Witam Cię serdecznie!
W dzisiejszym artykule porozmawiamy o męskości (i przy okazji o innych tematach).
Chcę, byś na to zagadnienie spojrzał(a) jako jakość typu bycia w świecie – pewien wycinek ze spektrum ekspresji. Są oczywiście tylko 2 aspekty, które powszechnie nazywamy męskością i kobiecością. Są to jakości dopełniające się, a nie, jak wielu bezmyślnie powtarza, przeciwne sobie.
Co pokazuje jakimi konspektami operuje umysł – totalnie nie odnoszącymi się do rzeczywistości (ale ludzie używają ich bardzo chętnie). Tak jak dualizm dobra czy zła. Zło to nie przeciwieństwo dobra, tylko brak dobra (a co to jest to “dobro”?). Zimno to nie przeciwieństwo ciepła, tylko brak ciepła. Ciemność to nie przeciwieństwo jasności, tylko brak jasności. Dlaczego jest to tak ważne? No bo nie można zabrać zimna, ciemności, ani zła. Nie da się, bo to tylko mentalizacja – ograniczenie percepcji. Jest tylko jedna zmienna. Jeśli próbujemy coś zrobić z wytworem naszej ograniczonej percepcji, to nic nie zdziałamy.
No bo powiedz – czy można zabrać brak wiedzy? Czy można usunąć brak informacji i to automatycznie da informacje? Czy można zabrać brak edukacji? Czy można zabrać brak doświadczenia? Czy można zabrać głupotę? Nie. Można tylko edukować, zdobywać odpowiednie informacje.
Czy można usunąć złamanie? Nie. Można zadbać o warunki, w których kość się zrośnie. Z samym złamaniem nic nie można zrobić. No bo złamana kość, to nadal ta sama kość. Nie jakaś inna kość. Trzeba odpowiednio zająć się kością, a nie nazywaniem jej “złamaniem” i próbami jego usunięcia.
Czy można usunąć jakikolwiek sygnał płynący z ciała, np. ból? Nie. Można tylko odciąć jego świadomość. Dopóki nie zajmiemy się przyczyną – warunkami, w których pojawia się informacja nazywana bólem – ta informacja będzie trwała, a nawet rosła. Ale oczywiście, jeśli ból nazwiemy naszym wrogiem, to będziemy z nim walczyć jak z terrorystą, który chce naszego nieszczęścia. Co w efekcie sytuacji nie polepszy, a może nawet kolosalnie pogorszyć.
W przypadku ludzi tak, mamy dwie płcie, ale są to ekspresje jednego aspektu istnienia – człowieczeństwa. A ogólniej – życia. Jakże to może być przeciwne? Przeciwne czemu? Samemu sobie?
To samo odnosi się do aspektów wewnętrznych – braków nie można zabrać, usunąć, ani wypełnić. Chociażby dlatego, że każdy brak to tylko percepcja, osąd, ocena. Do tego sami nadaliśmy temu wartość, stawiliśmy opór i uznaliśmy się za ofiarę tego. Na bazie tego, że samych siebie nie postrzegamy jako perfekcyjnych takimi jakimi jesteśmy. Bowiem się osądziliśmy. Zazwyczaj bardzo niesprawiedliwie i sadystycznie.
Zauważ, że jeśli cokolwiek wewnętrznego uznasz za swojego przeciwnika, czyli coś przeciwne Tobie – np. myśli lub emocje, to automatycznie do Twojego życia zapraszasz cierpienie, napięcie, niepokoje, zmaganie. Co oczywiście ma przełożenie na wszystko co robisz i masz w świecie zewnętrznym. Bez tej walki, z Twojego życia zniknęłaby masa problemów.
Im więcej problemów, tych zewnętrznych i wewnętrznych, tym silniejszy sygnał, że coś jest do korekty. Najczęściej wystarcza korekta percepcji. A jeśli nie wystarcza, to potrzebny jest realny rozwój świadomości.
Powiedz teraz – czy można usunąć cień? To że coś nazywasz cieniem, nie oznacza, że ma to osobny byt w rzeczywistości i można coś z tym zrobić. Tzw. cień to nic innego, niż brak światła w pewnym obszarze widziany przez kontrast z większym natężeniem światła. Nie można z cieniem zrobić nic, bo to mentalizacja. To że Twój umysł widzi różnice w poziomie natężenia światła, nie oznacza, że te różnice nagle mają osobne istnienie w rzeczywistości i można tym manipulować.
A emocje to właśnie takie zmienne ilościowe i jakościowe poziomy energii wewnętrznej człowieka. Plus – to informacje, które należy właściwie interpretować. Próby usuwania emocji, walki z nimi, itd. kończą się zawsze wzrostem bólu jako sygnału, że popełniamy błędy. Potencjalnie poważne. A emocje oczywiście trwają, a nawet rosną – bo nie jest uwalniania ich energia, ani korygowana percepcja.
Wracając do płci. Już wiesz, że nie są przeciwne – to że widzisz coś przez kontrast, nie oznacza, że jest to inne i/lub przeciwne sobie.
Naprawdę mało mężczyzn chce osoby – kobiety. Zamiast tego chcą, aby zniknęło poczucie braku – np. wstyd, że jest się samemu. Mężczyźni chcą seksu, czyli przyjemności. Swoją drogą – to przyczyna zarzutu kobiet odnośnie mężczyzn – “faceci myślą tylko o seksie”. To co kobiety chcą przez to powiedzieć to to, że mężczyźni najczęściej nie mają innego celu bycia z kobietą, niż seks. A nie to, że cały czas dosłownie myślą o seksie.
Chcą kogoś ładnego przy sobie, by zyskać podziw – chcą tego, za czego źródło uznali kobiety. Widzisz? Nie ma tu mowy o drugiej osobie.
Naprawdę tylko kapka osób opisała mi dokładnie z jaką osobą chcieliby spędzić wspólnie swoje życie, które nie opierałoby się tylko na seksie.
Innymi słowy – ludzie ci kierują się niechęcią do czegoś, np. samotności. Jako, że uczucia nazywane wspólnie samotnością nie mijają, to albo próbują się od tych uczuć odciąć, albo próbują zdobyć coś ze świata, co ma w sobie obietnicę, że te uczucia znikną.
A gdy okazuje się, że kobieta to też osoba, która ot tak nie odda się obcemu facetowi, by temu było lepiej, by się poczuł mężczyzną, by zniknęło poczucie samotności, by się przestał osądzać, to oczywiście facet kobietę uznaje za swojego przeciwnika. Za swoje przeciwieństwo. No bo kobieta jest przeciwna jego potrzebom. Staje na drodze ich spełnieniu.
Widzisz absurd?
Kiedyś nie było problemu. Łubudu maczugą i kobieta zdobyta. ;) Potem, przez długi czas kobiety traktowano jak przedmioty, jak własność i robiono z nimi co się chciało. Dzisiaj już tak, na szczęście, nie jest. Jednak dla wielu facetów nadal jest i nawet być powinno. W ogóle nie potrafią odnaleźć się w sytuacji, w której egoizm nie daje pożądanych rezultatów. Ani samo pożądanie. Stają wobec kobiet do rywalizacji jak z przeciwnikiem, jak do walki, w której tylko jedna strona może wygrać. Nie rozumieją, że zdrowy związek nie może opierać się o rywalizację, tylko mówiąc generalnie – musi opierać się o współpracę, sojusznictwo, wspólne dobro. Tak jak biznes.
Czym się różni seks od gwałtu? Seks to dbanie o dobro obu osób. Gwałt to dbanie o dobro tylko jednej osoby. Przynajmniej “dobro” w rozumieniu osoby, która gwałci. Można rzec, że ta sama czynność, a od intencji zależy czy będzie wspaniałym doświadczeniem dla dwojga lub przestępstwem i czynieniem ogromnej krzywdy.
Generalnie przelewanie uczuć na świat i swoje życie jest jednym z fundamentalnych sygnałów o niedojrzałości emocjonalnej i niskiej świadomości. NIC co widzisz przez pryzmat emocji nie jest prawdą. Wliczając pożądanie.
Fundamentalny błąd percepcji uzależnionych – sądzą, że pożądają porno lub wódki. Ale tak nie jest. Pożądają KORZYŚCI jakie z tego mają. Gdyby te korzyści potrafili osiągnąć w inny sposób – nawet przez żucie starych sznurowadeł, to żuliby stare sznurowadła. Ale nie potrafią. I żeby to sobie jakoś wytłumaczyć, mówią – “Lubię TO” – czyli picie, oglądanie porno, masturbację. A jeśli tak – to dlaczego się potem obwiniają?
Błąd percepcji opartej o dualizmy i przeciwieństwa także dobrze znają uzależnieni, którzy próbują zabrać, usunąć uzależnienie czy dowolną negatywną cechę, myśl lub emocję. Da się? Niektórzy próbują od kilkudziesięciu lat i jak na razie im się nie udało. No, ale sądzą, że to dlatego, bo próbują za słabo. Używają więc coraz więcej siły i skutek jest taki sam. A że emocje nie znikają, no to jedną z cech myślenia jest cały czas racjonalizowanie emocji, projektowanie ich na świat czy ludzi (wliczając ich samych), budowanie kontekstu dla nich, usprawiedliwianie ich, szukanie dla nich potwierdzenia, etc. To tak jakby pomalować sobie okulary zieloną farbą, a potem szukać dowodów, że świat jest zielony. No tylko oczywiście pewne jego aspekty są zielone – np. trawa. Więc oczywistym jest, że z łatwością można znaleźć dowód każdej percepcji. Co zakleszczy człowieka w tej percepcji. Jeśli jest negatywna, no to zaczynają pojawiać się problemy – czyli negatywne, bolesne konsekwencje.
Płcie nie są sobie przeciwne. Przestań w ogóle tak podchodzić do tematu płci. Orzeł to nie przeciwieństwo reszki. -10 stopni Celsjusza to nie przeciwieństwo +10 C.
Zły/dobry, to tylko błędy percepcji, która ma zastosowanie w przypadku edukacji malutkich dzieci. Gdy dziecko nie jest jeszcze w stanie pojąć bardziej złożonych konceptów o życiu, no to mądrym jest mu powiedzieć, że np. otwieranie drzwi do domu obcemu człowiekowi jest złe. Że są źli ludzie – np. ci, którzy w ogóle zaczepiają małe dzieci. Ale dlaczego tego konceptu nigdy nie rozbudowujemy? Zamiast tego dokładamy coraz więcej strachu, winy. A nasze zmysły i umysł głupieją, bo z czasem żyjemy w takim napięciu jakbyśmy poruszali się po polu minowym.
Nie ma zła, ani dobra. Ty możesz uważać, że terrorysta jest zły. A on uważa, że jest dobry. I kto ma rację? Ty oczywiście sądzisz, że Ty masz rację. A on sądzi, że on ma rację.
Rozumiesz? Oczywiście Twoja percepcja oparta jest (przynajmniej tak zakładam) o chęć życia, o przynajmniej pewną zgodę na to, że żyć jest lepiej, niż zostać zabitym. Terrorysta ma inną percepcję. Wg niego śmierć w imię boga i zabicie przy tym niewiernych jest lepsze, niż życie np. za kasą w Biedronce i życzenie klientom miłego dnia.
Jako, że świat ewoluował, no to jest ogólna zgoda za tym, by życie chronić. Nie odbierać życia, gdy np. chcemy coś, co ma ktoś inny.
A że żyjemy w szkole (mowa o tej planecie), no to oczywistym jest, że są ludzie, a nawet całe narody, które jeszcze nie ewoluowały do tej percepcji – do tego poziomu świadomości. Nie czyni ich to złymi. Ale jeśli dasz im pretekst, to Cię zabiją. Jeśli dasz im możliwość, to Cię zabiją. Jeśli pozwolisz sobie wejść na głowę, to na nią wejdą i ją odetną.
Kobiety w pewnym sensie postępują podobnie – testują mężczyzn. Sprawdzają czy mężczyzna jest na tyle silny i mądry, by nie pozwolić sobie wejść na głowę. Bo jeśli pozwoli “słabej kobiecie”, to kobieta widzi, że ma do czynienia z jednostką, której ktoś silniejszy głowę odetnie. Ale o kobiecych testach porozmawiamy nieco później w tym artykule.
Już w szkole jeśli dziecko pozwala, gra słabą, ofiarkę, to nawet reszta klasy zaczyna z takiej jednostki się śmiać, dręczyć ją. Czy nie tak postępują nierozwinięte kraje z bardziej rozwiniętymi? Czy nie przypomina to międzynarodowej sceny politycznej? Jeśli otworzysz okno, to zawsze wleci przez nie mucha. Jeśli żyjesz naiwnie, to zawsze znajdą się chętni, by to wykorzystać.
Nie mówię, by żyć w strachu. Wręcz przeciwnie – mówię, by żyć rozsądnie. Rozumieć rzeczywistość. Uczyć się z wielu przykrych lekcji historii. A nie szukać usprawiedliwień do grania ofiary i liczenia na innych. A do tego nie stawać się przy tym zalęknionym, ani zgorzkniałym.
Po raz kolejny – nie żyjemy w świecie przeciwieństw. Żyjemy w świecie kontekstu i percepcji opartej o kontekst.
Znaczenie każdej informacji bierze się z kontekstu.
Rozważ w jakim kontekście trzeba patrzeć na kobiecość i męskość, by uznać, że są sobie przeciwne? A jaki może być kontekst, w którym już przeciwne sobie nie są?
Przecież ludzie żyją w takim kontekście, że uważają, że np. kłócą się sami z sobą! Jak to jest możliwe? Jak można kłócić się samemu ze sobą? Trzeba by się rozdzielić na dwie jednostki, z których każda ma inne spojrzenie na pewną sprawę i doprowadzić do konfliktu między nimi. Tak nie jest, bo to niemożliwe. Ludzie próbują przegadać myśli, z którymi się identyfikują. Ale to tak na marginesie, by pokazać jak wielkie znaczenie ma KONTEKST.
Rzuć okiem na poniższy obrazek:
Mamy tutaj sylwetkę medytującej (tak na zachętę ;) ) postaci. Specjalnie wybrałem taką, która nie przypomina ani mężczyzny, ani kobiety. Bo płeć dla tych rozważań nie ma znaczenia.
Na pewno zauważyłeś/aś różnokolorowe punkciki. Nazywają się czakrami. Ja wiem, że wielu zapewne fuknie jak zirytowany kot ale posłuchaj. Bowiem każdy z tych punkcików reprezentuje fundament ekspresji jako istota ludzka. Od razu powiem, że układ czakralny w ogóle zaczyna funkcjonować od poziomu świadomości przynajmniej 200, czyli od spektrum sprzyjającego życiu – Odwagi. A więc w obszarze ekspresji życia, na którym nie jest ponad 80% ludzi. Nie ważne jakie ćwiczenia zrobisz z czakrami, to nic nie da. Bo system energetyczny człowieka automatycznie się harmonizuje z poziomem świadomości. Innymi słowy – gdy zaczniesz żyć odważnie, całe Twoje wnętrze zacznie “działać” z coraz lepszą jakością. I zaczniesz odczuwać wibracje w tych punktach. Co oczywiście jest tylko uczuciem i nie ma znaczenia.
Żadne urządzenia tego nie mogą zbadać, nie da się tego udowodnić.
Jak wszystko, co wewnętrzne – to można tylko doświadczyć dzięki własnego rozwojowi.
To się tyczy zarówno odwagi, jak i miłości i boskości, anielskości. To wszystko wewnętrzne. Tego nie ma gdzieś w świecie. Miłości nie można znaleźć, ani zdobyć. Odwagi nie można zdobyć. Można ew. dzięki sprzyjającym warunkom odrzucić to, czym ją w sobie ograniczamy i ją wybrać. Boga też nie ma poza Tobą.
Dlatego ludzie nie mają energii bez kawy, jedzenia. Bo ich wewnętrzny system energetyczny jest tak zapchany, że bez dostarczania energii z zewnątrz padliby bez siły. I to oczywiście normalne i naturalne (O ILE apatyczność, brak energii nie jest efektem oporu, grania ofiary, wmawiania sobie bezsilności, etc. – to nie jest ani naturalne, ani zdrowe).
Tak wygląda świat zwierząt – potrzebne jest zewnętrzne zasilanie. Zauważ, że nawet nasz umysł jest cały czas skoncentrowany na analizie świata zewnętrznego. Wystarczy minimalny ruch i już wzrok leci dokładnie na ten punkt. Za to umysł totalnie gubi się w świecie wewnętrznym. Jedyne co zna odnośnie wnętrza, to podstawowe zwierzęce zachowania mające pomóc w przeżyciu – walka lub ucieczka. Ani jedno, ani drugie nie jest właściwym postępowaniem względem czegokolwiek wewnętrznego.
Bo w sobie nie masz żadnych przeciwności, ani przeciwników.
Ani myśli, ani emocje to NIE są Twoi przeciwnicy. Rola obu tych aspektów nie jest w ogóle rozumiana na świecie.
Zauważmy, że świecie zwierząt jest fundamentalny podział na istoty muszące odbierać życie, by samemu przeżyć i osobniki rozwinięte ponad to – ich przeżycie nie ma kosztu.
Podobnie – ludzie cały czas muszą dostarczać sobie rozrywki, ekscytacji – tylko to nędzne alternatywy dla radości. Co staje się jasne dla tych, którzy nareszcie doświadczą prawdziwego spokoju i radości mających wewnętrzne źródło. Ale nie jest to możliwe, jeśli sądzimy, że mamy w sobie jakieś zło, zagrożenia.
W świadomości zwierzęcej normalnym jest cały czas zwracanie się ku światu zewnętrznemu. Nie ma w tym nic złego. Ba! Jeśli nawet pisklątko nie będzie głośno informowało swoich rodziców o własnych potrzebach, to zdechnie. Jeśli nie zacznie szukać i dziobać ziaren, to zdechnie. Jeśli nie zacznie chodzić, to zdechnie. Jeśli nie zacznie uciekać w obliczu niebezpieczeństwa, to zostanie zabite i zjedzone. Jeśli nie będzie eksplorować, szukać pożywienia, wody, to zdechnie.
Jeśli ludzkie dziecko wrzaskiem nie będzie informowało rodziców np. o swoim głodzie, to umrze z głodu. Brak wrzasku jest poważnym sygnałem, że coś z dzieckiem jest nie tak.
Aby przeżyć, trzeba zrozumieć, że ten świat m.in. umożliwia nam dostarczanie sobie z zewnątrz tego, czego potrzebujemy. Jest to normalne i zdrowe. Nie ma zwierzęcia, które miałoby z tym problem. Ludzie, przez negatywne programowanie, mają. Uczą się np., że to źle płakać. Że jeśli masz potrzeby, to jesteś egoistą. Uczymy się, że gniew jest zły. Głupot, których każdy z nas się nasłuchał są tysiące. Niestety zostaliśmy też zaprogramowani, że jeśli mamy w sobie coś złego, to wystarczy np. zjeść coś słodkiego, zapalić papierosa, wypić piwo czy obejrzeć porno i to zniknie.
A to błąd. Bo to niczego nie wypełnia, nie “odreagowuje”, nie realizuje. Tylko wytłumia, odcina totalnie błędnie rozumiane sygnały płynące z wewnątrz.
Żyjesz swobodnie czy czujesz ból? No to ból to informacja, że popełniasz błędy. Należy je odsiać i skorygować. A co ludzie robią? Demonizują ból i robią wszystko, by go nie czuć, a jak już czują, to stłumić. Nie zajmują się jego przyczynami.
Jak mówiłem, wiele spraw już nie możesz załatwić siłą. Jeśli walniesz kobietę maczugą w głowę i zataszczysz do domu, to zapewne kolejne 10 lub więcej lat spędzisz w więzieniu. Podobnie – jeśli będziesz próbował(a) atakować myśli lub emocje, to będziesz żył(a) dla siebie jak złoczyńca, zatrzaśniesz się w świecie zmagania, walki i cierpienia.
Różnica między źródłem wewnętrznym, a zewnętrznym jest m.in. taka:
– Tego, co wewnętrzne nikt nie może Ci zabrać, odebrać, zniszczyć. Dzięki czemu nie trzeba się bać utraty, nie trzeba się nikogo bać. A i im więcej tego dasz sobie i innym, tym więcej się tego pojawia. To tyczy się zarówno miłości czy odwagi jak i emocji jak strach, wstyd czy gniew.
– To, co wewnętrzne jest nieskończone. Można to ewentualnie ograniczyć. Jeśli usuniesz ograniczenia np. dla radości, to radość nie może się wyczerpać jak ekscytacja nowym filmem. Radość będzie trwała tak długo, jak jej nie będziesz ograniczać i uzależniać od niczego i jeszcze będzie Cię zasilać. A człowiek po długiej ekscytacji czuje się nawet wycieńczony, pełen napięcia. Tak jak po długim utrzymywaniu emocji i oporu. A co jeśli ktoś zawiedzie Twoją ekscytację? Jeśli film okaże się nie tak fajny jak się spodziewałeś/aś? Od razu pojawi się smutek, nieraz gniew. Zaś radości zawieść nie można. A każdą emocję oraz opór trzeba zasilać własną energią życiową – trzeba ją na to poświęcać.
– Wszystkiemu w świecie, czyli temu co zewnętrzne nadajesz sens, wartość i znaczenie na bazie czegoś wewnętrznego (zazwyczaj myśli i emocji). Nic w świecie nie może nadać sensu, znaczenia, ani wartości temu, co wewnętrzne. Jeśli uważamy, że ktoś nas np. zawstydził, zranił, odebrał wartość, rozczarował to tylko dlatego, bo na to sami pozwoliliśmy. Można rzec – otworzyliśmy temu drzwi. Bez naszej zgody na to, nie ma możliwości, by świat zewnętrzny jakkolwiek na nas wpływał. Jak mówiłem – gdy otworzysz okno, to zawsze wleci jakaś mucha.
Pamiętajmy o rzeczywistości – np. nasza podświadomość zapisuje wszystko cały czas, a umysł wykorzysta to, by np. podać racjonalizację jakiejś emocji. Więc jeśli przebywamy w towarzystwie negatywnych osób, to nie możemy uniknąć programowania ale miejmy na uwadze, że to my wybraliśmy to towarzystwo i wybieramy, by w nim przebywać.
Innymi słowy – to co wewnętrzne definiuje to co zewnętrzne. Nie ma odwrotnej zależności.
Powtórzę –
znaczenie wynika z kontekstu. Wszystkiemu nadajesz takie znaczenie, w jakim kontekście to umieściłeś/aś.
Przykład – dopóki sam(a) nie osądzisz np. braku seksu jako czegoś złego, to brak seksu nie będzie dla Ciebie żadnym problemem. A jeśli pojawi się ochota lub uznasz, że chcesz tego doświadczyć, to sobie to spokojnie, a nawet radośnie załatwisz.
Inny przykład. Powiedzmy, że jesteś samotny/a. I wybierasz swoją percepcję tego:
– “Jestem samotny/a. To źle, BO…”
– “Jestem samotny/a. To dobrze, BO…”
Możesz uznać, że to źle, bo MUSISZ kogoś szukać, bo nie masz seksu, bo inni mają, więc Ty masz mniej od innych, a to źle, etc. Możesz uznać, że to dobrze, bo MOŻESZ poznać fantastyczną osobę, mieć seks z kimś nowym, nauczyć się czegoś, etc. Gdy cokolwiek uznasz za złe, pojawi się lęk, zaczniesz się temu opierać. A jeśli uznasz to za dobre, pojawi się ekscytacja.
Różnica między lękiem, a ekscytacją to wybór percepcji. Czyli kontekstu, w którym interpretujemy informację “jestem samotny/a”.
Zauważ też, że niezależnie czy jesteś z kimś, czy jesteś sam(a), masz pracę lub ją dziś straciłeś/aś, świat nie uległ zmianie. Gdybyś w tym momencie wygrał(a) milion dolarów lub całkowicie wyzdrowiał(a) z uzależnienia – czy świat przez to się zmienił na lepsze lub gorsze? Nie. Równie dobrze możesz uznać, że posiadanie miliona dolarów to źle, bo już nie będziesz wiedzieć kto jest Twoim przyjacielem, a kto udaje licząc na pieniądze.
– To co wewnętrzne i pozytywne ma zupełnie inną jakość, niż to co zewnętrzne. Prawdziwa akceptacja i miłość względem siebie jest tak kolosalnie bardziej znamienita od dowolnego sukcesu czy akceptacji innych (oczywiście wszystkie uczucia z tym związane też się biorą z wnętrza), że się tego nie da opisać. To oczywiście przyjemne np. osiągnąć coś znaczącego czy być lubianym członkiem grupy. Ale nawet do tego można się przywiązać, bać się utraty, osądu tego, a nawet zadręczać się próbami “przebicia” tego, gdy znowu zaczniemy poddawać wątpliwościom swoją wartość. A gdy pojawi się ktoś, kto zyska nawet większy podziw grupy, pojawi się po raz kolejny poczucie bycia gorszym/gorszą, poczucie braku i nawet nienawiść do tej osoby.
Naturalnie człowiek żyjący już wysokimi jakościami, pragnie robić coś dla innych. I służenie innym staje się ogromną rozkoszą samą w sobie. Nie robi tego dla poklasku, nie szuka w tym źródła przyjemności. Nieraz mówiłem – kochamy dla samego kochania, a nie dlatego, bo coś z tego mamy. Tak jak człowiek odważny wybiera odwagę dla samej odwagi.
To również ma odniesienie do rozwoju. Zdobywanie wiedzy, informacji i ich stosowanie od czasu do czasu nie da Ci mądrości (ani zdrowia). Mądrość to efekt doświadczenia zdobytego dzięki zastosowaniu wiedzy. Zewnętrzne informacje same z siebie nie mają znaczenia, dopóki nie znajdą zastosowania i nie zostaną zastosowane, a jednostka dzięki temu nie zyska doświadczenia, które właściwie zinterpretuje. Czyli mądrość to BYCIE. Naturalnie wiedza może rozwiązać pewne dylematy, podać kontekst, w którym automatycznie zniknie cierpienie czy pojawi się odpowiedź. Ale zazwyczaj dopiero jej realne zastosowanie ma przełożenie na efekty.
To fajnie wiedzieć, że odpowiedzialność za własne życie to fundament zdrowia. Ale zdrowie da Ci dopiero realne, odpowiedzialne życie.
Podobnie jest ze zdrowiem.
Zdrowie da Ci BYCIE z takimi jakościami.
Więc czym innym jest raz na jakiś czas przejawić akt odwagi, a czym innym jest BYĆ odważnym cały czas, bez wyjątku.
Jak? Najprościej jest przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji zadać sobie pytanie – “Jakiego wyboru w tych okolicznościach dokonałaby osoba odważna/śmiała/uczciwa/rozsądna/kochająca?”
Jak to niektórzy mówią – “fake it, till you make it”. Czyli – udawaj, aż Ci się uda. Kluczem do nauki wszystkiego jest po prostu powtarzanie. Im więcej, tym lepiej. Już malutkie dzieci to robią. Wszystko co nowe – słowa, melodie, zabawki, gesty, ruchy – powtarzają to setki razy każdego dnia. Dlatego w końcu zaczynają chodzić, a nie fantazjują o tym jakby to było fajnie chodzić. Rozwija doświadczenie, działanie. Realne uczestniczenie w świecie.
Co pokazuje, że jak np. chcesz nauczyć się podrywu, to podejście do nawet 2-3 kobiet dziennie to za mało. Podejdź dziennie do stu kobiet. To jest poprawny kierunek. Od razu zobaczysz harmonizację – zacznie wychodzić lęk przed działaniem, wstyd przed ekspresją, będziesz musiał skorygować swoją percepcję, zaakceptować swoją seksualność i ją wyrazić, pogodzić się z tym kim jesteś i co masz, pogodzić się z popełnionymi błędami i wyciągać z nich pozytywne, budujące wnioski, etc. Więc podchodzenie do kobiet będzie harmonizowało Twoje wnętrze z jakością odwagi. A jeśli nie przestaniesz, to i wyżej – neutralności, ochoty, rozsądku, a nawet miłości.
Harmonia w świecie zewnętrznym – np. sukces – to efekt harmonii w świecie wewnętrznym. Nigdy nie było inaczej. Każde zwierzę nie uważa zjadania innego zwierzęcia za złe. Gdyby uważało, zdechłoby z głodu.
Innymi słowy – największe znaczenie ma SPÓJNOŚĆ.
Gdy w końcu pojawi się spokój, to stanie się dla Ciebie normalne jak dla człowieka chodzenie czy jeżdżenie samochodem, gdy robi to regularnie. I zaczniesz dostrzegać jak kosmiczna jest różnica między faktycznym spokojem, a brakiem uczuć przez cały czas odwracanie uwagi od swojego wnętrza np. wpatrywaniem się w telewizję, komputer czy myśli i wytłumianie uczuć używkami i pornografią.
Przypominam – lekcje miłości zaczynają się dopiero od odwagi. To co nie jest przynajmniej odwagą, nie jest też miłością i nie ma z nią nic wspólnego. Dziecko nie zadaje sobie głupich pytań typu – “czy zasługuję, żeby chodzić?” Jest mądrzejsze od tego. Wie, że jeśli dostatecznie wiele razy spróbuje, to w końcu się nauczy. Umiejętność chodzenia i dowolna inna, to nie kwestia zasługiwania, tylko praktyki. Ale potem dostajemy “prezenty” od innych ludzi w formie przeróżnych negatywnych przekonań, w które sami wybieramy wierzyć i nawet nimi się usprawiedliwiać i zaczynają się kłopoty. A nasz umysł znajdzie potwierdzenie i usprawiedliwienia dla każdego takiego przekonania w świecie. Tak jak człowiek w zielonych okularach zawsze znajdzie coś zielonego. A niebieskie czy żółte zignoruje.
To takie generalne uwagi. Wróćmy do obrazka układu czakralnego.
Od dołu (od tego, co najbardziej przyziemne) jest:
1. Podstawa – zakorzenienie w świecie, inteligencja do zadbania o podstawowe potrzeby.
2. Seksualność – ekspresja jako istota z pasją (do) życia (nie tylko płodzenia dzieci).
3. Działanie – jakość i swoboda podejmowania działań w świecie – fizycznego ruchu.
4. Serce – zdolność kochania (lekcje miłości zaczynają się od odwagi).
5. Gardło – zdolność ekspresji, kreatywności praktycznej.
6. Czoło – tzw. “trzecie oko” – widzenie prawdy (jej poziomu w zależności od rozwoju tego ośrodka). Zwane też intuicją.
7. Głowa – mądrość – zdolność korzystania z wiedzy, kreatywność teoretyczna, czyli np. kreatywne korzystanie z umysłu.
Jak widzimy – ma to sens. Nie są to ezoteryczne bzdury.
Każdy, kto boi się lub wstydzi coś wykonać, zazwyczaj odczuwa napięcie w okolicach brzucha. Czyli doświadcza “zamknięcia”, czy raczej blokowania ośrodków 2 i 3. I nie pomoże masowania brzucha, czarowanie, kombinowanie, aromaterapia, smakoterapia czy jakakolwiek terapia, ani żadne cuda na kiju. Pomoże odpuszczenie oporu i podjęcie śmiałego działania. Pomoże zmierzenie się z lękiem i generalnie rozwój świadomości. Taka osoba ma też problem z wyrażeniem swoich potrzeb, lęków, trosk, ma problem z zachowaniem spokoju i w umyśle widzi chaos.
I można naprawdę się męczyć nawet latami, a harmonizację przyniesie prostota – “Dobra, zrobię to. Będzie co będzie”. Raz, drugi, setny.
Działanie to trochę jak wsadzić rękę do zaniedbanego akwarium i zamieszać. Wzburzy to wodę i ukaże jej stan – wszystko co opadło na dno, uniesie się i stanie się widoczne. Chaos może wynikać z braku ukierunkowania działań – energii. Tzw. niepewność, to właśnie brak decyzji, brak decyzyjności, brak określenia i wyboru kierunku, dążenia. Więc i myśli są chaotyczne, w organizmie i psychice generalnie brakuje spokoju. Mogą także wystąpić/występować różne zaburzenia, dolegliwości jak i ogólny niski poziom energii.
Dlaczego brakuje niepewności w świecie? Bo brakuje jej w środku. Bowiem nikt nas nigdy nie nauczył poprawnych informacji o naturze ludzkiej. Bardziej boimy się własnych uczuć, niż czegokolwiek w świecie. Ale przecież strach to też uczucie.
A jeśli rozumiemy naturę myślenia, to rozumiemy, że najgorsze co możemy zrobić, to wpatrywać się w myślenie w stanie innym, niż spokój.
Bo to tak jakby chory nie wiedząc nawet, że jest chory, ani tym bardziej na co, próbował żyć zdrowo. No ale już jest chory. Jeśli nawet nie wie dlaczego zachorował, to jak może cokolwiek poprawić? Podobnie z myślami – myśli to już efekt niepokoju czy wstydu. Jak wpatrywanie się w nie ma rozwiązać ten problem? Nie rozwiąże go, tylko jeszcze go pogłębi.
To się tyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn, bo kobieta i mężczyzna nie różnią się w żaden sposób pod względem natury emocjonalnej, ani mentalnej. Różnią się fizycznością i silniejszym naciskiem na ekspresję innych aspektów człowieczeństwa. Niemniej ja spotkałem mężczyzn, którzy pod wieloma względami byli bardziej kobiecy i spotkałem kobiety, które pod wieloma względami były bardziej męskie.
Męskość bardziej skupia się na aspektach z punktów 1, 3 i 5. Kobiecość na 2, 4, 6. Punkt 7 jest wspólny.
Gdy to przemyślimy, staje się jasne dlaczego to głównie od mężczyzn oczekuje się zadbania o finanse, ochronę – ogólną zaradność życiową w świecie. Bo fundamentalne potrzeby, działanie, ekspresja – to aspekty bardziej męskie.
I to w pewnych okolicznościach może stanowić problem, bo mężczyzna zawsze sądzi, że załatwi coś działaniem. “Zrobię to/coś!” Tylko, że uzależnienie pokazuje, że działanie nie zawsze ma zastosowanie i może nawet prowadzić do niszczenia życia i zdrowia. Jeśli kierujemy się niechęcią do swojego wnętrza, to wszystko co zrobimy będzie nam szkodzić.
Tzw. “samogwałt” to przecież gwałt na sobie – wymuszona aktywność seksualna, której podstawą jest niechęć do czegoś w sobie. Żeby nie czuć, żeby przestać czuć, żeby uniknąć odczuwania ludzie cały czas coś robią. Rano pierwsze co robią to włączają radio lub telewizor. Od razu biorą telefon. To tak jakbyś płynął łodzią po oceanie i pierwsze co zrobił to od razu zaczął patrzeć za burtę, a nie w ogóle przeanalizować jaki jest kurs, czyli gdzie płyniemy, czy łódź nie przecieka, czy wszystko działa. Problem polega na tym, że nigdy nie wracamy do swojego wnętrza, by zobaczyć, że wszystko jest ok. Nie oznacza, że tak musi być. Należy to skorygować, uzdrowić.
Można rzec, że 2/3 czakr dolnych, czyli poniżej czakry przejawiającej kochanie, dotyczących świata zwierzęcego i zewnętrznego, to czakry męskie. Nie dziwne, że ziemią “rządzili” mężczyźni. Oczywiście tylko, jak praktycznie wszystko, do tego co zdrowe wkradła się choroba – egoizm, megalomania, duma w formie pychy. To co się powszechnie nazywa złem. Bowiem 3 najniższe czakry to jakości czysto zwierzęce. Synonim – “ja chcę przeżyć, dlatego ty musisz umrzeć”. Dopiero jakości wyższe – od mądrości, doświadczenia, widzenia, ekspresji, wliczając potrzebę przynależności do grupy – zaczynają wprowadzać ład do chaosu np. w formie współpracy z innymi. Jeśli jednak nie odbędzie się to przez czakrę serca, czyli nie będzie człowiekiem kierowała miłość (miłość “zaczyna się od” odwagi), to w życiu pojawia się zmagania, a nawet walka z innymi. Inni będą dla nas co najwyżej środkami do naszych celów. Jak przedmioty. Nie będziemy w nich widzieć istot ludzkich. Ich wartość będzie w naszych oczach co najwyżej użytkowa.
Wiemy z historii, że niemal każdy wynalazek można użyć ze szkodą dla innych. Skalpel można wbić innej osobie w brzuch. Proch = amunicja, czyli setki milionów zabitych. Jeśli świat zwierzęcy i wiedzy/doświadczenia nie połączymy miłością, zawsze się coś spieprzy.
Widzimy na przykładzie Talibów. W ogóle odrzucają kobiecość, czyli kochanie, intuicję, seksualność i kobiety w ogóle. Skupiają się na działaniu, które opierają o całkowicie zniekształcony kontekst religijny, co w efekcie prowadzi do zwykłego bestialstwa. Tylko oczywiście jest to uświęcone i usprawiedliwione religijnym bełkotem. Brakuje kochania, brakuje intuicji, by w ogóle zrozumieć, że kierują się przeciwieństwem Prawdy. Niemniej wspaniale pokazują reszcie świata jak wygląda męskość bez kobiecości (inny przykład – np. Dziki Zachód). Widzimy klarownie do czego to prowadzi.
Gdy mężczyzna uznaje się za przeciwnika kobiet, zaczyna dążyć do niszczenia świata i życia. Zresztą nawet to jak się Talibowie ubierają i wyglądają pokazuje jak żyją – chodzą niemalże w workach, nawet się nie golą, a kobietom każą chodzić w jeszcze większych workach i zasłaniać twarz. By przypadkiem któryś z nich nie przypomniał sobie, że życie to też piękno. Żeby przypadkiem nie zapomniał mordować i nie zaczął myśleć o randkowaniu, a nie wysadzaniu się w powietrze. Ale pamiętajmy – niezależnie jak będą się ubierać, to wciąż ci sami ludzie.
Trzeba to zrozumieć, bo prowadzenie jakiejkolwiek dyplomacji z takimi ludźmi to błąd – tacy ludzie sprawy ludzkie wykorzystają przeciwko ludziom. Bo dla nich cel jest dużo wyższy. Chętnie skorzystają z naiwności innych. A w każdą polityczną grę chętnie zagrają i z tego co widzimy – wygrywają. Błędem ludzi bardziej rozwiniętych jest to, że sądzą, że np. Talibowie postrzegają świat dokładnie tak jak oni i za ważne też uznają to samo. A wygrywają dlatego, bo nie mają żadnej intencji dotrzymać zasad jakiejkolwiek gry. Dla nich liczy się zwycięstwo i osiągną je każdym sposobem, bo robią coś dla Boga. Wszystkie chwyty dozwolone.
Wiesz jaki poziom reprezentują Talibowie? 70. To poziom neandertalczyka i Azteków. To poziom III Rzeszy. W świecie zwierząt poziom ten reprezentują np. puma, a niegdyś dinozaury. Przypominamy sobie z historii jak wyglądał świat “rządzony” przez dinozaury? Były leki, kino, komputery, samochody, ubrania, supermarkety, chodniki, ulice? Wyobrażamy sobie świat, w którym po ulicach chodzą same pumy? Psychopata, czyli osoba chora mentalnie to poziom 60. Nie ma dużej różnicy. Zaraz zobaczymy dlaczego.
Mężczyzna bez kobiety, który nie został poddany religijnej indoktrynacji, zazwyczaj sam dąży do zniszczenia samego siebie i własnego życia. NIE oznacza to, że potrzebuje kobiety i tylko kobieta go zbawi. To błąd. Pomoże mu to, dzięki czemu w ogóle pozwoli sobie poznać kobietę i zbudować z nią trwały związek oparty o wspieranie się, zaufanie, szczerość, odwagę. To często wymaga wyrwania się ze świadomości destrukcji życia. Rozważania na ten temat wymagają kolosalnej i odpowiedzialnej analizy. Nie o tym jest ten artykuł.
Jak wielkie znaczenie ma kontekst niech pokaże przykład Koranu. Oto kilka pierwszych zdań z pierwszej strony Koranu:
1. W imię Boga Miłosiernego, Miłościwego! – Bóg miłosierny i miłościwy. Niech mi ktoś powie – dosłownie pierwsze zdanie Koranu jest całkowicie ignorowane, odrzucane na rzecz rzezi. A może właśnie miłosierność interpretowana jest jako zabijanie niewiernych, by już więcej nie grzeszyli? Widzimy jak łatwo zniekształcić dowolną informację? A czy przypadkiem np. inkwizycja przez najbardziej zwyrodniałe i bestialskie tortury nie sądziła, że oczyszcza i zbawia dusze bardzo często niewinnych kobiet tylko dlatego, bo np. znały się na zielarstwie? Ludzie ci sądzili, że są miłosierni dla grzeszników. Ale czy to na pewno miłosierność? Czy na pewno te działania były w imię Boga Miłosiernego? Nie.
2. Chwała Bogu, Panu światów. – To fundament tego, że wszystko co człowiek robi w imię Boga, zawsze będzie w jego oczach ważniejsze, niż dowolna ludzka wartość. Dlatego zamordowanie dowolnej ilości ludzi to dla takiej osoby nie czyn ponad wszelkim horrorem, tylko wspaniała możliwość służenia takiemu bóstwu. To przecież czynienie jego woli. No bo już wiemy, że jesteśmy miłosierni dla grzeszników, gdyż uniemożliwiamy im dalsze grzeszenie. Człowiek dla miłości takiego boga jest w stanie zrobić wszystko. Tylko że taki bóg nie istnieje… Taka osoba służy wyłącznie własnym urojeniom.
3. Miłosiernemu, Miłościwemu. – Już wiemy, że nie mówimy o miłości, tylko własnej, maniakalnej interpretacji. Pojęcia nie mamy i nie mamy zdolności pojęcia, że kochanie to m.in. dobra wola względem każdego przejawu istnienia takim jakim jest. Jeśli ktoś grzeszy, to niech grzeszy. My i tak go kochamy. A jeśli rozsądek podpowiada, że lepiej takiej osoby unikać, to jej unikamy. Wiemy, że puma nas rozszarpie ale nie jedziemy zastrzelić wszystkich pum na Ziemi.
