Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!
Kontynuujemy temat stanięcia w obliczu faktu o własnym uzależnieniu.
Części 1-5 znajdziesz klikając na linki poniżej:
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 1) – Wstęp
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 2) – Lista nr 1
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 3) – Nienawiść, złość, chęć zemsty, wina
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 4) – Mail 
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 5) – Urazy, złośliwość, zła wola, zazdrość

Ta seria artykułów wprost mówi jaka jest droga do wyzdrowienia z uzależnienia. Dla wielu to może być część drogi. Niech mi ktoś powie – ile razy mówiłem o walce, o rzucaniu oglądania porno, o powstrzymywaniu się, o nofap?

Ile z tego co przedstawiam na Blogu zawierają popularne metody i powszechne przekonania o uzależnieniach?

Jeden z moich Klientów napisał, że po kilku latach terapii dopiero zaczął w ogóle rozmawiać o emocjach. Jeśli my jeszcze unikamy tego tematu jak ognia, no to jak możemy liczyć, że się nam uda nofap, zmaganie, walka, opieranie? Jeśli nie tylko to kompletnie nie ten kierunek ale i mamy do wykonania porządny wzrost i dojrzenie w kwestii emocjonalności, świadomości i każdym zaniedbanym obszarze życia?

Dlatego powtórzę – jeśli ktoś mi mówi, że “już próbowałem/am wszystkiego i nic nie zadziałało”, to znaczy w najlepszym wypadku, że wypróbował(a) wszystkie popularne metody, które nie są skuteczne i nigdy nie były.

Zazwyczaj z kompletnym pominięciem zarówno rozwoju świadomości (o którym praktycznie w ogóle nie wiadomo, nikt o tym nic nie słyszał), jak i uwalniania i dojrzałości emocjonalnej oraz praktyki życia dojrzałego, odważnego, chętnego, śmiałego, radosnego, kochającego, rozsądnego – kierowania się rozsądkiem, a nie emocjami. Zarówno w jedną stronę (walka, opór, ucieczka, tłumienie) i drugą (projekcje, emocjonowanie się wszystkim w świecie).

Jak się np. często frustrujesz, a potem oglądasz porno, no to już mamy jeden punkt – uświadomienie sobie przyczyn frustracji, przepracowanie tego tematu, uwolnienie tego co ukrywamy frustrowaniem się, znalezienie zdrowego, dojrzałego zamiennika dla frustrowania się w każdym obszarze naszego życia, w którym frustrowanie występuje. Prawie na pewno wiązać się to będzie z poważnym wzrostem świadomości i energii – zazwyczaj z “Nie mogę”, “To niemożliwe”, “To za trudne”, “Po co? I tak to nic nie da?” na chęć, odwagę, ekscytację, spokój.

NIEZBĘDNE będzie oczywiście zaprzestanie oglądania pornografii jeśli będziemy liczyli na trwałą zmianę.

Jak w jakimś obszarze “czujemy opór”, czyli go stawiamy, no to musimy sobie uświadomić, że stawiamy opór, dlaczego go stawiamy, kiedy, na co liczymy, czego nie chcemy i też przepracowanie tego wszystkiego krok za krokiem.

Klienci non stop mi mówią, że czują opór nawet względem rzeczy pozytywnych jak nauka, praca, spotkanie ze znajomymi, przerabianie Programu WoP. Dlaczego? Bo nie chodzi o te czynności tylko to, co spodziewają się poczuć, gdy wydarzy się XYZ.

Albo po prostu nie chcą zrezygnować z jedynej znanej im i “skutecznej” metody na radzenie sobie z tym, co uznali za największe zagrożenie dla siebie – własne emocje.

Ale jest to tak wykrętnie rozumiane. Jeśli emocji unikamy, uciekamy od nich i opieramy się im, to one i tak w nas pozostaną. Więc sami narażamy się na nie w ten sposób najbardziej. Ludzie BOJĄ się czuć, a banie się to już emocja. Po ucieczce w porno obwiniają się, wstydzą i użalają – czyli CZUJĄ emocje.

Dlatego uzależnienie trwa i się pogłębia, bo to od czego uciekają i czego nie chcą i tak w końcu się z tym spotkają, tylko nie będą już mogli z tym nic zrobić.

Po wpadkach obwiniają się, użalają, wmawiają sobie bezsilność – tworzą w umysłach te dramatyczne, tragiczne wizje przyszłości, życia, świata.

Non stop marnują swoją siłę woli, energię, przez co ich nie mają na wszystko inne w życiu.

A prawda jest taka, że są w niskiej świadomości i są bardzo niedojrzali w krytycznie ważnym aspekcie życia – emocjonalnym.

I do praktycznie wszystkiego podchodzą negatywnie.

Nie mogą liczyć, że cokolwiek w życiu poprawią z niskiego poziomu.

Dodatkowo zanim się za cokolwiek wezmą, najpierw próbują poczuć się lepiej. Kompletnie nie rozumieją co czują i dlaczego i przede wszystkim nie chcą tego czuć. Więc próbują “poprawić sobie humor” na różne sposoby, wliczając obejrzenie pornografii. Oczywiście w przypadku dużych zaniedbań wewnętrznych nic nie jest w stanie humoru poprawić na długo, więc ostatecznie zostaje pornografia, by zniszczyć zdolność odczuwania, zniszczyć mózg – połączenia neuronalne odpowiadające za przepływ sygnałów emocjonalnych oraz tych płynących z ciała i wiele innych. Oraz  by wytłumić już odczuwaną emocjonalność.

Ludzie sądzą, że jak np. przestali czuć napięcie, to zniknęło. To jakby człowiek ze złamaną ręką sądził, że złamanie zniknęło po wzięciu znieczulenia.

Tłumiona emocjonalność nadal w człowieku zalega, obciąża ciało, psychikę. Zasila umysł, który non stop projektuje wypartą emocjonalność na świat, na nas, non stop mentalizuje, nawija w kółko wszystkie niskiej jakości przekonania jakie usłyszeliśmy zewsząd. Więc człowiek non stop się opiera, wybiera niechęć, stara się uniknąć emocji i uciec od nich za wszelką cenę, wierzy w ten cały mentalny bełkot jakby to sam Mesjasz mu to objawiał. I tak cały czas.

Uzależniony też non stop się okłamuje i też boi się żyć odpowiedzialnie.

Nie dziwne, że jest mu bardzo źle i coraz gorzej w życiu.

Wielu, gdy już się bierze za siebie, to próbują coś ROBIĆ i sądzą, że jak zmieni się to, co MAJĄ w życiu, to już będzie dobrze. Ale tak nie będzie.

Bo jest jedno źródło uzależnienia – my sami.

To ma ulec zmianie – my.

Bo możesz się wyprowadzić na drugi koniec planety, gdzie nie ma prądu, internetu, telewizji, a i tak będzie Ci bardzo źle.

Uzależnieni są zarówno samotni jak i w związkach i małżeństwach. Więc brak tzw. “samotności” też nie załatwi sprawy. Uzależnieni są biedni studenci jak i mający własne firmy, którym się dobrze powodzi. Politycy, CEO. Jak mówiłem w gratisowych filmach – nawet Hugh Hefner był uzależniony od porno.

Bogaci cierpią tak samo jak biedni. Miliarder odczuwa wstyd tak samo jak nastolatek płaczący w samotności w swoim pokoju.

Pieniądze nie dają dojrzałości emocjonalnej, ani nie chronią przed żadnym rodzajem cierpienia.

Chodzi o to, że najczęściej ten, kto dochodzi do bogactwa pod drodze dojrzewa w wielu aspektach, w tym w emocjonalnych.

Uzależniony zazwyczaj wstydzi się za swoje życie. Często nienawidzi się za nie, za brak odwagi, śmiałości, etc. Obwinia się za błędy, za tkwienie w apatii. Ja sam tak żyłem. A to jest błędne koło, które trzeba opuścić jak najszybciej.

Bo mało kto rozumie, że przecież nie dbamy o siebie i swoje życie, BO wolimy się nienawidzić, poniżać, odrzucać, karać, obwiniać, użalać, wstydzić, opierać.

No kto mi powie dlaczego zaniedbał swoje życie lub jakiś obszar w nim? Praktycznie są tylko takie odpowiedzi – bo się wstydził, bał, winił kogoś, grał ofiarę, czuł bezsilność albo był zbyt dumny, by poczuć winę w razie popełnienia błędu czy wykonania czegoś niedoskonale. Więc powodami jest tylko niska świadomość (mylona z obiektywną rzeczywistością) oraz niedojrzałość emocjonalna.

Kto mi powie dlaczego się np. wstydzi swojego życia i siebie? Dlaczego to sobie robimy? Czy coś nam to daje?

Pewnie – możemy zawsze powiedzieć, że się wstydzimy i nie musimy ruszać tyłka, by coś zmienić.

Inni uwierzyli w bardziej subtelne bzdury, np. – “jestem nieśmiały/a” albo “jestem wstydliwy”. To tak jakby człowiek nigdy nie wziął prysznica i mówił “jestem smrodliwy”. I sądził, że jak jest smrodliwy, to nie może już pachnieć normalnie, ani wziąć prysznica.

Jeśli zachorujemy to należy się nienawidzić, wstydzić, obwiniać? Kto rozsądny tak robi? Każdy lekarz powie, że trzeba się o siebie ZATROSZCZYĆ, uważać, brać leki.

Należy DBAĆ o siebie, by wyzdrowieć z dowolnej choroby.

A uzależnieni wolą się zarzynać.

Ok, gdybyśmy przeziębiali się co 3 dni, to też człowiek mógłby się wkurzyć lub uznać, że coś jest z nim nie tak. Ale nie lepiej zająć się PRZYCZYNĄ? Co robimy nie tak, że się przeziębiamy?

Uzależniony rzeczy “nie tak” robi zazwyczaj dużo i przez długi okres czasu. Bo żadne uzależnienie nie pojawia się z dnia na dzień, jak np. przeziębienie.

Oczywiście praktycznie nikt nie zaczął się nienawidzić, wstydzić, winić, karać, sabotować swoje działania, bo taki był od urodzenia. Wszystkich tych postaw nauczyliśmy się od innych. NIE oznacza to, że ktokolwiek jest winny. Nikt nie jest winny.

Ale my jesteśmy odpowiedzialni za swoje życie.

Każdy już jest odpowiedzialny za wszystko w swoim życiu. Wzięcie pełnej odpowiedzialności za nie to nie coś, co dopiero czyni nas odpowiedzialnymi ale zdanie sobie sprawy z tego faktu. Ty prowadzisz swój “samochód”. Nie jesteś jego pasażerem. Dojedziesz więc tam, gdzie pokierujesz.

Elementem zdrowienia jest dojrzewanie w świadomości. Czyli musimy zacząć poddawać krytyce nasze dotychczasowe postawy, wybory, interpretacje, percepcję, myśli, postępowanie. Bo co z tego, że zawartość solniczki wygląda nam na cukier i wydaje się nam, że to cukier? Jeśli jest to sól, to po zjedzeniu będziemy czuć smak słony, a nie słodki. Więc nasze wyobrażenia o świecie nie zmieniają świata.

Ile jeszcze będziemy się opierać, by dojść do wniosku, że to w niczym nie pomaga i nam szkodzi?

Uzależniony dlatego jest uzależniony i trwa w uzależnieniu, bo np. nie jest zdolny lub nie chce wyciągać takich wniosków i dokonywać korekt. Wali głową w ścianę coraz bardziej.

A jeśli chcemy wyzdrowieć, to musimy przestać sobie świat wyobrażać – zarówno w barwach negatywnych jak i przesadnie pozytywnych. Bo jedno i drugie to urojenia.

Przykład – w czasie wojny grupa ludzi zastrzeliła inną grupę ludzi. I co – jak to zinterpretujemy? To dobrze czy źle? To straszne czy radosne? Tak naprawdę nie możemy powiedzieć NIC obiektywnego. I WSZYSTKO co powiemy będzie wydawać się sensowne tylko w jakimś ograniczonym kontekście. A ograniczony kontekst to też nie jest rzeczywistość.

Człowiek zastrzelił człowieka – KONIEC HISTORII. Nie ma NIC więcej. Wszystko co więcej o tym powiemy to albo emocjonalizowanie się, więc niedojrzałość, albo projekcje, więc niedojrzałość, albo ograniczymy kontekst, by móc stwierdzić jakieś nasze własne przekonanie/założenie – a więc albo niedojrzałość, albo zwyczajna projekcja (czyli niedojrzałość).

Ludzie zabijają się od zawsze. Bo tak wygląda jakość życia na niskich poziomach świadomości i kierowaniu się emocjonalnością. Tyle.

Nie mówię, że powinniśmy to całkowicie ignorować. Każdy i tak to zinterpretuje i podejmie kroki wydające się za najlepsze ze swojego poziomu. Ale jeśli jesteśmy uzależnieni, to powinniśmy akceptować to, czego zmienić nie możemy. Bo czy możesz spowodować, by ludzie przestali się mordować, w tym masowo i zabijać dzieci, niewinnych? Nie. Czy więc coś Ci daje emocjonowanie się tym? Nie. Za to bardzo Ci szkodzi.

Jak ktoś nie ma siły, ani chęci podnieść upuszczonego brudu z ulicy, to dlatego, bo tak wygląda jakość życia na niskim poziomie świadomości – żyjemy niedbale, niechętnie, “na odwal się”. Żyjemy apatycznie. Nie ma to nic wspólnego ze światem, tylko z naszym poziomem rozwoju.

Są całe kraje na poziomie Apatii. Inne narody wysyłały im miliardy dolarów. I coś to dało? Absolutnie nic. Pieniądze zostały wydane, a kraj biedny pozostał biedny. Bo nie zmienił się poziom świadomości społeczeństwa.

Dlatego mówię – że nawet jak jakimś cudem powstrzymasz się od porno przez kilka tygodni czy miesięcy, a w tym czasie nie wzrośniesz w świadomości, I TO PORZĄDNIE, to znaczy, że dalej jesteś człowiekiem, który doprowadził do uzależnienia.

