Witam Cię serdecznie!
Kontynuujemy temat stanięcia w obliczu faktu o własnym uzależnieniu.
Części 1-3 znajdziesz klikając na linki poniżej:
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 1) – Wstęp
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 2) – Lista nr 1
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 3) – Nienawiść, złość, chęć zemsty, wina
Dzisiaj nie zajmiemy się trzecią częścią listy nr 2, rzucenie elementów której jest niezbędne do wyzdrowienia z uzależnienia i odzyskania spokoju, radości, zdrowia, poprawy relacji z innymi ludźmi, etc.
Bo na przykładzie pracy z jednym z moich Klientów pokażę Ci jak wielu negatywności możemy się trzymać i jak wiele umyka nam pod radarem. Korespondencja załączona za zgodą mojego Klienta. Oto poszczególne fragmenty mailów z moim komentarzem:
“A nie mogłeś wykonać tego raportu nie stawiając oporu?
Względem czego w swoim życiu postępujesz identycznie? Niepotrzebnie się opierasz i męczysz? Czy rozumiesz, że w każdej chwili możesz przestać się opierać i wybrać pogodne, radosne, pozytywne, spokojne nastawienie?
(…) Rozumiem, że bałeś i opierałeś się temu Modułowi i Raportowi? I dlaczego? Do jakich tematów w swoim życiu podchodzisz podobnie? Kiedy to zmienisz? Ile jeszcze będziesz w emocjach i ich odczuwaniu widział coś złego?”Minęły już prawie 2 miesiące odkąd otrzymałem komentarz do Raportu z Modułu 4.
Z perspektywy tego czasu i tego co zrozumiałem z naszej korespondencji odpowiedź jest jedna – mogłem go wykonać bez stawiania oporu ale nie chciałem. Z trudem przychodzi mi przyznanie, że tak naprawdę to ja nie chciałem porzucić tego uzależnienia ze względu na korzyści, które daje mi trwanie w tym brzydko mówiąc k***idołku.Rozumiem, że mogę przestać się opierać i wybrać pogodne życie ale hmm.. muszę tego chcieć.
Nic nie musisz, bo nie jesteś ofiarą. Wszystko możesz wybrać chętnie lub spokojnie odmówić. Ale mówienie, że coś musisz jest stawianiem samego siebie na pozycji ofiary, co odbiera energię, chęci, degraduje jakość myślenia oraz – przede wszystkim – intencja jest negatywna, nie “nastawiona” na sukces.
Do zmiany się nie zmusisz. To albo wybierzesz świadomie, taki będzie Twój wybór – życie radosne, spokojne, odpowiedzialne, odważne, albo nie. Jeśli nie, to znaczy, że wybrałeś coś innego.
Jeśli do czegoś się zmuszasz, to nadal nie chcesz czegoś innego i uniknięcie tego jest ważniejsze nawet od szczęścia, spokoju, zdrowia. Dopóki to nie stanie się świadome i nie zmienisz swojego nastawienia, nigdy nie pozwolisz sobie na swobodne, przyjemne życie.
Pisałeś, że wstydzę się pokazać jakie kanały na youtube oglądam, proszę mój ostatni ulubiony kanał: abc (mój komentarz – kanał nie jest ważny, bo każdy, kto nadal ucieka od emocji chętnie wykorzysta kanał informacyjny jako pretekst do sycenia umysłu kolejnymi informacjami, a od ważnej pracy ucieknie).
Dzięki niemu zrozumiałem czym jest trzymanie się emocji i stawianie im oporu.
A co stanowiło problem, by zrozumieć to ode mnie?
Ty nie masz tego zrozumieć, tylko stać się tego świadomym GDY TO ROBISZ. “Rozumienie” nie musi wcale oznaczać świadomości ani w ogóle, ani w momencie, gdy to robisz. A to ma krytyczne znaczenie –
bo zmiana może odbyć się tylko w tych sytuacjach, w których dotychczas dokonywałeś szkodliwych decyzji. Nie przed i nie po.
Co więc zrozumiałeś? Czy pomogło Ci to zaobserwować w swoim życiu. Wymień choć kilka sytuacji, gdy do tego doszło w minionym tygodniu.
Być może potrzebowałem jeszcze innego wytłumaczenia niż te, które znalazłem w WoP.
Więc to już jest zastanawiające. Przede wszystkim mówisz – “być może”. Czyli nie wiesz.
Nie wiesz czego potrzebowałeś.
A jakie było wytłumaczenie w WoP, którego nie zrozumiałeś?
Bo wg mnie problemem było to, że się opierałeś i dlatego uciekałeś w wiedzę, która miała Ci przynieść zmianę, która nie wiązałaby się z odczuciem ani jakiejkolwiek emocji, ani oporu. I wytłumaczyłeś to sobie, że potrzebowałeś innego wytłumaczenia.
Niemniej – znów coś się dowiedziałem ale trzeba działać. Praktycznie na miesiąc czasu zrobiłem sobie przerwę od aktywnej pracy z WoP a teraz wracam z podkulonym ogonem ale szczerą chęcią zmiany.
To nieuświadomiony mechanizm ucieczkowy.
Jeśli się nim nie zajmiesz, pozostanie.
I to całe “być może potrzebowałem jeszcze innego wytłumaczenia” to była zwykła ucieczka, jak podejrzewałem.
Bo wcale nie szukałeś wytłumaczenia, tylko szukałeś sposobu, by oddalić zmierzenie się z oporem i emocjami. Teraz mówisz, że “trzeba działać”. Ale to kolejny frazes, który fajnie brzmi, człowiek lepiej się czuje na moment, a właściwą pracą jest zmierzenie się z oporem, z emocjami. Tego nie załatwi żadne super męskie działanie. Tylko zostanie w sobie.
A zmiana jaka ma się odbyć, to rozpoznanie swoich negatywnych cech i ich przepracowanie, uzdrowienie, dojrzenie, porzucenie za sobą. To “trzeba działać” może i powinno odnosić się wyłącznie do tego, by te zmiany wdrażać w swoim życiu, gdzie występowały działania negatywne, niedojrzałe i postawy, nastawienia, reakcje, intencje, etc.
Chcę uwalniać te emocje.
Ok, więc czemu dalej piszesz, że nie?
Chcenie, a działanie często oddziela wielka przepaść. Każdy chce mieć dużo seksu i dużo pieniędzy, a kto ruszył tyłek, by się tym zająć? To po pierwsze.
Po drugie – już wiemy, że uciekałeś. I zamiast się do tego przyznać, mówisz, że potrzebowałeś innego wytłumaczenia. Ale gdy odczujesz niechciane emocje, to w umyśle pojawi się dokładnie ta sama myśl – “potrzebuję jeszcze się czegoś dowiedzieć, bo jeszcze ‘czuję’, że nie wszystko zrozumiałem”. Co oczywiście będzie kolejną racjonalizacją oporu – niechęci.
Tematy do których podchodzę podobnie jak do tego Modułu i Raportu czyli robię to niechętnie i stawiam opór (trzy pierwsze jakie przyszły mi na myśl):
-mówienie tego co chcę powiedzieć w obawie żeby ktoś się nie obraził, źle mnie nie zrozumiał –
I to zrozumiałeś/zaobserwowałeś dopiero po obejrzeniu filmików z tamtego kanału Youtube?
czyli po prostu uniknąć tego co bym poczuł w takiej sytuacji,
Zgadza się.
Więc proszę mów zgodnie z prawdą – zamiast wmawiać sobie, że nie chcesz kogoś obrazić, pamiętaj, że TY nie chcesz poczuć czegoś. Zwalanie tego na innych to właśnie jeden z aspektów niskiej dojrzałości emocjonalnej.
To temat i problem stricte wewnętrzny. Najlepiej przepracować go właśnie mówiąc to, co chcesz powiedzieć i zmierzyć się z lękiem, wstydem, winą.
Jeśli Twoją intencją nie będzie nikogo obrazić, ani zranić, to wszystko będzie w porządku.
I to nie takie “po prostu”. Korzyść wydaje się prosta – “uniknąć odczuwania np. wstydu”. Ale ludzie wolą wypierać to latami, zaćpać się, schlać do nieprzytomności setki razy, stracić pracę i rodzinę, niż zmierzyć się z tą emocją.
-poznawanie dziewczyn, tutaj zdaje się, że też robię to na odwal się. Niby chcę poznać ale tak naprawdę jak przychodzi do możliwej randki to się wycofuję, znajduję jakieś preteksty i sabotuję swoje działania. Ego zaspokojone – w końcu spróbowałem ale nie wyszło, więc nie moja wina a ja dalej jestem sam.
Więc widzisz, że osiągnąłeś to, co jest zgodne z Twoją intencją – ‘spróbować’. I tyle. I próbujesz. I nawet lepiej, że nie wyszło, bo przynajmniej człowiek nie będzie musiał się dalej starać. A że nie masz intencji co dalej z tym zrobić, to nie pozwalasz sobie na sukces.
Bo jakby kobieta się zgodziła na randkę, to poczułbyś się, że nie masz kontroli – nie wiesz co powiedzieć, gdzie iść, o czym rozmawiać, a o czym nie, co potem, kiedy pocałować, kiedy zaproponować wspólny powrót do domu… A wtedy co? Wstyd, wina, strach, opór, napięcie…
Poza tym dalej próbujesz umieścić gdzieś winę – a to winisz siebie, albo kogoś innego. A po co winić kogokolwiek?
Jeśli kogoś obwinisz, to wina w Tobie pozostanie W TWOIM ŻYCIU i zawsze będziesz dążył do sytuacji, w których kogoś obwinisz.
A zazwyczaj obwiniamy, gdy stanie się coś nieprzyjemnego. Więc automatyczne dążymy do tego, co nieprzyjemne. Jednocześnie gdy kogoś o to obwinimy, to niemożliwe będzie rozwiązanie tego problemu.
-akceptacja swojego wyglądu, niby chcę siebie zaakceptować ale wystarczy znaleźć jeden pretekst, jedną niedoskonałość albo nawet obudzić się w gorszym nastroju i ta cudowna bańka oczarowywania się pęka i znów mam negatywne przekonania na swój temat.
Bo nadal jesteś takim samym człowiekiem.
A każde oczarowanie prowadzi do rozczarowania.
Jesteś człowiekiem, który zapewne większość, jak nie wszystkie, decyzje podejmuje na bazie swojego samopoczucia. A to bardzo poważny błąd. I z niego też wynika brak pewności siebie – bo człowiek nie jest pewny swoich decyzji, ani uczuć. Jak poczuje np. stres, to się wycofa. A pewność siebie to, można rzec, taka zdyscyplinowana postawa i postanowienie, że zrealizujemy cel niezależnie co poczujemy i co się stanie (w granicach rozsądku). Jak pojawią się problemy lub trudności, to znajdziemy dla nich rozwiązanie i wrócimy na drogę realizacji celu, a nie użyjemy ich jako pretekstu, by odpuścić.
Nigdy nie wiemy, co poczujemy. Możemy zakładać. Ale jeśli jednego dnia czujesz się fantastycznie, to NIE oznacza, że ten stan pozostanie i jak się zmieni na gorszy, to znaczy, że coś źle zrobiłeś. Zmiana nastroju i stanu emocjonalnego zależy w ogromnym stopniu od poziomu zaniedbania podświadomości. Czyli każde gorsze samopoczucie to świetna okazja, by je zaakceptować i przystąpić do uwalniania.
A jednocześnie dla Ciebie opór czy gorsze samopoczucie wystarcza(ło) jako pretekst do użalania się, zmagania, grania ofiary, niechęci do różnych obszarów Twojego życia, wliczając nawet wstanie z łóżka.
Żyłeś dokładnie w taki sposób. M.in. dlatego się uzależniłeś. Bo uzależnienie to jedna z konsekwencji niedojrzałego i nieświadomego, negatywnego życia.
Piotr, czy przez pytanie „KIEDY?” – chodzi o rzeczywisty termin czy o zmuszenie mnie do tego abym rzeczywiście chciał zmienić daną rzecz w swoim życiu?
Kontekst:
“Odpisuję na ten raport już kupę czasu – przepraszam. Niemniej, stawiam cholerny opór temu zajęciu tj. napisałem odpowiedź do połowy i stanąłem w miejscu.
Powiedz – kiedy przestaniesz go stawiać?”
Ależ ja Cię do niczego nie zmuszę i nie zamierzam.
Gdybym Cię nawet zmusił do zmiany, to zrobiłbym Ci krzywdę. Ty sam masz dojrzeć, dorosnąć, wzrosnąć, zrozumieć, zmienić np. swoje cele życiowe, nastawienie – i już nie np. pracować jako ofiara, tylko pracować dojrzale dla jasno określonych celów i podchodzić do swojego źródła utrzymania mądrze.
Gdy ja Ci powiem, że życie odważne jest ważne i powinieneś tak żyć i Ty będziesz próbował tylko dlatego, bo ja Ci o tym powiedziałem, to bez sensu.
Bo przy pierwszej okazji, przy pierwszym pretekście przestaniesz tak żyć. Zapewne na drugi dzień po zakończeniu naszej współpracy.
Jeśli dalej nie będziesz widział sensu w zmianie, w życiu odpowiedzialnym, dojrzałym i świadomym, w rozwiązaniu swoich problemów, w korekcie swoich negatywnych postaw, to pozostaniesz uzależniony. “Wóz albo przewóz.
Bo wydaje mi się, że albo można powiedzieć TERAZ albo nie wiem. No bo jak mogę powiedzieć „ee zmienię to za 15 minut ale teraz jeszcze poczekam”.
Widzisz więc, że nawet tak prosty temat postrzegasz w bardzo ograniczony sposób. Widać, że nigdy nic nie planowałeś i nie zrozumiałeś jak ważne to jest.
A ile czasu poświęciłeś na jego analizę? 3 sekundy? 4?
Kiedy? – to można zaplanować. Rozejrzeć się po swoich działaniach, dostrzec co wykonujesz, ile Ci to jeszcze zajmie, ile czasu i wysiłku możesz włożyć w realizację innego, nowego celu, etc. Jeśli więc widzisz, że codziennie obijasz się 2 godziny, czyli w tym czasie uciekasz od czegoś – zapewne od oporu, no to TO jest TEN moment, by tego oporu stać się świadomym i go uwolnić.
Jeśli jedyne odpowiedzi jakie wydają się sensowne to “teraz” albo “nie wiem” to znak, że żyjesz bez żadnego planu, nie realizujesz niczego konkretnego. Żyjesz z chwili na chwilę. Każdy może sobie to nazwać “ja żyję spontanicznie” ale to oczywiste, niedojrzałe racjonalizowanie oporu i zwykłe kłamstwo. Nie żyjemy wtedy spontanicznie, tylko NIE CHCEMY ani ułożyć planu, ani go zrealizować.
To jakbyś był na środku oceanu i tylko starał się nie utonąć.
Planowanie wiąże się ze świadomym wyborem – “Ok, POSTANAWIAM – WYBIERAM – że rozpocznę realizację tego i tego dnia, o tej i o tej godzinie”. A także USTALASZ/WYBIERASZ co zrealizujesz. Tak jak w przypadku kobiet – Twoją intencją było “spróbuję” i co najwyżej tyle osiągałeś.
Organizujesz się tak, by to zrobić. Żadnych wymówek. I jak ktoś Ci zaproponuje w tym dniu wyjście na piwo, to spokojnie dziękujesz, bo masz już PLANY, które sam stworzyłeś.
A jak planu nie masz, to oczywiście zgodzisz się, pójdziesz na piwo, wypijesz za dużo, potem cały dzień będziesz miał kaca, poczujesz się winny, obejrzysz porno, poczujesz się jeszcze bardziej winny i tak nawet miesiącami.
Pełno było takich przypadków.
Dlatego zalecam, by i medytację, i uwalnianie ZAPLANOWAĆ – USTALIĆ, WYBRAĆ, o których godzinach każdego dnia poświęcisz na to czas. Bez planu byle pretekst wystarczy, by z tego zrezygnować.
A poza tym konieczne jest nadać odpowiednio duże znaczenie medytacji i uwalnianiu. I jak się pojawi jakaś pokusa – a pojawi się – to nie zrezygnujesz z niej.
Poza tym – to, co “Ci się wydaje” to myśli, które tylko racjonalizują Twój stan emocjonalny i intencję. Praca myślenia dopasowuje się do intencji. Jeśli Twoją intencją nie jest zmiana, to w umyśle nie znajdziesz niczego, co wspomoże zmianę. Tak jak teraz – na pytanie “kiedy?” w umyśle znalazły się “odpowiedzi” tylko “za 15 minut” i” eee, to jeszcze poczekam”. Bo to idealnie odzwierciedla Twoją intencję dotyczącą zmiany.
Mówiłem, by w razie problemów zawsze skupić się na sobie, bo to, co dostrzeżemy i jak to zinterpretujemy mówi nam wyłącznie o nas samych.
“Co to znaczy, że dopadł Cię jakiś kryzys? Jak mogę Ci pomóc jeśli mam tylko skrawek informacji, z czego połowa to urojenie?”
Poczułem bezsilność wobec nałogu.
Bo tak postrzegasz swoje możliwości.
Tzw. bezsilność to brak energii, a staram się pomóc Ci zrozumieć, że większość energii przeznaczasz na opór i na utrzymywanie emocji w sobie.
To raz.
Dwa – poziom energii wynika bezpośrednio z nastawienia względem czegoś – np. niechęć lub stawienie się w roli ofiary – “muszę” od razu degeneruje poziom energii.
Trzy – poczułeś bezsilność, bo nadal nie chcesz zrezygnować z oglądania porno. Nadal chcesz korzyści jakie Ci to daje.
Nałóg to sposób na radzenie sobie z tym, z czym nie chcesz sobie poradzić, od czego uciekasz. Lub wierzysz, że nie możesz.
I dopóki nie nauczysz się sobie z tym radzić, to oczywiście nigdy nie będziesz nawet chciał wyjść z uzależnienia, bo to tak jakby tonący miał puścić się brzytwy. I choćby ręka już niesamowicie bolała i krwawiła, to się jej nie puści.
Tak jak pisałem w korespondencji – byłem (jestem) w ciągu pornograficznym i miałem moment zwątpienia czy w ogóle uda mi się kiedykolwiek wyzdrowieć.
No nie, jeśli nadal będziesz postrzegał to jako coś, z czego musisz zrezygnować.
Porno wybierasz Ty. W pewnych okolicznościach, bo odnośnie nich oglądanie porno zapewnia Ci jakieś korzyści. I z tych korzyści na razie nie chcesz zrezygnować lub nauczyć się ich osiągać w zdrowy sposób.
Po kolejne – a co z resztą życia? Jak w ogóle żyjesz względem czegokolwiek? Ile razy cokolwiek robisz z poziomu chęci, radości, angażujesz się w to chętnie?
A ile razy i co robisz to niechętnie, zmuszając się, jak ofiara i zamiast (do)dawać do tego np. radość, to próbujesz coś wziąć ze świata, by np. poczuć się lepiej?
Spadła moja motywacja do pracy nad sobą
Bo nieodpowiednio na to patrzysz.
Starasz się zmusić do rzucenia tego, czego nie chcesz rzucić, bo daje Ci to nadal bardzo istotne korzyści.
Dalej się zmagasz i postrzegasz uzależnienie jak migrenę, albo coś, nad czym musisz w jakiś magiczny i męczący, ciężki sposób pracować.
Ale wszystko co trudne i ciężkie już wykonujesz. Wychodzenie z uzależnienia to m.in. nauka spokojnego, odważnego, śmiałego, chętnego, radosnego życia.
A to nie męczy i nie jest trudne. Właśnie wręcz przeciwnie – wszystko zaczyna być coraz bardziej łatwe.
I uzależnienie to taki “plaster na rany”, którymi są konsekwencje niedojrzałego, nieświadomego i negatywnego życia.
(ćwiczenia wykonywałem, notatki robiłem mimo wszystko ale na moment straciłem wiarę, że ma to sens).
No bo nie robiłeś tego, by wyjść z uzależnienia, tylko jak z kobietami – próbowałeś coś, co może jakimś magicznym sposobem coś zmieni.
A w rzeczywistości wcale nie chciałeś zmiany.
Nadal uciekasz od oporu, strachu, wstydu, winy, żalu. A w umyśle widzisz “straciłem wiarę, że to ma sens”…
Więc nie tylko nie nadałeś odpowiedniego znaczenia swoim staraniom, tylko wierzyłeś, że mają sens.
Ale nie mają sensu same w sobie. Mają taki jaki sam im nadasz.
Skoro nie nadałeś, to traktowałeś je jak wszystko inne – jako dodatkowy obowiązek, coś co musisz robić, czego w sumie nie chcesz i chcesz to ograniczyć, by się niepotrzebnie, dodatkowo nie męczyć.
Zgadza się?
Uświadomiłem sobie, że nie ma takiej siły na świecie, która mnie wyciągnie z uzależnienia jeśli ja sam tego nie zrobię swoimi działaniami (czyli pracując z WoP).
Ale żadne działania tu nic nie zmienią.
Tylko świadomość własnych decyzji i ogólny wzrost jako istota ludzka.
Jak możesz wyjść z uzależnienia jeśli nadal będziesz się opierał, by powiedzieć to, co chcesz, potem będziesz się wstydził i winił za to, frustrował, dalej opierał i szukał ulgi w pornografii?
