W dzisiejszym artykule poruszę pewną ciekawą kwestię. Mianowicie, odpowiem krótko na pytanie – czym jest seks? Prawda, że to ciekawe? Tak jak WSZYSTKO na tym świecie, seks ma wymiar fizyczny oraz metafizyczny (meta – ponad). Jest czymś więcej, niż tylko prokreacją. Dla niektórych osób nie jest nawet tym. Pozwól, że przytoczę Ci z czym najczęściej… Przeczytaj
Wpis!
W poprzednim artykule napisałem kluczowe zdanie – mężczyzna daje, zaś kobieta oddaje (się). Na świecie istnieje takie krzywdzące stwierdzenie – “Kobieta daje”. Wielu chłopców martwi się “oby mi dała”. Pytają siebie nawzajem “dała ci?”. Nawet inne kobiety odnoszą się bez szacunku do kobiet, które w ich przekonaniu “dają”. Jak to jest? Najpierw rysunek poglądowy: Bateria… Przeczytaj
Wpis!
Wiesz już nieco o wpływie emocji na człowieka i bardzo możliwe, również na Ciebie. Moje pytanie brzmi – czy wybierasz, by zrezygnować z poczucia winy i żyć bez niego? Czy jesteś gotowy wybaczyć sobie i innym przeszłość, chwilę obecną i nie trzymać winy na przyszłe błędy? Czy jesteś gotowy żyć w szacunku do życia? Do swojego… Przeczytaj
Wpis!
[Transkrypt wideo] Witam Cię serdecznie! Dziś przedstawię Ci pierwszą część opisu pierwszego krytycznego elementu wychodzenia z uzależnienia. Są nim nawyki. Każdy słyszał to słowo ale większość ludzi tak naprawdę nie ma zielonego pojęcia czym nawyki są, jak powstają, jak je zmieniać, co z nimi robić, itd. A także jakie mają znaczenie w kwestii uzależnienia (zobaczysz,… Przeczytaj
Wpis!
Przeglądając niektóre komentarze mam wrażenie, że większość osób myśli – jeżeli znajdę sobie kobietę wszystko się naprawi. Do niedawna też tak myslałem. Aż pewnego dnia siedząc na którejś tam z kolei randce w prawie pustej knajpie z fajną dziewczyną byłem całkowicie nieobecny, gapiłem się w jeden punkt i jedyne co czułem wtedy to to samo osamotnienie, żal, nienawiść do siebie i smutek. Ona wtulona we mnie, gapi się na mnie jak na pieprzony obrazek. Ja się zastanawiam: co ona we mnie widzi? Słyszę tylko, jak mówi do mnie – “Czemu jesteś taki smutny? Na pewno jesteś zmęczony, może mogłabym ci jakoś poprawić nastrój?” tym swoim czułym tonem i zaczyna mnie całować. Tak, byłem cholernie zmęczony. Zmęczony udawaniem. Dała się nabrać. Na wyćwiczony cwaniacki uśmiech, udawaną pewność siebie, którą skrzętnie wyćwiczyłem przez ostatnie lata. Tak naprawdę jestem tylko człowiekiem, który się siebie brzydzi. Na nic komplementy, ciepłe słowa i to jak patrzy. Wielokrotnie zachwycała się mną, twierdziła, że jej koleżanki jej zazdroszczą, bo ponoć pokazywała im moje zdjęcia oraz dużo opowiadała o mnie i według nich też jestem przystojnym i wartościowym facetem. Za każdym razem, gdy słyszę coś takiego mam wrażenie, że ktoś się ze mnie nabija. Po takich randkach powinienem wracać w skowronkach do domu i czuć, że wygrałem na loterii, bo masa mężczyzn czegoś takiego nie doświadcza. Ja po każdym spotkaniu płaczę, bo przecież “nie zasługuję”. Jak dostaję od niej smsy, że jestem dla niej ważny, albo że czuje się bezpiecznie kiedy ją przytulam nie wiem, dlaczego. Jakim cudem. Co ja takiego robię. Są bogatsi. Są przystojniejsi. Są bardziej wygadani. Są inteligentniejsi, a ona marnuje czas z takim kimś. Poza tym nie wiem, jak można czuć się bezpiecznie u boku gościa, którego sylwetka przypomina kij od miotły, który prawie nic nie je. Łapię się na tym, ze już wolałem czasy, kiedy nikogo nie miałem, bo miałem potwierdzenie tego, jak o sobie myślę. Z jednej strony się cieszę, że nie jestem sam- z drugiej boję się komukolwiek zaufać. Wiem, że gdyby poznała o mnie prawdę poszłaby w cholerę. Rodzina też nie lepsza- jak ją raz zobaczyli na zdjęciu i z moich opowiadań, przetasowali wzrokiem to stwierdzili, że zasługuję “na kogoś lepszego”, ładniejszego i bardziej wygadanego, że “to takie byle co, szara myszka, stać cię na więcej, nie doceniasz się. Jakiś ten nos też ma taki dziwny i mimika żaby. Ty chyba oczu nie masz”. Nie rozumiałem. Może nie ma twarzy jakiejś modelki, ani nie jest jakąś ogromną ekstrawertyczką, ale mi odpowiada i nigdy w życiu nie nazwałbym jej “brzydką”, bo po prostu nią nie jest. Wręcz przeciwnie, z każdym dotykiem czuję napięcie wiadomo jakie. A zauważyłem, że odkąd się ze mną spotyka też coraz bardziej cuduje z makijażem, ubraniami itp, bo chce mi się jeszcze bardziej podobać. Dla nich ktoś kto mnie szanuje, docenia, ma podobne poglądy, poczucie humoru, wartości i zainteresowania to za mało, a dla mnie aż nadto. Na różne uszczypliwości odpowiadam im jedynie: wy z nią będziecie sypiać, czy ja? To moja decyzja. To mi się ma podobać. Natomiast wracając- problem jest dużo poważniejszy niż sam fakt bycia w jakiejś relacji. Tak. To jest miłe, przynajmniej powinno być. Po to są relacje. Ale jeżeli ktoś nie ma uporządkowanej relacji z samym sobą to nie jest to żadna przyjemność tylko dodatkowy poligon mentalny. Pozdrawiam Cię Piotrze i wszystkich czytelników
Hej Emilu!
Dzięki za komentarz i że się otworzyłeś!
Przeglądając niektóre komentarze mam wrażenie, że większość osób myśli
Podpowiem – minimum pokory.
Nie wiesz co większość osób myśli.
Wiesz tylko jakie myśli widzi jedna osoba – Ty sam.
I podejrzewam, że Twoją intencją przeglądania komentarzy było znalezienie dowodów, że jest tak jak założyłeś.
A założyłeś tak, bo to Ty tak postępowałeś. Jak postępowali inni – nie wiesz, bo nie możesz wiedzieć.
– jeżeli znajdę sobie kobietę wszystko się naprawi.
Gwarantuję Ci, że nie sądzi tak większość.
Wielu wręcz sądzi, że albo nie mogą mieć kobiety, bo są gorsi, nie zasługują, albo to gra nie warta świeczki, bo się rozczarowali.
Nie znaleźli tego, czego oczekiwali.
Jak sam mówisz – Ty to wszystko masz i to nic nie zmieniło.
Dlatego mówię – to Twoje myśli.
Widzisz myśli o myślach. Nie widzisz faktów.
A czy odpowiedziałeś sobie na pytanie – czym jest to “wszystko”?
I jak związek z kobietą może to “naprawić”?
A co z tym “wszystkim” jest nie tak? Jaki wymiar “naprawy” może się wydarzyć dzięki relacji z kobietą, a jaki nie?
Pamiętaj, że to “wszystko” to nie wszystko, tylko to co chcesz naprawić, co uważasz, że może się naprawić, co ma dla Ciebie znaczenie, sens i wartość.
A co nie?
Do niedawna też tak myslałem. Aż pewnego dnia siedząc na którejś tam z kolei randce w prawie pustej knajpie z fajną dziewczyną byłem całkowicie nieobecny, gapiłem się w jeden punkt i jedyne co czułem wtedy to to samo osamotnienie, żal, nienawiść do siebie i smutek.
Zgadza się.
Nie rozumiejąc w sumie nic z emocji, myśli, własnej odpowiedzialności, cóż pozostało? Oczarowanie się najbardziej popularnymi wierzeniami – że (ładna) kobieta da szczęścia, seks da poczucie męskości, wartości, itd.
A tu dupa. ;)
Nawet fajna, ciepła kobieta nie może Ci tego dać.
Ale może stworzyć optymalne warunki, by to wybrać.
Ty jednak tego nie wybierasz.
Dlaczego nie?
Zaczniemy to analizować.
Jednak już widzimy, że wielkie znaczenie ma dla Ciebie to co czujesz, a nie realne fakty.
Nie obecność fajnej dziewczyny, nie randka. Tylko uczucia.
A co to są uczucia?
Ona wtulona we mnie, gapi się na mnie jak na pieprzony obrazek. Ja się zastanawiam: co ona we mnie widzi?
Ponownie – to Twoje myśli. Nie jej.
Nie możesz wiedzieć co ona w Tobie widzi, ani co o Tobie myśli, bo to jej wewnętrzny świat.
Twój choć minimalnie znamy ale Ty nie chcesz go znać. Potępiasz go, odrzucasz. I dlatego nie ulega zmianie i dlatego widzisz to w każdym doświadczeniu. Nawet potencjalnie bardzo pozytywnym.
Pytanie ważniejsze – co Ty widzisz w sobie?
Czy zgadzasz się na to, co w sobie widzisz – np. wymienione “osamotnienie”, “żal”, “smutek”, “nienawiść do siebie”?
Słyszę tylko, jak mówi do mnie – “Czemu jesteś taki smutny? Na pewno jesteś zmęczony, może mogłabym ci jakoś poprawić nastrój?”
Widzisz?
Ona jest mądra. Pyta w jaki sposób może przyczynić się do poprawy Twojego nastroju.
A Ty? Czy chcesz zmienić swój nastrój? Nie.
Więc nie dziwne, że Twoje doświadczenia są negatywne, skoro nie chcesz ich zmienić. Liczyłeś, że kobieta je zmieni ale gdy pyta się co może zrobić, nie odpowiadasz.
Bo nie chcesz tego zmienić.
Drugie ważne pytanie – dlaczego nie?
Widzimy więc, że sam skazujesz się na swój los.
tym swoim czułym tonem i zaczyna mnie całować. Tak, byłem cholernie zmęczony. Zmęczony udawaniem.
Trzecie ważne pytanie – dlaczego więc udajesz?
Dlaczego to kontynuujesz?
To zmęczenie to nie jest zmęczenie. To obniżanie potencjału energii ze względu na potępianie się, na opór – niechęć, by zaakceptować swoje dotychczasowe dążenia i siebie.
Oraz niechęć, by zaakceptować KONSEKWENCJE tego – np. wymienione emocje.
To nie jest zmęczenie, bo tego nie można wypocząć, wyspać, zregenerować.
Możesz tylko przestać się potępiać i zacząć być dla siebie łagodny, wyrozumiały ale też zacząć żyć odpowiedzialnie.
To zacznie podnosić Twój poziom energii. I nie mówię tylko o ilości ale przede wszystkim – zacznie się zmieniać JAKOŚĆ Twoich wewnętrznych doświadczeń. Np. pojawi się upragniony spokój, ulga, radość.
Ale dopóki wybierać będziesz obwinianie się, potępianie, użalanie, etc. – to nie ulegnie poprawie.
Dała się nabrać. Na wyćwiczony cwaniacki uśmiech, udawaną pewność siebie, którą skrzętnie wyćwiczyłem przez ostatnie lata. Tak naprawdę jestem tylko człowiekiem, który się siebie brzydzi.
Dlatego udajesz.
Nie akceptujesz tego jaki jesteś bez udawania, ani nie akceptujesz się za udawanie.
Bo gdyby wyszło, że sam się sobą brzydzisz, co w Twoich oczach zapewne ma sensowne powody, to każdy inny też zacznie. Zgadza się?
Ale pytanie – czy ona na pewno dała się nabrać? Czy ten “cwaniacki uśmiech” to było coś, co dla niej ma znaczenie? A może ona jest z Tobą POMIMO tych elementów?
Następne pytanie – kiedy zaczniesz akceptować to jaki jesteś i co robisz?
Przypomnij sobie – z jakich intencji zacząłeś udawać?
Na nic komplementy, ciepłe słowa i to jak patrzy.
Oczywiście, że na nic. Na taki upór nie pomoże nawet bat i tortury gęsim piórkiem. ;)
*Smyrku smyrku!*
Wielokrotnie zachwycała się mną, twierdziła, że jej koleżanki jej zazdroszczą, bo ponoć pokazywała im moje zdjęcia oraz dużo opowiadała o mnie i według nich też jestem przystojnym i wartościowym facetem.
I na razie jedyny, który twierdzi, że wartościowy nie jesteś – to Ty. :)
Zauważ – skoro wyćwiczyłeś sporo zachowań – możesz je zintegrować. Ale to wymaga odpuszczenia użalania się nad sobą, potępiania, osądzania.
Musisz sobie wybaczyć kłamstwa.
Ostatecznie przecież każdy z nas kiedyś wszystkiego się uczył – nie był w tym sobą.
Jak przejść od udawania do bycia tym, co udajesz?
Jak np. z niepewności przejść do pewności?
Za każdym razem, gdy słyszę coś takiego mam wrażenie, że ktoś się ze mnie nabija.
Zgadza się – to tylko wrażenie, bo jedyny kto robi, to tylko Ty sam.
To się nazywa wstyd i wina. Z którymi nie wiesz co począć. Ale ciągle wpatrzony w myśli – ciągle nieobecny – widzisz wyłącznie racjonalizacje tych emocji.
I tylko one mają znaczenie.
I są nimi właśnie potępianie się, wyśmiewanie za to co robisz i jaki jesteś (jak siebie widzisz), etc.
Ty się potępiasz – nadajesz sobie niską wartość. Ona nadała Ci wartość wysoką. Bo widzi Cię inaczej.
Dla Ciebie ta amplituda jest za duża i też używasz tego do potępiania siebie.
Ona nie widzi Cię przez pryzmat wstydu, ani winy. A Ty niemal wszystko widzisz przez pryzmat emocji i stąd te “wrażenia”. A tak naprawdę – myśli.
Zaś treść myśli odzwierciedla to co czujesz.
To co czujesz to efekt tego, co stłumiłeś oraz jak widzisz np. siebie.
Myśli to nie Ty. Uczucia też nie.
Po takich randkach powinienem wracać w skowronkach do domu i czuć, że wygrałem na loterii,
Ale brakuje m.in. podstawowych informacji o uczuciach.
Nie możesz “czuć, że…” cokolwiek. Bo nie ma takich uczuć.
To co czujemy to konsekwencje percepcji.
To Ty przedstawiasz sobie np. randki tak, że jesteś na nich osamotniony, czujesz się winny.
Kobieta się pyta co może zrobić, a Ty ciągle wybierasz to, co utrzyma ten negatywny stan.
Uczucia nie biorą się ze świata. To my narzucamy uczucia na świat. Podobnie z myślami.
Gdy się im opierasz – trwają i rosną. Nawet przez całe życie. Jedno uczucie, którego nie akceptujemy może trwać 50 lat.
bo masa mężczyzn czegoś takiego nie doświadcza.
Tak ale żadne uczucia, żadne doświadczenia nie są wpisane w okoliczności zewnętrzne.
Co Twoja sytuacja ładne udowadnia – masz to, czego jak sam zauważasz – większość nie ma – a jednak wcale nie jesteś zadowolony, a wręcz przeciwnie – jesteś coraz bardziej smutny i zrezygnowany.
Co znowu pokazuje nam jak wielkie znaczenie ma edukacja emocjonalna.
Zaś to czego doświadczasz w sobie – tego doświadcza wielu. Jak zauważyłeś – większość nie ma takich spotkań z kobietami.
A jednak – wewnętrznie nie różni się to niczym od braku spotkań.
Co pokazuje, że to co czujesz nie bierze się ze świata. To co negatywne jak i to co pozytywne.
Ja po każdym spotkaniu płaczę, bo przecież “nie zasługuję”.
A kto tak twierdzi? :)
Tylko Ty.
I na bazie czego? Uczuć i myśli.
Cały świat pokazuje Ci, że zasługujesz, bo przecież to masz. Ale Ty wolisz potępiać się za kłamstwa.
I kiedy sobie wybaczysz? Bo na razie nie chcesz sobie wybaczyć.
Zapytaj siebie – czy komukolwiek chciałeś zrobić krzywdę?
Czy kogoś zraniłeś?
Płaczesz – czyli widzisz błędy w swoich działaniach. Ale nie wiesz jak je naprawić, jak przestać udawać.
Zgadza się?
Czy ta niewiedza powinna być podstawą do samopotępiania się? Do odrzucania tego, co otrzymujesz?
Gdybyś taką wiedzę posiadał, nadal chciałbyś udawać?
Jak dostaję od niej smsy, że jestem dla niej ważny, albo że czuje się bezpiecznie kiedy ją przytulam nie wiem, dlaczego.
Dlatego, bo jej perspektywa jest jej.
A Twoja jest Twoja.
I są różne.
Zastanów się – co jest ważne dla Ciebie?
Jakim cudem. Co ja takiego robię. Są bogatsi. Są przystojniejsi. Są bardziej wygadani. Są inteligentniejsi,
No jakim cudem?
Ano takim, że jej perspektywa jest inna od Twojej. Ona nie czuje tego, co Ty, bo widzi Ciebie inaczej.
Tak całe życie zapatrzony jesteś w myśli, przywiązany do pozycjonalności – pozycji, z których widzisz np. siebie, że coś innego jest dla Ciebie tożsame z cudem – czymś niemożliwym.
Są bogatsi. No i co z tego?
Są przystojniejsi. No i co z tego?
Są bardziej wygadani. No i co z tego?
Są inteligentniejsi. No i co z tego?
To tylko mentalny bełkot racjonalizujący wstyd, winę, żal, nienawiść.
Ale ona nie jest z nimi, tylko z Tobą. I gdy zobaczy bogatszego, to nie podwinie kiecy do niego. Zostanie z Tobą.
Bo dla niej ważne jest coś innego. Nie te pozory.
Dla Ciebie przecież też. Twoi rodzice mówią Ci – “zasługujesz na ładniejszą”. A Ty co powiedziałeś?
a ona marnuje czas z takim kimś.
Wyznaj – z kim?
Nie musisz mówić mi.
Ale właśnie to jak widzisz samego siebie to podstawa tego całego bólu. I jesteś do tego tak przywiązany, że uważasz to za jedyną słuszną rzeczywistość, a jak ktoś widzi Cię inaczej, to jest to dla Ciebie cud.
A czy kiedykolwiek zapytałeś ją jak Ciebie widzi i dlaczego?
Czy byłbyś gotów powiedzieć jej prawdę ale bez użalania się nad sobą i bez potępiania?
Czy byłbyś chętny i gotowy dla niej BYĆ tym, kogo dotychczas udawałeś?
Poza tym nie wiem, jak można czuć się bezpiecznie u boku gościa, którego sylwetka przypomina kij od miotły, który prawie nic nie je.
Bo bezpieczeństwo to nie jest uczucie. To nie jest coś, co się bierze z góry mięśni.
Bezpieczeństwo to jest świadomość okoliczności.
A ona widzi Ciebie jako dobrego człowieka, który jej nie skrzywdzi, ani nie wprowadzi w kłopoty. To dla niej ktoś, komu może ufać.
Tym bardziej dla Ciebie to jest podstawa do wielkiego wstydu i winy, bo skoro ją okłamałeś, to w ten sposób ją zranisz i jej wizja Ciebie runie w gruz.
Ale nic nie daje większego bezpieczeństwa, niż prawda, niż szczerość i uczciwość.
Gdy zaryzykujesz wszystko i przedstawisz jej prawdę, w szczególności taką, przez którą ona mogłaby odejść, to będzie dla niej szczególnie ważne.
Nie można oczywiście zagwarantować, że zareaguje pozytywnie. Jednak jak widzisz – sam dążysz, by to wszystko stracić przez to, że nie jesteś uczciwy.
Łapię się na tym, ze już wolałem czasy, kiedy nikogo nie miałem, bo miałem potwierdzenie tego, jak o sobie myślę.
Co pokazuje, że myśli mają dla Ciebie większe znaczenie, niż drugi człowiek.
Oraz jak absurdalne są myśli.
Albo “robić coś, w co wydaje mi się, że wpisane są pozytywne uczucia”, albo “przestać robić to, z czego wynikają negatywne uczucia”.
Ale błędów nie korygujesz. :)
“Robić/nie robić” – to najczęściej cała “inteligencja”, na którą nas stać.
Dlatego potrzebna jest nowa perspektywa, wizja rzeczywistości i masy opcji, które z niej wynikają.
Uzależnieni też liczą, że wystarczy, że przestaną oglądać porno czy pić i wszystko się naprawi.
To naiwność.
Gdybyś przerwał ten związek, nic się nie naprawi. Teraz obwiniasz się za to, że nie jesteś szczery.
Potem dalej się będziesz o to obwiniał, dodatkowo, że w ogóle byłeś w tym, że jej zabrałeś czas, itd.
To się będzie mnożyć bez końca.
Z jednej strony się cieszę, że nie jestem sam- z drugiej boję się komukolwiek zaufać.
Naturalnie – bo potępiasz samego siebie. Bo skoro Ty tak dobrze kłamiesz, to znaczy, że wszyscy inni też… prawda?
A pod tym kryje się wina i wstyd. Co gdybyś to Ty był po drugiej stronie na takiej randce?
Nie chciałbyś, by ta osoba kłamała.
Ale znowu – czy ukrywasz prawdę, by ją wykorzystać, użyć, oszukać, skrzywdzić?
Wiem, że gdyby poznała o mnie prawdę poszłaby w cholerę.
Jedyne co wiesz, to myśli. Nie fakty.
Ale to może się wydarzyć.
Jednak prawdopodobieństwo maleje dramatycznie jeśli nie dojdzie do tego momentu, tylko Ty to jej wyznasz.
Słyszałeś też o czymś takim jak “mocne postanowienie poprawy”?
Rodzina też nie lepsza- jak ją raz zobaczyli na zdjęciu i z moich opowiadań, przetasowali wzrokiem to stwierdzili, że zasługuję “na kogoś lepszego”, ładniejszego i bardziej wygadanego, że “to takie byle co, szara myszka, stać cię na więcej, nie doceniasz się. Jakiś ten nos też ma taki dziwny i mimika żaby. Ty chyba oczu nie masz”. Nie rozumiałem.
Oczywiście, że nie rozumiesz.
Bo dotychczas widziałeś tylko myśli i uważałeś, że to jest rzeczywistość obiektywna dla wszystkich. Ale nikt nie ma takiej perspektywy jak Ty. Każdy ma swoją.
A Ty swoją.
I Twoja opiera się o myśli, rosnący żal, lęk, wstyd, winę.
Nie każdy o to opiera swoje percepcje. Ale wielu tak.
Twoi rodzice też nie są świadomi ani swojej perspektywy, ani nadanych wartości, ani intencji, ani o co opierają swoją percepcję.
Nie dostrzegają absurdu “nos też ma taki dziwny”.
Nie ma dziwnego nosa. To racjonalizacja ich winy, wstydu, żalu. Być może boli ich to, że właśnie znalazłeś sobie kogoś dobrego.
Tylko o tym co powiedzieli mógłbym napisać artykuł. Albo dwa.
Natomiast jak już wspomniałem – oni widzą to jak Ty. A raczej Ty widzisz to jak oni. “Są bogatsi”.
Rodzice mówią “są lepsze”, “są ładniejsze”.
A Ty co odpowiadasz?
“Mi to odpowiada… z jej dotykiem czuję napięcie (…) docenia mnie, szanuje, ma podobne poglądy”.
Widzisz?
To coś więcej niż pozory – forma.
A czy ona wie, że to Ci się w niej podoba i jest dla Ciebie ważne?
A co jeśli dla niej szczerość jest równie ważna?
Może nie ma twarzy jakiejś modelki, ani nie jest jakąś ogromną ekstrawertyczką, ale mi odpowiada i nigdy w życiu nie nazwałbym jej “brzydką”, bo po prostu nią nie jest. Wręcz przeciwnie, z każdym dotykiem czuję napięcie wiadomo jakie. A zauważyłem, że odkąd się ze mną spotyka też coraz bardziej cuduje z makijażem, ubraniami itp, bo chce mi się jeszcze bardziej podobać. Dla nich ktoś kto mnie szanuje, docenia, ma podobne poglądy, poczucie humoru, wartości i zainteresowania to za mało, a dla mnie aż nadto.
Nie dziwne, że jej się podobasz. :)
Na różne uszczypliwości odpowiadam im jedynie: wy z nią będziecie sypiać, czy ja? To moja decyzja. To mi się ma podobać. Natomiast wracając- problem jest dużo poważniejszy niż sam fakt bycia w jakiejś relacji. Tak. To jest miłe, przynajmniej powinno być. Po to są relacje. Ale jeżeli ktoś nie ma uporządkowanej relacji z samym sobą to nie jest to żadna przyjemność tylko dodatkowy poligon mentalny. Pozdrawiam Cię Piotrze i wszystkich czytelników
Nie ma “poligonu mentalnego”.
Są tylko myśli, które się samoistnie bełkoczą.
I jest człowiek, który może dokonać dowolnej decyzji. POMIMO tych myśli.
Nie mogę za Ciebie podjąć decyzji, ani wziąć odpowiedzialności za to co zrobisz.
Jednak mogę jeszcze trochę poszerzyć perspektywę.
Szczerość i uczciwość jest trwałym budulcem. Powiedziałbym, że niezbędną zaprawą budowli zwanej relacją/związkiem.
Brakuje tego przez wzgląd na co? Na emocje. Bo przecież zarówno przez to chciałeś relacji jak i przez to “grałeś” np. pewnego siebie. Ale przecież pewny siebie JESTEŚ. Tylko to czego pewny jesteś na swój temat jest negatywne, nie pozytywne. Zgadza się?
Więc wystarczy prosta korekta. Trzeba zmienić cel tej pewności.
Po drugie – liczyłeś, że związek z kobietą zmieni Ciebie – np. pojawi się ta “pozytywna pewność siebie” i już nie będziesz musiał udawać. Czyli liczyłeś, że zniknie ten lęk – niepewność – wstyd, wina – których ciągle jesteś taki niepewny, bo nie wiesz co możesz zrobić i powiedzieć, by one się nie pojawiły. Już nie wiesz co jeszcze możesz zrobić, by ich uniknąć. Odpowiadam – nic.
Trzeba się z nimi zmierzyć.
Po trzecie – wszystko, co liczyłeś, że pojawi się dzięki relacji, możesz zbudować w sobie sam i DODAĆ do relacji. Już w sposób zdrowy, bezpośredni, szczery i uczciwy.
Po czwarte – temat “zasługiwania” jak mówisz, został Ci “podarowany” przez bliskich. Jak i zapewne wiele innych takich przekonań. Z takim bagażem nie dziwne, że uciekamy się do wszystkiego, nawet nieszczerości wobec ludzi dobrych i ważnych dla nas.
Bo za coś jeszcze gorszego uważamy to wszystko, co w sobie nosimy. Chcemy to ukryć, schować, zakopać.
A to się nie daje ukryć. Ciągle jesteśmy tym obciążeni. I coraz bardziej przez lata. Szczególnie jeśli ciągle jesteś gotowy się potępiać, obwiniać za nieustającą nieszczerość.
Po piąte – szczerość to nie są myśli. To nie jest to “brzydzę się sobą”. Wcale się sobą nie brzydzisz. To tylko jedna z racjonalizacji dla wstydu i winy, z którymi nie wiesz co możesz zrobić.
To “brzydzę się sobą” to tylko myśli. Co z tego, że jest ona w osobie pierwszej? Czy Ty chcesz się sobą brzydzić? Chcesz się tak traktować? Po co? Dlaczego? Co ma Ci to dać?
Bo już sobie budujesz grunt pod upadek. Zamiast tego zacznij budować grunt pod szczęśliwe życie.
Podałem Ci kilka przykładów jak myśli, którymi jesteś zahipnotyzowany to fałsz. Ta także jest fałszem. Ale oczywiście dopóki będziesz się sobą brzydzić, to będziesz się sobą brzydzić.
Jednak możesz przestać. Nie musisz czekać aż w ten czy inny sposób znikną wstyd i wina.
Nie musisz czekać, aż te wszystkie straszne myśli się ziszczą. Bo to nie one się ziszczą. To my je ziszczamy codziennymi decyzjami.
Co więcej – te emocje mogą stać się podstawą dla prawdziwej szczerości. Do odwagi, by stać się takim – zacząć BYĆ takim – jakim do tej pory udawałeś, że jesteś, bo liczyłeś, że się w końcu takim staniesz.
Tylko obrałeś taką metodę, która Ci tego nie mogła przynieść.
Na razie wcale nie chcesz, co potwierdzają Twoje doświadczenia – ona się pyta co może zrobić, a Ty nie odpowiadasz. Nie szukasz drogi do zmiany.
Możesz STAĆ SIĘ pewnym siebie od razu. Np. pewnym, że już nigdy jej nie okłamiesz. Że zawsze powiesz jej prawdę. Że podzielisz się tym co czujesz. Bo to tylko uczucia. A nie jakieś azteckie przepowiednie o Twoim losie i Twojej osobie, które spadły na Ziemię wraz z pyłem gwiezdnym. To tylko mentalny bełkot racjonalizujący emocje.
Możesz stać się szczery bez użalania się nad sobą. Powiedzieć co robiłeś i dlaczego.
Jaka była Twoja intencja wobec tej dziewczyny? Masz do niej do powiedzenia wiele bardzo miłych rzeczy. Gdybyś o mnie coś takiego powiedział, byłoby mi niezwykle przyjemnie. ;)
Gdybyś wyznał, że do tej pory udawałeś, bo się bałeś – raczej spojrzałbym na Ciebie łagodnym okiem. Ale pewnie wymagałbym, byś już niczego nie ukrywał.
Zresztą to co teraz mówisz jest dla mnie bardzo ważne i cenne. Bo mówisz prawdę. Bolesną, nieprzyjemną. Ale dzielisz się tym.
To jest wspaniałe i brawa Ci za to!
Kobiecie też będzie.
Powiedz jej, że dla Ciebie niezwykle wartościowe jest to, że Cię docenia, że ma podobne poglądy, poczucie humoru, etc.
Czy to kłamstwa?
Co w tym wszystkim jest kłamstwem? Tylko to, że uważałeś, że zmienią się Twoje uczucia dzięki randkom. Coś jeszcze?
A uczucia oczywiście nie minęły, a nawet dalej rosną. Bo się im opierasz.
A Ty nie jesteś tym co czujesz. Nikt nie jest. Nie jesteś też myślami.
Co więcej – możesz być zupełnie przeciwny. Gdy odczuwasz strach, możesz wybrać odwagę i powiedzieć jej o tym. POMIMO lęku. Bo odwaga to coś ponad emocjami. To jesteśmy my.
Jeśli czujesz winę, bo ukrywałeś pewne sprawy na swój temat, możesz się otworzyć. Ostatecznie każdy z nas przecież nie mówi wszystkiego o sobie. Często za sprawą zdrowego rozsądku oraz troski o drugiego człowieka.
Nie od razu mówimy o sobie to, co najgorsze. ;) Wielu wręcz nie chce tego nigdy powiedzieć. I męczą się z tym nawet całe życie. Niestety. Bo ciągle boją się, że gdyby ta “prawda o nich” wyszła na jaw, to zostaliby sami.
Ale jak sam mówisz – Ty już w sobie jesteś sam, choć masz przy sobie ciepłą osobę.
I tak naprawdę nie boisz się wcale samotności. Jak sam mówisz – nawet wzdychasz do czasów, gdy faktycznie byłeś sam.
To, czego naprawdę się boisz, to poczuć emocje – wstyd, winę, żal. Czyli to, co nazywasz “brzydzę się sobą”. Boisz się dostać zewnętrzny dowód, że faktycznie jest kim się brzydzić. Bo wtedy to byłby już ostatni gwóźdź do trumny.
Tylko po co te gwoździe i trumna? :)
Zauważ, że już to czujesz. Czy to takie straszne?
Widzisz jak działa umysł oparty o urojenia – skoro randka nie daje tego, na co liczyłeś, to chcesz zrezygnować – przestać ROBIĆ, aby przestać MIEĆ np. rozczarowanie, które uważasz, że bierze się ze świata.
Bo zmieniłeś na negatywny poziom BYĆ – dodałeś żalu, winy, wstydu.
Ale to się bierze z wewnątrz. To konsekwencje Twoich percepcji, nadanego znaczenia, wartości, sensu. Jeśli Ty się nie zmienisz, to też się nie zmieni.
Zaś relacja z drugim człowiekiem zawsze w pewnym stopniu – czasem sporym – wyciska z nas to, co ukrywaliśmy.
Samotność najczęściej nie sprzyja zmianie. Samego siebie bardzo łatwo jest okłamać, udawać, etc.
I właśnie dopiero pewna dynamika z drugim człowiekiem niejako testuje naszą integralność. To co nieintegralne będzie boleć. Nie ma innej możliwości.
Ale dzięki temu możemy nie tylko zdać sobie z tego sprawę, a też dokonać zmian, odpuścić, poddać, wyznać, zaakceptować.
Z tego co piszesz, jesteś fajnym gościem z fajną babeczką.
Otrząśnij się. Przemyj twarz zimną wodą. Postój trochę na chłodnym wietrze. Puść te myśli w cholerę. Zamiast użalać się nad sobą, zastanów się jak możesz dbać o ten związek.
Jak możesz przestać oszukiwać czy ukrywać prawdę i zacząć BYĆ tym, do kogo ona chciałaby się przytulać. Z czasem będziesz wiedział, że przyszedł moment, by powiedzieć jej prawdę i obiecać, że już nigdy przed nią nie ukryjesz prawdy.
Nawet tej niekomfortowej.
Naprawdę nie ma się za co potępiać. Wszyscy się uczymy. Wszyscy chcemy jak najlepiej ale nie wiemy czym jest dobro.
Ty za dobre uważałeś przecież to co robiłeś. Dopiero teraz okazało się, że nie było to (tak) dobre jak sądziłeś. Nie czyni Cię to złym i godnym pogardy.
Więc odczuwanie winy, a nawet wstydu jest spodziewane.
Ale to nie zamyka przed Tobą żadnych drzwi. Tylko nasz własny – głupi upór – głupi jak but ;) – powstrzymuje nas – raczej my powstrzymujemy się sami – bo wolimy się użalać nad własnymi błędami, niż je korygować.
Uczucia się nie zmienią, dopóki Ty się nie zmienisz. Np. wobec uczuć.
Myśli też się nie zmienią, bo one racjonalizują emocje.
Ale Ty możesz przestać zwracać na nie uwagę i zacząć zwracać uwagę na siebie – na dobro swoje i bliskich Ci ludzi.
Możesz zaakceptować siebie i swoje błędy. Możesz być gotów je naprawić i już ich nie popełniać. To podstawa do tego, by przestać się potępiać. I każdy inny, dobry człowiek również może Ci na tej bazie wybaczyć.
Nie każdy może zaakceptować popełnione błędy ale każdy może zaakceptować człowieka, który wziął za nie odpowiedzialność i postanowił żyć lepiej.
Przeszłości nie zmienisz. Ale możesz ją sobie wybaczyć i żyć dalej. Lepiej.
Wtedy winy i wstydu przestanie przybywać. Przestaniesz się w sobie męczyć, bo przestaniesz od nich uciekać.
Poczucie samotności zacznie maleć. Twój dystans wobec siebie i innych – wliczając tę dziewczynę – zacznie maleć.
Bo już nie będzie od czego uciekać.
Zaczniesz być coraz bardziej obecny i będziesz dodawał do chwili obecnej samego siebie – już uczciwego i pozytywnego.
Bo przecież taki jesteś. Tylko męczyłeś się niemożebnie z emocjami i myślami.
Jeśli Twoją intencją będzie szczerość, to całe cierpienie i lęk przestaną Cię dotyczyć. :)
Dziękuję za tak długą i treściwą odpowiedź Piotrku. Jestem w tym wszystkim bardzo zamotany, chyba wychodzi ze mnie wszystko co tłumiłem, gorzej z puszczaniem się tego w cholerę. Bo wiesz, do niedawna myślałem, że problemy “normalnych” ludzi, ( bo siebie uznawałem oczywiście całe życie za chodzące dziwadło) mnie nigdy nie będą dotyczyć. Chciałem żyć tak, jakby istniało jakieś fatum, przeznaczenie, które z góry zakłada, że nie mam pewnych rzeczy doświadczyć i już- koniec, kropka! To było niezwykle wygodne zracjonalizowanie lęku przed działaniem, chociażby przed nieśmiałą próbą. Do niedawna byłem przekonany, że sobie gdzieś tam umrę kiedyś jako osoba, która nigdy nie dotknęła nawet kobiety i to jest w porządku, a teraz jestem w fajnej relacji i można powiedzieć, że trochę już tych rzeczy związanych z intymnością zakosztowałem, chociaż jeszcze ta znajomość nie została skonsumowana (ale powoli do tego zmierza i trochę się boję) i też głupio mi teraz, że kiedyś zamieniłbym ruchomy obrazek na monitorze na doświadczenie, które może dać prawdziwa realna, atrakcyjna dla mnie dziewczyna. Poradziłeś mi, żeby ogarnąć się i dbać o ten związek najlepiej jak umiem. Naprawdę się staram o nią dbać pod wieloma względami. Może nie obsypuję jej prezentami, czy kwiatami, ale ostatnio na mikołajki dostała ode mnie piękny obraz, który dla niej namalowałem ( bo jak coś to maluję od 10 lat). Powiedziała, że nie lubi jak ktoś wydaje na nią pieniądze, woli bardziej osobiste prezenty “od serca”, niepowtarzalne, a nie takie, które każdy może kupić w sklepie i mają numer seryjny. Nigdy nie podniosłem na nią głosu, ani nie odezwałem się bez szacunku. Wszystko układa się wręcz idealnie, co mnie niepokoi, bo to jest zbyt piękne, żeby było realne. Czasami nawet mam w głowie, że takie kobiety nie istnieją i mi ktoś ją podstawił po prostu, żeby się odegrać na mnie za coś z przeszłości. Że ma mnie rozkochać, a potem zostawić. Że ktoś specjalnie wiedział, jakie mam potrzeby. Odkąd ją poznałem nawet nie mam czasu na xxx. Nie mam i nie chcę. Nie mam zamiaru ryzykować takiej relacji dla pikseli i ludzi nagrywających, jak robią sobie tak naprawdę krzywdę. Dużo już przecierpiałem, dosyć tego, tym razem chcę wybrać szczęście. Męczą mnie tylko ciągle batalie z moją rodziną, którym nie za bardzo podoba się to, co jest teraz. Woleli jak siedziałem w domu i nie miałem nikogo, a teraz za każdym razem, jak wychodzę są pretensje, kłótnia itd. bo ja mam rzekomo siedzieć z nimi i to oni mają być najważniejsi, a nie jakaś “obca”, która “ledwo rzęsami zatrzepotała, a ja biegam do niej jak pies z wywieszonym jęzorem”, że to źle się skończy, że omamiła mnie, że przez nią zaniedbam studia, że mi niepotrzebna dziewczyna itp. Argumenty wzięte z rzyci, bo ona też świetnie się uczy i pilnuje mnie, żebym nie odstawał. Ma na mnie dobry wpływ. Tak uważam. Przez całe lata wpajali mi jakie to są “teraz” kobiety i że bezpieczniej trzymać się od nich z daleka. ” Że są dobre tylko na początku, a potem każda mnie zniszczy bla bla bla. Z kim ci będzie lepiej niż z nami, tylko rodzina się liczy”. Wmawiali mi od małego, że seks, okazywanie sobie czułości, czy nawet całowanie to coś złego, nieodpowiedniego. Coś czego trzeba się wstydzić i krępować, bo to nie jest normalne, tylko “zboczone” aka grzeszne. Dlatego teraz mam różne opory, ciężko mi było na przykład całować się z nią przy ludziach gdzieś w knajpie, na dworcu, na rynku, czy w parku, bo studiuję od dwóch lat prawo i w mojej głowie już dostawałem mandat za nieobyczajne zachowanie w miejscu publicznym, podczas gdy robiłem to z nią nieraz i nikt nawet nie patrzył, nikogo to nie obchodzi. Każdy ma swoje życie i gdzieś idzie, spieszy się, albo rozmawia, nikogo nie obchodzi, że dwójka gówniarzy wpatrzonych w siebie jak w obrazek się całuje albo przytula. Żeby taki mandat dostać musiałaby mi chyba robić dobrze na ławce w parku, musiałaby zajść jakaś abstrakcyjna, obrzydliwa sytuacja. Moja dziewczyna tłumaczyła mi kiedyś, że jak się wywróciła nikt jej nie pomógł wstać w miejscu pełnym ludzi, a tym bardziej ludzie mają gdzieś, jak się nic nie dzieje złego. Widzisz, dopiero to ona musi “uczyć” mnie, jak wygląda normalne życie bez lęków. Po każdej randce z nią mam poczucie winy, że znowu się musiałem kłócić z rodziną, że jadę. Nie mam już na to siły. Na każdym spotkaniu mam wrażenie, że nie jestem obecny w tym momencie tylko siedzę w swojej głowie, kiedy zobaczymy się znowu. Jeżeli bym ograniczył nasze spotkania miałbym wyrzuty sumienia z kolei w stosunku do niej. I tak bardzo rzadko się widujemy, bo kiedyś raz na tydzień, a teraz prędzej to już raz na dwa. Życie mija mi na wyrzutach sumienia, bo nikomu nie dogodzisz. Myślę o tym, co chce ktoś, a nie o tym, czego chciałbym ja. Dobrze, że istnieje coś takiego, jak messenger i videoczat, ale nie wyobrażam sobie mieć związku przez internet i widzieć się z nią raz na miesiąc albo rzadziej. Jestem zmęczony Piotrze, powinienem być szczęśliwy, a jestem zmęczony, bardzo zmęczony. Dziękuję za twoją działalność. Pozdrawiam cię serdecznie.
Dziękuję za tak długą i treściwą odpowiedź Piotrku. Jestem w tym wszystkim bardzo zamotany, chyba wychodzi ze mnie wszystko co tłumiłem, gorzej z puszczaniem się tego w cholerę.
Dlatego zwolnij.
Pamiętaj, że realna jest tylko chwila obecna. A TU I TERAZ – ile z tego jest tu i teraz?
Tu i teraz miotasz się, bo np. mówisz, że chcesz “dogodzić” wszystkim. A ostatecznie nie udaje Ci się nikomu.
Ważne, by widzieć prawdę – by ją wybrać, by sobie na nią pozwolić. A nie używać etykietek tylko dlatego, bo się ich używa.
Przez etykietkowanie tracimy z oczu rzeczywistość.
Bo na pewno próbujesz “dogodzić” czy raczej Twoim dążeniem kieruje co innego?
“Jestem zamotany” czy “gubię się w tym wszystkim” oznacza opór, potępianie, ciągłą ucieczkę – często wynikających z tego, że posługujemy się jakimiś percepcjami czy definicjami, które nie są zgodne z prawdą.
Np. “lęk mnie chroni” i jednocześnie “jestem przerażony perspektywą odpowiedzialnego życia”. Sądzimy, że lęk jest niezbędny do przeżycia jak i nam przeszkadza żyć.
Tylko że lęk nie chroni.
Tak się tylko wydaje, bo lęk jest wyższym stanem od wstydu, winy, apatii i żalu. Ale nadal stoi bardzo nisko na mapie świadomości.
Co więcej – każdy doświadczył, że gdy utrzymywał lęk, opierał się czemuś, czego się obawiał, doświadczał tego. Samemu to do siebie przyciągnął.
Bo wiesz, do niedawna myślałem, że
Nie “myślałeś, że” nigdy, tylko ciągle wpatrywałeś się w ten sam mentalny jazgot.
I to fundamentalna uwaga. Człowiek dopóki nie zacznie żyć odpowiedzialnie – nie myśli. Tylko jest zapatrzony, wręcz zahipnotyzowany samoistnym mentalnym bełkotem.
Jednym właśnie sygnałem tego jest twierdzenie – “Zawsze myślałem, że”, “do niedawna myślałem, że”, itd.
Człowiek narcystycznie nazywa się jego autorem, bo każdy z nas tysiące razy słyszał twierdzenie “myślę”. Ale nigdy nikt nam nie wyjaśnił jak to właściwie i realnie zrobić oraz nie usłyszeliśmy, że poza tym procesem aktywowanym intencją i decyzją – myśleniem, jest też ciągły i bezosobowy proces mentalny zwany mentalizacją. Jest jak biały szum i dopóki nie nastawimy odbiornika na jakiś konkretny kanał, to wsłuchujemy się w ten szum.
I to “zawsze myślałem, że” to jest właśnie ten szum.
Tak naprawdę to myślenie dopasowywało się do tego, co uważaliśmy, co utrzymywaliśmy. Zaś myślenie służy m.in. temu, by znaleźć czy zbudować nową perspektywę, która zmieni myśli automatycznie.
Pomaga w tym zdanie sobie sprawy z dotychczasowej perspektywy.
To tak jakbyś całe życie oglądał serial odcinek za odcinkiem i uważał się, że jesteś postacią w tym serialu i że wszystko z niego jest realne.
Zresztą pełno jest ludzi, którym jak się zrobi żart – np. udaje zombiego – to uciekają. Masowe szaleństwo. I właśnie dlatego, że masowe – jest niedostrzegalne.
I dlatego, że całe życie wpatrujemy się w ten szum nazywając go myśleniem, a siebie widząc jako jego autora, nigdy nie zwróciliśmy uwagi, że to wszystko to fałsz.
problemy “normalnych” ludzi, ( bo siebie uznawałem oczywiście całe życie za chodzące dziwadło) mnie nigdy nie będą dotyczyć.
O tym mówię – nigdy tego nie myślałeś, tylko wpatrywałeś się w taki bełkot i tylko dlatego, że nazywałeś to “myślę”, uważałeś, że tak musi być.
No bo po co miałbyś to myśleć, gdyby tak nie było?
A skoro w myślach widziałeś, że inni ludzie są normalni i tylko Ty jesteś takim dziwadłem, no to już nie było myślenia. Bo uwierzyłeś w te myśli, tylko dlatego, bo je widziałeś cały czas.
To jakbyś za film uznał właśnie ten szum na ekranie telewizora. A potem patrzysz na telewizor kogoś innego, a tam program przyrodniczy i piękne obrazy.
Dowód – dziwadło ze mnie! ;)
Chciałem żyć tak, jakby istniało jakieś fatum, przeznaczenie, które z góry zakłada, że nie mam pewnych rzeczy doświadczyć i już- koniec, kropka!
Tak. Niektórzy tak są o tym przeświadczeni, że nazwali to nawet Bogiem.
Wszystko, byle tylko nie widzieć, ani nie przyznać nawet kapki odpowiedzialności za własne życie.
Można rozważać czy np. jeśli kopnąłeś przez nieuwagę nogą w mebel w domu to fatum przygotowane dla Ciebie przez nieskończenie mądrego Boga?
Czy może konsekwencja zwykłej nieuwagi i tyle? I kto za to odpowiada?
A jak kopniesz drugi raz, to już w ogóle całe niezbędne uzasadnienie, że wisi nad Tobą to fatum i zmusza Twoją nogę do krzywdzenia siebie?
A może warto zwolnić i poruszać się w swoim domu z troszkę większą uwagą i spokojem?
To było niezwykle wygodne zracjonalizowanie lęku przed działaniem, chociażby przed nieśmiałą próbą.
Przypomnę – lęk “przed” czymkolwiek nie oznacza, że to jest tarcza wymierzona w nadlatujące strzały, która przed nimi uchroni.
To oznacza, że czujesz lęk ZANIM nawet do tego doszło.
Co stanowi dowód, że to uczucie nie ma z tym nic wspólnego – np. z tym działaniem.
Tylko lęk stanowi projekcję i/lub efekt tego jak widzisz to działanie – jakie masz wobec niego nastawienie, postawę, etc.
A że straszne obrazy utrzymujesz w umyśle, to samo to już powoduje, że okoliczności zewnętrzne dopasowujesz do realizowania tego.
Np. z tysiąca możliwych decyzji do podjęcia, podejmiesz akurat taką, która do tego doprowadzi. A inne odrzucisz.
Do niedawna byłem przekonany, że sobie gdzieś tam umrę kiedyś jako osoba, która nigdy nie dotknęła nawet kobiety i to jest w porządku, a teraz jestem w fajnej relacji i można powiedzieć, że trochę już tych rzeczy związanych z intymnością zakosztowałem, chociaż jeszcze ta znajomość nie została skonsumowana (ale powoli do tego zmierza i trochę się boję) i też głupio mi teraz, że kiedyś zamieniłbym ruchomy obrazek na monitorze na doświadczenie, które może dać prawdziwa realna, atrakcyjna dla mnie dziewczyna.
Generalnie warto na seks patrzeć nie jako na coś niesamowitego, co zmieni wszystko. Chociażby z tego względu, że seksu trzeba się nauczyć. I nie mówię o tym, co ROBIMY w łóżku.
Tylko chodzi o stopniowe otwieranie się na intymność, połączenie, zaufanie, radość. Akrobatyczne wyczyny są w tym drugo- czy trzecioplanowe.
Jak wiemy – jest niemało ludzi na tej planecie, którzy seksem zniszczyli sobie związki i życie.
Seks to narzędzie do dzielenia się i pomnażania pewnych jakości wewnętrznych.
Pożądanie z samej natury jest energią kreatywną. Możemy z niej korzystać nie tylko, by płodzić dzieci ale wykorzystywać w kreatywnych życiu w ogóle – np. w pracy.
Pożądanie jako energia pomnaża też aktualny stan emocjonalny. Dlatego np. jeśli człowiek pełen wstydu ucieka w porno, to po sesji będzie się wstydził jeszcze bardziej. To samo z masturbacją.
