Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie i spokojnie! ;)

Kontynuujemy pierwszą z trzech serii dotyczących dróg do pokoju, szczęścia i sukcesu! Zajmiemy się pokojem.

Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej!

► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie.

Część 1 znajdziesz klikając na poniższy link:

► 100 Dróg do Pokoju (1-3) – Przestań próbować zmieniać i kontrolować innych, Przestań chcieć wyrównań rachunki i odegrać się, Przestań chcieć mieć rację i osądzać innych, że są w błędzie.

Co to jest pokój? Po co w ogóle o tym mówić?

Pokój to poczucie własnej sprawczości, to coś, co naprawdę można nazwać pewnością siebie. To również efekt dojrzałości rozumianej jako odklejenie się od świata zewnętrznego – życie w nim ale nie bycie z niego. Czyli uczestniczysz w codziennych zdarzeniach, załatwiasz swoje sprawy, żyjesz rozsądnie. Ale też nie kleisz się do żadnej negatywności (bo też niczego nie osądzasz jako złe). Żadne zdarzenie, przedmiot ani osoba nie stanowią przedłużenia, ani zastępstwa czegokolwiek w Tobie, bo niczego w sobie nie odtrącasz, ani nie osądzasz (więc i niczego w sobie nie osądzasz jako złe). Jesteś z tym całkowicie pogodzony/a ale też rozumiesz konsekwencje – np. nie osądzasz się za nie obchodzenie żadnych tradycyjnych świąt, jednak rozumiesz, że niektórzy mogą mieć Ci to za złe.

Spokój to stan, w którym nie tylko dysponujesz swoim pełnym potencjałem, w którym nie utrzymujesz żadnych urojeń na swój temat, ani nie fechtujesz swoją wartością, nie nadymasz żadnego wydarzenia w świecie, ani mu nie ujmujesz. Wybierasz widzieć esencję, a nie pozory. Nie pozwalasz sobie być kontrolowanym/ą przez nikogo i nic w świecie. Więc spokój to życie odpowiedzialne – to konsekwencja takiego życia.

Gdy ktoś Ci mówi, że się w Tobie zakochał, to odpowiadasz, że to miłe ale już siebie kochasz. Bo dla Ciebie związek to relacja z osobą, która przede wszystkim również kocha siebie. Nie oczarowujesz się stanami emocjonalnymi innych, ani nie dorabiasz do nich dramatów. Widzisz emocje tym, czym są. Nie dodajesz do nich żadnej wartości, znaczenia, ani racjonalizacji.

Spokój to rozsądek, to percepcja widząca rzeczywistość (ale też rozumiejąca swoje w tym ograniczenia), a nie budująca swoje stanowiska i dewizy na bazie emocjonalności. Na tym poziomie rozwoju podłożem wszelkich analiz i kontemplacji jest dążenie do prawdy.

Spokój to niezachwianie. To bycie w swojej naturze. A ta natura jest wpisana w nas. To esencja naszego jestestwa. Tym samym nic i nikt inny nie ma do niej dostępu. Nie można zmienić natury niczego. Nie można zmienić natury trawy, wiatru, klocków Lego, frytek, paznokci, kota, psa, elektronu. Tak i nie można zmienić natury emocji, myśli, świadomości, życia i nas. Nie można zmienić natury spokoju, czyli go odebrać, ani dać.

Co za to można? Wierzyć w urojenia. Ograniczać kontekst i percepcje. Wybierać własną rację, a nie spokój. Bo spokój wpisany jest w prawdę, w rzeczywistość. Jeśli go nam brakuje, to nie wybieramy rzeczywistości.

Przykładowo – jeśli uważasz, że jakaś emocja zabrała Ci spokój, to nie jest prawda. To Ty najpierw osądziłeś/aś tę emocję i zacząłeś/zaczęłaś się z nią zmagać. Wybrałeś/aś widzieć nie rzeczywistość, tylko własny osąd. A w esencji osądu nie ma wpisanego spokoju. Dlatego go nie doświadczysz osądzając cokolwiek/kogokolwiek.

Jeśli osądzisz dzień jako zły/brzydki/gorszy, też automatycznie stracisz spokój. Nie dlatego, bo dzień rzeczywiście taki jest. Tylko wybierając własny osąd, ocenę, zrezygnowałeś/aś ze spokoju, w którym nie ma osądów, bo nie może być. Żaden dzień nie jest ani spokojny, ani niespokojny. Ani łatwy, ani ciężki. To wszystko urojenia – projekcje narzucone na rzeczywistość. To Twoje samopoczucie, które sądziłeś/aś, że determinowały wydarzenia w świecie, bądź ich brak.

Ludzie cały czas powtarzają, że dzień był jakiś – np. trudny, stresujący. Nie. Żaden dzień taki nie jest. Nie ma dnia, który byłby jakiś. Mylimy świat zewnętrzny z wewnętrznym.

Podobnie – jeżeli uważasz, że Twoja praca jest stresująca, męcząca, etc. – to wszystko nieporozumienie. Twoja praca wcale taka nie jest. To narzucanie na nią swoich odczuć, to zwalanie na pracę odpowiedzialności za nie. Świat zewnętrzny nie ma dostępu do Twojego wnętrza, bo to dwa zupełnie różne aspekty rzeczywistości – oddzielne od siebie ale współistniejące. To co czujesz to konsekwencja Twojej percepcji, nastawienia, intencji, pozycjonalności, oporu, etc.

Tylko praktycznie nikt tego nie zauważa, bo od małego słuchamy błędów zrozumienia innych ludzi. Także tych, którzy chcą dla nas jak najlepiej ale sami nie wiedzieli lepiej.

Kto słyszał powiedzonka typu “zdrowie jest najważniejsze”? A kto zapytał “co to jest zdrowie”? Kto zapytał “a czego konsekwencją jest zdrowie? Czy tak żyjesz, że zdrowie może istnieć w Twoim życiu?” Kto zapytał “a czy spokój nie jest ważny?”

Zdrowie to pochodna spokoju.

Przypominam, że spokój kalibruje się na 250. Normalność na 300. Zdrowie na 350. Z tego wnioskujemy, że bez dążenia do spokoju, nie osiągniesz stanu i jakości życia WEWNĘTRZNEGO, które można nazwać zdrowiem.

Zauważ, że ta seria nazywa się “100 dróg do…”. Sto dróg. Jest więc masa możliwości, by zrobić w sobie porządek i przełożyć go na swoje życie na tej planecie.

Ludzie wielokrotnie piszą mi, że zrobili wszystko, by np. poprawić swoją sytuację czy wyzdrowieć. Ale gdy się ich nieco przyciśnie, to przyznają, że zrobili albo bardzo niewiele, albo nic rzeczywiście prowadzącego do danego celu – np. spokoju czy wyzdrowienia z uzależnienia.

Niektórzy nawet nie zauważają jak w jednym zdaniu piszą, że zrobili bardzo dużo i już nie mają siły próbować dalej, a kilka zdań później piszą, że tylko kilka razy czegoś spróbowali ale bez intencji zmiany.

I nigdy jeszcze nie widziałem, by ktokolwiek próbował jakiejś z tych 100 dróg, które teraz opisuję. A wliczając drogi szczęścia i sukcesu, masz w sumie 300 opcji. I chcesz mi powiedzieć, że próbowałeś/aś tego wszystkiego?

Być może próbowałeś wszystkiego*. Ale właśnie ukrywasz “gwiazdkę”, w której zawiera się prawdziwy kontekst Twoich starań – “Zrobię tylko to, z czym czuję się dobrze/co sam(a) osądziłem jako dobre/co w moim mniemaniu jest ważne czy dobre”.

Miej na uwadze, że wybór nowej jakości, celu, działania zawsze ujawni to wszystko, przez co nie masz/nie realizujesz tego swobodnie.

Nie walcz z tym, tylko dowiedz się co to jest uwalnianie, zrozum co to jest podejmowanie decyzji i intencja. Żadne uczucie nie ma nad Tobą żadnej mocy. Jeśli uważasz, że jakaś emocja ma taką moc, to Twoja moc. Zresztą emocja to Twoja energia. Nic tu nie stoi Ci na drodze i nigdy nie stało.

Jeśli swobodnie chcesz wyjść z pokoju, to musisz puścić się wszystkiego czego się w nim trzymasz oraz musisz się przestać opierać – np. napierać na drzwi. Nie stracisz nic czego się puścisz, a to na co przestaniesz napierać nie runie. Tylko Ty zyskasz swobodę względem tego. Ani drzwi, ani ściany, ani jakikolwiek przedmiot w tym pokoju nie stoi Ci na drodze, by z niego wyjść.

Jak mówił każdy Wielki Nauczyciel – Awatar dla ludzkości – jedynym grzechem jest ignorancja przejawiająca się m.in. jako przywiązanie i opór. Cierpieć możemy nawet jeśli się przywiążemy do radości i będziemy się opierać, by jej nie stracić. Grzech = błąd.

Cierpieć możesz, bo zrobiłeś/aś komuś rosół i oczekiwałeś/aś podziękowania i pochwały, a ich nie dostałeś/aś. Następnie możesz uznać, że cierpisz przez tę osobę. A tak nie jest.

Błądzić jest rzeczą ludzką ale usprawiedliwianie tego, przerzucanie odpowiedzialności, wypieranie, opieranie się, obwinianie, ukrywanie, etc. gwarantuje, że będziesz błądzić długo. Może nawet przez całe życie. I doświadczysz tego konsekwencji.

Przykład – “Rodzice mnie tak wychowali i taki/a jestem”. To kłamstwo i usprawiedliwienie. Ludzie wymyślili sobie “wychowanie” i zwalają na nie odpowiedzialność za to jak żyją. Doszukują się przyczyn w przeszłości, dzieciństwie, itd. A prawda brzmi – wybierasz teraz, co Ty teraz uznałeś/aś za najlepsze. Wybierasz gniewanie się? To nie dlatego, bo Twój tata przychodził wiecznie pijany i się gniewał na cały świat. Wybierasz gniew, bo teraz uznajesz go za najlepszy wybór.

Nie ma innego źródła, niż chwila obecna i Twoja decyzja.

Jeśli Ci coś nie pasuje, to przestań to wybierać, praktykuj cnoty, niech Twoją prawdziwą intencją będzie zmiana, poprawa, prawda, spokój, szczęście, dojrzałość, odpowiedzialność, zdrowie. Możesz od 30-tu lat wybierać gniewanie się, bo nigdy nie poddałeś/aś tego analizie, nigdy nie wybrałeś/aś, by się tym zająć. Być może zacząłeś/zaczęłaś gniewać się w dzieciństwie ale Twoje dzieciństwo nie jest źródłem tego, że teraz, pewnie po raz 5000-ny wybierasz gniewanie się.

Wiesz dlaczego nie? Bo przeszłość nie istnieje. Kończy się w tej samej chwili, w której się zaczęła. Jak w niej może się cokolwiek znajdować, jeśli to tylko produkt mentalizacji? Próba ubrania w słowa myśli, tzw. “pamięci”? Poza tym – ile tak naprawdę pamiętasz? 0,0000000000000000000001% tego co się stało? Pamiętamy głównie i tak to, względem czego coś czuliśmy. I czy to co pamiętasz to fakty, czy Twoje interpretacje i percepcja?

Możesz od 30-tu lat wybierać gniew na rodziców ale to, że wybierasz go teraz nie ma nic wspólnego z żadną przeszłością. Wybierasz gniew teraz, bo teraz uważasz to za najlepsze – np. możesz zrzucać odpowiedzialność za swoje życie, nie starać się, nie dokonywać zmian, nie żyć odpowiedzialnie. Korzyści możesz mieć z tego masę. I mówienie, że gniewasz się, bo ktoś coś zrobił kilkadziesiąt lat temu, to tylko dziecinne usprawiedliwianie się.

Jeśli robisz to, bo pojęcia nie miałeś/aś jak poradzić sobie z emocjami, to już wiesz – uwalniać ich energię, wziąć odpowiedzialność, akceptować, zrozumieć co to jest wybaczanie i wybaczać. Przewartościować i rekontekstualizować “bolesne” wydarzenia, a tak naprawdę korygować Twoją ich percepcję.