Rzucenie porno jest niemożliwe, dopóki nie przepracujesz m.in. tego tematu.
I to nie ma stać się wymówką, by dalej oglądać porno, “bo Piotrek Kruk powiedział, że i tak nie wyjdę z uzależnienia, dopóki nie zacznę mówić to, co chcę powiedzieć”.
Życie niedojrzałe = uzależnienie.
Możesz zbudować 20 sierocińców ale dopóki np. będziesz się opierał, by powiedzieć co chcesz powiedzieć, to pozostaniesz uzależniony. Jeśli pierwsze co będziesz robił po przebudzeniu, to opieranie się i narzekanie, to pozostaniesz uzależniony.
W ogóle mam wrażenie, że coraz częściej towarzyszy mi żal i apatia oraz momentami złość. Czy to dobry znak?
To za mało informacji, by stwierdzić.
To przede wszystkim nie żaden znak. Ważna jest Twoja intencja – co z tym robisz?
Jeśli nigdy nie czułeś żalu i ostatnio poczułeś, to na pewno dobrze. Ale to za mało.
Bo to jak jechać samochodem i minąć znak “Gdańsk 70 km”. Pytanie – czy Gdańsk to dobry kierunek? Właściwy cel? Właściwy cel do czego?
Czy do celu wiedzie droga przez Gdańsk?
Czy zatrzymasz się w Gdańsku?
To co czujesz, to prawie na pewno już stłumione emocje – stłumiony żal i opór. Bez ich świadomego odczuwania i bez intencji ich uwalniania one nie miną. Więc niekoniecznie musisz się użalać ale żal nie minie.
Emocje ułożone są w podświadomości warstwami. Więc po prostu czujesz takie warstwy, bo taka jest ich kolejność na “kopcu emocji”.
Odczuwanie wyższych emocji, np. żalu, to dobry znak, gdy np. od lat nie płakałeś.
Ale takie pochlipywanie na zmianę z frustrowaniem się to tylko chaotyczne odczuwanie różnych emocji, brak robienia z nimi czegokolwiek mądrego.
Po raz kolejny przypomnę, że KRYTYCZNA JEST INTENCJA. Jeśli intencją nie jest uwolnienie w tym przypadku żalu, to go nie uwolnisz.
Niedawno czułem przeważnie poczucie winy i wstyd a z tego co się dowiedziałem żal to stan wyższy niż wstyd i wina. Czasem bym sobie usiadł i się wypłakał, tu znów nie wiem czy to czucie żalu czy użalanie nad sobą.
Więc to zaobserwuj. Zacznij przeżywać żal najlepiej jak potrafisz. I potem mi to opisz i pomyślimy co z tym zrobić.
“Widzisz więc co jest problemem – nie emocje i myśli, tylko słuchanie się myśli choć przez to doprowadziłeś do wielu problemów, a zapewne i cierpienia.
I nadal to robisz.
Dlaczego więc?”
Proszę przeczytaj tą konkretną odpowiedź w całości przed odpisaniem, abyś odniósł się do niej jako całości. Zawarłem tu chyba wszystkie wątpliwości aby je rozwiać mam nadzieję, że raz na zawsze.
Nie potrafię rozróżnić kiedy myślę ja a kiedy nie ja. Myśli to proces bezosobowy, paplanina umysłu – tak mówi WoP. A czym jest to na podstawie czego ja teraz odpisuję ? Czytam słowa, które zamieściłeś w odpowiedzi na maila, w mojej głowie pojawiają się myśli, odpowiedzi, konkretne zdania w oparciu o to co zebrałem już w podświadomości w umyśle oraz te, które pojawiły się w związku z odczuciem emocji.
I tak jak wiem, że te konkretne myśli odpowiedzi, które tutaj zamieszczam pochodzą ode mnie tak często łapię się na tym, że wydaje mi się, że myśli pojawiające się w momencie czucia emocji też są moje. Często się na tym przyłapuję niestety po wybraniu porno – wiem, że to błąd ale tak mam.
Bo jeśli te myśli również nie są moje, to jak nazwać proces – myślowy – dążący do skonstruowania odpowiedzi na zadane przez Ciebie pytanie ?
Nawet jeżeli wiem na poziomie logicznym, w momencie pojawienia się myśli „tylko zerknę na moment”, że jest to paplanina umysłu, to kolejne myśli usprawiedliwiające tą nakłaniającą bezpośrednio do skorzystania z porno biorę za moje własne. Tracę wtedy świadomość, że te myśli też nie są moje.Czyli podsumowując – robię to dlatego bo nie jestem do końca przekonany, że ja w ogóle nie myślę. Bo jeśli ja w ogóle nie myślę to na podstawie czego konstruuję moją wypowiedź?
Czy WoP rozróżnia myślenie na dwa pojęcia:
myślenie jako proces bezosobowy, paplanina umysłu oraz myślenie jako konstruktywny proces mający na celu dojście do jakiś wniosków?
To co napisałeś pokazuje problem całej ludzkości.
Czego się słuchać? Co jest właściwym wyborem i kiedy?
Wydaje mi się, że właściwe odpowiedzi są dwie i są ze sobą powiązane:
1. Znaleźć wzór do naśladowania – kogoś, kto osiągnął to czego Ty chcesz. Ale to nie wszystko. Nie chodzi tylko o to, że to osiągnął ale ogólnie jakim jest człowiekiem. Bo jeśli miałbym do wyboru naśladowanie milionera filantropa i milionera samotnego ekscentryka, który nigdy na żadnym zdjęciu się nawet nie uśmiechnął, to wolałbym naśladować filantropa. Naśladujesz tą osobę, szukasz w jaki sposób ona podeszła do problemów, które masz i jak je rozwiązała i to stosujesz. Nie ma więc potrzeby myślenia na ten temat.
Odnośnie pierwszego problemu – Ty nigdy nie myślisz. Tak jak i Ty nie chodzisz, nie ruszasz swoim ciałem.
To proces BEZOSOBOWY. Wykonuje się sam zgodnie z Twoją intencją.
Proszę – usiądź. Wstań i usiądź. Już? Ok. To teraz zapytaj się – ile z tego zrobiłeś Ty? Czy zdajesz sobie sprawę jak ten ruch jest skomplikowany?
Umysł sam przeanalizował otoczenie, miejsce, w którym wybrałeś usiąść. To tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy obliczeń.
Ile z mięśni ruszyłeś Ty?
Ty wysłałeś impulsy z/do mózgu, napiąłeś ciało, itd., itd.? Nie. To stało się samo.
Ty jedynie ustaliłeś intencję i dokonałeś decyzji, by usiąść. Reszta stała się sama, automatycznie.
To samo z myślami. Myśli dopasują się do Twojej intencji.
Więc “kiedy myślę?” odpowiedź jest jedna – nigdy.
2. Ale “kiedy myślenie jest korzystne?” jest już bardziej złożona – zależy od Twojej intencji i poziomu świadomości.
Zauważ, że do tej pory uważałeś oglądanie porno za właściwe rozwiązanie w pewnych okolicznościach i na pewne problemy. I takie też miałeś myśli. Myślenie znajdowało sposób, byś to zrealizował. Pokazywało Ci ścieżkę.
Robi to na podstawie tego, co już skądś usłyszałeś. Bo jeśli czujesz np. wstyd, który uznałeś za poważny problem i źródło swojego cierpienia, a porno jako lek, no to scenariusz myślowy gdy poczujesz wstyd będzie oczywisty. Bo myślenie nie wymyśli Ci nic nowego.
Dlatego potrzebna jest pokora. I gdy przestaniesz już bezkrytycznie i ślepo słuchać się myśli, to zauważysz, że bardzo często odpowiedź na to jak żyć, co zrobić, etc. będzie “nie wiem”.
I to doskonała odpowiedź! Bo szczera, prawdziwa, zgodna z rzeczywistością.
I nieco głębiej – “DLACZEGO TO/TAMTO uważałem/uznałem za dobre?”
W ten sposób można dojść do przyczyn i korzyści.
Robiłeś coś – wybierałeś to, bo miałeś z tego korzyści. Np. poczucie, że “coś robisz”. Ale to nigdy nie mogło dać Ci nic więcej, bo nie miałeś takiej intencji. Gdyż poprzez to jednocześnie chciałeś czegoś uniknąć – prawie na pewno jakichś uczuć. Nie chciałeś czegoś czuć. A wiemy, że to już w Tobie jest. I to zapewne od lat.
Dlatego też KRYTYCZNIE WAŻNY JEST KONTEKST. Mówisz o dochodzeniu do wniosków – ale wniosków odnośnie czego? Co chcesz osiągnąć? Bo jeśli Twoją intencją jest “próbować”, to wnioski nie przekroczą tej “granicy”, którą wyznaczyłeś intencją. Dopiero, gdy ustalisz intencję – “wejść w związek z kobietą, zrobić to, co niezbędne, by go stworzyć” – wtedy automatycznie cały proces myślowy dostosuje się do tego. I jak poczujesz strach czy opór, to odpowiedź będzie oczywista – “działać pomimo ich odczuwania i uwolnić je podczas działania”. A nie kombinowanie jak to ich nie poczuć, albo próbować je usunąć… co w założeniu miałoby trwać w nieskończoność, bo niezmienną intencją byłoby ich uniknięcie.
Bo jeśli te myśli również nie są moje, to jak nazwać proces – myślowy – dążący do skonstruowania odpowiedzi na zadane przez Ciebie pytanie ?
Ano dostrzec go tym, czym jest – bezosobowym procesem myślowym. Lecą myśli i tyle.
Ty się im przyglądasz i uważasz za właściwe lub nie. A uważasz coś za właściwe lub nie ze swojego poziomu świadomości i intencji.
Zaś gdybyś się przyjrzał im bardzo uważnie to dostrzeżesz, że to faktycznie tylko potok powtarzanych słów. Czyli tego, co już skądś usłyszałeś.
Nie ma nic czego już byś skądś nie usłyszał, gdzieś nie przeczytał, etc.
Bo myślenie to nie jest proces konstruktywny, ani twórczy, tylko ODTWÓRCZY.
Dlatego nie wymyślisz rozwiązań na problemy, które masz:
– Z poziomu świadomości, na którym obecnie jesteś i z którego problem w ogóle wynika.
– Bez zainspirowania się tym, co zrobił ktoś inny – czyli zainspirowania się czymś nowy.
Wiele rzeczy pojawiło się po raz pierwszy dopiero, gdy przeczytałeś to w WoP. Twój umysł w życiu by nie wymyślił, by ignorować myśli lub przestać się opierać emocjom.
Bo nigdy tego znikąd nie usłyszałeś. A to wszystko co robisz, robisz właśnie, BO już to gdzieś usłyszałeś – np. opieranie się emocjom, uważanie siebie za gorszego, bo czujesz jakąś emocję, unikanie działania, gdy czujesz opór, itd.
Wiele osób np. nigdy nie zje niczego nowego, np. przygotowując posiłek nie użyje nowej przyprawy, której nigdy nie używało, nie poszuka nowego przepisu. Bo nikt nigdy w rodzinie tej osoby tego nie zrobił.
I w umyśle znajdą się na to racjonalizacje – a że po co, a że może nie wyjść, a że w sumie dobrze się odżywiam, to nie ma co kombinować, itd.
A dlaczego nie użyją? Bo są na niskim poziomie świadomości i ich intencją nie jest zmiana, tylko pozostanie takimi jakimi są. Non stop się opierają i rezygnują z tego, względem czego odczują opór.
Tak samo z zarabianiem, hobby, randkowaniem i praktycznie każdym tematem – człowiek nieświadomy, hipnotyzujący się mentalizacją nigdy nie zrobi niczego nowego. A jeśli się zmusi, to raz i tyle. Kupi np. koszulę o nowym kroju ale intencją będzie szukanie akceptacji. I jeśli jej nie otrzyma, uzna, że to nie miało sensu i już nigdy nie kupi koszuli innej, niż zwykle.
Tak jak Ty – robiłeś coś dla samego przeświadczenia, że “przecież coś robię”. Ale jaka była tego intencja?
A teraz nawet jak to usłyszałeś, to myśli to nadal tylko myśli.
Zaś Twoje życie niezmiennie to nadal reprezentacja Ciebie – Twoich decyzji, wyborów, intencji oraz poziomu świadomości.
Czy potrzebujesz cokolwiek wiedzieć o grawitacji, by na Ciebie działała? Nie. Grawitacja działa cały czas i na każdego tak samo.
To coś całkowicie niezależne od naszego poziomu wiedzy i świadomości. Ale nasz poziom wiedzy i świadomości umożliwia nam rozsądne życie z uwzględnieniem tego.
Z drugiej strony – czy musisz wiedzieć dlaczego ściskasz w dłoni ołówek, by się go puścić? Nie.
Jeśli Tobie nadal bardziej zależy na pozornym komforcie psychicznym i uniknięciu odczuwania wstydu, winy czy żalu, to w umyśle nie znajdziesz przyzwolenia na zrobienie czegokolwiek innego, niż obejrzenie porno przy pierwszej okazji i nawet zaatakowanie tych, którzy Ci w tym przeszkodzą.
W ten sposób rozpadają się związki. Bo zamiast przyjrzeć się własnej odpowiedzialności, ludzie przerzucają na siebie winę z towarzyszącym jej gniewem. Pod którym kryje się żal i poczucie bezsilności.
Ale możesz wybrać, by jednak nie uciec i przyjrzeć się temu, co się w Tobie dzieje. Dać sobie choć 10-15 minut. Spróbować czegoś innego. Czyli poszukać kogoś, kto ten problem miał, rozwiązał go i się tym zainspirować.
Dostrzeżesz, że zmiana nie przyjdzie od razu.
Bo mówimy o wzroście świadomości – czyli Ciebie.
To nie jest jak się uważa powszechnie – “dobro/zło”. Nie jesteś “zły”, a po chwili “dobry”. Tym bardziej, że coś usłyszałeś – np. że pozytywne życie jest ważne.
To gradient. Oznacza to, że wzrost nie jest skokiem – “uzależniony/zdrowy”. To postępująca zmiana.
Tak jak i kwiat nie jest nasionkiem i po sekundzie kwiatem. Zmiana odbywa się stopniowo.
Nie można tego nazwać etapami, bo nie ma etapów. Zmiana, wzrost jest ciągły. Tak jak i grawitacja działa ciągle. Jak upuścisz ulubiony kubek, to grawitacja nie przestaje działać, bo Ci tak źle. Zbijesz sobie i 100 talerzy, jeśli nie będziesz żył rozsądnie. Ale utrata kubka może nas nauczyć żyć ostrożniej, bardziej dbać o to, co posiadasz.
Tylko oczywiście i tu można popaść w absurd i skrajność.
Nigdy nie wolno porzucić zdrowego rozsądku.
Jeśli przy krojeniu zatniesz się nożem, to znaczy, że pora na zawsze przestać używać noży? Czy to rozsądne? Kto się zaciął i od tamtej pory już nic nie kroi lub się nie goli? Pewnie znajdą się takie osoby. Ale człowiek żyjący zdrowo wyciągnie wnioski, że podczas krojenia/golenia musi być bardziej ostrożny. Więc to zranienie może być bardzo fajną lekcją, dzięki której będziemy się golić jeszcze dokładniej lub będziemy kroili kromki chleba nie za cienkie i nie za grube.
A jednak ludzie rezygnują z mnóstwa działań i to zazwyczaj tych pozytywnych jak poznawanie ludzi, gdy wydarzyło się w trakcie coś nie tak. A nie rezygnują z negatywnych jak oglądanie porno choć po wpadkach cierpią.
Z człowiekiem jest podobnie jak z kwiatem – zmiana jest stopniowa. Jednak aby zmiana mogła postępować, trzeba zapewnić odpowiednie warunki.
Światło, ziemia i woda nie powodują, że kwiat rośnie. Ale kwiat w tych warunkach będzie stawał się taki, a bez tych warunków inny. My nazywamy kwiat rozwinięty kwiatem dojrzałym, a nierozwinięty uschniętym, etc. I sami sobie wmawiamy, że przyczyną tego są warunki. Ale tak nie jest.
Warunki to coś, co umożliwia/ułatwia zmianę ale nie jest jej przyczyną.
To samo z nami. Zauważ – jeśli się gniewasz, to zazwyczaj na coś lub na kogoś. Czy musisz się gniewać? Nie. I czy ktoś lub coś powoduje u Ciebie zdenerwowanie? Nie.
Gdyby przyczyną gniewania było to coś ktoś zrobił lub powiedział, to każdy przy każdej okazji by się gniewał z tego powodu. A tak nie jest. Jednemu będzie przykro, komuś innemu wstyd, ktoś inny się wścieknie i uderzy drugą osobę, ktoś zacznie narzekać, ktoś inny krzyczeć, ktoś będzie spokojny i współczujący. Bo ten wybór zależy od tego, kto jakim jest. Tego nie zrobiły warunki zewnętrzne – ta sytuacja. Ale każdy wobec niej wybrał to, co uznał za odpowiednie (ze swojego poziomu).
Człowiek w danych warunkach wybiera, by się zdenerwować lub nie. Raz uzna to za odpowiednią reakcję (często kompletnie nieświadomie), a raz nie.
Nie powodują tego warunki ale mogą stać się pretekstem, by wybrać w sobie jakąś jakość. Rozumiesz? Stajesz się taki jaki wybierasz być – np. pogniewany czy spokojny.
Warunki zewnętrzne dla człowieka stanowią pretekst by coś wybrać – działanie, postawę, zmienić intencję, etc. Decyzje zależą od poziomu świadomości człowieka – jego poziom dojrzałości określi co uzna za właściwe w danych okolicznościach.
Kwiat zawsze wybiera mądrze zgodnie ze swoją esencją – tego czym jest.
A ludzie mają tę unikalną możliwość, że mogą się zmienić – za sprawą swojej intencji i puszczenia się tego, co zmianę uniemożliwiało.
Tak jak z talerzem – jeśli się będziesz go trzymał, to nie upadnie. Ale jeśli się go puścisz, to doświadczysz czegoś innego. Warunki są te same ale Ty możesz wybrać. Możesz też talerz odłożyć w kuchni i zająć się czymś rozsądnym. A można się tym talerzem walnąć w głowę. Czy powoduje to talerz? Oczywiście, że nie.
Jeśli trzymasz się oporu, wstydu, winy, żalu, strachu, to to wszystko jest w Twoim życiu. A gdy się puścisz, to nastąpi coś innego – automatyczna zmiana.
Człowiek rozwijając się w tych samych warunkach zaczyna dostrzegać coraz szerszy wachlarz możliwości.
Człowiek pełen dumy, gniewu i winy, gdy nawet się ktoś na niego spojrzy, to nawet zaatakuje. Niejeden “młody gniewny” przyłożył innemu, bo się “krzywo na mnie spojrzał”. Co oczywiście jest infantylnym tłumaczeniem się i zrzuceniem odpowiedzialności.
A gdy się z tego oczyścimy, dostrzeżemy, że gdy się ktoś na nas patrzy i to nawet bez entuzjazmu pokazują język lub środkowy palec, możemy zachować spokój. Kompletnie to na nas nie wpłynie, bo nie ma co z nas wyciągnąć. A jeśli wyciągnie, no to widzimy już, że to nasz gniew, nasz opór, nasza wina, nasz wstyd, wina, oczekiwania, etc. Nie musimy zrzucać za to odpowiedzialności na tą osobę. To że możemy nie oznacza, że powinniśmy.
Czyli już zrozumieliśmy, że nie musimy oddawać swojego samopoczucia jakiejś bzdurnej, infantylnej reakcji.
To jest esencja wychodzenia z uzależnienia – dostrzeganie swojego obecnego poziomu i zadbanie o warunki, głównie wewnętrzne. Ale również zewnętrzne.
Bo Twoje życie reprezentuje Twoje decyzje.
Jeśli widzisz, że otaczasz się ludźmi narzekającymi i źle Ci z tym, to zmień towarzystwo lub zdecydowanie ogranicz kontakt z tymi ludźmi.
Człowiek radosny i pełen energii nie będzie żył w syfie.
Jeśli naprawdę ma energię, chęci i kocha, no to zadba o to jak żyje. Posprząta, uporządkuje wszystko w domu i zadba, by przebywanie w tym miejscu odwzorowywało to jak jest w nim – dobrze, ciepło, przyjemnie, radośnie. Wybierze to, nada temu wysoką wartość i zrobi to, ZAPLANUJE, zorganizuje się tak, by mieć na to czas.
Naturalnie można to udawać, a nawet czerpać z wysprzątanego domu poczucie wartości. Ale jak każde uzależnienie narażone jest na cierpienie i utratę tego, co uznaliśmy za źródło jakiegoś naszego braku.
Bo jeśli się namęczymy, wyczyścimy wszystko, przygotujemy dom na przybycie gości, a nikt tego nie oceni i jeszcze nabrudzi, nawet całkowicie niechcący, to my się zdenerwujemy, obwinimy lub będziemy się użalać.
A jeśli chcieliśmy, by gościom było dobrze, no to nawet jak ktoś nabrudzi, no to dla nas będzie to normalne. Może spokojnie zwrócimy uwagę, by uważała i posprzątała po sobie.
W zależności od poziomu świadomości niekoniecznie zmienią się warunki zewnętrzne ale jeśli zmienimy się my, to dla nas to będzie zupełnie inne doświadczenie.
