Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat świadomości Pożądania. Części 1-7 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► O Emocjach – Pożądanie (Część 1). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 2). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 3). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 4). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 5). ► O Emocjach – Pożądanie (Część… Przeczytaj
Wpis!
Jak się wygrzebać że wstydu?
Wstyd, jak każda inna emocja, w życiu uzależnionego jest tylko częścią większego problemu.
A do problemu trzeba podejść całościowo.
“Wygrzebanie ze wstydu” nie jest pierwszym krokiem.
Właśnie często to wstyd wynikający z tego jak siebie widzimy niejako zmusza nas do poproszenia o pomoc.
Można powiedzieć, że zanim człowiek uzależniony naprawdę będzie gotowy i chętny, by zacząć się wygrzebywać, musi się naprawdę porządnie zagrzebać.
Nie zawsze ale często tak jest.
Dopóki w pełni nie zdamy sobie sprawy z niebezpieczeństwa w jakim jesteśmy, trudno nam będzie wykonać całą niezbędną pracę, w szczególności zacząć żyć uczciwie i odważnie.
No bo wstyd to konsekwencja. Z konsekwencji się nie wygrzebujemy, tylko bierzemy je na klatę. Bierzemy odpowiedzialność.
Gdybyśmy wstyd przyrównali do najniższej oceny w szkole – do jedynki, to jaka będzie odpowiedź jak się wygrzebać z jedynek?
Zacząć się lepiej uczyć. Zgadza się? Ale te, które już mamy, trzeba jednak zaakceptować i wziąć odpowiedzialność za to, że się dotychczas nie uczyliśmy za dobrze lub wcale.
Może będzie się dało je jakoś poprawić – np. tak jak na studiach powtarzamy egzamin w drugim terminie.
Jednak warto się zapytać – dlaczego już pierwsza jedynka nie zmusiła nas do włożenia większego wysiłku w naukę? Szczerej odpowiedzi możemy udzielić sobie tylko my sami.
Jeśli na to nie odpowiemy, wkrótce pojawią się kolejne jedynki.
Co to jest wstyd, z czego wynika, jaka jest jego zdrowa rola i co robić z już nazbieranym wstydem wyjaśnia Program WoP.
Bo trzeba problem uzależnienia rozwiązywać całościowo. Takie pojedyncze rady zatrzymają tylko człowieka w miejscu.
Wyłączne zajmowanie się konsekwencjami to praca nie mająca końca.
Chcialbym dodac jeszcze, ze jestem w takim stanie, ze kompletnie odeszla mi ochota na porno. A jestem w strasznej depresji. Czuje bardzo duzo emocji, ale najbardziej to chyba rozpacz. Czemu nie uciekam w porno, aby tego nie odczuwac? Czy odczuwanie tego wszystkiego z intencja uwolnienia, z jednoczesnym ignorowaniem mysli, bedzie jakims rozwiazaniem?
Chcialbym dodac jeszcze, ze jestem w takim stanie, ze kompletnie odeszla mi ochota na porno.
Pawle, nie rozumiesz swojej sytuacji.
“Ochota na porno”, ani w ogóle żadna “ochota” ani nie przychodzi, ani nie odchodzi.
Gdy warunki będą odpowiednie, sięgniesz po porno. Na razie zupełnie nie jesteś ich świadomy, tylko zawsze skupiałeś się na tym, co błędnie nazywasz “ochotą na porno”.
To nie jest ani ochota, ani na porno. To tylko “antycypacja nagrody” – myśli.
To dążenie do KORZYŚCI poprzez oglądanie porno. Pragniesz KORZYŚCI, a nie porno.
Wobec tego się nie opierasz, a do korzyści kolosalnie się przywiązałeś i nadałeś im ogromne znaczenie. Dlatego zrobisz wszystko, by te korzyści zyskać – nawet wiedząc jak wielkim niebezpieczeństwem jest oglądanie porno.
I obejrzenie porno takie się dla Ciebie stanie, gdy warunki się powtórzą.
Większość uzależnionych tak jest przywiązana do korzyści, że nawet wyśmiewają tłumaczenie im, że oglądanie porno niszczy mózg, a uzależnienie od porno to problem tak samo wielki i niebezpieczny jak alkoholizm.
I kłamią, tak jak wszyscy uzależnieni, np. – “zawsze mogę przestać”.
Krok 1 grup Anonimowych mówi wprost – “przyznaliśmy, że nie mamy kontroli nad własnym życiem”.
A jestem w strasznej depresji.
Nie ma żadnej “strasznej depresji”.
Polecam, abyś przeczytał wielki artykuł, który ostatnio napisałem o depresji.
Czuje bardzo duzo emocji,
Co pokazuje wprost, że nie jesteś w żadnej depresji, tylko ogromny wysiłek wkładasz w zmaganie z emocjami.
A opór powoduje, że emocje trwają i rosną. A ty nie masz energii, bo marnujesz ją na opór, Twoje intencje są negatywne, brak jest decyzji, by np. coś rozwiązać, czymś się zająć.
ale najbardziej to chyba rozpacz.
Czyli dużo smutku i wmawianej sobie bezsilności.
Czemu nie uciekam w porno, aby tego nie odczuwac?
A ileż już nie uciekasz w porno? 2 dni?
Czy odczuwanie tego wszystkiego z intencja uwolnienia, z jednoczesnym ignorowaniem mysli, bedzie jakims rozwiazaniem?
Nie.
Wyjaśniałem w co drugim artykule, że zdrowie to to jak żyjemy.
A emocje i hipnotyzowanie się mentalizacją to elementy bardzo niedojrzałego, nieświadomego – destruktywnego życia.
Na razie w ogóle nic o tym nie piszesz. Prócz tego, że nienawidzisz się np. za ciało i brak partnerki.
Co sugeruje, że jest tego dużo więcej.
Skupiasz się tylko na tym co czujesz i na myślach. Myśli i emocje to nie przyczyny, tylko skutki. Ty masz się zająć przyczynami.
“Rozwiązaniem” będzie decyzja, by zrobić wszystko – zmierzyć się z każdym problemem i go rozwiązać dojrzale, uczciwie, odważnie, chętnie.
A to wymaga przejścia drogi dojrzałości. Wliczając uwalnianie każdej emocji i oporu oraz ignorowanie tego bełkotu, który emocjonalność racjonalizuje. Czyli 99,99% myśli należy totalnie ignorować.
Tego nie można ani zrobić po łebkach, ani udawać, ani traktować jako jakąś ciekawostkę czy “suplement”, ani “spróbować” przez miesiąc czy dwa.
To deklaracja zmiany tego kim jesteś na zawsze. Z drapieżnego kata dla siebie na odważnego, uczciwego, kochającego człowieka. Który nie ocenia, nie osądza, z miejsca przyznaje się do błędów, koryguje to co może skorygować, resztę akceptuje.
Żyje radykalnie uczciwie. Mówi prawdę.
Nie zwala odpowiedzialności. Bo wie, że jest jedynym, który odpowiada za swoje życie i tzw. “los”, czyli konsekwencje własnych wyborów (podjętych teraz i teraz, i teraz…), których doświadczy w przyszłości.
I wiele więcej.
Pytasz czy “odczuwanie tego wszystkiego z intencja uwolnienia, z jednoczesnym ignorowaniem mysl” będzie jakimś rozwiązaniem. Ale w ogóle nie mówisz – “rozwiązaniem czego?”
Co chcesz tym rozwiązać?
Czytałeś 12 kroków?
Zastanów się którego kroku to mogą być elementy. Ale co najwyżej elementy. Bo uwalnianie to tylko element zdrowia.
To jak branie prysznica. Ale nie możesz spędzić życia pod prysznicem.
Rozwiązaniem jest znalezienie rozwiązania na każdy problem jaki masz, na każde zaniedbanie, na wszystko czego unikasz, boisz się, wstydzisz, obwiniasz, uważasz się za bezsilnego, nie masz, a pragniesz, etc.
I zastosowanie tych rozwiązań aż do realnych efektów.
Bo tylko życie jest jedynym realnym wyznacznikiem postępów. Nie myśli, nie emocje, nie ile dni nie oglądałeś porno. Tylko to jak żyjesz pomimo tego, że nie oglądasz porno.
Na razie mówisz, że się nienawidzisz i zmagasz z emocjonalnością i myślami.
Twoja tzw. “depresja” to tylko i wyłącznie konsekwencja represji emocji – przynajmniej tak wnioskuję z tego co mówisz.
Cześć Piotrze. Czy mógłbyś opisać jak przekroczyć tą rozpacz? Jak sobie z nią poradzić? Ja, odczuwając rozpacz czuję brak motywacji do jakiejkolwiek zmiany, każde nawet małe potknięcie wydaje się wielką porażką, a codzienne błahe obowiązki wyzwaniem prawie, że niemożliwym do wykonania- takie wrażenie braku sprawczości i ,,po co to robić,,. To takie uczucie beznadziei, pustki, bezsilności, które wydaje, że będzie trwać wiecznie. Jestem taki wtedy rozdarty wewnętrznie, ciężko mi się skupić na pracy, rozpamiętuję przykre wspomnienia z przeszłości i oceniam siebie ogólnie nieprzychylnie- dosłownie umysł klei się do wszystkiego co upokarzające na mój temat. Jak Ty w takich momentach sobie radziłeś i jak wyglądał ten proces przekraczania przez Ciebie rozpaczy?
Czy mógłbyś opisać jak przekroczyć tą rozpacz? Jak sobie z nią poradzić?
Tak jak mówiłem – uświadamiając sobie, że nie ma żadnej rozpaczy, tylko mentalny bełkot.
A doświadczasz miksu emocji tłumionych przez całe życie – żalu, winy, wstydu, gniewu, lęku.
Opierasz się im, więc i w umyśle widzisz racjonalizacje – że doświadczasz jakiejś rozpaczy.
Ale prawdziwa rozpacz to efekt najczęściej straty np. bliskiej osoby, czegoś kolosalnie ważnego.
Ty natomiast uważasz, że to czego doświadczasz już z Tobą pozostanie i tym samym możesz utracić lub jesteś w trakcie utraty
Nie możesz tego przekroczyć, bo to co nazywasz rozpaczą w rzeczywistości nie istnieje.
Ani nie ma żadnej magicznej techniki, którą możesz wykonać rachu-ciachu i to “przekroczysz” – czyli nagle zniknie.
Niezbędne jest uwalnianie tego co czujesz i pamiętanie, że to tylko emocje i nic więcej. A mentalny bełkot ignoruj.
Polecam:
https://www.youtube.com/watch?v=YWvIZ9Dcyb8
https://www.youtube.com/watch?v=XWH2HKjFHMY
Tylko żebyś na podstawie tych filmów nie nadmuchał swoich doświadczeń do jakichś absurdalnych rozmiarów.
To na razie miks zaniedbań.
Jak z każdą trudną sytuacją, trzeba porzucać wszelkie pokusy i wysiłki, by się opierać, osądzać, próbować to zmienić, odrzucić, rozładować czy jak to mówisz “przekroczyć”, unikać, rozpraszać się, uciekać, próbować to obejść, itd.
Poddajesz się temu i pozwalasz temu być dokładnie takim jakim jest.
Jest tylko jedna metoda, by przestać cierpieć. Wiesz jaka? Pozwolić sobie cierpieć.
Jak sobie nie pozwolisz, będziesz cierpiał nawet całe życie.
Ja, odczuwając rozpacz czuję brak motywacji do jakiejkolwiek zmiany,
No bo dla Ciebie całe życie oparte było o emocje i niewiele więcej.
Jak u 80% ludzi.
Motywacja to nie jest coś, co czujesz. Motywacja to przedstawienie sobie np. celu czy działania w takim kontekście, że jesteś wobec tego chętny.
A jeśli wobec tego, czego doświadczasz wybierzesz opór, no to się opierasz. Czyli wybierasz niechęć. To odcina wszystko co pozytywne i utrzymuje Cię w tym czego nie chcesz.
Opór to niechęć. Nie dziwne, że utrzymując ją nie chcesz nawet zmiany na lepsze.
Bo jak zaciskasz pięść, to masz zaciśniętą pięść. A nie masz zaciśniętej wobec np. odkurzacza, a otwartej wobec widelca. Masz zaciśniętą wobec całego świata.
A jak będziesz zaciskał mocno, to i ręka zacznie boleć.
Masy ludzi żyje właśnie tak kolosalnie niedojrzale – jak nie “czują ‘się'” dobrze z czymś, to nie chcą tego robić i się usprawiedliwiają tym co czują.
Nie rozumieją nawet, że to co czują wobec czegoś to konsekwencja tego jak sami wybierają to widzieć.
każde nawet małe potknięcie wydaje się wielką porażką,
Bo tak wygląda życie w świadomości ofiary i uwielbienie do obwiniania się, użalania nad sobą – co stanowi zawsze folgowanie sobie.
No wielka porażka. Straszne rzeczy! Najmniejsze potknięcie i już Ci się wydaje. Tylko na pewno Tobie?
Nie. To samoistny bełkot, którym się cały czas hipnotyzujesz. Całe życie. I uwielbiasz się obwiniać. I nie jesteś w stanie odróżnić siebie – tego kto obserwuje myśli – od samych myśli.
Dlatego mówisz – “wydaje MI SIĘ”. Bo utożsamiasz się z myślami – dosłownie uważasz siebie za myśli. Za emocje też.
Znowu – jeśli nie weźmiesz za to odpowiedzialności, nie powiesz prawdy, to cóż można począć? Nic.
a codzienne błahe obowiązki wyzwaniem prawie, że niemożliwym do wykonania- takie wrażenie braku sprawczości i ,,po co to robić,,.
Zgadza się – to tylko wrażenia.
Brakuje świadomego, odpowiedzialnego życia, podejmowania decyzji.
Ale widzisz – mówisz, że zwykłe błahe obowiązki wydają Ci się niemożliwe do wykonania. Co samo w sobie jest oczywistym kłamstwem. Bo każdy z nich wykonałeś już zapewne wiele razy, pewnie setki. I nagle stają się niemożliwe? Jaaaasne.
A i zaraz – zupełnie niezauważalnie dla siebie – podajesz przyczynę – odarłeś je z sensu. Przedstawiłeś je sobie w takim kontekście, że motyw ich wykonywania jest pozbawiony sensu – “po co to robić?”
Więc problemem nie jest “to niemożliwe/nie mogę”, tylko – “NIE CHCĘ tego robić”.
Wystarczy niekomfortowa emocja, jej racjonalizacja i już stoisz w miejscu tylko szamocząc się z emocjonalnością.
Od razu znajdujesz sobie zajęcie – emocjonujesz się przeszłością, np. wypominając sobie błędy.
To takie uczucie beznadziei, pustki, bezsilności, które wydaje, że będzie trwać wiecznie.
I będzie, dopóki będziesz temu stawiał opór.
Właśnie widzenie tego w ten sposób zasila cały stan. Opierasz się temu, nie chcesz go, uważasz, że jak się na to zgodzisz, to będzie to trwało wiecznie.
Ale będzie nie dlatego, że temu pozwoliłeś być, tylko właśnie, że temu nie pozwalasz być.
Jak sądzisz – co wyczerpie wodę z koryta – pozwolenie, by płynęła swobodnie czy postawienie na jej drodze tamy?
Jeśli Ty czy Twój umysł będzie tą tamą, to jak sądzisz, jakie to będzie doświadczenie? Bolesne. I będzie mogło trwać nawet dziesiątki lat, dosłownie całe życie i ciągle będzie rosło.
Jestem taki wtedy rozdarty wewnętrznie,
Nie jesteś rozdarty, bo nie wahasz się między dwiema lub więcej opcjami.
Tylko kombinujesz co możesz zrobić, by uciec od tego stanu, zmienić go, usunąć.
Próbujesz uciec ale to niemożliwe, bo to energia.
ciężko mi się skupić na pracy, rozpamiętuję przykre wspomnienia z przeszłości i oceniam siebie ogólnie nieprzychylnie
Tak żyłeś zapewne przez większość życia.
To jedno z Twoich ulubionych zajęć, gdy mierzysz się z czymś niekomfortowym – wracasz do przeszłości, rozpamiętujesz to, osądzasz siebie, itd.
To fundamentalne sprawy – pozycjonalności, do których się kolosalnie przywiązałeś jak i opierasz np. wybaczeniu sobie, rekontekstualizacji przeszłości.
– dosłownie umysł klei się do wszystkiego co upokarzające na mój temat.
Umysł do niczego się nie klei, tylko Ty.
Umysł tylko powtarza, racjonalizuje. A racjonalizuje to, czego sam się trzymasz, za co nie bierzesz odpowiedzialności.
Ty tego używasz jako wymówek i usprawiedliwień, bo to bardzo wygodne.
Przypominam, że wszystko co usłyszysz, przeczytasz i zobaczysz – od razu zostaje zapamiętane. Ale to Ty odpowiadasz co z tym zrobisz, gdy np. zobaczysz te myśli z powrotem.
Ponadto – kto wyszukuje tych treści, naraża się na nie?
Kto potem używa tego jak argumentu?
Przypomnij sobie jakich treści szukałeś przez choćby ostatni tydzień? Wzniosłych, pozytywnych, radosnych? Czy raczej w drugą stronę?
Jak Ty w takich momentach sobie radziłeś i jak wyglądał ten proces przekraczania przez Ciebie rozpaczy?
Radziłem sobie tylko poprzez totalne poddanie i modlitwę. Co oznacza, że ja – ta osoba zwana Piotrkiem – ten zbiór fantazji, że istnieje taka osoba – nie jest w stanie sobie poradzić.
Popełniłem chyba każdy możliwy błąd w takich stanach. I dlatego od razu jestem w stanie zauważyć co kto robi i jakie będą tego konsekwencje.
Wobec uzależnienia oczywiście też.
Można powiedzieć, że do tej pory testowałeś wszystkie swoje opcje z poziomu tzw. “ego”, czyli “małego ja” i widzisz wyraźnie, że żadna nie działa, nie skutkuje. A najczęściej tylko napędza, zasila, przedłuża, a nawet pogłębia to doświadczenie.
Kiedyś to były jakieś małe żale i wyrzuty, dzisiaj to już są rozpacze, najmniejsze potknięcie i już wypominasz sobie wszystkie błędy z przeszłości jakbyś strzelał do siebie z karabinu. :) RATATATATATATATA! “Taki zły byłem! O jeszcze to zrobiłem! No jak mogłem!? Co ze mnie za facet!? I jeszcze to! A to to już w ogóle porażka! A wtedy taką głupotę powiedziałem, pewnie wszyscy się ze mnie śmiali!” RATATATATATA! ;)
Oto jacy dla siebie jesteśmy.
Ale nie przejmuj się, 80% ludzkości jest taka, tylko to doskonale ukrywa. Taki to zwierz – homo sapiens. “Najbardziej rozwinięta, dominująca istota”. Jaaaasne. Nie dziwne, że ludzie posiadający zwierzątka wolą przebywać z nimi, niż z innymi ludźmi. ;)
Dlatego uzależnienie jest takim darem – to spalenie wszystkich mostów, by nie pozostało nic innego, tylko poddanie. Albo coraz większe cierpienie. Każdy ma wybór.
Zabawne – w ogóle twierdzenie, że ja poradziłem sobie z jakimś problemem, który sam w ogóle sobie stworzyłem jest dla mnie dość dziecinne. Doić dumę, bo się rozwiązało problem, który się stworzyło samemu żyjąc niedojrzale, głupio, kolosalnie negatywnie?
Generalnie – mówimy o tym jak żyjesz i o tego konsekwencjach. Takie pytanie w komentarzach na Blogu odnośnie fundamentalnych tematów życia i poważnych, wieloletnich problemów oraz zaniedbań nie jest wg mnie poważne. Ale zrozumiałe, gdy człowiek nie rozumie swojej sytuacji i to jak żyje jest niezauważalne i/lub zupełnie nie brane pod uwagę, bo wydaje się normalne.
Zapraszam do WoP. Przyjrzymy się wnikliwie Tobie, jak żyjesz i jakie są tego efekty i zaczniemy wprowadzać korekty.
Pamiętaj, że żadnej konsekwencji nie można “przekroczyć”, tylko zaakceptować, wziąć pełną odpowiedzialność i zająć się przyczyną.
Źle zdefiniowane problemy i próby rozwiązywania ich na własną rękę to najczęstsze błędy ludzi, szczególnie uzależnionych. Np. “rzucanie uzależnienia” czy jak mówisz – “przekraczanie rozpaczy”.
Tematem trzeba się zająć holistycznie – zarówno zaakceptować konsekwencje, przestać grać ich ofiarę, wziąć pełną odpowiedzialność, odpowiednio przeanalizować i dobrać rozwiązania, jak i – fundamentalnie – zająć się przyczynami. A to wymaga też rekontekstualizacji i przewartościowania. Byś np. nie polegał już na tym “braku motywacji”, która uważasz, że jest uczuciem. Człowiek żyjący dojrzale sam znajduje sobie motyw do tego, co niezbędne w życiu, wliczając tematy niewygodne.
A nie “przekroczyć”. To co większość ludzi próbuje tylko robić, to unikać konsekwencji. To jakbyś przy każdym krojeniu chleba kaleczył sobie palce nożem i kombinował jak “przekroczyć” ból i krwawienie. Rozumiesz?
Jak widzisz – w tym króciutkim komentarzu przedstawiłeś bardzo dużo i bardzo poważnych zaniedbań oraz życia w niskim spektrum.
Nie ma na to żadnej rady “jak to zrobić?” bo większość z tych problemów nie wynika z “nie mogę/nie potrafię”, tylko “nie chcę”. A nie chcesz, bo masz korzyści, do których jesteś bardzo mocno przywiązany jak i opierasz się zmianie.
A potem najczęściej ludzie korzystają z kolejnej strategii uniku i sabotowania siebie – “spróbuję samemu” i “spróbuję się zmotywować/zmusić/przełamać do działania”. I tak się próbują “przełamywać” miesiącami. Średnio z doświadczenia z komunikacji z ludźmi – 2 lata (!), a rekord to było 5 lat. Pamiętaj, że wszystko, do czego próbujesz się zmusić – nie chcesz tego robić. Dlaczego nie? Bo…?
Ja każdego próbuję pchnąć w stronę faktycznej dojrzałości. A nie tylko dać jakąś naiwną poradę wobec jakiegoś problemu. Bo sam np. wspomniałeś, że kleisz się do masy rzeczy, wliczając przeszłe wydarzenia, których używasz, by się upokarzać, a tak naprawdę usprawiedliwiać i udowadniać sobie to jak siebie postrzegasz zapewne przez całe życie. I zaprzestanie osądzania, upokarzania siebie to jeden z fundamentów zdrowia i coś, czego ludzie nie chcą przestać sobie robić, bo mają z tego masę korzyści – np. mogą się zawsze usprawiedliwić. “Nie zasługuję”, “i tak się nie uda”, “po co?”, “są lepsi ode mnie”, “nie widzę w tym sensu” – to tylko kilka przykładowych racjonalizacji i wygodnych wymówek.
Tak jak mówiłem – uświadamiając sobie, że nie ma żadnej rozpaczy, tylko mentalny bełkot.
A doświadczasz miksu emocji tłumionych przez całe życie – żalu, winy, wstydu, gniewu, lęku.
Opierasz się im, więc i w umyśle widzisz racjonalizacje – że doświadczasz jakiejś rozpaczy.
Czyli nazywanie tego zbioru emocji to tylko etykietka jaką nadaje im umysł, tak?
Nie możesz tego przekroczyć, bo to co nazywasz rozpaczą w rzeczywistości nie istnieje.
Czyli nie nazywać tego w żaden sposób? Nie rozumiem za bardzo…
Ani nie ma żadnej magicznej techniki, którą możesz wykonać rachu-ciachu i to “przekroczysz” – czyli nagle zniknie.
Wiem, że raczej przez te lata tłumienia emocji jest ich tak dużo, że nie zniknie ten stos tak z dnia na dzień.
Niezbędne jest uwalnianie tego co czujesz i pamiętanie, że to tylko emocje i nic więcej. A mentalny bełkot ignoruj.
Właśnie wydaje się proste, ale w praktyce już tak zazwyczaj nie jest.
Polecam:
https://www.youtube.com/watch?v=YWvIZ9Dcyb8
https://www.youtube.com/watch?v=XWH2HKjFHMY
Kiedyś natrafiłem na te filmy i też na inne filmiki Dr. Hawkinsa. Mam nawet kilka jego książek. A te filmiki są bardzo pomocne: w skrócie – Hawkins mówi, że jedna emocja pociąga za sobą lawinę innych emocji- tak to zrozumiałem- i do tego, że umysł próbuje sobie z tym poradzić, znaleźć wyjaśnienia i powody, ale nie jest w stanie tego zrobić.
Odnosząc się do tego- w moim przypadku jest podobnie: na początku gdy pojawi się ten ,,stos emocji,, mój umysł wariuje, szuka wyjścia, ale się nie udaje i wtedy przychodzi tylko jedno rozwiązanie- porno, by uciec od tej ,,rozpaczy,, od tej ,,burzy emocjonalno-myślowej,, i poczuć ulgę. Ale jednocześnie też odzywa się po cichu rozsądek, by nie oglądać porno bo to i tak mi nic nie da, ale ta chęć ucieczki od tego wszystkiego wygrywa( zdarzyło mi się kilka razy przetrzymać 1-2dni po takim impulsie, ale i tak to się kończy wyborem porno – czyli podjęcie decyzji na bazie emocji tego – tak jak pisałeś Piotrek wcześniej. Co ciekawe- zauważyłem u siebie takie coś jak fantazjowanie i silne pragnie seksualne właśnie przed tą ,,rozpaczą,, wtedy wiem, że się zacznie…
Podczas wpadki niby jest ,,lepiej,, bo umysł jest zajęty przebieraniem w tych wirtualnych porno-panienkach. I po takim seansie z orgazmem jest wstyd i poczucie winy, rozczarowanie, że znów dałem się nabrać swojemu umysłowi i obejrzałem porno- i od nowa- znowu porno, by nie czuć. I niekiedy jest jeszcze 3 i 4 raz. Dopiero gdy już czuję, że jestem wystarczająco znieczulony pornografią i nie czuję tego co było na początku-cykl się zamyka.
Wracając do filmików: mówił też, by zająć się wyłącznie tylko tymi emocjami. Fakty nie mają nic do tego. Że emocje są wynikiem naszych postaw, przekonań, sposobu patrzenia itp na te fakty. Emocje są przechowywane w człowieku i tyko czekają na ujście, a jakieś wydarzenie jest bodźcem wyzwalającym je by można było je uwolnić, doświadczyć . By przestać im stawiać opór i poddać się im, niewalczyć to wtedy szybciej miną i nie bać się ich. Opierając się w każdy sposób samemu temu procesowi, przedłuża tą męczarnię i ból.
W drugim dr. Hawkins opowiada, by wejść w ,,rdzeń,,(co to znaczy?) tego doświadczenia i nie tłumić do używkami. By bezpośrednio doświadczyć dna tego doświadczenia, a po przejściu go następne już nie będzie takie bolesne, bo już mamy moc przetrwania tego i doświadczenie w tym procesie.
Motywacja to nie jest coś, co czujesz. Motywacja to przedstawienie sobie np. celu czy działania w takim kontekście, że jesteś wobec tego chętny.
Czyli nadanie jakiegoś kontekstu ważnego dla mnie: ,,robię to , bo mi to przyniesie jakieś korzyści dobre dla mnie,,.
Masy ludzi żyje właśnie tak kolosalnie niedojrzale – jak nie “czują ‘się’” dobrze z czymś, to nie chcą tego robić i się usprawiedliwiają tym co czują.
Nie rozumieją nawet, że to co czują wobec czegoś to konsekwencja tego jak sami wybierają to widzieć.
Dokładnie, zachowuję się tak samo…
Bo tak wygląda życie w świadomości ofiary i uwielbienie do obwiniania się, użalania nad sobą – co stanowi zawsze folgowanie sobie.
Tak, zauważyłem to szczególnie w sytuacjach jak widzę kobietę, która mi wpadła w oko a nie podchodzę, bo…(umysł zaczyna swoje pier…….nie)ehh, a ja się go słucham jak głupi…
To samoistny bełkot, którym się cały czas hipnotyzujesz. Całe życie. I uwielbiasz się obwiniać. I nie jesteś w stanie odróżnić siebie – tego kto obserwuje myśli – od samych myśli.
Dlatego mówisz – “wydaje MI SIĘ”. Bo utożsamiasz się z myślami – dosłownie uważasz siebie za myśli. Za emocje też.
Wiem, że nie jestem swoim umysłem i emocjami i niekiedy dostrzegam, że słucham tych historyjek, które bredzi umysł i są momenty, że się na tym łapię i tłumaczę sobie, że to tylko mój umysł sam nawija non stop i to nie ja. Z emocjami już gorzej…
Zgadza się – to tylko wrażenia.
Brakuje świadomego, odpowiedzialnego życia, podejmowania decyzji.
Ale widzisz – mówisz, że zwykłe błahe obowiązki wydają Ci się niemożliwe do wykonania. Co samo w sobie jest oczywistym kłamstwem. Bo każdy z nich wykonałeś już zapewne wiele razy, pewnie setki. I nagle stają się niemożliwe? Jaaaasne.
A i zaraz – zupełnie niezauważalnie dla siebie – podajesz przyczynę – odarłeś je z sensu. Przedstawiłeś je sobie w takim kontekście, że motyw ich wykonywania jest pozbawiony sensu – “po co to robić?”
Bo tak jest: jak przychodzi moment tego kryzysu to automatycznie to co zrobiłem wczoraj szybko i sprawnie, dziś było męczarnią…, sam sobie odmawiam jakiegokolwiek znaczenia i sensu moich działań- może też między innymi, że patrzę krótkoterminowo na rezultaty swoich działań.
Wystarczy niekomfortowa emocja, jej racjonalizacja i już stoisz w miejscu tylko szamocząc się z emocjonalnością.
Od razu znajdujesz sobie zajęcie – emocjonujesz się przeszłością, np. wypominając sobie błędy.
Jakbym czytał swój życiorys
Przypominam, że wszystko co usłyszysz, przeczytasz i zobaczysz – od razu zostaje zapamiętane. Ale to Ty odpowiadasz co z tym zrobisz, gdy np. zobaczysz te myśli z powrotem.
OK rozumiem, to były kiedyś przykre słowa od paru osób, które wziąłem o siebie, a w miedzy czasie sam sobie jeszcze pewnie dopowiedziałem co nie co przykrego.
Radziłem sobie tylko poprzez totalne poddanie i modlitwę
Modliłeś się do Boga o to by Cię jakoś wspierał? O co Go prosiłeś?
Co oznacza, że ja – ta osoba zwana Piotrkiem – ten zbiór fantazji, że istnieje taka osoba – nie jest w stanie sobie poradzić.
Pierwszy krok AA. Przyznać się do tego, że jest się uzależnionym i się nie radzi z uzależnieniem.
Można powiedzieć, że do tej pory testowałeś wszystkie swoje opcje z poziomu tzw. “ego”, czyli “małego ja” i widzisz wyraźnie, że żadna nie działa, nie skutkuje. A najczęściej tylko napędza, zasila, przedłuża, a nawet pogłębia to doświadczenie
Ojj, tak. Już skończyły mi się pomysły jak samemu to ogarnąć i cały czas próbuję…, ale doszedłem do wniosku, że jednak potrzebuję pomocy o Ci zaraz napiszę
Generalnie – mówimy o tym jak żyjesz i o tego konsekwencjach. Takie pytanie w komentarzach na Blogu odnośnie fundamentalnych tematów życia i poważnych, wieloletnich problemów oraz zaniedbań nie jest wg mnie poważne. Ale zrozumiałe, gdy człowiek nie rozumie swojej sytuacji i to jak żyje jest niezauważalne i/lub zupełnie nie brane pod uwagę, bo wydaje się normalne.
Ty jesteś na wyższym poziomie świadomości i masz doświadczenie w wychodzeniu z uzależnienia od porno, więc dlatego dla Ciebie to błahoska i wszystko wiesz, po paru zdaniach takiego gościa jak ja.
Zapraszam do WoP. Przyjrzymy się wnikliwie Tobie, jak żyjesz i jakie są tego efekty i zaczniemy wprowadzać korekty.
