Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!

Sukcesywnie kontynuujemy serię dotyczącą sukcesu! :)

Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej!

► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie.

Części 1-2 tej serii znajdziesz klikając na poniższe linki:

► 100 Dróg do Sukcesu (1-6) – Wewnętrzne vs zewnętrzne, Osobiste, duchowe, w świecie, Przeczytaj książki, Sukces jako zwyciężanie, Sukces jako osiąganie celów, Sukces jako rozgłos, medialny powab, status celebryty.
► 100 Dróg do Sukcesu (7-9) – Sukces jako szczęśliwość, Wizualizuj sobie pożądany rezultat, Buduj dobry balans karmiczny.

Sukces musi zawsze rozważać z jak najszerszego kontekstu. Jeżeli jesteś uzależniony/a i dla Ciebie sukcesem będzie tylko nie obejrzenie porno, no to jak nie obejrzysz porno przez jeden dzień, to przecież już sukces! Tylko czy jest to realny sukces?

A większość ludzi po osiągnięciu takiego sukcesu wybiera odpoczynek i “nagradzają się”. Alkoholicy zazwyczaj napiciem się wódki, a pornoholicy obejrzeniem pornografii. Dlatego powtarzam i podkreślam – jeżeli “trzeźwość” czy “abstynencja” nie będą rezultatem znaczącego rozwoju, oczyszczenia, wewnętrznej zmiany, to co się stanie w wolny dzień? Klienci mi piszą – że np. nie wiedzieli co ze sobą zrobić, zabijali czas, opierali się, bali… i w efekcie “trzeźwość” wykorzystali do obejrzenia porno.

Sukces ma być zdefiniowany uczciwie, konkretnie, precyzyjnie. A nie “lepiej się poczuć”. No przecież po to oglądasz porno, by się poczuć trochę lepiej. To nie jest pozytywny cel. Albo – “lepiej zarabiać”. No przecież złotówka więcej to już lepiej.

Brak precyzji i konkretów wynika zazwyczaj ze strachu, wstydu i winy, by zmierzyć się z pewnymi nieuświadomionymi aspektami i/lub z niechęci, by z nich zrezygnować. Np. wolimy dalej grać ofiarę i obwiniać niż osiągnąć sukces.

Niektórzy podchodzą do tego inaczej – liczą dni. Bo przeczytali, że po 30, 45 czy 90 dniach zregeneruje się im mózg. I sądzą, że to w jakiś magiczny sposób ich uwolni. Totalnie nie mają świadomości na czym polega problem uzależnienia. Regeneracja mózgu to jak zrośnięcie kości po złamaniu. To, że masz już sprawną rękę nie oznacza, że np. automatycznie stałeś/aś się mistrzem tenisa.

Zdrowy mózg to wysoki POTENCJAŁ.

A nie żaden gwarant czy przyczyna czegokolwiek pozytywnego (ani negatywnego).

Więc jeśli pozostaniesz tym samym człowiekiem, który doprowadził do uzależnienia, to uważasz, że skorzystasz z tego potencjału? Nie. Efekt będzie taki sam jak wcześniej. Te same wybory doprowadzą Cię w to samo miejsce. A wiesz dlaczego podjąłeś/aś takie, a nie inne? Co się zmieniło, że uważasz, że zdrowy mózg nagle wszystko odmieni? A zanim go zacząłeś/zaczęłaś niszczyć, przecież był zdrowy. I co takiego dał?

Rozumiesz?

Większość uzależnionych podchodzi do tego w ogóle tak – “nie obejrzę już porno… CHYBA ŻE…” i po tym “chyba że” następuje cała lista sytuacji i okoliczności, wobec których obejrzenie porno będzie właściwe i usprawiedliwione. I tę listę najczęściej ukrywają. Przed innymi i przed sobą.

Jeszcze inni chcą tylko jakiegoś cwanego sposobu, by mogli oglądać pornografię ale żeby nie doświadczali tego konsekwencji. Dlatego niejeden już z moich rad wykorzystał tylko nieobwinianie się po wpadce. No bo dzięki temu po sesji z porno nie czuje się tak parszywie. I to wszystko. Sukces!

Zobacz co napisał jeden z moich klientów:

Uzależnienie zdefiniowałbym jako nieumiejętność radzenia sobie z emocjami co w konsekwencji prowadzi do ich tłumienia poprzez wybór zachowania jak np. porno, alkohol, narkotyki.

Z taką definicją uzależnienia nie jest możliwym wyzdrowieć. Przede wszystkim uważa, że przyczyną uzależnienia jest brak umiejętności radzenia sobie z emocjami. Dwa – radzenie sobie z emocjami określił jako umiejętność. I uważa, że generalnie problemem są tylko emocje i się je wytłumia.

A gdy zrozumiemy, że emocje to konsekwencje percepcji, intencji, pozycjonalności, nastawienia, postaw względem różnych okoliczności, wydarzeń, osób, życia, samego/samej siebie, etc., to zaczniemy rozumieć, że problem rysuje się zupełnie inaczej.

Radzenie sobie z emocjami to nie jest umiejętność. Dlaczego? Bo już jako noworodki “radzimy sobie” z emocjami perfekcyjnie.

Radzenie sobie z emocjami to decyzja. I jest niezbędna, bo do tej pory na temat emocji już zebraliśmy setki negatywnych, błędnych, niezdrowych, szkodliwych informacji i postępujemy wobec nich bardzo niezdrowo na rozmaite sposoby. Bez świadomości tego wydaje się nam, że potrzebujemy nowej umiejętności, której nie posiadamy. Tak nie jest.

Tak samo – gdy nieświadomie unikamy winy, próbujemy się motywować, bo coś zrobić. Ale nie w braku motywacji jest problem.

Zamiast zdrowej decyzji podejmujemy inne decyzje. Nie dlatego, bo nam brakuje tej umiejętności. Każdy może przeczytać o uwalnianiu w 5 minut. I to rozwiązało problem? Nie. Bo mamy masę korzyści z emocjonowania się oraz ich projekcji. Oraz jesteśmy przywiązani do tego, czego konsekwencją są emocje. Jeśli się tym nie zajmiemy, utkniemy w niekończącej się pracy z emocjonalnością. A problem uzależnienia pozostanie.

Jeszcze inni chcą zajmować się uzależnieniem – tym strasznym, oddzielnym problemem swojego życia, który wg nich ogranicza ich życie. Ale tak naprawdę tak się boją zmian w swoim życiu, tak się boją pewnych tematów, obszarów i problemów, że chcą być uzależnieni, by się nimi nigdy nie musieć zająć! Dlatego tak chętnie liczą dni, powstrzymują się, walczą – bo to gwarancja, że nigdy nie będą musieli się zająć tym, czego naprawdę się boją, od czego uciekają.

Nikt nie jest uzależniony, bo po prostu nie zyskał umiejętności radzenia sobie z emocjami.

Zauważyłem już w ok. 10 osobach pod rząd, które napisały mi podziękowania za moje materiały. Niektórzy mówią, że zaczynają liczyć dni! Że sobie zainstalowali do tego specjalną aplikację w telefonie lub kupili oddzielny zeszyt. Ja się ich pytam – gdzie zalecałem liczenie dni? To im nie pomoże. Powinni zacząć się przyglądać temu jak żyją, od czego uciekają w pornografię i tym zacząć się zajmować. Wolność z uzależnienia przyjdzie im automatycznie i bez wysiłku. Cisza… nie odpisali.

Albo inni piszą mi tak – “Dzięki Piotrze! Chcę się ostatecznie pozbyć tego szamba ze swojego życia!” Odpowiadam im – “Ok ale pamiętaj, że to deklaracja – ‘uświadomię sobie wszystko od czego uciekam w pornografię, co zaniedbałem pornografię i się z tym zmierzę, wzrosnę względem tego, nauczę się to rozwiązywać i to rozwiążę'”. Również – zero odpowiedzi.

Ciekawe, prawda?

Bo nie usłyszeli tego, co pragnęli usłyszeć – że uzależnienie to taki straszliwy problem, przez który oni oraz ich życie są niszczone. Tak nie jest. Właśnie zaniedbania i oglądanie porno to jedno i to samo. Wolimy obejrzeć porno, niż zająć się jakimś tematem. Jak więc zamierzamy przestać oglądać porno i dalej zaniechiwać tego tematu/problemu?

Są uzależnieni najczęściej od kilkunastu lat, najczęściej ponad pół życia, a niejednokrotnie przez 2/3 całego dotychczasowego życia. Nic nie działało. Wszystko co robili nie skutkowało. Pozostawali uzależnieni. I nareszcie usłyszeli dlaczego. Zabolało. I cisza. Znowu uciekli.

Droga do sukcesu jest prosta.

Czyli jeśli będziesz szukać obejścia, drogi naokoło, to sukcesu nie osiągniesz. Nie wyzdrowiejesz z uzależnienia, jeśli do celu nie będziesz iść prostą drogą. Przed siebie. Przez każdy problem, lęk, niepewność. Tylko nie “na hurra!”, lecz rozsądnie, odważnie, akceptująco, kochająco, odpowiedzialnie.

Więc jeśli uciekasz od czegoś w swoim życiu w pornografię, to jaka jest droga do wolności? Przestać od tego uciekać – przestać zbaczać z drogi. I zająć się tym tematem śmiało i rzetelnie – tym, od którego uciekałeś/aś w porno. A jeśli tego nie rozwiążesz, to cały czas będzie nad Tobą wisiała pokusa ucieczki. Dlatego tak wielu walczy. Och, jak walczą! Niektórzy mówią – “walczę z samym sobą”. To nie jest prawda. I strategia ta polega na tym, by nigdy nie mieć energii, ani chęci na zmierzenie się z realnym problemem w swoim życiu, którego się boimy, wstydzimy, za który się winimy i uważamy za bezsilnych – dlatego tak często obwiniamy innych – zazwyczaj swoich rodziców.

A to wszystko nie jest prosta droga do wolności. Bo co to jest wolność? Kto to rozumie?

Musimy rozumieć jakimi definicjami się posługujemy. Jeżeli Twoja definicja sukcesu jest daleka od realnego, zdrowego, dojrzałego celu, to nie osiągniesz realnego, zdrowego, dojrzałego celu niezależnie jak się wymęczysz i wycierpisz po drodze oraz ile wysiłku oraz zaangażowania w to włożysz.

No bo jadąc w stronę gór nie spodziewaj się, że dojedziesz nad morze. Niezależnie ile pocztówek z morzem rozwiesisz sobie w samochodzie, morza nie doświadczysz.

Wolność to całkowity brak przywiązania oraz oporu.

Wolność to widzenie życia jako harmonijnego, to pełna akceptacja wszystkiego. A co to jest akceptacja? To całkowity brak osądów, wartościowania, oceniania. To optymizm względem każdego problemu jaki mamy, to widzenie życia jako pełnego nadziei. Siebie również przestajemy oceniać i zaczynamy doceniać. Czyli rezygnujemy z destrukcji na rzecz konstrukcji.

Czy już tak żyjesz? Czy do TEGO dążysz?

Jeżeli nie, to do czego dążysz? Bo właśnie to osiągniesz.

Czy wiesz dlaczego pozostajesz uzależniony/a? Czy wiesz dlaczego żadna zmiana nie nastąpiła? Czy wiesz jakie są tego przyczyny? Czy wiesz co z nimi zrobić?

Czy rozumiesz jaka jest natura ludzkiego życia – jakie są tego ograniczenia, jaka jest droga ponad to?

Co wiesz, co rozumiesz? Z jakiego pułapu to rozumiesz? Jakie decyzje podejmujesz i z jakimi intencjami? Jakie są tego konsekwencje? Czy już to widzisz?

10. Zaprzęgnij pożądanie i ambicję.

Koń, którego nie będziesz prowadzić, zaprowadzi Cię tam, gdzie on zmierza, nie Ty.

Człowiek żyjący nieświadomie i nieodpowiedzialnie, dąży w nieuświadomionym kierunku. Nie wie jakim. Wydaje mu się pozytywny, bo jest pożądlimy, czuje haj jak i dumę wynikającą z ambicji. Ale ile osób na tej planecie realizuje prawdziwie wzniosłe cele? Kto żyje naprawdę zdrowo i szczęśliwie, a kto tylko nazywa w ten sposób różne doświadczenia, które od zdrowia i szczęścia są bardzo odległe?

A kto staje się tylko niewolnikiem niekończącego się pożądania i pychy?

Przypominam – emocje to energia. Pewna forma energii reprezentująca nasze postawy, nastawienie, intencje, pozycjonalności. A skoro tak, to gdzie nas to zaprowadzi? Nigdzie. Będziemy się poruszać tylko w tym polu. Bez końca.

Inaczej – nie zaprowadzi nas w żadne realnie i trwale pozytywne miejsce. Zaprowadzi nas w to, co reprezentuje poziom Pożądania – przedział 125-149. Kilka przykładów z tego przedziału: faszyzm (130), literatura Karola Marksa (130), MTV (130), reality show (130), dyktatura (135), graffiti (140), prostytucja (140), narcyzm (140), pasywność (145), feudalizm (145). Widzimy, że nie ma tu za dużo pozytywnego. Ja naprawdę nie pominąłem tego, co pozytywne. Ten poziom tak po prostu wygląda. Jeżeli więc pozwolimy mu siebie prowadzić, zajdziemy tam gdzie feudalizm i faszyzm. Przypomnijmy sobie z historii jak to wyglądało. A ludzie mówią, że pożądanie, pragnienie jest pozytywne. Nie, nie jest. Tylko się takie wydaje.

