytajmy się – czy milion strasznych wydarzeń są dowodem, że życie jest straszne? A dlaczego milion przyjemnych wydarzeń nie jest dowodem, że życie jest przyjemne?

No bo ich nie doświadczamy i możliwe, że nawet nie widzimy. A jak widzimy u innych, to zamiast się z tego cieszyć, doceniać, szanować i inspirować się, to zazdrościmy i użalamy się, gramy ofiarę. Czyli do własnych doświadczeń cały czas dodajemy to, co negatywne. Pamiętajmy, że widzimy tylko to, co chcemy widzieć. Jeśli uparcie pozostajemy przy jakiejś percepcji, jesteśmy naiwni. Może nawet jesteśmy głupcami. A uświadomienie sobie, że jesteśmy głupcem może być bardzo poważnym zwrotem w naszym życiu. Zwrotem w stronę pozytywną.

No bo jeżeli zdamy sobie sprawę, że całe życie osądzamy, zazdrościmy, martwimy się i użalamy, że żyje nam się źle, to dotrze do nas, że problem był w naszym postępowaniu, naszych decyzjach.

Życie nie jest ani wspaniałe, ani straszne. Jednak szczęśliwość, spokój, miłość są wpisane w jego esencję.

Ale jeśli kochając spróbujesz pogłaskać węża, to Cię ugryzie. A lew Cię rozszarpie. Niejeden człowiek Cię okłamie i np. okradnie.

Należy rozumieć, że nie żyjemy w Raju. Żyjemy na Ziemi, którą nadal bardzo mało ludzi poprawnie postrzega jako “Czyściec”.

A to miejsce konsekwencji. Nie przyczyny i skutku. Przyczyna i skutek to tylko percepcja wynikająca z ograniczonego kontekstu. Bo tzw. “przyczyn” każdego zdarzenia jest nieskończona ilość. I gdybyśmy chcieli je wszystkie poznać, musielibyśmy je przeanalizować od początku wszechświata. Np. upuszczony przez Ciebie kubek nie rozbił się tylko dlatego, bo go upuściłeś/aś. Ale sam fakt istnienia Ziemi, Układu Słonecznego, materiału, z którego był zrobiony, miejsca, w którym jesteś, czasu, że akurat trzymałeś/aś go na wysokości, z której upuszczony się mógł rozbić, grawitacji, to jak został wyprodukowany, etc. Może Cię ktoś przestraszył, gdy akurat trzymałeś/aś ten kubek? Jeśli tak, to ta osoba też przecież ma już X lat, musiała się znaleźć w tym miejscu i czasie, wybrać, by Cię przestraszyć, a na ten wybór składa się cała osobowość tej osoby budowana nie tylko w tym życiu. Itd. Itd.

Ludzie zaś jeszcze nie tylko to wszystko ignorują ale dodają biadolenie – “ale jestem niezdara”. Nie tylko nie dostrzegają faktów ale jeszcze narzucają na nie kłamstwa, własne osądy.

Zauważ ile tematów pomijamy i uznajemy za “tak po prostu jest”, gdy nawet nie zdajemy sobie sprawy jakie jest w rzeczywistości to “tak”.

Już rozumiesz na czym polega ta popularna iluzja – “czuję pustkę”?

Nie ma żadnej pustki.

To tylko jedna ze strategii na unikanie niekomfortowych uczuć. Opieramy się, nie chcemy czuć. Dlatego nic nie czujemy lub jesteśmy tego nieświadomi. A że nic pozytywnego nie możemy przez to poczuć, ani doświadczyć, zaczynamy tę sytuację nazywać “pustką”. A co zrobić z pustym kubkiem, aby przestał być pusty? Nalać do niego wody.

Jednak ten “kubek” nie jest pusty. Wręcz przeciwnie. Jest w nim już tak dużo, że zaczynamy unikać w życiu coraz więcej. Zwykły spacer nawet może się nam wydawać wysiłkiem psychicznym. Dlatego tak wygodnie powiedzieć, że coś jest straszne lub nas przeraża zamiast powiedzieć prawdę – “jest we mnie dużo stłumionego strachu”.

Po drugie – uwierzyliśmy w iluzję i zapewne wierzymy w nią od dziecka, że pozytywne (oraz negatywne) odczucia biorą się ze świata. Też cały czas słyszę od ludzi – “No praca nie daje mi radości/przestała mnie uszczęśliwiać”. Tylko że nigdy tak nie było.

