Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!
Kontynuujemy temat stanięcia w obliczu faktu o własnym uzależnieniu.
Części 1-2 znajdziesz klikając na linki poniżej:
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 1) – Wstęp
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 2)- Lista nr 1
Dzisiaj zajmiemy się pierwszą częścią listy nr 2, rzucenie elementów której jest niezbędne do wyzdrowienia z uzależnienia i odzyskania spokoju, radości, zdrowia, poprawy relacji z innymi ludźmi, etc.
2) Oto co jest do porzucenia:
Nienawiść, złość, chęć zemsty, wina, nienawiść do siebie, urazy, złośliwość, zła wola, zazdrość, zawiść, próżność, duma, żądze, chciwość, chcenie, pożądanie.
Niejednokrotnie pojawiał się temat, że człowiek myśli o sobie jak o kimś dobrym i tylko na podstawie tego, że nic złego nigdy nikomu nie zrobił. Jednak w wielu sytuacjach i przy niejednej osobie gotowało się w nim. Skrycie nienawidził niektórych osób, zazdrościł, dla niektórych utrzymywał złą wolę, co wydawało się mu prawe.
Dodatkowo względem siebie utrzymywał poczucie bycia gorszym, niekochanym, wiecznie się wszystkim martwił, stresował, wstydził, bardzo często obwiniał, pragnął uniknąć błędów, przez co w kółko popełniał te najpoważniejsze. Okłamywał się na każdym kroku, w tym w temacie uzależnienia, że coś mu daje – np. spełnia fantazje. Nie mówiąc o setkach innych urojeń i kłamstw, które sobie wmawiał i tworzył coraz to nowsze.
A na koniec jeszcze budował generalnie bardzo negatywną wizję świata, siebie, Boga, innych ludzi, związków, seksu. Na podstawie tej wizji podejmował się działań mających na celu uniknięcie tego całego zła, zabezpieczenie się i/lub ucieczkę. Niemożliwe więc było odczucie ani spokoju, ani szczęścia. Ani życie w ten sposób.
Zastanówmy się – czy tak żyje osoba, którą moglibyśmy nazwać dobrą? I tym samym np. przedstawić własnemu dziecku jako super wzór do naśladowania? Nie sądzę.
Łatwo przekonać samych siebie, że jesteśmy ofiarą świata i zmaganie, walka czy ucieczka są odpowiednie. Jednak mamy miliony przykładów ludzi, którzy żyją nawet na tej samej ulicy i nie cierpią, nie zmagają się, są spokojni i szczęśliwi i osiągają bez zmagania to, czego my pragniemy. To powinno dać nam do zrozumienia, że problem nie leży w świecie.
Więc mało kto jest tak naprawdę dobry, szczególnie dla siebie.
Powtórzę to, co mówiłem już wielokrotnie – to, że nigdy nie zrobiliśmy sobie paskudnego posiłku albo jemy wyłącznie w restauracjach nie czyni z nas dobrego kucharza. To, że uniknęliśmy wypadków na drogach, bo nie wsiedliśmy do samochodu, nie czyni z nas świetnego kierowcy. To, że nikomu nie zrobiliśmy krzywdy nie czyni z nas dobrej osoby. TYM BARDZIEJ jeśli nawet choć do jednej osoby utrzymujemy nienawiść, urazę, żal, winę, etc. A SZCZEGÓLNIE jeśli tą osobą jesteśmy my sami.
Nie mówię tego, by komukolwiek wmówić, że jest zły. Bo nie jest.
Ale to, co wydaje Ci się dobre dla Ciebie nie musi wcale takim być.
No – kto dla poprawy samopoczucia np. zjadł słodycze? Kto podjada, by zniknęło uczucie pustki? Uważamy to za dobre? Ależ to robienie sobie krzywdy! Co z tego, że poprawiło się nam na moment samopoczucie?
Tworzenie interpretacji na podstawie swoich odczuć to sprawa dramatycznie niepoprawna! A często i zgubna!
Bo to co czujesz to kwestia Twojego nastawienia, intencji, postawy! A nie obiektywny komunikat o tym czego doświadczyłeś/aś! To co czujesz nie ma NIC wspólnego z rzeczywistością!
Jeśli chcesz zdrowo odnosić się do świata i zdrowo w nim żyć, to konieczne jest BYCIE z poziomu rozsądku i spokoju, a nie emocjonalności!
Ale ludzie oczywiście wolą swoją rację, a nie rzeczywistość. Potem mamy na świecie pikiety, że grube = piękne. Ok, jeśli otyłość byłaby świadomym wyborem dokonanym na bazie spokoju i miłości, to wszystko by grało. Ale 99% przypadków otyłość to konsekwencja poważnych zaniedbań i braku miłości, akceptacji, szacunku, to konsekwencja ucieczki i tłumienia w sobie niechcianych uczuć. Potem racjonalizowanie jaka otyłość jest w porządku to jakby racjonalizować, że złamania i poparzenia są w porządku, gdy po pijaku doprowadziliśmy do wypadku.
Naprawdę niewielki procent – być może 1 otyła osoba na 100 – nie ma ze swoją otyłością problemu i nazwanie jej grubasem nie spotka się z nieprzyjemnym uczuciem. I do równie niewielkiego procenta, często dopiero po latach dociera, że mają poważny problem i zaczynają z nim coś robić. Reszta dalej się obżera, by poczuć się lepiej, a potem odstawia szopkę jaka to jest akceptująca dla swojego wyglądu. Gdyby była akceptująca, to nie byłaby na ulicy z transparentem
Mówię o tym, bo uzależnieni od porno postępują dokładnie tak samo. Tylko wczoraj odpisałem 18-latkowi, który jest uzależniony przez 1/3 swojego życia. I gdy sobie nie potrafił z tym poradzić, zaczął to racjonalizować, że tak naprawdę to nie ma problemu, choć jest samotny, cierpi, boi się nawiązywać znajomości, często się obwinia, jest generalnie bardzo smutny.
Nawet rok temu obejrzał moje gratisowe filmy, a potem nic z tym nie zrobił przez ten czas. Więc naprawdę niewiele brakowało, by uznał swoją sytuację za smutny los, z którym nic nie może zrobić, którego nie może poprawić.
Nie jesteśmy ani dobrzy, ani źli. To tylko bardzo płytkie opisy rzeczywistości, odpowiednie dla dzieci, których zdolność pojmowania i analizy jest we wczesnym wieku bardzo ograniczona. Poprawnym jest powiedzieć dziecku, że złym jest rozmowa z obcymi ludźmi i powinno tego unikać, bo nie ma zdolności zdroworozsądkowej analizy.
Ale już jako osoba dorosła powinniśmy rozszerzyć kontekst i dokonać korekty tego postrzegania. Jako osoba dorosła wręcz musimy rozmawiać i nawiązywać relacje z obcymi ludźmi. Zaś od naszej inteligencji zależy z kim nawiążemy relacje. Tutaj błędy są nieuniknione. Więc aby je zminimalizować, konieczny jest zdrowy rozsądek i spokój, a nie emocjonalność. Życie z poziomu emocjonalności to robienie sobie problemów na własne życzenie. Obejrzenie porno, by “poczuć spokój”, wypicie alkoholu, etc. nie prowadzi do spokoju, tylko stanu otumanienia.
A jednak miliardy dorosłych nadal dokładnie tak opisuje rzeczywistość – coś jest albo dobre, albo złe i basta. Nie ważna jest rzeczywistość, bo liczy się tylko nasze widzimisie.
I zazwyczaj to, co uważamy za złe lub dobre określamy na bazie własnych emocji!!!
Czyli na bazie tego, co 80% ludzkości nie rozumie lub rozumie karygodnie źle i od czego ucieka, z czym walczy, co wypiera i projektuje na świat, innych ludzi, Boga, etc.
Więc jak “przez kogoś” poczują się gorzej, to ta osoba jest zła. A jak dzięki czemuś poczują się lepiej, to jest to dobre. A jak się potem okazuje, że oglądanie porno niszczy życie i zdrowie, to porno nagle staje się złe. A i tak dalej je oglądają.
No to pytam – kiedy wyjdziemy z piaskownicy?
Problemem wielu osób, szczególnie tych, które uważają się za dobre (najczęściej silnie wierzący) jest to, że nie dopuszczają do siebie w ogóle myśli, że kogoś nienawidzą, ani że mogą. Robią to ale to wypierają, opierają się, wstydzą się tego, obwiniają się. Niejedna osoba uzależniona i wierząca mówiła mi, że się obwinia w myślach, “chłoszcze myślami”, potępia we własnych myślach. No – czy to nie nienawiść?
Miliardy ludzi uważa, że nienawiść do zła jest dobra. Czy dostrzegamy jak jest to popaprane? Nienawiść do zła jest dobra… To pokazuje jak ograniczony jest ludzki intelekt.
Tylko w matematyce 2 minusy dają plus, bo to jest abstrakcja. To nie ma w ogóle przełożenia na życie ludzkie.
Więc ludzie temu co uznali za złe opierają się i utrzymują względem tego negatywne postawy. Tym samym to nie mija – trwa i rośnie. Więc opierają się temu, wstydzą się i obwiniają za to coraz bardziej.
Jakie rozwiązania zna społeczeństwo? Otóż bardzo niewiele.
To jedna ze straszliwie poważnych wad/ograniczeń religii – dają niejako plaster na rany w postaci spowiedzi ale nie dają rozwiązań na uzdrowienie samej rany.
Nazywają np. gniew grzechem i tyle. Mówią, że jest zły. A jak się człowiek zdenerwuje to zgrzeszył i musi się wyspowiadać. Ale bardzo szybko znowu się zdenerwuje, nawet 5 minut po spowiedzi. Poczuje z tego powodu wstyd. Znowu będzie potrzebował spowiedzi.  I tak w kółko. Temat gniewu nigdy nie zostaje rozwiązany, a osoba, która ma z nim problem coraz bardziej się wstydzi i obwinia, bo w swoich oczach non stop zawodzi Boga i siebie.
Sama siebie traktuje jako gorszą, bo tak bardzo pragnie już się nie gniewać, a nadal to robi. Więc próbuje się nie gniewać, a denerwuje się na siebie, że nie potrafi się gniewać…
W czym jest problem?
