Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!
Kontynuujemy temat cnót charakteru!
Części 1-15 znajdziesz klikając na linki poniżej:
► Cnoty (Część 1) – Wstęp i szczerość.
► Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga.
► Cnoty (Część 3) – Moralność, Ciepło, Pracowitość/Pilność, Niefrasobliwość.
► Cnoty (Część 4) – Wytrwałość, Dobry/uprzejmy, Bycie pomocnym, Pozytywny.
► Cnoty (Część 5) – Rozważność, Łagodność/życzliwość, Rozważny/roztropny, Dyplomatyczny.
► Cnoty (Część 6) – “Sól Ziemi”, Otwartość, Tolerancyjność, Elastyczność, Wspieranie.
► Cnoty (Część 7) – Skromny, Uprzejmy/grzeczny, Stanowczy/zdecydowany, Spokój.
► Cnoty (Część 8) – Niezawodność/bycie słownym, Budzący respekt, Miły, Cierpliwy.
► Cnoty (Część 9) – Stabilny, Honorowy, Serdeczny/ciepły, Prawdziwość/autentyczność, Zadowolenie/bycie przyjemnym.
► Cnoty (Część 10) – Humanitarność, Dostępność, Ochrona, Przyjazny.
► Cnoty (Część 11) – Dojrzały, Odpowiedzialność, Niezawodność/można na nas polegać, Troskliwość.
► Cnoty (Część 12) – Przyzwoitość, Idealistyczny, Uporządkowany/zdyscyplinowany, Normalny.
► Cnoty (Część 13) – Zdrowy rozsądek-świadomość, Sprawiedliwość.
► Cnoty (Część 14) – Etyczność, Balans/zbalansowany, Respekt.
► Cnoty (Część 15) – Uradowany/radosny, Poczucie humoru, Lojalność, Zdrowie.

Zacznijmy od mema. Rozmowa dwóch mężczyzn patrzących na ukrzyżowanie Jezusa (to nie jest mój film, ani nie roszczę sobie praw do tych kadrów).

W dzisiejszym artykule będziemy rozmawiać o godziwości, wierności i mądrości. Z tego też powodu uznałem, że ten komediowy fragmencik doskonale ukazujący, że nawet najprostsze, fundamentalne tematy były niegdyś dla wielu nie do przyjęcia, będzie idealny na początek. Bo w dzisiejszych czasach nadal są setki milionów ludzi, dla których bycie życzliwym dla innych nie mieści się w głowie, a nawet w ich oczach jest wyrazem głupoty. Ba! Dla siebie też są często przeciwieństwem życzliwości.

Alkoholik, któremu bliska osobie powie, żeby przestał pić też potrafi wpaść w furię. Wejdź do pokoju pornoholika, który ogląda pornografię i powiedz mu, że robi sobie krzywdę i żeby wyszedł do ludzi, żeby poznał jakąś kobietę – zapewne albo się zawstydzi tak, że nie będzie się w stanie ruszyć, albo również się wścieknie. No czy gdyby ktoś nas przyłapał na masturbacji i krzyknął co robimy, to spokojnie odpowiedzielibyśmy, że się masturbujemy, czy poczulibyśmy tyle wstydu, że pragnęlibyśmy się zapaść pod ziemię? Zauważmy, że nie mamy problemu, by powiedzieć, że siedzimy na toalecie i robimy kupę ale już w przypadku masturbacji pojawia się ogromny problem.

Samo uzależnienie (nie mówię o uzależnionych) to poziom 125. Uzależnienie od narkotyków to poziom 95. Pornografia to poziom 100 (dla porównania – integralny seks to poziom 200). W czasach Jezusa cała ludzkość była na poziomie niższym, niż 100. Czyli wszyscy ludzie byli średnio na poziomie lęku i żalu. Nie dziwne, że np. ze strachu przed wiecznym potępieniem cieszyło ich mordowanie niewiernych. Czy zwykły gniew był taki fajny, no bo gniew jest wyższym poziomem energii i lepszym samopoczuciem, niż strach. Człowiek pogniewany to był ktoś! Niedojrzałość była podziwiana. Dzisiaj zresztą nadal jest. Nie dziwne też, że było tyle gwałtów. Bo wystarczyło, że człowiek żyjący na poziomie 80 nagle wzrósł na poziom 125-150 i już tracił kontrolę. Bo to tak jakbyśmy jeździli z prędkością 30 km/h i nagle przyspieszyli do 100 km/h. Trudno byłoby nam zapanować nad pojazdem.

Powiedz uzależnionemu, by był dla siebie życzliwy, by sobie wybaczył, to zacznie albo kpić, albo mówić sobie, że nie zasługuje na to, że jest zły, że musi cierpieć, że mu się nie należy nic dobrego, itd. Można rzec, że uzależniony sam siebie krzyżuje. A potem boi się, że zrobią mu to inni. Ale gdyby sam sobie tego nie robił, nie bałby się tego od innych. A gdy wini innych o cokolwiek, w nim samym rośnie wina i w konsekwencji wini coraz bardziej siebie. A od winy do wstydu jest tylko jeden krok. Zaś wstyd to najniższy jakościowo stan ludzkiego istnienia.

Uzależniony żyje, przynajmniej względem własnego dobra, jak ludzie żyli 2000 lat temu względem siebie. To są fakty. A jeżeli jesteśmy tak w tyle, nie dziwne, że w naszym życiu pojawia się uzależnienie, by nas z prędkością światła wykopać na właściwy tor. Zaś wymówek, by na ten tor nie wejść słyszałem już niesłychaną ilość. Ludzie nie chcą dla siebie dobrze i wyszukują na to tysiące wytłumaczeń i usprawiedliwień. Jedną z najczęstszych taktyk jest walka z uzależnieniem. Ta walka to tylko bardzo sprytny sposób, by nic nie zmienić, by pozostać dalej takim samym człowiekiem.

M.in. dlatego powstała ta seria – “O cnotach” – by pokazać drogę do zmiany. Realnej i trwałej, a nie tylko życzeniowego myślenia lub ciekawego fantazjowania. Nikomu nie obiecuję tu gruszek na wierzbie. Natomiast obiecuję, że jeśli wybierzemy uczciwość, szczerość, odwagę i ustalimy naszą intencję na właściwy tor – zwróci się to nam wielokrotnie. I gdy doświadczymy zmiany, nigdy już nie będziemy chcieli wrócić.

A to wymaga od nas rozpoznania i poddania każdej iluzji i kłamstwa, porzucenie niedojrzałości. Tu nie ma już mowy o fantazjowaniu o tym, chceniu, marzeniu, myśleniu i odkładaniu na później.

55. Słuszność/godziwość (365)

Zobaczmy jak wysoko kalibruje się słuszność i godziwe życie. Jest jeszcze wyżej, niż poziom zdrowia. Oznacza to, że wybór, by żyć godnie będzie nas uzdrawiał. Jednocześnie ważne, by wiedzieć, że wyciągnie z nas to wszystko, co niegodziwe i co nie było słuszne. Ujawni to co nie jest słuszne.

Wtedy pokazuje to problem obwiniania i demonizowania – dualizmu dobra i zła. Jeśli osądzamy niegodziwość, a tu nagle okaże się, że są pewne aspekty nas bardzo niegodziwe, to stawimy im opór, będziemy się wstydzić i winić i zamiast poddania i uwolnienia czekać nas będzie niepotrzebne zmaganie, a może nawet cierpienie.

Jednym z głównych powodów, przez które uzależniony nie chce wejść na drogę zdrowia jest właśnie lęk przed obwinieniem samego siebie za te wszystkie niegodziwości i błędy jakich się dopuścił.

Zrezygnowanie z obwiniania to jeden z fundamentów zdrowia. Dlatego niejednokrotnie mówiłem, że jeśli obwiniamy kogokolwiek w świecie, to znaczy, że sami nie chcemy zrezygnować z winy, która w nas zalega. To szkodzić będzie wyłącznie nam.

Istotne, by zdać sobie z tego sprawę, by się tego nie wstydzić, nie winić za to, nie bać, ani nie opierać. Zamiast tego zaakceptować, wziąć odpowiedzialność i odpowiednio postąpić – wedle przeanalizowanych i zaplanowanych wytycznych. Jeśli nie znasz ich z tego serwisu lub Programu WoP, to je z kimś skonsultuj, kto te tematy miał i je rozwiązał. Z gniewem czy furią nie pomoże Ci duchowny, który sam te aspekty w sobie tylko wypiera lub tłumi i demonizuje. Pomoże Ci ten, kto się z furią i gniewem zmierzył i poddał zarówno je jak i skrywaną przyjemność z ich ekspresji oraz inne korzyści jakie mógł z tego mieć jak i pozycjonalności, z których gniew i furia wynikały.

Pamiętajmy, że ewoluujemy z poziomu, na którym za godziwe uznawało się palenie kobiet na stosie i męczenie, torturowanie oraz mordowanie w najbardziej brutalne sposoby zarówno ludzi jak i zwierzęta. Wystarczyło, że byli innej wiary lub było podejrzenie, że kot kobiety jest sługą diabła. Słusznym było wyruszenie na krucjatę, by wymordować tysiące ludzi tylko dlatego, bo sobie mieszkają w miasteczku, które uznało się za święte (swoją drogą Jerozolima kalibruje się poniżej 200, więc nie ma w niej nic świętego i nigdy nie było. To był tylko pretekst, by się nap***ć i mordować).

Pierwsze wzmianki o godziwości i słuszności były tożsame z rycerskością. Rycerz musiał być cnotliwy, być gotów oddać życie za coś większego od samego siebie. Miał walczyć honorowo, czyli zawsze twarzą w twarz i nie stosować środków innych, niż otwarta walka. Miał bronić słabszych od siebie i stanowić żywy przykład cnót.

Jednak z historii wiemy, że mało rycerzy było rycerskich.

Dlaczego rycerskość była ważna? A chociażby dlatego, bo rycerz w założeniu miał być silny, sprawny, nie ulegać pokusom, czyli temu, co osłabia i nie jest prawe. Dzięki temu był obrońcą tych, którzy jeszcze nie wybrali siły i nie byli w stanie obronić ani innych, ani siebie. Dzięki rycerskości możliwa była obrona przed ludźmi na dużo niższym poziomie rozwoju – dla których napaście, grabienie, mordowanie były normalne, bo lepiej nie potrafili. Innymi słowy – dzięki rycerskości możliwe było życie i jego obrona przed jakościami, które życia nie wspierają.

Poza tym rycerze byli dla wielu wzorem do naśladowania. Generalnie – dobra sprawa.

Dlatego pytam – czy pomaga Ci obwinianie się, wstydzenie, lęk, żal, wmawianie sobie bezsilności i każde inne kłamstwo jakie sobie wmawiasz na ich podstawie?

Przypominam, że jako ludzie niegdyś byliśmy na takim poziomie, że ewoluowaliśmy DO niewolnictwa. Przed tym ludziom nawet przez myśl nie przeszło, by pokonanych zniewolić. Tylko gwałcili i mordowali. Dopiero potem dostrzegli – “Hmm, nie musimy tych ludzi zabijać. Możemy ich wykorzystać!” Do tego momentu ludzkie życie nie miało żadnej wartości. Ludzkie życie było mniej wartościowe, niż życie bydła. Potem już “tylko” życie kobiet było warte mniej, niż zwierząt gospodarczych. Z drugiej strony żyły plemiona jedzące ludzkie mięso i noszące ludzkie skóry. Paradoksalnie dla nich wartość życia ludzkiego zapewne była wyższa, niż dla tych, którzy tylko mordowali. Co też pokazuje jak wielkim skokiem w świadomości na pozytywność była rycerskość – tutaj człowiek nie tylko już nie służył temu, co życie degenerowało i wręcz tępiło ale też chronił innych. Był to więc przeskok z egoizmu na służbę życiu.

