Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!

W dzisiejszym artykule poruszymy niezwykle częsty i powszechny problem braku radości i odczuwania tzw. “pustki”.

Radość to stan naturalny każdego istnienia. Każda żywa istota od zwierząt po rośliny kocha swoje życie i odczuwa niepohamowaną radość z faktu, że istnieje.

Może mieć ona różne formy – od skaczącego na wszystkich pieska, który ledwo “mieści w sobie” radość przelewając ją na każdego kogo spotka, po głęboki, niemalże orgazmiczny spokój jak np. pająka siedzącego na swojej sieci. Spokojnie skubiący trawkę jeleń jest w pełni świadomy, że istnieje i emanuje w nim miłość, radość, szczęście, że jest.

A my co?

A my – niby “najbardziej rozwinięta” forma życia, a tylko jednostki odczuwają to, co wpisane jest w fundament istnienia. Więc coś jest nie tak. I tu u samych fundamentów.

Ludzie mają bardzo błędny obraz radości. Nie tylko błędny ale i względem radości jest MASA niezrozumienia.

Radość to nie głupota. Nie daje jej stan upicia, ogłupienia narkotykami czy otumanienia czymkolwiek innym. Śmianie się z żartu to nie radość. To chwilowe uniesienie. Kupienie sobie drogiego samochodu i paradowanie w nim po mieście, wrzucanie setek fotek z wyszczerzonymi zębami to nie radość.

Nie bez powodu mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają, że szczęścia nie można kupić. Ani miłości.

Jak mówię – jest ona naturalnym stanem. Więc aby się mogła ujawnić, potrzebne są naturalne, zdrowe, normalne ku temu warunki. Czyli – odczarowanie z każdej ograniczającej radość iluzji.

Jakie są to iluzje – każdy musi rozpoznać u siebie.

Jeśli sobie kupiłeś/aś coś drogiego i się cieszysz “z tego”, to nie tylko nie usunąłeś/usunęłaś ograniczeń na radość ale dodałeś/aś jeszcze jedno – że TO daje Ci radość.

A poza tym czymś zupełnie innym jest cieszyć się z czegoś, a cieszyć się czymś. Docenianie tego, co mamy i robimy to wysoki poziom dojrzałości. Doceniają to, co mają i robią ci, którzy doceniają siebie. A to oznacza, że są to osoby żyjące zdrowo – bo postrzegają siebie mądrze.

Wspominałem już, że poczucie humoru to zdolność przedstawienia sobie np. czegoś niecodziennego, poważnego lub niebezpiecznego w nowym, często dalekim od standardowego kontekście.

To pewna oznaka dojrzałości – potrafić się naprawdę śmiać z żartów. Ale to, co krytycznie ważne – pokazuje to, że radość wynika z tego jak postrzegamy XYZ – w jakim kontekście sobie przedstawiamy coś/kogoś.

Z drugiej strony – jeśli przedstawimy sobie coś w ograniczonym lub błędnym, przekłamanym kontekście, to radość zniknie automatycznie.

Najczęstszą, fundamentalną i najsilniej odcinającą radość jest wiara w to (podkreślam – wiara), że radość bierze się skądś – z jakichś czynności, rzeczy, a także osób.

Weźmy na przykład – cieszymy się “z” wypłaty. Ale gdybyśmy przyjrzeli się sobie w momencie jej otrzymywania, to dostrzeglibyśmy, że radości nie dają nam zarobione pieniądze, tylko stanowią one dla nas pretekst, by przestać się radości opierać i dodać ją do tej sytuacji.

Jest to radość ograniczona, często też krótkotrwała i płytka. Ile potrafimy się z czegoś cieszyć? 10 sekund? 10 minut? A może godzinę? A potem co?

Wiele osób zarabiając pieniądze gromadzą w sobie tyle niechęci, emocjonalnego balastu, że nawet zarabiając solidne kwoty i tak nie odczuwają radości.

Więc problemu nie stanowi tylko oczarowanie urojeniami na temat radości i jej źródła ale też to co robimy, gdy nie mamy pretekstu, by pozwolić sobie na radość.

Innymi słowy – jak żyjemy? Z jakimi intencjami? Z jakimi nastawieniami i postawami?

Na jakim poziomie świadomości jesteśmy?

Niejeden, któremu powiedziałem, że może zawsze wybrać radość zaczął się nawet śmiać ale był to śmiech pozbawiony radości. Towarzyszył temu cynizm – “A Z CZEGO ja mam się niby cieszyć? Nic nie osiągnąłem, jestem nikim, jestem sam…”. Itd., itd.

Czyli nieświadomie przedstawił listę warunków, którymi “odgrodził” się od radości. Ale w jego rozumowaniu to coś, co UNIEMOŻLIWIA mu cieszenie się z własnego istnienia. Więc błędem jest nie tylko utrzymywanie ograniczeń i warunków dla radości ale i to jak są one postrzegane.

A zwierzęta nie są niczego pewne – czy ich zaraz nie upoluje drapieżnik, czy znajdą coś do jedzenia, czy przetrwają zimę, a mimo to są cały czas szczęśliwe, że istnieją.

Zwierzęta są dowodem na to, że szczęście i radość są zawsze dostępne i nie biorą się z niczego.

No to moje pytanie brzmi – a czy nie jest przypadkiem tak, że nie masz się z czego cieszyć, bo nigdy nie pozwoliłeś/aś sobie doceniać tego, co miałeś/aś i nadal nie chcesz wyrosnąć z pieluch? Nie jest tak, że osiągnąłeś/osiągnęłaś i masz niewiele, bo nigdy nie kierowałeś/aś się radością, uznaniem, docenianiem, wdzięcznością?

Nie jest tak, że szukałeś/aś radości w czymś i coraz bardziej frustrowałeś/aś się tym, że jej nie znajdowałeś/aś? A to, co rzekomo dawało Ci radość, dawało Ci jej coraz mniej?

No jak było? Możesz się cieszyć np. z tego, że wreszcie ktoś Ci przedstawił w czym leży problem i jak go rozwiązać.

Czy to mało? A czego jeszcze potrzebujesz? Jak jeszcze ograniczasz w sobie radość? Co towarzyszy tej niechęci? Duma? Wstyd? Żal? Gniew?

No to od Ciebie zależy co wybierzesz – dalsze dumanie, wstydzenie, użalanie, gniewanie, czy wzrost? Kiedy przerwiesz to bezsensowne emocjonowanie się?

Przypomnę –

to my nadajemy wszystkiemu sens i znaczenie.

Powiedzmy, że nie masz nikogo. No i? Co z tego, że nie masz nikogo? Ty sam(a) to interpretujesz, nadajesz temu znaczenie i wartość DLA CIEBIE. To co czujesz odzwierciedla z jaką jakością to sobie przedstawiasz.

Może mówisz sobie – “To źle”. Na pewno? A niby dlaczego? Najwięcej mężczyzn mówi, że to, że nikogo nie mają źle o nich świadczy. I co wtedy czują? Wstyd i żal.

Wstyd wynika, że siebie traktują bez szacunku, miłości, bez akceptacji. Żal wynika z niechęci do puszczenia się negatywnego przekonania i swojego negatywnego obrazu.

Ale osoba nieświadoma i żyjąca negatywnie względem siebie wykorzystuje emocje jako pretekst i wytłumaczenie dla tego jak postrzega siebie. A nie jako informacje, że potrzebna jest zmiana, bo popełniany jest duży błąd.

Podkreślę – jeśli sądzisz, że do radości potrzebujesz np. seksownej kobiety, no to dokładnie tak będzie. Ale gwarantuję, że bez odczuwania radości, spokoju, bez fajnego samopoczucia poznanie seksownej kobiety będzie co najmniej dużo trudniejsze, niż mogłoby być. Zaś jeśli nawet zdobędziesz piękną kobietę, to ile się będziesz “nią” cieszył? Miesiąc? A może krócej. To żywa osoba, ma swoje problemy, cechy charakteru, niedoskonałości.

To co mówię na temat radości dokładnie tak samo odnosi się do poczucia własnej wartości, spokoju, itd.

Warto wiedzieć, że skoro zwierzęta i rośliny odczuwają radość, to nie ma z nią nic wspólnego umysł logiczny – racjonalny. Wręcz właśnie przez własną niewinność i nieświadomość nauczyliśmy się tych wszystkich ograniczeń, a nasz umysł je w kółko powtarzał i analizował otoczenie, każdą informację wyszukując potwierdzenia dla naszej wiary.

Czyli – w “drodze do” radości umysł logiczny będzie nam przeszkadzał. Właściwym jego wykorzystaniem jest poddanie wątpliwościom każdego ograniczającego radość przekonania. Np. pytając się “Czy aby na pewno tak jest?”

Ale samej radości nie da nam myślenie o niej. Radości sobie nie wymyślimy.

Radość jest innym poziomem istnienia – nie bierze się z mentalności. To jak inne półki w lodówce. Jeśli masło masz na górnej półce, to nie znajdziesz go na dolnej. Trzeba “szukać” tam, gdzie jest.

Gdy np. wychodzisz z domu to czujesz się bezpiecznie? Jesteś pełny/a zaufania, że będzie ok? A może opierasz się, stresujesz, by nie stało Ci się nic złego? I sądzisz, że hipnotyzowanie się tym mentalnym bełkotem jest oznaką rozsądku?

Otóż nie – rzeczywistość to jedno, a myślenie o niej to drugie. Rzeczywistość jest niezmienna, zaś nasze postrzeganie jej, interpretowanie i percepcja są zmienne i zależą od poziomu świadomości, stanu emocjonalnego, zawartości podświadomości, kontekstu w jakim coś postrzegamy. Więc NIGDY nie mówimy o rzeczywistości.

Jeśli nasz poziom świadomości jest niski, emocjonalność zaniedbana, podświadomość pełna niepotrzebnego syfu, kontekst ograniczony i/lub przekłamany, to nie dziwne, że nie czujemy radości i spokoju, a zamiast nich wieczną niepewność, napięcie, lęki, etc.

Ok, to tytułem wstępu. Resztę artykułu oprę o wiadomość, którą ostatnio otrzymałem od Klienta.

Czesc Piotr.
Potrzebuje twojej porady.
Mam problem z dodawaniem radosci w zyciu – czuje sie pusty, odrealniony od jakiegos czasu, 

Tak jak mówiłem – nie ma takiego uczucia jak “czuję się pusty”. Nie wiesz co czujesz – nie jesteś tego świadomy, a mentalną racjonalizacją jest “pustka”.