Pamiętaj, że żadnej konsekwencji nie można “przekroczyć”, tylko zaakceptować, wziąć pełną odpowiedzialność i zająć się przyczyną.
I to jest ta pomoc o którą chcę Cię poprosić: byś mnie poprowadził przez program WoP, bo go kupiłem od Ciebie, ale potrzebuję właśnie kogoś takiego jak Ty Piotrze na konsultacje i korygowanie mnie podczas kolejnych etapów zdrowienia. Bo samemu to mi idzie słabo… Oczywiście dopłacę ile będziesz chciał i co mam zrobić byśmy rozpoczęli?
Źle zdefiniowane problemy i próby rozwiązywania ich na własną rękę to najczęstsze błędy ludzi, szczególnie uzależnionych. Np. “rzucanie uzależnienia” czy jak mówisz – “przekraczanie rozpaczy”.
Tematem trzeba się zająć holistycznie – zarówno zaakceptować konsekwencje, przestać grać ich ofiarę, wziąć pełną odpowiedzialność, odpowiednio przeanalizować i dobrać rozwiązania, jak i – fundamentalnie – zająć się przyczynami. A to wymaga też rekontekstualizacji i przewartościowania. Byś np. nie polegał już na tym “braku motywacji”, która uważasz, że jest uczuciem. Człowiek żyjący dojrzale sam znajduje sobie motyw do tego, co niezbędne w życiu, wliczając tematy niewygodne.
A nie “przekroczyć”. To co większość ludzi próbuje tylko robić, to unikać konsekwencji. To jakbyś przy każdym krojeniu chleba kaleczył sobie palce nożem i kombinował jak “przekroczyć” ból i krwawienie. Rozumiesz?
Dlatego koniec z tym moim kombinowaniem po swojemu, że sam wyjdę z uzależnienia, z tą dumą strachem i wstydem przed szukaniem pomocy. Potrzebuję Twojej pomocy i doświadczenia i poprowadzenia mnie.
Jak widzisz – w tym króciutkim komentarzu przedstawiłeś bardzo dużo i bardzo poważnych zaniedbań oraz życia w niskim spektrum.
Nie ma na to żadnej rady “jak to zrobić?” bo większość z tych problemów nie wynika z “nie mogę/nie potrafię”, tylko “nie chcę”. A nie chcesz, bo masz korzyści, do których jesteś bardzo mocno przywiązany jak i opierasz się zmianie.
A potem najczęściej ludzie korzystają z kolejnej strategii uniku i sabotowania siebie – “spróbuję samemu” i “spróbuję się zmotywować/zmusić/przełamać do działania”. I tak się próbują “przełamywać” miesiącami. Średnio z doświadczenia z komunikacji z ludźmi – 2 lata (!), a rekord to było 5 lat. Pamiętaj, że wszystko, do czego próbujesz się zmusić – nie chcesz tego robić. Dlaczego nie? Bo…?
Dlatego właśnie jestem zdecydowany na wspólpracę z Tobą z programem WoP.
“Tak jak mówiłem – uświadamiając sobie, że nie ma żadnej rozpaczy, tylko mentalny bełkot.
A doświadczasz miksu emocji tłumionych przez całe życie – żalu, winy, wstydu, gniewu, lęku.
Opierasz się im, więc i w umyśle widzisz racjonalizacje – że doświadczasz jakiejś rozpaczy.
Czyli nazywanie tego zbioru emocji to tylko etykietka jaką nadaje im umysł, tak?
Nie możesz tego przekroczyć, bo to co nazywasz rozpaczą w rzeczywistości nie istnieje.”
Czyli nie nazywać tego w żaden sposób? Nie rozumiem za bardzo…
No bo kolejny błąd – próbujesz to zrozumieć.
Ale tu nie ma nic do zrozumienia. Wystarczy, że przestaniesz robić to co robisz i uważałeś, że to jest wpisane w rzeczywistość – np. ta rozpacz.
Ale to nie jest “rozpacz”. To nie istnieje.
Czegoś doświadczasz i tyle. Nie ma potrzeby dorabiać do tego dramatu.
“Ani nie ma żadnej magicznej techniki, którą możesz wykonać rachu-ciachu i to “przekroczysz” – czyli nagle zniknie.”
Wiem, że raczej przez te lata tłumienia emocji jest ich tak dużo, że nie zniknie ten stos tak z dnia na dzień.
No więc – zamiast “rozpacz” wystarczy, że będziesz pamiętał, że to tylko Twoje zaniedbania – to co próbowałeś zamiatać pod dywan.
A niezależnie ile kurzu i brudu zamieciesz pod dywan – to nagle nie staje się zionącym ogniem i popiołem demonem.
To nadal tylko brud i kurz. Nic więcej.
Ale widzisz jak łatwo robić się w konia cały czas – umysł mówi “nie rozumiem jak” i już uważasz, że musisz coś (z)rozumieć, że ta myśl ma sens, że odnosi się do rzeczywistości.
To jakbym Ci powiedział, byś przestał nazywać koperek szczypiorkiem, a Ty mówisz, że nie rozumiesz tego za bardzo.
Bo nie ma co rozumieć. Przestań to robić. To wszystko.
Niezbędne jest uwalnianie tego co czujesz i pamiętanie, że to tylko emocje i nic więcej. A mentalny bełkot ignoruj.
Właśnie wydaje się proste, ale w praktyce już tak zazwyczaj nie jest.
Polecam:
https://www.youtube.com/watch?v=YWvIZ9Dcyb8
https://www.youtube.com/watch?v=XWH2HKjFHMY
”
Kiedyś natrafiłem na te filmy i też na inne filmiki Dr. Hawkinsa. Mam nawet kilka jego książek. A te filmiki są bardzo pomocne: w skrócie – Hawkins mówi, że jedna emocja pociąga za sobą lawinę innych emocji- tak to zrozumiałem- i do tego, że umysł próbuje sobie z tym poradzić, znaleźć wyjaśnienia i powody, ale nie jest w stanie tego zrobić.
Oczywiście jest znaleźć cokolwiek, powiedzieć cokolwiek. Ale przecież wiesz, że swojego doświadczenia, że wszystko co widzisz w umyśle to nie są rozwiązania. Bo poprawy nie ma, a jest coraz gorzej.
Co dowodzi twierdzeniu, że każda myśl kłamie.
Kłamstwo to nie tylko brak prawdy ale też przedstawienie czegoś, co nie istnieje. A tylko prawda może pomóc, bo jest realna.
Przecież nawet jak lekarz przeprowadzi błędną diagnozę, to nawet najlepsze leki jakie przepisze – nie pomogą wtedy.
A jak zoperujesz nie tą nogę co trzeba, no to nie tylko nie pomożesz ale możesz też solidnie zaszkodzić. Przynajmniej czasowo.
Odnosząc się do tego- w moim przypadku jest podobnie: na początku gdy pojawi się ten ,,stos emocji,, mój umysł wariuje,
Umysł nie wariuje.
To kolejne urojenie powtarzane przez ludzi. Uważają, że do tej pory umysł nie był zwariowany i nagle zaczął.
Każda myśl kłamie, a to w co się wpatrujesz to mentalizacja. Racjonalizuje emocjonalność. I nie ważne czy stłumioną, czy nie.
Ona trwa cały czas. Można powiedzieć, że ten bełkot to wariactwo, które odbywa się non stop. Nieprzerwanie. Ani się nie kończy, ani nie zaczyna. A różna treść myśli, to tylko treść myśli. Nie ma co dramatyzować, że jest jakaś specjalnie głupia.
To wszystko tylko mentalizacja. Nie graj jej ofiary, ani się nią nie zajmuj, bo to nie ma sensu, gdyż jest to proces nieprzerwany i nieskończony.
szuka wyjścia, ale się nie udaje
Co nie oznacza żadnego wariowania, tylko postępowanie zgodne z intencją – racjonalizacja, projekcja.
Ty sam przecież uznajesz, że dzieje się coś złego, od czego musisz uciec, znaleźć wyjście, ratunek. Zgadza się?
Samo to dążenie już jest dalekie od prawdy.
i wtedy przychodzi tylko jedno rozwiązanie- porno,
Więc wiemy, że nie jest to rozwiązanie. I znowu – umysł nie jest w stanie wymyślić ani rozwiązania, ani niczego nowego.
Tylko “szuka”. I tyle. A Twoje wybory są zawsze tymi samymi.
by uciec od tej ,,rozpaczy,, od tej ,,burzy emocjonalno-myślowej,, i poczuć ulgę.
I nazywasz to ucieczką.
Ale przecież Ty sam czynisz sobie ten problem – ciągle się opierasz.
Umysł nigdy nie powie – “chwila, chwila ale ta rozpacz, burza i napięcie to przecież wynik tego, że mój właściciel się opiera, więc nie jestem w stanie nic wymyślić, dopóki on nie przestanie”.
Tylko jak nagrana wiadomość na automatyczną sekretarkę – powtarza to samo.
Ale jednocześnie też odzywa się po cichu rozsądek, by nie oglądać porno bo to i tak mi nic nie da,
To jest sumienie. Jak widzisz – niczego nie wypomina, nie krzyczy, nie wyrzuca. Tylko to cichy głos – “to jest błędem”.
Ale to człowiek dokonuje decyzji. I to człowiek obwinia potem samego siebie i za to odpowiedzialność też zwala na sumienie, nawet nie wiedząc czym sumienie jest.
ale ta chęć ucieczki od tego wszystkiego wygrywa
Nic nie wygrywa, bo nie ma ani różnych stron, ani żadnej rozgrywki.
Tylko non stop się opierasz, napięcie rośnie, ból, rośnie, emocje rosną, myśli chaotyczne, więc ostatecznie WYBIERASZ to, co choć na moment to odetnie.
( zdarzyło mi się kilka razy przetrzymać 1-2dni po takim impulsie, ale i tak to się kończy wyborem porno – czyli podjęcie decyzji na bazie emocji tego – tak jak pisałeś Piotrek wcześniej. Co ciekawe- zauważyłem u siebie takie coś jak fantazjowanie i silne pragnie seksualne właśnie przed tą ,,rozpaczą,, wtedy wiem, że się zacznie…
Bo to od czego uciekasz, a raczej próbujesz, non stop jest i to odczuwasz nieświadomie.
A gdy staje się choć minimalnie świadome – już zaczynasz ucieczkę, już zaczyna się antycypacja – mentalny bełkot.
Nieraz mówiłem, że uzależnieni są bardzo uwrażliwieni – co nie znaczy “wrażliwi”. Tylko podatni. To nie jest stan dojrzałej i pozytywnej wrażliwości, która może przejawiać się np. jako współodczuwanie, współczucie do innych i siebie.
Tylko byle co i człowiek już dramatyzuje i ucieka.
Podczas wpadki niby jest ,,lepiej,, bo umysł jest zajęty przebieraniem w tych wirtualnych porno-panienkach.
To jakbyś mówił, że będąc pijanym jest lepiej, bo zamiast jeździć po pijaku samochodem uderzasz głową w ścianę i nie wchodzisz “dzięki temu” do samochodu.
Jak widzisz – czy coś jest dobre czy złe, lepsze/gorsze, można rozważać tylko w kontekście.
A tu kontekstem jest “doświadczam rozpaczy, z którą nic mi nie pomaga, tylko obejrzenie porno, więc to jest dobry wybór”.
Ale kontekst jest błędny.
I po takim seansie z orgazmem jest wstyd i poczucie winy, rozczarowanie, że znów dałem się nabrać swojemu umysłowi i obejrzałem porno-
Nie dałeś się nabrać. Grasz ofiarę.
Powiedz mi – jak mogłeś dać się nabrać, jeśli doskonale wiesz, że to wybierzesz, chcesz tego, chcesz tej ulgi???
Przecież o to chodzi. I dobrze wiesz, że potem będziesz się obwiniał i wstydził.
Ale znowu – uzależnienie to to jak żyjemy.
Tutaj sam sobie tworzysz dramat, nie akceptujesz konsekwencji swoich wyborów, grasz ofiarę umysłu, etc.
Nie ma za krzty odpowiedzialności.
To jakbyś mówił, że nagrana wiadomość na sekretarkę Cię nabiera. Bo liczysz, że będzie dobrze, bo to nagranie mówi “obejrzę porno, poczuję ulgę, to mi pomoże”, a potem doświadczasz bólu, obwiniasz się, wstydzisz i mówisz “znowu dałem się nabrać temu nagraniu!”
No nie jest to zbyt dojrzałe. :)
i od nowa- znowu porno, by nie czuć.
Tak wygląda uzależnienie.
I niekiedy jest jeszcze 3 i 4 raz. Dopiero gdy już czuję, że jestem wystarczająco znieczulony pornografią i nie czuję tego co było na początku-cykl się zamyka.
Nie ma żadnego znieczulenia, ani “wystarczającego”, ani tego nie czujesz, ani nie ma żadnego cyklu.
To wszystko urojenia.
Bo co się niby zmienia, gdy ten “cykl się zamknie”? Absolutnie nic.
Wobec pewnych okoliczności Twoje dążenia są takie jak od X lat. To wszystko.
Wracając do filmików: mówił też, by zająć się wyłącznie tylko tymi emocjami. Fakty nie mają nic do tego. Że emocje są wynikiem naszych postaw, przekonań, sposobu patrzenia itp na te fakty. Emocje są przechowywane w człowieku i tyko czekają na ujście, a jakieś wydarzenie jest bodźcem wyzwalającym je by można było je uwolnić, doświadczyć . By przestać im stawiać opór i poddać się im, niewalczyć to wtedy szybciej miną i nie bać się ich. Opierając się w każdy sposób samemu temu procesowi, przedłuża tą męczarnię i ból.
W drugim dr. Hawkins opowiada, by wejść w ,,rdzeń,,(co to znaczy?) tego doświadczenia i nie tłumić do używkami. By bezpośrednio doświadczyć dna tego doświadczenia, a po przejściu go następne już nie będzie takie bolesne, bo już mamy moc przetrwania tego i doświadczenie w tym procesie.
To znaczy dokładnie to, co doktor powiedział w następnym zdaniu.
Poddajesz każdą pokusę, by się opierać, próbować to zmienić, odrzucić, przekroczyć, rozładować, kontrolować, itd., itd.
Reszta wydarzy się sama.
“Motywacja to nie jest coś, co czujesz. Motywacja to przedstawienie sobie np. celu czy działania w takim kontekście, że jesteś wobec tego chętny.”
Czyli nadanie jakiegoś kontekstu ważnego dla mnie: ,,robię to , bo mi to przyniesie jakieś korzyści dobre dla mnie,,.
Zgadza się.
Ale znowu – możliwe, że opierasz się wysiłkowi – by np. zadowolenie czerpać z sukcesu osiągniętego po kilku miesiącach pracy nad jakimś zagadnieniem, którą to pracę wykonujesz chętnie, bo nadałeś jej duże znaczenie.
A jeśli dalej dla Ciebie ważniejsze będzie tylko “uciec od napięcia”, a napięcie to przecież konsekwencja oporu, no to mówimy o niedojrzałości.
Ponownie – każdy temat trzeba rozważyć holistycznie.
Więc – podajesz konkretny przykład – co chcesz robić lub co robisz/czego unikasz i jak dotychczas to widziałeś, w jakim kontekście, jaki był motyw wykonywania/unikania tego działania, jakie mu nadawałeś znaczenie, jakie były priorytety w Twoim życiu?
Pamiętaj, że to co dobre/złe nie istnieje. Istnień może tylko w kontekście. Żaden uzależniony nie mówi w momencie wyboru porno/wódki/narkotyków – “teraz zrobię sobie krzywdę”. Zgadza się?
Zawsze sądzi, że robi dla siebie dobrze. Bo np. właśnie wydaje mu się, że doświadcza czegoś strasznego, w co wpisany jest ten cały ból, napięcie, itd. I jak się temu podda, to go pochłonie jak Kraken cały okręt.
W tym kontekście wybór porno czy wódki oczywiście wydaje się słuszny. A nawet jedyny możliwy.
Ale to wybór oparty o fałsz.
“Masy ludzi żyje właśnie tak kolosalnie niedojrzale – jak nie “czują ‘się’” dobrze z czymś, to nie chcą tego robić i się usprawiedliwiają tym co czują.
Nie rozumieją nawet, że to co czują wobec czegoś to konsekwencja tego jak sami wybierają to widzieć.”
Dokładnie, zachowuję się tak samo…
Bo tak wygląda życie na poziomie świadomości 1-200. Praktycznie nie ma innych podstaw do podejmowanych wyborów.
“Bo tak wygląda życie w świadomości ofiary i uwielbienie do obwiniania się, użalania nad sobą – co stanowi zawsze folgowanie sobie.”
Tak, zauważyłem to szczególnie w sytuacjach jak widzę kobietę, która mi wpadła w oko a nie podchodzę, bo…(umysł zaczyna swoje pier…….nie)ehh, a ja się go słucham jak głupi…
I widzisz? Znowu osądzanie się, wstydzenie, nazywanie brzydko. I po co?
Bo to jest właśnie to folgowanie.
A Ty “słuchasz się umysłu”. Wcale nie.
Tylko szukasz usprawiedliwienia, by nie musieć podchodzić, bo nie chcesz, bo się boisz.
“To samoistny bełkot, którym się cały czas hipnotyzujesz. Całe życie. I uwielbiasz się obwiniać. I nie jesteś w stanie odróżnić siebie – tego kto obserwuje myśli – od samych myśli.
Dlatego mówisz – “wydaje MI SIĘ”. Bo utożsamiasz się z myślami – dosłownie uważasz siebie za myśli. Za emocje też.”
Wiem, że nie jestem swoim umysłem i emocjami i niekiedy dostrzegam, że słucham tych historyjek, które bredzi umysł i są momenty, że się na tym łapię i tłumaczę sobie, że to tylko mój umysł sam nawija non stop i to nie ja. Z emocjami już gorzej…
Ale tylko o tym “wiesz”.
Wiesz i tyle.
A nadal nie ma nawet powiedzenia prawdy, akceptacji. Każdy dużo wie. I co z tego?
Homo sapiens to naprawdę głupie zwierzę. Małej ilości osób zależy na własnym, realnym dobrze. Większość ludzi na tej planecie woli mieć rację, niż żyć zdrowo, spokojnie, nie mówiąc o integralności.
Nie oznacza, że ludzie są źli. Tylko są na tym etapie ewolucji.
“Zgadza się – to tylko wrażenia.
Brakuje świadomego, odpowiedzialnego życia, podejmowania decyzji.
Ale widzisz – mówisz, że zwykłe błahe obowiązki wydają Ci się niemożliwe do wykonania. Co samo w sobie jest oczywistym kłamstwem. Bo każdy z nich wykonałeś już zapewne wiele razy, pewnie setki. I nagle stają się niemożliwe? Jaaaasne.
A i zaraz – zupełnie niezauważalnie dla siebie – podajesz przyczynę – odarłeś je z sensu. Przedstawiłeś je sobie w takim kontekście, że motyw ich wykonywania jest pozbawiony sensu – “po co to robić?”
Bo tak jest: jak przychodzi moment tego kryzysu to automatycznie to co zrobiłem wczoraj szybko i sprawnie, dziś było męczarnią…, sam sobie odmawiam jakiegokolwiek znaczenia i sensu moich działań- może też między innymi, że patrzę krótkoterminowo na rezultaty swoich działań.
Wystarczy niekomfortowa emocja, jej racjonalizacja i już stoisz w miejscu tylko szamocząc się z emocjonalnością.
Od razu znajdujesz sobie zajęcie – emocjonujesz się przeszłością, np. wypominając sobie błędy. ”
Jakbym czytał swój życiorys
Niejedna osoba mówiła mi, że czytając artykuły na blogu, odnosiła wrażenie jakbym pisał o niej.
Bo życie uzależnione jest w bardzo wąskim spektrum i praktycznie każdy żyje podobnie, popełnia te same błędy.
Trochę ich jest ale ostatecznie – nie jest to ilość nieskończona.
Początkowo wydaje się dużo ale to dlatego, bo stawiamy opór non stop, nawet prościznom jak usiąść, zamknąć oczy i medytować 5 minut. Dla wielu te 5 minut to jak tortury.
Naturalnie człowiek, który tak żyje, wydaje mu się, że jest jedynym na świecie na samym dnie beznadziei. Ale to tylko urojenie. Podobnie żyje miliardy.
I nie ma beznadziei. To tylko mentalny bełkot.
“Przypominam, że wszystko co usłyszysz, przeczytasz i zobaczysz – od razu zostaje zapamiętane. Ale to Ty odpowiadasz co z tym zrobisz, gdy np. zobaczysz te myśli z powrotem.”
OK rozumiem, to były kiedyś przykre słowa od paru osób, które wziąłem o siebie, a w miedzy czasie sam sobie jeszcze pewnie dopowiedziałem co nie co przykrego.
Jak widzisz – Ty tego używałeś jako argumentów, usprawiedliwień, racjonalizacji.
I podejmowałeś o to decyzje, budowałeś na bazie tego percepcje siebie, swojego życia, dążeń, rezultatów.
Gdy np. popełniłeś błąd, to nie widziałeś tego jako normalny, nie było “ok! to nie działa, spróbuję inaczej”, tylko raczej – “Ha! A więc mam dowód, że faktycznie jestem do dupy!”
Bo nie rozwinąłeś się na tyle, a nawet nie usłyszałeś nigdy, że nie myślisz, tylko hipnotyzujesz się mentalnym bełkotem, który w kółko powtarza to samo i jedyne co “tworzy” to kolejne racjonalizacje. Nic więcej.
Nawet jak pojawi się myśl “błahe obowiązki są ponad moje siły” to od razu w to wierzysz, choć to oczywiste kłamstwo.
Ludzie cały czas mylą “nie chcę” z “nie mogę”. Uważają, że są zmęczeni, a są apatyczni – niechętni, bo sami to wybierają. I próbują odpoczywać, spać – co oczywiście nic nie daje.
I masa takich błędów jest powszechna.
Co z tego, że miliony ludzi wrzucają pozowane zdjęcia na fejsbuczki czy instagramy? To też bajeczki. Nie mówię, że wszyscy tylko cierpią po kryjomu, wielu stara się i naprawdę fajnie im się żyje. Ale też nie jest tak idealnie jak się wydaje biadolącym i grającym ofiary.
A wielu poprzez takie budowanie fantazji naokoło swojego życia szuka tego, czego sądzą, że im brakuje – akceptacji, podziwu, głasków, uwagi, itd.
“Radziłem sobie tylko poprzez totalne poddanie i modlitwę”
Modliłeś się do Boga o to by Cię jakoś wspierał? O co Go prosiłeś?
Tak jak mówi 12 kroków – o mądrość, by nie opierać się, by poznać Wolę Boga dla mnie, o siłę do jej spełnienia, by nie grać ofiary, by widzieć najlepsze rozwiązanie z uwzględnieniem najwyższego dobra.
O Prawdę.
Jeśli np. mam negatywne doświadczenia, to poprzez modlitwę znajduję ulgę – “nie wiem dlaczego to ma miejsce, pomóż mi to zrozumieć jeśli uznasz to za właściwą drogę, a jeśli nie, to też spoko, powiedz mi więc czego ode mnie oczekujesz”. To przykład.
I nie licz na magiczne cuda-wianki. Medytuj, kontempluj.
Pamiętaj, że jesteś jedynym, który kuje swój los. Jeśli uznasz, że jesteś autorem życia, że swoimi siłami wszystko osiągniesz, to po co Ci Bóg? Po co Ci poddanie? Bierz miecz w rękę i wyrżnij sobie drogę w życiu.
Ale jeśli chcesz zmienić kierunek i życie wspierać, stać się jego częścią – tak samo ważną i tak samo nieważną ;) jak wszystko inne, żyć pokornie, wzruszać się, cieszyć, nie opierać się ani nie nadmuchiwać dóbr doczesnych i tego co do nich prowadzi – to też wybór. Nic innego.
Nikt Cię do tego nie zmusza, nie wymaga.
“Co oznacza, że ja – ta osoba zwana Piotrkiem – ten zbiór fantazji, że istnieje taka osoba – nie jest w stanie sobie poradzić.
Pierwszy krok AA. Przyznać się do tego, że jest się uzależnionym i się nie radzi z uzależnieniem.
Można powiedzieć, że do tej pory testowałeś wszystkie swoje opcje z poziomu tzw. “ego”, czyli “małego ja” i widzisz wyraźnie, że żadna nie działa, nie skutkuje. A najczęściej tylko napędza, zasila, przedłuża, a nawet pogłębia to doświadczenie”
Ojj, tak. Już skończyły mi się pomysły jak samemu to ogarnąć i cały czas próbuję…, ale doszedłem do wniosku, że jednak potrzebuję pomocy o Ci zaraz napiszę
Wbrew pozorom to “wyczerpały mi się opcje” to bardzo dobra wiadomość. :)
Więc nawet pozorną beznadzieję można przekuć na poprawę – np. poszukać pomocy. Kogoś, kto nasze doświadczenia ujmie w szerszym kontekście.
Tylko oczywiście – jak taką osobę rozpoznać? Kto rozumie problem? Kto mówi prawdę? Kto faktycznie może pomóc, a kto tylko posłodzić?
“Generalnie – mówimy o tym jak żyjesz i o tego konsekwencjach. Takie pytanie w komentarzach na Blogu odnośnie fundamentalnych tematów życia i poważnych, wieloletnich problemów oraz zaniedbań nie jest wg mnie poważne. Ale zrozumiałe, gdy człowiek nie rozumie swojej sytuacji i to jak żyje jest niezauważalne i/lub zupełnie nie brane pod uwagę, bo wydaje się normalne.”
Ty jesteś na wyższym poziomie świadomości i masz doświadczenie w wychodzeniu z uzależnienia od porno, więc dlatego dla Ciebie to błahostka i wszystko wiesz, po paru zdaniach takiego gościa jak ja.
Nie ma doświadczenia w “wychodzeniu z uzależnienia”, bo nie ma czegoś takiego.
Jest ewolucja. Czyli droga przez prawdę do integralności.
Ja dużo wiem, widzę, rozumiem. Ale to nie jest sztuka.
Sztuka to to przekazać tak, byś wybrał tę drogę i nią poszedł.
Bo jeśli całe życie święcie wierzyłeś w każdą myśl, szczególnie w negatywne – np. że jak czujesz żal, to jest to wielka rozpacz, która Cię może pochłonąć, to podpowiedz mi – co ja Ci mogę powiedzieć, byś mi zaufał i poddał się temu żalowi w pełni? Czyli żebyś w Twoim przekonaniu – zaryzykował życiem?
To jest sztuka. :)
A ja nie chcę uprawiać żadnej sztuki, tylko realnie pomóc. Dać wędkę, nauczyć łowić.
Albo – jak przedstawić komuś temat Boga/Siły Wyższej? Dlaczego akurat ja o tym wiem, a miliardy ludzi nie? Dlaczego ja coś tam rozumiem, a na przykład człowiek, który teoretycznie oddał się temu – taki ksiądz czy zakonnik?
Ja nie mówię, że znam jakiekolwiek tajemnice, bo nie ma tajemnic. Nie mam żadnej niesłychanej wiedzy. Nie jestem specjalny, wybrany, nic z tych pierdół i banialuków.
I wszystko co przekazuję, staram się zawsze ująć tak praktycznie, doświadczalnie – pragmatycznie – jak tylko potrafię.
Ostatnio był u mnie pewien pan – reklamowałem jedną rzecz. Pracownik ale sporo z nim rozmawiałem bo spędził u mnie kilka godzin. Ostatnio było roboty na pół godziny, a rozmowy ponad godzinę.
Sporo tematów, w tym bardzo osobiste jak nawet śmierć. I też sprawdziłem jak reaguje na temat Boga.
Ująłem to tak – zanim w ogóle z kimkolwiek zacząłbym o tym rozmawiać – od razu o Bogu – łolaboga! ;) To najpierw przyjrzyjmy się temu, co mówi teoria – że Bóg to miłość.
Co to jest miłość? Co wiedzie do miłości? Jak jej doświadczyć? Jak w ogóle udowodnić, że istnieje?
Masy ludzi zwykłe pożądanie nazywają miłością. Przywiązanie. Fantazje. Ciągłe myśli o kimś, itd. A to nie jest miłość.
Da się cokolwiek z tego udowodnić?
Ok, to zanim nawet pogadamy o miłości, przyjrzyjmy się pierwszej lekcji miłości – odwadze. Tu już łatwiej stwierdzić, że faktycznie coś takiego jak odwaga realnie istnieje i ma przełożenie na życie. Pozytywne przełożenie.
Zgadza się?
Odwaga jest, dużo ludzi jej doświadczyło, można nawet ją faktycznie przetestować – podstawić kogoś w sytuacji wymagającej odwagi i sprawdzić czy ta osoba wybierze odwagę. Bo odwaga to wybór.
A jak ktoś mówi, że kocha swoją dziewczynę/chłopaka ale nie mówi jej/mu prawdy, jeszcze ze strachu, wstydu, winy, to czy to na pewno miłość?
Jeśli kogoś kochamy, to zależy nam na dobru tej osoby. Jeśli dobrem tej osoby będzie życie z kimś innym – nie szkodzi. Ale dla człowieka w niższej świadomości to nie do przyjęcia. I to jest normalne.
Powiedziałem mu, że jakbyśmy na poważnie mieli usiąść do tematu Boga, to by to wymagało rozmowy pewnie na jeden cały wieczór, całą noc, dzień i pewnie kolejną noc.
I poszłaby niejedna butelka dobrej whisky do tego. Uśmiechnął się, bo udało mi się przekazać, że nie jest to coś, w co można tylko ślepo, naiwnie wierzyć i trzymać kciuki. I też nic nie starałem się wcisnąć, zanegować, itd.
Tak jak mówią 12 kroków – “Siła Wyższa, jak my ją rozumiemy”.
Ja staram się tylko poszerzyć kontekst, zaznaczyć gdzie są błędy, z czego wynikają, jakie są ich konsekwencje, jak ich uniknąć, a jeśli w nie wdepniemy, to jak z tego wybrnąć.
Reszta to już kwestia i tak Boga.
Ponadto – skoro droga do Boga to droga ewolucji, to nie ma czegoś takiego, że ktoś coś wie, a ktoś inny nie.
Każdy już jest na jakimś etapie swojej ewolucji. Jest w perfekcyjnym miejscu. Nie mogło być lepiej.
Tym samym – każdy ma swoje doświadczenia, bo życie jest radykalnie subiektywne i wszystko ma nieskończoną ilość “przyczyn”.
Jedyne co można ew. “porównać” to kontekst.
I z niego automatycznie wynika co jest komuś potrzebne, o ile tak można powiedzieć. Bo ktoś może być na etapie ślepej wiary w szaleńca, nie Boga i nie będzie chciał tego poddać za żadne skarby. A ktoś inny może być na etapie dużo wyższym, na którym w ogóle przestał wierzyć w jakiekolwiek bóstwo.
Z każdą z takich osób przecież należałoby rozmawiać inaczej i ująć jej poziom zrozumienia, ewolucji, wybory, intencje. Pierwszą pewnie zupełnie zostawić w spokoju. ;)
Na siłę nikomu się nie pomoże. Zresztą często sam fakt, że uważamy, że komuś należy pomóc, to już widzenie sytuacji niekoniecznie poprawnie. Bo nikogo nie trzeba ratować.
I właśnie próby pomocy na siłę mogą być dokładnie tym, co człowieka utrzymuje na tym poziomie, na jakim jest i uniemożliwia ewolucję. Nie jest wykluczone, że nawet i za kilka lat będziesz potrzebował porządnie rąbnąć, by odpuścić coś, czego się bardzo silnie trzymasz lub opierasz. Nie ma wiedzy, która przed tym zabezpieczy. :) Bo nie ma potrzeby się zabezpieczać.
To co warto natomiast wiedzieć, że są błędy, których lepiej uniknąć. Żeby nie szukać długo – warto wiedzieć, gdzie nie pchać rąk, by nie doznać porażenia prądem. Warto wiedzieć, by nie jeździć będąc pijanym.
Zgadza się? To nie jest filozofowanie.
I takich spraw jest dużo więcej. Np. nie budować percepcji czegokolwiek o emocje. Nie dążyć do racji. Nie opierać się swoim doświadczeniom. Nikogo nie próbować do czegokolwiek przekonać. To też są fundamenty i łatwo sprawdzić, że dużo lepiej się żyje, gdy tych błędów nie popełniamy.