Przypominam też, że cnota honorowy kalibruje się kolosalnie niżej – na 255. Słuszność/godziwość jest wysoko ponad tym – ponad 100 punktów wyżej.

Oznacza to, że wybierając tę cnotę wymagamy od siebie dużo wyższej świadomości, odpowiedzialności i kontemplacji jakości życia oraz dążeń, którymi się kierujemy. No bo rycerz prosta sprawa – ja dobry, oni źli, trzeba na nich naprzeć z lancą, a potem odebrać nagrodę od króla. Proste życie, choć i tak rygorystyczne i niebezpieczne.

Człowiek kierujący się godziwością już nie osądza w tak binarny sposób. Przede wszystkim jest już zdolny dostrzec ludzką niewinność.

Poziom 365 to poziom generalnie nazywany Akceptacją.

Oznacza to m.in. to, że dopóki czegoś/kogoś nie zaakceptujemy w pełni takim jakim jest, to nie możemy podjąć wobec tego naprawdę słusznej, ani godziwej decyzji. Musimy więc wymagać od siebie radykalnej trzeźwości i uczciwości – nie możemy pozwolić sobie ani na uprzedzenia, gniew czy pychę przesłaniające nam oczy ale także na oczarowanie widzeniem we wszystkim miłości, piękna i dobra. Bo to nie jest jeszcze poziom Miłości (500).

Dlatego zarówno nie projektuj na świat własnego wstydu, winy czy lęku ale też nie projektuj braków – nie oczarowuj się pięknem kobiety czy samochodu. Co nie znaczy, że nie możesz ich doceniać i cieszyć się ich obecnością we własnym życiu.

Weźmy przykład wilka. Wilk kalibruje się na 190. To ekspresja życia, która aby przeżyć, musi zabijać. Co jest więc godziwe i słuszne względem wilka? Jeśli będziemy naiwni, wilk pożre nam dzieci, zabije nasze zwierzęta, dzięki którym mamy mleko, mięso i skóry na ubrania. Co możemy zrobić? Wymordować wszystkie wilki? Nie. Chociażby dlatego, bo to nie byłoby słuszne (słuszność – 365). To byłoby działanie z poziomu strachu (100) i być może też gniewu (150).

Słuszne będzie zaakceptowanie natury wilka i włożenie wysiłku, by zabezpieczyć swoje życie i dobro przed nim. Bez nienawiści, bez lęku, bez winy. Wilk nie może przestać być wilkiem. Zrozummy to. Natomiast my mamy większe możliwości od niego. My możemy się zmienić wobec wilka. Możemy też wybrać pokorę i przyznać, że nie rozumiemy roli wilka w środowisku. I zabicie go na pewno doprowadziłoby do braku balansu (zbalansowany – cnota wykalibrowana na 305) w przyrodzie, co ostatecznie zaszkodziłoby również nam.

Religia dawno rozpoznała jakim wielki błędem jest pazerność/chciwości/łakomstwie. Nazwała to jednym z siedmiu głównych błędów jakie możemy popełnić. Pazerność to poziom 125. Więc problemu nie tylko stanowi ogromny dystans od zbalansowania (305) ale sam fakt, że pazerność jest poniżej 200. Każdy wie, że pazerność doprowadza do braków. Setki lat temu dostrzegli to nawet farmerzy. Zanim zaczęto stosować trójpolówkę, ziemie stawały się jałowe, bo brakowało balansu. Farmerzy ciągnęli z ziemi ile tylko mogli nie dając jej czasu na ponowne użyźnienie. Ostatecznie ziemia stawała się jałowa i już niemożliwa była uprawa.

Słuszność i godziwość to już nie są jakości, które pojawią się w naszym życiu przypadkowo. Wymagają od nas niezwykle poważnej pracy nad własną percepcją, a w szczególności dumą i oporem.

Ludzie bardzo często piszą mi, że trudno jest im dostrzec i poczuć dumę, by ją uwolnić. A to dlatego, bo nie wybrali jakości na tyle znamienitych, by dostrzec jak wielki rozdźwięk jest między nimi, a ich dotychczasowym nastawieniem, jakością życia czy gotowością do zmiany.

Gdy ja wybrałem respekt (305) wobec negatywnych cech innych ludzi (cech, które sam osądzałem), doświadczyłem jak ogromnie byłem dumny, osądzający i jak opierałem się zmianie, jak byłem niegotowy do zaprzestania osądzania. Dostrzegłem jak niezdrowe to było, jak wiele bólu przynosiło mi trzymanie się braku respektu i niechęci do jego poddania. Potrafiłem stracić spokój i wpaść w furię, bo ktoś powiedział jedno zdanie! To siła? Nie.

Respekt oznacza, że wybieram, by przestać osądzać i przestać chcieć zmienić innego człowieka. To decyzja, by pozwolić mu żyć (co za hojność! ;) ) takim jakim jest. I by przestać widzieć w nim i w tym jaki jest zło.

Co od razu pokazało znaczenie wielu innych cnót, w tym kolejnej – wierności. Dopiero wierność decyzji, by pozostać respektującym pozwoliło mi poddać każdy ujawniony aspekt wypieranej i ukrywanej negatywności we mnie. Niektóre wręcz były wzmocnione – jak gniew, frustracja, niejednokrotnie pojawiała się też furia.

Bo jak mówiłem – z każdej pozycjonalności i negatywności mamy korzyści i doimy skrywaną przyjemność. Dopiero decyzja, by zrezygnować z naszych ulubionych pozycjonalności, np. osądu innych jako złych, pokaże nam jak wiele korzyści z tego mamy, jak nie chcemy z tego zrezygnować.

To także bardzo skutecznie pokazuje, że KAŻDE ‘NIE MOGĘ’, TO NIEUŚWIADOMIONE ‘NIE CHCĘ’.

Nagle okazuje się, że nie chcemy przestać osądzać innych. Co automatycznie oznacza, że nie przestaniemy osądzać siebie. To zaś uniemożliwi nam zmianę na lepsze. Tym bardziej niemożliwym jest wtedy wyzdrowieć z uzależnienia. Niektórzy wprost mogą nie chcieć przestać osądzać samych siebie. Bo np. twierdzą, że popełnili TAAAAAAAAK WIEEEEEEEELKI BŁĄD, że nie zasługują, żeby sobie wybaczyć. Co oczywiście jest wulgarną, opartą o pychę i zarozumialstwo bzdurą. W rzeczywistości nie ma żadnego “zasługiwania”. To urojenie, którym ludzie bardzo chętnie sobie odmawiają oczywiście tylko to, co dobre i zdrowe.

No bo czy kiedykolwiek powiedzieliśmy sobie – “nie zasługuję, by cierpieć”? Albo – “nie zasługuję, by traktować się jak bezwartościowego robaka”? Oczywiście, że nie. Zamiast tego mówimy sobie – “nie zasługuję na szczęście, spokój, radość” i “nie zasługuję na nic wartościowego, bo sam(a) nie mam wartości”. A jeśli mówiliśmy “nie zasłużyłem/am na to, co mi się stało” mówiliśmy nie z zamiarem zmiany, tylko użalając się nad sobą. To czy będziemy cierpieć to tylko nasza decyzja.

Znowu – bez odpowiedzialności (która jest elementem życia słusznego i godziwego) będziemy dalej traktować się jak ofiarę. Bo nie cierpimy przez nic w świecie.

Cierpienie nie ma nic wspólnego ze światem.

Cierpienie to efekt naszych błędów – zazwyczaj opierania się bólowi ale też przywiązania, rozczarowania, zawiedzionych oczekiwań, niespełnionych pragnień, frustracji, osądzania, etc. Czyli to efekt oddawania swojej mocy komuś lub czemuś w świecie. My za to odpowiadamy. Więc – po co nam np. przywiązywanie się i oczekiwania?

Jeśli wydarzyło się coś “strasznego” w świecie, to czy ktoś nas zmusza do osądu tego jako straszne, złe, do opierania się temu, demonizowania, trzymania lęku, do nadania temu ogromnej wartości, etc.? Nie. To nasze błędy i my za nie odpowiadamy.

Życie słuszne i godziwe wymaga od nas zaprzestania tego. Nie można żyć godziwie i cierpieć, bo stało się coś w świecie. To jest niegodziwe nie tylko względem świata, który osądzamy ale też niegodziwe względem nas – bo osąd to błąd, którego konsekwencje są przykre dla nas.

Dlaczego w ogóle żyć godziwie? Odpowiedź powinna być oczywista ale może nie być, co rozumiem.

Najpierw kilka faktów – każda pozytywna jakość już w nas jest i jeśli jej nie przejawiamy, to tylko dlatego, bo trzymamy się pozycjonalności utrzymujących nas na niskich poziomach, z czego doimy skrywaną przyjemność i inne korzyści i/lub opieramy się wyższym jakościom. Innymi słowy – życie negatywne nie jest zdrowe, bo nie wynika ze zdrowia. Dlatego też sam wybór tego, co pozytywne będzie dla nas zdrowy.

Dlaczego żyć zdrowo? Jeśli odpowiedź na to pytanie nie jest dla Ciebie oczywista, to ja nie jestem Ci w stanie pomóc. Poszukaj dobrego specjalisty.

Po drugie – jeśli zależy nam na zmianie świata i weźmiemy pod uwagę punkt pierwszy, a także zrozumiemy (czego uczą nas już dzieci), że nauka odbywa się nie tylko na poziomie logicznym ale głównie na poziomie nieświadomym i przez naśladownictwo, to dotrze do nas, że jeśli staniemy się żywym przykładem godziwości i słuszności, będzie większe prawdopodobieństwo, że ludzie w naszym otoczeniu też to wybiorą. I że nasze doświadczenie z nimi będą dużo lepsze. Z drugiej strony jeśli my tego nie wybierzemy i nie pokażemy na własnym przykładzie jakie jest to fantastyczne, to są malutkie szanse, że nagle się ktoś ogarnie i zmieni swoje życie.

Przykładowo – jeśli nasi rodzice nigdy nas nie szanowali i nie akceptowali, to nie zaczną niezależnie ile się nacierpimy, ile się naobwiniamy, ile się naużalamy i czy będziemy grali ofiarę przez 70 lat. Kiedy zaczną? Kiedy sami zaakceptujemy siebie, będziemy się szanować i wybaczymy im. A jeśli będziemy oczekiwać tego od nich, to będziemy czekać w nieskończoność. “Bądź zmianą, którą chcesz zobaczyć w świecie”, “czekając na kogoś czekasz tak naprawdę na siebie” – te mądrości mają tysiące lat. Bo prawda na temat rzeczywistości jest niezmienna w czasie.

