Witam Cię serdecznie!
Pragnę rozpocząć serię artykułów, które zajmą się tematem świadomości bycia ofiarą (postrzegania siebie jako ofiarę) – z czego to wynika i jak to przekroczyć. Słowem – pomóc przywrócić świadomość na tory zdrowia, wiary, nadziei, zrozumienia, energii.
Na pewno nie wyczerpię tematu i nie podam uniwersalnych kroków, by się z tego oswobodzić. Przedstawię zarys tego, co ma miejsce.
Serię artykułów proszę traktować jako całość. Nie należy wyciągać z kontekstu czegokolwiek co tu napiszę. Jak potem zaznaczę – ludzki umysł ma bardzo dużo zysku w obronie świadomości ofiary i niewłaściwie zinterpretowane słowa mogą wywołać wzburzenie.
Ok, głęboki oddech i jedziemy.
W ogromnym skrócie – świadomość ofiary to świadomość braku kontroli, mocy, bezpieczeństwa, wartości. Również braku miłości. Świadomość utraty kogoś/czegoś, kogo/co uznawaliśmy za zewnętrze źródło czegoś w nas, przez co cierpimy, bo nie jesteśmy już kompletni.
Wszędzie, gdzie w naszym życiu nie mamy sukcesów, obszary życia mocno zaniedbywane oraz gdzie brakuje poczucia humoru – tam utrzymujemy świadomość ofiary. Bo gdybyśmy mieli odpowiednią intencję, chęć i energię, zajęlibyśmy się tymi obszarami. Jeśli tak nie jest – coś to wszystko blokuje.
Wiele osób wierzy, że ofiarą staje się osoba, której przytrafi się coś złego. Jednak nie jest to prawdą. Ofiarą nie stajemy się ze względu na zewnętrzne okoliczności, tylko dochodzi do nich, bo już wcześniej utrzymywaliśmy w sobie nieuświadomione jakości odpowiadające z byciem ofiarą. Zazwyczaj przez wiele lat.
Zewnętrze reprezentuje nasze wnętrze.
Do tego stwierdzenia będę się odnosił w trakcie tej serii.
Ofiara czuje się słabsza, niż to, co ją spotyka, niż inni ludzie. Czuje niemoc, a więc BRAK MOCY. A temu, co czuje opiera się i całą moc poświęca na zmaganie ze sobą lub z zewnętrznymi okolicznościami.
Ofiarę wszystko i wszyscy atakują – myśli ją napadają i męczą, stres dopada, emocje paraliżują i nie dają żyć, w ogóle są złe, zawsze przytrafia się jej coś złego.
Czuje, że może tylko się dopasować do świata, starać uniknąć ciosów, które na pewno zostaną w nią wymierzone, bo cały czas czuje się winna – jakby zasługiwała na karę. Nie wierzy, że może wpłynąć na zewnętrzną rzeczywistość i ukształtować ją z korzyścią dla siebie. Nigdy nie czuje się bezpiecznie.
Czuje, że nieszczęście i cierpienie jest tylko kwestią czasu i robi, co może by ten moment odsuwać od siebie za wszelką cenę.
Zewnętrze warunki są przez ofiarę postrzegane jako przytłaczające, niemożliwe do zmiany, ani kontroli.
Ponadto ofiara wierzy, że świat zewnętrzny jest źródłem bólu i cierpienia.
Ofiara nie czuje, że ma jakikolwiek wpływ na życie, a jednocześnie w samym życiu dostrzega wroga, niebezpieczeństwo i że wszystko i wszyscy mają większą moc i siłę od niej.
Ofiara chodzi ze wzrokiem opuszczonym w ziemię tak jakby wierzyła, że to ją chroni przed atakiem innych, którego cały czas się spodziewa (ludzie nie wiedzą/nie pamiętają, że patrzenie w ziemię pomaga oczyścić się ze wstydu i winy, dlatego też w kościołach i podczas modlitwy opuszcza się wzrok – Ziemia zawsze chętnie przyjmuje nasze nagromadzone toksyny, czego najbardziej wyraźnym przejawem są drzewa i procesy, które przeprowadzają).
Ofiara unika patrzenia innym ludziom w oczy, bo spodziewa się, że ktoś zobaczy w niej ten cały wstyd, winę i ją zaatakuje, gdy zorientuje się jak słaba jest. Ale tak naprawdę ofiara boi się zobaczyć własne odbicie.
Nieraz ofiary stają się katem dla innych. Bo gdy w czymś/kimś dostrzegą to, co uznały za słabość, atakują tak jak same czują się atakowane. Gromadzona w nich wina i gniew, a nieraz i rozpalona do białości nienawiść znajdują ujście i koncentrują się na tym, co ofiara uważa za słabe.
Ofiara może więc atakować oraz nienawidzić niewinności, piękna, spokoju, wzniosłych celów innych osób, wysokiej energii, swobody, seksu, dzieci, a nawet potępiać męskość i kobiecość w ogóle. Dlatego ofiary nie odnoszą sukcesów – bo poza tym, że nie czują energii, motywacji, ani chęci, to zazwyczaj potępiają tych, którzy mają to, czego im jest brak.
To ofiara ze wszystkich niskich utożsamień najsilniej projektuje swój wewnętrzny stan na cały świat. Drugim jest megaloman.
Ofiara wyszukuje tylko takie informacje, które potwierdzają jej postrzeganie niej samej, a odrzuca wszystkie inne. Ignoruje więc rzeczywistość, a nieraz i przeinacza ją na rzecz utrzymywania w sobie własnego, negatywnego stanu oraz jego usprawiedliwień i racjonalizacji.
Można rzec, że świadomość ofiary jest samospełniającą się przepowiednią.
Ja siedząc zamknięty, odizolowany w pokoju oglądając porno przez kilkanaście lat, ciągle użalając się, stresując, postrzegając się jako ktoś gorszy nie doświadczałem praktycznie niczego innego. W kółko było to samo. Było mi źle i boleśnie. Tylko czekałem na coś negatywnego i zawsze się doczekiwałem. A to stawało się dla mnie potwierdzeniem “moich” obaw.
Gdy raz w dzieciństwie zadzwonił telefon z wiadomością o śmierci wujka, od tamtej pory telefon stał się dla mnie źródłem tych wszystkich negatywności, które wtedy poczułem – wielki strach, opór, poczucie winy, wstyd, żal, ogromny ból psychiczny. Pomimo, że telefon tysiące razy przekazywał informacje pozytywne i ułatwiał życie, od tamtej pory przez kilka lat zalewałem się potem, gdy dzwonił. Więc kompletnie pominąłem rzeczywistość na rzecz tego jednego wydarzenia.
Żyłem w zamkniętym kole.
Robiłem minimum tego, co było ode mnie wymagane. Nie szukałem pracy, nie szukałem interesujących, rozwojowych zajęć, nie edukowałem się. Robiłem tylko to, co mi kazano, czego ode mnie oczekiwali inni. Żyłem jako nic nie znaczący element układanki innych ludzi ale nie postrzegałem siebie jako pełnowartościową żywą istotę. Dla siebie robiłem tylko tyle, że izolowałem się od wszystkiego, co uznałem za niebezpieczne. Czyli od praktycznie wszystkiego i wszystkich.
Każdy problem traktowałem jako katorgę i tak czułem się próbując sobie z nim poradzić.
Zawsze doprowadzałem do sabotowania zmian. Gdy poznawałem nowe osoby, znajomości urywały się automatycznie po maksymalnie roku. Gdy wprowadzałem się do nowego mieszkania, maksymalnie do roku to miejsce było dla mnie już nie do zniesienia. Prawie wywalili mnie ze studiów po drugim semestrze (czyli po roku). Oczywiście zawsze znalazł się ktoś do obwinienia.