I znowu – tylko dlatego, że to wiemy, a nawet się zgadzamy jeszcze nie gwarantuje, że tych błędów nie popełnimy. I biorąc pod uwagę, że jesteśmy homo sapiens, wartałoby założyć, że popełnimy jeszcze wielokrotnie. :)
A czego uczy 12 kroków? Żeby od razu, z miejsca przyznawać się do popełnianych błędów i by przeprowadzać regularny, nawet codzienny odważny obrachunek moralny.
A ludzie tego nie rozumieją. I np. jest masa biadolenia – “tyle już wiem, a nadal popełniam błędy! Co ja robię nie tak!?” Odpowiedź brzmi – nic. Jesteś człowiekiem. :)
Czy już to zaakceptowałeś? Czy jeszcze nie? :)
A przecież aspektów życia na tej planecie jest… pffff ogrom.
Zabawny przykład – wiesz kiedy dotarło do mnie, by nie drapać się w nosie, gdy kroiłem papryczkę chilli? Gdy podrapałem się w nosie krojąc papryczkę chilli. :) No do tej pory jakoś mi to umykało.
100 razy kroiłem chilli i w końcu wsadziłem palucha do nosa, bo mnie zaswędziało. Ciekawe doświadczenie ale naprawdę można żyć bez niego. ;) Nie trzeba testować jak to by było.
I tak jest z masą spraw.
Bo wyborów możesz dokonać milion, z czego 99% będzie zupełnie bezwartościowym doświadczeniem. No jest i tyle, bo jest możliwe. Ale nic Ci nie da.
Mówię o tym, bo ostatnio jeden klient napisał mi:
“Pracowałem również troche więcej, ale więcej pieniędzy nie równało się więcej szczęścia (co jest oczywiste ale warto się przekonać samemu). ”
Więc pytanie – czy na pewno było warto? Czy była to tylko kolejna strategia ucieczki, odwlekania zmierzenia się z czymś?
Wracając do tego co ja zrobiłem – jeśli już wsadziłem palec do nosa w soku z papryczki chilli, to teraz wartałoby sprawdzić jak to jest wsadzić sobie palec do nosa z każdym owocem, warzywem i przyprawą i każdą inną rośliną jaka istnieje?
I pytanie – czy on na pewno się przekonał tak jak to twierdzi? Co się przekonał? A wybrał w końcu szczęśliwość niezależnie od okoliczności? Odpowiedź brzmi – nie.
Co więcej – poszedł na terapię i terapeuta mu obwieścił “straszliwą nowinę” – że ma depresję i nerwicę lękową.
Więc – wcale nie robił tego, by się o czymkolwiek przekonać, co i tak wiedział, że mu tego nie da. Tylko dalej ucieka.
I masę razy czytałem słowa – “musiałem się o tym przekonać na własną rękę”. Tak jak ludzie mi pisali, że np. doskonale pamiętali moje ostrzeżenia z Modułu 1, że najczęstsze błędy, gdy przestajemy dbać o siebie, to wtedy, gdy wydaje się nam, że wszystko jest dobrze lub gdy wydaje się nam, że wszystko jest źle. Ludzie nawet o tym pamiętali, a i tak się na to decydowali. “Musieli się przekonać”? Oczywiście nie, bo to było tylko usprawiedliwienie. Nieszczerość, brak pokory.
Użyłem porównania do gotowania, bo najprostsze przykłady często dużo pokazują. Np. w moim przypadku – gotuję od pójścia na studia, czyli praktycznie od 19-go roku życia. Przygotowałem tysiące posiłków.
A i tak daleko mi do bycia dobrym kucharzem oraz zdarza mi się regularnie zrobić coś, co smakuje tak sobie. A czasem nawet zrobię taki sam posiłek i smakuje gorzej, niż poprzednio i nie wiem dlaczego.
Czasem coś mi wykipi, czasem nie dogotuję, czasem rozgotuję. Różnie.
Skoro tysiące razy gotowałem, a i tak popełniam błędy, to co to oznacza? Czego można oczekiwać od spraw tysiąc razy ważniejszych? Że też będą błędy.
Ale różnica polega na tym, że ja chcę przygotować dobry posiłek. A wielu chce popełnić błąd, a potem się usprawiedliwić np. powtarzając te słowa “to normalne popełniać błędy”.
To jakby ktoś wszedł do samochodu, specjalnie się z kimś zderzył i mówił, że to normalne mieć wypadki, ludzie mają wypadki, etc.
A taka prościutka sytuacja jak np. – wykipiał mi groch, a dopiero co umysłem płytę – dają doskonałą okazję, by odpuścić opór, pokusę do narzekania i spokojnie zaakceptować i wszystko wytrzeć.
Bo skąd mamy wziąć okazje do zmierzenia się z negatywnością i odpuszczenia pokus, niż sytuacje, w których te pokusy istnieją?
A na tej planecie pokus jest masa, niemal w każdej sytuacji.
To zaś jest jednym przykładem na prawdę twierdzenia – “Bogaci się bogacą, a biedni biednieją”. Bo “bogaty”, czyli człowiek integralny, każdą okoliczność przekuje na poprawę. A człowiek nieintegralny każdą okoliczność przekuje na pretekst do np. grania ofiary i biadolenia.
Ja to wiem, bo niegdyś żyłem w negatywnym spektrum. I przechodziłem drogę zmiany, więc dobrze wiem jakie to jest często turbulentne, jakie są błędy, pokusy, itd. Oczywiście nie wszystkie. Bo jeden człowiek nie może przeżyć i doświadczyć wszystkiego.
Ale im więcej samemu przeżyjesz i doświadczysz, tym staje się to dla Ciebie coraz bardziej jasne, widoczne, zrozumiałe.
Tak jak zwykły człowiek idzie przez las i nic nie widzi. A tropiciel widzi setki jak nie tysiące różnych informacji zupełnie zlewających się dla innych w “las”.
“Zapraszam do WoP. Przyjrzymy się wnikliwie Tobie, jak żyjesz i jakie są tego efekty i zaczniemy wprowadzać korekty.
Pamiętaj, że żadnej konsekwencji nie można “przekroczyć”, tylko zaakceptować, wziąć pełną odpowiedzialność i zająć się przyczyną.”
I to jest ta pomoc o którą chcę Cię poprosić: byś mnie poprowadził przez program WoP, bo go kupiłem od Ciebie, ale potrzebuję właśnie kogoś takiego jak Ty Piotrze na konsultacje i korygowanie mnie podczas kolejnych etapów zdrowienia. Bo samemu to mi idzie słabo… Oczywiście dopłacę ile będziesz chciał i co mam zrobić byśmy rozpoczęli?
Ok ale znowu – nie ma etapów zdrowienia, ani nie ma “prowadzenia przez Program WoP”.
Tylko przyglądamy się temu jak żyjesz, dobieramy do tego rozwiązania, korekty.
Nie jest to linia prosta. Nie jest to jakiś z góry wykuty w kamieniu scenariusz.
Tak jak ostatnio napisał mi jeden klient – “przerobił” samemu cały WoP, praktycznie nic nie zastosował z niego w swoim życiu ale dzięki niemu w końcu poszedł do grup 12 kroków. Kolosalnie poprawił swoje życie, zaczął zdrowieć i dopiero wtedy – po wdrożeniu 12 kroków – wrócił do WoP i zaczął również wdrażać wiedzę z niego. Bywa bardzo różnie. Nie ma żadnych etapów, które trzeba przejść, które w ogóle istnieją, tak jak ostatnia strona w książce i ostatnie zdanie brzmi – “wszyscy żyli długo i szczęśliwie”.
“Źle zdefiniowane problemy i próby rozwiązywania ich na własną rękę to najczęstsze błędy ludzi, szczególnie uzależnionych. Np. “rzucanie uzależnienia” czy jak mówisz – “przekraczanie rozpaczy”.
Tematem trzeba się zająć holistycznie – zarówno zaakceptować konsekwencje, przestać grać ich ofiarę, wziąć pełną odpowiedzialność, odpowiednio przeanalizować i dobrać rozwiązania, jak i – fundamentalnie – zająć się przyczynami. A to wymaga też rekontekstualizacji i przewartościowania. Byś np. nie polegał już na tym “braku motywacji”, która uważasz, że jest uczuciem. Człowiek żyjący dojrzale sam znajduje sobie motyw do tego, co niezbędne w życiu, wliczając tematy niewygodne.
A nie “przekroczyć”. To co większość ludzi próbuje tylko robić, to unikać konsekwencji. To jakbyś przy każdym krojeniu chleba kaleczył sobie palce nożem i kombinował jak “przekroczyć” ból i krwawienie. Rozumiesz?”
Dlatego koniec z tym moim kombinowaniem po swojemu, że sam wyjdę z uzależnienia,
Raz jeszcze – jeśli będziesz próbował osiągnąć coś niemożliwego, to niezależnie ile wysiłku w to włożysz, to tego nie osiągniesz.
Gdybyś był w klatce i próbował przecisnąć się przez zbyt ciasne pręty, to nigdy byś tego nie osiągnął. Mógłbyś się zmagać z całych sił przez wiele lat i cierpieć katusze.
A tu się okazuje, że za Tobą są otwarte drzwiczki tej klatki. Ale ludzie nie chcą się odwrócić, bo widzą coś poza tą klatkę i uważają, że jak stracą to nawet na moment z oczu, to to zniknie.
z tą dumą strachem i wstydem przed szukaniem pomocy. Potrzebuję Twojej pomocy i doświadczenia i poprowadzenia mnie.
Widzisz?
Bałeś się i wstydziłeś nawet poszukać pomocy.
Kolejny przykład jakości życia człowieka, który takim życiem właśnie prowadzi do tzw. “uzależnienia”.
“Jak widzisz – w tym króciutkim komentarzu przedstawiłeś bardzo dużo i bardzo poważnych zaniedbań oraz życia w niskim spektrum.
Nie ma na to żadnej rady “jak to zrobić?” bo większość z tych problemów nie wynika z “nie mogę/nie potrafię”, tylko “nie chcę”. A nie chcesz, bo masz korzyści, do których jesteś bardzo mocno przywiązany jak i opierasz się zmianie.
A potem najczęściej ludzie korzystają z kolejnej strategii uniku i sabotowania siebie – “spróbuję samemu” i “spróbuję się zmotywować/zmusić/przełamać do działania”. I tak się próbują “przełamywać” miesiącami. Średnio z doświadczenia z komunikacji z ludźmi – 2 lata (!), a rekord to było 5 lat. Pamiętaj, że wszystko, do czego próbujesz się zmusić – nie chcesz tego robić. Dlaczego nie? Bo…?”
Dlatego właśnie jestem zdecydowany na wspólpracę z Tobą z programem WoP.
Witam na pokładzie!
Teraz zalecam Ci, byś już zajął się Programem WoP.
Gdy uznam to za istotne w Twoim przypadku, sam zalecę Ci ewentualnie jakiś artykuł. Na razie pełne skupienie na WoP.
“Jest tylko jedna metoda, by przestać cierpieć. Wiesz jaka? Pozwolić sobie cierpieć.”
O! To mnie Piotrze zaskoczyles. Ja juz cierpie od kilkunastu lat, wiec dlaczego nie przestalem. Dlaczego to nie mija? I jeszcze o tej rozpaczy chcialem, poniewaz tez ja odczuwam. Probowalem ja uwolnic metoda Hawkinsa i Sedony, ale to nie dziala. Idac za radami pana Hawkinsa i twoimi tez: uswiadom sobie co czujesz- czuje rozpacz i nic z nia nie robie i nic nie zmieniam, tylko ja czuje, a ona nie mija. Dlaczego? Co robie zle? I dlaczego nie przestaje cierpiec, skoro cierpie caly czas?
O! To mnie Piotrze zaskoczyles.
No, zaskoczenie -holika to zawsze wielki wyczyn!
Ja juz cierpie od kilkunastu lat, wiec dlaczego nie przestalem. Dlaczego to nie mija?
Po pierwsze – opierasz się bólowi oraz cierpieniu. Po drugie – z cierpienia masz masę korzyści.
Co robie zle? I dlaczego nie przestaje cierpiec, skoro cierpie caly czas?
Po najważniejsze – jesteś chory od 30-tu lat na nieuleczalną ale zaleczalną i postępującą chorobę, które degeneruje życie na każdym poziomie.
I nie chcesz się wziąć za robotę, by trzeźwieć i zdrowieć.
A uwalnianie traktujesz, jak większość, jak magiczne zaklęcie, które Ci samo z siebie zmieni życie.
To spróbuj za pomocą uwalniania umyć zęby lub wyprasować koszulę. Spróbuj za pomocą uwalniania zrobić pranie i śniadanie.
Wielu zarzekało się jak to uwalniają ale chwila analizy pokazała, że nie uwalniali.
Zaskoczyło Cię, a co mówi dosłownie pierwszy krok uwalniania? Nawiązać świadomy kontakt z uczuciem. Czyli pozwolić sobie na nie.
A że cierpienie to konsekwencja, to oczywiście, że jeśli nie zajmiesz się przyczynami, to wrócisz do cierpienia i być może minutę po zastosowaniu uwalniania.
Nic w życiu nie ulegnie poprawie, dopóki nie zaczniemy zdrowieć z uzależnienia.
To zbyt poważna choroba, by liczyć, że półśrodki, i to jeszcze wymierzone na inne problemy, w szczególności stanowiące konsekwencję tej choroby -holizmu, cokolwiek przyniosły.
O czym mówiłem wielokrotnie na łamach tego serwisu.
To jakbyś miał złamaną rękę i próbował się uczyć grać na gitarze. Starasz się od wielu lat, a nadal nie grasz nawet słabo. Co robisz źle?
Podejrzewam, że w kontekście samej gry wszystko robisz ok. Ale masz złamaną rękę. Najpierw wylecz złamanie, wiele innych problemów rozwiąże się samoistnie.
Widzimy też, że cierpienie wcale nie każdego zmusi do zmiany decyzji. Wielu będzie cierpieć do grobowej deski i nigdy nie zdecyduje się na uczciwość.
A, no i jeszcze bardzo ważne – prawdopodobnie szukasz tylko sposobów, by zminimalizować cierpienie po kolejnych ciągach pornograficznych. I na razie jedynym, co “pomaga” na moment jest kolejny ciąg.
Uwalnianie nie może zastąpić procesu zdrowienia, ani trzeźwości.
A co mozna zrobic Piotrze w sytuacji, kiedy ma sie mysli samobojcze. Przyznam, ze jestem w takim stanie, ze mam wlasnie takie mysli- zeby to po prostu zakonczyc. Te moje zycie. A ze wierze, ze urodze sie na nowo, jako inna osoba, daje mi to pewna nadzieje. Zakonczyc ten zywot i urodzic sie od nowa. Zaczac wszystko na nowo. I nie cierpiec. Czy moze bede cierpial, gdy sie urodze jeszcze raz. Zwazywszy na fakt, ze podobno rodzimy sie na takim poziomie swiadomosci, na ktorym zakonczylismy poprzednie wcielenie. Co mam zrobic Piotrze, zeby nie miec takich mysli? Stale uwalniac i ignorowac te mysli? Nie potrafie. Tych mysli jest bardzo duzo i sa straszne. Ciezko to wytrzymac. Licze, ze dasz mi jakas rade. Czy twoj program by pomogl?
To jak wiec Piotrze w takim razie pokochac siebie, jesli nienawidze siebie, za to, ze nie mam kobiety, ze jestem chudy itd itd? Czy pokochanie siebie to jest decyzja, w zwiazku z ktora musi sie odbyc oczyszczenie z emocji i dopiero wtedy pokocham siebie?
To jak wiec Piotrze w takim razie pokochac siebie, jesli nienawidze siebie, za to, ze nie mam kobiety, ze jestem chudy itd itd? Czy pokochanie siebie to jest decyzja, w zwiazku z ktora musi sie odbyc oczyszczenie z emocji i dopiero wtedy pokocham siebie?
Pytasz jakby to pytanie było kontynuacją czegoś – jakiegoś dialogu (“to jak więc (…)”). A tak nie jest.
W wielu miejscach pisałem, że miłość to to jacy jesteśmy – to poziom świadomości.
A pierwsze kroki miłości to odwaga, której synonimem jest odpowiedzialność, uczciwość, szczerość – m.in. mówienie prawdy.
W wielu artykułach pisałem, że Blog to tylko suplement. Rozwiązaniem jest Program WoP. A jego przejście wymaga decyzji i radykalnej uczciwości.
Odwaga zaczyna się od poziomu 200. Jest cała seria o cnotach, która opisuje jakie jakości BYCIA w świecie stanowią szczeble ewolucyjne.
Bo miłość to to jacy JESTEŚMY, a nie to co robimy, ani czujemy.
Kochanie siebie nie jest jakimś magicznym wydarzeniem, na które trzeba zapracować i nagle PYK i kochamy.
Przede wszystkim, już pomijając cnoty, przed poziomem Miłości jest poziom Rozsądku, który wymaga od nas zrozumienia realiów życia na tej planecie. A to m.in. nieustające pokusy, natura bycia człowiekiem – ewolucja od jakości drapieżnych.
To masa już wprogramowanych w podświadomość negatywnych – a więc nieprawdziwych – przekonań, wyobrażeń, dążeń, systemu wartości moralnych zwanych sumieniem i wiele więcej.
Pokochanie siebie to zarówno decyzja jak i dążenie – to wybór całej drogi ewolucji.
Miłość to coś co robimy pomimo emocji. Nie można sądzić, że najpierw wykonasz coś tam i wtedy – nagle – się pokochasz.
Możesz się kochać pomimo emocji – np. obwiniać się i zrezygnować z tego na rzecz wyrozumiałości i łagodności.
Tak jak możesz doświadczać lęku przed czymś, a i tak to zrobić. POMIMO lęku. A nie usprawiedliwiać siebie, że lęk nie pozwala. Lęk nic nie robi.
Wyjaśniałem, że fundamentem są tzw. pozycjonalności, do których się przywiązaliśmy i którym stawiamy opór. To nas utrzymuje na danym poziomie świadomości.
Plus korzyści z tego – m.in. dojenie skrywanej przyjemności z tego np., że się nienawidzisz.
Miłość to zrezygnowanie z każdej pokusy, by wybrać coś innego, niż miłość. A do miłości się nie zmusisz. Nie przeskoczysz z nienawiści – czyli poziomu zapewne 60-70 na 500.
Nie.
Pierwszy krok to odwaga, mówienie prawdy – np. to, że przestałeś kierować swoim życiem, że Twoje życie jest niekierowalne. Jesteś uzależniony. Zapewne nie tylko od porno ale też dopierdalania sobie za wszystko.
To też powiedzenie prawdy – że uwielbiasz się nienawidzić. Rozpływasz się w tym jak np. wrzeszczący i wymachujący karabinem wojujący Talib. Oni to uwielbiają – mordować “niewiernych”.
Tak jak uzależniony uwielbia nienawidzić siebie i innych.
Pułapka jest już w samym pytaniu – uważasz, że kochanie siebie to problem “jak?” Nie. Kochanie siebie to problem “czy?”
CZY pokochasz siebie np. POMIMO tego, że nie masz kobiety? Co możesz wybrać zamiast nienawiści do siebie? Jakieś propozycje? Jak możesz spojrzeć na to, że nie masz kobiety? A jaka jest prawda odnośnie przeszłości? Dlaczego nie masz partnerki?
Łatwo wtedy dostrzec, że nienawiść za to to folgowanie sobie, do którego się przywiązałeś i jednocześnie jest bardzo wygodne.
Na razie odpowiedź brzmi – nie chcesz się kochać. Wolisz się nienawidzić, obwiniać, ujmować, być surowym katem, dowalać sobie, zapewne też uważasz, że Ciebie nie da się kochać, szanować, może nawet lubić.
I z każdej takiej pozycjonalności czerpiesz skrywaną przyjemność. Z tego wszystkiego trzeba zrezygnować.
Jednocześnie zmieniasz to co możesz zmienić.
Jesteś chudy lub jest to inne zagadnienie. To można zmienić. Krokiem pierwszym jest akceptacja – czyli rezygnacja z osądów, wartościowania, oporu, nienawiści, etc.
Ale jeśli wolisz doić skrywaną przyjemność z osądzania swojego ciała, które stanowi konsekwencję Twoich wyborów (których nie korygujesz), no to co pozostaje? Baw się dobrze!
Ale nie licz, że znajdziesz odpowiedź na pytanie “jak się pokochać?”
Bo to jakby mówić – “Piotrze, nie jem w ogóle posiłków i jestem głodny. Jak przestać być głodnym?”
Odpowiedź brzmi – zacząć jeść posiłki.
To nie jest problem “jak?” tylko “czy?” CZY zaczniesz robić sobie posiłki i je zjadać? Bo oczywiście MOŻESZ ale tego nie robisz, bo NIE CHCESZ.
Przebywasz na tym Blogu już rok lub kilka lat. Zadajesz masę pytań. Więc zakładam, że w jakimś stopniu mi ufasz.
Jednak pomijasz fakt, że jest rozwiązanie – program Wolność od Porno. Jednak w ogóle z tego nie korzystasz. Więc na razie nie chcesz się pokochać, zmienić, tylko wolisz pytać, bo to za darmo, bo rzekomo sam o to proszę.
Pytanie o to jak się pokochać, to jakby pytać “ok, Piotrze, w takim razie jak zostać milionerem”?
Odpowiedź jest prosta – dostarcz na rynek pożądaną wartość jak największej ilości osób w konkurencyjnej cenie, wyjątkowej formie i niezaprzeczalnej jakości. Rób to z intencją pomocy ludziom. Niech to będzie Twoja fundamentalna życiowa intencja. Wszystko pod nią podporządkuj.
Gdy ktoś to wybiera, szybko okaże się, że rezygnuje, bo woli coś innego – np. zamiast nieść pomoc, czegoś się nauczyć, doświadczyć, zrozumieć, zrozumieć potrzeby ludzi, woli np. ujmować sobie – wmawiać sobie, że nic wartościowego nie umie, nie potrafi, NIE MOŻE się nauczyć, etc. Albo woli np. marnować czas na pierdoły, niż w tym czasie np. edukować się o komunikacji, edukacji zwanej też marketingiem. Szybko okaże się, że wcale nie chcemy być milionerem. A jeśli pytamy, to z dziecinnego oczarowania, że jest jakiś sposób. Nie ma.
Wszystko czego mogą nauczyć się ludzie, którzy w tym odnieśli sukces, to zrozumienie realiów – np. jakich słów używać, by człowiek chciał przeczytać maila. Czy to manipulacja?
No nie wiem.
Gdy ja ludziom mówię na czym polega problem uzależnienia – że to nie straszliwa choroba, która im się nieszczęśliwie przytrafiła, tylko konsekwencja tego jak bardzo negatywnie żyli, to 99% ludzi już nie odpisuje. Więc rozsądne będzie w moim przypadku zrozumienie, że muszę zmienić przekaz, bo ani nikomu nie pomogę, ani nie zarobię złotówki. To nie manipulacja, tylko dostosowanie się do realiów. A jednocześnie moim zadaniem jest dostarczenie rozwiązania – a jest to rozwiązanie, którego większość moich potencjalnych klientów nie chce zaakceptować.
Odpowiedź na to jak się kochać też jest prosta – porzuć wszystkie korzyści ze wszystkiego co nie jest wyrazem miłości i w każdej okazji wybierz to, co jest jej wyrazem – np. współczucie, łagodność, troska, dyscyplina. Intencją powinno być kochanie dla samego kochanie. Bycie dla samego bycia. Nie robisz tego, by cokolwiek ugrać. I to też szybko pokaże, że większość ludzi wcale nie chce kochać. Chce tylko np. sposobu na manipulowanie kobietami – “co powiedzieć kobiecie i jak się zachowywać, by mnie nie osądziła, nie odtrąciła i chciała się umówić?”
Wielu ludzi pyta “jak?” coś zrobić – np. “jak wyjść z uzależnienia?” ale już nie mówią, czym wg nich jest uzależnienie i to rzekome “wyjście”.
Gdy ja przedstawiam im co to naprawdę jest uzależnienie i faktyczna droga, okazuje się, że wcale tego nie chcieli. Chcieli coś po swojemu.
Wiesz dlaczego nie chcę odpowiadać na Twoje komentarze? Bo to nie jest pomoc. Tobie się to może wydawać jako pomoc. Ale gdybyś wiedział co jest faktycznie pomocne, to byś problemy rozwiązywał na bieżąco. A nie mówił po X czasu, że się nienawidzisz, bo nie masz laski i jesteś chudy. Moją rolą jest prowadzenie. Bo gdybym się słuchał uzależnionych, to bym nikomu nie pomógł. Uzależniony nie wie co jest dla niego ważne, dobre i niezbędne. Moją rolą jest prowadzić.
Masa ludzi wtedy gra zranioną dumę i na różne sposoby obrażają się, unoszą, denerwują, że “mówię im co mają robić”.
Ja mówię – “tam jest przepaść, a tam drabina”. A ludzie odpowiadają – “ty mi już nie mów co gdzie jest, sam pójdę i sprawdzę”. A potem spadają. Przez rok czy nawet kilka zbierają się, męczą z dumą mieszaną ze wstydem i zazwyczaj już nie piszą z powrotem.
Najtrudniejsza praca jest z tymi, którzy nadal sądzą, że sobie sami poradzą, tylko im brakuje jakiejś informacji czy motywacji – bo to okłamywanie siebie, niezrozumienie swojej sytuacji, bagatelizacja uzależnienia i więcej. Najlepiej pracuje się z tymi, którzy już tak rąbnęli, że odpuścili dumę na rzecz pokory. Nie ślepego upokorzenia, tylko pokory.
Ponadto – czy jakakolwiek emocja każe Ci się nienawidzić i osądzać? Dlaczego uważasz, że nienawiść się skończy dopiero, gdy uwolnisz emocje?
Emocje to konsekwencje nienawiści, nie odwrotnie. A jak sam mówisz – Ty siebie nienawidzisz. Sam to wybierasz. Nie wybierają tego emocje, samo też się nie wybiera. To element uzależnienia – nienawiść do siebie. Nie jest ważny powód. Ważne, że to wybierasz, a jest to destrukcja.
Człowiek, który żyje w świadomości ofiary cały czas tylko szuka swoich oprawców – myśli, emocje, przekonania, inni ludzie, rodzice, świat, Bóg, itd. I szuka jakichś magicznych sposobów na zdrowie i zmianę, bo uważa, że to świat jest zły, los okrutny, życie niesprawiedliwe i je trzeba oszukać, wycwaniakować sukces i zdrowie. Tak nie jest. Pierwsze kroki każdego mądrego systemu, to mówienie prawdy – szczerość i uczciwość. Często tożsame z odwagą. Bo odwaga to też odpowiedzialność.
Mówisz, że siebie nienawidzisz ale nawet tego nie dostrzegasz. Dlatego pytasz “jak siebie pokochać?” Uważasz, że potrzebny jest jakiś sposób.
Nie ma sposobu. Niezbędne jest zrezygnowanie z przyjemności, którą doisz nienawidząc się. Bo to egoistyczne, narcystyczne folgowanie sobie. Nic innego.
Wiesz, bardzo dużo ludzi mi pisze, że zdecydowali się na WoP po np. 2 latach bycia na moim serwisie, czytania artykułów i newslettera. 2 lata na podjęcie tak ważnej decyzji, która nie jest od razu rzuceniem się na głęboką wodę.
Zawsze zalecam trening różnych narzędzi, ćwiczeń czy wprowadzania korekt od prostych tematów. Co nie znaczy, że ma się to stać wieczną wymówką, by odkładać korektę tych większych i ważniejszych.
A nienawiść do siebie jest krytycznie kluczowa – to jedno z głównych korzeni uzależnienia. Bo to efekt budowania obrazu siebie na bazie masy stłumionego wstydu i winy. To też usprawiedliwianie tych emocji – zamknięte koło.
Jak z niego wyjść? Rozumieniem faktów i decyzją. A ta decyzja postawi Cię w obliczu każdej pokusy, by się nienawidzić. I wtedy masz możliwość dokonania innego wyboru.
Czesc Piotrze. Zaciekawila mnie twoja odpowiedz na pytanie: jak pokochac siebie? Jezeli ktos siebie nienawidzi, to znaczy, ze to ten ktos siebie nie nawidzi, czy to po prostu ego mowi: nie nawidze siebie, a czlowiek po prostu sie z tym utozsamia? W ogole przeciez :”nienawidze siebie”, to juz jest chyba mysl, ktora pojawila sie w glowie. Czy to nie jest tak, ze ta mysl pojawila sie na podstawie stlumionej emocji? Piszesz, ze emocje to konsekwencje nienawisci, ale czy nie jest odwrotnie? Bo skad wiem, ze nienawidze siebie?Pojawia sie mysl: nienawidze siebie. Dlaczego pojawia sie taka mysl? Czy to nie jest tak, ze czlowiek nienawidzi siebie, poniewaz slucha sie umyslu? Wpatruje sie w mysli? A te mysli to efekt stlumionych emocji. Przyznam, ze nie rozumiem tego i gubie sie w tym. Tak samo z przekraczaniem poziomow swiadomosci. Czytalem ta ksiazke. Tam nie ma nic o uwalnianiu emocji. Z tego wynika, ze uwalnianie nie jest potrzebne, aby przekraczac poziomy swiadomosci. Ale tak jak napisales, nie da sie przeskoczyc z nienawisci do milosci. Rozumiem, ze trzeba odrzucac pozycjonalnosci, aby wspinac sie na wyzsze poziomy. Czy konieczne jest do tego uwalnianie emocji? Jezeli nie bede uwalnial emocji, a bede odrzucal pozycjonalnosci, to czy mozliwe bedzie wchodzenie na wyzsze poziomy? Jezeli tak, to co sie wtedy stanie ze stlumionymi emocjami? Same sie uwolnia? Przetransformuja sie? Jezeli bede wybieral by byc kochajacym, wybaczajacym, nie ocenial itd. ale nie bede uwalnial stlumionych emocji, to co sie z nimi stanie? W “Przywracaniu zdrowia” pan Hawkins pisze:
“Kiedy zaglądamy w głąb siebie, możemy naprawdę zobaczyć, że wszystko, co kiedykolwiek uczyniliśmy, zrobiliśmy z niewinności, a kiedy nasza główna intencja nastawi się na zrozumienie tego faktu, uzdrawiamy to poprzez nasze współczucie. Kiedy spróbujemy tego z innymi ludźmi i pozbędziemy się pragnienia, by osądzać siebie samych i innych, to nasze własne pole energii zacznie przemieszczać się w pozytywnym kierunku.” I potem:
“Patrząc na Mapę Świadomości, widzimy, że Miłość na poziomie 500 jest dla nas wszystkich dostępna. Na tym polu zachodzi oddanie się miłości bezwarunkowej.”
Byc moze zle wszystko rozumiem, ale uwalnianie emocji, nie jest takie wazne. Wazne jest podejscie czlowieka, nastawienie. Jezeli np. czlowiek jest w depresji, czyli z tego co rozumiem, ma duzo stlumionych emocji, to jezeli ze tak powiem ” wkurzy sie i “zbierze sie w sobie” i powie:” nie chce tak dluzej zyc” i znajdzie sobie np. jakia cel w zyciu, zacznie biegac, jezdzic na rowerze itd. to marny jego trud, poniewaz zalegaja w nim toksyny emocjonalne, czy poprzez zmiane jego nastawienia, zmiane swiadomosci, te emocje sie uwolnia? Przetransformuja? Szczerze przyznam, ze po przeczytaniu “Techniki uwalniania” rozumialem to tak, ze glownym winowajca wszelkiego “zla” ktore czlowiek ma w zyciu, sa stlumione emocje. W ” Metodzie Sedony” tez tak bylo napisane. I ze gdy czlowiek uwolni te emocje, to radosc i szczescie samo sie odsloni. A tak chyba nie jest. I z tego co juz rozumiem, to zadne emocje nikogo nie ograniczaja. Co zatem z ludzmi, ktorzy maja jakies fobie , lęki, nerwice, depresje itd. Czy to tez efekt stlumionych emocji? Czy nie tylko. I co jest przyczyna, a co skutkiem. Czy podejscie czlowieka do zycia jest przyczyna stlumionych emocji, czy jest tego skutkiem? Troche sie rozpisalem. Mam nadzieje, ze co nieco mi wyjasnisz.