Świat bardziej cywilizowany też nie ma pojęcia co to jest miłość. Miłość mylona jest z erotyzmem, przywiązaniem, pożądaniem, oczarowaniem, nadaniem wielkiej wartości (czyli zniekształcaniem rzeczywistości), z seksem. To wszystko dziecinada. No bo niech mi ktoś powie – jeśli kobietę stawiasz na piedestale, przypisujesz jej cechy, których nie posiada, to jak można mówić o miłości? Sądzisz, że kochasz kogoś, kto nie istnieje poza Twoim umysłem. To nie miłość. To urojenie. O miłości jeszcze porozmawiamy.
Tak na marginesie – z obrazem Boga jest jeszcze gorzej.
4. Władcy Dnia Sądu! – Bardzo ważny punkt i oczywiście wspólny dla chrześcijaństwa. Otóż ludzie z jakichś powodów zinterpretowali to, że w przyszłości czeka taki specjalny dzień, w którym wszyscy zostaną osądzeni i świat się skończy. Otóż to bzdura. Nic takiego nie czeka. Ale oczywiście to wspaniała możliwość projekcji wstydu, winy, strachu i grania ofiary straszliwego, wielkiego sędziego, który wypomni nam tego dnia wszystkie nasze błędy i albo się ulituje, albo wrzuci do piekła na wieczność.
Właściwa interpretacja tego punktu brzmi – “Nie osądzaj nikogo, bo nie jesteś do tego zdolny/a. Zostaw osąd Bogu”. Czy tak jest? Nie. Wszyscy osądzamy wszystkich innych. I tych osądów używamy jako pretekstu, by np. zabijać czy siać terror. Zauważ, że wystarczy, że osądzisz samego/samą siebie, że nie zasługujesz na sukces i już masz gwarantowane, że sukcesu nie osiągniesz i jeszcze siebie będziesz osądzać, karać, poniżać. Dlatego już w 4-tym zdaniu Koranu jest ostrzeżenie, by nie osądzać. Bo każdy osąd jaki mamy dla innych, mamy dla siebie.
Ponadto, pomyślmy – taki terrorysta żyje w nędzy, programowany jest wyłącznie pogardą, wierzy, że jego niedostatek jest spowodowany przez inne kraje – nawet te za oceanem. Kieruje nim niechęć do życia innych, jego jedynym pragnieniem jest zabijanie. I nadal twierdzi, że to w co wierzy jest ok. W ogóle nie łączy swojego losu z własnymi wyborami. Nie żyje odpowiedzialnie. Gra ofiarę. No pomyśl – kraj oparty o szkolenie zabójców, niszczycieli życia (w tym traktowanie kobiet gorzej od śmieci) i dziwić się, że jest tam gorzej, niż źle? Że nic tam nie ma? A skoro ludzie nie wierzący w takie bóstwo mają rzekomo wszystko, to dlaczego dalej w to wierzyć? A bo przecież to bóstwo ma moc potępiania… więc żeby uniknąć tego najstraszliwszego losu, człowiek jest gotów zrobić wszystko.
Porównajmy to do osoby uzależnionej – też żyje w nędzy (wewnętrznej, co też ma przełożenie na jej świat zewnętrzny) wierzy, że to przez kogoś, zazwyczaj rodziców ale też nieraz cały świat (niejeden mi mówił, że coraz bardziej obwinia cały świat za własne niepowodzenia), coraz bardziej rośnie w niej niechęć do życia. I nadal w to wszystko wierzy. W ogóle nie łączy swojego losu z własnymi wyborami. Nie żyje odpowiedzialnie. Gra ofiarę. I żeby uniknąć jakiegoś straszliwego losu, który widzi w swoim umyśle, jest gotowa zrobić wszystko – upić się każdego dnia, oglądać porno godzinami, wstrzyknąć sobie do krwiobiegu śmiertelnie niebezpieczną substancję.
I cały czas, nieprzerwanie siebie osądza. Czasem tylko szuka jakichś w jej oczach jeszcze gorszych ludzi, by przez osądzanie ich na moment poczuć dumę. A zazdrość i pycha to przecież dwa z siedmiu największych błędów, jak poucza religia.
5. Tylko Ciebie czcimy i tylko u Ciebie szukamy pomocy. – No tak ale jeśli mylimy Boga z rządnym krwi demonem, no to wszystko co zrobimy w imię czci takiego bóstwa, będzie błędem z poważnymi konsekwencjami dla wszystkich. Zauważmy – mowa jest, że cześć należy oddawać tylko Bogu i tylko w Bogu szukać pomocy. A co robią Talibowie? Czczą jakichś tam swoich guru, którzy religię wykorzystują jako narzędzie kontroli naiwnych i niewinnych, którzy czczenie Boga mają głęboko gdzieś i którzy tylko rozkoszują się w mordzie, sianiu terroru i kontroli innych.
6. Prowadź nas drogą prostą. – No, droga terroru może i jest prosta ale na pewno nie jest to droga, na którą wskazywałyby te pierwsze zdania Koranu. Niemniej to zdanie można przecież zinterpretować jak tylko się chce. Czy to znaczy, że interpretacja “Morduj niewiernych, a trafisz do nieba” jest usprawiedliwiona? Nie. To tylko pretekst do pozostania barbarzyńcą – człowiekiem w mentalności jaskiniowca, który nie ewoluował nawet do świadomości niewolnictwa. W oczach takiej osoby życie nie ma żadnej wartości. Czci się śmierć, nie życie. Dlatego i kobiety są w oczach tych ludzi mniej warte od bydła. To prosta droga ale nie do Boga.
7. Drogą tych, którym błogosławisz, a nie tych, którzy zasłużyli na Twój gniew, i nie tych, którzy błądzą. – Ponownie zdanie, które można zinterpretować tak, by pasowało do drogi sadyzmu, megalomanii, szaleństwa i śmierci. Naturalnie taki Talib uważa, że to inni błądzą, nie on. Bo on ma w ręku Koran, a nie oni. Ale oczywiście błądzi on, a błędy nie mają nic wspólnego czy ktoś wyznaje tę religię, czy inną, czy nie wyznaje żadnej. Czczenie śmierci to być może najgorszy kierunek jaki człowiek mógł kiedykolwiek obrać. Bo nawet dinozaur czci samego siebie – jest najdoskonalszym egoistą i egomaniakiem. Ale przynajmniej robi wszystko, by przeżyć. Nie popełnia samobójstwa w imię jakiegoś urojonego demona.
To tylko 7 zdań bardzo obszernej księgi. A można z tego zarówno wynieść drogę kochania jak i drogę mordowania.
Pytanie ode mnie – czy jakąkolwiek winę ponosi religia? Oczywiście nie. Problem stanowi brak intuicji, brak nawet zrozumienia, że człowiek nie jest w stanie odróżnić “dobra” od “zła”, czyli kierunku sprzyjający życiu od kierunku niesprzyjającego. Jak trzeba mieć ograniczone pojmowanie duchowe, by czcić śmierć? Porównałem Taliba do osoby chorej psychicznie. No bo jeśli tylko te 7 zdań człowiek interpretuje, że Bóg pragnie mordu niewiernych, to naprawdę taka osoba nie jest inteligentna. Jest z nią coś bardzo nie tak.
Niemniej widzimy jak krytyczne jest umieszczanie informacji w odpowiednim KONTEKŚCIE. Widzimy też jak intelekt staje się sługą nieświadomości, programowania. Jak człowiek staje się ślepy na prawdę, gdy zostanie zaprogramowany kłamstwem.
Wszystkie działania podjęte na bazie takiej percepcji doprowadzą do niszczenia życia, a nie jego wspierania.
Kobiety natomiast są bardziej żywe w środku, kochają – wprowadzają ciepło i życie do tego, co tworzy mężczyzna (jakość męska) – dążą do splecenia się z jakościami męskimi (oraz oczywiście mężczyznami), pragną być przez nie prowadzone ale też rozwijają je, wzbogacają (daj kobiecie surowe mięso, a przygotuje Ci ucztę), a nieraz nawet inspirują do przekroczenia. Nie bez powodu ci, którzy czczą śmierć odrzucają, a nawet potępiają kobiety.
Przykładowo – każdy mężczyzna wybiera między strachem, a działaniem (by np. podejść do kobiety). Między wstydem, a odwagą. Kobiecość zmusza do odwagi. A synonimem odwagi jest odpowiedzialność. Czy terrorysta jest odpowiedzialny za to co robi? Nie, on tak nie uważa. Wg niego odpowiedzialni są grzesznicy i bóg.
Kobiety także przejawiają odwagę. Aż nie rozwinęła się medycyna, urodzenie dziecka wiązało się z ogromnym prawdopodobieństwem śmierci kobiety przy porodzie. Mało kobiet to zatrzymało. Kobiety były gotów zaryzykować własne życie, by urodzić dziecko i to w wielkim bólu. To wielka odwaga. Dla mężczyzn takim miejscem do wyboru odwagi było i nadal jest pole walki. Naturalnie przejawów odwagi kobiet jest masa. Więcej, niż można sobie wyobrazić. Zresztą – mężczyzn też.
Mam nadzieję, że to Cię trochę otrzeźwi jeśli masz jakiś uraz do kobiet – że weźmiesz za niego odpowiedzialność i wybaczysz.
Dlaczego mężczyzna miałby iść odważnie na wojnę? Zazwyczaj są tylko 2 powody – albo pragnienie mordu (co oczywiście zdrowe nie jest), albo z miłości do kraju, bliskich, rodziny (m.in. kobiety).
Ojczyźnie nadaje się znamiona kobiece. Mężczyzna więc zawsze był gotów zawsze umrzeć za kobietę. Bez kobiety walczył dla samego haju walki i po nic więcej. Głupcy widząc ewolucję ludzkości wymyślili sobie pretekst Boga, by w Jego Imieniu dalej czynić akty barbarzyńskie, czyli tak naprawdę typowo zwierzęce. Nie są w stanie pojąć co jest górą, a co dołem.
Co ciekawe – nawet jak facet walczył dla samego zabijania, to po wszystkim i tak gwałcił.
Okręty także nazywano imionami kobiecymi – okręty, które umożliwiały mężczyzną eksplorację świata, odważne odkrywanie tego co nieodkryte i nowe. Niektórzy muzycy swoje instrumenty także nazywają imionami kobiet. Bo umożliwiają im pełną ekspresję siebie i dawanie tego światu. Często jest to też tancerz, który i działaniu i wrażliwości, i sile, i delikatności daje ekspresję w tańcu. Zarówno prowadzi jak i jest prowadzony przez taniec. Ten, który próbuje kontrolować swoje ruchy, męczy się lub jest nienaturalny. Ten, kto pozwala się prowadzić, poddaje się – tańczy zazwyczaj fantastycznie i bezwysiłkowo.
Mężczyzna bez kobiety, bez kobiecości, obumiera. Z jakichkolwiek uczuć pozostaje mu adrenalina, gdy np. zabija wroga lub ściga się z innymi facetami po ulicach miasta ryzykując śmierć siebie i przechodniów.
Zauważmy, że w spektrum zwierzęcości jest seksualność.
A co się dzieje z seksualnością bez miłości, bez żadnej pozytywnej intencji? Albo staje się narzędziem do rozmnażania, narzędziem politycznym, narzędziem kontroli lub zostaje gwałt. Oczywiście nie czyni to samej seksualności brudną, nieczystą czy grzeszną. To błąd religijnej interpretacji. Seksualność może być nieczysta, gdy brakuje w niej choć radości. A będzie dla nas osobistym problemem, jeśli się przywiążemy do seksu czy masturbacji lub będziemy się opierać własnej ekspresji seksualności. Przypominam – grzech to błąd, a nie jakaś ezoteryczna skaza na duszy.
Oczywiście w świecie zwierząt mamy przejawy miłości. I to niemało. Bo zwierzęta są tak samo istotami duchowymi jak ludzie. Świat zwierzęcy to ogromne spektrum jakości ekspresji. Są zwierzęta nie przejawiające ani kapki miłości. A są zwierzęta, które bez miłości wręcz obumierają. W świecie zwierząt miłość przejawia się głównie u roślinożerców. Ale nie tylko, czego dobrymi przykładami są pies i kot.
Seksualność, kochanie i widzenie (intuicja) to cechy bardziej kobiece. Bez zdrowej kobiecości z seksualności pozostaje rżnięcie i gwałt. Kochanie staje się również środkiem do manipulacji, przywiązania, erotyzmu. A widzenie – jak na przykładzie Koranu – dowolnym stekiem bzdur. W tym bzdur bardzo niebezpiecznych.
Niech mi ktoś powie – czy wycięcie lasu, by zbudować wspaniałe meble i sprzedać je z dużym zyskiem jest wielkim sukcesem czy kolosalną porażką? Gdy nie uwzględnimy miłości, to oczywiście sukces. Ale gdy spojrzymy przez pryzmat miłości – czyli troski o dobro zwierząt, których miejsce do życia zostało zdewastowane, gdy spojrzymy na cały ekosystem, który powoli jest niszczony – zobaczymy, że to porażka, której skali nie da się oddać słowami.
Można też rzec, że męskość jest bardziej na zewnątrz, a kobiecość bardziej wewnątrz.
Jak mówiłem 2/3 zewnętrza jest bardziej męskie. Natomiast 2/3 wnętrza jest bardziej kobiece. Można rzec, że to mężczyzna w swojej roli ma zawojować świat. Ale bez kobiety ta wojna prowadzić będzie do zniszczenia i śmierci, a nie rozkwitu, rozwoju, ewolucji. Najlepszym przykładem takiego zdrowego zawojowania świata jest przedsiębiorca, który nie tylko stworzył wspaniały produkt lub usługę ale jeszcze stworzył miejsca pracy dla tysięcy innych ludzi. Odniósł sukces, na którym każdy tylko zyskał, nikt nic nie stracił.
Co oczywiście w żaden sposób nie wyklucza, by kobieta była aktywna w świecie, a mężczyzna bardzo świadomy wewnętrznie. Tzw. brak pewności siebie, to tak naprawdę brak pewności swoich intencji, decyzji i uczuć. Czyli brak u mężczyzny tego, co kobiecie chociaż w minimalnym aspekcie. Oczywiście i kobieta można nasłuchać się banialuków o emocjach, myślach, o swoich możliwościach odnośnie tego. A od jej poziomu świadomości zależy co z tym zrobi. Męskość i kobiecość są tak samo pogubieni w świecie wewnętrznym i w świecie zewnętrznym.
Jakość ekspresji zarówno kobiecości i męskości wynika z mądrości jednostki inaczej zwanej też inteligencją. Inteligencja zaś nie ogranicza się tylko do zdolności analizy i korzystania z abstrakcyjnych pojęć jak programowanie czy wiele konceptów rzeczywistości (np. dobro i zło – tymi pojęciami nie operuje żadne zwierzę). Jest wiele różnych inteligencji. Jest inteligencja seksualna, finansowa, emocjonalna, społeczna, itd. Więc analfabeta może być “geniuszem” seksualnym.
Inteligencja jest to zdolność do dostosowania się do zastanych okoliczności.
Czyli inteligentny seksualnie nie tylko dobrze obchodzi się sam ze sobą ale też potrafi sobie zorganizować seks, gdy go potrzebuje i nie jest on w formie gwałtu, ani płacenia prostytutce za usługę. To nie inteligencja. To zwykły handel, w którym człowiek płaci za coś bardzo niskiej jakości, co może mieć za darmo (mówiąc przyziemie) i dużo wyższej jakości. Kwestia zrobienia porządku w sobie i decyzji.
Jest to też jakość korzystania z mądrości przodków – czakra 7 to ośrodek, przez który odbieramy informacje zwane myślami, pamiętamy/przypominamy sobie, etc. Błędnie sądzi się, że myśli głowa lub mózg. Mózg nie myśli. Informacje spływają od góry/z góry przez ośrodek zwany czakrą korony. Tzw. “aureola” na obrazach świętych to symboliczne ukazanie w pełni otwartej i harmonicznej czakry korony z najwyższymi jakościami mądrości i widzenia.
Dla człowieka nierozwiniętego jest to niedostępne. Jedyne czym dysponuje to własna pamięć, która przecież jest bardzo zawodna. Dlatego religie nauczały o istotności POKORY. Mało kto rozumie jak jest ważna.
Święta osoba jest tak samo męska jak i kobieca w najwyższych jakościowo ekspresjach jedno i drugiego. A tak naprawdę nie jednego, ani drugiego, bo to jedno i to samo.
Odnośnie czakry 7 – można zdobyć dużo informacji ale nie potrafić z nich mądrze skorzystać. Każdy słyszał, że wybaczanie jest ważne. Ale daleko nie każdy wybacza czy nawet wybaczył cokolwiek. Masa ludzi nawet drwi z wybaczenia albo wmawiają sobie, że coś, co zrobili nie da się wybaczyć (albo to co zrobili im inni nie zasługuje na wybaczenie), itd. Czyli zarówno czakra 7 jak i 6 są niemalże zatrzaśnięte. Człowiek więc może mieć przed sobą klucz do zakończenia własnego cierpienia, wolności, szczęścia i go dumnie odrzucić i jeszcze zwalić odpowiedzialność na innych…
Możesz patrzeć ale nie widzieć. Tak jak ten kto czyta Koran – czyta o miłości, miłosierdziu, o tym, by nie osądzać ale w ogóle to do niego nie dociera. Zresztą z chrześcijaństwem było i nadal jest, dokładnie tak samo.
Ponadto – informacje to jedno. A co z kłamstwami? Kłamstwa to też informacje. Zdolność przeczuwania co jest kłamstwem, a co nie to rola czakry 6. Widzenie kontekstu, rozumienie kontekstu, mądrość w dążeniu do poszerzenia kontekstu – to wszystko krytycznie istotne tematy. Brak widzenia duchowego (nie mówię o widzeniu duszków Kacperków, ani Slajmasów, tylko o intuicji co sprzyja życiu, a co nie) doprowadziło nawet do wojen całego świata ze sobą.
Widzenie duchowe, czyli widzenie prawdy. A prawda zależy od kontekstu.
W im szerszym kontekście interpretujemy cokolwiek, tym nasze widzenie duchowe zaczyna się rozwijać.
Ten, kto czyta o miłosierdziu i dąży do mordu musi być wręcz niedorozwinięty. Podałem, że Taliba od osoby chorej psychicznej dzieli tylko 10 punktów świadomości. A że to skala logarytmiczna, to na tym poziomie ta różnica jest naprawdę niewielka.
Na mniejszą skalę widać jaki jest to problem w życiu osoby uzależnionej. Nie potrafi ona w ogóle znaleźć mądrości, pomocnych informacji, podjąć decyzji wspierających jej życie. Cały czas klei się do tego co negatywne, buduje negatywny obraz siebie i świata. Odrzuca, a nawet wyśmiewa to, co pozytywne. Mówi sobie, że np. nie zasługuje na wybaczenie, itp.
Mówiłem już, że mądrość to konsekwencja doświadczenia. Wiedza to nie mądrość. Każdy, kto tylko przeczytał np. WoP czy dowolny inny kurs, a nic z niego nie zastosował w swoim życiu zdobył informacje ale nie mądrość. Kurs jazdy daje Ci teorię i trochę praktyki. Ale dopiero regularne śmiganie samochodem potencjalnie da Ci mądrość – inteligencję w tym zakresie. Oczywiście jest pełno ludzi, którzy nie mają intencji rozwoju i od lat jeżdżą jak furmani. Jest pełno ludzi od nawet dziesiątek lat w związkach, a nie wygląda jakby się w ogóle rozwinęli inteligencji partnerskiej, ani seksualnej.
Problem pojawia się, gdy cały czas wybierasz i doświadczasz tego samego, a w szczególności czegoś negatywnego i uważasz, że to przez kogoś lub coś w świecie. Czyli grasz ofiarę. Wtedy nie można tego zmienić, nie można wyrwać się z negatywnego spektrum. Tak jak Talib, który sądzi, że jego niedola wynika z dobrobytu USA.
Masy ludzi czytają Koran, a żadna z nich nie zapyta się czy mordowanie to właściwy kierunek? Gdy krzyżowcy jechali z intencją masowego mordowania też się nie pytali czy naprawdę o to chodzi?
A gdy osoba uzależniona mówi, że chce się zrelaksować przy pornografii lub wódce – też się nie pyta “czy na pewno o to chodzi”? Odpowiem – nie o to. Bo to kłamstwo.
Szczególnie uzależnieni mają problem z przekuwaniem swoich doświadczeń na mądrość. Czyli to problem z “górą” – czakrami 6 i 7. A z problemem tym może być związana np. zdolność ekspresji – lęk czy wstyd w komunikacji swoich potrzeb czy utrzymywany żal projektowany na partnera/partnerkę, przez co nie rozwijamy zdolności kochania. Takich “kombinacji” jest oczywiście bardzo, bardzo dużo.
Z tego powodu ludzie mądrzy pouczają, by zawsze ustalać cel, do którego będzie się dążyło. Wejście na taką ścieżkę i gotowość do jej przejścia i pozostania na niej pomimo wątpliwości, lęków czy pokus doprowadzi do harmonizacji niezbędnej, by ten cel osiągnąć. Oczywiście jeśli wykonywać będziemy wewnętrzną pracę, a nie tylko się męczyć z tym, co się ujawni. Mądrość to mądrość. Nie weźmie się z uderzania maczugą we wszystko. Tak jak świata nie rozwinie tylko zabijanie tych, których osądziliśmy jako złych.
Jeśli mocno zawiązane sznurowadło przetniesz zamiast je rozwiązać, to straciłeś/aś sznurowadło. I będzie Ci się źle chodziło w bucie, o ile zaraz nie spadnie Ci z nogi.
Jeśli nie wiesz gdzie chcesz dojechać, to nie wiesz jaką drogą jechać. Jeśli nie wybierzesz co chcesz zjeść, to nie wiesz jakie zakupy zrobić, ani do jakiej knajpy pójść.
Mam nadzieję, że do tej pory wszystko jasne. Jeśli jako mężczyzna chcesz żyć zdrowo, to konieczne jest przynajmniej odważne dbanie o fundamentalne potrzeby, podejmowanie działania oraz ekspresję. Im więcej mądrości, najlepiej brania przykładu z ludzi, którzy już żyją tak jak tego pragniesz, tym lepiej.
Dla kobiety istotny jest temat seksualności (aby rodzić zdrowe dzieci, a raczej zminimalizować prawdopodobieństwo problemów), kochania i intuicji – widzenia prawdy. Dlatego jeśli skupiasz się na tym, że jakaś inna baba nosi taką samą kieckę co Ty, to nie ma w tym za dużo mądrości. To nie ten kierunek. Jeśli sądzisz, że Twoja unikalna ekspresja kobiecości została ograniczona lub przyćmiona przez to, że inna babka ubrała się tak samo, to problemu naprawdę nie stanowi to jak to widzisz. Problem leży w tym jakie Ty masz zdanie o samej sobie. Ta inna kobieta dała Ci możliwość przyjrzenia się samej sobie, gdy zabolało. Przypominam – zazdrość to jeden z najpoważniejszych błędów. Mężczyzn tyczy się to samo.
Zauważmy – dbanie o fundamentalne potrzeby, działanie, ekspresja – to wszystko przecież zwykła wojna, grabież, mord. Chcesz żarcia? To idziesz do tego, kto je ma, zabijasz go, zabierasz i już. Ew. skrzykujesz większą grupę i napadacie miasto. Nie tak żyli ludzie przez tysiące lat? Oczywiście, że tak. Brakowało w tym całkowicie kochania, intuicji i seksualności, która ograniczała się do wsadzania sterczącego od adrenaliny członka w co popadnie. “Intuicja” ograniczała się tylko jak efektywnie napaść, grabić, zabić i gwałcić. W różnej kolejności.
Faceci trzymali się z facetami, a babki z babkami. Miłości w tym nie było. Miłość naprawdę na tej planecie ma maks kilkaset lat – 200-300. I to mowa o romantycznej miłości, a nie miłości z serca. Miłość płynąca z serca między mężczyzną i kobietą nadal jest rzadka jak diament. Mężczyzna szedł na wojnę, pił, a kobiety tęsknił, wyczekiwały, zajmowały się domem i dzieckiem, które z mężczyzną robili na szybko, gdy była chwila czasu przed kolejną wojną.
Jednak przejawy miłości jak akty odwagi były zawsze. Tylko to były akty osobiste i zazwyczaj w sprawach dużo większych, niż relacja dwójki osób – jak ochrona ojczyzny. Nie były to akty dzielenia się troską o siebie nawzajem. Dlatego facet mógł walczyć w obronie kraju ale w relacji z kobietą był zimny jak stal i zamknięty. Facet był jak zbroja, którą nosił i broń, którą dzierżył. A kobieta była zimna i pusta (pozbawiona miłości) jak jej samotność.
Niemniej piszę o tym, byśmy się nie dziwili, że nasi rodzice mogli się nie kochać – ojciec pracował, potem pił, a mama była coraz bardziej smutna lub sfrustrowana. A więc także nie kochali nas. Mama mogła gotować, sprzątać, ojciec dawał pieniądze. I w sumie tyle. To normalne dla naprawdę masy ludzi. Brak miłości w wychowaniu nie jest niczym dziwnym. Ani odosobnionym. A niegdyś było jeszcze dużo gorzej.
Problem uzależnionych rozpoczyna się, gdy sądzą oni, że nie są kochani, a nawet pomiatani przez rodziców, a wszystkie inne dzieci są oczywiście kochane. Szczególnie uzależnieni sądzą, że są odosobnieni w braku miłości swoich rodziców. Co jest błędem ich percepcji. Niejednym. A przez resztę życia stanowi “wspaniałe” (w sensie – skuteczne) usprawiedliwienie dla każdej niewygody, dyskomfortu i emocji. Jest z czymś źle? To przecież przez rodziców, którzy nie kochali i nie wychowali, nie nauczyli odpowiednio! No tak, a co przez ostatnie 10-20-30-40 lat? Nie dało się nadrobić zaległości? Oczywiście, że się dało.
Kilka tematów, które wyjątkowo w dzisiejszym świecie bolą mężczyzn mających z tym problemy. Mówi się, że kobiety oczekują od mężczyzn prowadzenia, stabilności finansowej, poczucia humoru, zaradności, siły i jeszcze mężczyzn testują. Parę słów o tym.
Przede wszystkim nie opieraj się temu, bo to nie ma nic wspólnego z tym, że jesteś ofiarą kobiet. Oczywiście możesz się postawić w roli ofiary wszystkiego. Tylko, że to niedojrzałość.
Tzw. “kobiecie testy” to dla Ciebie fantastyczna możliwość przyjrzenia się sobie, swoim reakcjom, projekcjom – generalnie swojemu obrazowi siebie. A nie bycie marionetką w niczyich rękach.
Jeśli Cię coś boli, to już wiesz, że jest jakiś wewnętrzny problem, bo ból to zawsze informacja, że coś jest do korekty w nas – w środku. Nie w świecie.
Zazwyczaj wystarcza korekta percepcji.
Co to w ogóle dla Ciebie znaczy, że kobieta oczekuje czegoś od mężczyzny? To znaczy, że mężczyzna musi być sługą, niewolnikiem, marionetką, popychadłem? A możesz zapytać samego siebie czego Ty oczekujesz od kobiety? Dlaczego kobieta miałaby się do tego dostosować?
Przyjrzyjmy się teraz temu, co tak boli mężczyzn.
Kobiety generalnie oczekują od mężczyzn:
– Prowadzenia. Bycia liderem. Co to znaczy? To znaczy, że nie jesteś egoistą. A przynajmniej jesteś mniejszym egoistą. Już nie myślisz tylko o sobie ale bierzesz pod uwagę też dobro innych. Jesteśmy żywym przykładem tego, co pozytywne (a przynajmniej tego, co pozytywne w oczach kobiety) – człowieka silnego, który działa dla dobra swojego otoczenia i bliskich. Kobieta chce, byś BYŁ tym, o kim ona marzy. Nie znaczy, że masz być pacynką w jej rękach. To kompletne niezrozumienie tematu i granie ofiary. Ona chce podążać za Tobą. Tak jak naród za mądrym królem. Tak jak wojsko za mądrym wodzem. A kobieta chce mądrego mężczyzny.
Oczywiście każdy ma jakieś swoje osobiste oczekiwania, wymagania, preferencje, etc. Są też tematy bardziej nieuchwytne umysłem. Niemniej co złego jest w tym, że kobieta oczekuje, że będziesz sobie radził m.in. finansowo i prowadził – będziesz silny, a ona będzie się czuła z Tobą i przy Tobie bezpiecznie? Takie to jest straszne, byś wybierał coś dobrego dla Ciebie, dla kobiety – ogólnie dla Was? I byś był silny?
Aaa, bo kobieta nic nie robi, tylko sobie kiwa palcem, a facet ma decydować i robić. Otóż nie. Przypominam o punkcie 7 – mądrości, a także punktach 6 i 5 – widzeniu i ekspresji. Jeśli coś Ci się nie podoba – informuj o tym. Informuj o swoich decyzjach. Uwzględniaj kobietę w swoich planach. Czyli rozwijaj zdolność kochania – rozwijaj się ponad egoizm (egoizmu nie można się pozbyć, można go nie wybierać i zamiast niego wybrać…). Wybieraj odwagę i odpowiedzialność. Jeśli wybierzesz mądrze, kobieta pomoże Ci to wzbogacić i rozwinąć.
Bądź w tym radykalnie uczciwy. Jeśli masz problem z szacunkiem do siebie i akceptacją siebie, to nie wymagaj tego od kobiety. Nie rób niczego, czego intencją miałoby być zdobycie szacunku i akceptacji. Szacunek i akceptacja to naturalna konsekwencja tego, że my sami szanujemy i akceptujemy siebie, i innych.
Szacunkiem do siebie będzie nieraz niezrobienie tego, o co prosi Cię kobieta, a nawet postawienie się jej, gdy WIDZIEĆ będziesz w jej zachowaniu coś nie tak. Ale jeśli jesteś mądry, to wyrazisz to w mądry sposób i nie ograniczysz przy tym kochania. A jeśli nie zobaczysz chęci zmiany u kobiety, to być może mądrym będzie się rozejść, zakończyć relację? A poza tym, jak to się mówi – “widziały gały co brały”. Ile widziałeś faktów, a ile swojego oczarowania, oczekiwań, fantazji o tej kobiecie?
Prowadzenie to podejmowanie mądrych działań z intencją ogólnego dobra (minimum swojego ale też swoich bliskich czy klientów, pracowników jeśli np. prowadzisz firmę). Zauważ, że bezpośrednio towarzyszą temu seksualność i serce. Bowiem ruch to życie. A ruch wspierający je pomnaża życie – to co dobre. Lider zazwyczaj jest więc rozwinięty seksualnie – bo jego działania wspierają życie.
Wyobrażasz sobie seks bez ruchu? No, poniekąd jego karykatura to oglądanie pornografii. Nie ma w ogóle ruchu. Energia seksualna nie płynie, tylko jest blokowana na samym starcie. Nie podąża wzdłuż kręgosłupa – przez ośrodek działania, kochania, ekspresji, widzenia, mądrości. Nie “zbiera” tych informacji i nie wraca w zamkniętym obiegu, który ją nie tylko pomnaża ale też wzbogaca. Nie jest wymieniana z drugą osobą. Nie ma jej przelania w zdrowy sposób w świat. Nie ma otwartości, zaufania, radości. Nie ma nic. Zauważ, że sam seks zamyka się u mężczyzny “na dole”, o ile w ogóle wyrazi swoją potrzebę seksualną. Kobieta natomiast swoją seksualność otworzy jeśli spełnione zostanie to, co na górze – jeśli widzieć będzie np. bezpieczeństwo i zdrowie (czasem nawet higieny nie widzi). Wtedy otworzy się. Niekoniecznie serce. ;) To oczywiście tak spłycone jak tylko się da, niemniej warto to przemyśleć pod tym względem.
Lider jest też odpowiedzialny. Bierze odpowiedzialność za swoje decyzje i działania. Można na nim polegać, a jego działania sprzyjają życiu. Lider to człowiek, którego prowadzenie służy grupie. Dwie osoby to już mała grupa. Nieraz 3 osoby to już pełne ręce roboty. :)
A co sobie wymyślili faceci? A samców alfa i beta. I się uważa, że najlepszym wyborem prowadzenia jest siła. Ale człowiek silny może być 100 razy głupszy, niż osoba słaba fizycznie. Siła wcale nie musi wynikać z tężyzny fizycznej. Siła fizyczna to nie inteligencja.
Kobieta oczekująca, by facet prowadził tak naprawdę oczekuje, że facet żyje zdrowo, że nie robi sobie krzywdy. Dzięki temu jest duża szansa, że nie zrobi krzywdy jej.
Bo czy to naprawdę taka filozofia, taki wielki problem, by zdecydować co zjecie na obiad lub jak spędzicie wieczór? Tak trudno jest to przemyśleć i podzielić się planami z kobietą i zapytać ją o zdanie? Takie to straszne i męczące – zaplanować wspólny czas, by dobrze było i Tobie, i bliskiej Ci osobie lub osobie, która chcesz, by była Ci bliska?
Takie to straszne żyć tak jak tego chcesz, jak o tym marzysz? A poza tym masz pełną wolność w wyborze partnerki. Jeśli trafisz na “księżniczkę”, to kto Ci każe z nią być?
A jeśli chcesz tylko seksu, to takie to straszne być w tym szczerym? Chętnych też nie brakuje na samo bzykanko. Bo to normalne także w świecie (w świadomości) zwierząt.
– Stabilność finansowa. Dlaczego jest to ważne? Już wyjaśniam. Pieniądz to fantastyczny “wynalazek”, a raczej efekt ewolucji świadomości. Bowiem stanowi uniwersalny środek wymiany. Zauważ, że dzięki niemu możesz zyskać to, czego potrzebujesz od osoby, która nie potrzebuje tego, co Ty robisz. Np. jeśli jesteś stolarzem, możesz pójść do osoby, która ma stół i stołu nie potrzebuje i kupić od niej np. jedzenie czy ubrania. Umożliwiają to pieniądze. A bez pieniędzy musiałbyś znaleźć osobę, która dysponuje nadmiarowym jedzeniem i potrzebuje stołu. A następnie musielibyście się dogadać ile jedzenia da Ci za Twój stół. Nie mówiąc, że ten stół musiałbyś przywieźć. No same problemy.
Pieniądz to reprezentacja wartości jaką nadaliśmy produktowi czy usłudze w danej wymianie czy ogólnie na rynku.
Oczywiście to często kwestia percepcji, którą łatwo manipulować. Np. wystarczy przyczepić logo znanej firmy do produktu i już ludzie, którzy tej firmie nadali sami ogromną wartość, są w stanie zapłacić dużo więcej za produkt, który bez loga wartość tę traci (co niekoniecznie musi być związane z tym, że jest gorszej jakości). Ale nie o tym mówimy.
Dlatego są ludzie zarabiający ogromne kwoty. Bo dzięki swojej pracy dają rynkowi pożądaną wartość. Zazwyczaj bardzo wielu ludziom. Jeśli wartość Twojej pracy jest niska i/lub nie dostarczasz jej dużej ilości osób, no to nie zarabiasz dużych pieniędzy. Problem stanowi to, że ludzie, którzy sami własnej pracy nie nadali dużej wartości, tak samo niską wartość nadali sobie. I zwalili odpowiedzialność na pracę. Nawet tego nie dostrzegając. A co w mężczyźnie, który sam siebie widzi źle ma widzieć kobieta? No ona widzieć będzie to samo.
Stabilność finansowa to więc inteligencja, dzięki której potrafimy rozpoznać potrzeby rynku i dostarczyć mu wartość, której szuka, dzięki czemu w zamian otrzymamy ekwiwalent tego, co daliśmy. Ten ekwiwalent zwany pieniędzmi następnie możesz wymienić na to, czego Ty potrzebujesz.
Jeśli chcesz seksu, to to jest taki sam rynek jak rynek ziemniaczany. Rozpoznaj potrzeby, dostarcz je, a otrzymasz to, czego potrzebujesz. Niestety mało mężczyzn edukuje się w tym. Bo wybierają wstyd i winę względem siebie i swojej seksualności. Dlatego nie idą głębiej. Bo dlaczego mieliby zajmować się tym, co w ich mniemaniu jest złe, gorsze i ich boli? Dlaczego to oni mają się starać, a kobieta nie? A bo kobieta nie ma z tym problemu, tylko Ty. Jeśli masz złamaną rękę, to się nią zajmij, a nie narzekaj, że inni albo nie mają złamanych rąk, albo nic nie robią ze swoimi złamaniami.
Kobieta oczekuje więc, że mężczyzna będzie rozumiał fundament wymiany wartości z innymi ludźmi, a więc także z nią samą. Wszyscy mamy oczekiwania. I od naszej mądrości, rozumienia ich (widzenia) oraz ekspresji zależy jak dobrze potrafimy o to zadbać czy nawet zakomunikować o tym innym. Oraz czy będziemy w tym w ogóle widzieć sens. Jeśli kobieta czy mężczyzna lubi chodzić na parady równości i jest to dla tej osoby ważne, a dla Ciebie to idiotyczne, to Wasza relacja raczej nie będzie zdrowa.
Kobieta pragnie zdrowego mężczyzny. A zdrowy mężczyzna radzi sobie w życiu i żyje się mu przyjemnie. Ty jesteś towarem na “rynku” seksualności. Trzymanie się wstydu, osądzania to więc największe błędy jakie możesz popełnić. I ciało oraz psychika obciążone tym balastem “działają” najgorzej. A jeśli na rynek wprowadzasz towar niskiej wartości, to mało osób po niego sięgnie.
Bez komunikacji swoich potrzeb nikt nie jest w stanie dostarczyć odpowiedniej wartości.
Często kobiety mają problem z komunikacją mężczyznom swoich potrzeb. Jedną z głównych przyczyn jest zawstydzenie kobiet pod względem seksualności i wmawianie kobietom, że są słabą i/lub gorszą płcią. Automatycznie zamyka to ośrodek ekspresji oraz kochania. Więc nie tylko kobiety mają problem z wyrażaniem swoich potrzeb, wyrażaniem siebie, ekspresją np. trosk ale też robią to w sposób, który frustruje mężczyzn. Np. nagle przestają się odzywać.
Ileż razy słyszałem od klientów – “kobiety są jakieś dziwne”, “denerwują mnie kobiety, które nie wyjaśnią o co chodzi, tylko milczą”. Takich zarzutów było i jest wiele. Bo wynika z niezrozumienia tego, co przedstawiłem na początku – “układu czakralnego”, a tak naprawdę niezrozumienie tego jak przejawia się człowieczeństwo pod postaciami męskimi i kobiecymi.
To odpowiedzialność każdego z nas, by zamiast fukać, denerwować się, frustrować, oczekiwać, by się ktoś domyślił – jasno i klarownie komunikować. Np. jeśli oczekujesz co miesiąc romantycznej kolacji z kwiatami wiesz jakie jest rozwiązanie? Idziesz do faceta, kładziesz mu pod nos kartkę i długopis i mówisz mu żeby zapisał – “Co miesiąc romantyczna kolacja ze świecami”. Jeśli macie dyg do technologii, to możesz powiedzieć mężczyźnie, by ustawił sobie przypomnienie w telefonie. Jeśli oczekujesz, że przyjedziecie do Twojej mamy na jej urodziny, co możesz zrobić? Powiedzieć swojemu facetowi, że jest to dla Ciebie ważne i poprosić, by o tym pamiętał. Upewnij się, że to zapisze. I jeszcze mu o tym przypomnij tydzień przed. A jeśli wolisz oczekiwać, by pamiętał, potem grać ofiarę, emocjonować się, fukać, trzymać urazę, itd. – droga wolna. Ale radości w związku będzie coraz mniej. O tym jeszcze porozmawiamy. Bo oczywiście nikt nie może być ślepy. Jeśli widzisz, że druga osoba nie stara się, by np. spełniać Twoje potrzeby, no to trzeba się zastanowić czy to relacja z odpowiednią osobą.
Trudne?
A facet zamiast od razu obwiniać kobietę, niech lepiej sam się zastanowi czy na randce dostarczył wartość, której szukała kobieta? Niejeden mi mówił, że jest randka, jest fajnie – piją kawę, spacerują, jedzą lody. A potem kobieta przestaje się odzywać. No to ja się pytam – dla Ciebie może i było to fajne, bo było bardzo bezpieczne, było “grzeczne”, nie naraziłeś się na ocenę i osąd kobiety. Ale czy dla kobiety też to było takie fajne? Kobieta nie idzie na randkę wypić kawę. Kawę pije pewnie codziennie z koleżankami i kolegami lub sama. Randka nie jest dla tworzenia relacji koleżeńskiej. To drzwi dla relacji intymnej. Powiedz mi – co takiego intymnego było w tym spotkaniu? Co było elektryzującego? Co było seksualnego? Nie, jedzenie lodów nie jest seksualne. ;)
Do jakich wniosków dochodzi po takich randkach mężczyzna? Że bycie dobrym jest złe. Że trzeba być złym… (to w końcu zło jest dobre czy złe?) Że kobiety lubią zło, więc muszą być złe. A jeśli sami nie chcą być źli, no to na gruncie relacji z kobietami są przegrani, bo nie chcą być tacy jacy sądzą, że muszą być, aby zdobyć kobietę.
Zaczynają się więc tworzyć w umyśle totalne banialuki.
Ponadto – stabilność finansowa, to nie (tylko) posiadanie pieniędzy, tylko inteligencja na tyle duża, by potrafić zarobić tyle, ile potrzeba i kiedy potrzeba. Przypominam też o urojeniach umysłu zwanych dualizmami. Bieda to nie przeciwieństwo bogactwa czy inteligencji finansowej. Jest tylko jedna zmienna – poziom świadomości. Bieda lub sukces finansowy to konsekwencje poziomu świadomości. Nie można zabrać pieniędzy bogatym i samemu stać się bogatym. Można znaleźć informacje o ludziach, którzy wygrali w Totolotka duże kwoty i stali się bankrutami, a nawet wpadli w poważne długi mniej więcej po roku niemądrego wydawania tych pieniędzy.