Radość ma tylko jedno źródło – wewnętrzne.

Jeśli radości nie DODASZ OD SIEBIE do tego co robisz, to jej nie doświadczysz. Podobnie z lękiem czy żalem – jeśli ich nie dodasz od siebie, to ich nie doświadczysz.

Dlatego żadne wydarzenie, ani życie nie jest ani wspaniałe, ani straszne. To urojenia. A jak jest możemy doświadczyć tylko, gdy wybierzemy prawdę i poddamy każdą pozycjonalność, opinię, osąd, emocję, opór, etc.

Zaczynasz widzieć jakim błędem jest wiara w “pustkę” i próby jej “wypełnienia”? To błędne koło i to co robimy tylko jeszcze bardziej wpędza nas “w maliny”. Nie tylko coraz silniej próbujemy zdobyć ze świata to czego nie chcemy ale frustracje niepowodzeniami (bo to nie może się udać) zaczynamy też gromadzić w sobie. Więc coraz bardziej się opieramy. Coraz mniej pozytywnego czujemy i coraz więcej i częściej czujemy to wszystko co w sobie upychamy.

Pewnego dnia stwierdzamy, że nasz związek już nie tylko nas nie cieszy, nie ekscytuje ale coraz więcej zaczyna nas irytować, drażnić, smucić. Może nawet zaczynamy się bać, że nas dziewczyna zaczęła zdradzać. Czyli cały czas idziemy coraz dalej od zdrowia, bo zaczynamy zwalać odpowiedzialność za to czego nie chcemy czuć. A tylko my za to odpowiadamy.

Więc nie ma pustki. Nie ma “czuję pustkę”, tylko “nie czuję tego, co chciał(a)bym czuć i zamiast tego czuję coś innego“.

Wielu moich klientów mówiło mi, że będąc w związkach fantazjują o innych kobietach. Wydaje im się, że ich partnerka/żona zmieniła się, stała się jakaś taka bardziej oschła, że ona się oddaliła i wydaje im się, że potrzebują kogoś innego. Po co? No żeby “wypełnić rosnącą pustkę”.

Ale nie ma żadnej pustki. My się opieramy coraz bardziej, bo gromadzimy w sobie coraz więcej negatywności (negatywność nie oznacza, że jest zła).

Zajmuj się przyczynami. Mądrze je analizuj. Bo jeśli będziesz próbować napełnić wannę, w której jest wyjęty korek, to nigdy tego nie zrobisz. A jak korek włożysz, to nagle praca, której nie udało Ci się załatwić latami, zrealizujesz z łatwością i szybko.

Zobacz co napisał jeden z moich Klientów:

Ja żyję więc chyba tak, że nie chcę mierzyć się z tym co niewygodne, to mi nie daje szczęścia, ale daje mi życie od chwili przyjemnośći do chwili przyjemności, od ucieczki do ucieczki, może dlatego wydaje mi się, że chce się zmienić, ale przepracowąć pewnych rzeczy nie chcę. Może też chodzi o dume, perfekcjonizm. Ciągle tylko planuje, analizuje, ale jak już coś robię to na ostatnią chwilę.

Przede wszystkim zwróćmy uwagę na słownictwo – “ja żyję CHYBA tak”. Więc żyje i nie wie jak. Nie wie, czyli nie jest świadomy lub nie chce się temu przyjrzeć.

Nie mówi co jest dla niego niewygodne. A pamiętajmy, że niewygoda to też tylko nasz osąd. Jednak usprawiedliwia to tak, że nie daje mu to szczęścia, jest niewygodne i dlatego nie chce się z tym zmierzyć. Uważa, że dąży od przyjemności do przyjemności ale tak nie jest. Co chwila coś osądza i unika tego. A ta “przyjemność” to tylko pretekst i usprawiedliwienie.

Mówi, że ucieka ale tylko tak mówi. W rzeczywistości nie jest tego świadomy.

I teraz majstersztyk – “może dlatego wydaje mi się, że chcę się zmienić ale przepracować pewnych rzeczy nie chcę”. No pięknie to brzmi ale w rzeczywistości to losowy zlepek słów. Nic nie znaczy. Prawda brzmi – on nie chce się zmienić, ani nie chce przepracować na razie wielu spraw. Zdanie zaczął “MOŻE dlatego WYDAJE MI SIĘ”. Więc nie tylko wydaje mu się ale jeszcze “może się mu wydaje”.

