Witam Cię serdecznie!
Dzisiaj chcę Ci przedstawić znaczenie rozwoju świadomości, bo jest to fundament wyzdrowienia z uzależnienia. Uzależnienie jest jedną z wielu negatywnych konsekwencji życia w niskiej świadomości.
Poziom świadomości to esencja istnienia.
Każda istota przejawia jakąś jakość istnienia – głównie mamy podział na drapieżniki, czyli zwierzęta przeżywające kosztem życia innych istot oraz zwierzęta roślinożerne – czyli zwierzęta, których przeżycie nie ma tego kosztu.
Niemal wszystkie drapieżniki kalibrują się poniżej 200 (wyjątek stanowią np. kot i pies). Zaś wszystkie ssaki roślinożerne kalibrują się powyżej 200.
Zauważyłem, że mało ludzi nie tylko rozumie ale nawet mało obchodzi ich ta informacja. Masa ludzi uważa zupełnie odwrotnie – że drapieżniki są wyżej w ewolucji. To błąd. Zobaczmy jak bardzo poważny.
Jest to fundament zrozumienia i wyzdrowienia. Ja tego wszystkiego nie piszę, by się popisywać czego to ja nie wiem i o czym to nie poczytałem. To informacje, dzięki którym zaczynamy rozumieć dlaczego na świecie jest jak jest; dzięki którym możemy zrozumieć dlaczego w naszym życiu jest jak jest; dzięki którym możemy nareszcie przestać cierpieć z ręki innych ludzi, etc. Korzyści są nieprzeliczone.
Żeby wyjść trochę ze świata teorii, obejrzyj dwa poniższe krótkie filmiki. Na jednym jest pan opowiadający o aligatorach. Ten pan trenuje aligatory od ponad 16 lat.
Chris i aligator:
W komentarzach ktoś podał skrót tego co najistotniejsze. Dla tych, którzy nie rozumieją angielskiego:
1) Dzikie zwierzęta można wytrenować, nie oswoić.
2) To nie labrator (rasa psa). To aligator.
3) Nie zaatakuje cię dopóki nie będzie postrzegał cię jako pożywienia – np. gdy stracisz przytomność. (Pamiętajmy, że to “cię” odnosi się do Chrisa, który m.in. tego aligatora trenował przez lata. Więc wobec niego czuje się on bezpiecznie.)
4) To nie pies.
5) Aligator nie kocha Chrisa.
6) Nie ma sumienia, ani miłości.
Ile wynosi kalibracja gadów? 40. Dinozaury kalibrowały się na 60. Wyobraźmy sobie, że Hitler kalibrował się na 45. I sprawował rolę kanclerza całego kraju. Nie dziwne, że doprowadził świat do ruiny i śmierci ponad 100 milionów ludzi. Gdy III Rzesza przegrała wojnę, Hitler powiedział, że Niemcy nie zasługują, by żyć. Hitler rozkazał swoim generałom zniszczyć Niemcy. Megalomaniaka nie obchodzi życie swoich rodaków. Tak jak i aligatora czy dinozaura.
Zaraz porozmawiamy o tym dużo szerzej.
Na drugim filmie zobaczysz panterę, którą dziewczyna wychowywała od małego. Mała pantera została porzucona. Pokazana sytuacja to odwiedziny gościa, czyli zupełnie obcej osoby dla tej pantery. Obserwujemy jej zachowanie i jak wpłynął na nie wieloletni trening jak i wieloletnie obcowanie z człowiekiem, który zastąpił jej rodziców.
Widzimy, że od razu pantera próbuje zakraść się do tej osoby. Udaje, że się rozciąga. Więc wykorzystuje swoją inteligencję, by obejść swoje nauki – to, czego została nauczona, że nie może.
Jest poddenerwowana i/lub popisuje się pokazując jak drapie. Swoją drogą – widzimy, że gniew, a nawet próby ataku często wynikają u drapieżników ze strachu. Gniew i agresja więc nie są wyrazem ani siły, ani odwagi, tylko lęku. Mądry drapieżnik podczas ataku jest spokojny i skoncentrowany, nie pogniewany.
Co widzimy dalej – pantera nie odwraca się plecami do gościa. Chce go ugryźć.
Położyła się. Próbuje uśpić czujność lizaniem. A następnie znowu się rozciąga i już jest w zasięgu stopy gościa. Zachowuje się jak dziecko. Tylko to dziecko jest śmiertelnie niebezpieczne.
Kalibracja pum, czy górskich, wielkich kotów – 70. To też kalibracja Osamy Bin Ladena i III Rzeszy.
Po pierwsze – widzimy, że poziom 70 ma kolosalnie wiele ekspresji. Jednak w esencji ponownie – to można wytrenować ale nie oswoić. Więc III Rzesza nie mordowała wszystkich jak leci. “Tylko” tych, którzy nie pasowali jej wizji. Wliczając rodaków. Były negocjacje, różne spotkania z innymi nacjami. Ale to było zachowanie wytrenowane. To była szopka, którą prezentuje nam tu pantera. Trening nie zmienił tego czym pantera jest.
Nic co podpisze człowiek na takim poziomie nie jest wiarygodne – żaden dokument czy porozumienie. Uczciwość i honor człowieka integralnego wykorzysta przeciwko mu. Np. gdy zdecydują się na honorową walkę na miecze – najpierw zetknięcie się plecami, a potem kilka kroków i dopiero fechtunek, to gdy osoba integralna zacznie iść do przodu, ta nieintegralna wtedy pchnie ją mieczem.
Widzimy coś podobnego tutaj – pantera próbuje obejść to, co wie, że nie może i mimo wszystko ugryźć.
Czy nie wygląda podobnie życie uzależnionego? “Wie”, że pornografii nie powinien oglądać czy pić wódki, a i tak zawsze znajdzie sposób, by to zrobić. Znajdzie pretekst, wytłumaczenie, usprawiedliwienie. To rozciąganie czy lizanie stóp to przecież wchodzenie na różne serwisy społecznościowe i oglądanie zdjęć ładnych koleżanek. I “nagle” PUF! – oglądanie pornografii. Cała wiedza, informacje, logika przestają mieć jakiekolwiek znaczenie.
Na filmiku z aligatorem widzimy jak np. trzyma on Chrisa za rękę. To NIE jest wyraz troski czy zapewnienia o bezpieczeństwie. To co robi osoba na poziomie 40 czy 70 NIE jest tym samym co osoba na poziomie 150, nie mówiąc o 200+. Intencja jest zupełnie inna, totalnie inna energia. To dwa różne światy. Jak mówił Chris – w jednej chwili krokodyl pływa spokojnie i wydaje się jakby był przyjacielski. W drugiej pożre Cię bez mrugnięcia okiem.
Uzależnieni też w jednej chwili uważają, że jest dobrze, a nawet się polepsza. A w drugiej siedzą i oglądają porno lub piją godzinami. A potem wielka rozpacz dlaczego. Ano dlatego, bo nadal jesteś na tym samym poziomie świadomości. I tylko zmagasz się z poziomem ROBIĆ. Nie zmieniasz poziomu BYĆ.
Mamy więc 2 osoby, które żyją z niebezpiecznymi zwierzętami. Nie ma lepszych ekspertów, by posłuchać od nich o drapieżnikach. Bowiem zwierzęta drapieżne reprezentują zachowania przekroju 80% ludzkości i okazjonalne zachowania zapewne ponad połowy pozostałych.
Chris mówi o aligatorach w ten sposób – “They don’t think like you do. They don’t think like dogs do”. Czyli – “One nie myślą tak jak ty, ani nie myślą jak psy”.
Kalibracja psa – 245.
Kalibracja kota – 240.
Kalibracja kota po przyjęciu do rodziny, nadaniu mu imienia – 245.
Kalibracja aligatora – 40.
Jest masa filmików, na których ludzie pokazują, że mieszkają z gadami i np. nauczyli ich, by aportowały czy przybiegały jak przychodzą z domu. Ale tu ta sama uwaga – jeśli taki właściciel dostały np. zawału czy padaczki i upadł, to ten “kochający”, aportujący gad, zacząłby pożerać jego ciało, nawet gdyby właściciel jeszcze żył. A jeśli nie, to tylko dlatego, bo nie dał rady zmieścić ciała do paszczy. Swoją drogą – “właściciel” zwierzęcia to kolosalne nieporozumienie. Nikt nie jest właścicielem zwierzęcia w swoim domu. Jest za nie odpowiedzialny, wziął na siebie opiekę nad nim, zapewnienie mu warunków do życia. Ale nie jest jego właścicielem. To samo tyczy się dzieci. To osobna, żyjąca istota. A niewolnictwo jest już przestępstwem.
Teraz kilka odniesień do ludzi – kalibracje:
– Talibscy bojownicy i terroryści – 70.
– Bin Laden – 70.
– Hamas – 75.
– Neandertalczyk – 75.
– Al-Kai’da – 65.
I wiedząc to czy ktokolwiek chciałby prowadzić dyplomację z Hamasem lub Al-Ka’idą? To raz jeszcze posłuchaj co mówi ten pan o aligatorze i zamiast aligatora wyobraź sobie, że pływa tam przedstawiciel Al-Ka’idy:
“Nie myśli jak Ty. To drapieżnik. Gdy tylko pojawi się okazja, zje Cię bez wyrzutów sumienia, bez wahania”.
Różnica między aligatorem, a panterą, którą wychowuje się od małego jest to, że przy takiej panterze możesz usnąć i nie zostaniesz zjedzony/a (przynajmniej w sytuacji, gdy od małego zastępowałeś/aś jej rodziców). Co pokazuje ogromne znaczenie tej różnicy pola świadomości – 40, a 70.
Różnica między aligatorem, a terrorystą jest taka, że aligator nie został poddany praniu mózgu, ani religijnej indoktrynacji, której częścią jest mord niewiernych, by zostać zbawionym. Krokodyl jest sobą. Nie jest krwiożerczą bestią ale nie zmarnuje okazji, by coś zjeść. A terrorysta jest krwiożerczą bestią, bo w jego oczach im więcej niewiernych zamorduje, tym większa nagroda go za to czeka. Nie zmarnuje okazji, by to zrobić. Ludzkie życie nie ma dla niego znaczenia. Dla aligatora ma – bo dzięki niemu przeżyje. Terrorysta morduje dla samego mordu.
Albo puma – dużo wyższy poziom kalibracji ale nadal bardzo, bardzo niski. Przyszedł gość, i ona pomimo, że jej opiekunka od małego – jej “mama” – jest przy niej, non stop jej powtarza, że nie może – pantera nie może się powstrzymać. Cały czas próbuje złapać, podrapać, ugryźć.
Nie ma więc instynktu. Jest pole świadomości danej jakości. “Instynkt” w poprawnym rozumieniu to dążenie. A dążymy do tego, co jest zgodne z naszym poziomem świadomości.
W tym polu żadna istota nie oprze się tego, co wynika z tego pola – jakości istnienia. Siła nie ma żadnej przewagi nad mocą pola.
Każdy uzależniony wie, że siłą woli nic nie zdziała. Nie wyjdzie z uzależnienia zmaganiem.
Można wytresować istotę, wytrenować ale nie zmieni to jej. Bo to tylko poziom ROBIĆ.
Człowiek na takim poziomie rozwoju nie jest cywilizowany. Może zostać wytrenowany, wytresowany ale nie jest cywilizowany.
Mamy bardzo dużo przykładów, gdy do świata cywilizowanego zostają wprowadzeni ludzie ze spektrum świadomości poniżej 100. Następuje zniszczenie, gwałty, ulice zostają zamienione w pobojowiska, ich domy w śmietniki. Jest śmierć, zniszczenie, prostytucja, choroby. To nie jest zachowanie np. goryla (275). Nawet szopy nie wypróżniają się blisko swojego legowiska.
Każdy wybierze i tak to, co jest zgodne z jego poziomem świadomości, szczególnie w kluczowych, indywidualnych sytuacjach i okolicznościach. Uchodźcom dano zamek (!!!) i w kilka dni zamienili go w rynsztok.
Taki człowiek nie myśli w ogóle jak np. człowiek na poziomie 190. Przykłady drapieżnika z pułapu 190 – wilk, hipopotam.
Polska jest obecnie na poziomie tych zwierząt. Jest więc nadal na poziomie pola niesprzyjającego życiu. To pole dążące do destrukcji. Co oczywiście widać gołym okiem. To się wydaje pozytywne tylko ludziom z jeszcze niższego pułapu. Którzy nie są w stanie w ogóle nawet dostrzec konsekwencji takiej jakości życia.
To też pokazuje, że nie ewoluujemy od neandertalczyka. Tak jak pantera nie ewoluowała od krokodyla. To dwie zupełnie różne gałęzie ewolucji. Dowodem na to jest np. to, że na tej planecie obecnie chodzą ludzie na poziomie świadomości 1-900+, czyli też na poziomie neandertalczyka. Wszyscy z nich/nas to homo sapiens. Nie ma wśród nas neandertalczyków. Niemniej coraz częściej ludzi na poziomie świadomości 200+ nazywa się już homo spiritus – człowiek duchowy. To zupełnie inna istota, niż homo sapiens. To trochę jak ewolucja motyla z poczwarki.
Jednak powszechnie wszystkich wspólnie nazywa się “człowiekiem” i nie widzi różnicy między człowiekiem na poziomie 30, a 300. Ludzie nie widzą różnicy między domowym kiciusiem, a drapieżnym wielkim kotem górskim.
Dla niektórych Jezus (1000) był zwykłym faciem z dobrymi chęciami ale słabą siłą przebicia, słabymi umiejętnościami dyplomacji…
A to jakby pomylić Słońce ze starym kaloryferem.
Dr Hawkins powiedział, że zwierzęta m.in. dlatego są dla nas niezwykłym darem, bo całe programowanie ludzkości z niskich poziomów świadomości pokazują nam jak na dłoni. Całą panoramę, pełne spektrum. Wystarczy włączyć dowolny film przyrodniczy, np. z małpami i nagle widzimy zachowania 80% ludzkości.
Małpy to i tak poziom 210, czyli poziom, na którym są lub go przekroczyło koło 20% ludzi. Reszta jest niżej.
Daj proch człowiekowi na poziomie 100, a wysadzi w powietrze tysiące niewinnych.
Jak proch człowiekowi na poziomie 400, a zabezpieczy teren wyburzy stare, zbutwiałe budynki i na ich miejscu postawi nowoczesne.
Jak mówi ten treser aligatorów – to nie jest krwiożercze zwierzę. Nie jest złe. Rozumiesz? To nie jest zła istota. Tak jak terrorysta nie jest zły. Tylko taka istota nie potrafi lepiej. Bo jest na takim poziomie ewolucji. Jeśli dasz mu pretekst i możliwość, uczyni szkody innym. W konsekwencji także sobie. Poza tym – terrorysta został zaprogramowany tym całym szajsem. Nie ma terrorystów, którzy nagle postanowili nimi zostać w wieku 30 czy 40 lat. To programowanie wtłaczane od małego. Ci ludzie jedyne co znają to ta krwiożercza dialektyka otulona religijnym całunem. Ci którzy to kontrolują oczywiście doskonale wiedzą, że żadnego boga to nie cieszy. Po prostu cieszy ich zniszczenie i śmierć. Jak mówiłem – dla człowieka w niskiej świadomości nie ma różnicy między Bogiem, a szatanem.
Jeżeli będziemy wobec takiej osoby naiwni, to nas zabije bez wyrzutów sumienia, bez mrugnięcia okiem, bez wahania. Możemy ją znać latami, nawet chodzić za rękę, uprawiać seks, mieć dzieci. A pewnego dnia wysadzi nas razem z innymi czy poderżnie nam gardło. A potem wszyscy zdziwieni – “Jak to!? Tyle lat go/ją znałem!”
Jest pełno ludzi mających gady, którzy sądzą, że te zwierzęta ich kochają… Niektórzy np. cieszyli się jak ich wąż przypełzł do nich na łóżko, gdy spali. Budzą się, a obok leży wąż. “O, jak słodko! Spał z mamusią/tatusiem!” Gdy posłuchać specjalistów, to okazuje się, że wąż nie przyszedł się przytulić, tylko sprawdzić czy jest już w stanie pożreć ten kawał mięsa. Czy jest już na tyle duży, by go zmieścić.
Mam nadzieję, że widzisz, że kalibracja nie jest jakąś ezoteryczną sztuczką, tylko uniwersalnym, nieomylnym narzędziem do badania rzeczywistości. Jest jak teleskop czy GPS. Jednak poznać wartość kalibracji to jedno. Dwa – właściwie ją zinterpretować.
Wiemy, że gwiazdy ludzie widzieli od zawsze. I jedni interpretowali je, że to np. bogowie na/w niebie. Dzisiaj wiemy, że jest inaczej. Choć pewnie nadal jest trochę ludzi, którzy sądzą, że to bogowie.
Non stop słyszymy historie jak to była sobie para. Taaaaaaaaaaaka zakochana. I ona lub on coś zrobili i nagle druga osoba dostała szału i ją pobiła, a nawet zabiła. Gdy sprawdzimy poziom świadomości – np. 160 albo niżej. 160 w świecie zwierząt to np. miś polarny. Gdy misiowi dasz pretekst – rozszarpie Cię. Może nawet nie będzie potrzebny pretekst.
Dlatego ludzie rozwinięci mówią – nie walcz, nie próbuj zmieniać innych. Kochaj ich, szanuj i nie dawaj pretekstu do ulegania swoim słabościom. Najlepiej zaś trzymać się z daleka. Bo nie ma szans, by się powstrzymali. Siła nie wygra z mocą. A poziom jakości ich mocy jest bardzo niski. To sami mówi pan od aligatora. Szanuj te zwierzęta, kochaj je, ale nie zapominaj czym są. Bo jeśli dasz im pretekst, rozszarpią Cię i pożrą bez mrugnięcia okiem. Żadna ilość treningów tego nie zmieni. Treningi takich ludzi do uczestniczenia w życiu publicznym jest jak maskowanie kameleona. Taka osoba wykorzystuje zdolność nauki, by kamuflować się wśród potencjalnych ofiar. To jak modliszka udająca liść.
Jak ma się to do uzależnienia? Całkiem podobnie. Uzależniony może jak pantera – starać się nie oglądać porno/nie podrapać gościa. Może sobie powtarzać 10 razy co sekundę, by tego nie robić. Ale wystarczy pretekst. Chris się ruszy gwałtownie przy aligatorze/zdarzy się coś niezapowiedzianego w życiu uzależnionego i taka osoba już ląduje przy porno/alkoholu/narkotykach. A potem jeszcze zaatakuje za to siebie.
Pamiętam jak jeszcze w szkole podstawowej mieliśmy wycieczkę na pokaz gadów. Odważyłem się, by założono mi na ramiona węża boa. Byłem bardzo ciekawy, a wiedziałem, że jestem bezpieczny. Od zawsze oglądałem filmy jak to węże zabijają, duszą i są ogólnie złe i straszne. Od innych też słyszałem jak się boją węży. Ale gdy poczułem tego węża, był niezwykle ciepły, mięciutki. To było niezwykle przyjemne. Było mi z nim tak dobrze. Nagle kompletnie przestałem rozumieć dlaczego ktokolwiek miałby się bać tych zwierząt.
I znowu – rozsądek. Moje uczucia do węża nie zmieniają jego natury. Ani nasze uczucia do kogokolwiek. Gdyby dać temu wężowi pretekst, zapewne by mnie zadusił. Ale był spokojny. I ja też. Ani lęk, ani miłość do węża nie zmienia tego czym jest. Można się cieszyć jego towarzystwem, gdy zadba się o środki bezpieczeństwa i będzie to niesamowite doświadczenie. To naprawdę fascynujące zwierzątka. Ale jeśli zapomnisz, że wąż to wąż, a nie projekcja Twoich uczuć, to może się skończyć, że zadusi Ci dziecko. I zrobi to bez wahania i bez wyrzutów sumienia.
Jeżeli Ty pewnego dnia poczujesz się bardzo dobrze, lepiej, niż zazwyczaj TO NIE JEST DOWÓD, ŻE SIĘ ZMIENIŁEŚ/AŚ CZY COKOLWIEK INNEGO! Większość uzależnionych gdy czują się lepiej, od razu zakładają, że jest lepiej. Uczucia nie zmieniają Ciebie, nie mają wpływu na to kim jesteś. Więc czując wstyd nie jesteś gorszy/a. Czując ekscytację nie jesteś lepszy/a. To tylko chwilowe stany emocjonalne. Zapach fiołków nie zmienia świata na lepsze, tak jak zapach spalin nie zmienia świata na gorsze.
Jeśli zapomnisz, że bojownik Talibów to człowiek w niżu świadomości, bez wahania zabije Ciebie i Twoich bliskich. Zrobi to z uśmiechem na ustach, bo w jego świadomości będzie to jak przechodzenie przez próg wrót do nieba. Nie jest on zły. Ma po prostu przesrane, bo konsekwencje go nie miną. I przesrane ma każdy naiwny, by pomylić go z człowiekiem na wyższym poziomie świadomości.
Rozumiesz? Jako ludzie nie mamy zdolności odróżnienia człowieka w świadomości aligatora czy dinozaura od człowieka w świadomości już ze spektrum pozytywności.
Jeśli Twoi rodzice piją, bili Cię, etc., to filmik pana z aligatorem będzie dla Ciebie wspaniałym instruktażem jak postępować ze swoimi rodzicami. Czy kimkolwiek innym. Utrzymywać spokój. Nie dawać pretekstu. Szanować. Kochać. Nie wymagać tego od nich, bo nie są do tego zdolni.
Tak jak opowiadał Chris – była sobie para aligatorów. Były razem ok. 30 lat. Miały trochę małych aligatorków. Pewnego dnia samiczka dostawa udaru. Była akurat w wodzie. Odwróciła się do góry brzuchem. Była bez ruchu. Samiec aligator W TEJ SAMEJ SEKUNDZIE podpłynął do niej i zaczął ją pożerać.
I Ty sądzisz, że jak go karmisz, to ten aligator Cię kocha? Albo wąż? Albo pająk? 30 lat spółkowania, przebywania z samiczką w jeden moment przestał cokolwiek znaczyć. Bo nic nie znaczył.
Więc jeśli od swoich rodziców będących w niskiej świadomości oczekujesz miłości – oj. Pewnie zdarzyło się Tobie lub komuś ze znajomych, że przynieśli złą ocenę lub spóźnili się na jakieś wydarzenie i nagle jedno z rodziców szlag trafił i dostałeś/aś lanie.