Pragnienie osoby inteligentnej jest wyrazem inteligencji.
– Poczucie humoru. Kolosalnie ważna rzecz. Poczucie humoru to taki rodzaj inteligencji, dzięki któremu możemy żyć na tej planecie i nie cierpieć. Bowiem ta planeta to szkoła. Tu prawie nic nie działa. Mamy 7 miliardów ludzi, z czego 80% w świadomości, która nie sprzyja życiu i jeszcze ogromna część tych ludzi aktywnie dąży, by szkodzić innym. Nienawidzi się ludzi sukcesu, ludzi bogatych – tych, którzy sobie radzą. Prawda mylona jest z najbardziej wulgarnymi, paskudnymi, głupimi kłamstwami. I wiele, wiele więcej. Tylko dzięki duchowej pracy rozwiniętych jednostek ludzkość nie rozpirzyła się w drobny mak choć bardzo się starała i nie przestaje starać.
Poczucie humoru to mądrość, by WIDZIEĆ to, co się dzieje w świecie lub czego doświadczamy W TAKIM KONTEKŚCIE, w którym zamiast gniewu, strachu, winy, wstydu czy bezsilności widzimy niewinność i odczuwamy współczucie i potrafimy się z tego śmiać (nie wyśmiewać).
Kobieta szukając mężczyzny z poczuciem humoru szuka mężczyzny rozwiniętego, który niemalże gwarantuje, że ona nie ucierpi z jego ręki i sami nie będą cierpieć niezależnie czego doświadczą. Bo jeśli facet nie potrafi mądrze poszerzać kontekstu i interpretuje wydarzenia w ograniczonym, marnym kontekście, no to jeśli uzna, że coś lub ktoś go denerwuje, będzie zbierał gniew i w końcu z dużym prawdopodobieństwem zwali go na głowę swojej partnerce, dzieciom, bliskim. Jeśli zrobi to raz w pracy, to ją zapewne straci. Taka osoba jest więc chodzącym granatem z wyjętą zawleczką.
Jednym z sygnałów, że mamy niską inteligencję emocjonalną jest stres i oczywiście sądzenie, że coś lub ktoś w świecie daje nam emocje lub jest ich źródłem.
Ponadto jeśli potrafisz być radosny, to znaczy, że masz potencjał, by rozwinąć się na bardzo wysoki poziom świadomości i być zdrowym oraz żyć zdrowo. To ważna informacja, że wolisz to, co sprzyja życiu od tego, co mu nie sprzyja – np. nie wybierzesz grania ofiary czy nie wmówisz sobie bezsilności. Tylko znajdziesz rozwiązanie. Poza tym to także znak, że prawdopodobnie nie staniesz się agresywny podczas seksu. I jeśli kobieta wbije Ci szpilkę, to także nie zrobisz z tego dramatu.
Czy terroryści mają poczucie humoru? Nie. Pewnie nawet uważają to za szczyt głupoty. Oni śmieją się np. z praw kobiet. Śmieją się z ludzi przestrzegających zasady. Śmieją się z ludzi sądzących, że ich przekonają do pokoju, itd. Ale to nie poczucie humoru. Terrorysta nie jest na tyle rozwinięty, by w ogóle przejawiać poczucie humoru. Przecież nawet za narysowanie karykatury Mahometa grozi śmierć.
Inne, praktyczne “zastosowania”, czyli konsekwencje radości, to poza oczywistym dobrym samopoczuciem i wysokim poziomem energii – każdy problem, który ujmiemy w takim kontekście, w którym możemy na niego spojrzeć humorystycznie, przestaje być problemem i możemy go swobodnie oraz efektywnie rozwiązać.
Oczywiście od naszej mądrości zależy czy naprawdę będzie to poczucie humoru, czy robienie z siebie błazna. Robienie z siebie błazna to szukanie poklasku i uwagi, to wypieranie i bagatelizowanie problemów, to ograniczanie kontekstu, to próby ukrycia wstydu i strachu. Poczucie humoru tym nie jest.
Poczucie humoru nie musi być wyrażane w formie żartów. Przykładem go jest to, że gdy ja się dowiedziałem, że jestem uzależniony – ucieszyłem się! Bo przedstawiłem sobie tę informację w takim kontekście: już wiem, co jest ze mną i z moim życiem nie tak i mogę to zmienić! I wiesz co? Osiągnąłem sukces. Za każdym razem, gdy szedłem do klubu muzycznego z poczuciem humoru, było fantastycznie. Czasem nie musiałem zrobić nic, by mieć sukcesy z kobietami. Niemniej nigdy nie osiągnąłem więcej, niż miałem intencję względem tego wyjścia. Nawet jak już się całowałem, jeśli moją intencją nie był seks, to zawsze zrobiłem coś, że albo seksu nie było, albo zniechęciłem kobietę.
Większość uzależnionych nie wybiera takiego kontekstu, gdy dowiedzą się, że są uzależnieni. Kontekst opierają o wstyd, winę, bezsilność, żal i strach. Niemało także o dumę – “No nie, przestałem/am to wypierać i teraz muszę coś z tym zrobić”. Niejeden mi pisze, że “boi się pracy, którą musi wykonać, aby wyzdrowieć”. Albo boją się odpowiedzialności. Boją się żyć bez pornografii.
Ja bałem się żyć z pornografią. Bałem się dalej żyć tak samo. Ale nie zatrzymałem się na lęku. Wybrałem odwagę. Odpuściłem opór przed zmianą.
– Zaradność. Czyli generalnie inteligencja. Co to znaczy? To znaczy żyć z taką jakością, która wspiera życie. Jakością, która wspiera to, co pozytywne – np. każdą fundamentalną potrzebę – bezpieczeństwa, odpoczynku, pożywienia. Ale też zaradność w kwestiach społecznych, kwestiach rozwoju (wliczając osiągnięcia).
Kobiety chcą faceta, który rozumie w jakiej rzeczywistości żyje i się do niej potrafi dostosować. Czyli – jeśli rynek przestanie potrzebować kaset VHS i zacznie potrzebować płyt DVD, to facet nie będzie uparcie starał się wciskać ludziom VHS, tylko rozwinie się i dopasuje swoją podaż do popytu.
Gdyby posłuchać mężczyzn opowiadających o randkach, to nie dostarczają tego na co jest popyt – tego, czego pragną, oczekują, chcą kobiety. Dostarczają to, co oni uważają za dobre dla siebie. Nie dla kobiet. To tak jakby wędkarz na końcu haczyka umieszczał to, co smakuje mu, a nie to, co wabi ryby. Sądzisz, że by coś złowił z kieliszkiem whisky lub cygarem?
Można rzec, że kobieta oczekuje od faceta, że będzie potrafił ją zdobyć. Że rozumie w jakiej rzeczywistości żyje, że rozumie jak wyglądają potrzeby kobiety. Kobieta pragnie, by mężczyzna rozumiał kobiety. Dzięki temu lepiej zrozumie siebie. Bo męskość i kobiecość się dopełniają. Dopiero wspólnie można liczyć na coś zdrowego. Wspólnie nie tylko w rozumieniu dwóch osób ale też życia jako singiel. No bo jeśli kobieta bez partnera nie ruszy tyłka i nie znajdzie pracy, to nie będzie miała pieniędzy. Musi więc sama zrozumieć, że świat wymaga ruchu, działania, dodawania wartości. Tylko wtedy da nam to, czego potrzebujemy my. Ekwiwalent danej mu wartości w formie uniwersalnego środka wymiany – pieniędzy.
Jeśli kobieta dba o swoje wnętrze, to taka kobieta jest zazwyczaj zarówno w oczach mężczyzn jak i kobiet, podziwiana. Ludzie obu płci śnią o takiej kobiecie. Zresztą mężczyźni pielęgnujący w sobie zarówno męskość jak i kobiecość również są kolosalnie atrakcyjni.
Innymi słowy – kobieta oczekuje, by facet nie żył w grzechu. Bo to, co w religii nazywane jest grzechem, to w rzeczywistości jakości nie wspierające życia. Nie będące nawet właściwym kierunkiem. Dlatego mówi się o potępieniu – bo wybierając te jakości nie dążymy w stronę życia. Nikt nas nie potępi. Sami to robimy.
Przykładowo – 7 grzechów (błędów) głównych:
1. Pycha. Czyli zacietrzewienie w ograniczonym kontekście. Niezdolność i niechęć, by się rozwijać. To także zawiera niechęć do przyznawania się do błędów (co uniemożliwia ich poprawę, a także prowadzi do ich powtarzania i popełniania błędów coraz poważniejszych). Przykład – niechęć do przyznania się do uzależnienia uniemożliwia wyzdrowienie z niego. Jeśli uznasz, że cierpisz przez kogoś, to nie przestaniesz cierpieć. Widzimy, że pycha to faktycznie poważny błąd.
2. Chciwość. Czyli nadanie większej wartości materii, niż miłości – niż życiu. Jak mówiłem – pieniądz to uniwersalny środek wymiany wartości. Co więc musi kierować człowiekiem chciwym? No, musi mieć tak marne zdanie o sobie, że cały czas chce czegoś więcej. Nie kocha się. Żadna osoba kochająca nie jest chciwa. Jedno wyklucza drugie. Chciwość wynika z przywiązania, a przywiązanie gwarantuje cierpienie. I gwarantuje życie negatywne – np. podejrzliwość i agresję wobec osób, które sądzimy, że mogą nam zabrać to, do czego/kogo jesteśmy przywiązani.
3. Nieczystość. Sprawę można rozważyć bardzo symbolicznie, a następnie ten symbolizm przenieść na dowolne zagadnienie w życiu. Porządek to usunięcie brudu, to umieszczenie wszystkiego w odpowiednim dla niego miejscu, to pozbycie się tego, co nie jest potrzebne, to zdobycie tego, co jest potrzebne, to spokój, to zadowolenie. To posiadanie zadbanego miejsca do życia, które wspiera nasze życie.
Życie w nieczystości w jakimś obszarze, to nieprzejawianie tych jakości w tym obszarze. Więc przykładowo nieczystość seksualna to np. kierowanie się niezdrowymi intencjami, to próby dowartościowania się, to wieczne nienasycenie (co jest też 5-tym grzechem głównym – nieumiarkowaniem). To dążenie w negatywnym kierunku.
4. Zazdrość. Bardzo szerokie spektrum błędów. Jednym przejawem zazdrości jest brak wdzięczności, brak mądrego zarządzania percepcją własnych doświadczeń oraz tym, co się posiada. To niemądre nadawania wartości i znaczenia. To osądzanie siebie i swojego życia i traktowanie się bez miłości. To sądzenie, że inni posiadają coś lepszego – o większej wartości – i pożądanie tego, co ma rzekomo wypełnić poczucie braku, poczucie bycia kimś gorszym.
Generalnie zazdrość wynika z osądzania samego siebie i własnego życia. To także wmawianie sobie bezsilności i osądzanie innych. To życie w świadomości niesprawiedliwości, czyli świadomości bardzo niskiej. Zazdrość jest m.in. dlatego poważnym błędem, bo gdy zazdrościmy, zazwyczaj mentalnie odcinamy się od tego, co jest niezbędne, by osiągnąć czy zdobyć to, czego nam brakuje. Zamiast naśladować osoby, które to mają/osiągnęły, skrycie ich nienawidzimy, więc nie pozwolimy sobie być jak oni.
Zazdrość więc prostą drogą prowadzi do cierpienia i nienawiści.
5. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu. Dlaczego jest to poważny błąd? Wie to każdy otyły. Wie to każdy alkoholik. Wie to każdy narkoman. Wie to każdy pracoholik. Wie to każdy oglądający pornografię. To niszczy życie i zdrowie. Nawet zwykła woda wypita w zbyt dużej ilości może zaszkodzić, a nawet zabić.
6. Gniew. Jak każda emocja, również gniew jest “dobry” tylko w porównaniu do niższych od niego emocji. Jest to szczebel w ewolucji. Sam z siebie jest jednak bardzo destruktywny – nie tylko wobec świata zewnętrznego ale też wewnętrznego.
Jednym z przejawów wewnętrznych kłopotów związanych z gniewem jest depresja. Najbardziej popularna depresja to konsekwencja represji gniewu.
Religie tego nie rozumieją. Dostrzegają błąd w gniewie ale błędem nie jest sam gniew, tylko przywiązanie do niego i opór względem niego. Jeśli złapiesz się tego “szczebla” lub nie będziesz na niego chcieć wejść, to będziesz miał(a) problemy, by wejść wyżej na drabinie.
Gniew to już relatywnie wysoki poziom energii. Wyobraź sobie ile energii musisz włożyć, by go w sobie tłumić? Masę. Dlatego z czasem pojawia się depresja – brak energii, brak chęci, brak radości, brak nadziei, brak sensu.
Niemal każdy, kto chce wyjść z depresji, będzie musiał zmierzyć się z dużymi pokładami gniewu, a nawet nienawiści. Naturalnie ekspresja gniewu nie uwolni jego energii. A nawet może ją wzmocnić, gdy zacietrzewimy się w percepcji, w której gniew w ogóle powstaje.
Ani tłumienie, ani represja, ani ekspresja emocji nie jest właściwą drogą. Właściwą drogą jest uwalnianie.
7. Lenistwo. Nazywane też apatią i znużeniem duchowym. To nieraz cały czas wybieranie oporu, granie ofiary, wmawianie sobie bezsilności, czekanie na coś, brak decyzyjności, brak aktów woli, etc. To grzech, czyli błąd nie wspierający Twojego życia.
Co także oznacza “znużenie duchowe”? To brak pracy polegającej na poszerzaniu kontekstu. To spoczywanie w jednym, niezmiennym kontekście. Szczególnie dobrze znają to uzależnieni – dopóki swoją przeszłość, siebie, swoje życie postrzegać będą w dotychczasowym kontekście, w ich życiu będzie trwało obwinianie, nienawiść, gniew, wstyd, wina, strach, ból, cierpienie, a także pozostałe grzechy główne jak nieczystość, nienasycenie, zazdrość. Sama niechęć do zmiany kontekstu – w tym wybaczenia sobie i innym – to pycha.
Każdy z tych największych błędów będzie przyczyną tego, że między mężczyzną, a kobietą nie będzie płynęło zdrowie, tylko choroba.
Nienawiść do grzechu też nie wspiera życia i jest błędem. Nie ma zdrowej nienawiści. Każda nienawiść jest dokładnie taka sama.
Człowiek nienawidzący najczęściej nie jest zaradny lub zaradność traci. Człowiek apatyczny czy trzymający się uraz przynajmniej w obszarach życia, które postrzega w kontekście apatii i urazy nie radzi sobie.
Kobieta oczekuje więc, że mężczyzna albo postrzega rzeczywistość w sposób wspierający życie, albo jest na to otwarty. Inaczej życie z takim mężczyzną będzie udręką lub po początkowym oczarowaniu stanie się reprezentacją tych jakości – apatycznym, nudnym i coraz więcej będzie przychodzić z trudem.
Więc mężczyzna zaradny to m.in. mężczyzna, który wybacza. To mężczyzna, który nie tylko radzi sobie w świecie zewnętrznym ale także wewnętrznym. A im lepiej radzi sobie w świecie wewnętrznym, tym lepiej radzi sobie w świecie zewnętrznym.
– Siła. Czakry 1 i 3 mówią o zakorzenieniu w rzeczywistości i działaniu w rzeczywistości/rzeczywistym działaniu. Nie mówię o potrzebie korzystania z siły cały czas, ani o znajdowaniu się w takich warunkach, by cały czas potrzebować korzystania z siły (np. bić się/bronić przed napaścią). Mówię o takiej jakości życia, takich WEWNĘTRZNYCH wyborach, których siła i poczucie siły są naturalną konsekwencją. Jeśli mężczyzna jest pewny siebie, jest w sobie spokojny, kobieta będzie się czuła przy nim bezpieczna i będzie bezpieczna, bo spokój to siła.
Tego nie rozumieją ludzie, którzy mówią “ciężko pracuję”. To kolosalna różnica wkładać ogromną energię w pracę i zbierać tego owoce, a wkładać ogromną energię, by w ogóle zmusić się do pracy.
To różnica jak między przejściem 50 kilometrów, a przyczepieniem sobie ciężkiej kuli do nogi i przejściem 500 metrów. Ciężka praca to to pierwsze. Wykonać 100 telefonów możesz jako ofiara i męczyć się niemiłosiernie, a potem mówić “ciężko pracowałem/am”, a możesz ich wykonać 300 i robić to swobodnie, z chęcią i ekscytacją. I telefonować, aż Cię siłą nie będą wyganiać z biura. ;) Czyli normą będzie wykonać ich więcej, niż np. oczekuje pracodawca. TO jest ciężka praca. Ciężkie pracowanie i nie męczenie się przy tym mentalnie. Bo jeśli męczysz się mentalnie, to znaczy, że stawiasz opór. I energię tracisz na opór, a nie wkładasz jej w pracę. Jeśli małe dziecko próbuje wsadzić okrągły plastikowy klocek w kwadratową dziurkę, to nie pracuje ciężko.
– Testy. Test, czyli badania i potwierdzenie rzeczywistości. Rzecz fundamentalna w każdym dążeniu – od kobiecych testów mężczyzn, rozwoju jako istota ludzka, po osiąganie celów. Bez punktu odniesienia, bez uczciwej i rzetelnej analizy faktów, bardzo łatwo jest zboczyć z kursu. Dla kobiety najczęściej takim potwierdzeniem są jej uczucia i intuicja. Niestety często to pierwsze mylone jest z tym drugim. Mało ludzi w ogóle rozumie co to jest intuicja, ani nie potrafią jej odróżnić od projekcji i emocji.
Kobieta dzięki testom sprawdza kierunek mężczyzny. Czy np. nadal uzależnia swoją wartość i samopoczucie od pracy? Czy daje sobie wejść na głowę? Czy oddaje odpowiedzialność za swoje decyzje? Czy zaczął wybierać znużenie i niechęć? Jakie ma zaniedbania emocjonalne – np. gniew? Jak patrzy na odmowy, na porażki, na problemy? Co wtedy wybiera? A jeśli się to ujawni, to co wtedy zrobi? Czy zrobi coś mi? Zemści się?
To wszystko kolosalnie ważne rzeczy.
Oczywiście dla osoby grającej ofiarę to wszystko będzie wydawało się niesprawiedliwe – “Dlaczego mnie ktokolwiek testuje, a nie siebie!?”, “Dlaczego to ja muszę się starać i rozwijać, a inni tylko jeszcze mnie sprawdzają?!” Jak mówiłem – ofiarę możemy grać wszystkiego i to nie sprzyja naszemu życiu.
Mężczyźni grający ofiary zazwyczaj nie mają partnerek. Co to znaczy? Że nie dążą do pełni. Wybierają kierunek przeciwny życiu, więc automatycznie też w świecie wybierają to, co życiu nie sprzyja.
Jeszcze nie pracowałem z człowiekiem, który byłby sam z rozsądnego, spokojnego wyboru. ZAWSZE decyzje te były dyktowane lękiem, wstydem, winą, oporem czy jakimś kolosalnym zniekształceniem kontekstu. Nikt z nich też nie akceptował swojej sytuacji, czyli opierał się ale też opierał się zmianie. I mimo cierpienia nie wybierał zmiany. Czyli nie rezygnował z korzyści jakie miał z dotychczasowej sytuacji.
Wielu mówi sobie, że boją się poznawać kobiety, bo co gdy kobieta się zapyta dlaczego nikogo nie ma? Dlaczego się tego boją? Bo sami to osądzają, obwiniają się, odbierają sobie szacunek, wartość i degradują obraz siebie na podstawie tego, że są sami.
Prosta prawda brzmi, że zawsze znajdziesz człowieka, który w czymś radzi sobie lepiej od Ciebie. Na tej planecie wszystko jest lepsze od czegoś innego. Szczęście i sukces to nie efekt wyścigu szczurów. To efekt mądrej intencji, mądrych działań, przekraczania WŁASNYCH ograniczeń, a nie zazdrości, nienawiści, itd.
Gdyby dzieci w pierwszej klasie wstydziły się być w pierwszej klasie i/lub zazdrościły tym, które są już w drugiej, to byłoby im kolosalnie trudniej przejść do kolejnej klasy.
Wróćmy teraz do tematu tego, gdy partner/partnerka w związku nie wyraża ochoty na dbanie o relację lub o to, co Ty uważasz za ważne.
Ważne – dla osoby mądrej, pojedynczy błąd zazwyczaj ma niewielkie znaczenie. Tak, może zaboleć, a jeśli błąd był dużego kalibru, to i konsekwencje mogą być i dużo bardziej znaczące. Ale generalnie mniej lub bardziej każdy rozumie, że błędy są normalne. Dlaczego? Bo w swojej naturze człowiek jest grzeszny, czyli skory do błędów. Dlaczego? Bo nie ma możliwości odróżnienia prawdy od fałszu. A jeszcze przez wojny i negatywne programowanie masa ludzi ma bardzo wypaczony wewnętrzny kompas, którego elementem są emocje (emocje dotyczą naszej percepcji świata, a nie świata). Do tego praktycznie każdy wmawia sobie bzdurę, że myśli – czyli stawia się w roli autora myślenia i myśli.
To co ma naprawdę ogromne znaczenie to kierunek – dążenie.
Każdy może popełnić błąd (i popełnia). Ale jeśli te same błędy popełniasz w kółko, nawet ich nie dostrzegasz, nie bierzesz odpowiedzialności, bagatelizujesz, grasz ofiarę, zrzucasz odpowiedzialność, to Twój kierunek nie sprzyja życiu. Jedną z konsekwencji takiego kierunku jest uzależnienie. Uzależnienie to konsekwencja najczęściej wielu lat dążeń w negatywnym kierunku – czyli kierunku niesprzyjającym życiu.
Przykład – jeśli do kobiet w kółko podchodzisz tak samo – z taką samą intencją, poziomem energii, tekstem, no to i efekty będą podobne.
Inny przykład takich błędów – obwinianie się za błędy. Jeśli obwiniasz się za błędy, to ich nigdy nie poprawisz, ani nie przestaniesz popełniać. Tym bardziej ma to przełożenie na uzależnienie. Jeśli się obwiniasz za sesje z porno, no to będziesz porno oglądał coraz więcej i częściej, gdyż jednym ze wspólnych powodów oglądania pornografii jest uciekanie od poczucia winy. Kolejnym częstym aspektem tego jest niechęć do wybaczenia sobie – nie tylko niechęć do zmiany percepcji – kontekstu i odpuszczenia winy – ale też utrzymywanie takiego marnego obrazu siebie, że uznajemy, że nie zasługujemy na nic dobrego/lepszego, a nawet zasługujemy na coraz mniej. Z każdym popełnionym błędem obraz siebie degenerujemy coraz bardziej i bardziej. Aż w końcu jedynym wyjściem z tego marnego padołu i cierpienia zaczyna wydawać się nam samobójstwo.
Przypomnę – jesteśmy na planecie, którą można nazwać szkołą. Każdy jest na swoim poziomie rozwoju. Ale wszyscy ewoluujemy z jakości zwierzęcych. Człowiek na niskim poziomie świadomości (czyli 80% ludzkości) nie przejawia żadnego zachowania, którego nie przejawiałyby zwierzęta. Od gadów i płazów po ssaki.
Dla niemal każdego gada to co się rusza i zmieści mu się do paszczy to jego jedzenie, do którego ma prawo; totalnie nie mając nawet konceptu, że odbiera życie innej istocie. A pogoni za uciekającym, by uratować własne życie zwierzęciem, często towarzyszy jeszcze ekscytacja.
Gdy przyjrzymy się myślom, dostrzeżemy, że często jest w nich nienawiść, całkowity brak empatii, radykalny egoizm i więcej. Widzimy fantazje o mordowaniu, zabijaniu, gwałceniu. Widzimy myśli i odbieraniu życia zarówno innym jak i samemu sobie.
Przykład. Gdy piszę ten artykuł, wczoraj na moim osiedlu padła bez zapowiedzi woda. Awaria. Mamy fejsbukową grupę osiedlową. Jedna z kobiet – atrakcyjna, na każdym zdjęciu zadowolona, trenerka fitness, żona i matka – napisała, że chce się jej płakać. A potem napisała takie zdanie – “Właśnie sobie uświadamiam jak niewiele mi trzeba żeby mieć ochotę kogoś zamordować”. Hmm? Czyżby, w przez wszystkich uważanej za całkowicie normalną, pani krył się skory do mordu gad? :) Prawda brzmi – w każdym z nas jest taki gad. Oczywiście ten gad nie tylko jest gotów wyrządzić krzywdę innym ale też sobie/nam. Ten gad za nic ma życie. Bo to doskonały egoista. Który nawet za jakąś głupią rację jest gotów rzucić się z okna.
I teraz – błędem nie jest gniew, jak podaje religia, ale percepcja, z której gniew wynika (tutaj poczucie bezsilności, zapewne też zmęczenie, obwinianie, być może kilka jeszcze problemów, które nałożyły się na siebie) i przywiązanie się do gniewu. Przypominam – problemu nie rozwiąże gniew ale TWÓRCZE DZIAŁANIE z ewentualnym wykorzystaniem energii gniewu. Rzucenie talerzem o ścianę to nie jest twórcze działanie. To właśnie grzech, o którym mówi religia. To samo z uderzeniem kogoś w twarz.
Problemem nie są myśli, nie są pojedyncze błędy. Problemem są nasze dążenia. Jeśli często się denerwujesz, no to naprawdę poważny sygnał, by wykonać porządną (czyli też odpowiedzialną) WEWNĘTRZNĄ pracę.
Jeśli widzisz myśli samobójcze, to nie one są problemem ale to, że Ty nadajesz im sens i znaczenie. Z myślami nie jest inaczej, niż z plakatami reklamowymi. Jeśli codziennie mijać będziesz mijać szyldy, billboardy, transparenty, plakaty np. z fast-foodem, to bardzo szybko zaczniesz dostrzegać takie myśli. I jeśli nieuważnie się do nich przywiążesz i nadasz im wartość, zaczniesz do tego dążyć. Przykładowo gdy poczujesz się głodny/a, to możesz spodziewać się, że w myślach nie znajdziesz zachęty, by przygotować sobie świetny obiad, tylko “a zjem fast-fooda, co mi tam”. Czy nie takie myśli widzą uzależnieni – “A obejrzę sobie tylko jeden filmik, nic się nie stanie”?
Jeśli np. wobec jakichś doświadczeń życiowych stawiasz się w roli ofiary, zrzucasz odpowiedzialność za cierpienie i wmawiasz sobie bezsilność, to w ich obliczu w myślach nie zobaczysz zachęty do ich rozwiązania, do wyboru odwagi, tylko dalej dążenie niesprzyjające życiu np. w formie myśli samobójczych.
Jeśli w czymś widzisz problem i zamiast tego spokojnie nie wybierać i unikać, uważasz to za źródło swojego cierpienia, oceniasz to jako straszne, itd., to tylko kwestią czasu jest, aż coraz więcej będziesz tak postrzegać. Rozwiązaniem nie jest emocjonowanie się i wpatrywanie w mentalny bełkot, tylko rozwój świadomości – np. wybór odwagi, by problem rozwiązać. Lub odwaga w formie wzięcia odpowiedzialności.
Innymi słowy – jeśli widzisz myśli samobójcze i nadajesz im znaczenie, to kontynuujesz drogę, która w ogóle doprowadziła do tej sytuacji.
Pamiętaj – nie można udawać. Można ukrywać prawdę przed innymi. Można wypierać, można starać się zapomnieć lub nie skupiać na jakimś problemie. Ale to wszystko nie poprawia rzeczywistości. Bo zmienić można tylko to, co istnieje. Jeśli kłamiesz, czyli twierdzisz, że realne jest coś, co nie istnieje, to nic z tym nie możesz zrobić.
Najbardziej dosadna i poważna kwestia – uzależnienie. Jeśli twierdzisz, że nie masz problemu z pornografią, wódką czy papierosami, no to nie możesz tego zmienić. A konsekwencji będziesz doświadczać cały czas. Np. w formie utraty zdrowia, związku, pracy, spokoju, radości, etc. W formie bólu, cierpienia i myśli samobójczych. To naprawdę nie są jakieś straszliwe losy dla tych najgorszych. Każdy może do tego doprowadzić, gdy się odpowiednio postara. I tak samo każdy może to uzdrowić i zacząć lub wrócić do życia zdrowego. Pytanie czy wybierzemy dumę z cierpienia i grania ofiary, czy też nie?
Wracając do stricte męskości oraz natury bycia człowiekiem. Ewoluujemy ze zwierzęcości, której na oko 99% ludzkości nie przekroczyło. A to oznacza, że jeśli chcesz żyć dobrze, to zacznij walczyć o swoje życie. Nie bijąc się po mordach z żebrakami o kosz z odpadkami. Nie wciskając sobie ciemnotę, że ciężko pracujesz, gdy 80% energii przeznaczasz na niechęć, opór, granie ofiary, zazdrość i mentalizację, a potem dziwisz się, że zarabiasz za mało do tego ile siły wkładasz, by w ogóle wykonać najprostsze czynności. Nikt Ci nie płaci za bycie inwalidą, tylko za dostarczoną wartość.
Zwierzę nie może zjeść fantazji. Może zjeść tylko to, co upolowało i ochroniło przed innymi drapieżnikami. Jak to powiedział Hale Dwoskin – autor “Metody Sedony” – “Odkładaj w banku, a nie w myślach”. To powiedzenie istniało już dużo wcześniej – “Nie dziel skóry na (żywym) niedźwiedziu”.
Myśli to nie rzeczywistość. Nikt praktycznie nie wie co to są myśli i jaka jest ich rola. Cytując “Dzień świra” – “Ileż to razy w myślach osiągałem wszystko”. Tak ale myśli to nie rzeczywistość. W myślach nie masz nawet ułamka jednego procenta faktów z Twojego życia, ani realnych doświadczeń.
Możesz się hipnotyzować myślami, że zaliczasz egzamin lub zdobywasz upragnioną pracę. Ale wiesz co? Nie doświadczysz tego, jeśli nie wykonasz realnej pracy, byś mógł/mogła tego doświadczyć. Jeśli się nie nauczysz, nie przećwiczysz zagadnień, to nie zaliczysz egzaminu niezależnie jak długo będziesz o tym fantazjować. Jak nie podniesiesz tyłka i nie zaczniesz szukać ogłoszeń, pytać innych o zatrudnienie (większość miejsc pracy jest ukrywane, bo niemal każdy woli zatrudnić kogoś z rekomendacji człowieka, którego zna), wysyłać CV, dbać o swoje kompetencje, etc., no to Twoja wymarzona praca może “czekać”, a Ty obejdziesz ją szerokim łukiem.
Jeśli myślisz o sobie jako o spokojnym człowieku, “TYLKO INNI MNIE DENERWUJĄ,” to wiesz co? Wcale nie jesteś spokojnym człowiekiem! Fantazjujesz o tym. Nie tylko jest w Tobie gniew ale jeszcze zwalasz za niego odpowiedzialność. Wiesz kiedy naprawdę będziesz mógł/mogła powiedzieć o sobie “spokojny człowiek”? Kiedy pod żadnym pretekstem nie stracisz, czyli nie ograniczysz w sobie spokoju. Wliczając sytuacje i osoby, które sądziłeś, że powodują w Tobie gniew i są jego źródłem.
Wiesz kiedy odłożysz pieniądze na koncie? Albo gdy będą na koncie, albo gdy będziesz je mieć w ręce. Nie wcześniej.
Szczególnie męskość, zważywszy, że czakra podstawy związana jest z zakorzenieniem w rzeczywistości, wymaga od nas patrzenia na fakty. Wielu mężczyzn niestety myli to z zakochaniem w myśleniu sądząc jakoby to myśli odnosiły się do rzeczywistości. Większość ludzi nawet nie jest świadoma, że tylko hipnotyzują się samoistnym mentalnym bełkotem. A ci, którzy to nawet usłyszą i do nich dotrze, i tak nie chcą przestać. Bo mają z tego KORZYŚCI – np. mogą zawsze na myśli zwalić wszystko – “myśli nie dawały mi spokoju” albo “miałem/am straszne myśli i nie mogłem/am spać”…
I jednocześnie tacy ludzie często też atakują emocjonalność, wypierają ją u siebie i uznają za rzeczywiste tylko to, co można zbadać i udowodnić. To proszę zbadaj kota i udowodnij co to jest kot. Zbadaj i udowodnij zapach szczypiorku… tfu! koperku! ;) Wszystko to, do czego dojdziesz w trakcie tej analizy, będzie to efekt intencji, kontekstu i poziomu Twojej świadomości. Nie będziesz w ogóle poruszał(a) się “w” prawdzie, tylko w swojej percepcji.
Mężczyzna powinien wiedzieć, że jak nie podejmie działania, to nie będzie żadnych efektów. Jak nie nauczy się celnie rzucać oszczepem, to nic nie upoluje. Jeśli nie nauczy się zakradać do zwierzęcia, to nic nie upoluje. Jeśli nie nauczy się zabezpieczać i transportować mięsa oraz skóry, to nic nie przyniesie do domu. Nikt go też nie wyręczy. Bo jeśli upoluje zwierzę inny łowca, to on ma prawo do tej zdobyczy.
Nikt nie poderwie za Ciebie kobiety. Nikt nie wykona Twojej pracy za Ciebie i Ty dostaniesz za to wynagrodzenie. Nikt nie podniesie ciężarów za Ciebie, by Tobie wzmocniło się ciało. Jeśli chcesz się rozwinąć, to nikt nie powinien wyręczać Cię w Twoich problemach. Jeśli chcesz się rozwinąć np. emocjonalnie, to konieczne jest zakończyć ze zwalaniem odpowiedzialności za Twoje samopoczucie. To co czujesz to Twój problem i nikogo innego. Zacznij się z tym mierzyć, przestań to demonizować. Emocje to nic strasznego. Tak, są niekomfortowe jak cholera. No i?
Uwalniaj opór przed odczuwaniem, uwalniaj strach. A następnie uwalniaj emocje warstwa za warstwą.
Teraz troszkę o czakrach 2, 4, 6, czyli ekspresjach kobiecości (co nie znaczy, że są ograniczone tylko do kobiet).
Czakra druga to seksualność. Jest “pomiędzy” zakorzenieniem w rzeczywistości i fundamentalnymi potrzebami, a działaniem – aktywnością fizyczną. Co pokazuje czym seksualność w ogóle jest – fundamentalną energią życiową związaną z ruchem i (prze)życiem. Wszystko co ją ogranicza w religii nazywane było grzechem. Czyli błędem. Niestety za sam grzech uznano też samą seksualność, co nie ma nic wspólnego z pierwotną mądrością przekazaną przez Awatara Jezusa Chrystusa. Nadpobudliwa seksualność lub jej zawstydzanie, obżeranie się lub problemy z jedzeniem, przepracowywanie się lub brak pracy – wszystko może być w takiej jakości, która życiu nie sprzyja. Ale czy jedzenie jest grzeszne? Nie. Dopiero obżarstwo. Lub niedojadanie.
Problemem nie jest sama czynność, tylko opór do niej lub wyższej jakości oraz przywiązanie.
Wolność, czyli zdrowie to zarówno brak oporu jak i brak przywiązania.
Nie w seksualności, ani seksie jest problem. Tylko w przywiązaniu do niej lub oporze względem niej. Jeśli np. utrzymujesz na swój temat marne zdanie i uważasz, że dopiero seks zwróci lub da Ci wartość, no to błąd, czyli grzech. Ale już dzielenie się radością z drugą osobą grzechem nie jest.
Seks jest normalną, ludzką rzeczą. I zwierzęcą również. Możesz się nim cieszyć. Ale rób to odpowiedzialnie, bezpiecznie, radośnie. Jeśli nie potrafisz – rozpoznaj co stoi na przeszkodzie i się tym zajmij. Ani tego nie ukrywaj, ani nie zaniedbuj.
Czakra 4 – kochanie/zdolność kochania jest aspektem kobiecości. Dlaczego? Bo tylko miłość to naprawdę zdrowie.
Była sytuacja, że w czasie wojny noworodki ukryto w odosobnionym budynku i zapewniano im wszystko – ciepło, bezpieczeństwo, jedzenie, opiekę. Noworodki mimo to masowo umierały. Nic nie pomagało. Dopiero zatrudnienie nianiek, które dawały dzieciom miłość, spowodowało, że noworodki radośnie szły dalej w życie.
Gdy uzależniony przyjrzy się swoim postępowaniom, to zobaczy dwie główne rzeczy – brak miłości oraz ucieczkę od tego, co stanowi konsekwencję braku miłości.
Historia pokazuje nam, że sama męskość nie tylko ma problemy z kochaniem ale zazwyczaj nie ma zamiaru kochać. Historia wojen to przecież historia egoizmu i zwierzęcości. Tzw. “Dziki Zachód” przypominał stada dzikich psów walczących ze sobą. Mężczyzna dla zysku jest gotów zniszczyć las, by wybudować kolejną autostradę. Bez miłości męska energia jest jak palące Słońce – spala ziemię. Kobieca energia bez męskiej jest jak woda, która zatopi wszystko w odmętach zmienności i rwących nurtów.
Potrzebny jest balans. Zjednoczenie.
Dopiero odpowiednie nasłonecznienie i odpowiednia wilgotność to warunki odpowiednie, w których może rozwijać się roślina. Tak jak każdy inny projekt.
I teraz kolejna bardzo ważna jakość kobieca – intuicja. Czyli dla wielu całkowite zaprzeczenie logiki i rozsądku. Tzw. kobieca intuicja jest zdolnością widzenia prawdy ale nie zmysłami, tylko niejako doświadczaniem wibracyjnej jakości. Szczególnie kobieta potrafi wyczuć, gdy ktoś kłamie. Bo kłamstwo to jakość energii wibrująca z niską jakością. Kobieta może wyczuć niskie intencje – np. to, że ktoś chce nas wykiwać. Ilu z męskich czytelników usłyszało od swojej partnerki lub znajomej – “Wiesz co? Coś mi się nie podoba w tym facecie”?
Oczywiście są też mężczyźni z rozwiniętą wrażliwością na odczuwanie co jest dobre (wysokiej wibracji), a co nie. I np. z 20 możliwych decyzji na giełdzie wybiorą dobrze i zarobią dużą kwotę. Ale jeśli decyzje podejmiesz z niskiej intencji i/lub w stanie innym, niż totalny spokój, na 99% decyzja ta będzie błędną, czyli nie przyniesie Ci zysku, a pewnie i straty.
Dlaczego szczególnie kobiecość ma rozbudzoną intuicję? Bo kobieta jest bardziej w sobie. Musi być bardziej wrażliwa, bo od jej zdolności “czytania dziecka”, które nie potrafi jeszcze się komunikować, zależy przeżycie dziecka. Innymi słowy – wrażliwość sprzyja życiu i przeżyciu. A więc też intuicja. Myśli to nie intuicja. Najczęściej myśli to już konsekwencja tego, co intuicją nie jest i ją przesłania/zagłusza.
Zarówno bez działania jak i bez odpowiedniej intencji, mądrości oraz gotowości do nauki i wyciągania wniosków, a nie grania ofiary, w dążeniu do jakiegokolwiek celu, pojawią się problemy.
Każde działanie, które jest egoistyczne nie wspiera życia. Co jest oczywiście normalne i spodziewane. Świat zwierząt to m.in. świat odbierania życia innym stworzeniom. Jednak świat zwierząt to też dużo więcej. Jest też miłość, troskliwość, opieka, odwaga. Jest masa cnotliwości i wysokich jakości, z którymi większość ludzkości ma problem.
Różnica polega na tym, że każde zwierzę jest już w swoim najwyższym potencjale. Jako ludzie nie jesteśmy. Bo wszystko co wiemy na swój temat to przekonania, opinie, percepcje, kłamstwa, zniekształcenia, wiara. Przecież nawet imię to tylko wymysł. To tylko ma uprościć życie – np. gdy ktoś zwróci się po naszym imieniu, to wiemy, że mówi o nas. Ale w rzeczywistości to tylko pewna informacja, której się trzymamy. Tak samo z “jestem gorszy/a”. To taka sama informacja, jak nasze imię, której sami się trzymamy. Niegdyś nie było nazwisk. Mówiło się np. “Jan, syn Benedykta”. Dopiero z czasem dodano nazwiska, co też uprościło komunikację i umożliwiło wiele innych spraw. Niemniej to wymysły ludzkie. Tego nie ma poza naszymi umysłami. W świecie zwierząt nie ma imion. Zwierzęta rozpoznają swoje młode zazwyczaj po zapachu.
Mówię o tym, byśmy mieli na uwadze jak wiele po prostu uznajemy za pewnik, nie poddajemy tego żadnej analizie, a nawet w ogóle nie jesteśmy tego świadomi. Ale nie tylko. To samo tyczy się różnych negatywnych przekonań i kłamstw jak np. “mężczyzna zaczyna się od 1.80 cm”. No to przecież urojenie. Ale że fantastycznie usprawiedliwia wstyd, no to wielu facetów z przyjemnością się tego trzyma. Mówią o sobie “nie jestem prawdziwym facetem”. No, jeśli nie jesteś prawdziwym facetem, to kim jesteś? Nieprawdziwym? A, no tak, przecież ponoć nie ma 2 płci, tylko ze 100 różnych, tak? Nie. To tylko mentalizacja tak oderwana od rzeczywistości jak tylko się da.
Jeśli naszej uwadze unika tak oczywisty fakt, że nie myślimy, tylko podajemy się za autora myśli i myślenia, to nie dziwne, że nie dostrzegamy jaka jest prawda na dowolny temat. A przynajmniej jakie są informacje bliższe prawdy.
Jeśli nie potrafimy właściwie poruszać się po wewnętrznym świecie i jeszcze projektujemy zaniedbania na świat zewnętrzny, to oczywiście nici z widzenia prawdy i intuicji, za które uważać będziemy mentalizację.