Wtedy tego nie widziałem ale ewidentnie moje życie wyglądało jak w kółko odgrywany jeden program, który powtarzał się w każdej sytuacji, każdym obszarze mojego życia. Było to zbyt wyraźne, również zbyt mało prawdopodobne, by mogło stanowić zwykły przypadek.
I faktycznie – nie było przypadkiem. Ale i tak to ignorowałem.
Nie byłem gotowy wziąć za siebie odpowiedzialności. Wytłumaczeniem na wszystko było – “Jestem gorszy, dlatego sobie nie radzę, dlatego jest mi trudno, dlatego większość rzeczy zawalam”. I dlatego musiało zaboleć mnie bardziej, bym otworzył oczy i na szczęście tak się stało.
Mój umysł nie myślał innymi kategoriami, niż ofiara, obwinianie, użalanie się, muszenie. Wszyscy mieli lepiej, radzili sobie, mieli seks, fajne życie. Ale ja nie i nic nie wskazywało, że to się zmieni.
Ciekawe jest to, że nawet żyjąc na tym granicznie niskim poziomie i “nie radząc sobie z niczym”, przeżywałem. Żyłem. Nieświadomie robiłem co mogłem, by nie przeżyć, a nawet z tym żyłem nadal. Kiedyś pijany dla jaj położyłem się na jezdni, by zatrzymać taksówkę. Na szczęście żadna nie przejechała w tym czasie. Grupka ludzi, których wtedy poznałem wymyśliła dla mnie bardzo trafny przydomek – “Głupi sku***syn”.
Ofiara nie dba o siebie. Wybiera praktycznie same niekorzystne działania, dokonuje niezdrowych wyborów.
Ofiara najbardziej boi się kary. Boi się potwierdzenia swoich obaw na swój temat. Dlatego ludzie w świadomości ofiary zaczynają nawet pożądać własnej śmierci. To co przez większość ludzi na planecie postrzegane jest jako największe zło i wobec czego czują największy strach, dla ofiary śmierć może stać się sposobem na uniknięcie dalszego cierpienia i kary.
A to pokazuje znaczenie KONTEKSTU.
Ofiara utrzymuje taki kontekst, w którym ona jest zła/gorsza, a inni lepsi. Ona cierpi, a inni nie. Ona nic nie może, a inni mogą. Ona nie ma mocy, a inni ją mają. Jej nic nigdy się nie chce, a inni mają mnóstwo chęci. Ona sukcesu nie osiąga, a inni osiągają. Ona nie ma kontroli, a wszyscy (zazwyczaj ci źli), kontrolują wszystko i wszystkich. W oczach ofiary nawet Bóg jest zły. Ofierze zawsze coś się przydarza, a ona może tylko się z tym zmagać, walczyć lub uciekać.
A także wymagać rekompensaty, uwagi, troski, pomocy od innych.
Dlatego ofiarę faktycznie jest tak łatwo kontrolować nawet za ochłap akceptacji czy poczucia przynależności. Wszystkie kulty, a nawet nieraz armia tylko czyha na człowieka z niskim poczuciem własnej wartości, by mu tę wartość obiecać. Ofiarę bardzo łatwo jest oczarować.
Bo umysł ofiary bardzo silnie szuka zewnętrznych źródeł tego, czego brak odczuwa.
To, co ofiarę może zaboleć bardzo mocno ale jest to krytyczne do uświadomienia sobie to prosty fakt, że wszystko co w życiu ta ofiara ma, sama wybiera. Bo wybiera wyłącznie to, co widzi w swoim umyśle. A umysł zasilany tak niskimi jakościami jak wstyd, wina i opór nie może wymyślić nic, co ofierze pomoże.
Stąd też w drugim artykule piszę o konieczności zyskania pomocy z zewnątrz.
Rozumiem wpływ traumy, negatywnych doświadczeń, straty, otrzymanego bólu czy to będąc dzieckiem, czy nastolatkiem, czy osobą dorosłą. Nie neguję, że są to doświadczenia o wielkim wpływie na dalsze życie. Jednak życie odzwierciedla nasze wnętrze. Można powiedzieć, że z taką samą siłą przyciąga nas przyszłość, z jaką ciągnie przeszłość.
Ofiara bardzo chętnie trzyma się przeszłości i wszystkich przejawów niesprawiedliwości, niegodziwości, etc.
Dlaczego to robi? Bo bardzo silnie wierzy, że jest swoim umysłem. Utożsamia się z nim w 100% niezależnie jak absurdalne myśli w nim widzi. A umysł potrzebuje racjonalizacji tego, co nosimy w sobie – wstydu, winy, oporu, żalu, strachu, gniewu.
Stąd też zawsze staram się wyjaśnić ludziom, że to nie myśli ich dręczą, ani emocje, lecz to oni dręczą myśli i emocje! To oni się ich trzymają, opierają się im, nie chcą ich, walczą z nimi, itd. Dlatego nie mijają.
Ofiara nieświadomie zawsze wybierze to, co albo zachowa stan obecny, albo doprowadzi do jeszcze większego wstydu, winy, oporu, żalu, gniewu, frustracji, stresu. Ewentualnie ofiara poświęcać będzie czas i środki, by uniknąć tego, co często kończy się niewychodzeniem z domu. Są fobie, że ludzie boją się wyjść z domu, bo są przekonani, że od razu coś im się stanie.
A jest to zwykła projekcja i wielka niedojrzałość w temacie emocji. Strach nie informuje o rzeczywistości, tylko naszej interpretacji. A stłumione wielkie pokłady wstydu i strachu są jedynie na siłę racjonalizowane przez umysł logiczny. Nie oznaczają opisu rzeczywistości. Fobie oznaczają więc oczarowanie umysłem, identyfikację i trzymanie się emocji oraz urojone racjonalizacje.
Ofiara nie widzi absurdu w tym, że poświęca ogromne ilości energii na utrzymywanie np. strachu i racjonalizuje to tym, że strach ją chroni. Nie dostrzega ona, że nic takiego nie ma miejsca i to strach jest tym, co w końcu przyciągnie do niej niebezpieczne wydarzenie. Zaś dla umysłu ofiary to wydarzenie będzie tylko potwierdzeniem racji “A nie mówiłem/am?! Gdybym został/a w domu, to by mi się nie przytrafiło!”
Ofiara poddaje się po jednej porażce. Niegdyś z grupką znajomych robiliśmy pizzę. Zazwyczaj wychodziła nam świetna. Raz ciasto znajomej nie smakowało jej. Wszystkim innym smakowało. Podzieliliśmy się z nią naszymi kawałkami. Za jakiś czas zaproponowałem znowu robienie pizzy. Ona odmówiła, bo ostatnio jej nie smakowało. Więc tak jak ja – dziecko – nie chciałem, by zadzwonił telefon, bo raz przekazał złe wieści, a tysiąc razy pozytywne.
Stąd też przysłowie, że po upadku z konia należy na niego wejść. By umysł nie wyprojektował bólu, oporu, wstydu, winy, żalu na jazdę konną.
Dlaczego ofiara poddaje się po jednej porażce? Bo poddaje się tak naprawdę mierzeniu z własnym wnętrzem. Opiera się temu jeszcze silniej i dlatego ma jeszcze mniej chęci i energii. Wierzy, że przez zrezygnowanie z działań uniknie bólu. I jako, że odpuściła kolejną rzecz, która WYCIĄGA z niej nagromadzone toksyny, wierzy, że zrobiła dla siebie dobrze. Ale jej życie nie ulega zmianie, a zazwyczaj się pogarsza.
Opieranie się tak wielkim ilościom nagromadzonych toksyn i trucizn naturalnie drenuje z wszelkich zasobów energii. Zaś sam opór to przecież niechęć. Stąd też ofiara czuje praktycznie wyłącznie niechęć.