Nieco dalej w odpowiedzi opisuję co to jest ta popularna “pustka”. Jednak na “chłopski rozum” – czy można czuć nic? Nie. Problemu nie ma z tym, że nie czujemy nic, tylko z tym, że nie chcemy czuć i/lub nie potrafimy.

I właśnie temu co czujemy – świadomie i nieświadomie – opieramy się.

No bo czy naprawdę chcieliśmy odczuwać nasze emocje? Ile razy wzięliśmy za nie 100% odpowiedzialności – nie opieraliśmy, nie demonizowaliśmy, nie przelewaliśmy na świat tłumacząc je sobie czymś i usprawiedliwiając?

Jeśli od zawsze zaniedbywaliśmy temat emocji i jesteśmy w nim niedojrzali, zaniedbani, nierozwinięci, to nie dziwne, że mamy problem z odczuwaniem tego, co normalne i pozytywne.

Natomiast co do “odrealnienia” – człowiek w niskiej świadomości skupia się głównie na dwóch tematach: myślach i emocjach. A że ani myśli, ani emocje nie opisują rzeczywistości, no to skupianie się na nich automatycznie “odrealnia”.

A co z faktami? Co z rzeczywistością? Co z rozsądkiem?

Jak można być “odrealnionym”? Nie można. Każdy non stop, każdej mikrosekundy jest “zaczepiony” w rzeczywistości. Zaś to jak ją postrzegamy i ile widzimy, doświadczamy, z czego zdajemy sobie sprawę – to jednoznacznie określa nasz poziom świadomości.

Można oczywiście wierzyć w urojenia. Można nie rozumieć tego, co czujemy, można sądzić, że myśli odnoszą się do rzeczywistości.

Jest nawet książka o tytule – “Extraordinary Popular Delusions and the Madness of Crowds”. W luźnym tłumaczeniu – powszechne urojenia i szaleństwa tłumów. Nie jest ona znana, no bo każdy człowiek sądzi, że jest świadomy, że rozumuje obiektywnie. A tak po prostu nie jest.

Ja nie spotkałem jeszcze nikogo, kto mówiłby o świecie – “Tak sądzę i mogę się mylić, to tylko moje opinie, nie wiem jak jest”? Czy spotkaliśmy kogoś, kto zamiast “TO jest ważne” albo “TAK trzeba” mówił “DLA MNIE to jest ważne” czy “JA tak muszę”?

Pamiętajmy, że dziecko wszystko zapamiętuje i doskonale pamiętaj. Jak od rodzica usłyszy, że trzeba ciężko pracować, to zgaduj-zgadula! Będzie ciężko pracować! Mogłoby pracować swobodnie, radośnie i mieć te same lub dużo lepsze rezultaty, no ale usłyszało, że tak trzeba.

Praktycznie każdy sądzi, że mówi o rzeczywistości. Ale mówimy zawsze co najwyżej o swojej percepcji i to percepcji opartej w ogromnej większości o emocje i myśli. Oraz oczywiście o własne doświadczenia. Co nie ma się nijak do obiektywnej rzeczywistości. Mylenie własnej percepcji i osądów z rzeczywistości to szaleństwo. Szczególnie jeśli nasza percepcja jest bardzo błędna i ograniczona.

A obiektywnej rzeczywistości nie ma. KAŻDE doświadczenie na tej planecie jest SUBIEKTYWNE.

Dlatego też rozwój jest tak krytycznie ważny. Rozwój świadomości. Nie tylko rozwój ale też coraz mądrzejsze, dojrzalsze, coraz bardziej odpowiedzialne i samodzielne życie. Bo nasze doświadczenia są i będą tylko nasze. I to my mamy się z nimi uporać.

Milion ludzi może doświadczyć czegoś podobnego, a Ty doświadczysz czegoś zupełnie innego. I co wtedy? Jesteś odrealniony/a? Nie. I niewykluczone, że to ten milion ludzi jest odrealnionych.

To jedna strona.

Człowiek, który całe życie spędził na ROBIENIU czegoś w świecie, który skupiał się na tym, by cały czas coś MIEĆ – np. nowy telefon, pracę, wyjście do kina, spędzenie czasu ze znajomymi i który od czasu do czasu zostaje sam ze swoim wnętrzem, najczęściej właśnie tak reaguje – nagle “czuje się pusty”, nagle nie rozumie w ogóle co się w/z nim dzieje.

No bo jak nigdy nie zadbaliśmy o nasz dom, cały czas wychodziliśmy, zwiedzaliśmy świat i pewnego weekendu zostaniemy w domu, no to go nie poznamy, pojęcia nie mamy gdzie co jest, dlaczego tak jest, itd. Być może wydaje się nam “pusty”.

To tak jakbyśmy wyrzucali na strych wszystko czym nie chcieliśmy się zająć lub posprzątać i pewnego dnia otwieramy drzwi tego strychu. Co tam znajdziemy? Nieporządek. Zapewne nawet już nie pamiętamy większości tego, co znajdziemy. Albo pamiętamy i właśnie dlatego nie chcemy otworzyć tych drzwi.

Człowiek, który zawsze coś robił w świecie, by uniknąć swojego wnętrza – by nic nie czuć tego, co w sobie gromadził – gdy się wreszcie z tym zmierzy, doświadczy tego, nie rozumie kompletnie co to jest, skąd się wzięło, co oznacza. Reakcje na to są najróżniejsze.

No bo wszystko co zamietliśmy pod dywan znajdziemy pod nim nawet po wielu latach.

Nie dziwne, że nie czujemy się jak u siebie w domu.

pomimo ze niczego mi nie brakuje – okay moze nie mam dziewczyny, ale nie sadze by to zmienilo cos,

A tutaj kolejne częste niezrozumienie. Wielokrotnie mówiłem, że w świecie nie ma radości, ani spełnienia.

ALE! Wielkie ALE.

Podejmowanie działań w świecie i dążenie do ustalonych celów jest niezbędne, by wyciągnąć z naszej podświadomości wszystkie ograniczenia radości i swobody oraz innych wysokich stanów jak odwaga czy akceptacja.

Ponadto to, co robimy i/lub dla kogo może być dla nas wystarczającym, fantastycznym pretekstem, by odpuścić opór przed samą radością, chęcią, by ruszyć tyłek, podnieść swój poziom energii, a więc i zadowolenia.

Jeśli mamy przy boku kobietę i zachce nam się ponarzekać, to możemy dla dobra relacji wybrać przepracowanie problemu. Kobieta może stanowić dla nas doskonały pretekst, by nie pogrążać się w osłabiających postawach i negatywnościach.

Zaś siedzenie na tyłku bez celu i kierunku nie zmieni sytuacji choćbyśmy mantrowali, medytowali, uwalniali gazylion lat. Bo samo siedzenie na tyłku już jest konsekwencją opierania się – niechęci i/lub jakiegoś ograniczonego, negatywnego postrzegania.

Opór można odpuścić w sekundę. Od emocji można odkleić się w sekundę. No bo czujesz np. “wielki strach”… i co? No i nic. Ty wybierasz. Strach to Twoja energia, która w żaden sposób Cię nie ogranicza.

No bo ile razy siedzieliśmy znużeni przed komputerem czy telewizorem i nagle przypomnieliśmy sobie, że gotujemy coś w kuchni? Nagle zerwaliśmy się na nogi i popędziliśmy do kuchni jakby nas goniło sto diabłów! W pół sekundy odpuściliśmy opór i wybraliśmy energię. Tyle to zajmuje. I tyle powinno. Bo to decyzja. Tylko że nie na tym ma polegać życie i działanie – by wyskakiwać jak poparzony za każdym razem. Spokój i rozsądek to prawdziwa dojrzałość. A nie impulsywność.

Dla wielu osób strach to doskonały pretekst, by NIE podejmować żadnych działań i się po prostu bać czy stresować rzekomo “czymś”.

Powyższy przykład pokazuje, że strach może być doskonałym motywatorem do podjęcia KONSTRUKTYWNYCH działań. Tylko i tu – na motywowaniu się strachem nie powinniśmy się zatrzymywać.

Jedziemy dalej.

Nie odczuwanie radości często bierze się z infantylności, pobłażania sobie, ulegania małostkowości jak trzymania się uraz do kogoś i wszelkich pozycjonalności, z których wynikają emocje – np. grania ofiary, uznawania różnych wydarzeń za niesprawiedliwe, dramatyzowania, emocjonowania, tworzenia czarnych scenariuszy, etc.

Radość to stan naturalny istnienia.

Jeśli jej nie ma, to jest czymś ograniczona – czymś nienaturalnym. I czymś, co sami robimy – najczęściej nieświadomie ale nie zmienia to faktu, że my to wybieramy i wybieramy to, bo mamy z tego jakieś korzyści. A jak przestać coś robić? Przede wszystkim uświadomić sobie, że to robimy.

Ludzie nie rozumieją tematu korzyści. Więc powtórzę i wyjaśnię –

wszystko co robisz i nie robisz, wszystko co masz lub nie masz – wybrałeś/aś, bo coś z tego masz.

Przykładowo ludzie samotni wybierają samotność, bo mogą grać ofiarę, użalać się nad sobą, trzymać się często wielu innych pozycjonalności. Wolą ten stan, niż np. narazić się na poczucie winy, gdy powiedzą coś głupiego drugiej osobie. I siebie, i drugiego człowieka traktują więc w sposób wynaturzony. Patrzą na relacje nie zdrowo – daleko od tego. Ich postrzeganie jest jak choroba – osłabiające, odbierające zdrowie, swobodę, radość.

Mówią np. “boję się zostać wyśmiany i odrzucony”. A cóż to znaczy?

Każdą z takich pozycjonalności trzeba się zająć i przepracować, porzucić korzyści, uwolnić energię emocji kryjącą się za nimi i znaleźć i praktykować dojrzały odpowiednik.

Na chłopski rozum – jak żyjesz niezdrowo, to będzie Ci źle. Z innej strony – jak jest Ci źle, to znaczy, że żyjesz niezdrowo. O tym informuje Cię to, co czujesz. Bo to co czujesz jest stricte WEWNĘTRZNE i dotyczy Twojego wnętrza. Nie świata.

Jeśli więc komuś jest z czymś źle, to nie dlatego, bo TO takie jest – złe, tylko dlatego, bo ta osoba to tak postrzega. Jeśli milionowi osób jest z czymś źle, to dlatego, bo każda z tych osób postrzega to jako negatywne, a nie dlatego, że to takie jest. Co nie zwalnia nas ze zdrowego rozsądku.