Czesc Piotrze. Zaciekawila mnie twoja odpowiedz na pytanie: jak pokochac siebie? Jezeli ktos siebie nienawidzi, to znaczy, ze to ten ktos siebie nie nawidzi, czy to po prostu ego mowi: nie nawidze siebie, a czlowiek po prostu sie z tym utozsamia?
Fundament zrozumienia – ego to iluzja.
Istnieje tylko świadomość, jej poziom – np. utożsamienia.
Nienawiść to poziom świadomości. To to jacy jesteśmy. To to jak widzimy siebie, życie, ludzi, świat.
Nie ma żadnego “po prostu”. Jeśli naprawdę chcesz cokolwiek zrozumieć, wywal to stwierdzenie ze swojego zasobu słów.
Nienawiść stanowi fundament masy niegodziwości uczynionej w historii ludzkości ludziom, zwierzętom i całej planecie.
Więc jak człowiek jest w świadomości nienawiści, to jest człowiekiem dążącym do destrukcji życia swojego i najczęściej też innych. I uważa to za coś słusznego.
W ogole przeciez :”nienawidze siebie”, to juz jest chyba mysl, ktora pojawila sie w glowie.
To może być myśl.
Ale na jakim poziomie musi być człowiek i jak widzieć siebie, świat, innych ludzi, etc., by się z tą myślą zgodzić, nadać jej wartość, znaczenie i utrzymywać np. 50 lat?
Powiedz – czy nienawidzisz kogoś lub siebie? W czym ma Ci pomóc zajmowanie się tym tematem?
Jeżeli nie, to po co Ci zrozumienie tego?
Czy to nie jest tak, ze ta mysl pojawila sie na podstawie stlumionej emocji?
Emocje to konsekwencje percepcji.
Pytanie więc skąd wzięła się stłumiona emocja? Nie tylko człowiek musiał widzieć coś/kogoś tak, że w konsekwencji powstała emocja racjonalizowana następnie nienawiścią do siebie.
Potem jeszcze ten człowiek musiał tę emocję – a zapewne wiele emocji – stłumić. Z jakiego powodu? Może być dużo i to poważnych, negatywnych.
Piszesz, ze emocje to konsekwencje nienawisci,
Tak – widzenia – świadomości – np. siebie jako niegodnego życia, szczęścia, bez wartości, bez prawa do radości, normalności, etc.
Ja piszę, bo ja to rozumiem.
A Ty czytasz. Masz w ogóle chęć przyglądania się życiu – kontemplacji rzeczywistości, by zacząć dostrzegać co jest faktycznie czym?
ale czy nie jest odwrotnie?
A możesz podać jakiś realny przykład?
Dlaczego pytasz mnie? Odnieś się do rzeczywistości. Znasz choć jeden przypadek, gdy było odwrotnie?
Bo skad wiem, ze nienawidze siebie?
Dla człowieka, która nienawidzi siebie od zawsze, to może być trudne do dojrzenia. Bo ta świadomość jest tym, co tylko znamy – jacy zawsze byliśmy.
Zakładamy, że to jest normalne, stałe, tacy JESTEŚMY i już – bo przecież ile osób zdaje sobie sprawy z potencjału do ewolucji świadomości poprzez poddanie?
Ile osób w ogóle żyje na tyle świadomie, by zdawać sobie sprawę ze swoich wyboór, a następnie je analizować – które z nich sprzyjają życiu, a które prowadzą do destrukcji?
Ostatnio odpisałem na wiadomość mężczyzny, który dosłownie pół swojego życia ogląda pornografię. Napisał mi, że nigdy nie zastanawiał się nad tym, czym te filmy dla niego są.
Więc robi coś pół życia – w jego przypadku to było 13-14 lat i nigdy nie zapytał siebie co robi i po co. A robi to przez pół życia.
Więc nie dziwne, że pojawić się może pytanie, że człowiek może siebie nienawidzić i skąd ma wiedzieć czy to nienawiść?
A może “święte, więc słuszne, oburzenie”?
Może to “karanie grzesznika”?
Może to coś dobrego, a nie nienawiść?
Skąd człowiek nienawidzący siebie całe dotychczasowe życie ma to wiedzieć? To jakby zapytać się ryby co to jest woda. Ryba nie będzie miała pojęcia, bo całe życie pływa w wodzie i nie zna nic poprzez kontrast braku wody. Ona nie zauważa wody, nie ma pojęcia nawet, że coś takiego jak woda istnieje.
Pojawia sie mysl: nienawidze siebie. Dlaczego pojawia sie taka mysl?
Bo to może być bardzo chętnie utrzymywana racjonalizacja i to jacy jesteśmy wobec siebie.
A dlaczego się pojawia? Bo mentalizacja trwa cały czas. Są statystyki mówiące, że człowiek każdego dnia w umyśle ma 40-50 tysięcy myśli.
Pytanie – dlaczego miałaby nas interesować akurat ta? Dlaczego tej się złapaliśmy?
Zauważ – skupiasz się na myślach. I po co? Myśli to bełkot.
Ty mi powiedz jak żyjesz. Skąd masz wiedzieć, że nienawidzisz siebie? Uczciwie przyjrzyj się jak żyłeś – jak się traktujesz, widzisz, co wybierasz, na co sobie pozwalasz, czego odmawiasz, czym się kierujesz, jaki jesteś, gdy jesteś sam ze sobą, etc.
Myśli nie mają znaczenia.
Znaczenie ma to jaki jesteś. Myśl może być pretekstem, by kontynuować np. bycie negatywnym wobec siebie ale to człowiek JEST taki, że wybrał, by dalej taki być, a myśl za “trigger”.
Czy to nie jest tak, ze czlowiek nienawidzi siebie, poniewaz slucha sie umyslu?
A Ty nienawidzisz siebie, bo słuchasz się umysłu?
Znasz kogoś kto nienawidzi siebie, ponieważ słucha się umysłu?
Wpatruje sie w mysli? A te mysli to efekt stlumionych emocji. Przyznam, ze nie rozumiem tego i gubie sie w tym.
Tak to jest licząc na umysł i w ogóle ignorując rzeczywistość.
Tak samo z przekraczaniem poziomow swiadomosci. Czytalem ta ksiazke. Tam nie ma nic o uwalnianiu emocji.
Ale jest o uwalnianiu przywiązań i oporu do pozycjonalności, z których emocje wynikają.
Przecież w następnym komentarzu napisałeś, że wcale jej nie czytałeś, tylko przeglądałeś. I jak przejrzałeś ponownie, to znalazłeś wzmianki o uwalnianiu.
Więc to rzuca ogromne podejrzenie, że tylko chcesz zabierać mi czas pytając o nieistotne tematy.
Zresztą sam napisałeś, że tak jak czytanie książek, moje artykuły czytasz wyrywkowo, czyli karygodnie niedbale.
Z tego wynika, ze uwalnianie nie jest potrzebne, aby przekraczac poziomy swiadomosci.
Jeśli chcesz dochodzić do jakichś wniosków na temat tak fundamentalny jak ewolucja życia, to sugeruję, byś włożył trochę więcej wysiłku, zadbał o troskliwą i głęboką analizę.
Bo wniosek jest tytanicznie błędny.
Powiedz – dlaczego w każdej książce miałoby być to samo?
Jeśli kupiłbyś książkę o pompowaniu kół samochodu i nie byłoby tam nic o benzynie, to by znaczyło, że benzyna nie jest potrzebna, by jeździć samochodem? Tylko napompować koła i hajda?
Ale tak jak napisales, nie da sie przeskoczyc z nienawisci do milosci. Rozumiem, ze trzeba odrzucac pozycjonalnosci, aby wspinac sie na wyzsze poziomy. Czy konieczne jest do tego uwalnianie emocji?
Dlaczego ja mam Ci odpowiadać na takie pytania?
Odrzuć choć jedną pozycjonalność – wykonaj tę pracę i sam tego doświadcz.
Jezeli nie bede uwalnial emocji, a bede odrzucal pozycjonalnosci, to czy mozliwe bedzie wchodzenie na wyzsze poziomy?
Wykonaj tę pracę i sam znajdź odpowiedź.
Jezeli tak, to co sie wtedy stanie ze stlumionymi emocjami? Same sie uwolnia?
“Same się uwolnią”.
A możesz powiedzieć co to jest uwalnianie, że liczysz, że się same emocje uwolnią jak coś tam się stanie?
Przetransformuja sie?
Proszę?
No to sprawa jasna – tak się boisz emocji, tak nie chcesz ich odczuwać, ani uwalniać, że zaczyna się kombinowanie, “gubienie się”, etc.
Emocje to nie jest bajeczka animowana o robotach, które się transformują w samochody.
Jezeli bede wybieral by byc kochajacym, wybaczajacym, nie ocenial itd. ale nie bede uwalnial stlumionych emocji, to co sie z nimi stanie?
Ależ najpierw wybierz bycie kochającym, wybaczającym, nie oceniaj i powiedz mi jak Ci idzie.
W “Przywracaniu zdrowia” pan Hawkins pisze:
“Kiedy zaglądamy w głąb siebie, możemy naprawdę zobaczyć, że wszystko, co kiedykolwiek uczyniliśmy, zrobiliśmy z niewinności, a kiedy nasza główna intencja nastawi się na zrozumienie tego faktu, uzdrawiamy to poprzez nasze współczucie. Kiedy spróbujemy tego z innymi ludźmi i pozbędziemy się pragnienia, by osądzać siebie samych i innych, to nasze własne pole energii zacznie przemieszczać się w pozytywnym kierunku.”
I nie widzisz tutaj niczego? Np. “pozbycia się pragnienia”? Pragnienia czego? Np. osądzania siebie i innych.
Więc do roboty – wykonaj tę pracę – porzuć pragnienie osądzania siebie i innych. Potem pogadamy.
I potem:
“Patrząc na Mapę Świadomości, widzimy, że Miłość na poziomie 500 jest dla nas wszystkich dostępna. Na tym polu zachodzi oddanie się miłości bezwarunkowej.”
Byc moze zle wszystko rozumiem, ale uwalnianie emocji, nie jest takie wazne.
Ten sam autor napisał o uwalnianiu całą książkę. Kupiłeś jedną i na tej podstawie twierdzisz, że ta druga nie jest potrzebna.
Pytanie – dlaczego ten autor napisał też książkę o uwalnianiu?
Wazne jest podejscie czlowieka, nastawienie.
Ważne wobec czego? Kiedy? W jakich okolicznościach?
W jakich okolicznościach to za mało?
Powiedz – ile z tego o co pytasz wykonałeś?
Jezeli np. czlowiek jest w depresji,
A co to jest depresja?
czyli z tego co rozumiem, ma duzo stlumionych emocji,
To jest depresja? Dużo stłumionych emocji?
Ależ każdy ma dużo stłumionych emocji. Ile znasz osób bezwarunkowo kochających, żyjących swobodnie, odważnie, uczciwie, integralnie?
Ile codziennie widzisz na ulicy, w metrze/tramwaju/autobusie ludzi uśmiechniętych, nie wpatrujących się bez końca w telefony?
Nie każdy z nich jest w depresji.
to jezeli ze tak powiem ” wkurzy sie i “zbierze sie w sobie” i powie:” nie chce tak dluzej zyc” i znajdzie sobie np. jakia cel w zyciu, zacznie biegac, jezdzic na rowerze itd. to marny jego trud, poniewaz zalegaja w nim toksyny emocjonalne, czy poprzez zmiane jego nastawienia, zmiane swiadomosci, te emocje sie uwolnia? Przetransformuja?
Spróbuj tego i sam znajdź odpowiedź.
Wkurz się, zbierz się w sobie, powiedz, że nie chcesz już tak dłużej żyć, znajdź cel w życiu, zacznij biegać, itd. ZOBACZ JAKIE SĄ FAKTY.
Szczerze przyznam, ze po przeczytaniu “Techniki uwalniania” rozumialem to tak, ze glownym winowajca wszelkiego “zla” ktore czlowiek ma w zyciu, sa stlumione emocje.
Na pewno?
Przyjrzyj się swojemu życiu – jakie w nim masz “zło” i w jaki sposób to te stłumione emocje były winowajcą?
W ” Metodzie Sedony” tez tak bylo napisane.
A co z realnym życiem i przekładaniem słów przeczytanych w książce na rzeczywistość?
W jaki sposób TY na bazie tych stłumionych emocji wybierasz “zło”? Same emocje to robią? Jak? Co się dzieje?
Dlaczego nie opowiadasz o swoim życiu, tym jak Ty żyjesz?
Skoro pytasz o takie tematy, to zakładam, że masz takie problemy we własnym życiu. Czy nie?
Jeśli nie, to po co o nie pytasz?
I ze gdy czlowiek uwolni te emocje, to radosc i szczescie samo sie odsloni. A tak chyba nie jest.
Co oznacza, że nie uwolniłeś ani kapki emocji.
I z tego co juz rozumiem, to zadne emocje nikogo nie ograniczaja.
Tak jak plecak wypełniony cegłami.
Co zatem z ludzmi, ktorzy maja jakies fobie , lęki, nerwice, depresje itd. Czy to tez efekt stlumionych emocji?
A masz jakieś fobie, lęki, nerwice, depresje?
Czy nie tylko. I co jest przyczyna, a co skutkiem.
Mam Ci opowiedzieć w komentarzu jak wygląda rzeczywistość? Wszystko po kolei?
Czy podejscie czlowieka do zycia jest przyczyna stlumionych emocji, czy jest tego skutkiem? Troche sie rozpisalem. Mam nadzieje, ze co nieco mi wyjasnisz.
Gubisz się, bo próbujesz poruszać się w świecie akademickich dyskusji, a w ogóle nie odnosisz się do realnego życia – najlepiej swojego.
Wtedy wszystko zacznie stawać się jasne.
No powiedz – co zatem z Tobą, który ma jakieś fobie, lęki czy nerwice? Zakładam, że się czegoś boisz.
To efekt stłumionych emocji? Jeśli tak, no to do roboty – uwolnij lęk i po problemie.
A jeśli nie – to w takim razie efekt czego? A co z emocjami? Trzeba je uwalniać, czy nie trzeba? A jak ruszysz i to zrealizujesz, to ten lęk się sam uwolni i przetransformuje, czy może nie?
Masa ludzi czyta te książki ale nie wykonuje pracy.
Ja pracowałem z dziesiątkami klientów, którzy WoP “przerabiali” i po 3 razy, i nie stosowali nic z tego w realnym życiu.
Tylko wypełniali raporty.
Ostatnio jeden klient mi napisał:
“Dziękuję za odpowiedzi. Przeczytałem Twoje podsumowanie mojego raport do modułu 5 i przeczytałem “Maczetę” .
Mogę tylko napisać tyle, że ściemniam cały czas. Ściemniam siebie. Oszukuję siebie. Odwalam 25 minut siedzenia rano i wieczorem, czasami nawet nie i więcej nic nie robię. No, może jeszcze przeczytam coś od Ciebie albo kawałek jakiejś książki i tyle. Sprawa załatwiona. A JA UCIEKAM CAŁY CZAS. Spierdalam świadomością jak najdalej od ciała i emocji, zajmuję się nieistotnymi sprawami , przeglądam internet , oglądam głupie filmiki, “załatwiam sprawy” itp, itd… Nawet minuty nie skupię się na uczuciu jak uwalniam, bo cały czas moja uwaga jest rozproszona. Nawet nie wiem teraz co mam napisać na Twoje pytania, bo wszystko co “wymyślę” to głupoty. To co napisałem w raporcie do modułu 5 to jakieś farmazony napisane na odpierdol. Przecież nie da się zmienić pomyślanej myśli. Ja nie mam nad myślami żadnej władzy i nawet nie wiem jaka będzie moja kolejna myśl. I tak naprawdę nic mądrego nie wymyślę, żeby poprawić swoje życie. ”
Moje pytanie – to ego zrobiło? Emocje odpowiadające za to całe “zło”?
Grzegorzu, moją intencją jest pomoc. A nikomu nie pomogę razem z nim poruszając się w świecie akademickich rozważań.
Wiesz co jest fundamentalnym elementem tego, że ktoś zdrowieje z uzależnienia, a kto nie? Zdrowieje ten, kto stosuje wiedzę w realnym życiu. We własnym. Przestaje np. bać się popełniania błędów, gdy jakiś popełni, to się nie wstydzi, ani nie obwinia.
Nie unika emocji, nie atakuje ich, nie atakuje siebie za nie, nie atakuje już nikogo za nic. Etc.
A nie próbuje wszystko zepchnąć do teoretyzowania i rozmyślania.
Powiedz mi szczerze i uczciwie – gdybym nawet poświęcił kilka-kilkanaście godzin i Ci wszystko dokładnie opisał, wyjaśnił, powiedział jak jest – same fakty – to czy Twoją intencją byłoby zacząć odważnie mierzyć się z emocjami każdego dnia?
Czy wybrałbyś np. wybaczenie, miłość, porzucił osądzanie siebie i innych i wszystkie związane z tym korzyści, wliczając skrywaną przyjemność?
Od kilku dni odpowiadałem chłopakowi, który opisał, że przeżył horror w nocy, bo go “napadła panika”. Poświęciłem w sumie ponad 8 godzin – cały dzień pracy – by odpowiedzieć na jego pytania. I dużo więcej. Wyjaśniłem mu masę, pokazałem z czego wynikają jego poważne problemy i podałem rozwiązania.
Nic nie dotarło. Na koniec przeprosił, że mi zabrał czas, powiedział, że ja raz mówię, że trzeba emocje przeżyć, a innym razem nie, więc widzi, że poprosił o pomoc niewłaściwą osobę.
Plus – przyznał, że WoP kupił w 2017 roku, a w jednej z pierwszych wiadomości napisał “Dodam, ze jestem.uzalezniony od porno, ale w ogole nie ogladam, juz chyba od dwoch, czy trzech tygodni. Nie chce i nie mam ochoty.”
Czyli WoP ma już ponad 5 lat, a nie zrozumiał zupełnie nic. Absolutnie nic nie uwalniał, nie robił, nie zrozumiał. Kompletne zero. Bo gdyby uczciwie pracował, uwalniał, to by nie było sytuacji, że pisze do mnie z prośbą o pomoc dopiero w sytuacji kryzysowej.
Ani nie twierdziłby, że skoro 2 tygodnie nie ogląda porno, to go nie ciągnie i koniec tematu. Włos się jeży na głowie jak ludzie podchodzą do siebie i swojego życia. Potem dostali MASĘ krytycznie ważnych informacji, to przepraszają, że czas zabierają… głowa mała.
On z kolei utknął na tym czy przyspieszone bicie serca i napięcie w klatce piersiowej to uczucia, które można uwolnić np. techniką uwalniania.
A ja mu tłumaczę, że to konsekwencje oporu stawianego lękowi i powinien zająć się uwalnianiem oporu, a nie zajmować się konsekwencjami oporu. Konsekwencjom nie stawiamy oporu i zajmujemy się tym, czemu stawiamy opór.
Ale nie chce tego zrozumieć, podejrzewam, że nawet nie czyta moich odpowiedzi. Bo nie o to mu chodzi – nie przedstawił swojej intencji. Podejrzewam, że dążył do tego, by znaleźć pretekst, by właśnie powiedzieć, że nie jestem odpowiednią osobą i nie “musi” się mnie słuchać.
Już kilkukrotnie miałem takie przypadki i dialog wyglądał bardzo podobnie – jakbym rozmawiał z dokładnie tą samą osobą.
Albo – ma DWIE instrukcje odczuwania – na Blogu i w WoP. Nigdy nic nie zastosował. Chciał mi zapłacić, żebym go nauczył odczuwać. Ale co ja mogę zrobić jeszcze? Ma instrukcje, a ich nie stosuje. Więc nie chce.
Poza tym – odczuwanie to tylko element uwalniania. A to nie jest umiejętność. To nie jest coś, czego można się nauczyć. I gdy przeczytamy instrukcję odczuwania, to nie ma tam żadnej osobnej czynności “odczuwania”, tylko tworzymy bezpieczne warunki, w których POZWALAMY sobie na odczuwanie.
Bo odczuwanie to fenomen samoistny, bezosobowy – jak widzenie, czucie czy słyszenie. Można kogoś nauczyć słyszeć dźwięki? Nie.
Pamiętam, że kiedyś spotkałem się na żywo z młodym mężczyzną. Chciał, bym go nauczył uwalniania. Przystąpiliśmy do tego.
I on cały czas pytał – “i co teraz mam zrobić?” Nie był świadomie z emocją nawet 5 sekund. Co chwila przerywał i pytał co teraz, co teraz?
A uwalnianie to nie jest robienie. To przeciwny kierunek – przestajemy cokolwiek robić i pozwalamy emocjom być. Jesteśmy ich świadomi, bo wtedy mamy pewność, że się nie opieramy, nie trzymamy, nie osądzamy, etc.
On więc nie chciał uwalniać, tylko liczył na jakieś sztuczki, sposobiki, dzięki którym ominie uwalnianie i będzie tylko stosował te sposobiki.
Witaj Piotrze. Ja tez tak mam, ze dowalam sobie za zmarnowana przeszlosc, za to ze nic nie osiagnalem w zyciu, ze nie mialem i nie mam partnerki itd i chce przestac to robic. Znaczy chce przestac dowalac sobie. Ale nie moge i nie wiem czemu. Pojawiaja mi sie mysli, ze jestem, bezwartosciowy, ze nie powinienem zyc tak jak teraz zyje, tylko inaczej itp. I ja ignoruje te mysli, ale one sie caly czas pojawiaja. I gdy sie pojawiaja, pojawia sie w tym czasie jakas emocja. Chyba emocja. Bo pojawia sie jakies uczucie w ciele. A emocje odczuwamy cialem, z tego co przeczytalem glownie u ciebie. I gy pojawiaja sie te mysli i te emocje, to prowadze z soba wewnetrzny dialog typu: jestem bezwartosciowy, spier….laj nie jestem. I tak dalej. Moze to glupie i dziwne, ale gdy tak sie kloce ze soba, to mam takie wrazenie, jakby wisiala nademna, czy wokol mnie, taka jakby waga z szalkami i na jednej szalce jest “jestem bezwartosciowy”, a na drugiej “mam wartosc”? i podczas tej mojej wewnetrznej walki z samym soba, ta szalka “?jestem bezwartosciowy” wygrywa. O co tu chodzi. Ja nie chce dowalac sobie. Mowie sobie ze jestem wartosciowy i ze to ja jestem zrodlem swojego szczescia, ale tak jakby ten drugi “glos”, ktory mowi ze jestem bezwartosciowy przewazal. I te mysli ktore sie pojawiaja caly czas, pomimo ze je ignoruje. I ja chyba wierze tym myslom. I juz sam nie wiem, czy tosa mysli, czy to ja sam sobie dowalam. Ale dlaczego mialbym? Szczegolnie ze nie chce sobie dowalac i ze chce kochac siebie, za samo to ze jestem i zyje. Czy te mysli pojawiaja sie na skutek emocji, czy emocje sa wywolywane przez te mysli? I jak z tego wybrnac? Bo jezeli to ja sobie to robie, to chyba nie pomoze ani medytacja, ani uwalnianie? CZy jestem na takim niskim poziomie swiadomosci? Sam z soba rozmawiam i sam sie ze soba kloce. Moze zwariowalem? Jak z tego wybrnac Piotrze? Ksiazki pana Hawkinsa znam. Nawet sluchalem jego wykladow. Wykupilem konto na veritaspub. Sluchalem Lestera Levensona o pokochaniu siebie i nic. Za kazdym razem kiedy podejmuje decyzje, ze pokocham siebie i ze nie bede sobie dowalal, to dowalam sobie. A ja nie chce sobie dowalac, bo wiem, ze to jest negatywne i nie sluzy mi, zyciu itd. Jakie masz spojrzenie na to Piotrze? Czy powinienem udac sie do psychiatry, badz na jakas terapie?
Witaj Piotrze.
Cześć Michale!
Dzięki za komentarz!
Ja tez tak mam, ze dowalam sobie za zmarnowana przeszlosc, za to ze nic nie osiagnalem w zyciu,
Właśnie dlatego sobie dowalasz, bo tak widzisz swoje życie – przeszłe i obecne.
To, co widzisz jako “zmarnowane” ujmujesz tylko w kontekście straty.
Jednak są ludzie, którzy są niezdolni, by w ogóle zatrzymać się, tak jak Ty to zrobiłeś, i oszacować, że nie wszystkie decyzje były słuszne i przyniosły coś dobrego.
Właśnie sam fakt, że to widzisz to już jest postęp. Zatrzymałeś się, dokonałeś oglądu – co też samo w sobie świadczy o odpowiedzialności i odwadze.
A to już coś!
“Nic nie osiągnąłem” to nie jest prawda.
Osiągnąłeś wiele.
To co powiedziałeś, to “nie osiągnąłem nic z tego, co wierzyłem, że przyniesie mi szczęście, zabierze wstyd, zabierze tego krytyka jaki cały czas mnie miesza z gnojem”.
Zgadza się?
A co z resztą?
Natomiast to, co wierzyłeś, że przyniesie Ci te wszystkie wspaniałe obietnice – to są iluzje. To nigdy by Ci tego nie dało.
Osiągnąłeś coś bezcennego – od(roz)czarowanie.
Teraz zaś masz potencjał, by żyć dojrzale, zgodnie z rzeczywistością. Tylko ceną za to jest porzucenie tej gorzkiej przyjemności z dowalania sobie. Bo to jest folgowanie sobie.
Odczarowanie rzadko jest przyjemne na początku ale jest to element procesu uwolnienia – o ile sobie na to pozwolimy i tak na to spojrzymy.
Teraz masz szansę zacząć doceniać to, co masz; wybierać wdzięczność za to, że to masz.
To zacznie budować zdrową wartość siebie i swojego życia i krok za krokiem zmieniać dążenie z poczucia winy, wiecznego lęku wobec straty i ucieczki od wmawianej sobie niewystarczalności i ew. zrywów pewnych działań ale tylko na bazie lęku i winy, na dbanie i troskę o siebie i własne życie.
Bo to nie te rzeczy DAJĄ np. radość, szczęście czy spełnienie ale to my możemy je doceniać, cieszyć się nimi, czyli – DAWAĆ OD/Z SIEBIE światu to, czego szukaliśmy w świecie.
ze nie mialem i nie mam partnerki itd i chce przestac to robic.
To jest decyzja, którą podejmujesz tu i teraz.
Jeśli trzeba, to za każdym razem – setki razy każdego dnia.
Nie walczysz z tym, nie grasz ofiary. Tylko podejmujesz decyzję – “nie wybieram winy, wybieram pokój, odpowiedzialność, szacunek; i choć się boję, nie wiem co mogę uczynić, wolę tą chwilową dezorientację, niż niszczenie siebie”.
Nie walczysz, nie uciekasz. Tylko poddajesz to i wybierasz inaczej.
Pamiętaj – każdy popełnił na tej planecie błędy. Masę i wiele z nich było poważnych.
Ale ci, którzy nie cierpią z tego powodu, zaakceptowali to i siebie, wybrali, by wziąć odpowiedzialność, wybrali, by naprawić to, co można naprawić, a resztę akceptują i idą dalej.
Bez tego bagażu winy, żalu, “poczucia straty”, itd.
Strata ma to do siebie, że kleimy się nadaj do tej całej historii – “TERAZ MOGŁO by być lepiej, GDYBYM WTEDY zrobił/nie zrobił to/tego”.
Albo “bezpowrotnie straciłem unikalne źródło mojego szczęścia i już nigdy go nie odzyskam, więc pozostało mi tylko rozpaczać i cierpieć”.
To wszystko mentalny bełkot.
I też stanowi folgowanie sobie. Co staje się oczywiste, gdy to odpuszczamy i nagle zaczynamy widzieć nowe opcje – które stały się dostępne m.in. DZIĘKI tej stracie.
Np. mnie zostawienie przez pierwszą partnerkę, z którą byłem ponad 4 lata, kopnęło mnie do wielkiego rozwoju – bo cierpiałem. I wreszcie podjąłem decyzję, że już wystarczy. Przestałem chcieć cierpieć.
W ogóle zdałem sobie sprawę z kapki tego jak żyłem – m.in. tkwiłem w negatywnościach, w użalaniu się nad sobą, na seks i kobiety wyprojektowałem sens i wartość mnie i mojego życia, etc.
A dotąd cierpiałem, bo tego chciałem. Miałem z cierpienia masę korzyści. Mogłem zawsze biadolić, narzekać, mówić jak mi źle, nawet manipulować innymi, usprawiedliwiać się. Uważałem, że jest mi źle i zawsze przez coś lub przez kogoś, w tym przez brak czegoś.
Wow! Nagle okazało się, że byłem dla siebie bardzo zły. Nie świat, nie partnerka, nie inni ludzie. Tylko ja.
I znowu ta “zła” część mnie się odzywa – właśnie próbuje mi za to dowalać. To dalej to samo folgowanie sobie.
STOP!
Przestaję. Tak, zjebałem. Tak, spierdoliłem dużo.
Trudno.
Puszczam to i idę dalej. Wyciągam wnioski. Wybieram to, co nadal MOGĘ zrobić. A mogę bardzo dużo.
Szczególnie – mogę być szczęśliwy, spokojny, wieść satysfakcjonujące życie. Przeszłość mnie uczy, nie stanowi źródła cierpienia.
Np. uczy mnie czego nie wybierać i jakie są konsekwencje pewnych decyzji.
Przeszłość pokazuje mi jak dumny, jak pyszny byłem. Jak nie dbałem o siebie. Jak nie obchodziły mnie konsekwencje, ani tak naprawdę nic, wliczając moje życie.
Teraz to się zmieniło.
I mogę być za to wdzięczny.
Znaczy chce przestac dowalac sobie. Ale nie moge i nie wiem czemu.
Możesz.
Bo to nie Ty sobie dowalasz. Ten mentalny bełkot dzieje się samoistnie. Ty “tylko” się z nim identyfikujesz i próbujesz go zmienić.
Natomiast i tego chcesz, wiedząc, że to nic nie daje.
Bo jednak trzeba pozwolić sobie odczuć ten żal, ten wstyd, tą winę. A są to uczucia bardzo niekomfortowe.
Ponadto – za dowalaniem sobie często stoi lęk. Boimy się podjąć nowe działania, inne.
Co więcej – możemy się generalnie potępiać, uważać za gorszych, niegodnych dobrego życia. I dlatego robimy wszystko, byle tylko nie zacząć żyć lepiej.
Dowalanie się jest jedną ze strategii. Wmawianie sobie “nie mogę” to też taka strategia.
Możesz. Tylko nie chcesz.
A nie chcesz, BO…?
Pojawiaja mi sie mysli, ze jestem, bezwartosciowy, ze nie powinienem zyc tak jak teraz zyje, tylko inaczej itp.
Właśnie.
POJAWIAJĄ SIĘ MYŚLI. Ale tego nie dostrzegasz.
Bo od razu mówisz “JA SOBIE DOWALAM”.
Nie odróżniasz myśli od siebie. Dlatego realizujesz treść myśli – a więc ciągle to samo.
A nie “inaczej”. Myśli się nie zmienią przed Tobą.
Nie myśli masz zmieniać, tylko siebie wobec myśli. Zostaw te myśli.
Próbując zmieniać myśli nie zmienisz nic. Bo to jakbyś próbował zmieniać wianie wiatru.
Tak samo wpatrywanie się w myśli, osądzanie ich, granie ofiary, narzekanie, że są negatywne, to też strategia stania w miejscu.
Natomiast zapewne dlatego trzymasz się tych myśli, bo boisz się. Boisz się wziąć odpowiedzialność i ruszyć do przodu.
Bo znowu POJAWIAJĄ SIĘ MYŚLI – “nie wiem co mnie czeka”, “nie wiem czy sobie poradzę”, itd. Zgadza się?
A to dalej tylko to samo – myśli, emocje i nasza niechęć, by przestać się z tym zmagać i zacząć koncentrować się na tym, co dobre.
I ja ignoruje te mysli, ale one sie caly czas pojawiaja.
Gdybyś je ignorował, to ani nie dostrzegałbyś, że się pojawiają, ani nie byłoby to problemem.
Więc ich nie ignorujesz. Bowiem cały czas potrzebujesz jakichś racjonalizacji dla tego, co czujesz.
