Witam Cię serdecznie!
Gdy jest okazja skomentować jak masy ludzi widzą problemy przeplatające się z uzależnieniem, czynię to. Bo gdyby widzenie tych problemów było poprawne, problemy byłyby rozwiązywane. A z tego co widać – trwają i pogłębiają się.
Bo bez zrozumienia co to jest odpowiedzialność, nic nie możemy poprawić. Co to jest odpowiedzialność? To świadomość, że jesteśmy jedynymi kowalami swojego losu. Czyli jesteśmy jedynymi autorami swojego życia. Ale zrozummy życie – nie życie jako BYCIE, bo to się dzieje samoistnie. Nawet człowiek pragnący śmieci – przecież żyje. Dopóki nie zaatakuje swojego ciała, będzie żył. Bo to nie człowiek/ego/myśli/emocje/brokuły/szynka utrzymują życie.
Życie, czyli wybory i ich konsekwencje. To nasze doświadczenia. Przykład – w zależności od tego jak spojrzymy na dany temat i jak ocenimy to co czujemy – jako dobre lub złe, to doświadczymy wobec tego lęku lub ekscytacji. Różnica między doświadczaniem nawet błędnie rozumianego “paraliżującego strachu” (zauważmy jak człowiek od razu gra ofiarę emocji i uważa, że to emocja paraliżuje, czyli uniemożliwia działanie), a ekscytacji, czyli chęci, gotowości, ochoty, by coś zrobić/czegoś doświadczyć – to to czy dane zagadnienie uznamy za dobre lub złe. Nasze ciało i umysł zareagują odpowiednio. Albo jakby były atakowane i zagrożone, albo wspierane i pielęgnowane.
Jeżeli więc cały czas coś oceniać będziesz jako złe, Twoje doświadczenie wobec tego nie będzie wspierające, a przez to prawdopodobieństwo, że znajdziesz rozwiązanie czy je w ogóle rozpoznasz jako rozwiązanie, a tym bardziej – że je zastosujesz – spada drastycznie.
Nie wiem skąd się to wzięło ale non stop widzę, nawet w filmikach od lekarzy, terapeutów i specjalistów, stwierdzenia typu – “napad lęku”, “atak paniki”, “cierpienie przez depresję”… W świadomości ludzi buduje się tożsamość ofiary. Co stanowi totalne odwrócenie rzeczywistości. Ale nawet nie zauważamy, że daaaleko mijamy się z prawdą, bo nie rozumiemy fundamentów istnienia na tej planecie. I takie filmiki na Youtube ogląda miliony ludzi… A potem się słyszy od nich – “naukowcy udowodnili X” albo “mi terapeuta mówił Y”, gdzie X i Y to jakieś pierdoły, urojenia czy szaleństwa. Znowu kłania się fundamentalna prawda – na świecie za osobę zdrową uważa się taką, która podziela urojenia społeczeństwa oraz swojego terapeuty.
Dzisiejszy artykuł może zaboleć, bo pokaże bez litości masę urojeń, którymi się usprawiedliwiamy. Zobaczmy jak ktoś bardzo ładnie zgromadził kilka urojeń, niezrozumienia, iluzji i błędów dotyczących tzw. “depresji”, emocji i umysłu. Każdy z tych punktów skomentuję bardzo ostro.
1. Depresję czuje się jakby twój własny umysł płatał ci figle. Wiesz, że to co mówi ci nie jest dobre ale jest to tak nęcące, że i tak to robisz.
2. Ciągle mówię sobie, by podnieść ten papierek po cukierku w moim pokoju ale zostawiłem/am go tam już od miesięcy. Z depresją wiesz co jest właściwe do zrobienia ale twój umysł po prostu uniemożliwia ci zrobienie tego.
3. Bez końca zadajesz sobie pytania – “Jaki to ma sens/cel?” Po prostu za nic się nie biorę, bo nie widzę, by miało to sens, by się to opłacało.
4. Jednym z powodów, przez które depresja jest tak niepokojąca i trudna do wytłumaczenia innym, bo sam(a) jej nie rozumiem.
5. Wiem, że muszę dobrze jeść, ćwiczyć i robić różne pożyteczne rzeczy, by żyć dobrze. To nie tak, że nie chcę ale mój mózg powoduje, że czuję, że nie jestem w stanie. To mój wróg.
6. Zostałem/am zwolniony z pracy przez depresję. To boli, gdy twój własny mózg przekonuje cię, że lepiej zostać w łóżku, niż pójść do pracy.
7. Mam poważnie działającą depresję i czuję jakbym żył(a) w masce każdego dnia. Nie mówię o tym ludziom, bo pewnie i tak by nie zrozumieli. Na zewnątrz wydaje się, że jest ze mną wszystko ok ale wewnątrz czuję jakbym tonął/tonęła.
8. Depresja jest jakby być przywiązanym do krzesła i zostać poproszonym, by wstać. Kiedy nie możesz, krzyczą na ciebie i zostajesz upokorzony/a.
9. Gdyby depresja była prosta do pozbycia się, ludzie z depresją już by to zrobili. Jest powód dlaczego depresję nazywa się “paraliżującą”. Jeśli masz depresję, dużo energii kosztuje zrobienie rzeczy, których twój mózg mówi ci, byś nie robił(a). Zacznij od małych kroczków – każdy postęp się liczy. Mierz każdy dzień od swoich starań, a nie od rezultatów.
I na koniec osoba ta pisze jeszcze taką wspaniałość – “Mam nadzieję, że to pomogło innym cierpiącym na poważne depresje; i pomogło tym bez depresji zrozumieć co czujemy, byś mógł otrzymać ewentualną pomoc lub pomóc komuś, kto wiesz, że cierpi na depresję. Nie jesteś w tym sam(a) i sprawy będą miały się lepiej. Także – nie bój się poprosić o pomoc psychologa/psychiatry jeśli czujesz, że masz depresję. Wszyscy czasem potrzebujemy pomocy i nie ma w tym wstydu.”
Wow – sprawy będą się miały lepiej… jakie sprawy? Co takiego zmieniliśmy, że zaczną się mieć lepiej? Wiesz dlaczego funkcjonuje powiedzenie – “nadzieja matką głupich”? Bo poza nadzieją (a co to jest nadzieja?) takie osoby nic nie robią. Tylko “mają nadzieję”, że się samo wszystko zmieni i polepszy. To głupota. I zobaczmy co mówi na końcu – “nie ma wstydu w szukaniu pomocy”. Widzisz? Ludzie wolą się wstydzić, niż poszukać pomocy. Wstydzą się, że w ogóle mają problem, z którym sami nie potrafią sobie poradzić. Osądzają siebie i swoje problemy. Nawet tego nie zauważają i gdy problemy trwają nawet dziesiątki lat, to uważa się problemy za trudne lub niemożliwe.
Tłumacząc każdy z tych punktów aż robiłem facepalmy i kręciłem głową… Tutaj nie ma nawet jednej właściwie zinterpretowanej rzeczy. Nie ma w ogóle prawdy. To bełkot. Jest tu błąd na błędzie i to są błędy fundamentalne.
Od czego w ogóle tu zacząć… to jest jak kilkumetrowy sznurek, pełen supłów, zmięty i wciśnięty do kieszeni.
Po pierwsze – wymyślamy sobie jakiś worek. Wrzucamy do niego przeróżne tematy. Nazywamy go depresją. I następnie gramy jego ofiarę. Dokładnie tak samo postępują uzależnieni – nazywają swój problem uzależnieniem czy chorobą uzależnienia i grają tego ofiarę. A następnie albo się “z tym” zmagają, próbują rzucić, powstrzymują się na siłę, etc. Co to daje? Efekt odwrotny od zamierzonego.
Niektórzy nawet dochodzą do wniosków, że nałogu nie można rzucić. No pewnie, że nie, bo gdy zrozumiemy co to jest nałóg – nawyk – to oczywistym stanie się, że nie można tego rzucić. A uzależnienie to nie jest nałóg. Nawyki to element uzależnienia.
Ani ta cała depresja, ani uzależnienie nie są w ogóle poprawnie rozumiane na świecie. W OGÓLE. Ani trochę. Ten kto temat właściwie rozumie, wie jak postąpić, by wyzdrowieć i to robi. Najlepszym przykładem są grupy 12 kroków. A terapie? Pomoże tylko jeśli terapeuta właściwie rozumie temat uzależnienia. A skąd uzależniony ma wiedzieć czy terapeuta rozumie uzależnienie poprawnie? Jeśli sam nie rozumie, to nie może wiedzieć czy ktoś inny rozumie to dobrze.
Tutaj zresztą czytamy przynajmniej, że ten człowiek pisze wprost, że sam nie rozumie depresji. A jednak wypisuje masę jakichś przekonań, których jest bardzo pewny. Naprawdę wystarczyłoby i byłoby bardzo dobre, gdyby napisał(a) tylko – “Sam(a) nie rozumiem depresji”. To stwarza potencjał do zmiany. A nie masa tych wszystkich bzdur.
Skomentuję każdy punkt z osobna, a potem zrobię podsumowanie. Jeśli zaboli – nie ma za co. :) Jeśli uważasz inaczej, to spoko – daj sobie np. 5 lat, by robić po swojemu. Jeśli nadal po tych 5-ciu latach będziesz w depresji, wróć do tego artykułu. A jeśli chcesz w komentarzu przedstawić tylko swój punkt widzenia, podjąć dyskusję – proszę, powstrzymaj się. Najpierw przemyśl jakie rezultaty daje Ci ten punkt widzenia i czy podzielenie się nim z inną osobą ma na uwadze jej dobro i może się przysłużyć? Jeśli nie – milczenie jest złotem.
Ok, jedziemy z percepcją człowieka w depresji.
Ad. 1. Depresję czuje się jakby twój własny umysł płatał ci figle. Wiesz, że to co mówi ci nie jest dobre ale jest to tak nęcące, że i tak to robisz.
Mój własny umysł płata figle… Tak, bo po pierwsze – to nie twój umysł. Żaden umysł nie jest niczyj. Co to jest umysł? Umysł to pole. Pole, którego możemy być świadomi. A mózg działa jak antena dla tego pola. Budda nazwał mózg szóstym zmysłem. Zmysłami odbieramy zewnętrze – jak to co widzimy, słyszymy, czujemy jako zapachy, smakujemy, czujemy przez dotyk. Mózg to zmysł odbierający ZEWNĘTRZNE “bodźce” – informacje – nazywane myślami. A teraz zastanów się – czy każda informacja jaką usłyszysz ze świata jest prawdziwa? Przecież nawet odnośnie innych zmysłów – są osoby zachwycające się zapachem kwiatów, a są osoby uczulone na pyłek kwiatów i gdy poczują kwiaty, mogą zacząć mieć nawet problemy z oddychaniem.
Co pokazuje, że żadna myśl nie jest nasza, ani zmysł. No pomyśl (ale pomyśl, a nie tylko hipnotyzuj się tym, co Ci “pierwsze wpadnie do głowy” – bo nic Ci nie wpadło go głowy) – gdyby węch był Twój, to mógłbyś/mogłabyś coś z tym zrobić – np. wybrać, by przestać czuć? Czy możesz przestać czuć zapachy? Oczywiście nie. Bo to się dzieje samo. Czy możesz przestać słyszeć? Nie możesz. Możesz tylko zamknąć uszy ale to nie zmienia zmysłu słuchu, tylko ogranicza dopływ bodźców. Jednak samego słyszenia nie możesz ani zatrzymać, ani zmienić.
Podobnie z myśleniem – myślenie to fenomen bezosobowy. Dzieje się sam, automatycznie. Myśli nie są nasze, ani umysł. “Nasz” ew. może być mózg jak uszy czy język. I tyle. Ale co to znaczy “nasz”? Przecież nie masz nad nim żadnej kontroli. Nic nie możesz mu kazać, ani zmusić. Tak jak nie możesz rozkazać językowi, by przestał smakować gorzkie i zaczął smakować słodkie. Ew. jesteś tymczasowym zarządcą tego organu. Dbaj o niego. Zadbaj o dobre warunki, w których może zdrowo funkcjonować.
Cała resztą, którą odbieramy poprzez nie nie jest nasza w żadnym wymiarze. Bo czy ktokolwiek zdrowy psychicznie rości sobie prawda do zapachów albo dźwięków? “To mój świergot słowików!” – taka osoba raczej szybko znalazłaby się w szpitalu.
A jednak miliardy ludzi rości sobie prawa do myśli! Nazywają je MOIMI! “To moje myśli!” – mówią! Ludzie dosłownie zabijają się za myśli i o myśli. Co pokazuje, że miliardy ludzi jest szalonych – wierzy w urojenia. Ale oczywiście przez to staje się to niedostrzegalne i uznawane jest za normę. I za szaleńca uznaje się osobę, która twierdzi, że człowiek nie myśli i że to miliardy ludzi są szalonych. :) To nie jest żadne twierdzenie. To fakt.
Ludzie tak nie zauważają, że się tylko hipnotyzują mentalnym bełkotem, że uważają, że myślenie się kończy i zaczyna. Np. mówią – “mój umysł zaczął myśleć o porno, gdy się zestresowałem”. Ok, tylko umysł nie mógł zacząć myśleć, bo nigdy nie przestał. Ani umysł nie myśli, tylko non stop odbiera myślenie. Które odbywa się samo w polu. Tak jak nos odbiera zapach, który unosi się samoistnie w jakimś obszarze. Nos nie tworzy zapachu, tylko odbiera informacje. A doświadczenie zapachu to jeszcze coś zupełnie innego.
Myślenie ani się nie kończy, ani nie zaczyna. To my możemy skupiać się na myślach lub przestać się nimi hipnotyzować. I to jest jeden z fundamentów zdrowia – dostrzeżenie w jakich okolicznościach zaczynamy się hipnotyzować mentalnym bełkotem. Bo chcemy tego, a niektórzy uważają, że nawet potrzebują.
Funkcjonuje nawet szaleńcze przekonanie (a wynika z totalnie błędnego tłumaczenia) – “myślę, więc jestem”. Człowiek nie myśli, co samo w sobie przeczy temu twierdzeniu. Myślenie nie jest żadnym dowodem na istnienie. Bo to jakby mówić – “kwiaty pachną, więc jestem”. Poprawne tłumaczenie brzmi – “doświadczam, więc jestem”. O, co innego. Ale doświadczenie to też nie jest jeszcze najwyższy wymiar świadomości. Tak naprawdę to nadal raczkowanie. Dlaczego? Bo to nadal fenomen bezosobowy.
Czy umysł płata komukolwiek figle? Oczywiście nie. Ten wniosek wynika z totalnego niezrozumienia natury umysłu. Raz jeszcze – umysł to pole, którego 99% to zupełna cisza i spokój. To nie może więc płatać figlów. Pozostały 1% to nieprzerwany proces mentalizacji – fenomenu bezosobowego, ciągłego i nieskończonego, nad którym nie mamy żadnej kontroli. I ma tylko jeden cel – trwać. A jaki jest cel zapachu? Trwać. Naiwny stwierdzi, że np. wabić owady, by zapylały kwiaty. To bzdura. Cała ewolucja wszystkiego odbywa się jednocześnie. Nic tu nie jest przyczyną czegoś innego. Przyczyna i skutek to też jedno z fundamentalnych urojeń percepcyjnych umysłu. To że widzimy coś sekwencyjnie NIE oznacza, że taka sekwencja istnieje w rzeczywistości. To że doświadczasz bólu po odmowie kobiety NIE oznacza, że kobieta i jej odmowa spowodowała ból. Odmowa nie była przyczyną bólu.
Myślenie zapewnia sobie trwanie przez racjonalizację emocjonalności, jej projekcję, dobudowywanie kontekstu, etc.
Czym innym jest umysł, a czym innym bezosobowy proces mentalizacji.
Ale też widzimy całkowicie niedostrzeżoną ciekawostkę – osoba mówi, że “jej” umysł coś robi. Nie zauważa, że mówi rzecz fundamentalną – myślenie samo się myśli (nawet jeśli i tak błędnie uważa, że to umysł myśli). Tylko my jesteśmy w to cały czas wpatrzeni – jak zahipnotyzowani. I to my robimy się w bambuko sądząc, że to myślenie. To nie jest myślenie. To mentalizacja. A różnica między myśleniem, a mentalizacją jest fundamentalna.
Powiedz mi – gdybyś Ty myślał(a), to jak mógłbyś/mogłabyś sobie tym płatać figle? Czy możesz wybrać zrobienie kanapki i spłatać sobie figla – zamiast kanapki np. zrobić pieczeń? “No ale mi rączki spłatały figla! Chciałem/am zrobić kanapkę, a wyszła pieczeń! Mózg uniemożliwił mi zrobienie kanapki!”
Widzisz jaki tu jest chaos? Raz się twierdzi, że człowiek myśli. Potem nie – że to umysł myśli i jeszcze nam płata figle…
Hipnotyzowanie się mentalizacją może doprowadzić do wielu zaniedbań – m.in. tego, co się zbiorczo nazywa depresją. Ale podkreślę – hipnotyzowanie się, a nie sama mentalizacja. Bo mentalizacja trwa cały czas. Tylko nie każdy non stop się w to wpatruje jak niewolnik.
Co więcej – ta osoba mówi wprost, że chce tego – chce się wpatrywać w myśli! Bo to takie nęcące! A potem gra tego ofiarę? Prooooszę. No ktoś mówi, że uwielbia jeść pączki, a potem biadoli, że jest tłusty.
Niemniej widzimy – ludzie uwielbiają wpatrywać się w ten mentalny bełkot. Bo to rozrywka! I to darmowa, i nieprzerwana.
Pojawia się (trwa od zawsze) brak odpowiedzialności za własne wybory. Niechęć do konsekwencji. Mamy ludzi z psychiką dziecka, którzy chcieliby robić co im się podoba i nie doświadczać tego konsekwencji. Niejedna osoba uzależniona pytała się mnie (często nie wprost) czy jest sposób, by dalej oglądać porno i tylko ominąć konsekwencje lub sobie z nimi jakoś sprawnie radzić? Czy jest taki sposób? Jak sądzisz? Czy możesz oszukać rzeczywistość? Czy ktokolwiek kiedykolwiek oszukał rzeczywistość i może Cię tego nauczyć?
Jeśli tak sądzisz, wylej sobie kubeł zimnej wody na głowę. Im szybciej, tym lepiej.
Widzimy też niezdolność do wyciągania wniosków. Człowiek ten mówi, że WIE, że coś nie jest dobre ale jest to dla niego nęcące. Gdybyśmy zrozumieli temat nawyków, zrozumielibyśmy, że to nie dana czynność jest nęcąca tylko KORZYŚĆ jaką z niej mamy. Jest to tzw. “nawykowa nagroda”. To nagrody chcemy, a nie danego działania lub uniknięcia jakiegoś działania.
A korzyści widzimy różne w zależności od okoliczności.
Dalej – osoba ta uważa, że umysł do niej mówi! Niech mi ktoś powie – czy język do nas mówi? A może oczy? Jeśli widzimy piękną kobietę to czy oczy nam mówią, że mamy się z nią przespać? Jeśli czujemy zapach pączków to nos nam mówi, że mamy je zjeść? Oczywiście nie. Bo to granie ofiary zmysłów i usprawiedliwianie się. TO MY WYBIERAMY, BO TYLKO MY JESTEŚMY ODPOWIEDZIALNI.
Umysł nic nikomu nie mówi.
Bo myślenie – mentalizacja – to trwający nieprzerwanie bezosobowy fenomen, który tylko powtarza w kółko różne zasłyszane, przeczytane, zobaczone informacje jako racjonalizacje emocji, intencji. Jeśli czytasz książkę, to książka coś Ci mówi? Gdy oglądasz film, to film coś Ci mówi? Gdy słuchasz utworu muzycznego, to utwór Ci coś mówi? Czy ktokolwiek na tej planecie został uniewinniony z postawionych mu zarzutów, bo powiedział, że mu serial kazał okraść sklep?
Umysł nic nam nie mówi, tylko racjonalizuje w bezosobowym procesie to co MY WYBRALIŚMY. No ta osoba sama mówi, że dla niej wybór czegoś co logicznie wie, że zaszkodzi, jest nęcący. Tak jak uzależniony – tysiąc razy mógł cierpieć, bo obejrzał porno czy wypił wódkę, a nadal jest to dla niego kuszący wybór.
To efekt pozostania na tym samym poziomie świadomości, na którym nawet to co szkodzi nadal widziane jest jako pozytywne. Pytanie kluczowe i krytycznie ważne – POZYTYWNE WZGLĘDEM CZEGO???
Człowiek, który pisze o depresji zupełnie pomija kontekst. Nawet nie wie, że jest coś takiego, ani tym bardziej, że jest to fundamentalnie istotny temat.
Bo wszystko co postrzegamy, możemy uznać za dobre lub złe TYLKO WOBEC CZEGOŚ, czyli TYLKO W JAKIMŚ KONTEKŚCIE.
Więc w jednych warunkach słuchanie się pewnych myśli uznajemy za złe, a w innych uznajemy za dobre, bo zmienił się kontekst. I tak w kółko. Nawet przez całe życie. Myśli nie są ani dobre, ani złe. Również nie mają żadnego sensu, ani znaczenia. To wszystko nadajemy my. To my umieszczamy je w jakimś kontekście, którym jakiś sens i znaczenie wynikają same z siebie. To samo tyczy się np. zapachów. Co też pokazuje jak wygodnym usprawiedliwieniem jest powiedzieć – “Nie robię tego, bo nie widzę w tym sensu”. Naiwny się na to nabierze. To jakby powiedzieć – “Nie pójdę na dwór, bo nie mam na sobie spodni”. No to je załóż.
A jak jeszcze sądzimy, że to my myślimy, czyli jesteśmy autorami myślenia (i że w ogóle nazywamy mentalizację myśleniem), to staramy się coś z myślami zrobić. Np. zmienić lub liczymy, że myśli będą w końcu inne – no bo przecież już tak bardzo się wycierpieliśmy! Jaki będzie tego efekt? Taki jak zawsze.
Cały czas widzę filmiki różnych terapeutów i psychiatrów – “Jak zatrzymać negatywne, natrętne, narzucające myśli, jak zatrzymać nadmierne myślenie?” Wow!!!
Więc nawet terapeuci całkowicie ulegli iluzji, że człowiek myśli. Bo nie tylko zakładają, że tak jest ale jak im się zdarza pomyśleć, to z góry zakładają, że każdy człowiek też myśli. To nie jest prawda.
Co więcej – w jednym pytaniu mamy wykluczające się informacje – że myśli są natrętne i narzucające się oraz, że nadmiernie myślimy… No to chwila – albo my myślimy, tylko za dużo, albo myśli się narzucają same… Już samo to pokazuje, że terapeuta ten przekazuje jakieś bzdury. A i tak nie ma racji ani w jednej, ani drugiej kwestii.
Bo mało osób chce pojąć, że nie jesteśmy pępkiem świata. Że jest niezależny od naszego postrzegania wszechświat, w którym wszystko dzieje się samo, spontanicznie. Jak bardzo człowiek nie chce tego pojąć? Nawet Einstein nie chciał.
Naprawdę – żadne myśli nie są natarczywe, ani natrętne, ani się Ci nie narzucają… TO MY jesteśmy natrętni wobec myśli – non stop się w nie wpatrujemy, osądzamy je, opieramy się im, próbujemy je zmienić, kontrolować, “wyrzucić z głowy”. A to wszystko bierze się z niezrozumienia fundamentów – że myśli nie biorą się z głowy/mózgu/umysłu, ani nie mogą się w tym znaleźć, ani utkwić, ani ich celem nie jest nam szkodzić. A my nie możemy ich ani zmienić, ani wyrzucić, ani zaprzestać ich pojawiania się.
Szkodzimy sobie sami, bo jeszcze nie zrozumieliśmy tych podstawowych lekcji istnienia na tej planecie jako istota ludzka.
Jezus Chrystus 2000 lat temu powiedział nam, byśmy zostawili osądy Bogu, bo nie jesteśmy do nich zdolni i sobie tylko zrobimy krzywdę. Dotarło do ludzi? Gdzie tam! Osądzanie to jedna z ulubionych rozrywek miliardów. Wliczając oczywiście ludzi w depresji oraz uzależnionych. Nawet człowiek osądził mózg!
Powiedz mi – czy możesz wyrzucić z nosa zapach? Albo z uszu dźwięk? Spróbuj.
Na pytanie – WOBEC CZEGO słuchanie się tego mentalnego bełkotu czy zrobienie czegoś pozornie złego jest kuszące – osoba ta odpowiada w kolejnych punktach.
Ad. 2. Ciągle mówię sobie, by podnieść ten papierek po cukierku w moim pokoju ale zostawiłem/am go tam już kilka miesięcy temu. Z depresją wiesz co jest właściwe do zrobienia ale twój umysł po prostu uniemożliwia ci zrobienie tego.
Wow… Wiemy co jest właściwe ale PO PROSTU nasz umysł nam to UNIEMOŻLIWIA! A ta osoba ciągle mówi sobie, by podnieść papierek po cukierku… od miesięcy sobie to ciągle mówi…
Proszę państwa – ludzie uważają, że myśli mają nad nami moc, władzę. Uniemożliwiają nam podjęcie decyzji! Leży papierek, a my hyyyyyyyyyyyyyyyyy… hooooooooooooo… no nie możemy go podnieść! Bo nasz straszliwy ciemiężyciel – mózg – nam to uniemożliwia! Krępuje nas! Oczywiście kołdrę podniesie i się przykryje. Ale papierka już nie podniesie…
Nie dziwne, że osoba ta cierpi i wiedzie przykre rzeczy jeśli gra ofiarę myśli. Przecież to co mówi to oczywiste kłamstwo. I używa jeszcze bardzo popularnego, bo mającego na celu redukcjonizm zagadnienia, stwierdzenia – “po prostu”. Tak jakby to było oczywiste, że umysł coś uniemożliwia.
Osoba ta gra ofiarę umysłu, uważa, że umysł uniemożliwia jej podniesienie papierka po cukierku. Proszę, Drogi Czytelniku/Droga Czytelniczko – przeczytaj to zdanie 10 razy. Niech Ci się to solidnie wryje w umysł – człowiek mówi sobie, że mózg po prostu uniemożliwia mu podniesienie papierka po cukierku…
A potem człowiek ten biadoli, że mu się ciężko żyje.
Nie jesteśmy ofiarą umysłu. Ten człowiek w ogóle nie mówi o sobie – ani o swoich intencjach, nadanych wartościach, znaczeniu, nadanym sensie czemukolwiek w świecie, tego jak widzi siebie, swoje życie, obowiązki, problemy, etc. Bo mentalizacja to racjonalizuje. Człowiek ten nie jest ofiarą myśli. Tylko bardzo chętnie się w nie wpatruje (co sam(a) przyznaje), bo tak widzi swoje życie. W punkcie 3 mówi wprost, że nie nadaje sensu, ani znaczenia niczemu.
Gdyby radykalnie uczciwie przeanalizował(a) to jak żył(a), zanim “pojawiła się” depresja, dostrzegł(a)by, że było to życie kolosalnie nieświadome, niezdrowe, negatywne. Bo jeśli doszło już do kłamstw i wmawiania sobie niemocy wobec papierka po cukierku, to co jeszcze zostało przekłamane, wyparte, zmienione, niezrozumiane, w ogóle niedostrzeżone?
Ad. 3. Bez końca zadajesz sobie pytania – “Jaki to ma sens/cel?” Po prostu za nic się nie biorę, bo nie widzę, by miało to sens, by się to opłacało.
Osoba ta mówi, że bez końca zadaje sobie pytania… nie. Ona nieprzerwanie hipnotyzuje się mentalnym bełkotem, jazgotem, który jest fenomenem ciągłym i nieskończonym. Dlatego te pytania są niekończące się.
Ale oczywiście w ogóle nie zauważa, że nie ona zadaje te pytania, ani sobie. To się dzieje samo. A człowiek ten nie ma intencji znalezienia odpowiedzi. Za to ma korzyści z braku odpowiedzi i niekończącego się rzekomego “pytania”. Bo to właśnie usprawiedliwienie – “Przecież coś robię! Przecież pytam! Czyli muszę chcieć coś zmienić!” Nie, tak nie jest. Ale nie ma intencji odpowiedzi na to pytanie. Gdyby była, to by odpowiedziała zgodnie z prawdą – że nie chce, bo nie nadała temu sensu. Zamiast tego mówi, że nie widzi sensu i mózg stoi jej na drodze…
Następnie mówi – i znowu używa swojego ulubionego “po prostu” – “Po prostu za nic się nie biorę, bo nie widzę w tym sensu”. No tak ale sensu nigdy w niczym nie było. Sens nie bierze się ze świata. Sens nadajemy my. I oczywiście podejmujemy się tylko tego, czemu sens nadaliśmy.
A tutaj widzimy, że osoba ta nie nadaje sensu nawet podniesieniu papierka po cukierku, bo nie widzi, by się to opłacało! No to proszę państwa – biadoli, że jest ofiarą umysłu, a teraz mówi wprost – sama nie chce tego wykonać, bo ani nie widzi w tym sensu, ani się to jej nie opłaca.
Widzisz jak się sama robi w wała i gra tego ofiarę? A ludzie zbierają się naokoło, głaszczą po główce, klepią po ramionach, mówią jak ją rozumieją, jak im przykro…
Znowu kłania się temat nawyków – wszystko co robimy, robimy, bo mamy z tego korzyści. Jeśli tych korzyści nie mamy, to tego nie robimy. Więc oglądamy porno czy pijemy wódkę, czy zmagamy się z emocjami i myślami, czy się w nie wpatrujemy, czy cierpimy – robimy to, bo mamy z tego korzyści.
I żyjemy tak niedojrzale, że rzeczom ważnym nie nadajemy ani sensu, ani znaczenia, ani wartości. I liczymy, że nam je myślenie wymyśli. Bo nie rozumiemy natury myślenia.
Mentalizacja racjonalizuje, nie wymyśla. To nie jest proces twórczy, tylko odtwórczy.
Co oznacza, że nie wymyśli niczego nowego, a stare, dotychczasowe podda racjonalizacji. Człowiek ten mówi, że umysł uniemożliwia mu robienie czegoś. To kłamstwo. Ta osoba nie chce tego zrobić, bo nie nadała temu sensu. A mentalizacja podała tylko dla tego racjonalizacje – np. sama mentalizacja rzekomo mówi, że mentalizacja po prostu uniemożliwia jej podniesienie papierka.
A prawda brzmi – ta osoba nie chce zadbać o czystość, bo jest tak niedojrzała. I że nawet nie dostrzega, że się non stop opiera, czyli nie chce, to w jej oczach zrobienie jakiejkolwiek czynności, która sama z siebie nie przyniesie jakiejś nadzwyczajnej korzyści, nie ma sensu i będzie tylko stratą energii. Bo to życie na poziomie biedaka, na poziomie poczucia winy, apatii. Wszystko robimy tylko albo z poczucia winy – rzekomo “musimy” albo ze strachu przed utratą. A to powoduje, że wina rośnie, apatia rośnie, żal rośnie, gniew rośnie.
A wiesz co jest najczęstszą emocjonalną przyczyną depresji? Tłumiony i wypierany gniew. Nie żal. Gniew np. w formie frustracji. Ale człowiek grający ofiarę nie bez powodu wypiera gniew. Bo za dobre uważa to co na dole – np. apatię i lęk przed błędem czy rzekomym “zranieniem kogoś” nazywa dobrym, nawet szlachetnym. A próby, działanie, odwagę, śmiałość widzi jako złe i nazywa np. zarozumiałością czy egoizmem.
Widzi wszystko zupełnie odwrotnie. Ale ciekawostką jest to, że choć ludzie bardzo starają się nie przeżyć, to i tak przeżywają. Tylko potem głupio wmawiają sobie, że przeżywają dzięki temu, co zrobili i robią. A prawda brzmi, że przeżywają pomimo tego.
Sądzą, że np. emocje mogą ich zranić, zabić, wlewają w siebie truciznę, by odciąć ich świadomość i uważają, że przeżywają dzięki temu. Ale przeżywają pomimo tego.
Niech mi ktoś powie – czy dojrzałą jest osoba, która zadaje sobie tysiąc razy to samo pytanie i na nie nie odpowiada? Albo liczy, że w końcu sama pojawi się odpowiedź i to inna, niż dotychczas? Nie wiem czy to faktycznie Einstein powiedział ale jest to istotna obserwacja – “Za definicję szaleństwa można uznać robienie tego samego i liczenie na inne rezultaty”.
No ale znowu – problem wynika z totalnego niezrozumienia, że sens, wartość i znaczenie ani nie biorą się ze świata, ani nie ma ich w niczym. To my je nadajemy/dodajemy. A nadajemy je zgodnie z naszym poziomem świadomości.
Dlatego rekontekstualizacja jest jedną z fundamentalnych spraw, którymi koniecznie należy się zająć.
Tutaj osoba nadaje wartość, sens i znaczenie zaniedbywaniu np. rzeczy tak prozaicznych jak podniesienie papierka czy nieco gorszym jak zmaganie się z myślami.
Ale nie odpowiada na to pytanie. Nie odpowiada na pytanie – “Jaki sens ma zaniedbywanie podniesienia papierka od wielu miesięcy?” Dlaczego nie odpowiada? Bo nie chce znać odpowiedzi. Bo uznaje się za ofiarę mózgu, który uniemożliwia wykonanie tej ultratrywialnej, hiperbanalnej czynności jak podniesienie papierka.
Gdy potem weźmiemy to wszystko pod uwagę, zobaczymy, że depresja nie jest jakąś straszną przypadłością, która człowieka dobija, rani i utrudnia/uniemożliwia życie. Tylko jest kopem w dupę, by żyjącego tak głupio człowieka zmusić do zmian. Ale człowiek nie chce. Bo to bardzo wygodne.
Można rzec, że depresja jest mądrą odpowiedzią świata na wmawianie sobie, że życie w tej tzw. “strefie komfortu” wcale nie jest komfortowe i nigdy nie było. Ale jest wygodne.
Ad. 4. Jednym z powodów, przez które depresja jest tak niepokojąca i trudna do wytłumaczenia innym, bo sam(a) jej nie rozumiem.
Na pewno? Ja widzę, że ta osoba jest pewna bardzo dużej ilości różnych swoich percepcji. Wbrew pozorom, jest to człowiek bardzo dumy, bardzo pyszny i zarozumiały. Nie jest pokorny, choć się jego zachowanie może takim wydawać.
Bo czy mówienie sobie, że nie możemy podnieść papierka jest oznaką człowieka dobrego, wrażliwego czy prędzej szalonego?
Jeśli ta osoba nie rozumie depresji, to dlaczego w ogóle komukolwiek próbuje ją tłumaczyć??? Ponowny przykład zupełnego braku pokory i zarozumiałości. TO jest niepokojące. A takich zachowań jest masa. Ta osoba żyje bardzo niedojrzale, bardzo negatywnie. Ta tzw. “depresja” to dużo konsekwencji dużej ilości niezdrowych zachowań.
Jednak o nich w ogóle nie mówi. Bo przecież jest ofiarą tego strasznego kata – mózgu/umysłu, który nie pozwala jej żyć lepiej.
We wszystkim co napisał ten człowiek jest tylko jedna prawda – nie rozumie on co to jest depresja. Nie rozumie swoich doświadczeń, ani tego z czego one wynikają. I nikt z depresją tego nie rozumie. Bo gdyby rozumiał, to nie grałby już tego ofiary i zdrowie byłoby już tylko efektem decyzji. A tu nie ma nawet decyzji, by podnieść papierka.
Ja doskonale znam ten stan, bo sam tak kiedyś żyłem. Apatycznie, niezdrowo, niedojrzale, zupełnie nieświadomie. Kiedy milioner mówił, by robić pajacyki i cieszyć się choć możemy na to zupełnie nie mieć ochoty, to ja siedziałem skrzywiony na krześle i wpatrując się nieprzerwanie w mentalny bełkot widziałem tylko racjonalizację swojego poziomu świadomości – “I co to zmieni? Po co mam to robić, to i tak nic nie da?” A takie podejście miałem do wszystkiego. Bo ja wiedziałem lepiej od milionera.
Prawda brzmi – że od poziomu świadomości zależy jak żyjemy. Czyli od tego jacy jesteśmy. I człowiek w niskiej świadomości nie tylko non stop hipnotyzuje się mentalnym bełkotem ale też niemal wszystko opiera o emocjonalność. Tak też działa mózg na tym poziomie. Nie jesteśmy w stanie nie reagować emocjonalnie, bo nie jesteśmy na tyle rozwinięci.
Z tego powodu rozwijanie inteligencji emocjonalnej jest tak kluczowe, krytycznie istotne.
Bo zanim wzniesiemy się na poziom Odwagi, emocje to jedyne nasze źródło zasilania i nie mamy szans nie zareagować emocjonalnie. Więc lepiej, by reagować np. gniewem, niż lękiem czy winą. A najczęstszą emocjonalną przyczyną depresji jest wypieranie gniewu i opieranie się mu. Bo gniew ma najwyższy potencjał energetyczny. Dlatego jego tłumienie i opieranie się mu kosztuje nas najwięcej energii życiowej.
Gdy rozwiniemy się w świadomości przynajmniej na poziom Odwagi, jedną z krytycznych zmian jakie zaobserwujemy, jest to, że przestaniemy automatycznie podążać za emocjami. Dlaczego? Bo zmienia się funkcjonowanie mózgu. Ale nie jest to przyczyną, tylko reprezentacją zmian świadomości. Każdy, kto wybrał odwagę, dostrzegł, że nie uciekł automatycznie, tylko był na tyle świadomy, by przynajmniej zastanowić się czy warto odpuścić, czy jednak podjąć się ryzyka. W przypadku tego człowieka widzimy, że nie jest do tego zdolny. Bo jest kolosalnie niżej w świadomości od odwagi. A synonimem odwagi jest odpowiedzialność.
Ad. 5. Wiem, że muszę dobrze jeść, ćwiczyć i robić różne pożyteczne rzeczy, by żyć dobrze. To nie tak, że nie chcę ale mój mózg powoduje, że czuję, że nie jestem w stanie. To mój wróg.
Zdanie zaczyna od usprawiedliwiania się. Mówi, że wie co jest dobre. Bzdura. To, że coś “wiemy” wcale nie oznacza, że tak to realnie widzimy. Co ukazuje jaką dziecinadą jest patrzenie na świat przez dualizm dobra i zła. To dziecinada, bo nic nie jest ani dobre, ani złe. To, że coś sobie nazwiemy dobrym nie oznacza, że to magicznie wybierzemy. I jednocześnie to, że coś nazwiemy złym nie oznacza, że tego nie wybierzemy. Dobrze to wie każdy kto np. ogląda porno od lat i po każdej sesji brzydzi się porno, sobą, swoim życiem. A potem znowu to obejrzy. Religie od tysięcy lat np. gniew nazywają złym i co? Pomogło? Gdzie tam.
Potem człowiek ten mówi, że to nie tak, że nie chce. Kłamstwo. Mówi, że MÓZG POWODUJE, że CZUJE, że nie jest w stanie. I tu widzimy kolejny przykład kolosalnej niedojrzałości – osoba ta pewne uczucia nazywa “nie jestem w stanie”. Ale nie ma takich uczuć. Ta osoba czuje coś, nie ma pojęcia co. I tylko sobie to uczucie tak racjonalizuje, bo go nie akceptuje. Znajduje racjonalizację “nie jestem w stanie”.
Niech mi ktoś powie – czy ta osoba nie jest w stanie podnieść papierka? Naprawdę nie jest w stanie? Takie są fakty? To że go nie podnosi stanowi dowód na to, że nie może??? Przecież to oczywiste, straszliwie wulgarne kłamstwo.
W punkcie 9 mówi, że wszystko co robi, a co “mózg mówi, że nie powinna”, kosztuje ją dużo energii. Bo to nie mózg jest tego przyczyną. Ta osoba się opiera – nie chce tego robić – i nawet nie dostrzega tego, tylko od razu się usprawiedliwia. Dlaczego? Bo ma tak wiele stłumionej winy, że woli swój mózg uznać za wroga, niż powiedzieć prawdę.
Depresja pokazuje nam, że aby “wyjść z niej”, trzeba porzucić popularne, wyznawane przez miliardy, iluzje – wliczając “przyczynę i skutek”, wliczając to, że jesteśmy ciałem (czyli też mózgiem – o czym zresztą sama ta osoba mówi – nie jest mózgiem, tylko mózg jest jej przeciwnikiem. Kim więc jest ta osoba, gdzie się znajduje?) i myślami, to że nie możemy, etc. Bo gwarantuję Ci, że gdyby do tego człowieka podszedł bandyta, przystawił mu pistolet do skroni i zagroził, że jak nie podniesie tego papierka, to zabije i jego, i jego rodzinę, to ta osoba nagle, “magicznie” stwierdziłaby, że może podnieść papierek i by to zrobiła. Bo nagle by się jej to zaczęło “opłacać”.
W psychiatrii często osoby zachowujące się w ten sposób – żyjące apatycznie – traktuje się podejściem prowokacyjnym. Np. pacjent siedzi apatycznie na krześle i biadoli, że nic nie może. Terapeuta zrzuca go z krzesła. Nagle pacjent wstaje wściekły – pełen energii – wrzeszczy – “Co pan!? Zwariował pan!?” – na co terapeuta odpowiada – “No widzi pan? Jednak pan mógł. Tylko nie chciał”.
To pokazuje jak wielkim błędem jest wypieranie gniewu. Bo gniew jest KOLOSALNIE wyższym poziomem energii, niż apatia. Jeśli nie pozwolimy się sobie wkurzyć, to nie tylko zostaniemy na tym samym poziomie i potencjale energii ale im więcej gniewu stłumimy i wyprzemy, tym ten poziom i potencjał będą się obniżać. Jednym z fundamentów niskiego stanu i potencjału energetycznego jest właśnie już duża ilość stłumionego i wypartego gniewu. A nasz umysł bardzo sprawnie wyszukuje cele do projekcji – coraz więcej osób, sytuacji i rzeczy “zaczyna nas denerwować”.
A ostatnie zdanie to już nie wisienka na torcie tylko wisienka na wisience. “Mózg to mój wróg”. Wow. Niech mi ktoś powie – jak jakiekolwiek życie mogłoby istnieć i przetrwać, nie mówiąc o ewolucji, gdyby “centrum obliczeniowe” było wrogiem życia?
