Witam Cię serdecznie!
Dzisiaj bardzo pomocny artykuł. Zobaczysz na przykładzie jednego z Uczestników WoP jak wygląda mentalizacja. Dzięki temu być może dostrzeżesz, że nie tylko Ty masz takie chaotyczne, szalone myśli.
Bo czym innym jest usłyszeć, że myślenie to proces bezosobowy, ciągły i nieskończony, nie mający żadnego znaczenia, a faktycznie to zaobserwować w swoim życiu.
Nie jesteś z tym sam(a) i nie świadczy to o Tobie źle. Wyjaśnię najczęstsze niezrozumienia, błędy i ich konsekwencje oraz po raz kolejny przypomnę fundamentalne mity na temat myśli i myślenia.
Właściwe postępowanie z myśleniem jest sprawą najwyższej wagi. Bo wpatrywanie się w mentalizację bez żadnej świadomości, to życie jakby próbować prowadzić biznes nie potrafiąc dodawać. Będzie bardzo, bardzo trudno.
Słuchanie się myśli, to jakby słuchać się tego, co akurat pokażą w telewizji.
Najpierw odpowiedź mężczyzny, którego mentalizacją się podzielę z Tobą, na pytanie czy mogę to udostępnić:
Zanim odpiszę, chciałbym o tym napisać artykuł. By pokazać ludziom jak wygląda mentalizacja. Bo to co opisałeś – to przeżywa miliony mężczyzn.
Oczywiście. Co ciekawe, czuję się doceniony, gdy widzę, że coś związanego ze mną może zostać wykorzystane w dobrym celu. Choć to raczej smutne okoliczności.
Hmm, taki krótki komentarz, a ile osłabiających twierdzeń:
– “Czuję się doceniony” – czyli szukamy tego u innych, czego nie dajemy i zapewne też odmawiamy sami sobie. Tym samym cierpimy bez akceptacji innych, a gdy odmawiamy jej sami sobie, to ciężej nam jest ją zyskać od ludzi, przez co coraz gorzej się postrzegamy. A to błędne koło.
– “Coś związanego ze mną może zostać wykorzystane w dobrym celu” – Uwaga odnośnie tego – z nikogo nie będę robił męczennika w “słusznej sprawie”. To o czym mówię ma również pomóc temu mężczyźnie. A nie zaniedbywane, olewane, wypierane i jeszcze człowiek się cieszy, że “chociaż ktoś inny skorzysta”.
– “Choć to raczej smutne okoliczności” – a tu mamy projekcję żalu na okoliczności. A jakie są to okoliczności? Mężczyzna ten żył toksycznie dla siebie od wielu lat i ma wreszcie okazję to naprawić, trwale zmienić, bo ma przedstawione wszystkie przyczyny – może się stać ich świadomy. Jednak dla niego nadal jest to smutne. Więc nadal wybiera projekcję emocjonalności i dobijanie się, zamiast odpuszczenie negatywności, podbudowanie, wybór wiary i nadziei.
Dlaczego ja rozwiązałem temat uzależnienia dla siebie? Gdy się dowiedziałem, że jestem uzależniony, to aż podskoczyłem z radości! Bo wiedziałem nareszcie co jest ze mną nie tak i jak mogę to rozwiązać! Nie użalałem się, gdy dowiedziałem się jaki mam problem.
Oczywiście problemy pojawiły się później ;) Ale od tego jest ten Serwis i Program WoP – uczę czego się spodziewać i co z tym zrobić.
Mówię o tym, by podkreślić jak ważne jest świadome życie i świadome dokonywanie korekt. Bo bez tego co wybierzesz? To co do tej pory i zapewne będzie to negatywne. I jeszcze sam(a) sobie znajdziesz do tego usprawiedliwienia, wytłumaczenia i racjonalizacje. W sobie i w świecie. A potem pokiwasz głową i powiesz “No tak jest”.
Korekta sama się nie dokona. Dalsze nieświadome życie, to dalsze wybieranie tego samego.
Ostatnio usłyszałem perfekcyjne zdanie dotyczące emocji:
“Emotions are real but are not reality.”
Czyli – emocje są rzeczywiste ale to nie jest rzeczywistość.
To co czujesz jest realne i dlatego nie należy ani tego wypierać, ani z tym walczyć. Ale nie odnosi się do rzeczywistości, tylko Twojego postrzegania rzeczywistości.
Nieraz mówiłem, że gdyby emocje brały się ze świata, to w danych okolicznościach wszyscy czuliby to samo. Czy tak jest? Oczywiście nie. Więc emocje nie mogą brać się ze świata.
Tym samym emocjami nie wolno opisywać świata, bo to jakby próbować malować krajobraz takim kolorem farby jaki akurat mamy pod ręką. Jak namalujesz zielone niebo, to znaczy, że w rzeczywistości niebo jest zielone? Nie. To, że sobie namalujesz zielone niebo nie zmienia rzeczywistości – niebo w rzeczywistości nadal jest niebieskie.
Jednak DLA NAS może WYDAWAĆ SIĘ zielone. Bo “malujemy” je taką “farbą”. I dla większości ludzi na tej planecie “niebo” jest bardzo różnych kolorów i bardzo rzadko niebieskie.
To, co chcę przedstawić w tym artykule to pokazać jak wygląda mentalizacja, by zobaczyć na czym to polega i co z tego wynika. Na początku krótkie przypomnienie:
Mentalizacja, którą ponad 80% ludzkości myli z racjonalnym, logicznym myśleniem, to proces bezosobowy, ciągły, nieskończony, automatyczny i zasilany przez emocje. Jego jedyną rolą jest racjonalizowanie emocjonalności i napędzanie siebie samego.
Opis jest króciutki ale jego znaczenie jest kolosalne.
Mężczyzna, którego mentalizację przedstawię oczywiście zgodził się ją umieścić (po usunięciu imion, konkretnych sytuacji, etc.).
Czytając ją zauważ, że w bardzo wielu miejscach to nie są nawet wypisane myśli, tylko opisy myślenia. A więc jeden myślnik to mogło być kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt różnych myśli.
Myślników jest ponad 160. Z tylko jednego tygodnia życia. I to także jedynie mentalizacja zauważona i uwzględniona w notatkach. A ile nie zostało uwzględnione i niedostrzeżone, a posłuchane bez świadomości? Zapewne wielokrotnie więcej. Może nawet setki razy. I każda z tych myśli także powtarzała się wielokrotnie, może nawet tysiące razy każdego dnia.
Literówek nie poprawiałem. Wklejam te notatki takie jak zostały zapisane. Poprawianie ich to byłaby masa bezsensownej roboty. Nie chodzi o ładny tekst, tylko ESENCJĘ. Oto te zapiski:
Jestem po rozmowie z dziewczyną. Przez ostatni tydzień gromadziłem notatki by być bardziej świadom tego, co dzieje się ze mną. Starałem się w nich uchwycić moment gdy np. ignoruję daną myśl lub akceptuję i uwalniam daną emocję.
Jak wcześniej uwalniałem rano i wieczorem z twoich nagrań, tak teraz robiłem to tylko jeśli już na pewno poczułem daną emocję.
Jak wyciągać z tego wnioski? Myślę że większość już mi powiedziałeś – trzymam się wstydu, mentalizuję, traktuję się jako ofiarę… Co i jak zmieniać?
Z racji długiego materiału tekstowego proszę Cię tylko o kilka zdań komentarza. Nie musisz wszystkiego po kolei rozpisywać. Jesteś moim lekarzem. Przepisz mi, proszę, receptę.
Notatki:
Kiedy czuję się źle:
– Pewien chłopak opowiada o czeskim porno. Ja stawiam opór żeby to mnie nie skusiło do oglądnięcia. Pojawiają się skojarzenia do filmów, które już oglądałem.
-Odbieram negatywnie rady otrzymywane od Piotra bo to znaczy, że zrobiłem coś źle mimo dużej pracy włożonej w WoP i nie chcę tego poprawiać w nieskończoność
-zloszczę się na abonentów którzy mnie okłamują i nie słuchają
-odmówiłem siostrze pomocy z rzeczą którą sama może ogarnąć w 10 minut i źle się z tym czuję, pojawia się myśl, że wszyscy w pracy są weselsi i lepiej się bawią
-chce zrobić coś szybko i natrafiam na przeszkodę to się złoszczę i stawiam temu opór
-kiedy starałem się w rozmowie a klienci nie odbierają oddzwonienia mimo umówienia się na konkretną godzinę. Pojawiają się myśli, że jestem w takim razie słabym sprzedawcą i nieciekawym człowiekiem
-jak ktoś jest ciekaw o czym jest rozmowa (czyli chce usłyszeć że mu coś będę sprzedawał i potem się rozłącza) i mnie pospiesza to mu się stawiam
-myślę jak uwodzić dziewczynę dotykiem, a opieram się podnieceniu
-czy mógłbym finansowo wyrobić z dziewczyną i opieram się temu
-przypomina mi sie jak całowałem dziewczynę i że wtedy jej nic nie powiedziałem. Mam poczucie winy. Jest to dla mnie informacja zwrotna.
-myślę o uwagach Piotra, że nie rozumiem go, że robię źle program i w ten sposób nie wyjdę z uzależnienia – wstyd, opieram sie
-jutro idę do kina. Opieram się temu że muszę wstać wcześniej a już teraz jest późno, że muszę kilka rzeczy ogarnąć – śpiew, strzelnica a powinienem z nich czerpać radość
-wstyd -żal że nagadałem przyjacielowi złych rzeczy o dziewczynie i żadnego pozytywu
-planuje w głowie wyjazd z dziewczyną za miasto. Mam oczekiwania. Nie chcę się nimi rozczarować
-wyobrażam sobie relację z dziewczyną, jak chodzimy po klubach i uczy mnie otwierania sie na czerpanie z życia, jest tam tez inna dziewczyna. Ja tancze erotycznie z tą pierwszą.
-gdy pospieszam film na yt by go szybciej skończyć i widzę że mogłem przyspieszyć jeszcze bardziej bo nic się nie dzieje i denerwuję się, zloszczę, nie zgadzam z tym co zastałem
-boję się że dziewczyna powie nie, że nie jest zainteresowana byciem ze mną, że wyciągnie ze mnie wstyd. Ale wstyd to informacja dla mnie. To moja wlasna energia…
-jak przeglądam zdjęcia na których jestem to czuję wstyd i poczucie winy bo siedziałem podczas ich robienia w swojej głowie, byłem nieuważny i wychodzi na nich jak jestem zdystansowany od reszty grupy, ale to tylko racjonalizacja umysłu
-oczekuję/myślę/fantazjuję o tym że jak powiem dziewczynie w niedziele co czuje to nawet nie pójdziemy na quiz ze znajomymi tylko np do niej i będziemy się kochać
[Jak to teraz czytam po spotkaniu z dziewczyną to aż nie dowierzam, co tu odwaliłem]
-rozczarowanie bo dziewczyna nie chce/nie może jeździć ze mną na rolkach – cały plan nie istnieje – tyle myśli na nic – poczucie winy
-mam złe myśli że dziewczyna kogoś znalazła, że jej na mnie nie zależy
-pojechałem późniejszym autobusem, jak się spóźnię na seans to będę miał poczucie winy. Nie chcę go czuć
-skóra mi się łuszczy i czuję wstyd
-spóźnię sie na film i tego nie akceptuję, idę szybciej ale czuję opór, ale skoro i tak się spóźnię to po co sie opierać temu?
-jest pół godziny reklam, niepotrzebnie się martwilem
-to nie ta sala xd – spóźniłem się 30 minut na seans
-na filmie widzę relację erotyczną i mi z tym zle, uaktywnia się wstyd, a się na niego nie zgadzałem. Relacje erotyczne są spoko
-dziewczynę odwiedza kolega z Warszawy [odrzuciła moją propozycję] czuję się nieważny i zazdrosny, pojawia się poczucie straty, mam pragnienie kontroli dziewczyny, jest to nieracjonalne
-czuję wstyd i mam myśli jak dziewczyna mi odmawia chodzenia i teraz w towarzystwie dziewczyna będzie mi niezręcznie jak będę dalej się trzymał tego wstydu
-pomyliłem sale kinowe, ale nie czułem wstydu tylko śmiałem się z siebie
-czuję wstyd – projektuje go na słaby dubbing, na kolege dziewczyny. Ten wstyd jest mi po to by podejmować bezpieczne decyzje
-morał z bajki – wstyd to taka lina zabezpieczajaca a ja ide nad przepaścią nie dzięki tej linie ale dzięki mojej wierze w siebie
-wzruszyła mnie prosta scena o wspomnieniach i mam opór przed płaczem i wzbraniam się przed odczuwaniem
-wzruszam się na filmie i myślę jakby dziewczyna na to zareagowała i się wzbraniam/wstydzę – trzymam się tego bo liczę na uwagę i współczucie, na opiekę, a ja przecież mogę taką opiekę dać sobie
-mam ochotę na kebaba a wiem, że mam w mieszkaniu już kupione jedzenie na cały dzień dlatego podejmuje racjonalną decyzję
-myślałem że jakbym był u cioci to bym jej powiedział, że mama jej do nas nie zaprosiła bo się wstydzi a przede wszystkim wstydzi sie swoich dzieci – gram ofiarę, zbieram atencje
-ładna dziewczyna na ulicy ujawniła we mnie wstyd i strach
-dostaję erekcji w miejscu publicznym i wstyd projektuje na tę erekcję, nie chcę jej teraz mieć, ludzie będą na mnie patrzyć jak na zboka, zasłaniam się
-widzę ładną dziewczynę kobieco ubraną i czuję wstyd, projektuję go na to, że sam się nie ubieram męsko
-chcę kupić prezerwatywy, czuję strach choć już kiedyś je kupowałem, jest to związane z oczekiwaniami jakie sobie uroiłem
-dziewczyna pyta co robimy o 22. Ja czuję wstyd. Projektuję go na to, że jeden chłopak mi ją zgarnie
-na schodach ruchomych stanąłem blisko kobiety. Przed nią pusto. Myślałem by się cofnąć. Ktoś stanął za mną. Czuję wstyd. Akceptuję tę emocję. Jest ze mną bo traktuję się jako ofiarę zależną od tego co robią inni. Uwolniłem trochę jego energii.
-szukam bezwarunkowej uwagi kobiety stojącej obok mnie przy przejściu dla pieszych, pożądam uwagi, czuje jej brak – robie to dlatego, że szukam w innych aprobaty dla siebie, akceptacji, bo sam sobie jej nie dawałem. Uwolniłem część tej energii.
-dałem komentarz na fb, poczułem wstyd i program się aktywował Co ludzie powiedzą? Nieważne-ego…
-przede mną stoi śliczna dziewczyna, unikam patrzenia na nia, opieram sie poczuć do niej pożądanie, obawiam się odczuć wstyd gdy ona zrobi coś, co ja uznam za atak, za gapienie się w nią
-widzę dziewczynę aktywną na messengerze, myślę że ona mimo bycia online robi coś mega ciekawego, łapie życie, a ja w sumie siedzę przed kompem, gram ofiarę, mam opór przed lekcją śpiewu, strzelnicą, piwem w starej zajezdni bo to dla mnie nowość – mieć zajety czas przez aktywności
-myślę że jak dziewczyna nie zgodzi się na wspólną relację, to bede robil sobie wyrzuty sumienia za te dwa ciężkie dni ze wspólnego wyjazdu gdy mogłem wszystko ustalić ale bałem się poczuć wstyd
-spotkałem współlokatorkę w drodze. Czułem wstyd i racjonalizowalem go na to, że powinienem był z nią więcej porozmawiać mimo że się spieszylem
-czuję strach przed nauką śpiewu
-kolega opowiada o imprezowaniu i czuję opór
-zobaczyłem siebie na zdjęciu z zaokrąglonym brzuchem – wyciagnelo to ze mnie wstyd, nie byłem swiadom na tyle by go uwolnić
-jestem w dużym skupisku ludzi na piwie, pomyliłem imię kolegi, poczułem wstyd, zauważyłem że trzymam się go po to by inni się na mnie nie złościli, uwolnilem część tej energii
-poczucie winy. Stałem w kolejce na zewnątrz i nie słyszałem wykładu ze sceny ze środka a moglem wrócić do dłuższej kolejki wewnątrz i przynajmniej słuchać. Uwolnilem część energii
-dlaczego powstrzymywałem się przed odczuwaniem radosci? M.in. bo jak ludzie pytali z czego się śmiejesz a tym bardziej co się tak cieszysz? lub z czego rżysz?, to musiałem się tłumaczyć z tego i czułem wstyd, wiec de facto uciekałem od wstydu
-przed spotkaniem dziewczyny chcę doładować się czymś wesołym żeby wypaść lepiej. Nie akceptuję swojego obecnego nastroju. Wstydzę się.
-dziewczyna zagaduje do barmana i się fajnie bawi
-czuję że z dziewczyną nic nie wyjdzie, bo naprawdę żadnego zainteresowania mi nie daje, jest mi cholernie szkoda, intuicja podpowiada żeby w to nie iść, bo nie czuję się dobrze w jej towarzystwie, mam mega dużo oporu, jestem pod wpływem alkoholu, wlałem go w siebie trochę, dziewczyna zagaduje do innych i mam ochote płakać, mam mega dużo myśli które przyjmuję jako prawdę, kręci mi się w głowie, chcę jej zrobić na zlosc, chcę zagrać ofiarę i wymusić na niej jakaś konkretną reakcję by była ze mną
-jest późno, pożegnałem się, płaczę, jest mi zle, czuję stratę, że już nigdy z nią nie będę, uciekam do mieszkania, zgrywam ofiarę, znowu będę miał poczucie winy, wydaje mi się że podjąłem racjonalną decyzję by nie iść na karaoke tylko wyspać się do pracy, sensowne mi się to wydawało zanim sie upilem. Chcę się skulić i zniknąć. Zapaść się pod ziemię.
-dziewczyna ze znajomymi nawet nie dała mi znać gdzie są i ja czekałem na nich a siedzieli 5 m obok – za parkanem
-wylewam na nią swoj żal i wstyd że pije a sam się upiłem
-biję się w głowę jak mogę być tak głupi, że podejmuję zle decyzje, czuję opór
-czuję złość do siebie że tak a nie inaczej potoczył się wieczór. Że ja chcę jej powiedzieć co do niej czuję, a ona nie daje mi szansy. W sumie mogę być bardziej bezpośredni
-żałuję że podjąłem tyle alkoholu – oczekiwalem, że pójdzie to w lepszą stronę. Jak mam jej powiedzieć że chcę z nią chodzić na karaoke skoro odmawiam jej pójścia na karaoke jak ona teraz chce
-źle mi się z nią rozmawia. To nie jest to. To nie to co z inną dziewczyną z pracy w moim wieku – super mi się z nią rozmawia.
-mam wyrzuty – skoro tak źle się teraz czuję to znaczy że podjąłem złą decyzję, czuję opór ale nie jestem w stanie go uwolnić
-myślę tylko o tym że im później powiem dziewczynie o tym co czuję i im bardziej będę forsował okoliczności do spotkania tym bardziej ona mnie nie zaakceptuje a ja sie rozczaruję bo ciągle żyłem myślami jakby to było fajnie być razem z nią.
-wyobrażam sobie jak fajnie bawią się na karaoke beze mnie bo się uważam za pierdoloną ofiarę i mam wrażenie że jak się tak okaże, to już tak w przyszłości nie postąpię, ale na pewno tak postąpię, bo jestem nieświadomy. Nie zrobiłem żadnej notatki na trzeźwo.
-powoli mi przechodzi, czuję że przynajmniej będę miał spokój w pracy i nie będę zmeczony
-czuję zawód i wstyd bo zapomniałem o intencjach jakie mam względem dziewczyny
-czuję że już straciłem szanse by być z dziewczyną, rozumiem że to bełkot mentalny, spowodowany zmaganiem się ze sobą, brakiem akceptacji siebie, teraz fantazjuję o seksie z dziewczyną by uciec od apatii, uwolniłem część oporu
-podważam swoją decyzję o nie pójściu na karaoke bo praktycznie nie spałem w nocy. Tak samo bym się wyspał nawet po 3h godzinach karaoke.
-widzę sprzeczność bo jestem chętny na karaoke w niedzielę mimo że do pracy mam jutro na 12. Tak. Uciekłem wtedy od odczuwania wstydu jak dziewczyna nie poświęciła mi uwagi tylko gadała z chłopakami przy barze. Dorabiałem teorie o tym co te chłopaki dla niej znaczą….
-widzę przystojnego pana i wyciąga on ze mnie brak akceptacji siebie. Powiedziałem sobie że jestem przystojny.
-w pracy przenieśli mnie w inne miejsce, stawiam opór przed emocjami jakie mogą ze mnie wyciągnąć klienci. Akceptuję jednak tę energię. Wydawało mi się, że stawiając opór będę miał kontrolę nad rozmowami
-opieram się wstydowi który wyciąga ze mnie błąd na naklejce podarowanej koleżance oraz opór przed wzięciem odpowiedzialności za rekrutację na magisterkę
-nie zgadzam się na swoje podejście do pracy że się ociągam i nie chce mi sie sprzedawać/rozmawiać z tymi ludzmi,
-widziałem zdjęcie kolegi, przypomniało mi się jak opowiadal że jego koleżanka miała z nim seks, nie sa w zwiazku a mieszkają razem, czuję wstyd z tego powodu, opieram mu się znów – rozumiem, że ten wstyd jest informacją dla mnie, że czuję brak seksu i tego nie akceptuje
-znajomi z pracy poszli na przerwę i mi nie zaproponowali, poczułem sie wyalienowany, smutny – próbuję to zaakceptować
-pomyślałem o tych klientach co pytają o decyzję żony, przypomniał mi się mój ojciec, podejmowanie męskich decyzji jest trudne, branie odpowiedzialności jest trudne, to jest przekonanie które moge zmienić
-analizuję – gdy jestem z dziewczyną sam na sam całkiem fajnie mi się z nią spędza czas, gdy jesteśmy już w gronie osób trzymam się wstydu i nie wiem jak się zachowywać, umysł podpowiada mi że to przez to, że jestem gorszy od innych, pragnę jej uwagi, chcę ją podświadomie kontrolować
-jak z koleżanką jestem w towarzystwie to nie jestem spięty tylko jak z dziewczyną
-mam opór przed wyjazdem za granicę, obawiam sie rzeczy głupich, ale to świetny moment żeby sie przełamać
-oglądanie siebie na nagraniu wyciąga ze mnie wstyd który projektuję na swój nos, swój wygląd z twarzy, bo ja np będąc dziewczyną bym się w sobie nie zakochał więc przerzucam to jeszcze na dziewczynę. Ego chce żyć w świecie fantazji i urojeń a nie prawdziwego odczuwania. Co z tego mam? Ego powstrzymuje mnie by nie podejść do dziewczyny i sprobować. Nie chcę się narazić na wstyd. Ale wstyd jest tylko informacją dla mnie. Zaakceptowałem go i część tej energii uwolniłem.
-wstyd bo w razie ataku na mnie i dziewczynę mógłbym jej nie obronić bo jestem słaby przez co jestem dla niej słabym materiałem na partnera. To tylko mętlik w głowie
-jak ktoś z kobietami przy mnie rozmawia na tematy np strojów kąpielowych, seksualności itp to wyciaga ze mnie wstyd, bo jak mógłbym z kobietą o tym rozmawiać, w szczególności z taką która mi się podoba, przecież nie powinno się na takie tematy rozmawiać. Zaakceptowałem wstyd. Zauważyłem, że postępowałem tak by kobiety mnie nie rugały i reagowaly złością na mnie bo p
wtedy czułem wstyd, uwolniłem część tej energii.
-opieram się by jechać z kolegą do cioci bo chcialem z dziewczyna jak ciocia zapraszała, czuję wstyd bo co ciocia powie i wyciągnie ze mnie jeszcze więcej wstydu, przerzucam swój wstyd na kolegę, może ten wstyd mi mówi abym nie oceniał ludzi po wyglądzie i odpuścił przywiązanie do dziewczyny?
-czuję opór, pojawiła się myśl że będąc z dziewczyną na wycieczkach wydam dużo pieniędzy i będę ciągle spłukany a mógłbym w tym czasie odłożyć pieniądze i to jest mega irracjonalne bo na razie tak wcale nie żyłem, zaakceptowałem i odpuściłem
-pragnę uwagi i chcę się pochwalić na fb jaki film ogladam w kinie
-w filmie jest o faszystach i trzymam się swojej racji
-podświadomie czuję że lepiej żeby dziewczyna mi powiedziała nie, wtedy nie będę musiał się starać i czuć strachu i wstydu
-nie akceptuję siebie i mam myśli o tym, że dziewczyna wygląda perfekcyjnie i dba o siebe, chyba mylę myśli z emocjami
-w filmie śliczna dziewczyna dała chłopakowi nadzieję całując go w klubie na dyskotece i poczulem w sobie stres i opór – co mi to dawało? Zrzucałem odpowiedzialność za to co się stało tylko na dziewczynę, jakbym ja był od niej zależny, zaakceptowałem tyle ile moglem i uwolniłem to
-stawiam opór emocjom związanym z tym że robię rzeczy z innymi ludźmi które chciałbym robić tylko z dziewczyną (jazda na rolkach)
-śmieję się w kinie bo mam swoje racje i nie puszczam się ich
-uaktywnił się wstyd i wyprojektowałem go na pierwszą rzecz która zobaczyłem – moje wystające kolana
JAK WYCIĄGAĆ WNIOSKI? SKORO ŚMIEJĘ SIĘ W KINIE I CZUJĘ WSTYD OD RAZU TO CZY ZŁE JEST TO ŻE SIĘ ŚMIEJĘ I NIE POWINIENEM SIĘ ŚMIAĆ? JAKI WNIOSEK Z TEGO PŁYNIE?
-czuję opór, zastanawiam się co ludzie myślą o tym że tak zywiolowo wyrażam swoją dezaprobatę i zniesmaczenie dla filmu
-czuję opór przed stwierdzeniem i powiedzeniem znajomym że nigdy więcej alkoholu w towarzystwie
-idę na spotkanie gdzie będzie dziewczyna. Czuję spiecie. Opieram się czemus. Chcę dobrze wypasc. Złapać jej uwage. Czyli czuję brak. Trzymam się braku uwagi. Mogę go puscic.
-poczułem stres, jest dziewczyna, myślę co powiedzieć
-czuję stres walcząc o uwagę dziewczyny w towarzystwie w szczególności gdy do kolegi zagaduje i podbija z nim rozmowę, ja to po prostu widzę, mózg mi to podsuwa, mogę to zignorować
-poszedłem do maka i znajomi nie zaproponowali nawet poczekac. Czuję pustkę
-myślę dużo o tym że dziewczyna teraz wcale nie ma ze mną kontaktu wzrokowego ani uwagi mi nie poswieca a kolega przestal jakby zarywać, wciąż zastanawiam się co z nią robić, czuję wstyd, spróbuje go wreszcie świadomie uwolnić
-zagadałem coś o pierwszym występie na scenie ale nie poszlo jakoś fajnie, powiedziałem że się stresuję, rozmowa poszła słabo, nie dalem jej wsparcia, ale chciałem dać wsparcie i ostatecznie wzięła wsparcie tylko od kolegi
-mam wrażenie ze dziewczyna siedzi w głowie bo ja jej nic nie przekazuję, mam ciągle jeszcze opór
-kiedy szukam wzroku dziewczyny nie dostaję go, siedzi jakby nieobecna
-miałem chęć zaprosić dziewczynę do tańca i poczułem opór przed wstydem, potem wstyd
-chciałem potańczyć z dziewczyną i się czaiłem, orbitowalem koło niej, wytrzymałem sie przed krokiem odwagi, wytrzymałem przed próbą
-spróbowałem zaakceptować ten wstyd i uwolniłem tyle ile się da
-im bardziej dziewczyna mnie zbywa nawet wzrokiem tym gorzej mi sie odezwać, ale przecież nie wiem co siedzi pod tymi pięknymi włosami
-jakiś pijak połączył kolegę i dziewczyna jako męża i żonę, objęli się, a mi było źle, miałem rację, że wszystko zmierza w te stronę, mam do siebie poczucie winy, że coś zjebałem, a teraz jak decyduję w emocjach to ja wcale nie chcę żadnej relacji z dziewczyna bo to NIE JEST TO COŚ
-teraz wykminiłem, bo uwolniłem część tego poczucia winy i wstydu, że chcę tak czy inaczej z nią porozmawiać, że jak ustalę z nią poziom naszej relacji to też ściągnę z siebie ogromną presję i potem będzie mi łatwiej w kontaktach z dziewczyną
Nawet jeśli powie NIE.
-kiedy na karaoke nie piłem to lepiej zniosłem to emocjonalnie, ale też więcej byłem spięty, z kolejnej zaś strony zacząłem część tego uwalniać, szkoda bo wzbraniałem się przed odważnymi decyzjami
-chciało mi się trochę wymiotować bo wciąż wiele tego wstydu wpuściłem w siebie, ale ogólnie jestem spokojniejszy. Zaczynam nawet dopuszczać fakt, że mógłbym nie być z dziewczyną i mieć z tym luz, niestety wciąż bardziej pożądam tego co ja uważam że może mi dać bo nie zauważam tego w sobie – poczucie męskości i wartości siebie, erotyzm
-pojawia się wiele myśli dotyczących co i jak jej powiem żeby ją przekonać do siebie, żeby nie odmówiła, buduję już jakieś wizje wspólnego życia, część już we mnie weszła, dopusciłem je, ale część zaczynam ignorowac. Pomedytuję by się oczyscic. Uspokoic.
-czuję poczucie winy że jak ten pijak spytał czy pan jest mężem dziewczyny to mogłem powiedzieć, że ona jest ze mną a pierwsze co zrobiłem to się zawstydzilem, że nie mnie wybral, to poczucie winy wg mojego ego przygotuje mnie na przyszłość, że jak o tym będę rozpominał, to zareaguję kiedyś w podobnej sytuacji inaczej, tę energię zaakceptowałem, uwolniłem ile tylko mogłem i potem znów bo innego kolegi porzuciłem by zdążyć na autobus, a się okazalo że wcale nie musiałem, byśmy zdążyli z jego uberem, a ja stanąłem na złym przystanku i mi odjechał sprzed nosa autobus
-czuję wstyd i doszła do mnie myśl że jednak kolega mógłby być lepszym partnerem dla dziewczyny, że ja na dziewczynę nie zasługuję a kolega tak, bo on przynajmniej będzie ja wspierał i doszła ta myśl do mnie. Wydaje mi się, że energia wstydu mówi mi, abym zaakceptował siebie i dzięki temu będzie mi łatwiej
-postanowiłem zrobić ćwiczenie przed lustrem, wyciszyło mnie to, odpuściłem sobie winy, którymi się katowałem ostatnio, zaakceptowalem swoje położenie obecne (przynajmniej w małym stopniu bo czuję że znów pojawiają się niskie emocje i głupie myśli), dałem sobie poczuć swoje ciało jakim jest i doświadczyłem miłości do siebie
-czuję stres, niechęć, apatię, opór przed wstydem, pojawila sie myśl by najpierw wybadać co dziewczyna do mnie czuje a potem zadecydować czy nadajemy na tych samych falach i jeśli ona mnie chce to powiedzieć, że chcę relacji a jeśli stwierdzi, że mnie nie kocha w żadnym stopniu to powiedzieć że ja nie chcę z nią relacji, ale to wciąż unikanie odpowiedzialności za swoje czyny
-uwolniłem teraz sporo wstydu. Był jak wielki głaz. Robiłem go na mniejsze kawałeczki i puściłem. Pewnie jeszcze się pojawi, ale mam go mniej. Chwilowo jestem spokojny. Czyli przed spokojem powstrzymuje mnie to że nie chcę uwalniać wstydu.
-dziewczyna skwitowała zaproszenie na rozmowę, że brzmi poważnie, a mnie przeszedł strach, bo czuję w jaką stronę to będzie zmierzało
Ale nie ma co się tego trzymać, nie ma co się tym czarować.
Nie ma czasu w żadnym terminie zaproponowanym przeze mnie. Uważam, że powinna ona teraz coś zaproponować, bo inaczej się narzucam, ale chcę w końcu wyjaśnić z dziewczyną na czym ja stoję.
-w drodze do pracy przyłapałem się na słuchaniu bełkotu umysłu. O tym jak już przedstawiam dziewczynę rodzinie i przyjaciołom. Przez kilka minut byłem jak wyłączony ze świadomości. Skupilem się na oddechu, decyduję nie słuchać tych myśli
NOWSZA CZĘŚĆ
Kiedy czuję się źle
-w pracy myślę o tym co i jak powiem dziewczynie, czuję stres, wstyd
-znów zastanawiam się co powiem dziewczynie, czuję wstyd, akceptuję i uwalniam
-umysł podsyła mi myśli, że dziewczyna odmówi mi tak samo jak nasi abonenci odmawiają mi nawet nie dając zaprezentować wszystkiego
-czuje że w ostatnie dni z dziewczyną nie dałem jej fajnych emocji, nie dałem jej wsparcia i będzie ciężko przekonać ją do siebie
-staram się ignorować te myśli, koncentruję się na oddechu i ich śledzeniu a nie przyjmowaniu do siebie jako prawdę
-mam myśl że powinienem się wyróżniać spośród tłumu innych mężczyzn, a oni są silniejsi ode mnie i np w tańcu z kobietami podnoszą je i wywijają z nimi, ja zaś czuję wtedy wstyd bo tak nie potrafię
-wciąż myślę co jej powiedzieć i jak się zachować, jak to będzie, co odpowie, czy mam szansę
-czuje że gram ofiarę, nie angażuje się w luźne rozmowy z kolegami w pracy dlatego, że przytłaczam się akcją z dziewczyną
-chyba ściągnięcie dziewczyny na siłę na spotkanie i propozycja stworzenia relacji nie jest dobrym pomysłem, w sensie spodziewa się pewnie czegoś zupełnie innego i nie będą jej towarzyszyły miłe emocje
-pomyślałem o porno żeby stłumić wstyd jeśli dziewczyna nie podejmie propozycji – zrobiłem notatkę, byłem tego świadom i postarałem się to uwolnić.
W rozmowie powiedziałem dziewczynie, dukając, z lekko łamliwym głosem, zbierając słowa, że chcę z nią być. Chcę jej bliskości i relacji. Odrzekła, że umawia się z kimś z Warszawy a pocałunki w górach to kwestia bycia pijaną i łapania chwili. Nic do mnie nie czuła. Ustaliliśmy, że chcemy się dalej kumplować.
-powiedziała, że skoro chciałem się z nią tylko całować to chyba nie jest to dla niej komplement (że niby brzydka czy coś)
-po wyznaniu dziewczynie mam teraz myśli że nie będę szanował kobiet, skoro mają do mnie takie podejście, że można je wyruchać a one i tak będą miały to gdzieś, bo się z kimś innym umawiają
-myśl że to jednak ja miałem rację a nie Piotrek a potem rozkmina czy chcę mieć rację czy spokój
-dziewczyna mówiła że mogłem zaprosić ją na randkę i wtedy pogadać a tego nie zrobiłem
-idę z dziewczyną i ją oceniam i mi smutno i mi źle-potępiłem dziewczynę, jest mi z tym źle
-[w domu]jest mi smutno, płaczę, pojawia się myśl że jestem beznadziejny
-mam jeszcze myśl że ten gość z Wawy to jednak kolega może być i mnie dziewczyna okłamała, wtedy bym chciał urwać z nią kontakt, tak bardzo bym się wtedy pogniewał…
-nie rozumiem takiego podejścia że alko do oporu i ruchamy się
-czuje złość, dam czas tej emocji, dopuszczę ją-po co mi ona? Bo wtedy nie biorę odpowiedzialności za swoje czyny z wyjazdu ani za to co było potem, tylko zwalam na dziewczynę winę
-opieram sie emocjom, umysł racjonalizuje to tak, że co teraz będę robił w jej towarzystwie wśród znajomych? Dalej się wstydził?
-mam poczucie winy bo dopuściłem do sutuacji gdzie poczułem bardzo dużo wstydu, gniewu i złości
-teraz chciałbym się umawiać z koleżanka z mojej pracy
-teraz boję się że znajomi z impro będą mnie traktować jak przegrywa co się zaangażował w relację z kobietą nie z jego poziomu – ego mnie chce przekonać, że to prawda
-czuję opór i niezgodę na to co się stało dzisiaj – dziewczyna potraktowała mnie w stylu: co ty chciałeś ode mnie dzieciaku, ja ci nic nie dałam
-myślę o porno by stłumić opór związany z odczytywaniem notatek z ostatniego tygodnia
-zastanawiam się zatem kim jest ten chłopak dziewczyny i co on ma czego ja nie mam i w czym jest lepszy ode mnie by może takie rzeczy nadrobić
-wciąż nie dopuszczam że dziewczyna po prostu mnie tak zbyła a ja nie jestem i nigdy nie byłem dla niej kimś wartościowym. Mam smutne życie i sam jestem gównem. Domyślam się że to ego mi tak wmawia na podstawie wstydu który czuję.
-potępiam siebie że można być tak nieogarnietym, tak niedorozwiniętym.emocjonalnie by stracić kobietę, o której się marzy
Non stop myśli. Non stop. Jakakolwiek sytuacja – myśli. Coś poczuł – myśli. Czy są tu jakiekolwiek pozytywne myśli? Nie. Są same negatywy, bo to ściek. Podkreślę –
to, że coś nazywam negatywnym, nie mówię tego w kontekście, że to złe. Negatywne to ujemne, osłabiające – niesprzyjające.
Ale niezbędne jest, by wyszło, by stało się świadome.
Czy wymioty są pozytywne? No w pewnym kontekście tak – bo organizm usuwa to, co zbędne lub trujące. A ludzie nie pozwalają sobie na wywalenie tego z siebie, tylko się trzymają. Tak jakby łykali wymiociny z powrotem, a potem dziwili się, że cały czas źle się czują. I to jeszcze przez kogoś.
Jak się do tego odnieść?
To jakby ktoś dał mi kłębek supłów i węzłów, który trzymał w kieszeni latami i powiedział “odwiąż”.
Moja rada – wywalić do kosza i zapomnieć.
Naturalnie łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić. Jak zrobić, wyjaśniam w Programie WoP. Dlatego zawsze czerwoną lampką są prośby typu:
Jesteś moim lekarzem. Przepisz mi, proszę, receptę.
Mężczyzna ten ma WoP od 2018 roku, zaczął go drugi raz z moją pomocą, z której na razie niewiele korzysta. I nagle prosi o rozwiązanie… A co to jest WoP? Ciekawostka zoologiczna? Haiku dla zabicia czasu?
Widzimy opór przed zmianą, czyli zwyczajną niechęć do zmiany. Widzimy non stop dojenie toksyczności, negatywności – emocjonowanie się, hipnotyzowanie mentalizacją. Nakręcanie tego i siebie za pomocą tego. Widzimy niechęć do odpuszczenia, zmiany, korekty.
Na to nie ma cudownego leku. Albo zdecydujesz się na zmianę i odpuszczenie negatywności, albo nie. Ty wybierasz.
Dostrzeżenie i/lub nadanie wartości zmianie to bardzo ważny krok rozwoju. I nikt nie może go wykonać za Ciebie.
No bo oczywiście możemy chcieć traktować siebie za gówno i uważać swoje życie za bezwartościowe. Droga wolna! No ale wiedząc, że możesz dokonać zmian na lepsze, to czy nie wyrazem jakiejś formy prymitywizmu jest nie wybrać tych zmian? I często jeszcze słyszę – “No ale mi wygodnie”. No to jak wygodnie, to skąd narzekanie? Bo to narzekanie dla samego narzekania.
Jeśli tak żyjesz – ok. Masz do tego pełne prawo. Ale bądź świadomy/a konsekwencji takiego życia. A jeśli jeszcze używasz tych konsekwencji jako pretekstu, by zazdrościć i skrycie nienawidzić innych, którym wiedzie się lepiej – zalecam naprawdę na poważnie terapię i/lub grupy 12 kroków.
Odpowiedzi i rozwiązania są podane krok po kroku w WoP. Należy się z tym zapoznać, przećwiczyć, a następnie –
stosować w swoim życiu.
A tu prośba, bym napisał rozwiązanie… Nie po to ponad 4 lata tworzyłem WoP, testowałem, włożyłem w to tysiące godzin ciężkiej, poważnej pracy (i nadal wkładam), by specjalnie dla kogoś pisać to drugi raz, bo się nagle ocknął, że ma problem.
To zawsze rodzi u mnie pytanie jak ta osoba właściwie pracuje nad sobą? Jakie jest jej podejście do WoP, siebie, swojego życia? Nagle po dwóch latach prosi o rozwiązanie na temat myśli, które jest podane jak byk już w Module 3, a następnie kolejne elementy do całkowitego rozwiązania w kolejnych Modułach.
To albo totalne niezrozumienie albo bujanie w obłokach, bimbanie sobie i fantazjowanie jak to się robi super program jeee jeee baby…
Mężczyzna ten miał rozwiązanie przed nosem od 2 lat ale nigdy go nie zastosował. Teraz dopiero zabolało i dlatego zaczął. Więc jak zwykle. Przynajmniej zakładam, że zaczął.
Przez tydzień przeżywał wewnętrznie piekło. A z korespondencji wiem, że od lat. I być może faktycznie dziewczynie znudziło się czekanie i zaczęła się umawiać z kimś innym.
A powiedziała mu dokładnie to, co ja mu powiedziałem kilka tygodni temu – umów się z nią i powiedz o co Ci chodzi.
Wolał jednak swoje dramaty. Czekał, odkładał. Poza tym nigdy nie ustalił o co mu chodzi. Mnie się pytało co mu chodzi… A mało jest ludzi, którzy będą na nas czekać w nieskończoność.
Nad analizą tych zapisków można spędzić miesiące.
Ale jeśli nie zostaną usunięte przyczyny – źródło – to w kolejnym tygodniu będzie równie wiele myśli lub jeszcze więcej.
To pokazuje, że zajmowanie się myślami to praca nieskończona i nieefektywna.
Mężczyzna ten zajmując się myślami, opierając się emocjom i projektując je na świat nie doprowadził do zadowalającej sytuacji.
Ty też nie doprowadzisz.
Nikt nie doprowadzi.
Jesteś zadowolony/a ze swojego życia? Jeśli nie – dlaczego nie? Jeśli nie, to pora na zmianę.
Pytanie kiedy wyciągniemy poprawne wnioski? Kiedy zaczniemy poważną pracę, przewartościujemy swoje życie, skorygujemy intencje, postrzeganie, wybierzemy, by przestać doić mentalizację i emocjonować się bez wypierania tego co czujemy?
Ja mu rozwiązanie podałem. Nie skorzystał. Wolał dalej hipnotyzować się tym bełkotem.
Nie chciał spokoju, wolał swoją rację i emocjonowanie się.
To ten mężczyzna, którego część wypowiedzi już przytoczyłem:
“Problem jest gdzie indziej. W braku konsekwencji. I uwalniania w sytuacjach realnej potrzeby.
>No i dlaczego nie uwalniasz w tych sytuacjach?
Wiesz co, już miałem pisać jakąś wymówkę, ale wiem, że jeśli będę szukał kolejnych wymówek, to nic nie zmienię. Po co mam uzasadniać coś, co jest złe. Mogę uwolnić się od emocji jeśli tylko chcę.”
Więc żył tak jak poniżej praktycznie od zawsze i na moje rady i rozwiązała szukał wymówek, by ich nie zastosować… Dopiero teraz dostrzegł, że zawsze mógł się odkleić ale tego nie wybierał.
Czy od teraz wybierze? Czas pokaże.
Dlatego mówiłem – zmianę wymusza na nas zazwyczaj dopiero ból. Jak nas zaboli wystarczająco mocno, jak stracimy coś/kogoś cennego, to dopiero decydujemy się na zmianę. W moim przypadku właśnie tak było.
A do tej pory co? Np. to co u tego mężczyzny – wymówki.
Widząc te myśli, ten malutki wycinek z jednego tygodnia życia jednego człowieka, miejmy świadomość, że tak wygląda życie wewnętrzne 80% ludzkości. Mówię to WYŁĄCZNIE po to, by przestać użalać się, fantazjować i zazdrościć jak to pozornie wszyscy są szczęśliwi, tylko my nie.
Masz się zajmować SOBĄ. Nikim innym.
Jak widzimy z notatek – mężczyzna ten mentalizował na temat życia innych ludzi, a swoje uważał za bezwartościowe i na tej podstawie o nie nie dbał.
Przypomnę – wartość i znaczenie wszystkiemu w naszym życiu nadajemy my. Każdy określa sam, co dla niego znaczy wszystko i wszyscy w jego życiu.
Jeśli znaczenie i wartości nadasz głupio, to będzie Ci trudno.
Można rzec, że na tej planecie w temacie człowieczeństwa wszyscy jesteśmy amatorami.
Ja żyłem dokładnie tak samo jak ten mężczyzna. Miałem takie same myśli, a nawet czasami i gorsze. Bo to proces nieskończony, ciągły. Ale też bezosobowy. Zależy od emocji, a emocje to konsekwencja tego jak postrzegamy siebie, swoje życie, różne jego aspekty, itd.
Tylko ja byłem na takim poziomie, że non stop się wpatrywałem, hipnotyzowałem tym mentalnym ściekiem i dorabiałem znaczenie, nadawałem wartość na tej podstawie wszystkiemu w moim życiu.
A następnie traktowałem to jako usprawiedliwienie siebie i wymówkę, by dalej żyć nieświadomie i bardzo negatywnie względem siebie. Względem innych też.
Pamiętam, że kiedyś “zakochałem” się w dziewczynie i miałem taką manię, że co nawet pół minuty sprawdzałem telefon i komputer czy napisała/odpisała. Ja nie podejmowałem żadnych kroków, by pogłębiać relację. A potem okazało się, że zakochała się w innym i to jeszcze obcokrajowcu. Naturalnie moją reakcją był ból, który od razu ukryłem gniewem i winą. Następnie ją zraniłem wywalając swój syf na nią. A ona nawet pojęcia nie miała, że ja do niej cokolwiek fifu fifu. Ani tym bardziej nie spodziewała się ode mnie takiej petardy.
No ale jak każdy niedojrzały, nieświadomy, zauroczony chłopak sądziłem, że moje uczucia są tak ważne, tak znaczące, tak niesamowite, że każdy na pewno wie co czuję, liczy się z tym, też to uznaje za ważne, doceni je i kobieta powinna paść w moje ramiona płacząc ze szczęścia… hehe ;)
Dopiero gdy naprawdę porządnie zabolało zacząłem szukać pomocy. Zacząłem dążyć do zmiany. Powoli, mozolnie. Bo nie wiedziałem co jest do zmiany, ani jak. A gdy się dowiedziałem po popełnieniu setek błędów i pomyłek, zobaczyłem, że naokoło jest masa ludzi, którzy szukają tego samego lub nawet jeszcze nie zaczęli, a bardzo tego potrzebują. Dlatego powstał Program WoP i ten Serwis.
A gdy dochodzi już do bolesnej sytuacji, szukania i znalezienia pomocy, pojawia się znowu masa wymówek. Oczywiście opartych o emocje.
Ludzie mówią, że boją się medytacji, że ich coś opęta, że to niezgodne z religią, bla bla bla.
Widząc te myśli – czy to już nie przypomina opętania?
Ale lepiej bać się duszków, niż zacząć mądrze, dojrzale, świadomie żyć.
Ludzie oczywiście sądzą, że to oni to wszystko myślą i że to jest sensowne. Ale to ściek. To mentalny rzyg, który należy ignorować.
Niech ktoś pokaże w tych notatkach choć odrobinę rozsądku.
A jeśli się ktoś obrazi “No ale to MOJE myśli! To nie żaden mentalny rzyg!”, to ja zapytam – a po co się do nich przywiązujesz? Dlaczego rościsz sobie do nich prawa? Wiatr też nazywasz swoim, bo czujesz go na swojej skórze?
Myślenie to proces bezosobowy! Traktowanie myśli jako swoich, to jak traktowanie chodnika jako Twojego, bo po nim chodzisz.
Twoją odpowiedzialnością jest mądre korzystanie z myśli, mądre nimi zarządzanie na podstawie mądrych intencji, NAUKA odróżniania głupoty od mądrości. Ale uznawanie ich za swoich to wyraz niedojrzałości, bo to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Myśli nie są niczyje.
Czy spodnie, które masz na sobie są Twoje? Na pewno? Niby dlaczego? Bo za nie zapłaciłeś/aś? No ok ale to tylko mentalna umowa. Nie ma jej w rzeczywistości. Każdy rozsądny człowiek wie, że jak ktoś nosi spodnie, to prawie na pewno je kupił. Nikt Ci ich nie zabierze, nie ściągnie z tyłka ;) Ale poza tym mentalnym kontraktem nie ma tego w rzeczywistości. Możesz nawet napisać umowę, że to Twoje spodnie i może ją podpisać 7 miliardów ludzi. No i co z tego? Nadal tylko nosisz na tyłku ciuch i tyle. Nazywanie go swoim nic nie daje, a w przypadku utraty lub uszkodzenia wprowadzi do Twojego życia niepotrzebną emocjonalność.
Zamiast “MOJE spodnie” postrzega to jako “spodnie”. To “moje” jest zbędne.
Zamiast “moje myśli” mów “myśli”. Nie przywiązuj się do nich i nie nadawaj im znaczenia.
Bo co masz z tego, że coś lub nawet kogoś nazwiesz swoim? Uczucie dumy? No to przypominam, że duma nie sprzyja życiu i poprzedza upadek.
Duma jest pozytywna WYŁĄCZNIE w kontekście jeszcze niższych od niej stanów jak apatia czy żal.
W szerszym kontekście duma jest negatywna.
I na podstawie przytoczonych myśli widzimy, że faktycznie tak jest. Żadna z tych myśli nie sprzyja niczemu pozytywnemu. Ale można im wierzyć i kierować się całe życie. A potem mówić “c’est la vie”.
Tu nie ma rozsądku. Jest tylko mentalizacja oparta o emocjonowanie się.
To służy wyłącznie przeżyciu ego. A ego ma gdzieś to czy właściciel cierpi, zmaga się, a nawet czy umrze.
Ego chce się emocjonować i odda za to wszystko.
Ale zanim znowu zaczniemy się emocjonować, tym razem pretekstem będzie do tego jakieś ezoteryczne postrzeganie ego, na szybko co to jest ego:
ego to Ty – Twój dotychczasowy poziom rozwoju. To Ty i Twoje życie.
Ego to wszystko kim się staliśmy przez własne wybory – to wszystko w co wierzymy, co uważamy, co sądzimy, jak to interpretujemy, to wszystkie nadane wartości i znaczenia, wszystkie utożsamienia, nasz poziom świadomości oraz wszystkie konsekwencje naszych decyzji.
A że ego to nie ostateczny poziom rozwoju. Więc jak ktoś mówi “ego mi na to nie pozwala”, “ego ma korzyści z sabotowania mnie”, to prawda brzmi “ja sobie na to nie pozwalam”, “ja mam korzyści z sabotowania siebie”. Nie ma żadnego odseparowanego od Ciebie fantazyjnego “ego”. Ego to tylko nazwa, przez którą każdy rozumie co innego. I którą dzisiejsza nauka stara się jakoś wytłumaczyć, zbadać.
A mędrcy od tysięcy lat mówią – badaj siebie. Prawda jest w Tobie. Ty jesteś życiem. Nie ma żadnego odseparowanego życia, ani świata.
Bo każde doświadczenie na tej planecie jest radykalnie subiektywne.