Widząc żmiję możesz odczuwać radość i kochać żmiję ale kochanie oznacza, że żyjemy w rzeczywistości, nie wypieramy jej. Wiemy, że żmija nas dziabnie jeśli damy jej pretekst, bo taka jest żmija. Więc z miłości do siebie I do żmii nie dajemy jej pretekstu do okazania słabości swojej natury.

Kto tak żyje? A kto pcha się przed nos agresywnym ludziom, a potem narzeka, że stała się mu krzywda i to jeszcze wina tych ludzi? Kto ufa ludziom, dla których zaufanie jest oznaką naiwności i głupoty? Kto oczekuje i wymaga pozytywności od ludzi, którzy nie chcą być pozytywny, a potem gra ofiarę?

Można rzec, że odczuwanie pozytywności to nagroda za życie mądre i dojrzałe. I jest to nagroda automatyczna. Nie zależy od żadnego, magicznego widzimisię Boga, losu.

Jak żyjesz mądrze, to czujesz się fantastycznie. Jak żyjesz głupio, to czujesz się źle.

bo np. w przeszlosci cieszylem sie jak gdzies na wakacje jechalem,

Widzimy więc – możemy cieszyć się, czyli DODAĆ – WYBRAĆ radość, gdy coś robimy. Tylko tutaj i zapewne w każdej innej czynności mężczyzna ten sądził, że to czynności dają mu radość.

Nie dostrzegał, że to on ją dodawał – czynność jak wyjazd na wakacje stanowiły odpowiedni pretekst, by radość wybrać. A to dlatego, bo żyjąc nieświadome podporządkowuje się społecznym programom – jak “cieszę się, BO są wakacje”. Społeczeństwo warunkuje sobie radość na tysiące różnych sposobów. Każdy na własne życzenie.

I każdy sam musi uświadomić sobie co robi w danym momencie – czy i jak ogranicza w sobie to, co pozytywne, normalne, zdrowe.

Mężczyzna ten żył nieświadomie. Naturalnie jak każdy sądził, że jest świadomy. Ale tak jak światło – nie ma “jest jasno/ciemno”. Światło ma gradient natężenia. Tak jak i temperatura. Nie ma “ciepło/zimno” i tyle.

Dokładnie tak samo jest ze świadomością. Zimne może być coś mające -20 stopni, -5 stopni i +5 stopni. I nadal nazywamy to zimnym.

Więc mówienie “kiedyś w przeszłości coś robiłem, coś czułem”, to kolosalnie ograniczona pula informacji.

Wystarczy odpowiedzieć sobie “Dlaczego teraz nie cieszysz się, gdy jedziesz na wakacje?” Szczera i uczciwa odpowiedź pokaże nam czym ograniczyliśmy radość. Bo jej nie ma w tym co robimy ale z tego jak i co sobie przedstawiamy i czy pozwalamy sobie na nią.

Życie nieświadome oznacza zawsze wybór tego, co podświadome. Czyli wszelkich społecznych programów, urojeń i szaleństw. Np. – “To mnie cieszy”. Nic Cię nie cieszy i nigdy nie cieszyło nikogo!

To co będziemy czuli i względem czego zależy od naszej decyzji.

a teraz dla mnie to obojetne (bylem 10 dni w Collorado w gorach i nic), wiec raczej stwierdzam ze nikt poza mna samym nie moze tego zmienic.

Oczywiście że nie.

Niemniej wraca temat wartościowania i nadawania znaczenia. My sami nadajemy osobom, rzeczom, wydarzeniom wartość i znaczenie. Np. praktycznie każdy nadaje wakacjom i wyjazdom takie znaczenie i wartość, że może pojawić się radość.

Zauważmy – wystarczy wierzyć, że “wakacje są super!” i już względem wakacji radość pojawi się sama – spontanicznie. A wystarczy wierzyć, że “moja robota jest nudna” czy “dzisiaj poniedziałek, o nie!” i już względem pracy, a szczególnie pracy w poniedziałek będziemy mieli obniżony poziom radości, chęci, energii. Może nawet bardzo niski.

To samo tyczy się zachowań – jeśli jakiemuś zachowaniu nadamy taką, a nie inną wartość, będziemy względem niego tak się czuli. Przykładowo praktycznie każdy nadaje wartość i znaczenie malutkiemu dziecku, że jest cudowne, ważne, kochane, etc. Wtedy niezależnie co dziecko zrobi, rodzic będzie się cieszył. Nawet jak coś zniszczy, rodzic tak sobie to wytłumaczy – przedstawi w takim kontekście, że nie poczuje bólu, smutku, winy.

Naturalnie jeśli ktoś jest w niskiej świadomości, to zachowania dziecka mogą wyciągać wstyd, winę, żal, opór. Rodzic następnie wyprojektuje je, a że tego w sobie nie uznał, nie zaakceptował, to będzie czuł ból.

Wtedy dziecko najczęściej słyszy – “ranisz mnie”, “to przez ciebie tak się czuję!”, itp. To również szaleństwo.

Jeśli my zachowania np. naszych rodziców postrzegaliśmy jako złe, wstydliwe, źle o nas świadczące, niesprawiedliwe, etc., to będziemy się czuli względem nich bardzo źle. I dopóki nie przewartościujemy tego, możemy cierpieć nawet przez całe życie. To nasza odpowiedzialność czy to zrobimy.

Bo cierpienie to sygnał, że utrzymujemy w sobie coś ekstremalnie niezdrowego, nieprawdziwego.

Więc nie cierpimy przez kogoś, ani przez to, co ktoś zrobił ale przez to w jakim świetle my to widzimy – w jakim kontekście to sobie przedstawiamy.

Jeśli będziemy postrzegać to po staremu, to niezależnie jak będziemy się starali wybaczyć czy zapomnieć – i tak będziemy cierpieli. A to bo piosenka w radiu nam przypomni, a to ktoś inny zachowa się podobnie, a to w filmie powiedzą coś, co mówił nasz tata, gdy nas lał, etc.

Nikt więc nie jest temu winny.

Ale każdy jest odpowiedzialny.

Aby przestać cierpieć, to my musimy podjąć kroki – my musimy przepracować daną pozycjonalność lub pozycjonalności, my musimy uwolnić stłumioną energię.

Wybaczenie komuś to praca WEWNĘTRZNA. A nie społeczny teatrzyk, gdy najczęściej to ktoś musi przestać coś robić, byśmy my tej osobie “wybaczyli”. To z wybaczeniem nie ma nic wspólnego. To manipulowanie i kontrolowane innych. Jeśli w ogóle widzimy potrzebę wybaczenia, to znaczy, że nie wybaczyliśmy, bo nadal postrzegamy to w tym samym świetle.

Zobaczmy na przykładzie – nasze kochane dziecko tak nas cieszy, tak się wspaniale bawi, jest takie radosne. Słucha się, uczy, ślicznie sobie coś rysuje. No to fajnie. Ale pewnego dnia prosisz je, by przyszło, a ono nie chce. I jeszcze zaczyna się denerwować i płakać. Co wtedy? No nagle to “idealne” w naszych oczach dziecko przestaje być takie idealne. Pojawia się opór i gniew ale je wypieramy, tłumimy. Udajemy, że ich w nas nie ma. Ale dziecko doskonale wie, że są. Nie chce do nas iść, bo wcale nie czuje się kochane. A w nas gniew rośnie.

I co wtedy zrobimy? No przecież gniewanie się na małe dziecko jest złe (a jest?). Więc musimy jakoś ukryć ten gniew – koniecznie się mu oprzeć i albo wyprzeć, albo tłumić. Można np. wypić alkohol lub obejrzeć porno. Ale gniew nie zniknie. Ani tym bardziej pozycjonalność, z której wynika. Najczęściej pozycjonalność zostaje wypowiedziana, gdy rodzic jest pijany – mówi wtedy z żalem – “Dlaczego mnie zawodzisz?! Dlaczego nie możesz być inny/a!?” Pozycjonalności, oczekiwania, oczarowania mogą być różne.

I to z nich wynika to, co czujemy.

Oczywiście nauki mające tysiące lat, by zajmować się sobą, swoim wnętrzem, bo w nim jest Królestwo Boże, nadal są olewane na rzecz kina, telefonów, komputera, znajomych, alkoholu, porno, cynizmu, etc. I, oczywiście na rzecz emocjonowania się oraz projekcji emocji i oporu na świat, które uznawaną są za całkowicie normalne i zdrowe…

Nie ma tutaj jednej rady, nie ma magicznego środka.

Poziom energii, radości, chęci, szczęścia zależy wprost od poziomu świadomości.

Nie ma “zrób to, a poczujesz się lepiej”. To w moich oczach tragiczne nieporozumienie. Emocje informują Cię o Tobie – Twoim postrzeganiu, nastawieniach, postawach, intencjach, tym jak siebie widzisz odnośnie np. innej osoby lub jakiegoś wydarzenia. Im gorzej się czujesz, tym gorzej – błędnie, niepoprawnie – patrzysz na coś. W tym – na siebie.

Wraca pytanie z poprzedniego artykułu – kto czuje wdzięczność, że żyje, że istnieje?

Jeśli nie – to co sobie mówimy? Jaką pozycjonalnością ograniczamy radość i wdzięczność z własnego istnienia? Albo jakimi?

Każda żywa istota kocha swoje życie. Tylko człowiek może je przedstawić sobie tak bzdurnie, że będzie cierpiał, bo kiedyś zabrał młodszej siostrzyczce zabaweczkę. A potem się tego wstydził i obwiniał przez 40 lat.

Zwierzęta poniewierane latami, często kaleczone, podpalane, zwierzęya tak zaniedbane, że mające w ciele pasożyty, które nigdy nie doświadczyły radości, mogą poczuć szczęście swojego istnienia czasem już po kilku tygodniach lub miesiącach leczenia. Praktycznie nie ma zwierzęcia, które trzymałoby się smutku, gniewu i nie chciało wrócić do pełnej radości.

Żadne nie opiera się radości.

Więc niezależnie gdzie jedziemy, co robimy – to my nadajemy temu znaczenie. Wszystko zawsze było bez znaczenia. Bo to my nadawaliśmy to znaczenie, które sądziliśmy, że z czegoś wynikało.