Mylisz “ignorowanie” z próbami zmiany lub rzucaniem zaklęcia, by te myśli przestały się pojawiać lub były inne.
Bo poprawne twierdzenie brzmi “ignoruję myśli, a one i tak się pojawiają”.
Ignorowanie nie oznacza, że znikną, tylko Cię to już nie obchodzi.
Ignorowanie chmur na niebie nie oznacza, że chmury znikną. Nadal będą. Ale Ciebie to już nie dotyczy.
W przypadku myśli jednak dotyczy nadal.
I gdy sie pojawiaja, pojawia sie w tym czasie jakas emocja. Chyba emocja.
Jest odwrotnie.
Emocja jest jako pierwsza. A treść myśli RACJONALIZUJE tę emocję/te emocje.
I właśnie od tych uczuć cały czas uciekasz. Dlatego NIE CHCESZ przestać wpatrywać się w myśli, bo wtedy znika ten “ratunek” od emocjonalności.
Raz jeszcze – mentalny bełkot trwa cały czas. To co się zmienia to jego treść. Ale sama mentalizacja nie zatrzymuje się.
Bo pojawia sie jakies uczucie w ciele. A emocje odczuwamy cialem, z tego co przeczytalem glownie u ciebie.
Ciałem doświadczamy świata, jednak samo doświadczanie odbywa się w świadomości.
Emocje to energia ale też dopasowana do naszej percepcji.
Najpierw jest percepcja czegoś w świecie, a następnie pojawia się odpowiednia forma energii, np. lęk.
Ciało reaguje w pewien sposób na energię lęku i jego postrzeganie. Dzięki temu większość ludzi w ogóle orientuje się, że coś czują. Zazwyczaj tylko orientują się, że mają napięte ciało, bo ciągle się opierają.
Ciało umożliwia jednak interakcję ze światem na najniższym poziomie – fizycznym.
Emocje są wyższym poziomem od ciała.
Jednak wiemy, że są różne środki, które umożliwiają odcięcie świadomości ciała. Np. chirurg może przeprowadzać operację przy miejscowym znieczuleniu, a my nie mając świadomości tej części ciała w ogóle nie czujemy bólu.
Bo został odcięty. On jest ale nie zdajemy sobie z niego sprawy.
M.in. dlatego ludzie tak potrzebują używek. To jakby ciągle mieć otwarte złamanie, nigdy go nie zoperować i tylko się znieczulać.
Jakie są to emocje? Co czujesz?
I gy pojawiaja sie te mysli i te emocje, to prowadze z soba wewnetrzny dialog typu: jestem bezwartosciowy, spier….laj nie jestem. I tak dalej.
Nie prowadzisz ze sobą dialogu.
Właśnie w tym rzecz.
To tylko myśli bełkoczą się samoistnie.
A Ty identyfikując się z tym, będąc w to zapatrzonym jak zahipnotyzowany, uważasz, że te myśli są w pewnym sensie żywe, świadome i prowadzą inteligentne życie.
Ale to jakby mówić, że prowadzisz dialog z wiatrem.
Czy jest cokolwiek co można powiedzieć wiatrowi, by go zmienić?
Nie ma dialogu. Jest monolog – Twój do mentalnego bełkotu. Bełkot ma to gdzieś, bo nie ma on zdolności myślenia. Myśli nie myślą. Myśli nie czują. Myśli nie mają inteligencji, zamiarów, intencji, żadnych dążeń.
Myśli się bełkoczą i to wszystko.
One z Tobą nie dyskutują. Tak jak nie dyskutuje z Tobą film puszczany w telewizji. A są ludzie, którzy np. na horrorach krzyczą – “nie wchodźcie do tego pokoju! Tam jest morderca!” Czy to zmieni film?
A emocje jakie czujesz to wstyd, wina, żal.
Natomiast one powstały z tego, że właśnie tak się postrzegasz. Kiedyś to przyjąłeś jako prawdę o sobie i ciągle to utrzymujesz.
Zapewne też dążysz, by sobie to potwierdzać.
Moze to glupie i dziwne, ale gdy tak sie kloce ze soba, to mam takie wrazenie, jakby wisiala nademna, czy wokol mnie, taka jakby waga z szalkami i na jednej szalce jest “jestem bezwartosciowy”, a na drugiej “mam wartosc”?
To jest dziwne, bo nie kłócisz się ze sobą, tylko próbujesz się kłócić z tym, co całe życie uważałeś za siebie.
Bo jak można się kłócić ze sobą? Musiałbyś występować w dwóch osobach, zgadza się?
Ale właśnie to pokazuje jedną z fundamentalnych iluzji ludzkości – tak jesteśmy narcystyczni, że uważamy siebie za autorów czy wręcz za myśli – za coś zupełnie niezwiązanego z nami, za coś bezosobowego.
Narzucamy na to swoją osobę. A następnie to oceniamy i jak się nam nie podoba, to zaczynamy np. właśnie się z tym kłócić, próbować to zmieniać i też gramy tego ofiarę.
Niezależnie bowiem jaka jest treść myśli – tego jazgotu – my i tak podejmujemy decyzje na tej podstawie. No bo skoro myślimy – wychodzimy z tego fatalnego założenia – no to wszystko, co pomyśleliśmy musi mieć sens i powód! Bo inaczej dlaczego mielibyśmy to pomyśleć?
Problemem jest tu granie ofiary myśli, próby ich zmiany ale nie zmiany siebie.
Brakuje odpowiedzialności, podejmowania decyzji, odklejenia się od tego jazgotu, etc.
i podczas tej mojej wewnetrznej walki z samym soba,
Nie ma wewnętrznej walki z samym sobą, tylko granie ofiary myśli.
A myślami nie jesteś.
Jednak to właśnie jedno z usprawiedliwień, które wydaje się takie heroiczne – “walczę sam ze sobą”.
Zwierzęcość tą walką doi emocjonalność, a tym samym żywi siebie.
To element uzależnienia, z którego trzeba w 100% zrezygnować, żeby wyzdrowieć.
ta szalka “?jestem bezwartosciowy” wygrywa. O co tu chodzi.
A to, że skupianie się na problemie pomnaża problemy.
To czemu stawiamy opór – trwa i rośnie.
Takie są realia.
Ta cała walka nie ma żadnego sensu i jej jedynym owocem jest to, że te myśli trwają i się pomnażają w nieskończoność. A Ty masz z tego niekończącą się emocjonalną pożywkę, której chcesz.
Karmisz tym samym swoje problemy.
I tu nie wygrywa szalka, tylko opadając z sił po tej bezowocnej walce, apatycznie, zrezygnowany ponownie wybierasz to, co negatywne. A nie pozytywne.
To elementy uzależnienia.
Negatywność pomnaża negatywność.
To chyba jest dość oczywiste.
Ja nie chce dowalac sobie.
No to ignoruj ten bełkot i zastanów się co możesz zrobić zamiast dowalania sobie?
Co to jest szacunek i jak może przejawiać się względem siebie samego?
W jakich sytuacjach sobie dowalasz i co innego możesz wtedy wybrać?
Mowie sobie ze jestem wartosciowy i ze to ja jestem zrodlem swojego szczescia, ale tak jakby ten drugi “glos”, ktory mowi ze jestem bezwartosciowy przewazal.
Ten głos nie przeważa, tylko Ty całe życie myliłeś go ze sobą.
A on trwa, bo podtrzymuje go nieuświadomiona wina, wstyd, żal.
W tym jeszcze brak gotowości, by dojrzewać.
Zmaganie oczywiście kosztuje Cię siły, które trwonisz. I ostatecznie przestajesz się zmagać, a bełkot jak trwał, tak trwa. Więc na niego przystajesz.
Co więcej – skoro ciągle widzisz w nim to samo, uznajesz, że taka jest rzeczywistość.
No bo jak patrzysz na drzewo i drzewo nie znika, no to musi być realne. I z myślami ludzie postępują tak samo.
Pamiętaj, że nie musisz walczyć z wiatrem, które wieje na zachód jeśli Ty chcesz iść na wschód. Ignoruj wiatr i idź tam, gdzie planujesz. Wiatr nie ma tu nic do rzeczy.
Wiatr nie stoi na żadnej szali.
A jeśli zamiast iść tam gdzie chcesz, będziesz się zmagał z wiatrem, to oczywiście w końcu uznasz, że NIE MOŻESZ iść w wybraną stronę i pójdziesz z wiatrem.
Dlaczego jednak zmagać się z czymkolwiek? Nie lepiej robić swoje?
My – co może być elementen naszej niedojrzałości – używamy tej niewygody jako argumentu, by odpuścić nasz cel, zrezygnować, zmienić nasz kierunek. Bo “wieje”. A potem gramy ofiarę wiatru.
Jeżeli zaś np. boimy się żyć po swojemu, odpowiedzialnie, mądrze – biorąc pod uwagę konsekwencje – no to oczywiście, że zmaganie z czymkolwiek będzie dla nas wydawało się lepszym wyborem.
I te mysli ktore sie pojawiaja caly czas, pomimo ze je ignoruje.
To, co napisałeś pokazuje, że ich nie ignorujesz, tylko ciągle próbujesz je zmienić i grasz ich ofiarę.
One nadal mają dla Ciebie priorytetowe znaczenie.
I ja chyba wierze tym myslom.
Nie tyle wierzysz tym myślom, co wierzysz, że nimi jesteś.
I juz sam nie wiem, czy tosa mysli, czy to ja sam sobie dowalam. Ale dlaczego mialbym?
Bo masz z tego masę nieuświadomionych korzyści.
I widzimy poziom nieświadomości ludzi – bo tak wygląda sytuacja ponad 80% ludzkości – że “sami JUŻ nie wiemy” co robimy.
Ale tu nie ma “już”. Nigdy nie mieliśmy świadomości ale mieliśmy z tego masę korzyści.
I to “sam JUŻ nie wiem” brzmi tak naprawdę – “nie chcę się przyznać do odpowiedzialności”. Bo to by znaczyło ujawnienie tych korzyści. A ich ujawnienie to ryzyko ich odpuszczenia.
Szczegolnie ze nie chce sobie dowalac i ze chce kochac siebie, za samo to ze jestem i zyje.
To przestań zmagać się z problemem i zacznij stosować rozwiązanie.
To na czym się skupisz – tego będziesz miał coraz więcej.
Niechęć do problemu nie jest jego rozwiązaniem.
Czy te mysli pojawiaja sie na skutek emocji, czy emocje sa wywolywane przez te mysli? I jak z tego wybrnac?
Zapraszam do WoP!
Bo jezeli to ja sobie to robie, to chyba nie pomoze ani medytacja, ani uwalnianie?
To skupianie się na problemie.
CZy jestem na takim niskim poziomie swiadomosci? Sam z soba rozmawiam i sam sie ze soba kloce. Moze zwariowalem? Jak z tego wybrnac Piotrze?
Przestać tylko czytać. I zacząć to stosować.
To co teraz przepisujesz to dalej tylko myśli, które twierdzisz, że ignorujesz.
Pytania się mnożą w nieskończoność, a odpowiedzi nie ma żadnej.
Przypominam – ludzki umysł jest dobry w szukaniu rozwiązań na problemy, które sam stwarza. “Może zwariowałem?” – pojawia się myśl. A potem szuka odpowiedzi. Tylko że jej nie znajduje. Bo sam ten problem jest tylko w formie myśli.
I można szukać odpowiedzi na to pytanie całe życie. I jej nie znajdziemy. Bo to pytanie to tylko myśl.
Mentalizacja ma tylko jeden cel – trwać w nieskończoność. Wszystko co w nie jest służy tylko temu.
Twierdzisz, że myśli ignorujesz ale ignorujesz nie myśli w ogóle, tylko pewnie kilka myśli. Nie cały potok, który jest ciągły i nieskończony.
No bo sądzisz, że Ty nim jesteś. Tylko uświadomiłeś sobie kilka myśli. Ale nie myśli w ogóle – nie widzisz, że myśli to myśli, a Ty to ten, co te myśli obserwuje.
Myśli nie obserwują Ciebie, bo nie mają takie możliwości. Tak jak utwór muzyczny, który słyszysz w radiu nie obserwuje Ciebie. Jeśli w tym utworze będzie treść “jestem samotny!” NIE oznacza, że dotyczy Ciebie.
Ksiazki pana Hawkinsa znam. Nawet sluchalem jego wykladow. Wykupilem konto na veritaspub. Sluchalem Lestera Levensona o pokochaniu siebie i nic.
Tak, bo nie stosujesz rozwiązania, tylko walczysz z problemem.
Gromadzenie wiedzy niewiele przyniesie, jeśli brakuje uświadomienia sobie fundamentalnych prawd.
A ja wielokrotnie mówiłem – karmienie umysłu to karmienie umysłu.
A my umysłem nie jesteśmy.
Dlatego niezależnie co zapamiętamy, co poznamy – to nie musi nas wcale zmienić.
A równie dobrze człowiek z wielką ilością pięknej wiedzy może zmienić się na gorsze – bo np. uzna, że inni są jeszcze gorsi od niego, niż byli. On taki wspaniały dzięki tej wiedzy, a inni tacy głupi.
Za kazdym razem kiedy podejmuje decyzje, ze pokocham siebie i ze nie bede sobie dowalal, to dowalam sobie.
Bo każda decyzja ma 2 aspekty – wybór nowego kierunku i w pełni zostawienie za sobą wszystkich innych.
Ty tego nie robisz.
Nadal masz masę korzyści z dowalania sobie.
Plus – zmagasz się z tym, próbujesz to zmienić. Ciągle powtarzające się myśli są dla Ciebie pretekstem, by to kontynuować.
I grasz ich ofiarę. Uważasz, że myśli są problemem. Ale problemem jest to, że Ty się nimi kierujesz.
A ja nie chce sobie dowalac, bo wiem, ze to jest negatywne i nie sluzy mi, zyciu itd.
Ale tylko o tym wiesz – to też tylko myśli.
Zauważ, że nie mówisz w ogóle co chciałbyś robić zamiast tego.
Czego tak nie chcesz robić – czego się tak boisz, że wolisz sobie dowalać?
Zaś “pokochać siebie” nie jest jakimś magicznym zdarzeniem, które się nagle wydarzy.
Kochanie życia, to przede wszystkim ODWAGA, zwana też odpowiedzialnością, by spojrzeć na fakty. Na siebie, na swoje życie, na swoje wybory. Bez winy, bez wstydu, bez lęku.
Patrzymy na prawdę.
Nie wypieramy jej, nie upiększamy, nie nadymamy.
Ty widzisz, że sobie dowalasz i mówisz “nie chcę!”
Ale prawda brzmi – chcesz. Bo przynajmniej w pewnych okolicznościach widzisz to za dobry wybór.
W innych widzisz to za wybór zły.
Nie zdając sobie z tego sprawy oczywiście można dojść do wniosku, że coś jest z nami nie tak.
Tak jak uzależniony – 20 lat ogląda porno przez tysiące godzin w sumie. I po każdej sesji, gdy cierpi, mówi, obiecuje, przyrzeka, że to już ostatni raz. A potem znowu ogląda. Może próbować nienawidzić, obrzydzać to sobie. I cóż to zmienia? Nic.
Nic na lepsze. Poza tym, że przynosi to coraz więcej potępiania siebie i żalu do siebie, że znowu to zrobiliśmy. Co? Coś, co widzimy coraz gorzej, a wraz z tym i siebie.
I tak w kółko.
A raczej nie w kółko, bo to spirala. Dowalanie sobie powoduje, że jeszcze bardziej się nienawidzimy i jeszcze bardziej chcemy się uruchamiać.
Tak jak z myślami.
W kółko to samo, a im więcej pozycjonalności obierzemy, im więcej emocji stłumimy, tym więcej myśli tego typu będzie. Zmaganie to pomnaża i napędza.
Jakie masz spojrzenie na to Piotrze?
Mam nadzieję, że odpowiedziałem na to wyczerpująco.
Czy powinienem udac sie do psychiatry, badz na jakas terapie?
Zalecałbym taką kolejność.
1. WoP we współpracy. We współpracy, bo widzimy, że dużo próbowałeś samemu ale to nic nie zmieniło. W WoP są narzędzia, informacje, rozwiązania na każdy z problemów, które wymieniłeś.
2. 12 kroków w trakcie WoP – np. po kilku miesiącach współpracy.
3. Po około roku trzeźwości czy po 6 kroku można rozważyć terapię.
Zobaczymy ile zdołamy osiągnąć wspólnie, a potem wybierzemy dalszy kierunek postępowania.
Dzieki Piotrze za odpowiedz. Skoro zapraszasz do WOP, to juz nie bede ci sie tutaj rozpisywal, bo rozumiem, ze twoj czas i twoja wiedza kosztuje. Natomiast co do WOP, to jestem sceptycznie nastawiony, bo przerobilem juz duzo kursow, technik itd. Z marnym rezultatem. Najbardziej jednak jestem zdziwiony, ze nie potrafie uwalniac wedlug dr. Hawkinsa. Nie potrafie tego pojac, co to znaczy nie trzymac sie emocji, zrezygnowac z niej, ale jednoczesnie ja odczuwac. Nie ogarniam co to znaczy uwolnic i jak to zrobic. Instrukcja niby prosta, ale ja juz wykladam sie na pierwszym punkcie. Tak jak tutaj sie pytales co odczuwm. Jakie emocje. Nie wiem, bo nie potrafie nazwac tego co czuje. I nie chodzi mi i czucie nosem. Tylko cialem. Bo czuje cos ciele. Ale dobra, bo mialem nie rozpisywac sie. Pozdrawiam.
Ale gdyby jednak chcialo ci sie odpisac, to moglbys tylko wyjqsnic mi, co to znaczy uwolnic emocje? Bo gdy czytam ksiazke pana Hawkinsa, a czytalem ja juz kilka razy, to bezowocne jest dla mnie czytanie dalej niz pierwszy rozdzial, poniewaz pozniej pan Hawkins caly czas uzywa zwrotu “uwolnic” i ciagle mowi: “gdy uwolnimy” itd. A ja nie wiem co to znaczy. Chyba jestem jakis niedorozwiniety umyslowo. I gdy pan Hawkins pisze tak:
“Uwolnienie z jednoczesnym odpuszczeniem jest jak nagłe pozbycie się wewnętrznego napięcia albo jak zrzucenie ciężaru. Towarzyszy mu natychmiastowa ulga i lekkość oraz poczucie wolności i szczęścia. Jest rzeczywistym mechanizmem umysłu – każdemu zdarzyło się tego doświadczyć.”
to to jest jakas abstrakcja dla mnie. Bo ja tego nie doswiadczylem i nie umiem tego zrobic. Jak uwolnic z jednoczesnym odpuszczeniem i poczuc to szczescie i wolnosc? Uwolnic, uwolnic, uwolnic. Jak? Co to znaczy? Bo za przeproszeniem w tej instrukcji w ksiazce nie ma napisane jak uwolnic z odpuszczeniem. Chyba ze to ze mnie taki idiota. Ale z tego co czytalem, to duzo ludzi ma problemy z ta technika. Na reddicie jest mnostwo osob, ktore rowniez nie umieja uwalniac. A podobno to jest naturalna zdolnosc. Ok. No to sie rozpisalem. Mozesz to skasowac. Ale bede zyl nadzieja ze mi cos odpiszesz. Dziekuje i przepraszam.
I tak wracajac do twojego programu, to z tego co rozumiem, to opiera sie on w glownej mierze na pracy z emocjami, a scislej mowiac- na uwalnianiu. Ale ja nie potrafie uwalniac, wiec ten program mi nie pomoze. Czytalem calego twojego bloga wraz z komentarzami i bylo kilka takich przypadkow jak ja, gdzie ludzie mieli problemy tez z uwalnianiem. I odpisywales.im.ze albo nie chca uwalniac, albo ze brakuje im uczciwosci, albo ze sie opieraja itd. Ale ja chce uwalniac, ale po.prostu nie umiem. Staram.sie robic wszystko zgodnie z instrukcja, ale nic z tego nie wychodzi. Caly czas czuje to.co czuje, a to sie nie wyczerpuje. Dochodze do wniosku, ze te uwalnianie to jedna wielka sciema. Bo podobno to.jest naturalna zdolnosc. Czyli jest jak.oddychanie. A oddychac umiem. A wiem ze umiem, bo oddycham. A uwlniac nie umiem. A wiem.ze.nie.umiem, bo nie uwalniam pomimo.najszczerszych checi. Potrafie nawet dwie godziny lezec i odczuwac uczucie w stanie medytacji, a ono nie mija. Pewnie tak jak pisales- nie mija bo sie opieram. Ale ja nie potrafie inaczej. Zgadzam sie na to zeby bylo i jest sobie. Caly czas jest i nie mija. A ja mam ochote zakonczyc to wszystko. Bo jiz nie wytrzymuje. Czytalem Hawkinsa, Metode Sedony i Bog wie ile jeszcze filmow o uwalnianiu, medytacji prowadzonych.i za przeproszeniem.gowno z tego wychodzi. Pewnie podswiadomie sie.opieram przy odczuwaniu i dlatego nie uwalniam. Wiec nie moge tu juz za wiele zrobic, bo.z podawiadomoscia nie wygram. Wiec i WOP.mi nie pomoze, skoro cos mam.zablokowane, ze nie moge uwalniac. Cokolwiek to.znaczy te uwalnianie. Dzieki jeszcze raz, ze mi odpisales. Pozostaje mi tylko czekac na smierc, ktora bedzie dla.mnie wybawieniem. Albo samemu to zakonczyc. Czesc
Widze Piotrze, ze wkleiles moj komentarz, ale prosze abys nie marnowal na mnie czasu i nie odpisywal. Bo mialem sie nie rozpisywac, ale sie i tak rozpisalem. Czyli nie dotrzymalem slowa. I teraz napisze tak tylko dla ciebie, jak facet facetowi. Nie wiem w jakim stanie byles, jak byles uzalezniony, ale mnie naprawde juz chuj strzela, jak czytam i ogladam o uwalnianiu, probuje setki razy i gowno z tego wychodzi. Narasta we mnie frustracja i jeszcze sobie dokladam, ze jakis kurwa niedojebany jestem, ze nie potrafie pojac niby prostej techniki. Jednoczesnie czytajac Przywracanie Zdrowia, boje sie ze dostane jakiejs strasznej choroby przez te negatywne energie, ktore we mnie zalegaja, a ktorych nie potrafie uwolnic. Wydaje mi sie, ze zle rozumiem definicje”uwalnianie”. Pomimo przeczytania chuj wie ilu ksiazek i obejrzeniu chuj wie ilu wykladow m.in. pana Dwoskina. Naprawde Piotrze kurwicy dostaje i szukam ratunku i dlategow akcie desperacji sie rozpisalem, pomimo ze obiecalem iz tego nie zrobie. Przepraszam jeszcze raz.
Dzieki Piotrze za odpowiedz. Skoro zapraszasz do WOP, to juz nie bede ci sie tutaj rozpisywal, bo rozumiem, ze twoj czas i twoja wiedza kosztuje. Natomiast co do WOP, to jestem sceptycznie nastawiony, bo przerobilem juz duzo kursow, technik itd. Z marnym rezultatem.
Jasna sprawa. Bo właśnie to robiłeś – “przerabiałeś kursy”.
A nie zajmowałeś się realnym życiem.
Człowiek uzależniony zrobi wszystko – właśnie np. przerobi 20 kursów. Albo 40 różnych.
Tylko po to, by je przerobić.
To jakbyś przerobił kurs prawa jazdy ale bez intencji, by zacząć jeździć.
Z tego wynika ten marny skutek.
Pytanie brzmi – czy te kursy brały pod uwagę, że jesteś człowiekiem uzależnionym?
Czy Ty to brałeś pod uwagę?
A teraz jesteś sceptycznie nastawiony – akurat do tego kursu, który właśnie specjalizuje się w problemie uzależnienia.
Do innych nie byłeś nastawiony sceptycznie, a do tego akurat tak. :)
Akurat teraz już wystarczy kursów.
Wcześniej nie. Tylko wobec WoP.
A i nie jesteś sceptycznie nastawiony do tego co ciągle robisz. Tylko do tego, co realnie może pomóc.
No ale właśnie tym się charakteryzuje uzależnienie – wybieramy tylko to, co nam szkodzi. Nawet z tego co może pomóc korzystamy tak, by sobie nie pomóc.
Jeśli sam cały czas analizujesz co robisz, jak i dlaczego nic to nie dało, to nie dziwne, że nie jest lepiej.
Nie, to nie. Kleiłeś się do wszystkiego, co rozwiązaniem nie jest, a za rozwiązanie pięknie dziękujesz.
To pa pa!
Resztę odpiszę, bo być może ktoś inny zorientuje się w jakie bagno brnie.
Uważam, że jednak odnoszenie się do realnych sytuacji może pokazać prawdziwe zagrożenie, masę nieporozumień, iluzji, urojeń, obłudy z jakiej nawet nie zdajemy sobie sprawy, itd.
Opuszczamy domenę akademickich i bezosobowych rozważań i zajmujemy się “operacją” na żywym przykładzie.
I żeby nie było niedomówień, Michale. Ja wiem, że to może Cię tylko zdenerwować, bo nie chcesz pomocy i pewnie odbierzesz to jako atak, droczenie się, itd.
Albo myśli będą mnie łapać za słówka, itd., itd.
Np. Ty mówisz “uwalniam”, a ja mówię, że nie uwalniasz.
I jakie są fakty? Ja mam doświadczenie. Ty swoją rację, swoją opinię.
Najbardziej jednak jestem zdziwiony, ze nie potrafie uwalniac wedlug dr. Hawkinsa. Nie potrafie tego pojac, co to znaczy nie trzymac sie emocji, zrezygnowac z niej, ale jednoczesnie ja odczuwac.
Bo próbujesz to pojąć, a nie robisz.
Nie zliczę ile razy miałem z tym do czynienia tylko na tym blogu, nie mówiąc o klientach.
“Nie mogę zrozumieć”, “nie mogę pojąć”, “nie potrafię”, “nie mogę”.
Prawda brzmi – “nie chcę i nie robię”.
Ale prawda uwzględniająca jeszcze więcej faktów – “jestem uzależniony i nie dążę do własnego zdrowia, bo nie mam pojęcia jak je osiągnąć, ani nawet czym jest”.
Nie ogarniam co to znaczy uwolnic i jak to zrobic. Instrukcja niby prosta, ale ja juz wykladam sie na pierwszym punkcie. Tak jak tutaj sie pytales co odczuwm. Jakie emocje. Nie wiem, bo nie potrafie nazwac tego co czuje. I nie chodzi mi i czucie nosem. Tylko cialem. Bo czuje cos ciele. Ale dobra, bo mialem nie rozpisywac sie. Pozdrawiam.
Więc nie dziwne, że były skutki marne.
Tak wygląda właśnie “rozwój osobisty”, gdy osoba jest chora.
Wraz z osobą rozwija się choroba.
Uzależnienie uczy się razem z Tobą. Wszystko co przeczytasz, ta choroba także czyta.
I wykorzystuje przeciwko nam.
Gdy przeczytasz o uwalnianiu, to nagle uwalnianie staje się problemem. Bo “nie mogę pojąć”. “Nie potrafię nazwać”.
A gdzie dr Hawkins powiedział, by nazwać uczucie?
Męczysz się, flaki Ci wykręca, a nadal twierdzisz, że uwalniasz.
To “jestem sceptycznie nastawiony” to też mówi choroba.
Gdy zaproponowałem rozwiązanie i pokazałem masę dowodów, że dobrze tematy rozumiem, zresztą od tego są też artykuły – nagle w tył zwrot i ucieczka.
Nagle pojawia się myśl “rozumiem, że twój czas i twoja wiedza kosztuje”. Nagle tak się bardzo interesujesz mną. :)
Przed momentem, zanim zaproponowałem współpracę jakoś Ci nie przeszkodziło, że poświęcam Ci swój czas i dzielę się wiedzą.
Tak właśnie wygląda uciekanie i racjonalizowanie tego na nieskończone sposoby.
Ty tego nie widzisz i sam nie zobaczysz nigdy.
A tak naprawdę twierdzenie “jestem sceptycznie nastawiony” brzmi – “jestem cholernie przestraszony”.
Nie dziwne, że nie potrafisz nazwać tego, co czujesz. Bo nie chcesz tego czuć. Boisz się. Ciągle lęk. Jesteś także przerażony samym strachem. Boisz się bać.
Towarzyszy Ci całe życie. I wierzysz, że Cię ratuje. Tak jak teraz. Uważasz, że podejmujesz decyzję słuszną. Ale jak sam mówisz – Twoje decyzje dawały dotychczas marny skutek.
Nie chcesz posłuchać kogoś innego.
I tak się temu opierasz, że tylko na granicy świadomości dopuszczasz absolutne minimum “coś czuję w ciele”.
Argument teraz “no przecież sam mówiłeś, że nie trzeba nazywać tego co czujemy” nie jest tu na miejscu.
Właśnie dlatego zaczęcie od emocji nigdy się dobrze nie kończy.
Bo dla uzależnionego porno jest na to odpowiedzią – na coś, od czego ucieka całe życie i za żadne skarby nie chce tego przyznać. Nie zdajemy sobie sprawy ani z emocji, ani ile ich w sobie mamy, ani z oporu, ani z niczego na swój temat.
Tylko wpatrujemy się w myśli jak roboty niewolnicy w ścianę. Dopóki myśli nam nie “każą”, my nie decydujemy odpowiedzialnie.
Tak jak jeden mężczyzna napisał mi wczoraj – “(…) chyba po prostu zyje jak takiego zyjatko co tak nprawde, a to na impreze pojade sam, gdzies tam sie zaczepie, przezyje jakos dzien, ale raczej to tak, radzilem sobie tak ze po prostu jak skorzystalem to z prosutytutek to skorzystalem, poszedlem na impreze to popilem to weeekend juz trzeba bylo odpocząć, bo do pracy i w zasadzie to wlasnie o to chodzi, ze juz nie chce tego tak zyc, bo takie zycie to do tej pory juz odluzszego czasu meczy mnie. Nie radziłem sobie chyba w sposob by moje zycie sie roziwnelo. (…) problem moj jest taki ze nie wiem co chce robic w swoim zyciu tak by skupic sie nad tym jakby po prostu robic to co naprawde chce od serca. narazie robie to co robie, nie duzo, praktycznie nazwalbym to zyjacy trupek. (…) Dobrze ze chociaz pracuje bo musze.”
I wiesz co? Też nie chce wyzdrowieć. Nadal. Pierwszy raz napisał do mnie w 2015.
Ta choroba nie zna granic, których nie przekroczy.
Dopiero poważne kryzysy w realnym życiu zmuszają od odrzucenia choć części dumy i zwrócenia się po pomoc i choć minimum gotowości do zaufania czemuś innemu, niż myśli.
Nie mówię tego, by Cię nastraszyć. To dałoby efekt przeciwny. Bo już się boisz. I lęk zawsze jest pretekstem do ucieczki.
Praca nie zaczyna się od rzucenia się na emocje, bo o tym przeczytaliśmy.
Zaczyna się od mówienia prawdy. Np. “nie radzę sobie i potrzebuję pomocy. Boję się”.
A nie pożerasz bez żadnych umiarów ogromne ilości informacji, w których toniesz, a nie jesteś w stanie przyznać prostego faktu, że nie potrafisz skorzystać z prościutkiej instrukcji, która i tak tylko nakierowuje nas na to co naturalne.
Bo już od dawna nie kierujesz się tym, co naturalne. Taka jest charakterystyka tej choroby.
Masz szansę wreszcie przestać uciekać. Nareszcie. Po tylu latach.
Ulga po powiedzeniu “nie, dziękuję” to choroba. Nie zdrowie.
Odwaga to właśnie powiedzenie “tak” POMIMO lęku – niepewności.
Doskonale to wiesz.
Ja rozumiem te składowe sceptycyzmu, które mogły wziąć się z realnie niezrealizowanych obietnic jakichś kursów, bo na tej planecie daleko nie każdy spełnia swoje obietnice.
Jednak gdy naprostujemy ścieżki na integralność, i z tych kursów będziesz w stanie skorzystać z pożytkiem.
Ja też w swoim życiu kupiłem wiele kursów, które zrealizowałem, przeszedłem, przerobiłem. I tyle.