Poziom 140 dla człowieka np. apatycznego wydaje się jakby złapał Boga za nogi! Bo to skala logarytmiczna. Każdy punkt do góry to RAZY DZIESIĘĆ. Więc nawet zmiana ze 135 na 136 to kolosalna różnica. Niezależnie jednak jaką różnicę czujemy, jaki haj, to nadal tylko poziom Pożądania. Proces w świadomości to zniewolenie. Na tym poziomie nie ma ludzi wolnych.

Wystarczy odpowiedzieć sobie na pytanie – jak się nasze fantazjowanie, chcenie, pragnienie, pożądanie przekłada na realne rezultaty? Rozważ to. Zacznij od czasu – ile czasu dziennie poświęcasz na fantazjowanie, a ile na realizację?

Każdy uzależniony wie, że pożąda czegoś – wydaje mu się, że porno/seksu czy wódki – i dąży, sięga po to nawet kosztem swojego zdrowia, kariery, rodziny, przyjaźni, marzeń, nieraz i życia. I choć traci coraz więcej, pożądanie nie mija. Nadal jest jego sługą. A każdy problem rośnie, bo jest zaniedbywany. Gdyż nasze pożądanie zaprzęgliśmy dla destruktywnych celów, które uważamy za konstruktywne.

Nie czyni to pożądania, ani dumy złymi!

Ale bez INTENCJI, same z siebie nie doprowadzą Cię dalej, niż one same. I to właśnie pułapka uzależnionego. Nie chcąc wzrosnąć ponad codzienny stan – np. wstydu, winy, apatii, żalu czy strachu, będzie utrzymywał ten stan pożądania nawet nie mając z niego nic poza samym uczuciem i hajem! Bo uważa świat, swoje życie, innych ludzi za złych. Za gotowych go zaatakować, zranić, odrzucić, osądzić.

A gdy stłumimy wszystkie energie z poziomu dumy i niżej, to jesteśmy w stanie nagle wskoczyć na poziom 350, czyli poziom Akceptacji! Dlatego jak już alkoholik wleje w siebie wódkę czy uzależniony od porno włączy pornografię, nagle wszystko wydaje mu się ok, wszystko wydaje mu się nawet wykonalne. Pragnie tego stanu. Tak, ale tylko stanu. Nie pragnie niczego więcej. I sądzi, że porno/wódka dały mu ten stan. Dlatego cały czas słyszę, że porno ich odstresowało, zrelaksowało, pozwoliło się uspokoić. Tak nie jest.

Przecież miliardy ludzi stoją w miejscu i tylko chcą, pragną, fantazjują, marzą. Ale nie stawiają kroku poza/ponad ten stan. Nie wybierają odwagi.

Sama ambicja ma zastosowanie ale nie jest jakimś magicznym składnikiem. Ambicja może Cię przeprowadzić przez studia lekarskie i praktykę. Ale niekoniecznie uczyni Cię doskonałym lekarzem. Doskonałym lekarzem uczyni Cię troska, miłość, dbanie o drugiego człowieka – oddanie i służba pacjentom. I to też przeprowadzi Cię przez pracę niezbędną do zostania lekarzem.

Dlatego korzystaj z ambicji mądrze. Nie jest ona żadnym koronnym uczuciem, ani newralgicznym, tajemnym komponentem sukcesu. Tak się może wydawać osobom żyjącym w paradygmacie siły. Ale już nie mocy. Żadna ilość ambicji nie pomoże Ci osiągnąć celu, jeśli Twoją INTENCJĄ nie będzie jego osiągnięcie.

A wiemy, że brudne naczynia możesz myć jak ofiara, męcząc się, narzekając, biadoląc, robiąc to z poczucia winy, ze wstydu, bo już muchy latają lub robić to z poczucia obowiązku, z dumy, że nie pozwalasz sobie na syf w domu; możesz też robić to swobodnie, radośnie, chętnie, z miłości do porządku, czystości, regularnie. W tym kontekście mycie naczyń nie różni się od najbardziej wymagającej pracy na tej planecie.

Niektórzy ludzie wkładają ogromne ilości wysiłku w pracę, a ich zarobki nie ulegają poprawie lub nie zwiększają się znacząco. Dlaczego? Bo nie od siły to zależy. Tylko od mocy – intencji. Co robisz? Jaką WARTOŚĆ przynosisz tą pracą ludziom? Zarobki zależą od wartości jaką dajemy rynkowi. Czego potrzebuje rynek, na którym zarabiasz? Jeśli Twoją intencją będzie dawanie coraz większej wartości, zrozumiesz co naprawdę możesz skorygować, poprawić, rozwinąć, by zacząć zarabiać współmiernie do wkładanego wysiłku. Praca/pieniądz bez wartości to inflacja. Może i zarabiasz więcej ale to więcej jest warte coraz mniej. Trochę tak jak oglądanie porno ma coraz mniejszy wpływ, bo mózg jest coraz bardziej zniszczony. I zaczyna oglądać się coraz dłużej i więcej lub coraz bardziej wulgarne porno.

Punkt ten mówi też to – nie bądź ofiarą pożądania, ani ambicji. Korzystaj z nich. Ale nie stań się ich niewolnikiem. Nie przywiązuj się, ani nie opieraj.

Zauważ, że małe dziecko robi wszystko po raz pierwszy. Raczkuje, a potem chodzi. Czy potrzebuje ambicji, by robić tak zmieniające dla niego całe życie rzeczy? Czy pożąda tego? Nie. Nie emocjonuje się, nie puchnie z dumy, nie pożąda, nie fantazjuje. Po prostu to robi – bez oporu, bez przywiązania. Jak upadnie, za moment wstaje, bo upadek nie ma dla niego żadnego znaczenia. Nie jest żadną przeszkodą dla bobasa. Dziecko nie odbiera sobie radości własnego istnienia. Eksploruje.

Tym samym widzimy, że ambicja to tylko pewna forma prób poradzenia sobie z niepotrzebnym obciążeniem, które nosimy może już długi czas – np. wątpliwościami, lękiem, wstydem, winą, odarciem się i swojego życia z wartości… Może więc pomóc tylko w pewnym zakresie ale na pewno nie jest uniwersalnym panaceum.

Ambicja może okazać się niezbędnym krokiem do wykonania, może nawet przez kilka lat. Ale nie zapominajmy, by uczciwie przyjrzeć się przyczynom, przez które w ogóle po ambicję sięgamy. Czy nie jest nią apatyczne nastawienie, które możemy mylić z akceptacją własnego życia, które może być niskiej jakości? Czy nie planujemy się chwalić naszymi osiągnięciami? Czy nie chcemy uciec od jakiejś marnej jakości życia, związanego z tym wstydu, osądzania i porównywania się z innymi?

Masy ludzi mówią mi, że tracą motywację, że potrzebują motywacji, że muszą się motywować. A ja się pytam – dlaczego? Co takiego próbujesz rozwiązać motywacją? Co to w ogóle jest motywacja? Czego Ci brakuje, by podjąć działanie? Co stoi na przeszkodzie? Jeśli się boisz, to nie pomoże motywacja, tylko zajęcie się lękiem i jego źródłem. A może nie nadałeś/aś wartości, ani znaczenia temu, co chcesz zrobić? No to je nadaj, a nie próbuj się motywować. A może nie chcesz zrezygnować z np. pozornego komfortu i narazić się na poczucie winy? Tu też nie pomoże motywacja. Tylko decyzja, by zrezygnować z komfortu i doświadczyć winy, jeśli się pomylisz.

Dla człowieka apatycznego duma i ambicja są uczuciami tak potężnymi, że gdy się ich zakosztuje, ma się wrażenie jakby można było zawojować cały świat. Niejeden uzależniony mówił mi, że gdy ogląda porno, to ma wrażenie, że mógłby przenosić góry. A to tylko pożądanie. Z którego i tak nie korzysta. Bez intencji, stajemy się niewolnikiem uczucia i to wszystko. To z czasem doprowadzi do destrukcji. Czujemy się przez czas oglądania porno lepiej. A po sesji z porno czy po upiciu się spadamy coraz niżej i niżej.

Tak jak osoba tylko ambitna, która np. nie nadała mądrych wartości, znaczenia i sensu, gdy popełni błąd, gdy nie osiągnie celu, gdy odniesie porażkę, może z dumy spaść na sam dół – na wstyd. I realnie cierpieć. Bowiem jest niewolnikiem uczuć.

Spójrz na tę ilustrację. Pokazuje ona jedną z fundamentalnych zmian wzrostu świadomości. Słonik i małpka to umysł oraz myśli. Mnich to świadomość.

Na początku drogi świadomość goni umysł i myśli. Chce je złapać, zatrzymać, kontrolować, prowadzić. Uważa, że wszystkie problemy wynikają z myśli. Uważa, że myśli przeszkadzają. Uważa też, że życie zależy od myśli – że potrzebuje ich do przeżycia, a nawet życia! Niejedna osoba, która nie zobaczyła w umyśle żadnej myśli przez kilka sekund była przerażona, że umiera! :D

A co na to umysł i myśli? Nic sobie z tego nie robią. Myślą się i tyle. Ty możesz chorować, mieć do zapłaty zaległe rachunki, być samemu i cierpieć i potrzebujesz towarzystwa, pomocy, a w myślach widzisz “napiję się wódki, od razu będzie mi lepiej”, albo “sprawdzę tylko pocztę i Facebooka”, a potem lądujesz na kilka godzin przy porno.

Na tym poziomie jest ok. 80% ludzkości.

Gdy jednak wykonujemy pracę wewnętrzną, w końcu następuje ewolucja. Nie, nie zmienia się natura umysłu i myśli. Pamiętajmy, że to tylko symboliczne ukazanie. Niemniej świadomość przestaje widzieć w umyśle i myślach przeciwnika. Przestaje to gonić, walczyć, próbować zmienić. Coraz łatwiej jest jej funkcjonować pomimo umysłu i myśli. Zaczyna się od nich odklejać. Automatycznie zmienia się doświadczanie myślenia.

W końcu to świadomość zaczyna przodować. Od czasu do czasu jeszcze obejrzy się na myśli ale nawet gdy to zrobi, nie wraca już do tej szaleńczej gonitwy. A jak wróci, to już to nie będzie z nią ok. Wybaczy sobie, wybaczy innym. Wróci na właściwy – zdrowy – kierunek.

Ostatecznie dojrzałość przejawia się tym, co rzeczywiste. A myśli przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Jak widzimy – małpka zostaje. A świadomość i umysł stają się sprzymierzeńcami w wędrówce.

Zauważmy też to – nic naokoło nie uległo zmianie. Zmieniła się tylko percepcja świadomości. Zmienia się kontekst, nic poza tym. Widzimy jak piękną okolicę tracimy z oczu, gdy próbujemy złapać małpkę.

Dlatego też nie pomyl zaprzęgania pożądania i ambicji z szaleńczą gonitwą pokazaną na dole tej ilustracji. Bo jeśli to samo tylko nazwiesz inaczej, to co to ma zmienić? Jeśli bezmyślne krojenie sobie skóry nazwiesz “karaniem nieczystego ciała”, to co to zmieni? Tylko to, że podałeś/aś sobie jeszcze racjonalizację dla tej szalonej czynności. To że czemuś głupiemu nadasz wielki sens, nie uczyni tego mądrym. Przecież to tyczy się oglądania porno i picia wódki. Ale nie tylko. Mamy wolność słowa. Okazuje się, że 99% wypowiadanych przez ludzi słów to bełkot, negatywny jazgot, toksyczne wyziewy, kłamstwa, urojenia, plugawe, ohydne zniekształcenia rzeczywistości, fanaberie, projekcje, osądy, opinie i wszelkie -izmy, z których żaden nie sprzyja życiu. Większość z uzależnionych właśnie tak widzi siebie i swoje życie.

Niektórzy mieli mi za złe, gdy komentowałem ich raporty z Programu Wolność od Porno, co odbierali jako “wszystko robię źle”. 99% tego co pisali było niezgodne z faktami, z prawdą, z rzeczywistością. A więc było dla nich szkodliwe. I zamiast się cieszyć, że widzą nareszcie dlaczego w ich życiu jest źle – kontynuowali swój dramat.

Ten obraz pokazuje też problem uzależnionych. Pokazuje uzależnienie. Gonimy za tym, czego nie możemy mieć. Jesteśmy tego niewolnikiem. Nawet, gdy uda nam się wskoczyć na słonia, ten nas zrzuca i ucieka. Życie staje się udręką. A myśli? Robią co chcą. Naśmiewają się, drwią, raz prowadzą nas lewo, drugi raz w prawo. Nie tylko “nasze” ale też innych! Boimy się myśli innych ludzi!

