Witam Cię serdecznie!
Niedawno w mailu przeczytałem “fantastyczne” zdanie. To jedno twierdzenie pokazuje OGROM problemów – niezrozumienia, grania ofiary i braku odpowiedzialności – oraz oczywiście jeden z fundamentów samego uzależnienia. Dlatego – jeśli się trzymamy tego przekonania, nie mamy szans wyzdrowieć z uzależnienia. Oto to zdanie:
“Ja po prostu zawsze tylko chciałem czuć się dobrze”.
Pozornie wydaje się dobre i pozytywne – słuszne. No bo co złego jest w tym, że chcemy “czuć się” dobrze? Każdy chce “się” czuć dobrze, prawda?
Nic złego nie ma w dążeniu do dobrego samopoczucia ale jak zobaczymy – często nie jest to kierunek sprzyjający życiu. I bardzo możliwe, że artykuł ten pomoże Ci zrozumieć dlaczego pomimo nawet niemałych starań, by było lepiej, być może jest cały czas tylko gorzej.
Po pierwsze – nie ma żadnego “po prostu”. To tylko próba spłycenia informacji, przekłamania, ukrycia fundamentalnych i krytycznych elementów – prawdy na temat własnych wyborów i ich intencji.
Jeśli używasz stwierdzenia “po prostu” wobec czegokolwiek dotyczącego uzależnienia – wiedz, że się okłamujesz. Wszystko co dodasz po “po prostu” jest kłamstwem. Przez 7 lat mojej pracy nie było jeszcze żadnego wyjątku. Do tej pory nic co zostało wypowiedziane po “po prostu” nie było prawdą. W najlepszym wypadku było tak odarte z ważnych faktów, jakbyśmy twierdzili, że samochód to tylko nadwozie i podwozie i nic więcej. To, że widzisz tylko koła i polakierowaną blachę, nie oznacza, że to jest samochód.
Każdy z kim pracuję, powinien przestać używać tego wyrażenia przyimkowego – “po prostu”. Bo wszystko co po nim powiemy – jest kłamstwem, bo w najlepszym przypadku zawiera fundamentalne braki informacyjne, przez co dalsza część twierdzenia nie ma sensu, ani znaczenia i nie można jej przekuć na poprawę.
Ok, jaki ja wielki problem widzę w tym, że “zawsze tylko chcieliśmy czuć ‘się’ dobrze”?
Zacznijmy od tego, co to są emocje?
Emocje to konsekwencje NASZEJ percepcji; występują w formie energii – ilościowej oraz jakościowej.
A co mówi uzależniony? Że on chce czuć coś innego. Co to znaczy? Że nie akceptuje konsekwencji swoich percepcji. Nie akceptuje konsekwencji tego jak wybiera coś widzieć – ani obecnych, ani przeszłych. Zazwyczaj dlatego, bo od zawsze wmawiano nam, że coś JEST jakieś – np. smutne – czyli, że źródło odczuwanego przez nas smutku zawarte jest w tym – np. okolicznościach. Dlatego niemalże nikt nie koryguje swoich percepcji, bo z góry zakłada się, że emocje = prawda, sens, znaczenie. A to jakby uważać, że 1+1=3.
Chłopak ten chce je stłamsić, odrzucić, stłumić, wyprojektować, zbagatelizować, zdusić, etc. Gra ofiarę konsekwencji tego, co sam wybrał. I tego nie zmienia. Dlatego nadal czuje to samo. I się coraz bardziej męczy, bo teraz już “wie o” tym. I uważa, że to powinno wystarczyć.
Ale “wiedzieć o” czymś NIE jest tożsame z “jestem tego świadomy”.
Większość ludzi przez zdanie – “chcę czuć się dobrze/lepiej” – tak naprawdę mówi – “nie chcę czuć tego, co czuję”. W większości też nie są nawet świadomi tego co czują. Mówią tylko np. “czuję pustkę”, “czuję opór”, “czuję napięcie”. A to wszystko to nie są uczucia. Ja to nazywam doznaniami w ciele. Tak jak nacisk palcem na dowolne miejsce na ciele nie powoduje emocji, tylko doznanie. Ale to tylko zabawa w słowa. I masa ludzi od razu łapie się w sidła – uważają, że nie rozumieją różnicy między emocjami, a uczuciami i że muszą ją zrozumieć. Wszystko, byle tylko próbować uciec w świadomości od chwili obecnej, w której jako jedynej możemy doświadczyć emocji i je uwolnić.
I dzięki temu w ogóle nie zauważają emocji. Skupiają się tylko na konsekwencjach oporu, którego również nie są świadomi.
Nie zauważają też innego, KOLOSALNIE ważnego aspektu; mianowicie: “czuć ‘SIĘ'”.
Uczucia nie mają NIC wspólnego z Tobą! NIE MOŻNA CZUĆ ‘SIĘ’!
Samo zdanie – “czuję się…” jest błędem, kłamstwem, urojeniem!
