Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!
Kontynuujemy serię na temat radzenia sobie z porażkami. Część pierwszą znajdziesz klikając na poniższy link:
► Jak radzić sobie z porażkami (Część 1)?
Porażka to rezultat NASZEJ ciężkiej pracy. To nie jest coś, co przytrafia się nam w jeden moment, bo świat jest niesprawiedliwy czy zły.
Stanowi pewien rezultat. Zły? Nie.
Jedyne, co w porażce jest złe to nasza postawa, ośli upór względem braku niezbędnych zmian.
Porażka mówi nam, że coś jest do korekty – by to znaleźć, wprowadzić korektę. A następnie podjąć kolejną próbę, by zobaczyć czy wprowadziliśmy właściwą korektę w odpowiednim miejscu. Jeśli nie – porażka nastąpi ponownie.
Wspaniały mechanizm, nieprawdaż? Okazuje się, że porażka jest nieuchronna w drodze do celu, bo informuje nas o tym, co jeszcze nie działa i nie wspiera naszego sukcesu. A nie oznacza, że przegraliśmy. No ale to usłyszymy w swoim umyśle, bo on przypomni sobie co usłyszał od innych na temat porażek. Dlatego niezbędne jest zrozumienie, że wraz z porażką odbędzie się detoks z zalegających w nas toksyn, mentalizacji i szkodliwych przekonań.
Ego zaś uwielbia do świata podchodzić na zasadzie “czarne lub białe” – totalne zwycięstwo lub kompletna porażka. A to jest bzdura i dziecinada. Dążenie do sukcesu to proces, który uwzględnia porażki. Każdy człowiek, który odniósł jakikolwiek znaczący sukces rozumie to. Ci co nie odnieśli sukcesów oddają odpowiedzialność za swoje niedojrzałe postrzeganie porażek, którego nauczyli się od innych (a gdy się tego dowiadują, to odpowiedzialność przerzucają jeszcze na te osoby).
Przyjrzyj się obrazkowi dla tego artykułu. Znalazłem go pod hasłem “overcoming”, co oznacza przezwyciężanie, forsowanie, przemaganie… naprawdę!? Ja tu widzę czystą głupotę. Dążenie do szczytu nie sukcesu, a kretynizmu.

Zastanówmy się jaka praca, jakie działanie reprezentowane przez ten obrazek miałoby doprowadzić nas do sukcesu? Co to miałby być za sukces? Chyba tylko zbudowanie piramidy będąc niewolnikiem. Ale czy to sukces dla niewolnika? Raczej tylko koniec morderczej pracy, z której nic nie miał dla siebie. I pozwolenie, by paść w piach i kurz i leżeć bez ruchu ze zmęczenia. No i liczenie, że Faraon czy jakiś bóg wynagrodzą nas za nasze poświęcenie. Nie tak żyliśmy do tej pory?
Większość ludzi uważa, że jak wniosą wreszcie ten ciężki głaz na szczyt, to potem zobaczą spadek i wszystko już będzie dobrze. Ale ja się pytam – jak wykonywanie czegoś głupiego i kompletnie niepotrzebnego ma doprowadzić do czegokolwiek dobrego? Jeśli męczymy się w tym co robimy, to nie pracujemy ciężko na sukces, tylko na porażkę. Bo są w nas PRZYCZYNY zmagania i cierpienia, którymi się nie zajmujemy i intencją naszej pracy jest unik, a nie sukces. Dążenie do ulgi, a nie zwycięstwa.
Jednak dla większości ludzi taka “ciężka praca” kojarzy się z cnotą. Dążenie do ulgi z bólu, który sami sobie sprawiają. Bo wierzą w to, co pokazuje ten obrazek:

Nie tak?
Taszczymy przed lub za sobą ogromny ciężar, mordujemy się z nim miesiącami, latami, całe życie i każdego dnia przekonujemy samych siebie, że jeszcze troszkę wysiłku i będzie koniec cierpienia. Bo ktoś nas przekonał, że tak trzeba. A jak końca nie ma za życia, to przyjdzie po śmierci! Bo cierpienie jest przecież nagradzane! Więc jak cierpimy, to zbliżamy się do sukcesu…! Eh…
Musimy zrozumieć, że tzw. “ciężka praca” może prowadzić nas w dwóch przeciwstawnych sobie kierunkach – porażki lub sukcesu. Większość ludzi ciężko pracuje dla porażki. Bo gdyby tak nie było, to większość ludzi odnosiłaby wspaniałe sukcesy. A wiemy, zapewne z doświadczeń własnych bliskich, znajomych i własnych, że tak nie jest.
Oto kilka przykładów ciężkiej pracy na porażkę:
– Robienie w kółko tego samego (często tylko coraz bardziej) oczekując innych rezultatów (nieraz dramatycznie innych).
– Próba bycia pozytywnym/ą na siłę bez mierzenia się i odpuszczania negatywności.
– Poświęcanie się dla innych własnym kosztem licząc na zwrot negatywnej/toksycznej inwestycji.
– Działanie z intencją “wziąć/zabrać dla siebie”, a nie “dać/podzielić się”.
– Myślenie, chcenie, pożądanie i pragnienie sukces/szczęścia/etc. bez konkretnych, nakierowanych na rezultat działań.
– Unikanie działania na bazylion różnych sposobów, z czego najczęstsze to wieczne edukowanie się i dążenie do dziecinnego perfekcjonizmu (perfekcjonizm = paraliż).
– Słuchanie rad ludzi, którzy nie osiągnęli sukcesów i wzorowanie się na ludziach, którzy sukcesów nie odnieśli.
– Kierowanie się niepoprawną definicją sukcesu. Np. dla uzależnionego sukcesem jest ucieczka od napięcia albo tzw. “odstresowanie”.
– Wybór generycznej wiedzy nad specjalistyczną.
– Działanie bez jasno, klarownie i szczegółowo wyznaczonego celu oraz wypisanych konkretnych, rzeczowych, praktycznych kroków do jego osiągnięcia.
– Robienie czegokolwiek nie lubiąc siebie i/lub utrzymując niechęć do tego, co robimy.
– Robienie tego, czego nie lubimy – czyli robienie z poczucia braku – bez INWESTOWANIA – DODAWANIA – WYSOKIEJ ENERGII.
– Uciekanie i unikanie źródeł niskiej energii i blokad w przepływie wysokiej, przez co wysoka energia nigdy nie może się pojawić w naszym życiu, działaniu i samopoczuciu.
– Dążenie, by komuś zaszkodzić, a nie pomóc.
– Kierowanie się emocjami i myśleniem. Myślenie NIE doprowadzi Cię do sukcesu. Słuchanie rad umysłu powstałych na bazie emocji NIE doprowadzi Cię do sukcesu.
Ciekawe, nieprawdaż? A to oczywiście nie wszystkie sposoby jak się ciężko zapracować na porażkę.
Teraz przyjrzyjmy się innemu obrazkowi:

Zastanówmy się czy sukcesem jest przepchanie tego głupiego głazu na szczyt czy osiągnięcie szczytu bez niego, wspaniałe samopoczucie, nauka odpowiedzialności za własne życie, decyzje, troskę, dbanie o bezpieczeństwo swoje i ewentualnych innych wspinających się?
W co wolisz zainwestować swoją energię – w osiągnięcie celu czy pchanie/ciągnięcie durnego głazu przed/za sobą?
Jeśli mamy problemy z dotarciem na szczyt, zastanówmy się co nas zbędnie obciąża?
Napisz w komentarzu co jest Twoim ciężkim głazem, który próbujesz gdzieś przepchać?
Bez ujawnienia że i co ciągniemy/pchamy, nigdy tego nie przestaniemy robić.
Nie możemy sobie poradzić, bo wykonujemy jedno lub wiele głupich działań, których nie chcemy przestać wykonywać. Tak jak nie możemy zacząć sikać z całych sił ściskając mięśnie w okolicach miednicy. Najpierw przestajemy robić to, co nam szkodzi, a natychmiast potem zrobimy to, co jest korzystne. Nie odwrotnie!
Ponownie przypomnę, że robienie w kółko tego samego (a szczególnie bardziej)  oczekując innych rezultatów to definicja szaleństwa.
Jak chcesz pojechać, to najpierw zwalniasz hamulec, potem wciskasz gaz. A wiele osób dociska gaz, a nigdy nie zwalnia hamulca. Chcemy pojechać, chcemy gdzieś dojechać, a jednocześnie nie chcemy opuścić miejsca, w którym jesteśmy. To przecież szaleństwo! A potem taka osoba mówi – “Poczekam, może się w końcu coś zmieni”. Tak, rozpieprzysz sobie silnik. I już będzie można obwinić producenta samochodu!
Nazywa się to dzisiaj samorozwojem. Walką. Zmaganiem. Bo to takie męskie! Nie dziwne, że tak wiele kobiet uznaje mężczyzn za głupców. A niektórzy z tych głupców nazywają to lansowaniem się – “paleniem gumy”. Przy okazji “palimy” swoje szare komórki ale przecież efektowność bardziej się liczy, niż efektywność… a może nie? Kto jeszcze wierzy, że drogi garnitur zrobi coś za niego?
W międzyczasie benzyna się wyczerpuje, a silnik się niszczy. Człowiek się namęczy, a potem sobie mówi – “Łoooo! Ale się narobiłem! Dobra robota!” Ocieramy pot z czoła, patrzymy – nogi i ręce mamy obolałe, minął cały dzień, pełno kurzu, smrodu, trzeba zapłacić za uzupełnienie benzyny, za mechanika, może też lekarza, a nie przejechaliśmy nawet pół metra! No ale skoro MYŚLIMY i CZUJEMY, że się narobiliśmy, to znaczy, że się narobiliśmy! Koniec tematu!
A potem podchodzi kobieta i wbija nam szpilkę – wyciąga z nas opór, wstyd, winę, strach. A umysł mężczyzny mówi wtedy – “Już wiem dlaczego mi nie szło! Bo świat jest taki zły! Kobiety są złe! Dlatego jest mi tak ciężko!” A potem wraca do marzenia o kobietach, do których czuje rosnącą urazę.
Zmiana jest kluczowa. Zmiana siebie – intencji, celów, zamierzeń, kierunku, nastawienia, postrzegania i oczywiście – działań.
Tylko dzisiaj (22.02.2019) napisało do mnie dwóch Uczestników mojego Programu.
Pierwszy z nich w Raporcie nr 8 (a więc już przebrnął przez 2/3 Programu) napisał mi, że traci nadzieję na wyzdrowienie. Bo pracuje nad sobą, stara się i nic się nie zmienia. Potem mi pisze, że jego intencją jest unikanie emocji, ucieczka od odczuwania i korzystanie z porno, by stłumić emocje. Więc ja się pytam – jak nad sobą pracujesz, w jaki sposób się starasz, skoro Twoją intencją nadal jest pozostanie uzależnionym? Co tak naprawdę robisz? Potem ta osoba mi pisze “UFAM W PRZEWODNICTWO MOJEGO UMYSŁU”. Zaś ja w każdej wiadomości podkreślałem, że umysł bełkocze, że każda myśl kłamie, że jesteśmy uzależnieni przez ślepe posłuszeństwo umysłowi i bezkrytyczne zgadzanie się z nim. Ale ta osoba nadal wybiera swoją rację. Więc pcha pod górę jakiś wielki ciężar i sądzi, że pracuje nad sobą. A że nic się nie zmienia, to traci nadzieję.
Spotkałem się z opiniami, że moje odpowiedzi tu na Blogu są cyniczne, negatywne. Nie. One są jakie są. Zastanówmy się lepiej czy nie jesteśmy cyniczni i negatywni względem siebie samego. Osoba, która sądzi, że dąży do wyzdrowienia, a nie stosuje ŻADNEJ wytycznej Programu mającego zapewnić wyzdrowienie nie pracuje na swój sukces. Osoba, która kupuje produkt, by sobie pomóc ale wcale nie chce sobie pomóc jest chyba największym cynikiem na tej planecie. Dlatego dla takich osób staję się ich odbiciem.
Mogę ją klepać po ramieniu lub mogę ją kopnąć w tyłek tak, by zabolało. Bo jak ja tego nie zrobię, zrobi to uzależnienie, tylko dużo, dużo mocniej.
Drugi z nich napisał do mnie po 6 Module, że dotarło do niego, że jego intencją nie było zdrowie, tylko ucieczka od odczuwania w karmienie umysł informacjami. O! Ta osoba potrzebowała niecałego roku, by do tego dojść! Brawo! To wspaniale! Teraz nie jestem cyniczny, tylko w 100% szczery. Bo naprawdę wielkich jaj wymagało przyznanie się do prawdy po prawie roku pracy bez intencji wyzdrowienia.
Prawda boli ale nas wyzwoli!
Ten drugi Uczestnik mojego Programu powiedział, że wróci do początku i zacznie przerabiać wszystko od nowa ale teraz już z intencją, by problemu się pozbyć. Teraz osiągnie sukces na 100%. Tym samym prawie rok popełniania porażek był niezbędny, by odnieść sukces. Bo wreszcie ta osoba zobaczyła przez co nie odnosiła sukcesów.
Mam osoby, które po 3 latach nie pozwoliły sobie na szczerość, że wcale nie chcą być zdrowe. Chciały tylko wziąć tą kulę i pchać ją w nieskończoność i przekonywać siebie, że przecież coś robią.
Sorry ale “coś” to zdecydowanie za mało.
Uczestnik pierwszy tylko sądził, że dąży do zdrowia. Ale on dążył do pchania kuli. Na początku oczywiście była malutka i wydawało się sensownie mieć ją przy sobie. Ale z każdym tygodniem, z każdym miesiącem i rokiem stawała się coraz większa i coraz cięższa. I coraz bardziej zbędna. Bo zbędna była zawsze.
A potem słyszę jakie to życie jest trudne i ciężkie. Odpowiadam – jeśli coś jest trudne i ciężkie to nie życie, tylko to, co pchamy/niesiemy za/przed sobą.
Słyszę – “Rzeczywistość mnie boli”. Odpowiadam – jeśli coś Cię boli, to wszystko, tylko nie rzeczywistość.
Wiemy dlaczego większość ludzi na randce ma tzw. “niezręczną ciszę”? Bo ich intencją nie był wcale sukces – fajne spędzenie czasu, seks, etc. Tylko samooszukiwanie się, że coś robią. Tak naprawdę chcieli uciec od wstydu, winy, strachu i od samotności. A podczas działania to wszystko się ujawni. I gdy się ujawnia – oni nagle milkną. I idą do swojego mistrza i cudownego doradcy – swojego umysłu – i słyszą rady – “Lepiej nic nie mówić i nie robić teraz, by nie zranić kobiety, by jej nie zrazić do siebie”. Wow! Ale wspaniała rada! Ale jesteśmy kochający i troskliwi! Nie ranimy kobiety i jej do siebie nie zrażamy. A po randce kobieta już do nas nie oddzwania. No ale przecież byliśmy tacy dobrzy! Wniosek – coś więc musiało być z tą kobietą nie tak…! – poucza nas dalej nasz umysł, nasz nieomylny życiowy przewodnik.
Mój Program pomoże w około 3 miesiące (a jeśli potrzeba będzie więcej czasu – nie ważne!) ale jeśli będziemy dążyć do wolności. To musi być szczere, uczciwe. Ale u większości nie jest. I niektórzy mogą potrzebować nawet kilku lat, by się wreszcie przyznać, że nigdy nie chcieli zrobić tego, co niezbędne. Chcieli mieć tylko iluzję, że coś robią – bo wykupili Program Wolność od Porno.
Nie ważne ile to zajmie – zdanie sobie sprawy z własnych intencji to klucz i na to nigdy nie jest za późno.
Dlatego mądrzy ludzie zauważyli – “Prawda boli ale nas wyzwoli”.
Bo prawda wyciągnie z nas opór (odczuwany jako ból), lęk, wszelkie braki i negatywne intencje. Boli więc fałsz, który prawda ujawnia. Bo fałsz to brak prawdy. A brak prawdy zaprowadzi nas tylko w jeszcze więcej braków. Dlatego ból zmusza nas do przyjrzenia się temu, co niesiemy za sobą. Gdyby było to pozytywne – nie bolałoby.
Dlaczego nasze życie się nie zmienia, a my czujemy się jak w klatce? Bo nie mierzymy się z prawdą. Nie chcemy się wyzwolić. Nadal wierzymy w każdą myśl. Nadal tylko unikamy odczuwania. Dążenie do sukcesu zastępujemy “ciężką pracą”. Czyli – najpierw robimy sobie problem, a potem ciężko pracujemy, by go rozwiązać. Im trudniejszy problem sobie zrobimy, tym ciężej możemy pracować nad jego rozwiązaniem! Rozwiązujemy go np. po 5 latach, a potem patrzymy, a w naszym życiu nic nie uległo zmianie, a na naszej głowie pojawił się już pierwszy siwy włos…
Dodatkowo jeszcze dziwimy się, że nic nas w życiu nie cieszy. Nic dziwnego! Bo każdego dnia na 2 etaty ciężko pracujemy, by nie czuć!
Uciekamy od zmierzenia się z faktem, że pchamy przed sobą ogromny, ciężki głaz. Co oczywiście nie ma żadnego sensu.
Wiele osób sądzi, że gdy będą osiągać sukces i dążyć do niego, to będą czuli się tylko świetnie. Ale tak nigdy nie będzie. Emocje to zawsze informacje O NASZYM WNĘTRZU – naszej postawie, a nie o świecie zewnętrznym! Dlatego jeśli będziemy się bali, to nie mamy zaprzestać działania – zazwyczaj wręcz przeciwnie. “Świetnie” czujemy się wyłącznie w strefie komfortu naszego umysłu oraz PO osiągnięciu sukcesu. Czyli nic nie czujemy i pojęcia nie mamy jak to jest się świetnie czuć. Naprawdę wspaniale nie poczujemy się w trakcie i nie przed podjęciem decyzji. Jeśli chcemy osiągnąć sukces będziemy mierzyć się z brakiem komfortu, z poczuciem braku kontroli i bezpieczeństwa. A to jest najzupełniej NORMALNE. Nienormalne jest uciekanie od tego.
