Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!

Kontynuujemy serię dotyczącą wzorców seksoholizmu.

Dzisiaj opiszę dwa bardzo ważne i zupełnie niedostrzegalne, które skutecznie niszczą możliwość wyzdrowienia, nie mówiąc o innych, przygnębiających konsekwencjach. Przez niepełne, a często granicznie szczątkowe, widzenie/pojmowanie uzależnienia, niemożliwym jest dokonanie postępów. Bowiem i postępy postrzegane są fałszywie.

Wzorcami tymi są seksualizacja rzeczywistości oraz uprzedmiotawianie ludzi, a w szczególności kobiet przez mężczyzn i mężczyzn przez kobiety.

To co czyni wzorce wzorcami, to m.in. nasza bezsilność wobec nich. Nie możemy już o własnych siłach inaczej. Nie jesteśmy w stanie tego zmienić, zatrzymać, ani powstrzymać. Stajemy się niewolnikiem samych siebie. Każdego wzorca dotyczą też aspekty uzależnienia – rosnące alergia i tolerancja.

Dopiero teraz zaczynamy pomału zdawać sobie sprawę, że SEKSoholizm nie dotyczy tylko seksu. Dotyczy całej sfery seksualnej, wszelkich związanych z nią obsesji, wzorców, zachowań i ekspresji. Ale żądza wcale nie zawiera się wyłącznie w seksualności. Człowiek JEST uzależniony. A nie ma problem z myślami czy kilkoma zachowaniami. Cały trzon człowieczeństwa jest zainfekowany chorobą w coraz większym stopniu.

Literatura SA mówi wyraźnie – “Możemy mówić tylko za siebie. (…) dzięki doprecyzowaniu, kogo nazywamy seksoholikiem. Seksoholik doprowadza się do położenia, w którym nie może już odróżnić dobra od zła. Stracił on kontrolę, nie może już wybierać i nie jest na tyle wolny, aby się zatrzymać“. Moje doświadczenia i wnioski zebrane przez lata pracy dokładnie się w to wpisują.

Gdy pracuję z klientami, dziesiątki, a nieraz setki spraw widziane są zupełnie odwrotnie – to co pozytywne widziane jest jako negatywne, a to co negatywne widziane jest jako pozytywne. Wielu nawet nie chce przyjąć, że sami doprowadzili do sytuacji, w której się znajdują. I nadal sami uważają, że się z niej wyprowadzą; ciągle wybierając to, co ją pogłębia. To co dostrzegli, próbują zatrzymać własnymi siłami i nie dają rady. Ale uważają, że to dlatego, bo próbują za słabo. Często są zniechęceni, by robić cokolwiek innego, niż oddawać się żądzy. Nie mają siły, by wybrać inaczej. Utracili wolność, a karmienie choroby nazywają korzystaniem z wolności i kontrolą. Uważają też, że to ze światem musi być coś bardzo nie tak.

Np. ciągle chcą zmieniać swoje samo+poczucie i uważają, że to jest dobre. Przykładowo uprawiamy sport tylko dlatego, by być podziwianymi (przestać się wstydzić), czuć lepiej (nie czuć źle), w szczególności przez produkcję hormonów (szczęście i zadowolenie nie jest zawarte w hormonach). Nie ma to żadnego większego znaczenia, bo nawet sprawy dobre mogą zostać zainfekowane. Ciągłe zagięcie na tym, co uznaliśmy za siebie – ciele, myślach i emocjach, zakleszcza nas w szpony choroby. Uzależnieni, którzy nawet odnieśli duże sukcesy w różnych obszarach życia, nadal pozostają nieszczęśliwi. Poczucie wewnętrznej pustki się pogłębia.

Niektórzy kamuflują chorobę inaczej – np. wchodzą w rozmaite zależności i współuzależnienia. Nazywają to poświęcaniem się (które uznają za dobre, a nawet za przedsionek miłości), oddaniem, miłością. Przywiązanie mylą z Więzią, której nigdy nie stworzyli. Zaczynają unieszczęśliwiać siebie i innych. Sądzą, że problem leży w innych ludziach, więc ciągle fantazjują o innych i/lub żywią coraz większą urazę i nienawiść do ludzi.

Przestaliśmy odróżniać dobro od zła.

Tym bardziej jeśli czyniliśmy coś lub utrzymywaliśmy daną postawę przez wiele lat, zazwyczaj przez większość naszego życia. Stało się to dla nas niewidoczne, jak powietrze, których oddychamy w każdej chwili naszego życia. Karmimy się tym, co nas zabija.

To jak z prognozą pogody. Możemy sobie posłuchać prognozy i wiedzieć, być może nawet pamiętać jaka będzie pogoda. Ale jeśli nie przyjrzymy się temu jaka pogoda jest rzeczywiście tu i teraz, to cóż nam da ta wiedza? Choroba chce, byśmy tylko czerpali wiedzę z zewnątrz i pamiętali ją. Ale wiedza to nie jest mądrość. Mądrość to wiedza stosowana w praktyce z integralną intencją. Każdy uzależniony, nawet jeśli sporadycznie zapamięta wiedzę, nie użyje jej. Wiedza nie zostaje przełożona na rzeczywistość. Nie zdobywamy mądrości. Upadamy coraz niżej. Nie mamy siły, by żyć inaczej.