Nawet logika podpowiada, że aby możliwe było ‘się’ czuć, człowiek musiałby być w dwóch instancjach – ten, który czuje i ten, którego czuje ten pierwszy. Tak jak w przypadku zapachu kwiatu – mówiąc “czuję zapach kwiatu” jesteś Ty i kwiatek oraz jego zapach. Nikt nie mówi – “czuję się zapachem kwiatów”. A jednak wobec emocji tak właśnie twierdzimy. A nawet w przypadku “zapachu kwiatu” nie czujesz przecież wcale kwiatu, tylko cząsteczki, które emituje. “Zapach kwiatu” to tylko kolosalne spłycenie widzenia rzeczywistości ale używamy go, bo jest wygodne i nie mamy potrzeby rozumieć nic więcej.
Jednak w przypadku emocji konieczne jest dojrzeć, bo to konsekwencje naszej percepcji i mają formę energii. To nasza energia. Oraz na jej podstawie mentalizacja tworzy racjonalizacje, a ciało reaguje zgodnie z naszym postrzeganiem emocji (w zależności czy emocję widzimy jako dobrą lub złą, ciało reaguje wzmocnieniem lub osłabieniem); zaś narządy wewnętrzne przechowują tę energię. Coś musi ją przechowywać.
A emocjami nie jesteś.
Czy nosem czujesz nos? Nie. Nos mógłby czuć się, gdyby był czymś większym niż nos (nie mówię o rozmiarach ;) ). Jednocześnie żeby czuć nos, Ty nie mógłbyś/nie mogłabyś nim być.
Czy oczami widzisz oczy? Nie. Oczy mogą widzieć tylko to, czym nie są.
Czy uszami słyszysz uszy? Nie. Słyszenie i tak odbywa się w polu – czymś większym, niż uszy. Nieraz mówiłem – nie możesz przestać słyszeć. Nie możesz wybrać co będziesz słyszał(a), a co nie. Możesz ew. ograniczyć sygnały dochodzące do uszu – przez ich zamknięcie lub wsadzenie czegoś do uszu. Ale wtedy ograniczysz każdy dźwięk – od warkotu samochodów, kłócących się rodziców, po piękną muzykę.
Czy skórą czujesz skórę? Skóra nie ma zdolności odczuwania samej siebie. Niby w jaki sposób mogłaby się odczuć? Skóra musiałaby być świadoma, mieć możliwość doświadczania. Ale nawet wtedy nie mogłaby doświadczyć samej siebie. Musiałaby być czymś większym, niż skóra.
Zastanów się – czy jest cokolwiek na świecie zdolne doświadczać siebie samego/samej? Nos, oczy, włosy, myśli, emocje, kolory, zapachy? Czy możesz doświadczyć siebie?
Czy Ty myślisz? Czy Ty czujesz? Czy Ty czujesz “się”? Nie.
Zapamiętaj na całą wieczność –
wszystko co możesz zaobserwować, stać się świadomym, doświadczyć – tym NIE JESTEŚ.
Jesteś czym większym od tego.
Przykład – sam fakt, że możesz zaobserwować myśl “ja myślę” automatycznie pokazuje, że ani nie myślisz, ani nie jesteś autorem tej myśli. Ty jesteś tym, kto jest ew. świadomy/a tej myśli. Oraz decydujesz co dalej. Jak możesz twierdzić, że myślisz, skoro ta myśl pomyślała się sama? Zaplanowałeś/aś ją myśleć? Powiedziałeś/aś sobie – “teraz pomyślę, że ‘ja myślę'”? Nie. To się stało samo. To dla zapewne 90% LUDZKOŚCI jest totalnie niezauważalne. Bo tak się hipnotyzują myślami; w tym myślą – “ja myślę”. Tak nie jest – to kłamstwo.
Miliardy ludzi wychodzą z założenia, że skoro zobaczyli myśl, to musieli ją pomyśleć. No bo skąd by się wzięła? I po co? I od razu przywiązują się do niej – utożsamiają z nią – oraz nadają jej sens – często dorabiają go na siłę.
Np. jeden mężczyzna twierdzi, że jemu wydaje się, że myśli te myśli. Np. myśl “ale ładna pogoda”. No to zapytałem się go – wybrałeś myśleć tę myśl? Stanąłeś, spojrzałeś na słoneczko i stwierdziłeś, że teraz wybierzesz ocenić pogodę jako ładną? Oczywiście nie. Czy odpowiedział? Oczywiście nie. Nie ma żadnego dowodu, że człowiek myśli.
Powiedz – wiesz co pomyślisz za 5 sekund? Albo teraz? Ile dzisiaj widziałeś/aś myśli? 1000? 40 000? Ile z nich wybrałeś/aś świadomie pomyśleć – stworzyć je jakoś/z czegoś? Jak myślisz? Jak to się odbywa? Jak tworzysz myśli? Niech mi to ktoś wytłumaczy, bo ja nie wiem.
Ludzie mówią, że myślą i że prowadzą z myślami dialog. Powiedz mi – gdybyś myślał(a), to po co jeszcze z tym rozmawiasz (już pomijam fakt, że myśli przecież nie odpowiadają, więc to nie dialog, tylko monolog)? Gdy zrobisz kanapkę, która Ci nie smakuje, to rozmawiasz z nią i próbujesz ją przekonać, by się stała smaczniejsza, inna, żeby się zmieniła? “Ty niedobra kanapko! Zmień się, bo mi nie smakujesz! Odejdź niesmaczna kanapko! Nie dręcz mnie! Zniknij!” Tak postępujesz? :)
Ludzie dosłownie sądzą, że myśli to żyjące istoty, które np. wybierają, by kogoś dręczyć, by być negatywnymi, by oszukiwać (a innych oczywiście nie). Próbują z myślami rozmawiać, przekonywać, zmieniać, kontrolować… No, przynajmniej mają co robić.