No właśnie.
W tym, że aby coś przepracować, konieczne jest:
– Stać się tego świadomym/świadomą.
– Wziąć za to 100% odpowiedzialności.
– W pełni to zaakceptować.
– Stać się świadomym co z tego mamy – jakie korzyści doimy.
– Zrezygnować z tych korzyści.
– Po wykonaniu powyższych kroków w każdej sytuacji, np. wspomnianym odczuciu gniewu, wybrać postawę odpowiednią – mądrą, racjonalną, pozytywną do zastanej sytuacji i praktykować ją.
Nie ma tu mowy o wypieraniu, wstydzeniu się, obwinianiu, użalaniu. Jest za to odpowiedzialne, odważne wejrzenie w siebie. Zaprzestanie zajmowania się światem, bo to w najlepszym przypadku nieefektywne, niepotrzebne, błędne, w najczęstszym stanowi ucieczkę i niedojrzałość, a w nieco gorszym zwykłe szaleństwo.
Więc popularne – “On mnie denerwuje” jest kompletnym urojeniem i niedojrzałością. Nikt nas nie denerwuje i nigdy nie zdenerwował. Gniew pojawia się wyłącznie w poniższych sytuacjach:
– Bo już mieliśmy gniew stłumiony w dużych ilościach. Więc nie ma on nic wspólnego z obecną sytuacją.
– Jest reakcją na nieuświadomiony ból i poczucie bezsilności. Więc nikt nas nie denerwuje, tylko wobec kogoś/czegoś postrzegamy się jako bezsilni i gniew nas wzmacnia, byśmy sobie poradzili. Jednak od naszej dojrzałości zależy czy i czym się zajmiemy i jak.
– Gniew wzmacnia również w sytuacjach, KTÓRE POSTRZEGAMY jaki niebezpieczne, a które niekoniecznie takie są. Ponownie – gniew jest po to, byśmy sobie z nimi poradzili. A ile osób wykorzystuje energię gniewu do konstruktywnego działania i z pozytywną intencją?
Ogólnie można powiedzieć, że gniew jest infantylny. To dziecko denerwuje się, gdy np. rodzic nie słucha, nie zwraca uwagi. Dzięki temu uwagę znajduje ale bardzo niedojrzały sposób, bo lepiej nie potrafi. Musi się gniewać, by zyskać od rodziców, od których jest zależne, to czego potrzebuje. Czy to uzyska oczywiście zależy od ich decyzji, a nie od pogniewanego dziecka.
Więc to nie sam gniew rozwiązuje problemy, tylko odpowiednie decyzje i działania.
Każda emocja jest infantylna, gdy spojrzymy na nią z odpowiednio wysokiej perspektywy i/lub umieścimy ją w odpowiednio szerokim kontekście.
A jeśli chcemy dojrzeć emocjonalnie, to potrzebna jest akceptacja zarówno siebie jak i emocji. Być może sami jesteśmy żyjącym dowodem jak ograniczający jest brak akceptacji. Gdy nikt nas nie akceptował, mogliśmy wyrosnąć na niekochającego się człowieka z niskim poczuciem własnej wartości. Więc od tego trzeba zacząć.
To samo w przypadku emocji. Wypieranie ich, udawanie że ich nie ma, zmaganie, projektowanie i zwalanie odpowiedzialności/winy na cokolwiek/kogokolwiek pozostawi nas niedojrzałymi w tym jakże ważnym obszarze naszego życia. A niedojrzałość oznacza problemy.
Zaś emocje to nasza energia. Niedojrzałość w zarządzaniu własną energią doprowadzi do bardzo poważnych problemów.
O infantylności emocji można szybko się przekonać oglądając wieczorne wiadomości lub czytając praktycznie dowolny artykuł na najpopularniejszych serwisach informacyjnych – z emocji nikt nie wyrasta z wiekiem. Można się tak samo wszystkim denerwować i frustrować jako małe dziecko i jako 100-latek. Bo emocje mają wyłącznie związek ze świadomością. Z niczym innym. Stanowią jej konsekwencję. A nie przyczynę. Nie mówią nam o świecie zewnętrznym, tylko o naszej postawie do niego.
Dlatego zobaczymy jak ludzie obwiniają, denerwują się na innych, zarzucają, mszczą się, nienawidzą, zazdroszczą, oceniają, osądzają, wstydzą się, przekazują sobie straszne przekonania, etc. Doją emocje jak krowę Milkę. To samo możemy zaobserwować we własnym życiu – zapewne emocjonalne reakcje są częste i co z tego mamy? Absolutnie nic. Bo emocje nie są po to, by reagować na ich podstawie.
Jesteś odpowiedzialny/a za swoje decyzje. Jak się zdenerwujesz i dasz komuś w twarz, to odpowiadasz za danie tej osobie w twarz. Jak się zestresujesz i nie pójdziesz do pracy, to odpowiadasz za nieobecność w pracy. Twoje uczucia to tylko i wyłącznie Twój problem.
Powiedz w Urzędzie Skarbowym, że nie zapłaciłeś/aś podatku, bo tak się strasznie bałeś/aś. Sądzisz, że kogoś to będzie obchodzić? A jeśli dostaniesz ulgę, to przypadkiem nie uznasz, że straszne banie się jest super, bo zawsze się ktoś ulituje i nie pociągnie Cię do odpowiedzialności za zaniedbania?
Ten świat nie powstał, by zajmować się naszymi infantylnymi uczuciami.
Sukces generalnie można opisać jako DODANIE pozytywnej wartości w życie człowieka – naszego lub kogoś innego. To odpowiedź dla tych, którzy np. nie wiedzą co mogą dać kobiecie. Zamiast siedzieć w głowie i myśleć pojęcia nie mając co kobiety uważają za wartościowe, ruszy tyłek i się dowiedz. Zacznij z nimi rozmawiać, przebywać, pytać. Już samo zainteresowanie będzie dla kobiet bardzo wartościowe;.
Emocje to nie są pozytywne wartości oczywiście wbrew powszechnej iluzji (radość, spokój, miłość to nie emocje). Ale nie są też złe. Ich projekcja jest po prostu nieodpowiednia. Tak jak trzymanie się ich i tym bardziej opieranie. Dlaczego – wyjaśnię za chwilę.
Raz jeszcze spójrzmy na listę:
Nienawiść, złość, chęć zemsty, wina. nienawiść do siebie, urazy, złośliwość, zła wola, zazdrość, zawiść, próżność, duma, żądze, chciwość, chcenie, pożądanie.
Niech rzuci we mnie kamieniem osoba, która w swoim życiu nie przejawiła więcej, niż raz choć jednej z tych postaw.
Jestem spokojny, bo nie wyląduje mi na głowie kamień (choćby dlatego, bo ten kto nie przejawia tych postaw i tak nikomu nie zrobi krzywdy ;) ).
A teraz zastanówmy się o jakich rozwiązaniach słyszeliśmy względem każdej z postaw z listy? Jeśli np. kogoś nienawidzimy, to jak można sobie z tym poradzić? Oczywiście najczęstszą odpowiedzią będzie – “Problem leży w tej osobie, więc albo ona się zmieni, albo ją zatłukę, albo nic nie mogę zrobić i mogę się tylko frustrować, gdy ją spotkam”.
Czy na pewno tak jest? Czy to jedyne opcje?
2000 lat temu Jezus podpowiedział – “Nadstaw drugi policzek”. 2000 lat minęło i ludzie dalej nie pojęli o co chodzi. Większość nawet nie chce zrozumieć, nie ma takiej intencji. Bo wolą nienawidzić. Chcą tego. Dzięki temu mogą doić poczucie wyższości, a więc dumę.
Ludzie prowadzą ze sobą wojny przez 93% zapisanego czasu. Więc to jasny znak, że życie nieświadome, bezwolne automatycznie prowadzi do zmagania, walki, do zniszczenia. Aby żyć spokojnie, szczęśliwie i sukcesy odnosić, konieczne jest, by zacząć żyć świadomie i zmienić kierunek z negatywnego na pozytywny. Sam się nie wybierze. Życie nieodpowiedzialne prowadzi do walki.
Gniew jest negatywny, co nie znaczy zły. Jest osłabiający. Jeśli nas wzmacnia, no to musimy zrozumieć, że wzmacnia nas to, co negatywne. To tak jakbyśmy podlewali drzewo kwasem, a ono by kwitło. Nie radziłbym jeść owoców z takiego drzewa.
Każda emocja wymaga zasilania. Bo nie jest to stan naturalny człowieka. A skoro nie jest, sami musimy go utrzymywać. Często bardzo dużym kosztem.
To jedna z przyczyn (i to daleko nie najważniejsza), dla których warto emocji się puszczać i dojrzeć w tym obszarze.
Duma to nadal obszar niesprzyjający życiu. Wszystko co rozumiemy z poziomu dumy, rozumiemy w najlepszym przypadku na opak lub w bardzo ograniczony sposób. W najgorszym, widzimy to koszmarnie odlegle od rzeczywistości. Łatwo upić się dumą, gdy nie czuliśmy nigdy nic ponad nią i sądzić, że duma to ukoronowanie ludzkiego samopoczucia i postrzegania siebie.
Ale puchnący z dumy człowiek, to tylko człowiek o jakości doświadczeń na poziomie próżności, porwań UFO, mentalności ofiary. Nie nazwałbym tego koronnymi jakościami życia.
Gniew w połączeniu z dumą może wydawać się ostatecznym rozwiązaniem – czujemy się wzmocnieni, lepsi od innych. Postrzegamy siebie i swoje stanowisko jako słuszne, a więc i pojawia się uczucie szlachetności, bo walczymy o swoje, tak jak byliśmy uczeni, gdy byliśmy dzieckiem. Czujemy się męscy.
No ale czy dziecko wie jak to jest być dorosłym? Nie ma pojęcia. Dziecka zna co najwyżej to, czego doświadczyło i kim jest/było. Jeśli do tej pory jedliśmy tylko kanapki, to znaczy, że nie ma nic innego? Nie ma wspaniałych dań, którymi możemy się raczyć każdego dnia? Oczywiście są.
W temacie ludzkiego samopoczucia, mądrości, doświadczeń, postrzegania, interpretowania, decyzji, konsekwencji jest dokładnie tak samo.
Duma jest dlatego bardzo niebezpieczna, bo człowiek sądzi, że jego postrzeganie jest obiektywne i ostateczne. Tym samym sam odmawia sobie wzrostu i doświadczy życia zgodnie ze swoimi decyzjami, co w jego oczach będzie ich racjonalizacją, dowodem i uzasadnieniem.