Porównywanie się z innymi, to jak porównywanie jabłek i pomarańczy. Można ewentualnie porównać jakieś ich aspekty i cechy ale nie całość. Bo to zupełnie inne ekspresje rzeczywistości. A w przypadku ludzi jest to jeszcze bardziej złożone. Kolosalnie bardziej.
To my dla wygody nazywamy się nawzajem ludźmi. To tak jakbyśmy wszystkie owoce nazywali jabłkami. A wiesz ile jest odmian jabłoni? Wikipedia podaje 182 odmiany, mutanty, klony i sporty oferowane do sprzedaży tylko w Polsce. “Odmian” ludzi mamy 7 miliardów.
A czym ego jest ludzkość wie od tysięcy lat. Tylko w gąszczu mentalizacji i przekazywania sobie bzdur przez ludzi oraz oczywiście z fundamentalnego faktu, że człowiek nie ma możliwości odróżnienia prawdy od fałszu, mało kto wie co jest faktami, a co bujdą na temat ego.
“Ego” to poziom rozwoju, którego jedną z konsekwencji jest Twoje życie. Twoje życie to też ego. Na poziomach, w których dominuje emocjonalność i mentalizacja, czyli wstydzie, winie, apatii, żalu, strachu, pożądaniu, gniewie i dumie, ego to nieświadomość – kierowanie się każdą racjonalizacją emocjonalności jaką poznaliśmy. To życie bardzo oderwane od rzeczywistości i praktycznie same projekcje zaniedbań na świat i ludzi.
Każdy poziom świadomości ma tysiące różnych ekspresji, tak jak sama jabłoń ma setki, jeśli nie ponad 1000 różnych ekspresji (w samej Polsce prawie 200). Tak samo i wyższe stany, np. miłość. Miłość to zarówno bezwarunkowa pomoc cierpiącym, odwaga, by chronić swój kraj podczas wojny, to gotowanie dla bliskich rosołu z miłością w sercu, to merdanie psiego ogonka, to mruczenie kota i śpiew ptaków.
Trudno to wszystko ze sobą porównać, bo to totalnie różne ekspresje. Ale towarzyszy im energia miłości.
Psa i rosołu raczej nie można porównać. A ile jest ras psów i sposobów na ugotowanie rosołu? A poza tym rosół z tego samego przepisu można ugorować jako ofiara, z musu, niechętnie, może przygotować go maszyna, a można go ugotować troskliwie z intencją miłości. W każdym przypadku smakować będzie diametralnie inaczej.
Jednak mentalizacja to nie wszystko.
Bo nie ona stanowi problem, tylko naprawdę wiara w to, że jest prawdą, budowanie swoich opinii i percepcji o sobie, ludziach, świecie.
Chcąc nie chcąc, wszystko i tak zawsze opiera się na wierze.
Nawet twierdzenie “ja w nic nie wierzę” jest przecież wiarą w to twierdzenie…
Zaś u tego mężczyzny widzimy potępianie się, wyszydzanie, gardzenie, traktowanie bez wartości i znaczenia. Głównie siebie. I sądzenie, że zbawienie od tego da nam dopiero inna osoba… Więc automatycznie budujemy jej wyolbrzymiony, uświęcony wizerunek. A ta osoba może w tym czasie dłubać sobie w nosie i kląć, bo sobie przypaliła obiad lub schrzaniła rosół. ;)
Problemu nie ma w tych myślach ale tym, że ten mężczyzna uznaje je za ważne.
A teraz pokażę jak wygląda skupianie się na myśleniu ludzi sukcesu, ludzi rozsądnych, zdrowych, dojrzałych.
Uwaga! Bum!
[ ……
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
Ajajaj.
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
Hmm, jak to rozwiązać? Spróbuję tak.
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
Tumti tumti tam! :)
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
O! Zapomniałem kupić jajka! Dobrze, że sobie przypomniałem!
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…
…]
Dla jasności – myśli każdy ma non stop. Ale człowiek zdrowy skupia się na tych istotnych w danej sytuacji. Tych naprawdę istotnych. Rozwój oznacza m.in. to, że uczymy się rozpoznawać to co istotne od bzdur. Uczymy się to przesiewać.
Świadomość wyłapuje te myśli, które pokrywają się z poziomem świadomości oraz intencją. To się dzieje automatycznie.
Nie można przerwać myślenia, ani ich dostrzegania, bo taka jest natura świadomości. Tak jak nie można bardzo chcieć nie krwawić po skaleczeniu. Fakt – ciało po skaleczeniu krwawi, bo taka jest jego natura. Co możemy zrobić, gdy do tego dojdzie? Zająć się skaleczeniem oraz żyć nieco bardziej uważnie. Ale nie zmienimy natury – rzeczywistości. Wszystko jest jakie jest.
Zaś naturą świadomości jest zarówno kreacja jak i ewolucja. Bo kreacja i ewolucja to jedno i to samo.
Ja mam w umyśle też tysiące myśli non stop.
Ale dziś już prawie nie zwracam na nie uwagi. Kiedyś zwracałem non stop. Kiedyś wpatrywałem się w nie jak w święty obrazek. Fanatycznie. Każda była dla mnie rzeczywista, opisująca świat, ludzi.
A to był zwyczajny bełkot racjonalizujący i nakręcający to co czułem.
Ale że nie miałem w ogóle innego punktu odniesienia – nie znałem innego kontekstu – no to dla mnie myśli = ja = rzeczywistość. Moja. I jaka? Smutna, gorsza, bezwartościowa. Niegdyś jedyny powód, dla którego nie skoczyłem z okna, to było tylko to, że bym sprawił ból swoim bliskim. Nawet w tym temacie nie czułem się wolny ;)
Co ciekawe inni mężczyźni, którzy mieli myśli samobójcze mówili mi dokładnie to samo… co ukazuje bardzo ciekawy aspekt myślenia – że myśli są dokładnie takie same na takim samym poziomie emocjonalnym.
Dlaczego czasem ludzie powiedzą to samo lub jedna osoba coś powie, a druga zszokowana mówi – “Wow! Ja myślałem/am o tym samym!” No bo to oczarowanie, że człowiek myśli. Człowiek tylko wpatruje się w myślenie i będąc na jakimś poziomie wyłapuje takie a takie myśli. Więc dwie osoby na podobnym poziomie dostrzegą to samo. Nie ma się co tym szokować, ani ekscytować. No ale trzeba troszkę się dowiedzieć o rzeczywistości.
Zaś ja temu, co czułem się opierałem i wypierałem, przez co nie mijało i rosło. Natomiast wpatrując się w mentalizację, cały czas widziałem tylko racjonalizacje i przerzucanie odpowiedzialności na świat – a to jakichś ludzi, a to jakieś wydarzenia. Za wszystko co czułem. Oczywiście nie zapominałem obwiniać siebie i wstydzić się za to za kogo się uważałem i nie pozwalałem sobie na nic, bo także non stop czułem strach i się opierałem.
I 80% ludzkości sądzi, że jest coś nie tak ze światem…
M.in. dlatego Jezus już 2000 lat temu powiedział, że widzimy źdźbło w oczach innych ludzi, a belki w swojej nie dostrzegamy.
A my tę belkę uznajemy za lunetę… Ba! Niektórzy za mikroskop!
I to chcemy zmienić? Powiedzmy, że zmienimy jedną myśl. A w tym czasie pojawiło się tysiąc kolejnych.
Z tym chcesz rozmawiać? Przecież te myśli mają wszystko gdzieś. Pojawiają się same, nie wiadomo skąd, nie wiadomo po co. A jak przelecą, to pojawiają się kolejne. Żadna nie ma celu nic Ci zrobić. Myśli przelatują jak wiatr i fale na morzu. To bezosobowe, po prostu jest.
Gdy to zaobserwujemy, zobaczymy, że zatrzymują się wyłącznie te myśli, którym my nadamy znaczenie, sens lub stawimy opór.
Cała reszta jest i za moment jej nie ma.
Dlatego tak ważne jest wzrastać w świadomości, bo dzięki temu m.in. zaczniemy wybierać i zatrzymywać coraz mądrzejsze myśli. I kierować się będziemy coraz mądrzejszymi intencjami. A to odzwierciedlą coraz przyjemniejsze doświadczenia w naszym życiu.
Każdy może sobie powiedzieć “Ja jestem jaki/a jestem”. Ok ale to nie jest cała prawda. Bo jesteś jaki/a wybierasz być. To nie jest wyryte w kamieniu. A czy to zmienimy to 100% nasza odpowiedzialność.
Lista przedstawiona przez tego mężczyznę zawiera jeśli się nie pomyliłem w liczeniu, 161 pozycji.
I teraz zobacz tą:
– myśl że to jednak ja miałem rację a nie Piotrek a potem rozkmina czy chcę mieć rację czy spokój.
To jest dokładnie to – “dostrzegasz źdźbło w oku brata swego, a belki w swoim nie dostrzegasz”.
Ten mężczyzna uwierzył w ponad 160 bzdur (na pewno wiele więcej, bo często są to opisy myślenia, a nie konkretne myśli, a poza tym mówimy tylko o myślach z jednego tygodnia). Z czego zdał sobie sprawę (a z czego nie?). Ale oczywiście ważne jest, że w jednej to on miał rację, a ja się myliłem.
Zresztą nie uważam, że się myliłem. Jednak załóżmy na rzecz rozważań, że się pomyliłem w tej jednej rzeczy.
Mamy więc stosunek 1:161.
Gdybyś na teście odpowiedział(a) poprawnie na jedno ze 161 pytań, to byś go zdał(a)?
Rolą notatek jest to, że przestajemy non stop oczarowywać się niekończącą się papką mentalną i możemy zacząć rozsądną analizę. Bo skoro wiemy, że myśli zasilane są przez emocje i opór, a emocje i opór to odpowiedź psychiki na to jak postrzegamy coś/kogoś, no to idąc po nitce do kłębka możemy znaleźć prawdziwe źródła i przyczyny.
Nie ma ich świecie. Ani próby życia w świcie z takiego poziomu nie dadzą nam rezultatów z poziomu wyższego.
Rozważmy np. tę pozycję:
-jak przeglądam zdjęcia na których jestem to czuję wstyd i poczucie winy bo siedziałem podczas ich robienia w swojej głowie, byłem nieuważny i wychodzi na nich jak jestem zdystansowany od reszty grupy, ale to tylko racjonalizacja umysłu
Dzięki temu, że mamy to zapisane, dostrzegamy, że problem leży w wyprojektowywaniu wstydu i winy na różne sytuacje, a nawet na przedmioty jak zdjęcia i non stop postrzeganie przeszłości przez negatywny pryzmat. Nie ma tu mowy skąd ten wstyd i wina.
Co jeszcze nie zostało uświadomione, zaakceptowane, przepracowane, uwolnione, wybaczone? Jak postrzegamy przeszłość przedstawioną na zdjęciach? Z jakich pozycjonalności wychodzimy?
Mowa o dystansowaniu do grupy. Ale nie ma mowy o przyczynach tego dystansowania.
A potem stwierdzenie bez pokrycia “to tylko racjonalizacja umysłu”. Przede wszystkim nie “tylko”. Umysł racjonalizuje emocje ale emocje to konsekwencje tego jak my postrzegamy daną sytuację/osobę i siebie względem niej. A jak je postrzega ten mężczyzna? Czy jest tego świadomy?
Z jakichś powodów ten mężczyzna wolał trzymać się z dala od grupy. A teraz jeszcze się tego wstydzi i za to obwinia. Więc nie tylko problem jest w postawie dotyczącej towarzystwa ale traktowania siebie za błędy, gdy dostrzega błędy w swoim postępowaniu.
Oczywiście myśli te mają jeden wspólny mianownik – zajmowanie się konkretną osobą – jakąś kobietą. Widzimy, że im niższa świadomość w danym obszarze, tym więcej mentalizacji, emocji, zmagania i tym mniej rezultatów lub niezadowalających, lub totalny ich brak, tym mniej radości, spokoju.
Obszar, w którym wszystko jest ok możemy rozpoznać w taki sposób, że nie mamy o nim myśli. A gdy skierujemy na niego swoją świadomość, to czujemy spokój.
A ile osób mówi – “Kocham Ciebie, bo myślę o Tobie!” Myślenie wskazuje na wewnętrzny problem, a nie miłość. Pies Cię kocha i to jeszcze bezwarunkowo (do czego jest zdolne jedynie ok. 0,4% ludzkości) i nie potrzebuje do tego myśleć.
Kochanie to sposób w jaki odnosimy się do siebie i innych, to jakość BYCIA w świecie. A nie emocja, ani myślenie. Miłość nie bierze się skądś. Albo jesteś miłością, albo nie.
Miłość to też nie ROBIENIE. Bo dać kwiaty można z egoistycznych pobudek, czując się jak ofiara, bo trzeba… a można dać kochając. To że wręczamy kobiecie kwiaty nie ma żadnego znaczenia. Całe znacznie nadajemy my dla siebie i kobieta dla siebie.
Gdy dostrzeżemy te myśli i nazwiemy je po imieniu, to dostrzeżemy, że to nie miłość, tylko co najwyżej fantazjowanie, erotyczne myśli, a także nadawanie urojonych wartości, projekcja tego, czego brak w sobie widzimy, pragnienie kontroli, akceptacji, uznania, często też to co gdzieś przeczytaliśmy na przykładzie przytoczonej mentalizacji.
Dlatego praktycznie nikt nie zdaje sobie z tego sprawy, bo praktycznie nikt nie zapisuje myśli, nie jest nawet świadomy, że są jakieś myśli. Ponad 80% ludzkości nie ma zdolności, by nawet odróżnić siebie od myśli.
Taka osoba jak widzi myśl “jestem do niczego”, to jest do niczego! Prosta piłka! Jak łatwo się tak żyje…!
Jak widzi “podczas medytacji mogę zostać opętany/a” to też w to wierzy. A jak jeszcze poczuje strach i opór, to już na bank tak będzie! Najlepiej dla bezpieczeństwa obejrzeć porno lub napić się piwka!
Dlatego pojawiają się różne dolegliwości, a nawet ciężkie choroby (jak uzależnienie), by zmusić nas do zmiany, do rozwoju. Do PRAWDZIWEGO rozwoju, a nie tylko czytania, pompowania umysłu i podświadomości wiedzą.
Bo możesz 100 lat afirmować, że masz milion dolców ale jak nie ruszysz dupska, to Ci milion dolców nie pojawi się na koncie.
Pod każdą myślą i za każdą emocję kryje się jakiś nieuświadomiony problem. Jakaś pozycjonalność (lub kilka), przez którą trudno się nam żyje. Oraz korzyści z jej utrzymywania.
Co robimy z bólem fizycznym – od razu zwracamy świadomość na miejsce, które nas boli. Sprawdzamy czy nic nie jest złamane, uszkodzone, przetarte, czy nie ma krwi. Badamy to miejsce. A jeśli faktycznie coś jest, to się tym zajmujemy lub idziemy do specjalisty. Dzięki temu ból zniknie, bo zajmiemy się jego przyczyną.
Dlaczego więc z tzw. “bólem emocjonalnym” robimy coś zupełnie innego – opieramy się, tłumimy go, zwalamy za niego odpowiedzialność, gramy ofiary i jeszcze sądzimy, że to bezpieczne, dobre, komfortowe?
Albo jeszcze mówimy “on/ona mnie zranił(a)!”, “TO mnie boli!”, “nie zachowuj się tak, bo źle się z tym czuję”, “To mnie stresuje!”, “TEGO się boję”, “Nie denerwuj mnie!”, etc.?
Jeśli się potkniesz i upadniesz na ziemię, to ziemia Cię potknęła, czy Ty szedłeś/szłaś nieuważnie? Gdzie jest problem? Gdzie jest rozwiązanie?
Może rozwiązaniem jest totalne wypłaszczenie ziemi, zabranie każdego kamyczka i nierówności, by już nikt nigdy się nie potknął? A może rozwiązanie jest kolosalnie prostsze i łatwiejsze?
A jeśli już się potknąłeś/potknęłaś, to jak do tego podejść? Jak to rozwiązać? Co jest problemem?
Zaobserwowano wśród dzieci, że jak upadnie i boli, to zaczyna płakać, co jest normalne. A następnie dziecko rozgląda się czy ktokolwiek zwraca na nie uwagę. Jeśli tak, to płacze non stop, aż ktoś się zainteresuje, podejdzie. A jeżeli dziecko nie zobaczy żadnej reakcji ze strony innych, szybko temat załatwia w sobie, przestaje płakać, ociera nos i oczy, wstaje i wraca do zabawy. Radość pojawia się ponownie nawet w kilka sekund. A jak ktoś podejmie temat, to dziecko będzie grało ofiarę nieraz godzinami.
Ludzie potrafią jedną przykrą sytuację doić latami.
Znajomi, młodzi rodzice powiedzieli mi, by jak ich dziecko upadnie lub się uderzy, nie reagować emocjonalnie. Bo jeśli my nie uznamy, że stało się coś złego, dziecko też tak nie uzna i nie pojawią się emocje. A że bólowi dziecko nie stawia oporu, to często nawet w ogóle nie zareaguje. Gdyby zaś rodzic zareagował, leciał, pytał czy coś się stało, przestraszony sprawdzał każdy centymetr ciała, to dziecko budowałoby sobie świadomość, że w upadkach jest coś złego, że płacz jest dobry, bo ściąga uwagę i pomoc, etc. I jeśli nigdy byśmy z tego nie wyrośli, nie przepracowali, to moglibyśmy tak żyć nawet przez całe życie.
No i co ludzie robią, gdy boli? Użalają się, czekają na kogoś, na pomoc.
Oczywiście warto zaobserwować dlaczego doszło do wypadku. I jeśli dziecko walnęło mocno, no to trzeba się zająć konsekwencją.
A dorośli grają ofiary nawet dziesiątki lat.
Zobaczmy kolejny myślnik, np. ten:
-czuję wstyd i doszła do mnie myśl że jednak kolega mógłby być lepszym partnerem dla dziewczyny, że ja na dziewczynę nie zasługuję a kolega tak, bo on przynajmniej będzie ja wspierał i doszła ta myśl do mnie. Wydaje mi się, że energia wstydu mówi mi, abym zaakceptował siebie i dzięki temu będzie mi łatwiej
Ten mężczyzna od lat budował sobie opinię na swój temat, że nie zasługuje I DLATEGO czuje wstyd. Nigdy nie zastanowił się czy na pewno tak jest. Więc żył z wizją, że nie zasługuje i próbował zmagać się z konsekwencjami własnych decyzji.
Do tego jeszcze ukrywał to “pseudo-szlachetnością”, że ktoś inny jest lepszy od niego i że ten kolega już zasługuje na dziewczynę. Dodał jeszcze, że ten drugi będzie ją wspierał…
No i widzimy kolejny przykład projekcji – sami się nie wspieramy i zamiast się wspierać, wolimy grać niezasługującą ofiarę, która nikogo nie będzie wspierać… Tak jakby z góry założył, że nigdy nie będzie wspierał tej kobiety.
A teraz zobacz to:
-zastanawiam się zatem kim jest ten chłopak dziewczyny i co on ma czego ja nie mam i w czym jest lepszy ode mnie by może takie rzeczy nadrobić
Widzisz? Najpierw sam sobie uroił, że nie zasługuje i ten inny chłopak zasługuje, uznał to za rzeczywistość i następnie zaczął mentalizować dlaczego tak jest, kim jest ten chłopak, dlaczego i w czym jest lepszy… czyli to budowanie kolejnych warstw urojeń.
No bo – czy przeprowadziliśmy analizę, pogadaliśmy z tym gościem, zaobserwowaliśmy co możemy u siebie poprawić i wzięliśmy się za siebie? Nie. Skończyło się na hipnotyzowaniu się tym bełkotem.
Ale po raz kolejny widzimy, że żadna myśl nie ma znaczenia. Bo gdyby myśli miały znaczenie, no to mężczyzna ten przeprowadziłby zdroworozsądkową analizę, poszukałby rozwiązań. A czy to zrobił? Nie. Więc odmówił tego, co pozytywne, co mogłoby przynieść coś dobrego i skupiał się cały czas na tym, co negatywne.
Dlaczego nie skupił się tak chętnie na mądrej myśli tak jak non stop skupia się na negatywnych?
A teraz zapewne pierwszy raz w życiu w ogóle zaczął analizować to, co widzi w umyśle. Nagle dostrzega, że może jednak wstyd o czymś go informuje? Może coś jest do zmiany i MOŻE to zmienić? I nie ma to nic wspólnego z kimś innym, tylko z nim…
Czy w rzeczywistości istnieje coś takiego jak “zasługiwanie”? Nie. To bzdura, urojenie mające racjonalizować wstyd, winę, żal, strach, opór. Mówimy sobie “nie zasługuję”. Czyli osądzamy siebie, tyranicznie wyrokujemy. I co? I nic. Tyle. Koniec historii. Nie zasługujemy i już. Religie uczą nas, by osądy zostawić Bogu, bo to nie tylko głupota i wyraz niedojrzałości ale też nigdy nie znamy wszystkich faktów, ani rzeczywistego, pełnego kontekstu. Więc z góry każdy nasz osąd kogokolwiek będzie błędny.
A czy jakikolwiek związek powstał na bazie tej głupoty? Ktoś zasłużył na kobietę i nagle są razem, mają dom, dzieci, psa i są szczęśliwi?
Nie. Nie ma takiego związku.
Natomiast związek można zbudować o docenianie siebie nawzajem, dążenie do wspólnych, pokrywających się lub równoległych celów. Gdzie tu jest mowa o “niezasługiwaniu”?
Jak Ty chcesz X, a kobieta Y i Ty nie chcesz Y, a kobieta nie chce X, no to związku nie będzie. A jeśli będzie to na siłę, będzie niepotrzebne zmaganie.
Jeśli ktoś utrzymuje jakiś standard życia, a my nie i nie mamy intencji wznieść się na ten poziom, to też nie ma tu mowy o żadnym “niezasługiwaniu”, tylko problem jest w tym jak my żyjemy. A to jak żyjemy zawsze możemy zmienić. Jeśli nie chcemy, no to nasza decyzja.
Czyścioch i brudas raczej się nie dogadają we wspólnym życiu. I pytanie czy lepiej, żeby czyścioch przestał się myć, czy brudas zaczął? Oczywiście brudas może powiedzieć “ja po prostu taki jestem”…
Jeśli zakochaliśmy się w wysportowanej dziewczynie, a sami siedzimy przed telewizorem z piwem i czipsami i potykamy się o własny brzuch, no to kto nam “strzela w kolano”? Dla nas ważniejsze jest żarcie czipsów i picie piwa, niż dbanie o siebie i dojrzała relacja z osobą, która już dba o siebie. Taka kobieta mówiąc nam “nie zasługujesz na mnie” wie, że jeśli my nie dbamy o siebie, to nie będziemy dbali o nią.
Ale to tylko i wyłącznie decyzja tej kobiety. A nie jakaś obiektywna prawda na nasz temat.
Dlatego mówię każdemu –
jeśli chcesz zadbać o kogokolwiek, zadbaj przede wszystkim o siebie.
Poświęcanie się to głupota, nie dojrzałość. Jeśli oddajemy biedakowi swoje ostatnie 10 zł, to wyraz mądrości, troski, miłości? Biedak może kupić sobie za to wódkę, a Ty nie masz grosza przy duszy. Nie tylko nikomu nie pomogłeś/aś, a jeszcze sam(a) zrobiłeś sobie problem.
A jeśli wziąłbyś/wzięłabyś się do roboty i zamiast mentalizować na bazie winy, że są biedni i cierpią, tylko zapierdzielał(a)byś, aby więcej zarabiać i gdy przekazanie każdego miesiąca jakiejś fundacji tysiąca złotych nie byłoby dla Ciebie żadnym problemem i niczego nie musiał(a)byś sobie za to odmówić – to jest mądrość i dojrzałość. To jest pomoc. A poza tym zadbanie o swoje życie i rozwiązanie w nim problemów nauczyłoby Cię jak realnie pomóc innym w ich problemach.
Pomyśl – jeśli Tobie np. mama oddałaby ostatnie pieniądze, byś miał(a) co zjeść, to czuł(a)byś się z tym wspaniale czy raczej czuł(a)byś się winny/a?
Oczywiście wiele osób tak robi i to raczej się nie zmieni. Ale chcę powiedzieć przez to, że życie z poziomu braku nigdy nie jest w pełni zadowalające. Bo zawsze ktoś zostanie z jakimś brakiem. Nigdy nie będzie dobrze wszystkim. Łatwo na bazie tego potem tworzyć sobie wizję rzeczywistości – że jest smutna, że tak po prostu jest, że inaczej nie można, że taki już jest los, etc.
A potem patrzymy sobie na listę mentalizacji i możemy się zastanowić – na pewno mówimy o rzeczywistości? A ile z tych tematów przepracowaliśmy, zmieniliśmy, w ilu dojrzeliśmy? Czy w ogóle zdajemy sobie sprawę jakie są to problemy i jakie są rozwiązania?
Psychiatria i badania nad świadomością ukazują jasno, że “każde ‘nie mogę’ to nieuświadomione ‘nie chcę'”. Ale naprawdę nie potrzeba analizy psychiatrycznej, by być szczerym i uczciwym względem siebie (krok 4 z 12 kroków uzależnionych).
Tutaj mamy mężczyznę, który zmaga się w swoim życiu nie dokonujesz żadnej rekontekstualizacji, zdroworozsądkowej analizy ani swoich działań, ani ich fundamentów – intencji, emocji, ani myśli. Zamiast dbać o życie, drugą osobę, co tak właściwie robi? No nie za wiele. A energię traci jakby budował piramidę.
Przykro mi ale jeśli chcemy naprawdę coś zmienić, to trzeba zrezygnować ze swoich ulubionych urojeń, mentalizacji, utożsamień, pozycjonalności – np. oporu, użalania, obwiniania, grania ofiary, narzekania, etc. O tym wszystkim jest w WoP krok po kroku.
Jak chcesz coś poprawić, to nie ma już “życie jest straszne i niesprawiedliwe”. Pojęcia nie masz jakie jest życie. A o swoim życiu co znasz? Tylko swoje interpretacje zbudowane na bazie własnej percepcji. A percepcja jest ograniczona emocjonalnością. Co więc tak naprawdę wiesz o swoim życiu? Też niewiele. Znasz tylko myśli i emocje.
A to co najważniejsze – kontekst, w którym postrzegasz siebie, swoje życie i różne wydarzenia w nim – czy zdajesz sobie z niego sprawę?
Znaczenie czegoś/kogoś wynika z kontekstu w jakim to postrzegamy.
Jeśli nigdy nie zajęliśmy się pracą nad poszerzeniem kontekstu (czyli świadomości), no to najprawdopodobniej to jak interpretujemy wszystko w świecie to zlepek przekonań i opinii różnych ludzi. Zapewne nawet nie wiemy właściwie kogo.
Ale na pewno nie słuchałbym na temat szczęścia człowieka nieszczęśliwego, a na temat pieniędzy człowieka biednego.
Podsumowując – jeden temat, jedna kobieta, a setki, tysiące myśli każdego dnia, z których żadna w niczym nie pomaga. Bo wyłącznie racjonalizuje nasze intencje, poziom świadomości i emocjonalność.
Ale i tu można uznać się za ofiarę myśli. I narzekać, co z tym zrobić. Odpowiedź brzmi – nic. Masz to ignorować, nie zwracać uwagi. I uczyć się żyć coraz bardziej świadomie, dojrzale, mądrze.
Bo inaczej to tak jakby marynarze narzekali, że wieje i co oni mogą zrobić? Jakoś marynarz zawsze dopłynie tam, gdzie zamierza, bo DOSTOSOWUJE SIĘ DO WIATRU. Nie walczy z wiatrem, nie opiera się, tylko bierze pod uwagę warunki i znajduje drogę do celu.
Ale można do myślenia podejść tak jak ten mężczyzna:
Witaj Piotrze,
Jak mogę wyzdrowieć z tej ciężkiej choroby, jeśli we własnej głowie mam złośliwy głos, który przez całą dobę życzy mi i innym ludziom jak najgorzej. Ciągle mnie obwinia i ubliża. Tak wiem, że mam medytować i go ignorować. Tak też robię, ale czasami to jest jak jakiś horror psychologiczny. Kto w ogóle stworzył ego w umysłach ludzkich?
Wg mnie świat byłby cudownym miejscem ze szczęśliwymi ludźmi bez istnienia ego.
Zmieńmy słowo “ego” na “poziom rozwoju”. I zobaczmy co z tego wyjdzie:
Jak mogę wyzdrowieć z tej ciężkiej choroby, jeśli we własnej głowie mam złośliwy głos, który przez całą dobę życzy mi i innym ludziom jak najgorzej. Ciągle mnie obwinia i ubliża. Tak wiem, że mam medytować i go ignorować. Tak też robię, ale czasami to jest jak jakiś horror psychologiczny. Kto w ogóle stworzył mój poziom rozwoju w umysłach ludzkich?
Wg mnie świat byłby cudownym miejscem ze szczęśliwymi ludźmi bez istnienia ich poziomu rozwoju.
Ta “ciężka choroba” to konsekwencja życia na niskim poziomie rozwoju. Nikt nie ma żadnego “głosu w głowie”. To zwyczajne urojenie. I mężczyzna ten najwyraźniej nie ma ochoty na razie tego zrozumieć. Jak mówiłem – 80% ludzkości nie ma zdolności odróżnienia siebie od myślenia lub zwyczajnie nie chce, bo ma z tego korzyści.
Tu widzimy korzyści – możliwość użalania się, grania ofiary, osądzania rzeczywistości i jeszcze dumne twierdzenie, że my wiemy jak stworzyć lepszy, cudowny świat! Wyeliminować ego!
To jeszcze sugeruję usunąć wodę, bo przecież ludzie się w niej topią…
Bzdurne poglądy o świecie biorą się z fałszywego postrzegania i niezrozumienia. A także z naiwności i niewinności.
Ten mężczyzna mówi w esencji to – “Moje życie byłoby cudowne i szczęśliwe, gdyby nie mój obecny poziom rozwoju”. Jakie jest więc rozwiązanie? Rozwinąć się.
Jednak woli wpatrywać się w ten “psychologiczny horror”. Mówi o życzeniu innym i sobie tego, co najgorsze, o ciągłym obwinianiu i ubliżaniu. Więc wiemy na pewno, że “baterią” tego są emocje wstydu, winy i żalu.
I co? I nic. Ta osoba dalej żyje jak żyła i zrzuca odpowiedzialność na myślenie. Którym sama się hipnotyzuje, sama nadaje znaczenie, sama ocenia i się opiera. Robi więc całkowicie coś przeciwnego, niż jej mówiłem. Mówi “tak wiem, że powinienem to ignorować”. Ale tego nie robi, bo nie chce. Wybiera dalsze zajmowanie się tym, niż zmianę. Na razie nie chce więc zrezygnować z korzyści dojenia tego.
Jeśli na dworze jest zimno i wieje, a my mamy coś do załatwienia, to jak sobie z tym poradzić? Ok, nie jest przyjemnie. Czy więc nie możemy wyjść z domu? Pewnie, że możemy. Trzeba tylko się odpowiednio ubrać.
Tu natomiast mamy obwinianie i ubliżanie sobie i innym. To poziom rozwoju tego mężczyzny. Tak żył, z tego doił korzyści latami. A teraz zabolało, chce zmiany ale nie chce przestać doić korzyści z obwiniania i ubliżania.
A ja mówiłem – nie mamy zajmować się zmianą na siłę, tylko rozpoznać korzyści i zrezygnować z nich. Na tym polega zmiana nawyku, czyli zmiana nieświadomego działania – musimy przede wszystkim stać się świadomy własnych decyzji oraz korzyści jakie z nich mamy.
Ignorowanie mentalizacji praktykujemy każdego dnia. Każdego dnia stajemy się świadomi momentów, gdy znowu się zaczynamy w to wpatrywać i dlaczego. I każdy za to odpowiada.
Żaden terapeuta, psychiatra, psychoterapeuta, ani nikt inny nie powie Ci czy wpatrujesz się jak zahipnotyzowany/a w myśli i jakie znaczenie im nadajesz. To co robisz w sobie to stricte Twoja odpowiedzialność. A o to należy dbać.
Zaś aby przestać się zmagać z czymkolwiek w życiu bardzo pomaga zrozumienie natury tego. Tutaj mężczyzna nie rozumie ego. Tak naprawdę nie ma pojęcia o czym mówi. Bo to dla niego wyłącznie pretekst do użalania się i grania ofiary.
Gdybyśmy ego rozważali wyłącznie w kontekście myślenia, to już wiemy, że myślenie to proces bezosobowy. Co z tego, że obrażają czy ubliżają komukolwiek? Hmm? No niech mi ktoś powie. Przecież to urojenie. Myśli nikomu nie ubliżają, ani nie obwiniają! Czy wiatr kogoś przeziębia? Wiatr wieje! Nic więcej nie robi.
Jeśli zaś zależałoby nam na zmianie, to zrozumielibyśmy też przyczynę tego stanu rzeczy –
mentalizację zasilają emocje, a emocje to bezosobowa energia będąca konsekwencją pozycjonalności stanowiących fundament naszej świadomości.
Jeśli wpatrywanie się w mentalizację było naszą ulubioną rozrywką, no to nie dziwne, że jesteśmy do tego przywiązani. A tu jeszcze mamy użalanie się na tej podstawie. Uważamy myśli za przyczynę naszej niedoli. Ale myśli nie są przyczyną niczego. Nasza niedola to efekt naszego poziomu rozwoju i tego jak podchodzimy do siebie, świata, ludzi, emocji, a także myśli. I pomimo, że już wiemy co z tym robić, nadal tego nie robimy. Nie dziwmy się, że dalej jest nam źle.
Problem polega też na tym, że już dostrzegliśmy jak nam jest źle przez ubliżanie i obwinianie komukolwiek ale nadal nie jesteśmy gotowi, ani chętnie zrezygnować z pozycjonalności, z których wynika obwinianie i ubliżanie. Zapewne jest ich trochę, np. sądzimy, że inni na to zasłużyli! Że są idiotami! Że lepiej na świecie byłoby bez nich!
Medytacja i uwalnianie to narzędzia. Niezwykle pomocne i ważne ale same w sobie nie rozwiążą nam wszystkich problemów. Bo problemy mają swoje źródła. Emocje mają swoje źródło. A są nim pozycjonalności, którymi zaczynamy zajmować się w Module 5 WoP.
Czy wiemy z jakich pozycjonalności wynika ubliżanie, a z jakich obwinianie? Czy jesteśmy świadomi jakie korzyści mamy z tego?
Bo każdy może powiedzieć, że łatwiej byłoby mu bez obwiniania i ubliżania sobie czy komuś innemu. Ale czym innym jest faktyczna praca nad tym.
Tak jak miliardy mówi, że chciałoby zarabiać więcej ale ile osób wzięło pełną odpowiedzialność za kwestię finansów w swoim życiu? No tylko ci, którzy poprawili ten obszar.
To wszystko to nie jest czary-mary. Uzależnienie zmusza nas do rozpoczęcia realnej pracy nad sobą, do dojrzenia. A nie chcenia tego, fantazjowania o tym i czarowania się, że już jesteśmy, bo staramy się inaczej myśleć…
Przykładowo – mama tego mężczyzny znalazła raz jego zeszyt, w którym pisał różne rzeczy, w tym swoje myśli samobójcze. Zaczęła rozpaczać, pytać się go dlaczego, itd. Nazwał ją wtedy starą wariatką. Miał więc dowód, że jego mama kocha go i chce dla niego jak najlepiej na swój sposób ale wolał i tak ją osądzić. Dlaczego? Bo tak niekomfortowo było mu z tym, co czuł. A że nie zajął się ani pozycjonalnościami, ani emocjami, no to i w temacie myśli nic się nie zmieniło.
I zamiast tego znalazł sobie kozła ofiarnego – ego.
Niechęć do ego to niechęć do siebie takimi jakimi jesteśmy. A ta niechęć uniemożliwia zmianę. O czym też dokładnie mówię w WoP. Poza tym całe nasze życie to reprezentacja tego jak się traktujemy. Jeśli się opieramy, no to blokujemy zmiany w życiu.
Jeśli źle Ci w pierwszej klasie podstawówki, to się przyłóż, zdaj egzaminy, zalicz przedmioty i przejdź do kolejnej! Ale użalanie się, że jesteśmy w pierwszej i jak nam tu źle nie przyniesie Ci upragnionej zmiany. Obwinianie i wstydzenie się, że nadal jesteśmy w pierwszej też nie zmieni sytuację.
Bo inaczej to jakby mówić, że na świecie byłoby wspaniale, gdyby żyli sami rozwinięci, wykształceni, kochający ludzie, nie było mięsożerców, wszyscy by sobie pomagali. Ok. To moje pytanie brzmi – a skąd się mają wziąć ci rozwinięci, wykształceni, kochający ludzie?
Ewolucja postępuje od dołu do góry. Aby więc stać się wykształconym, trzeba zacząć od poziomu braku wykształcenia. Aby się rozwinąć, trzeba najpierw być nierozwiniętym. Aby zacząć kochać, trzeba najpierw nie kochać. Gdybyśmy wszyscy przeskoczyli szkołę podstawową i od razu poszli na studia, to byłoby lepiej? Ja tak nie uważam. Naprawdę nie chciałbym jeździć samochodem zbudowanym przez inżyniera bez znajomości podstaw matematyki i fizyki.
Podobnie widzimy na tym Blogu – na temat świata wypowiadają się ludzie z propozycjami zmiany, którzy nie mają pojęcia jaka jest natura rzeczywistości. Nie tylko tej pozornie zewnętrznej ale przede wszystkim wewnętrznej. To jakby mówić, że zrobimy lepszy zegarek nie znając budowy i sposobu działania tego, który mamy na ręce.
Jeśli nadal nie rozumiemy jak działa umysł i myślenie, to na jakiej podstawie twierdzimy, że “nasze myśli” są mądrością? Jaką pracę wykonaliśmy nad sobą, ile wysiłku włożyliśmy w zrozumienie siebie, swojego wnętrza i relacji ze światem zewnętrznym, że już osądzamy i wyrokujemy?
Czy wiemy na jakim jesteśmy poziomie świadomości? Czy jesteśmy świadomi własnych intencji, przywiązań, utożsamień? Czy jesteśmy świadomi naszych przekonań i tego jaki jest ich poziom zgodności z rzeczywistością? Czy wiemy z jakich pozycjonalności i dualizmów wychodzimy i względem czego w świecie? Jeśli nie, to dlaczego pozwalamy sobie na jakiekolwiek osądy kogokolwiek i czegokolwiek?
A jeśli osądzamy siebie, bo rozglądamy się i wydaje nam się, że inni radzą sobie lepiej – to dlaczego zamiast dojenia użalania, narzekania, osądzania siebie nie wybrać naśladowania takich osób? A potem jeszcze mówimy, że nam ego psoci… Nierozwinięty, niekochany umysł, który wiecznie atakujemy, któremu się opieramy, etc. nie ma szans się rozwinąć i pracować racjonalnie. Bo to jak bity psiak. Czy bity, poniżany psiak będzie grzecznie leżał? Nie. Będzie skowyczał na całe gardło. Aby go uspokoić trzeba trochę pracy. Jakiej? Kochania, wybaczania, akceptowania, dbania, troski. A nie pomiatania sobą za błędy i niedoskonałości. Kiedy to zaczniesz?
Trzeba wybrać gotowość do poddania wstydu i winy za swoją dotychczasową sytuację.
Wyłuszczę to – skoro obwinianie i poniżanie siebie i innych to bezosobowy proces, to możemy przestać się go wstydzić i obwiniać za niego.
Bo to wstydzenie i obwinianie siebie za coś co się dzieje samo niezależnie od nas to zarozumiałość. To eksces – jest to zupełnie do niczego niepotrzebne! Dlaczego to sobie robimy za coś, za co nie jesteśmy odpowiedzialni?
Jesteśmy odpowiedzialni tylko za to, co z tym zrobimy.
Jeśli wieje zimny wiatr, to my za niego odpowiadamy? Nie. Odpowiadamy za to jak się ubierzemy wychodząc na dwór. Czy zamkniemy okna w domu jeśli jest przeciąg. Ale czy ktokolwiek obwinia się, że wieje zimny wiatr? Wiele osób użala się i narzeka ale nikt się tego nie wstydzi.
Ważne, byśmy nie brali w tym udziału, nie napędzali tego, ani nie napędzali tym ani siebie, ani innych. To normalne widzieć takie myśli na tym poziomie. Nie jest to niczym złym. Nie mamy jednak podstaw (racjonalnych) do traktowania siebie gorzej przez to.
Bardzo dużo cierpienia było efektem zadziałania grawitacji. Ile ludzi zginęło w katastrofach lotniczych? No gdyby nie grawitacja, to nikt by nie zginął. Jednak rozumiemy naturę rzeczywistości – grawitacja jest jaka jest i zmienić jej nie można. Natomiast można dostosować się do niej. Grawitacja również jest bezosobowa. Nie decyduje, że na kogoś zadziała, a na kogoś innego nie, bo go bardziej lubi.
To samo z myślami. Zamiast się z nimi zmagać, narzekać, że są i jeszcze szargać sobą, że my je widzimy, dajmy sobie z tym spokój. Zrozummy naturę – to bezosobowe. Bo wiedzieć, a rozumieć to dwa różne świat.
Mam nadzieję, że ten artykuł naprowadzi Cię na właściwy tor.
Zmiana nie przyjdzie w chwilę, trzeba się przyłożyć, włożyć w to wysiłek. Ale jeśli jakiś wysiłek w życiu się opłaci, to właśnie ten.
Bo bycie dla siebie srogim sędzią, brutalnym, okrutnym, to też część niskiego poziomu rozwoju. Trzeba zrezygnować ze skrytej przyjemności z traktowania siebie jak bezwartościową glistę.
“Pawle, przygotowałem OGROMNĄ odpowiedź na Twoje ostatnie komentarze.
Ale jej nie wyślę. Nie uważam, że miałoby to jakikolwiek sens i by Ci nie pomogło. Do tej pory nie pomogło.” Wyslij prosze. Chcialbym zobaczyc jakie i gdzie robie bledy. A czy pomoze, czy nie pomoze, to sie okaze.
Dobra, teraz widze ze jest ta modlitwa 1 kroku. Nie znalazlem jej wczesniej, bo zamiast jedynki jest “I”. Dzieki. Natomiast czytajac te modlitwy, to niektore sa dziwne jak np. fragment, ze” dziekuje ci Panie… za to co mi zabrales”. To Bóg cos daje i zabiera? Myslalem ze sa moje wybory i ich konsekwencje, a Bog sie nie miesza. Widocznie malo wiem.
“Skoro nie znalazłeś modlitwy, której znalezienie wymagało tylko ctrl+f “I krok” jeszcze tak gwoli sprostowania, bo widze ze probujesz zrobic ze mnie jakiegos debila, albo nie wiem kogo. Szukalem modlitwy 1(pierwszego) kroku, a nie modlitwy I (i kroku). Bo chyba jest roznica miedzy modlitwa pierwszego kroku, a “i” kroku. Sam wiele razy pisales na tym blogu, aby wyrazac sie precyzyjnie. Zeby bylo wiadomo o co chodzi. A tu mialem sie domyslac? Dobrze ze nie napisales szyfrem, albo rebusem hehe. Pozdro.
Zaczalem odmawiac ta modlitwe. Nie wiem, kto ja wymyslil i dla kogo, ale ja ja odmawiajac wrzucam sobie jeszcze wieksze poczucie winy. Czy Piotrze przemyslales to dobrze, polecajac mi ja. W ogole tonpodales steone jezuitow. Prosze przeczytaj najpierw skad oni sie wywodza. Sam tez pisales ze kosciol katolicki programuje ludzi i pisales ze ma to charakter wrecz przestepczy. Odnoszac sie do tej “modlitwy”, to moze mam jeszcze sie zaczac w piers bic i mowic: ” moja wina, moja wina…” Ze tak napisze: pogielo cie chlopie? Co ty mi polecasz. Ja sie modle do Boga sam, swoimi slowami. A napewno nie bede klepal jakichs formulek i sobie jeszcze poczucia winy dokladal, bo tyle naniszczylem i tyle krzywdy narobilem i nie wiadomo co jeszcze, ze hoho. Wiem jak powinna wygladac modlitwa wg pana Hawkinsa i pana Tolle-a i przy tym pozostane. Dziekuje ci za “pomoc”. I szkoda ze nie odpisales na moja ostatnia prosbe, zebys wkleil ten dlugi komentarz dla mnie. Widocznie zabraklo dobrej woli z twojej strony. Coz, trudno. Pozdrawiam mimo wszystko i zycze ci Piotrzr Wesolych Swiat.
Widocznie malo wiem.
Wiesz bardzo dużo. Tylko prawie na pewno 99,9999% z tego to totalny fałsz.
I tylko wydaje się prawdą, bo kontekst w jakim te informacje umieszczasz jest tytanicznie wąski.
A to oznacza, że nie dotrze do Ciebie żadna inna, ani nowa informacja, aż nie będziesz gotowy, by porzucać dotychczasowe percepcje, opinie, pozycje.
(podkreślam – poniższą odpowiedź, aż do dzisiejszego komentarza napisałem wczoraj/przedwczoraj)
Ponadto – ponownie – zaleciłem Ci jedną modlitwę. Ty czytasz wszystkie. Dalej robisz po swojemu. Czy odmówiłeś tą jedną? Nie.
I już kolejne pytania. I kolejne.
I bez końca. O tym też Ci mówiłem.
Możesz je zadawać ale ja już na nie nie będę odpowiadał.
Bo to jest element choroby.
Być może pamiętasz o tym ale w ogóle tego nie dostrzegasz. Dostrzegasz tylko to, co wiesz z dotychczasowych źródeł.
Wyslij prosze. Chcialbym zobaczyc jakie i gdzie robie bledy.
Nie wyślę, bo to nie jest kwestia “zobaczyć, gdzie robię błędy”, tylko fundamentalne braki pokory, uczciwości.
Mieliśmy dowód, że patrzysz i nie widzisz.
Ciągle chcesz po swojemu. A gdzie doprowadziły Cię Twoje własne decyzje?
Tu gdzie jesteś.
I nie zaprowadzą Cię w lepsze miejsce, niezależnie ile wiedzy schomikujesz przez kolejne 10, 20 czy 45 lat.
Mówiłem też nieraz – niezależnie ile żołędzi wiewiórka wciśnie do swojej dziupli, nadal będzie tą samą wiewiórką. Żołędzie jej nie zmienią – żadna ich ilość. Okazyjny kasztan też nie.
Już ukazałem Ci w poprzednich wiadomościach masę błędów. Dałem ogrom zaleceń. I? Więcej chcesz.
Dostrzeż w tym swój kierunek w stronę przepaści.
Albo lepiej – spadnij.
Wtedy się odezwij. Albo lepiej – poszukaj mitingu.
A czy pomoz, czy nie pomoze, to sie okaze.
Nie pomoże. Bo czy do tej pory pomogło? Ile LAT już tak postępujesz? 20? 30?
Ile Kursu Cudów przerobiłeś? 100 lekcji? Pomogło? Nie. Kolejne 200 by pomogło? Nie. Nic się nie okaże. Okaże się dokładnie to samo.
Nie pomoże, bo wypierasz cały problem.
Nie jest tylko istotne co robimy ale jaki mamy w tym zamiar, jak to robimy, z jakim zaangażowaniem i uczciwością, jakimi motywacjami się kierujemy, co nam w tym przyświeca.
Dobrze oddaje to danie partnerce kwiatów na Dzień Kobiet. Jeśli dalibyśmy, bo ją kochamy, cenimy i chcemy w ten sposób wyrazić to – super!
Ale jeśli ZROBILIBYŚMY dokładnie to samo, tylko z intencją, by “nie truła nam d**y”, bo wszystkie jej koleżanki dostały od swoich facetów – reakcja raczej nie byłaby tak samo pozytywna.
Do mnie mówisz tylko “więcej, więcej, więcej” tego samego.
“Dajesz to daj. Daj! Daj!”
Nie mówisz nic o sobie – np. swojej intencji.
Wiesz jakie popełniasz błędy. Dotychczas dużo Ci już ich wymieniłem.
I?
Jak od tej pory zmieniłeś swoje postępowanie, dążenia, decyzje, życie – siebie?
Z tego co widzę, zaczynasz ze mnie drwić. Więc nie jest lepiej, a gorzej.
Przykro mi ale nie dostaniesz tego, czego chcesz.
Bo to czego chciałeś do tej pory nie działało.
Zaś to czego potrzebujesz nie wykonujesz.
Idziesz w inną stronę, niż potrzebujesz.
I zawrócisz tylko, aż będziesz miał dosyć. Kiedy Ty sam to w końcu stwierdzisz.
Kiedy? Nie wiem.
Ale na razie uzależnienie, konsekwencje tego, nieuleczalna choroba, którą/które masz od ponad 20 lat – to nadal za mało. I ostrzeżenie brzmi – tu się samo nic nie zadzieje. W szczególności – nie zatrzyma.
Bo ta machina ruszyła już dawno temu. Własnymi siłami nie można jej zatrzymać.
I tak sobie skubiesz – “O, Kurs cudów, jak cudownie! Będę go sobie ciamkał przez miesiąc max albo dwa i odpuszczę”, “O! Książeczka! Jaka pycha! Jaka mądra! Ileż to się z niej nie dowiem! Mniam mniam!”, “O, serwis internetowy! Wybornie! Jak fajnie się go memle!”
“Komentarzyk! Jaki pikantny! Więcej!”
To takie chwilowe uniesienia. I tyle. A co pomiędzy nimi? To się nazywa rzeczywistość.
Dawanie Ci tego, to tylko trzymanie marchewki dla osiołka, który nie idzie w stronę przepaści. Tylko dalej grzęźnie w błocie bez końca. I wydaje mu się, że w ten sposób jest bezpieczny. Oraz jest zadowolony, bo widzi cały czas tę marcheweczkę.
Dostałeś rozwiązanie na nieuleczalną chorobę, którą masz od 17 roku życia. I? Nic.
Ciągle chcesz, by inni mówili o Tobie. A Ty się uśmiechasz i tak sobie słuchasz tych opowieści. I? Nic.
To jest takie memiczne “z grzeczności nie odmówię”. Tylko ta “grzeczność” prowadzi Cię do grobu.
Dobra, teraz widze ze jest ta modlitwa 1 kroku. Nie znalazlem jej wczesniej, bo zamiast jedynki jest “I”. Dzieki.
Za co dziękujesz? Ja Ci nie pomogłem.
Zrobiłem za Ciebie coś, co powinieneś wykonać sam z własnej decyzji, z własnego zaangażowania. A to nie było duże wyzwanie.
To pokazuje, że nie wiesz co jest dla Ciebie dobre. Dziękujesz za wyrządzenie Ci krzywdy.
I denerwujesz się za ukazanie Ci tego, czego potrzebujesz.
“Skoro nie znalazłeś modlitwy, której znalezienie wymagało tylko ctrl+f “I krok” jeszcze tak gwoli sprostowania, bo widze ze probujesz zrobic ze mnie jakiegos debila, albo nie wiem kogo. Szukalem modlitwy 1(pierwszego) kroku, a nie modlitwy I (i kroku). Bo chyba jest roznica miedzy modlitwa pierwszego kroku, a “i” kroku. Sam wiele razy pisales na tym blogu, aby wyrazac sie precyzyjnie. Zeby bylo wiadomo o co chodzi. A tu mialem sie domyslac? Dobrze ze nie napisales szyfrem, albo rebusem hehe. Pozdro.