Jak człowiek niepotrafiący zarządzać pieniędzy i wpadający w długi wygra milion złotych, to wyda je np. w rok lub szybciej, a potem wszystko wróci do tego jak było. Albo będzie jeszcze gorzej, bo człowiek ten może zadłużyć się dużo bardziej, niż zwykle. Nie ma od tego wyjątków.

Polska jest na poziomie Dumy. Ale ile jest ludzi, którzy np. sprzątają kupy po swoim psie? Malutki procent.

Więc sporo rzeczy jest już lepsze, niż tragiczne ale wiele jest cały czas wciąż na bardzo niskim poziomie.

Wszystkie negatywności jakich się trzymamy i cały nasz opór niezwykle nas ograniczają. Trzymają nas w miejscu, bo my ich się trzymamy.

Kto dziś czegoś nie zrobił, bo czuł opór? No i dlaczego tego nie zrobiliśmy? Na pewno przez opór? Nie. Przez własną decyzję, która wydawała się nam słuszna. Tak jak człowiek, który nie sprząta po swoim psie podejmuje taką decyzję. Czy jest słuszna?

Obwinianie się i użalanie o/nad czymkolwiek już dramatycznie ogranicza naszą percepcję, poziom energii, chęci, zdrowia, radości. Wszystko co zarzucamy innym podświadomie zarzucamy samym sobie. Jeśli uważamy, że ktoś nie zasłużył np. na radość czy sukces finansowy, to automatycznie uważamy, że my także na to nie zasługujemy.

Łatwo jest nienawidzić pedofila, który mówi, że to dzieci go prowokowały. A potem samemu powiedzieć, że opór nam nie pozwolił na działanie.

Dlatego też wybaczenie uwalnia nas.

Musimy przestać doić gorzki nektar niezależnie jak usprawiedliwiony i “logiczny” się nam wydaje. Bo jeśli w czymś negatywnym, szkodliwym dla KOGOKOLWIEK widzimy coś dobrego, właściwego, to problem, i to poważny, jest w nas.

Bo jeśli za dobre uważamy, by ktoś np. stracił, doznał szkody, cierpienia lub ginął – to jak zamierzamy wieść prawe, dobre życie?

Terrorysta zabija innych, bo został zaprogramowany masą kłamstw. My życzymy źle innym, bo także wierzymy w jakieś kłamstwa. W tym kontekście niczym nie różnimy się od terrorysty. A co robi terrorysta? Ostatecznie wysadza samego siebie.

Odpuszczanie/puszczanie się nawet poważnych negatywności może być przez nas odczuwane jako strata. To pokazuje jak przywiązanie nie ma nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Przywiązać się możemy do plamy na t-shircie i nadać ją ogromną wartość, a nawet użalać się, gdy ktoś wypierze nam ten t-shirt.

Nawet wzięcie pod uwagę porzucenie emocjonalizowania się to dla większości ludzi na tej planecie prośba jakby mieli wyrzucić telewizor, telefon, samochód, tablet, etc.

Dlaczego ludzie nie chcą wybaczać? Dlatego, bo ktoś sobie na to nie zasłużył? Nie! Oni sami się tak przywiązali do obwiniania, gniewania, grania ofiary, są tak niedojrzali i nieświadomi, że nie tylko tego nie widzą ale i zrzucają odpowiedzialność (wraz z winą) na innych.

Ludzie uwielbiają się bać, gniewać, przerażać, frustrować, obwiniać. Jakie filmy najlepiej się sprzedają – spokojne? Nie! Pełne agresji, śmierci, przerażających scen, w których giną ludzie i niszczone jest bardzo dużo, nawet całe miasta. Nigdy nie ma zwolnienia sceny, gdy powiedziane zostanie coś wartościowego, budującego, tylko najczęściej, gdy wybucha samochód albo komuś podcinają gardło. Te sceny dojone są non stop.

I nie to jest cenzurowane w internecie. Nie można pokazać pięknych piersi, a rozrywanie człowieka na strzępy można.

Ludzie uwielbiają oglądać sadyzm i sądzą, że skoro to jest na ekranie to wszystko gra. “To tylko film”. Ok ale dlaczego go oglądamy?

Dlaczego bulwersują nas części ludzkiego ciała i oburzamy się, gdy je widzimy? Dlaczego np. kobiety, które się rozbierają przed kamerą nazywamy dziwkami, a reżysera, w którego filmie giną setki ludzi na przeróżne sadystyczne sposoby nazywamy geniuszem? Niektórzy nazywają człowieka genialnym, bo pokazuje mordowanie w taki sposób, że widz się z tego śmieje. Ja bym tego człowiek nie nazwał geniuszem, tylko kimś bardzo, bardzo niebezpiecznym.

Bo jeśli można zamordowanie kogoś przedstawić w śmieszny sposób, to oczywiście można też przedstawić w sposób usprawiedliwiający go. A to też czynione jest w każdym medium.

Może pora nareszcie przyjrzeć się własnej moralności?

Jak kobieta powie Ci “nie” to tylko jedno słowo “nie”. Co za problem? Jak nas wywalą z pracy, to tylko nie mamy pracy – to wszystko. To tylko strata pracy. Big deal! Raz znalazłeś/aś pracę, to znajdziesz drugi raz.

To pokazuje jak ludzie kochają emocjonować o wszystkim – doić emocje z czego popadnie. A to zasila wyłącznie samo siebie.

Więc oburzanie się nagością zasilać będzie oburzanie się nagością. Cieszenie się śmiercią zasilać będzie cieszenie się śmiercią. W nieskończoność.

Jak się stresujesz i nie chcesz przestać, to znajdziesz ku temu więcej powodów. Jak grasz/stawiasz się w roli ofiary, to znajdziesz ku temu więcej powodów. Jak się obwiniasz, to znajdziesz więcej powodów do obwiniania.

A o życie nie dbasz emocjonując na jakikolwiek temat, tylko działając rozsądnie z intencją troski.

Szczególnie uzależnieni, ale nie tylko, uwielbiają mówić o sobie, że mają niskie poczucie wartości, co rozumieją jako “mam niską wartość”. Ale nikt mi jeszcze nie odpowiedział na pytanie – “A kiedy ją straciłeś? Co się wydarzyło? Kto i w jaki sposób zabrał Cię tę wartość? Co z nią zrobił? Ukrył gdzieś, schował? Broni do niej dostępu?”

Nie ma odpowiedzi, bo nie ma tu ani rozsądku, ani nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością.

To tylko emocjonowanie się dla samego emocjonowania.

Kto mi odpowie co to właściwie znaczy – “Stresuję się czymś”? Albo – “Boli mnie coś w świecie”? Oba te, bardzo popularne stwierdzenia i przekonania są kolosalnie odległe od faktów. To zwyczajne urojenia.

Bardzo wiele razy otrzymywałem pytanie – “Ok, skoro już będę szczęśliwy bez kobiety, to po co mi związek?” albo – “Skoro przestanę tego pragnąć, to po co to osiągnąć?”

Dzięki temu zaczynamy dostrzegać jak żyliśmy – nie spokojnie, nie cieszyliśmy się życiem, tylko staraliśmy się doić emocje z czego popadnie albo uciec od tego co czuliśmy. A jak z czegoś nie możemy doić emocji, to nie widzimy w tym sensu… Bo my taki sens nadaliśmy – wyłącznie dojenie emocji. Nic więcej. M.in. dlatego żyjąc tak niedojrzale doprowadziliśmy do uzależnienia.

Nie było żadnej innej motywacji. Ludzie np. nie zarabiają pieniędzy, by mądrze z nich korzystać, tylko przestać czuć strach i poczuć się bardziej wartościowymi. Nie chcą odstawać od innych. Dziwić się potem, że mają z tym problemy i nigdy nie są ani spokojni, ani nie czują się bezpieczni, ani nie czują się niczym usatysfakcjonowani. I nigdy nie mają dość.

Ludzie dostają od innych prezent i mówią – “Ooo, nie trzeba było/nie musiałeś(aś)!” albo “Głupio mi, bo nic dla Ciebie nie mam”. Cały czas granie małego robaczka. Zamiast powiedzieć “Dzięki! Łooo ale fajnie, że mnie obdarowałeś/aś!” Inni zaczynają się użalać, bo im się prezent nie podoba.

Ale prezent nie ma nic wspólnego z tym co czujemy.

Każda podobna okoliczność to możliwość, by przestać grać ofiarę i emocjonować się. Ale ludzie nie po prostu nie chcą.

Non stop się martwią, stresują, boją, opierają. I co? No i nic. Robią to latami i zamiast lepiej jest oczywiście tylko gorzej. Nic nie ulega poprawie ale nie dokonują korekt w swoim postawach, tylko je jeszcze bardziej zasilają.

Jak się coś stanie – cokolwiek, to zamiast spokojnie zareagować – “Ok, stało się. Najlepsze co mogę zrobić, to…” – emocjonują się tym – “O nie! Dlaczego MI się TO przydarzyło! Innym nie! To niesprawiedliwe! Łeeee! Łeeee!” Biorą to do siebie, usprawiedliwiają tym dalsze granie ofiary, etc.

Intencja, by doić emocjonalność z czego popadnie utrzyma nas na poziomie emocji. A emocje to nie spokój, rozsądek, ani szczęście. To tylko tymczasowe zmiany samopoczucia i tyle. Zaś gromadzona energia emocji kolosalnie ogranicza pracę umysłu, zmysłów, obciąża ciało i psychikę.

Są ludzie, którzy wszystkiego się boją, wszystkim się przejmują, stresują, non stop się martwią. I sądzą, że są ostrożni, zapobiegawczy, nawet rozsądni! I wystarczy im jedna sytuacja, w której gotowość do szybkiej reakcji była potrzebna i powiedzą sobie, że warto było żyć w tym napięciu, stresie i martwieniu się przez 47 lat! Bo zapobiegliśmy temu wypadkowi! No tak ale pytane czy na pewno zapobiegliśmy mu dzięki strachowi i napięciu?

Jak emocjonalność jest daleka od rozsądku pokazuje, że ludzie potrafią przeżywać coś emocjonalnie kilkadziesiąt lat po tym emocjonalnym wydarzeniu. Nawet cierpieć każdego dnia. Czuć dokładnie ten sam gniew, wstyd, winę, żal, ból (opór), cierpieć (opierać się bólowi).

Nie chcą spokoju, choć dzięki niemu wszystko jest łatwe, regenerują się, odpoczywają. Nie chcą radości, choć dzięki niej również wszystko jest lepsze.

A jak nie możemy z czegoś doić emocjonalności, to co robimy? Nudzimy się, narzekamy, smucimy, opieramy. Nie dodajemy od siebie radości, bo oczywiście nie chcemy i tłumaczymy to sobie np., że nie mamy z czego się cieszyć. Ale cieszenie się z czegoś, a życie radosne to dwie zupełnie różne sprawy. Jakoś nie mamy się z czego cieszyć ale zawsze znajdziemy coś, by ponarzekać, poużalać się, by obwinić, martwić się, stresować, etc.

Nie pozwalamy sobie tylko na to, co pozytywne. A na to co negatywne – zawsze! Przy każdej okazji! Czy to nie podejrzane? Dlaczego tylko to co dobre, pozytywne, dojrzałe, zdrowe wydaje się nam trudne? A cały szajs nie?

Mówię na tym Blogu, że wszystkie nasze problemy wynikają z niskiego poziomu świadomości. I możemy wzrosnąć bardzo wysoko jeśli tylko to wybierzemy. A zamiast tego ludzie zaczynają się użalać, że np. obniżają poziom innych ludzi… Więc cały czas sami szukają pretekstu, by grać ofiarę, użalać się, obwiniać, wstydzić.

Bo tak wygląda życie w niskiej świadomości – kierujemy się brakami i żyjemy tylko po to, by choć na moment o nich zapomnieć. Nic innego nie ma dla nas sensu. Więc próbujemy brać ze świata. A ludzie w bardzo niskiej świadomości nawet zabierają, i to przy użyciu siły.

A jak uzależniony nie ma energii lub mu się nie udaje, to mówi “nic mnie nie cieszy w życiu”, “nic nie ma sensu”, etc. Tak wygląda poziom apatii i postrzegania przez nią świata, a nie świat.

W dzisiejszym świecie już za bardzo ani nie da się brać, ani zabrać. Więc ludzie zaczynają narzekać, że życie im nie daje! Patrzą na innych, którzy mają i mówią, że życie jest niesprawiedliwe! Bo im dało!

A już w szkole jesteśmy uczeni, że jak my się nie przygotujemy, nie włożymy wysiłku we własny rozwój, w naukę, to dostaniemy jedynkę, nie przejdziemy do kolejnej klasy i lekcję będziemy musieli powtórzyć.

Oczywiście dziecko może już w tak wczesnym wieku uwierzyć, że są dzieci bardziej zdolne od niego i że jest to niesprawiedliwe. Ma wtedy wybór – zazdrościć, nienawidzić, użalać się lub włożyć wysiłek, by zająć się swoimi problemami i je rozwiązać. Jeśli wybierze to, co negatywne, no to ma odpowiedź dlaczego inne dzieci są bardziej efektywne.

Wszystko co mamy w życiu jest dzięki pracy ludzi, których intencją nie było wziąć, tylko DAĆ coś dobrego innym, polepszyć życie wszystkich. Np. rozwiązać problemy, dostarczyć produkty i usługi.

Jeden pracuje, by minimalnym nakładem pracy wziąć pieniądze od innych, by po prostu zarobić. A ktoś inny pracuje dla ludzi, zaś zarabia dzięki wdzięczności. Ludzie nie przychodzą do jego sklepu, bo nie mają innego pod nosem i jest im wygodnie, tylko dlatego, bo chcą.

Okazuje się, że najbardziej szczęśliwi są ci, którzy robią coś dla innych bez poświęcania się i nie grając roli małego robaczka.

Oczywiście jeśli uwierzyliśmy, że jesteśmy ofiarą emocji, no to nigdy sobie z nimi nie poradzimy.

Bo nie poradzimy sobie z niczym, za co nie weźmiemy pełnej odpowiedzialności, czyli wobec czego będziemy grali ofiarę i doili niskie emocje.

Amen.