Ale w rzeczywistości jesteśmy nie radzącym sobie z sytuacją nieświadomym człowiekiem.
Reagowanie jakąkolwiek emocją to zawsze sygnał, że sobie z czymś nie radzimy.
Gniew to zawsze znak, że z czymś sobie po prostu nie radzimy. Gniew osłabia, co wie każdy uprawiający sztuki walki. Cenniejszy od gniewu jest spokój. To tyczy się każdego obszaru życia. No ale ze spokoju nie można doić poczucia wyższości nad innymi, więc mało kto tak naprawdę wybiera spokój.
Każdy kto był zdenerwowany przez dłuższy czas wie, że po początkowym wzmocnieniu gniew zaczynał odbierać siły, chęci, radość i już człowiek nie czuł się tak fantastycznie. Czuł się zaszczuty, nie mógł normalnie funkcjonować. I nagle pojawił się problem, że nie zna żadnych metod na poradzenie sobie z gniewem. Bo co znamy? Przywalić komuś? Przywalić w ścianę? Przebiec 10 km? Wymęczyć się fizycznie? Wydrzeć się na kogoś? Zwalić odpowiedzialność wraz z winą komuś na głowę?
Jak my do tej pory radziliśmy sobie z gniewem? Zapewne stosując używki – alkohol, papierosy, pornografię, etc. I sądziliśmy, że oczyszczało nas to z gniewu, że nas relaksowało. Ale nic takiego się nie działo. Już sam fakt, że się denerwujemy na coś/kogoś mówi jasno, że gniew już w nas był.
A jak radziliśmy sobie z jego przyczyną? Co uznaliśmy za przyczynę naszego gniewu i różnych jego form jak frustracja, nienawiść czy uraza?
Jest mnóstwo ludzi, którzy nawet pisali mi – “No Piotrze, jak się nie zdenerwować w takiej sytuacji?” Więc człowiek nie chce zrozumieć, że to co czuje to jego problem, nikogo innego. Nikt nie wywołuje w nim gniewu. Za swój gniew odpowiada wyłącznie on sam. Utrzymując, że musi się gniewać, na własne życzenie staje się więźniem gniewu.
Kto próbował się uczyć i pracować będąc zdenerwowanym? Jak szło? Do bani. Kto próbował zasnąć będąc zdenerwowanym? Nie da rady.
Widzimy więc jak gniew NIE sprzyja życiu. Sprzyja życiu wyłącznie i ewentualnie konstruktywne wykorzystanie jego energii.
A to czy i jak wykorzystamy tę energię zależy od nas. Od tego jak jesteśmy rozwinięci jako istota ludzka.
Fizyczne zmęczenie się, czyli utrata energii, nie oznacza utraty energii gniewu, bo to różne energie. Ani tym bardziej nie rozwiąże to przyczyny gniewu. Wyjeżdżenie benzyny w samochodzie nie uzupełni Ci płynu do szyb.
Co stanowi przyczynę gniewu?
Zarówno źródło emocji jak i ich przyczyna są wewnętrzne.
Źródłem emocji jest nasza postawa/nastawienie. Czyli nikt i nic w świecie. To co czujesz mówi Ci wyłącznie o Tobie, a nie o nikim innym.
Gdy czujesz dumę, to Ty uważasz się za lepszego/lepszą, to Ty osądzasz, negatywnie wartościujesz, czyli popełniasz każdy możliwy błąd, przed którym przestrzegali najbardziej rozwinięci i kochający ludzie na tej planecie. A jeśli czujesz dumę z jakiegoś osiągnięcia, to znaczy, że w nim umieściłeś/aś źródło swojej wartości i lepszego samopoczucia, co też nie jest ani dojrzałe, ani bezpieczne. Bo naturą wszystkiego na tej planecie jest to, że się zmienia i przemija. Więc wkrótce stracisz to źródło i pojawi się cierpienie, rozpacz.
Jeśli umieścisz źródło swojej wartości w np. swoim ciele, to wszystko, co albo podważy wartość Twojego ciała lub je uszkodzi, nawet minimalnie, spotka się z reakcją emocjonalną i to często poważną – nie tylko gniewem ale nieraz z ogromną rozpaczą. Bo z tym związane jest przywiązanie i roz(od)czarowanie.
Na tej planecie są tylko 2 przyczyny cierpienia – opór i przywiązanie.
Duma utrzymuje jedną i drugą.
Jak niejednokrotnie opisywałem to na przykładzie czekolady – człowiek dumny nie wybiera czekolady, którą lubi. Wybiera czekoladę czarną, bo nie lubi białej. Tym samym jest podatny na zranienie. Bo coś uznał za lepsze, a drugie za gorsze. Więc można to podważyć.
Człowiek, który uważa siebie za gorszego i zmaga się, by udowodnić innym, że jest ok, non stop będzie się zmagał i jest zawsze o krok od cierpienia. Przecież jest masa ludzi, na których wystarczy “krzywo spojrzeć” i albo się zdenerwują, albo poczują zawstydzeni.
Praktycznie każdy uzależniony boi się patrzeć innym w oczy. Bo sądzi, że każdy zobaczy w nim jego wstyd i negatywnie go oceni. To stanie się dla niego potwierdzeniem własnego obrazu siebie i wpadnie w rozpacz, gdyż wg niego stracił źródło wartości i zyskał zewnętrzne źródło potwierdzające jego smutną wizję siebie. Więc uznał się za ofiarę tego. A do tego momentu (bo to kiedyś się stanie, chyba że będzie unikał wszelkich kontaktów z innymi ludźmi) będzie żył jak na ostrzu noża.
A jeśli wybralibyśmy czarną czekoladę, bo lubimy czarną, to co można nam zrobić? Jesteśmy wtedy kompletnie niepodatni na zranienie, wykorzystanie, wyśmianie czy dowolną inną próbę manipulacji naszą emocjonalnością i projekcją. Bo nie ma ani emocjonalności i projekcji. Jest świadomy, pozytywny wybór. Może być nam tylko przykro, że druga osoba próbuje przerzucić na nas swój wstyd i poczucie wyższości. Ale jeśli my nie wybraliśmy z poczucia wyższości, to automatycznie nie będziemy widzieli potrzeby dostrzec w kimś/czymś czegoś/kogoś gorszego.
Człowiek, który siebie uważa za lepszego, automatycznie kogoś musi uznać za gorszego. Dlatego jeśli poczucie naszej wartości doimy z posiadania dzieci, a dziecko nas zawiedzie, rozczaruje czy popełni błąd, odczujemy wstyd i winę. Wraz z tym pojawi się gniew, którymi zaatakujemy nasze dziecko. Czy to zdrowe? Nie, to szalone. A jednak powszechne.
I odwrotnie. Jeśli siebie uznamy za gorszego, to automatycznie uznamy kogoś za lepszego. Widać to np. na koncertach, gdy ludzie krzyczą, płaczą, a nawet mdleją na widok swoich ukochanych artystów. Czyli mają tak niskie poczucie własnej wartości.
A to zwykłe urojenia. Szaleństwo.
Jeśli więc się gniewamy już długo i dostrzegliśmy z jak wielką ceną się to wiąże lub już nie chcemy jej płacić, to do korekty jest coś w nas – jakaś nasza postawa, nastawienie, bądź interpretacja pewnych wydarzeń.
Pójście z grupą ludzi z transparentami, zawodzenie przez megafon jakie błędy popełnił rząd nic nie zmieni ani w ogóle, ani w Twojej sytuacji.
Ludzie utrzymując gniew i dumę popełniają jeszcze jeden fundamentalny błąd, tak jak całe religie – zauważają, że coś jest nie tak ale nie podają zdrowych alternatyw.
Więc można mówić wszystkim znajomym jaki zły jest jakiś polityk lub cała partia. Ale dopóki nie przedstawimy świetnej alternatywy, to nikt nie zmieni swoich postaw.
Problem ten widać w przypadku uzależnionych – mówią oni np., że nie chcą już obejrzeć porno, bo porno zniszczyło im życie. I tyle. Co się zmieni? Nic.
Jeśli jeszcze nie dostrzegamy tego problemu, to inne porównanie – idziemy do restauracji, podchodzi kelnerka i pyta nas co zjemy? A my odpowiadamy – “Nie chcę być głodny/a, bo głód jest zły!” Noooo doooobrze… ale co zjesz? Nikt nie chce być głodny ale nie w tym jest problem. Problem stanowi Twoja niechęć, by wybrać.
W takiej sytuacji pani może nam coś przyniesie ale czy będziemy z tego wyboru zadowoleni? Prawie na pewno nie. A ponadto pozostaniemy w naszym życiu pasywni, zależni od decyzji innych. Więc będziemy też podatni na wykorzystanie i zranienie.
Poza tym w samym stwierdzeniu “Nie chcę już oglądać porno!” pominięta została cała esencja problemu – “Nadal CHCESZ oglądać porno w pewnych okolicznościach”. Dopóki nie uświadomisz sobie tych sytuacji i nie znajdziesz zdrowych alternatyw, nadal będziesz wybierać pornografię.
Gdy prześledzimy nasze przeszłe epizody z gniewem, musimy przeanalizować co zrobiliśmy z jego energią. Bo prawie na pewno ta cała energia cały czas w nas zalega. Nie możemy udawać, że tak nie jest.
Nikt i nic nie oczyszcza z emocji. Ani papierosy, ani porno, ani narkotyki, ani alkohol, ani mądra wiedza, ani piękne obrazy, ani śpiew ptaszków, ani pomoc tysiącowi bezdomnych.
Emocje to Twoja energia i informacja o Twoim kierunku. Nikt i nic nie zmieni Twojego kierunku, ani nie może (wy)skorzystać z Twojej energii, ani Ci jej dać, ani zabrać. To wszystko tylko i wyłącznie TWOJE decyzje.
“Wyżycie się” na siłownie nie oczyści Cię z gniewu, a może tylko go jeszcze wzmocnić. Obejrzenie porno nie odstresuje Cię, a po wpadce prawie na pewno jeszcze mocniej się zestresujesz.
Możemy udawać, że już tak dojrzeliśmy i zmądrzeliśmy, a potem spotkamy dawnego znajomego, który zawsze nas frustrował lub zadzwoni mama i powie coś głupiego i nagle się w nas zagotuje. Czyli doświadczymy ujawnienia przynajmniej części stłumionej energii gniewu. Nikt nam jej nie dał – to już w nas było. I co z tym zrobimy, to nasza odpowiedzialność.
Ok, zajmijmy się teraz poszczególnymi elementami listy. Dziś zaczniemy, skończymy w następnej części.