Dla umysłu odczuwanie dyskomfortu zawsze będzie “złe” i umysł namawiać nas będzie, byśmy zawrócili, byśmy “tam” nie szli (gdziekolwiek to “tam” będzie).
Pojawi się stres, niepewność, napięcie. I drogi mamy w sumie 3:
1. Zrezygnować. To ulubione zajęcie większości ludzi.
2. Walczyć z emocjami. To ulubione zajęcie większości ludzi z pozostałej części.
3. Zaakceptować swoje odczucia, nie stawić im oporu i wrócić do działań ukierunkowanych na osiągnięcie sukcesu. Na to decyduje się najmniej osób.
Oczywiście w punkcie drugim możemy bardzo ciężko pracować latami i nic z tego nie mieć.
Bardzo ciekawym jest to, że ostatnio zacząłem czytać książki, oglądać wykłady i słuchać rad kilku multimilionerów (Dan Pena, T. Harv Eker, Robert Kiyosaki i inni), którzy zauważyli, że ważniejsza od inteligencji finansowej jest inteligencja emocjonalna. Czyli to, czym się w dużym uogólnieniu zajmuję.
Dlaczego jest ważniejsza? Bo zauważmy jak potężne stały się biznesy zajmujące się ludzką niedojrzałością w tym temacie – porno, alkohol, papierosy, narkotyki, przemysł rozrywkowy, religijny i wiele więcej! Gdyby te zaniedbania nie były ważne, nikt by się na tym nie wzbogacił.
Już w pierwszym Module zadaję pytanie – “Z czym się zmagasz w swoim życiu?” 95% ludzi podaje następującą odpowiedź – “Z samotnością”. Więc nie tylko zmagają się, czyli walczą, opierają, co nic im nie daje i dodatkowo pogłębia problem ale też zajmują się REZULTATEM, a nie jego przyczyną. Co więcej – nawet nie widzą przyczyny i rzeczywistości: zmagają się z emocjami! I zmagali się z nimi jeszcze zanim stali się samotni. DLATEGO stali się samotni. Bo zamiast zadbać o znajomości, oni walczyli ze strachem, wstydem, winą, które w nich rosły.
Ludzie cały czas, calusieńki czas piszą mi i nawet dziękują, że pomagam im walczyć z uzależnieniem. Co ku*wa? Gdzie ja napisałem, że pomagam w walce z uzależnieniem? Nie jestem idiotą. I nie pomagam w idiotycznych przedsięwzięciach.
Pomoc w walce z uzależnieniem to jak pomoc w ogoleniu odbicia w lustrze bez golenia własnej twarzy.
Uzależnienie to REZULTAT, a nie przyczyna! Należy zająć się przyczynami uzależnienia. Chcesz w kółko ucinać chwast ogromnym kosztem osobistym czy wreszcie wyrwać jego korzenie? Emocje nie są korzeniem, tylko nasza postawa i postępowanie względem nich. Oraz nasze postawy odnośnie świata, lekcji, porażek, obowiązków, problemów, innych ludzi, etc. Korzeniem jest podejmowanie decyzji na bazie oporu i emocji, których nie rozumiemy i którym się opieramy.
Większość ludzi na planecie ma tak zaniedbane wnętrze, że każdy krok do przodu, a nawet sama chęć postawienia kroku do przodu w ich życiu wyciąga z nich tyle oporu i emocji, że nie są oni w stanie tego kroku postawić. A nawet nie chcą go postawić, bo boją się tych emocji. Zaczynają więc z nimi walczyć, zmagać się. Próbują je stłamsić. To naturalnie kosztuje ich całą energię, której potem już nie mają na wykonanie tego kroku. Mówią sobie – “Super! Dzisiaj zająłem się emocjami – ciężko z nimi walczyłem i gdy odpocznę to się zajmę tym krokiem”. Następnego dnia chcą postawić ten krok i niespodzianka! Znowu czują to samo! Więc znowu wykonują ciężką pracę! Zmagają się, walczą! I czują z tego powodu dumę!
Jeśli tak robisz – ogarnij się!
Zamiast w kółko zajmować się oparzeniami od prób podniesienia gorącego garnka, podnieś go za uszy lub użyj rękawicy żaroodpornej!
Ludzie, którzy osiągnęli największe sukcesy zawsze mówili, by znaleźć innych, co osiągnęli takie sukcesy i ich naśladować. Wiemy dlaczego? Bo jeśli tego nie zrobimy, będziemy słuchać swojego umysłu. Bełkoczącego radyjka. W którym żyje ego, które ewoluowało ucząc się przeżycia przez dziesiątki tysięcy lat.
Większość ludzi sądzi, że przechytrzy swoje ego, że je przegada, przekona. Że będą je kontrolować. Lol!
Nawet nie dostrzegają, że to już mówi ich ego. A oni stoją z boku trzymając się jak dzieci za kawałek sukienki mamusi i przyznają mu rację. Nawet nie dostrzegają, że mówiąc “Przechytrzę swoje ego” właśnie zostali przez nie przechytrzeni!
Ale jeśli mamy kartkę papieru i długopis, jeśli mamy wyznaczony cel, rozpisane kroki i jeśli przed naszym nosem mamy człowieka, który osiągnął to, co sami sobie wyznaczyliśmy i jeśli będziemy robić to, co ta osoba mówi i rozliczać się na tej kartce papieru z rezultatów – wtedy ego nas nie przechytrzy. Ale wszystko inne co zrobimy – to już nasze ego starające się nas zwrócić z kursu – przejąć kontrolę.
Jednak większość osób nie słucha mnie. Większość. Wolą dalej robić po swojemu. A potem dziwią się jak im mówię, że duma jest przeszkodą na drodze do zdrowia.
Mówię – “Obserwuj swoje myśli i nic z nimi nie rób”. Osoba mówi potem – “Wow! Ale super! Świetnie się po tym czuję”. Kończy ćwiczenie i za chwilę widzi w swoim umyśle – “Sprawdzę tylko e-mail i zaraz się wezmę za działanie”. No i sprawdza pocztę. Po jej sprawdzeniu pojawia się kolejna myśli – “Ok, ok! Jeszcze tylko jeden serwis i już naprawdę się biorę”. Sprawdza serwis i nagle pojawia się poczucie winy – “Powinienem już wziąć się za działanie”. I zaczyna się zmagać z tą winą. Stawia jej opór. Obniża się poziom jej energii i chęci, a w umyśle pojawia się myśl – “Źle się czuję. Obejrzę tylko coś śmiesznego i już naprawdę się biorę”. Za moment pojawia się pragnienie obejrzenia porno… no i oczywiście obejrzymy tylko jeden film…
I tak każdego dnia.
Znamy to ze swojego życia? Pewnie, że znamy! Ale przyznanie się do tego wymaga odwagi, a to zaboli. Bo unikając tego bólu uniemożliwialiśmy sobie wewnętrzne oczyszczenie i wzrost.
Ciężka praca na porażkę ma do siebie to, że nie jesteśmy w stanie określić co tak naprawdę zrobiliśmy i ile.
Bo jeśli zmagamy się z emocjami i oporem, to robimy to przez własną niedojrzałość. Nie potrafimy czuć, nie potrafimy więc sprawdzić ile nasze zmaganie z emocjami przyniosło nam dobrego.
Gdybyśmy czuć się nauczyli i sprawdzili, to dostrzeglibyśmy jasno i klarownie, że po każdym zmaganiu emocji i oporu czujemy jeszcze więcej, a nie mniej!
Gdybyśmy byli uczciwi, to zobaczylibyśmy, że przed każdą kolejną wpadką czujemy coraz więcej emocji i oporu. Więc nasze starania zagrzebują nas coraz głębiej w błocie, a nie z niego wyciągają. Nasz umysł nie ma racji mówiąc nam, że porno nas odstresowuje czy rozładowuje emocje, etc. Bo gdyby tak było – przed każdą wpadką czulibyśmy ich mniej.
W jaki jeszcze sposób ciężko pracujemy na porażkę? A np. martwiąc się. Również martwiąc się o innych. Zapamiętajmy – martwienie się nie jest wyrazem miłości, ani troski! Martwienie się to utrzymywanie w sobie martwoty sądząc, że to w czymkolwiek komukolwiek pomaga. Gdy ktoś mi mówi, że martwi się o coś, to ta osoba jest fatalnie oczarowana, że źródło problemu i/lub rozwiązania jest w tym czymś/kimś. Np. martwimy się o pieniądze. Bo wierzymy, że pieniądze są źródłem naszego strachu i jego rozwiązaniem – źródłem bezpieczeństwa. I totalnie ignorujemy fakt, że wszelkie trudności z zarabianiem pieniędzy to rezultat utrzymywania w sobie martwoty – strachu, stresu, zmartwień. Tak sprytnie nasze ego robi nas w jajo!
Gdy ktoś mi mówi – “Myślę o tobie” to ja zawsze proszę – “Przestań.” Bo ta osoba utrzymuje urojenie, że ja jestem źródłem i/lub rozwiązaniem problemu, który ta osoba ma. A to nie jest prawda. Ale ludzkie ego uwielbia, gdy ktoś o nim myśli. Czuje się wtedy takie specjalne. Pomimo, że nic dobrego to nikomu nie przynosi, ludzie myślą o sobie. Do tego martwią się, co nazywają okazywaniem miłości. Brrrrr!
Gdy ktoś mi mówi, że o mnie myśli, to ja mówię sobie – “Dżizas, daj mi spokój i zajmij się sobą!” Nie Ty myślisz, tylko Twój umysł paple, bo sądzi, że we mnie jest przyczyna lub rozwiązanie jakiegoś problemu, który masz. Zajmij się problemem, a nie myśl o mnie. Źródło problemu i jego rozwiązanie jest w Tobie. Myślenie o mnie to unik i oddawanie odpowiedzialności.
Szczerze to uprzejmie proszę zabrać sobie to martwienie się o mnie. Ktoś się martwi, utrzymuje w sobie niski stan energetyczny, przez który organizm tej osoby nie ma energii, radości, chęci. I co ja mam zrobić? Poczuć się winnym? Przecież martwienie się to jak tyrania – to wymuszanie w innych za pomocą poczucia winy zmiany ich zachowań.
“Martwię się o ciebie” to jak mówienie drugiej osobie – “Robię sobie krzywdę i ty za to odpowiadasz”.
“Myślę o tobie” to jak mówienie drugiej osobie – “Mam problem i ty musisz go rozwiązać”.
A jeszcze gdy mówię, że nie doceniam czyjegoś martwienia, to automatycznie ja staję się tym złym, niewdzięcznym.
Ciężką pracą prowadzącą do porażki jest oddawanie odpowiedzialności za swoje decyzje i postawy emocjom. Ileż razy słyszę “Ktoś mnie zdenerwował”. Naprawdę? Więc nie tylko wierzymy, że ktoś ma większą moc, niż my mamy, a do tego jeszcze z samą emocją pewnie się w sobie boksujemy i uważamy, że ktoś utrzymuje ją w nas za nas. Ktoś coś powiedział, a nas to boli i rozwściecza przez lata i z każdym dniem coraz bardziej. Wow! Perpetuum mobile! Dlaczego nikt tego jeszcze nie opatentował!?
Na koniec tej części coś do przemyślenia. Oto zrzut wykładu, który sobie dzisiaj obejrzałem (Michael Pilarczyk – Maximum Business Potential – Event with Dan Peña). Kim jest Dan Peña polecam poczytać. Jak i przesłuchać ten wykład. Znajdziemy go na kanale Youtube Pana Dana Peñy.