Po trzecie – na jakim świecie chcesz żyć? Masa ludzi traktuje się jak bezwartościowego robaka i nie czują energii, bo oczywiście jej sobie odmawiają i opierają się jej. Następnie pytają w jaki sposób mogą oni cokolwiek zmienić w świecie na lepsze. Odpowiadam – zamiast próbować naprawić świat, napraw swoje życie. Nie obcujesz przecież z 7 miliardami ludzi, tylko ilomaś tam dziennie. Twoja zmiana na lepsze przyniesie Ci dużo lepsze relacje z tymi ludźmi. Poza tym zgodzisz się, że zmiana jednej osoby jest prostsza, niż zmiana 7 miliardów?

Mówimy o prawdopodobieństwie, gdyż każda sytuacja ma nieskończoną ilość czynników i przyczyn. Tym samym nawet jeśli będziemy bezwarunkowo kochający, nie daje to żadnej gwarancji, że inni również pozwolą sobie na odsłonięcie w sobie miłości. Ale dla nas nie będzie to już problemem, ani pretekstem, by wybrać cierpienie.

Tak jak i Ty spotykając dziennie ludzi dla siebie życzliwych możesz wybrać, by tę życzliwość takę okazać lub nie. Jeśli jesteś w klubie, w którym dużo ludzi dobrze się bawi – jest większa szansa, że sobie na to pozwolisz. Ale równie dobrze możesz się jeszcze bardziej zawstydzić i oprzeć zabawie i radości. Ale jeśli my zaczniemy żyć godziwie czy kochająco, to już nie będziemy cierpieć przez to, że nie wybrali tego inni.

Co jest słuszne i godziwe?

Fundamentalne pytanie. Jak zwykle sugeruję zacząć od analizy tego jak już żyjemy i postępujemy. I każdą decyzję przed jej podjęciem ująć w tym kontekście – “Czy jest to słuszne i godziwe?” Przykładowo – narzekanie, że musimy pracować. Granie ofiary i bezwartościowego robaka rozmyślając czy obca kobieta nas zechce. Opieranie się dbaniu o siebie, swoje ciało, swoje cele i obowiązki. Czy jest to słuszne i godziwe?

Czy słusznym i godziwym jest oglądanie pornografii, gdy źle się czujemy?

Często gdy trudno jest nam odpowiedzieć na pytanie tego typu, łatwiej będzie odpowiedzieć na jego przeciwieństwo. Niejeden zaleca na pytanie – “Co jest moim powołaniem?” podejść od drugiej strony – “Czego na pewno nie chcę robić?”

Gdy dostrzeżemy co robimy i dlaczego uważamy to za słuszne, automatycznie dużo bardziej jasne stanie się to, co będzie lepszym wyborem.

Obejrzenie pornografii może wydawać się słuszne tylko w kontekście, w którym uznajemy za złe – np. za źródło stresu i bólu – miejsce, w którym pracujemy.

Zauważmy, że uzależnienie to poziom 125. Rekryminacja, obwinianie, pokazywanie palcem, przerzucanie winy to poziom 185. Nie dziwne, że obwinianie wydaje się nam słuszne, gdyż różnica jakości jest bardzo duża – 60 punktów. Jednak nadal jest to poziom niesprzyjający życiu, ani zdrowiu. Dlatego może i chwilowo poczujemy się lepiej ale ostatecznie poza chwilową zmianą samopoczucia, które bardzo szybko znowu spadnie, nic więcej się nie zmieni i będziemy cierpieć dalej. Może jeszcze narzekać i użalać się – “No dlaczego nie chcesz się zmienić?! Tak bardzo przez ciebie cierpię!”

A teraz pytamy – “Co jest na poziomie 365?” – czyli na poziomie wyższym o prawie 200 punktów (skala logarytmiczna).

Oczywiście wszystko to, czemu stawiamy opór, co ukrywamy, wypieramy, projektujemy na świat – odpowiedzialność, odwaga, szczerość, wartość, znaczenie. Bo gdybyśmy temu nie stawiali oporu, to już byśmy tak żyli.

Religia np. uważa, że słuszne i godziwe jest nienawidzenie grzechu. Ok, tylko godziwość i słuszność to poziom 365, a nienawiść to poziom 150-175. Nienawiść do siebie samego i do życia to poziom 30.

Dlatego nieraz mówiłem, że ludzie nie wiedzą co jest podłogą, a co sufitem i mylą jedno z drugim.

Praktycznie każdy uzależniony sądzi, że oglądanie porno dalej mu spokój i relaks. Choć w tym samym raporcie Programu WoP piszą także, że po obejrzeniu porno czują się jak kawałek gówna. Bo oglądając porno wcale nie czują ani spokoju, ani relaksu. Nie czują nic. Nie odczuwanie nic to “podłoga”. Odczuwanie/doświadczanie spokoju to “sufit”.

Musimy rozumieć na czym polega lucyferyzm – przedstawianie kłamstwa, które wydaje się prawdą, bo zniekształcony czy przekłamany został kontekst. Bez kontekstu, informacja wydaje się słuszna, być może nawet prawa. Ale gdy kontekst wychodzi na jaw, dostrzegamy kłamstwo. Tym właśnie jest nienawiść do grzechu. Najpierw sami coś osądzamy, czyli już robimy wbrew religijnej nauce, a następnie używamy tego jako pretekstu, by nienawidzić. I jeszcze zrzucamy odpowiedzialność oraz to usprawiedliwiamy. Niejeden księżulko służy bardziej Lucyferowi, niż Bogu. Dodatkowo zachęca do tego masy ludzi.

Tym też jest obejrzenie porno, gdy za źródło naszego cierpienia uznaliśmy coś w świecie.

Więc znowu – jeśli nie rozumiemy dlaczego słuszność i prawość są ważne, to dostrzeżmy jak wygląda nasze własne życie i doświadczenie, gdy ich nie wybieramy. Czy uzależnienie i towarzyszące mu cierpienie nie wystarcza za wystarczający dowód jak wielkim błędem jest życie niegodziwe?

Czy słusznych i godnym jest pragnienie, by odebrać sobie życie, a nie zacząć dokonywać zmian i uczyć się żyć słusznie i godziwie?

Dokonajmy analizy np. pragnienia zemsty. Czy zemsta jest słuszna i godziwa? Zastanówmy się w jakim kontekście taka się nam wydaje:

– Cierpię przez kogoś.

– Sprawiedliwym jest to, by ktoś z mojej ręki doświadczył tego, co zrobił mi.

– Dzięki nienawiści nie czuję się jak ofiara.

– Jedyną drogą jest sprawić, by osoba ta cierpiała tak jak ja.

– Mogę przestać cierpieć i pogodzić się tylko, gdy “wyrównam rachunki”.

– Mój gniew jest słuszny, sprawiedliwy i usprawiedliwiony.

– Znaczenie i wartość tej niesprawiedliwości są ogromne i muszą mieć priorytet w moim życiu.

– NIE MOGĘ się z tym pogodzić. NIE MOGĘ tego zapomnieć. NIE MOGĘ tego wybaczyć.

– Ta osoba zasłużyła, by odpłacić jej pięknym za nadobne.

– Ta osoba odebrała mi spokój, wartość, znaczenie, radość. Mogę je odzyskać dopiero, gdy się zemszczę.

Może tego być więcej ale na potrzeby analizy zdecydowanie wystarczy. Nienawiść więc wydaje się sensowna tylko, gdy wybieramy granie ofiary, gdy oddajemy odpowiedzialność, gdy nie rozumiemy lub nie chcemy zrozumieć, że to co czujemy to konsekwencja naszej percepcji, a nie czegokolwiek w świecie. Poza tym sami wybieramy to samo “narzędzie”, co osoba, na której chcemy się zemścić i co osądziliśmy jako złe.

To wszystko wynika z niezrozumienia konsekwencji takich wyborów, ani samej rzeczywistości. Sami wybieramy cierpienie związane z tym wszystkim, bo cierpienie to konsekwencja naszych wyborów. Często bardzo upartych.

To więc bardzo znaczące zniekształcenie rzeczywistości – kontekstu, by zemstę móc postrzegać jako pozytywną.

A gdy dotrze do Ciebie, że Ty jesteś tym kontekstem, to zrozumiesz, że zniekształcasz, osłabiasz samego siebie tylko po to, by móc za dobre uznać coś, co nie sprzyja życiu (czyli też Tobie). Te malutkie korzyści tylko dlatego mogą wydawać się nam duże, bo najpierw tak mocno zdegradowaliśmy samych siebie.

Nawet jeśli będziemy bardzo zdecydowani, by rozprawić się z pragnieniem zemsty, musimy zrozumieć, że pragniemy jej, bo mamy z tego korzyści, czerpiemy skrywaną przyjemność i kierujemy się jakimiś błędnymi percepcjami rzeczywistości, z których kilka wymieniłem powyżej. Bez uświadomienia sobie tego, cóż możemy zrobić? Nic. Będziemy się męczyć z próbami zaprzestania nienawidzenia i nic to nie da. Przez to możemy zacząć popełniać kolejne błędy – winić siebie, wstydzić się, żalić, wmawiać bezsilność, niesprawiedliwość, zły los, obojętnego Boga, frustrować się i więcej.

To samo tyczy się uzależnienia. Tylko że uzależnienie to nie jest jakiś jeden element, jedna cecha czy dążenie jak pragnienie zemsty. To może być cały szereg powiązanych i przeplatających się ze sobą cech, dążeń, intencji, percepcji i dużo więcej. I zazwyczaj jest. A za tym jest przywiązanie, dojenie skrywanej przyjemności, korzyści, opór przed zmianą i również więcej.

Wydawać się może niemożliwym to wszystko zmienić. I faktycznie jest to niemożliwe. Nie możesz zmienić nienawiści. Nienawiść jest jaka jest. To element rzeczywistości i nic na nią nie poradzisz. Nie możesz zmienić niegodziwości. Ona była, jest i będzie w takiej samej formie. Nie możesz zmienić wiatru, zapachu róż, odczucia piachu na swoich stopach.

Ale możesz zmienić siebie. Co to znaczy? Nie walczyć, nie mocować się, nie mordować z tym, za kogo/co się uważasz. Tylko poddać skrywaną przyjemność jaką z tego masz, wybrać nowe intencje. Zmiana będzie automatyczna i bezwysiłkowa. Jeśli musisz się wysilać, to znaczy, że nadal się opierasz, nadal czegoś nie chcesz. Więc znowu – zmień siebie. Porzuć korzyści z tej niechęci.

Naprawdę sądzisz, że zaczniesz prowadzić lepsze życie, jeśli nawet nie potrafisz się swobodnie relaksować? I zamiast tego zastępujesz go kłamstwem, zmuszaniem się, poczuciem winy i niszczeniem zdolności odczuwania oraz wygłuszaniem niechcianych uczuć? Jeśli odpuszczenie jest dla Ciebie takie trudne, to łatwiejsze ma być wkładanie realnego wysiłku?

Godziwość i słuszność więc to nie jest tylko bycie dobrym. To także bycie uczciwym, radykalnie uczciwym, szczerym i odważnym. Pamiętaj, że nie przeskoczysz nagle poziomu, na którym jesteś. Najpierw przyjrzyj się mu odważnie i już bez osądzania. Wybierz godziwość względem samego/samej siebie. Jeśli Ty tego nie zrobisz, to skąd się to ma wziąć?

I raczej nie licz, że będziesz się szanować za być może tysiące popełnionych błędów i niegodziwości. Ale możesz się szanować za DECYZJĘ, by nareszcie opuścić to błędne koło negatywności.