Nawet religia od tysięcy lat popełnia ten kardynalny błąd – uważa coś za grzech, za wroga. Pragnę zauważyć, że nic, co zostało osądzone jako złe, jako grzech, nie zniknęło z tej planety. Ma się bardzo dobrze. A wiele osób wręcz na przekór wszelkim zakazom robi to, co zakazane. Bo tak. Co pokazuje, że to nie działa. Wniosek jest zupełnie błędny i bardzo, bardzo wulgarny.
Mamy centralny element układu nerwowego uznany za wroga. Tak jakby nasze ciało miało osobną świadomość i jeszcze taką, która chce nam szkodzić… A co takiego uznaje ten mózg za ważne? A, zostanie w łóżku. Na pewno mózg to uznaje za ważne? Niech mi ktoś powie – czy nos uznaje jakiś zapach za ważniejszy od innego? Czy słuch uznaje jakieś dźwięki za ważniejsze od innych? Czy słuch może być wrogiem muzyki klasycznej lub heavymetalowej? A może mózg nie lubi disco polo i uniemożliwia pewnym ludziom włączenie go i cieszenie się nim?
Internet i wolność pisania wszystkiego co się chce, pokazuje nam jacy ludzie żyją na tej planecie – na jakim poziomie rozwoju się znajdują. Tylko tak sobie przedstawiają swoją sytuację, że wychodzi, że są biednymi ofiarkami, którym trzeba pomagać. Bo i te osoby naczytały się pierdół i teraz sobie tym wszystko racjonalizują. W ogóle nie przyznaje jak żyje, tylko wymyśla sobie te głupoty, że mózg nie pozwala, że jest wrogiem, itd. Gdy mówi, że nie chce, to nawet tego nie dostrzega.
Podpowiem – co to jest pomoc? Pomoc to coś, co sprzyja życiu. Tu wiemy, że osoby te przeżywają POMIMO tego co robią i jak żyją. Pomocą nie jest więc upewnianie ich w tym, co już uważają. Pomocą będzie jak przy wspomnianym facecie kiwającym się na krześle – zrzucenie go z tego krzesła.
Oczywiście nie w każdym przypadku. Przyczyny depresji są rozmaite. Rzadkim ale realnym przypadkiem są faktyczne uszkodzenia części układu nerwowego i hormonalnego. Ale z drugiej strony rozwiązanie jest tu pozornie najprostsze – operacja i leki. Więc coś, czym zajmie się specjalista. My musimy tylko zanieść swój tyłek do niego.
Mój znajomy napisał mi dzisiaj coś ciekawego. Zmarła jego żona i zaczął już od nowa poznawanie, randkowanie. Wpadła mu w ręce książka “Przebudzenie” Anthony-ego De Mello. Powiedział mi on:
“(…) dalej czytam ta ksiazke (…) zajebista jest, cale moje przekonanie, kaze robic wszystko odwrotnie (…) ze ja jej nie przeczytalem wczesniej (…)”.
I choć przeżył w dość szczęśliwym związku ponad 10 lat, mówi mi, że wszystko robił odwrotnie względem miłości, kochania, poświęcania się, pomocy, serdeczności, uczynności, etc. Jest na tyle dojrzały, by przyglądać się temu jak żyje i że popełnia błędy. Bo każdy popełnia. Ale są też ludzie, którzy nie robią praktycznie nic w sposób zdrowy i dojrzały. I choć można rzec – wszystko mu się w życiu udawało – sam przyznał, że masę rzeczy robił totalnie odwrotnie.
Traktowanie mózgu jako swojego wroga jest kontynuacją nieświadomego, niedojrzałego, toksycznego życia. TO MY JESTEŚMY NA POZIOMIE ŚWIADOMOŚCI NIESPRZYJAJĄCYM (WŁASNEMU) ŻYCIU. Mózg nie ma z tym nic wspólnego. Ani tym bardziej nie jest naszym wrogiem.
To my NIE CHCEMY podnieść papierka, bo mamy z tego korzyści. Mózg nie ma nic wspólnego z naszym wyborem. Dżdżownica jest w stanie przepchać ten papierek poza pokój. A wielki człowiek nie? Bo mózg mu PO PROSTU tego uniemożliwia? Ten nasz wielki wróg zamknięty w zamku z czaszki swoich wrogów, sroży się i grozi nam, że jak ten papierek podniesiemy to nas zabije?
Czego się spodziewamy po podniesieniu papierka czy zrobieniu dowolnej innej pierdółki, którą odkładamy? Odpowiem – nagle zniknie iluzja, że nie możemy i dostrzeżemy, że nie chcemy. Bo to wygodne. Niekomfortowe ale wygodne. I to będzie oznaczać, że wobec każdego innego “nie mogę” w naszym życiu wygląda to dokładnie tak samo. Oczywiście możemy, tylko nie chcemy, bo się np. boimy, wstydzimy, narzekamy, wolimy fantazjować i unikać dyskomfortu, etc.
Widzimy cały czas BRAK PODEJMOWANIA DECYZJI. Co pokazuje brak odpowiedzialności.
MY odpowiadamy za to czy podniesiemy papierek, nie mózg. A to wymaga decyzji, nie myśli, ani nawet nie myślenia o tym. Tylko decyzji. Decyzję możemy podjąć NIEZALEŻNIE od myśli i emocji.
Ad. 6. Zostałem/am zwolniony z pracy przez depresję. To boli, gdy twój własny mózg przekonuje cię, że lepiej zostać w łóżku, niż pójść do pracy.
Proszę… Dalsze granie ofiary oraz zwalanie odpowiedzialności. Ktoś został zwolniony przez depresję… Bo jego własny mózg przekonał go, że lepiej zostać w łóżku. Więc niech mi ta osoba powie – na pewno było to lepsze? Ile razy już była taka sytuacja, że to co sama uznała za lepsze wcale takim nie było?
I nadal nie ma korekt. Nadal jest to samo. Więc i konsekwencje są takie same lub gorsze.
Niemniej widzimy, że na tej planecie żyje miliony, jeśli nie miliardy ludzi, którzy sądzą, że mózg im wszystko mówi, każe i zabrania… Bo to fantastyczne usprawiedliwienie – “mózg mi kazał”. Tylko jeszcze nie słyszałem o więzieniu dla mózgów za popełnione przestępstwa. W więzieniach siedzą ludzie, nie ich mózgi.
Samoistny, bezosobowy proces mentalizacji nikogo do niczego nie przekonuje. Tylko racjonalizuje. Co nie ma na nas żadnego wpływu.
Osoba ta nie została zwolniona przez depresję. Depresja jest konsekwencją nieodpowiedzialnego życia. Utrata pracy również. Przyczyny są takie same. To nie depresja jest przyczyną zwolnienia. Depresja nie jest przyczyną niczego.
Gdy poprawnie przeanalizujemy sytuację, stanie się jasne, że ani depresja, ani uzależnienie nie są przyczyną niczego. Bo każda nieprzyjemna sytuacja i problem mają dokładnie te same przyczyny co uzależnienie czy depresja. To efekt tego jak żyjemy.
A co boli? To, że mózg nam powiedział, że nie trzeba iść do pracy? Nie. Ból to konsekwencja oporu. A czemu się opieramy? Nie tylko konsekwencji NASZEGO WYBORU. Opieramy się też odpowiedzialności i powiedzeniu prawdy – MY ZDECYDOWALIŚMY, by nie iść do pracy. No bo też i własnej pracy nie nadaliśmy znaczenia, ani sensu. Nie nadaliśmy jej wartości. Tak jak podniesieniu papierka.
Człowiek ten zapewne dlatego sądzi, że dobrze jest zostać w łóżku, bo jest zmęczony i nie ma energii. Ale nie jest zmęczony, a energię ma. Tylko ją wypiera, opiera się, a poziom i potencjał energii odzwierciedlają jego nastawienie do danej sytuacji czy okoliczności. Poza tym – poziom się nie podniesie aż nie podejmiemy działania, bo ENERGIA PODĄŻA ZA DZIAŁANIEM. Dlatego niezależnie jak długo ta osoba będzie w łóżku, nigdy nie wypocznie, ani się nie zregeneruje, bo nie w tym problem.
Nie pomoże tu nic, poza duchową pracą. A życie uduchowione to życie przede wszystkim uczciwe, odważne i odpowiedzialne. A nie modlenie się, by bozia odkurzyła nam w domu i wyniosła śmieci. Bardzo mądrze mówi o tym “Kurs cudów”. Lekcja 61 brzmi: “Jestem światłością świata”. Przeczytaj fragment komentarza do tej lekcji:
Któż jest światłością świata, jak nie Syn Boży? Zatem to stwierdzenie tylko wyraża prawdę o tobie. Jest ono przeciwne do oznajmienia o twej pysze, arogancji i samooszukiwaniu. To stwierdzenie nie opiera się na wytworzonej przez ciebie koncepcji jaźni. Nie odwołuje się do charakterystycznych cech, jakimi obdarzyłeś swoich bożków. Po prosu wyraża prawdę.
Dla ego, dzisiejsza idea jest typowym przykładem samochwalstwa. Ale ego nie rozumie pokory, myląc ją z poniżaniem czy deprecjacją samego siebie. Pokora polega na akceptacji twojej roli w zbawieniu i na niepodejmowaniu niczego innego. Nie jest pokorą upieranie się, że nie możesz być światłością świata, jeśli jest to funkcja nadana tobie przez Boga. Tylko arogancja mogłaby zapewniać, że ta funkcja nie może być twoja, a arogancja zawsze pochodzi od ego.
Prawdziwa pokora wymaga byś zaakceptował dzisiejszą ideę, albowiem to Głos Boga mówi ci, że to jest prawda. Jest to początkowy krok w akceptacji twej prawdziwej funkcji na ziemi. Jest to olbrzymi krok w kierunku zajęcia należnego ci miejsca w zbawieniu. To jest stanowcze stwierdzenie twego prawa do zbawienia i uznanie w tobie mocy, która jest ci dana by zbawić innych.
Widzisz? Człowiek pokorny akceptuje, że pochodzi od Boga. Nie jest ego, bo to iluzja. Iluzja zasila iluzję. Nie Prawda zasila Prawdę. Brak życia “zasila” brak życia. Dlatego żyjemy pozornie bez życia. I nasze zewnętrzne życie to odzwierciedla. Nie jesteśmy pokorni. Tylko takich udajemy. Gramy ofiary. A tak naprawdę jesteśmy zarozumiali i dumni. Jak można twierdzić, że Bóg obdarzył nas ciałem, w którym jeden z najbardziej złożonych elementów jest naszym wrogiem?
Ale człowiek, który albo nie idzie w stronę Boga lub nie chce – cóż mu pozostaje? Grać ofiarę świata i życia i próbować uporać się z tym, co napsocił z bardzo ograniczonymi możliwościami. Bo sam je sobie odbiera.
Ad. 7. Mam poważnie działającą depresję i czuję jakbym żył(a) w masce każdego dnia. Nie mówię o tym ludziom, bo pewnie i tak by nie zrozumieli. Na zewnątrz wydaje się, że jest ze mną wszystko ok ale wewnątrz czuję jakbym tonął/tonęła.
Nie ma żadnej “działającej depresji” ani poważnie, ani mniej poważnie. Są depresje będące efektem braków hormonalnych czy innych problemów natury biologicznej. Ale to się leczy lekami i każdy lekarz mający wiedzę na ten temat może przepisać odpowiedni leki, które rozwiążą problem. Osoba ta mówi, że ma “poważnie działającą depresję”, co sugeruje, że zyskała tę diagnozę od specjalisty. Ale problemu mimo to nie rozwiązała. To rzuca cień podejrzenia, że nie było żadnej diagnozy od specjalisty. Oraz gdyby była u specjalisty, to dostałaby lek, który pomógłby jej podnieść papierek. Ale takiego leku nie ma. I nigdy nie będzie.
Jest tylko własny dumny bełkot.
Widzimy granie szlachetnej ofiary – “nie mówię tego innym, bo i tak by nie zrozumieli”. To kłamstwo. I to oczywiste, bo sama mówi, że sama nie rozumie co to jest depresja. Przyczyną tego, że nie mówi innych jest lęk przed osądem i odrzuceniem, bo ta osoba sama siebie osądza i odrzuca. Brak energii naprawdę nie jest smutnym losem i tego, że nam mózg odbiera energię.
“Brak energii” nie jest brakiem energii. Tylko niskim poziomem. A poziom energii oraz potencjał energetyczny ODZWIERCIEDLA NASZEGO NASTAWIENIE, INTENCJE, PERCEPCJĘ.
Więc naturalnie, gdy wmawiamy sobie “nie mogę”, to będziemy pozornie bez energii. Tak naprawdę dysponować będziemy niziutkim potencjałem ale energię mamy – bo przecież możemy się poruszać, nie potrzebujemy opieki lekarskiej, ani kroplówki, by przeżyć.
A że mamy niski potencjał, to każdy wydatek energii wydaje się nam wielką stratą. Dlatego tego unikamy. Ale też nie rozumiemy, że –
ENERGIA PODĄŻA ZA DZIAŁANIEM.
Unikając działania gwarantujemy sobie, że poziom energii się nigdy nie podniesie. A to wymaga rekontekstualizacji – spojrzenia na dane zagadnienie – np. pozostawiony papierek – w innym kontekście, sprzątnięciu go nadanie nowego znaczenia, sensu i wartości. Oraz podjęcie działania. TO stworzy warunki, w których nasza energia zacznie się podnosić. Nie przedtem.
A gdy wmawiamy sobie bezsilność, to bardzo chętnie wyszukujemy sobie wrogów, których możemy skrycie lub otwarcie nienawidzić, bo gniew jest dużo wyższym stanem energetycznym od apatii. Tylko że nie korzystamy z tego twórczo, nie mamy intencji rozwiązania niczego. Bo przecież gramy ofiarę. A że gniew jest tylko chwilowym “paliwem rakietowym”, które szybko się wyczerpuje, a nie efektem naszego rozwoju, to nadal przecież widzimy się jako słabego, bezsilnego. Więc nienawidzimy dla samego nienawidzenia. Pławimy się w tym. A po wyczerpaniu gniewu znowu spadamy na poziom apatii. Potem troszkę użalania się i z apatii spadamy jeszcze na obwinianie, czyli poziom winy.
A potem znowu – “mój wróg – mózg – po prostu uniemożliwia mi podniesienie papierka, a z pracy zwolnili mnie przez depresję!”
Raz mówi ona, że nosi maski i nie tłumaczy innym, “bo i tak by nie zrozumieli”, a raz że na zewnątrz wydaje się, że wszystko jest ok. Nazywa to noszeniem maski. Ale nie nosi żadnej maski. I jednocześnie widzimy jak łatwo jest ukrywać przed innymi swoje problemy, nawet bardzo poważne. Ale i tego niemal nikt nie rozumie, bo każdy kto gra ofiarę, widzi właśnie to “na zewnątrz wydaje się, że wszystko jest ok”. A potem patrzymy na swoje wnętrze a tam piekło i szatani. ;) I co? Zamiast się tym zająć, uciekamy, wypieramy i uważamy się za największe ofiary świata (a może nawet jedyne), bo przecież wszyscy inni wydają się normalni i zdrowi. I oczywiście żylibyśmy dobrze i normalnie, zdrowo, pozytywnie, tylko ten nasz nemezis – mózg – nam to uniemożliwia. Jest tak strasznym wrogiem, że nie pozwala nam podnieść papierka!
Nie ma uczucia “jakbym tonął/tonęła”. To bzdura. To możliwe najniższa inteligencja emocjonalna. Bo osoba ta nie ma żadnej poprawnej informacji o emocjach. To właśnie emocje uważa, że jak im pozwoli dojść do głosu, to ją pochłoną. To ją zaleją, przytłoczą i ona umrze. A jednocześnie doi emocjonalność przy każdej okazji.
A co to są emocje? Emocje to konsekwencje percepcji w formie energii. A czego tej osobie brakuje? Energii. Gdzie się ona podziewa? Jest wyparta, tłumiona i cały czas człowiek ten stawia jej opór. A opór to też mentalna energia poświęcana na wewnętrzną walkę.
Dlatego porzucenie oporu, podjęcie się sprzątnięcia papierka oraz podniesienie energii – to wszystko jedno i to samo. Nie jest to żadna sekwencja. Nie ma tu przyczyny i skutku.
Więc – jeśli nie będziesz chętnie robić rzeczy najprostszych, to nie będziesz chętnie robić rzeczy najważniejszych. Bo nie ma znaczenia jak istotna jest to kwestia – tu mamy przykład, że człowiek nie nadał znaczenia ani podniesieniu papierka, ani pracy zarobkowej, którą utracił, bo wolał zostać w łóżku, niż iść i pracować. To się samo magicznie nie zmieni, anie nie zmieni tego żaden lek.
I widzimy nawet niechęć do korekt po poważnym błędzie – utracił pracę, a nadal nie chce się uczciwie przyjrzeć jak żyje. Od razu zwala to na depresję.
Ad. 8. Depresja jest jakby być przywiązanym do krzesła i zostać poproszonym, by wstać. Kiedy nie możesz, krzyczą na ciebie i zostajesz upokorzony/a.
A teraz już nie tylko gramy ofiarę mózgu ale też innych ludzi. Choć pewnie dalej mózgu – bo zapewne nikt na tę osobę nie krzyczał, ani jej nie upokarzał, tylko ta osoba robi to sobie. A wykorzystuje do tego bezosobowy mentalny jazgot.
Wiemy, że jest to tylko usprawiedliwianie się jeśli od miesięcy gramy bezsilnych wobec papierka po cukierku. Naprawdę mózg nas przywiązał do krzesła i każe wstać? No mama każe nam podnieść ten papierek, a my jej odpowiadamy, że nie możemy, bo nam po prostu nasz mózg – wielki wróg – uniemożliwia?
Podpowiem – porządne lanie przez mamę – uzmysłowiłoby nam jakie pierdoły wygadujemy i dotarło by do nas jak sobie folgujemy. Nagle podniesienie papierka stałoby się możliwe (w naszej świadomości, bo możliwe jest zawsze).
Ale rodzice oczywiście samych siebie osądzają i jakby zbili swoje dziecko, to przecież wielkie zło. Ja kilka razy w życiu dostałem lanie i mnie to dużo nauczyło.
Po co krzyczeć jeśli dzieciak (i można być dzieciakiem w ciele dorosłego) i to wykorzystuje do grania ofiary tego wielkiego upokarzania? No mama krzyczy, byśmy podnieśli papierek, a my jesteś o taaaaak upokorzeni? I dalej twierdzimy, że nie możemy.
Wiemy dlaczego tak twierdzimy? Bo runęłaby ta cała iluzja zbudowana o poczucie winy, którego unikamy jak samego diabła. A że mentalizacja non stop to racjonalizuje, można rzec – przypomina – to uznajemy ją za wroga.
Ofiara nie wymyśli sobie rozwiązań, tylko problemy. Bo to jest jej cel – wszędzie widzieć swoich katów i szukać usprawiedliwień. Taką rolę wybrała, taką rolę gra. Jej zmysły i myślenie się do tego dostosowują. Poziom energii to odzwierciedla.
A innych ludzi postrzega jako upokarzających. Bo rzucają inne światło na jej ukochane widzenie swojego życia i siebie. Gdy słyszy “rusz dupę ty leniu jeden!” uważa, że została wyrządzona jej wielka krzywda! M.in. z tego powodu masy ludzi tak uwielbiają tę szaleńczą “poprawność polityczną”.
Nikt nie jest przysłowiowo przywiązany do krzesła, tylko się go trzyma. I opiera wstaniu. To oczywiste. Ale osoba żyjąca tak niedojrzale i nieświadomie, że aż doszło do konsekwencji nazywanych depresją, nie może tego widzieć, ani rozumieć, bo zna tylko jedno źródło informacji – mentalizację. A inne źródła nazywa swoimi wrogami, ciemiężycielami, oprawcami, upokarzającymi.
A potem się pewnie modli – “Boże, tyle już wycierpiałem/am, proszę pomóż, zabierz tą straszną depresję, pomóż mi”. I co się wtedy dzieje? Wzrok leci na ten papierek, a człowiek dalej – “nie mogę, Boże, bo mi mózg nie pozwala!”
Może mi ktoś powiedzieć co to jest upokorzenie? Niech mi ktoś powie jaka mądra osoba, która zrobiła dużo dla ludzkości, powiedziała kiedykolwiek, że istnieje coś takiego? W “Kursie cudów” (jego kalibracja to 600, apatia to 70) jest mowa o byciu Światłością od samego Boga. Czy Światłość Boga nie może wstać z krzesła?
Dlatego napisałem na początku, że to co ta osoba mówi jest jak kilka metrów sznurka pełnego supłów wciśniętego do kieszeni. To stek iluzji, z których każda musi runąć. Nie ma żadnego krzesła, żadnego sznura, który by nas do niego przywiązał, nie ma żadnego “nie mogę”, nie ma żadnego upokarzania.
Widzimy jak żyje człowiek na bardzo niskim poziomie świadomości.
Ad. 9. Gdyby depresja była prosta do pozbycia się, ludzie z depresją już by to zrobili. Jest powód dlaczego depresję nazywa się “paraliżującą”. Jeśli masz depresję, dużo energii kosztuje zrobienie rzeczy, których twój mózg mówi ci, byś nie robił(a). Zacznij od małych kroczków – każdy postęp się liczy. Mierz każdy dzień od swoich starań, a nie od rezultatów.
Punkt 9 to już wisienka na torcie wisienki na torcie tej jazdy windą bez trzymanki. Należy się owacja na stojąco.
Po pierwsze – kto niby uznaje depresję za łatwą do pozbycia się? Nawet zapięcie guzika będzie trudne, jeśli będziesz robić to niewłaściwie.
A gdy wiemy co zrobić, staje się to proste. Tutaj osoba ta nie ma pojęcia jakie ma problemy, nie widzi nawet swojej odpowiedzialności, nie widzi w jakiej masie iluzji się porusza. I tylko się zmaga. Nawet swój umysł i mózg uważa za swoich wrogów! Uważa, że coś mówią! Innymi słowy – ludzie w depresji uważają, że części układu nerwowego do nich mówią, są ich wrogiem, oszukują ich, wodzą za nos, prowadzą na manowce i nie pozwalają oraz uniemożliwiają wszystko co ważne, a nawet trywialne – jak podniesienie papierka… brzmi to jak szaleństwo.
I dziwi się, że nie jest w stanie rozwiązać problemu. To oczywiste, że nie rozwiąże go. Bo to jeden wielki bajzel.
Niejeden już moje problemy przedstawił tak – “Ty Piotrze miałeś seks będąc uzależnionym, więc twoja sytuacja nie mogła być tak trudna i zła jak moja!” No proszę. Czyli rozwiązanie problemu przeczy temu, że problem był trudny, tak? Każdy rozwiązany problem staje się prosty. Bo już nie “wiemy” co najwyżej teoretycznie (o ile w ogóle “wiemy” poprawne informacje), tylko STALIŚMY SIĘ tym, kto ten problem rozwiązał. Mamy doświadczenie. A doświadczenie to mądrość. Wiedza to nie jest mądrość.
Ale ofiara sądzi, że jest ofiarą i nic z tym nie może zrobić. Tylko się zmagać. I w jej oczach jak ktoś przestał być ofiarą, to nigdy nie był, to sytuacja takiej osoby nie mogła być poważna. BO ją rozwiązała. Czy to nie pycha? Czy to nie wulgarne szydzenie z życia i rozwoju?
Ale widzimy jasno kierunek tej osoby – niechęć, by wziąć odpowiedzialność. Cały czas tylko racjonalizacje i usprawiedliwienia. Nie zmienia kierunku.
Coś Ci powiem – jeśli chcesz pozostać w apatii, to zostań, żyj tak dalej. Masz do tego pełne prawo. Ale nie pogrążaj ze sobą innych. Zostaw innych w spokoju i daj im podejmować własne decyzje na temat swojego życia.
Trochę pokory – to, że Ty nie potrafisz (bo nie chcesz) rozwiązać swoich problemów, nie czyni to tych problemów niemożliwymi do rozwiązania. I nie czyni to z mózgu Twojego wroga.
Powiedz mi – jak można analizować postępy swoich starań, jeśli opieramy je o himalajskich rozmiarów iluzje, urojenia, mity, niezrozumienia, głupoty, kłamstwa i usprawiedliwienia? Nasze starania zaprowadzą nas w ślepą uliczkę. Brak rezultatów – zmian na lepsze – to kolosalnie istotna informacja!
A wiesz dlaczego “miałem seks będąc uzależnionym”? Bo ruszyłem dupsko pomimo tej całej depresji, grania ofiary, biadolenia, osądzania i odrzucania siebie. Zająłem się tym, zacząłem żyć pozytywnie, dzielić się tym, co pozytywne, zmierzyłem się z lękiem, poderwałem kobiałki i bum… Magia. Samo się stało. Mój mózg się zlitował i mi pozwolił, heh…
Powiem więcej – to się nie stało z dnia na dzień. Pierwszy dzień, gdy poszedłem sam na miasto pospacerować – trząsłem się, że trudno mi było zawiązać buty, a w gardle było sucho. Ale zacząłem wychodzić. Oswajać się z życiem. Przestawałem się opierać. W końcu zacząłem zagadywać do kobiet. I też nieraz czaiłem się jak czaj w czajniku zamiast się przywitać. Bo tak żyłem – na takim poziomie świadomości byłem. Wszystko co robiłem po raz pierwszy wymagało zmierzenia się z tym, co nieuświadomione. Po przepracowaniu, odpuszczeniu, poddaniu tego i zdobyciu doświadczenia z działania, stawało się to proste, łatwe, nawet przyjemne i ekscytujące. Bo nic z tego, co człowiek na tak niskim poziomie świadomości uznaje za złe i trudne, nie jest takie.
Jeśli w Twoim przypadku pierwszy problem do rozwiązania będzie podniesieniem papierka – zrób to. I rób za każdym razem – BEZ WYMÓWEK, BEZ USPRAWIEDLIWIEŃ. Bo każda wymówka i usprawiedliwienie to Twój wybór. Twoja odpowiedzialność. I Ty doświadczysz tego konsekwencji.
Wiesz dlaczego są ludzie, którzy żyją lepiej od Ciebie i pozornie wszystko im przychodzi bez wysiłku? Bo to wszystko Twoje urojenia. KAŻDY człowiek, kto pozornie nie ma problemu, miał go, tylko go rozwiązał lub tak widział swoją sytuację, że nie stanowiła dla niego problemu. Taki człowiek przestał się zmagać, walczyć, uciekać, usprawiedliwiać, wymyślać sobie wrogów do nienawiści, tylko z problemem się zmierzył i znalazł rozwiązanie, które zastosował. Każda ofiara uważa, że jej problemy są inne, trudniejsze, niemożliwe, gorsze, wyjątkowe od reszty. I jak sobie z nimi nie radzi, to jest to tylko na to dowód. Bzdura, a nie dowód.
Osoba, która napisała te “rady” też mówi, że “gdyby depresja była łatwa do uzdrowienia, to nikt nie byłby w depresji”. Taki człowiek nie ma szerszego kontekstu, w ogóle nie ma nawet pojęcia, że nigdy nie odnosił się do rzeczywistości. Nie widzi nawet, że każdą informację przedstawia sobie tak, by dalej pozostać ofiarą. Np. zamiast inspirować się ludźmi, którzy “wyszli z” depresji, uznaje, że skoro wyszli, to ich depresje nie były takie ciężkie i straszne! Tu widzimy, że jest to sposób widzenia problemów – skoro nie podnosi papierka, to musi to być niemożliwe! A jak inni podnoszą, to tylko dlatego, bo mają inne mózgi, które są ich przyjaciółmi! Dobre? :)
Ten kto zrozumie co to jest depresja i czego konsekwencję stanowi i się tym zajmie, może twierdzić, że to było proste. Niekoniecznie łatwe. Jednak wszystko co rozumiemy, staje się proste. Nie ma innej możliwości. Ta osoba mówi, że depresji nie rozumie. To jedyne szczere wyznanie. Jednak w ogóle nie rozumie jego znaczenia.
Ale ten kto tylko się zmaga, nic nie rozwiąże i będzie szedł w zaparte, że to trudne czy niemożliwe. I będzie umniejszał tym, którzy problem rozwiązali. I co – mózg kazał wyśmiewać tych, co swoje problemy rozwiązali?
Moja sytuacja nie jest tak poważna, bo podniosłem papierek? Naprawdę?
Nie mówię tego, by kogokolwiek ośmieszyć, bo sam tak żyłem. Pokazuje przez inny kontekst absurd tych wszystkich stwierdzeń.
Dla mnie kiedyś spacer był straszny. Niejeden papierek czy inny paproch leżał tygodniami niesprzątnięty. Ale po rozwiązaniu MASY swoich problemów, widzę, że nic nie było moim wrogiem – ani mózg, ani myśli, ani emocje, ani żadne depresje, ani uzależnienia. I kto wie – może gdybym więcej czasu w internecie spędzał nie na porno, tylko na przeglądaniu różnych forów, gdzie wypowiadają się ludzie w świadomości ofiary, to bym im uwierzył i zamiast zmierzyć się ze swoimi problemami, zaczął je usprawiedliwiać i racjonalizować?
Nie, nie depresja jest paraliżująca. Paraliż to coś, co my robimy – to my rzucamy wszystko co dobre i rozsądne i tylko w kółko zmagamy się z tym, co uznajemy za złe i za swojego wroga – emocje, myśli, nawet mózg.
Na tym Blogu już ze 100 razy mówiłem, że myślenie to proces samoistny, ciągły, nieskończony i jest to fenomen bezosobowy. Ergo – nie mamy nad nim kontroli, nie możemy go ani zmienić, ani zatrzymać. Nie dziwne, że ludzie poświęcają na to masę czasu i energii i nie tylko nic dobrego to nie przynosi, a nawet jest coraz gorzej. A potem mówią – “moja depresja mnie paraliżuje”. No bzdura kompletna ale bardzo wygodna.
I ta rada na sam koniec – by mierzyć dni od swoich starań, a nie rezultatów… matko… Toż to przecież gwarantuje, że nic nigdy nie zmienisz! Osoba niedojrzała daje rady innym niedojrzałym na temat życia. Biedak daje rady innym biedakom na temat pieniędzy. Nie dziwne, że jest coraz gorzej. Bo uważa, że przeżywa dzięki temu, więc się tym dzieli…
Tylko realne rezultaty są właściwym punktem odniesienia. Tylko. Nie rzekome starania, nie uczucia nazywane błędne samopoczuciem. W pierwszym module Programu WoP ostrzegam, że są dwie najczęstsze sytuacje, gdy człowiek rzuca pracę nad sobą i wraca do tego co było – gdy wszystko wydaje mu się, że jest źle i gdy wszystko wydaje mu się, że jest dobrze. I pomimo tego ostrzeżenia, a nawet pamiętając o nim, ludzie i tak rzucają robotę, gdy poczują się lepiej. I właśnie częściej przestają działać, gdy poczują się lepiej, niż gorzej!
Tzw. SAMOPOCZUCIE, czyli tak naprawdę po prostu emocje – NIE SĄ jakimkolwiek rezultatem!!!
Dowodem na to są sami uzależnieni – ekscytują się tym, że wypiją wódkę czy obejrzą porno. Nawet gdy wiedzą jak się to skończy.
A ten człowiek co robi – mierzy swoje starania – no taaaaaaaak starał się podnieść papierek i mu się nie udało już 397-my raz? A potem pisze o tym w internecie i puchnie od tych wszystkich głasków, rozpływa się w tym.
Nie ma emocji wykalibrowanej na poziom sprzyjający życiu! Emocje wydają się pozytywne tylko WZGLĘDEM SIEBIE – tylko w kontekście samych emocji. A emocje to konsekwencje percepcji. Czyli pozostaniesz dokładnie w tym samym punkcie w jakim jesteś. Bo nadal będziesz w najlepszym przypadku widzieć swój problem, siebie, swoje życie, świat, etc. tak samo. Gdybyś widział(a) to poprawnie, to byś to poprawił(a) i to chętnie.
Więc jeśli wobec papierka wmawiasz sobie bezsilność i boisz się mózgu, którego postrzegasz jako wroga, to oczywiście ekscytowanie się pornografią i oglądanie jej będzie w Twoich oczach niezmiennie dobre, a nawet niezbędne do życia! A potem, gdy doświadczysz konsekwencji sesji z porno, możesz znowu zacząć rozpaczać. Co tylko nakręci spiralę oglądania porno, bo od wstydu i obwiniania się też przecież uciekasz w pożądanie. Jaka jest szansa, że człowiek ten po obejrzeniu porno, gdy tak będzie leżał i rozpaczał oraz obwiniał się i wstydził, że stracił pracę, uzależni się? 100%. Bo w sekundę wywinduje się na KOLOSALNIE wyższy poziom energii. Może nawet podniesie ten papierek. Tylko że gdy skończy oglądać porno, upadnie jeszcze niżej. A potem znowu to obejrzy, bo już się uzależnił – nie od porno, tylko od stanu energetycznego.
A jeśli jest to poważne oczarowanie, to się poważnie rozczarujesz i wtedy spadniesz jeszcze niżej – na poziom żalu, wstydu, winy, bezsilności.
Z własnego doświadczenia oraz z pracy z setkami wiem, że masy ludzi robią coś dla samego robienia, a robią to z intencją posiadania wymówki i usprawiedliwienia. Tak naprawdę nie chcą zajmować się niektórymi problemami, bo się boją, wstydzą, winią, osądzają, wmawiają sobie masę negatywności na swój temat. Masy ludzi żyją jak dzieci – fantazjami! Masy ludzi dlatego, bo nie mają żadnego kontrastu dla tego w co wierzą od zawsze. Dlatego z góry zakładają, że taka jest rzeczywistość – prawda. Np. chcenie, pragnienia, fantazjowanie, wyobrażanie sobie uważa się za dobre, pozytywne, sprzyjające – za działanie! A tak nie jest. Banie się uważa się za pozytywne! Strach kalibruje się na poziom 100-124. Na poziomie 100 jest pornografia, na 95 ludzie bezdomni, na 90 oddziaływanie społeczne Adolfa Hitlera przed II Wojną Światową. Na 110 – fatalizm i rasizm. Na 120 koncept wilka w owczym przebraniu. Widzisz więc, że niemal najwyższy poziom lęku – jest to wilk w owczym przebraniu. Lęk podaje się za coś, co chroni ale tak nie jest – jest to dokładnie to zagrożenie, które projektujesz na świat i uważasz, że zagrożenie jest w świecie. Tylko dlatego lęk i pożądanie wydają się tak pozytywne, bo na co dzień żyjesz jeszcze niżej – w obwinianiu, wstydzie i apatii.
Bardzo często używam porównania z rybą w akwarium – ryba nie zauważa wody, nie jest jej świadoma, bo jest w niej cały czas. I choć pływa w wodzie, to nie ma pojęcia, że woda istnieje. Albo chowamy się w paszczy lwa, bo będąc w niej już nie widzimy lwa, więc czujemy się przed nim bezpiecznie…
Generalnie widzimy jak wiele korzyści mamy z nazywania czegoś depresją i grania jej ofiary. To bardzo wygodne. Wszystko możemy sobie zwalać na depresję, nawet zwolnienie z pracy. Albo na mózg…
I dla tych, u których pojawi się pokusa, by znowu użyć tego argumentu – “Ty Piotrze nie miałeś takiej depresji jak ja, bo z niej wyszedłeś, więc nie rozumiesz mojej sytuacji!” Ale fakty brzmią – człowiek w poważnej depresji napisał, że sam jej nie rozumie. Bo nie może jej rozumieć. Ty też nie rozumiesz swojej sytuacji, ani depresji, ani uzależnienia. A ja zrozumiałem i właśnie to był fundament tego, że “z tego wyszedłem”. Ja rozumiem zarówno bycie w tym stanie jak i co stanowi wyjście z tego. Jako, że mam obie perspektywy – choroby i zdrowia – mogę realnie pomóc. A osoba z problemem co robi? Znajduje usprawiedliwienia – skoro nie podnosi papierka, to znaczy, że nie może, bo mózg na to nie pozwala.
Dlaczego więc ta osoba nie widzi sensu w niczym, wliczając podniesienia papierka od cukierka? Bo jedyny sens jaki nadaje, to zmaganie się z emocjami i myślami. Które uważa za źródło swojej niedoli i cierpienia. Zmaga się też ze światem i ludźmi ale tylko na poziomie myśli, bo sądzi, że emocje biorą się ze świata. Gra też ofiarę mózgu. Nazywa go swoim wrogiem. A zmaganie, którego elementem jest opór, gwarantuje, że sobie z tym nie poradzimy. Więc zmaganie trwa. I to zawsze będzie miało priorytet u człowieka, który to kontynuuje. Nawet na logikę – walka z wrogiem musi mieć priorytet, zanim zaczniemy sprzątać w domu, prawda?
No tak, tylko nie ma żadnego wroga. Żadnego przeciwnika. Żadnego zagrożenia. Jedyne zagrożenie to racjonalizowanie swojej sytuacji – brak intencji, by ją rozwiązać.
Dopóki więc będziemy wypierać emocjonalność, projektować ją, osądzać, a wraz z tym wszystko i wszystkich, na których emocje wyprojektowaliśmy, to zawsze będziemy mieć pokusę, by się opierać. Bo sądzimy, że przeżywamy dzięki temu zmaganiu. Ale tak nie jest. Zmaganie zatrzaskuje nas w niekończącym się szamotaniu. A poprawa wymaga łagodności, współczucia, wybaczenia, akceptacji. Co nie znaczy życia jak ciapa, jak flegma. To wymaga odwagi, dojrzałości, świadomości, odpowiedzialności.
Wliczając dyscyplinę, dotrzymywanie słowa oraz rozsądek i mądrość, by dyscyplinę utrzymywać względem tego co mądre i dawać oraz dotrzymywać mądre słowa. To wymaga świadomości swoich intencji, zamierzeń, celów, decyzji, okoliczności, w których ich dokonujemy.
To wymaga decyzji, tak jak podniesienie papierka. A żeby taką decyzję podjąć, trzeba zrezygnować z przywiązania do dotychczasowego np. hipnotyzowania się mentalnym bełkotem i uznawania mózgu za swojego ciemiężyciela; wymaga to też odpuszczenia oporu do samego sprzątania. Oraz zrezygnowania ze skrywanej przyjemności bycia w tej sytuacji.
Przypominają się słowa – “jak w życiu robisz cokolwiek, tak robisz wszystko inne”. To oczywiście pewne uproszczenie ale np. w przypadku tej osoby tak jest – wobec papierka po cukierku jest dokładnie taka sama jak wobec swojej pracy zarobkowej. Z tą różnicą, że papierek nie może jej zwolnić.
Podkreślę – to wymaga ŚWIADOMOŚCI, a nie tylko wiedzy. “Wiem o tym” to jeszcze nie jest żaden realny postęp. Każdy może wiedzieć, że np. ogląda porno czy pije, gdy się zestresuje. I co to zmienia? Nic.
Więc – ja rozwiązałem problem “swojej depresji”, bo to nie jest jakiś oddzielny straszliwy i trudny problem, ani choroba ale masa mniejszych i większych niuansów. Każdym można i należy zająć się z osobna. Np. rozpoznać kłamstwo “nie mogę podnieść papierka, bo mi mózg nie pozwala” i przyznać – “nie chcę podnieść papierka, bo nie nadałem/am temu żadnej wartości, opieram się, a myśli używam jako usprawiedliwienia”.
Przestajemy grać ofiarę innych i przestajemy się bać osądów, bo dostrzegamy, że sami siebie osądzamy jak i osądzamy innych. Bierzemy za to odpowiedzialność, wybieramy, by się doceniać, by się wspierać, by się szanować. Innych też zaczynamy szanować i akceptować. Przestajemy się bać osądu, bo sami przestaliśmy osądzać. Przestajemy bać się odrzucenia, bo sami przestaliśmy odrzucać. Przestajemy bać się upokorzenia, bo sami przestaliśmy upokarzać.
Dostrzegamy, że każde “nie mogę” było nieuświadomionym “nie chcę”, bo mieliśmy z tego rozmaite korzyści.
Grupy 12 kroków uczą nas co to jest trzeźwość. To odwaga i ochota, by zmienić to, co możemy zmienić, cierpliwość , by zaakceptować to czego zmienić nie możemy i mądrość, by odróżnić jedno od drugiego.
A niemal od każdego uzależnionego i człowieka w depresji słyszę – “zmagam się ze sobą”, “zmagam się z rzeczywistością”. Tak nie jest. Gdyby ludzie widzieli rzeczywistość, nie byłoby potrzeby żadnego zmagania się z niczym. I jak mogą zmagać się ze sobą? To bzdura. Osądzają się i tyle. A zmagają się z konsekwencjami osądzania.
Zmagasz się z myślami i mózgiem, bo uważasz je za swoich wrogów. Ale to nie jest rzeczywistość. To urojenie.
Więc mówienie, że mózg po prostu uniemożliwia podniesienie papierka i zmaganie się z tym wrogiem jest szaleństwem – nietrzeźwością. Zupełnie niewłaściwie widzimy umysł/mózg i myśli i próbujemy to zmienić, co jest niemożliwe.
To bardzo ciekawe, że człowiek ten mówi, że nie rozumie depresji (i przez to w jego mniemaniu jest ona tak niepokojąca), a jednak stara się ją innym tłumaczyć. Przekazuje więc swoje niezrozumienia i głównie skupia się na tym co czuje. A to co czujemy nie ma żadnego znaczenia. Właśnie jednym z fundamentów depresji jest to, że nie akceptujemy tego co czujemy, nie bierzemy za to odpowiedzialności, demonizujemy to, wypieramy, projektujemy, a potem jeszcze zmagamy się z tym na co emocje wyprojektowaliśmy. A potem jeszcze słyszymy – “depresja jest trudna, życie w depresji jest trudne ale walczę”. A wszyscy naiwni, którzy to usłyszą, kibicują tej osobie! “Brawo, walcz! Jesteśmy z tobą!”
No to życzycie tej osobie, by nigdy nie wyzdrowiała. Uszlachetniacie to, co doprowadziło do depresji i utrzymuje w niej człowieka. Życzycie temu człowiekowi dalszego cierpienia i pogłębienia cierpienia. Życzycie mu tego, co stara się w jakimś stopniu zmienić. Brawo!