Wiele kursów wychodzi z założenia, że ma do czynienia z klientem, któremu brakuje tylko wiedzy i praktyki, ew. ukierunkowania, przedstawienia pewnych tematów w innym świetle.
W przypadku człowieka uzależnionego to nie jest punkt wyjścia. I nigdy nie będzie.
Człowiekowi uzależnionemu przede wszystkim brakuje energii, by zrealizować założenia tych kursów i wytyczne.
Brakuje uczciwości, brakuje pokory.
Ale początkowo brakuje tego krytycznego elementu – by przyznał, że sam sobie nie poradzi i potrzebuje pomocy.
Ale gdyby jednak chcialo ci sie odpisac,
To nie jest kwestia kaprysu “chce się/nie chce się”.
To jest decyzja, którą podejmuję. To też dla mnie pewne ryzyko – bo poświęcam czas i energię i nie wiem czy coś z tego będę miał, prócz “dziękuję”.
To jest inwestycja, że być może ktoś inny uderzy się w czoło i powie “teraz rozumiem! zabijam się z uśmiechem na twarzy, a z wiedzy korzystam jakbym zamurowywał się w ciasnej celi!”
to moglbys tylko wyjqsnic mi, co to znaczy uwolnic emocje?
To nic nie znaczy.
Całe znaczenie nadajesz temu Ty.
Co to dla Ciebie znaczy życie bez lęku i pomimo lęku?
Czy tego chcesz?
To znowu jakieś fantazje – pytasz o znaczenie uwalniania.
To jakbyś pytał o znaczenie podejmowania decyzji w ogóle, albo jakiejś konkretnej.
Bo gdy czytam ksiazke pana Hawkinsa, a czytalem ja juz kilka razy, to bezowocne jest dla mnie czytanie dalej niz pierwszy rozdzial, poniewaz pozniej pan Hawkins caly czas uzywa zwrotu “uwolnic” i ciagle mowi: “gdy uwolnimy” itd. A ja nie wiem co to znaczy. Chyba jestem jakis niedorozwiniety umyslowo.
To choroba gada.
Doktor Hawkins mówił, że samo czytanie książki już subtelnie pomaga w odpuszczaniu podświadomego oporu.
Ja tę książkę czytałem z 10 razy i za każdym razem czytam jakby zupełnie inną.
Ale Ty znowu wiesz lepiej, uważasz swoje decyzje za lepsze, niż rady jednego z największych specjalistów na świecie.
Dr Hawkins przestrzegał, że im coś prostsze, tym ego bardziej kombinuje i komplikuje. W szczególności coś tak prostego jak uwalnianie.
Ale też podkreślam – nie od tego zaczyna się zdrowienie.
A jaka jest instrukcja jest napisane wyraźnie na stronach 34-35.
I gdy pan Hawkins pisze tak:
“Uwolnienie z jednoczesnym odpuszczeniem jest jak nagłe pozbycie się wewnętrznego napięcia albo jak zrzucenie ciężaru. Towarzyszy mu natychmiastowa ulga i lekkość oraz poczucie wolności i szczęścia. Jest rzeczywistym mechanizmem umysłu – każdemu zdarzyło się tego doświadczyć.”
Zgadza się.
Ale to jest opis doświadczenia, które towarzyszy uwolnieniu z odpuszczeniem.
Instrukcja – opis mechanizmu poddania jest gdzie indziej.
Ja to zrobiłem przed chwilą z lękiem.
to to jest jakas abstrakcja dla mnie.
Mówi umysł.
Uwalnianie nie jest czymś, co robi umysł.
Umysł robi wszystko, by tego nie zrobić.
Bo ja tego nie doswiadczylem i nie umiem tego zrobic. Jak uwolnic z jednoczesnym odpuszczeniem i poczuc to szczescie i wolnosc? Uwolnic, uwolnic, uwolnic. Jak? Co to znaczy?
Dr Hawkins przestrzegał w tej książce, że im coś jest prostsze, tym umysł to bardziej komplikuje.
To mechanizm obronny ego.
W 12 krokach też to zaobserwowano. Kiedyś usłyszałem twierdzenie – “na program 12 kroków nie można być za głupim ale można być za mądrym”.
Tu problem jest z próbami przeintelektualizowania tego.
Wymyślenia rezultatu bez przejścia procesu.
Kiedyś słyszałem fajny przykład jak to wieloletni alkoholik i dyrektor wielkiego banku z USA rano podpisał czek na kilkaset tysięcy dolarów, a na wieczornym mitingu podniósł wrzawę, bo wspólnota głosowała nad wydaniem 25 dolarów na znaczki pocztowe, by rozesłać ważne listy.
Bo za przeproszeniem w tej instrukcji w ksiazce nie ma napisane jak uwolnic z odpuszczeniem.
To się dzieje intuicyjnie, gdy odklejasz się od utożsamienia się ze zwierzęcością i mechanizmami/strategiami służącymi jego przetrwaniu.
Gdy wykonujesz uwalnianie, to to właśnie następuje.
Dr Hawkins mówił, że każdy odpuścił coś w swoim życiu. Każdy przynajmniej kilka razy “machnął ręką”, powiedział “dobra, walić to”.
Ale im człowiek bardziej jest uzależniony, tym mniej odpuszcza. Klei się coraz bardziej i częściej do tego, co negatywne, a odpuszcza coraz więcej tego, co pozytywne.
Bo przestał odróżniać dobro od zła.
Chyba ze to ze mnie taki idiota.
Wręcz przeciwnie.
Nie idiota, tylko przerażony człowiek, który umysłu używa jako narzędzia do racjoanlizacji wyparcia i oporu.
No i oczywiście nieszczery do bólu.
Ale z tego co czytalem, to duzo ludzi ma problemy z ta technika.
Co wyjaśniałem wiele razy – ponad 80% ludzkości jest nieintegralna i dla nich emocje to paliwo do tego, co uważają, że jest źródłem ich dosłownego przeżycia.
Plus – z każdej emocji i pozycji mają MASĘ korzyści, z których nie chcą zrezygnować za żadne skarby.
I fantazjują na temat uwalniania, a nie uwalniają. Gdy czytam “nie rozumiem”, to już wiem, że taka osoba nie przeszła przez instrukcję nawet raz. Oczywiście mogła ją czytać 100 razy. Ale nie wykonała jej nawet raz.
Przyjrzyjmy się gdzie na mapie świadomości jest proces uwalniania. Jest na poziomie 250 – Neutralności. Jest nad Odwagą.
Innymi słowy – to nie zadziała dla człowieka, który nie zacznie mówić prawdy, który nie weźmie odpowiedzialności za własne życie.
Tylko próbuje używać technik. A co za tym stoi?
Ego ewoluowało przez miliony lat. Ludzie zupełnie nie zdają sobie sprawy z powagi tego, ani jak wygląda rzeczywistość.
W tym, że ego wykorzysta wszystko do przeżycia. Nawet technikę uwalniania, której ostatecznym celem jest uwolnienie się od ego.
Poczytanie książeczki i 100 razy dla ego to jest żart.
Tu jest potrzebna poważna wewnętrzna decyzja o zmianie kierunku swojego życia.
Ludzie muszą przeżyć dosłownie wewnętrzne piekło i nieraz też zewnętrzne, by ją podjąć.
Na reddicie jest mnostwo osob, ktore rowniez nie umieja uwalniac.
Tak. Bo to “nie umiem” to jest kłamstwo.
Prawda brzmi – “nie chcę”.
A o poziomie uczciwości tych ludzi nie wiesz nic. Tylko zakładasz, że to co mówią to szczera prawda.
Tak im się oczywiście może wydawać.
Tak jak każdemu -holikowi, który mówi “zrobiłem to ostatni raz”. Można być co do tego całkowicie przekonanym. Ale rzeczywistość weryfikuje co innego.
A podobno to jest naturalna zdolnosc.
Bo jest.
Tego nie można nie umieć. Tylko nie wykonać, bo nie chcemy odpuścić.
Ta prościutka instrukcja poddania jasno pokazuje, że nie ma tam żadnego mechanizmu, który nie byłby nam dany wraz z narodzinami.
Ok. No to sie rozpisalem. Mozesz to skasowac. Ale bede zyl nadzieja ze mi cos odpiszesz. Dziekuje i przepraszam.
A to już jakieś romantyzowanie dramatu.
Za co mnie przepraszasz?
To też jedna ze strategii ofiary. Przeprasza i dziękuje, że nie chce sobie pomóc, że dalej zamierza grać ofiarę i robić po swojemu.
Przeproś siebie, bo to sobie robisz krzywdę.
Właśnie podziękowałeś pięknie za rozwiązanie, za proces zdrowienia.
Dalej wolisz walić głową w ścianę – jak setki razy do tej pory. Może w końcu coś się zmieni? Nie wiadomo!
Jeden mężczyzna napisał mi kiedyś na temat pójścia do grupy 12 kroków – “Nie chce iść bo na to nie będzie odwrotu.”
To pokazuje, że nie chce wyzdrowienia. Cały czas chce mieć przy sobie “flaszkę”, z której może sobie sączyć, gdy zajdzie potrzeba.
Ty również.
Ja sam dopiero, gdy mnie rzeczywistość przycisnęła i zacząłem mówić prawdę, dostrzegłem, że wcale nie uwalniałem.
Bo nie chciałem. Bałem się.
Dr Hawkins też pisał, że problemem może być opór do samego uwalniania.
A ludzie właśnie biadolą “nie umiem”, “nie potrafię”, “nie mogę”.
Ew. dalej tylko próbują na siłę pozbyć się emocji, które cały czas oceniają, wartościują, demonizują, próbują je zdusić, zmienić, usunąć, wyrzucić, itd.
Myśli nie ignorują. Nawet nie zdają sobie z tego sprawy.
Kolejna informacja – obracasz się w kręgach ludzi nieintegralnych – czyli m.in. takich, którzy tego nie stosują, nie mają rezultatów.
Nie szukasz ludzi, którzy rezultaty mają.
Siedzisz na reddicie i tym się sycisz.
A gdy ja Ci wyjaśniam, daję rozwiązanie – chcesz od razu uciec.
Nie dziwne, że nie ma postępów.
Bo ma ich nie być.
Efekt Twoich dążeń był marny (czyli jaki konkretnie z każdym kursem?), bo nie było samych fundamentów – jasno i precyzyjnie określonego problemu lub w przypadku gdy nie wiedziałeś co jest problemem, prośbą o pomoc w jego opisie.
A następnie dobranie do niego odpowiednich narzędzi i ich rzetelne zastosowanie.
Decyzja naprawdę czasem wymaga zmierzenia się z solidnym bagażem lęku, winy, niechęci, etc.
Jaki problem próbujesz rozwiązać tymi kursami? Jaki cel temu przyświecał?
Czy to były odpowiednie narzędzia dobrane do tego, co stanowi rozwiązanie tego problemu?
Czy czytałeś “Przywracanie zdrowia” dr Hawkinsa? On wyjaśniał tam co to jest uzależnienie.
Rozwiązanie to dużo, dużo więcej, niż tylko uwalnianie. Uwalnianie to pomoc, nie rozwiązanie. Mi pomogło na tyle, że uznałem je za element wręcz niezbędny wyzdrowienia. Niemniej nie może go zastąpić.
Ale jest dużo ludzi, którzy utrzymują satysfakcjonującą trzeźwość bez uwalniania.
Co stanowi dowód, że postępy wymagają innego składnika. Bez niego w żadnej z tych sytuacji nie byłoby mowy o trzeźwości.
I tak wracajac do twojego programu, to z tego co rozumiem, to opiera sie on w glownej mierze na pracy z emocjami, a scislej mowiac- na uwalnianiu.
Absolutnie nie.
To Ty zakładasz, że uzależnienie to tylko np. ucieczka od emocji, więc rozwiązanie to “opieranie się w głównej mierze na pracy z emocjami”.
Setki razy mówiłem na blogu, że emocje to konsekwencje postaw. I nie mają żadnego znaczenia. Niektórzy mi zarzucali, że się często powtarzam. Jak widać – to nadal za mało, by dotarło.
Dla 80% ludzkości emocje to jedyne znane im źródło zasilania oraz uwielbiane przez nich pożywka, racjonalizacje, usprawiedliwienia, preteksty i więcej.
No ale przejaśnia się Twoje podejście.
Mówisz, że przeczytałeś wszystkie artykuły i komentarze. I po tym wszystkim tak sobie wyobrażasz uzależnienie oraz program, który kosztował mnie 4 lata życia. A skoro uwalnianie jest w książeczkach, to po co program, skoro to jest to samo?
Skoro można poczytać sobie o tym, to po co wydawać kasę?
Ponownie – nie dziwne, że jest jak jest.
Po co terapeuta, skoro można poczytać książeczki, w których wszystko jest? Przecież terapeuta też je musiał przeczytać.
Po co trener na siłowni, skoro samemu można poszukać sobie ćwiczeń?
Po co jakikolwiek mentor?
Po co jakikolwiek człowiek? Po co pomoc?
No po co?
Spodnie też sobie sam szyjesz?
A zadaję takie surowe, negatywne pytania, bo jak sam mówisz – rozważasz samobójstwo.
Czy w tym wszystkim wziąłeś choć przez 5 sekund pod uwagę np. swoich bliskich?
Ale ja nie potrafie uwalniac, wiec ten program mi nie pomoze.
A tu widzimy jak dalej nie potrafisz odróżnić fantazji od rzeczywistości.
Emocje to jeden z 12 Modułów. I to nie największy. I nie dotyczy tylko emocji.
Ma prawie 170 stron, a ostatnim jego rozdziałem jest “Dlaczego wyzdrowienie z poziomu ego nie jest możliwe?”
Czytalem calego twojego bloga wraz z komentarzami i
Mój Boże…
Nieraz mówiłem, że nie ma granicy absurdu, którą człowiek uzależniony przekroczy.
Nie ma takiego argumentu, którego by nie użył.
Zrobi wszystko, tylko nie to, co konieczne.
Napisałem przewodnik po moim serwisie. Była tam masa ostrzeżeń. Nie zastosowałeś się żadnego. Zresztą nie zastosowałeś się do zupełnie niczego co tu przeczytałeś.
Jeśli czegoś używasz to przeciwko sobie.
I na tej podstawie – 250 ogromnych artykułów poruszających morze tematów stwierdziłeś, że Program Wolność od Porno, który opracowywałem ponad 4 lata skupia się w głównej mierze na pracy z emocjami?
Uważasz, że 10 lat mojego życia poświęciłem na analizę ogromu pochodnych tematów uzależnienia i tematów się z nim przenikających, bo mi się nudzi, gdyż uzależnienie to tylko jakieś tam emocje i tyle?
Alkoholizm towarzyszy ludzkości od początku jej istnienia. Rozwiązanie ma niecałe 100 lat. Co mówi przede wszystkim o jego niezrozumieniu oraz sile wyparcia.
A i tak u wielu nadal są tytaniczne problemy z jego pojęciem, nie mówiąc o zastosowaniu. I tylko promil promila z tym problemem w ogóle rozważa rozwiązanie. Większość najpierw próbuje przez 10, 20, 30 lat próbować wszystkiego innego.
Od czytania, po siłę woli, “nie picie”, tak jak “nofap”, itd.
Z seksoholikami jest jeszcze gorzej. Jeśli tyle czasu potrzebne było, by dostrzec, że trucizna szkodzi, to co z rzekomo naturalnym popędem?
Tylko że dla uzależnionego nie ma w tym już nic naturalnego. Nic.
Gdy zaproponowałem Ci współpracę, której potrzebujesz – pomocy kogoś, kto to pojmuje, co jest bardziej, niż oczywiste, bardziej rażące, niż Słońce w bezchmurny dzień, to nie. Od razu w tył zwrot. Tylko jeszcze chcesz sobie chwilkę podyskutować.
Jeszcze pokarmić żądzę. Jeszcze mnie trochę podoić.
…
Co to w ogóle jest “praca z emocjami”?
Właśnie wszystkie problemy ludzkości wynikają, że próbują cały czas wszystko robić z emocjami, opierają to o emocje, itd.
Nigdy nie powiedziałem ani słowa o czymś takim jak “praca z emocjami”.
Na pewno czytałeś?
“Odpowiednie postępowanie z emocjami” to nie jest żadna “praca z emocjami”.
A “odpowiednie postępowanie” ma wiele wymiarów, zależy kto jaki ma z nimi problem.
Ten, kto nigdy nawet nie pozwolił sobie załkać ma inne zadanie, niż ten, kto np. ma problem z “wpadaniem w” furię i wściekłość.
Ty próbujesz czegoś ze zbyt wysokiego pułapu dla siebie plus – nie to teraz jest ważne.
bylo kilka takich przypadkow jak ja, gdzie ludzie mieli problemy tez z uwalnianiem.
Nie mieli problemów z uwalnianiem, tylko nie uwalniali.
Ja wielokrotnie miałem do czynienia z ludźmi, którzy traktowali uwalnianie jak magiczne zaklęcie, które jak poprawnie rzucą, to im usunie emocje.
Tak jak problemów z kobietami nie ma ten, kto nie ma kobiet.
Ale znowu – skupiasz się na słowach, dorabiasz do nich wygodne znaczenie, które Ci pasuje i koniec. To jest to “jak rozumiem”.
Po swojemu.
No i oczywiście przekładasz relacje chorych od zdrowiejących. Trzymasz się tych, co nie zdrowieją.
Bo oczywiście oni tacy szczerzy, tylko rozwiązanie to ściema. Powiedział człowiek chory od 11 lat, który mówi, że wyzdrowiał, bo przecież “wyszedł z tego”.
Ech…
I odpisywales.im.ze albo nie chca uwalniac, albo ze brakuje im uczciwosci, albo ze sie opieraja itd. Ale ja chce uwalniac, ale po.prostu nie umiem.
Oczywistym jest, że nie uwalniasz.
I to jest ten sam problem, co u tamtych.
Wiesz, uzależniony, gdy po sesji czuje się gorzej, niż szmata, którą ktoś wytarł psią kupę też może sobie mówić szczerze, że zrobił to ostatni raz.
A potem i tak to zrobi. Znowu i znowu.
A tu “bardzo chcę” i nie wychodzi.
Staram.sie robic wszystko zgodnie z instrukcja, ale nic z tego nie wychodzi.
Podaj proszę tę instrukcję. Przepisz ją ręcznie. Dokładnie i precyzyjnie.
Może ją w końcu naprawdę przeczytasz.
Caly czas czuje to.co czuje, a to sie nie wyczerpuje.
No widzisz? I to jest uwalnianie?
Ze 100 razy mówiłem, że tylko dlatego, że czujemy emocje nie oznacza, że one się wyczerpią, ani że to jest uwalnianie.
Można być wściekłym i 50 lat, a gniewu nie będzie ubywać, a raczej będzie przybywać.
Tu masz przykład kobiety, która czuje lęk:
https://imgur.com/gallery/gVvfGhB
I może się z tym zmagać do końca życia, a lęku nie ubędzie. Będzie rósł cały czas.
Czego pragniesz? Ile lat już czujesz to pragnienie? I co – wyczerpało się? Czy raczej urosło?
Chcesz je odpuścić? Pewnie że nie. I tu nie ma mowy o tym, że nie odpuszczasz, bo nie rozumiem czym odpuszczenie jest. Nie odpuszczasz, bo nie chcesz. A jak odpuścić to jest oczywiste.
Dochodze do wniosku, ze te uwalnianie to jedna wielka sciema.
To taki sam tok “rozumowania”, że WoP w głównej mierze opiera się na pracy z emocjami.
Jedyna ściema to to, że uwalniasz.
Być może bardzo chcesz, tego nie neguję. Ale tego nie robisz.
Tak jak pewnie większość cierpiących chce przestać cierpieć. Ale już wykonać niezbędną robotę – co to, to nie.
Bo podobno to.jest naturalna zdolnosc. Czyli jest jak.oddychanie. A oddychac umiem.
Nie umiesz, bo oddychanie czyni się samo.
Nigdy nie uczyłeś się oddychać. Nigdy. Więc proszę – minimum pokory, bo nie ma nawet absolutnego minimum.
Natomiast są różne techniki oddechowe, które wymagają już dyscypliny – świadomej pracy z ciałem.
A naturalne instynkty są wypaczone przez chorobę. 11 lat to cholernie długo, niezależnie co sobie wmawiasz.
A wiem ze umiem, bo oddycham.
No widzisz? To jest narcyzm.
To jakbyś twierdził, że “wiem, że umiesz rosnąć włosy, bo je rosnę”.
Włosy rosną samoistnie.
Ty robisz siku?
Nie. Siku robi się samo. Ty tylko odpuszczasz zaciskanie mięśni.
Tak samo jest z uwalnianiem. Każdy kto dalej twierdzi, że uwalnia, po prostu nie przeczytał instrukcji z jakąkolwiek intencją pojmowania tego.
Tylko o tym fantazjuje.
Przeczytałeś pierwsze zdanie w tej książce – “Gloria in Excelsis Deo”?
Co one dla Ciebie oznaczają?
A uwlniac nie umiem. A wiem.ze.nie.umiem, bo nie uwalniam pomimo.najszczerszych checi.
Z tym “najszczerszym” to bym uważał.
Na razie brakuje pokory.
Przede wszystkim wiele razy mówiłem też, w komentarzach do tych mężczyzn, którzy też rzekomo tak bardzo chcieli uwalniać, że uwalnianie to jest samoistny proces, dla którego możemy zadbać o odpowiednie warunki.
My dbamy o warunki, reszta dzieje się samoistnie.
Co jest powiedziane w każdej instrukcji wprost.
To że używamy tego twierdzenia w pierwszej osobie “wykonaj uwalnianie” nie oznacza, że masz wykonać jakąś osobną czynność, której się musisz nauczyć.
Tak jak mówimy “gotuję wodę na herbatę” nie oznacza, że my ją gotujemy. My zadbaliśmy o warunki, w których może się zagotować samoistnie.
Ale właśnie narcyzm – sam rdzeń uzależnienia – każe nam patrzeć na siebie jak na autora tego wszystkiego. Pępek świata.
Potrafie nawet dwie godziny lezec i odczuwac uczucie w stanie medytacji, a ono nie mija.
Odczuwanie to nie uwalnianie.
I nie mam pojęcia co masz na myśli przez “stan medytacji”.
Zaś biorąc pod uwagę ogrom zaniedbań przez tyle lat nieświadomego, uzależnionego życia, to 2 godzinki to za mało.
Mój rekord to 3 doby NON STOP uwalniania lęku. Bez ustanku. Spałem po 5 godzin, a przez czas, gdy byłem świadomy, ciągle odpuszczałem i odpuszczałem opór do lęku i skupiałem się na tym uczuciu.
To i tak była tylko jedna warstwa.
Pewnie tak jak pisales- nie mija bo sie opieram. Ale ja nie potrafie inaczej.
Ale nie masz świadomości co robisz.
A skoro “nie potrafię inaczej” to jest jak mówię – nie uwalniasz, tylko robisz coś innego.
Coś co robiłeś zawsze i tego nie zmieniasz. Dalej to samo – walenie głową w ścianę.
Nie ma pokory, nie ma uczciwości, więc nie ma szans na zmianę.
Zgadzam sie na to zeby bylo i jest sobie. Caly czas jest i nie mija. A ja mam ochote zakonczyc to wszystko. Bo jiz nie wytrzymuje. Czytalem Hawkinsa, Metode Sedony i Bog wie ile jeszcze filmow o uwalnianiu, medytacji prowadzonych.i za przeproszeniem.gowno z tego wychodzi.
Oczywiście.
I tak jak mówiłem tamtym – ja doskonale zdaję sobie sprawę dlaczego.
Ale jak tamci, nie chcesz dokonać korekt. Nie chcesz wybrać pokory.
To jest to samo – jeden z nich też wszystko przeczytał, do tego jeszcze “przerabiał” “Kurs cudów” – zrobił coś koło 200 lekcji. I co? I też nic. Albo i coraz gorzej.
A ja robię i efekty mam.
Zdrowienie jest, cały czas postępuje.
I tu nieraz też słyszałem “wnioski” – “najwyraźniej twoje uzależnienie musiało być jakieś lekkie, nie tak trudne jak moje”. Itd. Itd.
Próby zmuszenia się do tego, dalsze zajmowanie się tym i tak nie ma sensu, bo na razie nie to jest problemem.
Chcesz samemu. Czyli nie chcesz zdrowia. Chcesz samemu sobie “poradzić”. Tego chcesz.
A nawet jak sobie nie radzisz, to dalej chcesz samemu sobie o tym wnioskować. Dlatego wnioski prowadzą Cię do grobu, a po drodze ograbiają z jakiejkolwiek radości.
Dlatego najlepsze co można zrobić, to Cię zostawić, byś solidnie przypieprzył o dno. Bo dno się cały czas będzie obniżać. Dno, o które mogłeś uderzyć w przeszłości, staje się coraz niższe.
Pewnie podswiadomie sie.opieram przy odczuwaniu i dlatego nie uwalniam. Wiec nie moge tu juz za wiele zrobic, bo.z podawiadomoscia nie wygram.
Kolejny logiczny wniosek nie stojący po stronie integralności. To biadolenie i usprawiedliwienie.
Nie wiesz co to jest podświadomość.
I nie masz z niczym wygrywać.
Pierwszy krok to przyznanie swojej bezsilności i niekontrolowalności własnego życia.
Właśnie trzeba przyznać, że jesteśmy więźniem własnego “ja”. A to “ja” nie uleczy tego “ja”. Tak jak katar nie uleczy kataru.
Wiele razy mówiłem też, że wszystko co podświadome rządzi nami, dopóki nie stanie się świadome.
A nie można tu wygrać ze sobą. Bo właśnie cały problem wynika z tego “ja”.
No ale na razie szczerość to jest tylko idea. Jak zresztą wszystko. Akademickie bla bla bla.
Wiec i WOP.mi nie pomoze, skoro cos mam.zablokowane, ze nie moge uwalniac.
No stek bzdur.
Ale wygodny.
Nie ma za grosz prawdy w tym co mówisz.
Ale to nie ma znaczenia.
Myśli się bełkoczą, spinają się w świetną, wygodną całość. Więc po co tam jakakolwiek uczciwość.
To dalej granie ofiary i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy.
Cokolwiek to.znaczy te uwalnianie. Dzieki jeszcze raz, ze mi odpisales. Pozostaje mi tylko czekac na smierc, ktora bedzie dla.mnie wybawieniem. Albo samemu to zakonczyc. Czesc
Co pokazuje, że to biadolenie, niechęć, by obrać fundamentalną pokorę i uczciwość.
“Czekać” oznacza dalej robić co się podoba, żyć tak jak żyłeś do tej pory, m.in. uruchamiać się.
Bo przecież wszystkiego próbowałeś, uczciwie, rzetelnie, chciałeś żyć lepiej, pomóc sobie i wszystko zawiodło.
Ach, tragizm bohatera zawsze mnie wzruszał.
Skoro już tylko czekasz na śmierć, to uruchom się. Zaserwuj sobie porządny ciąg. Tak ze 2-3 tygodnie. Lepiej się poczujesz.
Nikt na tej planecie do niczego nie może zostać zmuszony. Zdrowie, pogoda ducha, radość, szczęście, sukces – to nie jest coś, co ktokolwiek musi.
Wszyscy jesteśmy wolni, by wybrać życie w piekle lub je opuścić.
I jak zauważono na drodze zdrowienia – “półśrodki nic nikomu nie dały”.
Tu nawet i półśrodków nie ma.
W jednym masz rację – nikt i nic Ci nie pomoże, jeśli nie poprosisz o pomoc, jeśli nie przyznasz, że jesteś bezsilny, że samowola pogarsza sytuację.
Na razie walisz coraz mocniej głową w ścianę i wielce się dziwisz, że coraz bardziej boli.
Sam sobie uroiłeś, że uzależnienie to problem z emocjami i rozwiązanie to praca z nimi. A że Ty masz takie najszczersze chęci uwalniać ale masz coś tam poblokowane i nie możesz, to Ci nic nie pomoże.
Tyle widziałeś – że się zmagasz z emocjami. Ale przecież sam mówisz, że nawet nie potrafisz nazwać tego co czujesz.
A jednak wyciągasz daleko idące wnioski. Ale to jest tak dalekie, że gdyby to był ciągnący się ser, to nie byłoby go widać – tak byłby cienki.
Bajeczki, proszę pana.
Pamiętaj, że ja rozumiem ten problem w stopniu wystarczającym i o ile każdy ma u mnie współczucie, to nikt mnie nie złapie na litość.
Ja przeżyłem własne piekło i każdy zdrowiejący przeżył własne.
Mówi się, że religia jest dla tych, którzy boją się piekła. A program duchowy jest dla tych, co w piekle już byli.
Ty w piekle jeszcze nie byłeś.
Na razie czytasz. Bo możesz sobie na to jeszcze pozwolić. 250 artykułów, nie wiadomo ile książek. I?
To miało pomóc? Każdy by wyzdrowiał jeśli to by pomagało. Nie byłoby na świecie pewnie kilka miliardów uzależnionych.
Z których większość upada na coraz niższe dno. To dno nie ma dolnego pułapu.
Choroba uzależnienia zrobi wszystko, byle człowiek nie powiedział słowa prawdy. Zabije człowieka, a ten to uczyni z uśmiechem na ustach twierdząc, że czyni dla siebie dobrze. Nareszcie! Ostateczne rozwiązanie!
Był kiedyś pewien człowiek, kto też zabijanie ludzi tak nazwał.
Na razie próbujesz na siłę pozbyć się konsekwencji swoich postaw, o których nic nie mówisz. Ale pokazujesz.
Masa pychy, dumy, zaprzeczenia, użalania się nad sobą.
Mówiłem Ci – problem uzależnionego zaczyna się, gdy PRZESTAJE oglądać porno. Właśnie to widzimy.
Chcesz zajmować się emocjami bez żadnych podstaw zdrowienia. Dlatego nic z tego nie wychodzi.
Tu nie ma miejsca na robienie się w balona.
Jak mówiłem – ego ewoluowało przez miliony lat.
Ja dlatego tamtym mężczyznom odpowiadałem wiedząc, że w ich przypadku nic z tego nie będzie, bo liczyłem, że właśnie ktoś inny czytając to zobaczy w czym leży problem.
Ale nadal nie widzisz. Tylko się z nimi “zbratałeś”.
Jeden z nich nie był w stanie dostrzec, że nie pomyślał, że pogoda jest ładna czy brzydka. Tylko pojawiła się ta mysl, a on od razu ją wyprojektował bez żadnej samoświadomości.
I tylko potem reagował emocjonalnie, bo zwierz już się jeżył na mnie.
I tylko czyta, czyta, czyta, czyta, czyta, czyta, czyta. Upija się tym. I nawet nie zauważa, że nie czyta tekstu, tylko szuka pretekstów dla emocjonalnej pożywki.
A i też nie wiem skąd wytrzasnąłeś, że śmierć jest wybawieniem. Nie wiem co za kultysta Ci to wcisnął lub jakiś konował pseudo-kaznodzieja.
Ale to nie jest prawda.
Śmierć nie leczy z kłamstwa i niedojrzałości. Ani z uzależnienia.
A gdyby śmierć faktycznie była taka cudowna, to dlaczego większość ludzi od ręki nie palnie sobie w łeb?
Dlaczego cała żywa przyroda kwitnie i się rozwija? Dlaczego zwierzęta i ludzie zdrowie cieszą się swoim życiem? Dlaczego to co kiedyś było normalne – np. gwałty – jest dziś przestępstwem? Oczywiście nadal nie wszędzie.
Jednostka chora widzi śmierć jako dobry wybór właśnie dlatego, bo jest chora. Nie odróżnia dobra od zła.
Nie rozwiążesz problemu jeśli nie wiesz na czym problem polega.
Błędne założenia nic nie dadzą. Półśrodki nic nie dadzą.
Nie robienie czegoś twierdząc, że to robimy też nic nie da.
Próbujesz się pozbyć emocji. Tak jak tamci mężczyźni, bo jak i oni uważasz, że to jedno i to samo, co uwalnianie.
Co więcej – uważasz, że w tym leży cały problem uzależnienia. Lub “w głównej mierze” – to taka zagrywka, że niby rozumiesz, że nie tylko to ale głównie to.
Fałsz.
I jeszcze próbujesz to zrobić własnymi siłami.
