Duży obrazek, wiem :)
Witam Cię serdecznie!
Dzisiejszym artykułem rozpoczynamy cykl Wpisów dotyczących pożądania i pragnień. Temat jest bardzo głęboki i szeroki ale postaram się poruszyć przynajmniej w minimalnym stopniu wszystko co ważne. Część wiedzy przedstawię tutaj – na Blogu, a część w Newsletterze jako podziękowanie dla tych, którzy są już ze mną (na zapisanych czeka mnóstwo bardzo pożytecznej wiedzy rozwijającej to, co znajdziesz na Blogu i więcej!).
Oto lista tematów, które w zakresie Pożądania uważam za niezbędne do poruszenia:
1. Gdzie Pożądanie jest na poziomie świadomości i co to oznacza.
2. Pożądanie wynika z braku.
3. Skoro pożądanie jest wyżej w energii od innych emocji, ujawnia w nas niższą energię.
4. Zdrowe pożądanie oznacza CHCĘ. Niezdrowe wynika z NIE CHCĘ.
5. Aby zrealizować dowolne pragnienie należy przestać pragnąć – puścić je.
6. Realizacja pragnień nie zaspokaja ich, bo tylko nasyca (pogłębia) brak, z którego wynikają pragnienia.
7. Opieranie się pragnieniom, walka z nimi, wypieranie ich, tłumienie, unikanie pragnień, wstydzenie się, etc. pogłębia je – pragnienia więc wtedy rosną, a nie maleją.
8. Za każdym pragnieniem kryje się poczucie braku – czyli jakiś zazwyczaj nieuświadomiony program (przekonanie).
9. Pożądanie seksualne to ogromnie głęboki i istotny temat. Nie wolno go lekceważyć i uważać za zbędny czy płytki.
10. Kiedy pragnąć, a kiedy nie?
11. Pragnienie czy działanie – co wygra?
12. Fantazjowanie, marzenie, pragnienie, chcenie – jak to się ma do osiągania?
13. Historycznie o pożądaniu i czy na koniec dnia w ogóle jest potrzebne?
14. Przywiązanie.
Jest tego trochę, prawda? Ale nie ma co przedłużać. Zaczynamy od punktu nr 1!
Pożądanie jest szóstą, bardzo niską świadomością po Wstydzie, Poczuciu Winy, Apatii, Żalu i Strachu. Na tej “drabince” świadomości jest jedynie pod Gniewem i Dumą (w kontekście niskich stanów). Już samo to ma nam do powiedzenia bardzo dużo o naturze pożądania i pragnień, jak działają i jak z nich korzystać.
Od razu zauważmy, że to wciąż poziom emocjonalności, a więc ego. A to oznacza, że szukamy poza sobą, uzależniamy się, zaczynamy zależeć od kogoś lub czegoś. Bo ego, również za pomocą pragnień walczy o utrzymanie świadomości braku, ofiary, słabości, małości, itd.
To o czym wie bardzo niewiele osób, ponad emocjonalnością ego jest przeogromny “świat” (wewnętrzny), większy od tego, czym może kiedykolwiek się stać ego. Dopiero ponad Dumą znajduje się poziom świadomości Odwagi (odwaga to nie emocja, tylko świadomość)! Wiemy jak cenna i jak rzadka jest odwaga na świecie. A to pierwszy, najniższy wysoki stan świadomości sprzyjający Życiu (a nie jedynie przeżyciu ciała i umysłu, jednak uwzględniający je).
Pamiętasz jak mówiłem o puszczaniu – uwalnianiu – emocji? Skoro Pożądanie jest tak bardzo nisko, dużo niżej od poziomu Odwagi (która zazwyczaj jest niezbędna, by zrealizować coś nowego, coś, czego pragniemy), należy wznieść się na jej poziom. Czyli – m.in. puścić pożądanie, puścić wstyd, czyli utożsamianie się z negatywnościami, puścić strach, czyli wiarę w zagrożenia, w ryzyko, etc. Należy oczywiście także puścić pragnienia! A ze świadomością jest tak, że ona wzrośnie sama, gdy pozbędziemy się zbędnego bagażu. To nie tak jak uważa ego – że trzeba mocniej i silniej. Nie – mocniej i silniej oznacza opór, który blokuje osiąganie.
Zaś pożądanie i pragnienia to ogromny, ciężki bagaż, który najlepiej jest puścić. Odłożyć. Oczywiście zacznie się wtedy całe przedstawienie ego, które – jak każdą inną emocję (szczególnie strach, dumę i poczucie winy), będzie próbowało w nas zachować na przeróżne sposoby. Ale o tym opowiem w Newsletterze.
Zastanówmy się – po co nam pożądanie, chcenie i ta cała związana z nimi emocjonalność? Nie lepiej ustalić cel, rozpisać kroki i je spokojnie realizować? Nie, bo ego chce emocjonalności, chce zmagania. Chce tego całego przedstawienia. Ego chce dumy z poświęcania się, z walki, z cierpienia. Nie chce spokojnie uświadamiać sobie swoich celów, oczyszczać się z ujawnianych blokad i działać. Chce pragnąć, chcieć, pożądać, fantazjować. Bo to powoduje, że ono puchnie.