Oto co znajduje się na tablicy – kluczowe elementy osiągania sukcesu:
Urodzony nieograniczony.
Ograniczające przekonania.
Uwalnianie, a nie gromadzenie – emocjonalny bagaż.
To, co zostało nauczone, może zostać oduczone.
Trzymaj się z dala od ograniczających przekonań innych ludzi.
Nawiąż kontakt ze swoimi emocjami.
Zdobądź/poznaj/załatw sobie mentorów.
No proszę – to wszystko jest zawarte w Programie Wolność od Porno. 3/7 punktów dotyczy pracy z emocjami. Czyli to, na czym się skupiam w dużej części i na Blogu, i w moich Programach.
Okazuje się, że droga, którą opracowałem w Programie WoP jest polecana przez człowieka nazywanego “The 50 Billion Dollar Man” (człowiek 50-ciu miliardów dolarów). Podchodzimy do tego w nieco innej kolejności i dokładam jeszcze kilka innych istotnych punktów w kontekście wychodzenia z uzależnienia. Niemniej droga ta zaprowadziła tego człowieka do 50+ miliardów dolarów.
Wyjście z uzależnienia powinno być właśnie tyle dla nas warte.
Do tematu porażek wrócimy w przynajmniej jeszcze jednej części.
Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
35 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Mateusz