Wtedy np. nasza partnerka co chwila będzie zmieniać zdanie, nie będzie wiedziała czego chce, bo emocje i myśli są zmienne. Każdej minuty możemy czuć się inaczej i mieć kilkadziesiąt innych myśli. Rolą mężczyzny jest ochronić ją – stworzyć jej takie warunki, w których przywróci w sobie spokój i harmonię i zmienność zacznie ponownie służyć – np. w formie rozpatrywania zagadnień w różnych kontekstach. A jeśli mężczyzna jeszcze osądzi kobietę, tylko pogorszy sprawę, co ostatecznie zaszkodzi również mu i relacji.
Jednym z przejawów niedojrzałości męskiej jest osądzanie kobiet za emocjonowanie się. To pokazuje totalne niezrozumienie ani natury kobiecej, ani natury emocji. Zresztą sami nawet nie dostrzegają, że zaczęli się emocjonować tym, że się emocjonuje jakaś kobieta i uważają, że to z nią jest problem… Tylko oczywiście od razu wypierają emocje i się im opierają, że nawet ich nie zauważają. Szczególnie uzależnieni są w tym “ekspertami”.
Człowiek nierozwinięty cały czas skupia się na mentalnym bełkocie, który z kolei skupia się na świecie zewnętrznym często w najbardziej bezsensowny, durny sposób. Ale że taka osoba nie ma w ogóle konceptu myślenia, ani kontrastu z myśleniem kreatywnym, no to ten bełkot wydaje się jej normalny, mądry i przede wszystkim – faktycznie dotyczący rzeczywistości.
Każda myśl dla takiej osoby jest jak ruch w świecie zewnętrznym. Od razu zwraca na to uwagę. Od razu też nadaje temu wartość, znaczenie, sens i opiera się lub łapie. Od razu projektuje to na świat. Nic z tego nie dostrzega i to wszystko wspólnie nazywa myśleniem i podaje się za jego autora.
Dlatego mówiłem – męskość bardziej skupia się na zewnątrz, a względem swojego wnętrza gubi się. Nawet nie dostrzega, że wcale nie myśli, tylko wpatruje się w bezosobowy bełkot. A dla umysłu w ogóle nie ma rozróżnienia między tym, co wewnętrzne i zewnętrzne.
Z tego powodu każdą emocję wyprojektowuje na świat, uważa, że świat jest jej źródłem. Każda myśl sądzi, że dotyczy rzeczywistości. Szczególnie uzależnieni wiedzą ale nie zdają sobie z tego sprawy – że patrząc na filmy i zdjęcia pornograficzne, nie odróżniają ich od rzeczywistości. Mówią nawet o spełnianiu swoich seksualnych potrzeb i pragnień.
Masa ludzi w ogóle nie uczestniczą w życiu poza tym, co uważają, że MUSZĄ zrobić. Ale nawet wtedy głównie wpatrują się w mentalny jazgot. Poza tym wcale nie chcą uczestniczyć w życiu. Np. osądzają je jako nudne. Wystarczy spojrzeć na ludzi, którzy nie mają nic do roboty podczas jazdy metrem, autobusem czy tramwajem. 4/5 osób wpatrzona jest w telefony. Nawet nie zauważają, że się opierają i że uciekają. A ci, którzy nie są wpatrzeni w telefony, wpatrzeni są w myślenie. Niemal nikt się nie uśmiecha.
No i dla nas to, że ludzie naokoło nas zachowują się w ten sposób jest dowodem i potwierdzeniem, że tak trzeba, że to jest normalne. Ale czy jest?
Wracając do płci – zarówno kobiecość jak i męskość, o ile są zdrowe, dążą do rozkwitu zarówno swojego i wzajemnego. Możemy zobaczyć też, że jedną z cech zdrowia jest przekazywanie tego, co zdrowe dalej – np. w formie edukacji, dzielenia się jak i płodności. Gorzej, gdy intencja posiadania dziecka (lub nieposiadania) nie jest zdrowa. Anyway – zdrowa relacja to taka, w którym męskość wspiera kobiecość, a kobiecość wspiera męskość. Zdrowa relacja z samym/samą sobą opiera się na tym samym.
Czy wspierasz siebie? Gdy popełnisz błąd, to się obwiniasz, czy wyciągasz wnioski i się rozwijasz? Postanawiasz już nie próbować, czy podejmujesz kolejną próbę? Gdy jest Ci źle, to dbasz o siebie, czy zaniedbujesz się jeszcze bardziej? Gdy odczuwasz ból, to zajmujesz się jego źródłem, czy ból tylko wytłumiasz i nie masz zamiaru zająć się jego przyczyną?
Szukasz akceptacji czy akceptujesz siebie? Szukasz miłości czy kochasz siebie (lekcje miłości zaczynają się od odwagi, czyli odpowiedzialności). Szukasz szacunku czy szanujesz siebie i innych?
W tradycyjnej relacji – mężczyzna wspiera wspólne życie przez działanie, ochronę, siłę, rozsądek, a kobieta przez wzbogacanie tego w miłość, swobodę, radość, intuicję. Jedną z cech męskości jest także dyscyplina, niezmienność, trwałość. U kobiet to elastyczność, zmienność. Jedno i drugie ma kolosalne zalety jak i wady. Należy rozumieć jak jedno i drugie przekłada się na realne życie.
Przykład – mniejsza hmm “podatność” na emocjonowanie się u mężczyzn można przekuć w bycie stabilnym oparciem dla swojej partnerki, gdy ona jest w jakimś stanie emocjonalnym. Nasza akceptacja, spokój, miłość pozwolą jej to szybko w sobie przeżyć, a także jeszcze bardziej uwrażliwić się dzięki poczuciu bezpieczeństwa i oczywiście samej miłości. Jej intuicja pomoże mężczyźnie i oczywiście ich sama relacja rozkwitnie. A następnie kobieta będzie mogła pomóc mu z jego emocjonalnymi problemami.
To wszystko to oczywiście ogromne uproszczenie, bo o tym można napisać kilka książek i tylko liznąć temat. Niemniej pokaż mi faceta, który nie chce pracować ze zdrowych powodów. Który nie podrywa kobiet ze zdrowych powodów, który nie rozmawia otwarcie i szczerze ze swoją partnerką ze zdrowych powodów. Który nie realizuje swoich celów, marzeń i pragnień ze zdrowych powodów. Który nie załatwia na bieżąco problemów ze zdrowych powodów.
Pokaż mi człowieka, który je słodycze i pije alkohol ze zdrowych powodów. Hmm? Pokaż mi człowieka, który ogląda pornografię ze zdrowych powodów.
Rozważmy dyscyplinę i niezmienność jako cechy męskie. Kowal nie wykuje żadnego miecza, jeśli co chwila uderzać będzie z inną siłą, jeśli nie będzie dążył do konkretnego celu i jeśli co chwila będzie próbował zrobić coś innego – raz miecz, raz zbroję. Aby wykuć miecz, tę samą czynność musi powtórzyć nawet setki razy. A jednak może tak na to patrzeć, że będzie robił to z pasją. Nie będzie w tym nudy, ani grania ofiary. Więc jeśli kowal – taki typowy facet ;) – do swojej “nudnej” czynności doda kobiecość, czynność ta rozkwitnie w jego doświadczeniu.
“Kowalów programowania” to oczywiście też dotyczy. Równie dobrze jeden może mówić “piszę kod, którego i tak nikt nie zobaczy, ani nie doceni”, a drugi – “moją pracą pomagam ludziom”.
Połączenie męskości i kobiecości – taka “kombinacja” zazwyczaj przejawia się jako artysta lub przedsiębiorca. Tutaj potrzebna jest zarówno dyscyplina, siła, dużo ukierunkowanego działania jak i gotowość do poddania się kreatywności, zmienność, otwartość, radość, dawanie światu. Oczywiście nie tylko. To może być także rozwiedziona kobieta lub wdowa, która wychowuje trójkę dzieci sama i ma zarówno czas jak i energię na wszystko inne, wliczając swoje hobby. Jest zarówno kochająca, czuła jak i zdyscyplinowana i silna. Ale też dużo przyjemniej żyłoby się z kimś, kto by ogarnął połowę spraw za nią.
Gdy przeanalizujesz te 7 aspektów ekspresji zwanych czakrami, zrozumiesz, że ludzie przejawiają każdą ich kombinację. Pewne są ograniczone lub nawet wypierane i demonizowane, inne okazywane 100x ponad normą, od pewnych ludzie uzależnili wszystko, jednych nienawidzą, innych się boją, itd.
Nie ma jakiejś perfekcyjnej kombinacji. Nie ma czegoś, co powtarza bardzo wielu, szczególnie młodych mężczyzn – “prawdziwego mężczyzny”. Bo to tylko osądzanie siebie czynione na bazie jednej kombinacji tych cech, które się uważa za wzór.
Jest tylko jedno słowo, które może opisać “prawdziwe” istnienie – harmonia. Jeśli jej brakuje, to mężczyzna nie przestaje być “prawdziwym mężczyzną”. Tylko w pewnych aspektach żyje “mniej lub bardziej”.
Zauważ też, że w opisie czakr nie ma słowa o “własnej wartości”, bo wartość to urojony koncept. W świecie zwierząt nie ma czegoś takiego. Jak lew jest głodny, to idzie zapolować. Jak krowa jest głodna, to idzie skubać trawę. Jak pająk jest głodny, to plecie sieć i czeka. Żadne zwierzę nie mówi sobie “nie jestem wart gazeli/trawy/muchy”. Natomiast zwierzęta mają koncept tzw. “alfa”, który ludzie totalnie błędnie pojmują. “Alfa” to osobnik najbardziej zaradny, którego przewodnictwo nad stadem zapewni mu przetrwanie. Stadu, a nie temu osobnikowi. Alfa to osobnik odpowiedzialny za dobro grupy. Naturalnie w świecie zwierząt siła ma ogromne znaczenie, a o pozycję alfa zazwyczaj walczy się kłami i pazurami. Jeśli jednak silny osobnik okazuje się patologiczny, zostaje przegnany lub zagryziony. Często o takim “alfa” decyduje starszeństwo (czyli osobnik najbardziej rozwinięty i doświadczony).
W świecie ludzi taki “alfa” to lider. Nie przypakowany idiota. Nie mongoł z kwadratową szczęką. Nie ten, który wszystkich pobije, a potem się upije. Nie taki, który jest niebezpieczny dla swojego otoczenia. To jednostki chore. To nie jest alfa. Lider to człowiek, który już rozwinął się ponad drapieżny egoizm.
Ale ludzie nie potrafią odróżnić lidera od szaleńca. Dlatego cały czas wybierani są megalomani, których rządy prowadzą do śmierci i zniszczenia. Ale to m.in. dlatego, bo zamknięte jest trzecie oko, czyli kolosalnie ograniczone jest widzenie prawdy i intuicja. A ponadto – gniew i duma to najwyższe ekspresje zwierzęcości. Dlatego ponad 80% ludzkości wydają się słuszne i mądre. Ale tylko dlatego, bo w porównaniu z nimi strach, wstyd, wina, żal, bezsilność i pragnienie (czyli poczucie braku) są gorsze. Powtórzę – W PORÓWNANIU Z NIMI. A gdy porównamy gniew i dumę do odwagi, to już gniew i duma wypadają bardzo blado. Po prostu widzimy w nich prymitywizm.
Niestety większość ludzi opiera swoje istnienie o urojoną tzw. “wartość siebie”, którą sami utrzymują na niezwykle niskim poziomie. To jakby człowiek żył na czworakach i żywił się odpadkami i nie chciał się podnieść, bo jak się podniesie, to go łatwiej zobaczą drapieżniki. Ale jednocześnie zazdrości tym, którzy chodzą wyprostowani. W żadnym przypadku taka osoba nie przestaje być “prawdziwym mężczyzną/kobietą”. Problem leży w percepcji i decyzjach – w poziomie świadomości. Nawet gdy gazela ukrywa się w wysokiej trawie, to nie odbiera sobie szacunku do siebie, nie odbiera sobie miłości, nie osądza się.
A ludzie co? Np. facet nie podejdzie do kobiety, choć jest mu źle z samotnością, bo go kobieta może ocenić i odrzucić. Nie naprawi problemu w swoim życiu, bo się boi jeszcze bardziej coś schrzanić. Nie pojedzie w nowe miejsce na wakacje, bo może mu się nie spodobać. Uzależniony nie chce się wziąć za siebie, bo się boi, opiera, gra ofiarę – bo może być jeszcze gorzej. A potem takie osoby narzekają, że nie mają do niczego ani chęci, ani energii. Mówią “nie chce mi SIĘ”. Ale nie ma żadnego “się” Oni nie chcą. Mogą ale nie chcą. Bo się oczarowują mentalnym jazgotem, w którym nie ma nic pozytywnego.
Warto wiedzieć, że ludzki umysł jest gotów uwierzyć we wszystko. I dlatego takie koncepty jak “ludzka wartość” szerzą się jak zarazki. Bo to by wszystko tłumaczyło – biedę, bogactwo, dobry i zły los, dobrych i złych ludzi, szczęście i nieszczęście, etc. Ale to wszystko dualizmy, czyli ograniczenia ludzkiej percepcji.
Natomiast jeśli chcesz zdrowia i sukcesu – żyj w rzeczywistości. Nie teoretycznej, tylko doświadczalnej.
Elementy rzeczywistości to – jesteś w jakimś punkcie ewolucji ze świadomości zwierzęcej. Jeśli czytasz tego Bloga, to załóż, że niewiele, o ile cokolwiek z Twojego życia, ponad nią wykracza. Co to oznacza? Oznacza to, że jeśli nie będziesz przynajmniej trochę drapieżny w swoim życiu, to nic nie zyskasz, nic nie zdobędziesz. Przy czym pamiętaj, że ewoluuje cała ludzkość. Jeśli czegoś nie masz, a chcesz, to już nie jest ok zebrać grupę innych i zaatakować miasto obok. Jeśli komuś coś zabierzesz, to przestępstwo, nie sukces.
Pieniądze uczą, że rynkiem rządzi wartość. Daj innym to czego potrzebują, a dadzą Ci uniwersalne narzędzie wymiany. Dzięki niemu kupisz to, co możesz kupić. Natomiast pamiętaj – np. w kwestii warsztatów. Możesz kupić miejsce, czas nauczyciela ale nauczyciel niczego Cię nie nauczy, jeśli Ty nie zaczniesz z wiedzy korzystać we własnym życiu. Bo możesz przeczytać 100 książek kucharskich, a nie uczyni Cię to ani trochę lepszym kucharzem, dopóki nie zaczniesz wykonywać tych potraw.
Uczy i rozwija doświadczenie. Mądrość to konsekwencja doświadczenia. A wiedza pomaga WIEDZIEĆ jak wykonać czynności i uniknąć błędów oraz jak naprawić ewentualne błędy. Ale to wszystko.
Oczywiście intencja i poziom świadomości – kontekst – to wszystko coś, czego ludzie nie rozumieją. Bo równie dobrze możesz być wspaniałym wodzem wojska ale prowadzić barbarzyńskie kampanie. Możesz być mistrzem walki ale mordować niewinnych. Możesz być niezwykłym wynalazcą ale skupiać się na wynajdywaniu trucizn.
Hitler był wspaniałym mówcą, a jak wykorzystał ten dar?
Umiejętności, informacje, wiedza – to wszystko tylko teoria. Rzeczywistość to ich zastosowanie.
Więc – wiesz już, że niejako rolą mężczyzny jest podejmować inicjatywę i działanie. I teraz od mądrości jednostki zależy co zrobi z tą informacją. Jedni wybiorą by grać ofiarę, inni zrozumieją, że to po prostu zdrowe dla męskości. I kobiety to rozumieją. Jeśli nie dadzą mężczyźnie możliwości ekspresji męskości, no to mężczyzna nie będzie męski.
A podejmowanie śmiałych działań to fundament każdego sukcesu – w pracy, hobby, dowolnego osobistego. Jak i oczywiście w relacji. Jak się będziesz bał dotknąć kobiety w łóżku, to i seks nie będzie nawet fajny. Bywa, że i kobietę szlag trafi. Były sytuacje, że facet, który przespał się z kobietą na drugi dzień się jej pytał czy może ją pocałować. Kobieta wstała i pokazała mu drzwi.
Ileż razy słyszałem użalanie się, narzekanie i obwinianie – “rodzice nic dla mnie nie zrobili”. Wspaniale! To była fantastyczna możliwość, byś rozwijał cechy męskie, umiejętności! To był wspaniały dar! Jeden z klientów, z którymi obecnie pracuję, gra ofiarę tego, że musiał przed 18-tym rokiem życia pracować, by mieć własne pieniądze, bo rodzice żadnych mu nie dawali. W moich oczach to był niezwykle cenny dar. On w tym widział powód swojego cierpienia.
Albo ludzie mówią “dzień był męczący”. Gdyby jednak sprawę przeanalizowali uczciwie, to by zobaczyli, że to, co opisują nie miał z dniem nic wspólnego. Twoja energia to sprawa stricte wewnętrzna. A jeśli sądzisz, że to dzień był jakiś, np. męczący, no to dzień automatycznie staje się w Twoich oczach wrogiem. A co można zrobić z wrogiem? Unikać albo z nim walczyć. Ani jedno, ani drugie nie poprawi Twojej sytuacji. Bo żaden dzień nie jest Twoim wrogiem.
Ponadto – mówiłem, że możesz nawet wygrać milion złotych lub stracić pracę i żaden dzień się nie zmienił. Świat się nie zmienił. A Ty nadal jesteś takim samym człowiekiem. Nadal lubisz np. łowić ryby czy oglądać filmy. Oczywiście możesz do tego dodać granie ofiary, żal, gniew czy dumę. Twój wybór. Ale to dlatego, bo już byłeś/aś takim człowiekiem.
Możesz też odpuścić to na rzecz docenienia, wdzięczności, radości.
Twój kierunek – Twój los – jest w Twoich rękach.
Ok, jeszcze na koniec jedna sprawa.
Jeśli jesteś mężczyzną, w szczególności mężczyzną uzależnionym, to z doświadczenia kilka tematów, które są krytyczne, by się nimi zająć od A do Z:
– Więcej wewnętrznego wglądu. Czyli – więcej kobiecości.
– Mniej wpatrywania się umysł, więcej używania inspiracji, naśladownictwa ludzi mądrych. Szukaj rozwiązań na swoje problemy i je wdrażaj. Rozwiązania znajdziesz u tych, którzy mieli te problemy i je rozwiązali.
– Mniej ataku skierowanego do wewnątrz i na zewnątrz. A raczej całkowity jego brak. Więc zacznij obserwować w jakich obszarach kogoś atakujesz, kogo, za co, jak to usprawiedliwiasz, itd.
– Więcej działania w świecie ale mądrego działania. Realizuj swoje cele, ustalaj je mądrze. Realizuj swoje marzenia. Rób to. Zacznij żyć dla siebie, a nie staraj się jak ofiara spełniać oczekiwań innych (chyba, że są to całkowicie racjonalne i mądre oczekiwania jak np. skończenie studiów).
– Zacznij używać języka sprzyjającego życiu – czyli języka odwagi, ochoty, neutralności, rozsądku i miłości. Zastanów się jakie mogłyby to być słowa. Kieruj je do siebie i do swojego życia.
– Przestań grać ofiarę. Bierz odpowiedzialność. Wybieraj bycie autorem. Dokonuj korekt, a nie obwiniaj.
Mam nadzieję, że ten artykuł pokieruje Cię na właściw(sz)e tory!
Co sądzisz Piotrku o mentalności Black Pill? Z tego, jakie są moje doświadczenia z płcią przeciwną śmiało stwierdzam, że to po prostu prawda i muszę się pogodzić z życiem w samotności. Łatwo jest powiedzieć ” Bądź męski i pewny siebie, dla kobiet to się liczy, a nie wygląd”, ale nauka mówi co innego. Fajnie się słucha takich kołczów motywacyjnych, ale najczęściej są to osoby przystojne. To tak, jakby milionerów twierdził, że pieniądze się nie liczą. Ja po prostu wyglądam jak incel i nie da się tego zmienić w żaden sposób. Urodziłem się z “drobną” deformacją twarzy. Na tyle drobną, że wyglądam absolutnie na zdrowego człowieka, bo przeszedłem dwie operacje, ale na człowieka brzydkiego i to bardzo. Żadna fryzura, ciuchy, czy kosmetyk nie zrobi ze mnie nigdy nikogo atrakcyjnego w oczach kobiet, wiem bo próbowałem. Zmiana zachowania, pewność siebie, czy inteligencja i duża, ciekawa wiedza ogólna o świecie, która sprawia że jestem fajnym rozmówcą też nie działa, a jedyne co osiągnąłem to śmieszność. Te wszystkie szkoły uwodzenia bazujące rzekomo na psychologii i pewności siebie to po prostu biznes, który ma na celu wydoić z naiwnych, samotnych i nieszczęśliwych ludzi ostatnie pieniądze.
Co sądzisz Piotrku o mentalności Black Pill?
Uznaję za rozsądne, że jak coś nie sprzyja w Twoim życiu, dobru, szczęściu, spokojowi, to warto nad tym popracować.
Co to jest mentalność jakiejś tabletki?
To przede wszystkim wybór – łyknięcie jakiejś z góry ustalonej mieszanki. Np. idei.
To ograniczenie swoich opcji z ogromnego spektrum do jakiejś mikstury. Najczęściej przygotowanej przez kogoś innego.
Jest to możliwość wyboru – nauczenie się i przyswojenie znaczącej i często niewygodnej prawdy, której zaakceptowanie może zmienić życie.
Jednak w tym przypadku to zaakceptowanie rzekomego faktu, że “to koniec” i że gorsi mężczyźni (gorsi w jakim kontekście?) nie mają szans na nawiązanie seksualnych relacji z kobietami…
No powiem tak – w kontekście uważania siebie za gorszego, przegranego i bez szans – to będzie prawda. I prawdopodobieństwo, że w takiej świadomości będziemy mieli seks, jest niskie.
Ale to na własne życzenie, a nie dlatego, bo rzeczywistość jest taka smutna.
Natomiast w kontekście szerszym – że to nie jest żaden fakt, tylko wybór, by się osądzać, ujmować wartości, znaczenia, biadolić nad swoim rzekomym losem, który jest z góry przegrany – to już nie jest prawda, tylko zwykłe granie ofiary. Jak setki innych jego przejawów, do których ludzie, którym się nie chce nad sobą pracować, kleją się jak muchy do lepów.
Jakby poszukać, to żyjących dowodów wyjścia z tej mentalności, rozwoju i cieszenia się fantastycznymi i często kolosalnie wyższymi jakościowo i ilościowo kontaktami seksualnymi z kobietami, jest dużo. Wliczając mężczyzn, którzy mają penisy mniejsze, niż jakaś tam średnia.
Nawet znalazłem takie zdanie – “ludzie urodzeni jako nieatrakcyjni nie mogą się rozwinąć”…
To przypominam fundamentalną prawdę – “Każde ‘nie mogę’ to nieuświadomione ‘nie chcę'”.
Z tego, jakie są moje doświadczenia z płcią przeciwną
Nie ma płci przeciwnych.
Już sam fakt, że kobiety postrzegasz jako przeciwne Tobie, a siebie jako przeciwnego kobietom wpływa negatywnie na Twoje doświadczenia.
A doświadczenia są stricte subiektywne. Jeśli nie ulegają poprawie, no to jest jeszcze coś do korekty.
Wielokrotnie wyjaśniałem na tym Blogu, że postrzeganie świata jako dualistycznych, przeciwnych sobie wartości, jest poważnym błędem. Bo nie tak wygląda rzeczywistość.
Zimno nie jest przeciwieństwem ciepła, tylko brakiem ciepła. Nie można zabrać zimna, ani go dodać. Można tylko manipulować ciepłem.
Kobiecość nie jest przeciwieństwem męskości. Tylko inną formą (inną nie znaczy ani gorszą, ani lepszą) przejawu ekspresji życia.
Przykładowo – kobiecość jest pierwszym przejawem miłości na tej planecie w formie miłości do dziecka. Co ma kolosalne, fundamentalne znaczenie dla jakości życia w ogóle.
Dlatego jeśli facet osądza samego siebie i/lub kobiety, automatycznie nie jest atrakcyjny. Czyli nie ma “przyciągania” do siebie, tylko odpychanie.
Atrakcyjność = atrakcja (z ang. attraction) = przyciąganie.
śmiało stwierdzam, że to po prostu prawda
Na tej planecie nie ma obiektywnej prawdy.
Każdą informację można przedstawić tylko w kontekście. I z kontekstu wynika jej znaczenie oraz to czy jest prawdą ALE TYLKO W TYM KONTEKŚCIE, czy nie.
Bo w innym już może nie być prawdą.
Przykład – “zimna woda jest zła”. Ok ale zła względem czego? Zła np., by zaparzyć herbatę. Ale już dobra, by np. wypłukać delikatną tkaninę.
Więc śmiało stwierdzasz to, co Ci pasuje, z czym Ci jest wygodnie ale nie dostrzegasz nawet kontekstu, w którym ta informacja może zostać uznana za prawdę.
i muszę się pogodzić z życiem w samotności.
Innymi słowy wolisz sobie wybrać jakąś koncepcję, niż zmierzyć się z dyskomfortem i nauczyć się sztuki podrywu, rozwinąć w kontaktach damsko-męskich, etc.
Gostek, który się rozwinął – wyszedł z mentalności ofiary i biadolenia i ma masę fantastycznego seksu, którego uczy, powiedział – “ludzie chcą cię pieprzyć, gdy jesteś w tym dobry”.
A to nie ma nic wspólnego z ładną buźką, tylko zadbaniem o swoje ciało, psychikę oraz praktykowanie sztuki seksualnych kontaktów.
Gdy kobieta się wije, krzyczy, jej ciało aż się rzuca z rozkoszy, to ona ma w dupie, że nie wyglądasz jak Brad Pitt. Ale oczywiście są też kobiety, dla których ładna buźka faceta ma znaczenie.
Jednak ładna buźka nie zrekompensuje bycia słabym kochankiem.
Łatwo jest powiedzieć ” Bądź męski i pewny siebie, dla kobiet to się liczy, a nie wygląd”,
Tak samo jak łatwo jest powiedzieć – “ja śmiał stwierdzam, że coś tam jest prawdą i nic nie będę zmieniał, nie będę się mierzył z niewygodą i nie zmienię tego, co mnie boli”.
ale nauka mówi co innego.
Nauka, jak wszystko inne, to szerokie spektrum jakości.
Nie ma jakiejś jednej, zawsze mającej rację nauki.
Nauka to przekrój jakości od konowałów, ludzi realizujących polityczne programy, zwykłych idiotów jak i realnych fachowców ale nadal pełnych ignorancji i nie rozumiejących, że każdą informację można przedstawić tylko w pewnych kontekście. I ignorancja na kontekst i sądzenie, że poruszamy się w spektrum obiektywności jest żenującym i poważnym, fundamentalnym zaniedbaniem.
Bo nie dojdziemy ani w życiu, ani w analizie i wnioskach dalej, niż nasza intencja.
Jak rozeznać się w tym kolosalnym spektrum, by nie wpaść jak śliwka w kompot odnośnie jakichś głupot?
“Po owocach ich poznacie”. Przywołaj źródło, z którego czerpiesz i znajdź jakie namacalne rezultaty przyniosło ludzkości. W czym pomogło. Tylko w rzeczywistości, nie na papierze.
Bo na razie widzę tu usprawiedliwianie negatywności, zakleszczanie ludzi w świadomości ofiary, wmawianie bezsilności.
Nauka powinna przesuwać granice tego co możliwe do przodu, a nie cofać. To co je cofa, nie jest nauką, tylko jakimś przeciwnym życiu bastionem negatywności ukrywającym się pod ideą “nauki”.
A jak trudno jest Ci znaleźć co przyniosło innym, zapytaj siebie – “Co słuchanie tego przyniosło mi?” Tylko odpowiedz radykalnie uczciwie.
Tylko wiesz – jak sobie to przedstawisz – “Zrobiłem wszystko co realnie mogłem, nic to nie dało, więc naturalnie musi być tak jak głosi to źródło i przynajmniej nie narażam się już na śmieszność, więc ono na pewno sprzyja życiu i chce dobrze” – to pewnie, że się będzie wydawało ok. Ale to nazywanie podłogi sufitem.
Fajnie się słucha takich kołczów motywacyjnych, ale najczęściej są to osoby przystojne.
No tak ale zauważ absurd w niechęci do zmian, a chęci w słuchaniu kołczów demotywacyjnych.
I budowanie percepcji, a nawet całych filozofii na bazie swoich doświadczeń, które powtarzam z naciskiem – są w 100% subiektywne i w głównej mierze zależne od intencji i poziomu świadomości, jest przejawem poważnej ignorancji, jest wielkim błędem.
To tak, jakby milionerów twierdził, że pieniądze się nie liczą.
I ja bym mu wierzył – bo gdy masz wszystko, a nie rozwiązałeś krytycznie ważnych problemów jak brak spokoju, radości, miłości, spełnienia, poczucia bezpieczeństwa, to wniosek, że pieniądze się nie liczą W TYM KONTEKŚCIE jest bardzo istotny.
A sam pracowałem z mężczyznami, którzy mówili mi, że wyglądają jak “młody bóg” jak i “wyglądam gorzej, niż przeciętnie”, a problemy z kobietami mieli identyczne.
Ja po prostu wyglądam jak incel i nie da się tego zmienić w żaden sposób.
Ok, tylko skąd pomysł, że powinieneś to zmienić?
Urodziłem się z “drobną” deformacją twarzy. Na tyle drobną, że wyglądam absolutnie na zdrowego człowieka, bo przeszedłem dwie operacje, ale na człowieka brzydkiego i to bardzo. Żadna fryzura, ciuchy, czy kosmetyk nie zrobi ze mnie nigdy nikogo atrakcyjnego w oczach kobiet,
Tak ale pojęcia nie masz najwyraźniej co w oczach kobiet jest atrakcyjne.
A wygląd to dla Ciebie super usprawiedliwienie, by projektować na sytuację wstyd, żal, strach.
No bo zapewne żyjąc z tą deformacją stłumiłeś w sobie masę wstydu, winy, żalu i zbudowałeś percepcję siebie, swojego życia, losu, doświadczeń.
Nie mając świadomości, że nie jesteś autorem myśli, ani procesu mentalizacji, wpatrując się w niego, widziałeś tylko racjonalizacje tych zaniedbań. Czyli np. “nigdy nie będę szczęśliwy, nie będę miał kobiety, nie będę miał seksu, bo tak czuję, bo tak wyglądam”.
Przykład – gadałem ostatnio z siostrą na temat jej doświadczeń na portalach randkowych.
Napisał do niej przystojny facet z takim pytaniem – “Czy mogłaby być z kimś, kto się w ogóle nie uśmiecha?”
Powiedziała mi – “Za nic na świecie!”
Czy powód jest ważny? Brzydka buźka czy jakiś tam inny problem lub po prostu bycie negatywnym facetem? Nie.
Brak poczucia humoru jest bardzo ważnym sygnałem, że ktoś jest w negatywnym spektrum świadomości i relacja z taką osobą ma duże prawdopodobieństwo, że będzie niebezpieczna dla kobiety.
I nie ważne czy ktoś się nie uśmiecha, bo przeżył dużo szajsu w przeszłości. Nad tym można pracować i przywrócić radość. Bo radość to wybór. Jak i granie ofiary.
wiem bo próbowałem.
Tak ale nie zmieniałeś siebie.
Ciało to ciało – wisienka na torcie.
Jak zwykle – pomijasz krytycznie ważny aspekt – kontekst. Z góry wybierasz pewną definicję atrakcyjności, totalnie o niej milczysz, zakładasz, że jest poprawna i obiektywna, i na tej podstawie budujesz resztę percepcji.
Zmiana zachowania, pewność siebie, czy inteligencja i duża, ciekawa wiedza ogólna o świecie, która sprawia że jestem fajnym rozmówcą też nie działa,
Bo to tylko poziomy ROBIĆ i MIEĆ.
A nie BYĆ.
Siebie osądzasz, nie akceptujesz, pewnie się mocno wstydzisz, boisz, opierasz, grasz ofiarę i kto wie co jeszcze.
Dlatego wszystko inne “nie działa”.
Przypominam – inni czują się z nami co najwyżej tak jak my czujemy się sami ze sobą, czyli jak jesteśmy wobec siebie akceptujący. A to jak się czujemy to konsekwencja percepcji i już istniejących zaniedbań. Czyli będą z nami tak komfortowi, w jakim stopniu my się akceptujemy.
Ty się osądzasz – “wyglądam jak…” Ale pod tym kryje się fundamentalny osąd – “jestem gorszy, niewystarczający, nie akceptuję się, nie szanuję”.
A to o czym mówisz to były tylko próby ukrycia tego, przykrycia, zamiecenia pod dywan.
a jedyne co osiągnąłem to śmieszność.
Bo intencje były negatywne.
Zaś to co nazywasz śmiesznością, zapewne w oczach niektórych kobiet było nieintegralnością – czyli próbowałeś ROBIĆ coś jak osoba, którą nie jesteś.
Udawałeś i dlatego wychodziło to słabo.
Wiesz, ja mam klientów, którzy mają żony i dzieci, a i tak sądzą to samo co Ty.
Integralność to fundament zdrowia. Przejawiającego się także jako przyjemne życiowe doświadczenia.
Pierwszym progiem integralności jest odwaga, której synonimem jest odpowiedzialność. A wraz z nimi nierozerwalnie związana jest szczerość i uczciwość.
Już pierwszy krok programu 12 kroków podkreśla znaczenie prawdy. Bez powiedzenia prawdy nie wyzdrowiejesz.
I to się także przekłada na każdy problem jaki mamy. Dopóki nie powiemy prawdy, nie naprawimy go.
A Ty nie mówisz prawdy. Tylko znalazłeś sobie jakąś filozofię, którą usprawiedliwiasz swoje doświadczenia.
Te wszystkie szkoły uwodzenia bazujące rzekomo na psychologii i pewności siebie to po prostu biznes, który ma na celu wydoić z naiwnych, samotnych i nieszczęśliwych ludzi ostatnie pieniądze.
Niektórzy faktycznie tak robią.
W każdej gałęzi biznesu znajdziesz zgniłe jabłka. W nauce również.
Co nie znaczy, że są tylko tacy ludzie.
No ale najwyraźniej reszta Cię nie obchodzi, bo to co mówisz to tylko wygodne potwierdzanie swojej racji.
A wystarczy jeden przykład, by to obalić, np. Nick Vujicic. Gostek ma taką deformację ciała, że ma kikuty zamiast rąk i nóg.
A jednak ma piękną żonę, dzieci i jeszcze jest kochanym przez wielu mówcą motywacyjnym, który jeździ po świecie i edukuje młodych ludzi o tym jak ważna jest akceptacja siebie niezależnie od sytuacji.
Spotyka się z normalnymi dzieciakami, z którymi jest wszystko ok, poza tym, że już nasłuchały się osądów na swój temat, noszą w sobie wstyd, winę, żal, przekonania, że są gorsze, bo nie są jak XYZ. I zarówno dzieciaki jak i dorośli płaczą, gdy uświadamiają sobie, że tylko oni sami się ranili własnymi osądami siebie.
A nic nie stanowi ich usprawiedliwienia.
Ty na razie próbowałeś tylko tego, co wygodne i komfortowe. A nie zacząłeś pracować nad sobą, nie zmierzyłeś się z tym, co wewnętrzne. Bo tylko w tym jest problem.
Czy w ogóle doceniłeś się za starania, by sobie pomóc, by polepszyć swoją sytuację? Czy tylko sobie dopierdalasz za to, na co nie miałeś wpływu?
Jest takie powiedzenie – “nie szata zdobi człowieka”. To także odnosi się do ciała.
Mówisz – “łatwo mówić ‘Bądź męski i pewny siebie’ “. A próbowałeś? Przepracowałeś swoje wewnętrzne problemy? Zmierzyłeś się z lękiem i wstydem, uwolniłeś te emocje i skorygowałeś swoje percepcje, odpuściłeś opór względem akceptacji, pewności siebie i odpuściłeś przywiązanie negatywnych pozycjonalności, których się trzymasz zamiast pewności siebie?
Wiesz co jest dowodem, że problem został rozwiązany? Gdy wobec niego jesteś spokojny i masz poczucie humoru – czyli swobodnie żartujesz, co też bawi innych – nie śmieszy. Tylko wywołuje radość, serdeczność.
Polecam Ci przeczytać artykuł:
http://wolnoscodporno.pl/blog/2021/10/100-drog-szczescie-2/
Szczególnie punkt:
8. Czy to dziecko, dorosły, czy rodzic, który chce?
Ponadto – mówisz, że “wyglądam jak incel”. Co przez to tak naprawdę mówisz – “jestem incelem”. I wiesz jaką opcję dajesz innym? Że dokładnie tak Cię będą postrzegać i traktować.
Ja buźkę mam ładną. Nieraz nawet słyszałem od kobiet, że wyglądam jak anioł. A raz brat mi powiedział, gdy miałem gorszy dzień, że wyglądam jak żul. Więc całkiem spory rozdźwięk.
Natomiast z kobietami miałem efekty w pełnym przekroju – nie szło mi w ogóle, nawet nie chciały na mnie spojrzeć pomimo, że się odstawiłem. Po efekty dużo lepsze i fantastyczne, a nawet zaskakujące.
Za każdym razem wyglądałem dobrze. Bo nie to decydowało.
Seksualność ma pewną cechę – inteligencję. Możemy mieć niską inteligencję seksualną lub wysoką. Tak jak z inteligencją finansową czy dowolną inną – społeczną czy dotyczącą specjalistycznych zagadnień.
Ale jak człowiek sądzi, że jest blokowany przez jakieś zewnętrzne, niezależne od niego czynniki, a sam już osiągnął szczyt swoich możliwości, no to oczywiście, że koniec drogi. No tylko że tej drogi. Są jeszcze inne.
Ponadto – pewność siebie to nie jest pewność siebie. Bo jak to “pewność siebie”? Czyli czego? Pewność, że jesteś mężczyzną?
To powszechne, absolutne nieporozumienie.
To nie pewność siebie, tylko pewność swoich intencji, decyzji, reakcji, dążeń. To świadomość, że sobie poradzisz z zastaną sytuacją oraz konsekwencjami swoich decyzji.
To raz. Dwa – nie mówisz w ogóle o intencji podrywu, poznawania kobiet.
Wiesz co odróżnia człowieka, którego można nazwać desperatem od człowieka, którego bardzo pociągają kobiety? Intencja.
Jeden facet niesamowicie pragnący kobiety będzie w jej oczach odrzucający, a drugi pociągający. I to nie zależy od tego jak facio wygląda i czy ma pieniądze.
Ale od tego jaka jest jego intencja.
To czego jeszcze nie próbowałeś – to współczucie dla siebie i dla innych, którzy dali się zbałamucić, że są z góry przegrani.
To gotowość i ochota do wybaczenia sobie własnej naiwności.
Po tych rozważaniach, sprawdziłem kalibrację mentalności “black pill”. Kalibracja pokazała 110-120 (nie ma potrzeby kalibrować bardziej dokładnie).
To poziom świadomości strachu. Na tym poziomie Boga postrzega się jako karzącego, życie jako przerażające, głównym uczuciem jest niepokój, a proces w świadomości to wycofanie.
Dla porównania – ten poziom reprezentuje m.in.: fatalizm, kopalnie, rasizm, kulty, sekty, koncept wilka w owczym przebraniu. Kapkę wyżej jest faszyzm (130).
Czy moje opinie i osądy są tu do czegokolwiek potrzebne?
Jesteś, jak i każdy inny, kto się tym kieruje, dowodem czy to sprzyja życiu, czy nie.
A jak zdjąć z wilka owcze przebranie? Powiedzieć wprost to czym jest.
Szpada to szpada.
Problem wynika z tego, że bardzo łatwo jest się przekonać, że gdy nie mamy czegoś, co mają inni i czujemy się źle, to gdybyśmy to mieli, to całe złe samopoczucie by zniknęło. Bo jego źródłem jest brak. Ale tak nie jest. Raz jeszcze przypominam, że to co czujemy to konsekwencja percepcji oraz już istniejące zaniedbania. A już istniejące zaniedbania nie mogą mieć nic wspólnego z np. brakiem, jaki sądzisz, że jest tego powodem. Tak jak jeśli już masz cierń wbitą w pupę i siądziesz na krześle, to jeśli poczujesz szczypanie, to jego źródłem nie jest krzesło.
W przypadku kobiet dochodzi do absurdu, że mężczyźni już uważają, że mają brzydkie buźki, żeby się podobać kobietom. To zawsze był problem kobiet, nie mężczyzn – bo jak dziewczyna nie jest ładna, to kto ją zechce? Żaden facet nigdy się tym nie przejmował. A dzisiaj już tak jest. I nasłuchałem się już tylu związanych z tym narzekań – a że szczęka za mało kwadratowa, a że łysieje, a że nos taki czy taki, itd. I oczywiście dowód dla nich był tego taki, że im nie szło z kobietami i to NA PEWNO przez to jak wyglądali.
A z seksem już jest tak jak z każdym tematem – zależy nam na kimś, kto się na tym zna. Wolałbyś przystojnego ale słabego mechanika do naprawy pralki czy słabego z wyglądu ale który sprawnie załatwi temat, będzie miał poczucie humoru, zostawi wszystkich w dobrym nastroju i rozwiąże problem? Pewnie, że każdy wolałby tego drugiego i by go jeszcze polecał znajomym.
Jak kobiecie dasz super seks, jak spędzi z Tobą bardzo miło czas, zrobisz coś wyjątkowego, to już będziesz solidnie z przodu “peletonu”. I ona o tym będzie opowiadać koleżankom. A jak kobieta wspomina wspaniałego kochanka, to nigdy ani nie zaczyna od twarzy, a najczęściej w ogóle o tym nie mówi. Bo to nie miało znaczenia.
Wiesz co jest dowodem, że się nie rozwinąłeś? Zacząłeś szukać i znajdujesz filozofie kalibrujące się na poziomie lęku. A pozytywne doświadczenia zaczynają się od dużo wyższego poziomu.