Awatarowie od tysięcy lat uczyli nas, że żyjemy na planecie konsekwencji. Jeśli wybierać będziesz niecnotliwie, to będziesz cierpieć. I wymyślanie sobie, że Bóg na to pozwala, bo jest sadystyczny, a my jesteśmy biednymi, bezwartościowymi robakami, itp., to też tylko dalsze usprawiedliwianie się, granie ofiary i zwalanie odpowiedzialności.

To wszystko słowem wstępu. Zaczynamy z 4-tą drogą do pokoju.

4. Ćwicz roztropność, a nie osądzanie (osądzanie mówi: „oni powinni być inni”; roztropność widzi esencję i prawdę osoby, ale bez osądu).

Po pierwsze – miejmy na uwadze, że roztropność to cnota, czyli jakość sprzyjająca życiu, zdrowiu, spokojowi oraz sukcesowi. Osądzanie nie sprzyja temu, kto osądza.

Dr Hawkins zwraca uwagę, by roztropność ćwiczyć. Jak wszystko co sprzyja życiu, samo się nie wybierze. Religie od tysięcy lat zwracają uwagę, że apatia – lub inaczej: znużenie duchowe – jest kardynalnym grzechem, czyli bardzo poważnym błędem. Najmniejsze zwierzęta uczą nas, że jeśli zaniedbamy ogród, to wszystkie rośliny zostaną przez nie zjedzone. Z innymi aspektami życia jest podobnie.

Jeśli zostawimy uchyloną furtkę, to zawsze coś przez nią przejdzie.

Można powiedzieć, że realia tej planety wymuszają na nas aktywność – życie – dbanie, troskę. Natomiast ludzie cały czas, uparcie brną w negatywność. Przypominam, że niechęć do tego, co sami osądziliśmy jako negatywne nie czyni z nas osób pozytywnych. Negatywność to negatywność – nie płodzi pozytywności.

Ponadto pokrywa się to z natychmiastowym do udowodnienia sobie prawem –

energia podąża za działaniem.

Jeśli uważasz, że nie możesz podjąć jakiegoś działania, bo nie masz na to energii, to nigdy nie będziesz jej mieć. Poziom Twojej energii zacznie się podnosić dopiero, gdy podejmiesz decyzję o działaniu i zaczniesz je wykonywać. Poziom energii dostosuje się do Twojej intencji i nastawienia wobec tego działania PODCZAS działania.

Jednym ze źródeł apatii w życiu jest czekanie na poprawę samopoczucia, uzależnienie go od czynników zewnętrznych oraz oczywiście opieranie się, granie ofiary i mówienie sobie kłamstwa – “nie mogę”. Albo innego, bardzo popularnego i wygodnego – “nie chce mi się”. Ale nie ma żadnego “się”. Ty nie chcesz. Prawda brzmi – “ja nie chcę”. Bo tak żyjemy – zaniedbujemy swoje życie lub jakieś jego aspekty. Wybieramy apatię, znużenie, opór, granie ofiary. Wmawiamy sobie bezsilność. Usprawiedliwiamy się – “czuję opór”. No i co z tego, że go czujesz? A jak czujesz kawę, to też nie możesz?

Czym jest roztropność? Ładnie i zręcznie opisano to na portalu Opus Dei:

Roztropność to cnota, która sposobi ducha do rozeznawania w każdych okolicznościach naszego prawdziwego dobra i do wybierania środków służących do jego realizacji.

Innymi słowy – rozwijajmy świadomość wybierając prawdziwe dobro, kierunek realnie pozytywny. Bo to także mądrość – zrozumienie co jest naprawdę pozytywne, czyli sprzyjające życiu. A pochodnymi mądrego życia jest m.in. spokój. Jeśli brakuje nam spokoju, nie wybraliśmy najlepiej. I zawsze mamy możliwość korekty.

Np. już wiesz, że jeśli mówisz sobie “nie mogę, bo nie mam energii, ani chęci”, to już wiesz, że energia się pojawi, gdy podejmiesz działanie, a chęć to Twoja decyzja. Skoryguj niechęć na chęć. Puść się korzyści jakie masz z niechęci. Np. pozorny komfort, czyli nienarażanie się na niekomfortowe uczucia.

Uzależniony sądzi, że w pewnych (jakich?) okolicznościach najlepszym wyborem jest obejrzenie porno czy wypicie wódki. Ten punkt nam mówi, by widzieć prawdę. To nie jest nasze najwyższe dobro. Wręcz przeciwnie. Zostaje nam zwrócona uwaga, by rozeznać się w każdych okolicznościach – szczególnie wewnętrznych (myśli, emocje, percepcja, intencje, pozycjonalności) – i uwzględniając je, dążyć do swojego najwyższego dobra oraz poszukać środków, które nam je zapewnią.

Tym zajmujemy się już w drugim Module Programu Wolność od Porno.

Więc – “nie chce Ci się” czy Ty nie chcesz? Kłamstwo czy prawda? Wybieraj. Kłamstwem być może unikniesz dyskomfortu ale gwarantujesz sobie brak jakiejkolwiek poprawy. A jeśli skłamiesz odnośnie negatywnego kierunku i już istniejących zaniedbań, to bądź gotów na konsekwencje. Czyli nie tylko nie będzie poprawy ale będzie jeszcze gorzej.

Unikanie emocji i walka z myślami to nie jest droga prowadząca ani do spokoju, ani do zdrowia.

Brak zmian może i wydaje się staniem w miejscu. Ale na tej planecie nic w miejscu nie stoi. Więc jeśli nie idziemy do przodu, to znaczy, że się cofamy.

W WoP analizujemy także co uważaliśmy, że porno nam daje – czyli jakie korzyści widzimy w jego oglądaniu. Bo dopóki je wybieramy, to nigdy nie przestaniemy go oglądać. Jednocześnie zaczynamy szukać zdrowego, mądrego, roztropnego sposobu, by te korzyści zapewnić. Jeśli tylko zmagasz się, opierasz pragnieniu obejrzenia porno, to również nie idziesz do przodu.

Co mówi 12 kroków? Mówią, by poprzez modlitwę pogłębiać świadomy kontakt z Bogiem i prosić Go o ukazanie Jego woli względem nas oraz o siłę do jej spełnienia. Modlimy się właśnie o roztropność – o rozpoznanie co naprawdę jest naszym najwyższym dobrem i co do niego prowadzi. Modlimy się m.in. o to, by nie wpaść w pułapkę oglądania porno czy korzystania z używek jak alkohol i mówić sobie, że to pomaga nam w tym trudnym życiu na tej strasznej planecie…

No pomyślmy – czy mówienie sobie “nie mogę” jest roztropne? Czy jest naszym najwyższym dobrem? Oczywiście nie. Odcinamy się w ten sposób od wszelkich zasobów, dzięki którym moglibyśmy zmierzyć się z problemem i go rozwiązać. Wiele osób woli okłamywać się w ten sposób, niż przyznać, że boją się. A boją się różnych rzeczy – np. boją się zostać osądzonymi. Czyli boją się odczuć winę. Ale nie zauważają, że nie baliby się tego, gdyby tej winy już w sobie nie nosili. Błędnie więc sądzą, że problem jest poza nimi – w świecie. I dopiero pojawi się, gdy ich ktoś osądzi.

Przykład który podał dr Hawkins mówi, by rezygnować z osądów, np. “oni powinni być inni, niż są”. Niezależnie czy osoby, które osądzamy żyją negatywnie dla siebie i innych, czy to totalnie bezsensowna i zarozumiała ich ocena, to jeśli będziesz kontynuować osądzanie, automatycznie oddasz za to spokój. Ludzie dodatkowo zrzucają odpowiedzialność na tych, których osądzili.

Roztropność nie oznacza naiwności. Na tej planecie są osoby, które dążą do szkodzenia innym, które szkodzą sobie i nie mają zamiaru tego zmienić. Zaakceptuj to i nie osądzaj. Zdrową alternatywą dla osądzania jest współczucie.

Każdy wybiera to co uważa za najlepsze w danych okolicznościach.

Niektórzy ludzie są w tak niskiej świadomości, że wolą zabierać innym, niż własnymi rękoma budować własny dostatek. I to zaczyna się szerzyć jak wirus – ludzie cały czas osądzają bogatych i chcą im zabierać. Np. w formie wyższych podatków. Ale przecież zwiększenie podatków podniesie ceny produktów. Każdy na tym straci. Jednak ludzi pełnych zawiści to nie obchodzi. Oni chcą tylko by tym, którym żyje się dobrze, żyło się gorzej.

To także nie jest naszym najwyższym dobrem. Pragnienie szkody dla kogokolwiek w ostatecznym rozrachunku zaszkodzi tylko nam.

Zacznij od wypisania wszystkich osądów jakie masz dla innych oraz osądów jakie masz dla siebie. Każdy osąd przeanalizuj pod względem roztropności.

Przykładowo – jeśli masz urazę do rodziców, że nie nauczyli Cię jakieś istotnej umiejętności, to co będzie roztropnością? Wziąć odpowiedzialność i samemu się tego nauczyć, a rodzicom wybaczyć. Wybaczyć – czyli skorygować swoją percepcję na taką, że zniknie w ogóle potrzeba osądzania i wybaczania. I oczywiście uwolnić wszystkie związane z tym uczucia. Innymi słowy – pozbyć się dualizmu dobra i zła – “nic złego się nie stało”. To przyniesie Ci, a raczej odsłoni w Tobie, spokój.

Inny przykład – zepsuło Ci się coś w domu. Zamiast osądzać tę sytuację jako złą, niesprawiedliwą, w złą porę, etc., wybierz spokój i roztropność – ok, każdy sprzęt z czasem się zepsuje. Trudno. Zaplanuj kiedy go wymienisz, uwzględnij ewentualne korekty w budżecie i po kłopocie. Zamiast rozpaczać “O nie! Znowu coś! Dlaczego zawsze się musi coś u mnie spier***ć, kiedy jest na to najgorsza pora!?”, wybierz – “Hmm, ok, suszarka zdechła. Dobra, zdarza się.” Odpuść pokusę, by gra ofiarę, by stawiać się w roli ciemiężonego pępka wszechświata. Na tej planecie tylko ludzi jest 7 miliardów. Naprawdę nie ma tu ani specjalnych osób, ani specjalnych problemów. Problemy jakie masz, miało zapewne kilka miliardów innych ludzi (uzależnionych też już liczy się w miliardach). Tylko nie każdy wybiera biadolenie czy opieranie się za każdym razem. Dlatego jedni te problemy rozwiązują, inni nie.

Raz jeszcze podkreślę na czym polega ta droga – na ćwiczeniu przezorności, zamiast osądzania. Można i należy ją stosować od rzeczy małej wagi po te największej jak ciężka choroba.

Pamiętaj też, że w stanie spokoju możliwe jest najbardziej swobodne i efektywne konstruktywne korzystanie z umysłu. W stanie innym, niż spokój nie myśli się, tylko odbywa się bezosobowa mentalizacja. Nie ma ona nic wspólnego z mądrością, przezornością, analizą, szukaniem rozwiązania, ani rzeczywistością. Nie doprowadzi Cię do żadnych odpowiedzi, ani spokoju. Naucz się odróżniać mentalizację od świadomej, intencjonalnej analizy.

5. Bądź skromny/a z opiniami.

Skromność sama z siebie jest cnotą, zaś tutaj mamy jej odniesienie do konkretnego zagadnienia – opinii.

Wbrew pozorom skromność sprzyja życiu i dostatkowi. Bo wcale nie zaprzecza rzetelnej, solidnej, wielogodzinnej pracy każdego dnia tygodnia, mierzeniu się z ograniczeniami, rozsądnemu planowaniu, uczciwemu rozliczaniu się z działań, etc. Skromność nie jest przeciwieństwem bogactwa. Skromność to mądrość – np. nie nadawanie bogactwu zbyt dużej wartości. Jak jest – super. Jak nie – również super. Ale osoba skromna też nie usprawiedliwia się – “No ja nie pracuję ciężko, bo jestem skromny/a i nie zależy mi na pieniądzach”. Na pewno? Czy więc w kwestii pieniędzy jesteś całkowicie spokojny/a? Nie skupiasz się na tym aspekcie myślami? Większość ludzi nie pracuje ciężko, bo się opierają, grają ofiary, boją, wstydzą, uważają, że nie zasługują na dostatek. Albo pracują ale nie ciężko, tylko się bardzo męczą, tylko nazywają to “ciężką pracą”.