Co mówi pierwszy krok? Przyznaliśmy, że jesteśmy BEZSILNI. I właśnie owoce Twoich działań ukazują bezsilność. Ale jeszcze tego nie widzisz. Wnioski wyciągasz błędne.
Nic z Tobą nie jest nie tak. “Tylko” jesteś uzależniony.
Co oznacza, że jesteś bezsilny i przestałeś kierować swoim życiem. A Ty dalej próbujesz. Dlatego wpływasz na skały. Raz po raz.
Co mówi drugi krok?
Ty zaś uważasz, że poradzisz sobie sam. I próbujesz. 250 artykułów, masa książek. Ile to jest łącznie stron tekstu? Na razie bezskutecznie próbujesz wykorzystać ok. pół strony. Gdzie pokora?
Oczywiście, że to nie pomoże. Już nawet pomijając, że nie pojmujesz czym jest uzależnienie.
Nawet gdybyś pojmował w pewnym stopniu, to nadal fundamentem jest przyznanie własnej bezsilności.
Ja Ci nie mogę tego powiedzieć, ani przekazać. Każdy musi dojść do tego wniosku sam. Jeśli będziemy kłamać, będziemy cierpieć.
“Nic mi nie pomoże, tylko śmierć może już dać mi ukojenie”.
To mówi Ci choroba.
Tak jak Ci mówiła, że porno da Ci tę energię, tę moc, której Ci brakuje.
“Tylko mnie karm, a ja dam Ci wszystko czego potrzebujesz do przeżycia, bo ja Cię utrzymam przy życiu”.
I do czego doszliśmy?
Choroba woli nas zabić, niż byśmy przyznali się do bezsilności. To jest duma.
Tak mówi dumny człowiek.
“Wolę się zabić, niż przyznać prawdę o swojej sytuacji”.
A my swoim dzieciom mówimy “bądź z siebie dumny/a”. Do tego to prowadzi.
Duma pełną gębą.
Choroba mówi “zabiję cię, nie dopuszczę, byś powiedział prawdę, odkrył to co ukrywasz przed innymi”.
A Ty mówisz “tak, to mój wybór, to wybór, który mi nareszcie ostatecznie pomoże i rozwiąże wszystkie moje problemy”.
Tak jak wcześniej – od 11 lat mówiłeś? – “obejrzyj porno, to rozwiąże Twoje problemy”.
Od 11 lat nabierasz się na ten sam dowcip.
Od 11 lat potykasz się o ten sam patyk.
Od 11 lat wpadasz w tą samą dziurę.
Od 11 lat dajesz sobie wcisnąć ten sam kit, że te myśli mają rację i Ci w końcu pomogą. No, do tej pory nie pomogły ale już po śmierci na pewno będzie dobrze! Zaufaj! Przecież do tej pory miałeś TYLE dowodów, że to mądre.
Bo oczywiście wszystko inne wypróbowałeś rzetelnie, dobrze, chciałeś dobrze, itd.
I inni też. Dlatego trzeba się połączyć w jedną wielką rodzinę cierpiących i wspierać się w tym dążeniu do grobu.
I masz obsesję. Pewnie wiele różnych. Ale głównie na temat własnej racji i nieomylności. A jak przyznajesz się do błędu to nie szczerze, tylko, by ukryć lub wyprzeć coś innego.
Wiesz co to jest obsesja? To idea, które wypiera i zastępuje wszystkie inne idee.
Twoja idea to to, że Twoje myśli mają rację. M.in. dlatego, bo są Twoje. Co też ją obsesją. Przywłaszczanie sobie prawa do myśli.
Niezależnie jakie są fakty, myśli zawsze je wypierają.
I chcesz “pracować z dumą”? Ależ pracujesz. Ku swojej zgubie.
“Czuję coś 2 NAWET godziny, a to nie mija” to nie jest uwalnianie.
Na razie nie dotarło do Ciebie, że jesteś seksoholikiem. Bo uważasz, że z tego “wyszedłeś”. Otóż nie.
Cierpisz, tak. Pewnie. Tego nie można łatwo wyprzeć. Ale nie przyznajesz problemu. Tylko biadolisz. Jęczysz. Narzekasz. Grasz ofiarę. Oczywiście niewinną i ofiarę tych wszystkich książek, informacji, wiedzy, technik.
Ale nie myśli.
I uważasz, że wszystko robisz dobrze, tylko rozwiązania to ściema. I OCZYWIŚCIE W TWOIM PRZYPADKU NIE DZIAŁAJĄ.
To jest stare jak wydmy piaszczyste.
Aby ziarenko mogło rosnąć, najpierw musi znaleźć się w glebie. Ciągłe świecenie światłem o coraz większym natężeniu nie spowoduje, że zarienko zacznie kiełkować.
Masz problemy z normalnym życiem na “trzeźwo”. Bo trudno to nazwać realną trzeźwością. To tylko abstynencja i to króciutka.
To się nazywa -holizm. Nie ważne co stoi przed tym. Bo to jedna i ta sama choroba.
Ale bez tego życie zamienia się w piekło. A nie staje się normalne i zdrowe.
I taki -holik mówi “wszystkiego próbowałem, nic nie zadziałało, jestem beznadziejnym przypadkiem, tylko śmierć mnie może wyleczyć, a do tego czasu arriva! będę dalej robił to, co mi przynosi choć częściową uglę”.
Bo oczywiście każdy -holik jest swoim najlepszym lekarzem i terapeutą. Specjalizuje się w swojej, jedynej na świecie, wyjątkowej przypadłości. Wie co jest dla niego dobre, tylko nic nie działa.
Biedny.
To przykre ale daleko, daaaaaaaaaaaleko nie każdy cierpiący, nawet bardzo cierpiący, zdecyduje się na rozwiązanie.
Chwała tym, którzy się na to zdecydowali. To wielki zwrot życiowy.
A nie takie “pitu pitu”.
I widzę dokładnie copy-pastę tego, co u tamtych mężczyzn. Komentarze co kilka godzin. Jeszcze to. Jeszcze to.
Zapewne staną się coraz bardziej negatywne.
Albo najpierw pięknie podziękujesz za pomoc.
Ale jeszcze będzie się kołatać milion spraw. W tym urazy. Ale też duma nie pozwoli napisać od razu. Będzie potrzebny pretekst.
Znajdzie się w końcu.
Będziesz czytać moje odpowiedzi jeszcze raz. I jeszcze raz. Pewnie też artykuły. I będziesz szukał, tym razem z intencją, by coś znaleźć.
Albo będzie dialektyka typu – “ty piotrze sam się uznałeś za specjalistę, nie wiesz wszystkiego o wszystkim, szczególnie o mnie, sam mówiłeś, że nikt nie poznał uzależnienia w 100%, więc to co mówisz wskazuje, że sam sobie przeczysz”, itd.
Albo “raz mówisz, że uzależnienie jest jedno, a za chwilę, że są różne -holizmy. I jak to wytłumaczysz?” z cynicznym uśmieszkiem.
To różne formy tego samego.
Ale dalej pół strony niezastosowane uczciwie nawet raz.
Nie będziesz w stanie odpuścić, nawet jakbyś chciał. Ale nie będziesz chciał odpuścić.
Tak jak nie chcesz odpuścić tego, co robiłeś dotychczas.
Co stanowi dowód na niekierowalność własnym życiem.
Mogę się mylić ale na razie setki razy robiłeś to samo, uciekasz, kręcisz nosem, nie przyjmujesz informacji – to raczej jasno pokazuje mi obraz sytuacji.
“A oddychac umiem. A wiem ze umiem, bo oddycham” – to powinno znaleźć się w słowniku pod hasłem “buta i wyparcie”.
Opisz mi proszę w takim razie co to jest oddychanie, opisz wszystkie procesy, których się nauczyłeś, co się dzieje w ciele. Opisz mi co robisz i czy to jest to całe oddychanie, które ponoć umiesz, bo to robisz?
A jak śpisz to też to robisz?
Oglądałeś kiedyś pornografię, gdy spałeś?
Napisałem i tak ze 20 razy za dużo.
Wystarczy.
Nie wiem od ilu lat jesteś na tym serwisie ale jak od tylu lat nie podjąłeś decyzji, by sobie pomóc, to nie podejmiesz jej teraz. I pewnie przez następne lata też nie.
Spokojnie.
Choroba jest cierpliwa. I nieustępliwa. Na każdego znajdzie sposób lub przynajmniej bardzo się postara.
Dla innych czytających – jeśli przeczytałeś/aś wszystkie artykuły, komentarze – potrzebujesz pomocy.
Bo to jest wielokrotna przekroczona granica absurdu. 100-krotnie.
Ten absurd już nie jest śmieszny. Włosy stają dęba. Jak ktoś jest tak ślepy, przeczytał setki ostrzeżeń i ich nawet nie zobaczył czy zignorował – zawróć.
Biada tym, którzy dalej idą tą drogą.
A potem wielkie dziwy, że pół strony nie daje się rady zastosować. Za trudne. Nie można. Coś zablokowane. Z podświadomością nie wygram.
I takie tam.
Potrzebujesz pomocy. I to na poważnie.
A jak masz o tym inne zdanie (tzw. “własne”), to tym bardziej na to dowód.
Jest gorzej, niż Ci się wydaje.
Myśli samobójcze to tylko preludium.
Ale właśnie najczęściej punktem zwrotnym jest, gdy choroba uzależnionego położy, rzuci brutalnie o glebę, kopnie w twarz 10 razy, w brzuch, w nery, podniesie, drugi raz rzuci, trzeci i czwarty.
A gdy będziesz błagał o litość, to piąty i szósty. Aż do skutku. Aż zostanie tylko oddanie się programowi pomocy lub śmierć.
Dla wielu ten wybór wcale nie jest taki oczywisty.
Enjoy the ride! Bilet na to już sobie kupiłeś.
A artykuły dalej będę pisał. I dalej możesz je kompulsywnie czytać bez żadnych efektów.
Ten sam błąd możesz popełniać kolejne setki razy. Bo cóż miałoby się zmienić?
Ja żadnych tajemnic tu nie przekazuję, bo tajemnic nie ma.
Tajemnicą jest przepis na marynatę do tofu jakiej użyłem ostatnio. ;)
Nie odpisuj. Wystarczy dyskusji i pytań. Dyskusje tylko odwlekają to co nieuniknione.
Zresztą w takich sytuacjach nikt, kto odpisywał nie robił tego z jakąkolwiek pozytywną intencją, tylko reagował emocjonalnie. Zwierz się jeżył i to wszystko.
Nieraz dostało mi się po uszach, bo śmiałem wskazać błędy, śmiertelne zagrożenie, rozwiać kilka iluzji, zaproponować realną pomoc, a nie głaskanie po główce.
W takich okolicznościach zawsze zalecam wspólnotę 12 kroków.
Człowiek tak silnie opierający się i tak długo, w tym jeszcze tak dumny, nie przyzna, że wcale nie chce wykonać instrukcji. W tym ciągle jest zagięty na emocjach. Wszystko o nie opiera.
A realne pójście do ludzi i otworzenie się w bezpiecznym otoczeniu jest dowodem samym w sobie na postępy.
To powoli też będzie ukazywać ogrom własnej nieuczciwości, z której nigdy nie zdalibyśmy sobie sprawy.
Zobaczysz też, że można robić dużo więcej, niż tylko siedzieć w swojej głowie, objadać się wiedzą i walić tą głową w ścianę.
Odpowiedz sobie “po co jestem na tym serwisie?” Bo na pewno nie po to, by nauczyć się uwalniać, zacząć to robić.
W większości artykułów nie ma słowa o uwalnianiu, więc czytając je na pewno nie chodziło Ci o rozwiązanie swoich problemów.
Uzależnienie jest takim właśnie problemem, że człowiek będzie się okłamywał na setki sposobów, że chce wyzdrowieć, gdy wcale nie chce.
To jakby człowiek przyszedł na boso do sklepu z butami, oglądał wszystkie buty po kolei i mówił wszystkim, że chce sobie kupić buty.
Tylko że wraca do tego sklepu od lat i jeszcze butów nie kupił. Przymierza, przegląda się w lustrze, rozmawia z obsługą. A nadal chodzi na boso.
A gdy ktoś proponuje, by jakieś kupił, szybciutko wychodzi. Pięknie dziękuje i przeprasza.
Więc co naprawdę robi?
Pewnie powie, że płaskostopie ma i potrzebuje specjalnych butów.
Albo kiedyś krzywo stanął i teraz nie może mieć normalnych butów jak każdy inny.
No ale takie są historie, gdy uzależniony próbuje sam sobie “pomóc”.
10-20-30 lat nie chciał i nagle stwierdził, że spróbuje. Ale sam. No bo logiczne – sam się wpędził w kłopoty, to sam musi z nich wyjść!
Męczy się długi czas, efektów nie ma. Jest też coraz gorzej. Więc na pewno rozwiązania, które próbował stosować to ściema. I biedny może się już tylko zabić.
A gdy zaproponuje się mu pomoc – pięknie dziękuje, z całą gracją i powagą na jaką go stać. I przeprasza. Często najmocniej.
Ale jeszcze na odchodne zada pytanie. Albo 5.
Widze Piotrze, ze wkleiles moj komentarz, ale prosze abys nie marnowal na mnie czasu i nie odpisywal. Bo mialem sie nie rozpisywac, ale sie i tak rozpisalem. Czyli nie dotrzymalem slowa.
Pewnie, że nie.
To oczywiste.
Bo tak wygląda właśnie choroba. Mówisz jedno, robisz drugie.
I teraz napisze tak tylko dla ciebie, jak facet facetowi. Nie wiem w jakim stanie byles, jak byles uzalezniony, ale mnie naprawde juz chuj strzela, jak czytam i ogladam o uwalnianiu, probuje setki razy i gowno z tego wychodzi. Narasta we mnie frustracja i jeszcze sobie dokladam, ze jakis kurwa niedojebany jestem, ze nie potrafie pojac niby prostej techniki.
Dobrze.
Niech ten stan się pogłębia. To jest poprawna droga do poddania samowoli.
Jednoczesnie czytajac Przywracanie Zdrowia, boje sie ze dostane jakiejs strasznej choroby przez te negatywne energie, ktore we mnie zalegaja, a ktorych nie potrafie uwolnic.
Może to zmusiłoby Cię do poddania.
Wydaje mi sie, ze zle rozumiem definicje”uwalnianie”.
Nie ma definicji.
Jest instrukcja.
Pomimo przeczytania chuj wie ilu ksiazek i obejrzeniu chuj wie ilu wykladow m.in. pana Dwoskina. Naprawde Piotrze kurwicy dostaje i szukam ratunku i dlategow akcie desperacji sie rozpisalem, pomimo ze obiecalem iz tego nie zrobie. Przepraszam jeszcze raz.
Szukasz ratunku?
Nie.
Szukasz tylko czegoś, co pozwoli Ci dalej żyć jak Ci się podoba ale bez tych wszystkich konsekwencji walenia głową w ścianę.
Gdybyś szukał pomocy, to byś nie uciekał, gdy zaproponowałem współpracę.
Ale uciekasz.
Nie wiem jaka jest Twoja definicja “pomocy” czy “ratunku” ale na pewno nie stoją po stronie realnego zdrowia.
No i też pokazuje co mówiłem – non stop wyczekujesz, kompulsywnie przesiadujesz tu. Od razu zareagowałeś, gdy skleiłem komentarze.
Tak jak tamci mężczyźni. To jest choroba. Jeden z jej aspektów. Pienienie się coraz bardziej.
Coraz większa właśnie np. kurwica – czy to na siebie, czy na mnie. Bez różnicy.
Nie podejmiesz się leczenia choroby, z której nie zdajesz sobie nawet sprawy. I ja wiem, że pewnie i tego zdania użyjesz jako usprawiedliwienia.
Być może teraz zechcesz przeczytać wszystkie artykuły drugi raz, a może i trzeci i czwarty, bo będziesz próbował “zrozumieć uzależnienie”.
Tak jak próbujesz “zrozumieć uwalnianie”. I tak w kółko.
Ale ta choroba ma i na to sposoby. Tylko że to może wymagać jeszcze trochę czasu.
Prosisz, bym nie odpisywał ale jak wszystko inne, to też nie jest szczere.
Bo oczywiście, że chcesz, bym odpisał.
Tak naprawdę co mówisz to “nie obchodzi mnie co odpiszesz, tylko odpisz cokolwiek, bym dalej mógł doić swoją pożywkę, bym miał pretekst i usprawiedliwienie”.
Tak jak teraz wystarczyło, bym skleił komentarze w jeden i reakcja natychmiastowa.
To jest też dowód na brak kontroli nad własnym życiem.
Raz ładnie przepraszasz i mówisz, bym nie odpisywał ale masz na to nadzieję. Drugi raz przepraszasz. Teraz już naprawdę mam nie marnować na Ciebie czasu.
Widzisz jaki to jest bełkot? Nie widzisz.
I dalej – “jakiś kurwa niedojebane jestem”. I Ty mówisz, że czytasz cokolwiek? Bzdura.
Mówiłem wiele razy – jesteś uzależniony. Tylko jeszcze nie dociera do Ciebie co to znaczy.
Nie masz kontroli nad własnym życiem. Jesteś bezsilny wobec tego co robisz.
Bardzo dobrze, że dostajesz kurwicy. Ale to na razie malutka kurwica. Taka, która jeszcze z pieluch nie wyszła.
Daj sobie jeszcze kilka lat. Wtedy pogadamy.
Niektórzy sami zgłaszają się do szpitali psychiatrycznych, bo tak boją się o siebie. A i to jest za mało, by zaczęli stosować rozwiązanie.
Nic nie musisz.
Narzuciłeś na siebie jakieś szaleńcze wytyczne, które od lat nic Ci nie przynoszą, prócz rosnącej frustracji.
Odpuść. Pobaw się jeszcze. Odpowiedzi przyjdą same.
Co to jest tak naprawdę zawstydzanie? Czy ktoś może tak naprawdę nas zawstydzić czy to jest co sami sobie robimy? Na przykład zrobimy coś niewłaściwego lub stanie się coś co ukarze naszą słabość i ktoś będzie nam wmawiał : “Jesteś <tu ohydny wulgaryzm>” utwierdzając w przekonaniu że to prawda? Trudno to zignorować bo jednak nasza słabość i błąd wyszły ale czy ta osoba ma racje? Potem trudno pozbyć się tego negatywnego przekonania. Mi jest bardzo trudno i zawsze gdy wraca takie pewne przykre wspomnienie uciekam w porno. Nie radzę sobie z tym.
Co to jest tak naprawdę zawstydzanie?
Próby kontroli i manipulacji za pomocą umieszczenia źródła czyjegoś wstydu w sobie i obietnicy, że jak ta osoba się dostosuje, będzie posłuszna, etc., to tego wstydu nie otrzyma lub zostanie on zabrany.
Co ma swoje plusy ale generalnie jest kolosalnie niedojrzałe i nieefektywne.
Najlepszym sposobem jest stanie się przykładem tego, czego chcemy/oczekujemy/wymagamy od ludzi.
Oraz oczywiście edukacja.
Bo jak ktoś nie zrozumie, że dany wybór jest lepszy, to albo będzie się bardzo męczył próbując go znowu dokonać lub przy najbliższej okazji czy pierwszym pretekście przestanie go dokonywać.
Czy ktoś może tak naprawdę nas zawstydzić czy to jest co sami sobie robimy?
Świadomość jest niewinna, uwierzy we wszystko.
Szczególnie jako dzieci słuchamy się rodziców, którzy dla nas są najświętszym autorytetem.
Jak nam powiedzą, że nic nie znaczymy, nie mamy wartości, to będziemy w to wierzyć jak w prawdę objawioną.
Gdy powiedzą nam, że mamy się wstydzić, to będziemy się wstydzić. Nawet przez resztę życia.
Na przykład zrobimy coś niewłaściwego
Podaj proszę jakiś konkretny przykład.
Bo co to jest “coś niewłaściwego”? Niewłaściwego wobec czego? Niewłaściwego w jakich okolicznościach? Niewłaściwego dla kogo?
lub stanie się coś co ukarze naszą słabość
Jaką słabość? Jak to ukaże? Komu ukaże?
Ukaże i co dalej?
Jak Ci ktoś ukaże, że masz dziurę w koszuli, to co wtedy?
i ktoś będzie nam wmawiał : “Jesteś” utwierdzając w przekonaniu że to prawda?
Sam mówisz – “utwierdzając nas w naszym przekonaniu”.
Problemu nie stanowi więc to, co ktoś nam mówi, tylko to, że już sami trzymamy się tego przekonania.
Pamiętaj – boleć nas w słowach innych może tylko to, w co sami już wierzymy.
Dlatego też skupiając się na innych sami odmawiamy sobie korekt tego, co sami sobie robimy. Tylko w tym jest problem.
Trudno to zignorować bo jednak nasza słabość i błąd wyszły ale czy ta osoba ma racje?
Ale co ignorować?
Pomijasz masę informacji. Np. własny osąd tej słabości, nadaną wartość, znaczenie, to czy sami siebie akceptujemy, czy nie, czy tę słabość wypieramy, jakie znaczenie jej nadaliśmy, etc.
Poza tym – jeśli zobaczyłeś coś, co warto skorygować, rozwinąć, zaakceptować, no to rozsądek podpowiada, by to zrobić.
A Ty mówisz jakby tylko w tym jedynym scenariuszu była tylko jedna droga – wstydzenie się jakiejś słabości.
A opcji masz pewnie z tysiąc różnych, z czego ból i cierpienie to tylko kilka z nich.
No powiedz – popełniłeś błąd. Ktoś to zauważył i Ci zakomunikował w jakikolwiek sposób. I co dalej?
Potem trudno pozbyć się tego negatywnego przekonania.
Niby dlaczego?
To, że z całych sił ściskasz w ręku długopis i gdy jeszcze 100 osób powie Ci, że go trzymasz, nie czyni to puszczenia tego długopisu ani trochę trudniejszym, ani innym, niż w dowolnej innej sytuacji, ani gdybyś się go trzymał od 5-ciu sekund.
Mi jest bardzo trudno
No bo wcale tego nie chcesz.
Opierasz się temu co czujesz, projektujesz to poza siebie – np. na tę osobę czy na słabość i zamiast wybrać akceptację, odpowiedzialność, łagodność dla siebie, to się osądzasz, wierzysz tej osobie, jeszcze silniej opierasz.
Emocjonujesz się niepotrzebnie zamiast dokonać korekt.
i zawsze gdy wraca takie pewne przykre wspomnienie uciekam w porno. Nie radzę sobie z tym.
Z czym sobie nie radzisz?
Co konkretnie robisz w tej sytuacji w sobie?
Co tak naprawdę w tym wszystkim robi ta druga osoba, a co robisz Ty?
Ktoś podchodzi do Ciebie, pokazuje palcem na Twoją twarz i mówi Ci śmiejąc się – “Haha! Ale jesteś głupi!”
I co? Cierpienie? Wielki wstyd przez resztę życia?
Powiem Ci jak ja reaguję na podobne sprawy – “Zgadza się, masz rację”. Przyznanie racji gwarantuje, że ta osoba da sobie spokój, bo nie zasilam jej negatywności, ani nie daję pretekstu do kontynuowania.
A wiem, że racji nie ma, rozumiem, z czego ta percepcja wynika.
Zaś gdyby mi ukazała jakiś popełniony błąd – np. próbowałem poderwać kobietę i się nie udało i ta osoba by podbiegła i zaczęła się śmiać, to ja doskonale rozumiem, że nie każde podejście będzie skuteczne ale też intencją mojego podejścia było poznanie fajnej dziewczyny, a nie udowadnianie swojej wartości, którą sam sobie odebrałem.
Jako, że się sam nie osądzam, to nikt nie może manipulować ani wstydem, ani winą, nie może mnie zranić, jego słowa mnie nie zabolą.
Zabolałoby mnie, gdybym sam siebie tak osądzał, gdybym się z tą osobą zgodził.
Gdyby tak było, to dzięki niemu widziałbym, że się opieram, że zrzucam odpowiedzialność, że trzymam się tego przekonania o sobie – czyli własnego osądu.
Dostrzegłbym korzyści jakie z niego mam – np. mogę odpuścić starania, mogę każde niepowodzenie użyć jako pretekstu, by stać w miejscu i mówić, że to przez kogoś czy przez to jaki jestem.
Innymi słowy – nikt nie może nam zrobić tego, czego sami sobie już nie robimy. A jeśli mamy pozytywną intencję, dążymy do zdrowia, to KAŻDĄ sytuację możemy przekuć na zysk, na pozytywny rezultat.
Gdy będziemy dla siebie akceptujący, czyli zrezygnujemy z osądzania, to zawsze też możemy zapytać takiej osoby – “Ok, zobaczyłeś/aś mój błąd. A co byś zmienił(a), zrobił(a) lepiej/inaczej?”
Pamiętaj, że jeśli masz stłumione emocje, to ich nie unikniesz, a mentalizacja będzie się odbywać. Ale to nie ma znaczenia.
Dlatego “wspomnienie wraca”, bo trzymasz się i opierasz emocjom, przerzucasz je na to przeszłe wydarzenie, cały czas hipnotyzujesz się mentalnym bełkotem.
Z tego powodu to nie mija, a nawet rośnie.
Przypominam, że wyzdrowienie z uzależnienia to holistyczny proces wzrostu i dojrzewania.
Moje doświadczenie jest takie: to ja siebie ograniczałem przez uporczywe złe i wstydliwe myśli o sobie, “bo coś nie tak ze mną”, “bo jestem kiepski” “bo znów probkem ze mną” itd…
Zgadzam się więc z artykułem!
A skąd pomysł, że to myśli o Tobie?
Z pewnością jestem osobą wstydliwą. Dowiedziałem się kilka ciekawych faktów, co należy zrobić aby z tym skończyć. Pisałeś Piotrze między innymi aby “puścić” dane emocję, unikając tym samym zapętlania problemu szukając wyjścia w umyśle i aby móc to zrobić trzeba być świadomy tego że to emocja. Ale czy “puszczenie” oznaczało by np. Objęcie ramionami kogoś kogo lubimy, jednak mamy świadomość że to niedorzeczne a co gorsza boimy się dezaprobaty drugiej osoby? Czy “puszczenie” byłoby zauważalne przez drugą osobę, poprzez widoczną pozytywną energię?
Z pewnością jestem osobą wstydliwą. Dowiedziałem się kilka ciekawych faktów, co należy zrobić aby z tym skończyć.
Absolutnie nie jesteś osobą wstydliwą. Tak nie jest.
Mówisz, że dowiedziałeś się co należy zrobić, by z tym skończyć. Ale już pierwsze zdanie pokazuje, że nie zamierzasz.
Sam trzymasz się wstydu i jeszcze to racjonalizujesz – mówisz, że JESTEŚ osobą wstydliwą.
Co to w ogóle znaczy? Kiedy zaczyna się być osobą wstydliwą, a kiedy przestaje?
Nie ma odpowiedzi, bo to urojenie.
Ty odczuwasz dużo i/lub często wstyd i wtedy od razu uciekasz w umysł, gdzie widzisz to, co zawsze “aha, odczuwam wstyd, bo JESTEM wstydliwy”.
Ale tak nie jest. Odczuwasz wstyd, bo masz go masę stłumionego, bo go zawsze negatywnie oceniałeś i dlatego za każdym razem, gdy go odczuwałeś, szukałeś sposobu na jego stłumienie. Gdy przestawałeś go czuć, np. po sesji z porno, stwierdzałeś, że on zniknął, że porno i/lub masturbacja go rozładowały.
Ale tak nie było. Gromadził się w Twojej podświadomości, co nie zmienia faktu, że to nadal wyłącznie emocja, a umyśle widzisz jej racjonalizację.
Co więcej – nadal nie akceptujesz i nie uznajesz wstydu i unikasz za wszelką cenę wszystkiego, co wstyd z Ciebie wyciąga.
Mówisz sobie – “tego nie mogę zrobić, bo jestem wstydliwy”, co oznacza “nie zamierzam zmierzyć się ze wstydem i go odpuścić i wybieram, by wierzyć, że jego źródłem jest TO coś i na tej podstawie stwierdzam, że wstydzę się TEGO”. A że “tego” jest coraz więcej, bo w podświadomości wstydu przybywa, w końcu uznałeś, że skoro odczuwasz wstyd tak często i/lub tak dużo, to musisz BYĆ wstydliwy. I koniec tematu.
A dlaczego nie uznać, że po prostu czujesz wstyd i tyle? Nie dorabiać do tego żadnej racjonalizacji, filozofii, wytłumaczenia?
Pisałeś Piotrze między innymi aby “puścić” dane emocję,
Tak, czyli np. przestać wciskać sobie kit, że jest się nieśmiałym czy wstydliwym.
unikając tym samym zapętlania problemu szukając wyjścia w umyśle
Dokładnie tym jest sądzenie, że jest się wstydliwym.
i aby móc to zrobić trzeba być świadomy tego że to emocja.
Emocja to jedno. “Jestem wstydliwy” to racjonalizujące ją przekonanie.
Przekonanie to należy ignorować i w tym czasie skupić się na uwalnianiu energii wstydu.
Ale czy “puszczenie” oznaczało by np. Objęcie ramionami kogoś kogo lubimy,
A co ma wspólnego stłumiony wstyd z obejmowaniem kogoś?
jednak mamy świadomość że to niedorzeczne a co gorsza boimy się dezaprobaty drugiej osoby?
Bo w drugiej osobie doszukujemy się źródła aprobaty, czyli akceptacji, której sami sobie odmawiamy.
A odmawiamy sobie, bo uważamy się za gorszych, gdy czujemy wstyd.
I jeśli ta osoba by nam aprobaty odmówiła, to w naszych oczach stracilibyśmy bardzo ważne źródło, co w konsekwencji oznaczałoby potwierdzenie naszych przypuszczeń na nasz temat (np. że jesteśmy gorsi) oraz cierpienie.
Czy “puszczenie” byłoby zauważalne przez drugą osobę, poprzez widoczną pozytywną energię?
To, co zobaczy i poczuje inna osoba zależy od jej poziomu dojrzałości, obecnego stanu emocjonalnego, poziomu oporu, świadomości, intencji, tym na czym się akurat skupia.
Innymi słowy – nie ma to dla nas, w kontekście uwalniania emocji, żadnego znaczenia.
Jak Ty nie poczujesz w sobie pozytywności, nie odpuścisz przed nią oporu, to na pewno nikt tego nie dostrzeże.
A gdy już to w sobie poczujesz, to będziesz miał gdzieś czy ktokolwiek inny to widzi czy nie. Bo już się będziesz dobrze czuł.
Poruszenie tematu wstydu, to jeden z najważniejszych tematów dla mnie, bowiem jak wiesz Piotrek jestem dość nieśmiałą osobą i mało odważną. Od zawsze przede wszystkim wśród ludzi czuję się zawstydzony nie potrafiąc mówić swobodnie będąc wyluzowany. No w każdym bądź razie nieśmiałość, to jest aspekt u mnie, który pragnę wyeliminować nie dawając się temu głupiemu poczuciu. Oczywiście zachowując przy tym zdrowy rozsądek. Można być odważnym, pewnym siebie jednocześnie czując niepewność i strach? Tu próbując intelektualnie wmawiać sobie, że tym razem się nie dasz nic nie daję poza gniewem wspomagającym do działania. Gdy poczujesz coś automatycznie blokujesz się, to takie przyzwyczajenie raczej. Trzeba się z tym zmierzyć i to po prostu puścić, poddać. Innego wyjścia nie ma. Czy mogę oczyścić się z tego, co nawet stłumiłem parę naście lat temu w dzieciństwie? Oznacza to dłuższy czas przeżywania emocji wstydu? Odkąd pamiętam jestem wstydliwym chłopakiem. :3
Poruszenie tematu wstydu, to jeden z najważniejszych tematów dla mnie, bowiem jak wiesz Piotrek jestem dość nieśmiałą osobą i mało odważną.
Nie. Jest zupełnie inaczej.
Nie JESTEŚ ani nieśmiały, ani nie JESTEŚ mało odważny.
NIE JESTEŚ śmiały i NIE JESTEŚ odważny. Dlaczego? Bo masz ku temu powody. Wybierasz coś, co blokuje śmiałość i odwagę.
Śmiałość i odwaga to naturalny stan człowieka, gdy usunięte zostanie to, co je blokuje.
