Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!

Sukcesywnie kontynuujemy serię dotyczącą sukcesu! :)

Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej!

► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie.

Części 1-5 tej serii znajdziesz klikając na poniższe linki:

► 100 Dróg do Sukcesu (1-6) – Wewnętrzne vs zewnętrzne, Osobiste, duchowe, w świecie, Przeczytaj książki, Sukces jako zwyciężanie, Sukces jako osiąganie celów, Sukces jako rozgłos, medialny powab, status celebryty.
► 100 Dróg do Sukcesu (7-9) – Sukces jako szczęśliwość, Wizualizuj sobie pożądany rezultat, Buduj dobry balans karmiczny.
► 100 Dróg do Sukcesu (10-12) – Zaprzęgnij pożądanie i ambicję, Realny, wykonalny plan, Pewność Siebie.
► 100 Dróg do Sukcesu (13-15) – Dedykacja, Satysfakcja z postępów, Pokonuj przeszkody.
► 100 Dróg do Sukcesu (16-18) – Wspierające relacje, Elastyczny vs sztywny, Entuzjazm.

Dzisiejsze drogi są jakby konstrukcją wzmacniającą każdą inną drogę.

19. Samonagradzające się.

Każdy wzniosły cel, który realizujemy w dojrzałym kontekście, jest samonagradzający się.

Co to znaczy? To znaczy, że wszystko co robimy, by go osiągnąć, jest dla nas źródłem satysfakcji. Każdy postawiony krok, każda poświęcona temu minuta, każdy włożony w to wysiłek. Nie mówiąc o samym osiągnięciu naszego zamiaru.

Bowiem nie realizujemy tego celu, by próbować nadać sobie wyższą wartość (bo już się nie potępiamy), ani nie robimy tego jak ofiara – “muszę”. Nie oczekujemy jakiejś nagrody, pochwał, gratulacji. Sama praca jest dla nas radością. Bo jej cel jest wzniosły. A jeżeli cel Twojej podróży jest piękny – cieszenie się podróżą staje się naturalne. I każdy jej element jest dla nas ważny. A nie potępiany.

Jeśli np. idziesz na randkę z piękną kobietą, to nic nie stanie Ci na przeszkodzie, aby nie zacząć się smucić i narzekać. Bo sukces tej randki ma dla Ciebie większe znaczenie.

A kiedy zaczniesz się denerwować i grać ofiarę? Gdy np. poplamisz sobie buty, a “perfekcyjny” wygląd był dla Ciebie jednym z wiążących Cię łańcuchów – bowiem założyłeś, że od tego jak wyglądasz zależy ten sukces. Ale jeśli do sprawy podchodzisz dojrzale, to nawet gdybyś przyszedł jak zmokła kura, to obróciłbyś to w żart. I być może dzięki temu, że przemokłeś, randka minęłaby lepiej, niż mogłaby.

Niedawno klient zapytał się mnie co to jest hobby? Większość ludzi uważa, że hobby to coś, co nam sprawia radość i trzeba to znaleźć. Tak nie jest.

Odpowiedziałem – hobby to może być dowolna czynność, wobec której jesteśmy chętni, radośni, a naszą intencja jest pozytywna. Czyli nie robimy tego, by uciec od świadomości np. napięcia, stresu czy unikania czegoś innego w swoim życiu. Nie robimy tego, bo uważamy, że to nam SPRAWIA radość, ani nie DAJE relaksu, ani nie POZWALA zapomnieć o czymkolwiek. Tylko robimy to dodając do tego pozytywność, jak cnoty – radość, dyscyplinę, poczucie humoru, etc. Jako że realizujemy to bez oporu, to chcemy być w tym coraz lepsi i możemy robić to tak długo jak tylko wybierzemy, przykładamy się, robimy to starannie, nie odkładamy, znajdujemy dla tego czas. I nie używamy jako wymówki, by unikać czegoś innego. Tym samym możemy też skończyć to bez frustracji w dowolnym momencie – by np. zająć się czymś, co wyskoczyło. Hobby może stać się nawet Twoja praca.

Każdy uzależniony wie, że gdy ktoś lub coś mu przeszkodzi w oglądaniu pornografii, nie reaguje spokojem, chęcią, radością. Każdy kto mówi, że lubi oglądać pornografię – przedstawia fałsz, bo to nie jest prawda. To kolosalne nieporozumienie.

Więc w rzeczywistości nie ma żadnego zgrzytu między całkowitym oddaniem się jakiejś czynności, rzetelnością, odpowiedzialnością i powagą jej wykonywania oraz tym, że czynimy to radośnie, swobodnie, z poczuciem humoru. Nie karzemy się za błędy ale bierzemy za nie odpowiedzialność. Nie gramy ofiary, nie użalamy się, gdy np. musimy popracować dłużej. Tym samym może się to odnosić do prowadzenia korporacji jak i nauki na sprawdzian w szkole, sprzątania czy wychodzenia z psem na spacer. Świat nas nie ogranicza. Bo nic nie jest źródłem radości. Tylko my. A przypominam – ekscytacja to nie radość.

Zauważ – jeśli studiowanie przedstawisz sobie w kontekście, w którym zdobywasz wiedzę, umiejętności, doświadczenie, które przekujesz na poprawę swojego życia, a przy okazji poznajesz innych, fajnych ludzi, którzy chętnie Ci pomogą w razie problemów, to każda sekunda będzie dla Ciebie radosna. Robisz coś dobrego, a nie coś, co najchętniej rzucił(a)byś ale nie możesz, bo inaczej nie będziesz nic znaczyć, ani mieć żadnej pracy. Więc nie opierasz się, jesteś uradowany/a, że studiujesz. Nie ma w tym ani poczucia winy, ani lęku. Więc nauka przychodzi Ci swobodnie i efektywnie, gdyż się nie opierasz, więc nie widzisz powodu, by ją odkładać, ani męczyć się.

Ja się przez studia przemęczyłem straszliwie – ponad 5 lat męki i zmagania. Bo nie znałem nawet 1% informacji, którymi się dzielę. To była masakra.

Inny przykład – spacer. Możesz iść na spacer i “rozmyślać” o wszystkim. Wtedy nie odpoczniesz, nie zregenerujesz się, nie zrelaksujesz. Bo sam fakt wpatrywania się w te myśli już wynika z negatywności, które utrzymujesz i z którymi się męczysz. A możesz iść na spacer i cieszyć się każdą chwilą. Wszystkim – od tego, że inni ludzie spacerują, relaksują się, odpoczywają, po cieszenie się, że jakiś piesek biega, ptaszek śpiewa, wiatr wieje, a liście szumią na drzewach. To wspaniałe doświadczenie. Nic Cię nie kosztuje, niczego nie wymaga. Ono jest, a Ty możesz uzdrawiać się świadomością życia, które jest “naokoło”. Przed chwilą wróciłem z krótkiego spaceru i przechodziłem koło drzewka lawendowego. Zatrzymałem się na moment i aż ciarki mi przeszły, tak był to przyjemny zapach. Cieszyłem się widokiem wszystkiego i wszystkich, kogo minąłem. Bo to jest wybór.

Pamiętam, że praktycznie całe życie nastoletnie i studenckie przechodziłem w słuchawkach z rockową i metalową muzyką. Cały czas odcinałem się od świata i fantazjowałem o tym, że np. jestem perkusistą grającym te utwory. Były to słuchawki bezprzewodowe i gdy traciły połączenie na moment – dosłownie na sekundę – mocno się denerwowałem. Uważałem, że to muzyka przynosi mi ulgę. Przypominam – nie ma muzyki ciężkiej, która kalibrowałaby się pozytywnie. Co pokazuje na jakim poziomie ja żyłem.

Dziś w ogóle nie potrzebuję słuchawek. Mogę jechać kilka godzin autobusem i jest mi dobrze bez muzyki, bez filmu. Ew. włączam coś, by nie słuchać tego, co puszczono w autobusie. Jednak gdy jestem poza środkiem komunikacji – jestem w świecie. Cieszę się z każdego drzewa jakie mijam, cieszę się nawet silnym wiatrem. Widzę, że przeszkadza innym niemiłosiernie, bo się opierają. Ja nie, więc moje doświadczenia są pozytywne.

Są ludzie, którzy relaksują się sprzątając w domu. Bo tak widzą dbanie o porządek. Ten kontekst staje się dla nich źródłem satysfakcji.

Możemy zobaczyć, że każde zwierzątko tak właśnie żyje – od pająka, który tka sieć niezwykle zręcznie, sprawnie, cierpliwie i spokojnie, po polujące wilki, boberki budujące kolejną tamę, itd. Cała przyroda jest radosna i chętna. Każde zwierzątko kocha swoje życie. Życie kocha żyć! Bo życie i miłość to jedno i to samo.

Żadne zwierzę, ani roślina nie wciska sobie i innym tych tysięcy ciemnot na temat świata i siebie. Z jednym wyjątkiem – homo sapiens.

Większość ludzi szuka czegoś, co jak mówią – będą kochać robić. I dlatego właśnie mają problemy, by coś takiego znaleźć. Bardzo wielu w ogóle próbuje “znaleźć swoje miejsce w życiu”. Jakby to było ukryte lub gdzieś czekało.

Ale miłość, lubienie, radość – to wszystko konsekwencja tego kim MY SIĘ STALIŚMY. Jeśli szukasz w świecie, to ignorujesz jedyne “miejsce”, w którym należy “szukać”. A tak naprawdę uświadomić sobie to, czym radość ograniczasz TERAZ i to poddać.

Szukanie tego co pozytywne powoduje, że tracisz z oczu to, przez co tej pozytywności nie znajdujesz.

Przypominam – pierwszy krok ewolucji to odwaga. Odwaga do zmierzenia się z tym, co negatywne. I nie walki, nie potępiania, nie nienawiści, nie bania się. Tylko akceptacja, wzięcie odpowiedzialności, poddanie i życie coraz bardziej rozsądne.

Jeśli więc szukasz hobby, a potępiasz siebie, swoje życie, to prawie na pewno nigdy czegoś takiego nie znajdziesz. Bowiem te problemy wszędzie zabierasz ze sobą. Jeśli nosiłbyś/nosiłabyś ze sobą ciężką cegłę, to nawet w pięknym parku i na plaży nie będzie Ci lekko. Bo nosisz cegłę. Zostaw ją i już jej nie podnoś! No ale większość ludzi uwielbia swoje cegły, czy jak to nazywają – “krzyże” i wszystkim im pokazują, porównują, śmieją się z innych, że je mają lub mają większe/mniejsze.