Wzorce pokazują nam, że możemy z mądrości korzystać z wielką szkodą dla życia własnego jak i innych ludzi. W szczególności często słyszę – “Przeczytałem tyle książek, a nic mi to nie dało. Więc albo z tymi informacjami coś jest nie tak, albo ze mną”. Cały czas wierzymy, że wiedza i umysł mają moc uzdrowienia naszej choroby. To nie jest prawda. Ale choroba do (naszej) śmierci przekonywać nas będzie, że jest inaczej.

Np. gdy zyskamy informację – “wszyscy TO robią” (w domyśle – oglądają pornografię), to możemy tego użyć jako usprawiedliwienia i racjonalizacji, by samemu to robić bez żadnej refleksji. Ale prawda brzmi – to jest tak straszny problem, że już prawie wszyscy w tym w jakimś stopniu tkwią, przez co ta choroba ma już skalę pandemiczną, jest coraz lepiej ukryta i zabija nas w ciszy, bo izoluje nas od siebie i od prawdy. Każdego dnia, bezlitośnie, coraz bardziej, miliony ludzi popada w zatracenie z uśmiechem na twarzy. Ciągle kamufluje się jako coś normalnego, dobrego, słusznego, przynoszącego radość, szczęśliwe związki, satysfakcję, a nawet edukację seksualną… Nic z tego nie przynosi. Ta choroba kusi wielkimi skarbami, nie daje nic, a potem zabiera. Wielką cenę płacimy za wiarę w te kłamstwa.

Jej wzorce to ponurzy żniwiarze naszego życia.

Ważne – to co podaję w tym artykule, to tylko przykłady, a nie dokładny opis całego wzorca. To ma zwrócić uwagę, a nie wyczerpać temat. Jak zwykle – krytycznie istotna jest obserwacja samego/samej siebie i bezwzględna uczciwość.

3. Seksualizacja rzeczywistości.

Wzorzec ten jest szalenie nierozumiany, nawet gdy jest dostrzegany. Często słyszę o “nerwicach natręctw”. Tak naprawdę to, co dostrzegamy to treść myśli i niemożność ich kontroli oraz zmiany. Nalepiamy na to etykietkę i próbujemy coś z tym zrobić. Uważamy, że skoro nie podoba się nam treść myśli i nie możemy jej zmienić, a myśli trwają, to są to natręctwa, które nas nachodzą. Nerwowość wynika z oporu i negatywnego widzenia całej sytuacji.

Człowiek z tym wzorcem musi zdać sobie sprawę z fundamentalnego faktu –

jestem seksoholikiem/seksoholiczką.

A jeśli tak, to w Twoim ciele i umyśle zaszły nieodwracalne zmiany (tolerancja, alergia). Przykro mi. Trzeba do tego podejść bardzo poważnie. Jak? – zależy od zaawansowania problemu. Fundament odnośnie myśli, to oczywiście medytacja. Ale to może być za mało. Możemy bowiem np. pomylić medytację z próbami kontroli myśli czy jak wielu chce – “uspokajać umysł”. Powiedz – czy można uspokoić magnes? Tak na niego wpłynąć, by przestał przyciągać żelazo? Uważamy, że jesteśmy umysłem, więc jednocześnie gdy go uspokoimy, to sami będziemy spokojni… to jest fałsz.

Przede wszystkim musimy dostrzec i przyznać źródło problemu – “jestem seksoholikiem/seksoholiczką”. A jeśli to przyznasz, to rozwiązanie jest znane. Wtedy też oczywiste staje się, że półśrodki nie przyniosą żadnego rozwiązania. Tym bardziej jeśli korzystamy z nich wybiórczo i sporadycznie.

Myśli to tylko pretekst. Ważne jest, że to my postrzegamy świat w dany sposób. Świat widzieć możemy w pełni przez pryzmat żądzy. Również z tego powodu staje się to dla nas niedostrzegalne jak powietrze.

Nie widzimy w ludziach ludzi, tylko obiekty. Obiekty naszych fantazji, życzeń, naszej żądzy. Nie jesteśmy przez to w ogóle zdolni do budowy prawdziwej Więzi z drugim człowiekiem. “Zatrzymujemy się” na pociągu seksualnym. Jeśli byliśmy w relacjach tego typu, szybko widzimy, że budowanie relacji z człowiekiem o seksualność w najlepszym przypadku jest nietrwałe. I wtedy łatwo to poddać racjonalizacji – “znudził(a) mnie”, “to nie było to”, “szukam czegoś innego”, “mam większe potrzeby”, “chcę się jeszcze pobawić”, “nie jestem gotowy/a”. Ale to kłamstwa. Nie potrafimy inaczej. Jesteśmy bezsilni. Jednak problem – przekonujemy samych siebie – jest w innych.

A gdy następuje rozczarowanie czy zawiedzenie naszych oczekiwań, nie mamy problemu z wyborem urazy, niechęci, a nawet zazdrości i nienawiści. Oddalamy się od ludzi, budujemy coraz większy mur.