NIENAWIŚĆ

Nienawiść bierze się z kolosalnie błędnego postrzegania rzeczywistości. Zazwyczaj nienawidzimy tych, którzy w naszych oczach stanowią źródło czegoś, co uznaliśmy za złe lub którzy w naszych oczach odmówili nam tego, co uznaliśmy za dobre lub wg nas uniemożliwiają nam zdobycie tego, czego pragniemy/potrzebujemy.
Jak mówiłem – gniew to energia wzmacniająca, gdy czujemy się bezsilni, bo tak się postrzegamy wobec czegoś/kogoś.
Pułapką dumy jest sądzić, że to gniew na kogoś. To nie gniew na kogoś. To wyższy stan energii w nas, byśmy nie wpadli w poczucie bezsilności i rozpaczy. Czyli gniewem na kogoś ukrywamy je – bezsilność, zazwyczaj wielki żal.
No bo zastanówmy się – jeśli uznaliśmy się za bezsilnych, by mieć seks z pięknymi kobietami, to w czym jest problem? Ano w tym po co nam w ogóle ten seks.
Nie jest to regułą ale bardzo często jest tak, że mężczyźni ukrywają gniewem żal, a kobiety żalem gniew. Oczywiście nieświadomie. Bo mało kto rozumie, że –
emocje i opór w podświadomości zgromadzone są warstwami.
Trzymanie się więc tego, co czujemy lub opieranie się temu uniemożliwi nam ani dotarcie, ani tym bardziej oczyszczenie się z kolejnych warstw, z których każda może nas niezwykle obciążać.
Jeśli więc kogokolwiek winimy za cokolwiek, to zakleszczamy się w klatce winy i nigdy nie dojdziemy do wewnętrznego źródła radości, spokoju, zdrowia, odwagi, chęci.
Zmierzenie się z własnymi zaniedbaniami wymaga zdjęcia korony z głowy (co nie wiąże się z cierpieniem) i nie musi być przyjemne. Tak jak konsekwencje wypicia za dużo. Ale jeśli chcemy poprawy, to jest to niezbędne, by przez to przejść. Tego nie da się zrobić na siłę, tego nie można udawać. Jak się człowiek uprze, to może nigdy tego nie zmienić i do końca życia kogoś obwiniać. Jego wybór. Twój wybór.
Wiele osób trzyma urazy do swoich rodziców, bo uważają, że ich los został przesądzony przez to jak wychowali ich rodzice, jakie dali im wzorce, programy, przekonania, jak ich traktowali, etc. Ale to totalne nieporozumienie.
Każdy jest odpowiedzialny za siebie w każdej sekundzie.
Błędem psychiatrii jest doszukiwanie się rozwiązań w przeszłości. Przyczyną mogło być jakieś wydarzenie z przeszłości ale rozwiązanie jest tylko w chwili obecnej. Gdy ktoś wybiera nienawidzenie, to nie wybiera tego, bo kiedyś coś się stało, tylko dlatego, że TERAZ coś z tego ma, np. pławi się w samej nienawiści i tyle.
Jak Ci coś nie pasuje w Twoim życiu to to zmień.
Masz nóżki i rączki, więc MOŻESZ. A jeśli tego nie robisz, to oznacza, że coś innego jest dla Ciebie ważniejsze. Np. sama nienawiść do rodziców czy użalanie się nad sobą. Niektórzy wybierają to świadomie, a inni nie rozumieją, nie są świadomi i/lub nie dostrzegają, że sami trzymając się gniewu i zwalając go wraz z winą na innych, uniemożliwiają sobie poprawię życia.
Pomyśl – jeśli trzymasz się krzesła w pokoju, a jesteś głodny/a, no to aby pójść do kuchni i zrobić sobie posiłek, musisz się puścić krzesła. Jeśli trzymasz się krzesła od 20 lat i pierwszy raz się go złapałeś, bo tata dał Ci w twarz, to czy to jest powód tego, że trzymasz się krzesła teraz? Absolutnie nie. Powodem jest to, że nie chcesz odpuścić winy, żalu, gniewu, dumy i zwalasz również za to odpowiedzialność na tatę i jego zachowanie sprzed bardzo wielu lat. Ile jeszcze? Ile chcesz.
Zaś emocje to energia. Jeśli trzymasz się bardzo niskiej jakościowo energii gniewu, winy, żalu, wstydu, dumy, oporu, to nie ma szans, by zmienić w życiu cokolwiek lepszego, bo od tego jaką energię utrzymujesz W SOBIE, z taką jakością pracuje Twój umysł, takie masz myśli, takie masz pomysły, takie masz nastawienie, taki masz poziom energii, czyli bardzo niski i zależy od innych ludzi, taka jets percepcja Twoich zmysłów. W takich WEWNĘTRZNYCH warunkach niemożliwa jest zmiana na lepsze czegokolwiek w życiu. Bo w takich wewnętrznych warunkach za dobre uznasz to, co nie jest dobre w rzeczywistości. Już samo trzymanie się uraz i sądzenie, że postępujemy właściwe nie jest właściwe, ani zdrowe.
Jezus mówił, by nadstawić drugi policzek, czyli nie zasilać postawy nienawiści ani w sobie, ani w kimkolwiek innym. Dzięki temu energia nienawiści może się wyczerpać. A jeśli nadal będziemy okładać kogoś lub siebie po twarzy, nawet mentalnie, bez kontaktu fizycznego, nienawiść będzie trwała. A wraz z nią pogłębiający się marazm prowadzący do depresji.
Jeśli udajesz, że nie jesteś głodny, jeśli to wypierasz, to czy to minie? Nie! Jeśli udajesz, że nie jesteś na kogoś wkurzony/a, to czy wkurzenie minie? Nie, nie minie NIGDY. Jeśli obejrzysz reklamę jak jedzą inni, to czy to Cię nasyci? Nie. Oglądając więc pornografię cokolwiek zyskujesz? Absolutnie nic. A i tak zapłacisz za to ogromną cenę.
Dlatego mądrzy ludzie zauważyli, że nie ma usprawiedliwionej urazy. Wybaczenie wyzwala nas, a nie tego, komu wybaczamy.
Jeśli tkwimy w miejscu, prawie na pewno trzymamy się nienawiści do siebie lub kogoś innego. Warto to odważnie przeanalizować. Bo dlaczego tkwimy w miejscu? Co się wg nas może stać, gdy tyłek ruszymy? Co nam daje sama nienawiść?
Musimy rozpoznać czego się trzymamy, czego nie chcemy się puścić.
Bardzo często będzie tym niechęć, by puścić się swojego dotychczasowego poglądu, że ktoś jest winny, że ktoś inny jest problemem. Dostrzeżemy jak skostniali możemy być we własnych poglądach i postawach.
Jako, że ludzka świadomość jest niewinna, uznać mogliśmy postawę nienawiści za właściwą, tym bardziej, że jest promowana praktycznie wszędzie. Już w filmach dla dzieci są prezentowane i przedstawiane jako słuszne postawy, które dziś opiszę. To pokazuje jak bardzo niedojrzałe i nieświadome jest społeczeństwo. Karanie, a nawet zamordowanie złego człowieka jest przedstawiane jako ok, a nawet taki bohater zostanie nagrodzony przez króla. Ok, a jeśli za złego człowieka uznaliśmy siebie?
Nienawiść często pojawia się w życiu człowieka uznającego się za ofiarę świata/Boga. Dlaczego? Ostatnio odpowiadałem na Raport jednego z moich klientów, który powiedział, że jest rozczarowany i sfrustrowany tym, co ma z życia. Mówił, że niewiele mu życie dało i że chce wreszcie zacząć z niego czerpać. Więc rosnący gniew i obwinianie zamieniły się w nienawiść.
Odpowiedziałem, że jego życie to konsekwencja jego i tylko jego decyzji. Porównałem to do rolnika użalającego się, że jego zbiory są marne lub żadne. Ale czy wykonał odpowiednią pracę? Czy dowiedział się co i kiedy sadzić i jak o to dbać? Nie. Tylko oczekiwał, czekał, a sam non stop się opierał, nie chciał, nie dawał od siebie. I uważał to za niesprawiedliwe.
Życie, w które nie inwestujemy tego, co pozytywne w mądry sposób, czyli życie zaniedbywane, nie da nam nic.
Bo – zapamiętaj to dobrze – życie nie jest od tego, by z niego brać, czerpać, by je doić, tylko by w nie inwestować i korzystać z owoców, które życie nam zwróci.
A że życie to reprezentacja naszych wyborów, zaś nasze wybory to reprezentacja nas, zmienić trzeba źródło – nas. Reszta zmieni się automatycznie. Więc – czego się trzymamy i nie chcemy puścić?
Dziecko musi czerpać od rodziców, bo nie jest na tyle silne, zaradne, ani mądre, by zbudować coś własnymi siłami. Zależy więc od rodziców w praktycznie każdej kwestii. Ale musi dać od siebie chociaż minimum – np. rozpłakać się, gdy jest głodne, by poinformować opiekunów o swojej potrzebie. Nie komunikuje tego bezpośrednio, bo nie potrafi.
A bardzo wielu ludzi do komunikacji podchodzi jak niepotrafiące jeszcze mówić dziecko – dąsa się, denerwuje, frustruje, płacze, krzyczy ale o co chodzi – nie powie. Liczy, że się inni domyślą. Lub nawet oczekuje, że powinni się domyślić! No jeśli bardziej nam zależy na tym, by inni nauczyli się telepatii, niż na spełnieniu naszej potrzeby, to proszę bardzo – dalej oczekujmy.
Jeśli o życiu czy świecie mamy pojęcie, że powinno nam coś dać, że na coś zasługujemy, że coś nam jest z góry pisane – no to pora opuścić świat baśni i wrócić na Ziemię. Może jest gdzieś planeta, gdzie wszystko będzie Ci dane ale na pewno nie jest to planeta Ziemia. Nie oznacza to też, że cokolwiek jest przed Tobą wstrzymywane. Otóż nie. Ale tak jak dziecku nie dajemy prowadzić samochodu, bo nie jest na tyle odpowiedzialne, tak i z wieloma rzeczami w życiu jest, że potrzebny jest odpowiedni poziom dojrzałości, byśmy w ogóle to dostrzegli i wybrali lub by zostało nam przedstawione.
Jeśli w szkole będziesz dostawał(a) same jedynki, to nie zostanie Ci dana opcja przejścia do kolejnej klasy. Trzeba najpierw poradzić sobie z obecną. Czy to znaczy, że ktoś nam zabronił? Nie. To my nie rozwinęliśmy się na tyle, by z tej opcji skorzystać bez zmagania.
A jeśli uznasz za niesprawiedliwe, że niektórzy urodzili się w bogatej rodzinie, gdzie wszystko mieli pod nosem, a Ty musiałeś/aś o wszystko walczyć, no to o tym jest ta seria – by przestać to sobie robić. Naprawdę za właściwy wybór uważasz użalanie się i zazdroszczenie, bo ktoś miał więcej na starcie, zamiast zadbać o swoje dobra? Problemu naprawdę nie ma w świecie.
Ponadto – to że ktoś ma więcej, nie oznacza, że ma lepiej.
Bogactwo przede wszystkim to nie żadne szczęście. Czy jest łatwiej żyć będąc bogatymi? Otóż nie. Stajemy się obiektem zainteresowania właśnie ludzi pełnych zawiści, zazdrości i nienawiści – czyli takich jakimi samymi teraz wybieramy być. Często nas kontrolują, paparazzi nie dają nam spokoju, byle jaki błąd staje się źródłem niekończących się dyskusji, wyśmiewania, negatywnej oceny – czyli tego, co sami robimy takim osobom.
Co więcej –
bogactwo nie da nam dojrzałości emocjonalnej, ani nie złagodzi żadnego bólu, ani cierpienia.
Bo dojrzałość emocjonalna to coś, czego nikt nie może nam dać, ani zrobić tego za nas. Jeśli ktoś będzie za nas podnosił ciężary na siłowni, to wzmocni to nasze ciało? Nie.
Ponadto – jeśli teraz nie radzisz sobie z np. stratą 100 zł, to tym bardziej nie poradzisz sobie ze źle zainwestowanymi 100 000 zł i rozpaczą po ich utracie. Szczególnie jeśli od pieniędzy uzależniałeś/aś źródło swojego bezpieczeństwa, szczęścia i wartości.
Widzimy, że nienawiść może mieć wiele różnorakich fundamentów i żaden z nich nie jest ani zdrowy, ani dojrzały, ani sprzyjający nam.