Podkreślę, że musimy sami dobrze się zastanowić jak podchodzimy do świata, do wysiłku, sukcesów, błędów, itd. Bo nie przeskoczymy wzrostu. Jeśli żyjemy na poziomie strachu, to normalnym, naturalnym, odpowiednim będzie pożądać czegoś/kogoś ale też dążyć, by to osiągnąć.

Przestać wciskać sobie kit, że “To nie da mi szczęścia, więc po co mam do tego dążyć?” Ano po to, bo dzięki temu się rozwiniesz. I gdy się rozwiniesz, to będziesz mógł/mogła tym dużo mądrzej zarządzać.

Odpuszczenie oporu, lęku, wstydu, winy, żalu pozwoli nam wznieść się wyżej. I gdy podniesie nasz poziom energii, automatycznie pokażą się lepsze opcje. Nawet wchodząc po drabinie, gdy spróbujemy przeskoczyć kilka stopni wyżej, to prędzej spadniemy, niż się nam to powiedzie.

Oto co jest do porzucenia, by wzrost mógł się odbyć:

Nienawiść, złość, chęć zemsty, wina, nienawiść do siebie, urazy, złośliwość, zła wola, zazdrość, zawiść, próżność, duma, żądze, chciwość, chcenie, pożądanie.

Jedziemy dalej.

ZAWIŚĆ

Utrzymywana zazdrość zazwyczaj rodzi zawiść.

Zazdrość przykrywa poczucie niewystarczalności. Jednak zazdrość jeszcze nie zawiera w sobie tej pozycjonalności, że kogoś zaczynamy postrzegać jako złego.

Zawiść to już pewna forma ataku – przestajemy się wyłącznie użalać nad sobą i opierać i zaczynamy patrzeć na innych przez pryzmat silniej niechęci, gniewu, obwiniania, zła.

Słowem – w innych zaczynamy widzieć problem – uznawać ich za źródło swojej niedoli. Innych zaczynamy postrzegać jako złych. I własną energię zaczynamy trwonić, by zaszkodzić innym, a nie pomóc sobie. W efekcie szkodzimy wyłącznie sobie. No ale jeśli postrzegamy siebie jako ofiarę innych, to oczywiście walka z innymi, by się oswobodzić wydaje się nam sensowna. Jednak każdy, kto z innymi prowadzi konflikt, utknął w tym obszarze życia.

Ludzie totalnie nie rozumiejąc emocji wypisują różne bzdury (nawet z dobrej woli) – “Zawiść jest niebezpieczną emocją, ponieważ sprawia, że czujesz się niedostatecznie dobry, osłabia Twoją pewność siebie i poczucie własnej wartości.”

To zdanie jest kolosalnie niebezpieczne, bo zawiera w sobie nie tylko nieprawdę i przeinaczenia ale też zrzucenie odpowiedzialności jak i usprawiedliwienie i stawianie się w roli ofiary emocji.

Zawiść nie sprawia, że czujemy się niedostatecznie dobrzy, tylko jest tego jedną z konsekwencji.

Emocje to REZULTAT tego jak patrzymy na siebie, innych, życie, błędy, etc.

Nikt, kto patrzy na świat racjonalnie nie poczuje zawiści, ani tym bardziej nie traktuje się jako niewystarczalnego.

Ale ludzie wolą się usprawiedliwiać oraz usprawiedliwiać emocjonalność. Bo mogą ją doić i zawsze na kogoś zrzucić odpowiedzialność.

Zobaczmy jak łatwo doprowadzić do zawiści – widzimy kogoś, kto np. wspaniale tańczy. Czujemy to, od czego uciekaliśmy i tłumiliśmy w sobie latami – wstyd, opór, żal.

Zewsząd słyszymy, że ta osoba tak wspaniale tańczy, bo MA TALENT. Którego my oczywiście nie mamy. I już mamy podstawę do zbudowania wizji niesprawiedliwego świata – jedni talent mają, a my nie. Ta osoba go ma, a my nie, więc możemy jej nienawidzić…

Ale cóż to jest ten tajemniczy talent, który “los” tak niesprawiedliwie rozdaje?

Talent, jak pewność siebie, odwaga i wiele więcej to nie jest jakaś wrodzona, genetycznie dana szczęśliwcom cecha.

Talent to tylko NASZE zainteresowanie, które aktywnie, trwale realizujemy, do którego realizacji i kontynuacji oraz rozwoju dążymy. Wszystko, co jesteśmy chętni praktykować możemy zrobić i rozwinąć do poziomu eksperta.

Czyli tzw. “talent” to:

1. Nasz wybór, coś na co się zdecydowaliśmy.

2. Coś, co realizujemy codziennie, w co wkładamy wysiłek.

3. Każdego dnia dążymy, by być w tym coraz lepszymi.

4. Naszym nastawieniem wobec tego jest chęć.

5. Naszą intencją jest osiągnąć w tym poziom eksperta – mistrzostwa.

Nie ma tu “zabawy” w “niezasługiwanie”, w porównywanie, w unikanie błędów. Wybieramy coś i chętnie praktykujemy przez setki, tysiące godzin. Nie ma wiary w magię, ezoterykę, genetykę, niesprawiedliwości świata, wychowanie i inne cuda na kiju. Tylko jest cel i dojrzałe jego realizowanie.

Zawiść może więc zrodzić się z niezrozumienia rzeczywistości i wiary w kłamstwo.

Jednak świat/media cały czas “sprzedają” nam wizję, że ktoś miał po prostu szczęście lub wszystko tej osobie się udawało, bo ma ten tajemniczy talent. Ale pomijane jest właśnie te 5 punktów. Czyli esencja – nastawienie, intencja i wkładany wysiłek w praktykę – często przez kilka, a nawet kilkanaście godzin KAŻDEGO dnia PRZEZ LATA.

No bo gdyby się okazało, że sukces to rezultat mądrej pracy z odpowiednią intencją, to zniknąłby ten cały czar tajemniczości, ezoteryki, grania ofiary, wiary, że wszystko zależy od nieznanych człowiekowi mechanizmów i już nie byłoby możliwe dalsze dojenie z tego emocjonalności np. w formie ekscytowania się, martwienia czy stresowania. Nie można by już było grać roli ofiary i małego robaczka.

Nie ma narzekania, pławienia się w winie, że popełniliśmy błąd. Osoby, które praktykują coś, popełniają tysiące błędów. Ale że uczą się na nich, stają się coraz lepsze w tym, co robią. Nie doją z nich emocjonalności.

Nikt, kto osiągnął sukces nie wmawiał sobie bzdury – “Dzisiaj nie praktykowałem/am, bo nie chciałem/am popełnić błędu. No bo jestem perfekcjonistą/perfekcjonistką”.

TO jest talent – rezultat mądrej, rzetelnej praktyki.

No ale to co krytyczne jest pomijalne przeze ludzi, w ogóle nie brane pod uwagę – nastawienie chęci (brak oporu), intencja, pozwolenie sobie na przepływ. Ludzie mówią – “O, on to miał szczęście, udało mu się”. Wow. W rzeczywistości osoba ta popełniła setki pomyłek i błędów, non stop się starała, włożyła OGROM wysiłku. A ludzie patrzą tylko na efekt końcowy i mówią – “To fart/talent/łut szczęścia/po prostu się udało”.

Jeśli chirurg dokonywałby udanych operacji dzięki szczęściu, to ja wolałbym nie iść do niego na zabieg.

Pewność siebie to też rezultat praktyki – życia dojrzałego, świadomego. Odwaga także. Odwagę można wyćwiczyć – od tego jest np. wojsko.

Ale jeśli wychodzimy z niedojrzałego, szalonego założenia, że świat jest niesprawiedliwy i jedni mają coś, czego my nie mamy i dlatego osiągają więcej, no to nie dziwmy się, że szybko wybierzemy kolejne niedojrzałe i coraz bardziej negatywne usposobienia jak zawiść do innych.

Pełno ludzi pisało mi, że zazdroszczą innym, bo próbowali WSZYSTKIEGO, a nic nie osiągnęli. A jak zaczynam się dopytywać co konkretnie robili, wychodzi, że tak naprawdę bardzo niewiele i to jeszcze z negatywnymi intencjami. Zazwyczaj w kółko to samo.

Koronny przykład – podryw. Można codziennie podchodzić do kobiet i nigdy nic nie ugrać. I mówić sobie, że próbowaliśmy wszystkiego, a że nie podziałało, no to z nami jest coś nie tak. Potem zaczynamy zazdrościć innym i oczywiście odczuwać zawiść do kobiet, bo “umawiają się z innymi, a ze mną nie”. Bardzo łatwo jest przekonać siebie, że jesteśmy ofiarą i nie od nas zależy rezultat naszych starań. A potem usprawiedliwić tym zawiść.

Ale gdybyśmy przyjrzeli się nareszcie uczciwie SOBIE, to dostrzeglibyśmy, że samych siebie traktowaliśmy jak ofiarę, bez wartości, której szukaliśmy w kobietach. Kobiety odbierają to bardzo wyraźnie. Wymagania, oczekiwania, negatywne nastawienie od innych zawsze odczuwamy w formie oporu, niechęci.

Mówiłem już kilka razy, by zobaczyć jak wielką różnicę w kontaktach z innymi czyni intencja i postrzeganie – np. wobec pani w okienku na poczcie utrzymywać negatywne nastawienie i/lub wobec siebie i spróbować coś załatwić. A potem zmienić to na radość, porzucić wszelkie oczekiwania, życzyć pani wspaniałego dnia w myślach ZANIM w ogóle nawiążemy rozmowę.

Zawiść to jakby kontynuowanie negatywnego scenariusza, który budujemy w sobie.

Z jakichś powodów zaczynamy np. sądzić, że świat czy inni ludzie są źli, bo my nie osiągamy tego, czego pragniemy. Ale widzimy – wybieramy negatywność, niż dążenie i osiągnięcie do celu. Nagle się zatrzymujemy i zaczynamy sączyć jad. Tak jakbyśmy szukali pretekstu, by zacząć to robić i porzucić starania.

Ludzie mi mówią jak wszystko zrobili, by coś osiągnąć, a okazuje się, że zrobili tylko to, wobec czego nie odczuwali oporu, strachu, wstydu, winy. Czyli bardzo niewiele. Bo mają już tak wiele stłumionych emocji i oporu oraz z takim nastawieniem w ogóle podejmują działania.

Mówiłem – gniew to emocja, która wyciąga nas z bezsilności. Po cholerę projektować go na kogokolwiek? Po cholerę dodawać jeszcze do niego obwinianie? Po cholerę tworzyć czarne wizje świata na podstawie tych emocji? Po co nam to?

To bardzo negatywne głównie dla nas, bo zaczyna coraz bardziej ograniczać naszą percepcję, gdyż gniew, a w szczególności wina to bardzo niska świadomość. Zawiścią możemy spaść w świadomości nawet na poziom 30, czyli poziom zniszczenia. I niszczymy swoje życie. Niektórzy nawet zaczynają niszczyć życia innych.

Są całe kultury, które nienawidzą, szczególnie Amerykanów. Dla nich Amerykanin to głupi, bogaty szczęściarz, więc można go nienawidzić, doić, oszukiwać, a nawet zabić. “Ty masz, a ja nie, więc mogę sobie pozwolić na to, by cię okraść, na nienawidzenie ciebie, zazdrość, mord. Bo to będzie wtedy sprawiedliwością.” Czy to dojrzałe? Nie, to szaleństwo.

Człowiek, który “ma talent” w oczach społeczeństwa w czasie, gdy setki milionów ludzi siedzi przed telewizorem i narzeka, zazdrości, użalania się, nienawidzi, frustruje, pali, ekscytuje, chodzi na piwko, na imprezy – ta osoba trenuje, upada, wstaje, uczy się, szuka ludzi, którzy rozwiązali problemy, na jakie natrafiła. Nie użala się, nie narzeka, nie obwinia nikogo, tylko skupia się na CELU. Na tym, co pozytywne. Jak pojawia się problem, to albo go szybko rozwiązuje i wraca do realizacji celu, albo prosi kogoś o pomoc, by jak najszybciej wrócić do realizacji celu. Nie zatrzymuje się i nie zaczyna narzekać. Nie doi emocjonalności.

Nie gra ofiary i ma tego super rezultaty.

Niektórzy wybierają zawiść świadomie, a inni wpadają w nią nieuważnie. Bo naprawdę nie wiedzą co mogą zrobić. Wybierają gniew i winę i projektują je na innych, bo tak boją się tego, z czym by zostali, gdyby nie zawiść.

Gniew to poziom 150, więc kolosalnie wyżej w porównaniu ze wstydem (20), winą (30), bezsilnością (50) i żalem (75). Za nic na świecie nie chcą dopuścić do siebie tych niskich emocji, bo nie wiedzą co mieliby z nimi zrobić. Boją się zostać nimi zalani, przytłoczeni. Dlatego wybierają sobie cele do projekcji – innych ludzi – którym zazdroszczą i wobec których utrzymują zawiść. Bo dzięki temu unikają tego, czego są tak bardzo przerażeni w sobie.

Naprawdę setki milionów ludzi nienawidzi tych, których uznali za złych i dzięki temu mają podłoże, by siebie postrzegać choć trochę lepiej. Szczególnie widać to na gruncie religijnym – ktoś wyznaje innego Boga/religię, więc automatycznie jest tym złym, niewiernym, heretykiem, etc. i już można wylać na niego całą zawiść wraz ze strachem, winą, wstydem, gniewem, dumą i powiedzieć, że robimy to dla Boga. Wywalamy na innych wszystko sądząc, że oni są tego źródłem. A my automatycznie jesteśmy lepsi.

A gdyby nie było kogo nienawidzić, obwinić, zazdrościć? Gdyby te same osoby tego nie zrobiły – co wtedy?

Sądzimy, że wszystko byłoby ok i bylibyśmy spokojni? Ok, a jeśli ostatni weekend spędziliśmy kompletnie sami – czuliśmy spokój? Było ok? Czy narzekaliśmy, użalaliśmy się, opieraliśmy, frustrowaliśmy się byle czym?