To że możesz powiedzieć – “szukam swojego miejsca w świecie” nie oznacza, że to zdanie ma cokolwiek wspólnego z namacalną rzeczywistością. Nikt nie szuka swojego miejsca. Raz, że nic takiego nie istnieje. Dwa – miota się próbując przestać cierpieć. Czyż nie? I uważa, że cierpi przez to gdzie jest, co robi, z kim przebywa, czego doświadcza. Wierzy więc, że musi istnieć jakieś miejsce, gdzie tego wszystkiego nie ma. Gdzie będzie mógł tego cierpienia uniknąć.

Zaś poczucie “jestem w domu” bierze się z wewnątrz. I możesz je wyprojektować na każde miejsce. To “tylko” decyzja. Wielu przecież całą planetę Ziemia uważa za miejsce straszne i tragiczne. To również projekcja.

Jeżeli opierasz się sprzątaniu w domu, to szukając czegoś innego w świecie, skazujesz się na wieczne zmaganie podczas sprzątania. Oraz podczas wykonywania wszystkiego, wobec czego JESTEŚ negatywny/a. A przez to nic w Twoim życiu może nie być radością samą w sobie (bo nie ma innej). Doświadczanie szczęścia jest bezosobowe. Tak jak np. doświadczanie ciepłych promieni słonecznych.

A Ty szukasz i szukasz. Próbujesz jednej rzeczy, wobec której też jesteś ciągle napięty/a, bo nawet 5 minut nie poświęciłeś/aś na korektę swojej postawy i odpuszczenie oporu. Więc zaczynasz coś, przez krótki czas jest ekscytacja nowością, która wyczerpuje się bardzo szybko. I znowu “pojawia się” napięcie, bo ciągle się opierasz. Mówisz sobie “to mnie nudzi”. Nie chcesz więc tego. Stawiasz opór. Albo przedstawiasz sobie inną racjonalizację. I zaczynasz coś nowego. I tak w kółko. A napięcie rośnie cały czas, bo i opierasz się cały czas. A Ty popadasz w coraz większą rozpacz, bo nie możesz znaleźć radości. A potem patrzysz na uśmiechy innych ludzi i pojawia się żal, ból, zazdrość. Co oni robią, że są tak szczęśliwi, a ja nie!? Pojawia się więc wstyd, obwinianie, widzenie siebie jako kogoś gorszego, niepełnego.

Znamy przecież “postanowienia noworoczne”. Czekamy, odkładamy, zwlekamy do jakiegoś “specjalnego, wyjątkowego” wydarzenia/czasu jak rozpoczęcie nowego roku. Tylko że tej specjalności nie ma wpisanej w żadną datę, ani wydarzenie. To, że się zmienia cyferka w kalendarzu i ludzie wydają masę pieniędzy, by postrzelać fajerwerkami, nie czyni tego w żaden sposób specjalnym. Ani nie pomaga w zmianach w życiu. Dlatego 99% takich postanowień nie zostaje zrealizowana dłużej, niż przez tydzień, max dwa. A jeśli ktoś realizuje postanowienia, jak to się mówi – “trwa w nich” – to nie wynika to z tej ezoterycznej specjalności.

Bo nadal się opieramy, nie chcemy, nie ujmujemy tego w sprzyjającym kontekście, z którego wynikłaby budująca wartość, sens i znaczenie. Dlatego ludzie cały czas próbują się “motywować”. A tak naprawdę boksują się w sobie nie mając nawet świadomości, że stawiają opór. I szukają tej “motywacji” ale nie dokonują rekontekstualizacji. Dlatego motywowanie się jest nieskuteczne. Bo to tylko próba zmiany uczuć. Motyw czegoś budujesz raz – nadajesz temu znaczenie, wartość, sens. I to już zmianie nie ulega. Chyba, że na lepsze. A jeśli tylko się miotasz, nie wykonując tej wewnętrznej pracy, to nie dziwne, że nigdy nie jesteś “zmotywowany/a”.

Ludzie mądrzy pouczają nas – rzeczy ważne dla nas róbmy od ręki. Nie czekajmy z tymi naprawdę ważnymi. Jeżeli więc masz zaniedbane ciało – nie zwlekaj z ćwiczeniami. Zaplanuj je, zorganizuj czas na nie DZISIAJ. I przeznaczaj na nie czas regularnie PRZEZ RESZTĘ ŻYCIA.

Jeśli coś jest dla Ciebie ważne – ta nadana wartość to już jest motyw! Jeśli nadal się temu opierasz, no to ważniejsze jest dla Ciebie coś innego. Nie próbuj “się motywować”, bo to tylko próby chodzenia z zamkniętymi oczami. Otwórz je.

Możesz ćwiczyć chętnie, a możesz na samą myśl o ćwiczeniach tak się opierać, że aż Cię będzie mdlić. Możesz mimo to zacząć ćwiczyć i też non stop się opierać. Widziałeś/aś kiedyś podczas ćwiczeń myśli typu – “jeszcze aż 20… jeszcze 2×10… dobra, to tylko 4×5”, itp.? To właśnie próba ucieczki od napięcia, oporu, stresu. Próbujemy sobie wymyślić ulgę. To dziecinne, naiwne, nieskuteczne, próby rekontekstualizacji. Tylko że to nie na tym polega. Dlatego te próby trwają non stop. Tak jak i męczenie się.

A dlaczego ludzie mają zaniedbane ciała? Z wielu powodów ale często dlatego, gdyż się osądzają i jedzą, by przestać to czuć. Opierają się życiu zdrowemu, bo widzą siebie bez wartości, więc i swoje cele oraz dążenia też. A konsekwencji uniknąć się nie da. A potem osądzają się za to, że mają zaniedbane ciało…

Pamiętajmy – jeśli się opierasz, to nie możesz tego ani zignorować, ani ominąć. Przestań się opierać. A żeby się przestać opierać – trzeba w ogóle zdać sobie sprawę, że to robisz.

Gdy się wstydzisz, bo np. Twoje ciało jest tłuste, to nie zmotywujesz się, nie “przełamiesz”, by iść na siłownię. Przestać się potępiać, przestać osądzać swoje ciało – uwalniaj energię wstydu i winy. Przestań się opierać i projektować lęki przed osądami i śmiechem. Gdy będziesz to robić, w pewnym momencie stanie się jasne, że spokojne pójście na siłownię to tylko decyzja. I podejmiesz ją bez konieczności dalszego “motywowania się”. Bo motyw już zbudowałeś/aś – zadbanie o swoje ciało. A to samo w sobie jest dobre i wystarczające. Każdy krok jaki ku temu postawisz – będzie satysfakcjonujący. Każdy dzień stanie się ekscytujący – bo będziesz czekać na postawienie kolejnego kroku!

A wyobraź sobie, że tak podchodzisz do wszystkiego w swoim życiu.

Większość klientów pisze mi – “nie rozumiem dlaczego się opieram”. Pierwszy błąd – uważają, że problem leży w tym, że nie rozumieją. Drugi błąd – w ogóle nie są świadomi, ŻE się opierają. Dlatego szukają tej ezoterycznej “przyczyny”, którą jak usuną, to i opór zniknie. Bo i sam opór widzą jako uczucie, które się samo pojawia. I uważają, że je powoduje np. jakaś czynność, którą “MUSZĄ” wykonać. Dlatego jej unikają – uważają, że w ten sposób unikają przyczyny oporu/napięcia. Z tego wynikają następnie te wszystkie szamotaniny jak próby motywowania się, “przełamywania”, zmagania, walki, drenowania siły woli, etc.

Dlatego w tym tkwią i nie korygują – bo uważają, że postępują słusznie zmagając się z tym przeciwnikiem – “uczuciem oporu”. A jak unikają jakiejś istotnej czynności, to pojawiają się negatywne konsekwencje i zaniedbania w życiu. Którym też się opierają i grają ofiarę.

Powiedz mi – czy musisz zrozumieć dlaczego z całych sił zaciskasz dłoń, by przestać ją zaciskać i otworzyć? Odpowiedź brzmi – rozumienie przyczyn przydaje się tylko wtedy, gdy NIE CHCESZ przestać jej zaciskać. Bo np. cały czas wygrażasz całemu światu. Czyli przyczyną tej niechęci – oporu – jest niechęć, by odpuścić KORZYŚĆ/KORZYŚCI jakie z tego masz. A żeby widzieć, że nie chcesz jej otworzyć – to wymaga intencji uczciwości.

Decyzja, by przestać oglądać porno, by zacząć żyć integralnie jest jednym z najświetniejszych celów jakie możesz sobie postawić. Większość dlatego nie daje rady, bo wcale tej decyzji nie podjęli. Ok. 90% moich klientów, przynajmniej na początku, chcą tylko “poczuć się lepiej”. To wszystko. Bowiem wszystko opierają o uczucia i nic więcej. Gdyż nie rozumieją jeszcze co to jest zdrowie, wyzdrowienie i uzależnienie w ogóle.

A gdy taką decyzję podejmiesz, to nie ma mocnych, by jej nie dotrzymać.

20. Dedykacja Najwyższemu Dobru.

Jako ludzie nie wiemy co jest dobrem, a co nie.

Tym bardziej Najwyższym Dobrem.

Bo nie odróżniamy własnych opinii, osądów, wartościowania od faktów – od rzeczywistości. Oraz od tego, co poznaliśmy i usłyszeliśmy od innych.

Dlatego też intencja dedykacji Najwyższemu Dobru jest tak rzadka. Bo już sądzimy, że czynimy dobro. Np. dajemy pieniądze żebrakowi. Wielu uważa to za dobro. Ale w większości przypadków to “dobro” utrzymuje tego człowieka w świadomości biedy. Jak niedobre to jest znamy z rozdawnictwa rodzinom patologicznym – m.in. to się przyczynia do kolosalnego wzrostu inflacji. Na czym tracą wszyscy, a ludzie żyjący patologicznie żyją tak coraz chętniej.