Co też pokazuje ilość pychy na świecie. Zamiast przyznać “nie rozumiem tego, zostawię to specjalistom”, wszyscy się wypowiadają. To, że ktoś jest w depresji od 20-tu lat, nie czyni tej osoby specjalistą w temacie depresji, ani wcale nie jest synonimem tego, że ta osoba w ogóle rozumie ten problem. Bo ważniejsze jest poczuć trochę dumy, niż naprawdę przysłużyć się życiu – swojemu i innych.
Każdy uzależniony to wie i wszystko wychodzi, gdy ja zaczynam komentować sytuację, opisane problemy, percepcje, interpretacje. Niektórzy mi zarzucali, że ich przytłoczyłem, że “wszystko robią/rozumieją źle”. Powinni się cieszyć, bo nareszcie widzą dlaczego są uzależnieni od X lat i nic się nie poprawiało. A jednak i tego używają jako pretekstu do biadolenia.
A potem wychodzi – ludzie np. projektują cały stłumiony lęk na świat. Mówią, że cały świat jest straszny! I jeszcze szukają potwierdzeń. Ignorują przy tym wszystko co dobre, spokojne, pozytywne, kochające. Skupiają się na tym, co negatywne. Z każdej strony gwarantują sobie, że nic się nie poprawi. Bo wcale nie chcą. No bo co taka słaba osoba, nie mogąca podnieść papierka, ma uczynić z całym, złym, strasznym światem?
A dojrzałość mówi – to, czego zmienić nie możemy AKCEPTUJEMY, a nie demonizujemy. I zajmujemy się tym, co możemy zmienić. Zaczynając od swojej percepcji, czyli kontekstu w jakim widzimy dane zagadnienie. Czy świat jest straszny? Oczywiście, że nie. Czy nie możemy podnieść papierka? Oczywiście możemy.
Niektórzy mówią, że nawet prysznic biorą dopiero wtedy, gdy już nie mogą wytrzymać jak śmierdzą. Co pokazuje, że oczywiście mogli wziąć prysznic kiedykolwiek, tylko są na takim poziomie rozwoju, że jedynym motorem napędowym jest strach, poczucie winy i ból. A potem mówią sobie, że to dlatego, bo cały świat taki jest. :) No świat jest tak straszny, że nawet nie można wziąć prysznica! Ani podnieść papierka!
I mówią jak to noszą maski różne. Uważają, że noszą właściwe maski do sytuacji, w których się znaleźli… no cały czas, nieprzerwanie popełniają te same, fundamentalne błędy. Ale sądzą, że tak trzeba… A “zakładają maski”, bo problem jest w tym, że sami siebie osądzają, odtrącają, upokarzają. Tego nie ma poza nimi. I zamiast przestać się osądzać, wybaczyć sobie, to się zmagają z myślami. Grają ofiarę myśli. Cały czas zamiast wziąć odpowiedzialność, zmagają się z tym, co uznali za swojego kata. Tylko nie ma katów. Świadomość ofiary, to niska świadomość, która nie widzi rzeczywistości. Wszystko co widzi, to urojenia i usprawiedliwienia. Pamiętaj – nie ma masek. Sam fakt, że potrzebujesz udawać, to to jaki/a jesteś. Te wyobrażenia jakie masz na swój temat – to tylko wyobrażenia. Myśli! Gdybyś taki/a był(a), to byś taki/a był(a)! A nie o tym fantazjowała.
Czy biedak fantazjujący o bogactwie nosi maskę biedaka, pod którą jest bogaczem? Wystarczy, że zrzuci tę maskę i stanie się wtedy bogaty?
Ludzie piszą, że cały czas o tym kłamią. Ukrywają. Dlaczego? Bo sami się osądzają. Więc automatycznie spodziewają się, że inni osądzą ich dokładnie tak samo. I zranią. A osądzanie gwarantuje, że będziesz w samym niżu świadomości i energii. Wina jest nawet niżej od apatii.
I piszą, że kłamią i NAWET NIE WIEDZĄ DLACZEGO! TO jest właśnie nieświadomość. Robić coś latami/całe życie i nawet nie wiedzieć dlaczego. A niektórzy wymyślają sobie racjonalizacje – robią coś lub nie robią, bo im mózg nie pozwala – ten ich wielki wróg…
Jeszcze piękne komentarze widzę, no śmietanka tego jak ludzie widzą życie i problemy w nim. Np. “Myślę, że ludzie doskonale rozumieją depresję ale zbywają to i nazywają cię leniwym, ponieważ jest to prostsze i jest to mniej przerażająca narracja do zaakceptowania, niż FAKT, że może, pewnego dnia depresja PRZYTRAFI SIĘ również im”.
Proszę państwa – depresja się przytrafia! Wow! No idziesz sobie szczęśliwy, zadowolony, spokojny, odpowiedzialny, trzeźwy, a tu nagle BUM! – depresja wyskoczyła zza krzaka, wskoczyła Ci do mózgu i już po Tobie! Przytrafiła się!
Tak jak uzależnieni prowadzą narrację swojego życia – no żyli tak pozytywnie, kochająco, akceptująco, a tu nagle zły los dał im uzależnienie! A teraz zmagają się, by wrócić do tej całej utraconej pozytywności…
Ludzie w depresji, którzy zaczynają szukać innych, dostrzegają szybko, że masy ludzi są w depresji. To pandemiczny problem. W USA teraz około połowy społeczeństwa jest w depresji i przyjmuje antydepresanty.
Przypominam – ponad 80% ludzkości jest w świadomości poniżej Odwagi. TO jest przyczyna takiej ilości tego worka – depresji. Niska świadomość. Czyli niedojrzałość, niechęć do ewolucji. I wszystko co z tego wynika. A wynika wiele. Co? Cała historia ludzkości i wszystko co obecnie.
Przypominam też temat pozycjonalności – fundament tego, przez co utrzymujemy się na danym poziomie. To przez co się utrzymujemy to nasze przywiązanie do jednego elementu pozycjonalności i opór względem drugiego elementu.
Np. na poziomie wstydu może nas utrzymywać przywiązanie do pobłażliwej samooceny oraz jednocześnie opieranie się zrezygnowaniu z egoistycznej postawy. Przywiązaliśmy się do surowej samooceny i opieramy się korygowaniu sobie. Co widać. Żadnych korekt od lat w życiu ludzi w depresji. Przywiązujemy się do błędów jako niewybaczalnych katastrof i opieramy się widzeniu błędów jako lekcji. Bo przecież już sam fakt, że widzimy coś jako błąd wynika z faktu, że go popełniliśmy, a wcześniej sobie z tego nie zdawaliśmy sprawy. Przywiązaliśmy się do przekonania, że nie jesteśmy ani zdolni do kochania, ani nie można nas kochać i opieramy się temu, że jesteśmy wartościowi przez sam fakt, że istniejemy.
Na poziomie winy utrzymuje nas PRZYWIĄZANIE do działań przynoszących szkodę nam oraz innym i jednocześnie opieramy się działaniom, by pomóc sobie i innym. Tylko człowiek w depresji sądzi, że uznanie mózgu za swojego wroga jest dobre i że niechęć, a może nawet gniew i nienawiść na swój mózg są pomocne!
Bez świadomości zarówno tego przywiązania jak i energii, pozostaniemy na tym poziomie, będziemy dalej sobie szkodzić i będziemy coraz bardziej się użalać, że sobie nie potrafimy pomóc. Bo tylko tego chcemy ale się temu opieramy. I potem się słyszy “chcę sobie pomóc ale nie mogę/nie potrafię”. Już wiesz dlaczego.
No ale jeśli uczestniczymy w tej manii, że coś jest wartościowe tylko przez to, że jest tego mało i jest ładne jak diamenty czy jakaś limitowana edycja płyty muzycznej lub filmu w specjalnym pudełeczku, a coś, czego jest dużo nie jest wartościowe tylko dlatego, bo jest tego dużo (jak np. prawie 8 miliardów ludzi), no to popełniamy wielki błąd. Bo wynika z niskiej świadomości zwierzęcej, gdzie ma to duży sens – np. jesteśmy w głuszy i znaleźliśmy tylko jeden krzak jagód. No to staje się dla nas bardzo cenny i wartościowy, bo nie ma drugiego takiego krzaka lub nie znaleźliśmy innego. Co stanowi dla nas niemały i REALNY problem – bowiem jagódek jest niewiele i z tego faktu stają się dla nas cenne. A ich zjedzenie może faktycznie zaważyć czy przeżyjemy, bo wystarczy nam energii, by znaleźć kolejne źródło pożywienia.
A traktowanie siebie jako niewartościowego i niedającego się kochać przez jakieś urojenia na swój temat, to choroba, czyli brak zdrowia. To jest do korekty. Żaden lek tego nie wyleczy. Bo to nasze wybory. Rozsądek podpowiada, że skończone źródło jagód w lesie dla zwierzaka, a wartość jako istota ludzka to kapkę inne zagadnienia, którym należy nadać różne wartości i znaczenie.
Potrzebna jest nieraz zupełna lub przynajmniej rozległa rekontekstualizacja tego jak widzimy siebie, życie, swoje życie i wiele więcej.
Uznanie diamentów za cenne, bo są ładne i rzadkie to dziecinada. Przypominam wielką mądrość – “nie wszystko złoto, co się świeci”. Poucza nas to – “mądrze nadawajmy wartość, sens i znaczenie rzeczom w życiu i na świecie, bo sam fakt, że czemuś nadaliśmy wielką wartość, nie czyni tego wartościowym”. Z drugiej strony możemy nie nadać wartości temu, co naprawdę ważne dla nas – np. terapii czy uczestnictwu w grupie 12 kroków.
Przypominam kolejny fundament – znaczenie wszystkiego automatycznie wynika z kontekstu, w jakim to rozważamy/przedstawiamy sobie. Nie dojdziesz do innych, ani tym bardziej – lepszych – wniosków, jeśli pozostaniesz w tym samym kontekście.
Najprościej jak się da jakie znaczenie ma kontekst – rozmawiają dwie osoby, stoją twarzą do siebie. Podchodzi do nich trzecia i pyta o drogę. Jedna mówi – “musisz iść w prawo”, druga mówi – “musisz iść w lewo”. Treść zupełnie inna, dosłownie – przeciwna. A jednak obie mówią prawdę, wskazują poprawny kierunek. Jak to możliwe? Bo Z PERSPEKTYWY jednej z nich poprawny kierunek to lewo, dla drugiej prawo. A gdyby za perspektywę wybrano np. chodnik, to mogłoby brzmieć – idź prosto. Rozumiesz?
Bez kontekstu, skupienie na samej treści jest fatalnym błędem!
Widzimy, że na co dzień posługujemy się kontekstem, tylko nie zdajemy sobie z tego sprawy. KAŻDĄ informację ZAWSZE umieszczamy w pewnym kontekście ale nie mamy tego świadomości. Bo kontekst to sprawa fundamentalna. Jak fundamentalna? Bóg to nieograniczony kontekst.
Tego powinno się uczyć w szkołach podstawowych. Jeśli nie w przedszkolach.
Widząc jak ludzie postępują z kontekstem, wygląda to jak raczkujące dzieci uważające, że biegną w maratonie. Pamiętaj, że znaczenie wszystkiego wynika z kontekstu. Znaczenie nie jest wpisane w żadną treść.
A przecież to jeszcze niecały problem. Masy ludzi w ogóle mylą sufit z podłogą – np. w ogóle nie widzą, że hipnotyzują się mentalizacją i nazywają to myśleniem, zamyślaniem się, co więksi filozofowie – rozważaniem, kontemplacją. To jakby mylić ulotkę przedstawiającą hamburgera z prawdziwym hamburgerem. To jakby twierdzić, że skoro oglądamy film, to go sami kręcimy.
W tym wszystkim prywatnie dla mnie jest zabawne, że ludzie nie rozumiejący swojego problemu próbują go tłumaczyć innym, a specjalistom umniejszają, bo twierdzą, że skoro specjaliści rozwiązali swoje problemy, to nie były wcale poważne i specjaliści nie rozumieją sytuacji innych. :) Jeśli ktoś nie rozumie swojego problemu, to skąd może wiedzieć czy ktoś inny go nie rozumie? Przecież nie ma w ogóle realnego punktu odniesienia, by przeprowadzić rozsądną analizę. Taki punkt ma tylko ten, kto problem miał i go rozwiązał.
Prosty przykład – lekarz wcale nie musiał mieć złamanej nogi, by doskonale wiedzieć jak ją uzdrowić. Ani nie musiał doznać zawału, by pomóc człowiekowi z zawałem. A gwarantuje, że mało ludzi mających zawały rozumie ten temat. Tak jak mało ludzi posiadających mikrofalówki i korzystających z nich rozumie jak działają.
Zabawnym jest to, że tytułem dla tych punktów było – “Sprawy, które zrozumieją tylko ludzie z depresją”. A jednym z nich jest to, że osoba ta nie rozumie depresji. :) Cyrk.
Ludzie w depresji nie rozumieją NIC ze swojego problemu. Tylko wymieniają się informacjami – treściami, które interpretują fatalnie niepoprawnie. To wszystko.
Rozumienie to nie treść, tylko kontekst.
Mądrość to nie wiedza, tylko doświadczenie. A tu mamy osobę, która mówi Ci, byś dni mierzył od swoich starań, a nie osiągniętych rezultatów. Czyli osoba mówi Ci, że jest dobrze, gdy nie zyskasz żadnego postępu, a tym samym – żadnego doświadczenia…
Co takiego rozumie człowiek w depresji mówiąc, że “w środku czuje się jakby tonął”? Absolutnie nic nie rozumie!
I widzimy też – człowiek, który NIE CHCE od miesięcy podnieść papierka, wmówił sobie, że to dlatego, bo to niemożliwe, bo mu mózg nie pozwala, uniemożliwia… Naprawdę – to, że nie podnosisz papierka wcale nie oznacza, że to niemożliwe… Jeśli MASY ludzi nie rozumieją tak galaktycznie trywialnych rzeczy, to nie dziwne, że na świecie jest jak jest, a oni sami “zmagają się z depresją”. A potem zbierają się razem w grupy głaszczące się nawzajem.
Ludzie mówią sobie tak – “wiem co czujesz”, “rozumiem co czujesz”. Ale to co czujemy ma najmniejsze znaczenie. Bo to konsekwencja percepcji i zaniedbań. Ma to zastosowanie tylko w takim wymiarze, że najczęściej ludzie nie potrafiący rozwiązać swoich problemów, automatycznie uznają, że ich problemy są wyjątkowe, trudniejsze od reszty, inne, etc. i dochodzą do wniosku, że są jedyni… co jest oczywistą bzdurą. Powiedzenie im, że czujemy to samo lub kiedyś czuliśmy się tak samo jest pewną formą zrzucenia tej iluzji, że są w tym/z tym sami. Ale to nadal niewiele zmienia. Bo co się zmieni? To co czują. :) A zmieni się to, bo zaczną widzieć swój problem w innym, nieco bardziej sprzyjającym kontekście. I jeśli uznają, że już lepiej, bo poczuli coś innego, to pułapka i iluzja. Bo nic realnie nie zmienili.
Inny przykład – masy ludzi zarzucają Elonowi Muskowi, że on zarządza swoimi pieniędzmi nie tak jak oni by tego chcieli. :) Mówią mu co powinien zrobić z pieniędzmi – np. zakończyć głód na ziemi! Jakby pieniądze same z siebie magicznie miały to uczynić. Elon kiedyś zamknął jadaczkę takiej osobie – powiedział – “Powiedz mi jak to zrobić, to włożę w to tyle pieniędzy, ile będzie trzeba.” I wiesz co? Nie otrzymał żadnej odpowiedzi, żadnego rozwiązania, nie otrzymał nawet jednego pomysłu, nie otrzymał nawet jednej sugestii. Bo to tylko bełkot. Pieniądze NICZEGO nie rozwiążą na świecie. Rozwiąże tylko co? Edukacja. Edukacja rozwiąże też problem pieniędzy. Ale znowu – mowa o rozwoju świadomości. Pierwszym krokiem to odwaga i odpowiedzialność. By np. przyznać, że nie chcemy zarabiać, nie rozumiemy pieniędzy. Co pomoże? Np. praktyka dyscypliny, rezygnowanie z pokus, wymówek i usprawiedliwień. Pomoże uczciwa praca, a nie usprawiedliwianie się mózgiem i depresją.
A i na tym Blogu widać dobrze, że daleko, daaaaaaaaaaaaaleko nie każdy ani chce się edukować, czyli rozwijać, ani korzystać z tego, ani nawet poprawnie rozumieć informacje. Masy ludzi tylko chcą się nachapać wiedzy. I gdy są nią obżarci – co rozwiązali w swoim życiu? Absolutnie nic. I nadal chcą więcej. Niejeden mi napisał, że przeczytał całego Bloga – ponad 200 ogromnych artykułów (niektóre są objętości małej książki – ponad 40-50 stron Worda) i nie zastosował z tego nic. Co więcej – uznał, że skoro nic się nie zmieniło, to te informacje są albo nic nie warte, albo nawet szkodzą… To jest dokładnie taka sama mentalność jak – “skoro od miesięcy nie podnoszę papierka, to jest to niemożliwe, mój mózg mi to uniemożliwia, bo jest moim wrogiem”.
Z jedzeniem jest tak samo – niezależnie ile jedzenia wyśle się ludności, która sama nie potrafi i nie chce się utrzymać, prędzej czy później i tak im zabraknie i będą chcieli więcej. Bez edukacji nic to nie rozwiąże. Bo problem głodu nie jest problemem braku jedzenia.
Zakłada się, że milionerzy i miliarderzy wszystko wiedzą – znają jakieś tajemnice życia (i dzięki nim stali się bogaci, bo przecież nie mądrą pracą po 16 godzin na dobę – tak jak ludzie np. fantastycznie grający na instrumencie, nie grają tak dzięki tysiącom godzin włożonym w pracę, tylko dzięki “talentowi”, który mają dany od Boga/losu/genów…). I tylko są tak źli, że nie chcą niczego zmienić w świecie na lepsze, chociaż mogą, bo mają pieniądze. Oczekują od gościa, który stworzył system płatności i potem poświęcił masę pieniędzy na przeróżne projekty, z których większość była niewypałem – jak np. różne samochody, żeby po prostu wydał pieniądze i magicznie wyeliminował głód na świecie… Brawo! Ale oczywiście propozycji co konkretnie zrobić – żadnych. Absolutne zero. Bo to tylko taka zarozumiała, absurdalna gadanina.
Zauważmy – co takiego pieniądze rozwiązały na tym świecie? Problemy? Gdzie tam! Żadnego problemu pieniądze nie rozwiązały. Jeśli np. masz schronisko dla zwierząt i brakuje Ci pieniędzy, by je prowadzić, to przecież problem zostanie rozwiązany nie dlatego, bo brakuje pieniędzy i tyle, tylko dlatego, bo to schronisko ma wartość, sens, znaczenie – jest ważne, wspierające dla życia. Tylko oczywiście trzeba dać innym ludziom znać – ludziom, dla których to schronisko również jest ważne. Nawet jeśli na pustyni stworzysz system studni ale nikt o nim nie będzie wiedział, to nikt z tego nie skorzysta. Dlatego – rozsądek, a nie biadolenie i granie ofiary.
Tak jak uzależniony – jeśli nie poszuka realnej pomocy, tylko zacznie szukać innych biadolących, to tak jakby ominął studnie umierając na pustyni z pragnienia i dołączył do innych umierających z pragnienia. Ale znowu – wymaga to rozwoju świadomości. Czyli na początku i już zawsze – wzięcia odpowiedzialności za swoje życie. Zostaw innych, pozwól im popełniać błędy i doświadczać konsekwencji. Zajmij się sobą i swoim życiem. STAŃ SIĘ przykładem dla innych. Żywym rozwiązaniem. A nie chodzącą teorią.
Są przecież całe dzielnice, całe miasta, gdzie śmieci walają się po ulicy. Nikt ich nie sprząta, bo nikt nie nadaje temu żadnego sensu. Zamiast tego ludzie wrzeszczą, handlują, okradają się, zabijają, klepią biedę. To nie ma nic wspólnego z tym, że oni nie mogą posprzątać.
Ja chcę coś realnie zmienić w świecie na lepsze i wiesz co? Ludzie nie chcą się zmienić. Nie chcą żyć lepiej. A niektórzy kłamią, że chcą, a po roku czy dwóch przyznają mi się, że tak naprawdę nie chcieli żyć lepiej, chcieli tylko wymówki i usprawiedliwienia, że chcą lepiej i tyle. Masy ludzi, którzy rzekomo poprosili mnie o pomoc, wcale nie prosili o pomoc, tylko o potwierdzenie ich racji. A gdy otrzymali prawdę prosto w oczy – czyli realną pomoc – nagle przestali się odzywać lub totalnie nic nie napisali i dalej tylko toczyli swoje wątki bez żadnych korekt. Albo proszą mnie o opinie.
Człowiek, który ma nierozwiązane problemy nie rozumie ani problemów, ani ich przyczyn, ani tym bardziej rozwiązania. Potrzebujemy specjalistów. A czy są specjaliści od problemu głodu? Pewnie są ale nikt nie wie kto to. Bo się ludzie tylko skupiają na nienawiści do ludzi majętnych.
A gdy się zapytano specjalistów na temat efektu cieplarnianego to się zaczęli śmiać. Śmiali się na samą sugestię, że przyczyną tego jest to, co robi człowiek. Tak nie jest. Tylko temperatura na powierzchni Ziemi podwyższa się co jakiś czas, a potem znowu opada. A ludzi się ogłupia i oni chętnie dają się ogłupiać. Tylko nie róbmy z tego żadnego specjalnego problemu. Bo ten proceder trwa od zawsze. Dokładnie tak samo było, gdy się ludziom wmawiało, że zaćmienia Słońca są wyrazem dyssatysfakcji Boga/bogów i ich trzeba ugłaskać jakimiś poświęceniami – wliczając ludzkie. Przecież do wulkanów wrzucano dziewice – młode dziewczyny, bo sądzono, że ich niewinność ukoi gniew bożków… A teraz to z ludzi się czyni takich bożków, bo zmieniają rzeczywistość i należy ich nienawidzić, walczyć z nimi…
A i kalibracja potwierdza zdanie ekspertów – że ocieplenie to fenomen naturalny i nie ma się czym przejmować. Ale weź usłysz i znajdź głos ekspertów w tym światowych rozmiarów jazgocie. Kto w ogóle potrafiłby rozpoznać eksperta w grupie 100 innych ludzi? A w grupie ośmiu miliardów? A nie ma jednego eksperta od każdego tematu i problemu.
Co pokazuje, że ani wiedza, ani pieniądze niczego same z siebie nie rozwiążą. Tylko ich wykorzystanie. Każdy, kto zaczął wdrażać rozwiązania, wie doskonale, że nieuniknionym są problemy i upadki. Bo to normalne. Bo zaczynamy dążyć do tego, co krytycznie ważne – do INTEGRALNOŚCI.
Czyli przejście z tego co wiemy, czego chcemy, na to, że tacy jesteśmy.
A na razie ci, którzy rozumieją z czego wynika głód, nie widzą rozwiązań, bo fundamentalną przeszkodzą jest czynnik ludzki – niska świadomość ludzi głodujących. Bieda rozumiana jest przez nielicznych – bieda to poziom świadomości. Np. taki, że nie mamy chęci podnieść po sobie papierka. Sądzimy, że danie takiej osobie 100 000 zł rozwiąże jej problemy? Żarty. Człowiek w świadomości biedaka, gdy się mu da dużo pieniędzy, nadal będzie człowiekiem w świadomości biedaka. Żadna ilość pieniędzy niczego nie zmieni, bo to będzie jak próba wypełnienia wanny, do której odpływu nie ma włożonego korka. Niektórzy wydadzą te 100 000 zł w pół roku, inni w 5 lat. A potem co? Będą dokładnie tym samym człowiekiem z takim samym problemem lub nawet większym, jeśli popadli w długi (co jest bardzo prawdopodobne – bo np. widząc kurczące się oszczędności, zaczynają uprawiać hazard, gdyż nie potrafią ani mądrze zarządzać pieniędzmi, ani nie rozumieją wartości pracy i co to jest mądra, efektywna praca).
Więc – co to jest ta depresja? Co jest w tym “worku”? Przede wszystkim – niedojrzałe życie, nieświadome, dążenie do negatywności, mylenie podłogi z sufitem, granie ofiary, masa – powtórzę – masa pozycjonalności – które utrzymujemy i którym się opieramy. To też ogrom stłumionych emocji i kolosalnie niska inteligencja emocjonalna. Depresja to u większości “dotkniętych nią” osób efekt niskiej ewolucji. To ciągłe opieranie się, granie ofiary, biadolenie, życie w niezwykle wąskim kontekście. A jesteś na tej planecie, bo tu możesz ewoluować tak bardzo jak to wybierzesz.
Powtórzę – bardzo częstą “przyczyną” “depresji” na świecie są stłumione emocje, którym się kolosalnie silnie opieramy. I główną najczęściej nie jest wcale smutek, tylko gniew. Chociaż w moim przypadku wielokrotną przyczyną apatycznego nastawienia był wypierany strach. I wszystko, na co go projektowałem – unikałem tego jak ognia, uważałem za niemożliwe (i w myślach nie pojawiały się żadne rozwiązania, nawet najprostsze kroki), odkładałem, a nawet w obliczu tego stawałem się śpiący. Energia potrafiła “ze mnie ulecieć” w sekundę jak z przekłutego balonika.
To też pełne uzależnienie od świata zewnętrznego – zarówno uważanie, że problemy biorą się ze świata oraz ich rozwiązania. Np. ciągłe szukanie czegoś do robienia, ekscytowania się, emocjonowania, etc. A kto to robi? Emocje same się nie tłumią. Ani mózg ich nie tłumi.
A konsekwencje tych wszystkich poważnych błędów rosną i się kumulują.
Przypominam – żeby w ogóle zrobić odważny obrachunek moralny i robić go na bieżąco, w tym z miejsca przyznawać się do popełnionych błędów – ludzie często muszą się uzależnić, stracić wszystko, wycierpieć się, a nawet realnie może grozić im śmierć przez np. picie czy branie narkotyków. Dopiero wtedy – a i tak daleko nie każdy – wybierają uczciwość i pozytywność. Dopiero wtedy. A ludzie w depresji sądzą, że już są pozytywni, tylko im się przydarzyło jakieś nieszczęście… np. przytrafiła się depresja… jaaaaasne. Tu mamy przykład – człowiek jest tak nieuczciwy, że wymyślił sobie, że mu mózg po prostu uniemożliwia podniesienie papierka. A teraz wyobraźmy sobie, że takich ludzi na tej planecie jest zapewne ok. 6 miliardów.
Przestajemy się wtedy dziwić, że np. wrzeszczący Hitler oczarował cały naród i przekonał do wojny z resztą świata. No bo facet z taką energią dla człowieka, który sobie wmawia, że nie może podnieść papierka, jest jak bóg. Bożek. Ale człowiek, który podnosi po sobie papierki i sprząta po swoim psie, już w Hitlerze nie zobaczy bóstwa, tylko megalomaniaka, który nie jest na tyle rozwinięty, by rozumieć, że poza nim, pełne prawo do życia mają miliardy innych ludzi. To też pokazuje jak ważny jest kontekst – poziom świadomości.
Pamiętaj – na niskich poziomach świadomości niemal wszystko widzisz odwrotnie – to co nie sprzyja życiu uważasz, że sprzyja, a nawet że przeżywasz dzięki temu. To co negatywne widzisz jako pozytywne, a to co pozytywne uważasz za negatywne. Tak jak ta osoba – uważa zostanie w domu za lepszy wybór, niż pójście do pracy. Mózg uważa za wroga… no wszystko widzi jak w krzywym zwierciadle. Zupełnie nie będąc tego świadomym, ani nie wiedząc/nie rozumiejąc tematu świadomości, nie rozumiemy naszego problemu. I dlatego wpatrując się w mentalizację, słuchamy się jej nawet, gdy mówi nam, że mózg jest naszym wrogiem, a przed chwilą straciliśmy przez to pracę. I nadal się tego słuchamy. Widzimy człowieka żyjącego zupełnie nieświadomie. Nie podejmującego nawet takiej czynności jak podniesienie papierka.
I jak ktoś jest uparty jak osioł, to stwierdzi, że PRZYCZYNĄ tego jest depresja. A to zwykłe usprawiedliwienie – kłamstwo.
Na dowód tego, przykład – ten mój znajomy, który mówił o książce De Mello, rozmawiałem z nim na temat kobiet. Powiedział, że musi się iść wyrobić. Napisałem mu takie słowa:
“Nie chcę mędrkować ale samo robienie niekoniecznie musi dać jakiekolwiek wyrobienie (…) jeśli ktoś nie rozumie co dla kobiałek jest atrakcyjne, jeśli sam siebie jeszcze osądza, wstydzi się, boi, etc. to może i latami chodzić i nic nie wyrobić (…) intencja (…) wiesz dobrze, że may ludzi jeżdżą samochodami od lat, a jeżdżą jak banda baranów (…) sam fakt, że to robią nie czyni z nich coraz lepszych kierowców“.
Odpowiedział – “Gadasz jakby pozbycie się pewnych problemów było takie proste. A jak patrzę na siebie i otaczających mnie ludzi No to nie jest takie oczywiste“.
Czy jego odpowiedź przypomina nam coś? Czy nie dokładnie to samo powiedziała ta osoba o depresji: “Gdyby depresja była prosta do pozbycia się, ludzie z depresją już by to zrobili”?
Już wiemy jak żyją ludzie w niskiej świadomości. To, że nie rozwiązują pewnych problemów NIE oznacza, że te problemy są trudne. Tylko nie wiemy jakie jest ich sedno, a często nawet w ogóle nie rozumiemy nawet co stanowi problem, nie mówiąc o jego sednie. A nawet już wiedząc, masa ludzi i tak wcale nie chce problemów rozwiązać. Bo zarówno przywiązali się do pewnej pozycjonalności jak i się opierają. Rozejrzyj się po świecie. Ilu ludzi widzisz żyjących spokojnie i szczęśliwie? Ci co tak nie żyją, wybrali, by tak nie żyć. Bo spokój i szczęście nie zależą od niczego w świecie.
I nawet gdy temu znajomemu powiedziałem o tym, wyjaśniłem mu masę – że szczęścia się nie szuka, tylko usuwa to, czym je przygruzowaliśmy, on nadal używa twierdzeń – “muszę się uspokoić i odnaleźć inner happinness”. A potem mówi, że musi np. pousuwać relacje z Facebooka, bo jak widzi jak kobieta, z którą mu nie wyszło robi coś z kimś innym, to się denerwuje. Mówię mu, by tego nie usuwał, nie unikał, tylko uwalniał, poddawał, w ogóle przeanalizował dlaczego nie jest wobec tego spokojny – nie słucha.
Jego wybór. Ale przynajmniej zauważył, że już odnośnie samych relacji wszystko robił odwrotnie, niż zalecał ten bardzo mądry człowiek – Anthony De Mello. Znajomy mówił, że kocha, a teraz okazuje się, że kochał ale wszystko robił inaczej, niż wynika to z miłości. Więc człowiek też może chcieć dla siebie dobrze ale wszystko robić totalnie źle. Bo mamy tylko nasz jeden punkt odniesienia. A to najłatwiej przekłamać, bo nawet nie wiemy, które nasze starania, działania, a tym bardziej – intencje za nimi stojące – są wspierające, a które nie. I dlatego masy ludzi wszystko wrzucają do jednego worka, zawiązują go i nie chcą potem otworzyć. I mówią, że przeżyli dzięki temu wszystkiemu. A gdy się do niego zajrzy, to okazuje się, że przeżywali dzięki może 1-5% zawartości, a przez 95-99% było im bardzo trudno i źle.
Te kilka punktów nie powinny mieć tytułu – “Rzeczy, które rozumieją tylko ludzie z depresją”, bo ludzie z depresją w ogóle ich nie rozumieją. Tytuł powinien brzmieć – “Rzeczy, których doświadczają ludzie z depresją”. A doświadczają ich, bo tak żyją. I nie tylko ludzie z depresją ich doświadczają.
Otwierasz internet- dowiadujesz się, że jesteś incelem, przegrywem i piwniczakiem. Czytasz komentarze pod artykułem, że ludzie gardzą takimi jak ty i się śmieją. Że wszyscy wokół ciebie są super, cudowni i wspaniali i to tylko twoja wina, że nie masz przyjaciół, rodziny, kobiety. A ty wiesz, że setki razy probowałeś. Poniżałeś się, bo chciałeś żeby ktokolwiek cię wysłuchał. Niby masz znajomych, jak oni coś chcą, a jak przychodzi co do czego nikt nie chce się spotkać nawet na kawę. Nikt nie bierze cię na poważnie. Poziom beznadziei, apatii i samotności coraz bardziej nie do wytrzymania. Jedyna rzecz pod ręką- komputer. To, co pojawiało się na monitorze chociaż na chwilę mogło powstrzmyać samobiczowanie się w głowie. Później poza porno doszło do poszukiwania jakiejś grupy, która sprawiałaby, żeby przestać czuć się wyobcowanym. Jakieś dziwne społeczności youtbuerów, manosfera, naciągacze na różne kursy i tak dalej. Już zacząłem zbierać pieniądze na kurs uwodzenia, ale stwierdziłem, że tam przecież idą przegrywy i tylko bym się znowu ośmieszył. Szczególnie długo siedziałem w samorozwoju, pua i w redpillu np. na streamach pewnego bardzo radykalnego mężczyzny, który zamiast „kobieta” używał zawsze stwierdzenia „samica”, bo stwierdził, że na miano kobiety trzeba sobie zasłużyć. Zrobił mi dogłębne pranie mózgu.To jest już chyba ten moment, gdzie przestałem się oszukiwać i sięgnął swojego dna. Nie wyobrażam już sobie, że może być jeszcze gorzej. Czuję się oderwany całkowicie od społeczenstwa, nie rozumiem ludzi, nie rozumiem relacji, jakbym miał Aspergera, przez większość jestem uważany za creepa. Nikt ze mną nie rezonuje. Nie mam studiów, nie mam prawa jazdy, ani nawet wyglądu. Mam znikomą wartość jako człowiek. Nic nie osiągnąłem poza licznymi terapiami i wydawaniem pieniędzy.
Otwierasz internet- dowiadujesz się, że jesteś incelem, przegrywem i piwniczakiem.
I już widzimy zupełny brak odpowiedzialności.
Nie otwierasz “internetu”, tylko sam wybrałeś strony, które zacząłeś czytać.
Niczego się nie dowiadujesz, bo to co czytasz, to nie są fakty o Tobie, tylko jakieś opinie nie wiadomo kogo.
Ale dla Ciebie to są fakty o Tobie.
Kto tak decyduje? Ty.
Więc to czego się dowiedziałeś to tylko i wyłącznie Twoje decyzje.
Równie dobrze mógłbyś się dowiedzieć, że jesteś wartościowym człowiekiem, który jednak przez swoją niewinność i ignorancję, wybierał wiele lat szkodliwie ale może to zmienić.
Zaś popełnione błędy wcale źle o nim nie świadczą.
Jednak takich informacji nie szukałeś.
Czytasz komentarze pod artykułem, że ludzie gardzą takimi jak ty i się śmieją.
A kto napisał te komentarze?
Ludzie mądrzy, dojrzali, kochający?
Kto?
Kto wybiera, by te opinie uznać za opinie całej ludzkości o samym sobie?
Kto gardzi “takimi ludźmi”?
Wiesz, na tej planecie jest całkiem niemało ludzi, którzy gardzą np. lekarzami, policjantami, itd.
Nie oznacza to, że mają oni jakąś odgórną rację. To jest ich perspektywa i jeśli Ci nie służy, nie ma żadnej potrzeby, by ją obierać.
Jest też masa ludzi z zupełnie inną perspektywą – bardziej sprzyjającą, a nawet pozytywną.
Ponownie – czy takich ludzi szukasz?
Że wszyscy wokół ciebie są super, cudowni i wspaniali i to tylko twoja wina, że nie masz przyjaciół, rodziny, kobiety.
Nietrudno sprawdzić, że to twierdzenie jest totalnym fałszem.
Ale znowu – kto wybiera, by uznać je za obiektywną prawdę?
Czym innym jest wina, a czym innym odpowiedzialność.
Człowiek obwiniający się folguje sobie. Bo tylko się emocjonuje, nienawidzi ale korekt nie dokonuje.
Dlatego tak chętnie sobie wyszukuje informacji, że jeszcze inni nim gardzą i taki JEST.
Ale to jacy jesteśmy tylko i wyłącznie sami wybieramy. Zawsze możemy zacząć wybierać lepiej.
Nie ma na to złego momentu.
A ty wiesz, że setki razy probowałeś. Poniżałeś się, bo chciałeś żeby ktokolwiek cię wysłuchał.
To, że podejmowałeś jakieś próby nie oznacza, że było to dążenie do realnej zmiany na lepsze.
Ludzie i dziesiątki lat walą głową w mur i dziwą się, że głowa ich boli, a mur stoi.
Szczególnie uzależniony tylko próbuje ROBIĆ, bo sądzi, że w czynności wpisana jest np. wartość, sens i odpowiednie reakcje ludzi jak szacunek czy akceptacja.
Ale tak nie jest.
Kluczowa jest INTENCJA.
Innymi słowy – czego próbowałeś i co chciałeś osiągnąć? Na pewno to, by ktokolwiek Cię wysłuchał?
Czy osoby, od których tego oczekiwałeś były odpowiednimi do tego osobami? Czy były na tyle akceptujące, współczujące, rozumiejące problem uzależnienia?
Bo jeśli oczekiwałeś czegoś od nieodpowiednich osób – mogłeś próbować coś uzyskać od nich i tysiące razy i nic by to nie dało.
Teraz ciekawe czy we mnie znajdziesz taką osobę, która nie tylko Cię wysłuchała ale też przekazała Ci krytycznie ważne informacje.
Lub zobaczymy prawdziwą intencję – że wcale nie chciałeś zostać wysłuchany, tylko chciałeś biadolić i zyskać akceptację i potwierdzenie swojego widzenia siebie.
Akceptację masz ale żadnej iluzji, kłamstwu, ani urojeniu nie przyklaszczę.
Plus – mówisz, że się poniżałeś. Czyli wobec siebie byłeś bardzo negatywny i liczyłeś, że inni Ci za to odpłacą pozytywnością?
To jest element takiego widzenia rzeczywistości, że negatywność to jest jakaś waluta, którą można zbierać i wymieniać na różne produkty – jak pieniądze.
Ale tak nie jest.
BYCIE negatywnym czyni Twoje życie i doświadczenia negatywnymi. Niezależnie jakie masz o tym opinie, fantazje na ten temat oraz na co liczysz, jakie masz pragnienia i potrzeby.
Przypalenie posiłku tysiąc razy nie uczyni Cię lepszym kucharzem, ani w końcu nie sprawi, że posiłek zostanie odpowiednio podsmażony.
Ten sam błąd można czynić przez całe życie i nigdy go nie skorygować.
Więc pierwsze co należy zmienić, to zobaczyć, że poniżanie siebie to błąd i nic dobrego nie przyniesie.
Czym można zastąpić poniżanie siebie?
Niby masz znajomych, jak oni coś chcą, a jak przychodzi co do czego nikt nie chce się spotkać nawet na kawę.
No bo to co setki razy próbowałeś nie było pozytywne.
Żeby coś zyskać od innych, najpierw trzeba samemu coś dać. Coś pozytywnego.
Czy wiesz co jest pozytywnych dla np. Twoich znajomych?
Czy to co im dawałeś/próbowałeś dać było dla nich pozytywne?
Nikt nie bierze cię na poważnie.
Bo Ty nie bierzesz się na poważnie.
Czy poważnym jest wejście do internetu i dowiedzenie się, że jesteś nikim wartościowym?
Ludzie zazwyczaj odbijają nam bardzo precyzyjnie to jak sami siebie widzimy.
Skoro Ty się potępiasz, odzierasz z wartości, to Twoi znajomi również nie będą Cię brać na poważnie, ani szanować.
To spodziewane i sprawiedliwe.
Poziom beznadziei, apatii i samotności coraz bardziej nie do wytrzymania.
Bo się opierasz. Non stop grasz ofiarę, opierasz się i próbujesz tylko tego, co nie może przynieść zmiany.
Bo nie chcesz zmiany.
Chcesz potwierdzenia swoich racji.
Najważniejszy element tego, który zupełnie ignorujesz, to to jak sam siebie potępiasz.
Ale znalazłeś sobie racjonalizację, wytłumaczenie, usprawiedliwienie i projekcję – że taki JESTEŚ, bo XYZ – ktoś tak sądzi i inni Cię nienawidzą, etc.
A Ty – biedna ofiara – próbujesz być taaaaaki dobry dla innych ale nikt Cię nie bierze na poważnie.
Jednak to poważne zniekształcenie tego jak sytuacja naprawdę wygląda.
Jedyna rzecz pod ręką- komputer.
Kolejne kłamstwo ale/bo wygodne.
Naprawdę to jedyna rzecz pod ręką?
A np. mądre książki o wybaczeniu, rekontekstualizacji?
A sam komputer? Ma tylko jedno przeznaczenie?
A co ze znalezieniem numeru na miting 12 kroków i umówienie się?
Komputer i dostęp do internetu, który oferuje – otwiera niedostępne do obecnych czasów spektrum możliwości.
Jest w internecie ogrom wiedzy, jak i dostęp do ludzi z ogromem wiedzy niedostępnym publicznie.
Ty jednak takich ludzi nie szukasz, ani informacji.
Szukasz informacji coraz bardziej pogrążających, negatywnych, obciążających – bo potwierdzają Ci Twoje własne osądy.
To, co pojawiało się na monitorze chociaż na chwilę mogło powstrzmyać samobiczowanie się w głowie.
Tak?
A kto komputera używa tego, czym następnie się biczuje – np. tych wszystkich stron/forów/artykułów jak to wszyscy ludzie Tobą gardzą?
To tzw. “samobiczowanie się w głowie” to mentalny jazgot – samoistny proces mentalizacji, który racjonalizuje emocjonalność – w tym przypadku głównie wstyd i poczucie winy.
Oraz racjonalizuje Twoje intencje i postawy – np. względem siebie.
Jednak sam z siebie nic nie robi. Tak jak wiatr wieje samoistnie. Nie ma żadnej agendy przeciwko Tobie.
Kto natomiast się w to wpatruje, wierzy i używa tego do biczowania się?
Ty.
Dlaczego to sobie robisz?
Dlaczego non stop wpatrujesz się w ten bełkot, tak negatywny?
