Witam Cię serdecznie!
Kontynuujemy bardzo istotny temat świadomości, kontekstu i subiektywności.
Części 1-2 znajdziesz klikając na linki poniżej:
► Świadomość, kontekst i subiektywność (Część 1)
► Świadomość, kontekst i subiektywność (Część 2)
Powtórzę raz jeszcze to co krytyczne – ludzie w swojej niewinnej nieświadomości NIE SĄ w stanie odróżnić to, co skierowane pozytywnie (“dobrze”) od tego, co skierowane negatywnie (“złe”). Zazwyczaj różnej jakości wnioski na temat własnych wyborów (oraz wyborów innych ludzi) wyciągamy dopiero, gdy przychodzą konsekwencje.
Umysł nie jest od tego, by cokolwiek poznać ale m.in., by co najwyżej wiedzieć o czymś.
A to KOLOSALNA różnica, którą w słowach nie jestem pewien czy da się w pełni oddać.
Przykładowo większość ludzi skupia się jedynie na samej czynności kompletnie pomijając kontekst. Zobaczmy jak to się odbywa w naszym umyśle – jak umysł zmienia znaczenie w zależności od kontekstu:
1. Pewien człowiek niesie telewizor. Co nasz umysł ma do powiedzenia?
2. A teraz dodajmy – człowiek ten jest czarny. Co teraz o tym zdarzeniu paple nasz umysł?
3. To nie koniec – człowiek ten ma na sobie elegancko skrojony, dopasowany garnitur. I co teraz widzimy w swoim umyśle?
Zapewne przy każdym punkcie nasz umysł paplał zupełnie co innego. I to dlatego, bo dobierał z podświadomości to, co już usłyszał i co mogłoby pasować do tej sytuacji. Jeśli ktoś kiedykolwiek usłyszał, że murzyni kradną, no to przy drugim punkcie na pewno automatycznie pojawiła się myśl, że ten murzyn to złodziej. A potem widzimy, że ma garnitur – no to raczej nie złodziej. Zapewne to zamożny człowiek, który kupił ten telewizor.
To pokazuje, że dopóki nie poznamy pełnego kontekstu, nic co powie nasz umysł nie może być prawdą lub całą prawdą.
A ile razy staraliśmy się poznać pełen kontekst jakiegokolwiek wydarzenia, tylko od razu przechodziliśmy do wniosków i/lub osądzania?
Niemniej – pierwszy akapit – nic nie jest ani dobre, ani złe. Po prostu można przed czymś postawić znak + (plus) lub znak – (minus). Czy -1 jest złe, a +1 dobre? Nie. Ale +1 i -1 dodane do jakiegoś działania dadzą dwa zupełnie różne wyniki.
Wszystko zależy od KONTEKSTU, w którym to umieścimy. Kontekst zmienia dla nas znak. Zmienia NASZĄ rzeczywistość ale nie rzeczywistość w ogóle.
Jeśli chcemy zimnego drinka to przyda się temperatura wody ze znakiem minus (kostki lodu). A jeśli chcemy kąpiel, gdy jesteśmy przeziębieni, no to przyda się woda z temperaturą dodatnią i to na odpowiednim poziomie. Inna osoba może preferować gorącą herbatę i chłodny prysznic. Dla tych dwóch osób ta sama temperatura będzie odebrana różnie.
Czy te preferencje wpływają na samą wodę – czynią ją złą lub dobrą? Absolutnie nie.
Dla jednych palenie papierosów jest na duży plus, dla innych na duży minus. Ludzie nawet ignorują ostrzeżenia, że palenie powoduje raka, bezpłodność, etc. I kto ma rację? Jaka jest rzeczywistość? Są ludzie, którzy bez papierosa rozwaliliby coś lub zrobili komuś krzywdę. Inni zapalając jednego papierosa natychmiast by zwymiotowali.
Dla jednych wieczór przy papierosku to czas wspaniale spędzony, a inni po 5 sekundach są wściekli, że cali przesiąkli smrodem i potem muszą prać wszystkie ubrania i boli ich głowa.
Czy więc można jednoznacznie powiedzieć jak to jest z paleniem? Nie.
Jednak wiemy na pewno, że palenie samo z siebie wpływa na organizm negatywnie, bo każdy papieros (wliczając elektroniczne) to po prostu w większości trucizna wciągana do płuc.
Więc nasze subiektywne doświadczenia i odbiór nie powinny przesłaniać rzeczywistości.
Czy samo rzucenie papierosów cokolwiek zmieni? Może tak, a może nie. Najważniejsze to zająć się PRZYCZYNĄ, przez którą w ogóle wybieramy papierosy, alkohol, porno czy dowolną inną używkę/innej formy ucieczkę.
Jeśli chcemy uzdrowienia uzależnienia no to należy przestać robić rzeczy przynoszące nam negatywne konsekwencje. Trzeba więc tak zmienić kontekst, by zrozumieć, że coś może wydawać się dla nas pozytywne ale konsekwencje tego są jednak negatywne. Nikt mi nie powie, że po sesji z porno i wyrzuceniu z siebie nasienia czuł się jak superman, uśmiechnięty wyszedł do ludzi, rozmawiał, poznawał, umawiał się na randki… a jednak przed obejrzeniem porno w swoim umyśle postrzega porno w superlatywach.
To, że wydaje się nam, że “dodajemy trójkę” w naszym kontekście – w naszym “działaniu”, a w rzeczywistości jest to “minus 17”, zapewne nigdy nie osiągniemy dodatniego wyniku.
Na tym polega zmaganie w życiu – chcemy jakiś wynik dodatni, a robimy wiele rzeczy ze znakiem minus, wiele rzeczy ze znakiem plus i bardzo trudno jest nam osiągnąć ten wynik. To tak jakbyśmy próbowali jechać naciskając na hamulec.
Więc – w zależności od USTALONEGO CELU, trzeba rozsądnie, rozważnie, uczciwie rozpoznać co ten wynik (cel) pomoże nam zrealizować, a co nas od niego oddala i/lub uniemożliwia jego osiągnięcie.
W przypadku matematyki zależy to od równania. Jeśli chcemy mieć wynik 4, no to musimy przed dwie dwójki lub przed cztery jedynki postawić plusiki. To może odzwierciedlić codzienne wykonanie minimalnego kroku w stronę ustalonego celu. Zaś te “jedynki z plusem” nie wezmą się z kosmosu. Trzeba je rozsądnie rozpoznać.
Natomiast jeśli wykonujemy działanie będące “jedynką z minusem”, no to już trzeba zmodyfikować czynności przybliżające nas do celu z +4 na +5. Czyli zaczyna rosnąć zmaganie.
Przykładowo – jeśli chcesz mieć na brzuchu kaloryfer, no to możesz wykonywać regularnie ćwiczenia brzucha ale jeśli w międzyczasie pijesz dużo alkoholu i jesz za dużo, no to rezultaty nie będą dobrze widoczne.
Niezrozumienie kontekstu fajnie ukazuje przykład jakbyśmy sądzili, że ktoś tak lubi się uczyć, że 7-my raz powtarza pierwszą klasę ;)
Jeszcze inaczej – dla człowieka usposobionego negatywnie, pozytywne będzie odebranie drugiej osobie jej własności. Więc dla niego “plus” to “minus” dla drugiego człowieka – okradzionego. Bo dla obu osób kontekst zabrania własności jest zupełnie inny. Czy to wszystko? Nie. Osoba, która kradła sprowadzi na siebie konsekwencje swojej decyzji.
Biorąc to pod uwagę nie sposób pominąć tematu wiary.
Zapamiętajmy, że ślepa wiara jest często po prostu śmiertelną pułapką!
Ktoś sądzi(ł) inaczej?
Każdy sadysta i morderca, który zabijał w imię Boga robił to ze ślepej wiary. Bo usłyszał “w głowie” jakiś głos i z góry założył, że to Bóg i że jest wybrany do np. zabijania niewiernych, nieczystych (zazwyczaj kobiet), etc.
A czym się to różni od słuchania się głosiku namawiającego do obejrzenia porno czy wypicia czwartego piwa, gdy mamy problemy finansowe, zdrowotne czy dowolne inne?
Co my robimy codziennie ze ślepej wiary? I ślepej wiary w co?
Istnieje nawet religijne przekonanie, że ślepa wiara zostanie nagrodzona, a zadawanie pytań wiąże się z gniewaniem się przez Boga i karą… tak jak w raju za zerwanie jabłuszka, którego spożycie miało dać nam wiedzę… dlatego dość szybko przyszły wieki ciemne, w których ludzie za działania zbliżające ich do Boga uważali samookaleczenia, nie mycie się, traktowanie gorzej, niż nic nie wartego robaka i więcej! Dzisiaj nie jest dużo lepiej. I nie mówię tylko o (ślepo) “wierzących”.
Bo nie mycie się przez 3 lata, traktowanie siebie jako niegodnego wypierdka to taki sam poziom jakości jak wmawianie sobie, że nie zasługujemy na sukces, szczęście czy piękną kobietę. To Średniowiecze, które sami utrzymujemy w sobie. Co z tego, że możemy nosić nowoczesne obuwie, jeździć drogim samochodem i używać telefonu, którego technologia produkcji prześcignęła pierwsze satelity? W naszej świadomości odnośnie siebie żyjemy jeszcze na poziomie sprzed 1 000 lat. A używać telefonu można nauczyć małpę i kota.
Każdy uzależniony ślepo wierzy, że kolejne pornograficzne zdjęcie da mu radość, ulgę, pewność siebie. A potem rozbija się o coś, co nazywamy konsekwencjami i rzeczywistością. Problem naturalnie polega na tym, że wielu uzależnionych nie łączy ich bólu i nawarstwiających się problemów z oglądaniem porno. Bo wierzą, że porno im pomaga i oglądanie go nie jest przyczyną innych kłopotów.
Tak czy siak widzimy jak istotne jest W CO/W KOGO wierzymy.
Alkohol jest pozytywny? Nie! To zwykła trucizna ale podawana w taki sposób i w takich dawkach, że organizm nie zostanie trwale uszkodzony. Wpływ alkoholu ludzie nauczyli się wykorzystywać. A kto chociaż rozumie jaki ten wpływ jest – co się dzieje po spożyciu alkoholu?
Jednak zaniedbajmy sposób podawania lub przyjmijmy za dużą dawkę i konsekwencje przyjdą i to nieraz bardzo poważne. Alkohol to po prostu trucizna i jego spożywanie to zatruwanie siebie. ZAWSZE ma znak minus niezależnie co o tym sądzimy i jakie korzyści czerpiemy z jego spożywania.
Dlatego kluczowy jest ROZSĄDEK.
Ogromna ilość ludzi mówi mi o braku pewności siebie i o tym, że chcą zacząć wierzyć w siebie.
Ale przecież wierzą!!! Tylko to “siebie” jest kompletnie błędnie postrzegane! Właśnie dlatego oglądają porno przy każdym dyskomforcie psychicznym, bo sądzą, że to co ich do tego zachęca to oni! Wierzą w siebie cały czas! Sami siebie przekonują. Tylko “siebie” to dla nich myśli, emocje i opór. Więc jak czują opór, ból, dyskomfort, to wierzą w myśli o konieczności ucieczki i uciekają. A potem setki razy zderzając się z rzeczywistością dziwią się dlaczego znowu podjęli błędną decyzję.
Mówią, że “chcą odzyskać wiarę w siebie”. Ale wiary nie możesz odzyskać, bo nigdy jej nie straciłeś! Masz zmienić kontekst tego, w co wiarę pokładasz, a zobaczysz zmianę automatycznie. Źródła wiary nigdy nie straciłeś. Tylko umieściłeś swoją wiarę w próżnię – w coś, co nie istnieje. Lub w bzdurne myśli.
Jeśli podłączysz przewód prądowy do drewnianej kołyski i prąd nie popłynie to znaczy, że nie masz prądu lub straciłeś jego źródło? Nie. Po prostu w tych warunkach prąd nie popłynie. Zmień warunki, a prąd popłynie bez wysiłku.
A więc uzależnieni słuchając się swojego umysłu automatycznie zakładają, że to, do czego wyboru nas przekonuje musi być właściwe. Bo wg nich to nie umysł myśli, to nie myślenie odbywa się samo, tylko oni myślą! A skoro oni myślą, to musi to mieć sens! Bo gdyby mieli myśleć kompletne bzdury, to znaczyłoby źle o nich! Więc z góry swoim myślom nadają wysoką wartość. A poza tym Kartezjusz stwierdził “myślę więc jestem”, no to oni myślą… ale to tak jakby jakiś milioner powiedział, że zarabia pieniądze i znaczy dla ludzi, że oni z automatu zarabiają takie same kwoty…
Czy słuchanie się swojego umysłu jest właściwe? Odpowiedź krótka i wystarczająca – TYLKO w stanie pełnego spokoju i INTENCJONALNIE.
Odpowiedź nieco dłuższa – zależy o co nam chodzi w życiu. Jeśli chcemy żyć odważnie, śmiało, radośnie, doświadczyć cudownej różnorodności, wolności, cieszyć się seksem i własnym istnieniem, no to do tego “równania” nie możemy już dodawać seansów z pornografią. Czyli konieczne jest się nauczyć przestać słuchać swojego umysłu i zacząć wybierać niezależnie od niego.
Bo każdy seans z porno “przed sobą ma znak minus”.
Jak to rozumieć?
Tak jak ze złodziejem – dla złodzieja zabranie drugiej osobie jej pieniędzy czy telewizora jest dobre, bo zyskuje. A przynajmniej w jej rozumieniu zyskuje (karmicznie ma coraz większy dług).
A co z uzależnionym? W jego oczach zyskuje, bo znika napięcie, stres, wstyd, ból psychiczny. Ale czy taka jest rzeczywistość? Czy to znika? Nie. Bo jak mówiłem – to, że przestajemy czuć kwiaty nie oznacza, że przestały pachnieć. To, że wzięliśmy znieczulenie i przestaliśmy czuć ból złamanej ręki nie oznacza, że kość się zrosła. To, że zamietliśmy coś pod dywan nie oznacza, że to magicznie pod nim zniknęło. Dług emocjonalny i mentalny więc rośnie. A umysł dorabia do tego kolejne racjonalizacje.
To co wydaje się “plusem” w szerszym kontekście jest “minusem” (i może być odwrotnie!). Aby to dostrzec często potrzeba dłuższego odcinka czasu. Nawet lat. I ZAWSZE uczciwości i odwagi, by trzeźwo spojrzeć na fakty. M.in. z tego powodu –
Odwaga jest pierwszym poziomem świadomości sprzyjającym życiu.
Bo jest ponad dumą – ponad poziomem wypierania faktów i ignorowania rzeczywistości.
Odwagi wymaga wykonanie już pierwszego kroku z grup 12-tu kroków: “Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu/pornografii – że przestaliśmy kierować własnym życiem”. Osoba dumna tego nie przyzna!
Jeśli wybieramy dumę, automatycznie nie wybierzemy odwagi. Na polu walki duma ucieka. Odwaga zostaje i walczy. Ale rozsądnie – walczy o coś większego od siebie.
Jak mówiłem w innych artykułach – “walczyć o swoje” można na wiele sposobów, z czego większość jest głupia, durna i dumna, nic nie daje, bo wynika z błędnych założeń. Wiele osób walczy dla samego zmagania, a nie o coś większego. Walczą z innymi, co jedynie stanowi projekcję gniewu, winy, dumy, oporu, a nie obronę czegoś wartościowego, co budują/zbudowali w swoim życiu. Taka walka nie jest rozsądna, bo wynika z niskiej świadomości.
Ale walka o szacunek czy akceptację to z góry skazana na przegraną po prost głupia czynność, bo poczucie braku szacunku i braku akceptacji to sprawy stricte wewnętrzne. Sami nadajemy sobie wartość i sami albo siebie akceptujemy, albo nie. To wszystko. Cała reszta to jedynie negatywne programowanie służące kontroli i upewnieniu się, że zawsze będziemy konsumentem i podatnym na manipulację nieświadomym, pozbywającym się energii sługą własnej podświadomości, którą zaprogramować jest banalnie. Wystarczy codziennie powtórzyć jej to samo kłamstwo i wkrótce umysł sam zacznie się zastanawiać czy to przypadkiem nie jest prawda…
Rozsądek więc jest niezwykle cenny (do pewnego, bardzo zaawansowanego poziomu rozwoju).
Czy rozsądek podpowiada nam, że po zjedzeniu sytego obiadu cały czas czujemy głód? Nie! To, co czujemy to nie głód. To może być uczucie podobne ale nie stanowi informacji, że należy jeszcze coś zjeść. A tym bardziej nie coś wysokokalorycznego lub słodkiego.
No ale trzeba troszkę się nauczyć rozpoznawać odczucia płynące z ciała. To, że czujemy uczucie pustki w okolicach brzucha nie oznacza, że trzeba załadować do niego kolejną porcję jedzenia. To jak z porno – to, że czujemy dyskomfort psychiczny nie oznacza, że mamy obejrzeć kolejne 100 zdjęć i filmów pornograficznych.
Rozsądek więc uczy nas, że może chodzić o coś innego, niż nam się wydaje (niż widzimy to w swoim umyśle). To tyczy się przede wszystkim tego, co czujemy.
Wróćmy do stwierdzenia, że umysł nie może niczego poznać ale co najwyżej wiedzieć o tym.
Widzimy to w przypadku osób, które nigdy nie podejmują działania, tylko czytają kolejne podręczniki. Sądzą, że nabywając wiedzę staną się – że magicznie “wiedzieć o” zmieni się na “być”. Wierzą (ślepo), że wiedza zabierze np. lęk i opór przed działaniem. I wydają coraz więcej pieniędzy, poświęcają coraz więcej czasu… w efekcie frustracja rośnie, a rezultatów jak nie było, tak nie ma. A fakty są, że nawet ojciec takiej osoby, którego mogła nienawidzić i uważać za najgorszego na świecie jakimś cudem poznał swoją żonę i miał z nią dziecko, czyli też seks. Czy potrzebował do tego tych wszystkich podręczników? Ano nie. Dlaczego więc my ich potrzebujemy? A przynajmniej w to wierzymy, że ich potrzebujemy…
Jedyne co zabierze emocje to odpowiedni kontekst.
Bo emocje to informacje o umieszczeniu czegoś – zdarzeń, słów, przedmiotów – w negatywnym, nieprawdziwym/niepełnym kontekście.
Nie czujemy np. gniewu czy wstydu, bo nas ktoś źle potraktował, tylko MY SAMI postawiliśmy się na tak negatywnej dla samych siebie pozycji i to we własnej świadomości, że pojawiły się korespondujące z tymi jakościami emocje.
Jeśli wiedza nie pomaga nam zmienić kontekstu jest całkowicie bezużyteczna.
Oczywiście czym innym jest przeczytać jak działa kran, by go naprawić (intencją jest podjąć się działania i naprawić kran), a czym innym jest czytać co powiedzieć kobiecie, by ją poderwać, bo sądzimy, że nie potrafimy rozmawiać z kobietami. Ależ potrafimy ale już kontekst jest błędny, bo sądzimy, że trzeba jakichś magicznych tekstów pomimo, że same kobiety mówią, że szukają w mężczyznach szczerości, odwagi, radości. Słowem – spójności w tym co pokazują na zewnątrz z tym, co wewnątrz.