Zapamiętaj też to – KAŻDA MYŚL KŁAMIE.
Przykład – człowiek sobie idzie i się potknął, zaś ciało samo dążyło do uniknięcia upadku – do złapania równowagi. A człowiek mówi wtedy – “Uf! Dobrze, że (JA) złapałem/am równowagę!” – bo od razu zobaczył taką myśl. Na pewno my to zrobiliśmy? Jak? Kiedy? Całe zdarzenie trwało ułamek sekundy. Idąc pewnie w ogóle byliśmy całkowicie pochłonięci hipnotyzowaniem się mentalnym bełkotem. Ciało samo złapało równowagę. Ale człowiek w swoim narcystycznym rdzeniu do wszystkiego przypisuje sobie “ja”. Autorstwo. Od “swoich” butów, po “swoje” emocje, “swoje” myśli, ciało=ja, a nawet innego człowieka – zazwyczaj dzieci: “To MOJE dzieci”… “Moja” religia. “Moja opinia”. “Moja dusza”. “Moje spodnie”. “Moje cierpienie”… Jedzie samochodem, na jezdnię wbiegło zwierzę, ciało niemal od razu samo zaczęło hamować. Kiedy podjęliśmy decyzję, by hamować? Nie podjęliśmy. To stało się samo.
I można od razu zgrzytać zębami, by się nie zgodzić, a można zacząć żyć coraz bardziej świadomie, z intencją widzenia faktów i dostrzec, że faktycznie tak jest. Np. idziesz do pokoju – a raczej ciało samo idzie zgodnie z Twoją intencją, bo przecież nie ruszasz każdym mięśniem i ścięgnem, zgadza się? Wchodzisz do pokoju i nagle zapominasz po co tam poszedłeś/poszłaś. Oczywiście nie Ty zapomniałeś/aś, tylko świadomość przestała być skupiona na celu. Masa ludzi próbuje sobie przypomnieć i bezskutecznie. Zmagają się, próbują siłą przywołać myśl po co poszli do pokoju. Nawet nie dostrzegają, że tylko, gdy przestają się opierać i zmagać, samo się przypomina. Ale mówią wtedy albo “no, przypomniałem/am sobie” lub “o, przypomniało mi się” ale nie zauważają, że było to bezosobowe. Nie oni to zrobili. W tym całym doświadczeniu nie było nawet jednego elementu, którego bylibyśmy autorem. No gdzie było miejsce na jakiekolwiek “ja”? To że jesteśmy tak nieświadomi, że nie odróżniamy nawet myśli od siebie, nie oznacza, że my jesteśmy autorem tego. Skoro twierdzisz, że jesteś ciałem, to wybierz, by Twoje paznokcie lub włosy przestały rosnąć.
Masy ludzi biadolą, że nic w życiu nie idzie po “MOJEJ (ich) myśli”. Ale powiem Ci jak jest – WSZYSTKO ZAWSZE IDZIE PO TYCH MYŚLACH, KTÓRYCH SIĘ TRZYMASZ. Każdy problem jaki masz wynika z tego, że słuchałeś/aś się umysłu. I to zapewne w 99% w stanie emocjonalnym jak lęk, wstyd czy wina. Podkreślę – problemu NIE stanowią myśli, tylko Twoje decyzje oparte o te myśli.
Trzymasz się lęku i jego racjonalizacji, np. – “boję się, ŻEBY ceny jeszcze bardziej nie poszły w górę”? Uważasz, że ta emocja dotyczy rzeczywistości? Że wpływa na nią? Emocja, “żeby” cokolwiek w świecie? Ludzie uważają emocje za jakiś czary-mary, którymi wpływają na świat. Ale nie wpływają. Natomiast podejmują na ich bazie decyzje. Np. tutaj nie podejmą działań twórczych, zaradczych, by wspomóc ekonomię, czego konsekwencją będą niższe ceny. Ok, jedna osoba nie zmieni ekonomii. Ale miliony już tak. A miliony czynią to samo – “boją się, że…” I podejmują takie decyzje, że doświadczą tego, co jest po tym “że”. To samo z obwinianiem, wstydem, żalem, gniewem, dumą, itd. Jeśli winisz się za coś, to praktycznie gwarantowane, że znowu popełnisz ten błąd.
Ale ludzie najpierw uważają, że myślą. A jak myśli okazują się negatywne, to ludzie zaczynają grać ofiarę myśli. Twierdzą, że myśli ich dręczą! Tylko dlatego, bo sobie są… A kto je osądził jako złe? Kto się non stop w nie wpatruje? Kto się im opiera? Kto gra ich ofiarę? Kto próbuje je zmienić? Kto się ich trzyma i nie pozwala im przeminąć?