Ile razy mówiliśmy sobie, że ktoś nas denerwuje swoim zachowaniem? I jeszcze zwalaliśmy odpowiedzialność na to zachowanie nazywając je “TO jest TAKIE”? Otóż nikt nigdy nas nie denerwował. To MY przedstawialiśmy sobie to zachowanie w takim świetle, w którym czuliśmy to, co czuliśmy.

Nikt nie może spowodować, że poczujesz jakikolwiek stan.

Ale oczywiście bardzo wygodnie jest zrzucać za to odpowiedzialność. Ktoś mówi, że szef go denerwuje lub praca. I wszyscy kiwają główkami, bo to takie powszechne… no ale ja się pytam – czy milion ludzi nie może być szalonych? Co – milion ludzi nie może się upić i bełkotać?

Miliardy ludzi wierzy w masę urojeń na temat ludzi, świata, rzeczywistości, Boga, emocji, myśli, itd. Takie są fakty.

Człowiek tak żyjący sam sobie robi problemy, a potem poświęca czas, energię, pieniądze na zajmowanie się nimi. I tak w kółko.

Dodam jeszcze ze od ostatniej rozmowy z toba nauczylem sie akceptowac wstyd i akceptuje caly czas strach, ktory wychodzi ze mnie przy trzymaniu kontaktu wzrokowego z niektorymi ludzmi.

O, widzimy więc kilka warunków na radość – odczuwanie wstydu, strachu. Szczególnie w kontaktach z innymi ludźmi. A że nie czujemy spokoju i radości, gdy nawiązujemy kontakt z drugim człowiekiem, musimy na to tak negatywnie patrzeć, że pojawiają się lęki i wstyd.

Wstyd to informacja, że sami siebie postrzegamy bez miłości – że sobie ją odbieramy i uzależniamy od innych ludzi. Czyli sądzimy, że ktoś np. swoją reakcją może odebrać nam wartość i znaczenie. Co więcej – może splamić naszą godność, honor na stałe. Spowodować nam ból. To oczywiście bzdura, bo z człowieka dojrzałego i emocjonalnie rozwiniętego – człowieka na wysokim poziomie świadomości – może śmiać się cały świat i wytykać palcami, a on nie będzie cierpiał, tylko co najwyżej współczuł.

O tym nas informują emocje – że w sposób tak daleki od zdrowia postrzegamy siebie. No i oczywiście też innych ludzi. No bo czy mi byłoby miło, gdyby ktoś sądził, że ja go zranię, wyśmieję, będę dążył, by w jakiś sposób zaszkodzić? Dlaczego miałbym to robić? Po kiego wała miałbym poświęcać czas i energię, by komuś wyrządzić przykrość? Musiałoby być coś naprawdę ze mną nie tak.

Jednak jeśli ja coś powiem, a druga osoba zaczyna narzekać, użalać się, obwiniać, denerwować, wstydzić – no to z tą osobą jest coś nie tak.

Wiele osób nazywa się “wrażliwymi” ale najczęściej to nie wrażliwość, a niedojrzałość i wynikająca z niej podatność na zranienie byle czym.

Zaś ból informuje, że coś jest do przyjrzenia się W SOBIE.

Jeśli się oparzysz o gorący blat kuchenki, to szukasz przyczyny bólu w kuchence. Tak postępuje umysł i po części ma rację. No ale kto nam kazał kłaść rękę na gorącej kuchence? Tu raczej nie ma nieporozumień.

Jednak w przypadku czyichś słów – to nie słowa bolą ale to jakie znaczenie my im nadaliśmy.

Wielokrotnie mówiłem, że ponad 80% ludzkości jest w niskiej świadomości, co NIE ZNACZY, że ludzie ci chcą nam zaszkodzić. Większość nie. Co widać – do bójek dochodzi pod wpływem alkoholu, podczas emocjonowania się. Trzeba więc takiej osobie dać pretekst, by chciała nam zaszkodzić.

Żyjemy na Ziemi. Sugerują zacząć żyć rozsądnie. Jeśli wiemy, że w jakimś barze często dochodzi do pijackich bójek lub przebywają tam agresywne osoby, no to idąc tam sami prosimy się o kłopoty. Naprawdę nie ma innych miejsc, w których moglibyśmy spędzić czas? A jeśli jeszcze wiemy, że po alkoholu potrafimy kogoś sprowokować do negatywnych zachowań względem nas, to naprawdę idiotycznym jest sądzić, że problem jest poza nami. Jak to powiedział ostatnio jeden klient – “trzeba wyrosnąć wreszcie z pieluch”. Powiedział to 40-latek.

Więc to my odpowiadamy za to jak inni nas odbierają i reagują. Rozsądek podpowiada, że każdy reaguje odpowiednio do swojego poziomu rozwoju. Wiedząc to możemy odpuścić więc lęki, opór, bo nie tylko nic nam nie dają, nie chronią ale też podświadomość innych odbiera naszą słabość, negatywne postrzeganie się – jak ofiarę i to, że innych postrzegamy negatywnie. I na tej podstawie jest większa szansa, że ktoś doczepi się akurat do nas.

Bo negatywność przyciąga negatywność.

A potem od takiej osoby najczęściej słyszy się – “Wiedziałem/am! Zawsze mi musi się przydarzyć coś niedobrego!”

Nie dziwne…

Problemem w przypadku tego mężczyzny są cały czas podświadome warstwy wstydu i lęku. To że się ujawniają jest normalne i powinniśmy wziąć to pod uwagę.

Popularna tzw. niepewność, czyli brak pewności siebie wynika z tego, że tak naprawdę nie jesteśmy pewni tego co poczujemy i jak zareagujemy. Dlatego też emocjonalna dojrzałość to warunek konieczny poprawy tego obszaru.

Pamietam ze w przeszlosci zdarzalo sie ze bylem radosny przy jedzeniu prostego sniadania,

Zapewne dlatego, bo jedzenie śniadania postrzegałeś jako dobre, przyjemne. Dlatego i czułeś się przy tym dobrze. Ale jak mówisz – “zdarzało się”. Więc i tu nigdy nie był to świadomy wybór.

To co czułeś uzależniałeś od warunków zewnętrznych – gdy nie stało się nic złego (wartościowanie), to pozwalałeś sobie nieświadomie na radość. To się zdarzało, bo zapewne wiele zdarzeń postrzegałeś jako złe lub potencjalnie złe. Dlatego też i rzadko pozwalałeś sobie na spokój i radość.

Życie nieświadome i postępujące zaniedbywanie się – tłumienie, wypieranie, opieranie się emocjom i ich projektowanie na świat, coraz silniejszy stawiany im opór obniżają nasz poziom energii i radości.

I jeśli w momentach, gdy się na to decydujemy (bo to nasz wybór) nie staniemy się świadomi, wybierzemy to samo i tysiąc razy pod rząd. I 10 tysięcy. Choćby nam było z tymi wyborami tragicznie źle.

a teraz czuje sie pusty (jedynie delikatnie zmiena to medytacja, widze tam jakas iskierke radosci, ale dalej…) . Czym to moze byc spowodowane i co bys mi doradzil z twojego doswiadczenia? Czuja ta pustke od miesiaca. Czy to moze byc spowodowane pustka od porno?

Uprzejmie proszę przestać powtarzać to urojenie. Niech mi ktoś powie – jak można czuć nic? Nie ma takiej możliwości, bo pustka nie ma zaczepienia rzeczywistości. To przeczy samo sobie.

Mówiłem nieraz – jest tylko światło i jego natężenie. Jest tylko temperatura i jej poziom. Jest tylko jedna zmienna. Nie ma osobnej pustki. Bo gdyby była, to można by było ją zabrać, usunąć lub dodać. A nie można.

Jeśli czujesz, to coś. Co więc czujesz?

Opór.

A co to jest ten opór? Własna, najczęściej nieuświadomiona, niechęć. Więc czujemy własną niechęć, bo ją wybieramy, bo wybieramy być niechętni względem czegoś.

W niejednej wypowiedzi moich Klientów pokazywałem, że opierają się i nie są tego kompletnie świadomi. A gdy sobie to uświadamiają, to zapytani – “Dlaczego się opierałeś/aś?” odpowiadają – “Nie wiem”.

W człowieku nie ma pustki, to całkowicie odrealnione stwierdzenie. Jest tylko opór. Najczęściej opór względem tego, co podświadome – emocjom, myślom. A także własnej pozytywnej stronie – opór przed odwagą, ochotą, radością, poczuciem wartości, spełnienia, akceptacją.

Oporu nic nie powoduje.

W każdym momencie, niezależnie od świata zewnętrznego, możesz wybrać opór lub przestać go stawiać. Może w stronę Ziemi lecieć 100-kilometrowy meteoryt, a Ty możesz to zaakceptować i odczuwać głęboki spokój.

Może lekko trzeszczeć pralka, a my będziemy cierpieli jakby się nam paliły wszystkie oszczędności.

A jednak ludzie wstają rano, tak jak ten mężczyzna, wszystko mają w życiu, nic im nie zagraża, a i tak się opierają. Bo to kontynuacja nieświadomego życia.

Co się stało – opór. Nic się nie stało – opór. Co mają zrobić – opór. Coś poczuli – opór. Nic nie czują – opór. Czują opór – też się temu opierają.

Nie istnieje coś takiego jak “pustka”, ani tym bardziej “pustka od porno”. Dlaczego oglądamy porno? Dlaczego je wybieramy? Bo czegoś nie chcemy i uważamy porno za rozwiązanie tego.

Ale porno nie jest żadnym rozwiązaniem, tylko jak znieczulenie – chwilowym środkiem na to, by przestać czuć. W jaki sposób się to odbywa? Przez zniszczenie mózgu, obciążenie psychiki i stłumienie tego, czego nie chcemy czuć.

Wtedy też oczywiście “znikają myśli”, bo mózg jest zniszczony i zamiast analizować, projektować, metalizować, organizm skupia się na ratowaniu życia.

To jakby człowiek chcąc pozbyć się myśli wskakiwał do rwącej wody, a potem starał się uratować. No wtedy też nie będzie za wiele myśli. Ale czy to dobry sposób na brak myśli?

Więc nie ma pustki, tylko przestajemy czuć, bo nasz mózg jest niszczony i nie mogą przez niego płynąć sygnały z ciała lub płyną coraz słabsze, psychika przez tłumienie i ciągły nieuświadomiony opór jest cały czas pod wielkim napięciem. Na utrzymywanie go i emocji w podświadomości poświęcamy mnóstwo energii.

A nie odczuwanie to przecież główny priorytet uzależnionego. Bo w jego świadomości jedyne co czuje to coś negatywnego, bolesnego, złego.

