Witam Cię serdecznie!
Niemal każdemu zdarzyło się przedstawić sobie pewne samopoczucie w sposób – “nic mi się nie chce”, “nie chce mi się” oraz “nudzę się”.
O ile raz na jakiś czas nie ma w tym nic złego, o tyle jeśli doświadczamy tego niemalże każdego dnia, może doprowadzić to do poważnych zaniedbań, bo już wynika z zaniedbań. Oraz będziemy rezygnowali z wszystkich doświadczeń, które wymagają od nas choć minimum inicjatywy i wysiłku. A większość tego, co pozytywne wymaga od nas wysiłku. Co nie oznacza męczenia się, ani zmagania. Bo łatwo doświadczyć – gdy robimy coś chętnie, to robiąc to nie męczymy się. Gdy zaś dajemy miłość, to im więcej jej dajemy, tym mamy jej więcej do dawania. Czyli działając z poziomu miłości mamy coraz więcej energii i chęci, nie mniej.
Drugim bardzo poważnym problemem jest używane tego jako usprawiedliwienia – “nie byłem na zajęciach, bo mi się nie chciało”.
Przede wszystkim masa ludzi od małego jest uczona, że jesteśmy ofiarami – świata, Boga, ciała, umysłu, myśli, emocji, różnych zdarzeń, osób i czego popadnie. Potem już “samo idzie” – dokładamy sobie kolejnych katów, ograniczeń, przeszkód i usprawiedliwień. Nie mówię tego, by kogokolwiek obwinić. Ty odpowiadasz za swoje życie. Jeśli usprawiedliwiasz niemądre decyzje, tylko Ty na tym stracisz.
Skąd się bierze ta postawa – “nie chce mi się”?
Nie rozumiemy, że wpatrujemy się w bezosobowy, samoistny proces mentalizacji, który błędnie nazywamy myśleniem, a siebie jego autorem. Zaś ten proces nie jest twórczy. On w kółko tylko powtarza i racjonalizuje to, co czujemy. Jeśli więc non stop wmawiamy sobie bycie ofiarą oraz “nie mogę” czy “nie chce mi się”, to zobaczymy w umyśle tylko to oraz dowody, że tak jest. To jakby założyć okulary z czerwonymi szkłami i zaklinać się, że cały świat jest czerwony.
Usprawiedliwianie się uczuciami i granie ich ofiar to elementy niskiej inteligencji emocjonalnej.
Ponadto robimy to, bo to bardzo wygodne. Wygodne względem czego? Konsekwencji naszych błędów. Wliczając jednego z najpoważniejszych – apatii, czyli duchowego znużenia.
Co to znaczy “duchowe znużenie”? Duch to coś większego od ciała i umysłu (nie chodzi o rozmiary). A że człowiek to istota duchowa (czyli to, co nie jest ani ciałem, ani umysłem ale jest odpowiedzialne za zarządzanie nimi), dopóki tego nie wybierze, nie zależy od swojego ciała. Tak jak i nie zależy ani od myśli, ani emocji. Ale widzimy, że wybiera aby być zależnym. Bowiem ma z tego KORZYŚCI. I nie tylko wybiera utożsamiać się z tym ale dochodzi do tego cała masa negatywności jak osądzanie, ocenianie, wartościowanie, porównywanie, zazdroszczenie, wstydzenie, obwinianie, przerzucanie na innych, zwalanie odpowiedzialności, etc.
Czyli jeżeli zależymy, to tylko dlatego, bo sami tak zdecydowaliśmy.
Zacznij zapisywać ile razy podjąłeś/podjęłaś decyzję w oparciu o myśli i emocje. Ile razy oceniłeś/aś siebie w oparciu o emocje czy oceniłeś/aś cokolwiek/kogokolwiek innego? Zobaczysz, że być może 99% Twoich dążeń ma fundament w emocjach i myślach. Czyli 99% Twoich dążeń jest negatywnych. Negatywnych, czyli niesprzyjających życiu, zdrowiu, spokojowi.
Ile razy zamiast coś zrobić, wybierałeś/aś “myśleć” o tym? Jaki jest stosunek twórczej, aktywnej realizacji Twoich celów, marzeń i pragnień względem fantazjowania o tym, chcenia i pożądania tego? 1:1000?
Zobaczmy gdzie są błędy i jakie.
Po pierwsze –
niechęć to wybór. Niechęć to nasze nastawienie.
A nie samopoczucie, które się bierze nie wiadomo skąd, nagle, zaskakuje nas i przeszkadza żyć chętnie.
Bardzo dużo ludzi pisało mi – “czuję opór/niechęć i gdyby nie to, to bym (z)robił XYZ”. To jest kłamstwo. Opór/niechęć to jedno i to samo. To nasza postawa/nastawienie wobec czegoś, względem czego “czujemy opór”. Nie chcemy tego. Więc jak możemy mówić, że gdyby nie opór czy “gdyby nam się chciało”, to byśmy to robili? Mówimy sobie mniej więcej – “gdybym przestał nie chcieć, to bym chciał”… No to kiedy przestaniesz nie chcieć? To Twoja decyzja.
Przeczymy sami sobie. Ale jedni robią to świadomie, a inni powtarzają tylko jakieś utarte słowotwórstwo nie mające przełożenia na fakty.
Jednak jest w tym kropla prawdy – “gdybym wobec XYZ nie wybrał(a) niechęci, to zrobił(a)bym to chętnie”. Dlaczego więc wybieramy niechęć? Każdy ma swoje powody. Każdy ma swoje korzyści. Jednak nie powinniśmy wykorzystywać braku energii, czyli konsekwencji opierania się, jako argumentu, by nie wybierać chęci i nie podejmować działania.
Bowiem energia podąża za działaniem.
Dopóki nie skorygujesz swojej postawy i nie podejmiesz działania, Twój poziom energii się nie podniesie. I pozostaniesz w “martwym punkcie”.
Zaczynasz rozumieć dlaczego religia nastawienie apatyczne widzi jako podstawowy i bardzo poważny grzech, czyli ważny błąd? Bo to nie wspiera życia i z takim nastawieniem masz gwarancję, że Twoje życie zacznie się degenerować. Oraz wszystko to, co będziesz zaniedbywać.
A co z motywacją? Masa ludzi także pisała mi wielokrotnie jak to nie mają motywacji do robienia czegoś. Lub lepiej – STRACILI motywację np. po wpadce, gdy “szło im już tak dobrze”.
Motywacja – motyw. Patrzę sobie do słownika PWN, a tam taka definicja – “motyw: bodziec skłaniający do określonego działania“. Czyli już nawet w słowniku nie zauważa się stawiania człowieka w roli ofiary. Gdyż ludzie nie rozumieją tak istotnych tematów jak nadana wartość, sens, znaczenie, intencja, poziom świadomości, pozycjonalności.
Aby ukazać i rozbroić ten mit, zastanówmy się dlaczego nigdy nie tracimy motywacji, ani jej nie potrzebujemy, by obejrzeć porno, wypić wódkę, obijać się, odkładać, prokrastynować, nudzić się – generalnie aby robić coś negatywnego? No nie spotkałem się jeszcze z człowiekiem, który powiedziałby, że stracił motywację, żeby się nudzić i zaczął działać. Nie spotkałem się też z sytuacją, by ktoś powiedział, że nie miał motywacji, by obejrzeć porno.
Nikt jeszcze nie powiedział – “Dzisiaj nie miałem motywacji, żeby się martwić, to zadbałem o swoją przyszłość” czy “Nie chciało mi się dzisiaj grać ofiary, to zrobiłem kawał dobrej roboty”.
Bo to urojenie i usprawiedliwienie. Nic i nikt na tej planecie nie może do niczego nas skłonić. Wszystko co robimy to nasz wybór. Tylko zazwyczaj opieramy go o jakiś wystarczający pretekst (czyli motyw). Gdyż to wygodne, bo zawsze możemy zrzucić na to odpowiedzialność. A poza tym człowiek w tym kontekście grzeszący – popełniający błąd, czyli żyjący apatycznie, cały czas czeka na takie motywy. Różnie to ludzie zaczęli nazywać – bodźcami, triggerami, wyzwalaczami… No już samo to – “wyzwalacz” – czekasz, aż coś Cię wyzwoli? Nic Cię nie wyzwoli, bo nie jesteś obleganym zamkiem, na pomoc którego ruszyła sojusznicza armia. Czekając na coś, czekasz na siebie/samą siebie.
Dlatego jeśli nazywasz coś triggerem, upewnij się, że nie stawiasz się w roli ofiary tego. Pamiętaj – nic nie jest wyzwalaczem, bo to błędne rozumienie, ponieważ zaniedbany został KONTEKST.
Trigger w rozumieniu poprawnym to PRETEKST.
To pretekst, by WYBRAĆ dążenie negatywne – niesprzyjające życiu. Np. opierać się samemu uczuciu, zacząć grać jego ofiarę, zrzucać na świat lub wypierać, próbować zdusić, a potem odciąć tego świadomość jakąś używką.
Niemniej wszystko co wybierzemy, zrobimy to bez problemów. Wszystko, wobec czego wybierzemy chęć, wykonamy swobodnie. Pytanie – dlaczego czekamy na pretekst, aby coś w naszym życiu zmienić na lepsze? Większość ludzi usprawiedliwia się tak – “Lepiej nic nie zmieniać, bo będzie jeszcze gorzej”. Dostrzegamy absurd? Albo – “Doświadczam tego samego, a przeżyłem/am. Czyli jestem bezpieczny/a”. Najczęściej to niedostrzeganie, że wszystkie problemy jakie mamy nie biorą się ze świata, tylko z naszych postaw, podejścia, intencji, percepcji, działań. Jednym z takich problemów jest cierpienie. I unikanie go uważamy za mądre, bezpieczne postępowanie. No tak, tylko nie cierpimy przez nic na świecie.
Wejście do klatki, w której w jednym rogu jest coś niebezpiecznego i trzymanie się od tego z dala w drugim kącie klatki może wydawać się mądre. Ale naprawdę mądre będzie opuszczenie tej klatki.