Kilka razy w artykułach wspominałem, że gdy życzymy ludziom, by wszystko układało się po ich myśli, to w 99% przypadków życzymy im nieszczęść. ;)
Nie ma gorszego drogowskazu, niż myśli powstałe w stanie emocjonalnym. Wszystko zawsze idzie po “Twoich” myślach, bo są w większości negatywne. :) I TO JEST NORMALNE. Dla tych, którzy kierują się myślami.
Ok, wracamy do głównego wątku. Gdyby człowiek naprawdę chciał czuć “się” dobrze, to by poszukał o tym informacji. Dobrych informacji o emocjach i co się z nimi robi. A już wiesz, że wszystkie niezbędne informacje są np. na tym Blogu i w WoP.
Plus – przestałby obwiniać, denerwować, zazdrościć, wstydzić, martwić, etc. No bo nikt mi nie powie, że po frustrowaniu “się” czuje “się” dobrze. Oczywiście nie. ALE. To doskonały sposób na przerzucanie odpowiedzialności za to co czujemy. Gdy odczuwamy winę, to najłatwiej powiedzieć, że ktoś nas zdenerwował. To dokładnie to samo, co w przypadku twierdzenia, że myślimy – tylko dlatego, bo widzimy myśl. I tu – gdy ktoś coś zrobi lub powie, a my poczujemy jakąś emocję, od razu stwierdzamy, że ta osoba nam tę emocję “wręczyła” – np. zdenerwowała nas.
Ale człowiek nawet dziesiątki lat robi w kółko to samo, przez co gołym okiem widać, że jest tylko coraz gorzej. Nawet tego nie dostrzega. Bo uważa, że myśli. A w umyśle widzi w kółko to samo. Nadal ma takie same intencje, nadal kieruje się tymi samymi wartościami, sensem i znaczeniem.
Zresztą przecież samo twierdzenie “chcę czuć dobre uczucia” jest kłamstwem, bo tak nie jest. No bo ile razy wybraliśmy pozytywność – ot tak, bez powodu? W każdym momencie możesz to wybrać.
Gdybyś “po prostu” tylko chciał(a) czuć się dobrze, to byś czuł(a) się dobrze. Bo to tylko wybór. *Pyk* i już jest dobrze. Ale oczywiście trudno jest podjąć ten wybór, gdy “na barkach” taszczymy masę stłumionych emocji. Tak jak możesz wybrać zadowolenie idąc z bardzo ciężkim plecakiem. Ale jednak będzie Ci dużo łatwiej jeśli z tego plecaka wyciągniesz ten cały ciężar.
No i badania świadomości jak i moje własne doświadczenia z ludźmi pokazują, że mało ludzi dokonuje tego wyboru. Nawet jeśli wiedzą, że mogą. Wiele osób nawet się na mnie denerwowało, gdy dowiadywali się, że mogą w każdej chwili przestać cierpieć! Bo wcale nie chcieli, gdyż z cierpienia mieli wiele korzyści. To ich uświęcone, specjalne cierpienie, którym np. usprawiedliwiają sobie poczucie winy i poczucie niemocy. A czy jeszcze cieszy nas, że ktoś inny rozwiązał swoje problemy i żyje mu się bardzo dobrze?
Jednak właśnie w twierdzeniu, że czujemy “się” uznajemy, że jesteśmy emocjami. Że to co czujemy to my. Ale przecież uczucia to tylko uczucia. Nie ma uczucia “jestem gorszy/a”. Jest jakieś uczucie, które umysł racjonalizuje, a my tą racjonalizacją się tak oczarowujemy, że przyznajemy jej bezkrytycznie rację. Ludzie uważają się za myśli i emocje. Inaczej nikt nie mówiłby, że myśli i że czuje “się”. A skoro uważamy siebie za emocje, to cóż możemy poradzić? Próbować się emocji pozbyć. I ludzie próbują. A to co osiągają – to gromadzenie się emocji w podświadomości. Jest tylko gorzej. Dlatego z czasem mogą pojawić się myśli samobójcze – jako ostateczna próba “ucieczki” od tej całej gromadzonej negatywności.
Albo projektujemy emocje na świat i często jest też gorzej w naszych kontaktach z innymi ludźmi. I wtedy też zabicie się wydaje się nam jako jedyne sensowne rozwiązanie.
Plus – nie robimy nic, gdy czujemy “się” ok. Tylko wegetujemy. Żyjemy apatycznie, na siłę, jak ofiara – “muszę to”, “muszę tamto”, czy “powinienem/powinnam” i unikamy każdej niewygody. Jakieś działania podejmujemy tylko na bazie niskich emocji jak lęk, wina, żal. I gdy boli. I również nie, by coś osiągnąć, tylko by przestać czuć te emocje, co błędnie nazywamy “przestać ‘się’ tak czuć”.
Więc wcale nie czujemy “się” ok. Tylko przez jakiś czas nie jesteśmy świadomi stłumionych emocji. To nazywamy “czuję ‘się’ dobrze”. Tylko że to nie jest dobrze.
“NIC NIE CZUJĘ” – to stan patologiczny. To nie jest zdrowie.
I zanim zaczniemy dyskutować – zastanówmy się jakimi środkami go osiągnęliśmy?
Raz jeszcze – NIE MOŻNA CZUĆ SIEBIE!