Oczywiście świadomość Pożądania pomaga ale tylko w bardzo ograniczonym zakresie. Nie wzniesie nas ponad siebie i wzniesie nas jedynie ponad wstyd, poczucie winy, apatię, żal i strach ale tylko jeśli odpowiednio skorzystamy z energii pożądania.
A jak ludzie korzystają zazwyczaj z energii pożądania? Chcą coś, czego nie mają (lub co uważają, że zmieni ich wewnętrznie – hehe) i nie chcą tego, co mają.
Nie dostrzegają, że chcenie tylko zwiększa tylko wewnętrzne napięcie, które w niczym nie pomaga. A skoro celów i pragnień nie osiągamy, ego mówi nieświadomemu człowiekowi – “Wiem dlaczego niczego nie realizuję! Muszę chcieć JESZCZE MOCNIEJ!” I pragnie mocniej. Więc jeszcze silniej pogłębia świadomość braku, stwarza wewnętrzny stan napięcia i zmagania. Opiera się, co blokuje realizację i zazwyczaj konkretne działanie. Człowiek zamiast skupić się na spokojnym, swobodnym działaniu, skupia się potem na regeneracji lub ucieczce od wewnętrznego zmagania i związanych z nim żalu, wstydu i poczucia winy, które pojawiają się, gdy już tak bardzo chcemy, a nie zbliżamy się do celu. Ego dodaje toksyn i obciążeń cały czas.
To nie wszystko! Bowiem najważniejsze jest to, co niewidzialne. Czyli INTENCJA. To co widzialne stanowi tylko odwzorowanie tego, co niewidzialne. Więc – człowiek nieświadomy zazwyczaj kieruje się niezwykle niskimi intencjami wynikającymi z BRAKU szacunku i miłości DO SIEBIE samego. No bo po co nam związki, rodzina, dzieci, seks, pieniądze, sukces? By dzielić się z innymi czy żeby przestać się bać i odczuwać poczucie bycia małym i nieważnym?
Emocje to tylko energia niosąca informacje. Jeśli je w sobie zatrzymamy – te informacje będą się pogłębiać, wzmacniać, a ego je wykorzysta, by nas z nimi identyfikować. Silniejsza energia ma i powinna nam służyć tylko przekraczaniu niższych od niej stanów. Czyli – pożądanie nie służy realizacji celów, tylko przekraczaniu wstydu, winy, apatii, żalu i strachu. Skoro czujemy, że czegoś pragniemy – możemy w tym momencie wybrać, by podjąć działanie lub nadal się obwiniać, wstydzić, użalać, bać lub wmawiać sobie bezsilność.
Na początku oczywiście to normalne korzystać z pożądania z intencją braku. Bo to dużo silniejsza energia, niż wymienione od niej niższe emocje. Ale jeśli chcemy zrealizować pragnienie bez zmagania (będącego tylko odwzorowaniem utrzymywanej świadomości braku), należy także puścić pożądanie, a wraz z nim ewentualny gniew i dumę (która mogła dać o sobie znać już teraz – “Co ten gościu w ogóle mówi? Mam puścić swoje pragnienia? Co mi bez nich zostanie!?” Jeśli pojawiła się taka myśl – to nie była Twoja myśl, tylko Twojego ego i dotyczyła wyłącznie ego.
Co zostanie bez pragnień – świadomość siebie, świadomość swoich celów i co jest do zrobienia oraz nauki, by je osiągnąć i uczciwe rozliczanie się. Jeśli puścimy pragnienia, ustalimy cele, rozplanujemy drogę ich realizacji i podejmiemy działanie z odpowiednią intencją – będziemy działać już czując satysfakcję, spokój, radość, a także wiarę i zaufanie w siebie. Ego zapyta – “No ale jak mam potem poczuć satysfakcję z realizacji i radość, jeśli nie będę pragnął?” Ego myli radość z dumą. Radość to także stan świadomości i on nie zależy od tego, co robimy i mamy. Bo to stan BYĆ. Popatrz na dzieci – są radosne cały czas. Osoba dorosła również może i powinna taka być. Oczywiście z pełną odpowiedzialnością za siebie, której dzieci jeszcze w sobie nie mają.
Droga do sukcesu na płaszczyźnie fizycznej wiedzie przez fizyczne działanie. Bez działania nic z tego nie będzie. Rezultatów nie da nam wiedza, kursy, mentalizowanie, chcenie, pragnienie, wizualizowanie, etc. Wszystko stanowi tylko dodatek do działania popartego odpowiednią intencją. Np. wizualizacja pomaga nam ujawnić wszelkie blokady, emocje, pozwala nam już się POCZUĆ tak jakbyśmy zrealizowali swój cel (czyli nieświadomie korygujemy własne wnętrze – intencję – już nie czujemy braku tylko pełnię). Wiele osób wpadło w pułapkę tych “new age-owych” sposobów – medytują, wizualizują, etc., a nie podejmują działania. Pamiętajmy, że nawet najwspanialsze narzędzie i najdokładniejsza instrukcja nie są tak ważne jak osoba, która ich używa. Nic nas nie zastąpi, nie wypełni, nie zmieni na lepsze. To my DODAJEMY nasze wnętrze do tego, co robimy. Jak dodajemy brak(i) – otrzymamy brak(i).