Nie dajemy im możliwości odpuszczenia przywiązania do tego stanu i oporu przed korektą. A wielu daje pieniądze nie by pomóc, tylko, by się potem tym pochwalić i potępić tych, którzy pieniędzy nie dali. Albo dali mniej. Oczywiście przykład z żebrakiem jest głupiutki, nieważny. Błędów tego typu jest ocean bez dna. Bo nie wiemy co jest dobrem, a co nie.

Jak zwykle – najlepszym przykładem są uzależnieni. Całe życie mogą uważać porno czy alkohol za dobry pomysł. Nawet gdy oczywistym jest, że sprowadzają na siebie w ten sposób cierpienie i niszczą sobie zdrowie i życie. Większość przecież nawet teoretycznie wiedząc, że nie jest to dobry wybór, nadal go dokonują, nawet każdego dnia. Naprawdę niewielu ma pojęcie dlaczego.

Dedykacja Najwyższemu Dobru wymaga nie tylko pokory ale też przekroczenia paradygmatu narcyzmu. Wiemy już, że nie rozumiemy rzeczywistości, bo nie możemy rozumieć. Takie są fakty. Nikt nie wie, jak wielu twierdzi “jakie jest życie”. Nikt. Znamy tylko swoje opinie i własne doświadczenia, które są RADYKALNIE SUBIEKTYWNE. A i tak większość nie rozumie, że sami nadają im całe znaczenie, sens i wartość jakie pozornie “w nich” widzą i uznają je za takie.

Nie wiemy co stanowi Najwyższe Dobro kogokolwiek i czegokolwiek na tej planecie. Bo nie rozumiemy – gdyż nie jesteśmy w stanie – pełnego kontekstu życia. To jest pokora.

Dedykacja Najwyższemu Dobru to przede wszystkim kolosalny krok naszej ewolucji.

Jak zwykle najlepszym przykładem są uzależnieni – nawet 40 lat uważają, że czynią dobro, że sobie pomagają oglądając pornografię, pijąc wódkę czy paląc papierosy. A tak nie jest. Nigdy nie było i nigdy nie będzie. Co więcej – gdy słyszą co jest niezbędne do wyzdrowienia – np. uwalnianie, medytacja, grupa 12 kroków – uciekają, opierają się, grają ofiarę. Wielu na mnie się denerwuje, bo im ukazałem jakieś błędy. Użalają się, biadolą, rozpaczają, “przytłaczają się” nawet ilością stron WoP… To wszystko i więcej szkodliwego uważają za dobre. Bo tak zawsze postępowali, więc nadal tak czynią. I uważają, że to jakieś zewnętrzne problemy czynią im krzywdę i szkodę.

Co jest Najwyższym Dobrem osoby uzależnionej? Kto to rozumie? Bo żaden uzależniony nie.

A to pytanie najwyższej wagi. Nie ma ważniejszego dla człowieka z problemem uzależnienia. Większość mówi – “wyjść z tego”, “rzucić to”, “przezwyciężyć uzależnienie”. To nie jest dobro. To nie jest rozwiązanie.

Ostatnio jeden klient opisał mi, że np. “rzucił” alkohol i papierosy. Dużo osiągnął w kwestiach finansów. Jednak większość przez zmaganie i walkę. Porno ogląda nadal. Nadal boi się krytyki. Nawet pierwszy mail ode mnie odebrał jako krytykę. Jednak był na tyle trzeźwy, że to zauważył i zapytał się mnie jak powinien odebrać słowa ode mnie. Czy “odbijać piłeczkę”, czy przemyśleć sprawę.

Mówi, że niegdyś zareagowałby pewnie furią, wściekłością. Ale – pokusa była. Co to oznacza – naturalnie pewną drogę przeszedł. Jednak mniej więcej nadal żyje bardzo podobnie, bo nadal JEST bardzo podobny.

Tematy jak patrzenie innym w oczy i postawa wyprostowana, nie przygarbiona – potrzebował lat, by to zmienić. I nadal “nad tym pracuje”. Co oznacza, że się męczy, bo przyczyny nie zostały rozpoznane, ani przepracowane. Więc skazuje się na niekończące się zmaganie.

Co pokazuje – uzależnienie to to jak żyjemy. On na pewno podjął wiele pozytywnych decyzji, których większość uzależnionych nie podejmuje – np. zrezygnował z użalania się nad sobą i grania ofiary. Jednak do wszystkiego podchodzi przez pryzmat siły, wliczając siłę woli. To nie jest zdrowie. To się może wydawać zdrowiem pozornie – bo mamy pewne rezultaty, np. zaplecze finansowe. Jednak – pozornie tyle osiągnął, a nadal boi się krytyki oraz boi się i wstydzi towarzystwa innych ludzi. Z nikim nie nawiązuje głębszych relacji, relacje z innymi ludźmi go nudzą. A to dopiero pierwsza wiadomość, więc problemów pojawi się na pewno dużo więcej. Nie zmieniło tego “rzucenie” ani alkoholu, ani papierosów. Nadal jest taki sam, przynajmniej wobec tych tematów. A pragnie kontaktów głębszych, szczególnie z kobietami. Mówi, że mógłby mieć “najlepsze” kobiety. Tylko że ich nie ma. A każdy facet mógłby mieć. Tylko daleko nie każdy rezygnuje z tego, przez co nie ma. Ani nie analizuje co rozumie przez “najlepsze”. Bo czy ładne to najlepsze? A seks ma. Tylko nie doświadcza radości, ani satysfakcji.

Pytanie co jest najwyższym dobrem uzależnionego to jakby pytać sapera, jakiego koloru kabelek w bombie ma przeciąć. Od tego który przetnie zależy jego życie. Przy czym – w przypadku sapera to losowość, bo nie może tego wiedzieć. W przypadku uzależnień odpowiedź jest znana.

Weźmy przykład dużo prostszy ale także znaczący – zdrowie. Kto używa twierdzenia – “zdrowie jest najważniejsze”? Ok – po pierwsze – co to jest zdrowie? Kto zna poprawną definicję?

Dwa – czy rozumiemy, że jedzenie białego cukru jest jedną z największych szkód jakie sobie czynimy? Cukier i podjadanie, szczególnie słodyczy. Jeżeli twierdzimy, że zdrowie jest dla nas najważniejsze, to czy zrezygnujemy ze słodyczy już na zawsze? Czy przestaniemy podjadać?

Jeśli nie, to twierdzenie “zdrowie jest najważniejsze” jest fałszem. Kłamiemy. Bo oczywistym jest, że coś innego jest dla nas ważniejsze. Co oczywiście możemy metkować “zdrowiem”, tylko że na 100% to zdrowiem nie jest. Więc – możemy ukrywać wilka w owczym przebraniu, gdy posługujemy się fałszywą definicją “zdrowia”. I miliardy ludzi tak postępuje.

Jeden z klientów powiedział mi, że są już postępy, bo zaczął wychodzić z domu. Gdyż przeczytał ode mnie, że siedzenie w domu często kończy się oglądaniem pornografii. Odpowiedziałem mu, że nie samo siedzenie w domu, tylko przyczyny, przez które siedzi w domu są dokładnie tym samym dlaczego ostatecznie decyduje się na pornografię. Samo wychodzenie nic nie zmieni – bo zapewne już podczas spacerów będzie fantazjował o porno i gdy tylko wróci – włączy je. Samo wychodzenie oczywiście jest na plus ale magicznie nic nie zmieni. Więc – można i tu utknąć – twierdzić, że wychodzenie z domu jest zdrowe, a nadal być uzależnionym i nieszczęśliwym.

Gdy zacząłem odżywiać się ketogenicznie – jem tylko 2 posiłki dziennie z 3-godzinną przerwą oraz poszczę regularnie przez 3 doby – moje ciało zaczęło się fantastycznie regenerować i wzmacniać. Zniknęło wiele problemów. Jest niesamowicie – mam dużo więcej energii, swobody, etc. Choć odżywiałem się całkiem, całkiem, mógłbym rzec – zdrowo, to jednak paradygmat zdrowia był mimo to bardzo ograniczony. I popełniałem masę błędów, które znacząco wpływały na stan zdrowia. Który traktowałem jako normalność i dobro.

Plus dostrzegłem jak ludzie nie rozumieją wpisanych w religię praktyk i zaleceń – np. “Wielki Piątek”. Co ma Ci przynieść nie jedzenie mięsa przez jeden dzień? Dla większości to jakieś poświęcenie! Ja przez ponad 10 lat codzienne miałem “Wielki Piątek”. I? Albo uważają, że pamiętanie o tym dniu i przestrzeganie jest ważne. Mówią – “nie wolno”. Niby dlaczego? To są żarty – szopka. Jeśli pościsz, to nie jesz NIC. I nie robisz tego raz przez tydzień, bo sobie wyrządzisz krzywdę. Zaczynasz od jednej doby. Kilka razy. Potem dwie doby. Etc. Ja mogę nie jeść już praktycznie tydzień i mam cały czas masę energii. I nie robisz tego, bo Ci Bozia w książeczce nakazała, tylko to jest kolosalnie ważna dla zdrowia praktyka! Pierwotne Nauki stały po stronie dobra ludzi. Dziś większość z tego to jak odbicie w krzywym zwierciadle.

I teraz jest tak fantastycznie, że bez żalu zrezygnowałem NA ZAWSZE z masy ukochanych przeze mnie posiłków – od smażonych ziemniaczków z czosnkiem, po wszelkie ciasta (szczególnie cudowny serniczek od mamy), oponki, rogaliki, wszelkie makarony, które pochłaniałem w dużych ilościach, etc. Zmieniłem 95% tego jak się odżywiam. Bo zdrowie – jego jeszcze wyższy poziom, niż kiedykolwiek – jest dla mnie ważniejsze, niż taka chwilowa i wątpliwa przyjemność. Oczywiście nie zrobiłem tego na ślepo – najpierw dużo się edukowałem. I uznałem, że to jest moje Wyższe Dobro, niż to jak się odżywiałem dotychczas. Dlatego zmiany dokonałem bez trudu, bez zmagania i nie mam żadnych pokus, by wrócić. I nadal jem smacznie ale teraz wiem na 100%, że też o niebo lepiej. Początkowo było to trochę niekomfortowe – dużo analizy, szukanie nowych produktów, upewnianie się, że odpowiednio jem, rozdałem bliskim zapasy tego, czego już nie jadłem. Popełniłem błędy ale wiedziałem jakie, skorygowałem je i byłem przygotowany na konsekwencje.