Pamiętajmy, że można być nieskromnym w kwestii biedy. Można nawet być dumnym, że jest się biednym. I jednocześnie nienawidzić ludzi żyjących w dostatku.

Ponadto mowa o tym, by nie nadymać się tym co robimy, ani nie szukać poklasku u innych. Dlaczego? Np. dlatego, bo na tej planecie większość ludzkości nie pochwala sukcesów innych. Wręcz stara się podcinać skrzydła. Niektórzy niechcący, nieświadomie, inni umyślnie. Być może sami tak żyjemy/żyliśmy.

Swoje cele, starania, dążenia lepiej pozostawić dla siebie. A jeśli znajdziesz mądre, rozwinięte, dojrzałe towarzystwo, to dostrzeżesz, że tam nikt się nie chwali, by się nadymać. Ew. swoimi sukcesami inspiruje innych do równie ciężkiej roboty albo szuka pomocy w rozwiązaniu konkretnych kwestii lub wymienia się doświadczeniem, by wszystkim było lepiej.

Zauważmy, że w świecie zwierząt dumny może być szczeniaczek, które niesie patyk. I o ten patyk będzie walczył, szczerzył zęby, gdy ktoś spróbuje mu ten patyk zabrać. Co pokazuje nam 2 rzeczy:

1. Możemy się nadymać byle czym, nawet czymś totalnie bezwartościowym.

2. Ochrona tego, co nasze jest normalna. Rozumie to już nawet malutkie zwierzę. Jednak uważajmy czy przypadkiem nie poświęcamy masy energii na ochronę czegoś bezwartościowego.

Dlatego zacznijmy analizować swoje opinie oraz osądy. Zróbmy ich listę. A następnie zapytajmy sobie co nam daje trzymanie się każdej z tych opinii? Czy jest to jak ten szczeniaczek niosący patyk? Których z tych opinii nie powinniśmy już bronić i zostawić za sobą, a o które powinniśmy walczyć – czyli nie pozwolić sobie nigdy w nie wątpić? Które wymagają pracy – rozwinięcia ich do nowego poziomu zrozumienia i świadomości?

Przykład idiotycznych opinii – opinie nawet znamienitych naukowców na temat śmierci. Może mi ktoś powiedzieć co jakikolwiek człowiek – woźny w szkole, abiturient MBA czy weteran Mensy mogą wiedzieć o śmierci? Czy ktoś z nich już umarł, dokładnie przebadał jak to jest i wrócił, by wszystkim opowiedzieć?

A jednak ludzie mówią mi, że wierzą opiniom naukowców tylko dlatego, bo są oni sławni… No ale ekspertyza tych sławnych ludzi w zakresie śmierci nie przekracza ekspertyzy pani Haliny z warzywniaka, która za pasem ma ukończoną podstawówkę ze średnią 3-. A jednak uważa się, że ci ludzie znają jakieś tajemnice lub mają jakieś sekretne sposoby na poznanie prawdy. Otóż nie mają.

Nie ma nawet żadnego konsensusu na temat życia – kiedy się zaczyna, czym jest, czy/kiedy/jak się kończy, czy ma jakąś wartość i jeśli tak, to jaką, etc. A przecież wszyscy żyjemy. Zgody brak. Czyli brak zrozumienia natury życia – esencji. Nie wiemy o tym nic. Co też pokazuje dlatego ta droga jest tak ważna.

Ale ludzie dlatego chcą tak desperacko usłyszeć kogoś z tytułem naukowca, że w jego mniemaniu po śmierci nie ma nic, bo tak boimy się cierpienia, bólu, zmagania z tym, z czym nie radzimy sobie teraz, w tym życiu. Wolimy znaleźć człowieka, który sądzi, że po śmierci nie ma nic, czyli też cierpienia, niż usłyszeć, że jest szansa, że po śmierci nasz smutny los będziemy kontynuować.

No ale wyjaśniałem już masę razy, że cierpienie to wybór – cierpienie to konsekwencja opierania się bólowi. A ból to informacja, by świadomość zwrócić ku wnętrzu i dokonać korekt W SOBIE. Sam ból rośnie wraz z tym jak silnie się opieramy. A po śmierci znikają wszelkie powody i korzyści opierania się. Można powiedzieć, że śmierć przeczy cierpieniu.

Innymi słowy – jesteśmy autorem naszego cierpienia i możemy je zakończyć jedną decyzją.

To nie jest moja opinia. To jest fakt. Fakt, którego możesz doświadczyć chociażby od ręki.

Jeśli cierpisz od nawet kilkudziesięciu lat, to możesz w każdej chwili podjąć decyzję, by przestać. Zapewne nigdy nikt Ci nie powiedział, że nikt poza Tobą nie ma kontroli nad Twoimi doświadczeniami. Naturalnie może to wymagać odpuszczenia przywiązania, oporu, jakichś opinii, czyli przewartościowania. Ale nie zmienia to faktu, że cierpienie i spokój to decyzje, które możemy podjąć. I jeśli ich nie podejmiemy, no cóż…

Punkt ten mówi nam też o ważnej rzeczy – opinia może być ważna, gdy możemy ją udowodnić. Ale KONTEKST, w którym rozpoczynamy dowód musi być jasno, klarownie, uczciwie i szczerze przedstawiony.

Pamiętajmy o naturze świadomości – zawsze wyłuskamy ze świata to, co nam pasuje do naszego poziomu świadomości i intencji. A znaczenie i wartość wynikają z kontekstu.

Jednak na pewno wystrzegajmy się opinii, której udowodnić nie sposób i których kontekst nie został jawnie przedstawiony.

Kolejna niezwykle istotna sprawa na temat opinii –

każde doświadczenie na tej planecie jest subiektywne.

Wystrzegajmy się więc ludzi budujących opinie na temat rzeczywistości w oparciu o swoje doświadczenia. Jednak także ich nie odrzucajmy. Bądźmy rozsądni – bądźmy przezorni. Jeśli jeden mówi Ci, że szczęście odnajdziesz oddając cały swój dobytek (najlepiej oddając go mu), a drugi mówi, że szczęście jest niezależne od dobytku i możesz być szczęśliwy lub nie mając miliardy lub 5 zł na koncie, to kogo jest przezornym posłuchać, a przynajmniej przetestować?

Możemy zauważyć, że na tej planecie są ludzie biedni szczęśliwi i nieszczęśliwi. Są majętni szczęśliwi i nieszczęśliwi. Mamy więc przynajmniej zarys dowodu, że ta druga osoba jest bliżej prawdy.

Jeszcze do tego wrócimy.

Można spotkać filmiki czy artykuły o tytułach – “10 największych wyrzutów jakie mają ludzie na łożu śmierci”. Ludzie zakochani są w poczuciu winy, choć mogą sobie niszczyć życie, zdrowie, cierpieć trzymając się jej. Ale jak ktoś obwinia, kleją się do tego – lecą jak ćmy do ognia. Niech mi ktoś powie – co takiego możemy się dowiedzieć z wyrzutów innych ludzi względem swoich wyborów? Nic. Bo to tylko mentalizacja oparta o poczucie winy. “Mogłem/am to zrobić”.

To fundamentalny błąd. Oczywiście, że ta osoba mogła ale za najlepsze WTEDY wybrała coś innego. Zamiast podzielić się prawdą – dlaczego to wybrała, jaką wartość temu nadała, nawet na łożu śmierci nie chcą się odkleić od poczucia winy.

Albo inni na koniec życia zaczynają się zastanawiać jaki był jego sens. To też bzdura, bo sens nadawaliśmy my żyjąc. Sens, znaczenie i wartość nadajemy każdemu wyborowi, przedmiotowi, osobie i własnemu życiu TERAZ. A inni cwaniakują – nagle starają się po tym wszystkim nadać swojemu życiu jakiś fajnie brzmiący sens. To okłamywanie siebie. To brak odpowiedzialności. To niedojrzałość. Nie rób tak.

TERAZ zdaj sobie sprawę jakie i czemu nadajesz wartość, sens i znaczenie. TERAZ miej świadomość jakie sens, wartość i znaczenie nadajesz życiu i sobie. TERAZ jest moment, by dokonać korekt. Bo na tej podstawie podejmujesz decyzje i działania lub ich brak. A nie na łożu śmierci wymyślić to sobie, by się lepiej poczuć z własnymi decyzjami. Opinia na temat swojego życia i decyzji w momencie śmierci nie ma żadnego znaczenia.

Albo ludziom się coś przydarza i od razu popadają w mentalizację – “Bóg ma dla mnie jakiś plan”. Nie, nie ma. Twoje życie jest Twoje. Być może w kółko robisz to samo i dlatego przydarza Ci się w kółko to samo.

Co mówi 12 kroków? Mówią o modlitwie, by poznać wolę Boga dla nas i o siłę do jej spełnienia. Wolą Boga dla Ciebie nie jest, byś cierpiał(a), tylko Twoje Zbawienie. A co to jest Zbawienie? To życie na poziomie świadomości Miłości Bezwarunkowej.

A skąd się ma wziąć do tego siła? Z wyborów cnót – np. odpowiedzialności i odwagi. Co w Twojej życiu jest zaniedbane, bo nie jesteś względem tego przynajmniej odważny/a? Módl się do Boga o prawdę – by zostało Ci ukazane to, czym ograniczasz odwagę. A następnie się od tego odklej i wybierz odwagę.

Dlaczego mądrzy ludzie uczą, by żyć jakby każdy dzień był ostatnim? Nie ze strachu, nie z poczucia winy, nie by szaleć. To nie zabierze lęku, ani oporu. To nie zmieni Twojej świadomości. Mowa o tym, by mądrze nadawać wartość, sens i znaczenie temu, co wybierasz. Bo jeśli jutro miał(a)byś już nie żyć, to czy nadasz sens np. użalaniu się, bo rzekomo straciłeś/aś przeszłość? Czy martwił(a)byś się o pieniądze? Czy trzymał(a)byś się urazy do rodziców czy kogokolwiek innego? Pewnie nie. A skoro MOŻESZ to zmienić mając na uwadze, że jutro już może Cię nie być, to MOŻESZ to zmienić i bez tego. Bo to tylko Twoja decyzja.

Bardzo często dostaję pytania – “Piotrze, co sądzisz o tym…?” Zawsze odpowiadam – “nic nie sądzę”. Bo osądy są bez sensu, szkodzą. I zawsze masz pewność, że gdy spojrzysz na dane zagadnienie z innego lub szerszego kontekstu, to osąd/opinia się zmieni. Ja staram się patrzeć na fakty, a one nie potrzebują moich osądów. Oczywiście wymaga to radykalnej uczciwości, by rzeczywistości nie zabarwić swoją percepcją.

Gdy decyduję się odpowiedzieć, podaję jak najszerszy kontekst, w którym można skorygować swoją percepcję na bardziej rozsądną, której konsekwencją będzie nie tylko spokój ale też możliwe ewentualne rozwiązanie problemu lub dylematu. Ale opinia nie jest do niczego potrzebna.

Dlaczego? Bo znaczenie wszystkiego i każda percepcja są rezultatem kontekstu. Każdy widzi wszystko w pewnym kontekście, który mniej lub bardziej świadomie sobie nakreślił. Masy ludzi nie są gotowe kontekst zmienić, nie mówiąc o jego poszerzeniu.

Fundamentalnym i kolosalnie niebezpiecznym kłamstwem jest sądzenie, że kontekst, czyli też znaczenie, bierze się ze świata – że są już wpisane w jakieś zdarzenia, osoby, przedmioty. Tak NIE jest.

Wlicza się w to i życie, i śmierć.

Tym samym oczywistym już jest, że dla osób, które nie chcą poszerzyć kontekstu, opinia dana z szerszego kontekstu będzie nie do przyjęcia, a może nawet stać się pretekstem do grania ofiary, obwiniania czy zdenerwowania się (swoją drogą – “zdenerwować się/siebie” wprost mówi gdzie leży problem).

Opiniowanie nie ma sensu, dopóki kontekst będzie się różnił i nie będzie intencji jego korekty lub poszerzenia, czyli przyjęcia perspektywy innej osoby, niezależnie czy jest lepsza, czy gorsza, czy po prostu inna. Co też pokazuje, że jeśli milion osób postrzega coś w takim samym kontekście i mają taką samą opinię, to może się mylić i milion osób, i miliard.