ZŁOŚĆ

Można powiedzieć, że złość to młodsza siostrzyczka nienawiści. Czyli karmiona, wypierana złość lub złość, której się opieramy zazwyczaj “wyrośnie na” nienawiść.
Złość łatwo pominąć, zignorować i wyprzeć, bo wydaje się taka normalna. W Polsce praktycznie każdy na każdego się złości. Ale kalibracja pokazuje – złość to poziom 150, a normalność to poziom 300. Więc złość nie jest normalna.
To co jest powszechne nie oznacza, że jest normalne.
Złościmy się na siebie i innych dlatego, bo nie rozumiemy znaczenia emocji gniewu. Projektujemy ją zamiast ją twórczo wykorzystać, z korzyścią dla siebie. Oczywiście człowiek niedojrzały, czyli na niskim poziomie rozwoju za korzystne uzna dać komuś w twarz i nasycić w ten sposób poczucie wyższości. Ale – po raz kolejny – to poziom 150. To nie jest dojrzałe. Takie zachowanie wydawać się będzie atrakcyjne wyłącznie osobie na tym poziomie lub niższym. Jeśli dla nas pobicie drugiej osoby, pod dowolnym pretekstem, wydaje się wskazane, to bardzo zły sygnał.
Złościmy się, gdy np. ktoś nas zawiódł, nie spełnił naszych oczekiwań, nie dał nam tego, czego wymagaliśmy, zachował się w sposób, który uznaliśmy za zły, bądź nieodpowiedni.
Moje pytanie brzmi – jeśli ktoś po raz kolejny nie spełnił naszych oczekiwań, to dlaczego dalej oczekujemy czegoś od tej osoby? A jeśli przestaniemy oczekiwać, to jaki obraz tej osoby zbudujemy w naszej świadomości? Idioty? Czyli obraz współczucia dla osoby, która najwyraźniej sobie nie radzi?
A jeśli zawodzimy samych siebie – np. w kontekście uzależnienia obiecujemy sobie, że już porno nie obejrzymy, a robimy to po raz kolejny? Pora zmienić “taktykę”. Albo obiecujemy sobie kolejny raz, że porno włączymy tylko na moment, a przesiedzimy kilka godzin? Co wtedy? Jakie wnioski wyciągaliśmy? Twórcze czy destruktywne, degenerujące?
Złością reagujemy, gdy poczujemy wstyd lub winę. Często zdarza się to, gdy ktoś inny powie lub zachowa się w sposób, który uznaliśmy za błędny, ośmieszający, niewłaściwy, zły, grzeszny. Aby szybko “wyskoczyć” ze wstydu i winy niedostrzegalnie wybieramy gniew. Więc jeśli się na kogoś lub coś złościmy, możemy z góry założyć, że uciekamy od czegoś w sobie i problemu nie stanowi żadne zewnętrzne wydarzenie, ani żadna osoba. Gdy się temu przyjrzymy, dostrzeżemy jak szybka i automatyczna jest to reakcja – a więc nieświadoma. Bo o to chodzi – by pozostać czegoś nieświadomym/nieświadomą W SOBIE. Czy pozostanie nieświadomym/nieświadomą trucizny, która płynie w naszej krwi jest wyrazem rozsądku czy szaleństwa?
No ale po raz kolejny pojawia się temat dojrzałości i tego, co uznaliśmy za dobre, a co za złe.
Warto przyjrzeć się temu, co uznaliśmy za dobre i za złe.
Bardzo często słyszę od klientów jak mówią, że złoszczą się na innych, bo – “Oni powodują, że czuję się winny/a”. Ale czy tak na pewno jest? Otóż nie. Nikt nie ma mocy, by spowodować w nas jakąkolwiek emocję.
To my sami stawiamy się w roli ofiary świata zewnętrznego, o czym informuje nas wina. Wina jest nieprzyjemnym uczuciem, by zmusić nas do wewnętrznej analizy zwanej autointrospekcją i do dokonania korekt. Gdyby kac był przyjemny, to na świecie wypadków samochodowych dokonanych po pijanemu byłyby miliony. A tak ten stan zmusza nas siłą do chociaż rozważenia korekt w swoich zachowaniach i np. ograniczenia konsumpcji alkoholu. Tylko daleko nie każdy dotrzymuje dokonanych wtedy postanowień. Zazwyczaj gdy przestaje czuć się winny/a.
Jeśli czując się ok uważamy, że jest ok, a czując się źle uważamy, że jest źle, to pora BARDZO mocno rozważyć korekty w swoim sposobie bycia.
Ludzie już tak pogłupieli z projekcją winy i złości, że nawet nie traktują się jak ofiary ale jako domniemane ofiary! Więc nie frustrują się, nie gniewają, nie obwiniają za to, co się stało ale za to co MOŻE się stać (a co zazwyczaj nigdy nie miało miejsca). Wariatkowo!
A jak się nie stanie, to złoszczą się, że się nie stało…
Złość jak i wina to nieskończony potok oskarżeń, frustracji, niespełnienia i rozczarowania. Dlatego MĄDRYM jest z tego zrezygnować.
To nasza decyzja. Nikt nas do tego nie zmusi, ani nie powinien próbować. Sami musimy dokonać rozrachunku i dojść do wniosku czy dalej będziemy się złościć. Wybór należy do nas.
Innymi słowy – i jest to KRYTYCZNIE WAŻNE –
jeśli chcemy poradzić sobie ze złością, niezbędne jest zrezygnować z tego, co doimy z pozycjonalności złości.
Możemy uwolnić stłumioną energię gniewu, możemy ignorować myśli ale nadal nie poradzimy sobie ze złoszczeniem się, bo nadal coś z tego mamy. Nadal rozpływamy się w słodkim nektarze np. posiadania racji czy uważania kogoś za gorszego.
Dlatego jeśli chcemy zrezygnować ze złoszczenia się, dojrzeć w tym aspekcie, musimy puścić się tego, co mamy ze złoszczenia się.
I każdy złoszczący się coś ma. Bez wyjątku. Inaczej nie wybierałby złości. Nie możemy udawać, że tak nie jest, że złość bierze się np. z kosmosu. Ano nie. Złość bierze się z naszego wyboru.
No – na kogo lubimy się złościć? Bo jeśli się złościmy, to lubimy to! Nie ma co tego wypierać. Może uważamy się za lepszych, mądrzejszych?
Możemy złość uznać za… złą, przecież nawet tego uczy religia – że gniew jest głównym grzechem. A czy to pozbawiło nas gniewu lub kogokolwiek? Nie. Gniew na planecie Ziemia i różne jego twarze mają się bardzo dobrze. Więc nie tędy droga, by go demonizować i nienawidzić. Wiele ludzi jeszcze wstydzi i obwinia się za gniew, który uważają za grzech plamiący ich dusze.
Uważanie, że jesteśmy tacy dobrzy, choć się codziennie na kogoś gniewamy (oczywiście na “tego złego”) to też ten sam problem i jego źródło jest w nas.
Sama duma i złoszczenie się pokazują nam, że zachowujemy się jak pacholęta. Infantylnie. Już to przekreśla jakiekolwiek rozdmuchane postrzeganie siebie. “No ale przynajmniej JA nie jestem taki/taka jak inni!”
Ok – czy możesz się tego puścić? Oczywiście, że możesz. Problem nie dotyczy czy możesz ale czy to zrobisz. Czy zrobisz to? Kiedy?
Większość ludzi na razie nie chce. Bo nienawiść to dla nich świetna zabawa. Rozpływają się w niej. Kochają to. No to niech chociaż się nie dziwią, że nie wszystko się im będzie w życiu układać.