“Hehe. Pozdro”. Nieraz mówiłem, że uzależniony z uśmiechem na twarzy sam się zabija.
Przypominam, że to co widziałeś przez kilkadziesiąt lat nie było zgodne z prawdą. Teraz też.
Nie próbuje z Ciebie zrobić nikogo. Staram się, byś sam dostrzegł fakty. Nie jest dobrze.
Ciągle zahipnotyzowany mentalnym bełkotem już wierzysz w historie, że coś ze mną jest nie tak, że ja coś robię. Ale znowu – nie odpowiesz dlaczego tego nie znalazłeś, ani jak szukałeś.
Ani słowa prawdy o sobie. O sobie mówisz, że już Boga zaczynasz widzieć w ludziach.
Nie dociera do Ciebie zupełnie nic z tego, co piszę. Minimum dobrych chęci to świadomość, że jedni jedynkę zapisują cyfrą lub dużą literą – to tzw. “rzymski” zapis. A nie “i”. Tam nie było małe “i”, tylko duże – a więc rzymski zapis jedynki. Pozostałe też taki miały, więc się można było zorientować.
Ale Ty nie chciałeś tego znaleźć. Więc nie znalazłeś.
Usprawiedliwiasz się na wszystkie możliwe sposoby.
Dlatego trzeba się pożegnać. Na tym blogu pisałem wiele rzeczy ale ten, kto chce dalej pozostać chory, każdej użyje w negatywnym celu.
Tutaj 45-latek oczekuje, by ktoś wziął go za rączkę i mu nawet napisał odpowiednio jedyneczkę. Bo samodzielnie to jest dla niego za trudne. Były też inne opcje – np. można było przeczytać to, co tam napisano.
Tak, miałeś POMYŚLEĆ. Znowu tego zabrakło. I od razu, że to ja się bawię z Tobą. Nie. Tylko jeden z nas się tu bawi.
Ja do uzależnienia podchodzę śmiertelnie poważnie, bo to jest śmiertelna choroba. Jak i nieuleczalna.
Nie poradziłeś sobie z tak wielkim wyzwaniem. Powiedziałem Ci, że to było aby sprawdzić Twoją gotowość i chęć zaangażowania. Sprawdziłem. Jest zerowa.
Pytasz co zrobiłeś źle – tak bardzo chciałeś wiedzieć. Masz odpowiedź. Podaną wprost, nie rebusem. Sam ją sobie podałeś. Nie podoba się? Trudno.
Nie słyszałem jeszcze o uzależnionym, któremu podobała by się prawda o nim samym.
Ale jeśli się śmiejesz, to tylko z siebie samego.
Mówiłem Ci – weź swoją sytuację nareszcie na poważnie. A nie obrażaj się, że jedynkę napisałem jako 1, choć była podana jako cyfra rzymska. Nie takie kłody pod nogami Ci jeszcze wylądują w życiu.
I to nie życie Ci je rzuci.
Jesteś śmiertelnie, nieuleczalnie chory, a się obrażasz i śmiejesz ze mnie, bo Cię nie prowadzę za rączkę w czytance. Właśnie dlatego się śmiejesz.
Żeby było wiadomo o co chodzi, jak prosisz:
Nie jesteś na etapie widzenia w ludziach Boga, tylko na etapie igrania z ogniem i zupełnej ślepoty na własne życie, własną sytuację, która jest bardzo groźna, potencjalnie niebezpiecznie bliska tragedii. To nie trwa od wczoraj. To trwa od kilkudziesięciu lat.
Która to tragedia też może okazać się dla Ciebie punktem zwrotnym, bo Cię trochę otrzeźwi. Tak zazwyczaj jest. Jesteś na etapie wypierania potężnego problemu, wobec którego także jak w przypadku choroby – łuszczycy – którą masz, świat medycyny i terapii okazał się bezradny.
To tylko uwaga, byś ewentualne przykrości, do których niechybnie dojdzie, właściwie zinterpretował.
Ty i każdy inny z takim podejściem.
Zaczalem odmawiac ta modlitwe. Nie wiem, kto ja wymyslil i dla kogo, ale ja ja odmawiajac wrzucam sobie jeszcze wieksze poczucie winy.
Zgadza się – sam sobie to robisz. Nie robi tego modlitwa.
Ale po raz kolejny – następna rzecz, którą sam czynisz dla siebie wrogiem, problemem.
Sam mówisz – już poczucie winy było duże. I sam dokładasz sobie jeszcze więcej. A tego poczucia winy zanim zacząłeś odmawiać kto Ci dołożył?
Zaleciłem, byś ją głęboko przemyślał. Ale Ty od razu złapałeś się pierwszych myśli jakie zobaczyłeś. A były to myśli oparte o winę. I każdą jedną uznałeś za prawdę.
No bo przecież sam je pomyślałeś, więc tak musi być! I jak ktoś uważa inaczej, to jest w błędzie!
Czy Piotrze przemyslales to dobrze, polecajac mi ja.
A, czyli nie tylko problem jest w modlitwie ale też we mnie, bo Ci ją poleciłem.
W+inni się mnożą!
W ogole tonpodales steone jezuitow. Prosze przeczytaj najpierw skad oni sie wywodza.
A, to już trzeci winowajca – winosprawca – jeszcze jezuici są winni!
Powiedział człowiek, który mówi, że sam sobie zaczyna dowalać winą.
Na pewno wiesz skąd oni się wywodzą i cała ich strona, wszystko na nich – wszystko wiesz!
Omnimózg!
Nic, tylko się ukorzyć przed tą wszechwiedzą!
Stwierdziłeś, że “niewiele wiesz”. Ale tu widzimy, że wiesz wszystko o wszystkim i wszystkich.
Jak mówię w WoP – mentalizacja na bazie winy przekonuje nas, że problem leży w+innych.
Jak sam mówisz – już dużo jej w Tobie zalega. Mogę podpowiedzieć, że masywnie więcej, niż pozwalasz sobie dostrzec i projektować.
Natomiast ból zmusza nas do wejrzenia do wewnątrz. Im większy, tym silniejszy sygnał, że szukamy nie tam gdzie trzeba.
Nie dziwne, że tak się pieklisz czytając słowa – “Wyprostuj, Panie, moje ścieżki. Dopomóż mi zobaczyć moją nieuczciwość, w tym ryzykowne zachowania.”
Starałem się Ci to pokazać bardzo łagodnie.
Sam tez pisales ze kosciol katolicki programuje ludzi i pisales ze ma to charakter wrecz przestepczy.
To my odpowiadamy za to co robimy.
Nikt nie odpowiada za to, co sam sobie teraz robisz. Tylko Ty.
Pisałem o tym, by zorientować się co mogliśmy uznać za prawdę, a co nam może bardzo szkodzić. Np. uważać Boga za karzącego i spełniającego zachcianki.
A nie – że gdy ktoś czytając modlitwę zaczyna się obwiniać, ma usprawiedliwienie, bo to wina modlitwy. To nie wina modlitwa. To Twój uczynek względem siebie.
Ty sam się tym kierujesz. Nie czyni tego modlitwa. Modlitwa to tylko pretekst.
Więc znowu – usłyszałeś co robisz nie tak i cóż to przyniosło? Tylko pomnożyli się winowajcy, a odpowiedzialności nadal brak.
Tak wygląda uzależnienie.
Odnoszac sie do tej “modlitwy”, to moze mam jeszcze sie zaczac w piers bic i mowic: ” moja wina, moja wina…” Ze tak napisze: pogielo cie chlopie? Co ty mi polecasz. Ja sie modle do Boga sam, swoimi slowami. A napewno nie bede klepal jakichs formulek i sobie jeszcze poczucia winy dokladal, bo tyle naniszczylem i tyle krzywdy narobilem i nie wiadomo co jeszcze, ze hoho.
I nadal to robisz. I nadal tego nie wyznajesz szczerze. Tylko używasz jako argumentu, by nadal robić, co Ci się podoba.
Właśnie siła tej modlitwy jest taka, że OD RAZU pokazała Ci prawdziwy problem – przynajmniej jeden jego korzonek – ciągłe obwinianie siebie, dowawalnie siebie i natychmiastowe szukanie byle czego i byle kogo, by obwinić to za swoją niedolę.
Ciągłe skoncentrowanie na sobie, czynienie sobie krzywdy i szukanie w+innych. Ale nie w sobie. Bo siebie obwiniasz.
A właśnie fundamentem problemu jest to, że uważasz, że masz kontrolę nad swoim życiem, że kierowałbyś nim bardzo dobrze, gdyby nie ten zły świat, który Ci tylko daje takie straszne rzeczy jak np. ta modlitwa.
I taki piotrek bez dobrej woli, że Ci nie odpisuje, choć tak bardzo chciałbyś to przeczytać.
Wiem jak powinna wygladac modlitwa wg pana Hawkinsa i pana Tolle-a i przy tym pozostane.
Tak, dużo wiesz, jak mówiłem.
Tylko sobie tym szkodzisz.
Bo oczywiście uważasz, że już widzisz Boga w ludziach, już tak żyjesz, już taki jesteś.
Ale lekko potrząsnąć i co się okazuje?
Dziekuje ci za “pomoc”. I szkoda ze nie odpisales na moja ostatnia prosbe, zebys wkleil ten dlugi komentarz dla mnie. Widocznie zabraklo dobrej woli z twojej strony. Coz, trudno. Pozdrawiam mimo wszystko i zycze ci Piotrzr Wesolych Swiat.
No pewnie – jak ktoś nie spełnia Twoich zachcianek, to na pewno ma złą wolę wobec Ciebie.
Wyjaśniłem Ci, że nie odpiszę Ci, bo Ci to nie pomoże. Ty zaś masz inną wizję pomocy.
Co Twoje życie przez ostatnie 20 lat lub dłużej bardzo wyraźnie ukazuje. Tak jesteś w stanie zmienić swoje życie na lepsze.
Zaleciłem Ci obserwację myśli i próbę skończenia “myślenia” – OCZYWIŚCIE nie zrobisz.
Dostałeś zalecenie, by znaleźć modlitwę – nie znalazłeś.
Gdy została Ci dana i zacząłeś ją odmawiać – zacząłeś się obwiniać i innych.
Nie otrzymałeś odpowiedzi – zaczynasz się denerwować i obwiniać.
Nadal uważasz, że wiesz co jest dobre i wiesz czego potrzebujesz. Ale nie wiesz.
Gdy dostałeś – o co sam prosiłeś – info co robisz nie tak, a nawet co mogłeś zrobić – to ja z Ciebie robię debila.
Gdy dostałeś modlitwę – modlitwa powoduje, że wtłaczasz w siebie coraz więcej winy!
No jak ten straszny świat Cię traktuje! Nic tylko całe zło jest na TOBIE skupione!
Jedyne dobro sam sobie możesz znaleźć i uczynić!
Ocknij się co wyprawiasz samemu sobie.
No ja taki dobry, poczciwy Paweł, poprosiłem o pomoc, a ten zły, zły Piotrek wmawia mi, że nie myślę, daje mi złą modlitwę, która spowodowała, że ten dobry Paweł no zaczął się tak bardzo obwiniać.
A tą złą modlitwę przygotowali ci źli jezuici! Na pewno zaczarowali te słowa tak, że zaczęła mi to modlitwa robić!
Piotrek nie odpisał mi choć tak bardzo go prosiłem. A tu jeszcze mówi, że jak debil nie użyłem funkcji szukania. I dobrze, że nie znalazłem tej modlitwy, bo ona powoduje we mnie winę!
Jeszcze on sam mi ją znalazł – na pewno chciał, żebym sobie to zaczął robić!
Ale ja jestem tak dobry, że mimo wszystko podziękuję mu i życzę Wesołych Świąt! Żeby nie było!
Jestem tak dobry, że w ludziach już Boga zaczynam widzieć! Tylko nie w tej złej modlitwie i nie tych złych jezuitach! Oczywiście mowa o wszystkich jezuitach! I nie w tym złym Piotrku, w nim też nie ma dobra. Choć pewnie jest ale on się tak jeszcze oszukuje. Dobrze, że ja to widzę! Ale to wyjątki! A każdy wyjątek potwierdza regułę!
Zamiast zadawać pytanie “co ta zła modlitwa ze mną robi?”, zadaj sobie poprawne pytanie – “dlaczego to ja sam siebie obwiniam?”
Zamiast pytać “dlaczego świat mnie zaprogramował tak negatywnie?”, pytaj się – “dlaczego ja ciągle wybieram to, co negatywne?”
Ten mentalny bełkot – obwinianie siebie i innych jest mi bardzo bliski. Bardzo.
Ale dlatego, bo też całe życie nie widziałem nic poza tymi myślami – wiecznie, nieskończenie negatywnymi. Miotałem nimi jak gromami we wszystkich.
Ostatecznie nawet w tych, którzy życzyli mi naprawdę dobrze. A ja wszędzie widząc winnych, nie byłem w stanie dostrzec dobra. Tylko ciągle uważałem, że się muszę ratować. Sam siebie. :)
Dobrze się to nigdy nie kończyło. Bo nie miałem pojęcia co jest dla mnie dobre.
I oczywiście też sobie wybierałem jakieś osoby czy idee, które uważałem, że kochałem. Ale nie kochałem, tylko używałem jako argumentów, by widzieć siebie jako górującego moralnie nad innymi, którzy tego tak nie widzą, nie cenią, nie szanują, itd.
Sufit myliłem z podłogą, a podłogę z sufitem.
Co to jest “dobra wola” wobec Ciebie? Tylko to co Tobie się podoba? Dobry = to z czym czuję ‘się’ dobrze? Taka jest definicja?
Zaś “obwiniam się ale to dlatego, bo ta modlitwa mi to robi/ale to przez tą modlitwę” nazywa się wyparciem i graniem ofiary.
Nie ma uzależnionego, którego życie by się na tym nie opierało.
I mam nadzieję, że nie czytałeś tego z nastawieniem – “no, zobaczmy w czym to teraz ten piotrek się myli ale nie szkodzi, bo ja jestem tak bardzo chętny i gotowy naprostować go w jego błędach! Jeszcze jest dla niego nadzieja!”
Życzę Ci, abyś wreszcie znalazł drogę trzeźwości i zaczął nią podążać.
Jeszcze chcialbym cos dodac, poniewaz piszesz tak:”Jeżeli teraz myślisz, że nie da się Ciebie kochać, szanować czy lubić – to efekt zaprogramowanej podświadomości. To wszystko.”Chcialbym zwrocic uwage na koncowke tego zdania, a mianowicie na:”To wszystko”. Czy to naprawde wszystko i nie mw nic wiecej. Czyli wystarczy sie tylko odprogramowac? Bo gdzie indziej piszesz, ze nie jestem niewolnikiem programow. Ze to ja wybieram jak bede siebie widzial. Ale jeszcze gdzie indziej piszesz, ze to, ze wybieram to iluzja i tak sie tylko wydaje kazdemu uzaleznionemu. To jak to w koncu jest, bo zwariowac idzie? I jeszcze chcialbym zwrocic uwage, ze piszesz:”Jezeli teraz myslisz…”, a nie ze np”jezeli teraz wpatrujesz sie w pojawiajace sie mysli”. Czyli to ja w koncu mysle, czy nie mysle? Jezeli uwazam.sie za nic nie wartego, to dlatego ze mam tak zaprogramowana podswiadomosc, czy dlatego ze ja tak uwazam, czy dlatego ze ja tak mysle, czy dlatego ze wpatruje sie w mysli? Bo juz nie wiem.
“Poszukaj “modlitwy kapitulacji” zwanej też “modlitwą 1 kroku” i zacznij ją odmawiać nawet 5-10 razy każdego dnia. Zaczynaj od niej dzień.
Albo dobra, masz:)
https://gorka.jezuici.pl/2022/12/modlitwy-czlowieka-trzezwiejacego/”
Szukalem i nie znalazlem. Ani na tej stronie ktora mi podales, ani google nic nie wypluwa. Nie ma modlitwy kapitualcji, ani 1-go kroku. Zaczynaja sie od 3-go kroku. Nie wiem.
Pawle, przygotowałem OGROMNĄ odpowiedź na Twoje ostatnie komentarze.
Ale jej nie wyślę. Nie uważam, że miałoby to jakikolwiek sens i by Ci nie pomogło. Do tej pory nie pomogło.
Dostałeś sugestię i dobrą radę – znaleźć na stronie, do której link sam Ci podałem, modlitwę. Nie zrobiłeś tego. Powiedziałem “znajdź”, a nie “szukaj”, nie powiedziałem “próbuj znaleźć”.
Mówisz “nie ma”.
Tylko że jest. Ja nie bez powodu najpierw podałem jej nieoficjalny tytuł – “modlitwa kapitulacji”, a potem “kroku 1”, a nie “I kroku”. Chciałem sprawdzić gotowość do zaangażowania.
A skoro to sprawia problem, mogę tylko powiedzieć, że potrzebujesz pomocy.
Ja o nią nie poproszę za Ciebie. Mogę się modlić, byś otrzymał wszystkie niezbędne łaski i sam doszedł do tej decyzji.
Sam musisz uczciwie przyznać prawdę o swojej sytuacji.
W literaturze mówią, że aby alkoholik czy seksoholik byli w stanie w pełni oddać się programowi zdrowienia, muszą upaść na samo dno.
Nie wiem czy jest to niezbędne ale jeśli folgujemy sobie, okłamujemy się – to tak.
To jest też moje doświadczenie z pracy z klientami – ci, którzy tylko chcą próbować czy “przerabiać” dla samego “przerabiania” – nie zdrowieją. Ciągle sobie folgują i nie mają zamiaru rozwiązać kwestii najpoważniejszych, czyli tych najważniejszych. Często nawet o nich powiedzieć.
Nie mogę więc trzymać Cię za uszy w bezcelowych dyskusjach.
Skoro nie znalazłeś modlitwy, której znalezienie wymagało tylko ctrl+f “I krok” i kilka razy kliknąć “dalej” lub przeczytać wytłuszczone tytuły modlitw, bo ona była na 8 miejscu – co mi zajęło 10 sekund – pokazuje jak nie dostrzegamy tego, czemu stawiamy opór. Nasza intencja kieruje owocami naszych działań.
Pamiętasz takie słowa “Szukajcie, a znajdziecie”? Inne rozumienie tego jest – “to co znaleźliśmy, tego szukaliśmy”.
Ponownie – tylko w myślach widzisz “nie ma”. I reszta się dopasowała do Twojej wiary. Ale rzeczywistość jest jaka jest POMIMO naszych myśli i intencji. Jednak nasze doświadczenia odzwierciedlą nasze prawdziwe wybory.
Oby w Twoim przypadku były coraz bardziej korzystne!
A skoro już wiesz, że ta modlitwa tam jest – mogę gorąco polecić – odmów ją. I głęboko przemyśl.
Zaczyna się słowami:
“Panie Boże, przegrałem moją walkę z nałogiem.”
Czesc Piotrze. Czytam wlasnie czesc teoretyczna Kursu Cudow i jest tam napisane tak:
“Ja nie popieram pomieszania poziomów, ale to ty musisz podjąć decyzję w sprawie dokonania korekty. Nie chciałbyś przecież tłumaczyć swojego obłąkanego zachowania stwierdzeniem, że nie mogłeś nic zrobić w tej sprawie. Dlaczego miałbyś akceptować obłąkane myślenie? Zawiera ono błąd, któremu trzeba się dobrze przyjrzeć. Być może wierzysz, że jesteś odpowiedzialny za to, co robisz, ale nie za to, co myślisz. Prawda jest taka, że jesteś odpowiedzialny za to, co myślisz, ponieważ tylko na poziomie myśli możesz dokonywać wyboru. To, co robisz, wynika z tego, co myślisz. Nie możesz oddzielić się od prawdy, poprzez „nadanie” autonomii zachowaniu. Jednak gdy tylko powierzysz swoje myśli memu prowadzeniu, będę mógł wszystko kontrolować w sposób automatyczny. Gdy kiedykolwiek się czegoś boisz, stanowi to pewny znak, że pozwoliłeś swojemu umysłowi błędnie tworzyć i nie pozwoliłeś, bym nim pokierował.”
Jak rozumiec to, ze jestem odpowiedzialny za to co mysle, skoro myslenie odbywa sie samo i ze to co robie wynika z tego co mysle? Pan Hawkins i ty Piotrze pisaliscie, ze mysli nie sa do niczego potrzebne i ze zeby cos zrobic, to nie potrzebuje o tym pomyslec. A tutaj w Kursie Cudow jest inaczej. Chyba ze ja to blednie rozumiem.
Czesc Piotrze.
Heja!
Czytam wlasnie czesc teoretyczna Kursu Cudow i jest tam napisane tak:
No właśnie – “jest TAM napisane”.
A co z obserwacją rzeczywistości? Co z wiedzą pochodzącą z wewnątrz, z własnego doświadczenia?
Dlaczego nie mówisz – “zaobserwowałem, że…”?
To naprawdę nie jest trudne, by zobaczyć jak właściwie jest.
To wymaga tylko decyzji i chęci.
“Ja nie popieram pomieszania poziomów, ale to ty musisz podjąć decyzję w sprawie dokonania korekty. Nie chciałbyś przecież tłumaczyć swojego obłąkanego zachowania stwierdzeniem, że nie mogłeś nic zrobić w tej sprawie. Dlaczego miałbyś akceptować obłąkane myślenie? Zawiera ono błąd, któremu trzeba się dobrze przyjrzeć. Być może wierzysz, że jesteś odpowiedzialny za to, co robisz, ale nie za to, co myślisz. Prawda jest taka, że jesteś odpowiedzialny za to, co myślisz, ponieważ tylko na poziomie myśli możesz dokonywać wyboru. To, co robisz, wynika z tego, co myślisz. Nie możesz oddzielić się od prawdy, poprzez „nadanie” autonomii zachowaniu. Jednak gdy tylko powierzysz swoje myśli memu prowadzeniu, będę mógł wszystko kontrolować w sposób automatyczny. Gdy kiedykolwiek się czegoś boisz, stanowi to pewny znak, że pozwoliłeś swojemu umysłowi błędnie tworzyć i nie pozwoliłeś, bym nim pokierował.”
Jak rozumiec to, ze jestem odpowiedzialny za to co mysle,
Za to co myślisz – tak – jesteś odpowiedzialny za to, co z tym zrobisz.
Ale ile razy wybrałeś co pomyślisz? Ile razy świadomie procesowałeś coś mentalnie i w jaki sposób i było to ewidentnie Twoim wyborem i Twoim działaniem, a ile razy orientujesz/zorientowałeś się w treści myśli, dopiero, gdy je zobaczyłeś?
My możemy wybrać generalny cel dla procesu myślenia, jego intencję, wartość, znaczenie.
Jesteś też odpowiedzialny czy np. z ufnością przystąpisz do realizacji tego. Czy jakie znaczenie temu nadasz, czy to wyprojektujesz.
Ale ile razy sam to stworzyłeś i/bo to wybrałeś?
skoro myslenie odbywa sie samo i
Powoli.
Tak, myślenie odbywa się samo. Bo nikt nie może udowodnić, że tworzy myśli.
Dla porównania – można dokładnie opisać jak robimy kanapkę – na jakim etapie jesteśmy, co robimy, co zrobiliśmy, jaki ma być efekt końcowy. Możemy pokazać – o tu leży serek, który zaraz położę na szynkę. Potem pomidorek.
A z myślami? Nad jaką myślą pracujesz teraz i na jakim etapie jesteś?
Nie. Nie czynimy tego. My możemy tylko utrzymywać cel, zaś treść myśli widzimy, gdy już samoistnie się pojawi.
A druga sprawa to MENTALIZACJA – czyli coś, co ponad 80% ludzkości absolutnie myli z myśleniem i tylko nazywa to myśleniem.
To się dzieje non stop, samoistnie, niezależnie od tego czy to chcemy, czy nie, czy się nam podoba, czy nie.
Ile razy powiedziałeś sobie “mam takie negatywne myśli i nie wiem co mam z nimi zrobić?” Gdybyś zrobił niedobrą kanapkę, to cóż za problemem byłoby ją wyrzucić?
Ile razy próbowałeś “wyrzucić” jaką myśl “z głowy” i byłeś wobec tego zupełnie bezradny?
Więc jednak z myślami się nie da tak postąpić. Co to znaczy?
Ale i tu jesteśmy odpowiedzialni co z tym zrobimy. Czy będziemy się bezustannie tym hipnotyzować – bo i trwa to bezustannie. Czy ignorować.
ze to co robie wynika z tego co mysle?
Widzisz?
Pytasz z czego wynika to co robisz.
Ja nie wiem.
To Twoja odpowiedzialność uczciwie przyznać z czego wynika to co robisz.
Odpowiedzialność to jeden z najważniejszych fundamentów zdrowia.
Pan Hawkins i ty Piotrze pisaliscie, ze mysli nie sa do niczego potrzebne
A do czego są Tobie potrzebne myśli?
Pamiętaj, że każde twierdzenie jest faktem lub fałszem tylko w kontekście.
Mówisz o treści zupełnie pomijając kontekst – m.in. to, do czego odnosiliśmy te wypowiedzi.
Oczywiście, że w pewnym kontekście możemy i powinniśmy myśleć. Od tego mamy umysł logiczny. Ale właśnie – MYŚLEĆ, a nie hipnotyzować się mentalizacją.
A co z tematami, wobec których myśli nie są potrzebne?
i ze zeby cos zrobic, to nie potrzebuje o tym pomyslec.
Potrzebujesz myśleć o robieniu kanapki, by ją robić?
Potrzebujesz myśleć o odpoczynku, by wypocząć?
Potrzebujesz myśleć o utworze muzycznym, by go słyszeć i się oddać muzyce?
Potrzebujesz myśleć o zapachu, by go czuć?
Czy potrzebujesz myśli w trakcie seksu, by to doświadczenie było lepsze? Wielu zauważyło, że gdy tylko zaczynają “myśleć”, a tak naprawdę z nieuświadomionych powodów hipnotyzować się mentalnym bełkotem, w seksie zaczynają pojawiać się problemy, począwszy od utraty erekcji.
Ludzie wpatrujący się w myśli przed snem najczęściej mają problemy, by zasnąć.
Jakbyś dzisiaj nie miał myśli, że masz iść do pracy, to byś nie poszedł?
Gdy jedziesz samochodem, to najpierw myślisz, że zaraz musisz skręcić lub zwolnić, by to zrobić?
Gdy przyglądasz się rzeczywistości, to od razu dostrzegasz, że jednym aspektów tego problemu nie są myśli w ogóle, tylko ich treść.
A z czego wynika treść myśli?
A tutaj w Kursie Cudow jest inaczej. Chyba ze ja to blednie rozumiem.
Oni mówią o obłąkanym myśleniu. Czyli o mentalizacji. Oraz oczywiście – o naszej wierze w te myśli.
A myślenie to nasza odpowiedzialność.
Gdy rozróżnisz myślenie od mentalizacji, te treści staną się oczywiste.
Gdy dostrzeżesz jakie przełożenie na Twoje decyzje, działania, życie ma myślenie, znikną wszelkie pytania.
Zaś w teorii można utknąć na wieku i nie dostrzec najbardziej oczywistych prawd.
Każdą myśl możesz poddać krytyce i dociekać czy jest prawdą, czy urojeniem, obłąkaniem? “Myślę” to właśnie tylko myśl. Która nie jest faktem. To fałsz.
Pamiętaj też, że dr Hawkins mówił do odbiorcy rozwiniętego. A nie takiego, który m.in. jeszcze sobie przypisuje sprawczość nad myślami. W szczególności książki te nie są adresowane dla rozwiązania problemu uzależnienia.
Człowiek uzależniony musi przede wszystkim zacząć zdrowieć i trzeźwieć, by był w stanie korzystać z mądrości.
Ewoluujemy, a wraz z tym zmienia się – ewoluuje nasz poziom pojmowania rzeczywistości. Trwanie w uzależnieniu uniemożliwia ewolucję. Dlatego nasz poziom pojmowania nie może ewoluować.
Jak mówiłem – ponad 80% ludzkość nie ma nawet potencjału, by dostrzec, że nie myślą, tylko hipnotyzują się bezosobowym procesem. Są tak nieuczciwi, że nie widzą nawet, że tego nie czynią, tylko się wpatrują w to, co się dzieje samoistnie. A nie chcą być tego świadomi i odpowiedzialni, bo mają z tego ogrom korzyści – np. wieczne usprawiedliwienia. Jak “no zawsze myślałem, że jest inaczej”. I już! Skoro tak “zawsze myśleli” to już byli zwolnieni z jakiegokolwiek dociekania prawdy…
Przecież nawet nie my czujemy zapachy. Odczuwanie dzieje się samoistnie. Nie można tego ani przerwać, ani rozpocząć. Można tylko być świadomym tego samoistnego i bezosobowego fenomenu.
Co dowodzi też, że nie jesteśmy ciałem.
No ale to już właśnie wymaga odważnego spojrzenia na fakty i zaprzestania usprawiedliwiania się. To wymaga decyzji o wzroście świadomości, czego większość ludzi nie chce się podjąć.
Ze społecznego lęku “przed” nieznanym – czyli taką postawą wobec nieznanego, nowego, że widzimy to jako złe, niebezpieczne, etc. Ale że czujemy lęk “przed” nieznanym, czyli ZANIM nawet to nieznane nastąpiło, dowodzi, że lęk nie ma z tym nic wspólnego. Lęk to tylko usprawiedliwienie własnej postawy.
I właśnie m.in. uzależnienia są jednym z takich “narzędzi”, jest takim darem, który człowiek sobie daje, by wymusić na swojej upartej rzyci poważny i realny rozwój duchowy.
Ile jeszcze możemy się usprawiedliwiać myślami i uczuciami – “porno mnie tak rozluźnia, odstresowuje, pozwala zapomnieć o problemach”? Fakty są takie – niszczymy sobie życie. I uzależnienia nie da się już zatrzymać własnymi siłami. Za późno.
Dlatego też – przyjrzyj się na to, co Kurs Cudów nazywa myśleniem, co dr Hawkins nazywa myśleniem, co ja nazywam myśleniem i co Ty nazywasz myśleniem.
Gdy definicje staną się jasne, przekaz też stanie się jasny.
Jeszcze to – jeśli jesteś uzależniony, to nie przerabiaj Kursu Cudów, przynajmniej teraz. Bo prawie na pewno intencja nie jest uczciwa – stanowi nią ucieczka od prawdziwej pracy, od realnego życia, od szczerości, uczciwości, otwartości względem innych, Boga i siebie samego.
Przypomnij sobie radykalnie uczciwie dlaczego zacząłeś Kurs Cudów?
W jaki sposób reflektujesz te ćwiczenia wobec codziennego życia? Co próbujesz rozwiązać? Do jakiego problemu stosujesz lekcje KC?
Np. czy stosujesz te lekcje wobec chociażby tej sytuacji – że to co widzisz nie jest realne, że widzisz tylko przeszłość, że nie jesteś poruszony z powodu, o którym myślisz…?
Jeśli intencja jest nieuczciwa, żadne duchowe narzędzie nie da Ci niczego dobrego.
Bo Rzeczywistość nie rani, nie krzywdzi, nie oszukuje. I wymaga integralnych zamiarów.
Jeśli dobrze pamiętam, dr Hawkins wobec KC użył słowa “meticulously”. Sprawdź co znaczy to słowo. Jeśli tak nie będziemy stosować KC, nic nam nie da.
We wspólnocie 12 kroków zauważono, że “półśrodki nic nam nie dały”, “oddać się całym sercem”, do czego prowadzi przede wszystkim przyznanie i wyznanie sobie, Bogu i drugiemu człowiekowi własnej bezsilności.
A to wyznanie też ma wielką głębię.
Dr Hawkins też nie polecał części teoretycznej KC, tylko praktyczną – 365 lekcji.
Tym bardziej jeśli jesteś uzależniony – nie tego na ten moment potrzebujesz. Szczególnie, że zadajesz pytanie “z czego wynika to co robię?”
Ile razy włączyłeś porno tylko dlatego, bo takie widziałeś myśli?
Ile decyzji szkodliwych do siebie podjąłeś tylko dlatego, bo takie widziałeś myśli?
Pytanie – po co wtedy były Ci te myśli?
Każdy z realnych programów duchowych uczy odpowiedzialności, kontemplacji, wyboru prawdy.
Zauważ, że Ty czytasz już trzecie źródło, jeśli nie korzystałeś dotychczas z nawet jeszcze większej ilości.
I ciągle mówisz – “tam napisali tak, tu napisali tak, jeszcze tam napisali tak”. Ciągle odnosisz się do zewnętrznych źródeł, a nie do wewnętrznego.
To się nazywa indoktrynacją, a nie rozwojem. Indoktrynacja to wielki błąd i żeby ją “uzdrowić”, musi nastąpić INTEGRACJA. Czyli – żyjesz tym, o czym przeczytałeś. Już taki JESTEŚ, a nie tylko to WIESZ czy ROBISZ.
W przypadku obserwacji np. myśli wynika z osobistego doświadczenia medytacji i kontemplacji, a nie liczenia na kolejne źródła wewnętrzne.
KC w formie lekcji o tym mówi, WoP tego uczy, dr Hawkins też ciągle o tym mówi – o osobistym doświadczaniu.
A tego brakuje.
Na pytanie “jak rozumieć to, że jestem odpowiedzialny” – nie próbuj rozumieć, tylko wybierz odpowiedzialność.
Rozumienie przychodzi przez doświadczenie. A w doświadczaniu nikt nie może Cię wyręczyć.
Zacznij stosować to o czym czytasz.
Przypominam – kiedyś jeden młody mężczyzna praktykujący uwodzenie powiedział takie słowa – “nie czytaj 100 stron kursu i wykonaj jedno podejście, a przeczytaj max. 1 stronę i wykonaj przynajmniej 100 podejść stosując to, co przeczytałeś; to gwarantuje sukcesy”. Podobnie tu – stosuj to, a nie łykaj kolejne głębokie twierdzenia i prawdy. Tego nie można uzyskać z zewnętrznego źródła. Tego “zrozumienia”, bo Ci ktoś to ładnie opisze. To nie taki problem, ani jego rozwiązanie.
Mówimy o fundamentalnych iluzjach, w których ludzie są zakochani od zawsze. Tego nie przekroczysz umysłem – tym “zrozumieniem”, bo to umysł tworzy te iluzje.
To jakbyśmy chcieli się uczyć prawości od złodzieja.
Jeszcze dodam, że możemy myśleć opierając cel tego, cały kontekst, wszystko w co wierzymy, co jest zwykłym fałszem.
Dlatego niezależnie jak inteligentni jesteśmy, “nasze” myślenie będzie wiodło nas na manowce.
Jak wielokrotnie mówiłem – człowiek nie ma możliwości odróżnienia prawdy od fałszu. Dlatego nawet najlepsze chęci, by wymyślić coś mogą nie dać niczego dobrego, bo opieramy je o obłąkańcze założenia.
Np. “radość, szczęście, spełnienie pochodzi ze świata”. I próbujemy to osiągnąć, np. pracujemy po 16-18 godzin na dobę, zarabiamy potężne pieniądze zaprzęgając do tego wielki wysiłek mentalny, a tu się okazuje, że nadal nie jesteśmy ani trochę bardziej szczęśliwi.
To samo w związkach – staramy się, poświęcamy, próbujemy ciągle, robimy wszystko “co należy”, a partnerka nadal niezadowolona. I potem pojawiają się te “memiczne” pytania “o co chodzi kobietom?”
Niekoniecznie o to co ROBIMY, tylko o to jacy JESTEŚMY.
Tak jak uzależniony jeśli założy, że uzależnienie to tylko to co ROBI – ogląda porno – to niezależnie jak będzie miał dobrą intencję, nigdy nie wymyśli poprawnego rozwiązania.
Tylko wprowadzi do swojego życia zmaganie, które nie przyniesie poprawy, bo opiera to o fałsz. Bowiem ani uzależnienie to nie jest coś, co ROBIMY, ani też nie można go zatrzymać.
Można się zmagać przez dzień, tydzień, niektórzy przez rok. To się wtedy nazywa “wysuszoną trzeźwością”. Czyli niby trzeźwy ale pozbawiony energii duchowej – radości, pokoju.
Sam fakt, że np. zakładamy, że mamy kontrolę nad swoim życiem, gdy jej nie mamy – cóż można wymyślić w oparciu o takie fałszywe założenie? Dalsze urojenia i obłąkania.
Jednym z celów KC jest m.in. początek rozpoznawania tych wszystkich iluzji wytworzonych przez wiarę w umysł oraz wiarę w to, że my myślimy, czyli że to my jesteśmy źródłem myśli. Ale nie jesteśmy, co dowieść można sobie w chwilę. A skoro nie my jesteśmy źródłem myśli, to co/kto jest? Co wtedy?
“A co z obserwacją rzeczywistości? Co z wiedzą pochodzącą z wewnątrz, z własnego doświadczenia?
Dlaczego nie mówisz – “zaobserwowałem, że…”?”
No wlasnie problem jest w tym, ze ja zaobserwowalem, ze to ja mysle. A z tego co czytam, to zaobserwowalem blednie. Ba ja widze, ze mysli mi sie nie pojawiaja, tylko ze to ja je tworze. Bo moge np. uciac jakas mysl, a moge ja pomyslec cala. Przeciez gdy np sobie pomysle, ze ide pojezdzic na rowerze, to przeciez to ja to pomyslalem. Ze jestem nic nie wart, to tez ja to pomyslalem. Takie sa moje obserwacje i dziwi mnie ta koncepcja, ze mysli pojawiaja sie samoistnie. Oczywiscie nie wykonam tego twojego cwiczenia, zeby przez 5 minut nie myslec, bo jest to niemozliwe. Tym bardziej jest to dla mnie niezrozumiale, ze to ja mysle, ale ze jednoczesnie nie moge przestac myslec. Jednoczesnie potrafie zrozumiec, ze mysl, ze ide pojezdzic na rowerze pojawila sie sama, ale dlaczego sie pojawila? I jesli nie ja ja pomyslalem, to skad sie wziela. I akurat wziela sie w tym momencie, gdy mialem chec na tym rowerze pojezdzic. Niezla to zagadka dla mnie i na prozno szukam odpowiedzi. Ogladam pana Tolle-a, pania Tare Brach, oczywiscie pana Hawkinsa i jeszcze wielu innych i nie znaduje na to odpowiedzi.
“Potrzebujesz myśleć o robieniu kanapki, by ją robić?
Potrzebujesz myśleć o odpoczynku, by wypocząć?
Potrzebujesz myśleć o utworze muzycznym, by go słyszeć i się oddać muzyce?
Potrzebujesz myśleć o zapachu, by go czuć?”.
No wlasnie nie potrzebuje. Moge to wszystko zrobic bez mysli. Do pracy tez pojde, nawet jak mam mysl, zeby nie isc.
“A z czego wynika treść myśli?”. Nie wiem, Z intencji? Pojecia nie mam.
“Przypomnij sobie radykalnie uczciwie dlaczego zacząłeś Kurs Cudów?”
Zaczalem, bo chcialem stac sie wybaczajacy i kochajacy. Dla ludzi i dla siebie. Chcialem tez wyleczyc sie kilku dolegliwosci, ktore mnie trapia od wielu lat, a czytalem ze dzieki KC ludzie lecza sie z beznadziejnych z punktu widzenia medycyny przypadkow. Jednak kurs przerwalem po chyba 100-u lekcjach i teraz znowu wrocilem, ale najpierw chcialem przeczytac czesc teoretyczna, ale skoro moisz ze nie jest wymagana, to nie bede czytal. Piszesz tez, ze jesli jestem uzalezniony to nie potrzebuje tego. A co z chorobami? Medycyna mi nie pomoze, bo jedna jest wedlug nich nieuleczalna.
“Ile razy włączyłeś porno tylko dlatego, bo takie widziałeś myśli?
Chyba zawsze przed wlaczeniem, mialem takie mysli, ale czy tylko z powodu mysli wlaczylem, to nie wiem.
Ile decyzji szkodliwych do siebie podjąłeś tylko dlatego, bo takie widziałeś myśli?
Chyba wiekszosc decyzji w moim zyciu podjalem w oparciu o mysli i dlatego jestem teraz tu gdzie jestem. A gdzie jestem. Napisal bym ze w czarnej dupie, ale wiem ze to belkot. Jestem tu gdzie jestem.
Pytanie – po co wtedy były Ci te myśli?
Nie wiem wlasnie. Po co byly i dlaczego je mialem- nie wiem. W ogóle to widze ze niewiele wiem. Nie wiem co mam robic w zyciu a przede wszystkim nie wiem czemu ogladam porno. Moze byc tak Piotrze ze ogladam porno miedzy innymi z powodu braku partnerki, seksu itd? I poprzez porno miec jakas namiastke wlasnie seksu i popatrzenia na nagie i piekne kobiety. Wszak umysl mysli ze to co widzi w monitorze jest realne. A ja widze ze nie chce rzucic porno, bo to jedyna moja przyjemnosc w zyciu. I moge sobie wlasnie popatrzyc na ladne kobiety “pouprawiac” z nimi seks. (jakkolwiek glupio to zabrzmialo)
*Sklejone*
Jeszcze chcialbym cos dodac, bo duzo o tym czytalem i sluchalem i ty tez Piotrze o tym pisales, a chodzi o bycie obserwatorem. Nie wiem co to znaczy i jak to zastosowac. Bo kto ma byc tym obserwatorem? Ja? Czyli kto? Kto to ja? Pawel? Czy cos wiekszego? A juz w ogole wprawia mnie w zdumienie stwierdzenie ze mozna byc obserwatorem obserwatora. Ale chcialbym abys mi pomogl zrozumiec, co to znaczy tak jak pisales byc obserwatorem tak jakby siebie z boku. Bo to jest dla mnie tez duza zagwozdka. Bo tak jak ja to rozumiem, to moge obserwowac siebie z boku, jak sie uzalam, jak ogladam porno i jak robie wiele negatywnych rzeczy, a to chyba przeciez nie o to chodzi. I szczerze przyznam, ze po zastanowieniu, ja niewiele rozumiem z tego zycia i z tego jak funkcjonuje ten swiat i jak ja funkcjonuje. Wszystko mi sie miesza. Nie wiem przede wszystkim kim jestem. Kim jest to JA.
*Sklejone*
Jeszcze chcialbym o ten KC zapytac, bo jest tam napisane, ze Bóg nie stworzyl tego swiata i taki kawalek jeszcze znalazlem:
“Bóg nie wytworzył ciała, ponieważ można je zniszczyć, a to, co zniszczalne, nie pochodzi z Królestwa. Ciało jest symbolem tego, czym myślisz, że jesteś. Jest ono najwyraźniej środkiem służącym oddzieleniu, a zatem nie istnieje. Duch Święty, jak zwykle, bierze to, co wytworzyłeś i przekłada50 na środek służący do nauki. Znowu, jak zwykle, On ponownie interpretuje to, czego używa ego jako argumentu oddzielenia, by pokazać, że interpretacja ego jest nieprawdziwa. Jeśli umysł może uzdrawiać ciało, a ciało nie może uzdrowić umysłu, wówczas umysł musi być silniejszy niż ciało. Każdy cud to demonstruje. Powiedziałem, że Duch Święty zachęca do cudów, stanowi dla nich motywację. Mówi ci zawsze, że tylko umysł jest prawdziwy, ponieważ tylko umysł można współdzielić. Ciało jest oddzielone, a zatem nie może być częścią ciebie. Bycie jednością w umyśle ma sens, a bycie jednością w ciele jest bez sensu. Zatem, zgodnie z prawami umysłu, ciało jest bez sensu.”
O cu tu chodzi? Czy ten swiat to iluzja, o czym wielu ludzi mowi? Co ten Kurs Cudów z glupoty wygaduje. A podobno to Pan Jezus to napisal poprzez pania Helen Schucman. Czy to ja cos zle rozumiem?(znowu)
“A co z obserwacją rzeczywistości? Co z wiedzą pochodzącą z wewnątrz, z własnego doświadczenia?
Dlaczego nie mówisz – “zaobserwowałem, że…”?”
No wlasnie problem jest w tym, ze ja zaobserwowalem, ze to ja mysle.
Co tak naprawdę zaobserwowałeś?
Zaobserwowałeś, że coś robisz?
A gdybyś nie zaobserwował, to znaczy, że tego nie robisz?
Gdy prowadzisz samochód, to musisz zaobserwować, że to robisz?
Przecież to oczywiste. Nie musisz o tym przeczytać.
A tu?
Skoro zaobserwowałeś, że myślisz, to przestań myśleć. Dałem Ci zalecenie – przez 5 minut nie myśl.
No bo skoro myślisz – robisz to – to masz nad tym pełną kontrolę. Pokaż sobie, że ją masz.
Bo jeśli jedzie samochód, którego nie możesz ani zatrzymać, ani zwolnić, ani zmienić kierunku i tylko trzymasz kierownicę – co nazywasz “jadę” lub “prowadzę samochód” – ale to zupełnie nie wpływa na to, że pędzi przed siebie – to czy to jest prowadzenie samochodu?
A z tego co czytam, to zaobserwowalem blednie.
Nadal nie mówisz co rozumiesz co rozumiesz przez “myślę”. Ani “zaobserwowałem”.
Skoro jednym zdaniem można zanegować Twoje wnioski, to czy one są poprawne?
Ba ja widze, ze mysli mi sie nie pojawiaja, tylko ze to ja je tworze. Bo moge np. uciac jakas mysl, a moge ja pomyslec cala.
Naprawdę?
A jak się odbywa to “mogę ją pomyśleć całą”? Nie rozumiem.
“Ja je tworzę” – bardzo chętnie posłucham jak to robisz. To stwórz myśli o tym jak zarabiać duże pieniądze.
Wybierz, by stworzyć jakieś myśli i opisz jak to robisz krok po kroku.
Przeciez gdy np sobie pomysle, ze ide pojezdzic na rowerze, to przeciez to ja to pomyslalem.
A, czyli nie zaobserwowałeś, tylko dokładasz do tego filozofię, bo niepojętym jest, że myśl “idę pojeździć na rowerze” pojawiła się sama, a Ty tylko przypisałeś sobie jej autorstwo.
Ale właśnie na tym polega ta iluzja.
Od razu uznałeś, że jej treść w pierwszej osobie odnosi się do Ciebie – a skoro tak, to trzeba ją zrealizować.
Ze jestem nic nie wart, to tez ja to pomyslalem.
Oczywiście!
I dlatego tak musi być! I można o to oprzeć całe życie i wszystkie decyzje w nim.
Ile razy wybrałeś to – “teraz wybieram, by pomyśleć o sobie jako o kimś nic nie wartym”?
Przecież obaj wiemy, że ani razu. Tylko się tym hipnotyzowałeś nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Tak jak w przypadku myśli o jeździe na rowerze – myśl pojawiła się samoistnie, zaś Ty użyłeś jej jako usprawiedliwienia i pretekstu.
Gdybyś radykalnie uczciwie przyjrzał się w jakich okolicznościach tak chętnie masz myśli, że nic nie jesteś wart, stałoby się jasne, że to nie jest prawda ale to jest fantastyczne usprawiedliwienie, by uniknąć czegoś.
Takie sa moje obserwacje i dziwi mnie ta koncepcja, ze mysli pojawiaja sie samoistnie.
Nie, to nie jest koncepcja.
Koncepcją jest to, że myślisz te myśli.
Ty widząc myśl od razu mówisz “no ja ją pomyślałem, bo przecież dlatego się pojawiła”. Ale to jest dorobiona bajeczka do faktu dokonanego – że już wpatrujesz się w jakąś treść, która nie masz pojęcia skąd się wzięła.
Naprawdę wybrałeś dzisiaj pomyśleć, że jesteś nic nie wart? Dlaczego to zrobiłeś w takim razie?
A dlaczego nie pomyślałeś, że jednak jesteś wspaniałym człowiekiem wartym każdego dobra?
“Takie sa moje obserwacje i dziwi mnie ta koncepcja, ze mysli pojawiaja sie samoistnie.” – to też jest tylko myśl.
Oczywiscie nie wykonam tego twojego cwiczenia, zeby przez 5 minut nie myslec, bo jest to niemozliwe.
Nie wykonasz, bo od razu runęłaby ta iluzja.
To jakbyś mówił, że niemożliwe jest przez 5 minut nie zrobić kanapki.
Zastanów się – czy jest choć jedna czynność, którą na 100% wykonujesz i niemożliwym jest przestać to wykonywać?
Podaj proszę takie przykłady.
Czy Ty dzielisz komórki i możesz to przerwać, zatrzymać?
Ty rośniesz sobie włosy i paznokcie?
Ty krzepniesz krew?
A gdy drapiesz się po głowie, to niemożliwym jest przestać na 5 minut?
Gdy spacerujesz, to niemożliwym jest stanąć na 5 minut?
No jak to jest?
Ale mi się to podoba. :)
“OCZYWIŚCIE nie wykonam tego twojego ćwiczenia” – no bo niemożliwym jest nie myśleć przez 5 minut, co jest dowodem, że my to robimy. :)
Tak, tak, tak!
To prościej – czy Ty słuchasz muzyki? Czy Ty to robisz? Jeśli tak – to przestań. A potem znowu zacznij. Oczywiście nie wyłączaj nadajnika. Tylko manipuluj słyszeniem.
Ty to robisz?
Czy raczej zdajesz sobie sprawę (co zdaje sobie sprawę?), że słyszenie odbywa się samositnie? A Ty wpatrujesz się w trwający fakt dokonany?
Skoro z myślami jest problem, to jak z muzyką? Tu przynajmniej wiemy, że źródłem dźwięku jest jakiś nadajnik – np. głośnik komputerowy.
Ale co z całym fenomenem słyszenia? Jeśli to robisz to przestań. Lub zacznij dopiero wtedy, gdy to wybierzesz. Odpal utwór ale wybierz, że zaczniesz go słyszeć dopiero za minutę.
Tym bardziej jest to dla mnie niezrozumiale, ze to ja mysle, ale ze jednoczesnie nie moge przestac myslec.
No bo przynajmniej jedna część tego twierdzenia jest fałszem.
Ale nie chcesz sprawdzić która.
I tu widzimy, że to “nie rozumiem” oznacza, że próbujemy wcisnąć jakąś informacje w wąskie ramy naszych założeń o świecie, z których nie dajemy sobie sprawy.
Oraz opieramy się prawdzie.
Jednoczesnie potrafie zrozumiec, ze mysl, ze ide pojezdzic na rowerze pojawila sie sama, ale dlaczego sie pojawila?
Nie potrafisz zrozumieć, tylko potrafisz nie opierać się temu. Ale z jakich powodów? Z integralnych? Czy tylko po to, by mieć ciągle pożywkę do akademickiej – bezowocnej i bezcelowej – dyskusji?
Dlaczego się pojawiła?
A dlaczego zawiał wiatr? Wiatr ma cokolwiek wspólnego z Tobą? Wiatr wieje specjalnie na Ciebie? Bierze Cię pod uwagę w swoim wianiu, sile, kierunku, temperaturze?
Dlaczego spadł śnieg? Ma to jakąś przyczynę? Ma to jakieś znaczenie? Spadł dla Ciebie? Spadł na przekór Tobie?
Nie. Absolutnie nie ma to żadnego znaczenia.
I jesli nie ja ja pomyslalem, to skad sie wziela.
Właśnie.
A jeśli nie jesteśmy w stanie tego pojąć, to dlaczego zakładać, że my ją pomyśleliśmy i dlatego musi mieć jakiś ukryty sens?
Co pokazuje, że właśnie koncepcją jest “ja myślę”. To jest dorobiona bajeczka wynikająca z narcystycznego rdzenia homo sapiens.