Tak postrzega własne emocje – własny, wewnętrzny system nawigacji.

Co takiego miałoby się stać, gdybyśmy się temu poddali? Jakie pozycjonalności wybieramy względem własnych emocji – własnej energii?

Gdy zostaniemy sami ze sobą, bez komputera, telefonu, innych ludzi, gdy nie będzie nic do roboty – co wtedy? Co nas czeka w naszym wyobrażeniu?

Cierpienie? Męczenie się?

A może nuda?

Nuda to najczęstsze ograniczenie radości. Mówimy sobie – “nudzę się”. Co należy rozumieć – opieram się, nie dodaję radości do chwili obecnej i sądzę, że coś mi powinno dać radość ale nie ma aktualnie czegoś takiego.

Nuda/nudzić się to więc racjonalizacja nieuświadomionego scenariusza, który odgrywamy.

Jeszcze wiele osób mówi – “TO mnie nudzi”, co jest już w ogóle szaleńczym urojeniem. Człowiek wierzy, że coś odbiera mu radość lub powoduje w nim opór.

W temacie nudy/oporu zazwyczaj czekamy. Coś czujemy, nie chcemy tego, więc się opieramy. I tak sobie wegetujemy czekając aż nam się polepszy samopoczucie.

Ale jak sama nazwa sugeruje – czujemy to jak postrzegamy siebie i świat. Jeśli się tym nie zajmiemy, nasze odczucia nie ulegną zmianie.

Nie można tu czekać. Ludzie mi non stop piszą, np. “mam opór względem zmiany”. No mają opór i co? No i nic. Czują opór i stoją w miejscu. Nie ruszają dalej, często nie ruszają się dosłownie.

No i co z tego, że masz opór? Niech mi każdy przedstawi swoje wartościowanie oporu. Niech każdy przedstawi jaki sens nadaje temu uczuciu. Niech każdy odpowie na pytanie – “Czego nie chcę w tych okolicznościach?” Albo “Czego nie chcę w przyszłości, czego spodziewam się doświadczyć?”

Dlaczego tego nie chcesz?

Opór sam nie zniknie, ani nie bierze się skądś.

Ludzie mówią, że nie chcą czuć wstydu. Ale wstyd to informacja, że samego/samą siebie postrzegają bez miłości, bez szacunku. Przynajmniej odnośnie czegoś. Często towarzyszy też temu osądzanie, negatywne ocenianie.

Jeśli chcemy w życiu coś poprawić, poczuć nareszcie radość, no to być może wiele zmian przed nami. Zmian w kontekście dojrzewania.

No bo jeśli ktoś się wstydzi i wini za błędy i nic nie poprawia, no to praktycznie przedszkole. Niedojrzałość.

Właściwe postępowanie brzmi – wyciągnąć konstruktywne wnioski, wprowadzić korekty, wybaczyć sobie i spróbować ponownie.

No niech mi ktoś przedstawi racjonalne wytłumaczenie dla wstydzenia się, obwiniania, użalania, narzekania?

Nie ma żadnych racjonalnych, rozsądnych korzyści. Korzyścią jest doświadczanie tych stanów nawet w nieskończonośćwstydzimy się dla samego wstydzenia się, obwiniamy dla samego obwiniania, użalamy dla samego użalania i narzekamy dla samego narzekania.

Utrzymujemy niski poziom świadomości i tyle. Tak jak wysokie same się utrzymują bezproblemowo, bo zasila je nieskończone pole MOCY, tak niskie muszą cały czas skądś się zasilać – musimy więc dążyć do emocjonowania się i oddajemy temu własną energię. Poświęcamy na to siłę – np. siłę woli, często siłę fizyczną. Męczymy się, zmuszamy.

Czy ktoś to robi w jakimkolwiek innym celu? Zacznijmy się temu przyglądać w naszym życiu.

A wystarczy przepracować swoje pozycjonalności odnośnie czegoś i już względem tego nie musimy się zmuszać, nie będziemy się ani męczyć, ani emocjonować. Czuć będziemy spokój, radość, zapewne też ekscytację.

Bo przez miesiac nie ogladalem porno i nie masturbowalem sie.

Jak nieraz mówiłem – to, że nie oglądamy porno i nie masturbujemy się wcale nie musi oznaczać żadnych postępów.

Jedyny wyznacznik poprawy w tym kontekście jest to jak żyjemy.

Jednakze po miesiacu raz ogadnalem, probojac dodac radosci, bo liczylem ze to cos zmieni (dodam ze zrobilem to swiadomie bo to byla w pelni moja decyzja i nie winilem sie po) – jednakze nie warto bylo, byla to tylko iluzja szczescia przedstawiona przez umysl i tak jak myslalem nic sie nie zmienilo

Pomieszanie z pogubieniem. W tym zdaniu nie ma nawet troszkę faktów.

Przede wszystkim intencją włączenia porno nie było dodanie radości, ani nawet próba znalezienia jej w porno. Tak naprawdę była to ucieczka od tego, co czułeś. Co więc czułeś?

Po drugie – co miało się zmienić? To tak jakby alkoholik mówił, że jak napije się wódki po miesiącu abstynencji, to to coś zmieni…

Wybór porno NIGDY nie jest świadomy. Gdybyś był świadomy, to byś go nie obejrzał. Innymi słowy – wydaje Ci się, że znałeś powody ale tak nie było. Powody nadal są nieuświadomione i m.in. o tym jest ten artykuł.

Decyzja mogła być świadoma, by włączyć porno i świadomość, że my to wybieramy i nie jesteśmy ofiarą umysłu, ani pożądania jest bardzo ważna. Ale nadal intencja, ani powody tych decyzji nie są uświadomione (przynajmniej nie wszystkie).

“To tylko iluzja szczęścia przedstawiona przez umysł” – to jakby po 20-30 latach oglądania filmów fabularnych nareszcie powiedzieć, że to tylko iluzje…

Widzimy poziom nieświadomości – sądziliśmy, że włączając porno poczujemy szczęście, bo sądzimy, że oglądamy szczęście – że widzimy szczęśliwych ludzi. I to się nam w jakiś sposób udzieli…

Ale jak sama nazwa wskazuje – to FILMY, a ludzie na ekranie to AKTORZY. Orgazm i seks to nie jest szczęście, ani nie są źródłem szczęścia. Możemy, tak jak wyjazd na wakacje, przedstawiać sobie seks w taki sposób, że będziemy podekscytowani i radośni przed, w trakcie i po seksie. Ale sam seks nie zapewnia ani szczęścia, ani nawet radości.

A poza tym jeśli czujemy się lepiej, to nie czujemy szczęścia, ani radości, tylko pożądanie. Pożądanie samo w sobie nie zawiera radości. Jeśli jej nie dodamy, to możemy czując pożądanie czuć się winni, czuć wstyd, a nawet gniew.

Bo w każdym doświadczeniu znajdziemy to, co sami do niego dodaliśmy.

I na końcu – “tak jak myślałem nic się nie zmieniło”… czyli robimy coś po raz pewnie kilkuset któryś, z góry sądzimy, że nic to nie da, a i tak to robimy, choć ani razu z tych setek razy nic się nie zmieniło.

Nie próbujemy też nic innego.

To jednym słowem uzależnienie. To jeden z wielu sposobów w jaki uzależniony racjonalizuje sobie obejrzenie porno.

Poza tym umysł nic nie przedstawia. Umysł powtarza to, co sami skądś zasłyszeliśmy, przeczytaliśmy, etc. To Ty sam uznałeś, że porno Cię uszczęśliwia, daje ulgę, itd. Umysł tego nie przedstawia, tylko powtarza. Ty w to wierzysz. Nie umysł. Radio nie wierzy w to, co mówi. Tylko to odtwarza.

Dlatego tak krytycznie ważne jest stawanie się świadomym, bo inaczej będziemy w kółko wierzyli w większości zapewne bzdury. A nasz umysł będzie je powtarzał tysiące razy. I jak zobaczymy myśl “Obejrzę tylko jeden film, może to coś zmieni”, to uznamy, że może faktycznie coś się zmieni…

Ale z czym? Co ma się zmienić? Na co liczymy? Że zniknie to napięcie, opór, ból, lęk, stres, wstyd, podświadoma niepewność, niskie poczucie wartości?

W jakie oczarowania wierzymy?

Przypominam, że oczarowania prowadzą do rozczarowania. Co jest bardzo pozytywne. Bo trzeźwość, to stan odczarowania z urojeń i nieprawdy.

Problemem jest to, że my cały czas wierzymy w to szaleństwo chociaż X razy doświadczyliśmy, że jest inaczej.

– oczywiscie konczaca sie z dziwnym napieciem w glowie, osowieniu i dusznosci w okolicach czakry serca (moj organizm jest bardzo wyczulony na wszystkiego tego typu zmiany).

Jak mówiłem nieraz – po każdej sesji z porno, alkoholem czy narkotykami, na stałe upadamy coraz niżej w świadomości i poziomie energii, radości, spokoju. Więc nie tylko jest nam coraz gorzej ale też coraz trudniej wrócić do tego, co było – np. do odczuwania radości ze spożywania posiłku i wyjazdu na wakacje.

Napięcie w głowie to efekt zniszczenia mózgu – jego przepalenia, obciążenia psychiki i podświadomości stłumionymi emocjami i oporem. Cały czas się opieramy – teraz jeszcze opieramy się obecnej sytuacji – obejrzeniu porno, gorszemu samopoczuciu, rozczarowaniu, etc.

Duszność w okolicach  tzw. czakry serca oznacza zamknięcie się na miłość. Nie dostrzeganie w sobie miłości, niechęć do kochania siebie i innych, wybaczenia, odpuszczenia czegoś z przeszłości. Często też z trwożnego patrzenia w przyszłość.

Ps. Nie mam pociagu do porno, nawet do innych uzalenien rowniez – jak np. telefon czy slodycze – w koncu udalo mi sie to kontrolowac

O matko… przed chwilą usłyszeliśmy, że obejrzałeś porno, nie będąc nawet świadomym dlaczego, sądząc, że może wreszcie coś się zmieni, a teraz mówisz, że to kontrolujesz…

Co niby kontrolujesz? Nie masz żadnej kontroli – robisz coś i nawet nie wiesz dlaczego. Uważasz to za kontrolę? Obejrzałeś porno sądząc, że może to coś zmieni. Ale co – nie mówisz. Ile razy wciskałeś sobie to kłamstwo?

To uważasz za kontrolę?