Czym się ostatnio zdenerwowaliśmy – czymś, co nie ma nic wspólnego z innym człowiekiem? Może coś się zepsuło w samochodzie? I co – uważamy, że np. przewód hamulcowy jest zły, gorszy, że świat jest niesprawiedliwy, bo nam dał ten element gorszy? A może uważamy, że przewód chciał nas zranić? Przyjrzyjmy się w swoim życiu na co jeszcze projektujemy własną zaniedbaną emocjonalność i niską, bardzo niską świadomość.

Spójrz na to zdjęcie:

Co jest źródłem soku jabłkowego? Świat? Kran, czyli to, przez co on wypływa? A może szklanka, do której go nalejemy? Nie. Źródłem soku jabłkowego jest jabłko.

Dlaczego więc sądzimy, że źródłem czegokolwiek co czujemy w sobie jest coś/ktoś w świecie zewnętrznym?

Jednym z kluczowych elementów zdrowienia i dojrzewania emocjonalnego, jest zaprzestanie oceniania tego, co czujemy. Zaprzestanie oceniania w ogóle. Bo wartościowanie zawsze dokonuje podziału – skoro coś jest dobre, to coś musi być też złe. Wydaje się logiczne ale z rozsądkiem nie ma nic wspólnego.

Mówiłem już nieraz –

jeśli lubimy białą czekoladę, to nie musimy nie lubić, ani tym bardziej nienawidzić czarnej.

Np. jeśli uznamy sukces finansowy za dobry, no to “logika” podpowiada, że brak tego sukcesu musi być zły. A co robimy ze złem? Oczywiście opieramy się, zmagamy, nienawidzimy, walczymy. To tak jakbyśmy cały czas kopali sobie doły na drodze i to coraz głębsze doły. Bo opierając się porażce prędzej do niej doprowadzimy, niż do sukcesu.

Rozpoznajmy co mamy z utrzymywania nienawiści. Unikanie jej nie spowoduje, że zniknie.

Stara buddyjska tradycja mówi, że wewnętrzny demon, którego głodzimy rośnie. Zastanówmy się – czy głodny człowiek staje się łagodny czy nieobliczalny, zdolny do wszystkiego, zdesperowany?

Co robi zagłodzony człowiek, gdy zobaczy jedzenie? Spokojnie, radośnie sobie je przygotuje? Czy rzuci się szaleńczo i pochłonie jak wąż małe zwierzątko?

Dlaczego sądzimy, że cokolwiek ignorowane, unikane, wypierane – “głodzone” w nas zniknie, uspokoi się?

Mówiłem – zaniedbane rany czy złamania, których będziemy unikać, udawać, że ich nie ma znikną? Zaleczą się same i po problemie? Nie. Wkrótce dojdzie do poważnych komplikacji.

Nie wmawiajmy sobie bzdury, że czas leczy rany, bo to nie jest prawda. Aby rana się zaleczyła, trzeba o nią zadbać, oczyścić, zdezynfekować, jak wdało się zakażenie, to wziąć leki, chronić to miejsce, nie narażać na kolejne uszkodzenia. Dopiero WTEDY zacznie się uzdrowienie. Ale zwiewanie gdzie pieprz rośnie i niechęć, by nawet spojrzeć na ranę nie uleczy jej choćby minęło 100 lat.

Dlatego musimy też zrzucić maski drugiego ekstremum – maski świętobliwości, “rozwoju cywilizacyjnego” czy wysokiego intelektu, bo to nie ma nic wspólnego z emocjonalnością, ani świadomością. Co zrobili ludzie bardzo inteligentni ale w niskiej świadomości z technologią? Zbudowali bomby mogące zabić całe życie na Ziemi i zrzucili je na niewinnych. Oczywiście widzieli w tym sens.

Co pierwsze piętro ma wspólnego z piątym? Jak masz bajzel na pierwszym, to nie zniknie, bo wysprzątałeś/aś piąte piętro. A jak się pali pierwsze to nie ugasi go polewanie wodą piątego. I kwestią czasu jest, że wkrótce ogniem zajmą się pozostałe, wyższe piętra.

Każdy kogoś nienawidził, czegoś zazdrościł. Jak zrobiliśmy to raz, to tylko kwestią czasu jest, że to wróci.

Zawiść zazwyczaj wynika z postrzegania siebie jako bezsilnych. Bezsilność – apatia – często ukrywa wstyd i winę. Bardzo łatwo to przeoczyć – innych uważamy za lepszych nie dlatego, bo są lepsi, tylko dlatego, bo siebie NAJPIERW uznaliśmy za gorszych. W TYM jest źródło problemu.

Mówiłem – porównywanie, wartościowanie zawsze prowadzi do podziału, a w efekcie do konfliktu. Zaś konflikty wewnętrzne szybko znajdują ujście w formie konfliktów zewnętrznych. Czyli z innymi ludźmi.

Zauważmy – gdybyśmy siebie zaakceptowali w 100% – krzywy nos, krosty, brak pieniędzy i związku, brak osiągnięć, etc., no to kto mógłby nam cokolwiek zrobić, zranić, wykorzystać? Wiemy jacy jesteśmy, jakie mamy słabe strony, w czym sobie nie radzimy. Wbrew pozorom dzięki temu świat straciłby nad nami jakąkolwiek moc.

Bo jeśli wiemy i akceptujemy, że mamy nieatrakcyjną twarz, to automatycznie nie musimy z tym walczyć, próbować ukryć drogimi kosmetykami i ciuchami. Jesteśmy z tym pogodzeni, nie opieramy się, nie trzymamy wstydu. Jesteśmy uprzejmi, pozytywni, bo nie oczekujemy od nikogo ataku, ani zranienia. Ludzie czują się z nami swobodnie i dobrze, więc nawet jakby byli wkurzeni, to nie wyleją swojej frustracji na nas, bo dzięki nam jest im lepiej. Nikt nawet nie wspomni naszej atrakcyjności. A wręcz możemy w oczach innych stać się atrakcyjni, bo nie oceniając siebie, nie oceniamy też innych.

Ale człowiek w niskiej świadomości, który nigdy tego nie doświadczył oczywiście w to nie uwierzy, bo to przeczy jego logice i jego poziomowi świadomości.

Z poziomu akceptacji możemy wszystko poprawić, bo już z tym nie walczymy.

Akceptacja to nie jest coś, co możemy zrobić siłą. Tylko jeśli mamy krzywy nos i go nie akceptujemy, no to musimy rozpoznać dlaczego – co z tego mamy, co doimy, jaką pozycjonalność utrzymujemy? Jaką bajeczkę utrzymujemy na temat nosa, nas samych i innych ludzi?

Bo możemy wierzyć, że np. nikt nas nie zechce, że każdy potajemnie się z nas śmieje. Wtedy szybko zaczniemy zazdrościć i skrycie nienawidzić tych, którzy mają proste nosy i pojawi się zawiść dla tych, którzy są w związku. A nie daj Boże zobaczyć kogoś z krzywym nosem w szczęśliwej relacji! Ten to dopiero miał szczęście…! A my nie…

Musimy więc zrezygnować z pozycjonalności, z korzyści, którymi zasilamy zawiść i to co się pod nią kryje – poczucie bycia gorszym.

Zawiści naprawdę nie musimy też odbierać personalnie. Ale jesteśmy odpowiedzialni co z nią zrobimy. Sam fakt, że ją odczuwamy jeszcze nic kompletnie nie znaczy, bo każda emocja i myśl są bezosobowe. Dopiero my nadajemy im znaczenie i bierzemy do siebie i/lub dokonujemy ich projekcji na świat.

Każde negatywne (negatywny nie znaczy zły) odczucie to zawsze informacja, że możemy w sobie coś uzdrowić, uwolnić, skorygować.

Dzięki czemu to NAM zacznie być łatwiej. Niemniej to także ukaże co tak naprawdę w życiu wybieramy – rację czy spokój?

No bo jeśli jesteśmy chudzi jak patyk to znaczy, że jesteśmy gorsi? A co nasze ciało ma wspólnego z nami? Łatwo innych uważać za głupków, którzy np. poczucie własnej wartości uzależnili od swojego samochodu. Ale czym się to różni od uzależniania własnej wartości od swojego ciała? Czy od czegokolwiek innego?

Zauważmy, że już od najmłodszych lat wpadamy w dualizm. Jeśli rodzic poświęca więcej uwagi jednemu dziecku, to drugie zaczyna zazdrościć i uważać, że nie jest kochane, że jest kochane mniej i że jest gorsze.

Preferencje innych ludzi odbieramy personalnie. Co z tego, że są to nasi rodzice? Było pełno historii, że “preferowane” dziecko miał więcej uwagi ze strony rodziców, prezenty. I drugie dziecko zazdrościło i zaczęło nienawidzić rodziców i swojej siostrzyczki/braciszka przez długie lata. A potem okazywało się, że to pierwsze dziecko było ciężko chore. I od razu to drugie z nienawiści spadnie we wstyd i obwinianie siebie za tak głupie postępowanie.

Bo nienawiść i zazdrość są głupie z definicji.

Jednocześnie to pokazuje się, że wszystkich negatywności można uniknąć poszerzając kontekst w jakim postrzegamy rzeczywistość i zdarzenia w niej.

PRÓŻNOŚĆ

Próżność jak każda niska, niezdrowa postawa potrzebuje zasilania.

Człowiek próżny robi się w jajo w ten sposób, że sądzi, że doi od innych to, co pozytywne.

Ale jak zwykle pomija rzecz fundamentalną – przyczynę. Dlaczego szukamy akceptacji, uznania, poklasku? A gdybyśmy ich nie zyskali, co wtedy? Ano to, że dostrzeglibyśmy co kryje się pod próżnością – brak poczucia własnej wartości.

Człowiek może oczywiście nie szukać poklasku ale wcale nie żyć dojrzalej. Co więcej – projektuje swoje niskie poczucie wartości na tych, którzy osiągają więcej od niego. Zarzuca im próżność. Np. patrzy na człowieka majętnego, który jedzie drogim samochodem i osądza, że ten człowiek musi być próżny.

Ale czy jest? Oczywiście może ale nie musi.

Zależy od intencji, która jest sprawą stricte wewnętrzną i nic nam do tego. My zajmijmy się własnymi projekcjami, postrzeganiem, interpretacjami, założeniami, etc.

Wyprojektowanie na świat swojego widzimisie nie zmienia świata. Jeśli uważamy, że ktoś coś robi z próżności to tylko i wyłącznie nasza opinia. Może być zgodna z prawdą, a może nie być. A nawet jeśli jest, to co z tego? Nic.

Więc rozsądnym jest przestać to robić, bo w najlepszym przypadku będziemy się mylić w co drugim przypadku, a jak negatywnie podejdziemy do człowieka pozytywnego i mądrego, to sami odrzucimy szansę poznania tej osoby i nauki od niej.

Nigdy nie wiemy. Dlatego najlepiej praktykować postawę “live and let live” – żyj i pozwól żyć innym.

Ale łatwo pominąć fakt, że jeśli nie pozwalamy żyć sobie, to automatycznie boli nas, że inni pozwalają sobie żyć. Z drugiej strony – jeśli nie pozwalamy żyć innym, to od razu nie pozwalamy sobie.

Przykład – jeśli innych negatywnie oceniamy za błędy, no to sami nie będziemy sobie na nie pozwalali. A to oznacza, że nie pozwolimy sobie na osiągnięcie niczego nowego. Zaś jeśli błąd popełnimy, to wpadniemy w rozpacz, obwinianie, wstyd, żal. Bo ta klatka jest bardzo ciasna.

Nie pozwalając sobie na błędy i obwiniając, a tym bardziej karząc się za nie, nie pozwolimy sobie na sukces, bo popełnienie błędów to warunek konieczny odniesienia sukcesu.

A to nie w błędach czy odmowach problem, tylko w naszym nastawieniu do nich.

W jednej z prac jakie miałem do błędów pomogli mi się nastawić idealnie – “Codziennie bądź przygotowany na 199 ‘nie’ i każdego dnia szukaj jednego ‘tak'”. Od razu w odmowach nie widziałem nic złego, nic tragicznego, ani nie brałem ich do siebie. Jako że byłem najczęściej zrelaksowany i z odmów nie robiłem osobistego dramatu, szybko zacząłem odnosić sukcesy. A każdy sukces, czyli podpisanie umowy z klientem, poprzedzało zazwyczaj sto kilkadziesiąt porażek. KAŻDEGO DNIA. W pracy tej były ogromne rotacje pracowników, bo nie radzili sobie z tak wielką ilością “porażek”. Nie uznawali ich za normalny element tej pracy.

Cały czas uważali, że jak będą się super starali, zmagali, to powinni usłyszeć “tak” bardzo szybko. A tak się nie działo.

Widać to po nawet komentujących na tym Blogu – mówią, że tylko im się nic nie udaje, a reszcie udaje się zawsze wszystko. No mój przykład pokazuje, że aby mi się udało odnieść 5 sukcesów (jedna umowa każdego dnia), musiałem odnieść niemalże tysiąc porażek każdego tygodnia. Gdyby patrzeć się na to, że każdego dnia wracałem do biura z przynajmniej jedną podpisaną umową, to pewnie, że można stwierdzić, że miałem szczęście, że mi się udało. Ale poprzedzała to ciężka praca, zaangażowanie, ciągła nauka, mądre zarządzanie energią, własnymi oczekiwaniami, radzenie sobie z odmowami, etc.

Próżność wynika z pragnienia uzyskania ze świata tego, czego nie widzimy lub nie chcemy dostrzec w sobie lub czego wierzymy, że w nas nie ma.

Wszystko zawsze sprowadza się do braku miłości. Czyli przekonania, że jej źródło jest poza nami.

Jako dzieci niemal wszystko bierzemy do siebie. Jak ktoś nas skarci, negatywnie oceni – to dla nas to fundament, na którym budujemy własny obraz siebie. Jako, że to wszystko to tylko opinie, jest to budowla “z kart”. Rozwali ją byle co, więc większość ludzi całą energię wkłada w to, by ten “domek z kart” ochronić.

A żeby nie doszło do dysocjacji, no to warto żyć faktami i je akceptować, a nie starać się uciekać od tego, co uznaliśmy za negatywne lub słabość, udawać, że tego nie ma i udawać kogoś innego.