Niska świadomość to często nieświadomość. Np. nieświadomość tego, co chcemy. Wiemy, czego nie chcemy, bo ego zależy, byśmy kierowali się niechęcią. Gdziekolwiek pojawi się słowo “nie”, już wiemy, że to ego i kierowanie się brakiem. Np. idziemy na imprezę, by NIE siedzieć samemu w domu, a nie by się cudownie bawić i poznać ciekawych ludzi. Nie dziwmy się, że impreza skończy się jak zwykle. Jedziemy na urlop nie, by wypocząć, tylko ponieważ już nie możemy wytrzymać w pracy lub, bo nie chcemy zmarnować okresu wakacyjnego. Pracujemy nie dlatego, by dodawać wartość w życie innych ludzi czy wraz z szefem wspólnie realizować fantastyczne plany ale by nie być bezrobotnym i nie musieć się wstydzić.
A w tym wszystkim marzymy o lepszym życiu. Bo ego na tym zależy – na chceniu, a nie skorygowanym działaniu i wewnętrznym wzroście, edukacji. Ego chce – wzbudza więc wewnętrzne napięcie i opór, przez które nawet podjęcie się pierwszego kroku staje się bardzo trudne. Męczymy się. I co potem robi ego? Ależ obwinia innych! Rząd, szefa, naszych rodziców, znajomych, a ostatecznie i nas samych. Do tego jeszcze stara się zasilić przekonania “Sukces jest bardzo trudno osiągnąć”, “Trzeba się zmagać w życiu”, “Trzeba walczyć o swoje”, “Każdy musi wycierpieć swoje”, “Nic nie jest za darmo”, itd. I co wtedy się dzieje? Ależ dokładnie tego doświadczymy! Bo, chcąc nie chcąc – życie to tylko wydruk naszego wnętrza. Co się w nim znajdzie – to znajdziemy na zewnątrz. Nie odwrotnie.
Czy więc pragnienia czemuś służą? Ależ oczywiście! Można powiedzieć, że nasionko pragnie być drzewem. Bo dzięki temu pragnieniu wie co ma robić! Np. rozłupać łupinkę, zapuszczać coraz głębiej korzenie i otwierać swoje liście na światło (to piękna metafora). Działa, podejmuje odpowiednie kroki, by zrealizować cel. Bo dzięki temu WEWNĘTRZNEMU wzrostowi, wzrasta na zewnątrz.
Słowem – marzenia o lepszym życiu, lepszych nas pomagają nam wzrosnąć wewnętrznie – ukazać nam drogę. No ale droga musi stać się ŚWIADOMA, bo inaczej bardzo szybko stracimy ją z oczu (ze świadomości).
Jeśli nasz cel czy pragnienie są naprawdę duże i wspaniałe – natychmiast ujawnią tkwiące w nas wstyd, winę, bezsilność, żal i strach. To całkowicie normalne je czuć! Bo skoro są w nas – to jest powód, przez który jeszcze nie zrealizowaliśmy tego pragnienia (powód, dla którego pragnienie jest tylko w naszym umyśle). Ludzie “wstydzą i boją się mieć wielkie marzenia”. Nie. Tak naprawdę ich ego zatrzymuje w nich wstyd i strach, by te osoby realizując swoje marzenia nie odpuściły tych toksyn i nie wzrosły w świadomości. To ego się boi naszego wzrostu.
Dlatego przekonuje nas, że nie ma co marzyć, że marzymy zbyt śmiało, zbyt ODWAŻNIE, itd. Bo stan świadomości Odwagi to stan, z którego wypływa działanie już naturalnie, bez zmagania, przełamywania się. Zasila je już wewnętrzne źródło – nie siła woli konieczna, by mocować się z ego w jego domenie. Teraz już zmierzamy w stronę Wyższego Ja, czyli nas – esencji bycia człowiekiem. Ego to świadomość małego zwierzątka. Ale nie tym jest człowiek i nie po to został stworzony.
Zapamiętaj – jeśli chcesz coś w życiu osiągnąć musisz najpierw w sobie stać się większy od tego pragnienia. Bo pragnienia Cię nie wzmocnią, nie sprawią, że staniesz się silniejszy/silniejsza. One wzmocnią tylko Twoje ego, czyli Twoją małość. Dodadzą obciążeń, rozczarowań, żalu, gniewu. Ale jeśli będziemy wzrastać podczas drogi realizowania celów – osiągniemy je. Bo cel czy marzenie to tylko środki. Liczymy się tak naprawdę my.