Przypominam krok nr 1 z 12 kroków:

Krok Pierwszy

Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec żądzy – że nasze życie stało się niekierowalne.

A tu widzimy, że mężczyzna ten sądzi, że kontroluje nie tylko swoje życie ale nawet żądzę, uzależnienie…

Ja nie widzę tu kontroli. Przynajmniej nie w takim wymiarze jak sądzi, że ma ten mężczyzna.

Poza tym jeśli uważasz, że musisz kontrolować żądzę/uzależnienie/pociąg, no to nadal jesteś uzależniony i musisz zmagać się z tym, co nieświadome, nieprzepracowane, wyparte, nadal negatywnie oceniane i czemu się opierasz, czego w sobie nie chcesz.

– aczkowiek ta pustka – brak calkowitej radosci – w zyciu takiego czegos nie odczuwalem.

A ja uważam, że nigdy nie czułeś “całkowitej radości”. Zadowolenie, radość, poziom energii to niesłychanie szerokie spektrum doświadczeń.

Nie ma czegoś takiego jak “radość/szczęście” lub “brak radości/brak szczęścia”.

Zadowolonym ze swojej sytuacji można być na poziomie strachu. Unikamy niebezpieczeństw, nie wychodzimy z domu, wszystko robimy przez internet, powtarzamy w kółko to samo. To jakiś poziom szczęścia. Bardzo niski, zapewne granicznie niski. Ale można tak żyć i totalnie nie narzekać, nie cierpieć, nie męczyć się. Ale już wszystko spoza tego “koszyka” rytuałów i nawyków będzie już spotykało się z nawet ogromnym oporem i strachem.

Wystarczy, że trzeba będzie załatwić coś w urzędzie i już możemy nawet panikować, stresować się. Można tak żyć ale taka jakość życia nie wiąże się z jakimś specjalnym spełnieniem. No ale jeśli w życiu chodzi nam wyłącznie o przeżycie, no to nie liczmy na szerokie spektrum doświadczeń (co nie znaczy, że z życiem innym wiąże się niebezpieczeństwo).

Wzrost świadomości i towarzyszący mu wzrost radości, zadowolenia, spokoju, energii to konsekwencja intencji i przepracowania, uwolnienia wszystkich ograniczających, wiążących pozycjonalności.

Nie można więc od tego uciekać. Nie można sobie wymyślić innego życia, innego siebie. Odwaga to pierwszy poziom trzeźwości – mierzymy się z prawdą na swój temat – jacy jesteśmy i jakie mamy życie, jak żyjemy.

Nie ma więc “nic mnie nie cieszy jak dawniej”. Przestajemy zupełnie mówić o świecie zewnętrznym i skupiamy się na sobie – “ja całe życie sądziłem, że radość bierze się skądś i nadal zrzucam za to odpowiedzialność na XYZ”.

To ma być konkretna praca.

Jeśli więc jesteśmy nieśmiali, no to skąd ma się wziąć śmiałość? Z wyboru jej w sytuacjach, w których wybieramy brak śmiałości.

Odwagę można wybrać tylko, gdy czujemy strach i opór względem czegoś. Wtedy wybieramy – albo odwaga, albo lęk.

Niepewność można przepracować tylko w sytuacjach, w których czujemy się niepewnie. I przepracujemy ją dokonując decyzji, za które weźmiemy pełną odpowiedzialność.

Nie można sobie o tym gdzieś poczytać. Nie ma magicznej wiedzy. Żadna wiedza nie nauczy Cię pływać. Wiedza może pomóc uniknąć błędów, poradzić sobie w jakiejś sytuacji. Przedstawić szerszy kontekst – że można pływać i jak, jakie są najczęstsze błędy i jak je naprawić. Ale pływać zaczniemy i nauczymy się tylko wchodząc do wody i zaczynając machać rękami. I tylko pływając możemy nauczyć się robić to coraz lepiej.

Jak przepracujemy opór przed radością? W momencie, gdy go stawimy. W każdej chwili możemy wybrać intencję radości i odpuścić to, czym ją ograniczamy.

Co ważne – nie przepracujemy ani nie uzdrowimy żadnej negatywności, żadnej negatywnej cechy charakteru, ani sytuacji bez wzięcia za nie pełnej odpowiedzialności oraz aż jej w pełni nie zaakceptujemy.

A to już oznacza pracę z pozycjonalnościami – już pracujemy nad każdym przekonaniem, że to przez kogoś, że to jest/było jakieś, itd.

To wszystko projekcje, nasze opinie, wartościowanie na bazie mentalizacji.

Weźmy na przykład skąpstwo. Jeśli jesteśmy skąpi, możemy się tego wstydzić, winić, nawet gniewać na siebie. To może doprowadzić do rozczarowań, gdy nasi bliscy np. oczekiwali od nas prezentu, a go nie dostali. Możemy więc siebie nienawidzić za skąpstwo. I czy to nam pomoże w temacie skąpstwa? Ani trochę. Będzie nam jeszcze gorzej.

Ważne, by naprawdę wybrać, aby skąpstwo zastąpić czymś mądrym, zdrowym, dojrzałym, podnoszącym na duchu (do Ducha), podbudowującym. A nie ograniczającym i jeszcze utrzymującym to, z czego w ogóle wynika skąpstwo.

Po drugie – praktyka tej nowej postawy wyciągnie z nas wszystkie przyczyny, przez które byliśmy skąpi. Jeśli się nimi nie zajmiemy, to nawet chwilowe uniesienie i kupienie komuś drogiego prezentu może skończyć się wypominaniem sobie tego, poczuciem winy, a nawet gniewem na siebie, że zrobiliśmy coś głupiego. Prawie na pewno też zasili strach. No bo jeśli obawialiśmy się o pieniądze, no to mamy ich jeszcze mniej.

Zaprzestanie osądzania się za negatywne (negatywny nie oznacza “zły”, tylko obciążający, osłabiający) cechy i dostrzeżenie ich źródła, pozwoli nam wybrać akceptację i współczucie względem siebie. Być może nawet przedstawimy sobie to w takim kontekście, w którym pojawi się poczucie humoru!

Co więcej – jeśli my zaakceptujemy swoje skąpstwo, to automatycznie zaakceptujemy je u innych. Jeśli nasi rodzice byli skąpi względem nas i mamy im to za złe, to przepracowanie swojego osądzania (m.in., że skąpstwo jest złe), pomoże nam odpuścić urazę i poczuć szczęście, radość, wolność, swobodę.

Poza tym możemy być skąpi względem zrozumienia, akceptacji, współczucia, wybaczenia, miłości, radości, itd.

Z drugiej strony jeśli nasi rodzice byli skąpi, to mogliśmy przysiąść nigdy samemu takimi nie być. I męczyliśmy się całe życie, by za nic na świecie nigdy nie przejawić skąpstwa względem jakiejkolwiek sytuacji. Przez takie postępowanie też mogliśmy nigdy nie czuć się szczęśliwi. Bo przecież nie byliśmy hojni, bo tak ceniliśmy i kochaliśmy innych, ale dlatego, aby nie poczuć żalu, wstydu i winy, że jesteśmy tacy jak rodzice.

Oba ekstrema są szkodliwe.

Filatropa nie czyni z nas to, co robimy ale jacy jesteśmy. Największa podłota nienawidząca nikogo może dać milion złotych na organizację charytatywną. Nie zmieni się przy tym ani o trochę.

Czy dobrze, że dała, czy lepiej żeby nie dała? Nie mam pojęcia. Nie mi to oceniać. W różnych kontekstach można ocenić to jako wspaniałe lub fatalne.

Wracając do mężczyzny, na którego maila odpisuję – mówi, że takiej “pustki” nigdy nie odczuwał. To oznacza postępujące uzależnienie, dalszą ucieczkę w nieświadomość. Jak mówiłem tzw. “uczucie pustki” to opór. Skoro wcześniej go nie było, a teraz jest, to oznacza, że stawiamy coraz silniejszy opór i/lub stawiamy go coraz częściej.

Przypominam – życie nieświadome to życie bardzo odległe od rozsądku. Można więc nawet codziennie przez większość czasu robić coś bardzo nierozsądnego, szkodliwego i głupiego. I nawet tego nie zauważać, a nawet chronić, racjonalizować, usprawiedliwiać.

Jako że na początku pojawił się temat strachu i wstydu, z którymi zaczął pracować i uwalniać, to prawie na pewno stawia im nieświadomy opór.

Ale czy mężczyzna ten uświadomił sobie z jakich pozycjonalności wynika ten wstyd i strach? Patrzenie ludziom w oczy może to ujawnić ale co dalej? Jeśli wierzy, że obca osoba może go ocenić, ośmieszyć czy zranić, to lęk i wstyd nigdy nie znikną. Jeśli siebie postrzega jako słabego, bezwartościowego, któremu znaczenie nadaje np. to, że ktoś go polubi, to też nigdy nie poczuje się lepiej, ani pewniej.

No bo przecież robi coś, kiedy może mu zostać odebrany spokój, poczucie wartości, godność, może zostać zraniony… nie dziwne, że nie czuje się przy/z/w tym spokojnie, radośnie.

Jest “na etapie” w ogóle mierzenia się z emocjami. Ale to jeden element całego procesu. Na razie “odklejamy” się od emocji i przestajemy się z nimi identyfikować. Oraz przestajemy hipnotyzować się towarzyszącą temu mentalizacją.

Ale to za mało. Na razie trzeźwiejemy, odczarowujemy się z urojeń i zaczynamy żyć coraz bardziej świadomie. A następnie trzeba zająć się wzrostem, rozwojem, rozkwitem nas – istoty ludzkiej.

Mówiłem nieraz – to, że nie robimy nikomu krzywdy nie czyni z nas dobrego człowieka. To, że nie zepsuliśmy żadnego sprzętu elektronicznego nie czyni z nas dobrego elektronika.

Rozwój to nieustająca droga ku górze.

Większość ludzi tego nie rozumie i z jakichś przyczyn nie chcą zrozumieć. Uwalnianie i medytacja to część całego procesu. Niezwykle ważna część ale same z siebie nie zmienią Cię.

Ty masz się zmienić jeśli chcesz innego życia i innych odczuć.

A jacy jesteśmy? Jakie mamy cechy charakteru? Jak żyjemy? Dlaczego tak? Z jakimi intencjami? Dlaczego z takimi?

Każdy coś odpowie – “Jestem taki/a – XYZ”. Ok, dlaczego więc taki/a? Co z tego masz? Jakie pozycjonalności to usprawiedliwia i zasila? Z jakich pozycjonalności to wynika?