Dlatego tak szalenie błędnie stwierdzono, że to masturbacja jest zła czy grzeszna. Ale to nie jest prawda. Błędne – grzeszne – są powody masturbacji. Akty seksualne to pomnażają.
Ale równie dobrze można pomnażać też z ich udziałem to co pozytywne, dawać im wyraz, dzielić się. To wtedy piękne doświadczenie.
Seks warto rozważyć jako pewną formę ofiarowania czegoś, czym niekoniecznie chciałbyś dzielić się z każdym innym.
Intymny znaczy m.in. “nie dla każdego”, “wrażliwy”, “wewnętrzny”.
W zależności czym to jest (dla nas) i jak to widzimy, to może też oznaczać np. “podatny na zranienie” i dlatego podzielenie się z tym, to wyraz odwagi i zaufania wobec drugiej osoby.
Oczywiście seks może być bardzo płytkim doświadczeniem – tylko tym co ROBIMY i to wszystko.
Tak jak wystarczy ZROBIĆ – np. kupić prezent.
Ale jak widzisz – dla tej dziewczyny ważny jest nie poziom ROBIĆ czy MIEĆ, tylko BYĆ.
A więc to co stoi za tym co zrobiłeś, co np. wręczyłeś.
Z seksem zapewne jest podobnie. Nie chodzi jej o sam akt, tylko to, co za nim stoi. Nie chce, by to miało tylko numer seryjny – było czymś, co robicie, “bo się to robi”.
Seks czy seksualność to to jacy JESTEŚMY wobec drugiego człowieka. Seks jako zachowanie to tylko jeden tego przejaw. Ludzie uprawiający ze sobą seks mogą BYĆ dla siebie zupełnie neutralni lub pozytywni tylko na czas stosunku.
Gdy ludzie mają seks, a są wobec siebie negatywni, nazywa się to gwałtem i stanowi krzywdę, nawet prawo rozpoznaje to jako przestępstwo.
Więc widzisz, że sama czynność nie jest żadna. Jej uprawianie samo z siebie nie ma żadnego znaczenia. Sami to znaczenie nadajemy. A ono wynika z tego kim JESTEŚMY – kim wybraliśmy BYĆ. M.in. wobec drugiego człowieka.
A większość seks widzi jako coś co trzeba odpowiednio ROBIĆ, by XYZ – mieć z tego np. poczucie wartości, by zadowolić kobietę.
Skupiają się tylko na czynności, a nie tym wszystkim co za nią stoi.
Wiesz, nawet najwspanialszym samochodem jeśli kieruje furman, to dla nikogo taka przejażdżka nie będzie komfortowa. Nawet najbardziej wygodne siedzenia szybko okażą się niewystarczające, jeśli np. kierowca co chwila ostro hamuje i wszystkich rzuca w środku.
Poradziłeś mi, żeby ogarnąć się i dbać o ten związek najlepiej jak umiem. Naprawdę się staram o nią dbać pod wieloma względami. Może nie obsypuję jej prezentami, czy kwiatami, ale ostatnio na mikołajki dostała ode mnie piękny obraz, który dla niej namalowałem ( bo jak coś to maluję od 10 lat). Powiedziała, że nie lubi jak ktoś wydaje na nią pieniądze, woli bardziej osobiste prezenty “od serca”, niepowtarzalne, a nie takie, które każdy może kupić w sklepie i mają numer seryjny. Nigdy nie podniosłem na nią głosu, ani nie odezwałem się bez szacunku.
:)
Dziękuję, że się tym dzielisz!
Jak widzisz – komunikacja jest bardzo ważna.
Są ludzie, dla których “liczy się gest”. I to może być pozytywne, bo są w stanie docenić nawet tylko to, że ktoś poszedł do sklepu i kupił coś. Czyli poświęcił na to swój czas, energię – to jest ten gest.
A są też ludzie, dla których liczy się jednak pewne zaangażowanie, włożenie w to siebie. W nieco innej formie. Np. własnoręcznie upiec ciasteczka i je przystroić.
Nie chodzi tak bardzo o to, by coś MIEĆ ani ROBIĆ, tylko BYĆ. Liczy się to jaki człowiek JEST. Pewne gesty to tego reprezentacja i dowód.
Np. właśnie wykonanie czegoś własnoręcznie, a nie kupno tego, co zrobił ktoś inny.
I nawet jeśli nie do końca wyjdzie, to i tak jest fantastycznie. Bo nie jest generycznie. Jest tak “od serca”.
Np. dużo większe znaczenie miałoby, gdybyś znalazł jakieś piękne, ciche miejsce w lesie, gdzie moglibyście spędzić razem czas, niż zarezerwowanie stolika w jakiejś drogiej restauracji.
Albo np. znalazłeś jakiś fajny przepis na herbatę czy ciasto, które przygotowałeś własnoręcznie.
Wszystko układa się wręcz idealnie, co mnie niepokoi, bo to jest zbyt piękne, żeby było realne.
Widzisz? Tak wygląda sabotowanie własnego życia.
Najpierw “to niemożliwe, żeby mogło być lepiej. Nie mówiąc, żeby było dobrze”.
A gdy jest lepiej, niż dobrze “to niemożliwe, to nierealne”. ;)
To dalej ten sam bełkot, w którym jesteś zakochany.
To się niezbyt precyzyjnie nazywa “życiem we własnej głowie”.
Ale właśnie piękne = realne. Jeśli porzucamy nasze osądy, wartościowanie, potępianie – nagle okazuje się, że wszystko może być dobrze, a nawet pięknie.
Jeśli jednak z osądów nie zrezygnujemy, to nawet, gdy jest pięknie, my i tak przedstawimy to sobie tak, że nie jest pięknie lub że w każdym momencie może przestać być.
Nie znikną lęki, a nawet się będą pogłębiać.
Niemniej widzimy też jeszcze jeden aspekt – tego jak widziałeś rzeczywistość. Nie jako dobre miejsce, piękne, pełne możliwości.
Dlatego, gdy “przytrafiło” Ci się coś pozytywnego, to się nie mieści w Twoim oglądzie rzeczywistości i dlatego jest to dla Ciebie podejrzane. Zamiast poszerzyć perspektywę, próbujesz znaleźć wytłumaczenia dla tych wątpliwości.
I bez poszerzenia perspektywy – znajdziesz je.
Tak też widziałeś siebie “komuś takiemu jak ja nie jest pisane nic dobrego”.
A to jest właśnie uzależnienie.
Czasami nawet mam w głowie, że takie kobiety nie istnieją i mi ktoś ją podstawił po prostu, żeby się odegrać na mnie za coś z przeszłości.
To nie jest w Twojej głowie. Tu warto rozwinąć to, co powiedziałem wcześniej – że to nie jest precyzyjne i poprawne określenie.
To się bełkocze samoistnie, bo tak wygląda mentalizacja.
To nie są Twoje myśli, ani ich nie myślisz.
Tak jak audycji radiowej czy piosenki nie ma radiu. Szumu nie ma w telewizorze.
Radio to odbiornik. Telewizor ma antenę. On tylko to odtwarza.
Rozumiesz?
Mózg to antena – to zaobserwował Budda tysiące lat temu. Mówimy “film leci w telewizorze” oczywiście nie oznacza, że film jest tworzony przez telewizor.
Film został stworzony przez pewnie kilkaset ludzi ileś lat wcześniej. A teraz jest ODTWARZANY z tego, co telewizor odbiera.
A gdyby się nam film nie spodobał, a wierzylibyśmy, że tworzy go telewizor, no to próbowalibyśmy ten film usunąć z telewizora lub próbowalibyśmy zmienić telewizor, żeby zaczął tworzyć coś innego.
Gdyby to był horror lub dramat, to próbowalibyśmy uspokoić telewizor. Zgadza się?
I co miałoby to przynieść? Nic.
Ostatecznie wywalilibyśmy ten telewizor na śmietnik lub uderzyli w niego czymś ciężkim, żeby przerwać to, co nadaje.
Te myśli to są racjonalizacje dotyczące lęku, wstydu, winy. I one się będą pomnażać – tak jak ryby łapią się w sieć, którą rozłożyłeś w morzu.
Dopóki ta sieć jest, złapanych ryb będzie coraz więcej.
To jest efekt tego, do czego dostroiłeś swoją antenę. Nie w antenie problem, tylko w nastawieniu/dostrojeniu jej.
Dopóki będziesz utrzymywał lęk, wstyd, winę, potępianie siebie, wmawianie sobie niezasługiwania – takie absurdy będą się mnożyć.
“Takie kobiety nie istnieją” – no ale ku*** istnieje. I jest z Tobą. :) To jest rzeczywistość. A widzisz jak umysł nawet próbuje zanegować to co jest.
Ta myśl wydaje Ci się bardzo sensowna. Ważniejsza od rzeczywistości. Czy nie żyłeś tak całe życie?
W czym jest więc problem? W myślach czym tym, kto tym myślom bezkrytycznie wierzy? I nie mówię tego w formie “ale z Ciebie dziwadło”. Tylko to błąd, z którego naprawdę niewielu zdaje sobie sprawę.
“Ktoś mi ją podstawił” – kolejny absurd daleko poza granicą rozsądku. A jednak – gdy widzisz taką myśl, to nagle wraz z towarzyszącym mu lękiem i wstydem ma całkiem sporo sensu. Ostatecznie – to przecież jest możliwe!
Że ma mnie rozkochać, a potem zostawić. Że ktoś specjalnie wiedział, jakie mam potrzeby.
Jak mówiłem – bełkot goni bełkot.
A Ty nie rozkochuj się, tylko kochaj.
Oczarowanie prowadzi do rozczarowania.
Miłość zaś jest odporna na takie manipulacje.
Odkąd ją poznałem nawet nie mam czasu na xxx. Nie mam i nie chcę.
Ale pamiętaj, że kobieta Cię nie uzdrowi. Żadna relacja, nawet idealna.
Chwilowo jesteś oczarowany. Ale widzisz – lęki są, trwają i rosną. Wstyd, wina też. Wątpliwości się mnożą.
Z czasem to “nie mam czasu i nie chcę” zacznie się zmieniać. Wkrótce pojawi się “kurde, no jestem taki napięty, bo już nie wiem czy ona mnie chce czy udaje. Ulżę sobie pornografią”.
A że jesteś uzależniony – to się rozpędzi bardzo szybko.
I równie szybko zrealizujesz swoje lęki.
Nie mam zamiaru ryzykować takiej relacji dla pikseli i ludzi nagrywających, jak robią sobie tak naprawdę krzywdę.
To tylko logicznie brzmiąca papka.
Pracowałem i rozmawiałem z wieloma mężczyznami, którzy obiecywali swoim partnerkom na wszystkie świętości “nigdy więcej” i łamali to jeszcze tego samego dnia.
Ja także składałem takie obietnice. I lipton.
Zauważ, że już teraz wątpisz w tą relację. Naprawdę uważasz, że logiką się ochronisz? Ile razy takie argumenty wystarczyły?
A co z tym, czego chcą Twoi bliscy?
Czyż ich namowy nie mają dla Ciebie przynajmniej pewnego sensu i znaczenia?
Dużo już przecierpiałem, dosyć tego, tym razem chcę wybrać szczęście.
To nie możesz wypierać problemów, ani własnej odpowiedzialności.
Możesz zastanowić się dlaczego do tej pory nie wybierałeś szczęścia? Co się zmieniło?
Teraz boisz się stracić taką relację/osobę, bo…? Bo taka jest dla Ciebie ważna? Czy dlatego, bo się byś za to straszliwie potępiał i nie miał zamiaru sobie wybaczyć?
Lęk nie chroni Cię przed utratą. Zresztą widzisz, że racjonalizacje lęku już w ogóle to negują. W myślach już odbywa się scenariusz, że wcale tego związku nie masz, bo nie jest realny, że jest udawany.
Gdyby ona teraz zapytała się Ciebie “Dlaczego chcesz ze mną być?” – co byś odpowiedział? Tylko szczerze, nie wymyślaj przyjemnie brzmiących kłamstw.
Bo jeśli powody są w większości negatywne, ten fundament nie jest trwały. Jest kruchy i niestabilny.
Ale tylko wyznaniem prawdy przed samym sobą możesz dokonać zmian.
Drugie pytanie – z jakich powodów chciałbyś z nią być?
Męczą mnie tylko ciągle batalie z moją rodziną, którym nie za bardzo podoba się to, co jest teraz.
Pamiętaj, że włączenie pornografii pod dowolnym pretekstem może być jakby kula śnieżna zaczęła się staczać ze stoku.
Początkowo mała i niegroźna ale za moment będzie wielka, nie do zatrzymania i spustoszy wszystko w co trafi i pociągnie ze sobą.
Woleli jak siedziałem w domu i nie miałem nikogo, a teraz za każdym razem, jak wychodzę są pretensje, kłótnia itd. bo ja mam rzekomo siedzieć z nimi i to oni mają być najważniejsi, a nie jakaś “obca”, która “ledwo rzęsami zatrzepotała, a ja biegam do niej jak pies z wywieszonym jęzorem”, że to źle się skończy, że omamiła mnie, że przez nią zaniedbam studia, że mi niepotrzebna dziewczyna itp. Argumenty wzięte z rzyci, bo ona też świetnie się uczy i pilnuje mnie, żebym nie odstawał. Ma na mnie dobry wpływ. Tak uważam.
Nie musisz z nimi prowadzić batalii. To ich zdanie. Niezależnie jakie jest – możesz je zaakceptować przez zrozumienie ich perspektywy.
Oni np. boją się zostać sami, bo np. ich wartość, ich sens życia to było wychowywanie dziecka. A co mieliby zrobić, gdy Ty odejdziesz wieść własne życie?
Dlatego powiedzą Ci dowolną bzdurę, a nawet dużą negatywność.
Tak jak Ty widzisz, że w umyśle są największe bzdury, absurdy, kłamstwa, urojenia – “ktoś mi ją podstawił”. Może rodzice? :D
A może to najzupełniej normalne, bo rzeczywistość jest sprzyjająca? Jesteście dla siebie dobrzy. Możecie to dobro pomnażać. To naprawdę może być tak proste i przyjemne.
Niemniej widzisz też, że ona ma swoje potrzeby, preferencje. To się samo nie utrzyma. Trzeba o to dbać. Lękiem nie dbamy o życie.
Przez całe lata wpajali mi jakie to są “teraz” kobiety i że bezpieczniej trzymać się od nich z daleka. “
No, z tego co zakładam, to przynajmniej połowa nich to kobiety. ;) Ale oczywiście to kobieta “z wtedy”, a nie “z teraz”. ;)
Bo przecież “kobiety” to nie są żywe osoby, tylko taka idea, którą sobie każdy przędzie jak mu pasuje.
Możesz rozważyć to – skąd oni czerpią te informacje? Z telewizji? Z internetu?
A z iloma takimi osobami porozmawiali na żywo?
Takim logicznym procesem szybko sobie możesz przeanalizować, że przemawia przez nich nie prawda, nie rozsądek, nie troska, tylko lęk.
Że są dobre tylko na początku, a potem każda mnie zniszczy bla bla bla.
Pamiętaj, że są takie kobiety. Ale nie ta, z tego co mówisz.
Niemniej jednocześnie Ty sam taki byłeś dla siebie. I być może Twoi rodzice byli tacy dla siebie.
Z kim ci będzie lepiej niż z nami, tylko rodzina się liczy”.
Każdy sam nadaje znaczenie.
Pamiętaj, że możesz dbać, troszczyć się, stawiać na pierwszym miejscu swoją partnerkę. Co NIE znaczy, że musisz potępiać kogokolwiek.
Ponownie – od razu widzisz z własnego doświadczenia, że to co mówią nie jest prawdą. Bo Tobie wcale nie jest lepiej z nimi.
Ale mogłoby być – nie gdybyś zrezygnował z tego, co dobre i został z nimi. Tylko wtedy, gdy oni przestaną narzucać Ci to, co robią.
A mogą to przestać robić tylko jeśli Ty spokojnie będziesz wiódł dobre życie i ich akceptował. Nie walcz, nie stawiaj oporu. Rób swoje.
Możesz kochać swoją dziewczynę i kochać swoich rodziców. To że zaczynasz żyć odpowiedzialnie, nie oznacza, że oni Cię już nigdy nie zobaczą.
Ale jednocześnie jeśli pozostaną negatywni, to raczej warto ograniczyć z nimi kontakt. Chociaż przez jakiś czas.
Możesz im uświadomić na czym stoją – że Tobie zależy na tym, by było dobrze. Jeśli oni nie zaakceptują i nie uszanują Twoich potrzeb, tego co wybrałeś i będą cały czas pełni krytyki – to tylko z ich własnego wyboru nie będziecie się widzieć.
A jeśli to zaakceptują, nie widzisz powodu, by ich regularnie nie odwiedzać czy nie zapraszać do siebie.
Wmawiali mi od małego, że seks, okazywanie sobie czułości, czy nawet całowanie to coś złego, nieodpowiedniego.
A jednak sami to robili.
Czyli nie przemawia przez nich tylko lęk ale też wstyd i wina.
Coś czego trzeba się wstydzić i krępować, bo to nie jest normalne, tylko “zboczone” aka grzeszne.
Fanatyzm religijny jest strasznym fatum. Nie polecam.
Zazwyczaj bardzo trudno, najczęściej niemożliwe jest, by do takich ludzi dotrzeć.
Zauważ co mówi religia – grzechem nie jest jedzenie, tylko OBŻARSTWO – czyli nieumiarkowanie.
Każdy kto się obżera jasno nam pokazuje dlaczego. Nie dlatego, bo bozia karze. Tylko dlatego, bo to niszczy zdrowie i życie. Jak kula śnieżna.
Grzech – czyli błąd – to nie jest coś co ROBIMY ale z jakich powodów, w jakich okolicznościach czy co próbujemy za pomocą tego osiągnąć.
Tak jak masturbacja jest najzupełniej normalna i zdrowa ale może przerodzić się w niszczący życie nałóg.
Sama z siebie taka nie jest.
Człowiek, który się masturbuje, nie grzeszy. MOŻE grzeszyć, czyli popełniać błąd. Ale niekoniecznie to czyni.
Tak jak człowiek, który je niekoniecznie się przecież obżera.
Związek też może być z powodów pozytywnych jak i negatywnych.
Dlatego teraz mam różne opory, ciężko mi było na przykład całować się z nią przy ludziach gdzieś w knajpie, na dworcu, na rynku, czy w parku, bo studiuję od dwóch lat prawo i w mojej głowie już dostawałem mandat za nieobyczajne zachowanie w miejscu publicznym, podczas gdy robiłem to z nią nieraz i nikt nawet nie patrzył, nikogo to nie obchodzi. Każdy ma swoje życie i gdzieś idzie, spieszy się, albo rozmawia, nikogo nie obchodzi, że dwójka gówniarzy wpatrzonych w siebie jak w obrazek się całuje albo przytula. Żeby taki mandat dostać musiałaby mi chyba robić dobrze na ławce w parku, musiałaby zajść jakaś abstrakcyjna, obrzydliwa sytuacja.
No tak ale zauważ, że to dalej ten sam bełkot, który mówi, że Ci ją ktoś podstawił.
A jednak z jakichś powodów cały czas jesteś w to wpatrzony.
Z jakich? Bo w ten sposób całe życie separowałeś się od uczuć. Tylko nie wiedziałeś, że to w co próbujesz uciec to racjonalizacje i projekcje tych uczuć. Od których nigdy nie uciekłeś, bo ciągle je nosisz w podświadomości.
Czyli – Twoja antena – mózg/umysł – są cały czas zestrojone z takimi polami informacyjnymi, w których odbywa się ten cały bełkot.
Innymi słowy – uciekasz z deszczu pod rynnę.
Moja dziewczyna tłumaczyła mi kiedyś, że jak się wywróciła nikt jej nie pomógł wstać w miejscu pełnym ludzi, a tym bardziej ludzie mają gdzieś, jak się nic nie dzieje złego.
Niekoniecznie ludzie mają to gdzieś.
To że nie podjęli działań, nie oznacza, że byli negatywni. Tak jak Ty mogli być ciągle wpatrzeni w myśli – “Co robią inni? Dlaczego inni nie reagują? Lepiej też nic nie zrobię? A jeśli ona jest pijana i mi coś zrobi? Lepiej się nie mieszać w cudze sprawy”
Ten sam bełkot.
MOŻNA mieć gdzieś człowieka na podstawie takich myśli. Tak jak Ty mógłbyś ją mieć gdzieś, bo widzisz myśl, że ona może być podstawiona.
Ale to tylko myśl. Zaś człowiek może być przestraszony, zawstydzony, wiecznie pełen obaw i niepewności. Chętnie by pomógł ale ciągle wierzy w to, że lęk chroni przed tymi wszystkimi scenariuszami, które się non stop dramatyzują w umyśle.
Ja np. pojęcia nie mam o 99,9999% ludzi naokoło mnie. Nie oznacza to, że mam to gdzieś.
Tylko żyję rozsądnie. Wiem, że nie muszę wszystkich znać, z każdym rozmawiać, troszczyć się o los każdego.
Dlatego – nie zajmuję się nimi ale nie mam ich gdzieś.
Dopóki nie napisałeś, nawet nie wiedziałem, że istniejesz. A teraz, gdy się otworzyłeś, jednocześnie wzbudziło to we mnie troskę.
Nie oznacza to, że wcześniej miałem Cię gdzieś. Nie oznacza to, że gdy skończymy rozmowę, to będę Cię miał gdzieś.
Rozumiesz różnicę?
Widzisz, dopiero to ona musi “uczyć” mnie, jak wygląda normalne życie bez lęków.
Tak ale to Ty decydujesz czy tych lęków się trzymasz i je racjonalizujesz, czy się ich puścisz.
Nikt Cię tego nie może nauczyć.
Ona daje Ci pewną perspektywę. Jednak decyzji za Ciebie nie podejmie, bo to niemożliwe.
Inspiruj się. Zobacz jak można postępować. Twoi rodzice nigdy nie otrzymali takiej perspektywy, dlatego “pracują” z tym, co znają.
I uważają, że przeżyli jak przeżyli dzięki temu. Dlatego nawet siłą próbują Ci to narzucić. A każdą inną perspektywę uważają za niesłuszną, nawet niebezpieczną.
To przykre ale tak właśnie “rozumują” ludzie. Bo to jest mentalizacja. Gdyby pomyśleli, długo nie trwałaby krytyka własnych perspektyw, bo byłoby oczywiste jaka jest.
Po każdej randce z nią mam poczucie winy, że znowu się musiałem kłócić z rodziną, że jadę.
I dlaczego się obwiniasz?
Przecież robisz to, co jest dobre.
Pytanie – czy MUSIAŁEŚ się kłócić? Na pewno? To Twoje zadanie? Powinność? Cena, którą musisz zapłacić?
A nie mogłeś im spokojnie powiedzieć – “możecie mieć swoje zdanie, ja z nim nie będę walczył i zrobię to, co uważam, że jest dobre dla mnie”?
Możesz też powiedzieć – “jeśli popełnię błąd, to też ok. Wezmę za niego odpowiedzialność”.
Nie mam już na to siły.
Masz i zawsze znajdziesz.
Bo przecież po to to robisz, by nie czuć “się” winnym, apatycznym, przestraszonym itd. Wybierasz gniew “na nich”, bo Ty masz z tego korzyści.
Chcesz być wzmocniony. Bo sam nie podjąłeś jeszcze decyzji.
Na każdym spotkaniu mam wrażenie, że nie jestem obecny w tym momencie tylko siedzę w swojej głowie, kiedy zobaczymy się znowu.
Zgadza się. Bo nadal nie podjąłeś decyzji co ta dziewczyna i ta relacja dla Ciebie znaczy.
Dlatego ciągle się kłócisz z tymi, którzy mają o tym jakieś zdanie. Zamiast wybrać własne, wolisz nie zgadzać się z czyimś.
Gdy podejmiesz decyzję, określisz to znaczenie, sens i wartość, zniknie potrzeba konfliktu. Bo wtedy stanie się dla Ciebie jasne – “to tylko ich zdanie, a nie prawda. Mają do niego prawo, a ja mam prawo się nie zgadzać i nadal ich kochać ale też dbać o swoje życie”.
Jeżeli bym ograniczył nasze spotkania miałbym wyrzuty sumienia z kolei w stosunku do niej.
To nie wyrzuty sumienia, bo sumienie niczego nie wyrzuca.
Sumienia to właśnie tu brakuje.
Sumienie bowiem to struktura wartości, którymi się kierujemy. Sumienie to trochę jak przepisy drogowe. Uczymy się ich i przestrzegamy. A jeśli np. przekroczymy dozwoloną prędkość, to czy przepisy drogowe Ci to wyrzucają? “Dlaczego nas przekroczyłeś!?” :)
Oczywiście, że nie. Tylko na bazie sumienia mówimy sobie – “o cholera, przekroczyłem dozwoloną prędkość! Dobrze, że się zorientowałem zanim mogło dojść do wypadku!”
Jest różnica między “co ze mnie za kierowca!? Dlaczego przekroczyłem prędkość!? Inni nie przekroczyli, jadą tak doskonale, a tylko ja jestem taka łamaga! Co ze mnie za dziwadło drogowe!” ;)
To nie sumienie. Sumienie to granice, które sami sobie wytyczyliśmy, to nasze wartości, nasz system wierzeń, to na co sobie możemy pozwolić.
To jest i tyle. To taki cichy głos, który zanim podejmiemy działanie już wiemy, że jest w tym sumieniu zawarte lub nie.
To co nazywasz “wyrzutami sumienia” to nadal poczucie winy – potępianie siebie, tak jak obwiniasz innych.
To inna forma tego, co robią Twoi rodzice.
I tak bardzo rzadko się widujemy, bo kiedyś raz na tydzień, a teraz prędzej to już raz na dwa. Życie mija mi na wyrzutach sumienia, bo nikomu nie dogodzisz.
Oczywiście, że nie.
A rodzice nie byliby szczęśliwi nawet jakbyś ją rzucił i z nimi siedział jak pryszcz na tyłku. ;)
To co próbujesz robić, to nie dogodzić komukolwiek, tylko uciekać od własnego poczucia winy, a przez to jesteś miotany, grają Tobą jak foki na trąbkach w cyrku. ;)
A Ty dlatego na to idziesz, bo wierzysz, że dzięki temu Twoje poczucie winy zniknie lub zmniejszy się/nie powiększy się.
I nawet rezygnujesz z tego, co naprawdę dobre.
Myślę o tym, co chce ktoś, a nie o tym, czego chciałbym ja.
Nie myślisz, tylko non stop wpatrujesz się w mentalny bełkot – jazgot racjonalizujący winę.
Dobrze, że istnieje coś takiego, jak messenger i videoczat, ale nie wyobrażam sobie mieć związku przez internet i widzieć się z nią raz na miesiąc albo rzadziej. Jestem zmęczony Piotrze, powinienem być szczęśliwy, a jestem zmęczony, bardzo zmęczony. Dziękuję za twoją działalność. Pozdrawiam cię serdecznie.
Nie jesteś zmęczony, tylko Twój potencjał energii maleje, gdyż non stop utrzymujesz winę, wstyd, gniew, żal, lęk i opierasz się temu cały czas. A jednak też nie odpuszczasz.
To nie jest zmęczenie. Jego nie można wypocząć.
Tylko można zacząć odpuszczać i zacząć wybierać to co pozytywne – np. troskę, wybaczenie, radość.
Zacznij mówić prawdę.
Idź do wspólnoty 12 kroków. Zacznij poznawać ludzi. Wykonuj codziennie telefony, w których będziesz powierzał te wszystkie lęki, winę, wstyd, frustracje.
To zacznie je rozpuszczać – bez wysiłku, bez zmagania. Otwartość, zaufanie, prawda – to uzdrawia. Nie lęki, obawy, obwinianie, frustracje, opór, osądzanie.
Natomiast to co teraz widzimy to bezsilność wobec tego wszystkiego. Jesteś bezsilny i sam sobie nie poradzisz. I sobie nie radzisz.
Ale nie jesteś bezradny. Można uczynić bardzo dużo.
Jednak na razie się tylko miotasz, próbujesz walczyć, uciekać, do tego dajesz się wodzić za nos, co nazywasz różnie “wyrzutami sumienia” czy próbami “dogodzenia” innym.
Żyjesz na bazie emocji, a nie świadomie i odpowiedzialnie podjętych wyborów, nadanych wartości, określonych, obranych celów i kierunków.
Pamiętaj – jeśli lubisz czarną czekoladę, nie musisz nienawidzić, ani walczyć z białą. Nie musisz potępiać tych, którzy wolą białą.
Wystarczy tego nie wybierać.
To samo z rodzicami – jeśli Ty wolisz być z kobietą, nie musisz im dogadzać, ani zmuszać się do lubienia białej czekolady. TYM BARDZIEJ jako człowiek uzależniony. A raczej – przede wszystkim w takich okolicznościach.
Zadbaj o swoje dobro. Bo jeśli nie zadbasz o własne, to nie zadbasz o niczyje.
Jeśli nie wiesz co to jest własne dobro, ani jak je osiągnąć, to nigdy tego nie osiągniesz wobec kogokolwiek innego.
A spełnianie ich zachcianek to nie jest ich dobro. Oni nigdy nie będą spokojni, ani szczęśliwi.
A Ty dalej się będziesz obwiniał. Teraz za to, że ich nie słuchasz, że chcesz posłuchać ale sprzeniewierzysz się temu, co jest dla Ciebie ważne.
Obwiniasz się, że robisz to, co chcesz – np. całujesz swoją dziewczynę, itd.
Ciągle to samo.
Pamiętaj, że innym możesz dać tylko to, co sam posiadasz dla siebie. Jak sam z siebie nie będziesz szczęśliwy, to jak możesz być szczęśliwy z kimś innym? Jak możesz zapewnić szczęście komuś innemu, jeśli sam nie wiesz nawet jak ono wygląda? Oczywiście prawdziwe szczęście można budować, uczyć się tego, co mu służy, a co nie. Wybierać to pierwsze, rezygnować z tego drugiego.
Widzisz jak to wygląda obecnie – “może to podstawione?”, “ona mnie zostawi, gdy tylko mnie wykorzysta”, “nie powinienem”, “to zbyt piękne”. I rodzice mówią to samo.
I dlatego masz te myśli, bo słyszałeś to całe życie i w to wierzyłeś. A rzeczywistość pokazuje Ci coś innego. Oczywiście jak się uprzesz, to się te obawy ziszczą.
Różnie to nazywasz ale to ciągłe kierowanie się winą. I brak winy uznajesz, że stanowi “dogodzenie” komukolwiek. Nie wybieraj tego. Wybieraj to co służy szczęściu i dobru.
Jeśli ktoś ma w tyłku wbitą cierń, to “dogodzić” możesz tej osobie np. sadzając ją na drugim półdupku. Ale to nie jest szczęście, to nie jest ulga, to nie jest ani dobro, ani normalność.
To jest LEPSZE, bo nie boli. Jednak tylko do czasu, aż znowu nie siądzie na tym półdupku.
Każde “dogodzenie” jest tymczasowe, bo nie zostały usunięte te ciernie.
I możesz zobaczyć, że tak jest także w Twoim przypadku. Gdy posłuchasz się kogoś innego, to na moment zmniejsza się wina ale bardzo szybko znowu na niej “siadasz”.
Jedni próbują Cię usadzić na jednym, drudzy na drugim, trzeci położyć, czwarci chcą, byś stał, itd. I zawsze boli. Nie ma takiej pokracznej figury, w którą dałoby radę ułożyć ciało, by każdy stwierdził “o, nareszcie może być”.
A nawet jakby była, to jedyny efekt z tego byłby Twoim zmaganiem.
Inni mają pełne prawo zaakceptować Twoje wybory i mają pełne prawo ich nie zaakceptować. To jest ich problem.
Zaś Ty upewnij się, że Twoje wybory i ich przyczyny służą Tobie. Nie “dogodzą”, tylko naprawdę służą temu co dobre.
Dlatego raz jeszcze – odpowiedz sobie – dlaczego chcesz z nią być?
To tworzenie Twojego sumienia. A gdy ono jest, to wiesz co jest dla Ciebie ważne. Nie musisz już z nikim walczyć. Unikasz, nie wybierasz, dziękujesz, rezygnujesz, odpuszczasz i idziesz własną drogą. Na spokojnie, bez winy, bez żalu, bez żadnych wyrzutów. Gdy wiesz jakie są przepisy drogowe i tak prowadzisz samochód, to nie obchodzi Cię, że ktoś jedzie szybciej lub wolniej. Ty żyjesz tak jak tego chcesz. Bez winy, bez lęku, bez porównywania się.
Jak ktoś chce cierpieć czy się wkurzać, to będzie to robił niezależnie od wszystkiego. Całe życie takiej osobie można dać, a ona nigdy nie będzie usatysfakcjonowana.
To co możesz robić, to modlić się za takie osoby – np. za swoich rodziców. Modlić się o ich dobro, o to, by mieli wszystko, czego potrzebują, o każdą łaskę, o wszelki dostatek. A nie o ich zmianę. Zmianę zostaw Bogu.
Ty możesz zmienić tylko siebie.
Mógłbyś dać mi jakąś wskazówkę, co zrobić, by trochę się podnieść z marazmu i dołka emocjonalnego? Szukanie partnerki stało się dla mnie swoistą obsesją i ciężko mi normalnie funkcjonować bez rozkminiania tego tematu. W kółko mentalizacja jest włączona I staram się ją ignorować, ale jest dla mnie bolesna, chociaż wiem, że myśli to ściek I mam się z nimi nie utożsamiać. Moimi dwoma marzeniami było praca w zawodzie, który wykonuję i własna rodzina. Jedno odhaczone. Na drugie się nie zanosi. Zacząłem czytać Potęgę Teraźniejszości Eckharta Tolle’go Może to coś da?
Nigdy nie chciałem mieć kolegów- mam ich od groma. Tyle, że nie mam czasu z każdym utrzymywać bliskich kontaktów i gdybym chciał z każdym iść na piwo regularnie musiałbym zostać żulem :D Zawsze chciałem mieć kobiety – nie mam ani jednej. Popadłem w straszną frustrację przez Tindera i inne apki. Kilka osób mnie ostrzegało, że idzie się zdołować podrywem online. Nie miałem prawie żadnych par, chociaż profil odpicowany był, że mucha nie siada. Wiesz, nigdy nie miałem kompleksów wyglądu, ba! Uważam siebie za całkiem zjadliwe ciasteczko ( jakkolwiek śmiesznie i nieskromnie to brzmi)! Przez Tindera właśnie zacząłem swoją atrakcyjność podważać. Wiesz, problemem staje się to że tinder i inne aplikacje randkowe stają się powoli dosłownie jedynym, dopuszczalnym społecznie sposobem na poznawanie nowych osób z poza kręgu aktualnych znajomych. Zagadywanie do randomowych kobiet jest coraz bardziej potępiane społecznie (np. Reklama firmy L’Oreal sugeruje że zawsze kiedy facet chce zagadać do dziewczyny np. na ulicy będzie to odebrane jako molestowanie i trzeba go powstrzymać ). Ja podszedłem w taki sposób z czystym sumieniem około 30 razy ( przedtem podszkoliłem się trochę materiałami o uwo) i w zasadzie za każdym razem było “jesteś bardzo miły, schlebia mi to, że zagadałeś I dziękuję, ale mam chłopaka. Trzymaj się, miłego dnia!” Ze trzy razy dostałem facebooka, ale kontakt się urywał. Randek- zero. Mimo, że efektów prawie nie było- bardzo to polubiłem. Podchodzenie do kobiet dawało mi dużo więcej przyjemności niż apki. Jak pierwszy raz zagadywałem to skakałem z radości, że była dla mnie miła. Co tam, że odprawiła mnie z kwitkiem. W dodatku ja pracuję zdalnie, z domu. Nie mam możliwości tworzyć sobie tak wielu okazji do przebywania wśród ludzi. Być może ty Piotrze nie widujesz tego zjawiska ( nie mam pojęcia ile masz lat, ale na pewno jesteś już dojrzałym mężczyzną, który wiele przeżył, wiele widział i ma dużo więcej doświadczenia życiowego), ale osoby w mojej grupie rówieśniczej (25-30) mają ogromne problemy z poznawaniem dziewczyn. Problem społeczny się pogłębia, bo króluje głównie internet, a nie kontakt twarzą w twarz. 80 procent moich kolegów nie ma dziewczyny ( żebyś sobie nie myślał- każdy z nich to naprawdę ogarnięty facet, a nie jacyś nieudacznicy), ani nie ma warunków ku temu by mieć, bo nawet koleżanek nie mają. Ci, którzy są w związku trzymają się z jedną dziewczyną od liceum albo nawet dłużej- od podstawówki. Realnie nie znam ani jednej pary, która poznałaby się inaczej niż przez szkołę/uczelnię lub ewentualnie wspólnych znajomych. Najlepsza para jaką znam trzyma się ze sobą od 1 gimnazjum. Naprawdę chciałbym Piotrek żeby to było TYLKO moje marudzenie, ale poza nim są to tez proste obserwacje otaczającego świata. Chociaż może widzę tylko to, co chcę, bo już jestem zniechęcony. Uważam, że ciężko jest być mężczyzną w dzisiejszym świecie i trzeba zapuścić jaja wielkości piłek plażowych, żeby cokolwiek ogarniać. A jeżeli chodzi o kobiety to już w ogóle trzeba mieć psychę z tytanu, żeby po tylu koszach gadzi mózg nie zwariował. Pozdrawiam Cię serdecznie i wszystkich twoich klientów oraz czytelników. Pogody ducha i szybkiego powrotu do zdrowia kochani!
Mógłbyś dać mi jakąś wskazówkę, co zrobić, by trochę się podnieść z marazmu i dołka emocjonalnego?
Nie ma takiej rady.
Rozwiązanie to – podejmij taką decyzję.
Bo nie istnieje dołek – utrzymujesz to co czujesz oporem i zapewne użalaniem się nad sobą.
Marazm, czyli apatyczność może mieć wiele przyczyn. A “dołek emocjonalny” to zapewne obwinianie się, wstydzenie, użalanie, apatyczność.
Nie ma tu żadnej rady.
Tu jest potrzebne porządne zajęcie się emocjonalnością, dojrzewanie, rekontekstualizacja, przewartościowanie, decyzyjność i więcej.
Ten marazm sam wybierasz, sam go chcesz.
A nie?
Bo możesz teraz mówić, że nie możesz zadbać o swoje życie przez ten marazm czy nie możesz żyć szczęśliwie przez niego.
A gdy nie byłeś w marazmie dbałeś o swoje życie i byłeś szczęśliwy?
Dostrzeżesz, że marazm może wobec wielu tematów być bardzo wygodnym usprawiedliwieniem.
A ludziom najczęściej i najbardziej pomaga osiągnięcie dna cierpienia.
Dopiero wtedy poddają się całkowicie i zaczynają proces zdrowienia.
Dawanie takich rad to jak trzymanie kogoś za uszy na siłę.
Gdyby ktoś co drugi dzień miał wypadek samochodowy i prosił o radę, to czy mądrym byłoby danie takiej osoby rady?
Nie. Ją by trzeba wysłać na kurs, by profesjonalista przyjrzał się dokładnie jak taka osoba jeździ.
To co na pewno nie zaszkodzi, to WYBÓR tego, byś zaczął być wobec siebie łagodny, sprawiedliwy, odpuszczaj surowość, bo ona nic nie daje.
A czymś zupełnie innym od surowości i potępiania się o błędy czy samych błędów, jest wybór uczciwości, odpowiedzialności, szczerości i podjęcie decyzji o tym, by błędom się przyjrzeć – z czego wynikają, że je popełniasz, co z nich masz, etc.
Bo – pierwszy fakt – w momencie ich podejmowania wcale błędami się nie wydawały, zgadza się?
A co doprowadziło do tego marazmu i dołka jeśli nie Twoje postępowanie wobec siebie?
Szukanie partnerki stało się dla mnie swoistą obsesją i ciężko mi normalnie funkcjonować bez rozkminiania tego tematu.
Bo nie szukasz partnerki, tylko tego, co wyprojektowałeś na potencjalną partnerkę.
A to ma źródło wewnętrzne. A nie masz tego świadomości, bo się/to potępiasz zapewne od lat.
Skupiając się na zewnętrzu ignorujesz cały problem – który jest stricte wewnętrzny. Wliczając potępianie się, opór, niechęć, winę, wstyd, żal, lęk, etc.
W kółko mentalizacja jest włączona I staram się ją ignorować, ale jest dla mnie bolesna,
Bo wcale jej nie ignorujesz, tylko opierasz się i próbujesz się tych myśli pozbyć. Próbujesz myśli kontrolować.
Jednocześnie próbujesz nie chcieć tego, czego pragniesz, bo wierzysz, że tego potrzebujesz do życia, do szczęścia i by nie cierpieć.
Mentalizacja nie jest bolesna. Doświadczasz bólu, bo się opierasz.
Żadna ilość myśli – 5 czy 5 milionów – nie są w stanie Ci nic uczynić.
Raz jeszcze – nie wiem o Tobie nic, nie znam 1% faktów. Dlatego danie Ci jakiejkolwiek pojedynczej rady naraża Cię na przywiązanie się do niej, uważanie, że to najważniejsze, co możesz zrobić.
Ale ja nie znam Twojej sytuacji, więc nie wiem jaki jest teraz ważny, odpowiedni krok dla Ciebie.
Skoro prosisz o jakąś radę, a nie o pomoc, to mimo tego co piszesz, nadal uważasz, że możesz sobie poradzić sam i że Twoja sytuacja wcale nie jest poważna.
Np. całe życie wpatrujesz się w myśli, bo uważasz, że ich potrzebujesz, tak jak pragnień, by coś osiągnąć, mieć, zatrzymać przy sobie, kontrolować.
Ale jak opisujesz – w życiu masz więcej bólu i zmagania, niż korzyści.
Masz to, czego nie chcesz i nie masz tego, czego chcesz.
Dlatego żadna rada nic tu nie da. Bo się trzeba przyjrzeć wielu sprawom. Całemu życiu.
chociaż wiem, że myśli to ściek I mam się z nimi nie utożsamiać.
Zgadza się.
Tylko to wiesz.
Ale to nic nie zmieniło. Tylko zacząłeś się teraz z tym zmagać i przez to zacząłeś doświadczać bólu.
Zamiast myśli ignorować, zupełnie się nimi nie interesować i spokojnie, chętnie coś realizować, zacząłeś myśli potępiać i próbujesz je na siłę usunąć, pozbyć się, zdławić, powstrzymać je, etc.
A to nic nie daje, o czym pisałem wiele razy.
Moimi dwoma marzeniami było praca w zawodzie, który wykonuję i własna rodzina. Jedno odhaczone. Na drugie się nie zanosi. Zacząłem czytać Potęgę Teraźniejszości Eckharta Tolle’go Może to coś da?
Ok.
Ale co ma to dać?
Tylko Ty odpowiadasz za swoje dążenia, doświadczenia, intencje.
Jak widzisz – wiesz, że myśli to bełkot i cóż to zmieniło? Tylko wprowadziło dodatkowe zmaganie i ból.
Teraz napchasz się kolejnymi informacjami. Efekt będzie taki sam. Coraz więcej zgrzytów, coraz więcej zmagania i pogubienia.
Bo to co robisz to INDOKTRYNACJA informacjami. Tylko je wiesz ale nie jesteś z nimi spójny – INTEGRALNY.
Pozornie poprawne informacje starasz się realizować z dotychczasowego poziomu – którym jest ciągłe opór, zmuszanie się – siła.
Efekty są tego takie jakie są. Niezbyt pozytywne.
Chcesz rad. Ale jedną z rad było “myśli to bełkot, ignoruj je”. I to przyniosło tylko zmaganie. Bo nie chcesz spojrzeć na fakty – wcale nie chcesz ignorować tych myśli.
Uwielbiasz je. Uważasz, że ich potrzebujesz.
Sam mówisz, że to Twoje dwa największe marzenia życiowe. Jakże miałbyś ignorować te myśli? One tyle lat były dla Ciebie wszystkim.
I zauważ – jedno z dwóch największych pragnień odhaczyłeś. Czy przyniosło Ci to na co liczyłeś – szczęście, spokój, radość? Nie. Dalej się zmagasz.
Zapewne tylko odpadł jeden pretekst do męczenia się i potępiania. Ale jest jeszcze drugi.
Tego nie zmieni jakaś rada.
Dopóki nie dostrzeżesz, że problem jest rozległy i potrzebne jest podejście holistyczne, wzięcie się za to na poważnie, uczciwie, radykalnie szczerze, to możemy sobie gawędzić i latami, a Tobie wcale nie będzie się poprawiać i zapewne będzie coraz gorzej.
Nigdy nie chciałem mieć kolegów- mam ich od groma.
Bo tak jak w przypadku kobiety, nie chodziło o samych ludzi, tylko o to co masz/mógłbyś mieć z ich towarzystwa.
Dlaczego nigdy nie chciałeś mieć kolegów?
I dlaczego mimo to masz kolegów od groma?
Pora na uczciwość.
Zapewne utrzymujesz znajomości z poczucia winy – nie chcesz odmawiać spotkań i rozmów, bo byś się winił i zapewne projektujesz to na ludzi – nie chcesz, by to oni mówili o Tobie odludek, dziwak, samotnik, itd.
I pewnie nie z samego tego faktu, tylko obawiasz się, by ta reputacja nie dotarła do uszu kobiet, których pragniesz, bo to zmniejszyło by szanse, by się z nimi umówić.
Zgadza się?
Tyle, że nie mam czasu z każdym utrzymywać bliskich kontaktów i gdybym chciał z każdym iść na piwo regularnie musiałbym zostać żulem :D
Dlatego też istotne jest w życiu nadawanie priorytetów.
A żeby z wieloma osobami utrzymywać choć powierzchowny kontakt, bardzo dobre są imprezy. Wtedy jest duża grupa ludzi i masz możliwość z każdym spędzić trochę czasu i chwilę pogadać.
Ponadto – “iść na piwo” to nie jest jedyne co można robić z drugim człowiekiem, by mieć z nim relację.
Z tego ogromu znajomości wybierz 1-2, ewentualnie 3, które w Twoich oczach mogą być bardzo wartościowe i zacznij o nie dbać, pielęgnować.
Nikt Ci nie każe mieć 100 przyjaciół. Bo to nie byłaby przyjaźń, tylko jakieś qui pro quo.
Nikt Ci też nie każe codziennie rozmawiać z każdą z tych stu osób.
Zacznij żyć mądrze. Co więcej – sobie nadaj priorytet główny. Zadbaj o swoje dobro. Wtedy będziesz w stanie nie tylko realnie też dbać o dobro innych ale też dzielić się dobrem.
I nie oczekiwać niczego od innych. Dzięki temu utrzymywanie relacji będzie swobodne i pozytywne.
Zawsze chciałem mieć kobiety – nie mam ani jednej. Popadłem w straszną frustrację przez Tindera i inne apki. Kilka osób mnie ostrzegało, że idzie się zdołować podrywem online.
“Zdołowanie” to wybór wynikający z naiwności i rozczarowania (w tym przypadku) ale też nadal ślepoty na fakty.
A Ty nie chciałeś mieć kobiety, tylko to co wyprojektowałeś na kobietę/na posiadanie kobiety.
Ponadto – czy można MIEĆ kobietę? Kobieta to coś, co mamy?
Mam nadzieję, że widzisz jak narcystycznie to widzisz – jak większość facetów.
Kobieta to żyjąca istota. Jak Ty.
Są kraje, w których ludzie dojrzeli na tyle, że nie postrzegają nawet swoich zwierząt domowych, że je “mają” i są ich właścicielami.
Widzą to jako przyjaźń, jako członków rodziny. Są ze sobą z miłości, z wyboru, są swoimi przyjaciółmi. Nie z przywiązania i tych różnych urojeń jak “posiadanie”.
Ale w większości miejsc na Ziemi nadal brakuje tej fundamentalnej dojrzałości.
Ponadto nie mówisz też jaką wartość, sens i znaczenie nadałeś kobietom czy konkretnym kobietom, ani relacjom z nimi.
Weź pod uwagę, że “chcę” to jeszcze nie jest decyzja. Masa ludzi chce tysięcy rzeczy ale nie ruszą tyłka, by to osiągnąć.
Powodów może być wiele ale jednym z ważnych jest zupełny brak analizy jaką wartość, znaczenie i sens to dla nich ma.
Nie miałem prawie żadnych par, chociaż profil odpicowany był, że mucha nie siada.
Pewnie właśnie dlatego – bo sobie wypisałeś tyle atrybutów, że system nie dopasował Ci tak odpicowanej babeczki. ;)
Całe Twoje życie pokazuje, że wielkie pragnienia wcale nie pomagają czegokolwiek osiągnąć, a tylko utrudniają.
Plus – nieświadomość tego, czego naprawdę chcesz, mogło być efektem, że wpisałeś sporo wykluczających się wymagań.
Tak jak mówiłem wcześniej – dobrze, by i temu tematowi – relacji damsko-męskich – przyjrzał się jakiś specjalista.
Wiesz, nigdy nie miałem kompleksów wyglądu, ba! Uważam siebie za całkiem zjadliwe ciasteczko ( jakkolwiek śmiesznie i nieskromnie to brzmi)!
To nie brzmi – to nie ma żadnego brzmienia.
Ty sam przypisujesz to brzmienie, czyli znaczenie – a czynisz to w oparciu o wstyd i dumę.
Zaś to dlaczego nie masz partnerki nie wynika z wyglądu – problem jest ciągle nierozpoznany.
Ja pracowałem z wieloma facetami, którzy nie tylko są przystojni ale też zadbani.
Ja sam mam paszczu jak malowanie. ;)
I wiem dobrze jak wygląda problem wstydu, ujmowania sobie wartości.
A widziałem mężczyzn subiektywnie dużo mniej atrakcyjnych, którzy jednak zgarniali laseczki jak krupier żetony w kasynie.