Często zupełnie nie interesujemy się i odrzucamy ludzi, którzy nie są dla nas seksualnie pociągający. A z tymi pociągającymi budujemy tylko relacje powierzchowne, by jak najszybciej przejść do seksu. Seks z tą osobą szybko nas nudzi i już zaczynamy rozglądać się za kimś innym. Oczywiście, że takie relacje nudzą się bardzo szybko, bo brakuje w nich człowieczeństwa – prawdziwej Więzi. Nic między tymi osobami nie płynie, prócz żądzy. Potrafimy doić te relacje przez jakiś czas, aż przestają być dla nas nowe, a przez to ekscytujące. I przechodzimy do następnych. To jak oglądanie porno, które wysysa z nas duszę. I ciągle wmawiamy sobie, że w końcu znajdziemy tę wyjątkową osobę. Tak jak oglądając porno mówimy sobie, że szukamy tego “idealnego filmiku” do zaspokojenia. Nigdy go nie znajdujemy. Ale szukamy go bez końca. To szukanie nas pociąga. Świat eksplorujemy wyłącznie w aspekcie seksualnym, który zadowala nas coraz mniej i mniej. Rośnie tolerancja.

Wielu moich klientów w przynajmniej kilkuletnich małżeństwach mówiło mi, że żona zaczęła ich nudzić, że przestała ich pociągać, że się zmieniła (na gorsze), że się zestarzała, etc. i dlatego straciła w ich oczach. Więc zaczęli rozglądać się za romansami. Zapatrzeni w myśli nie mogli dostrzec prawdziwych przyczyn. To z nimi było coraz gorzej, nie z ich żonami.

Ta choroba uwielbia nas oczarowywać. Obiecuje nam złote góry. I w naszych umysłach oczywiście zdobywamy ich szczyt. Ale w rzeczywistości staczamy się z nich na samo dno. I na tym dnie pozostajemy. Bo nigdy nie wykonujemy żadnej pracy. Pozostajemy w sferze fantazji.

Ludzie mądrzy i zdrowi zaobserwowali, że jeśli w życiu nie natrafiamy regularnie na przeszkody i nie mamy “pod górkę”, to prawdopodobnie się staczamy. Problemy nie są problemem samym w sobie, tylko to czy i jak sobie z nimi radzimy. Uzależniony chce od problemów uciec, zapomnieć o nich lub zmagać się czy grać ofiarę. Rzadko chce je rozwiązać. Zazwyczaj za rozwiązanie uważa osądzanie innych, zmaganie, granie ofiary i próby zmiany innych ludzi. Ale nie oni są problemem. Dlatego w naszym życiu (oraz życiu tych ludzi) jest coraz gorzej. Niepijący alkoholik rozumie, że nie w alkoholu, nie w barach, nie w pijących ludziach był jego problem.

Seksoholik rzadko rozumie swoją sytuację.

Widząc drugiego człowieka, bierzemy pod uwagę tylko walory seksualnie atrakcyjne dla nas. W ogóle nie interesuje nas osobowość, chyba że wpłynęłaby na nasze doznania podczas uruchomienia z nią lub w oparciu o fantazje o niej.

Często gardzimy osobami, które nie są dla nas pociągające. Wliczając nas samych.

Seksualizacja nie dotyczy tylko ludzi. Są uzależnieni, którzy seksualizują zwierzęta, rośliny, przedmioty, smaki, zapachy, sytuacje, etc. Przypominam – uzależnienie nie zna granic. Nie ma dla niego żadnej świętości, a rozsądek jest tylko zabawką i orężem, którym się odgraża. Jedną z wielu zabawek.

Przykładowo możemy jechać na wycieczkę do nowego kraju ale nie po to, by poznać kulturę, obyczaje, zwiedzać, doświadczać, poszerzać swoje rozumienie życia na tej planecie, tylko zamierzamy skosztować seksu w nowym miejscu i/lub z nowymi ludźmi.

Przecież seks nazywa się nawet “uprawianiem miłości”… uprawianiem czego? Prędzej zgodzę się, że golfa. Uśmiech i pobudzenie, chęć kopulowania z drugim człowiekiem to nie jest miłość. Ale właśnie ciągła chęć na seks to seksualizacja. Jesteśmy wobec niej bezsilni.

Różnica między miłością, a żądzą, zwykłym pożądaniem, romantyzowaniem tego, nadymaniem i oczarowaniem musi stać się jasna dla tego, kto chce wyzdrowieć. Okaże się, że pojęcia nie mamy czym jest miłość. Nie tylko nie mamy pojęcia ale jeszcze nasz potencjał do kochania został zatruty i wypaczony. Dlatego niezależnie jak dobrzy staramy się być, rzadko tak jesteśmy odbierani i rzadko wynika z tego dobro.

Seks nie jest tożsamy z miłością. Tak jak posiłek nie jest tożsamy z dbaniem o swoje ciało. Tylko dlatego, bo jest nam tak milutko i jeszcze nazywamy to “zakochaniem”, NIE oznacza, że doświadczamy koronnego stanu ludzkiego, na poziomie którego jest niecałe 5% ludzkości. Miłość to nie jest uczucie. To nasz poziom ewolucji. A zaczyna się od Odwagi. Zaćpanie/zapicie lęku, to nie jest odwaga. Odwaga bierze się z serca, nie z umysłu, nie z kieliszka, ani nie z przytłoczenia mózgu sygnałami seksualnymi.

Tygrys nie staje się zebrą, bo zobaczył ładną tygrysicę i się tak uniósł uczuciowo. Ludzie sądzą inaczej. Uważają, że zmieniają się przez uczucia. To choroba. I też wynika z seksualizacji rzeczywistości – żądzą zastępujemy coraz więcej, a nieraz już wszystko.