Na Blogu non stop piszę, że z myślami nic nie można zrobić, bo to fenomen samoistny i bezosobowy.
Jeśli chcemy “poradzić sobie” z negatywnymi myślami, to jest tylko jedna droga – ignorowanie tego. Np. w formie medytacji.
Ty tego nie robisz i próbujesz tylko się z myślami zmagać. Co nic nie daje.
Tak samo czynisz z ludźmi – kleisz się do ludzi negatywnych i dziwisz się, że Ci źle i coraz gorzej.
Nie ignorujesz negatywności.
Później poza porno doszło do poszukiwania jakiejś grupy, która sprawiałaby, żeby przestać czuć się wyobcowanym.
Wyobcowanie to nie jest uczucie.
To projekcja uczuć, którym non stop stawiasz opór. Dlatego trwają, a nawet rosną.
Ale znowu – szukasz tego, kto potwierdzi Ci Twoją rację – to jak siebie widzisz. Jako kogoś gorszego. Kogo inni nie chcą, bo Tobą gardzą.
I kleisz się do tego samego. Nie szukasz poprawy.
Ale to jak widzisz ludzi to nie jest prawda. Pewna grupa ludzi faktycznie taka może być. I znajdziesz na to przykłady.
Ale jest też masa ludzi, którzy tacy nie są i nigdy nie będą wobec Ciebie.
Jednak aby z takimi ludźmi się poznać, trzeba ich szukać.
A żeby w ogóle zacząć szukać, trzeba zacząć chcieć dla siebie dobrze. I stać się dla siebie dobrym choć minimalnie.
Jakieś dziwne społeczności youtbuerów, manosfera, naciągacze na różne kursy i tak dalej.
I powiedz – kto to wybiera i z jakich powodów?
Oczywiście, że takie osoby są. Zawsze były, są i będą.
Ja sam dałem się nieraz naciągnąć, okłamać, wykorzystać, nawet okraść często na własne życzenie, jak nie za każdym razem.
Ale się w końcu nauczyłem takich ludzi rozpoznawać.
Już zacząłem zbierać pieniądze na kurs uwodzenia, ale stwierdziłem, że tam przecież idą przegrywy i tylko bym się znowu ośmieszył.
Ponownie – kto tak stwierdził?
Poznałeś choć jedną taką osobę?
Ja poznałem kilkadziesiąt. Pewnie blisko setki. Nikt nie był przegrywem. Wszyscy chcieli dla siebie lepiej – w moich oczach, w oczach trenerów i kobiet, które poznali – byli super.
Niemniej widzimy – chciałeś dla siebie dobrze ale szybko stwierdziłeś, że nic dobrego dla kogoś takiego jak Ty nie zrobisz.
I oczekujesz, że inni zrobią za Ciebie. Nie dziwne, że mało ludzi jest chętnych, by spędzić z Tobą czas.
Szczególnie długo siedziałem w samorozwoju, pua i w redpillu np. na streamach pewnego bardzo radykalnego mężczyzny, który zamiast „kobieta” używał zawsze stwierdzenia „samica”, bo stwierdził, że na miano kobiety trzeba sobie zasłużyć.
Ponownie – kto się do tego wszystkiego klei i nie szuka niczego innego?
Kto znalazł człowieka, który tak gardzi ludźmi, że uważa, że w ogóle kobieta musi sobie zasłużyć, by ją widzieć jako kobietę?
Siedziałeś długo i co? Powiedz – jak się rozwinąłeś? Czy to dążenie w pozytywnych kierunku? Z tego co mówisz, raczej nie.
Na pewno chciałeś się rozwijać czy tylko szukać potwierdzenia swoich racji i ew. szukałeś magicznych zaklęć, które po rzuceniu zmieniłyby Ciebie i Twoje życie?
Zrobił mi dogłębne pranie mózgu.
Nic Ci nie zrobił, tylko Ty szukasz tego, co potwierdza Ci to jak widzisz siebie, kobiety, relacje, związki, cały świat.
Znalazłeś potwierdzenie swoich racji, a nawet jeszcze większe uradykalnienie tego jak wszystko widzisz.
A to jest kierunek destruktywny.
Powiedz – dlaczego to co przeczytałeś – o ile cokolwiek – na moim serwisie nie zrobiło Ci dogłębnego prania mózgu?
No dlaczego nie?
To jest już chyba ten moment, gdzie przestałem się oszukiwać i sięgnął swojego dna.
Jeszcze daleko do tego. :)
I nie przestałeś się oszukiwać. To “przestałem się oszukiwać” to tylko kolejne oszustwo, którego nawet nie zauważasz.
Nie wyobrażam już sobie, że może być jeszcze gorzej.
Praktycznie każdy tak sądzi. Bo każdy człowiek, a szczególnie uzależniony jest ekstremalnym narcyzem – gdyż narcyzm to esencja homo sapiens.
Każdy widzi siebie jako centrum świata. Ale takich “centrów świata” są miliardy. I żadne nim nie jest.
Gorzej byłoby, gdybyś z HIV siedział pod mostem i żebrał o miedziaki, by mieć na kolejną dawkę i oddawał się za 5 zł.
A na razie biadolisz i użalasz się nad sobą i grasz największą ofiarę świata.
To dopiero pierwsze kroczki w graniu ofiary. Amatorszczyzna. :)
Czuję się oderwany całkowicie od społeczenstwa,
Nie ma takiego uczucia.
A oderwanie sam wybierasz.
I nie dziwne, że się odrywasz, skoro uważasz, że jesteś najgorszy na świecie i inni Tobą gardzą.
A Ty w odpowiedzi gardzisz i sobą, i innymi.
nie rozumiem ludzi,
Bo nie znasz nawet fundamentalnych informacji co to jest człowiek, esencja poziomu świadomości, ewolucji i generalnie co to jest homo sapiens.
A karmisz się jakimś syfem informacyjnym.
Bo pierwsze co należy zrozumieć – człowiek nie ma możliwości odróżnienia prawdy od fałszu.
Ty łykasz fałsz jak pelikan małe rybki.
Nie rozumiesz, bo pierwsze kroki dojrzałości i jakiegokolwiek zrozumienia, to wybór prawdy.
Zaczynasz mówić tylko o sobie i zaczynasz uczciwie analizować swoją sytuację.
Na razie grasz ofiarę, biadolisz, użalasz się.
I ciągle mówisz o wszystkim, tylko nie o sobie. Bo siebie przedstawiłeś sobie w 2 zdaniach ekstremalnie negatywnych.
nie rozumiem relacji,
Bo tu nie ma co zrozumieć.
Tu należy doświadczać i mieć intencję dobra własnego oraz drugiej osoby.
A Ty nie masz takiej intencji i wcale nie chcesz dla siebie dobra. Dla drugiego człowieka też nie.
Relacje to nie jest jakaś idea, którą można zrozumieć albo rozwiązanie łamigłówki.
To ogromne spektrum doświadczeń pomiędzy dwojgiem ludzi.
Tego się nie da zrozumieć tak jak nie da się zrozumieć większości doświadczeń na tej planecie.
Jak zwykle – proste ale bardzo ważne ćwiczenie – spróbuj zrozumieć smak i zapach koperku nie jedząc i nie wąchając koperku.
Spróbuj np. przez miesiąc czy rok.
A potem zjedz i powąchaj koperek i zobaczysz, że zrozumienie przyjść może tylko przez doświadczenie.
Zaś doświadczenie zjedzenia koperku jest takim jakim jest. Cóż tu więcej rozumieć? Nie da się tego zrozumieć oraz nie da się tego przekazać innym.
Ale można tego doświadczyć i wszystko staje się wtedy jasne.
jakbym miał Aspergera, przez większość jestem uważany za creepa.
Bo tak się zachowujesz.
Ale tego nie korygujesz.
Nikt ze mną nie rezonuje.
Nie dziwne, bo z Tobą rezonuje na razie sama negatywność. A ludzie od tego uciekają, gdy widzą to w innych ludziach.
Nie mam studiów, nie mam prawa jazdy, ani nawet wyglądu. Mam znikomą wartość jako człowiek.
Ty sam nadajesz sobie tą wartość.
A Twoje życie to odzwierciedla.
Nic nie osiągnąłem poza licznymi terapiami i wydawaniem pieniędzy.
I tak możesz przez resztę życia.
Albo możesz w końcu wybrać dla siebie dobro i przestać się potępiać na każdym kroku.
Pamiętaj – grupy 12 kroków są darmowe.
Darmowa jest odpowiedzialność, odwaga, wybaczenie, zmiana percepcji, odpuszczenie, poddanie, uwalnianie, medytacja, wybór radości, chęci, etc.
Wszystko czego potrzebujesz to kwestia decyzji i uczciwości. M.in. uczciwego wyboru dla siebie tego, co naprawdę dobre. Nie złe.
Moje życie to burdel totalny. W każdej sferze życia trzeba coś naprawić, a ja nie mam siły nawet wstać z łóżka. Rodzina- zły kontakt, kłótnie, awantury, jestem czarną owcą w rodzinie. Znajomi – tak naprawdę nie posiadam, mam trzech “kolegów”, ale raczej są to osoby, które trzymam przy sobie, by nie być sam, a nie dlatego, że szczerze ich lubię. Często mam wrażenie, że próbują dowartościować się moim kosztem, są złośliwi. W zasadzie nawet nie wiem, czemu proponują ciągle spotkania skoro finalnie na nich częściej się kłócimy, a rozmowa wcale się jakoś nie klei. Oni tak jak ja nie mają nikogo lepszego do towarzystwa i jesteśmy trochę na siebie skazani. Chciałbym mieć lepszych ludzi wokół siebie, ale nie mam umiejętności społecznych, by nawiązywać relacje. Nigdy nie byłem nawet na imprezie, raz byłem sam w klubie, ale to był koszmar. Dziewczyna- of kors nie posiadam, raczej jest to stan permanentny. Nie mam nawet, gdzie poznawać ludzi. Siedzę w domu, mieszkam daleko od miasta, więc każdy wyjazd to nie lada wyprawa. Na domówki zapraszany nie jestem, do klubu nie chcę chodzić, bo w nocy na mieście robi się niebezpiecznie i po co kusić los. Nie będę przecież też zagadywał randomowe laski na ulicy. Znam osobę, która tak robiła, bo poszła na jakieś szkolenie czy coś takiego, a później czytała o sobie na spotted miasta, gdzie ludzie się przed nim ostrzegali, że jakiś creep chodzi po galerii i zaczepia “ofiary”. Na Tinderze dostałem shadowbana, chociaż nic niestosownego nie zrobiłem. Słowo. Pech, jakby los kazał mi żyć w odosobnieniu od innych ludzi. Poza tym wyglądam na zdjęciach, jak kartofel, więc internet też odpada. Już kilka razy próbowałem stworzyć naprawdę ładnego Instagrama, czy Facebooka, ale mi się nie udało, chociaż poświęciłem dużo czasu na rzeczy związane z fotografią, pozowaniem i ubiorem. Raz poznałem piękną dziewczynę na początku studiów, wpadliśmy na siebie, jak w jakiejś taniej komedii romantycznej pierwszego dnia, pomogłem jej znaleźć salę wykładową i jakoś to tak w miarę naturalnie wyszło, że wziąłem ją innego dnia na kawę, później jeszcze jedno spotkanie było, ale musiałem coś nie tak zrobić, bo szybko urwała kontakt. To dziwne, bo dawała mi naprawdę dużo sygnałów zainteresowania, sama inicjowała dotyk, czułość itp. Jak patrzeliśmy sobie w oczy to był kosmos totalny. Wiem, że to śmiesznie brzmi, ale piszę szczerze. Los dał mi szansę, ale spartoliłem. Raz się minęliśmy niedawno to już udawała, że mnie nie zna. A szkoda, bo przy niej czułem się wyjątkowo dobrze, ale jak to moi bliscy powiedzieli “nie twoja liga”. Jakby to już była taka totalnie atrakcyjna dziewczyna, na którą każdy facet, by miał ochotę. Byłem zdziwiony, że akurat mi chciała poświęcać swój czas, bo widziałem, że startowali do niej dużo przystojniejsi goście. Ona była inna niż większość kobiet, które znam. Mimo, że była ponadprzeciętnie ładna nie wywyższała się, była ciepła, miła, wrażliwa. Subtelna, nie była wulgarna jak większość kobiet w moim wieku. Na studiach też mi się nie układa, bo nie mam siły na nic, najchętniej bym się zawinął w koc i leżał cały dzień i płakał. Nie zaliczyłem już jednego przedmiotu, chociaż uczyłem się po nocach i muszę płacić za zaliczenie warunkowe prawie tysiaka. Pieniądze, które zbierałem na współpracę z tobą. Prawdopodobnie drugiego też nie zaliczę, bo jestem tłukiem i nie potrafię się skupić więcej niż kilka minut. Boję się, że jak mnie wywalą z uczelni będą czarną owcą w rodzinie. Szkoda, bo chciałbym mieć już w kieszeni chociaż ten zafajdany dyplom. Paradoksalnie moim najlepszym „kolegą” jest jeden z wykładowców, z którym często rozmawiam na bardziej prywatnej stopie, bo jest mega fajną osobą. Natomiast każdy widzi, że jest coś ze mną nie tak. Pytają, czy wszystko w porządku, dlaczego siedzę taki zgaszony, nieobecny. A ja nie mogę nawet nikomu powiedzieć, co przeżywam w środku, bo wiem, że tylko taki ktoś jak Ty Piotr jest w stanie zrozumieć moją sytuację i nie oceniać mnie.
Najzabawniejsze jest to, że pornografii na oczy nie widziałem już kilka miesięcy, pierwsze tygodnie zagryzałem zęby, żeby nie włączyć karty incognito, ale później mi trochę przeszło i było łatwiej. Nic samo nie zmieniło się na lepsze. Myślałem, że wszystkie problemy bez porno miną. Wywaliłem nawet inne social media ze smartfona, bo nie mogłem patrzeć, jak ludzie się wzajemnie hejtują w internecie i w jak obrzydliwym świecie żyjemy. Zrobiłem nawet detoks dopaminowy. Nic nie pomaga, a dałbym wszystko, żeby poczuć się chociaż trochę lepiej.
Hej Patryku!
Dzięki za komentarz!
Moje życie to burdel totalny. W każdej sferze życia trzeba coś naprawić, a ja nie mam siły nawet wstać z łóżka.
Nie masz siły, bo trwonisz ją na ciągłe osądy i opór.
A tak naprawdę siłę masz, tylko NIE CHCESZ wstać z łóżka.
To jak żyjesz drastycznie obniża Twój potencjał energii.
Co więcej – to jakie masz nastawienie do danego obszaru, tematu czy zagadnienia również odzwierciedla się w stanie energii.
Słowem – jak coś osądzasz, jesteś wobec tego niechętny, a w konsekwencji potencjał energii jaką dysponujesz wobec tego – na jaką sobie pozwalasz – jest bardzo niski, może nawet jesteś apatyczny.
To nie jest “brak siły”, tylko niski potencjał energii. Ale – czy jest tak niski, że NIE MOŻESZ wstać z łóżka?
Oczywiście nie.
Gdybyś nie miał takiego potencjału, leżałbyś w szpitalu na kroplówce. Gdybyś nie dysponował wystarczającymi zasobami, by wstać z łóżka, to się kwalifikuje do pobytu w szpitalu i podtrzymywaniu życia.
A tego nie potrzebujesz. Co pokazuje, że to jak interpretujesz swoją sytuację jest fałszem i stanowi usprawiedliwienie.
Więc pierwsze kłamstwo – masz energię, tylko NIE CHCESZ wstać z łóżka i się usprawiedliwiasz brakiem siły.
Ale nie w braku siły jest problem, tylko w negatywnym podejściu do “dnia”.
Gdyż – jak dalej mówisz – uważasz, że dzień, a nawet cały świat są obrzydliwe.
Rodzina- zły kontakt, kłótnie, awantury, jestem czarną owcą w rodzinie.
Na pewno jesteś czarną owcą, czy sam sobie tak siebie przedstawiasz?
Znajomi – tak naprawdę nie posiadam, mam trzech “kolegów”, ale raczej są to osoby, które trzymam przy sobie, by nie być sam, a nie dlatego, że szczerze ich lubię.
No to nie dziwne, że nie masz znajomych.
Bo nie lubisz ludzi z jakichś powodów.
Tak jak nie lubisz siebie.
Ludzi trzymasz przy sobie tylko, bo masz z tego jakieś korzyści.
Często mam wrażenie, że próbują dowartościować się moim kosztem, są złośliwi.
A tak, “mam wrażenie”.
Jedno z ulubionych usprawiedliwień.
Każde takie “wrażenie” to fałsz.
Sam napisałeś, że Ty się tych ludzi trzymasz, Ty ich trzymasz przy sobie, bo np. dzięki temu nie katujesz siebie, że jesteś totalnie do dupy, bo nie znasz nikogo.
I nawet na nich przelewasz jakieś swoje negatywności – że oni coś robią Twoim kosztem.
To oczywista nieprawda.
No ale dla Ciebie całe życie “wrażenia” to wszystko o co opierałeś swoje percepcje i decyzje.
W zasadzie nawet nie wiem, czemu proponują ciągle spotkania skoro finalnie na nich częściej się kłócimy, a rozmowa wcale się jakoś nie klei.
Może z tego samego powodu co Ty?
Oni tak jak ja nie mają nikogo lepszego do towarzystwa i jesteśmy trochę na siebie skazani.
A tu z kolei wymyślanie sobie jakiegoś ezoterycznego losu.
Sam powiedziałeś dlaczego z tymi ludźmi utrzymujesz jakieś skrawki relacji, a z resztą nie.
Nikt tu na nikogo nie jest skazany.
To Twoje decyzje.
Chciałbym mieć lepszych ludzi wokół siebie,
Wcale byś nie chciał.
Napisałeś to wprost.
Poza tym “lepsi ludzie”????
Są jacyś lepsi i gorsi? Nie.
To Ty fechtujesz wartością, którą nadajesz ludziom. Nikt jej nie posiada.
ale nie mam umiejętności społecznych, by nawiązywać relacje.
Kolejne usprawiedliwienie.
Sam powiedziałeś, że NIE CHCESZ nikogo innego. Bo z tych masz korzyści, a reszty nie lubisz.
Nigdy nie byłem nawet na imprezie, raz byłem sam w klubie, ale to był koszmar.
Na własne życzenie.
Dziewczyna- of kors nie posiadam, raczej jest to stan permanentny.
Dla Ciebie wiele spraw jest “of kors”, które stanowią tylko Twój wybór, nic innego.
Jednak każdą taką sprawę uważasz, że ona jest sama z siebie taka jaką ją widzisz, dlatego sądzisz, że ją taką widzisz.
Ale nic nie jest takim jak to widzisz. To tylko Twoje percepcje.
Mówisz też – “jest to stan permanentny”, co tłumaczy się jako “nie zamierzam tego zmieniać”.
Bo nie ma żadnego “stanu”, który byłby jakiś.
Ponownie – to Twoje decyzje i nic innego.
Nie mam nawet, gdzie poznawać ludzi. Siedzę w domu, mieszkam daleko od miasta, więc każdy wyjazd to nie lada wyprawa.
Więc masz, gdzie poznawać ludzi, tylko nie chcesz. Bo wolisz coś innego.
Na domówki zapraszany nie jestem,
Nie dziwne, skoro nawet tych kilku osób, które znasz nie lubisz, kłócisz się i nie nadajesz ludziom innej wartości, niż “przynajmniej nie dopierdalam sobie, że jestem sam”.
A jakbyś został zaproszony na domówkę, np. dzisiaj, to byś z uśmiechem poszedł?
do klubu nie chcę chodzić, bo w nocy na mieście robi się niebezpiecznie i po co kusić los.
“Kusić los” – nie ma żadnego losu.
Ale widzisz – kolejne usprawiedliwienie. Wyjście z domu, to kuszenie losu, by stało się Ci coś złego.
Tak widzisz rzeczywistość, którą potem nazywasz “obrzydliwą”. Tylko, że to nie jest żadna rzeczywistość.
Nie będę przecież też zagadywał randomowe laski na ulicy.
No przecież!
Jakże to tak zagadywać do ludzi! To przecież szczyt bezczelności, chamstwa, wulgarności, granica jakiejkolwiek przyzwoitości!
Gdyby ktoś do mnie zagadał na ulicy i powiedział mi komplement, to by mnie szlag trafił i bym musiał pójść na terapię, żeby się uspokoić!
Znam osobę, która tak robiła, bo poszła na jakieś szkolenie czy coś takiego, a później czytała o sobie na spotted miasta, gdzie ludzie się przed nim ostrzegali, że jakiś creep chodzi po galerii i zaczepia “ofiary”.
No jak zaczepiał ludzi i zachowywał się jak jakaś nakręcona laleczka voodoo, to nie dziwne, że to się tak skończyło.
Ale dla Ciebie to doskonały pretekst i usprawiedliwienie, by nie żyć lepiej.
Nie wiem na jakie to szkolenie poszedł ale dla Ciebie powinna to być informacja, by nie iść na to szkolenie, a nie by w ogóle nie poznawać ludzi.
Jak mówiłem – dla Ciebie problemem nie tylko jest to, że ludzi widzisz bardzo negatywnie ale przede wszystkim siebie.
Na Tinderze dostałem shadowbana, chociaż nic niestosownego nie zrobiłem. Słowo. Pech, jakby los kazał mi żyć w odosobnieniu od innych ludzi.
Wieloletnie doświadczenie nauczyło mnie, by małą wiarę pokładać w przyrzeczenia uzależnionych.
Nie dostałeś bana za nic.
Nie ma tu żadnego “pecha”. Tak jak tamten “creep” za normalne uważałeś coś dalekiego od tego.
Nie oznacza, że jesteś “creepem”, tylko próbujesz ludźmi manipulować, kontrolować dla swoich korzyści. A nie nawiązujesz normalnych, zdrowych relacji.
Powód był, tylko nie jesteś go świadomy.
Wystarczy uczciwie przeanalizować to co robiłeś.
Poza tym wyglądam na zdjęciach, jak kartofel, więc internet też odpada.
Odpowiednia dieta i treningi domowe nie kosztują nic.
Już kilka razy próbowałem stworzyć naprawdę ładnego Instagrama, czy Facebooka, ale mi się nie udało, chociaż poświęciłem dużo czasu na rzeczy związane z fotografią, pozowaniem i ubiorem. Raz poznałem piękną dziewczynę na początku studiów, wpadliśmy na siebie, jak w jakiejś taniej komedii romantycznej pierwszego dnia, pomogłem jej znaleźć salę wykładową i jakoś to tak w miarę naturalnie wyszło, że wziąłem ją innego dnia na kawę, później jeszcze jedno spotkanie było, ale musiałem coś nie tak zrobić, bo szybko urwała kontakt. To dziwne, bo dawała mi naprawdę dużo sygnałów zainteresowania, sama inicjowała dotyk, czułość itp. Jak patrzeliśmy sobie w oczy to był kosmos totalny. Wiem, że to śmiesznie brzmi, ale piszę szczerze.
A co w tym śmiesznego?
Ty się wstydzisz, zamiast uczciwie przyjrzeć się temu.
Skoro dawała Ci dużo sygnałów, jeśli to prawda, to pewnie to był znak, byś szedł dalej.
A Ty nie poszedłeś.
“Musiałem coś nie tak zrobić” – to nie jest kwestia “zrobić”. Szczególnie jednej rzeczy.
Dla wielu już nieco normalnych kobiet (których, tak jak mężczyzn, jest mniejszość), znaczenie ma to jaki mężczyzna JEST. Niekoniecznie to co robi. Tylko bardziej z jakich powodów to robi, co MOŻE zrobić i z jakich powodów tego nie robi.
Co dla niego ma wartość i znaczenie oraz dlaczego.
Oczywiście – mogło być tak, że faktycznie zrobiłeś coś, co w jej oczach było niedopuszczalne, bo np. stanowiło dla niej dowód, że osoba, którą wybierasz być nie jest integralna.
Los dał mi szansę, ale spartoliłem.
Nie ma żadnego losu, który coś by Ci dawał i odbierał.
Jesteś tylko Ty.
Ty sam sobie dajesz i odbierasz. Oczywiście dajesz sobie absolutne minimum.
To nie była jakaś teleturniejowa szansa – np. odpowiedź na finałowe pytanie.
Tylko to jaki jesteś i jak żyjesz oraz co jest ważne dla drugiej osoby.
Kobieta to nie jest bombka choinkowa, którą los powiesił na Twojej choince. To jest żywy człowiek.
Raz się minęliśmy niedawno to już udawała, że mnie nie zna. A szkoda, bo przy niej czułem się wyjątkowo dobrze,
Właśnie pewnie dlatego.
Bo dla Ciebie to stanowiło jedyną wartość – że się przy niej “czułeś wyjątkowo dobrze”.
A dlaczego tak dobrze nie czujesz “się” każdego dnia? Sam ze sobą?
ale jak to moi bliscy powiedzieli “nie twoja liga”.
To ich zdanie, które jest oczywistym fałszem, bo jakoś na randce byłeś.
Tylko nie szedłeś dalej, bo właśnie cały czas sobie wmawiasz, że jest los i pech, które kontrolują Twoje życie.
A Ty możesz sobie robić co tylko chcesz, bo i tak wszystko zależy od losu i pechu.
Dlatego jesteś zupełnie ślepy na swoje wybory i ich konsekwencje.
Jakby to już była taka totalnie atrakcyjna dziewczyna, na którą każdy facet, by miał ochotę. Byłem zdziwiony, że akurat mi chciała poświęcać swój czas, bo widziałem, że startowali do niej dużo przystojniejsi goście.
Ale może właśnie dlatego, że początkowo było to takie NORMALNE – było dla niej wartościowe?
Bo każdy inny właśnie kombinował i ukrywał swoje i tak oczywiste intencje?
Ona była inna niż większość kobiet, które znam.
Pojęcia nie masz jaka była.
Mimo, że była ponadprzeciętnie ładna nie wywyższała się, była ciepła, miła, wrażliwa.
Takich kobiet jest masa.
Subtelna, nie była wulgarna jak większość kobiet w moim wieku.
A co wg Ciebie jest wulgarnym?
Na studiach też mi się nie układa, bo nie mam siły na nic,
Oczywiście, że siły masz na wszystko, tylko NIE CHCESZ nic robić.
Jakoś codziennie na setki rzeczy siły się znajdują. Co stanowi dowód, że to co powiedziałeś jest totalnym fałszem i nie rozumiesz swojej sytuacji.
najchętniej bym się zawinął w koc i leżał cały dzień i płakał.
Właśnie.
Ale wiesz co? Przecież nie płaczesz.
Bo to tylko biadolenie. A nie dążenie do zdrowia – np. porządne wypłakanie się.
Nie zaliczyłem już jednego przedmiotu, chociaż uczyłem się po nocach i muszę płacić za zaliczenie warunkowe prawie tysiaka. Pieniądze, które zbierałem na współpracę z tobą. Prawdopodobnie drugiego też nie zaliczę, bo jestem tłukiem i nie potrafię się skupić więcej niż kilka minut.
Jak widzisz – zamiast się o siebie troszczyć, to sobie przy każdej okazji dopierdalasz.
Dlatego zapytałem czy na pewno jesteś “czarną owcą” w rodzinie, czy tylko Ty tak siebie widzisz?
Kto Cię traktujesz gorzej? Twoi bliscy czy Ty sam siebie?
Boję się, że
I po co się boisz?
Nie dziwne, że masz trudności z koncentracją, jeśli non stop trzymasz się emocji, mordujesz z nimi i wpatrujesz w negatywny mentalny bełkot.
Bo przecież tyle razy tak dobrze na tym wyszedłeś!
Pytanie – kiedy przestaniesz to wybierać?
Na pewno wygodniej wymyślić sobie los i pech, niż zobaczyć, że jesteś jedynym, który rzuca sobie kłody pod nogi.
jak mnie wywalą z uczelni będą czarną owcą w rodzinie.
A podobno już jesteś… no widzisz jak sobie mówisz co Ci pasuje?
No będziesz tą czarną owcą. I co?
To niech Cię strzygą i zacznij z tej wełny robić swetry! Otwórz sklep i będziesz zarabiał.
Szkoda, bo chciałbym mieć już w kieszeni chociaż ten zafajdany dyplom.
Wcale byś nie chciał.
Gdybyś chciał, to byś się uczył chętnie.
Ale widzisz – dla Ciebie dyplom nie ma wartości. Jest tylko kolejnym “checkpointem” na drodze życia ofiary, która wszystko tylko “musi”, bo jak nie to będzie jeszcze gorzej.
A jak chce lepiej, to też nie, bo “po co kusić los?”
A jak już nie ma na co zrzucić, to mówi “nie mam na nic siły”.
Paradoksalnie moim najlepszym „kolegą” jest jeden z wykładowców, z którym często rozmawiam na bardziej prywatnej stopie, bo jest mega fajną osobą.
I co w tym paradoksalnego?
Ty uważasz, że wykładowcy to kolejni zmrole, których jedynym celem jest męczenie studentów.
I ten “paradoks” wynika z tego, że rzeczywistość jest inna, niż Ty uważasz.
Bo to nie jest paradoks.
Natomiast każdy widzi, że jest coś ze mną nie tak. Pytają, czy wszystko w porządku, dlaczego siedzę taki zgaszony, nieobecny. A ja nie mogę nawet nikomu powiedzieć, co przeżywam w środku, bo wiem, że tylko taki ktoś jak Ty Piotr jest w stanie zrozumieć moją sytuację i nie oceniać mnie.
To jest absolutny fałsz.
Po pierwsze – to co wiesz doprowadziło do obecnej sytuacji, bo o to opierałeś swoje wybory.
Wiele z tego nie jest prawdą. Co pokazałem na kilku przykładach.
Czy ja Twoją sytuację rozumiem? Nie wiem. Musiałbym być Tobą.
Ale nie muszę jej rozumieć.
Wiem natomiast, że to jak ją widzisz jest absolutnie nieprawdziwe – bo nie widzisz faktów.
Gdybyś je widział, żyłbyś i działał aktywnie, pozytywnie i byłyby z tego konstruktywne, pozytywne owoce. A są prawie wyłącznie destruktywne.
Wiem, bo sam tak żyłem. Przynajmniej bardzo podobnie. Więc o ile nie mogę wejść w Twoje buty, wiem na pewno co jest tu fałszem, a co prawdą.
Więc dwa – Ty jej nie rozumiesz. Gdybyś rozumiał, to byś ją rozwiązał.
Trzy – nie mówisz innym o niej nie dlatego, bo “tylko ktoś taki jak ja jest w stanie zrozumieć Twoją sytuację i nie oceniać mnie”. Boisz się właśnie osądzania i potępiania. A boisz się dlatego, bo sam sobie to robisz.
Boisz się potwierdzenia tego jak sam siebie potępiasz.
Dlatego np. normalne rozmowy z wykładowcą są dla Ciebie paradoksem. Ale paradoksem wobec czego?
A właśnie jednym z fundamentalnych kroków zdrowia – co rozumie już religia od tysięcy lat – jest powiedzenie drugiemu człowiekowi o swoich bólach, błędach, etc.
W religii nazywa się to spowiedzią.
Są też terapie – w których to terapeucie opowiadamy o tym, co nas boli. Więc to samo funkcjonuje w świecie nauki czy psychologii.
Jest przyjaźń – przyjaciel staje się powiernikiem naszej “ciemnej strony”. O ile to będzie otworzenie się, a nie biadolenie.
Ty zaś sam sobie odcinasz to wszystko, co ważne dla zdrowia – mówisz, że tylko “ktoś taki jak ja”… A to fałsz.
Aby Ci pomóc, nie trzeba wcale rozumieć Twojej sytuacji.
Zapewne też znasz dużo osób, które nawet nie rozumiejąc jej, nie ocenią Cię, nie osądzą, nie potępią. No ale Ty sam “wiesz”, że tylko ja jestem do tego zdolny.
Pamiętaj, że sam wybierasz ludzi, z którymi przebywasz. Jeśli wybierasz osoby, które nie są zdolne do akceptacji, no to nikt za Ciebie nie buduje z nimi relacji, ani nikt Cię do nich nie przywiązał.
Po kolejne – tak łykasz każdą negatywność, np. to “ta kobieta jest spoza twojej ligi”. Ale czy są jakieś ligi? Nie ma.
Tak naprawdę ludzie mówią – to jak Ciebie widzimy i taką kobietę jest od siebie odległe. Tak samo Ty widzisz siebie i ładną babkę. Jeszcze normalną, z tego co mówisz.
Bo siebie widzisz jako brzydkiego i nienormalnego.
To są te “ligi”. Czyli tylko i wyłącznie Twoja percepcja – to jakie znaczenie, wartość i sens nadajesz ludziom. Oczywiście wliczając samego siebie.
Mówisz, że ona jakaś JEST. Ale pojęcia nie masz jaka jest.
Nie wiesz np. co dla niej stanowi wartość, sens i znaczenie.
Nie masz świadomości czemu Ty nadałeś znaczenie, wartość i sens. Ani nawet, że sam to nadajesz. Więc co możesz powiedzieć o kimkolwiek innym?
Najzabawniejsze jest to, że pornografii na oczy nie widziałem już kilka miesięcy,
I co w tym zabawnego? I to jeszcze “naj”?
Wyjaśniałem wiele razy, że czas, przez jaki nie oglądamy pornografii nie ma znaczenia. Ani też co robimy, by jej nie oglądać.
Znaczenie ma tylko to jak żyjemy.
Dla Ciebie to kolejny z tych “paradoksów” – naczytałeś się o “nofap” i uważałeś, że jak miną te miesiące, to otworzy się niebo, zlecą aniołki z harfami i trąbkami, odśpiewają hymny, przegonią ten pech i zły los i wszystko zaczną robić za Ciebie.
Nie tak?
A że nic się nie poprawia pomimo, że nie oglądasz porno – mówisz – “to najzabawniejsze”. No bo jakże to zabawne – robisz “wszystko co trzeba”, a nic się nie polepsza.
pierwsze tygodnie zagryzałem zęby, żeby nie włączyć karty incognito,
Właśnie.
A to zupełnie bezsensowne i bezcelowe.
Sam fakt, że się zmagałeś, by tego nie robić, pokazuje, że problem leży w czym innym.
ale później mi trochę przeszło i było łatwiej.
A cóż Ci przeszło?
Potępianie siebie Ci przeszło?
Dowalanie sobie?
Wmawianie sobie “nie mogę” Ci przeszło?
Widzenie siebie jako jakiegoś pokraka?
Nieuczciwe przyglądanie się temu jak żyjesz Ci przeszło?
Wmawianie sobie, że jest jakiś przeciwny Tobie los Ci przeszło?
Samo to przyszło i samo poszło?
Nic samo nie zmieniło się na lepsze.
A cóż się miało zmienić na lepsze?
Zrób listę tego, co jest na razie “gorsze” i w jaki sposób miałoby się zmienić samoistnie?
A potem zastanów się jaka jest Twoja odpowiedzialność w utrzymywaniu tego “gorsze” oraz zmianie na lepsze.
Jak widzisz – na razie uważasz, że życie to jest jakaś osobna od Ciebie, ezoteryczna istota, która stoi Ci na przekór.
Dopóki nie zaczniesz widzieć, że np. to jakim poziomem energii dysponujesz wynika z Twojego nastawienia do tego “życia”, czyli tak naprawdę własnych percepcji – cóż może się zmienić?
Liczysz, że jak się wymęczysz próbując nie oglądać porno, to się Ci życie zmieni?
Ale jak, skoro nie chcesz nawet wstać z łóżka, bo wszystko i wszystkich osądzasz i widzisz negatywnie?
Nie ma żadnego losu, ani pecha. Jest człowiek nieświadomy tego jak żyje.
A konsekwencji własnych wyborów uniknąć nie można.
Myślałem, że wszystkie problemy bez porno miną.
Bo to jedna ze strategii uzależnionego – granie ofiary czego popadnie. Wliczając granie ofiary pornografii.
W ten sposób gwarantuje sobie, że będzie dalej żył tak jak żyje.
I uważa, że ma problemy przez porno, że to pornografia je sprawia.
Pornografia mówi Ci “nie kuś losu”? Lub “poznanie kogoś to nie lada wyzwanie”?
Wywaliłem nawet inne social media ze smartfona, bo nie mogłem patrzeć, jak ludzie się wzajemnie hejtują w internecie
A to granie “szlachetnej ofiary”.
Oraz kłamanie. Mówisz “nie mogę”. Oczywiście, że możesz, tylko nawet nie zauważasz, że ten cały hejt jaki masz dla siebie, próbujesz przelewać na innych i widzieć w innych.
Opierasz się non stop i dlatego boli. Nie to co robią inni, tylko Ty sam sobie.
Po drugie – w social mediach jest dużo więcej, niż tylko “jak ludzie się wzajemnie hejtują”. Jednak Ty sam tego szukałeś.
A prawda brzmi – szukasz i widzisz praktycznie tylko to, bo sam postępujesz prawie tylko tak – hejtujesz siebie i innych.
Z tego powodu normalna relacja z wykładowcą jest dla Ciebie “paradoksem”.
i w jak obrzydliwym świecie żyjemy.
Kolejne kłamstwo. I to kłamstwo jest obrzydliwe, nie świat.
Oraz to usprawiedliwianie się – uważasz, że to jak Ty widzisz świat jest prawdziwe. Że świat taki jest.
Ale świat taki nie jest.
I nie wszyscy żyjemy w takim świecie jak Ty sądzisz.
Ty żyjesz w takim świecie jaki wybierasz widzieć. I każdy z nas też.
A świat to cudowne, wspaniałe, fantastyczne, nieskończenie piękne miejsce. Pełne możliwości.
Ale znowu – uważasz, że świat jest obrzydliwy i dlatego ci, którym się żyje dobrze – oni muszą nie mieć “pecha”, im musi “sprzyjać los”, bo jakże by inaczej wytłumaczyć to, że skoro świat jest obrzydliwy, to są ludzie, którzy żyją szczęśliwie? Przynajmniej pozornie?
No muszą być jakieś moce tajemne, które jednych wspierają, a innym dokopują na każdym kroku!
A kto nie chce nawet wstać z łóżka i uczyć się spokojnie bez widzenia siebie jako człowieka gorszego sortu?
Los Ci to robi? Samo to przychodzi i nie chce odejść?
Uważasz, że cały świat jest obrzydliwy, bo się jacyś ludzie hejtują? To ich problem, nie świata!
Nienawiść nawet miliarda ludzi do siebie nie zmienia świata ani trochę. No ale jeśli dla Ciebie ci ludzie zastępują cały świat – to Twój problem. Nikogo innego.
Zrobiłem nawet detoks dopaminowy.
A cóż to znaczy? Co konkretnie zrobiłeś?
I w czym miało pomóc?
Jaki problem w życiu stanowi dopamina?
Nic nie pomaga,
Nic z tego co robisz.
A robisz totalne minimum, z którego nic nie może pomóc, bo nie rozumiesz problemu.
a dałbym wszystko, żeby poczuć się chociaż trochę lepiej.
Właśnie. Dlatego oglądasz porno.
Bo tylko “poczuć się chociaż trochę lepiej” ma dla Ciebie znaczenie.
Ale to co czujesz, to konsekwencja tego jak wybierasz widzieć siebie, swoje życie, a nawet cały świat.
Jako że wszystko widzisz jako obrzydliwe, a siebie najbardziej – cierpisz.
Sam to sobie robisz.
I kolejne raz kłamiesz mówiąc, że “dałbyś wszystko”. A dajesz? Dajesz np. to całe potępianie? Oczywiście, że nie.
Oddajesz nienawiść do siebie? Nie.
Lęk? Też nie.
Wstyd? Nie.
Winę? Nie.
Oddajesz widzenie świata jako obrzydliwego?
Powiedz – co takiego oddałeś, by zmienić swoje doświadczenia?
Bo na razie nikomu z Twojego życia nawet nie chcesz powiedzieć, że cierpisz.
Ok – to może być wyraz rozsądku. Nie chodzi o to, by swoje najbardziej bolesne tematy czy trudne wypaplać komu popadnie. To może spowodować jeszcze więcej komplikacji.
Tylko POWODY, przez które nie chcesz powiedzieć są negatywne. Nie są oparte o rozsądek.
Przecież właśnie dlatego np. poszedłeś na te spotkania z dziewczyną – bo czułeś “się” lepiej. Przestawałeś sobie na ten czas dopierdalać.
Dlatego miały dla Ciebie wartość i dlatego tę dziewczynę widziałeś jako “inną, niż wszystkie jakie znasz”.
Bo wszystko opierasz tylko i wyłącznie o uczucia. Każdą opinię, zdanie, każde “wrażenie”.
Ale WSZYSTKO z tego to fałsz. Tak zupełnie nie jest.
Podejrzewam też, że mówiąc, że tylko ja mogę zrozumieć Twoją sytuację, wcale nie oznacza, że Ty ją rozumiesz i twierdzisz, że ja przytaknę temu co mówisz.
Że np. powiem, że tak – życie jest obrzydliwe, trudne, straszne. I będę klepał po ramieniu mówiąc Ci “rozumiem Cię”.
Tylko że życie takim nie jest. Dlatego powiedziałem, że Twojej sytuacji zrozumieć nie mogę, bo nie jestem Tobą. Ale wiem, że 99% z Twoich opinii o świecie i życiu są fałszem.
I szybko możesz przyznać – bo to wymaga “tylko” uczciwości i odwagi – że cały ten swój “obrzydliwy los” przyniosłeś sobie sam.
Np. poszedłeś do klubu i “to był koszmar”. I któż ten koszmar spowodował? Sam się spowodował? Czekał na Ciebie w klubie i dowalił się akurat do Ciebie?
Jakie są fakty?
Otworzyłeś się przede mną, za co jestem wdzięczny.
Jednak mówisz bardzo mało prawdy. Dlatego Twoje życie wygląda jak wygląda.
Mówisz to jak widzisz pewne sprawy – choć powiedziałeś bardzo niewiele. Gdyż też bardzo mało widzisz, bo z bardzo małej ilości spraw w ogóle zdajesz sobie sprawę.
Tylko powtarzasz jakieś twierdzenia.
Np. “obrzydliwy świat”. Ale co Ty uważasz za świat? A czego nie uważasz? Przecież oczywistym jest, że nie wszystko jest obrzydliwe. Byłeś kiedyś na spacerze w lesie?