Do mnie w klubach kleiły się dziesiątki kobiet. I nie przerysowuję tego. Masa historii.
Z zewnątrz wyglądało to być może jak facet może nawet znużony, że znowu to samo – idzie na parkiet, w kilka chwil jest otoczony przez babeczki.
Ale w środku byłem przerażony, zamrożony, bez celu, bez decyzji, bez spokoju, bez radości. Panikowałem. Nie miałem pojęcia co mam z tym zrobić.
Nie byłem nawet wdzięczny. ;)
Przez Tindera właśnie zacząłem swoją atrakcyjność podważać.
Tak, bo najpierw wyprojektowałeś swoją atrakcyjność – a tak naprawdę znaczenie – na ciało.
Gdy okazało się, że ciało nie daje Ci tego, na co liczyłeś, naturalnie zacząłeś podważać to znaczenie.
Ale projekcji nie przestajesz dokonywać.
Dlatego powiedziałem, że to co czynisz, czynisz przez wstyd. Który nie znika. I dla którego znajdujesz teraz wytłumaczenia.
A żeby wstydu unikać, może się obwiniasz i boisz. Może też denerwujesz na siebie, może już też na kobiety.
Ten wstyd interpretujesz zapewne jako “brak wartości/niska wartość”.
Wiesz, problemem staje się to że tinder i inne aplikacje randkowe stają się powoli dosłownie jedynym, dopuszczalnym społecznie sposobem na poznawanie nowych osób z poza kręgu aktualnych znajomych.
Bzdura totalna.
Ale oczywiście brzmi logicznie – perfekcyjne usprawiedliwienie dla swoich niepowodzeń i nieświadomości realnego źródła problemu.
Ja ciągle zagaduję do ludzi w rozmaitych sytuacjach – od kolejek w sklepie, po spotkanych obcych ludzi na ulicy, po basen, itd. Reakcje są pozytywne w 99% sytuacji.
Dlaczego? Bo rozmowa na żywo, nawet dwójki obcych ludzi, to coś absolutnie normalnego. Zawsze było, jest i będzie. Niezależnie od przelotnej mody na inne środki komunikacji.
Zagadywanie do randomowych kobiet jest coraz bardziej potępiane społecznie
To wylicz mi proszę ile razy Ty zostałeś potępiony społecznie za robienie tego.
Bo jeśli teraz mówiąc to skrycie bierzesz pod uwagę zasłyszane “faile” innych ludzi, to budujesz sobie nierzeczywisty obraz oparty o nieszczere wyznania. Bo pojęcia nie masz dlaczego inny mężczyzna mógł zostać potępiony za coś normalnego.
A zapewne dlatego, bo nie był z tym integralny, nie był szczery w swoich intencjach i robił to nienormalnie.
(np. Reklama firmy L’Oreal sugeruje że
Ach, reklama szamponu sugeruje…
To dużo wyjaśnia. :)
zawsze kiedy facet chce zagadać do dziewczyny np. na ulicy będzie to odebrane jako molestowanie i trzeba go powstrzymać ).
Więc dla Ciebie reklama zastępuje Twoje życie, doświadczenia.
Przypominam – żyjemy w rzeczywistości doświadczalnej, a każde doświadczenie jest radykalnie subiektywne.
Co oznacza, że my jesteśmy jedną z decydujących składowych.
Ja podszedłem w taki sposób z czystym sumieniem około 30 razy ( przedtem podszkoliłem się trochę materiałami o uwo) i w zasadzie za każdym razem było “jesteś bardzo miły, schlebia mi to, że zagadałeś I dziękuję, ale mam chłopaka. Trzymaj się, miłego dnia!”
Potępienie społeczne aż świszczy!
Jak widzisz – dla kobiet to jest miłe i schlebia im, że podchodzi do nich obcy facio. A nie kurna reklama L’Oreal… stary.
Zaś resztę można doszlifować z trenerem.
A wielu Ci powie, że fundamentem nie jest to co powiesz, jak podejdziesz, itd.
Tylko Twoje wnętrze – spokój, odpuszczenie, mądre nadanie wartości dla samych relacji i seksu.
To jak widzisz siebie i kobiety, jaką wartość ma to, co robisz w życiu, jaką wartość ma Twoje życie, Twoje cele.
Masa kobiet mówi, że atrakcyjne jest dla nich, by mężczyzna miał pasję. Jakiś odgórny cel. Coś innego, niż same kobiety.
Bez tego to trochę jakbyś wszedł na konia i siedzisz. Cudownie się siedzi, koń może mieć radochę, że ma możliwość przebiec się z człowiekiem.
Ale siedzisz i tyle.
Czego brakuje? Celu tego wszystkiego. Iiiihaaaa! I jazda przed siebie! Celem wejścia na konia nie było wejście na konia, tylko wspólna podróż i związana z nią radość.
Ze trzy razy dostałem facebooka, ale kontakt się urywał. Randek- zero. Mimo, że efektów prawie nie było- bardzo to polubiłem. Podchodzenie do kobiet dawało mi dużo więcej przyjemności niż apki. Jak pierwszy raz zagadywałem to skakałem z radości, że była dla mnie miła. Co tam, że odprawiła mnie z kwitkiem.
Więc widzisz – że nic takiego jak “odrzucenie” nie istnieje, a można się nawet cieszyć, bo w końcu ruszyliśmy tyłek i nie jest to nic tragicznego, nie musi być błagalnym uniżaniem się.
Ale jeszcze brakuje uczciwości. Ja nie zajmuję się treningami w tych tematach. Znajdź sobie nauczyciela to Ci raz-dwa wskaże co jest nie tak.
W dodatku ja pracuję zdalnie, z domu. Nie mam możliwości tworzyć sobie tak wielu okazji do przebywania wśród ludzi.
Nie masz możliwości?
Masz możliwości, by mieć możliwości.
Pamiętaj, że masz to co wybierasz mieć.
Nie masz możliwości, bo ich nie tworzysz.
Być może ty Piotrze nie widujesz tego zjawiska ( nie mam pojęcia ile masz lat, ale na pewno jesteś już dojrzałym mężczyzną, który wiele przeżył, wiele widział i ma dużo więcej doświadczenia życiowego), ale osoby w mojej grupie rówieśniczej (25-30) mają ogromne problemy z poznawaniem dziewczyn.
Nie dziwne, jeśli reklamę szamponu uważasz/uważacie za wyznacznik postępowania całego społeczeństwa. :)
Ty mów o sobie. Mów dlaczego Ty masz problemy z poznawaniem kobiet.
A nie przypisuj tego jakimś “zjawiskom”, “czasom”, etc.
Problem społeczny się pogłębia, bo króluje głównie internet,
Uważam, że problem ten jest cały czas taki sam, tylko znajdowane są dla niego coraz to liczniejsze racjonalizacje.
To wstyd, wina, lęk, opór. I standardowe ich projekcje – np. potępianie się, ujmowanie sobie wartości, etc.
Wielki wpływ ma też na to porno, które pokazuje wynaturzony, nienormalny, niezdrowy, toksyczny obraz relacji i seksu.
a nie kontakt twarzą w twarz. 80 procent moich kolegów nie ma dziewczyny ( żebyś sobie nie myślał- każdy z nich to naprawdę ogarnięty facet, a nie jacyś nieudacznicy),
Są różne rodzaje inteligencji.
Można być ogarniętym finansowo, a bardzo nieogarniętym społecznie.
Inteligencja finansowa nie musi mieć wiele wspólnego z inteligencją międzyludzką.
Inteligencję najlepiej budować na bazie doświadczenia człowieka (bardziej) inteligentnego w danym zagadnieniu i pod jego okiem.
Dlatego na każdym poziomie rozwoju jako dzieci i dorośli mamy nauczycieli. Od przedszkola – opiekunki, po szkoły, studia, pracę. Zawsze jest ktoś, kto lepiej ogarnia, prowadzi nas, pomaga.
Ale w końcu odpowiadamy za swoje życie i sami powinniśmy szukać ludzi rozwiniętych, inteligentnych w tych obszarach życia, które sami chcemy polepszyć, bo np. nasi dotychczasowi opiekunowie i nauczyciele nie byli pod tym względem ludźmi sukcesu (przynajmniej nie takiego jaki my chcielibyśmy odnieść).
Jak chcesz lepiej grać w tenisa, to idziesz na lekcje tenisa do nauczyciela tenisa, a nie gitary, zgadza się?
Możesz pograć sobie z kumplami ale jeśli oni nie odnieśli sukcesów, to Wasz wspólny czas podczas grania w tenisa może być sympatyczny, pełen radości, itd. Ale ostatecznie nie będziesz grał lepiej.
Dotrzesz do jakiegoś pułapu i się na nim zatrzymasz.
I zauważ – tak jest w relacjach z kobietami. Utrzymujesz poziom jak 80% Twoich znajomych.
A żeby wybrać drogę dalej, no to potrzebna jest podstawowa uczciwość – że masz problem i potrzebujesz pomocy, prowadzenia, etc.
Jak widzisz, brakuje tego ok. 80% Twoim kolegom.
ani nie ma warunków ku temu by mieć, bo nawet koleżanek nie mają.
Ależ to każdy z Was stworzył i nadal tworzy te warunki.
Ty mówisz, że pracując zdalnie nie masz możliwości tworzenia sobie okazji. No sam odbierasz sobie moc twórczą nad własnym życiem.
Jak mówiłem – brakuje uczciwości. Żadna rada cudów nie uczyni.
Prawdą jest – możesz np. wstać wcześniej, wybrać się w różne miejsca, gdzie ludzie np. poruszają się komunikacją miejską. To fantastyczne miejsce do poznawania kobiet. Plus – masz pewność, że taka kobieta ma pracę. ;)
Co godzinę możesz zrobić sobie kwadrans przerwy i w tym czasie wyjść na dwór i zagadać do tylu osób, ilu zdołasz.
Podobnie – po pracy, wieczory. Codziennie masz setki możliwości poznania kogoś.
A w tej sytuacji praca może stać się wygodnym usprawiedliwieniem i pretekstem, by nie organizować swojego czasu zgodnie z priorytetami.
Ci, którzy są w związku trzymają się z jedną dziewczyną od liceum albo nawet dłużej- od podstawówki. Realnie nie znam ani jednej pary, która poznałaby się inaczej niż przez szkołę/uczelnię lub ewentualnie wspólnych znajomych.
Bo nie szukałeś takich osób.
To Twój sposób na potwierdzenie sobie swoich racji – że nie da się inaczej, że nie można, bo Tinder coś tam, bo reklama L’Oreal coś tam, bo znajomi…
To że oni tak nie postępowali NIE oznacza, że nie da się inaczej i NIE oznacza, że dlatego nie poznawali kobiet na ulicy, bo jest to potępiane, bo coś tam…
Wstyd, wina, strach, nieświadomość wartości i znaczenia – to wszystko stricte wewnętrzne.
Najlepsza para jaką znam trzyma się ze sobą od 1 gimnazjum. Naprawdę chciałbym Piotrek żeby to było TYLKO moje marudzenie,
I jest. :)
Na razie z inteligencji nie korzystasz twórczo w tym obszarze.
Poszukaj ludzi, którzy żyją inaczej i zacznij się nimi inspirować.
ale poza nim są to tez proste obserwacje otaczającego świata.
To co widzisz potwierdza Ci Twoje racje. To mogą być przykłady, które nie stanowią dowodu na nic. Tylko na różnorodność życia i doświadczeń.
Pytanie jednak – czego nie widzisz?
Mówisz o “otaczającym świecie”. Ale cząstka świata jaką obserwujesz to 0,000000000000000001% całości.
Można powiedzieć – “proste obserwacje mojego świata, którym się otoczyłem, który sobie stworzyłem, który wybrałem”.
Ale jest jeszcze dużo więcej.
Tak jak praca zdalna sądzisz, że Cię ogranicza. To jest ta prosta obserwacja świata? Nie. To nie jest obserwacja, tylko Twoja decyzja jak to sobie przedstawiasz.
Ja widzę pracę zdalną jako wolność, wiele możliwości.
Bo powiedz – gdybyś do pracy jeździł do biura ale własnym samochodem – to czy miałbyś więcej możliwości czy mniej?
Gdybyś widział kobietę, to problem byłby taki sam – zatrzymać się, wysiąść, podejść, porozmawiać.
Tak jak teraz – zatrzymać się, “wysiąść” z domu, podejść, porozmawiać.
Chociaż może widzę tylko to, co chcę, bo już jestem zniechęcony.
Naturalnie!
To jest prawda.
Co oznacza, że pierwszym krokiem może być odrzucenie tego zniechęcenia na rzecz rozwoju, ochoty, otwartości na nowe.
Uważam, że ciężko jest być mężczyzną w dzisiejszym świecie
Ależ jesteś i nie musisz nawet kiwnąć palcem. Urodziłeś się mężczyzną – to się stało bez Twojego zmagania.
A to teraz jest to biadolenie, a nie “prosta obserwacja na temat świata”.
Sam mówisz – 30 razy podszedłeś, cieszyłeś się z tego jak komar na końskiej słabiźnie i raz mówisz, że Twojej generacji jest trudniej poznawać kobiety, bo to jest jakoś społecznie potępiane i tylko Tinder ma znaczenie, a za moment dodajesz, że jesteś zniechęcony.
Więc widzisz, że miotasz się między dwoma skrajnie, zupełnie różnymi obrazami świata.
Nawet negujesz własne doświadczenia.
I kolejną racjonalizacją jest, że ciężko jest być mężczyzną. Powiem Ci kiedy było ciężko być mężczyzną – gdy jedynym rozsądnym sposobem, by zyskać wartość w oczach innych było zostanie żołnierzem i każdego dnia ryzykowanie własnym życiem podczas mordowania innych. Gdy nie było innych opcji, niż amputacja zranionej kończyny (i to bez znieczulenia) i umieranie w męczarniach przez dowolne zakażenie.
A teraz jakie są to problemy? Czym są te trudności i jakie są ich przyczyny? Analizę zacznij od uczciwego przyjrzenia się swojemu wnętrzu.
Ponownie – temat niskiej wartości jaką mężczyźni widzą w sobie ma wiele fundamentów, a jednym z nich jest to, że ta wartość nigdy nie była budowana dobrze i zdrowo. Praktycznie zawsze była oparta o to, co mężczyzna ROBI i MA.
A temu także my sami nadajemy wartość, sens i znaczenie.
i trzeba zapuścić jaja wielkości piłek plażowych, żeby cokolwiek ogarniać.
Skoro tak uważasz, no to tak musi być. Nie ma innej opcji!
A skoro tak uważasz, skoro wiesz co jest rozwiązaniem – dlaczego tego nie zrobisz?
Zauważ, że już zrobiłeś to, co wielu przeraża – 30 razy podszedłeś do obcych kobiet na ulicy. Uczyniłeś to nawet nie mając tych plażowych piłek w spodniach. Dla wielu to już jest odwaga i jaja jak ze spiżu.
Nie zdychałeś po tym wymęczony. Tylko mówisz, że Ci się to nawet spodobało…
No ja tu nie widzę areny smutku i cierpiętnictwa.
Brak randek nie jest konsekwencją “braku jaj”. Tylko niskiej inteligencji – m.in. nieświadomości własnych dążeń, intencji, nadanych wartości, znaczenia i sensu, a także opieraniu tego o wstyd, winę, strach, żal.
Jednak możesz przez to zauważyć, że brak randek był efektem tego, że jednak się czegoś bałeś. Ale sądzisz, że aby “pokonać” ten strach potrzebujesz jakiejś niesamowitej odwagi, wręcz heraklesowej tężyzny mentalnej, by przekuć “cześć” w dalszą relację. A szczególnie – w relację seksualną.
Pytanie – czy problemem są jakieś wielkie braki – np. braki odwagi?
A czym jest odwaga? Jak ją zyskać? Skąd się bierze?
A jeżeli chodzi o kobiety to już w ogóle trzeba mieć psychę z tytanu, żeby po tylu koszach gadzi mózg nie zwariował.
To już jest jakaś absolutna fantazja.
Mózg nie ma możliwości zwariować, tak jak Twoja ręka czy noga.
Fakty można akceptować i wyciągać wnioski.
Oczywiście można i tysiące razy przez dziesiątki lat walić głową w ścianę i dziwić się, że głowa boli, a ściana stoi – czyli robić to samo i liczyć, że w końcu się uda.
Ty nie przedstawiłeś nawet jednego faktu z tych 30 podejść, ani swojej intencji, nic. Tylko mówisz “podszedłeś W TAKI SPOSÓB”… tak jakby podejście i sposób na nie było jedno, jakby to był jakiś pojedynczy scenariusz, który każdy odgrywa i jego rezultat zależy od jakiegoś ezoterycznego aspektu – np. genów.
I powiedz – czy Ty potrzebowałeś “psychy z tytanu”, by nie zwariować po 30 “koszach”?
Sam mówisz, że się nawet cieszyłeś.
Co znowu podważa tą argumentację i pokazuje, że to tylko biadolenie.
Pozdrawiam Cię serdecznie i wszystkich twoich klientów oraz czytelników. Pogody ducha i szybkiego powrotu do zdrowia kochani!
Dziękuję!
I mam pytanie – co to jest zdrowie?
Dlaczego uważasz, że do zdrowia się wraca?
To znaczy, że kiedyś miałeś fajne, zdrowe relacje z kobietami i możesz do tego stanu wrócić?
Gdyby ludzie żyli zdrowo – czyli normalnie – to nie potrzebowaliby do czegokolwiek wracać, bo żyliby ciągle zdrowo i normalnie.
Ja nigdy nie żyłem zdrowo i normalnie.
Tak się mogło tylko wydawać, gdybym naiwnie ignorował fundamentalne fakty – byłem dzieckiem, które swoim życiem kierowało źle – destruktywnie. Pewne niedojrzałe zachowania były normalne dla dziecka. Ale tylko z założeniem, że pozna lepsze alternatywy i je wdroży. Słowem – dojrzeje.
Dwa – konsekwencje.
Oraz wszystkie błędy, które popełniłem po drodze, wszystkie negatywne wybory, które zamiotłem pod dywan i wiele więcej.
Gdybym chciał do tego wrócić, to byłaby tragedia, a nie zdrowie.
Do zdrowia i normalności dopiero zacząłem się rozwijać – ewoluować. Bo tego w moim życiu nigdy nie było.
Zaś to się nie bierze z ciągłego stosowania jakichś technik, cuda-wianków, etc. Tylko z fundamentalnej uczciwości.
Zastanów się – do czego Ty chciałbyś wrócić?
A może w ogóle cofnąć się 100 lat, bo wtedy bycie mężczyzną było taaaaakie łatwe?
No kiedyś było spoko – mord był na porządku dziennym. Kobiety można było złapać za włosy, zaciągnąć do stodoły i zgwałcić, szczególnie na wojnach, które ludzie toczyli ciągle. Łatwizna!
Większość liczy, że można wrócić np. do czasów, gdy się jeszcze tak nie potępiali, nie obwiniali, nie żalili za np. “stracone szanse”, “zmarnowaną młodość” , “niewykorzystane najlepsze lata swojego życia”.
Ale to tylko i wyłącznie ich opinie. To nie są fakty. Ale są wygodne, bo można się nimi wiecznie usprawiedliwiać.
Najlepsze lata Twojego życia – i naprawdę cudowne – nadal mogą być przed Tobą. Ale to Ty odpowiadasz za swój los. To się magicznie samo nie przydarzy.
Łatwo grać ofiarę czasów, a nawet swojej płci.
Wiesz, z tym jest tyle problemów i są tak popularne, że stworzono filozofię gender i się teraz uważa, że płeć to tylko idea i jak z nią jest komuś niewygodnie, to sobie może wybrać inną płeć!
Albo w ogóle wymyślono, że jest niebinarność. Nawet i zaimki powstały do tego. Niektórzy nie nazywają się członkiem lub członkinią jakiejś organizacji, tylko “człończem”.
Nie określa się jako on czy ona tylko “ono/jego”.
Nie mówi o sobie rzecznik czy rzeczniczka prasowa, tylko rzecznicze prasowe!
Co pokazuje poziom zdrowia ludzi – i to całych mas.
Bo to dążenie – gdy coś staje się powszechne, uznaje się to za normalne i dorabia się do tego racjonalizacje, usprawiedliwienia, itd.
Tak jak widzisz, że skoro Twoi znajomi mają problemy z kobietami, to te problemy są wpisane w tą generację albo z niej wynikają, do tego jeszcze te Tindery i reklamy szamponów!
To jakby w całym kraju panowała grypa, grypę uznano by za normalną i nikt by jej nie leczył. Co więcej – ludzi zdrowych uważano by za dziwadła. I mówienie, że ludzi trzeba leczyć traktowano by jako szaleństwo, zabraniano by używania słów “leczenie” oraz nawoływanie do leczenia widziane byłoby jako przestępstwo, wyraz niegodziwości, nietolerancji, itd.
A mówię o tym, bo gdy przyjrzysz się dlaczego Tobie źle się żyje “jako mężczyzna”, stanie się jasne, że to nie ma nic wspólnego z płcią.
Płeć to w tym problemie tylko cel projekcji. Czego? Wstydu, winy, żalu, lęku.
Żyjemy w cudownych czasach. Mamy ogrom możliwości niedostępnych nigdy wcześniej. Mamy rozwiązania podane na tacy. Mamy wszechobecne połączenie z setek milionów ludzi i ich doświadczeń. Jest ogrom ludzi wykształconych, doświadczonych, którzy przeszli masę niepowodzeń, rozwiązali masę problemów, wyszli z masy kłopotów, którzy uzdrowili masę chorób, etc.
Tylko niewielu ani rozumie te możliwości, ani wpisane w nie zagrożenia, ani to, że ludzi uczciwych jest na tej planecie mniejszość.
I nie mówię, że co drugi chce nas okłamać, wykorzystać, etc. Tylko nawet Ty sam nie dostrzegasz jak przesłaniasz sobie fakty marudzeniem, biadoleniem. Nawet usprawiedliwiasz się reklamą szamponu.
Widzisz jak sam kleisz się do tego, co negatywne. Bo widzisz to jako prawdę, jako coś pozytywnego.
Zaś problemy, które wypisujesz są w esencji tym samym, co zawsze. Tylko mają teraz inne wytłumaczenia, racjonalizacje, etc.
Np. pracujesz zdalnie. Czyli nie musisz poświęcać czasu, by się codziennie rano szykować do pracy i przebyć drogę z domu do miejsca, w którym pracujesz. Co nazywasz “Nie mam możliwości tworzyć sobie tak wielu okazji do przebywania wśród ludzi.”
Ale wystarczy, że zaoszczędzony czas poświęcisz właśnie na to.
Jednak ta wygoda ma dla Ciebie priorytet i używasz jej jako usprawiedliwienia, wmawiania sobie niemocy, choć prawda brzmi “NIE CHCESZ”.
A czego nie chcesz? Np. tego potępienia, którego jeszcze nie otrzymałeś, no ale reklama L’Oreal przecież o nim dudni!
Fundamentalna, radykalna szczerość to podstawa.
A żeby człowiek zaczął mówić prawdę – czyli zrezygnował z tych wszystkich racjonalizacji, usprawiedliwień, narzekania, ukrywania, itd. – często musi solidnie pierdolnąć o glebę.
Trzymanie człowieka za uszy na siłę to wielki błąd i krzywda. Bo w ten sposób nigdy nie zacznie wybierać szczerości.
Widzisz, że nie dałem Ci rady. Ale mam nadzieję, że dość wyraźnie opisałem Ci otaczający świat w nieco większym natężeniu zrozumienia.
Które opcje pomnożyło, nie ujęło.
Oczywiście w każdy czas, okres, wpisane są zagrożenia. Czasem nowe, czasem te same.
Np. mamy teraz ogólny dostęp do internetu oraz rekordową ilość ludzi na planecie.
Jednocześnie więc mamy rekordową ilość ludzi narzekających, biadolących, grających ofiarę, usprawiedliwiających się, mających te same problemy, choroby, niedojrzałych, itd.
Niegdyś głupka wioskowego, który zaczynał rozrabiać w karczmie wywalało się albo prowadziło do domu. W ten czy inny sposób separowało się od reszty.
Dzisiaj tzw. “poprawność” słowa każdego stawia na równi. Słowa głupców i mędrców. Coraz trudniej rozpoznać jest jednego od drugiego.
Dziś chory i zdrowy ma taką samą wartość.
Chorobliwie grupy i wysportowany? Tak samo. Ba, można dostrzec, że nawet zdrowie i normalność, sukcesy, dbanie są coraz bardziej potępiane.
Szczególnie w Polsce łatwo możemy zobaczyć, że patologie są “podlewane”, a niszczone zdrowie.
Ale to od naszej intencji zależy kogo będziemy słuchać. Bo oczywiście głupiec poda Ci bardzo wygodne usprawiedliwienia i racjonalizacje. Będziesz się z nimi dobrze czuł. Co więcej – zgodzi Ci się to z Twoimi wnioskami – “nie możesz, bo trudne czasy dla bycia mężczyzną”.
Ale człowiek mądry może pchnąć Cię dalej. Nie na siłę. Bo nikt Cię nie zmusi do lepszego życia.
I to będzie niekomfortowe. Bo gdyby wszystkie blokady zostały usunięte, już żyłbyś lepiej.
A żeby je usunąć, najpierw trzeba zdać sobie z nich sprawę. Pierwszy krok uwalniania to nawiązanie świadomego kontaktu z emocją.
Tego brakuje pewnie ponad 90% ludzkości, jak nie 95%.
Kilka dni temu byłem na basenie. Paczam, leżą płetwy. Nigdy nie pływałem z płetwami, chciałem zobaczyć jakby to było.
Ale wszystkie były za małe. Zrobiłem 2 rundki, wracam, a tu leży nowa para, dobra dla mnie. Przymierzyłem, przepłynąłem kilka długości.
Gdy wróciłem, jakaś babka patrzy się na mnie. Mówi, że te płetwy są prywatne. Uśmiechnąłem się. Zdjąłem, oddałem i mówię, że nie wiedziałem ale bardzo fajnie się pływa.
Zapytałem z uśmiechem ile jestem jej winien. Zaczyna mówić – “oooo…” Pytam – “a uśmiech wystarczy?” Uśmiechnąłem się szeroko. Odpowiada – “nooo, za to to będą ze 3 uśmiechy”. Uśmiechnąłem się drugi raz. Tak szeroko, że aż zamknąłem oczy. Pani też się uśmiechnęła. Spłaciłem dług. ;)
Byłem spokojny, uśmiechnięty, nie poczułem ani krztyny winy, bo doskonale wiedziałem, że nie zrobiłem nic złego, ani nie miałem pojęcia, że są to czyjeś płetwy.
Gdy potem siedziałem w jacuzzi, wchodzi mężczyzna z dzieckiem, pyta czy można.
Odpowiadam surowo “NIE!” i zaczynam się śmiać. Oni też się zaczęli.
Sama przyjemność.
Potem widzieliśmy się jeszcze w szatni i powiedział, że fajnie było.
Jeśli Twoje intencje są szczere, nie masz szans zrobić coś złego. Oczywiście – znajdą się osoby, którym się to może nie spodobać lub nie spodobać w danych okolicznościach.
Wystarczy to zrozumieć.
Np. jednej kobiecie spodoba się, że do niej podszedłeś, a innym nie. I jednej z tych innych może się to nie spodobać, bo jest zestresowana, bo np. 5 minut wcześniej dostała telefon, że jej mama zachorowała. Innej może się nie podobać, bo się spieszy do pracy i nie ma czasu na rozmowę. Innej może się nie podobać, bo wiele razy podchodził ktoś obcy i były to doświadczenia głównie negatywne. Co pokazuje, że to w ogóle Ciebie nie dotyczy. Ich reakcje to ich problemy.
A Ty możesz to przebudować na pozytywne. Oczywiście – nie zawsze to będzie możliwe ale znowu – jeśli to rozumiesz, to nie jest problemem.
Innym powodem, dzięki któremu wielu mężczyzn uważa, że w tych czasach jest trudno być mężczyzną jest to, że z kobiet wiele kajdan wreszcie zostało zrzucone.
Kobiety powoli odzyskują moc. W tym w ogóle w wielu krajach prawo do życia i do decydowania o swoim życiu.
Bo praktycznie od zawsze kobieta to był przedmiot i nic więcej. Nadal są kraje, gdzie kobieta jest mniej warta od zwierzęcia rolnego.
Całkiem niedawno pewien czołowy polityk polski powiedział, że kobiety też mają prawo do życia.
A do tej pory OBOWIĄZKIEM kobiety było się ożenić i rodzić dzieci. A najlepiej chłopców. Oraz gotować facetowi żarcie. To wszystko.
Thermomix ma więcej funkcji!
Zmierzam, że mężczyzna, którego praca praktycznie znaczyła wszystko, nagle widzi, że kobieta też może pracować i to nawet tak samo efektywnie jak on!
Nagle praca przestała mieć znaczenie decydujące o wartości mężczyzny.
Kobieta nie tylko ma już tylko siedzieć w domu, sprzątać, gotować i wychowywać dzieci.
Co z tym fantem zrobić? Co więcej – wiele kobiet nie chce być widziana jak przedmiot. Nie chcą ZWIĄZKU, tylko miłości, szacunku.
Nagle okazuje się, że siła to za mało. Pieniądze to za mało. Bo wiele kobiet już same ogarniają sobie bezpieczeństwo i pieniądze.
Dlatego u wielu mężczyzn ta wartość maleje. Nagle pojawił się problem – czym tu oczarować kobietę, czym się wyróżnić, czym ją zatrzymać? Skoro już nie można grozić, bić?
Skoro kobieta sama może się utrzymać?
Co więcej – jest tak wielu ludzi, że nie ma teraz np. jednego kowala w wiosce. Nagle w jednej korporacji pracują setki mężczyzn wykonujących dokładnie taką samą robotę!
Wielu zarabia więcej, ma więcej, itd.
W oczach człowieka nieintegralnego jego wartość cały czas maleje. Rośnie wstyd, wina, żal, lęk.
W oczach kobiet ma znaczenie coraz więcej aspektów. Nie tylko ileż to ludzi mężczyzna zarżnął i ile dzieciaków może spłodzić.
Co więcej – dla wielu nie liczy się już tylko siła, jak bardzo może być wściekły i dumny ale zaczyna mieć znaczenie INTEGRALNOŚĆ. W tym szczerość, uczciwość.
Kiedyś liczyło się tylko, byle wrócił żywy z kolejnej wojenki. Na tarczy, nie z tarczą.
Oczywiście pożądanie nadal jest takie samo, to aspekt zwierzęcy ale też kreatywny.
Dlatego niegdyś nawet to, że żołnierz jechał mordować innych żołnierzy w obronie kraju było postrzegane jako kreatywne. I nadal jest, choć i to ma szeroki przekrój – od przykrej konieczności, po nawet sadystyczny dogmat religijny.
Mówienie “nie mogę” to jedna z największych blokad kreatywności.
A co kryje się najczęściej pod percepcją “nie mogę”? Lęk wobec wstydu i winy. Czyli też wina i wstyd. Które już projektujesz nawet na sprawy normalne jak rozmowa na ulicy. Uważasz, że całe społeczeństwo to może potępić.
Tak wygląda przykładowa projekcja wstydu i winy.
Możesz się zastanowić – co naprawdę miałoby być potępione? Co Ty w tym wszystkim próbujesz osiągnąć i w jaki sposób? Ile jest w tym zła? I jeśli jest, to czy nie możesz tego zastąpić dobrem?
I podpowiedź – właśnie sam fakt, że tak popularne stały się internetowe serwisy randkowe spowodowało, że podejście na żywo jest czymś coraz bardziej wyjątkowym, rzadkim, jeszcze bardziej znaczącym wyrazem odwagi.
Gdy rozprawisz się z problemami wewnętrznymi, zobaczysz, że te internetowe serwisy to nie jest problem, tylko dodatkowa opcja. To nie utrudnia życia, tylko otwiera więcej drzwi.
Ale trzeba nauczyć się z nich twórczo korzystać.
Ja akurat przyjaciół ( męskich) zawsze miałem, mam z kim pogadać, mam z kim iść na piwo po pracy, pod tym względem jest w porządku. Natomiast jeśli chodzi o kobiety po tak licznych niepowodzeniach stwierdzam, że to chyba serio nie dla mnie. W ostatnim okresie spotykałem się z wieloma, ale każda traktowała mnie jak kolegę mimo bardzo wyraźnych sygnałów. Myślałem, że zapraszając gdzieś kobietę nie powinno się używać słowa “randka”, bo dziewczyna się wystraszy i speszy i nie chciałem wytwarzać na kobiecie presji, ale chyba jednak trzeba skoro one są takie niedomyślne. Albo tylko ja trafiałem na same drewna, które nie umieją flirtować, peszą się, jakby były zakonnicami i nie mają w sobie żadnego luzu. No tak, do tego, żeby wysłuchiwać o ich problemach albo ciągle zabawiać je żartami z rękawa i za nie płacić w knajpach to jestem dobry, ale żeby się ze mną pocałować albo przespać to już fuj fuj. Strasznie jest to dla mnie irytujące. Rozumiem, jakbym był niekulturalny, czy wulgarny, ale mój flirt akurat jest normalny. Może jestem jakimś seksistą, mizoginem albo innym dziwakiem, ale ja jako facet nigdy nie miałem potrzeby “przyjaźni z kobietą”. Od przyjaźni zawsze miałem facetów. No i dla mnie to jest dosyć logiczne, więc nie rozumiem, dlaczego kobiety mają takie coś w głowie, ze facet może zapraszać je jedynie na “koleżeńskie” spotkanie. Dla mnie przeciętna kobieta nie ma na tyle ciekawej osobowości, charyzmy, zainteresowań, czy poczucia humoru żeby chcieć z nią tylko i wyłącznie rozmawiać i nie chcieć od niej relacji intymnej. Czasem czuję przez to podświadomie, że jestem złym człowiekiem mając taki stosunek do kobiet i wstydzę się tego, ale no takie mam percepcje a nie inne. No i właśnie mam pytanie, czy jest to Twoim zdaniem normalne?
Ostatnio na takiej “randce” na zewnątrz byłem spokojny, ale wewnątrz szlag mnie trafiał i miałem ochotę wybuchnąć. Miałem przez chwilę nawet ochotę wydrzeć się na nią w tej kawiarni, czy naprawdę jest tak tępa, że nie widzi tego, co próbuję jej przekazać. Tego jak na nią patrzę i tego jak próbuję flirtować, pokazywać, że chciałbym od niej czegoś więcej. Idiota z połową mózgu by się domyślił nawet, a co dopiero kobieta po studiach. Już naprawdę dałem z siebie wszystko, byłem pewny siebie, zdecydowany, starałem się być czarujący, droczyłem się, flirtowałem, czułem że odwaliłem kawał dobrej roboty w tym całym podrywie. Kiedy złapałem ją za rękę podczas rozmowy ona zabrała ją natychmiast, popatrzyła się na mnie z pogardą i powiedziała ” co ty robisz, przecież to tylko koleżeńska kawa”. Już nie miałem siły wtedy naprawdę na nic i zakończyłem to spotkanie. Nie mam ochoty już nawet próbować, bo po każdym takim spotkaniu chce mi się wymiotować, a potem nie mogę spać, bo zastanawiam się co jest ze mną nie tak. Kuba super kolega, normalnie świetny gość. Tylko, że ja nic z tego nie mam.
Ja akurat przyjaciół ( męskich) zawsze miałem, mam z kim pogadać, mam z kim iść na piwo po pracy, pod tym względem jest w porządku. Natomiast jeśli chodzi o kobiety po tak licznych niepowodzeniach
Wystarczy przyjrzeć się intencjom, by zobaczyć, co nie gra.
Wobec męskich kolegów zapewne jesteś integralny – niczego nie ukrywasz, nie masz skrywanej agendy, nie wstydzisz się, nie boisz, nie osądzasz swoich dążeń.
A w przypadku kobiet już tak. Zapewne też wyłącznie wobec tych atrakcyjnych seksualnie dla Ciebie.
Zgadza się?
stwierdzam, że to chyba serio nie dla mnie.
To wielki błąd.
Brakuje fundamentalnej szczerości i odpowiedzialności za swoje działania, dążenia oraz ich intencje.
Porzucenie celu tylko dlatego, bo nie jesteś skuteczny w jego osiągnięciu, jest błędem, bo to uniemożliwia dokonanie niezbędnych zmian.
Nie TO jest dla Ciebie nieodpowiednie, tylko TY podejmujesz nieodpowiednie działania, by to osiągnąć.
W ostatnim okresie spotykałem się z wieloma, ale każda traktowała mnie jak kolegę mimo bardzo wyraźnych sygnałów. Myślałem, że zapraszając gdzieś kobietę nie powinno się używać słowa “randka”, bo dziewczyna się wystraszy i speszy i nie chciałem wytwarzać na kobiecie presji,
Pamiętaj, ja nie prowadzę serwisu o relacjach damsko-męskich.
Ale już ten krótki komentarz pokazuje wyraźne i podstawowe błędy.
“Nie powinno się”. Jakie “się”? Widzisz? Uważasz, że jest jakiś z góry napisany w pyle gwiezdnych scenariusz, który musisz bezbłędnie odtworzyć, inaczej będzie lipa. Że jest jakieś bezosobowe “się”, w które musisz się wstrzelić.
Coś “się” powinno, a czegoś “się” nie powinno. Na pewno? Skąd to wiesz? Kto Ci to powiedział? Ktoś, kto ma z kobietami szczere, fajne relacje, wliczając seksualne?
Jeśli dziewczyna wystraszy się randki, to po pierwsze – cholernie dziwne. Po drugie – tym szybciej odsiejesz kobietki niechętne do czegoś więcej.
Ty nie masz żadnej możliwości stworzenia jakiejkolwiek presji. Ew. możesz stworzyć sprzyjające ku temu warunki. Jednak to czy ktoś np. zacznie się opierać, napinać, zmuszać, itd. – to tylko i wyłącznie odpowiedzialność tej osoby.
Poza tym – “mimo bardzo wyraźnych sygnałów”. I liczysz, że te sygnały to jest jakiś krok, po którym automatycznie powinien nastąpić kolejny krok i to postawiony przez kobietę? To też elementy tego “się”?
ale chyba jednak trzeba skoro one są takie niedomyślne.
Zaraz przyjrzymy się kto tu naprawdę jest taki niedomyślny. ;)
Albo tylko ja trafiałem na same drewna, które nie umieją flirtować, peszą się, jakby były zakonnicami i nie mają w sobie żadnego luzu.
Kobieta najczęściej odzwierciedla energię mężczyzny.
Jak piszesz niżej i jak napisałeś wcześniej – sam już na starcie jesteś napięty, bo nawet słowa “randka” nie chcesz użyć. Więc zapraszasz kobietę na innego rodzaju spotkanie, choć tak naprawdę chcesz, by była to randka.
Bo Ty się boisz, Ty się obawiasz, Ty się opierasz. Ty nie masz luzu.
Jesteś wkurzony, speszony, niepewny, kombinujesz jak to kobiety nie przestraszyć, nie speszyć, nie zniechęcić. Czyli non stop się zmagasz, nie jesteś szczery, otwarty.
Ew. tylko ROBISZ ale nie JESTEŚ taki jakbyś chciał, aby kobieta była wobec Ciebie.
I oczywiście osądzasz kobiety, gdyż tylko jesteś skupiony na poziomie ROBIĆ. Ale dla wielu kobiet ROBIĆ to za mało. Ważne jest, by poziom ROBIĆ był spójny z poziomem BYĆ. A tak nie jest.
No tak, do tego, żeby wysłuchiwać o ich problemach albo ciągle zabawiać je żartami z rękawa i za nie płacić w knajpach to jestem dobry,
To najczęstsze scenariusze u mężczyzn, którzy właśnie non stop się boją, nie są pewni swoich dążeń i je ukrywają, bo sami je osądzają.
Dlatego sprzeniewierzają się sobie – robią to, czego wcale nie chcą robić, by w ogóle zatrzymać kobietę przy sobie. Nie mówią “nie”, etc.
Nie ma wewnętrznej siły, energii męskiej.
Zauważ, że nawet ukrywasz, przekłamujesz charakter spotkania. A potem słuchasz narzekań, choć wcale nie chcesz tego robić.
ale żeby się ze mną pocałować albo przespać to już fuj fuj.
Pocałunek czy seks nie są produktem, na który wystarczy różnymi działaniami zebrać odpowiednią kwotę, by to sobie kupić. Tak jakbyś z różnych kieszeni spodni, koszuli, kurtki wyciągał po kilka monet, by uzbierać na kebaba.
Kebaba kupisz ale nie głębszą relację z kobietą.
Poza tym – skąd pomysł, że to dla kobiet “fuj”? To, że nie całują się z Tobą nie oznacza, że po pierwsze nie chcą, po drugie, że to dla nich fe, a po trzecie – problem nie leży po ich stronie. Przynajmniej w Twoim przypadku.
Strasznie jest to dla mnie irytujące. Rozumiem, jakbym był niekulturalny, czy wulgarny, ale mój flirt akurat jest normalny.
To co dla Ciebie jest normalne, niekoniecznie musi być atrakcyjne dla kobiet. I z tego co mówisz – nie jest lub nie jest dlatego, bo nie tego się spodziewały po spotkaniu.
Pamiętaj – to jak z łowieniem ryb. To co wtykasz na haczyk ma smakować rybie, nie Tobie. Na whisky czy papierosa nie złowisz żadnej ryby.
Więc to “normalne” dla Ciebie może być tym, co dla Ciebie komfortowe, radosne – bo nieprzekraczające granic lęku, wstydu czy poczucia winy. A wiemy, że taki jesteś – np. nie mówisz jej, by przestała narzekać. Choć oczywiście to spodziewane, bo zaprosiłeś ją na koleżeńską kawę. A takie narzekanie jest widziane jako normalne przez masy ludzi na tego typu spotkaniach.
Może jestem jakimś seksistą, mizoginem albo innym dziwakiem, ale ja jako facet nigdy nie miałem potrzeby “przyjaźni z kobietą”.
A uważasz, że to jest potrzeba? Przyjaźń z kimkolwiek?
Nie ma takiej potrzeby. Nawet kupę możesz trzymać długo.
Przyjaźń wymaga przede wszystkim szczerości. A wiemy, że Ty swoje zamiary ukrywasz. Nie jesteś szczery. Chcesz, by kobieta je odgadła i być może wręcz zachwyciła się tym, że je odgadła i podjęła dalej pałeczkę?
Od przyjaźni zawsze miałem facetów.
Bo tak było zawsze. Mężczyźni trzymali się z mężczyznami, a kobiety z kobietami.
Jakiekolwiek głębsze relacje między kobietami, a mężczyznami na tej planecie mają jakieś 200 lat.
Nie dziwne, że tak mało mężczyzn ma z kobietami dobre relacje. Ani rozumie jaki jest ich fundament.
Dam Ci dobrą radę, jaką kiedyś dał mi dobry kolega:
“Najpierw dostrzeż w kobietach ludzi, potem kobiety”.
Zdziwisz się, gdy dostrzeżesz jak mało mężczyzn w ogóle kobiety widzi jako ludzi. Zresztą – innych mężczyzn też. I siebie.
Pytanie pomocnicze – kto/co to jest człowiek?
Gdy będziesz już w kobietach widział ludzi i kobiety, nie będzie problemów, byś wybrał jakiej formy relacje chcesz budować – podkreślę – BUDOWAĆ – z drugim człowiekiem i kobietą. Np. seksualne.
Zacznij odrzucać osądy, żale, gniew, fantazje, potrzeby.
No i dla mnie to jest dosyć logiczne,
Relacje z dojrzałymi kobietami są bardzo logiczne. Ja nie znalazłem w swoich relacjach niczego nielogicznego.
więc nie rozumiem, dlaczego kobiety mają takie coś w głowie, ze facet może zapraszać je jedynie na “koleżeńskie” spotkanie.
Ale przecież sam się na to skazujesz, ze strachu.
Niemniej widzisz jak szybko o tym zapominasz – sam sobie tworzysz problem, znajdujesz rozwiązanie – które rozwiązaniem jest tylko dla Ciebie – ale jest to nieskuteczne wobec celu jaki chcesz osiągnąć.
To “rozwiązanie” jest wygodne dla Ciebie, bo omijasz nim lęk i wstyd oraz poczucie winy, gdybyś usłyszał “nie”. Ale dla kobiety na spotkaniu z Tobą nie jest to rozwiązanie.
I znowu jest to “się” – że facet może jedynie coś robić. Jakie to bezosobowe. Ale przecież to wszystko to Twoje fantazje. Nie rzeczywistość.
Dla mnie przeciętna kobieta nie ma na tyle ciekawej osobowości, charyzmy, zainteresowań, czy poczucia humoru żeby chcieć z nią tylko i wyłącznie rozmawiać
Pamiętaj, że sam wybierasz kobiety na spotkania.
Jest MASA kobiet niesłychanie ciekawych i z takim humorem, że się jaja kurczą i rozszerzają na zmianę ;).
A skoro boisz się nawet szczerze powiedzieć, że chcesz się umówić na randkę, zapewne nie umawiasz się z kobietami o silnych charakterach.
i nie chcieć od niej relacji intymnej. Czasem czuję przez to podświadomie, że
Nie czujesz “że” cokolwiek.
Nie ma uczuć “że”. Nie ma i nigdy nie było.
Tylko Ty najpierw zakładasz to “że”, a to co czujesz to tego KONSEKWENCJA. Której używasz jako usprawiedliwienia.
jestem złym człowiekiem mając taki stosunek do kobiet
A jaki masz stosunek do kobiet?
Obwiniasz je, bo nie dają Ci tego na co liczysz. A jako, że obwiniasz kobiety, obwiniasz też siebie. A z winy na wstyd jest krótka droga. Stąd to uważanie siebie za “złego”. Nie czujesz się tak, nie czujesz, “że”.
Tylko najpierw osądzasz siebie, osądzasz kobiety, a to co czujesz to tego efekt.
i wstydzę się tego,
Nie wstydzisz się tego, tylko to widzisz w taki sposób, że pojawia się wstyd.
I to “jestem złym człowiekiem” to jedna z racjonalizacji wstydu.
Nie jesteś złym człowiekiem i nic co napisałeś na to nie wskazuje. Natomiast właśnie dlatego, że osądzasz swoje dążenia i siebie, nie idziesz do celu. Sabotujesz się już na samym starcie – nie mówiąc wprost kobiecie jakiej formy chcesz spotkania z nią. Oczywiście nazwanie spotkania randką to jedno. Dwa – co na nim zrobisz. Czy będziesz z tym integralny.
Bo masa facetów umawia się na randki, a zachowują się na tych randkach jak na spotkaniach koleżeńskich – czyli neutralnych.
A u Ciebie odwrotnie – umawiasz się na spotkania neutralne, na których się tak nie zachowujesz.
ale no takie mam percepcje a nie inne.
Jeśli to co utrzymujesz Ci nie odpowiada, to to zmień. Nic nie stoi na przeszkodzie.
Ale najwyraźniej “takie percepcje” są dla Ciebie bardziej istotne, niż sukces.
No i właśnie mam pytanie, czy jest to Twoim zdaniem normalne?
To co napisałeś jest zgodne z Twoim poziomem świadomości odnośnie kobiet, relacji i seksu.
Ale nie jest normalne.
Normalność to poziom świadomości 300. To co opisujesz to wstyd, wina, żal, strach, gniew.
Zobacz gdzie to jest na mapie świadomości:
https://swiadomoscpoprzezjedzenie.pl/wp-content/uploads/2018/01/Mapa_swiadomosci.jpg
Pamiętaj, że jest to skala logarytmiczna.
O (cnocie) normalności przeczytasz tutaj:
http://wolnoscodporno.pl/Blog/2020/04/cnoty-12/
Ostatnio na takiej “randce” na zewnątrz byłem spokojny, ale wewnątrz szlag mnie trafiał i miałem ochotę wybuchnąć.
I to w sobie gromadzisz. Tym samym jesteś coraz bardziej sfrustrowany, napięty, niespokojny.
Kobieta nie będzie z Tobą i wobec Ciebie w lepszej energii.
Miałem przez chwilę nawet ochotę wydrzeć się na nią w tej kawiarni, czy naprawdę jest tak tępa, że nie widzi tego, co próbuję jej przekazać. Tego jak na nią patrzę i tego jak próbuję flirtować, pokazywać, że chciałbym od niej czegoś więcej. Idiota z połową mózgu by się domyślił nawet, a co dopiero kobieta po studiach.
A skąd pomysł, że ona tego nie widziała?
To, że nie stawiała kolejnych kroków, nie oznacza, że nie była świadoma Twoich zamiarów.
Pamiętaj, że ja mogę się tylko domyślać, bo nie widziałem nawet pół sekundy ani jednego Twojego spotkania. M.in. dlatego bardzo pomocny jest np. warsztat z kimś, kto ogarnia temat randek – bo mógłby się przyjrzeć temu co robisz i pokazałby Ci to, co dla Ciebie jest niedostrzegalne.
Niemniej – jeśli kobieta jest, to jest. Nie odchodzi, nie ucieka. Jest. Co można tłumaczyć jako “kontynuuj”.
To mężczyzna powinien stawiać kroki do przodu. 2 do przodu, jeden do tyłu – z jednej strony, by kobiecie też dać miejsce, możliwość podjęcia jakichś działań, kroków czy nawet odetchnąć, a mężczyzna ma możliwość obserwacji, feedbacku.
A są oczywiście kobiety, które, przynajmniej co jakiś czas, nie potrzebują kroku do tyłu, tylko non stop do przodu.
Jak dotykasz, a kobieta jest – dotykaj dalej. Jak całujesz, a kobieta jest – całujesz. Jak zabierasz do domu, a kobieta idzie – zabieraj do domu.
A nie czekaj, że kobieta zachwyci się Twoimi zamiarami i sama resztę zrobi. To nie porno.
Po co te wszystkie sygnały? Po co to całe kombinowanie? To wszystko ma cel i rolę.
Ale nawet jak na ciasto polejesz za dużo lukru, to możesz zepsuć całą pracę.