Dlaczego jest to tak ważne dla kobiet? Bo spójność między słowami, a czynami ukazuje wysoki poziom świadomości – dojrzałość. A jeżeli facet mówi jedno, a robi drugie, to nigdy nie będzie wiadomo jaką naprawdę ma intencję i czego się można po nim spodziewać (w pejoratywnym znaczeniu).
Osoba niespójna jest po prostu nieświadoma, niedojrzała i/lub usposobiona negatywnie względem samej siebie i/lub innych ludzi. Rozsądek podpowiada, że lepiej nie mieć z nią nic do czynienia.
A jeśli nasz kontekst jest taki, że to co wewnątrz nas jest złe, więc trzeba udawać, no to automatycznie opieramy się temu co wewnątrz, nienawidzimy tego, wstydzimy się tego. Czyli nie tylko nie znika, a my słabniemy ale jeszcze dokładamy sobie negatywności. Więc w efekcie tracimy wartość we własnych oczach i to widzą w nas inni. A potem szukamy zewnętrznych źródeł (m.in. wiedzy), bo wypełniły poczucie braku.
Przypominam – realny brak, a POCZUCIE braku, to dwa zupełnie inne paradygmaty.
Tak jak poczucie pustki, a uczucie głodu.
Opieranie się swoim negatywnym cechom jest doskonałym przykładem tego, że opór, niechęć, nienawiść, demonizowanie czy negatywne ocenianie względem tego, czego nie chcemy i/lub chcemy zmienić nie przynosi nic konstruktywnego. A skoro nie działa to w naszym przypadku, to dlaczego miałoby zadziałać względem czegokolwiek w świecie?
Na niezrozumieniu własnych doznań płynących z ciała rozkręciło się mnóstwo przedsiębiorstw na tej planecie.
Ślepa wiara jest bardzo niebezpieczna. Czyli nieświadomość.
Innym przykładem ślepej wiary (możliwej tylko ze względu na naturę świadomości – niewinność) jest to, że małe dziecko słucha rodziców i wierzy we wszystko, co od nich usłyszy niezależnie jak błędne, negatywne, głupie czy szkodliwe jest. Przypominam i podkreślam, że rodzic uczący tego robi to właśnie przez ten sam mechanizm – nieświadomość i niewinność.
Chcąc nie chcąc jednym z takich programów jest noszenie łańcuszka z ukrzyżowanym człowiekiem na szyi. Poziom kalibracja tego nie przekracza 120. Więc jest to poziom kultów, sekt, rasizmu, fatalizmu, anarchii i oczywiście konceptu Boga opisanego w Starym Testamencie.
Ale ślepa wiara powoduje, że ludzie uważają to za symbol ich oddania… pytanie – oddania czemu? Wiary w co? Że Bóg najukochańszego (lol) syna nakazuje ukrzyżować? To co z resztą? Najbardziej kochany (lol) i kochający zostaje ukrzyżowany. To co szykuje dla mniej kochających i kochanych (lol)?
Powtórzę – umysł nie może poznać rzeczywistości! On może jedynie podać racjonalizacje, wymyślić kontekst i usprawiedliwić to, w co wybraliśmy (świadomie i nieświadomie) wierzyć.
Robienie czegoś tak bzdurnego, a nawet wulgarnego jak noszenie ukrzyżowanego, umęczonego człowieka na szyi umysł sobie zracjonalizował, a ludzie dali się tą racjonalizacją zahipnotyzować. W wielu kościołach zabrania się noszenia krótkich spódniczek ale ukrzyżowanego człowieka – proszę bardzo.
Jak na filmie ludzie zaczynają się całować to wszyscy milczą. Pokazanie cycuszka na ekranie to tylko po 22. Natomiast np. film “Pulp fiction” pokazał śmierć w tak niebotycznie lucyferycznym kontekście, że ludzie popłakali się ze śmiechu, gdy jeden z głównych bohaterów rozwalił głowę niewinnej osobie. Kalibracja “Pulp fiction” to poziom 25. To poziom czczenia diabła, Al Qaedy, obozów koncentracyjnych, wstydu, dżihadu, etc. A jednak uważa się ten film za majstersztyk… ocena na Filmwebie – 8.3/10, na Imdb – 8.9/10. To pokazuje poziom jak ludzie są w stanie samych siebie przekonać, że widzą coś wspaniałego, gdy jest to praktycznie sam niż.
Jest takie pojęcie jak “wilk w owczym przebraniu”. Pulp Fiction, Mechaniczna pomarańcza, Lśnienie i wiele więcej filmów są tragiczne w tym, co przedstawiają i jaki jest ich przekaz. Dla ciekawskich – kalibracja trylogii “Matrix” to 165, czyli poziom reprezentowany m.in. przez gniew, Hermanna Goeringa, komunizm, urazy, “białą supremację”, porwania przez UFO, mentalność ofiary, ateizm, zanieczyszczenie olejem. A wiele osób nazywa dzisiejszą rzeczywistość “matrixem”. Widzimy więc jak “blisko” są rzeczywistości. Dla nich ICH rzeczywistość może tak wyglądać ale tylko dlatego, bo utrzymują w sobie takie jakości i taki kontekst.
Tak jak, że noszenie łańcuszka z przybitym, umęczonym, zamordowanym człowiekiem jest symbolem wiary w kochającego Boga i zbawienie. Zostało nam to zaprogramowane przez jakiegoś księdza – obcego człowieka, o którym nie wiemy nic. On również został zaprogramowany i tylko powtarzał to, w co wierzył. Nieświadomie i zazwyczaj z dobrą intencją. A dla naszego umysłu jeśli widzi coś, co robi naokoło nas milion innych osób, no to automatycznie to musi być właściwe… bo taki dojrzały jest umysł.
Ciekawe ile osób by się oburzyło i nazwało profanacją noszenie na szyi krzyża z przybitą inną osobą, np. jakimś politykiem… No ale ja się pytam dlaczego tak niedostrzegalna jest wulgarna, brutalna profanacja, której miliony ludzi dokonuje każdego dnia…? Nawet wieszają krzyże nad łóżeczkiem noworodków. Rozumiem, że gdyby Jezus zginął w dzisiejszych czasach i np. wysadził go granat, to wieszalibyśmy sobie na szyi oderwane kończyny?
Jeśli nie poddamy krytyce WE WŁASNYM PRZYPADKU czegoś tak oczywistego i jawnego (lub czegoś podobnej jakości, jeśli nie nosimy krzyżyka), no to jak możemy liczyć, że rozpoznamy dużo bardziej subtelne pułapki?
No ale oczywiście wiązałoby się to ze zmianą 1 000 – 2000-letniej tradycji. Dlatego mądre osoby zauważyły, żeby każdą zmianę zacząć od siebie.
Podkreślam, że to nie atak na religię, tylko na oczywiste lucyferyczne aspekty, które wdarły się i zaburzyły rzeczywistość i wspaniałe nauki. I zamiast na sprawach ważnych ludzie skupiają się na krzyżach, obrazeczkach, kropieniu się wodą, jedzeniu chleba… od tego jest jarmark.
Jeśli ktoś miałby się oburzyć, to najpierw proszę napisać choć o jednym święcie – jak je rozumie, po co jest, jakie wartości w trakcie tego święta praktykuje, w jaki sposób zbliża się w trakcie tego święta do Boga? Trochę konkretów. Wtedy pogadamy o reszcie.
Właśnie usłyszałem ciekawostkę w wywiadzie z Alanem Aldą – odtwórcą roli Benjamina Franklina “Hawkeye” Pierce-a z fantastycznego serialu “M.A.S.H.” (fantastyczny w moim subiektywnym odczuciu ale kalibracja pokazała, że moje odczucie było spójne z tym, co realnie pozytywne).
Alan mówił o cenzurze. Na początku, gdy serial nie był jeszcze tak popularny, nałożono na nich silną cenzurę. Jeden z bohaterów był prawiczkiem (po angielsku to jedno słowo dla obu płci – “virgin”). ZAKAZANO używania tego słowa! Nie można było tego powiedzieć. A były to czasy, gdy seks w telewizji jeszcze szokował. Dziś zaś jest zupełnie odwrotnie – film/serial, w którym jest prawiczek raczej nie będzie się cieszył popularnością. Facet ma mordować i rżnąć co popadnie.
Tak “pod radarem” (hehe, taki był pseudonim tego bohatera) zmieniało się programowanie, któremu wszyscy nieświadomie podlegamy.
Alan mówi też, że zakazano pokazywania MĘSKIEJ BIELIZNY. Już wtedy ogromna ilość zarówno kobiet jak i mężczyzn utrzymywało w sobie podświadomy opór i wstyd, a może nawet winę odnośnie własnych okolic intymnych. W “M.A.S.H.-u” pokazywano non stop bieliznę kobiecą ale męskiej zakazano!
Zauważmy, że mnóstwo przekleństw to po prostu wulgarne określenie części intymnych i brzydkie określenie kogoś, kto uprawiał seks… czy to przypadkowe? Oczywiście, że nie!
I jeśli sto razy krzykniemy na osobę, której nienawidzimy – “Ty kutasie!”, to jak sądzimy, co sami programujemy na temat własnego przyrodzenia? A poza tym nasza podświadomość słyszy to – “Ja jestem kutasem” (w negatywnym sensie, który nigdy nie powinien mieć negatywnego zabarwienia).
Gdybyśmy przestali używać określeń seksualnych jako przekleństw, zobaczymy jak niewiele by ich zostało! Psia kość! A to też daje do myślenia (i na myśleniu nie powinno się skończyć). Gdy chcemy kogoś obrazić, porównujemy tę osobę do intymnych części, które służą do rozmnażania, do fizycznego połączenia między dwojgiem ludzi, do sprawiania sobie przyjemności…
Przy okazji – wiemy co oznacza określenie – “Ku**a mać”? Oznacza to “Matka ku**a”. Zaś podświadomość każdej osoby słyszy to – “Moja matka to ku*wa”. Czyli i o nas nie świadczy to za dobrze.
I tak każdy sam robi sobie krzywdę dumnie uważają, że komuś dopiekł…
I jeszcze dziwi nas, że wolimy oglądać jak biologicznie wyselekcjonowany facet posuwa setki różnych kobiet, a sami nawet nie lubimy patrzeć na swoje ciało, a szczególnie na penisa. Mówimy sobie, że jest za mały, niewystarczający, etc. Tak jak mówimy na siebie samych. No bo przecież jesteśmy dzieckiem ladacznicy, a nasze narządy płciowe to ściek – coś, co widzimy w najgorszych ludziach na tej planecie! Nie dziwne, że mężczyźni podczas masturbacji ściskają swoje penisy jakby je dusili!
Bo to po prostu nieświadoma, bezosobowa mentalizacja, z którą sami się identyfikujemy.
Nie mówię, że mamy kategorycznie skończyć z przeklinaniem. Ja sam przeklinam ale zawsze intencjonalnie – by wywalić z siebie gniew i opór – by ich w sobie nie blokować. Natomiast dążenie, by ograniczyć przeklinanie może stać się bardzo korzystną dla naszej psychiki praktyką.
Film “M.A.S.H.” kalibruje się na 360, więc niezwykle wysoko! Serial ma zbliżoną kalibrację. To poziom świadomości reprezentowany m.in. przez Akceptację, Wal-Mart, Pabla Picasso, sprawiedliwości (koncept sprawiedliwości ze Starego Testamentu), Czerwony Krzyż i, co niezwykle ciekawe – dyskusji. To również poziom entuzjazmu.
Niektórzy oczywiście powiedzą, że to co mówię o cenzurze kiedyś i dziś to “duch czasu”, że to naturalne zmiany. Tak, zmiany. Ale z Duchem nie mające wiele wspólnego. To wulgarne, progresywne degenerowanie, na które wszyscy pasywnie wyrażają zgodę. Dlatego m.in. porno stało się takie popularne. Uważamy, że to naturalna ewolucja? Nie. To nienaturalna podaż na popyt będący chorobą braku miłości, akceptacji, wzajemnego szacunku.
I tego nie uleczymy na świecie walcząc z porno i zakazując jej, tylko samemu ucząc kochać siebie, swoje ciało oraz innych ludzi.
I raz jeszcze – nie namawiam do żadnych rozruchów, ani powstań. Mówię o SAMOŚWIADOMOŚCI tego, na co się zgadzamy we własnym życiu, co WYBIERAMY. Bo tego konsekwencji MY doświadczymy.
Mówię o Rozsądku. Bo nad nim już jest Miłość.
Jeśli miliard ludzi wybierze dopingowanie i owacje, gdy robią sobie krzywdę ludzie, no to każdy w swoim czasie doświadczy tego konsekwencji. Zrzucanie odpowiedzialności, że “tak robili wszyscy” ani troszkę ich nie załagodzi. Trudne do zrozumienia? Czy wandale, pseudokibice mają mniejsze penalizacje, bo była ich grupa? Nie. Każdemu dostanie się za to, co zrobił – co wybrał.
No bo jeśli sądzimy, że dopingowanie robienia sobie krzywdy jest ok, no to przyjdzie lekcja z tak ukazanym wydarzeniem tego, że spojrzymy na to inaczej – w innym kontekście. Najczęściej z własnym udziałem – ktoś będzie nam robił krzywdę, a inni będą dopingować tę osobę. Niestety dopiero wtedy część ludzi zaczyna rozumieć. Ale część uparcie nie.
Niemniej niezależnie czy mamy pozytywną czy negatywną intencję, każdy wybór wiąże się z konsekwencjami. Jeśli wypijemy pół litra wódki nawet z najlepszą intencją to przyjdą konsekwencje i będą zapewne identyczne jak gdybyśmy zrobili to samo z niską intencją.
Oczywiście intencja ma OGROMNY wpływ, tak naprawdę decydujący, o naszym życiu. Bo jeśli wypijemy pół litra z pozytywną intencją, to się nie uzależnimy. A jeśli intencja będzie negatywna, wkrótce w naszym życiu pojawi się zmaganie i cierpienie, a zapewne i uzależnienie. A kac będzie w obu sytuacjach.
A jeśli śmiejemy się i wzmacniamy czymś na poziomie obozów zagłady, to chyba najwyższy czas poddać samokrytyce własną świadomość.
Czy ktoś może podać mi zdroworozsądkowy powód, dlaczego ogląda filmy typu “John Wick”? W esencji oglądamy jak jeden człowiek morduje setki innych ludzi. Oglądamy mordowanie. I jeszcze mnóstwo ludzi uważa te filmy za coś wspaniałego…
No, bombę atomową też można uznać za coś wspaniałego – np. wynalazek, osiągnięcie techniki, czyli nauki, można się zachwycać jak wspaniale rośnie grzybek, jakie cudowne ma barwy… no ale czy przypadkiem nie zachwycamy się bronią masowej zagłady??? Czy dociera do nas na tej podstawie skala nieświadomości i niewinności ludzkiej natury?
Zachwyt jak człowiek morduje ludzi…
Naturalnie mamy więcej programowania – zazwyczaj seksowne kobiety mają seks z facetami, którzy wymordowali najwięcej innych! Bo to takie męskie, takie wspaniałe, takie ludzkie!
Naaaaaaaaaaapraaaaaaaaaaaaawdęęęęęęęęęęęęęęę?
Jeśli wzmacnia nas to, co negatywne – naprawdę pora PORZĄDNIE wziąć się za siebie.
To, co również warto wiedzieć o naturze umysłu to to, że iloraz inteligencji nie stanowi żadnej obiektywnej informacji czy ktoś jest “dobry” czy “zły”, czyli jaki ma poziom świadomości i jakimi intencjami się kieruje.
Niewinny i nieświadomy umysł może sądzić, że osoba inteligentna nie wybierze tego, co negatywne dla innych. Dlatego trzeba rozumieć, że dla ego wystarczy odpowiedni pretekst, by podać sobie dowolną racjonalizację dla niemal dowolnego zachowania.
Emocjonalność i intelekt to dwa zupełnie różne aspekty. Co więcej – dla osoby w niskiej świadomości intelekt jest poddanym/sługą emocjonalności, czyli paliwa ego.
W Stanach Zjednoczonych lekarz większość czasu spędza nie na leczeniu pacjentów, tylko na wypełnianiu dokumentów… bo taka ich ilość jest potrzebna, by wszystko było “legalne”… Więc nawet intelekty skierowany pozytywnie, dla dobra ludzi, został ograniczony. Tak jakby złapany w okowy.
Jest też bardzo dużo niezwykle inteligentnych osób, które swój dar wykorzystują wyłącznie z egoistycznych pobudek. No, nie chciałbym być w ich skórze biorąc pod uwagę jaki karmiczny dług sobie zbierają.
Wróćmy znów do natury umysłu i tego, że on może co najwyżej wiedzieć o. To odnosi się do całego świata. Jedyne co możemy to wiedzieć o świecie, a nie znać świat. Nie można poznać świata tak jak nie można poznać wszystkich faktów o zwykłym kurzyku, który widzimy przez ułamek sekundy.
Dlatego ego w zarozumiałości tak uwielbia stwierdzenia typu – “świat jest”. Ale to niedojrzała bzdura. Fakt brzmi – “ja dostrzegam w świecie wyłącznie XYZ”. I DLATEGO ta osoba doświadcza właśnie/głównie tego. I to dla umysłu staje się cementującym elementem dalsze takie postrzeganie. Z tego powodu doświadczenia takich osób nie ulegają poprawie. Bo nie ulega poprawie świadomość. No bo jeśli utknęliśmy w umyśle, no to umysł nie wymyśli nowych interpretacji, ani percepcji. A nawet jeśli się będziemy zmuszać, to nic z tego nie będzie, bo ego dalej ma bardzo dużo energii.
Najpierw trzeba odebrać ego jego energię. Należy przestać je karmić. Na tym polega uwalnianie – uwalniamy energię zamiast ją w sobie przechowywać. Uwalniamy oczywiście energię zwierzęcą i korygujemy swoje postrzeganie i nastawienie do świata na bardziej akceptujące, współczujące, kochające, bo to aktywuje wyższe funkcje naszej psychiki, ciała, narządów oraz tzw. ciała subtelne, w tym energetyczne. Zmienia się sposób w jaki pracuje nasz mózg!
To co za normę uważa 85% ludzkości jest ich normą, a to, co na normę uważa 15% ludzkości nie ma odniesienia do 6-krotnie większej ilości ludzi i błędem jest uważać, że ich sposób przetwarzania emocji, postrzegania świata, życia w nim, intencje i wiele więcej są takie same. Nie są.
I tu nie ma co czekać na ewolucję, tylko ta wewnętrzna zmiana to coś zależnego wyłącznie od naszych decyzji.
A Piotrze jeśli chodzi o kalibrację muzyki to tu chodzi o brzmienie i o czym są teksty? Przy muzyce niższej jakość gorzej się będziemy czuć i będzie obniżać nasz światopogląd przez negatywne teksty. Ja uwielbiam słuchać muzyki sakralnej i klasycznej przy niej czuję się zrelaksowany i zapadam w błogostan świetnie się przy niej pracuje. Swoją drogą wspomniany Nergal spalił Biblię na scenie. Pewnie najniżej kalibrujące się muzyka (o ile można to nazwać muzyką) to pornogrind, grindcore, goregrind brutal death meta czy inna kakofonia tego typu o takich cudacznych nazwach l i pomyśleć że nawet takie coś istnieje. Nawet muzykę ludzie spornografili i zgwałcili. Tego nawet przez sekundę nie da się słuchać. Łomot i wokale jakby ktoś rzygał.
A Piotrze jeśli chodzi o kalibrację muzyki to tu chodzi o brzmienie i o czym są teksty?