To jest dla mnie po prostu niezrozumiałe. Jak mam osiągnąć cel nie starając się go osiągnąć? Mam rozumieć że skoro nauka nie sprawia mi przyjemności, i stanowi dla mnie ogromny (niemal nadludzki) wysiłek, nie potrafię uczyć się do egzaminu nie męcząc się, sesja egzaminacyjna to dla mnie horror, to powinienem rzucić przyszłościowe studia i zająć się machaniem łopatą (nie mam innej perspektywy na życie), albo liczeniem że wydarzy się cud i wygram totolotka? To jest niezrozumiałe właśnie także w innych twoich wpisach – zwiększanie poziomu bycia poprzez niewymuszone działanie. Jeżeli jestem na niskim poziomie bycia to po prostu nie jestem w stanie podjąć niewymuszonego działania. Nie rozumiem tej magicznej sztuczki. W jaki sposób miałbym startując z niskiego poziomu, działać tak jakbym był na wyższym poziomie, po to żeby móc ten wyższy poziom osiągnąć?

Mateusz

Wszystko spoko, wiele mi wyjaśniłeś. Tylko czemu piszesz o wypowiedzi która jest poprawna pod względem logicznym, że jest bełkotem? Chcesz pomagać ludziom, a zastanowiłeś się chociaż czy sam nie masz problemów z np. zrozumieniem wypowiedzi logicznie złożonych (być może w nadmiernym stopniu, nie przeczę)? I naprawdę wybacz że cię nimi katuję, ale czasami nie umiem ubrać swoich mysli w bardziej proste wypowiedzi. Nie jesteś jedyną osobą, która ma problem z ich zrozumieniem. Ale zapewniam cię, że powodem tego stanu rzeczy nie są moje braki w logice. Wracając do tematu, to chciałbym móc się uczyć z taką samą chęcią, z jaką np. chodzę z kolegami na wódkę – osiągałbym swoje cele łatwiej, skuteczniej, i jednocześnie uniezależniając się od ludzi i ich towarzystwa. Niestety ciężko jest mi to sobie nawet wyobrazić. I piszesz, że to wszystko to jest opór? Nastawienie niechęci? I że mogę sobie po prostu wybrac chęć? W jaki sposób mogę ją wybrać? Nie ma w tym filozofii mówisz? To dlaczego tyle ludzi ma z tym taki problem? Przecież oni nawet nie wyobrażają sobie, że mogliby lubić np. swoją pracę. Jeżeli to jest takie proste, to czemu ja nie widzę tej możliwości? Znaczy rozumiem że jest, ale tylko na poziomie logiki. Zupełnie tej mozliwości nie czuję. Tak jak nie czuję oporu, który rzekomo stawiam. Nie czuję możliwości wyboru chęci. Próbowałem dojść do przyczyn dlaczego się tak męczę. Wiem jednak, że rzekome powody dla których się męczę to są racjonalizacje. Co na przykład mogłoby być prawdziwą przyczyną takiej sytuacji? Co ma moja postawa odnośnie nauki, do tego że inni ludzie nie darzą mnie sympatią? Czy muszą mnie nią darzyć, abym mógł osiągnąć swoje cele? Mi nie zależy na tym, aby ludzie darzyli mnie symatią, chciałbym osiągać sukcesy, aby patrzyli na mnie z zazdrością. Fatalna intencja. Wiem. Ją też mogę po prostu zmienić?

Mateusz

Poprawne pod względem logicznym może być zarówno zdanie logicznie prawdziwe, jak i logicznie fałszywe. To czy jest ono prawdziwe, nie ma nic do rzeczy odnośnie mozliwosci jego zrozumienia. Nie zamierzam się kłucić odnośnie tego czy piszę prawdę, bo jest możliwe że nieświadomie się z nią mijam. Pierwszy raz spotykam się z opinią stwierdzającą jakoby treść i intencja były bardziej istotne od formy. Samorozwojowcy, PUA, marketingowcy chórem głoszą że forma > treść. “Nie ważne co, tylko ważne jak powiesz” – bardzo często powtazany slogan. Kilkanaście, do kilkudziesięciu godzin uwalniania? No to jest problem w sytuacji kiedy ja już mam sesję egzaminacyjną. I jak to uwalniać? Próbowałem, bo przeczytałem już wiele twoich artykułów, aczkolwiek nie jestem pewien że robię to poprawnie. Widzę nawet pewne zmiany w swoim zachowaniu, ale to wszystko wciąż za mało abym uczył się, czy robił cokolwiek innego, co nie jest związane z rozrywką bezwysiłkowo. Pytasz co czuję? Czuje ze jestem w dupie. Tak w skrócie. Odpuściłem sobie większość czynności o których już wiem że wykonywałem je tylko po to by tłumić emocje, i niestety nie czuję się lepiej kiedy to wszystko wychodzi. Jetem przerazony tym ile emocji stłumiłem w przeciągu swojego, jeszcze niezbyt długiego życia. Czy to dobrze że jestem zły na siebie z tego powodu że marnuje sobie życie trzymając to w sobie? Moje uzaleznienie jest dziwne bo teraz z reguły jestem w stanie wytrzymać miesiąc, dwa, czasem nawet dłużej. Ale jak już wpadnę, to jest maraton, trwający cały dzień, a czasem nawet dłużej, po to zeby mieć od tego względny spokój na następne dwa miesiące. Odnośnie nastwienia innych ludzi do mnie, to podajesz mi trochę sprzeczne informacje. Z jednej strony piszesz że ludzie traktują mnie tak jak sam traktuje siebie. Z drugiej, że im większe sukcesy będę odnosić, tym bardziej będą mi zazdrościć. Czy nie musiałbym sam sobie czegoś zazdrościć w takim wypadku, żeby inni też mogli być zazdrośni o moje ewentualne sukcesy? Czy sukcesy będące rezultatem poprawy relacji z samym sobą, nie miałyby w takim wypadku iść w parze z poprawą moich relacji z innymi?