Ja sam rozumiem doskonale poczucie niemocy. Faktycznie czujemy brak wszelkiej mocy, zero energii i nie jesteśmy w stanie kiwnąć palcem. Jednak fakt jest prosty – ja potrafiłem się wkurwić nawet w stanach kompletnej bezsilności. Potrafiłem skądś energię sobie zorganizować. Tylko zazwyczaj na krótko i z negatywną intencją i gdy zazwyczaj już byłem przesycony niechęcią i nienawiścią, a po krótkim działaniu czułem się jeszcze bardziej wyczerpany. Jednak fakt pozostawał faktem – pomimo, że przez 95% czasu czułem niemoc, to jednak od czasu do czasu pozwalałem sobie zwiększyć poziom energii.
Więc źródło energii było we mnie, tylko nie potrafiłem się do niego “dokopać”. Niekorzystnie zarządzałem własnym wnętrzem.
Dlaczego jednak poziom ten praktycznie cały czas był krytycznie niski? Postarajmy sobie uświadomić jedno – nikt nie mentalizował za mnie, nikt nie przesiadywał w zamkniętym pokoju za mnie, nikt nie oglądał porno za mnie, nikt nie rezygnował ze wszystkim zaproszeń za mnie, nikt nie usprawiedliwiał mojego samopoczucia za mnie, nikt nie utrzymywał oporu za mnie, nikt nie użalał się za mnie, nikt nie obwiniał za mnie, nikt nie zawstydzał mnie za mnie, etc.
Ofiara sama, nieświadomie oddaje moc negatywnościom – zasila je własną energią. A to wspaniała informacja! Bo widząc jak wiele negatywności jest w naszym życiu, możemy zdać sobie sprawę jak wiele energii w sobie mamy ale po prostu oddajemy ją.
To nie świadczy o nikim źle!
Tak żyje osoba nieświadoma i przesiąknięta wstydem, winą i oporem. To jest zupełnie normalne!
Tak wygląda życie w pokoju bez światła. Będzie nam trudno się po nim poruszać, co chwila będziemy w coś uderzać, więc ból będzie nieunikniony. Jeśli wprowadzimy do pokoju, w którym jest ciemno coś nowego, za chwilę się o to przewrócimy, prawda? I uznamy, że jest nam z tym jeszcze trudniej.
Ale gdy zapalimy światło, gdy wprowadzimy do ciemnego pokoju jasność, to nawet nic w nim nie zmieniając, zacznie nam być dużo łatwiej i może już się nie potkniemy, więc zniknie bardzo duża ilość “źródeł bólu”.
Ofiara już dużo wcześniej wierzyła w wiele negatywności na swój temat, innych ludzi, świata. Wierzyła też w to, że opieranie się, walka, ucieczka jest właściwym rodzajem postępowania, bo gwarantuje to przeżycie.
Okazuje się, że to nie gwarantuje przeżycia (ja przeżywałem pomimo zatruwania się coraz bardziej i życia jak “głupi sku***n”), tylko degeneruje jakość tego przeżycia. Ale wierząc w bzdurę, gromadzimy negatywności i trucizny jak słoiki na zimę.
Skąd w ogóle pomimo tylu negatywności i tak utrzymujemy świadomość ofiary?
Świadomość ofiary jest rezultatem ludzkiej niewinności. <- Zapamiętaj to zdanie.
A czym jest ludzka świadomość? Ona jest jak hardware, który odtwarza software. Komputer będzie odtwarzał to, co na nim zainstalujemy, prawda? Nie może powiedzieć temu “Nie!” Gdy coś zostanie zainstalowane na komputerze, będzie na nim działało niezależnie jaki wpływ ma to na pracę komputera. A komputer nie potrafi odróżnić jaki software jest dla niego korzystny, a jaki nie.
Ludzkie dzieci są jak gąbka – biorą w siebie praktycznie wszystko, co usłyszą od innych. I to będzie w nich działało nawet przez całe życie, dopóki sami świadomie z tego nie zrezygnują.
A gdybyśmy trzeźwym okiem popatrzyli na przekazy z filmów i bajek, dostrzeglibyśmy MASĘ negatywnego programowania. Titanic, The Avengers, Spider Man… wszystkie filmy, seriale mają setki przekazów podprogowych, które podświadomość gromadzi i instaluje. Pokażcie mi film, w którym ludzie bogaci ukazani są jako dojrzali, kochający, radośni, pełni energii, mądrzy, hojni, szczęśliwi, dobrzy? Nie ma takich!
To przypadek? Nie – to podświadomość, która chroni sama siebie. Nie potrzeba spisku, by chronić świadomość ubóstwa. To robi sam nasz własny umysł. Tak jak umysł ofiary chroni świadomość ofiary.
Jeśli dziecko naogląda się, że bogactwo prowadzi do korupcji, będzie unikać bogactwa jak zarazy! A potem naogląda się, że facet musi mieć kasę, że kobieta w dzisiejszych czasach musi sobie radzić finansowo, by nie być gorszą od mężczyzn i już mamy zagwarantowane zmaganie i frustrację na resztę życia!
Dlatego wiele organizacji, w tym kościelne tak pazernie chwytają się dzieci od najmłodszych lat. Oczywiście nazywają to szlachetnymi pobudkami. Ale powód jest bardzo prozaiczny – dziecko uwierzy we wszystko, co się mu powie i jego umysł będzie sam tego bronił przez resztę życia i uznawał za rzeczywistość.
Dlatego tak istotne jest zrozumieć, że ludzie są w esencji niewinni. Nawet największy gwałciciel robi to z własnej niewinności. On naprawdę wierzy, że robi coś dobrego (tylko zazwyczaj dla siebie). Jest niedojrzały, oczywiście. Jest jak dziecko, jak dinozaur – to 100% egoizmu, to kompletny brak uwzględniania dobra innych. I wynika to z nieumiejętności POCZUCIA czegoś więcej, niż separacja, niż samotność. Dlatego nie widzi nic złego w krzywdzeniu innych, a jego umysł wymyśli do tego odpowiednią racjonalizację.
I potem słyszymy, że to dziecko uwiodło dorosłego gwałciciela! Bo było niewinne, było posłuszne! No on nie mógł się po prostu opanować!
Dlaczego dochodzi do tak wielkich niedorzeczności? Bo osoba dopuszczająca się takiego czynu jest niedojrzała wewnętrznie. Nie działa jej wewnętrzny kompas! Ona nie czuje ani winy, ani wstydu!
Z drugiej strony ofiara jest wstydem i winą przesiąknięta, bo łapie się ich zewsząd, trzyma, opiera, walczy, zasila i potem je racjonalizuje i broni. To ten sam problem, tylko jego drugie ekstremum.
Wiele osób uzależnionych mówiło mi, że wierzyli bardzo mocno, że jak sami będą się karać, to unikną innej, większej kary. Tak niewinnie uwierzyli w banialuki na temat karzącego boga czy jakichś innych nieporozumień dotyczących poczucia winy i pracy umysłu.
Wielu osób, ostatnio nawet fryzjer mówił mi, że czują w sobie nawet nienawiść do kobiet. Bo oni chcą tak dobrze, tak się starają, a i tak seksu nie mają. Rośnie w nich więc opór, frustracja, wina. Tracą energię na opieranie się i walkę i sami odbierają sobie radość, która często wystarcza, by poznać fajną osobę i ten seks mieć.
Stąd też, że człowiek to hardware odtwarzający software, w moim życiu wszystko nowe upadało po około roku. Dlatego sam sabotowałem relacje, sukcesy, wprowadzałem zmaganie i cierpienie. Kiedyś (i nawet wiem kiedy) wgrałem program mówiący mi, że wszystko zawalę. I go odtwarzałem pomimo najszczerszych chęci. Sam w sobie poinstalowałem mnóstwo takich programów, które same w sobie stanowiły wyłącznie racjonalizację zaniedbanego wnętrza – stłumione i wyparte wstyd, winę, opór, żal, gniew, etc.