Ok, możesz zobaczyć jakieś wywalone śmieci. Ale ile lasu zajmują te śmieci? 100%? Czy raczej 0,000001%? Cały las jest obrzydliwy, bo kilku idiotów zostawiło trochę śmieci?
Inny przykład – dziewczyna, z którą się spotkałeś na kawę. I coś zrobiłeś nie tak – mówisz, że brakuje Ci umiejętności społecznych.
Ale zamiast je zdobyć, wyćwiczyć – wolisz się poniżać, osądzać, potępiać, cały świat potępiać, niż się nauczyć.
Podajesz przykład jakieś ziomeczka, który cholera wie do kogo poszedł, czego się nauczyć i z jaką intencją. I na podstawie jednej negatywnej osoby, która ewidentnie postępowała nieintegralnie, sam sobie odmawiasz lepszych decyzji.
Nie jest to mądre.
Rozsądek podpowiada, że na tej planecie jest masa ludzi nieintegralnych, którzy z radością przyjmą nasze pieniążki za naukę czegoś negatywnego.
Choć oczywiście mogło być i tak, że przekazana mu wiedza i umiejętności były spoko – pozytywne i odpowiednie – tylko on wykorzystywał je negatywnie, nieuczciwie.
Bo gdybyś widział świat, życie, rzeczywistość – żyłbyś dobrze – pozytywnie, integralnie, śmiało, odważnie, z uśmiechem.
Wiesz dlaczego z tą dziewczyną sytuacja krótko wyglądała dość normalnie? Bo właśnie “wpadliście na siebie”. To było szybkie – zanim zdążyłeś zareagować po swojemu, oprzeć swoje widzimisie o “wrażenia”, zbudować jakieś swoje ulubione (czyli negatywne) percepcje, niezauważalnie poddałeś się sytuacji – poszedłeś “z nurtem” życia. Dlatego było to wspierające, fajne – normalne. A potem dodawałeś coraz więcej “siebie” i dlatego się skiepściło. ;)
Bo to co UWAŻASZ ZA SIEBIE, jest pewnie w 99% negatywne.
Bardzo wygodnie powiedzieć, że cały świat jest straszny, obrzydliwy i to przez to jest Ci tak źle, tak cierpisz, jest Ci tak trudno.
Ale to fałsz.
My sami kujemy swoje doświadczenia. Na tej planecie nie ma nawet jednej sprawy obiektywnej. Wszystko jest subiektywne, bo zależne od naszych percepcji.
I to jest krytycznie istotne do zrozumienia. Bo np. dla Ciebie dobrym jest dowalanie sobie przy każdej okazji. A są ludzie, dla których to jest straszne i nie do przyjęcia.
A są ludzie, którzy bez krytyki, bez nienawiści do innych i siebie, nie przeżyją dnia.
Nikt nie jest niczego widzieć dokładnie tym, czym jest, aż nie porzuci wszystkich swoich percepcji, osądów, opinii, wartościowania, oceniania, opisów. Bo to wszystko jest fałsz.
Wszystko co mówisz- “TO JEST XYZ” – to Twoja opinia, zapewne osąd. Ale to takim nie jest. Bo jak spytasz 100 osób o to, to każda powie co innego. A pewnie jeszcze czując co innego, powie co innego.
Więc nawet jedna osoba może to samo widzieć różnie.
Najprostsza sprawa – kwiat. Co można o tym powiedzieć? Co my wiemy o kwiatach? Nic.
Co to w ogóle znaczy “kwiat”? Nic nie znaczy. Ta etykietka jest pusta.
To jak na kanapkę powiedzieć “kanapka”. I? Z tego nawet nie wynikają składniki z jakich jest zrobiona.
Ostatnio widziałem program przyrodniczy. Wiesz ile gatunków samych grzybów jest tylko w tropikach? Ponad milion. MILION GATUNKÓW! A przynajmniej z tylu zdaje sobie sprawę ludzkość.
I wiele dosłownie może strawić całe drzewa. I wiesz co? Jakoś w tropikach jest nieprzeliczona ilość roślin i zwierząt. Pomimo, że tylko grzybów jest ponad milion gatunków, wszystko żyje w perfekcyjnej harmonii.
Chcesz mi powiedzieć, że jest tu jakakolwiek obrzydliwość? Nie ma. I nigdy nie było. Gdyby była, grzyby strawiłyby wszystko. Bo nie ma na nie mocnych.
Twoich osądów i potępiania nie ma w świecie. Wliczając Twoje osądy i potępianie samego siebie. Sam to sobie robisz i będziesz doświadczał tak długo, aż nie przestaniesz. A Twoje życie nie ulegnie poprawie.
Bo np. nienawidząc siebie zawsze sobie powiesz – “lepiej nie iść do klubu w nocy, bo skuszę los i mnie ktoś zaatakuje”. Ale tylko Ty siebie atakujesz.
Więc – wracając do początku Twojego komentarza:
Moje życie to burdel totalny. W każdej sferze życia trzeba coś naprawić, a ja nie mam siły nawet wstać z łóżka.
Twoje życie to konsekwencja Twoich wyborów.
Nie akceptujesz ich, nie bierzesz odpowiedzialności, tylko osądzasz, grasz ofiarę i NIE CHCESZ dokonać korekt.
Tak bardzo, że nie chcesz wstać z łóżka, co usprawiedliwiasz “nie mam siły”.
Energią zawsze będziesz dysponować wobec tego, wobec czego nie będziesz grał ofiary, ani się opierał, ani osądzał.
Bo energia to element życia. Potępianie to negowanie życia, czyli też negowanie własnej energii. I tego doświadczasz.
Dlatego non stop trąbię – zdrowienie z uzależnienia to nie jest pokonanie jakiejś mitycznej choroby, tylko DOJRZEWANIE – EWOLUOWANIE – JAKO ISTOTA LUDZKA.
Ewolucja – czyli do pozytywności, do miłości.
Jeśli ktokolwiek ma pokusę, by słowo “miłość” wyśmiać, to podkreślam, że pierwszymi krokami miłości jest odwaga. A jak wiesz – odwaga to cnota, która wygrywa nawet prawdziwe wojny.
Znasz takie powiedzenie “za mundurem panny sznurem”? Mało ludzi rozumie, że nie chodzi o mundur, tylko o to, co mundur reprezentuje – porzucenie egoizmu, wybór oddania życia za sprawę większą od siebie. Reprezentuje odwagę, INTEGRALNOŚĆ.
ZA TYM idą kobiety – a raczej – kobiecość. Mężczyzna musi wybrać odwagę jeśli pragnie ciepła, dobra – życia, czyli tego, co reprezentuje kobiecość.
Mężczyzna tchórzliwy, potępiający – nieintegralny – będzie doświadczał coraz mniej życia – dobra. Bo sam sobie tego odmawia. Jak i nie będzie w kontaktach z innymi ludźmi miał relacji z kobietami. A przynajmniej intymnych.
I nawet teraz – a raczej szczególnie teraz – gdy usłyszałeś, że nie ze światem jest problem, tylko tym jak wybierasz widzieć go, siebie, ludzi – możesz znowu wybrać kierunek destruktywny lub konstruktywny.
Destruktywny – zacząć jeszcze bardziej obwiniać i nienawidzić siebie, BO – o to oprzesz tę nienawiść – wybierałeś negatywnie, szkodziłeś sobie, etc.
Konstruktywny – zaakceptować to, zrozumieć, odpuścić opór i nienawiść, wybrać wybaczenie, wybrać korekty, pokorę – zmianę NA LEPSZE. Więcej nienawiści i gniewu to NIE jest zmiana na lepsze.
Konstruktywny kierunek – idź do grupy 12 kroków. Znajdź taką, zacznij chodzić, choćbyś miał dojeżdżać.
Zobaczysz, że szybko spotkasz dziesiątki osób, których uważałeś, że nie ma, bo “tylko ktoś taki jak ja może zrozumieć Twoją sytuację”.
Nie wiem co w ogóle masz na myśli mówiąc “ktoś taki jak ja”.
Jeśli mówisz “kto był uzależniony”, no to takich ludzi na świecie są miliony. Bo miliony wyzdrowiały dzięki wspólnotom. Uzależnionych są miliardy. Ale też miliardy uzależnionych w ogóle nie rozumieją swojej sytuacji.
Ty swojej też nie.
Bo uważasz, że ja rozumiem, że świat jest obrzydliwy? Nie. Ja rozumiem dlaczego tak świat widzisz. Ty nie. Ja wiem, że to tylko Twój osąd, a nie rzeczywistość. Ty sądzisz, że to rzeczywistość.
Więc widzisz, że nie tylko ja Twoją sytuację rozumiem dobrze ale też widzę ją inaczej, niż Ty.
Zacznij się otwierać, mówić prawdę. Nie tylko zobaczysz ale też doświadczysz tego jak wygląda życie bez potępiania, bez osądów – życie NORMALNE. Zdrowe.
Bo choć możesz, w ogóle tego nie widzisz, nawet nie rozważasz. Bo nadal jesteś po stronie destruktywnej życia – po stronie drapieżności skierowanej przeciwko sobie.
Podkreślam – drapieżniki są niżej na drabinie ewolucji, niż zwierzęta roślinożerne.
I pamiętaj – choć byk jest roślinożerny, to danie mu pretekstu do agresji może się źle skończyć. Co przez to mówię – że dobro nie oznacza słabości, ani uległości.
A pokora to nie uleganie swoim słabościom, ani negatywnościom innych.
To zupełnie inna jakość życia, której opisać się w dwóch zdaniach nie da.
Przykład – Ty np. wszystko co w życiu robisz, robisz, by “poczuć się lepiej”. Nic innego nie ma znaczenia. A ma?
Oczywiście – dowalanie sobie też ma. I potępianie siebie, świata, ludzi, etc.
A potem co – “poczuć się lepiej”, “odczuć ulgę”, “zapomnieć o tym obrzydliwym świecie”.
A od tego masz przecież pornografię.
A człowiek dojrzały nie kieruje się uczuciami, bo rozumie, że uczucia to efekt jego percepcji. Więc jak np. się wkurzy, to nie JEST wkurzony, tylko rozumie, że popełnił błąd i go naprawia oraz ew. zadośćuczynia tym, na kogo gniew przelał.
Ale obiera ciągle kierunek pozytywny.
Bo JEST pozytywny. A tego nie zmieniają ani uczucia, ani ludzie, ani jakiekolwiek wydarzenia w świecie. Bo nikt i nic nie może nas zmienić.
To jacy JESTEŚMY – to tylko i wyłącznie nasz wybór. To my go kujemy – ten nasz tzw. “los”.
A skoro człowiek JEST pozytywny wobec świata, ludzi oraz – przede wszystkim – siebie – no to i jego uczucia są praktycznie ciągle pozytywne. Tym samym nie mają znaczenia. Bo stanowią oczywistą konsekwencję jego decyzji.
Człowiek pozytywny nie musi więc się obwiniać, wstydzić, a szczególnie nienawidzić i szczególnie nie tylko godzinami, a latami, gdy popełnił błąd. Nawet poważny.
Bo rozumie, że błąd popełnił, dlaczego go popełnił i co może zrobić, by go naprawić. I robi to. Człowiek nierozwinięty emocjonuje się np. w formie nienawiści, gniewu, frustracji, obwiniania, wstydzenia, itd. I nic poza tym.
Zauważ – byłeś na kawie z ładną dziewczyną. Bo “czułeś się lepiej”. Uważałeś, że to przez to jaka ona była. Ale nie. To przez to, że Ty na ten czas przestałeś się potępiać. BO z nią byłeś na kawie.
Jednak intencja nie była pozytywna, choć Ci się tak wydawało. Bo gdy był moment, aby pójść dalej – np. umówić się na “formalną randkę”, czyli zacząć dążyć do intymności między Wami – zaczynałeś co? Czuć “się” gorzej.
I tego chciałeś uniknąć. Więc nie szedłeś dalej.
A gdy ona zobaczyła, że coś innego ma dla Ciebie większe znaczenie, przestała się angażować.
Tak to rozumiem.
No bo jeśli np. na rekrutacji o pracę, rekruter zobaczyłby, że Twoje cele nie pokrywają się z celami firmy, to jaki miałby cel w tym, by Cię zatrudnić?
Np. “przyszedłem, by mieć pracę, by mi znajomi przestali dokuczać”. Co to znaczy dla rekrutera? Że nie obchodzi Cię ani ta firma, ani jej cele, ani wartości, więc będziesz robił minimum, a może nawet mniej, nie będziesz pracował odpowiedzialnie, ani chętnie, pewnie często będziesz brał jakieś urlopy, zwolnienia, nie będziesz sobie radził z problemami i więcej. Więc możliwe, że firma straci więcej, niż zyska.
A to naprawdę nic nadzwyczajnego “wyczuć” o co chodzi drugiej osobie. Szczególnie jeśli kobieta ma doświadczenie. Od razu widzi nieszczerość, wyczuwa napięcie, czyli efekt oporu – a to dla niej informacja, że mężczyzna coś ukrywa, bo coś osądza, nie chce czegoś.
To zawsze podejrzane, bo potencjalnie to może być coś negatywnego.
Ja też mam taką intuicję, bo to przychodzi wraz z rozwojem. Jest kobiece ale nie znaczy, że ograniczone do płci. Bo to jest bardziej “w sobie”.
Anyway – masz dowód, że możesz doświadczać pozytywnych stanów. Ale nie “przy” kimkolwiek czy “z” kimkolwiek, tylko gdy sam siebie przestaniesz potępiać.
Ale właśnie – dla Ciebie jest to wyjątkowe, bo wyjątkowo rzadko przestajesz sobie dopierdalać. Dlatego tak łatwo oczarowujesz się tym, co w Twoich oczach “przyniosło” Ci ulgę – od ładnej dziewczyny po pornografię.
Ale jak już poszedłeś do klubu, gdzie jest dużo ładnych dziewczyn – to przeżywałeś koszmary. Dlatego wymyśliłeś sobie, że to dlatego, bo ta dziewczyna jest inna, niż wszystkie inne. Wyjątkowa.
I tak sobie właśnie tworzysz fałsz oparty o fałsz, bo nie rozumiesz swoich doświadczeń.
I ponad 80% ludzkości tak właśnie żyje.
“No przecież!
Jakże to tak zagadywać do ludzi! To przecież szczyt bezczelności, chamstwa, wulgarności, granica jakiejkolwiek przyzwoitości!
Gdyby ktoś do mnie zagadał na ulicy i powiedział mi komplement, to by mnie szlag trafił i bym musiał pójść na terapię, żeby się uspokoić!”
Jako mężczyźni nie dostajemy prawie żadnych komplementów od płci przeciwnej, więc dla nas to by było coś mega przyjemnego. Chociaż ja w takiej sytuacji bardziej bym pomyślał, że dziewczyna sobie jaja robi albo mnie nagrywa lub jest naćpana. W dzisiejszych czasach “rynek matrymonialny” jest tak rozregulowany, że dziewczyna 2/10 myśli, że jest dychą i zasługuje na księcia z bajki. Głównie przez Simpów i białorycerzyków. Znam kilka dziewczyn, które są w stanie chorobliwej otyłości, a wciąż są aroganckie i niemiłe, noszą się jak modelki Victoria Secret. Goście walą do każdej kobiety drzwiami i oknami, na imprezach, na Instagramie i innych apkach. Bez przerwy. Są tym znudzone i po prostu nie życzą sobie tego inicjowania kontaktu, szczególnie jeśli jesteś przeciętny. Z takich sobie żartują. Jak jest ogarnięta to po prostu odmówi, a jak trafi się na dziewczynę podłą to obrobi tyłek przed każdym i skończy się jako przysłowiowy “screen na grupie dla koleżanek do pośmiania się”.
Odpowiednia dieta i treningi domowe nie kosztują nic.
Nie mówię o swojej sylwetce. Ćwiczyć nie ćwiczę, ale mam zdrową sylwetkę. Nie jestem ani gruby ani chudy. W sam raz. Normalny, zdrowy chłopak. Może bicków nie mam, kto wie jakich, ale problem większy w twarzy. Poprawiłem wszystko, co się dało. Nie zmienia to jednak faktu, że jestem po prostu przeciętny co najwyżej.
Nie wiem, z jakimi dziewczynami masz Piotrek do czynienia na co dzień, ale ja bym się z tym stwierdzeniem nie zgodził. Może kobiety w twojej grupie wiekowej są już po prostu dojrzałe i mają klasę, kulturę osobistą. Jak dziewczyna ma dwadzieścia kilka lat i przechodzi swój szczyt biologicznej atrakcyjności, wszyscy wokół twierdzą, jaka to ona cudowna, to rzadko się zdarza, żeby palma nie odbiła.
A co wg Ciebie jest wulgarnym?
Dla mnie ważny jest wysoki poziom kultury osobistej i to, co kojarzy się z kobiecą energią- subtelność, delikatność, takt. Zauważam, że większość kobiet zachowuje się teraz jak chłopy. Kiedyś na przykład określenie “pić jak baba” było żartobliwą formą pociśnięcia koledze, że ma słabą głowę. Dzisiaj to byłby komplement, bo kobiety dużo więcej imprezują, prowadzą rozwiązły tryb życia i bluzgają 5 raz w jednym zdaniu.
Właśnie.
Ale wiesz co? Przecież nie płaczesz.
Bo to tylko biadolenie. A nie dążenie do zdrowia – np. porządne wypłakanie się.
Aktualnie, coraz częściej. Nawet jak oglądam jakiś głupi film, jak ktoś umiera to mi łzy lecą.
A podobno już jesteś… no widzisz jak sobie mówisz co Ci pasuje?
No będziesz tą czarną owcą. I co?
To niech Cię strzygą i zacznij z tej wełny robić swetry! Otwórz sklep i będziesz zarabiał.
Moim zdaniem rodzina nie jest takim problemem, jak środowisko. Moja rodzina nic nigdy nikomu złego nie zrobiła ( przynajmniej z tego, co wiem, chociaż wiele przede mną ukrywają mam wrażenie) a wszyscy sąsiedzi ich nienawidzą i rzucają kłody pod nogi, więc ciągle słyszę gadkę typu ” Nooo a spróbuj tylko studia zawalić, wszyscy wokół na to czekają, ty jesteś naszą jedyną nadzieją, żebyśmy odzyskali tutaj szacunek. Chcesz żeby nam dali święty spokój? To wkuwaj, musisz zostać szychą, żeby się bali z nami zadzierać.” Z częścią rodziny też jesteśmy bardzo skłóceni, bynajmniej ja natomiast się z nikim nie kłóciłem.
Po kolejne – tak łykasz każdą negatywność, np. to “ta kobieta jest spoza twojej ligi”. Ale czy są jakieś ligi? Nie ma.
A hipergamia kobiet? Psychologowie ewolucyjni ją sobie wymyślili? Badania, statystyki.
I nie wszyscy żyjemy w takim świecie jak Ty sądzisz.
Od zawsze byłem wychowywany w taki sposób, żeby ludzi traktować, jak potencjalnych przeciwników, którzy chcą mnie wykorzystać. Rodzina od zawsze twierdzi, że skoro ktoś chce się ze mną zadawać musi być temu konkretny powód i korzyści, bo nie dlatego, że jestem fajny. Ja też widzę masę takich przykładów z życia innych osób.
Bo na razie nikomu z Twojego życia nawet nie chcesz powiedzieć, że cierpisz.
Ok – to może być wyraz rozsądku. Nie chodzi o to, by swoje najbardziej bolesne tematy czy trudne wypaplać komu popadnie. To może spowodować jeszcze więcej komplikacji.
Tylko POWODY, przez które nie chcesz powiedzieć są negatywne. Nie są oparte o rozsądek.
Nie mam do nikogo takiego zaufania, by mówić tak intymne rzeczy. Jest wiele osób, które z chęcią wykorzystało by to przeciwko mnie. Moja rodzina ma swoich wrogów, ja mam swoich. Całe życie padam ofiarą plotek, czy wyśmiewania ze strony wielu osób. Śni mi się po nocach wspomnienie, jak mnie kiedyś pewna osoba pobiła w czasach szkolnych i się bałem powiedzieć nawet kto mi to zrobił. Trochę starszy patus, gruby strasznie. Do dnia dzisiejszego nienawidzę grubych osób.
Przecież właśnie dlatego np. poszedłeś na te spotkania z dziewczyną – bo czułeś “się” lepiej. Przestawałeś sobie na ten czas dopierdalać.
Tak, chyba nie poszedłem tam, by ją poznać, tylko by poczuć ten haj, że ” może jednak jestem zajebisty, skoro ona chce poświęcić swój czas tylko mi. Jest dla mnie przez to popołudnie na wyłączność, to znaczy, ze mam jednak jakąś wartość. Ona przychodzi tutaj tylko dla mnie O MAJ GASZ.” Później przed tym spotkaniem byłem tak zdenerwowany, że przyszedłem godzinę wcześniej, a po chwili zwymiotowałem ze stresu, bo się bałem, że źle wypadnę. Chciałem już nawet, żeby mnie wystawiła jak inne, odechciało mi się tego spotkania. Później dostaję od niej wiadomość na messengerze ” Jesteś już? Ja za dwie minutki będę ;) ” i wpadam w panikę, łapa mi się trzęsie jakbym wsadził widelec do kontaktu.
Otworzyłeś się przede mną, za co jestem wdzięczny.
Nie do końca. Tobie też nie ufam na tyle, by na przykład podać swoje prawdziwe imię chociażby. Przepraszam. Mam nadzieję, że nie jesteś rozczarowany.
Witaj Piotrze. A czy to naprawde tak jest, w kontekscie uwalniania, ze gdy usuniemy chmury, to odsloni sie slonce? Czyli gdy czlowiek uwolni wszystkie, badz wiekszosc stlumionych tzw. negatuwnych emocji, to poprawi mu sie nastroj, zrobi sie szczesliwszy, nabierze checie do zycia i w ogole swiat stanie sie piekniejszy? Czytalem o tym w ksiazce “Metoda Sedony”, jak i sluchalem pana Dwoskina i on o tym wlasnie mowil. Pytam sie ciebie, poniewaz czytalem twoja historie wyjscia z uzaleznienia, jak i sluchelem wywiadu, ktory udzielales Feniksowi i tam zdaje sie mowiles, ze obudziles sie ktoregos ranka i byles szczesliwy. Czy ta szczesliwosc byla wlasnie efektem uwolnienia stlumionych emocji? Jak to bylo w twoim przypadku i jak to ogolnie jest? Dziekuje.
Witaj Piotrze.
Hej Anonie!
A czy to naprawde tak jest, w kontekscie uwalniania, ze gdy usuniemy chmury, to odsloni sie slonce?
A dlaczego by tego nie sprawdzić?
Uwalnianie nie kosztuje ani wysiłku, ani pieniędzy – tylko tylko decyzja.
Czyli gdy czlowiek uwolni wszystkie, badz wiekszosc stlumionych tzw. negatuwnych emocji, to poprawi mu sie nastroj, zrobi sie szczesliwszy, nabierze checie do zycia i w ogole swiat stanie sie piekniejszy?
Nie jest do tego potrzebne uwolnienie wszystkich, ani większości emocji.
Szczęście to wybór – to konsekwencja mądrego życia.
To to jaki JESTEŚ. Nie zależy od tego, co czujesz. Ale większość ludzi zakłada, że nie mogą BYĆ radośni, gdy czują emocje.
Bo całe życie miliardy ludzi powtarza np. “dzisiaj czuję SIĘ słabo”. Dosłownie ludzie uważają emocje za siebie. Albo – “wstydzę SIĘ”.
Chęci do życia nie można nabrać. To wybór. Jeśli w danym momencie opierasz się np. emocji, to wybierasz opór – niechęć.
A nie możesz być jednocześnie chętny i niechętny. Albo jedno, albo drugie.
Co oznacza, że możesz być szczęśliwy niezależnie od tego, co czujesz.
Możesz być szczęśliwy, bo uznałeś, że zmierzenie się z np. wstydem po tylu latach męczenia się jest fantastyczne.
Ale znowu – masy ludzi twierdzą, że chęci to jest jakiś osobny surowiec, który jest lub nie ma i trzeba go skądś czerpać. Tak nie jest.
A świat nie stanie się piękniejszy, bo już jest piękny.
Tylko Ty go osądzasz, wartościujesz różne tematy, zdarzenia, osoby, widzisz przez pryzmat emocji i myśli.
Uwolnienie emocji to decyzja, za którą stoi np. zaprzestanie projekcji emocji, zaprzestanie osądzania, zaprzestanie wartościowania i ignorowanie myśli.
Więc – albo uwolnienie, albo osądzanie.
Nie ma osobnej chęci do życia, tylko jest niechęć do pewnych tematów, zdarzeń, osób, okoliczności. I niski poziom energii, radości, etc., najczęściej jest usprawiedliwieniem do unikania tego co niewygodne, niekomfortowe, nowe, czego się boimy, wstydzimy, osądzamy jako złe, wartościujemy jako trudne, itd.
Uwalnianie to naprawdę nie jest magiczne zaklęcie. Ja je porównuję do brania prysznica.
Gdybyś 20 lat się nie mył, to też trudno byłoby Ci żyć swobodnie.
A wielu ludzi używa potu i nieprzyjemnego zapachu ciała (kontynuując to porównanie), jako usprawiedliwienia, by np. z nikim nie rozmawiać, nie randkować, może w ogóle nawet nie wychodzić z domu. Bo co gdy ktoś poczuje ten brzydki zapach (a co gdy ktoś zobaczy ten mój wstyd i smutek?)?
Czytalem o tym w ksiazce “Metoda Sedony”, jak i sluchalem pana Dwoskina i on o tym wlasnie mowil. Pytam sie ciebie, poniewaz czytalem twoja historie wyjscia z uzaleznienia, jak i sluchelem wywiadu, ktory udzielales Feniksowi i tam zdaje sie mowiles, ze obudziles sie ktoregos ranka i byles szczesliwy.
BYŁEM.
Bo to efekt tego, że to wybrałem. Nie oznacza to, że uwolniłem wszystko, ani większość.
Ani nie wydarzyło się nic magicznego.
Uwalnianie to jeden element zmiany, ewolucji.
Dwa – to to jak żyjesz, jaki jesteś. To codzienne życie, intencje, decyzje.
Wiesz, masa ludzi w ogóle uważa, że nie zasługują na szczęście i to jest dla nich ważniejsze – ich racja, granie ofiary.
Inni uważają, że nie mogą być szczęśliwi przez coś, co się stało czy im przytrafiło – np. odeszła partnerka i to nieprzemijające nieszczęście jest przez nią.
Albo, że są uzależnieni – przez to nie mogą BYĆ X, Y lub Z. Bardzo często słyszę, że zanim będą mogli być X, Y lub Z, to musi się im najpierw zregenerować mózg… to nie jest prawda.
Jeszcze inni bardzo dobrze bawią się żyjąc nieszczęśliwie – np. nienawidzą swojej pracy, szefa, obwiniają, narzekają, wiecznie się martwią (nawet uważają martwienie się za cnotę, za wyraz troski), itd.
Czy ta szczesliwosc byla wlasnie efektem uwolnienia stlumionych emocji? Jak to bylo w twoim przypadku i jak to ogolnie jest? Dziekuje.
Najlepiej, byś to sam przetestował.
Bo to jakbyś pytał się mnie jak to jest patrzeć na świat z 10-tego piętra budynku, gdy sam stoisz na pierwszym.
Polecam wejść na 10-te i sprawdzić.
Pytanie pomocnicze – dlaczego w tym momencie nie wybierzesz, by BYĆ szczęśliwym? Co wybierasz zamiast tego?
Emocje mogły być pretekstem, by nie być szczęśliwym. Ale wcale nie muszą być w Twoim przypadku i/lub jedynym.
Zauważ – gdy np. odczuwasz winę, to czy cokolwiek/ktokolwiek we wszechświecie nakazuje Ci kogokolwiek obwiniać? Czy obwinianie bierze się z emocji? Nie. To wybór.
Na moim Blogu jest powstająca seria “100 dróg do szczęścia”. Też polecam.
Mój przypadek, jak każdy, to to jak żyłem w tym czasie, jaki byłem.
Nie zastosowałem żadnych magicznych, tajemnych technik.
Mój pierwszy świadomy raz, gdy poczułem totalną radość i spokój, był po pierwszej, półgodzinnej medytacji w życiu i pierwszej medytacji w ogóle.
Poszedłem wtedy do sklepu i szedłem jak po wybiegu dla modeli, kilka razy zrobiłem obrót wokół własnej osi. Jak w jakimś musicalu. ;)
Bo doświadczyłem tego co jest – mojej prawdziwej natury.
A potem dopiero zaczęła się solidna praca nad sobą. I oczywiście były dłuższe i krótsze okresy, w których tego nie doświadczałem. Dlaczego? Z wielu powodów. A ich główny nagłówek – poziom świadomości.
Radości i spokoju nie ograniczają nam emocje. Jednak jest to temat krytyczny dla ludzi w niskiej świadomości, bo samo funkcjonowanie mózgu przetwarza emocje priorytetowo.
Więc gdy taka osoba czuje emocję, nie ma szans nie zareagować na jej podstawie. Np. “uciec” w hipnotyzowanie się myślami lub zacząć narzekać, gniewać się, etc. A myśli racjonalizują emocje – np. podają przyczyny, projektują emocje. Więc emocji nie uwalniamy. Co więcej – uważamy się za ofiary samych emocji lub sytuacji, osób, etc.
Tym samym uwalnianie emocji jest krytycznie ważne. A gdy wchodzimy na poziom Odwagi, następuje fundamentalna zmiana. Okazuje się wtedy, że czując emocje mamy potencjał, by nie reagować, tylko podejmować rozsądne decyzje.
Wtedy widzimy, że nie jesteśmy emocjami, nie musimy o nie reagować. Tym samym możemy wybrać szczęśliwość niezależnie od emocji. Tak jak i myśli.
Jednak dla człowieka w niskiej świadomości to nie jest możliwe. Potrzebny jest rozwój.
Im wyżej, tym problemy stają się inne – np. już nie same emocje, tylko upór, by kogoś osądzać – niechęć, by wybaczyć. To też oczywiście tyczy się ludzi na niskich poziomach.
Albo nie chcemy wybaczyć sobie popełnionych błędów. Bo dumnie zaczynamy uważać siebie za super rozwiniętych. Ale sam fakt posiadania ciała powinien zawsze stanowić pretekst do życia pokornego i rozumienia, że zawsze jesteśmy człowiekiem.
Z czym wiążą się bardzo istotne fakty – ograniczenia.
U każdego temat jest nieco inny. Naturalnie – uczciwie stosowane uwalnianie zawsze przynosi efekty. Tylko, że większość nie stosuje go, bo nie chce.
I u każdego powody są indywidualne. Np. wspomniane poczucie niezasługiwania na radość, karanie siebie, umniejszanie sobie. Lub banie “się” emocji. Nawet gdy banie “się” to już jest odczuwanie emocji.
Może to być masa korzyści, wliczając skrycie dojoną przyjemność z nienawiści do siebie, do życia.
Dla wielu szczęśliwość i spokój to głupota, to wymysł naiwnego umysłu, to nietrzeźwość, szczyt debilizmu. Bo to planeta, na której przeżyją tylko najsilniejsi, bezwzględni, bezlitośni. Itd.
Tylko czy na pewno?
Nie tylko więc przywiązanie i opór do emocji ale też opór przed samą radością.
Naturalnie – jeśli wszystko poddasz, to jak to podaje teoria – odsłoni się Słońce.
Uwalnianie to usuwanie warunków na radość, spokój, etc.
A w różnych okolicznościach to czego się trzymamy i czemu się opieramy może być – i zazwyczaj jest – różne.
Np. z innych powodów nie pozwalasz sobie na szczęście w pracy, w innych na spacerze, w innych na imprezie, a w innych w swoim domu.
A są też powody generalne – jak uwielbienie do odzierania siebie i swojego życia z wartości i sensu.
A co sie stanie ze stlumionymi emocjami, jesli czlowiek wybierze, aby byc szczesliwym?Beda same uwalniane na bierzaco? Podobno nie da sie odczuwac wyzszych stanow, zanim nie uwolni sie niskich emocji. Pytam tez w kontekscie chorob ciala i psychiki, ktore sa spowodowane( w wiekszosci, albo wszystkie) wlasnie stlumionymi emocjami. Czy jesli czlowiek wybierze, aby byc wybaczajacym, kochajacym itd, to czy te zdegenerowane energie jakos sie transformuja, czy trzeba bedzie sie klasc i je uwalniac?
A co sie stanie ze stlumionymi emocjami, jesli czlowiek wybierze, aby byc szczesliwym?
Po raz kolejny zalecam – sprawdź.
Beda same uwalniane na bierzaco?
Czy przeczytałeś instrukcję uwalniania?
Podobno nie da sie odczuwac wyzszych stanow,
Wyższe stany to nie uczucia. Nie można ich odczuwać.
To jakbyś mówił, że możesz odczuwać bycie świetnym kierowcą (w sensie – umiejętności i doświadczenie) lub nie bo blokuje to jakaś emocja. To czy jesteś dobrym kierowcą to zupełnie inny temat, niż emocje.
Możesz odczuć jakby to było BYĆ np. dobrym kucharzem?
Możesz odczuwać umienie matematyki?
A to tylko czynności lub umiejętności. Nie to kim faktycznie JESTEŚ.
Ale właśnie – ludzie uważają emocje za siebie – “czuję SIĘ”. Odczuwanie nie ma nic wspólnego z Tobą – tym kim/czym JESTEŚ.
Im wyżej w świadomości, tym to co czujesz ma coraz mniejsze znaczenie.
A na niskich poziomach emocje to zazwyczaj usprawiedliwienie niechęci do nauki, rozwoju, BYCIA np. szczęśliwym czy spokojnym.
zanim nie uwolni sie niskich emocji.
Zamiast trwać w akademickich, czyli bezcelowych dyskusjach, sam sobie odpowiedz czego potrzebujesz, by wobec czegoś w swoim życiu wznieść się w świadomości np. na odwagę?
Wobec czegoś w swoim życiu nie jesteś odważny? Czego potrzebujesz, by takim się STAĆ?
Pytam tez w kontekscie chorob ciala i psychiki, ktore sa spowodowane( w wiekszosci, albo wszystkie) wlasnie stlumionymi emocjami.
A jakie Twoje choroby ciała i psychiki są spowodowane właśnie stłumionymi emocjami?
Czy jesli czlowiek wybierze, aby byc wybaczajacym, kochajacym itd, to czy te zdegenerowane energie jakos sie transformuja, czy trzeba bedzie sie klasc i je uwalniac?
Innymi słowy wszystkie te pytania mają na celu sprawdzić czy jest jakaś możliwość, by emocji nie uwalniać, nie mierzyć się z nimi, tylko coś wykombinować, by się same uwolniły lub przetransformowały.
Mam rację?
Poza tym – “kłaść się”? Gdzie w instrukcji jest powiedziane, że trzeba się położyć?
Instrukcja bardzo precyzyjnie opisuje co trzeba uczynić, by uwalnianie się odbyło. Oraz co się dzieje z emocjami.
Czy cokolwiek trzeba? Nic nie trzeba. Nic nie musisz.
Uwalnianie to wybór. Albo podejmujesz go świadomie, w pozytywnym celu, albo nie – wtedy to jest tylko udawanie.
Jeszcze co do uwalniania. Pisales, ze ono nastepuje samoistnie. Czlowiek tylko nie moze temu procesowi przeszkadzac. Czy zatem w czasie medytacji, rowniez nastepuje uwalnianie? A czemu nie nastepuje w czasie snu? Chyba ze nastepuje.
Jeszcze co do uwalniania. Pisales, ze ono nastepuje samoistnie. Czlowiek tylko nie moze temu procesowi przeszkadzac. Czy zatem w czasie medytacji, rowniez nastepuje uwalnianie? A czemu nie nastepuje w czasie snu? Chyba ze nastepuje.
Czy przeczytałeś instrukcję uwalniania?
Gdybyś ją przeczytał, odpowiedzi byłyby oczywiste. W tym, że my tylko usuwamy to, czym blokujemy uwalnianie. A uwalnianie to proces zachodzący w świadomości – dlatego potrzebne, by człowiek był świadomy.
I poprzez świadomość odrzucić wszelkie osądy, wartościowanie, ocenianie, próby kontroli i zmiany emocji – by wobec nich był neutralny, gdyż uwalnianie to proces z poziomu Neutralności. Bo emocje to energia neutralna. Ani zła, ani dobra. Jak prąd czy wiatr.
Zauważ, że gdy przyjrzysz się temu jak oddychasz, dostrzeżesz, że zapewne nie jest to regularne, głębokie oddychanie, tylko zapewne płytkie, nieregularne, może nawet szybkie.
Czy Ty oddychasz? Nie. Ale dzięki świadomej obecności możesz bez żadnego wysiłku skorygować oddychanie – intencją, by było np. głębokie i harmonijne.
A bez tego możesz się zmuszać i tylko będziesz się męczył próbując oddech kontrolować.
Zadane przez Ciebie pytanie jest takie samo jak – “czy w czasie snu następuje medytacja?”
To kolejne pytanie, którego “tłem” jest trzymanie kciuków, że istnieje możliwość, by emocji nie uwalniać, tylko coś wykombinować, by się to zrobiło bez naszego udziału. Np. spać 16 godzin na dobę, czego intencją jest unikanie wszelkich niewygód oraz tego na co wyprojektowaliśmy emocje.
Jeśli masz problemy, to zapraszam do Programu WoP.
Bo umysł bezsensownych pytań wymyśli tysiące.
A dr Hawkins przestrzegał, że człowiek aby uniknąć uwalniania wykombinuje największe absurdy. Moje doświadczenie to potwierdza – ja sam widziałem już setki różnych strategii ucieczkowych. Nie tylko u uzależnionych.
Tu mamy kolejne.
Innym przykładem jest np. “rzucanie się z motyką na Słońce” – jak inny komentujący – nazwał coś depresją i nerwicą, zupełnie nie podał żadnych konkretów, tylko “tak podejrzewam” i próbuje uwalniać.
Ale co, gdzie, jak – chaos. Sam pisze, że nawet nie odróżnia uczuć od emocji i oporu.
Dodatkowo – na żadne moje pytania nie odpowiadasz i liczysz, że ja odpowiem na kolejne Twoje. Zadaję pytania mające Cię nakierować na właściwy kierunek – zdrowia i świadomości. Nie zadaję ich z nudów, ani nie robię tego w formie czczej zabawy.
A że nie odpowiadasz – to jest zawsze sygnał, że wcale nie chcesz sobie pomóc, tylko coś kombinujesz. Wiele razy miałem z tym do czynienia.
Zazwyczaj gdy potem przycisnę, czytam takie słowa – “dobra, dzięki za poświęcony czas, widzę że nie chcesz mi pomóc/widzę że się denerwujesz, więc nie jesteś tak dojrzały jak twierdzisz/nie rozumiem tego co mówisz, więc nie możesz mi pomóc/próbowałem to robić i to nie działa w moim przypadku”, itp.
Przypomnę – tylko dlatego, że widzisz w umyśle jakieś pytanie, NIE oznacza, że to pytanie ma sens i warto na nie odpowiedzieć czy szukać odpowiedzi.
Gdybyś zobaczył pytanie czy pingwiny śpiewają, to byś zaczął szukać odpowiedzi?
Jest podana instrukcja. Wszystko klarownie i bardzo precyzyjnie opisane od A do Z – na połowie strony. Prościutka i kolosalnie skuteczna metoda na pomoc sobie w ogromnym stopniu.
A dla 99% ludzi to jest jak gniazdo szerszeni. :)
Wiem, ze jest instrukcja i jest ona prosta: uswiadom sobie uczucie i trwaj w nim, dopoki sie nie wyczerpie, nic nie robiac. Jednak pozniej pan Hawkins pisze o odpuszczeniu emocji. Czyli jednak cos trzeba robic. A mialo sie nic nie robic. I tego nie rozumiem, dlatego ciebie pytam. A na pytania nie odpowiadam,nie dlatego ze cie lekcewaze, czy cos takiego, ale dlatego, ze ja nic nie wiem i nic nie rozumiem. Widze tez, ze kiedys odpisywales uzytkownikom w miare jasno i zrozumiale, a teraz piszesz w taki tajemniczy sposob, ze ja w ogole nic nie rozumiem. Tak jak w temacie o strachu: jak odpuscic emocje trwajaca 5 sekund? Itd. No wlasnie-jak? Metoda jest niby prosta, ale ja mam problem z jej zrozumieniem. Czy moglbys mi napisac tak na chlopski rozum- jezeli czuje rozpacz, to mam sobie pozwolic czuc ta rozpacz, ignorujac mysli i czekac az to uczucie sie samo wyczerpie?
Tak samo z tym oddychaniem i intencja. Rozumiem, ze mam intencje, zeby oddychac np. glebiej i to robie, bo wiem jak, ale juz nie rozumiem jak uwolnic emocje, majac intencje jej uwolnienia. Gdy czuje np. smutek i powiem sobie, ze mam intencje uwolnic ten smutek, to to chyba tak nie dziala? Bo co z tego, ze powiedzialem. Powiedzialem i tyle. Tak jak z oddychaniem. Jezeli powiem sobie, ze mam intencje glebiej oddychac, a bede oddychal plytko, to to, ze powiedzialem, ze mam intencje oddychac gleboko, tez nic nie da. Musze zaczac oddychac gleboko. I to potrafie zrobic. Ale nie potrafie uwolnic emocji. Pomimo wyrazenia intencji.
I tez nie rozumiem, jak mam przestac stawiac opor uczuciu, ktore jest strasznie nieprzyjemne w doznaniu. Po prostu nie wiem. Jak zaakceptowac uczucie, ktorego czlowiek chcialby sie jak najszybciej pozbyc? Ktorego nie chce. Napiszesz pewnie: odpusc opor. Ale jak? I kolo sie zamyka. Dziwi mnie to bardzo, poniewaz technika jest bardzo prosta. Jest podobno tak prosta, ze nie wiem. Ale ja jej nie rozumiem, badz nie umiem wykonac. Czy az taki glupi jestem?
Mam po prostu Piotrze problem w zyciu, wobec ktorego czuje rozpacz, smutek, zal itd i nie bardzo wiem, jak mam sie zachowac. Czy jezeli pozwole sobie na ta rozpacz, smutek itd, to nie bedzie to uzalaniem sie nad soba? Czy w tym przypadku uwolnieniem bedzie nie rozpaczanie? Nie rozumiem tego procesu. Naprawde. Czy ja taki tepy jestem?