I wtedy, gdy ktoś podejdzie do Ciebie i powie Ci – “Ale jesteś żałosny/a – nic nie masz, nic nie osiągnąłeś/osiągnęłaś, jesteś gruby/a, nieatrakcyjny/a i nikt cię nie zechce! Hahaha!”, to możesz odpowiedzieć – “Tak, być może tak dotychczas było, masz rację. Ale już od tej minuty się to zmieniło. Wybrałem godność i słuszność, a przez to nie możesz mnie już zranić tymi uwagami, bo nie wypieram tego jak żyłem/am. Biorę za to odpowiedzialność. Dziękuję Ci za Twoje uwagi.”

A jeśli stawisz opór, zaczniesz się denerwować, wstydzić, poczujesz ból, to przede wszystkim efekt tego, że zanim zacząłeś/zaczęłaś się temu opierać, najpierw się z tym zgodziłeś/aś i nie wziąłeś/wzięłaś za to odpowiedzialności. A to jest bardzo niegodziwe.

Życie nieodpowiedzialne jest niegodziwe.

Dlaczego nie? Bo jesteś odpowiedzialny/a za wszystko w Twoim życiu. Czy Ci się to podoba, czy nie. Niechęć do “wzięcia” odpowiedzialności, to tak naprawdę niechęć do zaakceptowania rzeczywistości. Co oznacza nietrzeźwość – chorobę. A to musi boleć i będzie boleć, bo ból zawsze informuje o konieczności zmiany, często im szybszej, tym lepiej i/lub konieczności przyjrzenia się czemuś istotnemu.

Ból nie oznacza wcale konieczności ucieczki. Zazwyczaj wręcz przeciwnie – to informacja, że pora przestać uciekać. Ludzie mówią, że uciekają od siebie. Po pierwsze – jest to oczywiście niemożliwe. To urojenie. Bo gdyby była możliwa ucieczka od siebie, to znaczy, że byłoby Ciebie dwie instancje – ten kto ucieka i to, od czego ucieka. A tak nie jest.

Po drugie – wcale nie uciekają od siebie, tylko od tego, z czym się identyfikują – np. od myśli czy emocji. Co stanowi błąd na błędzie.

Po trzecie – ból to konsekwencja popełniania ta wielu błędów w jednym aspekcie życia. Jest to życie tak niesłuszne względem siebie, że musi boleć. Nie ma innego wyjścia. Bo gdyby nie bolało, gdyby nie było konsekwencji błędów, to nie byłoby szans tych błędów rozpoznać i ich naprawić. Jako ludzkość nie postępowalibyśmy w ewolucji, bo każdy z nas popełnił tysiące błędów. Wliczając także bardzo poważne.

Po czwarte – tłumienie bólu uniemożliwia nam rozpoznanie rzeczywistości – m.in. gdzie leżą błędy. A tym samym niemożliwym jest je naprawić. Ból więc będzie rósł.

A jednak mimo tego wszystkiego nadal istniejemy.

Bo życie nie odziera nas z godności. To my robimy sobie i życiu. To my odzieramy z niej rzeczywistość.

Zapytajmy się – czy w oczach Słońca robienie głupot przez 20 czy 40 lat, bycie uzależnionym, oglądanie bzykających się panienek na komputerze byłoby źródłem osądu? Powiem Ci, co by zrobiło Słońce. Znalazłoby sposób, by Cię ogrzać, szczególnie w najtrudniejszych chwilach. Ale od Ciebie zależałoby czy byś te miejsca znalazł(a).

Więc życie godne czy niegodne to tylko nasz wybór. Nie ma nic wspólnego ze światem, ani innymi ludźmi.

56. Wierność (365)

Wierność jest na podobnym, niezwykle wysokim poziomie.

Pokazuje nam to istotność dążenia, niestrudzenia, nie poddawania się. I jednocześnie ujawnia bolesną wadę emocji. Emocje są zmienne, przemijają, wymagają ciągłego zasilania. Wierność np. słuszności i godziwości, nie może być zmienna. Jeśli ją wybraliśmy, nie zależy ona od niczego – tylko od naszej decyzji. I jeśli jej nie zmienimy, dotrzemy tak wysoko jak poziom zdrowia i nawet go przekroczymy do Rozsądku czy dalej – Miłości. A emocji przecież nie możemy kontrolować. Możemy je albo utrzymywać, albo się opierać, albo projektować, etc. – czyli nic co przyniesie nam pozytywne zmiany – albo możemy wykorzystać twórczo ich energię. Ale cel ma być wybrany z poziomu wysoko ponad emocjami. Bo jeśli cel będzie ustalony np. z poziomu gniewu, a gniew minie, no to automatycznie przestaniemy do tego celu dążyć. Dlatego też jeśli np. pracujemy z poziomu winy – bo “społeczeństwo tego wymaga” – to jeśli będziemy mieli do wyboru pracować jako ofiara lub obejrzeć porno i czuć pożądanie, to oczywiście wybierzemy pornografię.

Dlatego też jeśli robimy coś tylko dlatego, bo się czujemy w miarę ok, to bądźmy pewni, że nasze samopoczucie zmieni się być może niespodziewanie. Bądźmy gotowi, że przyjdzie dzień, że poczujemy się gorzej. I co wtedy? Masa ludzi od razu zmienia decyzje, dążenia, nadaje zupełnie inne wartości i znaczenie nawet pracy, staraniom, własnym celom.

Ci, którzy w ogóle całe życie opierali tylko o emocje, mówią wtedy “nic mnie już nie cieszy”, “nic nie ma sensu”, “wszystko jest dla mnie jałowe”, “nie chce mi się”, “zrobię to jutro”, “czuję opór”, “dziwnie się czuję”, “nie czuję się gotowy/a”. Znamy to ze swojego życia? Jeśli tak, to dlatego, bo nie praktykujemy cnoty wierności.

Więc oczywiście możemy być wierni temu, co nie sprzyja życiu.

Jeśli cierpisz czy jest Ci w inny sposób w życiu źle, to dlatego, bo jesteś wierny/a zapewne czemuś, czego nauczyłeś/aś się w wieku dziecięcym i nadal to kontynuujesz w życiu dorosłym, choć nie było to słuszne już wiele lat temu. Naturalnie w tym kontekście ta wierność nie jest cnotą i stanowi ślepe posłuszeństwo, zapewne ze strachu przed karą. Zauważmy, że miliardy dorosłych ludzi boi się kary za grzechy, boją się potępienia.

Przypominam – każdej negatywności, każdego przekonania zostaliśmy nauczeni lub sami to stworzyliśmy dla siebie. A tym samym będzie w naszym życiu/doświadczeniu obecna tak długo, jak długo będziemy ją wybierać, opierać się i/lub doić skrywaną przyjemność czy inne korzyści.

I nie można tego przeskoczyć, mówiąc np. “od dzisiaj będę już dobry/a”. Taka deklaracja zacznie krok po kroku, warstwa po warstwie, wyciągać z Ciebie całe “zło”. Deklaracja to dopiero początek. Prawdziwa robota przyjdzie, gdy ujawnią się te niskie jakości. Wtedy okaże się czy jesteś wierny/a swojej deklaracji.

To samo tyczy się wychodzenia z uzależnienia. Tak, deklaracja, że już porno nie obejrzysz to decyzja, którą można podjąć w sekundę i utrzymać do końca życia. Ale ta deklaracja postawi Cię z czasem przed każdym powodem, przez który w ogóle wybierałeś/aś porno. Ujawni przywiązanie do porno, opór względem życiowych sytuacji, problemów i to wszystko od czego uciekałeś/aś w porno. To jest błędnie nazywane symptomami odstawienia pornografii, o czym mówiłem w artykule – “Symptomy odstawienia pornografii i tzw. „flatline”.

Przykład wierności – piloci kamikadze byli bardzo wierni cesarzowi – byli gotowi oddać życie za cel większy od nich. I choć byli wykorzystywani przez ludzi na poziomie nawet niższym niż 100, oni sami kalibrowali się bardzo wysoko – na poziom 390. Specjalne siły powietrzne Shimpu Tokkotai byli to ludzie niezwykle integralni i odważni. Co ciekawe – 390 to także poziom triażu, który np. jest przykrą koniecznością w szpitalu, gdy jeden lekarz musi zdecydować komu uratuje życie, gdy nie może wykonać dwóch ważnych operacji. Wybiera więc mniejsze zło. Wybiera je zgodnie z wiernością do zasad jakich przestrzega i jakim przyrzekał dochować wierności. Przykładowo może uratować dziecko, a nie matkę, bo w jego oczach to lepszy wybór (choć nadal bolesny). Niemniej widzimy wierność złożonym przyrzeczeniom, przysięgom i ślubowaniom nawet, gdy ich dotrzymanie jest bardzo trudne, a nawet może kosztować życie.

Najczęstszym przykładem wierności jest wierność małżeńska. Dlaczego jest tak ważna? Bo wymaga od nas dyscypliny, szczerości, uczciwości, przyznawania się do błędów, przyznania się też do słabości i podzielenia się nimi. Zauważmy, że dzielenie się błędami jest fundamentalną praktyką religijną nazywaną spowiedzią. Co w założeniu ma być efektem spowiedzi? Wybaczenie. A co przynosi wybaczenie? Spokój, ulgę, koniec cierpienia. Ukrywanie grzechów, wad, słabości, błędów będzie tylko prowadziło do coraz większego poczucia winy i rosnącej obawy przed karą.

A to podzielenie się swoim bagażem z drugą osobą wcale nie musi być formą religijną. Wierność wymaga od nas przyznania się swojej partnerce lub partnerowi, że mamy np. kosmate myśli wobec innych. Wtedy można coś z tym zrobić. A jeśli będziemy to ukrywać i opierać się temu w tajemnicy, to nie tylko będzie to rosło ale też będziemy się z tym czuli coraz gorzej. Będziemy słabli. Nasza siła woli będzie się wyczerpywała szybciej, niż jakkolwiek damy radę ją efektywnie regenerować. I przyjdzie dzień, że nie dochowamy wierności. Nawet jeśli kochamy swoją partnerkę/partnera. Jeśli jesteśmy wierni kłamstwom, to sami skażemy się na taki los. Ludzie dochodzą wtedy do bardzo błędnych wniosków – “Skoro kocham swoją partnerkę, a ją zdradziłem, to muszę być zły”. Za to się obwinia coraz bardziej, wstydzi, a nawet zaczyna się nienawidzić, szczególnie jeśli przez zdradę związek czy małżeństwo się rozpadły. Taka osoba wtedy nie ma gotowości wybaczenia sobie, tylko żyje w samopotępieniu.

Wierność to kolosalnie wysoki poziom świadomości. Nieszczerość, opór, ukrywanie prawdy, zamknięcie się na swoje słabości wynikające z ludzkiej natury – to wszystko jest w negatywnym spektrum życia. Kierowanie się tym doprowadzi do niskich jakości jak np. zdrada. Przypominam – jeśli jedziesz w kierunku Gdańska, to w końcu dojedziesz do Gdańska. Nie ma w tym nic dziwnego. I nie ma w tym nic złego. Wystarczy tego unikać. A gdy uczciwie przyznamy, że wbrew rozsądkowi i tak to wybieramy, to znaczy, że mamy z tego korzyści. Trzeba je sobie uświadomić.