Dlatego też ofiara dokąd się nie uda, dokąd nie spróbuje uciec, można rzec, że będzie zabierała negatywne, bolesne doświadczenia ze sobą. Bo przecież wszędzie będzie sobą! To może brzmieć na pierwszy rzut oka strasznie ale takie nie jest.
Bo to oznacza, że gdy rozpoznamy W SOBIE źródło negatywnych doświadczeń i się z niego oczyścimy, przestaniemy doświadczać negatywności automatycznie.
Gdy odinstalujemy software, przestanie on działać. Ofiary niestety zazwyczaj wybierają niszczenie hardware-u. Bo wierzą, że są softwarem, a software-u nie można zmienić inaczej, niż przez zniszczenie komputera.
A żeby coś odinstalować, należy sobie uświadomić, że to działa i że sami to utrzymujemy – albo przez utożsamienie, identyfikację, albo przez opieranie się temu.
Wiele osób próbuje się “przeprogramować” – słuchają w kółko programów motywacyjnych, nagrań hipnotycznych, etc. Nie można się “przeprogramować”! Zapomnij o tym! Nie tak działa podświadomość (ani tym bardziej świadomość, którą jesteśmy). Aby zmienić wnętrze, należy się oczyścić z tego, co już tam zalega, a nie na siłę dodać coś nowego. Gdy wgramy do komputera nowy program bez odinstalowania tych, które obciążają jego działanie, komputer będzie działał jeszcze wolniej, a może nawet pojawią się błędy i system zacznie się zawieszać.
Widać to doskonale na przykładzie pożądania i wstydu. Pragniemy pięknych kobiet ale się wstydzimy i boimy do nich podejść, porozmawiać, zaprosić na randkę, etc. Osoba taka jest rozdarta wewnętrznie. Niby chce tego ale sobie na to nie pozwala, bo czuje opór, wstyd, winę, strach, które racjonalizuje jej umysł i zazwyczaj wyprojektowuje na kobiety (bo przecież tylko na myśl o nich te osoby czują się tak źle).
Albo osoba walcząca z masturbacją, którą uznała za zło. Robi to, co uważa za złe, grzeszne, więc ostatecznie i siebie uzna za złą i grzeszną. Stara się robić coś innego, motywować się ale w obliczu winy i wstydu i tak sięgnie po masturbację i jeszcze mocniej się pogubi.
Najpierw należy oczyścić się z przyczyn cierpienia, a dopiero potem liczyć, że ruszymy z kopyta. Nie pojedziesz samochodem z zaciągniętym hamulcem ręcznym, choćbyś nie wiem jak bardzo dociskał gaz. Nie pojedziesz samochodem wierząc również, że zaciągnięty hamulec ręczny jest jedyną rzeczywistością, z którą można się jedynie zmagać i walczyć.
Po drodze konieczne jest się odczarować – nic w świecie nie dam nam szczęścia, spokoju, nie przywróci wartości. Zrozummy to, co mówię dobrze. Nie mówię, że mamy wybrać apatię i nie dążyć do niczego!
Mamy wybrać pozytywny cel (jak relacja, nowa praca, hobby, zdrowsze odżywianie, pozbycie się uzależnienia) ale nie mamy liczyć, że to nam coś da. To my dążąc do tego mamy wykonać odpowiednią, niezbędną pracę polegającą na wewnętrznym oczyszczeniu i nauce mądrego zarządzania oraz inwestowania (czyli dodawania od siebie) tego, co pozytywne do relacji, pracy, etc.
W związku z drugą osobą poczujemy się tak jak czujemy się sami ze sobą, tylko bardziej. Dlatego jeśli bez związku jest nam źle, w związku po odczarowaniu/rozczarowaniu będziemy czuli się jeszcze gorzej i nasz partner/partnerka też i wkrótce dojdzie do zdrady i/lub rozpadu.
I wtedy poczujemy to wszystko, przez co było nam źle. Ale nasz umysł rozpocznie tzw. projekcję, czyli postara się nas oczarować i przekonać, że źródłem naszego gorszego samopoczucia jest druga osoba i że ona jest winna/ona za to odpowiada. Jeśli w to uwierzymy, nic się nie zmieni.
A czy nie tak postępuje ofiara względem swoich oprawców? Ile osób wzięło odpowiedzialność za to, co ją spotkało, a ile obwiniło i znienawidziło innych?
Ile osób partnerkę/partnera, których traktowali jak najcudowniejsze osoby na świecie, potem traktują jak wroga nr 1 i nazywają najbardziej przykrymi określeniami? Bo zachowanie drugiej osoby doprowadził do naszego detoksu! A tych toksyn i trucizn chroni ego, bo mu na nich zależy.
Gdy spotyka nas coś nieprzyjemnego, zawsze ujawnione zostaną już stłumione w nas toksyny. I są wtedy 3 możliwości:
1. Wzięcie odpowiedzialności, oczyszczenie się, wybaczenie.
2. Utrzymywanie i przelewanie negatywności na inne osoby.
3. Utrzymywanie w sobie negatywności. Czyli jak dziecko – niekochane przez rodziców dziecko nie przestaje kochać rodziców, tylko przestaje kochać samo siebie.
Oczywiście punkt pierwszy jest korzystny dla naszego zdrowia. Punkty 2 i 3 są najczęstsze, bo ludzie nie rozumieją emocji i faktu, że mogą się z nich oczyścić ale WYŁĄCZNIE, gdy przestaną je trzymać dla innych i wybiorą, by się ich puścić niezależnie jak usprawiedliwione się wydają.
Dlatego krytyczne jest pytanie – “Wolisz mieć rację czy spokój?” Ofiara zawsze wybiera rację.
Umysł może myśleć tylko na podstawie tego, co nosimy w sobie. Dlatego jeśli mamy w sobie winę, on będzie myślał z tą winą i będzie szukał dla niej usprawiedliwienia. Będzie szukał dla niej źródła. Dlatego na tym świecie tak chętnie szukamy winnych. Bo poprzez to nasze ego gwarantuje sobie przeżycie! Gdy winę, którą w sobie nosimy znajdzie w kimś, może obwinić tę osobę, nienawidzić ją. Wina więc nie zostaje oczyszczona, a nawet jej przybywa.
Gdy zrobimy listę osób, które o coś obwiniamy, zobaczymy, że to jest jak pajęcza sieć, która nas więzi. Ego uczepiło nasze własne trucizny o tak wiele wyobrażeń, powodów. A nasz niewinny umysł sam tego będzie chronił, będzie atakował te osoby, nienawidził, opierał się, obwiniał coraz więcej.
Im więcej osób obwinimy i to usprawiedliwimy, tym gorzej dla nas!
Największe urazy i największa niechęć najbardziej szkodzą nam i tylko nam.
Dlatego wybaczenie jest kluczowe w procesie wychodzenia ze świadomości ofiary.
Na początku artykułu napisałem, że ofiara zanim doszło do negatywnych doświadczeń, już trzymała w sobie negatywności, zazwyczaj przez lata.
Niełatwo jest więc odpowiedzieć na pytania przy ograniczonym kontekście ludzkiego życia:
– A co z dziećmi, które rodzą się chore, niepełnosprawne lub w trudnych warunkach jak ćpający rodzice wykorzystujący je seksualnie?
– Co z niewinnymi, którym nagle przydarza się coś tragicznego, a którzy starali się żyć dobrze?
O tym opowiem w dalszych częściach tej serii.
Hej Piotrze, zainteresował mnie temat świadomości w obszarze damsko męskim w moim przypadku.