W ogóle nie ma dążenia do żadnej poprawy. Tylko w kółko zmaganie się z negatywnościami. A jak mówiłem – negatywne (negatywne nie znaczy złe) emocje to konsekwencje naszych wyborów. Dlatego to zmaganie trwa i się nie kończy; i niezależnie ile wysiłku w to włożymy – nie ma żadnej trwałej poprawy. To też spodziewane. Poprawa to nie jest efekt dostatecznie długiego i silnego walenia głową w ścianę. Tylko to efekt mądrego życia.
Ile razy powiedzieliśmy sobie – “muszę to zrobić ale mi ‘się’ nie chce” (znowu to “się”, które tym razem nie chce)? I kto już rozumie, że ta niechęć to dokładnie to “muszę”? I jednocześnie opieramy się temu muszeniu jak i opieramy się niechęci oraz opieramy się działaniu.
Rozwiązanie – jeśli naprawdę chcesz czuć “się” dobrze, to jest tego cena – zrezygnuj z każdego osądu siebie oraz swojego życia, porzuć wartościowanie, metkowanie, etykietkowanie, obwinianie, wstydzenie, granie ofiary, biadolenie, narzekanie, etc. Nie próbuj tego obejść kombinując jak to “myśleć o sobie” dobrze. Ani nie próbuj “czuć ‘się’ dobrze”.
Nie masz zajmować się myślami!
Daj myślom spokój! Zajmij się uwalnianiem, odpuszczaniem, poddawaniem. I rozsądnym życiem.
Jest masa “pochodnych” tego błędnego założenia, że “po prostu chcemy czuć ‘się’ dobrze”. Np. przeróżne “szukanie w sobie” czy to akceptacji, spokoju, czy radości.
Po pierwsze nie szukamy, bo to niemożliwe. Nie ma gdzie szukać, ani czym, ani czego. Bo to co próbujemy znaleźć nie jest ukryte.
Tylko liczymy, że nam to wymyśli umysł. A my tylko się nim hipnotyzujemy. Nie dziwne, że ludzie widzą świat jako odmawiający im tego co pozytywne – bo oni tak tego pozytywnego chcą, tak szukają, a go nie znajdują. Potem patrzą naokoło siebie, widzą zadowolonych ludzi i dochodzą do wniosku, że innym świat nie odmawia tego, co pozytywne. Ale nie dostrzegają nawet, że nie wybrali, by BYĆ pozytywnymi.
Dwa – używamy tego jako strategii, by omijać to, co demonizujemy, czego nie chcemy, czemu stawiamy opór, za czego ofiarę się uważamy oraz z czego mamy korzyści i doimy skrywaną przyjemność. Zazwyczaj emocji i myśli.
Nie można znaleźć w sobie ani spokoju, ani akceptacji, bo – po pierwsze – nie są ukryte. Dwa – nie ma ich nigdzie – ani w jakimś osobnym miejscu, ani jakimś czasie (przyszłym i przeszłym). Trzy – to to jacy my JESTEŚMY. Samo szukanie tego pokazuje, że uważamy siebie za gorszych, wybrakowanych – czyli sami się osądzamy. Skupiamy się na obszarze ROBIENIA oraz obszarze MAM. Ale w ogóle pomijamy poziom BYĆ. Samo szukanie uniemożliwia nam BYCIE tym. Bo nie korygujemy BYĆ. Tylko utrzymujemy “je” wybrakowane. Przypominam – ból to zawsze sygnał, że coś jest do korekty WEWNĄTRZ.
A jak dokonujemy zmian? 100% akceptacji tego co jest. Poddanie. Intencja.
Akceptacja i spokój, to ani nie coś, co robimy, ani mamy. Tylko to jacy JESTEŚMY.
Np. jacy jesteśmy dla siebie, dla emocji, myśli, czegoś w świecie, innych ludzi, etc. Za to większość ludzi na tej planecie uważa, że to świat względem nich JEST zły czy niesprawiedliwy, a oni są tacy dobrzy. Tak nie jest. Świat nie jest takim jakim go widzisz. Bo co tak naprawdę widzisz? Ile świata widzisz? To na pewno świat? A nie myśli i emocje na jego temat?
Np. czytam w Raporcie 7, że klient nadal uważa, że praca go denerwuje. Czyli uważa, że praca jest źródłem emocji gniewu, nerwów. I to właśnie on napisał, że szuka w sobie spokoju i akceptacji.
Rozumiesz jak się robi w balona? Nie dostrzega własnej percepcji, nie żyje odpowiedzialnie, gra ofiarę, a w sobie szuka tego, co uważa, że mu przesłania praca… Więc nigdy wobec pracy nie będzie spokojny, bo uważa, że praca go gniewa, a spokój to on dopiero musi w sobie odnaleźć. Good luck!
Kolejna strategia, by “poczuć ‘się’ dobrze”, a tak naprawdę “nie czuć ‘się’ źle”, to np. poświęcanie się dla innych. Co oczywiście zazwyczaj totalnie nie jest doceniane (i dobrze). Przykłady dlaczego:
– Uważamy, że inni są ważniejsi od nas.
– Nie wyznaczyliśmy granic, ani ich nie chronimy, ani nie wymagamy, by przestrzegali ich inni.
– Staramy się rozwiązywać problemy innych tak jakby to były nasze własne problemy.