Ludzie się mnie pytają co zrobić, by wyzdrowieli z uzależnienia. No jeśli użyjemy tego porównania, że wolność z uzależnienia to dojechanie do Gdańska, to najważniejsze na początku jest ustalić gdzie się znajdujemy. No bo jeden dojedzie do Gdańska jadąc na zachód, inny jadąc na wschód. Prowadzenie samochodu będzie wyglądało tak samo. Ale każdy będzie miał indywidualną do tego trasę. Nie ma jednej odpowiedzi.

Dlatego też kolejną cnotą jest mądrość, która wymaga od nas uczciwego zaczepienia w rzeczywistości. W tym także oddzielenia percepcji od esencji.

Jeśli wybieramy wierność małżeńską (sama się nie wybierze), to musimy rozumieć, że ujawni to z każdego zakamarka podświadomości wszystkie nasze dążenia, które mogłyby wierności przeszkadzać i wprowadzać do życia niepotrzebne zmaganie, potem kłamstwa, winę, wstyd, itd. Być może nawet pojawią się realne pokusy, gdy będziemy mogli wybrać zdradę.

Co wtedy? Prosta sprawa. Szczerość, otwartość, rozmowa – komunikacja. Jeśli czegoś nam brakuje – rozmawiamy o tym. Jeśli coś nam nie odpowiada – rozmawiamy o tym. Nie boimy się tego, nie wstydzimy, nie wmawiamy sobie bzdur, że zranimy tym partnera czy partnerkę. Ani tym bardziej że zranimy czyjeś uczucia.

Nie można zranić niczyich uczuć! Emocje to energia. Nie można zranić czyjegoś prądu.

Chociażby dlatego, bo i emocje, i prąd nie są nasze. Jedno i drugie to bezosobowa konsekwencja czegoś. Niechęć by “zranić czyjeś uczucia” to tylko sprytna strategia, by nie zrobić czegoś, czego my się boimy lub wstydzimy i zrzucamy odpowiedzialność nie tylko na drugą osobę ale jeszcze na emocje, które się spodziewamy wywołać w tej osobie… I oczywiście również sądzimy, że emocje = ból. Ale tak nie jest. To wszystko urojenia wynikające z niedojrzałości emocjonalnej – NASZEJ niedojrzałości.

Masa ludzi będących w związkach i małżeństwach pisała mi, że wstydzą i boją się myśli o innych kobietach czy mężczyznach. No ale i tu fundamentalny błąd polega na tym, że uważamy, że my je myślimy. Problemem jest hipnotyzowanie się nimi i nadawanie im wartości, przywiązanie się i/lub opór. Przez to pozostajemy ślepi na to dlaczego w ogóle się nimi hipnotyzujemy.

Zobaczysz jak Ci ulży, gdy komuś o tym powiesz. To umożliwi też analizę sytuacji z różnych perspektyw – dlaczego wpatrujesz się w fantazje o innych ludziach? Czegoś Ci brakuje? Czegoś się boisz, wstydzisz lub za coś się winisz? Gdy przestaniemy w ogóle zajmować się myślami, umożliwimy sobie zajęcie się faktycznym problemem.

Zauważmy, że biorąc ślub deklarujemy wierność. Co to znaczy? To znaczy, że ją wybieramy i w konsekwencji wybieramy również, by pokazane zostało nam wszystko to, co wiernością nie jest, byśmy mogli się z tym rozprawić. Nie opierać, nie demonizować, nie zrzucać na innych, nie zwalać odpowiedzialność, nie bagatelizować, nie grać ofiary. Wierność wymaga od nas innych cnót jak szczerość czy odwaga. Ta deklaracja to deklaracja zdrowia i ewolucji, jeśli już nie jesteśmy na tym poziomie. To deklaracja także wierności samej wierności. Zauważ, że gdybyś już żył(a) odważnie, to nie byłoby problemu w dochowaniu wierności. A jeśli jest, to przez to, że w pewnych obszarach swojego życia nie wybrałeś/aś jeszcze np. odwagi, by w ogóle te obszary odważnie i uczciwie przeanalizować, przyjrzeć się problemom i je rozwiązać. Dlatego – musi to wyjść – by zdrowie było możliwe.

Innymi słowy – wybór wierności małżeńskiej to również wybór ewolucji w stronę tego, co pozytywne.

Oczywiście nie musi to być małżeństwo. To może być wierność do firmy, którą prowadzimy, wierność mądrym tradycjom, wierność swoim bliskim, wierność własnym celom i zasadom.

Niezależnie o czym mówimy, zawsze wyjdziemy dobrze, jeśli wierni będziemy także temu co zdrowe, co sprzyja życiu.

Przykłady błędów i naiwności wierności:

– Ksiądz jest dla nas autorytetem duchowym i dlatego radzimy się go o wszystko, wliczając wychowywanie dzieci, finanse czy inne specjalistyczne zagadnienia. Nie mówię tego, by się czepiać księży. Równie dobrze mógłbym podać przykład “wujka taksówkarza”, który w naszych oczach lub też w swoich jest specem od wszystkiego. Co oczywiście wyklucza bycie specem. Warto wiedzieć, że za specjalistę w czymś można uznać osobę, która poświęciła na rozwój w tym temacie i zdobywała realne doświadczenie przez minimum 10000 godzin. Niektórzy mówią o 15000. I zarówno te starania jak i doświadczenie przekuwała na znaczące efekty. Bo człowiek, który przez 10000 godzin naprawiał pralki ale nie naprawił żadnej, nie jest w tym specjalistą.

– Wierność do przekonań zbudowanych o emocje, a nie spokój czy rozsądek.

– Wierność guru, a nie prawdzie.

– Wierność tradycjom, w których nie dostrzegamy sensu. Oczywiście jeśli są mądre i mają sens, to błąd leży w tym, że my nie rozumiemy ich celu.

– Wierność tyranowi/megalomanowi/egocentrykowi/narcystycznemu wodzowi.

Generalnie wierność wszystkiemu co kalibruje się poniżej Odwagi jest kolosalnym błędem. Historia uczy, że konsekwencją takich błędów może być śmierdź nawet kilkudziesięciu milionów ludzi. Budda zauważył, że jedynym ludzkich grzechem jest naiwność. Dlatego nie bądźmy naiwni.

Sama wierność oczywiście jest cnotą. Ale zauważmy, że to jak z łopatą – jeden za pomocą łopaty wybuduje szpital, drugi za pomocą łopaty zabije innego człowieka. To nie ma nic wspólnego z łopatą.

Więc – wybierając wierność możemy popełnić błędy, gdy nasza wierność okaże się umiejscowiona w tym, co nie sprzyja życiu. Jednak nawet wtedy możemy się wiele nauczyć – np. bycia wytrwałym/wytrwałą, nie poddawania się, kontynuowania pomimo przeciwności. Czasem nawet upór może mieć sens. Ale niezależnie jak sprawnie nauczysz się jechać samochodem – jeśli jedziesz w kierunku przepaści, to spadniesz.

Nasze widzimisie nie zastąpi prawdy. Jeśli wierności dochowujesz kłamstwu, źle na tym wyjdziesz.

Zacznij analizować czemu dochowujesz wierności – od zasad, po przekonania, a nawet impulsywne zachowania. Zacznij dostrzegać to, co się powtarza. Najpierw tylko stań się tego świadom. Upewnij się, że się za to nie osądzasz.

Następnie przyjrzyj się powodom tej wierności. Czy jest to na pewno wierność wynikająca ze świadomego wyboru kierowania się temu, co uznałeś/aś za mądre i zdrowe? Czy raczej powtarzamy jakieś zachowania, robimy coś z poczucia winy, ze strachu przed byciem osądzonym lub odrzuconym przez innych?

Nie można być wiernym ze strachu czy poczucia winy. To wtedy nie wierność. To podobnie jak z respektem – lęk to nie respekt.

Strach przed zmianą czy robienie czegoś, by uniknąć poczucia winy to nie wierność. Podobnie w związku – jeśli nie zdradzamy tylko ze strachu przed karą lub tym że się to wyda, a my będziemy się wstydzić – to nie wierność.

Nie mylmy cnót z tym, co jest negatywne i nie sprzyja życiu.

Gdy zrobimy uczciwy i odważny obrachunek moralny (co jest jednym z niezbędnych kroków do wyjścia z uzależnienia – i to nie zrobienie go raz, tylko cały czas), może się okazać, że nigdy niczemu mogliśmy nie być wierni. Żadnym regułom, zasadom, mądrościom. Tylko zawsze robiliśmy coś, by uniknąć osądu, winy, strachu, żalu czy niebezpieczeństwa.

Jeśli nasz pies jest nam “wierny” ze strachu przed krzywdą, bo wie, że jak nie będzie posłuszny, to zostanie pobity, to nie ma nic wspólnego z wiernością.

Zmierzam do tego, że dotrzymanie wierności nie powinno być dla nas męczarnią. Powinno być naturalne, świadome, odpowiedzialne. Odpowiedź na pytanie – “Dlaczego?” powinna być dla nas jasna i klarowna. I przede wszystkim powinniśmy na nie odpowiedzieć radykalnie uczciwie.

“Dlaczego jestem z moją partnerką/partnerem?” – i tu pora na test uczciwości. Czy powiemy jakieś fajnie brzmiące kłamstwo? Coś społecznie akceptowalnego? Czy raczej wybierzemy prawdę?

A może jesteśmy “wierni”, bo oczekujemy za to jakiejś nagrody? Jeśli tak, to też wcale nie jesteśmy cnotliwi.

Gdyż każda cnota powinna być nagrodą samą w sobie.

No bo jeśli jesteś wobec czegoś wierny, co ma dla Ciebie dużą wartość, to samo to, że z tym obcujesz powinno być dla Ciebie samą przyjemnością. Ponadto – jeśli nawet jesteś posłuszny czemuś ze strachu czy winy, to też nic nie stoi na przeszkodzie, byś dokonał(a) korekt swoich intencji i dążeń. Zamiast być w związku ze strachu przed samotnością, bądź w nim dla radości wspólnego istnienia i przeżywania, rozwijania się, pomagania sobie stawać się coraz bardziej XYZ – i tu warto przyjrzeć się liście cnót.

Kto wie czy pielęgnując cnoty, jak np. wierność, nie odkryjesz swoich silnych stron – być może potrafisz wspaniale podnosić na duchu ludzi? Może wspaniale słuchasz?

Zauważ, że nikt nie pochwalił jeszcze na tej planecie człowieka za emocje, np. “Tak wspaniale jest się z Tobą bać!” albo “Z nikim się tak jeszcze nie wstydziłem jak z Tobą!” Ew. mówimy o dumie – “Jestem z Ciebie dumny/a!” – ale i tu warto wiedzieć, że duma to sufit niskich doświadczeń. Im szybciej z niej zrezygnujemy, tym lepiej dla wszystkich. Cieszymy się z dumy tylko dlatego, bo zostaliśmy zaprogramowani, że jest czymś pozytywnym. Ale nie jest. Nie jest też zła. Jest niską jakością, która wydaje się ok tylko w porównaniu z emocjami niższymi od nich. Ale już człowiek odważny czy żyjący ochoczo nie potrzebuje dumy do niczego.