Nigdzie nie dojdziemy goniąc za nimi. I chwilowe złapanie małpki lub jej przegonienie wydaje się nam sukcesem. Uniknięcie negatywnych myśli innych ludzi również.

Ale jaka jest tego cena?

Rozważając wszystko powyższe – odpowiedzmy sobie na pytanie – do czego chcemy zaprzęgnąć pożądanie i ambicję? Jakie cele wybraliśmy? Bo jakieś wybraliśmy. Jakie? Dokładnie takie, co mamy i robimy. Możemy to różnie nazywać. Np. bardzo dużo ludzi nazywa hipnotyzowanie się niekończącą się mentalizację, czyli mentalny jazgot – “ciągłym analizowaniem wszystkiego”. No dobra, tylko to nie jest analiza.

Pamiętaj, że nad emocjonalnością, której mogłeś/aś podlegać całe życie i nie widzieć niczego poza nią, jest spokój, radość. Spokój i radość nie zależą one od niczego, nikt ani nic nie może Ci ich zabrać. Bo to wpisane w naturę życia jakości. “Nad” nie oznacza, że przestaniesz emocje odczuwać. Bo to jeden z fundamentów niezrozumienia ludzi, a w szczególności uzależnionych. Tego co rzeczywiste zmienić nie możesz. Ani kontrolować. Bo to się dzieje samo.

Nie możesz ani zmienić, ani zatrzymać, ani kontrolować myślenia, doświadczania, odczuwania, bycia świadomym/mą.

A przecież tego próbują uzależnieni – chcą przestać myśleć, chcą przestać widzieć te wszystkie negatywne, straszne, brutalne myśli. Chcą przestać czuć, bo uważają, że cierpią przez emocje, że to emocje ich ograniczają, bolą, napadają, odbierają spokój, itd. Uważają, że mogą przestać czuć i myśleć.

To nie jest możliwe.

Jakie jest więc rozwiązanie? Wieczne tylko rozpraszanie umysłu, dawanie mu ciągle jakiejś pożywki? Ogłupianie? Niszczenie, zatruwanie? Tłumienie, duszenie, tłamszenie? Ucieczka? Walka? A może granie ofiary i uważanie, że cały świat Cię atakuje, walczy z Tobą, że Bóg szczególnie Ciebie nie znosi i robi wszystko, by Ci uprzykrzać już bardzo trudne życie? A może uważasz, że trafiłeś/aś na Ziemię za karę i z góry cały Twój los jest przefajdany? :)

Dlatego uważaj – jeśli Twoją ambicją jest osiągnięcie nierealnego planu – np. zaprzestanie odczuwania negatywnych emocji, to skazujesz się na wieczne zmaganie. Nie możesz przestać odczuwać, tak jak nie możesz zatrzymać rosnących paznokci czy krwawienia, gdy skaleczysz ciało. Niezależnie jak napuchniesz z dumy, jak wiele pychy zgromadzisz, pewnych rzeczy nie da się osiągnąć. Mądrym jest to rozumieć i wiedzieć co realnie możesz zmienić, a czego nie.

Dlatego tak krytyczny jest wzrost w świadomości – m.in. przekraczanie dualności – np. w formie przeciwieństw. Najprostsze do zrozumienia to to, że ciemność nie jest przeciwieństwem jasności, tylko brakiem jasności. Zimno nie jest przeciwieństwem ciepła, tylko brakiem ciepła. Pożądliwość nie jest przejawem miłości, tylko brakiem miłości. Chcenie nie jest aktywnym działaniem, tylko brakiem działania.

Czy można zabrać pożądliwość? Nie. Można dodać – wybrać – miłość. Czy można usunąć chcenie? Nie. Ale można dodać – wybrać – działanie. A nie zmagać się z tym, co nazywamy brakiem i próbować go “wypełnić” czymś/kimś zewnętrznym.

Więc pytanie – czy możesz rzucić uzależnienie? Oczywiście nie. A sądziłeś/aś, że można? Że trzeba?

To bardzo niepoprawnie zdefiniowany plan. Gdy zrozumiemy czym uzależnienie jest i z czego wynika, automatycznie stanie się jasne co doprowadzi nas do zdrowia? Co? Zdrowe życie. A co to jest zdrowe życie?

Zobaczmy przykład przeciwieństwa zdrowia. Wielokrotnie już słyszałem od uzależnionych, że zazdroszczą tym, którzy żyją radośnie, ochoczo, bawią się, są zadowoleni. Uzależnieni ci nazywali ich naiwnymi, nieraz i głupimi. Dlaczego? Bo wg nich można być radosnym tylko będąc ignorantem wobec całego zła, cierpienia, smutku panujących na świecie. Ciekawe, prawda?

To teraz kilka pytań – czy na pewno cierpienie i smutek panują? I to na świecie? Czy wiemy czego konsekwencją są cierpienie i smutek? Czy przypadkiem nie mylimy własnych doświadczeń z całym światem? Czy własnej nieświadomości i niechęci, by to zmienić nie narzucamy na doświadczenia 7 miliardów ludzi?

Czy radosnym można być tylko będąc totalnym ignorantem i głupcem? Nie.

Radość oraz spokój, tak jak i cierpienie czy smutek – to nasze decyzje.

Tak, w tym momencie mogło stracić życie, powiedzmy 2000 osób. Komuś urwało rękę. Komuś zmarło dziecko przy porodzie. Ktoś stracił pracę. Od kogoś odeszła partnerka. Nawet jeśli każdej sekundy wydarza się na świecie tysiące przykrych spraw, to przecież wydarza się też tysiące pozytywnych. 2000 osób się urodziło. Ktoś zyskał protezę. Komuś urodził się dzidziuś pomimo, że lekarze mówili, że to niemożliwe. Ktoś znalazł wspaniałą pracę. Ktoś wszedł w związek, o którym marzył. Ktoś umarł na raka, ktoś wyzdrowiał z raka (nie pokonał).

Zauważmy, że uzależnieni, o których mówię sprawy smutne traktują jako wyznacznik rzeczywistości, a sprawy radosne jako naiwność, traktują to z zazdrością, wypierają, uważają za fart/szczęście (którego oczywiście im brakuje), co nie jest dowodem na to, że rzeczywistość jest pozytywna. Więc do tego co negatywne podchodzą z rezygnacją (i nazywają to rozsądkiem), a do tego co pozytywne podchodzą negatywnie.

Nawet nie dostrzegają własnego podejścia. A swoją percepcję uważają za obiektywną, jedyną poprawną i słuszną. I dlaczego? Tylko dlatego, bo tak się czują i takie mają myśli. Brakuje im zupełnie szerszego kontekstu, perspektywy. Niektórzy mają – swoje towarzystwo. Niemal każdy ich znajomy i bliski miał podobne doświadczenia. Co jest dla nich dowodem, że takie jest życie. Nie – takie jest ICH życie, bo takich wyborów dokonali. Przypominam – doświadczenia w tej rzeczywistości są STRICTE SUBIEKTYWNE.

Bo nie ma “przyczyny i skutku”, co też bardzo łatwo udowodnić jak i zanegować. Bo “przyczyna i skutek” kalibruje się na poziomie rozsądku. Co oczywiście nie jest definicją rzeczywistości. Gdyby była przyczyna, to np. jakaś czynność zawsze miałaby taki sam efekt. Dlaczego więc jeden pije i się doskonale bawi, a drugi się upija, wymiotuje, obraża wszystkich, a trzeci zostaje alkoholikiem? Alkohol jest tego przyczyną? No to już jest przyczyną 3 totalnie różnych “losów”.

Jednym z największych problemów wynikających z wiary w przyczynę jest to, że mamy doskonałe usprawiedliwienie dla grania ofiary. Ludzie w wieku 50 lat nadal sądzą, że są oraz ich życie jest jakie jest przez wychowanie! Mieli 30 lat na dokonanie dowolnej zmiany ale żadnej nie dokonali. Bo wierzą, że ich rodzice i wychowanie jest przyczyną… Podobnie wymyślają sobie to straszne, złe uzależnienie i uważają, że to uzależnienie jest przyczyną ich życia – cierpienia, smutku, lęku, wiecznego napięcia, niepewności, obwiniania, wstydu, etc. Gdy uwierzymy w przyczynę, to co można zrobić? Próbować usunąć przyczynę. Ok, tylko ta “przyczyna” jest urojona. Jej nie ma. Dlatego nic nie można z nią zrobić.

Cały czas słyszę od ludzi, że np. ich tata często się denerwuje, bo miał przykre doświadczenia w młodości. Więc wierzymy, że ta “młodość” jest przyczyną. Ok, tylko młodość już nie istnieje. Nie może być więc żadną przyczyną niczego. A ten mężczyzna jest jaki jest TERAZ, bo TERAZ TO WYBIERA, TERAZ UWAŻA TO ZA NAJLEPSZY WYBÓR, TERAZ MA Z TEGO KORZYŚCI. Żadna przeszłość/młodość nie ma z tym nic wspólnego. Wiara, że przeszłość ma jakikolwiek wpływ na nas teraz to podwórkowa psychologia.

Naprawdę teraz jesteś nieśmiały, bo w dzieciństwie byłeś nieśmiały? Proszę… Teraz jesteś nieśmiały, bo teraz to wybierasz, bo to wygodne, bo nie narażasz się na np. negatywną reakcję, na poczucie winy. Tak, mogłeś to wybierać już w młodości ale wybór dokonany teraz jest dokonany teraz, nie 30 lat temu. I jesteś tak uparty i dumny, że robisz to samo od tylu lat i się usprawiedliwiasz.

Zapamiętajmy fundamentalny fakt o ludzkiej świadomości i umyśle – zawsze znajdziemy to czego szukamy. Jeśli znajdujemy powody do cierpienia, to ich szukamy. Odrzucamy po drodze wszystko inne. Zawsze dojdziemy tam, dokąd zmierzaliśmy. Doświadczymy tego, jaką mamy intencję. Mamy to co wybraliśmy. Nie ma żadnej zewnętrznej przyczyny.

Nieźle prawda – mamy jakieś doświadczenia i od razu uważamy, że takie jest całe życie, cały świat, rzeczywistość. Bo nasze doświadczenia i życie są sztandarowymi całej ludzkości. Jesteśmy świetlanym przykładem na empirię wszystkich ludzi!

Wyjaśniałem, że rdzeniem tzw. “ego” jest narcyzm. I zobaczmy jak próbuje się ukryć – ze zdania “moje życie jest smutne” usuwa ‘moje’ i już – “(całe) życie jest smutne”, bo my się tak czujemy ze swoim życiem! I jeszcze to “życie” uważamy za przyczynę swojego smutku! O tym porozmawiamy więcej w 12-tym punkcie.

A przecież tak jak wspominane uzależnione osoby podchodzą do pozytywnych doświadczeń, mogą podejść do negatywnych – że negatywne doświadczenia nic nie świadczą, nie są przyczyną czegokolwiek, że człowiek doświadczający negatywności jest naiwny, jeśli na ich podstawie buduje ostateczne opinie o świecie. A jednak tego nie robią. Wybierają spektrum negatywności, które obierają za obiektywność, zaś spektrum pozytywności narzucają znamiona głupoty, naiwności, podatności na zranienie lub szczęścia, sprzyjającego losu (który nam nie sprzyja).

To “fantastyczne” słyszeć – “Ci co są bogaci czy piękni są radośni, bo są bogaci i piękni, im to jest łatwo. A ci, co są radośni, a nie są ani piękni, ani bogaci, są albo naiwni, albo głupi“. :)

Dlatego zaprzęgnij pożądanie i ambicję dla realnych, znamienitych celów, a nie racjonalizowania swojej dotychczasowej percepcji. Ustal realny, wykonalny plan.

11. Realny, wykonalny plan.

Porównajmy drogi 10+11 z typowym podejściem uzależnionych do zdrowia i swoich celów.

Pragną, marzą, fantazjują, chcą. Ale to wszystko. Nie budują planu, nie dokonują analizy, nie realizują tego planu, nie rozliczają się z rezultatów, nie dokonują korekt. A jeśli ktoś tworzy plan, to nie jest on wykonalny. Najczęściej dlatego, bo uzależnienie rozumiane jest zupełnie błędnie – jako coś, co się przydarza, czego ofiarą jesteśmy.

Ostatnio jeden klient napisał:

(…) w kontekście psychicznym zdrowie określiłbym jako umiejętność rozwiązywania problemów, które ludzi spotykają na co dzień, jak umiejętność radzenia sobie ze stresem (…)

Nie tylko nie rozumie/nie wie jeszcze co to jest stres ale też uważa, że należy sobie “z nim” radzić i potrzebna jest do tego umiejętność. I pisze, że stres to problem, który spotyka ludzi…

To problem (niejeden) zdefiniowany zupełnie niepoprawnie (tu nawet w ogóle brakuje definicji), co pociąga za sobą niemożliwość jego rozwiązania.

Inny klient napisał:

Jednak ‘jak coś jest za trudne, to wystarczy to zrobić kilka razy i się nauczysz’ (to część mojego komentarza – przyp. mój) – tak, jeżeli ktoś nam na początku pokaże jak przeprowadzić daną naprawę, czy da cenne wskazówki. Chyba ciężko byłoby zrobić np kompleksowy remont silnika polegając tylko na tutorialach w Internecie nie posiadając na ten temat większej wiedzy.