Jednak oczywiście nie są to jedyne zachowania. Tak jak i aligator. Potrafi być spokojny, łagodny, można to nawet pomylić z czułością.
Steve Irwin – chyba najbardziej znany na świecie miłośnik zwierząt i profesjonalista – kochał wszystkie zwierzęta bez wyjątku i bezwarunkowo. Ale nigdy nie zapominał czym są. I w końcu jedno go zabiło. Ale nawet wtedy nie przestał kochać zwierząt. Jego rodzina również nadal kocha zwierzęta bezwarunkowo i dalej robią wszystko, by im pomagać, chronić, opiekować się. To jest już bardzo rozwinięta świadomość. To właściwy kierunek. :) NIE JEST NAIWNY! Zwierzę było tym, czym było. Nie potrafiło lepiej. Niezależnie jak bardzo było kochane przez Steve-a, to go nie zmieniło.
Teraz zastanówmy się jakim ignorantem, idiotą lub wrogiem i zwierząt, i ludzi jest człowiek, który kręci film o np. krwiożerczych rekinach. Pokazuje się, że rekin atakuje, ludzie panikują, uciekają, a potem rekina się zabija i wszyscy się cieszą. I to rekin jest tym złym. To bzdury. Rekin, jak i krokodyl, nie zaatakują bez odpowiednich warunków. Brak spokoju i panika to jedne z fundamentalnych informacji dla drapieżników, że mają do czynienia z ofiarą. Ludzi tyczy się to samo. To dla nich pretekst, by zaatakowały. Te filmy więc mówią Ci mniej więcej co zrobić, by mieć gwarancję, że drapieżnik zaatakuje akurat Ciebie. W innych warunkach byłby spokojny ale Ty mu te warunki zmieniasz. Ten film pokazuje czego NIE robić. A ludzie się tym programują i tak dokładnie postąpią. Sami skazują się na atak.
Już nie pamiętam czy był to scenarzysta, czy dyrektor filmu “Szczęki”. Na łożu śmierci przeprosił, że stworzył tak niesprawiedliwy, zły, straszny obraz rekinów. I choć kalibracja rekinów to 17, to jednak nie są to zwierzęta krwiożercze. Można z nimi pływać. Są ciekawskie, nawet lubią się bawić. A gdy jakiś połknął hak, to podpłynął do nurka, otworzył paszczę, by mu ten hak usunąć. Potem z wdzięczności łasił się jak kot. Ludzie pracujący z rekinami mówią nam, że człowiek NIE jest w jego jadłospisie. Sporadyczne ataki rekinów na ludzi wynikają głównie z zabierania im ich terytoriów i miejsc żerowania, zmniejszania ilości ryb, którymi się żywią oraz różnych okolicznościom jak zawody surfingowe, które rekiny odbierają jako energię rywalizacji o łup – ofiarę. Zwierzęta są bardzo wyczulone na energię.
Zobacz jeszcze np. ten film:
Wyobraź sobie, że ten krokodyl to Twój tata czy mama. ;D Jeśli są agresywni, tak z nimi postępuj jak w tym filmie. Oczywiście nie mówię o karmieniu surowym kurczakiem, ani głaskaniu po podbródku. ;D Mówię o spokoju, szacunku, pozytywności, akceptacji. Nie dawaniu pretekstu. Jeśli mówią Ci jakim jesteś półgłówkiem, głupkiem, itd. – zgadzasz się z nimi. Mówisz im, że mają rację, przepraszasz. Nie miotasz się, nie stawiasz oporu, nie uciekasz. Bo to ich tylko rozjuszy.
Jednym z najbardziej sławnych przejawów niezrozumienia poziomu świadomości był Ted Bundy. Który też szczerze nie rozumiał dlaczego jest jaki jest. A był jaki był, bo jego poziom świadomości to było 20. Czasem więcej. Ale nigdy nie przekroczył 40. Czyli był na poziomie gadów. Np. wspominanego aligatora. Został zaprogramowany, wytrenowany przez społeczeństwo – rodziców, religijne praktyki. Ale nie zmieniło to esencji tego, że jego poziom świadomości był właśnie taki.
Gdybyśmy widzieli to jak dokonywał zabójstw, możliwe, że byłoby to bardzo podobne do tej pary krokodyli, o której wspominał pan z pierwszego filmu. Mógł się spotykać z kobietami, być z nimi, uprawiać seks. Ale wystarczył pretekst i dokonywał morderstwa. Bo nie mógł się powstrzymać.
Nie mówię tego, by go usprawiedliwić. Jednak musimy zrozumieć, że człowiek na takim poziomie nie może być inny. Tak jak krokodyl czy pantera nie mogą przestać być tym, czym są. Ignorowanie tego faktu naraża nas na niebezpieczeństwo. Jako ludzie mamy umysł racjonalny. Więc człowiek na poziomie świadomości aligatora, z pozycją pionową i kciukami, może nauczyć się obsługi samochodu, pistoletu, a nawet samolotu. Tego efekty też znamy z nawet niedalekiej historii.
Widzimy niewinność świadomości. Nawet krokodyla można nauczyć, by nas nie jadł. Ale to tylko poziom “wiedzieć”, poziom “ROBIĆ”. To nie poziom “BYĆ”. To że poświęcisz 30 lat na naukę i praktykę i zostaniesz chirurgiem, wcale nie musi oznaczać, że kochasz ludzi i pomagasz z miłości.
Nie ma chwili, w której nie bylibyśmy narażeni na pokusy.
A klienci cały czas piszą mi takie rzeczy o miłości, że ktoś o taaaaaaak kocha, tylko jest czasami agresywny, potrafi skrzywdzić, uderzyć, cały czas myśli, zazdrości, nie potrafi odpuścić, cały czas klei się nawet po rozstaniu, wraca, potem seks, znowu kłótnie, rozstania… To nie ma nic wspólnego z miłością. Miłość to poziom 500+. To co przed chwilą opisałem, nawet nie przekracza poziomu 200. Wiemy jaka jest różnica między psem (240), a aligatorem (70). A to skala logarytmiczna. Dlatego ta różnica 170 jest KOLOSALNIE mniej znacząca, niż różnica między 200, a 500. A nadal ogromna.
To że non stop mamy o kimś myśli nie oznacza miłości. Wręcz przeciwnie. Bo czy najedzony myśli o jedzeniu? Czy bogaty myśli o pieniądzach? Gdybyśmy kochali, nie mielibyśmy myśli o tej osobie. Zazdrość również przeczy miłości. Gdy zrozumiemy czym zazdrość jest, stanie się oczywiste, że ani nie świadczy o miłości, ani z niej nie wynika. To że się naoglądaliśmy w filmach jakichś zachowań, które ktoś nazwał miłością czy kochaniem i je odtwarzamy, nie czyni z nas ludzi kochających.
Słuchaj specjalistów. Szukaj ich. Każdy specjalista od drapieżników, gdy mówi o jakimś konkretnym zwierzęciu, mówi też o pewnym przekroju zachowań ludzkich. Bo nie ma zachowania zwierząt z jakiegokolwiek poziomu, któremu nie dawałby ekspresji człowiek z tego poziomu świadomości.
Ok. 80% ludzi to nadal głównie zwierzęta i to drapieżne. Nazywanie się człowiekiem i mówienie jakim to jesteśmy wyjątkowym gatunkiem to pycha i naiwność. Człowieka z takiego spektrum świadomości NIC nie odróżnia od zwierząt.
Zwierzęta są dla nas niezwykłym darem. Tak jak z umysłu, ludzie nie potrafią z tego daru korzystać. Nawet nie rozpoznają w tym daru.
Gdy czytam wypowiedzi typu – “Ja zawsze do swojego jedzenia zamawiam mięso wieprzowo-wołowe, bym miał satysfakcję, że do mojego posiłku musiano zabić 2 zwierzęta”, to wiem, że mam do czynienia z człowiekiem bardzo nieintegralnym.
Indianie, dla których każde życie jest święte, rozumieją, że nie mogą przeżyć bez zabicia innej istoty ale robią to z czcią, dziękują Wielkiemu Duchowi za ofiarę. To zupełnie inny świat jakości istnienia. Pomimo, że odbierają życie, robią to z czcią. Z takimi ludźmi był(a)byś bezpieczny/a. Z tym od mięsa wieprzowo-wołowego – nie. Z krokodylem – też nie.
Raz jeszcze porównajmy krokodyla do terrorysty. Krokodyl nie dąży do zniszczenia życia. Chce się po prostu najeść, gdy jest okazja, bo wie, że nie zawsze okazja jest. To ten sam mechanizm, którego sidłom ulega osoba uzależniająca się – “korzystaj z okazji, póki jest”. Tylko to nie żadna okazja, a mylenie obrazu na ekranie z rzeczywistością. To jakby sądzić, że najesz się reklamowanym hamburgerem oglądając reklamę lub nasycisz się oglądając jak inni go jedzą. Poza tym intencja tego nie jest pozytywna. Często ukrywamy prawdę, okłamujemy się. Dlatego krokodyl żyje sobie zdrowo, a uzależniony niszczy wszystko co cenne.
Natomiast terrorysta już podlega świadomości pragnącej niszczenia, cierpienia. Krokodyl zjadając malutkie zwierzątko nie robi tego z radością, że to zwierzątko cierpi. Nie przypisał temu żadnego sadystycznego znaczenia, ani sensu. Mały ptaszek, który wypadł z gniazda jest dla niego jak dla człowieka gorąca zapiekanka leżąca sobie na stole, której nikt jeszcze nie zjadł. Od poziomu rozwoju człowieka zależy czy po nią sięgnie, czy nie.
Religie ostrzegają przed trzema jakościami ekspresji – demonizmem, satanizmem oraz lucyferyzmem. Dlaczego ostrzegają? No, wyjaśnili sobie to tak, że Bóg nas za to potępi. Nie. Te jakości same z siebie wynikają z zaprzeczeniu Boga, zanegowaniu Boga, niechęci do tego czym Bóg jest. Dlatego wybierając je sami skazujemy się na to, czym Bóg nie jest. A Bóg to miłość.
Ani diabły, ani szatany, ani Lucyfer nie istnieją. Natomiast istnieją istoty, które wybrały te jakości. Wybrały je świadomie.
Je nazywa się np. diabłami. Złymi. Ale to błąd percepcji, tak jak nazywanie niskiego natężenia światła ciemnością. Ciemność nie ma osobnego istnienia w rzeczywistości. Tak jak jest tylko prąd. Albo prąd płynie, albo nie. Nie ma osobnej ekspresji – “nie-prąd”. Nie można zabrać “nie-prądu”, by zaczął przez kabel płynąć prąd.
Krokodyl nie wybrał świadomie, by nie kochać innych istot. On jest tym, czym jest z samego faktu tego, czym jest. Nie jest demoniczny ale istnieje w ekspresji, w której nie ma (dużo) miłości. I dlatego zjedzenie żywej istoty nie stanowi dla niego problemu. To dla niego po prostu sposób na własne przeżycie. Gdyby nie zjadał innych istot, to by zdechł. Można rzec, że krokodyl kocha siebie i zrobi wszystko, by przeżyć.
W przypadku ludzi temat przedstawia się inaczej. Mamy wolną wolę. I w pełni odpowiadamy za swoje wybory.
Dlatego wybór np. lucyferyzmu jest kolosalnie niebezpieczny. Bowiem z każdym wyborem związane są konsekwencje. Uzależnieni dobrze to wiedzą – nikt na początku nie rozumie konsekwencji oglądania porno, aż nie staną się dostatecznie bolesne. To że nie mieliśmy tego świadomości, nie ochroniło nas przed tym. To samo tyczy alkoholu, dowolnej innej używki, objadania się, etc.
Demoniczność jest najprostsza do dostrzeżenia – to niszczenie, zabijanie się, grabieże, etc. Wiemy dobrze, że jako ludzie ewoluujemy z tego spektrum jakości. Jeszcze relatywnie niedawno zabijanie np. w postaci walk gladiatorów czy ścinanie głowy w centrum miasta to były codziennie rozrywki dla mas. Ludzkość była więc we władaniu demonicznej jakości ekspresji. Tak jak niegdyś na Ziemi były dinozaury.
Przypominam – dzikie psy rozszarpujące ofiarę nie mają z tego narcystycznej, demonicznej radości. Ludzie już tak.
Satanizm to np. prostytucja, narkomania, zadawanie bólu, bycie częścią gangów. Satanizm to drzwi dla demoniczności.
Niektóre zwierzęta też to przejawiają. Okazuje się, że np. wśród delfinów istnieje prostytucja! Kalibracja delfinów to 95. Pornografia to poziom 100. Czytałem też, że delfinom zdarzało się zgwałcić człowieka…
Lucyferyzm można opisać – coś dla samego siebie, bez miłości. Moc dla samej siebie. Siła dla samej siebie. Pieniądze dla samych siebie. Kontrola nad innymi. Etc. Często problem wynika z niezrozumienia, że naszym dążeniem, pozornie nawet pozytywnym, jest brak miłości. Np. kontrola nad innymi – może wynikać z miłości – bo wiemy, że niewinne, nieświadome dziecko może sobie zrobić krzywdę – np. oparzyć się o gorące drzwi włączonego piekarnika. Dlatego kontrolujemy je ale na uwadze naprawdę mamy jego dobro. A równie dobrze możemy kontrolować ludzi dla samej kontroli – by wiedzieć co robią, gdzie są, z kim rozmawiają, o czym, zabraniać im tego dla samego poczucia kontroli.
Zazwyczaj na tym się nie kończy – gdy ktoś nie zgodzi się na tę kontrolę, stajemy się demoniczni – pogniewani, zawistni albo gramy ofiarę.
Zauważmy naiwność religii i naiwność w ogóle – religia widzi problem ale nie znajduje rozwiązania, tylko zakazuje. Trochę jak rodzice niesfornemu dziecku. Plus – straszenie karą. Co jeszcze bardziej ciągnie dziecko do tego, czego mu rodzice zabronili. Z tą różnicą, że mówimy tu o tematach, którymi możemy sobie rozpieprzyć całe życie. Wliczając wieczne.
Jeśli dziecko jest na niskim poziomie świadomości, to może nawet na złość rodzicom zacząć wybierać to, czego mu zabraniali. I niejeden uzależniony opowiada(ł) mi jak to żyje zupełnie na przekór swoim rodzicom. Niszczy sobie zdrowie, życie, odziera je ze wszystkiego co pozytywne, byle tylko denerwować i zasmucać swoich rodziców…
Religia wymyśliła sobie, że bogactwo będzie przeszkadzać w dostaniu się do raju. Co oczywiście jest bzdurą. Nie bogactwo przeszkadza, tylko PRZYWIĄZANIE się do bogactwa. A tak samo można być przywiązanym do ubóstwa – grać ofiarę, biadolić, nawet porównywać się z bogatymi, puchnąć z przekonania, że jest się lepszym – w jakimś znaczeniu – bardziej szlachetnym. Co jest urojeniem.
Grzech to przywiązanie.
Podobnie mylnie ocenia się, że problem leży w masturbacji. Nazywa się ją grzeszną. Tak jak coś z niskiego spektrum nazywa się złym. To naiwność, której konsekwencjami będą pogłębiające się problemy. Grzech dotyczący masturbacji wynika z przywiązania do masturbacji, używania jej jako “rozwiązania” na różne życiowe problemy – np. napięcie. A napięcie to konsekwencja opierania się. Jeśli więc masturbujemy się, by rozwiązać problem napięcia ale nie przestajemy się opierać, no to automatycznie masturbacja stanie się problemem. Szczególnie, gdy używamy jej do wytłumiania emocjonalności. Nie w niej jest problem, tylko w intencji korzystania z niej. Widelcem możesz zjeść obiad lub wbić go sobie w dłoń. Problemu nie stanowi widelec.
Błędów na tej planecie nie unikniesz (ani ich konsekwencji). Ale jeśli nie stawisz oporu, ani się nie przywiążesz, to każdy błąd możesz przekuć na mądrość dla siebie i innych i już tego błędu nie powtórzyć.
Gniew jest oczywiście błędem. Ale w pewnym spektrum jest jak najbardziej dobry! Jednak gdy zaczynamy gniew osądzać, opierać się lub przywiążemy się do niego – może się stać czynnikiem niszczącym nasze życie.
Co zalecają ludzie mądrzy, np. integralni przedsiębiorcy? Ustalić wysoką intencję dla zarabiania i posiadania pieniędzy. Nie zarabiać ich, by mieć ich coraz więcej. Tylko wyznaczyć dla nich wzniosły cel. Pieniądze nie stają się celem samym w sobie, tylko ew. środkiem do czegoś. Pieniądze stają się miłym efektem ubocznym tego, do czego dążymy – np. edukowania ludzi czy zapewniania im istotnego produktu lub usługi.
To samo tyczy się kobiet i seksu. Nie bez powody kobiety szlag trafia i ujmują to następującymi słowy – “facetom zależy tylko na jednym” (w domyśle – na seksie).
To nie do końca precyzyjnie wypowiedziana skarga. Gniew wynika z tego, że facet traktuje kobiety i seks jako cel sam w sobie. Nie nadaje temu żadnej znamienitej jakości – wartości, sensu, znaczenia. Żadna kobieta nie chce być dla faceta narzędziem, a szczególnie takim, które wykorzystuje do wywalania z siebie syfu, wszystkiego niechcianego, zrzucania napięcia, stresów. To traktowanie kobiety jak kibla, do którego wymiotujemy po upiciu się.
To też się dzieje podczas oglądania porno – skaczemy od jednego filmu czy zdjęcia do kolejnego. To całkowicie pozbawione wszystkiego co zdrowe. Dlatego prowadzi do destrukcji. I oczywiście nie można temu nadać żadnych zdrowych znamion, bo to nierealne. To tylko zdjęcia i obrazki, a intencja ich oglądania jest zawsze negatywna.
Tak jak nie można nadać pozytywnych znamion ranieniu swojego ciała czy piciu trucizny. Ludzie próbowali – np. uważali, że jak będą ranić swoje nieczyste ciało, to w jakiś sposób to ich uszlachetni, przybliży do Boga. Tak nie jest.
I dlatego religia zabrania seksu przed ślubem – bo zakłada, że seks przed ślubem będzie/jest pozbawiony pozytywnej intencji. A po ślubie, dzięki przysięgom składanym Bogu, ten sens, znaczenie i wartość już będzie miał. Że Bóg je doda.
Uważają więc, że seks sam w sobie jest zły, grzeszny – pozbawiony miłości – uważają, że seks sam z siebie jest lucyferyczny. I zakładają, że to się zmienia samo z siebie po ślubie. To również błąd wynikający z naiwności niezrozumienia wolnej woli, wliczając intencję, nadawane znaczenie, wartość i sens.
Seks może być niezdrowy – np. w formie gwałtu. A może być zdrowy. To nie zależy od przysięgi złożonej Bogu. Tylko od naszej intencji. Seks uprawiany integralnie kalibruje się powyżej 200.
No, miliony ludzi z własnego doświadczenia doskonale wiedzą, że seks nie zmienia się dla nich po ślubie. Bo nigdy nie zmienili swoich intencji. Grając ofiarę/będąc w świadomości ofiary, cały czas uważamy, że my jesteśmy jacy jesteśmy i nic z tym nie możemy zrobić i zależymy w każdej kwestii od świata. Więc po złożeniu przysięgi samo się wszystko zmieniło… Ale to jak przejść przez próg szkoły i nie mieć zamiaru niczego się nauczyć. Samo chodzenie do szkoły niczego nas nie nauczy.
Integralność to coś, co wybieramy i praktykujemy. A nie coś, co się robi samo, bo wzięliśmy ślub kościelny.
W wielu chrześcijańskich małżeństwach seks nadal jest tematem tabu, postrzegany jest przez pryzmat wstydu i lęku. Lub funkcjonuje jak “zalegalizowana prostytucja” – czyli seks to element jakiejś wymiany między mężem i żoną, to jak waluta w transakcji. Brakuje mądrej, pozytywnej intencji oraz pozytywnego znaczenia, sensu, wartości.
Nie w seksie jest problem. Tylko w przywiązaniu, oporze, intencjach, z których dążymy do seksu.
A samo doświadczenie seksu to również konsekwencja naszej dojrzałości, otwartości. Umiejętności techniczne jak różne pozycje to sprawa drugorzędna. Ja nie pamiętam, ani nie wracam pamięcią do tysięcy godzin seksu jaki miałem. To nie ma znaczenia. Tylko do krótkich momentów pełnej otwartości, radości, miłości, które były sporadyczne. Ale były.
A tak na marginesie – to wcale nie uczyniło mnie dobrym kochankiem. Bo tylko rżnąłem, odtwarzałem w kółko to samo. Choć pozycji to się napróbowałem, że ho ho. Nie miałem intencji rozwoju, dojrzenia. Chciałem seksu dla samego seksu.
Kolejnym tematem wynikającym z naiwności i nieświadomości jest apostazja, czyli rezygnacja z wiary. Jest to częsta decyzja ludzi, którzy się rozwijają. Bo nie mogą pojąć jak religia może zakładać, że Bóg jest miłością, a jednocześnie karze, potępia i pozwala na tyle zła na tej planecie. I jeszcze wylicza nam wszystkie grzechy, wszystkie błędy, widzi je, etc. No stworzył nas niedoskonałymi, grzesznymi, podatnymi za kuszenia, nie pomaga nam, zrzuca nas do tego chaotycznego kociołka wszystkich możliwych jakości i jak sobie nie poradziliśmy, to nas skazuje na wieczne cierpienie…
Dlaczego jakakolwiek mądra istota miałaby karać swoje dzieło za jego niedoskonałość? To tak jakby malarz namalował brzydkie drzewo, a potem je karał, że nie jest lepsze… No szaleństwo. Oczywiście “niedoskonałość” to tylko nasza opinia. Która jest błędna. Każdy w każdej chwili jest perfekcyjny taki jaki jest.
Apostazja staje się ogromnym uwolnieniem od poczucia winy i lęku przed karą projektowanych na Boga. Bowiem ten lęk, wstyd i poczucie winy stanowią niezrozumienie boskości. Jednak o naiwności nie mówię w tym kontekście. Tylko w tym, że nadal jesteśmy w tej samej rzeczywistości i nadal dotyczą nas te same pokusy i ich konsekwencje.