Nie.
Poczytaj w książce “Siła czy moc” na czym polega kalibracja.
Przy muzyce niższej jakość gorzej się będziemy czuć i będzie obniżać nasz światopogląd przez negatywne teksty.
Nikt Ci nie każe jej słuchać.
Ty odpowiadasz za to jaką muzykę wybierasz.
Ja uwielbiam słuchać muzyki sakralnej i klasycznej przy niej czuję się zrelaksowany i zapadam w błogostan świetnie się przy niej pracuje. Swoją drogą wspomniany Nergal spalił Biblię na scenie. Pewnie najniżej kalibrujące się muzyka (o ile można to nazwać muzyką) to pornogrind, grindcore, goregrind brutal death meta czy inna kakofonia tego typu o takich cudacznych nazwach l i pomyśleć że nawet takie coś istnieje. Nawet muzykę ludzie spornografili i zgwałcili. Tego nawet przez sekundę nie da się słuchać. Łomot i wokale jakby ktoś rzygał.
Ten komentarz nie wprowadza żadnej merytoryki. Nic.
Po prostu paplesz, piszesz dla samego pisania. A praca nad sobą leży.
Do tego ilorazu inteligencji możnaby jeszcze dodać, że im wyższy tym lepsze wymówki umysł będzie wymyślać jeżeli jest się na poziomie niskich emocji.i intencją jest utrzymanie tego stanu faktycznego… a przynajmniej ja mam takie doświadczenia i obserwacje. Swoją drogą widzę że potrafisz podać kalibrację filmów i innych wytworów kultury oraz artystów. Czy potrafisz powiedzieć coś o kalibracji muzyki metalowej? Bo ja jestem ciekawy, czy faktycznie jest tak niska jak większość ludzi mogłaby podejrzewać.
Do tego ilorazu inteligencji możnaby jeszcze dodać, że im wyższy tym lepsze wymówki umysł będzie wymyślać jeżeli jest się na poziomie niskich emocji.i intencją jest utrzymanie tego stanu faktycznego…
Tak. To zależy od intencji do czego będzie dążył nasz umysł.
Czy potrafisz powiedzieć coś o kalibracji muzyki metalowej? Bo ja jestem ciekawy, czy faktycznie jest tak niska jak większość ludzi mogłaby podejrzewać.
Hawkins wykalibrował, że muzyka metalowa to poziomy 35-95 (tak samo cały rap, punk rock). Przed sekundą sprawdziłem i NIE MA zespołu metalowego, którego muzyka kalibruje się powyżej 200.
I jest to ciekawe, bo faktycznie, gdy sobie przypomnę to nigdy nie słuchałem metalu, gdy czułem się fantastycznie.
Dalsza kalibracja pokazała, że konkretne, pojedyncze utworzy kalibrują się powyżej 200 ale ogólnie nie ma zespołu metalowego, którego cała muzyka przekracza 200.
Oto przykłady muzyki z poziomu miłości+:
– Robert Gass & On Wings of Song – “Alleluia”, “Kyrie” (700)
– Canon in D – Johann Pachelbel (645)
– Chóry gregoriańskie (595)
– “Amazing Grace”- John Newton (575)
– “Ave Maria” (575)
– “Silent Night, holy night” (575)
– “Joy to the World” (575)
– Muzyka Georga Harrisona (540)
– Muzyka Johanna Sebastiana Bacha (530)
– Muzyka Carlosa Santany (515)
– Muzyka Ludwiga van Beethovena (510)
– Muzyka Georga Friedricha Haendela (510)
– Muzyka Johnny-ego Casha (505)
– Muzyka Boba Dylana (504)
Kalibracje wideoklipów MTV – 130
Pop rock – 205 (ale warto podkreślić, że większość kalibruje się poniżej 200)
Disco – 235 (nie dziwne, że lubimy tańczyć przy tej muzyce)
Co ciekawe – w roku 2004, gdy dr Hawkins wykalibrował hip hop, był to poziom 270! Niezwykle wysoko. Teraz kalibracja pokazuje mi, że hip hop ogólnie nie przekracza 200. Dobrze, gdyby ktoś to potwierdził, bo to bardzo duży spadek, szczególnie, że wynik jest poniżej granicy.
Ojoj. Wygląda na to że zamierzam poświęcić swoje życie dla czegoś co kalibruje się niżej niż pornografia od której jestem uzależniony. A nie ma chociaż wykonawców hardrockowych kalibrujących się wyżej? Gram na gitarze elektrycznej i jestem zainteresowany wykorzystaniem tej umiejętności do tworzenia muzyki. Rzecz w tym że muzyka generalnie jest wypadkową tego co słyszała w przeciągu swojego życia osoba która ją skomponowała, a ja od ponad 15 lat nie słucham muzyki lżejszej od punk czy hard rocka. I nie, nie spodziewałem się że kalibracja metalu będzie wysoka zdążyłem pogodzić się z tym że raczej nie będę tworzył wybitnych dzieł muzycznych, tylko “napierdalankę”, mało tego – polubiłem to, niemniej jednak jestem zaskoczony aż tak niską kalibracją. Jeżeli chodzi o hip-hop, to mnie spadek kalibracji zupełnie nie dziwi, w latach 90′ to była naprawdę dobra muzyka, a jaka jest teraz nie chce pisać – zostawię dla siebie swoje negatywności.
Wygląda na to że zamierzam poświęcić swoje życie dla czegoś co kalibruje się niżej niż pornografia od której jestem uzależniony.
Tak. Bo to nie Twoja pasja, tylko kolejne działanie ucieczkowe.
To cały czas ten sam mechanizm uzależnienia.
Od pół roku piszesz komentarze na Blogu, a co z realną pracą nad sobą?
Tyle wiedzy poznałeś, tyle pytań zadałeś, a zmiany kierunku jak nie było tak nie ma, co dajesz jasno do zrozumienia.
A nie ma chociaż wykonawców hardrockowych kalibrujących się wyżej?
Jako osoby oczywiście.
Ale nie muzyka, którą tworzą.
Muzyka jest ogólnie błędnie rozumiana i postrzegana.
Muzyka zmienia kontekst – to jest bardzo ważne. To jedna z głównych ról muzyki.
Czasem wystarczy włączyć fajny kawałek, którego tekstu nawet nie rozumiemy i nagle nasza noga zaczyna tupać w rytm, nasze ciało się ruszać, pojawia się uśmiech. Rozluźniamy się. Jest nam coraz lepiej. Odpuszczamy to, co negatywne i pozwalamy sobie być w tym co pozytywne. Pokaż mi to przy ciężkiej muzyce.
A jest muzyka, która towarzyszy wyłącznie gniewowi i – co ważniejsze – słuchając jej gniewu nie odpuszczamy, tylko usprawiedliwiamy, racjonalizujemy – trzymamy się dalej, a nawet znajdujemy jeszcze więcej dla niego usprawiedliwień i wymówek. Projektujemy coraz silniej na coś/kogoś w świecie.
Więc ta muzyka nie czyni tego, “od czego jest” – nie zmienia, nie poszerza kontekstu, tylko bardziej zaciska nas w tym, który utrzymujemy. Robi to jeszcze cięższe.
Odnośnie heavy metalu – czy kiedykolwiek muzyka tego typu towarzyszyła spotkaniom biznesowym, warsztatom rozwojowym, wypadom nad jezioro, by połowić ryby i odpocząć przy piwku, nauce do egzaminów? Czyli temu, co pozwala nam odpocząć, zregenerować się czy rozwinąć? Nie. A to daje do myślenia.
Ja bardzo dobrze pamiętam siebie z koncertów heavymetalowych – skakałem, pogowałem, śpiewałem co sił w gardle. Wychodziłem zmęczony, wycieńczony. Nazywałem to dobrą zabawą. Na drugi dzień praktycznie odchorowywałem. Czy byłem szczęśliwszy, bardziej żywy? Nie. Jakiś ruch energii się oczywiście odbył ale czy potrzebowałem do tego 2-3 godzin ciężkiego grania, by się ruszać? Mogłem ten czas przeznaczyć na aerobik, seks czy hobby na świeżym powietrzu. Mogłem oczywiście nie krzyczeć z całych sił na każdym utworze. Ale nie ważne jest co “mogłem”. Ważna jest intencja – kierunek.
Ludzie, którzy widzą energie i ludzkie aury mówią, że na koncertach odbywa się drenowanie z energii. Nie tylko oddajemy energię w formie pieniędzy żeby w ogóle być na koncercie ale także oddajemy faktycznie życiową energię w trakcie koncertu.
Dlaczego ludzie podnoszą łapki w górę, machają nimi? Bo to fajnie wygląda? Jak wygląda składanie modłów np. przez islamistwów? Unoszą ręce i opuszczają.
A pamiętamy Dragonballa jak Songo zbierał energię nad głową?
W dłoniach są czakry – ośrodki energii. Naturalnie człowiek poniżej 200 ma praktycznie wyłączony układ energetyczny. Niemniej coś tam tej energii ma. Malutko ale jest. Dlatego to drenowanie jest praktycznie niedostrzegalne.
Dlaczego mówi się, że “słowa bolą”? Bo w ustach też jest czakra. I to nie bolą słowa, tylko intencja i energia, które kryją się za słowami. W uszach też jest czakra, dlatego tak istotne jest co słuchamy. I nie mówię tylko o wibracji dźwięku i słowach ale o niewidzialnym nośniku. Coś, czego nasze zmysły nie są w stanie wychwycić.
Inna ciekawostka – wielu muzyków grających ciężko jest naprawdę fantastycznymi muzykami! Potrafią zagrać utwory klasyczne na gitarze! Wow! Trochę przykre, że taki talent używają do produkcji jakości często lucyferycznych i demonicznych.
Rzecz w tym że muzyka generalnie jest wypadkową tego co słyszała w przeciągu swojego życia osoba która ją skomponowała,
To samo tyczy się każdego innego obszaru. Ludzie od samorozwoju zauważyli, że zazwyczaj człowiek żyje jako wypadkowa osoba 5-ciu osób, z którymi przebywa najczęściej.
Bo podświadomość programowana jest non stop.
Jeśli więc chcemy coś zmienić, należy jak najszybciej przestać zadawać się z tymi osobami (przynajmniej w dotychczasowym wymiarze czasu) i zacząć przebywać z innymi.
Tak samo w kwestii działań – należy zrezygnować z tego, co już robimy i wybrać nowe działania, bo inaczej nasze rezultaty się nie zmienią.
Tak samo odnośnie muzyki. Kroki nie muszą być wielkie – nie musimy od razu rzucać muzyki, której słuchamy. Ale powinniśmy przynajmniej część tego czasu przeznaczyć na np. słuchanie muzyki klasycznej, spokojnej.
Wielu muzyków mówiło, że czerpią inspirację z przeróżnych stylów. Już wiemy dlaczego – bo nieświadomie szukają tego, co kalibruje się wyżej – jest wyższej w energii. Ale ich intencją nie jest przekroczyć to, co robią. A robią to, bo jest na to popyt. A już wiemy jakich ludzi jest najwięcej na świecie – w niskiej świadomości. Czyli m.in. takich, którzy cały czas szukają poza sobą. I dlatego łatwo dają się cały czas drenować – cały czas męczą się, by przeżyć, by mieć pieniądze, a potem oddają je na przeróżne wydarzenia typu koncerty.
a ja od ponad 15 lat nie słucham muzyki lżejszej od punk czy hard rocka.
To akurat najmniejszy problem w Twoim przypadku i tak jak problemy z ciałem to rezultat, ekspresja, a nie problem i/lub źródło problemu.
To jedynie jeden z sygnałów w jakim kierunku zmierzasz.
Nie mówię, że jak rzucisz hard rock to nagle magicznie zmienisz życie. Ale słuchanie ciężkiego grania to jedna z wielu czynności, która oddala Cię od szczęścia, a nie przybliża.
I nie, nie spodziewałem się że kalibracja metalu będzie wysoka zdążyłem pogodzić się z tym że raczej nie będę tworzył wybitnych dzieł muzycznych, tylko “napierdalankę”, mało tego – polubiłem to, niemniej jednak jestem zaskoczony aż tak niską kalibracją.
Więc widzisz na co sam siebie skazujesz.
Polubiłeś to, bo to tak jak z papierosami – sam się przekonałeś na bazie apatii, oporu, że to lubisz. Bo daje Ci to pewną korzyść – coś robisz, czyli masz wymówkę, by nie robić czegoś innego, ważnego w kontekście zmiany rezultatów i zdrowia. Np. rozpocząć drogę wewnętrznego rozkwitu i oczyszczenia poprzez poznawanie kobiet.
Dlaczego “to lubisz”? Bo nie wzrastasz w świadomości i Twój umysł racjonalizuje dotychczasowe wybory. A Ty się dajesz temu oczarować.
Masz czarno-na-białym powiedziane, że heavy metal kalibruje się poniżej poziomu ludzi bezdomnych, a nadal chcesz to robić.
Dlaczego osoby grające heavy metal i słuchające go w większości nie są biedakami? Bo się zmagają, by nie być. Poczytaj sobie ile wysiłku włożyło większość zespołów, by osiągnąć sukces.
Dlaczego? Bo to jest trudne? Nie. Bo wychodzili z bardzo niskiego poziomu i musieli to nadrobić przeogromnym wysiłkiem. NIE mówię, że wystarczy pstryknąć palcem i wszystko się samo zrobi.
Mówię, że nie trzeba się zmagać. Można pracować codziennie przez kilkanaście godzin i cały czas odczuwać ekscytację i radość.
Więc ludzie zmagają się całkowicie niepotrzebnie.
Mówiłem, że jeżeli chcemy mieć wynik 4, a do wzoru dodajemy -1, no to musimy już zamiast +4 dodać +5. Konieczne jest więc coraz większe zmaganie.
Jeżeli chodzi o hip-hop, to mnie spadek kalibracji zupełnie nie dziwi, w latach 90′ to była naprawdę dobra muzyka, a jaka jest teraz nie chce pisać – zostawię dla siebie swoje negatywności.
Oczywiście, że zostawisz i jeszcze chcesz dodać w postaci własnego ciężkiego grania…
A dlaczego by nie studiować np. Carlosa Santany? Wspaniały gitarzysta i gra muzykę o energii anielskiej. Dlaczego nie wybierzesz tego kierunku?
Zapewne dlatego, bo automatycznie pojawia się opór, wstyd, strach, niepewność, ujmowanie sobie, etc. Czyli następuje detoks. I co z tym robisz?
Tak jak każda czynność, grać można z wieloma różnymi jakościami – “napierdzielać” jak to mówisz. Czyli np. mieć seks jak na porno. I co? No niewiele. Bo to potrafi każdy po pół roku nauki.
Ale możesz wybrać inny kierunek – dużo dalszy cel. Wyznaczyć intencję, znaleźć nauczycieli, rozplanować swoje życie, znaleźć czas, odpuścić opór, dodawać chęć, radość i nawet po pół roku zobaczysz zupełnie inne rezultaty. Poznasz zupełnie innych ludzi, doświadczysz czegoś zupełnie innego.
A jeśli wybierzesz to, co do tej pory, będziesz miał to, co do tej pory. I żaden 90-letni chiński znachor nic nie zmieni, bo on nie ma żadnej mocy nad Tobą i Twoim życiem.
Wiele osób, które sama wybiera negatywności, niskie jakości potem uznaje się za ofiarę, zaczyna narzekać i daje się oczarowywać różnymi obiecankami-cacankami rządu, różnych ugrupowań, że zmienią ich życie, zmienią rzeczywistość, rynek, gospodarkę, kraj, ludzi… nic takiego się nie stanie.
Od tysięcy lat niewiele się zmieniło w większość kwestii. Są przypływy, odpływy. Jest popyt na różne rzeczy, który się zmienia od tysięcy lat. Są gorsze dni, lepsze…
Od 6 tysięcy lat więc mechanizmy zarządzające rzeczywistością nie uległy zmianie ani trochę. Jedyne, co prowadziło do tego, że różne osoby miały różne rezultaty, to to, że zmieniły siebie, wybrały inny kierunek.
No bo nikt mi nie powie, że np. internet cokolwiek zmienił. Kiedyś nie było koła, a potem było. Nie było samochodów, a potem były. Nie było internetu i teraz jest. Co się zmieniło? Nic.
Na tej planecie doświadczysz tego, do czego będziesz dążył.
A można męczyć się i nic nie osiągnąć, bo do wszystkich “plusów”, czyli swoich starań i pozytywnych działań, dodamy tyle samo lub nawet więcej “minusów”. I wychodzimy “na zero” pomimo nawet ogromnej ilości zmagań. Albo robimy w kółko to co nie działa.
Raz jeszcze powtórzę, że osobę w niskiej świadomości wzmacnia to co osłabia osobę w wysokiej świadomości. Dlatego osoba w niskiej świadomości nie tylko może się męczyć i niewiele osiągnąć ale dla lepszego samopoczucia wybiera to, co szkodzi w szerszym wymiarze. I co ona może wtedy powiedzieć? No że życie jest trudne, ciężkie i niesprawiedliwe, bo innym sukces przychodzi łatwo, a jej się nic nie udaje. I jej znajomym również.
Na tym polegała zresztą “filozofia” Bin Ladena – oni mają, a my nie, no to usprawiedliwionym jest nienawiść. My nic nie zyskamy (zyskamy dopiero po śmierci, gdy zabijemy dostatecznie dużo Amerykanów czy innych celów własnej projekcji, najlepiej przy okazji zabijając siebie) ale odbierzemy im!
Mnóstwo ludzi tak żyje, także w Polsce! Mają nawet sporo pieniędzy ale nic sobie nie kupują i się tymi pieniędzmi nie dzielą. A jeszcze zazdroszczą, obgadują, narzekają. To takie “małe Bin Ladenki”.
A nie na tym również polega religia chrześcijańska? Mówią o nagrodzie po śmierci. Najpierw musimy się tu wycierpieć, a Bóg nas nagrodzi (lub nie).
Tak czy siak – widzimy jak działa ego. Wiesz w jakim kierunku się kierujesz, znasz tego konsekwencje, a jednak kierunku nie chcesz zmienić.
I tak 80% (a wcześniej blisko 95%) ludzi postępuje od 2000 lat, jeśli nie dłużej.
“Tak. Bo to nie Twoja pasja, tylko kolejne działanie ucieczkowe.
To cały czas ten sam mechanizm uzależnienia.”
Twierdzisz że za moje zainteresowanie heavy metelem odpowiada ten sam mechanizm co za uzaleznienie od pornografii? Nie powiem że nie zdaża mi się np. słuchać ciężkiej muzyki w momentach kiedy owinienem się np. uczyć, bo się zdaża. Jest faktem że prawie zawsze mam słuchawki na uszach kiedy jestem poza domem (a tam oczywiście “jedyny słuszny” gatunek muzyki), np. na uczelni. Ale jesteś pewien że nie przesadziłeś z tym porównaniem? Czy nie jest mozliwe pasjonowanie się czymś co kalibruje się nisko?
“Od pół roku piszesz komentarze na Blogu, a co z realną pracą nad sobą?
Tyle wiedzy poznałeś, tyle pytań zadałeś, a zmiany kierunku jak nie było tak nie ma, co dajesz jasno do zrozumienia.”