Odpowiedziałem, że większy cel trzeba rozbić na mniejsze. Jeśli chcesz dojść do sklepu, to przecież nie wykonujesz jednego kroku, tylko nawet kilkaset mniejszych. Nauczmy się myśleć. Naprawdę. To się bardzo przydaje. A nie czytamy/słyszymy słowo jak to, co mu powiedziałem wcześniej – “jak coś jest za trudne, to wystarczy to zrobić kilka razy i się nauczysz” i on to od razu przekłada słowo w słowo na wszystko.

No przecież oczywistym jest, że jak nie potrafisz się wspinać, to ta rada nie zadziała przełożona 1 do 1 przy np. wchodzeniu na tysięcznik. Jeśli nigdy tego nie robiłeś/aś, to próby zrobienia tego kilka razy, by się nauczyć mogą skończyć się nawet śmiercią.

Dlatego droga 10 mówi o zaprzęgnięciu pożądania i ambicji. Jak chcesz wejść na szczyt, to zbuduj plan, który możesz zrealizować i którego pierwszy krok możesz postawić od razu. Jeśli pierwszego kroku nie możesz wykonać TERAZ, to jeszcze go rozbij na mniejsze.

Tak, nie wykonasz kompleksowej naprawy silnika od razu, ani nie wejdziesz na tysięcznik od razu. Ale możesz postawić krok, który Cię do tego przybliży. Jednak wtedy rada, którą mu dałem będzie już miała przełożenie – bo nawet jak wykonasz wszystkie kroki, przygotujesz się, będziesz w stanie silnik naprawić czy wejść na szczyt, to pierwszy raz będzie nadal najbardziej nieporadny, trudny. I z każdym kolejnym stanie się coraz łatwiejszy.

Nie bądź jak inny mój klient, który napisał, że “do poznawania kobiet brakuje mu tylko cierpliwości (…)”. Choć w tym samym mailu napisał, że np. postanowił kobiety poznawać, gdy wyzdrowieje z grypy. Wyzdrowiał i nie zaczął. Potem napisał, że kobiety obwinia. I wiele więcej. Ale wymyślił sobie sensownie brzmiącą wymówkę – że tylko brakuje mu cierpliwości. Więc miał plan ale niewykonalny. Bo problemy nakreślone w nim nie były uczciwie przeanalizowane.

I tu jest temat jak ze stresem – gdy zrozumiemy co to jest ta tzw. “cierpliwość”, dostrzeżemy, że jej nie może brakować. No bo czy komukolwiek kiedykolwiek brakowało niecierpliwości? No ktoś niecierpliwił się godzinami czy całymi dniami i nagle niecierpliwość się skończyła, zabrakło jej? Nie.

Bo to zupełnie niezrozumiane zagadnienie i powtarzanie tylko utartych w powszechnej retoryce stwierdzeń i określeń. Jeszcze nie spotkałem jednej osoby, która rozumiałaby co to jest opór, stres, emocje czy uzależnienie. Ba! Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto by zauważył, że nie myśli! Bzdurnych definicji jest na tej planecie zatrzęsienie.

A wszystko co oprzemy o nierealny założenia staje się niemożliwe do zrealizowania.

Dlatego uzależnieni sądzą, że im porno czy wódka dają relaks, odreagowanie, odstresowanie, a w ich życiu i zdrowiu jest coraz gorzej. Naturalnie coraz bardziej desperacko brną w zaparte, że porno/wódka są tym jedynym dla nich ratunkiem od coraz gorszego świata, doświadczeń – życia.

Mało osób rozumie, że zalecam w WoP uwalnianie emocji i medytację na początek samemu. Zalecam, by znaleźć czas i miejsce, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał i wykonywać ćwiczenia. Ale jak sama nazwa wskazuje – ćwiczymy. To samo z siebie nie jest magiczne zaklęcie, które nam odczaruje życie. To ćwiczenia, by je następnie wykorzystać w swoim życiu. Trenujemy w samotności, bo dla większości ludzi na początku nawet obecność kogokolwiek jest zbyt trudną okolicznością, by medytować, czyli ignorować mentalny bełkot, by uwalniać emocje i ich nie projektować, nie przerzucać poza siebie. Ba! Niektórzy i po miesiącach uwalniania samemu nadal mają problem, by przestać tak chętnie uznawać, że ktoś ich zdenerwował, zawstydził, że coś ich zestresowało.

To wszystko to nie są problemy tylko uzależnionych. Masa ludzi, z którymi rozmawiałem i która miała jakieś problemy, to na rozwiązanie np. “słuchaj, to zastanów się jak ten temat można rozbić na mniejsze i każdym się zająć osobno” nie odpowiadała lub się opierała. Bo nie chcieli go rozwiązać. Niektórzy wprost potrzebowali tylko problemu, by móc na niego zwalać odpowiedzialność za swoje biadolenie, użalanie, narzekanie, etc. Inni nie chcieli, bo się bali, wstydzili czegoś i ten problem, z którym się zmagali był świetnym sposobem, by tego ciągle móc unikać, odkładać, itd.

No przecież to oczywiste, że doskonale jest mieć kogoś, kto nas będzie nawet codziennie denerwował, zamiast przyznać, że sami mamy problem z gniewem i uwielbiamy się denerwować.

A odpowiedzialność i mówienie prawdy to pierwsze drzwi do zdrowia.

Jeszcze ciekawostka i bardzo, bardzo ważna uwaga. Zobacz co napisał mi jeden klient:

Inna sprawa, zauważyłem, że np. przeczytałem moduł w 3 dni, dał mi dużo do zrozumienia. Potem miałem wpadkę, oglądanie porno przez 10 h. Budzę się następnego dnia i odczuwam tak jak bym tego modułu w ogóle nie przeczytał, cała ta wiedza ze mnie wyparowała.
Czy porno tak wpływa na mózg, że praktycznie straciłem świadomość tego co przeczytałem przez ostatnie dni?- takie mam wrażenie

To wynika z niezrozumienia natury umysłu i przypisywania umysłowi nieraz magicznych właściwości, których on nie posiada.

Krytycznie ważna informacja –

nic nie możesz poznać, ani zrozumieć.

Nie możesz poznać rzeczywistości. To niemożliwe. Dlaczego nie? Bo wszystko możesz widzieć tylko ze swojego poziomu świadomości i interpretować to w jakimś kontekście, który z samej natury umysłu jest ograniczony (i to kolosalnie ograniczony). Aby poznać rzeczywistość, musielibyśmy znać nieograniczony kontekst. A nieograniczony kontekst to Bóg. Więc od razu informacja, że droga do Boga to droga poddania, a nie szukania poza sobą.

Natomiast jedyne co możesz zrozumieć głębiej, niż “wiedzieć o”, to to czym się staniesz.

BYCIE to jedyna forma faktycznego zrozumienia.

Umysł może co najwyżej “wiedzieć o” czymś. Umysł niczego jednak nie może zrozumieć. A teraz wyobraźmy sobie jak ludzie podchodzą do umysłu. Sądzą, że wszystko mogą zrozumieć. Ba! Że już wszystko rozumieją! Ile razy słyszałem od starszych ludzi, że ja życia nie znam, bo twierdziłem, że jest inaczej (lepiej), niż uważali… Albo inni mi piszą, że nie rozumiem ich sytuacji. Sam fakt, że tak mówią jest dowodem, że oni również w ogóle tego nie rozumieją. I bardzo chętnie grają tego ofiarę – bo np. mogą grać niezrozumianą bidulkę, której się przydarzył smutny los i zawsze mogą komuś zarzucić – “Ty mnie nie rozumiesz! Nikt mnie nie rozumie!”

“Nikt nie (z)rozumie mojego problemu” to jeden z najczęstszych argumentów uzależnionych, by nie sięgnąć/poprosić o pomoc.

Pamiętaj – chirurg sam nie musiał mieć złamanej nogi, by wiedzieć jak zoperować takie złamanie. Rozumiesz?

Należy rozumieć przyczyny. Ale jak wiemy – nie każdą chorobę można usunąć medycyną.

Jednak tu nawet to nie jest problemem. Problem stanowi niezrozumienie dlaczego po przeczytaniu, a nawet pozornym “zrozumieniu” wielu informacji z Modułu, na drugi dzień mężczyzna ten nie pamięta niczego? Zobacz co mu odpisałem:

Inna sprawa, zauważyłem, że np. przeczytałem moduł w 3 dni, dał mi dużo do zrozumienia. Potem miałem wpadkę, oglądanie porno przez 10 h. Budzę się następnego dnia i odczuwam tak jak bym tego modułu w ogóle nie przeczytał, cała ta wiedza ze mnie wyparowała.
Bo to tylko wiedza.
Nie ma większego znaczenia, niż np. kształt chmur jakie widziałeś na niebie. Pamiętasz wszystkie chmury? Chociaż jedną? Nie.
Dla umysłu każda informacja ma takie samo znaczenie – czyli żadne.
Natomiast jeśli chcesz coś przekuć w istotną i trwałą zmianę, należy z wiedzy korzystać, stosować, przede wszystkim – WYBIERAĆ.
Gdy doświadczysz rezultatów, być może wtedy dopiero nadasz jej znaczenie i sens.
Czy porno tak wpływa na mózg, że praktycznie straciłem świadomość tego co przeczytałem przez ostatnie dni?- takie mam wrażenie
Nie, porno tak nie wpływa.
Mózg jest niszczony ale to “tylko” jeden element.
Nie nadałeś tej wiedzy sensu, znaczenia, wartości. Ale przede wszystkim – nie skorzystałeś z niej.
Człowiek uzależniony chce pozostać nieświadomy. Dlatego np. przeczytałeś już trzeci Moduł, teraz mówisz o Maczecie, a nadal twierdzisz, że się nawyki odpalają jak jakieś zaprogramowane urządzenie.
Tak nie jest.
Albo mówisz, że odczuwasz niepokój, a dosłownie od razu po tym mówisz, że nie ujawniły się żadne emocje.
“Wiem o” nie ma dla wielu żadnego znaczenia.
Każdą wiedzę należy przekuć na doświadczenie. Wtedy nie tylko zaczynamy ją rozumieć, mieć jej świadomość ale też doświadczamy jej wpływu, dzięki czemu przestajemy “wiedzieć o”, a stajemy się “jestem tym”.
O tym już nie trzeba pamiętać. Bo już tym jesteśmy.
Dlatego też w WoP zalecam wybrać jeden problem, znaleźć dla niego wiedzę i narzędzia, dokładnie go przeanalizować, zacząć rozwiązywać.
Wtedy nie tylko przestajesz tylko napychać się informacjami ale zmieniasz się, zmieniasz swoje życie i rozwiązujesz składowe uzależnienia.

Bardzo często ludzie się mnie pytają czy to porno na nich jakoś wpływa. Tak nie jest. Albo uważają, że zniszczony mózg ich ogranicza. Albo myśli. Też nie. Nie w tym jest sedno problemu.

Przede wszystkim – aby jakąkolwiek informację naprawdę zrozumieć, a nie tylko zapamiętać (o ile w ogóle ją zapamiętaliśmy) – należy ją wykorzystać, doświadczyć jej konsekwencji. STAĆ SIĘ.

Niech mi ktoś powie – czy był kimś bardziej rozwiniętym zanim się uzależnił? Nie. Może czuł co innego ale był przecież w najlepszym przypadku taką samą osobą jak teraz. I za najlepszy wybór uznał obejrzenie porno czy wypicie wódki nawet tysiące razy. Doświadczył tego bolesnych konsekwencji. “Wie o” tym. Ale nadal nie stał się nikim innym. Tylko wie, że porno czy wódka to błąd ale jeszcze nie wie względem czego. I względem tego jest nadal takim samym człowiekiem.

Dlatego jak mi ktoś pisze, że próbuje zrozumieć medytację czy uwalnianie, że nie rozumie, to ja wiem dobrze, że ani razu ani nie medytował, ani nie uwalniał. Bo gdyby to wykonał, pytania o zrozumienie nie mogłyby się pojawić. Jednocześnie wiem wtedy, że człowiek ten woli próbować coś zrozumieć, niż wyzdrowieć. Oczywiście tłumaczy to sobie tak, że zrozumienie jest w jego oczach niezbędne do wyzdrowienia, że to mądre rozumieć zanim wykona się dane ćwiczenie. Kiedyś jeden klient powiedział mi, że nie zacznie wykonywać ćwiczeń na radzenie sobie z napięciem seksualnym, aż nie wyjaśnię mu dlaczego pewien element ćwiczenia musi wykonać akurat 9 razy, a nie 8 lub 7…? Może się to wydawać i logiczne (choć takim nie jest) ale dlaczego ta osoba nie pyta siebie o np. “Dlaczego kogokolwiek obwiniam za swój los? Dlaczego to robię? Nie zrobię tego ani razu, dopóki sobie tego dokładnie nie wyjaśnię.”

Niektórych spraw nie próbuj zrozumieć, zanim ich nie wykonasz, nie doświadczysz. Szczególnie ćwiczeń.