Dlaczego ofiara poddaje się po jednej porażce? Bo poddaje się tak naprawdę mierzeniu z własnym wnętrzem. Opiera się temu jeszcze silniej i dlatego ma jeszcze mniej chęci i energii. Wierzy, że przez zrezygnowanie z działań uniknie bólu. I jako, że odpuściła kolejną rzecz, która WYCIĄGA z niej nagromadzone toksyny, wierzy, że zrobiła dla siebie dobrze. Ale jej życie nie ulega zmianie, a zazwyczaj się pogarsza.Opieranie się tak wielkim ilościom nagromadzonych toksyn i trucizn naturalnie drenuje z wszelkich zasobów energii. Zaś sam opór to przecież niechęć. Stąd też ofiara czuje praktycznie wyłącznie niechęć.
Dokładnie to ma miejsce gdy jestem na dyskotece i podchodzę do dziewczyny a ona mnie zlewa. To co napisałeś powyżej uświadomiło mi, że nie chodzi o tą kobietę i sytuację, że mnie zlała tylko o nieheć do odczuwania porażki, upokorzenia, wstydu, niewystarczalności, czyli z tym wszystkim co uważam za niewygodne w swoim wnętrzu. Wtedy czuję taką niemoc momentalny spadek energii, smutek, frustrację opór… i jest tak, że pokręcę się trochę po sali, bo czuję takie silne napiecie i niechęc i rezygnację i podejmuję decyzję powrotu do domu w smutku…
Co w takiej sytuacji Piotrek radzisz zrobić? Czy zamiast podejmować decyzję o powtrocie do domu, bo czuję wewnętrzne napięcie, dać sobie trochę czasu, gdzieś w ciszy i zobaczyć co aktualnie dzieje się we mnie i pozwolić sobie na odczuwanie?
Hej Piotrze
Heja!
Dokładnie to ma miejsce gdy jestem na dyskotece i podchodzę do dziewczyny a ona mnie zlewa. To co napisałeś powyżej uświadomiło mi, że nie chodzi o tą kobietę i sytuację, że mnie zlała tylko o nieheć do odczuwania porażki, upokorzenia, wstydu, niewystarczalności, czyli z tym wszystkim co uważam za niewygodne w swoim wnętrzu.
Ok ale ona Cię nie “zlewa”. To tylko Twoja historyjka, którą coś/się usprawiedliwiasz.
Tak naprawdę nie wiesz co ona robi, ani dlaczego. Może patrzy jak zareagujesz – czy od razu zaczniesz biadolić, grać ofiarę, staniesz się agresywny?
A nawet jeśli nie ma ochoty na kontakt konkretnie z Tobą – ok, to tylko jedna osoba. Ma do tego prawo.
Natomiast jeśli problem się powtarza, to już wiadomo, że jego przyczyna nie leży w świecie.
Widzimy, że Ty od razu patrzysz na to jak na porażkę, a siebie jako na upokorzonego, niewystarczającego.
Nie dziwne, że Ci nie wychodzi, a kobiety mogą nie być zainteresowane. Bo już podchodzisz z takim obrazem siebie, a intencją podejścia jest aby kobieta zabrała od Ciebie to wszystko.
Jest to intencja negatywna, osłabiająca.
To jakby podchodzić do dziewczyny z T-shirtem z napisem – “Podchodzę do ciebie, byś wysprzątała mi w mieszkaniu”. ;)
Wiele chętnych nie będzie.
Wtedy czuję taką niemoc momentalny spadek energii,
Nie można czuć niemocy, ani spadku energii.
Poziom energii spada, bo tak postrzegasz okoliczności zewnętrzne. Poziom energii dopasowuje się do Twojego nastawienia i jakości działań. Odzwierciedla je.
A niemoc – niemoc to tylko wyobrażenie, przekonanie. Uważasz się za bezsilnego ale przede wszystkim NIE CHCESZ tego co się stało i co czujesz.
Dlatego poziom energii się dramatycznie obniża.
Bo to dla Ciebie strategia “radzenia sobie” z tym jak Ty widzisz całą sytuację.
Ale czy to koniec? Nie. Możesz się uśmiechnąć, obrócić to w żart, podrażnić się, kontynuować niewzruszony, poderwać kobietę obok, świetnie się z nią bawić, a potem wrócić do niej i powiedzieć, że super się bawisz ale nie możesz o niej zapomnieć.
Są opcje.
Z jakichś powodów Ty tak nie uważasz.
smutek, frustrację opór…
Oporu się nie czuje.
Opór to właśnie Twoje nastawienie wobec wszystkiego. Przecież nawet o tym powiedziałem w tym krótkim cytacie, który przytoczyłeś.
i jest tak, że pokręcę się trochę po sali, bo czuję takie silne napiecie i niechęc i rezygnację i podejmuję decyzję powrotu do domu w smutku…
Nie czujesz napięcia i niechęci, ani rezygnacji, tylko sam to wybrałeś.
Zaczynasz się kręcić, a w tym czasie opierasz się, walczysz z tym co czujesz, próbujesz to zdusić, a w konsekwencji dusisz siebie.
Smutek i wstyd oczywiście nie znikają, bo się im opierasz. Nawet rosną.
Za źródło tego uważasz całą sytuację i żeby uczucia zniknęły postanawiasz wrócić i pewnie też obejrzeć porno.
Co w takiej sytuacji Piotrek radzisz zrobić?
Nie grać ofiary, wziąć na klatę emocje, skorygować intencje, działać aż do skutku. Wybierać pozytywność.
Świadomość ofiary to coś, do czego dużo ludzi jest niezwykle przywiązana, bo jest bardzo wygodne.
Nie trzeba się dzięki temu starać, podejmować niekomfortowych działań, zawsze można użyć jako usprawiedliwienia, zwalać odpowiedzialność za uczucia, nie narażać się na błędy, itd.
Można też zazdrościć, fantazjować, pożądać, emocjonować się do woli, nienawidzić tych, którzy sobie radzą, etc. Nawet Bogu wygrażać i uważać Go za drania.
Miałem klientów, którzy nawet sądzili, że byliby lepszym Bogiem. I jednocześnie to co im się w świecie nie podobało mieli intencję zniszczyć, zburzyć, rozwalić, zabić.
To nie jest Blog od podrywu, ani nie jestem w tym ekspertem. Są lepsi nauczyciele i jeśli zależy Ci na radykalniej poprawie tego obszaru, znajdź takich, zapisz się na szkolenie indywidualne.
Albo idź razem z kumplem, który radzi sobie dużo lepiej i poproś go, by obserwował Twoje podejścia. Druga osoba zawsze zobaczy coś, czego my nie widzimy.
Ale to musi być osoba, która ma namacalne, realne rezultaty. Bo inaczej obaj uciekniecie w filozofowanie i fantazjowanie.
Czy zamiast podejmować decyzję o powtrocie do domu, bo czuję wewnętrzne napięcie,
Wewnętrzne napięcie (nie ma innego) to konsekwencja opierania się.
Najpierw sam się opierasz, a konsekwencji tego używasz jako usprawiedliwienia i pretekstu, by uniknąć niewygodnych uczuć.
Ale sytuacja wygląda tak, że jeśli chcesz w życiu osiągnąć coś nowego, to dyskomfort jest tego ceną.
dać sobie trochę czasu, gdzieś w ciszy i zobaczyć co aktualnie dzieje się we mnie i pozwolić sobie na odczuwanie?
A już to zrobiłeś?
Jeśli nie, dlaczego zwlekasz?
Moje pytanie brzmi – co jest Twoim celem? Bo jeśli nie poderwać kobietę i mieć seks, tylko czuć się dobrze (i sądzisz, że da Ci to seks), to przecież, gdy właśnie poczujesz się gorzej, bo usłyszałeś odmowę, to żeby poczuć się lepiej naturalnie uznasz, że lepiej wrócić do domu, a nie znowu narażać się na taki dyskomfort.
Tylko że to nie będzie droga do lepszego samopoczucia, tylko ucieczka od tego co czujesz i co już w sobie nosisz. Więc nigdy nie poczujesz się lepiej.
I nawet w domu nadal będziesz się opierał, więc i doświadczał napięcia, emocje nie miną, a nawet będą rosnąć. I zapewne skończy się pornografią.