Mam po prostu Piotrze problem w zyciu, wobec ktorego czuje rozpacz, smutek, zal itd i nie bardzo wiem, jak mam sie zachowac.
Nie ma żadnego “po prostu”.
Bardzo unikasz przekazania jakichkolwiek konkretów na temat i tego problemu, jak swoich działań, intencji, tego co robisz, jak żyjesz, etc.
Czujesz wobec niego to, co czujesz, bo tak widzisz ten problem.
Emocje to konsekwencje percepcji.
Czy jezeli pozwole sobie na ta rozpacz, smutek itd, to nie bedzie to uzalaniem sie nad soba?
Rozpacz to nie jest uczucie.
Rozpacz to świadomość – to jak widzisz życie, swoją sytuację, siebie, swoją wartość wobec tego życia, świata, problemów.
To nie jest uczucie.
To jesteś Ty – tak wybierasz siebie widzieć.
Rozpaczanie to proces w świadomości na poziomie apatii. Czyli wobec czegoś widzisz siebie jako zupełnie bezsilnego. O tym nie mówisz nic.
Nie dziwne, że nie wiesz jak się zachować, bo każde działanie zapewne widzisz jako trudne, straszne, niebezpieczne, bezsensowne, bezwartościowe, bezcelowe, z góry skazane na niepowodzenie. Zgadza się?
Nie wiem jakie są składowe tej rozpaczy – zapewne żal, poczucie winy, wstyd, apatia, może nawet gniew na Boga czy społeczeństwo, siebie, rodziców.
Dlatego nieraz mówiłem – przestać używać “po prostu”, przestać posługiwać się powszechnie używaną papką słowotwórczą jak “depresja” czy “nerwica” czy “rozpacz” i zacząć analizować – konkretnie, świadomie, odważnie, uczciwie – co naprawdę się dzieje.
Bo rozpaczają ludzie, mówią, że próbują rozwiązać problemy jak nerwica czy depresja, a gdy się zaczynam dopytywać, to nagle się okazuje, że nawet nie potrafią odróżnić emocji od oporu względem emocji.
To nie dziwne, że nic nie poprawiają.
Bo to jakby człowiek nie odróżniał pędzla od farb i płótna i rozpaczał, że nie może nic namalować.
Czy w tym przypadku uwolnieniem bedzie nie rozpaczanie? Nie rozumiem tego procesu. Naprawde. Czy ja taki tepy jestem?
Nie jesteś tępy, tylko jak tonący brzytwy trzymasz się myśli i liczysz, że wszystko w życiu rozwiążesz myśleniem o tym.
Próbujesz korzystać z niewłaściwego narzędzia do rozwiązania problemu jaki masz. Ani nie używasz go poprawnie. Ani nie zajmujesz się faktycznym problemem, wobec którego rozpacz to konsekwencja.
Zadaję Ci pytania, na które nie odpowiadasz, nie analizujesz tego zagadnienia/problemu z nowego punktu widzenia, w nowym kontekście, z innej perspektywy.
Nie wzrastasz w świadomości i dlatego rozwiązanie zdaje się być niewykonalne i/lub go nie dostrzegasz.
Jeszcze raz proponuję Program WoP.
Zaczynamy od analizy tego co jest, następnie wybieramy jakiś tego element – nie największy i najtrudniejszy, na którym zaczynasz stosować narzędzia, wiedzę, ćwiczenia.
W ten sposób zaczynasz korygować – skutecznie i trwale to co możesz. W tym czasie się rozwijasz, oczyszczasz. I dzięki temu te dotychczas za wielkie i za trudne problemy stają się wreszcie możliwe do rozwiązania.
Nie bo one się zmieniły czy zmniejszyły – tylko Ty się zmieniłeś – wzrosłeś.
Ale uwaga – WoP to nie jest tabletka, którą sobie wygodnie łykniesz i poczekasz na efekty.
Bo jak np. będziesz, jak niejeden, twierdził, że podczas medytacji ignorujesz myśli, a tak naprawdę wcale nie ignorujesz, tylko “myślisz” o tym, by nie myśleć, no to na żadne cuda bym nie liczył.
A przecież nie możesz nie myśleć, bo już nie myślisz. Nie możesz zacząć robić tego, czego nie możesz robić, ani nie możesz przestać robić tego, czego i tak nie robisz.
Albo mówię – umysł myśli cały czas. A ludzie – “gdy medytuję, to umysł przestaje myśleć”.
To jakby twierdzić, że gdy zaczynasz medytować, to wiatr przestaje wiać. Bo Ty medytujesz, to nagle wiatr stwierdza, że Ci przestanie na ten czas przeszkadzać. ;)
Nie, umysł nie przestaje myśleć. A raczej nie umysł myśli, tylko myślenie myśli się samo. Tak jak nie powietrze wieje, tylko wianie wiatru wieje się samo.
To coś zupełnie bezosobowego i jedyne co możemy zmienić to swoją postawę względem tego – np. zupełnie wiatr ignorować. I dzięki temu nasze doświadczenia z wiejącym wiatrem będą neutralne. A nawet mogą być pozytywne.
Nie możesz uwolnić rozpaczy. Możesz natomiast zmierzyć się z tym, co widzisz przez pryzmat rozpaczy – i wybrać wobec tego odwagę.
Opisze moze dokladniej. Czuje smutek, rozpacz, zal. Chyba wlasnie mam depresje. I jak z tego wyjsc, bedac caly czas w takim stanie emocjonalnym. Probuje to wszystko uwalniac, ale mi nie wychodzi. Mam jednak takie momenty, ze postanawiam “wziasc sie w garsc”, ale to jest na chwile, bo znowu pojawia sie te uczucie przygnebienia i rozpaczy. Tak, jakbym widzial swiat przez jakis filtr. Negatywny filtr. Mam uczucie beznadziei itd. Jak to wszystko uwolnic, skoro probuje i to nic nie daje?
Opisze moze dokladniej.
Widzisz?
Dopiero w ogóle postanowiłeś opisać to troszkę dokładniej.
Czyli dopiero w ogóle zacząłeś się temu troszeczkę przyglądać.
A do tej pory co? Ciągła ucieczka i opór, rozpaczanie, hipnotyzowanie się myślami.
Zgadza się?
Czuje smutek, rozpacz, zal.
Smutek i żal to jedno i to samo.
Chyba wlasnie mam depresje.
Czyli co?
Co to jest depresja? Skoro ją masz, to możesz się przyjrzeć temu, co masz i to dokładnie opisać.
Co masz?
I jak z tego wyjsc,
Jak możesz wyjść z tego, co masz?
Nie możesz wyjść, tylko przestać się tego trzymać.
bedac caly czas w takim stanie emocjonalnym.
W jakim stanie emocjonalnym?
W smutku?
Instrukcję znasz.
Probuje to wszystko uwalniac, ale mi nie wychodzi.
Uwalniania nie można próbować. Albo uwalniasz, albo nie.
Mam jednak takie momenty, ze postanawiam “wziasc sie w garsc”, ale to jest na chwile, bo znowu pojawia sie te uczucie przygnebienia i rozpaczy.
Tak nie jest.
Jest coś, z czym nie chcesz się zmierzyć, coś, czego nie chcesz zrobić w swoim życiu.
I to “przygnębienie” oraz “rozpaczanie” to strategie, by tego unikać.
Co to znaczy “wziąć się w garść”? Wobec czego?
ak, jakbym widzial swiat przez jakis filtr. Negatywny filtr.
Czyli przez myśli.
I o tym mówię – widzisz świat negatywnie. Ale nie mówisz jakie elementy świata i jak je widzisz.
Wobec nich właśnie utrzymujesz smutek, zapewne też masę strachu.
Rozpacz nie jest problemem samym w sobie. Tylko konsekwencją.
A zajmowanie się emocjami bez świadomości na co je projektujesz – też nic nie da. Bo wcale nie chcesz ich uwolnić.
Bo czy chcesz się zmierzyć z tym w świecie, co widzisz przez ten pryzmat beznadziei, smutku, strachu?
Mam uczucie beznadziei itd.
To nie jest uczucie.
Nadzieja to świadomość, że to czego nie mamy, czego nie robimy, kim nie jesteśmy – możemy mieć/robić/być.
A gdy raz to osiągniesz, to już nadzieja nie jest potrzebna.
Bo gdy człowiek zarobi pieniądze swoją pracą, to nie musi mieć już nadziei, że je zarobi, bo już tym się stał – wie, bo tym jest.
Nadzieja jest na pewno dobrą alternatywą dla właśnie rozpaczy ale generalnie zalecam opieranie życia o rozsądek, szczerość i uczciwość.
Bo jeśli liczyć będziesz tylko na to, że możesz coś zrobić, o coś zadbać – tylko jeśli będzie ta “nadzieja”, no to stawiasz sobie pod nogi sporą kłodę.
A co jak nie będzie? Jak będzie smutek i tyle? Co wtedy?
Tak do tej pory postępowałeś – gdy czujesz smutek, to się mu opierasz. Nadajesz negatywne znamiona. Nie chcesz tego uczucia, a przez to nie mija, a nawet rośnie.
Uciekasz po pomoc w umysł, a w umyśle co widzisz? Tylko racjonalizacje i smutku, i oporu. Słowem – “rozpacz”.
No rozpacz i co? Nic.
To tylko stan.
A rzeczywistość się nie zmieniła. To co możesz rozwiązać – możesz to rozwiązać. A to czego nie możesz – nie możesz. Więc nie ma problemu.
Ty się jednak skupiasz na uczuciu. A przecież nie w nim jakikolwiek problem. Bo gdyby to uczucie zupełnie zniknęło – to powiedz szczerze – czy nagle wstałbyś i chętnie zajął się swoim życiem?
Tym co widzisz przez negatywny filtr?
Jak to wszystko uwolnic, skoro probuje i to nic nie daje?
Po raz kolejny – uwolnić możesz to, co możesz uwolnić. A tego, czego nie możesz uwolnić, to nie możesz.
Uwolnić możesz energię smutku ale nie rozpacz.
Bo rozpacz to jest to jak wybierasz widzieć siebie, swoją sytuację, świat, życie, rzeczywistość. To “uwolnić” możesz przez wybór pokory, odpuszczenie przywiązania do tych pozycjonalności jak i uwolnić opór przed ich pozytywnym “odbiciem”.
Np. przywiązałeś się do “nie mogę” i opierasz się świadomości, że możesz tylko nie chcesz i nie będziesz.
Przywiązałeś się do braku nadziei i opierasz się nadziei.
Możliwe, że przyszłość widzisz jako nijaką, a opierasz się widzenia w niej możliwości.
A uwalnianie widzisz jako magiczne zaklęcie, które ma Ci wszystko samo zmienić.
Przypominam – uwalnianie to proces zachodzący w świadomości, któremu tylko robisz “miejsce”.
Smutek jest efektem postrzegania straty czegoś, czemu nadałeś potencjalnie dużą wartość i duże znaczenie, może nawet uzależniałeś sens swojego życia.
Strach to efekt widzenia w czymś zagrożenia, niebezpieczeństwa.
A rozpacz to np. wybór widzenia, że np. straciłeś coś, czego już nie możesz odzyskać – czegoś wyjątkowego, czego nie możesz niczym zastąpić i na trwałe Twoje życie jest przez to gorsze, etc. A wraz z tym – Ty sam.
Dlatego mówię – rozpaczy nie możesz uwolnić, tylko przyjrzeć się elementem tego, co grupujesz i wrzucasz do wspólnego worka z etykietką “rozpacz”.
Ja ci chętnie pomogę.
A to wymaga decyzji oraz zaufania.
W maju mialem wypadek. Jechalem rowerem i uderzylem glowa w samochod. Lezalem 3 dni w szpitalu na obserwacji i mnie wypuszczono, poniewaz nic mi nie bylo. Tydzien po wyjsciu ze szpitala “zaczelo sie”. Najpierw piski w uszach/ glowie. Tzw. Tinnitus. Spac nie moglem. Puszczalem sobie jakies dzwieki zagluszajace te piski. Kupilem sobie ksiazke Smoleczenie Metoda BSM i przykladalem dlonie na glowe. Nie wiem czy to od tego, ale po tygodniu te piski ustapily. Ale zaczely si mrowienia i dretwienia rak i nog, mety w oku, bol kregoslupa itd. Mialem skierowanie do neurochirurga, ale nie pojechalem, bo balem sie ze wykryje u mnie jakas neuropatie, czy inna grozna chorobe. Ale czulem sie jeszcze w miare psychicznie. Ale to byl poczatek konca mojego samopoczucia. Bojac sie o swoje oczy, ze oslepne, raz ze te dretwienia rak i nog, to jakas grozna neuropatia, zaczalem szukac w internecie sposobow, aby temu zapobiec. Stosowalem diety przeciwko jaskrze, naczytalem sie o ketonach, glodowkach itd. Metode BSM stosowalem caly czas. Wpadlem w jakas paranoje. W miedzyczasie moj stan psychiczny sie pogarszal. Ja mieszkam z mama i z bratem, a mam ponad 40lat. Ale przychodzilem z pracy i wyplakiwalem sie jej, ze gdy ona hipotetyczne umrze, to ja sobie nie poradze w zyciu. Gdyz ona nadaje sens naszemu domowi i mojemu zyciu. Plakalem i uzalalem sie jej. I balem sie, co bedzie gdy ona umrze. Ten moj stan sie poglebial, az w koncu dostalem jakichs lęków, ze trudno mi sie funkcjonowalo w zyciu. Z rygorystycznych diet zrezygnowalem. Ale tracilem chec do zycia i mialem te stany lękowe. Za namowa mamy poszedlem do psychologa i do psychiatry. Dostalem leki, gdzie juz po zazyciu jednej tabletki, dostalem znowu tych piskow w glowie(to bylo dwa dni temu). Wzialem tylko dwie tabletki i wiecej nie wzialem. Piski troche ustaly, ale dalej sa, a ja jestem tym zalamany i boje sie nocy, poniewaz w ciszy one sie uwydatniaja. Nie moge przez nie spac. Dzwonilem na nastepny dzien od wziecia tych tabletek, do tej pani psychiatry, ktora mi je przepisala, ale bezskutecznie. Nie moglem sie dodzwonic, a dzwonilem przez caly dzien. Ze 30-40 razy. Od rana do popoludnia. Na drugi dzien rowniez probowalem i moja mama tak samo, ale bezskutecznie. I tak oto jestem w tym miejscu, ktore ci opisalem. Rozpacz, depresja itd. Najbardziej boje sie tych piskow w glowie, gdyz czytalem, ze ludzie potrafia z tego powodu popelnic nawet samobojstwo. Jestem zalamany. Mama mmie namawia zebym sie zglosil do szpitala psychiatrycznego, zeby mnie doprowadzili do porzadku. Ale ja sie boje juz wziasc jakiekolwiek srodki. A bylem juz prawie zdecydowanu, zeby mi dali cokolwiek, zebym zaczal widziec swiat pozytywnie. I teraz im blizej nocy, tym bardziej sie boje, ze bede musial.przezywac gehenne. Co do tych piskow, to ludzie ktorzy sobie z tym jakos radza, pisza zeby to ignorowac, aby nauczyc mozg, ze to nie jest wazne. Zeby przestal sie na tym skupiac. Natomiast pan Hawkins radzil w przyadku bolu, aby sie na nim skupic. Poddac sie mu. Czy wedlug ciebie Piotrze, gdy przestane sie opierac tym piskom i sie im poddam, to one mina. Jestem zalamany. Juz do tej pory nie radzilem sobie ze swoim zyciem, a te piski w glowie przelaly czare goryczy chyba. Nie wiem co mam robic.
Aha. I jeszcze wrzucalem sobie, ze bede inwalida i rodzina bedzie miala klopot ze mna itd. Wpadalem w poczucie winy. Sam sobie to robilem. Co robic Piotrze. Zglosic sie do tego szpitala jednak? Eh…
A z tym uwalnianiem emocji, to chodzilo mi o uwolnienie emocji stlumionych, bo pan Hawkins pisal, ze one zaburzaja uklad meridianowy, nerwowy itd i powoduja choroby i ze jak sie je uwolno, to cialo zdrowieje. I dlatego chce uwolnic stlumione emocje, z nadzieja ze mi przestanie piszczec w glowie. Dlatego sie tak pytalem, czy podczas medytacji i snu sa uwalniane. Czyli nie ma innej drogi na uwolnienie stlumionych emocji, niz ich przezycie i poczekanie az ich energia sie wyczerpie?
Bo z tego co ja rozumiem, to w tym stanie poddania, gdzie akceptujemy wszystko takie jakie jest, to emocje uwalniane sa na bierzaco, ale te, ktore powstaja na bierzaco. A mi chodzi o te stlumione, ktore odkladaja sie m.in. na organach i zaburzaja funkcjonowanie ciala. Czy w tym stanie poddania, one tez sa uwalniane? Bo domyslam sie ze tak, ale z drugiej strony pan Hawkins pisal:
“Kiedy jest się w stanie poddania, nic nie może wzbudzić w nas silnych emocji: „jeśli się to wydarzy, to dobrze, a jeśli się nie wy‐ darzy, to też dobrze”
Czyli tu chyba nie chodzi o uwalnianie stlumionych emocji, poniewaz z tego co ja rozumiem, to stlumiona emocje nalezy przezyc, az jej energia sie nie wyczerpie. A jezeli nic nie jest w stanie wzbudzic w nas silnych emocji, to te stlumione beda w czlowieku zalegaly caly czas. Chyba za ja cos zle rozumiem. I tak- masz racje Piotrze. Nie rozumiem emocji. Nie rozumiem czym sie roznia stlumione emocje, od tych ktore powstaja w czlowieku na bierzaco. I idac za panem Hawkinsem:
“Kiedy regularnie stosować będziemy Technikę Uwalniania, pozbędziemy się pokładów stłumionego gniewu i bardzo trudne, wręcz niemożliwe będzie, by ktokolwiek czy jakakolwiek sytuacja sprawiła,
że się zdenerwujemy.”
Tego tez nie rozumiem, poniewaz piszesz Piotrze, ze emocje to wynik pozycjonalnosci, przekonan itd. Zderzenie swiata wew. z zew. I podales kiedys przyklad, ze gdy mamy podejsc do kobiety, to czujemy strach, dlatego ze uwazamy sytuacje za niebezpieczna. Ja to rozumiem inaczej. Czujemy strach, bo mamy w sobie duzo stlumionego strachu i gdy ten strach uwolnimy, to nie bedziemy sie juz bali podejsc do tej kobiety. Bo uwolnilismy poklady strachu. Tak jak pan Hawkins, gdy uwalnial strach zwiazany z jakims wydarzeniem w zyciu, a potem spostrzegl, ze moze podejsc blizej do wodospadu. Czy on zaczal uwazac wodospad za mniej niebezpieczny i dlatego mniej sie bal i dlatego mogl podejsc blizej? Mnie wydaje sie ze nie, poniewaz on nie uwalnial strachu przed podejsciem do wodospadu. Uwolnil stlumiony strach, a przez to mniej sie bal. I podszedl do wodospadu, bo mozliwe ze zaczal go uwazac za mniej niebezpieczny, ale to uwazanie za mniej niebezpieczny tak jakby wydarzylo sie samo. Bylo wynikiem uwolnienia stlumionych emocji. Przynajmniej ja to tak zrozumialem. A ja to zrozumialem wprost- tak jak pisze dr. Hawkins.
Bo z tego co ja rozumiem, to w tym stanie poddania, gdzie akceptujemy wszystko takie jakie jest, to emocje uwalniane sa na bierzaco, ale te, ktore powstaja na bierzaco.
No ale te stłumione mogą też się ujawniać.
Zaś w stanie poddania jesteś w stanie poddania, a nie oceniania, wartościowania, osądzania, etc. Więc emocje nie będą powstawać.
Czyli otwierasz się na oczyszczenie.
A mi chodzi o te stlumione, ktore odkladaja sie m.in. na organach i zaburzaja funkcjonowanie ciala. Czy w tym stanie poddania, one tez sa uwalniane?
Oczywiście.
Bo domyslam sie ze tak, ale z drugiej strony pan Hawkins pisal:
“Kiedy jest się w stanie poddania, nic nie może wzbudzić w nas silnych emocji: „jeśli się to wydarzy, to dobrze, a jeśli się nie wy‐ darzy, to też dobrze”
Pamiętaj – jesteś jaki jesteś. Co to znaczy? To znaczy, że jesteś jaki jesteś, zanim tego nie skorygujesz.
Tym samym – jeśli np. utrzymujesz pozycjonalność, że przyszłość będzie tragiczna, to może być to dla Ciebie niezauważalne, zanim wydarzy się coś przykrego.
Wtedy masz możliwość poddania się temu i oczyszczenia z tego, co odczuwasz.
W stanie poddania szybko korygujesz swoje percepcje – np. osądzanie.
Czyli tu chyba nie chodzi o
W niczym o nic nie chodzi.
To nie jest jakaś gra, w której są zasady.
Mówimy o rzeczywistości.
Czy możesz powiedzieć, że w grawitacji chodzi o to, że jak coś upuścisz, to upadnie? Absolutnie nie. To spłaszczenie rzeczywistości tak jak to niektórzy próbują robić z planetą. ;)
O nic nie chodzi. Patrz na fakty. Wobec rzeczywistości wybieraj pokorę, bo zawsze jesteśmy w błędzie. Zawsze. Wystarczy poszerzyć kontekst, by to, co nawet było prawdą w dotychczasowym kontekście, przestało nią być.
uwalnianie stlumionych emocji, poniewaz z tego co ja rozumiem, to stlumiona emocje nalezy przezyc, az jej energia sie nie wyczerpie. A jezeli nic nie jest w stanie wzbudzic w nas silnych emocji, to te stlumione beda w czlowieku zalegaly caly czas.
To, co stłumione ujawnia warstwa po warstwie INTENCJA.
Zaś wzbudzenie emocji to efekt tego, że wobec czegoś masz percepcje osądzające, wartościujące. A nie jesteś np. neutralny czy kochający.
Chyba za ja cos zle rozumiem. I tak- masz racje Piotrze. Nie rozumiem emocji. Nie rozumiem czym sie roznia stlumione emocje, od tych ktore powstaja w czlowieku na bierzaco.
To co są emocje już wyjaśniałem. Możesz do tego wrócić i przeczytać.
Ale to będzie tylko “wiem o tym, bo o tym przeczytałem”.
A jeśli chcesz zmienić swoje doświadczenia wobec emocji, to podczas doświadczania emocji, uświadom sobie, że emocje to to, o czym przeczytałeś, a nie to, co utrzymywałeś 30 lub więcej lat. Np. “emocja = ja”, gdzie emocja to nie tylko była emocja ale też wszystkie jej racjonalizacje, osądy, itd.
I idac za panem Hawkinsem:
“Kiedy regularnie stosować będziemy Technikę Uwalniania, pozbędziemy się pokładów stłumionego gniewu i bardzo trudne, wręcz niemożliwe będzie, by ktokolwiek czy jakakolwiek sytuacja sprawiła, że się zdenerwujemy.”
Oczywiście. I zauważ, co pan Hawkins napisał – MY SIĘ zdenerwujemy. Nie sytuacja nas zdenerwuje, nie ktoś nas zdenerwuje.
Tylko my sami siebie. Bo emocje to temat stricte wewnętrzny.
Tego tez nie rozumiem,
Bo całe życie grałeś ofiarę i emocji, i świata. I gniew projektowałeś poza siebie ciągle się go trzymając i opierając.
I znowu – nie zrozumiesz tego, dopóki się tym nie staniesz.
poniewaz piszesz Piotrze, ze emocje to wynik pozycjonalnosci, przekonan itd. Zderzenie swiata wew. z zew. I podales kiedys przyklad, ze gdy mamy podejsc do kobiety, to czujemy strach, dlatego ze uwazamy sytuacje za niebezpieczna. Ja to rozumiem inaczej.
Jeśli Twoje rozumienie Ci służy, to się go trzymaj nadal.
Zauważ, że powiedziałeś, że emocji nie rozumiesz. Nie rozumiesz prościutkiego tematu, że oczyszczenie się z zalegających emocji da efekt, że nic już z nas ich nie wydobędzie, bo ich nie będzie.
A jednak nadal wolisz swoją rację.
Czujemy strach, bo mamy w sobie duzo stlumionego strachu i gdy ten strach uwolnimy, to nie bedziemy sie juz bali podejsc do tej kobiety. Bo uwolnilismy poklady strachu.
A nie masz wobec podchodzenia do kobiet trzymanej żadnej bajeczki czy dramaciku? Że Cię kobieta odrzuci, osądzi, wyśmieje?
Tak jak pan Hawkins, gdy uwalnial strach zwiazany z jakims wydarzeniem w zyciu, a potem spostrzegl, ze moze podejsc blizej do wodospadu. Czy on zaczal uwazac wodospad za mniej niebezpieczny i dlatego mniej sie bal i dlatego mogl podejsc blizej?
A czy wobec wodospadu miał masę przekonań, że np. wodospad go osądzi? Opowie koleżankom wodospadom? “Hej! Słuchajcie! Wczoraj podszedł 20 metrów od barierki jakiś facet! Ale się ośmieszył! No nie odważył się podejść bliżej! Po prostu żal! Wypatrujcie go, ma siwą brodę! Jak do was się zbliży, to zacznijcie go oblewać wodą!” ;)
Jakie intencje miał wobec wodospadu? Jakie pozycjonalności utrzymywał? Jaki miał poziom świadomości i z czego ten poziom wynikał?
Mnie wydaje sie ze nie, poniewaz on nie uwalnial strachu przed podejsciem do wodospadu. Uwolnil stlumiony strach, a przez to mniej sie bal.
Zgadza się. I dlatego, bo wodospad postrzegał zupełnie neutralnie.
A w większości przypadków kobiet nie postrzegamy neutralnie, tylko nieraz negatywnie i mamy niskie intencje, sporo pozycjonalności, etc.
Ani nikt nie powie, że się np. wstydzi wodospadu. I że od widzenia wodospadu jest uzależniona jego wartość jako mężczyzny.
I podszedl do wodospadu, bo mozliwe ze zaczal go uwazac za mniej niebezpieczny, ale to uwazanie za mniej niebezpieczny tak jakby wydarzylo sie samo.
A kto powiedział, że dr Hawkins uważał wodospad za jakikolwiek?
Gdyby nadal utrzymywał przekonanie, że wodospad JEST niebezpieczny, to nie pozwoliłby się lękowi wyczerpać – bo przecież uważał, że źródłem lęku jest wodospad, a nie stłumione pokłady lęku.
Bylo wynikiem uwolnienia stlumionych emocji. Przynajmniej ja to tak zrozumialem. A ja to zrozumialem wprost- tak jak pisze dr. Hawkins.
Jak zwykle – zalecam patrzenie na własne życie i przyjrzenie się czy jest tak jak to opisujesz na przykładzie podanym przez dr Hawkinsa?
I zauważ – próbujesz wszystko zrozumieć. To się wydaje poprawne tylko z poziomu umysłu. Ale w rzeczywistości stoisz w miejscu.
Tak jak z ignorowaniem tego pisku – tylko czytasz, “wiesz o” tym ale tego nie wykonujesz.
Dlatego, po raz kolejny, zapraszam do WoP. A wydanie pieniążków ma m.in. taką zaletę, że zaczynamy nareszcie stosować to, a nie tylko czytać o tym, chomikować informacje, itd.
W maju mialem wypadek. Jechalem rowerem i uderzylem glowa w samochod. Lezalem 3 dni w szpitalu na obserwacji i mnie wypuszczono, poniewaz nic mi nie bylo. Tydzien po wyjsciu ze szpitala “zaczelo sie”. Najpierw piski w uszach/ glowie. Tzw. Tinnitus. Spac nie moglem. Puszczalem sobie jakies dzwieki zagluszajace te piski.
Trudno coś mi powiedzieć na ten temat, bo tego nie przeżyłem.
Czy to były realne piski, czy myśli? Ktoś inny to słyszy?
Kupilem sobie ksiazke Smoleczenie Metoda BSM i przykladalem dlonie na glowe. Nie wiem czy to od tego, ale po tygodniu te piski ustapily.
Trudno powiedzieć. Jednak wiem dobrze, że przykładanie dłoni, jeśli robimy to odpowiednio, jest bardzo pomocne. Ale oczywiście to nie jest magiczne zaklęcie.
Możliwe, że podczas czynienia tego pozwalałeś sobie na relaks i nieświadomie usuwałeś to, przez co te piski były. Lub je zaczynałeś ignorować.
Ale zaczely si mrowienia i dretwienia rak i nog, mety w oku, bol kregoslupa itd.
Sporo zablokowanej energii.
Mialem skierowanie do neurochirurga, ale nie pojechalem, bo balem sie ze wykryje u mnie jakas neuropatie, czy inna grozna chorobe.
Widzisz? Czyli bałeś się prawdy.
A gdyby się okazało, że masz jakąś groźną chorobę, to im szybciej zostanie wykryta, tym większa szansa na pomoc.
Ty zaś wybrałeś drogę kierowania się lękiem – co jest już niezliczonym dowodem, że ani lęk, ani decyzje podejmowane na bazie lęku nie służą życiu.
Ale człowiek uważa, że jak się boi, to to na co wyprojektował lęk jest złe/niebezpieczne i trzeba tego uniknąć. I gdy tego uniknie, to jest bezpieczny. Powiedz – czy uniknięcie świadomości, że masz jakąś poważną chorobę jest sprzyja życiu, czy nie?
A gdy człowiek coś zrobi, że lęk “minie”, to znaczy dla niego, że podjął właściwą decyzję.
A co było intencją? Pozbyć się lęku, a nie zatroszczyć się o swoje życie. Zaś mało ludzi zdaje sobie sprawę, że ten lęk nie zniknął i zostanie przez umysł wyprojektowany na coś innego.
Ale czulem sie jeszcze w miare psychicznie.
Nie można czuć “się”, bo emocje nie dotyczą ani faktów, ani rzeczywistości, ani nie są żadnym narzędziem do badania faktów, ani żadnymi informacjami o faktach.
Ale to byl poczatek konca mojego samopoczucia.
Bo temu co zaczynało się ujawniać – stawiałeś opór.
Plus – kierowałeś się lękiem, trzymałeś się go.
Poza tym – zapewne “samopoczucie” uważasz za “czucie samego mnie”. Ale tak nie jest. Tzw. “samopoczucie” to “samo+uczucie”.
Nic więcej, tylko samo uczucie.
Zaś Ty stawiałeś opór, zapewne rozpaczałeś i kto wie z jakich pozycjonalności wychodziłeś – więc naturalnie emocje rosły, a wraz z tym stawiałeś im coraz większy opór, w umyśle pojawiało się coraz więcej racjonalizacji, projekcji, itd.
Bojac sie o swoje oczy, ze oslepne,
Widzisz? To dalej ten sam lęk.
Powiedz mi – jak można “się” bać “o” cokolwiek?
To jakbyś mówił, że czujesz koperek, że oślepniesz. A nawet nie tak, tylko “czuję się koperek, że oślepnę” – ma to jakikolwiek sens?
To samo z lękiem.
Emocje nie dotyczą niczego realnego. Tylko Twojej percepcji – jeśli w oślepnięciu lub obecnej sytuacji widzisz zagrożenie, że jej kontynuacja może doprowadzić do oślepnięcia, to zamiast się bać, podejmij twórcze działanie.
Natomiast co robisz? Tylko trzymasz się lęku, emocjonujesz się i uważas, że to lęk “przed” czymś – tak jakby miał Cię chronić. A to nie jest możliwe. Bo zapach kwiatów tez nie chroni.
Kiedyś byli lekarze, którzy nosili takie specjalne maski z długim jakby dziobem, w którym było dużo różnych ziół. Wierzono, że to ochroni lekarza przed zarażeniem się chorobami. Tak jak ludzie nadal wierzą, że uczucia chronią lub wpływają na świat.
Tak nie jest.
Tak jak odświeżenie toalety po załatwieniu się nie usuwa nieprzyjemnego zapachu.
Nie można czuć czegoś “o” coś. To w ogóle urojenie.
Jeśli masz podejrzenie, że możesz oślepnąć, to ZADBAJ o oczy, a nie trzymaj się lęku i tyle.
raz ze te dretwienia rak i nog, to jakas grozna neuropatia, zaczalem szukac w internecie sposobow, aby temu zapobiec.
Ale do specjalisty nie poszedłeś.
A internet to najgorsze możliwe źródło informacji – szczególnie jeśli używasz go na bazie emocji, szukasz dla nich wytłumaczenia i nie potrafisz korzystać z internetu – np. każde źródło jakie znajdziesz uznajesz od razu za prawdę.
Stosowalem diety przeciwko jaskrze, naczytalem sie o ketonach, glodowkach itd. Metode BSM stosowalem caly czas. Wpadlem w jaks paranoje.
Nie wpadłeś w żadną paranoję, tylko umysł non stop wynajdował kolejne racjonalizacje dla lęku – bo sam ich szukałeś. A że lękowi non stop się opierałeś, to rósł.
A dla Ciebie przez całe życie myśli to były niepodważalne fakty.
Powtarzam – to fundamenty życia jako istota ludzka. Podstawowe i potencjalnie bardzo poważne błędy.
W miedzyczasie moj stan psychiczny sie pogarszal.
Nie dziwne.
Ale też Twoja psychika nie ma stanu. Są tylko myśli i to czy się im opierasz, jakie masz podejście, intencje, jakie pozycjonalności utrzymujesz, itd.
Ja mieszkam z mama i z bratem, a mam ponad 40lat. Ale przychodzilem z pracy i wyplakiwalem sie jej, ze gdy ona hipotetyczne umrze, to ja sobie nie poradze w zyciu.
No to nie dziwne, że na życie patrzysz przez pryzmat beznadziei i rozpaczy – teraz widzimy elementy Twojej świadomości.
Emocje to tego konsekwencja.
Gdyz ona nadaje sens naszemu domowi i mojemu zyciu.
To kompletna bzdura.
To Ty nadajesz temu sens, nie ona. Dla Ciebie jedynym sensem jest coś związanego z mamą i zapewne jest to też wymówka i usprawiedliwienie – że np. “nie dbam o siebie, bo muszę zajmować się starszą mamą”.
Albo “moja mama wie lepiej, to ona wyznacza sens, cel, wartość mojego życia, ja nie mogę, bo jestem tylko jej synem”.
Przypominam – pierwszy krok zdrowia to powiedzenie prawdy i wzięcie pełnej odpowiedzialności.
Plakalem i uzalalem sie jej. I balem sie, co bedzie gdy ona umrze.
Każdego to czeka – rodzic każdego człowieka w końcu umrze.
A tu widzisz – wobec tego, co nieuchronne nie wybierasz akceptacji, tylko żal. Nie dodajesz pozytywności, by wspólnie spędzany czas był pozytywny, oparty o miłość, tylko dodajesz żal, strach, narzekanie.
Uważasz, że jej jest przez to lepiej? A Tobie?
Ten moj stan sie poglebial, az w koncu dostalem jakichs lęków, ze trudno mi sie funkcjonowalo w zyciu.
Nie doznałeś żadnych lęków, że coś tam.
Tylko to kolejne racjonalizacje emocji strachu, której się zarówno cały czas trzymałeś jak i opierałeś. Więc cały czas rośnie.
Z rygorystycznych diet zrezygnowalem. Ale tracilem chec do zycia
Nie straciłeś chęci, tylko opierałeś się coraz bardziej. Opór to niechęć.
Nie można stracić chęci życia, tylko wybierasz niechęć, by żyć, BO… np. właśnie widzisz, że Twój jedyny sens życia nieuchronnie zniknie w przyszłości.
Chęć to nie jest bilet do kina, który możesz stracić. To wybór.
i mialem te stany lękowe. Za namowa mamy poszedlem do psychologa i do psychiatry. Dostalem leki, gdzie juz po zazyciu jednej tabletki, dostalem znowu tych piskow w glowie(to bylo dwa dni temu).
Wróciłeś do przykładania dłoni?
Wzialem tylko dwie tabletki i wiecej nie wzialem. Piski troche ustaly, ale dalej sa, a ja jestem tym zalamany i boje sie nocy,
To dalej ten sam lęk. Nadal się go trzymasz.
poniewaz w ciszy one sie uwydatniaja.
Nic się nie uwydatnia, tylko w nocy, gdy nie ma za dużo bodźców, automatycznie skupiasz się bardziej na wnętrzu.
Nie moge przez nie spac.
Możesz. Tylko nie chcesz, bo cały czas robisz to, czego nie powinieneś. A tych, którzy ten problem rozwiązali się nie słuchasz.
Dzwonilem na nastepny dzien od wziecia tych tabletek, do tej pani psychiatry, ktora mi je przepisala, ale bezskutecznie. Nie moglem sie dodzwonic, a dzwonilem przez caly dzien. Ze 30-40 razy. Od rana do popoludnia. Na drugi dzien rowniez probowalem i moja mama tak samo, ale bezskutecznie. I tak oto jestem w tym miejscu, ktore ci opisalem. Rozpacz, depresja itd.
Czyli już wiemy z czego to wszystko wynika.
Powiedziałbym – bez obrazy – standardowa niedojrzałość emocjonalna i niski poziom świadomości. Standardowe błędy.
Przypominam – wszystko czemu stawiamy opór – trwa i rośnie. Nie ma od tego wyjątków.
A opierasz się bardzo silnie. Plus – jeszcze trzymasz się lęku, bo cały czas utrzymujesz, że to “lęk, że…” cos się stanie – czyli wierzysz, że lęk to informacja o przyszłości.
Ale jak widzisz – na razie lęki, których się trzymasz spełniają się. Bo sam do tego dążysz.
Najbardziej boje sie tych piskow w glowie, gdyz czytalem, ze ludzie potrafia z tego powodu popelnic nawet samobojstwo. Jestem zalamany.
Twój wybór.
Przypominam, że czytałeś również, że ludzie potrafią sobie z tym poradzić i nawet podali rozwiązanie.
A ci ludzie – jeśli w kółko robią to samo – opierają się, wpatrują w to, próbują usunąć, zmienić, kontrolować, walczyć, bić, nienawidzić, bać się – to uważasz, że to pomoże?
No walą głową w ścianę i dziwią się, że głowa boli, a ściana stoi.
Podążasz cały czas w negatywnym kierunku.
Powiedz mi – a szukałeś ludzi, którzy mieli ten problem i go rozwiązali? Czy tylko tych, którzy ten problem mają od lat i go nie rozwiązali, załamują się, zabijają, a Ty wybierasz, by naśladować ich – iść w ich ślady?
Mama mmie namawia zebym sie zglosil do szpitala psychiatrycznego, zeby mnie doprowadzili do porzadku.
Nikt nie będzie tych pisków ignorował za Ciebie.
Ale ja sie boje juz wziasc jakiekolwiek srodki.
Dalej się boisz. A potem dziwota, że samopoczucie złe, myśli negatywne, normalnie nie możesz funkcjonować, itd.
Widzisz jak non stop się trzymasz lęku?
I chcesz mi powiedzieć, że cokolwiek uwalniasz?
To jest to co robisz – trzymasz się lęku, opierasz temu, czego się boisz – czyli na co lęk projektujesz. To wszystko własnie należy skorygowąc, by uwolnienie mogło się odbyć.
A bylem juz prawie zdecydowanu, zeby mi dali cokolwiek, zebym zaczal widziec swiat pozytywnie.
Co Ci mieli dać? Lizaka? ;)
To jak widzisz świat to tylko i wyłącznie Twój wybór.
Uważasz, że jest jakiś środek, że zamiast bać się, że ludzie mający te piski potrafią popełnić samobójstwo, wybierze za Ciebie stosowanie rozwiązania?
I teraz im blizej nocy, tym bardziej sie boje, ze bede musial.przezywac gehenne.
Możesz przeżywać gehennę, a możesz nareszcie stosować to co działa.
A czy nie jest tak, że największy problem to jest to, że się cały czas opierasz?
Co do tych piskow, to ludzie ktorzy sobie z tym jakos radza, pisza zeby to ignorowac, aby nauczyc mozg, ze to nie jest wazne.
Oooooooooooooooooooo, widzisz?
TO NIE JEST WAŻNE – te piski nie są ważne.
A dla Ciebie są. Ważniejsze niż spokój. Taki jesteś uparty. Ty nie słuchasz się tych osób. Dalej wolisz swoje. A potem dziwisz się, że dalej jest tak samo lub gorzej? Hmm.
I to samo z ludźmi, którzy mają np. myśli samobójcze – te myśli są dla nich najważniejsze. Rozpaczają, że są, itd. Ale ich nie ignorują i nie dbają o swoje życie. Takie myśli to zawsze doskonałe usprawiedliwienie i wymówka, by całą negatywność kontynuować.
Dalej – “nauczyć mózg”???
Niby jak? Tak jak nauczyć psiaka aportować?
Spróbuj najpierw czegoś łatwiejszego – naucz włosy, by się ładnie układały.
Nie masz uczyć mózgu, tylko TY MASZ ZACZĄĆ IGNOROWAĆ TEN JAZGOT.
Z tego co mówią te osoby – ten pisk, to tylko myśli. Których nie ignorujesz. Nie medytujesz. I jeszcze nadajesz im duże znaczenie – po to, by rozpaczać, że są i tym samym unikać zajmowania się swoim życiem. Czego się również boisz i te wszystkie wewnętrzne dramaty to unikanie tego, że boisz się czegoś zewnętrznego. Np. samodzielnego życia.
Zeby przestal sie na tym skupiac.
Czyli jak podejrzewałem – medytacja jest rozwiązaniem.
A medytacja jest w WoP już w Module 3, nawet przed uwalnianiem.
Natomiast pan Hawkins radzil w przyadku bolu, aby sie na nim skupic.
Ok ale w tym przypadku ból, którego doświadczasz jest KONSEKWENCJĄ tego, że się non stop opierasz tym myślom, opierasz się lękowi, oraz opierasz się bólowi.
Poddac sie mu.
Czyli pozwolić mu być takim jakim jest – bez oporu, bez osądzania, bez lęku, bez prób kontroli, etc. Co samo w sobie usunie jego źródło – opór. Ale na razie nie chcesz – nadal się opierasz tym myślom.
Pamiętaj – jeśli nie zajmiesz się przyczyną, to ból będzie cały czas.
Jak uderzysz ręką w ścianę, to doświadczysz bólu. Jeśli mu się poddasz, minie bardzo szybko. I nie będziesz cierpiał. No ale jeśli zaraz potem znowu uderzysz… rozumiesz?