Bo kuszenia są bezosobowe.
No chyba, że zadzwoni do Ciebie znajomy i zaproponuje picie wódki, gdy Ty masz jakieś obowiązki.
Jeśli stłumione pokłady strachu, winy i wstydu projektowaliśmy na Boga, to odejście od wiary nie wymaże tych zaniedbań. Jednak może wreszcie weźmiemy za nie odpowiedzialność i rozwiążemy ten problem. Bo już nie sądzimy, że wynikają one z Boga.
Demonizm nie zależy od religii. Ktoś oczywiście może zabijać w imię boga takiego czy takiego. Ale przecież daleko nie każdy morderca, wliczając masowych, robił to pod maską jakiejś misji danej mu od bóstwa czy powinności religijnej.
Ci co biorą narkotyki lub w ten czy inny sposób uczestniczą w prostytucji też nie robią tego, bo się posłuchali Lucyfera. Żaden diabełek ich do tego nie namówił.
Dlatego mądrym jest odizolować się od pokus, dopóki nie rozwiniemy się na tyle, by je poddawać na bieżąco. Inaczej wrócimy do zmagania, a to gwarantuje kolejny raz obejrzenie porno czy wypicie wódki.
Przecież też nie każdy uzależniony jest wierzący. Te same kuszenia i ich konsekwencje dotyczą niewierzących, tych którzy przestali wierzyć, chrześcijan, muzułmanów, etc. Bo to wynika z esencji tego kim jesteśmy, a nie z systemów wierzeń. Z wierzeniami jest tak, że jak wierzymy w bzdury to sobie narobimy dodatkowych kłopotów i tyle. Co oczywiście w żaden sposób nie neguje Boga.
Jeśli ochrzcisz krokodyla, to go nie zmieni. A jak wiemy z historii – wiara dla wielu, nawet dla całej Europy stała się pretekstem do wyboru tego, co demoniczne – zabijania niewiernych. A teraz doświadczamy tego z drugiej strony – jesteśmy niewiernymi dla wojujących Talibów i to w ich oczach słusznym jest nas zamordować w imię ich wyobrażenia Boga, które nie różni się niczym od demona.
Sam fakt wyboru bycia osobą świecką nie zmienia nas ot tak. Stąd okazuje się, że jest tylu pedofilów w szeregach kościelnych. Zapewne większość z nich uciekała od wewnętrznych problemów. Jako, że ich nie rozwiązała, tylko wypierała, walczyła, ukrywała – rosły. A najwyraźniej dla kościoła ważniejsze jest utrzymywanie dobrej twarzy, niż wzięcie odpowiedzialności. Co ma oczywiście i plusy, i minusy.
Plusy – bo dla wielu osób religia nadal ma ogromne znaczenie i im pomaga, np. w formie konsolacji. A minusy – dla wielu ludzi to postępowanie nieintegralne i w ich oczach religia traci na spójności i zaczynają coraz bardziej wątpić i podważać jej dogmaty. Oczywistym minusem jest też to, że problem pedofilii nie zostaje rozwiązany. Bo religia nie podaje rozwiązań na większość problemów. Czy powinna? Nie uważam tak. Pod tym względem kolosalnie bardziej praktyczny jest Buddyzm, który religią nie jest. A ma rozwiązania na MASĘ ludzkich problemów.
Widzimy, że Kościół jako instytucja słabo radzi sobie z “zepsutymi jabłkami” oraz z braniem odpowiedzialności za swoje błędy. Oczywiście nie mówię o wszystkich przedstawicielach kościoła, bo jest masa bardzo mądrych ludzi duchownych. Ale jak zwykle – jak ich rozpoznać? Jak oddzielić ich od tych nieintegralnych?
Skąd mamy wiedzieć czy niedzielne kazanie wygłasza ksiądz w świadomości węża (35-45), czy w świadomości neutralności wobec życia (250-309)? Skąd wiadomo, że jakiś ksiądz nie spadł w świadomości? Kolosalne upadki są znane nawet wobec guru mających miliony wyznawców. Hitler pisząc “Mein Kampf” kalibrował się powyżej 200! Pod koniec II Wojny Światowej to już było 40.
Pamiętajmy – pierwsze lekcje miłości zaczynają się od poziomu 200 – to poziom świadomości nazywany Odwagą. To poziom szczerości i odpowiedzialności. Im wyższy poziom – tym większa odpowiedzialność i automatycznie wyższa jakość miłości. Osoby poniżej tego poziomu sporadycznie są zdolne do miłości ale zazwyczaj, gdy zagrożone jest coś niebywale cennego – wtedy np. są zdolne nawet do oddania życia. Jednak na co dzień mogą w ogóle nie przejawiać miłości. Jeśli karmią swoje dzieci czy kupują mu ubrania, to tylko z poczucia powinności – z winy – bo wypada, z lęku przed oceną innych – “Co by powiedzieli ludzie, gdyby moje dziecko chodziło w łachmanach? Co by to świadczyło o MNIE?”
Czyli im niższy poziom świadomości, tym większy egoizm. Dinozaur to szczyt egoizmu i narcyzmu. To ekstremalne samolubstwo. Jak czegoś chciał, to biegł i to zjadał tratując wszystko po drodze. Troszkę jak dzieci w podstawówce, prawda? :) W świecie dinozaurów nie było miłości. Do tej pory większość aligatorów i krokodyli nie dba o swoje jaja. Zostawiają je. Bardzo sporadycznie staną w ich obronie. Jedynym celem takiej jednostki jest własne przeżycie. Nawet kosztem innych. Nie widzi żadnego innego sensu swojej egzystencji, poza “PRZEŻYĆ”. To oczywiście ma sens. Ale wiemy dobrze, że nie musimy odbierać życia, by przeżyć. Co więcej – możemy stworzyć wspaniałe, zdrowe, wspierające się, silne społeczeństwo, które osiągnie dużo więcej, niż tylko przeżyje. Nie tylko przeżyje ale będzie rozkwitać coraz bardziej. Krokodyle nie ewoluowały, nie zmieniły tego jak żyją od tysiącleci.
Człowiek na niskim poziomie być może korzysta z toalety i prysznica. Możemy się domyślać jak jest, gdy czasem znajdziemy się w większej grupie ludzi.
Wiemy, że są całe narody, którym nadal nie zależy na niczym innym, niż przeżyciem. Nie dążą do polepszenia swojego losu, bo nie są do tego zdolni. Demokracja? Honor? A jak to się je? Piecze czy można na surowo?
A uzależniony? Podobnie! Odpowiedzialność za swoje życie? A cóż to? Brzmi strasznie! Nie, dziękuję! Może jutro… Najpierw obejrzę porno, bo aż się tym zestresowałem/am…
Raz jeszcze – jest tylko jedna zmienna – poziom, można rzec – światła – świadomości. Ciemność to nie jest przeciwieństwo jasności. Jest tylko jedna zmienna – natężenie światła. Dlatego kot domowy nie jest przeciwieństwem pantery. Tylko kot domowy jest ekspresją wyższego poziomu świadomości. Pewne jakości uległy transformacji, pewne są większe – jak np. zdolność kochania. A pewne mniejsze – np. narcyzm czy egoizm. Ale są to zupełnie inne stworzenia. Jedno nie ewoluowało z drugiego.
Krowa nie jest przeciwieństwem aligatora.
Nie można usunąć cech, których nie chcemy – np. drapieżności. Możesz je zaakceptować, wziąć 100% odpowiedzialności, porzucić wszelkie korzyści jakie z nich masz i wybierać alternatywy.
Zauważ, że krokodyl czy pantera, choć są wyrazami tak niskich pól świadomości, nie atakują cały czas, choć mogą. Bo czują się akceptowane, szanowane, kochane – czują się bezpieczne. I o ile krokodyl nie jest zdolny do wyrażania czy oddania miłości, nie atakuje. Zachowuje spokój.
Jeśli jesteś uzależniony/a, musisz to zrozumieć. Destruktywności nie pokonasz jeszcze większą destruktywnością.
Walka z tym, czego nie chcesz niczego nie zmieni. A ci, którzy uwielbiają walczyć, jeszcze się z chęcią dołączą. Więc walka, zmaganie będą rosły, wraz z tym destrukcja i cierpienie. I nic nie ulegnie poprawie. Bo to nie ten kierunek dążeń! To nie ten kierunek ewolucji!
Dąż do światła, nie ciemności!
A do światła nie dotrzesz wybierając ciemność! Bo nie można zabrać ciemności. Ona nie istnieje.
Dlatego też każda zmiana zaczyna się przede wszystkim od porzucenia osądów i porzucenia oporu. Czyli od akceptacji i wzięcia odpowiedzialności. Następnie odpuszczenia oporu przed zmianą, nadania właściwej intencji, sensu, znaczenia i wartości. I poddawania negatywności – kuszeń i pokus – gdy tylko się pojawią. Gdy zaczniesz się z tym znowu zmagać – gwarancja, że znowu to wybierzesz. Bo walka, zmaganie – to “ciemność”, czyli niski poziom natężenia światła.
Jeśli mimo to nadal wybierasz osądzanie, to znaczy, że czerpiesz z tego skrywaną przyjemność. Dopóki z tej przyjemności nie zrezygnujesz, będziesz dalej osądzać.
Uważasz, że w krajach, w których walczą, to dla ludzi jest tragedią? Oni mają z tego frajdę! Chcą tego! Tak samo jak każdy z tysięcy rycerzy, który udał się na krucjatę pewnie ledwo mógł powstrzymać drżenie tak był podekscytowany! Ci ludzie chcą walczyć! To że media pokazują ich jak ofiary, to szopka. Pewnie – jak Ci urwie rękę, to nagle zabawa się kończy i każdy zrobi smutną minkę :( ojej, jak boli, ojej jaka wojna zła. Ale jeszcze 5 minut wcześniej wrzeszczał w najlepsze i strzelał do wszystkiego co się rusza. Granatami rzucał jak panna młoda bukietem kwiatów na weselu. Obejrzyj sobie zdjęcia tych bojowników. Czy którykolwiek z nich jest smutny, gdy/bo trzyma broń? Jeśli mówią jak im jest źle – to cyrk, przedstawienie.
Rozmawiasz z tymi ludźmi i z każdego wycieka nienawiść – “tamci zasługują, by zginąć!” Ale jak “tamci” oddadzą, to nagle wielkie cierpienie. No to się niczym nie różni od dzieci w piaskownicy. I gdy sprawdzimy kalibrację – poniżej 100. Kalibracja Afganistanu – całego kraju! – to 85. Sudanu – 70. To przecież poziom dzikich kotów górskich! To poziom neandertalczyka! Tylko ten jest uzbrojony w karabin. Iraku – 125.
Nie neguję cierpienia, nie wyśmiewam nikogo. Tylko ukazuję niedojrzałość – drapieżność, destruktywność, brak miłości. Niezależne od okoliczności.
Nie ważne czy ktoś do Ciebie strzela, czy siedzisz sam w domu i “ubijasz pianę” od kilku godzin czy otwierasz trzecią butelkę whisky. Bo uzależniony też – Och! Ach! Jaka wódka smaczna! To jeszcze po jednym! Jakie gołe babki super! A potem – ojej! Konsekwencje bolą! Jak to?!
Co możemy jeszcze z tego wyciągnąć? Oczywiście masę informacji. Jednak główna, którą chcę, byś zrozumiał(a) – to wraz ze wzrostem świadomości zmienia się nie tylko ilość ale przede wszystkim jakość. Widzimy to ze zmianą temperatury wody – lód zamienia się w formę płynną, a potem gazową.
Jest różnica między życiem w Afganistanie (85), a np. w Polsce (ok. 190)? Jest. Jest różnica między życiem w Polsce, a życiem w Portugalii (300)? Jest. Oczywiście w każdym kraju są miejsca, nawet całe dzielnice i miasta z różnymi kalibracjami. W każdym kraju są slumsy. I gdy sprawdzimy ich kalibracje, będą podobnie niskie. Ale nawet życie w slumsach w Polsce jest lepsze, niż w Afganistanie.
Wielki kot górski – puma – drapieżnik i zabójca, którego nie można oswoić to niski poziom świadomości “kotowości”, która wraz ze wzrostem świadomości transformuje się w zwierzę domowe kochane przez ludzi jak i zdolne do miłości, którego mruczenie kalibruje się na 500. To pole energii leczy z najcięższych chorób. Badania pokazują, że ludzie posiadający kota lub psa żyją przynajmniej kilka lat dłużej. Ci, co posiadaliby aligatora, żyliby zapewne kilka-naście-dziesiąt lat krócej. ;)
Poza tym każdy kto ma kota, opowiada jak wiele radości daje mu nawet obserwowanie jak kiciuś śpi, bawi się czy je. Wracają zmęczeni po pracy, są bez energii, bez radości i wystarczy, że zobaczą swojego kotka i nagle się rozpromieniają. Wszystkie troski znikają w sekundę.
Rodzin z kotami są miliony. Rodzin z panterami/pumami – może kilka na całej planecie. Jest różnica, prawda?
Tak samo ludzie, którzy przytulą się do bliskiej ich osoby od razu zaczynają czuć się lepiej. Co pokazuje, że nie potrzeba siły, by w życiu pojawiła się wyższa jakość. To konsekwencja pola. Bezwysiłkowa, automatyczna.
Niejeden psychiatra pracujący z ludźmi w depresji mówi im, że nie zacznie z nimi terapii dopóki nie kupią sobie psa lub kota.
Czego jeszcze możemy się nauczyć? Raz jeszcze powtórzę – nie ma dobra i zła. Jeśli chcemy coś lub kogoś nazywać “złym” lub “dobrym”, ZAWSZE DOPOWIEDZMY W JAKIM KONTEKŚCIE! Jeśli kogoś nazywasz “złym”, to odpowiedz – “złym do/względem czego?” No, np. złym, by mu zaufać, powierzyć swoje tajemnice.
Ktoś inny może być dobry, by posłuchał naszego biadolenia ale zły, by z nim wypić, bo się upija i doprowadza do kłopotów. Ale nie ma osoby po prostu złej. Tak jak i nie ma zwierzęcia po prostu złego. Aligator czy wilk mogą wydawać się złe. Jednak ludzie, którzy pracują z tymi zwierzakami i badają ich egzystencję, dostrzegają, że mają swoją rolę w ekosystemach. Np. regulują populacje niektórych zwierząt, których nadmiar mógłby bardzo zaszkodzić ekosystemowi. Eliminują osobniki słabe i chore.
Zanim więc następnym razem nazwiesz kogoś “bad boyem” (złym chłopcem), zastanów się do czego jest zły, a do czego dobry? Bo dobry może być, by się bzyknąć raz na jakiś czas ale fatalnym jest, by próbować z nim sklecić jakikolwiek związek czy prowadzić biznes.
Puma może być zła, by ją mieć w domu jako zwierzaczka, wychodzić z nią na spacery i spać razem w jednym pokoju. Ale może być dobra, by np. nauczyć się zdrowej strony drapieżnictwa – 100% skupienia, bycia w chwili, cierpliwości, dawania z siebie wszystkiego, godzenia się z porażkami, które są naturalną częścią życia. Już nie pamiętam dokładnych wartości ale najskuteczniejsze wielkie drapieżniki mają udane polowania w stosunku 1:30. Czyli na 30 gonitw złapią zwierzynę tylko raz. A ludzie co? Próbują raz, porażka i już wielka rozpacz, wstyd, obniżanie swojego poczucia wartości, etc. Bo nie są w ogóle drapieżni. Ani kochający. Takie flaki. Leżą, jęczą. To apatyczność. A jak wiemy – apatyczność to jeden z głównych grzechów ludzkości, czyli błędów.
Jak to jeszcze przełożyć do świata ludzi? Drapieżniki uczą nas, że nie warto grać ofiary. :) Oraz nie warto doprowadzać do konfliktów, bo zawsze trafi się ktoś silniejszy lub wredniejszy. Zauważmy, że lew nie zaatakuje skunksa, choć zabiłby go z łatwością. Dlaczego? Bo jest mądry i wie, że zwierzak z takim oznaczeniem sierści jak go osika, to lew nigdy już niczego nie upoluje i zostanie wykluczony ze stada. Zdechnie. Lew nie zna detergentów. Nie zmyje z siebie tej lepkiej cieczy o obezwładniającym fetorze.
Takim “oznaczeniem” jak u skunksa może być całkowity spokój. Mi spokój już niejednokrotnie uratował skórę przed drapieżnikiem. Choć mógł mnie pobić, bo był silniejszy fizycznie, nie zrobił tego. Bo nie widział we mnie ofiary.
Granie ofiary przyciągnie do nas drapieżniki, bo słabość przyciąga atak. Podkreślam – nie będą to super rozwinięte osoby, które nam pokażą jakim kawałkiem bezwartościowego śmiecia jesteśmy. Tylko osoby nierozwinięte, które widzieć będą w nas łatwy łup. A jak jeden sądzi, że sobie nie poradzi, to zawoła 10 kumpli. Honoru w tym nie uświadczysz.
Nawet lew przegra, gdy zaatakuje go kilka hien.
Pamiętaj, że bardziej rozwinięta osoba nie oznacza, że jest mniejsza – jak kotek domowy w porównaniu z panterą. Nikt nie mówi, że masz być cherlakiem, nie mającym siły, by przestawić łóżko, aby za nim odkurzyć. Możesz być bezwarunkowo kochającym człowiekiem mającym czarny pas sztuk walki łamiącym deski i kości. Tylko, że łamania kości unikasz jak ognia. A jakbyś nawet komuś złamał(a) kość w samoobronie, to natychmiast zadzwonił(a)byś po karetkę i chronił(a) złamania tej osoby, zapewniał(a) ją, że wszystko będzie dobrze.
Jeszcze jedno, co zdaje się ignorować masa ludzi. Jesteś na planecie Ziemia. Rozejrzyj się trzeźwo. To nie jest Raj. Ani piekło. Na tej planecie żyją istoty bezwarunkowo kochające jak i skrajnie egoistyczne i narcystyczne. Jak mówiłem już wielokrotnie – jest jedna zmienna – poziom miłości – natężenie światła świadomości. Ewolucja postępuje – mamy więc coraz więcej coraz bardziej kochających istot jak i istot kochających coraz mniej.
Mamy krówkę, która kocha, jest pełna radości, troski, chętna do życia i przyjaźni z innymi organizmami. Która nie będzie Cię nienawidzić nawet wiedząc, że miliony jej braci i sióstr zmieliłeś na kotlety. A mamy też organizmy z drugiego spektrum. Jest to chyba jakiś morski ślimak, nie pamiętam już. Niemniej jest cuś, które gdy atakuje, wstrzymuje koło 30 enzymów, z których każdy może zabić słonia. Wystarczyłby jeden, a on ma ich 30. Czy to nie lekka przesada?
Z jednej strony mamy Dalai Lamę, a z drugiej Stalina czy Hitlera, dla których zamordowanie z zimną krwią kilkudziesięciu milionów ludzi nie wzbudza żadnego wyrzutu. Są ludzie, którzy podczas kłótni dźgnęli nożem swojego partnera czy partnerką kilkadziesiąt razy. Wystarczyłby raz, aby zabić.
Nie chcesz zostać dziabniętym przez istotę kalibrującą się na 40 – np. warana. Choć np. waran papuaski nie jest duży, to ugryzienie może się skończyć potencjalnie śmiercią. Chris mówi, że takie ugryzienie jest dewastujące – jakby Ci ktoś rękę przebił kołkiem. Jak się skończyło “ugryzienie” Europy przez Hitlera czy Rosji przez Stalina – wiemy.
Waran nie jest agresywny, jest inteligenty, to cudowne zwierzątko. Nawet pierwsze ugryzienie jest ostrzegawcze, choć nawet powierzchowne jest fatalne w skutkach – np. jeden pan ma permanentnie opuchnięty palec i nie może go już bardzo zginać oraz nie ma czucia od wewnętrznej strony. Taka jest konsekwencja ataku zwierzęcia z niskiego spektrum. Podrapanie czy nawet ugryzienie przez psa lub kota są zazwyczaj tysiąc razy mniej dotkliwe.
Takie są realia życia na tej planecie. Ja spotkałem ludzi, z którymi nawet żyłem w jednym mieszkaniu – wynajmowaliśmy razem. Chodziliśmy na imprezy, gadaliśmy o rzeczach osobistych, intymnych, pomagaliśmy sobie. A ostatecznie np. zostałem okradziony. Bo taka osoba nie jest zdolna do przyjaźni, do zaufania – do integralności. Robi to ale taka nie jest. Gdy jest fajnie, to jest fajnie. Ale wystarczy pretekst i wszystkie miłe chwile przestają cokolwiek znaczyć i taka osoba zachowa się zgodnie ze swoim poziomem świadomości.
A cały czas słyszę, nawet od ludzi dorosłych, mających dzieci, dosłownie dziecinne powiedzonka typu – “zgoda buduje, niezgoda rujnuje”. No tak, naturalnie w pewnym kontekście ma to sens – unikanie konfliktów, pozytywne nastawienie, etc. Ale niezależnie jak dobry/a jesteś wobec pewnych jednostek, co najwyżej możesz nie dać im pretekstu do ataku akurat na Ciebie. Jednak Twoja akceptacja ich nie zmieni. A w końcu same sobie dadzą pretekst, by zrobić coś nieintegralnego. Dlatego przebywanie w towarzystwie takich osób to proszenie się o kłopoty. Tak jak przebywanie z aligatorem. Gdy jesteś na straży, jesteś czujny/a, to zagrożenie jest małe/mniejsze. Ale gdy opuścisz gardę, natychmiast zostaniesz zaatakowany/a. Wystarczy, że zapomnisz się raz.
I łatwo potem sobie jeszcze wmówić – “Co jest ze mną nie tak? Dlaczego nikt mnie nie lubi?” BYĆ MOŻE dlatego, bo przebywasz w towarzystwie niezdolnym do lubienia kogokolwiek? Może jedyne znaczenie i sens nadali sile i dobry w ich oczach jest tylko ten, kto potrafi spuścić w***l?