No bo czy nie postrzegasz swojej sytuacji jako jakiejś kary czy niesprawiedliwości od losu?
Np. zwierzęta są wspaniałymi nauczycielami, że wygląd nie ma znaczenia. Tylko to jak człowiek traktuje siebie i zwierzę.
Zwierzak będzie Cię kochał bezwarunkowo, jeżeli nie ograniczysz w nim miłości.
Żadna roślina nie będzie smakować gorzej, bo ktoś ma brzydką buzię. ;)
Promienie słoneczne czuć na każdej twarzy tak samo.
Bez wzrostu świadomości pozostaniesz w takim samym spektrum doświadczeń.
Tak jak uzależniony – próby ROBIENIA czegoś innego, by zmienić poziom MIEĆ to za mało. To nie działa.
Trzeba ewoluować.
I to jest główna funkcja Programu Wolność od Porno, też “Kursu Cudów” i 12 kroków.
Zdrowy seks kalibruje się na ok. 250 – seksualność praktykowana z integralnością. Najważniejsze, że powyżej 200. Czyli na poziom integralności. I jest to fundament zrozumienia dlaczego z pewnymi mężczyznami kobiety chcą uprawiać seks, a z innymi nie. Właśnie przez integralność lub jej brak. Tzw. “bad boy” jest przynajmniej szczery w swoich intencjach. Nie ukrywa ich. Więc na swój sposób jest integralny. I to jest bardzo ważne dla kobiet. A facet, który gra dobrego, a tak naprawdę kieruje się wstydem, lękiem, poczuciem braku, nie jest integralny. To jest nieatrakcyjne m.in. dlatego, bo facet, który nie jest szczery boi się, wstydzi swoich intencji, pragnień, celów, nie nadał im wysokiej wartości i w tym zawsze jest podejrzenie, że w takim razie chce czegoś złego. Najwyraźniej nie chce dobra swojego i/lub kobiety, bo inaczej nie miałby się czego ani bać, ani wstydzić. Wybiera jakości nie sprzyjające życiu. A seks to obcowanie z energią życiową.
Prosty przykład – wręczanie kwiatów. Jeśli wręczamy kwiaty, możemy ukrywać prawdziwą intencję – żeby zyskać wdzięczność np. w postaci seksu. A nie aby bezwarunkowo sprawić kobiecie przyjemność. Na poziomie podświadomym każdy wyczuwa nieintegralność, bo jest to energia niesprzyjająca życiu. Czyli osłabiająca. Dlatego ludzie tak uwielbiają się emocjonować – najbardziej gniewać, bo jak są w energii osłabiającej, to cały czas lecą coraz niżej, więc potrzebują emocjonalności jak gniew, pożądanie i duma, by się wybijać ze stanów jeszcze niższych. Tylko że nie wzrastają ponad emocjonalność, a jeśli używają jeszcze używek do wytłumiania emocjonalności – jak porno czy alkohol – to po każdej takiej sesji spadają jeszcze niżej.
Więc jeśli ukrywasz intencję i np. kobiecie będzie miło i od razu weźmiesz się za całowanie, to jeśli kobieta się tego nie spodziewała czy związek nie był zbudowany o fajne wartości, to kobieta może się nawet wkurzyć, bo zobaczy nieintegralność mężczyzny. Wtedy najczęściej się słyszy – “A to o to ci tylko chodziło!” Dlatego facet może przynieść piękny bukiet kwiatów i nie dostanie nawet całusa w policzek, a inny przyjdzie z piwem i będzie miał świetny seks. Oczywiście to uproszczenie ale generalna “zasada” tak wygląda.
Teraz rozumiesz dlaczego tak dużo mówi się o tej tzw. “pewności siebie”? Bo to nie pewność siebie, tylko pewność swoich intencji, celów. To pewność, że jesteśmy integralni w tym co robimy. Nie ukrywanie ich, nie wstydzenie się ich, nadanie im rozsądnego znaczenia, sensu i wartości. Oraz dążenie do nich w fajny sposób, np. w formie flirtu.
David Deida, autor wielu książek, w tym bardzo fajnej “Droga prawdziwego mężczyzny” zauważył, że w kobietę można wejść tak głęboko jak głęboko weszliśmy w siebie i w swoje życie. Bo integralności nie można udawać. Naturalnie można być integralnym w jednym obszarze życia – np. pracy/karierze, a nieintegralnym w drugim. Jednak jeśli jesteśmy integralni w jednym obszarze, wspiera to nasze życie i mniej lub bardziej świadomie dążymy, by być integralnymi w całym swoim życiu.
Innym przykładem istotności integralności są już sprawdziany w szkole. Jeśli ściągasz, zostaniesz nawet ukarany. Dlaczego? Bo to próby wybicia dziecku z głowy nieintegralności. Gdyż życie na takim poziomie jest szkodliwe przede wszystkim sobie i nie przynosi pożytku innym. Oczywiście karanie niewiele pomaga ale jest przynajmniej szansa, że się dzieciak nauczy i zda sprawdzian czy egzamin na dobrą ocenę. A jak nadal będzie próbować ściągać, pozostanie nieintegralny, czyli minimum nierozwinięty i nieporadny w tym temacie/tej dziedzinie.
I każdy facet, który obwinia swojego tatę, że go nie nauczył podrywać kobiet, pozostanie nieporadnym w relacjach damsko-męskich, aż nie wybierze odpowiedzialności.
Mam nadzieję, że Ci to trochę rozjaśniło gdzie leży problem i co możesz zrobić.
Wybieraj i praktykuj integralność w jak największej ilości tematów w Twoim życiu.
Przy okazji jest to fantastyczny sposób na odsiewanie ludzi z negatywnym nastawieniem do życia. Jeśli będą integralność starali się ośmieszyć lub będą się opierać, itd., najlepiej z tymi ludźmi nie mieć nic do czynienia.
Jednym z fundamentalnych sygnałów ostrzegawczych, że ktoś jest nieintegralny jest obwinianie. Tych, którzy obwiniają, unikamy jak ognia.
Tak, bardzo dziękuję i będę praktykował. Boję się tylko, że jak już będę miał okazję się wykazać i będzie możliwość, że między mną, a jakąś dziewczyną do czegoś dojdzie to spękam i ucieknę, albo zrobię z siebie pośmiewisko. Zawsze lubiłem sobie utrudniać na wszelkie możliwe sposoby. Za każdym razem, kiedy mijałem jaką dziewczynę w moim wieku, który była totalnie w moim typie najpierw pojawiała się myśl “podejdź do niej, uda się”, ale po tej jednej, pojawiało się setki innych, że po co próbować, że i tak mi się nie uda, że jest za ładna, że na pewno nie będzie zainteresowana, a najczęściej w mojej głowie pojawiała się scena, że ta dziewczyna zaczyna się śmiać i nabijać ze mnie, co mnie paraliżowało i odwracałem się na pięcie. Ja mam zerowe doświadczenia zarówno w podrywaniu, jak i tym bardziej seksie. Kończę liceum w tym roku, więc podejrzewam, że pewnie już prawie wszyscy jakieś pierwsze doświadczenia w tym temacie mają za sobą, a ja mam żadne. ( nie licząc kompulsywnej masturbacji 5- 10 razy dziennie na raz do pornografii z czego dumny absolutnie nie jestem). Chociaż logiczna część mojego mózgu wie, że nie ma nic złego w byciu prawiczkiem, to wolałbym żeby mnie posadzili na elektrycznym krześle niż przyznać się do tego jakiejś dziewczynie. ( W mojej głowie ta sama scena co przy podchodzeniu- ironiczne wyśmianie przez dziewczynę ). Moja rodzina jest bardzo katolicka, u nas seks był tematem tabu, był czymś mega złym, grzechem. Mój tata przykładowo ożenił się z moją mamą, kiedy był już starszym mężczyzną i do tamtej pory był prawiczkiem, nie miał przed moją mamą żadnej innej kobiety, był chorobliwie nieśmiały, całą młodość przesiedział w domu. Moja mama była sporo młodsza i w młodości bardzo żywiołowa, ale bardzo się wycierpiała przez innego mężczyznę i wolała mieć już spokojnego i odpowiedzialnego męża, do którego miała pewność, że będzie dobrym ojcem, będzie ją szanował i trzymał się rodziny. Nigdy nie zachowywali się, jak małżeństwo i para, tylko bardziej jak najlepsi przyjaciele, którzy może i bardzo się cenią i lubią, ale są ze sobą nie z miłości tylko wzajemnego szacunku, nawet sypialnie mają osobne, ja osobiście przez całe życie nigdy nie widziałem, żeby się nawet całowali, czy czule przytulili. Natomiast kiedy moja mama miała poważne problemy zdrowotne, o czym wspomniałem kiedyś w innym poście stanął na wysokości zadania i był przy nas, opiekował się nami jak nikt inny, co prawda też nie był ideałem, bo miał w swoim życiu incydent z alkoholem, ale szybko z tego wyszedł, dla nas. Całą miłość moi rodzice przelali na mnie i moją młodszą siostrę, byliśmy ich oczkami w głowie. Natomiast oni zawsze twierdzili, że “seks tylko po ślubie albo ewentualnie w stałym związku, jak się ma już pracę i myśli o dzieciach, bo żadna prezerwatywa nie daje stuprocentowej gwarancji, że kobieta nie zajdzie w ciążę”. Kilka lat temu pamiętam, że byłem zdziwiony, że w młodym wieku ludzie też uprawiają seks ( z boku to się może wydawać zabawne, ale nie jest). Z biegiem lat zacząłem zauważać, że moja siostra, jest bardzo śmiała i otwarta jak mama, a ja robię się dokładnie taki jak ojciec. Trochę smutne, ale czas wziąć odpowiedzialność za swoje życie.
Tak, bardzo dziękuję i będę praktykował. Boję się tylko, że jak już będę miał okazję się wykazać i będzie możliwość, że między mną, a jakąś dziewczyną do czegoś dojdzie to spękam i ucieknę,
No a dlaczego masz uciec? Bo już się boisz i uciekasz od strachu – trzymasz się go, wybierasz to.
Dlaczego więc masz go nie poczuć w tej sytuacji, na którą go projektujesz? Oczywiście, że go poczujesz.
I właśnie to co ludzie masowo nazywają brakiem pewności siebie jest tą pewnością siebie – że uciekniesz. I nie jesteś pewny tego co zrobić, by uniknąć lęku…
albo zrobię z siebie pośmiewisko.
…i/lub uniknąć wstydu. Który czujesz już teraz i już teraz masz wybór, by go się dalej trzymać i usprawiedliwiać lub go uwolnić.
Bo na razie jesteś bardzo pewny, że spękasz. Dlaczego miałbyś nie wybrać tego samego, co za każdym razem w przeszłości? Co się zmieniło? Na razie chyba nic.
Nie jesteś też pewny jak uniknąć sytuacji, w której go poczujesz. Tego nie jesteś pewny. A nie “siebie”.
A odwaga to m.in. wybór tego, by zmierzyć się z tą niepewnością w realnej sytuacji i podjąć konstruktywne, śmiałe działanie.
Poza tym zauważ swoją intencję – “wykazać się”. Ale jak? Co? Czym? Przed kim? Po co?
Poznanie drugiej osoby i stworzenie z nią relacji, w tym intymnej rzadko opiera się na wykazaniu się. Bo nie masz żadnego zadania.
To nie średniowieczne bajania, że rycerz jechał utłuc poczwarę za rękę niewiasty.
Nie robisz niczego na stopień. Nikt Cię nie będzie oceniał. Ale jak kobieta zobaczy, że się popisujesz lub kombinujesz, to od razu zwęszy nieintegralność i będzie podejrzewać negatywne intencje względem niej. Lub się zabawi.
Zawsze lubiłem sobie utrudniać na wszelkie możliwe sposoby.
Tak, bo to “utrudnianie” to były te wszystkie strategie, by uniknąć tego, czego się bałeś.
Więc tak naprawdę nie utrudniałeś, tylko w ogóle nie dążyłeś do sukcesu.
Za każdym razem, kiedy mijałem jaką dziewczynę w moim wieku, który była totalnie w moim typie najpierw pojawiała się myśl “podejdź do niej, uda się”, ale po tej jednej, pojawiało się setki innych, że po co próbować, że i tak mi się nie uda, że jest za ładna, że na pewno nie będzie zainteresowana, a najczęściej w mojej głowie pojawiała się scena, że ta dziewczyna zaczyna się śmiać i nabijać ze mnie, co mnie paraliżowało i odwracałem się na pięcie.
Widzisz jak wygląda natura mentalizacji – tak było, jest i będzie zawsze.
Ale te myśli nie mają znaczenia.
Ty im nadajesz znaczenie. Bo nosisz w sobie te wszystkie emocje, którym od razu się opierasz i okłamujesz się, że one czekają dopiero gdzieś w przyszłości, w trakcie tego nieuchronnego, strasznego, bolesnego, złego wydarzenia.
Ale gdyby tak było, to nie byłoby problemu zanim do tego dojdzie.
A jest. Opierasz się tak, że aż się paraliżujesz.
Ja mam zerowe doświadczenia zarówno w podrywaniu,
No i doświadczenia nie zyskasz fantazjowaniem o tym, ani unikaniem, czytaniem, “przerabianiem” kursów. Tylko praktyką.
Ale na razie praktyce się opierasz, bo wolisz wierzyć w te scenariusz, że zrobisz z siebie pośmiewisko, że odczujesz ten cały wstyd, winę, żal. Że poczujesz się jak gówno.
No ale przecież czujesz się tak nawet teraz, zgadza się?
jak i tym bardziej seksie.
Można nie mieć doświadczenia w seksie uprawiając seks latami.
Są ludzie, którzy wykonują tę samą pracę przez 30 lat, 8 godzin każdego dnia i nadal nic nie zmienili. Nadal robią to tak samo jak robili 30 lat temu.
Kończę liceum w tym roku, więc podejrzewam, że pewnie już prawie wszyscy jakieś pierwsze doświadczenia w tym temacie mają za sobą, a ja mam żadne.
To nie ma znaczenia.
Mało facetów jest dobrymi kochankami. Nie mówiąc o chłopakach.
Nie ma o tym praktycznie nigdzie poprawnych wiadomości. Nawet masa seksu wcale nie musi oznaczać, że ktoś to robi dobrze i przyjemnie dla kobiety.
A faceci bardzo często zostają pod wrażeniem własnych wrażeń, które sądzą, że wywarli.
Kobiety wiedzą jak łatwo faceta jest zranić na temat jego seksualności i sprawności seksualnej, dlatego zazwyczaj nie usłyszy, że jest słaby jak Bobofrut.
( nie licząc kompulsywnej masturbacji 5- 10 razy dziennie na raz do pornografii z czego dumny absolutnie nie jestem).
To nie jest doświadczenie seksu.
I jak mówiłem – można się masturbować, i to jeszcze niezdrowo, tak samo przez bardzo długi czas.
A jak się jeszcze osądzasz, wstydzisz, to można rzec, że nie zdobywasz doświadczenia, tylko sobie jeszcze ujmujesz.
Chociaż logiczna część mojego mózgu wie, że nie ma nic złego w byciu prawiczkiem, to wolałbym żeby mnie posadzili na elektrycznym krześle niż przyznać się do tego jakiejś dziewczynie.
No i to pokazuje, że problemu nie ma w braku doświadczenia, tym całym “wyśmianiu”, którego się tak boisz.
Tylko w osądzaniu siebie, wstydzeniu się.
A winę i wstyd już nosisz w sobie. Inaczej nie widziałbyś problemu. Bo mentalizacja opiera się tylko o emocjonalność.
Jednak widzisz – wybierasz unikanie wstydu, a nie działanie, nie sukces. Wolałbyś siedzieć na krześle elektrycznym, bo sądzisz, że to cierpienie byłoby mniejsze, niż cierpienie związane z odczuciem wstydu. Bo powiesz dziewczynie, że nie miałeś seksu, a ona na pewno uzna, że trzeba Cię obśmiać, że jesteś gorszy…
Dlaczego ktokolwiek miałby drwić z tego?
Problemu nie stanowi jakiś mały procent ludzi, którzy będą z tego drwić. Problem stanowi to, że sam się za to katujesz.
Tak bardzo, że wolałbyś cierpieć fizycznie, niż uświadomić sobie, że sam sobie tak dowalasz za to.
Bo co inna osoba może zrobić? Zacznie się śmiać? No i? Jak jest tak głupia, niedojrzała, toksyczna, to pewnie, że się będzie śmiać. Ale taka osoba to toksyczny człowiek, którego nie należy się w ogóle słuchać. Tak jak nie korzystasz ze złamanej ręki. A jak będziesz korzystać, to będzie boleć.
Tylko tu problem stanowi to jak Ty siebie traktujesz, a nie ktokolwiek inny.
( W mojej głowie ta sama scena co przy podchodzeniu- ironiczne wyśmianie przez dziewczynę ).
I ta myśl nie zniknie nigdy, bo to mentalizacja, która racjonalizuje stłumioną emocjonalność.
Nigdy się tej myśli nie pozbędziesz, dopóki jej nie zaczniesz ignorować, nie zmierzysz się z energią wstydu i jej nie zaczniesz uwalniać.
Tu jest potrzebny solidny wzrost świadomości.
Moja rodzina jest bardzo katolicka,
Na pewno?
u nas seks był tematem tabu, był czymś mega złym, grzechem.
Ja uważam, że takie rodziny nie są katolickie.
Religia nigdy nie zabraniała, ani nie demonizowała seksu. To jakieś masowe szaleństwo i bałamuctwo.
Rodzimy się dzięki seksowi, więc jak może być zły?
Mój tata przykładowo ożenił się z moją mamą, kiedy był już starszym mężczyzną i do tamtej pory był prawiczkiem, nie miał przed moją mamą żadnej innej kobiety, był chorobliwie nieśmiały,
No bo to choroba. To całe zabranianie seksu, demonizowanie go, osądzanie, itd. to tylko właśnie strategie na uniknięcie już istniejących zaniedbań emocjonalnych jak strach, wstyd i wina.
To zwalanie odpowiedzialności i atak samej esencji bycia człowiekiem. To jak jakiś ukrywany pod maską religii atak demonów na ludzi. Mówię symbolicznie. To degradowanie ludzi do jakichś brudnych, złych istot z samego faktu, że pragniemy siebie nawzajem.
To nie ma nic wspólnego z seksem ale seks jako źródło przyjemności, radości, połączenia między kobietą i mężczyzną, stał się świetnym celem, by utrzymywać ludzi właśnie we wstydzie, winie, niekończącym się lęku i generalnie widzeniem siebie jako bezwartościowego robaka, którym Bóg gardzi.
Ten kto tak postępuje ze sobą, swoimi bliskimi czy kimkolwiek innym, nie jest w moich oczach katolikiem. Bardzo zbłądził.
całą młodość przesiedział w domu.
I chcesz mi powiedzieć, że to katolicyzm? To mądrość religijna? O to chodzi w religii? By przesiedzieć całą młodość w domu w chorobliwej nieśmiałości?
Naprawdę zastanowiłbym się czy to katolicyzm czy jakaś przerysowana, zdziwaczała karykatura odbita w krzywym zwierciadle.
A możesz powiedzieć jakie realne praktyki Twoja rodzina wdrożyła z religii? Jakimi mądrościami się kieruje? Mówię o mądrościami dotyczącymi miłości.
Moja mama była sporo młodsza i w młodości bardzo żywiołowa, ale bardzo się wycierpiała przez innego mężczyznę i wolała mieć już spokojnego i odpowiedzialnego męża, do którego miała pewność, że będzie dobrym ojcem, będzie ją szanował i trzymał się rodziny.
Więc można powiedzieć, że dzięki popełnieniu tego błędu wiele się nauczyła. Tylko też wyciągnęła wiele błędnych wniosków.
Niemniej gdyby tego nie doświadczyła, jakby wiedziała jaki facet będzie dobrym ojcem?
A, ten zawstydzony, niepewny, przestraszony, bojący się samotności, odrzucenia i zranienia. Czyli taki, który będzie zbyt przestraszony czegokolwiek, by ją zranić, porzucić.
Tego religia też nie promuje.
Nigdy nie zachowywali się, jak małżeństwo i para, tylko bardziej jak najlepsi przyjaciele, którzy może i bardzo się cenią i lubią, ale są ze sobą nie z miłości tylko wzajemnego szacunku, nawet sypialnie mają osobne, ja osobiście przez całe życie nigdy nie widziałem, żeby się nawet całowali, czy czule przytulili.
A fundamentem każdej religii jest miłość.
Więc coś jest bardzo nie tak.
Może pora naprawdę zacząć praktykować katolicyzm, a nie wybierać jakieś niezwykle podejrzane zaropiałe fragmenty i to nazywać zdrowiem?
Twoi rodzice poznali się z lęku. Nie z miłości. I nigdy tego nie przepracowali. Zapewne może nawet nigdy nie dali sobie możliwości na pielęgnowanie miłości.
Tylko mama bała się zranienia, więc możliwe, że nawet dbała o to, by tata nigdy nie zyskał pewności siebie. Być może jedną ze strategii z jakich korzystała, było zawstydzanie go i obwinianie.
I tego się teraz tak boisz, bo widziałeś to u swoich rodziców, opierałeś się, brałeś to do siebie i uznałeś, że jest to nieuniknione w związku.
Natomiast kiedy moja mama miała poważne problemy zdrowotne, o czym wspomniałem kiedyś w innym poście stanął na wysokości zadania i był przy nas, opiekował się nami jak nikt inny, co prawda też nie był ideałem, bo miał w swoim życiu incydent z alkoholem, ale szybko z tego wyszedł, dla nas. Całą miłość moi rodzice przelali na mnie i moją młodszą siostrę, byliśmy ich oczkami w głowie.
Nie można przelać całej miłości. Bo to by sugerowało, że miłość to jakiś tajemniczy surowiec, którego ilość jest skończona.
A tak nie jest.
Natomiast oni zawsze twierdzili, że “seks tylko po ślubie albo ewentualnie w stałym związku, jak się ma już pracę i myśli o dzieciach, bo żadna prezerwatywa nie daje stuprocentowej gwarancji, że kobieta nie zajdzie w ciążę”.
Ok ale to ich opinie, zbudowane o przykre doświadczenia, których podłożem też była niedojrzałość.
A jak człowiek ma zmądrzeć bez doświadczenia?
Sam mówisz, że nie masz doświadczenia i uważasz to za coś złego. Wstydzisz się tego.
Jak widzisz – Twoi rodzice dopiero raczkują w miłości. Tylko trudne sytuacje stawały się pretekstem, by przestać grać ofiarę i wziąć się w garść. A potem dalej wracali do odgrywania małych, słabym, niewartych.
Tak jak uzależniony – dopiero, gdy go kolosalnie zaboli, to staje na wysokości zadania, zaczyna szukać pomocy, zaczyna się uczyć dojrzalej żyć.
Ze mną też tak było.
Kilka lat temu pamiętam, że byłem zdziwiony, że w młodym wieku ludzie też uprawiają seks ( z boku to się może wydawać zabawne, ale nie jest).
Nic nie jest ani smutne, ani zabawne.
Z biegiem lat zacząłem zauważać, że moja siostra, jest bardzo śmiała i otwarta jak mama, a ja robię się dokładnie taki jak ojciec. Trochę smutne, ale czas wziąć odpowiedzialność za swoje życie.
To nie jest smutne. Nic nie jest smutne. Nic nie jest straszne.
I powiedz – dlaczego smutnym jest wzięcie odpowiedzialności za swoje życie?
Nie mówię tego, by osądzać ani Ciebie, ani Twoich rodziców. Widzimy, że w swojej niewinności człowiek uwierzy we wszystko i nawet oprze o to swoje życie, decyzje, nadawane wartości. I nie będzie mógł sobie poradzić lepiej – zbudować życia trwalszego i silniejszego, niż fundament, z/na którym buduje. No bo jak się nasłucha, że seks to tylko po ślubie – wtedy przestaje być zły, brudny, grzeszny (a w jaki to magiczny sposób? I w jaki to magiczny sposób jest grzeszny, zły przed ślubem?), to jak mamy do tej pory radzić sobie ze swoją seksualnością?
Łatwo powiedzieć czy wydrzeć się, że coś jest złe i nie wolno tego robić, bo czeka kara. Ale żeby pomóc, podać rozwiązanie, podpowiedzieć – to już zero pomysłów. To jest jedna z wad religii – zauważa wiele problemów ale zupełnie nie podaje rozwiązań. Inny przykład – zazdrość. No zazdrość to grzech. Nie pożądać żony bliźniego swego. Ok, wszystko cacy. Ale co zrobić jak się mimo to pożąda? A, opierać, wstydzić, winić i w kółko spowiadać. A bezsilność rośnie. I poczucie bycia złym, gorszym, brudnym. I nietrudno się wtedy przekonać, że na tej planecie trzeba cierpieć. I że cierpienie uszlachetnia. Nie, nie uszlachetnia. Tak jak wylanie na siebie codziennie gorącej herbaty nie uszlachetnia.
Szlachetność to cnota. A cnotliwość nie bierze się ze świata. Nic nam jej nie może dać. Nic nie może nam dać cnoty. Cnoty to wybór.
Wstyd zacznij uwalniać. Za każdym razem, gdy znowu zaczniesz się hipnotyzować tym bełkotem ja kto Cię jakaś dziewczyna obśmiewa. Ignorujesz ten mentalny rzyg i skupiasz się na uwalnianiu energii uczucia. Uczuciu pozwalasz być, nie opierasz się, nie osądzasz go. Nic z nim nie robisz. Gdy porzucisz opór, samo się wyczerpie. A Ciebie nie będzie już interesować.
Na razie jednak niechęć do uczuć interesuje Cię bardziej, niż wszystkie wspaniałości życia.
A boli opór, nie uczucie. Dlatego jeśli będziesz grał ofiarę uczuć, to się nigdy nie skończy, bo nie w nich jest problem.
Ostatnio zagospodarowałem więcej czasu dla siebie, kilka razy zamknąłem się w pokoju i przestałem przed tym uciekać, płakałem chyba ponad godzinę za każdym razem, ale po wszystkim było mi lżej. Zacząłem być bardziej pozytywny i częściej się uśmiechać. Ostatnio spotkałem też starą koleżankę i mieliśmy okazję dłuższą chwilę porozmawiać. Powiedziała mi, że jestem jakiś inny niż kiedyś, że zapamiętała mnie inaczej. Staliśmy i ona patrzyła mi w oczy przez chyba minutę bez przerwy, stała i uśmiechała się bez słowa. To był tak piękny i szczery uśmiech, że dawno takiego nie widziałem, a na pewno nie w stosunku do mojej osoby. W tamtej chwili sobie uświadomiłem, że to nie z kobietami był problem, ani nie z moim wyglądem, tylko z całym tym samym syfem, który w sobie nosiłem. Nie miałem pojęcia co się dzieje i próbowałem sobie logiczne wytłumaczyć to moim wyglądem. Przypomniałem sobie, że było w moim życiu kiedyś wiele dziewczyn, które mnie lubiły, a byłem dużo brzydszy niż teraz, a w jakiś magiczny sposób śmiały się z każdego mojego żartu i chciały się ze mną przytulać na pożegnanie, czy przywitanie, nie unikały mnie, mnie brzydziły się mnie ani nie osądzały, podczas gdy ja to robiłem. Kiedyś byłem po prostu bardziej pozytywny, kompleksy miałem zawsze, ale one z każdym rokiem się powiększały aż doszły do ekstremalnej formy. Staram się siebie bardziej teraz doceniać, patrzeć z dumą w lustro i widzieć wartościową osobę, a nie osobę, z asymetryczną, krzywą buzią i dziwną szczęką, którą kiedyś miałem, po dwóch operacjach jest już przecież wszystko w porządku. Moja twarz już zawsze będzie trochę asymetryczna, ale nie musi być idealna, nie muszę i nie chce wyglądać jak model z okładki pierwszej strony magazynu z posągową urodą. Samodestrukcja zaczęła się chyba w momencie, kiedy byłem zakochany w jednej z koleżanek, ale ona traktowała mnie tylko jak przyjaciela, podczas gdy ja robiłem dla niej wszystko. Jak ona miała jakiś problem, to on automatycznie stawał się również moim, pomagałem jej wszystko rozwiązać, dbałem o nią, troszczyłem się, broniłem przed wszystkimi, gdy coś przeskrobała, nawet kosztem własnej reputacji. A największą nagrodą za tyle poświęceń było dla mnie to, że dała mi się czasem odprowadzić do domu, czy się ze mną spotkać. Do czasu, kiedy nie zauważyłem, że podoba jej się koleś, który miał ją gdzieś. Jaka była główna różnica między nami? Ja byłem zakompleksionym blondynem średniego wzrostu z trochę krzywą buzią, a on był cholernie wysokim brunetem z facjatą, jakby sam Michał Anioł mu ją dłutkiem haratał. Wszystkie do niego wzdychały i on wszystkie miał gdzieś, naśmiewał się z nich, czasem wprost obrażał, nie szanował dziewczyn, był wredny i opryskliwy, upokarzał je, a mimo to za nim latały. Ta “moja” tak samo, podczas gdy na spotkanie ze mną przychodziła nieumalowana i w byle jakim ubraniu, bo miała gdzieś, co sobie o niej pomyślę, albo wręcz chciała mnie do siebie zniechęcić dla tamtego stawała się najlepszą wersją siebie, gdy wiedziała że on się ma gdzieś pojawić zawsze wyglądała jak milion dolarów. Gdy próbowałem zmienić charakter w jakim mnie odbiera i że chcę czegoś więcej niż przyjaźń, próbowałem nakierować rozmowę na takie tory, to zawsze słyszałem ” nie przejmuj się, jesteś świetnym gościem, na pewno niedługo znajdziesz dziewczynę, która cię w końcu doceni i będziesz szczęśliwy, życzę ci tego z całego serca, bo na to zasługujesz, przecież wiesz ile znaczy dla mnie nasza przyjaźń, nie chciałabym zepsuć tego, co jest między nami…”, czyli wcisnęła mi typową wymówkę dla frajerów, bo sama chciała wyjść z twarzą i pobiegła do tamtego, bez zastanowienia. Tego, który nic dla niej nigdy nie zrobił, tego z którym nie miała żadnej więzi emocjonalnej, podczas gdy ja byłem dla niej jak brat, całkowicie aseksualny. Nie bolał sam fakt odrzucenia, bolało rozczarowanie i do tej pory tego panicznie się bałem, że znowu usłyszę te słowa, znowu i znowu, tylko od innej. Bo od paru już usłyszałem. Mniej więcej tak od kilka lat wyglądały moje relacje z dziewczynami, tak albo gorzej. O dziewczynie, która się ze mną umówiła tylko dla żartu, a potem nastawiła przeciwko mnie wszystkie koleżanki już kiedyś wspominałem. Kiedyś rozmawiałem o tym wszystkim z jedynym przyjacielem, pokazałem mu jej zdjęcie i zapytałem, czy nie “nie mierzę za wysoko, czy jestem dość dobry”. Ta dziewczyna wcale nie była zabójczo piękna, była przeciętna, normalna, ale niesympatyczna, szorstka i arogancka nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich. Dla mnie natomiast stanowiła spełnienie marzeń jeśli chodzi o atrakcyjność, była w moich oczach idealna. Potem kilka miesięcy użalałem się nad sobą, jaki byłem naiwny, że dałem się podejść jak dziecko, że jestem frajerem, że jestem głupi. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że hipnotyzowałem się ściekiem, że ślepo słuchałem swoich myśli.
Ostatnio zagospodarowałem więcej czasu dla siebie, kilka razy zamknąłem się w pokoju i przestałem przed tym uciekać, płakałem chyba ponad godzinę za każdym razem, ale po wszystkim było mi lżej. Zacząłem być bardziej pozytywny i częściej się uśmiechać. Ostatnio spotkałem też starą koleżankę i mieliśmy okazję dłuższą chwilę porozmawiać. Powiedziała mi, że jestem jakiś inny niż kiedyś, że zapamiętała mnie inaczej. Staliśmy i ona patrzyła mi w oczy przez chyba minutę bez przerwy, stała i uśmiechała się bez słowa. To był tak piękny i szczery uśmiech, że dawno takiego nie widziałem, a na pewno nie w stosunku do mojej osoby.
No widzisz?
I co – świat się zmienił? Usnąłeś i obudziłeś się na innej planecie? Nagle inni ludzie się pojawili?
Nie.
Dokonałeś kilku korekt w sobie i nagle PUF! – inne doświadczenia.
Ale nadal nie dokonałeś jeszcze porządnego porządku, ani korekt – szczególnie w intencjach, nadanych wartościach, znaczeniu, sensie, pozycjonalnościach. Odnośnie kobiet, relacji, seksu, podrywie.
W tamtej chwili sobie uświadomiłem, że to nie z kobietami był problem, ani nie z moim wyglądem, tylko z całym tym samym syfem, który w sobie nosiłem.
Nie. Absolutnie nie.
Problem polegał, że ten “syf” nazywasz syfem, demonizujesz, a mimo to trzymasz się, budujesz o niego obraz siebie, świata, życia, opinie, percepcje, etc.
Problem polega na tym, że jesteś do tego przywiązany, osądzasz to i się opierasz. Problem polega na tym, co z tym wszystkim robisz. A nie sam fakt, że to istnieje.
Dlatego należy zrozumieć, że emocje to bezosobowa energia. A myśli – ten mentalny bełkot – należy ignorować.
Problem jest z tym, że Ty żyjesz w niskiej świadomości i kleisz się do tego, co negatywne (nie oznacza, że złe).
Pamiętaj też, że “ten cały syf” to konsekwencje Twojej percepcji.
Nie miałem pojęcia co się dzieje i próbowałem sobie logiczne wytłumaczyć to moim wyglądem.
Nie Ty próbowałeś, tylko hipnotyzowałeś się bezosobowym procesem mentalnym – mentalizacją.
Która ma tylko jeden cel – trwać.
I jednym ze sposobów w jaki to osiąga jest racjonalizowanie i projektowanie emocjonalności.
To nie ma nic wspólnego z logiką.
Bo czy logicznym jest wymyślanie jakichś wytłumaczeń dla czegoś, co nosisz w sobie stłumione od 20-tu lat?
Przypomniałem sobie, że było w moim życiu kiedyś wiele dziewczyn, które mnie lubiły, a byłem dużo brzydszy niż teraz, a w jakiś magiczny sposób śmiały się z każdego mojego żartu i chciały się ze mną przytulać na pożegnanie, czy przywitanie, nie unikały mnie, mnie brzydziły się mnie ani nie osądzały, podczas gdy ja to robiłem.
To nie magia, tylko normalność.
Ty natomiast właśnie uznając się za kawałek gówna odcinałeś się od normalności.
A że różnica między tym jak żyłeś i normalnością jest tak wielka, to się oczarowujesz normalnością i nazywasz ją magią.
Kiedyś byłem po prostu bardziej pozytywny, kompleksy miałem zawsze, ale one z każdym rokiem się powiększały aż doszły do ekstremalnej formy.
Bo to nie żadne kompleksy, które żyły własnym życiem ale właśnie te racjonalizacje bezosobowego procesu mentalnego – mentalizacji – mentalnego bełkotu, jazgotu – którymi się cały czas oczarowywałeś i słuchałeś jak Mojżesz 12 przykazań.
A powiększały się nie żadne kompleksy, tylko zbierałeś w sobie coraz więcej emocji – tłumiłeś je, wypierałeś, opierałeś się, więc i racjonalizacji przybywało.
I to jest to logiczne tłumaczenie sobie tego? Nie. To nie jest logiczne. To bzdurne i tylko są z tego problemy.
Jeśli chcesz wyzdrowieć, to musisz opuścić dialektykę mas, bo w większości to zwykłe bzdury powtarzane sobie z pokolenia na pokolenie.
Tak jak tutaj uważa się kompleksy za jakąś normę. Kompleksy są jak dłubanie w nosie – to jest niedojrzałe postępowanie i należy z niego zrezygnować.
Poza tym to usprawiedliwianie się i zwalanie odpowiedzialności za osądzanie czegoś w sobie na jakieś wymyślone kompleksy.
Staram się siebie bardziej teraz doceniać, patrzeć z dumą w lustro i widzieć wartościową osobę, a nie osobę, z asymetryczną, krzywą buzią i dziwną szczęką, którą kiedyś miałem, po dwóch operacjach jest już przecież wszystko w porządku. Moja twarz już zawsze będzie trochę asymetryczna, ale nie musi być idealna,
A co to znaczy “idealna”?
Czy kształt czegokolwiek w ciele definiuje jaką osobą się jest?
nie muszę i nie chce wyglądać jak model z okładki pierwszej strony magazynu z posągową urodą. Samodestrukcja zaczęła się chyba w momencie, kiedy byłem zakochany w jednej z koleżanek,
Nie byłeś zakochany, tylko oczarowany tym, co na nią wyprojektowałeś.
ale ona traktowała mnie tylko jak przyjaciela, podczas gdy ja robiłem dla niej wszystko.
No bo liczyłeś, że w ten sposób to źródło własnych projekcji zachowasz przy sobie.
A ona widziała w tym manipulację.
Jak ona miała jakiś problem, to on automatycznie stawał się również moim, pomagałem jej wszystko rozwiązać, dbałem o nią, troszczyłem się, broniłem przed wszystkimi, gdy coś przeskrobała, nawet kosztem własnej reputacji.
No to ja tego nie nazwałbym przyjaźnią. Raczej niewolnictwem.
A największą nagrodą za tyle poświęceń było dla mnie to, że dała mi się czasem odprowadzić do domu, czy się ze mną spotkać. Do czasu, kiedy nie zauważyłem, że podoba jej się koleś, który miał ją gdzieś. Jaka była główna różnica między nami? Ja byłem zakompleksionym blondynem średniego wzrostu z trochę krzywą buzią, a on był cholernie wysokim brunetem z facjatą, jakby sam Michał Anioł mu ją dłutkiem haratał.
Ależ to nie miało żadnego znaczenia.
Ty temu nadałeś to całe znaczenie, bo wszystkie swoje problemy zwaliłeś na swoje ciało i dlatego jak ktoś ich nie miał, to od razu stawało się to dla Ciebie – “aaaaa, o to chodzi! To jest problemem! On ma to czego ja nie mam!” Ale to były bzdury.
Ona nie leciała na jego urodę. Prędzej Ty. ;)
Wszystkie do niego wzdychały i on wszystkie miał gdzieś, naśmiewał się z nich, czasem wprost obrażał, nie szanował dziewczyn, był wredny i opryskliwy, upokarzał je, a mimo to za nim latały.
Atrakcyjne było dla kobiet to, że on niezależnie jak się zachowywał, nie osądzał się.
A to oznacza, że te wszystkie dziewczyny się osądzały. Inaczej jego zachowanie by je odpychało.
A jednak widziały w nim coś, co było dla nich ważniejsze, niż bycie wyszydzanymi, etc.
Ta “moja” tak samo, podczas gdy na spotkanie ze mną przychodziła nieumalowana i w byle jakim ubraniu, bo miała gdzieś, co sobie o niej pomyślę,
Na pewno?
Tamten koleś też miał to gdzieś. Wprost je obrażał, a jednak do niego wzdychała.
Więc nie o to chodziło.
Niemniej jest w tym trochę racji – mogła by przyjść jakkolwiek, a dla Ciebie byłoby to o taaaaaaaaaaaaaaakie.
Kobieta widzi, że Ciebie można traktować jakkolwiek. Co to o Tobie znaczy? Że Ty dokładnie tak się traktujesz.
albo wręcz chciała mnie do siebie zniechęcić dla tamtego stawała się najlepszą wersją siebie,
Na pewno? Tylko się odstawiała.
To jej najlepsza wersja? Pozwalanie, by było się upokarzanym?
No to słaba ta najlepsza wersja.
gdy wiedziała że on się ma gdzieś pojawić zawsze wyglądała jak milion dolarów. Gdy próbowałem zmienić charakter w jakim mnie odbiera i że chcę czegoś więcej niż przyjaźń, próbowałem nakierować rozmowę na takie tory, to zawsze słyszałem ” nie przejmuj się, jesteś świetnym gościem, na pewno niedługo znajdziesz dziewczynę, która cię w końcu doceni i będziesz szczęśliwy, życzę ci tego z całego serca, bo na to zasługujesz, przecież wiesz ile znaczy dla mnie nasza przyjaźń, nie chciałabym zepsuć tego, co jest między nami…”,
Standardowe, wyuczone tekściki dziewczyn, by wbić facetowi szpilkę.
A Ty co zmieniłeś? Charakter?
Panocku…
Nie szukałeś tam, gdzie były faktyczne problemy.
czyli wcisnęła mi typową wymówkę dla frajerów, bo sama chciała wyjść z twarzą
No tak ale pamiętaj, że doświadczamy tego co jest zgodne z nami.
Sam się uważałeś za frajera, tak się traktowałeś. Więc i tego doświadczałeś.
i pobiegła do tamtego, bez zastanowienia. Tego, który nic dla niej nigdy nie zrobił, tego z którym nie miała żadnej więzi emocjonalnej, podczas gdy ja byłem dla niej jak brat, całkowicie aseksualny.
No bo taki byłeś dla siebie – aseksualny, brzydki, odpychający.
Nie bolał sam fakt odrzucenia,
Ależ nie zostałeś odrzucony! Nie jesteś berbeciem pozostawionym przez matkę w puszczy.
bolało rozczarowanie
Ależ nie zostałeś rozczarowany do końca.
Nadal nie widziałeś faktów.
i do tej pory tego panicznie się bałem, że znowu usłyszę te słowa, znowu i znowu, tylko od innej.
Więc widzisz do czego prowadzi strach. Trzymając się lęku zawsze doświadczymy tego, czego się boimy.
Sami do tego dążymy.
Jeśli się boisz kogoś stracić, to kolosalnie rośnie prawdopodobieństwo, że ta osoba odejdzie w ten czy inny sposób.