Aby dokonać korekt, dwie sprawy:
1. Odpuszczenie korzyści z nastawienia negatywnego – np. niechęci. Trzeba sobie uświadomić dlaczego wybieramy np. apatię wobec jakiegoś zagadnienia. Przykładowo – mamy posprzątać dom, a tu nagle uchodzi z nas energia jak powietrze z przebitego balonika. Analiza tego wymaga radykalnej szczerości i uczciwości. Zapamiętaj – Twój poziom energii odzwierciedla Twoje nastawienie oraz intencję.
2. Korekta nastawienia/postawy. Gdy już rozprawisz się z tym, czego się trzymasz i/lub opierasz, pora na dokonanie zmiany w swoim podejściu do tego tematu. Naturalnie i tu fundamentem są szczerość i uczciwość. No bo nie ma sztuczki, która przeskoczy jeszcze nieuświadomione negatywności. Ani nie ma sztuczki, która zastąpi decyzję – akt woli.
Jeśli na pytanie – “Czy zrobię to chętnie TERAZ?” odpowiadamy “nie”, to znaczy, że czegoś się jeszcze trzymamy i/lub czemuś stawiamy opór. I dalsze zrzucanie odpowiedzialności na napięcie, uczucia, opór, racjonalizujące to myśli to tylko dalsze granie ofiary, czyli nasza decyzja – wybór kierunku niesprzyjającego naszemu życiu.
A gdy już dokonaliśmy analizy, ustalamy intencję. Wybieramy cel. Nadajemy temu mądry sens, wartość i znaczenie. No bo jeśli dla nas najważniejszy będzie pozorny komfort, to zawsze w obliczu dyskomfortu (który jest nieunikniony), wycofamy się, zmienimy priorytety.
Masa ludzi opowiadało mi jak to coś zaczynali i kończyli zanim cokolwiek zrealizowali. Bo nagle zaczynali chcieć czegoś innego. I po krótkim czasie znowu zaczynali chcieć jeszcze czegoś innego. I tak skakali jak ptaszek po gałązkach nic nie osiągając.
Jeśli okłamujemy się, że chcemy seksu, a tak naprawdę poczuć się lepiej, tylko seks to dla nas jedno ze źródeł lepszego samopoczucia, to gdy znajdziemy się w klubie, zobaczyły atrakcyjną kobietę, natychmiast zaczną ujawniać się wszystkie nagromadzone negatywności – np. postrzeganie siebie jako niewystarczającego, gorszego, niezasługującego.
Oczywiście liczymy, że pojawi się chęć, pożądanie… no ale jeśli świadomie nie wybierzemy chęci, jeśli nie nadaliśmy temu rozsądnych wartości, sensu i znaczenia, to nie liczmy, że się magicznie pojawi dobre samopoczucie. Alkohol też nie pomoże, bo alkohol tylko odcina świadomość. I przy okazji zatruwa. A trzeźwa lub pozytywna kobieta widząc pijanego faceta, który do niej podchodzi, zdaje sobie sprawę, że facet ten nie ma pozytywnej intencji i zapewne widzi siebie negatywnie. Inaczej nie potrzebowałby się upijać. Więc szansa, że taki podryw będzie udany jest bardzo niska.
Poza tym jeśli odczujemy wstyd czy lęk, zaczniemy się temu opierać. Słowem – poczujemy się gorzej. A chcemy czuć się lepiej. No i w naszych oczach przez co poczuliśmy się gorzej? No przez to, że jesteśmy w klubie i widzimy ładne kobiety. Co więc wybierzemy? Powrót do domu ale najpierw zapewne upijemy się, by spróbować “poczuć się lepiej”. Ale i tak wrócimy, bo przecież naszym celem jest lepsze samopoczucie, a tu nagle stało się jeszcze gorsze. Żadna ilość alkoholu tego nie usunie. Może odetnie świadomość części tego, co czujemy. Ale pijani nie mamy szans dokonać korekt percepcji i intencji. Dlatego negatywne (negatywne nie oznacza złe) samopoczucie będzie rosło.
A że nasze samopoczucie i tak się nie poprawi po powrocie do domu, to dodatkowo obejrzymy porno. Zapewne zaczniemy się obwiniać, że uciekliśmy, że straciliśmy czy nie wykorzystaliśmy szansy/okazji. Szansa obejrzenia porno i/lub wypicia wódki jest bardzo wysoka.
Więc jeśli potrzebujesz do czegoś motywacji, to nie w jej braku jest problem, tylko tym jak podchodzisz do tego, co zamierzasz zrobić (lub nie zamierzasz ale uznałeś, że musisz). Problem jest w negatywnej intencji. Tu dokonaj korekt, z tym zrób porządek, a nie szukaj poza sobą.
Jeżeli aby zrobić coś ważnego i zdrowego jak trening na siłowni, uczyć się, zrobić jakiś kurs, zdrowieć z uzależnienia potrzebujesz motywacji, to już powinna zapalić Ci się czerwona lampka, że się temu opierasz, nie nadałeś/aś temu odpowiedniej wartości, sensu i znaczenia.
Powtórzę to, co jest niezwykle ważne do zrozumienia – nie ma zła, ani dobra. Nie ma ciemności. Nie ma osobnego ciepła i osobnego zimna. To tylko nazwy, których używamy, by było się łatwiej porozumieć. W rzeczywistości jest tylko jedna zmienna. Jest tylko poziom “dobra”, poziom temperatury, poziom jasności.
Dlatego jeśli np. wymyślisz sobie jakąś osobną nudę i będziesz próbować z nią coś robić, to tak jakbyś próbował(a) coś zrobić z ciemnością albo z zimnem. No spróbuj zamiast zgaszenia światła w pokoju przynieść do niego ciemność. Albo z ciemnego pokoju zabierz ciemność, żeby stało się jaśniej. Da się?
Zamiast zwiększyć temperaturę w pokoju, spróbuj zabrać zimno. Można? Nie.
I ludzie szukający motywacji czy czekający na motywację tak naprawdę właśnie próbują zabrać to, co sami osądzili jako złe, co jednocześnie uniemożliwia im dokonanie faktycznej korekty.
Nie możesz rozwinąć się na zewnątrz, poza sobą.
Ja miałem niemalże codziennie sytuacje, że “nagle” stawałem się senny, apatyczny. “Musiałem” złapać drzemkę. Czasem w środku dnia, czasem wieczorem, czasem nawet do godziny po przebudzeniu. Są ludzie, którzy mówią mi, że są zmęczeni cały czas. To oczywiście nie ma nic wspólnego ze zmęczeniem, ani z sennością.
Sen nie tylko nie służy realnemu odpoczynkowi (bo nie w zmęczeniu jest problem) ale może też stanowić strategię unikania niewygodnego problemu jak lęk czy poczucie winy.
No bo spaliśmy 8 godzin, zjedliśmy porządne śniadanie, a i tak jesteśmy senni? To nie jest senność, ani zmęczenie. To apatyczne nastawienie. To niechęć względem czegoś. To nieświadome odcinanie się od energii, by mieć pretekst, aby czegoś uniknąć.
Poziom energii, pomijając wszelki problemy biologiczne, odzwierciedla nasze nastawienie w danej chwili.
A brak energii to przecież jedna z najlogiczniej brzmiących wymówek i usprawiedliwień – “nie chce mi się”/”nie mam energii”.
Po raz kolejny przypomnę fundamentalny fakt – “energia podąża za działaniem”.
Czy tak trudno jest to sprawdzić? Masa ludzi mówiła mi, że najtrudniej było im zacząć coś robić. A gdy już zaczęli – okazywało się, że idzie im sprawnie. Tak, zacząć jest trudno, gdy nie zdajemy sobie sprawę z własnego nastawienia, z niechęci, by zacząć działać. Gdy nie zdajemy sobie sprawy, że się opieramy i gramy ofiarę oporu.
Podjęciu działania towarzyszy, a raczej poprzedza odpuszczenie oporu i ew. korekta nastawienia. Dlatego zaraz po tym zaczynamy doświadczać swobody i pojawia się energia.
To samo tyczy się innych sytuacji. Np. najbardziej podoba nam się moment czekania na pizzę, bo wiemy, że jak już dostaniemy zamówienie, to będzie to samo co zawsze. I już wtedy ekscytacja zniknie. Ale dlaczego nie możemy utrzymywać stanu radości podczas jedzenia? Nie cieszy nas jedzenie, tylko czekanie, a gdy już dostaniemy to, na co czekamy, przestajemy się cieszyć… No bo cały czas uzależniamy nasze samopoczucie od czynników zewnętrznych. Jednocześnie widzimy, że samopoczucie nie bierze się ze świata. Bo gdyby ekscytację dawała nam pizza, to podczas jej jedzenia czulibyśmy najwięcej ekscytacji, a nie najmniej.
Nie możesz liczyć na wyższy poziom energii, niż ten, którego potrzebujesz w danej chwili. Jeżeli więc wybierasz ten swój “komfort”, czyli brak zmian, robienie tego samego w kółko, to Twój poziom energii się nie podniesie ponad to, czego doświadczasz na co dzień. Bo Twoją potrzebą nie jest zmiana, gdyż zmianie się opierasz. Twój poziom energii odwzorowuje świadomość.
Jaki jest poziom Twojej energii na co dzień? Gdybyśmy za normę uznali 16 godzin czynnego, chętnego działania bez męczenia psychicznego, to jakbyś do tego przyrównał(a) swój poziom energii i nastawienia teraz? 5%? 10%? 25%?
Nie jesteśmy zmęczeni, ani senni. W niemałym szoku byłem, gdy uświadomiłem sobie, że te apatyczne, senne stany, które miałem to była moja forma ucieczki od lęku i tego i co uznałem za jego zewnętrzne źródło. Gdy miałem wolny dzień, bałem się. Byłem przerażony ruszeniem z miejsca w nowe, nieznane. Dlatego odcinałem się od energii. Nie pomagała kawa, ruch, odpowiednie odżywianie. Bo nie chciałem pomocy. Nie chciałem iść w to, co przecież uznawałem za niebezpieczne, złe, bolesne.
Albo tak się organizowałem, że robiłem dużo małych przerw, niewiele osiągałem, a gdy się obowiązki kumulowały, to się potem tym zajmowałem (ale nie do końca). Aby zawsze mieć co robić i nigdy nie pozbawić się pretekstów do nie ruszenia z miejsca.