Światy roślin i zwierząt uczą nas, że nawet zapachy, kolory, piękno może być użyte do zwabienia ofiary. Człowiek może być niezwykle przystojny, mieć piękne białe zęby, fryzurę za 300 zł, idealną skórę, drogie ubranie, wozić się furą za pół bańki. A jego poziom świadomości to pies łowny. Więc pozornie będzie fajnie ale wystarczy coś, co się mu nie spodoba i pojawi się esencja tego poziomu. Pamiętaj – drapieżność nie jest ani dobra, ani zła. Jest dobra do czegoś i zła do czegoś innego. Jest zła do np. budowania o nią głębokiej relacji opartej o zaufanie, szczerość i otwartość.
Ludzie w niskiej świadomości kierują się emocjonalnością. I nie są nawet świadomie własnych projekcji. Jeżeli więc sami postrzegają się jako gorsi i zobaczą takiego przystojniaka czy seksi babkę, to oczywiście się oczarują. “On/ona jest taki/a piękny/a, na pewno jest też wspaniały/a! Ktoś tak piękny nie może być zły!” Tygrys też jest piękny ale jeśli wejdziesz do jego klatki, to zostaniesz rozszarpany/a. Zły nie jest.
Z drugiej strony – ktoś widząc piękną panterę może się zachwycić i postanowić chronić tak piękne stworzenia. A ktoś inny stwierdzi, że ktoś dużo mu zapłaci za płaszcz z tak pięknego futra.
Powtórzę – bez kalibracji nie mamy szans na odróżnienie wilka w owczej skórze od owcy. Z owcą Twoje życie będzie bardziej radosne, bogatsze, bardziej przyjemne. A wilk Cię zagryzie. Nie będę podawał konkretnych przykładów ale tylko w Polsce jest masa takich przykładów – mylenia wilka w owczym przebraniu z owcą. I za tymi wilkami idą miliony. Ale żeby to widzieć i rozumieć, trzeba być integralnym.
Zrobienie porządku z emocjonalnością, zrozumienie co to w ogóle są emocje, jaka jest ich rola, życie świadome, odpowiedzialne, rozsądne, posiadanie na uwadze tego, co napisałem np. w tym artykule to fundamenty, by prowadzić życie bezpieczne, zdrowe i osiągać swoje cele.
Inaczej pierwszy lepszy drapieżnik Cię oczaruje lub zapędzi w kozi róg. Co chwila słychać jak to kobiety narzekają, że spotykają tylko dupków. No pewnie – bo cały czas dają się skusić na te same pozory. Żyją tak, co przyciąga konkretny rodzaj drapieżnika. Albo faceci spotykają kobiety, które drenują ich z pieniędzy i czasu. To samo – bo się oczarowują i dają na sobie żerować. A osobniki pozytywne odpychają własną niedojrzałą drapieżnością, którą mylą z byciem dobrym czy silnym. Dobrym do czego? Siła zaś nie jest jakąś uniwersalną jakością zawsze dobrą i właściwą.
Przykład – możesz kogoś przestraszyć, by kupił Twój produkt. Ale taka osoba zrobi to raz. Powodzenie biznesu zaś polega m.in. na takiej relacji z klientem, by chętnie wracał. Czyli pozorne zwycięstwo dzięki sile jest tak naprawdę druzgoczącą porażką. Gdyby każdy klient daną piekarnię odwiedził tylko raz, ta piekarnia zbankrutuje.
Raz jeszcze – wszystko jest dobre lub złe tylko w pewnym spektrum, w pewnym kontekście. Kolejny przykład – ciekawość. Większość zwierząt już od samego początku jest bardzo ciekawska. Małe zwierzaczki wszędzie zaglądają, wszystko je interesuje, eksplorują. Ludzkie dzieci podobnie, aż nie zostaną zastraszone czy zawstydzone.
Jednak jest też spektrum, w którym ciekawość staje się przeszkodą uniemożliwiającą zmianę na lepsze lub osiągnięcie celu. Jak zwykle – uzależnienie. Dlaczego jak zwykle? Bo wyzdrowienie z uzależnienia wymaga od nas porządnej dojrzałości. Więc wszystko, co uważaliśmy za dobre musi zostać zweryfikowane i skorygowane jeśli okazuje się, że (już) dobrym nie jest. Gdzie leży ta pułapka? Gdy uzależniony jest cały czas niepewny, boi się, etc., więc cały czas czyta, szuka, dowiaduje się nowych rzeczy. Nie ma zamiaru ruszyć do przodu, boi się popełnić błędu. Cały czas uważa, że jeszcze czegoś nie wie, że jeszcze musi coś zrozumieć zanim pozwoli sobie postawić krok. Ale tak naprawdę wcale nie chce postawić kroku, bo się boi. A lęk sam nie minie. Często żeby się usprawiedliwić nazywa się wtedy “perfekcjonistą”.
Podobnie sprawa ma się np. z podrywem. Oczywiście, że będziesz czuł lęk. Oczywiście, że będziesz niepewny. Oczywiście, że nie wiesz jaka to jest osoba i jak zareaguje. No i? A jak uznasz, że najpierw musisz jeszcze przerobić jakiś kurs o uwodzeniu, to właśnie popełniłeś błąd sądząc, że postępujesz właściwie. Pamiętam jednego kursanta jakiegoś zagranicznego PUA, który miał fantastyczne rezultaty. Powiedział tak – “Na każdą przeczytaną stronę dowolnego podręcznika o podrywie, wykonaj 100 podejść z wykorzystaniem tego, czego się dowiedziałeś z tej strony. DOPIERO PO WYKONANIU TYCH 100 PODEJŚĆ przejdź do kolejnej strony”.
Dlatego mówię uzależnionym – jeśli wybrałeś WoP, to skup się tylko i wyłącznie na WoP. Przestań czytać Bloga, przestań oglądać filmiki, przestań tym bardziej słuchać innych ludzi. Skup się na jednym. Działaj zgodnie z wytycznymi. Bo inaczej to tak jakbyś zdawał(a) na prawo jazdy z dwoma (lub więcej) instruktorami. I na skrzyżowaniu jeden mówi Ci – “skręć w prawo”, a drugi “skręć w lewo”. Co wtedy? Podobnie – masz rozpoznawać swoje zachowania, tzw. nawyki ale WYBIERZ JEDEN I ZAJMUJ SIĘ NIM AŻ DO PEŁNEGO PRZEPRACOWANIA. DOPIERO WTEDY PRZEJDŹ DO KOLEJNEGO. A ludzie od razu wybierają kilka. Niektórzy w ogóle “na hurraaa!” wszystkie. Tak jakby w ogóle nic nie zrozumieli z przeczytanego Modułu i nie posłuchali się żadnego zalecenia.
W WoP wymagam wykonania Raportów, wykonania ćwiczeń, skorzystania z narzędzi, odniesienia się do swojego życia po każdym Module zanim przejdzie się do kolejnego.
Miałem już klientów tak podekscytowanych, że nie przeczytali ode mnie żadnych instrukcji, nie posłuchali się zaleceń, tylko od razu zrobili Raport, przez Moduł przelecieli w jeden dzień, od razu chcieli kolejny Moduł. Gdy zadałem im kilka pytań odnośnie Modułu, narzędzi, własnego życia – zero. Całkowicie pogubieni, nie wiedzą co robią, ani dlaczego. Ale jak chętnie to robili! Trochę jak mały kotek, który zobaczył kłębek włóczki. Pamiętajmy, że w życiu kotka nawet zabawa ma sens – bo kotek uczy się w ten sposób polowania ale też zyskuje siłę, ćwiczy decyzyjność, jak są też inne kocięta, to następuje rywalizacja. Kotek uczy się przez działanie, a nie czyta kolejne podręczniki – “jak być super kotkiem”.
W kółko słyszymy rady typu – “Bądź najlepszą wersją siebie”. I to jest mądra rada. Tylko ludzie wcale z tej rady nie korzystają. Wstydzą się tego jacy są. Ukrywają to. Bo nasłuchali się, że np. gniew jest zły. Pożądanie jest grzeszne. Stawianie na swoim jest egoistyczne! Pewność siebie to arogancja! Mówienie prawdy rani innych!
I jak tu być sobą? Więc ludzie udają. A w środku walczą. Pragną zachować się inaczej ale sobie na to nie pozwalają. Dlatego upadają i cierpią. Non stop czują emocje, a ich umysły wymyślają już absurdy absurdalnie przekraczające wcześniejsze absurdy, by to zracjonalizować. A potem gdy zobaczą kretyna, który się nie przejmuje zdaniem innych, w ich oczach staje się bożyszczem.
Właśnie przeczytałem dobrego mema:
– Ja pragnę tylko, by inni zaakceptowali mnie takim jakim jestem.
– A jaki jesteś?
– Nieakceptowalny.
Dlatego powtórzę – nie wymagaj od innych tego, czego nie dajesz sam(a) sobie. Jeśli Ty nie przestaniesz się osądzać, opierać, żyć ze swojego poziomu – czyli integralnie – to inni będą dla Ciebie takim samym drapieżnikiem jakim Ty jesteś dla siebie. To bardzo proste i oczywiste.
Medytacja jest czynnikiem krytycznym. Bo mentalizacja w kółko powtarzać będzie to samo. Z tego poziomu jaki reprezentujesz. Hipnotyzowanie się tym pozostawi Cię dokładnie takim samym człowiekiem. Jeśli się już osądzasz, to będziesz się osądzać przez resztę życia. Jak wolisz nie medytować, bo religia tego nie wspiera, no to skazujesz się na cierpienie. Bo cierpienie to wynik ignorancji. Jak nie chcesz medytować, to jakie masz rozwiązanie na swoje cierpienie i osądzanie się i na ten cały niekończący się, negatywny mentalny bełkot? Korzystasz z tego rozwiązania? Ile już lat? I pomogło? Picie wódki czy oglądanie porno to nie rozwiązania.
Pamiętaj, że nie możesz zaakceptować siebie bez pełnej świadomości jaki/a jesteś. Nie możesz przestać się osądzać jeśli nie wiesz nawet co konkretnie w sobie osądzasz.
Jeśli osądzasz w sobie np. gniew, to nie rozwiążesz tego problemu nie przyznając, że uwielbiasz i chcesz się denerwować na innych czy siebie!
Jeżeli tylko pragniesz czegoś innego, to również pozbawiasz się możliwości życia spokojnego i radosnego. Bo sam(a) mówisz sobie – “Radość i spokój to dopiero, gdy XYZ”. A XYZ nie osiągniesz bez spokoju, bez koncentracji, bez uczciwej, odważnej decyzji. Ile razy zaczynałeś/aś coś i rezygnowałeś/aś bardzo szybko? Dlaczego rezygnowałeś/aś? Bo czułeś/aś niepokój i próbowałeś/aś go w czymś znaleźć.
Walka z własną drapieżnością nie zmieni jej. Bo walka to nie jest właściwy kierunek. Pozostawi Cię ona tylko wyczerpanym/ną, poranionym/ną, a problem pozostanie dalej. Zna to każdy uzależniony – walczy, opiera się, liczy dni. A potem chwila słabości i bum.
Ten błąd ludzie popełniają w różnych formach. Przykładowo kupują wegetariańską karmę dla swoich psów i kotów. Nie rozumieją, że to są drapieżniki i tego nie zmienią dobrymi życzeniami. Zwierzęta te słabną, zaczynają chorować. W końcu umierają.
Nie wiem ile jest w tym prawdy, niemniej ktoś napisał, że jego znajomi wyjechali na jakiś czas i zostawili mu pod opieką dwa duże psiaki. Ci znajomi to byli weganie i psom również kupowali wszystko wegańskie – żarcie, zabawki, nawet obroże były wegańskie. ;D Ale gdy upadł mu kawałek swojskiej kiełbasy na podłogę, to te psy wpier***y ją niemal z dywanem. :D Tak jak krokodyl – możesz go wytrenować. Ale to go nie zmieni. Zakazywanie psom jedzenia mięsa i kupowanie im karmy bezmięsnej nie zmieni tego czym są.
Jeśli kochasz swojego kotka czy pieska – pamiętaj, że to drapieżniki (choć już zdolne do miłości). Jeśli kochasz swojego krokodyla czy węża – pamiętaj, że to drapieżniki, które nie są zdolne do miłości.
Ewolucja nie następuje przez siłę. Ja rozwijając się, w ogóle nie skupiałem się na tym, co jem. Pewnego dnia to przyszło samo – nagle zorientowałem się, że nie potrzebuję już jeść mięsa, by przeżyć. Byłem dość solidnie zdziwiony i zaskoczony. Ta zmiana nastąpiła w moment. To była zmiana poziomu BYĆ. Poziom ROBIĆ zmienił się automatycznie. Niejedna osoba pytała się mnie czy było mi ciężko przestać jeść mięso. Zawsze odpowiadam – “Nie. To trwało kilka sekund i przyszło samo. W ogóle się nie męczyłem, ani mnie nie ciągnie do mięsa. Zawsze spokojnie odmawiam”. A ci, którzy próbują przestać jeść mięso tylko dlatego, bo tak im szkoda zwierzątek, będą się męczyć. Bo sami nie ewoluowali ponad to. Tylko gniewają się, smucą, winią. Ale nawet to ukrywają, wypierają. Co też pokazuje, że niejedzenie mięsa wcale nie musi oznaczać ewolucji. Bo można to robić z nienawiści do tych, którzy mięso jedzą, porównywać się, osądzać, puchnąć z dumy.
Zauważ jak wygląda zachowanie uzależnionego – ogląda porno, czyli wpatruje się w zdjęcia i filmy. Czasem próbuje przestać, choć nie rozumie dlaczego to robi. Oraz ukrywa swoje pragnienia, demonizuje swoje pożądanie. A nawet jeśli nie, to mówi sobie – “jestem gorszy i nie zasługuję/i tak żadna by ze mną nie chciała seksu”. I już! Osądza się i tym odcina sobie wszystkie możliwości. Ani się nie rozwinie, ani nie nauczy, ani nie dokona korekt, ani nie poszuka pomocy. Tylko “jestem gorszy”. I jeszcze kłamie, że mu porno daje relaks. Potem się dowiaduje, że porno jest złe i próbuje na siłę przestać oglądać. To niemożliwe. Bo porno nie jest złe, tak jak aligator nie jest zły. Porno jest złe odnośnie czegoś, a dobre względem czegoś innego. Ale jak zrozumiemy, że poziom kalibracji pornografii wynosi 100, to dojdzie do nas, że porno jest dobre naprawdę względem bardzo niewielkiej ilości tematów.
Porno nie jest w spektrum pożądania, tylko strachu. Co oznacza, że nie oglądamy go z pragnienia, tylko z lęku.
A bez świadomości, że się boimy oraz czego, niemożliwym jest dokonać korekt – czyli przestać oglądać porno. Boimy się zazwyczaj wstydu, winy, apatii, samego lęku, żalu, pożądania i tego na co je wyprojektowaliśmy. A że sami się ich trzymamy np. w formie osądzania, no to wobec nich porno zawsze będzie dla nas dobrym wyborem.
Czyli porno zawsze będzie w naszych oczach najlepszym i właściwym wyborem odnośnie wszystkiego, co postrzegamy przez pryzmat wstydu, winy, apatii, czyli bezsilności, żalu oraz lęku. 100 to sam początek poziomu świadomości lęku. Bardzo łatwo spaść w żal lub jeszcze niżej. Dlatego niemal każdy uzależniony po wpadce zaczyna się użalać. Następnie schodzi w bezsilność – że się nigdy mu nie uda wyzdrowieć, że nic dobrego go nie czeka, etc. Potem wina – że robi coś złego, na pewno czeka go kara lub że jego życie już jest karą. Potem wstyd – że jest gorszy, niezasługujący na zdrowie, szczęście. Brzmi logicznie? To bełkot.
Ewoluujesz ze spektrum destruktywnej, krwiożerczej jakości życia. Nie da się z tego wyzdrowieć udawaniem, wypieraniem, zaprzeczaniem, bagatelizowaniem, kłamaniem, opieraniem, walką, zmaganiem. Nie da się.
Na to nie ma leku i nie będzie, bo to nie jest choroba. To nie jest wina bakterii. To taka jakość życia oraz jej konsekwencje.
Ja co chwila słyszę od klientów, że coś zrobili, coś powiedzieli i gdy zaczynam o to pytać, od razu mówią coś innego – a że chodziło im o coś innego, a że się pomylili, a że źle dobrali słowa. Od razu chcą to ukryć, bo się wstydzą, winią, boją, osądzają. Więc boją się ataku ze strony drapieżnika, bo sami siebie atakują i wszędzie widzą dokładnie taką samą drapieżność. W Bogu też.
Człowiek naiwny, nieprzygotowany, gdy próbuje to przekroczyć, zazwyczaj gdy zaczyna widzieć jak żył, np. ranił swoich bliskich, ile szans stracił, zaczyna się obwiniać, nienawidzić za to i karać. Czyli znowu wchodzi w tę samą pułapkę. Najpierw się wstydzi, wini i nienawidzi, że mu nie wychodzi w życiu i karze się za to. A gdy się dowiaduje dlaczego, zaczyna się wstydzić, winić i nienawidzić za to… i dalej sobie tego odmawia.
Dlatego zanim przystępujemy w Programie Wolność od Porno do korekty tych zachowań, a nawet uświadamiania ich sobie, najpierw uczymy się radzić sobie z myślami i emocjami. A zapewne doskonale wiesz z własnego doświadczenia, że opieranie się i wypieranie ich nic nie daje.
Zauważmy też absurd osądzania Boga, że pozwala na tyle zła w świecie. Gdyby nie pozwalał to jaką mielibyśmy szansę skorygować to jak żyjemy? No Bóg by nas poraził piorunem, spalił na popiół czy strącił do kotła ze smołą za wszystkie nasze grzechy i co?
No żyjemy nieświadomie, jak tylko się nam podoba. Podgryzamy innych i siebie. W końcu przestaje się nam to podobać. Próbujemy zmiany. Uświadamiamy sobie jak wiele bólu wyrządziliśmy innym i sobie. I nagle dociera do nas, że Bóg nas za to ukarze. Zaczynamy się bać, wyczekiwać na karę, opieramy się tak bardzo, że niektórzy dostają załamania, potrzebują leków uspokajających. Żadna kara oczywiście nie przychodzi. Ale to nie ma znaczenia.
Czyli – niska świadomość ludzka to pochodna zwierzęcości. Niczym się od nich nie różni. Nie musimy się za to obwiniać, ani bać. Ewoluujemy ponad to akceptacją, odpowiedzialnością. Wyrzuć do kosza te bzdury o wygnaniu z raju, grzechu pierworodnym. To po prostu ego. Ego = zwierzę = Ty. Niski poziom świadomości. A wiemy, że zwierzęta to kolosalny przekrój jakości. Potępianie węża za to, że jest wężem i zachowuje się jak wąż nie zmieni go w kochającego psiaczka rodzinnego.
Kuszenia to też pochodne zwierzęcości. To jeszcze nieprzepracowane, niezaakceptowane jakości ekspresji w nas. Są bezosobowe. Zmaganie z nimi jest bezsensowne. To nie ten kierunek. Krokodyl nie oprze się zjedzeniu kolejnego pisklaczka, który wypadł z gniazda.
W przeciwieństwie do zwierząt jednak możemy kolosalnie ewoluować. Każdą jakość, pozycjonalność, percepcję, opór, przywiązanie poddać. Porzucić dojoną z tego przyjemność i każdą korzyść. Wąż nie może poddać bycia wężem, bo nie ma alternatywy. My jako ludzie, dzięki ewolucji świadomości, takie alternatywy mamy. I dowodem na to jest każdy, kto wyzdrowiał z uzależnienia.
Wąż pewnie nie jest nawet zdolny do nauki nowych zachowań. Pantera jest. Aligator w pewnym stopniu też. Ale to tylko zachowania. To część ewolucji – możliwość nauki. A my już wiemy, że nie to, co robimy ma znaczenie, tylko intencja jaka za tym stoi.
Weź jeszcze pod uwagę – siłą nie sprawisz, że urośniesz, dojrzejesz szybciej.
Ile byś nie krzyczał(a) na pączek róży, by się rozwijał szybciej, sprawniej, groził(a) mu, itd., to nic nie zmieni poza tym, że Ty będziesz wyczerpany/a, sfrustrowany/a, zmęczony/a, zrezygnowany/a. A róża i tak będzie kwitła w zgodzie ze sobą. To też pokazuje dlaczego tak istotne jest odpuszczanie pragnienia kontroli. Bo to nic nie zmienia, na nic pozytywnie nie wpływa. Tylko nas męczy. A jeśli to robimy z lęku, to lęk nie tylko nie mija ale rośnie!
Zresztą sam fakt pragnienia kontroli, prób zmiany siebie na siłę już wynika z braku akceptacji, co uniemożliwia zmianę. Przypominam, że pożądanie to poziom energii 125-149. Wydaje się pozytywny tylko w porównaniu z lękiem, żalem, bezsilnością, winą i wstydem. Dlatego pragnienie zmiany jest na pewno lepsze, niż biadolenie nad swoim losem czy wstydzenie i obwinianie się za przeszłość. To nadal jednak krok, który należy postawić i pójść dalej.