Tak jak naturalne jest to, że Słońce świeci, gdy przejdą chmury. Ale jeśli chmurom nie pozwalamy przeminąć, Słońce nie może dotrzeć do ziemi.
Przyjrzyjmy się dalszej części Twojej wiadomości czym to może być czym blokujesz odwagę i śmiałość.
Od zawsze przede wszystkim wśród ludzi czuję się zawstydzony
Nie.
Od zawsze ludzie POMAGAJĄ wyciągać z Ciebie nagromadzony ładunki m.in. wstydu.
Zaś Ty uważasz, że wstydzisz się czegoś/kogoś – oddajesz więc odpowiedzialność za wewnętrzny wstyd na coś zewnętrznego.
To tak jakbyś oddawał odpowiedzialność za pryszcza szybie w budynku, w której się przejrzałeś i zobaczyłeś tego pryszcza.
nie potrafiąc mówić swobodnie będąc wyluzowany.
Ależ potrafisz. Tylko nie chcesz.
Dlaczego nie chcesz? Bo zamiast luzu i swobodnego mówienia wybierasz walkę ze ujawnionym wstydem.
To tak jakbyś chciał swobodnie chodzić nosząc kamień na plecach. Ale gdy ktoś pokazuje Ci ten kamień, mówi – “Hej, widzę, że się męczysz! Pozwól, że pokażę Ci dlaczego!”, to Ty uciekasz od tego, nie chcesz widzieć tego kamienia, nie chcesz nic z nim robić. Ale kamień nadal nosisz.
No w każdym bądź razie nieśmiałość, to jest aspekt u mnie, który pragnę wyeliminować
No i dalej próbujesz robisz po swojemu pomimo, że dotychczasowe decyzje doprowadziły Cię do obecnej sytuacji.
Dlaczego dalej chcesz próbować tego samego i liczyć, że osiągniesz coś innego?
Walka z emocjami i oporem to oddawanie im energii.
Właśnie przez próby wyeliminowania emocji i oporu one nie mogą zniknąć i trwają, a nawet ich przybywa.
To co “eliminuje” opór i emocje to INTENCJA, by je uwolnić, pozwolić im przepłynąć – wypłynąć z Ciebie.
Wyczerpywanie nagromadzonych ładunków oporu i emocji odbywa się samo dzięki naszej nieoceniającej ich obserwacji i intencji, by je puścić.
Próba osobistej ich eliminacji nic nie da. Nic nie zmieni.
nie dawając się temu głupiemu poczuciu.
No i właśnie, że próbujesz się mu “nie dawać” powoduje, że to uczucie trwa.
Właśnie dlatego, że kiedyś wstyd uznałeś za głupi, zacząłeś z nim walczyć, unikać go, tłumić, etc. Dlatego ono trwa od lat i ciągle go przybywa.
Oczywiście zachowując przy tym zdrowy rozsądek.
Nie.
Próba “nie dawania” się “temu głupiemu poczuciu” już nie jest zdrowym rozsądkiem.
Można być odważnym, pewnym siebie jednocześnie czując niepewność i strach?
Odwaga i pewność siebie to stany ponad emocjami.
Można czuć strach, a nadal wybrać, by zrobić coś, czego nasz umysł wierzy, że się boimy.
Pewność siebie i odwaga to już nie stany emocjonalne, tylko stany ponad emocjami – stany wysokiej świadomości.
Dlatego próbując walczyć z, opierać się, eliminować emocje tylko oddajemy im energię i zatrzymujemy się w miejscu, bo próbujemy zrobić coś co jest niemożliwe.
To jakbyś próbował walczyć z baterią, nie dawać się jej i liczyć, że to ją rozładuje.
Tu próbując intelektualnie wmawiać sobie, że tym razem się nie dasz
Ale należy się właśnie dać! Pozwolić emocji płynąć ze świadomością, że nią nie jesteśmy i pozwalamy jej z nas wypłynąć. Nie stajemy jej na drodze, nie oceniamy, nie walczymy.
Ty Dennis zamiast kombinować weź się lepiej za Moduł 4, w którym dokładnie opisuję cały ten proces.
nic nie daję poza gniewem wspomagającym do działania.
To jakieś nieskładne paplanie. Nie wiem w ogóle co mówisz.
Gdy poczujesz coś automatycznie blokujesz się, to takie przyzwyczajenie raczej.
Żadne przyzwyczajenie, tylko nieświadoma decyzja wynikająca z negatywnego zaprogramowania.
Od Modułu 2 ujawniasz to – bo to ma stać się świadome.
I gdy jest już uświadomione, masz możliwość zmiany tego – spokojnej korekty i oczyszczenia.
A nie “nie dawania się” cokolwiek to znaczy.
Trzeba się z tym zmierzyć i to po prostu puścić, poddać. Innego wyjścia nie ma.
Dlaczego więc mówisz cokolwiek o próbach eliminacji tego głupiego poczucia, dlaczego mówisz o nie dawaniu się?
Czy mogę oczyścić się z tego, co nawet stłumiłem parę naście lat temu w dzieciństwie?
Tak, bo to niczym się nie różni od tego, co możesz czuć, gdy np. nie zaliczysz egzaminu.
Oznacza to dłuższy czas przeżywania emocji wstydu?
Oznacza to, że wyjdzie z Ciebie to, co czułeś kiedyś i od Ciebie zależy czy będziesz się temu opierał, czy pozwolisz temu wypływać z Ciebie aż do końca.
Odkąd pamiętam jestem wstydliwym chłopakiem. :3
Bo odkąd pamiętasz walczysz, opierasz i trzymasz się wstydu. Albo próbujesz mu się “nie dać”.
Heh, nie wyobrażam sobie siebie jako odważnego i śmiałego. Przecież to już nie będę mną. To byłoby coś wspaniałego. :D
Wiesz chodziło mi, żeby się nie dawać w sensie, abym się nie blokował na nieprzyjemnym poczuciu, lecz starał się działać pomimo czucia w/w stanu. Odważna osoba dziala, co nie oznacza, że nie czuję strachu. Zapamiętałem to w jednym z Twoich tekstów i będę próbował to wykorzystać w życiu realnym. Zacząłem dostrzegać, że tu wszystko chodzi po prostu oto, że nie chcę czuć stanu od którego i tak nie uciekne, nie usunę, a co najwyżej stłumie. Przez co trwa i rośnie. Podobnie opierając się absurdalnym myślom. A można to puścić w kilka sekund skupiając się na oddechu.
Heh, nie wyobrażam sobie siebie jako odważnego i śmiałego. Przecież to już nie będę mną.
Absolutna nieprawda.
Właśnie dlatego, że całe życie wierzyłeś, że JESTEŚ jakiś (nieśmiały, tchórzliwy) powodowało, że trzymałeś się strachu i wstydu.
A to było “tylko” utożsamienie ze strachem, wstydem i racjonalizacjami tych emocji.
Uważasz, że jakby te emocje zniknęły to już nie będziesz Ty. Bzdura wierutna. To właśnie teraz nie jesteś Ty – tylko emocje i bełkot umysłu.
To byłoby coś wspaniałego. :D
Nie.
To byłoby coś normalnego.
Wiesz chodziło mi, żeby się nie dawać w sensie, abym się nie blokował na nieprzyjemnym poczuciu, lecz starał się działać pomimo czucia w/w stanu.
W większości przypadków nie chodzi o to, by coś zrobić, tylko by uświadomić sobie, że myśli i emocje to nie Ty.
I na tej podstawie puścić się ich – pozwolić im przepłynąć.
A żeby to było możliwe, należy przestać być wpatrzonym w umysł jak w zbawiciela. Bo to nie zbawiciel, tylko najgorszy możliwy przewodnik i doradca. Ale nie jest zły, ani wrogi. Warto na umysł patrzeć jak na emocjonalnego pieska.
Gdy takiemu pieskowi oddamy kontrolę nad swoim całym życiem – raczej nie mamy co liczyć na wspaniałe efekty.
Odważna osoba dziala,
Skąd ta pewność?
Co to znaczy “działa”?
co nie oznacza, że nie czuje strachu.
Zgadza się.
Osoba odważna może robić to, co wszyscy, tylko nie z poczucia braku, strachu przed głodem ale z pragnienia, by pomagać.
Zapamiętałem to w jednym z Twoich tekstów i będę próbował to wykorzystać w życiu realnym.
Nie.
Słuchaj się wytycznych Programu. Bo Program oznacza system stworzony od A do Z. A Ty teraz chcesz pominąć kroki A, B, C… i rozpocząć krok N.
Blog jest dla wszystkich i odnosi się do wielu problemów.
Ale Ty zainwestowałeś w całościowy Program, którego skuteczność w dużej mierze zależy od tego czy kroki stawiamy po kolei.
Ty teraz masz się skupić na instrukcjach z Modułu 3.
Zacząłem dostrzegać, że tu wszystko chodzi po prostu o to, że nie chcę czuć stanu od którego i tak nie uciekne, nie usunę, a co najwyżej stłumie.
Dokładnie.
Przez co trwa i rośnie. Podobnie opierając się absurdalnym myślom. A można to puścić w kilka sekund skupiając się na oddechu.
Można.
Ale żeby to było możliwe, najpierw konieczna jest świadomość, że w ogóle coś czujesz, że to tylko emocja, że stawiasz jej opór, bo tak mentalizuje umysł.
Bez tej świadomości nic trwale nie zmienisz.
A od wzbudzenia tej świadomości są Moduły 2-3.
Dziękuję ci bardzo dzisiaj miałem taką wstydową sytuację i twój artykuł mega pomógł dawaj tego więcej.
To, co zrobiłeś wtedy możesz zastosować w innych sytuacjach.
W niczym nie pomoże “danie tego więcej”. Umysł chce swojej pożywki i zamiast robić w życiu to co niezbędne, karmimy umysł, który nigdy nie ma dość.
Masz już rozwiązanie, a mimo to umysł domaga się więcej. Nawet gdy już jest dużo, dużo więcej na Blogu.
Nie jesteś swoim umysłem, a jednak żyjesz jak jego niewolnik. Większość ludzi tak żyje – jak słudzy umysłu, ślepi na własne potrzeby. Mylą siebie z umysłem i wybierają tylko to, co służy umysłowi.
Ty wybrałeś to, co było dobre dla Ciebie i było super. A potem umysł od razu zaczął żądać tego, czego on chce – pożywki, żreć. Przesycić się informacjami. Co nic kompletnie nie daje.
To koniecznie musi stać się jasne.
Przyglądam się sobie Piotrze i dostrzegam właśnie ten wstyd u siebie. Wstyd pojawia się z zewnątrz. Od rówieśników, kolegów, reklam itp. Jak już poczuję wstyd wtedy pojawia się napięcie, a następnie chcąc złagodzić i uciec to popada się w uzależnienie aby na chwilę zapomnieć. Ale tego się nie zapomni i wstyd nie minie, tylko zagłuszy a wstyd prędzej czy później znowu się pojawi. To tylko kwestia czasu. Wstyd to jest informacja, że jesteśmy niedoskonali i nie zgadzamy się na te niedoskonałości. To poprzez presje z zewnątrz tak odbieramy wstyd. Dobry przykład podałeś z Nick Vujicic albo Danny DeVito. Gdyby Oni trzymali się wstydu to ani pierwszy czy ani drugi nie osiągnęli tak wspaniałych relacji z innymi kobietami i tak pięknymi, jak np. Danny DeVito. Dziękuję Piotrze za dobre dwa przykłady. Szukaj takich więcej przykładów. :)
Przyglądam się sobie Piotrze i dostrzegam właśnie ten wstyd u siebie. Wstyd pojawia się z zewnątrz
Nie, wstyd nie pojawia się z zewnątrz.
Emocje mają tylko wewnętrzne źródło. Jeśli to, co ktoś zrobił lub powiedział spowodowało, że czujemy emocje to znaczy, że:
– Już te emocje w nas były i ta osoba POMOGŁA nam je dostrzec w sobie.
– Sami zdecydowaliśmy się postrzegać tę sytuację przez pewien filtr, przez co wzbudziły się w nas emocje. Niemniej nadal my odpowiadamy za nasz stan emocjonalny. Jeśli obwiniamy innych – to niezwykle niedojrzałe. Ale niestety bardzo powszechne
Jak już poczuję wstyd wtedy pojawia się napięcie
Napięcie się nie pojawia. Tylko tak się Ci wydaje, bo jesteś nieświadomy.
Sam WYBIERASZ, by OPIERAĆ się emocji wstydu. To Twoja decyzja i odpowiedzialność, by podjąć odpowiednią decyzję względem emocji – zaakceptować je i oczyścić się lub opierać i obwiniać innych – szukać winnych.
Wstyd to jest informacja, że jesteśmy niedoskonali i nie zgadzamy się na te niedoskonałości
Skąd to wziąłeś?
Wstyd to informacja, że sami wybieramy, by postrzegać siebie jako gorszych, złych, itd. Nie oznacza to, że tacy jesteśmy!
Zaś ból i napięcie to efekt utożsamienia się z emocją oraz opieranie się jej.
To poprzez presje z zewnątrz tak odbieramy wstyd
Nie. Sam to wybierasz, zaś “presja z zewnątrz” to tylko usprawiedliwienie własnych, nieświadomych decyzji.
Bardzo ciekawie piszesz, dużo merytoryki i dbania o sferę higieny myśli. Zauważyłem że to niezwykle istotne. Najciężej jest z tymi których kochamy, a którzy przez lata utrwalania instalacji karmienia się negatywnymi emocjami, doszli do takiego etapu, że jakiekolwiek wspomnienie o temacie prowadzi do \” co to za pierdoły opowiadasz \”.
No i tym sposobem co raz rzadziej pojawiam się w domu …. Na dłuższą metę ucieczka od tematu mi nie odpowiada.
Czy mówiąc o nazwaniu emocji, rozróżnieniu i zaakceptowaniu, mówisz o w pewnym sensie wyjściu z siebie i spojrzenie okiem obserwatora ? Gubimy wtedy Ego tak ? Czytałem o tej technice w książce Tadeusza Niwińskiego pt. \” Ja czyli jak zmienić siebie\” – gorąco wszystkim polecam. Tam autor porusza temat wstydu na przykładzie kanonu wychowywania dzieci w Kanadzie gdzie mieszka – są one od małego przystosowywane do tego.
>Bardzo ciekawie piszesz, dużo merytoryki i dbania o sferę higieny myśli.
Dziękuję!
>Zauważyłem że to niezwykle istotne. Najciężej jest z tymi których kochamy, a którzy przez lata utrwalania instalacji karmienia się negatywnymi emocjami,
Tutaj zacytuję \”Największy dar jaki można dać drugiemu człowiekowi jest akceptacja\”.
A więc nie staramy się nikogo zmienić, nie walczymy z nim, tylko uznajemy tę osobę dokładnie taką jaka jest. Dopiero z tej pozycji jeśli chcemy, rozpoczynamy dialog.
>doszli do takiego etapu, że jakiekolwiek wspomnienie o temacie prowadzi do ” co to za pierdoły opowiadasz ”.
Ponieważ ich ego odbija tylko Twój opór, który czujesz do tych osób.
Akceptacja to właśnie odpuszczenie każdego oporu, jaki możemy czuć względem drugiej osoby.
>Czy mówiąc o nazwaniu emocji, rozróżnieniu i zaakceptowaniu, mówisz o w pewnym sensie wyjściu z siebie i spojrzenie okiem obserwatora ? Gubimy wtedy Ego tak ?
Niczego nie gubimy.
Ego jest w nas i zawsze będzie.
Nieoceniający obserwator pozwala nam spojrzeć na sytuację nie przez filtr ego ale przez coraz pełniejszą świadomość tego, czego doświadczamy. Interpretacje umysłu zazwyczaj są bardzo okrojone i niekorzystne dla nas.
Wzrost w świadomości pozwala nam działać niezależnie od ego z jednoczesną jego akceptacją.
To prowadzi do integracji całej ludzkiej istoty, a nie wypierania jakichś aspektów, co jest zazwyczaj źródłem chorób i problemów.
> Czytałem o tej technice w książce Tadeusza Niwińskiego pt. ” Ja czyli jak zmienić siebie” – gorąco wszystkim polecam. Tam autor porusza temat wstydu na przykładzie kanonu wychowywania dzieci w Kanadzie gdzie mieszka – są one od małego przystosowywane do tego.
Nie da się zmienić siebie.
Da się tylko odrzucić negatywność, przestać ją zasilać. Da się zmienić sposób myślenia. Ale żaden człowiek nie jest tym co myśli.
Jeżeli ktoś mówi o zmianie siebie, nie rozumie w ogóle czym jest istota ludzka i nasza prawdziwa natura.
Oczywiście lepsze takie podejście , niż w ogóle omijanie tematu emocji i ego ale na dłuższą metę ma poważne ograniczenie.
Ponadto to nie jest żadna technika. Techniką nazwałbym własnie utożsamianie się z ego. Ktoś nas nauczył łapać się naszych myśli i programów, a w szczególności negatywności. To jest sposób.
Odpuszczanie ich i oczyszczanie się to najbardziej naturalna rzecz pod słońcem. Każdy zwierzak brudny myje się. Czy to technika czy coś jak najbardziej normalnego?
Wstyd czasem jest dobry. To on podpowiada, że czegoś nie wypada robić np. obgadując innych czy niepoprawnie zachowywać się w towarzystwie. Bo gdyby człowiek nie odczuwał wstydu to nie miałby żadnej samokontroli. Niestety uzależnienie przyciąga wstyd, który jest interpretowany inaczej i ściąga on na samo dno poczucia własnej wartości.
Wstyd nie jest ani dobry, ani zły.
To tylko sygnał.
To tak jakby mówić, że neon jest dobry lub zły. Zły jest, gdy się na niego patrzymy. A dobry, bo daje nam znać o tym, co jest zazwyczaj pod nim.
Wszystko zależy w jaki sposób z niego korzystamy.
Z tą różnicą, że tłumiony wstyd zaczyna oddziaływać na naszą podświadomość, która działa na nas z siłą ponad 90% tego, czego jesteśmy świadomi.
O zdrowej stronie wstydu opowiadam w darmowym newsletterze.
Genialny temat. Chciałbym żeby więcej moich znajomych nie żyło w jakimś chorym programie typu ruchaj co weekend, zalej mordę co piątek i miej gablotę za minimum 10 tysi, bo inaczej jesteś pizdą. Cały czas biegną i biegną w tym wyścigu szczurów i nie dostrzegają piękna obecnej chwili, bo nie ma czasu na \”pierdoły\” tylko życie w takich prymitywnych programach. Ciężko jest dotrzeć do takich ludzi, bo ich ego to nie ego, ale EGO, cholerna ściana, która ich blokuje nawet do przyznania się do tego, że gdy nie mają dziewczyny, to codziennie walą przed monitorem. Masz jakieś wskazówki, jak dotrzeć do ludzi z tak zamkniętymi umysłami?
Moi znajomi również żyją jak napisałeś chorym programem. Też mnie to bolało, ale co pomogło to..odizolowanie się od tych ludzi. Teraz spotykam się z innymi kumplami. Od kiedy sam zacząłem się oczyszczać, po prostu zmieniłem towarzystwo.Ten wyścig szczurów to może skutek przedawkowania fb z twitter\’em, snapchata i jeszcze czegoś :D
Jasne, że można pomóc koledze, ale nie da się czegoś zmienić – Ja też takie coś chciałem i myślałem. Bolało mnie to, ale to ja się z tym źle czułem. Ktoś sam musi chcieć.
Artykuły Piotrka są genialne, bardzo dobrze się je czyta, pomimo trudnych tematów.
sorry ze sie wciąłem ;)
Dziękuję za komentarz Mariuszu!
2 główne powody popadania w uzależnienie to albo kompletne izolowanie się od ludzi albo przebywanie wśród ludzi negatywnych.
Uzależnienie to ucieczka od negatywności, której człowiek sam się trzyma. Tym samym niemożliwy jest wzrost. I to tyczy się wszystkich ludzi, nie tylko uzależnionych.
Jeżeli komukolwiek zależy, żeby żyć lepiej, MUSI wieść swoje życie w ten sposób – każdy aspekt życia ma go w tym umacniać – w lepszym życiu.
A jeżeli dążysz, by np. dobrze zarabiać poprzez założenie swojej firmy, a przebywasz z ludźmi, którym zależy na wygodnej comiesięcznej wypłacie – świadomie i nieświadomie Ci ludzie mogą Cię ściągać w dół. Ważne jest wtedy, by znaleźć takich ludzi i otoczyć się z nimi, dla których przede wszystkim Twoje cele są ważne i je doceniają, po drugie – wspierają Cię i mogą pomóc. A jak nie mogą to chociaż nie przeszkadzają.
Wyścig szczurów to program ego – czyli uwypuklenie małości w ludziach – \”Pokonam innych, tylko wtedy będzie mi dobrze\”. Ano nie. Wszystko co powstało na świecie powstało na skutek WSPÓŁPRACY, a nie szkodliwej rywalizacji.
Współpraca, czyli odrzucenie uprzedzeń i strachu przed innymi ludźmi oraz braku wiary oraz zaufania w siebie pozwala rozkwitać wszystkim dzięki zaprzestaniu utożsamiania się z własną małością.
A w jakim świecie będzie się lepiej żyło – w takim, gdzie wszyscy ze sobą walczą czy wszyscy ze sobą współpracują?
Zmiana ZAWSZE zaczyna się w nas. Świata nie zmienimy sami nie zmieniając się trwale.
Witaj Dawidzie! Dziękuję za komentarz.
Największy dar jaki możemy dać innemu człowiekowi to kochać go dokładnie takim jaki jest. Brak akceptacji powoduje tylko zwiększenie się oporu u innych do zmiany.
Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że mogą bardzo łatwo odpuścić swoje ograniczenia. Ale ich ego trzyma ich w żelaznym uścisku. Mówienie, że ludzie SĄ jacyś to tylko umacnianie w nich programów ego, a więc przeciwieństwo pomocy im. Należy przede wszystkim samemu dostrzegać w nich niewinność i nieświadomość tego, że ich ego omotało ich w iluzji swojej małości i ograniczoności.
Pierwszy krok to zawsze upewnić się, że samemu nie gramy w gry ego – swojego i innych. Nauczyć się akceptować, szanować i kochać ludzi za to jakimi są – siebie też. Akceptować ego ale go nie słuchać – swojego i innych. Odmawiać z miłością.
Ludzie zmieniają się w większości przez przykład i gdy ich coś naprawdę boli. Wielu uzależnionych zaczyna drogę ku uzdrowieniu dopiero, gdy ich uzależnienie bardzo mocno już zniszczyło ich życie. Rzadko kiedy ktoś dąży do zmiany, ponieważ poczuł, że chce dobrze dla siebie i wreszcie to osiągnie.
Tym samym wymuszanie zmiany na innych mija się z celem. Sam zacznij żyć tak jakbyś tego życzył sobie i innym i zobaczysz, że inni ludzie zaczną Cię naśladować. Ale jeżeli zaczniesz żyć na pokaz, a nie ze szczerej miłości do siebie, inni ludzie też zrobią wiele rzeczy na pokaz, a to oznaczać będzie, że wszyscy nadal grają na placu zabaw ego i nie zmierza to ku trwałej poprawie, tylko jeszcze głębiej w iluzje.
Cześć dziś miałem prawie poczucie wstydu albo miałem przez krótki okres ogólnie wychodzę z pracy wsiadam do samochodu cofam a tu jeb rozbiłem takiej Pani lampe tylną w w samochodzie wszyscy przechodzą patrzą się na mnie i na tą lampę myślę sobie ale lipa jak to się mogło stać co powiedzą jutro w pracy blebleble……. przestań powiedziałem sobie w duchu przeanalizuj swój sposób myślenia i zmień jego kierunek zrobiłem to i poczułem się dużo lepiej zadziałem bardzo szybko bo nie chciałem żeby te myśli nade mną przejęły kontrole żeby mnie to wkurzało wstyd poczucie winy to ma mi spieprzyć dzień o nie.. skończyło się na tym że będę tylko podkreślam tylko oddać pieniądze za lampę bez żadnych niskich emocji co więcej gdy wracałem do domu miałem poczucie takiego szczęścia byłem zadowolony z siebie że rozwaliłem te głupie myśli i i wracam do domu nie myślę o lampię tylko o tym że będę mógł się realizować w swoich pasjach i robić to co lubię a ponadto to było też dla mnie ważna lekcja bo zawsze się do wszystkiego spieszę a to pokazało w pewnym stopniu żebym po prostu wy luzował i pełen chill ;) Pozdrawiam ;)
Dziękuję, że się tym podzieliłeś Mateuszu!
Przykład z lampą to raptem jedna z dziesiątek jak nie setek codziennych sytuacji, które spotykają nas wszystkich.
Ty w mądry sposób użyłeś umysłu – odrzuciłeś utożsamienie się z negatywnością i umysł od razu podłączył się do wyższych energii – skupił się na radości, co momentalnie spowodowało, że problem, który ego mogłoby rozdmuchać do rozmiarów Taj Mahal stał się jedynie niewielką turbulencją, która dodatkowo pozwoliła zdać sobie sprawę, że problemy nie istnieją – tylko niekorzystne interpretacje i reakcje na to, co nas spotyka. A więc nastąpił rozkwit – wzrost, gdyż wybrałeś wysoką energię wzrostu – akceptacji i radości, a nie małości.
Gratuluję! :)
Przy uzależnieniach (i nie tylko) można stracić zaufanie do samego siebie, np. kiedy ktoś podejmuje setną próbę (wystarczy pomyśleć). Bardzo dobrze jest odzyskać zaufanie. A jak to zrobić? Najpierw zaplanować coś, a potem to ZROBIĆ – w ten sposób. Jest to bardzo pomocne w odzyskiwaniu wiary w siebie i jest budujące. Nie muszą to być jakieś trudne rzeczy. Proste czynności dają mi wiele radochy, energii i satysfakcji. Pamiętam jak zacząłem sprzątać pokój, nawet nie wiedziałem, że może to sprawiać tyle przyjemności. Serio. Chciałem się tym podzielić :) Uzależnienie i emocje prawdopodobnie wiele namieszało w tej sferze, szczególnie wstyd.
Piotrze, czy może tak być, że myśli są naszą wolą, decyzją czy zawsze są przyczyną emocji? Z tego co rozumiem to chodzi o to, by nie dopuszczać myśli, tylko zająć się emocjami. To tak jakby myśli były \’złe\’ skoro pochodzą z tłumionych emocji. Ale chyba dobrze jest czasami myśleć i nie zajmować się wtedy emocjami.
>Piotrze, czy może tak być, że myśli są naszą wolą, decyzją czy zawsze są przyczyną emocji?
W 95% są EFEKTEM emocji, nie przyczyną. Mogą stać się przyczyną, gdy SAMI NADAMY IM MOC – świadomie czy też nie.
Oznacza to, że nawet najbardziej brutalna i poniżająca myśl to nic nie znaczące COŚ, co wychwycił nasz umysł. Myśl nie musi być wcale nasza. W przyszłości o tym napiszę ale umysł to nie mózg – umysł to pole działające na bazie emocji, nie tylko naszych. Dlatego wielkim błędem jest przyznawać rację \”naszym\” myślom.
Jednak może być tak, że większość myśli to efekt działania tego pola zasilanego naszymi energiami – i tak zazwyczaj jest. Umysł produkuje, dwoi się i troi, gdy tłumimy w sobie dużą ilość emocji – oznacza to, że ich energia zostaje w naszych ciałach, skąd działa na umysł – i to powoduje natłok myśli, z którymi nawet nie ma co walczyć.
>Z tego co rozumiem to chodzi o to, by nie dopuszczać myśli, tylko zająć się emocjami. To tak jakby myśli były \\’złe\\’ skoro pochodzą z tłumionych emocji. Ale chyba dobrze jest czasami myśleć i nie zajmować się wtedy emocjami.
Myśli nie są ani złe ani dobre. Po prostu są.
Ego uwielbia popadać w dualizmy i metkować ale w rzeczywistości myśl nie ma żadnego znaczenia i żadnej mocy.
Możemy oczywiście świadomie tworzyć myśli i to jest jak najbardziej wskazane, gdy myśli są dla nas korzystne, np.
– Bardzo się cieszę, że mogę posprzątać swój pokój! Dzięki temu będę się lepiej czuł u siebie! Zrobię to dokładnie i z uśmiechem na ustach!
– Świat to wspaniałe miejsce pełne możliwości! Czuję, że pomimo, że do tej pory mogłem na niego patrzeć negatywnie, ma on dla mnie bardzo dużo dobrego i nie poddam się dopóki tego nie odkryję!
– Ok, 10 kobiet mnie olało ale nie przestanę dawać od siebie tego co najlepsze na dany moment, aż nie znajdę satysfakcjonujących mnie partnerek korygując intencje swoich działań oraz wyciągając wnioski z działań i ich efektów.
>Przy uzależnieniach (i nie tylko) można stracić zaufanie do samego siebie,
I to jest coś co należy zrozumieć. Strata zaufania do siebie to wstyd. \”JA JESTEM kimś, komu nie mogę zaufać\”.
Ale tak naprawdę jedyne komu nie ufasz to swojemu sposobowi myślenia i podjętych na jego podstawie decyzjom, prawda?
Przecież codziennie i tak podejmujesz mnóstwo korzystnych działań – myjesz się, jesz, ubierasz, załatwiasz.
Gdybyś sobie nie ufał, wyszedłbyś nagi na dwór.
Chodzi o to, że im więcej jest w nas wstydu, tym większy burdel robi sobie z naszym umysłem ego. Raz dzień jest w miarę ok, a raz to katastrofa – bowiem raz posłuchamy się myśli, a raz nie.
A należy dążyć żeby w ogóle nie słuchać myśli i robić wszystko ze stanu spokoju, który przychodzi, gdy odpuści się negatywność.
>np. kiedy ktoś podejmuje setną próbę (wystarczy pomyśleć).
No i? Wyciągasz wnioski. Ego papla, że jak 100 razy padłeś to nie ma co wstawać.
Pytanie co robiłeś? Walczyłeś? To nie dziw się, że padałeś – przecież o to chodziło ego!
Abyś walczył, tracił siły, pakował w siebie coraz więcej negatywności i przekonywał się, że nic się nie da zrobić.
A jak uznajesz negatywność i ją odpuszczasz bez walki, wszystko staje się możliwe i nie jest to wcale trudne.
>Bardzo dobrze jest odzyskać zaufanie. A jak to zrobić? Najpierw zaplanować coś, a potem to ZROBIĆ – w ten sposób.
Najpierw plan, zgadza się. Jednak CAŁY CZAS odpuszczasz negatywność. Często plan da się uprościć lub skrócić.
Wiele z planowania może okazać się niepotrzebne i zbędne, gdy dostrzegamy, że służyło albo walce z negatywnością albo ucieczce od niej. Nie trzeba od niej uciekać.
>Jest to bardzo pomocne w odzyskiwaniu wiary w siebie i jest budujące. Nie muszą to być jakieś trudne rzeczy. Proste czynności dają mi wiele radochy, energii i satysfakcji. Pamiętam jak zacząłem sprzątać pokój, nawet nie wiedziałem, że może to sprawiać tyle przyjemności. Serio.
I to jest właśnie pewna tajemnica.
To nie czynności dają nam radość ale to MY DODAJEMY RADOŚĆ DO TEGO CO ROBIMY.
Jak robimy coś z poziomu \”muszę\” – naturalnie blokujemy dodawanie radości.
A jak coś robimy, bo tego chcemy – radość się pojawia i działanie jest przyjemne, nawet pranie, sprzątanie, gotowanie, prasowanie. Nie ma wyjątków.
Wstyd blokuje dawanie, bowiem jest to poziom o tak niskiej energii, że osoba nie wierzy, że może cokolwiek od siebie dać. Wierzy, że źródło energii jest tylko w świecie zewnętrznym i zawodzi się raz za razem.
No bo rozczarować się można tylko jeżeli było się najpierw zaczarowanym.
A wstyd to taki właśnie czar.
>Chciałem się tym podzielić :)
Bardzo Ci dziękuję!
>Uzależnienie i emocje prawdopodobnie wiele namieszało w tej sferze, szczególnie wstyd.
Tylko sposób myślenia, na który wpłynęły emocje.
Uwolnienie emocji zmieni sposób myślenia i życie zaczyna się prostować.