Skąd się wzięła myśl “jestem nic nie wart”? Dlaczego się do niej kleisz? Dlaczego zakładasz, że to “JA jestem nic nie wart” dotyczy Ciebie?
Gdybyś przeczytał na ścianie graffiti – “jestem głupi” to też byś uznał, że sam to napisałeś o sobie?
I akurat wziela sie w tym momencie, gdy mialem chec na tym rowerze pojezdzic.
Bzdura ale na razie totalnie niedostrzegalna.
To ten sam problem, gdy uzależniony mówi, że widzi myśli o porno i/dlatego chce je obejrzeć. Bo są w tym momencie, co pożądanie.
I to się mu skleja – bo nie widzi nic poza myślami i emocjami, których roli w rzeczywistości zupełnie nie pojmuje.
I naprawdę niektórzy musieli przejść piekło, by dostrzec swoją bezsilność wobec tego bezosobowego fenomenu. Oraz tym, że przestali kierować swoim życiem i wiodą je ku destrukcji z uśmiechem na twarzy.
I powiedz – widzisz myśli i już lecisz na rower. To jest kontrola własnego życia?
Ja tu widzę zniewolenie myślami i zupełny brak kontroli nad swoim życiem.
To powiedz – gdy widzisz myśl “fajna kobieta, pogadałbym z nią” – dlaczego tego nie robisz?
Albo inaczej – kiedy to zrobisz?
Potrzebujesz do tego myśli i uczuć? Skąd się mają wziąć?
Skoro myślisz myśli, to pomyśl takie myśli i do roboty!
Niezla to zagadka dla mnie i na prozno szukam odpowiedzi.
Nie szukasz odpowiedzi. Szukasz potwierdzenia swojej racji. Nie prawdy.
W tym cały sęk, z czego na razie nie zdajesz sobie sprawy lub nie chcesz zdać.
Ogladam pana Tolle-a, pania Tare Brach, oczywiscie pana Hawkinsa i jeszcze wielu innych i nie znaduje na to odpowiedzi.
Przed chwilą ją otrzymałeś ale jej OCZYWIŚCIE nie chcesz dostrzec.
Bo nie chcesz odpuścić przywiązania do swoich ukochanych pozycjonalności.
Oraz opierasz się prawdzie.
Ileż ja razy słyszałem – “nie wykonałem twoich zaleceń piotrze ale mam taaaak wiele do powiedzenia, bo o tym gdzieś poczytałem!”
Nikt nie może Cię nieść do zdrowia.
“Potrzebujesz myśleć o robieniu kanapki, by ją robić?
Potrzebujesz myśleć o odpoczynku, by wypocząć?
Potrzebujesz myśleć o utworze muzycznym, by go słyszeć i się oddać muzyce?
Potrzebujesz myśleć o zapachu, by go czuć?”.
No wlasnie nie potrzebuje. Moge to wszystko zrobic bez mysli. Do pracy tez pojde, nawet jak mam mysl, zeby nie isc.
No więc masz dowody, że jednak myśli nie mają takiego znaczenia jakie im przypisujesz.
Okazuje się, że można żyć bez nich całkiem dobrze. I co więcej – już tak żyjemy w pewnych okolicznościach. Nie o wszystkim “myślimy”. Nie o wszystkim musimy “myśleć”, by to robić.
“A z czego wynika treść myśli?”.
Nie wiem, Z intencji? Pojecia nie mam.
Widzisz? Podstawowe pytania, a tu się okazuje, że nie masz pojęcia z czego wynika treść myśli. Przed chwilą twierdziłeś, że Ty je myślisz.
No to powinno być to jasne – sam to wybrałeś. Tak jak wybierasz to co położysz na pajdę chleba. A tu jednak lipa – nie wiadomo.
Gdybym zapytał co masz na kanapce i skąd to wziąłeś – nie miałbyś problemu z odpowiedzią. A wobec myśli – “nie mam pojęcia”.
Chcesz powiedzieć, że myśl “chcę pojeździć na rowerze” wynika z chęci jazdy na rowerze?
Ale naprawdę jest takie uczucie? Ewoluowało?
Pamiętasz, byś te myśli tworzył, budował, konstruował, przywoływał? Hmm?
Ewolucja zazwyczaj trwa setki tysięcy lat, jak nie miliony. A rowery nie istnieją tyle.
Więc wątpliwe, że istnieje taka emocja jak “chęć jazdy na rowerze”.
Nie widziałem też żadnego zwierzęcia, by się kierowało takim uczuciem.
No, fabuła się rozkręca!
“Przypomnij sobie radykalnie uczciwie dlaczego zacząłeś Kurs Cudów?”
Zaczalem, bo chcialem stac sie wybaczajacy i kochajacy.
A co to jest wybaczenie i miłość?
Jak zamierzałeś się takim stać?
Jaki jesteś obecnie i dlaczego?
Dla ludzi i dla siebie. Chcialem tez wyleczyc sie kilku dolegliwosci, ktore mnie trapia od wielu lat, a czytalem ze dzieki KC ludzie lecza sie z beznadziejnych z punktu widzenia medycyny przypadkow.
I to jest prawda. Ale to nie ludzie się leczą, tylko leczenie odbywa się samoistnie, gdy zostaną spełnione odpowiednie warunki i taka będzie Wola Boża.
Zaś te warunki wymagają radykalnej uczciwości.
Przypomnij sobie lekcję 10 – “moje myśli nic nie znaczą”.
Dlaczego więc “Twoje” myśli – te które uważasz za swoje – nadal tak wiele dla Ciebie znaczą, że lecisz bez żadnego słowa sprzeciwu i je realizujesz?
Jakie znaczenie ma dla Ciebie myśl “chcę pojeździć na rowerze”?
Jednak kurs przerwalem po chyba 100-u lekcjach i teraz znowu wrocilem, ale najpierw chcialem przeczytac czesc teoretyczna, ale skoro moisz ze nie jest wymagana, to nie bede czytal.
Nie jest, bo nie jest to potrzebne.
Najpierw trzeba radykalnie uczciwie i rzetelnie przepracować lekcje. Jedna za drugą.
Ponownie – gdybyś przyjrzał się temu jak ten kurs przerabiałeś, dlaczego przerwałeś i dlaczego wróciłeś – zapewne brakowało tu integralnych intencji.
Bo nie tylko ważne jest co robimy ale też z jakich powodów.
Piszesz tez, ze jesli jestem uzalezniony to nie potrzebuje tego. A co z chorobami? Medycyna mi nie pomoze, bo jedna jest wedlug nich nieuleczalna.
Bardzo przykro mi to słyszeć!
Ważne, by pojąć, że człowiek – homo sapiens – jest tak nieuczciwy, cała jego istota to nieintegralność, że w 12 krokach nazywają to SKORUPĄ nieuczciwości. Przez którą tylko sporadycznie przebija się Boża Łaska. A my sobie z tego nawet nie zdajemy sprawy i przypisujemy to sobie.
To jest sieć, którą ego – zwierzęcość – plotło przez setki tysięcy lat. By mogło przeżyć. Ego. Ale nie my.
Warto też zdać sobie sprawę, że być może właśnie dopiero te choroby wymusiły na Tobie większe poszukiwania duchowe?
Tutaj sobie bardzo łatwo folgować. Widzimy jak się łatwo się oszukiwać, bez mrugnięcia okiem odrzucać prawdę.
Samo czytanie sobie lekcji nic nie da.
Sam dr Hawkins mówił, że nadal go zaskakuje jak głęboko można się poddać Bogu.
Jakże masz więc przerobić 365 lekcji radykalnej prawdy, jeśli już nie wykonałeś żadnej z pierwszych 10 lekcji?
A co z 11 – “moje nic nie znaczące myśli ukazują mi świat, który nic nie znaczy”. Zauważ, że dla Ciebie ciągle bardzo dużo spraw bardzo dużo znaczy.
Nie chodzi o to, że świat nie ma znaczenia. Chodzi o to, że to całe znaczenie, które widziałeś – sam je wyprojektowałeś. Tego nie ma w niczym. To jest tylko urojenie, które sami narzucamy na rzeczywistość.
I tego nie można rozumieć. Można to znaczenie odpuszczać i pozwolić sobie na kontemplowanie prawdy, a przede wszystkim gotowość do akceptacji wszystkiego dokładnie tym czym jest. Wliczając choroby.
I własną odpowiedzialność za całe nadane temu znaczenie.
Wiesz jakie choroby mają znaczenie? Wiesz dlaczego się pojawiły?
Jaka jest radykalnie uczciwa odpowiedź?
Trochę jak z WoP – ludzie “przerabiają”, “robią ćwiczenia”, “czytają” – wszystko to tylko ROBIĆ. Wielu się nawet bardzo dziwi, że “wszystko ROBILI ok, a nadal się uruchamiają”.
Bo jeszcze nie nastąpiła ewolucja. Jeszcze nie dotarło do nas, że tu nie chodzi o to, co zrobimy. Ale o to poddanie Bogu. O BYCIE.
Tylko ja wiem jak większość ludzi podchodzi do Siły Wyższej – dla nich to bajeczka. Tylko że to nie jest bajeczka.
Nie można uleczyć chorób. To się stanie samoistnie lub nie – gdy zadbamy o warunki.
Pytanie w jakich warunkach ta choroba powstała i trwa? To pytanie brzmi – “kim uważam, że JESTEM”? Ty uważasz m.in., że “jesteś nic nie wart”.
Poddanie się Bogu to też taki stan, że już Cię nie obchodzi to czy ciało zostanie uzdrowione – czy przeżyje, czy też nie. Do tego m.in. zmierza Kurs Cudów.
I zazwyczaj tak właśnie jest – gdy dojdziemy do tego momentu, że jesteśmy całkowicie pogodzeni z np. chorobą (nie mylić z apatycznością, wycofaniem, beznamiętnością), odpuszczamy to wszystko, przez co ona trwa.
Poddanie Bogu, to też zgoda na Wolę Boga. A Wola Boga dla Ciebie to miłość, to odwaga duchowa.
Tego nie wybierasz. Wybierasz natomiast umniejszanie sobie.
Pamiętaj też, że jednym z fundamentalnych podstaw każdej choroby jest ogrom stłumionego poczucia winy. Wraz z podświadomym programowaniem, wliczając programowanie społeczne.
I też znamienitą rolą Kursu Cudów jest wielkie oczyszczenie z poczucia winy przez rekontekstualizację ludzkiego położenia. Ogromu szaleństwa i głupoty, które możemy sobie wybaczyć, poprzez odpuszczenie i poddanie.
Ale trzeba zdać sobie sprawę z tego wielkiego potępiania, które czynimy sobie i innym. A nie wypierać to i liczyć, że czytanka nas uczyni kimś innym.
Sam wcześniej powiedziałeś, że myślisz o sobie jako o nic nie wartym. Jak sądzisz – dlaczego ciało choruje na tak ciężką chorobę, której medycyna nie jest w stanie uleczyć?
Jeśli odmawiamy sobie źródła miłości – a miłość to źródło życia – no to ciało zacznie to reprezentować.
Nikt tego nie czyni za Ciebie, dlatego też nikt nie może Cię uzdrowić. Tylko Ty możesz odpuścić odmawianie sobie miłości.
Proszę, czy możesz podać jakie masz dolegliwości? Sprawdzę czego może konkretnie dotyczyć ich przyczyna.
“Te myśli nic nie znaczą”, “nic co widzę nie ma znaczenia”.
Ale patrzysz na swój rower i jednak znaczenie nadal ma.
Zgadza się?
Gdy następnym razem zobaczysz myśl, że chcesz pojeździć na rowerze, to tego nie zrób. Wybierz coś innego.
Plus – myślę, że bardzo mogłoby Ci pomóc sprawienie sobie zwierzaczka.
A jak nie – to a kysz do wspólnoty 12 kroków!
“Ile razy włączyłeś porno tylko dlatego, bo takie widziałeś myśli?
Chyba zawsze przed wlaczeniem, mialem takie mysli, ale czy tylko z powodu mysli wlaczylem, to nie wiem.
Ponownie – liczysz, że Prawda uzdrowi Cię z poważnych chorób, a nie widzisz jeszcze prawdy na temat swoich decyzji, które podjąłeś setki razy.
Poszukaj “modlitwy kapitulacji” zwanej też “modlitwą 1 kroku” i zacznij ją odmawiać nawet 5-10 razy każdego dnia. Zaczynaj od niej dzień.
Albo dobra, masz:)
https://gorka.jezuici.pl/2022/12/modlitwy-czlowieka-trzezwiejacego/
Jest mi bliskie to co mówisz, bo sam kiedyś przerabiałem KC bez żadnych rezultatów.
Dlaczego?
Bo szczerze to była strategia ucieczkowa, unikowa. To nie była prawdziwa praca duchowa.
To było pseudo-zainteresowanie treścią. Ale nie esencją, ani tym bardziej wdrażaniem – integrowaniem tego w sobie.
Mógłbym to opisać tak – że próbowałem dopasować program duchowy do swojego życia. Gdy mi pasowało, to go robiłem. ROBIŁEM.
Dziś zaś dopasowuję swoje życie do programu duchowego. Do prawd duchowych. Opieram swoje życie, dążenia, działania o program duchowy.
Wtedy to działa.
Możesz pomyśleć – czy naprawdę wierzysz w uzdrowienie? Czy wierzysz, że na nie zasługujesz? Czy wierzysz w cokolwiek co do tej pory przeczytałeś w KC?
A gdybyś wyzdrowiał – jak skorzystasz z tego zdrowia? Egoistycznie? Czy raczej z pożytkiem też dla drugiego człowieka?
Będziesz się dzielił hojnie tym, co Ci pomogło?
“Ile decyzji szkodliwych do siebie podjąłeś tylko dlatego, bo takie widziałeś myśli?”
Chyba wiekszosc decyzji w moim zyciu podjalem w oparciu o mysli i dlatego jestem teraz tu gdzie jestem. A gdzie jestem. Napisal bym ze w czarnej dupie, ale wiem ze to belkot. Jestem tu gdzie jestem.
I znowu widzimy jak nie mówisz prawdy. O sobie. O tym jak widzisz życie.
“Jestem w czarnej dupie” – i to jest uczciwe, rzetelne wyznanie? To ma Ci przynieść zdrowie?
To jest biadolenie. To jest wulgarne pieprzenie bez żadnego celu.
“Jestem tu gdzie jestem” – a to jest używanie prawdy jako frazesu z cynicznym tłem.
Dlatego 12 kroków – tu uczysz się fundamentalnej uczciwości. Względem siebie, innych ludzi, Boga.
Oni dostrzegli, że półśrodki nic nikomu nie dały. Masz na to dowód też w swoim życiu.
A skoro stosujesz półśrodki, no to nie dziwne, że przerwałeś. Bo efektów było brak.
“Pytanie – po co wtedy były Ci te myśli?”
Nie wiem wlasnie. Po co byly i dlaczego je mialem- nie wiem.
Wreszcie prawda. “Nie wiem”.
O.
To dobry start. Dopiero zacząłeś mówić prawdę.
NIE WIEM!
Nagle się okazuje, że to co uważaliśmy bezkrytycznie za prawdę, za “tak po prostu jest” okazuje się “NIE WIEM”, gdy się temu przyjrzeliśmy przez moment.
W ogóle to widze ze niewiele wiem.
Tu bym się nie zgodził, bo bardzo dużo powiedziałeś, co uważasz, że wiesz i jest prawdą.
Tylko tego nie zauważasz.
“Niewiele wiem” odnosisz teraz do tych treści, które próbujesz wcisnąć w swoje dotychczasowe pojmowanie rzeczywistości.
Ale nie odnosisz tego do tego pojmowania.
Wszystko co wiesz, to właśnie tylko koncepcje, które otrzymałeś ze świata zewnętrznego.
A nie potwierdzalna prawda pochodząca z wewnątrz.
A umysł, jak to umysł, neguje całą resztę i dorabia racjonalizacje do tego, w co uwierzyłeś.
Nie wiem co mam robic w zyciu a przede wszystkim nie wiem czemu ogladam porno.
Ponownie – to miejsce na przyznanie prawdy. A nie na domysły i szukanie wygodnych koncepcji ofiarowanych przez świat ludzki.
Moze byc tak Piotrze ze ogladam porno miedzy innymi z powodu braku partnerki, seksu itd?
A tu mamy przykład jak szukasz kolejnych usprawiedliwień, racjonalizacji – koncepcji – o samym sobie.
Zamiast przyznać prawdę, wybrać ją i wyznać dlaczego oglądasz porno. Liczysz, że ktoś to zrobi za Ciebie.
Że istnieje jakaś koncepcja, którą tu można sobie dołożyć, dopasować i dalej bimbać.
Ja Ci nie podam powodów. Nawet gdybym znał je dokładnie, to powiedzenie Ci ich byłoby dla Ciebie szkodliwe. Bo byś się na tym zatrzymał. I zapewne domagał, by Cię dalej nieść.
Właśnie widzimy jaka jest różnica między realną pracą, a samooszukiwaniem się.
Kiedyś trzeba przestać czytać prawdę, a zacząć prawdę widzieć i nią żyć, dążyć do niej.
I poprzez porno miec jakas namiastke wlasnie seksu
Czy przez oglądanie reklamy hamburgera, którego jedzą inni, Ty masz namiastkę hamburgera?
I czy na pewno chodzi o seks?
Ponownie – a co ze znaczeniem? Jakie seks ma dla Ciebie znaczenie?
i popatrzenia na nagie i piekne kobiety.
Gdy jesteś głodny to lubisz oglądać jak ktoś inny je stek? To jest takie przyjemne? Tego naprawdę chcesz?
Po co Ci to patrzenie?
Czego naprawdę chcesz?
Wymyślanie odpowiedzi to nieuczciwość. Dopasowywanie odpowiedzi to nieuczciwość.
Wszak umysl mysli ze to co widzi w monitorze jest realne.
To też tylko przeczytałeś – dowiedziałeś się z zewnątrz. Ale sam jesteś na to zupełnie ślepy.
Nie masz pojęcia jakie z tego wynikają wnioski.
No widzisz plakat frytek i cieknie Ci ślinka. I to jest namiastka obiadu? Chcesz się na to patrzeć?
Naprawdę? Taka jest prawda? O to Ci naprawdę chodzi?
Widzimy jak nie zdajemy sobie sprawy z OGROMU własnej nieuczciwości.
A ja widze ze nie chce rzucic porno, bo to jedyna moja przyjemnosc w zyciu.
Tak się tylko wydaje.
Ale właśnie to jeden z aspektów uzależnienia – życie tylko dla tych chwilowych “przyjemności”.
Nie mamy w życiu żadnego innego celu. A nawet ten super szkodliwy uważamy za pozytywny.
Ponadto łatwo zauważyć, że sięgamy po porno wcale nie w pozytywnych okolicznościach.
Np. dobrze się czujemy i dzwonimy do znajomych, by się spotkać i fajnie spędzić czas – przyjemnie.
Tylko robimy to w negatywnych okolicznościach.
I moge sobie wlasnie popatrzyc na ladne kobiety “pouprawiac” z nimi seks. (jakkolwiek glupio to zabrzmialo)
No głupio, głupio, bo 2 sekundy uczciwej analizy ukażą jasno, że to zupełna nieprawda.
To co teraz przepisałeś to tylko myśli – bełkot – a intencja tego była nieintegralna.
Jeszcze chcialbym cos dodac, bo duzo o tym czytalem i sluchalem i ty tez Piotrze o tym pisales, a chodzi o bycie obserwatorem. Nie wiem co to znaczy i jak to zastosowac.
Nie wiesz, bo nigdy tak nie żyłeś.
Tego nie można obejrzeć, nie można o tym przeczytać. Nie można tego zrozumieć zanim tak nie zaczniesz żyć.
Obserwacja, stanie się nieoceniającym obserwatorem to jeden z aspektów wychodzenia poza iluzje i odklejenie się od umysłu.
Ale nikt się nie zmusi do tej pracy sam z siebie.
Tą monumentalną pracę wymuszają zazwyczaj kryzysy. Dojście do skraju tego co jesteśmy w stanie znieść.
Zazwyczaj do tego momentu to sobie tylko bajamy, folgujemy, bimbamy w fantazjach.
Np. patrzysz na kwiat czy przejeżdżające samochody i wybierasz, by nic na to nie narzucać, nie mieć o tym żadnego zdania, żadnej opinii. Nic.
Wszystko co “wiedziałeś” na ten temat odrzucasz. Wybierasz tylko obserwację. Nic nie nazywasz, nie określasz, starasz się nic z tym nie robić. Absolutnie nic.
Pozwalasz wszystkiemu płynąć swoim nurtem.
Ale bez realnego powodu, bez poważnej przyczyny nikt tego nie uczyni. Bo cóż to miałoby za sens?
Mamy miliony opinii o wszystkim i mielibyśmy z nich zrezygnować? Po co? Dlaczego mielibyśmy pusić się, zostawić to wszystko, co niesiemy ze sobą od kilkudziesięciu lat?
Bo kto ma byc tym obserwatorem? Ja? Czyli kto? Kto to ja? Pawel? Czy cos wiekszego?
To są fundamentalne pytania.
Nie dam Ci na nie odpowiedzi. To jest kierunek, który powinieneś obrać. Nie daj sobie tu nic wcisnąć.
Do tej pory byliśmy indoktrynowani odpowiedziami na te pytania. I te odpowiedzi uznaliśmy za ostateczną, obiektywną prawdę.
Odpowiedzi już przeczytałeś. Ale bez wykonania niezbędnej pracy duchowej, by ewoluować w świadomości, by się tymi odpowiedziami STAĆ, nie da się tego zrozumieć.
A juz w ogole wprawia mnie w zdumienie stwierdzenie ze mozna byc obserwatorem obserwatora.
Można być uważnym, że obserwowanie odbywa się samoistnie.
Bo tak jak w przypadku słyszenia dźwięków – nic z tym nie możesz zrobić. To się i tak będzie działo.
Nie możesz przerwać tego fenomenu.
I właśnie to jedno z bardzo ważnych “odkryć”, w szczególności dla uzależnionych.
Bo skoro obserwacja odbywa się cały czas, to warto dyscyplinować się – aby nie obserwować myśli, bowiem w myślach widzimy tylko fałsz.
Co więcej – fałsz potencjalnie bardzo dla nas niebezpieczny.
A umysł nie przestanie bełkotać nigdy. Więc jeśli ciągle będziemy skupiać świadomość na treści myśli, to ostatecznie wybierzemy. Nie możemy tego zmienić, zatrzymać, przerwać, ani od tego uciec.
Dlatego ciągłe wpatrywanie się w to i zmaganie skazują nas na bardzo bolesne upadki i tak częste, jak długo będziemy to kontynuować.
Gdy już zdasz sobie sprawę, że nie myślisz i możesz przekierować swoją uwagę na coś innego – np. na spokój, ciszę lub konkretne zadanie do zrealizowania – dostrzeżesz też, że jest to bezpieczne i żyje się dużo lepiej, efektywniej, spokojniej.
Z umysłu zaczynasz korzystać twórczo i gdy ma to sens.
Ale ponownie – trzeba radykalnie uczciwie dostrzec, że to my się kleimy do myśli. I robimy to, bo mamy z tego korzyści.
Ale chcialbym abys mi pomogl zrozumiec, co to znaczy tak jak pisales byc obserwatorem tak jakby siebie z boku.
Nie “siebie”, tylko tego, co uważałeś za siebie.
A sam fakt, że możesz to zaobserwować stanowi dowód, że tym nie jesteś.
Zaś moją rolą nie jest, by pomóc cokolwiek zrozumieć.
Bo “rozumienie” nie jest elementem zdrowia.
Tylko odpowiedzialność.
Bo to jest dla mnie tez duza zagwozdka. Bo tak jak ja to rozumiem, to moge obserwowac siebie z boku, jak sie uzalam,
Nie. Możesz zaobserwować treść myśli dostrojoną do emocji żalu.
Możesz zaobserwować, że to się jazgocze samoistnie. A skoro tak, to nie musisz brać w tym udziału. Możesz WYBRAĆ – DOKONAĆ DECYZJI – by np. pozostać spokojnym, wybaczyć, możesz obrać inną perspektywę, nadać inne znaczenie.
Ale z jakichś powodów nadal te myśli mają dla Ciebie sens i znaczenie. Chcesz ich i używasz ich w swoim życiu.
jak ogladam porno i jak robie wiele negatywnych rzeczy, a to chyba przeciez nie o to chodzi.
Gdy oglądasz porno, to idziesz w stronę przepaści.
Modlitwa kapitulacji mówi – “dopomóż mi pamiętać, Boże, że postęp tej choroby jest nieubłagany, a każdy powrót do niej może oznaczać osunięcie się w otchłań, z której nie ma powrotu”.
Zapamiętaj to. Powtarzaj to bardzo często.
Bo uzależniony nie jest taki jak każdy inny człowiek.
Już za późno, gdy doszło do uzależnienia.
Dlatego i potrzebny jest program duchowy, któremu oddamy się całym sercem. Półśrodki, to jakbyś próbował jechać samochodem, którego nie zatankowałeś.
Możesz wszystko ROBIĆ dobrze ale i tak będziesz stał w miejscu.
I szczerze przyznam, ze po zastanowieniu, ja niewiele rozumiem z tego zycia i z tego jak funkcjonuje ten swiat i jak ja funkcjonuje.
Prawidłowo. :)
Jeszcze będą z Ciebie ludzie. ;)
Ale ile tego “zastanowienia” naprawdę było?
Do tej pory uważałeś, że rozumiesz totalnie “jak funkcjonuje ten świat” i “jak ja funkcjonuję”.
To niezła pycha, nie uważasz?
Najwięksi filozofowie doszli po dziesiątkach lat kontemplacji, że im więcej wiedzą, tym mniej wiedzą.
Ty na razie przyjrzałeś się 2-3 przekonaniom. Ale i to na razie jest tylko takim miotaniem się bez podjęcia duchowej decyzji o dalszym kierunku życia.
Wszystko mi sie miesza. Nie wiem przede wszystkim kim jestem. Kim jest to JA.
Nikt nie wie.
Dostaliśmy tylko masę bełkotu na ten temat.
Twierdzenie “miesza Ci się” to fałsz. Bo nic Ci się nie miesza. Tylko wpatrujesz się bezustannie w mentalny bełkot, którego treść teraz przeczy jedna drugiej. I to wszystko.
Z tego można wyciągnąć wnioski, że myśli tylko się bełkoczą bez celu i nie ma w nich prawdy. Bo powtarza się to, co skądś usłyszeliśmy, przeczytaliśmy, etc. I tylko z góry zakładaliśmy, że to prawda – przez własną niewinność.
Gdy nawet moi bliscy zwracają się do mnie po imieniu – Piotrek – to czasem potrzebuję sekundy, by zorientować się, że mówią do mnie.
Do świadomości, która utożsamiała się z tą ideą.
I sądziła, że jest ona wspólna dla wszystkich – że ten Piotrek istnieje. Ale zorientowałem się, że każdy rozumie przez to co innego. Dla każdego “Piotrek” to zupełnie inny zbiór danych.
Ergo – Piotrka nie ma. Ja także każdego dnia “Piotrek” widzę i rozumiem inaczej.
Ta etykietka ułatwia tylko komunikację na poziomie fizycznym.
Gdy ktoś mówi do mnie “Piotrek, co słychać?” – to ja przede wszystkim uświadamiam sobie, że ta osoba mówi do jakiejś swojej idei, pomysłu na tego Piotrka, opartych m.in. na dotychczasowych doświadczeniach ze mną. Wraz z tym jaki ja byłem, etc.
Czyli opiera się to w głównej mierze o przeszłe doświadczenia ze mną. A skoro tak, to samo w sobie stanowi dowód, że to nie ma nic wspólnego ze mną. Bo przeszłość już nie istnieje.
I podobnie my – mówimy “o sobie” – ale o czym konkretnie? Jakie idee utrzymujemy na swój temat?
Teraz najważniejsza kwestia, to nie dać sobie wcisnąć kolejnej idei – i ja tego nie uczynię.
Bo to jakby ktoś chciał stać się kochający i spokojny, a za tym stoi pragnienie ominięcie negatywności.
Jeśli tego nie dostrzeżemy, to skażemy się na nawet ogrom działań i wysiłku, które nie przyniosą efektów, bo nie wykonujemy tego, co niezbędne.
A niezbędne jest uświadomienie sobie co sam uważasz, utrzymujesz na swój temat. Niezbędne jest wzięcie za to odpowiedzialności i poddanie tego.
Nie pytaj “jak?”, bo to nie jest kwestia “jak?”, tylko “czy?” CZY to zrobisz? To tylko decyzja.
Tylko Ty możesz uświadomić sobie, co sam sądzisz o Tobie – tak jak np. to “nie mam wartości”.
Ewentualnie inni mogą Cię wspomóc w tym, że gdy zwracają się jakoś do Ciebie, a Ty nie reagujesz zupełnym spokojem, tylko emocjonalnie – to zawsze sygnał, że reagujesz na fałsz.
Np. gdy ktoś inny powie Ci, że nic nie znaczysz, a Ty np. poczujesz żal czy wstyd, to sygnał, że już w to wierzyłeś i teraz uznałeś, że otrzymałeś dowód, że tak jest.
Co stoi za tym fałszem? Wiara w co? W co wierzysz?
Gdy zaczniesz poddawać koncepcję za koncepcją na ten temat, zacznie Ci się przejaśniać czym jesteś.
Na razie jak sam mówisz – wszystko Ci się miesza. Oczywiście – bo otrzymałeś setki, tysiące programowania na każdy temat, którym się posługiwałeś całe życie bez absolutnie żadnej analizy czy to w ogóle prawda.
A teraz też dalej tylko czytasz, słuchasz i tyle. Nie ma jeszcze odpuszczania, poddawania, kontemplacji, medytacji. Nie ma ustawionego “duchowego kompasu” na odpowiedni kierunek.
Wiele z tej mentalnej paplaniny sobie przeczy, nie ma w ogóle żadnego potwierdzenia, oparcia w faktach. Gdy przyglądasz się temu, okazuje się, że to jest totalny absurd, zwykłe kłamstwo.
Tak jak “ja myślę”. A tu się okazuje, że pojęcia nie masz skąd się bierze treść myśli. Tylko całe życie zakładałeś “no przecież musiałem ją pomyśleć”. A tu się okazuje, że guzik. Wcale nie.
I też okazuje się, że też nie dążyłeś do widzenia faktów, tylko się indoktrynowałeś wiedzą. “Czytałeś o” bez intencji, by dostrzec jakie są fakty.
Możesz przeczytać, że sól jest słona ale dopóki sam nie spróbujesz soli, nie będziesz miał pojęcia co w ogóle znaczy to twierdzenie.
Będziesz o nim wiedział, będziesz mógł je powtarzać, indoktrynować innych, nawet przestrzegać innych, by nie solili za dużo, bo potrawa wyjdzie im zbyt słona. Ale to będzie tylko idea, o której poza tą treścią nie będziesz wiedział najzwyczajniej nic. Zero.
Ale gdy spróbujesz soli – bum! Doświadczysz więcej informacji, niż przez lata z czytania o tym.
I właśnie o to chodzi – uświadom sobie koncepcję, którą uważasz za prawdę, weź za nią odpowiedzialność – że to tylko Twoja idea i poddaj ją nieoceniającej obserwacji. Pytaj siebie – jaka jest prawda? Nie szukaj jej na zewnątrz, bo żyjemy w świecie formy.
Ale w ten sposób nie poznasz esencji niczego. Bo esencji nie ma w formie. Tylko poza formą. Forma wynika z esencji, nie odwrotnie.
Co jest esencją soli czy słonego?
Co jest esencją koperku?
I też sugestia – nie szukasz “kogo”, a “co”.
CZYM jest to Ja?
Nie znajdziesz odpowiedzi w świecie etykietek, definicji, ani koncepcji.
O cu tu chodzi? Czy ten swiat to iluzja, o czym wielu ludzi mowi? Co ten Kurs Cudów z glupoty wygaduje. A podobno to Pan Jezus to napisal poprzez pania Helen Schucman. Czy to ja cos zle rozumiem?(znowu)
Dlaczego pytasz o to mnie?
Ja się zajmuję uzależnieniami, a nie badaniem świata.
Nawet gdybym znał odpowiedzi na wszystkie pytania, wątpiłbym, że szastanie tymi odpowiedziami byłoby mądre.
Świat – w rozumieniu – percepcja – to iluzja, tak jak tłumaczy część praktyczna – nie widzimy esencji niczego. Bo nie możemy znać pełnego kontekstu rzeczywistości.
Widzimy co najwyżej nasz poziom świadomości. Wynika z tego bardzo dużo ważnych spraw.
Nie użalaj się, że (znowu) coś źle rozumiesz.
Przede wszystkim przestań próbować wszystko rozumieć, bo to jest robienie się w balona.
Czy już zrozumiałeś smak i zapach koperku? Jeśli nie, to nie próbuj rozumieć całego świata.
Zastosuj KC do czegoś tak pozornie trywialnego jak smak i zapach koperku.
A jeśli OCZYWIŚCIE nie chcesz wykonywać ćwiczeń, które zalecam, to nie dziw się, że są dalsze problemy.
Ja wymyślam te ćwiczenia, bo sam przechodziłem drogę z robienia się w jajo na każdym kroku na setki sposobów i zupełnie nic mi to nie dawało.
Aż w końcu nie przestałem, gdy doprowadziłem się na skraj. Nie każdy musi do tego dojść ale jeśli dojdziemy, to nie ma się co załamywać. Jest nadzieja.
Ta treść KC ma w sobie mądrość. Ale nie jest ona zupełnie Ci do czegokolwiek potrzebna, dopóki nie pojmiesz (nie mylić z “rozumieniem”) pierwszych 10-15 lekcji KC. I dalszych.
Nie dostrzegasz zupełnie założeń, którymi się posługujesz – o które opierasz wszystko co widzisz, czytasz, etc.
To tak jakbyś założył:
1+1 = 4
2×2 = 1
A potem próbował rozwiązywać bardziej złożone działania.
Nie mówisz prawdy o własnym życiu, a próbujesz pojąć prawdę o całym świecie?
To tak jakbyś nie znał rozkładu miasta, w którym się urodziłeś, a próbował poznać rozkład całej planety.
Kurs Cudów nie wygaduje głupot, tylko jest to zbyt wysoki poziom, byś był w stanie się zorientować o czym czytasz.
To jakbyś nie znał żadnych fundamentalnych podstaw fizyki i słuchał kogoś, kto opisuje naturę prądu elektrycznego. Dokładnie tak samo byś to odbierał – jako jakieś głupoty, bełkot, mowę szaleńca. Po 2 zdaniach wszystko by Ci się mieszało, bo zupełnie wykraczałoby poza dotychczasowe pojmowanie rzeczywistości.
Ponadto – mówisz “co za głupoty wygaduje”, a za moment pytasz czy coś źle rozumiesz. Ale nie przedstawiłeś nic ze swojego rozumienia.
Pytasz “czy ten świat to iluzja” ale zupełnie nie mówisz co to wg Ciebie jest ten “ten świat”.
Bo zapewniam Cię, że o “tym świecie” nie mówi tych “wielu ludzi”.
Nie wiem o jakich “wielu ludziach” mówisz, więc pojęcia nie mam o czym mówią oni, m.in. czym “ten świat” jest dla każdego z nich.
Ale podejrzewam, że gdybyś przytoczył kilka takich wypowiedzi, to stałoby się jasne, że każdy przez “ten świat” rozumie coś innego. Co samo w sobie stanowi dowód, że tak – “ten świat” to iluzja. Bo każdy widzi, rozumie, dostrzega coś innego.
A jednocześnie nasze doświadczenia z rzeczywistością są wyłącznie nasze – subiektywne – bo m.in. wynikają właśnie z naszego pojmowania.
Np. gdy uznasz, że zimny wiatr jest zły, nieprzyjemny i stawisz mu opór – taki będzie. Ale jeśli uznasz, że jest spoko, jest dobry i przyjemny – też się taki stanie.
Z drugiej strony odradzam trzymania dłoni nad płomieniem i wmawiania sobie, że płomień jest taki fajny i nic Ci się nie stanie.
To jak Ty rozumiesz ten przytoczony fragment to jedno.
Jak ja go rozumiem to drugie.
Jak rozumie go ktoś inny, to trzecie.
I cóż można o tym powiedzieć?
Kto ma rację? Kto może to ocenić?
A co to jest ta racja? Co to jest prawda?
Dałem Ci ćwiczenia – np. pokaż komuś cokolwiek – butelkę wody i poproś 5 znajomych, by coś o niej powiedzieli. Zobaczysz, że każdy powie przynajmniej trochę coś innego. Co oznacza, że nikt nie widzi obiektywnej “butelki”, bo jej nie ma. Przynajmniej na bazie zmysłów.
Ale jak nie będziesz wykonywał takich ćwiczeń NA SPOKOJNIE, to będzie się to rozpędzało w formie histerii.
Wykonałeś lekcje KC – np. patrzyłeś na krzesło czy biurko i analizowałeś myśli na ten temat, nadane znaczenie i sens, etc.?
Z tego, co widzę, to nie.
Zjedz koperek i powiedz jak to rozumiesz. Powąchaj. I jak to rozumiesz?
Daj koperek powąchać i zjeść kilku osobom.
I co powiedzą?
Jedni powiedzą, że im smakuje, inni że nie. Jeszcze ktoś inny powie, że kojarzy mu się z dzieciństwem, gdy babcia robiła mu klopsiki w sosie koperkowym.
I to zawiera w sobie koperek?
To koperek jest taki dla nas? Czy my go takim tworzymy dla siebie – to doświadczenie? Ale co to ma wspólnego z koperkiem? Nic. To koperku nie zmieniło.
Co to jest rozumienie? Odpowiem – rozumienie, to tylko pewna myśl, która wpasowuje się w nasze założenia na temat rzeczywistości.
I dlatego właśnie nie możesz zrozumieć – bo próbujesz umieścić w dotychczasowe ramy informacyjne coś, co się zupełnie w nich nie zawiera.
Dlatego widzisz to jako głupoty.
Jesteś człowiekiem uzależnionym i jak mówisz – JESZCZE DODATKOWO poważnie chorym. Zaś uzależnienie to już jest choroba śmiertelna i nieuleczalna ale zaleczalna, jak to mówi jeden zdrowiejący alkoholik.
Sugeruję wziąć swoją sytuację na poważnie.
To co na razie robisz nie służy Ci. Wiedziesz się na manowce.
OCZYWIŚCIE nie chcesz stosować ćwiczeń, które Ci zalecam, bo one ukazałyby te wszystkie błędne założenia, do których się bardzo silnie przywiązałeś.
Literatura 12 kroków mówi, że niemożliwym jest wyzdrowieć, dopóki nie zaczniemy mówić prawdy o swoim życiu i nie zaakceptujemy go w 100% dokładnie takim jakim jest, jakimkolwiek by nie było.
I tu ci, którzy nie chcą wyzdrowieć, używają mądrości jako frazesu – “moje życie jest jakie jest”. Ale nie mówią o życiu. Bełkoczą.
Też go użyłeś. Co znaczy, że na razie nie masz ochoty mówić prawdy. Ok.
Wszystko co teraz mówisz wynika z prostego faktu – że wolisz dalej robić po swojemu. Nadal walczysz. Nadal uważasz, że sam sobie poradzisz.
A radzisz sobie?
Co mówi 1 krok?
A co Ty robisz?
Dlaczego to robisz? Czy przypadkiem nie ze strachu?
Mówiłem, że nie potrzebujesz na razie tego, co robisz teraz. Brakuje dużo ważniejszych, krytycznie istotnych i niezbędnych elementów.
Nie wiem czego potrzebujesz, by dokonać właściwych decyzji. Może te są właściwie? Po drodze odrzucisz całą duchową literaturę, potem sięgniesz być może po to, co oferują różni szabrownicy.
A gdy jeszcze boleśniej upadniesz, być może wtedy coś się zmieni.
“Potrzebuję pomocy” oznacza m.in. “sam sobie nie poradzę”. Wliczając to co robisz, bo uważasz to za dobre, właściwe i dlaczego za takie to uważasz – bo np. jest komfortowe.
Ale to, co jest niezbędne do zdrowia początkowo może być nawet bardzo niekomfortowe. Zmieni się, gdy zaczniesz to wykonywać.
Zdrowie wymaga radykalnej uczciwości. Także radykalnego wzrostu świadomości.
Nie “wiem o”, nie “rozumiem”, bo to tylko kolejne myśli, idee, z którymi nie mamy nic wspólnego, poza tym, że przeczytaliśmy takie twierdzenia.
Następnie potrzebne jest poddawanie wszelkich metek, etykietek, nazewnictwa, koncepcji, itd.
Następnie pełne rezygnowanie z każdego osądu siebie, potępiania, odmawiania sobie miłości, zrezygnowanie zawiści do siebie, pozwolenie sobie na uznanie swojego życia takim jakim jest i siebie takim, jakim jesteśmy.
A to wymaga uświadomienia sobie tych wszystkich osądów, potępiania, oporu, itd.
Zdrowie wymaga często wielkiej zmiany tego jaką istotą jesteśmy.
To się nie może odbyć teoretycznie.
“Bóg nie wytworzył ciała, ponieważ można je zniszczyć, a to, co zniszczalne, nie pochodzi z Królestwa. Ciało jest symbolem tego, czym myślisz, że jesteś. Jest ono najwyraźniej środkiem służącym oddzieleniu, a zatem nie istnieje. Duch Święty, jak zwykle, bierze to, co wytworzyłeś i przekłada50 na środek służący do nauki. Znowu, jak zwykle, On ponownie interpretuje to, czego używa ego jako argumentu oddzielenia, by pokazać, że interpretacja ego jest nieprawdziwa. Jeśli umysł może uzdrawiać ciało, a ciało nie może uzdrowić umysłu, wówczas umysł musi być silniejszy niż ciało (…)”
Ten fragment dobrze tłumaczy dr Hawkins w książce “Przywracanie zdrowia” w rozdziale “Rak”.
Warto przeczytać tę książkę przynajmniej kilka razy i stosować to co pisze doktor.
Natomiast odnośnie tego, że Bóg nie wytworzył ciała – “Musimy zrozumieć, że samo ciało wyraża tylko to, co stanowi treść świadomości. Jest ono zaledwie przejawem umysłu i odbiciem tego, o czym myślimy świadomie lub nieświadomie.”
Bóg nie myśli chorób, ani dolegliwości. My je myślimy.
My je wytworzyliśmy, nie Bóg.
Duch zaś używa ciała, skoro jest dostępne.
Ale też sama kalibracja pokazuje nam, że ciało fizyczne jest na poziomie 200-205 (to generalna kalibracja, która też pokazuje nam, że nie ma ciał lepszych i gorszych).
Czyli na samej granicy między nieintegralnością, a integralnością.
Pamiętajmy, że wszystko poniżej 200 to wytwór ego, nie Boga. Kalibracja potwierdza więc przytoczoną treść Kursu Cudów.
Bardzo szybko można uzmysłowić sobie poddanie na przykładzie przypominania sobie.
To nie człowiek przypomina sobie cokolwiek, bo nie odpowiadamy za to. My możemy tylko zadbać o warunki.
Ustalamy intencję jaką informację chcemy ujrzeć w umyśle i odpuszczamy opór oraz poddajemy pragnienie, żeby to się stało. Całkowicie się poddajemy, akceptujemy, “wrzucamy na luz”. Zapominamy o tym całym zamierzeniu.
Podobnie sprawa ma się ze zdrowiem.
Tyle, że tu trzeba nie tylko poddać cały system przekonań, z którego choroba wynika ale też zacząć żyć kochająco.
Bo uzdrawia miłość, zaś chorobę powoduje wiara i brak miłości, zazwyczaj w formie poczucia winy.
Po tej obszernej odpowiedzi mogę stwierdzić, że otrzymałeś już wszystko, by dokonać odpowiednich korekt i wyborów.
Z nawiązką.
“Nadal nie mówisz co rozumiesz co rozumiesz przez “myślę”. Ani “zaobserwowałem”.”
Przez “myślę” rozumiem to samo co przez “mówię”. Bo jezeli cos mowie np do kogos, ze:” ale pada dzisiaj deszcz”, to tak samo moge sobie pomyslec: “ale pada dzisiaj deszcz”. I kto to powiedzial i pomyslal? No przeciez ja. Dlatego nie pojmuje tego, ze to nie ja mysle. Skoro ja mowie, to i ja mysle. Chyba ze to tez nie ja mowie, a mowienie odbywa sie samo. Nie wiem.
“A jak się odbywa to “mogę ją pomyśleć całą”? Nie rozumiem.”- moge pomyslec cala mysl, ze np” jestem bezwartosciowym, n ic nie wartym, takim i takim itd…”, a moge ja uciac w ktoryms miejscu np:”? jestem bezwarto….” i juz dalej nie myslec o tym tylko przekirowac swoja uwage na cos innego, lub pomyslec o czyms innym.
““Ja je tworzę” – bardzo chętnie posłucham jak to robisz. To stwórz myśli o tym jak zarabiać duże pieniądze.”- no takiej mysli jak zarabiac pieniadze nie stworze, ale moge stworzyc mysl, ze nie wiem jak zarabiac pieniadze.
“Ile razy wybrałeś to – “teraz wybieram, by pomyśleć o sobie jako o kimś nic nie wartym”?”- no wlasnie wiele razy. Dziesiatki, albo i setki razy. Przez kilkanascie lat tak sobie mowilem i tak o sobie myslalem. I nadal mysle. Co jasno pokazuje, ze to ja mysle. Bo skoro moge sobie mowic ze jestem nic nie wart, tak samo moge sobie o tym pomyslec. Co za roznica? Tutaj mowie, czyli mysle na glos, a tam po cichu. W glowie/ umysle czy gdzies tam jeszcze.
“Przecież obaj wiemy, że ani razu. Tylko się tym hipnotyzowałeś nawet nie zdając sobie z tego sprawy.” No wlasnie nie. Ja to sobie mowilem i myslalem i sie obwinialem. To sie nie dzialo samo, tylko ja to robilem swiadomie. Ja sie swiadomie uzalalem, plakalem itd. Ja o sobie myslalem w ten sposob.
“Naprawdę wybrałeś dzisiaj pomyśleć, że jesteś nic nie wart? Dlaczego to zrobiłeś w takim razie?”- Bo przeanalizowalem swoje zycie i zobaczylem co mam, czego nie mam, gdzie jestem itd.
“A dlaczego nie pomyślałeś, że jednak jesteś wspaniałym człowiekiem wartym każdego dobra?” O tym tez myslalem. I to jest dziwne, ze mysle o sobie jednoczesnie tak i tak.
“Zastanów się – czy jest choć jedna czynność, którą na 100% wykonujesz i niemożliwym jest przestać to wykonywać?” Tak. Oddychanie. Ja oddycham i nie moge przestac. Przynajmniej tak mi sie wydaje.
“To prościej – czy Ty słuchasz muzyki? Czy Ty to robisz? Jeśli tak – to przestań. A potem znowu zacznij. Oczywiście nie wyłączaj nadajnika. Tylko manipuluj słyszeniem.
Ty to robisz?” No nie. Tak jak napisales, to sie odbywa samoistnie.
“Skąd się wzięła myśl “jestem nic nie wart”? Dlaczego się do niej kleisz? Dlaczego zakładasz, że to “JA jestem nic nie wart” dotyczy Ciebie?” Bo ja tak swierdzilem po przeanalizowaniu mojego zycia. I nawet mowilem to na glos. To chyba ja mowilem? Tak samo i ja pomyslalem.
“I powiedz – widzisz myśli i już lecisz na rower. To jest kontrola własnego życia?”- no nie. Tak nie bylo. Mialem chec, pragnienie przejechac sie na rowerze, a potem pomyslalem sobie ze fajnie by bylo sie przejechac. Tak samo jak na motorze. Nie musze pomyslec, zeby se na nim przejechac. Wsiadam i jade. A ze przy okazji sobie cos pomysle, to nie znaczy ze nie mam kontroli. A jak mezczyzna pomysli sobie, ze idzie na miasto podrywac kobiety i tak zrobi, to znaczy ze nie ma kontroli nad sowim zyciem. Albo jak pomysli ze chleba nie ma w domu i ze trzeba isc do sklepu i pojdzie do sklepu, to znaczy ze nie ma kontroli nad swoim zyciem? Nie rozumiem.
To powiedz – gdy widzisz myśl “fajna kobieta, pogadałbym z nią” – dlaczego tego nie robisz? Bo mysle dalej, ze jestem nic nie warty i nie godny jej itd.
“Nie szukasz odpowiedzi. Szukasz potwierdzenia swojej racji. Nie prawdy.
W tym cały sęk, z czego na razie nie zdajesz sobie sprawy lub nie chcesz zdać.” Nie szukam potwierdzenia swojej racji, tylko moje doswiadczenie mowi mi ze to ja mysle.
“Chcesz powiedzieć, że myśl “chcę pojeździć na rowerze” wynika z chęci jazdy na rowerze?
Ale naprawdę jest takie uczucie? Ewoluowało?”- to nie musi byc uczucie. Chec to chec. Tak samo jak pragnienie. Tak samo jak moge czuc pragnienie, tak samo moge czuc/miec chec.
“Pamiętasz, byś te myśli tworzył, budował, konstruował, przywoływał? Hmm?”- tak jak wyzej napisalem. Jezeli gdy cos powiem, to znaczy ze ja to mowie, tak samo ja mysle. Bo gdy mowie cos, to tak jakbym myslal na glos. Co za roznica czy mowie sobie ze jestem taki i taki, czy mysle? Tutaj jest na glos, a tu po cichu.
“A co to jest wybaczenie i miłość?
Jak zamierzałeś się takim stać?
Jaki jesteś obecnie i dlaczego?”
Czytalem ze milosc to stan bycia, ale jeszcze jej nie doswiadczylem, wiec nie wiem czym jest. Natomiast wybaczenie to puszczenie wszystkich uraz do kogos i za Radykalnym Wybaczaniem zobaczenie/ zrozumienia, ze nie ma czego wybaczac.
Obecnie jestem na etapie lubienia ludzi i dostrzegania w nich, nie wiem jak to slowami wyrazic- Boga? Bo o zwierzetach nie mowie, bo zwierzatka od zawsze kochalem. Mam nawet pieska, ktory spi ze mna i jego tez bardzo kocham i wskoczyl bym za niego w ogien.
“Przypomnij sobie lekcję 10 – “moje myśli nic nie znaczą”.” No wlasnie- “moje” mysli. Nawet KC mowi ze mysli sa moje.
“Proszę, czy możesz podać jakie masz dolegliwości? Sprawdzę czego może konkretnie dotyczyć ich przyczyna.” Łuszczyca. Choruje na nia od ok. 17 roku zycia, a mam 45.
“Ale patrzysz na swój rower i jednak znaczenie nadal ma.
Zgadza się?”- no ma. Woze nim tylek glownie do pracy, wiec ma dla mnie znaczenie. Musze dbac o nieg, naprawiac go itd.
“Gdy następnym razem zobaczysz myśl, że chcesz pojeździć na rowerze, to tego nie zrób. Wybierz coś innego.”- ale ja nie wsiadlem na rower bo zobaczylem taka mysl, tylko chcialem, to pojezdzilem. Najpierw chcialem, a potem pomyslalem, czy tam pojawila sie mysl.
“Możesz pomyśleć – czy naprawdę wierzysz w uzdrowienie? Czy wierzysz, że na nie zasługujesz? Czy wierzysz w cokolwiek co do tej pory przeczytałeś w KC?