Tak zahipnotyzowani jesteśmy myślami i utożsamieni z emocjami, że pojęcia nie mamy co przeżywamy, czym to jest i co z tym robić. Od razu jest projekcja tej całej bajeczki. To też inny wzorzec, bardzo rozległy – romantyzacja. O niej porozmawiamy w przyszłości.

Gdy troszkę przetrzeźwiejemy, dostrzeżemy, że wzorzec seksualizacji ma niesłychaną skalę. Tysiące ludzi naokoło nas są jego niewolnikiem. Są chorzy, tak samo jak my. Możemy więc im współczuć. O ile współczujemy sobie bez litowania się nad sobą, bez bagatelizacji i racjonalizacji.

Jeszcze parę słów o kilku elementach tego wzorca.

Różne aspekty rzeczywistości są przez nas seksualizowane. Np. uprzejmość wobec nas od razu spotyka się w naszym umyśle z nadaniem temu znamion flirtu. Może się do nas uśmiechnąć kelnerka w restauracji, a my od razu sądzimy, że chce z nami pójść do łóżka. To też jest to zagięcie na sobie.

Myśli ciągle skoncentrowane na seksie i fantazjach. Czasem milisekunda wystarcza, byśmy przypomnieli sobie zdjęcie czy film pornograficzne, bo coś się nam z tym skojarzyło. Słowo, gest, część ubioru, miejsce. To może być cokolwiek. Możemy mieć obsesję na punkcie jednego słowa. Jedno słowo może wystarczyć, byśmy “odpłynęli”. Nawet logo siłowni może się kojarzyć z majtkami.

Smutki, zdenerwowanie chcemy “zapić” fantazjami i seksem. Chcemy tylko czuć “się” “dobrze”. Ale to nigdy nie jest “dobrze”. To tylko “lepiej”. To ciągłe upajanie się żądzą. Oczywiście często dodajemy do tego inne “smaczki” – np. zgorzknienie, gdy siebie potępiamy i odrzucamy, i uważamy, że “żadna nas nie zechce”. Ale pragniemy coraz silniej.

Kolejny element, to np. ciągłe jakieś żarty czy docinki o tematyce seksualnej. Ciągłe skupienie na tym, komentowanie, podejmowanie o tym tematów rozmów, szukanie o tym informacji, itd. Np. znajomy wysyła nam zdjęcie z wycieczki, a my wyłącznie patrzymy na atrakcyjność kobiet na tym zdjęciu.

Zwróćmy uwagę na co zwracamy uwagę? Może właśnie ukrywamy seksualizację tym, że oburzamy się, że ktoś za bardzo eksponuje swoje walory? Ale to też jest seksualizacja. To z nami jest problem, nie z tą osobą. Co z tego, że upił się ktoś inny? To problem tej osoby, a nie trzeźwiejącego alkoholika, który to widzi.

Możemy sobie zrobić listę – wobec ilu już spraw reagujemy fantazjami, masturbacją czy uruchomieniem pornografii? Tylko bądźmy w tym uczciwi. Jeśli uważamy, że masturbacją “się odstresowujemy”, to powiedzmy ilu już spraw w naszym życiu dotyczy stres? Wielu pisało mi, że od razu po przebudzeniu “mają” seksualne myśli.

Łatwo też w ogóle nie dostrzec tego wzorca, no bo przecież tymi branżowymi myślami jest nam tak dobrze! Na pewno lepiej, niż myślenie o tych głupich ludziach w pracy, tymi wszystkimi rzekomo szczęśliwymi ludźmi w związkach, którym skrycie zazdrościmy, niż myślenie o tych, którzy nas skrzywdzili. Mamy przecież swoją, skrywaną przed całym światem, przystań, w której zawsze “czujemy się” bezpiecznie. To przecież nie wzorzec chorobowy! No nikomu nic złego nie robimy, a jeszcze doświadczamy ulgi… to nie może być nic złego! Seksualizacja? Nie no, przesada! To przecież tylko myśli, nic więcej! No przecież seks jest wszędzie, jest normalny, dany przez Boga, więc w czym problem?

… powiedział seksoholik. Tak jak ja mówiłem tysiące razy, aż mnie to prawie nie zabiło. A wraz ze mną całego mojego życia.

4. Uprzedmiotawianie ludzi.

Podobnie jak z seksualizacją, uprzedmiotawianie wynika z nieumiejętności, niemożności i/lub niechęci do tworzenia z ludźmi prawdziwej Więzi. Dlaczego to robimy? Bo jesteśmy chorzy.

To co widzimy w pornografii jest właśnie tym – z człowieka stworzono przedmiot, którego używamy do własnej uciechy. W większości mówimy o kobietach. Oczywiście, że znaleźli się ludzie, którzy na to przystali. Nazywamy ich aktorami/aktorkami… – to kolejny przykład oddawania odpowiedzialności etykietkom i uważania, że coś/ktoś jest treścią etykietki. Wielu mówi – “No przecież te kobiety same to wybrały. Gdyby nie chciały tego robić, to by zrezygnowały”. To jest identyczna argumentacja jak dla ciężko chorego seksoholika, który mówi, że robi to, bo to lubi, bo to normalne i zawsze może przestać. A nigdy nie przestaje. I choć ma problemy z erekcją, odsunął się od żony, nie ma już z życia żadnej przyjemności, poza porno, dalej nie widzi żadnego własnego błędu. Ale oczywiście błędy innych dostrzega jak sokół.