Na pewno pół roku? Wydaje mi się że trochę krócej, chociaż może się mylę, nie jestem bardzo skrupulatny jeśli chodzi o liczenie czasu, mozna wręcz powiedzieć że marnowanie go to jedna z tych niewielu rzeczy które wychodzą mi lepiej niż pozostałym Wiesz ja w momencie zapoznania się z twoimi materiałami, chciałem tylko rzucić pornosy, a nie wywracać swoje życie do góry nogami. Niestety jeżel chodzi o pracę nad sobą to chyba utknąłem. Jak narazie to świadomość tego, że to ja jestem za to wszystko odpowiedzialny jest wyjątkowo przygnębiająca. Codziennie próbuje coś uwalniać, ale czasem po uwolneniu czegoś przez kilka dni nie czuję nic. Tak więc idzie strasznie powoli, i podejrzewam że miną lata zanim bedę jako tako normalny.
“Odnośnie heavy metalu – czy kiedykolwiek muzyka tego typu towarzyszyła spotkaniom biznesowym, warsztatom rozwojowym, wypadom nad jezioro, by połowić ryby i odpocząć przy piwku, nauce do egzaminów? Czyli temu, co pozwala nam odpocząć, zregenerować się czy rozwinąć? Nie. A to daje do myślenia.”
No mi towarzyszy przy zawsze – w domu, na uczelni, w trakcie spotkań z nieustannie malejącym gronem znajomych, nawet kiedy gram w grę na komputerze to na pasek zwinięta jest jakaś składanka z metalem.
“Ja bardzo dobrze pamiętam siebie z koncertów heavymetalowych – skakałem, pogowałem, śpiewałem co sił w gardle. Wychodziłem zmęczony, wycieńczony. Nazywałem to dobrą zabawą. Na drugi dzień praktycznie odchorowywałem. Czy byłem szczęśliwszy, bardziej żywy? Nie. Jakiś ruch energii się oczywiście odbył ale czy potrzebowałem do tego 2-3 godzin ciężkiego grania, by się ruszać? Mogłem ten czas przeznaczyć na aerobik, seks czy hobby na świeżym powietrzu. Mogłem oczywiście nie krzyczeć z całych sił na każdym utworze. Ale nie ważne jest co “mogłem”. Ważna jest intencja – kierunek.
Ludzie, którzy widzą energie i ludzkie aury mówią, że na koncertach odbywa się drenowanie z energii. Nie tylko oddajemy energię w formie pieniędzy żeby w ogóle być na koncercie ale także oddajemy faktycznie życiową energię w trakcie koncertu.”
Ja ostatnio już nie mam czasu ani pieniędzy, by chodzić na koncerty, staram się nie wylecieć ze studiów. Natomiast kiedy miałem, człowieku, to były najlepsze chwile w moim życiu. Przez parę godzin po koncercie rozpierała mnie energia, czułem ze mogę robić co mi się podoba, właśnie wtedy czułem że jestem szczęśliwy, i co najważniejsze – nie miałem wtedy ochoty na oglądanie pornosów, a nawet z politowaniem patrzyłem na kolesi idących z dzieczynami za ręce, uważałem że nie wiedzą co tracą. Po koncercie definitywnie czułem się jak nowo narodzony – po całych godzinach intensywnego pogo. Szkoda mi było wysiłku na krzyczenie, najważniejsze że mogłem “zdjąć kogoś z bara na legalu”. Tutaj można było zrobić komuś krzywdę i nie ponieść konsekwencji, podobnie samemu można było zostać skrzywdzonym. Ale ja czułem tyle adrenaliny że to jakby nie istniało. Ostatnie co mogłoby mi przyjść do głowy odnośnie koncertów to drenaż energii.
“W dłoniach są czakry – ośrodki energii. Naturalnie człowiek poniżej 200 ma praktycznie wyłączony układ energetyczny. Niemniej coś tam tej energii ma. Malutko ale jest. Dlatego to drenowanie jest praktycznie niedostrzegalne.”
No dobrze, to mi jakoś wyjaśnia dlaczego nie czułem drenażu. Tylko dalej, czemu ja czułem coś przeciwnego?
“To samo tyczy się każdego innego obszaru. Ludzie od samorozwoju zauważyli, że zazwyczaj człowiek żyje jako wypadkowa osoba 5-ciu osób, z którymi przebywa najczęściej.”
No to udało ci się mnie dobić – mnie odkąd sięgam pamięcią toleruje wyłącznie patola. Co normalnejsi ludzie uciekają ode mnie po zamianie raptem paru słów. I weź tu poznawaj dziewczyny, wiedząc że praktycznie każdej dziewczynie narobiłbyś przypału przy znajomych.
“Jeśli więc chcemy coś zmienić, należy jak najszybciej przestać zadawać się z tymi osobami (przynajmniej w dotychczasowym wymiarze czasu) i zacząć przebywać z innymi.”
Mam zmuszać ludzi, którzy nie chcą mieć ze mną nic wspólnego do znoszenia mojej obecności?
“Dlaczego osoby grające heavy metal i słuchające go w większości nie są biedakami? Bo się zmagają, by nie być. Poczytaj sobie ile wysiłku włożyło większość zespołów, by osiągnąć sukces.
Dlaczego? Bo to jest trudne? Nie. Bo wychodzili z bardzo niskiego poziomu i musieli to nadrobić przeogromnym wysiłkiem. NIE mówię, że wystarczy pstryknąć palcem i wszystko się samo zrobi.”
No to tu ci powiem że się mylisz. 90 % muzyków heavymetalowych byłoby biedakami, gdyby w jakis sposób nie dorabiało. Nawet najpopularniejsi muzycy metalowi żyją na poziomie zaledwie klasy średniej. Nergal (którego twórczości nie słucham, tylko podaję jako przykład) sam powiedział że gdyby zarabiał chociaż ułamek tego co faktyczne gwiazdy muzyki rozrywkowej, to już dawno otworzyłby swoją własną wytwórnie płytową i organizację mającą na celu ułatwienie młodym muzykom (oczywiście heavymetalowym) wybicie się. Większość muzyków jakich zanam osobiście dorabia na budowie… albo sprzedając narkotyki. Ja sam studiuję po to żeby mieć z czego żyć, bo nie mam wątpliwości że, nie będę żył z grania metalu. Jestem wręcz gótów na straty finansowe.
“A dlaczego by nie studiować np. Carlosa Santany? Wspaniały gitarzysta i gra muzykę o energii anielskiej. Dlaczego nie wybierzesz tego kierunku?
Zapewne dlatego, bo automatycznie pojawia się opór, wstyd, strach, niepewność, ujmowanie sobie, etc. Czyli następuje detoks. I co z tym robisz?”
Energii anielskiej? Jeśli to co piszesz jest prawdą, to mój poziom stuka o dno od spodu, ja nie aspiruje do żadnej energii anielskiej. Z resztą nie jestem wyśmienitym gitarzystą, tylko pogromcą power chordów, mam 26, a nie 14 lat, i nigdy nie będę grał na poziomie zbliżonym, choćby nawet pod względem technicznym do Carlosa Santany. Fakt nie zacząłem grać wczoraj, ale nigdy nawet nie aspirowałem do bycia dobrym gitarzystą solowym, mnie zawsze fascynowały partie rytmiczne, i je uczyłem się grać.
“Raz jeszcze powtórzę, że osobę w niskiej świadomości wzmacnia to co osłabia osobę w wysokiej świadomości. Dlatego osoba w niskiej świadomości nie tylko może się męczyć i niewiele osiągnąć ale dla lepszego samopoczucia wybiera to, co szkodzi w szerszym wymiarze. I co ona może wtedy powiedzieć? No że życie jest trudne, ciężkie i niesprawiedliwe, bo innym sukces przychodzi łatwo, a jej się nic nie udaje. I jej znajomym również.”
I dlatego ja po koncercie czułem jakbym miał więcej energii? Jeśli to prawda to serio stukam o dno od spodu – ktoś mi to napisał na YT gdzieś pod moim komentarzem i spodobało mi się, pomimo tego że nie jest to komplement, Nie żebym był tym zachwycony, ale doceniam trafność tego spostrzeżenia. Przykro jest mi się tego wszystkiego dowiadywać.
“Tak. Bo to nie Twoja pasja, tylko kolejne działanie ucieczkowe.
To cały czas ten sam mechanizm uzależnienia.”
Twierdzisz że za moje zainteresowanie heavy metalem odpowiada ten sam mechanizm co za uzaleznienie od pornografii?
Wszystko zależy od intencji, z którą to robisz.
Wiele osób dużo więcej czasu poświęca porno, niż dowolnej innej czynności. A jednak nie nazywają porno swoim hobby czy pasją, bo dowiedzieli się, że im szkodzi, a jednak wszelkie definicje pasji i hobby wskazywałyby, że jest nim porno.
Nie powiem że nie zdarza mi się np. słuchać ciężkiej muzyki w momentach kiedy powinienem się np. uczyć, bo się zdarza.
Pasją/hobby nie zajmujemy się, gdy mamy inne, ważne obowiązki. Tylko oddajemy się im w wolnym czasie, gdy zadbaliśmy o obszary ważne i niezbędne.
Jest faktem że prawie zawsze mam słuchawki na uszach kiedy jestem poza domem (a tam oczywiście “jedyny słuszny” gatunek muzyki), np. na uczelni.
Widzisz więc symbolicznie jak odcinasz się od świata, od innych ludzi.
Ja kiedyś też tak postępowałem. A teraz potrafię jechać metrem 30 minut i doskonale się przy tym bawię, nie jestem znudzony ani trochę.
A 90% ludzi naokoło mnie właśnie też mają słuchawki i/lub są cały czas wpatrzeni w telefony.
Ale jesteś pewien że nie przesadziłeś z tym porównaniem?
Ty mi powiedz.
Ja Ci tylko nakreślam znaczenie intencji. Bo od niej zależy gdzie “wylądujesz”.
Jeśli intencją Twojej “pasji” jest ucieczka, to nigdy nie osiągniesz sukcesu i w Twoim życiu będzie coraz gorzej.
Czy nie jest mozliwe pasjonowanie się czymś co kalibruje się nisko?
Ależ jest możliwe!
Ale nie mówię o tym – mówię o intencji – powodzie, przez który to robisz.
“Od pół roku piszesz komentarze na Blogu, a co z realną pracą nad sobą?
Tyle wiedzy poznałeś, tyle pytań zadałeś, a zmiany kierunku jak nie było tak nie ma, co dajesz jasno do zrozumienia.”
Na pewno pół roku? Wydaje mi się że trochę krócej, chociaż może się mylę, nie jestem bardzo skrupulatny jeśli chodzi o liczenie czasu,
Nie ważne. Chodzi o przedział – że nie jest to kilka dni, tylko już miesiące.
mozna wręcz powiedzieć że marnowanie go to jedna z tych niewielu rzeczy które wychodzą mi lepiej niż pozostałym
Tak, bo Twoją intencją jest robienie tego, poprzez co nie będziesz czuł, a nie realizowanie czegoś.
Wiesz ja w momencie zapoznania się z twoimi materiałami, chciałem tylko rzucić pornosy, a nie wywracać swoje życie do góry nogami.
Więc źle podchodziłeś do tematu uzależnienia.
Masz “wywrócić do góry nogami” to co stanowiło ucieczkę, było szkodliwe, było tylko po to, byś unikał odczuwania i wymówkę, że coś robisz.
Reszty zmieniać nie musisz.
A jeśli to, co wymieniłem stanowiło większość Twojego życia, no to sorry.
Niestety jeżel chodzi o pracę nad sobą to chyba utknąłem.
To się oswobodź. Uwalniaj opór i skoryguj intencje.
Jak narazie to świadomość tego, że to ja jestem za to wszystko odpowiedzialny jest wyjątkowo przygnębiająca.
Bzdura.
To nie świadomość tego jest przygnębiająca, tylko to zwykła projekcja oporu i strachu na odpowiedzialność.
Odpowiedzialność to jedna z najważniejszych kwestii życiowych i jest POZYTYWNA. Jeśli więc postrzegasz ją jako negatywną, to błędnie ją rozumiesz.
Uwolnij to, co czujesz odnośnie jej i wtedy dostrzeżesz rzeczywistość, która jest pozytywna i radosna.
Codziennie próbuje coś uwalniać, ale czasem po uwolneniu czegoś przez kilka dni nie czuję nic.
Ok. Wtedy przystępuj do działania.
Tak więc idzie strasznie powoli, i podejrzewam że miną lata zanim bedę jako tako normalny.
“Strasznie”…
To idź do grup 12 kroków i pracuj również z nimi.
Jeśli już w tym momencie wiesz, że idzie Ci zbyt wolno, to zrób coś z tym. Opcje są.
“Odnośnie heavy metalu – czy kiedykolwiek muzyka tego typu towarzyszyła spotkaniom biznesowym, warsztatom rozwojowym, wypadom nad jezioro, by połowić ryby i odpocząć przy piwku, nauce do egzaminów? Czyli temu, co pozwala nam odpocząć, zregenerować się czy rozwinąć? Nie. A to daje do myślenia.”
No mi towarzyszy przy zawsze – w domu, na uczelni, w trakcie spotkań z nieustannie malejącym gronem znajomych, nawet kiedy gram w grę na komputerze to na pasek zwinięta jest jakaś składanka z metalem.
Tak, Tobie zawsze.
A ja się pytam o ludzi, których życie jest pełne sukcesów, zdrowia, radości, etc.
Ja ostatnio już nie mam czasu ani pieniędzy, by chodzić na koncerty, staram się nie wylecieć ze studiów. Natomiast kiedy miałem, człowieku, to były najlepsze chwile w moim życiu.
Dla wielu ludzi picie, ćpanie i oglądanie porno to najlepsze chwile w ich życiu.
A Ty już wiesz, że to mechanizm uzależnienia. Sam mówisz – nie masz pieniędzy.
To rezultat tego jak żyjesz i jak żyłeś. Więc te “najlepsze chwile” doprowadziły do tego, co jest teraz.
Wtedy wierzyłeś, że źródłem Twojej radości, a może nawet wartości jest ciężka muzyka i koncerty, a to niedojrzałe.
Przez parę godzin po koncercie rozpierała mnie energia, czułem ze mogę robić co mi się podoba, właśnie wtedy czułem że jestem szczęśliwy, i co najważniejsze – nie miałem wtedy ochoty na oglądanie pornosów,
No to skoro mogłeś tak żyć na koncercie, to możesz tak żyć na co dzień.
Ale potrzebne jest uwolnienie tego, czym ten stan ograniczasz.
a nawet z politowaniem patrzyłem na kolesi idących z dzieczynami za ręce, uważałem że nie wiedzą co tracą.
Wiemy doskonale jaka jest jakość Twoich rozważać i gdzie Cię doprowadziły.
Ty traciłeś cały czas i nawet nie wiedziałeś co – to co czułeś na koncertach możesz WYBRAĆ w każdej chwili. Ale tego nie wybierasz i wolałeś ujmować parom, które żyją szczęśliwie ze sobą. Nawet nie wiedziałeś jak bardzo.
Po koncercie definitywnie czułem się jak nowo narodzony – po całych godzinach intensywnego pogo. Szkoda mi było wysiłku na krzyczenie, najważniejsze że mogłem “zdjąć kogoś z bara na legalu”.
No i widzisz co było dla Ciebie najważniejsze w życiu. Dziwisz się gdzie zabrnąłeś?
Tutaj można było zrobić komuś krzywdę i nie ponieść konsekwencji,
Wow.
podobnie samemu można było zostać skrzywdzonym. Ale ja czułem tyle adrenaliny że to jakby nie istniało.
Bo to dokładnie było to samo co z porno – adrenalina bardzo silnie tłumi emocje.
To co czułeś to był stan patologiczny – sztucznie indukowany przez ekstremalne warunki. Jak porno.
Ostatnie co mogłoby mi przyjść do głowy odnośnie koncertów to drenaż energii.
Mówisz, że “po koncertach czułeś się jak nowonarodzony” – a czy wykorzystałeś to jakkolwiek do rozkwitu swojego życia?
Z tego co widzimy teraz to nie. Więc drenaż się odbywał plus wielkie obciążenie układu energetycznego przez niskie wibracje i adrenalinę.
“W dłoniach są czakry – ośrodki energii. Naturalnie człowiek poniżej 200 ma praktycznie wyłączony układ energetyczny. Niemniej coś tam tej energii ma. Malutko ale jest. Dlatego to drenowanie jest praktycznie niedostrzegalne.”
No dobrze, to mi jakoś wyjaśnia dlaczego nie czułem drenażu. Tylko dalej, czemu ja czułem coś przeciwnego?
Bo tak jak porno adrenalina tłumi niskie emocje. Dodatkowo sztucznie stymuluje organizm do walki o przeżycie.
“To samo tyczy się każdego innego obszaru. Ludzie od samorozwoju zauważyli, że zazwyczaj człowiek żyje jako wypadkowa osoba 5-ciu osób, z którymi przebywa najczęściej.”
No to udało ci się mnie dobić
Sam się dobijasz. Tak jak swoim postrzeganiem odpowiedzialności.
Proszę nie zrzucać odpowiedzialności za swoje postawy na mnie.
Ja ukazuję Ci rzeczywistość – jeśli Cię boli – wspaniale! Prawda boli ale wyzwoli. Jeśli sobie na to pozwolisz.
– mnie odkąd sięgam pamięcią toleruje wyłącznie patola.
Bo to odbicie tego jak traktujesz sam siebie.
Co normalnejsi ludzie uciekają ode mnie po zamianie raptem paru słów. I weź tu poznawaj dziewczyny
A kto Ci każe żyć i być taki cały czas?
Mówię wyraźnie – wyjście z uzależnienia i zmiana życia to rezultaty zmiany siebie.
A jeśli siebie nie zmieniasz i chcesz innych rezultatów w życiu, to albo będzie Ci bardzo trudno albo to nie nastąpi.
wiedząc że praktycznie każdej dziewczynie narobiłbyś przypału przy znajomych.
Jeśli Ty się nie zmienisz to będzie tak nawet do końca życia.
“Jeśli więc chcemy coś zmienić, należy jak najszybciej przestać zadawać się z tymi osobami (przynajmniej w dotychczasowym wymiarze czasu) i zacząć przebywać z innymi.”
Mam zmuszać ludzi, którzy nie chcą mieć ze mną nic wspólnego do znoszenia mojej obecności?
Kto mówi o zmuszaniu się? A co z uwalnianiem? Co z medytacją? Co z praktykowaniem nowych życiowych postaw z Modułu 5?
Co z wybaczaniem? Co z akceptacją?
Dlaczego dalej robisz po swojemu?
“Dlaczego osoby grające heavy metal i słuchające go w większości nie są biedakami? Bo się zmagają, by nie być. Poczytaj sobie ile wysiłku włożyło większość zespołów, by osiągnąć sukces.
Dlaczego? Bo to jest trudne? Nie. Bo wychodzili z bardzo niskiego poziomu i musieli to nadrobić przeogromnym wysiłkiem. NIE mówię, że wystarczy pstryknąć palcem i wszystko się samo zrobi.”
No to tu ci powiem że się mylisz. 90 % muzyków heavymetalowych byłoby biedakami, gdyby w jakis sposób nie dorabiało.
A o czym ja mówię? Zmagali się – musieli dodatkowo pracować.
Nawet najpopularniejsi muzycy metalowi żyją na poziomie zaledwie klasy średniej.
I w jaki sposób to pokazuje, że się mylę?
Czy ja mówię o poważnym sukcesie finansowym? Mówię o sukcesie w kwestii popularności.