Szerszy kontekst jest jak znak drogowy. Warto go zostawić innym. A czy i kto skorzysta to odpowiedzialność tej osoby. Jezus Chrystus, Budda, Kriszna – oni zostawili takich znaków – szerokiego kontekstu – bardzo wiele. Problem leży w tym jak je odróżnić od szajsu, którego na tej planecie jest zatrzęsienie…

Ignorowanie kontekstu i fechtowanie opiniami jest niedojrzałe. I zazwyczaj prowadzi do konfliktów. No bo co mogą zrobić osoby o różnych opiniach, które nie zdają sobie sprawy, że te opinie są wyłącznie efektem różnych kontekstów, których nie są one świadome? Ile osób jest gotowa przyjąć, że każdy może mieć rację w kontekście, w którym się porusza? Każdy może mieć rację w swoim kontekście, a gdy kontekst poszerzyć, każdy może się mylić.

A jeśli ktoś nie jest chętny na zmianę i woli się opierać, grać ofiarę i doić te wszystkie małe korzyści jakie z tego ma, to próby zmuszenia go do zmiany, spotkają się z jeszcze silniejszym oporem i bólem, za który następnie ta osoba nas obwini. Zrozumienie w jakim kontekście operują ludzie i na co są gotowi jest trudne i bardzo ważne.

Uzależniony nie ma wyjścia – tu trzeba dojrzeć. Opuścić ten marny padół. Jak rozmawiam z uzależnionymi, ale nie tylko, to cały czas widzę jak dają się skusić użalaniu nad sobą, graniu ofiary, zwalaniu odpowiedzialności. Na tej planecie to jest jak niekończące się igrzyska, w których ludzie prześcigają się w udowadnianiu sobie i innym jak bardzo są przegrani. Dla ludzi wygraną jest udowodnienie jak mocno mają przechlapane w życiu…

Dlatego tak istotne jest zrozumienie istoty kalibracji, którą można porównać do GPS-u. Dzięki niej widzimy jak coś się ma względem Absolutu nazywanego Bogiem. Przypomnę – Bóg: Nieograniczona Miłość i Moc wynikające z Nieograniczonego, Nieskończonego Kontekstu. Można więc rzec, że kalibracja pokazuje jak bardzo ograniczyliśmy kontekst.

Prosty przykład – gdy uznamy, że czegoś nie możemy, tracimy większość z naszej energii, tracimy spokój. Nie kochamy. Jesteśmy od tego bardzo odlegli. A przynajmniej tak długo, jak długo gotowi jesteśmy utrzymywać to kłamstwo. Bowiem –

każde ‘nie mogę’ to nieuświadomione ‘nie chcę’.

Apatia, będąca jedną z konsekwencji tego kłamstwa, ma kalibrację 50-74. Jest więc niemalże na samym dole “termometru” ludzkiej świadomości. A więc też na dnie kontekstu, energii oraz miłości. Zastanówmy się więc jak Bóg może się gniewać jeśli gniew jest na poziomie 150-174? Gniew wynika z ograniczonego kontekstu i dualistycznych pozycjonalności jak np. zawiedzionych oczekiwań, nakręcania się, różnych podniet czy udowadniania czegoś komuś… Powiedz mi – jeśli dąb spokojnie sobie rośnie i nigdy się nie gniewa nawet jeśli go zetniesz, a Jezus Chrystus (kalibracja – 1000) nie przestawał kochać bezwarunkowo nawet gdy Go przybijano do krzyża, to jak możemy mówić, że Bóg jest skory do uraz, a nawet zemsty? Świat roślin to w większości przedział 200-300.

To ludzie są tacy – np. pogniewani, mający oczekiwania, bo to wydaje się sensowne z niskiego poziomu rozwoju. Dla człowieka który ma 100 zł, 1000 zł wydaje się majątkiem. Dla człowieka, który ma miliard zł, 1000 zł nie wydaje się bogactwem.

Dla człowieka pełnego lęku nienawidzenie i obwinianie w formie uraz, gniewu i frustracji ma sens, bo przynajmniej w tych stanach ma więcej energii i czuje się silniejszy, niż w strachu. Dla tej osoby bardzo sensownym wydaje się więc, że i Bóg karze, obwinia, gniewa się, mści, itd. Oraz że wymaga tego od nas…

Przypominam – dla szczeniaczka nawet patyk może mieć kolosalną wartość.

Niemniej punkt ten nie brzmi “nie miej opinii”, tylko staraj się mieć ich jak najmniej.

Niejednokrotnie spotykałem się z… opinią, że trzeba mieć swoje zdanie na każdy temat.

Jeśli “masz zdanie” na jakiś temat – zapisz je. Opisz kontekst, z którego to zdanie wydaje Ci się sensowne. Jeśli ktoś przedstawia Ci opinię, pytaj o kontekst. Pytaj o tok rozumowania tej osoby, o podstawy, na których buduje ona swoje opinie. Zwracaj szczególną uwagę na poziom odpowiedzialności. Czy szybko poszerza swoje opinie z “ja/moje doświadczenia” na “ludzie/wszyscy/taki jest świat/takie jest życie”… Jeśli tak, to prawie na pewno masz do czynienia z osobą bardzo dumną. Warto wtedy uważać.

Kolejny zagadnienie – jeśli chcesz już słuchać czyichś opinii na dany temat, szukaj EKSPERTÓW w tych dziedzinach. No bo jeśli Twoi rodzice zarabiają tak, że ledwo wystarcza, to słuchanie się ich opinii w temacie pieniędzy nie jest rozsądne. Bo ich działania oparte o kontekst, z którego wynikają te opinie, doprowadzą Cię co najwyżej tak daleko jak ich.

Czy więc przezornym jest pytać człowieka otyłego o dietę, ćwiczenia i ogólnie jak być zdrowym i sprawnym? Ewentualnie można się dowiedzieć co nie zadziałało. ;) Ale zazwyczaj słyszy się usprawiedliwienia w formie dorabiania kontekstu do wytłumaczenia do swoich wyborów, których konsekwencją jest otyłość. A otyłość nie jest przejawem zdrowia. Ani jej przyczyny.

Gdy zrobimy listę swoich opinii, postarajmy się przemyśleć skąd/od kogo ją wzięliśmy. Bo większość opinii mamy skądś. Jeśli boimy się śmierci, to skąd mamy informacje o śmierci? Prawie na pewno od kogoś, kto śmierci nie doświadczył i nie wrócił nam o niej opowiedzieć. Być może więc nie boimy się samej śmierci tylko nieznanego. Więc znowu – skąd wzięliśmy lęk przed nieznanym? Dlaczego nie ekscytujemy się nieznanym? Dlaczego nieznane jest dla nas złe/straszne/niebezpieczne?

Uzależnieni uczą nas, że to, co może się nam wydawać bezpieczne, stanowi dla nas właśnie największe zagrożenie – siedzenie w domu i oglądanie porno czy picie wódki.

Zauważ, że przecież jeśli nigdy nie byłeś/aś w jakimś sklepie, to po wejściu do niego automatycznie to już nie jest nieznane. Staje się znane. Gdy zrobisz coś nowego, to automatycznie to już nie jest nowe, ani nieznane.

Jako dzieci jesteśmy podekscytowani dosłownie wszystkim. Bo nie mamy o tym opinii, ani osądów. Jest fantastyczne dokładnie takim jakim jest. Zachwyt jest więc naturalny. I dopiero sami to ograniczamy, gruzujemy kolejnymi opiniami i osądami.

Możemy zauważyć, że odnośnie dowolnego zagadnienia są najróżniejsze reakcje – od smutku po radość. Od paniki po ekscytację. Od wstydu po śmiałość. Od osądów po akceptację. Od nienawiści po współczucie. Co pokazuje nam, że żadna z tych opinii nie ma nic wspólnego z danym zagadnieniem.

Już wiesz, że każda percepcja to konsekwencja poziomu świadomości oraz intencji danej osoby. Możesz to zaobserwować we własnym życiu. A skoro tak, to ile z tych osób wybrało widzenie prawdy, a ile dumnie projektuje swoje zaniedbania i wybiera własną rację? Co możesz powiedzieć o poziomie świadomości oraz intencji tych osób?

Kolejny temat – ludzie trzymają się opinii, z którymi dobrze się czują. To fundament niedojrzałości emocjonalnej – za dobre uznajemy to, z czym się dobrze czujemy.

A wiadomo od przynajmniej kilku tysięcy lat, że prawda często nie jest komfortowa ale nas wyzwoli.

Niemal każdy skuteczny lek jest gorzki. Tylko dodaje się do nich słodziki. Mam nadzieję, że jasnym jest, że landrynkami nie wyleczysz żadnej dolegliwości.

Osoba na niskim poziomie świadomości (ponad 80% ludzkości) czuje się dobrze z tym, co nie sprzyja życiu. No bo kto czuje się dobrze na myśl o wyborze dzisiaj odwagi względem jakiegoś trudnego zagadnienia? Kto czuje się super z wzięciem odpowiedzialności za 100% spraw w swoim życiu? Czujemy się dobrze z tym, że dzisiaj musimy pracować przynajmniej 8 godzin?

Jeśli nie, to widzimy, że to co czujemy może nas prowadzić na manowce. Bo odczucia to konsekwencje naszej percepcji. Czyli też naszych opinii. A już pytałem – gdyby się okazało, że 99% Twoich opinii to zupełne śmieci?

Mędrcy od tysięcy lat uczyli, by –

nosić ten świat jak wierzchnie ubranie.

Czyli też wszystkie opinie. Gdy się pobrudzi, przetrze, zniszczy – bez żalu i bólu zrzucasz z siebie i wymieniasz. Gdy przyjdzie nam z niego odejść, też nie będzie to problemem. Gdy dostrzeżesz, że jakaś opinia Ci nie służy – porzuć ją. Zostaw za sobą. Odklej się od niej.

A ludzie zamiast tego świat “noszą” jak pętlę wokół swojej szyi. I gdy cokolwiek się stanie, (po)ciągnie ich to ze sobą.

Pytanie więc – czy coś jest nie tak ze światem, czy z naszym podejściem do świata?

Jak istotne to jest naturalnie sami możemy przetestować – odpuścić przywiązanie do jakiegoś tematu, zrezygnować ze wszystkich opinii względem niego, nie opierać się innemu podejściu i obserwować nasze reakcje, gdy ten temat ulega zmianie. Dostrzeżemy, że przestaje nas to w ogóle dotyczyć. Możemy pozostać spokojni, radośni, pełni energii, a także troski, gdybyśmy jednak chcieli coś zdziałać.

Łatwo możemy też zauważyć, że wraz ze zmianą samopoczucia, zmieniamy swoje nastawienie (a to błąd), opinie, chęci, etc. Zazwyczaj przestajemy dodawać radość do swojego życia i nie zdając sobie z tego sprawy, sądzimy, że coś przestało nas cieszyć. Np. nie ekscytujemy się już filmem, bo “coś nas zasmuciło”. Możemy dostrzec, że w jednym stanie emocjonalnym chcemy pracować, a w innym nie chcemy. Co powinno nam uświadomić kolosalne niebezpieczeństwo podejmowania decyzji i budowania percepcji o emocjonalność. Tym bardziej jeśli opierasz się temu, co czujesz, gdyż –

wszystko czemu stawiamy opór trwa i rośnie.

Jeśli oprzesz się samopoczuciu, doświadczając którego zaczynasz wybierać niekorzystnie, no to utrzymasz to samopoczucie i będziesz wybierać niekorzystnie coraz częściej. Tym bardziej, że gorsze samopoczucie to już efekt negatywnej percepcji i negatywnego nastawienia oraz już istniejących zaniedbań emocjonalnych.

To jakby nie chcieć wydmuchać nosa, gdy jest już mocno zapchany, bo jest mocno zapchany.

Łatwo dostrzec wtedy, że uznajemy za dobre to, co koresponduje z naszym stanem. Jeśli czujesz się źle, to jest większa szansa, że wybierzesz źle lub szkodliwie. M.in. dlatego na tej planecie są specjaliści – ludzie, którzy powiedzą Ci co jest dobre, byś samemu sobie jeszcze dodatkowo nie naszkodziła(a).