Mówili o tym Budda, Jezus i każdy inny Wielki Nauczyciel. Ktoś bardzo mądry ujął to słowami – “Stań się tym, o co się modlisz”. I jest to jedna z odpowiedzi, dlaczego modlitwy większości ludzi pozostają bez echa. Bo ludzi ci wybierają (zazwyczaj nieświadomie), by modlitwa zrobiła coś za nich lub ktoś/coś za nich coś zrobiło. Gdyż nie chcą dokonać odpowiednich korekt w sobie. Nie chcą wzrosnąć wewnętrznie. Chcą, by pragnienie, by jakieś osiągnięcie “wzrosło” ich za nich. To tak nie działa. Ludzkie życie to droga wewnętrznego wzrostu. Możemy go wybrać lub nie. Jeśli nie chcemy wzrastać, nie dziwmy się, że droga zaczyna wydawać się strasznie trudna i nieprzyjemna. Ba! Zaczyna taka być! Bo sami jesteśmy tacy dla siebie.
Przeczytałem kiedyś niezwykle wartościowe zdanie – “Ludzie dlatego tracą lub nie osiągają w swoich życiach tego, czego chcą, bowiem zaczynają bardziej wierzyć czemuś poza sobą, niż swojemu wnętrzu. Wybierają, by ufać np. swojej pracy, innym ludziom, partnerom/partnerkom, dzieciom, czyli zewnętrznym źródłom, niż Wewnętrznemu Źródłu Nieskończonej Obfitości. Zamykają je w ten sposób, co manifestuje się w ich życiu jako brak”.
Och, pamiętam dobrze siebie na tym etapie mojej drogi. Uważałem, że stanę się bardziej męski, gdy będę przebywał w towarzystwie osób, które tak postrzegałem. Odmawiałem więc miłości siebie i szukałem jej w innych przy pomocy innych. Smutno się to skończyło. I zazwyczaj bardzo szybko. I bardzo dobrze! Świat pomagał mi bardzo szybko porzucić świadomość zewnętrznych źródeł i dawał mi możliwość zostania z samym sobą i zmierzenia się ze świadomością własnych braków. Tylko wtedy jeszcze nie wiedziałem tego wszystkiego czym się teraz z Tobą dzielę.
Jeśli pragniesz sukcesu finansowego – bardziej ufasz i wierzysz w swojego szefa, Klientów, ułożenie gwiazd, fart, gospodarkę, etc. czy siebie? Jak bardzo ufasz sobie?
Jeśli pragniesz szczęśliwej i zdrowej rodziny – trzymasz kciuki, że znajdziesz kogoś odpowiedniego, modlisz się, by dzieci były zdrowe, by się uczyły? Liczysz, że ktoś Cię nauczy być lepszym mężem/żoną, kochankiem/kochanką, etc.? A czy jesteś taki/taka dla siebie? Czy kochasz się, pożądasz, dbasz, troszczysz, podnosisz na duchu (na umyśle), robisz to, co najlepsze dla siebie z miłości? Czy dzielisz się z tym ze swoją partnerką/swoim partnerem? Czy raczej wymagasz, oczekujesz, kontrolujesz? Dodajesz pełnię czy brak? Czy uczysz się komunikacji i komunikujesz (podejmujesz działanie) czy liczysz, że ktoś Cię zrozumie, domyśli się czego chcesz (brak) czy dzielisz się tym, czego pragniesz z bliskimi Ci osobami (pełnia – dzielenie się)? Stań się DLA SIEBIE tym, o kogo się modlisz.
Gdzie utknęła nasza świadomość braku? Od czego zależymy? Gdzie jest nasza wiara? Jest W NAS czy poza nami? Jeśli jest poza nami – nie znajdziemy jej w świecie. Bo to tylko projekcja wiary we własne braki. Więc życie nam je odbije, byśmy mogli się z nich oczyścić i wzrosnąć.
Życiem kieruje ludzka wiara. Każdy w coś wierzy. Głupotą jest sądzić, że są ludzie, którzy w nic nie wierzą. Wierzą chociażby w to! W to, co podpowiada im ich umysł, że oni (“ja” – czyli kto? Czyli co?) nie wierzą. Dlaczego wierzą, że nie wierzą? Jaki nektar spija ich ego? Pyszny prawda? Ta słodka gorycz. Och, ach! Ego to uwielbia.
Za brak rezultatów i zmian ego potrafi obwiniać nawet same pragnienia. Demonizuje je. Demonizuje pożądanie, chęć różnych doświadczeń – materialnych, emocjonalnych, seksualnych, etc. To oznacza stawianie oporu pragnieniom. A co robi opór? Powoduje, że to, czemu opór stawiamy – trwa i rośnie. Więc jak ksiądz demonizuje ludzkie pożądanie – powoduje, że jego słuchacze stawiają opór swojemu pożądaniu, które w nich narasta. Jak ksiądz demonizuje “grzeszne myśli” – stawiamy im opór, co powoduje, że myśli zostają w nas, wracają i rosną. Niska intencja daje nam coś przeciwnego, niż nam się wydaje (tak samo jak strach, który przed niczym nie chroni).
Aby coś straciło nad nami moc – musi stać się świadome. Dzięki świadomości możemy to przekroczyć. Czyli zamiast mówić “grzech jest zły” – wyciągnijmy go z siebie na światło własnej nieoceniającej obecności i przekroczmy źródło tego grzechu. Czym jest to źródło? Wstydem? Poczuciem winy? Bezsilnością? Żalem? Strachem? Pożądaniem? Gniewem? Dumą? Nie ma więcej źródeł!