Brak energii to było coś, co sam wybierałem. Tak nie chciałem czuć tego lęku, że wolałem momentalnie odciąć się od energii życiowej, by go uniknąć i tego, czego sądziłem, że się boję. Czego się bałem? Niepowodzenia. Braku kontroli. Braku bezpieczeństwa. Zmiany. A czasem bałem się dla samego bania się.
Nie bałem się niczego realnie strasznego.
I tylko robiłem coś, co stanowiło dalsze strategie ucieczki – np. przesiadywałem przed komputerem. To gwarantowało, że nie podniosę poziomu energii. Bowiem nadal nie dokonałem decyzji, by zająć się danym tematem, by zmierzyć się z lękiem. Cały czas szukałem sposobu na uniknięcie strachu i poprawę swojego samopoczucia np. chwilową ekscytacją czymś nowym czy samym szukaniem czegoś nowego.
Zauważyłem, że bardzo dużo ludzi zamiast apatycznego nastawienia w kółko coś robi – np. oglądają stare zdjęcia lub oglądają ten sam film 10-ty raz. Naturalnie dla nich brzmi to sensownie – ROBIĄ coś. Ale nie są świadomi swojej intencji dlaczego to robią. Jeszcze mówią sobie, że lubią TO. Ale tak nie jest. Lubią KORZYŚCI jakie z tego mają – np. mają pretekst, by unikać zmiany.
Intencja ma największe znaczenie.
Zauważmy – możemy zostać cały dzień w łóżku, bo boimy się popełnić błąd. Ale samo zostanie w łóżku już jest być może najpoważniejszym błędem jaki mogliśmy popełnić.
Jeśli się okłamujemy, nawet nieświadomie, to pozostaniemy w miejscu. Bo z kłamstwem nic nie można zrobić poza brnięciem w nie coraz bardziej. Kłamstwo to coś, co nie istnieje. A co można zrobić z tym, co nie istnieje? Nic.
Co w takiej sytuacji – apatii, “braku motywacji”, braku energii, nudy, etc., pomoże/zmieni motywacja? Nic. CHYBA ŻE tą motywacją będzie PRZEWARTOŚCIOWANIE I REKONTEKSTUALIZACJA tego, czego boimy się podjąć.
Do tego, co postrzegasz jako naprawdę pozytywne nie potrzebujesz motywacji.
Tak jak uzależniony nie potrzebuje motywacji, by całymi dniami fantazjować o porno, a potem spędzić całą noc oglądając je nawet będąc zmęczonym i zestresowanym po pracy. I będzie to robił nawet każdego dnia pomimo bolesnych konsekwencji.
Jeśli się panicznie boimy i nie chcemy czegoś zrobić, to na jaki bodziec liczymy (zgodnie z definicją słownika PWN), że nas do tego skłoni? Podpowiem Ci. Zazwyczaj składania nas albo ból o dużym natężeniu, albo jeszcze większy lęk. Czyli konsekwencje i/lub lęk przed konsekwencjami. Czy dostrzegasz absurd?
Dlatego ludzie trzymają się lęku. Bo przerażenie przed biedą jest dla nich wystarczającym pretekstem do pójścia do pracy i pracowania, męczenia się przez te 8 godzin na dobę nawet jeśli swojej pracy nienawidzą i nie chcą tam pracować. Ale “potrzebują tego”, bo wobec pracy mają nastawienie negatywne. Stawiają się w roli ofiary. Nie chcą pracować. Nie chcą zarabiać. Z tego powodu ludzie masowo sądzą, jak zbiorowo zahipnotyzowani, że lęk chroni czy pomaga.
Dlatego powiem Ci coś kolosalnie ważnego –
jeżeli przeżywasz, to przeżywasz nie dzięki lękowi, tylko POMIMO lęku.
Przecież każdy problem jaki masz, to konsekwencja nie odczuwania spokoju względem niego, tylko jakichś emocji, zgadza się? Jak możesz więc mówić, że lęk chroni? I czy nadal chcesz grać ofiarę samych emocji i jakichś wydarzeń czy ludzi, którzy rzekomo dają Ci emocje? Naprawdę tak nie chcesz nic poprawić w swoim życiu?
Za Twoje przeżycie nie są odpowiedzialne ani myśli, ani emocje. Tak i przeżywasz nie dzięki jedzeniu wszystkiego co zobaczysz, tylko regularnym posiłkom, rozsądnym ilościom, odpowiednim składnikom. A jak przesadzisz, to staniesz się otyły, co nie wspiera życia i samo z siebie jest niebezpieczne dla zdrowia. A potem ludzie jeszcze tego się wstydzą, osądzają się i swoje ciało i wykorzystują to jako pretekst, by swojej sytuacji nie poprawić…
Gdy przyjrzysz się myślom, zobaczysz, że 99,9% to jest chaotyczny bełkot. A to 0,1%, któremu nadałeś/aś wartość, znaczenie i sens oraz do których się przywiązałeś/aś, też wcale nie muszą w ogóle nawet dotyczyć obecnej sytuacji. Bo skąd pewność, że to co czujesz to nie jest emocja stłumiona 34 lata temu? A mentalizacja racjonalizuje to, co czujesz. Więc myśli też nie będą dotyczyć chwili obecnej, tylko czegoś 34 lata temu. Tylko będzie Ci się wydawać, że myśli dotyczą np. problemu, który masz teraz. No czując lęk pojawi się myśl – “TO straszne”. Na pewno? Skąd pewność, że to “TO” dotyczy chwili obecnej, a nie czegoś sprzed kilku dekad?
Motywacja nie może być dla nas zastępstwem mądrości, rozsądku i korekt. Jeżeli cały czas potrzebujesz motywacji, to problem leży nie w jej braku, tylko w tym, czego tak nie chcesz, że wolisz to ukrywać, totalnie nie być tego świadomym/świadomą.
Motywacją powinna być więc realna wewnętrzna praca, dzięki której ujawnimy to, czemu stawiamy tak duży opór, że mogą, jak u mnie, nawet każdego dnia pojawiać się stany apatyczne. A to nie taka apatia maciupka. Tylko taka, że leżę i nie mam energii, ani chęci (to jedno i to samo) nawet okryć się kocem, gdy było mi zimno. Niemniej wielokrotnie doświadczyłem sytuacji, że z tego stanu wychodziłem w sekundę. Np. “coś mnie zdenerwowało lub przestraszyło”. Nagle, momentalnie, w oka mgnieniu, mój poziom energii się podnosił. Tylko nie było to zdrowe. A problem nadal pozostawał nierozwiązany. Bo to, co “wyrwało” mnie ze stanu apatii stawało się dla mnie pretekstem zwalania odpowiedzialności, grania ofiary i bezcelowego emocjonowania się. I tak w kółko.
Co jest kolejnym punktem, dla którego ludzie są tak zakochani w emocjonalności. Bo sądzą, że potrzebują emocji. Ale gdyby nie ten nieuświadomiony lęk, to i cała reszta tej konstrukcji nie byłaby potrzebna. Więc sądzimy, że potrzebujemy emocji jako rozwiązania na emocje…
I to prawda – bo np. gniew w porównaniu ze wstydem czy lękiem jest dużo wyższą energią. Ale z poziomu gniewu rzadko podejmujemy konstruktywne działania. Może poczujemy się lepiej, na chwilę przestaniemy się bać ale ile osiągnęliśmy gniewając się?
Dlatego wyjaśniam, naciskam, powtarzam – radykalna szczerość i uczciwość to fundamenty. Następnie odwaga i odpowiedzialność.
Bo jeśli będziesz w kółko powtarzać, że Ci się nie chce i potrzebujesz motywacji, to nigdy nie rozwiążesz tego, co leży pod tym. Nie zajmiesz się korzeniem. A jak istnieje korzeń, chwast odrośnie.
A jeśli potrzebujemy gniewu, by wychodzić ze stanów apatycznych, to oczywiście będziemy sobie tworzyć wokół siebie relacje, w których zawsze coś nas będzie denerwować, będziemy “przyciągać” takie osoby, sytuacje, etc.
No odpowiedzmy sobie na pytanie – jeśli nie dbamy regularnie o dom i tylko sprzątamy godzinę przed przyjściem gości, żeby uniknąć wstydu – oceny i osądu – to czy to stało się przyczyną pozytywnej zmiany? Czy to pomogło nam zmienić swoje nastawienie do sprzątania? Nie. Cały czas to odkładamy, nie chcemy, znajdujemy sobie inne rzeczy do robienia i sprzątamy tylko zestresowani, spięci, przestraszeni czy zawstydzeni. Takie życie nie będzie ani swobodne, ani radosne. A jak posprzątamy niedokładnie i zobaczymy brud, to od razu się zestresujemy. Czyli zaczniemy zmagać się z ujawnionym jak ten brud wstydem i będziemy go próbować “zamieść pod dywan”. A o ten dywan w końcu się potkniemy lub potknie się ktoś z gości.
Łatwo się wtedy pomylić i powiedzieć sobie – “emocje są potrzebne, pomagają mi przeżyć/coś robić”. Ale to kłamstwo.
I niemal każdy klient mówi mi, że tego się boi, tamto go przeraża, w tym widzi ból, ta osoba go może zranić (czasem nawet wszyscy ludzie), tu go ktoś może wyśmiać, tam odrzucić, to się może nie udać, itd. Wszystkiemu temu się opierają. Nie dziwne, że nie mają energii, motywacji, chęci. Bo nie w ich braku jest problem. Ich brak to reprezentacja tego, że widzą życie/rzeczywistość jako straszne, beznadziejne, tragiczne, rozczarowujące, złe czy żałosne. Siebie również tak widzą. A to dlatego, bo mentalizacja w ten sposób racjonalizuje to, co czują.
No niech mi ktoś powie – narzekał(a)byś na brak energii, żeby się ruszyć z miejsca mając przed sobą pole minowe? Brak energii byłby wtedy pożądany, bo dzięki niemu nie musimy wejść na pole minowe i ryzykować, że nadepniemy na minę. Ok, tylko tych “min” nie ma poza nami. A w życiu chroni rozsądek, mądrość, doświadczenie, nie unikanie. Unikanie uniemożliwia nam właśnie zyskanie rozsądku, mądrości i doświadczenia. Czyli stanowi największy błąd i niebezpieczeństwo.