CHĘĆ ZEMSTY

Zemsta jest dla wielu ulubionym spędzaniem czasu. Mnóstwo ludzi sądzi, że rozsądnym, odpowiednim i mądrym jest “oddać komuś za nadobne”. Ale skąd ten pomysł? Dlaczego uważamy to za dobre, za właściwe?
Jeśli rozumiemy, że dojrzały sukces to dodanie do życia pozytywnych jakości, to chęć zemsty to dążenie w kierunku całkowicie przeciwnym do realnego sukcesu!
Nie tylko nie rozumiemy, że osoba ta wybrała to, co uważała za słuszne i uczynienie jej krzywdy, tylko jeszcze silniej zakleszczy ją w jej ograniczonym postrzeganiu ale też my sami dążąc do negatywności przyciągniemy je do siebie. Bo doświadczymy tego jacy sami jesteśmy.
“Usprawiedliowiona” złość to nadal złość.
Każdy może podjąć wrzask, że co, mamy wypuszczać bandytów z więzień, nie osądzać ich i nie zamykać? Mamy pozwolić, by dalej czynili zło i szkody?
Moje pytanie brzmi – czy jesteś upoważniony/a do tego, by osądzać i karać? Przedstaw mi swoje kwalifikacje, by odpowiednio postępować (odpowiednio czy dla dobra społeczeństwa) z takimi osobami. Nienawidzenie kogoś za zły uczynek to piaskownica. Nic z tego poziomu nie jest ani mądre, ani właściwe. Wliczając chęć zemsty.
Emocje to nie jest usprawiedliwienie niczego!
Chęć zemsty ma to do siebie, że to “tylko” chęć. Człowiek, który się zemści przynajmniej doświadczy, że nic mu to nie dało, nie zmniejszyło bólu, ani pozbawiło go cierpienia, nie dało ulgi. Tylko nasyciło na moment dumę, a cały problem pozostał.
Natomiast człowiek z chęcią zemsty będzie żył wewnętrznie zatruwając się nawet do końca życia. Można więc rzec, że pod pewnymi względami chęć zemsty jest dla nas nawet bardziej szkodliwa, niż zemsta. Ogólnie – zemstwa to bardzo niekorzystny dla nas wybór.
Warto na własne postępowanie patrzeć tak, że jest to postępowanie samo dla siebie. Gdybyśmy pozbawili się wszystkich przyczyn, racjonalizacji, historii i spojrzeli na samo działanie – co właściwie zamierzamy zrobić? Chcemy wyrządzić komuś krzywdę, sprawić ból, etc. Więc to nie sprzyja życiu. A skoro nasz kierunek nie sprzyja życiu, pozostawia nas w spektrum doświadczeń nie sprzyjających życiu.
Jeśli ktoś wyrządził nam krzywdę nawet 5 minut temu – dlaczego chcemy się dalej tego trzymać? To bardzo ważny pytanie.
To już przeszłość, niezależnie co się stało. Dlaczego więc nadal się tego trzymamy i do tego wracamy? Możemy odzyskać spokój, szczęście i radość bardzo szybko, jeśli się tego puścimy. A możemy też cierpieć do końca życia. Jeśli nie chcemy puścić się chęci zemsty, to chociaż zdajmy sobie sprawę, że mamy wybór, by się tego puścić.
Ponadto – nie ma człowieka, który nie poczuje przy tym winy i wstydu. Bo chęć zemsty i zemsta to błąd. Nasza podświadomość doskonale to wie. To błąd, bo wyrządzimy sobie szkodę niezależnie od rezultatów naszych dążeń do zemsty.
Jeśli komuś życzymy źle, to nasza podświadomość rozumie to, że samym sobie życzymy źle.
Każde “obyś zdechł w piekle” nasza psychika rozumie to – “obym ja zdechł(a) w piekle”. I podświadomie będziemy do tego dążyć. Kto już życie uważa za jakiś rodzaj kary? No to pora zająć się postawami, które dziś opisuję.
Co z tego jak jakiś negatywny czyn ubierzemy w racjonalizowanie i usprawiedliwienie? Nie zmienia to samego czynu, ani jego konsekwencji. Usprawiedliwianie, racjonalizowanie, przedstawianie sobie tłumaczącego kontekstu jest tylko w naszej głowie. To urojenie.
A religie uczą, że rozliczani będziemy za czyny. Nie za pomocą kary, tylko konsekwencji. Zaś my sami nie jesteśmy zdolni, by się tym zająć.
Pamiętamy słowa jednej z najważniejszych modlitw – “nie wódź nas na pokuszenie”? No bo nienawiść, chęć zemsty to pokusa. Jeśli je usprawiedliwiamy, wpadliśmy w sidła.
Bardzo dobrze o mszczeniu się mówi słownik PWN – “wywołać złe następstwa”. I sądzimy, że komu wywołamy te złe następstwa? Sobie!
Ponadto mszcząc się popełniamy fundamentalny błąd – wcale nie “wyrównujemy rachunków”. Bo my wiemy, że mamy wybór. Osoba, na której chcemy się odegrać mogła o tym nie wiedzieć. A jeśli wiedziała, a mimo to i tak wybrała negatywny czyn, to dlatego, bo nie rozumiała, że z nim też związane są konsekwencje. A my już wiemy. I mimo to chcemy się zemścić? Nie radzę.
Jeśli chcemy się zemścić, to pomoże nam zrozumienie, że każdy wybiera tylko to, co uznał za dobre. Jeśli wysadzenie autobusu pełnego dzieci uznaliśmy za dobre, to zrobimy to bez zmrużenia okiem. Pytanie – czy w rzeczywistości jest to dobre? Jak musielibyśmy postrzegać świat, czym musielibyśmy się kierować, by to wybrać?
A jeśli te osoby są dla nas szalone, to ja się pytam – jak musimy postrzegać świat i samych siebie, by odmawiać sobie szczęścia i spędzać czas w samotności na oglądaniu pornografii? Gdzie jest problem?
Jeśli uznaliśmy zemstę za dobrą, to czy na pewno jest dobra? Skąd ta pewność? Bo tak się czujemy?
Uzależnienia uczą nas, że pozornie niewinne dążenie do lepszego samopoczucia może skończyć się tragicznie. Ostatnio jeden z moich klientów wyszedł z więzienia za szukanie i dzielenie się treściami pedofilskimi. Ma piękną, kochającą narzeczoną. Inny – 44-latek – napisał mi, że rok temu stracił całą rodzinę przez uzależnienie od pornografii.
Jak sądzimy – jeśli oglądanie porno, które pozostaje w sferze wewnętrznej może doprowadzić do tak poważnych konsekwencji w życiu, to do czego doprowadzi realne dążenie do uczynienia drugiej osobie krzywdy?
Chęć zemsty więzi nas w spektrum zniszczenia i degradacji. Nigdy nie wyniknie z tego DLA NAS nic dobrego.
Jeśli naoglądaliśmy się filmów, w których przedstawiono zemstę jako coś dobrego, a osobę, która się jej dopuściła po fakcie jako szczęśliwą i spokojną, to nieśmiało przypomnę, że film to fikcja. Nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Jedną z nauk, które są bezcenne w temacie wychodzenia z uzależnienia i niezbędne, by z niego wyjść, to zrozumienie, że obwinianie i trzymanie uraz zakleszcza nas w chorobie. Więzi nas. Bez wybaczenia sobie i wszystkim, którzy nas zranili, niemożliwym jest wyzdrowieć.
Uzależnienie zmusza nas do porzucenia dumy i naszych niedojrzałych, głupich, niezdrowych stanowisk. Nie możemy żyć urojeniami, że dobre jest to, co dobre nie jest.
Jeśli powiemy “DLA MNIE/WEDŁUG MNIE JEST!”, to tak jakbyśmy sądzili, że grawitacja działa na nas inaczej, niż na wszystkie inne istoty i ogólnie na materię, bo my CZUJEMY odnośnie grawitacji coś innego. Ci, którzy uważają się za pępek świata mogą tak uważać. Ale czy są pępkiem świata? Nie. A jeśli chcesz być pępkiem świata, to po co Ci to? Nie lepiej żyć spokojnie?
Ile osób znamy, które się zemściły? Co mogą nam powiedzieć o tym? Co im dała zemsta? Odpowiem. Absolutnie nic. Nie rozwiązała żadnego problemu, nie naprawiła żadnego kłopotu, nie ukoiła bólu, nie uleczyła ran. A mogliśmy poświęcić temu nawet lata w tym czasie dramatycznie zaniedbując siebie i całe swoje życie. By dokonać jakiegoś głupiego czynu, który uznaliśmy za konieczny. Czy to nie szalone?
Ale jeśli pragnęliśmy lub nadal pragniemy się zemścić, to nie wypierajmy tego. Odpowiedzmy sobie na pytanie – “Dlaczego zemstę uważam za właściwą?” Czego po niej oczekujemy?
Religie uczą nas, by osąd zostawić Bogu. Dlaczego? Bo nie znamy pełnego kontekstu, ani wszystkich faktów. Znamy tylko swoją interpretację, swoją perspektywę, swoje uczucia. Nic poza tym. A to BARDZO niewiele. Plus – postrzeganie życia z perspektywy emocjonalnej, to postrzeganie niezwykle ograniczone i takie też będzie nasze życie.
Uzależnieni są dowodem na to jak nisko upaść można zawsze wybierając swoją rację, czyli nigdy nie wybierając pokory, odpuszczenia, poddania. Tylko wiecznie walczyć, uciekać, zmagać się.
Religie uczą nas – “świat zostaw Bogu, skup się na dążeniu do Boga”. Czyli chodzi o uwolnienie się, o wolność.
Każda negatywność więzi nas.
Każde pragnienie i przywiązanie również. Usprawiedliwianie ich to robienie sobie w jajo, to stawianie się w roli ofiary, czyli więźnia czegoś w świecie. Ale więźniem możemy stać się tylko sami w swojej świadomości.
Czy to czyni pragnienia złymi? Oczywiście, że nie. Bo nie w pragnieniach problem, tylko w przywiązaniu do nich. Czy unikanie pragnień załatwia temat? No – miliony uzależnionych starają się przestać pić, palić, ćpać, oglądać porno, a jakoś się im to nie udaje.
Jeśli często klniesz i chcesz z tym w końcu przetać, to zacznij tego unikać na siłę. Zobaczysz, że to niemożliwe. Przepracowanie tego polega na czymś innym.
Jeśli uznamy coś lub kogoś za źródło np. szczęścia lub bezpieczeństwa, to sami w tym momencie uwięziliśmy się.
A wielokrotnie już słyszałem od ludzi, którzy do mnie pisali, że wg nich to oni zostali uwięzieni przez np. piękną kobietę, bo TO ONA ICH oczarowała swoją urodą. Nie byli w stanie dostrzec jak to stwierdzenie jest szalone.
Non stop czytam w korespondencji jak zwalana jest odpowiedzialność – porno mnie ogranicza, odbiera opcje, inny człowiek mnie wykorzytał, to czy tam to mnie rozczarowało, etc. A co z naszą trzeźwością? Co z naszym rozsądkiem? Nikt go nam nie odebrał. Tylko nie znaliśmy faktów. Zamiast zwalać odpowiedzialność w dziecięcy sposób na cokolwiek, może warto wreszcie wyciągać wnioski?
A jeśli ktoś nam zabierze to, do czego/kogo się przywiązaliśmy, to oczywiście poczujemy jakby ta osoba zabrała nam szczęście, spokój, wartość, bezpieczeństwo, miłość.
I wtedy najczęściej dochodzimy do wniosku, że sprawiedliwym będzie uczynić innym coś, by poczuli to samo co my.
Ale ponownie – dlaczego mielibyśmy spowodować, by ktoś inny cierpiał tak jak my? Czy uważamy, że coś to da? Że ktoś zrozumie jakie to niewłaściwie i się zmieni? Naprawdę? A co z nami? Ile lat my wyrządzaliśmy sobie krzywdę i nadal to robimy? I co? Zmieniliśmy się jak za machnięciem czarodziejską różdżką? Zmieniliśmy się na lepsze? Przestaliśmy popełniać błędy?
Uzależnieni krzywdzili się nieraz dziesiątki lat i czy ich to zmieniło na lepsze? Czy zrozumieli błędy i nauczyli się już ich nie popełniać? Nie. Było/jest coraz gorzej. I będzie, dopóki lekcje nie zostaną zrozumiane, a wnioski wdrożone NA STAŁE w życie.
Czy to, by spowodować, by inni poczuli to, co my (negatywne) nie w najlepszym przypadku infantylne? W rzeczywistości to szalone.
To co czujesz to Twój problem i Twoja odpowiedzialność.
A jeśli Twój ból czy cierpienie wynikały z tego, że się czymś/kimś oczarowałeś/aś, przywiązałeś/aś i ktoś Cię rozczarował, czyli ODCZAROWAŁ, to zamiast gniewu i nienawiści właściwą powinna być postawa wdzięczności! Utrata przywiązania i oczarowania to wolność! A jeśli cierpisz, to przestań się temu opierać.
Ale wybierając złość widzimy jak przywiązani jesteśmy do swoich postaw, swoich poglądów, swojej racji. Jesteśmy nawet gotowi żyć jak szaleniec, by się zemścić, a nie wybrać rzeczywistości i tego, co pozytywne.
Jeśli pozostajemy w sferze emocji, to właściwym dla nas będzie spowodować, by inni poczuli te same emocje jak my – np. złość. Ale ta “żonglerka” emocjami to cyrk! Ktoś POCZUJE to samo co my CZULIŚMY i wtedy my POCZUJEMY np. dumę. I co? Świat zmienił się na lepsze? Nasze życie zmieniło się na lepsze? To co czujemy minie nawet po minucie i nasze życie zostanie dokładnie takim jakim było (w najlepszym przypadku).
Mało kto jest gotów zrezygnować z dojenia gorzko-słodkiego nektaru nienawiści, dumy, niechęci, itd.
Jeśli uzależniony chce wyzdrowieć, to konieczne jest wprowadzić tę niezbędną zmianę w sobie. Zmienić siebie. Wybaczyć, odpuścić, poddać wszelkie negatywności. Szczególnie względem siebie samego.
I także nauczyć się rozróżniać, co jest naprawdę negatywne. Bo jeśli boimy się odpowiedzialności, to znaczy, że jest negatywna i trzeba jej unikać? Nie. To jedno z urojeń, to efekt nietrzeźwego patrzenia na świat.