Już naprawdę dałem z siebie wszystko, byłem pewny siebie, zdecydowany, starałem się być czarujący, droczyłem się, flirtowałem, czułem że odwaliłem kawał dobrej roboty w tym całym podrywie.
To co czujesz, to efekt Twojej percepcji.
Ja wszystkim mówię – samopoczucie nie ma znaczenia. Znaczenie ma rozsądek.
Zauważ, że alkoholik jest bardzo zadowolony z siebie, że nic nie zrobił, zaniedbał relacje, pracę, etc. i ma w ręku kieliszek wódki. “Czuje że” wszystko jest super, bo sobie zaraz zaleje robaka.
Ty też możesz się cieszyć, że zrobiłeś coś fajnego dla Ciebie. Ale czy to było fajne dla kobiety? Możliwe, że było, tylko nie szedłeś dalej. Bo liczyłeś, że wreszcie kobieta coś zrobi.
Więc można rzec, że ważniejsze od sukcesu było dla Ciebie odtworzenie jakiegoś scenariusza, a że kobiety go nie odtwarzały zgodnie z Twoimi oczekiwaniami, to się denerwowałeś.
Kiedy złapałem ją za rękę podczas rozmowy ona zabrała ją natychmiast, popatrzyła się na mnie z pogardą i powiedziała ” co ty robisz, przecież to tylko koleżeńska kawa”.
Podobno dokładnie na takie spotkania zabierasz kobiety, by ich nie przestraszyć.
I jak widzisz – osiągasz to, czego sam się obawiasz. Bo decyzje podejmujesz w oparciu o emocje. Lęk, wstyd, winę.
A potem próbujesz z tego wybrnąć. Kobieta się na to patrzy i widzi – “facio zaprasza mnie na luźne spotkanie, na kawę, a zachowuje się jak na randce, jakby chciał mnie poderwać, coś mi tu śmierdzi”.
Po raz kolejny powiem – szczerość i uczciwość to fundamenty wszystkiego co dobre, zdrowe i fajne.
Już nie miałem siły wtedy naprawdę na nic i zakończyłem to spotkanie. Nie mam ochoty już nawet próbować, bo po każdym takim spotkaniu chce mi się wymiotować, a potem nie mogę spać, bo zastanawiam się co jest ze mną nie tak. Kuba super kolega, normalnie świetny gość. Tylko, że ja nic z tego nie mam.
Brakuje INTEGRALNOŚCI.
Bo już na starcie wybierasz lęk.
Wiesz, gdyby mnie ktoś zaprosił na kawę, a na spotkaniu wyjmuje skoroszyt i zaczyna mi opisywać jakiś super nowy projekt, do którego chce mnie wciągnąć, to też bym nie był za szczęśliwy. Dlaczego nie mógł powiedzieć z góry, że chce to ze mną omówić? Tak, mógłbym odmówić. Ale sam fakt, że jestem na tym spotkaniu, nie oznacza przecież, że zgodzę się na wszystko. Szczególnie jeśli zostałem okłamany lub prawdziwy powód spotkania został ukryty i jeszcze ta osoba wymaga czegoś ode mnie.
No i on mi opisuje, męczy się, dynamicznie gestykuluje, śpiewa, stepuje, recytuje, a ja się na to patrzę bez słowa. A jego w środku krew zalewa i uważa mnie za idiotę, bo się nie domyślam o co mu chodzi. Ależ ja doskonale wiem o co mu chodzi, tylko mi to nie odpowiada, bo już na starcie zostałem oszukany, a teraz próbuje mnie w coś wkręcić.
Poza tym – skoro ten projekt jest taki super, to dlaczego nie powiedzieć o tym na starcie? Hmm?
Rozumiesz?
To samo u Ciebie – skoro chcesz fajnego spotkania, seksu, to dlaczego się z tym kryjesz? Skoro się kryjesz, to musi być powód. I kobieta musi być podejrzliwa.
A skoro już kłamiesz na starcie, to nie tworzy dobrego gruntu na więcej.
Plus – to czego zawsze brakuje – skupiasz się na ROBIĆ. Bo to jest w świecie męskim takie odwieczne urojenie – że wszystko się załatwi ROBIENIEM. No nie, szczególnie jeśli ROBIENIE nie jest integralne z poziomem BYĆ.
A tu nie jest.
A co do kobiet – zauważ, że nie chcesz słuchać tego, co ma do powiedzenia. Nie interesuje Cię to. Uważasz, że to jakiś niezbędny element tego “flirtu”, który musisz przeboleć tak jak siedzenie w kolejce do lekarza. I że jak to przebolejesz to czeka nagroda.
Mam nadzieję, że widzisz, że wszelkie zarzuty jakie miałeś do kobiet, możesz przeczytać w osobie pierwszej – wliczając ten o niedomyślaniu się. Kobieta Ci mówi “przecież to tylko koleżeńska kawa” po tym jak ją zaprosiłeś na koleżeńską kawę, a zachowywałeś się jak na zupełnie innym spotkaniu. Zapraszasz kobiety na koleżeńskie spotkania i dziwisz się, że nie flirtują, a nawet są sztywne – czyli opierają się, bo widzą niespójność.
Oraz widzimy, że samotność to tylko osąd. Poza tym wcale nie brakuje Ci towarzystwa kobiet, tylko tego, czego od nich chcesz. A nawet nie tego – seksu – tylko źródła, które uważasz, że jest w seksie czy obecności ładnych kobiet przy Tobie.
Wcale nie mówisz tego, czego chcesz. “Nic z tego nie mam”. Tak, bo raz, że to ukrywasz ze strachu i wstydu, dwa – sam nie jesteś tego świadomy.
Porównaj sobie swoje spotkania z mężczyznami i z kobietami. Zastanów się dlaczego wobec mężczyzn otrzymujesz swobodnie i radośnie to czego chcesz, a wobec kobiet nie. Tylko 100% patrzenia na siebie. Bo Twoje problemy nie mają nic wspólnego ze światem zewnętrznym.
Ostatnio coraz częściej mam ochotę wziąć się na poważnie za poznawanie kobiet, nie powiedziałbym, że “dobija mnie” samotność, właśnie bardzo mi jest dobrze samemu i w tym problem. To dla mnie zbyt wygodne i komfortowe, uciekam od wstydu i strachu, który wyzwalają we mnie kobiety. Przejrzałem sobie nawet kilka kanałów “trenerów uwodzenia” i mam bardzo mieszane uczucia, bo wyczuwam w każdym z nich oszusta i jakiś szwindel. Moim zdaniem to nie jest normalne, żeby zaczepić idącą przez galerię handlową albo ulicę dziewczynę i wprost powiedzieć, że wpadła mi w oko. To jest za proste żeby działało. Poza tym nikt tak nie robi. Na miejscu takiej dziewczyny prędzej bym się wystraszył i pomyślał, że ten gość jest jakimś zbokiem, gwałcicielem albo w najlepszym wypadku zdesperowanym nieudacznikiem. Żyjemy raczej w dosyć nieufnym i zamkniętym na nowe osoby kraju. Nie wydaje mi się to skalibrowane społecznie. Może w jakiejś Hiszpanii albo innym kraju, gdzie ludzie są mega wyluzowani i pozytywni takie coś by przeszło. W Polsce większość osób, które codziennie mijam idąc albo wracając z pracy wyglądają, jakby mieli zamiar za chwilkę kogoś zabić siekierą. Poza tym taka dziewczyna pewnie się gdzieś spieszy, a jakiś obcy gość zawraca jej głowę, wydaje mi się to po prostu niekulturalne. Myślę, że wszystkie kobiety na nagraniach z ukrytych kamer są po prostu podstawionymi jakimiś ich koleżankami, zbyt pozytywnie reagują. Poza tym cała społeczność PUA ma raczej niezbyt dobrą renomę w społeczeństwie i faktycznie uznawani są za dziwaków ganiających za kobietami po ulicach od jednej do drugiej i żerujących na samotnych, sfrustrowanych facetach. Gdzieś w tym całym “uwodzeniu” musi być haczyk, bo gdyby go nie było to co drugi facet tak poznawałby kobiety, przecież pewnych siebie gości nie brakuje, a na mieście ma się największy wybór w dziewczynach. Ostatnio miałem taką sytuację, że aż kotłowało się we mnie, żeby podejść do dziewczyny, którą widziałem w księgarni i powiedzieć, że nie mogę od niej oczu oderwać, ale odezwała się we mnie myśl ” Chcesz wyjść na jakiegoś zboka? Masz tyle problemów i jeszcze ich szukasz na własne życzenie? Daj sobie spokój, nikomu nie przeszkadzaj, udawaj, że cię nie ma, jak zawsze, bo i tak nikogo nie obchodzisz”.
Ostatnio coraz częściej mam ochotę wziąć się na poważnie za poznawanie kobiet,
Ochota to nie jest coś, co masz lub czego nie masz – jak paczka zapałek znaleziona w kieszeni.
To wybór.
A wybieramy to, co uważamy za dobre.
Z jakichś powodów poznawanie kobiet nie jest dla Ciebie ważne/najważniejsze. Przynajmniej w większości okoliczności.
nie powiedziałbym, że “dobija mnie” samotność,
No bo nic w świecie nie bije, ani nie dobija.
To ludzie grają ofiarę wszystkiego – począwszy od własnych percepcji i osądów.
Jeśli w byciu samemu nie widzisz żadnych minusów, a w poznawaniu kobiet już tak, to nie podejmiesz decyzji, by sytuację zmienić.
właśnie bardzo mi jest dobrze samemu i w tym problem.
Tak jak każdemu uzależnionemu dobrze jest się napić, obejrzeć porno, zapalić.
Też w tym nie widzą nic złego, nawet gdy już porządnie cierpią, a ich życie jest kolosalne zaniedbane.
Z jakichś powodów poznawanie kobiet, relacje, randki, itd. mają dla Ciebie małe znaczenie. Większe ma przebywanie samemu.
Oczywiście nie w tym problem, tylko w powodach takiego stanu rzeczy.
To dla mnie zbyt wygodne i komfortowe, uciekam od wstydu i strachu, który wyzwalają we mnie kobiety.
A widzisz? Czyli sprawa jasna – wolisz unikać niekomfortowych emocji i bycie samemu nazywasz “dobrze mi jest samemu”.
I uważasz, że kobiety wyzwalają emocje. Ale tak nie jest.
To Ty tak jak widzisz poznawanie kobiet i same kobiety jest przyczyną tego co czujesz.
Więc to co mówisz nie jest prawdą – to tylko wygodna racjonalizacja.
Problem stanowi dla Ciebie to co czujesz i czego nie chcesz czuć i wybierasz to, poprzez co unikasz niekomfortowych uczuć.
Tylko że oczywiście wcale nie jest Ci tak dobrze jak twierdzisz.
Przejrzałem sobie nawet kilka kanałów “trenerów uwodzenia” i mam bardzo mieszane uczucia,
Oczywiście, że uczucia są mieszane – raz, że masz ten temat kolosalnie zaniedbany.
Dwa – nie podejmujesz decyzji, bo cały czas w poznawaniu kobiet widzisz zagrożenie – że np. poczujesz ten cały bagaż.
Dlatego uczucia się mieszają – bo z jednej strony być pobrykał w wyrku, o czym fantazjujesz, a z drugiej nie chcesz usłyszeć “nie”, a potem biadolić z tego powodu, zgadza się? :)
Pamiętaj – uczucia to konsekwencje percepcji.
Nie będziesz doświadczał spokoju bez świadomej i zgodnej z rzeczywistością percepcji – najlepiej bez żadnych osądów, jak i bez podjęcia decyzji.
Decyzja się sama nie podejmie.
Równie dobrze możesz podjąć decyzję, że kobiet nie będziesz poznawał, bo wolisz nie narażać się na dyskomfort i być całkowicie pogodzonym z tą decyzją.
Lub zacząć i również doświadczać spokoju, a nawet ekscytacji kogo poznasz.
bo wyczuwam w każdym z nich oszusta i jakiś szwindel.
Na pewno to wyczuwasz?
No widzisz – więc kolejny element – uważasz uczucia za jakieś narzędzia detektywistyczne – narzędzia do badania i poznawania rzeczywistości. Ba! Nawet do odgadywania zamiarów innych ludzi!
Nie, nie czujesz tego. Czujesz lęk i szukasz usprawiedliwienia i wymówki.
I tak jak wygodne jest unikanie poznawania kobiet, tak wygodne jest np. kupienie programu i jego stosowanie. Bo już czujesz lęk, wstyd, winę i uważasz, że to jakbyś czuł smażonego kurczaka – uważasz, że te emocje biorą się ze świata.
Że rzeczywistość jest taka jak czujesz. Ale tak nie jest.
Moim zdaniem to nie jest normalne, żeby zaczepić idącą przez galerię handlową albo ulicę dziewczynę i wprost powiedzieć, że wpadła mi w oko.
No widzisz?
No pewnie, że to dla Ciebie nie jest normalne. Normalnym jest zwiewanie od emocji jak od psów ze wścieklizną i uznawanie, że Ci jest tak dobrze samemu i każdego, kto żyje inaczej postrzegasz jako oszusta. :)
To jest za proste żeby działało.
Hahaha. :)
No tak, jakby trzeba było wykonać jakiś super trudny taniec godowy, którego się trzeba uczyć 49 lat (7×7), to wtedy oczywiście to już by się nie wydawało oszustwem.
A dlaczego nie miałoby być łatwe i przyjemne?
Poza tym nikt tak nie robi.
“Nikt”.
No poza tym, których widzisz jako oszustów. A reszta nie robi mniej więcej z tych samych powodów, co Ty.
Na miejscu takiej dziewczyny prędzej bym się wystraszył i pomyślał, że ten gość jest jakimś zbokiem, gwałcicielem albo w najlepszym wypadku zdesperowanym nieudacznikiem.
Jednym z fundamentów każdego wartościowego kursu uwodzenia jest zrobienie z tym bajzlem porządku.
Żyjemy raczej w dosyć nieufnym i zamkniętym na nowe osoby kraju.
Ty żyjesz takim życiem.
Ja z każdym jestem tak szczery i otwarty jak widzę, że ta osoba jest w stanie przyjąć, bo biorę pod uwagę dobro drugiego człowieka.
Nikt Ci nie każe żyć w ten sposób.
Ale znowu – Twoją główną życiową dyrektywą jest unikanie dyskomfortu.
Nie wydaje mi się to skalibrowane społecznie.
A co to jest “kalibrowanie społeczne”?
Może w jakiejś Hiszpanii albo innym kraju, gdzie ludzie są mega wyluzowani i pozytywni takie coś by przeszło.
Każdą zmianę zaczynamy od siebie.
A ja wiem, że masa kobiet bardzo lubi, gdy podchodzi do nich uśmiechnięty, fajny facet i np. mówi komplement. Wiele tego pragnie. Ale niewiele to otrzymuje.
W Polsce większość osób, które codziennie mijam idąc albo wracając z pracy wyglądają, jakby mieli zamiar za chwilkę kogoś zabić siekierą.
To Twoje, dość oczywiście absurdalne, interpretacje.
Tak jak Ty sądzisz, że emocje biorą się ze świata, większość ludzi na tej planecie jest przekonana, że radość też się bierze ze świata. I dlatego np. widzisz ludzi w metrze czy autobusie i nikt się nie uśmiecha. Bo każdy jest święcie przekonany, że w tej okoliczności nie może doświadczać radości.
Poza tym taka dziewczyna
Jaka “taka dziewczyna”?
“Dziewczyna” to jakaś teoria, idea wspólna dla 3,5-4 miliardów ludzi?
pewnie się gdzieś spieszy, a jakiś obcy gość zawraca jej głowę, wydaje mi się to po prostu niekulturalne.
“Po prostu”.
No, skoro Ci się tak wydaje, to tak musi być.
Myślę, że
Heh. Tak nie jest.
wszystkie kobiety na nagraniach z ukrytych kamer są po prostu podstawionymi jakimiś ich koleżankami, zbyt pozytywnie reagują.
Doświadczenia na tej planecie są radykalnie subiektywne.
Luz to poziom dojrzałości. A dojrzałość to pozytywność. Ludzie, którzy nie stawiają szaleńczego oporu pozytywności, na pozytywność zareagują pozytywnością.
Ale dla Ciebie zwykłe podejście to narażenie się na rąbnięcie siekierą w głowę. :) Z takim poziomem widzenia świata, reakcje na podejście w Twoim przypadkiem pewnie nie będą zbyt pozytywne.
Kto wie – może nawet trafisz na kobietę ze składanym tomahawkiem w torebce!
ALALALALALALALALALA! I ciach! ;D
Poza tym cała społeczność PUA ma raczej niezbyt dobrą renomę w społeczeństwie
No pewnie – bo robią to, o czym większość facetów marzy ale woli sobie dopierdalać, odzierać z wartości, wmawiać sobie masę kłamstw, itd.
i faktycznie uznawani są za dziwaków ganiających za kobietami po ulicach od jednej do drugiej i żerujących na samotnych, sfrustrowanych facetach.
Jakiś procent tej “społeczności” możliwe, że tak postępuje. Ale nie wszyscy.
Wiesz, równie dobrze mógłbyś powiedzieć, że Cię kasjerka w sklepie oszuka i za żadne skarby nie zrobisz już zakupów, tylko będziesz sępił produkty od znajomych lub brał z paczek dla powodzian.
Gdzieś w tym całym “uwodzeniu” musi być haczyk,
Jak go sobie weźmiesz i wbijesz w zadek, to będzie.
Ale tak jak “taka kobieta”, uważasz, że PUA to jakaś jedna generalizacja, jakaś powtarzalna idea.
bo gdyby go nie było to co drugi facet tak poznawałby kobiety,
Lol.
I tu właśnie przychodzi czas na odpowiedzialność i uczciwość.
Jedynym powodem, dla którego Ty nie poznajesz kobiety, to ten Twój komfort, wygoda. Wolenie fantazjowania na temat uwodzenia, emocjonowanie się, niż radosne poznawanie innych żyjących ludzi, którzy Ci się jeszcze podobają.
I ponad 80% facetów na świecie, a w Polsce pewnie ponad 95% ma dokładnie takie samo podejście.
To jest ten “haczyk”. Mentalność stada naprawdę bardzo rzadko popłaca.
przecież pewnych siebie gości nie brakuje,
Nie istnieje “pewność siebie”.
Zauważ, że Ty jesteś bardzo pewny siebie. Tylko to “siebie” i to czego jesteś pewny – postrzegasz negatywnie i jest negatywne.
Ja uważam, że każdy negatywnie usposobiony człowiek, wstydzący się, bojący, odzierający się z wartości, przestraszony, itd. jest bardzo pewny siebie. Bardziej, niż ludzie odważni.
Zauważ ile ludzi było pewnych tego, że się świat skończy w 2000 roku. Co jest dowodem, że pewnym można być zupełnych bzdur i urojeń. I to masowo.
a na mieście ma się największy wybór w dziewczynach. Ostatnio miałem taką sytuację, że aż kotłowało się we mnie, żeby podejść do dziewczyny,
Co – haczyk szarpał mięcho od środka?
którą widziałem w księgarni i powiedzieć, że nie mogę od niej oczu oderwać, ale odezwała się we mnie myśl
Lol, myśl się odezwała. :)
Nie, myśli się nie odzywają, bo nie mają takiej możliwości. Tak jak wiatr się nie odzywa. Wieje i tyle.
A myśli się myślą i tyle. Żadna się do Ciebie specjalnie nie odzywa jak dobry duszek lub zły diabełek.
To Ty użyłeś tej myśli jako racjonalizacji, usprawiedliwienia i wymówki. Zgodnie z Twoją intencją.
” Chcesz wyjść na jakiegoś zboka? Masz tyle problemów i jeszcze ich szukasz na własne życzenie?
No widzisz? Więc poznawanie kobiet to dla Ciebie problem, nie przyjemność.
A masz tyle problemów, bo pewnie jak w przypadku niechęci, by kobiety poznawać – wolisz o problemach “zapominać”, odkładać ich rozwiązania, niż je spokojnie i chętnie rozwiązań i nie mieć już w życiu problemów.
Daj sobie spokój,
No tak, tylko to co sobie dajesz nie ma ze spokojem nic wspólnego.
nikomu nie przeszkadzaj, udawaj, że cię nie ma, jak zawsze, bo i tak nikogo nie obchodzisz”.
No widzisz?
Wolisz się odzierać z wartości, godności, emocjonować się, oczerniać, osądzać, potępiać, niż podejść do kobiałki uśmiechnięty, przywitać się i zobaczyć, gdzie doprowadzi Cię pozytywna intencja.
To jest ten “haczyk”.
Twój komentarz jest doskonałym przykładem tego jak człowiek żyjący w niskiej świadomości nie żyje konstruktywnie – tylko destruktywnie.
Boi się – nie przyzna, tylko mówi, że kobieta go dziabnie siekierą.
Jest rozwiązanie – kurs – to na pewno oszustwo, to za proste.
Odrzuca rozwiązania, nie korzysta z dostępnych opcji. Tylko się kotłuje. I tak latami – dziesiątki lat. Już rozmawiałem z niejednym granicznie sfrustrowanym 50-cio i 60-latkiem, którzy nigdy kobiety nawet nie trzymali za rękę.
Naturalnie też się obwinia rodziców, że nie nauczyli, kościół, społeczeństwo, itd.
Nie mówię tego, by Cię wyśmiać, zawstydzić, itd.
Tylko to pięknie pokazuje jak łatwo pomylić mentalny bełkot z myśleniem, logiką.
Mówiłem – umysł bez żadnego rozwoju, bez prowadzenia, bez dyscypliny będzie właśnie tak jazgotał. Umysł jest dobry w szukaniu rozwiązań na problemy, które sam stworzył. :)
Podkreślę – w szukaniu, nie w znajdowaniu. Rozwiązanie znasz ale je odrzucasz, bo to na pewno oszustwo…
Problemy, które sam stwarzasz, stwarzasz po to, by mieć wymówki, usprawiedliwienia, by nie “ryzykować”, że np. laska Cię zaciuka siekierą lub się święcie oburzy, do śmiałeś do niej podejść. :)
Ludzie w świadomości ofiary gromadzą problemy, nie sukcesy.
“To nie może być proste”, “musi być jakiś haczyk”, “ten, kto potrafi coś więcej ode mnie, na pewno oszukuje”, “ten kto robi coś innego, niż ja, na pewno kłamie”, “ten, kto uważa inaczej ode mnie na pewno jest w błędzie, bo nie widzi tego co ja” – takich rzeczy czytałem tysiące.
A przyczyną tego jest lęk i niechęć, by się z lękiem zmierzyć.
To wszystko ma wspólny mianownik – “boję się i nie chcę tego robić”.
Stąd ta kotłowanina, wieczne niezdecydowanie – bo dalej wolisz się bać i lęku nie chcesz się puścić. No bo skoro sądzisz, że emocjami badasz rzeczywistość – “czujesz ją” nawet na odległość, przez internet – no to za żadne skarby się tych emocji nie pozbędziesz.
No bo jak Cię ktoś oszuka? Co wtedy? A gdybyś się bał, to byś się nie dał oszukać!
Proste? Proste.
Logiczne? Absolutnie nie.
Mam klienta, który nie chce zrozumieć co to jest nawyk. Nieuświadomione dążenie do korzyści – decyzja. Kombinuje od lat – OD LAT. Nie chce zrozumieć tak prostego zdania.
A gdy użyłem stwierdzenia “nawyki ucieczkowe”, to mu prawie mózg eksplodował. :)
Nie licz, że to co widzisz w umyśle na temat uwodzenia i PUA to prawda. Bo nie jest. Ani uczucia nie mówią nic o rzeczywistości, ani faktach.
Pamiętaj – pierwszym poziomem świadomości sprzyjającym życiu jest odwaga. Nie duma. Jak słyszę “duma narodowa”, to słyszę “dążenie narodu do własnej destrukcji” (co obecna sytuacja w Polsce bardzo dobrze obrazuje). Co też pokazuje jak niedojrzałe są całe społeczeństwa, jak daleko od zdrowia i normalności ludzie żyją. Np. nie bierzemy przykładu z krajów, które rozwiązały swoje problemy, które radzą sobie lepiej. Tak samo nie bierzemy przykładu z ludzi, którzy żyją tak jakbyśmy my chcieli żyć.
I to jest uznawane za normalne, a nawet słuszne i usprawiedliwione. Tak samo jak wiele (większość, praktycznie każde) z Twoich opinii i osądów.
Odwaga to nie jest brak strachu. Tylko uznanie strachu, powiedzenie prawdy – “boję się” ale też podjęcie decyzji POMIMO strachu. Najlepiej rozsądnie. A rozsądne rozwiązanie podpowie Ci specjalista.
Ja przeszedłem drogę od negatywności do pozytywności. I dlatego doskonale wiem jak sprawa wygląda w spektrum niskim jak i szerszym.
Niegdyś nawet bardzo pozytywne, ciepłe osoby wręcz uciekały ode mnie, tak “zionęło” ode mnie negatywnością. Sam tworzyłem takie doświadczenia. Nie oznacza to, że mnie co druga osoba biła czy atakowała.
Bardzo, bardzo sporadycznie ktoś zareagował agresywnie. Ale to naprawdę jak już mocno “odleciałem” i dałem porządny pretekst. Głównie spotykałem się z unikaniem, brakiem zaproszeń, kontaktu, itd. I dla mnie też każdy kontakt to było męczenie się, coś na siłę, itd.
Potem to się zupełnie zmieniło – całkowicie odwróciło. I od ludzi nie tylko mam bardzo pozytywne reakcje ale też zauważyłem, że już jakoś tak prowadzę rozmowy, że ludzie wiedzą, że są bezpieczni i otwierają się przy mnie, dzielą swoimi troskami, nawet tajemnicami.
I nie mówię tylko o mojej pracy ale też życiu osobistym. I ja również otwieram się maksymalnie, o ile widzę, że jest to wskazane i nie będzie to zbędnym obciążeniem dla drugiego człowieka.
A powiem Ci, że kontakty z ludźmi, o ile wielowymiarowe, mające wiele aspektów – są bardzo proste. Fundament – szczera, otwarta KOMUNIKACJA. Nie mówienie, bo 99% mówienia na świecie to nie komunikacja.
Mało jest źródeł mądrej nauki komunikacji. Tylko każdy uważa, że to co mówi jest ważne, istotne, konkretne. :)
Tak jak pewnie 90% ludzi na świecie już twierdzi, że myśli. Nie tylko nie mają potencjału, by myśleć ale nawet nie są na tyle uczciwi, by przyjrzeć się temu, że nie myślą.
Najbardziej “lubię” rozmowy, gdy człowiek w jednym zdaniu twierdzi, że myśli, a w drugim mówi, że ma “natrętne myśli”, że go myśli “nachodzą”, nie dają spokoju, itd. Ale nadal twierdzi, że myśli.
Tak jak Ty mówisz, że masz spokój, że lubisz żyć samemu. Gdyby tak było, to na widok ładnej dziewojki nic by się w Tobie nie kotłowało. Więc to co nazywasz “spokojem”, “lubieniem”, “komfortem” – wcale tym nie jest.
Przyczepiasz błędne metki.
Wiesz, równie dobrze i do mnie mogłeś nie napisać, bo coś przeczytałeś, “poczułeś coś podejrzanego” i już koniec – na pewno kłamię, oszukuję, spróbuję Ci wcisnąć mój produkt, wyciągnąć z Ciebie kasę.
Pytanie więc brzmi – skoro nie chcesz rozwiązywać swoich problemów, tylko wygodnie ich unikać, po co napisałeś do mnie? Żeby ponarzekać? Żeby usłyszeć jak głupi jesteś?
UwU (ale jestem młodzieżowy!)
Trochę tak, ja bardzo często narzekam. Napisałem też, żeby poznać twoje zdanie na ten temat, bo uważam cię za autorytet. Poza tym na pewno masz większe doświadczenie z kobietami niż ja. Z resztą podejrzewam, że niejeden licealista ma większe ode mnie, a co dopiero taki świadomy facet jak ty. Po przeczytaniu twojego komentarza postanowiłem skorzystać z programu jednego z trenerów, którego materiały lubię oglądać i wzbudza moje zaufanie. Opisałem mu właśnie moją sytuację i podzieliłem się wątpliwościami, które mam, poprosiłem go o współpracę. Czekam na odpowiedź, po tym jak odpisze będę decydował, co dalej. Po prostu ja nie mam, gdzie regularnie poznawać tych kobiet i umiejętność zagadywania w każdej sytuacji byłaby mi na pewno pomocna. Na Tinderze próbowałem swoim sił, ale mimo świetnych zdjęć nie robiłem tam zbyt dużej furory, bo jestem z wyglądu tak trochę przeciętny, a nawet może ciut poniżej przeciętnej. Co do tego, że boję się odrzucenia może i masz rację, ale jakoś nigdy nie przeżywałem za bardzo “nie” ze strony kobiety. Kilka razy zdarzyło się mi dostać przysłowiowego kosza i nie odbierałem tego jakoś bardzo personalnie. Nie skakałem z mostu ani żył sobie nie podcinałem. Nie wyzywałem wszystkich kobiet od zdzir. Żyłem sobie dalej. Byłem nawet dumny, że cokolwiek próbowałem zrobić i zdziałać. Wydaje mi się, że chodzi tu bardziej o to wyjście na kogoś dziwnego, zboka, albo że dziewczyna mnie zacznie nagrywać podczas rozmowy i stanę się gwiazdą internetu i tak dalej. Obejrzałem trochę filmów o tematyce podrywu i tam w 99 procentach ludzie w komentarzach sobie jaja robią i dla nich nawet normalne, kulturalne zagadanie jest pajacowaniem. Kobiety też mają różne doświadczenia z zaczepianiem np. na ulicy, szczególnie z takim burackim i żenującym, wulgarnym “podrywem”. Znam wiele kobiet, które nawet nie tolerują jakichkolwiek komplementów ich wyglądu, bo uważają to za seksizm, a nawet molestowanie, nie życzą sobie po prostu, żeby ktokolwiek do nich zagadywał, bo obrzydza je fakt, że mężczyzna zrobił to tylko ze względu na ich wygląd ( co jest moim zdaniem dziwne, bo całe życie wydawało mi się, że każda kobieta chce się czuć atrakcyjna i piękna, szczególnie dla mężczyzn). Spotkałem się ostatnio też z opinią jednej kobiety, że atrakcyjni, przystojni faceci nie mają potrzeby zagadywać desperacko do kobiet na ulicy, bo mają wystarczająco wielbicielek w innych miejscach oraz, że nie rozumie jak inne dziewczyny mogłyby iść z kimś takim na kawę, bo to proszenie się o gwałt i że rzekomo miejsce publiczne temu nie przeszkadza. Swoją drogą nie chciałbym tej kobiety jakkolwiek urazić, ale wątpię, że którykolwiek mężczyzna by do niej podszedł zagadać z własnej woli. Natomiast no to jest tylko teoretyzowanie. Chciałbym sprawdzić, jak to będzie działać w praktyce i po prostu zrobić to pod okiem doświadczonego mężczyzny, by uniknąć podstawowych błędów. Samu nie dam rady raczej. Próbowałem wielokrotnie. Za czasów studiów miałem przyjaciela, który wypychał mnie do dziewczyn na siłę, ubzdurał sobie, że marnuję swój potencjał. Samemu potrafiłem się tylko stać i gapić. On zawsze mówił, kiedy widział, że jakaś mi się podoba, że jak ja nie podejdę to on mi ją przyprowadzi i zrobi mi wstyd na cały wydział. Wtedy podchodziłem. Nic mnie nigdy złego nie spotkało, wręcz przeciwnie. Reagowały bardzo pozytywnie, nawet gdy byłem bardzo bezpośredni i mówiłem prosto z mostu o co chodzi. No, ale były to dziewczyny, które jakkolwiek kojarzyły mnie chociaż z widzenia. W każdym razie spróbuję podziałać z tym trenerem, do którego napisałem. Może wyjdzie mi to na dobre, a nawet jeśli nie to nie będę czuł winy, że czegoś nie zrobiłem, a może właśnie to początek fajnej przygody.
Trochę tak, ja bardzo często narzekam.
To każdy moment zacznij wychwytywać i rezygnuj z tego.
Napisałem też, żeby poznać twoje zdanie na ten temat, bo uważam cię za autorytet.
Bardzo mi miło, jednak pamiętaj, że:
– Nie jestem jedyny, który coś rozumie, wie, osiągnął.
– Jestem tylko człowiekiem. Mówię o tym, byś nie nadymał mojego wizerunku, ani osoby. Ja kiedyś tak postępowałem – praktycznie każdy, kto miał, robił i był tym, czego ja nie miałem, nie robiłem i nie byłem, w moich oczach był jak bożyszcz. I się na tym nieraz przejechałem – wizerunek uświęcałem i byłem ślepy na prosty fakt – że to nadal byli ludzie z wadami, słabościami, etc. Nie mówię, by z kolei też umniejszać – są na tej planecie ludzie fantastyczni i robiący zajebistą robotę. Jedną z takich osób był dr David R Hawkins. Gdyby on powiedział, bym wszedł w ogień, to bym wszedł w ogień. Nawet nie za nim, tylko najpierw. Ale oczywiście i w takim podejściu są niebezpieczeństwa – bo są na tej planecie autorytety bez pokrycia. Z jakiegoś powodu mają nawet miliony wyznawców, choć nie są w żaden sposób rozwinięci. Bo człowiek bardzo łatwo ulega oczarowaniu.
– Kluczowe jest otaczanie się w swoim życiu ludźmi, których nawet sama obecność będzie nas wywindowywać i utrzymywać w pozytywności. To nie tylko autorytety jak ludzie sukcesu, bo sukces można rozumieć na wiele sposobów i rozważać na wielu płaszczyznach. Na pewno koronny sukces mający przełożenie na wszystkie inne to wspólnota 12 kroków. Bo to jest dojrzałość ludzka. Ludzka – a nie to, co się powszechnie nazywa ludzkim – a tak naprawdę typowo zwierzęcym-drapieżnym. Przypominam – to zwierzęta roślinożerne są wyżej na drabinie ewolucji od mięsożernych. Drapieżnictwo nie sprzyja życiu.
Zauważ też, że pewnie Twój tata ma większe doświadczenie od Ciebie. Czy jest w Twoich oczach autorytetem? :)
Poza tym na pewno masz większe doświadczenie z kobietami niż ja.
Ok ale doświadczenie z kobietami to normalność.
Jest dostępna dla wszystkich, którzy przestaną grać ofiarę, biadolić, narzekać, odzierać się z godności, wmawiać sobie jakieś bzdety “udowadnianie” jakimiś pseudo-badaniami.
I jak prawie ze wszystkim – można więcej, lepiej. Możesz mieć w łóżku setki kobiet. Możesz. Tylko jaki miałby być tego cel?
Pamiętaj, że osiągniesz to, co jest Twoją intencją, czego elementem jest to jak widzisz dany temat czy cel – jaką wartość mu nadałeś, znaczenie i sens.
Bo jeśli unikanie dyskomfortu będzie dla Ciebie cenniejsze, niż np. setka par cycuszków w Twoich rękach, no to nigdy tych cycuszków nie będziesz miał w rękach. Bo sobie na to nie pozwolisz.
A są mężczyźni, którzy mówili, że zwykła statystyka jest wystarczająca. Gdy podejdziesz do odpowiednio dużej ilości kobiet i zaproponujesz seks, to go w końcu będziesz miał.
I powiem Ci z doświadczenia, że to prawda – bywało, że coś tam musiałem podziałać, a wystarczyło, że podszedłem, przywitałem się – dosłownie powiedziałem tylko “cześć” i babiczku już mówiła z góry, że chce seksu i jest nawet wkurwiona tymi wszystkimi próbami podrywu jej, zamiast bezpośrednio przejść do rzeczy.
Ale oczywiście im bardziej się rozwiniesz, tym mniej zależysz od okoliczności poza Twoim poznaniem i kontrolą.
Z resztą podejrzewam, że niejeden licealista ma większe ode mnie,
Pamiętaj, że doświadczenie seksualne to ogromne spektrum. Tak jak zresztą każde.
Wystarczy, że jedna osoba nie chce seksu, a druga go wymusza i już ten seks nazywa się gwałtem i stanowi przestępstwo.
Jest masa kobiet, które seksu używa, by zdobywać pieniądze, uznanie, bezpieczeństwo, poczucie wartości i atrakcyjności, a nawet doją przyjemność z kontroli nad mężczyznami.
Więc co z tego, że ktoś ma seks? Co wiesz o tych osobach? Ich doświadczenia wcale nie muszą być pozytywne!
Cóż takiego fantastycznego jest w/z seksem? Nie mówię, że nie jest fantastyczny.
Tylko – miej świadomość jakie znaczenie mu nadajesz, jaką wartość i sens. Jako źródło czego go postrzegasz? Bo tego nie ma w seksie.
Jak ze wszystkim – seks to potencjał. Równie dobrze możesz wziąć chleb, pokroić go tak i przygotować kanapkę, że nie tknąłby jej głodny biedak. ;) A możesz zrobić małe i pyszne arcydzieło. Te same składniki, ten sam potencjał.
Wiesz dobrze, że przyjemność sprawić sobie możesz sam. Więc jeśli tylko liczysz na przyjemność, no to za słaby motyw, by zmierzyć się i przekroczyć wszystko, czego się trzymasz i czemu stawiasz opór, że w konsekwencji nie pozwalasz sobie na seks.
Seks jest normalny między dwiema zdrowymi, fajnymi osobami, które chcą dla siebie dobrze. Ale to optymalny scenariusz. Dobrze wiadomo, że rzadko jest punktem wyjścia.
Oraz – nie tylko seks jest normalny. Nie uważam też, że jest czymś niezbędnym.
a co dopiero taki świadomy facet jak ty.
No co taki świadomy facet jak ja? :)
Nadal jestem człowiekiem. Nadal mierzę się z lękami, wstydem, poczuciem winy – bo nie zatrzymuję się w rozwoju. Co nie znaczy, że się wożę limuzynami z 10 super modelkami.
Nie interesuje mnie to na moim obecnym etapie życia.
Niemniej – głębokie doświadczenie seksualne wymaga świadomej dwójki osób. A że mało jest osób, które w seksie widzą coś więcej, niż tylko brykanie i badanie granic wytrzymałości ścięgien i kości ;), to seks może fajnie wyglądać, być oczywiście przyjemny i będą się po nim trząsły nogi. Jednak poza miłymi wspomnieniami wiele z tego nie będzie. A przywiązać się można do siebie zawsze.
Możesz na seks patrzeć jak na każdą inną czynność – np. pływanie w basenie. Możesz to robić rekreacyjnie, dla przyjemności, możesz ćwiczyć, uczyć się.
Tylko pamiętaj, że tu jest też druga osoba. Warto więc wziąć pod uwagę jej podejście do tego.
Najlepszym jest, by czerpać przyjemność z jej przyjemności. Bo jeśli dobro drugiego człowieka jest dla Ciebie źródłem radości, to stwarza to perpetum mobile. ;)
Każde doświadczenie jest wbrew pozorom wewnętrzne. Powiem Ci trochę o seksie.
Mój pierwszy seks analny pamiętam jakby był wczoraj. Bo to był dla mnie szok. Tak – dla mnie. Drugiej osoby nawet nie byłem świadomy.
Pamiętam myśli – “To już to!? Mój penis jest w jej pupie? Dżizas!” Ale samo doświadczenie dużo nie różniło się od tego jakbym się masturbował. Wszelki szok, niedowierzanie, itd. brały się z nieodpuszczonego niskiego poczucia własnej wartości, braku wiary w siebie, w to, że mogę mieć normalne, fajne życie i takie kontakty z kobietami. Więc ta radość, ten wstrząs brał się nie z przyjemności samego doświadczenia, tylko z kontrastu i zderzenia między tym, co uważałem na swój temat oraz o życiu, z rzeczywistością.
Sądziłem, bo tak widziałem życie – że mi będzie wszystkiego zawsze odmawiać. A tu nie. ;)
Miałem niejeden raz seks “na sucho” – bez radości, bez nawet specjalnego podniecenia. Doświadczenie przypominało jakbyś się próbował przeciskać w zatłoczonym metrze. ;)
Jak mówię – jak osoba nie jest dojrzała, to i seks nie będzie bombastyczny. Nie ma takiej możliwości. Dlatego porno zawsze będzie tak atrakcyjne dla ludzi w niskiej świadomości – nie ważne czy dla prawiczków, z doświadczeniami seksualnymi, czy nawet z żonami i rodzinami. Bo jeśli nie rozwiniesz się na tyle, by doświadczać radości z własnego istnienia, to nic nie da Ci tego zalania mózgu sygnałami seksualnymi i nic nie ma tej możliwości, by tak przeciążyć psychikę i ciało, że przestajesz nawet być świadomym emocjonalności i pozostajesz w tym nienaturalnym i nienormalnym – syntetycznym, ekstatycznym stanie.
Tym bardziej jeśli jeszcze regularnie oglądasz porno. To nie tylko zwiewasz od emocjonalności ale upadasz w świadomości, niszczysz “zdolność” odczuwania, bo nie chcesz odczuwać, tłumisz emocjonalność, zaniedbujesz ją, obciążasz ciało i psychikę, wywalasz z siebie nasienie, itd. Każde normalne doświadczenie stanie się coraz bledsze. Bo Ty wewnętrznie się wyniszczasz.
Seks Ci tego magicznie nie zrekompensuje. Jego się trzeba nauczyć.
To jakbyś nie chodził, tylko raczkował przez 20-30 lat, a potem liczył, że jak wejdziesz do samochodu, to to doświadczenie będzie kosmicznie niesamowite.
Czy Twoją intencją jest np. dobrze nauczyć się całować? Tak dotykać kobietę, by jęczała i trzęsła się, gdy przesuwasz palcami po jej ramieniu? Czy próbować będziesz czerpać z tego poczucie wartości jak jakaś pijawka?
Dajesz czy próbujesz brać? To kluczowa różnica. A czy jesteś gotów zaakceptować, że ktoś może nie chcieć tego, co mu dajesz i to jest normalne? Czy Ty radośnie przyjmujesz każdą ulotkę?
Po przeczytaniu twojego komentarza postanowiłem skorzystać z programu jednego z trenerów, którego materiały lubię oglądać i wzbudza moje zaufanie. Opisałem mu właśnie moją sytuację i podzieliłem się wątpliwościami, które mam, poprosiłem go o współpracę. Czekam na odpowiedź, po tym jak odpisze będę decydował, co dalej. Po prostu ja nie mam, gdzie regularnie poznawać tych kobiet i umiejętność zagadywania w każdej sytuacji byłaby mi na pewno pomocna.
Ok, tylko pamiętaj, że to nie jest umiejętność.
Nie ma osobnej umiejętności “Zagadywania do kobiet w każdej sytuacji”.
Zobaczysz, że tu kluczem będzie zrobienie porządku w głowie, oczyszczenie emocjonalne, świadomość intencji, dążenie do celu. Słowa, działania dopasują się samoistnie, gdy z resztą będzie porządek.
Ale żaden trener nie da Ci jakiejś specjalnej nowej umiejętności, bo takiej nie ma.
Już teraz zacznij się przyglądać nieuświadomionym blokadom – np. niechęci przed porażką, lękiem “przed” brakiem energii, itd. Zobaczysz na jakich etapach i co stanowi problem. Zacznij się z tym rozprawiać.
Ludzki umysł już tak ma, że próbuje wymyślić rozwiązania na problemy, które sam stwarza. Np. zagadanie do obcej babki na ulicy to dla niego coś zupełnie innego, niż zagadanie do koleżanki na studiach.
Dlaczego? Bo wstydzisz się i ukrywasz swoje zamiary. Boisz się zostać odrzucony, zraniony, osądzony. Boisz się zanegowania Twojej wartości i męskości.
Dlatego kombinujesz co by tu powiedzieć i jak, by dostać to, co starasz się ukryć. I dlatego uważasz to za jakąś osobną umiejętność, której nie posiadasz.
Ale zobaczysz jak wiele się wyklaruje, gdy przestaniesz osądzać swoje potrzeby czy wybory.
Na Tinderze próbowałem swoim sił, ale mimo świetnych zdjęć nie robiłem tam zbyt dużej furory, bo jestem z wyglądu tak trochę przeciętny,
Wygląd nie ma znaczenia. Jeśli jesteś zadbany, to wszystko czego potrzebujesz w tym temacie.
a nawet może ciut poniżej przeciętnej. Co do tego, że boję się odrzucenia
No właśnie – praktycznie zawsze obecny problem u tych, którzy nie mają sukcesów z kobietami.
Odpowiedz sobie – jak ktokolwiek, tym bardziej zupełnie obcy, może Cię odrzucić? Co to w ogóle znaczy?
Może się nie zgodzić na spotkanie czy seks – z własnych powodów. Ale co to ma wspólnego z Tobą?
Aby Cię ktoś odrzucił, musiałby Cię najpierw posiadać, jak przedmiot.
A to, że jakaś kobieta odrzuca Twoje zaloty, to też przecież może być test – sprawdza jak reagujesz na odmowy – czy nie jesteś chodzącą bombą z krótkim lontem.
Często jak kobieta mówi “nie”, to tak naprawdę mówi “nie tak”. Ale nikomu nie chcę tu wciskać, że tak jest zawsze. Każda sytuacja jest inna.
może i masz rację, ale jakoś nigdy nie przeżywałem za bardzo “nie” ze strony kobiety.
Wszystko co czujesz to efekt tego jak to widzisz.
Możliwe, że “odrzucenie” uważasz za los, który i tak Cię czeka, więc się z tym nie szarpiesz ale też nie jesteś spokojny, rozsądny, akceptujący, tylko zrezygnowany.
Kilka razy zdarzyło się mi dostać przysłowiowego kosza i nie odbierałem tego jakoś bardzo personalnie. Nie skakałem z mostu ani żył sobie nie podcinałem. Nie wyzywałem wszystkich kobiet od zdzir. Żyłem sobie dalej. Byłem nawet dumny, że cokolwiek próbowałem zrobić i zdziałać.
A co próbowałeś zdziałać?
Wydaje mi się, że chodzi tu bardziej o to wyjście na kogoś dziwnego, zboka, albo że dziewczyna mnie zacznie nagrywać podczas rozmowy i stanę się gwiazdą internetu i tak dalej.
Czyli widzisz, że jednak bardzo personalnie do tego podchodzisz. :) Ja ja ja ja ja ja ja!
A co kobieta? Nic – to tylko Twój oprawca, który czeka aż zrobisz cokolwiek nie tak i opowie o tym całemu internetowi! ;)
Obejrzałem trochę filmów o tematyce podrywu i tam w 99 procentach ludzie w komentarzach sobie jaja robią i dla nich nawet normalne, kulturalne zagadanie jest pajacowaniem.
Nie traktuj 99% treści w internecie jako jakkolwiek merytoryczną treść. SZCZEGÓLNIE w temacie poznawania kobiet i seksu.
Wraz z kanałem “Nie wiem ale się dowiem” zrobiliśmy filmik o szkodliwości pornografii. Ten kanał ma bardzo dużą oglądalność. I też 99% komentarzy to był koszmar.
Kobiety też mają różne doświadczenia z zaczepianiem np. na ulicy, szczególnie z takim burackim i żenującym, wulgarnym “podrywem”.
Zgadza się.
Więc jeśli Ty będziesz to robił dobrze – co nie oznacza jakichś tajemnych technik, ani sztuczek, to już jesteś daaaaaaaaaaaleko przed masą ludzi. Jednocześnie wiedząc, że kobiety mają takie doświadczenia, możesz to przekuć w zastanowienie się jak pomóc kobiecie poradzić sobie z tym lękiem.
Znam wiele kobiet, które nawet nie tolerują jakichkolwiek komplementów ich wyglądu, bo uważają to za seksizm, a nawet molestowanie, nie życzą sobie po prostu, żeby ktokolwiek do nich zagadywał, bo obrzydza je fakt, że mężczyzna zrobił to tylko ze względu na ich wygląd
Brzmi podejrzanie. Może to efekt wielu takich negatywnych doświadczeń i braku pozytywnych. A może są jakieś dziwne. ;)
Niemniej znowu widzisz jak mało ludzi jest SPÓJNYCH z tym co mówią, robią i jak ukrywają swoje zamiary. Ja każdemu tłukę zawsze – SZCZEROŚĆ I UCZCIWOŚĆ zabiorą Cię hen daleko ponad typowe ludzkie doświadczenia.
Bo normalność nie jest typowa i nigdy nie była.
( co jest moim zdaniem dziwne, bo całe życie wydawało mi się, że każda kobieta chce się czuć atrakcyjna i piękna, szczególnie dla mężczyzn).
Tak ale dla jakich mężczyzn? Dla normalnych, zdrowych, pozytywnych, dojrzałych.
Nie dla oblechów – kłamców, pajaców, udawaczy, aktorzyn, dla których kobiety to są albo cipki z niepotrzebną resztą, albo numerki, którymi się potem chwalą.
Spotkałem się ostatnio też z opinią jednej kobiety, że atrakcyjni, przystojni faceci nie mają potrzeby zagadywać desperacko do kobiet na ulicy, bo mają wystarczająco wielbicielek w innych miejscach
Ma to sens ale jednocześnie dlaczego atrakcyjny, przystojny facet nie miałby poznawać kobiet spoza swoich kręgów? “Ulica” to przecież normalne miejsce jak każde inne.
Co – fajne, wartościowe kobiety nie chodzą po ulicach, tylko się teleportują z miejsca na miejsce?
Dwa – w podryw na ulicy nie ma wpisanej desperacji.
oraz, że nie rozumie jak inne dziewczyny mogłyby iść z kimś takim na kawę, bo to proszenie się o gwałt
No więc widzisz, że przez masę kobiet przemawia lęk.
I znowu – mądry nauczyciel podrywu nie powinien Ci wciskać żadnych technik, ani tekstów, tylko przekazać Ci jak to robić, by kobieta od razu lub bardzo szybko zobaczyła, że jest z Tobą bezpieczna i Twoje towarzystwo może być nawet na plus dla niej.
i że rzekomo miejsce publiczne temu nie przeszkadza.