Masa ludzi używa też stwierdzenia – “nudzę się”. Albo “wszystko mnie nudzi”.
Nuda nie istnieje.
Nie ma czegoś takiego. Natomiast to co zbiorczo nazywa się nudą/nudzeniem się, to:
1. Opieranie się.
2. Nastawienie niechęci wynikające z nadanych wartości, sensu i znaczenia oraz utrzymywanych pozycjonalności.
3. Wiara, że zarówno negatywne jak i pozytywne samopoczucie bierze się ze świata.
4. Czekanie na poprawę samopoczucia.
5. Czekanie na odpowiedni motyw.
6. Brak podjęcia działania z odpowiednią intencją i nastawieniem. Brak aktu woli.
Czyli nie tylko nuda nie istnieje ale tym bardziej nic nas nie może nudzić. Jeśli uważamy, że coś nas nudzi, to gramy ofiarę, zwalamy odpowiedzialność za swoje emocje, poziom energii oraz brak radości i w ogóle nie dostrzegamy tego, co wymieniłem w powyższych punktach.
Zobaczmy też jakim błędem jest “robić coś, żeby przestać się nudzić”. Wybieramy jakieś bezwartościowe działanie, wobec którego wybieramy choć kapkę chęci i zaczynamy je wykonywać. Czas leci, a my nie dokonaliśmy korekt wobec tego, co istotne, ani się tym nie zajęliśmy. No ale skoro mogliśmy zmienić nastawienie wobec bzdurnej czynności, dlaczego nie zmieniliśmy go wobec znaczącej?
Liczymy, że coś nam zmieni samopoczucie i da energię, które następnie przełożymy na coś ważniejszego. Ale wobec tego nie dokonaliśmy korekt, dlatego nic nie zmienimy.
Poza tym się boimy. Nie chcesz czegoś, bo się boisz. Czego się boisz?
Czy to czego się boisz może w ogóle mieć miejsce?
Dlatego gdy następnym razem powiemy sobie “nudzę się”, zastanówmy się czy przypadkiem się nie boimy?
“Nudzimy się”, a tak naprawdę opieramy się, bo boimy się podjąć działanie i doświadczyć czegoś, w czym nie widzimy radości, tylko winę, wstyd, ból.
Gdy następnym razem powiemy “nie chce mi się”, to przyznajmy, że się okłamujemy. Zauważmy, że stawiamy się w roli ofiary. Całkowicie zrzucamy odpowiedzialność na coś bezosobowego – na to “się”. “Nie chce mi SIĘ”. Jakie “się”? Nie ma żadnego “się!” Prawda brzmi – “JA NIE CHCĘ”. Nie mamy energii, bo to wybraliśmy. Nie wybrało tego żadne “się”. Nie chcemy mieć energii, bo jej brak to pretekst, by nie zmienić swojego nastawienia. Czyli gwarantuje to uniknięcie tego czego się boimy.
A jeżeli gramy ofiarę jakiegoś “się” czy samopoczucia i czekamy aż się zmieni, to odbieramy sobie możliwość zmiany. Ale przecież NIE CHCEMY zmiany, zgadza się? Chcemy czegoś uniknąć, a brak energii i chęci jest do tego doskonałym pretekstem i usprawiedliwieniem.
Tak samo każdy kto ogląda porno lub pije wódkę i mówi – “nie mogę przestać”, okłamuje się. Oczywiście, że może, tylko NIE CHCE. A nie chce, bo ma z tego korzyści, do których dąży poprzez oglądanie porno/picie. Trzyma się tych korzyści jak tonący brzytwy i opiera się czemuś w świecie. Opiera się zmianie, własnej ewolucji. Opiera się temu co wyprojektował na świat.
A teraz zobaczmy jakim wielkim błędem jest granie ofiary. Niechęć prowadząca do apatii kalibruje się na poziom 50. Strach kalibruje się na poziom 100. To nie 2 razy wyżej, bo to skala logarytmiczna. Każdy punkt wzrostu na niej, to podniesienie poziomu jakościowego oraz ilościowego razy 10. Czyli różnica między początkiem apatii, a początkiem lęku to tak jakbyśmy nasz stan korygowali razy 10, razy 10, razy 10… i tak 50 razy.
Nie mówię, że lęk jest pozytywny. Lęk jest pozytywny tylko w zestawieniu np. z apatią. Ale już w zestawieniu z gniewem przestaje być pozytywny. Człowiek pogniewany już jest gotowy nawet zaatakować to, czego się boi. Jednak widzimy dlaczego ludzie są tak przywiązani do lęku. Bo trzymają się lęku, by nie spaść jeszcze niżej – w rozpacz. Ale to gwarantuje, że nigdy nie opuścimy poziomu lęku i nie rozprawimy się z rozpaczą.
Człowiek na poziomie apatii uważa, że życie jest beznadziejne. Człowiek na poziomie strachu życie uważa za przerażające. Oczywiście znajdziemy przykłady przykrych doświadczeń, nawet własnych. Ale czy to dowód, że takie jest życie? Nie. Przecież równie dobrze znajdziemy przykłady, że życie jest wykonalne, pełne nadziei, sensowne , dobre.
Jeżeli w stanie apatycznym przespaliśmy się i po wstaniu czuliśmy się kapkę lepiej, to nie dlatego, że odpoczęliśmy i przybyło nam energii. Tylko śpiąc przestaliśmy się opierać i po wstaniu stwierdziliśmy, że uniknęliśmy tego, czego chcieliśmy uniknąć. I na tej podstawie przestaliśmy się tak silnie opierać. Sen nie był do tego potrzebny.
Jeżeli nie chcesz się zająć jakimś niewygodnym tematem, to odpowiedzialnie i spokojnie wybierz, by tego nie robić. A nie szukaj usprawiedliwienia np. w stanie apatii. Bo, jak dziecko, gdy zobaczymy, że to jest skuteczne, będziemy wybierać apatię wobec coraz szerszej gamy tematów. I wobec czegokolwiek, względem czego poczujemy jakiś dyskomfort, “nagle” opadniemy z sił.
Naprawdę milion razy lepiej jest przyznać prawdę, że się boimy, niż grać ofiarę emocji i mówić, że “nie możemy”.
Biorąc to pod uwagę – rozumiesz już dlaczego w pracy zaleca się 10-15-minutowe przerwy, najlepiej w formie spaceru? Bo energia podąża za działaniem. Jeżeli siedzisz przed komputerem, zapewne nie masz cały czas nastawienia pozytywnego i się nie ruszasz. Dlatego możesz energię tracić pomimo, że nie wykonujesz niczego męczącego. Więc taka przerwa nie tylko jest jak przekręcenie kluczyka w stacyjce, gdy zgasł silnik ale korekta negatywnego nastawienia to zdjęcie nogi z hamulca. Dokonaj tej korekty podczas przerwy i wróć do komputera z lepszym nastawieniem.
Rozumiemy teraz jak wielkim błędem w wychowywaniu dzieci jest karanie, straszenie karą, zawstydzanie, gniewanie się? Dziecko nie chce czegoś robić, bo nie nadało temu wartości, znaczenia, sensu. Zapewne dlatego, bo nie widzi w tym nic fajnego, radosnego. Tylko np. obowiązek. Usłyszało tylko, że to TRZEBA lub MUSI robić. Bo jak nie, to będzie źle. Więc nie tylko stawiamy dziecko w roli ofiary, cały czas dokładamy do jego percepcji to co negatywne. Nie dziwne, że staje się coraz bardziej niechętne.
Co mówią mądre książki o wychowaniu? Głównie dwie rzeczy:
1. Stać się dla dziecka przykładem. Robić chętnie to, czego od niego oczekujemy. Robić to z radością.
2. Pomóc dziecku przewartościować i rekontekstualizować dane zagadnienie – np. sprzątanie pokoju przedstawić mu w taki sposób, by dodało do tego radość. Czyli pokazać jak to można zrobić np. w formie zabawy.
A większość rodziców co robi? Karze i straszy karą. Mówią – “Masz posprzątać pokój, bo jak nie to nie dostaniesz obiadu!” I dziecko oczywiście w końcu posprząta. Ale jakim kosztem? Nie tylko nazbiera dużo negatywności ale też nie skoryguje swojego nastawienia do sprzątania. Jeszcze będzie miało urazę do rodziców. I będzie uważać, że potrzebuje w życiu negatywności, by “motywowały” do działania.
I już w wieku dorosłym ludzie obwiniają siebie, wstydzą, straszą, rozpamiętują przeszłość, wypominają sobie błędy, martwią się, itd. I sądzą, że to pomaga w jakiś sposób, że to zabezpiecza, że to jakieś konstruktywne działanie. Tak nie jest. Przypominam – jeśli zastraszane dziecko posprzątało pokój, to nie dzięki poczuciu winy i strachowi, tylko POMIMO ich. Sprząta dzięki swojej decyzji, a nie dzięki emocjom czy karze. A wystarczy, że powie “nie”. Rodzic może je okładać pasem po gołym tyłku ale dopóki dziecko nie powie “tak”, to nic nie zrobi.
Takie postępowaniu czego nauczy dziecka? Wcale nie tego jak ważne jest sprzątanie pokoju. Tylko jak ważne jest unikanie poczucia winy, strachu i bólu. Temu dziecko nada wartość, nie sprzątaniu. I dlatego będzie szukać sposobów, by winy, wstydu, strachu, bólu unikać. Jak nie znajdzie, to sięgnie po alkohol czy porno, bo to sprawdzone sposoby. A że umysł projektować będzie stłumione emocje na świat, to taka osoba będzie ich widzieć w świecie coraz więcej. Więc będzie unikać coraz więcej. A życie w nieposprzątanym domu zracjonalizuje sobie, że nie zasługuje na życie w czystości, bo sama jest brudna/nieczysta.
Czy czekasz, by cokolwiek robić w swoim życiu, dopóki się porządnie nie przestraszysz lub dostatecznie nie zaboli?
Problem z winą jest m.in. taki, że szukamy W+INNYCH. Ale problemu nie ma w innych.