WINA

Zrezygnowanie z winy to fundament wyzdrowienia
Wina jest na samym dole pojmowania rzeczywistości oraz jakości odczuć, poziomu energii oraz korespondującym z nimi poziomem jakości myśli.
Osoba obwiniająca żyje w klatce zwalania odpowiedzialności, traktowania się jako ofiarę i szukania poza sobą. To jakby człowiek w okręcie z dziurą w kadłubie wydzwaniał kto za to odpowiada. Nie ważne kto, utonie ten człowiek i jego okręt. No chyba, że dla nas ważniejsze od naszego życia i okrętu jest zwalić winę i utonąć…
Co jest dla nas ważniejsze po wypadku – zatroszczyć się o zdrowie swoje i drugiej osoby, czy znaleźć winnego? A jeśli nikt nie jest winny? Czy wpadliśmy na to kiedykolwiek? Po co nam ta wina?
Człowiek ze stłumioną winą cały czas szuka celu do projekcji własnej winy – czyli własnych zaniedbań. Ludzie non stop pytają – “Kto jest tego/tamtego winny?”
Nikt.
Natomiast warto zapytać jaki jest NASZ poziom odpowiedzialności?
Bo każdy buduje własne życie na bazie własnych decyzji. Jeśli uznaliśmy się za ofiarę czegoś lub kogoś, to sami oddaliśmy możliwość poprawy tego obszaru swojego życia lub jego akceptacji.
Jeśli utkniemy w korku i przez to spóźniliśmy się do pracy, to czy ktoś jest winny? Nie. Jeżeli ktoś doprowadził do wypadku i przez to jest korek, to czy ta osoba jest winna korka? Nie jest.
Ale my byliśmy odpowiedzialni, by upewnić się, że trasa, którą wybierzemy nie jest zakorkowana. Jeśli poczuliśmy winę, to zamiast szukać winnych wyciągnijmy wniosek – następnym razem sprawdźmy czy nie ma tam korka. Są od tego serwisy. Dzięki tej sytuacji możemy nauczyć się ważnej rzeczy, z której skorzystamy na resztę życia. A jeśli tylko obwinimy, to nie tylko nic się nie nauczymy ale jeszcze nas poziom radości i spokoju obniży się trwale, aż nie oczyścimy się z nagromadzonej winy.
Ponadto stanięcie w korku nieraz jest nie do uniknięcia. I co wtedy? Wyć, obwiniać cały świat, wygrażać pięściami niebu? Czy może pora wreszcie zacząć praktykować jedną z najważniejszych dojrzałych postaw gwarantujących nam spokój i radość bez względu na to, co się wydarzy – akceptację tego, czego nie możemy zmienić?
Gromadzona i utrzymywana wina ma też to do siebie, że całkowicie pomijamy krytycznie ważny fakt – własny rozwój, naukę, wyciąganie wniosków, rozwój, zmianę. Własną odpowiedzialność i możliwość reakcji, zmiany, poprawy swojego życia.
Zawsze jest rozwiązanie. Ostatecznie zawsze sytuację możemy zaakceptować i zniknie całe związane z nią cierpienie. Np. jak złamiemy sobie rękę, to nic nie wyczarujemy, kość musi się zrosnąć. Ale możemy jednocześnie cierpieć przez cały ten czas i użalać się, a możemy żyć spokojnie. Nasz wybór.
Osoba pełna winy zawsze uzna się za ofiarę czegoś, bo ma taki poziom pojmowania – ujmuje sobie możliwości zmiany. I automatycznie uznaje, że jak stało się coś złego to albo przez nią, albo specjalnie, by jej było źle. Od razu bierze to do siebie. A może się zmienić tak jak tylko tego zechce. Ale jeśli utknie w winie, to zmiana nie będzie możliwa. Lub będzie za mała, by poprawić cokolwiek w życiu.
Wina jest zaraz przy apatii. Apatia to nawet wyższy poziom energii od obwiniania. Bo apatia to chociaż wmówienie sobie, że my nie możemy. Zaś obwinianie to przekonanie, że ogranicza nas coś/ktoś w świecie.
Jeśli uznamy, że inni ludzie lub GPS jest winny tego, że stanęliśmy w korku, to co możemy zrobić? Nic. Tylko dalej żyć nieświadomie, nie poszukać jak można zabezpieczyć się przed kolejnym błędem. Będziemy żyć opowieścią jak to nic nie mogliśmy zrobić i jak to inni ograniczyli nasze życie. A mogliśmy coś zmienić. Tylko wybraliśmy obwinianie. Mogliśmy też zaakceptować całą sytuację, bo stanąć od czasu do czasu w korku jest normalne. Ale czy normalnym jest nienawidzić za to kogoś? Nie.
To banalny przykład, a jednak większość kierowców woli krzyczeć na innych, przeklinać, denerwować się, frustrować. I oczywiście za to wszystko wg nich odpowiada ktoś inny, nie oni. A to nieprawda.
Ich samopoczucie to tylko i wyłącznie ich odpowiedzialność. Tak ja Twoje samopoczucie to Twoja odpowiedzialność.
Obwinianie szkodzi tylko Tobie.
Warto pamiętać, że jeśli coś możesz nie oznacza, że powinieneś/powinnaś.
Jeśli stało się coś niemiłego, ok, stało się. Nie masz na to monopolu. Każdemu przydarzyło się coś nie tak. Ale jeśli Tobie przydarza się często lub za często, to sugerowałbym przestać szukać przyczyn w świecie i zacząć przyglądać się własnym decyzjom, ich intencjom, zwyczajom, zachowaniom, wyborom, miejscom, w których przebywasz.
Nie zliczę ile razy czytałem od uzależnionych, i wielokrotnie spotkać to można w komentarzach na tym blogu, że “Wszystkim wszystko się udaje, a tylko mi nic”. No właśnie na tym polega uzależnienie, że jesteśmy absolutnie nietrzeźwi i nie wiemy jaka jest rzeczywistość. A nasze urojenia wykorzystujemy, aby się użalać nad sobą. Zaś inni ludzie mają równie dużo problemów jak my, tylko zamiast się użalać, rozwiązują je, nie opowiadają o nich wszystkim. Dlatego o tym nie wiemy. A widzimy tylko rezultaty – że wszystko jest ok. No jest ok, bo swoje problemy ci ludzie rozwiązują sprawnie. A my np. boimy się odpowiedzialności… i już! Tyle. Albo się opieramy i też tyle. Jeszcze mówimy – “Nie mogę, bo czuję opór”.
Jeśli ktoś Cię oszukał, a Ty dalej mu ufałeś/aś, to gdzie leży problem? W tej osobie? Skromnie podpowiem, że nie.
Jeśli ugryzie Cię wąż, a Ty po raz kolejny nadstawiasz mu palec przed oczy, to gdzie leży problem? W wężu? Nie. Wąż jest jaki jest i niemądrym, ani nieskutecznym byłoby próbować go zmienić. Ani liczyć, że zrozumie, że wyrządza Ci w krzywdę. W jego rozumowaniu nie robi nic złego i będzie to dalej robił.
Dlaczego więc sądzimy, że zmienimy innych ludzi lub, że w innych leży problem? Jeśli sami nie chcemy zmienić własnego pojmowania problemu, to dlaczego liczymy, że zmieni je ktokolwiek inny u siebie?
Sami najpierw przestańmy “kąsać” zarówno innych jak i siebie.
Niedojrzałym jest też sądzić, że jak skrzywdziła nas jedna osoba lub dwie albo trzy, to wszyscy ludzie są tacy źli. Jeśli ugryzł nas wąż, a potem drugi, a następnie pies, bo mu nadepnęliśmy na ogon, to znaczy, że wszystkie zwierzęta są złe, wściekłe, nienawidzą nas i będą nas gryzły przy każdej okazji? Nie. W pierwszych dwóch przypadkach zalecam unikania węży, a w trzecim uważność, by nie dawać innym PRETEKSTU, by nas kąsali.
Niejedna osoba uzależniona i cierpiąca chciałaby usłyszeć, że problem jest w czymś w świecie. I ostatnie co chciałaby usłyszeć, to że tak nie jest i że problem leży w niej. Dlaczego nie chciałaby tego usłyszeć? Bo to dla niej kolejny pretekst, by się obwinić, czyli dalej trzymać się winy. Gdyż nigdy nie rozważyła nawet, że winy można się puścić.
Dlatego mówię – obwinianie należy porzucić, zrezygnować z niego całkowicie. Odpowiedzialność nie ma nic wspólnego z winą.
Wina zazwyczaj ma bardzo dużo wspólnego z dumą, pychą, zarozumiałością i użalaniem się nad sobą.
Te postawy też mogą być dla człowieka bardzo cenne i nie będzie chciał ich odpuścić. No ale niech ma chociaż świadomość konsekwencji.
Człowiek, który nie chce zrezygnować z użalania się nad sobą nie ma żadnych szans na poprawę.
Jezus Chrystus, Budda i inni Wielcy Nauczyciele nigdy nie mówili, by nienawidzić “zła”, tylko go unikać. Jeśli “zło” dotyczy czegoś w świecie.
Tak samo, a nawet ważniejsze czego uczyli, to by nie opierać się złu, tylko je akceptować, zrozumieć i nie wybierać, jeśli dotyczy czegoś w nas.
A co robią ludzie? Nie tylko utrzymują nienawiść i opór w sobie, reagują bardzo negatywnie zasilając negatywności innych. Jeszcze żyjąc bardzo niedojrzale dają innym pretekst, by dalej wybierali negatywności. Np. utrzymują postawę ofiary, słabość. To wszystko przyciąga atak, przyciąga negatywność. Bo daje innym ludziom PRETEKST do ataku.
Rozumiesz różnicę między unikaniem, a opieraniem się?
Rozumiesz, że dawanie ludziom pretekstu, by nas atakowali, nienawidzili, wyrządzali nam przykrość to czynienie zła PRZEZ NAS?
Jeśli ktoś jest na tyle słaby, że nie potrafi np. powstrzymać się przed uczynieniem nam krzywdy, to prowokowanie tej osoby jest NASZYM błędem.
To tyczy się także świata wewnętrznego. Traktowanie się jak ofiara jest złem wyrządzanym samemu/samej sobie. A zło przyciąga zło. Użalanie się nad sobą także jest negatywne. Stresowanie także. Nienawidzenie, zazdroszczenie, obwinianie, wstydzenie, etc. To o czym mówię już od długiego czasu.
Powinno być już jasne, że ludzie nienawidzą własnych wypartych cech, które widzą w innych. Więc jeśli ktoś zobaczy jak my się użalamy, a sam to robi, no to zaatakuje nas w jakiś sposób i/lub nas nie polubi. Jeśli chcemy uniknąć kłopotów z takimi osobami, odpowiedzialność leży po NASZEJ stronie – to MY mamy przestać się nad sobą użalać.
Na tej planecie jest masa ludzi, którzy chętnie wykorzystają lub zranią słabego. Bo słabość jest grzechem – czyli błędem. Ogromnym błędem jest utrzymywać w sobie słabości.
To nasza odpowiedzialność dojrzeć, rozwinąć się i zostawić słabości za sobą jedna za drugą.
Zwierzęta pokazują nam jak to działa – drapieżnik wybiera najsłabsze okazy ze stada, by je dopaść i pożreć. A nie najsilniejsze. To postępowanie nie jest złe. Powiedziałbym nawet, że mądre. To jest normalne w świecie zwierząt.
Masz słabości unikać ale nie wypierać. Jeśli to wybrałeś/aś po raz kolejny i wybierałeś/aś od lat, to pora to przepracować i porzucić korzyści jakie z tego masz. Samo nie zniknie choćbyś spędził(a) na myśleniu o tym i/lub modlitwie wiele lat. Bez gotowości do odważnego i uczciwego obrachunku moralnego, czyli m.in. co z tego mamy, ani intencji, by się tego puścić, zmiana nie nastąpi.
Jeśli więc od lat wybierasz niechęć, opieranie się, apatię, nudzenie się, to kiedy z tego zrezygnujesz? Co takiego strasznego jest w odpowiedzialnym, chętnym, odważnym, silnym działaniu? Jaką masz wizję świata, że wolisz żyć jak mała glista, którą każdy może zdeptać?
Na koniec raz jeszcze powtórzę – tego nie można udawać, nie można wymyślić, nie można bardzo chcieć i na tym zakończyć. Nie można też wypierać tych postaw, ani ukrywać tego przed samym/samą sobą.
Jeśli to ukryjemy i liczymy, że przeczekamy i że samo zniknie – nic takiego nie będzie miało miejsca. Bez świadomej intencji, bez uwolnienia kryjących się za tymi postawami i wyborami decyzji będziemy żyli pełni nienawiści i nasz kierunek życiowy będzie negatywny choćbyśmy zmagali się ze wszystkich sił, by żyć pozytywnie.
Ludzie dostają zawałów, bo wypierali gniew, żal, opór, gromadzili je w sobie przez lata, a potem spotkało ich coś, co wycisnęło z nich tego troszkę więcej, niż zazwyczaj, a oni dalej żyjąc nieświadomie tak mocno się temu oparli, że nastąpiły poważne komplikacje.
Nie musi się nam zawalić życie. Ludzie zawalali temat związków, bo np. odeszła od nich partnerka/partner. I potem dalej żyli jak nieżywi w tym obszarze. Bo wybrali jedną z postaw z dzisiejszej listy. Nie wybrali akceptacji, wybaczenia, nie wypłakali się, nie ruszyli dalej w życie. Tylko zatrzymali się na dojeniu korzyści z jakiejś negatywności.
 – Ona ode mnie odeszła! To jej wina, że cierpię! – to częsty scenariusz. Ale już sama taka postawa – obwinianie – pokazuje, że żyliśmy bardzo negatywnie, osłabiająco. I nawet cierpiąc z tego powodu nadal nie chcemy się nauczyć żyć dojrzalej.
Przypomnę –
życie nas przetestuje. Zmiany nie można wymyślić.
Bo łatwo jest akceptować to, co nam się podoba. Prawdziwy test przyjdzie, gdy doświadczymy tego, co się nam nie podoba. Czy WTEDY wybierzemy odpowiedzialność i akceptację? Wybór należy do nas.
Jeśli nie pozwolimy sobie uświadomić, że doimy przyjemność i radość z np. nienawiści, zawiści, zazdrości, złej woli, chęci zemsty, to nigdy z tego nie zrezygnujemy, nigdy tego nie zostawimy ze sobą. Bo jeśli będziemy tak się bali do tego przyznać czy nawet w ogóle dostrzec to jak skrycie rozpływamy się w przyjemności nienawidząc czy użalając się nad sobą, to nie mamy szans z tego wyjść.
Odwaga – pierwszy poziom naprawdę sprzyjający życiu – jest tu niezbędna, by przyznać, że np. kochamy nienawidzić czy jesteśmy wręcz oczarowani postawą wywyższania się nad innymi.
No – kiedy i kogo uznaliśmy za głupca, debila, skończonego kretyna? I sądzimy, że to mądre, zdrowe, właściwe? Z poziomu dumy oczywiście. Ale to dalekie od zdrowia. Bardzo dalekie.
Dlaczego wybieramy w innych widzieć to, co złe? Przecież automatycznie i w sobie będziemy widzieć tylko to, co złe. To więzi tylko i wyłącznie nas.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
6 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Maciej