Bo jeśli rozumiesz, że myślenie myśli się samo i jego rolą jest trwać, czyli utrzymać stan emocjonalny będący paliwem dla mentalizacji, to wpatrywanie się w myśli i nazywanie tego myśleniem czy próbami wymyślenia rozwiązania nigdy nie przyniesie Ci żadnego rozwiązania. Tylko jeszcze głębsze wkopanie się w to.

I naprawdę wystarczy uczciwie przyjrzeć się swojemu życiu, by dostrzec, że jest to fakt, a nie opinia.

Jeżeli więc np. wstydzisz się i budujesz opinie oparte o wstyd, to nie doprowadzi Cię to ponad wstyd, tylko w nim zatrzyma. Najczęstszymi opiniami budowanymi na bazie wstydu jest “jestem gorszy/a”, “nie zasługuję”. Często te opinie o sobie dostaliśmy od innych i trzymaliśmy się ich całe życie. A wstyd był tego konsekwencją. A dla nas potwierdzeniem.

Kolejny przykład destruktywnej opinii – “Gdy popełnię błąd, to źle o mnie świadczy”. Tutaj mamy opinię zbudowaną o poczucie winy. Albo jej inne odmiany – “Nie wolno mi popełnić błędu, bo to dowód, że jest ze mną coś nie tak”, “Po popełnieniu błędu czeka mnie kara”.

Jeśli dojdziemy do wniosku, że te opinie wzięliśmy od rodziców, to zastanówmy się czy nasi rodzice zdawali sobie sprawę z tych faktów:

Świadomość jest niewinna. Oznacza to, że wszystko traktuje jako prawdę.

– Programowanie trwa ułamek sekundy i nie można go zatrzymać.

– Programowanie jest na całe życie, o ile sami nie zajmiemy się danym przekonaniem.

Nie mamy możliwości odróżnienia prawdy od fałszu.

– Mamy to co sami wybraliśmy, czemu nadaliśmy sens, wartość i znaczenie, jaką mieliśmy intencję.

Czy jakikolwiek rodzic zdawał sobie sprawę, że wszystko co powie dziecku, ono uzna to za najświętszą prawdę, zapamięta to na całe życie i zapewne nigdy nawet nie podda tego analizie? Nigdy nie przemyśli tego, nie przemyśli, nie skoryguje, tylko uzna za wyryty w kamieniu prawdę o rzeczywistości?

Jeśli ulegniemy słabości i powiemy swojemu dziecku, że jest małym gnojkiem, to prawie na pewno ta osoba będzie tak o sobie sądziła przez resztę życia. Że jest małym kawałkiem gówna. Małym, czyli nic nie wartym, nic nie znaczącym. A co się robi z odchodami? Brzydzi na ich widok, zatyka nos i unika. I wzywa się kogoś, by zrobił z tym porządek. Odchody w ludzkiej świadomości nie mają wartości, są bezużyteczne, złe, paskudne. Nie chce się ich. Ale w szerszym kontekście, odchody są bardzo ważne i mają kolosalne znaczenie. Ale to tak na marginesie.

Jeżeli my jesteśmy taką osobą, to czy my zdajemy sobie sprawę, że to tylko przekonanie? I że każdej sekundy mamy możliwość wyboru, by się go przestać trzymać, uwolnić stojącą za nim energię wstyd, winy i żalu i wybrać spokój, szczęście oraz przewartościowanie oraz rekontekstualizację swojego życia oraz samego/samej siebie?

6. Dąż do perfekcji umiejętności dyplomacji oraz elegancji*.

*W oryginale dr Hawkins określił elegancję jako gentility, czyli praktykowanie dystyngowanych manier, zachowań oraz wyglądu.

Dystyngowany znaczy nie wywyższający się, czyli uznający kogoś za gorszego, a kogoś innego (siebie) za lepszego. Dystyngowany to nie umniejszający nikomu i niczemu. Oznacza słowa, maniery i zachowania uwznioślające, wzmacniające, pokrzepiające, sprzyjające dobru.

Dwa ważne synonimy tego słowa to: rycerski i królewski. A wiemy, że esencją rycerskości było chronić słabszych, żyć cnotliwie, odważnie, walczyć z prawdziwym wrogiem w intencji obrony swojej ojczyzny. A król służył swojemu ludowi. Dbał o dobro swojego kraju, ludzi.

Zarówno rycerz jak i król żyli z podniesioną głową. Dumnie ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Służyli ale nie kajali się. Nie grali ofiar.

Inne synonimy – wykwinty, szarmancki, moralny, przyzwoity, uprzejmy, dobrze wychowany.

I tą właśnie jest ta droga – wychowywaniem samego siebie. Odpowiedzialnością za swoje słowa, maniery, działania, a nawet wygląd i ubiór.

Zacznijmy rozważania od umiejętności dyplomacji.

Dyplomacja jest jednym z narzędzi porozumiewania się reprezentantów całych narodów – czyli wielomilionowych skupisk ludzi. Co wiele mówi o jej znaczeniu i ważności. Zanim jako ludzie ewoluowaliśmy do świadomości takiej komunikacji, znane były tylko najazdy. Jak to się mówiło “chwała zwycięzcy”. Siła była jedynym czynnikiem branym pod uwagę.

Dzisiaj już ogólne dobro. Życie i to co mu sprzyja. A nie siła i groźba odebrania życia.

Dyplomacja to umiejętność oraz sztuka. Naturalnie dużo łatwiej jest mieć podejście dyplomatyczne do grupy kilku osób, a nie np. 100 milionów. Dlatego też możemy ją praktykować, ćwiczyć i rozwijać w swoim życiu.

Jeśli zależy nam na własnej ewolucji, musimy zacząć brać pod uwagę ogólne najwyższe dobro. Co także uwzględnia nasze najwyższe dobro. Dyplomacja to takie dążenie, gdzie zrealizowane/zapewnione zostanie najwyższe dobro wszystkich stron.

Czyli jeśli przełożymy to na małżeństwo, rozmawiamy, aż znajdziemy rozwiązanie, które zadowoli W PEŁNI ją i jego. A jeśli są dzieci, to także dzieci. Kompromis często nazywany jest zabójcą relacji, bo nie jest on najwyższym dobrem nikogo. Zazwyczaj też nie prowadzi przez źródło – esencję – problemów, przez co nie zostają rozwiązane i nadal uwierają oraz się pogłębiają.

Dyplomacja wymaga od nas więc nie tylko zdrowej, dojrzałej intencji ale również uczciwości i siły. Czyli cnót.

Jednym z przykładów dyplomacji jest marketing. Marketing = edukacja. Jak to ładnie powiedział jeden z weteranów marketingu – “Sprzedaj klientowi to, czego chce ale dostarcz mu to, czego potrzebuje”. Dostarczamy klientom najwyższe dobro. I to kwestią przedsiębiorcy jest rozpoznanie zarówno pragnień jak i faktycznych potrzeb swoich klientów. Czyli dostarczenie realnej wartości.

Zauważmy, że używki są tego przeciwieństwem – są spełnieniem pragnień ale nie potrzeb. Miliardy ludzi chcą palić ale tego nie potrzebują. Miliardy ludzi pragną się napić alkoholu ale zdrowy organizm nie potrzebuje wprowadzać do siebie trucizny. Więc używki są podażą na nierozwiązane problemy wewnętrzne. Czy ktoś kupiłby wódkę reklamowaną hasłem – “Ta wódka Cię nie wstawi!”?

Pornografia oczywiście również jest podażą na zaniedbania i problemy, z którymi nie chcemy i/lub nie potrafimy sobie poradzić. Uważamy, że jej potrzebujemy. Ale tak nie jest. Chcemy ją oglądać ale nie rozumiemy z jakich przyczyn. Nie przyglądamy się im, więc nie jest możliwym rozwiązanie problemów istniejących pod tym pragnieniem. Rozstrzał między tym czego chcemy, a potrzebujemy jest kolosalny. Dlatego oglądanie pornografii z czasem doprowadzi do poważnych i niebotycznych, negatywnych konsekwencji. Nie tylko zdrowotnych. Dla przypomnienia – na głównej stronie mojego serwisu: www.wolnoscodporno.pl podałem ponad 100 zdrowotnych konsekwencji oglądania pornografii. Naturalnie jest ich wiele więcej i w różnych obszarach życia.

Gdybyśmy do oglądania porno podeszli uczciwie i nieuczciwie, dyplomatycznie i niedyplomatycznie, to rozmowa ze sobą wyglądałaby np. tak:

– Chcę obejrzeć pornografię!

– Ok, mogę ją obejrzeć. Ale muszę mieć na uwadze, że zapłacę za to cenę.

– Nie obchodzi mnie ona! Chcę i już!

– Dobrze. Ale od niczego to są przykładowe konsekwencje tej decyzji – marniejące poczucie szczęścia, spełnienia i spokoju. Coraz większe tzw. “przytłoczenie”. Coraz więcej napięcia, negatywnych myśli i bólu. Coraz większe trudności w wykonywaniu nawet najprostszych czynności. Pogłębiające się trudności w koncentracji. Problemy z zasypianiem i coraz gorszy sen. Problemy z erekcją. Coraz więcej wstydu, winy, apatii i strachu. Rosnąca frustracja i niezadowolenie. Co za to zyskam – chwilowy wyższy stan ale nie wyższy niż pożądanie, a potem spadek do stanu, od którego uciekałem/am. Zapewne spadek na wstyd, winę i żal do siebie. Czyli i tak poczuję to, od czego teraz chcę uciec.

– Dobra, dobra… chcę porno już!

Czy wygląda to chociaż tak? Prawdopodobnie nie rozważamy w ogóle konsekwencji. Chcemy i na tym się kończy.

Dyplomatyczne podejście stanowiłoby szukanie rozwiązania dla własnego swojego najwyższego dobra. Bo naprawdę jest tutaj tylko jedna strona. Nie my i nasze myśli, emocje, umysł, podświadomość. Jesteśmy tylko my. A żeby móc zrealizować swoje najwyższe dobro, najpierw rozumieć co nim jest, a co nie.

Właśnie m.in. tym jest trzeźwość – rozumieniem co jest pozytywne w skutkach, a co nie. A elementem trzeźwości jest pokora – rozumienie że jako człowiek mamy kolosalnie ograniczoną zdolność percepcji.

2000 lat temu Jezus Chrystus przyszedł na tę planetę i powiedział w wielkim skrócie to – “Najwyższym dobrem każdego człowieka jest wybieranie tego, czego kalibracja wynosi minimum 200”. Podał masę przykładów, które są tak samo aktualne wtedy jak i dziś. A mówił to w kontekście – “Wybieraj to, co realnie pozytywne, bo żyjesz w rzeczywistości odpowiedzialności i konsekwencji”. Każdy mędrzec mówił to samo, tylko ubierał to w inne słowa. Np. karma to synonim odpowiedzialności za swoje wybory.

A więc karma to Ty. No bo powiedz z ręką na sercu – czy ktokolwiek inny odpowiadał za to, co dzisiaj wybrałeś/aś? A może emocje za to odpowiadały? No ale emocje to już konsekwencje Twoich wyborów. I to nie emocje na Ciebie napierają, tylko Ty na emocje. Może myśli za to odpowiadały? Ależ myśli nie mają żadnego znaczenia. Całe znaczenie Ty im nadałeś/aś i. Oraz Ty się w nie wpatrujesz.

Gdybyśmy wybrali radykalną uczciwość, byłoby jasne, że tylko my odpowiadamy za każdą podjętą decyzję.

Jezus używał przy tym języka zrozumiałego dla ludzi w czasie gdy żył. Globalna kalibracja ludzkości w tamtych czasach to było nieco ponad 100. Obecnie raptem przekroczyliśmy 200.

Oczywiście, jak to już bywa z prawdą, okazała się zbyt niewygodna. No bo trzeba przestać nienawidzić, oczerniać, mścić się? Niedoczekanie! Trzeba przestać grać ofiarę i żyć odpowiedzialnie! Żarty jakieś! Nie zabijać? A to zmrol! Ua!

To dzisiaj także jest aktualne. Ludzie nadal uwielbiają zabijać. Jak nie siebie nawzajem to zwierzęta lub przynajmniej oglądać jak się mordują ludzie (szczególnie ci źli – ajajaj, no palce lizać!).