Witam Piotrze. Wlasnie skonczylem czytac twojego bloga i przeczytalem wszystkie artykuly (troche mi zajelo). Chcialbym poruszyc kilka watkow, ktore ze wzgledu na moja obecna sytuacje zyciowa, wydaja mi sie tak jakby z ta sytuacja zwiazane. Ale to tylko mnie sie tak wydaje i dlatego chcialem zapytac ciebie o zdanie. A pisze w tym temacie, poniewaz te watki pochodza z kilku roznych twoich postow, a chcialby m sie odniesc zarowno do nich, jak i do ksiazek dr. Hawkinsa, przede wszystkim do Techniki Uwalniania i Przywracania Zdrowia. Do rzeczy. Otoz chodzi o to, ze mam w domu chora mame. Po zabiegu operacji kolana. Operacja byla jakies 8 miesiecy temu, lekarz twierdzi, ze operacja sie udala, mama chodzila na rehabilitacje i z dnia na dzien bylo coraz lepiej. Przez ostatnie dwa miesiace jej stan zdrowia zaczynal sie pogarszac. Kolano zamiast zdrowiec, zaczynalo coraz baldziej bolec. I tak boli ja do dzis. Z tego co mama mowi, to bol jest nie do wytrzymania, ale ona jakos wytrzymuje. Do tego boli ja jeszcze cale cialo( miesnie, kosci itd) Mama twierdzi ze to bol kolana tak promieniuje, ale pewna nie jest. Ale faktem jest, ze ja bardzo boli. W miedzyczasie byla u tego lekarz ktory jej operacje robil. Na dwoch wizytach. Lekarz ogladal kolano, zrobil rentgen i twierdzi ze wszystko jest w porzadku, a bol mama ma tylko w glowie. W ciagu ostatnich dwoch miesiecy, dwa razy wzywalismy do niej karetke, z bowodu bolu kolana, jak i ogolego oslabienia organizmu, zlego samopoczucia itd. Raz mame zawiozla sasiadka do szpitala, poniewaz noga bardzo bolala. Zrobili jej badania, przeswietlenie i mowia ze wszystko jest w porzadku. Ale noga boli. I to bardzo. Wizyte z lekarzem od operacji ma umowiona na za dwa tygodnie,ale przedtem chcemy z nia pojechac do innego ortopedy, zeby obejrzal jej to kolano i jej jakos pomogl, bo ona bardzo cierpi. Bierze leki przeciwbolowe, ktore chwilowo rozwiazuja problem. Ale to na krotko. Ja staram sie jej pomoc jak moge i jako ze czytalem dr.Hawkinsa, zaproponowalem jej zeby sprobowala uzyc technik uwalniania bólu, m.in. z ksiazki Przywracanie Zdrowia. Czytalem jej te techniki, dokladnie opisywale, posilkujac sie rowniez informacjami z twojego bloga jak uwalniac. Mama mowi ze stosuje ta technike, tzn. stara sie nie opierac bólowi iz apraszac go wiecej i miec intencje uwolnienia. Jednak bol nie chce odejsc. Pan Hawkins pisal, ze ta technike z powodzeniem stosowalo mnostwo ludzi i wyleczylo sie z wielu chorob i usunelo bol. Jednak na moja mame nie dziala. Moze robi to zle, moze za krotko,moze cos jeszcze, ale ja zaczynam powatpiewac powoli w to, co pisze pan Hawkins i coraz bardziej sklaniam sie ku temu, ze to co on pisze, to sa jakies za przeproszeniem “bujdy na resorach”. Przepraszam Piotrze, ale ja nie wiem, bo juz jestem tak zdesperowany i taki bezsilny, ze nie jestem w stanie mamie pomoc, ze juz nie wiem co robic. Albo te techniki dzialaja, albo nie. Niestety na moja mame nie dzialaja. Chyba ze cos zle robi, ale z tego co mi opisywala, to robi to tak, jak jest to opisane w ksiazce. I tutaj dchodze do kolejnego aspektu. Przez ta cala sytuacje i to jak sie moja mama zachowuje i jak na nia tak patrze, to wzbudza to we mnie mnostwo emocji. Od zlosc, po zal, bezsilnosc, smutak itd. Cala mas tych niskich stanow. Ostatni 3 razy sie poplakalem z tego wszystkiego. Dwa razy przy mamie, a raz w samotnosci. I teraz- jako ze na twoim blogu czytalem o ludziach, ktorzy sa aniolami- uzdrowicielami, a najwiekszymi sa nasi bliscy i wyciagaja z nas emocje, oraz to, ze wszyscy jestesmy ze soba polaczeni i nic nie dzieje sie bez przyczyny, to moze to glupie co teraz napisze, ale czy mozliwe jest, ze ta cala sytuacja z moja mama i to ze ja boli noga, nie jest po to zeby wyciagnac ze mnie emocje i tym samym mnie uzdrowic? I jak ja zostane uzdrowiony, to istnienie bólu w kolanie mojej mamy straci tak jakby sens i przestanie ja bolec? Nie wiem takie mam rozwazania, bo juz nie wiem co robic. Staram sie tez wysylac do niej mysli pelne milosci, tak jak pan Hawkins opisywal w swojej ksiazce i tak smo stram sie w myslach stosowac wobec niej Hooponopono. Mysle ze wiesz co to jest.” Przepraszam, prosze wybacz mi, dziekuje, kocham cie”. Mowi to myslac o niej, ale chyba niestety nic nie dziala. Tylko te leki przeciwbolowe. Na tym blogu piszesz Piotrze, oraz pan Hawkins, ale rowniez Eckhart Tolle i inni, ze czlowiek jest istota duchowa posiadajaca cialo i ja tez w to wierzylem. Ale do teraz, poniewaz widze, ze te techniki duchowe nie dzialaja, a pomaga tylko to, co oddzialuje na cialo. Na fizycznosc. A podobno umysl panuje nad cialem. A ja widzac jak moja mam cierpi, zaczynam w to watpic i powoli pochylam sie ku stwierdzeniu, ze czlowiek to jest po prostu cialo, ktora ma jakas tam dusza, a nie odwrotnie. Trace nadzieje, jestem bezsilny. Chcialbym poznac twoje zdanie, jak ty to widzisz, na podstawie tego co wiesz. Jaka jest prawda? Dzieki za wysluchanie.
Hej Pawle! Dziękuję za komentarz!
Przede wszystkim bardzo mi przykro z powodu sytuacji.
Ale to na krotko. Ja staram sie jej pomoc jak moge i jako ze czytalem dr.Hawkinsa, zaproponowalem jej zeby sprobowala uzyc technik uwalniania bólu, m.in. z ksiazki Przywracanie Zdrowia. Czytalem jej te techniki, dokladnie opisywale, posilkujac sie rowniez informacjami z twojego bloga jak uwalniac. Mama mowi ze stosuje ta technike, tzn. stara sie nie opierac bólowi iz apraszac go wiecej i miec intencje uwolnienia. Jednak bol nie chce odejsc.
Nie wiem ile Twoja mama uwalniała ale nawet cały dzień, tydzień, nawet miesiąc to może być mało.
Ból przede wszystkim to informacja, że coś jest do korekty wewnątrz. Zaprzestanie opierania się bólowi oczywiście umożliwi jego przeminięcie – uzdrowienie nastąpi samo.
Jeżeli jednak nadal utrzymujemy jego przyczyny i warunki, w których może istnieć, będzie trwał.
Ból to nie jest żywa istota, która zechce lub nie zechce odejść.
Bo uwalnianie to jak wyjęcie kurka z napełnionej wanny. Jeśli jednak nie zakręcimy kranu, wody może nie zacząć ubywać.
Ból to najczęściej konsekwencja oporu – niechęci wobec czegoś.
W książce Louise Hay – “Lecz swoje ciało” mówi ona, że dolegliwości kolan to przede wszystkim konsekwencja ogromnego uporu. Niezdolności (czyli niechęci), by się ugiąć, braku giętkości. Niechęci, by odpuścić, popuścić.
Generalnie kolana silnie związane są z ego – czyli tymi wszystkimi zwierzęcymi zachowaniami, dążeniami, etc., w szczególności – dumą przejawiającą się jako np. uparcie.
A skoro to wiemy, to wracając do użytego porównania – kran jest odkręcony bardzo, bardzo mocno. A korek zapewne nie został wyjęty.
Jeżeli wiemy, że dolegliwości dotyczą głównie uporu, dumy, niechęci do odpuszczenia czegoś, to pada podejrzenie, że Twoja mama jest niechętna, by wykonać to, co jest niezbędne – poddanie się bólowi – sytuacji, którą osądza jako złą, może niesprawiedliwą.
Nie mówisz nic o jej percepcji, tego jak ona widzi swoją sytuację – przede wszystkim czy widzi się jako ofiarę, czy wzięła odpowiedzialność?
Bardzo możliwe, że nie wiesz o tym, bo Twoja mama nigdy o tym nie mówiła.
Nogi dotyczą drogi przez życie – czy idziemy w nim dalej, jak idziemy przez swoje życie – czyli z radością, chęcią, spokojem, czy poczuciem winy, lękiem, gniewem, frustracją, niechętnie, etc.
Dolne partie nóg dotyczą lęku przed przyszłością i niechęci, by pójść naprzód.
Kość piszczelowa, goleń związane są ze złamanymi ideami, kryteriami, którymi kierujemy się w życiu.
Stawy dotyczą zmiany w życiu i łatwości oraz chęci ich przyjmowania.
Zauważ, że rekonwalescencja kosmonautów, którzy wrócili ze stacji orbitalnej może trwać nawet kilka tygodni. Mówię o tym, by pokazać, że pewne zagadnienia czy dolegliwości potrzebują nawet długiego czasu utrzymywania dla nich odpowiednich warunków, by nastąpiła poprawa. Bowiem jak to się powszechnie i bardzo, bardzo błędnie sądzi, że “czas leczy rany”. Co jest oczywistą bzdurą, gdy się zrozumie fundamenty zdrowia.
Czas nic nie leczy. Ew. uzdrowienie następuje tylko, gdy zostaną zapewnione odpowiednie warunki.
Jeśli nie oczyścisz fizycznej rany, to nie tylko czas jej nie uzdrowi, tylko będzie jeszcze gorzej – np. wda się zakażenie.
Bo nie czas to leczy. Czas nic nie robi, bo to urojenie. Czas nie istnieje, to tylko zgodnie przyjęte przez wszystkich uproszczenie percepcji rzeczywistości. Realna jest tylko chwila obecna.
I to w każdej chwili obecnej – teraz, teraz, teraz i teraz, i teraz – należy zapewnić oraz utrzymywać odpowiednie warunki, by mogło nastąpić to, co się nazywa uzdrowieniem.
Jeśli pieczesz coś w piekarniku, to również należy utrzymać w nim odpowiednią temperaturę przez jakiś czas, by mogło nastąpić “upieczenie”. Nie robi tego czas. Tylko w odpowiednich warunkach np. ciasto zmienia się tak lub tak.
Inaczej ciasto zachowa się w temperaturze pokojowej przy dostępie tlenu, a inaczej w piekarniku w temperaturze 200 C.
Podobnie z ludzkim ciałem. Trzeba więc rozpoznać w jakich warunkach przebywa ciało fizyczne – nie tylko w warunkach fizycznych czy biologicznych ale mentalnych, emocjonalnych i duchowych.
Bez poprawnej analizy nic nie da się zrobić. Mówisz, że Twoja mama uwalnia ból. Pytanie czy to narzędzie – uwalnianie – zastosowane do faktycznego problemu – czyli przyczyny?
Czy w życiu Twojej mamy w przeszłości doszło do takiej sytuacji?
Te dolegliwości mogą stanowić konsekwencję warunków utrzymywanych 20-30 lat czy więcej.
Uwalnianie to nie jest magiczna sztuczka. To pomoc, ważny element każdej zmiany jednak jeśli intencja nie jest uczciwie pozytywna, to uwalnianie nic nie da.
Jeżeli ból jest już tak duży, to znaczy, że jakaś postawa, pozycjonalność, to jak Twoja mama widzi coś w swoim życiu, w przeszłości, kimś i/lub sobie, wymaga szczególnej uwagi i dużej korekty.
Nie mówisz nic o tacie. Czy żyje? Czy relacja Twojej mamy i taty jest pozytywna?
Przypominam – jeśli chcemy w życiu coś zmienić, należy zając się PRZYCZYNAMI, a nie konsekwencjami. Konsekwencje w pełni akceptujemy, bierzemy 100% odpowiedzialności, czyli nie obwiniamy, nie opieramy się, nie gramy ofiary.
Ból sam z siebie jest problemem, gdy np. uderzymy się nogą w kant mebla. Ale ból o jaki mówisz nie jest problemem samym w sobie, tylko konsekwencją.
Dowodem na to, że problem jest gdzie indziej, niż w ciele jest to, co napisałeś:
“Po zabiegu operacji kolana. Operacja byla jakies 8 miesiecy temu, lekarz twierdzi, ze operacja sie udala, mama chodzila na rehabilitacje i z dnia na dzien bylo coraz lepiej. Przez ostatnie dwa miesiace jej stan zdrowia zaczynal sie pogarszac. Kolano zamiast zdrowiec, zaczynalo coraz baldziej bolec. I tak boli ja do dzis.”
Ciało powinno zdrowieć, a zamiast tego jest coraz gorzej.
Bowiem nie została usunięta faktyczna przyczyna. Został usunięty ew. chwast ale nie jego korzeń.
I teraz- jako ze na twoim blogu czytalem o ludziach, ktorzy sa aniolami- uzdrowicielami,
Nikt nie jest uzdrowicielem.
Jeśli kogoś tak nazywałem to tylko w kontekście umożliwienia przyjrzenia się temu jak żyjemy.
Czyli np. widzimy w kimś jakieś zachowanie i zaczynamy je osądzać, obwiniać tę osobę, grać ofiarę, frustrować się. I gdy radykalnie uczciwie przyjrzymy się temu jak żyjemy, dostrzeże my, że podobne destruktywne, czyli nie wspierające naszego życia zachowania przejawiamy w różnych obszarach naszego życia.
Taka osoba faktycznie może być negatywna ale dzięki niej mamy potencjał, by dostrzec i skorygować własne negatywne zachowania. Bo my doświadczamy ich konsekwencji, nikt inny.
Nikt nie może uzdrowić drugiej osoby. Bo wszelkie dolegliwości nie są jak dziura w spodniach, którą można zlecić, by Ci ktoś zacerował.
Możemy stać się dla kogoś pomocą w tym, by zaczął utrzymywać pozytywne warunki, w których pewne dolegliwości z(a)nikną – np. warunki będące spokojem.
Albo możemy pomóc rekontekstualizować coś, co ta osoba postrzega, by wobec tego zaczęła wybierać spokój, radość. Czyli pomoc jej spojrzeć na to z innego kontekstu.
No pomyśl – jeśli ktoś boi się jeździć samochodem, to żadna ilość uwalniania lęku nie rozwiąże problemy. Tak, osoba ta wejdzie do samochodu i pojedzie. Jednak lęk to konsekwencja percepcji.
Jeśli nie dokona korekt tego jak widzi jazdę, nie odpuści tego, to za każdym razem będzie się bała pojechać.
Uwalnianie może pomóc doraźnie ale wymagana jest korekta świadomości, by problem rozwiązać trwale.
To samo tu – aby ból minął, potrzebne jest całkowite zrezygnowanie z oporu. 100%. A z doświadczenia wiem, że ludzie, którzy są uzależnieni wiele lat, cierpią, niszczą sobie życie, nie realizują w nim żadnych marzeń, etc., i tak się opierają, choć wiedzą już, że właśnie m.in. przez to, że się opierają nic nie ulega poprawie.
Wiemy, że dolegliwości Twojej mamy dotyczą wyjątkowo silnego uporu. Czyli też niechęci do poddania się i akceptacji.
Bardzo istotna rzecz – jak postrzegacie ból? Dr Hawkins mówił, by w ogóle ból przestać nazywać bólem, bo to daje mu energię, której on nie ma. Już samo nazywanie bólu bólem utrzymuje go w życiu.
Dalej – czy go Twoja mama osądza? Wartościuje?
Jeśli tak robi, to nie podda się bólowi, bo to jakby próbowała poddać się niedźwiedziowi grizzly, który ją atakuje. Ale ból nie atakuje. Dlatego całkowite poddanie oporu powoduje, że przestajemy cierpieć, a ból nie jest dla nas problemem.
Nie można sądzić, że ból krzywdzi, rani czy boli – paradoksalnie. Ból nie jest wrogiem. Ani przyjacielem.
To informacja, to pewne doświadczenie.
Akurat napisałeś ten komentarz pod artykułem dotyczącej niskiej – drapieżnej świadomości. Trzeba przeanalizować czy Twoja mama jest drapieżna wobec siebie, swoich doświadczeń, swojej przeszłości, swojego życia, swojemu obrazowi samej siebie, etc.
Bo jeśli jest – nie dziwne, że bardzo boli.
Uderzenie ręką w ścianę może być chwilową niedogodnością. Boli ale nie opieramy się i ból minie szybko. Bo nie ma też warunków, które by go utrzymywały.
Ale jeśli uderzać będziemy co 10 sekund, to ból będzie rósł, nie malał, niezależnie z jakich technik skorzystamy.
a najwiekszymi sa nasi bliscy i wyciagaja z nas emocje,
Ok ale trzeba rozróżnić czy na pewno bliski wyciąga z nas emocje, czy my postrzegamy bliską nam osobę czy jej zachowania przez taką pozycjonalność, że powstaje emocja.
Np. “on nie powinien tak mówić!” i już pojawiają się wina, gniew, żal. I tu też żadna ilość uwalniania nie oczyści nas, bo emocje powstają na bieżąco.
Co oznacza wtedy, że bliska osoba nie wyciąga z nas tego, tylko ukazuje nam, a raczej daje nam warunki, w których my wybieramy niezdrową percepcję, której emocje są jednymi z konsekwencji.
Taka osoba czy jej zachowania jest dla nas pretekstem, by wybierać negatywności. Sama z siebie przecież nas nie uzdrowi. Bo nawet jak na nią nakrzyczymy i zmieni zachowania, to my nie zmieniliśmy siebie.
I tylko kwestią czasu jest aż spotkamy osobę zachowującą się podobnie ale która nie zmieni się, nie zgodzi dopasować się do naszych oczekiwań. Co wtedy? Będziemy się frustrować, gniewać, nienawidzić, osądzać, żalić, może nawet doprowadzimy do konfliktu z tym człowiekiem.
Bo problemu nie było w zachowaniu bliskiej osoby.
oraz to, ze wszyscy jestesmy ze soba polaczeni i nic nie dzieje sie bez przyczyny,
Ok ale czym innym jest zrozumienie przyczyn – warunków, w których może coś zaistnieć, np. ból – a czym innym jest dorabianie do tego filozofii.
Oparzenie też nie dzieje się bez przyczyny – popełniłeś błąd, oparzyłeś się i dlatego skóra może być zniszczona. Oparzenie to KONSEKWENCJA błędu.
Ale powiedzenie, że to się stało, byś coś tam zrozumiał to już dziecinada. Zrozumieć należy, że położenie dłoni na gorącej powierzchni w konsekwencji przyniesie to, co się opisuje jako “oparzenie”.
Jeśli komuś spali się dom, to nie dlatego, bo jakiś los chciał, byśmy się czegoś nauczyli, zrozumieli, odeszli z tego domu, etc. Spalił się, bo powstały warunki, by wzniecił się ogień.
A to jak my podejdziemy do tej całej sytuacji, to nasza odpowiedzialnośś. Jedni widzieć to będą w kontekście nowych możliwości, wolności. A inni w kontekście straty, niesprawiedliwości.
to moze to glupie co teraz napisze, ale czy mozliwe jest, ze ta cala sytuacja z moja mama i to ze ja boli noga, nie jest po to zeby wyciagnac ze mnie emocje i tym samym mnie uzdrowic?
Nie.
Ale możesz wykorzystać potencjał jaki ta sytuacja daje, by skorygować swoje percepcje i uwalniać emocjonalność, nie opierać się i wybrać postawy wspierające w przykrych sytuacjach.
Czy tak już jest?
Jednak ból sam z siebie jest KONSEKWENCJĄ warunków jakie mama utrzymuje.
Przypominam – ból to konsekwencja najczęściej opierania się. Nie opieranie się bólowi spowoduje, że nie będziemy cierpieć z jego powodu.
Ale ból też jest konsekwencją oporu. Być może żalu względem jakiejś sytuacji z przeszłości, lęku dotyczącego przyszłości. Nie wiem.
Tu potrzebna jest radykalna szczerość i uczciwość.
I konieczne będzie nie tylko uwolnienie tych emocji ale też rekontekstualizacja i przewartościowanie tego, czego się boimy, za co kogoś obwiniamy, względem czego utrzymujemy żal, etc.
Odpuszczenie oporu wobec bólu zmieni doświadczenie bólu ale niekoniecznie go usunie. Trzeba przeanalizować czego konsekwencję stanowi ból.
I jak ja zostane uzdrowiony,
Nie zostaniesz uzdrowiony, bo nie masz jakiegoś ezoterycznego stanu – “nie-zdrowia”, który można usunąć.
Poza tym postrzeganie, że inni cierpią, byśmy my mogli zostać uzdrowieni jest sadystyczne.
Zauważ, że już wiesz, że ból to informacja np. o kolosalnych uporze, niechęci, by iść dalej w życie, by pogodzić się z pewnymi zmianami, by może nadać nowe wartości czemuś z przeszłości, etc.
Samo usunięcie bólu niekoniecznie może być zdrowe.
Tak jak branie leków – Ty mówisz, że pomagają. Ale mówisz też, że ból nie mija, a nawet rośnie. Więc branie leków to zdrowie? Nie. To może być nawet kierunek przeciwny do zdrowia.
Zdrowie to bardzo wysoki poziom świadomości. Przeczytałeś artykuł o cnotach. Zdrowie to cnota. Zastanów się czy Twoja mama tak żyje?
to istnienie bólu w kolanie mojej mamy straci tak jakby sens i przestanie ja bolec?
Ból Twojej mamy nie ma sensu poza tym, że stanowi konsekwencję czegoś.
Na razie lekarz nie rozumie związku między ciałem, umysłem i świadomością, dlatego może analizować tylko w bardzo ograniczonym spektrum.
Jednak zauważył – “ból jest tylko w głowie”. To nie jest prawda. PRZYCZYNY bólu są w głowie jednak ból doświadczany jest poza umysłem.
Umysł nie ma zdolności doświadczania.
Dlatego też odpuszczenie oporu wobec bólu zmieni doświadczenie bólu ale ból jako informacja przez to niekoniecznie zniknie.
Tylko te leki przeciwbolowe. Na tym blogu piszesz Piotrze, oraz pan Hawkins, ale rowniez Eckhart Tolle i inni, ze czlowiek jest istota duchowa posiadajaca cialo i ja tez w to wierzylem. Ale do teraz, poniewaz widze, ze te techniki duchowe nie dzialaja, a pomaga tylko to, co oddzialuje na cialo. Na fizycznosc.
Pomaga? Nie pomaga.
Leki odcinają tylko możliwość doświadczania bólu. Jednak nie usuwają jego przyczyny. Dlatego ból trwa czy “wraca”.
Bo to podobne do spożywania alkoholu, tylko bez negatywnych konsekwencji wpływu samego alkoholu.
A podobno umysl panuje nad cialem.
Umysł nie panuje nad ciałem.
Widzisz – jeśli zależy Ci na zmianie, to nie możesz na nie liczyć, jeśli tak niedbale zapamiętujesz tak istotne informacje.
Umysł nie panuje nad ciałem, czego dowodów masz tysiące dziennie – możesz przez następne 100 lat myśleć, że wyrastają Ci skrzydła ale tak się nie stanie.
