Witam Cię serdecznie!
Każdy uzależniony przez to przechodzi – dowiaduje się, że jest uzależniony. Że ma bardzo poważny problem. Pewnego dnia staje przed tym faktem – ma bardzo poważny problem, bardzo niebezpieczną chorobę i nie może już tego dłużej wypierać, ukrywać, bagatelizować, ani udawać, że wszystko jest ok.
Wiadomości w tym są dwie – dobra i zła.
Zła – uzależnienie to bardzo poważna choroba i siła uzależnienia od pornografii jest porównywalna z siłą uzależnienia od najtwardszych narkotyków.
Dobra – brawo! Spaliłeś/aś większość mostów za sobą. Nie ma odwrotu – do wykonania masz bardzo poważną i prawie na pewno bardzo rozległą pracę wewnętrzną, której owoce będą najsłodszymi jakich kiedykolwiek doświadczyłeś/aś! Bowiem wyjście z uzależnienia wymaga zrobienia tego, czego większość ludzkości na tej planecie nie chce zrobić – wzięcia odpowiedzialności za całe swoje życie oraz nauka POPRZEZ PRAKTYKĘ życia/bycia nareszcie pozytywnego, odważnego, chętnego, śmiałego, kochającego, wybaczającego. Czyli – dojrzałego, normalnego. W którym wszystko staje się kwestią wyboru, a nie bezcelowych pragnień, frustracji, zmagania, walki i wiecznego poczucia braku oraz niezadowolenia.
To, co różni jednak uzależnienie od porno od uzależnienia od narkotyków, np. heroiny, to to, że oglądanie pornografii, ani masturbacja Cię nie zabiją. Nie można ich bowiem przedawkować. Natomiast mogą sprowadzić Cię do samego niżu jakości życia, zdrowia, psychiki. Oglądanie porno niszczy mózg, coraz bardziej obciąża psychikę, że człowiek dochodzi w tym do takiego poziomu cierpienia i beznadziei, że jedyne wyjście widzi w samobójstwie lub widzi w nim jedyną możliwość, by uciec od cierpienia.
Nie robi tego porno, ani emocje, tylko postępuje degradacja w pełnym spektrum – fizycznym, mentalnym, emocjonalnym i duchowym. Człowiek spada w świadomości, obciąża swoją psychikę i ciało, wierzy w coraz więcej negatywności, buduje coraz więcej dramatycznych wizji i interpretacji, opiera się coraz silniej, coraz bardziej zamyka na to, co wewnętrzne i zewnętrzne, tworzy dalsze nawyki i wiele więcej.
Oglądanie porno daje pewne korzyści, za które cena jest jednak tysiąc razy większa. Więc może jesteśmy “do przodu” o jeden ale “do tyłu” o 999. Naturalnie na początku może tak nie wyglądać. Dla wielu ludzi nawet po latach to tak nie wygląda. Bo żyją niechętnie, ospale, na minimalnych obrotach i po prostu nie mają żadnego wewnętrznego punktu odniesienia, że może być inaczej, lepiej. Sądzą, że to jak żyją to norma. Ale to nie jest norma.
I wychodzenie z uzależnienia to zrobienie tego, czego nie chcieliśmy zrobić, co wydawało się nam bardzo trudne, a nawet niemożliwe. Czy faktycznie jest niemożliwe? Na dotychczasowym poziomie tak. I dlatego poziom ten trzeba zwiększyć. Trzeba pozbyć się obciążenia – balastu. Rozwinąć się.
Żaden motyl nie rozwinąłby się z poczwarki, gdyby nadal wybierał pełzanie po ziemi. Próby latania jako poczwarka nie przyniosłyby zamierzonych rezultatów. Trzeba więc porzucić to, co trzyma nas na dole – we wstydzie, winie, apatii, żalu, strachu, wiecznych pragnieniach, gniewie i dumie i wybrać to, co nad nimi. Nie na siłę. Bo jeśli używamy siły, to znaczy, że nadal czegoś się trzymamy i nie chcemy się tego puścić.
Jest pełno rzeczy do korekty, z których każda może przynieść kolosalną zmianę na lepsze w życiu.
Zmiany nie dokonują się siłą. Spróbuj poprawić na siłę choć jedną, nawet najmniejszą negatywność w swoim życiu. Poświęć na to miesiąc. Zobaczysz, że negatywności nie przynoszą zmian na lepsze.
Mnóstwo ludzi uważa, że już są dobrzy, że tylko ze światem i innymi ludźmi jest coś nie tak. I dlatego jest im trudno. A to jacy są to ich smutny los, z czym nic nie mogą uczynić. To również nieporozumienie.
Bardzo popularne – “Jestem dobry/a dla innych, bo nie jestem zły/a”. A skąd taki pomysł? To totalna bzdura.
To, że nie robimy krzywdy innym ludziom nie oznacza, że jesteśmy troskliwi, dobrzy, miłościwi. Ile dałeś/aś dzisiaj obcym ludziom? Bo to, że nic nie zabrałeś/aś nie oznacza, że cokolwiek dałeś/aś.
Co dziś daliśmy sobie? Bo jeśli nie zrobiliśmy sobie krzywdy, to wcale nie oznacza, że jesteśmy względem siebie pozytywni. Co więcej – jeśli nie daliśmy sobie nic dobrego ze względu na opór, niskie poczucie wartości, to wcale nie jesteśmy pozytywni, tylko negatywni! Bo sami ujmujemy sobie to, co jest niezmienne.
To, że nie obżeramy się codziennie tłustymi posiłkami i słodyczami nie oznacza, że będziemy mieli piękne ciało, zdrowie, siłę, energię!
To jacy jesteśmy dla innych to reprezentacja tego jacy jesteśmy dla siebie.
Jeśli nie jesteśmy wyrozumiali dla niedoskonałości innych ludzi, to tak samo nie jesteśmy wyrozumiali dla własnych niedoskonałości. Nie można być negatywnym dla innych i być pozytywnym dla siebie. To tak nie działa. Choćby dlatego, że nasza podświadomość nie widzi różnicy między światem zewnętrznym i wewnętrznym. Jeśli potępiamy innych, to w naszej podświadomości potępiamy samych siebie. I żyjąc nieświadomie będziemy tak postępować – jakbyśmy byli potępieni przez samych siebie.
Ile dobrego zrobiłeś/aś dla kogoś, kogo potępiłeś/aś? Zapewne bardzo niewiele.
Jeśli zazdrościsz ludziom sukcesu, to sam(a) go sobie odmawiasz. Jeśli za niesprawiedliwe uważasz czyjeś piękno, no to sam(a) go sobie odmawiasz.
To się nazywa projekcją – to co sądzisz, że jest w świecie – tego tam nie ma. To jest w Tobie i starasz samego/samą siebie przekonać, że to jest poza Tobą i świat Ci to dał. A jest odwrotnie – Ty dajesz to światu. Co nie znaczy, że znika z Ciebie. Tylko się w Tobie pomnaża. Niechęć do terrorysty zwiększa niechęć w Tobie, którą dodasz następnie do swojego życia – np. relacji z bliskimi, pracy, etc. Łatwo wtedy osądzić terrorystę, że z nim jest coś nie tak. Ale on nam nic nie zrobił. Nie ma go przy nas, gdy pracujemy, gdy spędzamy czas z bliskimi. Krzywdę robimy sobie my sami.
No ale od zawsze słyszeliśmy, że jesteśmy kogoś/czegoś ofiarą, więc w to uwierzyliśmy.
Jeśli się w nas gotuje, bo ktoś robi lub mówi to, co nam się nie podoba, tak samo postępujemy ze sobą! Cicho się obwiniamy, karzemy. Często nawet tego nie dostrzegamy. Żyjesz w dostatku, spokoju i/lub radości? Jeśli nie – sam(a) to wybrałeś/aś! Podoba Ci się to, co masz? Jeśli nie, to dlaczego tego nie zmienisz?
Zapewne dlatego, bo uważasz, że z Tobą jest coś nie tak i że świat jest zły, niesprawiedliwy, że zmówił się przeciwko Tobie.
Traktowanie siebie jak ofiarę to wręcz zbrodnia wyrządza sobie samemu. Nie czeka za to kara. Tylko konsekwencje. Jeśli w życiu jest Ci źle, to właśnie ich doświadczasz.
Ludzie mi mówią, że boją się wziąć odpowiedzialności za swoje życie. Czyli nie chcą zacząć traktować siebie i swojego życia pozytywnie, mądrze. Z dwójki – wysokiego poziomu umożliwiającego naprawdę wszystkich problemów i bardzo niskiego prowadzącego do mnożenia się problemów, zmagania, a nawet cierpienia – wybierają ten drugi. I nazywają siebie pozytywnymi i świat złym…
Mnóstwo ludzi, z którymi współpracowałem tak sądziło, choć nie mieli na to żadnych dowodów. 99,99% ludzi, których spotkali nic im nigdy nie zrobiło, a jednak w ich wyobraźni to źli ludzie. Nie dlatego, że nic im nie zrobili ale dlatego, że MOGLI zrobić.
Ja sam tak niegdyś postrzegałem świat, innych ludzi i siebie. Wiem jak to wygląda “od kuchni”. Bo to nienawiść do samych siebie. I tak nie chcemy się zmierzyć z tym wstydem, winą, oporem, żalem, gniewem, że wolimy nienawidzić wszystkich innych.
W dobro trzeba inwestować. To, że nie przesyciliśmy ziemi naszego pola toksynami nie oznacza, że wyrosną nam piękne dynie, ziemniaki, cebule, etc. Piękne zbiory to efekt pracy.
Nie ciężkiej w rozumieniu – zmaganie, opieranie, walka, stresowanie, zmuszanie. Tylko wkładamy w to odpowiednio dużo pozytywnej energii – troski, zaangażowania, mądrego, rozsądnego, odpowiedniego działania. Przede wszystkim cel musi być jasno i klarownie ustalony!
To samo z uzależnieniem. Nie oglądanie porno nic nie zmieni. Ja nie oglądałem przez rok, a potem wszystko runęło. Bo nadal byłem taką samą osobą, która doprowadziła do uzależnienia! A dlaczego do niego doprowadziła? Nie wiedziałem. Dopiero dowiedziałem się dzięki wewnętrznej pracy i się tym zacząłem zajmować.
Rzucenie porno to nie może być cel. Bo szybko się oszukasz. Nie obejrzysz porno przez tydzień i stwierdzisz, że po kłopocie. Albo poczujesz się nieco lepiej i przestaniesz nad sobą pracować. A potem coś się wydarzy, nawet nic negatywnego i pewnego dnia po prostu spędzisz cały dzień na porno, po czym będziesz się czuć jak zwłoki. I znowu pojawi się użalanie, wstyd, wina, gniew, strach.
A to wszystko jest właśnie tym, czym trzeba się zająć.
Po raz kolejny powtórzę – nie wyjdziesz z uzależnienia będąc nadal tą samą osobą, którą jesteś. Tak jak motyl nie wzleci nadal pozostając robakiem czy poczwarką. Nie oznacza to, że znikniesz. Oznacza to, że masz zostawić za sobą to, co negatywne, nauczyć się żyć naprawdę pozytywnie.
Masz przestać o tym myśleć i nareszcie zacząć tak żyć i tak robić.
Różnica między tymi, co odnoszą sukcesy, a tymi, co ich nie odnoszą jest taka, że ci pierwsi robią to, co trzeba, a drudzy tylko o tym myślą.
Ja “żyłem” w swojej głowie. Oczywiście wszystko co widziałem w umyśle z góry zakładałem, że jest prawdą i dotyczy świata zewnętrznego. Ale to była bzdura. To dotyczyło wyłącznie świata wewnętrznego. I nie w rozumieniu dosłownym.
O wszystkim non stop tylko myślałem. Jakby to było mieć dziewczynę, jak to jest nie mieć. Jak to byłoby mieć pieniądze, jak to jest nie mieć. Non stop “analiza”. Niekończący się bełkot prowadzący donikąd.
O tym, by porno nie oglądać oczywiście nie myślałem. Po pierwsze dlatego, że nie ja myślałem, tylko bezwolnie wpatrywałem się w bezosobowy bełkot. Po drugie – porno stanowiło dla mnie ucieczkę od emocjonalności i bólu psychicznego, więc w moim rozumieniu w tamtym czasie było dobre i potrzebne. Po trzecie – nigdy nie usłyszałem, że w oglądaniu porno jest jakieś niebezpieczeństwo. Po czwarte – nigdy nawet nie miałem konceptu, że mogę się zmienić i że jest to możliwe.
Ludzie tylko myślą o sobie jak o kimś dobrym. Ale gdyby się przyjrzeli swojemu postępowaniu, to nie jest postępowanie osoby dobrej, ani pozytywnej, ani troskliwej, ani zaangażowanej w dobro. Czy osoba, która marzy o jakiejś zmianie, a co wieczór spędza godziny przed telewizorem jest dobra? W najlepszym przypadku jest apatyczna i leniwa. A jak mówiłem w poprzednim artykule – lenistwo jest jednym z największych błędów jakie możemy popełnić. Czy człowiek dobry dla siebie popełnia latami w kółko ten sam, bardzo poważny błąd, przez który jest mu coraz ciężej?
Nie mówię tego, by wpędzić kogoś w poczucie winy. Jeśli zaczęliśmy się wstydzić i obwiniać – mamy kolejny przykład dlaczego jest nam w życiu źle. Bo zamiast praktykować wybaczenie, akceptację, zrozumienie, odpuszczenie – czego religie starały się nas nauczyć od TYSIĘCY lat, my wolimy traktować siebie jak kawał śmiecia.
Czy to nie zarozumiałe, dumne, czyli durne? Czy to nie przeczy nawet zdrowemu rozsądkowi? To szalone. A jednak powszechnie uznawane za normalne, a nawet zdrowe i odpowiednie! Ale jeszcze muszę znaleźć człowieka, który obwiniany i zawstydzany jako dziecko wyrósł na zdrową, zaradną, śmiałą, pozytywną, przynoszącą korzyści sobie i innym jednostkę.
Jeśli sobie to robimy, pora przestać.
Nie tylko o tym myśleć, ale pora ruszyć tyłek i zacząć się zmieniać.
Myślenie to proces bezosobowy, automatyczny, ciągły i nieskończony zasilany przez emocjonalność świadomością i podświadomą. Więc jeśli nie zaczęliśmy żadnej poważnej pracy na gruncie emocjonalnym, to nasza mentalność będzie cały czas bardzo obciążona. A jak od mentalności i od emocjonalności uzależniamy wymiar fizyczny, czyli działania, no to fizyczność będzie się degenerowała.
Zaś najlepiej z emocjonalnością mierzyć się w trakcie działania fizycznego w konkretnym celu z odpowiednią intencją.
Np. poprzez aktywne dążenie do tego, o czym marzyliśmy, czyli o czym tylko myśleliśmy.
Czym się różni bezproduktywna mentalizacja, wpatrywanie w mentalny bełkot od konstruktywnego myślenia? Intencją. Jeśli tylko wpatrujemy się w myśli, by poczuć się lepiej lub uciec od dyskomfortu i tyle, to mentalizujemy, czyli robimy się w jajo. “Ale fajnie byłoby to mieć, ajajaj! Robiłbym to i tamto, super by było, no ale nie mogę. I tak by nic z tego nie było nawet jakbym spróbował(a)”.
Zaś myślenie twórcze i intencjonalne może wyglądać np. – “Ok, co jest do zrobienia, by osiągnąć moje marzenie? Aha, to, to i to. Dobra, to najpierw zrobię to w ten sposób i zobaczę co z tego wyjdzie. Jak lipa, to spróbuję to, a potem to. A jak dalej nic z tego nie będzie, to poszukam kogoś, kto to ogarnął i najwyżej mu zapłacę, bo zależy mi na tym, by to osiągnąć”.
Widzimy różnicę? Jak żyliśmy do tej pory? Uważamy, że było to dobre?
A jak mamy problem, to co się dzieje? “Ok, stało się to. Dobra, to już przeszłość. Teraz to rozwiążę. Dobra, jest do zrobienia to. Ok, tutaj faktycznie poważnie schrzaniłem, eh. No dobra, zajmę się i tym. Dzisiaj zrobię to, jutro to i do tygodnia się z tym uporam”.
Czy raczej – “O nie! Dlaczego MI się to przytrafiło? Znowu coś złego MI się dzieje! To niesprawiedliwe! Znowu mam problem. Nie mam siły. Żeby to szlag! Ile jeszcze!?”
Widzimy jak wygląda odpowiedzialność za to, co się nam przytrafia, a użalanie się, obwinianie, traktowanie jak ofiarę? Odpowiedzialność m.in. umożliwia spokojne, swobodne rozwiązywanie problemów w życiu. Negatywności nie przynoszą żadnych realnych korzyści.
Co ciekawe, otrzymałeś dzisiaj krótkiego maila z pytaniem, który doskonale pasuje do poruszonego tematu.
“>Dzięki temu, że się uzależniłeś i zacząłeś cierpieć zacząłeś ją stosować.”
A skąd pewność, że bez cierpienia nie byłoby możliwości, by mieć wiedzę o emocjach?
Uzależniłem się i zacząłem cierpieć – skąd pewność, że bez tego nigdy nie poznałbym tej wiedzy?
Przecież są ludzie, którzy naturalnie uwalniają i nie muszą cierpieć w życiu.
Nie rozumiem dlaczego uzależnienie mam traktować jako błogosławieństwo, skoro bez cierpienia też by mogło się obejść.
Czy nie miałem innej możliwości? Czy to było mi pisane? Czy nie dałbym rady w inny sposób, tylko to jest ten jedyny?
To fragment z korespondencji dotyczącej stosowania wiedzy i narzędzi dotyczących dojrzewania w sferze emocjonalności. Powiedziałem temu mężczyźnie, że uzależnienie to błogosławieństwo w tym kontekście, bo dzięki temu, że naprawdę zabolało zaczął to stosować. Na pytania odpowiem po kolei.
“>Dzięki temu, że się uzależniłeś i zacząłeś cierpieć zacząłeś ją stosować.”
A skąd pewność, że bez cierpienia nie byłoby możliwości, by mieć wiedzę o emocjach?
A stąd, że minęły już 24 lata Twojego życia, a Ty jej nie poznałeś, ani nie szukałeś, ani nawet nie widziałeś potrzeby, by zacząć.
Poza tym – wiedza nic nie zmieni.
Możesz sobie mieć największą wiedzę o emocjach ze wszystkich ludzi, a nadal będziesz się emocjom opierał, negatywnie oceniał, walczył, nie chciał odczuwać, projektował je na ludzi, wydarzenia, wstydził się coś zrobić, bał, obwiniał siebie czy innych za coś, etc.
Cierpienie zmusza człowieka, by zaczął wdrażać to, co wie lub o czym słyszał. A nie tylko o tym myślał. Oczywiście nikt nie musi cierpieć, by zacząć. Ale moje pytanie brzmi – jeśli nie cierpi, to dlaczego nie zaczyna?
Uzależniłem się i zacząłem cierpieć- skąd pewność że bez tego nigdy nie poznałbym tej wiedzy?
Ale przecież bardzo dużo wiedzy poznałeś z różnych dziedzin.
Problemem nie jest to, że wiedzę masz lub nie ale to, że jej nie stosujesz.
A teraz nie ma wyjścia – trzeba zacząć wreszcie robić to, co poznałeś, bo będzie coraz gorzej, a już jest źle.
Samo poczytanie Programu WoP, a nawet jego zapamiętanie nic nie zrobi.
Bo to tak jak z pływaniem – mógłbyś obejrzeć 1000 godzin filmów o pływaniu, instruktaże, wywiady z mistrzami olimpijskimi wszystkich stylów, a po wejściu do wody zacząłbyś się topić.
Zaś teraz uzależnienie można przyrównać, że wrzuciło Cię do wody. Nie ma wyjścia – pora zacząć uczyć się pływać.
Przecież są ludzie, którzy naturalnie uwalniają i nie muszą cierpieć w życiu.
Nikt nie musi cierpieć.
Ty również.
A jednak cierpienie wybrałeś setki, jeśli nie tysiące razy w swoim życiu.
I stało się to nawykowe – podświadome.