Uzależniony, jak sama nazwa wskazuje – uzależnia się a to od emocji, a to od myśli, a to od reakcji innych ludzi, a nawet od wydarzeń całkowicie hipotetycznych – czyli tego, co MOŻE SIĘ STAĆ, a jeszcze się nie stało. I na podstawie tego np. nie chce poznać kobiety, no bo MOŻE go wyśmiać. Hm…
Oczywiście dla takiej osoby to się wydaje rozsądne. Ale czy jest rozsądne w rzeczywistości? Absolutnie nie.
Chociażby dlatego, że to czego ta osoba chce uniknąć już jest W NIEJ, a nie dopiero w przyszłości i to jeszcze jak jakaś kobieta jakoś zareaguje na podryw.
“Jakby ktoś w trakcie uwalniania wszedł do pokoju, to co byś zrobił? Od razu złapał się wstydu i niezwykle silnie zaczął opierać i kłamać odnośnie tego, co robisz i zacząłbyś czuć się jak ofiara?”
Tak, mniej więcej tak bym się poczuł i tak postąpił.
Bo już w Tobie są te emocje.
I nadal uważasz, że robisz coś dziwnego i ktoś Cię na tej podstawie oceni.
To jest to o czym mówiłem przed chwilą – sądzisz, że coś MOŻE się stać ale żyjesz tak jakby już się stało. I uważasz to za dobre – dlatego uciekłeś na ponad miesiąc.
Bo emocje, które spodziewałeś się poczuć już w Tobie są.
Poczułbym potrzebę wytłumaczenia się robię dlaczego zachowuję się tak a nie inaczej (już wiem, że uwalnianie to po prostu pozwalanie sobie na odczucie danej emocji w całej jej okazałości). Nie chciałbym tłumaczyć rodzicom dlaczego uwalniam te emocje, więc pewnie ściemniałbym coś żeby zbić temat i uniknąć konieczności wyjaśniania.
Widzisz więc, że już teraz w sobie wybierasz strach, poczucie winy, opór, możliwość bycia zranionym, wyśmianym. Już teraz ustaliłeś swoją reakcję.
Nawet jak robisz coś dobrego, mądrego i dojrzałego, przedstawiasz to sobie w takim świetle, że robisz coś złego.
I reakcja/zdanie innych ma dla Ciebie większe znaczenie, niż rzeczywistość – niż to, że wykonujesz coś ważnego dla siebie, co ma Ci pomóc.
Słowem – wybierasz ponad mądrość głupotę. No bo reakcja osoby, która by Cię wyśmiała, bo medytujesz to głupota. To wyśmianie mądrości. I dla Ciebie to jest ważne?
Dlaczego więc dostosowujesz swoje życie do głupoty i to jeszcze hipotetycznej?
Więc można powiedzieć, że przez własną niedojrzałość uważasz niedojrzałość innych za znaczącą dla siebie.
Ale nie musisz. Możesz pozwolić innym zareagować jak chcą i samemu zaakceptować swoje wnętrze.
Nie musisz łączyć jednego i drugiego i jeszcze się z tym boksować w sobie i z innymi.
Poza tym uwalnianie to nie tylko pozwolenie emocjom na bycie w pełnej okazałości. To jeden krok uwalniania, a nie cały proces. Krytycznie ważna jest intencja, by emocji się puścić/przestać opierać. Już w tym, co napisałeś mówisz, że chcesz uniknąć wstydu i poczucia winy tłumacząc rodzicom co robisz. Więc niezależnie co zrobisz, to nie będzie uwolnieniem wstydu i winy. Bo nie chcesz ich czuć. I żadne czary-mary tu nie pomoże. Nie tylko chcesz ich uniknąć ale też zrzucasz za nie odpowiedzialność na rodziców.
Zamiast tego możesz spokojnie wyjaśnić, że znalazłeś sposób na swoje przesadne reagowanie i uczysz się reagować spokojniej. Jeszcze Ci pogratulują. I będziesz miał spokój. Ani pretekstu do dalszego wstydu, obwiniania i opierania się.
“Zadaj sobie pytanie – dlaczego nie chcesz tego robić? Dlaczego nadal chcesz się opierać?
Jakie korzyści czerpiesz z trzymania się emocji i opierania się?
Nie “tak jakby się blokuje”, tylko nie chcesz i tyle. Więc – dlaczego nie chcesz?”
-nie chcę się rozkleić (czyli rozpłakać) bo kojarzy mi się to z byciem niemęskim,
No bo to skądś usłyszałeś. Od kogoś.
I to stało się wygodnym usprawiedliwieniem, by nie pozwolić sobie na żal i jednocześnie wyprojektowałeś na niego wstyd.
Nie bez powodu stłumiłeś pewnie masę każdej emocji – bo o każdej masz tak niepoprawne, niezdrowe, negatywne wyobrażenie. Dlatego całe swoje życie obudowałeś tak, by ich unikać i mieć zawsze na kogo zrzucić odpowiedzialność.
-boję się, że emocja będzie trwała wiecznie albo, że ktoś zastanie mnie w stanie zbyt emocjonalnym,
To również powtarza umysł, bo nie rozumie, że każda emocja ma ładunek i jeśli pozwolisz jej płynąć, to ładunek się wyczerpie.
Doświadczyłeś tego wielokrotnie ale jeśli będziesz się hipnotyzował myślami tego typu, no to niespodzianka! – będziesz nawet do końca życia czuł wstyd, winę, żal, strach, opór, gniew, itd.
A poza tym – ile czasu już się boisz? I co się teraz dzieje? No czujesz emocję, która nie mija. Czyli już teraz dzieje się dokładnie to, czego się boisz. I co? I nic. Bo to, co widzisz w umyśle ma się kompletnie nijak do rzeczywistości. To zwykłe urojenie. “Banie się” to już odczuwanie emocji. Jednocześnie się jej trzymasz i nie pozwalasz jej przeminąć. I mówisz, że boisz się dokładnie tego, co właśnie robisz… No i co – stała się katastrofa? Ano nie. Ale również jeśli nie przestaniesz, jeśli nie staniesz się tego świadomy, no to nie podejmiesz innych decyzji, ani działań.
Dla Ciebie odczucie wstydu to “utrata twarzy”, czyli upokorzenie. Ale to racjonalizacja wstydu, a nie jego powód. Wstyd możesz uwolnić, gdy przestaniesz sobie budować na jego dramaty i fantazje na swój temat, świata, ludzi. Trzeba się od tego odkleić.
Ale jeśli to – Twoja racja – nadal będzie dla Ciebie ważniejsze od rozsądku, no to zawsze będziesz czuł wstyd i zawsze znajdzie się pretekst do jego odczucia.
-czucie żalu kojarzy mi się, z projektowaniem go na innych.
Mogłeś tak postępować. Ale nie musiałeś.
Czyli „czuję żal bo on/ona coś tam”.
Bo tak wygląda życie nieodpowiedzialne.
Ale czujesz żal, bo się go trzymasz, bo się mu opierasz i projektujesz go na innych.
Trzymając się żalu non stop mam powód aby obwiniać kogoś.
Naturalnie, bo się go trzymasz i opierasz jednocześnie, przez co czujesz ból.
Jako, że wybierasz także dumę, no to nie chcesz się tym zająć w sobie i aby tego uniknąć, przerzucasz to na innych.
Więc – trzymasz się jednej emocji i przerzucasz na innych drugą emocję za to, że czujesz cały czas tą pierwszą…
Jeśli tak żyjesz, to powiedz mi – jak możliwe jest wyjście z uzależnienia? Niemożliwe, bo uzależnienie to jedna z konsekwencji takiego życia.
Ponadto – zapewne z żalem kojarzysz także ból, bo być może jakiś rodzic wylewał na Ciebie swoje żale obwiniając Cię o nie. Więc wtedy gromadziłeś w sobie gniew, wstyd, winę oraz żal i opór. I teraz nie pozwalasz sobie na odczucie żalu, bo pod nim są warstwy tych emocji. Bo nie miałeś innego wzorca, który mogłeś naśladować, by zdrowo radzić sobie z żalem i innymi emocjami.
Jedyne co widziałeś i co poznałeś to wywalanie żalu z winą na kogoś. Ale jest też uwalnianie, by pozbyć się żalu i winy bez doprowadzania do konfliktu.
A poza tym wywalenie na kogoś swoich emocji nie oczyszcza z nich.
Wtedy mogę odsunąć od siebie odpowiedzialność za swoje życie i nie muszę przyznać, że to, że jest jak jest jest tylko moją odpowiedzialnością i nie ma tu żadnego ale,
No widzisz.
Dlatego jesteś uzależniony.
Bo uzależnienia to konsekwencja życia tak nieodpowiedzialnego, niedojrzałego.
Więc nie ma szans “rzucić porno” i pozostać nadal takim człowiekiem, który za dobre i odpowiednie postrzega takie życie, takie wybory. I za dobre i odpowiednie uważa takie postępowanie.
-apropo wstydu mam negatywne przekonania np. że odczuwanie wstydu to jest forma kary za niepowodzenie.
Dlatego się wstydowi opierałeś przez całe życie.
Bo każdej karze, danej przez rodziców towarzyszył wstyd. Dlaczego? Bo wstyd to informacja, że TY SAM SOBIE odbierałeś(asz) miłość.
Jako, że słowa rodziców dla dziecka są najważniejsze i dziecko wierzy rodzicom bezwarunkowo, no to jak rodzic mówi dziecku – “musisz się dobrze uczyć, bo dobre dziecko ma dobre stopnie”, to po dostaniu 4+ dziecko zaczyna uważać się za gorsze. I na podstawie tego przekonania powstaje wstyd.
I dziecko oczywiście się go trzyma, bo rodzic powiedział przecież, że JEST wtedy gorsze, więc odczucie wstydu od razu ma z tym skojarzone i wydaje się mu to normalne.
A po rozczarowaniu, zawiedzeniu niedojrzałych rodziców przychodziła kara, w trakcie której też był wstyd i wina. Czyli obwinianie siebie, wstydzenie się “za siebie” i nawet gniew na siebie.
Rodzic zaś żalił się, bo został przez dziecko rozczarowany ze swojego negatywnego oczarowania. Ale nikt nie jest wtedy świadomy i nic co zrobimy względem siebie z poziomu emocji (nawet 30 lat później) nie zmieni sytuacji. Konieczne jest uwolnienie i wybaczenie.
Zwracam uwagę na to, że rodzice mówią do dzieci „nie rób tego bo wstyd” albo „zrób tak bo w przeciwnym wypadku najesz się wstydu”. Oczywiście wiem, że wstydu nie można się najeść, niemniej wstyd kojarzy mi się z upokorzeniem, czymś haniebnym.
Twoją odpowiedzialnością jest, by to zmienić.
Nie uciekać od wstydu, bo Ci się tak kojarzy.
Na łożu śmierci chcesz sobie powiedzieć “no uciekałem od marzeń, bo wstyd mi się kojarzył z upokorzeniem”? Bo Ci to powiedział tata czy mama 70 lat temu? Są oczywiście ludzie, którzy uraz trzymają się przez całe życie.
Wstyd jak i wina to narzędzia dydaktyczne. Nawet tzw. “upokorzenie” to może być zapalnik do zmiany, do takiego swoistego “nigdy więcej!”
Ale powtórzę przykład z krojeniem chleba – możesz dokonać korekty i kroić uważniej, a możesz na zawsze porzucić używanie noża i męczyć się niemiłosiernie unikając użycia noża. Bo jednak używanie noża bardzo się w życiu przydaje.
Jeśli dla akceptacji innych pożyczałeś im pieniądze, których nigdy Ci nie oddali, to wstyd może Cię wreszcie nauczyć, by przestać to robić.
Bez tego nadal byś pożyczał pieniądze i dawał sobą kontrolować i pomiatać. A jak zaboli, to wreszcie może dotrze do człowieka, że postępuje głupio.
Ale zamiast skorygować swoje postępowanie, to ludzie zazwyczaj wybierają, by uciekać od wstydu, którego się trzymają.
I zamiast “nigdy więcej nie popełnię takiego głupiego działania”, to praktycznie wszystkie, w których mogą popełnić błąd uważają za “nigdy tego nie zrobię, bo mogę poczuć wstyd”. I co ciekawe – znowu pożyczą komuś pieniądze, by poczuć się lepiej, “bo pomogli”. Ale ta osoba prawie na pewno też im nie odda lub będzie się ociągać.
Takie postępowanie z pożyczaniem kompletnie pozbawione jest zdrowego rozsądku.
Albo te osoby uważają się za gorsze, bo popełniły błędy i jeszcze zaczynają się nienawidzić, zamiast wyciągnąć wnioski, wzrosnąć i sobie wybaczyć.
Tak jak mówisz o odsuwaniu odpowiedzialności. Możesz to wybrać. Ale czy to wybór oparty o rozsądek, czy coś dalekiego od zdrowia?
To bardzo ciekawe jak ludzie sami chętnie łapią się praktycznie każdej negatywności i pretekstu do nich.
Nie wiem jakie korzyści daje mi trzymanie się wstydu.
Przed chwilą wymieniłeś wiele.
Jedynie daje mi usprawiedliwienie do nierozwijania się „nie ma sensu tego robić bo i tak się nie uda” albo „cokolwiek nie zrobię nic się zmieni” itd.
No widzisz.
To są korzyści.
Wykorzystujesz wstyd, by nie zacząć wkładać wysiłku w swoje życie.
To jak dziecko uprze się, tupie nóżką i tyle. To infantylne.
I można tak postępować nawet mając 80 lat.
Aż nie puścimy się dumy i ruszymy tyłka.
Widzisz czym się zajmujemy – dojrzałością emocjonalną. A to przychodzi przez rozwój świadomości – korekty w tym jak interpretujemy praktycznie wszystko, czego się trzymamy, jaki mamy kierunek, intencje, co wybieramy, itd.
Jeśli kapka wstydu i myśl “nie ma sensu tego robić, bo to i tak nic nie da” wystarczy, byś porzucił zdroworozsądkowe działanie – np. trenowanie jakiejś umiejętności, no to konsekwencją będzie, że nie wytrenujesz tej umiejętności. A wstyd, którego się złapałeś nadal w Tobie będzie i Twój umysł poszuka dla niego kolejnego celu do projekcji. Więc zapewne porzucisz inne działanie, być może też takie, które już wykonujesz, bo nagle uznasz, że nie ma już to sensu.
Czy to zdrowy rozsądek? Nie. Ale można to wybrać.
Bo Ty nadajesz sens wszystkiemu. Jeśli nadasz go na bazie wstydu, no to warto wiedzieć, że wstyd to najniższy poziom świadomości.
Postrzeganie czegokolwiek z poziomu wstydu, to jak postrzeganie świata z poziomu położenia się na ziemi twarzą do dołu. Co widać z tego poziomu? Nic, ciemność.
I czy to wszystko? Jak cokolwiek zrobisz, to nadal będziesz widział ciemność? To wtedy bardzo prawdopodobne – dopóki nie podniesiesz twarzy z ziemi. Żeby dostrzec więcej, trzeba wstać.
-odczuwać złości nie chcę bo uważam siebie za osobę spokojną (na zewnątrz).
Więc kolejny przykład życia urojeniem.
Jeśli się denerwujesz, no to w pewnych okolicznościach nie jesteś spokojny. Po co bawić się w oszukiwanie siebie?
Widać jak na dłoni, że w pewnych okolicznościach potrafisz wybrać spokój, a w innych nie.
Więc czy jesteś osobą spokojną? Nie. Jesteś troszkę bardziej złożony, niż tylko “spokojny”.
Ale jeśli chcesz osiągnąć ten ideał, no to konieczne jest rozpoznanie przyczyn, przez które odbierasz sobie spokój. Bo sam to sobie robisz, nikt Ci nie jest w stanie odebrać spokoju.
Jeśli nie weźmiesz za to odpowiedzialności, no to zmiana nie jest możliwa.
A jeśli nadal będziesz żył urojeniem, że ktoś lub coś Cię denerwuje, a Ty taki spokojny i to przez innych jest Ci źle, no to “bonne chance!”
Wychodzenie z uzależnienia to m.in. wzięcie odpowiedzialności za swoje emocje. Bez tego nie ma szans. Bo to fundament dojrzałego życia.
Ponadto – mylisz poziom ROBIĆ z poziomem BYĆ. Można się zmusić do każdego działania – nawet pozornego “zachowania spokoju”, czyli braku reakcji. Ale w środku nie będziemy spokojni, tylko będzie się w nas gotować, będziemy wściekli lub pełni wstydu czy żalu. I to, że nie zareagowaliśmy oznacza, że jesteśmy spokojni? Absolutnie nie.
Kiedy odczuwam złość uruchamia mi się potężny dialog wewnętrzny w którym wyzywam kogoś od najgorszych, wytykam mu błąd albo to co mnie zdenerwowało.
No bo to również mentalizacja – bezosobowy, odtwórczy proces myślowy – która działa zgodnie z Twoją intencją. Mentalizacja zawsze towarzyszy odczuwaniu emocji. Warto być tego świadomym i być przygotowanym na jej ignorowanie.
Twoją intencją nie jest poprawa, tylko wygodne zwalenie odpowiedzialności. I to też zobaczysz w umyśle.
Pytanie więc – dlaczego to wybierasz? Dlaczego uważasz to za dobre?
Żyjesz urojeniem, że jesteś takim spokojnym człowiekiem i to ci źli, inni ludzie Ci to odbierają lub uniemożliwiają.
Ale prawda jest inna – wcale nie jesteś spokojnym człowiekiem. Chcesz tego ale przez własne zaniedbania i niedojrzałość nie jest to NA RAZIE możliwe. Bo zewnętrzne warunki wyciągają z Ciebie emocjonalne zaniedbania – gniew, żal, winę, wstyd, z którym się od razu zmagasz.
Spokój to bardzo wysoki poziom dojrzałości i konsekwencja głębokiego przepracowania tematu emocji oraz oczyszczenia.
Osobą spokojną jest np. buddysta, który zmierzył się ze swoimi emocjami, negatywnymi iluzjami i urojeniami, odpuścił je, praktykuje medytację i życie świadome non stop. Przestał zależeć od warunków zewnętrznych, co potwierdza jego niezmącone wnętrze – a tego nikomu nie może udowodnić. Osobista uczciwość jest więc niezbędna. A uczciwość to jeden z elementów dojrzałości. Osobą spokojną nie jest buddysta, który uciekł od emocji i problemów w samotnię.
Medytacja to nie siedzenie na tyłku z zamkniętymi oczkami, tylko świadome, obecne, trzeźwe, odpowiedzialne życie. Można tak żyć siedząc z zamkniętymi oczkami i jadąc samochodem czy prowadząc spotkanie dla 40 osób.
Zalecam, by zacząć od tego, co najprostsze, tak jak i pierwsze ćwiczenia na siłowni mają najmniejsze obciążenie. Ale nie oznacza to, że medytacja to tylko ten moment, gdy siedzimy i koncentrujemy się np. na oddechu. To dopiero sam początek.
Jednak na zewnątrz to wygląda jakby dana rzecz mnie nie ruszała przez co nawet w pracy koleżanka (dojrzała kobieta) mówi, że jestem jedną z najbardziej spokojnych osób jakie zna.
Bo ona, tak jak i Ty, nie rozumie czym jest spokój.
Spokój to nie to, co robisz. To to jaki jesteś. A to co czujesz to potwierdza lub nie.
Działania powinny stanowić REPREZENTACJĘ wnętrza. A my wiemy, że w swoich działaniach spójny nie jesteś – np. chcesz coś powiedzieć, a tego nie robisz i jeszcze męczysz się w sobie. Nie reagujesz nie, bo jesteś spokojny, tylko wrze w Tobie i nie chcesz wybuchnąć gniewem, by potem się za to nie obwinić.
Nie jesteś spokojny, tylko bardzo silnie się opierasz gniewowi. Daleko Ci do osoby prawdziwie spokojnej. Ale oczywiście ten ideał możesz jak najbardziej zrealizować. Tylko nie przez wypieranie gniewu.
No ale nigdy nie miałeś wzoru osoby spokojnej. Tak jak koleżanka uważałeś, że nie reagowanie na zewnątrz oznacza spokój. Ale czy oznacza? Nie, to tylko płytkie postrzeganie, oczarowanie. Bardzo możliwe, że w niej też nieraz się gotuje :)
Osoba spokojna może wziąć pijanego jegomościa za bety i wyprowadzić z baru. Nie straci przy tym nawet minimalnie spokoju ale zareaguje zdroworozsądkowo. Nie by zrobić krzywdę czy się wyżyć, tylko aby zadbać o dobro gości.
Nie reaguje jak osoba frustrująca się, że obok niej jest pijany, wściekła, obwiniająca, użalająca się.
Na razie więc wymyśliłeś sobie, że jesteś spokojny i jeszcze obwiniałeś i gniewałeś się na tych, którzy w Twoim mniemaniu Ci to uniemożliwiali. Ale jedno i drugie nie jest prawdą i wynika z Twojej niskiej świadomości.