Jedno to nie stawiać oporu doświadczeniu, dwa – zająć się przyczyną. Tutaj mamy ciągłę zmaganie się z myślami, ciągłe poleganie na myślach, ciągłe osądy myśli, ciągłe próby ich kontroli i zmiany.
Czy wedlug ciebie Piotrze, gdy przestane sie opierac tym piskom i sie im poddam, to one mina.
Jestem przekonany, że tak.
Jestem zalamany. Juz do tej pory nie radzilem sobie ze swoim zyciem, a te piski w glowie przelaly czare goryczy chyba. Nie wiem co mam robic.
To co zalecali ludzie, którzy sobie z tym poradzili.
Dlaczego nie zacząłeś ich słuchać???
Przecież znalazłeś rozwiązanie. Dlaczego go nie stosujesz???
No bo dla Ciebie umysł to jest jedyne “bezpieczne” miejsce – skoro zapewne życie postrzegasz jako beznadziejne i nie chcesz żyć, to pozostają Ci myśli?
A tam co? Piski.
Można powiedzieć, że DZIĘKI tym piskom, została Ci odcięta strategia unikania własnego życia, którego sens oparłeś na barkach swojej mamy.
Pozostało dojrzeć. Nie ma innej drogi. Przykro mi ale rozwiązaniem jest zacząć żyć dojrzale, odpowiedzialnie, pozytywnie.
A nie poświęcająca się dla mamy ofiara.
Widzisz – nie radziłeś sobie ze swoim życiem. Dlatego te piski stały się takim świetnym pretekstem i usprawiedliwieniem.
A z czym sobie nie radziłeś dotychczas? Co konkretnie robiłeś, z jakimi intencjami i jakie były tego rezultaty? Co robiłeś z tymi rezultatami?
Aha. I jeszcze wrzucalem sobie, ze bede inwalida i rodzina bedzie miala klopot ze mna itd. Wpadalem w poczucie winy.
Standardowe granie ofiary. Które też jest folgowaniem sobie.
Sam sobie to robilem. Co robic Piotrze. Zglosic sie do tego szpitala jednak? Eh…
Wiesz co robić, tylko nie chcesz. A do szpitala? Po co? Liczysz, że dadzą Ci jakiś magiczny napoój z gumijagód, który będzie za Ciebie uczciwie, odważnie, trzeźwo patrzył na życie?
A z tym uwalnianiem emocji, to chodzilo mi o uwolnienie emocji stlumionych, bo pan Hawkins pisal, ze one zaburzaja uklad meridianowy, nerwowy itd i powoduja choroby i ze jak sie je uwolno, to cialo zdrowieje.
Te wszystkie drętwienia, itd. to właśnie zablokowane energie.
Z dlatego chce uwolnic stlumione emocje, z nadzieja ze mi przestanie piszczec w glowie.
Tylko chcesz ale tego nie robisz. Bo wolisz rozpaczać i bać “się”.
Dlatego sie tak pytalem, czy podczas medytacji i snu sa uwalniane.
Bo nie chcesz uwalniać.
Czyli nie ma innej drogi na uwolnienie stlumionych emocji, niz ich przezycie i poczekanie az ich energia sie wyczerpie?
Muszę na to odpowiedzieć?
Pamiętaj, że to jak z braniem prysznica – jeśli się umyjesz, a pierwsze co zrobisz po wyjściu to wdepniesz w błoto, no to znowu będzie potrzeba się umyć i będzie wyglądało jakby ten prysznic nic nie dał.
A biorąc pod uwagę skalę projekcji zaniedbać emocjonalnych, proponuję współpracę i wspólne ułożenie planu działania.
Bo uwalnianie to tylko jeden element.
Wiem, ze jest instrukcja i jest ona prosta: uswiadom sobie uczucie i trwaj w nim, dopoki sie nie wyczerpie, nic nie robiac. Jednak pozniej pan Hawkins pisze o odpuszczeniu emocji. Czyli jednak cos trzeba robic. A mialo sie nic nie robic.
No to powiedz mi co robisz?
Trwanie – czy to robienie?
Odpuszczenie wysiłków, by próbować emocję zmienić to robienie czegokolwiek?
Jeśli napierasz na ścianę to zaprzestanie napierania na ścianę to robienie czegoś?
Odpuszczenie to robienie? Co robisz więc – opisz mi to proszę – dokładnie tę czynność?
A jeśli powiesz – “no właśnie tego nie rozumiem”, to właśnie pokazuje, że nie uwalniasz i próbujesz coś robić. A umysł nie rozumie “nic”.
NIC MASZ NIE ROBIĆ.
I właśnie masz przestać robić to co robisz z emocjami.
Dla umysłu “nic nie robić” brzmi jak fizyka jądrowa. ;)
I tego nie rozumiem, dlatego ciebie pytam.
Oooo, właśnie o tym mówię.
Bo tu nie ma nic do rozumienia.
Do tej pory dziesiątki osób, które pisały “nie rozumiem” nie uwalniały, tylko próbowały “(z)rozumieć”. Taką miały intencję – nie uwolnić, tylko (z)rozumieć.
To jakby nie chcieć wydmuchać nosa, tylko zrozumieć jakby to było mieć wydmuchany nos. I zrozumieć dmuchanie nosa w chusteczkę.
Instrukcja ma pół strony, zdania napisane w prostym języku polskim. Tu naprawdę nie ma żadnej filozofii, nic czego by można nie rozumieć.
I próby “(z)rozumienia” to tylko strategie unikania uwalniania.
A na pytania nie odpowiadam,nie dlatego ze cie lekcewaze, czy cos takiego, ale dlatego, ze ja nic nie wiem i nic nie rozumiem.
Bo to strategia umysłu, by nie uwalniać.
Widze tez, ze kiedys odpisywales uzytkownikom w miare jasno i zrozumiale, a teraz piszesz w taki tajemniczy sposob, ze ja w ogole nic nie rozumiem.
W jakiż to tajemniczy sposób piszę? Przez użycie słowa “odpuszczenie”?
Tak jak w temacie o strachu: jak odpuscic emocje trwajaca 5 sekund? Itd. No wlasnie-jak?
Napisałem to, by pokazać, że nie ma różnicy ile trwa – 5 sekund, 5 lat, czy jak piszesz – “cały czas czuję strach”.
To nie ma znaczenia.
Pytasz jakby była różnica. I to też jest strategia unikania – masa ludzi mi pisze – “no dobrze, a jak uwolnić XYZ” – i podają różne scenariusze, różne emocje, różne czasy ich odczuwania, etc.
TO NIE MA ZNACZENIA.
A instrukcja jest napisana czarno na białym. Jest wspólna dla każdej sytuacji.
Metoda jest niby prosta,
Niby?
A co jest w niej trudnego?
ale ja mam problem z jej zrozumieniem.
Jak każdy, kto się tak opiera i boi uwalniać, nie chce, że próbuje zrozumieć.
Napisz KONKRETNIE I PRECYZYJNIE co próbujesz zrozumieć i jak? Co wykonałeś?
A ja Ci mówiłem, że dla człowieka, który nigdy nie jadł koperku, to smak koperku to czarna magia. Czy można zrozumieć smak koperku, zanim go zjesz? Nie.
Niezależnie jaką mądrość dziejów posiadłeś, jakim poziomem inteligencji dysponujesz – nie wymyślisz sobie smaku koperku, nie zrozumiesz go, nikt Ci go nie opisze tak, że Ty powiesz wtedy – “O! Teraz już zrozumiałem!”
A wystarczy koperek zjeść i cała “tajemnica” znika.
Nie używaj umysłu do uwalniania. Odklej się od niego choć na ten czas. To niewłaściwe narzędzie do tego, co próbujesz osiągnąć.
Czy moglbys mi napisac tak na chlopski rozum- jezeli czuje rozpacz, to mam sobie pozwolic czuc ta rozpacz, ignorujac mysli i czekac az to uczucie sie samo wyczerpie?
“Zrobić” dokładnie to co w instrukcji.
Tak samo z tym oddychaniem i intencja. Rozumiem, ze mam intencje, zeby oddychac np. glebiej i to robie, bo wiem jak, ale juz nie rozumiem jak uwolnic emocje, majac intencje jej uwolnienia.
Bo nie masz nic robić.
Tylko przestać robić to, co robisz.
Gdy czuje np. smutek i powiem sobie, ze mam intencje uwolnic ten smutek,
Intencja to nie coś, co sobie mówisz.
Możesz sobie powiedzieć, że chcesz polecieć w kosmos, a nie kiwniesz palcem, by to zrobić. Bo to nie jest intencja, tylko chcenie.
Intencja to prawdziwy powód i dążenie.
to to chyba tak nie dziala?
A masz taką intencję?
Bo co z tego, ze powiedzialem.
Możesz sobie powiedzieć co chcesz. Ale czy to jest prawdziwa intencja – to wymaga radykalnej szczerości.
Powiedzialem i tyle.
Większość ludzi tak postępuje – tylko właśnie mówi.
A jaka jest prawda – zazwyczaj zupełnie inna.
Tak jak z oddychaniem. Jezeli powiem sobie, ze mam intencje glebiej oddychac, a bede oddychal plytko, to to, ze powiedzialem, ze mam intencje oddychac gleboko, tez nic nie da.
Bo mówienie sobie to nie jest intencja. Nie ma z intencją nic wspólnego.
Intencją może być udowodnienie, że ten, kto radzi oddychać regularnie i głęboko jest idiotą i jego rady są bez sensu.
Musze zaczac oddychac gleboko.
Nic nie musisz.
I to potrafie zrobic. Ale nie potrafie uwolnic emocji.
Bo próbujesz przeprowadzić jakieś osobne “uwalnianie”, a nie po kolei odpuszczać wszelkie rzeczy, które robiłeś z emocjami.
Pomimo wyrazenia intencji.
Bo intencja to nie jest coś, co wyrażasz. Tzn. oczywiście możesz.
Ale to jakbyś komuś pokazał mapę i palcem na tej mapie gdzie chcesz dojechać. Tylko że wcale tam nie chcesz pojechać.
Co z tego, że komuś to pokazałeś – “wyraziłeś” miejsce docelowe, jeśli nie jest to wcale miejsce, do którego chcesz dojechać?
Nie masz intencji uwolnienia.
Pamiętaj – intencja to prawdziwy powód i przyczyna.
Z drugiej strony – to, co osiągasz, to Twoja prawdziwa intencja.
Jeśli chciałbyś uwolnić smutek, to byś pozwolił mu być dokładnie takim jakim jest, wykonał to wszystko, co dr Hawkins zaznacza w instrukcji i pozwolił smutkowi być. Jak trzeba to i przez miesiąc non stop bez żadnych prób pozbycia się go, rozładowania, zmian, odrzucenia, dorobienia filozofii, wytłumaczenia, etc.
Przykład – jeśli Twoją intencją jest kupić rano bułki na śniadanie, to będziesz chodził, aż je kupisz. Jak nie będzie w tym sklepie to zawsze, to pójdziesz do innego. Jak w kolejnym też nie, to do jeszcze jednego.
Aż kupisz bułki.
A jak Twoją intencją będzie “byle coś zjeść”, to jak nie będzie bułek w pierwszym sklepie, to kupisz w nim cokolwiek.
A jak Twoją intencją będzie “pójść do sklepu, żeby mi nikt nie zarzucał, że mi się nie chce,” to możesz nawet pójść, jak będzie zamknięty, nie kupisz nic i wrócić.
A potem partnerka się pyta – “dlaczego nic nie kupiłeś?” – bo zrealizowałeś swoją prawdziwą intencję. Którą nie było zrobienie zakupów na śniadanie.
Nie możesz tego wyrazić i liczyć, że to Ci magicznie załatwi bułki.
Bo możesz sobie mówić – “kupię bułki” i powtarzać to 100 razy, a tu wchodzisz do sklepu, bułek nie ma, a Ty od razu stawiasz opór, użalasz się, grasz ofiarę i mówisz – “eee, nie chce mi się iść do innego sklepu, to wezmę tylko parówki”.
Więc intencją wcale nie było kupno bułek.
Masz problemy, bo próbujesz rozumieć – np. ja mówię, że nic nie musisz robić, a czytasz instrukcję, a tam – “odpuść”. I nagle umysł dostaje zgrzytu – “no to w końcu jednak muszę coś robić – nie rozumiem”.
Co pokazuje, że ludzki umysł jest głupiutki – to proste narzędzie o dużym potencjale. Jak łopata.
A ma oczywiste ograniczenia. Np. nie może wymyślić braku czegoś – np. próby wyobrażenia sobie braku samochodu zawsze spowoduje wyobrażenie sobie samochodu.
Dlatego, gdy czytasz “nic nie rób”, a potem jeszcze “odpuść wysiłki”, to dla umysłu to brzmi jakbyś miał zajmować się strukturą DNA. ;)
Albo dla mężczyzn poddanie się podczas seksu przyjemności to też czarna magia.
Jeśli czytałeś instrukcję, to ta instrukcja to jest uwalnianie. Nie jest to jakiś dodatek, ciekawostka do uwalniania, które jest gdzieś tam ukryte w którymś zdaniu.
A wszystko co czujesz – tam nie ma nic, co musisz zrobić. Jest tylko “przestań robić X”. Np. jak odrzucić wysiłki, by emocję próbować zmienić? No uświadomić sobie, że takie wysiłki podejmujesz i przestać to robić.
Czy to uświadomienie sobie tych wysiłków to jest robienie czegoś? Czy zaprzestanie prób pozbycia się emocji to robienie czegoś?
Próby rozumienia, to jakbym Ci powiedział – “odłóż ołówek”, a Ty pytasz – “Ale jak to? Odłożyć? Czyli co? Co mam dokładnie zrobić? Opisz mi to krok po kroku. Gdzie mam go odłożyć? Tu? Na pewno? A nie lepiej tam? A jak odłożę, to co dalej? Nie rozumiem tego odkładania. Opisz mi to tak, żebym zrozumiał jak mam to zrobić”. Im prostsza rzecz, tym dla umysłu to większe czary.
Tak jak “wyrazić intencję” – nie wiem skąd to wziąłeś ale widzisz – zrobiłeś coś – wyraziłeś intencję. I co? I nic. Zupełnie nie o to chodzi. Wyraziłeś jakąś intencję ale nie prawdziwą jaką masz wobec np. smutku.
Bo jak nawet powiesz “chcę uwolnić strach”, to potem śledzisz instrukcję uwalniania i patrzysz czego nie chcesz wcale zrobić – może trzymasz się jakiejś myśli, której nie chcesz się puścić? Może wcale nie chcesz jej czuć?
Robie to tak, ze jak czuje smutek, to wydaje mi sie, ze sie trzymam tego smutku i staram sie go puscic. Staram sie nie byc smutnym, ale czuc w tym czasie jakas energie w ciele. Czyli jestem smutny, mam smutna mine i postanawiam puscic sie tego smutku i tak jakby, staram sie zebrac w sobie, siadam wyprostowany, usuwam smutna mine i odczuwam cos w ciele. Nie wiem czy to dobrze robie.
O tym właśnie mówię – czyli próbujesz pozbyć się smutku, przestać “być smutnym”.
Więc opierasz się. Nie akceptujesz swojego stanu.
A co pisał dr Hawkins – przestać próbować emocje zmieniać, przestać próbować się ich pozbyć, rozładować, itd.
Dlatego zawsze mam pewność – ten, kto mówi, że uwalnia, a mu nie wychodzi, nie działa, itd. – nie uwalnia.
Poza tym – nie JESTEŚ smutny, bo smutek to nie Ty. Smutek to emocja. A Ty nie jesteś emocjami.
Natomiast to może być jeden z powodów, dla których nie pozwalasz emocji przeminąć – bo uważasz, że Ty takie JESTEŚ. Plus – możesz z tego czerpać sporo korzyści – wliczając rozpaczanie na tym blogu i liczenie na tzw. głaski. :)
“Staram zebrać się w sobie by puścić się smutku” – czyli się opierasz, zaczynasz próbować odrzucić od siebie smutek, zrobić coś z nim.
To nie jest uwalnianie.
Właśnie miałeś nie wykonywać tego całego “zbierania się w sobie”, tych “starań, by się go puścić”, “starać się nie być smutnym”, “starać czuć w tym czasie jakąś energię w ciele”, “usuwania smutnej miny”. :)
To jest dokładnie to samo, przez co nawet najlepsi sportowcy mają trenerów – bo trener dzięki temu, że obserwuje, widzi to, czego nie dostrzega jego podopieczny.
Dziękuję, że dalej piszesz dla nas takie wartościowe i rzetelne artykuły. Ostatnio mam gorszy okres, a nie mam nikogo, komu mógłbym się przysłowiowo wygadać, więc jeśli pozwolisz napiszę trochę, co u mnie słychać ostatnio. Po miesiącach wysłuchiwania od rodziny, że nic nie osiągnę i na pewno się nie dostanę na żadne studia, bo ponoć jestem dziwadłem i nieudacznikiem okazało się, że dostałem się na bardzo fajny kierunek na polibudzie. Teraz z każdym dniem czuję ogromny niepokój, że spotkam kogoś z mojej przeszłości na uczelni. Żałuję, że nie zdecydowałem się na wyjazd do innego miasta. Chciałem zacząć wszystko od nowa, czysta karta, sami nowy ludzie, bez żadnych osób, które mi źle życzą. Ostatnio dowiedziałem się, że na tą samą uczelnię dostała się osoba, która mnie kiedyś skrzywdziła i boję się, że będzie nastawiać nowych ludzi przeciwko mnie oszczerstwami i znowu będę całkiem sam jak zawsze. Kto wie, kto jeszcze się tam dostał. Może takich osób będzie więcej z moim szczęściem. Czarno to widzę. Czuję się bardzo samotny, przestałem chodzić na terapię od kiedy mój “kochany” pan terapeuta zaczął na jednej z sesji ostentacyjnie ziewać i powiedział że ” Nie dziwi się, że ludzie ode mnie uciekają, bo nawet jego zanudzam”. Na pierwszych spotkaniach był bardzo miły i myślałem, że w końcu znalazłem kogoś kto mnie wesprze, ale coraz częściej zaczął rzucać w moją stronę kąśliwe komentarze i żartować sobie ze mnie. Kilka miesięcy temu wziąłem ślicznego psiaka że schroniska, który sprawia, że czuję się mniej samotny. Zamiast samotnie przed komputerem przy znanej tutaj każdemu wątpliwej “rozrywce” spędzam czas na zabawie z nim, spacerach i karmieniu i bardzo to lubię, ale chciałbym bardzo w końcu zacząć mieć jakiekolwiek życie społeczne, jakichś znajomych, przyjaciół, dziewczynę. Zacząć żyć jak normalny chłopak w moim wieku. Natomiast bardzo dużo stresu kosztuje mnie każde wyjście z domu, ostatni raz kiedy próbowałem wyjść ze znajomym na dyskotekę uciekłem stamtąd, bo wystraszyłem się bardzo tak dużej ilości osób w jednym miejscu, moje serce zaczęło bić jak szalone i nie mogłem złapać tchu, myślałem że dostałem zawału i zaraz zemdleję. Jak doszedłem do siebie było mi bardzo wstyd przed tym znajomym, chociaż ogarnął mnie wtedy później patrzył na mnie jak na wariata, bo nie rozumiał mojego zachowania. Sam go nie rozumiem. Tamten terapeuta twierdził, że to był jakiś atak paniki, czy jak to się tam fachowo nazywa. Nie wiem, może. Wiem, że w miejscu gdzie ludzie się bawią i są radośni, a w tle leci wesoła, przyjemna muzyka nie powinno odczuwać się lęku jak przy spotkaniu ze stadem bizonów. Ciągle wydawało mi się, że ktoś mi się przygląda, albo podśmiechuje ze mnie pod nosem albo że jest tu ktoś kto mnie dręczył w szkole. Skończyłem edukację już w kilku różnych szkołach, kilka razy się przenosiłem w gimnazjum, a nigdzie nie znalazłem miejsca, wiele osób mnie dręczyło, każdego dnia bałem się iść do szkoły, bo nie wiedziałem, co mnie tam czeka. Nigdy nikomu nic zrobiłem złego, a czułem jakbym był za coś karany całe życie. Z każdym rokiem dziwaczeję coraz bardziej, rzeczy które kiedyś nie sprawiały mi jeszcze problemu dzisiaj są barierą. Może już nie oglądam tego co oglądałem kiedyś przed komputerem, ale dalej nie czuję, żeby mi się poprawiało, wręcz przeciwnie, już nie mam gdzie tłumić wypartych emocji.
Dziękuję, że dalej piszesz dla nas takie wartościowe i rzetelne artykuły.
Proszę!
Tylko pamiętaj – jeśli będziesz je traktował jak oglądanie serialu, to zupełnie nic Ci to nie da.
Jeśli masz problem uzależnienia, to zapraszam do Programu WoP.
Ostatnio mam gorszy okres,
Na pewno tylko ostatnio?
A nie powtarza się to periodycznie?
a nie mam nikogo, komu mógłbym się przysłowiowo wygadać,
Wiele przysłów jest mądre ale tylko, gdy zrozumiemy kontekst i faktyczną mądrość.
“Wygadanie się” komuś, tak jak np. religijna spowiedź, ma to do siebie, że wszelkie tajemnice, którymi się podzielimy lub ujawnimy to, czym się skrycie męczymy, przestajemy się zadręczać – przestaje rosnąć podświadome poczucie winy, z którym się ciągle zmagamy.
Jednak samo w sobie żadnej dodatkowej magii to nie uczyni.
Trzeba problemy rozwiązać.
Ale np. w religii tego nie rozumieją – uważają, że spowiedź dokonuje ezoterycznego czynu odpuszczenia grzechów i winy. Nic takiego nie ma miejsca. Co wie praktycznie każdy wierzący – wszystkie grzechy, z których się wyspowiadał powtarza nadal.
Spowiedź pomaga “tylko” bardziej się nie obwiniać.
To samo z “wygadaniem się”. Znam masę ludzi, którzy non stop to robią – dzwonią do znajomych i narzekają, biadolą. Cały czas dzielą się tym co negatywne. Nieraz nawet oczekują, że ta osoba weźmie część na siebie.
Nie rozwiązują problemów, ciągle powtarzają to samo i dzwonią do bliskich, by dzielić się szajsem. Oczywiście oczekują, że rodzina czy znajomi wysłuchają. Ale nie powinni.
Bo to dla wielu pretekst, by problemów nie rozwiązać.
Tak jak spowiedź – jeśli uważamy, że nastąpiło magiczne “odpuszczenie grzechu”, no to sprawa załatwiona! Tylko że nie.
więc jeśli pozwolisz napiszę trochę, co u mnie słychać ostatnio. Po miesiącach wysłuchiwania od rodziny, że nic nie osiągnę i na pewno się nie dostanę na żadne studia, bo ponoć jestem dziwadłem i nieudacznikiem
Widzisz? To wcale nie jest “ostatnio”.
okazało się, że dostałem się na bardzo fajny kierunek na polibudzie.
Okazało się?
A przypadkiem nie włożyłeś w to solidnego wysiłku?
Teraz z każdym dniem czuję ogromny niepokój, że
Nie ma uczuć, “że” cokolwiek.
Czujesz coś i od razu uciekasz w myśli, które RACJONALIZUJĄ to uczucie. Zazwyczaj w formie projekcji. Np. lęku na jakieś wymyślone, przyszłe wydarzenie.
Wszystko co jest po “że” jest nieprawdą. Ale oczywiście sam możesz do tego doprowadzić.
Umysł nie przewiduje przyszłości. Z samej swojej natury oraz natury rzeczywistości – nie może.
A nawet gdyby mógł, to i tak by nie mógł, bo przyszłość tworzysz Ty teraz. A nikt nie może przewidzieć, tylko ew. z pewnym prawdopodobieństwem stwierdzić, że jeśli znowu uczynisz to samo, to efekty będą takie same jak dotychczas.
Albo można wnioskować, że jeśli kierujesz się w stronę morza, to dojedziesz w stronę morza. Ale to nie ezoteryczne przepowiadanie przyszłości, tylko rozsądek.
spotkam kogoś z mojej przeszłości na uczelni.
A tu jest lęk przed wstydem.
Że ktoś będzie wiedział jaki “byłeś”, czego sam jeszcze nie akceptujesz, czego się wstydzisz i za co się obwiniasz.
Więc składowymi tego “niepokoju” są podświadome wstyd i wina.
Żałuję, że
Nie żałujesz, tylko się użalasz.
Gdybyś żałował, to byś wyżalił się porządnie i to rozwiązałoby problem.
nie zdecydowałem się na wyjazd do innego miasta.
Tak naprawdę mówisz przez to, że nie uciekłeś od niebezpieczeństwa wyciągnięcia z Ciebie wstydu i winy. Przez np. spotkanie kogoś, kto Cię znał, znał Twoją sytuację, etc.
Chciałem zacząć wszystko od nowa, czysta karta,
Ależ nic nie możesz zacząć od nowa. Nie ma żadnej czystej karty.
Gdyby tak było, to by nie było żadnego niepokoju.
Nie ma czystej karty – są poważne zaniedbania emocjonalne, niski poziom świadomości, ciągły opór, zmaganie. Jesteś Ty i to jaki jesteś.
Kilka razy wspominałem w artykułach, że miałem klientów, którzy wielokrotnie zmieniali nawet kraj mówiąc dokładnie to samo – że w nowym kraju będą inni ludzie i wszystko będzie lepiej.
Po 2-3 tygodniach było dokładnie tak samo. Więc znowu wyjeżdżali cały czas uważając, że to przez innych ludzi.
sami nowy ludzie, bez żadnych osób, które mi źle życzą.
Uważasz, że takie próby poradzenia sobie z sytuacją to życzenie sobie dobrze? :)
Nie.
Nie życzysz sobie dobrze. Tak się tylko pozornie wydaje. Bo starasz się uciec, a nie pomóc – np. rozwinąć.
Ostatnio dowiedziałem się, że na tą samą uczelnię dostała się osoba, która mnie kiedyś skrzywdziła i boję się, że będzie nastawiać nowych ludzi przeciwko mnie oszczerstwami i znowu będę całkiem sam jak zawsze.
Jeśli zobaczy, że jesteś wobec niej jak ofiara, to być może ulegnie swoim słabościom.
Lękasz się, a wyjaśniałem wielokrotnie, że trzymanie się i kierowanie lękiem prowadzi do tego, czego się boimy.
Kto wie, kto jeszcze się tam dostał. Może takich osób będzie więcej z moim szczęściem. Czarno to widzę.
Nie tylko to.
Bardzo dużo widzisz w ciemnych barwach.
Nie rozumiesz, że ludzie zadręczający innych robią to, bo te osoby same się o to proszą – grając ofiarę, grając słabych, pozwalających sobie na początku na małe zaczepki i z czasem coraz większe.
Bo jeśli siebie widzisz bez wartości, to nie bronisz siebie, nie stawiasz granic, pozwalasz na złe traktowanie.
I to nie tylko jest pretekstem do kontynuowania zaczepek ale nawet rozjusza tych ludzi. Bo oni są wewnętrznie słabi i przestraszeni. Potrzebują więc zewnętrznego źródła “dowartościowania” – np. przez udowadnianie sobie, że są inni ludzie nawet słabsi od nich. I gdy widzą, że inni się nie chronią, pozwalają na wyrządzanie im zła, to jeszcze potrafią wpaść w furię. Bo widzą w swojej ofierze siebie.
Podkreślę – faktycznie silna i dojrzała osoba szuka przeciwników silniejszych, by się zmierzyć z faktycznym wyzwaniem. Nie szuka słabszych, by ich dręczyć, wykorzystać, etc.
Czuję się bardzo samotny,
Nie ma takiego uczucia.
Czujesz wstyd, żal, strach. Nazywasz to “samotnością”. Ale to dlatego, bo tak jak próbujesz odciąć się od emocji, odcinasz się od ludzi.
Bo również boisz się, że zobaczą ten wstyd, to jaki rzekomo “jesteś”.
A umysł non stop projektuje i racjonalizuje wypierane i stłumione uczucia.
przestałem chodzić na terapię od kiedy mój “kochany” pan terapeuta zaczął na jednej z sesji ostentacyjnie ziewać i powiedział że ” Nie dziwi się, że ludzie ode mnie uciekają, bo nawet jego zanudzam”.
Tak mogło być. :)
To może być dość trafna obserwacja.
Na pierwszych spotkaniach był bardzo miły i myślałem, że w końcu znalazłem kogoś kto mnie wesprze,
Na co naprawdę liczyłeś?
Co to znaczy to “wesprze”?
Raz jeszcze – kierowanie się lękiem i niskimi intencjami prowadzi do tego, czego się boimy, czego nie chcemy.
Nawet terapeuta zachował się dokładnie tak jak się obawiałeś. Prawda?
Bo sam utrzymujesz świadomość separacji od ludzi. A ludzie są w duchu kochający. Zawsze posłuchają. Zrobią to, czego się trzymamy. Nie dajemy im innej opcji.
Tak jak umysł – gdy będziesz się starał “nie myśleć” o np. jednorożcu, to co zobaczysz w umyśle? Zaprzeczenie jednorożca czy jednorożca?
Jeśli się np. boisz, że partnerka Cię zdradzi, to wiesz co? Prawdopodobieństwo, że zdradzi Cię rośnie, nie maleje. A boisz się tego i jednocześnie podświadomie chcesz, bo to będzie doskonały pretekst, by “wylać na nią” swoje stłumione pokłady winy, żalu, gniewu, wstydu. I jeszcze krzyknąć “Wiedziałem! Zawsze uważałem, podejrzewałem i bałem się, że tak będzie! I jest! Miałem rację!”
:)
ale coraz częściej zaczął rzucać w moją stronę kąśliwe komentarze i żartować sobie ze mnie.
Widzisz, że granie ofiary powoduje, że ludzie ulegają swoim słabościom.
Kilka miesięcy temu wziąłem ślicznego psiaka że schroniska, który sprawia, że czuję się mniej samotny.
Ten psiak nic nie sprawia.
Proszę nie przypisuj nikomu ani niczemu magicznych, ezoterycznych właściwości.
Nie ma uczucia samotności. Tylko sam widzisz teraz swoją sytuację nieco lepiej.
To jaki JESTEŚ wobec psiaka automatycznie zmienia Twoje doświadczenia. Zapewne dlatego, bo piesek nie jest kąśliwy, nie osądza Cię, etc.
Czyli nie odbija Ci tego jaki sam jesteś wobec siebie.
Generalnie postąpiłeś bardzo dobrze. Nawet dr Hawkins opowiadał, że miał pacjentów, którym powiedział, że nie zacznie pomagać, dopóki nie wezmą sobie właśnie zwierzątka.
Bo sama obecność takiego cudaka jest dla takich osób nareszcie wystarczającym pretekstem, by przestali narcystycznie biadolić i narzekać, grać ofiary i wreszcie zacząć dawać od siebie, przestać się opierać, otworzyć się na pozytywność.
Powiedz mi – czy temu psiakowi też tak biadolisz i opowiadasz jak terapeucie? Czy jesteś dużo bardziej pozytywny? :)
Zamiast samotnie przed komputerem przy znanej tutaj każdemu wątpliwej “rozrywce” spędzam czas na zabawie z nim, spacerach i karmieniu i bardzo to lubię,
O tym mówię.
Zawsze tak mogłeś żyć. Ale wolałeś inaczej. Psiak tego nie spowodował, tylko Ty wobec niego wybierasz być inny.
I taki możesz być wobec siebie. Dzięki temu przestaniesz dawać innym – negatywnym – pretekst do bycia negatywnym wobec Ciebie.
Przypominam – w świecie zwierząt, do którego oczywiście przynależymy, bo homo sapiens to takie samo zwierzę jak każde inne – samotne drapieżniki wybierają ofiary słabe. Takie, które nie będą się bronić, nawet chore.
A dla człowieka to się wydaje sadystyczne – nie tylko jest chory, słaby, to jeszcze się źli ludzie doczepiają. Ale dlaczego drapieżnik ma ryzykować atak na np. zdrowego, silnego bawoła? Jak go ten bawół poturbuje, to taki drapieżnik zdechnie.
U ludzi jest dokładnie tak samo. Na silniejsze zwierzęta drapieżniki rzucają się stadem.
Obejrzyj sobie dowolny program przyrodniczy ukazujący polowanie drapieżników – zobaczysz jak to wygląda w świecie ludzi. Jest dokładnie tak samo.
A potem zacznij uczciwie, odważnie, bez wstydu i winy patrzeć jak sam żyjesz i zobacz czy przypadkiem nie dajesz pretekstu do “ataku” akurat na Ciebie.
Ofiara sądzi, że granie małego, słabego, przestraszonego, który nikomu nie zaszkodzi chroni ją. A jest zupełnie odwrotnie.
To mogło pomagać podczas np. okupacji kraju – ukrywanie się, pokazywanie, że nie jesteś w stanie rzucić granatem mogło Cię pozornie przez jakiś czas “ochronić”.
Ale nawet wtedy to przecież było zupełnie przypadkowe. Równie dobrze Hitlerowiec mógł dla żartu zastrzelić i Ciebie.
Granie ofiary nie ma żadnej magicznej właściwości chronienia.
ale chciałbym bardzo w końcu zacząć mieć jakiekolwiek życie społeczne, jakichś znajomych, przyjaciół, dziewczynę. Zacząć żyć jak normalny chłopak w moim wieku.
To zacznij. :)
Na co czekasz? To poważne pytanie.
Drugie poważne – co to jest “normalny chłopak”? A Ty jaki jesteś?
Jak żyjesz?
Jaka jest droga od punktu, w którym jesteś obecnie, do punktu, w którym chcesz się znaleźć?
Ile już chcesz? Kiedy zaczniesz?
Natomiast bardzo dużo stresu kosztuje mnie każde wyjście z domu,
Stres to nie jest waluta, którą musisz płacić, by zrobić cokolwiek pozytywnego czy nowego.
Stres to walka z tym co czujesz. Walczysz, walczysz, walczysz, by to stłumić, wyprzeć, wyprojektować, męczysz się i dopiero po jakimś czasie odpuszczasz przynajmniej część zmagania.
Nie jest to do niczego potrzebne.
A emocje się ujawniają, bo są stłumione. Sama intencja ruchu, powoduje również ruch tej stłumionej – podświadomej – energii.
ostatni raz kiedy próbowałem wyjść ze znajomym na dyskotekę uciekłem stamtąd, bo wystraszyłem się bardzo tak dużej ilości osób w jednym miejscu,
To jest dokładnie ten sam strach, co np. odczuwałeś, gdy dowiedziałeś się, że jest na uczelni osoba z Twojej przeszłości.
I widzisz – jesteś w zupełnie nowym miejscu, nowi ludzie i co? Gdzie ta “czysta, biała karta”? Jest? Nie ma.
Jesteś Ty i to jak żyjesz, jakie masz zaniedbania.
moje serce zaczęło bić jak szalone i nie mogłem złapać tchu, myślałem że dostałem zawału i zaraz zemdleję.
Praca serca i całe ciało i psychika odzwierciedlają świadomość. A w Twojej świadomości to było “jest tu niebezpiecznie, strasznie, zaraz stanie mi się coś złego”.
I/lub – “czuję lęk, zaraz stanie mi się coś złego”.
Więc cały Twój organizm zareagował jakby to było realne, wielkie niebezpieczeństwo.
A to była dyskoteka, na której ludzie się bawią i są radośni.:)
Więc znowu – czy to “ostatnio” gorszy okres?
Jak doszedłem do siebie
Nie doszedłeś do żadnego “siebie”.
Ale właśnie to “siebie” dla Ciebie to było zawsze tylko chwilowe zaprzestanie męczenia się.
Tylko że to jaki jesteś, jesteś taki cały czas. Na razie tego nie dostrzegasz i liczysz, że pomimo tego inni będą wobec Ciebie pozytywni.
Ale dlaczego mieliby być? Bo się zmagasz i cierpisz?
było mi bardzo wstyd przed tym znajomym,
No widzisz?
A kto Ci się kazał wstydzić? Sam to sobie robisz.
Potem dziwisz się, że ludzie reagują na Ciebie negatywnie, tak jak Ty sam siebie traktujesz?
chociaż ogarnął mnie wtedy później patrzył na mnie jak na wariata, bo nie rozumiał mojego zachowania.
I znowu – “patrzył na mnie jak na wariata”. Ale to bzdura.
Ty siebie widzisz jako wariata, dlatego mówisz “chcę żyć jak normalny chłopak”. Bo nie uważasz siebie za normalnego.
I uważasz, że inni też Cię tak widzą.
Ale nie rozumiał dlaczego tak zrobiłeś.
Jednak około 80% ludzkości nie żyje normalnie. Co oczywiście nie jest usprawiedliwieniem dla Ciebie.
Sam go nie rozumiem.
Bo tak siebie uwielbiasz osądzać i potępiać, że nie rozumiesz jak inni mogą tego nie czynić.
Tamten terapeuta twierdził, że to był jakiś atak paniki,
Nie ma żadnych ataków emocji.
czy jak to się tam fachowo nazywa.
Fachowo?
Atak emocji to fachowa nazwa? :)
Nie wiem, może.
Ależ bardzo dużo wiesz. I jak to zwykle bywa – jesteś bardzo pewny tego co negatywne. A tego co pozytywne – nie. I bardzo Cię dziwi, że ktoś inny może być wobec Ciebie pozytywny.
Wiem, że w miejscu gdzie ludzie się bawią i są radośni, a w tle leci wesoła, przyjemna muzyka nie powinno odczuwać się lęku
No widzisz?
Wiesz to.
A możesz mi powiedzieć skąd to wiesz?
To jest absolutna, totalna bzdura. I toksyczny idiotyzm.
Powiem Ci – skoro odczułeś w tym miejscu, w tych okolicznościach strach, to tak powinno być. I tak było.
I jak sam wychodziłem samemu na imprezy, to czułem dokładnie ten sam lęk, wstyd, etc.
jak przy spotkaniu ze stadem bizonów.
Akurat bizony są bardzo spoko. Polecam. ;) Kalibracja bizona – 205. Więc wyżej, niż ponad 80% ludzkości.
Ciągle wydawało mi się,
Ciągle hipnotyzowałeś się mentalnym bełkotem.
że ktoś mi się przygląda, albo podśmiechuje ze mnie pod nosem albo że jest tu ktoś kto mnie dręczył w szkole.
Zgadza się.
Wiesz kto?
Ty sam. :)
Skończyłem edukację już w kilku różnych szkołach, kilka razy się przenosiłem w gimnazjum, a nigdzie nie znalazłem miejsca, wiele osób mnie dręczyło, każdego dnia bałem się iść do szkoły, bo nie wiedziałem, co mnie tam czeka.
Jak mówiłem – dawanie pretekstu osobom słabym do ulegania swoim słabościom, to coś, co ofiary właśnie czynią.
Bo to dla nich doskonały pretekst do kontynuowania świadomości ofiary.
A co jest pierwszym krokiem do zdrowia? Wzięcie odpowiedzialności.
Nigdy nikomu nic zrobiłem złego,
“Tylko” sobie. I czynisz to każdej sekundy.
a czułem jakbym był za coś karany całe życie.
Bo się karzesz.
Sam zapraszasz takie osoby do swojego życia, dopuszczasz je, pozwalasz na czynienie Ci przykrości.
A gdy jesteś w fajnym miejscu – uciekasz.
To co teraz mówisz, to – “czuję winę”. I tą winę w sobie gromadzisz od wielu lat.
Z każdym rokiem dziwaczeję coraz bardziej,
Bo umysł wyszukuje coraz bardziej cudaczne sposoby na unikanie tego, co nosisz w sobie w coraz większych ilościach.
Ty nie dziwaczniejesz, tylko non stop, nieprzerwanie hipnotyzujesz się tym mentalnym bełkotem.
rzeczy które kiedyś nie sprawiały mi jeszcze problemu dzisiaj są barierą.
Nigdy nie były ani trudne, ani proste, ani radosne, ani nie są żadną barierą.
Problem jest stricte wewnętrzny.
To jakbyś wkładał do szafy coraz więcej różnorakiego szajsu. No oczywistym jest, że im więcej go włożysz, tym trudniej będzie Ci wyjąć np. t-shirta.
Może już nie oglądam tego co oglądałem kiedyś przed komputerem, ale dalej nie czuję, żeby mi się poprawiało, wręcz przeciwnie, już nie mam gdzie tłumić wypartych emocji.
“Nie mam gdzie tłumić wypartych emocji”.
Moje pytanie brzmi – dlaczego dalej chcesz je tłumić?
Dziwisz się, że z każdym dniem, miesiącem czy rokiem jest coraz gorzej? Tłumienie to właśnie to “wsadzanie do szafy coraz więcej szajsu”.
I uważasz, że to różne rzeczy stały się barierą? Zmieniły się specjalnie dla Ciebie, by Ci było jeszcze trudniej?
Tym wszystkim, i więcej, zajmujemy się w WoP.
Jeśli chcesz sobie nareszcie pomóc – zapraszam. :)
Chcialbym cie Piotrze szczerze i z calego serca przeprosic. Prosze wybacz mi. Nie chcialem cie urazic, ani cie zaatakowac. Przezywam ostatnio ciezkie dla mnie dni. Nie wiem czy to depresja, czy nerwica, czy Bóg wie co i szukam ratunku. Mierze sie z zamiarem pojscia do psychiatry, bo ju nie daje rady psychicznie. Wiem, ze pisales setki razy na tym blogu, jak uwalniac, ale mi to nie wychodzi. Gdy czuje emocje, to nie wiem czy ja wlasnie stworzylem, w oparciu o moja percepcje, czy jest to emocja stlumiona. Czy w kontekscie uwalniania, ma to w ogole jakies znaczenie? Czy po prostu uwalniac i nie starac sie zrozumiec pochodzenia emocji? Beton jest ze mnie, ktory nic nie rozumie. Nie rozumiem i nie potrafie tez rozroznic, ktore sytuacje wyciagaja ze mnie stlumione emocje, a ktore sytuacje tworza we mnie emocje. Przepraszam cie Piotrze jeszcze raz za swoje zachowanie. Ty chcesz pomoc i pomagasz, a ja sie tak wzgledem ciebie zachowuje. Jak ostatni skur… Przepraszam jeszcze raz. Szczerze. Naprawde.