Jeśli chcesz zrealizować swoje pragnienia lub pragniesz, by przestały Cię męczyć – ujawnij je z siebie! Wykrzycz je – użyj całego swojego ciała – wyraź swoje pragnienie! Bo jeśli go nie wyrazisz – ono będzie wracać. Będzie dawać o sobie znać. A jeśli nie chcesz tego pragnienia, będziesz się mu opierać? Czyli będziesz je w sobie gromadzić i ono będzie rosło.
Jakie masz pragnienia? Czego pragniesz? Szczerze i otwarcie! Dostrzeżesz, że już nawet ujawniając własne pragnienia pojawią się inne, niskie emocje. Czyli źródło braku, grzechu. Możesz się zdziwić ale właśnie w tych pragnieniach, których jeszcze nie zrealizowałeś/aś pojawią się tylko niskie emocje. Nie będzie wysokich stanów jak spokój, radość, swoboda. Bo wysokie stany pojawią się spontanicznie, gdy ujawnimy i odpuścimy to, co je blokuje. Nie można ich bardzo chcieć. Nie wymusimy ich siłą. Nie na tym polega wewnętrzny wzrost.
Trzymanie się pragnienia to również blokowanie działania. Bo aby podjąć działanie należy się najpierw oczyścić z tych ujawnianych emocji i oporu. Bardziej chcieć niczego nie załatwi, bo to tylko niechęć do tego, co czujemy. Nieświadomość tego, co jest w nas. A co jest? NIEchęć? Skoro jest “nie”, doświadczymy braku – np. trudności w działaniu.
Mówiąc o wewnętrznym wzrośnie ponad swoje pragnienia nie mam na myśli dumy. Bo Duma jest poniżej Odwagi. Jest bardzo nisko. I służy zazwyczaj zatrzymaniu swojej racji, zachowaniu siebie (ego). Weźmy np. księdza, który potępia seks przedmałżeński. Jest to człowiek, który w swojej dumie utożsamił się ze swoją rolą i negatywnymi przekonaniami wynikającymi zazwyczaj z chowanej (czyli nieuświadomionej) urazy (do siebie), a nie troski o innych. No bo co ten ksiądz wie o seksie, męskości, kobiecości i ich wzajemnej relacji? Wie tyle, by potępiać. Więc zna tylko to, co podpowiedział mu umysł – ego. Ciekawe ma wnętrze, czyż nie? A czy jego WEWNĘTRZNA wzajemna relacja męskości i kobiecości jest zdrowa? Czy on widzi swoje piękno czy uderza się pięścią w pierś (jakież to symboliczne!) wmawiając sobie poczucie winy, bycie małym, robaczkiem szukającym boskiej miłości (no bo swojej sam sobie odmawia)? Jakie ta osoba ma przekonania? Czy ten ksiądz postrzega seks jako święte zespolenie, do którego nie jest potrzebna biurokracja? Czy to zespolenie następuje w nim? Co tak naprawdę potępia i dlaczego? Niech dostrzeże jaki nektar spija jego ego. Czy on uważa, że małżeństwo cokolwiek zmieni? Czy przekroczenie 18-tego roku życia coś zmienia w kwestii picia i palenia? Nic nie zmienia! Zaś potępianie pijących i palących dzieci również niczego w tej materii nie zmieniło na lepsze. Dlatego mówiłem – intencja! Jeśli ksiądz chce coś zmienić na lepsze, niech najpierw przekroczy w sobie pragnienie zmiany innych, niech uzdrowi swoje pożądanie, niech sam wzrośnie do miłości – do tego, co chce widzieć w innych. Inaczej jego działania dadzą przeciwny skutek. A jeśli chce zmieniać innych, bo uważa, że za to zostanie nagrodzony życiem wiecznym – jaki kochający rodzic pragnąłby, aby jego dziecko szukało brudu w innych, próbując ich zmienić (nieraz na siłę) odmawiając tego, co najlepsze sobie samemu? Po powrocie do domu takie dziecko (nawet na Ziemi) zazwyczaj dostaje długi wykład i wskazówki, a nie nagrodę. Nagroda za głupotę? No przecież taka nagroda tylko pogłębi głupotę.
Ale zanim wyśmiejemy tego symbolicznego księdza, zastanówmy się czy nie jesteśmy dokładnie tacy jak on. Czy nie jest tak, że potępiając innych ukrywamy potępianie siebie samego?
Dlaczego dość często wybieram księży, by zobrazować coś negatywnego? Bo oni często chcą dobrze ale religijność niestety zablokowała u bardzo wielu osób możliwość namacalnego doświadczenia Wyższego Ja. A ja chcę w końcu rozróżnić religijną fantastykę od doświadczalnej w każdym człowieku rzeczywistości.
A pragnienia stanowią bardzo skuteczne narzędzie, by tego faktycznie doświadczyć.
Do tematu pragnień wrócimy w następnym artykule.