Nergal (którego twórczości nie słucham, tylko podaję jako przykład) sam powiedział że gdyby zarabiał chociaż ułamek tego co faktyczne gwiazdy muzyki rozrywkowej, to już dawno otworzyłby swoją własną wytwórnie płytową i organizację mającą na celu ułatwienie młodym muzykom (oczywiście heavymetalowym) wybicie się.
I widzisz?
Tak popularny gość, super utalentowany i co? Dalej się zmaga. Bo taką wibracją operuje. W takim spektrum rezultatów się porusza.
Chce/oczekuje wyniku +100, a cały czas daje jakości ujemne lub bardzo niziutkie.
Heavymetal osłabia ludzi. Dlatego trudno jest się na nim wzbogacić.
Większość muzyków jakich zanam osobiście dorabia na budowie… albo sprzedając narkotyki. Ja sam studiuję po to żeby mieć z czego żyć, bo nie mam wątpliwości że, nie będę żył z grania metalu. Jestem wręcz gótów na straty finansowe.
A jak jesteś gotów na straty …
Wiesz dobrze w co się pakujesz i dalej się w to pakujesz…
“A dlaczego by nie studiować np. Carlosa Santany? Wspaniały gitarzysta i gra muzykę o energii anielskiej. Dlaczego nie wybierzesz tego kierunku?
Zapewne dlatego, bo automatycznie pojawia się opór, wstyd, strach, niepewność, ujmowanie sobie, etc. Czyli następuje detoks. I co z tym robisz?”
Energii anielskiej? Jeśli to co piszesz jest prawdą, to mój poziom stuka o dno od spodu,
A co to jest poziom 35-90, do którego tak Cię ciągnie?
To prawie dno.
ja nie aspiruje do żadnej energii anielskiej.
To może warto zacząć?
Z resztą nie jestem wyśmienitym gitarzystą, tylko pogromcą power chordów, mam 26, a nie 14 lat, i nigdy nie będę grał na poziomie zbliżonym, choćby nawet pod względem technicznym do Carlosa Santany.
Mówię, że najważniejszy jest kierunek.
Fakt nie zacząłem grać wczoraj, ale nigdy nawet nie aspirowałem do bycia dobrym gitarzystą solowym, mnie zawsze fascynowały partie rytmiczne, i je uczyłem się grać.
Santana ma w swoich zespołach gitarzystów rytmicznych.
“Raz jeszcze powtórzę, że osobę w niskiej świadomości wzmacnia to co osłabia osobę w wysokiej świadomości. Dlatego osoba w niskiej świadomości nie tylko może się męczyć i niewiele osiągnąć ale dla lepszego samopoczucia wybiera to, co szkodzi w szerszym wymiarze. I co ona może wtedy powiedzieć? No że życie jest trudne, ciężkie i niesprawiedliwe, bo innym sukces przychodzi łatwo, a jej się nic nie udaje. I jej znajomym również.”
I dlatego ja po koncercie czułem jakbym miał więcej energii?
Chwilowo, tak jak po porno. Bo tak działa na organizm adrenalina.
Jeśli to prawda to serio stukam o dno od spodu – ktoś mi to napisał na YT gdzieś pod moim komentarzem i spodobało mi się, pomimo tego że nie jest to komplement, Nie żebym był tym zachwycony, ale doceniam trafność tego spostrzeżenia. Przykro jest mi się tego wszystkiego dowiadywać.
Nie jest Ci przykro, tylko ego projektuje na to Twój żal, byś te informacje traktował jako negatywne i byś nigdy ich nie wziął do serca.
Tak jak z odpowiedzialnością – to najwspanialsza postawa, z której wypływać zaczną wszystkie niezbędne elementy składające się na sukces w każdej dziedzinie życia.
A Ty mówisz o przygnębieniu… to ego wciska Ci kit ale Ty nie medytujesz z intencją, by tego bełkotu przestać słuchać.
Dopóki się nie zmienisz niewiele/nic się nie zmieni.
“A jeśli to, co wymieniłem stanowiło większość Twojego życia, no to sorry.”
Nie większość, tylko w zasadzie całość. Na ten moment widzę ucieczkę od odczuwania we wszystkim co robię.
“A ja się pytam o ludzi, których życie jest pełne sukcesów, zdrowia, radości, etc.”
A skąd ja ci wezmę takich ludzi? Nie znam takich ludzi. Podejrzewam że jeżeli kiedykolwiek w swoim życiu takowych spotkałem, to zrobili natychmiastowy odwrót, żebym nie przedłużać tego spotkania.
“Wtedy wierzyłeś, że źródłem Twojej radości, a może nawet wartości jest ciężka muzyka i koncerty, a to niedojrzałe.”
Fakt, jakieś 3 lata temu ludzi preferujących inne gatunki muzyki niż metal uważałem za bezwartościowych. Sam wstydziłem się puszczać kolegom na imprezach muzykę lżejszą od death metalu – uważałem że bycie metalem to bycie nadczłowiekiem.
“Dziwisz się gdzie zabrnąłeś?”
Nie.
“Kto mówi o zmuszaniu się? A co z uwalnianiem? Co z medytacją? Co z praktykowaniem nowych życiowych postaw z Modułu 5?
Co z wybaczaniem? Co z akceptacją?”
Dobrze, niewątpliwie muszę nad tym popracować. Tylko co to ma do faktu który przytoczyłeś – że moje życie to wypadkowa 5ciu osób z którymi najczęściej się widuję? Przecież medytacja nie sprawi automatycznie że normalni ludzie przestaną mnie unikać. Przecież napisałem ci chyba za pierwszym razem że w szkole byłem jak trędowaty – tak bardzo ludzie nie chcieli mieć ze mną do czynienia. Podejrzewam że kolesiowi z autyzmem i wszawicą łatwiej byłoby znaleźć normalnych znajomych – ja jestem skazany na osoby których życie nie wygląda tak jakbym chciał żeby wyglądało moje. Z pośród moich stałych znajomych z okresu kiedy piłem na potęgę i miałem ich dużo jeden miał pracę, dwóch miało dziewczyny (nie mając pracy, ani perspektyw i były to okropne związki, takie że chyba lepiej byłoby być samotnym, dziewczyna jednego z nich chciała go ze mną zdradzić na imprezie i to na jego oczach), jeden studiował (zmieniając kierunek co rok) – reszta to byli przyszli menele, narkomani, uliczne grajki sępiący od ludzi pieniądze (czyli w praktyce młodzi żebracy), najbardziej patologiczni metale, punki, a nawet neonaziści. Żaden z nich nie robił dosłownie nic, życie każdego z nich polegało na piciu alkoholu lub/i braniu narkotyków. Pieniądze na przeżycie i używki (przede wszystkim na używki) albo brali od rodziców (będąc dorosłymi ludźmi), albo kradli, albo sprzedawali narkotyki albo ewentualnie na cwaniaka załatwiali sobie żółte papiery i orzeczenie o niezdolności do pracy i dostawali socjal. Na początku bardzo wyróżniałem się pośród nich. Z czasem jednak różnice zaczęły maleć. Dzisiaj te kontakty pozrywałem – zostało kilka z osobami które także postanowiły coś zmienić. Jeżeli nie spotykam się już nawet z 5cioma osobami (nawet tylu z pośród nich nic nie chciało zmienić w swoim życiu), to czego wypadkową jest moje życie w takim wypadku? Wypadkową życia osób które najczęściej widuje przez przypadek? I co ma do tego uwalnianie czy medytacja?
“Czy ja mówię o poważnym sukcesie finansowym? Mówię o sukcesie w kwestii popularności.”
No myślałem że mówiłeś. Dużo piszesz o życiu jako całości, i o tym że wnętrze odbija się na finansach.
“A jak jesteś gotów na straty …
Wiesz dobrze w co się pakujesz i dalej się w to pakujesz…”
Finansowe. Co to udzie nie wydają pieniędzy na różne rozrywki? Napisałem że jestem gotów wydawać pieniądze na granie heavy metalu, (równie dobrze) nic z tego w zamian nie dostając. Czy nie tak własnie powinna wyglądać pasja?
A skąd ja ci wezmę takich ludzi? Nie znam takich ludzi. Podejrzewam że jeżeli kiedykolwiek w swoim życiu takowych spotkałem, to zrobili
A wujka Google nie poznałeś?
Tylko co to ma do faktu który przytoczyłeś – że moje życie to wypadkowa 5ciu osób z którymi najczęściej się widuję? Przecież medytacja nie sprawi automatycznie że normalni ludzie przestaną mnie unikać.
Nie ale Ty przestaniesz słuchać szalonych myśli, którymi do tej pory się kierowałeś i przez co inni wycofywali się z Twojego otoczenia.
Przecież napisałem ci chyba za pierwszym razem że w szkole byłem jak trędowaty – tak bardzo ludzie nie chcieli mieć ze mną do czynienia.
To zdecydowanie za skromny opis, bym powiedział coś sensownego.
To, co robiłeś miało źródło. Było nim nieświadome kierowanie się negatywnymi myślami i myślami innych niskich jakości. PLUS utrzymywanie w sobie oporu, gniewu, dumy, winy, wstydu, żalu, pożądania, etc. Inni to wyczuwali i uciekali gdzie pieprz rośnie.
Podejrzewam że kolesiowi z autyzmem i wszawicą łatwiej byłoby znaleźć normalnych znajomych – ja jestem skazany na osoby których życie nie wygląda tak jakbym chciał żeby wyglądało moje.
A skoro jesteś skazany no to sorry. Czyli gówno chcesz zrozumieć z tego co mówię i dalej nic nie zmienić. Ty masz swoją rację. Nie ma problemu – masz do tego pełne prawo.
Z pośród moich stałych znajomych z okresu kiedy piłem na potęgę i miałem ich dużo jeden miał pracę, dwóch miało dziewczyny (nie mając pracy, ani perspektyw i były to okropne związki, takie że chyba lepiej byłoby być samotnym, dziewczyna jednego z nich chciała go ze mną zdradzić na imprezie i to na jego oczach), jeden studiował (zmieniając kierunek co rok) – reszta to byli przyszli menele, narkomani, uliczne grajki sępiący od ludzi pieniądze (czyli w praktyce młodzi żebracy), najbardziej patologiczni metale, punki, a nawet neonaziści. Żaden z nich nie robił dosłownie nic, życie każdego z nich polegało na piciu alkoholu lub/i braniu narkotyków.
I kto z nimi przebywał? Kto to wybierał? Bóg Cię na to skazał? Nie. Sam WYBIERAŁEŚ takie towarzystwo. Bo odnośnie pozostałej części ludzkości odczuwałeś opór, gniew, dumę, winę, itd.
Pieniądze na przeżycie i używki (przede wszystkim na używki) albo brali od rodziców (będąc dorosłymi ludźmi), albo kradli, albo sprzedawali narkotyki albo ewentualnie na cwaniaka załatwiali sobie żółte papiery i orzeczenie o niezdolności do pracy i dostawali socjal.
To naturalne zachowania na tym poziomie świadomości, który reprezentowali i Ty. Natomiast Ty masz już pełną wiedzę jak wzrosnąć.
Ale trzeba się puścić tego, czego się trzymasz. Nawet z pokoju nie wyjdziesz trzymając się w nim stołu.
Na początku bardzo wyróżniałem się pośród nich. Z czasem jednak różnice zaczęły maleć.
Tak, bo wybierałeś ich towarzystwo, a nie coś innego, nieznanego.
Dzisiaj te kontakty pozrywałem – zostało kilka z osobami które także postanowiły coś zmienić. Jeżeli nie spotykam się już nawet z 5cioma osobami (nawet tylu z pośród nich nic nie chciało zmienić w swoim życiu), to czego wypadkową jest moje życie w takim wypadku?
Twoich wyborów. Zawsze tak było.
To, że mówię, że życie jest wypadkową 5-ciu osób, z którymi przebywamy, mam na myśli, że nieświadomie cały czas programujemy się ich przekonaniami i zachowaniami i zaczynamy je naśladować. Jak dzieci rodziców. Bo ten mechanizm cały czas jest aktywny w człowieku. Niemniej nadal jest to NASZ WYBÓR – co zrobimy i dlaczego.
Wypadkową życia osób które najczęściej widuje przez przypadek? I co ma do tego uwalnianie czy medytacja?
To, że przestajesz nosić w sobie negatywne obciążenia i słuchać się bełkoczącego negatywnościami umysłu, a tym samym zmieniasz swój wewnętrzny stan na bardziej spokojny.
Tym samym automatycznie w Twoim umyśle pokazują się lepsze, wyższe jakości, nowe opcje. Horyzont możliwości się więc poszerza.
Medytując i uwalniając nagle dociera do Ciebie z kim przebywasz i jakie są tego konsekwencje. Zaczynasz dryfować coraz dalej od tego, a nie trzymać się coraz silniej.
Płyniesz w innym kierunku automatycznie. Nagle osoby, które przez 30 lat od Ciebie uciekały przestają uciekać. Zaczynają rozmawiać, a nawet cieszyć się z Twojej obecności.
Życie zaczyna dawać Ci coraz więcej, bo taka jest natura życia. Ale trzeba oczyścić się z tego, co nas obciąża.
No bo jeśli chcesz zwiedzić sobie okolicę balonem, do którego przyczepiłeś 100 kg obciążenia to nie uniesiesz się nawet ponad ogrodzenie. I tak właśnie żyłeś.
I jak ktoś się za tym ogrodzeniem znalazł – np. negatywnie usposobiona osoba, to uznawałeś za swoją rzeczywistość, której zmienić nie możesz. I trzymałeś się tego coraz bardziej, racjonalizowałeś to. A Twój umysł produkował racjonalizacje.
A ten kto wzbił się wysoko to oczywiście, że nie chciał obniżać lotu. Gdy zbliżał się swoim balonem do Ciebie, od razu wyczuwał jak wielkie obciążenie masz i wiedział, że ryzykuje, że zostanie mu doczepione – bo przebywanie w dowolnym towarzystwie od razu programuje nas podświadomością tych osób. Więc można rzec, że taka osoba od razu zaczęłaby obniżać swój lot.
“Czy ja mówię o poważnym sukcesie finansowym? Mówię o sukcesie w kwestii popularności.”
No myślałem że mówiłeś. Dużo piszesz o życiu jako całości, i o tym że wnętrze odbija się na finansach.
Ależ to prawda. Nergal – popularny, poza Polską wręcz legenda. Utalentowany, przedsiębiorczy.
A nadal nie ma pieniędzy na spełnienie swojego marzenia. I nie ma to nic wspólnego z Polską, tylko z jego osobistą wibracją.
Jest więc wspaniałym nauczycielem, że można tyle lat robić super robotę, a jednak nadal odpychać od siebie marzenia.
Co to udzie nie wydają pieniędzy na różne rozrywki? Napisałem że jestem gotów wydawać pieniądze na granie heavy metalu, (równie dobrze) nic z tego w zamian nie dostając. Czy nie tak własnie powinna wyglądać pasja?
Ten jeden aspekt uważasz, że czyni z czegoś pasję? Robienie czegoś nic za to nie dostając i wydając na to pieniądze?
Przecież opisałeś jednocześnie pomoc humanitarną jak i branie narkotyków!
To po prostu zdecydowanie za mało, by stwierdzić czy coś robisz z pasji, a więc czy zabrniesz w dobre miejsce w życiu.
Pasja nie jest niczym zewnętrznym tylko tym, co DAJESZ ZE SWOJEGO WNĘTRZA robiąc to.
Dajesz temu najwyższe możliwe jakości – radość, miłość, zaangażowanie, dokładność, troskę. Dążysz przy tym, by być w tym jak najlepszym.
Pasją nie jest coś, co robisz, bo na robienie czegoś innego uważasz, że jesteś za słaby czy niewartościowy.
Mnóstwo ludzi robi coś nic z tego nie mając, a nawet wydają na to pieniądze. I nie nazywa się tego pasją, tylko poświęcaniem się, co jest BARDZO niską jakością, bo wynika z traktowania siebie jako kogoś gorszego od innych – innych traktujemy lepiej od siebie i wierzymy, że raniąc siebie dla nich w jakiś sposób uświęcamy to co robimy. A jest to zwykła głupota.
Jedzenie chipsów i oglądanie telewizji 8 godzin każdego dnia to pasja? Miliony ludzi to robią – nic z tego nie mają, wydają na to pieniądze. I co? Pasjonaci? Radośni? Szczęśliwi? Mają iskrę w oku, że kobietom majtki spadają, a mężczyznom penisy przebijają spodnie? Nie. To apatia, nie pasja. Nie wynika z potrzeby ekspresji wewnętrznej radości, która nas rozpiera, tylko z oporu.
“A wujka Google nie poznałeś?”
Wujka Google w to nie mieszaj. To że ktoś w internecie wygląda na spełnionego i szczęśliwego nie znaczy że jest taki w rzeczywistości.
“A skoro jesteś skazany no to sorry. Czyli gówno chcesz zrozumieć z tego co mówię i dalej nic nie zmienić. Ty masz swoją rację. Nie ma problemu – masz do tego pełne prawo.”
Napisałem że jestem teraz, a nie że nie może się to zmienić w przyszłości. Po prostu zdaje sobie sprawę ze swoich obecnych ograniczeń.
“Pasją nie jest coś, co robisz, bo na robienie czegoś innego uważasz, że jesteś za słaby czy niewartościowy.
Mnóstwo ludzi robi coś nic z tego nie mając, a nawet wydają na to pieniądze. I nie nazywa się tego pasją, tylko poświęcaniem się, co jest BARDZO niską jakością, bo wynika z traktowania siebie jako kogoś gorszego od innych – innych traktujemy lepiej od siebie i wierzymy, że raniąc siebie dla nich w jakiś sposób uświęcamy to co robimy. A jest to zwykła głupota.”
Czyli Nergal nie pasjonuje się heavy metalem tylko się dla niego poświęca? Tak samo pozostali muzycy heavymetalowi? I tak samo ja? Dobrze wiedzieć. Teraz to już zupełnie nie wiem o co chodzi w moim życiu. I jak mam wybrać ten cały kierunek?
Wujka Google w to nie mieszaj. To że ktoś w internecie wygląda na spełnionego i szczęśliwego nie znaczy że jest taki w rzeczywistości.
Internet jest jednym z potężniejszych narzędzi w dzisiejszym czasie.
Jeśli nie chcesz z niego korzystać, sam pozbawiasz się wspaniałej pomocy.
Zrób listę osób, które brzmią sensownie, a potem zrób research – sprawdź jak żyją, popytaj na różnych forach, etc.
Pomagaj sobie. Ale bez internetu no to sam się ograniczasz do swojego otoczenia. Czyli bardzo, bardzo, bardzo się ograniczasz.
Ja dzięki internetowi rozpocząłem swoją drogę wzrostu – znalazłem najpierw nauczyciela uwodzenia, który stał się moim przyjacielem i uczył mnie wiele przez lata, dzięki internetowi zacząłem mój biznes, prowadzę go, znalazłem mnóstwo nauczycieli i wiele więcej.
Czyli Nergal nie pasjonuje się heavy metalem tylko się dla niego poświęca?
Pasjonuje się ale wibracja, w której się porusza ma dość niski sufit możliwości.
Tak samo pozostali muzycy heavymetalowi?
Nie rozumiesz.
Dlaczego nagle uważasz, że wszyscy metalowcy się poświęcają? Większość się nie poświęca, robi to z pasji – wkłada w to energię, zaangażowanie, niektórzy może nawet miłość.
Ale sama muzyka, sama wibracja, którą “produkują” jest zbyt niska, by odnieść znaczący sukces.