Witaj Piotrze, byłem w środę u Pani psychiatry, długo trwała ta wizyta, ponad godzinę więc dużo rozmawialiśmy. Ale do rzeczy. Właściwie na początku wizyty zacząłem mówić znowu o swoim uzależnieniu, o tym że pogłębia się ono coraz bardziej, odkąd brat przeniósł mi kilka tygodni temu komputer do pokoju, szybko aby poczuć dawkę adrenaliny i większego podniecenia zacząłem rozbierać się w swoim pokoju podczas oglądania pornografii, nie zawsze ale zdarzyło mi się już ponad 10 takich przypadków, wiedziałem że mogę zostać przyłapany na oglądaniu pornografii i masturbacji przez mamę czy siostrę, co powodowało adrenalinę i mocniejsze doznania podczas oglądania. Raz siostra weszła a ja byłem cały nagi przed monitorem, szybko wyszła i nie wracała do tematu poczułem wstyd i zażenowanie, myślałem że może to mnie jakoś wstrząśnie że się ogarnę, potem tak ja już Ci pisałem przyłapała mnie mama, na szczęście byłem w ubraniu. Powiedziałem do Pani psychiatry że mam wrażenie że trochę lekceważy mój problem bo do tej pory mówiła mi że to jest normalne, że prawie wszyscy mężczyźni w moim wieku to oglądają, że źle do tego podchodzę, znaczy trochę też miała racji że z tym walczę, że nie tędy droga ale powiedziała że ją przekonałem, bo widzi że ten problem eskaluje. Wspominałem Jej już na wcześniejszych wizytach o twoim blogu, nawet mówiłem mniej więcej co pisałem w wiadomościach do Ciebie, ale w sumie z Nią rozmawiam na te tematy podczas wizyt. Mówiłem jej też o Twoim programie, ale powiedziałem że mam nadzieję że jakoś sam z tego wyjdę. Ale powiedziała że nie bo to eskaluje, a miała pacjenta który zaczął oglądać dziecięcą pornografię i miał sprawę w sądzie, co prawda sąd umorzył sprawę bo facet tego nie rozpowszechniał ale wyobrażam sobie jaki wstyd ten człowiek musiał poczuć i upokorzenie, gdy policja zarekwirowała mu telefon i komputer a ja nie chcę czegoś takiego doświadczyć. Powiedziałem że nie mam możliwości zapłacić za ten program bo nie mam konta w banku, ale mówiłem że brat mnie namawiał kilka miesięcy temu żebym założył w końcu to konto, ale nie zrobiłem tego, pewnie ze strachu. Powiedziała żebym porozmawiał o tym z mamą czy bratem żeby oni ze swojego konta wykupili mi ten program ale odpowiedziałem że się wstydzę o coś takiego poprosić, namawiała mnie też żebym jednak to konto założył, a jeżeli nie chcę tego zrobić, ani namówić brata czy mamy żeby mi Twój program wykupili to ja mogę jej zapłacić a Ona może to zrobić ze swojego konta. To by było jakieś rozwiązanie ale mówiłem że pewnie się tak nie da albo że się twórca programu nie zgodzi na coś takiego. Podczas rozmowy z Panią psychiatrą słyszałem od niej zdania jakby żywcem wyjęte z twojego bloga, “za dużo Pan czyta i słucha, zamiast zająć się sobą, swoimi emocjami, to są Pana emocje i pana nie zabiją, a pan od nich ucieka, nie dopuszcza ich do siebie, nie można ciągle się gniewać czy utrzymywać żalu”, albo “nie lepiej na siebie spojrzeć z miłością, z akceptacją”. Mówiła też że to wszystko co jej mówię to wciąż jest tylko zewnętrzne. Ale powiedziała też to co już wcześniej mi mówiła na wcześniejszych wizytach że kiedy trafiłem do niej troszkę ponad dwa lata temu, to w życiu by nie pomyślała, że dojdę do takiego stanu, że będę w stanie rozmawiać na takie tematy. Czasami mi powtarza że jest ze mnie bardzo zadowolona, że rozumie jak jest mi ciężko i że wie że po prostu tak już jest że w domu się na temat emocji nie rozmawia. Mam wrażenie że z najbliższej rodziny to tylko mama choć trochę mnie rozumie i nie zapomina że mam to zaburzenie obsesyjno kompulsywne i czasem mnie choć trochę rozumie, chociaż o wielu rzeczach w moim życiu nie wie, nie zauważa, choć prawda jest taka że ja po prostu o wielu rzeczach jej nie mówię, ale jakoś chcę to pokazać nie do końca wprost, np. włączając Szklanego Człowieka z repertuaru Myslovitz i licząc że może zwróci uwagę że słucham tego typu piosenek a to o czymś świadczy. Pani psychiatra też mi mówiła że ja nie mam choroby psychicznej tylko zaburzenie a to jest różnica, chyba taka że można całkowicie z tego wyjść, ale powiedziała że przy wszelkich zaburzeniach zawsze najważniejsze jest wyjście z uzależnienia w pierwszej kolejności bo to przykrywa wszystkie inne problemy. Oj znowu się rozpisałem, ale mam Piotrze jeszcze takie pytanie, czasami potrafiłem oglądać porno zupełnie nago a zanim miałem orgazm musiałem się wymęczyć nawet się chyba raz zdarzyło ze trzy godziny, po prostu nie byłem w stanie, a od kilku dni całkowicie w ubraniu udaje mi się zazwyczaj dojść bardzo szybko, dzisiaj nawet “udało mi się” to zrobić w niecałą minutę, trochę tego nie rozumiem.
Pozdrawiam

Maciej

Dziękuję bardzo Piotrze za odpowiedź, fajnie że jednak jest możliwość żebym zapłacił Pani psychiatrze żeby dokonała tej płatności za Twój program ze swojego konta. Chyba się na to zdecyduję, bo ta opcja jest najbardziej przekonująca dla mnie, po prostu nie chce żeby się jeszcze więcej osób dowiedziało o moim problemie, że taki program wykupuje.

Maciej

Dziękuję za odpowiedź Piotrze,
mam umówioną wizytę u Pani psychiatry na 8 lipca, wtedy mógłbym zapłacić jej za ten program, tylko mam pytanie bo ostatnio jak o tym rozmawialiśmy to mówiła o tej najtańszej wersji, a jaką Ty byś mi proponował, bo jednak koszta w tych innych wersjach są sporo większe, ale pewnie wtedy szansa na wyzdrowienie też jest większa. A dlaczego zacząłem poruszać te tematy podczas wizyt u pani doktor i w korespondencji z Tobą, bo już nie mogłem i nadal nie mogę znieść tego wszystkiego co czuję, tego całego mojego życia, tego ciągłego cierpienia i uzależnienia, nie mogłem już tego wszystkiego w sobie dusić i udawać że wszystko jest w porządku, ale tak naprawdę stałem się tego wszystkiego świadomy, tak w pełni, bo wcześniej też to czułem ale generalnie nie aż tak w wyniku tej nieudanej relacji z tą dziewczyną o której Ci już kiedyś prywatnie pisałem. Może w ogóle lepiej by było jakbym Ci Piotrze napisał na maila jak to obecnie między nami wygląda, tam bym mógł opowiedzieć jak to dokładnie wygląda ostatnio i dowiedzieć się co Ty o tym sądzisz.
Pozdrawiam

Podobne Wpisy:
O Emocjach – Żal (Część 1)

O Emocjach – Żal (Część 1)

Wracam do Bloga po bardzo długiej przerwie! Smutno mi było go tak zostawić bez opieki i dlatego wracam do regularnej pracy! Na początek raz w tygodniu, abym się rozkręcił (a może uda się i dwa). Będzie tematycznie – bo dzisiaj rozpoczynam serię artykułów o emocji żalu Wraz z emocją żalu coś się w człowieku zaczyna… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 5) – Słowo kończące

Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 5) – Słowo kończące

Witam Cię serdecznie! Oto piąta i ostatnia część serii o gorszych dniach. Części 1-4 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 1) – Wprowadzenie. ► Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 2) – Rozwinięcie. ► Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 3) – Ogólne Rady. ► Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 4) – Konkrety. Gorsze dni charakteryzują… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 4
O Emocjach – Pożądanie (Część 7)

O Emocjach – Pożądanie (Część 7)

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat świadomości Pożądania. Części 1-6 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► O Emocjach – Pożądanie (Część 1). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 2). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 3). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 4). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 5). ► O Emocjach – Pożądanie (Część… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
Cnoty (Część 16) – Słuszność/godziwość, Wierność, Mądrość

Cnoty (Część 16) – Słuszność/godziwość, Wierność, Mądrość

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat cnót charakteru! Części 1-15 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Cnoty (Część 1) – Wstęp i szczerość. ► Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga. ► Cnoty (Część 3) – Moralność, Ciepło, Pracowitość/Pilność, Niefrasobliwość. ► Cnoty (Część 4) – Wytrwałość, Dobry/uprzejmy, Bycie pomocnym, Pozytywny. ► Cnoty (Część 5) – Rozważność,… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0

WOLNOŚĆ OD PORNO