A gdybyś wyzdrowiał – jak skorzystasz z tego zdrowia? Egoistycznie? Czy raczej z pożytkiem też dla drugiego człowieka?
Będziesz się dzielił hojnie tym, co Ci pomogło?” Wierze w uzdrowienie i wierze ze na nie zasluguje. W W to co jest napisane w KC tez wierze. Gdybym wyzdrowial, to nie wiem jak bym skorzystal z tego zdrowia. Nie myslalem o tym.
“I poprzez porno miec jakas namiastke wlasnie seksu
Czy przez oglądanie reklamy hamburgera, którego jedzą inni, Ty masz namiastkę hamburgera?” Przeciez to nie to samo. Dobrze wiesz Piotrze.Przy porno sie masturbuje i umysl mysli ze uprawia seks z prawdziwymi kobietami. Tak pisales przeciez. A jak ogladam hamburgera, to nie mam zadnych doznac cielesnych. Moze troche slinka cieknie i czuje smak hamburgera, ktorego kiedys jadlem. Ale tak jak pisalem, to nie to samo.
Czesc Piotrze. A jak rozumiec to, o czym pisze wielu nauczycieli duchowych, ze mysli tworza rzeczywistosc? Bodajze nawet pan Hawkins pisal, ze to o czym myslimy, manifestuje sie w naszym zyciu? Czy chodzi o to, ze dopiero jakas mysl zamanifestuje sie, jesli jej sie zlapiemy? Czy moze z myslami jest tak, jak w przypadku Jazni, ze jest jazn i Jazn? Czy w takim razie sa mysli i Mysli? Jesli myslenie odbywa sie samo, to w jaki sposob mysl moze sie zmaterializowac? Lester Levenson, chyba tez o tym mowil, ze mysl to energia i moze sie urzeczywistnic. Nie rozumiem tego stwierdzenia, ze “to o czym myslimy”, manifestuje sie w naszym zyciu. Czyli to my myslimy, czy myslenie odbywa sie samo?
Czesc Piotrze.
Hello!
A jak rozumiec to, o czym pisze wielu nauczycieli duchowych, ze mysli tworza rzeczywistosc?
Przede wszystkim – jacy to nauczyciele?
Skąd wiesz czy to faktycznie dojrzałe, rozwinięte istoty, czy tylko ludzie dysponujący jakimiś informacjami?
Jak rozpoznasz pozera od faktycznie rozwiniętej istoty?
Dwa – co to jest duchowość?
Na temat duchowości jest na tej planecie chyba najwięcej niezrozumienia i mitów. Duchowość nie jest niczym innym od normalnego życia. Duchowość można najlepiej opisać słowem – INTEGRALNOŚĆ. A intencją – prawda.
Tym samym nauczycielem duchowym może być dla Ciebie Twój trener na siłowni jak i babcia gotująca Ci rosół, gdy jesteś przeziębiony.
Jako, że człowiek ma kolosalny potencjał ewolucyjny i każdy jest na innym jego etapie, ma inne dążenia, cele, intencje, przywiązania, opiera się czemu innemu, nadaje inne znaczenie, wartości, cele – to nie można powiedzieć, że jakiś super rozwinięty nauczyciel duchowy jest dla każdego najlepszy. Tak nie jest.
Bo to tak jakby od razu posyłać dzieci na studia. Raczej byłby to bardzo zły pomysł – nikt niczego by nie zrozumiał.
Aby naprawić cieknący kran, nie potrzebujesz do tego inżyniera odpowiedzialnego za największe mosty na planecie, zgadza się?
Trzy – co to jest rzeczywistość?
Rzeczywistość tworzy Bóg. A to i tak nie jest precyzyjne określenie.
Wszystko grawituje w nieskończonej i perfekcyjnej sprawiedliwości ku temu czym jest. Elementem tego mogą być myśli, które utrzymujesz w umyśle – bo to co utrzymujesz w umyśle to przecież Twoja decyzja, zgodna z Twoim poziomem rozwoju.
Np. troska o swoich bliskich. Albo wieczne zamartwianie, dramatyzowanie, katastrofizmy, “nie mogę”, “i tak się nie uda”, “to nie ma sensu”…
W przypadku człowieka mówimy o subiektywności doświadczeń. A to co UTRZYMUJEMY W UMYŚLE (a nie same myśli) są jednym z komponentów, które podnoszą prawdopodobieństwo pewnych doświadczeń i rezultatów.
Co łatwo sprawdzić – gdy utrzymujesz niechęć do np. matematyki, to raczej jest niskie prawdopodobieństwo, że zadbasz o to, by każdy temat mieć nauczony na czas, zrozumiany, a w przypadku problemów, że poszukasz pomocy, więc egzamin spokojnie zaliczysz na najwyższy stopień. Nie potrzeba do tego żadnego guru, by się przyjrzeć tym pragmatycznym oczywistościom.
A jak utrzymujesz niechęć i sobie fantazjujesz – “myślisz” o tym, że zdajesz egzamin, prawdopodobieństwo nie rośnie. I pewnie w trakcie będziesz się męczył i w wielkim napięciu i panice będziesz się uczył dzień przed.
Bodajze nawet pan Hawkins pisal, ze to o czym myslimy,
No tak ale żeby myśleć, to trzeba najpierw myśleć. ;)
A czy Ty już wiesz, że to co się powszechnie nazywa myśleniem, wcale nim nie jest?
Ludzie (ok. 80%) nie myślą, tylko hipnotyzują się bezosobowym procesem mentalizacji.
Nie mają potencjału myśleć, bo nie wybierają pokory, nie dążą do prawdy, nie mają ochoty wziąć odpowiedzialności za coś, przeanalizować to i rozwiązać.
Ani wyjść poza te społeczne urojenia, np. “ja myślę”.
Skoro z góry zakłada się, że człowiek już myśli, to nie są podejmowane żadne starania, by zacząć.
A że większość ludzi na planecie hipnotyzuje się mentalizacją, która racjonalizuje emocjonalność, oraz z faktu niskiego poziomu rozwoju tych ludzi, nie mają oni nawet szans nie reagować emocjonalnie, to rzadkimi są sytuacje, w których wybierają oni spokojną, rozsądną analizę mentalną.
manifestuje sie w naszym zyciu?
To co utrzymujemy w umyśle z energią radości, wdzięczności, miłości – to zwiększa prawdopodobieństwo osiągnięcia tego.
I doktor opisywał ten temat dużo szerzej, niż tylko 1 zdaniem.
Duchowość dla wielu to tylko fantazjowanie. Albo jest czymś tożsamym z religijnością – np. chodzeniem do kościoła czy różnymi tradycjami religijnymi.
Tak nie jest.
Jeśli coś utrzymujesz w umyśle z miłością, nie widzisz problemu, by podjąć wszystkie niezbędne działania, by to osiągnąć.
Np. jeśli chcesz pomagać ludziom, to utrzymujesz efekt końcowy – np. Ty ze skalpelem ratując komuś życie. Ale nie oznacza to, że pewnego dnia zadzwonią do Ciebie ze szpitala i zaproponują tę pozycję, gdy Ty sobie leżysz przed telewizorem oglądając “Doktora House-a”.
To jednak otwiera potencjał – pojawiają się w Twojej świadomości wybory do tej pory niedostrzegalne. Np. zaczynasz rozważać kupno innych książek, pójść na inny kierunek studiów, inaczej organizujesz sobie czas, itd.
Nie zwalania Cię to też z setek jeśli nie tysięcy godzin potrzebnych, by zdobyć wiedzę teoretyczną, a potem praktyczne doświadczenie. Jednak nie opierasz się temu i robisz to chętnie. Jest to gratyfikujące samo w sobie.
Czy chodzi o to, ze dopiero jakas mysl zamanifestuje sie,
Myśli to nie są samoistne żyjątka, które mają swoje widzimisie i coś robią dla jednej osoby, a dla drugiej już nie.
jesli jej sie zlapiemy?
No to powiedz na swoim przykładzie – ilu myśli i jakich trzymasz się już np. 20 lat? I co się z nich zamanifestowało? Ferrari? Seks? Willa z basenem? A może super ciało, dużo pieniędzy?
Ile jeszcze zamierzasz się łapać/trzymać tych myśli?
A ile miałeś myśli negatywnych – jakieś dramatyzowanie czy nawet tematy katastroficzne? Ile z nich się zamanifestowało? I do ilu z tych scenariuszy doprowadziłeś przez zaniedbania wynikające m.in. z nieprzerwanego hipnotyzowania się tymi myślami?
Kolejnym komponentem jest poziom świadomości. Im wyższy poziom, tym jesteśmy bardziej zestrojeni z rzeczywistością. Tym samym wszystko czego się “łapiemy” automatycznie jest bliższe urzeczywistnieniu. Magicznie nie pojawi się z proszku gwiezdnego.
Tylko np. wszystkie Twoje wybory dokonywane w każdej sekundzie niewidzialnie prowadzą Cię w to miejsce. Np. gdy będziesz potrzebował 100 zł, akurat jakiś Twój znajomy przypomni sobie o długu, który ma, a o którym Ty w ogóle zapomniałeś i odda Ci akurat 100 zł. Ale równie dobrze możesz mu odpowiedzieć z poczucia winy – “nie trzeba, nie potrzebuję”. A potem wypominać sobie – “Dlaczego ja tego odmówiłem!?”
A niski poziom świadomości to ciągłe zmaganie i opór.
Tym samym to co utrzymujemy w umyśle nie jest dostrojone do sprzyjającej życiu rzeczywistości i ma małą moc – bo wynika z niskiego pola.
Czy moze z myslami jest tak, jak w przypadku Jazni, ze jest jazn i Jazn?
Nie.
Czy w takim razie sa mysli i Mysli?
Absolutnie nie. Tak jak nie ma fantazji i Fantazji. Nie ma chcenia i Chcenia. Nie ma żadnych specjalnych, wyjątkowych Myśli – np. ukrytych, tajemnych zaklęć. Nie ma.
I dr Hawkins mówił też, że każda myśl kłamie. Bo każda myśl może być uznana za prawdę tylko w jakimś kontekście.
A moc wynika z kontekstu. Nie jest wpisana w myśli.
Całe znaczenie wynika z kontekstu.
Zaś Świadomość reaguje tylko na to co jest realne – na prawdę. Nie reaguje na brak prawdy.
Pamiętaj, że niezbędnymi komponentami realizacji jakichś celów może być wykonanie jakiejś czynności, pójście w jakieś miejsce.
Pełen napięć, lęku, niechęci, grający ofiarę, bierny, wycofany, siedzący w domu i fantazjujący o pizzy – te warunki wynikają z niskiego pola, towarzysząca im moc jest malutka.
Prawdopodobieństwo, że jakiś człowiek akurat Tobie sprawi niespodziankę w postaci wysłania Ci pizzy – jest minimalne.
Natomiast gdybyś żył chętnie, aktywnie, odważnie, radośnie, swobodnie i z takiego poziomu utrzymywał w umyśle pizzę z radością, prawdopodobieństwo jest kolosalnie wyższe.
Ale i tak to może się urzeczywistnić tylko w odpowiednich warunkach. Jakich – nie wiadomo. Natomiast jeśli żyjesz dojrzale, to nie stanowi dla Ciebie problemu brak pizzy.
I bez pizzy jest ok, i z pizzą. I być może właśnie wtedy, gdy zupełnie poddasz to pragnienie, akurat miniesz knajpę, w której jest tego dnia darmowa pizza.
Jesli myslenie odbywa sie samo, to w jaki sposob mysl moze sie zmaterializowac?
Nie może.
Bo nie materializuje się myśl, tylko intencją sam prowadzisz ku jakiemuś doświadczeniu.
Dobrze to widać na przykładzie podrywania kobiet. Możemy o tym fantazjować, chcieć, myśleć setki godzin ale jeśli naszą nieuświadomioną intencją będzie np. “komfort”, a tak naprawdę unikanie wstydu, winy, to i tak z tysięcy opcji wybierzemy takie, które nam nie dadzą tego, czego chcemy – tylko zrealizują intencję.
Ja swego czasu miałem rozebrane kobiety w łóżku, a i tak potrafiłem nie doprowadzić do seksu – sabotowałem nawet już totalnie niemożliwe do sabotowania sytuacje.
Nie licz, że jak zauroczysz się jakąś myślą i jej nadasz diadem z gwiezdnych błysków, spryskasz je esencją swojego serca, zaśpiewasz jej Arię Nieskończoności, to ta myśl zatrzepocze rzęskami, da Ci całuska i Ci się zmaterializuje pod nogami. ;)
DO ROBOTY. Rozsądnej i chętnej.
Lester Levenson, chyba tez o tym mowil, ze mysl to energia i moze sie urzeczywistnic.
W polu.
A pole to Ty. Dr Hawkins w dniu śmierci był na poziomie koło 970. Pan Lester Levenson był bodajże w Miłości Bezwarunkowej – ponad 540. I przecież Metoda Sedony, to taki kontekst i narzędzia, że poddajemy się temu co jest – rzeczywistości. Przestajemy się zmagać i opierać. Zaczynamy iść z tym, co jest. Nie apatycznie, nie w wycofaniu, nie biernie. Aktywnie. Ale już z zupełnie innego pułapu.
Jak jesteś małej mocy, to byś potrzebował utrzymywać daną myśl i tylko tę myśl pewnie ze 40 lat. TYLKO TĘ JEDNĄ MYŚL.
Jeśli medytowałeś chociaż 5 minut to łatwo możesz się przekonać jak szybko tracisz koncentrację. To jak próba napełniania wanny kropelka po kropelce.
Nie rozumiem tego stwierdzenie, ze “to o czym myslimy”, manifestuje sue w naszym zyciu. Czyli to my myslimy, czy myslenie odbywa sie samo?
Bo nie rozumiesz, że jest i mentalizacja, i myślenie.
Myślenie ma intencję, cel i jest świadomym wyborem aż do realizacji danego celu.
Mentalizacja to proces bezosobowy, ciągły i nieskończony, który ma tylko jeden cel – trwać. A czyni to przez np. racjonalizację emocjonalności. Ludzie się nim hipnotyzują i nie mają nawet potencjału tego dostrzec. Tylko narcystycznie stawiają się w roli autora tego procesu. A potem wielkie biadolenie, że sobie nie dają rady z myślami, że mają problemy z koncentracją, że spać nie mogą przez wieczne myśli, zmartwienia, itd. ajajaj. Ale nadal nie chcą nawet zrozumieć na poziomie logicznym, że to nie jest myślenie.
A jest też trzecia sprawa – to co utrzymujemy w umyśle.
Np. jak jedziesz samochodem nad morze. Utrzymujesz cel, a tym samym wszystkie Twoje wybory i dążenia są pod to podporządkowane. Nawet jeśli pomylisz drogę, to szybko to skorygujesz i wrócisz na właściwy kierunek.
Ale niezależnie ile się namyślisz, morze Ci się nie zamanifestuje Ci się przed nosem.
Ew. ktoś może Ci zaproponować wspólny wypad lub się dołączy.
Ale jak to z duchowością – pierwsze kroki to odpowiedzialność i odwaga. Jeśli samemu nie chcesz tego chętnie i radośnie zrealizować, to nie licz, że Ci świat wszystko da na srebrnej tacy.
Ja miałem takie sytuacje – np. byłem w klubie, zamknąłem oczy na parkiecie, zacząłem się modlić o jakąś fajną sytuację. I miałem, od razu. Aż nie mogłem uwierzyć.
Ale i tak to chrzaniłem, bo nadal kierowałem się nieuświadomionymi intencjami.
Dr Hawkins na wykładzie podał jak wygląda “manifestacja myśli” na przykładzie World Trade Center. Wszystko zaczęło się od myśli jednej osoby. Ale to przecież nie wszystko. Ta osoba ustaliła taką intencję – by taki budynek zbudować. On się sam nie pojawił. Jego budową zajęło się pewnie dziesiątki tysięcy ludzi. Jednak ten mężczyzna utrzymując tę myśl, wykonał odpowiednie kroki. Potem coraz więcej ludzi utrzymywało tę myśl. Aż do zrealizowania tak ogromnego projektu.
Ale sama myśl nic magicznie nie zrobiła. Pole, z którego wynikała ta myśl było potężne.
Jednak gdyby ten mężczyzna utrzymywał tę myśl z poziomu – “udowodnię innym, że coś znaczę”, to raczej niewiele by zdziałał.
Zauważ, że jeśli myśl dotyczy seksu, no to potrzebujesz do tego drugiej osoby. ;)
Jeśli osoba ta nie będzie chętna, no to się to nazywa gwałtem – przestępstwem.
A jeśli będzie chętna, no to przecież żywa osoba – ma swoje potrzeby, jakiś poziom wymagań, standard, etc. Fizycznie możesz się jej podobać ale czy się zgracie na innych poziomach – nie wiadomo.
Gdy jeszcze chodziłem na różne warsztaty uwodzenia, to wielu PUA mówiło, by bardzo precyzyjnie określić jaką kobietę chcesz.
Utrzymywanie tego w stanie spokoju, radości, wdzięczności zwiększa prawdopodobieństwo spotkania takiej osoby, bo zmysły dostosowują się do intencji. Wyłapią taką osobę.
Raz jeszcze – fundamentem życia jest integralność. Jeśli Twoje marzenia nie są spójne z intencjami, no to szybko pojawi się zgrzyt. Np. zobaczysz ładną dziewczynę, ona się do Ciebie uśmiechnie. Ale jeśli masz jakieś nierozwiązane problemy – np. nadal się osądzasz, potępiasz, wstydzisz, itd., to się to ujawni. I wtedy będzie test integralności – jeśli Twoją intencją jest unikanie dyskomfortu, dalsze osądzanie się, to odrzucisz tę opcję – poznania tej dziewczyny.
Plus – jeśli tylko siedzisz w domu i fantazjujesz o seksie, nawet nie wychodzisz poznawać kobiety, to mała jest szansa, że zapuka do Ciebie jakaś napalona dziewuszka i sama Ci wskoczy do łóżka.
Bo samą intencją pewnie jest unikanie wstydu, winy, lęku, nie popełnianie błędów, itd. To jest w bardzo niskiej mocy – bo kontekst jest bardzo ograniczony.
Patrz na Twoje działania i ich rezultaty – one dużo mówią o intencji.
Zauważ, że możesz sobie powtarzać, myśleć, wizualizować sobie, że np. “zasługuję na piękną kobietę”. Ok, tylko że tak już jest. Zasługujesz. A raczej nigdy nie musiałeś zacząć, bo w rzeczywistości nie istnieje “zasługiwanie/niezasługiwanie”. Kobieta to nie jest jakaś tajemnica sekty, którą Ci sekta wyjawi, gdy np. się dla niej odpowiednio poświęcisz.
Kobieta to żywa osoba, ze swoimi dążeniami, celami, wymaganiami, itd.
Fakt jest, że nigdy nie było żadnego “zasługuję/nie zasługuję”, tylko Ty sam siebie osądzałeś, bo uwielbiałeś się taplać we wstydzie, winie, żalu, opierałeś się i tym samym sobie folgowałeś – nie zadbałeś, by np. przynajmniej wizualnie zgrać się z zadbaną, seksowną kobietą.
A żeby zacząć dbać o swoje ciało, ile potrzebujesz tych “Myśli”? Wstajesz, pakujesz torbę na siłkę, szukasz najbliższej, opłacasz trenera, ustalasz z nim plan na np. 2-3 miesiące i go realizujesz. Potem ten plan korygujesz. Itd.
Czyli – zamiast “nauczycieli duchowych”, poszukaj nauczycieli integralnych i nauczycieli integralności. Np. ekspertów w jakiejś dziedzinie.
Bo chętnych, by usłyszeć, że wystarczą pozytywne myśli są miliony. Oraz naiwnych, którzy nie rozumieją, że np. już się rozwinęli na taki poziom, że automatycznie to co utrzymują w umyśle ma bardzo duże prawdopodobieństwo urzeczywistnienia w subiektywnym doświadczeniu. I zakładają, że tak to wygląda w życiu każdego człowieka. Większość ludzi na tej planecie (ok. 80%) nie żyje integralnie. Często ich dążenia, to co utrzymują w umyśle jest zupełnie negatywne, destruktywne.
I na koniec pytanie do Ciebie – jaki problem planujesz rozwiązać tym pytaniem? Jakie jest Twoje dążenie? Jaki cel? Do czego potrzebujesz “Myśli”?
Łatwo też można dostrzec, że wszelkie fantazje, chcenie, itd. najczęściej wynika z bardzo negatywnych energii – poczucia braków, wstydu, winy, żalu, także pożądania i dumy. To są negatywne pola energii. Wydają się pozytywne tylko względem siebie – np. pożądanie jest wyższą energią od lęku. Ale nadal jest to energia negatywna.
A co mówią specjaliści w różnych dziedzinach – np. przedsiębiorcy, na temat pracy z umysłem? Mówią, by wizualizować swój cel – tak konkretnie i precyzyjnie jak potrafimy. Pracować mentalnie nad każdym szczegółem oraz nad drogą do osiągnięcia tego. Dzięki tej pracy ujawniamy również wszelkie nieuświadomione blokady jak opór czy lęk i się z nimi rozprawiamy. I po tej pracy od razu przystępujemy do realizacji pierwszego zaplanowanego kroku. I regularnie analizujemy swoją pracę, jej rezultaty w formie postępów. Często bardzo dobrze, by mieć do tego niezależne, zewnętrzne źródło odniesienia – np. drugą osobę, która bez ogródek powie nam czy to faktyczny postęp zgodny z planem, czy to nic więcej, a nasze fantazjowanie.
Więc – myślenie – ale myślenie, nie mentalizacja – to narzędzie. Jak skalpel – ma konkretną funkcję. Poza tą funkcją jego rola jest praktycznie zerowa.
Ode mnie – nie uważam, by ktokolwiek na poziomie niższym, niż przynajmniej Odwaga szukał guru duchowych. Bo ani nie rozumie jeszcze co to jest duchowość, ani jaki guru jest odpowiedni, ani nie rozumie jak odróżnić guru od jakiegoś cudaka (a są cudaki mający miliony wyznawców), ani nie skorzysta z mądrości. Powinien szukać ekspertów, a w przypadku poważnych problemów jak uzależnienia – np. grupę 12 kroków. Od tego zaczynasz. Gdy już przynajmnniej na swoje życie patrzysz 100% radykalnie uczciwie i odważnie, zaczynasz analizować co najbardziej wymaga poprawy i w jaki sposób. Szukasz do tego rozwiązania i ew. odpowiedniego specjalisty. Rzadko okaże się, że takim rozwiązaniem dysponuje jakiś superancki guru, a nie “zwyczajny” specjalista. Szczególnie nikt uzależniony nie powinien szukać żadnych guru duchowych. Rozwiązania na większość problemów są znane. Zaś uzależniony jest o tyle zagrożony, że klei się do wszystkiego co negatywne i niemal wszystko widzi w odwróconym spektrum – to co negatywne widzi jako pozytywne, a to co pozytywne widzi jako negatywne. Z realnego dobra, wielkiego potencjału nie potrafi skorzystać. Daj biedakowi milion złotych, a wyda je bardzo szybko i wpadnie w wielomilionowe długi. Bo bieda to poziom świadomości, nie poziom majątku. Uzależnienie również to poziom świadomości.
Np. jeden prawdziwy guru powie Ci, że nie ma nic złego w biedzie. I już wielu biedaków uzna to jako usprawiedliwienie, by dalej żyć tak jak żyją. Ale powiem Ci też to – nie ma nic złego w byciu bogatym. I co Ty na to? Do biedy można się tak samo silnie przywiązać jak do bogactwa i doić tyle samo dumy, szydzić z i nienawidzić innych. I oczywiście tak jest. Mało ludzi zrozumie co guru właściwie mówi, że nie ma nic złego w byciu biednym. Mało ludzi w ogóle wpadnie na to, by co to właściwie jest bieda i jakie są jej przyczyny.
Widzisz na swoim przykładzie – już “odpływasz”. Żaden guru, nikt o kim ja słyszałem nie mówił, że jak jest “jaźń” i “Jaźń”, to są też “myśli” i “Myśli”. Ale Ty tak. I już zaczynasz się oczarowywać tą myślą. I już mógłbyś zaniedbać całe swoje życie, by próbować “Myślami” je poprawić. Powiedz uczciwie – po co Ci te “Myśli”? Czego się tak boisz, że wolisz z daleka rzucać na to zaklęcia – te “Myśli”, niż się z tym zmierzyć?
Nie mówię tego w formie zarzutu, tylko zwracam uwagę na bardzo istotne fakty. Żaden realny duchowy nauczyciel, ani Awatar, nie mówili, że są “Myśli”.
Przeanalizuj też np. jak korzystasz z wolnego czasu? Albo jak wykonujesz cokolwiek – naukę, pracę, relaks, najprostsze rzeczy.
Malutko osób rozumie co to jest rozwój duchowy. Nie są przygotowani. Wierzą w masę jakichś miło brzmiących bajeczek. A ja podkreślałem wiele razy – że intencja np. wzrostu do miłości zacznie wyciągać z podświadomości wszystko, co miłością nie jest. Wszystko. Po kolei. I nie tylko mówię o emocjach ale też zacznie to nas stawiać w sytuacjach życiowych, w których np. reagujemy gniewem, nienawiścią do kogoś czy do siebie.
A co robią ludzie? Wszystko opierają o emocje. Tylko reagują, bo nie są na tyle rozwinięci, by nawet podejmować świadome decyzje. Jak czują gniew, to reagują gniewem, jak czują wstyd, to reagują wstydem. Miotają się bez żadnej kontroli i nawet nie chcą tego przyznać. Ba! Jeden klient wprost powiedział mi, że kłamał lekarzowi, bo się bał, że lekarz stwierdzi jakąś chorobę… Już w Module 1 WoP przestrzegam, że człowiek najczęściej zupełnie przestaje dbać o siebie, rozwijać się, gdy uważa, że wszystko jest źle lub dobrze. Czyli całkowicie zmienia swój kierunek w zależności od tego co czuje. Bo nie ma nawet potencjału, by kierować się rozsądkiem, celem. I taka osoba chce rzucić się w rozwój duchowy zupełnie na ślepo? Bardzo, bardzo słaby pomysł. Najpierw niech sprząta w domu regularnie i chętnie. Niech pracuje nie jak ofiara, tylko radosny, uczciwy, integralny pracownik. Niech troszczy się o bliskich z radością i bez poczucia winy, bez oczekiwań. Niech nauczy się odpoczywać, radośnie spełniać przy hobby.
Najpierw sprawy najbardziej oczywiste, a tym samym zupełnie ignorowane, bagatelizowane, pomijane.
Bo jak dojdzie do Ciebie, że duchowość to radykalna rzeczywistość tej planety, to zrozumiesz, że wszystko może być duchową lekcją. Nauka, praca, sprzątanie, gotowanie, rozwój, spacer, spotkania.
A jak zaniedbujesz sprawy ważne, codzienne, to niezależnie jakich guru będziesz słuchał, nie jesteś na właściwej drodze.
“I na koniec pytanie do Ciebie – jaki problem planujesz rozwiązać tym pytaniem? Jakie jest Twoje dążenie? Jaki cel? Do czego potrzebujesz “Myśli”?”
Mam stwierdzone przez psychologa i psychiatre stany lekowe i depresje i problem polega na tym, ze mam tzw.”natretne mysli”. A mysli te dotycza mojego zdrowia, a raczej chorob i leku przed tymi chorobami. Ostatnio “dopadaja” mnie mysli, ze moge zachorowac na jakas chorobe oczu i oslepnac. Ostatnimi czasy rzeczywiscie pogorszyl mi sie wzrok i pojawily sie tzw. męty, ale widze wszystko normalnie. Troche bola te oczy, ale to boli mnie i kark i kregoslup czasami, brzuch itd. Chyba normalna rzecz, ze czlowieka cos boli czasem? Wydaje mi sie, ze sam sie nakrecam tymi myslami, a potem sie ich boje. Moze to wydac sie dziwne, ale rowniez boje sie isc do lekarza, poniewaz boje sie, ze rzeczywiscie stwierdzi u mnie jakas grozna chorobe, a ja sie wtedy zupelnie zalamie i pograze sie w jeszcze wiekszych stanach lekowych i depresji. Wracajac do tych “mysli”, to chodzilo mi o to, czy takie myslenie, badz trzymanie sie mysli, ze moge zachorowac, nie spowoduje rzeczywiscie, ze naprawde na cos zachoruje. Przypominajac sobie, o czym pisal dr. Hawkins w “Przywracaniu zdrowia”, ze istnieje samospelniajaca sie przepowiednja, zaczynam sie jeszcze bardziej bac, ze wywroze sobie jakas chorobe. Ale jesli to nie ja mysle, to juz sam nie wiem, co o tym wszystkim sadzic. Wiem, ze ostatnio zyje w ciaglym strachu i napieciu, ze moge zachorowac, a potem sie jeszcze bardziej boje, ze przez te nakrecanie sie tymi myslami, rzeczywiscie zachoruje. Ze sam sobie stworze chorobe. Probuje medytowac i uwalniac “Technika uwalniania”, ale te mysli nie daja mi spokoju. Ich jest tyle, jakby ktos strzelal nimi do mnie seriami z karabinu maszynowego. Eh… Jak ty to widzisz Piotrze?
Mam stwierdzone przez psychologa i psychiatre stany lekowe
Nie ma “stanów lękowych”.
Tylko Ty non stop opierasz się lękowi i trzymasz się go – np. mówisz “lęk przed” – czyli sam się go trzymasz sądząc, że ten lęk dotyczy czegoś i np. chroni Cię przed tym. I uważasz też, że te stany biorą się ze świata – że jakieś sytuacje są straszne, a tym samym indukują w Tobie lęk. Tak nie jest.
Sam utrzymujesz strach trzymając się go i opierając się mu oraz trzymając się pozycjonalności, z których lęk w ogóle wynika.
i depresje
Wg mnie nie masz depresji, tylko non stop się zmagasz z emocjami i to, czego doświadczasz to apatyczność, zniechęcenie, wieczne zamartwianie się – a to Twoje wybory.
Niski poziom energii, radości, brak chęci, itd. to tego konsekwencje.
Każdemu zalecam – zamiast używać jakiegoś pseudo-teraputycznego slangu jak “depresja”, napisz TAK KONKRETNIE I PRECYZYJNIE JAK TO MOŻLIWE czego doświadczasz.
A nie przyklejaj na to metkę “depresja” i tyle.
Bo ja wiem, że masa ludzi jest zachwycona tym, że im lekarz stwierdzi “depresję”, bo na tym jest stygma, każdy będzie kiwał główką, głaskał, współczuł i zawsze można użyć tej “depresji” jak usprawiedliwienia wszystkiego.
A ja wiem, że ten stan to u większości efekt niekończącego się biadolenia, grania ofiary, narzekania, zamiartwiania, dramatyzowania, niechęci do czegokolwiek, itd.
Ta “depresja” to KONSEKWENCJA niedojrzałości, a nie jakiś problem, który spadł jak meteor z nieba.
i problem polega na tym, ze mam tzw.”natretne mysli”.
Nie ma czegoś takiego.
Żadna myśl nie jest natrętna. Mentalizacja się myśli i tyle.
Ty jesteś natrętny dla myśli – non stop się w nie wpatrujesz, próbujesz je kontrolować, zmieniać, pozbyć się.
To kolejny przykład jak nawet domniemani specjaliści wierzą w te same urojenia, co masy ludzi. A tym samym zatrzaskują ludzi w świadomości ofiary i dają nieskuteczne narzędzia.
Przypominam definicję człowieka zdrowego – “człowiek uznawany za zdrowego podziela urojenia społeczeństwa oraz swojego terapeuty”.
A mysli te dotycza mojego zdrowia, a raczej chorob i leku przed tymi chorobami.
To projekcje lęku na stan zdrowia.
Nie ma emocje “przed” czymkolwiek. Nie ma. To jakbyś mówił, że czujesz zapach szarlotkii “przed” szarlotką.
Już pomijając zapewne 20-30 lat zaniedbań – wiecznego tylko tłumienia lęku, uciekania od każdej emocji, zmagania, projekcji, itd.
Ty coś wybierasz widzieć jako np. straszne i lęk jest KONSEKWENCJĄ tej percepcji – tzw. pozycjonalności.
A nie ma jakiegoś wspaniałego, pomocnego “lęku przed” czymkolwiek.
Ostatnio “dopadaja” mnie mysli,
Nie, żadna myśl Cię nie dopada. To Ty dopadasz myśli.
Zgadza się?
Oczywiście, że tak. To Ty jesteś natrętny dla myśli, nie myśli dla Ciebie.
ze moge zachorowac na jakas chorobe oczu i oslepnac.
I co z tego?
Za każdym razem, gdy wychodzisz z domu, może potrącić Cię samochód.
To co przedstawiasz to mnożące się w nieskończoność myśli oparte o lęk – racjonalizacje lęku. Nie mają NIC wspólnego z rzeczywistością. To nie żaden lęk “przed” chorobą.
Tylko dla Ciebie to doskonały pretekst, by sobie wmawiać jakieś dramaty i się nimi usprawiedliwiać.
Ty całe życie się tym hipnotyzujesz i świata poza tym nie widzisz.
Każdej negatywnej myśli nadajesz sens, znaczenie, łapiesz się ich, nie dajesz im odejść i jednocześnie próbujesz je zmieniać, kontrolować, etc. Efektem tego jest, że lęk trwa i rośnie, apatyczność się pogłębia, a myśli oczywiście nie ubywa i cały czas dotyczą lęku.
A jakby żadna choroba Ci się nie przytrafiła do końca życia? Zamierzasz żyć chętnie, aktywnie, radośnie?
Ostatnimi czasy rzeczywiscie pogorszyl mi sie wzrok i pojawily sie tzw. męty, ale widze wszystko normalnie.
To może wynikać z wielu zaniedbań i mieć wiele przyczyn.
Ale nie doznałeś żadnego objawienia w przypadku tych “lęków ‘przed’ chorobą”.
Troche bola te oczy, ale to boli mnie i kark i kregoslup czasami, brzuch itd. Chyba normalna rzecz, ze czlowieka cos boli czasem?
Nie, nie jest normalne. Jest powszechne ale nie normalne.
Każdy ból to informacja. Dopiero rozsądna interpretacja umożliwia odpowiednie działanie – zarówno wewnętrzne jak i ew. zewnętrzne.
Ciało zaś odzwierciedla to co utrzymujemy w umyśle i świadomości.
Ból to najczęściej efekt oporu. A skoro mówisz, że “masz depresję” i ten cały opis jasno świadczy, że opierasz się non stop.
Więc i cało jest napięte, i doświadczasz bólu.
Wydaje mi sie, ze sam sie nakrecam tymi myslami, a potem sie ich boje.
Widzisz? “Wydaje Ci się” – tylko się domyślasz. Nie jesteś tego świadomy. A teraz hipnotyzujesz się myślą, bo sobie o tym przeczytałeś, może na tym serwisie. Ale jeszcze w ogóle tego nie dostrzegasz.
Bo robisz to całe życie i dlatego to jest dla Ciebie niedostrzegalne jak powietrze.
Ale widzisz – najpierw się łapiesz emocji, hipnotyzujesz jej racjonalizacjami, nie pozwalasz tej emocji odejść, jeszcze ją projektujesz na myśli.
I tak dzień po dniu pewnie już wiele lat.
I jak usłyszałeś od terapeuty, że to myśli są natrętne, od razu w to uwierzyłeś – łyknąłeś to jak młody pelikan rybkę.
Moze to wydac sie dziwne, ale rowniez boje sie isc do lekarza, poniewaz boje sie, ze rzeczywiscie stwierdzi u mnie jakas grozna chorobe,
Kolejny przykład absurdu kierowania się myślami i emocjami.
Szczególnie kierowania się lękiem.
Tak uważasz, że lęk Cię chroni, że jak unikniesz lekarza i jego diagnozy, to unikniesz… no właśnie – czego? Widzisz, w ogóle nie zależy Ci na zdrowiu, bo nie chcesz o nie zadbać, tylko chcesz uniknąć emocji.
Tego co nazywasz “zupełnie się załamię i pogrążę w jeszcze większych stanach lękowych i depresji”.
Mówisz, że się boisz iść do lekarza – trzymasz się lęku – i boisz się – trzymasz się lęku – że będziesz miał jeszcze gorsze stany lękowe. Jak widać – już do tego dążysz.
Te “stany lękowy” nie biorą się z powietrza jak zapach spalin. To Twoje zaniedbania. To jest konsekwencja tego, co sam robisz.
A ta “depresja” to efekt represji tego co czujesz.
I zauważ jak to się wyklucza – boisz się, że lekarz stwierdzi chorobę. Tak jakby lekarz miał ją dopiero spowodować. I nazywsz to lękiem “przed” chorobą.
Jednocześnie lekarza uważasz za źródło choroby oraz tego wstydu i winy, i dlatego lekarza też chcesz unikać.
a ja sie wtedy zupelnie zalamie i pograze sie w jeszcze wiekszych stanach lekowych i depresji.
Jak widzisz – już to wybrałeś. I tak będzie.
Bo sam już to dla siebie szykujesz.
Już zaplanowałeś sobie to “załamanie”. Nic do niego nie doprowadzi – tylko Twoje decyzje.
I jak to utrzymujesz, automatycznie zaczynasz do tego dążyć, dobierać takie wybory, które do tego doprowadzą.
Wracajac do tych “mysli”, to chodzilo mi o to, czy takie myslenie, badz trzymanie sie mysli, ze moge zachorowac, nie spowoduje rzeczywiscie, ze naprawde na cos zachoruje.
Same myśli nie.
Ale biorąc pod uwagę, że to wszystko efekt poważnych zaniedbań emocjonalnych i przekonywanie siebie, że faktycznie możesz zachorować – to uważam, że z czasem faktycznie możesz na coś zachorować – odpowiednio do stanu zaniedbań i utrzymywanych przekonań o sobie, świecie, życiu.
Problemy z oczami są najczęściej konsekwencją tego jak wybierasz coś widzieć + emocje, których się trzymasz. Np. “nie podoba mi się moje życie” i masa wstydu, winy, żalu, lęku.
Zaprzestanie dramatyzowania to jedno – i tu może pomóc utrzymywanie jakichś pozytywnych myśli czy obrazów.
Ale to nie zastąpi poważnej pracy wewnętrznej – nie tylko rozwoju ale też oczyszczenia.
Przypominajac sobie, o czym pisal dr. Hawkins w “Przywracaniu zdrowia”, ze istnieje samospelniajaca sie przepowiednja,
Oczywiście.
Bo jak mówiłem – utrzymując coś w umyśle, zmieniają Ci się opcje, zmysły się do tego dostosowują, Ty wybierzesz coś zupełnie innego, niż gdybyś utrzymywał troskę o zdrowie, etc.
Np. już teraz – nie idziesz do lekarza, bo się boisz. Ale im szybciej lekarz zdiagnozuje jakąś chorobę czy przypadłość, TYM LEPIEJ, bo większa jest szansa, że leczenie pomoże.
Więc już teraz prowadzisz do chorób, bo zaniedbujesz swoje zdrowie np. kontrolnymi badaniami czy przyjrzeniu się już jakimś dolegliwością jak ból oczu.
zaczynam sie jeszcze bardziej bac, ze wywroze sobie jakas chorobe.
No ale właśnie ten lęk jest jedną z głównych przyczyn ew. komplikacji ze zdrowiem.
No sam do tego dążysz. I ludzie to uwielbiają. Niczego nie wywróżysz, bo to nie gusła z książki fantasy, tylko ignorując różne dolegliwości sam stwarzasz warunki, że stan zdrowia może się pogorszyć.
I sam unikasz zbadania tego.
A potem rozpaczanie, szukanie uwagi od innych, biadolenie, granie ofiary i oczywiście duma i dojona skrywana przyjemność.
Wiele osób nawet innym zaczyna mędrkować, że i u nich przeczuwają różne choroby (te same), gdy np. nie będą się ich słuchać.
Ale jesli to nie ja mysle, to juz sam nie wiem, co o tym wszystkim sadzic.
No bo tylko gubisz się w akademickim teoretyzowaniu, a nie widzisz nawet tego, że sam się nakręcasz myślami i emocjami. Tylko “wydaje Ci się”.
Wiem, ze ostatnio zyje w ciaglym strachu i napieciu,
Bo się tego trzymasz i jednocześnie opierasz.
I wg mnie nie żyjesz tak “ostatnio” tyle przez całe życie.
ze moge zachorowac,
Nie ma strachu, “że” cokolwiek. Nie ma emocji, “że”.
Ty sam dorabiasz do tego racjonalizacje.
a potem sie jeszcze bardziej boje, ze przez te nakrecanie sie tymi myslami, rzeczywiscie zachoruje.
Cały czas robisz to samo.
A ciało tak osłabione, non stop obciążone oporem i stłumionymi emocjami, rośnie szansa, że w końcu pojawi się jakaś dolegliwość, bądź choroba.
Ze sam sobie stworze chorobe.
Nic sam nie zrobisz, bo nie masz takiej mocy.
W poprzedniej wiadomości wszystko Ci wyjaśniłem, ale jak w przypadku lęku przed lekarzem, nie słuchasz się mnie, bo nie chcesz. Wolisz się dalej emocjonować.
No bo tak jak zakładasz rękawice chroniące przed zimnem, tak sądzisz, że jak będziesz się trzymał lęku i go gromadził coraz więcej – to tym bardziej będzie Cię chronił “przed” np. chorobami.
Ale tak jak w przypadku nie chodzenia do lekarza – to nie lęk to powoduje, tylko Ty podejmujesz decyzje. I nie pójście do lekarza jasno pokazuje jak fatalne są to decyzje.
Probuje medytowac i uwalniac
Z tego co mówisz, to nie widzę, byś to robił.
“Próbuję”… czyli nie robisz tego.
Bo tego nie można próbować. Cały mail pokazuje jak się hipnotyzujesz mentalnym bełkotem, jak chętnie się emocjonujesz i wcale nie chcesz przestać.
“Technika uwalniania”, ale te mysli nie daja mi spokoju.
To Ty myślom nie dajesz spokoju.
W “Technice uwalniania”, na tej jednej stronie, gdzie jest opisana cała technika, było wprost powiedziane co masz robić, wliczaąc co robić z myślami.
Ty tego nie robisz. Więc nie uwalniasz, nie medytujesz. Tylko próbujesz kontrolować myśli, zmieniać je, pozbyć się ich. Bo cały czas usprawiedliwiasz się, że to myśli coś Ci robią. Dlatego nie zauważasz nawet, że żadna myśl nic Ci nie robi i nigdy nie robiła.
Oraz próbujesz pozbyć się lęku. To nie jest uwalnianie.
Ich jest tyle, jakby ktos strzelal nimi do mnie seriami z karabinu maszynowego.
Wyjaśniałem – mentalizacja to proces ciągły i nieskończony. Można znaleźć badania ukazujące, że ilościowo w trakcie jednego i każdego dnia mentalizacja “tworzy” jakieś 50 tysięcy myśli.
Ale problem polega na tym, że całe życie hipnotyzujesz się tym. I nie przestajesz.
I dopiero, gdy konsekwencje negatywnego życia i zaniedbań stały się nieznośne, to okazuje się, że Twoje ulubione zajęcie już nie jest takie fajne jakbyś chciał.
I ta podwórkowa psychologia dorabia do tego filozofie, stawia człowieka w roli ofiary – “myśli napadają”, “natrętne myśli”, “stany lękowe”, “ataki paniki”, itd. idiotyzmy.
Eh… Jak ty to widzisz Piotrze?
Tak samo jak w poprzednim komentarzu.
Nie widzę, byś go chociaż przeczytał.
Ale widzisz – dla Ciebie dobrym wyborem jest nie pójść do lekarza, bo jak lekarz nie zbada i nie postawi diagnozy, to być może ochronisz się przed chorobą. To jak struś chowający głowę w piasek – jak on nie widzi lwa, to przecież lew musi nie widzieć strusia!
A to przecież najgorszy możliwy wybór, bo właśnie im szybciej choroba zostanie zdiagnozowana, to tym większa jest szansa, by ją wyleczyć.
Prawda wyzwala. Prawda sprzyja życiu. A nie decyzje oparte o lęk.
LĘK NIE CHRONI. Co widać wyraźnie na przykładzie tego co mówisz. Ale miliardy ludzi są oczarowani tą fantazją, że jest inaczej.
Człowiek – homo sapiens – jest zakochany w emocjonowaniu się i odda za to nawet zdrowie i przecież są liczne przykłady – że i życie, bez wahania.
Jak zwykle podkreślę – niczego Ci nie zarzucam, nie obwiniam, nie wyśmiewam.
Przedstawiam absurdy, którymi kierują się miliardy ludzi, nawet “specjaliści”. Nie mówię, że ten psychiatra to bałamutnik na całej linii ale w przypadku myśli mówi zupełne pierdoły.
Pamiętaj, że biadolenie, granie ofiary, robienie smutnych “psich oczu” też nie pomaga, bo też zatrzaskuje Cię w świadomości ofiary.
Co wyzwala – mówienie prawdy. Np. to, że na razie wcale nie chcesz się przestać emocjonować i masz z tego masę frajdy. Bo masz.
Na koniec dodam – nie odpowiedziałeś na moje pytanie – ” jaki problem planujesz rozwiązać tym pytaniem? Jakie jest Twoje dążenie? Jaki cel? Do czego potrzebujesz “Myśli”?”.
Co jest dowodem na to, że nie chcesz niczego rozwiązać.
Bardzo możliwe, że np. miałeś nadzieję usłyszeć jaki głupi i beznadziejny jesteś? Wielu liczy na to, bo to też doskonałe usprawiedliwienie.
Jeśli coś zabolało – nie ma za co! ;)
Jeszcze chcialbym sie odniesc do tego co napisales:
“A ja podkreślałem wiele razy – że intencja np. wzrostu do miłości zacznie wyciągać z podświadomości wszystko, co miłością nie jest.”
Otoz ja jakis czas temu prosilem Boga, aby mi pomogl/ pozwolil wzrosnac w swiadomosci do poziomu milosci bezwarunkowej. I jakis czas potem zaczely sie u mnie te stany lekowe, depresje itd. Czy to jest to, o czym piszesz, ze jest wyciagane ze mnie wszystko to, co miloscia nie jest. Jeszcze czytajac pana Hawkinsa, gdzie pisal, ze najwieksi mistycy zapadali na rozne choroby, to az sie boje, co sie dalej bedzie ze mna dzialo. W sensie, czy mozliwe jest, ze zachoruje na jakas chorobe, po drodze do poziomu wlasnie milosci bezwarunkowej. Chyba, ze te wszystkie dolegliwosci ktore mam, nie jest konsekwencja dazenia do milosci, tylko po prostu jestem chory przez to jak zyje, albo z jakichs innych powodow.
Otoz ja jakis czas temu prosilem Boga, aby mi pomogl/ pozwolil wzrosnac w swiadomosci do poziomu milosci bezwarunkowej.
Bóg niczego nie zabrania, ani nie pozwala.
Miłość to to jaki JESTEŚ. Bóg nie stoi Ci na drodze, byś był kochający.
Ale widzisz – że jesteś na razie na takim poziomie rozwoju, że kapka lęku i już uciekasz, już dramatyzujesz, już się opierasz, już nic nie istnieje, tylko lęk i te “natrętne myśli”. I robisz to od lat.
Ktoś Ci każe tak reagować? Zmusza Cię do tego? Broni Ci się zupełnie poddać? Oczywiście nie.
Ty to wybierasz, bo masz z tego masę korzyści. Wliczając dojoną skrywaną przyjemność.
I jakis czas potem zaczely sie u mnie te stany lekowe, depresje itd.
Wg mnie jedno i drugie ma niewielką korelację.
Bo te “stany lękowe” i “depresje” to efekty zaniedbań, które kontynuujesz od lat. Być może przez pokorną modlitwę choć na moment przestałeś się opierać i uciekać i tym samym stałeś się świadomy choć części najwyższych warstw stłumionych w podświadomości.
Ale wątpię, że ta modlitwa nagle tutaj tak bardzo wpłynęła na Twoje doświadczenia.
Bo czy do momentu tej modlitwy żyłeś spokojnie, odważnie, radośnie? I dopiero po modlitwie to wszystko się zaczęło? No raczej nie.
Czy to jest to, o czym piszesz, ze jest wyciagane ze mnie wszystko to, co miloscia nie jest.
Pamiętaj, że Ty starasz się uciec od emocji, tłumisz je, próbujesz z nimi walczyć, itd. – od lat. Nie potrzebujesz modlitwy, by doświadczać ich oraz konsekwencji zmagania.
A to czego doświadczasz to w kółko to samo od lat, bo cały czas stawiasz temu opór.
By modlitwa mogła cokolwiek ruszyć, to potrzebna jest Twoja intencja.
Bóg nikomu nie daje błogosławieństw na siłę.
A na Twoim miejscu na razie modliłbym się o to, by odważnie spojrzeć na swoje życie – bez dramatyzowania, bez grania ofiary.
Jeszcze czytajac pana Hawkinsa, gdzie pisal, ze najwieksi mistycy zapadali na rozne choroby, to az sie boje, co sie dalej bedzie ze mna dzialo.
No bo mówię – daj człowiekowi w niskiej świadomości mądrość, to ją przekuje na szkodę dla siebie, nie pomoc.
Ty doświadczasz od lat masy emocji i gdzie są te wszystkie choroby? Nie ma. Jakieś tam delikatne problemy z oczami. Nie jesteś jeszcze w takiej energii, by manifestacje były szybkie, a tym samym kolosalnie przyspieszone możliwości wzrostu.
Mistyk już nie identyfikuje się z ciałem i dlatego to co się dzieje z fizycznością nie ma dla niego żadnego znaczenia. Choroba czy brak chorób – bez różnicy.
Mistyk to nie osoba dysponująca wiedzą, tylko człowiek, który już JEST tym, o czym ew. poszukiwacze mogli tylko co najwyżej poczytać. Nie wiedza to przynosi, tylko poddanie.
Ty masz swój poziom rozwoju i lekcje związane z nim. Nie jest to poziom jeszcze nawet w spektrum pozytywności. Nadal myśli i emocje to dla Ciebie cały świat.
Zanim wzrośniesz na taki poziom ewolucji jak mistyk, to jeszcze trochę przed Tobą.
Kiedyś mi jeden chyba klient napisał, że jak Jezus podczas medytacji i modlitwy był atakowany przed szatana, to on nie zamierza medytować i modlić się, bo nie ma zamiaru być atakowanym przez szatana. Lol! :)
To jakby człowiek, który nie potrafi jeździć nawet na rowerze mówił, że nigdy nie wejdzie na rower, bo widział na filmie jak profesjonalny kierowca miał wypadek i on nie ma zamiaru nigdy mieć wypadku w bolidzie.
To czego doświadczał Jezus jest zgodne z tym poziomem – maksymalnym lub bliskim maksymalnemu jak można ewoluować jeszcze w ciele fizycznym. Na tym poziomie były jednostki w całej historii ludzkości.
To poziom ok. 800-1000.
Poziom w religii nazywany Zbawieniem to 540. Przypominam, że to skala logarytmiczna – każdy punkt w górę to RAZY DZIESIĘĆ. Czyli im większy wzrost, tym każdy punkcik jest bardziej znaczący – a raczej informuje o coraz bardziej znaczącej zmianie.
540 to ideał chrześcijaństwa – Miłość Bezwarunkowa. To można osiągnąć w trakcie tego życia.
Zdrowie z uzależnienia to poziom 350. Ale bardzo często wymaga obecności Miłości Bezwarunkowej – np. w formie grup 12 kroków.