W przeciwnym wypadku zaczynamy otaczać się ludźmi, którzy nigdy nas nie skrytykują, nawet za poważne błędy. A więc nie będziemy się przy nich rozwijać. Którzy również tylko dążyć do aprobaty, a więc unikać będą błędów – będą tkwili w tym samym miejscu. Otaczać się więc będziemy słabymi ludźmi, którzy będą pragnąć utrzymywać iluzje na swój temat. Czyli własne “domki z kart”.

Wtedy wyglądać to będzie jak kraby złapane w koszyk – gdy jeden próbuje się wydostać, reszta wciąga go z powrotem. Być może z dobrej intencji – bo uważają, że poza koszykiem jest niebezpiecznie. No ale to złapane w koszyk kraby zostaną żywcem ugotowane, a nie ten, który z koszyka wyjdzie.

Takie osoby często wspólnie zaczynają oceniać innych albo prawić sobie wzajemne komplementy, by poczuć się lepiej.

Po raz kolejny warto zadać sobie pytanie – po co w ogóle zajmować się innymi ludźmi w kontekście porównywania, zazdroszczenia, oczekiwania od nich czegoś, szukania? Po co?

99,9999% ludzi nie słyszało o Tobie, nigdy nie usłyszy, nigdy nawet nie dowie się, że żyjesz. Zejdź z nich. Zostaw ich w spokoju.

Mówiłem – nienawiść do grzechu czy zła wydaje się się święta. Ale czy jest święta? Nienawiść to nienawiść. Wymyślanie dla niej usprawiedliwienia to tylko urojenia umysłu.

Wyjdź ze swojej głowy, przestań zasilać infantylność, przestań żyć jak cierń w życiu innych, bo stajesz się wtedy ciernią we własnej rzyci.

Jak chcesz odnieść sukces finansowy to dostarcz ludziom fajny towar lub usługę. Naucz się rozwiązywać problemy jakie mają inni. Zatrudnij ludzi, by Ci pomagali. Naucz się współpracować, doceniać, pomagać, szanować, uznawać ludzi. Ciesz się, że pomagasz innym. Zacznij ich lubić, to zaczniesz lubić siebie. Czyli odpuść przed tym opór i porzuć pozycjonalności.

Słowo klucz – naucz się.

Świetny tekst o próżności i jej przyczynie napisała kobieta w tym artykule:

https://wilczoglodna.pl/proznosc/

Widzimy branie do siebie negatywności innych (w tym przypadku babci). W konsekwencji przez całe życie zmagamy ze wstydem, winą, uciekamy od nich w np. obżarstwo. Potem wieczna niepewność czy jesteśmy próżni (czyli źli), czy nie, a więc nieświadomość własnych intencji.

13-14-letnia dziewczynka pierwszy raz dostrzegła swoją atrakcyjność, seksualność i już pojawia się krytykant, osądzający nas. I to ktoś bliski – babcia, która zapewne całe życie tak samo krytykowała i osądzała siebie i innych. A ją jej mama/babcia, itd. Dlatego uznawała to kompletnie nieświadomie za coś właściwego – za formę ochrony przed tym, co najpierw sama głupio osądziła jako próżność – patrzenie na swoje ciało i jego docenianie.

Więc można rzec, że babcia dała wnuczce ogromne obciążenie, wielki ciężar sądząc, że chroni ją w ten sposób przed innym złem…

Posłuszne dziecko oczywiście bierze to do siebie, bo przecież MUSI SŁUCHAĆ się rodziców, a babcia to rodzic rodzica, więc osoba równie ważna. A potem całe życie męczymy się, by albo utrzymać wizerunek dobrego, pokornego lub walczymy i uciekamy z tym, co temu przeczy – np. chcemy docenić swoją urodę, a zamiast tego od razu czujemy się winni, bo być może jesteśmy próżni…

Dlatego mówiłem – jeśli widzimy terrorystę w świecie, to możemy być przekonani, że jeden już się wysadza w naszym wnętrzu. I to od lat.

Jesteśmy jak uwięzieni między młotem a kowadłem – wstydem i żalem oraz dumą i winą. Jako, że nie pozwalamy sobie na żadne, nie akceptujemy tego, to to trwa i rośnie. A wraz z tym spada poczucie wartości, spokój, radość, swoboda życia. Non stop czujemy się niepewnie i źle niezależnie co wybierzemy.

Wszystko robimy przez ten pryzmat – “Czy jestem próżny(a)/dobry(a)/ładny(a)”. A jeśli nie? No to lepiej tego nie robić.

Kobieta ta pisze, że z tym, co poczuła kilkanaście-kilkadziesiąt lat temu nadal się zmaga. Czyli zmaga się ze wstydem i winą. A że się z nimi zmaga, ucieka od nich, no to czuje je cały czas.

Autorka miała problem z kompulsywnym objadaniem się (by stłumić te emocje). W końcu przestała. Potem przyznała się publicznie, że podjada wieczorami choć już w oczach ludzi nie powinna. I posypała się w jej stronę krytyka, negatywne ocenianie, osądzanie.

A o tym właśnie mówimy – by nie oczarowywać się nikim, nie rozczarowywać, nie osądzać, nie oceniać, nie wywalać innym na głowę własnego syfu – zawartości własnej pieluchy. Bo jeśli znowu to zrobimy, to niedługo znowu do niej narobimy.

Przestańmy szukać pretekstu, by doić emocjonalność.

Ta dorosła kobieta nadal obwinia się i wstydzi tego, że chce się podobać.

Tak jak uzależnieni i ogólnie ludzie “nieśmiali” wstydzą się np. powiedzieć kobiecie, że im się podoba. Wstydzą się coraz szerszego spektrum tematów, bo to zwyczajne projekcje własnych zaniedbań.

Mówiłem – małe kroczki. Nie starajmy się być względem innych, w tym kobiet, bezwarunkowo kochający, bo się tylko sfrustrujemy i obwinimy. Zacznijmy od akceptacji swoich obecnych potrzeb i pragnień, pożądania. Przestańmy to i siebie negatywnie oceniać, osądzać, odtrącać. Nauczmy się tym dzielić z innymi w fajny sposób, nauczmy się tym cieszyć, czuć swobodnie w domu, na ulicy, w klubie, na randce.

Przestańmy wciskać sobie głupoty typu “Nie powiem, że kobieta mi się podoba, bo się jeszcze przestraszy”. Odpowiedzmy sobie – gdyby nam kobieta powiedziała, że się jej podobamy, to byśmy się przerazili i uciekli? Czy byłoby nam miło i nabralibyśmy większej pewności siebie?

To dlaczego uważamy, że coś tak miłego przestraszy kobietę? Jeśli się na nią nie rzucimy jak wygłodniały na kawał mięsa, to wszystko będzie dobrze.

Albo ludzie boją się wyjść na desperata. No pewnie – bo jak głodzą swoje potrzeby, nie dzielą się nimi, unikają ich, nie akceptują, to rosną. I wydają im się już takie duże, że lepiej przykrywać je kolejnymi warstwami “nie mogę/nie powinienem”, by uniknąć wstydu. Wręcz oczekują, że kobieta sama znajdzie sposób, by to z nich wydobyć. Takich kobiet jest mało. Oczywiście możesz takiej szukać. Ale trzeba szukać. Np. nastawić się na 499 ‘nie’ i jedno ‘tak’. Czyli odbyć 499 nieudanych randek.

A możemy też dojrzeć.

To samo tyczyło się krytyki ze strony “uduchowionych” ludzi, którzy już krytykowali i osądzali np. Eckharta Tolle, że ma ładny samochód lub kilka… Tak jakby to nie było ludzkie. Oczywiście w ten sposób oceniają tylko oczarowani naiwnością i głupotą, że człowiek może być tylko dobry, uduchowiony i kochający będąc biednym…

Ludzie szukają pretekstu, by zrzucić maskę pozytywności, świętobliwości. Sami są dowodem, że bieda i granie słabe ofiary, małe robaczki nie chroni przed “złem”. Słabość je rodzi. A one dalej zasilają słabość.

Bo człowiek utrzymujący nastawienie apatyczne cały czas będzie albo czymś się denerwował, bo gniew wyciąga z apatii, albo frustrował, że mu się nic nie udaje (ze względu na negatywne intencje i niski poziom energii), co zrodzi zazdrość, która potem rozrośnie się do zawiści. Etc.

A Ty jeśli chcesz wyzdrowieć, masz kompletnie opuścić ten marny padół. Czyli wziąć odpowiedzialność za WSZYSTKO co czujesz, za WSZYSTKIE swoje decyzje, za CAŁE swoje życie.

Czyli – jak ktoś Cię rozczarował czy zawiódł to TYLKO I WYŁĄCZNIE TWÓJ problem. A nie tej osoby. Problem był w Twoich oczekiwaniach, a nie tym, co zrobiła ta osoba.

Niske poczucie wartości może szybko przerodzić się w próżność, gdy zarówno oczekujemy od innych pochwał jak i boimy się krytyki.

A np. przedsiębiorczość (nieważne jaka – finansowa, relacyjna, seksualna) wiąże się m.in. z tym, że jesteśmy wdzięczni za pochwały ale też nie boimy się krytyki i nie bierzemy jej do siebie. Nie robimy tego, co robimy, by zyskać aprobatę, tylko robimy to, co uznaliśmy za właściwe (a jest to takie?).

I OCZYWIŚCIE, że pojawi się krytyka. Nawet jakbyśmy wynaleźli lek na raka, to nas skrytykują.

Człowiek próżny, czyli przerażony własnej stłumionej winy i wstydu, oczekuje, że jak zrobi coś super dobrze, doskonale (tzw. “perfekcjoniści”) to wszyscy go pochwalą i docenią, dzięki czemu uniknie odczucia tych niskich emocji. A tak na tej planecie (na szczęście) nie jest. Zazwyczaj oczywiście prób się nie podejmuje, by nie popełnić pomyłki i nie stracić “twarzy perfekcjonisty”. Bo uważa, że perfekcjonista to taki, który robi coś perfekcyjnie za pierwszym razem…

Próżności zapobiega pokora i rozsądek.

Musimy podejść rozsądnie zarówno do swoich niedoskonałości i potrzeb, jak i niedoskonałości i potrzeb innych ludzi.

Zaczynamy oczywiście od siebie – co robimy i z jakich przyczyn? Bez racjonalizowania, bez usprawiedliwiania, bez dorabiania historyjek, bez ukwiecania.

Jak osądzamy innych, to osądzamy i tyle! Dlaczego to robimy? Konkretnie, prosta piłka – bo… ?

Gdy odpowiemy – “Bo mi się to nie podoba”, ponawiam pytanie – “BO?” Dlaczego Ci się to nie podoba? Jakiej pozycjonalności chronisz? Ten szajs szkodzi tylko Tobie i jest bzdurnym spojrzeniem na świat, które ciągniesz ze sobą zapewne od piaskownicy.

Ja też się cały czas uczę pokory i porzucam próżność.

Np. wyszedłem z założenia, że uzależnieni będą równie chętnie jak ja starać sobie pomóc. Więc będą się mnie słuchać – eksperta. Długo zajęło mi wyciągnięcie wniosków, że nie taka jest rzeczywistość. Większość dalej stara się kontrolować sytuację i robią tylko to, z czym czują się komfortowo. Jak się z czymś nie zgodzą, to tego nie robią.

To jakby poszli do lekarza i nie zgodzili się z diagnozą i odmówili przyjęcia leków. Jest pełno takich ludzi.

Czy to rozsądne? Oczywiście, że nie. Bo ekspertem jest lekarz, a nie pacjent. Lekarz zna rozwiązanie, a pacjent powinien je pokornie zastosować. No ale jak lek jest gorzki, to pacjent nie chce go wypić. A na tej planecie najlepsze leki są najbardziej gorzkie (gorzkie dla próżności i dla dumy).

Niemniej takie są fakty i to ja powinienem się do nich dostosować, a nie próbować walczyć i się opierać.

DUMA

Ach, duma.

Górna granica czystej, egoistycznej zwierzęcości.

A to co stanowi “sufit” na piętrze, jest automatycznie podłogą na piętrze wyższym.

Dlatego przywiązywanie się jest wielkim błędem. Bowiem jeśli zależy nam na wzrośnie to to, co uznaliśmy za ważne dotychczas prawie na pewno stanie się przeszkodą, obciążeniem lub czymś zbędnym w przyszłości.

Mówiłem, że sentymentalizm nie sprzyja życiu. Ale można sobie z niego doić emocjonalność nawet przez całe życie.

Szczęście, spokój, radość, zdrowie, sukces oraz zdrowie i wyzdrowienie z uzależnienia “znajdują się” jeszcze kilka “pięter” wyżej.

Duma jest jak dzidziusiowa pielucha – do pewnego etapu rozwoju bardzo się przydaje. Ale z czasem powinniśmy już nauczyć się w inny sposób radzić z tym, w czym pielucha pomagała. Czyli nauczyć się rozpoznawać potrzebę załatwienia, siadać na kibelku, a potem zadbać o higienę. Patrząc na świat, na całe kraje widzimy, że ludzie jeszcze się nie nauczyli żyć inaczej, niż “robić w pieluchę”. I jeszcze wierzą, że za ich kupę odpowiada ktoś inny.

Słyszymy np. “duma narodowa”. A po co nam ta duma? A to po to, że dzięki niej ukrywamy wstyd, winę, strach, opór, niskie poczucie wartości. Większość ludzi w tym kraju jest na poziomie gniewu i pożądania. A gniewem jak mówiłem najczęściej ukrywamy żal. A żal dotyczy poczucia straty. Straty czego? Wartości, miłości, znaczenia, bezpieczeństwa, kontroli, spokoju, czegoś innego co ważne. Boimy się stracić wszystkiego, co uznaliśmy za ważne, co wg nas zapewnia nam bezpieczeństwo. Więc przywiązaliśmy się do tego i nadaliśmy temu ogromną wartość sądząc, że to wszystko ochroni to przed utratą.

A to zwyczajne urojenia. Ani strach, ani opór, ani przywiązania, ani projekcja wartości i znaczenia nie chronią przed utratą. A w razie utraty gwarantują cierpienie.