Ważne jest to stosować.

Zrozumienie pojawi się automatycznie.

Ktoś może się mnie zapytać co to jest orgazm? A ja mogę mu napisać kilkanaście stron wypracowania i ująć orgazm ze strony fizycznej, mentalnej, emocjonalnej, duchowej, z różnych poziomów świadomości, intencji. I co to zmieni? Absolutnie nic. Co więcej – osoba ta może się złapać jakiejś informacji, przywiązać do niej, nadmuchać ją znaczeniem i wartością i nie chcieć odpuścić. Nawet fanatycznie zacząć do niej dążyć. Czym ograniczy doświadczanie orgazmu. No przecież wystarczy sobie wymyślić, że jak się kobiecie nie da orgazmu to się ją zawiodło i jesteśmy dupą, a nie mężczyzną. Masy facetów tak do tego podchodzi.

Z podobnych powodów Budda nie mówił o Bogu. Mówił o znalezieniu Źródła Świadomości, Uważności. Bo to jest tożsame z Bogiem. A jak się powie “Bóg”, to nikt, dosłownie nikt nie mówi o Bogu, tylko o swoim widzimisie Boga. Dlatego podejście Buddy było bardzo mądre. Dlatego też podejście grup 12 kroków jest bardzo mądre – zwracamy się do Boga “tak jak Go rozumiemy”. Bo ważna jest intencja.

A jak słyszę, że chrześcijańscy psychologowie zalecający swoim uzależnionym pacjentom grupy 12 kroków ale narzucają, by szukać Boga chrześcijańskiego, to widać, że nie rozumieją ani przesłania 12 kroków, ani oczywiście nie wierzą w Boga, tylko wierzą w boga – jakąś swoją definicję, choć nie mają żadnego doświadczenia boskości. Każdy kto odnosi się do jakiejś definicji Boga bez intencji poznania Prawdy, dojdzie do ślepego zaułka. Nic nie znajdzie. Bo Bóg to nieograniczony kontekst. Im bardziej go ograniczamy, tym mniej widzimy i tym mniej pozytywne to jest.

Często sam fakt szukania już jest błędem samym w sobie. Bo szukamy gdzieś poza sobą, w innym czasie, w innym miejscu.

Choć każdy mistyk na przestrzeni tysięcy lat i różnych kultur mówił o Bogu dokładnie to samo – że droga wiedzie do wewnątrz, bo Bóg jest immanentny i transcendentny. I z jakichś powodów szczególnie przedstawiciele Kościoła bardzo lubili palić mistyków na stosie. Bo nagle się okazuje, że droga do Boga nie wiedzie przez służalczość kościołowi i jego przedstawicielom, tylko “uniwersalną” miłość. A kościół powinien służyć ludziom na tej drodze, bo nie jest ona prosta. Z religii niestety uczyniono bożka. Nie tylko z chrześcijańskiej.

I przecież podobnie postępują uzależnieni (i dlatego są uzależnieni) – uważają, że świat jest zły i jest źródłem ich cierpienia, bólu, problemów. A jak nawet postanawiają coś w sobie znaleźć, to znajdują tylko brud, syf, niechęć, obwinianie, nienawiść, strach, wstyd, winę. A potem szukają na zewnątrz sobie czegoś, dzięki czemu uciekną od tego, zapomną, przestaną widzieć choć na 5 minut. Uważają, że porno czy wódka im służy. Czy tak jest? Nie. I to uzależnieni stają się sługami własnej podświadomości.

Jeśli więc próbujesz zrozumieć np. czym jest medytacja, uwalnianie czy emocje – to już jest błąd. Bo to już jest strategia, by nie zmierzyć się z jakąś emocją, nie zacząć ignorować mentalnego bełkotu. Przecież to mentalny bełkot mówi – “muszę to zrozumieć!” Ten sam bełkot mówi – “obejrzę tylko jeden filmik pornograficzny, by się odstresować”. I bełkot mówi – “to mnie denerwuje/stresuje” oraz “porno/wódka mnie odstresują”.

Pamiętaj – ten punkt nie mówi tylko o wykonalnym planie ale też o REALNYM planie. Zrozumienie czegokolwiek bez doświadczenia tego, bez wykonania tego, nieraz wielokrotnie, nie jest ani realnym, ani wykonalnym planem.

Co wie doskonale każdy, kto się obkupił kursów uwodzenia, przeczytał/przesłuchał wszystkie po 10 razy, a nie zrobił żadnego podejścia. Albo wykonał kilka podejść i się zatrzymał. Ile on wiedzy z tych setek przeczytanych stron czy dziesiątek przesłuchanych godzin zastosował w tych podejściach? Chociaż jedno zdanie? I ile zrozumiał dzięki tym podejściom? Ile zauważył, ile i co sobie uświadomił, co skorygował?

Powinno być odwrotnie – przeczytał 2-3 zdania, a potem wykonał setki podejść w oparciu o te 2-3 zdania.

Ja wiem o tym, bo sam tak postępowałem. A potem np. uznałem, że pora skorzystać z informacji – “mieć totalny luz na wynik”. I wiesz co? Magia. I z każdą kolejną zastosowaną wielokrotnie informacją było coraz lepiej.

Niech mi ktoś powie – czy usłyszałeś/aś od kogokolwiek informację, że na tej planecie niczego nie można poznać, ani zrozumieć umysłem? Czy usłyszałeś/aś i wziąłeś/wzięłaś do serca, że aby cokolwiek zrozumieć, należy się tym stać?

Co zamiast tego wiedzieliśmy o umyśle? Pamiętaj – to że coś wiesz, nie oznacza automatycznie, że jest to prawda!!!

Ile z informacji, które wiesz od małego automatycznie uznałeś/aś za prawdę? Zapewne 99,9%!

Wszystko, o czym mówiliśmy – “TO JEST XYZ” nie jest prawdą! Zrozummy, że każde znaczenie, wartość, sens, interpretacja wynikają tylko i wyłącznie z kontekstu. Zmienisz kontekst, to to wszystko też ulegnie zmianie!

I każdy nadaje wszystkiemu własny sens, znaczenie i wartość. Tego nie ma poza myśleniem! Tego nie ma gdzieś w świecie.

Nic w sobie nie ma wpisanego w to sensu, ani znaczenia, ani wartości! Dlatego ludzie nawet dziesięcioleciami szukają sensu swojego życia. Najczęściej po stracie tego, czemu nadali ogromną wartość, znaczenie i sens – śmierci bliskiej osoby czy utraty kariery. Szukają. Bo nie rozumieją, że tych wartości, ani sensu, ani znaczenia w tym nie było. Sami to nadali. Przywiązali się i dlatego cierpieli po stracie. I jednocześnie opierają się pójściu naprzód.

Więc dopóki ponownie nie nadadzą tego, to tego nie znajdą w niczym. To jakby szukać światła w ciemnym pokoju. Dopóki światła nie włączysz, nie znajdziesz go. Rozumiesz?

Gdy uznasz “to ma sens”, to wcale to nie jest prawda. Bo pomijasz kontekst, w którym ten sens ma sens. Uświadom sobie kontekst i wtedy powiedz mi, sobie czy komukolwiek z kim rozważasz ten temat, czy mądrym jest nadać ten sens?

To też dotyczy punktu 10 – czy sens jaki widzimy np. w osiągnięciu bogactwa jest rozsądny? Warty tego, by przejść tę całą drogę? Niektórzy sławie nadają takie znaczenie, że są gotowi się całkowicie ośmieszyć, odrzeć z godności, nawet trafić za kratki, by ich pokazano w telewizji. Czy to znaczy, że ta wątpliwa sława miała w sobie ten sens i te osoby osiągnęły sukces? To że się o nich będzie mówiło przez jakiś krótki czas ma jakiekolwiek znaczenie? Nie.

Kto usłyszał, zrozumiał, zaobserwował, że –

UMYSŁ NIE MA ZDOLNOŚCI ODRÓŻNIENIA PRAWDY OD FAŁSZU!

Ile razy słyszeliśmy od innych lub sami użyliśmy stwierdzenia “to prawda”? Nie, to nie jest prawda, czymkolwiek to jest. Cokolwiek może być prawdą tylko w pewnym kontekście.

Nawet zdanie “Hitler chciał dobrze” jest prawdą w pewnym kontekście. Ale gdy ten kontekst się przeanalizuje, to zobaczymy jak wyrodny, daleki od miłości jest.

Niemniej dr Mengele – jeden ze zbrodniarzy II Wojny Światowej – pokazał światu bardzo ważną rzecz – umysł można zaprogramować dowolnym fałszem, bałamuctwem, zniekształceniem rzeczywistości i umysł w to w końcu uwierzy, a następnie zacznie racjonalizować, bronić. A nie trzeba być hitlerowcem, by to robić. Przecież rodzice od małego programują swoje dzieci. Np. mówią dziecku – “wstydź się!” i dziecko się wstydzi przez resztę życia. Albo – “inne dzieci sobie radzą, a ty nie, co z tobą jest nie tak?!” i dziecko sobie nie będzie radzić i całe życie zastanawiać się co z nim jest nie tak. A umysł na to wszystko znajdzie wytłumaczenie i usprawiedliwienie. Albo inne – “musisz się uczyć, by mieć potem dobrą pracę”. Ok, tylko rzeczywistość pokazuje, że dobre oceny w szkole to zazwyczaj nie jest wystarczający warunek, by mieć dobrą pracę.

Każdy kult czy terroryści programowanie ludzi zawsze zaczynają już od dziecka. Bo umysł jest wtedy najbardziej podatny na programowanie, otwarty, a dziecko nie ma żadnej perspektywy, szerszego kontekstu. We wszystko uwierzy. Umysł zaś zaczyna racjonalizować każde wpojone przekonanie, przywiązuje się do nich. Dlatego potem taki człowiek jest gotowy wysadzić siebie i niewinnych i naprawdę szczerze wierzy, że to się podoba Bogu. Uważamy, że on pewnego dnia strzeli się w twarz z liścia i zapyta się – “Kurde, co ja robię! Popieprzyło mnie?” Nie zapyta. Tak jak uzależniony nie zapyta siebie co robi. Tak jak biadolący człowiek nie zapyta się co robi. Tak jak wiecznie martwiący i stresujący człowiek nie zapyta się co robi. Tak jak wiecznie wkurzony człowiek nie zapyta się co robi.

Sądzimy, że nie wierzymy tak samo silnie i niewinnie jak terrorysta w różne przekonania? Oczywiście, że wierzymy. W tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy. Przykład – za oknem leje, wieje, jest 2 stopnie, błoto. Czy to ładna pogoda, czy brzydka? Zapewne 99% ludzi powie, że to brzydka pogoda. A to już jest programowanie. Skąd pomysł, że ta pogoda jest brzydka? A jeśli twierdzimy, że to ładna pogoda – na pewno? Skąd pomysł, że to ładna pogoda? Przecież to tylko opinia – przekonanie. Tego nie ma w rzeczywistości. A opinia wynika z kontekstu. W jaki kontekście postrzegamy taką pogodę?

Rozumiesz teraz jak łatwo jest manipulować ludźmi np. przez polityków? Polityk oczywiście, że mówi prawdę ALE TYLKO W PEWNYM KONTEKŚCIE! Tylko nikt tego nie jest świadomy. Kontekst w ogóle nie jest rozumiany na świecie, ani brany przez uwagę. Ludzie sądzą, że sens, znaczenie, wartość są zawarte w słowach, zdarzeniach, obietnicach. Tak nie jest.

Zobacz proste kłamstwo – “Wy dostaniecie pieniążki, które zabierzemy bogatszym”. Super? Super! Ale jaki jest kontekst? Co jest pomijane? A na przykład to, że konsekwencją tego będzie inflacja, więc ostatecznie stracą wszyscy. Ale polityk dostanie to na czym mu zależało – głos. A więc władzę. Problemem oczywiście nie jest polityk, tylko człowiek, który oddaje na niego głos, bo chce zabrać innym. A przykazanie, by nie pożądać niczego, co mają inni ma przecież tysiące lat. Nie dlatego, bo Bóg ukarze. Tylko dlatego, bo się w świecie wszystko zaczyna chrzanić. Co doskonale pokazał np. komunizm.

Potem kontekst się dalej zaburza, ukrywa, zmienia. I dalej sypią się kłamstwa podawane jako prawda. Przecież każdy usłyszał, że telewizja kłamie, że politycy kłamią. Ale nikt nie rozumie co to jest kłamstwo, ani jak powstaje. Dlatego kłamstw się nie zauważa, a nawet dalej sądzi, że są prawdą.

Ludzie głosują na polityków na poziomie świadomości dilera narkotyków! I powierzają im losy całego kraju, ba! nawet miejsca na światowej scenie politycznej. Ufanie słowom, obietnicom, a nawet podpisanym umowom z takimi politykami to jak podpisanie umowy z dilerem narkotykowym na kredyt. Sądzisz, że on tej umowy dotrzyma? Sądzisz, że dla niego podpis ma jakiekolwiek znaczenie?