Zmiana siebie i przepracowanie pewnych rzeczy to jedno i to samo.

Nie napisał nawet jakich “pewnych rzeczy” nie chce przepracować. A one są najważniejsze.

“Może chodzi o dumę”… nie o żadną dumę chodzi, tylko duma to pretekst, usprawiedliwienie. No duma i co? I nic. Ważne, że nie chce się pewnymi tematami zająć.

Oraz ten “perfekcjonizm”. Tylko że to nie żaden perfekcjonizm. Perfekcjonizm to dążenie do perfekcji. To twórcze działanie. To ukierunkowanie na sukces. A nie niekończące się hipnotyzowanie się niekończącym się mentalnym bełkotem i nazywanie tego “ja myślę/ja się zastanawiam/ja analizuję/szukam rozwiązania problemów”. 99% tzw. “perfekcjonistów” to ludzie, którzy cały czas wyszukują kolejnych sposobów na unikanie poczucia winy i wstydu. Nie dążą do perfekcji, tylko unikają błędów, bo boją się poczuć wstyd i winę. To przeciwieństwo perfekcjonizmu. Perfekcjonista cieszy się z błędów, bo każdy błąd to dla niego ważna informacja co nie działa, w jaką stronę nie iść, gdzie dokonać zmian.

Mówi, że ciągle tylko planuje i analizuje. Pewnie, że ciągle, bo mentalizacja to proces ciągły i nieskończony. I nie jest twórczy. Tylko to racjonalizowanie emocjonalności, oporu, przywiązania, pozycjonalności, percepcji. To proces odtwórczy. Dlatego jeśli jakiejś myśli, nawet najbardziej bzdurnej, nadamy dużą wartość i się do niej przywiążemy, to będziemy ją widzieć nawet tysiąc razy dziennie przez całe życie.

Więc on niczego nie planuje, ani nie analizuje. Tylko hipnotyzuje się tym bełkotem, by unikać niewygód i tych “pewnych rzeczy”.

A potem co się okazuje? Że gdy już nie może sobie pozwolić na unikanie, to robi coś na ostatnią chwilę. Nagle okazuje się, że tego “planowania” i “analizowania” nie potrzebował w ogóle. Tylko wziął i zrobił.

Widzisz – tak krótka wypowiedź, a ile niezrozumienia.

Przeczytaj jeszcze to:

Ja chiałbym wybrać odwagę i uczciwość, ale czy mogę to zrobić w sytuacji, w której czuję lęk lub jakąś inną negatywność? Tzn. wiem, że mogę wybrać, ale czy to, że ja intencjonalnie to wybiorę coś zmieni?

Po pierwsze – “chciałbym”. Nie “chcę”, tylko “chciałbym”. Więc pozostaje w sferze fantazji. A to sfera, która nigdy się nie skończy, bo mentalizacja to proces nieskończony.

“Chciałby wybrać odwagę i uczciwość”. I od razu pyta czy może je wybrać. Następnie dodaje “tzw. wiem, że mogę wybrać”… Widzisz na czym polega bełkot mentalny? Na czym polega życie nieintegralne?

“Wie że może” ale tego nie wybiera. Bo wcale nie chce.

A dlaczego nie chce? Bo się boi. I pojawia się racjonalizowanie. Np. “czy to, że ja intencjonalnie to wybiorę coś zmieni?”

Wszystko co w życiu ma i robi, ma i robi, bo to wybrał.

Czy perfekcjonista zadałby takie pytanie? Nie. Bo dla perfekcjonisty oczywistym byłoby, że jak coś wybierze, to to zrealizuje. Nauczy się. Popełni błędy ale wyciągnie z nich wnioski. Nie zatrzyma się. Jak będzie potrzeba, to poszuka pomocy.

Ale tu tego wszystkie brakuje. Bo jest tylko mentalizacja. Od razu jest pragnienie ale też nieuświadomiona niechęć. Już pierwsze słowo “chciałbym”, a nie “chcę i to wybiorę TERAZ/TEGO DNIA”.

Ponownie zwracam uwagę, by każdy temat, każde rozważania odnosić do konkretnych, realnych sytuacji ZE SWOJEGO ŻYCIA.

Gdyby odniósł to do jakiegoś swojego problemu, to to pytanie czy nowa decyzja coś zmieni, nie miałoby możliwości istnienia.