Niemniej jeśli jeszcze nie potrafimy żyć odważnie, śmiało, odpowiedzialnie czy ogólnie pozytywnie, to oczywiście wspaniale jest czuć dumę. Bo gdy czujemy dumę, to nie czujemy wstydu, winy, lęku czy żalu. No ale to tyle.

Oczywiście w zależności od tego w jakiej grupie się poruszasz czy jaką pracę wykonujesz, cnoty mogą nie być mile widziane. Np. w wojsku nikt nie będzie oczekiwał od żołnierzy miłości, czasem nawet prawości. Bo żołnierz ma się słuchać i wykonywać rozkazy. Często ludzie odzierani są siłą nawet z szacunku do zasad jakie wyznawali. Nieraz są poniżani, by stali się posłuszni. To też nie jest wierność. To nie jest cnotliwość.

Niezależnie w jakim miejscu jesteśmy, jeśli obwinimy się za to, wybierzemy jakość na poziomie 30, a nie 365. Nawet w golfie uderzenie piłeczki z niedostrzegalną zmianą kąta pośle ją w zupełnie inne miejsce. A tu mówimy o ponad 330 punktach na logarytmicznej skali jakości życia. To różnica jak między kawałkiem przeżutej, wyplutej, spleśniałej starej kiełbasy, a wspaniałą, pełnowartościową potrawą dla całej rodziny. Po zjedzeniu kawałka tej kiełbasy pewnie zwymiotujesz, rozchorujesz się, będzie Cię bolał brzuch i może nawet potrzebne będzie płukanie żołądka. Zaś jedząc wspólnie obiad spędzicie ze sobą fantastycznie przynajmniej godzinę, którą będziecie chętnie wspominać przez lata.

Taka jest różnica między cnotliwością, a tym co nią nie jest.

Przywiązanie i oczarowanie nie są więc cnotą, bo w każdej chwili możemy nieświadomie się ich puścić. I co wtedy? Automatycznie rozpadnie się relacja. Gdyż nie ma dla niej zdrowego fundamentu. Musimy zrozumieć różnicę między przywiązaniem, a wiernością.

57. Mądrość (385)

Mądrość jest 35 punktów nad poziomem zdrowia.

To pokazuje, że zdrowie ma dużo ważniejszy wymiar, niż tylko fizyczny. Tym bardziej jeśli rozumiemy, że ciało odzwierciedla to, w co wierzy umysł i co w nim utrzymujemy. Nie wierzymy?

No to prosta sprawa – bez niewidzialnej decyzji, by wyprasować koszulę, nie wyprasujemy koszuli. Dopóki naszą intencją nie będzie wyprasowanie koszuli, to się nie stanie na poziomie fizycznym. Jeśli nie wyobrazimy sobie bez oporu, że prasujemy, nie zrobimy tego. Będziemy to odwlekać, odkładać, może nawet traktować się jak ofiarę.

Inny test – utrzymuj w umyśle niechęć do kogoś i mentalnie tę osobę staraj się odpychać, nie pozwalaj jej na przebywanie w Twoim otoczeniu, na mówienie do niej. Zaobserwuj co się stanie z Twoim ciałem i psychiką. Pojawią się napięcie, bóle, osłabniesz. A co się stanie, gdy utrzymywać to będziesz nie minutkę, tylko lata? A co jeśli takich postaw masz nie jedną, a 198 utrzymywane już od małego?

Można poszukać badań, które pokazują jak utrzymywane negatywności wpływają na fizyczność. Ludzie codziennie przez dłuższy czas mówili do ryżu zamkniętego w słoiku, że go nienawidzą. Po kilku dniach lub tygodniach ten ryż zrobił się czarny, spleśniał. Ryż, do którego wysyłane były miłe życzenia i słowa był bielutki i wręcz się świecił.

Ludzie cały czas np. trzymają się lęku sądząc, że ich chroni – np. mówią “boję się raka”. Ja się pytam – jak uczucie może przed czymkolwiek chronić? Ok, jeśli chodzisz wściekły/a, warczysz na ludzi, to może pewna część będzie Ci nawet schodzić z drogi. Ale prędzej czy później znajdziesz inną wściekłą osobę, która Twoje zachowanie uzna za pretekst, by wejść z Tobą w konflikt.

Każda negatywność w konsekwencji prowadzi do innych negatywności. Mądrością jest to nareszcie rozpoznać.

Przypomnę – to, że emocje nazywam negatywnymi, nie oznacza, że mówię, że są złe. Bo nie są. Ale też nie są dobre. Co też pokazuje jakim urojeniem i spłyceniem rzeczywistości jest jej postrzeganie przez dualizm dobra i zła. Jeśli się nim posługujemy, to kolosalnie ograniczamy własne opcje, a względem poważnych problemów jak uzależnienie, uniemożliwiamy sobie wyzdrowienie i ich rozwiązanie.

Staram się cały czas wreszcie wbić do głowy nawet kilkuletnim czytelnikom mojego Bloga czym są emocje, z czego wynikają, jakie są konsekwencje ich utrzymywania, opierania się, projekcji, etc. oraz co i w jakim spektrum w związku z nimi jest zdrowe. Z jakichś powodów to dla większości nadal jest jak czytanie starochińskich pergaminów. To oznacza nieuświadomiony opór. Jeśli nie wybierzemy pokory i uczciwości, nigdy nie odpuścimy tego oporu.

Mądrość nie tylko odnosi się do tematów natury rozwoju świadomości ale też trzeźwości odnośnie rzeczywistości w jakiej żyjemy. Mądrość leczy nas z naiwności. Jeśli wybierasz mądrość, to wiesz np., że dużo ludzi, gdy damy im pretekst, uczynią coś złego. Np. jeśli zostawisz torebkę czy portfel, to jest duża szansa, że ktoś podda się pokusie i je ukradnie. Jeśli chodzisz po niezbyt znamienitej dzielnicy miasta i szastasz pieniędzmi, to mądrym będzie mieć świadomość, że zapraszasz innych, by Cię napadli i okradli. Nie oznacza to, że masz chodzić i się wszystkich bać, ukrywać się jak w czasach łapanek wojennych. Mądrość mówi – “żyj odważnie i śmiało ale nie dawaj innym pretekstu, by czepiali się Ciebie”. A jeśli tych ludzi uważasz za złych i sądzisz, że świat byłby lepszym miejscem bez nich, to popełniasz błąd, bo dokładnie tak samo osądzasz samego/samą siebie i osądzisz, gdy Ty ulegniesz pokusom czy własnym słabościom, jak przy oglądaniu porno. I co wtedy? Coraz więcej wstydu, winy, żalu, poczucia bezsilności, nawet nienawiści względem siebie. Nieraz mówiłem – nie można osądzać i nienawidzić innych nie osądzając i nienawidząc czegoś w sobie.

Masa ludzi gra ofiary i słabeuszy sądząc, że w ten sposób ochronią się przed ludźmi negatywnymi. No ale mądrość uczy, że tak wcale nie jest (zresztą własne doświadczenie też powinno tego nauczyć). Drapieżniki łapią przede wszystkim osobniki słabe, chore – te, które nie zdołają uciec, ani się ochronić. Słowem – słabość przyciąga atak. Życie jak ciapa, niezdecydowana flegma, które nawet nie chodzi, tylko bardziej pęta się, wałęsa i potyka o własne nogi, będzie non stop celem zaczepek, ataków słownych, obgadywania, wyśmiewania, drwin, nawet zwalania odpowiedzialności za problemy czy przekroczenia fizycznych granic. Tak po prostu jest.

I zazwyczaj takie osoby, gdy stają się takim celem, nie wybierają odpowiedzialności, uczciwości względem tego jak żyją, tylko jeszcze mocniej się tego trzymają i skrycie nienawidzą innych, pogardzają innymi, itd. W efekcie nienawidzą i pogardzają sobą.

Drapieżnik wybierając za ofiarę słabe zwierzę postępuje mądrze.

Człowiek wybierając granie ofiary nie wybiera mądrze.

Taka osoba przeprasza cały czas. Przeprasza nawet, gdy to ktoś zajdzie jej drogę. Przeprasza, gdy się kogoś o coś pyta. Uważa, że “przepraszam” w jakiś sposób zyska jej respekt innych, a tym samym bezpieczeństwo od ich ciemnej strony. Uważa, że w ten sposób ochroni się przed atakiem, przed cierpieniem. Najczęściej jest zupełnie inaczej – zniechęca tym do siebie ludzi. Niektórych nawet doprowadza tym do białej gorączki. Bo człowiek, który sam siebie też uważa za gorszego ale to ukrywa, gdy zobaczy innych, którzy swoje słabości ukazują tak otwarcie, wścieknie się. Nikt nie lubi słabości. Dlaczego? Bo słabość to nie jest zdrowie. Lubisz jak ktoś cały czas kaszle?

Tak jest czy Ci się to podoba, czy nie. Rozwiązanie? Wybrać to, co uwzniośla, wzmacnia, przestać sobie umniejszać, przestać kierować się osłabiającym szajsem. Straszne, nie? :) Zadziwiające jak wiele osób nie chce. Całkiem niemały odsetek dlatego tego nie chce, bo nie chcą zrezygnować ze swoich ukochanych pozycjonalności, jak np. “ludzie są źli”. Dla utrzymywania tego przekonania o rzeczywistości oddają całe dobro, zdrowie, spokój, siłę, fajne relacje z innymi. A gdy życie zaczyna ukazywać im, że to błąd, zaczynają grać ofiary, użalać się, życie postrzegać jako niesprawiedliwe, itd.

I praktycznie każde zwierzę ma naturalnego drapieżnika. Niezależnie jak małe i słabe jest. A im mniejsze i słabsze jest, tym mniej może. Co chroni? Siła, sprawność, mądrość. A nie trzęsienie się w kącie.

Przykro mi ale to Ty masz rozpoznać rzeczywistość i się dostosować, rozwinąć – wybrać mądrość. A nie liczyć, że jak podkulisz ogonek to nagle rzeczywistość powie “ok, jemu/jej odpuszczamy, bo tak długo już cierpi”. Nikt nie uniknie konsekwencji na tej planecie. Jak robisz coś, czego konsekwencją jest cierpienie, to będziesz cierpieć dopóty, dopóki będziesz to robić.

Jeśli przesolisz zupę, to zupa będzie za słona. Za każdym razem. Nawet za tysięcznym. Niezależnie jak będziesz przez to cierpieć.

Można to spojrzeć tak, że rzeczywistość jest nieskończenie cierpliwa. Nawet Słońce się nie męczy dając z siebie non stop 100%. Nawet jak ludzie nie wychodzą z domu lub dostają udaru. Bo to człowiek ma mądrze korzystać z promieni Słońca. A nie Słońce świecić słabiej, bo ktoś poszedł się opalać bez czapki i kremu z filtrem.

I Ty w każdym momencie możesz dokonać zmian, korekt, nowych decyzji, deklaracji, etc. Nic nie stoi na przeszkodzie. To tylko kwestia Twojej decyzji. A i możesz się też uprzeć, dalej robić po swojemu – np. użalać się nad sobą nawet przez resztę życia. Być może usłyszałeś/aś kiedyś i uwierzyłeś/aś w bzdurę, że cierpienie uszlachetnia. Ale to jakby mówić, że uszlachetnia skurcz mięśnia albo migrena. Mądrym jest rozpoznanie, że cierpienie to efekt błędów. Samo z siebie to tylko konsekwencja, nic więcej. Przesolona zupa nie uszlachetnia, tylko jest przesolona i zapewne nikomu nie będzie smakować. Nic szlachetnego w tym nie ma.