Wstydzimy się najczęściej, bo kiedyś usłyszeliśmy – “Wstydź się!” lub “Powinieneś/powinnaś się wstydzić!” Więc się wstydzimy… Ludzie też naokoło się obrzucają winą – “Kto jest winny?”, “To twoja wina!”, więc z góry założyliśmy, że to normalne. Tylko że wina jest na poziomie 30, a normalność na 300. To ja porównanie Wielkiego Muru Chińskiego (305) z terrorystycznym atakiem na World Trade Center (35).
Bo tak jesteśmy zakochani w emocjonowaniu się, w nie w zdrowym rozsądku. To że ktoś czuje winę to jedno. Ale to, by przewartościował, poddał rekontekstualizacji jakiś temat – np. utrzymywaniu porządku, co dla nas jest ważne, to problem zupełnie inny!
Oczywiście rodzic sądzi, że problem jest w+innym – w swoim dziecku. I ma na to dowód – nieposprzątany pokój, nieposłuszne dziecko. Ale tak nie jest. Naturalnie nieposprzątany pokój to problem sam w sobie. Ale pytanie czy przypadkiem to, że dziecko się nas nie słucha nie jest mądre z jego strony?
Potem człowiek z dużą ilością stłumionej winy cały czas czuje się winny. No bo przecież ma się czuć winny! Tak usłyszał. Więc się czuje. W towarzystwie wstydzi się odezwać, boi się zostać osądzonym za powiedzenie czegoś głupiego. Więc się nie odzywa. Potem się obwinia, że siedział cicho i pewnie był postrzegany jako dziwoląg. Nie odpoczywa, bo czuje się winny, że ma dużo do zrobienia ale nie robi, bo nie ma siły, gdyż opiera się winie. A jak się obija czy obejrzał porno, to się obwinia za to. I też nic nie robi. A potem mówi, że nie zasługuje.
Jak to się mówi – jak się nie obrócisz, dupa zawsze z tyłu. ;) Bo miotanie z emocjonalnością pozostawi Cię w spektrum emocjonalności.
Stłumione poczucie winy to też jeden z fundamentów tzw. “braku pewności siebie”, czyli tak naprawdę niezdecydowania. Nie wiemy na co się zdecydować, by nie odczuć winy, gdybyśmy wybrali źle. Uwolnienie podświadomej winy uwalnia nas od niezdecydowania. I nawet popełnienie błędu nie będzie już dla nas niczym strasznym.
Wychowanie dzieci ma oczywiście też przełożenie na życie dorosłe. Czy sami sobie przedstawiamy to co robimy w mądry sposób – tak, by wybierać radość? W jakim kontekście umieszczamy np. swoją pracę? Non stop czytam jak to ludzie podchodzą do tego np.: “Przez moją pracę bogaci się ktoś inny”. No to najlepszy sposób, by swojej pracy nienawidzić, pracować niechętnie, męczyć się, robić minimum, mieć z tego minimalną wypłatę, nienawidzić szefa oraz innych, którzy zarabiają więcej, itd.
Korektą niech będzie np. – co możesz zyskać dzięki pieniądzom, które zarabiasz poprzez tę pracę? Może zbieramy na warsztat, poprzez który poniesiemy nasze kwalifikacje i zmienimy prace na potencjalnie dużo lepszą? Jeśli tak, to możemy przestać grać ofiarę, nienawidzić, opierać się i pracować chętnie, z wdzięcznością. Bo wybraliśmy cel, wartość i znaczenie naszej pracy. Wybraliśmy to nareszcie mądrze. Jak nie, to dalsze granie ofiary pozostawi nas nieszczęśliwymi i zapewne dużo mniej majętnymi, niż moglibyśmy być. Bo nasz poziom majątku zależy od nas.
I na koniec – akty woli.
Możesz uwalniać opór, możesz uwalniać przywiązanie, możesz uwalniać energię emocji. Ale bez intencji i aktu woli nadal nie ruszysz z miejsca. Każde działanie, którego się boisz czy opierasz, możesz i powinieneś podjąć ZANIM uwolnisz w całości te niskie energie. Bo niechęć do podjęcia działania pokazuje, że nadal wybierasz coś innego, niż realną zmianę. Dopiero akt woli to realna zmiana.
W uwalnianiu jest mowa, by zacząć nareszcie traktować emocje tym czym są – bezosobową energią. Pewną formą Twojej energii. By porzucić wszystkie jej projekcje, ignorować mentalny bełkot. Już nie narzucasz swojej emocjonalności na świat. Więc nawet odczuwanie sporego ładunku lęku już nie powinno być pretekstem, by działanie dalej odkładać.
Gdy dostrzeżesz, że Twój poziom energii maleje, zadaj sobie pytanie – “Czego nie chcę? Czego się boję? Czego się trzymam? Dlaczego to robię?”
Problemem może być samo postrzeganie i traktowanie siebie jak glistę ziemną. Czyli coś, co wyłazi z nory tylko jak zaleje ją deszcz i jest paskudne, śmierdzące i najlepiej to zdeptać.
Dla takiej osoby zrobimy niewiele. Ile robimy dla siebie? Tyle co dla robaka? No to mamy odpowiedź dlaczego nie mamy energii i “się” nam nie chce. No bo my nie chcemy. Nie chcemy dla siebie. Bo siebie postrzegamy bez wartości, bez miłości. A więc i każde nasze działanie oraz cel postrzegamy również bez wartości.
I czy ktoś to nam robi? A może coś? Czy wymaże to motywacja? Nie. To nasz wybór. I nie da się uniknąć konsekwencji. Nie doświadczamy energii życiowej, bo ją od siebie odrzucamy. Skoro nie widzimy w sobie pełnowartościowego życia, które jest wolne i jeśli wybierze, może się rozwinąć tak bardzo jak tylko zechce, no to dysponować będziemy tylko takim poziomem energii, który koresponduje z tym toksycznym obrazem siebie.
Masa ludzi uważa siebie nawet tak, że obciążają całe społeczeństwo, a nawet ludzkość swoim istnieniem. Że przez nich jest gorzej… No to moje pytanie brzmi – na tej planecie są mordercy, gwałciciele, pedofile, mafie, rasiści, zwykłe szuje. Co takiego strasznego robisz, że uważasz się za bezwartościowe ścierwo? Hmm? Nic. To tylko wygodne usprawiedliwienie, by nie podejmować działania.
Dzieci w swojej niewinności i nieświadomości przesiąkają energią w domu jak gąbka. Dlatego jeśli rodzice się obwiniają, gniewają, osądzają, wstydzą, itd., to dziecko zawsze to weźmie do siebie. Jeszcze uzna, że to przez nie. Że jest niewystarczające, by się rodzice pokochali. Ale przypominam – robi to dziecko, czyli jednostka nierozwinięta, tak naiwna jak się da. To jakby teorie naukowe budował pierwszoklasista, a potem dziwił się, że nic mu nie wychodzi i nie działa.
Pamiętaj – to czego doświadczyłeś/aś w domu, to relacja dwóch innych osób. 2 OSÓB! Ok, problem w tym, że to Twoi rodzice. Ale nie zmienia to faktu, że to 2 osoby. Poza nimi jest jeszcze 7 miliardów. Budowanie wizji świata, rzeczywistości, ludzkości na podstawie zachowania dwóch osób względem siebie jest dość dziecinne, nie sądzisz? Dziecinne, czyli niedojrzałe. Niedojrzałe, czyli niesprzyjające w dorosłym życiu.
Jak nazbieraliśmy w sobie wstydu, winy, żalu, lęku, a już nie mieszkamy z rodzicami, to oczywiście myślenie znajdzie nowe cele do projekcji. Zapewne my, to co osiągnęliśmy, co robimy, co mamy, jacy “jesteśmy”.
Ale ludzie traktują się jak robaka nie przez to, że zrobili coś złego, tylko dlatego, bo niewiele zrobili. No nie mają takich związków jak inni, nie mają takich samochodów, takich doświadczeń… i to w ich oczach jest dowodem, że są bezwartościowi…
Ujmujemy sobie, bo używa my tego jak usprawiedliwienia, by nie mierzyć się z dyskomfortem.
Jakim dyskomfortem? Poczuciem winy i wstydem. A jeśli nie wzięliśmy za te emocje odpowiedzialności, to myślenie będzie to projektować na nas i innych. Np. w formie obwiniania i zawstydzania. A gdy obwiniamy innych, to podświadoma wina rośnie, a wraz z nią strach przed odwetem ludzi/świata/nawet Boga. A to błędna spirala.
Niejeden mi opowiadał jak to boi się mężczyzn i kobiet, bo silniejszy facet na pewno go zaatakuje, pobije, kobieta wyśmieje, odrzuci, skrzywdzi. A to tylko mentalny bełkot racjonalizujący nieuświadomioną winę. Cały czas widzimy w myślach obwinianie i dlatego boimy się odwetu.
Mam nadzieję, że widzisz jak ważna jest szczerość i uczciwość i jak bez nich łatwo wpędzić się w pułapkę. Bo najpierw nie chcemy czegoś i szukamy pretekstu, by tego uniknąć. Opieramy się, projektujemy na to niechciane emocje. Spada nasz poziom energii oraz się degeneruje. A potem mówimy – “no nie mogę się tym zająć, BO nie mam energii”. Ale brak energii już jest konsekwencją niechęci.
Natomiast gdy powiemy prawdę – “Nie chcę, bo się boję odczuć winę i wstyd po popełnieniu błędu” możemy zarówno uwolnić emocje, których nie chcemy poczuć oraz przewartościować to działanie. Np. nie budować już obrazu siebie opartego o niepowodzenia, porzucić percepcję tzw. “szans” i ich utraty, tylko pozwolić sobie działać do skutku. Et cetera.
Przypomnę też fundamentalną prawdę –
każde ‘nie mogę’ to nieuświadomione ‘nie chcę’.
Zanim następnym razem powiesz – “nudzę się” lub “to mnie nudzi”, to pamiętaj, że to urojenie. Nuda nie istnieje. Tzw. “nuda” to stan, w którym się opierasz, jesteś niechętny/a wobec tego, czego doświadczasz lub spodziewasz się doświadczyć. To konsekwencja wiary, że radość czy motywacja i chęci biorą się ze świata.