Ale na razie odwaga i uczciwość to są tylko jakieś idee utrzymywane w chmurze fantazji. Nie ma konkretów, nie ma faktycznej analizy, realnego planowania.

Odpowiedź na każdy pytanie tego typu brzmi – “Zmienisz tyle ile zmienić wybierzesz”.

Dlatego nie ma się co wstydzić, ani obwiniać, ani tym bardziej ukrywać tego, czego zmienić jeszcze nie chcesz. Miej tego świadomość. Weź za to odpowiedzialność.

Już raz tym artykule nawiązałem do mitologii greckiej, to na koniec nawiążę drugi raz. Wiesz dlaczego “pięta Achillesa” to synonim podatności na zranienie lub słabości, słabego punktu? Bo to coś, co przykryliśmy, ukryliśmy. Coś, co nam umknęło. Coś, czego nie jesteśmy świadomi.

I to wszystko czego staramy się uniknąć, nawet nie pomyśleć o tym, coś, co wypieramy, zwalamy na innych, etc., to są często nasze najsłabsze punkty, którymi krytycznie ważne jest się zająć. Matka Achillesa zanurzając go w Styksie, trzymała go za piętę i to miejsce stało się powodem jego przegranej. Można się zastanowić, dlaczego nie wpadła na to, by synek przed ruszeniem na wojnę pomoczył w Styksie jeszcze nóżki? Bo to opowieść z morałem.

Możemy całe życie ciężko pracować, wzmacniać się. Ale jeśli coś zaniedbujemy, pomijamy, unikamy – to wiecznie będzie nas boleć i stanowić potencjalne źródło cierpienia, a nawet poważniejszych konsekwencji.

Gdy myjesz zęby z pominięciem jednego, to ten jeden ząb się zepsuje i być może w konsekwencji pojawią się problemy również z innymi zębami oraz z dziąsłami.

Inny przykład – jeśli jako mężczyzna pracujesz, starasz się, rozwijasz – finansowo, fizycznie, socjalnie ale zaniedbasz obszar relacji damsko-męskich i seksu, to pomimo nawet ogromnych rezultatów i sukcesów w tych innych obszarach, względem kobiet będziesz niepewny, przestraszony, może nawet nieporadny. A wiemy, że są kobiety, które są specjalistkami w “polowaniu” na takich mężczyzn i okręcaniu ich wokół palca. Są nawet gotowe zajść w ciążę, urodzić dziecko, a potem tak zmanipulować, by się rozwieść i spokojnie żyć za alimenty. Problemu nie ma w takich kobietach, bo oczywiście na tej planecie są ludzie w pełnym przekroju jakości.

Problemem jest nasza ignorancja, nieświadomość, naiwność, niedojrzałość. Ale jak nas uczy mit – jeśli jest to jedyny obszar, który czymś przykrywamy, stanie się naszą słabą stroną.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
3 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Lukasz

Czesc Piotrze. Piszesz, ze emocje to konsekwencja percepcji. Czytajac pana Hawkinsa, ktory pisze tak:
“…Kiedy uwolnimy napięcie ukryte za daną emocją, wówczas przestaje się ona pojawiać. Na przykład jeśli przez jakiś czas nieustannie uwalniamy i odpuszczamy strach,
w końcu nasz zapas lęków się wyczerpie. Trudno nas wtedy prze‐ straszyć, wręcz jest to niemożliwe. Musi to być coś naprawdę mocnego. Osoba, która uwolniła ogromną ilość lęku, musi się nie‐ źle naszukać, żeby czegoś znowu się bać. Zwyczajnie nie ma już w sobie energii strachu. Podobnie wygląda stopniowe zanikanie gniewu, tak że nawet poważna prowokacja nie jest go w stanie wzbudzić. Osoba, w której jest mało strachu i złości, przez więk‐ szość czasu odczuwa głównie miłość i pełną miłości akceptację zdarzeń, ludzi oraz zmienności życia.”, mam pytanie: czy wiec stlumione emocje zaburzaja percepcje i gdy je uwolnimy, to tak jak dr. Hawkins pisze, bedziemy caly czas odczuwac radosc, spokoj itd? I nasza percepcja bedzie taka, ze nic nas nie zdenerwuje, nie przestraszy itd?