Umysł sam z siebie jest wyższym tzw. ciałem subtelnym. To co w nim utrzymujemy, ma POTENCJAŁ do manifestacji w fizyczności, gdy warunki będą odpowiednie.
Tak jest z bólem. Ból to konsekwencja czegoś, co Twoja mama utrzymuje w umyśle jak i stworzyła temu odpowiednie warunki. Np. utrzymuje to długi czas.
A ja widzac jak moja mam cierpi, zaczynam w to watpic i powoli pochylam sie ku stwierdzeniu, ze czlowiek to jest po prostu cialo, ktora ma jakas tam dusza, a nie odwrotnie.
Co pokazuje dlaczego ludzie wymyślają masę zabobonów.
Bo to tylko racjonalizacje dla żalu, frustracji, poczucia winy, wstydu, etc.
Niemniej – jakich przekonań nie uważamy za zabobony? Co uważamy za obiektywną rzeczywistość?
Ten ból jest konsekwencją niektórych z nich.
Jak człowiek może być ciałem jeśli jeszcze nikt po np. obcięciu włosów nie mówił o sobie już nie Krzysiek, tylko “Mniej-Krzyśka”?
Trace nadzieje, jestem bezsilny.
Jesteś bezsilny tylko w kontekście, w jakim postrzegasz tę sytuację.
Chcialbym poznac twoje zdanie, jak ty to widzisz, na podstawie tego co wiesz. Jaka jest prawda? Dzieki za wysluchanie.
Wszystko można uznać za prawdę w pewnym kontekście.
Prawdy na razie nie znamy – nie wiem nic o Twojej mamie, jak postrzega pewne zdarzenia z przeszłości, jaki ma obraz siebie, z jakimi intencjami żyje, jakie wartości, sens i znaczenie nadaje swoich doświadczeniom, życiu, sobie, jakie pozycjonalności utrzymuje, ani nawet czy mówi prawdę – czy naprawdę uwalnia, poddaje się, czy nie.
Piszesz:
Staram sie tez wysylac do niej mysli pelne milosci, tak jak pan Hawkins opisywal w swojej ksiazce i tak smo stram sie w myslach stosowac wobec niej Hooponopono. Mysle ze wiesz co to jest.” Przepraszam, prosze wybacz mi, dziekuje, kocham cie”. Mowi to myslac o niej, ale chyba niestety nic nie dziala.
Ok ale jaka jest Twoja intencja? Pomocy? A co jest pomocą w tej sytuacji? Pozbycie się bólu? Przypominam – ból to informacja. Bardzo ważna.
Usunięcie bólu bez korekty wewnętrznej nie byłoby pomocą.
Ty zaś kochaj swoją mamę bezwarunkowo. Niezależnie czy ją boli, czy nie. Dlaczego sam chcesz cierpieć, bo ona cierpi?
Otaczaj ją opieką, uśmiechaj się.
Bo możesz wysyłać myśli pełne miłości. Ale czy taki jesteś przy niej? Czy raczej jesteś smutny, pełen żalu?
Jakich słów przy niej używasz? Czy ją rozśmieszasz, przytulasz? Czy emanuje od Ciebie ciepło, troska, spokój, radość?
Bo jeśli nie, to i myślom nie towarzyszy taka energia.
O tym dokładnie mówiłem w kontekście, że inni są dla nas aniołami.
Ta sytuacja, doświadczenia Twojej mamy mogą być dla Ciebie odpowiednim pretekstem, by wybrać odwagę, ciepło, troskę, współczucie, radość, którymi będziesz ją otaczał.
Na razie mówisz, że wybierasz bezsilność i tracisz nadzieję. Czyli wybierasz kierunek negatywny. Poddajesz się negatywnościom.
Więc przeczytałeś całego Bloga, ponad 200 artykułów, a nadal nie dotarło do Ciebie, że zdrowie to nie są żadne techniki, ani sposoby, tylko to jak żyjemy, kim wybieramy być.
Można chorować na jakąś dolegliwość, a żyć bardziej zdrowo, niż miliardy ludzi.
A można nie mieć żadnej dolegliwości i cierpieć. Bo to konsekwencja niezdrowego życia – wybierania tego, co nie sprzyja naszemu życiu.
Teraz zastanów się czy Twoja mama nie postępuje podobnie? Doświadczyła czegoś, co osądziła jako negatywne i zamiast wobec tego wybrać odwagę, akceptację, wybierała brak nadziei, bezsilność?
Ciebie boli ta sytuacja. Jaka sytuacja boli Twoją mamę?
Zapewne widzisz w niej to, na co sam siebie skazujesz już teraz.
Potem powiesz sobie, że to oczywiście geny jak już setki razem słyszałem i od klientów, i od bliskich, znajomych, obcych ludzi. “W tej rodzinie ludzie są bardziej podatni na zachorowania na raka. To genetyczne.”, itp.
Ale gwarantuję, że nie ma genu uzależnień, podatności na picie czy oglądanie porno. Ani chorób. Geny to reprezentacja, nie przyczyna.
Tu potrzebna jest szczera, odważna rozmowa. Do której Twoja mama może nie wyrazić chęci, ani gotowości.
Jeżeli przydarzyło się coś przykrego, to konieczne jest przeżycie tego w pełni, poddanie się temu, co się ujawni i odpuszczenie oporu, osądów, wartościowania. I poddanie rekontekstualizacji tej sytuacji.
Z Twojej strony pamiętaj, że nie odpowiadasz za życie swojej mamy, ani jej doświadczenia. Jeśli chcesz jej pomóc, to nie traktuj jej jak ofiary, kochaj ją, bądź dla niej ciepłem, miłością – tym czym ona nie jest dla samej siebie.
Nie przez 5 minut. Tylko non stop.
Ból to nie cierpienie. Wiemy, że po wysiłku fizycznym może nas boleć nawet całe ciało, a nie cierpimy z tego powodu. Nawet się cieszymy.
Cierpienie zawsze jest więc informacją o oporze, o niechęci do tego, co odczuwamy, doświadczamy, przeżywamy. Ludzie zdarzeniom i emocjom opierają się nawet dziesiątki lat.
Dodam jeszcze jedną rzecz.
Sytuacja Twojej mamy jest poważna. Nauka uwalniania teraz to trochę jak próba nauczenia się na egzamin dzień przed.
Jednym z problemów ludzi jest to, że próbują najpierw rozwiązać problemy najtrudniejsze.
Mama próbuje stosować uwalnianie, na razie zmian nie zaobserwowaliście, a Ty już wyciągasz wnioski, że to bujdy.
A nie można sprawdzić tego na mniejszym problemie – np. lęku przed podjęciem jakiegoś działania?
To, czego doświadcza Twoja mama to konsekwencje być może wielu lat negatywnego postępowania wobec siebie. Tego nie zmienisz 5 minutami stosowania narzędzia uwalniania.
Ja jedną warstwę lęku uwalniałem 3 doby. Godziny leżałem w łóżku, bo się trząsłem, było mi zimno. I nagle – pyk! – wyczerpał się ładunek, wstałem i robiłem swoje.
Jedno przywiązanie dr Hawkins uwalniał 11 dni non stop – dzień i noc.
Jedną ze strategii negowania wiedzy, mądrości i skuteczności pewnych metod i narzędzi jest operowanie przykładami ekstremalnymi.
Np. negowanie karmy, bo się dzieci rodzą z guzem mózgu. To że nie potrafimy wytłumaczyć przykładu hardcorowego, nie oznacza to, że wszystko co dotyczy karmy jest nieprawdą.
Pytamy wtedy – “co ono zawiniło?” No, jeśli chcemy dociekać prawdy, to przede wszystkim wybierzmy prawdę. A nie próbujemy jakąś kwestię dotyczącą ogromnego kontekstu życia interpretować z kolosalnie wąskiego kontekstu i jeszcze nieprawdziwych założeń.
Dziecko nic nie zawiniło. Skąd ten pomysł? Ale to “dziecko” to kolejna inkarnacja świadomości, której dotyczą konsekwencje przeszłych inkarnacji – kilkudziesięciu, może nawet ponad 100.
A że odpowiadamy na wieki było znane od tysięcy lat. To się dziś nie dziwmy, że jak jakaś świadomość żyła 30 razy jak barbarzyńca i non stop mordowała, to nie poniesie tego konsekwencji.
Albo ktoś kradł i “uniknął złapania”. Może i uniknąć złapania ale nie uniknie konsekwencji.
Mówię o tym, by podkreślić znaczenie odpowiedzialności, a nie grać ofiary losu. Uwalnianie często może “wyjąć korek” wielu stłumionych, wypartych aspektów.
Niejedna osoba, która uważała się za spokojną i dobrą, gdy zaczęła uwalnianie, pewnego dnia ujawniła się wypierana wściekłość.
Bo to takie samo urojenie jak “co zawinił noworodek, że zasłużył na taką chorobę” jak i uważanie się za dobrego, gdy w środku się aż gotuje.
Niektórzy grają dobrych i spokojnych, tylko wszystkich atakują myślami. No ale myślami, nie naprawdę, więc są dobrzy i spokojni…
Życie nie kłamie. Nasze doświadczenia nie kłamią.
Jeśli jest tak poważna dolegliwość jak duży ból, to coś jest na rzeczy. Nawet operacja nie pomogła.
Skoro tak, to temat jest poważny, czyli i przyczyny są poważne.
Trzeba do tego więc podejść równie poważnie, a nie liczyć na chwilę uwalniania.
Nawet zranienie, gdy się opatrzy, to dopóki się w pełni nie zagoi, trzeba uważać, żyć ostrożnie, rozsądnie, nie narażać zranienia na dodatkowe uszkodzenia, chronić przed zabrudzeniem.
Jeżeli operacja nie pomogła, to polecam “Kurs cudów” połączony z uwalnianiem, medytacją i modlitwą. + wszystkie dodatkowe zabiegi i leki, które wskaże lekarz specjalista.
Oraz jak mówiłem w pierwszym komentarzu – i co zalecają 12 kroków – uczciwa, odważna inwentura moralna.
Dziekuje Piotrze za tak obszerna odpowiedz na moje pytania. Ja wlasciwie to nie wiem co mam odpisac. Oczywiscie wszystko to co mi napisales, przeczytalem mojej mamie traktujac to jako porade dla niej, jak ma postepowac. Ja osobiscie jestem zalamany i dzisiaj znowu plakalem dwa razy, a placze codziennie jak sobie pomysle, co moja mama musi przezywac, skoro ja boli non stop przez kilka miesiecy i jednoczesnie wzbiera sie we mnie ogromna zlosc chec zemsty, odwetu na tym lekarzy, ktory robil mamie operacje i z tego wynika ze jej popsul noge jeszcze bardziej, a mowi ze on zrobil wszystko prawidlowo i wedlug niego mama ma wszystko sprawne i dalej juz umywa rece. Przed operacja mame bolalo tylko podczas chodzenia i nie mogla tej nogi dobrze zginac, ale gdy nic nie robila, to ja nie bolalo. Mogla sie zajmowac swoim hobby, robic sobie cos tam w domu, to co lubila i przede wszystkim mogla usnac. A teraz jej tak jakby nie bylo. Nie moze wrocic do takiego normalnego, zwyklego zycia. I to wszystko przez tego lekarza, ktory wedlug mnie zniszczyl jej zycie. Ogolnie szukajac na roznych forach jakichs wskazowek, jak jej pomoc, natrafilem na jakies forum z USA, gdzie mnostwo ludzi opisywalo przypadki podobne do przypadku mojej mamy, lub nawet jeszcze gorsze. Tyle co ja sie naczytalem, jak to lekarze zrujnowali ludziom zycia, to po prostu jest szok. Mialo byc lepiej, a jest gorzej niz przed operacja, a lekarze rozkladaja rece. A najgorsze jest to, ze nie poczuwaja sie do winy. Uwazaja, ze oni zrobili wszystko dobrze. Eh… Ludzie tam pisali, ze wedlug nich, takie operacje powinny prawne zabronione, pod kara wiezienia. I ja sie z tym zgadzam. Nie moge normalnie zyc, wiedzac ze moja mama tak cierpi. Oczywiscie wspieram ja jak moge. Staram sie jej dawac tyle ciepla i milosci ile tylko mam i ile tylko moge. Robie jej masaze, podaje picie, robie jedzenie, ale to gdy wroce z pracy.Moj drugi brat tez jej pomaga na ile tylko moze. Ale to nic nie daje, a ona cierpi. Gdy to pisze teraz, to placze. Nie wiem Piotrze co robic. Dziekuje ci bardzo za odpowiedz i w ogole. Teraz zbliza sie powoli noc, a dla mojej mamy horror nie spania. I tak codziennie od kilku miesiecy, a znikad pomocy i brak nadziei. Ona juz jest tym bolem tak wymeczona i zrezygnowana, ze nawet juz nie chce slyszec, zeby gdziekolwiek do lekarza pojechac. 13 grudnia ma wizyte u tego lekarza ktory jej ta proteze wstawial, ale tutaj raczej nie ma czego oczekiwac pozytywnego( o ile mama pojedzie). Ja juz wszystkie kosci i miesnie bola, bo prawie caly czas lezy i do tego czuje jak jej cialo plonie w srodku od pasa w góre. Czytalem ze to prawdopodobnie od tego bólu ktory juz tak dlugo trwa, a co za tym idzie depresja, stres i takie bledne kolo jest. Chce ja zawiezc na akupunkture. Moze jej pomoze. Nie wiem. Przepraszam Piotrze i dziekuje. Nie wiem co mam robic. Boże pomoz mojej mamie. Prosze!
Dziekuje Piotrze za tak obszerna odpowiedz na moje pytania. Ja wlasciwie to nie wiem co mam odpisac.
Nie musisz odpisywać. Teraz ważny jest uczciwy, szczery obrachunek moralny. Twojej mamy i Twój.
Bo z tego komentarza widzę, że jest nad czym pracować.
Podkreślę – tego, co najważniejsze i krytyczne nie możesz zrobić za nią. To jest jej problem, jej odpowiedzialność. Nie Twoje.
Oczywiscie wszystko to co mi napisales, przeczytalem mojej mamie traktujac to jako porade dla niej, jak ma postepowac.
Pamiętaj, że to nie jest kwestia “co zrobi”. Tylko tego jaka jest, jak żyje.
Należy dokonać korekt w tym, co już jest.
Próby robienia czegoś, by przestać w tym czasie robić coś innego to próby zamiatania pod dywan. Dlatego nic się nie zmienia u większości ludzi, którzy próbują robić coś na siłę.
Ja osobiscie jestem zalamany i dzisiaj znowu plakalem dwa razy, a placze codziennie jak sobie pomysle, co moja mama musi przezywac, skoro ja boli non stop przez kilka miesiecy i jednoczesnie wzbiera sie we mnie ogromna zlosc chec zemsty, odwetu na tym lekarzy, ktory robil mamie operacje i z tego wynika ze jej popsul noge jeszcze bardziej,
Z czego wynika, że mamie popsuł nogę? Bo nie pomógł? Bo zawiódł oczekiwania?
Nie.
Proszę zrozum, że są na tej planecie problemy, jak np. te “nieuleczalne choroby”, których nie można usunąć, ani wyleczyć środkami fizycznymi.
Bo ich przyczyny nie są fizyczne.
To że lekarz nie pomógł NIE oznacza, że zaszkodził lub pogorszył sytuację.
Widzimy już, że są kolosalne niezrozumienia.
Natomiast istotne jest dlaczego Ty wybierasz nienawiść i pragnienie zemsty?
Pytam, bo skoro to uznajesz za dobre, choć oczywiście takim nie jest i opiera się o kompletnie błędne wnioski, to skądś się tego nauczyłeś.
Czy przypadkiem nie od mamy? Jeśli Ona tak postępuje/postępowała, to zapewne jedne z przyczyn Jej problemów.
Nie próbuję teraz niczego zwalać na mamę. Tylko dociekam co może być korzeniem jej problemu?
Dziecko jest odbiciem rodzica – w sensie, że naśladuje jego postępowanie, powiela percepcje, intencje. I zazwyczaj poziom świadomości jest zbliżony.
Jeżeli Ty dochodzisz do takich wniosków, bardzo możliwe, że Ona również.
a mowi ze on zrobil wszystko prawidlowo i wedlug niego mama ma wszystko sprawne i dalej juz umywa rece.
Nie umywa rąk, tylko zrobił faktycznie co mógł.
Mojemu przyjacielowi zmarła żona na raka. Lekarze też zrobili wszystko co mogli. Masa terapii, leków przez ponad 2 lata.
A ponoć milion ludzi w Polsce ma raka. Każdy ma nienawidzić lekarzy, którzy nie pomogli, choć mówią, że zrobili wszystko co mogli? Należy nienawidzić, mścić się na lekarzach? To byłoby szaleństwo.
Powszechnie jest wiadomo, że są małe szanse na wyzdrowienie. A nawet jak komuś pomoże chemia, to nie ma żadnej gwarancji, że nie będzie nawrotów.
Zresztą każda dolegliwość wraca, dopóki nie usuniemy jej korzenia/korzeni. Od raka po zwykłe przeziębienie. Bo taka jest natura dolegliwości.
Gdy pchniesz huśtawkę, to będzie się bujać, aż nie wytraci swojej energii. Ale gdy będziesz tę energię dawał – dalej pchał – huśtawka będzie się bujać nawet przez 100 lat.
I mój przyjaciel też zastanawiał się czy nie obwiniać lekarza, który na początku postawił błędną diagnozę, przez co leczenie zaczęli 3-4 miesiące później, niż mogli. Nie zrobił tego. Bo co by to dało?
Podobnie z wieloma innymi dolegliwościami, nawet zwykłymi przeziębieniami. To, że lek pomógł, a przeziębimy się znowu, nie oznacza, że lek zawiódł, a lekarz, który go przepisał umył ręce.
Ja jeszcze na studiach miałem raz okres w ciągu miesiąca, że przeziębiałem się co kilka dni na kilka dni. Było może 1-2 dni przerwy i znowu.
Każda dolegliwość ma przyczyny na poziomie fizycznym, mentalnym, emocjonalnym i duchowym.
Na poziomie fizycznym można co najwyżej usunąć widoczne gołym okiem np. narośle, złamania, suplementować jakieś braki, założyć protezę, wypełnić np. dziurę w zębie.
Ale doświadczanie bólu jest już na innym poziomie, niż fizyczny.
Dlatego weź odpowiedzialność za swoje uczucia, tym bardziej nie nakręcaj się nienawiścią na lekarza. To pomoże Tobie.
A jeśli mama tego nie zrobi, to nie pomoże sobie.
To co teraz wybierasz osłabia Cię, Twój organizm, układ odpornościowy.
Wyobraź sobie co by było, gdybyś tę nienawiść teraz zdławił w sobie, czyli siebie nią i ją utrzymywał, a nawet karmił przez 20 lat. Uważasz, że nie pojawiłyby sie jakieś dolegliwości? Uważasz, że lekarz mógłby je usunąć?
Przed operacja mame bolalo tylko podczas chodzenia i nie mogla tej nogi dobrze zginac, ale gdy nic nie robila, to ja nie bolalo. Mogla sie zajmowac swoim hobby, robic sobie cos tam w domu, to co lubila i przede wszystkim mogla usnac. A teraz jej tak jakby nie bylo. Nie moze wrocic do takiego normalnego, zwyklego zycia.
Pytanie czy naprawdę żyła normalnie?
Przeczytałeś serię o cnotach? Czy żyła cnotliwie? Czy jakość jej życia – szczególnie wewnętrznego – można opisać jako “normalny”? Zdrowy? A chociaż spokojny? Odważny?
I to wszystko przez tego lekarza, ktory wedlug mnie zniszczyl jej zycie.
Nie.
Pamiętaj – prawda boli ale nas wyzwoli.
Bliższe prawdzie jest stwierdzenie, że każdy sam sobie niszczy życie nie wiedząc o tym. Wyjaśniałem, że jako ludzie nie mamy zdolności odróżnienia prawdy od fałszu, tego co życie wspiera, od tego co nie.
Pierwszy komentarz napisałeś pod artykułem, w którym wyjaśniałem, że ewoluujemy z drapieżności. Ponad 80% ludzkości jest w tym spektrum świadomości. Ludzie są gotowi cierpieć za pierdołę – np., że jako dziecko np. zabrali drugiemu dziecku kredki i przez to dostało jedynkę, a potem lanie w domu. Ludzie za takie głupoty potrafią się obwiniać, wstydzić i nienawidzić całe życie! W każdym z nas jest mniej lub bardziej ukryty sadysta, który czeka tylko na pretekst.
A że ból to doświadczenie w polu świadomości, nikt nie może go nam sprawić. Sami sobie to czynimy nie wiedząc o tym.
Tak jak Ty teraz wybierając nienawiść i pragnienie zemsty uważasz to za dobre, choć to zupełnie przeciwny kierunek, niż “dobry”, niż “normalny”.
I dlatego Cię boli.
Wielu dopiero musi rąbnąć porządnie o glebę, nawet stracić wszystko, by w ogóle zacząć modlić się do Boga o pomoc w odróżnieniu co jest dobre, a co nie, co można zmienić, a czego nie, jak to robią Anonimowi Alkoholicy.
Dlatego mówię, że Twoja mama – każdy człowiek – może całe życie wybierać masę tego, co realnie szkodzi, nawet tego nie zauważając i nazywając to dobrym. Przykład – jedzenie słodyczy.
Powszechnie uważa się za dobre, słodziutkie, kupuje nawet dzieciom, nagradza tym ludzi, kupuje na każdą okazję, jako prezenty. A skondensowany cukier to trucizna.
Poza tym powszechnie nie rozumie się w ogóle konsekwencji, ani odpowiedzialności. Wierzy się, że choroby, dolegliwości biorą się ze świata, z bakterii, a my tylko jesteśmy ofiarami.
Tak nie jest.
Bakteria nie jest przyczyną choroby, tylko jednym z elementów – warunków, w których może się zamanifestować coś. Oczywiście na samym poziomie fizycznym też nie jest tylko przyczyną i tyle. Mamy układ odpornościowy i są też innie czynniki.
Natomiast np. nienawiść, narzekanie, zazdrość, granie ofiary, wstydzenie się, obwinianie, etc. osłabiają układ odpornościowy, nie mówiąc o masie innych konsekwencji.