Wiedząc to znowu – jeśli Ty nie wiesz jeszcze jak to “rozegrać”, to jakie jest rozwiązanie tego problemu?
Podpowiem – kluby. W klubach żadnej kobiety nie zdziwi, że podchodzi do nich facet z zamiarem podrywu, zgadza się? Klubów nie brakuje i kobiet w klubach nie brakuje.
To doskonałe miejsca, by się “rozruszać” i oswoić w tym temacie.
Niemniej – jeśli kobieta mówi Ci coś takiego, a Ty rezygnujesz, wycofujesz się, to dla niej sygnał, że w takim razie Twoje zamiary musiały być takie jak ona się obawiała. No bo dlaczego miałbyś rezygnować?
Pomyśl – zapraszasz kogoś do siebie. Przy okazji wspominasz, że boisz się złodziei, bo Cię kiedyś okradli. A ta osoba odpowiada – “wiesz co, może w takim razie innym razem”. No to byś się mocno zastanowił, zgadza się?
Swoją drogą nie chciałbym tej kobiety jakkolwiek urazić,
Tym się nie przejmuj. Jeśli Twoja intencja jest na miejscu, to wszystko gra.
Na tej planecie ludzie urażają się wszystkim. Mogę Ci zagwarantować, że gdybyś w tym momencie wynalazł lekarstwo na raka i zaczął je wszystkim rozdawać za darmo, to i tak uraziłbyś tych, którym wczoraj umarł ktoś bliski.
Masa ludzi zawsze znajdzie sobie pretekst, żeby się urazić.
Już dużo ludzi uraża się zwykłą uprzejmością – np. przepuszczasz drzwiami czy otwierasz drzwi. Też się z tym spotkałem – przepuściłem kobietę w drodze do autobusu i spotkałem się z negatywną reakcją.
Tak to wygląda i nie należy się tym w ogóle przejmować.
ale wątpię, że którykolwiek mężczyzna by do niej podszedł zagadać z własnej woli. Natomiast no to jest tylko teoretyzowanie. Chciałbym sprawdzić, jak to będzie działać w praktyce
W praktyce działać będziesz Ty. ;)
Ty jesteś kluczowym elementem całej tej przygody. Nie techniki, nie słowa.
i po prostu zrobić to pod okiem doświadczonego mężczyzny, by uniknąć podstawowych błędów. Samu nie dam rady raczej.
Oczywiście, że byś dał. Im szybciej będziesz patrzył na to jak na normalne kontakty (czyli jakie? Co to jest normalność?), tym szybciej doświadczysz wewnętrznej harmonii.
Dlatego warto mieć taką osobę przy Tobie, która powie Ci co jest normalne – czyli pozytywne – w tej okoliczności/tym temacie.
Próbowałem wielokrotnie.
Nie przekazałeś fundamentalnych informacji. Ale je przekaż temu ziomkowi.
Za czasów studiów miałem przyjaciela, który wypychał mnie do dziewczyn na siłę, ubzdurał sobie, że marnuję swój potencjał. Samemu potrafiłem się tylko stać i gapić.
Zwykłe kłamstwo – oczywiście, że potrafiłeś wszystko co było niezbędne, by poznawać babki.
Tylko wolałeś się opierać, bać, wstydzić, unikać błędów, etc.
On zawsze mówił, kiedy widział, że jakaś mi się podoba, że jak ja nie podejdę to on mi ją przyprowadzi i zrobi mi wstyd na cały wydział.
O. Czyli dobrze wiedział co jest problemem – wstyd. A raczej Twoja niechęć do wstydu. Dzięki temu dałby Ci doskonałą możliwość zmierzenia się ze wstydem.
Wtedy podchodziłem. Nic mnie nigdy złego nie spotkało, wręcz przeciwnie.
No tak ale Twoja intencja nie była pozytywna. Podejrzewam, że mogła być np. “zrobię tyle, żeby nie stało się nic złego”. No i się nie działo. Ale też nie działo się nic dobrego.
A że wstydu nie uwalniałeś, ani lęku, to zawsze “miałeś wrażenie”, że może zrobisz coś złego – np. urazisz kobietę, zniechęcisz, przestraszysz. Dlatego pewnie nigdy nie powiedziałeś otwarcie jakie są Twoje zamiary względem niej. Np. nie tylko rozmowa czy taniec ale pocałunek, seksualny dotyk, etc.
Reagowały bardzo pozytywnie, nawet gdy byłem bardzo bezpośredni i mówiłem prosto z mostu o co chodzi. No, ale były to dziewczyny, które jakkolwiek kojarzyły mnie chociaż z widzenia. W każdym razie spróbuję podziałać z tym trenerem, do którego napisałem. Może wyjdzie mi to na dobre, a nawet jeśli nie to nie będę czuł winy, że czegoś nie zrobiłem, a może właśnie to początek fajnej przygody.
Musiałeś na jakimś etapie rezygnować. Skoro babki reagowały dobrze, też gdy byłeś bezpośredni, to jedyny, który coś knocił – i nie mówię, że wypowiedziałeś źle część tajemnego “zaklęcia doprowadzania do seksu” – byłeś Ty.
Jak mówiłem – ja miałem rozebrane kobiety w łóżku, a i tak nie było seksu, bo to sabotowałem. Rezygnowałem, bo się bałem i wstydziłem.
Jeszcze na koniec – widzisz, że dopiero rozmowy z ludźmi zaczynają pokazywać Ci bardzo dużo. Fejsbuczki, instagramiki, itd. – wszyscy uśmiechnięci, zdjęcia pozowane, no sama słodycz.
A tu się okazuje, że niemal każdy ma bardzo dużo negatywnych doświadczeń, boi się, etc. Wcale nie jest tak różowo.
Okazuje się, że baranów jest masa naokoło. I jako, że baran zazwyczaj nie ma w ogóle nawet potencjału do analizy swoich działań – działa głupio i na potęgę.
A ludzie bardziej rozwinięci wpadają jak śliwka w kompot w hipnotyzowanie się mentalnym bełkotem. A że ten bełkot wydaje się trochę bardziej logiczny, to tym gorzej – bo zawsze znajdą sobie jakieś usprawiedliwienie, wymówkę i racjonalizację.
Więc fajni faceci – jak Ty – podchodzą albo bardzo rzadko, albo wcale.
Więc kobiety mają doświadczenia głównie z baranami.
Nie bez powodu prowadzę ten serwis – by przekazać naprawdę fundamenty realnej pozytywności. To trochę jakbym prowadził pierwsze klasy podstawówki.
Właśnie dlatego, że pozytywność jest bardzo rzadka – i zawsze była – kobiety muszą testować mężczyzn. Bo jak inaczej dowiedzą się czy nic im nie grozi?
No np. ich właśnie nie zgwałci? Czyli muszą sprawdzić jak reaguje na odmowę. Jak reaguje na problemy. Czy ma poczucie humoru (jak znasz kogoś bez poczucia humoru – nie utrzymuj z tą osobą kontaktu). Czy jakieś uwagi odbiera personalnie i jako atak czy potrafi przyjąć krytykę oraz pozostać pozytywnym? Czym jest dla niego seks? Jak mu bestia nie stanie, jak będzie słaby w łóżku i kobieta powie mu, że wystarczy to czy nie wścieknie się i jej nie pobije? Itd.
Większość facetów nawet o tym nie pomyśli, a dla kobiet to są fundamentalne sprawy! Dla typowego faceta – czyli głupca – to wszystko absurdalne. On chce poruchać i co go obchodzi reszta?
No bo większość ludzi zupełnie nie obchodzi dobro drugiego człowieka.
Dla kobiety ciało jest ważne, bo to m.in. miejsce, w którym rośnie życie – dziecko. Poza tym – to facet penetruje ciało kobiety. Więc to kobieta ma więcej obaw i to normalne. Gdy Ty do kogoś przychodzisz, to wiesz – nawet jakbyś zastał tam brud i syf – to najwyżej podziękujesz i wrócisz do siebie. Ale jeśli to Ty zaprosisz kogoś do siebie, to raczej zależałoby Ci, żeby ta osoba np. nie naniosła Ci błota, niczego nie zniszczyła, zgadza się?
Pomyśl, że kobieta spotyka faceta, który np. ma brud pod paznokciami i jej wkłada w pochwę te paluchy. Może jej nawet dać jakąś chorobę!
Albo ma zadziora na paznokciu, wkłada palca do bardzo wrażliwego miejsca i ją tam rani… Już nie mówiąc o nieumytym penisie.
Zauważ – dlaczego np. zadbany facet jest dla kobiet atrakcyjny? Bo ładny? Nie. Bo przynajmniej na podstawowych poziomie bierze pod uwagę własne dobro i o nie dba. To zwiększa prawdopodobieństwo, że weźmie pod uwagę dobro drugiej osoby – kobiety.
Zgadza się? Rzadko człowiek głodny podzieli się jedzeniem, zgadza się? A jak jest najedzony i mu zostało, to szansa, że się tym podzieli jest kolosalnie większa.
Tu naprawdę nie ma potrzeby żadnych sztuczek, ani gry. No chyba, że tą grą jest świadomy, przyjemny flirt. Ale nie krążenie wokół niej jak sęp czekający aż konające zwierzę zdechnie.
Ponadto – wiedząc, że pożądanie jest zaraz pod gniewem – to dla kobiety też jest ważne, by sprawdzić czy jesteś cierpliwy. Czy masz nad sobą kontrolę, czy potrafisz dobrze się czuć z pożądaniem? A może staniesz się niespokojny, zdenerwowany, sfrustrowany?
Już pomijając temat bezpieczeństwa, to dla kobiety też informacje czy seks z Tobą będzie w ogóle satysfakcjonujący. Ba – że potrwa dłużej, niż 3 minuty.
Gdy słyszę, że faceci nie rozumieją kobiet, to praktycznie zawsze to efekt nie konkretnie niezrozumienia kobiet, tylko fundamentów bycia człowiekiem.
Oczywiście pewne różnice są między płciami ale naprawdę nie tak wielkie jakby się wydawało.
Przykład – np. kobieta potrzebuje zazwyczaj więcej czasu, żeby się podniecić. Dlaczego? Dlatego, bo kobiety z samego faktu rodzenia, są bardziej w ciele, są bardziej wrażliwe, świadome. Szybciej też od mężczyzn rozwijają intuicję. A że emocje to realna energia i jako ludzie nie mamy się jak przed tym bronić, to każdego dnia każdy z nas przesyca się tym. Kobieta nie specjalnie bardziej od mężczyzn ale jest tego bardziej świadoma i potrzebuje czasu, by się z tym uporać – szczególnie, gdy np. codziennie podchodzi do niej kilkunastu oblechów. A do tego niezbędne jest bezpieczeństwo – wtedy poradzi sobie z nagromadzonym lękiem. Gdy będzie odpowiedzialność faceta – poradzi sobie z poczucie winy (tu np. pomaga wzięcie odpowiedzialności za seks na siebie). Np. powiedzenie jakiegoś komplementu – poradzi sobie ze wstydem. Rozumiesz? A co jeśli okaże się, że ma jakieś nieklasyczne upodobania? Czy spotka się z wyśmiewaniem, osądami, skąd ma wiedzieć czy tego nie rozpowiesz innym – czyli dokładnie to samo czego Ty się boisz? Np. jeśli by się okazało, że uwielbia ssać odbyt? Czy jesteś to w stanie zaakceptować? A jakby się okazało, że miała już 50 partnerów? I każdemu z nich ssała odbyt i jaja? Czy wiedząc to nadal widziałbyś ją tak samo i pozytywnie?
Babka, która dobrze uprawia seks, prawie na pewno miała wielu partnerów. I rzadko powie ilu, bo mało facetów to zaakceptuje.
Jeśli rozumiesz takie naprawdę podstawowe trywializmy, to znikają “tajemnice”.
Jeśli wiesz, że kobieta czuje lęk, to możesz zadbać o to, by przestała się go trzymać. Pomaga właśnie np. poczucie humoru – powiedz “nie bój się, siekierę zostawiłem w drugich spodniach, najostrzejsze co mam przy sobie to kawałek papryczki chilli między zębami, możesz pomóc mi go wyciągnąć, bo już mocno piecze”. ;) Tylko proszę – nie zapisuj tego jako “teksty na podryw”. Tylko staram się Ci pokazać, że tu wszystko ma sens i jest zrozumiałe.
Niezrozumienie kobiet – heh. Wiesz, biorąc pod uwagę czego ludzie nie rozumieją na tym blogu – bo często nie ma czego rozumieć – nie dziwmy się, że są problemy z kontaktach z drugim człowiekiem.
Ba! Ludzie nie chcą nawet zrozumieć, że “kobieta” to nie jest jakaś idea, tylko prawie 4 miliardy bardzo różnych ekspresji człowieczeństwa.
To co możesz zrobić, to żyć pozytywnie, być fajnym gościem, brać pod uwagę dobro drugiego człowieka, doceniać ludzi, cieszyć się ich obecnością ale też nie być naiwnym.
I powiem Ci, że im bardziej ja się rozwijam, tym też wolę dłużej cieszyć się bliskością osoby, niż od razu przejść do rypanka. Choć oczywiście im przyjemniej i normalniej między dwie osobami, tym bardziej to staje się elektryzujące. A im bardziej napierasz, tym staje się to obciążające i wbrew pozorom, oddala od dalszej przyjemności.
Dwa – zauważ jak się ludzie robią w bambuko. Powszechnie używane jest np. “ssij”, “ty kutasie”, “głupia pizdo!” Określeń seksualnych, a nawet części ciała używamy jako przekleństw, czyli życzymy za pomocą tych słów drugiej osobie czegoś złego.
Powiedz mi – dlaczego Twoja partnerka miałaby się zdecydować na seks oralny i/lub mieć z tego przyjemność, jeśli dla Ciebie “możesz mi possać” to zdanie wyrażające poniżenie kogoś? Dla niej to będzie poniżające. Przynajmniej gdyby miała zrobić loda Tobie.
Albo “jebał cię pies w dupę!” A potem dziwota, że kobieta na wzmiankę o seksie analnym dostaje wysypki. ;) A potem biadolenie, że dziewczyna kolegi nie odmawia mu anala. No tak ale dla kolegi rżnięcie w dupę nie oznacza wykorzystania drugiej osoby jak naiwnego idioty. Plus – anala też trzeba się nauczyć i szczególnie zadbać o odpowiednie warunki, szczególnie o higienę i nawilżenie. Ale też przygotować się psychicznie.
Albo wstydzisz się swojego penisa – a słowa “kutas” używasz jako ataku na kogoś, kogo próbujesz w ten sposób odrzeć z godności i wartości. Nie dziwne, że Twój penis wydaje Ci się gorszy – czyli bez wartości.
Czy na słowa “chcę byś tej nocy została moją małą suczką” skręca Cię? Czy wydaje Ci się to pozytywne? Czy “suka” jest dla Ciebie wyrazem pozytywnym, czy negatywnym? To zabarwienie nadajesz Ty sam.
Ja sam nie wiem dlaczego tak wiele negatywności związane z pieskami. Przecież to są przecudowne zwierzaki i bardziej rozwinięte od 80% ludzkości. Pewnie właśnie dlatego. ;)
Hej Piotrze, bardzo ciekawy artykuł. Zaczynam zauważać rzeczy, o których tu pisałeś we własnym życiu. Nie mam przyjaciół, nawet jaki kiedyś miałem, to nie byli wobec mnie życzliwi tylko najczęściej zadawali się ze mną, bo czegoś ode mnie chcieli. Dziewczyny nigdy nie miałem, a i na to się nie zanosi raczej. Większość czasu spędzam tylko z rodziną, którą bardzo lubię i dobrze czuję się w ich towarzystwie. Jedyne imprezy na jakich byłem to właśnie te rodzinne, zawsze jest dużo uśmiechu, żartów, ciekawych rozmów, po prostu dobrze się czuję ze wszystkimi, mam bardzo zgraną i zżytą chociaż niewielką rodzinę. Zawsze świetnie dogadywałem się z dorosłymi ludźmi, a z rówieśnikami to tak nie bardzo. Chodzę teraz na te studia, najlepsza uczelnia w moim mieście, świetny i ambitny kierunek, a mam wrażenie że dosłownie wszyscy, których znam jedyne co robią, to się upijają i imprezują, a to po prostu nie mój świat. Ja zawsze byłem ten spokojny, wyważony, odpowiedzialny, byłem osobą, która lubi wdawać się w ciekawe, intelektualne rozmowy, chociaż nie uważam siebie za sztywniaka. Mam duże poczucie humoru, które wygląda mniej więcej tak, że potrafię świetnie się porozumieć z podpitymi osobami, ale ja jestem trzeźwy. Oni żeby dojść do takiego poziomu żartów i rozluźnienia potrzebują procentów. Moja rodzina mnie za to uwielbia, zawsze gdy w rozmowie wieje nudą staram się wszystkim rozśmieszyć, w dobrym towarzystwie jestem gadułą, podczas gdy z osobami w moim wieku brakuje mi śmiałości, jestem wyobcowany. W szkole średniej byłem odludkiem, myślałem, że jak pójdę na studia ludzie staną się spokojniejsi, bardziej odpowiedzialni. Przypomniała mi się ostatnio studniówka, kiedy byłem na niej chyba jedyną trzeźwą osobą, która nie przytargała za sobą skitranej wódeczki pod stołami. Ja wiem, że to taka tradycja z pokolenia na pokolenie, że nauczyciele przez palce patrzą, ale ja po prostu nie potrzebuję alkoholu, żeby się dobrze bawić, ja poszedłem tam z przeświadczeniem, że idę sobie potańczyć, co bardzo lubię, a nie upić się i uświnić ulubiony garnitur. Cały czas słyszałem przytyki i żarciki o tym, że nie piję, że jestem dziwny, że wszyscy to robią bla bla bla od kolegów, którzy byli mi bliscy. Wyszedłem z tej imprezy pierwszy, w momencie gdy nie było już z kim porozmawiać w zasadzie w miarę logicznie. I żeby nie było nie mam nic do picia alkoholu, nie jestem abstynentem, ale jak już piję to bardzo symbolicznie, a nie po to, żeby zmienić swój stan świadomości. Ta studniówka to była dla mnie trochę taka trauma. Po prostu to trochę smutne, że ludzie w moim wieku spotykają się na “imprezy” nie po to żeby spędzić czas ze znajomymi, pogadać i pożartować, tylko chlać do odcinki i jeszcze się tym chwalą, jakby było czym. Moi znajomi z uczelni, jak nie chleją w danej chwili, to głównym tematem rozmów jest to, co wyrabiali ostatnio pod wpływem i kiedy powtórka. ( Z tego, co wiem to średnia inicjacji alkoholowej w Polsce to jakieś 13/ 14 lat, a ja pierwszy raz spróbowałem go w wieku 17, dwa miesiące przed pełnoletnością, więc jestem opóźniony pod tym względem ;) ) Rodzina też się martwi trochę o mnie, twierdzi, że powinienem też korzystać z młodości i się “wyszumieć”, żeby mieć listę głupich wybryków do wspominania z uśmiechem na starość, ale ja nie mam po prostu takiej potrzeby. Przez to interpretuję sobie, ze jestem jakiś inny, dziwadłem. Moja mama czasem mówi: ” Weekend idzie, może byś gdzieś wyszedł na miasto, nie można cały czas siedzieć w domu albo w książkach. Jakąś dziewczynę byś sobie może w końcu zapoznał.” Tak samo właśnie w tych relacjach z dziewczynami. Moi koledzy biegają za tymi wszystkimi eleganckimi laluniami, które zaliczają klub za klubem, bo są przecież taaaakie ciekawe, rozrywkowe i pewne siebie. Mi by przeszkadzało, że jestem tam siódmym, ósmym, piętnastym, albo dwudziestym kolesiem z rzędu, który może ją wyrwać w klubie, gdy jest wstawiona. Ja wolałbym, żeby dziewczyna była skromna, spokojna, oczytana, inteligentna i wrażliwa, a nie przebojowa. Dla mnie nieśmiałość u dziewczyn jest urocza, jest czymś mega fajnym. Pewność siebie też jest super, ale w większości przypadków nie jest zdrowa, tylko zamienia się w arogancję i to słynne humorystyczne porzekadło “wyżej sra niż dupę ma”. W dzisiejszych czasach jednak wydaje mi się że bardzo ciężko znaleźć kogoś takiego, w zasadzie czas nawet mam wrażenie, że takich spokojnych i ułożonych dziewczyn nie ma. Przez długi czas oglądałem te napompowane sylikonem lalki nałogowo i mam po prostu dość już tej iluzji piękna. Ocenianie drugiego człowieka tylko przez pryzmat wyglądu jest mega niesprawiedliwe, a to jaki człowiek jest. Nie wytrzymałbym długo z dziewczyną, której jedynym zainteresowaniem byłby kolor paznokci nawet gdyby była prześliczna. Wydaje mi się, że po prostu projektuję gniew i inne emocje, ale naprawdę bardzo tęsknię za jakąś wartościową relacją, subtelnością, bliskością, ale nie taką wulgarną jak w porno, tylko taką szczerą i piękną, kogoś kto się będzie o mnie troszczył i kogoś kim i ja mogę się zaopiekować. :(
Hej Piotrze, bardzo ciekawy artykuł.
Witaj Kacprze!
Dziękuję za komentarz!
Zaczynam zauważać rzeczy, o których tu pisałeś we własnym życiu. Nie mam przyjaciół,
Ok, ale upewnij się, że mówisz o faktach, a nie narzekasz, biadolisz, grasz ofiarę – racjonalizujesz to, co czujesz.
Nie mieć przyjaciół wcale nie musi być złe.
Jesteś na jakimś etapie rozwoju. Zapewne do tej pory w ogóle nie przeanalizowałeś co to jest przyjaźń, nie nakreśliłeś tej definicji, wartości jakie przyjaciel podziela, nie nadałeś temu mądrych wartości i znaczenia.
Możesz to zrobić.
Brak przyjaciół może mieć wiele przyczyn.
Poza tym do tej pory mogłeś przyjaźnią nazywać to, co nią nie było.
nawet jaki kiedyś miałem, to nie byli wobec mnie życzliwi tylko najczęściej zadawali się ze mną, bo czegoś ode mnie chcieli.
Co oznacza, że nie byli to przyjaciele.
To były osoby, które starałeś się utrzymać przy sobie, bo sam coś od nich chciałeś – np. nie być samotnym.
Co też nie jest przyjaźnią.
Powtórzę to, co mówiłem wielokrotnie – stań się zmianą, której chcesz doświadczyć w świecie. Nie oczekuj od innych tego czego sam nie robisz.
Dziewczyny nigdy nie miałem, a i na to się nie zanosi raczej.
Czyli mówisz, że Ty nie zamierzasz poznać.
Jakikolwiek związek z dziewczyną – czy to nie intymny, czy to tylko oparty o seks, czy głębszy, sam się nie stworzy.
Tu też potrzebne jest przewartościowanie, rekontekstualizacja, korekta intencji i działanie. Aż do celu.
A jaki jest to cel?
To to jaki sens, znaczenie, wartość temu nadałeś oraz jaką masz wobec tego intencję determinuje rezultaty. Skoro na razie relacji nie ma, to konsekwencja Twoich wyborów, nie czegokolwiek w świecie.
Większość czasu spędzam tylko z rodziną, którą bardzo lubię i dobrze czuję się w ich towarzystwie.
To co czujemy to konsekwencja naszej percepcji.
Równie dobrze możesz się czuć będąc samemu. Bo bycie samemu nie musi wcale oznaczać samotności. Samotność to już jest osąd swojej sytuacji, to granie ofiary, to utrzymywanie żalu, wstydu, winy i sądzenie, że ich źródłem jest np. brak partnerki.
Ale nie brak partnerki jest źródłem tej emocjonalności, tylko to jak postrzegasz brak partnerki.
Jedyne imprezy na jakich byłem to właśnie te rodzinne, zawsze jest dużo uśmiechu, żartów, ciekawych rozmów, po prostu dobrze się czuję ze wszystkimi, mam bardzo zgraną i zżytą chociaż niewielką rodzinę.
Skoro potrafisz się zżyć z innymi ludźmi, dlaczego nie czynisz tego też z osobami spoza rodziny?
Zawsze świetnie dogadywałem się z dorosłymi ludźmi, a z rówieśnikami to tak nie bardzo.
Zapewne dlatego, bo intencje były negatywne – np. “byle tylko nie być samotnym”.
Chodzę teraz na te studia, najlepsza uczelnia w moim mieście, świetny i ambitny kierunek, a mam wrażenie że dosłownie wszyscy, których znam jedyne co robią, to się upijają i imprezują, a to po prostu nie mój świat.
Na pewno nie wszyscy.
I pytanie czy trzeba imprezować upijając się? Nie ma innych opcji, byś fajnie spędzał czas z innymi?
Ja zawsze byłem ten spokojny, wyważony,
Na pewno?
Nie mylisz spokoju z apatią, oporem, lękiem, poczuciem winy?
odpowiedzialny, byłem osobą, która lubi wdawać się w ciekawe, intelektualne rozmowy, chociaż nie uważam siebie za sztywniaka. Mam duże poczucie humoru, które wygląda mniej więcej tak, że potrafię świetnie się porozumieć z podpitymi osobami, ale ja jestem trzeźwy. Oni żeby dojść do takiego poziomu żartów i rozluźnienia potrzebują procentów. Moja rodzina mnie za to uwielbia, zawsze gdy w rozmowie wieje nudą staram się wszystkim rozśmieszyć, w dobrym towarzystwie jestem gadułą, podczas gdy z osobami w moim wieku brakuje mi śmiałości, jestem wyobcowany.
Nie jesteś wyobcowany, tylko się opierasz, wstydzisz, boisz się zostać osądzonym.
Ty się “wyobcowujesz”, czyli trzymasz się z dala, byle tylko nie wydobyć z Ciebie stłumionej emocjonalności.
Którą też wyobcowujesz. Zapewne robisz co możesz, byle tylko znajdować się w towarzystwie osób, które nigdy nic z Ciebie nie wyciągnęły – jak np. Twoi bliscy.
W szkole średniej byłem odludkiem,
Nie byłeś żadnym odludkiem, tylko sam wybierałeś brak spędzania czasu z innymi. Miałeś ku temu swoje powody.
A bez świadomości tego zwalasz odpowiedzialność i grasz ofiarę tej sytuacji.
myślałem, że jak pójdę na studia ludzie staną się spokojniejsi, bardziej odpowiedzialni.
Czyli liczyłeś, że zmieni się świat.
A tak naprawdę miałeś nadzieję, że spotkasz kolejnych ludzi takich jak Twoi bliscy – którzy nigdy nic z Ciebie nie wyciągną – ani wstydu, ani winy, ani lęku, ani gniewu.
Dlatego też moje wątpliwości odnośnie tego czy na pewno jesteś osobą spokojną, czy raczej robisz co możesz, byle tylko nie stracić tego, co nazywasz “spokojem”?
Czy odnośnie swojej sytuacje – tej “samotności” jesteś spokojny? Zapewne nie.
Wcześniej mówiłeś o “byciu odludkiem”. Czy wtedy byłeś spokojny? Pewnie też nie.
Przypomniała mi się ostatnio studniówka, kiedy byłem na niej chyba jedyną trzeźwą osobą, która nie przytargała za sobą skitranej wódeczki pod stołami. Ja wiem, że to taka tradycja z pokolenia na pokolenie, że nauczyciele przez palce patrzą, ale ja po prostu nie potrzebuję alkoholu, żeby się dobrze bawić, ja poszedłem tam z przeświadczeniem, że idę sobie potańczyć, co bardzo lubię, a nie upić się i uświnić ulubiony garnitur. Cały czas słyszałem przytyki i żarciki o tym, że nie piję, że jestem dziwny, że wszyscy to robią bla bla bla od kolegów, którzy byli mi bliscy.
Sam powiedziałeś, że jesteś bardziej rozwinięty w tej kwestii, bo alkoholu nie potrzebujesz.
Skoro świadomie to wybierasz i wiesz, że jest to dobre, to dlaczego Ci przeszkadzają takie docinki?
Zapewne dlatego, bo ujawniają w Tobie to, co nie jest spokojem – np. wstyd i winę.
A że nazywasz siebie, że jesteś spokojny, to od razu zaczynasz się opierać, uciekać od tego. By nie runął Twój wizerunek siebie jako człowieka spokojnego.
Wyszedłem z tej imprezy pierwszy, w momencie gdy nie było już z kim porozmawiać w zasadzie w miarę logicznie. I żeby nie było nie mam nic do picia alkoholu, nie jestem abstynentem, ale jak już piję to bardzo symbolicznie, a nie po to, żeby zmienić swój stan świadomości. Ta studniówka to była dla mnie trochę taka trauma.
No bo co chwila inni ludzie starają się wydobyć z Ciebie to wszystko od czego tak desperacko uciekasz.
A Ty nie chcesz za nic na świecie.
Nawet zacząłeś nazywać to traumą. Co pokazuje, że trauma to tylko nazwa dla walki z tym co czujemy i zwalania za to odpowiedzialności poza siebie.
Co też pokazuje jakim problemem jest przywiązanie nawet do czegoś pozornie pozytywnego jak wizerunku siebie – “JESTEM człowiekiem spokojnym”.
Po prostu to trochę smutne,
Nic nie jest smutne.
Ale żeby mieć wytłumaczenie dla stłumionego żalu, mówisz, że to, że inni się bawią jest smutne…
Ja tak nie uważam. Gdyby to było smutne, to każdy byłby wtedy smutny. A smutny jesteś tylko Ty. I to na własne życzenie.
że ludzie w moim wieku spotykają się na “imprezy” nie po to żeby spędzić czas ze znajomymi, pogadać i pożartować, tylko chlać do odcinki i jeszcze się tym chwalą, jakby było czym.
Na pewno tylko to robią?
Nie żartuję, nie gadają, nie tańczą?
Przypadkiem nie ignorujesz 90% tego, co się dzieje, byle tylko móc powiedzieć, że TO JEST smutne?
Moi znajomi z uczelni, jak nie chleją w danej chwili, to głównym tematem rozmów jest to, co wyrabiali ostatnio pod wpływem i kiedy powtórka.
I dla nich to jest dobre. Dla nich to jest zabawa.
Zaakceptuj to, a nie osądzaj i nie graj ofiary i jeszcze nie zwalaj na to swojego smutku.
( Z tego, co wiem to średnia inicjacji alkoholowej w Polsce to jakieś 13/ 14 lat, a ja pierwszy raz spróbowałem go w wieku 17, dwa miesiące przed pełnoletnością, więc jestem opóźniony pod tym względem ;) )
To ma najmniejsze znaczenie.
Rodzina też się martwi trochę o mnie, twierdzi, że powinienem też korzystać z młodości i się “wyszumieć”,
Większość ludzi sądzi, że to całe “wyszumienie” lub “wyszalenie się” to jest jakaś waluta, którą można spożytkować tylko do pewnego wieku.
Co jest oczywistym urojeniem, niezrozumieniem, pogubieniem.
Masę razy słyszałem o tym, że np. dziecko musi się wyszaleć. Ale nie ma jakieś szaleństwa, które można stracić np. nierozsądną zabawą.
Z tego co widzę, to szaleństwa w świecie przybywa, nie ubywa.
Imprezy alkoholowe oraz imprezy bez alkoholu nie muszą wcale oznaczać dobrej zabawy.
Tak jak sam mówisz – “TO smutne” – nazywasz imprezę smutną.
A oni? Piją, zatruwają się. To ich wybór, z którym jest im dobrze.
Zaś radość to wybór niezależny od tego wszystkiego. Można ją wybierać w dowolnym wieku. Nawet w wieku 50 lat pracując 12 godzin na dobę.
żeby mieć listę głupich wybryków do wspominania z uśmiechem na starość,
A tu widzimy jak ludzie podchodzą do zabawy i starości.
Wygłupiać się, często dosłownie szaleć – czyli żyć jak dzieci w wieku dorosłym, by potem na starość już bez poczucia winy wracać do tego, by uciekać od lęku przed śmiercią, by nie obwiniać się za to, że żyło się “nudno”.
Cały czas kierowanie się winą i strachem.
Sentyment nie jest wspierający. Osłabia. Bo nic dobrego z niego nie wynika – żadne budujące wnioski, ani ewolucja, ani rozwój. Tylko jak odgrzewanie kotleta, przy czym ten kotlet nie istnieje.
Ty teraz wybieraj mądrze, zdrowo, radośnie. Ani nie uciekaj od lęku, ani nie kieruj się winą, ani nie obwiniaj się, tylko bierz odpowiedzialność za błędy. Jednak wybierz jakieś mądre dążenia.
Co nie wyklucza wyboru i utrzymywania stanu radości każdego dnia.
Już jesteś na tyle rozwinięty. Jednak uciekasz od niskiej emocjonalności, dlatego jest Ci ciężko i dlatego się dystansujesz do ludzi.
To co ludzie próbują powiedzieć – to to, by żyć śmiało i odważnie i to wspominać z uśmiechem – wybory tego, co naprawdę pozytywne.
Niestety mało kto to rozumie i woli wypić alkohol, by odciąć świadomość lęku. Co oczywiście nie stanowi żadnego rozwoju i dlatego wybory pod wpływem alkoholu dokonywane są najczęściej ze szkodą dla siebie i innych. Nawet w formie wypadków i śmierci.
ale ja nie mam po prostu takiej potrzeby.
Nie ma żadnego “po prostu”.
A poza tym to żadne potrzeby. Potrzeby to np. sen, odżywianie.
A nie robienie głupot, by się na starość nie obwiniać, nie wyrzucać sobie niczego.
To co jest dla Ciebie ważne, czemu nadasz znaczenie, wartość i sens wybierasz teraz. Każdego dnia.
Przez to interpretuję sobie, ze jestem jakiś inny, dziwadłem.
No to bardzo głupie wnioski i interpretacje.
Sam mówisz mądrze – oni potrzebują alkoholu, by pozwolić sobie na radość, a Ty nie.
Oni gadają tylko o tym jak się upili i kiedy będą pili, a Ty potrzebujesz czegoś wyższej jakości.
I na tej podstawie oceniasz siebie jako dziwadło?
Czyli rozwój osądzasz jako zły, a prymitywizm jako dobry?
Kolejny przykład, że problemów nigdy nie ma w świecie.
Moja mama czasem mówi: ” Weekend idzie, może byś gdzieś wyszedł na miasto, nie można cały czas siedzieć w domu albo w książkach. Jakąś dziewczynę byś sobie może w końcu zapoznał.”
To dobre rady.
Pytanie dlaczego tego nie robisz?
Bo nawet mądrą książkę można czytać z negatywną intencją i to nie przyniesie nic dobrego.
Tak samo właśnie w tych relacjach z dziewczynami. Moi koledzy biegają za tymi wszystkimi eleganckimi laluniami, które zaliczają klub za klubem, bo są przecież taaaakie ciekawe, rozrywkowe i pewne siebie. Mi by przeszkadzało, że jestem tam siódmym, ósmym, piętnastym, albo dwudziestym kolesiem z rzędu, który może ją wyrwać w klubie, gdy jest wstawiona. Ja wolałbym, żeby dziewczyna była skromna, spokojna, oczytana, inteligentna i wrażliwa, a nie przebojowa.
Ok ale co to ma wspólnego z tym, by raz na jakiś czas nie być przebojowym lub nawet często i kiedy jest to wskazane?
Bez przebojowości, czyli śmiałości, dążenia do swoich celów wiele nie osiągniesz.
Innymi słowy – to tak jakbyś powiedział dokładnie gdzie chcesz dojechać ale nie włączył silnika samochodu.
Jak chcesz poznać jakąkolwiek dziewczynę bez śmiałości?
Jak chcesz zrealizować jakiekolwiek marzenie bez śmiałości, bez odwagi?
Zapewne wymyśliłeś sobie takie cechy u dziewczyny, którym nadałeś duże znaczenie, by nie wymagała ona od Ciebie tego, co nazywasz przebojowością, a tak naprawdę chodzi o niechęć do lęku, wstydu, winy, niepewności.
No, wiesz – jeśli przebojowością nazywasz tylko głupie, niedojrzałe, wulgarne czy dziecinne postępowanie, to solidnie się podcinasz.
Można być przebojowym, czyli śmiałym i bardzo dojrzałym. Można być śmiałym i spokojnym. Można być śmiałym i ciepłym, troskliwym.
A przy okazji jest to bardzo atrakcyjne i raczej nie ma kobiety, której się to nie spodoba.
Najważniejsza jest w tym intencja.
A dorabianie filozofii do braku śmiałości i nazywanie tego jakoś pozytywnie może być porządnym robieniem się w balona.
Dla mnie nieśmiałość u dziewczyn jest urocza, jest czymś mega fajnym.
Tak, bo śmiałości się opierasz. Automatycznie więc nadałeś duże znaczenie i sens wartości “przeciwnej”.
A ani śmiałość, ani nieśmiałość nie są ani dobre, ani złe. Są takie tylko w pewnym kontekście.
Co oznacza, że jeśli cały czas wybieramy jedno lub drugie, to prędzej czy później ten wybór okaże się nieodpowiednim.
Pewność siebie też jest super, ale w większości przypadków nie jest zdrowa,
Bzdura totalna.
Najpierw bardzo konkretnie i precyzyjnie opisz co nazywasz tą “pewnością siebie”, bo sądzę, że to o czym teraz mówisz w ogóle nią nie jest.
tylko zamienia się w arogancję
Nic się samo nie zamienia w arogancję.
Ale widzisz – uważasz, że pewność siebie sama zamieni się arogancję i dlatego jej nie wybierasz. To tylko usprawiedliwienie i racjonalizacja.
To tak jakbyś sądził, że każde paliwo zamieni się w kulę ognia i dlatego nie włączasz silnika.
i to słynne humorystyczne porzekadło “wyżej sra niż dupę ma”.
Bardzo mieszasz różne pojęcia i dobierasz do tego jakieś bezsensowne wytłumaczenia.
W dzisiejszych czasach jednak wydaje mi się że bardzo ciężko znaleźć kogoś takiego, w zasadzie czas nawet mam wrażenie, że takich spokojnych i ułożonych dziewczyn nie ma.
Bo to o czym mówisz jest efektem osądu, oporu, lęku i winy.
Wilka nazywasz owcą i odwrotnie, więc nie dziwne, że masz problemy z innymi ludźmi.
Przestań osądzać śmiałość i przebojowość, zacznij się nią cieszyć i doceniać, bo dzięki tej śmiałości ludzkość prze do przodu.
Zacznij ją praktykować w zdrowy sposób. Zaproponuj jakieś sposoby.
I upewnij się, że to czego szukasz w dziewczynie nie opiera się o wstyd, lęk i winę.
Przez długi czas oglądałem te napompowane sylikonem lalki nałogowo i mam po prostu dość już tej iluzji piękna.
No to sam sobie robiłeś problem.
Co to ma wspólnego z ponad 3 miliardami kobiet?
Ocenianie drugiego człowieka tylko przez pryzmat wyglądu jest mega niesprawiedliwe, a to jaki człowiek jest.
A Ty oceniasz przez pryzmat tego jak spędzają wolny czas – np. piją na imprezach.
Osądzasz przebojowość, śmiałość.
Bardzo dużo osądzasz.
I mylisz ROBIĆ z BYĆ.
Nie wytrzymałbym długo z dziewczyną, której jedynym zainteresowaniem byłby kolor paznokci nawet gdyby była prześliczna.
Spektrum jest dużo większe, niż tylko “spokojna, ułożona” i “non stop imprezuje, daje się wyrywać 20-tu kolesiom”.
Bardzo dużo jest prawdopodobieństwo, że nawet taka “spokojna i ułożona” będzie chciała od czasu do czasu zaszaleć.
Gdy sprawdzimy kalibrację – Odwaga jako poziom świadomości to 200-249. Spokój to poziom 250.
Więc osoba “ułożona, spokojna” jest automatycznie śmiała i odważna. Nie może być inaczej.
A jeśli ktoś chorobliwie utrzymuje porządek w domu ze wstydu przed oceną i dlatego, bo się cały czas osądza i gra “perfekcjonistę”, to nie ma nic wspólnego ze zdrowiem, ani zdrowym kierunkiem.
Wydaje mi się, że po prostu projektuję gniew i inne emocje,
Tak ale widzę, że nie jesteś tego świadomy.
ale naprawdę bardzo tęsknię za jakąś wartościową relacją, subtelnością, bliskością, ale nie taką wulgarną jak w porno, tylko taką szczerą i piękną, kogoś kto się będzie o mnie troszczył i kogoś kim i ja mogę się zaopiekować. :(
No ale jeśli nie pozwalasz sobie na poznawanie kobiet, to jak kogoś takiego spotkasz?
Tęsknienie to tylko niepotrzebne emocjonowanie się. Mówiłem wielokrotnie – nasze emocje to nasz problem. Nikt nie powinien ich doceniać, ani nadawać im żadnej specjalnej wartości.
Zamiast tęsknić, wiesz już co jest do korekty jak i do podjęcia jest konstruktywne działanie. Aż do skutku.
Tęsknienie jest zupełnie niekonstruktywnym postępowaniem i to jeszcze niezdrowym.
Ponadto – w klubach każda kobieta jest przynajmniej troszkę bardziej śmiała, niż w życiu codziennym.
Po to się idzie do klubu czy inne miejsca – bo to miejsca (bardziej) odpowiednie do pewnych ekspresji.
Np. na przystanku nikt raczej nie będzie pił i szalał, bo to nie jest miejsce od tego. Co nie znaczy, że w innym ta osoba dalej będzie się zachowywała jak na przystanku.
Więc nie szukaj jakieś specjalnej subtelności, tylko pozwól sobie na śmiałość. Od czasu do czasu zaszalej. Wyjaśniałem, że zdrowie to zarówno brak oporu jak i brak przywiązania.
Można sobie robić problemy przywiązaniem nawet do jakości pozornie pozytywnych jak bliskość albo spokój.
Dziękuję za szczegółową odpowiedź Piotrku, będę pracował nad tym, na co zwróciłeś mi uwagę i przestać oceniać ludzi wokół mnie, zaczynać się na nich otwierać i doceniać. Ostatnio odpuściłem opór i wyszedłem pierwszy raz w życiu do klubu, było całkiem fajnie, poznałem kilka ciekawych osób. Przełamałem się i zagadałem do grupki mieszanej, zaczęliśmy gadać, napiliśmy się , pobawiliśmy się trochę i było w porządku. Na początku uznałem, że to takie dziwne zagadywać do obcych ludzi, ale powiedziałem, że wyglądają na sympatyczne osoby i się po prostu przywitałem, a oni nie uznali mnie (chyba) za wariata. Kiedyś panicznie się bałem takich miejsc, bo mój umysł cały czas widział w nich niebezpieczeństwo, jak np. to że dostanę od jakiegoś pijanego osiłka w mordę albo nóż pod żebra, bo krzywo się na niego popatrzę i inne cudaczne scenariusze, a przecież nic takiego się nie stało. A co do tych dziewczyn to powiem, że ta moja niechęć do “śmiałych i pewnych siebie” nie wzięła się znikąd i jest po prostu przykrywką, którą ciężko mi było dostrzec i przyznać się do niej samemu ze sobą, ale wymagam ostatnio u siebie radykalnej szczerości, koniec wymówek. Nooo bo jak już mówiłem nigdy nie byłem w żadnej bliskiej relacji z dziewczyną i nigdy nie miałem seksu, kiedy moi znajomi zaczęli ogarniać tego typu sprawy podejrzewam, że w szkole średniej, ja przesiedziałem w książkach cały wolny czas, uczyłem się. Uciekałem od ludzi w matematykę i fizykę, może i oceny miałem świetne, ale wcale nie czerpałem z nich satysfakcji, wolałbym być duszą towarzystwa, która ma przeciętne stopnie, a ma grono fajnych ludzi wokół siebie, ale panicznie się bałem ludzi, a cyferki w podręcznikach nie mogą skrzywdzić, urazić ani zranić, tak było mi wygodniej, wolałem to “bezpieczne” chociaż niesatysfakcjonujące życie. Pornosy, matematyka, pornosy, fizyka, pornosy, matematyka, no i tak wyglądał mój cały czas generalnie. Wszystko, żeby jakkolwiek uciec od swojego wnętrza. A teraz jestem w połowie studiów i “obudziłem się z ręką w nocniku”, wszyscy już w jakichś związkach byli, wszyscy moi koledzy na pewno potrafią już od dawna zadowolić kobietę w łóżku, a ja nie umiem nic, zero totalne. Nie jestem nawet pewien, czy potrafiłbym prawidłowo włożyć penisa do pochwy, bo nigdy nie widziałem jej na żywo, a co dopiero bardziej skomplikowane rzeczy. Pewnie bym skończył po 30 sekundach, a ona by nawet nie poczuła nic. Gdybym spotykał się z jakąś nieśmiałą szarą myszką byłaby szansa, że też nie ma doświadczenia albo ma, ale bardzo niewielkie i nie będzie mnie porównywać z poprzednikami, na których tle wyglądałbym jak cienki papieros przy kominie fabrycznym. No i co by się stało potem, jakby już jakimś cudem poderwał tą śliczną, pewną siebie i przebojową? Gdybym powiedział jej otwarcie całą prawdę, kawa na ławę, jaka jest sytuacja nawet gdybym zrobił to z pewnością siebie, uśmiechem i dystansem zareagowała by pewnie sarkastycznym uśmieszkiem i wyszła bez słowa, a jakbym nie mówił nic o swoim doświadczeniu to i tak się zorientuje podczas seksu, jak zrobię coś nie tak, albo nie będę czegoś umiał, albo będę onieśmielony. Mało prawdopodobne, że taka kobieta uzna to za “urocze i słodkie”, ucieszy się i zaprowadzi mnie z uśmiechem do sypialni, a potem wszystkiego nauczy oraz wytłumaczy i jeszcze się będzie wszystkim chwalić, że jest wyjątkowa, bo jako pierwsza mogła zrobić to z takim wyjątkowym facetem jak ja. Bzdura totalna, nie żyjemy w jakiejś bajce Disneya dla dorosłych. Może jakbym wyglądał jak Brad Pitt, miał wielką klatę, bicka i kwadratową szczękę, a wyglądam na moje oko gorzej niż przeciętnie. Ja bym obok siebie się nawet brzydził położyć na miejscu tej kobiety, a co dopiero czuć z tego jakąś dziką satysfakcję. Najbardziej prawdopodobne jest, że ta pewna siebie i śmiała kobieta wypaplałaby wszystko koleżankom, że jestem niedorozwinięty w łóżku, no i plotki by się rozeszły i zrobiłbym z siebie pośmiewisko na pół uczelni. Sam przyznasz Piotrku, czy chcemy, czy nie chcemy to ludzie przecież ze sobą rozmawiają, nie rzadko plotkują, kobiety też mają potrzebę wygadania się, lubią się chwalić facetami, więc w drugą, negatywną stronę też to na pewno działa. Jakiś czas temu gadałem ze znajomymi pod uczelnią, żartowaliśmy sobie na różne tematy, no i rozmowa niefortunnie stanęła na szeroko pojętych relacjach damsko – męskich i jedna z moim koleżanek powiedziała, że jak facet ma “aż” 20 lat i dalej jest prawiczkiem to musi być z nim coś nie tak i nigdy by się z takim nie chciała poznać bliżej, tylko omijała go szerokim łukiem. Wyrzuciło ze mnie to tyle stłumionego wstydu, że jego dawka uśmierciła by chyba ogromnego słonia, pożegnałem się z nimi i poszedłem do toalety zwymiotować, bo ja jestem przecież jeszcze starszy. Ja wiem, że z boku to się może wydawać żałosne, zabawne i niedojrzałe, ale ja się naprawdę tym przejmuję.
Dziękuję za szczegółową odpowiedź Piotrku, będę pracował nad tym, na co zwróciłeś mi uwagę i przestać oceniać ludzi wokół mnie, zaczynać się na nich otwierać i doceniać.
Ok, to bardzo dobrze.
Ale Twoim problemem nie jest przecież samo to.
Unikanie ludzi, to “zamknięcie się na nich”, to efekt tego, że sam się oceniasz, osądzasz, bo m.in. nie miałeś jeszcze seksu.
Ostatnio odpuściłem opór i wyszedłem pierwszy raz w życiu do klubu, było całkiem fajnie, poznałem kilka ciekawych osób. Przełamałem się
Nie ma czegoś takiego jak “przełamanie się”.
Odpuściłeś opór, odkleiłeś się od lęku czy czego się tam trzymałeś i podjąłeś decyzję.
Nic nie przełamałeś.
Jeśli będziesz uważał, że coś przełamałeś, to gdy następnym razem również będziesz to planował i ujawni się np. lęk czy nie ustalisz pozytywnej intencji, to znowu będzie problem.
Bo nie nastąpiło żadne przełamanie, żadna jakaś permanentna zmiana, która by coś tam odblokowała.
To czy coś robisz, jak to robisz – np. swobodnie czy się z tym męczysz – zależy od intencji, nastawienia, postawy, nadanej wartości, znaczenia, sensu oraz od decyzji.
Jeśli nie dokonasz podobnej, niezbędnej korekty, to nic nie “przełamiesz”, czyli nie zmienisz swoich działań i ich konsekwencji.
i zagadałem do grupki mieszanej, zaczęliśmy gadać, napiliśmy się , pobawiliśmy się trochę i było w porządku. Na początku uznałem, że to takie dziwne zagadywać do obcych ludzi, ale powiedziałem, że wyglądają na sympatyczne osoby i się po prostu przywitałem,
O tym właśnie mówię.
Jak widzisz – nie przełamałeś (tym bardziej “się”), tylko zmieniłeś swoją percepcję – już nie z “to dziwne”, tylko “są sympatyczni, zrobię coś dobrego”.
Automatycznie podjąłeś inne decyzje, zrealizowałeś je swobodnie i zmieniły się rezultaty.
a oni nie uznali mnie (chyba) za wariata.