Generalnie dla kobiet nieatrakcyjna jest zmienność faceta i trzymanie się tego, co nie sprzyja życiu – właśnie m.in. emocjonalności.
Bo wiadomo, że każda emocja minie. Jak opierasz o emocje swoje decyzje, to je zmienisz wraz z emocjami. Jednego dnia tyyyyyyyyyyyyyyyle dla niej zrobisz, następnego nic.
Niezmienność ma oczywiście swoje plusy i minusy, dlatego warto być niezmiennym w tym co mądre, rozsądne, co ma przełożenie na dobro w życiu.
Bo od paru już usłyszałem. Mniej więcej tak od kilka lat wyglądały moje relacje z dziewczynami, tak albo gorzej.
Skoro powtarzają się problemy, coś jest do korekty wewnątrz. Problemu nie ma na zewnątrz.
O dziewczynie, która się ze mną umówiła tylko dla żartu, a potem nastawiła przeciwko mnie wszystkie koleżanki już kiedyś wspominałem.
Nikt nie zrobił, ani nie powiedział Ci niczego, czego nie robiłeś i nie mówiłeś sam sobie.
Kiedyś rozmawiałem o tym wszystkim z jedynym przyjacielem, pokazałem mu jej zdjęcie i zapytałem, czy nie “nie mierzę za wysoko, czy jestem dość dobry”. Ta dziewczyna wcale nie była zabójczo piękna, była przeciętna, normalna, ale niesympatyczna, szorstka i arogancka nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich. Dla mnie natomiast stanowiła spełnienie marzeń jeśli chodzi o atrakcyjność, była w moich oczach idealna. Potem kilka miesięcy użalałem się nad sobą, jaki byłem naiwny, że dałem się podejść jak dziecko, że jestem frajerem, że jestem głupi.
No widzisz?
Kobiety oddają facetom, to co dają – i im, i sobie.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że hipnotyzowałem się ściekiem, że ślepo słuchałem swoich myśli.
I co dalej?
Gdybyś jej powiedział np. “Już wiem co było ze mną nie tak! To przez ten syf, który w sobie nosiłem!” to podejrzewam, że by się tylko gorzko zaśmiała. Bo to by dla niej brzmiało – “Hej! Znalazłem super brzmiące usprawiedliwienie!”
Nie zacząłeś jeszcze pracować nad percepcją siebie, nie uwolniłeś uraz, nie skorygowałeś swoich intencji względem tego, do czego dążysz, nie przepracowałeś niczego.
Tylko kapkę sobie popłakałeś.
Za szybko wyciągasz wnioski, dlatego są błędne czy w najlepszym wypadku niekompletne.
Nie mówisz nic o wzięciu odpowiedzialności za swoje życie. Emocje za nie nie odpowiadają.
A emocje będziesz czuł do końca życia. I za każdym razem gdy poczujesz żal czy wstyd, będziesz mówił – “To przez ten syf zrobiłem XYZ!”?
Jak nie weźmiesz odpowiedzialności, to tego nie poprawisz. Mówienie – “to przez ten syf” to nie jest odpowiedzialność, tylko granie ofiary – przeciwny kierunek od zdrowia.
Podkreślę – WoP skupia się na dojrzewaniu – rozwoju świadomości. Ta zmiana automatycznie pociąga za sobą każdą inną.
Od razu zaczynasz korygować to, co jest poza tym lub przynajmniej to sobie uświadamiasz, już nie wypierasz, nie uciekasz, nie zwalasz na innych.
To nie jest nauka uwodzenia. Ale jak dojrzejesz, to od razu uświadomisz sobie jaką intencją się kierowałeś, jakie wartości, sens i cel temu nadałeś. Od razu dostrzeżesz, że być może nawet brakowało określenia celu i decyzji, by go osiągnąć. Już nie będziesz grał ofiary, nie będziesz sobie wmawiał różnych głupot i usprawiedliwień. Przestaniesz zajmować się innymi.
To co robią inni przestanie Cię obchodzić i ważne będzie dla Ciebie, by samemu żyć integralnie. To też automatycznie zmieni to jakie osoby wprowadzisz do swojego życia, którym poświęcisz czas, z jaką intencją go poświęcisz. Będziesz mądrzej ten czas wykorzystywał – gdy zobaczysz, że ktoś podziela inne wartości, niż te istotne dla Ciebie, bez osądów, zmagania i poczucia winy podziękujesz tej osobie i pożegnasz się.
Cały czas próbujesz mi wytłumaczyć Piotrku, że problemu nigdy nie było na zewnątrz, tylko wewnątrz mnie, co na poziomie logicznym oczywiście zrozumiałem, ale nie wiem jak mam przepracować te wszystkie emocje, pozycjonalności i zmienić intencje. Teorię oczywiście znam, emocje potraktować jak energię, nie osądzać, przywołać, zaakceptować i się puścić, ale to wszystko to dla mnie pojęcia trochę abstrakcyjne. Nie do końca wiem, jak to ma wyglądać technicznie. Siedzę albo leżę na wyrku, skupiam się, przypominam sobie momenty, w których czułem emocję XYZ, przywołuję ją i próbuję ją świadomie czuć, a na końcu mówię sobie w myślach, że ją odpuszczam. Od dłuższego czasu czuję stały ucisk w okolicach brzucha i splotu słonecznego, taką jakby energię, która podczas tego procesu chce wypychać się w górę i wyjść przez usta, co zbiera mnie na wymioty. Kiedyś wspominałeś, że tak może być, więc próbuję zrobić tak, żeby wyszła, ale za każdy razem gdy mnie na te wymioty szarpie to w końcu do nich nie dochodzi i ta energia znów się cofa i dalej zamiast ulgi czuję ten ucisk. Nie do końca też wiem, w jaki sposób zmienić postrzeganie siebie, powtarzać sobie cały czas w myślach świadomie, że jestem zajebisty? Okej, może i na krótką metę to działa, ale negatywne przekonania na mój temat wracają bardzo szybko. Pewnie znowu piszę, jakieś totalne bzdury i złapiesz się za głowę czytając moje wypociny, ale serio to dla mnie skomplikowane. Staram się nie kleić do żadnej negatywności i ślepo nie ufać myślom, próbuję medytować, ale ta mentalizacja jest tak strasznie szybka i silna, że ciężko mi nawet sobie herbatę zrobić ze skupieniem i spokojem umysłu, a co dopiero jakieś bardziej ambitne rzeczy. Mój umysł jest bardzo rozbiegany, myśl goni myśl i te myśli wcale nie są pełne nadziei i optymizmu tylko pełne gówna i czarnych scenariuszy. Finalnie robię tak, że odwracam sobie uwagę telewizją, muzyką, czy czymkolwiek innym, żeby chociaż na chwilę nie zwracać na nie uwagi. Tak jak mówiłeś- kapkę sobie popłakałem i zrobiło mi się ciut lepiej, kilka weselszych chwil, ale na pewno nie na stałe, nic nie idzie do przodu, a czasem mam wrażenie, że się cofam i jest gorzej. Z resztą, żeby doszło do tego płaczu to dużo mnie to kosztowało, jest jakaś blokada, która sprawia, że nawet ryczeć mi ciężko. A z tymi intencjami to też nie wiem, jak do końca jest, wzbudzić ją sobie świadomie powtarzając w głowie ten cel? Mogę sobie cały czas “łoooo jesteś zajebisty Maciej, serioooo”, ale to nic nie da, skoro tego nie czuję. Nie wiem, jak wzbudzić do siebie miłość i akceptację, skoro przez tyle lat wykształciłem sobie tyle mechanizmów, żeby od siebie uciekać. :(
Cały czas próbujesz mi wytłumaczyć Piotrku, że problemu nigdy nie było na zewnątrz, tylko wewnątrz mnie, co na poziomie logicznym oczywiście zrozumiałem, ale nie wiem jak mam przepracować te wszystkie emocje, pozycjonalności i zmienić intencje.
Nie wiesz, bo nie pracujesz np. z WoP. Nie masz klarownej listy problemów, do każdego dobranego rozwiązania, ćwiczeń, narzędzi, nie masz zaplanowanych sesji, by się uczyć rozwiązywać te problemy i/lub dojrzewać w tych kwestiach.
A poza tym, aby coś zmienić, najpierw trzeba w ogóle zdawać sobie sprawę z tego, że to robimy.
Jeśli malujesz obraz, to nie możesz sobie wymyślić jak malujesz lepiej, tylko w momencie pociągania pędzlem po płótnie, w pełni tym uczestniczysz, skupiasz się na tym ruchu, zmieniasz go tak jak chcesz, by wyglądał.
Więc np. osądzania siebie nie zmienisz jeśli nie staniesz się świadomy w momencie osądzania się lub w momencie pokusy, by zacząć.
Teorię oczywiście znam, emocje potraktować jak energię, nie osądzać, przywołać, zaakceptować i się puścić, ale to wszystko to dla mnie pojęcia trochę abstrakcyjne. Nie do końca wiem, jak to ma wyglądać technicznie.
No bo robisz to poza sytuacjami, w których odczuwasz te emocje i się im opierasz lub decydujesz się dorobić do nich filozofię, osądzasz je, etc.
Siedzę albo leżę na wyrku, skupiam się, przypominam sobie momenty, w których czułem emocję XYZ, przywołuję ją i próbuję ją świadomie czuć,
O tym mówię – zamiast być w sytuacji emocjonalnej, starasz się ją sobie wymyślić, przypomnieć.
Brakuje Ci w życiu okoliczności, w których nie jesteś spokojny, że musisz je sobie przypominać?
a na końcu mówię sobie w myślach, że ją odpuszczam.
No widzisz? Tylko sobie mówisz. To wszystko tylko fantazje.
Bo nie ma realnej sytuacji.
To samo moglibyśmy mówić o jeździe na rowerze – “wszystko na logikę wiem – siadam, utrzymuję równowagę, nogę kładę na pedale, zaczynam naciskać na niego ale to pojęcia abstrakcyjne, nie wiem do końca jak to ma wyglądać technicznie”.
I się nie dowiesz, dopóki nie wejdziesz na rower i tego nie zrobisz.
Od dłuższego czasu czuję stały ucisk w okolicach brzucha i splotu słonecznego,
Bo to nagromadzenia energii, którym się opierasz. To konsekwencje opierania się.
taką jakby energię, która podczas tego procesu chce wypychać się w górę i wyjść przez usta, co zbiera mnie na wymioty.
To wymiotuj.
Skoro tego potrzebuje organizm, to mu na to pozwól.
Ja wymiotowałem. Zazwyczaj nawet bez treści żołądkowej.
Kiedyś wspominałeś, że tak może być, więc próbuję zrobić tak, żeby wyszła, ale za każdy razem gdy mnie na te wymioty szarpie
Nic Cię nie szarpie na wymioty. To zdanie nie ma nawet sensu logicznego.
To Ty się szarpiesz, czyli walczysz, zmagasz się, opierasz.
to w końcu do nich nie dochodzi i ta energia znów się cofa i dalej zamiast ulgi czuję ten ucisk.
Bo to nic nie szarpie Ciebie, tylko Ty się zaczynasz zmagać. Nie chcesz tego. I to osiągasz.
Ponownie – jeśli coś chcesz skorygować, konieczna jest świadomość, że to robisz.
Tutaj uważasz, że coś Cię szarpie.
Ale w ludzkim organizmie nie ma nic, co by stało mu na przekór.
Nie do końca też wiem, w jaki sposób zmienić postrzeganie siebie, powtarzać sobie cały czas w myślach świadomie, że jestem zajebisty?
Ponownie – żeby cokolwiek zmienić, najpierw należy stać się świadomym w okolicznościach, w których np. osądzasz siebie jako nie zajebistego.
A poza tym – co to w ogóle znaczy “zajebisty”?
Możesz mieć problemy, bo wymyślasz sobie jakieś pojęcia, których nie ma w rzeczywistości.
Tak jak byś sobie starał wmówić, że jesteś koperkowy.
Nikt na tej planecie nie jest ani zajebisty, cokolwiek to znaczy, ani “nie-zajebisty”.
To tylko nic nie znacząca opinia. Tak generyczna, bzdurna, ogólna, nie odnosząca się do niczego realnego, tylko do naszych uczuć, więc nie mająca w ogóle przełożenia na drugą osobę.
Na nas też nie.
Nie tylko uważasz coś o kimś na bazie uczuć ale też zmieniasz to na bazie uczuć. Więc jak nie czujesz się zajebiście, to uważasz, że taki nie jesteś.
A że osądzasz to co czujesz jako “nie-zajebiste” i próbujesz to zmienić myślami, no to pozostajesz w stanie emocji “nie-zajebistych”.
Więc stawiasz się w kozim rogu.
Najpierw przestań osądzać to co czujesz i budować na jego podstawie wizerunek siebie. Nie jesteś ani zajebisty, ani przeciwieństwem tego stwierdzenia.
Jeśli chcesz coś w swoim życiu zmienić, to operuj konkretami, a nie wyrokuj i osądzaj siebie.
Możesz mówić, że np. zajebiście prowadzisz samochód. Co to znaczy? Że np. jedziesz bezpiecznie ale sprawnie, masz z tego frajdę, czyli zawsze utrzymujesz radość jak jedziesz, pasażerom też jest dobrze i ogólnie mądrze korzystasz z samochodu.
Jak coś z tego jest jeszcze nie takie, jakbyś chciał, to pracujesz konkretnie nad tym.
Ale to tylko to co ROBISZ. Nie jaki JESTEŚ.
To jacy JESTEŚMY nie ulega zmianie niezależnie co o sobie sądzimy. Bo to tylko opinie, czyli nasze własne “moja racja jest mojsza”. To bzdurne i niepotrzebne.
Zresztą widzisz ile jest z tym problemów, gdy uznasz, że jesteś jakiś zły czy gorszy.
Bowiem każdy osąd – niezależnie czy pozytywny, czy negatywny, zawsze generuje jego przeciwieństwo. Do jednego się przywiązujemy, drugiemu się opieramy.
Bo jak się uznasz za zajebistego, a coś zrobisz nie-zajebistego, to od razu pojawi się wstyd, wina, żal, frustracja.
A jak się uznasz za “nie-zajebistego”, to wstyd będziesz czuł cały czas i nie zrobisz nic zajebistego. A nawet jak zrobisz, to też osądzisz to jako nie-zajebiste.
Okej, może i na krótką metę to działa, ale negatywne przekonania na mój temat wracają bardzo szybko.
No widzisz? Jakieś przekonania wracają i nagle rezygnujesz z tego, co pozytywne i od razu sobie dopierdalasz.
Bo masz przekonania. Które wracają.
Dlatego mówiłem, że wzrost to nie jakieś sztuczki.
Tylko holistyczna praca nad świadomością.
Na razie nie widzę decyzji, by przestać się traktować jak gówno.
No wracają jakieś przekonania. I Ty od razu uznajesz je za prawdę o sobie. I dlaczego to robisz?
Bo tylko “wiesz”. Wiesz, że należy medytować ale tego nie robisz.
Zamiast kombinować między “jestem do dupy/jestem zajebisty” w ogóle zrezygnuj z jednego i drugiego.
Bo nawet gdybyś z całych sił uwierzył w przekonanie – “jestem zajebisty”, to wystarczy jakakolwiek osoba, która Ci powie – “ja się nie zgadzam, nie uważam, że jesteś zajebisty”.
I co wtedy? Kłótnia? Dyskusja? Przekonywanie? Udowadnianie?
Ja gdy ktoś ma jakąś opinię o mnie, to ani nie wchodzę w dyskusję, ani nic. Tylko mówię – “ok, pewnie masz rację”.
Jeśli widzę, że tej osobie zależy na jakiejś fundamentalnej trzeźwości, to być może spróbuję opisać jak jest faktycznie. Ale jeśli widzę, że raczej z tego wywiąże się bezsensowna dyskusja, to milczę lub kiwam głową.
Pewnie znowu piszę, jakieś totalne bzdury i złapiesz się za głowę czytając moje wypociny,
A tu już biadolenie, narzekanie.
Uważasz, że jak Ty czujesz wstyd, to wszyscy łapią się za głowę.
A to co piszesz to wypociny.
To jest dokładnie to, co przed chwilą powiedziałem – jak się uznasz za “nie-zajebistego”, to co byś nie zrobił, też uznasz za takie.
A potem zwalisz odpowiedzialność na innych i uznasz, że inni dokładnie tak samo “myślą”.
Dlatego mówię – zdrowie to nie są sztuczki, sposobiki.
Tylko właśnie rezygnowanie z tego szajsu, który napisałeś w tym zdaniu, nie w poprzednich.
ale serio to dla mnie skomplikowane.
Oczywiście, bo “to skomplikowane dla mnie” to jedna ze strategii, by nic nie zmienić.
Ja Ci nie wymyślę zdrowia w komentarzach na Blogu.
Jak chcesz zmiany, to zainwestuj w siebie.
Podejmij decyzję i się jej trzymaj.
A nie przedstawiasz mi w kilku dużych wiadomościach swoją sytuację, liczysz na odpowiedzi i zaraz zaczynasz biadolić…
Staram się nie kleić do żadnej negatywności i ślepo nie ufać myślom,
To dlaczego biadolisz jak to się ja złapię za głowę, a Ty piszesz wypociny?
A bo tego pewnie nie uznałeś za negatywność.
Tylko za obiektywny fakt, który jest smutny, prawdziwy i nic nie możesz na to poradzić, bo przecież to ktoś inny Ci coś robi.
próbuję medytować, ale ta mentalizacja jest tak strasznie szybka i silna,
Nie jest strasznie szybka, tylko jest to proces ciągły.
Nie jest silna. Jak to jest silna? Co jest silnego w myślach? Jak to mają siłę? Łapią Cię za ręce i Ci je wyginają?
Problem stanowi to, że Ty się całe życie do tego kleiłeś. Ty się opierasz. Poświęcasz masę energii na zmaganie, na opór, a gdy to nic nie daje, to uważasz, że to dlatego, bo myśli są jeszcze silniejsze.
Że unikają Twoich ciosów. Jak Bruce Lee – hiiiiyyaaaaaa!
Jak chcesz zrozumieć naturę myślenia, to idź na dwór. I zacznij robić z wiatrem to samo co robisz z myślami.
że ciężko mi nawet sobie herbatę zrobić ze skupieniem i spokojem umysłu,
No bo cały czas nie rozumiesz, że mentalizacja to 1% pracy umysłu. Ty się cały czas na tym skupiasz. I męczysz. I sądzisz, że umysł nie jest spokojny i go musisz uspokoić.
I pewnie próbujesz to uspokoić, czyli zatrzymać. Stawiasz mu opór.
To niemożliwe zatrzymać mentalizację. I dlatego się męczysz i nic to nie daje.
Ja mówię ze 100 razy na Blogu, że człowiek nie myśli, a Ty nadal uważasz, że myślisz i dlatego próbujesz to zatrzymać.
I cały czas nadajesz tym myślom sens – bo ja na pewno czytając te Twoje wypociny złapię się za głowę i pomyślę o Tobie dokładnie to samo, co Ty widzisz w myślach o sobie.
I już nawet z robieniem herbaty masz problem. No gdybyś cały czas próbował zatrzymać porost włosów, to miałbyś podobne problemy.
a co dopiero jakieś bardziej ambitne rzeczy.
Co pokazuje źródło problemu.
I w WoP też mówię – by wybrać najpierw jakiś prosty temat i go rozwiązać od A do Z, co nauczy nas fundamentów.
A potem przechodzimy do tych zagadnień, wobec których trzymamy coraz więcej emocji.
Mój umysł jest bardzo rozbiegany, myśl goni myśl i te myśli wcale nie są pełne nadziei i optymizmu tylko pełne gówna i czarnych scenariuszy.
I to jest najzupełniej normalne.
Nie w nich problem, tylko w tym, że Ty cały czas grasz niewolnika myśli.
Każdy umysł tak działa, nie tylko Twój. Nie masz żadnego wyjątkowego problemu.
Finalnie robię tak, że odwracam sobie uwagę telewizją, muzyką, czy czymkolwiek innym, żeby chociaż na chwilę nie zwracać na nie uwagi.
To się nazywa uzależnienie.
Tak jak mówiłeś- kapkę sobie popłakałem i zrobiło mi się ciut lepiej, kilka weselszych chwil, ale na pewno nie na stałe, nic nie idzie do przodu, a czasem mam wrażenie, że się cofam i jest gorzej.
Bo to takie same wrażenia, że jest lepiej.
Ani jedno, ani drugie nie ma znaczenia. Żadne wrażenie nie ma znaczenia. Tylko fakty.
A fakty to klarownie opisana sytuacja obecna, klarownie opisane podjęte działania, klarownie opisane ich rezultaty.
Następnie klarowna analiza co działa, co nie, co jest do zmiany.
A nie “mam wrażenie, że jest lepiej/gorzej”.
Z resztą, żeby doszło do tego płaczu to dużo mnie to kosztowało, jest jakaś blokada, która sprawia, że nawet ryczeć mi ciężko.
Ty się opierasz, tak jak w momencie mdłości.
Nie ma żadnej blokady, która coś sprawia. Nie jesteś ulicą, na której policja rozstawiła blokadę.
A z tymi intencjami to też nie wiem, jak do końca jest,
Bo liczysz, że ja Ci wszystko wyczaruję w komentarzach na Blogu.
wzbudzić ją sobie świadomie powtarzając w głowie ten cel? Mogę sobie cały czas “łoooo jesteś zajebisty Maciej, serioooo”, ale to nic nie da, skoro tego nie czuję.
No widzisz? Ja mogę milion razy mówić, że emocje nic nie znaczą i to tylko i aż konsekwencje percepcji.
A ludzie dalej swoje – “jak czegoś nie czuję, to się nie da/nie mogę”, itd.
Nie wiem, jak wzbudzić do siebie miłość i akceptację,
Kolejny najczęstszy błąd.
Próba wzbudzenia w sobie czegoś. Nic nie można wzbudzić. Tylko wybierasz to i rezygnujesz z tego, czym to przygruzowałeś.
W ćwiczeniu przed lustrem nie bez powodu powiedziałem, by stać, aż nie zobaczymy w sobie zadowolonego z siebie gościa. Bo należy zmierzyć się z każdym osądem na swój temat.
Wyjaśniałem wielokrotnie, że jest tylko jedna zmienna. Poziom miłości. Aby się podniósł, należy zrezygnować z tego, co miłością nie jest – np. z osądzania siebie, wstydzenia się, biadolenia, narzekania, klejenia do lęku, wstydu, etc. Bo sami to wybieramy.
A większość ludzi robi wszystko, byle tylko nie mierzyć się z tym.
I dlatego fantazjują, próbują wzbudzać w sobie miłość, odwagę, akceptację… Albo sobie właśnie wymyślają blokady. Nie ma blokady, tylko Ty się opierasz i nie chcesz zrezygnować z np. osądzania.
Akceptacja to nie jest śpiący miś, by go wzbudzać czy wybudzać.
Akceptacja to naturalny stan. A skoro jej brakuje, to jest coś nienaturalnego – np. dopierdalanie sobie, że piszesz wypociny i inni łapią się za głowę.
A nawet jakbym się złapał za głowę – co z tego?
Na tej planecie jest bardzo dużo chętnych, by się zabawić czyimś kosztem, dowalić ot tak.
Jak ja się złapię za głowę, to jest szansa, że sobie wyrwę trochę kudłów. To mój problem, nie Twój.
Twój problem w tym polega na tym, że moje problemy uznajesz za swoje.
Kolejny problem – zamiast zająć się korektami w momentach, gdy sobie dopierdalasz, to w tych momentach męczysz się, walczysz, uciekasz, rozpraszasz się, oglądasz TV, etc. A potem, gdy już nic nie czujesz, bo to stłumiłeś, aż Cię mdli i boli, starasz sobie przypomnieć jakąś inną sytuację.
To jakbyś wjechał w drzewo jadąc na nartach i dopiero leżąc w szpitalu starał się wymyślić jak to drzewo omijasz.
Ja bym 100 razy bardziej wolał od kogoś usłyszeć – “możesz wyśmiewać to, co piszę ale wiesz co? Pies cię trącał wtedy!” niż “łeeee, złapiesz się za głowę, łeee, pomyślisz sobie co to za wypociny łeeee”.
skoro przez tyle lat wykształciłem sobie tyle mechanizmów, żeby od siebie uciekać. :(
Kolejne urojenie – “uciekam od siebie”.
Nie, nie uciekasz od siebie. Ani nie wykształciłeś żadnych mechanizmów.
Uciekasz od tego wszystkiego, co Tobą nie jest. Ani myśli, ani emocje to nie Ty.
I nie uciekasz, tylko właśnie unikasz, robisz wszystko, byle tylko nie widzieć tych negatywności.
Ale jednocześnie się do nich kleisz.
I próbujesz z boku tego wszystkiego coś wzbudzić.
Przykro mi ale nie da się wzbudzić porządku w pokoju, w którym jest brudno.
Porządku nie da się dodać obok brudu, tylko trzeba usunąć brud.
Bo nieporządek i porządek to jest jedna zmienna, a nie dwie różne.
Nikt jeszcze nie powiedział, że ktoś ma w pokoju trochę czysto i bardzo brudno.
Gdy w pokoju jest dużo brudu, to można powiedzieć, że Cię to przytłacza i tyle. Potem się upić lub obejrzeć porno.
A można wziąć najbliższy śmieć i go wynieść. Albo przynieść worek, zapakować w niego ile się zmieści i wyrzucić. A następnie przyjść z kolejnym workiem.
Sam wymieniłeś kilka Twoich strategii uników – np. zajmowanie czymś myśli zamiast je ignorować. A że myślenie to proces ciągły i nieskończony, to i cały czas musisz coś robić, byle tylko nie wpatrywać się w ten bełkot.
Więc oczywiście tego czasu nie poświęcisz na nic konstruktywnego.
Mówiłem – WoP to SYSTEM, to PROGRAM. Czyli spójna konstrukcja, w której uczysz się kolejno niezbędnych elementów, również w odpowiedniej kolejności.
Moje pytanie brzmi – skoro jest Ci tak źle, dlaczego jeszcze nie postanowiłeś skorzystać z WoP?
Co znaczy, że coś innego jest dla Ciebie ważniejsze, niż zdrowie, spokój, dojrzenie. To jest ważna uwaga. Nie zarzut.
Wyjaśniałem – Blog jest jak suplementacja dla Programu WoP. Zaś każdy suplement ma ulotkę z napisem – “suplementacja nie może zastąpić zdrowego odżywiania się”.
Blog nie może zastąpić Programu WoP. A Program WoP nie może zastąpić zdrowego, dojrzałego, integralnego życia.
Jeden z moich klientów uczęszcza na terapię od kilku lat. Pokazał mi notatki jakie robił prywatnie i w trakcie terapii. Było tego kilkadziesiąt – ponad 2 strony tekstu w wordzie wypunktowane. Więc pewnie koło 60, 70 jakiś percepcji, opinii, przekonań.
Do każdej bez wyjątku miałem masę uwag, większość powiedziałem wprost, że jest zupełnie inaczej.
Problem polega na tym, że on z tego faktu nie był zadowolony. Bo był mocno przywiązany do przynajmniej niektórych z nich.
To jakbyśmy całe życie wierzyli, że jest UFO, że są jakieś cudowne, inne cywilizacje i w końcu przylecą na Ziemię, zakończą wojny, cierpienie, dadzą nam darmowy prąd, znikną pieniądze i wszyscy będą szczęśliwi.
I tylko czekamy na te ufoludki. A tu nagle wieść – sorry, to niemożliwe. Każdy jest odpowiedzialny za swoje życie. Im silniej byliśmy do tego przywiązani i im silniej się opieraliśmy np. dbaniu o swoje życie, tym mocniej zaboli.
Przede wszystkim – pamiętaj, że zrobiłeś sobie w życiu problemy przez to jakie decyzje podejmowałeś, z jakimi intencjami.
Generalnie – problem jest w tym co sam sobie robisz.
Więc jednym z największych filarów jest zaprzestanie robienia tego.
Bo inaczej to tak jakbyś cały czas wsypywał do zupy za dużo soli, a potem kombinował jak sprawić, by zupa przestała być tak słona.
A nie prościej przestać ją przesalać?
Problem polega na tym, że większość ludzi wcale nie chce żyć spokojnie i szczęśliwie. Bo mają masę korzyści z życia negatywnego, nawet destruktywnego.
A granie ofiary to mówienie jakby to sól sama się wsypywała. Albo zupa ją przyciągała, słoność napadała nas nagle, a my tacy niewinni no tak pragnęliśmy zrobić smaczną zupę! A tu niesprawiedliwy los znowu dał nam za słoną zupę.
Poza tym próby zmiany tego, czego nie robisz też nic nie dadzą. Czy wiejesz wiatr? No nie. Nie jesteś autorem wiatru. Dlatego próby zmiany wiatru nie spowodują, że będzie Ci cieplej.
Myślisz? Nie myślisz. Tylko słyszałeś to pewnie 100 tysięcy razy – że człowiek myśli. Więc widząc negatywne myśli próbujesz coś z nimi zrobić. A gdy się to nie udaje, to mówisz, że mają za dużo siły.
Ale to Twoja siła, którą niepotrzebnie wkładasz w walkę z tym co czujesz i co widzisz w procesie mentalizacji.
Pamiętaj, że korekty w życiu i rozwój to jest mądre, rozsądne jakościowo skorygowanie tego jakie decyzje podejmujesz. A nie jakieś tajemne, trudne, skomplikowane sposoby i metody.
Jak się traktujesz jak gówno, to patrzysz kiedy, dlaczego, że w ogóle sam to sobie robisz i przestajesz. Za każdym razem.
To ciekawe, że ludzie mogą latami wyrządzać sobie krzywdę, traktować się gorzej od śmiecia. I na to zawsze znajdą czas, energię, wykombinują niesłychane sposoby, by się podcinać na każdym kroku.
A jak jest prośba czy zalecenie, by przestać i zrobić coś innego, to nagle trudne, skomplikowane, nie da się, nie rozumiem, możesz wytłumaczyć dokładniej, nie potrafię, nie mogę, zapomniałem ale biadolenie, że innym przychodzi to łatwo, a mi nie…
Widzisz – właśnie dlatego jest potrzebny system. W kilku wiadomościach napisałeś mi o masie spraw, przeróżnych problemach, nawet wróciłeś do dzieciństwa swojego, swojej siostry. Czyli opisałeś mi dużo problemów rozłożonych w czasie nawet kilkudziesięciu lat.
W WoP są Raporty, wypełniając które odpowiadasz na przemyślane pytania. Zaczynasz poruszać się w uporządkowany sposób.
A i tak niejeden klient jak nagle się poczuł niekomfortowo z jakimś istotnym tematem, to nagle totalnie z niego rezygnował i też potrafił wrócić do jakiegoś losowego zdarzenia z przeszłości. No nagle, magicznie stało się o taaaakie ważne.
A jeśli jakiś problem jest poważny ale na razie nie masz wiedzy, narzędzi, ani się jeszcze nie rozwinąłeś na tyle, by go rozwiązać, to go zapisujesz, opisujesz tak jak go widzisz, rozumiesz. I następnie z każdym kolejnym Modułem zaczynasz to rekontektualizować, przewartościowywać, widzieć inaczej. I wtedy zaczynasz widzieć jego esencję, a wraz z tym jego rozwiązanie.
Teraz wpatrując się cały czas w myśli, wszystko będzie Ci się wydawać istotne. Bo też cały czas się skupiasz na emocjach. Nagle poczujesz, że to jest ważne, a za 5 minut coś innego.
A jak jeszcze się czegoś będziesz bał, opierał i nawet nie zdawał sobie z tego zdawać sprawy, to wybierzesz coś, co w ogóle ani nie będzie ważne, albo będzie miało minimalne lub żadne przełożenie na efekty.
Jeszcze odnośnie – “to skomplikowane”. Tak, skomplikowane, gdy uważasz, że Ty jesteś źródłem swojego życia.
Czy kwiat jest źródłem swojego istnienia, wzrostu, rozkwitu? Nie. I gdyby próbował rosnąć, to oczywiście, że by się pogubił.
A jednak tak skomplikowany proces następuje bez wysiłku ze strony kwiatu. I bez męczenia się. Następuje on samoistnie.
I tak samo z człowiekiem. Gdy usuniesz to, czym blokujesz swój wzrost i rozwój, nastąpi automatycznie.
Na razie próbujesz coś robić obok tego wszystkiego.
Nie zastanawiało Cię dlaczego zmiana jest dla Ciebie trudna, skomplikowana, nagle nie wiesz jak to ma wyglądać “technicznie”, a dopierdalanie sobie “technicznie” nie wzbudza żadnych wątpliwości?
Dlaczego tylko to, co pozytywne i zdrowe jest niezrozumiałe “technicznie”, a cała negatywność jest jak jazda na rowerze?
Zobaczyłem ciekawy komentarz, więc w sumie chciałem się przyłączyć do dyskusji. Tak całkiem szczerze to ja muszę się przyznać, że od jakiegoś czasu jestem mizoginem i jest mi z tym dobrze, jeśli chodzi o dziewczyny to przestałem się całkowicie z nimi zadawać i dopiero wtedy poprawił się mój stan psychiczny. Unikam ich jak ognia, albo ostentacyjnie ignoruję, moi znajomi, z którymi spędzam czas po uczelni to tylko faceci i przyznam szczerze, że to mi wystarcza. Jak któraś do mnie napisze to albo ignoruję albo od razu blokuję, bo pewnie albo czegoś ode mnie chce, żebym zrobił jakąś przysługę za darmochę, albo chce sobie ze mnie jaja zrobić. Przyzwyczaiłem się, że żadna nie traktuje mnie poważnie i tak było zawsze, już w czasach szkolnych, na przełomie gimnazjum i liceum jak spodobała mi się któraś i jakimś cudem udało mi się przełamać i rozpocząć interakcję, to i tak była z tego kicha i zostałem upokarzany. Jedna wymyśliła sobie chłopaka na poczekaniu, a dobrze wiedziałem, że go nie ma. No powiedz, czy nie zasługiwałem na szczerość? Dużo bardziej wolałbym usłyszeć, że po prostu nie jest zainteresowana niż takie bajeczki. Potem nagadała coś swoim psiapsiółkom i pół roku później założyły się, że jedna z nich mnie poderwie, przy okazji zdobywając moje zaufanie i wyciągając ze mnie jakieś brudy i upokarzające sekrety, żeby mieć na mnie jakieś haki. Oczywiście nie byłem głupi i nie dałem się nabrać, bo domyśliłem się, że tak atrakcyjna laska się mną by bez powodu nie zainteresowała. Gdybym uwierzył, że jestem na tyle wartościowy to bym niepotrzebnie cierpiał, niskie poczucie wartości chroni mnie przed takimi sytuacjami. Do dziś jestem ciekawy o co się założyły, ile warte było w ich oczach moje zainteresowanie, czas, może jakieś uczucie. Kilka miesięcy później znowu się zakochałem i też tamta dziewczyna nie szanowała mnie, nie traktowała poważnie, pewnego dnia ogarnąłem, że sobie robi ze mnie jaja gdy widziałem jej koleżaneczki, kiedy przechodziłem przez korytarz i one widząc mnie zaczęły gapić się i chichotać, cudownie się bawiły moim kosztem. Ona tak samo, uśmiech diablicy pełen satysfakcji, ten widok wrył mi się w łeb do dnia dzisiejszego. Wszystko byłoby zrozumiałe, gdybym zachowywał się jakoś nienormalnie, śmiesznie, niepoważnie. Nie robiłem nic, co mogłoby być kompromitujące w ich oczach, ale wyglądam jak wyglądam. Bardzo niski wzrost i masa innych niedociągnięć robi swoje. Próbowałem wielu rzeczy, miałem kiedyś bardzo przystojnego przyjaciela, który już w gimnazjum dorabiał sobie jako jakiś model, czy coś takiego, wygrał jakiś konkurs. Poznaliśmy się w szkole, ja pomagałem mu w nauce, bo nie był dość lotny, a on w zamian wkręcał mnie towarzysko w różnie rzeczy. Jak ktoś się mnie czepiał o coś to dostawał od niego w mordę, jak ktoś robił jakąś posiadówkę to automatycznie byłem zapraszany ze względu na niego. To nie była relacja benefitowa, oboje bardzo się naprawdę lubiliśmy, chłop miał złote serce i dużo mu zawdzięczam, do dziś zbijamy pionę, jak się gdzieś widzimy. Nasza znajomość przetrwała do czasów licealnych, gdzie poduczał mnie “podrywać”, ale dałem sobie szybko spokój, bo nie przynosiło to efektów. Na jego widok dziewczyny same się uśmiechają, same piszą, same zagadują, czują przyjemność z rozmowy z nim, a ja zawsze musiałem zabiegać o tą atencję, łatwo jest mu uczyć podrywu, jak on nie musi nic umieć, by mieć na zawołanie kilka atrakcyjnych dziewczyn, wystarczy że pstryknie palcami jak Hugh Hefner. Zacząłem oglądać filmy, czytać książki o tym całym PUA, ale jakoś też nie miałem rezultatów. Nigdy nie miałem sytuacji w której dziewczyna sama inicjuje ze mną kontakt, mając czyste intencje, zawsze albo chciała czegoś ode mnie albo mnie upokorzyć, ja się ich po prostu bardzo boję. Ja wiem Piotr, co powiesz o mojej filozofii i zwalaniem wszystko na słabe geny, że to tylko robienie z siebie ofiary, ale są nawet badania naukowe, które jednoznacznie mówią, że ponad 70 procent kobiet odczuwa obrzydzenie nawet przy samej rozmowie z nieatrakcyjnym mężczyzną ( w moim przypadku w rozmowie “z krasnalem ogrodowym”). Żadna kobieta nie powie wprost, że jestem brzydki i niski, tylko będzie się zasłaniać bajeczką o wnętrzu i że rzekomo to ono jest najważniejsze, a potem sama będzie się ze mnie śmiać, że w to uwierzyłem. Żadna kobieta nie daje też kosza w niemiły sposób, bo zdaje sobie sprawę, że typ się jej może jeszcze do czegoś przydać, nie ma to żadnego związku z jej wrażliwością, dobrym sercem i szacunkiem do osoby tego gościa, jak wielu ludzi myśli. Przytaczałeś kiedyś postać Nicka Vujicicia, tego przykładu nie podważam, ale wydaje mi się, że jest to po prostu anomalia, ten facet to bardzo dobry człowiek i po prostu miał szczęście spotykając taką kobietą, która zaakceptowała jego niepełnosprawność, nie jest to coś powszechnego, tylko szansa jedna na milion. Wygląd, wygląd, wygląd, czynnik decydujący, noo albo głupota. W liceum to świetnie było widać, jak dziewczyny wzdychają do “słodkich patusów” i imponuje im najbardziej to ile kto wypił. Ja raczej na nikim nie zrobiłem wrażenia, że moją pasją było malarstwo, rysunek, czytanie książek, wszystko co miało związek ze sztuką i kulturą. Jedna powiedziała mi wprost, że to nie są zainteresowania dla faceta, tylko dla “pizdy”. :D Miłe, co nie? Czy są wartościowe kobiety? Pewnie tak, nie podważam tego faktu, ale w dzisiejszym świecie to jak szukać igły w stogu siana. Już samo to, że dziewczyna jest zdrowa psychicznie to dużo w XXI wieku. Miałem kolegę, który był zakochany w dziewczynie, która nie powiedziała mu o swojej chorobie psychicznej i lekach od psychiatry. Czasem leżeli sobie obok siebie, ona się do niego przytulała, a jak zasnął chciała go udusić i wbiła mu prawie paznokieć w szyję bez powodu, więc wiesz… Szacunek kobiety poza wyglądem można zdobyć wysokim statusem społecznym, ale to nie będzie żadna miłość, forsą nie da się pobudzić mózgu kobiety do produkowania dopaminy i serotoniny. Poza tym z moją fizycznością musiałbym być na liście najbogatszych Polaków. No i okej, można mówić, że dla wielu kobiet wygląd nie jest najważniejszy, może i tak jest, ale nie chcę się nawet domyślać, jak one muszą wyglądać w takim razie. Może jestem wredny i wrzucam wszystkich do jednego worka, ale wyjątki potwierdzają tylko regułę. W każdym razie nie jest to miłe jak jesteś gotowy dać komuś całe serce, uczucie, troskę, miłość, a ktoś to wszystko depcze i jeszcze się przy tym sarkastycznie uśmiecha, a potem widzisz ją z typem przypominającym neandertalczyka, który zachowuje się po wódce jak małpa, nie szanuję ją, poniża, flirtuje z innymi, ale ona i tak woli być z toksykiem niż krasnalem ogrodowym. Najgorsze są tylko te przekonywania kolegów, bo ciężko im sobie wyobrazić, że chce być bez kobiecy do końca życia. Jeden nawet chciał mi założyć konto na Tinderze, niezły żart. :D
Postanowiłem zamieścić tą odpowiedź.
Może zaboleć. Ale może będzie to moment “aha!” dla Ciebie – w zrozumieniu – pozytywny. A nie “Aha! Kolejny, kto mnie nie rozumie i chce mi dowalić!”
Zobaczyłem ciekawy komentarz, więc w sumie chciałem się przyłączyć do dyskusji.
Na pewno ciekawy? Co to znaczy? Czy nie znaczy to tak naprawdę, że szukałeś czegoś, co potwierdzi Ci Twój punkt widzenia i po drodze ignorowałeś całą resztę, która mogłaby Ci pomóc, zgadza się?
Do tej pory, setki razy, gdy słyszałem od kogoś uzależnionego – “o, to ciekawe”, to zawsze dotyczyło czegoś zupełnie nieistotnego, było strategią uniku lub właśnie stanowiło potwierdzenie tego, co zakładał, co utrzymuje, co sądzi, że jest prawdą, choć nie jest, co potwierdza błędny punkt widzenia jednak, z którego czerpie masę korzyści – np. może grać niesprawiedliwie zranioną ofiarę.
I pozwolę sobie zauważyć, że nie ma żadnej dyskusji. Jest przedstawienie swojej percepcji problemu.