I to samo jest w naszym przypadku. Ile razy sobie coś obiecaliśmy – “Od jutra ćwiczę!” albo “Już nigdy nie obejrzę pornografii!” Naprawdę w to wierzymy! Okłamujemy się i z całych sił wierzymy, że to prawda. Bo nie widzimy całego kontekstu. Jeśli nie dostrzegamy własnych kłamstw, to jak zobaczymy kłamstwa innych?

A uzależniony co robi? Mówi, że obejrzy pornografię i poczuje się lepiej – np. odstresuje się. Tylko zawsze pomija całą resztę – że potem będzie jeszcze gorzej. No ale to będzie potem, jak już się poczuje lepiej…

Realny i wykonalny plan musi zawierać jak najszerszy kontekst. Np. to, co zrobimy, gdy pojawią się wątpliwości, przeszkody, problemy takie czy inne, gdy będzie gorszy dzień, gdy będziemy się opierać, grać ofiarę, gdy pojawią się pokusy, gdy będziemy przechodzić kryzys, gdy zachorujemy. Ba! Powinien też zawierać – co dalej, gdy osiągniemy sukces!? Niejeden uzależniony, który np. wytrzymał nofap-a przez 30 dni w nagrodę obejrzał porno!

Już mówiłem, że ok. 1/3 do połowy moich klientów przed i na Module 4 chorują – zazwyczaj się przeziębiają. A Moduł 4 dotyczy emocji. I jak jeden mąż, każdy z nich mówił to samo, jak zaprogramowany – że nie mógł przerobić tego modułu, bo zachorował. Masie innych ludzi AKURAT W TYM CZASIE wypadło coś ważnego, coś musieli nadgonić. Każdy oczywiście szczerze sądził, że mówi prawdę. W pewnym kontekście tak było. A niektórzy się męczą czytając go jakby przenosili kłody drewna.

A gdy ja to czytam, uśmiecham się pod nosem, bo wiem dobrze w jakim kontekście oni to sobie przedstawiają i jak wygląda kontekst szerszy, w którym jest to kłamstwem i usprawiedliwieniem. Nikt z nich nie zdaje sobie sprawy, że sto innych osób powiedziało mi dokładnie to samo. To trochę jak gdy dzieci przychodzą do nauczyciela tłumacząc się dlaczego nie wykonały pracy domowej. Każde sądzi, że wymyśliło super wyjątkowe usprawiedliwienie. Ale nie zdają sobie sprawy, że nauczyciel słyszał je wszystkie wielokrotnie.

Rozumiesz już nieco lepiej? To że masz jakieś informacje, ba! nawet cały Program Wolność od Porno, to jeszcze nic. Bo każdą informację możesz zrozumieć zupełnie inaczej w zależności od kontekstu. Tysiące razy już miałem taką wymianę zdań:

– Wiesz, Piotrze, ja myślałem całe życie, że…

– Człowiek nie myśli, tylko hipnotyzuje się ciągłym i nieskończonym mentalnym bełkotem.

– Ok ale myślę, że…

Co też pokazuje, że mieć informację to jedno. Ale cokolwiek z nią zrobić, to zupełnie coś innego.

Wiedza to jedno, inteligencja to drugie, mądrość to trzecie.

Wiedzy każdy ma pod dostatkiem, a przynajmniej dostęp do wiedzy. Nawet jakbyśmy mieli pewność, że wiedza, którą posiadamy nie jest stekiem bzdur, to możemy z niej korzystać inteligentnie lub mniej inteligentnie. Ale przecież wiemy, że wielkie umysły stworzyły np. bomby atomowe, gaz bojowy.

Ludzie sądzą, że pieniądze rozwiążą wszystkie ich problemy. Ale kraje afrykańskie pokazują nam, że można im dać setki milionów dolarów, a to nic zupełnie nie zmieni. Bo człowiek na niskim poziomie świadomości nie wie jak skorzystać z pieniędzy. Niejeden który wygrał np. w Totolotka po roku wydał wszystko i jeszcze się poważnie zadłużył.

Przecież mamy wolność. Możemy robić i mówić wszystko co się nam podoba. I jak z tego korzystamy? Żyjemy w Polsce i choć warunki te są dalekie od ideału, są idealne w pewnym kontekście. Żyjemy w warunkach, które dla setek milionów ludzi, jeśli nie miliardów na tej planecie byłyby jak spełnienie marzeń, jak cud. A przecież masy Polaków narzekają i biadolą jak im jest źle, że życie nic im nie dało. Ale gdyby urodzili się w slumsach Kamerunu (kalibracja 120), mieszkali w kartonie i musieli ganiać za szczurami, żeby mieć co jeść, zrozumieliby, że ich los nie jest taki parszywy jak się skarżą.

Więc inteligencja to jeszcze nie wszystko. Najważniejsza jest mądrość. Mądrość, by inteligentnie wykorzystywać wiedzę, zasoby i środki jakimi dysponujemy. Oraz by generować nowe w razie potrzeby.

A człowiek mądry jest pokorny.

Człowiek mądry rozumie ograniczenia związane z ludzką naturą. Rozumie, że aby cokolwiek rozumieć, musi się tym stać. Jednocześnie nie osądza się za to jaki jest. Człowiek pokorny jest też odpowiedzialny.

Dlatego pamiętaj – jeśli chcesz coś zrozumieć, to to zrób. I nie wyciągaj wniosków bazując na emocjonalnym stanie, ani mentalnym bełkocie. Nie wykorzystuj inteligencji ani przeciw sobie, ani przeciw nikomu innemu.

Przykład jak jesteśmy zahipnotyzowani mentalnym bełkotem uważając go za świętą prawdę – to, w co wierzą bezkrytycznie ludzie – “prawo” przyczyny i skutku. Wystarczy, że się to nazwie prawem i już! Nawet nie zauważamy, że tylko w to wierzymy – że to całe “wiem” to tak naprawdę “wierzę”. A umysł nieraz wykonuje pokaźną “gimnastykę mentalną”, by to poddać racjonalizacji.

Uważamy, że jakaś sytuacja nas zasmuciła, czyli spowodowała nasz smutek – wierzymy, że ta sytuacja jest źródłem naszego smutku. Tak się może wydawać, bo zanim do niej doszło, smutku nie było, może nawet była radość. Dla wielu to koniec “analizy” i dowód na to, że przyczyna i skutek są realne. Nie ma co się nawet zastanawiać! Tak jest i już!

Ale gdy poszerzymy kontekst np. o to czym emocje są, to już wiemy, że nic nie może ani ich spowodować, ani wzbudzić, ani dać. Nic nie jest przyczyną emocji. Więc o ile to jeszcze nie dowód, że przyczyna i skutek to tylko urojenie (choćby dlatego, że wszystko ma nieskończoną ilość przyczyn) ale przynajmniej widzimy, że mylimy się co do swojej percepcji. Widzimy nie tak, bo nie widzimy i nie rozumiemy wszystkiego.

Co więcej – smutek już musiał w nas być, inaczej byśmy go nie odczuli. To nie zdarzenie było jego przyczyną. Tylko albo go ujawniło, albo nasza percepcja tego zdarzenia jest taka, że jej konsekwencją jest ładunek smutku. Ok ale dlaczego nasza percepcja taka jest? Dlaczego już był w nas smutek?

Prawo przyczyny i skutku kalibruje się na 460 i dlatego znajduje poklask u większości ludzi. Ale twierdzenie – “nic nie powoduje nic innego” (czyli – nic nie jest przyczyną niczego innego) kalibruje się na 999. Czyli jest to maksymalne zrozumienie z poziomu człowieka. Niemniej szukanie przyczyny często ma sens. Gdy stanie nam samochód, możemy znaleźć czynnik krytyczny i się nim zająć. Jednak przecież “przyczyn” było nieskończenie wiele. Sam fakt, że samochód jest zbudowany tak, a nie inaczej i jest podatny na tego typu usterkę ma nieograniczoną ilość przyczyn – wliczając całą ewolucję ludzkiej świadomości, czego efektem było zbudowanie samochodu.

Poziom 460 reprezentują np. Beatelsi, Homer, teoria biopól (aur), naukowa teoria nieliniowości – pól atraktorowych, instytucja Kościoła Katolickiego (od 1900 roku), Nikola Tesla, Darwin, Archimedes. Czyli całkiem sporo z realnym przełożeniem na dobro ludzkości i zrozumienie otaczającego nas świata (do pewnego kontekstu). Ale to że to jest, to jedno. A dwa – jak z tego korzystamy? Bo uzależnieni z informacji “przyczyny i skutku” korzystają tak, że grają ofiarę przyczyn/przyczyny. Czyli informację z poziomu 460 degradują do poziomu 165 – mentalności ofiary. Bo tak widzą wszystko. Są zazwyczaj właśnie na takim poziomie – poziomie zniewolenia – pożądania, złości, dumy, lęku. I uciekają w to od wstydu i winy.

Dlatego mówiłem – niska świadomość nie potrafi skorzystać nawet z dóbr czy informacji. Wykorzystuje je ze szkodą dla siebie. Z tego powodu uzależniony potrzebuje pomocy. Bo może mieć wszystko co niezbędne do wyzdrowienia, a nie będzie potrafił, ani chciał z tego skorzystać. Ostatnio jeden klient pogniewał się na mnie, że mu mówię co ma robić. :)

Gdy się rozwijamy, zaczynamy dostrzegać coraz więcej. Zaczynamy rozumieć w jak ograniczonym kontekście postrzegaliśmy dane wydarzenie, sytuację, okoliczności, doświadczenie. Zaczynamy wtedy rozumieć, że faktycznie umysł może postrzegać tylko sekwencyjnie i na tej podstawie wnioskuje, że jest jakaś przyczyna i tego skutek. Tak jak w bilardzie – uderzamy bilę i ona sunie uderzając o kolejną. Ale im szerszy kontekst uznajemy, tym widzimy, że nie było żadnej jednej przyczyny. Zaczynamy widzieć o czym mówi kalibracja, do której odnoszę się wielokrotnie w artykułach – mówi ona jak bardzo ograniczyliśmy kontekst, by móc w nim coś uznać za prawdę.

A nieograniczony kontekst to Bóg.

Widzimy jak daleko jesteśmy w swojej percepcji od Boga. I tu ludzie nie rozumiejąc tego uznali, że Bóg czeka po śmierci – jest więc w innym czasie i miejscu – w Niebie. Ale Jezus Chrystus powiedział nam, że tak nie jest. Tylko niemalże nikt tego nie rozumie, bo nie rozumie kontekstu, ani poddania. A żeby coś zrozumieć, trzeba się tym stać.

A gdy zrozumiemy Jezusa, że Bóg to Bezwarunkowa Miłość, to zrozumiemy też, że kontekstem możemy ograniczać miłość – nadawać jej warunki. Tak jak i z tych uwarunkowań rezygnować.

Zaś żaden umysł nie wymyśli mądrości z ograniczonego/w ograniczonym kontekście.

Będzie “poruszał się”/operował tylko w kontekście w jakim np. postrzegamy dane wydarzenie czy okoliczność. Nie ma możliwości wyjścia poza niego bez poddania. A poddanie nie jest funkcją umysłu, tylko świadomości.

Ludzie zaś szukają także miłości poza sobą – w innych ludziach, przedmiotach, czasie. Uważają, że miłość mogli stracić, że ktoś im ją zabrał albo że kochał i przestał. Przywiązują się do tego, co sami ocenili jako dobre i opierają się temu, co sami osądzili jako złe. Jedno i drugie to błąd. Którego najczęstszą konsekwencją jest cierpienie. Jako, że nie rozumieją ani kontekstu, ani bezosobowych konsekwencji własnych decyzji, swoje przykre doświadczenia rzutują na rzeczywistość uważając, że doświadczają obiektywności. Przypomnę – WSZYSTKIE DOŚWIADCZENIA SĄ SUBIEKTYWNE. Bo na każde składa się nieograniczona ilość czynników wliczając nasz kontekst, intencje, nadane wartości, znaczenie, sens oraz oczywiście – poziom świadomości. Nic z tego nie można zbadać, zmierzyć, zważyć, szczególnie przez maszynę.

Więc ktoś może trenować sztuki walki, by mieć sprawne ciało i umiejętności ale dlatego, bo w innych ludziach widzi potencjalne zagrożenie – w każdym widzi przeciwnika, wroga, napastnika. Więc trenuje, by być gotowym do ataku/obrony. Oczywiście uznaje to za mądre. Dąży do tego, by poradzić sobie z sytuacją, którą i tak sam “przyciągnie” przez swoje nastawienie – dążenie do konfliktu. A potem sobie powie, że dobrze, że trenował tyle lat. Bo to całe postępowanie i rozważanie wydaje się sensowne tylko w kontekście, że ludzie to potencjalni napastnicy. Ale czy ochronić się przed tym można tylko trenując sztuki walki? Przypominam – sens wynika z kontekstu.

Dlaczego miliony wierzących nie słuchają się Tego, na bazie Nauk Kogo powstała cała ich religia? Jezus mówi, że Królestwo Boże jest w każdym z nas, a ludzie modlą się do jakiegoś zewnętrznego, oddzielonego od nich Boga czy raczej – bóstwa i rozpaczają, że nie odpowiada… A co z własnymi warunkami na miłość? Przebaczyliśmy już wszystkim? Kochamy całe życie? Kochamy własne życie? Dlaczego nie? A może “miłujący Bóg” to również Bóg, który nas osądza i karze? Jeśli tak uważamy, to pamiętajmy, że wina kalibruje się na 30, a miłość bezwarunkowa na 540 (skala logarytmiczna).