Dlaczego się opierasz? Czy dzisiaj wybrałeś radość, spokój, odwagę, śmiałość?
Jeśli nie – dlaczego? Przecież wiesz, że możesz.
Też możesz uwalniać, bo tego nie można nie potrafić. Można tylko się opierać i nie mieć intencji ani odczuwać, ani odpuścić emocje, ani znaleźć inne, spokojne rozwiązania.
A skoro to wiesz, to kiedy zastosujesz tę wiedzę? Kiedy wdrożysz ją na stałe w swoim życiu?
Nie rozumiem dlaczego uzależnienie mam traktować jako błogosławieństwo,
Ależ nie musisz. Pytanie tylko – dlaczego miałbyś je traktować jako jakąś podłość losu, straszliwą przypadłość – w esencji – jako coś złego?
skoro bez cierpienia też by mogło się obejść.
Mogłoby ale z jakichś “tajemniczych” powodów tak nie było.
Przestań fantazjować o tym jak mogłoby być i patrz na to, co jest.
Twoje życie jest jakie jest, bo to konsekwencja Twoich wyborów.
Ty jesteś jaki jesteś i to też jest konsekwencja Twoich i tylko Twoich wyborów.
Dlaczego nie dokonałeś lepszych? Ktoś Ci bronił? Ile dzisiaj pracowałeś, by zarobić milion dolców? Z jakim nastawieniem?
Czy temat przebadałeś? Wiesz co trzeba zrobić, co przestać robić i co zmienić?
Chcesz mieć dużo pieniędzy? Jeśli tak – to kiedy się tym zajmiesz?
A co dzisiaj robiłeś zamiast tego? Bo prawie na pewno miałeś 8 godzin wolnego czasu.
Wolny czas to błogosławieństwo. Jak z niego skorzystałeś?
A jak za 10 lat będziesz musiał sobie odmówić wyjazdu, fajnego sprzętu elektronicznego, nowego eleganckiego ciuchu i przez to będziesz cierpiał lub się wstydził i zdecydujesz się wreszcie wziąć za siebie i zacząć poważnie zarabiać i nauczyć się zarządzać pieniędzmi, to czy to cierpienie było potrzebne, zbędne? W tym kontekście cierpienie to błogosławieństwo, kara? Co to jest?
Nic. To konsekwencja Twoich wyborów. I dzięki temu, że BYĆ MOŻE wyciągnąłbyś mądre wnioski, zmieniłbyś swoje działania na bardziej korzystne w temacie finansów.
To nie żaden los, nic zapisanego w gwiezdnym pyle. W każdej sekundzie mogłeś zrobić to, co wspomogłoby temat finansów. A co wybrałeś zamiast tego i dlaczego?
To samo tyczy się emocji – w każdej sekundzie, każdego dnia mogłeś “otworzyć oczy” i zorientować się jaką krzywdę sobie wyrządzasz i to skorygować. A jednak masz 24 lata i dopiero teraz, gdy porządnie zabolało zacząłeś szukać i znalazłeś odpowiedzi. Ale to nie gwarantuje czy je zastosujesz, bo to nadal Twoja decyzja i Twoja odpowiedzialność. Jak i wszystko inne w Twoim życiu.
Jeśli nie wiesz jak to zrobić, to kiedy poszukasz?
Czy nie miałem innej możliwości? Czy to było mi pisane?
Nie, nic Ci nie było pisane.
Nie jesteś ofiarą losu, ani ludzi, ani świata.
Tylko masz to, co sam wybrałeś. A wybrałeś z jakichś przyczyn.
Żyłeś nieświadomie, podejmowałeś pewne decyzje i z pewnymi intencjami. Nie wiemy jakimi, bo byłeś tego zupełnie nieświadomy. Ale patrząc na konsekwencje możemy się domyślić. Ale Ty jednak nie traktowałeś tego jako konsekwencje swoich decyzji, które możesz skorygować, tylko jako coś innego, czyż nie?
Czy nie dałbym rady w inny sposób,
Pewnie dałbyś. Ale po prostu tego nie robiłeś.
I to samo dotyczy każdego innego obszaru i rezultatu – dałbyś radę osiągnąć zapewne 99% tego, o czym marzysz.
Ale tego po prostu nie robisz. Dlaczego? Najczęstszym powodem jest niechęć, by wziąć za ten obszar odpowiedzialność, w pełni go zaakceptować, ustalić intencję zmiany na lepsze i wziąć się za działanie.
tylko to jest ten jedyny?
Coś mi się przypomniało ważnego.Chodzi o to ,że niby kobiety nie siedzą tak w głowie jak faceci ale to one zachowują się jak zwierzęta ,bo robią więcej rzeczy nieświadomie niż świadomie.Wybierają facetów nie kierując się logiką tylko zwierzęcymi impulsami a potem zostają same z bąbelkiem czyli dzieckiem.Nie obchodzi ich jak wychowają dziecko tylko patrzą na cechy zwierzęce a jak je facet posiada to mu się oddadzą.Oczywiscie jest mały % kobiet które nie muszą cierpieć i kierują się logiką.Chodzi mi o to ,że kobiety dobrze sobie radzą z emocjami ,bo one działają jak automat bardziej czyli jak zwierze a facet ma większe ego i ta logika blokuje odczuwanie emocji.W świecie zwierząt nie ma związków a większość ludzi udaje jakieś miłości a potem się rozstają ale jak widać jako ludzie gadzi mózg ma większa siłe od tego racjonalnego szczególnie u facetów ,bo kobiety działają pod wpływem impulsów bardziej i nawet same nie wiedzą co robią.Gdzies nawet czytałem ,że kobieta jest mistrzynią w oszukiwaniu samej siebie.Najlepsze są te klubowiczką co się wyszaleją z chadami którzy je szmacą a potem szukają nieświadomego faceta betabankomatu który będzie je utrzymywał a te pewnie i tak na boku będą miały kilka chadow z najlepszymi zwierzęcymi genami oczywiście nie wszystkie żeby nie było.
Coś mi się przypomniało ważnego.
Ależ oczywiście.
Bo Twoją intencją nadal jest udowodnienie swojej racji i utrzymanie swojego punktu widzenia. Więc umysł automatycznie na tym się skupi i to znajdzie. Całą resztę, niezależnie jak jest realnie ważna, pominie.
Wszystko co go potwierdza jest dla Ciebie ważne. Zobaczmy co.
Napisałeś już 180 komentarzy, najwięcej ze wszystkich i widzę u Ciebie najmniej zmian.
Bo nie chcesz się zmienić.
Chcesz tylko własnej racji.
Zazwyczaj ci co piszą/mówią najwięcej są najbardziej dumni, czyli też najbardziej przestraszeni zmiany.
Dlatego siedzą w swojej głowie, teoretyzują o wszystkim, wymyślają sobie jak wygląda świat, byle tylko potwierdziło to ich przypuszczenia i obawy.
I tak właśnie żyjesz.
Chodzi o to ,że niby kobiety nie siedzą tak w głowie jak faceci ale to one zachowują się jak zwierzęta,bo robią więcej rzeczy nieświadomie niż świadomie.
A cóż to za bzdura?
Człowieku! Ile ludzi znasz, ile zachowań prześledziłeś? Z iloma osobami spędzasz 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu?
Mówisz o wszystkich ludziach teraz. Czy dociera do Ciebie jaki absurd przytoczyłeś?
Nigdy nie miałeś nawet seksu, więc nie nawiązałeś choć minimum relacji z nawet jedną kobietą, a gadasz teraz o wszystkich kobietach i ich naturze?
Nawet nie dostrzegasz własnych problemów.
Wybierają facetów nie kierując się logiką tylko zwierzęcymi impulsami
Ło, znalazł się specjalista od kobiet!
Padam do stóp!
a potem zostają same z bąbelkiem czyli dzieckiem.
Zalecam wrócić na planetę Ziemię.
Nie obchodzi ich jak wychowają dziecko tylko patrzą na cechy zwierzęce a jak je facet posiada to mu się oddadzą.
Pewnie jakiś procent kobiet tak się zachowuje.
Co nie jest żadnym dowodem na nic.
Ale ty nawet nie wiesz jaki jest to procent.
Oczywiscie jest mały % kobiet które nie muszą cierpieć i kierują się logiką.
Nikt nie musi cierpieć.
I nie masz pojęcia o kim mówisz. Wymyślasz sobie rzeczywistość.
Po prostu przytaczasz jakieś urojenia, byle tylko prowadzić dyskusję prowadzącą do nikąd.
Chodzi mi o to ,że kobiety dobrze sobie radzą z emocjami,bo
Nie wiesz dlaczego.
I daleko nie wszystkie kobiety dobrze radzą sobie z emocjami.
Radzą sobie generalnie lepiej od mężczyzn, co nie znaczy, że dobrze.
one działają jak automat bardziej czyli jak zwierze
Bzdura totalna.
I sugeruję wreszcie przestać wpatrywać się w ten bełkot.
Ty działasz jak automat i jak zwierzę.
Mówisz tylko o sobie.
a facet ma większe ego
Ego to zwierzę.
Nie ma “większego ego”. Nie masz pojęcia czym jest ego.
i ta logika blokuje odczuwanie emocji.
A więc nawet nie chcesz zrozumieć tej fundamentalnej prawdy, że żadna logika nic nie blokuje.
To człowiek jest odpowiedzialny za to co robi.
Ty zwalasz teraz odpowiedzialność na logikę, wymyślasz sobie jakieś bajeczki o kobietach, o ego, o zwierzęcości.
Ty nie chcesz czuć emocji. Strach nazywasz lękiem i sobie wciskasz różne głupoty na jego temat, byle tylko uniknąć zmierzenia się z nim.
O wstydzie i winie nie mówiąc.
W świecie zwierząt nie ma związków
Oczywiście, że są.
Masa.
Ptaki, wilki, przeróżne ssaki.
Nawet tego nie chciało Ci się sprawdzić.
Jest mnóstwo zwierząt, które wiążą się na całe życie.
Zwierzęta tworzą nawet głębokie relacje z ludźmi.
Są też zwierzęta kochające bezwarunkowo każdy przejaw życia, czyli są dojrzalsze od ponad 95% ludzkości.
a większość ludzi udaje jakieś miłości a potem się rozstają
Nikt nikomu nie każe udawać.
Ty udajesz miłość. Nie masz pojęcia co robią inni ludzie.
ale jak widać jako ludzie gadzi mózg ma większa siłe od tego racjonalnego szczególnie u facetów,
Kolejna bzdura.
Żaden mózg nie jest silniejszy.
Mózg nie odpowiada za nic, tylko człowiek.
Radio odpowiada za to, co w nim leci czy ten, kto je włączył i nastawił stację?
Ty wybierasz postawy gadzie – branie, syczenie, kąsanie, uciekanie, wicie się.
bo kobiety działają pod wpływem impulsów bardziej
Dalsze urojenia.
Nie ma nawet jednego realnego przykładu.
No ale jeśli chcesz żyć jak naćpany, nietrzeźwy, to proszę bardzo.
i nawet same nie wiedzą co robią.
Sugeruję dostrzec, że mówisz o sobie.
Ty nie wiesz co robisz. Ani trochę.
Gdzies nawet czytałem ,
Gdzieś nawet czytałeś! Wow do kwadratu! Czapki z głów dla eksperta, który gdzieś nawet przeczytał!
No dowód za dowodem na to, że taka jest rzeczywistość!
I to “gdzieś” jest ważniejsze, niż zdrowy rozsądek, trzeźwa analiza, pokora.
Nawet dr Hawkinsa nie cytujesz, tylko coś tam zapamiętałeś, inaczej, niż napisał, pomijasz kontekst i przytaczasz to jako prawdę objawioną.
Wizję świata budujesz o ściskające żalem dupę opinie jakichś podrywasków?
Chociaż ludzie wspaniali, mądrzy, którzy ludzkości przynieśli ogrom dobrego mówią – 80% ludzkości jest poniżej poziomu 200.
Ale 20% jest powyżej. Natomiast Ty sam trzymasz się poziomu poniżej 200 i sądzisz, że to wszystko i taki jest to smutny los.
A 20% ludzkości to półtora miliarda. Więc całkiem sporo. Gdyby wziąć z tego połowę, to masz 750 milionów kobiet mądrych, dojrzałych, świadomych, przynajmniej odważnych ale zapewne też kochających.
A nie to, co wygadujesz o całym świecie. I mówisz, że inni nie wiedzą co robią i mówią.
Ale Ty jesteś kompletnie nieświadomy.
To, że sobie poczytałeś dr Hawkinsa nie zmieniło Cię nawet trochę. Teraz tylko używasz tego dumne do potwierdzenia swojego widzimisię.
Które jest bardzo dalekie od rzeczywistości.
Jak mówiłem – Twój umysł przypomni sobie wszystko to, co potwierdzi Twoją rację niezależnie jak szalone czy absurdalne jest.
Bo podświadomość zapamiętuje wszystko.
Nie jest to żaden dowód na nic w świecie, tylko mówi dużo o Tobie i Twojej intencji.
że kobieta jest mistrzynią w oszukiwaniu samej siebie.
Powiedział mistrz oszukiwania samego siebie.
Najlepsze są te klubowiczką co się wyszaleją z chadami którzy je szmacą a potem szukają nieświadomego faceta betabankomatu który będzie je utrzymywał
No i też nikt nikogo do tego nie zmusza.
Mówiłem, że człowiek jest nieświadomy i niewinny.
Jeśli nie poznali nic lepszego, to będą tak żyli.
I tak może to wyglądać nawet u większości ludzi.
Ale gdybyś miał grupę 100 osób, z czego 5 byłoby super inteligentnych, przyjemnych w obyciu, mądrych, radosnych, pomocnych, to czy ktokolwiek każe Ci zajmować się pozostałymi 95-ma osobami?
A Ty jak żyjesz? Mówisz o wszystkich, tylko o nie sobie.
Ty jesteś bardziej nieświadomy od nich.
Łatwo jest dostrzec jak inni żyją nieświadome ale żeby dostrzec, że samemu żyje się totalnie nieświadomie, to nieeeee.
a te pewnie i tak na boku będą miały kilka chadow z najlepszymi zwierzęcymi genami oczywiście nie wszystkie żeby nie było.
Eh.
Możesz dalej żyć sobie w swoich fantazjach. Jak chcesz.
Widać nie zależy Ci na zdrowiu, ani szczęściu.
Łukasz, po prostu nie chcesz wyzdrowieć. Wolisz swoją rację.
Ok, masz do tego prawo. Tylko pytanie po co w ogóle piszesz? Żyj sobie swoim życiem, uważaj, że tak to po prostu wygląda i nic nie da się zrobić. Spoko. Możesz.
Ale dlaczego nie porzucić tej durnej dumy i skorzystać z mądrości ludzi, którzy jednak troszkę informacji o rzeczywistości mają? A nie sobie ją wymyślają na własne potrzeby.
180 komentarzy walki o swoją rację. Ani trochę chęci poprawy, zrozumienia, nauki, pytań, by dowiedzieć się czegoś, rozwiązać jakiś problem.
Tylko non stop duma, racjonalizacje wstydu, winy, żalu, strachu.
A gdyby się pytał skąd ja wiem jak to wygląda, to odpowiem, że chociażby stąd, że żadna moja znajoma nie żyje tak jak Ty to opisujesz. Więc moje doświadczenia i wielu ludzi, których poznałem przeczą temu, co Ty mówisz. Ja mam setki dowodów, że jest kompletnie inaczej, niż Ty sądzisz.
A każdy z nich ma kolejne setki.
Każdy ma swoją rację. Najwyraźniej Tobie jest dobrze z Twoją. Mi jest dobrze z moją.
Często piszesz Piotrze o strachu w materiałach dla początkujących tez ale Ci co ludzie piszą i ja też to miałem to nie zwykły strach tylko lęk.Strach bysmy czuli wtedy jakbysmy chcieli wejść w zoo do klatki z tygrysem a lęk to całkiem coś innego.Strach odczuwamy w określonych sytuacjach a lęk cały czas ,bo sam to przeżyłem.Napewno może pomoc medytacja ,bo człowiek zaburzony ma dużo myśl.Z tego co zauważyłem to lęk może wziąć się z dużej liści stłumionego wstydu i winy chyba nawet Hawkins pisał ,że nerwica bierze się s emocji wstydu.Osoba niezaburzonona nie wie jak to wyglada ,bo tego nie przeżyła i to faktycznie może wyglądać jakby podświadomość nami rządziła.
Często piszesz Piotrze o strachu w materiałach dla początkujących tez ale Ci co ludzie piszą i ja też to miałem to nie zwykły strach tylko lęk.
No brawo, brawo! Wymyśliłeś sobie właśnie rzeczywistość! To nie strach, tylko LĘK! To coś ZUPEŁNIE INNEGO, niż strach!
To jakby ktoś powiedział – “Ale Piotrze u mnie nie śmierdzi, tylko cuchnie!”
Odpowiedź brzmi – posprzątaj to przestanie niezależnie jak sobie to nazwiesz.
Strach bysmy czuli wtedy jakbysmy chcieli wejść w zoo do klatki z tygrysem a lęk to całkiem coś innego.
Bzdura totalna i po prostu nie chcesz się puścić strachu.
Przywiązałeś się do niego i go usprawiedliwiasz. Zacząłeś się bawić w gierki słowne.
Bo sądzisz, że jak strach czujesz cały czas, to musi być coś innego, coś poważniejszego, głębokiego, niż strach odczuwany w jakiejś konkretnej sytuacji, np. niebezpiecznej.
Strach odczuwamy w określonych sytuacjach a lęk cały czas ,bo sam to przeżyłem.
Odczuwasz emocję strachu cały czas, boś jej stłumił mnóstwo przez wiele lat.
Wyjaśniałem krytyczny temat tłumienia emocji wielokrotnie i dalej nie dotarło.
To co stłumisz zalega w podświadomości nawet do końca życia.
Jak nalejesz sobie za dużo kawy do filiżanki to rozlejesz nawet przy minimalnym ruchu.
A jak nalejesz dużo mniej, to wylejesz dużo rzadziej, np. przy gwałtowniejszym ruchu.
Ale Ty mówisz, że filiżanka napełniona z czubem to coś zupełnie innego, niż filiżanka napełniona do połowy.
Mówisz, że filiżanka napełniona do połowy to strach, a filiżanka napełniona na maxa to LĘK! I to totalnie coś innego!
…
Więc nie masz intencji rozwiązania problemu, co też mówiłeś w innym swoim komentarzu – mówisz, że chciałbyś tylko święty spokój.
Więc robisz co możesz, by unikać emocji i mieć rację, a nie poznać fakty i postąpić odpowiednio.
Mówiłeś, że czytałeś wszystko, przerabiałeś Program i nawet robiłeś więcej, niż to konieczne, a nie ma nawet minimalnego zrozumienia tematu emocji.
Nadal wybierasz własną rację.
Na pewno może pomoc medytacja,bo człowiek zaburzony ma dużo myśl.
Człowiek nie jest zaburzony, tylko poważne wewnętrzne zaniedbanie – duże ilości stłumionych emocji – w konsekwencji prowadzi do wzmożonej mentalizacji.
Ty nadal się nią hipnotyzujesz przy każdej okazji, bo dalej wybierasz własną rację, a nie naukę, rozwój.
Z tego co zauważyłem to lęk może wziąć się z dużej liści stłumionego wstydu i winy
Lęk się nie bierze z innych emocji, tylko ewentualnie Twojego nastawienia do tych emocji.
Wstydu i winy też masz mnóstwo stłumionych.
A że się ich boisz jak samego szatana, co jest jasne z Twoich innych komentarzy, no to non stop utrzymujesz w sobie poczucie zagrożenia, które nie mija.
I żeby sobie to jakoś wytłumaczyć, mówisz, że nie czujesz strachu, tylko lęk.
Bo nie rozumiesz tematu tłumienia emocji, podświadomego ich odczuwania, ani uwalniania.
chyba nawet Hawkins pisał
Jeśli nie chce Ci się weryfikować informacji w tak poważnych sprawach, to nie licz na jakąkolwiek poprawę.
że nerwica bierze się s emocji wstydu.
Nerwica to efekt negatywnego postrzegania emocji, opierania się im, co prowadzi do ich tłumienia, a więc gromadzenia w podświadomości.