W sensie, czy mozliwe jest, ze zachoruje na jakas chorobe, po drodze do poziomu wlasnie milosci bezwarunkowej.
A nie chorowałeś do tej pory?
Dlaczego nagle ma to takie znaczenie? Dlaczego teraz dorabiasz do tego jakieś ezoteryczne teorie? Jak zachorujesz, to się o siebie zatroszcz, idź do lekarza, bierz leki, itd.
To nie powinno stanowić żadnej przeszkody na drodze ewolucji.
Ani tym bardziej pretekstu, by nie zacząć rozwoju świadomości.
Chyba, ze te wszystkie dolegliwosci ktore mam, nie jest konsekwencja dazenia do milosci, tylko po prostu jestem chory przez to jak zyje, albo z jakichs innych powodow.
A są inne powody?
Każda dolegliwość to konsekwencja tego jak żyjesz.
Intencja np. wzrostu do miłości tylko ukierunkowuje Twoje dążenia, przyspiesza pewne sprawy. Ale równie dobrze jak stawisz opór, to to co mogłoby się odbyć szybko, może się ciągnąć jak smród po pospolitym ruszeniu – dziesiątki lat i tyle.
Dlatego zawsze zalecam początkowo wybór jakiegoś eksperta, który przeszedł już pewną drogę i może wskazać wszystkie pułapki, ślepe uliczki i niezrozumienia na tym odcinku, by się człowiek nie wkopał jeszcze bardziej i miał wiedzę oraz narzędzia jak i wsparcie, by sobie z tym poradzić. Najlepiej w formie grup 12 kroków w przypadku uzależnienia.
A tak widzisz – z każdym kolejnym zdaniem znajdziesz sobie kolejne preteksty do panikowania, niechęci, grania ofiary, przerażania się. “Zachoruję”. No to zachorujesz? Ja ostatnio zachorowałem na półtora tygodnia. I co z tego? Pobolało, poleżałem, brałem leki, modliłem się, uwalniałem. Minęło. Jak setki razy wcześniej.
Wiesz, dr Hawkins powiedział – z czym się w 100% zgadzam – że większość ludzi na tej planecie nie potrzebuje mistyka, ani guru, tylko zwykłego, dobrego kumpla/kumpeli.
Kogoś z kim będzie można szczerze, otwarcie pogadać. W religii to się np. przyjęło pod postacią spowiedzi ale oczywiście jak to ludzie – zrobiono z tego szopkę, a nie szczere wyznanie swoich win i błędów.
Czy w 12 krokach – odważny inwentarz moralny – krok 4 – znienawidzony przez ludzi :), 4 krok dla większości stanowi największy problem, nie chcą go wykonać za żadne skarby. Z różnych powodów.
Niemniej – otwartość co do swoich wad to jeden z filarów zdrowia, a raczej potencjału do zdrowia.
A widzisz – na razie nawet przed lekarzem ukrywasz fakty, bo wolisz się bać. Masz do tego pełne prawo ale pamiętaj o konsekwencjach.
“Na koniec dodam – nie odpowiedziałeś na moje pytanie – ” jaki problem planujesz rozwiązać tym pytaniem? Jakie jest Twoje dążenie? Jaki cel? Do czego potrzebujesz “Myśli”?”.”
Nie wiem wlasnie Piotrze, po co mi te mysli. Nie wiem i nie rozumiem tej calej koncepcji, ze to nie czlowiek mysli, tylko ze myslenie odbywa sie samo. Czesto wlasnie piszesz Piotrze, ze myslenie to procez ciagly i bezosobowy i mam rowniez wrazenie, ze tak troche szydzisz i wysmiewasz ludzi za to, ze mysla, ze to oni mysla. Jak w takim razie, taki zwykly, prosty, szary czlowiek, ktory jest ciagle zajety sprawami zycia codziennego, ma uswiadomic sobie, ze to nie on mysli? Przeciez to wyglada tak, ze mysli pojawiaja sie w glowie, wiec czlowiek uwaza, ze to on mysli. Czy to jest oczywista oczywistosc, a ludzie sa po prostu tacy glupi? Nie rozumiem tego. Ja, pomimo tego, ze czytam twojego bloga, pana Hawkinsa i ogladam pana Tolle-a, czasami medytuje, to i tak jakos trudno jest mi sobie uswiadomic, ze to nie ja mysle. Po co mi te mysli? Nie wiem. Widocznie po cos sa, skoro sie pojawiaja.
Co do reszty, to oczywiscie masz racje. Cale zycie sie zmagam, opieram, emocjonuje itd. Kiedys bylem uzalezniony od alkoholu, a teraz jestem od porno. Nie podoba mi sie to, jak wyglada moje zycie, ale nic nie robie, zeby to zmienic. Tylko sie zmagam. Ciezko wyjsc z tego calego gowna, ktore zbieralo sie praktycznie cale zycie. Ale staram sie. Lekko nie jest.
“Na koniec dodam – nie odpowiedziałeś na moje pytanie – ” jaki problem planujesz rozwiązać tym pytaniem? Jakie jest Twoje dążenie? Jaki cel? Do czego potrzebujesz “Myśli”?”.”
Nie wiem wlasnie Piotrze, po co mi te mysli.
2 tematy:
1. Nadal uważasz, że jakiś sens musi być wpisany w myśli. Nadal sądzisz, że Ty myślisz, a skoro myślisz, no to musi to mieć jakiś cel, sens, znaczenie. Ale nie ma. I nie myślisz. I cały czas próbujesz coś z tymi myślami zrobić, znaleźć dla nich sens, znaczenie, np. w formie “strachu przed chorobą”. Nawet nie zauważasz, że to robisz. Gdybyś myślał, to byś wiedział w jakim celu to robisz. Tak jakbyś wiercił dziurę wiertarką, to wiedziałbyś po co to robisz.
2. Oczywiście z łapania się myśli, opierania, grania ofiary, dorabiania kontekstu, wymyślania znaczenia i sensu masz masę korzyści. Np. unikasz tego, na co projektujesz lęk, wstyd, winę. Mówienie “nie wiem” jest bardzo częstą strategią, by nie pozwolić sobie przyjrzeć się własnym wyborom. Tylko człowiek mówi “nie wiem” i koniec. A jak się masz dowiedzieć? Uczciwie przyglądając się własnym wyborom. A tego nie robisz i liczysz, że prawda i fakty pojawią się w myślach. I pewnie dlatego łapiesz się wielu myśli, których się łapiesz. Ale to nigdy nie nastąpi. Każda myśl kłamie. Jednak sądzisz, że następuje to z każdą myślą – bo każda myśl uważasz, że jest prawdą. No bo dlaczego miałaby się pojawić jakby nie była prawdą?
Trzeci, bonusowy temat – nic nie chcesz rozwiązać. Dlatego np. tylko “próbujesz” medytować i uwalniać ale tego nie robisz. Bo nie masz celu, nie masz intencji, nie ma decyzji, by coś rozwiązać.
Zgadza się?
Sam to napisałeś – tylko się zmagasz, nic nie chcesz zmienić w swoim życiu.
Gdybyś wybrał jakiś temat, stałoby się jasne jakie działania są do korekty, jakie są do podjęcia.
A tak jesteś w takiej zawiesinie – takim mentalnym glucie. Ciągnie się w nieskończoność i nigdy nie przestanie. Aż nie podejmiesz decyzji.
Nie wiem i nie rozumiem tej calej koncepcji, ze to nie czlowiek mysli,
“Nie wiem”/”nie rozumiem” – to samo. Najprostsza strategia, by nic nie zmienić, tylko biadolić.
To, że człowiek myśli – to jest koncepcja.
To, co Ci mówię to fakty. Niemniej Ty jesteś tak przywiązany do tego przekonania, że myślisz, że za żadne skarby nie chcesz nawet spojrzeć na prawdę.
Podkreślę – nic z tego, co mówię nie jest zarzutami do nikogo.
tylko ze myslenie odbywa sie samo. Czesto wlasnie piszesz Piotrze, ze myslenie to procez ciagly i bezosobowy
Mentalizacja, nie myślenie.
Ale widzisz – nawet tak fundamentalnej rzeczy nie chcesz poprawnie zapamiętać. Nawet zapamiętać, nie mówiąc o uczciwym przyjrzeniu się temu we własnym życiu.
i mam rowniez wrazenie,
Znowu wrażenia.
ze tak troche szydzisz i wysmiewasz ludzi za to, ze mysla, ze to oni mysla.
No, skoro masz takie wrażenie, to tak musi być. Bo przecież myślisz i to musi mieć sens, to musi być prawda.
Niejeden już próbował czynić ze mnie oprawcę – np. “Ja wiem Piotrze, że Ty masz coś do myśli/myślenia”.
To jakby ktoś sobie fantazjował, że skoro mówię, że człowiek nie wieje wiatru, to ja mam coś do wiatru…
Jak w takim razie, taki zwykly, prosty, szary czlowiek, ktory jest ciagle zajety sprawami zycia codziennego, ma uswiadomic sobie, ze to nie on mysli?
Tak jak każdy niezwykły, krzywy, kolorowy, nieziemski człowiek, który nie jest niczym zajęty. ;)
A jak sobie uświadomiłeś cokolwiek w swoim życiu? Np. jaki jest cel i sens czegoś co robisz – dowolnej czynności? Jakie znaczenie jej nadajesz, dlaczego ją wybierasz? Czym to się różni od uświadomienia sobie czegokolwiek?
Wymaga to tylko uczciwości.
Przeciez to wyglada tak, ze mysli pojawiaja sie w glowie,
Nie, myśli nie pojawiają się w głowie. I to jeden z fundamentów tej iluzji – błędnie zakłada się, że myśli pojawiają się w głowie, a skoro tak, to muszą być “MOJE” myśli, bo przecież to “MOJA” głowa! Ale to, że czujesz zapach w Twoim nosie, nie oznacza, że zapach się w nim pojawił, ani nie czyni to tego zapachu Twoim, ani tego co pachnie też nie. A jeszcze ludzie utożsamiają się z ciałem, to już w ogóle nie dziwne, że tak “odlatują” w kwestii “myśli pojawiających się w głowie” (czyli w domyśle – “myśli pojawiają się we mnie, czyli ja je muszę myśleć”).
Ale nawet jakby to była prawda, no to sam właśnie powiedziałeś – myśli pojawiają się same. Nie Ty je tworzysz.
To jakbyś mówił, że kanapki pojawiają się same na talerzu, więc Ty je musisz robić, bo to Twój talerz.
wiec czlowiek uwaza, ze to on mysli.
Każdy może sobie uważać co mu się podoba.
Nie zmienia to jednak faktów.
Czy to jest oczywista oczywistosc, a ludzie sa po prostu tacy glupi?
Nieświadomy niekoniecznie oznacza głupi.
W pewnym kontekście każdego można uznać za głupca. Co jest bardzo ważnym uświadomieniem. Nikt na żadnym etapie swojego rozwoju nie jest dostatecznie mądry. To uświadomienie pomaga wybrać pokorę i nie przerywać dążenia do Prawdy.
Mało ludzi jest pokorny, jeszcze mniej wybiera prawdę, jeszcze mnie po wybraniu prawdy dąży do jej uświadomienia. Bo to wiąże się właśnie z dostrzeżeniem, że miliardy ludzi są oczarowani zwykłymi bzdurami, jednak nadano im tak wielkie znaczenie, że zrezygnowanie z tego wydawać się może szaleństwem, czymś niepojętym. “Jak to człowiek nie myśli? To znaczy, że miliardy ludzi się tak mylą?” Tak, miliardy ludzi się tak mylą. I będą bronili swojej racji nawet za cenę życia.
Nie rozumiem tego.
Bo to nie jest temat, w którym można cokolwiek zrozumieć.
To jakbyś mówił, że nie rozumiesz smaku sera.
Zanim spróbujesz rozumieć temat potencjalnie istotny i ważny jak myślenie, to spróbuj zrozumieć coś prościutkiego – np. smak sera. Albo smak szczypiorku.
To pokaże Ci jak wielkie ograniczenia ma umysł.
Ja, pomimo tego, ze czytam twojego bloga, pana Hawkinsa i ogladam pana Tolle-a, czasami medytuje, to i tak jakos trudno jest mi sobie uswiadomic, ze to nie ja mysle.
No bo wcale nie chcesz sobie tego uświadomić.
To jedno z Twoich ukochanych zajęć, z którego masz masę korzyści, których porzucenia na razie nie chcesz za żadne skarby nawet rozważyć. Hipnotyzowanie się mentalizacją.
No bo powiedz – co stoi na przeszkodzie, byś zaczął dbać o swoje życie – byś poprawił czy zmienił to, co Ci się nie podoba?
Nic nie stoi. Ale żeby tego nie robić – bo nie jesteś jeszcze na tyle rozwinięty, by w ogóle realnie dbać o swoje życie – masz doskonałe usprawiedliwienie – niekończący się potok myśli, którym się możesz cały czas hipnotyzować i zajmować – np. biadolić, że to są negatywne myśli, że Ci się nie podobają i próbować je zmienić.
Po co mi te mysli? Nie wiem. Widocznie po cos sa, skoro sie pojawiaja.
O tym właśnie mówię – fundamentalne urojenie. “Skoro myśli się pojawiają, to muszą mieć jakiś sens, jakieś znaczenie, jakąś wartość”.
To jakbyś mówił, że skoro wiatr wieje, to też musi to mieć jakiś sens, jakiś powód.
Tak jak ludzie pierwotni dorabiali fantazje, że np. skoro wulkan wybuchł, to Bóg musi być pogniewany na grzeszników i ich karze w ten sposób.
A przecież to cały czas trwa – nadal uważa się np. huragany za boski gniew…
No bo dlaczego huragan miałby się pojawić? Skoro Bóg wszystko tworzy, no to musiał stworzyć huragan w jakimś celu! A skoro giną ludzie, to albo Bóg musi karać, albo Bóg nie jest kochający, tylko sadystyczny.
I tak od tysięcy lat.
Prosta sprawa – możesz opisać dokładnie czynności prowadzące do zrobienia kanapki. Choć oczywiście nie opiszesz żadnego procesu w środku – każdy ruch ciało wykonuje samo, nie Ty odpowiadasz za ruch, tylko za intencję.
Niemniej – już pomijając to – można powiedzieć, że robimy kanapkę.
A myślenie? No powiedz – jak myślisz? Jak tworzysz myśli? Nad jaką myślą pracujesz teraz? No bo zanim zrobisz kanapkę możesz odpowiedzieć zapytany co robisz – “robię kanapkę z masłem, serem i pomidorem, potem ją posolę”.
A myśli?
Zapytano kiedyś Paula McCartney-a jaki utwór komponuje. Odpowiedział – “Nie wiem. Dowiem się tego, gdy skończę”. On był bardzo pokorny.
Albo prostszy temat – skoro twierdzisz, że myślisz, to przestań. Spędź jeden dzień nie robiąc tego. Żadna strata – tylko jeden dzień. Wybierz, żeby nie myśleć i spokojnie sobie tak przeżyj jeden dzień.
Ma nie pojawić się żadna myśl. No bo skoro twierdzisz, że myślisz, no to co za problem nie tworzyć myśli?
Tak jak postanowisz, by nie zrobić dzisiaj żadnej kanapki. Zero problemu, to nie jest w ogóle wyzwanie. Nie robisz i tyle. Możesz np. ugotować sobie ryż z warzywami. Ale kanapek masz nie zrobić. Nawet jakbyś miał nic nie zjeść – nic Ci się nie stanie jeden dzień.
To samo z myślami. Zero myśli. Przez jeden dzień.
Wstań rano, od razu postanów, że nie myślisz i już.
No bo nikt mi nie powie, że ręce same lecą, by robić kanapki, że się ktoś zagapił i nagle zniknęły mu 3 godziny i narobił w tym czasie 100 kanapek? Jest ktoś taki?
Co do reszty, to oczywiscie masz racje.
“Oczywiście mam rację”. To częste próby mydlenia mi oczu, że ktoś coś przyjął, zrozumiał. Najczęściej tak nie jest.
Cale zycie sie zmagam, opieram, emocjonuje itd. Kiedys bylem uzalezniony od alkoholu, a teraz jestem od porno.
Nie ma uzależnienia “od” alkoholu, ani porno.
To jest fundamentalne niezrozumienie tego problemu.
Nie podoba mi sie to, jak wyglada moje zycie, ale nic nie robie, zeby to zmienic. Tylko sie zmagam.
To jest uzależnienie. M.in. taka jakość życia.
Ciezko wyjsc z tego calego gowna, ktore zbieralo sie praktycznie cale zycie. Ale staram sie. Lekko nie jest.
Tutaj też granie szlachetnej ofiary – “ciężko z tego wyjść”.
A kto powiedział, że masz z czegokolwiek wyjść?
Czy możesz wyjść z konsekwencji własnych wyborów?
Czy możesz wyjść z biadolenia?
Czy możesz wyjść z grania ofiary?
Czy możesz wyjść z “wrażeń”, że ja szydzę z kogokolwiek?
Czy możesz wyjść z niedojrzałości?
Czy możesz wyjść z nieświadomych decyzji?
Czy możesz wyjść z nieumytego ciała – z niewziętego prysznica?
Nie dziwne, że lekko nie jest, bo próbujesz (chyba) robić coś, co nie jest możliwe.
Uświadomienie sobie jednej z fundamentalnych iluzji ludzi utrzymywanej przez miliardy od tysięcy lat, wymaga odwagi i pokory.
Pokory, by dostrzec, że nie mamy w ogóle kontroli nad myślami. A uzależniony pierwszy krok w stronę zdrowia jaki powinien wykonać, to również dostrzec fakt – że tak jak nie ma kontroli nad myślami, nie ma kontroli nad własnym życiem.
I o ile kontroli nad myślami nie możemy mieć nigdy, tak jak nie możemy mieć kontroli nad wiatrem, o tyle w pokorze zwrócenie się do Boga o przywrócenie trzeźwości, to już realny krok, jaki możemy wykonać.
Niemniej mamy masę korzyści z hipnotyzowania się myślami, próbami ich kontroli, zmiany, walki, projekcji na świat, ludzi, biadolenia nad nimi, grania ofiary, nadawania wartości, sensu, znaczenia, usprawiedliwiania się nimi, itd. Np. popularne “boję się, co inni sobie o mnie pomyślą” – wiedząc, że człowiek nie myśli, nie powinno mieć znaczenia to jakie ktoś zobaczy myśli. A jednak dla nas może mieć ogromne znaczenie i opieramy na tym przekonaniu może nawet kolosalną ilość decyzji w życiu – bo “ktoś sobie pomyśli o mnie coś złego”.
Hipnotyzowanie się tym mentalnym bełkotem jest bardzo wygodne. A dlaczego człowiek się stawia w roli autora tego procesu? No rdzeniem homo sapiens jest narcyzm.
Dla większości ludzi rozpoznanie tej iluzji to jakby ktoś im odebrał telewizor, komputer, telefon i ich ukochane seriale, teleturnieje, itd., które oglądają godzinami każdego dnia.
Pamiętaj – nie wszystko możesz zmienić. Jednym z fundamentów zdrowia jest zmiana tego, co możesz zmienić, akceptacja reszty i modlitwa o mądrość, by odróżnić jedno od drugiego.
Zauważ, że Ty próbujesz kontrolować i zmienić to, czego kontrolować i zmienić nie możesz – myśli; a to, co możesz zmienić – np. jakieś obszary swojego życia – tego nie robisz, bo nie chcesz.
Co za to mówisz – “tylko się zmagam”. Czyli sam to osądzasz (niepotrzebnie), opierasz się (niepotrzebnie), stawiasz opór nie tylko temu co osądzasz ale też konsekwencjom tych osądów – emocjom (niepotrzebnie), próbujesz kontrolować myśli (niepotrzebnie), które też osądzasz (niepotrzebnie), nie bierzesz odpowiedzialności (fundamentalny błąd), nie podejmujesz decyzji (fundamentalny błąd), nie ustalasz świadomej intencji (fundamentalny błąd).
Więc w ogóle to wszystko odwrotnie i sporo dodatkowo na minus.
Rozpoznanie iluzji mentalizacji jest o tyle krytyczne, że dzięki temu dostrzeżesz, że myśli nigdy nic Ci nie robiły, ani nie stały na drodze. Tym samym możesz zacząć wybierać odpowiedzialność i kierować się decyzjami coraz bardziej rozsądnymi, niezależnymi od myśli i emocji.
Zaczniesz dostrzegać własne oczarowania, przywiązania, opór, nadawane znaczenie, wartość, sens. Czyli to wszystko co zmienić możesz. A jak zamierzasz się zajmować myślami, to raz jeszcze przypomnę – są badania mówiące, że w umyśle możesz dziennie zobaczyć koło 50 TYSIĘCY myśli. Nawet gdybyś na każdą poświęcił sekundę, by się jej pozbyć, to dziennie potrzebowałbyś na to ok. 14 godzin, by się pozbyć tych wszystkich myśli. Co pokazuje jak krytyczne jest uświadomienie sobie, że wystarczy ten bełkot ignorować – nic z nim nie musisz robić.
Ale ile bym tego nie powtarzał – naprawdę dociera to do malutkiego odsetka.
Łatwo zobaczyć, że cokolwiek nie próbujesz zrobić z jakąś myślą, która Ci się nie podoba – to nic nie da. Myśl będzie i tyle. Co nie znaczy, że jest “natrętna” czy Ci cokolwiek robi. Tylko nie masz świadomości, że stawiając jej opór, łapiesz się jej. To jak człowiek napierający na ścianę mówi, że ściana na niego napiera. Puść się ściany, to problem zniknie. Nie ma żadnego znaczenia, że ta ściana tam jest. Nikt Ci nie każe się z nią zmagać. Ale ludzie to uwielbiają – nie tylko mają co robić, męczą się, a ofiara uwielbia się męczyć, to jeszcze mogą innym mówić “walczę!” i dostaną “och-y” i “ach-y”. Wielu mówi jeszcze – “ściana na mnie napiera ale walczę!” Albo – “walczę ze swoimi demonami”. No tak – robi się coś totalnie nieskutecznego i błędnego, często kolosalnie głupiego od lat i ciągle te same usprawiedliwiania i kłamstwa – “jeszcze trochę, jeszcze tylko 30 lat tego zmagania i coś się nareszcie zmieni”.
W Twoim przypadku, już pomijając pozycjonalności, do których się przywiązałeś, zapewne dlatego tak ochoczo hipnotyzujesz się myślami, bo się boisz. Boisz się coś zrobić, boisz się popełnić błąd, boisz się porażki, boisz się uczuć z tym związanych, itd. A co można zrobić z lękiem? Uwolnić. Ale znowu – trzeba odrzucić masę tych “masek”, za którymi ukrywasz lęk.
Jeszcze kilka przykładów o tej bzdurze “myślę”.
– Nad iloma sprawami w swoim życiu tak “rozmyślasz”? I jak przekuwasz to “myślenie” na jakiekolwiek rezultaty czy chociaż działania? Łatwo zobaczyć, że im więcej “myślenia” nad czymś, tym mniej działań i tym mniej rezultatów.
– Czy najedzony myśli o jedzeniu? Czy bogaty myśli o pieniądzach? Czy akceptujący się myśli nad swoimi wadami? Po co mieliby to robić? Jaki byłby tego cel? Mi wiele osób mówiło, że np. “codziennie myśleli o WoP”. Kto tak postępował? A ci co najczęściej na 3-4 Module WoP zupełnie przestali się odzywać, a potem wstydzili się i obwiniali każdego dnia. I to “codziennie myślałem o WoP”, to było tylko bezowocne jazgotanie typu “muszę w końcu wrócić/zacząć to robić”. I tak każdego dnia bez żadnego celu innego, niż mentalizacja dla samej mentalizacji. Średnio człowiek odzywa się z powrotem po ok. 6 miesiącach – pół roku. Rekord to było kilka lat.
– Myślom przypisuje się nawet romantyczne znaczenie. Powszechnie uważa się, że jak o kimś mamy masę myśli, to tę osobę kochamy, pragniemy jej, chcemy. Najczęściej jest zupełnie odwrotnie, a to jak postępujemy i jak nie postępujemy świadczy o braku miłości, a nie o taaaaaaaaaaaaaaaaaakieeeeej wieeeeeeeeeeeeeeeeeeelkiej miłości, niezwykłej, nadzwyczajnej, jedynej, wyjątkowej, lepszej od innych. Zakochanie to nie miłość. Oczarowanie to nie miłość. Znowu – czy najedzony myśli o jedzeniu? Oczywiście, że nie. Jeśli kogoś kochasz, to nie masz potrzeby o tej osobie myśleć. Tym bardziej cały czas. Bo miłość to jakość życia – m.in. spokój, radość z własnego istnienia. A nie np. wieczne zamartwianie się o rzekome “dobro” tej osoby i niekończące się fantazje o niej. I tym bardziej jak jest Ci źle – np. “czujesz się” samotny. Tak jak człowiek zestresowany widzi myśli o jedzeniu, to nie oznacza, że jest głodny i powinien zjeść. Jeśli masz samochód i ciągle “myślisz” o nim – czy go Ci ktoś nie ukradnie, czy dobrze zaparkowałeś, czy zamknąłeś drzwi, itd. – to nie jest miłość, to nie jest nawet spokój. Coś nie gra. Gdyby było wszystko ok, to byłbyś spokojny i zrelaksowany. A Miłość to poziom 500 (nie mówiąc o Miłości Bezwarunkowej – 540), zaś spokój to poziom 250. To nie jest “połowa drogi” do Miłości, bo to skala logarytmiczna.
– Gdy np. jesteś w pracy i widzisz myśli o odpoczynku, a gdy jesteś na urlopie i widzisz myśli o pracy, to nie jest myślenie, tylko hipnotyzowanie się racjonalizacjami poczucia winy.
I znowu – możesz sobie uznać, że ja się naśmiewam, zawstydzić się, zacząć grać ofiarę, opierać się i usprawiedliwiać – do wyboru, do koloru.
Poszedlem wczoraj Piotrze do okulisty. Nie wiem, czy odpuscilem strach, czy sie przelamalem, ale zanim zadzwonilem zeby sie umowic, to sie caly w srodku trzeslem, nie mowiac juz o myslach jakie mialem w tym momencie, a potem trzeslem sie, czekajac caly dzien na wizyte. Nawet chcialem ja odwolac, ale tego nie zrobilem. Lekarz zrobil mi testy, w tym na jaskre, i nic nie stwierdzil. Mam tylko jakas lekka wade wzroku i astygmatyzm w lewym oku. Mam rowniez troche podwyzszone cisnienie w obu oczach i to mnie martwi. Mam wrazenie jakbym siedzial na bombie zegarowej. Jk na szpilkach. Jakbym czekal na skazanie. Niby wszystko jest dobrze, ale tak, jakbym nie znal ani dnia, ani godziny, kiedy jakas choroba oczu sie rozwinie. Co robic Piotrze? Ignorowac mysli, uwalniac? Czytalem “Przywracanie zdrowia” oraz sluchalem wykladow dr. Hawkinsa o zdrowiu, gdzie mowil, zeby patrzec na swiat przebaczajacymi oczami i zeby pokochac siebie i innych. Pani Louise Hay, takze o tym mowila i pisala. Jak pokochac siebie pomimo wszystko? Uwolnic wszystko co miloscia nie jest?
Tak samo, jesli nie podoba mi sie moje zycie, to jak sprawic, aby te zycie zaczelo mi sie podobac? Czy konieczna bedzie zmiana, typu wyprowadzenie sie z domu, zmiana pracy itd? Podobno nic z zewnatrz czlowiekowi szczescia nie da, wiec chyba mozna byc szczesliwym, nie zmieniajac nic w swoim zyciu? Co mam zrobic Piotrze, aby nie wpedzic sie w jakas grozna chorobe? Mam teraz na mysli oczy.
Czytalem jak pan Hawkins wyleczyl wzrok, ale nie bardzo to rozumiem, jak on i inne osoby, ktore zastosowaly ten proces, wyleczyly sobie wzrok. Czy moglbys Piotrze wyjasnic ten proces?
Jeszcze chcialem Piotrze cos dopisac i prosilbym, abys sie do tego odniosl. Pal licho te moje leki przed chorobami. Wydaje mi sie, ze ten problem, ktory za chwile opisze, jest duzo wiekszy, niz moje leki przed chorobami. Do rzeczy. Otoz mieszkam z matka i z bratem. W sumie juz stary ze mnie chlop. Nie wyprowadzilem sie, nie zalozylem rodziny, nie mam nawet dziewczyny i to mnie trapi chyba najbardziej. Nie wiem, czy to sa mysli, ale caly czas, tak jakbym slyszal wewnetrzny glos:
” Powinienes miec swoja rodzine, powinienes byc samodzielny, nie powinienes mieszkac z matka i z bratem w takim wieku itp” i tym myslom, badz temu glosowi, towarzysza mysli typu:” ty nieudaczniku, p…zda z ciebie nie facet, niezdara itd”.
A ja caly czas nienawidze siebie wlasnie za to, ze nie zalozylem rodziny, nie wyprowadzilem sie itd. O co tu chodzi Piotrze i jak z tego wybrnac? Wyprowadzic sie i zalozyc rodzine? Ale ja nie wiem, czy ja tego chce. Nie wiem, czy ja to mam zaprogramowane, ze powinienem to i tamto. I obwiniam sie, ze tego nie mam, ze nie jestem taki i taki, a jestem inny itd. Czy to wstyd, ktory jest we mnie, czy cos innego? W niezlym szambie jestem Piotrze, z ktorego nie widze wyjscia. Dlatego sie boje, ze przez takie zamartwianie sie, obwinianie itd, rzeczywiscie sobie jakas chorobe wyszykuje. Eh…
Jeszcze chcialem Piotrze cos dopisac i prosilbym, abys sie do tego odniosl.
A ja bym prosił, byś poszedł do grupy 12 kroków. Zacznij w końcu dbać o swoje życie.
Pal licho te moje leki przed chorobami.
Właśnie dlatego w poprzedniej odpowiedzi powiedziałem “wystarczy”.
Przed chwilą panikowałeś (i to przed chwilą trwa już pewnie ze 20 lat) i podjęcie prościutkiej decyzji, by się zbadać to było dla Ciebie przeżyciem jakbyś walczył z aligatorem w jeziorze.
A teraz “pal licho”. M.in. tak się właśnie robisz w bambuko, zaniedbania trwają, nie zajmujesz się nimi.
I zawsze jest coś innego, gorszego, ważniejszego…
Czyli to wszystko to było biadolenie, bez żadnej ochoty, by cokolwiek zmienić.
Wydaje mi sie,
Tak, wydaje Ci się.
ze ten problem, ktory za chwile opisze, jest duzo wiekszy, niz moje leki przed chorobami.
Podejrzewam, że ten problem jest dokładnie taki sam.
Bo problem nie jest żaden, tylko Twoje projekcje są jedna bardziej absurdalna od drugiej.
Żaden problem nie jest takim jakim go widzisz. Tym bardziej jeśli nie widzisz go w stanie spokoju.
Do rzeczy. Otoz mieszkam z matka i z bratem. W sumie juz stary ze mnie chlop. Nie wyprowadzilem sie, nie zalozylem rodziny, nie mam nawet dziewczyny i to mnie trapi chyba najbardziej.
Nie TO Cię trapi, tylko używasz tego jako pretekstu, by sobie dowalać. A to dowalanie to folgowanie sobie.
Zaś przyczyn nie przedstawiłeś.
Przyczynami na pewno są właśnie te lęki, które teraz “pal licho”, niechęć, opór, nienawiść do siebie, wstyd, obwinianie, itd. Całe spektrum negatywności skierowane przeciwko sobie i używane jako usprawiedliwienia i pretekst.
Nie wiem, czy to sa mysli, ale caly czas, tak jakbym slyszal wewnetrzny glos:
” Powinienes miec swoja rodzine, powinienes byc samodzielny, nie powinienes mieszkac z matka i z bratem w takim wieku itp”
A co to jest jak nie myśli?
Obwieszczenia niebiańskiego Teleexpresu?
Duszek Kłębuszek Cię męczy?
A może mózg do Ciebie mówi? Przez miliony lat ewolucji nieprzeliczonym ilościom istot nie wyewoluował sobie zdolności mówienia ale Tobie ostatnimi dniami tak i zaczął do Ciebie mówić! Oczywiście tylko negatywnie!
To tylko myśli – racjonalizacje poczucia winy, żalu, wstydu, lęku. Powtarzane w kółko od lat.
I używasz ich jako pretekstu do zadręczania siebie ale działań nie podejmujesz.
Więc to dla Ciebie nie są “tylko myśli”. I nigdy nie były.
i tym myslom, badz temu glosowi, towarzysza mysli typu:” ty nieudaczniku, p…zda z ciebie nie facet, niezdara itd”.
Nienawiść do siebie, osądzanie się, te wszystkie oceny – to elementy niedojrzałego życia.
Uwielbiasz się w tym pławić, bo to najprostsze strategie, by nic nie zmieniać. Myśli to tylko pretekst i usprawiedliwienie, by to kontynuować.
Właśnie taki dla siebie jesteś – widzisz i traktujesz siebie jako nieudacznika, niezdarę, nawet nie widzisz siebie jako mężczyzny.
I wszystkie Twoje działania są dopasowane do Ciebie. No bo ile byś zrobił dla nieudacznika i p…zdy, a nie faceta? Czy chociaż umówiłbyś go/to z lekarzem? Pewnie nie. Lub kolosalnie niechętnie.
A ja caly czas nienawidze siebie wlasnie za to, ze
Nie ma znaczenia przyczyna.
Nienawiść to nienawiść.
To, że znalazłeś dla niej jakieś przyczyny – tym gorzej dla Ciebie.
nie zalozylem rodziny, nie wyprowadzilem sie itd.
A nie dlatego, bo się nienawidziłeś całe życie i uważałeś, że nikt inny też nie będzie Cię widział i traktował lepiej?
O co tu chodzi Piotrze i jak z tego wybrnac?
Z czego chcesz wybrnąć?
Przecież to uwielbiasz.
Wyprowadzic sie i zalozyc rodzine?
Ja Ci mam powiedzieć czy masz się wyprowadzić i założyć rodzinę???
I jak Ci powiem, że tak, to to zrobisz?
I tylko taką to będzie miało dla Ciebie wartość? Że jakiś randomowy typ z internetu Ci to powiedział?
“Kochani rodzice, postanowiłem wyprowadzić się z domu, bo jakiś facet z internetu mi to powiedział. Powiedział też, bym założył rodzinę, więc i to zrobię!”.
Ale ja nie wiem, czy ja tego chce.
I kiedy zamierzasz się dowiedzieć? Od kogo?
Widzisz? Pytasz jak z tego wybrnąć. No z czego? Nie chcesz ani tego, ani tego.
Non stop się boisz, wstydzisz, winisz.
Więc znowu – tu nie ma żadnej złotej rady, którą mogę Ci dać.
Poza tym, byś poszedł do grupy 12 kroków.
Nie wiem, czy ja to mam zaprogramowane, ze powinienem to i tamto.
Co masz zaprogramowane niby?
Gdybyś miał zaprogramowane, by to zrobić, to byś to zrobił. Zrobiłeś? Nie zrobiłeś.
Mówiłem – bełkot bełkocze się w kółko. A Ty go oczywiście nie ignorujesz. Teraz “zastanawiasz się” czy masz to zaprogramowane. I co zmieniłaby odpowiedź – “tak” lub “nie”? Absolutnie nic.
I obwiniam sie, ze tego nie mam, ze nie jestem taki i taki, a jestem inny itd.
Bo uwielbiasz się obwiniać.
Nie ma tu żadnej tajemnicy. Wolisz się obwiniać, niż np. podjąć jakieś konstruktywne działania. Uwielbiasz się nienawidzić, dowalać sobie, wypominać sobie to i tamto, etc.
Robisz to od lat.
Jak z tego “wybrnąć”? Wziąć za to pełną odpowiedzialność. Przyznać, że to uwielbiasz, że rozkochałeś się w tej nienawiści do siebie. Dostrzec skrywaną przyjemność, którą z tego doisz i z niej zrezygnować.
Odpuścić opór przed łagodnością względem siebie, przed wybaczeniem. I wybaczyć sobie wszystko.
Czy to wstyd, ktory jest we mnie, czy cos innego?
Nie. To Ty.
Twoje wybory, to co uważasz za dobre.
Ty używasz wstydu jako pretekstu, by sobie dowalać, nienawidzić się, etc.
I się ludzie naczytują tej podwórkowej psychologii i biadolą czy to programowanie, czy myśli, czy to, czy tamto.
“Czy to wstyd, który jest we mnie?” Nie. To Twoje wybory.
Niezmienne od lat.
Żadna emocja nic Ci nie robi, ani do niczego nie zmusza. Ani myśli. Tylko Ty jesteś na razie na takim poziomie rozwoju, że wolisz robić to wszystko, co robiłeś, niż np. podjąć się jakiejś ekspansji swojego życia – np. wyprowadzić się.
W niezlym szambie jestem Piotrze, z ktorego nie widze wyjscia.
No bo go nie chcesz widzieć.
Dowalasz sobie. To przestań.
Nie wyprowadziłeś się. To się wyprowadź.
Nie założyłeś rodziny. To załóż.
Nie wiesz jak poznawać kobiety. To się naucz.
Boisz się. To uwolnij lęk.
To naprawdę nie jest fizyka jądrowa.
I przestań osądzać siebie i swoje życie. To nie jest szambo. Szambem by było, gdybyś mieszkał w obsranym kartonie i napadał ludzi na ulicy, by zabrać im cokolwiek, aby to sprzedać i mieć na narkotyki.
W poprzednim komentarzu napisałeś wprost, że nie poprawiasz niczego, bo nie chcesz. Tylko czekasz na coś strasznego.
A jak nic strasznego się nie dzieje, to sobie dowalasz. I tak sobie spędzasz czas. Emocjonowanie, dramatyzowanie, dowalanie.
Nie widzisz wyjścia, bo cały czas wybierasz to samo – to co negatywne. I nie chcesz się od tego odkleić.
Obcego gościa z internetów pytasz się czy masz się wyprowadzić od rodziców i założyć własną rodzinę. Dlaczego ja mam Ci to powiedzieć? To Twoje życie.
Ze mną mógłbyś pogadać o tym, gdybyś sam to wybrał, przedstawił mi swoją intencję, znaczenie, wartość i sens jaki temu nadałeś. Wtedy pogadalibyśmy czy te atrybuty są mądre, czy warto jeszcze się im przyjrzeć.
Pogadalibyśmy jakiej babki szukasz, co warto wziąć pod uwagę wobec Twoich celów, co ma małe znaczenie, a co większe.
Ale ja nikomu nie będę mówił co ma robić z własnym życiem. Nie chcesz założyć rodziny, to nie zakładaj. Nie chcesz się wyprowadzić, to się nie wyprowadzaj. Tylko nie zadręczaj się o to – weź za to do cholery w końcu odpowiedzialność i bądź pogodzony ze swoimi wyborami.
Ty wybierasz, Ty nadajesz znaczenie, sens, wartość wszystkiemu co widzisz, co rozważasz. Zacznij to robić świadomie i odpowiedzialnie.
Na razie nie chcesz dbać o siebie, troszczyć się, rozwijać – a jak sobie dołożysz drugą osobę – partnerkę, a potem kolejne – dzieci, to uważasz, że to Cię w jakiś magiczny sposób zmieni?
Nie sądzę.
Dlatego sie boje, ze przez takie zamartwianie sie, obwinianie itd, rzeczywiscie sobie jakas chorobe wyszykuje. Eh…
Dlatego się boję…
A komentarz ten zacząłeś “pal licho te lęki”.
Bo to jest taki bełkot. Biadolenie dla samego biadolenia.
Gdybyś chciał coś zmienić, to byś to zmienił, bo to jest proste. Tylko nie chcesz.
Najpierw mi opisujesz jak to się wszystkiego boisz. Teraz mówisz, że to pal licho i że się nienawidzisz…
Zaraz będzie, że i to pal licho, bo pieniędzy nie masz ani pracy.
I tak w kółko.
“Piotrze, boję się strasznie, trzęsę się, nie mogę podjąć decyzji, a co jeśli sobie wywróżę chorobę? Co robić? Jak wybrnąć z tego gówna, które zbierałem całe życie? Ale wiesz co? Pal to wszystko licho, nienawidzę się, nic nie zmieniam, wypominam sobie każdy błąd, nie widzę wyjścia. Co robić?” …
Nie wiem. Może rozsyp sobie jeszcze klocki Lego przy łóżku, byś budząc się zawsze na jakiś nadepnął?
Gdybym się miał zamienić na chwilę w Twojego starszego brata i Ci coś poradzić, to poradziłbym Ci, byś się wyprowadził jak najszybciej i zadbał o to, by żyć spokojnie, odpowiedzialnie, załatwiać wszystkie swoje sprawy.
Ale to “jak najszybciej” to nie dziś, ani jutro. Tylko ten moment, w którym tę decyzję podejmiesz świadomie, spokojnie, odpowiedzialnie. Gdy nadasz jej już jakieś znaczenie. Bo zrobienie tego tylko po to, by przestać się za to zadręczać, to marny fundament, by tę decyzję potem przekuwać w kolejne.
I gdy ktoś się Ciebie zapyta jak Ci idzie, to odpowiedzieć SZCZERZE – “wszystko jest dobrze”. Bo tak ma być. To jest proste. Wystarczy odwaga.
Gdy to już będzie dla Ciebie wszystko spokojne, normalne, swobodne, to zainwestować w np. kurs/warsztat poznawania kobiet i zacząć to robić.
Te dwa dążenia najszybciej wywindują Cię do góry. I oczywiście, by się ich podjąć, ujawni się najwięcej tłumionych, wypieranych emocji, przekonań, pozycjonalności jak i będziesz musiał odpuścić te swoje ukochane, np. “jestem pizdą, a nie facetem”.
A jakby się okazało, że nie jesteś pizdą?
Do tego oczywiście grupa 12 kroków. Im szybciej, tym lepiej.
Jak się po drodze parę-paręnaście razy porzygasz – nie szkodzi. ;)
Na razie swoją sytuację przedstawiasz tak, by motać, wyolbrzymiać, ukrywać fakty, grać ofiarę, pokazywać jakie to trudne, niemożliwe, jakie to gówno, jakie wszystko trudne, jak się nie da.
Ale też pokazałeś, że się telepiesz ze strachu, a tu nic Ci nie jest.
I tak całe życie. Wszystko widzisz 100 razy gorszym, niż jest. O ile w ogóle jest jakkolwiek złe.
Poszedlem wczoraj Piotrze do okulisty.
Bardzo dobrze! Wyraz rozsądku!
Nie wiem, czy odpuscilem strach, czy sie przelamalem,
Widzisz?
Tak żyjesz w fantazjach na temat rzeczywistości, że nawet nie wiesz co zrobiłeś, ani że i dlaczego podjąłeś decyzję…
Nie, nie odpuściłeś strachu. To nie są okultystyczne gusła.
Ani “się nie przełamałeś”. Gdybyś się przełamał, to byś leżał w szpitalu w gipsie.
Kolejny przykład jak ludzie powtarzają absolutne urojenia tylko dlatego, bo się tak mówi – “przełamałem się”. Co to w ogóle znaczy? Odpowiem – nic.
To jakbyś mówił, że przeszczypiorkowałeś się i dlatego poszedłeś do lekarza.
Nie wiesz co zrobiłeś, na jakiej podstawie i wyszukujesz sobie jakieś racjonalizacje i wytłumaczenia. “Przełamałem się”. I to jest powszechne. Takie bzdury mówią nawet ludzie uznawani za bardzo inteligentnych i sami w to wierzą.
ale zanim zadzwonilem zeby sie umowic, to sie caly w srodku trzeslem,
Bo się non stop zmagałeś.
Nic nie odpuściłeś, tylko bardziej się boisz konsekwencji choroby, niż boisz się to dalej olewać. A przecież nie zrobiłeś tego, by zadbać o swoje zdrowie, tylko by przestać czuć lęk i uniknąć poczucia winy, gdyby się jednak okazało, że coś Ci jest.
Gdybyś przestał się trzymać lęku, to lęk przestałby stanowić jakikolwiek problem, nawet jakbyś go czuł, nie wątpiłbyś w swoją decyzję, był z niej zadowolony – bo przecież to ważna decyzja o zadbaniu o swoje zdrowie.
A tak? Non stop wpatrywałeś się w mentalny bełkot rozważając czy nie zrezygnować z tej decyzji.
I dalej zamierzasz twierdzić, że to “lęk przed” czymkolwiek?
nie mowiac juz o myslach jakie mialem w tym momencie, a potem trzeslem sie, czekajac caly dzien na wizyte.
Czyli non stop się zmagałeś z lękiem.
To pokazuje tyle, że można podjąć dowolną decyzję czując lęk, nawet non stop stawiając mu opór, że aż się trzęsiesz.
To jest dowodem, że emocje nie stanowią żadnego ograniczenia, tylko nasze zmaganie z nimi.
I to też pokazuje, że w życiu bardzo dużo decyzji należy podjąć POMIMO myśli i emocji. Im więcej, tym lepiej. Najlepiej każdą każdego dnia, a nie jedną na kilka lat.
Nawet chcialem ja odwolac, ale tego nie zrobilem.
No widzisz? I chcesz mi powiedzieć, że myślisz?
Że jednocześnie czegoś chciałeś i nie chciałeś?
Widzisz ile pokus miałeś, by nie zadbać nawet o analizę swojego stanu zdrowia.
I to jest też wspólne u większości uzależnionych – masa ludzi to wypiera, za żadne skarby nie chcą tego przyznać.
W filmach podawałem przykład młodego człowieka sukcesu, męża i ojca, który któryś już raz obudził się zarzygany w rowie w środku miasta, a nadal twierdził, że nie ma problemu z alkoholem.
Skoro dalej unikanie problemów, które masz i możesz mieć, ma dla Ciebie priorytet, to nie dziwne, że w Twoim życiu jest tak sobie i się nie poprawia.
Lekarz zrobil mi testy, w tym na jaskre, i nic nie stwierdzil.
Pewnie, że nic.
Co dalej pokazuje jak kolosalnym absrudem są decyzje podejmowane na bazie lęku, wszystkie myśli jakie wtedy mamy, itd.
Ale dla Ciebie to nie ma znaczenia. Bo Ty czekasz na to wielkie, straszliwe wydarzenie, które przeczuwasz, że na pewno się wydarzy. Może straszna choroba? Może coś innego? Zgadza się?
To jak z tym końcem świata. Jak okazało się, że świat się nie skończył w ABCD roku, to przesuwano datę o kilka lat i znowu czekano w wielkiej trwodze. I wielokrotnie.
Dla wielu koniec świata byłby ulgą. ;) Masy ludzi chcieliby, żeby całe życie się skończyło, niż wziąć odpowiedzialność za jakiś problem i go rozwiązać.
Mam tylko jakas lekka wade wzroku i astygmatyzm w lewym oku. Mam rowniez troche podwyzszone cisnienie w obu oczach i to mnie martwi.
O, czyli kolejny cel do projekcji.
Teraz się TYM MARTWISZ. To słowo jest bardzo symboliczne – martwisz: od “martwy”.
Zaniedbujesz życie, nie dbasz o nie, ciągle wybierasz to, co negatywne.
Zawsze coś. Zawsze jest jakiś pretekst.
Mam wrazenie jakbym siedzial na bombie zegarowej.
Znowu “mam wrażenie”.
Znowu powiem – no, skoro masz takie wrażenie, no to tak musi być!
No bo jak czujesz strach, to musi coś być – jakieś ukryte zagrożenie, coś straszliwego, co się w końcu wydarzy! Już się zbliża! Pełznie jak wielki potwór!
I dalej się zmagasz. Dlatego lęk trwa od lat, a nawet rośnie.
Cały czas ten sam entertainment.
Jk na szpilkach.
Bo to uwielbiasz.
Jakbym czekal na skazanie.
Bo to uwielbiasz.
I właśnie to robisz – czekasz, aż stanie się coś złego. I czekając zaniedbujesz swoje życie.
I wiesz co – stanie się. Bo żyjesz niechętnie, apatycznie, nie dbasz o sprawy tak fundamentalne jak np. zbadać się, gdy podejrzewasz, że coś może nie grać.
Tak jak kierowca – jedzie, słyszy, że coś chrobocze. Ignoruje to. Czuje jakiś zapach – ignoruje to. Sprzęgło gorzej chodzi – ignoruje to. Wszystko ignoruje. Aż w końcu samochód staje, a kierowca triumfalnie – “NO PRZECZUWAŁEM, ŻE SIĘ W KOŃCU STANIE COŚ ZŁEGO! AKURAT WTEDY, GDY JECHAŁEM ZAŁATWIĆ WAŻNĄ SPRAWĘ! NO ZAWSZE MI TAKIE RZECZY SIĘ PRZYTRAFIAJĄ, A MOIM ZNAJOMYM NIE!”
A jak wszystko jest ok, to i tak dla Ciebie to nie ma znaczenia – bo pewnie ulgi nie odczułeś, że jesteś zdrowy, tylko wręcz przeciwnie – martwisz się tym.
Masy ludzi martwią się nawet tym, że wszystko jest ok!
Wolałbyś mieć jakąś chorobę, bo wtedy wszystko co czujesz i jakie masz myśli – to wszystko wtedy fantastycznie zgrałoby się.
Masy ludzi robią sobie problemy, bo uwielbiają je mieć!
To są fakty. Takie zachowania są powszechne – to ma pandemiczną skalę i zawsze miało.
Niby wszystko jest dobrze, ale
Ale to nie ma dla Ciebie znaczenia, bo bardzo chcesz, żeby wydarzyło się coś złego, coś strasznego.
Bo wtedy już będziesz mógł rozpaczać otwarcie, nie skrycie.
tak, jakbym nie znal ani dnia, ani godziny, kiedy jakas choroba oczu sie rozwinie.
Ach, jeszcze uważasz, że ludzie znają przyszłość? I używają strachu, by ją wywróżyć?
Uważasz, że ktoś zna dzień i godzinę, kiedy się rozwinie jakaś choroba?
Co robic Piotrze?
Uważam, że w takiej sytuacji to zupełnie inny temat, niż do tej pory.
Uważam, że powinieneś kupić pieluchę, założyć, zabarykadować się w domu, wszystkie źródła ognia wyrzucić przez okno, by nic nie wybuchło (lonty też wyrzuć), wyrzucić wszystkie szpilki i igły, by nic nie kłuło, wsadzić prawego kciuka do ust, ssij go z całej siły, leż w łóżku i trzęś się tak mocno jak potrafisz przez 143 godziny. Ew. z przerwami na siku i jedzenie.
Potem zaśpiewaj hymn, najlepiej nasz i wszystkich sąsiednich krajów od niczego też. Gdy to zrobisz, to potem zobaczymy.
Ignorowac mysli, uwalniac?
Nie! Skąd taki pomysł!?
Przecież to zupełnie inna sytuacja! Musisz się trząść! Ssać tego kciuka! Mówię Ci!
Jakie uwalnianie? Jaka medytacja? Jaka dojrzałośc? Po co?
Ssij kciuka, śpiewaj te hymny i się dalej przełamuj!
Czytalem “Przywracanie zdrowia” oraz sluchalem wykladow dr. Hawkinsa o zdrowiu,
Tylko co z tego?
gdzie mowil, zeby patrzec na swiat przebaczajacymi oczami i zeby pokochac siebie i innych.
I co z tego?
Przecież to dla Ciebie brzmi jak tureckie kazanie. Nie ma wartości, ani znaczenia.