Poza tym – dramatycznie negatywnie patrzysz na emocje. Sądzisz, że jak je czujesz, to nagle przestajesz być wartościowy, męski, normalny, etc. A możesz pozostać spokojny nawet czując gniew. Bo czy burza powoduje w kimkolwiek wściekłość? Nie. Więc można pozostać spokojnym “w oku cyklonu”. Ale wymaga to już wysokiej dojrzałości i świadomości.
Więc oczywistym jest, że na razie będziesz się opierał. I gdy rezultatem będzie, że emocje wyprzesz bądź stłumisz, to się nazwiesz spokojnym.
Ale nazwanie czegoś/kogoś jakkolwiek to tylko nasza fantazja.
LICZY SIĘ RZECZYWISTOŚĆ.
Ponadto – uważając, że jesteś spokojny, a jak widać niemożliwym jest na razie tak żyć, to gdy ktoś wciśnie w Tobie przycisk i coś wyciągnie, od razu zwalasz to co poczujesz na tę osobę wraz z obwinianiem. Czy tak postępuje osoba spokojna, dojrzała? Nie. Ale tak postępuje praktycznie każdy uzależniony.
Jeszcze mówiłeś, że nie mówisz tego, co chcesz. Bo nie chcesz kogoś urazić. Ale tak naprawdę nie chcesz zburzyć swojego wizerunku osoby spokojnej, bo na razie dla Ciebie gniew skojarzony jest wyłącznie z wybuchem i poczuciem winy, a wina z bólem. Bo pewnie tak reagowali Twoi rodzice.
A to bardzo niedojrzałe. Nie musisz wybuchać gniewem. Możesz uwalniać jego energię stopniowo. Nawet non stop. I nie musi temu towarzyszyć żadna ekspresja. Ani tym bardziej cierpienie.
A ja po prostu nie chcę wybuchnąć, nakrzyczeć na kogoś, wyrazić swojego sprzeciwu lub po prostu kogoś urazić swoim wyrażaniem złości.
W esencji chcesz uniknąć winy. Bo poczucie winy postrzegasz jako źródło bólu/cierpienia.
Jak się ktoś urazi, to problem tej osoby, nie Twój. Twoim jest odpowiedzialność za Twoje intencje i decyzje.
Nie musisz złości wyrażać, no chyba, że uznasz to za rozsądne. Ale kolosalnym błędem i wyrządzeniem sobie wielkiej szkody jest tłumienie, opieranie i/lub wypieranie w sobie gniewu.
Twoim problemem jest duszenie w sobie ogromu gniewu, winy, wstydu, żalu. I to problem dużo większy, niż “po prostu nie chcę nikogo urazić”. Nikogo nie musisz urażać.
Sądzisz, że jak nagle inni zobaczą, że nie jesteś spokojną osobą, to zaczną Cię negatywnie oceniać, a Ty poczujesz wstyd. Co dla wielu oznacza upokorzenie. Ale tak jak odczucie gniewu nie musi oznaczać wybuchu, tak odczucie wstydu nie oznacza upokorzenia.
No ale sam się już od lat bardzo negatywnie oceniasz i próbując zachować idealny wizerunek męczysz się niemiłosiernie. Ty sam sobie to już robisz od lat. Tak jak – “boję się, że emocje będę czuł wiecznie”. I ile się już boisz? Lata. Ile się już frustrujesz/denerwujesz? Lata. Ile się już wstydzisz? Lata. Ile już czasu obwiniasz? I jedyna tragedia w tym wszystkim to Twoja nieświadomość i oczarowywanie się tym mentalnym bełkotem.
A co takiego złego byłoby w tym nawet jakbyś wybuchnął? Jeśli nikomu nie zrobiłbyś krzywdy, to wystarczy przeprosić. Ot, i po problemie.
Ale na razie nie ma to nic wspólnego ze światem zewnętrznym. Możesz sobie to racjonalizować, że nie chcesz nikogo urazić. No fajnie. Ale sobie robisz ogromną krzywdę.
A w końcu i tak wybuchniesz, bo w końcu nie dasz rady się im oprzeć, gdyż non stop zużywasz na to swoją siłę woli. Która za wielka nie jest, bo siła woli jest taka jak poziom świadomości.
A potem obwinisz siebie i będziesz siebie jeszcze bardzo negatywnie oceniał, dosłownie raził, łajał się na każdym kroku, że zawiodłeś swój wymyślony wizerunek siebie.
Więc to, co mówisz nie jest “po prostu”.
Na nikogo nie musisz nakrzyczeć. Gniew możesz uwalniać bez jego ekspresji. Ale jeśli go w sobie nagromadzisz oporem, tłumieniem i wypieraniem, no to kwestią czasu jest, że wybuchniesz. I nawet jak wybuchniesz – przeproś osobę, przeproś siebie, wybacz sobie i dalej pracuj nad uwalnianiem gniewu i korektą swoich postaw.
A co do sprzeciwu – jeśli sprzeciw wobec czegoś będzie zdroworozsądkowy, no to powinieneś go wyrazić. Np. gdy ktoś wejdzie Ci do domu i zacznie okradać.
Co wtedy? Aby nie urazić tej osoby, pozwolisz się jej okraść? Były takie przypadki.
Ludzie tak się dawali zmanipulować własnej niedojrzałości, że napadnięte babcie, które walnęły złodzieja laską i np. złamały kość złodziejowi, płaciły za jego odszkodowanie.
To całkowicie pozbawione zdrowego rozsądku i tak ludzie wpadli w siła własnej wypartej winy.
Na razie zrozumiałe jest, że skoro masz w sobie stłumione pełno emocji, wliczając gniew, to nawet malutka sytuacja może wyciągnąć go z Ciebie dużo. Nie oznacza to, że masz wybuchnąć. Ani tym bardziej, że się masz tego wstydzić i opierać się, bo “przesadzasz”. Nie przesadzasz. To Twoje życie, Twoje subiektywne doświadczenie, na które składają się m.in. lata emocjonalnych zaniedbań. Zaakceptuj to i zacznij uwalniać energię emocji.
“Ty nie chcesz i sam wybierasz niechęć. I po co ją wybierasz?
Dlaczego nie chcesz skoro wiesz, że Ci to kolosalnie pomoże? Dlaczego nadal wybierasz to, co Ci niezwykle szkodzi?”
Rano stery trzyma ego – bardziej leniwa część mnie.
Więc nie żadne magiczne ego, tylko Ty wybierasz leniwość.
Ego to Ty, a nie tylko część. Ty wybierasz leniwość, bo masz z tego korzyści.
Tak jak mówiłem na przykładzie kwiatu – rozwój jest stopniowy.
I tu też – nie ma “ego, ego, ego” i nagle “brak ego”.
Co to jest ego? Ego to Ty – egoistyczny, negatywny dla siebie i innych, żyjący urojeniami, niechętnie, strachliwie, obwiniający, zwalający odpowiedzialność.
To nie zniknie nagle i już ego nie będzie.
Zmiana to “coraz mniej ego, coraz mniej i coraz więcej ‘nie-ego'”, czyli np. coraz mniej zwalania odpowiedzialności na innych i coraz więcej dojrzałości.
Tzw. “ego” to Ty. Widzisz – Ty wybierasz niechęć już z samego rana. Bo jesteś na takim poziomie, na którym ma to dla Ciebie sens i wartość. Chcesz tego. A potem wybierasz obwinianie i gniewanie się na innych, bo np. “nie mogę przy nich być spokojny”.
Nie robi tego jakieś magiczne, tajemnicze ego. Ego to nazwa dla Twojego poziomu rozwoju. Kierujesz się niskimi, zwierzęcymi jakościami – egoistycznymi, umniejszającymi, słabymi, potrzebujesz zasilać się ze świata zewnętrznego – zarówno tym, co pozytywne jak i tym, co negatywne.
Nie jest to nic złego no ale jak się tak żyje wiesz na własnym przykładzie.
Jestem zaspany, zresztą nie pamiętam już jak to jest czuć energię z rana.
Bo od tak wielu lat non stop się opierasz.
Nazywasz się spokojnym i żeby gonić ten ideał, robisz wszystko, byle tylko nic nie czuć.
Niewyspanie i brak energii z rana to jeden z wielu kosztów, jakie ponosisz. A to co robisz przecież nic nie rozwiązuje. Bo czy rozwiązało cokolwiek?
Natomiast życie na niskim poziomie świadomości to życie nieświadome i nieświadome m.in. wewnętrznego źródła energii, które w dużej mierze zależy od Twojego nastawienia, postaw odnośnie rzeczywistości.
Już sam fakt, że uważasz się za spokojnego, gdy tak naprawdę non stop opierasz się gniewowi i winie dramatycznie obniża poziom energii. Być może nawet właśnie rano czujesz gniew wraz z winą i chciałbyś je wyrazić – “No ku..a! Znowu muszę iść do tej piep….j pracy!” Ale nie robisz tego, bo przecież jesteś spokojną osobą. Więc się męczysz.
Zdarza się nawet, że wieczorem ustawię budzik wcześniej a jak się budzę rano to przestawiam go o 15 min do przodu i zostaję w łóżku. To się dzieje niemal automatycznie, rano jestem innym człowiekiem.
Nie jesteś innym człowiekiem. Jesteś takim samym człowiekiem cały czas.
Takie “przestawianie budzika” to dokładnie to samo co “nie powiem czego chcę, bo jeszcze kogoś urażę” – czyli przesuwasz zmierzenie się z oporem czy winą.
I właśnie problem jest w tym, że nadal jesteś tym samym człowiekiem, który się uzależnił.
Można zatem powiedzieć, że wybieram to co mi szkodzi (nie uwalnianie z rana) z lenistwa, jest to dla mnie wygodne.
Na pewno dla Ciebie?
Jeśli dla Ciebie, to dlaczego narzekasz? Dlaczego rozmawiamy?
Ja nie jestem magikiem i nie zrobię czary-mary i Ci wyczaruję super wygodnego, nowego życia, w którym nadal jesteś takim samym człowiekiem.
Naprawdę dla Ciebie wygodne jest takie życie, to męczenie się, niewysypianie, denerwowanie, odmawianie sobie tego, co pozytywne?
Naprawdę???
I nie “można powiedzieć”, że wybierasz to, co Ci szkodzi, tylko tak dokładnie jest. Ty uważałeś, że denerwowanie na innych było odpowiednie ale po konsekwencjach takich decyzji podejmowanych przez lata możesz wyciągnąć wnioski, że jednak nie.
Nie muszę robić czegoś nowego, zmieniać wygodnego grafiku poranka. Może to jest to, że z rana wolę mieć rację i robić po swojemu?
No jak zmianę postrzegasz z poziomu “muszę” to pewnie.
Z poziomu “muszę” umycie rąk wydaje się trudne. Ale czy takie jest w rzeczywistości? Wielu uzależnionych zaniedbuje higienę, bo non stop się opierają i nawet tego nie chcą. Nie widzą w tym sensu. Bo taki sens temu nadali – prawie żaden. Umyliby się tylko wtedy, by “nie było wstydu”, że ktoś poczuł jak śmierdzą. A to nie usunęłoby ani wstydu, ani winy.
Nic nie musisz. I sam wybierasz takie nastawienie – muszenia.
Nikt Cię do niczego nie zmusza. A wystarczy zabrać się za coś z poziomu chęci i już będziesz spokojny, radosny, swobodny, będziesz miał energię i błędy nie będą stanowił przeszkody. No ale trzeba zrezygnować z grania ofiary.
Zresztą, kiedyś pisaliśmy o tym, że rano czujemy więcej emocji, bo w nocy nie stawiamy im oporu.
Nie.
Rano nie czujesz więcej emocji.
Emocje ułożone są warstwami.
Czujesz ileś. Zgodnie ze swoim poziomem rozwoju. Np. trochę winy, którą natychmiast projektujesz na świat, np. pracę – “muszę iść do pracy, to jeszcze chwilę poleżę”.
Nie ma to nic wspólnego z pracą, tylko uniknięciem odczucia winy i odpuszczenia oporu.
Czy tej winy jest dużo? Nie. Nawet nie wiesz ile ale może być jej minimum, a i tak oprzesz się i nie wstaniesz chętnie.
Być może jest tak jak piszesz – rano stawiam tak wielki opór, że nie mam na nic siły.
Nie musi to być wielki opór.
Zwykłe nastawienie “muszę”, a nie “chcę” już obniża Twój poziom energii.
Czy aby nie chcieć wejść do wanny z zimną wodą, musi być to woda lodowata? Nie musi.
Gdy już wstaniesz to nie masz energii, czy masz? Masz. Więc to nie jest wielki opór.
A jeśli stawiasz wielki opór, no to masz wiele energii, którą zużywasz na wewnętrzny napór.
Bo opór to też Twoja energia.
Tylko marnotrawiona na niekonstruktywną czynność.
Tylko jak uwolnić opór nie czując siły.
To pytanie – jak przestać napierać na ścianę nie czując siły?
Siły potrzebujesz, by napierać na ścianę – by się opierać, a nie by przestać.
Uwolnienie to puszczenie się, zaprzestanie robienia tego, czym odbierasz sobie energię. Zwolnienie hamulca nie wymaga siły, ani paliwa.
Uświadom sobie, że wybierasz opór.
Opór to nie zapach skoszonej trawy, który skądś się bierze.
Opór to Twoje nastawienie wobec czegoś.
Zmiana nastawienia i pozwolenie, by energia zaczęła płynąć nie wymaga siły.
Zaś poziom energii zwiększy się, gdy ruszysz tyłek do działania – energia bowiem podąża ZA działaniem, a nie przed.
Więc poczujesz się lepiej, GDY wstaniesz. A czekając aby wstać aż poczujesz się lepiej można odwlekać nawet godzinami.
Zauważyłem, że z rana wstaje mi się lepiej jak nie oglądałem porno od co najmniej tygodnia.
Ale nie oglądałeś porno dlatego, bo akurat nie czułeś większej “dawki” emocji, więc się silniej nie było czemu opierać.
I dzięki temu, że się nie opierałeś automatycznie nie degeneruje poziomu Twojej energii.
“Co teraz sądzisz o emocjach (bez patrzenia w Moduł co to są emocje)?”
Przykład: po ostatniej sesji z porno czułem żal. Postanowiłem go uwolnić. No i w trakcie tego uwalniania rzeczywiście poleciało trochę łez ale nie były to łzy niepohamowane.
Bo się opierałeś. Ty hamujesz emocje. A nie emocje hamują Ciebie.
I Ty sam hamujesz się tym samym oporem, który stawiasz emocjom.
Dlaczego? Dlatego, że po chwili płaczu czuję wstyd, że nie powinienem, że nie ma co się „mazgaić”.
No i widzisz. Czy to żal i wstyd Ci przeszkadzają? Nie. Twoje widzimisie, że “nie powinienem XYZ”.
A ską pomysł, że nie powinieneś? Robisz to, więc powinieneś. Pytanie – co dalej? Jaka jest Twoja intencja względem tego? Jakie są tego przyczyny?
Tutaj zdaje się ujawnia się przekonanie, że facetowi nie wypada płakać.
No ale nikt tego przekonania nie utrzymuje za Ciebie. Nikt nie zmusza Cię do jego utrzymywania. A przez wiarę w to przekonanie jest Ci niezwykle trudno w życiu i jeszcze sam się zawstydzasz i winisz.
A jeśli w rzeczywistości facetowi wypada płakać i jest to bardzo seksowne dla kobiet?
Emocje mogą chwilowo odbierać zdolność normalnego funkcjonowania.
Emocje nic Ci nie odbierają.
Przed chwilą powiedziałeś, że sam nie pozwalasz sobie płakać, bo wierzysz, że facet nie powinien się mazgaić. A oparcie się większemu ładunkowi żalu może kosztować dużo energii. Ale czy to żal Ci ją odebrał? Czy ściana, na którą napierasz odbiera Ci energię? Nie. Ty ją zużywasz na napieranie na ścianę. A ściana po prostu stoi. W przypadku emocji – emocje po prostu płyną. W przypadku myśli – myśli po prostu płyną. Jak chmury na niebie. Jak nie stawisz im oporu, to miną. A jeśli zaczniesz się opierać, to nie miną nawet przez 100 lat.
To Ty odbierasz sobie np. akceptację, gdy czujesz wstyd. Bo już samemu wstydowi odmawiasz akceptacji.
Emocje to Twoja energia.
Powiedz mi – co odbiera człowiekowi jego energia? Energia to energia – z definicji dodaje, wspomaga. Bo naturą energii jest ruch.
Każda emocja związana jest z ruchem, tylko ludzie postrzegają, traktują i postępują wobec emocji karygodnie niepoprawnie.
Np. wstyd – najniższa emocja – zmusza to korekt – do zmian. Jeśli wiesz, że jakieś działanie jest negatywne i można stracić twarz – np. okraść sklep, to wiesz, by go uniknąć. To bardzo rozsądne. Mądre.
Ale jeśli przez wstyd patrzysz na coś pozytywnego jak np. wyrażenie własnego zdania, no to już temat do przepracowania, bo to jednak rozsądne, ani mądre nie jest. Czasem oczywiście warto trzymać jadaczkę zamkniętą na kłódkę ale temu nie powinien towarzyszyć ani wstyd, ani wina.
Wina także – do zmian w działaniach. Więc do zmian w ruchu.
Gdy z jaskini dobiegnie ryk groźnego drapieżnika, to strach paraliżuje? Nie – strach to energia, które jakość ogranicza kombinowanie i sprowadza logikę do dwóch szybkich i prostych decyzji – walczyć lub spieprzać. Więc strach również wspomaga działanie.
Jedyne co paraliżuje i odbiera zdolności to napieranie na emocje nazywane oporem.
Np. jeśli czuję złość to naprawdę trudno mi być miłym i serdecznym
Bo nigdy tego nie wybrałeś. Zamiast odpuścić opór i puścić się gniewu, trzymasz się ich, kleisz się do nich. I na ich podstawie dokonujesz decyzji i tak patrzysz na świat. Dokonujesz projekcji, bo nie chcesz mieć nic do czynienia ze swoimi emocjami.
Nie można zmusić się ani do bycia miłym, ani spokojnym. Tego nie można wymyślić – za takiego się uznać, a skoro tak myślimy, to tak musi być. To życie urojeniami – życie nietrzeźwe.
Trzeba rozpoznać dlaczego się trzymasz tego, co nie jest spokojem i przyjemnym nastawieniem jak i rozpoznać korzyści dlaczego NIE CHCESZ być miłym.
Bo możesz. Ale nie chcesz.
Zmuszanie się do bycia miłym i serdecznym, tak jak do bycia spokojnym, nie jest możliwe i nie da Ci tego. Jak nie zareagujesz i się w Tobie gotuje, to stałeś się spokojny? Oczywiście, że nie.
Na razie odpowiedzialność za siebie zrzucasz na emocje i na innych ludzi. Żyjesz na niskim poziomie świadomości, który zasilany jest emocjami, więc automatycznie jak poczujesz gniew, to stajesz się pogniewany. A to na kogoś, a to na siebie samego.
Na wyższych poziomach świadomości odczucie gniewu nie jest dla człowieka pretekstem, by przestał być miły dla siebie i innych. Wybacza sobie, akceptuje, bierze odpowiedzialność, koryguje swoje zachowania i postawy. TO jest zdrowe.
Bo jest miły dla siebie i dla gniewu.
A Ty innych traktujesz tak jak siebie i swoje emocje – nie za dobrze. A raczej bardzo negatywnie. Zmuszasz się i to tylko ze strachu, by nie poczuć winy, gdy kogoś urazisz.
Więc nawet rzekomo pozytywne działania mają negatywne motywacje. Nie dziwne, że jest Ci nieprzyjemnie i trudno w życiu.
Tak jak każdemu kto tak żyje. A tak żyją setki milionów, jeśli nie miliardy ludzi.
albo kiedy czuję poczucie winy trudno mi się wyluzować w towarzystwie.
Bo zamiast uwolnić winę, to się jej opierasz i wypierasz i/lub projektujesz na coś/kogoś. I masz jej już w sobie stłumionej masę.
I zapewne dodajesz do tego intencję obwinienia – zwalenia odpowiedzialności – więc pojawiają się wina, duma, gniew.
Emocje to nasza energia (z Modułu pamiętam, że energia w ruchu no bo płynie przez nas) niemniej czasem mam wrażenie, że niskie emocje to rodzaj obciążenia, balastu, którego celem jest utrudniać mi życie.
A to kompletna bzdura.
Bo nie dostrzegasz stawianego im oporu.
To jakby powiedzieć, że samochód to rodzaj obciążenia, bo wchodzisz, siadasz, odpalasz silnik, dociskasz gaz, a on stoi i jeszcze się niszczy.
No tak, a kiedy zwolnisz hamulec ręczny?
Emocje to rodzaj obciążenia dla człowieka zbyt dumnego i niedojrzałego, by się rozwijać, akceptować swoje błędy i ogólnie człowieczeństwo. I puścić się emocji.
Czy piórko Cię obciąża? Nie.
A wiesz ile waży kilo pierza? Tyle co kilo cegieł. Więc możesz do plecaka wsadzić 20 kilogramów piórek i będzie Ci już dużo ciężej wykonywać nawet bardzo proste czynności. Nawet siedzenie przy barze w grupie znajomych z plecakiem wypełnionym 20-kilogramami pierza bardzo to utrudni.
Np. wstyd to emocja informująca, że traktujemy siebie bez szacunku, że w czymś/kimś umieściliśmy źródło naszej wartości.