To życie nerwowe, takie “na krawędzi”, bo we wszystkich spodziewasz się zagrożenia wyciągnięcia z Ciebie tych emocji.
Więc wszystko i wszystkich starasz się kontrolować.
To z kolei powoduje, że coraz więcej w życiu zaczyna je z nas wyciągać, więc opieramy się i zmagamy coraz silniej z coraz szerszym spektrum życiowych tematów.
Osoba niezaburzonona nie wie jak to wyglada ,bo tego nie przeżyła
Ja to przeżyłem i staram się ci wyjaśnić jak jest.
Ale Ty wiesz lepiej.
Wymyślasz sobie nowe pojęcia “lęk”, “osoba zaburzona” i sobie tym tłumaczysz jak Twoja sytuacja jest inna i wyjątkowa.
A nie jest inna, ani wyjątkowa.
i to faktycznie może wyglądać jakby podświadomość nami rządziła.
Podświadomość nikim nie rządzi.
Wszystko co masz w podświadomości sam to nagromadziłeś, sam się tego złapałeś, sam w to uwierzyłeś.
I teraz to chronisz, racjonalizujesz, usprawiedliwiasz, dalej się tego trzymasz.
Czy rządzą Tobą ubrania, które wsadziłeś do szafy? Nie. To, co na siebie włożysz to Twój wybór.
Jak Ci się nie podoba to, co masz w szafie, to to wyjmij, wywal i włóż coś innego.
A nie mówisz, że to, co masz w szafie to nie ubrania, tylko ciuchy i jak ktoś nie ma zaburzonej szafy to tego nie zrozumie.
O tym wszystkim też pisał dr Hawkins ale jedyne co zapamiętałeś to tylko to, co potwierdza Twoje widzimisie.
Nawet nie chciało Ci się sprawdzić czy jest tak jak zapamiętałeś.
Jest jedna energia – energia nazywana strachem. Dr Hawkins mówił, że nawet lepiej, by w ogóle przestać nazywać emocje. Bo to etykietkowanie nie sprzyja uwalnianiu.
Co widać na Twoim przykładzie – uroiłeś sobie, że nie czujesz strachu, tylko lęk i nawet nie widzisz jak się go trzymasz. Teraz i przez lata.
Nadałeś mu etykietkę, którą usprawiedliwiłeś swoją nieświadomość. I jeszcze mówisz, że “to wygląda jakby podświadomość nami rządziła”.
Więc jeszcze stawiłeś się w roli ofiary własnej nieświadomości.
Lubisz się bać, lubisz mieć rację. Nie chcesz spojrzeć na sprawy inaczej.
Każdy strach to jest dokładnie ta sama energia – strach dziecka przed opuszczeniem przez rodziców, strach w ciemnej uliczce, strach przed przemówieniem publicznym, strach nastolatka przed podejściem do dziewczyny, która mu się podoba, strach przed rozkazem, by ruszyć z karabinem na okopy wroga, strach przed utratą pracy, strach przed potępieniem, strach przed pająkami, strach przed byciem samotnym do końca życia, strach, by żadna inna kobieta nie założyła tej samej kiecki na imprezie, strach przed przedwczesnym wytryskiem, strach przed spojrzeniem komuś w oczy, strach przed zrobieniem z siebie głupka, lęk wysokości, strach przed czymkolwiek innym to ta sama energia. Nie ważne jak ją nazwiemy.
I można ją uwolnić.
Przed pandemią próbowałem podchodzić do kobiet na ulicy. Zaczynałem wiele miesięcy temu, nawet ci o tym pisałem. Podejście do kobiety na żywo dalej jest ponad moje siły. Po prostu nie jestem w stanie tego zrobić. Nie wiem dlaczego przez lata byłem w stanie podchodzić do obcych ludzi i sępić od nich pieniądze, byłem w stanie wchodzić na scenę i robić z siebie głupka przez mikrofon. Ale kiedy podejście do kogoś nie ma na celu czegoś egoistycznego jak wysępienie kasy, lub kreatywne zrobienie z siebie głupka, tylko podjęcie działania mające na celu zbudowanie z kimś relacji to cała moja “pewność siebie” po prostu znika. A potem wybuchła epidemia z której to okazji założyłem sobie konto na kilku portalach randkowych. W życiu nie sądziłem że to kiedykolwiek zrobię. Ale napisałeś mi że w moim przypadku naprawa tego obszaru w moim życiu jest najprawdopodobniej niezbędna do tego żebym mógł wyjść z uzależnienia. Dlatego zrobiłem coś co parę lat temu byłoby pogwałceniem moich zasad. Napisałem do kilku dziewczyn. Początkowo widząc moje zdjęcie część z nich była bardzo zainteresowana, ale później szybko to zainteresowanie traciły. Jak szybko? Wystarczy powiedzieć że dziewczyna która pięciokrotnie przed wysłaniem wiadomości kasowała i pisała od nowa (co było widać bo w tej apce tak jak na fejsie widać jak ktoś coś piszę po znaczku “…”), dwa dni później odpowiadała po kilku godzinach w zdawkowych, półzdaniowych, nic nie wnoszących do dyskusji odpowiedziach, mających na celu zniechęcenie mnie do kontynuacji rozmowy. Nawet pisząc nie jestem w stanie porozumiewać się z kobietami tak aby były choć odrobinę zainteresowane. To co by było gdybym miał podrywać je na ulicy? Weźmy pod uwagę że mam ADHD i zwyczajnie nie słucham co się do mnie mówi, oraz ciągle przerywam swoim rozmówcom. Pisząc nie mam takiej możliwości, a jednak mimo to, oraz to że w apce widać było tylko moje zdjęcie, skromnego wzrostu, oraz bardzo skromnej wagi nie podawałem – i tak nie byłem w stanie zainteresować żadnej dziewczyny. Chciałem najpierw zaznaczyć że piszę to po kilku dniach przerwy od aktywności na tych portalach, uwolniłem część (całości pewnie nie jestem w stanie sobie uświadomić na tym etapie) emocji związanych z tym faktem. Zastanawia mnie to, dlaczego trzeba się tak bardzo rozwinąć żeby wyjść z uzależnienia? Dlaczego nie można sobie spokojnie żyć pozostając na niskim poziomie świadomości? Przecież to że jestem na niskim poziomie świadomości w niczym nie czyni mnie gorszym. To skoro bycie na wyższym poziomie nie czyni mnie lepszym, to po co miałbym dążyć do niego? Doszedłem do wniosku że jedynym powodem dla którego myślę o rozwoju duchowym, mentalnym, czy emocjonalnym, oraz dlaczego w ogóle próbowałem cokolwiek zmieniać odnośnie relacji damsko-męskich jest moja niechęć do mojego uzależnienia. Ja nawet nie chcę być szczęśliwy, chcę być tylko skuteczny. Chciałbym przestać marnować czas na wszystko co ma jakikolwiek związek z seksem – w moim przypadku chodzi tylko o porno i fantazje erotyczne, bo żadnego realnego seksu nigdy nie było i prawdopodobnie nie będzie. Chciałbym poświęcić (nawet dobre słowo) życie na realizacje swoich pomysłów, bez angażowania się w jakiekolwiek relacje, bo to strata czasu.
Przed pandemią próbowałem podchodzić do kobiet na ulicy.
Iiii znowu wraca ten sam temat.
Bo dalej jesteś kompletnie nieświadomy własnych intencji, tego co czujesz, jakie masz do tego nastawienie.
Dalej szukasz poza sobą, a nie w sobie.
Nie ma słowa o intencjach, o poziomie świadomości, nastawieniu, postawach, tym co czułeś, etc.
Zaczynałem wiele miesięcy temu, nawet ci o tym pisałem. Podejście do kobiety na żywo dalej jest ponad moje siły.
Ależ bzdury kompletne.
To jakby mówić, że otworzenie drzwi, na które napierasz, jest ponad Twoje siły.
Nie jest.
Po prostu zamiast podchodzić wybierasz opieranie się i klejenie do strachu, wstydu, etc.
Nie chcesz się od tego odkleić i sądzisz, że problem jest poza Tobą.
Po prostu nie jestem w stanie tego zrobić.
Po prostu nie chcesz. I wciskasz sobie bzdury, że nie możesz.
Po raz setny powtórzę, że każde “nie mogę” to nieuświadomione “nie chcę”.
Każdy facet, który czyta te słowa niech zada sobie pytanie – “naprawdę nie mogę podejść do kobiety, przywitać się, zaproponować kawę lub spacer?”
Oczywiście, że każdy może.
A ten, kto sobie wciska kit, że nie może tak naprawdę wybiera, by nie narazić się na odczucie wstydu, winy i strachu. Bo jest tak dumny, że woli unikać dyskomfortu, niż fajnie spędzić czas z kobietą.
Gdyby uczciwie to przyznali, a następnie zaczęli się oczyszczać, odkleili się od emocji i oporu i podjęli decyzję o działaniu z odpowiednią intencją, cały problem by zniknął.
Nie wiem dlaczego przez lata byłem w stanie podchodzić do obcych ludzi i sępić od nich pieniądze, byłem w stanie wchodzić na scenę i robić z siebie głupka przez mikrofon.
Nie wiesz, bo nie jesteś świadomy swoich intencji teraz.
Działałeś, bo robiłeś tylko to, co nie wiązało się z Twoim obrazem siebie, poczuciem wartości, etc.
A gdybyś miał np. zacząć szukać kobiety do związku, to pojawia się temat wstydu, winy, żalu, oporu, dumy, traktowania siebie, umieszczenia źródła wartości, szczęścia, znaczenia, sensu w kobiecie.
Więc od jej reakcji zależy cały Twój spokój, wizja siebie, świata, życia.
I gdy usłyszysz “nie”, to to wszystko stanie się negatywne, bo zależy od kobiety.
Dlatego tego unikasz. Wolisz żyć samotnie, niż narazić się na “nie”.
Ale kiedy podejście do kogoś nie ma na celu czegoś egoistycznego jak wysępienie kasy, lub kreatywne zrobienie z siebie głupka, tylko podjęcie działania mające na celu zbudowanie z kimś relacji to cała moja “pewność siebie” po prostu znika.
Bo to nigdy nie była pewność siebie.
Poza tym nie ma to nic wspólnego z pewnością siebie, tylko pewnością Twoich intencji.
Nie jesteś ich kompletnie świadomy. A że czujesz, czyli stawiasz, opór, to znak, że są negatywne.
To co zdrowe wyciąga z Ciebie wstyd, winę, żal, strach.
A z nimi nie chcesz się zmierzyć. Wolisz sobie mówić, że nie możesz podejść do kobiety i się przywitać i że nie masz na to sił.
Oczywiście, że nie masz, bo wszystkimi siłami napierasz na emocje. Wystarczy przestać.
A odmówienie przez kobietę spotkania wziąłbyś do siebie, czyli użył jako racjonalizację i potwierdzenie własnego obrazu siebie – jako kogoś gorszego, niezasługującego na nic dobrego, etc. Dlatego wybierasz samotność pomimo pragnień i frustracji.
A potem wybuchła epidemia z której to okazji założyłem sobie konto na kilku portalach randkowych. W życiu nie sądziłem że to kiedykolwiek zrobię.
Pewnie, bo cały czas hipnotyzujesz się mentalnym bełkotem. A w nim widzisz tylko racjonalizacje emocjonalności i oporu.
Nawet masz teraz dowód, że to co uważałeś, że nie możesz, że to niemożliwe, okazało się banalne, bo wystarczył odpowiedni pretekst.
To co niemożliwe nagle zrobiłeś bez problemów kilka lub kilkanaście razy.
I tak samo może być w temacie podchodzenia.
Ale wolisz po raz kolejny oszukiwać się, że nie możesz.
Możesz, tylko nie chcesz.
Ale napisałeś mi że w moim przypadku naprawa tego obszaru w moim życiu jest najprawdopodobniej niezbędna do tego żebym mógł wyjść z uzależnienia.
To, co stanowi naprawdę tego obszaru stanowi element zdrowienia.
Pytanie co wg Ciebie będzie oznaczało, że ten obszar naprawiłeś?
Czy wiesz jakie są przyczyny problemów?
To, że sobie podejdziesz do 40 kobiet, umówisz się z kilkoma i nawet będziesz miał seks niekoniecznie musi cokolwiek zmienić na lepsze.
Dlatego zrobiłem coś co parę lat temu byłoby pogwałceniem moich zasad.
No i widzisz – masz jakieś durne zasady, czyli tak naprawdę wymyślone reguliki, które mają zapewnić Ci uniknięcie odczucia wstydu, winy.
Naprawdę uzależniony powinien wystrzegać się przestrzegania tego, co sobie ustalił z poziomu wstydu, winy, oporu, strachu i powinien poznać i kierować się regułami ludzi zdrowych, szczęśliwych, dojrzałych.
Niegdyś gdybyś założył konto na portalu randkowych oznaczałoby dla Ciebie, że jesteś gorszy, zdesperowany – czyli poczułbyś wstyd, winę, żal, które nosisz w sobie cały czas.
A teraz nagle, magicznie przestałeś je projektować na portale randkowe, bo jest pandemia, nie możesz wychodzić i żeby choć troszeczkę mieć świadomość, że coś robisz, a nie tylko narzekasz na brak relacji i seksu, zacząłeś pisać. Więc odpuściłeś projekcję wstydu i winy na pisanie na portalach randkowych.
Napisałem do kilku dziewczyn. Początkowo widząc moje zdjęcie część z nich była bardzo zainteresowana, ale później szybko to zainteresowanie traciły. Jak szybko? Wystarczy powiedzieć że dziewczyna która pięciokrotnie przed wysłaniem wiadomości kasowała i pisała od nowa (co było widać bo w tej apce tak jak na fejsie widać jak ktoś coś piszę po znaczku “…”), dwa dni później odpowiadała po kilku godzinach w zdawkowych, półzdaniowych, nic nie wnoszących do dyskusji odpowiedziach, mających na celu zniechęcenie mnie do kontynuacji rozmowy.
A o sobie oczywiście nic nie mówisz.
Nawet pisząc nie jestem w stanie porozumiewać się z kobietami tak aby były choć odrobinę zainteresowane.
Oczywiście
Bo Twoją intencją jest wziąć, a nie dać.
To co by było gdybym miał podrywać je na ulicy?
Wyszedłby z Ciebie wstyd, wina, żal, strach, opór, wszelkie braki, w które wierzysz i którym się opierasz i mógłbyś się z tego oczyścić.
Ale Ty się tego trzymasz i/lub robisz co możesz, by tego uniknąć.
A przez to nic się nie zmieni.
Weźmy pod uwagę że mam ADHD
A to sobie możesz nazywać swoje nieuświadomione odruchy jak Ci się podoba.
Ale nie zmienia to faktów – tego o czym Ci mówię już długi czas.
i zwyczajnie nie słucham co się do mnie mówi,
Bo jesteś non stop zahipnotyzowany mentalnym bełkotem i masz gdzieś co Ci się mówi.
Widać to po naszej korespondencji – już Ci przedstawiłem fakty wielokrotnie, a Ty dalej swoje. Nadal nie widzę, byś cokolwiek z tego zrozumiał.
Więc proszę przynajmniej nie dziw się, że nic się nie zmienia.
Bo problem nie leży w świecie zewnętrznym.
“Zwyczajnie nie słucham co się do mnie mówi” to jedna z fundamentalnych przyczyn, przez które masz problemy w życiu, w tym uzależnienie i słabe relacje z innymi, w tym z kobietami. Bo słuchanie innych, w szczególności kobiet, to rzecz krytycznie ważna jeśli zależy Ci na pozytywnej relacji.
oraz ciągle przerywam swoim rozmówcom.
Bo to bardzo silna potrzeba kontroli – co sugeruje dużo stłumionego wstydu, winy i strachu.
Ogólnie to egoizm – cały czas wybierasz siebie, a nie innych.
Inni ludzie tak jakby nie istnieli dla Ciebie – stanowią ewentualnie tylko środek do celu.
Tak wygląda postrzeganie innych ludzi z niskiego poziomu świadomości.
Bo i tak postrzegasz samego siebie.
Pisząc nie mam takiej możliwości, a jednak mimo to, oraz to że w apce widać było tylko moje zdjęcie, skromnego wzrostu, oraz bardzo skromnej wagi nie podawałem – i tak nie byłem w stanie zainteresować żadnej dziewczyny.
Ale co mówiłeś już nie podajesz.
Unikasz konkretów i przedstawiasz tylko to, co WYDAJE Ci się istotne.
A czy jest w rzeczywistości? Prawie na pewno nie.
Chciałem najpierw zaznaczyć że piszę to po kilku dniach przerwy od aktywności na tych portalach, uwolniłem część (całości pewnie nie jestem w stanie sobie uświadomić na tym etapie) emocji związanych z tym faktem.
Czyli co uwolniłeś?
Uwalnianie emocji to nie magiczne zaklęcie. Nagle się wszystko samo nie zrobi.
Bo emocje to element wewnętrznego kompasu.
Mówią o Twoim podejściu, nastawieniu do siebie, świata, ludzi, przeszłości, itd.
Jak czujesz winę, to znaczy, że stawiasz się w roli ofiary i/lub obwiniasz kogoś za coś. Czyli utrzymujesz negatywną, toksyczną relację.
Jak czujesz wstyd, to siebie postrzegasz jako gorszego, etc.
Zastanawia mnie to, dlaczego trzeba się tak bardzo rozwinąć żeby wyjść z uzależnienia?
Nic nie trzeba.
Uzależnienie to konsekwencja życia nieświadomego, niedojrzałego. Po prostu.
Tak jak porażenie prądem to konsekwencja wsadzenia palców w gniazdko.
Jak chcesz, by prąd przestał Cię razić, to nie tylko trzeba wyjąć palce z gniazdka ale też już ich nigdy nie włożyć.
To pewien wyraz rozwoju.
Wyjście z uzależnienia wymaga dużo większego wzrostu.
Dlaczego nie można sobie spokojnie żyć
Ależ Ty nigdy nie żyłeś spokojnie!
Sam sobie na to nie pozwalasz i nigdy nie pozwalałeś.
Życie niedojrzałe, negatywne, nieświadome wiąże się z negatywnymi konsekwencjami.
Jak na deszcz i zimny wiatr wyjdziesz ubrany lekko, to też prawie na pewno będą z tego nieprzyjemne konsekwencje.
Wtedy też byś się pytał “Dlaczego żeby przestać się przeziębiać i mieć zapalenie oskrzeli muszę się ciepło ubierać?”
pozostając na niskim poziomie świadomości?
Bo niski poziom świadomości to automatycznie życie pełne zmagania, cierpienia, bólu, poczucia braków, wiecznego niezadowolenia, frustracji i więcej.
Czyli dokładnie takie jakie Ty wiedziesz, bo takie wybierasz ze swojego poziomu.
A potem sobie mówisz, że lepiej się nie da i że przyczyna na pewno leży w kobietach.
I dodatkowo sobie jeszcze znalazłeś inne racjonalizacje jak ADHD.
Ale to wszystko dokładnie jakości przynależące do niskiej świadomości.
Niska świadomość to postrzeganie wszystkiego w życiu bardzo, bardzo negatywnie, a więc niezgodnie z prawdą.
Bo to projekcja własnych, bardzo poważnych zaniedbań.
Przecież to że jestem na niskim poziomie świadomości w niczym nie czyni mnie gorszym. To skoro bycie na wyższym poziomie nie czyni mnie lepszym, to po co miałbym dążyć do niego?
Bo to jakie masz życie i doświadczenia to bezpośrednia konsekwencja poziomu świadomości.
Nie jesteś ani lepszy, ani gorszy ale będziesz doświadczał konsekwencji własnych wyborów i decyzji.
A ich jakość zależy całkowicie od poziomu świadomości.
Np. nie jesteś kompletnie świadomy, że możesz podejść do kobiet, tylko nie chcesz, BO… – i tu nie wiesz, bo nie chcesz wiedzieć.
Wolisz zwalać odpowiedzialność na świat.
Gdybyś wybrał np. odwagę, to byś powiedział, że jesteś dumny jak paw, że nie chcesz narazić się na odczucie wstydu, winy i żalu, że się boisz i nie chcesz podjąć działania i poczuć dyskomfortu, ośmieszyć się, nie chcesz zrezygnować z urojeń, że można Cię zranić czy odrzucić. Nie chcesz uświadomić sobie swoich intencji, postaw i nastawienia odnośnie kobiet, itd.