Gdybyś pokorzystał z Google i posłuchał wywiadów wielu zespołów to wiele z nich jasno i wyraźnie mówiło jaka była ich droga do sukcesu, co robili, jak żyją, jak podchodzą do muzyki i wielu innych tematów. Rozsądek w tym, czego szukamy i co wybieramy nie boli.
I tak samo ja?
A Ty to Twoja osobista historia. To że coś robi miliony ludzi nie oznacza automatycznie, że Ty tak robisz.
I odwrotnie – to, że Ty coś robisz lub czegoś nie robisz nie oznacza, że robią tak (lub nie) inni.
Ty sam powinieneś wiedzieć co robisz i z jakiej intencji.
Napisałem wyraźnie czym jest poświęcanie się, a Ty nagle twierdzisz, że wszyscy metalowcy tak robią… a może pora wreszcie otworzyć trochę swoje oczęta i wyjąć głowę z “dupska umysłu”?
Dobrze wiedzieć.
Sam odpowiadasz za wnioski, które wyciągasz.
Teraz to już zupełnie nie wiem o co chodzi w moim życiu. I jak mam wybrać ten cały kierunek?
A bo nie chcesz mieszać wujka Google i znaleźć odpowiedzi spoza tego, co poznałeś do tej pory. Sam sobie podcinasz gałąź, na której siedzisz.
Jak masz wybrać kierunek? Powiedziałem Ci już. Wybierz cel – np. grać jak Santana – i znajdź do tego to, co niezbędne, nauczycieli, zagospodaruj swoje życie, by mieć czas na treningi, praktykę, itd. To naprawdę nie jest skomplikowane jak fizyka submolekularna.
“Ten cały kierunek” to nie żadna sztuczka psychologiczna. A jak jedziesz na wakacje to co robisz? Miotasz się pół roku po mieszkaniu i nagle magicznie spływa na Ciebie wiedza gdzie pojechać? Nie – szukasz odpowiedniego miejsca, wybierasz takie, które Ci będzie odpowiadało i organizujesz się. Więc “ten cały kierunek” wybrałeś już pewnie setki, jeśli nie tysiące razy w swoim życiu. Do tej pory większość tego, czego szukałeś szkodziło Ci. A teraz sugeruję Ci jak poszukać czegoś wyższej jakości, a Ty mi mówisz, że korzystanie z Google jest be… no to nie wiem – do ciotki zadzwoń i zapytaj się czy zna jakiegoś milionera lub świetnego muzyka. Może zapytaj pani na poczcie? Swoich dawnych nauczycieli? Pytaj losowych ludzi na ulicy… RÓB COŚ. Ale coś w nowym, pozytywnym kierunku.
Nagle mi obwieszczasz, że jak ktoś w internecie wygląda super, to niekoniecznie taki jest… a może raz jeszcze pochwalisz się z kim przebywałeś większość życia? Oni ani w internecie, ani w życiu nie wyglądali super… to może chociaż zacznij od tych co mają na tyle szacunku, by chociaż innym pokazywać się ze strony elegancji…?
Z każdego narzędzia – w tym z wyszukiwarki Google – można i należy się nauczyć korzystać jeśli jest istotne w tym, co chcemy osiągnąć. A wyszukiwarki internetowe są bardzo istotne.
Niemniej wystarcza kapka oporu, może też frustracji i już nagle “zupełnie nie wiem o co chodzi”. No skoro zupełnie nie wiesz, no to kapota…
To, że “nie wiesz o co chodzi” to rezultat tego, że usłyszałeś inne, a może nawet przeciwne informacje z tymi, które cały czas wyrzyguje Twój umysł. Bo takimi i nie lepszymi informacjami dysponuje umysł w niskiej świadomości. Więc aby zmienić coś w swoim życiu, trzeba zrobić coś zupełnie innego, niż podpowiada nam umysł i z czym czujemy się komfortowo i bezpiecznie. To nieuniknione.
A Twoje ego tego nie chce. Za żadne skarby. Stara się wcisnąć Ci kit, że nic nie rozumiesz, gdy wszystko klarownie i jasno wytłumaczyłem. Ale Ty nadal się hipnotyzujesz tym bełkotem. Jest on dla Ciebie ważniejszy, niż rozsądek, spokój, radość i sukces. To złudne poczucie kontroli, bezpieczeństwa i własnej racji, to największe zagrożenie, w którym możesz się umieścić i Twoje życie jest tego potwierdzeniem. Trzeba przestać się słuchać swojego umysłu, czyli to, co robisz zapewne 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Sorry – albo-albo. Nie możesz dalej słuchać umysłu jak wielkiego, nieomylnego mistrza i zmienić cokolwiek w swoim życiu na lepsze.
“Zrób listę osób, które brzmią sensownie, a potem zrób research – sprawdź jak żyją, popytaj na różnych forach, etc.”
Robiłem już takie researche. Przeczytałem nawet biografie wielu znanych muzyków. Wielu z nich przeszło przez piekło. Wolałbym aby moja droga wyglądała inaczej. Zazwyczaj są to osoby które cieszą się popularnością, względnym dobrobytem, itd. Ale ich życie prywatne wygląda często gorzej niż moje (w skrócie już je opisałem). Niedawno dowiedziałem się że mój ulubiony żyjący gitarzysta rozwiódł się ostatnio z żoną, przy rozwodzie sędzia orzekł/a że ma on żonie (która zajmuje się wyłącznie ostrzykiwaniem sobie ust botoksem, ponieważ prawdopodobnie jej marzeniem jest przemiana w glonojada) co miesiąc płacić 100 000 $ – tylko i wyłącznie dlatego że była jego zoną. Droga trochę ta pani do towarzystwa. Wniosek? Nie żenić się? Super wnioski można wyciągać ucząc się na przykładach z internetu, prawda?
“Gdybyś pokorzystał z Google i posłuchał wywiadów wielu zespołów to wiele z nich jasno i wyraźnie mówiło jaka była ich droga do sukcesu, co robili, jak żyją, jak podchodzą do muzyki i wielu innych tematów. Rozsądek w tym, czego szukamy i co wybieramy nie boli.”
Słucham wywiadów i czytam biografie – ich życia wcale nie wyglądają tak jak chciałbym aby wyglądało moje. I dlatego w przeciwieństwie do nich jeszcze studiuję, nie chcę być zależny od kaprysów wytwórni (tak jak niezliczone przykłady muzyków metalowych, których tu nie przytoczę), ani przez lata głodować (tak jak np. muzycy Gn’R) po to by po spektakularnym sukcesie odbić sobie to w używkach (których zresztą zdążyłem popróbować).
“Napisałem wyraźnie czym jest poświęcanie się, a Ty nagle twierdzisz, że wszyscy metalowcy tak robią… a może pora wreszcie otworzyć trochę swoje oczęta i wyjąć głowę z “dupska umysłu”?”
Znaków zapytania na końcu zdania nie używam przez przypadek. Chciałem się upewnić czy dobrze rozumiem, a nie generalizować.
“to może chociaż zacznij od tych co mają na tyle szacunku, by chociaż innym pokazywać się ze strony elegancji…?”
Cóż, nie postrzegałem tego od strony szacunku. Widziałem w tym próby manipulacji i oszustwa. Mój umysł nie lubi ludzi popularnych w internecie, można wręcz powiedzieć że ma na nich alergię.
Robiłem już takie researche. Przeczytałem nawet biografie wielu znanych muzyków. Wielu z nich przeszło przez piekło. Wolałbym aby moja droga wyglądała inaczej.
Wcale tego nie chcesz. Gdybyś chciał, to wybrałbyś coś innego, niż granie heavy metalu. A jednak nie chcesz z tego zrezygnować pomimo, że WSZYSTKIE znaki na niebie i ziemi starają się Ci pokazać, że to bardzo słaby wybór i nawet najlepsi, najsławniejsi i najbardziej utalentowani mieli ciężko, pod górkę, masę problemów, etc.
Ale nadal chcesz to robić…
Zazwyczaj są to osoby które cieszą się popularnością, względnym dobrobytem, itd. Ale ich życie prywatne wygląda często gorzej niż moje (w skrócie już je opisałem). Niedawno dowiedziałem się że mój ulubiony żyjący gitarzysta rozwiódł się ostatnio z żoną, przy rozwodzie sędzia orzekł/a że ma on żonie (która zajmuje się wyłącznie ostrzykiwaniem sobie ust botoksem, ponieważ prawdopodobnie jej marzeniem jest przemiana w glonojada) co miesiąc płacić 100 000 $ – tylko i wyłącznie dlatego że była jego zoną. Droga trochę ta pani do towarzystwa. Wniosek? Nie żenić się? Super wnioski można wyciągać ucząc się na przykładach z internetu, prawda?
Nie. To TY wyciągasz takie wnioski.
Wybrałeś sobie jeden przykład, by usprawiedliwić nim poczucie bezsilności.
Ale fundament pozostaje taki sam – nadal wybierasz to samo. No jeśli wybrałbyś życie w klatce z lwem to raz, że nie znalazłbyś pozytywnie zakończonych historii, ani rozwiązania w tej sytuacji. Poza oczywiście wyjściem z tej klatki lub nie wchodzeniem do niej.
Jednak Ty się przywiązałeś i nazywasz to pasją. To nie jest pasja. To po prostu robienie czegoś z niskiej jakości, bo to rezonuje z Twoim wnętrzem, o które nigdy nie zadbałeś.
No bo najłatwiej się uczepić się jednego pomysłu, który okazał się słaby, nie chcieć z niego zrezygnować i racjonalizować tym, że życie jest ciężkie. Takie/Twoje życie jest ciężkie, a nie życie w ogóle.
Słucham wywiadów i czytam biografie – ich życia wcale nie wyglądają tak jak chciałbym aby wyglądało moje. I dlatego w przeciwieństwie do nich jeszcze studiuję, nie chcę być zależny od kaprysów wytwórni (tak jak niezliczone przykłady muzyków metalowych, których tu nie przytoczę), ani przez lata głodować (tak jak np. muzycy Gn’R) po to by po spektakularnym sukcesie odbić sobie to w używkach (których zresztą zdążyłem popróbować).
A nie lepiej w ogóle zmienić kierunek, tylko próbować wygrać w totka? Bo to robisz – liczysz na coś, co nie udało się najlepszym…
Czytałem książkę “Brud” o Motley Crue. Dość popularni i odnieśli sukces. Ale to jakie oni mieli życie nie życzyłbym największemu wrogowi. Niemniej – wypruwali sobie żyły. Robili to, na co 99,99% ludzi nigdy by się nie zdecydowało. Tylko dlatego, że włożyli w to tytaniczny wysiłek dało im ten sukces.
Widzisz więc ile minusów jest w tym równaniu, by osiągnąć choć trochę pozytywny wynik.
Pytanie – czy warto więc zmagać się z tymi minusami czy wybrać drogę, gdzie tych minusów jest dużo, dużo mniej?
“Napisałem wyraźnie czym jest poświęcanie się, a Ty nagle twierdzisz, że wszyscy metalowcy tak robią… a może pora wreszcie otworzyć trochę swoje oczęta i wyjąć głowę z “dupska umysłu”?”
Znaków zapytania na końcu zdania nie używam przez przypadek. Chciałem się upewnić czy dobrze rozumiem, a nie generalizować.
Może troszkę odpowiedzialności? Wyciągnąłeś wniosek. To nie były pytania, tylko pytania retoryczne służące wyciągnięciu wniosku, który już miałeś. Oto Twoja pełna wypowiedź:
“Czyli Nergal nie pasjonuje się heavy metalem tylko się dla niego poświęca? Tak samo pozostali muzycy heavymetalowi? I tak samo ja? Dobrze wiedzieć.”
Ostatnie zdanie pokazuje, że nie pytałeś, tylko pytałeś retorycznie. Już wiedziałeś to, o co rzekomo pytałeś, więc wcale nie pytałeś.
Ale nie to jest ważne. Temat uważam za wyczerpany. Już wszystko wiesz i to, co nie uległo zmianie – dojdziesz tam, dokąd będziesz zmierzał. Ty odpowiadasz za kierunek i swoje wybory. Rzeczywistość została Ci pokazana, nawet bardzo dokładnie.
Mój umysł nie lubi ludzi popularnych w internecie, można wręcz powiedzieć że ma na nich alergię.
Biorąc pod uwagę co lubi Twój umysł i gdzie doprowadziło Cię słuchanie się go postępowałbym absolutnie odwrotnie do tego co mówi.
Jak czegoś nie lubi – robisz to. Jak coś lubi – przestajesz. Przynajmniej na jakiś czas, np. pół roku.
Mateusz- jezeli Piotrek ci mowi, ze masz zrobic tobi tamto, to masz to zrobic i koniec. Oczywiscie jezeli chcesz wyzdrowiec i wynormalniec. Rzuc ten metal w p…zdu i zacznij sluchac/ tworzyc muzyke, ktora kalibruje sie wysoko, tak jak ci Piotrek mowi. Ja akurat takiego problemu jak ty nie mam( w kwestii muzyki) bo metalu nie lubie( chociaz kiedys, dawno dawno temu sluchalem) i np. muzyka Santany mi sie podoba, ale jak chcesz byc ” normalnym” czlowiekiem i przestac sie meczyc i cierpiec, to albo woz albo przewoz. Ja np. w ktorej ksiazce Hawkinsa przeczytalem ze muzyka klasyczna pomaga we wspinaniu sie na wyzsze stany swiadomosci i zaczalem jej sluchac i kurde, zaczyna mi sie nawet podobac. Ja staram sie rezygnowac i odcinac od wielu rzeczy, bo chce byc zdrowy i cieszyc sie zyciem. Wiec wybieraj- albo stosujesz sie do rad Piotrka, albo brodzisz w szambie. Twoja decyzja.
Pawle, dziękuję za próbę pomocy ale każdy musi zrozumieć, że NIEZWYKLE WAŻNE jest, by każdy sam dostrzegł wartość we własnej zmianie. Sam znalazł powód i podjął odpowiednią decyzję. Jeśli ktoś sam nie dostrzeże wartości w np. odpuszczeniu oporu, w podjęciu się nowych działań, w poznaniu nieznanego, w korzystaniu z nowych źródeł wiedzy, zrezygnowaniu z obwiniania czy użalania się, etc., to nie ma sensu zmuszać do tego tej osoby. Osobę tą możemy wyłącznie zaakceptować dokładnie taką jaką jest. Żyj i pozwól żyć.
Przekonanie kogoś siłą, gdy ta osoba tego nie chce nie ma żadnego sensu.
Mateusz już jest normalnym człowiekiem, tylko żyje na poziomie zgodnym z poziomem jego świadomości. Tak po prostu wygląda życie i rezultaty na tym poziomie.
Tak było zawsze, jest i zawsze będzie.
To, że ja odpisuję Mateuszowi jest rezultatem tego, że on szuka, chce zmiany ale nie robi tego, co niezbędne, by zmiana nastąpiła.
Dlatego zostawiam mu wskazówki ale czy z nich skorzysta należy od jego decyzji.
I ta decyzja, niezależnie jaka będzie, jest ŚWIĘTA.
Jeszcze odnośnie tego:
Mój umysł nie lubi ludzi popularnych w internecie, można wręcz powiedzieć że ma na nich alergię.
Każdy człowiek, który odniósł w czymś sukces jest w dzisiejszych czasach popularny w internecie.
Wliczając muzyków heavymetalowych.
Na nich też masz alergię? Czy rozumiem, że czytałeś biografie jedynie tych niepopularnych, bo do innych masz alergię?
To jakieś bzdurne zdanie wymyślone na poczekaniu, by usprawiedliwiał opór do zrobienia czegoś nowego, mądrego – wyjścia poza to, co uznałeś za swój los.
Ponadto przestań zrzucać odpowiedzialność za swoje postawy na umysł.
To co czujesz to rezultat Twoich wyborów – Twojej świadomości, postrzegania, interpretacji, postaw i nastawienia.
A umysł to komputer – on odtwarza tylko to, co zostało w nim zapisane. Ty i tylko Ty w nim zapisałeś to, co teraz w nim widzisz.
On nie ma alergii tak jak komputer nie ma alergii na to, co odtwarza.
To co czujesz to rezultat postaw – niechęci, odmawiania sobie tego, co mają inni (nieraz z łatwością, gdy Ty się z tym samym męczysz), zazdrości, nieufności, bólu, oporu, etc. Tego nie zrobił umysł.
Więc to o czym mówisz to najzwyklejsza projekcja tego, co nosisz w sobie. Zamiast się z tego oczyścić wolisz wierzyć w jakieś alergie umysłu, którymi usprawiedliwiasz brak rozsądku – by poczytać jak inni odnieśli sukces…
Rozumiem, że książek też nie czytasz, ani gazet popularnonaukowych? Też masz do nich alergie czy jakimś cudem nie? A czym się różni książka od internetu? W książce też możesz znaleźć banialuki, tak jak i w internecie. Wszystko zależy od tego, co znajdziesz. A to, co znajdziesz zależy od tego, czego szukasz, czyli co wybrałeś.
Oto przykłady muzyki z poziomu miłości+:
– Robert Gass & On Wings of Song – “Alleluia”, “Kyrie” (700)
– Canon in D – Johann Pachelbel (645)
– Chóry gregoriańskie (595)
– “Amazing Grace”- John Newton (575)
– “Ave Maria” (575)
– “Silent Night, holy night” (575)
– “Joy to the World” (575)
– Muzyka Georga Harrisona (540)
– Muzyka Johanna Sebastiana Bacha (530)
– Muzyka Carlosa Santany (515)
– Muzyka Ludwiga van Beethovena (510)
– Muzyka Georga Friedricha Haendela (510)
– Muzyka Johnny-ego Casha (505)
– Muzyka Boba Dylana (504)
Piotrze ta muzyka bardzo kojarzy mi się z kościołem.
Piotrze ta muzyka bardzo kojarzy mi się z kościołem.
I co z tego?
Przede wszystkim nie Tobie się kojarzy, tylko Twój umysł automatycznie zaczyna paplać, bo coś zobaczył, z czym ma skojarzenia.
Czyli to sam bełkot.
Natomiast sama religia oczywiście zawiera w sobie wiele bardzo wysoko pozycjonujących się prawd, treści, tradycji, etc.
Ponadto wysoko kalibrujące się zagadnienia – od 500 już (z)wracają się w stronę Boga. To norma. Tylko to już nie jest jakiś tam Bóg religijny, zewnętrzny facio, o którego łaski trzeba zabiegać.
To już dojrzała duchowość.
Więc nie dziwny się, że im wyżej, tym więcej zwracać się będziemy ku temu, co odnosi się do Boga lub boskości.
Reszta traci na znaczeniu, bo sami to znaczenie przestajemy temu (do)dawać.
No właśnie i umysł od razu pomyślał o tym ,że dzisiejsze kobiety nie lubią religijnych ludzi i że tacy ludzie duchowi są sami do końca życia jak jakaś sekta.
No właśnie i umysł od razu pomyślał o tym ,że dzisiejsze kobiety nie lubią religijnych ludzi
Które kobiety? Konkretnie.
Poza tym z tego co wiem to np. Bob Dylan nie narzekał na brak kobiet. Ani “wtedy”, ani “dziś”.
że tacy ludzie duchowi są sami do końca życia jak jakaś sekta.
Którzy “tacy”?
Znowu urojenia, bełkot, żadnego przełożenia na rzeczywistość.
– Santana – sekciarz? Samotnik?
– George Harrison – sekciarz?