Np. zdarza się nam kłamać, kombinować z kontekstem, by ukazać coś nieco inaczej, niż faktycznie było, ukrywać fakty, przeinaczać?

Większość ludzi wstydzi się i wini za swoje negatywne cechy, postępowanie, itd. Starają się być na siłę inni. Ok, nie mówię, że nie mamy wybierać innych zachowań. Bo mamy. Ale nie wolno nam zignorować przyczyn, intencji, ani tym bardziej pozycjonalności, z których wynikały zachowania i postawy negatywne.

Bo jeśli np. bycie uprzejmym/uprzejmą nie przychodzi Ci z łatwością, nie czujesz radości i podekscytowania, że taki/a możesz być, no to nadal istnieją w Tobie nieuświadomione negatywne pozycjonalności i opór względem uprzejmości.

Jak mówiłem – jeśli będziemy hojni na siłę, to wystarczy odpowiedni pretekst i przestaniemy. Np. ktoś nie doceni naszego daru lub obieca, że wyda pieniądze na chleb, a kupi sobie wódkę. Jeśli najpierw nie zajmiemy się blokadami przed prawdziwą hojnością, czyli nie zaczniemy kochać ludzi, dla których jesteśmy hojni (a więc i tu trzeba rozpoznać i zrezygnować z pozycjonalności, osądów, oceny, wartościowania i korzyści jakie z tego mamy względem innych ludzi), wkrótce poczujemy się zranieni, rozczarowani. I raczej już nigdy nie pozwolimy sobie na hojność, bo uznamy ją za naiwność.

Tak się można bardzo poważnie zrobić w jajo.

Na chłopski rozum – jeśli jakiś idiota nie docenił naszych starań, to dlaczego my mamy przez zachowanie idioty przestać żyć dojrzale??? No kto wtedy jest większym idiotą? Idiotą nie był nikt ale można żyć idiotycznie – nieświadomie.

Np. komuś pomogliśmy, a osoba ta nas wykorzystała, nie zapłaciła, nie doceniła, etc. No i? Nauka brzmi – już nie angażować się w pracę z/dla tej osoby. Ale na pewno nie dla wszystkich!

Dlaczego uciekamy od negatywności? Bo sądzimy, że pochłonie nas wstyd i wina. Nasza podświadomość doskonale pamięta wszystko – każdą urazę, negatywne myśli i słowa, każde złe życzenie jakie mieliśmy dla innych. I ludzkie superego jest gotowe nas tym wszystkim zaatakować.

Po raz kolejny – nie ma oddzielnego “ego”, ani oddzielnego “superego”. To wszystko aspekty ludzkiej psyche – nieświadome aspekty związane z życiem na tej planecie.

Bardzo częstą pozycjonalnością jest – “nie powinienem/powinnam był(a) wtedy tego zrobić”. To kolosalny błąd, bo to, że nie powinieneś/nie powinnaś wynika z tego, że TERAZ dostrzegasz w tym błąd i zapewne dzięki doświadczeniu konsekwencji tego błędu. Wtedy nie było możliwym go dostrzec. Ale ten kto tego nie rozumie, będzie się obwiniał. To głupie, naiwne, niedojrzałe i bardzo, bardzo powszechne.

Problem stanowi też to, że ktoś popełnia ten sam błąd po raz setny i nadal go popełnia. I jeszcze się za to obwinia.

Praktycznie nikt nie wie, że nasza podświadomość nie odróżnia świata zewnętrznego od wewnętrznego. Dlatego wszystkie złe życzenia dla innych zostają zapisane jako złe życzenia dla nas. Jeśli komuś życzymy nieszczęścia, bo był dla nas niemiły, to czego spodziewamy się doświadczyć, gdy my nie będziemy dla siebie mili?

Np. wywalą nas z pracy. Co wtedy? A jeszcze sprowadzimy sobie na głowę dodatkowe kłopoty, bo przecież życzyliśmy sobie nieszczęścia, gdy nie będziemy dla siebie mili.

Widać jak ludzie nie mają o tym pojęcia na przykładzie emocji – cały czas większość ludzi sądzi, że emocje biorą się ze świata, że mówią nam o świecie i że są dowodem naszej zależności od świata, od ludzi… Ale emocje nie dotyczą świata zewnętrznego, tylko wewnętrznego – ewentualnie jak my postrzegamy rzeczywistość zewnętrzną.

I co z tego, że to wiemy? Za chwilę ktoś powie – “On mnie zdenerwował”, “To mnie stresuje”, “Tego się boję”, “Wstydzę się tego”.

Albo dalej będziemy się wpatrywać w bezosobowy mentalny bełkot – np. ciągłe osądzanie i będziemy użalać się, że nam to przeszkadza żyć…

Ale jeśli całe życie tak żyliśmy i nie widzieliśmy problemu w osądzaniu, no to magiczna wiedza, że mamy samoczynny proces myślenia nic nie zmieni. To my mamy przepracować nasze pozycjonalności dotyczące osądzania i te, z których osądzanie wynika, a bezosobową energię emocji uwolnić.

Czytanie o tym, fantazjowanie, że to robimy, myślenie i chcenie to nie praca.

Zaś ludzie niedojrzali wolą tym razem przelać swoje żale na myśli… Czyli dalej żyją tak samo, bo nadal są takim samym człowiekiem. A potem i tego pewnie będą się wstydzić i obwiniać…

Więc – kiedy przestaniemy?

Radość jest już w Tobie w tym momencie. Możesz sądzić, że jesteś bezwartościowym, nic nie liczącym się kawałkiem szmaty, którą można wykorzystać, a potem rzucić w kąt, a to nie usunie z Ciebie niczego pozytywnego. Bo to niemożliwe.

Wszystko co czujesz, wliczając cierpienie i “pustkę” to konsekwencje Twojego postępowania i nikogo innego. A to oznacza, że można to zmienić.

Raz jeszcze – niczym złym jest “poprawienie sobie humoru” oglądając np. filmy komediowe. Ale musimy pamiętać, że:

Po pierwsze – film nie daje Ci radości, tylko przedstawia różne wydarzenia w takim kontekście, w którym śmiech pojawia się spontanicznie. Jeśli nie zrobisz tego, to radości nie poczujesz. Szukanie radości w czymś bez wykonania tej wewnętrznej pracy nigdy Ci jej nie da. Widać to też na przykładzie, gdy ktoś tłumaczy nam żart, którego nie zrozumieliśmy. Logiką nikogo nie rozśmieszymy. Radość się nie pojawi, bo nie byliśmy w stanie wykonać wewnętrznej pracy zmiany kontekstu. Gdy ktoś to zrobi za nas, to nas nie zmieni.

Po drugie – jeśli nie zajmiesz się przyczynami gorszego samopoczucia oraz przyczynami tego, że nie mija samo, to po obejrzeniu komedii dalej wszystko będzie jak było. Albo bardzo szybko do tego wróci.

Nie jesteś ofiarą świata, nie zależysz od niego. Twoje życie na tej planecie w głównej mierze zależy od Twojego poziomu świadomości – albo skrajnie egoistycznego życia, dążenia do celu po trupach (nieraz dosłownie) lub mądrej, altruistycznej postawy (bez poświęcania się), współpracy z innymi, by wszystkim było lepiej. To jest naprawdę bardzo szerokie spektrum doświadczeń. I Ty wybierasz gdzie w tym obszarze jesteś.

Możesz się wstydzić za swoje błędy, a możesz się uczyć, akceptować, brać odpowiedzialność, dokonywać korekt, wybaczać.

Możesz się coraz bardziej “zapadać w sobie” lub przestać się traktować jak ochłap i przestać patrzeć na życie ludzkie (i życie w ogóle) w taki szaleńczy, chory – niewłaściwy sposób.

Możesz się porównywać z innymi, zazdrościć, nienawidzić i użalać się lub doceniać, cieszyć się z sukcesów innych i iść ich śladem.

Możemy narzekać jak nam ciężko i że życie jest niesprawiedliwe lub może dojrzeć, nauczyć się wybaczać, akceptować i żyć dojrzale(j).

Szczerość i uczciwość to poziomy Odwagi. To już Odwaga, by przyjrzeć się temu jacy jesteśmy. Ludzie się pytają jak stać się pewnym siebie, odważnym, śmiałym, twardym.

Odpowiedź brzmi – zacząć od zmierzenia się z samym sobą i kontynuować to do końca życia. To już odwaga.

Jeśli się boisz, to przyznaj, że się boisz, a nie wciskaj sobie kitu, że nie możesz. Możesz, tylko nie chcesz czuć strachu.

W jednej chwili możesz przestać projektować swoje zaniedbania i percepcję na świat, oddzielić to, co widzisz w sobie od tego, co widzisz w świecie, dostrzec, że nie jest to straszne, tylko całkowicie bezosobowe i odtwarzane przez Ciebie przez nieświadomość i niewinność.

Bo jeśli Twój wstyd i poczucie winy już nie są krwiożerczymi bestiami rozrywającymi Cię od wewnątrz, tylko bezosobową energią, dzięki której możesz się uczyć, to powiedz mi – co może Ci się więcej przytrafić?

Jak Cię ktoś wyśmieje, odrzuci, zrani, okłamie, wykorzysta – ok, stało się, możesz sprawdzić przez co, możesz to skorygować w swoim postępowaniu, a ewentualne szkody się odrobi. Po problemie. Nie trzeba przeżywać dramatu przez resztę życia.

Nie musisz odtwarzać wstydu, ani winy, ani apatii, ani żalu, ani strachu, ani pożądania, ani gniewu, ani dumy w żadnej formie. Nie musisz. Pytanie więc dlaczego to robisz? Co z tego masz? Co utrzymujesz w swojej świadomości i podświadomości na swój temat, na temat świata, innych ludzi, pewnych wydarzeń, na które reagujesz emocjonalnie?

Jeśli chcesz się użalać, obwiniać i narzekać, to chociaż przyznaj, że tego chcesz, a nie graj ofiary, że to przez kogoś innego! Przyznaj, że to lubisz. Przynajmniej nie cierp z tego powodu! Nie ukrywaj tego. Bądź szczery choć sam(a) ze sobą. To już zawsze jakiś postęp.