Mnie też sporadycznie bolą kolana. To nie ma nic wspólnego z wiekiem. Tylko oczywiście z wiekiem przybywa zaniedbań, opieramy się coraz bardziej, budujemy kolejny struktury niskiej świadomości i pozycjonalności i brniemy w coraz większe frustracje, lęki, wstyd, winę, żale, etc. Dziesiątki lat. Gdy ja jednak przepracowałem to, co przeanalizowałem jako źródło tego bólu, ból mijał. Zazwyczaj właśnie to był opór, by się ugiąć, zrozumieć coś pokornie, ruszyć do przodu.
Ogolnie szukajac na roznych forach jakichs wskazowek, jak jej pomoc, natrafilem na jakies forum z USA, gdzie mnostwo ludzi opisywalo przypadki podobne do przypadku mojej mamy, lub nawet jeszcze gorsze. Tyle co ja sie naczytalem, jak to lekarze zrujnowali ludziom zycia, to po prostu jest szok.
Ludzi wyciągających błędne, nawet absurdalnie wulgarne wnioski, nie brakuje.
To co przeczytałeś to jak chętnie ludzie grają ofiarę, szukają kozłów ofiarnych. A nikt nie chce z nich wziąć odpowiedzialności pomimo, że jest tak źle i coraz gorzej.
Dokładnie to samo jest z uzależnionymi. Niemal każdy obwinia rodziców, Boga, ludzi, pojedyncze osoby – np. dziewczynę, która ich rzuciła.
Granie ofiary i obwinianie GWARANTUJE, że się nic nie poprawi. I się nie poprawia bez wyjątku u każdego człowieka, który tak postępuje.
A lekarze wg mnie zrobili kawał dobrej roboty i gdyby nie istniała jeszcze inna przyczyna lub przyczyny, nastąpiłoby wyzdrowienie.
Ale życie jakie się tylko chce – negatywne na wielu poziomach – a potem oczekiwania, by inni “sprzątali” za nas jest dziecinne.
Mialo byc lepiej, a jest gorzej niz przed operacja, a lekarze rozkladaja rece.
Dlaczego więc ich obwiniasz?
Tak może być i należy zawsze mieć na uwadze, że ani operacja, ani leki nie muszą wcale okazać się skuteczne.
A najgorsze jest to, ze nie poczuwaja sie do winy.
Aaa, widzisz.
Zaczyna się żonglowanie winą. Jak Ty czujesz winę i ból, to inni też powinni. Jak Twoja mama cierpi, to ci co starali się pomóc i zawiedli, też powinni cierpieć, tak?
Dlaczego wg Ciebie to lekarz jest odpowiedzialny? Rolą lekarza jest pomóc w pewnym spektrum okoliczności. Jeśli problem wykracza poza nie, żaden lekarz nie pomoże.
Zamiast nienawiści, wybierz dla lekarza wdzięczność. Bo on poświęcił swoje życie, by pomagać w tak trudnych tematach i tak słabo rozumianych. Wykazał się odwagą i poświęceniem.
A że nie każdemu pomoże – to zrozumiałe.
Dlaczego nie szukasz na forach tych, u których się poprawiło? Dlaczego nie szukasz rozwiązań i odpowiedzi? Znajdź różnice między tymi, którzy wyzdrowieli, od tych, którzy nie wyzdrowieli.
A nie leć trzymać z tymi w złej sytuacji.
Gdybyś próbował rozwiązać problem braku pieniędzy, to trzymałbyś z tymi, którzy tego nie zrobili – nie rozwiązali tego problemu – czy z tymi, którzy zaczęli lepiej zarabiać?
W jakiej z tych sytuacji jest potencjał zrozumienia co jeszcze można zmienić, poprawić, by lepiej zarabiać?
Trzymając się i słuchając tych, którzy cały czas obwiniają swojego szefa, współpracowników, gospodarkę? Czy tymi, którzy znaleźli rozwiązania, zastosowali je i poprawili swój status majątkowy?
Uwazaja, ze oni zrobili wszystko dobrze. Eh… Ludzie tam pisali, ze wedlug nich, takie operacje powinny prawne zabronione, pod kara wiezienia. I ja sie z tym zgadzam.
Jeśli Twoja mama też tak uważa, to sama skazuje się na swój los.
Ty na swój.
I każda z tych osób na swój.
Skąd wniosek, że te operacje pogarszają sprawę? Czy ona nie pogarszała się sama zanim jakiś lekarz operował?
Nie moge normalnie zyc, wiedzac ze moja mama tak cierpi.
Ach, a tutaj kolejne usprawiedliwienia i zaczynają się kłamstwa. “Nie mogę”. Oczywiście możesz, tylko nie chcesz, bo wolisz obwiniać i nienawidzić.
Oczywiście normalnie nie możesz żyć ale nienawidzić, obwiniać, nawet pragnąć zemsty możesz, tak? Bo to jest teraz usprawiedliwione cierpieniem swojej mamy. Hmm…
Oczywiscie wspieram ja jak moge.
No to Ci powiem, że nie do końca.
Gdybyś wybierał wspieranie jej, to nie wybierałbyś nienawiści, obwiniania i kłamstw. Twoja mama chciałaby, abyś żył normalnie, a nie nienawidził i się nakręcał niedojrzałymi ludźmi.
Staram sie jej dawac tyle ciepla i milosci ile tylko mam i ile tylko moge. Robie jej masaze, podaje picie, robie jedzenie, ale to gdy wroce z pracy.Moj drugi brat tez jej pomaga na ile tylko moze. Ale to nic nie daje, a ona cierpi.
Bo problem ma źródło wewnętrzne.
Zauważ – równie dobrze mógłbyś zacząć nienawidzić i siebie, i swojego brata, tak jak lekarzy. No mówisz dokładnie to samo – “robicie ile tylko możecie, a się nie poprawia, nawet jest coraz gorzej”. Nie umywacie rąk przypadkiem?
Właśnie zauważyłem, że wcale nie robicie wszystkiego – Ty np. nienawidzisz lekarzy. Nosisz w sobie nienawiść i karmisz ją, choć przeczytałeś, że wszyscy na siebie wpływamy tym jacy jesteśmy.
Nie mówię tego, by Cię jeszcze dobijać. Mówię, że nasze doświadczenia są subiektywne. Życie na tej planecie jest RADYKALNIE subiektywne.
Dlatego jednym lekarz pomoże, a innym nie. Bo nie u każdego przyczyny są takie same.
Jest tak identycznie nawet w rzeczach trywialnych jak zagadanie do kobiety. Jeden facet coś powie i reakcja kobiety będzie negatywna. Inny powie dokładnie to samo do tej kobiety i reakcja będzie pozytywna.
Świat zmieniamy tym jacy jesteśmy. Ty wybierasz nienawiść, żal, gniew, bezsilność. Można naiwnie rzec, że w takiej sytuacji to normalne. Ale nie, to nie jest normalne. To jest powszechne ale nie jest normalne.
Dlaczego masz cierpieć, bo Twoja mama cierpi? Nie cierpisz przez to, że ona cierpi, tylko przez to jak to widzisz oraz przez to co robisz w sobie. Podobnie jak i Ona.
I uważasz, że nie możesz żyć normalnie, bo ona cierpi. Nie możesz być spokojny, bo mama cierpi. Na pewno? Na 100%?
Dlaczego chcesz się zemścić na lekarzu, a nie zacząć studiować medycynę każdego typu, zgłębić ich tajniki, znaleźć rozwiązanie dla cierpiących? Kto wie – może dzięki takiej determinacji dokonałbyś przełomu?
Wiele osób właśnie tak zmieniło świat na lepsze – zrobili wszystko, by znaleźć rozwiązanie problemu, których ich niegdyś dotknął i pragnęli, by już nikt go nie doświadczył.
Ja dokładnie na tym oparłem swoją pracę. Nie chcę, by inni cierpieli żyjąc w uzależnieniu.
Ja nikogo nigdy nie traktuję jak ofiarę. Każdy może być tym kim wybierze być. Ceną za to jest odpuszczenie korzyści z np. grania ofiary, odpuszczenie obwiniania i skrywanej przyjemności z tego.
A mówiłem, że świat zmieniamy najpierw zmieniając siebie, bo są pewne rzeczy, których zmienić nie możemy niezależnie ile się wycierpimy, jak bardzo będziemy biadolić, pragnąć, narzekać.
Na tej planecie np. nie da się uniknąć konsekwencji. Niezależnie ile będziemy z tego powodu cierpieć, to jak tysięczny raz uderzysz ręką w ścianę – będzie boleć.
Jak tysięczny raz przesolisz zupę, to będzie zbyt słona.
Twój ból to konsekwencja tego co Ty robisz. Analogicznie z Twoją mamą i każdym na tym forum.
Zmiana nawyku, czyli nieświadomego postępowania, zazwyczaj trwa 2-3 tygodnie. I to uwzględniając prawdziwe dążenie do zmiany. Bo jeśli nie rozpoznamy i nie porzucimy korzyści z tego działania, to go nie zmienimy, choćbyśmy próbowali 2-3 lata i 20-30 lat.
I tak np. właśnie zmagają się uzależnieni bez żadnych rezultatów. Bo nadal mają z tego korzyści, z których nie chcą zrezygnować.
Więc jeśli Twoja mama np. skrycie nienawidzi, to jeśli już jest gotowa z niej zrezygnować, by wyzdrowieć, to i tak potrzeba 2-3 tygodni minimum, by w każdej okoliczności, gdy nienawiść wybierala, zrezygnować z niej. W tym nie opierać się bólowi.
Gdy to pisze teraz, to placze. Nie wiem Piotrze co robic.
Chcesz zmienić świat, zacznij od siebie.
Wiesz co robić, tylko na razie nie chcesz i szukasz na to usprawiedliwień.
Płaczesz. To poziom żalu. Jest nad poziomem bezsilności. Nad żalem jest strach. A strachu można użyć konstruktywnie – np. jako motywator.
Nad strachem jest pożądanie – pragnienie. Pragniesz, by było lepiej. Ale wchodząc na jeszcze wyższy poziom – na gniew – marnujesz go, trwonisz na nienawiść i nakręcanie się dramatami innych ludzi. Czyli już zbaczasz z drogi wzrostu i rozwiązania.
Dumy też nie wykorzystujesz dobrze – “Innym się nie udało ALE MI SIĘ UDA!” Tylko zamiast tego zgadzasz sie z tymi, którym się nie udało.
A dopiero nad dumą jest odwaga. Pierwszy konstruktywny poziom, pierwszy sam z siebie wspierający życie.
Np. odwaga, by zrobić coś niebagatelnego, niecodziennego, alternatywnego, a nie tylko w kółko to samo, tylko bardziej. Jak mówiłeś – np. zabrać mamę na akupunkturę. Zamierzasz to zrobić?
To może być dobry pomysł. Kalibracja akupunktury to 405. Kolosalnie wysoko.
Dziekuje ci bardzo za odpowiedz i w ogole. Teraz zbliza sie powoli noc, a dla mojej mamy horror nie spania. I tak codziennie od kilku miesiecy, a znikad pomocy i brak nadziei.
Znikąd pomoc? No o tym mówię – samemu trzeba sobie pomóc. Wybrać zdrowie, normalność.
A tego na razie brakuje. Wyjaśniałem – radykalny, uczciwy inwentarz moralny.
A nie tylko czekanie aż inni coś zrobią. Wliczając tego “innego” – Boga.
Ona juz jest tym bolem tak wymeczona i zrezygnowana, ze nawet juz nie chce slyszec, zeby gdziekolwiek do lekarza pojechac.
No to pora zacząć wreszcie zmieniać siebie.
13 grudnia ma wizyte u tego lekarza ktory jej ta proteze wstawial, ale tutaj raczej nie ma czego oczekiwac pozytywnego( o ile mama pojedzie). Ja juz wszystkie kosci i miesnie bola, bo prawie caly czas lezy i do tego czuje jak jej cialo plonie w srodku od pasa w góre. Czytalem ze to prawdopodobnie od tego bólu ktory juz tak dlugo trwa, a co za tym idzie depresja, stres i takie bledne kolo jest. Chce ja zawiezc na akupunkture. Moze jej pomoze. Nie wiem. Przepraszam Piotrze i dziekuje. Nie wiem co mam robic. Boże pomoz mojej mamie. Prosze!
Ok ale jak interpretujesz pomoc?
Wyjaśniałem, że jeśli nie doświadczalibyśmy konsekwencji własnych decyzji, ani wyborów, ani tego jak żyjemy, jacy jesteśmy, to nigdy nie dążylibyśmy do zmiany. Ani jako osoby, ani jako rasa.
Gdy czasem mam migreny, to nawet gdy głowa solidnie boli, staram się nie brać leków, tylko odpuszczam opór, osądzanie, analizują co stanowi przyczynę bólu. W ten sposób trenuję.
Bo jeśli nie będę poddawał najmniejszych problemów, to większych również nie poddam.
Proszę nie popadaj w sytuację, gdy dzisiaj ludzie dosłownie fizycznie atakują lekarzy, którzy opiekowali się w szpitalu ich bliskimi, którzy nie nosili maseczki, zarazili się covidem i zmarli. Nagle rodzina tej osoby wie lepiej co by im pomogło, jakie preparaty. Nagle wiedzą lepiej od lekarzy! Skoro wiedzieli, dlaczego tak nie postępowali, dlaczego tego nie kupili, tylko są pełni nienawiści, gdy śmierć jest nieunikniona? Niejeden też mówił, że lekarz to konował, który mógł zrobić dużo więcej ale nie zrobił i ma teraz krew na rękach. Nie idź w tę stronę.
Zauważ, że uzależnienia to też dolegliwość nieuleczalna. Nie pomoże żadna terapia, ani lek, dopóki uzależniony nie wybierze zdrowia. A zaczyna się od przyznania, że ma się problem, zaprzestania kłamania, zaczyna się od mówienia prawdy, od uczciwej analizy tego jak uzależniony żyje.
Ja mogę włożyć setki godzin pracy w pomoc, a nie rozwiąże to problemu. Bo są tematy, którymi nie chcemy się zajmować, nawet o nich pamiętać.
I jak ktoś ma intencję, by tylko żyć lepiej na czas pracy z WoP, a potem wraca do tego, co zwykle, to gdy tylko skończy z WoP, po tygodniu czy dwóch, wróci do oglądania porno. To bardziej niż oczywiste.
Niejeden klient mi pisał nawet po roku, nieraz i dwóch latach, że wcale nie mieli intencji wyzdrowieć, tylko liczyli, że ja im wyczaruję, zmienię życie. Bo oni zapłacili, więc zrobili swoje.
Ale to jakby zapłacić za kurs nauki jazdy i liczyć, że Cię instruktor nauczy jeździć. Albo nauczyciel w szkole nauczy Cię matematyki. Tak nie jest.
Aby się czegokolwiek nauczyć, trzeba przede wszystkim mieć taką intencję. Niejedno dziecko chodzi do szkoły jak reszta ale się nie uczy, nie zdobywa wiedzy.
Jeszcze kilka rad – niech Twoja mama sama zacznie wybierać miłość. Niech masuje swoje kolano i nogę z miłością. Niech do tego kolana nawet mówi, że je kocha, że je przeprasza, że mu wybacza, że prosi o wybaczenie. Niech wybaczy sobie. Niech wybaczy lekarzowi. Nikt tu nic nie zawinił. Nikt nie jest winny. Jesteśmy tylko nieświadomi, niedojrzali, naiwni. Ale każdy jest odpowiedzialny.
I nie wymagaj też pomocy (tak rozumianej) od Boga – jak to się mówi – “teraz wszystko w rękach Boga”. To tak nie działa.
Jeśli dolegliwość nie mija, to albo czegoś się jeszcze trzymamy lub opieramy, bądź przyczyny są jeszcze nieuświadomione i mogą być bardzo głęboko zakopane. Co oznacza, że pewne dolegliwości mogą nie minąć. “Kurs cudów” m.in. właśnie pomaga się pogodzić z pozornym “losem”.
12 kroków uczy, by modlić się o prawdę – o rozpoznanie co zmienić możemy, czego nie i żeby to zacząć rozróżniać.
12 kroków uczy o konieczności poddania, przyznania, że nie kontrolujemy swojego życia, że żyjemy destruktywnie dla siebie.
Mówi o poddaniu się Bogu/Sile Wyższej.
Mówi o konieczności dokonania odważnej inwentury moralnej i dokonywania jej każdego dnia, z miejsca przyznawania się do błędów.
Innymi słowy – mówi o realnej dojrzałości.
Na razie tego brakuje.
To że zaczynasz nienawidzić lekarza czy lekarzy i zgadzasz się ludźmi wybierającymi nienawiść rzuca podejrzenie czy przypadkiem takiego kierunku nie nauczyłeś się od mamy, nie zacząłeś jej naśladować? Skądś wytrzasnąłeś wybieranie kierunku negatywnego.
Na początku odpowiedzi mówisz, że ni wiesz co masz odpisać. Nie uważam, że powiedziałeś prawdę. W rzeczywistości powiedziałeś – “odpisałeś coś innego, niż się spodziewałem, oczekiwałem, co nie wpasowało się w to jak widzę całą sprawę, dlatego się do tego nie odniosę, tylko dalej będę nawijał swoje”.
Módlcie się do Boga nie o zabranie tego, co osądzacie jako złe i jako problem. Proście o rekontekstualizację całego problemu, o zrozumienie jego przyczyn, o pokorę, by go zaakceptować, by przestać go osądzać, walczyć z nim.
Jak mówiłem – Twój gniew i poczucie bezsilności bierze się z tego jak widzisz cały problem. Być może nawet uważasz, że możesz coś zrobić, by mamę wyleczyć.
Tak jak przedstawiałeś pracę lekarza – no lekarz ma wyleczyć i tyle. A jak nie wyleczył, to zrobił coś źle, pogorszył problem, coś spieprzył, nie przyłożył się, itd.
A to nie musi prawda.
Pamiętaj, że ja nie jestem lekarzem. Specjalizuję się w uzależnieniach, głównie od pornografii. Ty natomiast mówisz mi o problemie zupełnie innym. W ogóle o tym mówię, bo stosując to, co Ci zaleciłem sam np. wyzdrowiałem z alergii.
Bo to co się nazywa alergią, jest taką samą dolegliwością jak każda inna – ma swoje przyczyny i warunki, w których może trwać.
Lata chodziłem na różne terapie, brałem różne leki i nic. W końcu dzięki wewnętrznemu oczyszczeniu i generalnemu wzrostowi to, co się nazywa alergią przestało mieć miejsce w moim doświadczeniu.
I moi klienci też zdrowieli z różnych dolegliwości ale nigdy tak poważnych, a przynajmniej nie miałem klientów z takimi dolegliwościami.
Natomiast nigdy nie było to “czary mary hokus pokus znikaj zła chorobo”. Tylko to była konsekwencja usunięcia przyczyny – zazwyczaj głębokiego oczyszczenia i wzrostu w dojrzałości.
Żadna modlitwa typu “Boże, ty zabierz tą złą dolegliwość, a ja dam na tacę” również nic nigdy nie przyniosła.
Bo zdrowie to nie to, co robimy, szczególnie tylko gdy jest nam źle, tylko to jacy jesteśmy.
Raz jeszcze na koniec – niech całkowicie zrezygnuje z nawet nazywania bólu bólem. Niech poddaje opór cały czas. Jeśli nie śpi, to niech poddaje się temu doświadczeniu nawet całą noc. Niech modli się o pomoc w poddaniu osądzania, walki, zmagania, pragnienia ucieczki. Gdy przestanie osądzać całe doświadczenie, metkować, nazywać, to będzie mogła się mu całkowicie poddać. Można powiedzieć – zjednoczyć z nim. A to samo z siebie będzie uzdrawiające, bowiem nikt nie cierpi przez nic na świecie. Gdy więc usuniemy całą naszą konstrukcję, którą sami zbudowaliśmy, nie będzie możliwe cierpienie. Ale nieraz do pewnych elementów tej konstrukcji jesteśmy niesamowicie mocno przywiązani i/lub możemy się niesamowicie mocno opierać, nie chcieć ich, nie chcieć za żadne skarby wziąć odpowiedzialności.
Tak samo w przypadku wybaczania – nie próbujemy zapomnieć, nie udajemy, że to się nie stało. Stało się. I pewnie ta osoba, która np. nas zraniła czy okradła, zrobi to drugi raz jeśli nadarzy się okazja, czyli damy jej taką możliwość. I mimo to wybieramy, by przestać osądzać, przestać grać ofiarę, przestać wartościować, przestać się opierać. Wybrać akceptację, spokój, rozsądek, miłość.
Jeszcze chcialem nadpisac, aby rozjasnic obraz calej sytuacji. Przed operacja moja mame bolalo kolano, poniewaz sie przewrocila niefortunnie i cos tam sobie uszkodzila. Poszla na operacje, aby jej te kolano naprawiono. Po interwencji chirurga, jej noga, oraz ona cala, jej stan psychiczny i fizyczny, jest w gorszym stanie niz przed operacja. Ja wiem, ze tutaj wyznajesz zasade, iz nie istnieje przyczyna ani skutek, ale w tej sytuacji ta przyczyna i skutek jest chyba az nadto widoczna? Chirurg cos uszkodzil mojej mamie i nie rozumiem, co ma z tym wspolnego jakis mistycyzm? Jak ja komus wybije zeby, to znaczy ze ja komus wybilem zeby, a nie ze ten ktos czegos tam sobi w zyciu noe wybaczyl. I co teraz ma wspolnego to, czy moja mama komus co wybaczyla, czy nie wybaczyla itd? Przewrocila sie i uszkodzila noge. Lekarz mial jej te noge naprawic, a nie naprawil tylko jeszcze gorzej popsul. Gdy lekarz popelni blad lekarski, to powinien za niego odpowiedziec, a juz na pewno nie powinien zostawiac pacjenta samemu sobie i odsylac go z kwitkiem. Uwazasz takie zachowanie za rozsadne? Ze to jest szacunek do pacjenta? Przychodzi do ciebie pacjent i mowi ze po twojej ingerencji, on sie czuje coraz gorzej, a ty mu dajesz przyslowiowego kopa w dupe i mowisz ze ty wszystko zrobiles dobrze? Operacja sie udala, pacjent umarl? Naprawde Piotrze?