Użyte media – “Hog-tied Desires” – autor/ka Siddhartha
Dokonałem dzisiaj w sieci przeglądu osiągnięć moich dawnych znajomych. Wielu z nich naprawdę mnie zaskoczyło. Życiorysy zawodowe, umiejętności, kursy. Moja aplikacja wygląda przy tym jak dziurawy ser szwajcarski. Moje życie zawodowe po prostu nie istnieje. Czuję się jak w surrealistycznym świecie. Paru osobom z tego kręgu kiedyś pomagałem w nauce, teraz role kompletnie się odwróciły. Czuję zazdrość i zawiść. Z jednej strony nie mam pojęcia dlaczego, przecież niemal od dawna nie chciałem żyć głośno i wystawnie. Nie czułem potrzeby uznania czy kolekcjonowania przedmiotów dla nich samych. Od dziecka planowano dla mnie wielką karierę. To w jaki sposób mnie do tego przymuszano, wzbudziło we mnie wstręt do takich kwestii. Także do pieniędzy. Wybrałem porno, załamanie nerwowe i psychiatryk, podczas gdy inni zaliczali kurs za kursem. Mam poczucie straconych lat, możliwości. Gdy pomyślę o nadrobieniu tego wszystkiego i odkuciu się na innych. Czuję ogromny opór. Jednak czy tak naprawdę muszę o tym wszystkim myśleć w taki sposób. Czy muszę cokolwiek nadrabiać? Komu i co mam udowadniać? Nie znam tych ludzi, ich intencji, ich powodów. Nawet nie wiem czy są tak naprawdę szczęśliwi. Na zdjęciach są, w życiorysie zawodowym są. Nie wiem czy powinno mnie to aż tak interesować. Duszę się wewnętrznie. Odczuwam ogromne napięcie. Zawiść. Może i nienawiść. Oczywiście projektuję to na ludzi wokół mnie, jednak to wszystko czuję do siebie. Winię się za moje wybory choć nie chcę jednocześnie niczego nadrabiać i być jak moi znajomi. Jednak wstydzę się tego, wstydzę się siebie i tego, iż nic nie znaczę w tym społeczeństwie. Czuję wobec siebie gniew i żal, iż nie gonię tego króliczka. Tylko mimo tego naporu emocji nie mam pojęcia w jakim celu miałbym to wszystko nadgonić. Nawet gdyby się udało, pewnie czułbym się tak samo jak teraz. Bowiem nic we mnie się nie zmienia. Nie ma chęci, w bólach rodzi się przymus, którego podejmować nie chcę. Czy naprawdę muszę przejmować się tym co osiągnęli moi dawni znajomi. Czy naprawdę muszę ciągle konkurować?
Zanim odpowiem – na większość poruszonych kwestii znajdziesz szeroką odpowiedź w najnowszym artykule:
http://wolnoscodporno.pl/Blog/2020/06/jestem-uzalezniony-5/
Dokonałem dzisiaj w sieci przeglądu osiągnięć moich dawnych znajomych. Wielu z nich naprawdę mnie zaskoczyło. Życiorysy zawodowe, umiejętności, kursy.
Zaskoczyło Cię, bo cały czas życie postrzegasz jako trudne, straszne, bolesne.
Zmagasz się z tym.
A potem patrzysz i zaskoczenie – inni żyją inaczej! Dlaczego?! Co jest ze mną nie tak?! Dlaczego to takie niesprawiedliwe!? Dlaczego innym wszystko przychodzi łatwiej, a mi trudno!?
Moja aplikacja wygląda przy tym jak dziurawy ser szwajcarski.
Więc trzeba zająć się przyczynami tego, że nie osiągasz nic nowego i się nie rozwijasz.
Moje życie zawodowe po prostu nie istnieje.
Bo nie wkładasz w nie wysiłku, nie rozwijasz się, nie masz określonych celów, nie wybrałeś ich, nie podejmujesz decyzji.
Czuję się jak w surrealistycznym świecie.
Nie ma takiego uczucia.
Coś czujesz, nie wiesz co, bo to Twój główny życiowy priorytet – nie czuć – a następnie zaczynasz wpatrywać się w mentalizację.
Nie żyjesz w żadnym surrealistycznym świecie. Świat jest jeden i nie zmienia się w zależności co czujesz i co o nim myślisz.
Paru osobom z tego kręgu kiedyś pomagałem w nauce, teraz role kompletnie się odwróciły.
Nie odwróciły się żadne role.
Każdy w każdym momencie może wybrać, by się zacząć rozwijać, wybrać, by przestać się nad sobą użalać.
Czuję zazdrość i zawiść.
Bo tym przykrywasz własny opór, własne poczucie niezasługiwania, czyli wstyd.
To projekcje winy, żalu, wstydu, oporu.
Bo sądzisz, że ludźmi kieruje jakaś niesprawiedliwa siła, która jednym coś umożliwia i ułatwia, a Tobie nie.
A tak nie jest.
Tylko i wyłącznie Ty sobie nie pozwalasz np. na rozwój.
Z jednej strony nie mam pojęcia dlaczego,
Bo to jedna z postaw, które wybierałeś i pielęgnowałeś w swoim życiu – część życia niedojrzałego.