I ja to rozumiem, bo na początku mojej drogi czytanie czy słuchanie o czymkolwiek to było jakbym słuchał czegoś po chińsku.
Dopiero realnie podjęte działania, przebywanie z ludźmi dojrzałymi niemalże każdego dnia – to zaczęło cokolwiek zmieniać.
I choć widzisz, że się telepiesz ze strachu, w myślach widzisz dramaty jeden większy od drugiego, to i tak mnie się pytasz czy masz to ignorować.
Ja Ci mam powiedzieć? Mam Ci pozwolić? Pobłogosławić? Dać przyzwolenie?
A jak jesteś głodny, to też pytasz innych co masz zrobić?
Pani Louise Hay, takze o tym mowila i pisala. Jak pokochac siebie pomimo wszystko? Uwolnic wszystko co miloscia nie jest?
Wyjaśniałem na tym serwisie, że miłość to nie jest coś, co robisz, co zaczynasz robić. Ani tym bardziej uczucie.
Miłość to kolosalnie wysoki poziom rozwoju. Nie możesz się pokochać na siłę i nie “mimo wszystko”, tylko właśnie masz zrezygnować z 99% tego “wszystko”.
Bo dla Ciebie “wszystko” to same negatywności i nic więcej. I Ty je wybierasz.
Ja Ci nie opiszę teraz całej drogi ewolucji ze świadomości ofiary, z biadolenia, rozpaczania, dramatyzowania, tragizmów i tych wszystkich -izmów, które doisz od lat i które uwielbiasz.
Co ja mam jeszcze powiedzieć? Mówię dużo, nic nie dociera. Mam Ci to wyrapować?
Dla Ciebie to co mówię, to co najwyżej koncepcje, które próbujesz zrozumieć. Ale już “wrażenie, że coś wybuchnie” to dla Ciebie twardy fakt i wszystko jasne!
A to co nazywasz “mam wrażnie”, to niekończący się lęk, opór i racjonalizacje.
Ale znowu – można nadać czemuś dowolną etykietkę i uznać, że to jest definitywna rzeczywistość i nie ma nic więcej. No “mam wrażnie” i tyle!
Tak samo, jesli nie podoba mi sie moje zycie, to jak sprawic, aby te zycie zaczelo mi sie podobac?
Zacznij od ssania kciuka. Może to polubisz?
Ja naprawdę nie sprzedaję tutaj relikwii z knykci świętych.
Mówię o dojrzałości.
“Jak sprawdzić, żeby te życie zaczęło mi się podobać” to nie jest żadna guślarska technika.
Nie życie zacznie Ci się podobać, tylko Ty przestań osądzać i siebie, i życie. A to i tak tylko jeden element.
Na poważnie – uważam, że powinieneś iść do grupy 12 kroków. Gdy Cię wywinduje trochę, wtedy pogadamy, byś cokolwiek mógł zacząć, ew. z moją pomocą.
Czy konieczna bedzie zmiana, typu wyprowadzenie sie z domu, zmiana pracy itd?
Najlepiej, byś poleciał na Jowisza. Napisz do Muska, może Ci to zasponsoruje. Napisz mu, że chcesz poszukać szczęścia na Jowiszu.
Podobno nic z zewnatrz czlowiekowi szczescia nie da,
No wiesz, Jowisz może Ci da? Kto wie? Dr Hawkins, Louise Hay, Hale Dwoskin nie byli na Jowiszu. Jezus i Budda też nie.
Może Jowisz jest źródłem szczęścia? Jak go ładnie poprosisz, to może Ci go troszkę podaruje. Może na Jowiszu mieszka jakaś super rozwinięta cywilizacja ufoludków i dadzą Ci szczęście w kapsułce? Łykniesz i bum! Szczęście!
wiec chyba mozna byc szczesliwym, nie zmieniajac nic w swoim zyciu?
A co to jest szczęście?
I jak mają się do jego braku przyczyny tego, że nic nie zmieniasz w swoim życiu?
Co mam zrobic Piotrze, aby nie wpedzic sie w jakas grozna chorobe? Mam teraz na mysli oczy.
Nigdzie nie pędzić! Jeśli nigdzie nie będziesz pędził, to się w nic nie wpędzisz!
Ha! Ale jestem cwany! Czasem zaskakuję sam siebie!
Czytalem jak pan Hawkins wyleczyl wzrok, ale nie bardzo to rozumiem, jak on i inne osoby, ktore zastosowaly ten proces, wyleczyly sobie wzrok. Czy moglbys Piotrze wyjasnic ten proces?
Cała książka opisuje podstawę zdrowia, cały proces, wszystko co potrzebne, a Ty to zupełnie ignorujesz i pytasz, żebym ja Ci przedstawił proces leczenia wzroku???
Przypomnę, że ja zajmuję się uzależnieniami. Nie jestem uzdrowicielem, ani tym bardziej okulistą, ani okultystą.
A poza tym – to, że np. ktoś “wyleczył” sobie cokolwiek, nie oznacza, że on to zrobił i że rozumie jak to się stało. Tak jak mówienie, że “gotuję wodę” nie oznacza, że ja to robię. Nikt nie gotuje wody. Sama się gotuje w odpowiednich warunkach.
To, że wczoraj miałem migrenę, coś zrobiłem i migrena minęła, nie oznacza, że ja przeprowadziłem jakiś proces, który rozumiem i potrafię opisać.
Ty masz zadbać o warunki, w których zdrowie może samoistnie zaistnieć. Bo zdrowie to stan normalny. A gdy go brakuje, to znak o braku normalności. Dr Hawkins w książce opisał to dokładnie i podał ogrom przykładów.
I nie ma czego uzdrawiać. Przecież nie masz żadnej dolegliwości.
To tylko kolejny pretekst, całkowicie fantazyjny, by dalej zaniedbywać swoje życie i zmagać się z jakimś problemem.
Grupa 12 kroków. Znajdź. Zacznij uczęszczać. Zacznij wdrażać te kroki.
Kilkanaście razy już gdy otrzymywałem takie prośby, słowo w słowo to samo – “Mógłbyś to Piotrze wyjaśnić?” – zawsze, bez wyjątku, taka osoba wcale nie chciała żadnej poprawy, ani pomocy. A ja traciłem czas.
Tylko chciała więcej i więcej. Odpowiedziałem raz, czasem kilka. A gdy powiedziałem “wystarczy”, to zawsze, bez wyjątku obraza majestatu.
Wystarczy.
Ja bardzo chętnie każdemu pomogę, naprowadzę, doradzę, nawet artykuł napiszę. Ale proszę – niech fundamentem komunikacji będzie uczciwość i choć kapka rozsądku.
Pytasz jak sprawić, żeby Twoje życie zaczęło Ci się podobać. No nie wiem – możesz spróbować starożytnych, afrykańskich ewokacji. Pewnie będziesz się musiał wysmarować krwią zebry ale może się uda? Może jakieś prastare bóstwo Ci odpowie i przekaże tajemnice?
Też prosisz mnie, bym Ci wyjaśnił proces uzdrawiania wzroku.
Mówiłem – zrozum smak sera, wtedy pogadamy o czymś poważniejszym. I pytanie – nawet jakby się dało zrozumieć smak sera, to co to zmieni? Będzie Ci bardziej smakował? Ser Ci nie smakuje, bo nie rozumiesz jego smaku?
No powiedz – nawet jakbym Ci to jakimś cudem wyjaśnił, np. lekko mrucząc i modulując głos jak dwie ocierające się o siebie komety, to co to zmieni?
Nagle krzykniesz “eureka!” i zaczniesz medytować i uczciwie uwalniać? Nagle zrozumiesz jaką głupotą jest to całe biadolenie, narzekanie, wmawianie sobie w kółko coraz większych dramatów?
Nagle odpuścisz wszystkie korzyści jakie z tego masz, przestaniesz stawiać opór działaniom, rozwiązaniom, prawdzie, zdrowiu, spokojowi, odwadze, uczciwości, rozsądkowi, ochocie, neutralności, pokorze? Przestaniesz sobie folgować jak to czynisz od lat i zaczniesz żyć coraz bardziej odpowiedzialnie?
To jakbyś prosił nauczyciela jazdy, by Ci wyjaśnił jak działa silnik, a Ty jeszcze masz problemy, by zmieniać biegi. Co to zmieni?
Miłość to jest kolosalnie wysoki poziom dojrzałości i jednocześnie bardzo szerokie spektrum. A nie jakieś pstryknięcie palcami i już się kochasz. Miłość to kierunek ewolucji.
Pierwsze kroczki w miłości to odwaga. A synonimem odwagi jest odpowiedzialność i uczciwość.
Miłość to integralność. Im wyższa odpowiedzialność, tym większa miłość, tym mniej osądów, tym większy spokój i radość własnego istnienia.
Co nie oznacza bimbania i bujania w obłokach.
Jednym z bardzo skutecznych sposobów przekroczenia dumy i wejścia na odwagę jest musztra w US Marines. Co pokazuje jakiej pracy i dyscypliny u wielu to wymaga.
Ty masz problem, by pójść do lekarza i dotrzymać postanowienia. A pytasz o miłość. O zdrowie.
Najpierw zajmij się tak prozaicznymi i krytycznie ważnymi tematami. Zacznij od brania odpowiedzialności.
Oczywiście – ani logika tu nie pomoże, ani siła. Bo nie jesteś jeszcze na tyle rozwinięty.
Tylko grupy 12 kroków. Zacznij od tego. Wybór, decyzja, działanie. A nie “wrażenia”.
Jeden młody mężczyzna zgodził się i opisał krótko swoje doświadczenia w grupie 12 kroków. Pozwolił mi napisać o tym artykuł. Zrobię to.
Inny klient, też młody mężczyzna, po koło 3 czy 4 latach zalecania mu tego, w końcu poszedł, choć opierał się i kłamał jak tylko potrafił. I wielce zdziwiony pisze:
“Przed chwilą wróciłem z mitingu AA. Poszedłem po zajęciach na uczelni na miting AA bo ich jest sporo u mnie w pobliżu a do SA mam bardzo daleko i na ten moment jest to bardzo mocno utrudnione. A jak sam Ci wspominałem, oprócz masturbacji miałem też od dawna problem z alkoholem. Tez byłem od niego uzależniony, choć o wiele wiele słabiej. Od tego stanu sztucznej radości i zludnej pewności siebie którą mi dawał. Mówiłeś mi Piotrku że grupy 12 kroków mi naprawdę pomogą i powiem Ci że naprawdę są w porządku. Kościół i msze nie mają nawet żadnego porównania do tych grup. Do kościoła ostatnio zacząłem chodzić głównie z wiary w Boga i z sentymentu że kiedyś chodziłem. Odrzuciłem wstyd, wątpliwości i chętnie poszedłem na miting AA aby sobie pomóc. To co mnie dziś zaskoczyło w grupie 12 kroków i wywarło na mnie niezwykle dobre wrażenie to naprawdę fajni, życzliwi, pomocni, szczerzy i pozytywni ludzie z którymi można swobodnie porozmawiać i których od razu szczerze bardzo polubiłem. Słuchanie ich odważnych wyznań, jak mówią o sobie jak, pracują nad sobą, jak zdrowieją z uzależnienia. Trochę mi było trudno się otworzyć i opowiedzieć o sobie, swoim uzależnieniu, o swoich problemach, ułomnościach na takim pierwszym spotkaniu w grupie ale udało mi się mniej więcej. Przedstawiłem pokròtce swój problem z uzależnieniem, co w życiu sprawiało że jednak sięgałem z łatwością po alkohol, problem nieśmiałości, trudności w kontaktach z ludźmi,samotności, izolacji w czasach pandemii, nie radzeniu z emocjami. Ta bardzo duża doza akceptacji, spokoju, zrozumienia miłości w tej grupie pomogła mi się otworzyć i w końcu wyluzować. Niezwykła atmosfera na takim mitingu. Oprócz ciągłej pracy z Wop będę tez co tydzień chodził jeden lub dwa razy na taki miting 12 kroków.”
A zdziwiony, bo jak i Ty, całe życie zakochany jest w hipnotyzowaniu się mentalnym bełkotem i czegokolwiek dotyczył ten bełkot, zawsze był negatywny. A tu się “nagle” okazuje, że nie wszystko jest złe i nie wszędzie czeka jakieś zagrożenie. Wręcz przeciwnie.
Widzisz jak sama “atmosfera” już ile zmienia. Idź. On też od lat siedzi w domu z rodzicami i nie ma pracy. Weź z niego przykład.
Gdy mi o tym napisał, to aż przecierałem oczy, bo nie wierzylem, że to czytam i się wzruszyłem do łez (nie powiem mu o tym, będę zgrywał twardziela). 3-4 lata rozmów, prób pomocy i jak kapciem o ścianę. Bo WoP to narzędzie. A żeby z niego skorzystać, to trzeba trochę dojrzeć.
Tak jak masz książkę “Przywracanie zdrowia”, czytasz ją i co? I zamiast korzystać, pytasz się o wzrok jakiegoś ziomka z internetów, który nie ma z tym nic wspólnego. To nie jest mądry kierunek. Gdybym Ci powiedział, byś nacierał powieki sokiem z rzodkiewki, to byś to zaczął robić? A uwalniania i medytacji nadal nie? Dr Hawkins to w moich oczach największy specjalista tego tysiąclecia.
I choć inny lekarz specjalista powiedział, że zupełnie nic Ci nie jest, i tak wolisz się dalej martwić – czyli folgować sobie. Dlatego się m.in. bałeś iść do lekarza, bo bałeś się stracić pretekst do dalszego zamartwiania się i unikania działań.
Jeśli non stop żyjesz w takich zaniedbaniach, niechętnie, w wielkim mentalnym ścisku, który utrzymujesz, to nie licz na jakiekolwiek ani informacje płynące z ciała, ani ich poprawną interpretację. Nie mówiąc o rozsądnej analizie świata zewnętrznego.
To jakbyś siadł na pokrzywie, a potem miał co sekundę “wrażenie”, że wszystko Cię boli w świecie i musisz tego uniknąć.
Znowu – nie masz żadnych przeszkód, by zacząć dbać o swoje życie ale nadal nie chcesz. I szukasz sobie usprawiedliwienia. I czekasz na takie. W końcu się pewnie doczekasz.
Ale nie przejmuj się – miliardy ludzi tak postępuje. Zawsze sobie znajdziesz kogoś, kto poda Ci dobre usprawiedliwienia i racjonalizacje. Ja taką osobą nie będę.
I możesz twierdzić, że ja się z Ciebie naśmiewa. Jak chcesz. Ja staram się pokazać Ci absurd tego, co sobie powtarzasz. No jak możesz sprawić, że Ci się Twoje życie zaczęło podobać? To, że możesz zadać takie pytanie, nie oznacza, że jest na nie odpowiedź.
Nie możesz nic sprawić, bo sam osądzasz siebie, to co robisz, co masz, czego doświadczyłeś. Opierasz się radości, nawet do lekarza nie chcesz spokojnie iść, aż się trzęsiesz.
Znowu – zamiast fantazjować o “życiu”, którego nie ma, bo nie możesz wszystkiego kim/czym jesteś, co robisz, masz, całej przeszłości, wszystkich nadawanych wartości, znaczenia, sensu, wszystkich Twoich utożsamień nazwać “życiem” i za jednym zamachem coś z tym wszystkim robić. Co to jest “życie”? To nie jest rzeczownik. Żyjesz. Nie Ty to czynisz. Życie trwa samoistnie. I nie to osądzasz.
Jeśli chcesz cokolwiek pojąć, to zacznij od rzeczy najprostszych. Np. jeśli nie lubisz jakiejś pogody, to przestań ją osądzać i wybierz, by ją lubić.
Niczego nie można tu sprawić, bo radość, spokój i zadowolenie to normalność. Normalności nie powodujesz, nie sprawiasz, bo ona już jest, tylko porzucasz to, co normalnością nie jest. Próby “sprawiania” czegoś pozytywnego to najczęściej tylko strategie mające na celu omijanie tego, czego się nie chce, co się osądza, demonizuje, uważa za złe, bolesne, itd.
Życie nic nie zacznie, bo życie nic nie robi. Nie ma czegoś takiego jak “życie”. Jesteś Ty, Twój poziom rozwoju, Twoje decyzje i ich konsekwencje. Nic więcej. Kiedy wybierzesz bycie zadowolonym ze swoich decyzji? Na razie nie jesteś zadowolony nawet z tego, że poszedłeś do lekarza.
Ani nie ma czegoś jak “szczęście”, które może coś Ci dać czy odebrać. To jest stricte wewnętrzne, czyli subiektywne doświadczenie. Szczęśliwość, tak jak smutek czy dowolna inna emocja (szczęście to nie emocja) to efekt tego jak wybierasz coś widzieć, jakich pozycjonalności wobec tego się trzymasz. Nic tego nie sprawia. Ani nikt. Ani nie możesz np. wobec czegoś trzymać się pozycjonalności, z której wynika lęk, a Ty jakoś tak tajemniczo sprawdzisz, że mimo wszystko będziesz wobec tego szczęśliwy.
Dostałem ciekawą wiadomość od kolegi, bo pytałem go jak to jest, że jedni oglądają pornografię i funkcjonują normalnie a drudzy tak jak ja totalny wrażliwiec, który po sesji z porno ma większe lęki i napięcia.
Musisz mieć świadomość tego, że każdy człowiek jest inny i ma inną strukturę psychiczną. Kiedyś czytałem artykuł, w którym naukowcy udowodnili, że wielu ludzi ma inną gęstość receptorów dopaminergicznych D2, a ta z kolei determinuje to, czy jesteś bardziej dynamiczny/odważny, czy raczej lękowy i mało społeczny. Przykładowo ludzie z fobią społeczną mają wadliwe receptory dopaminergiczne D2, które gorzej przyłączają dopaminę, stąd większa podatność na lęki.
Teraz wyobraź sobie, że ktoś ma problemy z przyłączaniem się dopaminy do receptorów D2 i do tego wali do porno, powodując tym samym jeszcze większą downregulację już i tak źle działających receptorów dopaminergicznych. Co się potem stanie? Ci ludzie odczuwają jeszcze większe lęki społeczne/napięcie niż przed wejściem w nałóg pornografii.
Pornografia i fapanie to czynności mega szkodliwe dla mózgu, ale te zniszczenia nie są jednakowe u każdego człowieka.
Ja osobiście wiem, że nie mogę do tego wrócić, bo w przeszłości miałem problem z lękiem społecznym i miewałem stany depresyjne. Zatem, jeżeli wiem, że mam pewną podatność, bo jestem “wrażliwcem”, to nie mogę sobie strzelać w kolano.
Inni faceci mogą sobie fapać do porno i nadal być mega dynamiczni i mieć duży social skill. Ja należą do tej grupy ludzi, u której pornografia i fapanie powoduje duże lęki społeczne i stany depresyjne, dlatego nie mogę nawet w małych ilościach do tego wrócić. Wielu ludzi na reddit’cie “nofap” opisywało dokładnie takie same doświadczenia jakie ja mam.
Pamiętaj, każdy z nas jest inny i inaczej reaguje na pornografię/fapanie, czy np. alkohol. Jednym to mało zaszkodzi, a innym już niewielka dawka spowoduje duże spustoszenie w psychice.
Jeżeli jesteś typem wrażliwca, który ma tendencję do reagowania lękowo na różne sytuacje, to trzymaj się z daleka od porno i masturbacji. Wg mnie należysz do tej samej grupy facetów, do której ja również należę, czyli musimy trzymać się od tego nałogu z daleka, jeżeli chcemy dobrze funkcjonować w życiu i społeczeństwie.
jak to jest, że jedni oglądają pornografię i funkcjonują normalnie a drudzy tak jak ja totalny wrażliwiec, który po sesji z porno ma większe lęki i napięcia
Odpowiedź nigdy nie jest pełna, niezależnie co usłyszysz.
I zapewne w odpowiedzi nie było krytycznie ważnych czynników.
Musisz mieć świadomość tego, że każdy człowiek jest inny i ma inną strukturę psychiczną.
Każdy jest inny, tak.
Ale nie ma żadnej “struktury psychicznej”.
Człowiek to nie robot.
Polecam zacząć żyć świadomie, a nie tłumaczyć sobie jakim to niby jesteś człowiekiem z jakiejś pseudo-naukowej gadki.
Zamiast wmawiać sobie, że jesteś jakimś “wrażliwcem”, to może trochę szczerości i uczciwości dlaczego unikasz ludzi i nie spędzasz z nimi swobodnie czasu?
Zamiast dorabiać pseudo-teorie do tego jaki niby jesteś, pozwól sobie na radykalną szczerość względem siebie, swojego postrzegania i postępowania, a dotrzesz do sedna problemu. Zaś sednem można się już zająć.
No chyba, że nie chcesz i wolisz dalej być sobie tym “totalnym wrażliwcem”. Droga wolna.
Kiedyś czytałem artykuł, w którym naukowcy udowodnili,
Znowu to durne zdanie “naukowcy udowodnili”.
Po raz kolejny – wszystko można uznać za prawdę i może być prawdą W PEWNYM KONTEKŚCIE.
Nawet bzdury i szaleństwa.
Kontekst NIGDY nie jest pełny. Nigdy.
Więc można udowodnić największą bzdurę bez żadnego problemu.
I tak samo łatwo ją obalić, gdy przedstawimy ją w innym kontekście.
Przedstaw mi te badania, podaj założenia, intencje naukowców, ich poziom świadomości, kontekst, w którym badania przeprowadzali.
Wtedy pogadamy co udowodnili i czy na pewno to udowodnili.
A nie powtarzasz tylko suche informacje traktując je jako obiektywne.
Nic nie jest na tej planecie obiektywne.
że wielu ludzi ma inną gęstość receptorów dopaminergicznych D2, a ta z kolei determinuje to, czy jesteś bardziej dynamiczny/odważny, czy raczej lękowy i mało społeczny.
No i widzisz – bzdura totalna.
W kontekście, w którym postrzegamy coś jako przyczynę, a coś innego jako skutek, to może tak wyglądać.
Ale gęstość receptorów i to jak żyjesz to nie przyczyna i skutek.
Obie sprawy to KONSEKWENCJE Twojego poziomu świadomości, poziomu zaniedbań emocjonalnych, podświadomych, intencji i więcej.
Naprawdę jesteś lękliwy, bo masz ileś jakichś receptorów w mózgu?
A może trochę samoświadomości i wyjdzie, że sam uważasz, że ludzie mogą Cię zranić, skrzywdzić, wyśmiać, że możesz palnąć coś głupiego, etc.
I co – to też receptory Ci wmawiają?
Powiedzmy, że pojawi się super lek, który Ci “naprawi” mózg. I co?
Nagle, magicznie, fantastycznie zaczniesz rozmawiać z ludźmi, odważnie poznawać kobiety, działać, osiągać, pracować?
Mózg Ci nie pozwala na to?
Przykładowo ludzie z fobią społeczną mają wadliwe receptory dopaminergiczne D2, które gorzej przyłączają dopaminę, stąd większa podatność na lęki.
Tak, tak.
I na pewno receptory dopaminoergiczne D2 przedstawiają tym ludziom innych ludzi, że są niebezpieczni, że istnieje potencjalne zagrożenie XYZ.
Może nareszcie pora zrozumieć co to są emocje i z czego wynikają?
Nikt nie jest ofiarą mózgu, który posiada, ani tym bardziej receptorów dopaminoergicznych D2.
“Podatność na lęki”… a co z dojrzałością emocjonalnością, o której trąbię?
Jak nie zajmujesz się lękiem, tylko całe życie od niego uciekasz, to jakaś biologiczna podatność?
Jak nigdy nie podnosiłeś ciężarów, to jesteś podatny na duże rzeczy? I jak próbujesz je podnieść to boli, bo jesteś podatny, wrażliwy na duże ciężary?
Nie jesteś wrażliwy, tylko jesteś tak wyczulony, tak nie chcesz tego czuć, tak się cały czas opierasz, że gdy tylko pojawia się kapka strachu, to już uciekasz. Nie ma to nic wspólnego z żadnymi receptorami w mózgu.
To jedna z cech ludzi uzależnionych – są cały czas tak napięci, tak niechętni do emocji, cały czas gotowi do ucieczki, że gdy tylko cokolwiek poczują lub nawet jest potencjał w czymś coś poczuć, to już od tego uciekają.
M.in. dlatego dojrzewanie emocjonalne to rzecz najwyżej wagi.
Teraz wyobraź sobie, że ktoś ma problemy z przyłączaniem się dopaminy do receptorów D2 i do tego wali do porno, powodując tym samym jeszcze większą downregulację już i tak źle działających receptorów dopaminergicznych. Co się potem stanie? Ci ludzie odczuwają jeszcze większe lęki społeczne/napięcie niż przed wejściem w nałóg pornografii.
No i znowu przedstawienie w totalnie niewłaściwym kontekście.
Tak prosto jak się da – oglądasz porno, BO czujesz np. lęk i nie chcesz go czuć.
Tym samym tłumisz energię lęku wyższą energią pożądania. W tym samym czasie następuje niszczenie mózgu.
Tworzone są nawyki, a więc powstają podczas regeneracji nowe ścieżki ale te ścieżki nic nie determinują.
Ty sam się uczysz, że porno “pomaga”. Nie powoduje tego żadna ścieżka w mózgu, ani receptor.
Osobie trzymającej się lęku i projektującej go na świat, wyższy stan pożądania bardzo się podoba. I nie chce wrócić do strachu, ani tym bardziej wstydu, winy, apatii, ani żalu.
Ale wróci, bo porno nie daje tego stanu, tylko przez tłumienie i niszczenie na moment odpuszczamy opór, pozwalamy sobie na nieocenianie pożądania (bo i tak nie jesteśmy w ogóle świadomi podczas sesji z porno) nasz stan automatycznie się na moment podnosi.
A potem spadamy i to trwale jeszcze niżej, niż przed sesją.
To w konsekwencji też niszczy mózg, różne receptory i ogólnie wpływa negatywnie na każdy obszar istnienia – od czysto energetycznego, po fizyczny, mentalny, emocjonalny.
Nikt mi nie powie, że mu mózg wmówił, że porno rozładowuje emocje, napięcia czy stres.
To my sami wierzymy w urojenia tego typu.
A nawyki, jak wielokrotnie mówiłem, działają pomimo pamięci i poziomu logiki.
Innymi słowy – sami siebie przekonamy, choć mieliśmy już 1000 dowodów, że tak nie jest, że porno rozładowuje emocje.
I zrobimy to, choć doskonale wiemy, że po sesji z porno poczujemy się jak trup.
Pornografia i fapanie to czynności mega szkodliwe dla mózgu, ale te zniszczenia nie są jednakowe u każdego człowieka.
Pornografia jest mega szkodliwa dla mózgu i dlaczego wyjaśniałem w darmowych filmach.
Masturbacja nie niszczy nic. Orgazm wzmacnia nasz obecny stan emocjonalny. Jeśli utrzymujemy wstyd, winę, żal, strach, to orgazm to wzmocni.
A niechęć do tego, osądzanie tych emocji oznacza, że się im też opieramy.
Więc też zwiększymy opór.
To bardzo silnie wpływa na produkcję i działanie chemii mózgu.
Nie sama masturbacja ale jakość z jaką ją przeprowadzamy.
Tak jak i jakość seksu to może być wspaniała, głęboka miłość, ekstaza, zwykłe walenie dla chwili ulgi lub nawet gwałt.
Seks nic nie determinuje, tylko my.
Ani masturbacja.
Jeden mając seks stworzy cudowną rodzinę, inny mając seks trafi do więzienia na całe życie.
A zniszczenia nie są jednakowe, bo każdy ma inne powody oglądania porno.
Mówiłem – uzależnienia występują u ludzi w przekroju świadomości od 1 do prawie 350 (skala logarytmiczna).
Jest to więc niesłychanie szerokie spektrum doświadczeń.
Jednak oglądanie porno permanentnie obniża poziom świadomości, bo niezależnie jaki powód sobie podamy, by pornografię obejrzeć, będzie to kłamstwo.
I zaczynamy w to kłamstwo wierzyć lub wierzymy coraz bardziej.
A potem rozczarowani łapiemy się wstydu, winy, żalu, etc.
Opieramy się dalej.
I tak coraz niżej i niżej, coraz bardziej.
bo umysł non stop tworzy kolejne racjonalizacje, usprawiedliwienia i projekcje dla tych rosnących emocjonalnych zaniedbań i oporu.
Człowiek na niższym poziomie świadomości oczywiście m.in. ma więcej stłumionych emocji.
Więc i więcej ich czuje, gdy sięga po porno i potrzebuje je stłumić, więc ogląda więcej i/lub bardziej adrenalinopędne porno.
W konsekwencji też bardziej niszczy sobie mózg.
Ale bardzo wygodnie sobie powiedzieć, że jesteśmy ofiarą złej/gorszej struktury mózgu.
Ja osobiście wiem, że nie mogę do tego wrócić, bo w przeszłości miałem problem z lękiem społecznym i miewałem stany depresyjne. Zatem, jeżeli wiem, że mam pewną podatność, bo jestem „wrażliwcem”, to nie mogę sobie strzelać w kolano.
Nie jest wrażliwcem, bo ta wrażliwość, to tak naprawdę bardzo silna podświadoma niechęć do m.in. strachu i wstydu.
Podświadoma niechęć oznacza, że Ty wybierasz niechęć i nie jesteś tego świadomy.
Czujesz ból, bo się opierasz temu, co czujesz, bo tego nie chcesz.
Tak naprawdę tak jesteś wyczulony na emocje, że zanim w ogóle staną się świadome, Ty już się im opierasz, już uciekasz.
Ten mężczyzna ma ich stłumionych bardzo dużo i racjonalizuje sobie, że to lęki społeczne i depresja.
Zaś depresja to rezultat tłumienia emocji i takiego postrzegania świata, na który projektujemy tę całą zaniedbaną emocjonalność.
Bardzo częstym determinantem depresji jest stłumienie bardzo dużej ilości gniewu.
Mówiłem, że mało kto rozumie temat emocji, tak samo mało lub jeszcze mniej łączy go z uzależnieniami, a najmniej w ogóle wie jak z emocjami postępować.
Więc można sobie to nazywać jak się tylko chce, a nie zmienia to faktów.
Jeśli on poczułby znowu ten stłumiony lęk i obejrzałby porno, skok z energii lęku, oporu, wstydu byłby tak wielki na pożądanie, że pewnie wpadłby w ciąg.
Bo tak pragnie ucieczki od tego lęku.
Co więc robi – nie wiem. Ale coś, co pozwoli mu się z tym lękiem zmierzyć lub tłumi/wypiera go w inny sposób.
Być może zdrowszy – taki, który nie niszczy mózgu.
Ale uwolnienia energii emocji nie ma.
Inni faceci mogą sobie fapać do porno i nadal być mega dynamiczni i mieć duży social skill.
Nie determinują tego żadne receptory.
Tylko poziom świadomości, intencje, w ogóle powody oglądania porno i wiele więcej.
Zrzucanie wszystkiego na mózg to wg mnie bardzo dziecinne.
A czy kiedykolwiek w ogóle ćwiczyliśmy nasz social skill? Chociażby z paniami za ladą w sklepie, w którym zawsze robimy zakupy?
Czy codziennie jesteśmy uprzejmi, rozmowni, chętnie do kontaktów z innymi ludźmi?
To się nie weźmie z kosmosu.
Jeśli nigdy tacy nie byliśmy, no to mieliśmy powody, by takimi nie być.
Oczywiście bardzo wygodnie jest zrzucić odpowiedzialność na mózg i receptory, bo ktoś coś tam sobie badał i nazwał to udowodnieniem czegoś.
Ale żaden receptor, ani lek nie zmieni tego jakim jesteś człowiekiem, jakie masz intencje, co wybierasz, jak interpretujesz zarówno swój świat wewnętrzny jak i zewnętrzny.
Ja należą do tej grupy ludzi, u której pornografia i fapanie powoduje duże lęki społeczne i stany depresyjne,
No i ludzie dalej swoje.
Oczywiście, że pornografia powoduje lęki społeczne i depresje… No pewnie, że oglądanie zdjęć powoduje strach…
Niedługo ludzie uwierzą, że zdjęcia hamburgerów powodują lęk.
Co to jest strach? To informacja, że MY widzimy w czymś niebezpieczeństwo.
Jak to może powodować pornografia?
Oczywiście jeśli już wiesz, że oglądanie porno niszczy mózg, to względem niej pojawi się lęk, bo tak ją postrzegasz.
I to bardzo istotna informacja.
Ale jeśli żyjemy nieświadomie i już postępujemy względem porno nawykowo, to nawet wiedząc to i bojąc się i tak ją obejrzymy.
Paradoksalnie m.in., by przestać czuć ten strach.
Emocje to informacja o Tobie. Nie o świecie. Nic nie może spowodować, ani wywołać lęku, tylko Twoja niewinność i nieświadomość gotowe uwierzyć we wszystko. A emocje to informacja w co uwierzyłeś.
Zaś depresja to konsekwencja poważnych zaniedbań emocjonalnych, ich projekcji i silnego oporu.
Oczywiście są różne powody depresji ale te związane z uzależnieniami mają najczęściej takie przyczyny.
Nic z zewnątrz nie powoduje depresji.
dlatego nie mogę nawet w małych ilościach do tego wrócić. Wielu ludzi na reddit’cie „nofap” opisywało dokładnie takie same doświadczenia jakie ja mam.
Bo większość ludzi uzależnionych jest w przedziale świadomości 100-200.
Więc i doświadczenia mają w miarę podobne.
Pamiętaj, każdy z nas jest inny i inaczej reaguje na pornografię/fapanie, czy np. alkohol.
Wpływ masturbacji na psychikę i organizm determinuje nie sama masturbacja ale intencja i powód samej masturbacji oraz to jak siebie postrzegamy masturbując się, czy uważamy to za grzech, za coś złego, jak w ogóle ją przeprowadzamy, etc.
To też bardzo szerokie spektrum.
Ja podaję sposób na zdrową masturbację, po której mamy nawet więcej energii, niż przed.
Czy ktokolwiek masturbował się czując radość, zapalając świeczki, przygaszając światło, zapalając jakieś kadzidło, z intencją dania sobie wspaniałych doświadczeń?
Nie.
99,9% masturbacji ma przyczyny we wstydzie, winie, apatii, żalu, strachu. Nie chcemy tego czuć, uciekamy od tego.
Uciekamy też od wszelkich racjonalizacji dla tych emocji.
Masturbujemy się z taką jakością, którą słusznie nazywa się samogwałtem.
Ale mówienie, że masturbacja jest zła czy niszczy mózg to jak zwalanie odpowiedzialności za depresję na receptory.
Jednym to mało zaszkodzi, a innym już niewielka dawka spowoduje duże spustoszenie w psychice.
Bo to spustoszenie już jest.
To jak człowiek żyje jest już na kolosalnie niskim poziomie.
Żyje jak na włosku. A wszystkie zaniedbania są w podświadomości.
Zaś świadomość jest niska, podświadomy opór stawiany cały czas, jest masa negatywnych nawyków.
I człowiek tak żyje, nazywa to normalnym, a to z normalnością ma bardzo niewiele wspólnego.
I potem wystarcza pretekst i to wszystko wychodzi.
A gdy wychodzi, człowiek zaczyna walczyć i uciekać jak od stada wściekłych psów, które są gotowe rozszarpać od wewnątrz.
Nie dziwne, że dochodzi do depresji, gdy człowiek nie akceptujemy niczego, co czuje, ani siebie, tylko cały czas ucieka, walczy, wypiera, projektuje na świat, opiera się.
Jeżeli jesteś typem wrażliwca,
Tak, łatwo się nazwać wrażliwcem i tyle.
Ale nie ma czegoś takiego.
Gdy mamy odsłonięty nerw, to nie jesteśmy żadnym wrażliwcem, tylko mamy odsłonięty nerw i to poważny problem, którym należy się zająć.
Czy mądrym byłoby się nazwać w tej sytuacji wrażliwcem i dalej żyć z odsłoniętym nerwem?
Nie, to byłaby w najlepszym przypadku głupota.
Ludzie “wrażliwi” to ludzie z masą stłumionych emocji i wielką niechęcią do nich.
Są tak na nie wyczuleni, że gdy tylko emocja pojawia się na skraju świadomości, oni już uciekają, bardzo silnie się opierają i z tego powodu czują ból.
To fundament emocjonalnej niedojrzałości. Napisałem o tym całą serię artykułów.
Dlatego ludzie mówią, że nawet nie wiedzą dlaczego włączyli porno. A większość nie ma pojęcia.
Mówią tylko o tym, że pragnęli obejrzeć porno, czuli podniecenie i ekscytację.
Bo o to im chodzi – by uciec w stan pożądania od stanów niższych – od wstydu, winy, apatii, żalu, strachu.
A to pożądanie to już 3 element nawyku – antycypacja nagrody. Pierwszy – wskazówka – jest całkowicie nieświadomy. Bo o to chodzi.
Korzyści również nie są świadome.
który ma tendencję do reagowania lękowo na różne sytuacje,
No widzisz – czyli reagujemy na bazie podświadomego lęku – żyjemy tak nieświadomie, że doprowadziliśmy do stłumienia masy lęku, a potem czujemy go praktycznie w każdej sytuacji i projektujemy go na świat.
Wierzymy więc, że jego źródłem jest to, czego doświadczamy lub możemy doświadczyć.
I to stanowi dla nas pretekst, by unikać życia, świata, ludzi, różnych wydarzeń, etc. i obejrzeć porno.
I ludzie mówią, że wtedy czują się bezpiecznie. Co jest oczywistą bzdurą, bo tylko niszczony jest mózg i dlatego przestajemy czuć ten lęk.
To też komuś wmawia zła struktura mózgu?
No i żyjąc tak dziwne, że pojawia się depresja?
W sobie non stop się opieramy, robimy wszystko, by przestać czuć strach.
A ten, którego stłumić nie dajemy rady, projektujemy go na świat, widzimy tylko straszne, niebezpieczne sytuacje, złych ludzi, nieszczęścia.
Nie dziwne, że nie chcemy żyć, aktywnie uczestniczyć w życiu, nie pozwalamy sobie na swobodę, odwagę, radość, nigdy nie czujemy się bezpiecznie, dobrze, nie czujemy, że mamy nad czymkolwiek kontrolę.
Depresja to jedna z konsekwencji takiego życia.
Uzależnieni nazywają to bezpieczeństwem. Ale to w ich mniemaniu oznacza, że było realne niebezpieczeństwo.
I gdzie zniknęło, gdy oglądali porno?
No skoro poczuli się bezpiecznie oglądając porno, to niebezpieczeństwo musiało zniknąć, odejść albo musieli się tym zająć, zmierzyć się z tym.
A stało się coś takiego? Nie.
Jedyne co się stało to to, że stłumili lęk i zniszczyli sobie mózg, przez co strach przestali czuć.
I dalej hipnotyzują się mentalny bełkotem, czyli pozostają nietrzeźwi, upici mentalną papką, która w ogóle nie odnosi się do rzeczywistości.
To samo – “fobia społeczna” – a cóż to takiego?
Ano projekcja wypartych emocji.
Nie ma to nic wspólnego z innymi ludźmi.
A jak postrzegamy ludzi? W przypadku mężczyzn głównie kobiety – a że mogą odrzucić, porzucić, zranić, wyśmiać, zawstydzić, itd.
Czego się więc boimy? Ludzi? Boimy się poczuć tego wstydu, winy, żalu i bólu, bo się tym emocjom bardzo silnie opieramy, a już mamy je stłumione.
Boimy się własnych urojeń i sądzimy, że odpowiadają za nie inni ludzie.
Więc unikamy wszystkiego, co ma potencjał je z nas wyciągnąć. A potem to sobie racjonalizujemy nazywając to fobią, a siebie wrażliwcem.
I wszystko jasne!
Ale czy na pewno?
to trzymaj się z daleka od porno i masturbacji. Wg mnie należysz do tej samej grupy facetów, do której ja również należę, czyli musimy trzymać się od tego nałogu z daleka, jeżeli chcemy dobrze funkcjonować w życiu i społeczeństwie.
“Trzymać się od nałogu z daleka” – nie wiem czy być sarkastycznym względem tego…
To jak żyjesz to Twoje decyzje i odpowiedzialność.
Jak sobie będziesz oglądał porno znając już tego konsekwencje oraz wiedząc jakie są tego przyczyny – droga wolna.
Możesz sobie też z tym walczyć tłumacząc sobie, że Ty masz taką gęstość receptorów w mózgu, że jesteś wrażliwcem i taki to Twój los.
A możesz też zacząć dojrzewać, wzrastać w świadomości, rozwijać się jako istota ludzka.
Ja Cię do tego nie zmuszę i nikt nie powinien.
Rada jest dobra – unikaj porno i masturbacji ale nie dlatego, bo są złe.
Tylko dlatego, bo nie stanowią żadnego rozwiązania dla niczego w życiu. I tak je błędnie traktując będziesz doświadczał postępującej degradacji zdrowia i życia.
Komentarz ten przedstawiłeś pod artykułem ukazującym jak wygląda mentalizacja, czym jest i z czego wynika.
Czy już coś z tym zrobiłeś w swoim życiu?
Podejrzewam, że nie. Nie medytujesz, nie uczysz się ignorować mentalnego bełkotu, nie pracujesz nad jego przyczynami.
Zapewne dalej jesteś do niego przywiązany tak jak byłeś przywiązany przez całe życie.
Jakie wewnętrzne zmiany wprowadziłeś?
Czy tylko szukasz racjonalizacji, wytłumaczeń i usprawiedliwień do tego jaki byłeś i jak żyłeś, jak postępowałeś?
Czy uświadomiłeś sobie już chociaż jeden nawyk? Chociaż jeden.
Czy znasz okoliczności wewnętrzne i zewnętrzne oraz korzyść jaką z niego masz?
Czy potrafisz odróżnić mentalny bełkot od faktów?
W jakim kierunku postawiłeś krok? W jakimś nowym?
Czy sobie będziesz dalej tylko mówił jakim to wrażliwcem jesteś?
Naprawdę mało kto jakkolwiek sensownie rozumie uzależnienia. A jeszcze mniej emocje. I praktycznie nikt nie rozumie tematu świadomości, ani tym bardziej poprawnie łączy te tematy ze sobą.
Ale jak usłyszą “badania” albo “naukowcy udowodnili” i pojawiają się “mądre” nazwy jak “receptorów dopaminoergicznych D2” to ludzie już się cieszą = “No tak! No przecież! To nie to jak żyję! Nie mogłem/am inaczej, bo moje receptory dopaminoergiczne D2 są nie takie! No nic nie mogę zrobić! Mogę tylko czekać na lek!”
Leki małej części ludzi pomogą. Ale na pewno nie zmienią tego jak żyli.
Bo wszystko na tej planecie ma wymiar fizyczny, mentalny, emocjonalny i duchowy.
Zajęcie się tylko jednym to najczęściej zdecydowanie za mało.
Witaj Piotrze. Jak to jest Piotrze w koncu z tym uwalnianiem? Jak mam wzbudzic w sobie dana emocje, jednoczesnie ignorujac mysli? Ja mam takie momenty, ze jestem spokojny dopoty, dopoki sobie o czyms nie pomysle. Dopiero wtedy ujawnia sie dana emocja. Czy dobrze to robie? Moglbys wyjasnic po raz setny, bo moj pusty leb, nie za bardzo ogarnia?
Witaj Piotrze.
Hej Pawle!
Jak to jest Piotrze w koncu z tym uwalnianiem?
Tak jak było zawsze.
Z tego co się orientuję nic się nie zmieniło od momentu, gdy ktoś po raz pierwszy na to wpadł.
Jak mam wzbudzic w sobie dana emocje, jednoczesnie ignorujac mysli?
Nie musisz “wzbudzać emocji”. Bo to tak jakbyś napełniał wannę, a potem ją opróżniał.
To całkowicie bez sensu.
Najlepiej z emocjami mierzyć się przez działanie lub gdy już je czujesz z jakichś powodów.
Uwalniamy przede wszystkim emocje stłumione. Więc ich wzbudzać nie trzeba. Tylko postawić się w warunkach, w których ujawnią się same, spontanicznie. Pomaga w tym intencja.
Emocje ułożone są w podświadomości warstwami. Nie wiemy jakie są to warstwy i jaka jest ich kolejność.
Więc jeśli chcesz np. poczuć gniew, to nie wiadomo ile i jakie warstwy muszą się najpierw ujawnić – np. żal, strach, smutek, potem trochę gniewu, znowu strach i więcej gniewu.
No i oczywiście każdej warstwie towarzyszyć będzie podświadomy opór, który jej stawiałeś.
A ignorować myśli należy przez codzienną praktykę medytacji.
Z Twojego pytania w moich oczach wynika, że ani nie medytujesz, ani nie próbowałeś nawet uwalniać.
Albo spróbowałeś raz czy dwa na siłę.
Ja mam takie momenty, ze jestem spokojny dopoty, dopoki sobie o czyms nie pomysle.
Więc po raz kolejny – nie Ty myślisz.
Myślenie to proces bezosobowy, automatyczny, ciągły i nieskończony.
Ty się hipnotyzujesz tym mentalnym bełkotem w pewnych okolicznościach. Prawie na pewno w momentach, gdy zaczynasz coś czuć, czego nie chcesz czuć.
I wtedy uciekasz w myślenie.
NAJPIERW EMOCJA, POTEM MYŚL. Nie odwrotnie.
Ale oczywiście można myślami nakręcać emocjonalność.
Dopiero wtedy ujawnia sie dana emocja.
Nie ujawnia się, tylko co najwyżej stajesz się jej świadomy.
Czy dobrze to robie?
To o czym mówisz to nie uwalnianie.
Tylko wpatrywanie się w umysł, gdy coś czujesz.
Moglbys wyjasnic po raz setny, bo moj pusty leb, nie za bardzo ogarnia?
Jeśli o czymś czytałeś 100 razy, a nadal tego nie ogarniasz, to sugerowałbym przede wszystkim zająć się przyczyną tego stanu rzeczy.
Tłumaczenie czegoś 101 raz nie zmieni sytuacji.
Co jest przyczyną, że o czymś czytasz i nie trafia?
Prawie na pewno opór, strach, niechęć, by to zrozumieć i/lub się tym zająć.
Na razie to, co przedstawiłeś to nie jest uwalnianie, tylko ucieczka w myśli, gdy coś czujesz.
Poza tym jak sam mówisz nie masz pustego łba. “Pusty” oznaczałoby, że jest spokojny, a wtedy o zrozumienie jest najłatwiej.
Mówisz, że widzisz myśli, zajmujesz się nimi.
I to jest jeden z problemów – zamiast skupiać się na wiedzy/informacjach o emocjach i uwalnianiu i zamiast je stosować, Ty wpatrujesz się w myśli i robisz… coś. Coś co ma się nijak do tego co pisałem.
Więc wróć do tego, co pisałem o uwalnianiu lub kup książkę dr Hawkinsa “Technika uwalniania” i zacznij stosować to, co przeczytasz.
A nie tak jak robi bardzo dużo ludzi – najpierw czytają całą książkę, a potem nie wiedzą za co się właściwie wziąć.
Poprawie mądre książki czyta się tak, że przyswajasz pewną część informacji – np. max. kilka stron i stosujesz, wdrażasz to, czego się dowiedziałeś. Testujesz to. Stosujesz aż do pełnego zrozumienia i rezultatów, zmian.
Najlepszy sposób nauki, to nauka przez praktykę.
Czytalem Technike Uwalniania, ale i tak nie wszystko jest dla mnie jasne. Powiedzial bym, ze wiekszosci nie rozumiem. Pan Hawkins pisal, zeby uswiadomic sobie dane uczucie i w nim pozostac. No wlasnie- czy to chodzi o uswiadomienie sobie emocji np. smutku, gniewu itd, czy o uswiadomienie sobie jakiegokolwiek uczucia np fizycznego? Ja caly czas odczuwam taki jakby scisk w okolicach zoladka, splotu slonecznego. Czy ten scisk to jest uczucie, ktore mozna uwolnic, czy jest to opor, ktory stawiam jakiejs emocji? Jezeli jest to opor, to jak uswiadomic sobie, jakiej emocji ten opor jest stawiany? Dziekuje.
Powiedzial bym, ze wiekszosci nie rozumiem.
To na początku normalne. Bo nawet najprostsze tematy ale którymi nigdy się nie zajmowaliśmy są dla człowieka tajemnicze.
Szczególnie temat emocjonalności, który dla mężczyzn od pewnie tysięcy lat był zbędny, niepotrzebny, postrzegany jako babski, oznaczający słabość, itd.
No wlasnie- czy to chodzi o uswiadomienie sobie emocji np. smutku, gniewu itd, czy o uswiadomienie sobie jakiegokolwiek uczucia np fizycznego?
A jak Ty odczuwasz cokolwiek? Kiedy się ostatnio wkurzyłeś? Co czułeś? Czy czułeś to gdzieś w ciele?
Od tego jest na samym początku słowo “uświadomić”, by stać się świadomym tego jak to doświadczenie wygląda u Ciebie.
Nie masz o tym myśleć przed, nie masz o tym myśleć po, nie masz o tym czytać, tylko stać się świadomym, gdy coś będziesz czuł.
Przecież doskonale wiesz kiedy jesteś wkurzony, przestraszony, zestresowany, itd.
Ale u większości ludzi, gdy zaczynają czytać o emocjach, pojawia się setki pytań.
Nagle to co oczywiste, proste, czego doświadczają codziennie staje się niezrozumiałe. Bo to mechanizm obronny.
Ja caly czas odczuwam taki jakby scisk w okolicach zoladka, splotu slonecznego. Czy ten scisk to jest uczucie, ktore mozna uwolnic, czy jest to opor, ktory stawiam jakiejs emocji?
To zaciskanie mięśni towarzyszy najczęściej oporowi stawianemu emocjom.
Zacznij dostrzegać, gdy np. przeczuwasz, że stanie się coś złego.
Albo gdy przypadkiem potrącisz coś, upuścisz, etc. Zobaczysz, że nieświadomie zaciśniesz brzuch.
W przypadku podświadomych emocji opieramy się im cały czas, więc możemy i mięśnie zaciskać cały czas tak jakby dopuszczając emocje do świadomości miało stać się coś złego.
Jezeli jest to opor, to jak uswiadomic sobie, jakiej emocji ten opor jest stawiany?
To jakbyś pytał – jak uświadomić sobie gdy napieram na drzwi szafy, co jest w szafie.
Odpowiedź brzmi – przestać napierać na drzwi szafy, pozwolić się im otworzyć i zobaczyć co wypadnie.
Najpierw przestań się opierać i pozwól na ujawnienie się emocji jaką by nie była.
Gdy dostrzeżesz, że zaciskasz brzuch, skup się na tym, zacznij spokojnie, równomiernie oddychać. Zacznij świadomie rozluźniać brzuch. Przestań skupiać się na myślach – bardzo przyda się praktyka medytacji.
Nie próbuj wymyślić sobie ani sytuacji, ani emocji. Poddaj próby kontrolowania, poddaj poczucie braku bezpieczeństwa i pozwól się wydarzyć temu, co się wydarzy, o ile coś się wydarzy.
Porzuć oczekiwania i wyobrażenia.
Przypominam, że skoro masz stłumione emocje, to znaczy, że niegdyś naparłeś na nie, nie chciałeś ich, oceniałeś i wartościowałeś je. A teraz, gdy pozwolisz się im ujawnić, wróci to wszystko. Np. poczujesz się jak niechciany chłopiec niekochany, niedoceniany i niedostrzegany przez kobiety. Pozwól sobie na to, ignoruj mentalny bełkot i pozwalaj tej energii płynąć. I wyraź świadomie intencję jej uwolnienia.