Mateusz

Pytasz się o tych “PUA”? OK. Przerobiłem tego multum w przeszłości i naprawdę nie wszystkich pamiętam. Teraz mam ważniejsze rzeczy do roboty od latania za spódniczkami (z resztą wtedy kiedy nie miałem, wolałem pić alkohol, brać narkotyki i wszczynać bójki), co nie zmienia faktu że jestem w tej dziedzinie życia totalnie niespełniony. Najpierw wymienię tych którzy “odpadli” – po prostu nie kupiłem ich bełkotu. To będą Frywolny, Sexyboy, Adept, Mancer i więcej ich nie pamiętam (za wszystkich serdecznie żałuję). Wszyscy gadają mniej więcej to samo – bajki o tym że każdy mężczyzna może mieć każdą kobietę, jak będziesz pewny siebie to cała reszta twojego życia może leżeć, wygląd nie ma znaczenia itd. Z tych których gadkę kupiłem? Żaden z nich nie jest klasycznym PUA. Są po prostu coachami w dziedzinie związków – Paweł Grzywocz i Marek Kotoński. Tych dwóch panów także ślepo słuchać nie zamierzam, ale z mojego punktu widzenia przynajmniej częściowo ich koncepcje mają sens. Paweł Grzywocz to wersja light – w skrócie zakłada że nie można być bezpośrednim, i należy kombinować żeby nie zdradzić się z intencjami, bo najważniejsze to być wyzwaniem, nie należy podchodzić do kobiet na ulicy – bo to desperacja, i oczywiście z jedna kobietą jest tylko jedna szansa, jeżeli raz rozstaniesz się z kobietą, to nie masz szans na zbudowanie z nią szczęśliwego związku gdybyście jakimś cudem do siebie wrócili. Oczywiście zakłada że wygląd ma znaczenie, co prawda kładzie nacisk na bycie zadbanym, niemniej jednak twierdzi że jeżeli kobieta cię odrzuca to nie jest to twoja wina, tylko tego że nie jesteś w jej typie. Oczywiście wszelkie testy ze strony kobiet według niego są po prostu oznaką braku zainteresowania, bo generalnie w jego koncepcji nie należy podchodzić do kobiet które w jakiś subtelny sposób nie okazały nam zainteresowania. Poza tym sugeruje aby prowadzić styl życia celebryty (albo co najmniej przypominający takowy), bo jak nie żyjesz jak celebryta to jesteś nudny i nie zasługujesz na fajną dziewczynę. Marek Kotoński to już wersja hardcore – o ile poprzedni pan zakładał że owszem liczy się jeszcze np. interesująca osobowość, to koton po prostu uważa że liczy się tylko atrakcyjność fizyczna i siła. Zgodnie z jego koncepcją mężczyźni dzielą się na “samców alfa” i “samców beta”. Ci pierwsi są od seksu, a ci drudzy od wychowywania nieswoich dzieci. Przy czym ci drudzy to zdecydowana większość mężczyzn. Ogólnie jeżeli nie jesteś wysoki, dobrze zbudowany i nie masz “symetrycznej twarzy” (nikt nie ma, ale to szczegół), to nie ma opcji aby kobieta była tobą seksualnie zainteresowana, możesz jedynie pełnić rolę bankomatu. Najlepiej abyś również miał jakieś psychopatyczne cechy osobowości – im więcej tym lepiej, bo liczy się tylko twoja zdolność do dominacji w grupie, a takie cechy podobno bardzo w tym pomagają. I widząc takiego “samca” kobieta automatycznie dostaje chcicy, puszczają jej wszelkie hamulce moralne i od razu jest gotowa nawet zdradzić swojego partnera i “przyjąć w siebie nasienie tego “alfy”” (takich słów używa Marek), żeby pozyskać dla swoich dzieci tzw. “lepsze geny”, bo jeżeli tego nie zrobi to dziecko prawdopodobnie urodzi się chore, słabe i kalekie. Zakłada że coś takiego jak miłość jest tylko wymysłem mającym na celu zracjonalizowanie naszych pierwotnych instynktów, którymi jesteśmy zaprogramowani i przed którymi nie ma ucieczki. Pozostaje jeszcze filozofia The Red Pill. Bardzo podobna do założeń kotona, tylko stawiająca jeszcze większy nacisk na wygląd zewnętrzny. W zasadzie sprowadzająca wartość mężczyzny do trzech słów – looks, money, status. Polskojęzyczne blogi z tego nurtu duży nacisk kładą na psychopatyczne cechy osobowości, nazywane zarówno przez Red Pill jak i kotona – cechami osobowości “alfa”. Generalnie zakładają również, że kobiety wcale nie kochają mężczyzn, tylko to co mężczyźni im dają. Znasz ich? Co o nich myślisz? Jestem ciekawy. Dla mnie oni, a zwłaszcza ci których wymieniłem później, byli autorytetami w tej dziedzinie (podkreślam byli, a nie są). Przyznam że wszyscy zainspirowali mnie do tego, abym na wiele lat zupełnie dał sobie spokój z kobietami, i tak zrobiłem. Przez lata nie miałem z kobietami żadnych interakcji. Powodem tego była niepewność związana z tym, czy jestem “samcem alfa”, czy tez nie. Bo z jednej strony mam np. urodziwą twarz, nawet bardzo i jestem wysportowany, a z drugiej nie jestem wysoki, można wręcz powiedzieć dość niski. Nie czuję się przez to gorszy od innych, ale mam świadomość, że mogę nie podobać się kobietom z tego powodu. I jeszcze jedno pytanie. O co chodzi z tym wyższym ja? Wiesz, to co napisałeś w swojej poprzedniej odpowiedzi. W jaki sposób mogę poprosić je aby wspomogło mój proces zdrowienia?

Mateusz

Dzięki za szybką odpowiedź. Nie nie zabolało. Choć prawdę mówiąc jakbym nie przerwał jedzenia, to bym się udławił (bynajmniej nie z bólu), i wtedy mogłoby zacząć boleć. Jest mi nawet lżej. Jak już wspominałem, ci kolesie byli, a nie są autorytetami dla mnie. Twoje przypuszczenia odnośnie Grzywocza są trafne. Odnośnie Kotońskiego – nie. A to dlatego że Kotoński nie ma tego wszystkiego o czym mówi że jest najistotniejsze. Jest brzydki, gruby i biedny (sam tak twierdzi, i patrząc na niego ciężko nie przyznać mu racji). Właśnie dlatego napisałem – to nie jest PUA. On zajmuje się coachingiem w kwestii związków (takiej której nie ma pojęcia), opierając się przy tym na swoich wyłącznie niemal negatywnych doświadczeniach z kobietami, i badaniach naukowych z zakresu psychologii ewolucyjnej. Można powiedzieć że jego kanał na YouTube (Radio Samiec – naprawdę nie znasz? dość popularny kanał) i jego twórczość książkowa służą bardziej racjonalizacji tego że ma 40 lat i jedyne pozytywne doświadczenia z kobietami jakie przeżył dotyczą przypadków kiedy mężatki zdradzały z nim mężów (o czym wiele opowiadał), niż ułatwieniu komukolwiek życia. Ogólnie to zakłada że kobiety zdradę mają w genach, i każda jest gotowa zdradzić kiedy tylko pojawi się “lepszy samiec”. Podejrzewam że te badania naukowe, którymi się tutaj sugeruje przeprowadzane są przez naukowców takiego samego kalibru.