Pytasz “Dlaczego nie mogę zjeść dobrego posiłku, skoro przygotowuję sobie byle jakie? Dlaczego muszę stać się lepszym kucharzem, by zaczęły smakować mi posiłki, które sobie przygotowuję?”
To trochę pytanie z poziomu małego dziecka.
Wyjaśnia to przysłowie “jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz”. Ty sobie “ścielisz” bardzo marnie. Dlatego się “nie wysypiasz”.
Jak sobie pościelisz marnie, to nie jesteś ani lepszy, ani gorszy. Ale w konsekwencji tego zaniedbania nie będziesz miał takiej nocy jakbyś mógł mieć.
Doszedłem do wniosku że jedynym powodem dla którego myślę o rozwoju duchowym, mentalnym, czy emocjonalnym, oraz dlaczego w ogóle próbowałem cokolwiek zmieniać odnośnie relacji damsko-męskich jest moja niechęć do mojego uzależnienia. Ja nawet nie chcę być szczęśliwy, chcę być tylko skuteczny.
A nie lepiej być i skutecznym, i szczęśliwym?
Zmierzenie się z oporem, wstydem, lękiem, strachem, żalem i wybór radości zapewni Ci ją. Bo ona pochodzi z wewnątrz i nie zależy od niczego, prócz Twojej decyzji, by ją poczuć.
Widzisz, że doświadczasz konsekwencji własnych decyzji. Nie chcesz być szczęśliwym, a jednocześnie chcesz zmienić rezultaty swoich działań ale nie zmieniając siebie. A to niemożliwe. Bo to co ROBISZ wynika z tego jaki JESTEŚ.
BYĆ -> ROBIĆ -> MIEĆ
Natomiast Twoje intencje w życiu nigdy nie dotyczył zmiany siebie, tylko ewentualnie zmagania, by zmienić rezultaty swoich działań.
To tak nie działa. To nie taka planeta.
Chciałbym przestać marnować czas na wszystko co ma jakikolwiek związek z seksem
Bo chcesz uciec od tego, przez co możesz się narazić na wstyd, winę i żal.
Czyli automatycznie uniemożliwia to bycie ani skutecznym, ani szczęśliwym.
Bo to od czego uciekasz nadal tłumisz, projektujesz na siebie, na świat, cały czas wybierasz co najwyżej to, poprzez co się nie narazisz na odczucie tych emocji. I non stop się im opierając odcinasz się od wewnętrznego źródła radości, spokoju.
Jako, że umysł non stop jest przez to zasilany, nie może się skupić na chwili obecnej, poświęcić się w pełni jakiemuś działaniu, co przekreśla skuteczność w czymkolwiek.
– w moim przypadku chodzi tylko o porno i fantazje erotyczne, bo żadnego realnego seksu nigdy nie było i prawdopodobnie nie będzie.
No bo dalej nie zamierzasz się zmienić. Ani wziąć odpowiedzialności.
Pytasz po co wyższy poziom świadomości – a właśnie po to, by być skutecznym i szczęśliwym naraz.
Ale Ty wolisz własną rację.
Chciałbym poświęcić (nawet dobre słowo) życie na realizacje swoich pomysłów,
No jednym z nich jest właśnie uciekanie od emocji.
Ja bym na Twoim miejscu poszukał pomysłów, którzy mają inni – skuteczni i szczęśliwi – i je realizował.
Zaczął ich naśladować, a nie dalej kierować się własnymi pomysłami.
Bo Twoje nie doprowadzą Cię w nowe miejsce.
bez angażowania się w jakiekolwiek relacje, bo to strata czasu.
No i dziwisz się, że nie jesteś skuteczny.
Z takim nastawieniem pisałeś z dziewczynami.
To się czuje.
To nie żadna strata czasu, tylko konsekwencja Twojej świadomości, Twojej intencji, Twojego całościowego podejścia.
Próbujesz coś zabrać, zdobyć bez dawania tego co pozytywne. To się udać nie może.
Ludzie, którzy mają seks, a są nadal na niskim poziomie świadomości odpuścili chociaż na tyle dumy, by dowiedzieć się co lubią kobiety, co je podnieca, jak z nimi rozmawiać, co prowadzi do seksu i im to dają. Nazywa się to grą, bo nikt z nich tak naprawdę nie robi tego szczerze z szacunku, miłości, tylko by się tak okręcić, by się w końcu na seks zdecydować.
A nie musi to być grą. Może być szczere, otwarte, pełne radości i wzajemnego szacunku i akceptacji. Nawet miłości.
No ale Ty nie jesteś szczery, ani nie szanujesz siebie, swoich intencji.
Nie jesteś ich świadom – co nazywasz brakiem pewności “siebie” – bo się ich wstydzisz.
Dlatego nie masz tego, czego rzekomo pragniesz.
Bo pragniesz przede wszystkim tego, co nazywasz “spokojem” ale to spokój nie jest.
To tylko nie odczuwanie emocji. Których masz stłumione multum.
To jakby próbować żyć ze złamaną ręką i gdy ktoś Cię weźmie za dłoń to syczysz z bólu i mówisz, że nie możesz mieć szczęśliwych relacji z ludźmi.
Ależ możesz, tylko trzeba zająć się złamaniem.
Ale Ty pytasz “Dlaczego nie mogę być skutecznym mając złamaną rękę? Po co mam się nią zająć?”
“Bo dalej jesteś kompletnie nieświadomy własnych intencji, tego co czujesz, jakie masz do tego nastawienie.”
Cóż to prawda. Odnośnie intencji nic oprócz próby przekonania swojego umysłu do tego że coś robię nie przychodzi mi do głowy.
“Pytanie co wg Ciebie będzie oznaczało, że ten obszar naprawiłeś?
Czy wiesz jakie są przyczyny problemów?”
Nie wiem. Mógłbym powiedzieć że znalezienie sobie partnerki i posiadanie szczęśliwej relacji, albo ewentualnie “zaliczenie” trzycyfrowej liczby kobiet. Ale przecież skoro nie należy szukać na zewnątrz to znaczy że problem nie leży w braku relacji czy partnerek. Więc nie wiem. Nie wiem nawet czy wolałbym mieć jedną partnerkę i głęboką relację na całe życie, czy nie wolałbym po prostu “zaliczać panienek”. Wydaje mi się że powinienem najpierw zapoznać się z “zaliczaniem”, a później gdyby okazało się że to jednak nie to, dążyć do relacji z jedną kobietą. Różne przyczyny wymieniałem już tutaj w sekcji komentarzy. Prawdę mówiąc nie mam pojęcia nawet które z nich są prawdziwe. Tak więc przyczyn również tak naprawdę nie znam.
“Niegdyś gdybyś założył konto na portalu randkowych oznaczałoby dla Ciebie, że jesteś gorszy, zdesperowany – czyli poczułbyś wstyd, winę, żal, które nosisz w sobie cały czas.”
Ależ poczułem. Nie powiedziałbym że zakładanie konta na portalu randkowym było na początku banalne. Może i było, ale ja wewnątrz banalnie się z tym wcale nie czułem. A kiedy dostawałem tzw. “pary” (bo na takich portalach, pisać można ze sobą dopiero kiedy obydwie strony zobaczą najpierw swoje profile i się wzajemnie zalajkują) to czułem się mniej więcej tak : “o nie, kolejna dziewczyna do której “trzeba” napisać”. No dobrze moją intencją ewidentnie było przekonanie swojego umysłu do tego że “przecież działam”, bo pisząc ten komentarz zaczynam zdawać sobie sprawę, że ja wcale nie chciałem pisać do żadnych dziewczyn, ani się z nimi później umawiać. Tak więc na siłę zmuszałem się do pisania z nimi zupełnie nie mając intencji stworzenia jakiejkolwiek relacji, czy nawet “zaliczenia” którejkolwiek z nich.
“Bo Twoją intencją jest wziąć, a nie dać.”
A co ja mogę dać kobiecie? Jestem zdziwaczałym pornoholikiem, wiecznym studentem, bez normalnych znajomych, za to z “ciekawą” przeszłością obfitującą w narkotykowo-alkoholowe ekscesy, oraz problemy z prawem, do tego “męską”, szowinistyczną świnią którą interesuje tylko heavy metal, sztuki walki i amerykańskie fury (chociaż nigdy nawet żadną z nich nie jeździłem bo mnie nie stać). Może powinienem dać powyższe zdanie jako opis swojego profilu na wyżej wymienionych (a z nazwy to właściwie nie wymienionych) portalach, żeby być bardziej szczerym?
“Bo to bardzo silna potrzeba kontroli – co sugeruje dużo stłumionego wstydu, winy i strachu.
Ogólnie to egoizm – cały czas wybierasz siebie, a nie innych.
Inni ludzie tak jakby nie istnieli dla Ciebie – stanowią ewentualnie tylko środek do celu.
Tak wygląda postrzeganie innych ludzi z niskiego poziomu świadomości.
Bo i tak postrzegasz samego siebie.”
No to znaczy że stłumionego wstydu, winy i strachu mam bardzo dużo. Trudno powiedzieć czy jest cokolwiek czego pragnę bardziej niż kontroli. Tak jestem egoistą. Przez większość czasu nawet nie próbowałem tego zmieniać. A wszelkie próby zmiany tego wcale nie pomagały. Chociaż – starałem się walczyć z egoizmem tak naprawdę po to żeby móc lepiej manipulować ludźmi. Błędne koło. Całe moje życie to jedno błędne koło. Ludzie faktycznie w ogóle mnie nie interesują. A o relacje dbam tylko po to żeby się dowartościować. Żeby sobie powiedzieć “ktoś mnie lubi, więc wszystko jest ze mną w porządku”. To samo odnośne relacji z kobietami.
“Ale co mówiłeś już nie podajesz.”
Nie mówiłem nic co ujawniłby stłumione emocje. Nic co mogłoby pchnąć relację do przodu. Czcza gadanina o niczym, jak z jakimś randomem którego średnio chcę poznać w kolejce w urzędzie. Próbując pisać cokolwiek o sobie rozmowy bardzo szybko schodziły na temat używek i imprez które źle się kończyły. Ale to były osoby poznane w internecie. Nie chciałem się od razu narzucać, a wiele z tych kobiet dodatkowo “ośmiela” mężczyzn deklaracjami że szukają tylko i wyłącznie relacji na całe życie, a nie chcą “przygód”. Przepraszam, ja nawet nie wiem czy ta pani z którą rozmawiam pokazała na profilu swoje prawdziwe zdjęcia, a nawet jak prawdziwe to bardzo wiele z nich jest filtrowana. Przecież na początkowym etapie znajomości nie wiadomo czy dziewczyna w ogóle się podoba. A ja mam od razu być pewien swoich intencji? To jest oburzające.
“Jak czujesz wstyd, to siebie postrzegasz jako gorszego, etc.”
No więc właśnie czułem się gorszy – jak desperat, który potrzebuje jakiegoś głupiego portalu, aby znaleźć dziewczynę, a jak przychodzi co do czego to nawet nie potrafi poprowadzić rozmowy w odpowiedni sposób.
“A potem sobie mówisz, że lepiej się nie da i że przyczyna na pewno leży w kobietach.”
Nigdy nie twierdziłem że przyczyna leży w kobietach. Czy nie może być tak że dwie osoby po prostu do siebie nie pasują? Czy w kimkolwiek musi leżeć przyczyna? Przecież to że ja nie dążę do tego, by mieć stosunki z dziećmi, albo zwierzętami jest całkowicie normalne. Tak więc to że kobiety nie dążą do tego by mieć je ze mną również jest całkowicie normalne. Może po prostu jestem zbyt lekki i za niski. Może one nawet przez internet wyczuwają tzw. “gorsze geny”. Dinozaury istniały ok 175 mln lat, a potem wymarły. Może ja także powinienem doświadczyć wymarcia – właśnie w tym wcieleniu. Przecież to wszystko jest w porządku. Ktoś musi wyginąć, aby ktoś inny mógł się rozwinąć. Gdyby dinozaury nie wyginęły człowiek nie miałby szans zaistnieć. I przecież to wcale nie oznacza że jestem gorszy. Po prostu ewolucja gatunku ludzkiego nie faworyzuje jednostek odznaczających się niskim wzrostem i małą masą ciała w warunkach w których nie ma głodu, wojen i tym podobnych. Jedzenia starczy dla każdego, więc po co kobiety mają dążyć do przekazywania genów potomstwu ze mną, jeżeli mogą sobie pozwolić na to z jakimś wielkim mięśniakiem? W obecnych warunkach, kiedy wiadomo że nie zabraknie jedzenia, oraz ryzyka że wielki mięśniak padnie na zawał podczas pościgu za mamutem, nie ma sensu dla żadnej kobiety rozmnażanie z niskim i szczupłym mężczyzną.
“Bo niski poziom świadomości to automatycznie życie pełne zmagania, cierpienia, bólu, poczucia braków, wiecznego niezadowolenia, frustracji i więcej.”
Ale kiedyś napisałeś mi że Ted Bundy wcale się nie zmagał, chociaż był na niskim poziomie świadomości. Napisałeś mi że po prostu był spójny ze swoim poziomem rozwoju. A ja? Nie, daleki jestem od chęci upodabniania się do niego. Ale co w moim przypadku miałoby oznaczać bycie spójnym ze swoim poziomem rozwoju?
“Gdybyś wybrał np. odwagę, to byś powiedział, że jesteś dumny jak paw, że nie chcesz narazić się na odczucie wstydu, winy i żalu, że się boisz i nie chcesz podjąć działania i poczuć dyskomfortu, ośmieszyć się, nie chcesz zrezygnować z urojeń, że można Cię zranić czy odrzucić. Nie chcesz uświadomić sobie swoich intencji, postaw i nastawienia odnośnie kobiet, itd.”
Cóż, lepiej bym tego nie ujął. Właściwie każdy z tych podpunktów do mnie pasuje.
“Ludzie, którzy mają seks, a są nadal na niskim poziomie świadomości odpuścili chociaż na tyle dumy, by dowiedzieć się co lubią kobiety, co je podnieca, jak z nimi rozmawiać, co prowadzi do seksu i im to dają. Nazywa się to grą, bo nikt z nich tak naprawdę nie robi tego szczerze z szacunku, miłości, tylko by się tak okręcić, by się w końcu na seks zdecydować.”
Już ci kiedyś napisałem o tym ilu i jakich “speców” od podrywu słuchałem. Wolałbym nie wchodzić w to z powrotem. Brak wiedzy teoretycznej raczej nie jest moim problemem w tym przypadku, bo zapoznałem się z mnóstwem wiedzy na ten temat. Niestety ci “PUA” w wielu aspektach wzajemnie sobie zaprzeczają, a ja od czytania ich materiałów mam tylko mętlik w głowie, tym bardziej że wielu (chociaż to już nie klasyczni pua tylko raczej redpillowcy – i oni byli dla mnie autorytetami w zdecydowanie większym stopniu) twierdziło że to co kobiety lubią, co je podnieca i co prowadzi do seksu z nimi to bycie wysokim, umięśnionym, samozwańczym samcem alfa. Czyli coś co w dwóch trzecich jest totalnie poza moim zasięgiem.
“Ale Ty pytasz „Dlaczego nie mogę być skutecznym mając złamaną rękę? Po co mam się nią zająć?””
Wiesz odnośnie skuteczności, nie chodziło mi o relacje. Chodziło mi bezpośrednio o moje uzależnienie. Bo tracę przez nie czas i energię. Mógłbym to wykorzystać aby się więcej i lepiej uczyć nowych rzeczy. Mógłbym więcej czasu i energii poświęcić moim pasjom – grze na gitarze, treningom – mieć lepsze rezultaty i mieć ich więcej. Miałbym więcej czasu i energii na naukę, aby w końcu skończyć te studia i zacząć robić karierę. To jest powodem dla którego postanowiłem skończyć z uzależnieniem i zacząłem szukać pomocy, a nie relację. Temat relacji wrócił, gdyż z jakiegoś powodu często jest tutaj poruszany. Czuje jakbyś próbował i to wręcz narzucić. Chociaż z drugiej strony możliwe że ty używasz tej tematyki jako przykładu, a ja na to bardzo mocno reaguje, co świadczy że być może nieświadomie bardzo pragnę relacji z innymi ludźmi w tym z kobietami. I używam wszystkiego, włącznie z “pasjami” do tego żeby uciec od tego problemu.
„Bo dalej jesteś kompletnie nieświadomy własnych intencji, tego co czujesz, jakie masz do tego nastawienie.”
Cóż to prawda. Odnośnie intencji nic oprócz próby przekonania swojego umysłu do tego że coś robię nie przychodzi mi do głowy.
Oczywiście, bo przecież nie masz Programu WoP, ponad tysiąca stron wiedzy, narzędzi, pokazanej drogi jak zmienić siebie.
Całe życie spędziłeś bazując wyłącznie na tym, co przychodziło Ci do głowy. I w tym cały problem – bo to nie było twórcze, konstruktywne myślenie, tylko mentalizacja, której jedyną rolą jest napędzanie samej siebie.
A tym czym masz się kierować to rzeczy nowe, mądre, których nie wymyślisz i nie wymyśliłeś i które zawiera np. Program WoP, który posiadasz.
„Pytanie co wg Ciebie będzie oznaczało, że ten obszar naprawiłeś?
Czy wiesz jakie są przyczyny problemów?”
Nie wiem.
A kiedykolwiek chciałeś się dowiedzieć i to zmienić?
Jak się dowiedzieć wyjaśnia WoP.
Jak je zmienić wyjaśnia WoP.
Jakie będą podczas tego problemy i co z nimi robić wyjaśnia WoP.
Mógłbym powiedzieć że znalezienie sobie partnerki i posiadanie szczęśliwej relacji, albo ewentualnie „zaliczenie” trzycyfrowej liczby kobiet.
Znalezienie partnerki i posiadanie szczęśliwej relacji to troszkę inna sytuacja, niż zaliczenie 500 kobiet.
Podałeś można rzec dwa odległe od siebie wyniki.
Ale przecież skoro nie należy szukać na zewnątrz
Zewnętrze to reprezentacja wnętrza.
To co znajdujesz na zewnątrz, wybrałeś.
Tym co na zewnątrz nie można zastępować poczucia wewnętrznych braków, co nie znaczy, że nie należy działać w życiu.
Bo realne działanie najczęściej ujawnia to, co wewnątrz – wyparte, stłumione, zapomniane, a co blokuje, przeszkadza, utrudnia.
to znaczy że problem nie leży w braku relacji czy partnerek. Więc nie wiem.
To przeczytaj swój poprzedni komentarz.
Problem leży w tym jaki jesteś, jak żyjesz.
I jedną z konsekwencji tego jak brak relacji i seksu.
Nie wiem nawet czy wolałbym mieć jedną partnerkę i głęboką relację na całe życie, czy nie wolałbym po prostu „zaliczać panienek”.
No i nie wiesz i Ci tak wygodnie, bo nie musisz nic zmienić, nie musisz zacząć wkładać wysiłku w swoje życie, nie musisz wziąć odpowiedzialności.
Nic nie musisz.
I możesz sobie dalej komfortowo nienawidzić, osądzać, szydzić, etc.
Nawet powiedziałeś, że nie wiedziałeś, że ważne jest planowanie i realizowanie.
Nawet wakacje warto planować, żeby niczego nie zapomnieć, jak najwięcej zwiedzić, etc.
Najwyraźniej bardzo dobrze Ci się żyje z 10 czy 100 zł przy duszy, w samotności, wiecznym obwinianiu i niechęci do siebie i do ludzi.
Wydaje mi się że powinienem najpierw zapoznać się z „zaliczaniem”, a później gdyby okazało się że to jednak nie to, dążyć do relacji z jedną kobietą. Różne przyczyny wymieniałem już tutaj w sekcji komentarzy. Prawdę mówiąc nie mam pojęcia nawet które z nich są prawdziwe. Tak więc przyczyn również tak naprawdę nie znam.
No widzisz – nigdy nawet nie zastanawiałeś się o co Ci chodzi.