Zapamiętaj – świadomość reaguje tylko na to, co rzeczywiste.

W rzeczywistości jest tylko “tak” lub brak “tak”. Nie ma “nie”. Tym samym Bóg nie odmawia. Pole nie odmawia. Ale jeśli powiesz – “karanie się za błędy jest ważne”, to osłabniesz. Bo to nie jest rzeczywistość. Jeśli modlisz się o dużo pieniążków ale pod tym pragnieniem trzymasz się lęku, różnych pozycjonalności, etc., to sam(a) tworzysz warunki, w których dostrojenie się do działań/percepcji/intencji, które przyniosłyby pieniążki, nie będzie możliwe.

Nawet każdy uwodziciel, który ma solidne sukcesy, powie Ci, że im mniej pragniesz seksu, tym łatwiej jest Ci go mieć. Dlaczego? Bo pragnienie kalibruje się na 125. Seks (integralny) to poziom 205-210. Pragnąc więc zestrajasz się z percepcją, która przeszkadza w osiągnięciu seksu (i większości pozytywnych rzeczy).

Więc możemy modlić się o partnerkę ale utrzymujemy pragnienie. Pole reaguje na część naszej prośby i nie reaguje na drugą część. W swojej percepcji tworzymy sprzeczność. A poza tym co z naszą intencją? Czy naprawdę wybieramy partnerkę, czy tylko zamierzamy pragnąć? Bo pragnienie to nie jest gotowość, by np. odpuścić lęk związany z możliwością odczucia winy po odmowie randki czy spotkania.

Można na to spojrzeć tak – “Chcesz partnerki? Ok. A czy jesteś gotowy oddać za to swoje wątpliwości, lęk, wstyd?” Co większość mężczyzn robi? Wybiera lęk i wstyd. A potem się obwiniają. I pragną jeszcze silniej sądząc, że pragnęli za słabo.

Kiedyś poszedłem do klubu. Postanowiłem pomodlić się o seks. Poszedłem na parkiet tańczyć i zamknąłem oczy. Pierwsze co się ujawniło to wstyd, że modlę się o… no właśnie – o co? O coś grzesznego! Wow! Odpuściłem wstyd i postanowiłem się mimo to pomodlić. Odpuściłem też samo pragnienie, wybrałem poddanie i dobrą zabawę. Otworzyłem oczy. W TEJ SAMEJ SEKUNDZIE jakaś dziewczyna złapała mnie za rękę (pierwszy raz w życiu) i zaczęła ciągnąć do koleżanki. Potem to samo – zamknąłem oczy. Dalej się modlę. Ale już zacząłem dodawać warunki. Otwieram oczy – przede  mną tańczy dziewczyna, patrzy się mi prosto w oczy, uśmiecha się. Śliczna. Ujawnił się lęk. Wybrałem lęk. Zacząłem modlić się trzeci raz. Już byłem odstrojony. Wybrałem wibrację lęku, nie zabawy. Oczywiście mogłem dokonać korekt, wybrać działanie, etc. Ale wolałbym podumać nad tym, co się stało. ;)

Bóg jest jak pole. To nie od pola zależy w jakim miejscu w nim znajdzie się opiłek żelaza. To zależy od każdego opiłka. Pole niczego nie odmawia. Ale opiłek sądzi, że są zewnętrzne przyczyny tego czym jest i nie może z tym nic zrobić – np. geny, wychowanie, towarzystwo, myśli, emocje, uzależnienie… Bo nadal trzyma się wiary w przyczynę i skutek. Uważa, że coś jest przyczyną tego jaki jest. I walczy z tymi rzekomymi przyczynami. Wierzy, że w ten sposób zmieni skutek – siebie. Ile jeszcze walki i zmagania potrzebujemy, by dostrzec, że tak nie jest, bo nie może być? Albo ktoś nam powiedział – “Nie możesz!”, a my przez całe życie wierzymy, że faktycznie nie możemy.

To odnosi się do każdego obszaru życia.

Trening? No, jeśli tylko starasz się ominąć realne problemy i się cały czas motywujesz, zmuszasz do treningu, to nawet jak będziesz trenować, to wystarczy potem pretekst, jakiś problem – coś, przez co będziesz zmuszony/a odpuścić jedną lub kilka sesji treningowych. Większość ludzi potem już nie wraca do treningów.

Związek – jeśli tylko starasz się na siłę kochać, akceptować, szanować, być, robić coś razem, dawać od siebie, to każda frustracja, niewypowiedziane słowa, urazy, etc. będą rosły. Wszystko co zamieciesz pod dywan, będzie pod nim cały czas. Będzie wzbierać.

I teraz moje pytanie – czy np. zdenerwowanie Twojej partnerki to jest przyczyna czegokolwiek? A co z całą Twoją ewolucją, wszystkimi decyzjami, by np. każdy żal zamiatać pod dywan, a potem uznać, że wywalisz to partnerce na głowę? Nie ma tu żadnej przyczyny niczego, ani skutku. Są konsekwencje tego kim jesteś – kim wybrałeś/aś być.

TYM SIĘ ZAJMIJ!

A nie omijaj tego rzekomą religijnością czy czym tam chcesz. Proszę. Naiwnych może wykiwasz ale nie tych, którzy już przeszli tę drogę.

To samo robią uzależnieni. Wymyślają sobie jakieś oddzielne od nich uzależnienie i walczą z nim, próbują je rzucić. A co z urazami do ludzi, co z niechętnym nawet wstawaniem do pracy? Co z narzekaniem, biadoleniem, graniem ofiary? TYM SIĘ ZAJMIJ! Uzależnienie zniknie automatycznie.

Droga jest prosta.

I wiedzie do wewnątrz. A jej rezultaty automatycznie widoczne są na zewnątrz.

Jeszcze jedno – jak się modlić. Co to jest modlitwa?

Modlitwa to integralność.

Najskuteczniejsza modlitwa to modlitwa bezgłośna. Jesteśmy wobec świata oraz wobec siebie tacy jacy wyobrażamy sobie, że jesteśmy wobec Majestatu Boga. Dla sceptyków/niewierzących – skutecznym w świecie jest BYCIE – dostrojenie do intencji. Z tego wynika automatycznie i bez wysiłku ROBIENIE. Jeśli BYCIE=ROBIENIE to jest integralność. Czyli uczciwość, szczerość, odwaga, by być Sobą. Przynajmniej odważnym. A odwaga to synonim odpowiedzialności, uczciwości i szczerości.

Czy Jezus się modlił i tyle? Czy BYŁ tym, o co się modlił? On był modlitwą. Budda też. I każdy np. przedsiębiorca sukcesu jest tym, co mówi.

Dlaczego np. tak ważne jest dotrzymywanie słowa? Bo dotrzymywanie słowa to integralność: mówienie ma się pokryć z ROBIENIEM. Dla mądrych ludzi słowa to sprawdzian integralności. Powiedzieć – “trzymam cię za słowo” oznacza “pokaż mi czy jesteś integralny – szczery, uczciwy”? Czyli – pokaż czy Twój kierunek jest w stronę Boga, czy przeciwny? Jezus nie zmienił się nawet podczas tortur i mordu.

A my odpuszczamy swoje marzenia, cele, pragnienia, odkładamy nawet obowiązki, bo co? Bo się emocjonujemy, że możemy popełnić błąd? Ojej.

Nie mówię tego, by porównywać kogokolwiek z Jezusem czy osądzać. Mówię to, by pokazać, gdzie leży problem. I jest to uniwersalne dla ludzkiej istoty. To nie zależy od religii, jej braku czy czegokolwiek. To fundamenty istnienia jako życie na tej planecie.

Ileż razy słyszałem, że się ludziom psuje związek, znikł czar, dziewczyna już nie podnieca, nie ma iskry, związek męczy, pojawiają się myśli o innych kobietach, itd. No bo to cały czas poziom świadomości emocjonalności. Niziutki, polegający na sile, nie na mocy. W tym jest tylko kapka miłości. A ludzie sądzą, że o taaaaaaaaaaaaaaak kochali. No nie. Oczarowanie, przywiązanie, pożądanie, romantyzm, sentymentalizm, nadmuchanie osoby i relacji to nie miłość. Jeśli kochasz, to pomimo tego. A jeśli “przestałeś/aś kochać”, to nie była to miłość.

Jeśli tego nie rekontekstualizujesz, czyli nie wybierzesz Prawdy, nie wykonasz uczciwego WEWNĘTRZNEGO (czyli własnego, nie innych osób) obrachunku moralnego, to z tego – dotychczasowego – poziomu nie rozwiążesz żadnego problemu. M.in. dlatego jeśli uważamy, że uzależnienie to konsekwencja braku jakiejś umiejętności lub wiedzy – nie wyzdrowiejemy i po kilku latach starań, terapii, etc. Bo nie wzrośliśmy w świadomości. Ew. tylko chomikowaliśmy informacje.

12. Pewność Siebie.

Raz jeszcze przeczytaj ten punkt – “Pewność Siebie”. ‘Siebie’ pisane z dużej litery, nie z małej. I nie mam tu na myśli odnoszenia się do siebie z szacunkiem, tak jak pisanie “Pan/Pani” w liście.

To pewność, że tzw. “Wyższe Ja” poradzi sobie z każdym problemem.

Hmm, no dobrze ale co jeśli do tej pory przybywało nam nierozwiązanych problemów? A to dlatego, bo próbowaliśmy je rozwiązać (o ile w ogóle próbowaliśmy) z poziomu “małego ja”. Czyli myślenia i emocji, siły.

Przykład – “ciężko pracuj”. I co? Ludzie pracują ciężko! Och, jak ciężko! Męczą się! Masy ludzi męczy się, by wstać z łóżka i pójść do pracy! Ciężko im nawet zanim zaczną pracować. Ciężko im i po pracy. Czy o to chodzi w tej sadystycznej radzie? Oczywiście nie. Rada ta została bzdurnie przetłumaczona z innego języka, w którym “word HARD” można tłumaczyć na wiele sposobów. Wybrano tłumaczenie idiotyczne. Hard, w znaczeniu nie “ciężko”, tylko twardo. Twardo, czyli rezygnować z pokus w dążeniu do celu. Twardo, czyli prosto do celu. Twardo, czyli skutecznie. Twardo, czyli niezmiennie. Twardo, czyli męsko.

Pewność Siebie w przypadku pracy, to pewność, że wybierzemy nie siłę, tylko moc. Czyli spokój, radość – skuteczność, efektywność. A nie biadolenie, narzekanie i granie bidulki, której szef nie docenia. Nikt nie powinien doceniać tego, że się namęczyliśmy, tylko to jaką WARTOŚĆ wnieśliśmy naszą robotą. A im bardziej jesteśmy efektywni, czyli czas naszej pracy lepiej przekłada się na wartość, tym naturalnie będziemy więcej zarabiać.

Małe ja gra ofiarę i widzi problemy poza sobą, Wyższe Ja rozumie, że jest odpowiedzialne.

Co wybierzesz?

A jak się męczysz psychicznie, to nie ma to nic wspólnego ze skuteczną, efektywną – twardą robotą. To w Twojej kwestii jest przestać się męczyć. SIĘ MĘCZYĆ. Już nawet język pokazuje nam gdzie leży problem. A wiesz dlaczego na słowa “robota mnie męczy” słabniesz? Bo to kłamstwo.

Zauważmy, że ludzie są przecież bardzo pewnie tego ‘siebie’! A to ‘siebie’ zawiera 99% negatywności, toksyczności i kłamstw! No przecież każdy, kto uważa się za kawałek g***a jest tego bardzo pewny! Niektórzy nawet walczą, by to udowodnić i sobie, i innym! Jeśli uważamy, że się nam nie uda, to też jesteśmy tego pewni w każdej sytuacji! I nawet się cieszymy, gdy się nam nic nie uda, bo przynajmniej tego jesteśmy pewni! Ile osób jest pewnych, że ich szef to kawał bydlaka? To przecież część tego ‘siebie’!

Łatwo zauważyć, że ludzie są bardzo pewni tego, co negatywne, a nie są pewni tego, co pozytywne. Nie jest to podejrzane?

Jak mówi “Kurs cudów” – polegając na “małym ja” mamy wszelkie powody do niepokoju, niepewności. Bo jesteśmy niemal całkowicie odseparowani od mocy, od Rzeczywistości i polegamy tylko na kolosalnie ograniczonym kontekście i kapce energii jaką posiadamy. Co możemy z tym zdziałać? Niewiele. Dlatego używamy siły. Bo nie dysponujemy mocą. A rzeczywistość nie reaguje na te wszystkie niskie jakości. Jak wybieramy biadolenie, to wybieramy też odseparowanie się od mocy, od wszystkiego co pozytywne.

A że Rzeczywistość jest pozytywna, to nie możemy liczyć na swobodne, przyjemne życie, zdrowe, spokój, sukcesy, jeśli dążyć i utrzymywać będziemy negatywności.