Aktorstwo w porno nie czyni tego wzorca ani trochę mniej niebezpiecznym. A jest tragicznie niebezpieczny. Pamiętajmy, że oglądamy jak ludziom dzieje się wielka krzywda. Programujemy się, że krzywdzenie innych jest normalne. Więc i w krzywdzeniu siebie nie widzimy nic złego. Brak prawdziwej Więzi czyni nas odrealnionymi, nieludzkimi i bezwzględnymi w dążeniu do własnego “zaspokojenia”. Wielu nawet cieszy widoczne cierpienie niektórych z tych kobiet. Wielu z nich już tego potrzebuje. Niektórzy, by byli w stanie cokolwiek poczuć, ranią samych siebie. Lepsze to, niż ta wszechogarniająca pustka.

Pamiętajmy, że to ludzie, tacy jak my. Dlaczego mielibyśmy czerpać satysfakcję z ich niedoli? Ranią się tylko ludzie chorzy. Ludzie zdrowi się o siebie troszczą.

Ten wzorzec utrzymuje nas w oderwaniu od życia jak i jego Źródła. Wartościujemy ludzi, porównujemy, potępiamy, jednych stawiamy wyżej, innych niżej. Jakbyśmy wybierali krawat do koszuli. Pewne jednostki ubóstwiamy, a inne potępiamy. Sami następnie lękamy się takiego samego traktowania. Wielu boi się już nawet myśli innych ludzi. Bowiem w takim samym stopniu boimy się “własnych”. Nie ma myśli naszych, ani czyichkolwiek. Boimy się uświadomienia sobie tego drapieżnego zwierza, który tylko czeka, by wystrzelić do nas z największego kalibru.

Relacje z innymi ludźmi w najlepszym wypadku przyjmują formę handlu. A jak wiadomo – handel seksem nazywa się prostytucją. Jest to obecne w wielu małżeństwach. I znowu – dla wielu stanowi to usprawiedliwienie, bo uważają, że skoro to jest powszechne, to tak można. Pewnie że można. Cyjanek też można łyknąć.

Pytanie czy stoimy po stronie życia, czy też nie. Kompulsywność seksu i fantazji to nie jest domena życia.

Uprzedmiotawianie ludzi jest też widoczne podczas emocjonowania się, wliczając urazowość (postawy te też są wzorcami). Nie ważne jest kim jest dany człowiek, ważne jest, że jego zachowanie czy słowa nam się nie podobają i gramy ich ofiarę. Urażamy się. Ba! Gramy nawet ofiarę urażonych uczuć! Tylko czekać, aż ktoś zacznie grać ofiarę urażonego prądu czy lodówki.

Nie jesteśmy w stanie widzieć więcej, niż treść – np. zachowanie czy słowa, które padły. Nie interesuje nas, że jest to żywy człowiek, ani że nie jest lepszy, ani gorszy od nas, że ma prawa, że nie musimy go potępiać, ani oceniać, ani mieć oczekiwań, ma on swoje motywacje, dążenia, poziom rozwoju, itd. Nic nas z tego nie obchodzi. Obchodzi nas tylko to, co czujemy i nasze pozycje. Bronimy ich za wszelką cenę. Ciągle uważamy, że mówimy o innych ale to nie jest prawda. Inni nas nie obchodzą.

Ludzie stają się dla nas pionkami w naszej grze. I biada im, gdy nie chcą przestrzegać zasad tej gry!

To co czujemy wynika z naszych postaw wobec czegoś. A nie z tego, co zaszło. Pokój i cierpienie to konsekwencje naszego postrzegania. Ale oczywiście twierdzimy inaczej. Czynimy więc z kogoś naszego kata, a z nas ofiarę. Zawsze znajdzie się ktoś lub coś.

Wielkim niebezpieczeństwem tych wzorców jest to, że relacje z innymi ludźmi są odzwierciedleniem naszej relacji z samym/samą sobą. Przykładem tego jest np. porównywanie stanu majątkowego – gdy widzimy, że ktoś ma np. droższy samochód, od razu uważamy siebie za gorszych, a nasze życie za mniej wartościowe. To samo z aspektem seksualnym – ten, kto ma więcej czy bardziej atrakcyjne partnerki, więcej znaczy, jest lepszy, jest bardziej wartościowy. A w domyśle – my znaczymy mniej, jesteśmy gorsi i mniej wartościowi. Dla kogoś, kto uważa się za swoje ciało, widok młodszej osoby z bardziej sprawnym, gładkim ciałem czy kimś, kto ma więcej czasu, który przeznacza na dbanie o ciało, często jest podłożem do użalania się nad sobą, porównywania, zazdrości, a nawet skrywanej niechęci i urazy.

Dla jednego jest to ciało, dla kogoś innego praca czy zarobki, a dla kogoś jeszcze innego np. samochód. Utożsamiamy ludzi z tym, co mają i robią.