Tylko odbijałeś się od emocji do emocji, od myśli do myśli.
Zaś aby coś faktycznie zmienić, trzeba to wybrać, wkładać wysiłek w realizację tego, zmierzyć się ze wszystkim co wyjdzie po drodze, a nie rezygnować, bo poczuliśmy opór, strach czy inne emocje, myśli, etc.
„Niegdyś gdybyś założył konto na portalu randkowych oznaczałoby dla Ciebie, że jesteś gorszy, zdesperowany – czyli poczułbyś wstyd, winę, żal, które nosisz w sobie cały czas.”
Ależ poczułem. Nie powiedziałbym że zakładanie konta na portalu randkowym było na początku banalne. Może i było, ale ja wewnątrz banalnie się z tym wcale nie czułem.
Naturalnie.
I zapewne 99,9% decyzji jakie podjąłeś były tylko takimi, z którymi czułeś się dobrze. A przynajmniej lepiej, niż zazwyczaj.
A że praktycznie na wszystko patrzyłeś przez pryzmat winy, wstydu, żalu, gniewu, dumy, to nigdy z niczym nie czułeś się dobrze.
Tylko z emocjami najwyższymi jak gniew i duma.
Ale te najwyższe emocje to nadal infantylność, niedojrzałość, stany dalekie i oddalające od zdrowia.
A kiedy dostawałem tzw. „pary” (bo na takich portalach, pisać można ze sobą dopiero kiedy obydwie strony zobaczą najpierw swoje profile i się wzajemnie zalajkują) to czułem się mniej więcej tak : „o nie, kolejna dziewczyna do której „trzeba” napisać”.
Widzisz więc, że sam stawiasz się w roli ofiary całe życie.
Bo sam kontynuujesz to, co robili rodzice – zmuszali Cię do zainteresowania i przestrzegania religii.
I sam tak żyjesz od tamtego czasu.
Innymi słowy – jesteś dla siebie dokładnie taki jacy byli dla Ciebie rodzice. A nawet dużo gorszy.
Co oznacza, że chcąc nie chcą i tak czujesz się winny i winą się kierujesz.
No dobrze moją intencją ewidentnie było przekonanie swojego umysłu do tego że „przecież działam”,
Więc po raz kolejny – umysł nie ma żadnego celu, intencji, pragnień.
Umysł to pole. Czy próbowałeś kiedyś przekonać do czegoś pole elektromagnetyczne?
Zaś myślenie to proces bezosobowy, ciągły i nieskończony. Jak wiatr.
Czy próbowałeś do czegoś przekonać wiatr?
No ale wspaniale wygodnie jest powiedzieć sobie “no nie mogę przekonać mojego umysłu do zmiany” i już! Umysł nie chce zmiany, to znaczy, że się nie da!
Twoją intencją było takie kombinowanie, by na moment przestać czuć się winnym, “bo przecież coś robię” i tyle.
Coś porobiłeś, tak jak ćwiczenia na gitarze, a gdy przestawałeś czuć się winny, porzucałeś to.
W innym komentarzu dopiero napisałeś, że zepsuła Ci się gitara i musisz kupić nową ale nie stać Cię.
Więc nawet miesięcznie nie odłożyłeś 20 zł, by sobie uzbierać na nową.
O tym mówię – że znajdujesz preteksty, by nie działać, a nie znajdujesz, by działać.
To pokazuje Twoje intencje.
bo pisząc ten komentarz zaczynam zdawać sobie sprawę, że ja wcale nie chciałem pisać do żadnych dziewczyn, ani się z nimi później umawiać.
Oczywiście że nie. Robiłeś to kierując się nieświadomie jakimś przekonaniem, które też skądś dostałeś.
Nigdy nie wybierałeś z chęci, tylko z niechęci, a nawet nienawiści.
No ale po raz pierwszy w ogóle zacząłeś rozmyślać co robisz i z jakich powodów.
Gdybyś naprawdę pragnął coś osiągnąć w temacie grania na gitarze, to znalazłbyś rozwiązanie do obecnej sytuacji.
A kiedy Ci się zepsuła gitara? Ile lat temu?
Tak więc na siłę zmuszałem się do pisania z nimi zupełnie nie mając intencji stworzenia jakiejkolwiek relacji, czy nawet „zaliczenia” którejkolwiek z nich.
I nigdy tego nie wybrałeś.
Bo wybierałeś tylko to, z czym czułeś się jako-tako, bo pewnie dobrze nie czułeś się nigdy lub bardzo rzadko.
A że w relacji jest możliwość zostać zranionym, kobieta może coś od Ciebie chcieć, wymagać, no to oczywiście nie dążyłeś do bycia z kimś dłużej.
“Bo Twoją intencją jest wziąć, a nie dać.”
A co ja mogę dać kobiecie?
Nie wiem. Może nienawiść do dresiarzy?
A co dajesz sobie?
Czy Ci z tym dobrze?
Jeśli nie, to kiedy i co sobie zaczniesz dawać od X momentu do końca życia?
Kiedy zmierzysz się z opiniami na swój temat, osądami, nienawiścią, niechęcią i zaczniesz nad tym pracować?
Problemu nie ma i nigdy nie było w świecie.
Jestem zdziwaczałym pornoholikiem, wiecznym studentem, bez normalnych znajomych, za to z „ciekawą” przeszłością obfitującą w narkotykowo-alkoholowe ekscesy, oraz problemy z prawem, do tego „męską”, szowinistyczną świnią którą interesuje tylko heavy metal, sztuki walki i amerykańskie fury (chociaż nigdy nawet żadną z nich nie jeździłem bo mnie nie stać).
No więc możesz dalej tak żyć, taki być lub się tym zająć.
Z poziomu na jakim na razie jesteś za dużo nie da się wyczarować, co dobrze wiesz.
Ale poziom ten można zmienić.
Jakie są elementy składowe tego, co nazywasz “zdziwaczeniem” już Ci przynajmniej w jakimś przekroju przedstawiłem.
Może powinienem dać powyższe zdanie jako opis swojego profilu na wyżej wymienionych (a z nazwy to właściwie nie wymienionych) portalach, żeby być bardziej szczerym?
Oczywiście możesz. Ale to co napiszesz w internecie zostaje na wieczność. Więc sobie możesz jeszcze bardziej spieprzyć życie. Jak chcesz.
Po raz kolejny możesz wybrać to, co Ci utrudni życie, a nie ułatwi.
Po raz kolejny możesz wybrać to, co negatywne, a nie pozytywne.
„Bo to bardzo silna potrzeba kontroli – co sugeruje dużo stłumionego wstydu, winy i strachu.
Ogólnie to egoizm – cały czas wybierasz siebie, a nie innych.
Inni ludzie tak jakby nie istnieli dla Ciebie – stanowią ewentualnie tylko środek do celu.
Tak wygląda postrzeganie innych ludzi z niskiego poziomu świadomości.
Bo i tak postrzegasz samego siebie.”
No to znaczy że stłumionego wstydu, winy i strachu mam bardzo dużo.
Zgadza się.
I żyjesz, jak to napisałeś – jak zdziczały, bo właśnie dziko miotasz się w sobie. Robisz nawet najbardziej przedziwne rzeczy, byle tylko uniknąć tych emocji. Wolisz żyć jak zdziczały pornoholik, wieczny student, nie mieć znajomych, dążyć do narkotykowo-alkoholowych ekscesów, zachowywać się jak szowinistyczna świnia, mieć problemy z prawem, byle tylko nie czuć tego.
A możesz przestać, zwrócić się do swojego wnętrza i zacząć robić to, o czym mówię w WoP i na tym Blogu.
Może kiedyś przyjdzie Ci do głowy, że rozwiązania są, jakie i wiedza jak je zastosować też.
Trudno powiedzieć czy jest cokolwiek czego pragnę bardziej niż kontroli. Tak jestem egoistą. Przez większość czasu nawet nie próbowałem tego zmieniać. A wszelkie próby zmiany tego wcale nie pomagały.
Bo robiłeś to w taki sposób, który gwarantuje, że się nie uda.
Jak to zmienić wyjaśniam w WoP.
A ponadto wcale nie miałeś takiej intencji, co samo w sobie przekreśla wszelkie szanse.
Chociaż – starałem się walczyć z egoizmem tak naprawdę po to żeby móc lepiej manipulować ludźmi. Błędne koło.
Walka z egoizmem…
Brzmi szlachetnie… ale takie nie jest.
I jak widzisz – intencją była lepsza manipulacja ludźmi, a nie zmiana.
Więc nie błędne koło.
Tylko intencją wcale nie była żadna zmiana.
Jak nie ma celu, ani zwrotu w jego kierunku, no to jak można ten punkt osiągnąć?
Całe moje życie to jedno błędne koło.
Całe Twoje życie to konsekwencja i reprezentacja jakim człowiekiem wybierasz być.
A nie błędne koło.
Nie jesteś w żadnym kole, nie jesteś ofiarą, nie jesteś na nic skazany.
Wszystko czego doświadczasz to konsekwencje Twoich wyborów. A wybierasz to, co uznajesz za dobre ze swojego, niskiego poziomu i to, z czego masz korzyści, które też uważasz za właściwe ze swojego poziomu.
Nie wybierasz inaczej, nie zmieniasz decyzji, ani intencji. Dlatego nic się nie zmienia.
Wydaje Ci się, że chcesz poderwać kobietę, a w rzeczywistości chcesz na moment poczuć się lepiej i uczyć się manipulować, by osiągnąć jakieś reakcje.
A gdy czujesz się lepiej, odpuszczasz.
Ludzie faktycznie w ogóle mnie nie interesują.
Bo tak wygląda życie na niskim poziomie – ludzie co najwyżej spełniają jakąś funkcję dla nas – np. zwalamy na nich winę, gniew, nienawiść.
Czasem manipulujemy, by sobie pociupciać, zrzucić z krzyża i w sumie tyle.
Co nie znaczy, że nie można żyć kolosalnie lepiej.
Ponadto Ty nie interesujesz się sobą.
Nigdy nawet nie przyjrzałeś się temu co wybierasz i dlaczego.
Dopiero zapewne po raz pierwszy dotarło do Ciebie, że próbowałeś rozmawiać z kobietami na siłę i wcale nie chciałeś relacji, tylko poczuć, że masz kontrolę.
Tak jak nie czułeś jej nigdy, a zaczęło się w dzieciństwie, gdy kontrolowali Tobą rodzice, co Ci się nie podobało.
A pragnienie kontroli można uwolnić. O tym jest szeroko mowa w Maczecie.
A o relacje dbam tylko po to żeby się dowartościować. Żeby sobie powiedzieć „ktoś mnie lubi, więc wszystko jest ze mną w porządku”. To samo odnośne relacji z kobietami.
A jest z Tobą w porządku?
Wiemy obaj, że jesteś normalnym gościem ale po prostu żyłeś totalnie nieświadomie i głupio.
Wygodnie Ci było pławić się w gniewie, dumie, nienawiści ale czy warto nadal tak żyć?
Ja wiem doskonale, że się po prostu tragicznie boisz. Masz w sobie tak wiele wstydu, winy, żalu, że wolisz wylądować w więzieniu, zdystansować do siebie dosłownie wszystkich ludzi, byle tego uniknąć.
W środku czujesz się tak słaby, tak bezsilny i bezwartościowy, że wolisz nienawidzić i szydzić z własnego taty, niż się temu przyjrzeć i zmierzyć.
„Ale co mówiłeś już nie podajesz.”
Nie mówiłem nic co ujawniłby stłumione emocje. Nic co mogłoby pchnąć relację do przodu. Czcza gadanina o niczym, jak z jakimś randomem którego średnio chcę poznać w kolejce w urzędzie.
Bo Twój życiowy priorytet to nie tykać emocji niższych od gniewu.
A gdy je poczujesz, to jesteś w stanie wywołać je w kimś innym i pławić się truciźnie.
Ale to jak traktujemy innych, podświadomie traktujemy samych siebie i sprowadzamy to na siebie.
Próbując pisać cokolwiek o sobie rozmowy bardzo szybko schodziły na temat używek i imprez które źle się kończyły. Ale to były osoby poznane w internecie. Nie chciałem się od razu narzucać, a wiele z tych kobiet dodatkowo „ośmiela” mężczyzn deklaracjami że szukają tylko i wyłącznie relacji na całe życie, a nie chcą „przygód”. Przepraszam, ja nawet nie wiem czy ta pani z którą rozmawiam pokazała na profilu swoje prawdziwe zdjęcia, a nawet jak prawdziwe to bardzo wiele z nich jest filtrowana.
Ale Ty też przecież nie mówiłeś jaki jesteś – tzn. jaki wybierasz być.
Czy kiedykolwiek wybrałeś, by np. dla innej osoby zrezygnować z obwiniania i traktowania kogokolwiek jak szmatę?
Przecież na początkowym etapie znajomości nie wiadomo czy dziewczyna w ogóle się podoba. A ja mam od razu być pewien swoich intencji? To jest oburzające.
O jejku. No motyla nóżka.
„Jak czujesz wstyd, to siebie postrzegasz jako gorszego, etc.”
No więc właśnie czułem się gorszy – jak desperat, który potrzebuje jakiegoś głupiego portalu, aby znaleźć dziewczynę, a jak przychodzi co do czego to nawet nie potrafi poprowadzić rozmowy w odpowiedni sposób.
No i widzisz – wstyd i tak czujesz i uciekając od niego mieszasz sobie niepotrzebnie nawet najprostsze czynności.
Zamiast prostej rozmowy gdziekolwiek – “Hej, wydajesz się fajną dziewczyną, podobają mi się Twoje zainteresowania i Ty, pogadajmy, poznajmy się”, Ty się wolisz oburzać zanim nawet słowo napiszesz.
„A potem sobie mówisz, że lepiej się nie da i że przyczyna na pewno leży w kobietach.”
Nigdy nie twierdziłem że przyczyna leży w kobietach. Czy nie może być tak że dwie osoby po prostu do siebie nie pasują?
Może. Ale jak to poznać jeśli Twoją intencją nawet nie jest poznanie drugiego człowieka i życie gardząc sobą i resztą?
Ty z góry wszystkich odrzucasz, bo chodziło Ci o ucieczkę od pustki w sobie, uczucia żalu, wstydu, braku, nie posiadania kontroli, pragnąłeś się co najwyżej dowartościować.
Nigdy nie chciałeś nikogo polubić. Bo nie masz takiej intencji względem siebie.
Przecież nawet Ty uważasz, że nie pasujesz na tej planecie, że powinieneś wyginąć…
Czy w kimkolwiek musi leżeć przyczyna?
Tak, w Tobie.
Przecież to że ja nie dążę do tego, by mieć stosunki z dziećmi, albo zwierzętami jest całkowicie normalne. Tak więc to że kobiety nie dążą do tego by mieć je ze mną również jest całkowicie normalne.
No tak ale przyczyną, przez którą nie doświadczyłeś nawet krótkiej relacji nie jest to, że nie pasuje do Ciebie dziewczyna, tylko to, co przedstawiłeś o sobie w tym i poprzednim komentarzu. A to bardzo dalekie od zdrowia.
Może po prostu jestem zbyt lekki i za niski.
Tak, tak. To na pewno główny powód.
A to o czym rozmawiamy od miesięcy naturalnie można odrzucić, bo to szczegóły…
Może one nawet przez internet wyczuwają tzw. „gorsze geny”.
Chłopie, naprawdę teraz jeszcze wciskasz sobie i mi kit, że są te “gorsze geny”?
A może przeczytaj to, co napisałeś o tym jak żyłeś i jak nadal żyjesz, jak się traktujesz i postrzegasz?
Milion razy mówiłem, że myślenie to proces bezosobowy, ciągły i nieskończony i jedyne słuszne podejście to jego ignorowanie i zajęcie się przyczyną, a Ty mówisz, że próbujesz go do czegoś przekonać.
Przed momentem powiedziałeś, że nigdy nie chciałeś relacji, a nawet nie wiedziałeś po co piszesz z kobietami. Teraz dotarło do Ciebie, że może tylko po to, by się dowartościować.
Nigdy nie chciałeś nikogo polubić i nigdy nie chciałeś zostać lubiany, bo nie chciałeś, by ktokolwiek dostrzegł jaki jesteś, a raczej jak sam siebie postrzegasz.
Dinozaury istniały ok 175 mln lat, a potem wymarły. Może ja także powinienem doświadczyć wymarcia – właśnie w tym wcieleniu.
A możesz w końcu przestać pieprzyć i uciekać i zająć się sobą na poważnie – bez udawania, bez kombinowania?
Masz wspaniałą możliwość tak dużo przepracować, zmienić się, dostrzec jakie głupoty pieprzysz.
Masz całą wiedzę i narzędzia.
I brakuje tego, byś to wybrał, odkleił się wreszcie od tego rzygu mentalnego.
Ale to Ty masz w tym dostrzec wartość, nie ja. Zmuszenie kogokolwiek do pracy nad sobą to błąd. Bo to nic nie da.
Jedyne co powinno wyginąć to wciskanie sobie tych bzdur, nieuczciwość i nieszczerość.
Przecież to wszystko jest w porządku. Ktoś musi wyginąć, aby ktoś inny mógł się rozwinąć.
A to taka bzdura, że by sobie tyranozaur strzelił facepalma.
Uważasz, że ktoś musi umrzeć, by ktoś inny mógł żyć?
Czyli skoro jeden żyje, to drugi przez to nie może?
Ok, czyli ja żyję, to ktoś nie może? Ktoś umiera bo ja żyję kosztem tej osoby?
Jak ja się rozwijam, to ktoś inny nie może?
A może gdy ja się opierdzielam, to w tym czasie rozwija się ktoś inny i mi to uniemożliwia zmianę i inne życie?
Hmm?
Poza tym, powiedz – umrzesz i co? Nagle dzięki temu ktoś się ogarnie i zacznie żyć? A może “zwolnisz miejsce” na planecie i się urodzi ktoś pozytywny i Ty swoją obecnością to uniemożliwiasz?
Jak umrzesz, nagle jakaś para dostanie sms-a – “Hej! Właśnie umarł Mateusz! Możecie się już bzykać!”
?
Gdyby dinozaury nie wyginęły człowiek nie miałby szans zaistnieć.
No to powiedz kto nie ma szans istnieć, bo Ty żyjesz?
Na razie jedyne życie, które uniemożliwiasz to Ty sam sobie.
Ty jesteś jak dinozaur dla siebie samego.
Aby się zmienić nie trzeba umrzeć, tylko porzucić korzyści z takiego życia, z takiego traktowania siebie.
I przecież to wcale nie oznacza że jestem gorszy.
Nie ale żyjesz jak idiota.
Nie mówię tego, by Cię obrazić, tylko dosadnie pokazać gdzie leży problem.
Nie w Twoim “losie” (czyli nie z genami), tylko w tym jak korzystasz ze swojego życia, jakich decyzji dokonujesz i z jakimi intencjami.
Jak samochodem wjedziesz w pole, to nie spodziewaj się wieżowców i supermarketu. Tylko pole, nawóz, buroki i ziemnioki.
Jak traktujesz się jak bezwartościowe gówno i robisz coś na siłę, by się dowartościować, to “wjeżdżasz w pole”.
Po prostu ewolucja gatunku ludzkiego nie faworyzuje jednostek odznaczających się niskim wzrostem i małą masą ciała w warunkach w których nie ma głodu, wojen i tym podobnych.
No oczywiście dalej możesz sobie uważać, że Twój największy problem to Twój wzrost. Jak tam chcesz.
Jedzenia starczy dla każdego, więc po co kobiety mają dążyć do przekazywania genów potomstwu ze mną, jeżeli mogą sobie pozwolić na to z jakimś wielkim mięśniakiem?
Bo wiele kobiet jest dużo mądrzejszych od Ciebie.
I dzięki ewolucji żyjemy już na świecie, gdzie nie rządzi mięśniak. Tylko człowiek mądry, przedsiębiorczy, pozytywny.
I nie “rządzi”, tylko współżyje z innymi.
Nie ma potrzeby odbierania komukolwiek życia, by przeżyć.
Nie ma potrzeby walki.
Walczą zwierzęta na niskim poziomie rozwoju. Ale wyższy poziom rozwoju pokazuje duże szersze spektrum możliwości.