A widzisz. Czyli dalsza część problemu – nie robiłeś tego, uznawałeś to za dziwne, bo się bałeś zostać osądzonym jako wariat.
A jesteś wariatem? Podchodząc do ludzi w klubie i chcąc się poznać jesteś wariatem?
Podkreślam, że każda osoba zanim ją poznasz jest obca.
Kiedyś panicznie się bałem takich miejsc,
Nie dziwne, skoro bałeś się zostać uznanym za wariata.
Nie miejsc się bałeś, tylko osądów. A dlatego się ich bałeś, bo sam siebie tak osądzasz.
Problem jest więc stricte wewnętrzny i nie ma nic wspólnego z żadnym miejscem.
bo mój umysł
Nie, przyczyną nie był Twój umysł, ani to co rzekomo robił.
cały czas widział w nich niebezpieczeństwo,
Mentalizacja tylko racjonalizuje emocjonalność i poziomu świadomości.
TY widziałeś w tym niebezpieczeństwo – niebezpieczeństwo potwierdzenia Ci tego jak sam siebie widzisz – osądzasz. Jako np. wariata, kogoś dziwnego, etc.
jak np. to że dostanę od jakiegoś pijanego osiłka w mordę albo nóż pod żebra,
No to unikaj miejsc, gdzie są pijane osiłki z nożami w kieszeni.
Jeśli gromadzą się w jakimś klubie, zmień klub.
bo krzywo się na niego popatrzę i inne cudaczne scenariusze, a przecież nic takiego się nie stało.
Ale to nie ma znaczenia.
Bo to dla Ciebie była doskonała racjonalizacja, by unikać takich miejsc.
Problemem nie było to, że się bałeś zostać zaatakowany, tylko osądzony.
A co do tych dziewczyn to powiem, że ta moja niechęć do “śmiałych i pewnych siebie” nie wzięła się znikąd i jest po prostu przykrywką, którą ciężko mi było dostrzec i przyznać się do niej samemu ze sobą, ale wymagam ostatnio u siebie radykalnej szczerości, koniec wymówek.
To skąd się wzięła nie ma znaczenia.
Znaczenie ma to, że Ty nadal tak postępujesz. Jak widzisz – dopiero wybrałeś szczerość. Dopiero postawiłeś pierwszy krok.
Cała reszta to były ściemy. Niektóre wmawiane sobie świadomie, inne nieświadomie – jak to, że bałeś się zostać zaatakowany. To nie jest prawda.
Nooo bo jak już mówiłem nigdy nie byłem w żadnej bliskiej relacji z dziewczyną i nigdy nie miałem seksu, kiedy moi znajomi zaczęli ogarniać tego typu sprawy podejrzewam, że w szkole średniej, ja przesiedziałem w książkach cały wolny czas, uczyłem się. Uciekałem od ludzi w matematykę i fizykę, może i oceny miałem świetne, ale wcale nie czerpałem z nich satysfakcji,
No bo z niczego nie czerpiemy satysfakcji.
Tzw. satysfakcja to wewnętrzne doświadczenie, które się odsłania, gdy mądrze postrzegamy np. to co robimy, nadajemy temu mądry sens, znaczenie – widzimy to w odpowiednim kontekście.
Satysfakcja nie bierze się z niczego zewnętrznego.
Widzisz, że gdy przestałeś uważać, że podejście do grupki nieznajomych w klubie czyni z Ciebie klauna, od razu zmieniło się Twoje wewnętrzne doświadczenie na bardziej pozytywne.
Gdyby jakiekolwiek uczucie brało się ze świata, to niemożliwym byłoby wobec niego doświadczyć czegoś innego – zawsze byłoby tak samo.
wolałbym być duszą towarzystwa, która ma przeciętne stopnie, a ma grono fajnych ludzi wokół siebie, ale panicznie się bałem ludzi,
Nie boisz się ludzi, tylko ich osądów, bo to dla Ciebie byłoby ostateczne potwierdzenie tego jak sam siebie osądzasz.
A osądzasz się, bo wpatrujesz się w mentalny bełkot, który bez końca racjonalizuje stłumiony wstyd, winę, żal, strach.
Nie chcesz tych emocji czuć, więc znajdujesz się zewnętrzne racjonalizacje i usprawiedliwienia.
I teraz sam pokazałeś dowód, że wcale się nie boisz łysych osiłków z nożem, tylko boisz się też grupki bawiących się, spokojnych, radosnych ludzi.
Bo ten lęk nie ma nic wspólnego z żadną osobą.
a cyferki w podręcznikach nie mogą skrzywdzić, urazić ani zranić,
Taaaak?
Dopóki Ci jakaś dziewojka nie powie, że dla niej facet z samymi piątkami i bez seksu jest dziwny. ;)
Dopóki sam nie wyprojektujesz na to źródła wstydu – wystarczy, że zaczniesz się tego wstydzić, osądzać i już Twoje doświadczenie się zmieni.
A teraz wierzysz, że Cię obca 20-latka może zranić… Naturalnie wyobrażasz sobie, że na dyskotece akurat do Ciebie dowali się łysy osiłek z nożem w kieszeni i Cię zabije, bo się na niego spojrzałeś.
Ale 20-latka mówi, że musisz być dziwny, bo nie miałeś seksu i wymiotujesz, czujesz się jakby Cię ktoś postrzelił z armaty.
A tego nie robi Ci 20-latka, ani nigdy też nie zostałeś zaatakowany nożem.
Więc to wszystko Twój wewnętrzny dramat, który sam tworzysz i utrzymujesz.
Obca dziewczyna nie może Cię zranić tak samo jak cyferki w podręcznikach. A jeśli się tak dzieje, to na Twoje własne życzenie.
tak było mi wygodniej, wolałem to “bezpieczne” chociaż niesatysfakcjonujące życie.
Gdyby było bezpieczne, to byś nie cierpiał i żył swobodnie, przyjemnie.
Pornosy, matematyka, pornosy, fizyka, pornosy, matematyka, no i tak wyglądał mój cały czas generalnie.
I to dla Ciebie jest bezpieczne? Niszczenie sobie mózgu, obciążanie psychiki, banie się już nawet bawiących się ludzi?
No widzisz jak to widzisz – obca osoba, 20-letnia dziewczyna swoją opinią rani Cię niczym jakiś sadysta tnący Twoje ciało, a Ty oglądanie porno postrzegasz jako bezpieczne.
Jest zupełnie inaczej.
Wszystko, żeby jakkolwiek uciec od swojego wnętrza.
No to powiedz nareszcie – czy problemem są inni ludzi, czy coś, co w sobie nosisz?
Rani Cię jakaś dziewojka, czy sam sobie to robisz?
Oczywiście problemem nie jest to, co w sobie nosisz, tylko Twoje osądzanie tego, niechęć do tego.
A teraz jestem w połowie studiów i “obudziłem się z ręką w nocniku”, wszyscy już w jakichś związkach byli,
I to jest dla Ciebie ta “ręka w nocniku”?
Większość ludzi na tej planecie nie jest zdolna podejść krytycznie do tego jak żyją.
A Ty tak.
Twoim problemem jest, że pierdołom nadajesz przeogromne znaczenie i cierpisz przez to.
wszyscy moi koledzy na pewno potrafią już od dawna zadowolić kobietę w łóżku,
Bzdura totalna.
Gdybyś pogadał trochę z babkami, to byś wiedział, że marny procent facetów jest faktycznie dobrych w łóżku.
Kobiety m.in. dlatego udają orgazmy, by nie zranić swojego faceta, bo większość jest straszliwie wrażliwa na tym punkcie.
No ale widać jak sobie budujesz ten osobisty dramat, smutną fantazję o sobie.
a ja nie umiem nic, zero totalne.
Nie jesteś bardzo w tyle. ;)
Nie jestem nawet pewien, czy potrafiłbym prawidłowo włożyć penisa do pochwy, bo nigdy nie widziałem jej na żywo,
Im szybciej przestaniesz się o to osądzać i wstydzić, tym lepiej.
Tego się nauczysz w 5 sekund. Poza tym sam fakt przyznania się, że czegoś nie potrafisz, otwiera drzwi to nauki, korekty, rozwoju.
Gorzej, gdybyś sądził, że bzykasz doskonale, a robisz to żenująco i kobieta nie ma z tego przyjemności choć się stara to ukryć.
a co dopiero bardziej skomplikowane rzeczy.
Jakie skomplikowane?
Te wszystkie cyrkowe akrobacje jakie wiedziałeś w porno mają mało wspólnego z przyjemnością. To jak przyprawy. Fajnie dodać, fajnie skosztować. Ale nie mogą zastąpić całej reszty.
A jak z jakąś przesadzisz, to można spieprzyć całe danie, które stanie się albo niedobre, albo niejadalne.
Pewnie bym skończył po 30 sekundach,
Pewnie tak.
Ale są książki, jest wiedza, są ćwiczenia, jest masa skutecznych rozwiązań.
Tylko że na razie z nich nie korzystasz, nawet nie szukasz.
Bo nadal wolisz się osądzać, podcinać sobie skrzydła.
a ona by nawet nie poczuła nic.
Kto?
A, jesteś z tych, którzy 3 i pół miliarda kobiet kompilują do jednej nadkobiety, która uniwersalnie reprezentuje wszystkie inne, tak?
Gdybym spotykał się z jakąś nieśmiałą szarą myszką byłaby szansa, że też nie ma doświadczenia albo ma, ale bardzo niewielkie i nie będzie mnie porównywać z poprzednikami,
Porównywanie z innymi nie wynika z tego, że dziewczyna nie miała jeszcze partnera.
No, kolejne elementy dramatu jaki sobie piszesz – że wszystkie kobiety porównują, wartościują, osądzają, odrzucają i tylko chcą “tych lepszych” albo “najlepszych”.
Jak facet śpi, to potajemnie mierzą go, ważą, sprawdzają telefon, wszystko o nim, by sprawdzić czy jest lepszy od poprzedniego?
A to oczywiste użalanie się nad sobą i granie ofiary, gdy zrozumiemy jak złożone i wielowymiarowe jest życie.
Dlatego masy, dosłownie masy ludzi, tak są zakochani w “genach” i tym, że niemal wszystko z nich wynika, cały los, życie, przyszłość, no wszystko.
Gorzej się bzykamy, bo mamy gorsze geny. Nie podobamy się kobietom, bo mamy gorsze geny. Nie radzimy sobie z matematyką przez geny. Itd.
na których tle wyglądałbym jak cienki papieros przy kominie fabrycznym.
No to zdradzę Ci wielką tajemnicę – na tej planecie wszystko jest lepsze od czegoś i gorsze od czegoś innego.
I daleko nie każda kobieta ani szaleje, ani pragnie faceta, który wygląda jakby go rzeźbiono 3 tysiące lat temu.
Jeśli jesteś zaniedbany, przyjrzyj się temu. Ale samo porównywanie się do jakichś byków jest tylko biadoleniem.
No i co by się stało potem, jakby już jakimś cudem poderwał tą śliczną, pewną siebie i przebojową? Gdybym powiedział jej otwarcie całą prawdę, kawa na ławę, jaka jest sytuacja nawet gdybym zrobił to z pewnością siebie, uśmiechem i dystansem zareagowała by pewnie sarkastycznym uśmieszkiem i wyszła bez słowa,
Jeśli tak uważasz, to pewnie tak by było.
Bo olewasz wszystko, tylko dopasowujesz sobie wymyślane historyjki do z góry zakładanych rezultatów.
a jakbym nie mówił nic o swoim doświadczeniu to i tak się zorientuje podczas seksu, jak zrobię coś nie tak, albo nie będę czegoś umiał, albo będę onieśmielony.
Bo uważasz, że wszyscy, a szczególnie dziewczyny, myślą tak jak Ty i taką samą wartość przypisują seksowi, bzykaniu.
I oczywiście zakładasz, że wszyscy osądzą Cię tak jak sam siebie osądzasz.
Jeśli mądra, fajna dziewczyna miałaby wyjść, to nie przez Twój brak doświadczenia czy powiedzenie prawdy, tylko to, że widziałaby, że sam jesteś dla siebie sadystyczny, sarkastyczny, osądzający.
Wiesz, ja również – gdy zobaczę, że Twoją intencją nie jest zmiana, rozwój, tylko cały czas narzekanie, użalanie się, etc., to przestanę zatwierdzać i odpowiadać na Twoje wiadomości. Nikogo na siłę i za uszy nie będę nigdzie ciągał.
Mało prawdopodobne, że taka kobieta uzna to za “urocze i słodkie”, ucieszy się i zaprowadzi mnie z uśmiechem do sypialni, a potem wszystkiego nauczy oraz wytłumaczy i jeszcze się będzie wszystkim chwalić,
A, jeszcze uważasz, że każda kobieta jest mistrzem seksu, że jak jest przebojowa, to się bzyka jak amalgamacja 40-tu najlepszych gwiazd porno, tak?
Coraz lepiej. :)
Seks to nie jest umiejętność. To nie jest coś, czego można nauczyć drugą osobę.
Można nauczyć o sobie, np. pokazać, powiedzieć w słowach czy bez to, co nam się podoba, jak, na co mamy ochotę.
Jednak doświadczenie seksu jest w głównej mierze wewnętrzne. Możesz kobietę dotykać – przesuwać dłonią po jej udzie, a ona będzie jęczeć i się trząść.
To nie jest umiejętność. To jakość bycia, intencja. To to jaki jesteś dla siebie i drugiej osoby.
Że jest wyjątkowa, bo jako pierwsza mogła zrobić to z takim wyjątkowym facetem jak ja. Bzdura totalna,
To jest akurat najmniejszą bzdurą z tego wszystkiego, co napisałeś. :)
nie żyjemy w jakiejś bajce Disneya dla dorosłych.
Nie żyjemy też w tej dolinie smutku i rozpaczy, którą opisujesz.
Może jakbym wyglądał jak Brad Pitt, miał wielką klatę, bicka i kwadratową szczękę, a wyglądam na moje oko gorzej niż przeciętnie.
Bla bla bla.
Ja bym obok siebie się nawet brzydził położyć na miejscu tej kobiety,
I to jedno zdanie to jest fundament wszystkich Twoich problemów – te, które wypisałeś i których jeszcze nie.
a co dopiero czuć z tego jakąś dziką satysfakcję. Najbardziej prawdopodobne jest, że ta pewna siebie i śmiała kobieta wypaplałaby wszystko koleżankom, że jestem niedorozwinięty w łóżku,
Niedorozwinięty w łóżku… no ładnie, ładnie.
A powiedz mi – jak masz się zamiar rozwinąć w łóżku, jeśli tego unikasz?
Z każdej strony położyłeś sobie przeszkodę – nie podejdziesz, bo Cię osądzi. A nawet jak jakimś cudem wylądujesz w łóżku, to będzie kicha po X sekundach, potem się o tym wszyscy dowiedzą i już z żadną nigdy nie będziesz miał seksu, bo się wszystkie kobiety nagle dowiedzą, że Ty wytrzymujesz w łóżku 30 sekund.
Jak chcesz fajnie spędzać czas z kobietami, to zacznij od nauki rozmowy, pocałunku – luzu.
Tego brakuje ludziom – normalności. Gdy Ty będziesz normalny dla kobiety, ona będzie normalna dla Ciebie. I nawet jak skończysz po 30 sekundach, nie będzie to miało dla niej znaczenia.
Jak mówiłem – moja pierwsza partnerka przyjeżdżała do mnie przez miesiąc 4-5 razy w tygodniu. A ja nie mogłem nawet dostać erekcji. Jakoś nikomu o tym nie powiedziała, nie wyśmiała mnie.
Ani ja sobie tego nie robiłem.
A potem erekcji dostałem dzięki temu, że sam siebie nie raniłem i pierwszy raz trwał ponad 40 minut. Aż potem oboje nie mieliśmy siły. Naturalnie fajerwerków nie było ale było wystarczająco przyjemnie.
no i plotki by się rozeszły i zrobiłbym z siebie pośmiewisko na pół uczelni.
Jak każda dobra ofiara dążysz do wielkiego dramatu, w której grasz główną rolę, jesteś na oczach i ustach wszystkich.
am przyznasz Piotrku, czy chcemy, czy nie chcemy to ludzie przecież ze sobą rozmawiają, nie rzadko plotkują, kobiety też mają potrzebę wygadania się, lubią się chwalić facetami, więc w drugą, negatywną stronę też to na pewno działa.
Jeśli jesteś dobry dla siebie i innych, to nawet jak popełnisz błąd, inna osoba nie zrobi z tego tego teatru dramatycznego.
Jednak w ludziach widzisz swoich katów, oprawców, sadystów, których niechybnie skorzystają z każdej okazji, by Cię zranić, upodlić, zniszczyć.
Nie dziw się jeśli będziesz trafiał na osoby kapkę bardziej negatywne. Bo sam się z tym zestrajasz.
Słabość, granie ofiary przyciąga atak. Jest to wiadome od zawsze i oczywiste, gdy się nad tym pomyśli.
Innymi słowy sami na siebie to ściągamy. Bo z grupy ludzi, z których 99% ma wywalone na wszystkich innych, znajdzie się jedna, która będzie szukać kogoś, od kogo emanuje taka energia miernoty. Taka wiadomość – “zapraszam, by się zabawić moim kosztem, w cenie dorzucę jeszcze okazję do wytykania palcami”.
Ja wiem jak to wygląda i od zewnątrz i “od kuchni”, bo sam niegdyś żyłem w takiej energii. Taka ciapa, taki robak, taki ochłap ścierwa bez wartości, którego życie nie ma znaczenia.
Co oczywiście jest urojeniem, ale w które bardzo chętnie wierzymy, którego się trzymamy, usprawiedliwiamy, racjonalizujemy i którego chcemy.
Bo dzięki temu możemy np. nic nie zmienić. Nie musimy się rozwijać, wziąć odpowiedzialności za swoje wady, niedoskonałości, braki. Zawsze możemy powiedzieć, że nasze starania nie mają sensu, że i tak się nie uda.
A nawet jak będziemy pewni siebie, to przecież już nasza przeszłość jest stracona i jak się o tym dowie kobieta, to zawsze zareaguje tak samo – odrzuci (cokolwiek to znaczy), wyśmieje, zrani, dodatkowo opowie dosłownie wszystkim.
No, Ty jesteś skromny, bo w Twoich oczach tylko połowa uczelni będzie o Tobie mówić. Nie cała, nie druga obok, nie ludzie na ulicy. ;)
Chcesz coś zmienić, to przemyśl jak być pomocnym, uprzejmym, a jednocześnie nie stać się niczyim podnóżkiem, ani “emocjonalnym tamponem”.
Odpowiedz kiedy i dlaczego odmówienie komuś pomocy jest ważne? Opisz to z przynajmniej dwóch różnych kontekstów.
Przy okazji nauczysz się myśleć, bo tu są braki.
Jakiś czas temu gadałem ze znajomymi pod uczelnią, żartowaliśmy sobie na różne tematy, no i rozmowa niefortunnie stanęła na szeroko pojętych relacjach damsko – męskich
Skoro mówisz, że niefortunnie, to znaczy, że chcesz omijać ten temat. Wstydzisz się, boisz. Opierasz. Grasz ofiarę.
Dlaczego? Bo sam się osądzasz.
i jedna z moim koleżanek powiedziała, że jak facet ma “aż” 20 lat i dalej jest prawiczkiem to musi być z nim coś nie tak
No to jej opinia. Zauważ w jak ograniczony sposób na to patrzy – “to MUSI być coś z nim nie tak”.
Na pewno musi? Nie, nie musi.
A poza tym co takiego “nie tak”? 99% chłopaków w tym wieku boi się, wstydzi, ma masę negatywnego, czyli nieprawdziwego programowania na temat kobiet, często od samych kobiet – np. by być grzecznym, nie obrażać, itp. (tylko, że to najczęściej nie ma nic wspólnego z realną grzecznością, tylko potulnością, służalczością, słuchaniem się innych bez brania pod uwagę własnych potrzeb, intencji, celów, wartości, etc.). Sami się odzieramy z atrakcyjności, własnej siły i nazywamy to “byciem dobrym/grzecznym”.
Skoro ta dziewczyna widzi tylko jeden powód, to sama projektuje lęk na te powody. Boi się. Z jednej strony można ją rozumieć.
Ale z drugiej strony 20 lat to jeszcze straszne gówniarstwo. ;) Ja zmądrzałem dopiero koło 30-tki. Na to nigdy nie jest za późno.
Ponadto – być może ona sama do seksu przywiązała za dużą wartość.
Może. Acz może też być mądra i wie, że seks jest naturalny dla faceta, który jest po prostu w porządku dla siebie i innych.
Jeśli seksu nie ma, to musi mieć więc jakiś problem.
Uważam, że Ty tym słowom przypisałeś jakieś kolosalne, negatywne znaczenie. Co oznacza, że ona ma rację – masz problem ze sobą. Osądzasz się jak jasna cholera.
Jeśli zdanie jakiejś tam koleżanki automatycznie staje się dla Ciebie przyczyną osądów, to znaczy, że już sam siebie osądzasz.
No powiedz – jakie to były te strasznie źle świadczące o Tobie przyczyny tego, że nie miałeś jeszcze seksu?
Co – wolisz podpalać mrówki, niż się wziąć za dziewczyny?
Czy się tylko boisz, wstydzisz i wolisz pozorny komfort od nowych doświadczeń i tyle?
Boisz się zostać osądzonym, a sam to robisz cały czas – zarówno innym jak i sobie. Nie dziwne, że się tak boisz odwetu za te nieprzeliczone godziny ataków na innych.
i nigdy by się z takim nie chciała poznać bliżej, tylko omijała go szerokim łukiem.
No nie dziwne, jeśli tak to postrzega.
To jej problem. Z drugiej strony to czy ktoś jest prawiczkiem, czy nie, bardzo mało mówi o osobowości.
Koleś, który miał seks w wieku i 12 lat, może być w wieku 20-tu lat gnojkiem, którego bawi ranienie innych i wykorzystuje.
Budowanie opinii o ludziach na podstawie tego czy mieli seks, czy nie, jest solidnie niedojrzałe.
Gdy trochę podrośniesz i dojrzejesz i zaczniesz interesować się czymś więcej, niż tylko cyckami, dostrzeżesz jak masy ludzi są niedojrzałe.
Najprostsze, banalne tematy są nierozwiązywane, bo dorośli ludzie się kłócą, doprowadzają do konfliktów, spięć, nie potrafią współpracować, nie chcą się szanować, doceniać, nie ma intencji wspierania siebie nawzajem i setki innych.
Zobaczysz, że są ludzie mający dużo seksu, a są takimi głąbami i negatywnymi baranami, że głowa mała. Z drugiej strony tak samo i ludzie bez seksu. ;)
Wyrzuciło ze mnie to tyle stłumionego wstydu, że jego dawka uśmierciła by chyba ogromnego słonia,
Nie dramatyzuj.
Poczułeś kapkę wstydu i tyle. Jest nieprzyjemny, mogło Cię potelepać, trochę mdlić ale naprawdę nie graj ofiary wstydu.
Ja też jak uwalniałem głębsze warstwy wstydu, na bazie których uważałem siebie za kawałek gówna, to wymiotowałem.
I masa klientów też mówiła, że szczególnie przy wstydzie czuli się bardzo źle. No cóż. Nie czyni to wstydu śmiercionośnym. Ani tym bardziej nie odnosi się do niego “taka dawka uśmierciłaby słonia”.
Przede wszystkim emocje to Twoja energia, której jakość i forma dopasowuje się do percepcji.
Innymi słowy – ujawniła się Twoja stłumiona energia, której, jak sam mówisz – masz dużo. Tylko ją niepotrzebnie tłumiłeś, próbowałeś zdusić i wyprzeć, bo miała formę wstydu.
pożegnałem się z nimi i poszedłem do toalety zwymiotować, bo ja jestem przecież jeszcze starszy. Ja wiem, że z boku to się może wydawać żałosne, zabawne i niedojrzałe, ale ja się naprawdę tym przejmuję.
Tak, bo grasz ofiarę, bo sam się osądzasz.
I dlatego zdanie jakiejś losowej 20-latki jest dla Ciebie jak cios Mike-a Tysona. ;)
Problem jest stricte wewnętrzny – to, że sam się osądzasz, że sam Twoim powodom braku seksu nadajesz znamiona wstydu, żałości, etc.
I po co?
No powiedz – co jest z Tobą tak bardzo nie tak, że aż wymiotujesz? No jakie to straszliwe sekrety ukrywasz przed całym światem? :)
Proszę, byś to napisał dlatego, bo każdy sekret, który ukrywamy przed innym, zaczyna nas wypalać, wyżerać od środka. Nawet zupełna pierdoła jak kradzież paczki czipsów kiedyś w sklepie może rozrosnąć się do kolosalnej nienawiści i wstydu, lęku nawet przed potępieniem. Autentycznie. Jeśli nie chcesz napisać na Blogu, skrobnij do mnie bezpośrednio – maila znasz. I podziel się tym ze mną. Ja już słyszałem chyba wszystko co można usłyszeć.
Nawet jakbyś miał faktycznie jakieś dziwne powody, to i tak je słyszałem. Nie zaskoczysz mnie niczym. Zresztą nawet jakbyś zaskoczył, to nie ma znaczenia.
Jedną z wielu wad ukrywania takich małych sekrecików jest to, że pozostajemy bez żadnej perspektywy. Ok, nie oznacza to, że masz się tym dzielić ze wszystkimi.
Dlatego też osoba, której można zaufać jest ogromnym darem dla innych. Jeśli potrafimy dotrzymać tajemnicy i słuchać to już sam to jest kolosalnie wartościowe.
Jeżeli też sam nie poradziłbyś sobie z ewentualnymi właśnie plotkami – męczyłbyś się, wstydził, bał się wyjść z domu, wszędzie potem sądził, że każdy gada o Tobie i się po kryjomy z Ciebie śmieje, to lepiej się tym nie dzielić.
Ale są wspólnoty np. 12 kroków. Właśnie tam znajdziesz ludzi, którzy słyszeli już wszystko. I wielu z nich przeszło więcej, niż większość. Nie tylko wysłuchają bez osądzania ale też w pełni to zaakceptują (i Ciebie) i zapewne Ci coś doradzą.
Dla wierzących – spowiedź nie dlatego nam służy, bo Bóg nam wybacza grzechy. Bóg nie wybacza grzechów, bo wybaczenie zakłada urazę, osądzanie, ocenianie, etc. Tego Bóg nie robi, więc wybaczenie nie jest możliwe.
Natomiast gdy dzielimy się naszymi przewinieniami, sami mniej się za nie osądzamy, przestajemy je obwiniać. Plus ksiądz doradza nam jak możemy zadośćuczynić za nie. Przynajmniej powinien.
Mogę to być ja, który wysłucha i doradzi.
Sugeruję robić to na Blogu, by inni, którzy też skrywają takie małe, bolesne sekreciki, zyskiwali coraz szerszy kontekst – raz, że nie są z tym sami, nie tylko oni tak mają ale też jest to mały problem i tylko w ich oczach jest wielki, bo tak siebie widzą.
Tak jak Ty mówisz, że się pojawiło tyle wstydu, że by powaliło słonia. I to ogromnego! A jednak stoisz, nie powaliło Cię, choć zakładam, że jesteś mniejszy i mniej potężny od ogromnego słonia. A może jesteś większy? Hmm?
Niemniej – warto znaleźć osobę, która będzie takim naszym spowiednikiem. To może być przyjaciel/przyjaciółka, ktoś z rodziny, terapeuta, ksiądz (jeśli znasz mądrego), sponsor (tak się nazywa osobę, która pomaga w grupach 12 kroków), etc.
Dzięki temu wina, wstyd i lęk przestaną rosnąć. A druga osoba może dać Ci zupełnie nową perspektywę – poszerzyć KONTEKST – w którym zaczniesz widzieć rozwiązanie i doświadczać nadziei, spokoju.
A jak tylko będziesz to w sobie dusił, to będzie tylko coraz gorzej. I zupełnie niepotrzebnie.
Seks to tylko seks. Naprawdę nie jest to nic wielkiego. Szczególnie, gdy już go masz. Tak, jest fajny, może być bardzo miło.
Ale.
Seks nie uczyni Cię lepszym człowiekiem – np. bardziej troskliwym, śmiałym, itd. Ba! Jak widzę dyskusje ludzi rzekomo dorosłych – mających żonę/męża, dzieci – to jest to cały przekrój – od totalnych debili i wręcz kolosalnie negatywnie usposobionych do życia i innych, po ludzi dumnych, przestraszonych, odważnych, śmiałych czy mądrych i kochających.
Seks nie ma tu nic do rzeczy.
Dlatego też bardzo istotnym jest przewartościować seks – przede wszystkim uświadomić sobie jaką wartość, sens i znaczenie mu nadałeś. No bo jeśli uważasz, że będziesz cokolwiek znaczył dopiero mając seks, a teraz go nie masz, bo się wstydzisz siebie i uważasz, że nic nie znaczysz, to widzisz jakie to błędne koło jest. I oczywiście znalazłeś sobie potwierdzenie – jakaś tam losowa 20-latka, czyli po prostu gówniara (bez obrazy, tylko chcę pokazać kontekst Twojego zmagania) – w jej oczach “facet”, który ma 20 lat (20 lat to jeszcze nie facet ;) ), a nie miał seksu, jest dziwny i dla Ciebie to jest prawda. Oraz źródło takiego cierpienia, że wymiotujesz, mówisz, że tyyyyyyyyyyle wstydu się ujawniło, że by powaliło słonia.
No, Ciebie nie powaliło, więc ta percepcja wstydu jest błędna i to tylko dorabianie do tego dramatu, by dalej trwał.
I sam sobie rzucasz kłody pod nogi – bez seksu nic nie znaczysz, a jak nic nie znaczysz, to nie możesz mieć seksu. I znajdujesz dziewczynę, która nie umówi się z facetem, który nie miał seksu.
No ma do tego prawo. Ale jeśli Ty zamierzasz przez to cierpieć – pleeease. Po co?
A gdybym ja Ci powiedział, że jak facet nie chodzi w marynarce za 2000 zł, to jest jakiś dziwny, to też byś zwymiotował?
No przecież to wszystko imponderabilia. To nie ma żadnego znaczenia.
Jak chcesz seksu, to się przestać tym przejmować. Odpuść przywiązanie, nadaną wartość, glamour, uwolnij lęk, wstyd, opór, przewartościuj seks i zakosztuj trochę tego czy tamtego.
I uzbieraj kasę na mentoring jakiegoś PUA. Przeciora Cię i temat będzie załatwiony.
Skoro jesteś dobry w matematykę, to zacznij dawać korepetycje. Zarobisz na szkolenie z uwodzenia. A na takich szkoleniach dużą część zajmuje zrobienie porządku w postrzeganiu i percepcji relacji z kobietami oraz seksu.
Wydaje mi się, że nawet wcale nie chodzi tu o ten seks i to, że go jeszcze nie miałem. Po prostu chciałbym w końcu poczuć, że jestem normalny, taki jak wszyscy, że gdzieś pasuję, że się niczym nie wyróżniam, że wpisuję się w jakąś rubryczkę tabeli jakichś badań, czy ankiet, jako norma. Dziewczynę chciałbym mieć, ale nie dla stricte seksu, tylko żeby się trochę dowartościować, poczuć że ktoś w końcu zaakceptował mnie takiego jaki jestem, poczuć że komuś na mnie zależy, ktoś się o mnie troszczy i widzi we mnie wartość, której sam w sobie nie dostrzegam, co jest niedojrzałe, ale do takich wniosków też doszedłem po Twoim ostatnim komentarzu. Że właśnie tak teraz funkcjonuję. Naiwne, że wymagam akceptacji od kogoś innego samemu siebie nie akceptując. Poza tym, jak już jakimś cudem znajdę osobę, która mnie akceptuje to potrafię wszystko spieprzyć swoim zachowaniem. Kiedyś miałem bardzo dziwną sytuację z dziewczyną. Prześliczna dziewczyna, wysoka, szczupła blondynka, długie włosy, duże niebieskie oczy. Może trochę przesadzam, ale z takim wyglądem pewnie mogłaby być na okładce niejednego magazynu albo w reklamie bielizny na billboardach. Raz na jakiś czas zagadywała do mnie, kiedy gdzieś się mijaliśmy, bardzo często komplementowała, a to za nową fryzurę, a to za koszulę, dostrzegała takie szczegóły, których nikt normalnie nie zauważa, jakby się na mnie cały czas gapiła. Wydało mi się wtedy to wszystko dziwnym zachowaniem z jej strony, za każdym razem, gdy mnie zobaczyła rozkwitała i szczerzyła się. Od razu zorientowałem się, że coś tu nie gra i dośpiewałem sobie, że pewnie założyła się z koleżankami, że mnie poderwie albo sama robi sobie ze mnie jaja, czy coś w tym stylu. Za którymś razem zapytała, kiedy w końcu ją gdzieś zaproszę, no bo przecież fajnie się gada. Ja przyjąłem to chłodno, zbyłem ją, że się odezwę, ale zacząłem jej unikać jak ognia i już nigdy się potem nie odezwałem i w dodatku byłem cholernie z siebie zadowolony i dumny, że nie dałem się nabrać na jakieś gierki. Jakieś dwa tygodnie później byłem zmuszony przez sytuację, żeby się z nią przywitać, a ona kazała mi mówiąc delikatnie spadać ( użyła innego słowa, wiadomo jakiego), powiedziała że żaden chłopak jeszcze jej nigdy wcześniej nie upokorzył i że mogłem po prostu powiedzieć, że nie ma u mnie szans i że się mi narzuca, a nie odstawiać taką szopkę i zwiewać przed nią przy każdej możliwej okazji albo udawać, że jej nie widzę jak jakiś gówniarz. Rozumiesz? ONA myślała, że nie ma szans u MNIE i w dodatku mówiła to śmiertelnie poważnie. Jakim cudem? Przecież powinno być zupełnie odwrotnie, jakiś błąd Matrixa. Byłem w tamtym momencie totalnie zszokowany, dziewczyna która mogła mieć w zasadzie każdego naprawdę chciała akurat mnie, a ja spartoliłem koncertowo sytuację, jak zawsze. Tylu fajnych, przystojnych i przebojowych gości przewija się przez studia, a ona akurat zwróciła uwagę na kolesia, który najczęściej siedzi gdzieś z boku i się uczy albo siedzi z nosem w telefonie, bo dłuższa rozmowa z kimkolwiek go krępuje. To prawda, potrafię się dobrze ubrać, bo interesuję się modą męską, męskimi dodatkami, zegarkami, umiem łączyć ze sobą dobrze rzeczy, mam dobry gust, fryzurę też umiem ułożyć, ale poza tym nic ciekawego. Mam tylko 181 wzrostu, sporą niedowagę, nawet rurki spadają mi z tyłka bez paska, wyglądam jak wieszak albo długopis, nie mam męskiej sylwetki z klatą o powierzchni lotniskowca, ale za to mam chudziutkie rąsie jak mała dziewczynka i trądzik, bo byłem już chyba u każdego dermatologa w mieście i nie ma efektów leczenia praktycznie. W życiu bym nie powiedział, że mam szansę u kogoś takiego jak ona, bardziej prawdopodobne byłoby już dla mnie to, jakby była jakąś wolontariuszką fundacji samopomocowej zakompleksionych mężczyzn i umawiała się z takimi z litości, żeby podnieść ich pewność siebie w ramach jakichś robót społecznych narzuconych jej przez sąd za przeskrobanie czegoś. Każdy komplement, jaki kiedykolwiek dostałem od jakiejś dziewczyny odbierałem, jako próbę naigrywania się z mojej osoby. Kiedyś usłyszałem od jednej dziewczyny, że mam bardzo męski i ładny głos, że przyjemnie się mnie słucha, jak rozmawiam. Tak samo uznałem to jako docinkę, bo od mutacji mam niski, zachrypnięty głos, który brzmi dla mnie jak przepity alkoholik po kilku odwykach i nie mam pojęcia, jak może on być w jakikolwiek sposób dla kogoś pociągający. Za każdym razem, gdy ktoś mi powie coś miłego mam wrażenie, że nie mówi tego szczerze tylko z litości, że widzi moją minę, jakbym miał zaraz skoczyć z mostu i chce mi poprawić nastrój. Cały czas analizuję, dorabiam sobie filozofię do każdego wydarzenia, nawet głupot i drobnostek, wszędzie szukam teorii spiskowych i intryg, nikomu nie ufam, z nikim nie potrafię stworzyć głębszej więzi, chociaż chciałbym, ale z drugiej strony boję jeszcze się zaufać komukolwiek, bo obawiam się, że się zawiodę na kimś, kto byłby dla mnie ważny, boję się rozczarowania i utraty osoby do której się przywiążę. No i tak cały czas błędne koło się zamyka dopiero ty mi uświadomiłeś, jakie to głupie i bez sensu. Chciałbym uwierzyć w siebie tak mocno, jak wierzy we mnie rodzina, która jest ze mnie taaaaka dumna. “Kacper zrobił to, Kacper zrobił tamto”, nie potrafię tego słuchać. Tylko, że oni nie widzą tego, co robiłem tyle czasu samotnie w pokoju, nie wiedzą, że do niedawna bałem się KAŻDEGO wyjścia z domu, nie wiedzą, że w towarzystwie nie jestem już tym uśmiechniętym i wygadanym gościem, jak przy nich tylko wystraszonym, skrępowanym dziwolągiem. Nie wiedzą, że dopiero teraz staram się zacząć normalnie żyć i zdrowo funkcjonować. Widzisz, mogę mieć nawet potwierdzenie jakiegoś faktu przez życie np. że fajny jestem gość, jeśli taka dziewczyna jest mną zainteresowana, ale i tak w to jest mi bardzo ciężko uwierzyć. Na jedno wydarzenie stawiające mnie w pozytywnym świetle potrafię znaleźć 100 innych, które już nie są pozytywne, gdzie coś mi nie wyszło i skupiałem się tylko na tych drugich. Jestem dla siebie chyba najbardziej surowym i okrutnym katem na tej planecie, ale już nie chcę, nie mam na to siły.
Wydaje mi się, że nawet wcale nie chodzi tu o ten seks i to, że go jeszcze nie miałem. Po prostu chciałbym w końcu poczuć, że jestem normalny, taki jak wszyscy, że gdzieś pasuję, że się niczym nie wyróżniam, że wpisuję się w jakąś rubryczkę tabeli jakichś badań, czy ankiet, jako norma.
Ok, dobrze. Ale zauważ, że mówisz tylko o emocjach.
Chciałbyś POCZUĆ. Ale odczuwanie nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Bo emocje to konsekwencje percepcji. Zajmowanie się tylko emocjami bez korekty percepcji to praca syzyfowa.
Zauważ też, co mówisz na samym końcu:
“Jestem dla siebie chyba najbardziej surowym i okrutnym katem na tej planecie, ale już nie chcę, nie mam na to siły.”
No to masz odpowiedź dlaczego nie “czujesz się normalnie”. Bo się cały czas obwiniasz, osądzasz, odrzucasz, potępiasz. I na to tracisz nawet całą siłę. Robisz to całych sił!
A potem próbujesz się poczuć inaczej – chcesz przestać czuć ten wstyd, winę, żal. Ale nie przestajesz się ranić.
No ale nie tylko w kółko tylko zmagasz się z emocjami ale też sam sobie dowalasz; być może też bardzo chętnie trzymasz się tych negatywnych myśli o sobie, bo jest to w wielu sytuacjach wygodne.
Np. nie starasz się o seks, bo XYZ – bo i tak jesteś do dupy, nie uda się, etc..
A jak się uda?
Poza tym – nie jesteś najbardziej surowym i okrutnym katem. Nei graj ofiary bycia swoim katem…
Jesteś surowy i okrutny dla siebie i tyle. I zmiana tego to jedna decyzja.
Ktoś inny mi napisał, że jedno zdanie jakiejś 20-latki wyciągnęło z niego tyle wstydu, że ten wstyd powaliłby śmiertelnie potężnego słonia. I po napisaniu tego dodał uśmieszek: :)
To się go pytam – czy ty jesteś potężniejszy, silniejszy od potężnego słonia? Bo cię ten wstyd nie zabił.
Nie nadmuchuj swoich problemów, bo naprawdę nie masz na nie ani monopolu, ani nie jesteś jedyny, ani nie są tak poważne jak Ci się zdaje.
Weź kartkę papieru i długopis i w 1-2 zdaniach opisz każdy problem, każdy przejaw tego okrucieństwa względem siebie. Bez nadymania tego. Jak to potem przeczytasz, to zobaczysz, że nie jest jakieś szczególnie straszliwe.
Dziewczynę chciałbym mieć, ale nie dla stricte seksu, tylko żeby się trochę dowartościować,
No to znowu to samo – najpierw odzierasz się z wartości, a potem próbujesz to załatać czymś z zewnątrz. W tym przypadku osobą, na którą sobie i tak nie pozwalasz, bo m.in. nie widzisz w sobie wartości. Więc spodziewasz się, że nikt inny też jej nie zobaczy.
poczuć że ktoś w końcu zaakceptował mnie takiego jaki jestem,
No widzisz? Sam siebie nie akceptujesz, a oczekujesz, że inni to zrobią.
Dlaczego?
Już rodzice uczą nas od wczesnych lat, by żyć odpowiedzialnie – np. sprzątać swój pokój. A Ty nadal oczekujesz, że inni zrobią fundamentalne rzeczy za Ciebie.
poczuć że komuś na mnie zależy,
1. Znowu “poczuć”.
2. Tobie na sobie nie zależy. Dlaczego miałoby komukolwiek innemu?
ktoś się o mnie troszczy i widzi we mnie wartość, której sam w sobie nie dostrzegam,
No to jest to niemożliwe. Bo inni są z nami zazwyczaj tacy jacy my jesteśmy sami ze sobą.
co jest niedojrzałe, ale do takich wniosków też doszedłem po Twoim ostatnim komentarzu.
Dobrze. Widzisz więc gdzie leżą problemy.
Że właśnie tak teraz funkcjonuję. Naiwne, że wymagam akceptacji od kogoś innego samemu siebie nie akceptując.
Nie naiwne. Normalne dla niskiego poziomu rozwoju.
Trzeba więc dojrzeć.
Poza tym, jak już jakimś cudem znajdę osobę, która mnie akceptuje to potrafię wszystko spieprzyć swoim zachowaniem.
No bo wszystko co pozytywne odrzucasz, odpychasz od siebie, bo uważasz, że i tak na to nie zasługujesz. Ponadto boisz się, że inni zobaczą Cię takim jakim sam siebie widzisz, więc wolisz innych od siebie odepchnąć.
Kiedyś miałem bardzo dziwną sytuację z dziewczyną. Prześliczna dziewczyna, wysoka, szczupła blondynka, długie włosy, duże niebieskie oczy. Może trochę przesadzam, ale z takim wyglądem pewnie mogłaby być na okładce niejednego magazynu albo w reklamie bielizny na billboardach. Raz na jakiś czas zagadywała do mnie, kiedy gdzieś się mijaliśmy, bardzo często komplementowała, a to za nową fryzurę, a to za koszulę, dostrzegała takie szczegóły, których nikt normalnie nie zauważa, jakby się na mnie cały czas gapiła. Wydało mi się wtedy to wszystko dziwnym zachowaniem z jej strony, za każdym razem, gdy mnie zobaczyła rozkwitała i szczerzyła się.
No właśnie.
Miłe, przyjemne, pozytywne zachowanie postrzegałeś jako “dziwne”. Dlaczego? Bo od razu czułeś wstyd, czułeś, że z nią musi być coś nie tak, skoro komplementuje takiego XYZ. Zgadza się?
Od razu zorientowałem się, że coś tu nie gra i dośpiewałem sobie, że pewnie założyła się z koleżankami, że mnie poderwie albo sama robi sobie ze mnie jaja, czy coś w tym stylu.
A może była po prostu miła?
Za którymś razem zapytała, kiedy w końcu ją gdzieś zaproszę, no bo przecież fajnie się gada. Ja przyjąłem to chłodno, zbyłem ją, że się odezwę, ale zacząłem jej unikać jak ognia i już nigdy się potem nie odezwałem i w dodatku byłem cholernie z siebie zadowolony i dumny, że nie dałem się nabrać na jakieś gierki.
Lol! :)
Więc widzisz, że nawet nie było problemu na zewnątrz. Tylko pozytywne, dobre doświadczenie.
A wewnątrz – tragikomedia w 20-tu aktach.
Jakieś dwa tygodnie później byłem zmuszony przez sytuację, żeby się z nią przywitać, a ona kazała mi mówiąc delikatnie spadać ( użyła innego słowa, wiadomo jakiego), powiedziała że żaden chłopak jeszcze jej nigdy wcześniej nie upokorzył i że mogłem po prostu powiedzieć, że nie ma u mnie szans i że się mi narzuca, a nie odstawiać taką szopkę i zwiewać przed nią przy każdej możliwej okazji albo udawać, że jej nie widzę jak jakiś gówniarz. Rozumiesz? ONA myślała, że nie ma szans u MNIE i w dodatku mówiła to śmiertelnie poważnie. Jakim cudem?
A takim, że 100% myśli kłamie, nie odnoszą się do rzeczywistości, a Ty zakochany w nich, wpatrzony w nie jak niewolnik, zahipnotyzowany, nie widzisz w ogóle żadnych faktów.
Z góry zakładasz masę, a wszystko co jest z góry założone jest i tak negatywne. A potem sam do tego doprowadzasz.
Przecież powinno być zupełnie odwrotnie, jakiś błąd Matrixa.
Oj, nie pierdol. Nie dorabiaj do tego teraz filozofii.
Jesteś zahipnotyzowany negatywnym mentalnym rzygiem i uwielbiasz to.
Byłem w tamtym momencie totalnie zszokowany, dziewczyna która mogła mieć w zasadzie każdego naprawdę chciała akurat mnie, a ja spartoliłem koncertowo sytuację, jak zawsze.
Teraz przynajmniej mam nadzieję, że rozumiesz dlaczego.
Tylu fajnych, przystojnych i przebojowych gości przewija się przez studia, a ona akurat zwróciła uwagę na kolesia, który najczęściej siedzi gdzieś z boku i się uczy albo siedzi z nosem w telefonie, bo dłuższa rozmowa z kimkolwiek go krępuje.
Nic Cię nie krępuje, tylko w momencie, gdy zaczynasz czuć wstyd i lęk wycofujesz się, sam się krępujesz, bo zaczynasz się opierać, zmagać, próbujesz zdusić w sobie niekomfortowe uczucia.
A że tylko je tłumisz, rosną w podświadomości.
I na ich podstawie budujesz cały czas wizje świata, ludzi, siebie.
To prawda, potrafię się dobrze ubrać, bo interesuję się modą męską, męskimi dodatkami, zegarkami, umiem łączyć ze sobą dobrze rzeczy, mam dobry gust, fryzurę też umiem ułożyć, ale poza tym nic ciekawego. Mam tylko 181 wzrostu,
A co ma z czymkolwiek wspólnego wzrost? Jakbyś miał więcej, niż jakaś magiczna wartość, to nagle wszystko będzie lepsze?
No i widzisz jakie masz pozytywne zdanie o sobie. To wszystko. A cała reszta negatywna.
sporą niedowagę, nawet rurki spadają mi z tyłka bez paska, wyglądam jak wieszak albo długopis, nie mam męskiej sylwetki z klatą o powierzchni lotniskowca, ale za to mam chudziutkie rąsie jak mała dziewczynka i trądzik, bo byłem już chyba u każdego dermatologa w mieście i nie ma efektów leczenia praktycznie.
No bo twarz reprezentuje to jak widzimy siebie – czyli nas.
Jako, że masz wobec siebie masę negatywności, to raz, że organizm to pokazuje np. w formie krost, dwa – takie masz podejście do świata zewnętrznego. A skóra jako narząd zewnętrzny to jakby taka “granica” między tym, co zewnętrzne i wewnętrzne.
A “na niej” jest wiele negatywności i toksyczności.
Po trzecie – organizm masz na tyle silny, że wyrzuca toksyny. No ale cały czas je w sobie trzymasz i zbierasz, dlatego i trądzik się utrzymuje.
Zacznij uwalniać wstyd, a nie ciągle od niego uciekaj.
W życiu bym nie powiedział, że mam szansę u kogoś takiego jak ona,
No pewnie. Bo Twoje przepowiadanie przyszłości opiera się o mentalny jazgot.
I choć tylko jest Ci z tym źle, nadal to robisz.
bardziej prawdopodobne byłoby już dla mnie to, jakby była jakąś wolontariuszką fundacji samopomocowej zakompleksionych mężczyzn i umawiała się z takimi z litości, żeby podnieść ich pewność siebie w ramach jakichś robót społecznych narzuconych jej przez sąd za przeskrobanie czegoś.
No to nie dziw się, że z takim zdaniem o sobie, nawet jak życie daje Ci miłe prezenty, to je traktujesz jakby się z Ciebie naigrywano. A potem jeszcze jesteś z siebie dumny.
Nieźle.
Czyli widzimy, że to wszystko co piszesz w ogóle nie istnieje poza myślami.
A jednak nadal myśli traktujesz jak swojego najlepszego przyjaciela i sprzymierzeńca.
Choć dziewczyna była dla Ciebie tylko miła, traktowałeś ją jak wroga. A myśli, choć tysiące razy już się wpędziłeś w bagno, nadal uważasz za najwspanialsze co masz…
Każdy komplement, jaki kiedykolwiek dostałem od jakiejś dziewczyny odbierałem, jako próbę naigrywania się z mojej osoby.
A, czyli miałeś komplementy od dziewczyn. A mimo to nadal wybierałeś siebie upadlać przy każdej okazji.
Kiedyś usłyszałem od jednej dziewczyny, że mam bardzo męski i ładny głos, że przyjemnie się mnie słucha, jak rozmawiam. Tak samo uznałem to jako docinkę, bo od mutacji mam niski, zachrypnięty głos, który brzmi dla mnie jak przepity alkoholik po kilku odwykach i nie mam pojęcia, jak może on być w jakikolwiek sposób dla kogoś pociągający.