Dlatego dziecko, z którego się śmieją inni, które wierzy, że jego wartość pochodzi od akceptacji i uznania innych, poczuje wstyd.
I też rodzic, którego dziecko rozczarowało poczuje wstyd, który najczęściej wraz z gniewem i winą, a nieraz z żalem, wyprojektowany zostanie na dziecko.
I taka osoba jeśli jest zbyt dumna, by zrozumieć własną niedojrzałość i wziąć za nią odpowiedzialność, będzie uważała, że wstyd jest dla niej przeszkodą.
Emocje nie obciążają ale jeśli ich stłumisz masę, no to oczywiście będzie Ci ciężko.
Czy jabłuszko obciąża? Nie. Ale jak podniesiesz pełną skrzynkę 30-kilogramową jabłek, no to już ciężko będzie. Tylko po co to robić i to przez całe życie?
I jeszcze mówić, że taszczysz tą skrzynkę przez innych ludzi…
Czy skrzynka Ci coś uniemożliwia? Oczywiście że nie. Uniemożliwia tylko jej ciągłe noszenie.
Radość trwa chwilę, wyczerpuje się i mija a poczucie winy?
Radość mija, bo zamiast niej wybierasz np. poczucie winy.
A poczucie winy trwa, nie mija, a nawet rośnie, bo się mu opierasz. Jednocześnie niemożliwym jest wtedy znaleźć się w wyższym stanie, bo sam trzymasz się winy.
Także trzymasz się go i projektujesz – np. w formie obwiniania, że się zdenerwowałeś przez kogoś.
Spycham je do podświadomości i tkwi tam latami nawarstwiając się.
Zgadza się.
I to jest jak zachmurzenie. Gdy na niebie są chmury przesłaniające Słońce, to znaczy, że Słońce się wyczerpało?
Nie. Słońce świeci cały czas ale zostało przesłonięte.
Trzymanie się emocji, opieranie się im i racjonalizowanie, projektowanie ich to właśnie te chmury. Gdy przestanesz to robić, “chmury” miną i wyjrzy Słońce.
Radość się nie wyczerpała, bo to nie emocja, tylko naturalny, ciągły stan, który sami sobie odbieramy, przesłaniamy.
Zauważ, że nawet trzymając w sobie masę stłumionych emocji i tak żyjesz, masz energię. Ileś energii.
Skądś się bierze. Z jedzenia? Nie. Wielu wierzy, że tak. Jedzą coraz więcej, doprowadzają do chorobliwej otyłości ale jakoś nie mają masy energii… A gdyby energia brała się z jedzenia, to ludzie otyli byliby najbardziej energicznymi osobami na tej planecie.
Nieświadome życie prowadzi do ciągłego zasilania bagażu emocjonalnego.
Bo jeśli wierzymy, że inni odbierają nam spokój, to nasz podświadomy gniew i wina cały czas będą wymagały zasilania i będziemy dążyli do sytuacji, w którym się zdenerwujemy i obwinimy, bo taka jest nasza intencja – mieć rację. “Inni odbierają mi spokój” – jeśli np. w to wierzysz, to takie będziesz miał doświadczenia.
To jest upierdliwe, wręcz mam poczucie, że niesprawiedliwe.
No bo sam jesteś dla siebie niesprawiedliwy.
Sam odbierasz sobie radość, dumnie wybierasz poczucie winy, wmawianie sobie bzdur, że jesteś spokojny, a nie jesteś i dziwisz się, że jest Ci trudno?
A takich negatywnych postaw przejawiasz pewnie dużo.
Nie mogę pogodzić się z faktem, że dzieje się tak dlatego, że to ja stawiam opór.
No bo jesteś tak dumny.
Nie chcesz zaakceptować tego prostego faktu, ani nie chcesz wziąć odpowiedzialności, że Ty i tylko Ty wpływasz na swoje samopoczucie. I jesteś odpowiedzialny za swoje decyzje, z których każdą podejmujesz Ty. Nie ego, nie emocje. Ty.
Nawet jeśli ktoś jest negatywny wobec Ciebie, to możesz spokojnie odejść – ani nie musisz reagować, ani się opierać, ani nienawidzić tej osoby, ani wchodzić z nią w dyskusję, ani próbować jej zmieniać, etc. Możesz jej jeszcze życzyć w duchu wszystkiego dobrego.
Odpowiadasz za swoje życie. Co wybierzesz, tego konsekwencji doświadczysz.
Konsekwencjami oporu są m.in. brak radości, brak energii, ból, zablokowanie tego, czego się opierasz – więc to trwa i najczęściej też rośnie.
To są proste fakty. Możesz je przyjąć i na tej podstawie zmienić siebie, swoje postępowanie lub je wypierać i fantazjować o rzeczywistości i uważać za niesprawiedliwe, że walisz głową w ścianę i głowa boli, a ściana stoi.
“Dlaczego nadal opierasz się jednemu z najważniejszych narzędzi, które praktycznie wszystko Ci w życiu ułatwi?
Dlaczego Twoje ego nadal jest dla Ciebie ważniejsze od siebie?”
To nie jest tak, że ego jest dla mnie ważniejsze ode mnie. Po prostu ono bywa tak przekonujące, że w danym momencie to co ono proponuje wydaje się atrakcyjniejsze od podjęcia działania – np. sytuacja z wyborem przestawienia budzika o 15 min do przodu zamiast wstać i działać mimo porannego zmęczenia.
No tak – ale kto się daje przekonać?
Z jakichś powodów dajesz się przekonać. Z jakich? Dlaczego mimo, że wiesz, bo już doświadczyłeś tego, że wstanie później nie tylko nic nie zmieni ale jeszcze straciłeś masę czasu, podczas którego się opierałeś, nadal to wybierasz?
Ty się dajesz przekonać, bo masz z tego coś – jakąś korzyść. Ile razy już do tego doszło? Gdyby ktoś przekonał Cię do czegoś negatywnego 2 razy, to dałbyś się przekonać trzeci raz? A odnośnie wstawania pewnie było już tysięcy takich sytuacji. Więc proszę – naprawdę dalej wolisz sobie wciskać kit, że Cię tu okłamuje ego, umysł czy cokolwiek innego?
Widzisz, że dla Ciebie ważniejsza jest mentalizacja – w kółko to samo, niż wyciąganie zdroworozsądkowych wniosków i dążenie do pozytywnej zmiany.
Nie mówię tego w formie zarzutu, tylko ukazania Ci Twojego nieuświadomionego popędu, skłonności.
Zapytaj sam siebie – czy sprawiedliwym byłoby, aby wytarcie tyłka po załatwieniu się zależało od kogoś innego? Oczywiście mówię o życiu dorosłym.
I jak ta osoba będzie miała kaprys to to zrobi lub nie.
Ludzie tak patrzą na swoje życie – sądzą, że Bóg/los miał kaprys i jednym dał, a drugim nie. Co jest totalnym urojeniem i szaleństwem. I to staram się Ci pokazać. Łatwo jest stwierdzić, że z nami jest coś nie tak, że życie jest niesprawiedliwe lub – ulubione wielu – że inni mają lepsze geny, bo im się rano wszystko chce, wstają uśmiechnięci i mają pełno energii, a my nie.
Ale co z tysiącem faktów, które poprzedzały sytuację obecną i stanowią jej źródło?
To wszystko o czym mówimy teraz i co opisujesz – to jak żyłeś – nieświadomie, niechętnie, dumnie, trzymając się masy negatywnych przekonań doprowadziło do obecnej sytuacji. Nie jest to niczyja wina. Każdy robił to, co uznał za najlepsze z tym, co poznał, czego się dowiedział i jak na podstawie tego interpretował swoje doświadczenia.
A mało kto zna naturę emocji, myślenia, intencji.
I dlatego doświadczenia dla ludzi zamiast konsekwencją ich wyborów i wspaniałym źródłem analizy wstecznej oraz nauki, wniosków, stają się potwierdzeniem ich dotychczasowej intencji, kierunku – czyli zazwyczaj smutnego losu.
I tego też się nauczyli/nauczyłeś od innych – że to czego doświadczasz to Twój los i możesz się zmagać, walczyć, by było lepiej.
Ale powiedz mi – czy mądrym jest zmagać się z połamaną kością ręki, gdy napieprzałeś nią w ścianę?
Nie. Złamanie/pęknięcie kości to konsekwencja głupiego postępowania.
Należy wyciągnąć wnioski i jeśli konsekwencje są przykre, to zadbać o siebie, zatroszczyć się.
Zamiast tego ludzie dalej wolą pławić się w winie, nienawiści skierowanej na siebie, żalu, wstydzie, etc.
I po co?
Bo są zbyt dumni, by przestać.
Ponadto – nie można od razu wymagać od siebie, że zaczniesz wstawać chętnie i już nigdy nie przestawisz budzika. Mi też się to zdarza. Ale nie obwiniam się, nie wstydzę i podchodzę do tego rozsąnie – jeśli wstałem później, no to później skończę pracę. Albo jeśli mam zaplanowany jakiś obowiązek, no to będę musiał przerwać pracę i potem do niej wrócić.
Jeśli jednak przestawianie budzika się powtarza, no to już warto przyjrzeć się dlaczego nie wstajemy zgodnie z planem i się tym zająć.
“Dlaczego tak trudno jest Ci przyznać się przed sobą, że nie chcesz odczuwać i uwalniać?
Że się boisz i/lub np. chcesz dalej narzekać czy użalać się nad sobą? (…)A poza tym być może nadal chcesz się użalać, narzekać, traktować jako ofiarę, stresować, frustrować, etc.?”
To by świadczyło o tym, że oszukuję siebie i Ciebie.
Niekoniecznie.
Czy chciałeś mnie oszukać? Albo siebie?
Zapewne nie. Być może tak się nadal boisz emocji, jesteś przerażony, że uwierzysz we wszystko, byle tylko ich uniknąć.
To nic złego ale do pozytywnej zmiany nie doprowadzi. Bo nie ma czego się bać.
Można powiedzieć, że oszukujesz ale nie ma się też co o to obwiniać.
Trzeba spojrzeć na fakty i ich świadomość oraz akceptacja to pierwsze kroki do zmiany.
Poza tym nic nic nie oznacza. Ty nadajesz znaczenie. Ty mi powiedz jaką miałeś intencję. A nie wymyślaj teraz znaczenia. Ty mi powiedz dlaczego coś robisz i z jaką intencją. Wykombinowanie znaczenia po fakcie nie jest prawdą.
Chciałem teraz napisać, że chcę odczuwać i uwalniać ale właściwie to ja chcę mieć świadomość, że coś robię.
No widzisz – więc Twoją intencją jest “coś robić”, a nie wyzdrowieć.
No i “coś” robisz.
W pracy też szefowi byś powiedział – “no celu nie zrealizowałem ale coś robiłem”?
Aby mieć poczucie, że zrobiłem wszystko co się dało ale, się nie da z tego wyjść.
Więc dokładnie to będzie konsekwencją Twoich decyzji.
Bo taką masz intencję.
Brawo, że byłeś na tyle odważny, by się do tego przyznać!
A teraz pytanie z mojej strony – a jeśli da się z tego wyjść na stałe, na zawsze?
Trzeba spojrzeć na fakty – jeśli czegoś nie chcesz lub do czegoś nie dążysz, to znaczy, że czegoś się boisz.
Ludzie opierają się medytacji, nie medytują, unikają jej lub mówią, że czują przed nią wielki opór i za nie medytowanie zrzucają odpowiedzialność na opór. Bo nie chcą stać się świadomi, że boją się. Czego? Ciszy.
Bo są tak przywiązani do myśli, do wiecznej mentalizacji – martwienia się, użalania, narzekania, obwiniania, frustrowania, myślenia o wszystkich, chcenia, fantazjowania, że bez tego co im by zostało? Co mieliby robić?
No – co byśmy zrobili w tym momencie, gdybyśmy nie mieli żadnych problemów, trosk, zmartwień, ani żadnych blokad?
Rozumiesz? Mają w sobie tyle stłumionego strachu i oporu, że nawet nie chcą żyć spokojnie, w ciszy, bo to oznaczałoby, że MUSIELIBY zacząć coś robić – to czego się boją. Problem stanowi to jacy są teraz, a nie jakakolwiek czynność.
Ale też nie zauważają, że dzięki tej ciszy w umyśle są spokojni, dobrze im się śpi i odpoczywa. Nawet jak pracują – gdy są nad czymś skupieni, to nie wykonują dobrej roboty dzięki myślom, tylko albo spokojowi w umyśle, albo całkowitemu ignorowaniu myślenia.
A gdy mają to zacząć robić świadomie – ignorować myśli – to nagle “pojawia się opór”. I jeszcze sami znajdują dla tego racjonalizacje i wierzą w nie.
A przecież niejeden uzależniony ogląda porno, by doświadczyć choć na moment w umyśle pustki. Bo tak non stop wpatrują się w narzekanie, obwinianie siebie i innych, osądzanie, użalanie, frustrowanie, gniewanie…
To nie mija, bo unikają zmierzenia się ze źródłem tego – z emocjami.
Nie wiem czy ja się do tego uzależnienia.. nie przyzwyczaiłem.
Nie istnieje “przyzwyczajenie”, tylko przywiązanie lub zaprzestanie opierania się. Zaś zaprzestanie opierania się może wynika z apatycznej zgody na bezsilność w tym temacie lub rozsądnego odpuszczenia oporu. To dwa różne światy.
Zaś każde przywiązanie prowadzi do cierpienia prędzej czy później.
Ty przywiązałeś się do wygodnej metody “radzenia sobie” z emocjami, które już wiemy jak postrzegasz.
To jak gdyby osoba chorobliwie tłusta przyzwyczaiła się, by codziennie jeść gotowe żarcie odgrzewane w mikrofali.
Ok, można tak żyć.
No ale tłuste, niezdrowe, nie mające dużo energii ciało będzie tego jedną z konsekwencji.
Można sobie to tłumaczyć, że się przyzwyczailiśmy ale prawda jest przecież zupełnie inna – opieramy się zmianie, jesteśmy zbyt dumni, by popełnić błędy i odczuć winę, pławimy się w negatywnościach.
Nie ma to nic wspólnego z przyzwyczajeniem do niskiej jakości życia.
Nikt mi nie wciśnie kitu, że się “przyzwyczaił” do czegoś i na tej podstawie nie może dokonać zmian…
Zajmuję się tym już od kilku lat.
Czym i jak się zajmujesz?
Przed chwilą powiedziałeś jaka była Twoja intencja – “mieć świadomość, że coś robisz”.
Nawet wmówiłeś sobie, że znalazłeś kanał Youtube z kilkudziesięcioma filmami, które pewnie obejrzałeś wszystko i powiedziałeś sobie, że nareszcie coś zrozumiałeś i że wytłumaczenie z WoP nie było wystarczające. A wiemy, że nie takie są fakty.
Nie umiem sobie nawet wyobrazić jak to będzie być wolnym. Może w przywiązaniu do uzależnienia leży przyczyna?
To jedna z przyczyn.
I może jej towarzyszyć postrzeganie zmiany i dążenia do zmiany jako trudnego, bolesnego, niepewnego, ryzykownego, itd.
Pytanie – ile w tym jest prawdy? Czy zmiana na pewno taka musi być?
Trudno jest mi przyznać, że użalanie się nad sobą jest korzyścią z nie uwalniania emocji. Jeśli o mnie chodzi to rzeczywiście – nie odczuwając, nie uwalniając– mogę się nad sobą użalać, mówić, że wyzdrowieć się nie da i „o jaki ja biedny, że uzależniłem się od porno”. Tutaj jak wyżej, trochę się przywiązałem do tego wiecznego użalania się i traktowania siebie jako ofiary jakby całe to uzależnienie było planem losu jak utrudnić mi życie.
Kolejny raz brawo!
Tak, dokładnie – użalanie się nad sobą jest korzyścią samą w sobie. Można to robić bez końca.
Ale nie istnieje los, ani tym bardziej nie ma on planu. Jest Twoje dążenie, są Twoje intencje. Jestęś Ty – taki jaki wybierasz być. Uzależnienie to jedna z konsekwencji długiego użalania się. Ale nie tylko. Także frustrowania, opierania, stresowania, wstydzenia, obwiniania, etc. Wielu takich negatywnych postaw, postępowania i dążeń.
To jakby powiedzieć – “Trochę się przywiązałem do zaniedbywania i traktowania siebie jak brudasa i ten cały mój zarost to jakby był plan losu, by trudniej było mi się podobać samemu sobie i innym”.
Albo – “Trochę się przywiązałem do obżerania się i traktowania siebie jak niewartego szczęścia i to wielkie, spasione ciało to jakby plan losu, by trudniej mi było mieć ładne, zgrabne, atrakcyjne ciało”.
A co z konsekwencjami własnych wyborów?
Naprawdę los był niesprawiedliwy, że jedni są grubi, a inni nie? No można w to wierzyć… Ale ludzie nie chcą się do tego przyznać, bo jedyny scenariusz jaki widzą, to się za to obwinić, wstydzić i w konsekwencji cierpieć. Ale czy na pewno jest to konieczne i nieuniknione?
“To tylko i wyłącznie Twój wybór. Powiedz mi – była decyzja, by przestać się opierać i zrobić to chętnie?
Czy było tylko powtarzanie instrukcji w myślach jak rzucanie czary mary?”
Takiej szczerej płynącej prosto z serca decyzji nie było.
Więc w tych sytuacjach pozostawałeś nieświadomy, nie podejmowałeś świadomej decyzji, tylko zmagałeś się z emocjami.
Trochę musiałem się do tego zmusić,
Widzimy, że praktycznie non stop się opierasz.
właściwie zazwyczaj muszę siebie przekonać aby usiąść do uwalniania.
Nie siebie, tylko starasz się przegadać myśli, zamiast je zignorować.
Ponadto – Twoje nastawienie to Twoja decyzja. Nie chcesz jej zmienić. Tak wygląda duma. Wszystko możesz wybrać spokojnie – by to zrobić lub nie.
Także druga wersja – było powtarzanie instrukcji w myślach, wczuwanie się w nie.
Ostatnio praktycznie nie uwalniałem ani nie medytowałem. Wróciłem do tego dosłownie 2 dni temu.
No, biorąc pod uwagę co napisałeś, to nie dziwne.
“Nie graj teraz pilnego uczestnika WoP, tylko szczerze i uczciwie – chcesz czuć emocje czy nie?”
Nie.
No i proszę. Więc to całe zmaganie nic i tak by nie przyniosło.
Więc opowiadasz mi o swoich próbach, zmaganiach, porażkach… a prawda wyszła teraz – nie chcesz czuć emocji i wszystko co robisz w kwestii ich uwalniania nigdy nie było uwalnianiem. Tylko “robieniem czegoś, by mieć poczucie robienia czegoś”.
Nie chcę czuć wstydu, żalu, apatii, poczucia winy w kontaktach z ludźmi. Chcę odczuwać te emocje w samotności.
To na razie nie wymagaj od siebie cudów w towarzystwie innych ludzi. Ale pamiętaj, że wszelkie zmaganie i inne nieprzyjemności to konsekwencja męczenia się w sobie na własne życzenie.
Nie obwiniaj się o to, nie denerwuj. Ok, na razie tak jest.
Dopiero zaczynasz to, od czego uciekałeś od wielu lat i o czym miałeś kosmicznie błędne pojęcie.
Jeśli przekonam się, że rzeczywiście – idzie to uwolnić, pozbyć się tego to pewnie zechcę czuć te emocje WIEDZĄC a nie wierząc, że one miną.
No to zacznij się tym zajmować na poważnie.
I żeby nie było – męczenia się, próbowania na siłę przez kilka tygodni lub miesięcy, a potem zapytam – “chciałeś je czuć?” i odpowiesz “nie” ;)
Napisałem uczciwie i szczerze jak to widzę na ten moment.
No i super! Właśnie o to chodzi!
Masz dzięki temu jasno i klarownie ukazaną przyczynę Twoich problemów.
Trudno mi sobie wyobrazić prawdziwie odczuwanie emocji w pełni ich okazałości zawsze i wszędzie bez tłumienia.
Bo bo starasz to sobie wyobrazić albo liczysz, że Ci to wyobrazi umysł.
Ale tak nie będzie.
Zapytaj sam siebie – czy musisz wyobrażać sobie jak bierzesz prysznic, by się umyć? Nie musisz, ale możesz starać się to sobie wyobrażać godzinami, a prysznica nigdy nie wziąć.
To samo z uwalnianiem emocji.
Ale jeśli umyjesz się byle jak, no to nadal będziesz brudny nawet po wyjściu spod prysznica. Każdy kto wziąłby prysznic, “by mieć świadomość, że się umysł”, a nie by dokładnie umyć każdy fragment swojego ciała, wyszedłby spod prysznica bez poczucia czystości.
Czy aby trenować codziennie zgodnie z ustalonym z trenerem planem musisz sobie wyobrazić jak to jest mieć umięśnione, silne i sprawne ciało? Nie. To niemożliwe. Nie będziesz wiedział jak to jest dopóki tego sam nie doświadczysz.
Możesz ewentualnie zaobserwować to u innych i się tym zainspirować. Ale jeśli będziesz próbował to sobie wyobrazić, to możesz spędzić na fantazjowaniu i chceniu lata i nie wykonać nawet jednego przysiadu i pompki.