To jakbyśmy liczyli, że zrobimy sobie tosty ale nie podłączyli tostera do prądu.

Dlatego zdanie – “choroba to konsekwencja braku zdrowia” wcale nie jest “masłem maślanym”. To bardzo istotna informacja – jeśli żyjemy niezdrowo, to spodziewajmy się tego różnorakich, negatywnych konsekwencji. Nie ma w tym żadnej tajemnicy.

A jeśli chcemy coś zmienić na lepsze, to intencja tej korekty wyciągnie z nas wszystko to, czym ograniczyliśmy tego jakość.

Gdybyśmy mieli sobie z tym poradzić z poziomu “małego ja”, to przecież przede wszystkim nie byłoby sytuacji, że musielibyśmy sobie z tym radzić.

A Wyższe Ja to spokój i miłość.

Z tego poziomu poradzimy sobie z każdym problemem. Łatwo zobaczyć, że wobec każdego nierozwiązanego problemu nie jesteśmy ani spokojni, ani kochający. Im mniej spokojni i kochający jesteśmy, tym ten problem bardziej nas boli.

Wyjaśniałem, że aby móc cokolwiek zrozumieć, trzeba się tym stać. Więc aby mieć pewność Siebie, należy się tym stać. A żeby się tym stać, trzeba to wybrać. Czyli zrezygnować z każdej innej jakości – np. narzekania.

Więc wybierzmy jakiś cel lub problem, wobec którego odpuścimy cały opór, emocjonalność, wszelkie pozycjonalności, do których nie przywiązaliśmy się silnie i doświadczmy wobec tego jak to jest BYĆ na poziomie Wyższego Ja.

Zauważ – to droga wzrostu Nas. A nie bagatelizowania (ale też nie nadmuchiwania) problemów. Ani pochłaniania ogromnych ilości informacji.

To DOSTROJENIE SIĘ DO TEGO CO JUŻ JEST.

Tego nie można skądś wziąć, rozwinąć, ani też stracić. Tylko można zrezygnować z tego, czym to przesłoniliśmy, ograniczyliśmy. Dlatego droga do miłości to głównie droga poddania. Ani inteligencja, ani wiedza wcale nie muszą determinować na jakim poziomie świadomości jesteśmy.

No bo czy człowiek bez wykształcenia, sprzątający bibliotekę i w wolnych chwilach przesiadujący w parku nie może być kochający, prawdomówny, odpowiedzialny, odważny, integralny, szczery, serdeczny, uczciwy? Czy potrzebuje do tego skończyć studia z fizyki jądrowej? Nie. A gdybyśmy z nim trochę pobyli, to dostrzeglibyśmy, że nie przeklina, nie narzeka, nie gra ofiary, nie biadoli.

Podobnie się to tyczy do tych pseudo-rad – “bądź sobą!” Prawda natomiast brzmi – nie ma sekundy, w której nie był(a)byś sobą. Każdy jest sobą cały czas. Problem polega właśnie na tym, że jesteśmy “sobą”, a nie “Sobą”. Bo to wybieramy.

I właśnie to jest ten problem – jak człowiek chce się napić wódki czy obejrzeć porno, to pije/ogląda! Bo taki przecież jest! Jak jest pedofilem, to jest pedofilem! Jak ma ochotę kogoś okraść, to okrada! Jak uważa, że go ludzie denerwują, to się denerwuje! Jak się wstydzi tego i tamtego, to się wstydzi! Jak uwielbia potępiać, to potępia! Niektórzy mówią – “Bóg mnie takim/taką stworzył”. Na pewno?

Tak naprawdę ludzie mówiący te głupotki mają na myśli – “nie osądzaj się za to jaki/a jesteś”. Ale to nadal nie wszystko. Przede wszystkim to “ja” pisane z małej litery, to tylko pomysł, wymysł, urojenie. To stek idei, przywiązań, utożsamień, nadanych wartości, sensu, znaczenia, glamouru. Bo poddanie korzyści z gniewania się może w sekundę i bez wysiłku zmienić to, jak żyliśmy przez 50 lat.

Co więcej – przecież nie ma jednego “ja”. Łatwo zauważyć, że wobec pewnych osób jesteśmy X, wobec innych jesteśmy Y. No nikt mi nie powie, że np. wobec wszystkich ludzi jakich spotyka jest taki sam – np. tak samo uprzejmy, miły, uczciwy. Czy wobec swojego szefa w pracy jesteśmy tacy sami jak wobec własnego taty? Jeśli nie, to już mamy dwa różne “ja”. I którego jesteś pewny/a lub niepewny/a?

Poza tym – każdego dnia możesz mieć o sobie inne zdanie, inną opinię, inną percepcję. Każdy człowiek, który Cię zna też ma o Tobie zupełnie inną historię. I gdzie tu jest to “ja”? Nie dziwne, że nie jesteśmy go pewni, bo go nie ma.

Wielokrotnie klienci mi pisali, że jakiegoś dnia poczuli “się” lepiej, uważali, że już jest dobrze. Od razu się przywiązali do tego. A potem naturalnie stan się zmienił. Stawili opór. Zaczęli się męczyć, nawet cierpieć. I sięgnęli po porno. A potem rozpacz i pytania “dlaczego?”

Ta powszechnie nierozumiana tzw. “pewność siebie” nie ma i tak nic wspólnego z pewnością siebie. Tylko to odnosi się do emocji, myśli, intencji, decyzji, etc. Czyli tego wszystkiego czym nie jesteśmy. Co to jest ten “brak pewności siebie” w np. poznawaniu kobiet? To przecież nie ma nic wspólnego z żadnym “siebie”. Nie jesteśmy pewni reakcji kobiety na nasze podejście, nie jesteśmy pewni naszej reakcji na jej reakcję, nie jesteśmy pewni co poczujemy, nie jesteśmy pewni co z tym zrobimy.

A nawet to jest kłamstwem. Bo oczywiście jesteśmy pewni. Ba! My to z góry zakładamy! I tylko ukrywamy pod płaszczykiem “braku pewności siebie” brak pewności tego co zrobić, by kobieta zareagowała pozytywnie, byśmy my uniknęli np. wstydu i poczucia winy. Boimy się tych uczuć i nie wiemy co zrobić czy powiedzieć, by ich nie poczuć. Boimy się czy wystarczy nam samozaparcia, siły, by się opierać, by się “przełamać”, by wytrzymać zadany nam cios. Nie jesteśmy pewni czy zmienimy decyzję, co zrobimy, itd. Dlatego dużo mężczyzn obkupiło się kursami, bo liczyli, że dzięki temu zniknie niepewność i strach. Ale nie zniknęły.

Czy jesteś pewny/a swoich intencji?

Powiem Ci, co wiem z doświadczenia – 99,9% moich klientów – ludzi uzależnionych – nie jest w ogóle świadoma swoich intencji odnośnie czegokolwiek. Wliczając oglądanie pornografii.

Większość nawet nie wie, że coś takiego jak intencja istnieje i ma krytyczne znaczenie.

W ich oczach brak “pewności siebie” to tak naprawdę niechęć do podjęcia decyzji. Bo jak podejmą złą, to co wtedy? Poczują wstyd, winę i będą cierpieć. Będą sobie bez końca wypominać kolejny błąd na już i tak bardzo długiej liście. Zgadza się?

Mówimy o “pewności Siebie”. “Siebie”, czyli? Wyższe Ja to miłość. Czy po wpadce wybaczasz sobie czy taplasz się w poczuciu winy, wstydzie, obwinianiu, żalu, lęku? Czy rozpaczasz ile to już lat straciłeś/aś?

Przypominam – aby cokolwiek poznać i zrozumieć, trzeba się tym stać.

A miłość? Cóż to? To jakość bycia w świecie. Pierwszym krokiem w spektrum miłości jest odwaga, czyli szczerość, uczciwość, integralność, odpowiedzialność.

Czy jesteśmy pewni, że zawsze powiemy prawdę? Czy jesteśmy szczerzy wobec swoich intencji, decyzji, dążeń? Gdy patrzysz się kobiecie na piersi, a ona zapyta czy się jej patrzysz na piersi, powiesz prawdę czy ją ukryjesz?

Gdy codziennie pijesz czy fantazjujesz i/lub oglądasz pornografię, to nadal zamierzasz twierdzić, że nie masz poważnego problemu? A co dalej? Gdy przyznasz jak jest, zamierzasz się o to osądzać, potępiać, nienawidzić? Czy zaczniesz szukać rozwiązania i je stosować? Co jest rozwiązaniem? Co jest problemem?

Jeśli wierzymy tylko w “małe ja”, to skorzystamy z każdej okazji, pokusy, wybierzemy drogą jego przetrwania – zachowania tego, do czego się przywiązaliśmy i z czym się utożsamiliśmy. Może się to wydawać słuszne i rozsądne. Ale co innego, gdy ktoś oddaje życie za jakąś rację, której nawet nie poddał kalibracji. Albo zabija siebie z żalu czy bo uważa, że życie straciło sens. To też przecież forma zachowania “siebie”.

Ludzie nie są pewni “siebie”, bo to “siebie” utożsamiają z emocjami, myślami. No i faktycznie – czego tu być pewnym? Wstajesz i czujesz smutek lub przygnębienie. Lub idziesz po parku i nagle czymś się zaczynasz frustrować. Albo wszystko było super i nagle ptaszek narobił Ci na ulubioną koszulę/sukienkę i szlag Cię trafia… :)

To “siebie” zmienia się cały czas. A ludzie desperacko szukają jakiejś drogi, wyjścia czy okoliczności, w których to byłoby niezmienne i w miarę znośne. Niektórzy boją się wyjść z domu. Inni ciągle fantazjują.

Wyjaśniałem, że niczego co naprawdę istnieje nie można zmienić. To już jest jakie jest i to jest jedyna rzeczywistość tego. To tyczy się Wyższego Ja. Nie możesz tego zmienić. I to się odsłoni samo, gdy zaczniesz poddawać “małe ja”. Tak jak chmury nie zmieniają nieba, ani Słońca, gdy miną, to, co zakryły odsłoni się automatycznie. Chmury nie mają na to wpływu.

Jakie jakości przejawia Wyższe Ja? Polecam ogromną serię o cnotach. Wybierz choć jedną cnotę, którą będziesz praktykować cały czas, non stop, 24/7, bez żadnego wyjątku, w każdych okolicznościach i sytuacjach. Zarówno wobec siebie, innych ludzi, roślin, zwierząt. Jeśli wybierzesz uprzejmość, to bądź uprzejmy/a nawet dla kałuży, w którą wdepnąłeś/wdepnęłaś śpiesząc się do pracy – “Dzień dobry droga kałużo! Jak mija ci dzień? Przepraszam, że w Ciebie wdepnąłem!” ;) Przy okazji zaobserwujesz jak intelekt może nas powstrzymywać przed osiągnięciem spokoju, radości i sukcesu.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Kamil

Dziękuję Piotr :) pozdrawiam

Podobne Wpisy:
Jak radzić sobie z porażkami (Część 1)?

Jak radzić sobie z porażkami (Część 1)?

Witam Cię serdecznie! Chcę dzisiaj pokrótce opisać jak wg mnie powinno podchodzić się do porażek, upadków, wtop, błędów, wpadek. W następnych częściach to rozszerzymy. Przede wszystkim konieczna jest zmiana naszego postrzegania tych aspektów. Z jakiego powodu? Bowiem porażki są w życiu nieuniknione! Co więcej – im większy sukces chcemy odnieść, tym więcej błędów musimy popełnić.… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 29
O Emocjach – Duma (Część 5)

O Emocjach – Duma (Część 5)

Witam Cię serdecznie! Dziś kontynuujemy temat świadomości Dumy. Części 1-4 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► O Emocjach – Duma (Część 1). ► O Emocjach – Duma (Część 2). ► O Emocjach – Duma (Część 3). ► O Emocjach – Duma (Część 4). W tym artykule porozmawiamy o narcyzmie. Czym jest narcyzm i jak wpływa… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 4
Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga

Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga

Witam Cię serdecznie! Dziś kontynuujemy temat cnót. Będzie ogień, zapnij pasy! Część 1 znajdziesz klikając na link poniżej: ► Cnoty (Część 1) – Wstęp i szczerość. Zanim przejdziemy do dyskusji na temat kolejnych cnót, jeszcze kilka zdań o szczerości. Szczerość, jak Odwaga, kalibruje się na poziom 200. Czyli na poziom graniczny między dusznym obszarem negatywności… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 34
Absurdy – Rzeczywistość

Absurdy – Rzeczywistość

Serwis Wolność od Porno poświęcony jest problemowi pornografii. – “Problemowi, powiadasz?” – możesz zapytać. – “Tak, problemowi” – odpowiadam bez wahania. Problemowi, ponieważ gołym okiem widać, że w społeczeństwie na płaszczyźnie seksualności dzieje się coś niedobrego. “To postęp! Zmiany!” Gdzie tam postęp! Ale zmiany tak – w najlepszym przypadku prowadzące zbyt wielu ku zaściankowości, dziecinadzie… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 10

WOLNOŚĆ OD PORNO