W obecnych warunkach, kiedy wiadomo że nie zabraknie jedzenia, oraz ryzyka że wielki mięśniak padnie na zawał podczas pościgu za mamutem, nie ma sensu dla żadnej kobiety rozmnażanie z niskim i szczupłym mężczyzną.
Ależ oczywiście. Bo przecież tylko dlatego kobiety z Tobą nie rozmawiają.
A Ty z nimi.
Przed momentem napisałeś 2 wielkie komentarze, w których jasno napisałeś, że traktujesz siebie i innych jak śmieci. Że nawet nie chcesz z nikim mieć relacji i tylko próbujesz manipulować, by się dowartościować.
A teraz mówisz, że kobiety nie rozmawiają z Tobą, bo jesteś niski…
Już zapomniałeś, co napisałeś?
„Bo niski poziom świadomości to automatycznie życie pełne zmagania, cierpienia, bólu, poczucia braków, wiecznego niezadowolenia, frustracji i więcej.”
Ale kiedyś napisałeś mi że Ted Bundy wcale się nie zmagał, chociaż był na niskim poziomie świadomości. Napisałeś mi że po prostu był spójny ze swoim poziomem rozwoju. A ja? Nie, daleki jestem od chęci upodabniania się do niego. Ale co w moim przypadku miałoby oznaczać bycie spójnym ze swoim poziomem rozwoju?
To, że na razie nie masz pojęcia jaki jest to poziom rozwoju.
Ja wiem, że jesteś dużo mądrzejszy, niż próbujesz sobie i innym wmówić.
Żyjesz jak idiota ale idiotą nie jesteś.
Opór, duma, gniew, strach, a pod nimi wstyd, wina, żal.
Zamiast zacząć wykonywać dojrzałą, mądrą pracę nad sobą, wolisz się ze wszystkim i wszystkimi zmagać i uciekać.
Wybierasz więc bardzo głupio i doświadczasz tego konsekwencji.
„Gdybyś wybrał np. odwagę, to byś powiedział, że jesteś dumny jak paw, że nie chcesz narazić się na odczucie wstydu, winy i żalu, że się boisz i nie chcesz podjąć działania i poczuć dyskomfortu, ośmieszyć się, nie chcesz zrezygnować z urojeń, że można Cię zranić czy odrzucić. Nie chcesz uświadomić sobie swoich intencji, postaw i nastawienia odnośnie kobiet, itd.”
Cóż, lepiej bym tego nie ujął. Właściwie każdy z tych podpunktów do mnie pasuje.
Więc przestań pieprzyć, że masz gorsze geny.
„Ludzie, którzy mają seks, a są nadal na niskim poziomie świadomości odpuścili chociaż na tyle dumy, by dowiedzieć się co lubią kobiety, co je podnieca, jak z nimi rozmawiać, co prowadzi do seksu i im to dają. Nazywa się to grą, bo nikt z nich tak naprawdę nie robi tego szczerze z szacunku, miłości, tylko by się tak okręcić, by się w końcu na seks zdecydować.”
Już ci kiedyś napisałem o tym ilu i jakich „speców” od podrywu słuchałem. Wolałbym nie wchodzić w to z powrotem. Brak wiedzy teoretycznej raczej nie jest moim problemem w tym przypadku, bo zapoznałem się z mnóstwem wiedzy na ten temat.
Ale z niej nie korzystasz lub korzystasz na siłę, choć nie chcesz.
Jak Ty się dobrze nie czujesz z tym, co robisz, to kobieta tym bardziej nie będzie się czuła dobrze.
Niestety ci „PUA” w wielu aspektach wzajemnie sobie zaprzeczają, a ja od czytania ich materiałów mam tylko mętlik w głowie, tym bardziej że wielu (chociaż to już nie klasyczni pua tylko raczej redpillowcy – i oni byli dla mnie autorytetami w zdecydowanie większym stopniu) twierdziło że to co kobiety lubią, co je podnieca i co prowadzi do seksu z nimi to bycie wysokim, umięśnionym, samozwańczym samcem alfa. Czyli coś co w dwóch trzecich jest totalnie poza moim zasięgiem.
Czyli odrzuciłeś jedno i wybrałeś drugie. To, co Ci pasuje, co pokrywa się z Twoją wizją siebie.
Tak jak każdy człowiek – znajduje to czego szuka, swoją rację.
„Ale Ty pytasz „Dlaczego nie mogę być skutecznym mając złamaną rękę? Po co mam się nią zająć?””
Wiesz odnośnie skuteczności, nie chodziło mi o relacje.
No bo Tobie nigdy nie chodziło o relacje.
Tylko o to, by unikać emocji, zwalać je na świat, usprawiedliwiać i kombinować, by poczuć się lepiej w jakikolwiek sposób.
Chodziło mi bezpośrednio o moje uzależnienie. Bo tracę przez nie czas i energię.
Nie tracisz tego przez uzależnienie, tylko przez to jak żyjesz.
Uzależnienie to “czerwona lampka”, że pora wziąć się za siebie na poważnie.
A Ty nadal nie chcesz. Nie chcesz się zmienić, odpuścić, poddać, wybierać inaczej.
Mógłbym to wykorzystać aby się więcej i lepiej uczyć nowych rzeczy.
Jakich? Jak lepiej manipulować kobietami?
Mógłbym więcej czasu i energii poświęcić moim pasjom – grze na gitarze, treningom – mieć lepsze rezultaty i mieć ich więcej.
To nie Twoja pasje, tylko wygodne czynności, którymi zabijasz czas i sądzisz, że one dadzą Ci to, nad czym nie chcesz mądrze pracować – szacunek do siebie, akceptację i ruchanko.
Gdyby gra na gitarze była Twoją pasją, to grałbyś. A nie pisał mi, że nie stać Cię od X czasu na nową.
Roznosiłbyś ulotki, by zarobić na byle jaką i kontynuować ćwiczenia.
Oczywiście gra na gitarze może być Twoją pasją ale nie z tym podejściem jakie masz.
Miałbym więcej czasu i energii na naukę, aby w końcu skończyć te studia i zacząć robić karierę.
To może pora zrozumieć, że wcale nie chcesz tego skończyć, o czym już rozmawialiśmy.
Bo nie chcesz, by Twoi rodzice poczuli się dumni.
Nie chcesz zacząć kariery, bo też Twoi rodzice poczuliby się lepiej wiedząc, że ich dziecko sobie radzi.
Wolisz ich zawodzić, chcesz, by ich bolało to jak żyjesz.
A uzależnieniem “zakrywasz” tego przyczyny i konsekwencje.
To jest powodem dla którego postanowiłem skończyć z uzależnieniem i zacząłem szukać pomocy, a nie relację.
Ok ale nie robisz tego, o czym mówiłem.
Tak naprawdę nie mam pojęcia co robiłeś. Nie widzę, byś się zmienił choć trochę.
To co ważne i mądre na pewno to szczerość w wielu tematach.
Ale nad nimi nie pracujesz.
Np. najpierw podajesz masę i to krytycznie ważnych przyczyn, przez co jest Ci w życiu tak jak jest oraz przez co jesteś uzależniony, a za chwilę mówisz, że powinieneś wymrzeć jak dinozaury, bo kobiety przecież czują geny, które masz oczywiście gorsze…
To jakim jesteś człowiekiem dla siebie i innych nie jest zależne od genów.
Temat relacji wrócił, gdyż z jakiegoś powodu często jest tutaj poruszany. Czuje jakbyś próbował i to wręcz narzucić.
Mylisz emocje z mentalizacją.
Ty po raz kolejny czujesz wstyd, winę, żal i pojawia się gniew i duma tak jak gdy rodzice zmuszali Cię do religijności.
To nadal fundamentalny temat, którego oczywiście nawet nie tknąłeś.
I również mnie nie słuchasz ani trochę. Mówiłem wyraźnie, że droga do relacji wyciągnie z Ciebie najwięcej syfu, negatywnych przekonań, emocji.
I już wyciąga – już w tym momencie nawet w ogóle wspomnienie o relacji wyciąga z Ciebie wstyd, strach, winę, opór, na które od razu reagujesz gniewem, niechęcią i zaczynasz mentalizować, że to ja coś Ci narzucam.
Ja Ci pokazuję drogę. Ty sobie możesz żyć jak tylko chcesz. I tak żyjesz.
Chociaż z drugiej strony możliwe że ty używasz tej tematyki jako przykładu,
Wyjaśniłem jasno i klarownie dlaczego mówiłem o relacjach i dlaczego do nich często wracam.
Ale nawet to sobie wymyślasz, by Ci pasowało.
a ja na to bardzo mocno reaguje, co świadczy że być może nieświadomie bardzo pragnę relacji z innymi ludźmi w tym z kobietami.
Oczywiście, że pragniesz ale nadal wybierasz ucieczkę od wstydu, winy i strachu nawet w najbardziej toksyczne, negatywny i absurdalne sposoby.
Naprawdę tak trudno jest dostrzec, że nie masz relacji, ani związków, bo ich zwyczajnie nie chcesz i jeszcze gardzisz sam sobą, a kobiet nie chcesz przy sobie, tylko chcesz się nimi dowartościowywać?
Naprawdę tak trudno jest dostrzec, że wobec swojego ciała czujesz wstyd, lęk i projektujesz je na świat? Uważasz, że jest tak jak czujesz, a nie interesuje Cię rzeczywistość.
Bo jak uznasz, że nic nie możesz zrobić, to automatycznie przecież nie musisz zajmować się emocjami.
Co zrozumiałeś z WoP i zastosowałeś? Czy rozumiesz temat nawyków, czyli nieświadomych decyzji? Czy stajesz się ich świadomy, ich przyczyn i korzyści jakie masz z ich wyboru?
Czy medytujesz i rozumiesz naturę umysłu?
Czy uwalniasz emocje i opór i rozumiesz czym są emocje i z czego wynikają?
Jakie postawy wybrałeś z Modułu 5 i je przepracowałeś?
Jakie urazy wybaczyłeś? Ile zrozumiałeś z procesu wybaczania? Jakie emocje uwolniłeś?
Co w pełni zaakceptowałeś? Co to jest akceptacja? Czym akceptacja się różni od apatycznej zgody na coś?
Jak w ogóle wiedza z WoP przekłada się na Twoje życie?
Co to jest uzależnienie? Z czego wynika? Z czego Z TWOJEGO ŻYCIA wynika i co je utrzymuje?
Czym jest proces wychodzenia z uzależnienia? Kiedy można uznać, że jest się już zdrowym?
I używam wszystkiego, włącznie z „pasjami” do tego żeby uciec od tego problemu.
Od jakiego problemu?
Przecież masz gorsze geny i nic nie możesz zrobić…
Zobacz ten komentarz:
http://wolnoscodporno.pl/Blog/2020/06/jestem-uzalezniony-7/#comment-2893
“Mam problem, którego chyba nie da się rozwiązać dopiero po kilku latach pracy nad sobą doszedłem jaki jest u mnie główny problem.Otóż brak bezwarunkowej miłości w dzieciństwie i teraz szukam tego w kobietach nawet jak miałem dziewczynę to do innych podchodziłem i nie mogę nad panować.Jak widze kobiete, która mi się podoba to mam obsesje.Już kilka kobiet pisało mi, że jestem psychopatą.Od 10 sierpnia ide na psychoterapię nie chce się załamywać chociaż wiem, że może być ciężko.”
Chłopak potrzebował kilku lat, by uświadomić sobie jedną intencję.
A to poszukiwanie poza sobą, to fundament, który jest wspólny dla wszystkich uzależnionych.
Widzisz podobieństwa? Też musi poznawać kobiety, coś od nich brać. Też nie może nad tym panować.
Pojawia się obsesja. Zachowuje się jak psychopata, przez co automatycznie uniemożliwia sobie otrzymanie tego, czego pragnie i czego brak w sobie utrzymuje.
Szuka poza sobą, kombinuje.
To, że szuka w kobietach miłości to fundament, coś, co powinno być oczywiste. A to nadal tylko jeden problem. Problemów jest dużo więcej.
I każdym trzeba się zająć. Ja bym mu to uświadomił w kilka godzin. Sam uświadomił to sobie po kilku latach.
Poza tym mówi ciekawą rzecz – “nie chcę się załamywać”.
To ważne spostrzeżenie – każdy wybiera czy się “załamie”, czy nie. A więc czy popadnie w użalanie, wstyd i obwinianie siebie.
Miałem nadzieję, że mi Piotrze odpiszesz, ale w sumie już się przyzwyczaiłem, ta koleżanka która mi się podoba mi często nie odpisuje albo po jakimś długim czasie, a ja i tak ciągle do niej piszę i przez takie traktowanie czuję się jak jakiś bezwartościowy śmieć.
Miałem nadzieję, że mi Piotrze odpiszesz,
Odpowiedź jest w przygotowaniu.
Nie tylko z Tobą dyskutuję. Swoim czasem zarządzam. Jak mówiłem – klienci zawsze mają pierwszeństwo.
Poza tym już na niejednego maila Ci odpisałem w prywatnej korespondencji, a Tobie nadal mało.
ale w sumie już się przyzwyczaiłem, ta koleżanka która mi się podoba mi często nie odpisuje albo po jakimś długim czasie, a ja i tak ciągle do niej piszę i przez takie traktowanie czuję się jak jakiś bezwartościowy śmieć.
A widzisz. Więc wyszło kolejne szydło z worka.
Jakie traktowanie? Nikt Cię źle nie traktuje poza samym sobą – Ty się traktujesz jak bezwartościowy śmieć – tak racjonalizujesz sobie odczuwany wstyd, winę, żal, opór. I naturalnie przerzucasz to na innych ludzi – koleżankę, mnie.
Uważasz, że jak inni nie dali Ci tego, czego od nich oczekiwałeś, to Cię traktują jak śmieć.
Zapewne tak żyjesz od lat.
A ja w tym czasie zajmowałem się innymi uzależnionymi i odpowiedź dla Ciebie przygotowuję. Jednak już 2 dni czekania wystarczyły, byś zaczął to samo, co robisz sobie pewnie od wielu lat – znajdujesz w świecie potwierdzenie tego, co sam utrzymujesz na swój temat.
Nie dziwne, że jest Ci w życiu trudno i jesteś uzależniony.
Uzależniasz poczucie własnej wartości od tego, co ktoś zrobi. A jak zrobi inaczej, niż oczekiwałeś to od razu zaczynasz to brać do siebie.
To bardzo niezdrowe, a w kontekście relacji z innymi – toksyczne.
Nie dziwne więc, że ludzie Ci tego odmawiają. Ja np. mógłbym zapomnieć Ci odpisać pomimo przygotowania wstępnej odpowiedzi, a dla Ciebie byłoby to, że zrobiłem to specjalnie, bo traktuję Cię jak śmieć. Więc uznałbyś urojenie za rzeczywistość nawet kompletnie nie dążąc do poznania faktów.
Jest to jedna z bardzo niezdrowych i szkodliwych postaw, które trzeba przepracować, by móc liczyć na poprawę w temacie uzależnienia.
I do niczego się nie przyzwyczaiłeś, tylko opierasz się, wybierasz postawę apatyczną, bo zachowanie kolejnej osoby (to jak Ty je odebrałeś) potwierdziło Ci to, co Ty już zakładałeś z góry.
Nie możesz oczekiwać od innych ludzi, że będą Ci poprawiali humor i spełniali Twoje oczekiwania. Podświadomie każdy będzie się opierał i koniec końców zostaniesz rozczarowany. I bardzo dobrze – bo rozczarowanie to nieunikniona konsekwencja zaczarowania.
Poza tym to “przyzwyczaiłem się” oznacza, że uznałeś to za swoją rzeczywistość – za smutny los, którego sądzisz, że jesteś ofiarą i nic nie możesz zrobić.
A jak udowodniłem – jest zupełnie inaczej, niż Ci się wydaje.
Ale Ty nie chcesz znać faktów, tylko szukasz usprawiedliwień i racjonalizacji dla stłumionego żalu, wstydu, winy, oporu, strachu.
Tak jak każdy uzależniony i bardzo dużo ludzi na tej planecie (ok. 80%).
Żadna osoba nie ma żadnej powinności, by troszczyć się o nasze samopoczucie, ani o nasze infantylne uczucia.
To co czujemy to nasz problem, nikogo innego.
Krytycznie ważną i niezbędną częścią procesu zdrowienia jest poważne dojrzenie w kwestii emocjonalności.
Ale ludzie albo tego nie rozumieją i nie chcą zrozumieć, albo doją emocjonalność ile się da – obwiniają siebie i innych, użalają się, zawstydzają i dają zawstydzać, stresują, martwią, narzekają, frustrują, etc. Więc z emocji uczyniono cyrk, w którym bardzo wielu chętnie bierze udział. Cyrk oczywiście dla niedojrzałych, w którym nie ma ludzi szczęśliwych i nigdy nie będzie. Co nie znaczy, że nie można go opuścić.
Dziękuję za odpowiedź i przepraszam, rzeczywiście tak jest że bardzo uzależniam poczucie własnej wartości od zachowania innych wobec mnie, i jak tylko czyjeś zachowanie mnie zaboli, to ja znowu znajduję to potwierdzenie w świecie że mam rację, że nikt mnie nie szanuję, że ludzie mnie nie lubią itp.
PS. To czekam cierpliwie na odpowiedź na tamtą wiadomość i pozdrawiam.
A i jeszcze dodam że zapisałem się w końcu na newsletter, specjalnie nowe konto założyłem i już 2 twoje filmy obejrzałem na temat uzależnienia.
Brawo! Nareszcie!
Witaj Piotrze, to Ja Maciej ten chłopak który jak pisałeś w jednym z ostatnich artykułów boi się samemu jechać do psychiatry. Postanowiłem się odezwać, bo muszę przyznać że miałeś rację, choć zabolało mnie że wtedy napisałeś że moje szanse na wyjście z uzależnienia są zerowe bo to co wybrałem to nie dążenie do zdrowia czy coś w tym stylu. I faktycznie, od 21 kwietnia zdarzyło mi się tylko 6 dni bez porno i masturbacji, w tym tylko 2 dni z rzędu, reszta to pojedyncze dni abstynencji. Zdarzało mi się w tym okresie mieć nawet 4 orgazmy na dzień, jestem już tym wszystkim zmęczony fizycznie i psychicznie, jeszcze ta nerwica natręctw, wszystko wydaję mi się takie trudne, ciężkie. Napisałeś w tamtym artykule że prawdopodobieństwo że wytrzymam dla tej dziewczyny z którą chcę być 90 dni bez porno i masturbacji jest bliskie zeru, już od dawna mam taki cel, ale nigdy mi się nie udaje go osiągnąć, mam myśli w stylu, że i tak mi nie wyjdzie, że to nic nie da, że i tak nie zechce ze mną być, ale ciągle mam tą nadzieję, że może jednak coś z tego wyjdzie. Jednak wytrzymać tyle czasu bez porno i masturbacji jest bardzo ciężko, odkąd jestem uzależniony nie wytrzymałem nigdy nawet miesiąca bez pornografii, a chcę wytrzymać 3 i osiągnąć wolność od tego nałogu i już do niego nigdy nie wracać. W ogóle w ostatnich tygodniach oglądam porno coraz częściej, bardzo ciężko jest mi tego nie robić, bo to taka nagroda bez żadnego wysiłku, chwila przyjemności, coś czego nigdy nie miałem w życiu czyli piękna kobieta, a tu kilka kliknięć i mam piękne dziewczyny bez żadnego wysiłku. Jeszcze sobie wkręcam że te dziewczyny są szczęśliwe że sprawiają sobie przyjemność przed kamerą, że podniecają facetów, że nic złego nie robią, że przecież lubią występować w tych filmach itd. A jednocześnie widzę że moje życie wygląda coraz gorzej, nic mi się nie chce, nie mam na nic siły, nie mam energii, jestem zamulony i w ogóle. Ostatnio też miała dla mnie miejsce nieprzyjemna sytuacja, po raz pierwszy w życiu mama przyłapała mnie na oglądaniu pornografii, weszła do pokoju i powiedziała że tak myślała, poczułem się fatalnie, poleciało mi kilka łez, ale po jakimś czasie zszedłem na dół i pojechałem z rodzicami do czego mnie namawiali do rodziny żeby nie siedzieć w domu cały czas. Myślałem że może po tym wydarzeniu skończę z porno, ale jeszcze tego samego dnia po powrocie do domu znowu włączyłem porno. Wyjście z uzależnienia wydaję mi się bardzo trudne, ale nie mam innego wyjścia, bo inaczej będzie w moim życiu jeszcze gorzej a już jest tragicznie. Myślę Sabie jaki byłbym szczęśliwy gdybym wytrzymał te 90 dni, udowodniłbym sobie że mogę, że zrobiłem to nie tylko dla siebie ale też dla tej dziewczyny i może Ona by to doceniła podświadomie czując że się zmieniłem i mnie pokochała i zechciała stworzyć ze mną związek.