Dlatego jednym z fundamentalnych kroków zmiany jest akceptacja tego jaki/a jesteś i jakie masz życie, jaka jest sytuacja. Bo akceptacja to porzucenie wszystkich osądów, wartościowania i oporu. To wprowadzenie wewnętrznej harmonii, porzucenie wszystkiego tego, przez co nie podejmujesz konstruktywnego działania, który możesz realnie coś zmienić. A nie tylko w kółko dławić emocjonalność w sobie.
Mówienie sobie – “Nie mogę tego zaakceptować, bo to bolesne i niesprawiedliwe” to tak naprawdę – “Nie chcę tego zmienić, bo gram ofiarę”. Oczywiście możesz zmienić, tylko nie chcesz, bo osądzasz to jako złe, niesprawiedliwe. Uważasz to za źródło bólu. Zapewne też uważasz, że to się powinno zmienić i/lub inni ludzie, a nie Ty. A to fundament niedojrzałości. Tak jak uparte dziecko, które nie chce posprzątać pokoju na złość rodzicom. Oczywiście, że może to zrobić ale woli się denerwować oraz denerwować rodzicom. Bo chce, by poczuli się tak samo jak ono. Co dobrego to daje? Nic.
To że całe życie słyszeliśmy określenia typu – “TO JEST złe/bolesne/niesprawiedliwe/straszne/tragiczne”, itp., NIE oznacza, że to opis rzeczywistości. To projekcje własnych osądów oraz ich konsekwencji. Wszystkie religie i mądre osoby trąbią od tysięcy lat, by nie osądzać, bo to błąd, bo nie jesteśmy do tego zdolni, bo sami sobie zwalimy na głowę kłopoty. Nie w postaci kary, tylko konsekwencji.
I widać to wyraźnie – wystarczy, że osądzisz coś jako złe i już się tego nie tkniesz, nawet jeśli to “złe” wcale nie jest takie. Bo “złym” może być pogodzenie się z osobą, która niegdyś coś Ci zrobiła. Choć pogodzenie się oczyści Cię z “ton” zalegających negatywności i toksyn, zapewne uzdrowi z niejednej dolegliwości, zwolni ogromne zasoby energii, przywróci radość i spokój – nadal tego nie wybierzemy, bo przecież TA OSOBA JEST XYZ (zła, etc.) oraz TO CO ZROBIŁA JEST XYZ (złe, itp.) I DLATEGO NIE MOGĘ jej wybaczyć…
Pewnie, że możesz.
Złe (w znaczeniu – niesprzyjające życiu, przeciwne mu) jest tylko to, że my nie chcemy wybaczyć. Nic innego. I to ta niechęć, by wybaczyć nie sprzyja naszemu życiu.
No przecież każdy głupi rozumie, że atak terrorystyczny jest zły. Ale mało osób zadaje sobie pytanie dlaczego terrorysta to robi? Tylko mówią ten bezsens – “No terrorysta zabija, bo sam jest zły”… No tak – robi coś złego, bo jest zły… O ile wnioski z takiego rozumowania łatwo mogą nam umknąć w przypadku terrorysty, to zapytajmy siebie – dlaczego oglądamy pornografię, jeśli rozumiemy, że jest to złe? A, bo zła pornografia nas więzi… Tylko na pewno? A jeśli nas nie więzi, to dlaczego ją wybieramy? I właśnie masa ludzi dochodzi do wniosku – że jest coś z nimi nie tak, że są gorsi, czyli źli, że grzeszą, są grzeszni…
I tyle. Robią coś złego, bo są źli… Koniec. Ende. Fin. Tak samo – życie jest straszne, złe, niesprawiedliwe, tragiczne… i tyle.
Poza tym wnioskując tak płytko, sami siebie wkopiemy w problemy jak uzależnienie, z którymi możemy zostać przez całe życie.
Na tej planecie nie ma zła. Musisz to zrozumieć. Wszystko jest złe lub dobre TYLKO WOBEC CZEGOŚ, czyli W PEWNYM KONTEKŚCIE. Terrorysta w Twoich oczach robi coś złego. W swoich robi coś dobrego.
Jak to się przekłada na Twoje życie? No spróbuj zabierać zimno, albo je zmniejszać. No zmniejszasz zimno, zmniejszasz zimno, zmniejszasz zimno… i czy w końcu zrobi się ciepło? Nie. Co najwyżej doprowadzi do sytuacji, że będzie zero stopni Celsjusza. A to nadal nie ciepło.
Porno też oglądasz, bo uważasz to za coś dobrego. Potem zmieniasz zdanie, bo doświadczasz negatywnych konsekwencji. Zobacz co kilka dni temu napisał do mnie pewien mężczyzna (pisownia oryginalna):
Jeżeli chodzi o mizerności mam tu na myśli ten bumerang że wracam do tego ścieku i czuje się jak sciek chociaż wiem że tego nie nawidze jakimś sposobem tam wracam. Najbardziej po alkoholu to odpalam nw czmeh jakbym nie mógł normalnie się położyć spać..
Widzisz błąd za błędem? “Chociaż wiem, że tego nienawidzę, jakimś sposobem tam wracam”. No bo osądzanie, nienawidzenie, granie ofiary to jak klapki na oczy. Nie widać prawdy. To, co czujesz osądza jako ściek, oglądanie porno osądza jako ściek, siebie osądza jako ściek… A czym to się różni od nazwania terrorysty złym, tego co robi złym i koniec? To dokładnie to samo. Niczego nie rozwiązuje. Bo to błąd.
Budda tysiące lat temu zauważył, że –
trzymanie się urazy jest jak picie trucizny z nadzieją, że zaszkodzi komuś innemu.
Już pomijając fakt picia trucizny; odpowiedzmy sobie na pytanie – dlaczego mielibyśmy chcieć komuś szkodzić czy cieszyć się z tego? To jakaś nasza definicja sprawiedliwości? To nie jest sprawiedliwość. To zwykły sadyzm. Oraz dalsze zaniedbywanie swojego życia.
Z drugiej strony możemy coś uznać za nasze, nadać temu dużą wartość, mieć wobec tego oczekiwania, uznać, że to powinno być JAKIEŚ, a gdy to okaże się inne lub inni ludzie nie wpasują się w nasz wyidealizowany ich obraz, zaczynamy osądzać, obwiniać, denerwować się. Np. poszliśmy w nasze ulubione miejsce na ryby, a tam już ktoś jest i głośno rozmawia. Jak reagujemy? Spokojem, akceptacją, rozsądkiem? Czy gniewem, frustracją, obwinianiem, oporem?
Nie ma sytuacji, w której nasze osądy pomogą. Zazwyczaj właśnie umysł skupia się na bezwartościowym “nawijaniu” różnych zarzutów i zanikają jakiekolwiek konstruktywne funkcje. Bowiem jakość myśli dopasowuje się do naszego stanu emocjonalnego oraz intencji. A intencją jest obwinić, a nie rozwiązać problem.
Przejdź teraz przeze mnie przez proces, który pomoże Ci ujawnić oraz zmierzyć się z nieuświadomionym, czyli podświadomym, lękiem:
Patrz swoimi oczyma i wyobraź sobie jak każdy problem w świecie, każdą przeszkodę, które masz, rozwiązałeś/aś lub została rozwiązana. Praca? Przez najbliższy miesiąc żadnych niezapowiedzianych sytuacji. Przychodzisz na 9, wychodzisz o 17. Żadnych telefonów do domu, żadnych maili na ostatnią chwilę. A jeśli w pracy rozwiązujesz jakieś sprawy, których nie znosisz, to wyobraź sobie, że firma wynajęła dodatkowe 2 osoby, by zajmowały się tylko tymi sprawami całkowicie zwalniając Cię z tego obowiązku.
Wyobraź sobie, że posprzątałeś/aś dom. Że załatwiłeś/aś wszystkie zaległe tematy. Wszystko co odkładałeś/aś, zrobiłeś/aś.
Co więcej – szef dał Ci 2 tygodnie wolnego. Masz przed sobą wolne 336 godzin. Żadnych obowiązków. Żadnych problemów. Masz trochę zaoszczędzonych pieniędzy. Nic nie stoi Ci na drodze. Nic nie trzyma w miejscu.
Czy postawisz krok do przodu? W jakim obszarze, który chcesz rozwinąć?
Postawiłeś/aś ten krok?
Jeśli nie – dlaczego nie?
Zacznij to notować. Pozwól się temu ujawnić. Niech stanie się to świadome.
Zauważysz, że powód nie jest zewnętrzny. Te wszystkie pozorne problemy zewnętrzne mogły być czymś, czego się trzymałeś/aś, by uniknąć właśnie tego. Być może z każdego dodatkowego problemu się skrycie cieszyłeś/aś.
A może masz dużo wolnego czasu, który marnujesz na różne bezcelowe czynności? Oczywiście cel mają – unikać tego, co teraz ujawniamy.
Ujawnienie i uwolnienie lęku będzie dla nas doświadczeniem wyzwalającym.
Pamiętaj – to wszystko o czym mówię, to nie jest jakaś teoria oderwana od rzeczywistości. Ważne, by to odnosić do swojego życia, do faktów.
Przykładowo nie podejmujemy odpowiedzialnych decyzji, których intencją jest poprawić nasze życie, dodać do niego coś wartościowego. Tylko się opieramy, zmagamy, rośnie w nas napięcie, w umyśle widzimy coraz więcej racjonalizacji dla braku, karmimy poczucie braku i lęk przed stratą. I w końcu, by nie czuć się winnymi, że nie skorzystaliśmy z okazji, kupujemy coś, czego wcale nie musimy potrzebować. A nawet jeśli kupiliśmy coś naprawę wartościowego, to i tak z tego nie skorzystamy, bo nie taką mieliśmy intencję. Chcieliśmy tylko uniknąć czucia się winnymi. A potem się obwiniamy, że kupiliśmy coś, czego nie potrzebujemy, wstydzimy się zmarnowania pieniędzy. I/lub rozczarowaliśmy się tym, co kupiliśmy, choć się tak “nakręcaliśmy”, że będzie super to mieć. A po zakupie ekscytacja minęła w kilka godzin.
Tak wyglądają próby usunięcia “zła” z naszego życia. Czy zabrania zimna/ciemności.
Nie dziwne, że możemy co chwila tracić motywację i stwierdzić, że nic w życiu nie ma sensu. A to dlatego, bo tego sensu nie nadawaliśmy mądrze.