Jarek

U mnie wygląda ”ten głaz” wygląda tak:
Czuję opór, niechęć przed wyzdrowieniem, ponieważ uzależnienie jest mi znane, a życia bez porno nie mogę sobie wyobrazić choć niekiedy fantazjuję jak by było fajnie być zdrowym , pewnym siebie i takim prawdziwym sobą.
Obawiam się takiego drugiego życia bez porno, że będzie uciążliwe, wymagające jak mógłbym tak żyć. Jestem taki trochę zagubiony. Do tego dochodzi jakby wstyd by być takim spontanicznym, duma , uraza do kobiet chyba.
Piotrze mam jeszcze pytanie odnośnie przekonań. Czy to przekonanie, postawa względem czegoś np. PSY SA GROŹNIE, są powodem, że powstaje emocja np: STRACH, a później MYŚL np: TEN PIES SĄSIADA ZAWSZE SZCZEKA GDY MNIE WIDZI PEWNIE MA WŚCIEKLIZNĘ!! I inne paplanie umysłu na bazie emocji. Czy wygląda to tak: PRZEKONANIE—>EMOCJA—>MYŚLI czy EMOCJA—>MYŚLI—>PRZEKONANIE

Jarek

Czyli ego zrzuca odpowiedzialność na coś lub kogoś. To znaczy , że opór czuję do tego co czuję teraz (emocji?) czy jak?

Właśnie wiem, że słuchanie umysłu pracującym na bazie emocji do niczego nie prowadzi. Staram się nawet nie oceniać ludzi tak na pierwszy rzut oka nawet i tych co znam i co właśnie sądzisz na temat oceniania innych? Nie mniej jednak mając tego świadomość ego jest tak przebiegłe, że często daję robić się w balona.

Powiem Ci tak na poziomie logicznym wolę ten detoks i wiem ,że mogę odczuwać jakiś dyskomfort ale tak mentalnie to nie, tak wewnętrznie to nie pewnie mam jakieś przekonanie w które wierze, że porno mnie chroni czy jak.
Bo umysł nie może wymyślić niczego ponad nasz obecny stan emocjonalny.
Umysł myśli sam na bazie emocji i oporu.

Wstyd, strach, bezsilność trochę gniewu i dumę. No i ten opór z każdą wpadką wydaje mi się, że większy.

Czyli to oznacza, że takie jakby pozytywne wizje siebie nie są złe tylko należy podjąć się działania by się stać jakim się chce?

Jak ja to dobrze znam i się sabotuję.

Czyli czego ten strach dotyczy?

Właśnie wiem, zawsze daję się tak robić w konia gdy pojawia się łaknienie obejrzenia porno i wtedy umysł mi szepcze by sobie obejrzeć porno bo mi pomoże i trochę pomaga , ale tylko na chwilę kosztem stłumienia tego co się ujawniło lecz ja nie chcę iść tak na skróty tylko wreszcie się z tym zmierzyć stanąć oko w oko z emocjami i tym oporem.

Czyli odczuwając i akceptując emocje jest detoks tak? I jeszcze zmiana przekonań w podświadomości?

Z tym psem to taki przykład tylko;) Chodzi mi o to czy na bazię jakiegoś przekonania powstaje emocja, bo z emocji powstają myśli to wiadomo.

To oznacza, że o prawdziwości tego przekonania informują nas emocje: jest przekonanie, postawa i jak pojawi się emocja to znaczy, że to nie prawda tak, a jak pozytywne to np akceptacja?

Nieśmiały

“Napisz w komentarzu co jest Twoim ciężkim głazem, który próbujesz gdzieś przepchać?” Są to emocję które całe życie trzymam w sobie i za nic nie chciałem do tej pory ich uwolnić i w dodatku je tłumiłem. Ucieczka, niechęć do wszystkiego i wszystkich którzy chcą że mnie to wszystko wrzucić (czasami nawet siłą). Zamykanie się cały czas w domu aby nie czuć toksyn które na zewnątrz od razu wychodzą. Trzymanie negatywności i uraz z przeszłości które się ciągle powtarzają. Zafascynowanie i zahipnotyzowanie umysłem życie w nim. Czyli jakbym cały czas był na innej planecie umyśle, nie na ziemi. Bardzo mi się Piotrze podobało Twoje porównanie w jednym z artykułów, emocji do jabłuszek. Ja całe życie ich nie jadłem tylko bez przerwy zbierałem do siebie (podświadomości) dlatego teraz się ich tyle nazbierało że czuję się jak przygniecony toną jabłek mimo że siedzę w domu i tylko się uczę. Czuję się jak po dniu ciężkiej pracy i na nic nie mam ochoty ani sił.

Dennis

I mamy udokumentowane, że Twoje słowa to coś więcej. Pozwól, że ja to napiszę jako Twój klient. To, co przekazujesz jest, jak miliard dolarów. Bezcenne, naprawdę. Ty nie masz pojęcia, jak Ty i Twoje rady mega pozytywnie wpłynęły na moje życie. To jest cudowne być coraz bardziej świadomym i wiedzieć, co wybieram w danym momencie, kiedy coś odczuwam. Moje życie uległo już teraz zmianie na lepsze. Przykładowo polepszyły mi się relacje z rodziną, odbudowuje kontakty z dawnymi przyjaciółmi, planuję kontynuować naukę itd. To może oznaczać, że choć odrobinę puściłem opór. Ahh brak słów. Będzie tylko lepiej i weselej. Wierzę w siebie!

Lester

Czyli oglądanie porno, to stawianie oporu, żeby tych emocji nie odczuwać? Takie może głupie te moje pytania, ale uwalniam te emocje ( bądź tylko próbuję) już kilka miesięcy metodą Sedony i Hawkinsa na zmianę i ciągle czuje, ze coś tam we mnie cały czas siedzi. Może źle uwalniam? Kładę się i z zamknietymi oczami staram się wczuwać w to co czuję, że tak powiem. Leżę, czuję i oddycham, starając się nie myśleć o niczym. A emocje i złe samopoczucie, jak były, tak są. Oczywiście porno oglądam, bo jakże by inaczej. Prawie codziennie. Może coś źle robię.

Lester

Ja to nie rozumiem jednej rzeczy i może ty Piotrze naprowadzisz mnie ( wyjaśnisz). (W sumie to wielu rzeczy nie rozumiem hehe). Nie jestem w stanie stwierdzić, czy to, co odczuwam, to emocja, czy opór przed tą emocją. Pogubiłem się już w tym. Jak to rozpoznać, co jest czym? Co emocją, a co oporem. W ogóle, to jak uwalniać te emocje, w sensie takim, czy uwalniać to, co w danym momencie odczuwam, czy zaplanować sobie np. w piątki uwalniam złość, a np. w poniedziałki nienawiść? Ale najgorzej u mnie właśnie z tą identyfikacją, co jest oporem, a co emocją. Gdybyś mógł to jakoś na chłopski rozum wyjaśnić…

Łukasz

Dobrze jest wziąć do ręki swoje zdjęcie z młodości i powiedzieć, czy rzeczywiście w kilku letnim dziecku widzimy nieudacznika i kogoś złego? Czy może widzimy małe, niewinne dziecko, które potrafi się cieszyć z byle czego i które do nikogo nie żywi urazy, żalu oraz zazdrości?