Hahaha. :)
Niech każdy kto to przeczyta zrozumie nareszcie, że można od innych słyszeć na swój temat to, co dobre i to szczerze, a będziemy to widzieć jako atak…
Co pokazuje, że można być dla innych atrakcyjnym – czyli takim, o jakim zazwyczaj ludzie marzą – a i tak dalej wybierać, by grać ofiarę.
Bo to nie ma nic wspólnego z czymkolwiek. Tylko z poziomem świadomości.
Za każdym razem, gdy ktoś mi powie coś miłego mam wrażenie, że nie mówi tego szczerze tylko z litości, że widzi moją minę, jakbym miał zaraz skoczyć z mostu i chce mi poprawić nastrój.
Oczywiście, bo te “Twoje wrażenia”, to hipnotyzowanie się mentalnym bełkotem, który racjonalizuje wstyd jaki non stop w sobie nosisz, wypierasz, tłumisz, próbujesz zdusić, a mimo to cały czas się go trzymasz, wybierasz.
Wyjaśniałem, że zawsze to, co pozytywne zacznie wyciągać z nas to, co negatywne, byśmy mogli się z tego oczyścić.
Cały czas analizuję, dorabiam sobie filozofię do każdego wydarzenia,
Nic nie analizujesz, nie dorabiasz filozofii, tylko hipnotyzujesz się bezosobowym, ciągłym i nieskończonym procesem mentalizacji, czyli rzygiem mentalnym, którego jedyną rolą jest trwać – zasilać samego siebie.
Więc to nie żadne analizy, tylko mentalizacja napędzająca samą siebie.
nawet głupot i drobnostek, wszędzie szukam teorii spiskowych i intryg, nikomu nie ufam, z nikim nie potrafię stworzyć głębszej więzi, chociaż chciałbym, ale z drugiej strony boję jeszcze się zaufać komukolwiek, bo obawiam się, że się zawiodę na kimś, kto byłby dla mnie ważny, boję się rozczarowania i utraty osoby do której się przywiążę.
A tu widzisz racjonalizacje lęku.
I choć nic z tego szaleńczego jazgotu się nie zdarzyło, nadal jest dla Ciebie ważniejszy, niż wszystko co pozytywne, czego doświadczasz.
Więc mamy dowód, że każdy z nas ma to, co sam wybrał. Można mieć powodzenie u kobiet, a odbierać to jakby Cię szarpało stado dzikich psów, a nie podrywały fajne kobiałki.
No i tak cały czas błędne koło się zamyka dopiero ty mi uświadomiłeś, jakie to głupie i bez sensu.
Jak to “bez sensu”? Jak to “głupie”?
Ale dla Ciebie nie jest bez sensu, ani nie jest głupie.
Dla Ciebie ma to masę sensu, bo masz dzięki temu usprawiedliwienie i racjonalizację na wszystkie te nieprzyjemne emocje, myśli.
Chciałbym uwierzyć w siebie tak mocno, jak wierzy we mnie rodzina, która jest ze mnie taaaaka dumna.
A, nawet rodzina jest z Ciebie dumna.
No a Ty tylko chcesz uwierzyć ale nie chcesz przestać sobie dopierdalać. A potem wystarczy jedna myśl i już cała kawalkada.
Co mówiłem na ten temat? Jakie jest rozwiązanie?
Jak wygląda poprawnie, uczciwie zdefiniowany problem?
“Kacper zrobił to, Kacper zrobił tamto”, nie potrafię tego słuchać.
Oczywiście, że potrafisz, tylko nie chcesz, bo i to z Ciebie wyciąga wstyd. Tak samo jak komplement obcej dziewczyny.
Dla Ciebie priorytetem życiowym jest ucieczka od emocji, a jak nie możesz uciec, to szukanie dla nich racjonalizacji i usprawiedliwień.
A nie fajne, przyjemne, normalne życie.
Tylko, że oni nie widzą tego, co robiłem tyle czasu samotnie w pokoju, nie wiedzą, że do niedawna bałem się KAŻDEGO wyjścia z domu, nie wiedzą, że w towarzystwie nie jestem już tym uśmiechniętym i wygadanym gościem, jak przy nich tylko wystraszonym, skrępowanym dziwolągiem.
Nie jesteś dziwolągiem, tylko za priorytet obrałeś zarówno ucieczkę od emocji jak i trzymanie się ich.
I jeszcze na ich podstawie budujesz sobie obraz siebie, świata, ludzi – wszystkiego.
A że oni nie wiedzą tego – a skąd mają wiedzieć?
Do tej pory i Ty pojęcia nie miałeś jakie są fakty, bo tak hipnotyzowałeś się mentalnym bełkotem.
Nie wiedzą, że dopiero teraz staram się zacząć normalnie żyć i zdrowo funkcjonować.
A dlaczego mieliby to wiedzieć?
Znowu oczekujesz, że inni zobaczą jak jest naprawdę, a Ty tylko jesteś ofiarą tego wszystkiego, co Ci się wydaje? I czekasz, aż inni Ci wszystko powiedzą, naprawią, zmienią?
Plis.
Widzisz, mogę mieć nawet potwierdzenie jakiegoś faktu przez życie np. że fajny jestem gość, jeśli taka dziewczyna jest mną zainteresowana, ale i tak w to jest mi bardzo ciężko uwierzyć.
No bo próbujesz uwierzyć w coś przeciwnego, wobec czegoś, w co nie masz intencji przestać wierzyć. Bo masz z tego masę korzyści.
Dlatego nie chcesz się traktować dobrze. Bo co wtedy? Ooo, już nie mógłbyś taplać się w winie i wstydzie. Nie mógłbyś powiedzieć, że to przez kogoś.
Nie mógłbyś godzinami fantazjować na temat różnych spisków, nie mógłbyś już być w centrum tych wszystkich dramatów! Koszmar!
Na jedno wydarzenie stawiające mnie w pozytywnym świetle potrafię znaleźć 100 innych, które już nie są pozytywne, gdzie coś mi nie wyszło i skupiałem się tylko na tych drugich.
Twój wybór. :)
Jestem dla siebie chyba najbardziej surowym i okrutnym katem na tej planecie, ale już nie chcę, nie mam na to siły.
No to robisz coś, na co poświęcasz masę energii i jest to dla Ciebie wyłącznie negatywne, toksyczne, bolesne. A i tak to kontynuujesz.
Dlatego w WoP zalecam medytację i uwalnianie już niemal na samym początku. Bo bez tego człowiek właśnie żyje w ten sposób – zahipnotyzowane mentalnym jazgotem i nie widzi nic poza nim.
Świat mógłby dać Ci dom, samochód, super pracę, dziewczynę, a Ty byś w tym i tak szukał podstępu i ostatecznie byś to od siebie odrzucił.
Ja mogę Cię tylko zaprosić do WoP i zaczniemy/zaczniesz nareszcie nad tym pracować.
Tylko naprawdę – szczerze i uczciwie wybierz wreszcie realną zmianę – zmianę na lepsze, na dobre, na pozytywne.
Ja spędzę moją studniówkę samotnie, przez całą szkołę średnią miałem tylko jednego przyjaciela i przyjaciółkę, z czego przyjaciółka zmieniła szkołę, a z przyjacielem się pokłóciłem i znalazł nowych znajomych, z którymi spędza czas. Już miesiąc temu przydzielili mnie do przypadkowego miejsca z osobami bez stolika, czyli tych niechcianych, bo pewnie nikt nie chciał mnie przygarnąć, a ja nie będę żebrał o czyjąś atencję. W sumie nic dziwnego, z nikim prawie nie gadam, niby jestem w grupie, zagaduję, czasem inni sami coś zagadują, gadamy, żartujemy, niby wszyscy mnie lubią, ale jak przychodzi co do czego to wszyscy już mają ściśle określone paczki znajomych, do których nie należę i jestem im obojętny. Nikt sam z siebie nie napisze do mnie na Messengerze, ani tym bardziej nie zaproponuje spotkania, wspólnego wyjścia po zajęciach, czy nie zaprosi na imprezę. Czuję duży strach im bardziej się ten dzień studniówki przybliża, ale chcę iść, bo to tylko strach, który chcę odpuścić. Wiem, że gdybym zrezygnował i został w domu, pewnie cały wieczór spędziłbym najpierw na użalaniu się jak zawsze, a potem przed monitorem oglądając wiadomo co. Inni szaleliby na parkiecie w najlepsze, a ja w tym czasie płakał. A jak wyjdę to przynamniej dam sobie jakąkolwiek szansę na miłe wspomnienia i przede wszystkim odpuszczę strach, którego się trzymam. Może i nie jestem tam zbyt mile widziany, ale moje koleżanki będą musiały przeboleć, że raz na jakiś czas ten specyficzny typ z klasy weźmie je na parkiet. Jak nie będę miał tam co robić, to przecież mogę wyjść w każdej chwili :)
Hej Piotrze. Nie czytałem Twojego artykułu na temat samotności, ale opiszę swoje przemyślenia na ten temat.
Doszedłem do wniosku, że samotności używam jako sposobu, by NIE podejmować się działań (spotkania ze znajomymi czy pochodzenie do kobiet na imprezach), które wyciągają ze mnie emocje, opory (wstyd, winę, bezsilność, strach, jakaś taką wewnętrzną blokadę). Po prostu korzyścią z wyboru życia w samotności jest odwlekanie podejmowania się działań które pomagają wyciągać stłumione emocje i opory, by się z nich oczyścić- praktycznie tak jak z porno. Tylko porno używam jak sposób na ujawniony już wewnętrzny ból, ścisk, rozpacz, bezsilność. Korzyść ta sama- ucieczka od odczuwania tego wszystkiego od czego uciekam, ale wiem by się uzdrowić trzeba przez te niechciane aspekty swego wnętrza zaakceptować i odczuć to wszystko, przejść przez to. Tak jakby samotnością nie dopuszczam siebie do swojego wnętrza, pornografią walczę, odsuwam to czego nie chcę odczuwać bo uważam, że jest to zbyt przytłaczajace.
Na koniec dziwna rzecz – pisząc ten komentarz odczuwam normalnie jakiś stres hmmm…
Hej Piotrze.
Hej Jarku!
Nie czytałem Twojego artykułu na temat samotności,
Dlaczego nie?
ale opiszę swoje przemyślenia na ten temat.
Doszedłem do wniosku, że samotności używam jako sposobu, by NIE podejmować się działań (spotkania ze znajomymi czy pochodzenie do kobiet na imprezach), które wyciągają ze mnie emocje, opory (wstyd, winę, bezsilność, strach, jakaś taką wewnętrzną blokadę). Po prostu korzyścią z wyboru życia w samotności jest odwlekanie podejmowania się działań które pomagają wyciągać stłumione emocje i opory, by się z nich oczyścić- praktycznie tak jak z porno.
Dokładnie.
Dlatego mówię – uzależnienie to nie to, co robimy ale to jacy jesteśmy.
Uzależnienie to sposób życia. Nie tak ważne jest z czego korzystamy – alkoholu, papierosów, porno, etc.
Oczywiście każda używka ma swój wpływ na organizm, psychikę, życie.
Porno ma bardzo niebezpieczny wpływ.
Niemniej jak widzisz – tak używałeś pornografii, by tłumić niechciane, niekomfortowe uczucia, jak i unikałeś tego, co je z Ciebie wyciągało.
Pornografia stała się bardzo wygodnym sposobem na szybkie “radzenie” sobie z zaniedbaną emocjonalnością.
Tak jak i pozornie wygodnym jest zamiatać brudy pod dywan zamiast porządnie posprzątać.
A to, co zamietliśmy pod dywan, będzie pod nim i będzie się zbierało.
I w końcu się o ten dywan potkniemy i to wszystko spod niego wyleci.
Tylko porno używam jak sposób na ujawniony już wewnętrzny ból, ścisk, rozpacz, bezsilność.
I jaki jest to sposób?
Co się dzieje?
Jakie są FAKTY?
Korzyść ta sama- ucieczka od odczuwania tego wszystkiego od czego uciekam,
Innymi słowy nie chcesz ich czuć, bo nie.
Bo to takie wygodne, a odczuwanie takie niewygodne.
I płacisz za tą “wygodę” ogromną i coraz większą cenę.
ale wiem by się uzdrowić trzeba przez te niechciane aspekty swego wnętrza zaakceptować i odczuć to wszystko, przejść przez to.
No tak ale “wiedzieć”, a faktycznie tak żyć to właśnie dwa punkty.
I trzeba przejść drogę z jednego do drugiego.
Tak jakby samotnością nie dopuszczam siebie do swojego wnętrza,
I dlaczego nie?
Jeśli Ty nie chcesz tego, co w sobie nosisz, to dlaczego ktokolwiek inny chciałby?
pornografią walczę, odsuwam to czego nie chcę odczuwać bo uważam, że jest to zbyt przytłaczajace.
Bo tak niewłaściwie na to patrzysz.
Emocje to Twoja energia, część Ciebie.
Jak jakaś część Ciebie może Cię przytłaczać?
Jak czujesz ogromny strach, to znaczy, że masz ogromną ilość energii. To coś dobrego, nie złego!
Ale jeszcze napierasz na to też ogromną energią, bo negatywnie oceniasz strach.
To Ty przytłaczasz strach, a nie strach przytłacza Ciebie.
Jak idziesz pod prysznic, to też sądzisz, że woda Cię przytłacza?
Jak czytasz książkę mającą 800 stron, to Cię książka przytłacza?
Na koniec dziwna rzecz – pisząc ten komentarz odczuwam normalnie jakiś stres hmmm…
Stres to konsekwencja zaniedbań emocjonalnych i oporu.
Stres można odczuwać nawet cały czas, w tym na spokojnym, relaksującym spacerze.
Bo to co stłumione, wyparte, niechciane, projektowane nadal w nas jest, bo to nasza energia.
A energia porusza się w obiegu zamkniętym.
Nie można jej stracić.
Tym samym cały czas możemy czuć się niekomfortowo, bo tak cały czas postrzegamy własne wnętrze, któremu się opieramy.
A co to są emocje? Energia, która informuje nas o tym jak postrzegamy siebie, świat, ludzi.
Co takiego jest więc w tych spotkaniach, czego chcesz uniknąć?
Dobrze, że to napisałeś.
Bo wiele osób mówi, że samotność sama w sobie stanowi problem.
Ale Ty przez swój przykład pokazałeś, że samotność to konsekwencja tego jak postępujemy sami ze sobą.
Ale można sobie oczywiście wymyślić “samotność” i wyprojektować na nią swoje żale, wstyd, winę, opór.
Tak jak i emocje – można coś nazwać emocją, a potem ocenić to jak nam się tylko podoba i tym sobie potem usprawiedliwiać też co tylko chcemy.
Mówimy sobie “emocje mnie przytłaczają” i już!
No emocje nas przytłaczają! No nic się nie da zrobić! Można się tylko męczyć i pomóc sobie – zrelaksować się przy porno, bo porno to oczywiście rozładowuje…
Na tym polega nietrzeźwość.
A im gorzej w życiu, im gorzej nasze życie zaczyna wyglądać, tym silniejsza informacja, by rozpoznać jakimi urojeniami się kierujemy.
Dzięki Piotrze za odpowiedź:-)
Dlaczego nie przeczytałem artykułów o samotności – chyba z niechęci której dostrzegam coraz więcej. Najpierw chciałem dać komentarz i dostać komentarz od Ciebie, ale przeczytam je.
##Dlatego mówię – uzależnienie to nie to, co robimy ale to jacy jesteśmy.
-Właśnie, to jak traktuje swoje wnętrze, postrzegamy siebie jako mężczyznę.
##Uzależnienie to sposób życia.
-Niewłaściwy sposób życia względem tego co czuję oraz innych ludzi i świata.
##Tak jak i pozornie wygodnym jest zamiatać brudy pod dywan zamiast porządnie posprzątać.
A to, co zamietliśmy pod dywan, będzie pod nim i będzie się zbierało.
I w końcu się o ten dywan potkniemy i to wszystko spod niego wyleci.
-Tylko właśnie jestem tego świadomy ale opieram się i chyba złoszczę, że ” te brudy z pod dywanu”, jak chcę wyzdrowieć, będę musiał ujawnić i porządnie posprzątać i przed tym się opieram by konkretnie się wziąć za siebie bo nie ma innej opcji.
##Tylko porno używam jak sposób na ujawniony już wewnętrzny ból, ścisk, rozpacz, bezsilność.
I jaki jest to sposób?
Co się dzieje?
Jakie są FAKTY?
-Noo porno po prostu to tłumi odczuwanie tych emocji i wtedy jest takie otępienie i wybieram to otępienie zamiast odczuwać bo to może boleć długo,długo…
##Innymi słowy nie chcesz ich czuć, bo nie.
Bo to takie wygodne, a odczuwanie takie niewygodne.
I płacisz za tą „wygodę” ogromną i coraz większą cenę.
-Szczególnie niewygodnie robi się gdy nie oglądam porno przez np 2 tygodnie czy dłużej wtedy to wszystko zaczynam odczuwać, czuje spadek energii, bardziej się opieram zniechęcam i gdy jest stan krytyczny tego bólu umysł wtedy wariuje i wtedy szybko chcę to przerwać pojawia się głupie rozwiązanie – porno bo uważam siebie za bezsilnego w obliczu tego intensywnego odczuwania.
##No tak ale „wiedzieć”, a faktycznie tak żyć to właśnie dwa punkty.
I trzeba przejść drogę z jednego do drugiego.
-Właśnie opieram się by zacząć na poważnie stosować wiedzę którą poznałem na tym blogu oraz z Twojego programu Wop który kupiłem od Ciebie z dwa lata temu, a i tak go jeszcze do końca nie przeczytałem.
##Jeśli Ty nie chcesz tego, co w sobie nosisz, to dlaczego ktokolwiek inny chciałby?
-Nie dziwię się bo od dawna zanim jeszcze oglądałem porno uświadomiłem sobie, że nie akceptowałem siebie w pełni i byłem jakby na uboczu np z rówieśnikami z jednej klasy nie byłem w tej tak zwanej “fajnej, zgranej paczce”, uważałem, że jestem jakiś inny/dziwny/gorszy/nielubiane/prześladowany.
##Jak jakaś część Ciebie może Cię przytłaczać?
-Jak się jej opieram no to chyba przytłacza, ale może po to by poprzez ten ból mnie zmusić do zmiany?
##Jak czujesz ogromny strach, to znaczy, że masz ogromną ilość energii. To coś dobrego, nie złego!
Ale jeszcze napierasz na to też ogromną energią, bo negatywnie oceniasz strach.
-A to nie patrzyłem w ten sposób na to, że czując strach mam energię, ale chyba drugą energią czyli oporem napieram i czuję ten spadek energii po pewnym czasie gdy nie oglądam porno.
A czując wstyd mam też dużo energii jak np czując gniew?
##To Ty przytłaczasz strach, a nie strach przytłacza Ciebie.
-Nie tylko strach ale i wstyd głównie, winę, tą bezsilność i chyba nawet oporem przed tą niechęcią.
##Stres to konsekwencja zaniedbań emocjonalnych i oporu.
Stres można odczuwać nawet cały czas, w tym na spokojnym, relaksującym spacerze.
Bo to co stłumione, wyparte, niechciane, projektowane nadal w nas jest, bo to nasza energia.
A energia porusza się w obiegu zamkniętym.
Nie można jej stracić.
Tym samym cały czas możemy czuć się niekomfortowo, bo tak cały czas postrzegamy własne wnętrze, któremu się opieramy.
A co to są emocje? Energia, która informuje nas o tym jak postrzegamy siebie, świat, ludzi.
-Czyli cały czas mam w sobie energię tylko ona jest zdecydowana stłumionymi emocjami i oporem oraz szkodliwymi przekonaniami, podstawami tak?
##Co takiego jest więc w tych spotkaniach, czego chcesz uniknąć?
– Ogólnie to nie chcę odczuwać tych wewnętrznych niewygód wśród ludzi by móc być po prostu radosnym pewnym siebie sobą, na luzie bez zbędnego krytykowania siebie w myślach co tu powiedzieć a co nie itp. Obawiam się krytyki innych za to jaki jestem albo ataku od kogoś innego jak coś nie tak powiem. Chcę inikać tego zmagania niepewności ze sobą, niespójności jako mężczyzna, że jak czegoś nie chcę to i tak się zgodzę by się nie narażać na krytykę, strach,wstyd,opór by się postawić jak coś mi nie pasuje.
##No emocje nas przytłaczają! No nic się nie da zrobić! Można się tylko męczyć i pomóc sobie – zrelaksować się przy porno, bo porno to oczywiście rozładowuje…
– No chyba jak pisałem wcześniej taką postawą kieruję się gdy odczuwam wyraźnie emocje.
##A im gorzej w życiu, im gorzej nasze życie zaczyna wyglądać, tym silniejsza informacja, by rozpoznać jakimi urojeniami się kierujemy. Czyli gdy podejście do kobiety a później jak by odmówiła co wiązało by się z ujawnieniem wstydu oznacza że tak źle siebie postrzegam gdy kobieta mi odmówi np tańca na dyskotece, że trzeba koniecznie zmienić postrzeganie siebie w takiej sytuacji na pozytywne czy chociaż obojętne?
Dzięki Piotrze za odpowiedź:-)
Proszę.
Podkreślam, że nie odpowiadam dla pogadanki, tylko to są konkretne informacje, z którym polecam skorzystać.
Dlaczego nie przeczytałem artykułów o samotności – chyba
Chyba?
No widzisz więc, że żyjesz tak nieświadomie, że nie wiesz dlaczego dopiero co czegoś nie zrobiłeś.
z niechęci której dostrzegam coraz więcej.
Więc być może pierwszy raz w życiu w ogóle stajesz się świadomy własnego nastawienia, które wybierałeś non stop nieświadomie względem wszystkiego – nawet przeczytania artykułu.
Niechęć nie bierze się z kosmosu. To Twoja postawa, nastawienie do różnych aspektów rzeczywistości.
A że wszystko czemu się opieramy trwa w naszym życiu i nawet rośnie, no to się opieramy coraz silniej.
Tak jak tama – jak zbudujesz tamę, no to zacznie napierać na nią woda i że nie będzie mogła płynąć, to zacznie się gromadzić coraz więcej.
Najpierw chciałem dać komentarz i dostać komentarz od Ciebie, ale przeczytam je.
##Dlatego mówię – uzależnienie to nie to, co robimy ale to jacy jesteśmy.
-Właśnie, to jak traktuje swoje wnętrze, postrzegamy siebie jako mężczyznę.
A konkretnie?
Jak traktujesz swoje wnętrze i jak postrzegasz siebie?
Co to wg Ciebie jest “mężczyzna”? Co to oznacza? Czym powinien się cechować?
##Uzależnienie to sposób życia.
-Niewłaściwy sposób życia względem tego co czuję oraz innych ludzi i świata.
A jaki jest to konkretnie sposób życia względem tego, co czujesz, względem innych ludzi oraz świata?
“Oglądam porno” i tyle.
Nic więcej temu nie towarzyszy?
##Tak jak i pozornie wygodnym jest zamiatać brudy pod dywan zamiast porządnie posprzątać.
A to, co zamietliśmy pod dywan, będzie pod nim i będzie się zbierało.
I w końcu się o ten dywan potkniemy i to wszystko spod niego wyleci.
-Tylko właśnie jestem tego świadomy ale opieram się i chyba złoszczę, że ” te brudy z pod dywanu”, jak chcę wyzdrowieć, będę musiał ujawnić i porządnie posprzątać i przed tym się opieram by konkretnie się wziąć za siebie bo nie ma innej opcji.
Więc możesz dalej czekać i wpatrywać się w umysł, gdzie widzieć będziesz te wszystkie dramaty, jak Cię przytłaczają emocje, myśli i różne inne bzdury.
Możesz sobie dramatyzować do woli, nawet przez kolejne 100 lat.
Zdrowe, dojrzałe, mądre życie to nie żaden mus. Jak to zrobisz tylko dlatego, bo Piotrek Kruk z internetów tak mówił, to i tak nic z tego nie będzie.
Życie dojrzałe to m.in. życie odpowiedzialne – sam wybierasz co chcesz, czego nie, dążysz do tego, pracujesz, budujesz, uczysz się, wprowadzasz korekty, uczysz się na błędach i wiele więcej.
A nie robisz to, co Ci ktoś każe i już.
Nie bez powodu zniesiono niewolnictwo – bo to bardzo słaby sposób na życie.
##Tylko porno używam jak sposób na ujawniony już wewnętrzny ból, ścisk, rozpacz, bezsilność.
I jaki jest to sposób?
Co się dzieje?
Jakie są FAKTY?
-Noo porno po prostu to tłumi odczuwanie tych emocji
Nie ma żadnego “po prostu”.
Gdyby to było takie proste, to by nie było dziesiątek lub setek milionów uzależnionych niszczących sobie życie i wstydzących powiedzieć ładnej dziewczynie, że się im podoba, a potem rozpaczających z tego powodu i traktujących się gorzej, niż gówno.
i wtedy jest takie otępienie i wybieram to otępienie zamiast odczuwać bo to może boleć długo,długo…
I to jest dla Ciebie “po prostu”?
Emocjonalność to w ogóle odczuwana w ciele forma energii obniżonej do jakości postrzegania siebie, świata, etc.
To jak wskaźnik prędkości na samochodzie.
Na razie nie chcesz się patrzeć jak powoli jedziesz.
Opierasz się temu, boisz się na to w ogóle nawet spojrzeć.
I co ma Cię boleć? Ból to konsekwencja oporu.
Nikt nie każe Ci się opierać.
A poza tym w bólu nie ma nic złego. Jak wykonasz na siłowni porządny trening to całe ciało może boleć kilka dni i jakoś nikt z tego powodu nie cierpi, bo nie gra ofiary.
Każdy sam wybiera granie ofiary emocji.
##Innymi słowy nie chcesz ich czuć, bo nie.
Bo to takie wygodne, a odczuwanie takie niewygodne.
I płacisz za tą „wygodę” ogromną i coraz większą cenę.
-Szczególnie niewygodnie robi się gdy nie oglądam porno przez np 2 tygodnie czy dłużej wtedy to wszystko zaczynam odczuwać, czuje spadek energii,
Energia spada, bo ją poświęcasz na opór.
Ale uzależnieni są na tyle nieświadomi, że tylko skupiają się na tym, co czują i co widzą w umyśle.
Na niczym innym.
Kompletnie nie są świadomi co czują i dlaczego. Ani też jak z tym postępują.
Non stop słyszę “czuję opór”.
Ale opór to postawa, nastawienie. A człowiek w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy i sądzi, że się opór skądś bierze i że nic nie może z tym zrobić.
bardziej się opieram zniechęcam i gdy jest stan krytyczny tego bólu umysł wtedy wariuje i wtedy szybko chcę to przerwać pojawia się głupie rozwiązanie – porno bo uważam siebie za bezsilnego w obliczu tego intensywnego odczuwania.
Odczuwanie nie jest intensywne. Ból rośnie, bo się opierasz.
Nie ma to nic wspólnego z samymi emocjami.
Jakoś malutkie dziecko może płakać nawet godzinę i będzie calutkie czerwone jak śliwka, a potem w kilka sekund staje się spokojne.
Nie cierpi. I nie robi problemu z tego, że “czuje intensywnie”.
Cierpimy przez własne głupie postępowanie.
Nie ma w Tobie i w nikim innym nic, czego celem byłoby sprawianie cierpienia.
Cierpienie sprawiamy sobie sami.
Przestać dramatyzować na temat odczuwania i akceptuj to, co jest. To Ci nic nie zrobi, bo to Twoja własna energia.
##No tak ale „wiedzieć”, a faktycznie tak żyć to właśnie dwa punkty.
I trzeba przejść drogę z jednego do drugiego.
-Właśnie opieram się by zacząć na poważnie stosować wiedzę którą poznałem na tym blogu oraz z Twojego programu Wop który kupiłem od Ciebie z dwa lata temu, a i tak go jeszcze do końca nie przeczytałem.
Domyślam się, że tego nie zrobiłeś biorąc pod uwagę z jakim problemem napisałeś.
A nawet jakbyś go przeczytał, to co to da? Niewiele jeśli nie zostanie to na poważnie stosowane. I na stałe.
##Jeśli Ty nie chcesz tego, co w sobie nosisz, to dlaczego ktokolwiek inny chciałby?
-Nie dziwię się bo od dawna zanim jeszcze oglądałem porno uświadomiłem sobie, że nie akceptowałem siebie w pełni i byłem jakby na uboczu np z rówieśnikami z jednej klasy nie byłem w tej tak zwanej „fajnej, zgranej paczce”, uważałem, że jestem jakiś inny/dziwny/gorszy/nielubiane/prześladowany.
No widzisz.
Sam siebie tak postrzegałeś. I dlatego czułeś wstyd, opór, strach.
I czy coś zmieniłeś w tej kwestii? Nie. Nadal jest dokładnie tak samo jak przed X lat.
Czyli pewnie od młodego wieku nadal się postrzegasz tak samo, nadal projektujesz emocjonalność na innych, nadal się opierasz, uciekasz od niekomfortowych emocji, nadal je tłumisz i nadal jesteś takim samym człowiekiem.
Cały problem robiłeś sobie sam. Tak jak zresztą i każdy inny człowiek.
##Jak jakaś część Ciebie może Cię przytłaczać?
-Jak się jej opieram no to chyba przytłacza, ale może po to by poprzez ten ból mnie zmusić do zmiany?
Naprawdę?
Uważasz, że SKORO opierasz się TO Cię przytłacza?
Idź w tym momencie na dwór i zacznij silnie opierać się wiatrowi. I co? Opierasz się, więc wiatr Cię przytłacza?
Opierać się możesz, że jakaś gwiazdka filmowa zaćpała się i gadała głupoty na wizji.
I co – to też będzie przytłaczać?
Emocje nie przytłaczają, bo to Twoja energia. To informacja o Twojej percepcji.
Nic więcej i nic mniej.
Jak informacja może przytłaczać?
Jak odkręcisz radio na pełny regulator, to radio Cię przytłacza?
To, że się opierasz to Twoje nieświadome postępowanie.
Opierasz się, bo tak żyłeś – nieświadomie i głupio. Nie ma innego powodu, niż to, że to wybierasz i tyle.
Emocje Cię nie przytłaczają, odczuwanie nie jest intensywne. Ty się opierasz, bo tak sobie chcesz.
Dorabianie do tego racjonalizacji to pozostanie nietrzeźwym.
##Jak czujesz ogromny strach, to znaczy, że masz ogromną ilość energii. To coś dobrego, nie złego!
Ale jeszcze napierasz na to też ogromną energią, bo negatywnie oceniasz strach.
-A to nie patrzyłem w ten sposób na to,
Oczywiście, że nie.
Bo gdybyś to postrzegał zdrowo, czyli zgodnie z rzeczywistością, to żyłbyś odważnie, chętnie, zdrowo.
A nie wstydził się tego, że żyjesz.
że czując strach mam energię, ale chyba drugą energią
Nie ma drugiej energii.
Jest tylko Twoja własna energia życiowa.
Jesteś Ty i tyle.
czyli oporem napieram i czuję ten spadek energii po pewnym czasie gdy nie oglądam porno.
A czując wstyd mam też dużo energii jak np czując gniew?
Emocje są jak temperatura.
Możesz mieć dużo lodu i dużo wody.
To ta sama woda ale ma inną jakość w zależności od temperatury.
Tak samo z emocjami.
Gniew to wyższa forma energii. Wstyd to forma niższa.
Wstyd jest jak lód – ciężki, zimny, nieprzyjemny.
Gniew jest jak para – gorący, żarzący się.
Porównywanie wstydu i gniewu nie ma za bardzo sensu, bo to różne jakości.
To jakby porównywać jabłka i pomarańcze. Można porównywać tylko pewne aspekty.
Wstyd sam z siebie wynika z tego, że postrzegamy się najczęściej jako małego robaka pozbawionego wartości.
Z tego poziomu energia jest bardzo niska, bo po co nam energia? Traktujemy się bez wartości, więc co mielibyśmy zrobić z energią?
Ilość i jakość energii odzwierciedla to w jakim świetle siebie stawiamy.
Emocje to energia bezosobowa, to informacje w formie energii.
Tylko tyle i aż tyle.
A Ty przestań pytać mnie o swoje wnętrze, tylko sam zacznij się go stawać świadomym.
Tak trudno jest Ci zaobserwować ile masz energii czując wstyd, a ile czując gniew?
##To Ty przytłaczasz strach, a nie strach przytłacza Ciebie.
-Nie tylko strach ale i wstyd głównie, winę, tą bezsilność i chyba nawet oporem przed tą niechęcią.
No i tak w kółko. Ile tylko będziesz chciał.
Emocje nic Ci nie robią, a Ty walczysz z nimi jak Ruscy z Napoleonem.
##Stres to konsekwencja zaniedbań emocjonalnych i oporu.
Stres można odczuwać nawet cały czas, w tym na spokojnym, relaksującym spacerze.
Bo to co stłumione, wyparte, niechciane, projektowane nadal w nas jest, bo to nasza energia.
A energia porusza się w obiegu zamkniętym.
Nie można jej stracić.
Tym samym cały czas możemy czuć się niekomfortowo, bo tak cały czas postrzegamy własne wnętrze, któremu się opieramy.
A co to są emocje? Energia, która informuje nas o tym jak postrzegamy siebie, świat, ludzi.
-Czyli cały czas mam w sobie energię
A nie masz?
Ja Ci nie odpowiem na każde pytanie, bo to nie miałoby żadnego sensu.
Naprawdę nie możesz odpowiedzieć na to pytanie?
tylko ona jest zdecydowana stłumionymi emocjami
Emocje to ta energia.
i oporem oraz szkodliwymi przekonaniami, podstawami tak?
Opór to Twoja niezgoda.
Przekonania i postawy to Twoje racjonalizacje dla emocji i oporu.
Sugeruję zacząć notować nareszcie to jak w ogóle żyjesz.
Bo nawet jak Ci na wszystko odpowiem to i tak to nic nie zmieni.
Tak jak czytałeś WoP i nic lub bardzo niewiele zastosowałeś i wdrożyłeś.
##Co takiego jest więc w tych spotkaniach, czego chcesz uniknąć?
– Ogólnie to nie chcę odczuwać tych wewnętrznych niewygód wśród ludzi by móc być po prostu radosnym pewnym siebie sobą,
Emocje w niczym nie przeszkadzają.
Ty sam mówisz, że nigdy nie postrzegałeś siebie jako fajnego faceta.
Sam sobie nie pozwalałeś na swobodę i radość.
A teraz emocje to bardzo wygodny pretekst, by na nie zrzucać odpowiedzialność za dalsze, identyczne życie i traktowanie siebie.
na luzie bez zbędnego krytykowania siebie w myślach co tu powiedzieć a co nie itp.
No i uważasz, że emocje są tego przyczyną?
Ty sam siebie krytykujesz, a wina informuje właśnie o tym.
Tak siebie właśnie traktowałeś – obwiniałeś, nie doceniałeś, nie akceptowałeś, nie szanowałeś, nie cieszyłeś się, że w ogóle istniejesz.
Takiej jakości miałeś i masz nadal relację z samym sobą.
Obawiam się krytyki innych za to jaki jestem
No ale sam się cały czas, pewnie i całe życie krytykujesz za to za kogo sam się uważasz.
To takie zamknięte koło.
A jaki jesteś? Konkretnie. Napisz to, zrób listę cech, postępowania, tego jak żyjesz.
KONKRETNIE.
A następnie napisz jak postępujesz z każdą z tych cech, postaw i zachowań.
Temu, czemu się opierasz, tego nie zmienisz.
albo ataku od kogoś innego jak coś nie tak powiem.
No jak nazwiesz kogoś matkojebcą, to spodziewaj się dostać w papę.
Tylko dlaczego miałbyś tak kogoś nazwać?
Tak czy siak – projektujesz własny wstyd i winę na ludzi.
A zakładam, że jeszcze nikt Cię nie skrytykował, ani nie zaatakował za nic. A przynajmniej od lat.
Zaś Ty sam sobie to robisz pewnie wielokrotnie każdego dnia. Plus jeszcze tak samo krytykujesz innych.
Chcę inikać tego zmagania niepewności ze sobą, niespójności jako mężczyzna, że jak czegoś nie chcę to i tak się zgodzę by się nie narażać na krytykę, strach,wstyd,opór by się postawić jak coś mi nie pasuje.
No i po co się z tym zmagasz?
Zamiast się za to wziąć, to albo próbujesz z tym jakoś walczyć (myślami walczysz z myślami), albo uciekasz w tłumienie.
I co? Ile jeszcze? Kolejne 10 lat? A może 40?
##No emocje nas przytłaczają! No nic się nie da zrobić! Można się tylko męczyć i pomóc sobie – zrelaksować się przy porno, bo porno to oczywiście rozładowuje…
– No chyba jak pisałem wcześniej taką postawą kieruję się gdy odczuwam wyraźnie emocje.
No i jest to droga nie tyle donikąd, co do ciągle postępującej degradacji życia.
Ale oczywiście można trzymać kciuki, że może tym razem będzie jakoś inaczej…
##A im gorzej w życiu, im gorzej nasze życie zaczyna wyglądać, tym silniejsza informacja, by rozpoznać jakimi urojeniami się kierujemy.
– Czyli gdy podejście do kobiety a później jak by odmówiła co wiązało by się z ujawnieniem wstydu oznacza że tak źle siebie postrzegam
Pojęcia nie mam.
To hipotetyczna sytuacja, a więc totalnie odrealniona.
Idź na dyskotekę i poproś kobietę do tańca. Bądź totalnie trzeźwy, obecny, świadomy i zaobserwuj to, co poczujesz i dlaczego.
Zrób z tego notatki i mi przedstaw. Wtedy porozmawiamy o konkretach.
gdy kobieta mi odmówi np tańca na dyskotece, że trzeba koniecznie zmienić postrzeganie siebie w takiej sytuacji na pozytywne czy chociaż obojętne?
To zbyt ogólne pytanie.
To, że kobieta Ci odmawia może mieć z jej strony masę różnych powodów.
Ważne jaką wartość i znaczenie Ty temu nadasz i jak w ogóle się prezentujesz, jak podchodzisz, co mówisz, etc.
Jeśli się tylko czaisz jak czaj na gazie nawet bez uśmiechu i tulisz do piersi piwo jak ukochaną, to nie dziw się, że masz słabe reakcje od kobiet.
Czy w ogóle uśmiechasz się do ludzi, dobrze się bawisz i czujesz sam ze sobą?
Jeśli nie, no to szansa, że kobieta będzie zainteresowana jest niewielka.
Trzeba zająć się przyczynami takiego stanu rzeczy. A przyczyny możesz sobie uświadomić tylko Ty.
Jeśli nie czujesz się dobrze, radośnie i swobodnie na dyskotece – dlaczego nie?
KONKRETNIE. Możesz stać się świadomy tylko, gdy będziesz to czuł.
Więc zalecam wybrać się do klubu lub gdzieś, gdzie czułeś się podobnie.
Podkreślam, że nie odpowiadam dla pogadanki, tylko to są konkretne informacje, z którym polecam skorzystać.
Ok. Pisze dlatego do Ciebie by się poradzić, odnaleść kierunek w całym tym zagubieniu pewnie jak każdy komentujący tu na blogu – może też ta dyskusja się przyda czytającym, a nie żeby zawracać Ci gitarę;)
No widzisz więc, że żyjesz tak nieświadomie, że nie wiesz dlaczego dopiero co czegoś nie zrobiłeś.
Dlatego się uzależniłem, i mam w życiu to nieświadomie i niemądrze wybierałem, ale dobra…
Więc być może pierwszy raz w życiu w ogóle stajesz się świadomy własnego nastawienia,
Widzę to właśnie tą postawę niechęci do zmiany siebie tylko nie ma konkretnej decyzji by wybrać sumienną pracę nad swoim wnętrzem.
A że wszystko czemu się opieramy trwa w naszym życiu i nawet rośnie, no to się opieramy coraz silniej.
To mnie niepokoi i chcę z tym wreszcie skończyć.
A konkretnie?
Jak traktujesz swoje wnętrze i jak postrzegasz siebie?
Swoje wnętrze postrzegam jak niesamowitą i fascynującą skarbonkę wiedzy o sobie, ale postrzegam emocje jako coś co mi przeszkadza szczególnie wstyd i postawa niechęci, a siebie jako niepełnowartościowego mężczyznę, bo blokuję się by podejść ot tak do kobiety by zagadać, potańczyć i się często tym dołuję.
ale teraz we wcześniejszym komentarzu uświadomiłeś mi, że to rezultat- informacja o moim postrzeganiu siebie, ludzi, świata itp- jaką postawą się kieruję.
Co to wg Ciebie jest „mężczyzna”? Co to oznacza? Czym powinien się cechować?
Mężczyzna wg mnie to taki gość co potrafi stawiać czoła i rozwiązywać problemy w swoim życiu, być odpowiedzialny za swoje wybory nawet gdy wybierze źle, przyjmować nieprzewidziane i trudne sytuacje w życiu, być odważnym, rozrywkowym, toważyskim z poczuciem humoru, nie przejmującym się krytyką innych ludzi oraz stanowczym i mającym zasady mężczyzną, a także zaradnym życiowo- chodzi o sytuacje w codziennym życiu, troskliwym i pomocnym dla najważniejszym osób w jego życiu i chyba najważniejsze – mający ważny cel i plan do zrealizowania i hobby oraz rozwijający się wewnętrznie.
Mając wizje takiego mężczyzny w głowie którym chciałbym być może z byt wiele na początek od siebie wymagam i się opieram ale chciałbym najpierw uświadomić sobie swoje wybory i poprawić relacje z ludźmi głownie z kobietami.
A jaki jest to konkretnie sposób życia względem tego, co czujesz, względem innych ludzi oraz świata?
„Oglądam porno” i tyle.
Nic więcej temu nie towarzyszy?
Z emocjami i myślami przeważnie walczę lub uciekam,unikam choć wprowadzam postawę obserwatora tego co odczuwam i co ta emocja chce mi przekazać, bo w Maczecie opisałeś pozytywne oblicze emocji. Względem innych ludzi odczuwam taką niechęć do ich naiwności, frustracje, że nie spełniają moich oczekiwań nie są zaradni, do świata raczej chciałbym brać.
Przed obejrzeniem porno towarzyszy ta rozpacz, wstyd, że jestem taki bezsilny oraz frustracja gdy pojawi się łaknienie do porno i myśl: ,,znowu to ta nieszczęsna chęć obejrzenia porno – k….wa dlaczego? Ile jeszcze? Dobra obejrze to porno, bo nie daje rady”
Więc możesz dalej czekać i wpatrywać się w umysł, gdzie widzieć będziesz te wszystkie dramaty, jak Cię przytłaczają emocje, myśli i różne inne bzdury.
Powtarzam sobie JESTEM PONAD UMYSŁEM I EMOCJAMI, ale jest to poczucie przywiązania do wpatrywania w umysł i często pojawia się jakaś myśl skonstruowana przez umysł w bardzo przekonujący sposób i cyk – ufam jej, często w oparciu o przeszłość lub obawy na przyszłość.
Zdrowe, dojrzałe, mądre życie to nie żaden mus.
OK, ale jednak niektórzy uzależnieni podejmują się wyzwania by zmierzyć sie z tym syfem i o kłodami pod nogami, które to te osoby sobie kładą które ograniczają mądre życie.
Na razie nie chcesz się patrzeć jak powoli jedziesz.
Opierasz się temu, boisz się na to w ogóle nawet spojrzeć.
Masz rację nie chcę odkryć do końca jak się ograniczam bo tak jakby mi na razie hmm… wygodnie?
Naprawdę?
Uważasz, że SKORO opierasz się TO Cię przytłacza?
Idź w tym momencie na dwór i zacznij silnie opierać się wiatrowi. I co? Opierasz się, więc wiatr Cię przytłacza?
Może nie przytłacza ale jak ja się opieram to on napiera i go czuję jego siłę.
Emocje Cię nie przytłaczają, odczuwanie nie jest intensywne. Ty się opierasz, bo tak sobie chcesz.Dorabianie do tego racjonalizacji to pozostanie nietrzeźwym.
Czyli postawa obserwatora z chęcią obserwowania i akceptacja tego co czuje oraz świadomość że JESTEM PONAD UMYSŁEM I EMOCJAMI, a także, że emocje same się często ujawniają by je puścić powinna ułatwić mi uwalnianie od emocji?
Oczywiście, że nie.
Bo gdybyś to postrzegał zdrowo, czyli zgodnie z rzeczywistością, to żyłbyś odważnie, chętnie, zdrowo.
A nie wstydził się tego, że żyjesz.
Wstydzę się siebie nawet nie potrafię patrzeć rodzicom w oczy to mnie mocno zastanawia ile tego wstydu we mnie siedzi.
Ale uzależnieni są na tyle nieświadomi, że tylko skupiają się na tym, co czują i co widzą w umyśle.
I to jest mój główny problem.
A Ty przestań pytać mnie o swoje wnętrze, tylko sam zacznij się go stawać świadomym.
Tak trudno jest Ci zaobserwować ile masz energii czując wstyd, a ile czując gniew?
Ok sory. sięgając pamięcią wstecz – wstyd to taka blokada by się czegoś podjąć , no a energia gniewu czując ją czuje jak moje ciało a szczegolnie głowa, tułów jest rozpalone no i faktycznie jest sporo wiecej energii i czesto sobie tak myśle, że w wyraźnej formie gniew byłby ciężki do opanowania.
Przekonania i postawy to Twoje racjonalizacje dla emocji i oporu.
A ja myślałem że, postawa ,przekonanie jest przyczyną powstania emocji, a potem myśli np: jestem na imprezie i widzę kobietę która mi się podoba – 1>PRZEKONANIE,POSTAWA: jestem niewystaczający jako mężczyzna, nie potrafię zaoferować coś kobiecie, 2>EMOCJA:POWSTAJE WSTYD, ktory informuje mnie: ,,stary przestań traktować się jak śmieć jesteś wartościowy i jak każdy mężczyzna zasługujesz na kobietę, która ci sie spodoba”, 3>MYŚL: aaa… i tak mi pewnie odmówi, a inni naokoło se pomyślą co za nieudacznik , frajer… itp
No i tak w kółko. Ile tylko będziesz chciał.Emocje nic Ci nie robią, a Ty walczysz z nimi jak Ruscy z Napoleonem.
Przestać dramatyzować na temat odczuwania i akceptuj to, co jest. To Ci nic nie zrobi, bo to Twoja własna energia.
Dobrze postaram się , bo chyba dotarło. Emocje i myśli po prostu płyną i przemijają jak fale na rzece a ja jakby stoję na brzegu tej rzeki i to tylko obserwuję nie próbuję budować tamy, czyli stawiać oporu.
Sam siebie tak postrzegałeś. I dlatego czułeś wstyd, opór, strach.
I czy coś zmieniłeś w tej kwestii? Nie. Nadal jest dokładnie tak samo jak przed X lat.
Czyli pewnie od młodego wieku nadal się postrzegasz tak samo, nadal projektujesz emocjonalność na innych, nadal się opierasz, uciekasz od niekomfortowych emocji, nadal je tłumisz i nadal jesteś takim samym człowiekiem.Cały problem robiłeś sobie sam. Tak jak zresztą i każdy inny człowiek.
Ty sam mówisz, że nigdy nie postrzegałeś siebie jako fajnego faceta.
Sam sobie nie pozwalałeś na swobodę i radość.A teraz emocje to bardzo wygodny pretekst, by na nie zrzucać odpowiedzialność za dalsze, identyczne życie i traktowanie siebie.
OJ, bolesna prawda:(
Sugeruję zacząć notować nareszcie to jak w ogóle żyjesz.
Nie no mam trochę notatek o sytuacjach kiedy pojawiało się łaknienie do porno czy wpadka, przez miesiąc chyba kwiecień tego roku prowadziłem taki dziennik uczuć – co czuję w jakich sytuacjach, notatki z różnymi przemyśleniami na temat uzależnienia, nagrania na dyktafonie na telefonie na temat moich zachowań, obserwacji swoich reakcji, ale to jak mnie weźmie na takie działania to idzie bez oporu.
Tak jak czytałeś WoP i nic lub bardzo niewiele zastosowałeś i wdrożyłeś.
No z czytaniem go mam też dłuższe przerwy lecz jak sie wkręcę to też czytam z chęcią szczególnie zainteresował mnie temat ,,korzystna strona emocji,, i dzieki temu zrozumiałem po co człowiekowi emocje, a także uwalnianie wstydu, oporów w ruchu, w tańcu.
No i po co się z tym zmagasz?
Zamiast się za to wziąć, to albo próbujesz z tym jakoś walczyć (myślami walczysz z myślami), albo uciekasz w tłumienie.
Ty sam siebie krytykujesz, a wina informuje właśnie o tym.
Tak siebie właśnie traktowałeś – obwiniałeś, nie doceniałeś, nie akceptowałeś, nie szanowałeś, nie cieszyłeś się, że w ogóle istniejesz.
Takiej jakości miałeś i masz nadal relację z samym sobą.
No ale sam się cały czas, pewnie i całe życie krytykujesz za to za kogo sam się uważasz.
To takie zamknięte koło.A jaki jesteś? Konkretnie. Napisz to, zrób listę cech, postępowania, tego jak żyjesz.
KONKRETNIE.
A następnie napisz jak postępujesz z każdą z tych cech, postaw i zachowań.
Temu, czemu się opierasz, tego nie zmienisz.
I kolejna smutna prawda hmm…
Mam tą liste ,,swoich cech,, pisałem ją w marcu tamtego roku w zeszycie pewnie będę musiał ją uaktualnić teraz jak postępuję i jak żyję.
No jak nazwiesz kogoś matkojebcą, to spodziewaj się dostać w papę.
Tylko dlaczego miałbyś tak kogoś nazwać?