Jutro Nowy Dzień, nowa szansa żeby spróbować kolejny raz żyć bez porno.
Witaj Piotrze, to Ja Maciej ten chłopak który jak pisałeś w jednym z ostatnich artykułów boi się samemu jechać do psychiatry.
Hej Maćku!
Postanowiłem się odezwać, bo muszę przyznać że miałeś rację, choć zabolało mnie że wtedy napisałeś że moje szanse na wyjście z uzależnienia są zerowe bo to co wybrałem to nie dążenie do zdrowia czy coś w tym stylu. I faktycznie, od 21 kwietnia zdarzyło mi się tylko 6 dni bez porno i masturbacji, w tym tylko 2 dni z rzędu, reszta to pojedyncze dni abstynencji. Zdarzało mi się w tym okresie mieć nawet 4 orgazmy na dzień, jestem już tym wszystkim zmęczony fizycznie i psychicznie,
Rola bólu polega na tym, by wreszcie przestać uciekać od faktów, od prawdy i od swojego wnętrza.
By wejrzeć w siebie i tu dokonać zmian przede wszystkim. A następnie w życiu.
A nie na ślepo zmagać się z życiem i liczyć, że to cokolwiek załatwi.
Dlatego boli, by nie móc tego ignorować i dlatego tak niebezpieczne jest uciekanie w różne używki i nie tylko, które wytłumiają ból.
To OGROMNY błąd.
Bo nie ma nic złego w tym, że boli. Widać to po ludziach na siłowni – po ciężkim treningu boli ich całe ciało, a są z tego zadowoleni.
To pokazuje, że może nawet bardzo boleć, a człowiek będzie się cieszył.
Bo ból nie oznacza cierpienia.
jeszcze ta nerwica natręctw, wszystko wydaję mi się takie trudne, ciężkie.
No i możesz sobie wierzyć w pospolite bzdurne wyjaśnienia – “mam nerwicę natręctw”. A wszyscy kiwają główkami z politowaniem – “no tak, on ma nerwicę natręctw, biedny chłopak”.
A możesz nareszcie zacząć dojrzewać w temacie emocji, dojrzewać w świadomości – zacząć badać to, co czujesz, przestać się temu opierać, przestać to nazywać popularnymi epitetami, które kompletnie nic nie wyjaśniają i wziąć się do roboty.
A wszystko tak – WYDAJE Ci się – trudne i ciężkie, bo kompletnie nie jesteś świadomy własnego wnętrza, własnego nastawienia – do wszystkiego TY podchodzisz niechętnie, opierając się, mając negatywne nastawienia, postawy.
Odpowiedzialność leży po Twojej stronie.
Ta tzw. “nerwica natręctw”, to nie żadna nerwica i nie ma żadnych natręctw. To Ty nazywasz własne emocje natrętnymi i gdy je czujesz, zaczynasz się im bardzo silnie opierać. A jak już Ci mówiłem i setki razy na tym Blogu – to czemu się opieramy trwa i rośnie.
Zaś ta cała “nerwica” to nagromadzenie w podświadomości i psychice emocji oraz oporu.
Zamiast nazywać to nerwicą i natręctwami, zacznij dostrzegać w tym własne zaniedbanie, z którego masz możliwość się oczyścić, gdy to czujesz.
To Ty reagujesz nerwowo – automatycznie i nieświadomie – gdy czujesz emocje. Jakby Ci się działa krzywda. Jakbyś usiadł na gwoździu lub położył rękę na rozżarzony blat.
Tym były do tej pory dla Ciebie Twoje emocje, to co czułeś.
Napisałeś w tamtym artykule że prawdopodobieństwo że wytrzymam dla tej dziewczyny z którą chcę być 90 dni bez porno i masturbacji jest bliskie zeru, już od dawna mam taki cel, ale nigdy mi się nie udaje go osiągnąć,
Naturalnie.
Bo konsekwencje Twoich wyborów – czyli tzw. życie – to reprezentacja tego kim jesteś – za kogo się uważasz.
Z tego wynikają działania, a z działań to, co masz.
A że Ty się nie zmieniłeś, no to nie zmieniły się konsekwencje. Wprowadziłeś tylko zmaganie, by osiągnąć coś ponad to, na co sobie pozwalałeś przez marny obraz samego siebie ale też świata, działania, wyzwań, problemów.
Poza tym jedyną motywację do tych działań, do zmagania, była dla Ciebie inna osoba. Więc to totalnie niestabilny fundament.
Bo od jej widzimisie, od jej humoru, reakcji, samopoczucia uzależniasz działania w bardzo, bardzo ważnej kwestii zdrowotnej.
Poza tym boisz się ich podejmować, by nie popełnić błędu i nie narazić się na negatywną reakcją, np. na tzw. “odrzucenie”, czyli tak naprawdę nie chcesz poczuć wstydu, winy i żalu.
mam myśli w stylu, że i tak mi nie wyjdzie, że to nic nie da, że i tak nie zechce ze mną być,
Więc nawet nie trzeba jej reakcji – Ty sam z góry zakładasz, że Twój wysiłek będzie na marne.
Z takim nastawieniem nie ma szans doświadczyć normalności i zdrowia w robieniu kanapek.
A my mówimy o wyjściu z jednej z najpoważniejszych i najbardziej zdradzieckich chorób na tej planecie.
Bo wynikającej z bardzo niskiej świadomości człowieka.
Jak mówię – boisz się poczuć emocji i dlatego z jednej strony chcesz coś zrobić, osiągnąć, bo wierzysz, że od tego zależy Twoje szczęście, a z drugiej boisz się tego zrobić, bo wierzysz, że jak popełnisz błąd, to to stracisz na zawsze. Więc nic nie robisz. Bo mówisz sobie “dobrze jest jak jest”.
ale ciągle mam tą nadzieję, że może jednak coś z tego wyjdzie.
A co ma wyjść? I z czego?
Jesteś nadal taką samą osobą co do tej pory.
Więc i osiągniesz to samo co do tej pory.
Samo nic z niczego nie wyjdzie. A tym bardziej nic innego.
Jednak wytrzymać tyle czasu bez porno i masturbacji jest bardzo ciężko,
Bo nie słuchasz mnie.
Dalej robisz po swojemu, dalej uważasz po swojemu.
Od lat trąbię, że “wytrzymywanie” to kompletnie nie ta droga.
odkąd jestem uzależniony nie wytrzymałem nigdy nawet miesiąca bez pornografii, a chcę wytrzymać 3 i osiągnąć wolność od tego nałogu i już do niego nigdy nie wracać.
No ale że pojęcia nie masz dlaczego w ogóle je wybierasz, ani nawet zapewne nie dostrzegasz, że oglądanie porno to Twój wybór. To jakże masz go zmienić?
Mówiłem, że krytycznie ważne są 3 aspekty:
1. Stanie się świadomym PRZYCZYN sięgania po porno i zajęcie się każdym z osobna.
2. Wewnętrzne oczyszczenie z nagromadzonych – stłumionych – emocji i oporu.
3. Generalne dojrzewanie jako istota ludzka – głównie w temacie świadomości oraz emocjonalności.
Zaniedbanie czy pominięcie jakiegokolwiek z tych punktów uniemożliwia wyzdrowienie.
Natomiast “wytrzymywanie” nie jest nawet blisko żadnego z nich.
Już sama motywacja “udowodnię sobie/komuś, że potrafię” to dalekie od jakiegokolwiek przejawu dojrzałości i zdrowia.
A jak nie dążysz w kierunku zdrowia, to do niego nie dotrzesz.
W ogóle w ostatnich tygodniach oglądam porno coraz częściej,
Bo to czemu się opierasz trwa i rośnie.
A z oczarowaniem przychodzi rozczarowanie.
bardzo ciężko jest mi tego nie robić, bo to taka nagroda bez żadnego wysiłku, chwila przyjemności, coś czego nigdy nie miałem w życiu czyli piękna kobieta, a tu kilka kliknięć i mam piękne dziewczyny bez żadnego wysiłku.
To wszystko tylko racjonalizacje.
Nie mają one nic wspólnego z prawdziwymi przyczynami.
Jeszcze sobie wkręcam że te dziewczyny są szczęśliwe że sprawiają sobie przyjemność przed kamerą, że podniecają facetów, że nic złego nie robią, że przecież lubią występować w tych filmach itd.
Bo nie robią nic złego.
Tak jak i w jedzeniu tłustego żarcia nie ma nic złego.
Ale może przerodzić się w patologię i mieć bardzo poważne konsekwencje dla zdrowia.
W przypadku seksu tak częstego, brutalnego, pozbawionego zdrowego podejścia, konsekwencje też okazują się często dewastujące.
Ale już same przyczyny wystąpienia w porno pierwszy raz i kolejne są zazwyczaj bardzo negatywne, więc i doprowadzą do negatywnych konsekwencji.
Innymi słowy – osoba zdrowa nigdy nie wystąpiłaby w porno, ani nawet nie widziała jednego sensownego powodu, by to zrobić.
Tak jak osoba zdrowa nie widzi sensu w oglądaniu porno Więc jeśli my widzimy, musimy sobie to uświadomić, bo problem leży w przyczynach.
A jednocześnie widzę że moje życie wygląda coraz gorzej, nic mi się nie chce, nie mam na nic siły, nie mam energii, jestem zamulony i w ogóle.
Naturalnie, bo to dalsze konsekwencje niedojrzałości emocjonalnej, niskiej świadomości, posiadania negatywnego obrazu siebie, życia, świata, ludzi, życia kierując się negatywnymi intencjami i więcej.
Ostatnio też miała dla mnie miejsce nieprzyjemna sytuacja, po raz pierwszy w życiu mama przyłapała mnie na oglądaniu pornografii, weszła do pokoju i powiedziała że tak myślała, poczułem się fatalnie,
Poczułeś wstyd i winę – czyli główne powody ucieczki w porno.
Twoja mama POMOGŁA je z Ciebie wyciągnąć ich część.
No bo jak Ty nie chcesz się z nimi zmierzyć, to świat pomoże.
poleciało mi kilka łez,
A żal to emocja wspomagająca wewnętrzne oczyszczenie.
Jest bardzo ważna, bo w poziomie energii jest nad wstydem, winą i apatią.
Nauka porządnego żalu jest kluczowa.
Jak widzisz – bardzo mocno opierałeś się żalowi. Bo przy tym poważnym nagromadzeniu, które masz to łez powinny Ci polecieć dwa wodospady Niagara.
Kilka łez nic nie zmieni.
ale po jakimś czasie zszedłem na dół i pojechałem z rodzicami do czego mnie namawiali do rodziny żeby nie siedzieć w domu cały czas. Myślałem że może po tym wydarzeniu skończę z porno,
A co niby to miało zmienić?
Odwiedziny bliskich nie zmienią Ciebie. Chociażby z tego powodu, że robiłeś to już wielokrotnie.
Więc nie zawierały potencjału, by cokolwiek z Ciebie wyciągnąć, by dać Ci pretekst, powód do zmiany.
Nadal pozostałeś tą samą osobą, z tym samym bagażem, zachowaniami, intencjami, postrzeganiem, etc.
I jeszcze dalej oczarowany.
ale jeszcze tego samego dnia po powrocie do domu znowu włączyłem porno.
Naturalnie.
Bo wstyd, wina i żal, które poczułeś, gdy nakryła Cię mama nadal w Tobie były, cały czas się im opierałeś, nie chciałeś ich czuć.
A one nigdzie nie zniknęły.
Wyjście z uzależnienia wydaję mi się bardzo trudne,
Nie jest trudne ale też nie jest łatwe.
Odczuwanie i uwalnianie emocji to kwestie banalne w kontekście skomplikowania. Bo już noworodki to robią.
Trudne jest dlatego, bo tu chodzi o mierzenie się z tym co nieuświadomione, co stłumione, demonizowane często przez wiele lat.
To gotowość do zmiany siebie, do odpuszczenia negatywnego obrazu siebie, emocji i wszystkiego innego.
To wybór, by zacząć żyć z zupełnie innych – pozytywnych – intencji.
To wszystko jest banalne ale trudne dlatego, bo ludzie zamiast to robić – zmieniać siebie – albo dalej się zmagają, walczą, albo tylko myślą o tym.
Bo tu chodzi o wzrost świadomości, a nie o poziomy ROBIĆ i MIEĆ.
ale nie mam innego wyjścia, bo inaczej będzie w moim życiu jeszcze gorzej a już jest tragicznie.
Zgadza się.
To szczęście w nieszczęściu.
Bo jak człowiek nie znajduje motywacji z poziomu rozsądku, to zmusi go do tego ból/cierpienie.
Myślę Sabie jaki byłbym szczęśliwy gdybym wytrzymał te 90 dni,
Absolutnie nie.
Poczułbyś radość przez może pół godziny, a potem stan degradowałby się stopniowo do tego co jest teraz.
Bo szczęście ma źródło wewnętrzne. A tam nadal byłoby to samo.
Wytrzymanie nie oczyści Cię. Nie zmieni.
Poza tym nie możesz na to liczyć, bo non stop się opierasz, więc Twoja siła woli nie ma szans się zregenerować.
Musiałbyś kompletnie przestać się opierać pewnie kilka tygodni. A to niemożliwe, bo opierasz się temu, co nosisz w sobie cały czas.
Ponadto – Twoja siła woli jest bardzo słaba, bo jej poziom koresponduje z poziomem świadomości, a ten jest niski.
Ponadto pamiętaj, że to jaki do tej pory byłeś doprowadziło do uzależnienia. A to się nie zmieni, bo wytrzymasz 90 dni. Nadal będziesz tą samą osobą, która doprowadziła do uzależnienia. Więc z dużym prawdopodobieństwem można sądzić, że znowu wybierzesz porno w przyszłości nawet gdy zasmakujesz jak wygląda życie wolne. Chociażby z tego powodu, że każdy nawyk, o ile nie zostanie uświadomiony i zmieniony, w tym uświadomione i porzucone jego korzyści, będzie działał do końca życia.
udowodniłbym sobie że mogę,
Tak, bo w tym co ROBISZ doszukujesz się źródła swojej wartości.
To ucieczka od wstydu w ROBIENIE.
Ale niezależnie co zrobisz, to nie zabierze ani wstydu, ani winy, ani żalu.
Dlatego też zawsze znajdzie się pretekst, by porno włączyć.
że zrobiłem to nie tylko dla siebie
Ale nie ma tu słowa o zrobieniu tego dla siebie.
Siebie masz gdzieś. Traktujesz się jak kawałek gówna i liczysz, że zaczniesz ładnie pachnieć przy ładnej, pachnącej dziewczynie.
Udawanie szlachetnego, bo wychodzisz z uzależnienia dla kogoś, by zyskać aprobatę i cycki to nie jest zdrowa motywacja.
Chociażby dlatego, bo nie jesteście razem. Gdybyście byli i chciałbyś naprawić związek – wtedy to byłby zupełnie inny temat.
Ale tutaj liczysz, że ona się zachwyci tym. Cóż, zapewne są kobiety, które byłyby pod ogromnym wrażeniem. Ale nie zakładałbym, że ktoś się oczaruje na tyle mocno, że wejdzie w związek z osobą, która wytrzymała 90 dni nie oglądając pornografii. Raczej nie liczyłbym wtedy też na zdrową relację.
Tym bardziej, że jeśli to będzie 90 dni poświęcone wyłącznie na zmaganie, to efekt końcowy nie będzie jakiś fantastyczny.
ale też dla tej dziewczyny i może Ona by to doceniła
Może i by doceniła. I co z tego?
Sądzisz, że ona by to doceniała przez 40 lat?
Nie. Zrobiłoby to na niej wrażenie na np. tydzień, a potem gdy już oczarowanie by się wyczerpało, pozostałaby codzienność.
Czyli to kim jesteś.
Wstyd, wina, żal, strach, opór, negatywne postrzeganie siebie i więcej. I znowu musiałbyś coś udowodnić – sobie i jej – że masz wartość, że coś znaczysz.
Bo wstyd czułbyś często, gdyż masz go dużo stłumionego.
A takie życie nie sprzyja zdrowej relacji.
Mówisz, że wszystko Cię męczy, że jesteś zmęczony. I sądzisz, że to też zniknie samo z siebie, bo Cię doceniła za coś dziewczyna?
Otóż nie. Oczarowanie trwa jakiś czas, a potem się wyczerpuje.
podświadomie czując że się zmieniłem
Niby jak?
Bo się wymęczyłeś przez 3 miesiące?
I co niby byś zmienił? Nawet nie mówisz o żadnej negatywnej cesze, ani tym bardziej o intencji jej zmiany.
Tylko o tym, by magicznie wytrzymać 90 dni i tyle.
A po tych 90 dniach, gdybyś jakimś cudem nie obejrzał porno, to z dużym prawdopodobieństwem byś je obejrzał, by uczcić swój “sukces”.
i mnie pokochała i zechciała stworzyć ze mną związek.
Nie ma szans, by miłość pielęgnować z osobą, która nie kocha sama siebie.
Miłość nie może płynąć tylko z jednej strony.
Powiedz mi – kochasz siebie?
Co to w ogóle dla Ciebie oznacza “kochać” siebie i kogoś innego?
Jutro Nowy Dzień,
To że napiszesz sobie “Nowy Dzień” z dużych liter nie czyni tego dnia w żaden sposób wyjątkowym.
Jeśli będziesz robił to samo co do tej pory, to nic się nie zmieni.
Decyzja sama się nie podejmie jutro, ani pojutrze. Mógłby być jutro Sylwester 3000 i nie uczyni to tego dnia ani minimalnie bardziej wyjątkowych, niż obecnego momentu tu i teraz. Ale jak widać – wolisz czekać do jutra. Przekładasz, uciekasz.
A jutro znowu powiesz “jutro”.
nowa szansa
Nie ma żadnych szans. Bo nie można ich ani stracić, ani zyskać.
Jesteś tylko Ty, Twój kierunek, Twoje decyzje i ich konsekwencje.
żeby spróbować kolejny raz żyć bez porno.
Czyli co?
Jeśli nie wiesz dlaczego je oglądasz, co Ci to daje, jakie potrzeby rzekomo spełnia, to jak możesz liczyć, że przestaniesz je wybierać?
Chcesz spróbować żyć bez porno? A czy wiesz dlaczego żyjesz z porno?
Twoja wiadomość pokazuje najczęstsze podejście do tematu zdrowienia z uzależnienia, które nie ma szans powodzenia.
Jest najbardziej powszechne.
Bo dla uzależnionych to super sprawa – mogą się męczyć, użalać nad sobą ile zechcą. Mogą zawsze powiedzieć, że próbowali i nie wyszło, a potem wykorzystać to jako pretekst, by znowu obejrzeć porno.
Mogą swoje próby nazywać na przeróżne sposoby, bo np. “robią TO dla kogoś”. Ale nie jest to pozytywne, bo pod tym jest intencja ucieczki od wstydu, winy, żalu, strachu i próba zdobycia od innych akceptacji, szacunku, aprobaty, miłości.
Poza tym zawsze mogą powiedzieć, że ktoś ich obraził, zostawił, okłamał, odrzucił, znieważył, zdenerwował, etc.
Czyli dalej żyjąc niedojrzale mówią sobie, że życie jest niesprawiedliwe, bo innym się wszystko udaje, mają znajomych, seks, super prace, a oni nie.
Ale żeby spojrzeć na siebie i stanąć w 4 oczy z prawdą – że np. zamiast odważnie, uczciwie, rzetelnie pracować wolą narzekać, użalać się i ich intencją nigdy nie była porządna praca, tylko odbębnienie obowiązków minimalnym wysiłkiem, to już nie.