Łukasz

Jeśli o mnie mowa to nie do końca było tak,że nie chciałem wyzdrowieć,bo chciałem lecz czułem taką bezsilność i niemoc.Mimo ogromnego oporu czytałem moduły i przerabiałem lekcje więc wierzyłem się z tymi emocjami.Przerabiając program ciągle zaglądałam na stronki i co ważne w życiu bym nie usunął zgromadzonego 300gb porno zgromadzonego przez wiele lat.W pierwszym module było zadanie,by usunąć całe porno a ja nie potrafiłem tego zrobić więc sam siebie oszukiwałem i czułem niepewność,bo nie byłem ze sobą szczery w 100%.Przez rok błądziłrm i nie wiedziałem do końca co mi dolega więc te porażki były mi potrzebne by w końcu podjąć silną męską decyzję i skończyć z porno na zawsze a nie jak wcześniej ciągłe zaglądania,sprawdzanie.Przerabiając program nadal nie wierzyłem czy dam radę żyć bez porno tak bardzo mój umysł był przywiązany do porno.Przyznaje się,że nie byłem uczciwy wobec Siebie najbardziej.

Łukasz

Pani Psycholog powiedziała mi,żebym przetrwał te najniższe emocje i położył się pod kocem.Emocja idzie do góry i jak wytrwamy największy ból to potem będzie się obniżać energia.

Łukasz

Byłem w ośrodku terapii uzależnień na NFZ,bo tam mnie skierowała Pani lekarz.

Rozumiem Cię lecz jeśli stawiałem lata opór danej emocji to na początku dla umysłu może być nieprzyjemne uczucie.

Łukasz

Załóżmy,że czuje ogromny wstyd a po sesji wszystkie niskie emocje więc lepiej odczuć ten wstyd ze względu na to co papla umysł.

Łukasz

“Boję się odczuwać” – ale przecież to już jest odczuwanie! Jak umysł więc może się bać czegoś, co już się dzieje i nic złego się nie dzieje?
On tylko powtarza jak katarynka.
A to my stawiamy opór i to my trzymamy się emocji, bo niewinnie, tak jak umysł, wierzyliśmy w to, o czym przekonali nas inni na temat emocji.

>>>Dobrze napisałeś skoro polubiłem płacz lub gniew to mogę i polubić pozostałe emocje.

Syzyf

Moim najwiekszym głazem jest odczuwany wstyd, który “ciągnie” się za mną od nie pamietam kiedy,bo jeszcze wspomnienia z wczesnego dzieciństwa wiążą się ze wstydem.
Co za tym idzie, odczuwam wielką potrzebę akceptacji ze strony innych.
Każda “szpilka” ośmieszenie mnie, “rodzi” tego wstydu więcej.
wstyd,strach,poczucie akceptacjii- to takie moje Top3 :)

Po ostatniej wpadce,która była 7 albo 8 dni temu
(staram sie tego nie liczyć) nie umiem “wrócić”, czyli osiągnąć takiego stanu, gdzie duże poklady emocjii które czułem przychodziły, ja je odczuwalem uwalnialem, raz lepiej raz gorzej, ale po jakimś czasie czulem ich zdecydowanie mniej. (Teraz mnie jakoś tchnęło…może po prostu zacząłem bardziej odczuwać emocje?)
Od ostatniej wpadki dzień w dzień odczuwam
Tzn oprócz wstydu czuje wielki żal strach, potrzebe kontrolowania przyszłości,gniew,irytacje,bezsilność,poczucie bycia malo wartościowym i inne.
No i strasznie uciekam przed uwalnianiem, dokladnie tak jak to opisujesz w tym artykuke, aż sie usmiechnąłem jak to czytałem.
Medytacja jeszcze jest ok,mam chęć żeby medytować, ale najczęściej raz dziennie po pół h czasem troszke mniej czasem dłużej.
Prawdobodobnie ujawniły się nowe pokłady emocji, bo nie pamietam żebym od poczatku pracy z programem czuł tak straszny opór, że jak już odlozylem te filmiki na youtube,pograłem w gry na telefonie,zjadlem,poczytalem sobie “te ważne newsy” w internecie, sprawdziłem pogodę, poszedłem po.coś słodkiego,to po prostu włącza sie mega senność,zmęczenie. leżę i tak trudno jest wziąć telefon, usiąść i odtworzyć nagrania.
Choć ostatnio mam dużo wolnego to czuje sie od rana tak, jakbym wlasnie wrócił z 8h ciężkiej pracy.

Czuje że uwalnialem się za mało, bo najwięcej jak byłem na zewnątrz, w ruchu.
W spokoju , uwalnianie się nagraniami z maczety, to średnio jedno dwa nagranie na dzień przy których siedzalem średnio 20 minut.

Latem brałem słuchawki na rower i potrafiłem nawet przez godzine, dwie się uwalniać, lecz praktycznie (to może zabrzmieć kuriozalnie, ale z drugiej strony potwierdza to o czym mowa w temacie ego) opór przed uwalnianiem wzmógl się, gdy sobie całkiem fajnie poradziłem z jak to nazwałem pierwszą falą emocjii.

Podobne Wpisy:
Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 4) – Mail

Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 4) – Mail

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat stanięcia w obliczu faktu o własnym uzależnieniu. Części 1-3 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 1) – Wstęp ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 2) – Lista nr 1 ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 3) – Nienawiść, złość, chęć zemsty, wina Dzisiaj nie zajmiemy… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 1
Czym jest Rozwój Emocjonalny i dlaczego zazwyczaj robimy to źle?

Czym jest Rozwój Emocjonalny i dlaczego zazwyczaj robimy to źle?

W poprzednim Wpisie podzieliłem się z Tobą następującą informacją: Rozwój intelektualny nie jest równoległy, ani tożsamy z rozwojem emocjonalnym. Co to za bestia, gdzie ma rogi i jak je chwycić? Da się zauważyć, że rozwój intelektualny w dzisiejszych czasach opiera się na pamięci. Bo oczywiście dwoma osobnymi tematami jest – jaki powinien być, a jaki… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 1
Czy seks nam szkodzi?

Czy seks nam szkodzi?

Witam Cię serdecznie! Pytanie postawione w tytule dzisiejszego artykułu może wydawać się niedorzeczne. Wszędzie można znaleźć informacje, że seks jest dobry. Ale moje pytanie brzmi – czy seks sam w sobie z góry można stwierdzić, że jest jakiś? Artykuł ten rozjaśni nam to zagadnienie. A być może z góry założymy, że ten temat służyć ma… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 6
100 Dróg do Sukcesu (1-6)

100 Dróg do Sukcesu (1-6)

Witam Cię serdecznie! Rozpoczynamy trzecią z trzech serii dotyczących dróg do pokoju, szczęścia i sukcesu! Dzisiaj zaczniemy podążać w stronę sukcesu! Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej: ► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie. Zaczniemy od rozważania czym w ogóle jest sukces. Bo oczywiście nie ma jakiejś nadrzędnej definicji. Każdy z nas sam wybiera, co dla… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 2

WOLNOŚĆ OD PORNO