Cały czas widzimy teksty typu “dumny ojciec/mama”. Oczywiście, bo dumą przykrywamy niskie poczucie własnej wartości i dziecko zazwyczaj stanowi super pretekst, by zacząć doić z tego uczucie dumy. No bo przecież spełniliśmy wszystkie możliwe standardy – społeczne, męski/kobiecy, nawet religijny (“idźcie i rozmnażajcie się”).  Na tej podstawie budujemy sobie kolejne “karciane” fundamenty własnej wartości. Ale duma to nie miłość.

Cały czas wychodzimy z błędnego założenia, że poziomy ROBIĆ i MIEĆ zastępują poziom BYĆ – że go w jakiś magiczny sposób zastępują lub rekompensują. A poziomem BYĆ nie zajmujemy się w ogóle. Uciekamy, przykrywamy kolejnymi płachtami, kolejnymi “piętrami” domku z kart. Próbujemy innych kontrolować, w tym co mówią, by nie dotknęli bolących nas aspektów, czyli aspektów przez nas wypieranych, niezaakceptowanych, projektowanych, tłumionych.

A potem wystarczy, że nasze super cudowne, najlepsze, doskonałe, dobre, nieskazitelne dziecko np. upije się na imprezie. I co zrobi rodzic? Wścieknie się, obwini, zawstydzi, zacznie się użalać i grać ofiarę – jak to dziecko go rozczarowało, zraniło, zawiodło, itd. Niektórzy nawet znęcają się nad dziećmi fizycznie i psychicznie. A dzieci biorą to do siebie i na tej podstawie budują własne poczucie wartości. I tak się to ciągnie od zawsze.

Oczywiście rodzic, który tak potraktował swoje dziecko za jego błędy, dokładnie tak samo traktuje za błędy samego siebie. Jednak trzymając się dumy nie można stać się na tyle świadomy, że odpowiedzialny. Bo duma to poziom 175, a odpowiedzialność to poziom od 200 w górę. W artykułach na temat cnót mówiłem, że jedna z cnót nazywana niezawodnością (jedna z form odpowiedzialności) to poziom 290.

Zaś pełna świadomość odpowiedzialności za własne życie to poziom 400 – poziom wyzdrowienia z uzależnienia. Przypominam o skali logarytmicznej.

Różnica jakościowa między poziomami 175, a 290 wynosi 10^115, czyli:

10 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000

RAZY, nie dodać…

To różnica w jakości postrzegania rzeczywistości i życia między dumą, a niezawodnością. Bo co z tego, że żołnierz jest dumny? No nic. Może sobie być. Ważne co zrobi. A co zrobi to już zupełnie inny temat.

Bo niezawodność to m.in. zrobienie czegoś ważnego NIEZALEŻNIE co czujemy. Zauważmy, że na tym polega ranga w wojsku – wyższy rangą rozkazuje, to robisz czy Ci się to podoba, czy nie. W przypadku dzieci tak samo – rodzic każe, to dziecko się słucha. Niektóre się buntują za co są karane. Ale większość słucha.

Uzależnienia to poziom dużo niższy nawet od dumy – to poziom najczęściej okolic 100-125. Czyli poziom między strachem, a pożądaniem. To jak poziom morza – człowiek za wszelką cenę chce się na nim utrzymać, a sądzi, że ciągną go w głębiny wstyd i wina. Dlatego wszystko co pozwala się utrzymać na powierzchni i nie “utonąć” choćby było bolesne i nas raniło – tego będziemy się trzymać. Nawet za cenę utraty relacji, zdrowia, pieniędzy.

Dlatego ludzie nie chcą puścić się ani pożądania, ani strachu sądząc np., że strach ich chroni przed czymś. Oczywiście chodzi tylko o ucieczkę od niższych od strachu stłumionych i wypartych emocji. Czyli o nic racjonalnego, logicznego, mądrego, sensownego. I ta ucieczka może trwać nawet przez całe życie.

Pomyślmy – czy uczucie głodu chroni nas przed czymś? Czy uczucie nasycenia chroni nas przed czymś? Absolutnie nie. Bo mamy ludzi chorobliwie chudych i chorobliwie otyłych – czyli takich, którzy albo wypierają, albo opierają się uczuciu nasycenia lub pustki, głodu.

Żadne uczucie przed niczym nie chroni. To co czujesz to INFORMACJA.

Liczy się to, jak ją zinterpretujesz i co z nią zrobisz.

Jedna osoba czując głód zje zdrowy, własnoręcznie przygotowany posiłek. Inna zeżre coś słodkiego, by stłumić to uczucie na moment. Inna obżre się byle czego, byle więcej. Czy winne jest temu uczucie? Nie.

Jakość decyzji podjętej przez człowieka odpowiada poziomowi jego rozwoju.

Jedna osoba poczuje gniew i da komuś w twarz. Ktoś inny zbierze grupę ludzi i doprowadzi do rozboju. Ktoś inny zacznie się frustrować, obwiniać i wstydzić. Ktoś inny gniew wyprze i zajmie się pracą, wpadnie w pracoholizm. A ktoś inny gniew zaakceptuje, uwolni i wróci do spokojnego życia. A jak nabroił, to przeprosi siebie i innych.

Widzimy – ten sam gniew, a zupełnie różne scenariusze.

Jedna osoba poradzi sobie z gniewem w kwadrans, a druga z tego samego gniewu uczyni dramat ciągnący się do końca życia.

Dlatego jak mi ktoś mówi, że emocja mu coś uniemożliwiła, zabroniła, sparaliżowała, etc., no to widzimy, że ma malutką inteligencję emocjonalną.

Ukrywanie dumą i jej różnymi formami, negatywności w sobie jest jak noszenie długich rękawów, by ukryć złamaną rękę. Nikt tego nie widzi i my też. Niektórzy się zdziwią dlaczego nosimy długi rękaw nawet w upalne dni. A my wtedy co? Tak się boimy zajrzeć pod ten rękaw, że wolimy się zdenerwować i obwinić innych – mówimy, że np. są wścibscy, że to niemiłe zadawać takie pytania, itd. Obrazimy się, poczujemy dotknięci, urażeni. Niektórzy rozgrywają całe dramatyczne teatrzyki, potem idą do sądu, procesują się latami. Grają ofiarę na całego.

A jak my dalej uciekamy, to pewnego dnia przychodzi ktoś uśmiechnięty, klepie nas w ramię lub łapie za rękę i chce pokazać nam coś super. Albo kobieta chce nas wziąć ze sobą do łóżka. A my na to syczymy lub zaczynamy wyć z bólu. No i każdy się dziwi – no o co chodzi? Co jest nie tak? I my też się dziwimy – dlaczego nas tak bardzo boli nawet coś dobrego? Dlaczego boimy się nawet tego, co pozytywne?

Przykładem jak dużym błędem jest duma jest oczywiście wychowanie dzieci. Ludzie nie wychowują dzieci przez przykład, tylko przez wymuszanie posłuszeństwa. Mówią dziecku “masz się mnie słuchać”. Dodają jeszcze, że oni mają rację i dlatego trzeba się ich słuchać. Dziecko zaczyna się słuchać i wszystko co zaobserwuje i usłyszy od rodzica uzna za jedyną słuszną rzeczywistość. Za nieposłuszeństwo – nie ważne czy miało rację, czy nie – jest karane, np. nie może spotkać się ze znajomymi, ma siedzieć w pokoju, nie dostaje obiadu, etc. Więc za nieposłuszeństwo nawet, gdy widzi lepsze rozwiązanie skojarzone ma karę, czyli stratę.

Oczywiście dumny rodzic nigdy nie przyzna się do błędu, bo straciłby ten cudowny, nieskazitelny, uświęcony wizerunek. Więc woli nawet kłamać i wciskać dziecku głupoty, niż przyznać, że czegoś nie wie. A cóż to za problem? Jeśli nie wiesz, to po prostu poszukaj odpowiedzi.

I dziecko już jako osoba dorosła nadal utrzymuje to swoje posłuszeństwo. Bo wraz z nim ma wpisane przekonanie, że jak przestanie się słuchać rodziców, to znaczy, że przestało ich kochać, że jest złe, gorsze, wyrodne, itd. Więc słucha nawet jeśli poznało dużo lepszy sposób na życie. Ale woli dalej być posłuszne, niż poczuć winę.

Próbuje na siłę ale ostatecznie i tak się sabotuje, by uniknąć winy. Którą oczywiście już w sobie ma. W konsekwencji i tak obwini ale nie rodziców, tylko siebie. A później jeszcze poczuje wstyd, bo rodzice pewnie też zakazywali obwiniania, płaczu, gniewania się…

Ludzie dumni też cały czas oczekują czegoś od innych. Naturalnie są przekonani, że postępują dobrze, zdrowo, dojrzale. Np. dzwonią do znajomych lub członków rodziny i mówią, że się martwią, pytają co robią. Sądzą, że to wyraz troski. Ale to nie żadna troska, tylko projekcje lęków i winy. Osoba spokojna, kochająca, akceptująca, troszcząca mówi, rozmawia np.: “Jak będziesz miał(a) problem, to zawsze możesz się do mnie zwrócić. Zawsze coś pomogę, doradzę. Nie będę Cie sprawdzać, ani kontrolować. Pamiętaj, że jesteś odpowiedzialny/a za swoje życie.” Nie trzeba się jej spowiadać ze swojego życia. Chyba, że to sami wybierzemy.

Zamiast tego dzwoni i wypytuje co robimy, gdzie byliśmy, a dlaczego tak, a nie inaczej? Szuka pretekstu, by zacząć puchnąć z dumy i powiedzieć “A nie mówiłem/am!? Trzeba było się mnie słuchać!” Takie relacje nie są ani głębokie, ani satysfakcjonujące. Bo radość i satysfakcja są WYYYYSOKO ponad dumą. I oczywiście wysoko ponad winą. Podświadomie jedna i druga osoba w takiej sytuacji czują względem siebie opór.

Człowiek uzależniony postępuje podobnie – robi coś, wydaje mu się, że dobrego dla siebie lub kogoś innego, a potem się rozczarowuje. Bo nie robi tego z troski, ani miłości, ani akceptacji, tylko by np. zyskać coś, by przykryło to wstyd, winę, żal, opór, strach. Czyli to, co już w nim jest.

Duma na pewno jest lepsza od wstydu ale ja się pytam – po co nam zarówno duma jak i wstyd?

Zamiast wybierać “mniejsze zło” zacznijmy szukać ponad spektrum tego, co nazywały “złem” w ogóle.

Ludzie np. szukają kogo obwinić. No to ja się pytam – dlaczego w ogóle obwinić kogokolwiek?

Uzależnieni wstydzą się błędów, swojego życia, siebie. A ja się pytam – po co ten wstyd? Weź za niego odpowiedzialność i puść się go. Wybieraj rozsądnie, a nie przez pryzmat wstydu. Wyciągaj wnioski, ucz się na błędach, a nie taplaj się we wstydzie i winie jak małe prosiątko w brudnej kałuży.

Odpuszczając negatywności zobaczymy jak możemy być do nich przywiązani. Ludzie trzymają się nawet negatywności, bo wierzą, że jak się czegokolwiek puszczą to coś stracą, upadną. Ale to jakby więzień trzymający się krat jego celi sądził, że jak się puści to straci resztki wolności.

Trzymając się ich i napierając na nie liczy, że w końcu przez nie przejdzie. Zmaga się, naciska na kraty coraz bardziej. A w efekcie kraty naciskają coraz bardziej na niego. Zmaga się tak, walczy, cierpi. Bo widzi przed sobą to, czego pragnie wolność, związki, różne dobra materialne. I przez to zmaganie nie dostrzega, że wyjście z klatki jest za jego plecami. I zawsze było otwarte.

Nawet jeśli jakiś błąd popełnialiśmy latami, to nie musimy się tego wstydzić, obwiniać czy rozgrywać jakiś intelektualny dramat. Po prostu przestańmy go popełniać, dokonajmy korekt. Ucieszmy się, że nareszcie koniec tego zmagania, a nie szukajmy kolejnego pretekstu do dojenia emocjonalności.

ŻĄDZE

Temat kompletnie nierozumiany przez większość ludzkości.

Problem nr 1 – żądze traktowane są jako normalne, jako zdrowy element życia.

Po raz kolejnym przypomnę – żądza jest normalna tylko w pewnym ograniczonym spektrum. Poza nim staje się obciążeniem.

Doskonały przykład to oczywiście uzależnienie. W pewnych okolicznościach “pragniemy porno”, które wydaje się nam jedynym słusznym wyborem. A potem okazuje się, że wybór ten nie był wcale słuszny. Co więcej – zaczynamy dostrzegać jak to wieczne pożądanie porno zaczyna przeszkadzać w życiu. Szczególnie, gdy mamy partnerkę/partnera. Albo gdy chcemy coś osiągnąć. Ale potem znowu zmieniamy zdanie. I tak w kółko. A podświadome wstyd, wina, żal, opór, strach rosną.

Nawet boimy się życia bez niego.

Tak samo jest ze wszystkim innym – pieniędzmi, związkami, dobrami.

Raz jeszcze przypomnę mądrością buddyjką –

głodzone demony rosną. Przybierają na sile.

Tak jak już setki razy mówiłem – to czemu się opieramy, czego nie chcemy trwa i rośnie w naszym życiu.

Czy to oznacza, że mamy tylko dwie możliwości – opierać się, walczyć, uciekać lub to osiągnąć? Nie. Bo opór nie prowadzi do zmiany, ani nie chroni.

Jest jeszcze droga wolności. Możemy opór i pożądanie uwolnić i jeśli nadal będziemy widzieć sens w tym, co/kogo chcemy zdobyć, możemy to zrobić bez zmagania, cierpienia, będąc zrelaksowanymi, spokojnymi.

Jeśli chcemy coś zmienić – np. jakiś obszar naszego życia, to uwolnijmy cały opór przed tym. Jeśli chcesz opuścić miasto samochodem, to zwolnij ręczny hamulec i przestań dociskać pedał hamulca. Opuszczenia miasta nie wspomoże nienawiść do niego, tylko zwolnienie hamulca i wciśnięcie gazu.

Więc możesz to zrobić bez emocjonowania się. Emocje nie są do tego w ogóle potrzebne. A jeśli występują, to znaczy, że całą sytuację postrzegasz w jakiś negatywny sposób.