“Lubię narzekać i grać ofiarę, bo wtedy mogę nie starać się, nie muszę dbać o swoje życie, nie muszę narażać się na niekomfortowe uczucia, nie muszę nic zmienić, nawet to, na co zwracają mi uwagę inni, czego zmiana bardzo by mi pomogła…” Etc., etc. W ten sposób możemy chociaż zdać sobie sprawę z własnych intencji i pozycjonalności.

Przypomnę wyniki badań dr Hawkinsa na tym jak poziom świadomości ma się do społecznych problemów:

Ponad 80% ludzkości znajduje się na trzech najniższych przedziałach. Na dwóch najwyższych niecałe 4%. Ale widzimy jak monumentalna zmiana odbywa się po wkroczeniu na poziom 200. Nagle bezrobocie spada z 50% na 8%, ubóstwo spada z 22% na 1,5%, poziom szczęścia rośnie z 15% na 40%, a poziom przestępczości na tych poziomach wynosi raptem 9%. Zaś na poziomie niższym już wzrasta do 50%!!!

Jak widać – tu nie ma żadnej magicznej rady, sztuczki, sposobiku, by odczuć szczęście i zadowolenie z życia. Bo to stany naturalne i coraz bardziej normalne oraz powszechne dla coraz wyższej świadomości.

Malutki przykład – jeden z moich Klientów powiedział mi, że w jego wyobrażeniu na studiach super, by inni sobie nie radzili, to wtedy on będzie wyglądać lepiej w oczach potencjalnego pracodawcy! No to fajnie ale pamiętajmy, że to że inni radzą sobie źle wcale nie czyni nas lepszymi. Jeśli opadnie poziom morza, to większa szansa na to, że każdy wyląduje na mieliźnie. Wliczając nasz okręt.

Niemniej w oczach człowieka w niskiej świadomości to wydawało się sensowne. I tak postrzega świat ponad 80% ludzkości, a niegdyś niemal cała. Jak innym jest gorzej, to automatycznie nam lepiej…

Ale dzisiejsza rzeczywistość ma się “troszkę” inaczej – im lepiej radzą sobie inni, tym lepiej jest wszystkim. Im my radzimy sobie lepiej, tym wszystkim będzie lepiej. No bo po co ludzkości kolejny słaby, biedny, wybrakowany, narzekający, zazdroszczący, ujmujący sobie, sfrustrowany człowiek? Który będzie się męczył wiele lat, by kupić sobie magiczny i drogi przedmiot, który ma uczynić go szczęśliwym?

Głupota, jak chwasty, zaniedbana będzie się mnożyć i rosnąć.

Drogi są dwie. Ta mniej oczywista – wziąć się za siebie. Porządnie. Uczciwie. Rozsądnie.

Przyglądać się sobie, swoim zachowaniom, intencjom, pozycjonalnościom, postrzeganiu percepcji, temu co czujesz, w co wierzysz, itd. Odważnie, uczciwie. Bez wypierania. Jak nie masz kontroli nad swoim życiem – przyznaj to.

Przyznanie się, że mamy problem to niezbędny krok do jego rozwiązania.

A następnie zająć się przyczynami. Ale trzeba je dobrze rozpoznać. “Czuję się pusty i odrealniony” nie są przyczynami, przez które nie czujemy radości. Brak radości i “pustka” oraz “odrealnienie” mają te same przyczyny, które nie zostały jeszcze uświadomione.

Czyli – radość i szczęście to automatyczne konsekwencje wzrostu w świadomości. I na tym polega moja praca oraz na tym opiera się cały Program WoP.

Jeśli mówisz sobie – “nic w moim życiu nie ma sensu”, “w niczym nie widzę sensu”, no to sens magicznie się nie pojawi. Ty go nadaj celom i działaniom.

Jak? Tak samo jak nadałeś bardzo niskie znaczenie.

Dokładnie wyjaśniam to w darmowych materiałach dostępnym przez Newsletter.

Przestań taplać się w bajorku negatywności – użalania, wstydzenia, narzekania i zacznij życie eksplorować, badać, doświadczać. Wyjdź ze świata fantazjowania do życia.

Być może trzeba będzie też dorosnąć, bo jeśli podchodzisz do czegoś niechętnie, no to z taką jakością będziesz tego doświadczać.

Doświadczenie momentu “Moje życie nie ma sensu” i “Moje życie straciło sens” wynika z niezrozumienia, że życie nie miało sensu. My odczarowaliśmy się lub przestaliśmy nadawać ten sens, jaki w nim widzieliśmy. Pora nadać nowy.

To bardzo pozytywny i bardzo ważny moment w życiu.

Bo nareszcie przestajemy żyć celami i wartościami dziecinnymi i/lub innych ludzi. Możemy wreszcie zacząć żyć odpowiedzialnie.

Oczywiście jeśli to wybierzemy. Bo dalej możemy użalać się, że nas czegoś nie nauczyli rodzice lub nie przekazali jakichś wartości. No ale m.in. od tego mamy wielki dar ewolucji – umysł racjonalny, by rozpoznać czego nam brakuje i o to zadbać.

Zamiast używać go do fantazjowania, zacznijmy korzystać z niego twórczo. Jak myśleć również wyjaśniam w materiałach. Więc jak się ktoś jeszcze nie zapisał na Newsletter, to gorąco zachęcam.

Jak się tego nie nauczymy i nie będziemy korzystać twórczo, to zamiast wzrostu będziemy narzekać, obwiniać, grać ofiarę, użalać się, itd. Bo tak wygląda jakość myślenia na niskim poziomie. Nazywa się ona mentalizacją. A mentalizacja nie sprzyja życiu. Sprzyja wyłącznie sama sobie. Dlatego żyjąc na i z tego poziomu nasze doświadczenia mogą wyglądać tak jakby życie nam nie sprzyjało.

Bo to co sprzyja życiu jest na poziomie Odwagi i wyżej. Nie w emocjonalności.

Zaprzestanie obwiniania, osądzania, użalania, nienawiści i każdej postawy zasilającej i zasilanej emocjami jest sprawą najwyższej wagi. Uzależniony nie może liczyć, że jego sytuacja się poprawi jeśli z tego nie zrezygnuje i z korzyści jakie z tego ma. Bo jeśli to trwa w naszym życiu i/lub trwało, to mieliśmy i nadal mamy z tego korzyści.

Oczywiście każdy może się robić w jajo twierdząc z poziomu logicznego, że nie ma żadnych korzyści. Wypieranie jest częścią niskiej świadomości. Ale kto powiedział, że logika i rozsądek mają tu cokolwiek do rzeczy? Jeśli żyliśmy nieświadomie, to do rozsądku mamy daleką drogę.

Projekcja emocji na cokolwiek to kolosalnie dalekie od rzeczywistości. Nic nie jest takie jak się z tym czujemy. Ale czujemy się dokładnie tak jak my to postrzegamy i interpretujemy.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Łukasz

Jeszcze dodam, że jak minęło to napięcie to mogłem wziąć głębszy oddech i ogólnie taki bardziej dynamiczny byłem.Nie wiem jak to się stało, bo odczułem to pierwszy raz od dawna No i tez czułem się taki lekki.Uwalniając np smutek to wiem kiedy on minął a tego napięcia nie da się rozgryźć nie wiem nawet co to za skumulowana emocja lub stan.

Łukasz

Mam problem z napięciem w klatce piersiowej obok serca oraz w gardle czuje też jakby coś było skumulowane.To nie jest żadna emocja tylko takie dziwne napięcie nie umiem tego opisać, bo ja chce to zaakceptować ale nie da się uwolnić tego.Dziś był jakiś cud gdy wrocilem z miasta poczułem tak więcej energii jakbym był pobudzony i czuł taką agresje wtedy napinając klatkę uwolnilem to i czułem taką lekkość ale to trwało chwile i potem z powrotem wróciło to do klatki i znów czuje te napięcie.Jak napinam klatkę to słychać jak coś strzela nawet.Te napięcie pewnie jest podawiadome.Wydaje mi się, że jakbym się mega wkurzył i np rozwalił coś wtedy by wyszło to ze mnie ale potem znów by wróciło jakbym się uspokoił.Próbuje zaprosić tego więcej i uwolnić ale nic to nie daje.

Podobne Wpisy:
Porno w liczbach (szokujące informacje!)

Porno w liczbach (szokujące informacje!)

Wpis ten poświęcony został statystycznym informacjom dotyczącym pornografii. Wg mnie zebranie tych informacji jest niezbędne, by pokazać ludziom (nie tylko uzależnionym!), że porno ma realny wpływ na otaczającą nas rzeczywistość. To nie wszystko. Z Newslettera mogłeś się dowiedzieć w jaki sposób porno wpływa na mózg ludzi w każdym wieku – tym bardziej dzieci. Jeżeli nie… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 14
Co to jest samotność, czy istnieje i dlaczego ludzie “przez nią” cierpią? (Część 1)

Co to jest samotność, czy istnieje i dlaczego ludzie “przez nią” cierpią? (Część 1)

Witam Cię serdecznie! Dzisiaj rozpocznę temat, który bardzo często pojawia się w pracy z uzależnionymi. Ale nie tylko. Jest to problem powszechny na całym świecie. Naturalnie wiąże się z nim masa niezrozumienia w temacie emocji, oporu, projekcji oraz samego nazywania czegoś “samotnością”. Dzisiaj zacznę. Na pewno będzie jeszcze jedna część, a może i więcej. Najpierw… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 11
Czym jest uzależnienie? (Wideo)

Czym jest uzależnienie? (Wideo)

W tym filmie opowiem Ci czym jest uzależnienie. Postanowiłem to wyjaśnić, gdyż na wielu serwisach, które zajmują się tym zagadnieniem i pokrewnymi – NIE MAJĄ POJĘCIA CZYM UZALEŻNIENIE JEST. Spotkałem się np. z taką definicją: “Uzależnienie to nabyta, bardzo silna potrzeba wykonywania jakiejś czynności czy zażywania określonej substancji. Walka z różnego rodzaju uzależnieniami i zaburzeniami… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 3
Choroby charakteru (Część 5)

Choroby charakteru (Część 5)

Witam Cię serdecznie! Dziś kończymy temat chorób charakteru. Części 1-4 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Choroby charakteru (Część 1) ► Choroby charakteru (Część 2) ► Choroby charakteru (Część 3) ► Choroby charakteru (Część 4) Jeszcze 2 przykłady niezwykle niebezpiecznych dolegliwości. Niebezpiecznych, bo postrzeganych jako przejawy zdrowia. 11. Pasywna nadzieja. Inaczej zwana apatią i fantazjowaniem.… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 56

WOLNOŚĆ OD PORNO