Pamiętaj – Twoje życie i życie w ogóle wspiera to, co jest naprawdę pozytywne, a nie to, co sami osądziliśmy jako pozytywne.
Ludzie sądzą, że pożądanie, chcenie, nakręcanie się, ekscytowanie jest pozytywne i wspiera ich życie. Uważają, że jak czegoś będą bardzo chcieli, to to osiągną. I jak czegoś nie będą chcieli, to tego nie osiągną. Ok – powiedz mi – chcesz cierpieć? A przecież cierpiałeś/aś nieraz. Czyli nawet codziennie możesz doświadczać tego, czego nie pragniesz.
Co pokazuje, że emocje nie mają w ogóle odniesienia do rezultatów. CHYBA ŻE podejmiesz o nie decyzje i ustanowisz ich sens, znaczenie oraz intencję. Ale to nie efekt emocji, tylko Twoich wyborów.
Ekscytacja minie. Motywacja się zmienia. To wszystko nie wspiera życia lub ma zastosowanie w bardzo malutkim spektrum.
Co więc życie wspiera? Dyscyplina, dążenie do celu POMIMO pokus i wymówek. A dyscyplina oczywiście wyciągnie z podświadomości te wszystkie pokusy, niechęć, wymagać będzie przewartościowania i rekontekstualizacji.
Cały czas w Raportach czytam jak ludzie czekają na motywację, czekają na jakieś wizje, które ich będą “jarać”, ekscytować, napędzać… Cały czas liczą na myśli i emocje. Dlatego stoją w miejscu. Bo emocje i myśli tylko odzwierciedlają ich poziom świadomości, intencje, pozycjonalności i percepcje.
Właśnie skomentowałem Raport, w którym uczestnik WoP mówi (pozostawiłem oryginalne słownictwo):
dlatego tak długo zwlekałem z raporte – nie potrafię określić jasnej wizji swojego życia ani celów – cele mnie stresują,
A później mówi:
2.4. Jakie obecnie dostrzegam blokady i problemy w moim życiu, przez które sięgam po porno?
Odpowiedź: brak określenia tego co chcę, brak wizji która mnie napędza i którą mocno czuję
Widzisz w czym leży problem? W braku motywacji? Nie. Problem leży w totalnym niedostrzeganiu rzeczywistości, faktów, własnej odpowiedzialności. Najpierw umieszcza źródło swojego zmagania z emocjonalnością i myślami w celach, których nawet nie określił (a skoro ich nie ma, to jak może stanowić źródło czegokolwiek?), następnie mówi sobie kłamstwo, że nie może tego zrobić, a potem mówi, że w życiu nie działa, bo nie określił tego, co chce i nie ma wizji, którą by czuł i która by go napędzała… No błędne koło.
I to jedno z wielu w życiu uzależnionych.
Fundamentem zrozumienia tego jest to, co powtarzałem wielokrotnie –
każde “nie mogę” to nieuświadomione “nie chcę”.
Oczywiście, że możemy, tylko nie chcemy. Bo opieramy się, gramy ofiarę, chcemy uniknąć dyskomfortu, nie nadaliśmy więc temu znaczenia, wartości, ani sensu. I zamiast tego dążymy do np. wiecznego zmagania z emocjonalnością, której uniknąć nie możemy. Dlatego nadajemy wartość i sens tylko temu, na co nie wyprojektowaliśmy emocjonalności i co pomaga nam jej nie czuć – jak np. upicie wódką czy oglądanie porno.
Emocje uważamy za bolesne, uważamy, że nas napadają, dopadają nas, nie pozwalają żyć, ani działać, odbierają spokój. Ich źródło umieszczamy w świecie, więc i świat postrzegamy dokładnie tak samo.
A potem się dziwimy, że nas nic nie motywuje, nic nie zachęca, nie ekscytuje. No, mnie miny przeciwpiechotne też nie ekscytują. ;) Tylko że w tym kontekście nie ma żadnych zagrożeń. A poza tym ekscytacja i motywacja nie biorą się ze świata. To efekt nadanych wartości, sensu, znaczenia, intencji i nastawienia.
Więc jeśli w swoim życiu nadal kierujesz się tym, co ustaliłeś/aś będąc dzieckiem – czyli np. “jestem gorszy/a”, “muszę zasłużyć na aprobatę innych”, no to sam(a) skazujesz się na trudne życie jako osoba dorosła. Życie w kłamstwie zawsze jest destruktywne, nawet jeśli pozorne korzyści wydają się nam duże. A jedną z dróg do szczęścia jest przesianie korzyści oraz sukcesów realnych od symbolicznych.
Zaś symbolom my nadajemy znaczenie, wartość i sens. Żaden symbol nie ma ich w sobie. Dlatego jeśli nie robimy tego mądrze, to pozostaniemy nie tyle z niczym, co z negatywnymi konsekwencjami własnych wyborów.
O, właśnie przeczytałem coś interesującego. Kontekst – klient w pracy słyszy często od współpracowników, że jest młody, powinien więcej chcieć od życia, że nie powinien pracować za najniższą krajową. Nazywa to pie***niem. Oto króciutka wymiana zdań na ten temat:
On: nawet nie wiesz ile siły to kosztuje aby tego wysłuchiwać…
Ja: Słuchanie kosztuje siłę?
Ja: To Twoje uszy powinny mieć 6-pak.
On: No dobra, bardzo dużo oporu to mnie kosztuje
Słuchanie kosztuje go siłę… Nie. To granie ofiary. On najpierw to osądza, nie chce tego słuchać, opiera się. Opór drenuje z sił. Wybiera niechęć i jego poziom energii odzwierciedla to. Nazywa to męczeniem – kosztem energii. Ale tak nie jest. Jedyna cena jaką płaci, to konsekwencje własnego negatywnego nastawienia.
Opiera się temu, bo boli go, że inni mówią mu prawdę – naprawdę powinien lepiej żyć. Ale on się osądza, wstydzi, wini, odziera z wartości. Dlatego nie pozwala sobie na nic innego, bardziej znaczącego.
A potem mówi tak – “bardzo dużo oporu to go kosztuje”. Opór to nie jest waluta, ani cena niczego. Opór to nasze nastawienie.
Dalej mówi, że zawsze mu ktoś coś złego powie. Ale to jest złe? Że powinien mierzyć wyżej? Tak, dla niego jest to złe, bo się boi, opiera, uważa, że nie zasługuje, że sobie nie poradzi. Dlatego też osądza to jako złe. Bo tak samo osądza to, co czuje i co te słowa z niego wyciągają.
Co zrobić, żeby się chciało? Zacząć działać odrzucając wszystkie wymówki i opór, mądrze nadając sens, znaczenie, wartość oraz przede wszystkim – intencję. Praktykować cnotliwość, nie grać ofiary, zawsze wybierać odpowiedzialność i akceptację. Wybierać cel, spokój, działanie, uwalniać emocje.
Witam panie Piotrze
Swietny artykul w jaki sposob poradzil by Pan sobie z brakiem checi/ oporem
dzialaniem zaraz po przebudzenie mam z tym ogromny problem zerwac sie od razu po przebudzeniu i przejsć do dzialania to cos bardzo ciezkiego .
Jak to zmienic ( odpuscic opor ) jak dokladnie przewartosciowac ten temat ????
Tak szczerze fantazjuje o seksie z kobietami w tym czasie zaczynam rozumiec ze nie seks jest problem.
Gdym zmienil ten jeden nawyk ( sledze bloka jak moge ) zmienil by reszcze czynnosci .
Chce sie stac osoba odpowiedzialna za siebie i chyba dobrze zaczynam w nowym roku bo chce szczerze to zmienic .
Bradzo prosze o mozliwosc takiej instrukcji lub wskazówek dostrzegam ze wiele osob ma z tym problem moze razem uda mam sie pomoc wiekszej liczbie osob .
pozdrawiam Kamil
Witam panie Piotrze
Hej Kamilu! Dzięki za komentarz!
Swietny artykul w jaki sposob poradzil by Pan sobie z brakiem checi/ oporem
Przestałem się opierać i zacząłem wstawać chętnie. Takie nadałem znaczenie, wartość i sens temu co robię.
Nie “poradziłem sobie” z brakiem chęci, bo to nie jest jakiś zewnętrzny problem, który się wziął ze świata, jak brak chleba i brak dostaw chleba w sklepie.
Brak chęci to wybór. Przestałem się opierać i zacząłem wstawać chętnie.
Nie można “poradzić sobie” z oporem, tylko uczciwie przyznać czego nie chcemy i z jakich powodów i to przepracować.
Ale mam też tajemnicę!
Zielona kawa! Wstaję ochoczo, by się napić zielonej kawy. ;) Po kawce już śmigam z całą resztą.
Podkreślę – piję dla smaku, a nie robię się w balona, że mnie kawa rozbudza czy daje energii. A energię mam, bo wybieram chęć.
Każdemu radzę, by znalazł sobie nawet coś małego, by rano zawsze wybrał wobec tego chęć. A jak wybraliśmy chęć wobec np. zjedzenia krakersa, to dopóki znowu nie wybierzemy niechęci, to mamy nastawienie chęci.
To taki “trick”.
dzialaniem zaraz po przebudzenie
Jakim działaniem?
Nie ma jakiegoś uniwersalnego, tajemniczego działania, do którego się każdy powinien zrywać.
W WoP wyjaśniam, że najważniejsza jest intencja, która stoi za jakimkolwiek działaniem, którego się podejmujemy/zamierzamy podjąć/powinniśmy się podjąć.
mam z tym ogromny problem zerwac sie od razu po przebudzeniu i przejsć do dzialania to cos bardzo ciezkiego .
No bo się próbujesz “zerwać”. Co zakłada, że jesteś przywiązany.
A tak nie jest.
Opór to Twoje nastawienie. Nie chcesz działać. Nie wiem z jakich powodów. Nie wiem też o jakim działaniu mówisz.
Równie dobrze możesz pobiec w szlafroku skoczyć z bungee, zacząć wypiekać chleb dla sąsiadów, wziąć prysznic czy ćwiczyć jogę przez pół godziny.
Tak czy siak – nic Cię nie wiąże. Ty się uwiązałeś do czegoś.