Jak sądzimy – komu łatwiej będzie poderwać kobietę – temu, kto O TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK jej pragnie, czuje w związku z tym mnóstwo oporu i strachu, napięcia, czy temu kto jest uśmiechnięty, zrelaksowany, spokojny, pełen poczucia humoru i luzu? I dla którego będzie ok jak się podryw uda i jak się nie uda.

Oczywiście pożądanie to rzecz nadzwyczajnie zwyczajna. Jest nam zimno, to chcemy się ogrzać. Jesteśmy głodni, to chcemy zjeść. Jednak nie pragnienie nam to zapewni, tylko ruszenie tyłka, by o to zadbać. A gdy już to robimy, to po co mamy dalej tego pragnąć? Bo jak nie będziemy pragnąć ciepła, to koc lub ogień w kominku słabiej nas ogrzeją???

Problem pojawia się, gdy wierzymy w jakieś urojenie na swój temat, w kłamstwo – np., że nasza wartość zależy od czegoś i TEGO zaczynamy pożądać. A potem jeszcze wyprojektowuje na to wartość dużo wyższą, niż dajemy sobie.

Słowem – postrzegamy się względem tego jako niegodnych, niezasługujących. Pragniemy, by ktoś lub coś zabrało to uczucie.

Co może je zabrać? Np. powiedzenie nam komplementu przez kobietę, najlepiej dotyczącego naszej seksualności i atrakcyjności fizycznej. Więc automatycznie komplementy tego typu wydają się najwłaściwsze dla kobiety. Ok – jeden czy dwa i szczere jak najbardziej. Ale nie nawijanie “makaronu na uszy” przez cały wieczór licząc, że kobieta ich potrzebuje tak bardzo jak my. A potem niespodzianka – nie podziałało! Tyle się napracowaliśmy, daliśmy kobiecie tyyyyyyyyyyyyyyyle dobrego, a ona tego nie doceniła… No tak ale tego my pragnęliśmy, a nie kobieta. Wyprojektowaliśmy nasze braki i pragnienia na kobietę. Byliśmy więc nietrzeźwi.

Pełno ludzi tak dzisiaj żyje – to co oni uważają za dobre automatycznie uznają, że jest dobre dla innych. Bo oczywiście zakładają, że wszyscy są tacy sami jak oni… Naturalnie również unikają tego, co uznali za złe i wychodzą z założenia, że inni też powinni. A jak się tak nie dzieje, to się gniewają, obrażają, osądzają. Zaczynamy pragnąć, by inni się zmienili – dostrzegli swoje błędy i je skorygowali. Siebie oczywiście pomijają, w sobie nie widzą w ogóle problemu.

A mądrość i nauka, by nie skupiać się na “źdźble”, które widzimy w oku drugiego człowieka i dostrzec “belkę” w swoim ma już ponad 2000 lat.

Coraz bardziej wierzymy, że to, czego pragniemy zmieni nas/nasze życie, zabierze od nas ból, cierpienie i te wszystkie negatywne odczucia i myśli.

Takie pożądanie zamienia się w nawet niekontrolowaną żądzę. W tym w żądze kontroli innych ludzi.

A niespełnione żądze szybko prowadzą do zazdrości i nienawiści.

Co chwila ktoś komentuje na tym Blogu jak nienawidzi kobiet, innych ludzi, siebie. Dlaczego? Bo uzależnił od nich swoje szczęście i wartość. A że nie może ich ani kontrolować, ani zdobyć, no to pozostaje mu gniew, by nie czuć się kompletnie bezsilnym.

Niektórzy kochając nas chcą spełnić nasze oczekiwania i wymagania – np. dzwonią i rozmawiają lub spotykają się z nami jak jest nam źle. Ale i oni często w końcu odpuszczają. Bo to studnia bez dna.

Osoba, której braki karmiliśmy, a potem przestaliśmy zaczyna nienawidzić nas dużo bardziej, niż gdybyśmy nigdy się nią nie zajęli.

Żebrak, któremu zawsze daliśmy kilka złotych, a potem przestaliśmy popatrzy na nas jakbyśmy mu wyrządzili realną krzywdę. Dużo większą, niż gdyby nigdy nie otrzymał od nas ani grosza.

Pamiętajmy – jeśli czegoś/kogoś pożądamy i nadaliśmy temu ogromną wartość i znaczenie, to nawet jeśli to osiągniemy, szybko się rozczarujemy. Bo umieszczanie w czymś źródła wartości czy radości to urojenie – to mentalna zabawa. To wymyślanie rzeczywistości. A rzeczywistości wymyślić nie można.

To mechanizm wybrakowanego ego żyjącego bardzo negatywnie – zajmuje się, próbuje zdobyć, wkłada wysiłek, zaangażowanie tylko w to, do czego się przywiązało i co mu się podoba. Ponad 80% ludzkości więc podejmuje decyzje wyłącznie na bazie emocjonalności, a nie zdrowego rozsądku.

Uzależnieni też. Jak czują się źle, to sięgają po porno mówiąc sobie, że obejrzą tylko jeden filmik i tyle. Oglądają oczywiście kilkadziesiąt. Potem się obwiniają, wstydzą i użalają. Boją przyszłości. Gdy to minie lub to stłumią w inny sposób, twierdzą, że wszystko jest już ok i będzie dobrze. Potem znowu czują się gorzej i wszystko się powtarza. I tak nawet kilkadziesiąt lat!

Jeśli sami nie dodamy radości do tego, co robimy, to nigdy jej nie znajdziemy w niczym. Powiedzmy, że zdobędziesz mnóstwo pieniędzy albo piękną kobietę/przystojnego faceta. I co dalej? No nic. Nadal jesteś taką samą osobą i jeśli żyłeś/aś z poczucia braków i próbowałeś/aś tylko czerpać ze świata, to zamiast radości i doceniania sytuacja zmieni się w wieczne oczekiwania, wymagania, próby kontroli, wymuszania.

Kobiety np. nie mówią mężczyznom czego oczekują. Liczą, że facet się domyśli i że powinien się domyślić jeśli mu zależy! A faceci się nie domyślają i nie widzą problemu, bo im zależy ale okazują to w inny sposób. Potem kobieta jest zawiedziona, bo dalszym etapem jej wewnętrznego cyrku jest to, że skoro facet się nie domyślił to mu nie zależy. Więc zaczyna się dąsać, obwiniać, żalić, gniewać. Automatycznie przestaje dodawać do relacji tego co pozytywne i na czym zależy mężczyźnie. Facet widząc, że swojej kobiety nie może zadowolić też zaczyna dawać coraz mniej od siebie.

W takiej relacji nikt nie jest winny. Ale każdy jest odpowiedzialny czy skupi się na emocjonalności, czy na poprawie sytuacji. Obwinienie to wybór emocjonalności nad szczęśliwy związek.

Z mężczyznami również tak jest – coś im się nie podoba, nie pasuje, czegoś chcą i też milczą. Dystansują się od pragnienia, które przeradza się we frustrację, a potem w żądzę.

Jeśli nie potrafimy się cieszyć, tylko budujemy napięcie, ekscytację – tak jak uzależniony od pornografii ogląda dziesiątki filmików w wielkim napięciu oczekując “finału”, to oczywistym jest, że się zawiedziemy.

Nikt nie czyta nam w myślach. Jeśli kobieta się “nastawi” na super wieczór w dniu rocznicy, kupi nową sukienkę, pójdzie do fryzjera, zrobi się na “bóstwo”, a jej mężczyzna ją rozczaruje (co wcale wtedy nie będzie trudne), no to sami doprowadziła do rozczarowania. Po co była ta cała ekscytacja? Naprawdę nie można się po prostu cieszyć?

Ekscytowanie się to emocjonowanie, a ono nie sprzyja życiu. Chociażby dlatego, że już w nim kryje się ziarno goryczy, gdy ktoś nie spełni naszych wygórowanych oczekiwań.

Z filmami jest tak samo – najpierw buduje się napięcie różnymi krótkimi urywkami. Ludzie się ekscytują, projektują to na film. A potem połowa jest zadowolona, a druga połowa rozczarowana. I sypie się oczywiście krytyka, czyli projekcja żalu, oporu, winy, wstydu, gniewu. Oczywiście każdy skupia się na tym jaki wg nich był film, a nie sam widz.

Naprawdę nie lepiej powiedzieć – “Kochanie, bardzo lubię w sobotę wyspać się do 10:15, a potem zjeść śniadanie w łóżku. Ty lubisz wstawać wcześniej. Proszę Cię bardzo, byś uszanowała tę moją potrzebę. W zamian czy mogę zrobić coś dla Ciebie?”

Szczera, otwarta, konkretna komunikacja to “zapomniana tajemnica” udanych związków.

Nie tylko związków partnerskich ale to też sekret sukcesu w biznesie – jeśli nie zapytamy klientów czego potrzebują, to jakże mamy im dostarczyć to na co chętnie wydadzą pieniądze? Jeśli nie poprosimy ich o opinię o naszym produkcie/usłudze, to jakże mamy ją właściwie poprawić, gdy będzie taka potrzeba?

Jeśli robimy mężowi codziennie kanapki, które mu nie smakują, to gwarantuję, że w związku będzie coraz gorzej. Nikt nie jest winny, bo zarówno żona może się zapytać męża czy mu smakuje, a mąż powinien odpowiedzieć zgodnie z prawdą. A najlepiej jakby sam zakomunikował żonie w kochający sposób co może poprawić. Nikt nie musi tu nikogo ranić i obwiniać. Wystarczy pochwalić i docenić żonę, że robi nam śniadanie, dać buziaka i poprosić, by np. dodawała mniej pieprzu.

A jeśli jesteśmy zbyt dumni na to, na te banalne, wręcz infantylne ale krytycznie ważne aspekty interpersonalne, no to bądźmy przygotowani na degradację jakości relacji.

Energię żądzy jak i każdej innej emocji możemy stopniowo uwalniać. Nie jest praktycznie wykonalne, by od razu odpuścić całe pragnienie, szczególnie jeśli zasilaliśmy je latami.

Nawet nie próbujmy.

Dlatego tak marginalnemu procentowi udaje się wyjść z uzależnień “rzucając je”. A udaje się tylko tym, którzy w tym czasie znaleźli inne rozwiązania na problemy, które przykrywali nałogami. Czyli to trochę jak ziarno, które trafiło się ślepej kurze. Ci co korzystają z ich rad zazwyczaj nie są wstanie powtórzyć rezultatu.

Więc – przestańmy opierać się naszym żądzą. Przestańmy je też wypierać. Pozwólmy energii płynąć ale nic z nią nie róbmy. Działanie wybierajmy nie z poczucia braku, ani pożądania, tylko z rozsądku.

Jeśli jesteśmy otyli, to zeżarcie czegoś w nocy, bo czujemy pustkę jest rozsądne? Oczywiście nie. Ale co z tym zrobić? Zaakceptować, że jest, w ogóle dostrzec – stać się świadomym/świadomą. Upewnić się, że to akceptujemy, czyli nie stawiamy oporu. Przestać to zasilać, oceniać, osądzać, wartościować, uznawać za złe, uciekać, etc.

Podkreślę – to nie zniknie w jedną noc, ani za jednym razem. Być może będzie potrzeba kilku tygodni lub miesięcy na to, by zaszła trwała zmiana. Ale to kilka tygodni lub miesięcy pracy, która nie kosztuje nas w ogóle wysiłku, a efekty gwarantuje.

Musimy przestać na wszystko patrzeć w sposób dualistyczny – np., że coś jest dobre lub coś jest złe.

Bo próba negatywnej oceny osłabia nas – wpływa negatywnie dla nas. Dlaczego? Bo świadomość ludzka nie może się rozdzielić. Dostrzeganie w czymś zła nie różni się niczym, niż widzenie go w sobie tu i teraz. Poza tym jeśli uczucie głodu/pustki uznasz za złe, to automatycznie nie będziesz chcieć mieć z nim nic wspólnego, zaczniesz się mu opierać. A to spowoduje, że nigdy nie zniknie.

Jeśli kręcisz film i skupisz się na dziurze w murze, no to na filmie będzie dziura w murze i nic więcej.

Ludzie nie rozumieją jak to działa, bo utknęli w dualizmach. Raz jeszcze przypomnę, że każdy dualizm to urojenie umysłu, to tylko mentalny wymysł, który nie ma zaczepienia w rzeczywistości.

Najlepsze dowody są tymi najbardziej popularnymi – np. jasność i ciemność. Ludzie uważają, że ciemność to przeciwieństwo jasności. Gdyby tak było, to istniałyby dwie niezależne od siebie, wzajemnie wypierające jakości – światłość i ciemność. Gdyby to była rzeczywistość, to oznaczałoby, że aby zrobić w pokoju jaśniej, wystarczyłoby zabrać trochę ciemności. Czy ktokolwiek jest w stanie zabrać ciemność z ciemnego pokoju? Albo czy ktokolwiek jest w stanie przynieść trochę ciemności do pokoju, by usunąć jasność? Nie ma takiej możliwości, bo ciemność nie istnieje.

To, co nazywamy ciemnością to tylko niskie natężenie jasności. Jest tylko jedna wartość – jasność.

To samo tyczy się temperatury – nie ma zimna, ani ciepła, tylko ilość ciepła. Temperatura pokazuje nam kolejną krytycznie ważną rzecz – że ilość temperatury nie tylko wpływa na jej poziom ale też zmienia JAKOŚĆ. Woda w zależności od temperatury zmienia swoją jakość – staje się albo lodem, albo parą. A to wciąż ta sama woda.

To samo dotyczy świadomości – wyższa świadomość nie tylko zmienia ilościowo energię w nas ale też jakościowo. Miłość to najwyższa ilość i jakość.

Czy da się zabrać zimno? Nie. Bo zimno nie istnieje. Zimno to tylko mentalne określenie dla małej ilości temperatury. Aby zwiększyć temperaturę, trzeba ją dodać, a nie usunąć tzw. “zimno”. Jeśli chcemy niższej temperatury, to musimy przestać ją dostarczać.