Plus – bez żalu wróciłem do jedzenia ryb. Choć byłem wegetarianinem przez ponad 10 lat – co też swego czasu wprowadziłem bez żadnego zmagania i było dla mnie efektem istotnego uświadomienia sobie – że mogę żyć nie odbierając życia, nie potrzebując do tego innego życia. Wiele osób pytało się mnie jak tego dokonałem, bo wielu ma problemy – ciągłe pokusy, by zjeść mięso. Bowiem nie wynikało to z rozwoju, tylko żalu, poczucia winy, gniewu.

Gdyż właśnie nie rozumiemy tej dedykacji. Gdy dedykujesz swoje działania i dążenia znamienitej sprawie, to na to nie ma mocnych. Nie ma! To samo z zimnymi prysznicami i masą innych spraw. Gdy nadasz temu odpowiednią wartość, sens i znaczenie, i odpuścisz opór – nie ma siły, które Cię powstrzyma. I zobaczysz wtedy, że jedynym, kto Cię powstrzymywał, byłeś/aś Ty sam(a) – i dlatego to całe środowisko motywacyjne to nowożytne gusła.

Tylko pamiętaj o rozsądku, a nie robieniu czegokolwiek “na HURRAAAAA!” Fizyczność to też aspekt rzeczywistości. I można sobie niepotrzebnie, mocno zaszkodzić nie żyjąc rozsądnie.

Ja np. wiele czytałem o potrzebnych ciału składnikach odżywczych i witaminach. Stało się jasne, że ciało – element zwierzęcości – potrzebuje tego, co zwierzęce. Mogłem w alternatywie żreć porosty prosto z lasu, by dostarczać ciału bardzo istotnych i trudno dostępnych dla “wegetarian-keto” składników ;), albo jeść rybki. Wybrałem, by jeść rybki. Przez ok. 2 tygodnie odpuszczałem przywiązanie do wegetarianizmu i opór przed korektą – by znowu zacząć jeść zwierzęta. Zmiana przyszła samoistnie. Jem rybki z wdzięcznością. Podobnie – zacząłem pić tran. Znalazłem bardzo dobry, wybrałem taki bez żadnych dodatków smakowych. Choć smakiem nie zachwyca, to codziennie piję dwie duże łyżki. Bez oporu, bez zmagania, bez krzywienia się – z uśmiechem, bo robią dla siebie coś dobrego. Po 2-3 tygodniach zaczął mi smakować. Teraz mam w szafce 5 butelek tranu. Ok, 4, bo jedna stoi w lodówce gotowa do picia.

Wszystko co robimy i z czym nie jesteśmy szczęśliwi, powinniśmy przewartościować i poddać rekontekstualizacji – by właśnie dedykować to Najwyższemu Dobru. W ten sposób nawet praca, w której dotychczas się męczyliśmy, będzie dla nas źródłem radości i satysfakcji. Wielu np. dedykuje swoją pracę rodzinie – by zadbać o wszelkie ich potrzeby. Tylko z miłości, a nie z lęku przed opuszczeniem nas i bez poczucia winy. Oczywiście – może okazać się, że zmiana środowiska pracy będzie mądrym krokiem. Tak jak zaprzestanie oglądania porno. Ale jeśli zaprzestanie oglądania pornografii dedykujesz, że Ci to magicznie wszystko samo zmieni – to się szybko rozczarujesz. Bo żadna ilość regeneracji mózgu nie zmieni Ciebie, gdyż nie jesteś mózgiem. Pamiętaj, że nie tylko pornografią sobie szkodzisz. Przecież właśnie uważasz, że pornografię sobie pomagasz na szkody wyrządzane sobie na wiele innych sposobów – i jesteś przekonany/a, że te szkody czyni Ci świat, ludzie, wydarzenia.

Każdy integralny przedsiębiorca – a więc osiągający znamienity sukces finansowy – mówi, że jego celem jest dostarczanie ludziom wartościowych produktów, usług, pomaganie. I to jest prawda. To jest ich cel – służba. Pieniądze są tego naturalną konsekwencją i miłym dodatkiem. Jednak ich motorem napędowym jest służba innym ludziom. Skuteczne służenie – to jest sukces. Nie pieniądze. Pieniądze to reprezentacja sukcesu. A przecież nie każdy sukces i cel przynosi gratyfikację finansową. I nie musi. Ale znowu – uważaj, by braku pieniędzy nie używać jako usprawiedliwienia pseudo-skromnością. Jeśli Twoja robota ma wartość – bierz za nią adekwatne pieniądze. A jaką ma realną wartość dla rynku/klientów i jakie wynagrodzenie będzie adekwatne – to możesz dostrzec dopiero po całkowitym odpuszczeniu winy i wstydu.

Dlatego każdego dnia ci przedsiębiorcy są pełni energii, są zmotywowani, wiedzą co mają robić, a gdy popełnią błąd, to szybko wracają na odpowiednie tory. Cały czas się uczą, rozwijają, inspirują, szukają nauczycieli, mentorów, ludzi, z którymi mogliby tworzyć wspólnie. Nie ma w tym ani krzty poświęcania się. Służba to nie poświęcenie. Bo Najwyższe Dobro jest również Twoim.

Co ciekawe – integralne zarządzanie firmą bardzo przypomina decyzję, by iść do wspólnoty 12 kroków. Albo życie w integralnym, szczęśliwym związku.

Szczęśliwy związek to zestrojenie się z wartościami drugiej osoby. A ona jest zestrojona z naszym szczęściem. Tym samym żyjemy tak, by pomagać swojemu szczęściu. I nie poświęcamy się. Nie ma tu żadnych kompromisów. Bo nie może być. Kompromis to – “abyś ty był(a) szczęśliwy/a, ja nie mogę być szczęśliwy w pełni”. A powiedz mi – dlaczego ktokolwiek kto nas kocha miałby być szczęśliwy tym, że my nie jesteśmy szczęśliwi? To jest fundamentalna wada kompromisów – bo nie pochodzą one z serca.

Ludzie uważają, że kompromisy są nieuniknione. Np. oboje budzą się w weekend i jedno chce iść na mecz, a drugie pojechać na działkę do rodziców. Ale czy te cele pojawiły się nagle? Właśnie tak ludzie ignorują siebie nawzajem, a potem na szybko próbują to naprawiać. Był cały tydzień albo i kilka, by przedstawić swoje plany partnerowi/partnerce. Powiedzieć czego chcemy. Jeśli mecz jest w sobotę, to na działkę można pojechać w niedzielę. A nie próbować znaleźć “rozwiązanie” w tym dniu. W takiej sytuacji brakuje dobrej woli wobec siebie i otwartości. Czyli – komunikacja leży i piszczy pi! pi! pi!

A czy człowiek, który nie idzie do wspólnoty 12 kroków, choć jego życie nie jest szczęśliwe – również nie brakuje mu wobec siebie dobrej woli? Nie jest wobec siebie szczery, ani otwarty. Oczywiście przedstawia sobie różne usprawiedliwienia i racjonalizacje. Ale to nic nie zmienia.

Bo i swoich działań nie dedykuje własnemu Najwyższemu Dobru. Gdyż nadal nie widzi co jest dobrem, a co nie. I nawet nie chce tego pokornie przyznać.

Jakiś czas temu klient, który poszedł do wspólnoty 12 kroków napisał mi jak to się dziwił, że “tam nic specjalnego się nie robi”. No bo zdrowie i normalność nie jest niczym specjalnym. To nie ezoteryczne tańce na jednej nodze. Normalność to np. dzielenie się tym co nas boli, to otwartość – wyznajemy innym swoje błędy. Zaś grupy 12 kroków to otoczenie wspierające, nieosądzające, kochające, neutralne wobec spraw świata. Tym samym nie ma na tej planecie lepszych warunków do uzdrowienia.

Pójście do wspólnoty 12 kroków to nasze Najwyższe Dobro bez wątpienia.

21. Módl się o świadomość Bożej Woli.

Uczą tego wspólnoty 12 kroków, “Kurs cudów” jak i każdy pokorny człowiek rozumie jak istotne to jest.

Mówimy o sukcesie. Ale ponownie – jakiej definicji sukcesu używamy? Co dla nas stanowi sukces? Co sukcesem jest dla człowieka uzależnionego?

Wiele, o ile nie większość ludzi na planecie, uważa, że wszystko podlega Woli Bożej – np. to, że tajfun zabija tysiące ludzi, choroby, itd., bo Bóg je zsyła za grzechy, z własnej, sadystycznej woli, gniewu, rozczarowania, nudy, etc.

M.in. dlatego właśnie powinniśmy iść tą drogą – by poznać Wolę Bożą. Bo to co uważamy za Bożą Wolę – nie jest nią. Jeśli uważasz, że np. mucha, która wpadła Ci do herbaty jest efektem decyzji Boga – mylisz się.

Masa ludzi, szczególnie z kręgów inteligencji naukowej, sądzi, że Bóg albo nie istnieje, albo jeśli istnieje, to musi być zły, skoro na planecie jest tyle cierpienia, a Bóg na nie pozwala. Np. wulkan wybucha i zabija ludzi. No Bóg musi być sadystą jeśli istnieje! Ale nawet tak rzekomo inteligentna osoba pomija prosty fakt – wulkany wybuchały na tej planecie zanim pojawiły się istoty nawet z grubsza przypominające ludzi. To zjawisko przyrodnicze. Tak jak grawitacja. To nie ma nic wspólnego z boskimi wyrokami.

Jeśli rozbija się samolot, to nie jest zrządzenie boskie, tylko ludzki błąd. Ktoś albo popełnił usterkę konstrukcyjną, albo niedokładnie przeprowadził analizę czy wszystko jest ok. I/lub pominął, że materia się psuje i zużywa.

Ale zauważmy – choć wiemy, że wulkan to wielkie niebezpieczeństwo – i tak masy ludzi osiedlają się w zasięgu rażenia wulkanów! Co więcej – nawet, gdy wulkan wybuchł i wszystko zniszczył, ludzie, którzy przeżyli ZNOWU się osiedlają w tym samym miejscu. A my Boga nazywamy złym, sadystycznym, szalonym? Człowiek pije, budzi się zarzygany w rowie, traci rodzinę, a nadal pije i sądzi, że nie ma problemu z piciem! Albo w kółko głosuje na partie polityczne, które niszczą gospodarkę, życie społeczne i wszystko inne. Robi to z uśmiechem, a często dlatego, bo wie, że to zaszkodzi komuś, kogo nie lubi!