– Oceniamy się bardzo, bardzo nisko – zazwyczaj osądzamy, a nawet potępiamy, uważamy za gorszych, niewystarczających, niezasługujących.
– Staramy się w ludziach widzieć tylko pozytywne aspekty i zupełnie ignorujemy negatywne.
Oczywiście homo sapiens uwielbia, gdy ktoś postrzega go jako ważnego. Chcemy czuć “się” ważniejsi od innych. Ale to tylko uczucia. Nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Jednak narcystycznego rdzenia to nie obchodzi. Bo jak czuje “się” ważniejszy, to taki musi być! Tylko gdy innym nadajemy tak duże znaczenie, umyka nam fakt, że sami odzieramy się ze znaczenia i wartości.
Osoba poświęcająca się dla innych uważa, że w ten sposób zyska np. uznanie, akceptację, szacunek, etc. Zazwyczaj nie dostaje nic, a jeszcze przestaje być szanowana, zaś jej naiwność zwykle jest wykorzystywana. Potem człowiek biadoli – “Ja taki dobry/taka dobra, a inni tacy źli! Cały świat zły!” Zacznijmy od tego, że poświęcanie się NIE JEST dobre, ani nie jest wyrazem dobra. Staramy “się” czuć dobrze przez “pomoc” innym ale nie pomagamy i ostatecznie nigdy nie czujemy “się” lepiej.
To założenie jest tak samo błędne jak twierdzenie, że na innych planetach też musi być inteligentne życie. Błąd polega na tym, że uważamy, że na Ziemi życie jest inteligentne. :) Zwierzęta i rośliny – tu się zgodzę. Ale ludzie? Może garstka. Niezależnie za jak inteligentnego możemy kogoś uważać – gdy umieścimy działania tej osoby w szerszym kontekście, też stanie się jasne, że nie jest tak inteligentna jak się nam wydawało. Przypominam – ta planeta to szkoła.
Czy inni są ważniejsi od nas, lepsi? Absolutnie nie. Ale też nie są gorsi.
Gdy uznamy, że ktoś jest ważniejszy od nas, to tej osobie na wszystko pozwalamy. Jakkolwiek nas nie potraktuje, my tej osobie zawsze wybaczymy. Nie mamy wobec tej osoby granic, więc ona może sobie na wszystko pozwolić. I zazwyczaj tak robi. Nigdy nie powiemy jej złego słowa, bo przecież boimy się odrzucenia i osądu przez tą “super-ważną” osobę. Zresztą dobrego słowa (naprawdę dobrego) też nie powiemy – np. nie wyznaczymy granic i nie poinformujemy jej, by tych granic przestrzegała.
Jeśli przychodzi do nas z problemem, rzucamy wszystko, by tej problem rozwiązać lub pomóc jej rozwiązać. Może np. spóźnić się na spotkanie/randkę lub nigdy nie przyjść i nawet nam nie dać znać, a my i tak powiemy jej “nie szkodzi”. I uważamy się za taaaaaakich dobrych. Zaś ta osoba po każdej takiej “inwazji” na nas traci do nas szacunek. Bowiem my nie JESTEŚMY tacy wobec siebie, ani wobec niej.
A potem ludzie wymyślają sobie bzdury, że np. kobiety szaleją za “złymi chłopcami”. Błąd wynika z naszej definicji dobra i zła. Bo to urojenia. Masę bzdur, idiotyzmów, naiwności i głupoty nazywamy “dobrem”, a życie dojrzalsze nazywamy “złym”…
Tak jak “dobrym” możemy uważać – “po prostu zawsze chciałem/am czuć ‘się’ dobrze”.
Inny przykład – “złym” nazywa się nie zwracanie uwagi na zdanie innych. Popularnie (i straszliwie głupio) mówi się – “mam wyj**e na to, co pomyślą sobie inni”. Ale – po pierwsze – człowiek nie myśli. Dwa – dlaczego miałoby nas interesować zdanie innych? “Innych” – czyli kogo? Obcych ludzi. Czyli zdanie obcych ludzi ma dla nas większe znaczenie, niż nasze własne, niż nasze starania, próby, cele, intencje. I to nazywamy “złym”. A tę ignorancję i zaniedbywanie siebie nazywamy “dobrem”. A potem kobiety osądzamy “złymi”, bo wolą tych “złych”. Nie w nich problem. Dlaczego zdaniu obcych ludzi nadajemy tak wielkie znaczenie?
Możesz kobiecie zbudować dom, kupić wszystko, czego pragnie, a ona i tak nie będzie szalała za Tobą, tylko za jakimś wytatuowanym osiłkiem bez stałej roboty. I to jest oczywiste, i zrozumiałe. Bo w tym przypadku to co robisz wynika z braku szacunku, akceptacji, miłości do siebie. A tym samym także kobiety. Za tymi działaniami może wcale nie stać pozytywna intencja.
I znowu – problem nie leży w innych ludziach. Daj im spokój. I zajmij się sobą.
Zobacz fragment mojej rozmowy, która pokaże Ci jak kolosalnie niezrozumiałe są uczucia:
Pytasz o intencję dlaczego kogoś oszukiwałem? Oszukiwałem kogoś bo sam znajdowałem się na niskim poziomie świadomości, bo lepiej nie potrafiłem,
To tylko teoria. Powtórzona po mnie.