Uchodziłbym za niestabilnego emocjonalnie wariata, który potrafi wybuchnąć gniewem i się rozpłakać w towarzystwie a później być apatycznym i nieobecnym.
No widzisz. Czyli opierasz się gniewowi, pod którym kryjesz poczucie winy, strach i żal. Bo tak patrzyłeś na emocje – albo wypieranie i opieranie się im, zmaganie, by ich nie czuć, albo ekspresja. A potem wstyd za to. Więc na tej podstawie zbudowałeś sobie wizję siebie, że jesteś spokojnym człowiekiem. A pod tym kruchym fundamentem zbiera się coraz więcej emocji.
I już bardzo niewiele do tego brakuje, by to z Ciebie wyszło.
W końcu ktoś coś zrobi, coś powie i wybuchniesz. Ludzie zareagują negatywnie. A Ty się będziesz wstydził i obwiniał np. tygodniami. Przez cały czas będziesz apatyczny. A potem się rozpłaczesz.
I powiedz mi – gdzie w uwalnianiu emocji jest powiedziane “wybuchnij gniewem”?
“Wybuch gniewu” to konsekwencja opierania się, gromadzenia go w sobie i w końcu odpuszczenia hamulców, gdy ktoś da Ci wystarczający pretekst, by tą całą nagromadzoną w sobie energię wywalić im na głowę jak wiadro brudnej wody.
To może być nieuniknione. Ja sam wielokrotnie nawet krzyczałem, gdy ktoś mnie wkurzył. To normalne ale trzeba wziąć za to odpowiedzialność i pracować nad uwalnianiem gniewu, nad uwalnianiem dumy i zrezygnowaniem z postawy zasilającej gniew, dumę i poczucie winy – że inni są gorsi, są źli, że nie powinni się jakoś zachowywać, itd. To bardzo ważne. Takich postaw zasilających emocjonalność może być wiele.
Poza tym ekspresja emocji nie uwalnia ich energii, tylko najczęściej zasila.
Ekspresja emocji nie uwalnia. I nie jest do tego potrzebna.
Uwalnianie emocji to pozwolenie, by ta energia się wyczerpywała. Ekspresja nie jest do niczego potrzebna. A gdy emocjom dajemy ekspresję, to najczęsciej nie towarzyszy im intencja uwolnienia albo o niej “zapominamy” i zamiast tego zwalamy odpowiedzialność na innych.
Potrzebna jest świadomość, uznanie, akceptacja, odpowiedzialność, intencja i decyzja.
Tym się różni użalanie od porządnego, szczerego żalu – użalanie to ekspresja żalu bez intencji jego uwolnienia, puszczenia, przekroczenia. A porządny żal to pozwolenie, by ta energia przepłynęła i się wyczerpała, bo się jej nie opieramy, nie trzymamy i nie zwalamy na nic i na nikogo.
Raz jeszcze – ja Cię do zmiany nie zmuszę. Mogę tylko przedstawić Ci wartość w zmianie, mówiąc językiem ego – zysk ze zmiany.
Ale ego (człowiek w niskiej, egoistycznej świadomości) ma gdzieś prawdziwe dobro. Jeśli się uprze, to będzie się użalać i nienawidzić całe życie oddając za to zdrowie, spokój, szczęście, sukcesy. Wszystko co naprawdę dobre. Bo denerwowanie na innych uznał za dobre. I czerpie dumę z uznania innych za złych.
Nie pójdzie chętnie i radośnie do pracy, bo za dobre uznał narzekanie każdego dnia rano i zwalanie odpowiedzialności za swoje samopoczucie na pracę.
Oczywiście lepiej jest, byś porno nie oglądał na siłę, niż oglądał. Tak jak i lepiej, by człowiek nie dał w mordę drugiemu ze strachu przed piekłem, niż dał.
Ale najlepiej jakby nie dał w mordę z troski o drugiego człowieka, ze współczucia i chęci znalezienia mądrego, dojrzałego rozwiązania.
A jeśli się powstrzyma raz czy dwa, to w końcu się nie powstrzyma i ten gromadzony gniew, wina, opór, etc. wyleją się w większych ilościach.
To samo z uzależnieniem – możesz udawać, grać spokojnego człowieka ale będzie się w Tobie coraz bardziej gotowało.
I w końcu to w Tobie wybuchnie – i zareagujesz tak jak się najbardziej obawiasz – jak niestabilny emocjonalnie wariat. Tak to będzie mogło wyglądać.
To praktycznie nieuniknione, jeśli człowiek się non stop opiera i żyje tak, że cały czas rośnie w nim gniew.
Ale żeby napić się kawy trzeba nalać jej z czubem do filiżanki? Nie trzeba.
Czy wypieranie, nie odczuwanie gniewu czyni z Ciebie spokojnego człowieka?
To jak zapytać – czy przelewanie ogromnych sum pieniędzy na sierocińce czyni z człowieka filantropa? Oczywiście nie. Bo można przelać milion złotych na sierociniec naprawdę kochając dzieci, pragnąć, by miały lepsze życie. A można to zrobić, by poczuć się lepszym od innych. Można to też zrobić, by uciec od poczucia winy. A można to zrobić ze sprytnych machlojek biznesowych – by nie zapłacić podatku, a dzieci mieć gdzieś.
Więc to co robimy nie zmienia nas, tylko stanowi reprezentację naszej intencji – faktycznego zamiaru. I jedno z drugim powinno być SPÓJNE.
Zachowania zawsze można oszukać. I nie w nich jest esencja.
Jeśli uprzesz się, by w ludziach widzieć źródło swojej niedoli, to nigdy nie będziesz żył spokojnie, szczęśliwie. Choćbyś zwiedził cały kosmos, to po powrocie na Ziemię zamiast spokoju i szczęścia odczujesz frustrację. Od razu coś Ci się w kimś nie spodoba.
Jak mówię – konsekwencje i ból są po to, by człowiek się uczył i wyciągał mądre wnioski, by się zmieniał.
A nie zwalał odpowiedzialność na świat i się użalał jaki to jest biedny.
Możesz sobie dalej żyć tak jak żyłeś. Masz do tego pełne prawo. Nikt Cię do niczego nie zmusza.
Możesz sobie oglądać porno i masturbować się 15 godzin dziennie każdego dnia. Droga wolna.
Tylko chociaż rób to odpowiedzialnie i miej na uwadze, że jak miniesz ludzi szczęśliwych, spełnionych, to nie życie czy Bóg jest niesprawiedliwe/y, tylko doświadczasz tego, co wybrałeś.
A wybrałeś, bo uznałeś to za dobre, właściwe, odpowiednie.
A postrzegasz to tak ze swojego poziomu świadomości – tego kim jesteś, czyli kim się stałeś przez własne wybory.
Na razie “wygodnie” oddajesz odpowiedzialność za swoje emocje, samopoczucie, żyjesz z poziomu niechęci, zmaganie, grasz ofiarę.
Masz do tego prawo.
Ale na tej planecie doświadczamy konsekwencji własnych decyzji. Może na kolejnej planecie będzie inaczej.
Ale na tej granie ofiary przyniesie konsekwencje niskiej jakości lub bardzo niskiej. I każdy sam wybiera czy postrzegać się jako ofiarę, czy np. odpowiedzialną (nie winną) swoich decyzji, które zawsze można skorygować.
“Widzisz? Opierasz się nawet temu, że ktoś ma inne poglądy!!!
Więc powiedz mi – dlaczego liczysz na szczęśliwe, zdrowe, dojrzałe życie wolne od uzależnienia, jeśli zaciskasz własną psychikę i utrzymujesz mentalną niezgodę na to jacy są inni ludzie?
Ty nie chcesz zaakceptować ich, więc dlaczego dziwi Cię, że oni nie akceptują Ciebie? Kiedy więc przestaniesz się opierać?
A to fajne dzieciaki, ja bym tylko chciał aby ona zmieniła swoje podejście i towarzyszyła nam.(…)Więc zacznij od zmiany swojego podejścia – przestań się opierać, winić, żalić, gniewać, frustrować.”
Zdanie tytułem wstępu ( po napisaniu odpowiedzi stwierdziłem, że to może być istotny fakt):
ze znajomą obok siebie mieszkamy od najmłodszych lat. Wielokrotnie już zdarzało się, że ja dawałem od siebie 100% żeby jej pomóc.
Ok ale jeśli robiłeś to jako ofiara – by nie zawieść, by nie czuła się gorzej, to nie pomoc, tylko ucieczka od własnego poczucia winy.
Poza tym pomoc na siłę to nic pozytywnego.
A kiedy tylko przestawała czerpać korzyści z regularnego kontaktu ze mną kontakt się znacznie osłabiał, więź słabła.
No bo zapewne oboje doiliście coś od siebie – Ty czułeś się lepiej, uciekałeś od poczucia winy, a ona, że coś dla niej robiłeś.
Np. w czasach szkolnych, jak znajoma potrzebowała towarzystwa to spędzaliśmy razem dużo czasu.
No i widzisz – to było wypełnianie studni bez dna. A Twoją intencją była ucieczka od Twojego stłumionego poczucia winy.
Poznała znajomych to znajomy poszedł w odstawkę – ja oczywiście miałem swoich znajomych od zawsze ale nie wpływało to na kontakt z nią (chyba).
Kiedy potrzebowała pomocy w lekcjach – przyszła do mnie, ja chodziłem do niej, poświęcałem dużo czasu żeby ją nauczyć, przez cały ten okres kontakt był regularny, naprawdę fajny. Kiedy tylko skończyła się jej edukacja – kontakt znów osłabł do minimum. Poczułem się hmm.. odrzucony? Niedoceniony?
No bo po to to robiłeś – by nie zawieść, czyli uciec od winy, którą już w sobie miałeś.
I tak żyjesz cały czas – by nie zawieść, by nie zranić, nie urazić nikogo.
Non stop uciekasz.
A to nie przyniesie pozytywnych rezultatów, ani nie stworzy fajnych, trwałych relacji. Nawet jakbyś się starał. Bo Twoją INTENCJĄ jest nie poczuć winy. Która już w Tobie jest.
I prędzej czy później i tak ją poczujesz. A więc rozczarujesz się. I łatwo wtedy posądzić o to innych ludzi. Ale znasz już WEWNĘTRZNE fakty. Nie odpowiadają, ani tym bardziej nie są ich winni inni ludzie. Ani Ty. Nikt nie jest winny.
Wina i próby jej umieszczenia w kimś/czymś, są po prostu zbędne.
A poza tym żyjąc w ten sposób cały czas ranisz siebie samego. Nie jest to ani dobre, ani dojrzałe, ani mądre, ani szlachetne.
Do całej sytuacji o której piszę poniżej mam takie przekonanie, że jak tylko jej dzieci podrosną to ten kontakt znów będzie słaby. Zresztą, już teraz praktycznie nie mamy wspólnych tematów poza tematem jej i jej dzieci. Moim zdaniem to ta obawa może być przyczyną mojego podejścia o którym piszę niżej.
Masz względem niej urazę – żal, winę, gniew, które wypierasz.
Aby relację naprawić, konieczne jest wybaczenie. O wybaczeniu jest w Module 6.
Zaś pierwszym krokiem wybaczenia jest świadomość urazy.
No ale dlaczego to ja mam akceptować zdanie wszystkich innych, być pokornym a inni mogą mi narzucać różne rzeczy i to jest ok?
Ależ to jakieś urojenie nie wiadomo skąd.
To jaki Ty jesteś/staniesz się przyniesie Tobie korzyści, a nie innym.
Ty, jak mówię, nie rozumiesz co to jest pokora, bo nigdy taki nie byłeś. Mylisz ją z upokorzeniem, upokarzaniem siebie albo ze zgodną na bycie upokarzanym.
Ale pokora czyni człowieka odpornym na upokorzenie.
Pokora to np. spokojne odmówienie komuś, gdy prosi Cię o pomoc, czas, etc. bez poczucia winy z tego powodu.
Nie czujesz się winni, nie robisz tego, by sprawić komuś zawód. Masz pełne prawo odmówić bez poczucia winy.
A jak Ci ktoś coś narzuci – co z tego? To problem tej osoby. Ty możesz wybrać rozsądnie i też bez poczucia winy. Możesz także zapytać się o powód takiej reakcji, by pomóc tej osobie również pozwolić sobie na spokój, by Cię zrozumieć.
Natomiast Ty prawie wszystko wybierasz przez pryzmat winy.
Bo już ją w sobie masz. I dlatego tak często się denerwujesz – by jej nie czuć.
Dlatego też wewnętrzne, emocjonalne oczyszczenie się jest niezbędne, by nastąpiły faktyczne zmiany.
Skoro ja mam akceptować to, że ktoś ma pewne poglądy np. religijne i oczekuje, że będę chodził co niedzielę do kościoła albo siedzieć i zmieniać plany (ich zdaniem to, że ja chcę pobyć sam albo pojeździć na rowerze to żadne plany) jak kuzynka przychodzi z dziećmi trzeci dzień z rzędu to mam prawo oczekiwać, że ktoś powinien zaakceptować moje zdanie nawet jeśli jest odmienne. Jednak tak się nie dzieje.
Bo to wszystko tylko urojenia na bazie żalu, wstydu, winy, gniewu, dumy.
Akceptacja to nie jest mus, to nie jest coś, co musisz robić.
Akceptacja to spokojne, dojrzałe spojrzenie na fakty.
A na razie Ty się użalasz, obwiniasz i frustrujesz. To jest kolosalnie dalekie od akceptacji.
Akceptacja to np. spokojne powiedzenie sobie – “Ok, ktoś ode mnie oczekuje tego czy tamtego. Ma takie prawo, a ja nie jestem zobowiązany, by to spełnić”. Co nie pozbawia Cię szacunku ani do siebie, ani do tej osoby. Co więcej – możesz z nią spokojnie porozmawiać i powiedzieć – “Słuchaj, nie będę spełniał Twoich oczekiwań, bo jestem dorosły i żyję odpowiedzialnie. Jeśli chcesz ode mnie czegoś istotnego, to poproś mnie o to, zakomunikuj mi to i się dogadamy”.
Akceptacja to – “ok”. Tyle. Zero zmagania, cierpienia, użalania, obwiniania, frustrowania. Tyle. Dzięki wyborowi akceptacji jesteś spokojny, masz energię, chęci – nie degeneruje się Twój stan. Wszystko inne go degeneruje.
Akceptacja jest korzystna dla Ciebie, a nie osób, które zaakceptowałeś.
Akceptacja to wyraz rozsądku, bo przywraca spokój. To coś, co pomoże wyłącznie Tobie, a niekomukolwiek innemu.
Cały świat może wściekać się, nienawidzić i obwiniać rząd za nowe podatki, a Ty możesz to zaakceptować i spokojnie dążyć do zmiany lub przystosować się do nowych warunków. Czyli np. więcej zarabiać. A wściekanie się, nienawidzenie, obwinianie, etc., uniemożliwi lub niezwykle utrudni zarabianie większych kwot.
To ode mnie się oczekuje, że jak znajoma przychodzi to ja lub moi rodzice (teraz głównie rodzice bo przez te 2 miesiące nieco się zmieniło w tej materii) zajmiemy się jej dziećmi (dla niej to wtedy czas odpoczynku bo w końcu to takie wyrzeczenie i poświęcenie, że postanowiła zostać matką w wieku 20-30 lat) a ona sobie będzie siedziała i piła kawę.
No i kto Cię stawia w roli ofiary? Ty sam siebie.
Bo widzisz tylko 2 opcje:
– Zgodzić się i czuć się jak ofiara, frustrować się przy tym, narzekać i obwiniać.
– Odmówić i w konsekwencji zwieść innych, zranić, zrazić do siebie. Narazić się na krytykę, itd.
W obu przypadkach to działanie z tego samego poziomu – winy, żalu, gniewu – urazy.
Natomiast możesz odmówić spokojnie. Spodziewać się, że inna osoba zacznie narzekać, być może obrazi się. Ok, ma do tego takie prawo jak i Ty masz do narzekania i zwalania odpowiedzialności. Ale Ty możesz puścić się winy i wreszcie uwolnić się – żyć spokojnie, rozsądnie, akceptująco.
Jak poruszam ten temat to zaraz rodzice mnie blokują mówiąc „Synu, przestań!” albo mnie szturchają lekko i z wyrazu twarzy widzę, że nie chcą abym mówił jej, że moim zdaniem postępuje niefajnie.
No i co z tego?
Ty cały czas się zgadzasz na wszystko, by uniknąć własnej winy. Dlatego też zgadzasz się na to, czego nie chcesz, nie mówisz tego, czego chcesz. Nie podejmujesz decyzji dobrych dla siebie, tylko dobre dla innych.
Ktoś Ci każe? Oczywiście, że nie. To Twoje decyzje i Twoja odpowiedzialność. Ty stawiasz się w roli ofiary. Zapewne dlatego, bo nigdy nie wziąłeś pod uwagę, że można inaczej.
Ponadto nie chcesz zareagować, bo jedyną opcję też jaką widzisz, to wybuchnąć gniewem, zrobić awanturę i przez to zostać oceniony jako niepoczytalny czy niestabilny, stracić szacunek, itd. Więc wybierasz się męczenie w sobie.
No same dramaty.
A możesz to wszystko uwolnić, to te wszystkie dramaty jakie widzisz, to mentalizacja Twojego umysłu na bazie Twoich emocjonalnych zaniedbań. Zalecałem, by to ignorować.
Dlatego tysiąc razy lepsze jest “nie wiem co zrobić” i poszukać nowego rozwiązania, niż po raz milion dwieście czterdziesty siódmy zrobić to samo, a potem się użalać, że nic się nie zmieniło.
Jak się ktoś poczuje urażony to wina i duma tej osoby. To oni za nie odpowiadają tak jak Ty odpowiadasz za to wszystko, co opisujesz. Ważne, by Twoja intencja była pozytywna.
Próbowałem to zaakceptować, wmawiałem sobie,
Wmawianie sobie różnych fantazji to nie akceptacja.
Akceptacja to oczyszczenie się z tego, co akceptacją nie jest.
Konstruktywne myślenie może pomóc stworzyć kontekst, w którym łatwiej jest odpuścić np. żal do kogoś. Ty natomiast próbowałeś na siłę być spokojny kompletnie bez wewnętrznej pracy – zarówno bez oczyszczania się z już stłumionych emocji i oporu, jak i bez zmiany swojego punktu postrzegania.
że ok jest zmęczona, że jestem ważną osobą dla jej dzieci i powinienem być bardziej wyrozumiały.
No i widzisz – to wcale nie jest akceptowanie tylko racjonalizowanie winy. To może zadziałać jako nowy punkt widzenia – nowy kontekst. Ale teraz pytanie czy na jego podstawie odpuścić opór, uwolnisz winę, gniew i żal, czy nadal będziesz je doił?
Nawet robiłem tak, że wracając autem z pracy afirmowałem sobie np. „Jeśli teraz mamy gości, zaakceptuję to i z uśmiechem będę z nimi spędzał czas”.
No ale już masz pełno uraz pewnie do każdego. Bez oczyszczenia się z tego nie poczujesz ani spokoju, ani radości.
Nie wymyślisz sobie i w sobie spokoju. Należy zająć się tym, co spokojem nie jest.
Jeśli szafę masz zawaloną różnych gratami, to wymyślisz sobie w niej miejsce, by goście swobodnie włożyli swoje ubrania? Nie. Goście szafę otworzą, a z szafy wylecą graty. Czy to wina gości? Nie, to niczyja wina. Po prostu trzeba opróżnić szafę z gratów.
A bez tego możesz tylko trzymać kciuki, by goście jej nie otworzyli lub wymyślać sobie, że jest pusta.
Niestety, po godzinie coś we mnie pęka.
Nie pęka, tylko wychodzi z Ciebie to, co stłumiłeś. Kończy się siła woli, bo non stop się opierasz i pozwlasz emocjom na ekspresję na moment ale od razu się też ich łapiesz, bo wierzysz, że inni są ich źródłem, więc emocje nie mogą minąć, dopóki to inni się nie zmienią.
Ale jedyny kto ma się zmienić jeśli chce poczuć coś innego i inaczej żyć, jesteś Ty.
Odpalam się, czuję złość, której nie chcę (?) / nie mogę puścić,
Nie chcesz. Ale możesz.
I żeby to zrobić, musisz dostrzec jakie korzyści czerpiesz ze swojego postępowania. Część z nich, a może wszystkie, już znamy.
A “odpalasz się”, bo wykorzystujesz zachowania innych ludzi jako pretekst, by przestać się opierać emocjom, bo już nie możesz wytrzymać i od razu zwalić za nie odpowiedzialność.
Żadne tłumaczenia sobie w głowie nic nie dają, to się dzieje niemal automatycznie.
Bo “tłumaczenie w głowie” to myślenie – mentalizacja. Czyli proces bezosobowy, ciągły i nieskończony. Zasilany przez emocje.
A myśli nie mają żadnej mocy, ani znaczenia.
Mówiłem, że myśli to konsekwencja emocji. Myślami nie zmienisz emocji, ani się z nich nie oczyścisz, bo emocje to energia, a myśli to urojone konstrukty mentalne.
Myśli to jak cień. Cieniem nie wyłączysz żarówki.
Ani nie przegadasz cienia. Nie przegadasz wiatru, by przestał wiać lub żeby zmienił kierunek.