– Johnny Cash…
– Bach?
Wtf.
Ci co słuchają tej muzyki – dziwacy?
Co ciekawe – w roku 2004, gdy dr Hawkins wykalibrował hip hop, był to poziom 270! Niezwykle wysoko. Teraz kalibracja pokazuje mi, że hip hop ogólnie nie przekracza 200. Dobrze, gdyby ktoś to potwierdził, bo to bardzo duży spadek, szczególnie, że wynik jest poniżej granicy.
Ja zaczynając pracę z WOP po nie pamietam dokładnie ilu, ale wiem że był to krótki czas, zacząłem wyrzucać z swojego odtwarzacza duuuuzo muzyki, po prostu tak czułem, włączając kilka piosenek kiedy sie żegnałem z setkami utworów, czułem niepokój,stres, ogólnie uaktywniła się energia w okolicach brzucha którą odczuwalem jako rozdraznienie, napiecie strach i pochodne strachu.
Teraz jeśli coś slucham z rapu, to w większości jest to kilku wykonawcow, którzy według mnie nie mają destrukcyjnej muzyki.
Co ciekawe w Polsce jest raper który po swoim uzaleznieniu od narkotyków, pobycie w więzieniu wzrósł w świadomości i temu zagadnieniu coraz bardziej poświęca swoje albumy, nazywa się AK 47
Ak 47 Pierwszy Dzień w piekle
Ak 47 Czyściec
To dwa albumy w których dużo jest temu poświęcone
Jest też raper który oddał swój talent żeby chwalić Boga w swojej muzyce, tak jest chrześcijaninem, wydaje się być bardzo pogodnym,szczęśliwym człowiekiem, wydaje się być wyżej w swiadomosci. Jego pseudonim to TAU.
Ktos nizej napisał że nie chce wylewac negatywnisci i ze z tą muzyką jest aż tak źle.
https://youtu.be/OYO4NHONmZ4
https://youtu.be/Jiwz9ryu7Bw
https://youtu.be/U-_HXaiSPmg
https://youtu.be/f31d34vRuwU
Jeśli nie będziesz słuchać wszystkiego jak leci, szczegolnie tego co na topie, to niekoniecznie.
Znajdziesz dużo ciekawych wykonawców.
Moim zdaniem oczywiście ;-)
Witaj Piotrze. Ostatni weekend poswiecilem praktycznie na odczuwanie emocji z intencja uwolnienia. Zarowno w sobote, jak i w niedziele, lezalem i odczuwalem od godz. 12 do 21, robiac sobie przerwy, tylko zeby cos zjesc, napic sie i zalatwic. W niedziele bodajze, bo juz dokladnie nie pamietam, podczas odczuwania, doslownie przez pare chwil, doswiadczylem takiego stanu, ze az ciezko to opisac. Byl to taki blogostan, jakas taka milosc, ekstaza, cieplo, dobro, tak, tak, jakbym byl na haju. Trwalo to moze z 10-15 sekund. Co to mogl byc za stan? Czy to byl Bóg? Miales kiedys cos takiego. Naprawde, to bylo takie uczucie, w ogole mi nie znane nigdy przedtem. Nigdy czegos takiego nie doswiadczylem. Potem oczywiscie, wszystko wrocilo do ” normy”, czyli tu ucisk, tam scisk itd.
Swoja droga, nie dziwie sie, ze ogladam porno, bo z tego, co widze, czuje itd., to tyle we mnie tego szamba siedzi, ze nie wiem ile takich sesji bede musial odbyc, zeby sie oczyscic. Najbardziej mnie ciekawi, czym tamte uczucie bylo.
Witaj Piotrze
Hej Pawle!
Ostatni weekend poswiecilem praktycznie na odczuwanie emocji z intencja uwolnienia.
Brawo!
W niedziele bodajze, bo juz dokladnie nie pamietam, podczas odczuwania, doslownie przez pare chwil, doswiadczylem takiego stanu, ze az ciezko to opisac. Byl to taki blogostan, jakas taka milosc, ekstaza, cieplo, dobro, tak, tak, jakbym byl na haju. Trwalo to moze z 10-15 sekund. Co to mogl byc za stan? Czy to byl Bóg?
Tak i nie.
Gdyby to było pełne Oświecenie, to byśmy nie rozmawiali. O ile byłoby to karmicznym pociągiem, pełna świadomość Boga i energia wywaliłyby Cię z ciała na wieczność lub na kilkadziesiąt lat.
Doświadczanie Boga to wzrost świadomości. To jak temperatura. Nie można powiedzieć, że jest temperatura lub jej nie ma.
Temperatura to gradient – różne poziomy.
Ty doświadczyłeś nieco wyższego, zapewne był to poziom Spokoju i Miłości. Można rzec, że przetarłeś brudne okulary i zobaczyłeś świat wyraźnie. Zobaczyłeś swoje wnętrze – to co zawsze w nim było, jest i zawsze będzie i nigdy nie możesz tego utracić. Swoją drogą tak wygląda śmierć – to czujemy po opuszczeniu ciała. :) Bo to norma, dla braku niezdrowych utożsamień, a śmierć to porzucenie ego – czyli wszystkiego, z czym się utożsamiliśmy, a nie było rzeczywiste.
To był Bóg – to byłeś Ty sam. Bo Bóg i człowiek to jedno i to samo. Usunąłeś to, co przesłaniało świadomość separacji i świadomość separacji się na moment zmniejszyła.
A potem ego szybciutko wróciło do tego, co zawsze.
Miales kiedys cos takiego.
No pewnie! Bo to raz, hehe.
Gdybym nie miał, to nigdy nikogo nie próbowałbym przekonać do uwalniania!
Miałem też głębsze doświadczenia ale jak sam widzisz – nie tylko trudno to opisać, jeszcze trudniej przekonać kogoś, że można tego doświadczyć.
Naprawde, to bylo takie uczucie, w ogole mi nie znane nigdy przedtem. Nigdy czegos takiego nie doswiadczylem.
Bo utożsamiłeś się z programowaniem, że jesteś gorszy, zły, że są lepsi, że Bóg Cię nie kocha, że ma wybrańców, etc. Mogłeś uwierzyć w tysiące takich bzdur.
I emocje informowały Cię o tym.
A Ty się ich trzymałeś, wierzyłeś im, wierzyłeś myślom i zasilałeś je swoją wiarą, opierałeś się i dlatego nie mijały.
Potem oczywiscie, wszystko wrocilo do ” normy”, czyli tu ucisk, tam scisk itd.
Ale już wiesz co czeka.
Więc masz wybór – rozpaczać, że to “straciłeś” lub brać się dalej do roboty!
Swoja droga, nie dziwie sie, ze ogladam porno,
Bo to nawyki.
bo z tego, co widze, czuje itd., to tyle we mnie tego szamba siedzi, ze nie wiem ile takich sesji bede musial odbyc, zeby sie oczyscic.
W WoP mówię, by założyć 100 godzin uwalniania każdej z emocji i oporu.
Warto?
Warto!
Najbardziej mnie ciekawi, czym tamte uczucie bylo.
Wyższy stan świadomości i energii.
Są ludzie (jakieś 0,4%), którzy tak właśnie żyją – to jest ich norma.
Bo wykonali duchową, wewnętrzną pracę, którą Ty zacząłeś.
Witam po drugiej stronie! :)
A teraz sobie wyobraź, że setki milionów ludzi wierzy uparcie, że to co czujesz na co dzień to rzeczywistość. Że taki jest Bóg. I że nie ma nic więcej.
A Ty już wiesz, że oni doświadczają “zimnej temperatury”, gdy Ty wiesz już jak “zwiększyć temperaturę”.
Usuń to, co przesłania Słońce, a Słońce wyjrzy automatycznie.
Warto też, byś wiedział, że to, że stany tego typu pojawiają się i znikają jest najzupełniej normalne.
BARDZO WAŻNE, by NIE przywiązać się do nich, bo po ich “utracie” można łatwo wpaść w użalanie.
Nie możesz ich kontrolować.
Karmicznie istotne jest teraz dla Ciebie, byś dalej wykonywał wewnętrzną pracę i troszczył się o siebie, swoje życie, bliskich, swoją pracę, etc.
Zacznij żyć, uczestniczyć w swoim życiu tak jakbyś ten stan miał już w sobie non stop, a zobaczysz, że te stany będą wracać coraz częściej i zostawać na coraz dłużej.
Czyli zacznij dostrzegać czym ten stan sam przesłaniałeś – a że w tej sytuacji nie mogę się cieszyć, bo coś, a że nie mogę się wyluzować, bo coś innego, etc.
Uwalniaj to, puszczaj się tego.
Natomiast jeśli uciekniesz w uwalnianie od swojego życia, to raczej nie należy liczyć, że te stany wrócą.
Bo to stan dojrzałości. Dochodzimy do niego przez inne stany dojrzałości, w tym przez poziom Rozsądku.
Radość nie wyklucza rozsądku. Więc jeśli będziesz go ignorować i uciekał od lekcji rozsądku, no to nie doświadczysz tego, co ponad nim.
Super. Dzieki. Podniecony jestem jak nie wiem co hehe. Dzieki Piotrek, bo gdybym twojego bloga nie czytal, to pewnie nigdy bym sie za siebie nie wzial. Odwalasz od chuuuuu…a nieocenionej roboty. Pozdrawiam! :)
A proszę, proszę! :)
Właśnie dla takich wiadomości robię to, co robię.
Nie zapomnij też podziękować sam sobie! Bo to, co napisałeś odnosi się również do Ciebie – też odwaliłeś już kawał zajebistej roboty i to roboty, za którą nie chce się wziąć miliardy ludzi!
Ok. Dzieki jeszcze raz.
Ostatnio Piotrze natknałem sie na taki filmik: https://www.youtube.com/watch?v=72GnVHLwZ1c
Ten pan/chłopak opowiada, jak spotkał pana Hawkinsa i mówi, że to było niesamowite przezycie ( na dowód pokazuje zdjecia) W innym filmiku natomiast mówil, ze równiez doswiadczyl takiego stanu, ktory ja ostatnio mialem. On uwalnial w pracy, podobno przez 10 godzin i jak go w koncu “puscilo”, to tez opisuje, ze ogarnal go blogostan, ktory, nie wiem, czy dobrze zrozumiałem po angielsku, trwal chyba 3 dni. Mozliwe jest cos takiego? Moglbys w ogole sprawdzic, na ile kalibruje sie ten czlowiek i to co mowi? Warto te jego filmiki ogladac?
Mozliwe jest cos takiego?
Mówiłem Ci, że są ludzie, którzy stan Miłości odczuwają cały czas.
Dlaczego więc pytasz się czy jest możliwe odczuwanie go 3 dni?
To norma na pewnym poziomie świadomości.
Są ludzie, którzy są na poziomie 700+, czyli non stop w stanie niewyobrażalnie wyższym.
Jezus i Budda byli na poziomie 1000. Dr Hawkins w momencie śmierci był na około 980.
Moglbys w ogole sprawdzic, na ile kalibruje sie ten czlowiek i to co mowi? Warto te jego filmiki ogladac?
Nie będę kalibrował każdej osoby. Ta prośba mija się z celem, o którym nie napisałeś nic.
Poza tym musiałbym wykalibrować każde zdanie i to jeszcze w pewnym kontekście. To, co on mówi może inaczej kalibrować się dla niego, a inaczej dla Ciebie.
Sam wzrośnij do poziomu Odwagi i naucz się kalibracji. A to tego najlepszym sposobem jest zajęcie się sobą, swoim życiem, realizowaniem swoich marzeń.
Już nawet teraz Twoja intencja kierunkuje Cię. Jeśli uciekasz w wiedzę od czegoś w swoim życiu, no to ucieczka jest Twoim kierunkiem – niechęć, opór.
Jeśli szukasz informacji do rozwiązania jakiegoś problemu – to zupełnie inna intencja.
“Czy warto oglądać jego filmiki?” – ale warto odnośnie czego?
Do zabicia czasu? Przed seksem z dziewczyną?
By wyjść z uzależnienia? Od tego jest Program WoP.
Jakoś do osiągnięcia stanu, o którym mówisz nie potrzebowałeś żadnych filmików.
Aby wiedzieć czy TY potrzebujesz czyjejś wiedzy wystarczy do słuchania innych zaprząc zdrowy rozsądek.
W innym filmiku natomiast mówil, ze równiez doswiadczyl takiego stanu, ktory ja ostatnio mialem
Tytuł sugeruje, że on mówi o “Supreme reality” – najwyższej rzeczywistości, a Twoja z tego co mówisz to był co najwyżej Pokój i/lub Miłość. A to daaaaaaaaaaaaaaaaaleeeeko do “supreme”.
Miłość to poziom 500, a Miłość Bezwarunkowa to 540. Pokój to poziom 600. Różne poziomy Oświecenia zaczynają się od 700.
A to skala logarytmiczna, więc im wyżej, tym wzrost o każdy punkt jest dużo, dużo bardziej znaczący.
Albo inaczej – im wyżej, tym należy wykonać dużo głębszą i poważniejszą pracę, by wzrosnąć o kolejny punkt.
Bo wzrost ze 100 na 101 to wzrost o 10^100.
Wzrost z 200 na 201 to wzrost o 10^200.
Wzrost z 500 na 501 to wzrost o 10^500.
“Supreme reality” to poziomy od 700 w górę. I tu bardzo łatwo pomylić się co jest Supreme.
Ja czuję, że on nie doświadczył najwyższego stanu ale dość wysokiego.
Dlatego było to dla Ciebie tak szokujące, bo ukazana została Ci rzeczywistość wyższa od Twojej codzienności zapewne o przynajmniej kilkadziesiąt punktów, może nawet więcej, niż 100 lub 200.
To mogła nie być Miłość, tylko stan Ochoty, Akceptacji. I tak naprawdę zaszokowała Cię różnica. To tak jakbyś po lodowatej nocy wszedł do gorącej kąpieli.
Ciekawostką jest to, że ja również odczuwałem te stany, a nawet stworzyłem cały Program dający wiedzę i narzędzia jak te stany osiągnąć.
A Ty mimo to dalej szukasz po internecie jakichś innych ludzi.
To trochę przeczy zdrowemu rozsądkowi i ukazuje Twoją intencję.
“A Ty mimo to dalej szukasz po internecie jakichś innych ludzi.”
No wlasnie zaczynam sobie to uswiadamiac. Moze inaczej. Ty mi to uswiadomiles. Zamiast zajac sie soba ja caly czas szukam- nowszych ksiazek, filmikow artykulow itd. Czy w moim przypadku to jest to, o czym pisal Hawkins, ze to moje ego sie broni, bo sie boi i robi wszystko, zebym tylko nie odczuwal i nie uwalnial?
Czy w moim przypadku to jest to, o czym pisal Hawkins, ze to moje ego sie broni, bo sie boi i robi wszystko, zebym tylko nie odczuwal i nie uwalnial?
Sam sobie odpowiedz na to pytanie – doświadczyłeś wysokiego stanu i nie potrzebowałeś do tego niczego.
Bo ten stan już w Tobie był. Stosując jedną technikę, którą już znasz i z której umiesz korzystać, odsłoniłeś w sobie ten stan.
I zamiast kontynuować pracę, zacząłeś szukać filmików ludzi, którzy o tym opowiadają. Więc co tak naprawdę zrobiłeś? Dalej dążysz do tego stanu czy zmieniłeś kierunek?
Mówiłem, że umysł nie może niczego poznać, tylko “wiedzieć o”. A Ty teraz wybierasz “wiedzieć o” zamiast się stać.
Czy to mechanizm obronny ego? Ależ oczywiście!
Bo w czym “wiedzieć o” jest lepsze od “być”?
Lepiej “wiedzieć o byciu milionerem” czy stać się milionerem?
Lepiej “wiedzieć o zdrowiu” czy być zdrowym?
Lepiej “wiedzieć o rozwiązywaniu całek” czy faktycznie być osobą, która je rozwiązuje?
Lepiej “wiedzieć o tym jak uprawiać seks” czy być osobą, która taki seks ma?
Lepiej “wiedzieć o pokoju” czy ten pokój w sobie mieć?
Edukowanie siebie jest krytyczne ale WYŁĄCZNIE z odpowiednią intencją – np. natychmiastowych zastosowaniem nowych informacji i sprawdzeniem jak się przekładają na nasze życie i doświadczenia.
A nie karmieniu, karmieniu się miesiącami i tyle.
Taki sposób żywienia, bez wykorzystania energii i składników prowadzi do otyłości. A to stan chorobowy.
Niewykorzystana wiedza prowadzi do choroby intelektualizowania o życiu zamiast życia. Lepiej “wiedzieć o życiu” czy żyć?
Jeden z praktykujących uwodzicieli powiedział kiedyś coś bardzo ciekawego – “Każdą stronę informacji o uwodzeniu jaką przeczytasz zastosuj względem 100 różnych kobiet i dopiero przeczytaj kolejną. Nie czytaj kolejnej strony dopóki dokładnie nie przetestujesz aktualnej”.
Innymi słowy – “Zmień swoją intencję, bo jeśli będziesz uciekał w wiedzę od poczucia dyskomfortu, strachu, oporu, to nic się nie zmieni”.
Pytanie co Ty musisz jeszcze testować, jaką jeszcze wiedzę poznać, skoro cel osiągnąłeś i wiesz jak go osiągnąć ponownie?
Ego to zainstalowany software. Jeśli nauczyliśmy się, że śmierć jest zła, no to będziemy odnośnie niej czuli strach.
Ale ego się nie boi, bo to mechanizm mądry. Tylko robi to jaka jest jego natura.
Gdybyśmy nie zostali nauczeni niczego nieprawdziwego na temat śmierci, to byśmy się jej nie bali.
Gdybyśmy nie zostali nauczeni, że umysł i ciało są takie ważne, to ich utrata nie byłaby dla nas żadnym problemem.
To jedynie przywiązanie.
Widzisz, że naturą umysłu jest to co mówiłem – wiecznie paplać i wiedzieć o.
Bez intencji realnego doświadczenia, NIGDY nie osiągniemy tego, o czym myśli umysł.
Doświadczyłeś wysokiego stanu i on natychmiast chce “wiedzieć o” nim. Ma gdzieś stanie się, tylko chce wiedzieć o.
Bo to wiecznie paplające radyjko. Czy radio może stać się czymś innym, bo jego audycje są takie mądre? Nie. Radio zawsze tylko będzie nadawać i tyle.
Radio może przekazywać największe mądrości ale czy to w jakikolwiek sposób je zmieni? Nie.
Możesz zainstalować na komputerze najmądrzejszy program i czy on w jakikolwiek sposób zmieni komputer? Nie.
Jeśli nie zmienimy intencję na rzeczywiste, realne doświadczenie czegoś, to NIGDY się nie zmienimy. Nie zmieni nas żadna ilość wiedzy.
Bo możesz wiedzieć o jakimś porcie wszystko ale dopóki nie wybierzesz kursu na ten port, to nigdy do niego nie dopłyniesz.
A po co nam “wiedzieć o” nim cokolwiek? Bo to jedynie spełnianie zachcianek radyjka, które nic kompletnie nie dają.
Ludzie będący w swoim intelekcie, zakochani w nim często twierdzą, że “wiedzieć o” wystarcza. Że im wystarcza.
Ale Ty poprzez realne doświadczenie WIESZ, że to za mało. Niemniej to nie zmieni natury umysłu, który wiecznie tylko docieka. I tym samym niechcący blokuje rozwój.