Zamiast inspirować się innymi i wzorować się na nich, wolałeś się użalać i nienawidzić tych, którzy zamiast się użalać wybrali działanie.
przecież niemal od dawna nie chciałem żyć głośno i wystawnie.
Ale to nie ma znaczenia.
Znaczenie ma intencja.
Można żyć minimalistyczne ze wstydu, strachu, oporu, grania ofiary, grania małego, nieważnego robaczka, a można żyć tak, bo człowiek czuje się wspaniale bez tego wszystkiego i jest mu dzięki temu łatwiej np. swobodnie, radośnie zwiedzać świat.
Nie czułem potrzeby uznania czy kolekcjonowania przedmiotów dla nich samych.
A co to ma wspólnego z tym, że ktoś ogarnął sobie życie i go nienawidzisz za to?
Od dziecka planowano dla mnie wielką karierę.
Ale Ty sobie jej nie planowałeś. Ty miałeś inne cele i nadal ich nie zmieniłeś.
Zapewne chcesz się odegrać lub pokazać tym osobom jak się mylili chrzaniąc sobie życie.
To w jaki sposób mnie do tego przymuszano, wzbudziło we mnie wstręt do takich kwestii.
No i po cholerę Ci on był?
Po cholerę Ci jest on teraz?
Także do pieniędzy.
No i widzisz – inni postępowali jakoś względem Ciebie, co uznałeś za złe.
I na tej podstawie znienawidziłeś staranie, działanie, osiąganie i nawet pieniądze… no ale kto Ci kazał nienawidzić i obrzydzać się?
Wybrałem porno, załamanie nerwowe i psychiatryk, podczas gdy inni zaliczali kurs za kursem.
No bo zamiast zaakceptować innych, powiedzieć “nie”, wolałeś nienawidzić, obwiniać, obrzydzać się, etc.
Mam poczucie straconych lat, możliwości.
Nie masz żadnego poczucia, tylko czujesz żal, poczucie winy, opór, dumę i nie chcesz się ich puścić. A trzymasz się ich już pewnie ponad 20 lat.
Gdy pomyślę o nadrobieniu tego wszystkiego i odkuciu się na innych. Czuję ogromny opór.
No pewnie – bo nadal żyjesz dokładnie tak samo, bo nadal jesteś dokładnie taką samą osobą.
Zamiast poprawić swoje życie, zacząć żyć nareszcie fajnie, to wolisz uczynić coś złego innym.
I oczywiście nadal podchodzisz do wszystkiego niechętnie – nawet do pozytywnej zmiany.
Jednak czy tak naprawdę muszę o tym wszystkim myśleć w taki sposób.
Nie Ty myślisz.
Tylko wpatrujesz się w niekończący się, bezosobowy bełkot mentalny.
Problem polega nie tylko na tym, że się w niego wpatrujesz ale też, że się z nim zgadzasz.
Czy muszę cokolwiek nadrabiać?
Nic nie musisz.
Komu i co mam udowadniać?
A po co?
Naprawdę jedynymi sposobami na prowadzenie życia jest wieczne nadrabianie lub udowadnianie?
Nie możesz czegoś spokojnie wybrać, zrealizować i się tym cieszyć?
Nie znam tych ludzi, ich intencji, ich powodów.
I co z tego?
Nienawidzisz siebie, więc automatycznie nienawidzisz innych.
Utrzymujesz w sobie poczucie niezasługiwania, więc automatycznie zazdrościsz.
Tu inni ludzie nie mają z tym nic wspólnego. To tylko pretekst, by dalej żyć tak jak żyłeś.
Nawet nie wiem czy są tak naprawdę szczęśliwi.
Szczęście to decyzja.
Można ją podjąć zawsze.
Na zdjęciach są, w życiorysie zawodowym są.
A więc dla Ciebie szczęście to uśmiech na zdjęciu i ładna fryzura…
Nie wiem czy powinno mnie to aż tak interesować.
Sam wybierasz.
Duszę się wewnętrznie.
Bo walczysz i opierasz się od bardzo wielu lat.
Odczuwam ogromne napięcie.
Bo walczysz i opierasz się od bardzo wielu lat.
Zawiść. Może i nienawiść.
Gniew to energia, która Cię wzmacnia. Ale Ty dodajesz do niej winę i projektujesz na świat zamiast ruszyć tyłek.
Zamiast ruszyć tyłek wolisz non stop mentalizować, a że nadrabiać, a że udowadniać, a nienawiść, a zazdrość, a że trudne nadrabianie bo dużo, więc opór…
Oczywiście projektuję to na ludzi wokół mnie, jednak to wszystko czuję do siebie.
Nie czujesz do siebie, tylko COŚ czujesz i projektujesz na siebie w formie negatywnych przekonań.
Ty postrzegasz ludzi i siebie przez nienawiść. Emocje to tego konsekwencja, a nie przyczyna.
Winię się za moje wybory choć nie chcę jednocześnie niczego nadrabiać i być jak moi znajomi.
No i dopóki im nie wybaczysz oraz sobie nie pozwolisz sobie nigdy na normalne, fajne, szczęśliwe życie.