Ale wróćmy do mikroskali – własnego życia. Czy rozważaliśmy jakie jest najwyższe dobro np. naszych bliskich? Czy rozważaliśmy jak nasi bliscy postrzegają nasze najwyższe dobro?

Dyplomata potrafi rozpoznać i uszanować gotowość innych do przyjęcia prawdy czy pomocy. Uważasz, że ludzie chcą rozwiązać swoje problemy? Oczywiście, że nie. Wolą grać ofiary, biadolić i doić masę korzyści ze swoich problemów. Upór ludzi, by brnąć w negatywność jest niesłychany. Upór, by zajmować się innymi/życiem innych, niż sobą i swoim życiem też jest kolosalny.

Druga gałąź tej drogi to praktyka dystyngowanych manier, zachowań i wyglądu. Z różnych obszarów i od innych osób wiemy, że lepiej w życiu radzi sobie osoba, która potrafi “gadać”. Np. zagadać do dziewczyny, przegadać kogoś w dyskusji, nagadać komuś, kto się źle zachował, etc.

Musimy jednak pamiętać, że język mówiony, tak jak i łopata, to narzędzie. Z pomocą łopaty możemy zbudować schronisko, a możemy też zbić komuś szybę w samochodzie.

Nie bez powodu dr Hawkins mówi, byśmy praktykowali stronę pozytywną – dystyngowaną. Czyli wykwintną, elegancką. Noszenie złotych łańcuchów czy tatuaży nie ma z tym nic wspólnego. Przypominam o opiniach – im skromniej, tym lepiej. Co takiego jest nie tak z naszym ciałem, że uważamy, że należy je jeszcze wytatuować? Nie mówię, że tatuaże są złe. Ale zastanówmy się jaka idea nam przyświeca.

Wracając do języka. W języku funkcjonują tzw. przekleństwa. Innymi słowy – klątwy. Co wiemy o klątwach? To życzenie komuś szkody. Co wiemy o rzeczywistości? Że wszystko, co sądzimy, że robimy innym, wkrótce uczynimy sami sobie. Używanie wulgaryzmów stanowi więc niebezpieczeństwo dla nas. Jakie? Przyjrzyjmy się, po pierwsze samym słowom – przekleństwom, a po drugie – przyczynom ich stosowania.

Szybko możemy się zorientować, że większość przekleństw opiera się na wulgarnych określeniach różnych aspektów seksualności – od intymnych części ciała, po przyczyny naszych narodzin (niecnotliwość matki), itp. Używanie przekleństw wyrzeza się w naszej świadomości, że coś jest nie tak z ludzką seksualnością, a szczególnie naszą. Czyli źródłem naszego pochodzenia – esencją naszego istnienia. A jeśli fundament jest zbutwiały, cała struktura zaczyna się chwiać.

Przecież już powszechnie seksualność jest postrzegana gorzej od morderstw. Morderstw się nie cenzuruje. Nie ma problemu pokazać jak urzynana jest głowa czy wypruwane flaki, a krew się leje strumieniami. Reżyserzy filmowi prześcigają się w ukazaniu najbardziej brutalnego mordu w sposób, który w ludziach wywołuje śmiech. Śmiech! I nazywa się to sztuką. Nie, to nie sztuka.

Ale jak pokażesz ładną pierś, to masz poważny problem. Można pokazać na ekranie jak rozszarpuje się człowieka i człowiek zrywa boki. A potem pokazać jak całują się ludzie, a widownia milknie.

Wielu facetów na porządku dziennym używa określenia “to ssie” określając coś jako złe, gorsze, niespełniające oczekiwań, etc. A potem dziwią się, że ich partnerki są niechętne, by klęknąć przed nimi. Lub oni sami się tego wstydzą. Dlaczego? Bo jeżeli zewsząd słyszymy (szczególnie jeśli nasza partnerka słyszy to od nas), że “ssanie” jest tożsame z upodleniem, z robieniem czegoś gorszącego, to wielu chętnych się do tego nie znajdzie. Albo nazywamy kogoś “kut*sem”, a potem wstydzimy się swojego penisa, porównujemy go z innymi, uważamy za gorszego, boimy się zostać ocenieni, wyśmiani…

Używając przekleństw niezauważalnie robimy więc sobie problemy.

Czy zdawałeś/aś sobie sprawę, że “mać” to staropolskie słowo na mamę? Ile razy nazywaliśmy (naszą) matkę ku**ą? Czyli pierwszą kobietę w naszym życiu, która dała nam życie, z której łona się wywodzimy. I sami zaklinamy swoje jestestwo, że jesteśmy z nieprawego łoża, czyli bękartem – kimś bezwartościowym, wyrzutkiem zasługującym wyłącznie na wstyd. Bez godności, którego nie czeka w życiu nic dobrego, bo jest efektem upodlenia własnej matki lub niechcianym przypadkiem… Ile razy się tak czuliśmy?

Poza tym w świecie ludzi sukcesu klnie się niewiele lub wcale. Bo nie ma takiej potrzeby. Brak przeklinania – czyli używanie dystyngowanego języka (można powiedzieć – normalnego, bo w przeklinaniu nie ma nic normalnego), dostrajaniem się do innych jakości sprzyjających życiu. Inni słuchacze chętniej się interesują tym, co mamy do powiedzenia. Brakowi przekleństw przyświeca więc zdrowie. A jeśli się tylko opieramy, wypieramy, wstydzimy się tego, to niewiele ma to wspólnego ze zdrowiem.

Dlaczego w ogóle klniemy? Już pomijając naszą ignorancję na konsekwencje używania takiego języka, czy zdarzyło się nam przeklinać, gdy byliśmy szczęśliwi? Prawie na pewno nie.

Przeklinanie stanowi więc pewnego rodzaju informację, że sobie z czymś nie radzimy. To skrywane wołanie o pomoc. To język często ludzi biednych, negatywnie usposobionych, agresywnych, pełnych lęku, wstydu i winy.

Ponadto – jeśli podświadomie rozumiemy, że przeklinając nie radzimy sobie, czyli jesteśmy podatni na zranienie, przyciąga to atak tych, którzy chętnie wykorzystają słabość innych. Przeklinanie to oznaka słabości.

Zauważmy – gdyby nawet istniały magiczne zaklęcia, to gdybyśmy na kogoś rzucali klątwę, to dlatego, bo boimy się bezpośredniego – odważnego, śmiałego, otwartego – starcia. Próbowalibyśmy tę osobę najpierw osłabić, by mieć większe szanse na wygraną. Za przeklinaniem nie stoi więc w ogóle nic integralnego. A rycerz zawsze wyzywał przeciwnika na pojedynek. Otwarcie rzucał mu rękawicę, a potem spotykano się na udeptanej ziemi. To było integralne. Odważne, śmiałe.

Czy kochająca matka poucza swoje dziecko z użyciem przekleństw? Mówi np., że coś “spier…o”? Nie. Szuka dystyngowanych, eleganckich, pełnych miłości słów, by przedstawić mu problem jaki widzi i jego rozwiązanie.

Jeśli ojciec mówi synowi, by np. “przestał pie…ć” i wziął się do roboty, to nie mówi tego ze stanu spokoju. Zapewne odczuwa winę, żal, frustrację.

Więc jeśli ktoś przeklina (poza sytuacjami, gdy przekleństwo użyte jest świadomie w jasno określonym celu), to wysyła komunikat, że z czymś sobie nie radzi. Otwiera drzwi do potencjalnego wykorzystania tej słabości i sami pozostajemy na nią ślepymi.

Problem polega również na tym, że jeżeli sami mamy problem z własnym gniewem (np. wypieramy, boimy się go lub wstydzimy), jeśli jeszcze uważamy się za słabych, to gdy widzimy kogoś, kto swobodnie daje ekspresję gniewowi, może nas tym nawet oczarować! Możemy sobie powiedzieć wtedy – “Wow! Ale ta osoba jest silna! Też chcę taki/taka być!” No tak ale ta osoba wcale nie jest silna. To tylko gniew. Nie kalibruje się on na poziom integralności. Nie sprzyja życiu. Ale jak mówiłem – dla człowieka mającego 100 zł na koncie, posiadanie 1000 zł wydaje się majątkiem. A gdy trzymamy się tego 1000 zł jak skarbu, to odcinamy się od każdej wyższej kwoty.

Jeśli masz zamek z 50 pokojami ale siedzisz tylko w jednym, to te pozostałe 49 pokoi się nie liczy.

Dr Hawkins zwraca uwagę, by za żadne skarby nie pozwalać sobie na użalanie się, biadolenie, umniejszanie sobie i innym, przeklinanie (czyli negatywne zaklinanie siebie i odrzucanie, odpychanie tego, co pozytywne), wszelką mowę nienawiści, etc.

Jednym z fundamentów dyplomacji, czyli umiejętności w esencji pozwalającej szukać najwyższego dobra dla setek milionów ludzi z różnych kultur, z różnymi filozofiami życiowymi, religiami, etc., jest – “Jeśli masz do powiedzenia o kimś coś złego, nie mów nic”.

Jeśli masz coś złego do powiedzenia o sobie – nie mów nic.

Znajdź dla tego zdrową, mądrą, wspierającą alternatywę.

Jakie masz wobec siebie zarzuty? Co sobie wyrzucasz? I po co to robisz? Znajdź dla tego integralną, wspierającą, wzmacniającą, uskrzydlającą alternatywę!

Z drugiej strony często widzę np. używanie takiego języka – “To zwierzątko jest takie śliczne, że umrę!” Czyli już do codziennego języka i to jeszcze języka zachwytu, wkradło się życzenie sobie śmierci. Ludzie tak opierają się temu co pozytywne, że niejednokrotnie też mówią, że im pęknie serce, bo coś jest takie ładne…, itp. głupoty. Elementem tego jest zapewne stawianie oporu pozytywnym jakościom. I uważanie siebie za niegodnego ich.

Albo ludzie zaczęli coś świetnego określać jako “sick”. “It’s sick!” – czyli “to jest chore”. Co to za obłęd?

Możemy to bagatelizować, że to tylko slang, etc. A potem mówimy sobie “moje życie nie ma wartości, bo niewiele osiągnąłem/osiągnęłam”…

Problem jest więc stricte wewnętrzny i jego źródłem jest własny obraz siebie.

Z ciekawostek – jest dolegliwość polegająca na niekontrolowanym przeklinaniu. :D Ale nie ma dolegliwości polegającej na niekontrolowanym mówieniu komplementów. Nikogo to nie zastanawia?

Zespół Tourette’a określa się jako tiki na tle nerwowym, których nie można kontrolować, ani nie mające wyraźnej przyczyny. Heh. Oczywiście, że przyczyna jest ale widzimy niezrozumienie natury emocji i poziomu świadomości ludzi. Czy ich nie można kontrolować? To w ogóle niezrozumienie. Tu nie ma mowy o kontrolowaniu niczego. Tylko o nieświadomości własnych decyzji oraz ich konsekwencji. Tak jak uzależniony może siąść do porno i ocknąć się dopiero po kilku godzinach. A potem próbuje kontrolować swoje pragnienia. To nie działa. To zupełne pogubienie.

Uzależniony tak doskonale zdaje sobie sprawę z emocji, że gdy tylko na granicy świadomości poczuje niechcianą emocję, już ucieka – np. w mentalizację i już nalewa sobie wódki lub włącza porno. Tu nie pomogą żadne próby kontrolowania czegokolwiek.

Ale ludzie próbują to kontrolować, a potem dziwią się, że problemy trwają i się pogłębiają.

A są osoby, które od razu dają ekspresję w postaci niekontrolowanego, wulgarnego, czyli prostego, ujmującego, osłabiającego języka. Czytam, że niewskazane jest poprawiać te osoby, ani je karcić, bo w wyniku stresu to jeszcze pogłębi objawy. Czyli dalej brniemy w społeczne urojenia. No bo co to jest stres? Stres to czasownik – to walka z tym, co czujemy. Tutaj ze stłumionym gniewem, którego już jest tak dużo, że jak w przypadku gotującej się wody w szybkowarze, już z niego kipi, bo jest jej za dużo. Czy garnkowi, do którego nalaliśmy wody z czubem też nadamy jakąś osobną nazwę? Zespół kipienia?