Jest masa przypadków, gdy ktoś chce popełnić samobójstwo i wybiera śmierć w wypadku samochodowym. Więc przy okazji zabije potencjalnie kilkanaście innych osób.

Ponownie – człowiek to “mistrz” wyparcia. Ignorant tak wielki, że się to nie mieści w głowie. Ignoruje masę sygnałów ostrzegawczych, zupełnie nie interesuje go prawda, fakty. Wszystko opiera o swoje wyobrażenia, wrażenia, opinie, pozycjonalności i oczywiście emocje oraz myśli. Sam fakt, że nazywa emocje i myśli SWOIMI już jest wynikiem kolosalnej ignorancji. No ale przecież człowiek uważa, że powinien mieć planetę Ziemia we władaniu. Ba! Nawet religia się na to rzuciła! Zwalamy to urojenie na Boga – że nam nakazał władać… Był przykład rzymskiego cesarza, który nakazał siekanie i dźganie fal morskich. Ludzie naprawdę nie są bardzo nad tym. Kto wojuje z myślami i emocjami? Witam na poziomie Kaliguli! ;) Bo myśli i emocje są fenomenem bezosobowym i samoistnym. Nie są Twoje! Nie są Twoje tak jak wiatr i morze nie są Twoje. Tak jak smak i zapachy nie są Twoje. Itd.

Są na tej planecie ludzie, którzy kupują paczkę czipsów, na której jest przedstawiona miseczka z czipsami i jakiś dip, itd. Następnie pozywają na drodze sądowej firmę, bo otworzyli paczkę, a w niej tylko czipsy! Nie ma ani miski, ani dipu! Takich ludzi są miliardy. Ktoś patrzy na czyjeś ciało, patrzy na to, którym dysponuje, sam dokonuje osądu, a następnie gra ofiarę, że ma gorsze, brzydsze. I w ogóle ignoruje oraz pomija fakt, że sam nadał to całe znaczenie.

Czy takiego człowieka obchodzi jakikolwiek fakt? Dla niego fakt to to, że skoro na paczce jest pokazana miska, to taka miska powinna być w paczce! Logiczne!

Gdyby Bóg miał nas karać czy powstrzymywać od każdego błędu i głupoty, to wszyscy siedzielibyśmy powiązani w piwnicach i mieli zakaz wychodzenia i dotykania czegokolwiek. ;) Bóg zacząłby zabranianie oczywiście od całkowitego zakazu picia alkoholu i jedzenia słodyczy. Ooo, nagle miny rzedną! No jak Bóg miałby zakazać i interweniować w sprawie każdego błędu i “zła”, to 80% ludzkości byłaby rażona piorunami co 5-15 sekund. Przekląłeś/przeklęłaś? Piorun! Masz negatywną myśl? Piorun! Nie chce Ci się? Piorun! Martwisz się? Piorun! Wypominasz sobie błędy? Piorun! Popełniłeś/aś błąd? Piorun!

Widzisz absurd tego, że Bóg powinien interweniować? Ty masz interweniować w kwestii własnych błędów. Bo tylko Ty odpowiadasz za swój los. Nikt inny.

Bo nie rozumiemy ani przeznaczenia tej planety, ani tzw. “losu” ludzkiego – możliwości jakie mamy. Uważamy, że grając ofiary unikamy odpowiedzialności. Głupim jest, kto temu hołubi i przyklaskuje, i próbuje ofiary ratować.

Niech mi ktoś powie – jeśli dziecko nie chce się uczyć w szkole i cały czas dostaje jedynki – czy Bóg powinien interweniować? Jeśli tak, to jak? A może w ogóle to wina Boga, bo stworzył takie dziecko z niechęcią do nauki? Hmm? Co z poziomu ludzkiego wydaje się dobrą drogą wobec losu tego dziecka? W jakim kontekście tę opcję widzimy jako dobrą? Może trzeba za uszy zaciągnąć to dziecko na korepetycje! To na pewno je uratuje…!

Możemy przemyśleć – z jakich powodów to dziecko nie chce się uczyć? Jaka tu jest odpowiedzialność wszystkich – od dziecka, po nauczyciela, kolegów i koleżanki, rodziców, społeczeństwo, system oświaty, wszystkie wybory tego dziecka aż do tego momentu, Boga…?

Kto w ogóle ocenia tę sytuację jako złą? Co to znaczy “zła”? Zła dla kogo? Kto tak twierdzi? Uważamy, że najwyższym dobrem takiego dziecka będzie zmuszanie je do zmiany? Ponownie – kto tak twierdzi? Bóg? Czy Ty? Uważasz, że przyczyny takich zamysłów wynikają z miłości? Wystarczy minimum uczciwości, by dostrzec, że oczywiście – nie.

Każdy, kto próbuje zmusić bliską, uzależnioną osobę do zmiany, powinien widzieć/powinien się szybko zorientować jak próby korekty czyjegoś losu NIE sprzyjają poprawie. Dlaczego nie? Bo Bóg jest draniem i nie pozwala tej osobie wyzdrowieć? Na pewno?

Ja pracuję z uzależnionymi od lat. Sam tak żyłem. I wiem jak wygląda sytuacja. Bóg nie ma nic wspólnego ani z losem takiej osoby, ani z jej cierpieniem, ani możliwością zmiany. Jest tylko jedna osoba, która tę osobę trzyma w miejscu. Jest nią sama osoba uzależniona.

Ludzie zakładają setki fałszywych opinii na wszystkie możliwe tematy. Gdy mi je przedstawiają i w odpowiedzi otrzymują setki korekt, zaczynają się użalać, denerwować! Choć nic dobrego z tego dla nich nie wynika, choć otrzymali rozwiązania – denerwują się jakby im ktoś krzywdę zrobił! Ostatnio jeden klient zauważył, że chciał mi się odgryźć, bo ukazałem mu w jednej wiadomości kilkadziesiąt spraw, którymi sobie kolosalnie szkodził i nie potrafił poradzić od 20-30 lat!

Człowiek chce cierpieć. Bo ma z tego masę korzyści. Uwielbiamy grać ofiarę. Bo tak żyje homo sapiens – na takim poziomie rozwoju jest ta istota.

Gdy niektórzy klienci pytają o coś ważnego i w odpowiedzi otrzymują ode mnie pytanie, bo temat jest dla nich bardzo istotny oraz to, aby sami doszli do poprawnych wniosków – również wściekają się na mnie! Masę razy czytałem – “odpowiadaj jak człowiek!” Ponownie pytam – kto tych ludzi trzyma w miejscu, w jakim są? Może wojna na drugim końcu świata, której Bóg nie powstrzymał? Hmm?

Korekta tego tytanicznego narcyzmu na pokorę to niewyobrażalnie wielki krok rozwoju. Naturalnie takiemu człowiekowi wydaje się upadkiem. Bo boli. Bo w odczuciu to utrata czegoś cennego! Tylko to “cenne” nie jest wcale wartościowe, ani ważne. Ma natomiast wielką CENĘ. Dla nas. My ją płacimy.

Słowo “cenne” wcale nie oznacza, że coś ma dużą wartość, tylko wielką cenę.

A to że my nadaliśmy temu wielką wartość – to nasz problem.

Ludzie robią się w jajo – bo np. buty znanej firmy są drogie – mają wysoką cenę. Ludzie zakładają więc, że są cenne (w sensie – mają dużą wartość)! A jak zapłacą tę cenę, sami nadmuchują wartość tych butów – no bo zapłacili za nie dużo pieniędzy! Zobaczcie jakie są wartościowe – MOJE buty! Ale czy są? Czy mądrym było wydać tyle pieniędzy? Słyszę wtedy “stać mnie to mogę!” – ok, tylko nie w tym jest w ogóle problem. To tylko pewna reprezentacja faktycznego problemu. A i tak nie jest on w ogóle rozumiany. Bo nikt nie widzi tego jako problemu, bo ważne są “jego” uczucia wynikające z pozycjonalności.

Problem stanowi nie tylko nadmuchiwanie wartości, chętne dawanie się okradać za jakieś logo, ale przede wszystkim – przywiązanie do przekonania, że musimy mieć rzeczy wyjątkowe – czyli np. drogie; oraz – być może jeszcze istotniejsze – opór do nie posiadania tych rzeczy, co możemy rozumieć jako niechęć do bycia zwykłym, normalnym (jakkolwiek to rozumiemy). Wielu dosłownie cierpi z tego powodu, że widzą siebie jako normalnego (choć oczywiście to nie ma nic wspólnego z normalnością, bo gdyby żyli normalnie, to by się nie osądzali i nie cierpieli). Szczególnie za normalność – która jest rzadka na tej planecie. To co powszechne wcale nie oznacza, że jest normalne. To co rzadkie wcale nie oznacza, że jest nienormalne.

Albo – skoro diamentów jest relatywnie niewiele i są trudno dostępne, to muszą być cenne! No nie dziecinada? A ludzie się o to zabijają. Każdy nowy “krzyk mody” – to samo – granie na emocjach – na tym pożądaniu wyjątkowości. A wiesz co to jest wyjątkowość? To pragnienie oddzielenia od ludzi. A potem biadolenie, że nie mamy znajomych/dziewczyny lub nasi znajomi nas nie lubią. Itd.

Pojęcia nie mamy co jest naprawdę ważne i dobre. Ta droga to rozwiązanie, by poznać odpowiedzi.

Pewnie już pierwsze słowo dla większości to albo pretekst do śmiechu, wątpliwości, albo – “Oooo, coś mi tu śmierdzi jakimiś kultami i machinacjami!”

Pamiętaj jak pewien bardzo uzależniony mężczyzna nie chciał iść do grupy 12 kroków, “bo pali się tam świeczkę” i to dla niego był czerwony alarm, że to jakiś kult. To mam nadzieję, że nigdy nie wyłączą prądu w jego domu! Bo będzie musiał stworzyć kult, by wieczorami oświetlić mieszkanie! Nie daj Boże trafić na randkę do restauracji, gdzie zapalają świeczki! Bo możemy już jej nigdy nie opuścić!

Modlitwa to niekoniecznie jakaś czynność, szczególnie mówiona. To bardziej intencja. To to jacy JESTEŚMY.

Zastanów się czego wymaga od człowieka szczera i pokorna prośba o poznanie Woli Bożej?