Dzieki Piotrze. Zrobie tak, jak mi napisales. Pozdrawiam.
Jeszcze Piotrze chcialem dopytac, zeby miec pewnosc, ze dobrze to robie. Czyli, jak odczuwam ten scisk w brzuchu, to znaczy, ze stawiam opor jakiejs emocji, tak? Czyli, jak odpuszcze ten opor/scisk, np. przez rozluznianie miesni brzucha, to emocja sie ujawni, poczuje ja i bede mogl ja uwolnic? Dobrze zrozumialem?
Czyli, jak odczuwam ten scisk w brzuchu, to znaczy, ze stawiam opor jakiejs emocji, tak?
Mówiłem Ci, że nie wiem czemu się opierasz.
Dlatego zaleciłem Ci sprawdzić jak postępujesz, gdy np. potrącisz coś przypadkiem, gdy stanie się coś czego nie planowałeś.
Wcale nie musisz się opierać emocji, gdy zaciskasz brzuch.
Bo “ten ścisk w brzuchu” to coś, co sam robisz. To się samo nie robi.
Brzuch się sam nie ściska.
Oczywiście możesz opierać się jakiejś emocji ale zdecydowanie nie tylko temu się opieramy.
Czyli, jak odpuszcze ten opor/scisk, np. przez rozluznianie miesni brzucha, to emocja sie ujawni, poczuje ja i bede mogl ja uwolnic? Dobrze zrozumialem?
Ścisk to nie opór.
Ścisk w brzuchu to towarzyszące oporowi ściskanie mięśni.
Gdy się opieramy, zazwyczaj napinamy ciało – bo dosłownie reagujemy jakby działo się coś złego/niebezpiecznego.
Sądzimy, że nas to ochroni tak jak napięcie mięśni złagodzi cios fizyczny.
Ale to “działa” tylko w sferze fizycznej.
W innych aspektach to wielki błąd tak postępować.
Przede wszystkim zapytaj się czy w ogóle chcesz poczuć emocje, jak je postrzegasz, czy je negatywnie oceniasz.
Bo opierasz się, gdyż coś postrzegasz jako złe/niebezpieczne. Nawet coś potencjalnego.
Już kilka dni minęło od mojej odpowiedz i czy przez ten czas pracowałeś nad świadomością tego, co robisz ze swoim ciałem?
Czy już wiesz w jakich okolicznościach zaciskasz mięśnie brzucha?
Czy dalej pytasz, bo się tak boisz?
Nawet jakby ujawnił się największy strach jaki możesz sobie wyobrazić, to tylko Twoja energia.
Nic Ci nie zrobi.
Cały problem w temacie zdrowia emocjonalnego, psychicznego i często fizycznego jest taki, że to my “coś” robimy emocjom i myślom.
To my je atakujemy, napieramy, skaczemy na nie jak drapieżnik na ofiarę.
I dorabiamy do tego dramaty i historyjki, że to emocje nam coś robią. Albo mogą zrobić.
Ja nie wiem co się stanie, gdy przestaniesz napinać mięśnie brzucha.
To tylko jeden objaw opierania się.
Wcale nie musi oznaczać, że przestaniesz się opierać emocjonalności i odczuwaniu.
Najpierw choć w jednej sytuacji zacznij rozluźniać ciało i wtedy porozmawiamy o konkretach co się dzieje i co dalej.
Ja to Piotrze nie wiem, bo ten scisk, to ja mam praktycznie caly czas. Juz stal sie dla mnie ” chlebem powszednim”. Nie potrafie nawet sobie uswiadomic, w ktorym momencie mojego zycia sie pojawil. Po prostu jest i…. jest. Nauczylem sie jakos z nim zyc. Co do tego uwalniania, to uwalnia sie emocje, czy uczucia? Czy to jedno i to samo? Czy po prostu emocje sie odczuwa, jako jakies uczucie w ciele? Czy chcac uwolnic emocje, mam sie skupic na tym uczuciu w ciele? Pan Hawkins pisal, ze ta technika jest tak prosta… Widac nie dla mnie, hehe. Pozdrawiam.☺️
Ja to Piotrze nie wiem, bo ten scisk, to ja mam praktycznie caly czas.
Czyli non stop się opierasz i bardzo możliwe, że też napinasz mięśnie.
Robisz więc coś szkodliwego, niepotrzebnego bez żadnego powodu.
Albo jest jakiś powód, którego nie jesteś świadomy – np. w żadnych okolicznościach i sytuacjach nie czujesz się bezpiecznie.
Więc jesteś gotowy do walki lub ucieczki.
Z tego powodu non stop się opierasz i zaciskasz różne części ciała.
Tego nie rozwiąże żadna technika, ani sztuczka, tylko poważna praca nad sobą, by przestać żyć z wiecznym poczuciem zagrożenia.
Czyli potrzebny jest duży wzrost w świadomości.
Juz stal sie dla mnie ” chlebem powszednim”.
No i tak to zaczął racjonalizować umysł.
Tak wygląda powstanie nawyku – robimy coś, cokolwiek, nawet coś całkowicie pozbawionego rozsądku jak obgryzanie paznokci.
Robimy i tyle.
Umysł się tego uczy jak dziecko, a następnie zaczyna to racjonalizować, tłumaczyć, usprawiedliwiać.
Tutaj umysł podał – “to jest mój chleb powszedni”. I już. Nie kwestionujesz tego, nie podważasz, bo to dla Ciebie normalne.
Coś szkodliwego, utrudniającego życie, niepotrzebnego. A umysł na to “to normalne”.
To nie jest normalne, bo to konsekwencja niedojrzałego, niezdrowego życia.
Nie potrafie nawet sobie uswiadomic, w ktorym momencie mojego zycia sie pojawil. Po prostu jest i…. jest.
A jak miałbyś sobie to uświadomić?
Jak miałbyś stać się świadomy czegoś, co zrobiłeś np. kilkanaście lat temu?
To nie jest ważne.
Ważne jest, że cały czas to kontynuujesz. Ważne jest tu i teraz. Przeszłość nie ma żadnego znaczenia.
Bo nawet jakbyś sobie przypomniał dokładny moment kiedy zacząłeś się opierać – co by to dało/zmieniło? Nic.
Napięcie jest, bo żyłeś bardzo nieświadomie i negatywnie dla siebie, opierałeś się, męczyłeś, zapewne setki razy stawiałeś się w roli ofiary, użalałeś, zmuszałeś, wstydziłeś, stresowałeś, martwiłeś, itd.
A jedną z wielu negatywnych konsekwencji tego jest to napięcie.
I każdą z tych postaw, z tych jakości tego jak żyłeś należy się zająć.
Nauczylem sie jakos z nim zyc.
No i to jest dowód na to, że ludzie mówią, że życie jest ciężkie, los jest smutny, itd.
A to zwykła projekcja tego, co umysł uznał za normalne, choć od normalności odbiega.
Nie sądzisz, że lepiej byłoby się nauczyć żyć szczęśliwie, radośnie, odważnie, śmiało?
Co do tego uwalniania, to uwalnia sie emocje, czy uczucia? Czy to jedno i to samo?
A co to wg Ciebie są emocje i uczucia?
Skoro je rozróżniasz, no to chyba masz jakieś różne definicje?
Ja nie mam pojęcia co Ty rozumiesz przez “emocje” i “uczucia”.
Co to są emocje wyjaśniałem wielokrotnie, w tym w całej wielkiej serii artykułów “O emocjach”.
Czy po prostu emocje sie odczuwa, jako jakies uczucie w ciele?
Jak wygląda uwalnianie podaje książka.
Przeczytaj to.
Poza tym może pora wreszcie zacząć doświadczać? Zapewne tysiące razy coś czułeś.
Naprawdę musisz pytać o to?
A nie lepiej zacząć żyć świadomie swojego wnętrza, zacząć je badać?
Ponadto uwalnianie to jeden element całości.
Emocje wynikają z negatywnego życia. Z takiego postrzegania różnych spraw, sytuacji, ludzi, itd.
Uwalnianie emocji to rozwój w obszarze emocjonalności – zaczynamy dostrzegać, że to tylko informacje w formie bezosobowej energii.
Przestajemy się jej opierać i trzymać racjonalizując ją na tysiące sposobów.
Przestajemy ją projektować na świat i ludzi.
Ale one się skądś wzięły i zajęcie się ich źródłem to sprawa najwyższej wagi.
Czy chcac uwolnic emocje, mam sie skupic na tym uczuciu w ciele? Pan Hawkins pisal, ze ta technika jest tak prosta… Widac nie dla mnie, hehe. Pozdrawiam.
Dr Hawkins pisał też, że dokładnie takie podejście – “To jest dla innych proste ale dla mnie trudne” to mechanizm obronny ego – to opór do samej techniki uwalniania.
Mówi się człowiekowi – “połóż to tam”, a człowiek od razu pyta – “O tu? Dokładnie tu? A nie lepiej tu obok? Ale tak? A może inaczej?”
Miałem klienta, który tak jak Ty uciekał, w jego przypadku już od medytacji.
W instrukcji podałem, by skupiać się na punkcie na środku czoła.
Mówił, że to dla niego bardzo niewygodne i trudne.
No to mu powiedziałem, by na razie tego nie robił, bo to nie jest potrzebne, jest opcjonalne. Medytacja ma być przede wszystkim luźna, swobodna i jej esencją jest obserwacja myśli i ich ignorowanie.
A on na to – “No ale Piotrze, to może być ważne to patrzenie na ten punkt! Powiedz mi jak mam to zrobić!”
Ja mu podaję technikę, mówię co jest ważne, a co nie, a on nagle nie wiadomo skąd wymyśla sobie, że to co ja mówię, że ważne nie jest może jest ważne…
Podałem mu, by z tego na razie zrezygnował i skupił się na reszcie, a on zamiast posłuchać, od razu kolejne pytania, od razu to uznał za najważniejsze. Oczywiście aby odwlekać przystąpienie do samej medytacji.
Ty to sobie utrudniasz, przekombinowujesz. Np. “są emocje i uczucia”.
Naprawdę musisz o to pytać?
Kiedy się ostatnio bałeś czegoś? Jeśli nie pamiętasz, to w tym momencie wstań, włóż buty i idź na miasto rozmawiać z seksownymi kobietami.
Czy to była emocja czy uczucie? A co za różnica jak to nazwiesz?
A jak wyglądało to doświadczenie w Tobie?
Jak powiem, że to emocja to co zrobisz? A jak powiem, że uczucie to co się zmieni?
Nic się nie zmieni, bo to tylko sposób, by uciekać i pozostać nieświadomym.
Niby pytamy, niby dociekamy ale intencją tego wcale nie jest poprawa.
Co do Twojego “chleba powszedniego” – nawyk zmienia się średnio 3 tygodnie. Więc potrzebujesz 3 tygodni, przez które ZA KAŻDYM RAZEM odpuścisz opór, gdy zaczniesz go stawiać.
Wtedy powinno Ci się poprawić.
A jeśli oporu nie odpuścisz, no to masz z tego jakieś korzyści, które wolisz nad spokój i swobodę.
Do czasu aż nie uświadomisz sobie każdego nawyku opierania się i napinania brzucha, będziesz to robił.
Bo żadna wiedza tego nie zmieni.
W każdej sekundzie możesz skupić się na swoim wnętrzu i stać się świadomym co robisz, jak postępujesz.
Mówisz “ten ścisk”. Więc sądzisz, że to się skądś bierze.
Ale to się znikąd nie bierze.
Ty zaciskasz różne części swojego ciała. Ty to sobie robisz.
Ale jesteś tego zupełnie nieświadomy.
Zauważyłem, że ludzie bardzo dużo mówią. Niby chcą zmiany ale tak naprawdę chcą sztuczek, magiczny zaklęć, a nie chcą uświadomić sobie, że sami żyją negatywni i nie chcą tego zmienić. Nadal chcą pozostać taką samą osobą – np. niepewną siebie, kontrolującą, oceniającą, osądzającą, obwiniającą, wstydzącą się, stresującą, martwiącą, frustrującą…
I proszą o sposobiki, sztuczki, by radzić sobie z konsekwencjami takiego życia.
Takimi “sztuczkami i sposobikami” właśnie są m.in. porno, alkohol, narkotyki. A konsekwencje korzystania z nich powinny być jasne.
Bo to zajmowanie się w najgorszy możliwy sposób konsekwencjami niedojrzałego, negatywnego życia bez jego zmiany. A że każda używka nie tylko wiąże się z bardzo negatywnymi konsekwencjami ale też problemy, które próbujemy rozwiązać pogłębia, no to w naszym życiu jest coraz gorzej i gorzej.
Poza tym też trwale spadamy w świadomości, poziomie energii.
Powiedz – skoro nauczyłeś się żyć z czymś negatywnym, to dlaczego nie uczysz się żyć pozytywnie?
Dlaczego Twój kierunek jest negatywny?
Właśnie o tym mówię – jak żyjemy. Nasz kierunek jest negatywny.
Ja rozumiem, że gdy mamy problem i nie wiemy jak go rozwiązać, to mądrym jest przestać się z nim zmagać.
Ale w tym przypadku napięcie to informacja o negatywnym życiu, podejściach, nastawieniach, intencjach, etc.
Dopóki tak będziesz żył, dopóty napięcie będzie.
Twój przypadek pokazuje to, o czym mówiłem na temat umysłu – że on racjonalizuje wszystko. Szuka dla tego wytłumaczeń i buduje taki kontekst, w którym ma to sens i znaczenie. I żyjemy wierząc w te wszystkie przekonania, które są tylko dziecinnymi wytłumaczeniami dla tego, co czujemy.
Ty konsekwencję nieuświadomionego negatywnego życia/podejścia uznałeś za coś normalnego.
A to informacja o braku życia normalnego, zdrowego.
Zaś to bezpośrednio wiąże się z uzależnieniem.
No chyba, że żyjesz na polu minowym i każdym krokiem ryzykujesz życiem…
I tak jeszcze dopisujac, to ja chyba zle zrozumialem, to co piszesz o puszczeniu sie emocji. Wydaje mi sie, ze ja probuje na sile sie puszczac emocji i za wszelka cene ich nie odczuwac, przez co chyba osiagam efekt wypierania i stawiam im opor. Tak mi sie wydaje, ale nie wiem.
Pawle, wszystko masz opisane w książce “Technika uwalniania”.
Opis tego, co jest do zrobienia to niecała strona.
Przeczytaj książkę raz z intencją znalezienia odpowiedzi na Twój problem. A znajdziesz rozwiązanie.
Na razie myślisz o tym, skupiasz się na myślach, a że się opierasz, to w umyśle znajdujesz w kółko myśli typu “nie wiem”, “tak mi się wydaje”, “chyba” – czyli same racjonalizacje dla niechęci.
Dr Hawkins poruszał tam temat oporu przed samą techniką.
Ok Piotrze. Przeczytam jeszcze raz “Technike uwalniania” i zaczne stosowac sie do tego, co tam jest napisane. Dzieki.
Czyli Piotrze mowisz (piszesz), zeby nie myslec, czy tam ignorowac mysli, a co w przypadku, gdy pojawiaja sie mysli na temat mojego zycia? Np. ze nie mam dziewczyny, ze nie mam dobrego wyksztalcenia, zeby znalezc dobra/ lepsza prace, ze nie mam swojego mieszkania itd itd. Mozna by encyklopedie napisac. A wiem, ze te mysli dotycza mojego zycia, bo przedstawiaja sytuacje w ktorej sie znajduje. Bo przeciez wiem, jak wyglada moja sytuacja i gdy pojawiaja sie mysli odnosnie tej sytuacji w moim zyciu, to tez mam ignorowac te mysli? Przeciez one przedstawiaja fakty, odnosnie mojego zycia.
Czyli Piotrze mowisz (piszesz), zeby nie myslec, czy tam ignorowac mysli,
No jeśli dla Ciebie nie myślenie i ignorowanie myślenia to synonimy, to nie dziwne, że Ci trudno w życiu.
Gdy wieje zimny wiatr, to też próbujesz przestać go wiać?
Ty wiejesz wiatr?
Nie. Przynajmniej zakładam, że to jest dla Ciebie jasne.
Czy więc próby zatrzymania myśli, nie myślenia to to samo, co ich ignorowanie?
Nie Ty myślisz, więc nic nie możesz z nimi zrobić.
Natomiast zupełnie innym tematem jest co zrobisz ze swoim życiem.
a co w przypadku, gdy pojawiaja sie mysli na temat mojego zycia?
Odpowiedź na pytania “A co?” brzmi – “to, co wybierzesz”.
Np. ze nie mam dziewczyny, ze nie mam dobrego wyksztalcenia, zeby znalezc dobra/ lepsza prace, ze nie mam swojego mieszkania itd itd.
To co wybierzesz.
Możesz następne 30 lat wpatrywać się w te myśli, nakręcać się nimi i nakręcać je, siedzieć na dupie, nic nie osiągnąć, nic nie zmienić i na łożu śmierci wyrzucać sobie – “no mogłem jednak coś spróbować”.
No co z tego, że nie masz dziewczyny? Co to dla Ciebie znaczy? Ty nadajesz temu sens i znaczenie.
Co z tym zrobisz to Twoja decyzja.
Dlaczego nie masz dziewczyny? Jakie są tego przyczyny? Czy jesteś ich świadomy? Którymi się już zająłeś?
W ogóle chcesz dziewczyny?
Czy bardziej wolisz grać ofiarę, kogoś niewystarczającego i wciskać sobie jakiś kit na swój temat?
Nie masz dobrego wykształcenia, nie masz swojego mieszkania…
Jeśli to są fakty, no to myśli te mówią o faktach i tyle.
Co dalej to Twoja decyzja i Twoja odpowiedzialność.
Jeśli nie masz dziewczyny, to zalecam przemyśleć swoje życie – czy zależy Ci na związku, z kim, dlaczego, na czym miałby się związek opierać, czy w ogóle chcesz z kimś być dla relacji, czy chcesz bzykać i tyle, etc.
Bo zapewne z tym jakie wartości i znaczenie nadawałeś temu do tej pory doprowadziło do sytuacji obecnej – czyli braku.
Co stoi na przeszkodzie, byś zaczął randkować?
Zrób listę i zajmij się każdym z tych punktów. Poszukaj ludzi, którzy pomogą Ci z każdym z tych punktów.
Jeśli się tym nie zajmiesz, to najwyraźniej Ci na tym nie zależy, tylko wolisz się dalej użalać, narzekać, grać ofiarę, szukać akceptacji, tzw. głasków.
No głaski, głaski. Rozumiemy Cię, wspieramy…
A teraz do roboty!
Mozna by encyklopedie napisac.
To napisz.
I nazwij ją – “Jak narzekałem, zamiast się ruszyć do roboty”.
Gwarantowany bestseller!
A wiem, ze te mysli dotycza mojego zycia, bo przedstawiaja sytuacje w ktorej sie znajduje.
No i co z tego?
Skoro to wiesz, to po co Ci jeszcze do tego myśli?
Ile już wpatrujesz się w te myśli? Rok? 20 lat?
I co? Zmieniło się coś?
A może czekasz aż myśli pozwolą Ci coś zrobić?
Bo przeciez wiem, jak wyglada moja sytuacja
Zakładam, że to wiesz.
No to po cholerę się wlepiasz w to myślenie?
Szukasz potwierdzenia?
Gdy w telewizji leci film, to wpatrujesz się w gazetę i czytasz jeszcze 100 razy, że to ten film?
No wiesz jaka jest sytuacja w Twoim życiu i widzisz myśli i pytasz “i co?”
I nic. Bo nic z tym nie robisz.
i gdy pojawiaja sie mysli odnosnie tej sytuacji w moim zyciu, to tez mam ignorowac te mysli? Przeciez one przedstawiaja fakty, odnosnie mojego zycia.
Sam sobie odpowiedz.
A czy Piotrze konieczne jest zidentyfikowanie uczucia, np. smutek, gniew itd, czy wystarczy, ze cos czuje i uwalniac to, bez uswiadomienia sobie, jakie to jest uczucie? Pytam, poniewaz czesto tak mam, ze nie za bardzo wiem, w jakim stanie emocjonalnym sie znajduje. Tak, jakby kilka emocji sie wymieszalo. Mam nadzieje, ze wiesz, o co chodzi.
Nie ma potrzeby wiedzieć co czujesz. Ale jeśli ten brak wiedzy jest powodem Twojego opierania się, no to warto nauczyć się odczuwać.
Instrukcja jest w serii artykułów. Udostępniłem też arkusz z chyba wszystkimi możliwymi uczuciami, a przynajmniej powszechnie przyjętymi nazwami dla nich.
Oto link:
http://wolnoscodporno.pl/Blog/2017/09/Jak-I-Dlaczego-Zaczac-Odczuwac-6/
Jeśli zależy Ci na wzroście świadomości, to jednak warto wiedzieć co czujesz, bo każde uczucie koresponduje z tym jak postrzegasz daną sytuację, okoliczności, etc.
Bo jeśli reagujesz na coś emocjonalnie, a nie spokojem, no to masz wobec tego jeszcze jakieś negatywne przekonania, oczekiwania, niechęć, oceniasz to, osądzasz, wychodzisz z jakichś pozycjonalności. A to wszystko niepotrzebne ograniczenia, osłabiające postawy.
Ok. Dziekuje.
Jeszcze chcialem Piotrze zapytac o jedna rzecz. Ktos juz tutaj zadawal podobne pytanie, ale nie moge w natloku tych wszystkich tematow teraz tego znalezc, a wyszukiwarka nie daje zadnych wynikow. Otoz caly czas odczuwam i uwalniam( przynajmniej tak uwazam, staram sie)i od jakiegos czasu mam straszne parcie na ogladanie porno i oczywiscie na masturbacje podczas. Ale to straszne. Jakies takie nasilenie, ze nie wiem, co sie dzieje. Ogladalem dotychczas w miare czesto, ale teraz to jest jakas tragedia. Od razu rano, po przebudzeniu, jak wroce z pracy i jeszcze wieczorem. Eh… Czy to moze miec cos wspolnego z uwalnianiem i ze wychodza ze mnie emocje, a ja staram sie je stlumic? W sensie, ze im wiecej odczuwam/ uwalniam, tym bardziej mam ochote na porno, zeby tych emocji nie odczuwac? Kurde zalamany jestem. Znaczy bylem caly czas, ale teraz to juz kaplica.
Otoz caly czas odczuwam i uwalniam( przynajmniej tak uwazam, staram sie)i od jakiegos czasu mam straszne parcie na ogladanie porno i oczywiscie na masturbacje podczas. Ale to straszne.
To nie jest straszne.
To spodziewane – mówiłem, że intencja uwolnienia zacznie ujawniać z podświadomości kolejne i kolejne warstwy emocji.
Nie masz “parcia na oglądanie porno”, tylko pragniesz uciec od tych emocji, opierasz się im, osądzasz je, oceniasz. Nie chcesz ich czuć.
Uwalnianie to nie sztuczka. To jeden element życia.
Jak oddychanie.
Gdybym w Programie powiedział “oddychaj” to zapytany co robisz odpowiadałbyś ludziom nie że oddychasz, tylko “przerabiam Program, wykonuję tzw. oddychanie”?
Czego elementem jest uwalnianie emocji, czemu ma służyć?
Co to są emocje, z czego wynikają?
Czy zająłeś się już tymi tematami?
Co zrozumiałeś?
Czy stałeś się świadomy w trakcie odczuwania emocji – czy dostrzegasz jak się opierasz, jak nie chcesz ich czuć?
Jakies takie nasilenie, ze nie wiem, co sie dzieje.
Nie wiesz, bo nie zrozumiałeś, że intencja uwolnienia emocji zacznie je stopniowo wyciągać z podświadomości.
A Ty od razu zaczynasz uciekać, opierasz się, przez co to nie mija i jeszcze rośnie, nasila się.
Nie chcesz zrozumieć.
Nie wiem czego oczekiwałeś.
Wyjaśniałem, że poczujesz to, co czułeś w przeszłości, czemu się opierałeś, od czego uciekałeś.
Poczujesz to dokładnie takim jak wtedy. I będziesz miał możliwość podjęcia nowej decyzji – nie by się opierać i uciec, stłumić, grać ofiarę czy wyprojektować ale by to zaakceptować, pozwolić temu płynąć i się wyczerpać.
Ogladalem dotychczas w miare czesto, ale teraz to jest jakas tragedia. Od razu rano, po przebudzeniu, jak wroce z pracy i jeszcze wieczorem.
No i brakuje całej reszty – świadomości co czujesz, notatek, Twojego postępowania.
Nie ma nic o tym jak żyjesz, jak spędzasz dni, co czujesz rano, jakie masz do tego nastawienie, jakie masz nastawienie do dnia, do tego, co robisz, czego spodziewasz się doświadczyć, jak pracujesz, czy się w pracy stresujesz, martwisz, opierasz, etc.
Tylko “emocje, emocje, emocje”. I co z tego, że emocje?
No co z tego, że czujesz żal czy gniew?
Te emocje nic nie znaczą.
Stłumiłeś je, więc się ujawniają. Wszystko co zamiotłeś pod dywan, nadal jest pod dywanem.
Nie ma w tym nic dziwnego. Ani strasznego.
Kiedyś sam się przekonałeś, że oglądanie porno pomaga, rozładowuje emocje, napięcia, etc., a teraz się okazuje, że tak wcale nie było.
Doświadczasz konsekwencji swoich błędów.
Trudno. Trzeba przez to przejść ale nie musisz się ani z tym męczyć, ani cierpieć.
Wystarczy to akceptować, poddawać się temu.
Eh… Czy to moze miec cos wspolnego z uwalnianiem i ze wychodza ze mnie emocje, a ja staram sie je stlumic?
Sądziłeś, że poczytanie o Programie rozwiąże wszystko samo?
Że uwalnianie to unikanie emocji – robienie czegoś z nimi jakoś tak bez ich odczuwania?
Mówiłem wyraźnie – wchodzisz w to, od czego uciekałeś zapewne latami. Pozwalasz sobie to czuć i nie grasz już ofiary, nie opierasz się.
Wyjdzie z Ciebie wszystko po kolei tak jak to tłumiłeś. Nie od razu. Być może na przestrzeni wielu lat.
Na razie nadal można rzec, że jesteś amatorem.
Wyszło trochę więcej emocji, niż zazwyczaj i już dramaty, tragedie, łolaboga.
W sensie, ze im wiecej odczuwam/ uwalniam, tym bardziej mam ochote na porno, zeby tych emocji nie odczuwac?
Gdybyś uwalniał, to nie chciałbyś tego tłumić.
Nie akceptujesz tego, co czujesz – osądzasz to jako straszne, jako tragedię.
Powiedz mi – gdzie w instrukcji uwalniania jest napisane, by dramatyzować, grać ofiarę, osądzać to co czujesz?
Skoro chcesz oglądać porno, to znaczy, że chcesz korzyści – czyli stłumienia tego, co czujesz, bo się temu opierasz, nie chcesz tego czuć.
Czyli nie uwalniasz, tylko myślisz o uwalnianiu.
Kurde zalamany jestem. Znaczy bylem caly czas, ale teraz to juz kaplica.
No to nie dziwne, że Ci się nie poprawia.
Cały czas się więc opierasz, negatywnie osądzasz siebie i swoją sytuację, nie akceptujesz ani siebie, ani swojej dotychczasowej sytuacji, ani okoliczności, ani emocji.
Słowem – jesteś nadal takim samym człowiekiem i liczysz, że jak sobie pouwalniasz, to Ci się zmieni życie?
Dlaczego pierwsze co rano robisz, to się opierasz?
Zapewne żyłeś tak od wielu lat. Czy jesteś świadomy tego? Skoro problem jest już z samego rana, to się przygotowałeś, np. napisałeś kartkę z przypomnieniem, by się nie opierać, nie walczyć? Że to normalne rano czuć się osłabionym, czuć jakieś emocje?
No cudów nie ma – to, co robisz to Twoje decyzje i Ty doświadczasz ich konsekwencji.
Mówiłem – nie ważne co robisz, ważne jak żyjesz.
Nie ma żadnego “sposobu” na wyjście z uzależnienie. Bo uzależnienie to jedna z konsekwencji nieświadomego, niedojrzałego, negatywnego życia.
Gdzie leży więc problem?
A w tym, że chcesz wyjść z uzależnienia ale chyba postrzegasz to jako sztuczkę.
“Kurde, załamany jestem. Znaczy byłem cały czas, ale teraz to już kaplica” – więc widzę nie tylko brak zmian na lepsze ale jeszcze zmianę na gorsze.
W wielkim skrócie – to tylko emocje. A dla Ciebie to tragedia, że je czujesz. A spodziewałeś się ich nie czuć?
Jeśli poświęciłeś setki godzin, a zapewne tysiące na opieranie się, budowałeś sobie na bazie tłumionych i odczuwanych emocji dramatyczne wizje swojego życia, przyszłości, no to pora nareszcie to wszystko posprzątać jak należy.
Twoje doświadczenia są przykre i bolesne, bo takie powinny być biorąc pod uwagę jak podchodzisz do siebie samego i tego co czujesz.
O medytacji nie piszesz nic, czyli cały czas wpatrujesz się w mentalny bełkot.
Dlaczego sytuacja odczuwania gniewu i smutku to dla Ciebie jakaś zupełnie nowa sytuacja, o którą musisz zapytać?
Emocje to informacje.
A dla Ciebie to koniec świata.
To tylko emocje. Nic więcej i nic mniej.
Trzeba z nimi odpowiednio postępować. Skoro tłumiłeś je całe życie, całe życie je negatywnie postrzegałeś i opierałeś się, to nie dziwne, że jest Ci trudno, gdy ujawni się kapka więcej, niż zazwyczaj.
Mówisz, że cały czas oglądasz porno, a teraz jeszcze więcej.
Więc nadal nie jesteś świadomy. Tak jakbyś kompletnie zignorował Moduły 2-3 i od razu przeszedł do tego tajemniczego zaklęcia nazywanego “uwalnianiem”.
Ale to tak jakbyś chciał zrobić placek kompletnie pomijając przygotowanie ciasta.
Niemniej potrafisz nazwać to, co czujesz – smutek i gniew. To dobrze.
Smutek pewnie czujesz w sytuacjach, którym się opierasz, na które uważasz się za zbyt słabego, niewartego ich rozwiązania, etc.
Czyli postrzegasz je przez pryzmat winy i apatii – bezsilności.
Jeśli tak, to smutek jest wyższym stanem energetycznym od winy i apatii. Ale nie pozwalasz sobie na smutek.
Zaczynasz się opierać.
I w tym momencie pojawia się najwyższy stan emocjonalny – gniew. By Cię wyciągnąć z apatii.
I co robisz z gniewem? Też się opierasz.
Jeszcze zaczynasz dramatyzować co się dzieje.
A co się dzieje? Odczuwasz w ciele Twoją energię odpowiadającą Twojej świadomości.
Doświadczasz “systemów wspomagania”, które postrzegasz jak tortury.
Oczywiście, że doświadczanie wstydu czy winy nie jest komfortowe. Ale co z tego?
Ponadto wstyd i wina to bardzo ważne informacje i narzędzia dydaktyczne.
Jeśli postrzegasz się źle, negatywne, to pojawi się poważny dyskomfort, by nie było możliwe go zignorować.
Tak jak i oparzenie jest na tyle silne, że zignorować się go nie da – reagujemy natychmiast. Zazwyczaj mądrze.
Jednak w przypadku emocji ludzie zazwyczaj postępują bardzo głupio.
Zamiast swoje odczucia akceptować, pozwalać im płynąć, bo to energia, opierają się, grają ofiary i jeszcze je projektują na świat. A potem tłumią nie rozumiejąc kompletnie dlaczego w ogóle je czuli.
Zazwyczaj wmawiają sobie bzdury typu “ktoś mnie zdenerwował”, “coś mnie zestresowało”, itp.
A to totalnie nie tak.
Emocje to informacja o tym jak MY postrzegamy to, co się dzieje.
Np. osądzamy, mamy oczekiwania i jak ktoś ich nie spełnia, to pojawia się gniew, by nas wzmocnić, gdyż uważamy, że jesteśmy ranieni, atakowani. Gniew wyciąga z apatii. Ale tak nie można żyć – wiecznie traktować się jak ofiara, jak ktoś nieszanowany, itp.
Trzeba przede wszystkim zajmować się tymi pozycjonalnościami, a emocje to emocje – bezosobowa energia i tyle.
Akceptujesz ją dokładnie taką jaką jest i pozwalasz jej płynąć. Nie szukasz dla niej pretekstu, usprawiedliwienia, nie próbujesz zrozumieć, nie projektujesz i nie opierasz się.
Czyli nie robisz tego, co teraz – “no czuję żal, a potem gniew! Dlaczego?”
Nie jest ważne dlaczego. Akceptujesz to tak jak jest i pozwalasz temu płynąć. I gdy poczujesz się lepiej, możesz przeanalizować co się stało przed, że pojawił się żal. Jeśli nic specjalnego się nie stało, no to po prostu ujawnił się stłumiony żal i tyle.
A jeśli coś się stało, to pewnie uznałeś się za ofiarę tego lub – częsty scenariusz – uznałeś, że coś straciłeś.
Zazwyczaj żal pojawia się, gdy człowiek rozmyśla nad przeszłością – co swoją drogą nie ma żadnego sensu – i dramatyzuje ile to stracił, zmarnował, itd.
Czyli emocjonuje się, nie pozwala żalowi płynąć. Nie przewartościowuje swojej przeszłości, tylko nadal gra ofiarę.
Na razie patrzysz na swoje życie jak na pełne problemów. Zapewne przez wiele różnych negatywnych pozycjonalności.
A potrzebne są rozwiązania, nie mentalizowanie i emocjonowanie się problemami.
Mówisz tylko tyle “teraz to jest tragedia” i tyle. Zero konkretów, zero przyczyn sięgania po porno.
Tylko emocjonujesz się konsekwencjami.
A potem opierasz się i uciekasz od tej emocjonalności.
I tak w kółko i jest coraz gorzej.
O pozycjonalnościach jest Moduł 5.
Ale żeby w ogóle mieć szansę nad nimi pracować, trzeba stać się świadomym. Jak – w tym bardzo pomocne są notatki.
Co robić z myślami? Ignorować. Od tego jest medytacja – Moduł 3.
Co robić z emocjami? Uwalniać. Tylko i aż.
A o co chodzi tak ogólnie? O to jak żyjesz.
To jedyny determinant zdrowia.
A jak to jest Piotrze z odczuwaniem emocji wobec emocji? Chodzi mi o to, ze np. odczuwam smutek ( oczywiscie zakladajac, ze nie stawiam mu oporu) i z powodu tego, ze odczuwam ten smutek- odczuwam zlosc. Juz nie chce isc dalej i pisac, ze z powodu tej zlosci, odczuwam inna emocje i tak w nieskonczonosc. Do sedna- czy ta zlosc, z powodu odczuwanego smutku, da sie uwolnic, jak kazda inna emocje, czy trzeba najpierw uwolnic glowna emocje- w tym przypadku smutek? Chodzi mi o to, czy ta glowna emocja-smutek, nie jest jakby takim zasilaniem dla tej energii zlosci i nic mi nie da uwalnianie tej zlosci, dopoki nie uwolnie tej glownej energii- smutku i wowczas ta energia zlosci sama zniknie, poniewaz istniala ona jedynie, z powodu tamtej energii bazowej- smutku? Mam nadzieje, ze nie przekombinowalem zbytnio i sens zostal zachowany.
Pawle, zalecam, byś wreszcie zaczął robić to, co robisz ze zrozumieniem.
Robisz coś i jak sam mówisz w drugim komentarzu – nie wiesz czy to robisz.
A teraz mówisz o emocjach ale nadal nie rozumiesz co to są emocje.
Nie wiem też czy mówisz o jakieś realnej sytuacji ze swojego życia, czy tylko gdybasz.
A jak to jest Piotrze z odczuwaniem emocji wobec emocji?
Tak jak było od zawsze.
Fundamentalne pytanie – co to są emocje?
Wiesz co?
Jeśli nie, no to nie dziwne, że masz problemy. Znajdź w Programie odpowiedź.
Na Blogu jest potężna seria artykułów O Emocjach i o odczuwaniu:
http://wolnoscodporno.pl/Blog/2018/07/O-Emocjach-Podsumowanie/
Ja nie jestem tu, by ludziom “łowić ryby”, tylko nauczyć każdego łowić, by sobie potem już łowili sami.
Powiedz mi – jak już dojrzałeś emocjonalnie, co zrozumiałeś i jak zmieniłeś to jak żyjesz?
Chodzi mi o to, ze np. odczuwam smutek ( oczywiscie zakladajac, ze nie stawiam mu oporu) i z powodu tego, ze odczuwam ten smutek- odczuwam zlosc. Juz nie chce isc dalej i pisac, ze z powodu tej zlosci, odczuwam inna emocje i tak w nieskonczonosc.
Nie odczuwasz emocji z powodu żadnej innej emocji.
Co to są emocje? Wbij to sobie do głowy na resztę życia – emocje to informacje o Twoim postrzeganiu.
W tym przypadku czujesz smutek, nie chcesz go czuć, opierasz się mu (nie ma tu co zakładać, bo wymyślanie sobie czegoś, to nie rzeczywistość).
Wobec smutku stawiasz się w roli ofiary, wmawiasz sobie bezsilność. Sądzisz, że jak pozwolisz sobie na smutek, to Cię zaleje, przytłoczy, pochłonie.
Mam rację?
Co więc się dzieje? Pojawia się gniew, by wyciągnąć Cię z bezsilności. I co robisz z gniewem?
To samo co ze smutkiem. Opierasz się. I tyle.
Do sedna- czy ta zlosc, z powodu odczuwanego smutku, da sie uwolnic, jak kazda inna emocje, czy trzeba najpierw uwolnic glowna emocje- w tym przypadku smutek?
A co to jest uwalnianie?
Czy przeczytałeś instrukcję, każdy punkt?
Bo z tego co widzę traktujesz uwalnianie jak magiczne zaklęcie lub sztuczkę.
Mówisz “uwalnianie”, “czy da się uwolnić”. A jakie są kroki uwalniania? Czy choć je przeczytałeś?
Czy tam jest napisane w języku elfowym co należy zrobić?
Ty mi powiedz czy i co zamierzasz.
Na razie nie chcesz pozwolić sobie na odczuwanie smutku.
Czy pozwalasz sobie na smutek? Nie. Walczysz z nim, opierasz się mu.
Żadna emocja nie powoduje żadnej innej.
Emocje nie wywołują siebie nawzajem.
Zapewne czujesz kilka emocji naraz i zamiast je uwalniać, to uciekasz od tego w zastanawianie się skąd się wzięły.
Co zrobić z kilkoma emocjami?
A czy jest różnica nad wylewaniem czarnej herbaty z kubka od wylewania kilku zmieszanych herbat w jednym kubku?
Chodzi mi o to, czy ta glowna emocja-smutek, nie jest jakby takim zasilaniem dla tej energii zlosci i nic mi nie da uwalnianie tej zlosci, dopoki nie uwolnie tej glownej energii- smutku i wowczas ta energia zlosci sama zniknie, poniewaz istniala ona jedynie, z powodu tamtej energii bazowej- smutku?
Motasz, motasz, motasz.
Instrukcja uwalniania ma kilka kroków.
A pytań miliony. Pytań, które nie mają żadnego znaczenia.
A ich celem jest dalsze uciekanie od samego uwalniania.
Energia złości sama nie zniknie, bo to nie statek znikający za horyzontem.
Każda emocja to informacja o Twoim nastawieniu, postawie. O pozycjonalności z jakiej wychodzisz względem, w tym przypadku – emocji żalu.
Na razie na smutek patrzysz jak na przeciwnika, zagrożenie, coś złego, niebezpiecznego czy niepotrzebnego.
Nie chcesz pozwolić mu płynąć, nie chcesz się mu poddać.
O czym też mówisz w drugim komentarzu – że nasiliły się sesje z porno.
Bo z jednej strony chcesz, by emocje wychodziły z podświadomości, a gdy już się pojawią, to się im opierasz, uciekasz, osądzasz.
Emocja nie istnieje z powodu żadnej innej emocji.
To co czujesz to konsekwencja Twojej świadomości.
Mam nadzieje, ze nie przekombinowalem zbytnio i sens zostal zachowany.
Przekombinowałeś.
Uwalnianie – nawiąż świadomy kontakt z emocją, czyli przestań o tym myśleć i opierać się, tylko pozwól sobie DOŚWIADCZYĆ tego co czujesz, nie osądzaj jej, nie oceniaj, ignoruj myśli, podejmij decyzję o uwolnieniu, pozwól emocji płynąć, nie stawaj jej na drodze.
Czy wykonałeś te kroki?
Co jest w nich niejasnego?
Jakiekolwiek pytanie na ten temat wynika z opierania się uwalnianiu i emocjom, niechęci, strachowi przed uwalnianiem, oddalaniu tego doświadczenia od siebie.
Wszystko zostało wyjaśnione więcej, niż raz.
Jedyne co zostało to teraz tak żyć.
Czy cokolwiek w tym opisie zmienia się w zależności czujesz wstyd, winę, opór, gniew czy kilka emocji naraz w różnych konfiguracjach?
Cześć. Dużo ostatnio piszesz tych artykułów
1 Odnośnie mentalizacji- zauważyłem że dawno temu, gdy uczyłem się samoobrony, oraz jeszcze wcześniej(gdy wchodziłem w temat) to miałem takie myśli, bardzo ciężkie, że ,,nie zasługuję na bezp. fizyczne!”- Towarzyszyły temu ciężkie odczucia bezsilności(nawet potrafiło mi się śnić że walczę i biję przeciwnika ale moje ciosy nie robią żadnego wrażenia-bezsilność). Po latach jednak podjąłem się bardzo prostego, sprawdzonego treningu i gdzieś po roku mówiłem sobie: ,,W sumie jest ok.
Znowu na przełomie 2018/2019 roku robiłem prawo jazdy i też znowu ta bezsilność się pojawiła, wraz z poczuciem niezasługiwania(miałem jeszcze próbę w 2016 we wrześniu/październiku- wtedy te odczucia były max silne)
Wydaje mi się że może ta bezsilność troszkę osłabła ale w sumie czuję poirytowanie- czy to już tak będzie do końca? Że czegokolwiek się podejmę to będę miał poczucie bezsilności i mentalizację?
2 Piotrek napisałbyś artykuł o tym jak wychodziłeś z uzależnienia- chodzi mi o poznawanie ludzi. Z tego co wiem to w czasach uzależnienia miałeś dość toksyczne towarzystwo, jednak gdy już zdrowiałeś to prawdopodobnie zacząłeś poznawać nowych, zdrowszych ludzi. Napisałbyś o tym? Chodzi mi o to czy to nie było dziwne/szokujące doświadczenie wejść w relacje z innym typem ludzi niż dotychczasowo.
Pozdrawiam :)
1 Odnośnie mentalizacji- zauważyłem że dawno temu, gdy uczyłem się samoobrony, oraz jeszcze wcześniej(gdy wchodziłem w temat) to miałem takie myśli, bardzo ciężkie, że ,,nie zasługuję na bezp. fizyczne!”- Towarzyszyły temu ciężkie odczucia bezsilności(nawet potrafiło mi się śnić że walczę i biję przeciwnika ale moje ciosy nie robią żadnego wrażenia-bezsilność). Po latach jednak podjąłem się bardzo prostego, sprawdzonego treningu i gdzieś po roku mówiłem sobie: ,,W sumie jest ok.
Nie ma ciężkich emocji, ani myśli.
To, co Cię osłabia to Twój opór względem tego, czyli niechęć, negatywne wartościowanie, osądzanie.
Poziom energii w głównej mierze wynika z nastawienia, intencji, postawy względem czegoś/kogoś – czyli poziomu świadomości jaki wybierasz względem tego.
Sny to czasami reprezentacja tego, co w sobie nosimy.
Ty walczyłeś z wieloma aspektami swojego życia i doświadczeń. Opierałeś się i próbowałeś się z tym bić.
Wliczając swoje myśli i emocje.
Bezsilność to najczęściej wniosek jaki wyciągamy, gdy się z czymś męczymy, próbujemy to zmienić i nic to nie daje.
Jest to błędny wniosek.
A najczęściej pod tym oporem i walką (oraz ucieczką) skrywamy wstyd, poczucie winy, żal, strach.
Ale nigdy nie zdamy sobie z tego sprawy non stop uciekając od swojego wnętrza w zmaganie z sytuacjami, które są m.in. po to, by to z nas wyciągnąć.
Znowu na przełomie 2018/2019 roku robiłem prawo jazdy i też znowu ta bezsilność się pojawiła,
Nie ma żadnej “tej bezsilności”. I się ona nie pojawia.
To co czujesz to konsekwencja Twojej postawy i nastawienia względem czegoś.
Bezsilnością ukrywamy strach, żal, wstyd, winę i/lub gniew.
Mówimy sobie “nie mogę tego zrobić/poradzić sobie z tym”, a prawda brzmi “nie chcę poczuć tego, czego spodziewam się poczuć, gdy zacznę to robić, gdy spróbuję sobie z tym poradzić”.
wraz z poczuciem niezasługiwania(miałem jeszcze próbę w 2016 we wrześniu/październiku- wtedy te odczucia były max silne)
Odczucia nie były “max silne”, tylko ujawniły się większe warstwy, z którymi się zmagałeś, walczyłeś, od których uciekałeś.
Nie chciałeś ich, a że były to najwyższe warstwy podświadomości, to niezależnie co robiłeś i tak to czułeś.
Dlatego się non stop opierałeś i wmówiłeś sobie “nie mogę”.
Ależ mogłeś ale nie chciałeś czuć tego, co racjonalizowałeś i nadal racjonalizujesz jako “nie zasługuję”.
Wydaje mi się że może ta bezsilność troszkę osłabła
To nie jest możliwe, bo “ta bezsilność” nie ma żadnej rzeczywistości.
Poziom energii to rezultat Twojej świadomości względem czegoś.
Dopóki nie zmierzysz się z warunkami, w których to czułeś, no to oczywiście, że nie będziesz tego czuł.
A przynajmniej nie w takim wymiarze jak w odpowiednich warunkach.
ale w sumie czuję poirytowanie- czy to już tak będzie do końca?
Poirytowanie to gniew, któremu się opierasz.
To infantylna frustracja – stanie w miejscu i rozmyślanie.
Rozmyślasz – “czy to już tak będzie do końca”? TO – czyli co?
To co masz i robisz i czy to zmienisz to Twoja odpowiedzialność.
Nie ma żadnego “tego”. Są tylko konsekwencje Twoich decyzji.
Dopóki nie zmienisz decyzji, intencji, nie przepracujesz pozycjonalności, no to co się ma zmienić?
Nie ma niczego zewnętrznego czego byś był ofiarą.
Że czegokolwiek się podejmę to będę miał poczucie bezsilności i mentalizację?
No jeśli będziesz miał takie nastawienie i będziesz się opierał temu, co poczujesz, będziesz to wypierał, walczył z tym, uciekał od tego, projektował, mentalizował na ten temat, no to tak. Bo dlaczego miałoby się cokolwiek zmienić?
Jeśli do malowania obrazu wybierasz cały czas farbę fioletową, to dlaczego obraz miałby mieć inne barwy?
2 Piotrek napisałbyś artykuł o tym jak wychodziłeś z uzależnienia- chodzi mi o poznawanie ludzi. Z tego co wiem to w czasach uzależnienia miałeś dość toksyczne towarzystwo, jednak gdy już zdrowiałeś to prawdopodobnie zacząłeś poznawać nowych, zdrowszych ludzi. Napisałbyś o tym?
Napisanie o tym artykułu nie ma sensu.
Bo to dokładnie to samo, co wszystko inne – jeśli chcesz coś zmienić – fryzurę czy ludzi, z jakimi przebywasz, to trzeba to wybrać, ustalić jaki efekt końcowy chcesz osiągnąć, znaleźć do tego odpowiednie narzędzia i je zastosować.
Chciałem w końcu faktycznie poznawać piękne kobiety, to znalazłem ludzi, którzy piękne kobiety poznawali i mieli z nimi fajne relacje.
Zacząłem z tymi ludźmi przebywać. Zapłaciłem za szkolenia, wkładałem w to wysiłek.
Praca była zarówno zewnętrzna jak i wewnętrzna.
Chciałem otworzyć biznes, to znalazłem ludzi, którzy mieli własne biznesy i odnosili sukcesy. Zacząłem przebywać z takimi ludźmi, chodzić na warsztaty, etc. i STOSOWAĆ TO W SWOIM ŻYCIU.
Wszystko to, względem czego ja się nie zmieniłem, nie zmieniło się w moim życiu lub nie zmieniło się trwale.
Chodzi mi o to czy to nie było dziwne/szokujące doświadczenie wejść w relacje z innym typem ludzi niż dotychczasowo.
Nie, bo ja się zmieniałem razem z tym.
Poznałem trochę toksycznych osób w moim życiu – jak każdy.
Dopóki nie wyciągnąłem lekcji dlaczego takie osoby wybierałem i nie orientowałem się jak ja żyję, że daję się czarować, mamić, okłamywać, wykorzystać, to dalej spotykałem takich ludzi.
W końcu lekcję wyciągnąłem.
A jak lekcji nie wyciągamy z sytuacji, to lekcje wracają, a sytuacje się powtarzają.
Jak we wszystkim, tak i w poznawaniu nowych ludzi istotna była intencja, cel, zmierzenie się z oporem, lękami, etc.
Wyszły także urazy do siebie, ludzi.
Wszystko to, czego nie chcemy – nieraz powiedziałem coś głupiego, spowodowałem “niezręczną ciszę”, nie chciałem gdzieś iść, odmawiałem zaproszeń, bo się tak bałem i wstydziłem. Ale non stop pracowałem nad sobą.
Ujawniały się kolejne wyparte, niechciane aspekty mnie na każdym poziomie świadomości.
Człowiek, który nigdy tego procesu nie przechodził może być w szoku ile tego w nim było.
Dlatego zalecam albo znaleźć coacha w tematach, nad którymi pracujemy, albo
W WoP mówiłem np., by być przygotowanym na ok. 100 godzin uwalniania każdej emocji.
A ludzie uwalniają godzinę i już zaczynają wątpić czy to ma sens, czy coś się zmienia.
Czyli wykonali 1% pracy nad jednym tematem i już szukają pretekstu, by przestać i uciec.
A poza tym emocje ułożone są warstwami jak na kopcu – jak koszulki w szufladzie. Nigdy nie wiemy jakie, ile i w jakiej kolejności są te warstwy.
Te 100 godzin mogę być więc rozłożone na wiele miesięcy.
Np. intencja uwolnienia tego, co nazywasz bezsilnością może w pierwszej kolejności wyciągnąć z Ciebie gniew, który określasz jako poirytowanie, które na coś projektujesz.
A pod tym będzie żal. Pod żalem strach. Pod strachem wstyd. Potem np. znowu gniew i żal.
Wszystko zawsze zaczyna się od Ciebie – czego Ty chcesz.
Czy w ogóle lubisz ludzi, że chcesz spotkać innych?
Czy jest coś, nad czym moglibyście wspólnie pracować, wspólnie się zajmować, interesować?
Czy wiesz w jakich miejscach przebywają osoby, które chciałbyś poznać?
Relacje z ludźmi dojrzałymi nie są szokujące, ani dziwne.
Po skontrastowaniu tego jak oni żyją, podchodzą do życia, świata, problemów, innych ludzi dziwne i szokujące będzie to jak my żyliśmy.
Normalność i zdrowie nie szokują i są dziwne.