Nie mówię tego jako wyśmiewania, tylko zwracam uwagę na to jak można komplikować proste tematy, gdy nie rozumiemy natury emocji, myśli, nawyków. Innym przykładem jest popularne ADHD, które w esencji jest tylko zbiorczą nazwą dla konsekwencji niecnotliwego życia (nie mylić z rozwiązłością seksualną). A żaden lek nie zastąpi cnót.

Ciekawe jest czytać na różnych profesjonalnych portalach medycznych np. takie zdania “Na pewnych etapach życia niemal każdy ma symptomy przypominające ADHD”. Oczywiście. Bo to nie jest choroba. To nie jest dolegliwość neurologiczna. To konsekwencje życia w niskiej świadomości, które ujmowane i interpretowane są wraz z masą błędnych założeń i przeoczeń.

Znam pełno osób, które wypierają gniew i uważają się za dobre osoby. Ale są sytuacje, w których z/w nich kipi. Nie są to osoby ani dobre, ani złe, ani spokojne, ani niespokojne. Tylko mają masę stłumionego gniewu. Jedni znajdą sobie więc ludzi, których będą otwarcie nienawidzić, a inni będą sobie krzyczeć, przeklinać lub frustrować się w pozornie losowych sytuacjach. I nazwą to różnymi dolegliwościami i będą grali ofiary tych dolegliwości.

Są ludzie, którzy gdy tylko poczują lęk, stają jak wryci w ziemię i boją się ruszyć. Mówią jeszcze, że ich panika zaatakowała…

Nie mówię tego, by umniejszać ludziom z przykrymi problemami. Zwracam uwagę na poważny problem polegający na generalizowaniu i grupowaniu. Zauważmy, że jedna z najtrudniejszych profesji medycznych – chirurgia – skupia się na odnalezieniu minimalnego fragmentu, który należy usunąć, by uratować życie. Minimalny. A nie generalizują i usuwają jak najwięcej.

Więc droga ta uczy nas, byśmy zwracali uwagę na słowa, których używamy. Bo to ekspresja tego, w co wierzymy, co uważamy. Nawet lekarz, gdy nas diagnozuje pyta czy coś nas boli, jaki jest to rodzaj bólu, etc. Prosi nas o opisanie swoich doświadczeń, bo to bardzo ważna informacja. Gdybyśmy lekarzowi mówili jakieś bzdury, to nie byłby w stanie nam pomóc.

Język ma wiele praktycznych zastosowań. Więc uczmy się go używać mądrze. Rozwijajmy się w tym.

Bo język to nie tylko słowa ale też niezauważalna wibracja i energia, która za nim stoi. Ciekawostka:

“Wykazano, że mruczenie kota jest w przedziale od 25 do 140 Hz. Ta sama częstotliwość pomaga w gojeniu złamanych kości, naprawie stawów i ścięgien oraz gojeniu się ran. Koty są dobrze znane ze swojej zdolności do szybkiego gojenia się z własnych złamanych kości, a częstość występowania problemów ze stawami i raka kości u kotów jest niska. Możliwe, że mruczenie kota może również pomóc ludziom szybciej się leczyć. Mruczenie uwalnia endorfiny u kotów i to samo może zrobić u ludzi. Obniżone hormony stresu są pomocne w leczeniu, obniżaniu ciśnienia krwi, a także pomagają ludziom radzić sobie z chorobami. Osoba z problemami z oddychaniem może również łatwiej oddychać, jeśli w pobliżu jest mruczący kot.”

Kalibracja mruczenia kota to poziom 500. Poziom Miłości. To kolosalnie wysoki poziom energii – jej jakości – przejawiający się m.in. jako zdrowie i uzdrowienie.

A teraz wyobraźmy sobie, że każde przekleństwo jest poniżej 200. Wibracja jest negatywna, osłabiająca, niszcząca, destruktywna.

Kalibracja potępienia innej osoby na piekło wynosi 15. Obozy koncentracyjne wykalibrowane są na 30… Poziom 30 i w dół to poziom wstydu – poziom totalnej destrukcji.

Można znaleźć badania ukazujące wpływ języka mówionego na strukturę materii. Pokazano to na przykładzie ryżu. Ryż zamknięto w słoikach i do jednych słoików używano mowy nienawiści, a do innych miłości. Po kilku tygodniach te, do których mówiono z miłością zawierały lśniący, biały ryż. W tych, do których używano mowy nienawiści i przekleństw, ryż spleśniał, zgnił. Był czarny.

Przypominam też, że żadna myśli nie ma swojej mocy ale jeśli ją nadamy, dajemy jej oddziaływanie.

A teraz wyobraźmy sobie, że ciężka muzyka kalibruje się poniżej 100. Wulgarny rap to przedział 35-95. Raz jeszcze przypomnę, że 30 to poziom obozów koncentracyjnych. Poziom 90 to poziom uzależnienia od alkoholu. Poziom 100 reprezentuje pornografia.

Jeszcze ciekawostka. Mantrowanie, czyli utrzymywanie pewnej jakości wibracji. Porównajmy 2 popularne mantry. Om i Aum. Kalibracja Aum to poziom 210. Kalibracja Om to 740. Brzmią podobnie, a różnica jest monumentalna. Kto był świadomy tej kolosalnej rozbieżności? Z potężnej wibracji uzdrawiającej mamy degradację na poziom o minimalnym pozytywnym wpływie. To jakbyśmy mylili śpiew ptaków z wiertarką udarową. Możemy sobie mantrować Aum przez 70 lat i nic to nie da. Zupełnie nic. Nie zaszkodzi ale mantrując w ten sposób gwarantujemy sobie stanie w miejscu. To jakbyśmy białą kartkę malowali białą farbą.

Gdy klienci piszą mi, że mają zdiagnozowane np. ADHD, to zawsze proszę ich, by przedstawili mi pełną diagnozę – wszystkie jej składowe. Czyli to, co lekarz ogólnie nazwał ADHD czy czymkolwiek innym. Gdy to wypisują, okazuje się, że to nie żadne ADHD, tylko normalne elementy niedojrzałego, nieświadomego życia i tego konsekwencje. I każdą można zająć się z osobna, a nie próbować leczyć jakieś straszne ADHD. Powtórzę – cnotliwości nie zastąpisz lekami.

To samo tyczy się emocji. Gdy przyjrzymy się emocji, to dostrzeżemy, że to co nazywamy np. strachem, ma pewne elementy – pocące się dłonie, suchość w gardle, “miękkie” kolana, itd. I jak zaczniemy zajmować się każdym z tych elementów z osobna, zdamy sobie sprawę, że strach nie jest taki straszny, bo z wszystkim z osobna potrafimy sobie poradzić. I to co “miało wielkie oczy” stanowiło tylko mentalne urojenie wynikające z nieświadomości i niechęci, by pozostać w tej chwili z tą grupką odczuć. Robiąc to, jesteśmy sobie w stanie poradzić z łatwością z tym, co wydawało się nam niepokonane.

Przykładowo – problemy z koncentracją, które zalicza się jako jeden z objawów tego “ADHD”. No tak ale czy przypadkiem te problemy nie wynikaj z ciągłego hipnotyzowania się mentalnym bełkotem – mentalizacją – której naturą jest nieprzerwane trwanie, ciągła zmienność, brak żadnego innego celu, niż utrzymanie tego bełkotu? Czy te problemy z koncentracją nie wynikają z zaniedbania fundamentalnej praktyki cnotliwości – dyscypliny? Czy nie wynikają z lęku przed czymś? Czy nie wynikają z opierania się działaniu, podejmowaniu decyzji, emocjom, myślom lub konkretnej czynności jaką powinniśmy wykonać? Gdy uczciwie i poprawnie to przeanalizujemy, nagle znika ta cała etykietka ADHD i mamy jasno i klarownie określone problemy, ich przyczyny oraz rozwiązania.

Ile osób z ADHD znamy, które codziennie medytują?

W Programie Wolność od Porno już od drugiego Modułu zajmujemy się właśnie rozpracowaniem tego całego tajemniczego “uzależnienia” na składowe. Na to jak żyjemy, jakie decyzje podejmujemy, jakim jesteśmy człowiekiem i tego konsekwencje. A następnie szukamy do każdego aspektu rozwiązania i zaczynamy je wdrażać. Takie to straszne? Tylko jeśli hipnotyzujesz się mentalnym bełkotem. Tylko jeśli nie chcemy się z tego wyzwolić.

Gdy wybierzemy tę drogę, dostrzeżemy, że być może mamy całkiem sporo pokus, by jednak trzymać się najniższych jakości. Z każdej takiej pokusy należy świadomie zrezygnować.

Jakie mamy przykłady dystyngowanych manier? Np. przepuszczanie kobiet, ustępowanie miejsca, powiedzenie komplementu, bezwarunkowa pomoc. Ale nie tylko – dbanie o porządek, o swoje ciało, rzetelne wykonywanie swojej pracy, obowiązków. Zabawa w stanie autentycznej radości, a nie otumanienia używkami lub w stanie pijaństwa. Uczenie się nowych umiejętności, dbanie o środowisko, prace charytatywne i więcej.

Czyli także w esencji – poszerzenie świadomości egoizmu i walki o ochłapy – na rzecz ogólnego dobra (bez poświęcania się). Przykładowo – dżentelmen przepuszcza kobietę przodem jeśli jest przekonany, że jest to dla niej bezpieczne. Jeśli ma wątpliwości, wchodzi pierwszy. Dżentelmen wchodzi po schodach za kobietą, a schodzi pierwszy. Dlaczego? Na wypadek, gdyby się potknęła. Może ją wtedy złapać. Nie chodzi o to, że mężczyzna traktuje kobietę jako niedołężną. To zupełnie inne spektrum świadomości.

Ale jak w przypadku słów – krytycznie ważna jest intencja. Jeśli przepuszczamy kobiety, bo tylko jesteśmy posłuszni rodzicom i tyle, to niewiele jest w tym cnotliwości. Nie robimy tego z miłości, tylko z poczucia winy. I pewnie lęku przed oceną.

Jeszcze przykład jak ważne jest dystyngowane postępowanie. Własnoręcznie zrobiony posiłek (z pozytywną intencją) ma poziom 204. Gdy dodatkowo go pobłogosławimy, poziom podnosi się na 208. Gdy wiemy, że człowiek średnio za życia wzrasta o 5 punktów świadomości, widzimy jak nawet na niskim poziomie błogosławienie ma potężny wpływ. Te kilka punktów może wydawać się mało ale przypominam, że 200 to już odwaga, to poziom integralności. Te kilka punktów to różnica czy rosół zrobiony przez kochającą babcię wyleczy Cię z przeziębienia lub nie.

Podobnie sprawa ma się z nadawaniem imion zwierzętom. Zwykły kot ma poziom 240. Ale nadanie mu imienia i przyjęcie go do rodziny podnosi jego poziom o 5 punktów. A to 5 punktów na poziomie 240. Można sobie pooglądać filmy rodzin z kotami, jak mądre, troskliwe, opiekuńcze i kochające są to zwierzęta. Jak wiele dobra, ciepła i radości wprowadzają do życia.

Więc dla człowieka bez świadomości tego wszystkiego, modlitwy (np. dziękczynne), mantrowanie, błogosławienie, etc. może wydawać się podejrzane. Ale jeśli wiemy na co patrzymy, widzimy, że wpływ języka na życie jest kolosalny.

Trzecia gałąź – praktyka dystyngowanego wyglądu.

Nie mówię o farbowaniu sobie włosów na pstrokate kolory czy noszeniu wielkiego zegarka na szyi, a zamiast butów wielkich muchomorów. Mowa o schludności, elegancji, która może się przejawiać w prostocie – np. czyste dżinsy, wyprasowana, dopasowana biała koszula, włosy uczesane, przycięte, zadbane paznokcie, generalna higiena.

To na początek. A jeśli dążysz w stronę sukcesu, to elegancki ciuch – dla mężczyzn np. skrojony na miarę modny garnitur, czyste, lśniące buty, elegancki zegarek. Tak na elegancką kobietę jak i na eleganckiego aż przyjemnie patrzeć. A jeśli ma jeszcze coś mądrego do powiedzenia, to już miodzio. ;)

Jak poradzić sobie z jąkaniem? Mówić jak najwięcej. Wykonywać ćwiczenia korekcyjne. Jak mieć dobrą dykcję? Mówić jak najwięcej. Jak elegancko się poruszać? Jak najwięcej się poruszać – świadomie korygować swoje maniery. Robić to.