Ktoś napisał komentarz, otrzymał ode mnie kilka odpowiedzi i cisza.
Są tylko próby ROBIENIA czegoś, co zupełnie nic nie daje, bo nie o to chodzi.
Widzimy zakochanie w hipnotyzowaniu się mentalizacją i w sumie niewiele więcej. Chłopak ten pisze, że nawet próbuje skupiać umysł robiąc sobie herbatę, bo ma problemy aby być świadomy robiąc coś tak prościutkiego.
Nie wiem skąd on wziął przekonanie, że musi skupiać umysł, ani nie mówi też zupełnie co to znaczy, więc nie dziwne, że są problemy. Przedstawia masę popularnych i zupełnie błędnych stwierdzeń, w tym granie ofiary emocji i myśli, totalne hipnotyzowanie się myśleniem, opieranie każdej decyzji o myśli i poleganie na nich.
Chciałbym raz usłyszeć po co komu myśli pełne optymizmu i wiary? Po co komu jakiekolwiek myśli do czegokolwiek?
Co to za problem, że są negatywne myśli? No co to za problem?
Mówię o tym, by ukazać, że nie ma on intencji zmiany, zdrowia, rozwiązania problemów. Jest właśnie tylko malutka dyskusja bez żadnego celu.
Czy Ty masz intencję zmiany, czy tylko chcesz pogadać?
Mówi o tak fundamentalnych problemach, a nie ma prośby o pomoc. Jest tylko “spróbuję ale się boję, że spieprzę”. I w sumie tyle.
Więc nie dołączasz się do dyskusji, tylko dołączasz się do mówienia.
A ja nie prowadzę Serwisu “mówienie o zmartwieniach”, tylko “wolność od porno”. Mówienie to nie wolność; mówienie to często właśnie niechęć do jakichkolwiek zmian i poprawy i dlatego człowiek zatrzymuje się na mówieniu.
Tu nie ma dyskusji – bo dyskusja zakłada, że dwie osoby szukają rozwiązania, analizują opcje, wybierają pośród nich, wymieniają się doświadczeniem, mądrością, by osiągnąć ustalony cel.
Czy to tu jest? Nie.
Jak widać – osoba przedstawia problem, opisuje go, dostaje masę korekt, mówi co robi, dalej przedstawia kolosalną ilość niezrozumienia i błędów, znowu dostaje dużo wiedzy i nagle kompletnie przestaje się odzywać.
Czy tak wygląda dyskusja w normalnym świecie? Człowiek podchodzi do kogoś, kto ma wiedzę, doświadczenie, mądrość, przedstawia swój problem, otrzymuje dużo informacji i nagle bez słowa znika?
A poza tym – czy pacjent dyskutuje z lekarzem na temat jego choroby? Jeśli pacjent dyskutuje, to jest pełen dumy, pychy, lekarza stawia na równi ze sobą – czyli woli swoją rację, a nie zdrowie.
W moim przypadku – gdy słuchałem jakichkolwiek specjalistów, to siedziałem cicho. Zamykałem jadaczkę i słuchałem. Nie dyskutowałem. A potem wiedzę wdrażałem. A jeśli dyskutowałem, to o swoich doświadczeniach, błędach i sukcesach.
Gdy ja zarabiałem 4 tys. zł na miesiąc, a słuchałem osoby zarabiającej 20 tysięcy, to zamykałem usta na kłódkę i słuchałem. Nie dyskutowałem, przynajmniej w kwestii finansów.
Nie mówię, że oczekuję od kogokolwiek mówienia mi per “geniuszu najwspanialszy”. Ale jeśli ktoś stawia mnie w kwestii uzależnienia na swoim poziomie, to nie wyzdrowieje.
Bo właśnie wiedzę, informacje, narzędzia, ćwiczenia, cały kontekst będzie w jego oczach czymś, co nie jest skuteczne, żelazne, efektywne, tylko będzie cały czas wątpił, to co niekomfortowe będzie odrzucał, nie korzystał, etc. Cały czas będzie dyskutował, bo to mu się nie podoba, to mu się wydaje nie tak, to by zrobił inaczej. Masę miałem takich klientów i żaden nie dokonał żadnej znaczącej poprawy.
Ze 100 osób już na tym blogu opisywało swoje problemy, które mieli od nawet 30 i więcej lat, często od lat dziecięcych i gdy usłyszeli coś, co zabolało – już nigdy się nie odezwali.
Gdy dowiedzieli się, że problem leży po ich stronie, nie w świecie – nagle cisza. Koniec wątku. Z różnych powodów – a bo strach, a bo wina, a bo wstyd, a bo duma. Nie ważne. Duma i wstyd to często dwie strony tej samej monety, która nazywa się – upadek.
Więc powiedz proszę – nad czym chcesz dyskutować ze mną?
Zauważ, że już w pierwszym akapicie artykułu powiedziałem, że kobiecość i męskość to jakości ekspresji DOPEŁNIAJĄCE się, a Ty w ogóle tego nawet nie zauważyłeś i cały swój obszerny komentarz ukazujesz, że kobiety są przeciwne Tobie.
Albo to zdanie – “NIC co widzisz przez pryzmat emocji nie jest prawdą.” Odniosłeś to do swojej sytuacji? Ja widzę tylko udowadnianie swojej racji. Nie zapytałeś się mnie nawet jak ja widzę Twój problem i czy coś mogę poradzić.
Po co w ogóle jesteś na tym serwisie jeśli nie korzystasz z wiedzy?
Ten Blog to nie jest ściana, na której sobie możesz malować jakieś swoje graffiti. To skarbnica mądrości, z której wielu już kolosalnie odmieniło swoje życie. Ale wymaga to pokory i intencji, by sobie pomóc.
Ale najwyraźniej mądrość, którą ludzie dostają za darmo, niewiele znaczy w ich oczach.
I właśnie pozwalają sobie na dyskutowanie, choć nie mają owoców w swoim życiu, na bazie których dyskusja z ich strony byłaby wskazana.
Gdyby to lekarze słuchali się chorych, to na świecie nie przybywałoby ludzi zdrowych, tylko chorych.
Poza tym – chcesz dołączyć się do rzekomej dyskusji, w której ostatnia odpowiedź miała miejsce 3 miesiące temu? ;)
Tak całkiem szczerze to ja muszę się przyznać, że od jakiegoś czasu jestem mizoginem i jest mi z tym dobrze, jeśli chodzi o dziewczyny to przestałem się całkowicie z nimi zadawać i dopiero wtedy poprawił się mój stan psychiczny. Unikam ich jak ognia, albo ostentacyjnie ignoruję,
To źle.
Bo to ten sam typ postępowania co uzależniony – wybiera działanie zastępcze starając się ominąć problem.
Tylko że problemu nie ma poza Tobą. Problem nie jest zewnętrzny, więc nie można go uniknąć.
Przecież każdy, kto jest uzależniony – ogląda porno czy pije wódkę – też się cieszy, że wybrał porno/wódę zamiast np. iść do szefa i powiedzieć, że należy się mu podwyżka.
Każdy uzależniony rozkoszuje się unikaniem dyskomfortu.
Np. widzi ładną dziewczyną, boi się i wstydzi, potem ogląda porno, by to stłumić, potem się obwinia, że nie podszedł i też ogląda porno, by stłumić winę. A potem już w ogóle nie wychodzi.
To fundamentalny błąd – omijanie problemów, które mamy, nie rozwiązujemy ich i tylko skupiamy się na tej “uldze”, bo uważamy, że problem leżał poza nami. “Ulga” wcale nie jest żadnym indykatorem postępu i dobrego wyboru. Często wręcz przeciwnie.
To uniemożliwia nam jakąkolwiek realną zmianę.
A że się zmieniło to co czujesz – nie dziwne. Tylko że to co czujemy nie ma w ogóle żadnego przełożenia na zdrowie. Ani to co czujesz nie bierze się ze świata – np. to całe “upokorzenie”. Tego nie ma poza Tobą, ani nie bierze się skąd indziej, niż Twoja własna percepcja siebie.
Więc tak naprawdę unikasz możliwości dokonania korekt.
moi znajomi, z którymi spędzam czas po uczelni to tylko faceci i przyznam szczerze, że to mi wystarcza.
Bzdura.
Nic Ci nie wystarcza, bo w ogóle nie mówisz w konkretnym kontekście.
Do czego Ci wystarcza? Do seksu? Pocałunków? Ciepła? Wspólnej drogi przez życie? Intymności?
Nie. Do niczego Ci nie wystarcza, tylko unikasz tego, co z Ciebie z łatwością wyciąga kobieta, a faceci nie.
A jak sam mówisz – problem nie dotyczy tylko tego jak postępują wobec Ciebie kobiety – mówisz, że ten kolega bił po gębach, więc zakładam, że nie dziewczyny.
Ale już mężczyzn nie unikasz. Więc ewidentnie nie jest to rozwiązanie, bo go nie stosowałeś i nie stosujesz do takich samych problemów.
Jak któraś do mnie napisze to albo ignoruję albo od razu blokuję, bo pewnie albo czegoś ode mnie chce,
I to jest dobra droga według Ciebie?
Dobra do czego?
Pół ludzkości będziesz ignorował, uważając, że w niej jest problem choć tak ostentacyjnie ignorujesz siebie – że to Ty od razu wychodzisz z negatywnego założenia.
Wszystko jest w Tobie – cały problem.
A Ty nie jesteś na razie na tyle świadomy i uczciwy, by powiedzieć, że źle się tylko czujesz z tym, co robią i mówią inni. Że już nawet od razu się odcinasz, byle tylko się na to nie narazić.
żebym zrobił jakąś przysługę za darmochę, albo chce sobie ze mnie jaja zrobić.
A, i uważasz, że to jedyny los jaki Cię czeka z kobietami?
No to nie dziwne, że uciekasz.
A nie lepiej się rozwinąć i rozszerzyć spektrum doświadczeń?
Przyzwyczaiłem się,
Kolejna bzdura.
Nie ma czegoś takiego jak “przyzwyczajenie się”.
Przestałeś się opierać i osądzać tego, że nie zadajesz się z kobietami.
A równie dobrze mogłeś się przestać opierać i osądzać kobiety, relacje z nimi oraz siebie. I jednocześnie rozwijać się – stawać się coraz mądrzejszym i szybko przesiewać kobiety, które mają negatywną intencję, od tych z pozytywną.
A to wymaga posiadania własnej pozytywnej intencji względem kobiet.
że żadna nie traktuje mnie poważnie
Jeśli nawet każdy by tak Cię traktowała, to tylko odbicie tego, że Ty sam siebie nie traktujesz poważnie. I kobiet też nie.
A oczywiście mówisz tylko o jednostkach. Przypominam też, że sam te kobiety wybrałeś, sam uznałeś, że to z nimi spróbujesz.
Nikt Cię siłą nie zmusił, by zadawać się z tymi dziewczynami, ani do tego jaki wobec nich jesteś, ani co robisz, mówisz i z jaką intencją.
i tak było zawsze, już w czasach szkolnych,
Więc ostatecznie wybrałeś, by nie rozwiązać problemu w Twoim życiu, który jest obecny praktycznie całe życie i którego rozwiązanie rozwinęłoby Cię kolosalnie i w sposób niezastąpiony.
Nie mówisz totalnie nic o sobie – z wyjątkiem tego, że od razu uważasz, że kobiety coś chcą od Ciebie i Cię wykorzystają. Mówisz tylko o tym, czego się boisz poczuć. A to co czujesz to nie Ty.
To co mówisz, to zawsze informacja, że ukrywamy to, że to my chcemy czegoś od kobiet. A dla kobiet to jest oczywiste, że jak facet się z nimi zadaje to czegoś chce. A że to ukrywa, nie jest szczery, integralny, no to grają w jego grę i to wykorzystują.
Bo wiedzą, że facet będzie sam sobie rzucał kłody pod nogi – nie powie uczciwie, odważnie, że się mu dziewczyna podoba, że się chce umówić, tylko kombinuje, okrąża ją jak elektron jądro atomu. No to sobie kobietka skorzysta z takiej okazji. To spodziewane i normalne.
A jak nie chce, to mówi Ci, że np. ma chłopaka, a Ty nawet tak sobie to przedstawiasz, że jesteś ofiarą.
Oczywiście nie wszystkie takie są. A to, że być może wszystkie, z którymi się Ty zadawałeś pokazuje tylko, że Ty wybierasz takie kobiety. Nie oznacza to, że są tylko takie kobiety.
Ja takich problemów nie mam. I wielu, z którymi rozmawiałem też nie.
Niejeden miał i przestał, bo zmienił siebie.
Przede wszystkim przez wybór odpowiedzialności za swój problem.
na przełomie gimnazjum i liceum jak spodobała mi się któraś i jakimś cudem udało mi się przełamać i rozpocząć interakcję,
Co udało Ci się przełamać? Deskę?
Nic Ci się nie udało przełamać. To kolosalnie niepoprawne i nieszczere wyznanie.
Tylko odpuściłeś opór, coś zrobiłeś ale nie mówisz kompletnie z jaką intencją. A to jest sam fundament tego, jakie będą rezultaty tego działania.
Nie będę Ci teraz tego dokładnie analizował.
to i tak była z tego kicha i zostałem upokarzany.
Kolejna bzdura.
Nie zostałeś upokorzony, tylko znalazłeś potwierdzenie tego, co sam uważasz na swój temat i został wyciągnięty z Ciebie wstyd oraz wina w formie osądzania siebie.
Ty sam siebie upokarzasz.
I to jeden z fundamentów tego, że wybrałeś, by kobiety unikać, zamiast się oczyścić z niekomfortowych emocji, wybaczyć sobie, zacząć się doceniać, szanować, etc.
Sam mówisz, że miałeś kumpla, który bił innych. Czyli pozornie “rozwiązywał” za Ciebie Twoje problemy, za Ciebie coś robił w sposób negatywny – atakował konsekwencje tego jaki jesteś i jak żyjesz. I dla Ciebie to było super wygodne.
Ale to efekt zupełnego braku szacunku dla siebie.
Tak postępowałeś wobec siebie już od lat szkolnych. Więc taki obraz siebie masz od zawsze i gdy otrzymujesz POMOC od innych ludzi – szczególnie od kobiet – to uważasz się za ofiarę, kobiety za swoich oprawców i ostatecznie decydujesz się uciekać, a nie zmierzyć z tym uczciwie i odważnie.
Dlatego tak ważne jest, by wybrać pokorę, powiedzieć – “nie wiem” i zaufać komuś, kto pomoże przedstawić dane doświadczenie w kontekście sprzyjającym zdrowiu. Bo nie dzieje się nic złego. Tylko bardzo chętnie grasz ofiarę, bo zawsze grałeś.
Tym wszystkim zajmujemy się w WoP.
Ważne, by zrozumieć, że nie możesz BYĆ mizygonem. Nie ma czegoś takiego. Tylko wypierasz i zapewne wywalasz z siebie energię seksualną w formie masturbacji.
Jak mówi pierwsze zdanie na temat mizogini – to CHOROBLIWA niechęć do kobiet. Chorobliwa, bo problem jednostek przerzucasz na wszystkie kobiety. A nawet te kobiety są takie wobec Ciebie, bo odbijają Ci Twój własny obraz samego siebie.
Jednak tylko 1/3 tego zdania jest prawdą. Chorobliwa. Ale to nie niechęć do kobiet, tylko do tego, co czujesz. A to co czujesz, czujesz, bo już masz w sobie stłumione oraz to co czujemy to konsekwencja naszej percepcji.
Unikanie kobiet, to tylko kompletne odwrócenie kota ogonem i granie ofiary.
Jedna wymyśliła sobie chłopaka na poczekaniu, a dobrze wiedziałem, że go nie ma.
No bo to skuteczna metoda, by facetowi powiedzieć “nie” bez zranienia go. To też wynika często ze strachu przed reakcją faceta – powiedzenie “mam chłopaka” nie naraża jej na właśnie poczucie bycia zranionym u gościa, któremu odmawia, nie zacznie się na nią gniewać, że go ocenia, że jest to personalny atak na niego. Tak kobiety zazwyczaj odpowiadają tym, kto w ich oczach nie poradzi sobie z prawdą.
A Ty grasz ofiarę, choć możliwe, że ta dziewczyna nie chciał Ci zrobić przykrości. Dlatego skłamała. Nie wiesz jaką miała intencję. Ale też w ogóle nie mówisz o swoich.
No powiedz, czy nie zasługiwałem na szczerość?
Szczerość to nie jest coś, na co się zasługuje lub nie.
Grasz ofiarę nawet braku szczerości? Bez jaj.
A ja nie zasługuję na szczerość, byś powiedział szczerze i uczciwie co konkretnie robiłeś, mówiłeś oraz Z JAKIMI INTENCJAMI?
Wszystko tak przedstawiasz, by pokazać jaką to wielką ofiarą kobiet jesteś. A ja widzę wszystko dobrze i rozumiem wszystko dobrze i nie jesteś żadną ofiarą.
Dużo bardziej wolałbym usłyszeć, że po prostu nie jest zainteresowana niż takie bajeczki.
A powiedziałeś jej to?
Pytanie czy tak chętnie przeczytasz i przyjmiesz to co ja Ci piszę – dużo szerszy kontekst?
Potem nagadała coś swoim psiapsiółkom i pół roku później założyły się, że jedna z nich mnie poderwie, przy okazji zdobywając moje zaufanie i wyciągając ze mnie jakieś brudy i upokarzające sekrety, żeby mieć na mnie jakieś haki.
Czyli pomimo, że nie podobało Ci się ich zachowanie, nadal się z nimi zadawałeś? A potem się dziwisz, że nie były wobec Ciebie serdeczne, uczciwe?
Pół roku, a Ty nadal do nich lgnąłeś?
Oczywiście nie byłem głupi i nie dałem się nabrać,
*Kaszlę*
bo domyśliłem się, że tak atrakcyjna laska się mną by bez powodu nie zainteresowała.
Lol, domyśliłeś się…
Nic się nie domyśliłeś, tylko w kółko męczysz wora jaki to jesteś nieatrakcyjny i że normalne, fajne dziewczyny nic z Tobą nie chcą mieć do czynienia.
I wiesz co? Dokładnie tak jest. Bo tylko takie wybierasz, które nie chcą mieć z Tobą nic zdrowego do czynienia. :)
Gdybym uwierzył, że jestem na tyle wartościowy to bym niepotrzebnie cierpiał,
A, więc jeszcze uważasz, że cierpisz potrzebnie.
A pewnie!
Bo grasz ofiarę cierpienia, uważasz, że winę ponoszą kobiety. Doisz sobie nektar roli ofiary i zwalasz odpowiedzialność na innych.
No i sam mówisz – wierzysz, że nie jesteś wartościowy. I to Ci odbijają inni ludzie. Nie tylko kobiety ale jak sam mówisz – inni kolesie też Cię zaczepiali.
A to tylko wiara. Pytanie dlaczego tak chętnie wierzysz, że nie jesteś nic wart? Kiedy to zmienisz? Czego potrzebujesz, żeby to zmienić?
Potrzebujesz, żeby Cię te wszystkie dziewczyny przeprosiły, powiedziały jakie głupie i ślepe były, że Ty masz o taaaaaaaaaaaaaaaaką wartość i już Ci złego słowa nie powiedzą? :)
niskie poczucie wartości chroni mnie przed takimi sytuacjami.
To “niskie poczucie własnej wartości” jest fundamentalną przyczyną tych sytuacji – jest kluczowym warunkiem, który te sytuacje wprowadza do Twojego życia.
Ale widzimy – znowu to co negatywne, co nie służy życiu jest nie tylko przedstawiane jako pozytywne, że chroni, pomaga, zabezpiecza ale też zupełnie niepoprawnie jest rozumiane.
Nie ma czegoś takiego jak “niskie poczucie wartości”. Nie ma też wysokiego.
Jest tylko to, co czujesz.
A to jaką wartość w sobie widzisz to efekt tego, że sam ją sobie nadałeś.
I zamiast to skorygować, trzymasz się tego i jeszcze mówisz, że Cię to chroni…
No powiem Ci, że Cię zajebiście chroniło. No same genialne opisy takich ochronnych sytuacji.
Pół roku kleisz się do lasek, które nic z Tobą nie chcą mieć wspólnego, a potem biadolisz, że Cię owijały wokół palca, a potem mówisz, że brak szacunku do siebie i niskie emocje Cię chronią…
Do dziś jestem ciekawy o co się założyły,
O proszę – jakich to rzeczy jesteś ciekawy…
ile warte było w ich oczach moje zainteresowanie, czas, może jakieś uczucie.
Zupełnie nic.
Kilka miesięcy później znowu się zakochałem
A widzisz.
No to już wiemy dlaczego się do nich kleiłeś pomimo takiego traktowania.
Tylko, że to nie jest miłość. To oczarowanie.
Dalej powtarzasz te same błędy. Pamiętaj, że odwieczną konsekwencją oczarowania jest rozczarowanie. I to też starały się zrobić dziewczyny. Nie byłeś upokarzany, tylko odczarowywany.
Jednak się opierałeś i nie dokonywałeś korekt ani percepcji, ani intencji. Więc i dostawałeś coraz bardziej dotkliwe lekcje.
Nadal pozostawałeś oczarowany i to w wielu kwestiach, nie przyjmowałeś innego punktu widzenia, a jeśli już, to cały czas negatywny. Brnąłeś w to i dlatego Twoje doświadczenia są jakie są.
Ja wiem, że problemu nie ma zupełnie w innych osobach, bo sam miałem niegdyś takie doświadczenia i dopiero po latach w końcu dotarło do mnie, że tylko zmagałem się z odbiciem siebie.
i też tamta dziewczyna nie szanowała mnie, nie traktowała poważnie,
Czyli to samo w kółko.
A to wynika z tego, co mówisz, że Cię chroni.
pewnego dnia ogarnąłem, że sobie robi ze mnie jaja gdy widziałem jej koleżaneczki, kiedy przechodziłem przez korytarz i one widząc mnie zaczęły gapić się i chichotać, cudownie się bawiły moim kosztem.
Jesteś jedynym, kto bawi się Twoim kosztem.
Ona tak samo, uśmiech diablicy pełen satysfakcji, ten widok wrył mi się w łeb do dnia dzisiejszego.
Ojej.
Widzimy jeden z głównych problemów facetów – ogromna duma, pycha, wielkie przywiązanie ale do tego, co negatywne. Wielka pewność tego, co negatywne. I niechęć, by dokonać korekt, tylko na okrągło powtarzanie tego samego i obwinianie innych za własne niepowodzenia, błędy.
Nie ma odpowiedzialności.
Wszystko byłoby zrozumiałe, gdybym zachowywał się jakoś nienormalnie, śmiesznie, niepoważnie. Nie robiłem nic, co mogłoby być kompromitujące w ich oczach,
Wg mnie takie reakcje mogą wynikać z oczywistej niespójności, udawania, ukrywania prawdziwej intencji.
ale wyglądam jak wyglądam. Bardzo niski wzrost i masa innych niedociągnięć robi swoje. Próbowałem wielu rzeczy, miałem kiedyś bardzo przystojnego przyjaciela, który już w gimnazjum dorabiał sobie jako jakiś model, czy coś takiego, wygrał jakiś konkurs. Poznaliśmy się w szkole, ja pomagałem mu w nauce, bo nie był dość lotny, a on w zamian wkręcał mnie towarzysko w różnie rzeczy. Jak ktoś się mnie czepiał o coś to dostawał od niego w mordę,
No widzisz, więc żyłeś tak, że ludzie znajdowali pretekst, by się do Ciebie doczepiać.
Wtedy miałeś swojego rycerza w lśniącej zbroi, by Cię błyskiem tej zbroi oślepiał, a Ty nigdy nie widział prawdziwych przyczyn takiego stanu rzeczy.
Wiesz co przyciąga atak i zaczepki? Słabość.
A pierwszy krok do wyzdrowienia ze słabości to radykalna szczerość i uczciwość. To tzw. odwaga. Odwaga to wybór.
jak ktoś robił jakąś posiadówkę to automatycznie byłem zapraszany ze względu na niego. To nie była relacja benefitowa, oboje bardzo się naprawdę lubiliśmy, chłop miał złote serce i dużo mu zawdzięczam,
Tobie się tak wydaje, że miał złote serce.
A zapewne podobało Ci się, bo nie mówił Ci prawdy. Nie lepiej było zająć się przyczyną tego, że ludzie się Ciebie czepiają, tylko Cię z każdej opresji ratować?
Takie zachowanie pozostawia człowieka nieporadnym. I dlatego, gdy ta relacja się zakończyła, to dalej problem był obecny, a Ty już nie mając rycerza walczącego za Ciebie, pozostał Ci jedyny wybór z walka/ucieczka – ucieczka.
do dziś zbijamy pionę, jak się gdzieś widzimy. Nasza znajomość przetrwała do czasów licealnych, gdzie poduczał mnie “podrywać”, ale dałem sobie szybko spokój, bo nie przynosiło to efektów.
Bo nie mówisz o fundamentach.
Na jego widok dziewczyny same się uśmiechają, same piszą, same zagadują, czują przyjemność z rozmowy z nim, a ja zawsze musiałem zabiegać o tą atencję, łatwo jest mu uczyć podrywu, jak on nie musi nic umieć, by mieć na zawołanie kilka atrakcyjnych dziewczyn, wystarczy że pstryknie palcami jak Hugh Hefner.
I co z tego?
Dziewczyny to nie jest waluta, którą sobie możesz wydawać na rynku męskiej wartości.
To żywe osoby.
Zacząłem oglądać filmy, czytać książki o tym całym PUA, ale jakoś też nie miałem rezultatów.
Problem nie leży w braku informacji – co ROBIĆ, ani JAK.
Problem leży wewnątrz, wliczając intencje.
Nigdy nie miałem sytuacji w której dziewczyna sama inicjuje ze mną kontakt, mając czyste intencje,
A czy Ty choć raz byłeś świadom swoich intencji?
zawsze albo chciała czegoś ode mnie albo mnie upokorzyć, ja się ich po prostu bardzo boję.
Nie boisz się ani kobiet, ani upokorzenia, bo to niemożliwe.
Boisz się CZUĆ. To wszystko.
A jednym z elementów tego jest lęk przed potwierdzeniem tego, co sam uważasz na swój temat.
Ja wiem Piotr, co powiesz o mojej filozofii i zwalaniem wszystko na słabe geny,
Ach, wiesz co ja powiem…
Skoro wszystko wiesz, to dlaczego piszesz komentarz?
Rozumiem, że tylko chcesz pobiadolić nad sobą i tyle?
że to tylko robienie z siebie ofiary,
Więc widzisz, że się myliłeś co do tego, co powiem jak i mylisz się do 100% swoich przekonań o sobie i kobietach.
A nawet jeśli wiesz, że “tylko robisz z siebie ofiarę”, to dlaczego nadal to robisz?
Aaa… bo są badania naukowe. :)
ale są nawet badania naukowe, które jednoznacznie mówią, że ponad 70 procent kobiet odczuwa obrzydzenie nawet przy samej rozmowie z nieatrakcyjnym mężczyzną ( w moim przypadku w rozmowie “z krasnalem ogrodowym”).
Badania? Naukowe? Naprawdę?
A czy te “badania naukowe” określają precyzyjnie czym zakładają, że atrakcyjność dla kobiet jest i dla jakich kobiet? Na jakim poziomie świadomości są te kobiety?
Naprawdę udowodnili, że kobiety odczuwają obrzydzenie? Ponad 70% kobiet?
No to niezłe te badania. Powinno być o tym w telewizji ale nic nie widziałem.
Żadna kobieta nie powie wprost, że jestem brzydki i niski, tylko będzie się zasłaniać bajeczką o wnętrzu i że rzekomo to ono jest najważniejsze,
Czyli już nie tylko wiesz co ja powiem ale też wiesz co mówią i dlaczego wszystkie kobiety.
Brawo, brawo.
a potem sama będzie się ze mnie śmiać, że w to uwierzyłem.
Na razie to wierzysz w dość pokaźny stos bzdur.
Żadna kobieta nie daje też kosza w niemiły sposób, bo zdaje sobie sprawę, że typ się jej może jeszcze do czegoś przydać,
Ciąg dalszy własnej racji.
No ale przynajmniej mówisz jak widzisz kobiety. To ewentualnie może je obrzydzać, a nie to, że jesteś niski.
Widzisz kobiety w obrzydliwy sposób, więc dokładnie to Ci odbijają na swój temat.
Siebie zresztą też widzisz w obrzydliwy sposób.
I znalazłeś sobie “badania naukowe”, które potwierdziły Ci Twój punkt widzenia.
Tak jak kilka zdań z komentarza kogoś innego uzależnionego, też grającego ofiarę, które uznałeś za ciekawe.
Garstka kobiet może tak podchodzić do sprawy. I to jest ta Twoja “reguła”. I sam każdą kobietę postępującą inaczej uznajesz za “wyjątek”.
Ale już sam fakt, że doszukujesz się jakichś reguł, pokazuje, że wcale nie zależy Ci na spokoju, radości, sukcesie – prawdzie. Tylko bronisz swojej racji.
nie ma to żadnego związku z jej wrażliwością, dobrym sercem i szacunkiem do osoby tego gościa, jak wielu ludzi myśli.
Skąd Ty i inni bierzecie te pseudo-badania pseudo-naukowe?
Z kółek różańcowych?
A czy ci badacze mieli jakiekolwiek rezultaty z kobietami? Czy to tylko przelane ich żale okraszone ich tytułem naukowym?
Zamiast “badań naukowych” odnośnie kobiet, pogadałbym z facetem, który ma masę kochanek, przyjaciółek, z którymi rozmawia szczerze i otwarcie, który kobiety szanuje i jest przez nie szanowany i niech on Ci powie co to jest atrakcyjność i gdzie leżą błędy.
Przytaczałeś kiedyś postać Nicka Vujicicia, tego przykładu nie podważam, ale wydaje mi się, że jest to po prostu anomalia, ten facet to bardzo dobry człowiek i po prostu miał szczęście spotykając taką kobietą, która zaakceptowała jego niepełnosprawność,
“Po prostu miał szczęście”.
Piękne, po prostu piękne.
Najpierw się opierasz o jakieś badania, a teraz jak nie ma badań, to sobie przytaczasz “szczęście”.
Jeden ma szczęście, inny nie. Jeden ma geny, inny nie.
Cały czas granie ofiary. Widzisz to, co chcesz zobaczyć. A czego nie widzisz, dopowiadasz sobie.
Ale już informacji ode mnie o odpowiedzialności nie przytaczasz.
nie jest to coś powszechnego, tylko szansa jedna na milion.
To że gość jest bardzo dobrym człowiekiem to szansa jedna na milion?
Widzisz? Więc uważasz, że to jaki ktoś jest to nie jest wybór tej osoby, tylko jakaś szansa…
Z taką percepcją rzeczywistości niemożliwym jest mieć fajne życie, bo to nie ten kierunek.
Wygląd, wygląd, wygląd, czynnik decydujący, noo albo głupota.
Toś Ty chyba z nikim nie rozmawiał poza tymi kilkoma wymienionymi osobami.
W liceum to świetnie było widać, jak dziewczyny wzdychają do “słodkich patusów”
Widziałeś to co chciałeś widzieć.
i imponuje im najbardziej to ile kto wypił.
Nie.
Ew. imponować może przyczyna tego, że ktoś jest w stanie dużo wypić i nie stracić przytomności.
Czy pytałeś się tych dziewczyn co im imponuje?
Ja raczej na nikim nie zrobiłem wrażenia, że moją pasją było malarstwo, rysunek, czytanie książek, wszystko co miało związek ze sztuką i kulturą.
A dlaczego akurat to? To był Twój świadomy wybór?
Jedna powiedziała mi wprost, że to nie są zainteresowania dla faceta, tylko dla “pizdy”. :D Miłe, co nie?
Jedna Ci to powiedziała. Jedna.
A Ty co? Oczywiście od razu przerzuciłeś to na wszystkie kobiety. Dlaczego? Bo sam siebie tak widziałeś.
A te “zainteresowania” to nie były zainteresowania, tylko strategie ucieczkowe.
Czy są wartościowe kobiety?
Każdy jest wartościowy.
Ludzka wartość jest niezmienna.
Pewnie tak, nie podważam tego faktu, ale w dzisiejszym świecie to jak szukać igły w stogu siana.
Wielokrotnie mówiłem, by przestać zajmować się światem i zacząć zajmować się sobą.
Nie musisz szukać igły w żadnym stosie. Bo ta “igła” i “stos” stoją przed Tobą, gdy Ty stoisz przed lustrem.
Już samo to, że dziewczyna jest zdrowa psychicznie to dużo w XXI wieku.
Niemal każdy jest zdrowy psychicznie. Ty nieliczne jednostki są naprawdę chore psychicznie.
Miałem kolegę, który był zakochany w dziewczynie, która nie powiedziała mu o swojej chorobie psychicznej i lekach od psychiatry. Czasem leżeli sobie obok siebie, ona się do niego przytulała, a jak zasnął chciała go udusić i wbiła mu prawie paznokieć w szyję bez powodu,
Doskonała historia na zakończenie opowiadania swojego problemu.
więc wiesz…
Widzę zupełnie inne rzeczy, niż Ty.
Szacunek kobiety poza wyglądem można zdobyć wysokim statusem społecznym,
To nie szacunek.
A jeśli kobieta szanuje, to nie wysoki status, tylko to wszystko, przez co facet ma taki status – np. uczciwość, dyscyplina, odwaga, zaradność, siła wewnętrzna.
ale to nie będzie żadna miłość, forsą nie da się pobudzić mózgu kobiety do produkowania dopaminy i serotoniny.
Miłość to nie dopamina, ani serotonina.
Miłość to to jacy jesteśmy dla siebie, innych i generalnie świata.
To coś zupełnie poza emocjonalnością i układem hormonalnym.
A to co się ew. dzieje z hormonami to jakiś poziom reprezentacji tego jacy jesteśmy.
Poza tym z moją fizycznością musiałbym być na liście najbogatszych Polaków.
Bzdura totalna.
Postrzegasz “atrakcyjność” jako jakiś prościutki parametr, który można zastąpić jakimś innym, zupełnie błędnie postrzeganym.
No i okej, można mówić, że dla wielu kobiet wygląd nie jest najważniejszy, może i tak jest, ale nie chcę się nawet domyślać, jak one muszą wyglądać w takim razie.
Z tego poziomu im mniej domyślania, tym lepiej.
Może jestem wredny i wrzucam wszystkich do jednego worka, ale wyjątki potwierdzają tylko regułę.
…
Zapomniałem o tym żłobkowym twierdzeniu – “wyjątek potwierdza regułę”. To jest taki idiotyzm, że gdyby go zmienić w paliwo rakietowe, to by rakietę doprowadził do Alfy Centauri.
Wiesz dlaczego jest to idiotyzm? Bo nie ma żadnych reguł, ani tym bardziej wyjątków od nich, które by cokolwiek potwierdzały.
Pomijasz 99% informacji, wliczając te fundamentalne i najważniejsze – swoją intencję, poziom świadomości, nastawienie, swój obraz siebie, kobiet, wzajemnych relacji, nadane znaczenie, wartość, sens.
Nawet twierdząc, że robienie w kółko tego samego da te same rezultaty, to nie jest żadna reguła. Tylko najczęściej potwierdzalne doświadczenie. Bo sam fakt intencji jaka stoi za robieniem tego samego na okrągło pokazuje dlaczego nasze rezultaty, ani doświadczenia się nie zmieniają.
W każdym razie nie jest to miłe jak jesteś gotowy dać komuś całe serce, uczucie, troskę, miłość,
Sercem, uczucie, troska, miłość – to nie jest coś, co można dać.
To jest to, kim jesteśmy.
A nie możesz być dla kogoś tym, czym nie jesteś dla siebie.
A dla siebie taki nie jesteś.
Myliłeś to, co negatywne z tym co pozytywne. Próbowałeś dać coś, nazywając to tym, czym to nie było.
a ktoś to wszystko depcze i jeszcze się przy tym sarkastycznie uśmiecha, a potem widzisz ją z typem przypominającym neandertalczyka, który zachowuje się po wódce jak małpa,
Po wódce wiele osób zachowuje się w sposób prymitywny, bo wódka to trucizna.
nie szanuję ją, poniża, flirtuje z innymi,
Widzisz jak postępujesz sam ze sobą.
ale ona i tak woli być z toksykiem niż krasnalem ogrodowym.
Tutaj przykład jak widzisz wszystko w prosty sposób – dualistyczny.
Ona woli być z kimś, niż z Tobą. A jesteś pewny, że ten wybór ma cokolwiek wspólnego z Tobą? Że ona będąc z tym gościem zapytała się najpierw kogo z Was dwóch woli?
Naprawdę, by cieszyć się białą czekoladą nie trzeba nienawidzić czarnej.
Najgorsze są tylko te przekonywania kolegów,
No to już któraś z kolei “najgorsza” rzecz.
bo ciężko im sobie wyobrazić, że chce być bez kobiecy do końca życia.
Tak, bo oni wobec kobiet i siebie są zupełnie inni, nie tacy toksyczni.
I radzą Ci dobrze.
A Ty chcesz unikać nie kobiet, tylko konsekwencji tego jak żyjesz oraz tego jak sam siebie widzisz.
Jeden nawet chciał mi założyć konto na Tinderze, niezły żart. :D
Bez zmiany siebie – radykalnej – nic z tego nie będzie.
A na razie o sobie mówisz tylko “krasnal ogrodowy”.
Dziwisz się, że masz taki odbiór przez kobiety.
Ciekawe czy podziękujesz za szczerość, którą ode mnie otrzymałeś. :)
Generalnie rozumiem, że dostałeś ogromną odpowiedź i praktycznie wszystko przedstawiłem Ci inaczej, niż Ty to widzisz i zakładałeś.
Takie tematy w WoP rozbijam najczęściej na kilka tygodni rozmów, analizy, korzystania z narzędzi.
A nie jedna wielka bomba.
No ale wybrałeś napisanie wielkiego komentarza i narzekałeś, że Ci ludzie nie mówią prawdy.
I nie wiem czy to nie błąd wysyłać tą odpowiedź. Bo nie masz intencji zdrowia, zmiany, prawdy, nie masz narzędzi do poradzenia sobie z emocjonalnością i myślami, nie masz wiedzy, by poprawnie spojrzeć na to, czego ew. doświadczysz w trakcie, po.
Jeszcze dopiszę:
Jak “uwolnić” pragnienie? Jak pisałem poniżej, mam PRAGNIENIE by wszyscy mnie lubili, by mnie nie odtrącali. Przez co jestem “potrzebujący” i nie dbam często o swoje, łatwo mnie zranić :(
Jak „uwolnić” pragnienie?
Dlaczego “uwolnić” piszesz w cudzysłowie?
Już wiem z poprzedniego komentarza, że nie rozumiesz uwalniania. Zresztą nie ma co rozumieć. Wystarczy wykonać kroki.
A że nie rozumiesz to silny sygnał, że nie uwalniasz. Wystarczy uwolnić raz i już wszystko staje się jasne.
Co więcej – sądzisz, że Twoje emocje są inne, specjalne i dla nich trzeba jakichś specjalnych sposobów, sztuczek.
Otóż nie.
Pragnienie uwalnia się jak wszystko inne.
Ty natomiast nie chcesz uwolnić pragnienia, dlatego zaczynasz kombinować.
Jakiej metody uwalniania używasz lub zamierzasz użyć?
Jak pisałem poniżej, mam PRAGNIENIE by wszyscy mnie lubili, by mnie nie odtrącali.
Masz, bo sam się go trzymasz.
Uważasz, że trzymanie się pragnienia pomaga w osiągnięciu tego, co pragniesz. Ale tak nie jest i przecież sam to doskonale wiesz.
Natomiast pod pragnieniem kryje się poczucie braku, co jest oczywiste. Bo czy najedzony pragnie jeść? Czy bogaty pragnie pieniędzy? Nie.
Więc pragniemy tylko to, czego braki odczuwamy. Ale pragnienie to tylko pewna forma energii, to informacja i tyle.
Żadna emocja nic nam nie da w realnym świecie, tylko KONSTRUKTYWNE DZIAŁANIE. A żeby podjąć się działania, trzeba puścić się energii, czyli przestać ją blokować.
Bo to tak jakbyś naciskał hamulec lub zaciągnął ręczny i sądził jeszcze, że ciągłe fantazjowanie o tym jak jedziesz pomoże Ci ruszyć.
Przez co jestem „potrzebujący” i nie dbam często o swoje,
To elementy niedojrzałego życia.
Mówisz, że nie dbasz o swoje. M.in. nie szanując się, nie akceptując. Nie lubisz się, sam się odtrącasz.
I chcesz, by inni zrobili to za Ciebie – szanowali, dbali, akceptowali, lubili. I jednocześnie boisz się, że Cię odtrącą.
Czyli zabiorą Ci źródło szacunku, możliwość zadbania, akceptacji, lubienia.
Nie dziwne, że są osoby, które reagują na Ciebie negatywnie. Nie jest to niczym dziwnym i powiedziałbym, że jest spodziewane.
łatwo mnie zranić :(
Naturalnie – bo wierzysz, że źródło tego, czego pragniesz jest poza Tobą.
Sam umieszczasz w swoim umyśle to źródło w innych ludziach, więc automatycznie też sądzisz, że tego w Tobie nie ma, a inni mają nad tym kontrolę – mogą Ci to zabrać, odebrać, odmawiać.
A też nie boli Ci nic w świecie, ani nic co ktoś zrobi lub powie. Ty się opierasz temu, co sądzisz, że jest poza Tobą. To boli.
I jeszcze silniej opierasz się, gdy wierzysz, że ktoś może Ci np. odebrać źródło Twojej wartości.
To nazywasz zranieniem. Ale to zranienie to rozczarowanie na własne życzenie i opór. Boli tylko opór. Nic innego.
A potem się przymilasz, próbujesz kontrolować innych, manipulować, by w jakiś sposób zdobyć to od innych.
Takie zachowania są odbierane negatywnie. Naturalnie nie osiągasz tego, czego pragniesz i jeszcze dostajesz po uszach, co napędza dalej granie ofiary i użalanie się.