Zdarza mi się też tak, że mam dobry humor a jak słyszę, że oni idą momentalnie czuję złość, niezgodę, opór na zaistniałą sytuację.
Bo masz w sobie tak dużo stłumionego gniewu, winy, żalu, wstydu. Opierasz się nie samej sytuacji, tylko temu co czujesz zanim nawet do tej sytuacji dojdzie. A sama sytuacja staje się dla Ciebie potwierdzeniem… potwierdzeniem tego? Tego, co PRZECZUWAŁEŚ!
Tutaj też, nie potrafię się tego puścić.
Bo nie chcesz. Nadal sądzisz, że oni za to odpowiadają i że Ty jesteś tego ofiarą. A oni są… XYZ.
Mam głębokie przekonanie, że to oni są winni mojej złości w tych momentach, że gdyby oni przychodzili rzadziej a znajoma pomagała zająć się tymi dziećmi to byłbym spokojniejszy.
No widzisz – więc nie chcesz odpuścić tych emocji. Doisz z nich nadal bardzo dużo.
Bo to wszystko utrzymujesz swoim nastawieniem do całej sytuacji. To przekonanie nie jest głębokie, tylko silnie się do niego przywiązałeś, bo dzięki temu możesz zawsze unikać zmierzneia się z winą i wiecznie się denerwować na innych. Bo gniew to dużo wyższy poziom energii, niż wina.
A na tym polega uzależnienie w wielkim skrócie – ucieczką od niskiego stanu w wyższy bez względu na cenę. Żeby to skorygować, potrzebny jest najczęściej bardzo, bardzo znaczący rozwój i dojrzenie jako istota ludzka.
“Tutaj też nie chce Ci się ich zaakceptować lub nie możesz tego zrobić? Ależ możesz, tylko nie chcesz, bo jesteś na to za dumny. Wybierasz dumę – czyli własną rację – nad spokój.
(…)Nikt w Twoim życiu nie zmieni się wobec Ciebie na lepsze, dopóki Ty nie zmienisz się dla siebie na lepsze oraz dla innych.”
Ale ja naprawdę nie rozumiem dlaczego to ja mam się dostosowywać, być pokornym, miłym, dobrym a inni mogą mieć to w tyłku i dbać tylko o swoje korzyści.
Ależ nic nie musisz.
Jednak zauważ, że Ty nie masz niczego w tyłku i nie dbasz o swoje korzyści.
Bo oddajesz odpowiedzialność za siebie, żyjesz negatywnie i niedojrzale. Praktycznie wszystko bierzesz do siebie. Dla Ciebie korzyść to dojenie np. żalu i winy.
Dla kogoś innego odpowiedzialna jest praca 12 godzin na dobę.
Zastanów się – nikt nie każe Ci się dostosować do grawitacji. Ale weź pod uwagę, że jak coś upuścisz, to spadnie z siłą odpowiednią do masy. I jak jest kruche, to pęknie. Czy też się użalasz, że Ty musisz się dostosować do grawitacji? KAŻDY, kto postąpi nieodpowiednio doświadczy tego samego.
Pokora to wspaniała, dojrzała cecha, dzięki której stajesz się niepodatny na zranienie i wykorzystanie.
Natomiast Ty nie widzisz różnicy między pokorą, a upokorzeniem. Pokora, a upokorzenie to dwa zupełnie różne światy.
To jakby nie widzieć różnicy między pływaniem, a topieniem się.
Problemem jest Twoja podświadoma wina, którą czujesz zawsze – gdy chcesz coś powiedzieć (a “nie chcesz nikogo urazić”), gdy się na coś zgadzasz, gdy się nie zgadzasz. Wszystkiemu zawsze towarzyszy wina. I kombinujesz od lat co tu zrobić i jak żyć, by jej nie poczuć. A że się nie da, no to jedyny wniosek to, że są jej winni inni ludzie.
I to takie nieskończone “wnioskowanie” na bazie winy.
“I ktoś Ci to każe robić? A dlaczego spokojnie nie odmówić? Po co bawisz się w opór tak jak w trakcie wypełniania Raportu i uwalniania? Kiedy nareszcie zrobisz coś chętnie?”
Jak wyżej, to jest taka presja.
Presja to rezultat opierania się. Presja to rezultat tego, co sam sobie robisz, a nie tego, co robi ktoś inny.
Czuję, że powinienem, że muszę,
Nie czujesz, tylko tak interpretujesz poczucie winy, którego się trzymasz, projektujesz na świat i z poziomu którego podejmujesz decyzje, wybierasz swoje nastawienie, postawy. I które było w Tobie cały czas. Opierasz się mu ze wszystkich sił. Dlatego je tracisz i się nie wysypiasz i rano przekładasz budzik, bo sądzisz, że brak chęci i energii to efekt źle spędzonej nocy. Ale to wszystko konsekwencje opierania się własnym emocjonalnym zaniedbaniom i postrzegania nawet samego wstania z łóżka z pozycji ofiary.
Zaś to “czuję, że muszę” w rzeczywistości to – “czuję podświadomą winę” i jako, że jej nie akceptujesz, od razu umysł dokonuje projekcji i uważa, że to dlatego, bo ktoś oczekuje czegoś od Ciebie. Ale to wszystko temat stricte wewnętrzny.
że tego się ode mnie oczekuje
A tu widzimy właśnie zwalanie odpowiedzialności za własną podświadomą winę. Dlatego nie mija, a inni nadal będą w Tobie wciskać “przyciski” poczucia winy.
a jak tego nie zrobię to zawiodę bliskich, sprawię im przykrość, będę czuł się winny i niezrozumiany.
A to granie teraz właśnie “szlachetnie upokorzonego”.
Jak widzisz – żyjesz albo z poczucia winy, że musisz, albo jako ofiara, że jak czegoś nie zrobisz, to skrzywdzisz innych.
I nie widzisz innych opcji życia.
Bo tak postrzega człowiek w niskiej świadomości. Raz jeszcze – nie oceniam Cię. Sam tak żyłem i wiem, że nie widać nic poza własnym dramatem. Czasem ten dramat wydaje się bardzo realny – gdy np. straciliśmy rodzinę. Ale to, co czujemy i jak postępujemy po tej stracie jest tylko logicznie trochę bardziej usprawiedliwionym kontynuowaniem tego, co doprowadziło do straty.
Kiedy więc dojrzejemy?
Jeśli chodzi o robienie rzeczy chętnie – od kilku tygodni codziennie spaceruję lub jeżdżę na rowerze. Przynajmniej godzina dziennie. Robię to chętnie i wydaje mi się, że mi to służy.
No widzisz.
I tak możesz żyć cały czas.
I jest jedna “cena” – odpuszczenie tego, czym ograniczasz ten stan chęci i radości.
“Powiedziałem jej to ale spotkałem się ze zignorowaniem problemu.
> Napisz więcej co powiedziałeś i czy podjąłeś decyzję o zmianie siebie?”
Byli u nas już ponad godzinę i zaczynała mi się kończyć powoli cierpliwość.
Czyli siła woli.
Bo zużywasz ją non stop na opór stłumionym gniewowi, winie, żalowi. I cały czas jesteś przeświadczony, że ich źródłem są zacohwania innych ludzi. W szczególności bliskich, bo od nich wymagasz i oczekujesz najwięcej.
Powiedziałem do niej (przy rodzinie bo przecież siedziała pijąc kawę), że mogłaby pomóc zająć się dziećmi bo samemu już nie ogarniam a ona na to, że ona jest w gościach. Nie ukrywam, że jak mi tak powiedziała to poczułem ogromną złość i niezgodę ale nie chcąc powiedzieć nic co mogło kogokolwiek urazić poszedłem do dzieciaków ochłonąć.
Ale nie ochłonąłeś, tylko uciekłeś od emocji i robiłeś wszystko, by je stłumić.
I tak żyjesz już ile lat?
Nie “poczułeś niezgody”, tylko wybrałeś niezgodę – opór – bo słowa Twojej znajomej wyciągnęły z Ciebie Twoje zaniedbania – poczucie winy, wstyd i żal. I żeby je wyprzeć wybrałeś gniew oraz jego projekcję. Opór stawiłeś natychmiast i nieświadomie tym niższym od gniewu emocjom.
Tylko nie byłeś tego świadomy, bo całe życie tak żyłeś – wpatrując się w umysł, zmagając się ze światem, gdy tak naprawdę zmagałeś się wyłącznie z tym, co czułeś. A teraz to krok za krokiem zmieniamy – zamiast skupiać się poza sobą, skup się na sobie.
Później poruszyłem ten temat kilka razy i zdarzyło się, że już w ostateczności na chwilę wstała i pomogła mi to ogarnąć. Niestety nie pomagają mi tu rodzice, którzy chyba realizują się w roli “dziadków” (ja nie mam dzieci a dzieci znajomej mają na co dzień) i uważają, że moje pretensje są nieuzasadnione i że przesadzam.
Nie przesadzasz, tylko zmagasz się z dużym i całkowicie zbędnym bagażem.
Reagujesz tak jak uznajesz za właściwe z tego poziomu. Ale niezależnie ile z Ciebie wyciągają inni, to nadal Twoja odpowiedzialność. Nikogo innego.
A jest to poziom niski, bo te “dziesiątki kilo pierza”, które taszczysz od lat już Cię przyginają do ziemi.
I jak ktoś mówi lub robi coś, co pokazuje Ci te “pierze”, to Ty uciekasz, denerwujesz się i mówisz, że Ci ktoś ich dokłada. Ale to Twój bagaż, nikogo innego.
Nastomiast widzisz też jaki jest niski poziom dojrzałości emocjonalnej Twoich rodziców – “przesadzasz”. Czyli dalej powtarzają to, co sami robią i czego się nauczyłeś – “ignoruj i wypieraj to, co czujesz”. Nie dziwne, że swoje emocje postrzegasz jako zbędny bagaż, hamulec i coś niesprawiedliwego.
Ale kontynuowanie tego to także Twoja odpowiedzialność.
Decyzję o zmianie siebie podjąłem tak jak pisałem wyżej ale to jest silniejsze ode mnie.
Nic nie jest silniejsze od Ciebie, tylko TY WYBIERASZ nadal zwalać odpowiedzialność, obwiniać, użalać się, denerwować.
To jest dla Ciebie cenniejsze, niż spokój, bo się do tego przywiązałeś i doisz z tego korzyści.
Próbujesz przestać robić coś, czego nie chcesz przestać robić. Więc nic nie jest silniejsze, tylko wcale nie zamierzasz tego zmieniać.
Oczywiście widuję się z nimi do dzisiaj, w sezonie letnim sytuacja wygląda nieco lepiej bo spędzanie z młodymi czasu na dworze jest dla mnie przyjemniejsze niż w domu.
Ale tylko kwestią czasu jest, że wszystko się powtórzy i będzie się powtarzać nawet do końca życia.
“No i powiedz – mówisz o uwalnianiu emocji, a tutaj jasno pokazujesz, że nie chcesz ich odpuszczać, tylko trzymasz się ich i zwalasz na innych. Więc co ma zmienić uwalnianie? Uwalnianie to tylko nazwa dla tego, że Ty zmieniasz siebie – swoje podejście do emocji, w ogóle stajesz się świadomy: emocji, swojego podejścia do nich, intencji względem nich, etc. Uwalnianie to nie psychologiczna, ani magiczna sztuczka.”
No to będzie problem bo trudno mi na ten moment wyobrazić sobie siebie, który się nie wnerwia w sytuacji opisanej wyżej.
A kto Ci każe sobie cokolwiek wyobrażać?
Po raz kolejny mówię – masz przestać zajmować się myślami, masz je ignorować i skupić się na uwalnianiu emocji i oporu.
Świat zewnętrzny pokazuje Ci to, co już jest w Tobie.
A nie dokłada Ci cały czas nowego. Nowego dokładasz sobie sam.
Natomiast tutaj kłania się 4-ty krok z 12-tu kroków – “zrobienie odważnego inwentarza moralnego”. Tutaj np. użalanie się, obwinianie, zwalanie odpowiedzialności na innych, życie niechętne, brak pokory, akceptacji, etc. Będzie tego cała lista w takim pozornie prostym temacie.
Na razie nie chcesz tego zrobić, nie chcesz reagować spokojnie, akceptująco, pozwolić innym być takimi jakimi są i samemu np. spokojnie odmówić i wybrać to, co dobre dla Ciebie.
Nie chcesz przestać grać cierpiętnika. To też ląduje na listę ;)
Zapierając się siebie jestem w stanie tak przetrwać max kilka spotkań, w końcu i tak czara goryczy się przelewa i tracę humor.
Bo to nie spokojne życie, tylko męczenie się w sobie z własnymi emocjami i próby takiego życia, by ich uniknąć. Co nie jest możliwe.
Powiedz mi proszę, jak tutaj powinno wyglądać uwalnianie i moje podejście do sytuacji.
Uwalnianie to coś wewnętrznego. Nie ma “wyglądać”. Tylko się odbyć.
A podejścia nie zmienisz dopóki Twoją intencją nie będzie przestać kogokolwiek winić, przestać grać męczennika, przestać tworzyć sobie wizje jak to innych urażasz tym, że wybrałeś coś ważnego dla siebie, itd.
Jak nie wybierzesz czegoś dobrego dla siebie, to pojawi się wina, bo już w Tobie zalega.
I jak wybierzesz coś dobrego dla siebie – np. spokojne leżenie na hamaku w ogródku i nie zajmowanie się dziećmi kuzynki – to też wyjdzie z Ciebie wina, bo już w Tobie zalega. Albo potem usłyszysz jakiś komentarz na temat swojego zachowania, nawet przypadkiem i poczujesz to samo, co zwykle – poczujesz, że zrobiłeś coś złego i nie powinieneś i teraz musisz się za to obwiniać. I tak w kółko.
A uwalnianie jak ma “wyglądać” opisałem w Module 4. Nie jest zależne od żadnej sytuacji.
Powinienem uznać, że moje oczekiwania są mniej ważne niż ich wszystkich i odpuścić, pogodzić się z losem i zaakceptować sytuację taka jaka jest?
To nie jest akceptacją, tylko apatią, bezwolną zgodą na dalsze granie roli ofiary.
Nie wymyślisz akceptacji z poziomu winy, żalu, gniewu, wstydu, frustracji.
Nie uwalniasz, więc nie wzrastasz w świadomości, bo na razie nie masz takiej intencji.
Przede wszystkim widzisz jak cały czas wpatrujesz się w umysł, który wszystko co wymyśli, niczego tym nie rozwiąże. Bo to tylko racjonalizowanie wstydu, winy, oporu, żalu, gniewu, dumy. Nawet teraz to, co błędnie uznajesz za akceptację i pokorę, tak naprawdę byłoby pozostaniem w apatii, grustracji, zgryzocie i poczuciu winy. Najpierw należy zacząć ignorować myślenie i skupić się na uwalnianiu.
“Ty masz się zmienić. Na razie widzimy w pełnej okazałości jak żyłeś. Dlaczego więc liczysz i to jeszcze niecierpliwie, że po kilku minutach emocje i opór miną, skoro widzisz jakie masz postawy, które są ich źródłem? A poza tym sam trzymasz się emocji i oporu m.in. względem takich sytuacji.”
Powiem Ci, że już nie liczę, że chwila uwalniania zmieni cokolwiek.
No bo nie masz takiej intencji. Nawet i milion chwil uwalniania nic nie zmieni bez intencji.
A poza tym mówiłem, że należy się nastawić na nawet 100 godzin uwalniania jednej emocji.
Więc 100 godzin odczuwania i uwalniania np. emocji winy. Jeśli Ty liczyłeś na chwilkę uwalniania i abra-kadabra dwa kije, kto nie uwalnia, ten gnije… no to nie dziwne, że się nic nie zmieniało.
Poza tym cały czas widać, że nie chcesz przestać obwiniać, frustrować się, wymagać, oczekiwać, doszukiwać się niesprawiedliwości i wiele więcej.
Chcę uwalniać ale (kurcze znów ale) w takich sytuacjach wymiękam.
Nie wymiękasz, tylko opierasz się i projektujesz to na wszystkich i wcale nie chcesz przestać.
Próbujesz wymyślić sobie brak emocji, których czuć nadal nie chcesz za żadne skarby, nawet za cenę męczenia się non stop.
Zacznij od uwalniania tak jak zalecałem – gdy jesteś samemu, w zaplanowanych porach. I staraj się też skupić NA SWOIM WNĘTRZU w sytuacjach emocjonalnych i jak już doświadczysz uwalniania i będziesz już je “kumał”, wtedy zacznij stosować je w codziennych sytuacjach.
Inaczej to jak próby jeżdżenia motocyklem po zatłoczonej ulicy, gdy jeszcze nie potrafisz jeździć na rowerze.
Zapieram się rękami i nogami i nawet pisząc te słowa chcę aby to oni zmienili podejście do mojego zdania a nie odwrotnie.
No widzisz.
A już 2000 lat temu Jezus mówił, by zmienić siebie. Budda jeszcze kilka tysięcy lat wcześniej też to mówił – by stać się zmianą, której chcemy doświadczyć w świecie.
A ludzie męczą się nawet całe życie i dalej próbują po swojemu.
Też się możesz zaprzeć i upuszczać talerze i kazać grawitacji się zmienić.
Ale czy się zmieni? Nie.
To, o czym mówisz to problem ponad 80% ludzkości – próbują zmienić świat, a nie siebie. Zmagają się, walczą, narzekają, obwiniają, nienawidzą, etc. A świat jaki był, taki jest nadal i ludzie tak samo. A tylko u każdego przybywa frustracji i cierpienia i każdy sądzi, że to przez innych. Więc zmagają się coraz bardziej i każdemu w końcu “przelewa się czara goryczy”. U niejednego ja ją przelałem :)
A na Twoim przykładzie widać doskonale, że tak nie jest – każdy dla siebie jest wilkiem.
I uzależnienie to taka “dolegliwość”, która wymusza na człowieku zrobienie tego – zmianę – wobec której właśnie się zapierasz nogami i rękami. Bez uzależnienia i czasem porządnej dawki cierpienia, człowiek nigdy by się nie zmienił.
“Ale czego jesteś świadomy? Że nie chodzi o porno? A co ze wskazówką? Co z nagrodą – czyli korzyścią? Co z NAPISANIEM NOTATKI, a nie tylko myśleniem jaki to świadomy jesteś?”
Tak, tego jestem świadomy, że umysł robi mnie w balona
Umysł nie robi Cię w balona, tylko sam się robisz w balona.
Umysł jest jak dziecko – powtarza tylko to, co skądś usłyszałeś, przeczytałeś, w co uwierzyłeś.
Jest jak automatyczna sekretarka w telefonie, która powtarza nagrane wiadomości.
i nie powinienem podążać za myślą nakłaniającą do porno.
Myśl nie nakłania do porno.
Gdzie ja w Module 2 mówiłem, że antycypacja nagrody nakłania do czegokolwiek?
Myślenie to proces bezosobowy. To Ty się go słuchasz, bo Ty widzisz w nim sens. Więc Ty siebie robisz w balona i to w dwójnasób – najpierw podążasz za myślami, non stop się nimi hipnotyzujesz i opierasz się im, przez co nie mijają, a potem zrzucasz odpowiedzialność na umysł.
Myśli racjonalizują Twoje intencje i emocje. To Ty chcesz tego, do czego “nakłaniają” Cię myśli. W myślach widzisz tylko pretekst, by to wybrać.
Notatki robię ale powiem szczerze, że wiele mi one nie dają.
Bo dalej tylko myślisz o zmianie.
A z Twoich wiadomości już wiemy, że nie chciałeś zmiany.
Możesz zapisać kilka opasłych tomów i co z tego, jeśli nigdy nie chciałeś przepracować czegokolwiek?
Jak przychodzi co do czego to mój umysł tak racjonalizuje sytuację, że mimo iż jestem świadom co się szykuje to nie zmieniam swojego działania.
Bo nie chcesz.
Nie chcesz się zmienić. Chcesz, by cały świat się zmienił, bo dalej sądzisz, że źródłem Twojej niedoli są wszyscy inni.
Zaś mówiłem, że umysł tylko racjonalizuje emocje i poziom świadomości oraz nasze intencje. Jako, że nadal chciałeś/chcesz obwiniania, użalania, grania ofiary, opierania się, itd., no to tego znajdziesz w umyśle racjonalizacje. A nie pomysłów jak poprawić sytuację.
Po raz kolejny – uzależnienie to stan, który siłą zmusza nas do rozpoczęcia życia świadomego, odpowiedzialnego, dojrzałego, mądrego, kochającego. Nie na siłę, nie zmuszając się, nie udając, a w środku gotując się, bo ktoś sobie leży z kawką i nie kiwnie palcem…
Tutaj zauważyłem, że wspomniane spacery i rower dobrze na mnie wpływają. Po tych dwóch aktywnościach nie mam ochoty na porno. A kiedy wykonuję je (zdarzyło się ze dwa razy) po sesji z porno to znacznie poprawiają moje samopoczucie.
No tak to już jest z naturą – z tym co naturalne, że gdy to wybierzemy jest nam lepiej.
Więc wszystko, co wybierasz, przez co nie jest Ci lepiej, nie jest naturalne.