W pytaniu co robić brakuje tego co chcesz osiągnąć. Brakuje intencji.
Gdy szczerze i uczciwie je ustalisz/staniesz się ich świadom, to zniknie masa pytań, bo odpowiedzi będą oczywiste.
Przede wszystkim – jakim problemem jest napięcie? Dlaczego podejmujesz decyzję o powrocie do domu? Jak w domu radzisz sobie z napięciem? Czy tak samo nie możesz postąpić w klubie?
Czy w domu, w ciszy patrzysz co aktualnie dzieje się w Tobie i pozwalasz sobie na odczuwanie?
Dzięki Piotrek za odpowiedź.
Tak naprawdę nie wiesz co ona robi, ani dlaczego.
No nie, mogę jedynie gdybać.
Może patrzy jak zareagujesz – czy od razu zaczniesz biadolić, grać ofiarę, staniesz się agresywny?
Czyli może testować. Tak na to nie patrzyłem. Nawet facet ten od podrywu, mówił, że nawet i 4 razy podchodzi do tej samej laski w klubie i za ostatnim razem się przeważnie udaje, a jak nie, to po prostu nie jest zainteresowana.
A nawet jeśli nie ma ochoty na kontakt konkretnie z Tobą – ok, to tylko jedna osoba. Ma do tego prawo.
No tak, racja, nic na siłę.
Natomiast jeśli problem się powtarza, to już wiadomo, że jego przyczyna nie leży w świecie.
Widzimy, że Ty od razu patrzysz na to jak na porażkę, a siebie jako na upokorzonego, niewystarczającego.
Nie dziwne, że Ci nie wychodzi, a kobiety mogą nie być zainteresowane. Bo już podchodzisz z takim obrazem siebie, a intencją podejścia jest aby kobieta zabrała od Ciebie to wszystko.
Jest to intencja negatywna, osłabiająca.
Właśnie chcę to zmienić to postrzeganie siebie, bo wiem jak wygląda w moim przypadku podchodzenie na luzie, gdzie nawet jak kobiety mi odmawiały to mnie to jeszcze bardziej nakręcało by podchodzić do następnych, bo jakoś to mnie nie ruszało zbytnio tylko z uśmiechem odchodziłem.
Nie można czuć niemocy, ani spadku energii.
Poziom energii spada, bo tak postrzegasz okoliczności zewnętrzne. Poziom energii dopasowuje się do Twojego nastawienia i jakości działań. Odzwierciedla je.
A to nie jest apatia przecież? Klucz to nastawienie pozytywne.
A niemoc – niemoc to tylko wyobrażenie, przekonanie. Uważasz się za bezsilnego ale przede wszystkim NIE CHCESZ tego co się stało i co czujesz.
No właśnie nie chcę głównie tego co czuję w tym momencie i uważm sie za bezsilnego wobec tych wszystkich uczuć, ale właśnie o to chodzi, że to chcę przekroczyć by już się nie męczyć już…
Bo to dla Ciebie strategia “radzenia sobie” z tym jak Ty widzisz całą sytuację.
Ja bym chciał właśnie być ponad tymi emocjami właśnie.
Ale czy to koniec? Nie. Możesz się uśmiechnąć, obrócić to w żart, podrażnić się, kontynuować niewzruszony, poderwać kobietę obok, świetnie się z nią bawić, a potem wrócić do niej i powiedzieć, że super się bawisz ale nie możesz o niej zapomnieć.
Są opcje.
Pewnie, że są, tylko człowiek w stanie niskich emocji nie ma kompletnie żadnej kreatywności i klepie się to samo nawet jak nie działa.
Z jakichś powodów Ty tak nie uważasz.
Z jakiś na pewno i nie mogę się połapać z tym, dlatego piszę do Ciebie.
Opór to właśnie Twoje nastawienie wobec wszystkiego.
Ale ja chcę się naprawdę fajnie bawić z kobietami, ale ta świadomość ofiary jest w tle…
Nie czujesz napięcia i niechęci, ani rezygnacji, tylko sam to wybrałeś.
Zaczynasz się kręcić, a w tym czasie opierasz się, walczysz z tym co czujesz, próbujesz to zdusić, a w konsekwencji dusisz siebie.
Smutek i wstyd oczywiście nie znikają, bo się im opierasz. Nawet rosną.
Za źródło tego uważasz całą sytuację i żeby uczucia zniknęły postanawiasz wrócić i pewnie też obejrzeć porno.
Dokładnie tak jest jak piszesz, tylko jak wybrać to nastawienie jak pierw wybieram negatywne? Kiedyś tak robiłem, że oglądałem porno jak wróciłem do domu, teraz na szczęście tak nie robię.
Nie grać ofiary, wziąć na klatę emocje, skorygować intencje, działać aż do skutku. Wybierać pozytywność.
Ale by wybrać pozytywność to trzeba pierw oczyścić sie z tych emocji.
Świadomość ofiary to coś, do czego dużo ludzi jest niezwykle przywiązana, bo jest bardzo wygodne.
Nie trzeba się dzięki temu starać, podejmować niekomfortowych działań, zawsze można użyć jako usprawiedliwienia, zwalać odpowiedzialność za uczucia, nie narażać się na błędy, itd.
Można też zazdrościć, fantazjować, pożądać, emocjonować się do woli,
Widzę w tym podobieństwo do tego jak się zachowuję osobiście.
nienawidzić tych, którzy sobie radzą, etc. Nawet Bogu wygrażać i uważać Go za drania.
Do tych co sobie radzą mam takie podejście, że widocznie przeszli odpowiednią drogę rozwoju i dlatego mają rezultaty i nie mam nic do nich, tak jak i do Boga. Już bardziej mam do siebie pretensje…
To nie jest Blog od podrywu, ani nie jestem w tym ekspertem. Są lepsi nauczyciele i jeśli zależy Ci na radykalniej poprawie tego obszaru, znajdź takich, zapisz się na szkolenie indywidualne.
Ok, rozumiem już mam kurs od faceta który od 14 lat zgłębia relacje damsko-męskie z powodzeniem. Ale widzę problem w sobie w kontekście przekonań na swój temat.
Albo idź razem z kumplem, który radzi sobie dużo lepiej i poproś go, by obserwował Twoje podejścia. Druga osoba zawsze zobaczy coś, czego my nie widzimy.
Ale to musi być osoba, która ma namacalne, realne rezultaty. Bo inaczej obaj uciekniecie w filozofowanie i fantazjowanie.
Nie mam takiego kumpla, tylko wojuję sam…
Wewnętrzne napięcie (nie ma innego) to konsekwencja opierania się.
Najpierw sam się opierasz, a konsekwencji tego używasz jako usprawiedliwienia i pretekstu, by uniknąć niewygodnych uczuć.
Dokładnie tak jest, ale jak to przekroczyć, bo właśnie jak pojawia się dyskomfort psychiczny to spiraluję się w dół coraz bardziej i rezygnuję…
Ale sytuacja wygląda tak, że jeśli chcesz w życiu osiągnąć coś nowego, to dyskomfort jest tego ceną.
OK.
A już to zrobiłeś?
Jeśli nie, dlaczego zwlekasz?
Staram się być bardziej uważny co czuję i odczuwać na maksa, ale w tłumie takim jak dyskoteki tyle się dzieje, że nie potrafię się ogarnąć od tak, nie jest to takie hop-siup…, co innego w domu.
Moje pytanie brzmi – co jest Twoim celem? Bo jeśli nie poderwać kobietę i mieć seks, tylko czuć się dobrze (i sądzisz, że da Ci to seks), to przecież, gdy właśnie poczujesz się gorzej, bo usłyszałeś odmowę, to żeby poczuć się lepiej naturalnie uznasz, że lepiej wrócić do domu, a nie znowu narażać się na taki dyskomfort.