A ja pytam o prawdę – dlaczego Ty to wybierałeś? Ważna jest prawda o Tobie, a nie teoria.
Oszukiwałeś, bo uważałeś to z jakichś powodów za najlepszy wybór oraz miałeś z tego korzyści. Pod stwierdzeniem “znajdowałem się na niskim poziomie świadomości” kryć się może bardzo dużo.bo chciałem się oczarować, zdobyć kogoś szacunek, może udowodnić sobie, że jestem coś warty, podziw.
Widzisz – “może”? Domyślasz się. A tak naprawdę nie wiesz lub nie chcesz sobie tego uświadomić.
Dlatego powtarzanie teorii nie ma sensu, jeśli na tym skończy się praca.Bo w podobnych okolicznościach znowu wybierzesz oszukiwanie siebie. Gdyż dalej będziesz uważał to za najlepszy pomysł, z którego nadal masz korzyści.
Ponadto również dlatego krytycznie ważne jest uświadomienie sobie tego, bo właśnie w momencie, gdy jest pokusa oszukania się, jest też możliwość, aby powiedzieć prawdę.
Teoretycznie się nie zmienisz.
Przede wszystkim widzimy powtarzanie teorii. I co to daje? Zupełnie nic. Dlatego cisnę dalej. Zobaczmy co z tego wyniknie.
Oszukiwałem bo chciałem poczuć się jako ktoś ważny. Bo chciałem być podziwiany. Chciałem akceptacji. Chciałem udowodnić sobie, że jestem coś wart.
Wnioski- czułem się nieważny, niepodziwiany, nie akceptowałem na dany moment siebie – czułem wstyd, poczucie winy,
Zatem rozwiązaniem, w tej sytuacji, jest zastosowanie uwalniania i zaakceptowanie siebie, czy coś więcej?
Znowu widzimy – on chce “się” czuć. Czyli dosłownie uważa się za uczucia. W tym nie zauważa nawet, że nie ma uczucia “ważny/nieważny”, tylko to racjonalizacje jakiegoś uczucia. A on się ich bardzo chętnie trzyma – bo to bardzo wygodne usprawiedliwienie. Kto więc go osądza jako nieważnego? On sam. Co pokazuje następnie, że dążenie, by “czuć ‘się’ jako ktoś wartościowy” wcale nie jest takie pozytywne jakby się mogło pozornie wydawać.
Ale jak sobie racjonalizować będziemy wstyd jako “nie czuję ‘się’ ważny/a”, no to automatycznie każde działanie, które obiecuje nam zyskanie tej wartości uznamy za dobre – np. poświęcanie się dla innych, szukanie akceptacji, szukanie podziwu, poklasku, etc. I zaczynamy to realizować. Nie zauważmy przy tym tej ciężkiej, żelaznej kuli, którą sami sobie doczepiliśmy do nogi.
On chce “tylko czuć”. Na tym się skupia. To są wyłączne dążenia tego mężczyzny. Bo człowiek w niskiej świadomości nic innego nie zna, nic innego go nie interesuje. Tylko samopoczucie (czyli samo+uczucie), które on błędnie sądzi, że jest nim.
To też najczęstsza przyczyna, że ludzie zaczynają nad sobą pracować – np. dążą do wyzdrowienia z uzależnienia – i gdy tylko ich samopoczucie polepszy się (a z jakich przyczyn?), od razu rzucają całą pracę. Bo tylko o to im chodziło – czuć “się” lepiej. Dlatego zapamiętaj – osiągamy to jakie mamy prawdziwe intencje.
I mężczyzna się tak osądza, ograbia z wartości, podchodzi do kobiety – ten wyczyn dla niego stanowi pretekst, by “się” poczuć lepiej. A kobieta co? Jak reaguje? Pozytywnie? Praktycznie nigdy. I mężczyzna znowu zaczyna czuć “się” źle, tylko tym razem uważa, że to przez kobietę.
Po raz n-ty:
samo+poczucie to tylko samo+uczucie. To nie dotyczy nas!
Chce “się” czuć ważny – a to uważa, że może zyskać ze świata, od innych. Jednak nie zauważa fundamentu – sam siebie postrzega jako nieważnego. To jakby śmiecić sobie w domu i liczyć, że inni posprzątają. Albo nie posprzątać, zaprosić gości i cieszyć się, że dzięki temu, że goście są w domu, to nie mamy w nim tylko śmieci. A potem denerwować się i obwiniać innych, gdy pójdą sobie, a my znowu zostaniemy ze śmieciami.
Kolejny przykład – pragnienia uważamy za dobre. Zobaczmy:
Oszukiwałem bo chciałem poczuć się jako ktoś ważny. Bo chciałem być podziwiany. Chciałem akceptacji. Chciałem udowodnić sobie, że jestem coś wart.
Te wszystkie pragnienia powinieneś uwalniać.
Nie potrzebujesz ich.
A widzisz jakie to błędne koło – najpierw sam siebie osądzasz, że nie masz wartości, a potem przez jakieś desperackie próby poświęcania się chcesz udowodnić innym, że tak nie jest. :)Wnioski- czułem się nieważny,
Nie ma takiego uczucia.