I zapytam jeszcze raz. Przeciez moja mame noga bolala bo sie przewrocila, a nie dlatego ze trzymala do kogos jakis uraz itd. A teraz ja boli jeszcze bardziej, po interwencji lekarza, a nie dlatego, ze nie wyznaje pewnych cnot, czy cos w tym stylu. Wszystko sie stalo na poziomie fizycznym. Czemu na sile probujesz tutaj doszukiwac sie jakich ukrytych mocy tajemnych?
Jeszcze chcialem nadpisac, aby rozjasnic obraz calej sytuacji. Przed operacja moja mame bolalo kolano, poniewaz sie przewrocila niefortunnie i cos tam sobie uszkodzila.
No to mówisz dopiero teraz.
W innym komentarzu napisałeś, że ja nie rozumiem wielu aspektów tej sytuacji.
Jak mogę nie rozumieć tego, czego nie przekazałeś? Po prostu tego nie wiedziałem.
Problem leży w braku prezycji przekazu jak i tym, co przekazałeś.
Natomiast nie zmienia to w żaden sposób znaczenia tego, co już Ci powiedziałem.
Ponadto – to czy lekarz faktycznie uszkodził kolano to tylko Twoje/Wasze domysły.
Chyba, że też ukryłeś fakt, że byliście na drugim badaniu, które to wykazało.
Poszla na operacje, aby jej te kolano naprawiono. Po interwencji chirurga, jej noga, oraz ona cala, jej stan psychiczny i fizyczny, jest w gorszym stanie niz przed operacja.
Stanu psychicznego lekarz na pewno Jej nie uszkodził.
Ja wiem, ze tutaj wyznajesz zasade, iz nie istnieje przyczyna ani skutek,
Nie wyznaję żadnej zasady.
Bo to nie jest żadna zasada.
To rzeczywistość, z której nie jesteś w stanie zdać sobie sprawy, bo jesteś na takim poziomie rozwoju, że cały czas hipnotyzujesz się mentalnym bełkotem, nazywasz to myśleniem i jeszcze grasz ofiarę – mówisz, że Ci natłok myśli nie pozwala, że Cię ogranicza, etc.
Dlatego też myśli są dla Ciebie wszystkim, a w nich nie ma i nigdy nie będzie widocznej rzeczywistości.
Kolejny przykład – ludzie mówią, że praca ich stresuje. Ok ale dlaczego nigdy tak nie jest, że wszyscy są zestresowani?
No gdyby praca była źródłem stresu, to wszyscy byliby zestresowani. A tak nie jest.
Jeśli klimatyzator jest źródłem ciepła (mówiąc w kolosalnym uproszczeniu), to wszystkim jest tak samo ciepło.
Więc żadna praca nie jest źródłem stresu. Żadne miejsce pracy nie jest źródłem niczego – nie jest przyczyną niczego. Ani pozytywnego, ani negatywnego.
ale w tej sytuacji ta przyczyna i skutek jest chyba az nadto widoczna?
Tak? Przyczyna czego? Skutek? Jaki skutek?
Uważasz, że Twoje uderzenie kogokolwiek to przyczyna? Przyczyna czego? Sądzisz, że każdy na Twoje uderzenie lub próbę uderzenia zareaguje tak samo, bo Ty jesteś tego przyczyną?
To przecież śmieszne.
A może ktoś jest przyczyną tego, że uznałeś, że uderzysz akurat tę osobę? Naprawdę? I jaka jest to przyczyna? Ludzie ją w sobie noszą? Jest wspólna dla wszystkich?
No przecież to takie bzdury. No nie ma żadnej przyczyny i żadnego skutku. Jest tylko kolosalnie ograniczona percepcja i fantazje budowane o nią.
To tautologia. Nic więcej.
A sam fakt, że teraz to mówisz to efekt dumy. Słowa, których używasz poznałeś od innych. Koncept wybicia zębów też skądś wziąłeś.
To, że możesz to zrobić wynika z wszelkich cech rzeczywistości fizycznej. Ewolucja ciała, zębów, etc. potrzebowała milionów lat.
A Ty mówisz, że Ty jesteś przyczyną czegoś? I że to bardziej, niż widoczne? No tak, pominąłeś tylko miliard innych czynników i postawiłeś się w samym centrum tego zdarzenia.
A poza tym uderzenie kogoś to jedno z nieprzeliczonych miliardów zajść. Nie ma żadnego znaczenia, nawet gdybyś to zrobił.
No powiedz – coś Cię kusi do uderzenia kogoś w zęby? To jest ta tajemnicza, mistyczna, ezoteryczna przyczyna? Ta moc tajemna?
A ja kto uderzysz, to zwalisz odpowiedzialność na tą przyczynę? Powiesz policji, że przyczyna Cię do tego namówiła?
Powiedz co najwyżej – “ta osoba mnie zdenerwowała”. Ale to nie jest przyczyna. To usprawiedliwienie i zrzucenie odpowiedzialności.
Decyzję podjąłeś na podstawie wszystkich Twoich doświadczeń, całej podświadomości, wszystkiego i wszystkich we wszechświecie. Tylko z 99,999999% tego nie zdajesz sobie sprawy.
Dlatego umysł używa takich gigantycznych, kosmicznych uproszczeń jak “przyczyna i skutek”. Bo to jest wygodne. Tak jak “ciemność i światło”, “zimno i ciepło”, “dobro i zło”.
Ale jeśli zależy Ci na zdrowiu i spokoju, to trzeba dojrzeć ponad to.
Zauważ, że sam mówisz, że masz natłok myśli. Co samo z siebie pokazuje, że nie jesteś ich autorem. Nie jesteś ich przyczyną. Bo nie ma ich przyczyny.
Gdybyś Ty myślał, to chyba byś nie wybrał, by mieć tego natłok, który Ci uniemożliwia życie? Tak jak nie wsadzasz sobie do reklamówki 100 produktów, a potem narzekasz, że Ci reklamówka nie pozwala wrócić do domu z zakupami?
Zanim mama się zraniła, ten sam nieskończony i ciągły bełkot paplał coś innego. A Ty tylko sądziłeś, że to myślisz, że coś wymyśliłeś.
Teraz zaś korzystasz z każdej strategii jaka wpadnie Ci do głowy, byle to ukrywać, wypierać, usprawiedliwiać i dalej nic nie zmienić.
Na każde rozwiązanie znajdujesz nowy problem.
A przecież zapewne setki razy miałeś problem, żeby coś przypomnieć. Nie mówię “sobie przypomnieć”, bo nie my to robimy. To się dzieje samo, gdy usuniemy to, co blokuje ten proces. Tu też nie ma przyczyny, ani skutku.
To wszystko dzieje się samo, spontanicznie. My to tylko obserwujemy sekwencyjnie. A percepcja to nie rzeczywistość.
Dlatego to co mówisz – ja wybiję komuś zęby, to tylko Twój pomysł, Twoja historia. Ograniczanie całego wszechświata do jednej myśli, w której coś nazywasz przyczyną, a coś tego skutkiem. A to pomija całą rzeczywistość, ignoruje ją, by móc sprostać temu ograniczeniu.
Co stanowi przykład, że wszystko można uznać za prawdę tylko w pewnym kontekście.
I widać też, że przeczytanie o czymś, a zrozumienie tego i odniesienie do własnego życia i doświadczenia, to dwa różne światy.
Jeszcze do tej pory nikt z komentujących nie pokazał mi, że zrozumiał właśnie np. to, że nie ma przyczyny i skutku lub ukazał mi w jakim kontekście to może być prawdą.
Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, że nie zdają sobie sprawy. Uważają, że jak o czymś przeczytali, to jest to równoważne z “rozumiem to i jestem tego świadom”.
A to całe “takie operacje powinny być zabronione”?
Skoro Twoja mama doznała fizycznego urazu kolana, to dlaczego Ty i inni ludzie domagacie się żeby zabraniać operacji?
To jakie opcje Wam zostaną? Każda z tych operacji zaszkodziła?
Coś tu mi w tym wszystkim śmierdzi. Za dużo cudowania do zwykłego urazy i spartolonej roboty lekarza.
Sam mówisz wprost, że nie wiesz dlaczego bardziej boli, tylko zakładasz, że to przez lekarza.
Chirurg cos uszkodzil mojej mamie i nie rozumiem, co ma z tym wspolnego jakis mistycyzm?
Nie mam komentarza dla tego zdania.
Jak ja komus wybije zeby, to znaczy ze ja komus wybilem zeby, a nie ze ten ktos czegos tam sobi w zyciu noe wybaczyl.
A wybiłeś komuś zęby?
Jeśli nie, to nie fantazjuj, bo to jest “mistycyzm”, a nie to, o czym Ci mówię.
Ciekawe – mówisz, że nie możesz czytać tego, co Ci napisałem, bo mama tak cierpi, a wdajesz się w polemikę na temat przyczyny i skutku.
No powiedz – co jest przyczyną, a co skutkiem w tej sytuacji?
Przyczyną Twoje uderzenie, a skutkiem wybite zęby?
No ale jednym ciosem komuś wybijesz wszystkie zęby? Komu je wybijesz? Może temu lekarzowi? Czyli jego zachowanie jest przyczyną Twojego zachowania? Na pewno?
A jak jednym ciosem nie dasz rady, to iloma?
Czego przyczyną będzie pierwszy cios, czego drugi, czego trzeci?
Hmm?
A sam wybór tego – co jest jego przyczyną? Cały dojazd do tej osoby? Dlaczego akurat ten czas i miejsce?
A potem co? Wybiłeś zęby i to ten niezbity dowód na opis całej rzeczywistości, że jest przyczyna i skutek?
Jeśli chcesz się w tym poruszać, to wybite zęby mają kapkę więcej przyczyn, niż tylko Twój cios. Np. warunki, w których je wykonałeś.
Bo już pod wodą wynik byłby zupełnie inny.
Gdyby zęby były kamienne, nie dałbyś rady ich wybić.
A osoba, której zdecydujesz się wybić zęby? Co jest przyczyną tego wyboru? Ta osoba miała przyczynę w kieszeni?
Co pokazuje to, co powtarzałem wielokrotnie – wszystko można uznać za prawdę tylko w jakimś, ograniczonym kontekście.
Tutaj kontekst jest kolosalnie ograniczony, by móc rozważać przyczynę czegoś i skutek.
Pomijasz miliony czynników, elementów i składowych rzeczywistości. Sam fakt, że możesz wybić komuś zęby pięścią wynika z całej ewolucji układu szkieletowego oraz Twojego poziomu świadomości, że w ogóle podałeś taki przykład, na który zapewne też składa się długi okres.
W im szerszym kontekście to ujmiesz, zaczniesz dostrzegać coraz więcej “przyczyn”. W nieograniczonym kontekście stanie się jasne, że wszystko ma nieskończoną ilość przyczyn. Co wyklucza paradygmat “przyczyny i skutku”.
I co teraz ma wspolnego to, czy moja mama komus co wybaczyla, czy nie wybaczyla itd?
To, że przez uraz na kolanie trzęsie się, cierpi katusze i horrory.
Przewrocila sie i uszkodzila noge. Lekarz mial jej te noge naprawic, a nie naprawil tylko jeszcze gorzej popsul.
To że jest gorzej, nie oznacza, że popsuł to lekarz.
Gdy lekarz popelni blad lekarski, to powinien za niego odpowiedziec,
Na pewno popełnił?
Na 100%?
Czy inny lekarz to potwierdził? Zrobiliście prześwietlenie, badanie?
a juz na pewno nie powinien zostawiac pacjenta samemu sobie i odsylac go z kwitkiem. Uwazasz takie zachowanie za rozsadne?
Nie mówisz wszystkiego, a na pewno nie przedstawiasz tego w sposób obiektywny.
Ze to jest szacunek do pacjenta?
A gdzie szacunek do lekarza?
Przychodzi do ciebie pacjent i mowi ze po twojej ingerencji, on sie czuje coraz gorzej, a ty mu dajesz przyslowiowego kopa w dupe i mowisz ze ty wszystko zrobiles dobrze?
Tak mogło być.
Operacja sie udala, pacjent umarl? Naprawde Piotrze?
A umarł?
I zapytam jeszcze raz. Przeciez moja mame noga bolala bo sie przewrocila, a nie dlatego ze trzymala do kogos jakis uraz itd.
Z jakichś powodów tę informację wstrzymałeś aż do teraz.
Jeśli sytuacja jest taka oczywista, to dlaczego nie odwiedzić innego lekarza? Albo przynajmniej zbadać co jest schrzanione?
Bo mama już nie chce lekarzy? No to dość nierozsądne.
A teraz ja boli jeszcze bardziej, po interwencji lekarza, a nie dlatego, ze nie wyznaje pewnych cnot, czy cos w tym stylu. Wszystko sie stalo na poziomie fizycznym.
Bzdura totalna.
Bólu nie doświadczasz na poziomie fizycznym.
Dlatego pewne leki pozwalają przestać go doświadczać. Gdyby tak nie było, to pomóc mogłaby tylko amputacja.
Czemu na sile probujesz tutaj doszukiwac sie jakich ukrytych mocy tajemnych?
A gdzie szacunek do człowieka, który próbuje pomóc z tym co mu przekazałeś?
Tak trudno było powiedzieć – “mama upadła, lekarz schrzanił robotę, co robić?”
Powiedziałbym wtedy – “iść do innego lekarza”. I zapytałbym co robisz na serwisie dla uzależnionych od pornografii?
Najwyraźniej Ty szukasz mocy tajemnych.
A ja Ci przekazuję fundamenty o życiu i wewnętrznych doświadczeniach.
Każdym problemem należy zająć się na każdym poziomie – fizycznym, mentalnym, emocjonalnym i duchowym.
W tej sytuacji bardziej jestem skory zaufać człowiekowi, który poświęcił pewnie ponad 20-30 lat na naukę fachu i jak mówi, że zrobił wszystko ok, to tak jest.
Osoba, która jest gotowa do takiej dyscypliny i poświęcenia, by pomagać innym, nie ma powodów do kłamania. Szczególnie jak coś spieprzy.
Więc te Twoje “ukryte moce tajemne”, a tak naprawdę dojrzałość, to teraz bardziej, niż oczywista droga. Dojrzałość.
Której braki pokazałeś na całej linii. Twoja mama też – cierpi strasznie, a nie chce już odwiedzić lekarza?
Jakbyście raz zjedli niesmaczne śniadanie to już nigdy nie tknęlibyście śniadania?
Nawet są fryzjerzy, którzy poprawiają robotę po innych fryzjerach. Nieraz za darmo.
Skoro tu jest taki kolosalny problem, tak duży ból, a rozwiązanie takie proste – zrobić prześwietlenie, zbadać, przeprowadzić drugą operację – dlaczego nie zapierdalacie, by to zrobić?
Tylko zamiast tego czytanie fora innych, którzy też nie stosują tak prostego rozwiązania?
Nic już z tego nie rozumiem.
A te Twoje ukryte moce tajemne bardzo przydadzą się Tobie. Bo Ty cierpisz na własne życzenie.
Jak nie wybaczysz temu lekarzowi, to Ty sobie schrzanisz resztę życia.
A podejrzewam, że KC przerabiałeś, by poradzić sobie z uzależnieniem od pornografii. Nie bez powodu jesteś na tym serwisie od długiego czasu, wszystko przeczytałeś ale nic nie zastosowałeś.
Czyli zapierasz się, nie chcesz rozwiązać swoich problemów, a teraz masz doskonały pretekst, by tego nie robić i “zajmować” się mamą.
Tylko zamiast się zajmować, to większość z tego wszystkiego to teraz nienawiść, żal, poczucie bezsilności, gniew, frustracja. A sytuacja się nie poprawia.
Jak problem jest prosty lub rozwiązanie jest proste, to je zastosuj. Jak to nie rozwiąże problemu, to znaczy, że problem jest niepoprawnie przedstawiony/rozumiany.
Trzeba dokonać solidnej, uczciwej analizy.
Jak Twoja mama nie chce jechać do drugiego lekarza, a nie 20-tego, to powiedz jej, że ma się przymknąć i inny specjalista jej załatwi cały temat. Zapytaj czy woli cierpieć przez resztę życia?
A jak nie chce cierpieć, to niech się przestanie opierać.
A Ty przestań chrzanić, że to są moce tajemne, bo to nawet śmieszne nie jest.
No ale z tego co widzę – wolisz się słuchać cierpiącej kobiety, która nie chce drugiej operacji, bo nie.
Ty zaś rzucasz wszystko by jej pomóc choć sama odrzuciła oczywiste rozwiązanie.
Sam odrzucasz rozwiązania na swoje problemy.
No pięknie, pięknie. Czegoś jeszcze nie dopowiedziałeś?
Jeszcze ciekawostka dla Ciebie – ja rozmawiam z Tobą o Tobie.
Gdybyś chciał pomóc mamie, dlaczego nie rozmawiam z nią?
Ból jest fantastycznym nauczycielem. Dlaczego? Bo nie można od niego uciec. Tu mamy sytuację, że tylko bardzo silne leki odcinają na trochę jego świadomość.
To doskonała okazja, by Twoja mama praktykowała poddanie, całkowite porzucenie prób kontroli, pragnienia zmiany, przestała się opierać, osądzać, wartościować sytuację, ból, grać ofiarę. Jest masa korzyści jakie może z tego wynieść na całe życie.
Jak teraz jest to zbyt trudne lub niemożliwe przez stan mamy, to jest to dla Ciebie moment, by zająć się swoimi problemami.
Piotrze, przepraszam za tamte poprzednie wpisy. To bylo glupie. Nie wiem co we mnie wstapilo. Ja jestem zly i sfrustrowany ze widze jak moja mama cierpi, a ja nie moge jej pomoc. Dzisiaj znow zaczela sie cala trzasc i mowic ze juz dluzej tego nie wytrzyma. Nie wiem. To jest jakis horror. Ja Piotrze nie wierze, ze to sie dzieje naprawde. I ta bezsilnosc, ze nie moge od niej tego bolu zabrac. Zlosc, ze dlaczego tak sie stalo. I ogarnia mnie przerazenie, ze to sie nigdy nie skonczy, a ona bedzie sie tak meczyla do konca zycia. Przeciez to sa jakies tortury dla niej. Nie zasluzyla na to. Przepraszam Piotrze jeszcze raz, ale nie wiem jak jej pomoc i zachowuje sie tak, jak sie zachowuje. Czasami to sobie mysle, ze smierc byla by dla niej ukojeniem. Przynajmniej juz by sie nie meczyla. Czy to sie kiedys skonczy? Chyba nic nie trwa wiecznie?
Piotrze, przepraszam za tamte poprzednie wpisy.
Nic się nie stało Pawle.
To bylo glupie. Nie wiem co we mnie wstapilo. Ja jestem zly i sfrustrowany ze widze jak moja mama cierpi, a ja nie moge jej pomoc.
Więc sam zobaczyłeś, że ta mentalizacja, której się poddajesz jest głupia – jest nieefektywna, nieskuteczna, niekonstruktywna.
Tylko to jak bieganie za swoim ogonem. Emocje nie mijają, tylko trwają i rosną, a sytuacja nie ulega poprawie.
Dlatego mówię – to jest Twój problem – to jak podchodzisz do problemu mamy.
Możesz jej pomóc ale niekoniecznie przerwać cierpienie. Możesz z nią być w spokoju i miłości.
A żeby być spokojnym i kochającym, to trzeba poważnej pracy nad sobą i przede wszystkim intencji.
Na razie nie jesteś ani spokojny, ani kochający.
Tylko się postrzegasz jak bezsilny robak, co sam stwierdziłeś. A to jest maksymalnie odległe od miłości jak tylko może być.
Dzisiaj znow zaczela sie cala trzasc i mowic ze juz dluzej tego nie wytrzyma.
Jeśli się trzęsie, to znak, że tak silnie się opiera.
Nie wiem. To jest jakis horror.
Ludzie cierpią nawet, gdy upuszczą talerz. Żadne cierpienie nie różni się od innego.
Tak jak i emocje. Nastolatek bojący się zaprosić dziewczynę na dyskotekę odczuwa taki sam lęk jak żołnierz na wojnie, gdy wybuchają granaty.
“Tylko” żołnierz doświadcza konsekwencji innej percepcji – realnej możliwości śmierci i np. utraty kończyny.
Dlatego i lęku jest więcej.
Ja Piotrze nie wierze, ze to sie dzieje naprawde. I ta bezsilnosc, ze nie moge od niej tego bolu zabrac.
Bólu nie możesz, ale możecie rozwiązać problem cierpienia. Tylko Ty też nie zabierzesz od mamy cierpienia.
Cierpienie to Jej doświadczenie – konsekwencja Jej postępowania. Ona za to odpowiada.
Zlosc, ze dlaczego tak sie stalo.
To staram się Wam wyjaśnić od początku.
I ogarnia mnie przerazenie, ze to sie nigdy nie skonczy, a ona bedzie sie tak meczyla do konca zycia.
Tak może być. Aż nie podda walki, oporu i nie skoryguje głębokich przekonań o sobie.
Przeciez to sa jakies tortury dla niej. Nie zasluzyla na to.
Na tej planecie nie ma czegoś takiego jak “zasłużyć/nie zasłużyć” na cierpienie.
Są konsekwencje. Bezosobowe.
Przepraszam Piotrze jeszcze raz, ale nie wiem jak jej pomoc i zachowuje sie tak, jak sie zachowuje. Czasami to sobie mysle, ze smierc byla by dla niej ukojeniem.
Wielu tak myśli ale to błąd. Śmierć niczego nie rozwiązuje.
Nie będę tłumaczył dlaczego. Bo pytania o to to tylko kolejna strategia uniku.
Przynajmniej juz by sie nie meczyla.
Na pewno?
Wyjaśniałem, że nie doświadczamy bólu w ciele, bo ciało nie ma możliwości doświadczenia siebie.
Umysł też nie doświadcza siebie, tak jak żadna myśl nie jest świadoma innej myśli, ani samej siebie.
Umysłu doświadczamy w świadomości. Jesteśmy świadomi bezosobowego procesu myślenia.
Ale to nadal jeszcze nie jest to, co z tym robimy – np. wybieramy się z tym utożsamiać, nadać jakiś sens czy opierać się.
Czy to sie kiedys skonczy? Chyba nic nie trwa wiecznie?
Wszystko co trwa, sami to zasilamy – trzymając się lub opierając się temu.
Dopóki to będziemy robić, to będzie trwało. Nawet do końca życia.
Jedną emocję możemy utrzymywać przez np. 80 lat.