Nie no nie chodzę i nie wyzywam ludzi tak co mi ślina na jezyk przyniesie, robię to w myślach aż czuje jak ta złość we mnie niekiedy mocno wzbiera ,a szczególnie złość na mojego ojca bo pije i nie mam w nim oparcia mam do niego urazę ale staram się panować nad tym i zaakceptować to , że jest jaki jest.
##No emocje nas przytłaczają! No nic się nie da zrobić! Można się tylko męczyć i pomóc sobie – zrelaksować się przy porno, bo porno to oczywiście rozładowuje…
– No chyba jak pisałem wcześniej taką postawą kieruję się gdy odczuwam wyraźnie emocje.
No i jest to droga nie tyle donikąd, co do ciągle postępującej degradacji życia.
Ale oczywiście można trzymać kciuki, że może tym razem będzie jakoś inaczej…
Przyznaję się często kieruję sie takim sposobem myślenia , że może potrzeba więcej czasu na to… a i tak wychodzi praktycznie tak samo.
– Czyli gdy podejście do kobiety a później jak by odmówiła co wiązało by się z ujawnieniem wstydu oznacza że tak źle siebie postrzegam
Pojęcia nie mam.
To hipotetyczna sytuacja, a więc totalnie odrealniona.Idź na dyskotekę i poproś kobietę do tańca. Bądź totalnie trzeźwy, obecny, świadomy i zaobserwuj to, co poczujesz i dlaczego.
Zrób z tego notatki i mi przedstaw. Wtedy porozmawiamy o konkretach.
Jeżdziłem sam w ciągu ostatnich 4 sobót na imprezy do klubu i oczywiście trzeźwy, ale też i w tamtym roku trochę też sam i bez alko, bo chce być świadomy tego co czuję gdy jestem tam, ale jak się przełamię i podejdę i zatańczę z kobietą to opiszę to i Tobie przedstawię tą sytuację, bo na trzeźwo to uff.. ciężki temat.
To, że kobieta Ci odmawia może mieć z jej strony masę różnych powodów.
Ważne jaką wartość i znaczenie Ty temu nadasz i jak w ogóle się prezentujesz, jak podchodzisz, co mówisz, etc.
Jeśli się tylko czaisz jak czaj na gazie nawet bez uśmiechu i tulisz do piersi piwo jak ukochaną, to nie dziw się, że masz słabe reakcje od kobiet.
Czy w ogóle uśmiechasz się do ludzi, dobrze się bawisz i czujesz sam ze sobą?
Jeśli nie, no to szansa, że kobieta będzie zainteresowana jest niewielka.Trzeba zająć się przyczynami takiego stanu rzeczy. A przyczyny możesz sobie uświadomić tylko Ty.
Jeśli nie czujesz się dobrze, radośnie i swobodnie na dyskotece – dlaczego nie?
KONKRETNIE. Możesz stać się świadomy tylko, gdy będziesz to czuł.
Więc zalecam wybrać się do klubu lub gdzieś, gdzie czułeś się podobnie.
Rzadko kobiety mi odmawiają, bo prawie wcale nie podchodzę by poprosić do tańca heheee;) Jak już to po alko ale teraz jeżdżę tylko na trzeźwo.
Ale powiem Ci Piotrze, że po przeczytaniu w maczecie na temat uwalniania wstydu w tańcu to mnie zaintrygowało i postanowiłem ten temat właśnie miesiąc temu wprowadzić w życie w praktyce. A więc – przez pierwsze 3 soboty tak właśnie się czaiłem gdześ na skraju parkietu czy zatańczyć czy nie czy podejść do kobiety czy nie , a jak mnie jacyś znajomi przyłapią, żę sam sie bujam i bedzie przypał itp. I pamiętam jak pierwszej soboty podjąłem decyzje , że ok skoro nie stać mnie jeszcze na odwagę by zatańczyć tak na luzie z kobietą to będę tańczył sam mająć w głowie to co przeczytałem na temat uwalniania w tańcu po prostu z intencją , że chcę się dobrze bawić sa wśród innych przy okazji uwalniając opory i wstyd oraz strach przed takim luzem w tańcu. I…. poszło zacząłęm wtedy nieśmiało się bujać, czułem się tak cholernie nieswojo, niekomfortowo i też pozwoliłem sobie na odczuwanie tego wstydu oporu strachu a w myślach mówiłem sobie: ,,jak odczuwać te emocje to tu i teraz przed wszystkimi, wśród innych ludzi bawiących się a co tam… i puszczam to… i puszczam…,, ale z każdą godziną było lepiej. Wróciłem do domu zadowolony.
Drugiej soboty też z początku czaiłem się, obserwowałem parkiet i gdy stałem podeszły dwie ładne dziewczyny i jedna z nich spodobała mi się i chciałem podejść ale jak zwykle ta wewnętrzna blokada i lipa;( ale obserwując tą blokadę trochę zmniejszyła siłę w odczuwaniu i zrobiłem sie trochę spokojniejszy i zacząłem podrygiwać do tańca a one też zaczeły se myśle: co jest! lecz zaobserwowałem taką jedną rzecz, że nie należy kierować się poczuciem braku (porządaniem) w podchodzeniu do kobiet a wtedy nie czułem tego pragnienia poznawania kobiet za wszelką cenę, bo jak nie podejdę to świat mi się zawali bo kobiety chyba odczuwają ten brak w mężczyźnie. I następnie wydarzyło się dla mnie chyba coś odkrywczego, stoję ta co akurat wpadła mi w oko zaczęła tak jakby sie czaić obok mnie i przystanęła po mojej prawej a ja tak odruchowo spojrzałem za prawe ramię ogladając się na okno i ona o dziwo po chwili spojrzała się tam gdzie ja i to dało mi do zrozumienia , że jak kobieta jest zainteresowana konkretnym facetem to jakby naśladuje jego ruchy krąży wokół niego przez jakiś czas tak jakby chciała się zaprezentować i do faceta należy tylko podjęcie decyzji w spokoju czy podejdę poznam tą kobietę czy odpuszcę bez poczucia straty (niewiem może źle odczytałem tą sytuację). Ja wtedy trochę żałowałem ,że nie podszedłem ale szybko jakoś przeszło;).
Trzeciej soboty też z żadną ale bawiłem się przed całą salą na scenie z innymi sam się bujając nie zatańczyłem i trochę się po tym sfrustrowałem i po dwóch dniach obejrzałem krótko filmik porno. No coż ale nie poddaję się i tej zeszłej soboty odrazu poszłem na parkiet bez czajenia się potańczyć sam, lecz ostatnio już poczułem taki flow w tańcu, że zauważyłem jak wele kobiet mnie obserwuje ale dalej nie miałem odwagi by podejść i zatańczyć z jakąś ale miałem na to wywalone i ta sobota już była dla mnie dużym progresem w tym by uczyć się dobrze bawić bez alko i wróciłem zadowolony z siebie bo te ruchy już nie by takie sztywne miałem wtedy prawdziwą frajde gdy się bawiłem;) i nie czułem się samotny.
Nie piszę tego by się chwalić – od razu mówię.
Ale się rozpisałem. Jak Piotrze uznasz to za cenne to wrzuć to jako komentarz po tym artykułem.
Odpowiedź jest już bardzo długa.
Co samo w sobie stanowi informację “wystarczy”.
Pora na zajęcie się jednym tematem od A do Z. A nie nawijać o wszystkich naraz.
>Podkreślam, że nie odpowiadam dla pogadanki, tylko to są konkretne informacje, z którym polecam skorzystać.
Ok. Pisze dlatego do Ciebie by się poradzić, odnaleść kierunek w całym tym zagubieniu pewnie jak każdy komentujący tu na blogu – może też ta dyskusja się przyda czytającym, a nie żeby zawracać Ci gitarę;)
Ok, to rozwiązanie brzmi – zapisz się na Newsletter, obejrzyj 4 darmowe filmy wideo i podejmij decyzję.
To wszystko.
A w czym ma się przydać dyskusja? Dyskutować możemy o sytuacji i rozwiązaniu, a każda sytuacja i jej rozwiązanie to element całości, element naszego życia.
Zaś uzależnienie to konsekwencja pewnej jakości życia.
“Odnaleźć kierunek” to podjęcie decyzji, by zastosować rozwiązanie. A rozwiązanie jest znane i nazywa się Program WoP.
Nazywa się grupy 12 kroków. Nazywa się profesjonalna terapia z człowiekiem o bogatym doświadczeniu i EFEKTACH, które przynosi praca z nim.
Wszystko inne to nie żadne rozwiązanie, a tylko dalsze trwanie w “zagubieniu”.
Bo to zagubienie to wybierany stan, w którym tkwimy, bo jest znany i stanowi ucieczkę od całego dyskomfortu związanego z wprowadzaniem zmian.
>Więc być może pierwszy raz w życiu w ogóle stajesz się świadomy własnego nastawienia,
Widzę to właśnie tą postawę niechęci do zmiany siebie tylko nie ma konkretnej decyzji by wybrać sumienną pracę nad swoim wnętrzem.
O tym właśnie mówię – o braku tej decyzji.
Tym samym każda dyskusja to w esencji ucieczka od decyzji, od zmiany, od tego, by zacząć robić to co konieczne, by wyzdrowieć.
Więc piszesz, że dyskusja może się przyda uzależnionym ale już samą jej intencją jest ucieczka od decyzji.
>A że wszystko czemu się opieramy trwa w naszym życiu i nawet rośnie, no to się opieramy coraz silniej.
To mnie niepokoi i chcę z tym wreszcie skończyć.
Więc widzisz, że niepokój – pewna forma lęku – to informacja.
Informacja, że o coś trzeba zadbać.
Na tym kończy się rola strachu.
Ale “bać” można się całe życie – trzymając się lęku i nigdy nie zajmując się tym, co istotne, racjonalne, mądre.
TO jest mądrość wynikająca z dojrzałości emocjonalnej.
Zajmujesz się przyczyną, o której informuje Cię lęk. Wiedząc to i przystępując do działania możesz się lęku puścić.
To jeden z elementów dojrzałości, których uczę w WoP.
>A konkretnie?
>Jak traktujesz swoje wnętrze i jak postrzegasz siebie?
Swoje wnętrze postrzegam jak niesamowitą i fascynującą skarbonkę wiedzy o sobie, ale postrzegam emocje jako coś co mi przeszkadza szczególnie wstyd i postawa niechęci, a siebie jako niepełnowartościowego mężczyznę, bo blokuję się by podejść ot tak do kobiety by zagadać, potańczyć i się często tym dołuję.
No więc mówisz, że wnętrze jest niesamowite i fascynujące i od razu dodajesz, że emocje to coś, co przeszkadza…
A nie podajesz przykładu czegoś fascynującego.
Innymi słowy – fascynują Cię informacje, bo to świetny sposób, by uciekać od emocji.
Rozmawiać można całą wieczność i nie zmienić nic.
Rozmawiać można o uzyskanych rezultatach, przyczynach, konsekwencjach, o czymś konkretnym, namacalnym – wtedy ma to sens.
ale teraz we wcześniejszym komentarzu uświadomiłeś mi, że to rezultat- informacja o moim postrzeganiu siebie, ludzi, świata itp- jaką postawą się kieruję.
Tak, dlatego to co nazywasz “swoim wnętrzem” to pretekst, by się tym jakoś zajmować, a dalej żyć i postępować dokładnie tak samo.
>Co to wg Ciebie jest „mężczyzna”? Co to oznacza? Czym powinien się cechować?
Mężczyzna wg mnie to taki gość co potrafi stawiać czoła i rozwiązywać problemy w swoim życiu, być odpowiedzialny za swoje wybory nawet gdy wybierze źle, przyjmować nieprzewidziane i trudne sytuacje w życiu, być odważnym, rozrywkowym, toważyskim z poczuciem humoru, nie przejmującym się krytyką innych ludzi oraz stanowczym i mającym zasady mężczyzną, a także zaradnym życiowo- chodzi o sytuacje w codziennym życiu, troskliwym i pomocnym dla najważniejszym osób w jego życiu i chyba najważniejsze – mający ważny cel i plan do zrealizowania i hobby oraz rozwijający się wewnętrznie.
Mając wizje takiego mężczyzny w głowie którym chciałbym być może z byt wiele na początek od siebie wymagam i się opieram ale chciałbym najpierw uświadomić sobie swoje wybory i poprawić relacje z ludźmi głownie z kobietami.
To bardzo mądra definicja męskości.
I co stanowi problem, by tak żyć?
>A jaki jest to konkretnie sposób życia względem tego, co czujesz, względem innych ludzi oraz świata?
>„Oglądam porno” i tyle.
>Nic więcej temu nie towarzyszy?
Z emocjami i myślami przeważnie walczę lub uciekam,unikam choć wprowadzam postawę obserwatora tego co odczuwam i co ta emocja chce mi przekazać, bo w Maczecie opisałeś pozytywne oblicze emocji. Względem innych ludzi odczuwam taką niechęć do ich naiwności, frustracje, że nie spełniają moich oczekiwań nie są zaradni, do świata raczej chciałbym brać.
Przed obejrzeniem porno towarzyszy ta rozpacz, wstyd, że jestem taki bezsilny oraz frustracja gdy pojawi się łaknienie do porno i myśl: ,,znowu to ta nieszczęsna chęć obejrzenia porno – k….wa dlaczego? Ile jeszcze? Dobra obejrze to porno, bo nie daje rady”
Więc walczysz z emocjami i uciekasz od nich, a potem się dziwisz dlaczego znowu oglądasz porno? I żalisz się, że nie dajesz rady, że jesteś bezsilny.
To wyobraź sobie, że walczysz i uciekasz od swoich mięśni. Walczysz, uciekasz, a mięśnie jak były, tak są.
I co? Jesteś bezsilny? Znowu ta nieszczęsna chęć obejrzenia porno, by zapomnieć o mięśniach?
A co takiego złego jest w mięśniach?
Co takiego złego jest w emocjach?
Co to są emocje? Mówisz, że czytałeś Maczetę, więc wynika z tego, że jesteś moim Klientem.
A więc czytałeś też Moduł 4 o emocjach.
Mówisz o tym jak podchodzisz do innych ludzi, jak ich postrzegasz, masz oczekiwania.
Nie dziwne, że nie ma spokoju, radości, tylko emocjonalność.
Od tego jest Moduł 5 – by zacząć zajmować się tymi POZYCJONALNOŚCIAMI odnośnie ludzi, świata i samego siebie.
>Więc możesz dalej czekać i wpatrywać się w umysł, gdzie widzieć będziesz te wszystkie dramaty, jak Cię przytłaczają emocje, myśli i różne inne bzdury.
Powtarzam sobie JESTEM PONAD UMYSŁEM I EMOCJAMI, ale jest to poczucie przywiązania do wpatrywania w umysł i często pojawia się jakaś myśl skonstruowana przez umysł w bardzo przekonujący sposób i cyk – ufam jej, często w oparciu o przeszłość lub obawy na przyszłość.
Ale co z tego, że sobie powtarzasz?
Mówisz o tym lub myślisz o tym i tyle.
A potem przychodzi moment na weryfikację i okazuje się, że tak nie jest. Jest inaczej.
Jak jest?
Nadal wobec przyszłości nie wybierasz rozsądku, tylko zamartwianie, obawy.
No to nie dziw się, że lęk nie mija i ostatecznie sięgasz po porno, by “poradzić sobie” z lękiem.
Każda sytuacja tego typu to możliwość mądrzejszego wyboru i nauka.
Mówienie sobie, że jest inaczej, niż jest to nie mądrzejszy wybór i nie nauka.
W WoP nigdy nie mówiłem, że masz sobie coś powtarzać?
Nie jesteś ponad umysłem – taki jest fakt.
Pytanie dlaczego nie jesteś? W jakich okolicznościach nie jesteś? Jakie korzyści z tego masz?
TYM masz się zająć – faktami. A nie próbować wymyślić sobie inną rzeczywistość.
>Zdrowe, dojrzałe, mądre życie to nie żaden mus.
OK, ale jednak niektórzy uzależnieni podejmują się wyzwania by zmierzyć sie z tym syfem i o kłodami pod nogami, które to te osoby sobie kładą które ograniczają mądre życie.
Tak, bo jak sam powiedziałeś – to ich decyzja.
Ty na razie nie podjąłeś takiej decyzji.
Na razie wolisz dyskutować.
>Na razie nie chcesz się patrzeć jak powoli jedziesz.
>Opierasz się temu, boisz się na to w ogóle nawet spojrzeć.
Masz rację nie chcę odkryć do końca jak się ograniczam bo tak jakby mi na razie hmm… wygodnie?
No to nie rozpaczaj dlaczego znowu oglądasz porno.
Mówisz, że mężczyzna to ktoś odpowiedzialny za swoje decyzje.
No to bądź odpowiedzialny – jeśli uważasz takie życie za wygodne, to licz się z konsekwencjami, które będą takie jak do tej pory.
Nie rozpaczaj i nie graj ofiary z tego powodu.
>Naprawdę?
>Uważasz, że SKORO opierasz się TO Cię przytłacza?
>Idź w tym momencie na dwór i zacznij silnie opierać się wiatrowi. I co? Opierasz się, więc wiatr Cię przytłacza?
Może nie przytłacza ale jak ja się opieram to on napiera i go czuję jego siłę.
I co z tego, że czujesz jego siłę?
Oznacza to, że nie możesz np. iść na siłownię, bo czujesz siłę wiatru i Cię przytłacza?
>Emocje Cię nie przytłaczają, odczuwanie nie jest intensywne. Ty się opierasz, bo tak sobie chcesz.Dorabianie do tego racjonalizacji to pozostanie nietrzeźwym.
Czyli postawa obserwatora z chęcią obserwowania i akceptacja tego co czuje oraz świadomość że JESTEM PONAD UMYSŁEM I EMOCJAMI,
Świadomość to coś innego, niż “wiem”.
a także, że emocje same się często ujawniają by je puścić powinna ułatwić mi uwalnianie od emocji?
Nie ma nic takiego jak “ułatwić”.
Nie ma szczątkowej decyzji.
Albo coś robisz, albo nie.
>Oczywiście, że nie.
>Bo gdybyś to postrzegał zdrowo, czyli zgodnie z rzeczywistością, to żyłbyś odważnie, chętnie, zdrowo.
>A nie wstydził się tego, że żyjesz.
Wstydzę się siebie nawet nie potrafię patrzeć rodzicom w oczy to mnie mocno zastanawia ile tego wstydu we mnie siedzi.
No i co z tego, że “ile tego wstydu we mnie siedzi”?
Zamiast się nad tym zastanawiać, wykorzystaj każdą okazję, gdy wstyd odczuwasz, by go uwalniać i pracować nad pozycjonalnościami, z których wstyd wynika.
Bo oczywiście, że potrafisz patrzeć rodzicom w oczy. Co – mają 25 metrów wysokości i fizycznie możesz spojrzeć im w oczy bez dźwigu?
Możesz ale czegoś nie chcesz, próbujesz czegoś uniknąć.
Ale na razie tego nie jesteś świadomy.
>Ale uzależnieni są na tyle nieświadomi, że tylko skupiają się na tym, co czują i co widzą w umyśle.
I to jest mój główny problem.
To nie jest Twój główny problem ale jeden z wielu, którym należy się zająć.
>A Ty przestań pytać mnie o swoje wnętrze, tylko sam zacznij się go stawać świadomym.
>Tak trudno jest Ci zaobserwować ile masz energii czując wstyd, a ile czując gniew?
Ok sory.
Nie musisz mnie przepraszać, bo nie masz za co.
Ja Cię naprowadzam na właściwą drogę.
sięgając pamięcią wstecz – wstyd to taka blokada by się czegoś podjąć,
Nie, wstyd to nie żadna blokada.
Ty uznałeś, że wstyd tym jest. Ale wstyd tym nie jest.
Dla Ciebie odczuwanie wstydu to doskonały pretekst, by czegoś nie robić.
no a energia gniewu czując ją czuje jak moje ciało a szczegolnie głowa, tułów jest rozpalone no i faktycznie jest sporo wiecej energii i czesto sobie tak myśle, że w wyraźnej formie gniew byłby ciężki do opanowania.
To sobie nie myśl, bo to mentalizacja, która nie ma żadnego sensu, ani wartości, ani znaczenia.
Gniew to tylko pewna forma energii. Nie trzeba nad nią panować.
Tak jak i nie trzeba panować nad wstydem.
Nie należy się opierać, nie należy nadawać im durnych znaczeń, nie należy ich projektować, nie należy szukać dla nich pretekstu w świecie.
Należy je traktować jak dokładnie tym, czym są – bezosobową formę energii.
Czujesz gniew i co?
No i nic. Płynie sobie i tyle.
Nic nie musisz – ani próbować nad tym panować, ani nic robić.
Czy panujesz nad swoimi mięśniami? Nie. Mięśnie są i tyle. Nic nie trzeba z nimi robić.
Wszystko co zrobisz nie zależy od mięśni ale Twojej decyzji, by ich użyć lub nie.
>Przekonania i postawy to Twoje racjonalizacje dla emocji i oporu.
A ja myślałem że, postawa ,przekonanie jest przyczyną powstania emocji,
Tak, na początku.
A potem to odwracamy, by już z emocjami nie musieć mieć nic do czynienia i próbujemy zajmować się przekonaniami, co nie przyniesie żadnej zmiany.
Tak jak i Ty powtarzasz sobie, że jesteś ponad emocjami.
Czyli zajmujesz się przekonaniem, by nie musieć zajmować się emocjonalnością.
I co to daje? Dokładnie nic.
a potem myśli np: jestem na imprezie i widzę kobietę która mi się podoba – 1>PRZEKONANIE,POSTAWA: jestem niewystaczający jako mężczyzna, nie potrafię zaoferować coś kobiecie,
No i w czym jest tak naprawdę problem?
W tym, że uznajesz to za prawdę, że w ogóle wpatrujesz się w myślenie – w ten mentalny bełkot.
Bo każdy sobie może powiedzieć, że jest niewystarczający. Ale to jakby 1-klasista mówił sobie, że jest niewystarczający, by przejść do drugiej klasy.
I tyle – kończył na użalaniu się nad sobą, a nie uczył się dalej i nie przykładał się, by sprawdziany zaliczać na 5 plus.
A poza tym dlaczego w ogóle wpatrujesz się w ten mentalny rzyg? Ano po to, by uciec od odczuwania.
Czego? M.in. wstydu.
2>EMOCJA:POWSTAJE WSTYD, ktory informuje mnie: ,,stary przestań traktować się jak śmieć jesteś wartościowy i jak każdy mężczyzna zasługujesz na kobietę, która ci sie spodoba”,
Wstyd nie informuje, byś coś przestał robić.
To Ty sam sobie to tak interpretujesz.
Wstyd to konsekwencja postrzegania siebie – w skrócie “jestem zły”.
Wstyd więc to konsekwencja postrzegania siebie jako “jestem śmieciem”.
Co z tym zrobisz zależy w pełni od Ciebie.
Czy ból wynikający z parzenia sobie ręki to informacja byś przestał? Nie. Tylko rozsądek podpowiada, byś przestał.
Ale są ludzie, którzy ból uznają za swój smutny los. Nie żyją rozsądnie i dążą do bólu.
Są ludzie, którzy od bólu uciekają na koniec świata, są ludzie, którzy sami zadają sobie ból, są ludzie, których ból w niczym nie ogranicza ale traktują go z rozsądkiem.
Emocja to energia bezosobowa. Nie ma dla Ciebie ani dobrych życzeń, ani złych.
To jak z niej skorzystasz to Twoja odpowiedzialność.
Tak jak i wiatr. Wiatr i jego wianie to sprawa stricte bezosobowa.
A co z nim zrobimy, co zrobimy w ogóle to w 100% nasza odpowiedzialność.
Wieje i co? I nic. Pora na decyzję.
W przypadku wstydu – jest wstyd i co? I nic. Pora na decyzję.
Ty wolisz uciekać w umysł i tłumaczyć sobie, że jesteś niewystarczający, a skoro tak, to nie musisz się starać, ryzykować, narażać na błąd, porażkę, bo i tak nie jesteś wystarczający, i tak nic z tego nie będzie bla bla bla.
3>MYŚL: aaa… i tak mi pewnie odmówi, a inni naokoło se pomyślą co za nieudacznik , frajer… itp
Dokładnie.
I bum.
Przepis na życie!
Powiedziałeś wcześniej, że Ci tak wygodnie. No i w pewnym sensie jest to wygodne.
Ale nie jest to dojrzałe.
>No i tak w kółko. Ile tylko będziesz chciał.Emocje nic Ci nie robią, a Ty walczysz z nimi jak Ruscy z Napoleonem.
>Przestać dramatyzować na temat odczuwania i akceptuj to, co jest. To Ci nic nie zrobi, bo to Twoja własna energia.
Dobrze postaram się , bo chyba dotarło. Emocje i myśli po prostu płyną i przemijają jak fale na rzece a ja jakby stoję na brzegu tej rzeki i to tylko obserwuję nie próbuję budować tamy, czyli stawiać oporu.
Problem jest w tym, że niezależnie co teraz mówisz i tak siebie dalej traktujesz jako niewystarczającego, gorszego, nieudacznika.
Nadal postrzegasz siebie negatywnie.
A rozsądek podpowiada – jeśli nigdy nie uczyłeś się intensywnie nawiązywać relacji z ludźmi, nawet przyjacielskich, to spodziewaj się, że będą błędy, porażki. To normalne.
Jeśli nigdy nie uczyłeś się dodawać, to też trzeba troszkę poćwiczyć.
Pamiętasz jak się uczyłeś tabliczki mnożenia?
Nawet zapamiętywanie trochę trwa.
Każdą pozytywną umiejętność i cechę trzeba pielęgnować, ćwiczyć, stosować, żyć w ten sposób.
Ale rozsądnie. Dlatego mówię – jeśli nigdy nie podrywałeś, to nie liczyłbym na początek na wielkie sukcesy.
Trzeba do tego podejść rozsądnie – czyli ustalić sobie najpierw mniejsze cele – np. swobodną rozmowę z obcymi ludźmi, wliczając seksowne dla nas kobiety.
Potem np. jedna randka.
A gdy już będzie jedna, to kolejny cel – jedna tygodniowo. I ustalasz, by ten cel zrealizować np. przez 3-4 miesiące mając w każdym tygodniu minimum jedną randkę z nową kobietą.
A potem np. 2 lub 3 randki w tygodniu.
A nie – “nigdy nie dodawałem, to jestem niewystarczający, by dodawać”.
>Sam siebie tak postrzegałeś. I dlatego czułeś wstyd, opór, strach.
>I czy coś zmieniłeś w tej kwestii? Nie. Nadal jest dokładnie tak samo jak przed X lat.
>Czyli pewnie od młodego wieku nadal się postrzegasz tak samo, nadal projektujesz emocjonalność na innych, nadal się opierasz, uciekasz od niekomfortowych emocji, nadal je tłumisz i nadal jesteś takim samym człowiekiem.Cały problem robiłeś sobie sam. Tak jak zresztą i każdy inny człowiek.
>Ty sam mówisz, że nigdy nie postrzegałeś siebie jako fajnego faceta.
>Sam sobie nie pozwalałeś na swobodę i radość.A teraz emocje to bardzo wygodny pretekst, by na nie zrzucać odpowiedzialność za dalsze, identyczne życie i traktowanie siebie.
OJ, bolesna prawda:(
I dlaczego się smucisz?
W bólu nie ma nic złego. Ale też nie ma nic dobrego.
Jednak już będąc świadomym, że żyjesz urojeniami na swój temat, że Ty odpowiadasz za swoje życie, a nie jakieś durne przekonania, możesz zacząć wprowadzać zmiany.
>Sugeruję zacząć notować nareszcie to jak w ogóle żyjesz.
Nie no mam trochę notatek o sytuacjach kiedy pojawiało się łaknienie do porno czy wpadka, przez miesiąc chyba kwiecień tego roku prowadziłem taki dziennik uczuć – co czuję w jakich sytuacjach, notatki z różnymi przemyśleniami na temat uzależnienia, nagrania na dyktafonie na telefonie na temat moich zachowań, obserwacji swoich reakcji, ale to jak mnie weźmie na takie działania to idzie bez oporu.
No bo jak w każdym nawyku – CHCEMY korzyści jaką z tego mamy, chcemy tzw. nawykowej nagrody.
Oczywiście, że się temu nie opieramy, bo o to chodzi.
Pytanie czemu się opieramy i dlaczego?
Temat nawyków wyjaśnia Moduł 2.
>Tak jak czytałeś WoP i nic lub bardzo niewiele zastosowałeś i wdrożyłeś.
No z czytaniem go mam też dłuższe przerwy lecz jak sie wkręcę to też czytam z chęcią szczególnie zainteresował mnie temat ,,korzystna strona emocji,, i dzieki temu zrozumiałem po co człowiekowi emocje, a także uwalnianie wstydu, oporów w ruchu, w tańcu.
Po raz kolejny – “wiem”, a “być” to najczęściej dwa różne światy.
Ty “wiesz”, bo o tym poczytałeś, a nie wiesz, bo się taki stałeś.
To na razie nie Twoje doświadczenie, tylko wiedza zdobyta skądś. I dlatego nie ma żadnej mocy zmiany.
A problem leży w PRZYCZYNACH, przez które masz te dłuższe przerwy.
Potem to “jak się wkręcę” nie ma żadnego znaczenia, bo potencjał do zmiany leży w rozpoznaniu przyczyn ucieczki i zajęciu się nimi.
>No i po co się z tym zmagasz?
>Zamiast się za to wziąć, to albo próbujesz z tym jakoś walczyć (myślami walczysz z myślami), albo uciekasz w tłumienie.
>Ty sam siebie krytykujesz, a wina informuje właśnie o tym.
>Tak siebie właśnie traktowałeś – obwiniałeś, nie doceniałeś, nie akceptowałeś, nie szanowałeś, nie cieszyłeś się, że w ogóle istniejesz.
>Takiej jakości miałeś i masz nadal relację z samym sobą.
>No ale sam się cały czas, pewnie i całe życie krytykujesz za to za kogo sam się uważasz.
>To takie zamknięte koło.A jaki jesteś? Konkretnie. Napisz to, zrób listę cech, postępowania, tego jak żyjesz.
>KONKRETNIE.
>A następnie napisz jak postępujesz z każdą z tych cech, postaw i zachowań.
>Temu, czemu się opierasz, tego nie zmienisz.
I kolejna smutna prawda hmm…
Mam tą liste ,,swoich cech,, pisałem ją w marcu tamtego roku w zeszycie pewnie będę musiał ją uaktualnić teraz jak postępuję i jak żyję.
No i widzisz – ludzie kombinują, chcą niby coś zmienić.
A nie są totalnie świadomi jak postępują i jak żyją.
Skąd ma się wyczarować zmiana?
Jeśli codziennie uderzamy pięścią w litą ścianę, a potem trudno się nam jej używa, to gdzie leży problem? W jakimś magicznym, szybkim sposobie na naprawę uszkodzonej dłoni? A może lepiej przestać walić pięścią w ścianę?
>No jak nazwiesz kogoś matkojebcą, to spodziewaj się dostać w papę.
>Tylko dlaczego miałbyś tak kogoś nazwać?
Nie no nie chodzę i nie wyzywam ludzi tak co mi ślina na jezyk przyniesie, robię to w myślach aż czuje jak ta złość we mnie niekiedy mocno wzbiera ,a szczególnie złość na mojego ojca bo pije i nie mam w nim oparcia mam do niego urazę ale staram się panować nad tym i zaakceptować to , że jest jaki jest.
No widzisz – czyli na swojego tatę projektujesz winę i gniew.
A gniewem zazwyczaj ukrywamy żal i poczucie bezsilności.
Dlaczego Twój tata pije? Z tego samego powodu, dla którego Ty oglądasz porno.
Bo to takie wygodne.
Oczywiście problem widzisz w nim.
I nie ma różnicy dla Twojego zdrowia i samopoczucia czy kogoś atakujesz w myślach czy słownie.
Problem leży w tym jak na to patrzysz, jak to postrzegasz.
A robisz to, bo to projekcja własnej emocjonalności, od której uciekasz.
Dla Twojego zdrowia psychicznego nie ma różnicy czy kogoś obwiniasz w myślach, czy na głos.
W pewnym sensie nawet jest gorzej, gdy to ukrywasz, bo jeszcze żyjesz z coraz bardziej przygniatającym poczuciem winy za to.
NIE oznacza to, że masz tacie wywalić swoje urazy.
Twoje urazy to Twoja odpowiedzialność i krytycznie ważnym jest proces wybaczenia.
>##No emocje nas przytłaczają! No nic się nie da zrobić! Można się tylko męczyć i pomóc sobie – zrelaksować się przy porno, bo porno to oczywiście rozładowuje…
– No chyba jak pisałem wcześniej taką postawą kieruję się gdy odczuwam wyraźnie emocje.
No widzisz – łatwo jest się wściec i obwiniać tatę, a potem sobie wmawiać, że jesteśmy tacy bezsilni, no tacy niewystarczający.
A kto się trzyma urazy, gniewu, winy, oporu, żalu, wstydu?
Może tata się trzyma i nie pozwala Ci żyć inaczej?
Wybaczenie to bardzo ważny element zdrowienia, bo dzięki niemu zdajemy sobie sprawę, że żadnego problemu nigdy nie było poza nami.
A dzięki temu i rozwiązania.
Dlatego jest to fantastyczne, bo nikt i nic w świecie nie musi się zmienić, by nam się poprawiło życie i zdrowie.
>No i jest to droga nie tyle donikąd, co do ciągle postępującej degradacji życia.
>Ale oczywiście można trzymać kciuki, że może tym razem będzie jakoś inaczej…
Przyznaję się często kieruję sie takim sposobem myślenia , że może potrzeba więcej czasu na to… a i tak wychodzi praktycznie tak samo.
Oczywiście, bo ani intencja nie jest skorygowana, ani poziom świadomości nie uległ zmianie.
To dalej robienie tego samego licząc, że stanie się coś innego.
>– Czyli gdy podejście do kobiety a później jak by odmówiła co wiązało by się z ujawnieniem wstydu oznacza że tak źle siebie postrzegam
>Pojęcia nie mam.
>To hipotetyczna sytuacja, a więc totalnie odrealniona.Idź na dyskotekę i poproś kobietę do tańca. Bądź totalnie trzeźwy, obecny, świadomy i zaobserwuj to, co poczujesz i dlaczego.
>Zrób z tego notatki i mi przedstaw. Wtedy porozmawiamy o konkretach.
Jeżdziłem sam w ciągu ostatnich 4 sobót na imprezy do klubu i oczywiście trzeźwy, ale też i w tamtym roku trochę też sam i bez alko, bo chce być świadomy tego co czuję gdy jestem tam, ale jak się przełamię i podejdę i zatańczę z kobietą to opiszę to i Tobie przedstawię tą sytuację, bo na trzeźwo to uff.. ciężki temat.
Nie ma czegoś takiego “jak się przełamię”.
Albo puszczasz się oporu, lęku, wstydu, albo nie.
Albo wybierasz dalej traktować się jak patałacha, albo nie.
To Twoja decyzja.
Jak można “przełamać” to jak się postrzegasz i traktujesz?
>To, że kobieta Ci odmawia może mieć z jej strony masę różnych powodów.
>Ważne jaką wartość i znaczenie Ty temu nadasz i jak w ogóle się prezentujesz, jak podchodzisz, co mówisz, etc.
>Jeśli się tylko czaisz jak czaj na gazie nawet bez uśmiechu i tulisz do piersi piwo jak ukochaną, to nie dziw się, że masz słabe reakcje od kobiet.
>Czy w ogóle uśmiechasz się do ludzi, dobrze się bawisz i czujesz sam ze sobą?
>Jeśli nie, no to szansa, że kobieta będzie zainteresowana jest niewielka.Trzeba zająć się przyczynami takiego stanu rzeczy. A przyczyny możesz sobie uświadomić tylko Ty.
>Jeśli nie czujesz się dobrze, radośnie i swobodnie na dyskotece – dlaczego nie?
>KONKRETNIE. Możesz stać się świadomy tylko, gdy będziesz to czuł.
>Więc zalecam wybrać się do klubu lub gdzieś, gdzie czułeś się podobnie.
Rzadko kobiety mi odmawiają, bo prawie wcale nie podchodzę by poprosić do tańca heheee;)
No to dokładnie tak jak powiedzieć, że jesteśmy wspaniałym kierowcą, bo nigdy nie mieliśmy wypadku…
A to dlatego, bo nigdy nie siedzieliśmy za kółkiem. heheee ;)
No można śmieszkować do woli.
Jak już to po alko ale teraz jeżdżę tylko na trzeźwo.
Ale powiem Ci Piotrze, że po przeczytaniu w maczecie na temat uwalniania wstydu w tańcu to mnie zaintrygowało i postanowiłem ten temat właśnie miesiąc temu wprowadzić w życie w praktyce. A więc – przez pierwsze 3 soboty tak właśnie się czaiłem gdześ na skraju parkietu czy zatańczyć czy nie czy podejść do kobiety czy nie , a jak mnie jacyś znajomi przyłapią, żę sam sie bujam i bedzie przypał itp.
No i widzisz, że tu nie ma miejsca na żadne magiczne przełamywanie się, tylko uświadomienie sobie powodów, dla których nie chcesz iść tańczyć, dobrze się bawić.
No przyjdą znajomi i będzie przypał! Koniec świata!
Wolisz więc uniknąć tego tragicznego przypału, niż się dobrze bawić.
Nie ma tu tajemnic, sztuczek, ani sposobików jak “przełamywanie”.
Jest tylko Twoja decyzja.
I pamiętam jak pierwszej soboty podjąłem decyzje , że ok skoro nie stać mnie jeszcze na odwagę by zatańczyć tak na luzie z kobietą to będę tańczył sam mająć w głowie to co przeczytałem na temat uwalniania w tańcu po prostu z intencją , że chcę się dobrze bawić sa wśród innych przy okazji uwalniając opory i wstyd oraz strach przed takim luzem w tańcu. I…. poszło zacząłęm wtedy nieśmiało się bujać, czułem się tak cholernie nieswojo, niekomfortowo i też pozwoliłem sobie na odczuwanie tego wstydu oporu strachu a w myślach mówiłem sobie: ,,jak odczuwać te emocje to tu i teraz przed wszystkimi, wśród innych ludzi bawiących się a co tam… i puszczam to… i puszczam…,, ale z każdą godziną było lepiej. Wróciłem do domu zadowolony.
Brawo!
To pierwszy kroczek w stronę zdrowia.
Jak widzisz – uwolnić coś można WYŁĄCZNIE konfrontując się z tym.
I tak jak mówiłem – najlepiej podczas konkretnej czynności.
Nie można o tym czytać, myśleć, fantazjować, bardzo chcieć, tylko należy ruszyć dupsko i świadomie wykonać pierwszy krok.
A potem drugi.
I trzeci.
I po drodze oczyszczać się, puszczać tego, co się ujawni.
Drugiej soboty też z początku czaiłem się, obserwowałem parkiet i gdy stałem podeszły dwie ładne dziewczyny i jedna z nich spodobała mi się i chciałem podejść ale jak zwykle ta wewnętrzna blokada i lipa;(
Nie ma żadnej fantazyjnej wewnętrznej blokady, tylko tak jak wcześniej – decyzja, by czegoś uniknąć.
Czego chciałeś uniknąć?
ale obserwując tą blokadę trochę zmniejszyła siłę w odczuwaniu
Nie ma żadnej blokady.
Jest Twoja niechęć, Twoja postawa, Twoja decyzja.
Nie ma w Tobie żadnego pasożyta nazywanego “blokadą”, który by Ci coś uniemożliwiał.
Tak jak i za pierwszym razem nie tańczyłeś, bo tak postrzegasz to, że by Cię zobaczył ktoś znajomy, że byłaby no tragedia – przypał!
Jarek tańczy! Ludzie! Jarek tańczy! Chodźcie wszyscy zobaczyć jaki przypał!
i zrobiłem sie trochę spokojniejszy i zacząłem podrygiwać do tańca a one też zaczeły se myśle: co jest! lecz zaobserwowałem taką jedną rzecz, że nie należy kierować się poczuciem braku (porządaniem) w podchodzeniu do kobiet a wtedy nie czułem tego pragnienia poznawania kobiet za wszelką cenę, bo jak nie podejdę to świat mi się zawali
Ano nie.
I jak jakiś znajomy zobaczy, że tańczysz, to też świat Ci się nie zawali.
Raczej powie innym, że się dobrze bawisz w klubach, że działasz.
Podejrzewam, że raczej będą pod wrażeniem, a nie będzie ten dramacik jak sobie wciskasz – przypał.
Ja kiedyś siedziałem sobie w klubie z 2 ekstra laskami. Za wiele nie ugrałem, opuściły moje towarzystwo.
Po chwili podszedł do mnie elegancki mężczyzna i pogratulował mi starań.
No ale jeśli swoje wybory dostosowujemy do idiotycznych reakcji niezbyt dojrzałych ludzi, to też nie dziwota, że żyje się nam słabo.
bo kobiety chyba odczuwają ten brak w mężczyźnie.
Nie.
Kobiety intuicyjnie i mniej lub bardziej świadomie czytają mowę ciała.
A ciało odzwierciedla świadomość.
Jeśli Ty nie czujesz się pewnie, to kobiety widzą faceta niepewnego.
“Ale czego nie jest pewny? Po co przyszedł?”
Skoro facet nie wie po co gdzieś jest, no to podejrzane. Z takim nie czują się dobrze, bezpiecznie, bo nie widzą, by facet w ogóle się kontrolował.
Kto wie co mu strzeli go głowy?
Kobieta nawet nie zacznie testować dojrzałości, intencji faceta, gdy widzi, że nie wie czego się spodziewać, gdy np. powie coś, co może zaboleć.
Często dlatego słyszymy tylko “nie” i nic więcej.
A jak facet zaczyna dodawać do tego swoje “trzy grosze” – “co, uważasz, że jesteś dla mnie za dobra, ty $%$#$%^%$^” – no to właśnie było tym powodem, dla którego kobieta nie chciała mieć nic do czynienia z takim gościem.
I następnie wydarzyło się dla mnie chyba coś odkrywczego, stoję ta co akurat wpadła mi w oko zaczęła tak jakby sie czaić obok mnie i przystanęła po mojej prawej a ja tak odruchowo spojrzałem za prawe ramię ogladając się na okno i ona o dziwo po chwili spojrzała się tam gdzie ja i to dało mi do zrozumienia , że jak kobieta jest zainteresowana konkretnym facetem to jakby naśladuje jego ruchy krąży wokół niego przez jakiś czas tak jakby chciała się zaprezentować i do faceta należy tylko podjęcie decyzji w spokoju czy podejdę poznam tą kobietę czy odpuszcę bez poczucia straty (niewiem może źle odczytałem tą sytuację). Ja wtedy trochę żałowałem ,że nie podszedłem ale szybko jakoś przeszło;).
Nie przeszło, tylko albo to stłumiłeś, albo wyparłeś.
Temat bym uprościł, żeby nie bawić się w filozofowanie o kobietach.
Ty widzisz tyle ile widzisz. A co widzi kobieta, co robi, na co zwraca uwagę – tego nie wiesz.
Tu kobieta Cię najwyraźniej obserwowała.
Ty uciekałeś od wstydu, poczucia niewystarczalności. A ona postrzega siebie zupełnie inaczej.
Jak? Nie ma znaczenia. Bo jej zapewne już nie spotkasz. A jak spotkasz, to pewnie zareaguje inaczej, jeśli w ogóle, jeśli nawet Cię zobaczy, podejdzie, etc.
Ale widzisz – masz dowód, że się podobasz, kobieta sama podeszła, a jednak nadal wolisz wciskać sobie kit, że jesteś niewystarczający.
Trzeciej soboty też z żadną ale bawiłem się przed całą salą na scenie z innymi sam się bujając nie zatańczyłem i trochę się po tym sfrustrowałem i po dwóch dniach obejrzałem krótko filmik porno.
Bo pewnie liczyłeś, że Ci się magicznie samo zachce tańczyć i bawić.
A dalej się opierałeś, nie odpuszczałeś oporu, wstydu, lęku.
Nie ma nawet mowy o intencji samego wyjścia.
No coż ale nie poddaję się i tej zeszłej soboty odrazu poszłem na parkiet bez czajenia się potańczyć sam, lecz ostatnio już poczułem taki flow w tańcu, że zauważyłem jak wele kobiet mnie obserwuje ale dalej nie miałem odwagi by podejść i zatańczyć
Odwaga to nie zapach skoszonej trawy.
Odwaga to decyzja.
“Nie miałem odwagi” oznacza, że nie podjąłeś decyzji, by to zrobić.
Więc podjąłeś inną decyzję.
z jakąś ale miałem na to wywalone
Bla bla bla.
Twoją intencją było pójść dla samego pójścia.
Ja tak chodziłem kilka lat.
Gwarantuję Ci, że jeśli będziesz dalej chodził ot tak, by pójść, nie będziesz świadomy intencji, nie zmierzysz się z lękiem, oporem, wstydem, nie odpuścisz ich, nie podejmiesz decyzji, by sam na sam spędzić czas z jakąś kobietą, nie będziesz pewny czego chcesz, nie wybierzesz tego, nie będziesz się uczył to fajnie przekazać, pokazać i dawać kobiecie tej radości, na jaką sam sobie pozwolisz, no to będzie tak jak do tej pory – czasem sobie powiesz, że miałeś wywalone, że ważne, że sam potańczyłeś, czasem się sfrustrujesz i obejrzysz porno, czasem będziesz miał żal do siebie.
I tak w kółko przez rok, dwa? 5? Nawet przez 50 lat.
i ta sobota już była dla mnie dużym progresem w tym by uczyć się dobrze bawić bez alko i wróciłem zadowolony z siebie bo te ruchy już nie by takie sztywne miałem wtedy prawdziwą frajde gdy się bawiłem;) i nie czułem się samotny.
Bo samotność to też jedna z wygodnych racjonalizacji dla własnej emocjonalności, do której jesteśmy przytuleni jak zawstydzony facet tulący się do kufla z piwem zamiast do kobiety.
Natomiast co do progresu – tak, to progres, by bawić się dobrze bez alko.
Ale nie osiągniesz więcej bez zmiany intencji.
Na razie intencją jest zabawa bez alko. Więcej się nie wydarzy, bo do tego nie dążysz. “Nie jesteś gotowy”, bo nie chcesz – nie podjąłeś decyzji – by zmierzyć się z emocjonalnością i oporem odnośnie czegoś innego – np. dobrą zabawą z kobietą, tańcem z kobietą, pocałunkami, seksem.
Nie chcesz na razie odpuścić negatywnych przekonań na ten temat.
Dopóki tego nie przepracujesz w sobie zarówno I W TRAKCIE WYJŚĆ DO KLUBÓW jak i w domu, szczególnie przed wyjściem, to też nic z tego nie będzie.
Ja miałem masę sytuacji, że tańczyły przy mnie całe grupy kobiet – nawet 10 i więcej. Idę sobie na parkiet gdzie jest dość luźno, by czuć się swobodniej, a po kilku minutach jestem dosłownie otoczony super kobietami, tyłeczkami, z którym połowa się o mnie od czasu do czasu “przypadkiem” ociera.
Pamiętam, że nieraz uciekałem, bo byłem taki spanikowany.
Bo tak patrzyłem na siebie, życie. Nadal tak patrzyłem na siebie bez normalności, że to, o czym marzyłem, gdy stało przede mną i realizowało się praktycznie samo, uznawałem za jakiś absurd, coś szalonego.
No i zwiewałem.
Pamiętam jak raz super seksi laska uderzała mnie balonem w głowę (takim normalnym balonikiem), bym wreszcie się zainteresował.
Moje marzenia odgrywały się przede mną, a ja przeżywałem dramaty ;)
Gdy raz się dosiadłem do jednej też fantastycznej dziewczyny i zacząłem jej opowiadać o tym jak ja widzę relacje damsko-męskie, o czym marzę, do czego dążę, to patrzyła się maślanymi oczkami.
Ale nic więcej nie było. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy. W końcu przyszły jej koleżanki i ją dosłownie podniosły i zabrały. A ona patrzyła się jakby głodnemu odebrano posiłek.
Dla mnie to było wręcz granicznie absurdalne, niesłychane.
No ale to część tego typu doświadczeń.
Dla faceta, który trzyma się masy wstydu i lęku, to takie fajne doświadczenia będą jak z filmu fantasy.
No ale to właśnie normalność. Tak wygląda/tak może wyglądać życie człowieka, który jest w porządku względem siebie i innych.
Takie życie jest po prostu dobre. Często więcej, niż dobre.
Dla tego warto wejść w to swoje wewnętrzne, osobiste piekiełko, zrzucać tę “zbroję” element po elemencie i cieszyć się, gdy zlewa Cię zimny pot na widok ekstra laski. Wchodzisz w to jakbyś szedł z karabinem na niemiecki bunkier ale wiesz, że nie spotkasz tam niebezpiecznego żołnierza z karabinem wymierzonym w Ciebie, tylko uśmiechniętą kobietę z fajnym biustem ;) A to też może wybuchnąć, że ho ho!
Nie piszę tego by się chwalić – od razu mówię.
Ale się rozpisałem. Jak Piotrze uznasz to za cenne to wrzuć to jako komentarz po tym artykułem.
Ależ chwal się! Doceniaj to co robisz, czuj się z tego zadowolony!
Ty sam jeszcze do niedawna i miliony milionów facetów wolą siedzieć ze zdjętymi spodniami przy pornografii, co sobie tłumaczą i usprawiedliwiają na tysiące sposobów. A Ty widzisz już w tym ten cały bullshit.
Ale jeśli spoczniesz na laurach, no to na więcej nie licz, bo dobrze wiesz, że jeszcze sporo odpuszczania, poddawania, mierzenia się przed Tobą.
I KAŻDY, kto nie miał startu bez tej masy negatywnych przekonań o sobie, seksualności, kobietach, etc., przechodził przez to.
Przez ten cały wstyd, lęki, opory.
A przynajmniej każdy, komu bardziej zależało, by doświadczyć tego smaku życia, a nie wmawiać sobie pozorny komfort, do czego jeszcze jesteś skory.