To spirala prowadząca w dół.
Wyjaśniałem wiele razy, że wszystkie działania podjęte na bazie niskich emocji doprowadzą tylko i wyłącznie do napędzenia tych emocji i mentalizacji. Często w formie nie poprawy sytuacji, tylko jeszcze jej pogorszenia.
Ogólnie dlatego pytasz jak uwolnić pragnienie i jeszcze “uwolnienie” napisałeś w cudzysłowie, bo nie chcesz przestać pragnąć. Nie chcesz zrezygnować z korzyści jakie masz z pragnienia. I liczysz, że podam Ci jakiś specjalny sposób, byś mógł coś robić, żeby mieć poczucie, że coś robisz. Ale nie ma specjalnego sposobu.
Podkreślam, że każda zmiana wymaga szczerości, uczciwości, akceptacji i wzięcia pełnej odpowiedzialności.
Każda metodologia uwalniania powinna zawierać moment decyzji, by przestać się emocji trzymać i opierać. W Metodzie Sedony jest to pytanie czy to zrobisz i kiedy.
Jeśli odpowiesz szczerze na pierwsze pytanie, zauważysz, że odpowiedź brzmi “nie”. Trzeba wtedy przyjrzeć się korzyściom jakie masz z trzymania się pożądania.
Odpuszczanie i uwalnianie ok. Ale jeżeli np, ktoś ci dosrywa w pracy, próbuje w towarzystwie cię “zbijać” w grupie, widzisz że jak jest w gniewie to prowokuje cię (przelewa na ciebie swoje emocje) to jak się przed tym bronić? Mi zaraz załącza się stres i strach bo kiedyś zostałem upokorzony w klasie. Boję się powtórki tej sytuacji przez co chcę odpowiadać chamstwem na chamstwo, przytykiem na przytyk itp.
Ja rozumiem uwalnianie ale nie wolno chyba sobie “pozwalać” nie? Ja względem np. człowieka w pracy byłem ok ale jedna sytuacja zdarzyła się taka że zaczął wzbudzać we mnie wstyd i poczucie winy (“zawiodłem się na tobie, myślałem żę jesteś inny). Bardzo to odczułem bo mam tych emocji dużo w sobie i ten człowiek spowodował mój gniew na niego. Bo mi się już w głowie kręci jaki mam być, czy uwalniać, odpuszczać mu? No bo przecież jak ktoś cię nawyzywa albo dopieprza w towarzystwie to brak reakcji przeważnie “pokazuje” towarzystwu że można po tobie jeździć a ty nie reagujesz…
A jeżeli ktoś zechce cię pobić ( i mi nie chodzi o lęk przed pobiciem ale błagam – takie rzeczy się zdarzają nawet tym najlepszych ludziom ) to jak mi zęby wybije to mam to puścić płazem? Albo dać się pobić?
Już pisze że ja jestem serdeczny i pozytywny do ludzi ale niektórzy interpretują to jako jakąś słabość. I chcą to wykorzystać…
Odpuszczanie i uwalnianie ok. Ale jeżeli np, ktoś ci dosrywa w pracy, próbuje w towarzystwie cię „zbijać” w grupie, widzisz że jak jest w gniewie to prowokuje cię (przelewa na ciebie swoje emocje) to jak się przed tym bronić?
Przed czym chcesz się bronić?
Przed tym, co czujesz? No to od tego jest uwalnianie. Najwyraźniej w ogóle nie rozumiesz co to jest uwalnianie.
Jeśli ktoś jest w stanie Ciebie sprowokować, to Twój problem. I właśnie masz możliwość dojrzenia w tej kwestii – rozwoju. Odpuszczenie pokusy, by grać ofiarę, by dawać się prowokować i wybrać spokój. Trzeba do tego poddać wszystkie korzyści jakie masz z bycia sprowokowanym.
Właśnie od tego jest odpuszczanie i poddanie.
Przypominam, że możesz się zmienić tylko w realnej sytuacji – gdy masz pokusę grania ofiary, użalania się nad sobą czy bycia zranionym przez kogoś. Tylko w tych momentach możesz zrezygnować z korzyścij jakie masz z tych wyborów, wziąć za to odpowiedzialność i wybrać inny kierunek. Nie zrobisz tego fantazjowaniem, ani teoretyzowaniem, ani akademicką dyskusją.
Mi zaraz załącza się stres
A tu pokazujesz, że nie wiesz za wiele o świecie wewnętrznym. Ale nie przejmuj się, bo praktycznie nikt tego nie rozumie.
Stres to już stłumione emocje, którym się opierasz.
Więc osoba ta wyciąga z Ciebie stłumione emocje, a Ty się im opierasz. To jest stres. To co Ty robisz z tym co czujesz. Samo się to nie “załącza”.
Więc stres nie bierze się ze świata zewnętrznego i stanowi zarówno już istniejące zaniedbania jak i niezdrowe postępowanie z nimi.
i strach bo kiedyś zostałem upokorzony w klasie.
Czyli boisz się odczuć wstyd.
To cały czas kręcenie się w kółko w spektrum emocji.
Mówisz, że odpuszczanie i uwalnianie ok, a teraz mówisz, że nie masz zamiaru ani odpuszczać, ani uwalniać, tylko się opierać wstydowi i trzymać się lęku.
Boję się powtórki tej sytuacji przez co chcę odpowiadać chamstwem na chamstwo, przytykiem na przytyk itp.
No to widzisz, że masz korzyści z trzymania się emocji i jeszcze ich projekcji poza siebie.
To co nazywasz chamstwem jest dla Ciebie wielkim darem. Nie tylko z łatwością wyciągane są z Ciebie emocje, ukazywane jest to co sam z nimi robisz ale też wiele więcej – widzisz jak łatwo wcisnąć Ci przycisk, jak reagujesz, jakie masz pokusy, jak się trzymasz i opierasz emocjom, jak je przelewasz poza siebie, etc.
Jak inaczej miałbyś się realnie rozwinąć jeśli nie przez realne sytuacje?
Tym trzeba się zająć. Nie ma magicznych zaklęć.
Ja rozumiem uwalnianie
Z tego co mówisz to nie widzę ani krzty zrozumienia.
ale nie wolno chyba sobie „pozwalać” nie?
No tak ale mieszasz świat zewnętrzny z wewnętrznym.
Na razie nie mówisz ani słowa o wprowadzeniu harmonii, świadomości, akceptacji, uzdrowienia do świata zewnętrznego, ani nie mówisz o żadnym zdrowym rozwiązaniu w świecie zewnętrznym.
Najpierw oddziel jeden świat od drugiego i przeanalizuj co możesz zrobić w jednym i drugim.
Przede wszystkim nie musisz nic zrobić w świecie zewnętrznym, aby nie pozwolić nikomu Cię zranić. Ale na razie pozwalasz na to, bo masz korzyści z grania ofiary. Możesz się użalać i masz świetne wytłumaczenie dla emocji, z którymi nie chcesz się mierzyć, ani uwolnić. Głównie dotyczy to wstydu.
Ja względem np. człowieka w pracy byłem ok ale jedna sytuacja zdarzyła się taka
Jaka to była sytuacja?
Czy przypadkiem nie dałeś tej osobie pretekstu?
że zaczął wzbudzać we mnie wstyd i poczucie winy („zawiodłem się na tobie, myślałem żę jesteś inny). Bardzo to odczułem bo mam tych emocji dużo w sobie
Więc on ich w Tobie nie wzbudził, tylko je ujawnił.
A Ty co z tym zrobiłeś?
i ten człowiek spowodował mój gniew na niego.
“Ten człowiek spowodował mój gniew na niego”. I Ty mówisz, że rozumiesz uwalnianie?
To najzwyklejsza projekcja gniewu i dumy. A trzymasz się ich, bo gdy jesteś pogniewany, to się ani nie boisz, ani nie wstydzisz. I możesz też projektować winę.
Więc nie tylko chętnie trzymasz się strachu, by uniknąć wstydu ale też trzymasz się gniewu i dumy.
A gniewem najczęściej uciekamy od żalu i poczucia bezsilności.
On nie spowodował gniewu. Nikt nie może w Tobie nic wywołać.
To oddawanie odpowiedzialności i granie ofiary.
Gniewu też masz w sobie masę stłumionego.
Bo mi się już w głowie kręci
Tak, bo nie uwalniasz, nie ignorujesz mentalnego jazgotu, tylko non stop się w niego wpatrujesz i próbujesz sobie wymyślić innego siebie, niż realnie zmierzyć się z emocjami.
Wiemy, że wstydowi opierasz się najbardziej. Więc zacznij od uwalniania tego, co czujesz oraz oporu przed wstydem.
jaki mam być,
Już jesteś taki jaki masz i możesz być.
I z tego masz korzyści, tu jesteś przywiązany do pewnych postaw i pozycjonalności jak granie ofiary, zwalanie odpowiedzialności, etc. oraz opierasz się zmianie – np. odpuszczeniu, odwadze, spokojowi.
Kręci Ci się w głowie, bo nie prowadzisz analizy na papierze, nie planujesz, nie realizujesz, nie rozliczasz się z postępów, tylko hipnotyzujesz się mentalizacją.
czy uwalniać, odpuszczać mu?
Odpuszczać mu?
No to kolejny dowód, że nie rozumiesz co to jest uwalnianie i odpuszczanie.
A poza tym nie tędy droga.
Pytasz czy uwalniać… to tak jakby brudny pytał się czy się umyć.
No bo przecież jak ktoś cię nawyzywa albo dopieprza w towarzystwie to brak reakcji przeważnie „pokazuje” towarzystwu że można po tobie jeździć a ty nie reagujesz…
Jeśli nic sobie z tego nie robisz i jesteś spokojny, to pokazujesz towarzystwu siłę. Ty natomiast reagujesz emocjonalnie, zgadzasz się z tym, grasz ofiarę i w efekcie słabniesz.
To pokazuje towarzystwu słabość.
Nie reagowanie nie jest jakimś magicznym sposobem na cokolwiek.
Ważna jest intencja i to, co się dzieje w Tobie i z Tobą w tym czasie.
A jeżeli ktoś zechce cię pobić
A chce?
( i mi nie chodzi o lęk przed pobiciem ale błagam – takie rzeczy się zdarzają nawet tym najlepszych ludziom )
Mów może o realnych konkretach z Twojego życia, a nie wymyślaj sobie czegoś, co się rzekomo zdarza nawet “tym najlepszym ludziom”.
A jacy to są ci najlepsi ludzie?
To pytanie retoryczne – nie odpowiadaj na nie.
to jak mi zęby wybije to mam to puścić płazem? Albo dać się pobić?
Możesz chodzić z ochraniaczem na zęby. Po kłopocie.
I mądrym będzie przyjrzeć się sobie – dlaczego pewne osoby są wobec Ciebie negatywne, a wobec innych nie? Jaki pretekst im dajesz?
Pamiętaj – słabość przyciąga atak. To normalne w świecie zwierząt. Bo drapieżnik zawsze wybierze ofiarę słabszą, gdyż dzięki temu nie ryzykuje zranienia.
A Ty non stop wybierasz słabość.
Już pisze że ja jestem serdeczny i pozytywny do ludzi ale niektórzy interpretują to jako jakąś słabość. I chcą to wykorzystać…
No bo nie jesteś ani serdeczny ani pozytywny.
Najpierw zacznij być taki dla siebie, a dostrzeżesz jaka jest kolosalna różnica między faktyczną serdecznością, a tym, co przecież jest oczywistym graniem ofiary, pragnieniem akceptacji, zrozumienia, przymilaniem się, etc. – to wszystko jest odbierane negatywnie, bo jest negatywne i daje pretekst, by być zaczepianym.
facet zamiast od razu obwiniać kobietę, niech lepiej sam się zastanowi czy na randce dostarczył wartość, której szukała kobieta? Niejeden mi mówił, że jest randka, jest fajnie – piją kawę, spacerują, jedzą lody. A potem kobieta przestaje się odzywać. No to ja się pytam – dla Ciebie może i było to fajne, bo było bardzo bezpieczne, było „grzeczne”, nie naraziłeś się na ocenę i osąd kobiety. Ale czy dla kobiety też to było takie fajne? Kobieta nie idzie na randkę wypić kawę. Kawę pije pewnie codziennie z koleżankami i kolegami lub sama. Randka nie jest dla tworzenia relacji koleżeńskiej. To drzwi dla relacji intymnej. Powiedz mi – co takiego intymnego było w tym spotkaniu? Co było elektryzującego? Co było seksualnego? Nie, jedzenie lodów nie jest seksualne. ;)
>> Wrzucanie do jednego worka.Ostatnio spotkałem się z kobietą, która jest po rozstaniu i nie chce wchodzić w żadne relacje i dużo pewnie takich jest co po prostu chcą sobie porozmawiać z facetem lub wyjść na piwo/kawę.Zresztą sam często pisałeś, że sex jest czysto zwierzęcy a teraz nagle, że kobietami tylko trzeba intymnie.Kobieta poznając wartościowego faceta, którego chce do stałego związku tez od razu nie da się dotykać wiec Ty piszesz o jakiś łatwych kobietach lub pijanych, które szukają przygód a nie związku.Wiec po co te gry? Nie łatwiej napisać, że szuka się sexu i wtedy bez problemu dążyć można do tego obydwoje.
Czy relacje z kobietami polegają tylko na sexie?a gdzie przyjaźń np? Nie lepiej iść na Rokse zapłacić niż udawać jakieś pseudo miłości by dobrać się do majtek?
Wrzucanie do jednego worka.
Powtarzasz po mnie stwierdzenia bez zrozumienia.
dużo pewnie takich jest co po prostu chcą sobie porozmawiać z facetem lub wyjść na piwo/kawę
Tak ale to wtedy nie randka.
Zresztą sam często pisałeś, że sex jest czysto zwierzęcy
A co Ty przez to rozumiesz? Bo widzę, że coś zupełnie innego, niż ja.
Nie pisałem, że seks jest czysto zwierzęcy. Seks jest w spektrum zwierzęcości, co nie znaczy, że nie można do tego doświadczenia wprowadzić światło świadomości.
Tak jak z jedzeniem – można żreć, wpychać w siebie żarcie nawet go nie żując. A można delektować się każdym kęsem. Można przed posiłkiem pomodlić się i jeść z wdzięcznością. Można błogosławić posiłek przygotowując go. To że coś jest zwierzęce nie oznacza, że nie jest duchowe.
Dla większości ludzi jest czysto zwierzęcy.
Wyjaśniałem, że ponad 80% ludzkości, wliczając Ciebie, jest w świadomości zwierzęcej, czyli niskiej i zazwyczaj dopiero jakieś ekstremalne okoliczności wymuszają wzniesienie się ponad to.
Seks, jak wszystko, może być głębokim doświadczeniem. Ale sam się taki magicznie nie stanie. Seks to tylko nazwa dla pewnej formy relacji dwójki ludzi.
Może być płytki jak kałuża po 10 minutach deszczu lub głębszy.
Seks sam z siebie nie jest żaden. Bo doświadczenie odbywa się w świadomości.
a teraz nagle, że kobietami tylko trzeba intymnie.
Z kobietami tylko trzeba intymnie… i to jeszcze NAGLE. Nie nagle. Nagle to się pojawiła jakaś myśli w ogóle niezwiązana z artykułem, a Ty nie jesteś jeszcze zdolny, by się przestać tym hipnotyzować.
To co napisałeś to słowa, których w ogóle nie ma w artykule.
Wyjaśniałem, że jeśli idziesz na randkę i to spotkanie jest jak każde inne, to nie spodziewaj się, że będzie z tego relacja intymna.
Nie każde spotkanie z kobietą musi być randką.
Tak jak nie każda kobieta musi być Twoją partnerką.
A jeśli chcesz, by pewna kobieta została Twoją partnerką, to relacja z nią nie może być jak z każdą inną kobietą.
Jeśli idziesz na randkę, to nie po to, by pogadać o pierdołach. Tak jak gdy idziesz na rozmowę o pracę, to nie idziesz pogadać o polityce.
Kobieta poznając wartościowego faceta, którego chce do stałego związku tez od razu nie da się dotykać wiec Ty piszesz o jakiś łatwych kobietach lub pijanych, które szukają przygód a nie związku.
A gdzie ja powiedziałem cokolwiek o dotykaniu?
Poza tym nic złego nie ma w dotyku i zawsze jest zalecany. Bo jest ludzki.
Zresztą dotknąć głęboko człowieka można bez kontaktu fizycznego.
Ty sobie uroiłeś, że intymne spotkanie to dotykanie, czyli pewnie dla Ciebie macanie, etc.
Drugą osobę można dotykać tak, że ucieknie z krzykiem lub będzie jej tak przyjemnie, że dostanie gęsiej skórki.
To sztuka, której można się nauczyć. A fundamentem jest oczywiście pozytywna intencja.
Nawet na koleżeńskim spotkaniu dotyk jest jak najbardziej normalny.
Wiec po co te gry?
Jakie gry?
Naprawdę odnoszę wrażenie, że niejeden w ogóle nie czyta tego co piszę, tylko z jednego zdania bierze 2-3 wyrazy, z drugiego kilka, z kolejnego i tak sobie skleja jakieś własne historyjki.
Nie łatwiej napisać, że szuka się sexu i wtedy bez problemu dążyć można do tego obydwoje.
No można, tylko to w ogóle nie ma nic wspólnego z tym, co napisałem.
Zresztą wielokrotnie mówiłem, że szczerość jest niezwykle istotna.
Czy relacje z kobietami polegają tylko na sexie?
A to skąd wytrzasnąłeś?
Napisałem, że wiele kobiet frustruje, że mężczyźni nie mają innego celu dla relacji z kobietą, niż seks i nawet nie potrafią wymyślić innego celu.
Nigdzie nie napisałem, że relacje z kobietami polegają tylko na seksie.
a gdzie przyjaźń np?
Najpierw wymyśliłeś sobie coś w ogóle nie odnoszącego się do moich słów, a teraz jeszcze bazujesz na tym pytania…
Możesz mieć seks z kobietą, z którą nie jesteś przyjacielem, a możesz mieć również relację opartą o zaufanie.
Tak jak Twój szef może być zupełnie obcym człowiekiem ale jednak robicie coś dobrego dla siebie. Ty realizujesz jego cele, a on Ci za to płaci.
Nie musicie poza tym mieć ze sobą do czynienia.
Nie lepiej iść na Rokse zapłacić niż udawać jakieś pseudo miłości by dobrać się do majtek?
Chyba napisałeś komentarz na niewłaściwy artykuł i na niewłaściwym serwisie.
Napisałeś już na tym blogu około 40 komentarzy. I widzę jest coraz gorzej, nie lepiej.
Naprawdę sugeruję byś przestał tu zaglądać, bo to nie ma sensu. Tylko się zaczynasz nakręcać.
I po co?
Żyj sobie tak jak Ci się podoba. Jeśli żyje Ci się dobrze, to po co to zmieniać? Żyj tak dalej i enjoy.
To jest serwis dla rozwiązywania konkretnych problemów. Ty widzę szukasz problemów, a nie rozwiązań.
Nie wiem dlaczego tu wracasz, ani czego się uczepiłeś. Ale jeśli nie masz zdrowej, pozytywnej intencji, by tu zaglądać, to po co to robisz?
Po co tracisz swój czas i zabierasz mój?
Jesteś uzależniony od pornografii? Jeśli tak, to przede wszystkim ignorujesz swoje zdrowie i fundamentalne zalecenie – nie zajmować się Blogiem, tylko skupić się na swoim życiu – uczciwym, odważnym, szczerym rozwiązywaniu swoich problemów, rozpoznawaniu przyczyn oglądania pornografii. Do tego kompletne rozwiązanie jest w Programie WoP. W WoP też mówię o tym wprost – by nie chodzić na Bloga, nie czytać obszernych artykułów, bo to praktycznie zawsze jest ucieczka. Czytać tylko to, co zalecam lub co uznam za istotne podczas współpracy.
Dopiero wtedy, gdy skupiamy się na konkretnym temacie, zalecam jakiś artykuł, który poszerza perspektywę, a tym samym umożliwia znalezienie rozwiązania, drogi, odpowiedzi.
Ale jak nie ma problemu, to po co to czytać?
Tobie już dałem masę wytycznych.
Ale wolisz sądzić, że kobiety są łatwe lub pijane, gdy chcą relacji intymnej, a relacja intymna to macanie się. I lepiej kupić sobie prostytutkę, niż grać w gry z normalnymi kobietami…
Wiem, że masz bardzo poważne problemy zdrowotne, które wpływają na psychikę. Trochę pokory i zrozumienia swojej sytuacji.
Najpierw rozwiąż swoje problemy – te ważne i poważne, które masz od wielu lat. Wtedy ewentualnie wrócimy do rozmowy o randkach i intymności. Być może do tej pory napiszę o tym spory artykuł lub całą serię.
Cześć
Im bardziej czytam ten artykuł to tym bardziej czuję że nigdy nie wyzdrowieję – to jest takie poczucie że “nadzieja przyszłego wyzdrowienia” jest de facto jedynym czynnikiem podtrzymującym mnie przy życiu przez ostatnie kilka lat.
Kobiety w pewnym sensie postępują podobnie – testują mężczyzn. Sprawdzają czy mężczyzna jest na tyle silny i mądry, by nie pozwolić sobie wejść na głowę. Bo jeśli pozwoli „słabej kobiecie”, to kobieta widzi, że ma do czynienia z jednostką, której ktoś silniejszy głowę odetnie.
jak mnie kobiety testowały to odbierałem to jako osobisty atak mający na celu zniszczenie mnie lub totalne podporządkowanie. Rzecz jednak w tym, że u mnie w rodzinie tak właśnie jest – to nie jest “test charakteru” tylko faktyczne próbowanie zgojenia człowieka w celu podporzadkowania.
Pamiętam jak ojciec kiedyś się postawił matce i wygrywał w kłótni, a ta wyskoczyła do niego z tekstem: A ty wiesz jak umierał Twój ojciec…? Powiedziała to tonem głosu którego do końca życia nie zapomnę – był to głos osoby rozkoszującej się faktem że może komuś bezkarnie zadawać ból(“bezkarnie” bo bez świadków – ja się schowałem i podsłuchiwałem – stąd wiem). P.S. dziadek umarł 20 lat temu w wieku 56 lat na zawał – był przewieziony do szpitala matki gdzie go widziała i miała jakiś kontakt przed śmiercią. Swoją drogą moi rodzice też teraz mają po 56 lat…
Brat mi też opowiadał że on z kolei w podobnej sytuacji usłyszał matkę oznajmiającą: Jak tak to się z Tobą rozwiodę. – nie test a szantaż i “kontrolowanie marionetki. Nic innego.
Jak nie podniesiesz tyłka i nie zaczniesz szukać ogłoszeń, pytać innych o zatrudnienie (większość miejsc pracy jest ukrywane, bo niemal każdy woli zatrudnić kogoś z rekomendacji człowieka, którego zna), wysyłać CV, dbać o swoje kompetencje, etc
No po prostu bajka jak się nie ma znajomych…
P.S. odpuściłem dziewczynę z instagrama o której pisałem kilka tygodni temu.
Im bardziej czytam ten artykuł to tym bardziej czuję że nigdy nie wyzdrowieję
No, jeśli nadal mylić będziesz uczucia z myślami, no to nie dziwne, że są problemy. Nie ma takiego uczucia jak “(nigdy) nie wyzdrowieję”.
Zamiast tego usprawiedliwiasz coś, co czujesz, racjonalizujesz to, projektujesz na swoją sytuację.
To raz. Dwa – nadal są tematy, którymi nie chcesz się za żadne skarby zająć. Wolisz biadolić nad swoją sytuacją, niż się z nimi zmierzyć i je rozwiązać.
O tym dlaczego w ogóle sięgasz po porno, dlaczego cierpisz i generalnie jest Ci źle w życiu – cisza.
Jeśli uważasz, że wychodzenie z uzależnienia to wygodne czytanie sobie PDF-ów, fantazjowanie o gejzerach energii wychodzących z ciała, myślenie o tym jak się fajnie medytuje, a potem dalsze życie tak jak żyłeś, no to wnioski są poprawne – nie wyzdrowiejesz. Bo nadal nie wybierasz życia zdrowego.
– to jest takie poczucie że „nadzieja przyszłego wyzdrowienia” jest de facto jedynym czynnikiem podtrzymującym mnie przy życiu przez ostatnie kilka lat.
No tak ale nadal postrzegasz uzależnienie jako coś osobnego, co można wyeliminować – jak katar czy krostę.
Nadal nie chcesz się zmierzyć ze wstydem, winą, żalem, strachem. Nie chcesz zaakceptować siebie, szanować, kochać, wybaczać sobie.
Nie przewartościowujesz swojego życia, tego co masz i czego nie masz, co robisz i czego nie robisz, a powinieneś, nie przewartościowujesz siebie i innych.
Nie uwalniasz przywiązania, oporu.
Nie mówisz kompletnie nic o swojej pracy z WoP, ani tego jak ją odnosisz do swojego życia, w pracy nad czym są problemy, co się ujawnia po drodze, ani co z tym robisz.
Nic. Tylko jakieś uczucie, negatywne myśli i już sobie wygodnie grasz ofiarę.
>Kobiety w pewnym sensie postępują podobnie – testują mężczyzn. Sprawdzają czy mężczyzna jest na tyle silny i mądry, by nie pozwolić sobie wejść na głowę. Bo jeśli pozwoli „słabej kobiecie”, to kobieta widzi, że ma do czynienia z jednostką, której ktoś silniejszy głowę odetnie.
jak mnie kobiety testowały to odbierałem to jako osobisty atak mający na celu zniszczenie mnie lub totalne podporządkowanie.
No bo całe życie grałeś ofiarę i brałeś do siebie takie tematy. Potem się użalałeś, wstydziłeś, obwiniałeś, frustrowałeś, itd.
Nie bez powodu jesteś uzależniony.
I dalej to robisz. Teraz już nawet artykuł wykorzystujesz, by grać ofiarę.
Rzecz jednak w tym, że u mnie w rodzinie tak właśnie jest – to nie jest „test charakteru” tylko faktyczne próbowanie zgojenia człowieka w celu podporzadkowania.
Być może faktycznie u Ciebie w rodzinie tak było.
Ale następnie sądziłeś, że tak jest z całym światem.
Niemniej niezależnie jak negatywna była Twoja mama, co robił Twój tata? Jak reagował? Reagował w ogóle? Czy grał ofiarę?
Pamiętam jak ojciec kiedyś się postawił matce i wygrywał w kłótni, a ta wyskoczyła do niego z tekstem: A ty wiesz jak umierał Twój ojciec…? Powiedziała to tonem głosu którego do końca życia nie zapomnę – był to głos osoby rozkoszującej się faktem że może komuś bezkarnie zadawać ból(„bezkarnie” bo bez świadków – ja się schowałem i podsłuchiwałem – stąd wiem). P.S. dziadek umarł 20 lat temu w wieku 56 lat na zawał – był przewieziony do szpitala matki gdzie go widziała i miała jakiś kontakt przed śmiercią. Swoją drogą moi rodzice też teraz mają po 56 lat…
No ale to ich problemy, nie Twoje.
Ty się tego złapałeś i nadal trzymasz, jak mówisz – już od od 20-tu lat.
Ile jeszcze?
Przypominam z artykułu: “Tzw. „kobiecie testy” to dla Ciebie fantastyczna możliwość przyjrzenia się sobie, swoim reakcjom, projekcjom – generalnie swojemu obrazowi siebie. A nie bycie marionetką w niczyich rękach.
Jeśli Cię coś boli, to już wiesz, że jest jakiś wewnętrzny problem, bo ból to zawsze informacja, że coś jest do korekty w nas – w środku. Nie w świecie.”
Nikt nie może Ci zadać bólu. Ani nikomu innemu. Jeśli boli, to wyłącznie za Twoją zgodą – przez granie ofiary, zgodę na to, co mówi druga osoba, przez opór, przez przywiązanie, przez niechęć do patrzenia na fakty bez ich osądu i oceny. Po raz setny powtarzam – że jeżeli boli, to informacja, że coś jest do korekty w środku. A nie że coś jest nie tak w świecie/ze światem.
Naturalnie Twoja mama mogła być bardzo negatywna. Ale ponownie – nie ma zła. Być może to był jej sposób radzenia sobie z własnym bólem, w tym lękiem przed śmiercią.
Ty po sobie wiesz, że są tematy, którym nawet przyjrzeć się nie chcesz za żadne skarby.
A gdyby ktoś Cię zmuszał, to też nie szukałbyś sposobu, by za nic na świecie się tym nie zająć? Nie powiedziałbyś najbardziej przykrych stwierdzeń, nie użyłbyś najbardziej paskudnych słów, by tego uniknąć?
Ona traktowała tak Twojego tatę. Nie Ciebie.
A Ty na własne życzenie zrobiłeś z tego dramat dla siebie na całe życie.
Brat mi też opowiadał że on z kolei w podobnej sytuacji usłyszał matkę oznajmiającą: Jak tak to się z Tobą rozwiodę. – nie test a szantaż i „kontrolowanie marionetki. Nic innego.
Naturalnie może tak być. Bo to co mówisz to nie testy kobiet, o których pisałem, tylko wylewanie swoich żali, bólu, poczucia winy, gniewu, wstydu na tatę.
To toksyczne zachowanie, a nie testy.
Co dalej nie zmienia faktu, że dopóki sam na to nie pozwolisz, to nie ma to na Ciebie żadnego wpływu.
Na razie od 20-tu lat pozwalasz na to.
I po 20-tu latach używasz tego jako usprawiedliwienia, by się nad sobą użalać.
Oczywiście możesz się użalać przez kolejne 20 lat. Czy 40. Ile chcesz.
Moje pytanie brzmi – dlaczego Twój tata nadal chciał być z kobietą, która tak go traktuje?
Sam pozwalał być marionetką. Nie dbał o swoją sytuację. Wybierał przebywanie z osobą bardzo toksyczną względem niego.
Zauważ, że Twoja mama straszyła go rozwodem. Ale sama używała tego argumentu, bo sama się bała rozwodu.
Gdyby Twój tata go użył z realnym zamiarem rozwodu jeśli nic się nie zmieni w jej zachowaniu, zapewne przemyślałaby co robi.
Ponadto Twój tata jest odpowiedzialny za to jak pozwala się traktować.
Żeby osoba, z którą postanowił spędzić resztę życia tak się zachowywała względem niego nie doprowadził ani jeden dzień, ani jedno wydarzenie, nawet bolesne jak śmierć własnego taty.
Nie wiem nic o tej sytuacji. Poza tym wspominasz o tym po raz pierwszy choć prowadzisz ze mną komunikację od 2016 roku.
Więc znowu pokazuje to, że niektórzy z różnych powodów potrzebują masę czasu, by w ogóle nawet wspomnieć o jakimś bolesnym problemie.
I to jeden z kluczowym problemów, za który Ty jesteś odpowiedzialny w swojej sytuacji. Dopóki się nim nie zajmiesz, no to wszystko inne to będzie tylko zasłona dymna.
A co jest celem zasłony dymnej? No, aby mniej było widać. Przy okazji człowiek zaczyna się dusić.
Co zaś mówiłem w artykule? Aby problem rozwiązać lub znaleźć rozwiązanie, najczęściej wystarcza korekta percepcji.
>Jak nie podniesiesz tyłka i nie zaczniesz szukać ogłoszeń, pytać innych o zatrudnienie (większość miejsc pracy jest ukrywane, bo niemal każdy woli zatrudnić kogoś z rekomendacji człowieka, którego zna), wysyłać CV, dbać o swoje kompetencje, etc
No po prostu bajka jak się nie ma znajomych…
I widzisz? Dalsze biadolenie.
Brak znajomych to Twoja decyzja. Ten los nie pojawił Ci się nagle, magicznie, żeby Ci szkodzić.
A Ty nie tylko masz rozwiązania na 2 problemy – zmienić swoje relacje – ilościowe i jakościowe – ale też wiesz, że bardzo pomoże to w temacie pracy (oczywiście o ile w ogóle będziesz miał kwalifikacje).
Ty natomiast wybierasz biadolenie.
Ponownie – uzależnienie to nie smutny los, który kogoś dotyka przypadkiem.
Aby wyzdrowieć, należy zacząć żyć zdrowo. To co napisałeś w tym krótkim komentarzu pokazuje 2 tematy, które stanowią przyczynę uzależnienia.
To tak poważny temat, że nie ma tu mowy o teoretyzowaniu i liczeniu, że się wyzdrowieje, gdy się odpowiednio dużo poczytało.
Nie bez powodu w artykułach stosuję czasem dosadne słownictwo.
Bo dzięki temu ludzie pokazują jak naprawdę patrzą na życie, siebie, jakieś sytuacje. Ludzie zaczynają mówić o tym jak żyją.
Jeśli chcesz wyzdrowieć, to potrzebne są realne zmiany w tym jak żyjesz, jakim jesteś człowiekiem.
A jeśli to wszystko będziesz ukrywał i liczył tylko, że znajdziesz jakieś magiczne zaklęcia, tajemnice o życiu, sekrety sukcesu – no to żyjesz baśnią, a nie rzeczywistością.
Zaś zmian można dokonać tylko w rzeczywistości.
Desperackie szukanie byle czego, nawet największych głupot, byle tylko sądzić, że coś się robi i nie dotykać, nawet nie patrzeć na to, co realnie boli – to standardowa taktyka uzależnionych.
To jak w tym żarcie z szukaniem pod latarnią, bo tam jest jaśniej.
“Zajmę się tematem X, bo Y mnie za bardzo boli” nic nie da.
Widzimy też przykład tego, co pisałem o mądrości i 3-cim oku, czyli czakrach 6 i 7.
Ty informacje widzisz w kontekście niesprzyjającym Ci. Jako kolejnych przeszkodach na Twojej drodze, w Twoim życiu.
Zamiast się np. cieszyć i ekscytować, że poznasz nowych ludzi, że to ułatwi Ci znalezienie pracy, wolisz rozpaczać, że jest Ci jeszcze trudniej znaleźć pracę, bo pracodawcy wolą brać pracowników z polecenia, co jest bardzo sensowne. Zamiast się ucieszyć, że poznałeś informację, którą zna i rozumie bardzo mało ludzi, używasz jej do dalszego grania ofiary.
Nie mówisz też dlaczego nie masz znajomych, nie mówisz co stoi na przeszkodzie, byś ludzi poznawał i budował z nimi fajne relacje.
Nie mówisz nic o pracy.
Tylko mówisz – “czuję, że nie wyzdrowieję”.
Czyli dalej oczarowujesz się mentalnym bełkotem i racjonalizujesz i projektujesz emocjonalność, której się opierasz.
Można powiedzieć, że masz rację. Nigdy nie wyzdrowiejesz jeśli nigdy nie zajmiesz się tym jak żyjesz. Np. tym użalaniem się nad sobą teraz.
Albo graniem ofiary swojej mamy, która nic nie robiła Tobie, tylko Twojemu tacie, bo na to pozwalał. Mówisz o jednym takim zachowaniu, a pewnie było ich setki.
To ich relacja, nie Twoja. Jeśli sam się do niej doczepiasz i grasz ofiarę, no to czy ktoś Ci to robi?
Wyjaśniałem, że jeśli pozwolimy komukolwiek, nawet osobie bliskiej, wejść nam na głowę, to zacznie to robić i coraz bardziej.
Tak to wygląda w świecie zwierząt. Negatywne, często dziecinne zachowania, będą kontynuowane, dopóki będą ku temu warunki. Już sam fakt, że człowiek robi coś takiego względem drugiej osoby pokazuje niedojrzałość tej osoby. Dawanie jej pretekstu do kontynuowania spotka się naturalnie z kontynuacją.
A Ty dopóki będziesz to dalej wybierać, no to pozostaniesz uzależniony.
Żadne ćwiczenia, żadne narzędzia, żadna ilość wiedzy nic nie dadzą, jeśli ich nie wdrożysz do realnego życia.
P.S. odpuściłem dziewczynę z instagrama o której pisałem kilka tygodni temu.
Na pewno odpuściłeś czy tylko przestałeś do niej pisać i/lub przeglądać jej profil?
To że coś przestałeś robić, nie oznacza, że zająłeś się przyczynami tego i korzyściami jakie z tego miałeś.
Raz jeszcze – zmiany nie mogą być teoretyczne. Nie możesz czegoś “wiedzieć” i sądzić, że to załatwi temat.
Każdy uzależniony żyje niezdrowo, daleko od zdrowia, rozsądku, daleko od odwagi.
Każdy ma swoje problemy w życiu, które są konsekwencją takiego życia. I zajęcie się nimi, rozwiązanie ich jest niezbędne, by zacząć żyć zdrowo. A zaczyna się od odwagi.
Synonimem odwagi jest odpowiedzialność.
Każdy musi uczciwie przyjrzeć się swojemu życiu i temu jak żyje i zacząć to korygować.
Np. w Twoim wypadku wybrać odwagę, aktywne działanie zamiast użalania się i apatycznego nastawienia i usprawiedliwiania się sprawami sprzed 20-tu lat lub nawet dawniejszych.
Jeśli będziesz grał słabą, bezsilną ofiarę, którą każdy może zdeptać jak glistę na ziemi, to tylko kwestią czasu jest aż spotkasz osobę, która to z Ciebie wyciągnie.
Innymi słowy – spotkasz w formie innej kobiety swoją matkę. To naturalne. I to będzie dla Ciebie jak kolejny gwóźdź do trumny.
A jak swoje wewnętrzne problemy przepracujesz, to nawet, gdy spotkasz taką osobę, to nie zrobisz z tego dramatu i sobie z tym szybko poradzisz.
Ty natomiast nawet uciekałeś w “objęcia” jakieś lasencji na Instagramie, żeby mieć usprawiedliwienie dla swojego smutnego, niesprawiedliwego losu. I fantazjowałeś o tym, że masz inne życie.
Ale to fantazjowanie jest jedną z przyczyn życia jakie masz.
Bo nie ma czegoś takiego jak los. Ani tym bardziej smutny.
Bo to też wyłącznie Twoja percepcja swojego życia. Być może jak wreszcie nie zostanie Ci żaden most do spalenia, żadna możliwość ucieczki, to przestaniesz uciekać. I będzie to najważniejszą decyzją Twojego życia. Nie ważne w jakim jego momencie podjętą. Nie ma na to złej chwili, ani nigdy nie jest za późno.
Mówiłem, że człowiek może się oprzeć, grać ofiarę, a także przywiązań i nadać wartość wszystkiemu. Może się “przyzwyczaić” do przekonania, że jego życie i los nie są w ogóle w jego rękach.
Ale to urojenie, w które bardzo wygodnie się wierzy.
Albo – “Komuś żyje się lepiej niż mi, to ja się nie będę starał”… To tak jakbyś odmówił jedzenia, bo się ktoś inny najadł.
To co Twoja mama zrobiła nie ma żadnego znaczenia. Nie miało już znaczenia 5 sekund po tym jak miało miejsce.
Ty z tym mogłeś zrobić cokolwiek – np. mieć na uwadze, że Twoja mama ma poważne problemy i na razie nie jest zdolna, ani nawet chętna do miłości. I będzie wykorzystywała każdy pretekst, by próbować zadać ból innym, by się trzymali od niej z daleka. Tak jak zranione, przerażone zwierzę będzie próbowało ugryźć i podrapać każdego, kto się zbliży.
A jednak wybrałeś coś innego. I wybierałeś to przez bardzo długi czas.
Bo to takie fantastyczne – gdy coś Cię zaboli, gdy coś Cię przestraszy lub zawstydzi, zawsze możesz do tego wrócić i powiedzieć, że Cię mama zraniła i dlatego boli, dlatego jesteś słaby, dlatego sobie nie radzisz.
No, przykro mi ale to nie jest prawda.
Wychodzenie z uzależnienia to nie tylko nauka życia bardziej dojrzałego, świadomego, odpowiedzialnego ale faktycznie takie życie.
Tak jak czytanie o podnoszczeniu ciężarów, “wiedzenie” o tym jak wykonywać ćwiczenia to jeszcze za mało, by wzmocnić swoje ciało.
Wychodzenie z uzależnienia to przepracowanie swoich problemów, wliczając te, które Cię bolą od lat, wobec których uważałeś się za bezsilnego nawet przez całe życie. To osiągnięcie rezultatów, które wydawały Ci się niemożliwe – np. całkowity spokój i radość z własnego istnienia niezależnie czy z kimś jesteś, jaką miałeś przeszłość, jakie masz problemy, etc.
Jak mówią 12 kroków – to zrobienie odważnej inwentury moralnej, to przyznawanie się do błędów od razu, gdy je popełnisz, to przeprowadzanie odważnej inwentury moralnej cały czas.
To nie są sztuczki, sposobiki, kombinowanie, by się oszukiwać, że coś robisz, co Ci nagle wyczaruje nowe życie. To realne zajmowanie się własnym życiem.
Twoje życie to właśnie jednocześnie test i dowód Twojej zmiany.
Czyli jeśli znowu wrócisz do wydarzeń z przeszłości, to jest moment na dokonanie zmian – np. przewartościowanie tego, porzucenie skrywanej przyjemności z grania ofiary.
Jeszcze jedna rzecz – w WoP wyraźnie napisałem, żeby nie czytać Bloga, bo całe rozwiązanie jest w Programie. Ty natomiast dalej czytasz. I jeszcze szukasz pretekstów, by zacząć się użalać nad sobą, biadolić, itd. Sama Twoja intencja czytana Bloga to ucieczka od swojego życia, problemów, emocji, etc.
Ty nie próbuj wyzdrowieć z jakiejś magicznej choroby, tylko Ty zacznij żyć odważnie, chętnie, uczciwie, coraz bardziej świadomie.
Wybieraj prawdę, radykalną uczciwość.
Wyjaśniałem, by np. jeśli nie wiesz co wybrać, zadać sobie pytanie – “Co w takiej sytuacji zrobiłaby osoba odważna/odpowiedzialna/kochająca?”
Czy osoba kochająca i odważna dalej rozpaczałaby nad czymś, co miało miejsce 20 lat temu?