Bo ludzie modlą się tak jak składają życzenia – “wszystkiego najlepszego!”, “nawzajem!” – nie jest to ani szczere, ani radosne. Często ma tylko formę odbębniania, bo “wszyscy to robią, to i ja też”, “bo należy”, “bo wypada”, “bo dobre wychowanie tego wymaga”.

Czy złożyliśmy komuś naprawdę szczere życzenia? Byliśmy 100% uczciwi i integralni z ich treścią? Czy życząc komuś “wszystkiego najlepszego” wiemy co tak naprawdę tej osobie życzymy? Wiemy co jest dla niej najlepsze?

Czy jesteśmy w tym pokorni? Czy dedykację tę ustalamy dla Najwyższego Dobra tej osoby i by pokrywała się z Wolą Boga? Czy to narcystyczne “ja wiem co jest dla ciebie najlepsze i tego ci życzę – by stała się MOJA wola”?

Ludzie składając życzenia mówią – “zdrówka, bo zdrowie jest najważniejsze!” To na pewno prawda? A jeśli jest najważniejsze, to czy robimy wszystko, by żyć zdrowo? Co to jest zdrowie? Czy osoba, która tego życzy jest zdrowa i rozumie czym zdrowie jest, jak je osiągnąć i utrzymać? Czy jest żywym przykładem zdrowia? Czy właśnie dlatego życzy, bo zupełnie nie wie jak być zdrowym i uważa, że jak komuś złoży takie życzenia, to może i magicznie i u niej się pojawi?

Zapytaj taką osobę od czego jest witamina C albo B1. Skoro zdrowie jest dla niej najważniejsze, to powinna dysponować tymi podstawowymi i fundamentalnymi informacjami. Co więcej – powinna też znać dzienne zapotrzebowanie organizmu na te witaminy i je spełniać wraz z posiłkami. Czy tak jest? A wiesz co to są prekursory witamin i jak je aktywować?

Zdrowie to nie tylko mądrość – poprawne informacje i korzystanie z nich. Ale też świadomość tego jak zdrowiu szkodzimy, by tego zaprzestać. Bo jak ktoś mi mówi, że zdrowie jest dla niego najważniejsze, a codziennie je cukier i jeszcze się usprawiedliwia – “tylko łyżeczka do kawy”, a potem okazuje się, że druga tu, trzecia tam, cukiereczek, itd. To niewielkie ilości? Wystarczające, by organizm był non stop kolosalnie obciążony i musiał się odtruwać. Nie mówiąc o masie komplikacji jak wysoka insulinoodporność, która rośnie tylko z jedzenia cukru ale też podjadania, nawet czymś pozornie zdrowym jak orzechy.

Brakuje nam bardzo wielu krytycznych informacji o tym jak pewne przyjęte w społeczeństwie i kulturze elementy kolosalnie szkodzą zdrowiu i uważamy je za normalne. To samo przecież tyczy się alkoholu, papierosów oraz pornografii, która też powoli wpisuje się w “tło normalności”, o ile już taka nie jest.

To co Ci daje ludzki świat nie jest w wielu przypadkach (większości) pozytywne. Nie stoi po stronie Twojego dobra. Wola Boża stoi. A jej nie przekaże Ci żaden człowiek.

Że Bóg jest miłością słyszało wielu. Większość wcale tak nie uważa. Pozostali – co z tego, że to wiedzą? A co to jest miłość? A Bóg? To taki duży, starszy pan? Cóż to zmienia? Tak jak – cóż zmieniło, że wiesz, że oglądanie pornografii Ci szkodzi? To zdanie dla wielu jest jak “trawa jest zielona”. No jest. I?

Co to jest uzależnienie?

Pamiętajmy, że fundamentem modlitwy jest intencja.

Ostatnio przeczytałem, że jakaś nauczycielka z chrześcijańskiej szkoły w USA została aktorką porno, bo “Bóg powiedział jej”, by wybrała ten zawód. Możemy sobie wyobrazić jakie wyobrażenie Boga musi mieć taka osoba, jeśli uważa, że Bóg wybrał dla niej zawód na poziomie kalibracji poniżej 100? Dla porównania – poziom 100, to np. uzależnienie od narkotyków, poziom ludzi bezdomnych… Sekty i kulty są wyżej – na 120!

Nie, Bóg nic nikomu nie mówi. Głos Boga jest ciszą i spokojem. A nie skazywaniem kogokolwiek na bycie poniżanym/poniżaną w oczach całej ludzkości.

Wyobraź sobie, że Bóg to pole magnetyczne , w którym umieszczamy różne metalowe przedmioty. Powiesz – czy to pole lub magnes mówią do tych przedmiotów? Jednemu mówią “przybliż się do mnie”, a drugi odpychają? Nie. To jak pole oddziałuje z danym przedmiotem zależy od tego przedmiotu, nie od pola. Pole nie jest różne dla różnych przedmiotów. Pole nie dokonuje podziałów, ani wartościowania.

Ta kobieta to przykład jak masy ludzi nie odróżniają sufitu od podłogi.

Ponoć pochodzi ona z rodziny bardzo religijnej i rodzice cały czas mówili jej, że ma być dobrą córką i chrześcijanką. To też przykład, że próby zmiany świata, a nawet najbliższych, zawsze spotkają się z oporem i zazwyczaj też – z dążeniem zupełnie przeciwnym. Bo intencja tego nie była pozytywna. Ani forma tego, co próbowaliśmy osiągnąć. Jeśli sami nie jesteśmy przykładem tego, co dobre, to bliscy nam też tego nie wybiorą. Szczególnie jeśli będziemy na to nalegać.

Z moimi klientami jest dokładnie tak samo – czytałem masy historii z rodzin religijnych, w których rodzice byli surowi, a nieraz i niemalże sadystyczni, a uważali się za dobrych i pokornych – tzw. “bogobojnych”. Historie te przypominały horrory, a nie przykłady rodzin kochających.

Gwarantuję, że Bóg nikomu nie powiedział, by wybierał cokolwiek z poziomu poniżej 200. Wszystkie nauki Jezusa można w skrócie opisać – “wybieraj to, co powyżej 200, unikaj tego, co poniżej”. No ale przecież ludzie uważali wojny i mord za wolę Boga… Przecież sam rdzeń religii, to “Bóg wysłał swojego jedynego Syna, by go ludzie zamęczyli i zamordowali… żeby odkupić ich grzechy” – jak to oczywiste szaleństwo nie jest dostrzegalne, to co jeszcze nie jest? Nie, Bóg nigdzie nie wysłał żadnego Syna. Ani nie miał Jedynego Syna, bo “syn” to określenie GENERYCZNE – nie ma nic wspólnego z płcią, ani biologicznym pośrednictwem! Chrystus to nazwa/określenie świadomości, a nie nazwisko człowieka. Ale znowu – tłumaczymy to sobie jako “wybraniec”, czyli dosłownie – “jedyny syn” – tak jakby Jezus był jedynym synem, wybrańcem, kimś specjalnym. A Jezus powiedział nam, że to nie jest prawda. Tylko że ludzie wolą swoją rację – swoją wolę.

2000 lat minęło i dalej te same bzdury. No ale skąd mielibyśmy wiedzieć, że to są bzdury? Pokora wymaga od nas przyjrzenia się wpisanym w homo sapiens ograniczeniom. I ta droga jest w tym bardzo pomocna.

Módl się o poznanie Woli Boga, a nie czytaj książkę, którą na przestrzeni 2000 lat tak zmodyfikowano, że niczym nie przypomina oryginalnych Nauk. Biblii jest wiele różnych wydań. I każde ma inną kalibrację. Prawie cały Stary Testament to stek bzdur. Ale znowu – któż to może wiedzieć? Jak odróżnić kłamstwo od prawdy? Włosy mi stają dęba, gdy przypominam sobie jak jeden kaznodzieja z USA pod koniec kazania powiedział – “amen” i zaraz dodał “awoman”… Moment później przykładam sobie dłoń do twarzy i zaczynam się trząść ze śmiechu.

Twój kontakt z Bogiem, to Twoja odpowiedzialność. A nie księdza. Nie żadnego pośrednika. Nie książki.

Jak dbasz o ten kontakt? Jak dbasz o kontakty z innymi ludźmi? Jak dbasz o kontakt ze sobą? Wielu nie dba o kontakt z Bogiem, bo się Boga boją. Bo tak Go widzą. Skoro pozwala na tyle zła na tej planecie, to lepiej żeby nie zwrócił na nas uwagi! Jak Bóg jest kochający, a tyle zła widzimy, to jaki musi być wściekły! Lepiej Go trzymać na dystans! Tak jak nie dzwonimy do rodziców, gdy np. coś schrzaniliśmy. Lepiej tego nie robić, bo ich zdenerwujemy!

I tylko odwalamy te szopki nazywane “świętami” i “mszami”, by Go nie rozwścieczyć, nie urazić! Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak istniał i faktycznie potępiał na wieczne cierpienie.

Ale je znam ludzi, którzy sami się skazują na cierpienie każdego dnia. I wcale nie chcą przestać. Jeszcze się na mnie wściekali, że próbowałem im pomóc.

Niejeden pewnie się oburzy czytając takie słowa. Ach – (nie)święte oburzenie – też uwielbiane przez wielu. Pamiętajmy jednak, że jakiejkolwiek etykietki nie przyczepimy gniewowi, jakkolwiek go nie usprawiedliwimy i nie uświęcimy – gniew to nadal gniew. A gniew to grzech. A ja nie piszę tego, by kogokolwiek podburzać, ani dawać pretekst do ulegania słabościom – zwierzęcości. Chcę, by zwrócić uwagę jak uwielbiamy sobie przedstawiać Boga jako negatywnego. Bo tym sposobem możemy usprawiedliwiać każdą swoją negatywność, gdyż żadna nie będzie tak wielka jak ta przypisana Bogu. Bóg przecież pozwala na wszelką nienawiść, na wojny, na mordy, tragedie, śmierć milionów.

A my tylko nienawidzimy sąsiada, szefa w pracy i pewnie też swoich rodziców. I siebie. Czyli nienawidzimy Syna Bożego. Tylko tyle!