Jak to zmienic ( odpuscic opor )
Widzę, że kupiłeś WoP. A jednak nie stosujesz zawartej tam wiedzy.
Zadałeś teraz pytanie “z serii” – “napieram na ścianę, jak to zmienić (jak przestać napierać)?”
Bo sądzisz, że to jakieś specjalne, unikalne postępowanie, wobec którego trzeba jakiejś tajemniczej techniki, ezoterycznego sposobu.
Ale tak nie jest.
Najpierw sobie w ogóle uświadom, że się opierasz. Gdy sobie uświadomisz, że nie ma problemu innego, niż Twoje nastawienie, automatycznie zniknie, bo ujawni się, że jest to tylko Twoja decyzja.
jak dokladnie przewartosciowac ten temat ????
Jaki temat chcesz przewartościować?
I jak to “dokładnie”? Czyli uważasz, że ten temat, o którym nie mówisz jest jakiś specjalny, wyjątkowy i normalne przewartościowanie nie (za)działa i potrzebne jest jakieś inne, dokładne?
A co to jest przewartościowanie? Na czym polega?
Co to jest opór, że pytasz się jak “to zmienić”?
Tak szczerze fantazjuje o seksie z kobietami w tym czasie
Nie fantazjujesz, bo to się dzieje samo. Ty się tym hipnotyzujesz.
A robisz to, bo czegoś nie chcesz i zamiast tego wolisz wpatrywać się w fantazje.
zaczynam rozumiec ze nie seks jest problem.
A uważałeś, że seks jest problemem? Nie rozumiem. Nie wstajesz i nie podejmujesz działań rano, bo masz tyle seksu?
Zadaję te pytania dla Ciebie. Ja doskonale wiem co się dzieje, co robisz, etc. Ale też dla czytelników zwracam uwagę na kolosalny brak konkretów w opisie swoich problemów.
Oraz niezrozumienie w tym o co pytasz. Raczej nie rozumiesz co to jest przewartościowanie.
Gdym zmienil ten jeden nawyk ( sledze bloka jak moge )
W WoP prosiłem, by Bloga traktować jak suplementację. Prosiłem, by go nie czytać. Ew. tylko to, co zalecę w Programie lub podczas współpracy.
Nie dziwne, że masz problemy z fundamentami jeśli nie słuchasz się zaleceń, nie stosujesz narzędzi, nie ćwiczysz, nie przekładasz informacji na realne życie.
Zamiast w pełni skupić się na WoP i przekładać wiedzę do swojego życia, korzystać z narzędzi, ćwiczeń i informacji, śledzisz bloga jak możesz.
Naprawdę nie ma tajemnic dlaczego jedni zdrowieją, a drudzy nie.
Ostatnio odpowiedziałem na maila klienta, który się na mnie zdenerwował, bo mu powiedziałem, że nie chce wyzdrowieć.
Napisał mi byczą wiadomość, w której przedstawia jak wykonuje ćwiczenia.
No to zapytałem – “A dlaczego nie ma żadnego przykładu na to jak stosujesz to wobec Twojego życia, jakichś konkretnych problemów”?
Np. cały czas uwalnia tylko przypominając sobie jakieś przeszłe zdarzenia.
Ale już nie stosuje uwalniania do chwili obecnej. Więc liczy, że wyzdrowieje w przeszłości?
Ćwiczenia wykonuje poprawnie. Wszystko robi dobrze. Ale i tak nie wyzdrowieje, bo nie przenosi ich do swojego życia. Wyzdrowieje, gdy zacznie to robić.
I gdy sobie nareszcie zdamy sprawę co to jest odpuszczenie czy uwolnienie oporu, dostrzeżemy, że nie jest to żadna technika, ani sposób. Tylko mądry wybór. I będzie bezproblemowy, bo żyjąc świadomie nie będziemy wybierać, by się opierać.
zmienil by reszcze czynnosci .
A co to jest nawyk? Jak się zmienia nawyki?
Chce sie stac osoba odpowiedzialna za siebie i chyba dobrze zaczynam w nowym roku bo chce szczerze to zmienic .
A wobec czego nie wybierasz odpowiedzialności lub uważasz, że nie jesteś odpowiedzialny?
Co to jest odpowiedzialność?
Bradzo prosze o mozliwosc takiej instrukcji lub wskazówek
Ale ja nie wiem o co prosisz.
Dlatego prosisz mnie, bym Ci napisał o czymś na Blogu, gdy wszystko masz w Programie WoP?
dostrzegam ze wiele osob ma z tym problem moze razem uda mam sie pomoc wiekszej liczbie osob .
Na razie masz rozwiązanie, a go nie stosujesz.
Poza tym – uważasz, że tak wiele osób chętnie weźmie odpowiedzialność np. za to jakie mają nastawienie wobec swojej pracy, zaczną wstawać chętnie i pracować dla swojego szefa?
Albo wyjdą ze świadomości ofiary? Albo przestaną się osądzać, przestaną osądzać innych i zaczną ochoczo dążyć do tego, co naprawdę pozytywne?
Ty stań się zmianą, którą chcesz zobaczyć w świecie. Do WoP podchodziłeś 2 razy. Pierwszy raz w 2016 roku. Skończyłeś na Module 8, nie wiem/nie pamiętam dlaczego.
Za drugim razem zrezygnowałeś już po 3 Module. Nawyków dotyczy Moduł 2.
I już chcesz pomagać innym? Większej liczbie osób?
Kapkę pokory.
Biorę teraz mentalne żelazko i wyprasuję kilka spraw.
Po pierwsze – nie masz przewartościowywać tematu wstawania, zrywania się, ani oporu. Tylko przeanalizować czemu stawiasz opór, czego nie chcesz. Masz sobie uświadomić jakie masz intencje wobec obowiązków danego dnia, wobec różnych spraw, tematów. Masz sobie uświadomić jakie znaczenie temu nadałeś, jaki sens, wartość i priorytety. TO należy przewartościować. By przestać się temu opierać. Bo opierasz się z jakichś powodów. Nie chcesz czegoś z jakichś powodów. Żadna sztuczka tego nie zmieni, a przewartościowanie i rekontekstualizacja to nie sztuczki.
Wiem, że wpatrujesz się w fantazje. Czyli zapewne próbujesz utrzymać stan pożądania. A pożądanie jest stanem wyższym od wstydu, winy, apatii, żalu i strachu i dlatego próbujesz ten stan przeciągać jak najdłużej. Więc zapewne z tych poziomów emocjonalnych podchodzisz do zagadnień w danym dniu, w którym jesteś niechętny, by wstać z łóżka. Np. uważasz, że MUSISZ iść do pracy czy na uczelnię.
Podkreślę też, że przewartościowanie nie spowoduje, że unikniesz odczuwania niekomfortowych emocji. Tylko przestaniesz je projektować na coś w Twoim życiu. Dzięki temu umożliwisz sobie zarówno uwolnienie tych emocji jak i zajęcie się tym tematem. A nie niekończące się strategie uniku, jak to się określa – “zabijania czasu” np. w formie fantazji, by potem nagle się przestraszyć i wstać nadal niechętnie, tylko z jeszcze większą niechęcią do konsekwencji, gdybyś w ogóle nie wstał.
Pamiętaj też, że nie fantazjujesz, tylko wpatrujesz się w bezosobowy bełkot. To że wstajesz – czy to po godzinie czy minucie, nie jest efektem tego, że skończyłeś fantazjować, tylko podjąłeś decyzję, by przestać się tym hipnotyzować i zrobić XYZ.
Więc odpuszczałeś opór pewnie już tysiące razy w Twoim życiu, tylko bez świadomości tego oraz płacąc niepotrzebną cenę – np. wymęczając się niemiłosierne godzinami czy dniami. A potem znowu zaczynałeś zmaganie i opieranie się.
WoP to nauka dojrzałości. To wszystkie informacje ukazujące drogę do wzrostu jako istota ludzka oraz to wszystko, co ten wzrostu blokuje, uniemożliwia, a nawet cofa.
Nic z tego nie jest żadną sztuczką, opinią czy sprytnym sposobem.
Wszystko odnosi się do RZECZYWISTOŚCI. A wobec rzeczywistości nie działa żadna sztuczka. To co “działa” i jest uniwersalne to szczerość i uczciwość. Słowem – integralność.
I gdy już dostrzeżemy, że np. nie w lęku jest problem, ani w żadnych atakach paniki, tylko w tym, że to my atakujemy lęk, demonizujemy go, nie chcemy, robimy wszystko, by przerzucić za niego odpowiedzialność, stanie się jasne, że nigdy z lękiem nie było problemu, tylko to, co sami z nim robiliśmy. Przestajemy to robić. Przestajemy “boksować” lęk, przez co znika masa zmagania, bólu i wszystkie tematy, na które projektowaliśmy lęk stają się w naszych oczach wykonalne. A nawet stajemy się nimi podekscytowani. Gdy zrozumiemy naturę emocji, dostrzeżemy, że to co się nazywa “techniką uwalniania” nie jest techniką, czyli czymś wymyślonym przez człowieka, tylko jest najbardziej zgodnym z rzeczywistością i zdrowym postępowaniem wobec emocjonalności. Zarówno powstającej na bieżąco jak i tej już stłumionej.
Dlatego piszę te artykuły, by zrobić porządek z powtarzanymi w masach społeczeństwa niepoprawnymi informacjami, stwierdzeniami i wierzeniami.
Bo jak mamy niepoprawną informację – np. błędną interpretację problemu – to nawet mając najlepsze intencje i chęci, nie rozwiążemy go.
Nieraz podawałem przykład z napieraniem na ścianę. Napieramy na ścianę i uważamy, że to ściana na nas napiera.
Newton zaobserwował pewną zasadę – “Każdej akcji towarzyszy reakcja równa co do wartości i kierunku, lecz przeciwnie zwrócona”.
A ludzie co robią? Zaczynają zmagać się z tą reakcją, nie zmieniając akcji.
To tak jakby próbować usunąć cień ale nie włączyć światła.
Tym jest właśnie opór – zmaganiem z reakcją bez zmiany akcji. Bo nawet nie jesteśmy świadomi tej akcji. Zaś reakcji tylko dlatego stajemy się świadomi, bo boli/bo zaczęła boleć.