Tak moim celem jest się dobrze czuć podchodząc do kobiet, bo wtedy idzie tak gładko i nie przejmuje się człowiek jak dziewczyna odejdzie, i wtedy jest większe prawdopodobieństwo udanego podrywu…
Piotrze ciekawe seria. A dlaczego niektórzy już od dziecka przyjmują taką postawę i utrzymują przez całe życie a niektórzy nie wręcz przeciwnie czują się wartościowi i nie odejmują sobie oraz ignorują innych ? Oczywiście geny nie mają na to żadnego wpływu jak to uważają niektórzy profesorowie co mówią że geny to potęga? Jak wyjść z roli ofiary gdy się w niej znajdzie? Czy podstawowym błędem jaki popełnia ofiara jest podporządkowanie się oprawcą. A ci nie tylko nie przestają ale są jeszcze bardziej zachęceni aby ją gnębić?
A to co obraźliwego inni ludzie na mnie gadają\li nie ma kompletnie nic wspólnego ze mną ignorować jakbym nie słyszał tego? Jak coś poczuję to od razu uwalniać nie opierać się temu? Tak powinienem zawsze podchodzić do niemiłych sytuacji jak ktoś jest wobec mnie nie w porządku i chce mnie ośmieszyć?
A dlaczego
Nie wiem.
Na żadne pytania tego typu nie można odpowiedzieć.
niektórzy
Zapytaj się ich jeśli chcesz wiedzieć dlaczego coś robią/robili.
już od dziecka przyjmują taką postawę i utrzymują przez całe życie
Bo żyją nieświadomie.
a niektórzy nie
Bo też żyją nieświadomie, tylko otrzymali inne programowanie.
wręcz przeciwnie czują się wartościowi
Nie przedstawiasz żadnych faktów.
Pojęcia nie masz co czują inni ludzie. Nie wiesz nawet co sam czujesz.
Więc do cholery, po raz 10 000 00 0 0 0 0 0 0 0 0 przestań zajmować się światem zewnętrznym i skup się na sobie.
Dlaczego TY od dziecka przyjmujesz swoje negatywne, niedojrzałe postawy i utrzymujesz je całe swoje życie? Hmmmmm? Może warto wreszcie zacząć odpowiadać na własne pytania?
i nie odejmują sobie oraz ignorują innych ?
Dlaczego Ty nie ignorujesz innych?
Dlaczego jakaś krzycząca babka, której nawet nigdy nie spotkałeś już powoduje, że odmówiłeś sobie pracy z dobrymi zarobkami?
Oczywiście geny nie mają na to żadnego wpływu jak to uważają niektórzy profesorowie co mówią że geny to potęga?
A co? Geny spowodowały, że odrzuciłeś ofertę pracy i cały czas zajmujesz się innymi, tylko nie sobą?
Jak wyjść z roli ofiary gdy się w niej znajdzie?
Napisałem o tym całą serię:
http://wolnoscodporno.pl/Blog/2019/02/Swiadomosc-ofiary-4/
Czy podstawowym błędem jaki popełnia ofiara jest podporządkowanie się oprawcą. A ci nie tylko nie przestają ale są jeszcze bardziej zachęceni aby ją gnębić?
Przeczytaj te artykuły.
A to co obraźliwego inni ludzie na mnie gadają\li nie ma kompletnie nic wspólnego ze mną
Nie ma nic wspólnego to, co mówią. Liczy się to, co czujesz – bo zostaje to z Ciebie wyciągnięte, byś się mógł tym zająć.
ignorować jakbym nie słyszał tego?
Masz ignorować to, co mówią/robią inni i zająć się tym, co CZUJESZ. Tego NIE WOLNO ignorować. Bo o to w tym wszystkim chodzi – o oczyszczenie i skorygowanie swoich postaw, interpretacji, świadomości.
A tego nie zrobisz komentowaniem sobie na Blogu, bo to już bardzo poważna praca i podchodzenie do tego po łebkach nic nie zmieni.
Jak coś poczuję to od razu uwalniać nie opierać się temu?
Dlaczego zadajesz to pytanie?
Czy to nie powinno być najoczywistszym na świecie?
Tak powinienem zawsze podchodzić do niemiłych sytuacji jak ktoś jest wobec mnie nie w porządku i chce mnie ośmieszyć?
Nie wiem.
Nie ma jednego właściwego podejścia do różnych sytuacji.
Jest na pewno jedno właściwe podejście do tego, co czujesz.
Tymi wszystkimi tematami bardzo szeroko i dokładnie zajmujemy się w WoP.
Nie odpowiem Ci sensownie w komentarzach, bo potrzebna jest fundamentalna wiedza, której nie znasz i której elementy przedstawiane na Blogu dalej Ci umykają.
Dobra seria się zapowiada! :)
,,Robiłem minimum tego, co było ode mnie wymagane. Nie szukałem pracy, nie szukałem interesujących, rozwojowych zajęć, nie edukowałem się. Robiłem tylko to, co mi kazano, czego ode mnie oczekiwali inni. Żyłem jako nic nie znaczący element układanki innych ludzi ale nie postrzegałem siebie jako pełnowartościową żywą istotę. Dla siebie robiłem tylko tyle, że izolowałem się od wszystkiego, co uznałem za niebezpieczne. Czyli od praktycznie wszystkiego i wszystkich.”
,,Mój umysł nie myślał innymi kategoriami, niż ofiara, obwinianie, użalanie się, muszenie. Wszyscy mieli lepiej, radzili sobie, mieli seks, fajne życie. Ale ja nie i nic nie wskazywało, że to się zmieni.”
To o mnie
,,Stąd też w drugim artykule piszę o konieczności zyskania pomocy z zewnątrz.”
Robiąc samorozwój wielokrotnie czułem się winny że skoro ,,moja rzeczywistość wynika z mojego wnętrza” to powinienem móc to zmienić ot tak, bez problemu. Jednak jestem ,,tak beznadziejny że nawet tego nie potrafię zrobić sam”
,,Dlatego też ofiara dokąd się nie uda, dokąd nie spróbuje uciec, można rzec, że będzie zabierała negatywne, bolesne doświadczenia ze sobą Bo przecież wszędzie będzie sobą! To może brzmieć na pierwszy rzut oka strasznie ale takie nie jest.”
Hah, moje pójście na studia w 2010 roku, ucieknę z dość dysfunkcjonalnego domu, tylko że ,,dom” niosę w sobie ;)
To o mnie
Bo sam się tego trzymasz.
Umysł każdej osoby powtarza to, co usłyszała przez całe swoje życie, by podać racjonalizacje i usprawiedliwienia dla niechcianych, wypartych emocji i oporu, które sami w sobie utrzymujemy.
Człowiek nieświadomy wierzy, że to on myśli i że te myśli oznaczają prawdę, dlatego dalej się trzyma emocji i oporu.
A że większość z nas słyszała podobne teksty w przeszłości, praktycznie każdy uzależniony powtarza te same schematy i droga wyjścia jest jedna dla każdego.
Robiąc samorozwój wielokrotnie czułem się winny że skoro ,,moja rzeczywistość wynika z mojego wnętrza” to powinienem móc to zmienić ot tak, bez problemu. Jednak jestem ,,tak beznadziejny że nawet tego nie potrafię zrobić sam”
To była tylko jedna z wielu racjonalizacji poczucia winy.
Winę już nosiłeś w sobie od dawna i umysł znalazł kolejną racjonalizację “skoro moja rzeczywistość wynika z mojego wnętrza, to powinienem móc to zmienić ot tak, bez problemu”.
Skąd ten wniosek?
A czy odpuściłeś to, co blokuje zmianę? Na razie wybierałeś unikanie emocji i nadal to wybierasz. Więc co ma się zmienić?
Jeśli odpuścisz tę korzyść i zmierzysz się z nimi, pozwolisz sobie zrobić coś nowego, innego, korzystnego, niż tylko ucieczka i walka.