Pamiętaj – to są rozsądne rady odnośnie życia na tej planecie. Nikt nie weźmie na poważnie człowieka w brudnych ciuchach, który się garbi i jąka, ma rozlatany wzrok i nie potrafi rozmawiać z innymi. Takiej osobie trudno będzie osiągnąć cokolwiek znaczącego.

Czy kupił(a)byś cokolwiek od kogoś, kto przyszedłby do Ciebie w podartych spodniach i śmierdziało mu z ust oraz nie powiedziałby Ci nawet “dzień dobry” i który ma gdzieś, że akurat jesteś zajęty/a?

Inny aspekt, z bardzo wielu, do których odnosi się praktyka dystyngowanych manier, słów i wyglądu, to randki i związki. Zauważmy, że gdy idziemy na randkę, to zazwyczaj ubieramy się tak jak nie ubieramy się nigdy więcej, idziemy w miejsca, w które nie pójdziemy już nigdy więcej, mówimy i zachowujemy się tak jak nigdy więcej lub szybko z tym skończymy (gdy np. już powstanie związek). To jest nieintegralne. Czyli nie będzie służyło tej relacji. Bo prędzej czy później kobieta zorientuje się, że jest z kimś zupełnie innym, niż początkowo sądziła.

A facet jeśli udawał, odgrywał rolę, to aby utrzymać ten wizerunek, będzie się strasznie męczył. Będzie kłamał, ukrywał jaki naprawdę jest, co naprawdę lubi, etc. Będzie się coraz bardziej wstydził, obwiniał i bał.

W takich okolicznościach żaden związek nie może trwać, ani być szczęśliwy.

Jeśli chcemy się pokazać jednej osobie z jak najlepszej strony, to dlaczego nie jest to nasz standard? Dlaczego nie jest to dla nas normalne? Dlaczego dopiero na randce pozwalamy sobie na to, co najlepsze?

A wygląd to tylko wygląd. Najpiękniejsza kobieta, jeśli nie ma nic poza wyglądem, każdemu się znudzi. Bo każdy mądry człowiek rozumie, że wygląd to fajny bonus do reszty. Ale dbanie o siebie to fundament i podstawowe wymaganie, które wszyscy powinniśmy mieć przede wszystkim względem siebie. Oczywiście nie ma nic złego w pragnieniu, by żyć z kimś, kto się nam fizycznie podoba. Zresztą powinniśmy. Ale nie nadmuchujmy tego pragnienia do absurdalnych rozmiarów. Masz wokół siebie ogromny, wspaniały, przepiękny świat. Zainteresuj się też nim. Zacznij od porzucenia wszelkich osądów i opinii.

Nic co jest w świecie nie dotyczy Ciebie i nic co jest w Tobie nie dotyczy świata. Ale też wszystko co “dasz światu” znajdziesz w swoim życiu jako reprezentację w pewnej formie. Czy nie tak jest? Co dasz swojej partnerce/swojemu partnerowi, otrzymasz z powrotem. Jeśli będziesz obwiniać, dostaniesz albo pretekst do obwiniania, albo też zaczniesz być obwiniany/a za coś. Łatwo zauważyć, że świat zewnętrzny działa w ogromnym uproszczeniu jak wzmacniacz ze sprzężeniem zwrotnym. Czyli to, co do niego wprowadzisz, dostaniesz zwrócone wzmocnione.

Można patrzeć na to katastroficznie i dramatyzować. A można widzieć w tym niesłychanie mądry “mechanizm”, który uparciuchów w końcu przyciśnie do ściany, zagna w kozi róg i wymusi zmianę wewnętrzną.

Nie tak większość uzależnionych w końcu decyduje się, by zacząć coś robić ze sobą? Nie tego właśnie chce uniknąć spore grono – żyć tak jak żyli ale żeby nie było tego negatywnych konsekwencji? Przykro mi – nie da się. Konsekwencje będą zawsze. To masz zagwarantowane.

Bardzo mądra osoba zauważyła, że na koniec dnia nikt z nas nie powinien mieć do siebie żadnych wyrzutów, usprawiedliwień, wytłumaczeń. Tylko spokój i odpowiedzialność.

Masz to co sam(a) wybrałeś/aś. Jeśli Ci się to nie podoba, to to zmień. Przypomnij sobie modlitwę Anonimowych Alkoholików – “Boże, daj mi odwagę, by zmienić to co mogę zmienić, cierpliwość, bym zaakceptował to, czego zmienić nie mogę oraz mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego”.

Więc jeśli nie podoba Ci się, że nie masz pieniędzy ale zamiast pracować, bimbasz sobie i nie chce Ci się solidnie działać, to konsekwencji braku pieniędzy nie zmienisz. Ale możesz zmienić siebie.

A teraz wyobraź sobie, że używasz ładnego, schludnego, eleganckiego języka; o nikim nie masz nic złego do powiedzenia; milczysz, gdy nie masz do powiedzenia nic dobrego; ładnie się ubierasz, zawsze dobrze wyglądasz; zachowujesz się przyzwoicie, kłaniasz się ludziom i uśmiechasz; nikogo nie osądzasz; potrafisz się zawsze dogadać i w każdych okolicznościach znaleźć rozwiązanie, które wszystkich zadowala; nie kłócisz się o swoją rację; nie podważasz niczyich opinii i jednocześnie nie porusza Cię, gdy ktoś się ewidentnie myli. Ani nikt nie może się z Tobą o nic pokłócić, bo nie masz swoich opinii, gdyż wybierasz fakty. Nie przywiązujesz się do niczego, ani nie opierasz. Nic więc nie może Cię zranić, zawieść, ani rozczarować.

Czy takie życie byłoby złe? Powiem Ci jakie byłoby takie życie – byłoby przyjemne i spokojne. Wszystko byłoby kwestią wyborów, a nawet poważne błędy byłyby możliwością nauki, wzrostu, dojrzenia tam, gdzie jeszcze byliśmy dziecinni. I do tego wszystkiego podchodzilibyśmy z wdzięcznością, a nie lękiem, wstydem, poczuciem winy, frustracją i oporem.

Jak mówiłem niejednokrotnie – spokój i cierpienie to nasze wybory. Pozwalając sobie na jedno, uniemożliwiamy sobie drugie. Dlatego POZWÓL sobie na spokój, na relaks. Pozwól swojemu ciału na rozluźnienie się. Zapewnij je, że jest bezpiecznie i że może sobie pozwolić na uspokojenie.

Dlatego tak ważne jest zrozumieć, że emocje nic nam nie robią, bo ich energię przechowuje nasze ciało – w skórze, paznokciach, włosach, zębach, oczach, języku, narządach wewnętrznych. Jeśli dla Ciebie strach jest paraliżującym Cię zagrożeniem, to Twoje ciało nigdy nie będzie zrelaksowane, a umysł będzie pracował jakby wokół wybuchały bomby lub jakbyś chodził(a) po polu minowym.

Jeśli Ty sobie na to nie pozwolisz, to sądzisz, że inni Ci pozwolą? “Dadzą Ci spokój”? Przeanalizuj historię ludzkości, wliczając historię współczesną – ponad 80% ludzi nadal jest w świadomości, w której praktycznie wszystko postrzegane jest odwrotnie. Nienawiść, gniew, zazdrość, pożądanie, chcenie, przywiązywanie, fantazjowanie, opieranie, granie ofiary, obwinianie, nieżyczliwość, karanie jest uważane za dobre. Ludzie chcą mieć kogo nienawidzić. Chcą mieć kogo obwinić, uderzyć, zaatakować. Uważasz, że dadzą Ci spokój? To pora się obudzić. Nikt nie da Ci spokoju, bo nikt Ci go nie może dać. Ani zabrać. Jesteś jedynym/jedyną, który/a odpowiada za Twój spokój. Bądź dla siebie życzliwy/a.

Masa moich klientów tak właśnie żyje – nie pozwalają sobie na życzliwość, tylko karzą się, obwiniają, coraz bardziej nienawidzą. I już nie wiedzą co z tym począć. Dlatego zaczynają nienawidzić, obwiniać innych, a następnie bać się odwetu za to.

To błędne koło.

Zejdź z tej drogi jeśli na niej jesteś.

Nie stawiaj się w roli ofiary oporu. Przestań mówić – “pojawił się/czuję/czułem/am opór i dlatego nie mogę czegoś zrobić” lub “nie zrobiłem/am tego, bo czułem/am opór”. To jest kłamstwo i usprawiedliwienie. Nie zrobiłeś/aś tego, bo nie chciałeś/aś. Tym jest właśnie ten opór – wyborem niechęci. A nie czymś, co Ci tajemniczo stoi na drodze.

I oczywistym jest, że aby wybrać coś nowego, pozytywnego, konieczne jest zaprzestanie opierania się. Gdybyś niczym tego nie blokował(a), to już byś tak żył(a). Jeśli tak nie jest, to znaczy, że masz z tego korzyści, które przeważają nad czymś nowym, nawet dużo, dużo lepszym.

Dlatego też tak wiele ludzi nie rozumiejąc tego, rezygnuje bardzo szybko lub w ogóle nie zaczyna. Bo “czują opór”. Są tak nieświadomi i tak pełni lęku, że wolą wierzyć, że im uczucie na coś nie pozwala i gdyby nie to uczucie, to by żyli swobodnie, niż przyznać się, że czegoś boją i pragną tego uniknąć.

Czego się boisz?

Co takiego stanie się, gdy weźmiesz pełną odpowiedzialność za swoje życie? Co takiego się stanie, gdy zaczniesz żyć odważnie? Co takiego się stanie, gdy przestaniesz obwiniać siebie i innych za cokolwiek?

Co takiego stanie się, gdy już nigdy nie obejrzysz pornografii?

Czy potrafisz odpowiedzieć na pytanie – “Dlaczego mam żyć w pokoju? Czy ma to dla mnie wartość?”

Z ciekawości wykalibrowałem ten artykuł. Wartość kalibracji 500-505. Kolosalnie wysoko, aż sam się zdziwiłem (spodziewałem się wyniku koło 300).

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Podobne Wpisy:
Czy emocje są destruktywne? Czy należy je przezwyciężać?

Czy emocje są destruktywne? Czy należy je przezwyciężać?

Dzisiaj poruszę bardzo istotny temat. A właściwie dwa: 1. Czy emocje mogą być destruktywne? 2. Czy należy/można je przezwyciężyć? Jeśli: – Uważasz, że tak. – Nie wiesz. To znaczy, że kompletnie nie zrozumiałeś moich wpisów na temat emocji. Pamiętaj – przeszedłem drogę, którą przeszła mało która osoba. Wyszedłem z potężnego uzależnienia. Wszedłem głęboko w odmęty… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 13
Świadomość, kontekst i subiektywność (Część 2)

Świadomość, kontekst i subiektywność (Część 2)

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy bardzo istotny temat świadomości, kontekstu i subiektywności. Część 1 znajdziesz klikając na link poniżej: ► Świadomość, kontekst i subiektywność (Część 1) Świadomość – co to jest? Zacznę, że jest to coś o czym pojęcia nie ma przytłaczająca większość ludzkości i coś kompletnie pomijanego, a nawet wyśmiewanego przez naukę. Nie jest praktycznie… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 78
O Emocjach – Duma (Część 3)

O Emocjach – Duma (Część 3)

Witam Cię serdecznie! Dziś kontynuujemy temat świadomości Dumy. Części 1-2 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► O Emocjach – Duma (Część 1). ► O Emocjach – Duma (Część 2). Zainspirowany komentarzem do poprzedniej części tej serii (za co bardzo dziękuję!), napiszę dzisiaj na podstawie Mistrzostw Świata w piłce nożnej o dynamice dumy oraz niższych od… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 4
Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 3) – Nienawiść, Złość, Chęć zemsty, Wina

Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 3) – Nienawiść, Złość, Chęć zemsty, Wina

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat stanięcia w obliczu faktu o własnym uzależnieniu. Części 1-2 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 1) – Wstęp ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 2)- Lista nr 1 Dzisiaj zajmiemy się pierwszą częścią listy nr 2, rzucenie elementów której jest niezbędne do wyzdrowienia z uzależnienia… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 6

WOLNOŚĆ OD PORNO