Są malutkie zwierzęta, które jak wpłyną do Twojego ciała, zaczynają wyżerać Ci gałki oczne od środka! Jeśli Bóg jest twórcą życia, to przecież sam musiał takie zwierzę zaprojektować! Któż, jeśli nie granicznie sadystyczny szaleniec mógł coś takiego wymyślić!?

No to moje pytanie – czy jeśli dzisiaj przeklinałeś/aś kogoś w myślach – Bóg Cię takim stworzył? Robiłeś/aś to, bo to odpowiedzialność Boga za to jaki/a jesteś?

Wielu nawet mówi tak – “gdyby Bóg nie chciał, abym kradł/zabijał/kłamał, etc., to by nie takim nie stworzył”. Nieźle, nie? Ale to jacy jesteśmy to nasz wybór, nie Boga. Mylisz Bożą Wolę z własną, egoistyczną – narcystyczną. To jaki/a JESTEŚ – sam(a) to wybierasz. Udowodnij proszę, że za jakikolwiek Twój wybór w Twoim życiu odpowiada Bóg. Udowodnij, że Bóg czy ktokolwiek uniemożliwia Ci zmianę.

Wielu mówi tak – “skoro się nie zmieniam, to znaczy, że nie mogę!” A co ukazała nam radykalna uczciwość? Że każde “nie mogę” to nieuświadomione “nie chcę”. Wystarczy przecież prosty przykład – gdy leżymy apatycznie na łóżku, wmawiamy sobie, że nie mamy siły, by nawet podnieść pilota do telewizora, a tu nagle walenie w drzwi i krzyk, by otwierać – zerwiemy się w oka mgnieniu! Okazuje się, że energię jednak mieliśmy – nic jej nie ograniczało, prócz nas. Przypominam, że lenistwo to jeden z głównych błędów jakie możemy popełniać – czyli podstawowe wyparcie własnej esencji, bo to znaczące odrzucanie życia.

Oczywiście apatyczność czy anemiczność mogą mieć wiele przyczyn. Ale znowu – czy zrobiliśmy wszystko, by się przebadać, sprawdzić? Jak dbamy o własne zdrowie? Czy tak zależy nam, by energię mieć? Jak byśmy z niej skorzystali? Okazuje się, że masy ludzi wcale nie chcą mieć energii. Chcą apatyczności!

Gdybyśmy całe życie i rzeczywistość przedstawili sobie jak pole magnetyczne, to zaczynamy rozumieć, że nasze oddziaływanie z nim zależy od nas, nie od tego pola. Zgadza się? Magnes uczy nas, że jest bezstronny. Tak jak i Bóg. Jak wiatr. Jak myśli. Jak emocje. To od nas zależy jakie będzie nasze oddziaływanie z tym – zależy to od tego jacy MY JESTEŚMY. Tej nauczycielce nie Bóg powiedział, by została aktorką porno. Ona sama sobie to powiedziała. To jej wola, nie Boga.

Zaś modlitwa o wolę Bożą jest m.in. uświadomieniem sobie natury tego oddziaływania, gdy usuniemy to, co je ogranicza – czyli gdy zmienimy swój wewnętrzny ładunek.

Co w ogóle musimy poddać, by rozpocząć taką modlitwę? Każdy sam sobie na to musi odpowiedzieć. Innymi słowy – dlaczego tego nie robimy?

Ja cały czas czytam od klientów twierdzenia typu – “dotarło do mnie, że…” To cały czas wiara, że informacje, prawda, fakty, itd. – że to wszystko jest zewnętrzne i do nas przychodzi, dociera. No było dalekie, odległe, ukryte – i nagle przestało! Dotarło! Od razu uważamy to za prawdę! Tylko dlatego, bo zdaliśmy sobie z tego sprawę.

Dlatego każdemu zwracam uwagę, że twierdzenie “życie świadome/nieświadome” nie oznacza binarności – zerojedynkowości! Dr Hawkins przedstawił jak wygląda rozwój świadomości – to kolosalny, niewyobrażalnie szeroki przekrój jakości. Podawałem przykład z temperaturą wody – jak diametralnie może się zmienić jakość – woda zamienia się w lód, gdy temperatura odpowiednio spadnie.

To co do nas “dotarło” odzwierciedla nasz poziom świadomości. To wcale nie musi być żaden fakt! To nadal może być totalny fałsz! Wystarczy zadać sobie pytanie – “skąd to do mnie dotarło?” Ta kobieta sądzi, że sam Bóg jej to powiedział! Tak widzimy myśli! Jako najświętsze przykazania!

Ta droga pokazuje nam jak narcystyczni jesteśmy. Że myśli uważamy za Wolę Boga. Ot – nagle do nas przyszła. A my “posłusznie i pokornie” ją wykonujemy. Tylko że to nie ma nic wspólnego z Bogiem.

Jeśli zrozumiemy, że jakość i siła oddziaływania zależy od nas – od naszego wewnętrznego “ładunku”, to pokaże nam na czym powinniśmy się skupić – na wnętrzu. Każdy przedsiębiorca nas uczy – że jeśli chcemy osiągnąć sukces, to potrzebne jest przede wszystkim laserowe skupienie na celu, który przecież musi być wybitnie konkretnie opisany i ustalony. Zaczynamy więc od wnętrza. I nie tylko od opisu celu ale też nadania mu odpowiedniej wartości, znaczenia, sensu. Znasz kogoś, kto przeprowadził ten proces choć raz?

Każdy tzw. uwodziciel, z którym miałem do czynienia, też mówił – że jeśli chcesz poznawać kobiety, to przede wszystkim opisz jakimi te kobiety mają być – wymień minimum 100 cech takiej osoby – zarówno zewnętrznych jak i wewnętrznych! A wiesz ile mi podają mężczyźni w opisach? Jedną, dwie cechy – i zazwyczaj totalnie niekonkretne jak “ładna” i “ma mieć podobne zainteresowania co ja”. Albo na pytanie czego w kobietach szukają, odpowiadają – “ciepła i miłości”. A ja wiem, że tak naprawdę mówią – “by nigdy nie podniosła na mnie głosu, by mnie nigdy nie oceniła”.

Nie mówię tego, że kogokolwiek uczę podrywu, bo nie. Tylko zwracam uwagę na to czego brakuje. Mężczyźni cały czas chcą, by to kobieta nadały sens ich życiu lub żeby w ogóle się nim stały! Żeby wypełniły jakieś ich braki, itd. Oczywiście dla pewnej części kobiet to będzie atrakcyjne. Tylko że to nie jest integralne. Ale nam to się wydaje dobre, bo tego pragniemy, gdyż tego brak w sobie widzimy. Pamiętajmy – to co widzimy, wcale nie musi być realne. A jeśli uważamy, że coś musimy zyskać ze świata, to zawsze pojawia się lęk, że się nam nie uda i że może nam to zostać odebrane.

Jeśli nie odnosimy sukcesu w jakimś obszarze – to znaczy, że nie idziemy w tym kierunku. Nie dążymy do tego sukcesu. Oczywiście takie możemy mieć wrażenie. Ale wrażenia to tylko wrażenia. To nie są fakty. Np. ta popularna “ciężka praca”. “Ciężka” nie oznacza, że masz się męczyć, wymęczyć, zamęczyć. A potem liczyć, że Ci to ktoś wynagrodzi. Ból i cierpienie to informacje o popełnianych błędach. A błędy się koryguje, nie nagradza.

Skupienie na wnętrzu – na własnym “ładunku” to skupienie na esencji, nie na formie. Poddajemy przywiązanie do formy. Twierdzenie, że Bóg coś do kogoś powiedział to urojenie i wynika właśnie na koncentracji na formie – np. na treści myśli. Zupełnie pomijana jest esencja.

Ale też pokazuje, że to w co wierzymy, to tylko nasze opinie – i to takie, z którymi jest nam bardzo wygodnie oraz takie, które odpowiadają naszemu poziomowi świadomości. Człowiek pełen winy, gniewu i buty oczywiście, że widzi Boga jako karzącego i potępiającego. Bogu przypisujemy niedoskonałości ludzkie – cechy zwierzęcości. Z których możemy ewoluować przez poddanie przywiązania, oporu i korzyści – szczególnie skrywanej przyjemności.

Ludzie np. wstydzą się i obwiniają, użalają, mają do Boga wyrzuty i zarzuty jakie to dał im nieatrakcyjne ciało. Tak się skupiamy na formie. Zupełnie pomijamy fakt, że problem tworzymy sobie sami – to nasze osądy własnego ciała. To my je potępiamy i jednocześnie się za nie uważamy! To my następnie szukamy celów do projekcji tego wstydu, winy, żalu, gniewu. Wystarczy nam jedna osoba, która np. powie coś niemiłego o naszym nosie, twarzy czy pupie i to dla nas jest “AHA! MIAŁEM/MIAŁAM RACJĘ!”

Wiesz kto Ci dał nieatrakcyjne ciało. Ty sam(a). Bo to “nieatrakcyjne” to tylko Twoja opinia. A “zaniedbane” to coś zupełnie innego, niż “nieatrakcyjne”. Co zaś mówi ta droga? Że atrakcja wynika z ładunku WEWNĘTRZNEGO – z esencji, a nie z formy.

Czy byliśmy dziś świadomi choć jednej czynności jaką wykonaliśmy i intencji jaką dla niej ustaliliśmy, jak i znaczenia, sensu i wartości jakie jej nadaliśmy? Czy to było chociaż integralne?

A co z jakąś naszą opinią na temat tego, co się rzekomo “dzieje na świecie”? Czyli tym, co wyczyniają ludzie? Ile z tych opinii i osądów jesteśmy gotowi zupełnie poddać i przestać się tym emocjonować, rozmyślać na ten temat?

Ludzie przecież grają ofiarę wszystkiego co popadnie – od wojen, po “odrzucenie” przez zupełnie obcą kobietę. Jeden mężczyzna opisał mi jak jego żona po ok. 20-tu latach małżeństwa wyznała mu, że mając 18 lat została zgwałcona. Mężczyzna ten zaczął rozpaczać, grać ofiarę i mówić, że “czuje się jakby to jego zgwałcili”. Mówił, że ponad rok to straszliwie przeżywał. Zaś dobro jego żony – która to faktycznie przeżyła – nie obchodziło go ani trochę. On uznał się za ofiarę gwałtu na swojej żonie!

Czy to jest Wola Boża dla nas? Dla kogokolwiek? Ten cały dramat, tragedie? Te wszystkie role, które odtwarzamy?