Mądrością jest przede wszystkim także zrozumienie faktu –

wszystko może zostać uznane za lub wyglądać jak prawda w odpowiednim do tego kontekście.

Więc w jednym kontekście coś może być postrzegane jako mądrość, a w innym jako głupota. Dla człowieka grającego ofiarę wiele negatywnych, toksycznych i osłabiających zachowań i postaw może wydawać się słuszne. Ale dla człowieka, który już weźmie odpowiedzialność za swoje życie, dostrzeże w tym kolosalne błędy.

Mądrym jest więc ciągła ewolucja świadomości i dążenie do prawdy.

Mądrym jest zrozumienie w jakim kontekście się poruszamy i odpowiedzialność za niego.

Głupstwem jest ignorowanie kontekstu i sądzenie, że on bierze się ze świata, że znaczenie bierze się ze zdarzeń, rzeczy, ludzi. Że to wszystko jest wpisane w rzeczywistość.

Głupi sądzi, że życie mu się przytrafia. Mądry jest odpowiedzialny i tworzy swoje życie. W tym mądrze nadaje znaczenie i sens własnym doświadczeniom.

Wybierając mądrość rozumiemy, że to co niegdyś wydawało się nam dobrym pomysłem, już takim może nie być lub to się zmieni, gdy zmienimy kontekst i gdy staniemy się bardziej uważni, uczciwi, szczerzy – mądrzy.

Wybierając mądrość już nie możemy powiedzieć, że jest nam źle, bo TO się nam przytrafiło. Gdyż już wiemy, że TO nie ma żadnego znaczenia, ani wartości. My nadaliśmy temu takie znaczenie i wartość, przez które cierpimy, bo wydaje się nam, że jesteśmy tego ofiarą, że jesteśmy bezsilni, że straciliśmy coś ważnego, bez czego nie można być szczęśliwym.

Wybierając mądrość, wybieramy więc uczciwość i szczerość. Wybieramy trzeźwość.

Mądrością jest wybór rzeczywistości nad urojenia na jej temat. Czyli dążenie do dostrzegania esencji, a nie własnej percepcji.

Wiesz już z tej serii, że normalność to cnota, która kalibruje się niezwykle wysoko. Mądrość więc uczy, by uczciwie przyjrzeć/przyglądać się swojemu życiu i zrozumieć, że to co nazywamy normalnym mogło wcale takim nie być. To mógł być dla nas standard życia ale trzeba rozpoznać uczciwe jego jakość – esencję. 

Jeśli kiedyś wstydziliśmy się odezwać do obcej osoby, a dzisiaj jesteśmy już w stanie, to wcale nie musi już znaczyć, że żyjemy normalnie. Nadal przecież możemy utrzymywać masę percepcji na bazie lęku, winy, gniewu, żalu, etc. Zresztą nawet samo rozmawianie z innymi ludźmi też może pozostawiać jeszcze wiele do życzenia – no bo co chociażby z intencją tego?

Jeśli oglądamy pornografię, to może wydawać się nam normalne ale już wiesz, że oglądasz coś, co jakościowo jest bardzo, bardzo nisko. Poza tym nie robisz tego ze zdrowych powodów, tylko negatywnych.

Więc jak możesz mówić, że porno jest dobre lub złe, jeśli raz mówisz tak, a raz inaczej? Porno nie jest ani dobre, ani złe ale jeśli je obejrzysz, to nie unikniesz tego konsekwencji. I bardzo dotkliwych, szczególnie jeśli robisz to już od długiego czasu. Mądrość nakazuje dowiedzieć się co się dzieje podczas oglądania pornografii. Mądrość nakazuje nam wybrać szczerość i uczciwość odnośnie własnych decyzji, by oglądać pornografię.

M.in. demonizujesz emocje, które stanowią przecież konsekwencję Twojej percepcji. Demonizowanie i tłumienie konsekwencji też nie jest mądre. Stanowi to kolosalny błąd. To mogło być normalne nie tylko dla Ciebie ale całej Twojej rodziny i wszystkich znajomych. Ok ale to z normalnością nie ma nic wspólnego.

Niemniej dzisiaj ludzie już tak zniekształcili kontekst, że atakują i obwiniają nauczycieli za to, że ich dziecko dostało np. jedynkę na sprawdzianie. Tak grają ofiary, tak oddają odpowiedzialność. To jest szaleństwo i choroba. Dla nich oczywiście wydaje się to słuszne.

Podkreślę – w społeczeństwie, w którym każdy choruje na grypę, grypa wydaje się normalna. Ale czy jest to normalne, że każdy choruje na grypę? Nie.

No pomyślmy – czy lepiej się nam żyje z pandemią? Nie spodziewam się usłyszeć “tak”.

To dotyczy identyfikowanie się z emocjami, ich projekcji, tłumienia, opierania, budowania na ich podstawie kolejnych percepcji, opinii, ich ekspresji pod różnymi formiami, działania na podstawie myśli, nadawania na ich fundamencie wartości i znaczenia, etc. To jest powszechne ale z normalnością nie ma nic wspólnego.

Mądrym jest nie być głupim. :) (proszę tego nie cytować nigdzie ;D ). A jeśli jesteśmy głupi, to mądrym jest to przyznać. :) Wbrew pozorom przyznanie, że nie jesteśmy Einsteinem przybliży nas do niego. :) Wypieranie tego nie.

Przyjrzyjmy się jakie jeszcze jakości są na poziomie mądrości:

Sprawiedliwość jako koncept (380), dyskusja (380), filozofia egzystencjalizmu (375), zabawa (375), ezoteryka jako nauki o tym, co sekretne i ukryte (390), pielgrzymka do Mekki (islamska praktyka duchowa – 390), relaksacja (395), rodzinny biznes (jak np. prowadzenie gospodarstwa – 380), entuzjazm (390), tradycja i koncept Świętego Mikołaja (390).

Widzimy, że to bardzo rozmaite ekspresje i każda z nich jest istotna dla różnych aspektów życia i zdrowia. Widzimy jak istotna jest umiejętność relaksowania się. Ale istotna jest, gdy używamy relaksacji mądrze. Picie piwa nie jest relaksowaniem się. Relaksowanie może mu towarzyszyć ale samo picie piwa to wprowadzanie do organizmu trucizny i nie kalibruje się po stronie zdrowia. Zapewne też przyczyny, przez które pijemy także nie są pozytywne, ani nawet uświadomione.

Zauważmy, że tradycja i koncept Świętego Mikołaja kalibruje się nawet wyżej od mądrości. Dlaczego? Bo pokazuje jak istotne jest nagradzanie tego, co dobre – np. bycie grzecznym (co też jest cnotą). Ale nie tylko. Mówi to nam też o zasadzie na jakiej “działa” rzeczywistość – dobre pomnaża to, co dobre. Miłość pomnaża miłość. Wybaczenie pomnaża wybaczenie. Ciepło pomnaża ciepło. Itd. Z drugiej strony – to, co negatywne, pomnaża to, co negatywne. Dlatego w koncepcie Świętego Mikołaja istnieje też rózga. Oczekiwanie nagrody za życie nieintegralne – niegrzeczne – jest ogromnym błędem. A jeśli rzeczywistość daje nam “rózgę”, to dla nas informacja, że żyjemy nieintegralnie – niegrzecznie. Niecnotliwie. Oczywiście w jeszcze szerszym kontekście koncept Świętego Mikołaja jest błędny, bo w tej rzeczywistości nie istnieje kara, ani nagroda. Ani tym bardziej dokonywane przez arbitralność kogoś innego. Są tylko konsekwencje, za które odpowiadamy wyłącznie my.

Widzimy jak mądry jest entuzjazm (390). Dla porównania mentalność ofiary to poziom 165 (w najlepszym przypadku, bo może być też kolosalnie niżej).

Przypomnę co oznaczają te wartości. Są one jak współrzędne GPS. Cierpienie można rzec to wszystko, co poniżej 200. Coraz szersze spektrum zdrowia, spokoju, szczęścia, spełnienia, radości istnienia to spektrum powyżej 200. Wybierając to, co poniżej 200 nie możemy oczekiwać na to, co powyżej. Jak jedziesz w góry, to nie spodziewaj się dojechać nad morze. Jak solisz zupę, nie oczekuj, że będzie słodka. Jak do wanny lejesz zimną wodę, to nie oczekuj ciepłej kąpieli.

Wszystko co mówił Jezus Chrystus 2000 lat temu można zamknąć w jednym zdaniu – “Wybieraj to, co kalibruje się powyżej 200 i unikaj tego, co kalibruje się poniżej”. A dziś mamy z tego jeden wielki cyrk. Jezus nie mówił tego w kontekście kary bożej. Tylko konsekwencji, za które tylko Ty odpowiadasz.

Mądrym jest być świadomym odpowiedzialności i ją wybrać. Odpowiedzialność w rozumieniu “niezawodność, rzetelności, wiarogodności, słowności” kalibruje się na 290. To kierunek w stronę zdrowia. Odpowiedzialność za siebie kalibruje od 200 w górę. Czyli niezależnie za jaki aspekt nas i naszego życia weźmiemy odpowiedzialność, będzie nam to służyło.

200, czyli odwaga to początek nauki miłości. Mądrym jest kochać. A jeśli nie żyjemy odważnie, to nie kochamy. Mądrym jest żyć odważnie.

Co ciekawe – mentalność osoby, która poświęca się, by robić dobro, która robi dobro nawet na siłę, kalibruje się na 190, czyli nie jest to integralne. Nie służy życiu. I dobrze znają to ze swojego życia ci, którzy poświęcają się dla innych, a ich życie nie ulega poprawie i tak naprawdę nic dobrego się w nim nie pomnaża. Tak samo mają ci, którzy próbują być na siłę dobrzy dla kobiet, choć pragnęliby np. kobietę pocałować nawet gdy byłoby to wbrew “dobrym manierom”.

Dobrze to też widać w postępowaniu tych, którzy sobie poczytali np. tego Bloga i już lecą innym mówić jakie to tajemnice poznali. Już innym wytykają błędy, już mówią kto co źle robi i co powinien zmienić. Próbują być dobrzy na siłę i w efekcie albo nikt nie bierze sobie tego do serca, albo nawet reaguje oschle, niechęcią. Z poziomu poniżej 200 nie zmienisz w świecie nic na lepsze. A poza tym nie masz takiej powinności. Próby zmiany tego świata nie są mądre.

Mądrym jest zmiana siebie.

Nie zmieniaj świata, zmieniaj siebie.

Szanuj innych i ich wybory. A jeśli chcesz, by postępowali lepiej, to stań się przykładem tej pozytywnej zmiany. Ci, którzy nadadzą temu znaczenie, sami to wybiorą bez Twojego zmagania.

Dlatego to ślepe czynienie dobra jest błędem? Bo odbieramy innym możliwość dostrzeżenia własnych błędów, przewartościowania, dokonania innych wyborów. Odzieramy ich z bardzo ważnych lekcji. Jeśli jest Ci źle z tym, że cierpi jakaś bliska Twoja osoba, to przede wszystkim Ty popracuj nad sobą, byś przestał z tego powodu cierpieć. Bądź dla niej oparciem ale nie próbuj niczego na siłę.