Witaj Piotrze. Ostatnio wykupilem sobie konto na veritaspub i tam jest mnostwo wykladow dr. Hawkinsa, ktore z zaciekawieniem ogladam. Jesli nie znasz tej strony, to szczerze polecam. Miesieczna subskrybcja kosztuje 20$, ale mysle ze warto. Ale do sedna. Otoz w jednym z wykladow pt.” Handling major crisises”, dr. Hawkins mowi, ze nie mozemy zaakceptowac danej sytuacji, ktora sie wydarzyla, tylko mozemy zaakceptowac naszw odczucia, ktore w zwiazku z ta sytuacja wystapily. Mi to sie kloci troche z tym, co ty piszesz o akceptacji (lub zle to rozumiem), poniewaz piszesz, ze emocje wynikaja z oporu, z niezgody na dane wydarzenie i ze gdy zaakceptujemy dane wydarzenie, to emocja nie pojawi sie. Przynajmniej ja to tak zrozumialem. Dr. Hawkins natomiast mowi, tak jak wyzej- ze nie mozemy zaakceptowac wydarzenia, tylko nasze odczucia, ktore wystapily w zwiazku z tym wydarzeniem.
Piszesz rowniez, ze emocja to energia w ruchu i podczas odczuwania i uwalniania, mamy skupic sie na emocji, natomiast pan Hawkins mowi, zeby nie zajmowac sie emocja, tylko energia ukryta za emocja. Czyli tak jakby zejsc jeszcze glebiej. Skupic sie na odczuciu w ciele, a nie na samej emocji. Przyznam, ze jestem troche rozkojarzony, poniewaz ciagle czytam twojego bloga( teraz troche rzadziej) i uwazam go za skarb, jednak JA widze rozbieznosci miedzy tym, co ty piszesz Piotrze, a tym, co mowi dr. Hawkins. Gdybys mogl sie jakos do tego odniesc i mi to wyjanic, bylo by to dla mnie bardzo pomocne, poniewaz juz sie w tym pogubilem. Dzieki i pozdrawiam
Kolejny przykład jak wygląda teoretyzowanie.
Piszesz, że ja powiedziałem, że emocje wynikają z oporu… Ja nic takiego nigdy nie powiedziałem. A skoro tak niedbale pamiętasz, nawet nie sprawdzisz dokładnie co powiedziałem, to rzuca solidny cień podejrzenia, że całą resztę też przedstawiasz zupełnie niepoprawnie.
Tak się składa, że ja wykłady dr Hawkinsa studiuję od lat, a mam ich setki godzin. I doktor nigdy nie powiedział, że nie możemy zaakceptować wydarzenia. Wręcz przeciwnie.
Tylko Ty nie rozumiesz co to jest akceptacja. Akceptacja to nie jest coś osobnego, co możemy zrobić. Akceptacja to naturalny stan, gdy porzuciliśmy wszelkie osądy i wartościowanie, gdy zrezygnowaliśmy z pozycjonalności odnośnie tego, co/kogo akceptujemy.
Tylko w takim kontekście dr Hawkins mógł powiedzieć, że nie możemy zaakceptować czegoś, bo akceptacja nie jest jakąś osobną czynnością.
Tak samo odnośnie emocji – czym emocja jest w źródłach, które przytaczasz, a czym emocja jest wg mnie? Co ja mam na myśli mówiąc o uwalnianiu emocji? Przecież milion razy mówiłem, że emocja to energia. Czyli moje słowa dokładnie pokrywają się ze słowami dr Hawkinsa. A doktor mówił, że to co się powszechnie nazywa emocją to tylko jakieś doświadczenia cielesne – np. suchość w gardle. To wszystko należy ignorować, bo nie ma znaczenia. I zająć się uwalnianiem energii.
Wszystkie rozbieżności jakie widzisz wynikają z niedbałego czytania, niechęci do praktyki, do pozostawania w sferze akademickich rozważań, a nie rzeczywistej praktyki. I oczywiście z zupełnego ignorowania kontekstu, a nawet znaczenia stojącym za słowami i pełnego skupienia się tylko na treści – słowach. Choć nawet tu przytaczasz niepoprawne informacje.
I jak zwykle “już się w tym pogubiłem”. Ten tekścik czytałem od masy ludzi i zawsze pod nim jest strach i opór przed stosowaniem wszelkich technik oraz przed zmianą. Nie bez powodu czytasz mojego bloga tak długo, teraz sięgnąłeś po kolejne źródło, choć wielokrotnie ostrzegałem, by pracować z jednym, aby właśnie uniknąć tych wszystkich usprawiedliwień jak “pogubiłem się”. Na razie nie jesteś jeszcze na tyle rozwinięty, by w ogóle móc korzystać z kilku źródeł wiedzy. A z jednego się boisz i dlatego szukasz kolejnych.
Mało ludzi rozumie i chce zrozumieć, że ja wszystko dostosowałem pod uzależnionych jednocześnie całkowicie w zgodzie z każdym źródłem opierającym się na solidnym zrozumieniu rzeczywistości. Przykładowo ktoś mi już zarzucał, że uwalnianie w WoP ma 8 kroków i to jest skomplikowane i stoi w sprzeczności z np. uwalnianiem w książce “Technika uwalniania”. Ta osoba też nie uwalniała nawet minuty. A ja rozbiłem to na 8 kroków, bo niemal każdy uzależniony emocje postrzega nieraz jak dosłownie demony czy coś, co realnie może zranić, a nawet zabić. I dlatego uciekają od emocji jak się da oraz w większości sytuacji, gdy mówią, że uwalniają, wcale tak nie jest. Dlatego jest 8 kroków, by wyłapać na czym polega problem – np. niechęci, by w ogóle odczuć emocję, niechęci, by przestać ignorować mentalnym bełkot, etc. Masa ludzi np. zupełnie nie uwalnia, tylko od razu ucieka do fantazjowania o gejzerach energii wychodzących z brzucha i dziwią się, że emocja nie zniknęła po 15 sekundach takiego “uwalniania”.
Co już zmieniłeś w swoim życiu? Ile czasu już uwalniasz? Ile razy po lub w trakcie uwalniania wykonałeś jakąś czynność, którą do tej pory uważałeś za źródło tych emocji oraz oporu? Pytasz o takie imponderabilia, co pokazuje mi, że możliwe, że nie uwalniałeś nawet 5 minut. Bo gdybyś przeprowadził proces uwalniania, to wszelkie wątpliwości automatycznie by się rozwiały.
Albo “nie można zaakceptować sytuacji”… dlaczego nie? A osądzić można… Czyli można tylko zrobić coś negatywnego i szkodliwego ale już pozytywnego i pomocnego nie? Zacznij przekuwać wiedzę na doświadczenie, bo inaczej takich pytań nie mających żadnego znaczenia namnoży się tysiące.
Nawet na logikę – jak człowiek tak znamienity, światły, wykształcony mógł powiedzieć, że nie możemy zaakceptować sytuacji? Odpowiem – bo problem nigdy nie dotyczy sytuacji, tylko naszej percepcji tej sytuacji. Ale to zupełnie pominąłeś, może nawet nie wziąłeś pod uwagę. Tylko wyciąłeś kilka słów.
Moja rada dla Ciebie – weź się na poważnie za swoje życie. Do wiedzy podchodzić z szacunkiem, pokorą oraz rzetelnością. I wprowadzaj ją w praktykę, bo inaczej zawsze utkniesz na mentalizacji skupiającej się na treści, co zupełnie nie ma żadnego znaczenia. Słowa to tylko dziecinne próby komunikacji – raczkujemy w tym. Najważniejszy jest kontekst. A tego niemal cała ludzkość nie wie, gdy wie to nie rozumie, ani nie bierze pod uwagę.
W sumie to chyba najlepiej byłoby gdybym Ci zalecił, żebyś sam doszedł dlaczego nie ma żadnej sprzeczności w tym co mówię ja i co mówi dr Hawkins. Byłoby to dla Ciebie dobre ćwiczenie na odklejenie się od mentalizacji i wzięcie odpowiedzialności za korzystanie z umysłu.
Bo teraz co powiedziałeś, to mniej więcej – ja mówię, że woda jest zimna, a dr Hawkins mówi, że woda jest ciepła i to stoi w sprzeczności ze sobą. Na pewno? Gdy weźmiemy pod uwagę kontekst – wtedy okaże się, że ja mówię, że woda jest zimna, bo jestem rozgrzany, a dr Hawkins mówi, że woda jest ciepła, bo temperatura jego ciała jest niższa. A mówimy o tej samej wodzie.
Tyle razy podkreślałem znaczenie kontekstu. Nawet w tym artykule przedstawiłem taki przykład – możemy się zapytać 3 osób o drogę, każda powie nam za pomocą innych słów, nawet pozornie sprzecznych ze sobą, dokładnie to samo – “idź w ledwo”, “idź w prawo”, “idź prosto”. Bo każda mówi z innej perspektywy. Skupienie się wyłącznie na słowach oczywiście, że wprowadzi chaos i niezrozumienie – no bo jak to każda mówi nam co innego? To gdzie w końcu mamy iść? Dokładnie tego teraz doświadczasz.
Więc bardzo fajnie, że mój serwis traktujesz jak skarb ale zacznij z tego skarbu korzystać. Bo na razie widzisz jak prościutkie, a krytycznie ważne fundamenty, po prostu leżą.
I jeszcze pytanie – z jaką intencją sięgasz po wykłady dr Hawkinsa?
natomiast pan Hawkins mowi, zeby nie zajmowac sie emocja, tylko energia ukryta za emocja. Czyli tak jakby zejsc jeszcze glebiej. Skupic sie na odczuciu w ciele, a nie na samej emocji.
Nie, to nie jest żadne “głębiej”. Nie ma tu żadnego stopniowania. Bo odczuwając jakąś emocję już doświadczasz tej energii – dysponujesz nią. Nie ma żadnego “schodzenia jeszcze głębiej”.
“Energia ukryta za emocją” nie oznacza, że to jest głębokie czy głębsze. Dr Hawkins nie używa w opisie uwalniania słowa “emocja”, tylko uczucie oraz osobno – energia. A ja używam słowa emocja, która w moim rozumieniu jest bezosobową formą energii stanowiącą konsekwencję percepcji. W esencji oczywiście mówię to samo co dr Hawkins.
Porzucasz wszelkie urojenia świadomości ego – że mamy jakąkolwiek kontrolę i możemy zmieniać emocje – np. poprzez robienie powodować, że się rozładuje energia. Nic z tego nie jest możliwe. Tylko pozwalamy być temu (np. emocji) tym czym jest. Cała reszta też zdarzy się samoistnie. My tylko schodzimy temu z drogi. Bo też tylko my sami zrobiliśmy sobie problem.
Jeśli chcesz sobie rozjaśnić sytuację, opisz co dr Hawkins nazywa uczuciem, co emocją, co energią, co uwolnieniem, a co ja opisuję tymi określeniami. A jeśli zamierzasz cytować, zrób to rzetelnie – najlepiej przepisz słowo w słowo cały cytat – kilka zdań przed i po tym, do czego się odnosisz. A nie parę słów.
Bo dr Hawkins mówi więcej – “nie zajmować się uczuciem”, czyli nie próbować go kontrolować, zmieniać, wartościować, rozładowywać, etc. Ja mówię dokładnie to samo. Plus ignorujemy mentalny bełkot, odpuszczamy opór, skupiamy się tylko na tym, by pozwolić temu co odczuwamy i doświadczamy – być. Więc gdy ja mówię “uwolnij emocję” nie mówię, że masz coś z nią zrobić, bo uwalnianie nie jest czymś dodatkowym co robimy. Wręcz przeciwnie – jest to usunięcie tego wszystkiego przez co energia nie rozładowuje się samoistnie.
Cześć :)
Chciałbym do Techniki Uwalniania dołączyć jeszcze Terapię Richardsa, słyszałeś może o niej?
Jest to praca nad myślami, by zastępować myśli negatywne – pozytywnymi i budującymi. To jest terapia na fobię społeczną itp.
Tak wiem, mówiłeś by ignorować emocje ale sądzę że jeżeli ktoś ma tak słabej jakości myśli w niskich stanach to sądzę że to może pomóc by troszeczkę iść dalej. By poczuć się pewniej…
Wiele ludzi wychodziło z fobii społecznej dzięki tej metodzie.
Uwalniam z rok już, wiele już uwolniłem ale czasami jak nadchodzi fala wypartych emocji to trudno mi ignorować te “złe” myśli (chociaż jestem w tym coraz lepszy).
Niestety muszę być w dniu nawet jak odczuwam smutek, żal, strach dosyć sprawny i sądzę że podważanie tych myśli bez jakiegoś mocnego skupiania się na nich – może pomóc. BO jak wiadomo te myśli wychodzą automatycznie itp.
Co o tym sądzisz?
Pozdrawiam
Nie wiem czy Ty odnosisz się do tej terapii niepoprawnie, czy faktycznie jest tak jak mówisz.
“Praca nad myślami” nie jest możliwa, bo nie jesteśmy ich autorem – to fenomen bezosobowy. To jakby mówić – “praca nad wiatrem”, bo pływamy łódkami i się tylko przewracamy. Czy praca nad wiatrem jest możliwa? Nie. Nie nad wiatrem masz pracować, tylko nad tym jak pływasz i czy Twój statek jest odpowiedni do warunków, które panują – m.in. do siły i kierunku wiatru.
Nie można zastąpić myśli. To niemożliwe. Tak jak nie można zastąpić wiatru.
To co można skorygować to swoją percepcję – ignorować negatywne myśli i wybrać inny punkt widzenia. Ale nie myśli.
Tak wiem, mówiłeś by ignorować emocje
Jeśli moje słowa powtarzasz tak niedbale – zupełnie niezgodnie z prawdą – to możliwe, że i na temat tej terapii wypowiadasz się zupełnie nieprecyzyjnie.
Mówisz, że coś wiesz ale tego nie robisz.
Więc – skoro potrzebujesz wydać pieniądze na dodatkową terapię, by zacząć robić to, co już wiesz od dłuższego czasu, że powinieneś robić – ok, good for you. Tylko upewnij się, że będziesz to robił.
Wiele ludzi wychodziło z fobii społecznej dzięki tej metodzie.
A jak autor tej metody interpretuje “fobię społeczną”? Jaka definicja obowiązuje? I co jest rozwiązaniem tego problemu?
Co to jest “wyjście z fobii społecznej”?
Uwalniam z rok już, wiele już uwolniłem ale czasami jak nadchodzi fala wypartych emocji to trudno mi ignorować te “złe” myśli (chociaż jestem w tym coraz lepszy).
Nie możesz być w tym lepszy, bo to nie jest umiejętność.
W pewnych okolicznościach pewnych myśli nie ignorujesz.
NIE CHCESZ ich ignorować, bo masz z hipnotyzowania się nimi korzyści. Nie możesz być lepszy w ignorowaniu myśli, bo to nie jest umiejętność, tylko decyzja.
Bez świadomości dlaczego jej nie podejmujesz, wiele nie zdziałasz.
Niestety muszę być w dniu nawet jak odczuwam smutek, żal, strach dosyć sprawny
Nie rozumiem całego zdania, ani dlaczego zaczyna się od “niestety”.
i sądzę że podważanie tych myśli
Podważanie…
No widzisz. Ja mówię o ignorowaniu, a Ty to ignorujesz i mówisz, że myśli podważasz…
Próby podważania myśli to tak naprawdę analiza czy korzyści jakie masz z dalszej wiary w te konstrukty przeważy lub nie od korzyści zaprzestania tego.
Jeśli dalej wybierasz wpatrywanie się w myśli, to wybrałeś korzyść jakie z tego masz.
bez jakiegoś mocnego skupiania się na nich – może pomóc.
Jak możesz podważać myśli bez skupienia się na nich?
Czy możesz podważyć koło samochodu bez skupienia się na tej czynności w pełni?
Zajmowanie się myślami to syzyfowa praca. W trakcie minuty przez umysł może przelecieć 100 różnych myśli. Albo 200. Każdą chcesz próbować podważyć?
Zanim skończysz z jedną, w umyśle kłębić się będzie już kilkaset kolejnych.
Fundamentalna decyzja to w ogóle rezygnacja z wpatrywania się w ten nieskończony jarmark myślowy. A to nie lada wyrzeczenie.
BO jak wiadomo te myśli wychodzą automatycznie itp.
Myśli nie wychodzą. I co “jak wiadomo”? Bardzo dużo z tego co powiedziałeś jest zupełnie inaczej w rzeczywistości.
Jednak widzimy, że jest masa rzeczy, które z góry zakładasz, że są jak uważasz i na tej podstawie próbujesz dobrać odpowiednie czynności.
To uniemożliwia poprawę.
Co o tym sądzisz?
Co o czym sądzę? O tym co powiedziałeś, o metodzie, o tym, że ludzie wychodzą z fobii…? O co pytasz?
Myśli to efekt emocji, bo mentalizacja racjonalizuje emocjonalność.
Nawet jeden, mały ładunek emocji może być przyczyną tysięcy myśli. I uwolnienie tego ładunku automatycznie spowoduje, że mentalizacja przestanie to racjonalizować.
Wiesz jak wygląda proces mentalizacji, gdy nie ma żadnej emocji do racjonalizowania? Dokładnie tak jak mowa noworodków – “blee gggellelb blelblebbllll”. Możesz mieć 70 lat i widzieć takie myśli.
Chcesz podważać “gugu gaga?” ;)
Chcesz podważać słowa jakiejś piosenki, które się same powtarzają? Ludzie wtedy mówią – “nie mogę wyrzucić z głowy tej piosenki”.
Bo nie rozumieją natury myślenia. I robią to, bo to zawsze świetna wymówka, by unikać realnego życia.
Fobia to tylko racjonalizacja dla emocjonalności. I jeśli nadal wolimy to utrzymywać, to dlatego, bo mamy z tego korzyści, do których się przywiązaliśmy i jednocześnie opieramy się korektom.
Podważanie myśli będzie nieskończone aż nie podejmiesz decyzji, by je całkowicie ignorować i skupić się na uwolnieniu energii lęku oraz zaprzestać się opierać.
A gdy już będzie kapkę lepiej, idziesz mierzyć się z tą iluzją w rzeczywistości – np. zaczynasz rozmawiać z ludźmi, wchodzić w różne interakcje.
I jednocześnie trzeba pamiętać na jakiej planecie żyjemy – jeśli w trakcie tej pracy pójdziesz pogadać z grupką pijanych dresów, może się to skończyć obitą gębą. ;) I to stanie się pretekstem do jeszcze silniejszego upierania się przy fobii.
Tylko trzeba pamiętać, że takie jednostki nie mają jeszcze za wiele wspólnego z cywilizacją.
OK. Czyli jak przychodzi jakaś myśl “jestem do niczego” “jestem aspołeczny i nieatrakcyjny” to kompletnie nie reaguje na to i traktuje to jak mówiłeś “piosenkę w radiu” ignoruję czy mogę powiedzieć sobie w duchu takie lekko lekceważące “aha” bez oceniania i robić dalej co mam robić i na czym mam cel?
A nie kontrować “nieprawda! nie jestem do niczego! dzisiaj ogarnałem kilka spraw i jestem do czego!” ? Prawda?
Tak jak mówiłeś, miewam już okresy “spokoju” gdzie nie ma żadnych myśli, gdzie jestem zadowolony “że istnieje” że jestem tu i teraz. Trudno to opisać ale to bardzo przyjemne uczucie…
Ostatnio na wycieczce wyszło ze mnie multum wypartych emocji. Załączyli mi nieświadomie 2 ludzie którzy byli bardzo pewni siebie, zabawni i towarzyscy… Wyszła stłumiona zazdrość i żal. Ale nie było już w tym agresji jak dawniej. Gniewu. Strasznie mi imponowali po prostu i zazdrościłem im że gadają jak stand-uperzy jacyś. Że mają pewną charyzmę. I ich obserwowałem, pogadałem z nimi jak z kumplami itp.
OK. Czyli jak przychodzi jakaś myśl “jestem do niczego” “jestem aspołeczny i nieatrakcyjny” to kompletnie nie reaguje na to i traktuje to jak mówiłeś “piosenkę w radiu” ignoruję
Skoro w ogóle już jesteś świadomy na tyle, że jesteś w stanie obserwować myśli, to zacznij badać rzeczywistość.
Sprawdź co jest skuteczne wobec myśli i myślenia, a co nie.
To naprawdę nie są tajemnice zdobyte od mistrzów kosmosu ukrywających się 10 kilometrów pod powierzchnią ziemi.
Świat stoi przed Tobą otworem. Zapukaj, a Ci otworzą.
Poza tym – naprawdę JESTEŚ do niczego? JESTEŚ aspołeczny? JESTEŚ nieatrakcyjny?
Czy to tylko coś, co robisz? Np. nie robisz nic czemu sam nadałbyś wysoką wartość? Nie otwierasz się na innych ludzi czyli wolisz opierać się, osądzać jak i osądzać innych?
Nie zachowujesz się tak jak to jest atrakcyjne dla innych?
czy mogę powiedzieć sobie w duchu takie lekko lekceważące “aha” bez oceniania i robić dalej co mam robić i na czym mam cel?
A nie?
Pamiętaj – osiągasz to, co wybierasz. Jeśli nie robisz dalej tego jaki masz cel, to to była tylko chęć, a prawdziwy cel był inny.
Oczywiście, że MOŻESZ. Tylko dotychczas tak byłeś zahipnotyzowany mentalizacją, która racjonalizowała wstyd, winę, żal.
Dlatego całe życie widziałeś tylko negatywne myśli o wszystkim, wliczając siebie.
Że nawet nie rozważałeś nigdy, by poddać to chociaż wątpliwościom – “A może jednak jestem wartościowy?” Bo w myślach nigdy nie znajdziesz niczego poza racjonalizacjami emocjonalności.
A myśl nie przychodzi, bo to nie jest listonosz. Myślenie się myśli. Nie ma nic wspólnego z Tobą. Tak jak wianie wiatru.
A nie kontrować “nieprawda! nie jestem do niczego! dzisiaj ogarnałem kilka spraw i jestem do czego!” ? Prawda?
Zastanów się.
Zacznij korzystać z umysłu świadomie – wykorzystuj go do analizy.
Prawda czy nie?
Powiedz – skoro nawet logicznie na razie wiesz, że myślenie myśli się samo i nie ma nic wspólnego ani z Tobą, ani z rzeczywistością, to co miałbyś zwojować tymi kontrami?
Gdy wieje wiatr to też go kontrujesz?
Gdy widzisz banner z fast-foodem to krzyczysz na niego, że nie ma prawa Cię przekonać do zakupu hamburgera?
Tak jak mówiłeś, miewam już okresy “spokoju” gdzie nie ma żadnych myśli,
Nic takiego nie mówiłem.
Nie można “nie mieć myśli”, bo ani to nie są Twoje myśli, ani nic rzeczywistego co możesz posiadać, przypisać sobie prawo, zatrzymać, itd.
Również myślenie myśli się cały czas – to proces ciągły i nieskończony.
To co się dzieje, to już masz okresy, że się nim nie hipnotyzujesz. Co mylnie nazywasz “nie mam myśli”.
gdzie jestem zadowolony “że istnieje” że jestem tu i teraz. Trudno to opisać ale to bardzo przyjemne uczucie…
OoooOoo, to jest ten kierunek. ^___^
A teraz pomyśl – masz pewnie między 20-30 lat. Dopiero PIERWSZY RAZ DOŚWIADCZYŁEŚ, ŻE ISTNIEJESZ.
Ciekawe, prawda?
Jeszcze ciekawsze – ponad 80% ludzi nie ma tej świadomości. Tylko “wiedzą”, że istnieją, bo o tym usłyszeli. Uznają to za dane. Ale nie są tego świadomi. Gdyby byli, doświadczaliby właśnie tego uczucia – radości własnej egzystencji.
Dlatego Oświeceni mówili, że ludzie śpią. Nie są świadomi tego, że istnieją.
Ja sam pamiętam dzień, w którym stałem się świadomy – wręcz było to szokujące – “Dżizas! Ja ISTNIEJĘ!”
Oczywiście “Ja jestem” nie jest najwyższym uświadomieniem (bo nadal jest utożsamieniem z formą) ale na pewno jest już poważnym krokiem w stronę dojrzałości.
Rzeczywistość jest stricte doświadczalna. A przez to też – radykalnie subiektywna.
I gdy jej doświadczasz, to jest przyjemne. Bo to jest wpisane w życie. Ale nie życie w niskiej świadomości. W której utrzymujemy się sami na własne życzenie.
Ostatnio na wycieczce wyszło ze mnie multum wypartych emocji. Załączyli mi nieświadomie 2 ludzie którzy byli bardzo pewni siebie, zabawni i towarzyscy… Wyszła stłumiona zazdrość i żal.
Co pokazuje jak destruktywna i nieefektywna jest zazdrość.
Ale jej uwolnienie otwiera przed nami drzwi do tego, co sobie sami odmawialiśmy i czego zazdrościliśmy innym.
Ale nie było już w tym agresji jak dawniej. Gniewu.
Bo przestałeś walczyć.
Strasznie mi imponowali
Strasznie?
To było straszne?
po prostu i zazdrościłem im że gadają jak stand-uperzy jacyś.
I po co im zazdrościłeś?
Że mają pewną charyzmę.
Na pewno mają charyzmę?
A cóż to jest takiego ta charyzma, że ją można posiadać lub nie?
I ich obserwowałem, pogadałem z nimi jak z kumplami itp.
Skoro z nimi gadałeś – z facetami mającymi charyzmę, a oni Cię słuchali oznacza, że Ty też musisz “mieć” tę charyzmę. Zgadza się?
Widzisz też, że tylko realne sytuacje mają potencjał pełnego ujawnienia problemu i tylko wtedy można problem rozwiązać.
Nikt nie uwolni np. lęku przed podejściem do kobiet nie podchodząc do kobiet.
Jeszcze napiszę że zauważyłem że mam jakiś opór by zagadać do dziewczyny, boję się że mnie zleje… czuję taki dyskomfort, fizycznie w twarzy takie napięcie nawet by się uśmiechnąć, zaryzykować itp/ jeżeli uwolnię ten opór i strach to będzie mi łatwiej? Czy lepiej przemóc się , podchodzić, uwalniać w trakcie, zrobić z siebie czasami debila ale działać?
Jeszcze napiszę że zauważyłem że mam jakiś opór by zagadać do dziewczyny,
Nie masz żadnego oporu. Ani “jakiegoś”, ani żadnego innego.
Opór to Twoje nastawienie – niechęć. NIE CHCESZ zagadać do dziewczyny i zamiast spokojnie tego nie wybrać, mordujesz się w sobie.
Zapewne pierwszy raz w życiu w ogóle zdałeś sobie sprawę, że coś się dzieje w Tobie ale interpretujesz to zupełnie niepoprawnie.
Masę razy na tym serwisie wyjaśniałem co to jest opór.
Ale większość ludzi nie chce tego zrozumieć, bo uświadomienie sobie co to jest opór automatycznie usuwa jedno z najprostszych i najwygodniejszych wytłumaczeń i wymówek.
Bo już nie można powiedzieć – “mam opór”, “czuję opór”, “pojawił się opór”, “mam silną blokadę”, ani nic takiego.
Tylko widzimy prawdę – JA NIE CHCĘ.
A nie chcesz, bo…
boję się że mnie zleje…
Nie, wcale nie.
Wcale nie boisz się “zlania”. Tylko tego co poczujesz, gdy usłyszysz “nie”.
Czyli boisz się własnych uczuć.
A boisz się ich, bo już je masz stłumione. I dlatego umysł projektuje je poza Ciebie.
czuję taki dyskomfort,
To efekt oporu i demonizowania uczuć.
To nie ma nic wspólnego z nikim innym, ani żadną sytuacją zewnętrzną.
fizycznie w twarzy takie napięcie nawet by się uśmiechnąć,
Bo nie chcesz się uśmiechnąć. Gdyż w Twoich oczach zagadanie, uśmiech spotka się z osądem, odrzuceniem – “zlaniem Cię”.
Dlatego tylko próbujesz się zmusić do czegoś, czego wcale nie chcesz zrobić.
zaryzykować itp/
No widzisz – “zaryzykować”. Tak to widzisz.
Co ryzykujesz? Że zostaniesz zaatakowany, zraniony, odrzucony.
W podejściu do kobiety widzisz zagrożenie. Dlatego NIE CHCESZ tego zrobić, ani się nawet uśmiechnąć.
Pytanie tylko czy na pewno możesz zostać zraniony – “zlany”?
jeżeli uwolnię ten opór
To nie jest rzucanie zaklęcia.
Nie uwolnisz oporu bez świadomości, że się opierasz, czyli że wcale nie chcesz podejść, BO…
No bo powiedz – chcesz?
i strach to będzie mi łatwiej?
Tylko jeśli przestaniesz utrzymywać, że Cię kobieta może XYZ i gdy uświadomisz sobie czego naprawdę się boisz.
Czy lepiej przemóc się , podchodzić, uwalniać w trakcie, zrobić z siebie czasami debila ale działać?
Lepiej do czego, od czego, względem czego?
Proszę zacząć posługiwać się kontekstem. Ja nie mogę prowadzić żadnego dialogu jeśli rozmowy będą bez jasno określonego fundamentu.
Jeśli tylko “wiesz”, że boisz się zostać “zlanym”, to do czego chcesz się przemóc?
Co chcesz uwalniać?
Uwalniasz energię. Ale nie uwalniasz percepcji. Percepcję należy korygować.
Widzisz jak opór jest wygodną wymówką – nie chcesz podejść, bo Ci laska powie “nie”, a Ty się źle poczujesz.
I już kombinowanie – “a może się przemóc”? “Może zrobić z siebie debila”?
Co chcesz zrobić, żeby wyjść na debila?
A nie lepiej podejść jak normalny, zdrowy, fajny facet, którym jesteś i przywitać się, zaproponować spacer, kawę, powiedzieć komplement, rozśmieszyć?
Ale widzisz – swoje działania z góry sam osądzasz, że będziesz robił coś jak debil. Nie jak normalny facet.
Jeśli sam siebie tak osądzasz, dodatkowo sądzisz, że to kobieta Cię zleje, to nie dziwne, że nawet uśmiechnąć się nie chcesz.
Bo pewnie i swój uśmiech osądzasz, że uśmiechasz się jak debil.
Na debila wyjdziesz tylko jeśli z normalnej rzeczy zrobisz jakiś głupi teatrzyk, bo ukryjesz swoje prawdziwe intencje i będziesz kombinował jak je zrealizować nie będąc szczerym, tylko próbując coś zrobić naokoło dupy laski.
Więc – problem leży poza Tobą? Oczywiście, że nie.
Ale widzisz jak bardzo jesteś nieświadomy. Dopiero stałeś się świadomy “jakiegoś oporu”, czyli zwykłej niechęci. Ale jeszcze tego nie widzisz czym to jest.
I tylko rozmyślanie co to strasznego się stanie na zewnątrz, gdy podejdziesz. Ale nic się nie stanie.
Bo ten dramat już się odbywa w Tobie. I odbywa się od lat.
ok dziękuję za odp. :3
Ja niestety przez długi czas czytałem internet, redpille i inny syf. Teraz wiem dlaczego. Dawało mi to UKOJENIE, po prostu takie “uff to nie ze mną jest problem tylko z tymi p0lkami” i zauważyłem że do takich negatywnych treści mnie ciągnie… gdy jestem w żalu, smutku, wstydzie. Dokładnie się wszystko pokrywa. Gdy jestem na wyższych emocjach – nie mam POTRZEBY to czytać.
Tak jak mówisz, percepcję muszę zmieniać i podważać ten syf co sam sobie zafundowałem do głowy…
Ja najczęściej z myślami mam tak, ostatnio testuję że jak myśl się “wymyśli” jakaś głupia to mówię sobie ze spokojem “ta myśl nie jest twoja, to jest coś przeczytanego z Internetu albo obejrzanego w filmie/telewizji” i raz dostałem olśnienia jak przyszła jakaś myśl i odczułem FIZYCZNIE że TO NIE MOJA MYŚL. Tylko coś przeczytanego w Internecie z 5 lat temu!!!
Albo myśli na jakiś temat. Dużo zauważyłem to jakieś automatyzmy się zrobiły. W sensie coś przeczytałem jak ktoś uważa coś na jakiś temat i ja to przyjąłem za swoje. Tylko że to NIE JEST MOJE :3
Co do oporu do dziewczyny – masz rację. To jest opór. Ja zauważyłem że przez poprzednią pracę gdzie mnie mobbingowali ja hmm odepchnąłem w pewnym sensie bezinteresowną POZYTYWNOŚĆ. W sensie zorbiłem sobie opór przed DAWANIEM. Dawaniem czegoś światu, ludziom. I dlatego czuje OPÓR przed uśmiechem do nieznajomej dziewczyny… nie chce jej czegoś DAĆ, nie idę z intencją MIŁOŚCI.
I tak, boje się odmowy bo będę CZUŁ się po tym źle… boje się EMOCJI a nie reakcji dziewczyny. Masz absolutną rację… boję się bardzo publicznego upokożenia bo w szkole miałem pewien okres że klasa się ze mnie wyśmiewała. Potem jak poszedłem do innej szkoły chcieli ze mnie zrobić debila klasowego. To chyba wtedy powstało u mnie wiele wypartych emocji żalu, smutku, gniewu i wstydu…
Teraz wiem dlaczego. Dawało mi to UKOJENIE, po prostu takie “uff to nie ze mną jest problem tylko z tymi p0lkami” i zauważyłem że do takich negatywnych treści mnie ciągnie…
Nic Cię nie ciągnie, tylko dla Ciebie to były dowody, że świat jest taki jak uważasz, że Ty jesteś takim jakim się widzisz, etc.
To nie była żadna ulga, ani ukojenie, tylko tak wygląda projekcja – wyparcie własnych emocji i uznanie, że ich źródłem jest świat.
Więc wystarczy świata unikać – jakichś jego elementów – i po problemie.
Widzisz jak wygląda negatywne życie i granie ofiary – kleisz się do negatywności całe życie, usprawiedliwiasz się nimi, szukasz tego, chcesz.
A potem co? Doświadczasz konsekwencji i uważasz je za dowód tego, czego sam szukałeś i chciałeś sobie udowodnić.
I w odpowiednich okolicznościach nadal tak będziesz postępował, bo masz z tego mnóstwo korzyści.
gdy jestem w żalu, smutku, wstydzie. Dokładnie się wszystko pokrywa. Gdy jestem na wyższych emocjach – nie mam POTRZEBY to czytać.
Nie ma wyższych emocji. Emocje mogą być wyższe lub niższe tylko w porównaniu ze sobą. A nie ma emocji po stronie sprzyjającej życiu.
I nie jesteś na żadnych emocjach, bo to nie wakacje, ani sofa.
Emocje to konsekwencje percepcji. Gdy np. widzisz coś przez pryzmat dumy i gniewu, to pewnie, że nie musisz czytać, bo już puchniesz – cały świat osądziłeś, a siebie postawiłeś na tronie jako jedynego sprawiedliwego.
A to tak naprawdę niewiele się różni od bycia zawstydzonym.
Bo gdy ta iluzja runie, to człowiek z dumy momentalnie spada na wstyd i obwinianie.
Tak jak mówisz, percepcję muszę zmieniać
Naprawdę powiedziałem, że musisz? Gdzie ja to powiedziałem?
I jak zamierzasz to zmienić?
Ja nic takiego nie powiedziałem. Powiedziałem, że krytycznie ważna jest świadomość, odpowiedzialność, akceptacja i uwalnianie zarówno przywiązania jak i oporu. A “zmiana” to automatyczna konsekwencja tej pracy oraz odpowiedniej intencji.
No ale widzisz jak wygląda robienie (o ile w ogóle) po łebkach i na podstawie czytaniny bloga, a nie odpowiedzialnej, solidnej pracy z programem.
i podważać ten syf co sam sobie zafundowałem do głowy…
Gdzie ja powiedziałem, że masz podważać cokolwiek?
Wyjaśniałem ze 200 razy – mentalizacja to proces ciągły i nieskończony i jedna warstwa emocji może być źródłem tysięcy myśli.
Ty masz ten mentalny bełkot IGNOROWAĆ, a nie podważać.
Kolejny przykład jak człowiek może patrzeć na słowa i ich w ogóle nie czytać.
Jedyne co ew. możesz poddać zdroworozsądkowej analizie to te myśli i przekonania, których nie chcesz ignorować.
Ja najczęściej z myślami mam tak, ostatnio testuję że jak myśl się “wymyśli” jakaś głupia to mówię sobie ze spokojem “ta myśl nie jest twoja, to jest coś przeczytanego z Internetu albo obejrzanego w filmie/telewizji” i raz dostałem olśnienia jak przyszła jakaś myśl i odczułem FIZYCZNIE że TO NIE MOJA MYŚL.
Nie możesz odczuć fizycznie, że myśl jest Twoja lub nie.
Nie wiem co odczułeś fizycznie.
Jedyne co mi przychodzi do głowy, to to, że przestałeś się opierać, napierać na myśl i dzięki temu Twoje ciało się rozluźniło.
Jednak samo stwierdzenie, że odczułeś fizycznie, że myśl nie jest Twoja to jakieś urojenie.
Czy możesz fizycznie odczuć, że buty, które masz na nogach nie są Twoje lub są? Absolutnie nie.
Ale znowu – całkowite opieranie się o uczucia. A uczucia to najgorszy możliwy kompas życiowy.
Tylko coś przeczytanego w Internecie z 5 lat temu!!!
Albo myśli na jakiś temat. Dużo zauważyłem to jakieś automatyzmy się zrobiły.
Nie zrobiły się żadne automatyzmy (skąd to bierzesz?), tylko mentalizacja to proces ciągły i nieskończony.
Tylko dopiero pierwszy raz w życiu w ogóle przystąpiłeś do obserwacji tego.
TY ŻYŁEŚ TAK NIEŚWIADOMIE. Nie było żadnych automatów, nie ma i nie będzie.
W sensie coś przeczytałem jak ktoś uważa coś na jakiś temat i ja to przyjąłem za swoje. Tylko że to NIE JEST MOJE :3
Nawet jak uznasz, że jest, to i tak nie jest. ;)
Co do oporu do dziewczyny – masz rację. To jest opór. Ja zauważyłem że przez poprzednią pracę gdzie mnie mobbingowali ja hmm odepchnąłem w pewnym sensie bezinteresowną POZYTYWNOŚĆ. W sensie zorbiłem sobie opór przed DAWANIEM.
Proszę, nie czyń teraz z siebie czarnoksiężnika.
Oporu nie robisz, bo to nie napięcie elektrostatyczne, które generowane jest przez pocieranie stópkami po włochatym dywanie.
Opór to Twoje nastawienie, postawa – niechęć.
Tak żyłeś – niechętnie, czyli negatywnie. I tym też się usprawiedliwiałeś – “czuję opór wobec tego, to nie mogę tego zrobić”. Ile razy sobie tak mówiłeś?
Dawaniem czegoś światu, ludziom. I dlatego czuje OPÓR przed
Ooo, dokładnie o tym mówię. No czujesz opór i tyle. I jeszcze usprawiedliwienie DLATEGO czujesz opór, bo coś tam w świecie…
Nie czujesz oporu, bo opór to nie jest uczucie.
Widzisz – znowu – mówię wprost co to jest opór już n-ty raz, a Ty nadal powtarzasz jakieś popularne, zupełnie nieprawdziwe twierdzenia.
uśmiechem do nieznajomej dziewczyny… nie chce jej czegoś DAĆ, nie idę z intencją MIŁOŚCI.
Spokojnie z tymi intencjami miłości.
Naprawdę szybki seks z ubikacji w klubie czy randka nie musi się opierać o miłość.
Zanim zaczniesz mówić o miłości, pamiętaj, że pierwsze nieśmiałe kroki w spektrum miłości to odwaga.
Niech Twoje intencje będą odważne. Do miłości jeszcze jest trochę drogi.
I tak, boje się odmowy bo będę CZUŁ się po tym źle…
Ojej. ;)
boje się EMOCJI a nie reakcji dziewczyny.
No tak ale strach to już emocja. I dzieje się coś złego? Rozstąpiła się ziemia i buchnęły ognie belzebuba? ;)
Masz absolutną rację… boję się bardzo publicznego upokożenia
No to po raz kolejny – nie ma czegoś takiego.
Boisz się wstydu i tyle. A boisz się go, bo go demonizujesz całe życie i już nosisz go stłumionego.
Żadne “upokorzenie” nie może Ci go dać. Ty sam już się upokarzasz od wielu lat. I tylko czekasz na możliwość zrzucenia na kogoś odpowiedzialności.
bo w szkole miałem pewien okres że klasa się ze mnie wyśmiewała.
Każdy miał taki okres.
U mnie w szkole prawie każdy doświadczył czegoś takiego. Ale nie każdy z tego zrobił osobisty dramat.
Już takie są dzieciaki. Małe dinozaurki. ;)
Potem jak poszedłem do innej szkoły chcieli ze mnie zrobić debila klasowego. To chyba wtedy powstało u mnie wiele wypartych emocji żalu, smutku, gniewu i wstydu…
Emocje nie powstają wyparte.
Emocje to konsekwencje percepcji – Twoich.
A wypierasz je TY silnym oporem, niechęcią do nich, projekcjami, usprawiedliwieniami, bagatelizowaniem, zwalaniem odpowiedzialności i oczywiście tłumieniem jak i oglądaniem porno, piciem, odwracaniem uwagi, robieniem, zmaganiem się, gdy coś odczuwasz, etc.
To czego się bałeś, to właśnie bólu stanowiącego konsekwencję Twojego zmagania z tym co czujesz. Problemem nigdy nie była zewnętrzna sytuacja.
a czy może miałbyś techniczne rady jak np. zagadać w autobusie, pociągu, na ulicy?
Możesz powiedzieć co to ma do rzeczy z:
– Tym czym się zajmuję?
– Tematyką serwisu?
– Artykułem o depresji?
Techniczne rady? Używać tego, co masz do dyspozycji – np. ust do mówienia.
Nie ma żadnych magicznych, tajemnych technik. Co nie rozmawiam z kobietami, to dla nich liczy się sam fakt, że podszedłeś.
A jeśli coś im się podoba, to pomimo kombinowania, a nie dzięki niemu.
Najpierw jakkolwiek zagadaj do 20-30 dziewczyn w autobusie i pociągu. Wyciągnij wnioski, podziel się nimi i wtedy pogadamy o konkretach.
Bo to o co prosisz teraz to liczysz, że ja Ci dam jakieś techniki, dzięki którym unikniesz tego “upokorzenia”, o którym mówiłeś w innym komentarzu.
Sorry, nie da się.
Idź w ogień.