Mam nadzieję, że chociaż teoretycznie rozumiesz – że nie.

Co zaś polecali wszyscy Mędrcy, Awatarowie ludzkości? Medytację, poddanie, wybaczenie, akceptację, modlitwę. Czyli ciszę. Nie to całe darcie japy w kościołach i w reszcie miejsc na świecie. Nie cyrki. Nie świecidełka. Nie obrazeczki i krzyżyki. Nie wygrażanie paluszkiem!

Który mędrzec o tym mówił? Jezus mówił – “noś krzyż z moją umęczoną podobizną?” Matko boska… Jezus mówił o karmie – każdy nosi swój krzyż, czyli obciążenie, które sami zgromadziliśmy. I pokazał nam drogę poddania – nawet gdy wydaje się nam, że ponosimy niesprawiedliwość z rąk innych – to nasz krzyż, czyli nasza karma. Można rzec, że “wróciło” do nas to, co sami uczyniliśmy. I to nasza odpowiedzialność, by poddać opór, by wybaczyć tak innym jak i sobie.

A my to dalej osądzamy, potępiamy, nienawidzimy, obwiniamy, wstydzimy się, gramy ofiarę, próbujemy się mścić. Dalej to odrzucamy. Bez akceptacji – to będzie trwało. Bez całkowitego poddania – to nigdy się nie skończy. I każdy, kto wyzdrowiał z uzależnienia wie, że to prawda.

Tak jak Twoje położenie w polu magnesu nie zmieni się, dopóki Ty się nie zmienisz.

Ponownie – nic i nikt na świecie nie musi się zmienić, by zmieniło się Twoje życie i byś Ty mógł/mogła się zmienić. Bo zmiana to efekt poddania przywiązania do tego, czego się trzymasz oraz poddania oporu wobec tego, czemu ten opór stawiasz. A wolą Boga dla Ciebie nie jest ani to przywiązanie, ani opór.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Konrad

W którym z artykułów pisałeś o tym, że można przeskakiwać z uzależnienia na uzależnienie, które przyjmuje inną formę? Chciałem przeczytać, a nie mogę znaleźć. W sensie, że z porno można przeskoczyć na alkohol, narkotyki, czy coś innego. Chyba u mnie się tak dzieje, bo od pół roku coraz częściej mam ochotę na alkohol odkąd nie oglądam porno. Aktualnie w ostatnich miesiącach dość często piję alkohol, samemu, do lustra, w domu. Parę razy miałem sytuację, że zapominam sobie zablokować ustawić jakąś blokadę na telefon, a jak jestem schlany wypisuję potem na Instagramie na instastory jakieś żenujące rzeczy albo obrażam innych ludzi, piszę to, co bałbym się robić na trzeźwo, a potem żałuję, bo ludzie mnie i bez tego mieli zawsze za idiotę, a teraz wstyd się gdziekolwiek komuś pokazać przy znajomych, po tym co oglądali. Na trzeźwo cichy, małomówny, niepewny, a po drinkach wychodzi ze mnie całe gówno.

Karol

Na początku artykułu wspominasz o satysfakcji. Jestem na takim etapie w życiu, że jakakolwiek czynność mi jej nie sprawia. Własna firma, wycieczki, żadne hobby. Parę razy się złapałem na tym, że wyżywam się na jakimś pracowniku i jestem złośliwy, bo sprawia mi to przyjemność. Też nie ukrywam, że kilka lat temu przeszedłem na redpill. Skupiłem się na sobie, poszedłem w wir pracy. Często kosztem nawet zdrowia, głównie problemów ze snem i z żołądkiem zasypywanym śmieciowym żarciem gdzieś w pośpiechu na mieście między obowiązkami. Postanowiłem przejść na czerwoną pigułkę głównie z powodu moich problemów w kontaktach z drugą płcią. Próbowałem wiele razy poznać jakąś osobę, nie zdziwiłbym się, jakby kosza dało mi już z pół miasta. Ostatnio odnowiłem kontakt ze starą znajomą nawet z nastoletnich lat. Pamiętam, jak była kiedyś nieśmiała, zakompleksiona. Z mediów społecznościowych można było wywnioskować, że przeszła ogromną zmianę i mówiąc wprost zrobiła bardzo na mnie ogromne wrażenie wizualnie, ponadprzeciętnie atrakcyjna kobieta, aż japę otwarłem ze zdumienia i pomyślałem: łał. Podkusiła mnie głupota, napisałem. Oczywiście cały czas od niej zdawkowe odpowiedzi, z grzeczności, ja się produkuję i ciągnę rozmowę, żartuję, a ona nic. Odpowiada tylko na pytania, nic nie dodaje od siebie, muszę czekać w dodatku na odpowiedź z godzinę. Tak samo, jak każda inna kobieta w moim życiu, jestem już przyzwyczajony, że żadna nie ma szacunku wobec mojej osoby. Później nie mogłem zasnąć bo myślałem, ile jeszcze mam do kurwy nędzy za przeproszeniem harować i zarabiać, by zrobić na ładnej kobiecie wrażenie. By zyskać szacunek w jej oczach. Koszule, garniturki, samochód, po cholerę to wszystko było. Obserwujemy się na social mediach, przecież widzi, że się rozwijam, że dużo w życiu osiągnąłem. Często wrzucam zdjęcia i relacje z mojego życia, widzi, że jestem ogarniętym i eleganckim facetem. Później doszedłem do wniosku, że “ej po co ci jakaś kobieta, skoro ty ich tak naprawdę nienawidzisz i chowasz do nich urazę? Po co ci ktoś kogo tak naprawdę nie lubisz, nie chcesz rozmawiać i jestem miły tylko ze względu na potencjalny seks? Może powinieneś iść po prostu na dziwki?”. Może to też duma i ogromne ego jest problemem. Często mijam obiektywnie przystojnych chłopaków z kobietami, które im do pięt wizualnie nie dorastają i myślę, jak marnują swój potencjał i że dla mnie to by było upokarzające. Nic dziwnego, że potem przeciętne kobiety są aroganckie. Wydaje mi się, że jestem pustym człowiekiem, dla mnie od zawsze liczył się tylko wygląd. Mnie nie interesuje poczucie humoru, inteligencja, czy inne cechy osobowości, tylko to, jak kobieta wygląda. Może dlatego, że żadna kobieta nie jest w stanie mnie rozśmieszyć, czy zaintrygować, wszystkie raczej są mniej więcej takie same. To ja zawsze musiałem opowiadać cuda i wyciągać żarty z rękawa, żeby zabawiać. Natomiast jak pewnie się domyślasz często spotykałem się z pustakami. Nagminne było chociażby to, że spotykamy się, ja płacę za nas oboje rachunek i nawet nie usłyszałem “dzięki”, tylko zachowywały się tak, jakby im się to wszystko z automatu należało. A później i tak ghosting z ich strony. Całe życie uganiałem się za tymi najładniejszymi. Lekarz ostatnio powiedział, że jak dalej będę prowadził taki tryb życia i się tak wszystkim denerwował to grozi mi zawał w tak młodym wieku. Co mi po wymarzonym samochodzie? Jak go kupiłem to cieszyłem się maksymalnie dwa tygodnie. Kolejna zabaweczka, żeby poczuć się jak dzieciaczek i zalepić jakąś zadrę, nic więcej. Przez 8 lat nie utrzymywałem żadnego kontaktu z rodziną z powodu dumy, nigdy nie usłyszałem słów wsparcia, zawsze traktowali mnie, jak nieudacznika. Całe życie robić coś, by udowodnić, że to oni nimi są. Teraz nagle chcą mnie na wigilię i śniadanka Wielkanocne. Chyba się bym tam udławił tym jajkiem. Teraz to się chwalą na lewo i prawo, że synek karierę robi, ale jak stwierdzono u mnie depresję w wieku 21 lat, kiedy jeszcze z nimi mieszkałem i brałem leki to było tylko “o Boże, a co jak się sąsiedzi dowiedzą, że ty pewnie w psychiatryku skończysz, weź się w garść w końcu, bo nawet do kościoła nie będzie można wyjść w spokoju, bo palcami będą wytykać”. Nie potrafię tego wybaczyć. Nigdy tych słów nie zapomnę… jakoś w psychiatryku nie skończyłem nigdy, gdybym z nimi został na tej zasranej wsi to pewnie by się tak stało. No, ale jak sam widzisz. Nie mam nikogo.

Podobne Wpisy:
Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 12) – Potrzeba Zmiany, Wewnętrzna Dyscyplina, Wola Boża

Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 12) – Potrzeba Zmiany, Wewnętrzna Dyscyplina, Wola Boża

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat stanięcia w obliczu faktu o własnym uzależnieniu. Części 1-11 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 1) – Wstęp ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 2) – Lista nr 1 ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 3) – Nienawiść, złość, chęć zemsty, wina ► Jestem uzależniony/a.… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 2
O Emocjach – Pożądanie (Część 9)

O Emocjach – Pożądanie (Część 9)

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat świadomości Pożądania. Części 1-8 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► O Emocjach – Pożądanie (Część 1). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 2). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 3). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 4). ► O Emocjach – Pożądanie (Część 5). ► O Emocjach – Pożądanie (Część… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
Wpadka po 30 dniach. Mity i niezrozumienie

Wpadka po 30 dniach. Mity i niezrozumienie

Otrzymałem ostatnio taką wiadomość: “Piotrze, czy jeśli miałem wpadkę z porno i masturbacją po miesiącu, oznacza to, że zaczynam od nowa? Te emocje muszą znowu od nowa wychodzić? Czuję właśnie żal, że straciłem tyle czystych dni, ale w sumie nie jest tak źle. Zazwyczaj wpadam po dłuższych przerwach i wtedy lecę w ciągi, lecz teraz… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 4
Życzenia Świąteczne 2020!

Życzenia Świąteczne 2020!

Witam Cię arcyserdecznie! Rok 2020 powoli dobiega końca. Przed nami jeszcze tylko tydzień, z czego kilku najbliższych dni życzę Ci przeżycia w wyjątkowym spokoju (wewnętrznym i zewnętrznym), radości zarówno bijącej od wewnątrz jak i bycia otoczonym osobami dzielącymi się radością i żeby naprawdę niewiele działo się po Twojej myśli. ;) Bo zapewne 99% myśli mamy… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 2

WOLNOŚĆ OD PORNO