Jeśli dorzucimy kostkę lodu do kubka ciepłej wody, to znaczy, że lód oddaje zimno wodzie? Nie. To woda oddaje temperaturę kostce lodu. Bo nie ma zimna. Jest tylko jedna zmienna.

Kolejny dowód to prąd. Nie istnieje jakość “brak prądu”. Albo prąd płynie przez przewód, albo nie. Jest tylko jedna zmienna – prąd.

Nie można przez przewód puścić “brak prądu”.

Mówię o tym, bo to samo dotyczy naszej energii. Jest dla niej jedna nazwa – miłość. Wszystko co czujemy jest wyłącznie jej gradacją – albo jest mniej miłości, albo więcej.

Człowiek, który okrada i morduje też robi to z jakiegoś poziomu miłości. Np. miłości do mordowania. Jest to ta sama zmienna ale bardzo niska.

Egoizm jest najbardziej odległy od natężenia miłości, którą nazwać możemy miłością bezwarunkową. Ale to nadal ta sama zmienna – miłość.

Nie bez powodu mówi się, że ktoś ma lodowate serce. Czyli serce, w którym płynie bardzo niska ilość i jakość miłości. Ale w oczach tej osoby ona postępuje dobrze – robi coś dobrego. Np. nienawidzi ludzi, bo ocenia ich za złych i na tej podstawie nienawiść do nich uznaje za dobrą.

Ludzie od zawsze próbują zabrać ze świata zło. A to niemożliwe, bo zła po prostu nie ma. NIE MA.

Spróbuj zabrać w swoim życiu jakieś zło – coś z siebie. Co w sobie uznajesz za złe? Spróbuj to zabrać, pozbyć się tego. Szybko dostrzeżesz, że to niemożliwe. Bo zła nie ma. Można tylko dodać miłość.

Więc my sami jesteśmy tego żyjącym przykładem. Gdy się nienawidzimy, karzemy, wstydzimy, winimy, frustrujemy – to wszystko to warunki stawiane na miłość względem siebie. Te emocje to gradacja energii miłości zgodna z naszym poziomem świadomości i naszą intencją. Wynika to z kontekstu, w którym definiujemy siebie i to, czego doświadczamy.

Więc jeśli oceniamy coś jako złe – my sami w sobie ograniczamy dobro. Jeśli oceniamy np. wstyd jako zły, to tak jakbyśmy negatywnie oceniali informację o tym, że siebie oceniliśmy jako złych! Wstyd to już efekt tej negatywnej oceny. I robimy to jeszcze raz.

Jak temu zapobiec? Gdy np. wiemy, że ktoś jest agresywny i jest w stanie nawet kogoś zamordować, to możemy spokojnie unikać tej osoby i życzyć jej tego, co najlepsze. Wystarczy wiedzieć, że ona ze swojego poziomu wybiera to, co uważa za dobre. My cieszmy się, że patrzymy z poziomu wyższego.

Teraz pytanie – czy życzenie jej tego, co najlepsze to wyraz naiwności lub głupoty, szaleństwa? Nie. To ochroni nasz poziom energii przed spadkiem.

Aby przestać negatywnie oceniać kogokolwiek nie musimy żyć naiwnie. Nieraz mówiłem, że nie trzeba nienawidzić węży, by być świadomym ich natury, szanować ją i po prostu nie prowokować węża do ataku.

A jeśli się będziemy węży bać i stawiać w roli ofiary strachu, no to nawet wyjazd do lasu, by odpocząć przerodzi się w niekończący się lęk czy węża przypadkiem nie ma w krzaku. Nasz umysł nie będzie spokojny, bo tego co go będzie zasilać my sami się trzymamy i projektujemy.

Jeśli nie rozumiemy natury drugiej istoty i ją prowokujemy, skłaniamy do ataku lub gramy na jej słabościach – np. słabej sile woli, to my za to odpowiadamy. Jeśli przystawisz wężowi dłoń przed nos, to Cię dziabnie i tyle. Bo to jego natura, której zmienić nie może. Jeśli człowiekowi z poczuciem braku zostawisz przed nosem torebkę lub plecak i pójdziesz gdzieś, to spodziewaj się, że Cię okradnie. Czy jest zły? Nie. Ma w sobie tak niewiele miłości, że za dobre uważa uczynienie krzywdy komuś innemu.

Życzmy wszystkim tego co najlepsze. Nie budujmy w sobie dramatów, nie osądzajmy, bo to źle się skończy dla nas.

Dostrzeżemy, że gdy tylko ocenimy kogoś lub czyjeś zachowanie jako złe, natychmiast tracimy spokój, zaczynamy się denerwować, obwiniać. I oczywiście sądzimy, że to przez tą osobę. A tak nie jest. Dowodem na to jest to, że potrafimy w kółko przeżywać sytuacje, które wydarzyły się lata wcześniej.

To co czujemy nie wynika z tego, co ktoś zrobił lub powiedział ale z tego, że my sami oceniliśmy to jako złe. My sami wybraliśmy w sobie taką jakość – np. frustrację, żal czy gniew i wyprojektowaliśmy je z siebie na świat – na ten czyn czy słowa.

Jeśli nadal będziemy oceniać coś i kogoś jako złe, to sami sobie będziemy odbierać wysokie jakości. Bo ograniczamy KONTEKST.

A moc, miłość, spokój, chęci wynikają z kontekstu automatycznie.

Im węższy, niezgodny z prawdą, z rzeczywistością, tym mniej mamy tych wysokich jakości w swoim życiu.

A dlaczego zamiast osądzania i nienawiści nie wybrać współczucia?

Jeśli przestaniemy oceniać innych jako złych, to automatycznie przestaniemy tak oceniać siebie. Ilu uzależnionych wstydzi się siebie, tego co robi, co ogląda, jakie ma życie? I dlaczego to robi? Bo ocenia to jako złe. Ogranicza kontekst, wybiera dualizm dobra i zła.

Dlatego wiele razy mówiłem, że –

każdy wybiera tylko to, co w danych okolicznościach uznał za dobre.

Uzależniony też. Co nie znaczy, że nie doświadczymy konsekwencji. Ale to czego doświadczamy nie ma nic wspólnego z jakimś strasznym, smutnym losem, predestynacją, kaprysami Boga, etc. To bezosobowe konsekwencje odpowiadające danym decyzjom i działaniom.

Musimy przestać wpatrywać się w mentalny bełkot, bo on też jest bezosobowy jak nagrany film wideo. Podświadomość zapamiętuje wszystko i używa tego do opisu, oceny, analizy chwili obecnej.

Dlatego też jeśli nadal będziemy polegać na myślach, to nic nigdy się nie zmieni w naszym życiu.

Twój umysł nigdy by nie wymyślił, że nie istnieje zło. Żeby zdać sobie z tego sprawę, naprawdę trzeba wzrosnąć w świadomości. Wielu zapewne musi mi uwierzyć na słowo. Dlatego podaję przykład i realny test, by to sprawdzić – spróbujmy zabrać z pokoju ciemność. Znajdźmy ciemność. Niech mi ktoś przyniesie trochę ciemność, bardzo poproszę.

Nie da się dodać ciemności do świata. Można tylko ograniczyć jasność.

Nie można zabrać zimna z lodu, by go rozpuścić. Można tylko zwiększyć temperaturę.

A jeśli ktoś się nie zgodzi i mnie lub te słowa teraz wyśmieje, to przecież też zrobi coś, co uznał za dobre, nie za złe! Ale uznał to ze swojego poziomu świadomości – rozwoju, ewolucji. Ja uznaję za dobre coś innego.

Ludzie np. dziwią się dlaczego “złym” się tak dobrze powodzi? Bo “zły” nie ocenia tego, co robi jako złe i siebie też za to negatywnie nie ocenia. Ponadto angażuje się w to całym sobą. To my uznajemy to za złe, a jest to tylko nasz mentalny cyrk.

Naprawdę doceńmy siebie, że już np. kradzieży nie postrzegamy jako dobrej. To dowód naszej własnej ewolucji świadomości.

A taki “dobry” człowiek nie potrafi (czyli nie chce) się skoncentrować przez 8 godzin nawet na własnej robocie, dzięki której się utrzymuje. I jeszcze jej nie lubi, często nienawidzi… Dlaczego? Bo sam ocenił ją jako złą. A to automatycznie odebrało mu spokój, energię no i człowiek nie będzie chętnie robił tego, co uznał za złe. Więc chcąc nie chcąc będzie ją podświadomie sabotował.

Ludzie non stop mi piszą, że czują się bezsilni wobec swojego uzależnienia. Dlaczego? Bo w takim kontekście umieścili zarówno je oraz siebie – w ograniczonym, pełnym osądów, wstydu, winy, żalu, frustracji, poczucia braków, etc.

I czy te osoby widzą dobro w świecie i w innych ludziach? Gdzie tam. Świat najczęściej uważają za gardzący (i sami nim gardzą, bo gardzą sobą), żałosny (bo siebie uważają za żałosnych), zły (bo oczywiście siebie tak postrzegają), pamiętliwy (bo pamiętają całe “zło” jakie zrobili, za co się obwiniają i także pamiętają całe “zło” jakie zostało uczynione im), beznadziejny (dlatego tak postrzegają siebie i swoją sytuację), potępiają siebie, ludzi, życie, uznają je za tragiczne, lekceważące (bo najczęściej też lekceważą konsekwencje swoich decyzji, lekceważą innych – nie wybierają współczucia, zrozumienia, ani troski, tylko non stop osądy i ocenianie), przerażąjące, straszne, etc.

Zauważmy, że to wszystko wynika z niezrozumienia natury rzeczywistości, czyli z niewłaściwego kontekstu. Np. jeśli szybko przestajemy robić coś nowego, odpuszczamy, to dlaczego tak się dzieje? Bo wybór czegoś nowego zawsze w początkowym etapie wyciąga z nas to wszystko, przez co wykonywanie tego byłoby dla nas trudne, uciążliwe, etc. Zanim więc na poważnie się w to zaangażujemy, trzeba poświęcić przynajmniej kilka dni na poważną pracę z emocjonalnością, oporami i intencjami. Kto to robi? No nikt.

Praktycznie każdy przez jakiś czas tylko zmaga się z oporem i wątpliwościami, a potem odpuszcza. To dotyczy nie tylko postanowień noworocznych ale też pracy z różnymi kursami, w tym z moim Programem Wolność od Porno.

Tak jest U KAŻDEGO człowieka.

Więc jeśli osądzimy to jako złe i siebie, że coś źle robimy, że jesteśmy gorsi, bo inni wszystko robią chętnie, to pomijamy 99% faktów. Ograniczamy kontekst, więc też poziom naszej mocy, energii, chęci, etc.

Wielu jeszcze zaczyna nakręcać ten dramat. Mówią np. “Jeśli tak prosta czynność jak nauka jest dla mnie taka trudna to jak sobie poradzę z czymś trudniejszym?” albo “Jeśli tak prosta rzecz wyciąga ze mnie tyle emocji i oporu, to ile wyciągnie ze mnie coś trudniejszego?”

To znowu niezrozumienie rzeczywistości.

Emocje i opór ułożone są w podświadomości warstwami. Jeśli nawet pierdoła wyciągnęła z nas tego dużo, to bardzo dobrze! O tyle będzie tego w nas mniej, gdy weźmiemy się za coś poważniejszego!

Więc jeśli czujemy duży strach, by zacząć rozmawiać z ludźmi, to idźmy to zrobić. Bo gdy to stanie się już dla nas swobodne, to wszystko inne będzie też o tyle prostsze! Bo całe obciążenie emocjonalne, z którego się oczyścimy uwolni nas całościowym rozumieniu.

A jeśli się zatrzymamy i zaczniemy użalać, no to nic się nie zmieni.

Jako, że artykuły te wychodzą mi kolosalne, czeka jeszcze jeden. Zamknę nim już temat poszerzania kontekstu odnośnie negatywności, z których rezygnacja jest wyrazem rozsądku i bardzo pomoże nam w życiu.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Podobne Wpisy:
Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga

Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga

Witam Cię serdecznie! Dziś kontynuujemy temat cnót. Będzie ogień, zapnij pasy! Część 1 znajdziesz klikając na link poniżej: ► Cnoty (Część 1) – Wstęp i szczerość. Zanim przejdziemy do dyskusji na temat kolejnych cnót, jeszcze kilka zdań o szczerości. Szczerość, jak Odwaga, kalibruje się na poziom 200. Czyli na poziom graniczny między dusznym obszarem negatywności… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 34
O Emocjach – Wstyd (Część 3)

O Emocjach – Wstyd (Część 3)

Nie bój się wstydu i nie wstydź się go. Co to znaczy “wstydzę się”? Oznacza to “wybieram, by trzymać się emocji wstydu jako powód, by czegoś nie zrobić (np. zmienić swojego sposobu myślenia lub o coś poprosić).” Wstyd to tylko emocja i możesz ją odpuścić. Jednak ego mówi “Nie! Nie tylko będę się trzymał tej… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 3
Wyższe Stany – Odwaga (Część 2): Odwaga, a Strach.

Wyższe Stany – Odwaga (Część 2): Odwaga, a Strach.

Witam Cię serdecznie! Wracamy do tematu Odwagi. Część pierwszą znajdziesz klikając na poniższy link: ► Wyższe Stany – Odwaga (Część 1). Artykuł jest długi ale ważny. Przeczytałem ostatnio, ponownie na jednym forum psychologicznym, ciekawy artykuł o strachu i dlaczego ludzie lubią rzekomo się bać. Był ciekawy dlatego, bo zobaczyłem jak dorośli ludzie nazywający siebie specjalistami… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 20
Wyższe Stany – Wprowadzenie (Część 2)

Wyższe Stany – Wprowadzenie (Część 2)

Witam Cię serdecznie! Wracamy do wprowadzenia na temat wyższych poziomów świadomości. Część pierwszą znajdziesz klikając na poniższy link: ► Wyższe Stany – Wprowadzenie (Część 1). Ego wspiera rozwój tylko wtedy, gdy mu on posłuży. Dlatego też ego uwielbia udawać – np. świętobliwość, gdy może nią potem usprawiedliwić nienawiść do niewiernych. Ego uwielbia granie “dobrego” i poczciwego,… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0

WOLNOŚĆ OD PORNO