Jeśli Ty jesteś uzależniony/a, to czy byłoby Ci dobrze, gdyby ktoś codziennie kazał Ci zdrowieć, żyć odważnie, przestać się wstydzić, winić, zmuszał Cię do wychodzenia do ludzi, mierzenia się z lękiem, naprawy błędów, robienia tego, czego nie chcesz i wiele więcej? Zapewne tylko opierał(a)byś się temu tak bardzo, że nic dobrego by z tego nie wynikło. Tylko stworzyłoby to konflikt i wymęczyło i Ciebie, i tę osobę.

Zauważ, że moja praca polega m.in. na edukowaniu w temacie uzależnienia. Ja nikogo nie zmuszam do zdrowienia. Nikomu nie mówię “musisz przestać cierpieć”. Bo wcale nie musisz. Natomiast jeśli wybierzesz dojrzałość i zdrowie, to służę uprzejmie.

A jeśli ja miałbym Ciebie zmuszać do wyzdrowienia, to coś bardzo byłoby nie tak.

Jak sobie złamiesz rękę, to ktoś musi Cię namawiać, byś poszedł/poszła do lekarza, by nastawić kość i zabezpieczyć złamanie?

Można na to spojrzeć w ten sposób – jeśli będziesz za kogoś podnosić ciężary, to Ty się wzmocnisz, nie ta osoba. Jeśli rozwiążesz za kogoś problemy tej osoby, to Ty zmądrzejesz, nie ta osoba (choć to Ty popełnisz błąd). Więc tak naprawdę pozostawić tę osobę niedojrzałą w tym temacie. Jeśli ktoś podnosić będzie ciężary za Ciebie, Ty się nie wzmocnisz. Jeśli Ty nie będziesz podejmować świadomie i odpowiedzialnie decyzji, nigdy np. nie poczujesz się pewnie w swoim życiu. Bo brak tzw. “pewności siebie” nie ma nic wspólnego z żadnym “sobą”, tylko z brakiem świadomości własnych decyzji i ich intencji. To konsekwencja braku odpowiedzialności. Co też pokazuje dlaczego odpowiedzialność jest tak istotna i dlaczego jest po pozytywnej stronie życia.

Sam pamiętaj jak za czasów studiów mieliśmy kolokwium. Byłem przygotowany na tip-top. Koło mnie siadł kolega, który się nie przygotował. Pozwoliłem mu ściągać. Zauważył to wykładowca. Ukarał nie tylko tego drugiego studenta ale i mnie. Nie byłem wtedy w stanie zrozumieć dlaczego i ja dostałem karę. Dotarło to do mnie dużo później.

W życiu jest jak z kolokwiami. Jeśli się nie nauczysz, nie przyłożysz, to osiągniesz marny wynik. Jeśli powtórzysz te same odpowiedzi, wynik będzie taki sam. Jeśli będziesz strzelać, prawdopodobieństwo dobrego wyniku jest niskie. I jeśli Twój wynik będzie słaby, to nie kara, tylko konsekwencja tego, co zrobiłeś/aś. Różnica polega na tym, że takich “kolokwiów” nie da się uniknąć i odbywają się cały czas. Każdej sekundy. Ściągać, ani oszukiwać też się nie da. Czy da się oszukać grawitację? Czy możesz udawać, że oddychasz? Jeśli spróbujesz, doświadczysz bolesnych konsekwencji.

Takim błędem jest np. nazywanie “spokojem” i “relaksem” tego, co się dzieje podczas sesji z porno. A potem doświadczamy bolesnych konsekwencji błędu i tego, co naprawdę się dzieje. Jeśli tego nie zrozumiemy, ten sam błąd możemy powtórzyć nawet setki razy. I miliony uzależnionych powtarza.

Mądrym jest rozpoznanie własnych błędów i ich korekta.

Bo jeśli nigdy nie wybraliśmy dążenia do mądrości, to zapewne wybraliśmy granie ofiary świata i umniejszanie sobie. Być może nawet nienawiść do siebie. Jedno wyklucza drugie. Nie możesz stawać się mądrzejszym/mądrzejszą nienawidząc się za błędy. Jeśli nie urodziłeś/aś się na poziomie mądrości, to też nic nie szkodzi. Masz pełną możliwość każdego dnia zbliżenia się coraz bardziej. Z każdą zmianą będzie Ci coraz lepiej. Zauważ, że też nie urodziłeś/aś się z lękiem, wstydem, winą czy nienawiścią. Tego nauczyliśmy się po drodze. I jeśli dalej budowaliśmy o to swoje opinie, percepcje, dokonywaliśmy wyborów, ustalaliśmy intencje, no to oddalaliśmy się od całego spektrum pozytywności, zdrowia i miłości. Warto zacząć nawracać. To będzie mądre.

Jeszcze jedno – warto wiedzieć, że:

nasze zmysły i umysł pracują z jakością naszego poziomu świadomości oraz intencji.

Mądrość więc jest czymś, co samo się będzie pomnażać. Bo jeśli jesteś na poziomie pozytywności, w większości będziesz wybierać również to co pozytywne, a może i nawet co coraz bardziej pozytywne.

Dlatego też tak ważne jest, by uczciwie przyjrzeć się temu jak żyjemy, w tym swoim intencjom, bo dzięki temu uchronimy się przed dalszym brnięciem w niskie jakości. I nie mamy liczyć, że wymyślimy sobie rozwiązania naszych problemów. Po raz n-ty przypomnę mądrość – “Nie można rozwiązać żadnego problemu z poziomu, na którym powstał”. Nie tylko dlatego, że gdybyśmy potrafili je rozwiązać, to ich byśmy nie mieli ale też dlatego, bo gdy mamy jakiś problem, często nie chcemy go rozwiązać. Zamiast tego opieramy się, gramy ofiarę lub próbujemy uciekać.

Rozumiesz? Aby rozwiązać problem, przede wszystkim w ogóle konieczne jest zaakceptowanie, że on jest i wzięcie za niego odpowiedzialności. Czyli wybór prawdy, wybór tego, co pozytywne, co sprzyja życiu.

Dlatego potrzebujemy pomocy tych, którzy te problemy mieli i je rozwiązali. I wierności względem rad tych osób.

No bo gdybyś wiedział(a) jak rozwiązać problem uzależnienia, to byś go nie miał(a). W ogóle byś do niego nie doprowadził(a).

Czasem w ogóle trzeba popracować nad sobą na tyle, by zacząć widzieć w czymś problem – np. w oglądaniu pornografii. Możemy być tak nisko, że za żadne skarby nie będziemy tego chcieli przyznać, bo w naszych oczach dzięki pornografii unikamy jeszcze gorszych problemów. Podobnie z piciem alkoholu – możemy uważać, że relaksujemy się dzięki jego spożywaniu. Czy na pewno?

Dlatego czasem pomaga skok w drugie ekstremum – porno to zło, największa pułapka, nienawidzę go i już nigdy po nie nie sięgnę! To pomoże ale przypominam, że sama nienawiść to poziom 170 do nawet 30. Więc nienawidzenie pornografii, będące na poziomie np. 150, jest na pewno dużo lepsze, niż wstyd (20) i wina (30), że je oglądamy. Ale wyzdrowienie to poziom 350.

Ostatecznie trzeba zmądrzeć na tyle, by porzucić nienawidzenie pornografii i zastąpić je odpowiedzialnością za własne życie.

Stan indukowany przeze spożywanie alkoholu czy narkotyków oraz oglądanie pornografii to stan na poziomie 350 do nawet 600. Przypominam,  że 350 to poziom Zdrowia. Dlatego oglądanie porno czy picie wódki po ciężkim tygodniu wydawać się może dla uzależnionego jak zbawienie. Tylko nie rozumie, że nie osiąga tego w zdrowy sposób, tylko przez nienaturalne i nagłe odcięcie tego, co w sobie nosi, czego się trzyma i czemu stawia często bardzo silny opór. Koszt tego jest ogromny. I niemożliwym jest ten stan utrzymać. Z im niższego stanu wybijemy się na ten niesamowicie wysoki stan, tym boleśniej potem upadniemy.

Widzisz roździęk między tą informacją, a kłamstwem lub niezrozumieniem – “porno mnie odpręża”?

Dlatego – nie kombinuj. Jeśli jesteś uzależniony, to poszukaj i zastosuj rozwiązania. Zapisz się do Programu Wolność od Porno lub znajdź inny, SKUTECZNY sposób i uczciwie go stosuj. Uczciwie. Bo jeśli nie chcesz WoP tylko dlatego, bo to oznaczałoby, że przestajesz kłamać i oszukiwać siebie od teraz, bo się tak boisz, to żadne inne rozwiązanie nie będzie lepsze. Bo już sama intencja będzie negatywna i nie da Ci zdrowia. Przyznanie, że boisz i opierasz się rozwiązaniu jest warunkiem niezbędnym do wyzdrowienia. Chociażby dlatego, bo to co wybierzesz utrzymując lęk i strach nie będzie rozwiązaniem.

Nawet tzw. “białe kłamstwo” jest na poziomie 190, czyli nie doprowadzi Cię w stronę zdrowia. Nie jest mądrością kłamać w zdecydowanej większości przypadków. I gdy przyjrzymy się przyczynom kłamstwa, zobaczymy, że jest to prawda.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Podobne Wpisy:
O Emocjach – Poczucie Winy (Część 4)

O Emocjach – Poczucie Winy (Część 4)

Wiesz już nieco o wpływie emocji na człowieka i bardzo możliwe, również na Ciebie. Moje pytanie brzmi – czy wybierasz, by zrezygnować z poczucia winy i żyć bez niego? Czy jesteś gotowy wybaczyć sobie i innym przeszłość, chwilę obecną i nie trzymać winy na przyszłe błędy? Czy jesteś gotowy żyć w szacunku do życia? Do swojego… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 4
100 Dróg do Pokoju (25-27)

100 Dróg do Pokoju (25-27)

Witam Cię serdecznie i spokojnie! ;) Kontynuujemy pierwszą z trzech serii dotyczących dróg do pokoju, szczęścia i sukcesu! Zajmujemy się pokojem. Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej! ► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie. Części 1-8 znajdziesz klikając na poniższe linki: ► 100 Dróg do Pokoju (1-3) – Przestań próbować zmieniać i kontrolować innych, Przestań chcieć… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 4
O Emocjach – Pożądanie (Część 9)

O Emocjach – Pożądanie (Część 9)

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat świadomości Pożądania. Części 1-8 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► O Emocjach – Pożądanie (Część 1). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 2). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 3). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 4). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 5). ► O Emocjach – Pożądanie (Część… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
Cnoty (Część 17) – Szczęśliwy, Racjonalność

Cnoty (Część 17) – Szczęśliwy, Racjonalność

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy serię o cnotach charakteru. Części 1-16 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Cnoty (Część 1) – Wstęp i szczerość. ► Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga. ► Cnoty (Część 3) – Moralność, Ciepło, Pracowitość/Pilność, Niefrasobliwość. ► Cnoty (Część 4) – Wytrwałość, Dobry/uprzejmy, Bycie pomocnym, Pozytywny. ► Cnoty (Część 5) –… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 4

WOLNOŚĆ OD PORNO