Damian

Cześć Piotrze,

Czytam Twojego bloga od jakiegoś czasu. Trafiłem na niego z powodu uzależnienia od pornografii. Od 2 lat probowałem to rzucić. Okresy rzucania trwaly po ok 4 miesiace i wtedy nastepował upadek. Twój blog uświadomił mi, że sam tzw. nofap i walka z samym soba ,aby wiecej nie oglądać porno to droga bez sensu. Praca z własnymi emocjami i dowiedzenie się, że to był sposób radzienia sobie z emocjami otworzył mi oczy. Za każdym razem kiedy ,,upadłem” to było podczas gorszej chwili w życiu. Dziekuję Ci bardzo za to co robisz.
Od dłuzszego czasu interesuje się psychologią i pracuję z psychologia behawioralno-poznawczą. Moje pytanie do ciebie, czy to normalne, że osiągając wyższy poziom swiadomosci to mam ochote się izolować od innych, ale nie z poziomu ofiary(nie jestem godny itd), a z poziomu, że nie pasuje? Widze tak wiele masek i sztuczności u osób z którymi się zadaje. Bardzo lubię spedzać czas z ludzmi, ale od dłuzszego czasu wole sam i jest mi z tym dobrze. Mam swoje zainteresowania i cały dzień wypełniony. Często jestem gdzieś zapraszany, ale odmawiam(od jakiegoś czasu) bo męczy mnie przebywanie z ludzmi bo widzę wiele sztucznych zachowań. Samo wbijanie szpileczek i te uśmieszki jak ktoś zareaguje, gdy sie nie obronisz to jesteś powoli traktowany z mniejszym szacunkiem, a osoba która jest głośna i rzuci szpilką traktowana jako ,,wow” i za pewna siebie osobę. Zauważasz, gdy ktoś taki ma podjąć jakoms decyzje albo traci grunt pod nogami to zaczyna sie denerwować i oskarża innych o to. Ty to widzisz, ale inni nie. Przebywając z takimi osobami mnie to męczy. W glębi jesteś swiadomy, ze to ta osoba ma problem z sobą bo musi w ten sposób walczyć o swoją dominacje w grupie bo inaczej czuje się gorzej. Zastanawiam się czy tak naprawdę nie wykorzysytwać swojej świadomosci na swoja korzyść, niż się izolować(czyżby to nieświadoma forma ucieczki?).

Pozdrawiam :)

Podobne Wpisy:
O Emocjach – Pożądanie (Część 6)

O Emocjach – Pożądanie (Część 6)

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat świadomości Pożądania. Części 1-5 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► O Emocjach – Pożądanie (Część 1). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 2). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 3). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 4). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 5). Tyle mówię o niejako “ciemnej” stronie… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
Wzorce seksoholizmu – Część 2

Wzorce seksoholizmu – Część 2

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy serię dotyczącą wzorców seksoholizmu. Dzisiaj opiszę dwa bardzo ważne i zupełnie niedostrzegalne, które skutecznie niszczą możliwość wyzdrowienia, nie mówiąc o innych, przygnębiających konsekwencjach. Przez niepełne, a często granicznie szczątkowe, widzenie/pojmowanie uzależnienia, niemożliwym jest dokonanie postępów. Bowiem i postępy postrzegane są fałszywie. Wzorcami tymi są seksualizacja rzeczywistości oraz uprzedmiotawianie ludzi, a w… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
Porno w liczbach – 1. Kiedy zaczynamy ją oglądać?

Porno w liczbach – 1. Kiedy zaczynamy ją oglądać?

Średni wiek, w którym człowiek zaczyna oglądać porno w Stanach Zjednoczonych to… 11 lat! W Polsce jest to 13 lat! Potwierdza się to z moimi danymi. 25-latek mówi, że ogląda już 13 lat. 40-latek mówi, że ponad 20. 18-latek mówi o 4-6. Zauważ, że napisałem “zaczyna oglądać”. Jak pokazuje jeden z Wpisów dotyczących danych statystycznych… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 3
O Emocjach – Wstyd (Część 6)

O Emocjach – Wstyd (Część 6)

W artykule dotyczącym wprowadzenia do emocji napisałem, że emocja jest energią w ruchu. W tym Wpisie wyjaśnię Ci jaki jest realny wpływ tej energii na Twoje życie. Emocje to ładunki energetyczne. Na pewno spotkałeś się ze stwierdzeniem “ładunek emocjonalny”. Innymi słowy chodzi o ładunek energii danej emocji. Naturą energii jest ruch. Dobrze wiesz, że wszystko… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 10

WOLNOŚĆ OD PORNO