Ale jeśli wierzysz, że to Ty myślisz i że to, że nie możesz zmienić swojej rzeczywistości wystarcza za powód do trzymania się winy – nic się nie zmieni. Bo wybierasz winę, a nie zmianę.
Hah, moje pójście na studia w 2010 roku, ucieknę z dość dysfunkcjonalnego domu, tylko że ,,dom” niosę w sobie ;)
Więc masz kolejny powód, który jasno pokazuje skąd wynika brak zmian.
Bo trzymasz się przeszłości, nie puszczasz się jej.
Dlaczego? Gdyż mylisz siebie z myślami. Spełniasz zachcianki i potrzeby ego, nie swoje.
A ego wykorzystuje to, by wmawiać Ci, że jesteś gorszy, bo nie zmieniasz swojej rzeczywistości. Gdyż służysz ego, a ego nie chce zmiany.
I dlatego wykorzystuje tę taktykę, byś złapał się winy i to usprawiedliwiał.
Mam to samo i ciągle zadaje sobie pytanie dlaczego inni mają motywację w pracy a ja nie?dlaczego inni potrafią rozmawiać z innymi a ja nie?dlaczego inni radzą sobie z emocjami a ja nie?dlaczego dla innych to jest takie łatwe a dla mnie proste czynności są trudne?
Mam to samo i ciągle zadaje sobie pytanie
Oczywiście, że masz to samo, bo umysł myśli sam na bazie tego, co nosimy w sobie.
Podaje racjonalizacje do stłumionych i wypartych winy, wstydu, oporu, strachu, etc.
A że usłyszeliśmy podobne bzdury jako dzieci i dorośli, nasze umysły powtarzały(ją) to samo.
Tylko, że Ty dalej sądzisz, że to Ty myślisz i się temu opierasz oraz nic nie robisz z przyczyną.
dlaczego inni mają motywację w pracy a ja nie?
Bo Ty WYBIERASZ, by trzymać i usprawiedliwiać opór, wstyd, winę, strach.
dlaczego inni potrafią rozmawiać z innymi a ja nie?
Bo inni wybrali taką intencję, a Twoją jest unikać tego, co wyciąga z Ciebie emocje i opór.
dlaczego inni radzą sobie z emocjami a ja nie?
Prawie nikt sobie nie radzi.
Tylko Ty ich nagromadziłeś dużo więcej przez uciekanie od każdej emocji i oporu w porno.
Inni nie uciekali w samotność i wybrali mniej szkodliwe nawyki.
dlaczego dla innych to jest takie łatwe a dla mnie proste czynności są trudne?
Bo bierzesz ze sobą wszystko, co nagromadziłeś w sobie przez lata i zamiast się tego puścić, zamiast skupić się na działaniu, Ty skupiasz się na walce z tym i ostatecznie ucieczce od tego.
A jeśli opór przed emocjami jest podświadomy i nie mam niego wpływu?
U większości tak to wygląda.
Dlatego tak krytyczna jest INTENCJA – wybór, by wzrosnąć do np. odwagi, spokoju, akceptacji, zrozumienia, miłości.
Wtedy automatycznie zacznie dochodzić do odtruwania podświadomości.
A na podświadomy opór oczywiście masz wpływ – możesz go zasilać tak długo jak nie będziesz chciał odczuwać emocji oraz możesz nigdy nie ustalić intencji uzdrowienia.
Dużo aktorów i sportowców miało lub ma depresje a nawet nerwice więc w tym miesiącu musze jechać do specjalisty z jednej strony nie wiem czemu dopiero po kilku latach o tym pomyślałem a z drugiej strony żyjąc w samotności zrozumiałem,że ta samotność była potrzebna by nauczyć się żyć na nowo z większą świadomością.Chodzi o to,że mam ból bo zmarnowałem kilka lat w z drugiej strony przez te lata i tak bym nic nie osiągnął bo żyłem nieświadomie i zapewne zadawał bym się złymi ludźmi.Co o tym sądzisz?
Dużo aktorów i sportowców miało lub ma depresje a nawet nerwice
Bo, jak mówiłem – poziom zrozumienia i zadbania emocjonalnego jest na tej planecie na poziomie jaskiniowym.
więc w tym miesiącu musze jechać do specjalisty z jednej strony nie wiem czemu dopiero po kilku latach o tym pomyślałem
Nie Ty myślisz.
a z drugiej strony żyjąc w samotności zrozumiałem,że ta samotność była potrzebna by nauczyć się żyć na nowo z większą świadomością.
No widzisz – dobry wniosek.
Czyli samotność nie jest rezultatem tego, że coś z nami jest nie tak, tylko jest rezultatem nieświadomego życia.
Tak jak to, że dopiero po latach WYBRAŁEŚ, by wybrać się do specjalisty. Nikt i nic nie blokował tej decyzji.
Ale Ty czekałeś aż ją znajdziesz w umyśle. I sobie czekałeś latami.
Chodzi o to,że mam ból bo zmarnowałem kilka lat
Ból to rezultat opierania się, co już wiesz.
I przez to, że unikałeś wszystkiego, co wyciągało z Ciebie opór zamiast dążyć do tego, co pozytywne, unikałeś prawie wszystkiego.
w z drugiej strony przez te lata i tak bym nic nie osiągnął bo żyłem nieświadomie i zapewne zadawał bym się złymi ludźmi.Co o tym sądzisz?
Pytania hipotetyczne są najbardziej niepotrzebnymi i nietrafionymi pytaniami, bo pytamy o coś, co nie istnieje.
Jakże można cokolwiek powiedzieć o czymś, co nie istnieje?
Może to dziwne ale podczas samotności osiągnąłem więcej niż przez całe życie.Jakbym był teraz taki śmiały jak kiedyś i żył z tą wiedzą i świadomością to byłoby mega.
Może to dziwne ale podczas samotności osiągnąłem więcej niż przez całe życie.
Akurat samotność nie ma z tym wiele wspólnego.
To przez co byłeś samotny było tym samym, przez co gromadziłeś w sobie coraz cięższy bagaż i przez co osiągałeś coraz mniej i malała Twoja śmiałość.
Jakbym był teraz taki śmiały jak kiedyś i żył z tą wiedzą i świadomością to byłoby mega.
Więc oczyść się z tego, co nagromadziłeś przez ten czas.
To, że coś wiesz nie oznacza, że taki JESTEŚ.
STAJEMY SIĘ przez intencję i oczyszczenie się z tego, co to blokowało.
A czy będąc samotnym jestem skazany na porno?Pisałem z ludźmi co np mają depresje lub nerwice a w ogóle nie oglądają porno i nie mają innych nałogów
A czy będąc samotnym jestem skazany na porno?
Skazujemy się na to, jacy jesteśmy.
To, przez co jesteś samotny jest tym samym, przez co oglądasz porno.
Pisałem z ludźmi co np mają depresje lub nerwice a w ogóle nie oglądają porno i nie mają innych nałogów
Bo nie potrzebujesz porno, by się opierać emocjom i je tłumić. Możesz stawiać ogromny mentalny opór, co przeradza się w wielki ból i cierpienie, które następnie umysł logiczny racjonalizuje, wyprojektowuje na świat.
Te osoby znalazły inne sposoby na ucieczkę od odczuwania. Może jest to mentalizacja, może użalanie, może jedzenie słodyczy.
Zapewne nie dostrzegają swoich nawykowych (a więc nieświadomych) zachowań, gdy ujawniają się stłumione/wyparte emocje, opór.
Utożsamili się z nimi jako część racjonalizacji i pewnie gdy się pojawiają po prostu robią to, co podpowiada im umysł.
Możliwe też, że biorą leki, które odcinają świadomość niskich emocji ale nadal nie pozwalają sobie w życiu na więcej, niż gdy je czują.