Natomiast pamiętaj, że oglądanie porno ma bardzo poważne i trwałe konsekwencje – zniszczenia w mózgu są realne, tłumienie emocji też. Po każdej sesji lądujesz coraz niżej i coraz trudniej jest wrócić na obecny poziom.
“A co to jest to “wybrać inaczej”? Nie masz wybrać nic losowego, tylko zrozumieć co daje Ci oglądanie porno i wybrać to, co również Ci to przyniesie.
(…)Nie chcesz spokoju, tylko racji.”
A jeśli wybieram porno aby nie czuć przez kilka poczucia braku, przytłaczającej samotności
Nie ma czegoś takiego jak “przytłaczająca samotność”. Ty się opierasz temu co czujesz. I sobie to racjonalizujesz – “Czuję to, bo jestem ofiarą samotności”.
Zarówno emocje jak i opór to Twoja energia.
Pokaż mi wielkiego, przypakowanego faceta, który mówi, że przytłaczają go jego mięśnie…
Nie ma takich ludzi.
Pokaż mi człowieka ogromnie radosnego, który mówi, że radość go przytłacza.
Nie ma tak. Bo akceptują to, co mają/czują.
A Ty emocje wypierasz, nie akceptujesz, opierasz się im. Traktujesz je jako coś złego. Dlatego im się opierasz całe życie.
I gdy je czujesz, od razu stawiasz im opór, przez co nie mijają. Jeszcze zrzucasz za nie odpowiedzialność na innych ludzi oraz na ich brak.
A potem sobie mówisz “przytłaczają mnie” i sięgasz po porno, by przestać je czuć.
A emocje to konsekwencja Twoich postaw, tego jak żyjesz, kim wybierasz być.
A poza tym jeśli cały czas wierzysz, że inni Cię denerwują, zawodzą, powodują, że czujesz się winny, to nie dziwne, że unikasz ludzi i jesteś samotny. Sam wybierasz swoją samotność, a następnie wykorzystujesz ją do racjonalizowania tego, co czujesz uciekając od czego wybrałeś samotność…
Widzisz zamknięte koło?
i że nikt mnie nie rozumie to jakie ja mogę wybrać zadanie zastępcze.
Ty też siebie nie rozumiesz.
Żyjesz jak męczennik, ofiara, ciągle wybierasz z poczucia winy i sądzisz, że to niesprawiedliwe.
Na samym początku odpowiedzi dałem Ci link do kanału Youtube – abc. Facet zdaje się wiedzieć o czym mówi
Tak, zdaje się.
Dużo się zdaje.
A jakie są fakty?
Wszystko można uznać za właściwe, gdy odpowiednio ograniczmy kontekst.
i ma tam filmik pt. „mit przyjaźni” ja po tym filmie zrozumiałem, że rzeczywiście.
Nie sądzę, że coś właściwie zrozumiałeś, tylko znalazłeś potwierdzenie swojej racji – czyli bardzo ograniczonego paradygmatu postrzegania rzeczywistości.
A ze mną zgodzić się nie chcesz.
Co pokazuje Twoje dążenie, Twoje intencje.
Znalazłeś sobie gościa, który po prostu potwierdza Twój punkt widzenia, bo zapewne sam ma mnóstwo stłumionej winy, żalu, wstydu, gniewu.
Jak widzę w tytule “wyjebane”, to już wiem, że pojęcia nie ma co to jest akceptacja, pokora czy współczucie. Wyjebanie nie oznacza, że ktoś akceptuje, tylko nie akceptuje i używa tego jako pretekstu, by np. utrzymywać postawę niechęci albo siebie postrzegać jako lepszego, mądrzejszego, etc. A to nadal nie jest kierunek dojrzałości, ani zdrowia.
Ty chcesz mieć dalej wyjebane – że ktoś wyciąga z Ciebie winę, wstyd, żal, strach, gniew, że żyjesz niedojrzale, etc. To “wyjebane” stało się dla Ciebie bardzo wygodnym pretekstem do dalszego apatycznego życia.
Wiele z moich znajomości istnieją w moim życiu bo dają mi pewne korzyści. Nie dzwonię do przyjaciela w sprawach, na które wiem, że ma odmienne zdanie, lub mnie nie wesprze. Od tego mam innych ludzi.
No i czy to przyjaźń? Nie. To nie jest przyjaźń.
To egoistyczna relacja polegająca na czerpaniu czegoś od siebie, a nie dawaniu i pielęgnowaniu, by w relacji płynęło to, co pozytywne. Nie mówię, że tylko to jest w tej relacji. Ale być może większość. I nie mówię, że to coś złego.
Z korespondencji z Tobą jeszcze nie dostrzegłem, byś Ty dawał dużo tego, co pozytywne. Kierujesz się głównie intencjami z poczucia winy. A to oznacza brak tego, co pozytywne i próba zdobycia czegoś pozytywnego ze świata. A jak tego nie otrzymasz, nie znajdziesz, to się użalasz, denerwujesz, obwiniasz, etc.
Czy to mit przyjaźni? Nie. To życie niedojrzałe, egoistyczne i robienie się w jajo.
To, że nazwiesz kogoś przyjacielem nie oznacza, że to przyjaźń.
Dlatego mówiłem na przykładzie grawitacji – liczą się fakty.
Jeśli przyjaciel miałby Cię nie zrozumieć i nie wesprzeć, albo chociaż kopnąć w zadek czy pokierować, to co to za przyjaciel?
Ale ponownie – nie mówię tego, by zwalić na kogokolwiek odpowiedzialność za cokolwiek. Też nieprzypadkowo wybrałeś takie, a nie inne osoby w swoim życiu.
Każdy człowiek żyjący nieświadomie obudowuje swoje zewnętrze tak, by mu potwierdzało jego wnętrze. Jak czuje się jak ofiara, to zawsze znajdzie tylko takich ludzi, którzy albo go tak potraktują, albo sami postrzegają się jako ofiary.
Tam padło pojęcie kategoryzacji ludzi (że nie każdy jest od wszystkiego), dowiedziałem się, że nie jest tak, że każdy pasuje do każdego na całe życie i na różnych etapach życia może się okazać, że np. z przyjacielem jesteśmy już dwoma obcymi osobami a trzymamy się ze sobą z przywiązania i sentymentu. Ta wiedza mnie trochę przytłoczyła i uczucie samotności się pogłębiło.
Nic Cię nie przytłoczyło, tylko poczułeś wstyd, winę, żal i strach, którym od razu się oparłeś.
Szukasz racjonalizacji tego, że inni są źli, egoistyczni, że tak naprawdę nie chcą dla Ciebie dobrze, że zostaniesz na zawsze sam, etc.
A poza tym – tak może być, że ktoś wybierze inny kierunek w życiu albo dojrzeje w jakiejś kwestii i zacznie mu zależeć na czymś innym.
Tak jest ze związkami – jeśli jedna osoba w związku będzie tylko chciała uciekać od samotności i wstydu, że jest samotna, a druga będzie chciała pogłębiania relacji, to pierwsza będzie unikała wszystkich konfliktów, byle tylko zachować związek w obecnej jakości i nic nie ryzykować, a druga będzie dążyła do ujawnienia właśnie wszystkich rzeczy, które jeszcze “zgrzytają”. I jeśli się nie dogadają, to związek się rozpadnie.
Warto byś przestał powtarzać sobie to “coś mnie przytłoczyło”, bo to bzdurne racjonalizacje. Emocje to energia. Energia przytłoczyć nie może, bo to Twoja energia.
Czy wiatr może przytłoczyć statek? Nie. Ale jeśli statek ustawi się nieodpowiednio względem wiatru, to wiatr może go nawet przewrócić. A jeśli ustawi się odpowiednio, to wiatr będzie mu sprzyjał. Ty na razie przez całe życie ustawiałeś się względem emocji bardzo niewłaściwie.
A czy to wina wiatru, że wieje bardzo silny? Nie. To niczyja wina.
Ale my jesteśmy odpowiedzialni za nasz kierunek.
No i nie wiem jakie działanie zastępcze może być substytutem stłumienia wszystkiego poprzez długą sesję z porno.
To, że możesz przestać odczuwać emocje uwalniając ich emocje dzięki akceptacji i intencji i korygując swoje postrzeganie rzeczywistości.
Żeby to uwolnić musiałbym uznać, podjąć decyzję (jak rozumiem ustalić intencję) – że nie potrzebuję innych ludzi do szczęścia, że mogę być szczęśliwy sam aby nie kierować się poczuciem braku i dopiero i z takiej pozycji szukać ewentualnie np. partnerki czy też kolejnych znajomych.
Zgadza się.
Bo na razie relacje budujesz o poczucie winy i próbujesz czerpać z nich coś, a nie dajesz od siebie.
A jeśli coś dajesz, to nie chętnie, tylko też z poczucia winy i braku – by nie urazić.
Pewnie zapytasz czy ja tego chcę
Proszę przestań wciskać słowa, których nie powiedziałem.
Słuchaj mnie, a nie próbuj tworzyć mnie na swoje widzimisie.
Ja chcę dla Ciebie dobrze, realnie dobrze. Ty na razie nie wiesz co to jest to “dobrze”.
Ja wiem czego chcesz – dalej się użalać, chcesz swojej racji, potwierdzenia tego jak patrzysz na rzeczywistość.
– nie, tylko jakie ja mam z tego korzyści?
To już powinno być jasne.
Chyba tylko taką, że mogę się nad sobą poużalać ale to jest naprawdę kiepska korzyść.
Ależ nie!
Zauważ jak się rozpływasz w tym! Od lat!
Uwielbiasz się użalać!
“Ach! Idzie znajoma z dziećmi! A żeby ją szlag! Znowu MUSZĘ się nimi zajmować, a ona sobie będzie beztrosko leżała jak ta pannica i piła kawkę! A żeby ją!”
Ile to trwa za każdym razem? Zaobserwuj. Godzinę? Dwie? A może kilka dni non stop?
Z poziomu logiki to oczywiście wydaje się, że to kiepska korzyść.
Ale rdzeń ludzkiego ego – czyli niskiej świadomości – jest narcyzm.
A narcyzm uwielbia roztaczać dramaty, żałościwe scenariusze. Nawet dziesiątki lat.
“Ty na razie najwyraźniej nie jesteś świadom dlaczego wybierasz porno. Więc jak możesz liczyć, że wybierzesz coś innego, skoro porno daje Ci korzyści, z których nie chcesz zrezygnować?”
Jak wyżej.
No widzisz – więc jak korzyść może być niewielka, nieważna, kiepska, jeśli oddajesz za to całe dobro, spokój, radość, szczęście, fajne, głębokie relacje?
Najpierw zakładasz, że ktoś jest np. przyjacielem i powinien z automatu coś Ci dawać, np. interesować się Twoim samopoczuciem.
A jak nie daje lub jeszcze czegoś będzie oczekiwał, to drań! I już doisz żal, poczucie niesprawiedliwości.
A kiedy zaczniesz DAWAĆ? Kiedy TY się zainteresujesz dobrobytem kogoś innego? Kiedy dasz od siebie troskę, zainteresowanie, akceptację?
Od razu człowiek podniesie krzyk – “No ale ja mam dawać, MUSZĘ to robić, a inni nie muszą?!”
Nic nie musisz.
Ale jeśli tak zaczniesz żyć, mądrze, rozsądnie, nie na siłę i nie z poczucia winy, to automatycznie zaczniesz rezygnować z przebywania z ludźmi, którzy żyją z poczucia winy i zaczniesz dostrzegać ludzi żyjących z poziomu spokoju, radości, miłości, faktycznej akceptacji, rozsądku, mądrości. I z nimi relacje będą zupełnie inne. Albo oni z tego zrezygnują, gdy zobaczą, że już nie będą mogli doić z Ciebie winy, bo się z niej oczyściłeś.
No ale trzeba się odkleić od tego, czego się trzymasz tak mocno całe życie.
Musisz zaryzykować “zranienie” czy zawiedzenie bliskich.
Jak nie zaczniesz tak żyć teraz, to nigdy nie zaczniesz. Bo czekając na cokolwiek/kogokolwiek, czekasz na siebie samego.
“Zauważyłem też, że nadal zdarza mi się obarczać winą za to co czuję na innych ludzi.
I to jest bardzo poważna korzyść z trzymania się emocji. Bo zawsze wygodnie możesz powiedzieć, że ktoś Cię zdenerwował, przez co źle się czujesz i nie musisz wkładać wysiłku w swoje życie.”
Korzyścią tutaj jest odsuwanie od siebie odpowiedzialności a rozkładanie jej na innych tak? Mógłbyś mi podpowiedzieć co mi da podobną nagrodę?
Nic.
Bo to karmienie dumy, poczucia wyższości, co jest drugą stroną monety – poczucia niewystarczalności.
Uwolnienie dumy i wstydu, bo to jedno i to samo, uwolni Cię z tego całkowicie.
Uwolnienie winy automatycznie wymaże konieczność umieszczania jej w kimkolwiek.
Wiesz – teraz pytasz – “Co mi da podobną korzyść jak wsadzenie palca w kontakt i obandażowanie dłoni po porażeniu?”
Powiem Ci – zaprzestania wsadzenia ręki do kontaktu. Dzięki temu nie będzie poparzona i nie trzeba będzie jej opatrywać.
“W momencie pojawienia się łaknień wszystko inne schodzi na dalszy plan, oglądanie porno staje się priorytetem i nie ma znaczenia co robiłem wcześniej. Bo tak sobie to stworzyłeś – stawiasz się w roli ofiary, obwiniasz innych, użalasz się i frustrujesz, a potem usprawiedliwiasz tym obejrzenie porno. I tak w kółko.”
Owszem. Tutaj drobna zmiana na plus – część z ostatnich sesji z porno była wybierana ze świadomością dlaczego to robię – np. „mam tego dość, nie dam rady. Pooglądam sobie godzinkę i poczuję trochę spokoju”.
Ok, stałeś się świadomy tego, co uznajesz za fakty.
Ale to nadal nie są fakty.
Fakty są takie, że czujesz winę, gniew, frustrację, żal, wstyd, dumę i opierasz się im – czego nie dostrzegasz. Przez to nie mijają i rosną.
Następnie projektujesz je na innych mówiąc, że nie dasz rady i jesteś przekonany, że to przez innych.
I siadasz do porno, by to stłumić.
Czyli nie było to zawsze takie w pełni automatyczne działanie ale pojawiła się luka na wolny wybór.
No tak ale wolny wybór masz zawsze.
Tylko wybierasz to, co uważasz za najlepsze.
Teraz za najlepsze wybierasz “ulgę”, bo nadal utrzymujesz, że jesteś ofiarą innych i/lub emocji.
Zmiana wymaga świadomości, intencji i porzucenia korzyści z dotychczasowej postawy.
Chyba, że to były tylko iluzje wolnego wyboru a tak naprawdę umysł po raz tysięczny zrobił mnie w balona.
Umysł nie robi Cię w balona.
Jeśli ktoś okłamałby Cię 2 razy, a Ty uwierzyłbyś po raz 3-ci, to w kim jest problem? W tym kto kłamie czy tym, kto wiecznie tej osobie ufa? Dlaczego Ty po raz tysięczny dalej słuchasz się myśli, skoro widzisz, że nic Ci to nie daje dobrego?
Ty żyjesz na niskim poziome świadomości. Ty w kółko wybierasz to, co nierozsądne ale z narcystycznego punktu jest dobre – np. użalanie się, granie ofiary i obwinianie.
Cała moja odpowiedź miała Ci uzmysłowić co jest naprawdę dobre, a co Ty uznawałeś za dobre ze swojego poziomu świadomości – tego jak całościowo patrzysz na świat, siebie, ludzi, etc.
I na tej podstawie dokonywałeś decyzji.
Nie zrobił tego umysł, tylko umysł powtarza w kółko to, w co już wierzysz.
A po raz kolejny przypomnę, że esencją medytacji – tematu całkowicie krytycznego, niezbędnego do wyzdrowienia – jest IGNOROWANIE myśli.
Natomiast Ty ich nie ignorujesz, non stop się nimi hipnotyzujesz i jeszcze zwalasz odpowiedzialność na umysł.
Gdy włączysz radio i w radiu będą mówić, że masz zjeść kilo słoniny, to pójdziesz kupić słoninę i jak zjesz i poczujesz się gorzej, to powiesz, że Cię radio zrobiło w balona?
A co ze zdrowym rozsądkiem?
Ale w Twoim przypadku np. uznałeś się nierozsądnie za już spokojnego człowieka całkowicie unikając zmierzenia się z prawdą – że nie jesteś spokojnym człowiekiem. Ale możesz nad tym pracować. A to wymaga odpowiedzialności i dojrzewania. Co i jak wyjaśnia WoP.
“No i kto Ci każe to robić – obwinić ich, frustrować się? A jak już to robisz, to dlaczego siebie obwinisz, wstydzisz się i opierasz? Dlaczego nie zaakceptujesz tego jaki na razie jesteś? Ile jeszcze będzie się w kółko wszystkiemu opierał?”
To też się dzieje automatycznie.
“Automatycznie” znaczy, że wybierasz to nieświadomie i szybko – od razu.
Bo tak jesteś wyczulony na winę.
Że zanim stanie się świadoma, Ty już robisz unik lub zaczynasz szukać pretekstu, by ją na kogoś zrzucić.
Wiele na świecie “dzieje się automatycznie”. Ale kluczem są Twoje wybory – np. akceptacja, pokora lub opór i użalanie się.
Na ten moment nie panuję nad tym.
Ależ panujesz, tylko priorytetem nr. 1 jest natychmiastowa ucieczka od winy. Wszystko inne podporządkowujesz pod tą dyrektywę.
Tak jesteś uwrażliwiony na poczucie winy, że gdy tylko pojawi się na obrzeżu świadomości, Ty już zaczynasz uciekać, aż się za Tobą kurzy.
To wszystko Twoje decyzje.
A zmienić to można chcąc tej zmiany i dążąc do niej – poprzez stawanie się coraz bardziej świadomym.
Kiedy rodzice przerwą mi sesję z porno albo kiedy już mam mega łaknienia a oni coś ode mnie chcą przelewam na nich frustrację, bywam chamski i bezczelny.
No bo głównym priorytetem jest stłumienie winy.
Jeśli ktoś uniemożliwia Ci osiągnięcie tej życiowej korzyści nr 1, tego priorytetu #1 w Twoim życiu, to atakujesz jakby Ci ktoś zabierał coś najcenniejszego albo Cię dusił, gdy potrzebujesz oddechu.
I cały czas powtarzasz zachowania dziecinne, które być może dawały Ci coś gdy byłeś dzieckiem ale już dzieckiem nie jesteś. Próby życia jak dziecko będąc dorosłym zmienia życie we frustrujące doświadczenie.
Obwinianie wynika z tego, że później po sesji, kiedy odzyskuję świadomość czuję poczucie winy, jest mi źle z tym, że przez łaknienia porno byłem taki dla bliskich.
To ta sama wina, którą tłumiłeś, od której uciekałeś. Nie chciałeś zawieść, by uniknąć winy, a potem gdy inni wciskali Ci przyciski, by winę z Ciebie wydobyć, to się temu opierałeś i denerwowałeś się na nich. A potem i tak się obwiniłeś. I tak ją poczułeś.
I tym razem projektujesz ją na siebie.
Dopóki winę będziesz projektował i unikał jej, to pozostanie w Twoim życiu. A umysł poda Ci kolejne jej racjonalizacje, usprawiedliwienia i wytłumaczenia. Nawet w setkach i tysiącach.
Nikt nie jest winny. Winę można, i zalecam, uwolnić.
I to nie muszą być wcale jakieś złe słowa w ich stronę, wystarczy mój zmieniony ton głosu abym poczuł się winny.
Bo jak nosisz w sobie pełno winy, to byle co wystarczy, byś ją poczuł.
To tak jakbyś w kuchni nalał do filiżanki kawy z czubem.
I następnie próbujesz ją zanieść do pokoju. No to minimalny ruch wystarczy, by się kawa rozlała.
A jak ktoś jeszcze Cię poklepie po ramieniu, to już w ogóle rozlejesz mnóstwo.
I tak właśnie żyjesz. I jeszcze udajesz, że wcale tej kawy nie ma tak dużo. I gdyby tylko nikt Ci nie przeszkodził, to byłbyś spokojny i nic by się nie rozlało.
“Więc skup się na odpuszczaniu niechęci do emocji. Zrób listę swoich przekonań o emocjach – dlaczego nie chcesz ich czuć. Przyjrzymy się jej.”
Pozwól, że zajmę się tym na samym końcu odpisywania na ten raport, gdyż wiem jaka to długa odpowiedź. Opisze krótko podejście do każdej z niskich emocji.
Piotrze ostatnio pisałeś, że wisze Ci ostanią rate lecz ja wtedy chciałem Ci wysłać lecz przestałeś mi odpisywać jeszcze na stary email.Co do dzisiejszego artykułu to też mam podobny problem, że jak powiem innym tonem lub zbyt cicho do kogoś to się obwiniam albo jak teraz są te upały i ide przez miasto bardzo spięty i kontroluje mowe ciała np boje się,że ludzie mnie żle ocenią i staram sie byc pozytywny i chodzić “prost”, bo boje się np isc zgarbiony przez to sie cały poce.Przy ludziach chce wyjść na kogoś fajnego i dobrego, żeby mnie pozytywnie odebrali.