Ludzi używamy jak chorągiewek, by nadymać samych siebie, swoje widzimisie, swoje fantazje, swoje opinie i pozycje. Wizerunkom przypisujemy znaczenie romantyczne, często kolosalnie absurdalne. Jakimś wydarzeniom z ich życia nadajemy cechy ponadczasowych dramatów i nawet śmierci ludzi używamy do wiecznego rozczulania się nad tragicznością życia. Przykładów tego są tysiące. Np. obchodzenie rocznic śmierci, których z każdym rokiem przybywa. Zaczynamy czcić śmierć, a nie życie.

Inny przykład uprzedmiotowienia siebie to lęk “przed odrzuceniem”. Odrzucić możemy przedmiot, a że siebie widzimy właśnie jak coś równoznacznego z materią nieożywioną, no to uważamy, że ktoś dysponuje naszym losem. Może nas odrzucić jak niechciany przedmiot, jak szmacianą lalkę, a my nic nie możemy na to poradzić, tylko przeżywać katusze z tego powodu. Ale ten dystans między nami, a życiem już w nas jest. To my go stworzyliśmy i tylko oddajemy za to odpowiedzialność.

Masę razy czytałem jak to mężczyzna sam się porównywał z innymi – np. zobaczył gościa, który ma bardziej kwadratową szczękę – a że kobiety widzi jako biologiczne maszyny bez serca i duszy, no to oczywistym jest, że każda “normalna i zdrowa” kobieta “poleci” na tego gościa, który “jest bardziej”.

A ileż badań jest na ten temat! To pokazuje powszechność tego wzorca – identyfikacji ludzi z przedmiotem. W człowieku widzimy coraz mniej człowieka. Tworzymy obraz człowieczeństwa na bazie własnych percepcji, które z góry obieramy za obiektywny punkt widzenia (bo nasz).

Widzenie ludzkiej wartości, czyli JEDNEGO Z przejawów życia, to efekt ewolucji. Nie każdy z nas jest na tym poziomie. Historia uczy nas, że cała ludzkość niegdyś była na poziomie, na którym życie ludzkie nie miało żadnego znaczenia, ani wartości. Ludzie non stop się zabijali, podbijali, a podbitych mordowano co do jednego. Dopiero po długim czasie ktoś wpadł na pomysł, że pokonanych można zniewolić. Nie trzeba ich zabijać! Z ich życia można skorzystać! Ludzkość ewoluowała DO niewolnictwa. Prostytucja to jest mniej więcej poziom graniczny między brakiem wartości, a tym, że można na czyimś życiu zarabiać.

Uprzedmiotowianie ludzi to przejaw ślepoty na wartość życia. Życie widzimy narcystycznie – jako coś, z czego możemy korzystać wedle naszego uznania. Zazwyczaj dla własnej uciechy. Wliczając nasze własne życie.

Ile człowieka w człowieku widzimy my?

Jakie filmy oglądamy? Wideoklipy, filmiki, seriale, w jakie gry gramy? Jak są tam przedstawieni ludzie? Ile śmierci oglądamy każdego dnia? Ile obejrzeliśmy przez nasze dotychczasowe życie? Ile widzieliśmy filmów przedstawiających seks i emocjonalnie uniesienie, przywiązanie, oczarowanie, ubóstwianie drugiego człowieka jako miłość? W ilu filmach była agresja, gniew, pragnienie zemsty, odwetu? W ilu ludzie przedstawieni zostali jako inherentnie źli?

Jeśli podniecenie drugą osobą jest dla nas uniesieniem, to znaczy, że nasze widzenie jest jeszcze bardziej fatalne. Od ludzi często separuje nas lęk i wstyd, które w sobie nosimy. Tak widzimy siebie. A jak często lubimy się gniewać na innych? Jak często krytykujemy siebie i innych? Może nas denerwuje już byle co?

Nie pozwalamy ludziom być ludźmi jak i sobie nie pozwalamy być sobą. Pozwalamy sobie tylko oddawać się żądzy, bo przecież twierdzimy, że jej chcemy, bo takie myśli widzimy i takie emocje czujemy. Stajemy się jak nakręcona pozytywka (czy raczej “negatywka”) odgrywająca ciągle tę samą, coraz bardziej przygnębiającą melodię. I nakręcani jesteśmy coraz słabiej.

Ile razy włączyliśmy jakiś filmik na Youtube czy otworzyliśmy artykuł, bo na miniaturce była ładna kobieta? Czy w ogóle interesowała nas treść tematyki, czy chcieliśmy zobaczyć tę osobę?

Czy oglądamy filmy tylko z naszą “ulubioną” aktorką?

Czy wspominamy osoby, które widzieliśmy i się nam podobały?

Czy rozwijamy “w głowie” o tych osobach romantyczne wizje?

Czy np. chcąc iść na siłownię “motywujemy się” tym, że będą tam też kobiety? Czy poszlibyśmy równie chętnie, gdyby nie było tam ani jednej kobiety?

Jakie miejsca na mieście wybieramy, by zjeść czy się napić? Co bierzemy pod uwagę?

Co nas interesuje w życiu i świecie?

Jakie komentarzy mamy “w głowie” odnośnie kobiet/mężczyzn? Jaki procent dotyczy seksualności?

Czy temu, co przedstawia atrakcyjna kobieta przypisujemy większe znaczenie?

Może uważamy seks za obowiązek i powinność kobiety wobec mężczyzny?