I takich tematów może być w życiu każdego np. 78.
I jeśli chcemy wyzdrowieć, to sorry – każdym trzeba się zająć.
Biadoleniem, narzekaniem, obwinianiem, zmuszaniem się, opieraniem, stresowaniem, życiem jak ofiara, każdą urazą, każdą niechęcią, każdym żalem, wstydem, winą, gniewem, strachem, poczuciem braku, próbami kontroli, każdą projekcją, etc.
I tym też jednym z najczęstszych i ulubionych – “to mnie przytłacza” i “gubię się w tym wszystkim”.
No pewnie, bo robić po raz setny to samo i tak samo i mieć faila nie przytłacza, ani się w tym człowiek nie gubi. I może sobie powiedzieć, że przecież coś robi, próbuje od lat.
A potem ja mówię – “odkryj choć jeden powód sięgania po porno, okoliczności, w których to robisz, korzyści jakie z tego masz i znajdź do tego zdrowy, dojrzały zamiennik i po drodze oczyszczaj się z oporu i stłumionych emocji” to nagle reagują jakbym mówił w starożytnym chińskim języku i to jeszcze od końca. Nagle HYYYYYY blokada mentalna, paraliż, nagle tryliard pytań, panika, duma, stroszenie piórek i tak kilka dni lub tygodni i dalej to, co zwykle.
Albo “Piotrek taki zły”, “Piotrek mnie nie lubi”.
aj waj
Co tylko pokazuje szaleńczą ucieczkę od siebie, od odpowiedzialności, od zdrowia.
Pokazuje to też jak zdradliwa jest duma. I że nadal wybierają to samo – nadal są takimi samymi osobami i nie mają zamiaru tego zmienić.
Ludzie mi w kółko powtarzają – “oglądam porno, bo nie mogę mieć pięknych kobiet, więc chociaż mogę sobie popatrzeć”, albo “porno daje mi namiastkę seksu”, albo “porno spełnia moje fantazje seksualne”.
A ja zawsze odpowiadam i nigdy nie dostaję odpowiedzi – “czy oglądając w telewizji jak inni ludzie jedzą powoduje, że znika głód, że zaspokojona zostaje potrzeba głodu?”
Nie. Więc dlaczego powtarzamy te bzdury i urojenia, że oglądanie czegoś na ekranie cokolwiek daje i spełnia? Albo jeszcze, że odstresowuje i inne brednie?
To wszystko urojenia, brak rzeczywistości. To nietrzeźwość i jeszcze jej chronienie.
To, że umysł nie widzi różnicy między obrazem na ekranie, a rzeczywistością nie oznacza, że unikniemy konsekwencji.
To, że nie widzimy różnicy między trucizną, a zdrowym żarciem, to nie unikniemy konsekwencji zjedzenia trucizny. Zatrujemy się.
Powodem sięgania po porno nie jest żadne spełnianie fantazji, pragnień, ani dawanie żadnych namiastek.
To szaleńcza ucieczka od własnych emocji, od własnego wnętrza. Często od każdego dyskomfortu i urojenia na temat rzeczywistości.
Bo gdybyśmy widzieli faktyczną rzeczywistość, nie mielibyśmy powodów, by uciekać.
Ale ludzie wolą wciskać sobie kit i jeszcze mnie starać się przekonać, że ich prawda to słuszna prawda.
No to jeśli tak komuś na niej zależy, to niech nie narzeka, że jest mu źle.
To samo mówili mi zarówno 14-latkowie jak i 40-latkowie. Te same urojenia, te same przekonania, ta sama niechęć, by zmierzyć się z prawdą.
Wyjście z uzależnienia wymaga realnej zmiany. Realnej. Nie myślenia o niej, nie próby jej wymyślenia.
A żeby zmienić coś realnego, trzeba się stać tego świadomym.
Ja nikogo nie zmienię komentarzykami na Blogu. To wymaga zaangażowania, decyzji, odwagi. Bo każdy może wybrać odwagę w każdym momencie.
Czytałem te materiały dla początkujących i mam takie odczucie jakbym miał zmienić życie oglądając nadal porno to tak jakby alkoholikowi powiedzieć ,że ma zmienić siebie pijąc nadal.W 2019 przeżyłem najlepszy rok w moim życiu i miałem pewność siebie a kobiety przyciągalem jak magnez.Potem sobie uświadomiłem ,że uzależniam szczęście od podchodzenia do kobiet no ale jak dostałem kosza to załamywałem się ,bo bardziej bawiłem się tym całym procesem.W końcu upadłem znów na dno ,bo stwierdziłem ,że podchodzenie jest zle,,że uzależniam szczęście a tak nie może być No ale kurwa każdy kto idzie na siłownie to tez w pewnym stopniu uzależnia szczęście od treningów.W tych artykułach piszesz wlasnie o podchodzeniu do kobiet a jak ja podchodziłem to źle robiłem itd to ja juz sam nie wiem co jest grane.Naprawde podchodziłem z radością do kobiet a teraz się obwiniam i czuje wstyd.
mam takie odczucie jakbym miał zmienić życie oglądając nadal porno to tak jakby alkoholikowi powiedzieć ,że ma zmienić siebie pijąc nadal
To masz niewłaściwe wrażenie.
Zmiana życia to rozpoznanie od czego w życiu uciekasz w porno.
Uzależnienie to nie jest katar, który Cię tylko zbędnie obciąża. To Twój wybór dokonywany w konkretnych sytuacjach Masz tych sytuacji stać się świadom.
Bo wybór porno w nich to automatycznie zaniedbanie wtedy życia. Na co nakładają się same konsekwencje oglądania porno.
W 2019 przeżyłem najlepszy rok w moim życiu i miałem pewność siebie a kobiety przyciągalem jak magnez
Samopoczucie ludzkie ma to do siebie, że jest zmienne.
Raz jest lepiej, a raz gorzej. To jest normalne.
to, co prowadzi do stopniowej degradacji, to opieranie się i walka z gorszym samopoczuciem, uciekanie od niego w coś – używki, seks, etc.
Potem sobie uświadomiłem ,że uzależniam szczęście od podchodzenia do kobiet no ale jak dostałem kosza to załamywałem się,bo bardziej bawiłem się tym całym procesem.
Widzisz więc, że było to zbędne.
A “załamywałeś się”, bo użalanie się i obwinianie to część Twojego stylu życia, przez który się uzależniłeś i jest Ci niepotrzebnie ciężko.
Wychodzenie z uzależnienia musi zawierać w sobie przepracowanie tych niedojrzałych postaw.
W końcu upadłem znów na dno ,bo stwierdziłem ,że podchodzenie jest zle,
No i po co?
Zamiast uwolnić winę, żal, wstyd, gniew, to wyprojektowałeś to na podchodzenie.
że uzależniam szczęście a tak nie może być
No i zamiast przestać to robić, to wolałeś zwalić odpowiedzialność na coś w świecie.
Co nie zmienia nic, bo nadal jesteś taki sam – nadal sądzisz, że ktoś/coś jest winne.
No ale kurwa każdy kto idzie na siłownie to tez w pewnym stopniu uzależnia szczęście od treningów.
A skąd ten pomysł?
To bzdura.
Wielu ludzi idzie na siłownię z troski o swoje ciało. Z rozsądku. Z chęci posiadania sprawnego i silnego ciała.
Co ma z tym wspólnego szczęście?
W tych artykułach piszesz wlasnie o podchodzeniu do kobiet
Używam tego jako przykładu, bo masa ludzi, a szczególnie uzależnionych od porno, ma na temat kobiet, wzajemnych relacji, podrywu i seksu MASĘ negatywnych przekonań, w tym właśnie pełno uzależnień.
a jak ja podchodziłem to źle robiłem itd to ja juz sam nie wiem co jest grane.
I po co tkwisz w przeszłości?
Nadal szukasz tylko pretekstu do trzymania się winy.
Puść się jej, wybacz sobie i ruszaj do przodu.
Puść się wstydu, żalu, oporu.
Zastanów się o co teraz Ci chodzi, czego chcesz od kobiet, relacji, seksu i zacznij do tego spokojnie z radością dążyć.
Naprawde podchodziłem z radością do kobiet a teraz się obwiniam i czuje wstyd.
Bo nadal jesteś taką samą osobą.
Nadal się wstydzisz, obwiniasz, opierasz, żalisz.
Szukasz sobie do tego pretekstów.
Moduł 5 WoP jest od tego, by zacząć to zmieniać. By wyrosnąć z tego.
Jeśli nigdy nie pracowałeś nad swoimi negatywnymi cechami, no to nadal są. Nawet od dzieciństwa. Jeśli się frustrowałeś z byle powodu lub dlatego, bo Ci ktoś odmówił czegoś, czego potrzebowałeś, od czego uzależniałeś np. swoją wartość i znaczenie, no to tak samo będziesz postępował jako osoba dorosła. Nawet do końca życia.
Trzeba się tym zająć. A zaczynasz od świadomości tych postaw, od ich akceptacji, od wzięcia za nie odpowiedzialności, od rozpoznania korzyści jakie masz z tych postaw.
Np. teraz się obwiniasz i użalasz. I po co?
Miało być podchodzenia do kobiet no ale jak dostałem kosza to „nie załamywałem się”,bo bardziej bawiłem się tym całym procesem.
Wiesz Piotrze jak wyszedłem do ludzi po tylu latach to naturalnie ciągnęło do kobiet pewnie więcej niż naturalnie.Dostałem z kilkadziesiąt koszy nawet nie uważałem tego za kosza ,bo cieszyłem się samą rozmową i byłem szczęśliwy bez kobiety po prostu byłem zdziwiony ,że mozna mieć taką odwagę do tego wyszedłem z nerwicy/depresji wiec jak tu się nie jarać tym przedsięwzięciem.Podczas podchodzenia była euforia ale jak wracałem do domu to była frustracja wiec faktycznie byłem niedojrzały emocjonalnie chociaż dążyłem do pozytywnosci i byłem mega ogarnięty.
Miało być podchodzenia do kobiet no ale jak dostałem kosza to „nie załamywałem się”,bo bardziej bawiłem się tym całym procesem.
Widzisz więc, że to co czujesz zależy od Ciebie – od Twojego podejścia, nastawienia. A nie od tego co ktoś zrobi, powie, etc.
Wiesz Piotrze jak wyszedłem do ludzi po tylu latach to naturalnie ciągnęło do kobiet pewnie więcej niż naturalnie.
Nie ma “więcej niż naturalnie”. Proszę już nie oczarowuj się niezwykłością tego, co czułeś wtedy.
Normalność, chęci, pozytywna energia to po prostu zdrowie.
A widzisz jak starasz się, by zdrowia nie utrzymywać, tylko różne niedojrzałe postawy.
Dostałem z kilkadziesiąt koszy nawet nie uważałem tego za kosza ,bo cieszyłem się samą rozmową i byłem szczęśliwy bez kobiety po prostu byłem zdziwiony ,że mozna mieć taką odwagę
Bo umysł się zawsze dziwi, gdyż za jedyną słuszną rzeczywistość uznaje to, co zna, co poznał.
Człowiek nieświadomy automatycznie uważa tak samo.
I dlatego nawet nie dąży do zmiany, bo nie wie i nie rozumie, że zmiana jest naturalną konsekwencją intencji i odpuszczenia tego, co ją blokowało.
A to co czujesz to konsekwencja Twoich postaw, nastawienia i intencji.
Wystarczy intencja “muszę” i już degraduje się samopoczucie i poziom energii. Dlatego mówiłem – nikt nic nie musi.
do tego wyszedłem z nerwicy/depresji
Z tego się nie wychodzi, ani nie wchodzi.
Tylko nagromadzenie emocjonalności i oporu, negatywne postawy to coś, co zawsze możemy w sobie spowodować.
Nawet po 40 latach spędzonych w kuchni jak się z kimś zagadasz przez telefon, to sobie przypalisz obiad.
Bo doświadczamy konsekwencji własnych wyborów – tych świadomych i nieświadomych.
Przypalonego żarcia nie przynosi nam zły los, wkurzony na nas Bóg, etc. Tylko to konsekwencja głupiej, nieuważnej decyzji, zaniedbania.
To samo z tym, co nazywa się powszechnie depresją i nerwicą.
wiec jak tu się nie jarać tym przedsięwzięciem.
A tak, że nie to Ci dało radość, tylko Ty DLA TEGO WYBRAŁEŚ w sobie radość – odpuściłeś przed nią opór, dodawałeś ją do tej czynności.
Dlatego mówię o tym, że niezbędne jest podejmowanie działań, bo z jednej strony dla umysłu racjonalnego jest to dowód, że się da, jest to dowód zmiany, a z drugiej – działanie to wehikuł, dzięki któremu przenosimy z siebie do świata to, co wybierzemy.
Podczas podchodzenia była euforia ale jak wracałem do domu to była frustracja
Bo sądziłeś, że podchodzenie daje Ci euforię ale tak nie było.
Adrenaliną tłumiłeś niskie emocje i opór, a sam żyjąc nieświadomie nie wybierałeś radości i nie odpuszczałeś przed nią oporu.
Ani nie oczyszczałeś się ze stłumionej emocjonalności, ani nie przepracowywałeś swoich negatywnych, niedojrzałych postaw.
Więc gorsze samopoczucie magicznie samo nie zniknęło.
A poza tym nigdy go także nie zaakceptowałeś, więc trwało i rosło. Aż do poziomu tzw. depresji czy nerwicy.
wiec faktycznie byłem niedojrzały emocjonalnie chociaż dążyłem do pozytywnosci i byłem mega ogarnięty.
Ale w kontekście zdrowia psychicznego i emocjonalnego ważny jest poziom świadomości.
Żadne działanie magicznie nic z Ciebie nie zabierze.
To kwestia intencji i faktycznej wewnętrznej pracy.
Mógłbyś wdrapać się na Kilimandżaro, czuć się fantastycznie przez miesiąc, a potem stopniowo stan by się degradował do tego sprzed wycieczki O ILE nie zadbałbyś, by ten stan W SOBIE pielęgnować, a także akceptować tymczasowe i sporadyczne gorsze samopoczucie.
Tego wszystkiego można się nauczyć.
Czyli mam po prostu zaakceptować swoje życie bez żadnych zmian zewnętrznych?Czyli jak mieszkam na wsi i jestem samotnikiem to mam się z tym pogodzić?Wiem ,że ludzie tak żyją lecz są to dziadki lub babcie oni potrafią siedzieć w domu i nie maja nałogów a ja mam dopiero 24 lata.Niektorzy w moim wieku imprezują,piją I ćpają a jakos żyją normalnie a ja odczuwam napięcie, od którego uciekam w porno chyba biorę życie za powaznie ,bo inni się bawią a ja się bawiłem do 18stki a potem wegetacja w domu.
Czyli mam po prostu zaakceptować swoje życie bez żadnych zmian zewnętrznych?
Nie po prostu.
Gdybyś korzystał z systemu, nie byłoby takich pytań.
Czym wg Ciebie jest akceptacja? Czy wiesz?
Akceptacja to całkowite odpuszczenie całego oporu, całego użalania, biadolenia z tego powodu, obwiniania, frustrowania, negatywnego oceniania, osądzania.
To oczyszczenie WEWNĘTRZNE.
A gdy się oczyścisz i przestaniesz się trzymać oporu i wszelkich żali na temat, o którym mówimy, jesteś wolny. Możesz wybrać co chcesz.
Akceptacja to nie bierność, apatyczne nastawienie, brak intencji życia, zmiany.
To puszczenie się wszystkich negatywności jakich się trzymasz, porzucenie wszystkich interpretacji o tym, o czym mówimy.
Nikt nie jest w stanie zaakceptować swojego życia, ani tym bardziej po prostu.
Tylko robisz listę konkretnych tematów, obszarów, aspektów, osób, zdarzeń, etc., których nie akceptujesz. Wybierasz pierwszy i wchodzisz w proces tego oczyszczenia, zmiany, korekty, odpuszczenia, uwolnienia, uzdrowienia.
Na jeden temat często może zejść długie miesiące – tyle będzie ujawniać się stłumionej emocjonalności i oporu.
Dlatego w systemie podaję kroki, mówię jak je wykonać na początku, by nie skakać od razu na głęboką wodę.
Czyli jak mieszkam na wsi i jestem samotnikiem to mam się z tym pogodzić?
A co ma mieszkanie na wsi z czymkolwiek innym?
Jeśli “czujesz się” gorszy, to sam to sobie robisz. Ty przez to masz problem, że uważasz, że bycie ze wsi to bycie automatycznie gorszym.
Jedne z najwspanialszych osób jakie poznałem urodziły się na wsi z typowo wiejskiej rodziny.
To w niczym nie przeszkadza.
Ale można sobie samemu z tego zrobić wygodną racjonalizację wstydu, winy, żalu, oporu.
I wyjaśnij mi jak zamierzasz się z tym pogodzić? Konkretnie – bez owijania w bawełnę.
Jakbyś tłumaczył 5-latkowi. Bez używania nic nie znaczących frazesów.
Wiem ,że ludzie tak żyją lecz są to dziadki lub babcie oni potrafią siedzieć w domu i nie maja nałogów
Ty nie musisz siedzieć w domu.
a ja mam dopiero 24 lata.
No i możesz siedzieć na dupie, użalać się i narzekać i 72 lata. Do wyboru, do koloru.
Niektorzy w moim wieku imprezują,piją I ćpają a jakos żyją normalnie
Picie i ćpanie może i jest powszechne ale na pewno nie jest normalne.
W artykułach o cnotach mówiłem, że normalność to poziom 300. A ćpanie to poziom 95. Ogólnie obcowanie z narkotykami to poziom poniżej 100.
A mówimy o skali logarytmicznej.
a ja odczuwam napięcie,
Wyjaśniałem w artykule o napięciu, że jest to efekt oporu.
A że nie jesteś świadomy stawiania oporu, to jedyne czego jesteś świadomy to tego jedna z konsekwencji – odczuwane napięcie.
od którego uciekam w porno
Nie uciekasz od napięcia, tylko od świadomości.
Bo to dla ego początek końca.
A opór stawiasz stłumionej emocjonalności oraz radości w sobie.
chyba biorę życie za powaznie,bo inni się bawią a ja się bawiłem do 18stki a potem wegetacja w domu.
Branie życia na poważnie to pewnie jedna z wielu racjonalizacji dla stłumionej emocjonalności i oporu przed radością.
Tak szczerze to tylko racjonalizacja umysłu ,bo życie na wsi jest piękne z jednej bo daleko od ulicy do tego dużo zieleni i spokój.Najwiekszy problem to te nieprzyjemne emocje.
Tak szczerze to tylko racjonalizacja umysłu
Ja sobie z tego doskonale zdaję sprawę ale Ty nie przez bardzo długi czas.
Wierzyłeś, że z Tobą jest coś nie tak, BO jesteś ze wsi. Skądś to usłyszałeś i od tamtej pory było dla Ciebie racjonalizacją wstydu.
Najwiekszy problem to te nieprzyjemne emocje.
To, że są nieprzyjemne nie oznacza, że są złe, że coś Ci się stanie, gdy będziesz je czuł i odczuwał.
Nie oznacza, że należy się im opierać, uciekać, walczyć, demonizować, projektować na świat, itd.
Bo emocje to Twoja energia.
Jak swoją energią zarządzasz niepoprawnie, to Ty masz problem, niezależnie co Ci się będzie wydawało.
Jeśli więc powiesz sobie, że ktoś Cię denerwuje, bo poczułeś gniew w momencie, gdy ktoś inny coś zrobił/powiedział, to wcale nie oznacza, że taka jest prawda.
Natomiast gniew to Twoja energia i Twoją odpowiedzialnością jest co z nią zrobisz, jak z niej skorzystasz.
Gniew pojawia się, by TOBIE dodać energii, a nie że ktoś Ci robi nieprzyjemność.
Największego problemu nie stanowią więc emocje, tylko nieświadome opieranie się im, negatywne ocenianie, projektowanie.
Ogólnie – niedojrzałe podejście.
Nie w emocjach jest problem.
Dzięki za możliwość pojawienia się w sieci i za obszerną, wyczerpującą odpowiedź!