Ok. Przestaje juz czytac, tylko zaczne dzialac. Czy w takim razie w moim przypadku, mam dalej przerabiac Kurs Cudow, czy na razie odpuscic?
Czy w takim razie w moim przypadku, mam dalej przerabiac Kurs Cudow, czy na razie odpuscic?
Dalej nic nie wiem o Twojej intencji – Twoim kierunku. Skąd mam więc wiedzieć czy przerabianie KC, czy odpuszczenie jest właściwe?
Nie wiem nic o kontekście, o Twoim celu.
Poza tym – jaka jest wg Ciebie rola KC? Do czego jest to narzędzie?
Bo nawet jeśli znasz swój cel, to aby go osiągnąć należy m.in. użyć odpowiednich narzędzi. Jeśli narzędzie jest nieodpowiednie, to nie tylko nie pomoże ale może nawet przeszkadzać.
Kolejne poza tym – przerabianie KC to około 5 minut dziennie, często nawet mniej – 2 minuty.
Przerabianie go na pewno w niczym nie przeszkodzi.
Wedlug mnie rola KC jest pokazac nam jak naprawde wyglada swiat. Ja szczerze mowiac chcialbym pozbyc sie tego ciezaru, ktory we mnie zalega o lat, bo juz mialem nawet momenty, ze myslalem o samobojstwie, zeby sie go pozbyc. Chcialbym tez odnalezc i poznac Boga, o ile to jest mozliwe. Chcialbym po prostu zyc, a nie wegetowac. Mialem nadzieje, ze KC mi w tym pomoze i ze ogolnie otworzy mi oczy i wlasniebpokaze, jak ten swiat wyglada naprawde.
Więc raz jeszcze:
– Doświadczanie tego świata jest w 100% subiektywne. Oznacza to, że zobaczysz w nim to, co chcesz zobaczyć. Czyli to, co TY WYBIERZESZ. To Twoja odpowiedzialność.
– KC nic Ci nie pokaże tylko daje Ci narzędzia i uczy Cię porzucać to, co ograniczało Twoje postrzeganie. Dziecko widzi rzeczywistość, tylko jest uczone wielu różnych fantazji i ograniczany jest kontekst, w jakim postrzega rzeczywistość. Np. od pierwszych minut dziecko uczone jest, że np. “nazywasz się (jesteś) Jaś/Małgosia”. I już dziecko ma ograniczony kontekst o jakieś 99% – że jest co najwyżej Jasiem/Małgosią.
– Poznanie Boga, to poznanie Siebie. Czyli trzeba zrezygnować z wszystkich iluzji na temat Siebie.
– “Po prostu żyć” nie można. Sam wybierz czego chcesz doświadczyć, rozpoznaj jakie kroki do tego doprowadzą i zacznij je realizować. Ty i tylko Ty decydujesz jak będziesz żył. Nie ma na to jednej odpowiedzi, jednego planu, jednego pomysłu. Ani jednej, właściwej czy najwłaściwszej drogi. Zajmowanie się ogródkiem może być tak samo wspaniałe i głębokie jak zwiedzenie całego świata. Z drugiej strony zwiedzenie całego świata może być tak samo płytkie jak rozmowy przy piwku o dupie Maryni.
– To że nie widzisz pełnej rzeczywistości w niczym nie przeszkadza. Ludzie bez tej fundamentalnej wiedzy doświadczali zarówno bogactwa jak i skrajnego ubóstwa, mieli mnóstwo seksu jak i jego kompletny brak, cierpieli z tego powodu i żyli absolutnie szczęśliwie, zwiedzali świat i nigdy nie opuścili miasta/wsi, w których się urodzili, etc.
– Pozbywać się ciężaru już potrafisz.
Słowem – zacznij realizować swoje marzenia. To jedyny, pewny, szybki i skuteczny sposób, by osiągnąć wszystko, co napisałeś.
Bo Bóg to radość, szczęście, miłość. Jeśli więc będziesz odmawiał sobie radości, szczęścia, miłości, to jak chcesz poznać/doświadczyć Boga?
To tak jakby chcieć doświadczyć jasności, a nigdy nie zapalić światła i liczyć, że ono jakoś magicznie się pojawi, gdy się naczytamy książek.
Ok. Dziekuje jeszcze raz.
To jedyny, pewny, szybki i skuteczny sposób
Poprawka:
To
jedyny, pewny, szybki i skuteczny sposóbŁooo
to może zacznę też tak uwalniać np 1h od razu po sesji z nagraniami
Piotrze, jak chcesz “tak uwalniać”? Uwalnianie, które przeprowadził Paweł było nie było w żaden sposób wyjątkowe.
Uwalnianie z nagraniami niczym się od tego nie różni.
Paweł po prostu “dokopał się” do Słońca w sobie. Potem znowu zaszły chmury. Nie wiem ile Ty potrzebujesz, by doświadczyć tego, co on.
Podkreślam, że Pokój i Miłość to stany ponad Rozsądkiem. Jeśli więc uważasz, że najrozsądniejsze w Twoim życiu teraz będzie to podejście – ok.
Ale jeśli tak nie będzie, no to nie wejdziesz na 10-ty stopień drabiny, jeśli nie wejdziesz na 9-ty.
Więc jeśli zaczniesz uciekać w uwalnianie i zaniedbywać swoje życie, unikać obowiązków, niewygód, niezbędnych działań i będziesz liczył, że uwalnianie nagle Ci posprząta w pokoju, no to nie jest rozsądne.
Natomiast rozsądny będzie wybór nastawienia radości, a nawet miłości do sprzątania pokoju. Wtedy można doznać głębokiej błogości nawet z odkurzaczem w ręku we własnym pokoju. Nie trzeba jechać w Himalaje.
Piotrze, a jak uwolnic sie od przekonania, ze ” kobiety to wariatki”? Czy jest to spowodowane moim poziomem swiadomosci i niskimi emocjami, jakie w sobie nosze? Chodzi o to, ze bylem wychowywany od malutkiego, bez ojca, przez matke i babcie. One sie caly czas klocily ze soba, w domu nigdy spokoju nie bylo. Wieczne awantury i wyzwiska. Mnie bily bez powodu. Szczegolnie tfu babcia sie znecala nade mna. Robilem dla nej arkusze wybaczania i juz nienawisci do niej nie czuje, wrecz jest mi jej zal, ze taka pi…rdolnieta byla. Ale zostalo mi w glowie, ze kobiety to wariatki. Gdy widze na ulicy kobiete, ktora mi sie podoba i przez mysl mi przejdzie, ze fajnie by bylo do niej zagadac i ja poznac, to od razu w glowie wlacza mi sie retrospekcja z moich dzieciecych lat i widze przeblyski dwoch wariatek i od razu wyobrazam sobie, za ta dziewczyna tez taka jest- czyli wariatka i od razu przechodzi mi ochota na jakiekolwiek amory. Po prostu, tak, jakby mi sie jakis program odpalal-“uwaga, uwaga, kobiety to wariatki”. Wydaje mi sie, ze przez to, stracilem wiele okazji na poznanie jakiejs fajnej dziewczyny. Okazji zbyt duzo nie mialem, ale te, co mialem sabotowalem, zaprzepaszczalem itd. Chyba bede sam do konca zycia przez to. Czy to, jak ja postrzegam kobiety, da sie zmienic uwalnianiem, czy tu potrzeba jakichs “grubszych dzial”? Mam ndzieje, ze w miare zrozumiale i z sensem napisalem. Dzieki.
Piotrze, a jak uwolnic sie od przekonania, ze ” kobiety to wariatki”?
Tak jak od każdego innego.
To nie Ty uwalniasz się od przekonania, tylko przekonanie uwalniasz od siebie.
To Ty się go trzymasz – wierzysz w nie i utrzymujesz w sobie zasilające je energie – albo przez ich racjonalizowanie ich, albo przez opieranie się im.
Przekonanie się Ciebie nie trzyma.
Jeśli do tej pory nie zrozumiałeś jak zmieniać przekonania, to mogę Ci pomóc ale na zasadzie konsultacji. Co wiązać się będzie z Twojej strony z inwestycją.
Wszystko co napisałeś w tej wiadomości to właśnie racjonalizacje dla tego przekonania i emocji, które czujesz.
Uwalniaj to, co czujesz, ignoruj myśli – to esencja procesu uwalniania.
Podoba mi się to co pisałeś o filmach: ludzie się nie zastanawiają, nie wizualizują, że gdyby w rzeczywistości fizycznej ktoś jak postaci z Pulp Fiction kogoś zabiły to uciekali by lub zamarli w totalnej rozpaczy i że to WCALE nie jest fajne.
Fajnie też że wspomniałeś ten film ,,John Wick”. Pamiętam kiedyś taką dziewczynę która na Twitterze podała dalej ,,jedną z najlepszych scen”. Ja pier***. Scena zabijania iluś ludzi w ciągu kilkunastu/kilkudziesięciu sekund na różne sposoby bez żadnego oporu ani refleksji. TO KOSZMAR że ktoś może uważać przemoc/śmierć jako rozrywkę i nie mówię tego jako jakaś ,,niemęska ciota” tylko jako człowiek który uczył się realnej samoobrony i zdaję sobie sprawę jak poważną rzeczą jest przemoc.
Co do bomby atomowej się jednak nie zgadzam. Nie wydaje mi się żeby ludzie się jakoś szczególnie zachwycali. Za to w środowiskach geopolitycznych wyraźnie jest wskazane że skończył się okres dużych, totalnych wojen właśnie ze względu na istnienie broni atomowej i sprawnych systemów jest przenoszenia. Wg mnie wielu decydentów ze strachu dopuściło do głosu ludzi rozsądnych, którzy przyczynili się do poprawy pokoju na świecie, pomimo małych wojen toczących się w niektórych rejonach globu.
Podoba mi się to co pisałeś o filmach
Tak, podoba Ci się, bo wpasowało się w Twój (obecny) światopogląd.
że to WCALE nie jest fajne.
Sztuczka polega na tym, by mordowanie ukazać w takim kontekście, by stało się fajne.
Każda wojna na tym polega.
Co do bomby atomowej się jednak nie zgadzam
Właśnie. Nie zgadzasz się i od razu umysł zaczyna paplać i próbować mnie przekonać, że jest inaczej.
Nie wydaje mi się żeby ludzie się jakoś szczególnie zachwycali.
Tak, wydaje Ci się… wydaje Ci się m.in. to, co napisałem.
Nie powiedziałem, że ludzie się zachwycają, tylko, że MOGĄ się zachwycić.
Za to w środowiskach geopolitycznych wyraźnie jest wskazane że skończył się okres dużych, totalnych wojen właśnie ze względu na istnienie broni atomowej i sprawnych systemów jest przenoszenia.
Lol!
Te środowiska są tak samo niewinne, nieświadome jak dzieci ale tu jeszcze w bardzo niebezpieczny sposób naiwne.
Megalomaniaka nie obchodzi kogo morduje! Wrogowie, rodacy – dla ego to bez różnicy.
Bomba atomowa to dla niego idealne narzędzia do wymierzenia swojej wizji sprawiedliwości.
Bo przegraniu wojny Hitler powiedział, że Niemcy nie zasługują by żyć.
To co się wydaje akademickim intelektualistom zazwyczaj nie ma NIC wspólnego z rzeczywistością.
Oni sądzą, że każdy myśli tak jak oni i dojdzie do takich samych wniosków – że bomba atomowa to największe zagrożenie dla całej planety i trzeba zrobić WSZYSTKO, by nie dopuścić do jej użycia…
No cóż… są tacy, którzy się posikali ze szczęścia, gdy atomówka spadła na Hiroszimę. To dla nich najwspanialsza zabawka jaka powstała.
Nie skończył się żaden okres. Każdy tylko szuka odpowiedniego pretekstu i usprawiedliwienia, by zacząć kolejną wojnę.
A jak mówiłem – by temu zapobiec, można tylko zwiększać świadomość ludzi.
Więc panikowanie nic nie da. Wypieranie faktów też nic nie da. Można jedynie wejrzeć w siebie, zobaczyć czym sami odbieramy sobie pokój, na co/kogo zrzucamy odpowiedzialność, jaki pretekst wystarczy NAM, by zacząć nienawidzić, obwiniać i atakować w myślach, życzyć komuś źle i TYM się zająć – SOBĄ, WŁASNYM wnętrzem.
Wg mnie wielu decydentów ze strachu dopuściło do głosu ludzi rozsądnych,
Lol.
Ego NIGDY nie dopuści do głosu rozsądku. Jeśli się tak wydaje, to tylko dlatego, bo ego ma w tym korzyść.
którzy przyczynili się do poprawy pokoju na świecie, pomimo małych wojen toczących się w niektórych rejonach globu
Nie istnieje pokój na świecie.
Jedyny pokój można utrzymywać w sobie.
Nie masz pojęcia jak jest na świecie i ile brakuje do wojny. Pojęcia nie masz co jest przyczyną wojen, jaki pretekst wystarczy, by miliony ludzi zechciało do siebie strzelać z przeróżnych i nieraz osobistych powodów. To, że ludzie się nie napadają teraz i że nie spadają bomby nie ma nic wspólnego z pokojem.
Jak mówiłem w artykule – byle niepoprawne (“złe”) zaparkowanie przez partnerkę jakiegoś samczyka wystarczyło, bo święcie się oburzył i to nawet w obecności swojej malutkiej córeczki. Wystarczył tak znikomy pretekst. To sobie wyobraź sytuację, że rząd dwukrotnie podniesie cenę paliwa i powie, że to dlatego, bo w krajach arabskich jest coraz więcej terrorystów i trzeba z nimi walczyć. Potem jeszcze troszkę propagandy i będziemy mieli kolejki do centrów rekrutacyjnych i jednostek wojskowych.
Piotrze w wielu artykułach piszesz o sexie z kobietami,a co jeśli facet nie chce wchodzić w związek a mieć sex? Większość kobiet coś musi poczuć do faceta i oczywiście zaufać mu, żeby się mu oddać.Ja mam kilka przyjaciółek i One same mówiły,że sex bez uczuć nie jest przyjemny.
Piotrze w wielu artykułach piszesz o sexie z kobietami,
Tak, bo pragnienie seksu dotyczy bardzo wielu uzależnionych niezależnie czy seks już mieli/mają regularnie, czy nie.
Dlatego się do tego odnoszę, by troszkę poukładać takim osobom w głowach.
I przy okazji zaznaczyć, by nie szukać w seksu poczucia wartości, szczęścia, radości, etc., bo tego tam nie znajdziemy i łatwo można się rozczarować.
a co jeśli facet nie chce wchodzić w związek a mieć sex?
Jaki facet?
Skąd ja mam wiedzieć “a co”?
Co to za pytanie?
“A co jeśli facet nie chce jeść masła?” – co można sensownego odpowiedzieć na tak zadane pytanie?
Niech więc ma seks i nie wchodzi w związek. Niech będzie szczery odnośnie swoich potrzeb.
Większość kobiet coś musi poczuć do faceta i oczywiście zaufać mu, żeby się mu oddać.
Nie wiem czy większość.
Jakoś ludzie nie mają problemu naokoło, by mieć seks i nie stawać przed ołtarzem.
Natomiast “poczuć coś do faceta” i “zaufać facetowi” nie oznacza automatycznie, że trzeba planować sobie resztę życia, bo osoby te pragnęły dać sobie trochę cielesnej przyjemności.
Ja mam kilka przyjaciółek i One same mówiły,że sex bez uczuć nie jest przyjemny.
Bo seks to wymiana energii. Energia płynie co najwyżej taka jaką sami do tego dodamy i sami pozwolimy sobie poczuć.
Natomiast zupełnie czym innym jest zazwyczaj zachodzące podczas seksu zjawisko przywiązywania się. Szczególnie, gdy seks był bardzo przyjemny.
Ego uwielbia się przywiązywać i nawet ogromna ilość ludzi oczarowała się, że przywiązanie to wyraz miłości, szacunku – ogólnie, że przywiązanie jest pozytywne.
No ale przywiążmy się do kaloryfera i zobaczmy jakie jest to pozytywne.
Bo przywiązanie się jest DOSŁOWNIE tym – przywiązaniem się. Przywiązanie się jest jedną z najczęstszych przyczyn bezsensownego i kompletnie niepotrzebnego cierpienia.
Przywiązanie to mechanizm niskiej świadomości – zwierzęcej (ego) i nie ma nic wspólnego z miłością. To takie niedojrzałe “zastępstwo miłości”. Bo egoistyczne ego (łups) inaczej nie potrafiłoby “troszczyć się”, ani “dbać” o drugą osobę. Dopóki się nie przywiąże, nie ma to dla niego sensu – no bo daje i nic z tego nie ma. Więc się przywiązuje, oczarowuje i ma dzięki temu racjonalizację, by dawać, by inwestować. Ale nie oznacza to, że stajemy się pozytywni. Wystarczy, że taka osoba zrobi coś niezgodnego z naszymi oczekiwaniami i nagle pokazuje się jak bardzo “kochamy”.
Aby się nie przywiązać przede wszystkim niezbędna jest świadoma intencja. Bo jeśli pragniemy mieć seks, by przestać czuć pustkę czy przestać czuć się samotnym(ą), no to oczywistym jest, że zaczniemy się przywiązywać do drugiej osoby, bo podczas seksu przestajemy czuć negatywności. Jak z porno.
Wraz z tym pojawią się strach przed utratą, próby kontroli, a nawet urojenia typu, że kochamy tę osobę. Niczym się to nie różni od wmawiania sobie, że “lubimy porno”. To mechanizm przywiązania i jego racjonalizacji. Kiedyś napiszę obszerny artykuł lub całą serię o przywiązywaniu się.
Więc “seks z uczuciami” nie musi prowadzić do “zakochania”, tylko muszą go uprawiać osoby dojrzałe przynajmniej w tej kwestii.
Trzeba byś szczerym i uczciwym przede wszystkim odnośnie własnych intencji. I ustalić to z partnerką, która ma stać się kochanką.
Zazwyczaj kochankowie nie są ze sobą dłuższy odcinek czasu, gdyż często dochodzi do przywiązywania się, co wyklucza seks bez oczekiwań i zobowiązań.
Gdyż osoba, która się przywiążę zaczyna oczekiwać coraz więcej.
A podczas seksu m.in. wydzielą się różne hormony (w tym “hormon przywiązywania się”), bo w przypadku ludzi i w przeciwieństwie do zwierząt seks jest wielowymiarowym zjawiskiem. Ale nie oznacza to, że nie zachodzą zwierzęce mechanizmy.
Należy więc założyć z góry, że ta przygoda potrwa np. 3 miesiące lub nieco dłużej. A potem trzeba być gotowym przestać.
I w międzyczasie obserwować siebie uczciwie czy nie zaczynamy czegoś oczekiwać.
Więc – można sobie dawać wspaniałe doznania, cieszyć się, traktować z szacunkiem, dbać o swoją wzajemną przyjemność, przeżywać wspaniałe orgazmy i nie bać się czy druga strona się zaraz nie zacznie oświadczać lub zachowywać patologicznie, obsesyjnie czy maniakalnie.
A tak zaczynają się zachowywać osoby, które zazwyczaj nie miały dużo seksu. Kobieta dojrzała seksualnie (co często nie ma związku z jej wiekiem) naprawdę potrafi uprawiać taki seks, że powietrze trzeszczy. I wtedy niedojrzały mężczyzna pragnie tego, boi się to stracić. Nie chce puścić przywiązania. I zaczynają się problemy.