Czy wartość kobiety widzimy wyłącznie przez pryzmat jej atrakcyjności seksualnej?

Czy uważamy, że odpowiedzialność za nasze podniecenie leży po stronie kobiety? Czy kobiety uważamy za zagrożenie dla nas, a to za powód do skrywanej niechęci, a nawet nienawiści?

Mam nadzieję, że te artykuły pokazują Ci prawdziwe oblicze seksoholizmu, na które “tylko” składają się oglądanie pornografii i masturbacja. Nie bez powodu Program WoP powstawał ponad 4 lata i były już jego 3 wersje. Bowiem uzależnienie to tak rozległy pasożyt. Wgryzł się w nasze serce, a swoje macki rozplótł szeroko, zaś jego korzenie wrosły w nas głęboko. Uwierzyliśmy, że jest to zdrowie, a rzeczywistość jest zła. Poróżnił nas od innych ludzi, bo oddzielił nas od Źródła naszego życia. Przekonał nas, że on nim jest. Tym samym to, co niezdrowe uznaliśmy za dobre, właściwe, słuszne i sprawiedliwe. Śmierć pomyliliśmy z życiem. Wielu woli już umrzeć, niż dalej tak żyć. Dlatego też prawdziwe zdrowienie musi także obejmować naukę życia w trzeźwości i postępujące zwycięstwo nad żądzą. Innymi słowy – ewolucję.

Jeśli dostrzegłeś/aś już takie postępowanie u siebie, napisz do mnie, poproś o pomoc, zacznijmy współpracować. Nie odkładaj tego, bo niezależnie jak staram się podwyższyć dno, nie oznacza to, że te informacje powstrzymają, ani opóźnią upadek na dno dużo niższe.

Wczoraj napisał do mnie mężczyzna, który zaczął ze mną WoP na początku 2023 roku ale przerwał po kilku miesiącach. Oto początek jego wypowiedzi – “Powracam do programu,bo miałeś rację mówiąc,że każdy uzależniony musi sięgnąć dna aby przyznać krok 1.Ja sięgnąłem degradacji człowieczeństwa i dopiero zrozumiałem co to znaczy krok pierwszy (…)“. Kosztowało go to kolejny rok jego życia. Reszta wiadomości jest coraz bardziej przykra, stracił bardzo wiele. Ale to jest zazwyczaj najbardziej znaczący zwrot w naszym życiu. Przed człowiekiem, który przyznał swoją totalną porażkę czeka zdrowienie. Przed tym, kto sądzi, że sam sobie poradzi, czeka jeszcze dużo cierpienia – “Stracił on kontrolę, nie może już wybierać i nie jest na tyle wolny, aby się zatrzymać.” Wiedział o tym, a jednak dopiero wiele strat osobistych kumulowanych przez rok zatrzymało ten szaleńczy obłęd.

Co/kogo najbardziej boisz się stracić? Stracisz to. Jeśli się nie zatrzymasz, z czasem przestanie Cię nawet obchodzić, że to/ją/jego straciłeś/aś. Wielu nie obchodzi już nawet to, że żyją mimo, że bardzo się starają, by to zmienić.

Wtedy oczywiście seksualizacja stanie się jeszcze bardziej niezbędne i jeszcze bardziej pusta.

I choroba wmawia nam, że ona to my i tylko już możemy się zabić. Choroba nigdy nie podpowie nam, że możemy się leczyć. Choroba podpowie nam, że przyznanie się, że jesteśmy chorzy i potrzebujemy pomocy to coś, na co nie możemy sobie pozwolić. Bo to gorsze od śmierci – to tzw. UPOKORZENIE! Jeśli to “łykniesz”, dno, które musisz osiągnąć, by porzucić pychę, właśnie stało się jeszcze głębsze.

Bo jeśli tylko żądza trzymała nas przy życiu, oczywistym staje się, że utraciliśmy kontrolę i staliśmy się bezsilni wobec siebie samych.

JEST ROZWIĄZANIE.

I nie ma go w myślach. W myślach jest cały problem. A myśli dla nas są nadal całą rzeczywistością. Choroba nam powie, że mamy problem z pornografią. I zapyta jak przestać ją oglądać. Będziemy pytać o porady, o sposoby. Ale nie będziemy chcieli wyzdrowieć. Abstynencja to pierwszy krok do trzeźwości, a trzeźwość to warunek konieczny do zdrowienia.

“Co ‘więc’ mam zrobić?” – zastanów się czy i o to pytasz Ty, czy choroba? Bo Ty doskonale wiesz co masz zrobić.

Jeśli się boisz, możesz zapytać siebie – “Kto się boi? Ja czy choroba?”

Nic bardziej nie przekonuje do zdrowienia, niż choroba. Dajmy jej czas, jeśli jeszcze wątpimy. Gdy już bardziej będziesz się bać kolejnego uruchomienia i kolejnej straty, niż podjęcia właściwych działań, możesz być za to wdzięczny/a. Nie każdy dochodzi do takiego momentu.