Jednak wstydzę się tego, wstydzę się siebie i tego, iż nic nie znaczę w tym społeczeństwie.
Społeczeństwo nie ma nic do rzeczy.
Jest jedna osoba, która Cię osądza i traktuje jak bezwartościowy kawałek gówna. Ty jeden.
Ty sam dla siebie nic nie znaczysz i sądzisz, że tak samo traktują Cię inni.
A potem wykorzystujesz to jako pretekst, by usprawiedliwiać swoją emocjonalność i postawy.
Czuję wobec siebie gniew i żal, iż nie gonię tego króliczka.
No i sobie biegasz jak chomiczek czy króliczek w kółeczku i już.
Pławisz się w tym wszystkim i nie chcesz się tego puścić.
Więc enjoy.
Tylko mimo tego naporu emocji
Nie ma żadnego naporu emocji.
TO TY NAPIERASZ NA EMOCJE. A nie one na Ciebie.
To Ty napierasz na ścianę. Ściana nigdy nie napierała na Ciebie.
Zamiast innym powiedzieć spokojnie “nie” to ty HYYYYYYYYYYYYYYYYYYYY HHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHH UUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUH – naaaaaaaaaaaaaaaaaapieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeerasz. I co? I nic.
No bo co się miało zmienić? Ściana jak stała, tak stoi.
nie mam pojęcia w jakim celu miałbym to wszystko nadgonić.
Bo na wszystko patrzysz z niskiej świadomości – nienawiści, zazdrości, winy, żalu, wstydu, gniewu, dumy, braku.
Z tego poziomu nadal wszystko postrzegasz tak samo.
Nie zmieniłeś się, nie wzrosłeś, więc i nie możesz (nie chcesz) nadać niczemu innego sensu, ani znaczenia.
Nawet gdyby się udało, pewnie czułbym się tak samo jak teraz.
Oczywiście.
Bo się tego trzymasz od ponad 20 lat. Może już blisko 30.
Nawet gdybyś osiągnął coś nowego, to nadal byłbyś takim samym człowiekiem.
Szybko znalazłbyś kogoś, kto osiągnął jeszcze więcej i wszystko byłoby jak zwykle.
Bowiem nic we mnie się nie zmienia.
Bo nie ma żadnego “nic”.
Jesteś tylko Ty i Twoje decyzje.
Ty nie wybrałeś zmiany, nie chcesz odpuścić ani winy, ani wstydu, ani żalu, ani oporu, ani gniewu, ani dumy, ani uraz.
Powiedz – zmianę czego wybrałeś? Co zrobiłeś, by to zmienić? Z jakich dojonych korzyści z tej pozycjonalności zrezygnowałeś?
Czy tylko cierpisz, zmagasz się, opierasz, stoisz w miejscu i liczysz, że się nad Tobą ulituje gwiazdka z nieba?
Nie ma chęci,
Bo ich nie wybrałeś, nie chcesz nadal przestać się opierać.
w bólach rodzi się przymus, którego podejmować nie chcę.
Żaden przymus się nie rodzi.
Obwiniasz siebie i innych, stawiasz w roli ofiary.
Non stop nie chcesz i wymyślasz sobie a to przymusy, a to coś, co się miało zmienić, etc.
Czy naprawdę muszę przejmować się tym co osiągnęli moi dawni znajomi. Czy naprawdę muszę ciągle konkurować?
Ależ Ty nigdy nie konkurowałeś.
Gdybyś konkurował, to osiągałbyś przynajmniej to samo co oni.
Ty się tylko pławiłeś w mentalizacji, zawiści, zazdrości, poczuciu braków, oporze, winie, wstydzie, gniewie, dumie.
Inni sobie spokojnie żyją, nic od Ciebie nie chcą, a Ty ich nienawidzisz, zazdrościsz, wymyślasz sobie jakieś konkurencje…
Ktoś wrzuca fotę. A ty zamiast np. się zainspirować, pogratulować, poprosić o radę, nawijasz jakieś rzewne dramaty.
Ty każdego dnia możesz podjąć decyzję za jaki obszar swojego życia się weźmiesz i jak go poprawisz. Możesz przemyśleć temat – czego chcesz i dlaczego, co chciałbyś doświadczyć, robić, mieć, jak żyć. Możesz każdego dnia poszukać ludzi, którzy tak żyją, skontaktować się z nimi i zapytać, poprosić o radę, etc.
No ale jak widać ważniejsze dla Ciebie jest co innego.
Piszesz coraz więcej komentarzy, poruszasz coraz więcej tematów, co chwila nowy.
Współpracy ze mną nie wybrałeś, bo zmienić nic nie chcesz. Kupiłeś (chyba) WoP no ale nie widzę żadnych działań, żadnych zmian, żadnego zrozumienia i przeniesienia wiedzy z WoP do swojego życia.
Jakbym się mógł sklonować, to dokładałbym klona siebie za drobną opłatą do Programu, by kopał każdego w tyłek i ciągnął za uszy do zmiany.
No ale to niemożliwe.
Dobra wiadomość jest taka, że to nie jest potrzebne. Potrzebna jest tylko decyzja. A jej nadal brakuje.