Zobacz, co napisał mi jeden mężczyzna, z którym pracuję od października 2023:

Ogólnie już jest lepiej. Zauważam różnice. Dam znać po urlopie jak efekty. Jestem trzeźwy od porno około 30 dni. Przez ostatnie 2 tygodnie 4 razy się masturbowałem bez porno, żadnych zdjęć tylko tak po prostu. Fajne uczucie jak pozwoliłem sobie na przeżywanie tego co czułem w czasie masturbacji. Niestety, ale zdałem sobie sprawę przy 4 razie, że to też była potrzeba odcięcia świadomości wstydu tylko pięknie otoczyłem to tym, że nie masturbuję się do niczego to jest ok. Proszę jeszcze o cierpliwość co do programu. Na e-mail odpowiem po urlopie. Jestem ciekaw efektów.

Choroba nadal przekonuje go, że to “niestety”. Pięknie opisane masturbacje, “bez porno, tylko tak po prostu”, to “piękne” utraty trzeźwości. W końcu sam to załapał. Kawałek skorupy nieuczciwości odpadł. To wielki postęp. Choroba twierdzi, że nie jest to nic pozytywnego. Niewielu uzależnionych odróżnia postępy od objawów choroby. Nie liczę ilu uważa, że np. masturbacja bez porno to postęp. To jakby mówić, że postęp, to picie wódki bez kieliszka. To Cię wewnętrznie wysusza, wyniszcza. To co odczuwasz w trakcie orgazmu to nie jest szczęście. Z tego trzeba zrezygnować, jeśli chcesz liczyć na realną i znaczącą poprawę.

Bowiem i to mogliśmy seksualizować – własne samo+poczucie. “Dobre” samo+poczucie mogło w naszych oczach i doświadczeniu być już tylko pobudzeniem seksualnym.

Gdy z tego zrezygnujesz, prawdziwe problemy dopiero staną się widoczne. Wszystko może zostać uzdrowione.

Potrzebna jest pomoc kogoś, kto te problemy rozumie i rozwiązał je. A co to znaczy “rozwiązał je”, bo w kotka i myszkę można bawić się latami. I niejeden próbował. Zaczął żyć radykalnie inaczej. Stał się (nie oznacza, że sam to uczynił) innym człowiekiem. Tego nie można osiągnąć siłą woli, ani umysłem. Przede wszystkim taki człowiek pojął i wyznał na czym polega jego problem – m.in. stał się świadom swoich wzorców. Porno i masturbacja to wierzchołek góry lodowej. Człowiek chory próbuje to zrozumieć. Człowiek pragnący wyzdrowieć działa.

Nawet najdłuższa i najciemniejsza noc w końcu się kończy i zaczyna się nowy dzień. A w trakcie dnia wszystko wyraźniej widać. Szczególnie, gdy już nasze oczy przyzwyczają się do jasności. Choroba jednak nigdy nie śpi. Mogła nas utrzymywać w tej “nocy” od wielu lat i będzie to robić nadal, w szczególności jeśli pomyliliśmy jasność z ciemnością. W nocy zaś wszystko wydaje się tak samo czarne. Dopiero gdy padnie na to światło, zaczynamy odróżniać i rozróżniać poszczególne barwy i kształty. Początkowo jednak każdy z nas potrzebuje kogoś, by prowadził nas przez mrok.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Podobne Wpisy:
O Emocjach – Pożądanie (Część 8)

O Emocjach – Pożądanie (Część 8)

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat świadomości Pożądania. Części 1-7 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► O Emocjach – Pożądanie (Część 1). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 2). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 3). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 4). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 5). ► O Emocjach – Pożądanie (Część… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 1
Muszę zaspokoić…

Muszę zaspokoić…

Witam Cię serdecznie! Poruszę dzisiaj temat bardzo, bardzo istotny. Bowiem niezrozumiany nawet przez terapeutów, którzy uzależnienia rozumieją co najwyżej akademicko – czysto teoretycznie. I nie tylko uzależnienia. Mowa o “zaspakajaniu głodu/łaknień”. Fundament – to, że masz jakieś wewnętrzne uczucie, które możesz interpretować jako “przymus zrobienia czegoś” i po zrobieniu tego to uczucie znika, NIE OZNACZA… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 11
Porno w liczbach – 4. Wiek oglądających porno

Porno w liczbach – 4. Wiek oglądających porno

Poniżej kilka liczb dotyczących co pokazały badania związane z wiekiem ludzi oglądających pornografię w internecie: Przedział wiekowy: 18 – 24. Procent oglądających: 13%. Przedział wiekowy: 25 – 34. Procent oglądających: 20%. Przedział wiekowy: 35 – 44. Procent oglądających: 25%. Przedział wiekowy: 45 – 54. Procent oglądających: 21%. Przedział wiekowy: 55+. Procent oglądających: 20%. Wiadomym jest… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 4
“Coś jest ze mną nie tak!” – Niebezpieczne kłamstwo

“Coś jest ze mną nie tak!” – Niebezpieczne kłamstwo

Witam Cię serdecznie! W tym artykule przedstawię nietypowe spojrzenie na rzeczywistość. Jednak nietypowe nie oznacza niezgodne z prawdą. Zachęcam do spokojnego przeczytania, do zastanowienia się, do refleksji. Nikogo nie zamierzam do niczego przekonywać, ani zmieniać. Wręcz przeciwnie – celem artykułu jest ukazanie, że wszystko jest zawsze ok. Ale oczywiście mnóstwo, mnóstwo ludzi uważa inaczej. Szczególnie… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 29

WOLNOŚĆ OD PORNO