Czułeś wstyd, który sobie racjonalizowałeś jako “JESTEM nieważny”. Bo nadal uważasz, że uczucia=ja.
Nie tylko utożsamia się z uczuciami ale też nie widzi różnicy między emocjami, a myślami. Mówi – “czułem się nieważny”. Nie ma takich uczuć. A nawet jakby były – co z tego? Gdy ja się spocę, to idę się umyć. A nie chodzę spocony, pocę się jeszcze bardziej, a potem robię z tego filozofię na swój temat.
Brak odpowiedzialności pokazuje nam, że sami sobie robimy problemy, a potem liczymy, że znajdziemy na nie jakieś magiczne rozwiązania. Jednak nie zamierzamy przestać sobie robić tych problemów. Dlatego zatrzymujemy się na pragnieniach. A że pragnienie to stan nieco wyższy od wstydu czy winy, no to pragnienie uważamy za dobre. I tak ludzie pragną – 10 lat, 20 lat, 40 lat – ale nigdy nie podejmują twórczych działań.
Wielokrotnie zwracałem uwagę, że nie rozwiążemy żadnego problemu z poziomu, na którym powstał. Przypomnę też, że umysł jest dobry w szukaniu rozwiązań na problemy, które sam stworzył. W SZUKANIU, a nie znajdowaniu. Rozwiązania bardzo często też odrzuca.
Zaś pragnienie to zbyt niski poziom energii, by zrealizować większość znaczących życiowych celów. Tym bardziej, że to co czujemy jest zmienne. Więc możesz 5 minut czuć pragnienie czegoś, a po tym czasie minie i nigdy nie wróci. Co wtedy? Nie możesz tego zrealizować? Niby dlaczego nie? Wybierz to i działaj aż do skutku.
niepodziwiany,
A po co Ci to? :)
Tu widzimy, że odzywa się narcystyczny rdzeń homo sapiens – człowiek chce być podziwiany. Innymi słowy – chce być lepszy od innych, bo sam widzi się jako gorszego. I uważa, że przez to, że tak “się” czuje, nie może np. mieć tego, czego pragnie. Masy ludzi jednak nie dążą, by poprawić swoje życie, tylko pogorszyć życie innych.
Plus – bardzo istotne – widzisz, że wcale nie mówi on np. o seksie. Mówi o uczuciach, czyli czymś stricte wewnętrznym. A masa ludzi uważa, że pragnie seksu. Tak nie jest. Pragną, tak jak ten klient, zmienić swój stan emocjonalny. Dlatego nie szukają seksu, nie rozwijają się, by seks mieć, tylko przesiadują nad porno i mówią – “przynajmniej popatrzę sobie na seks”. To ukrywanie prawdziwych intencji. Wcale nie chodziło im o seks, tylko np. o źródło swojej wartości, które sądzą, że jest zawarte w seksie. A że swoją wartość nadają na bazie emocji, no to skoro podczas oglądania pornografii emocje wytłumiają, przestają widzieć sens w dążeniu do seksu.
Człowiek chce przestać czuć wstyd, winę, żal, lęk, chce przestać widzieć myśli o sobie jako kimś gorszym. Tylko ani nie zajmuje się korektami, ani wewnętrznym oczyszczeniem. Nieefektywnie to tłumi i stara się uniknąć. A jednak uświadomić sobie i odpuścić oporu wobec tych uczuć nie chce. Trzyma się ich i jeszcze usprawiedliwia nimi.
nie akceptowałem na dany moment siebie – czułem wstyd, poczucie winy,
Akceptacja to rezygnacja z osądów siebie samego.
Ty nie akceptowałeś się zapewne nigdy. Nie tylko w jakichś momentach.
Nie odczuwanie wstydu przecież nie oznacza, że wykonałeś pracę – zrezygnowałeś z osądów poprzez ich pełną świadomość, wzięcie odpowiedzialności i porzucenie korzyści.
Tu widzimy też fundamentalny i niezwykle częsty błąd – człowiek uważa, że jak nie czuje wstydu i nie widzi negatywnych myśli o sobie, to się akceptuje. Tak nie jest. Gdybyśmy się akceptowali, to wstyd nie mógłby się pokazać. Nie balibyśmy się żadnej oceny, osądu, “odrzucenia”, żadnego błędu czy porażki. Akceptacja siebie to nie jest też coś, co robimy np. po śniadaniu, a przed obiadem już nie.
Użył on twierdzenia “na dany moment” – czyli uważa, że siebie akceptuje ale są moment, że nie. Tak nie jest. Albo się akceptujemy, albo nie. Jeśli coś w sobie osądzasz, to osądzasz to cały czas. Aż nie puścisz się tego osądu.
Ale widzimy kolejny przykład – człowiek czuje wstyd i od razu reaguje. Nie ma nawet chwili świadomego zastanowienia się. Tylko od razu gdy czuje wstyd, “zaczyna” się osądzać. A raczej łapie się racjonalizacji dla emocji. I oczywiście także się osądza. Tylko że nie przestaje tego robić nawet na sekundę. A gdy np. uczucie wytłumi, racjonalizacje znikną, to uważa, że przestał się osądzać. Bo cały czas twierdzi, że jest myślami. I skoro nie ma myśli, to już taki nie jest. A jak myśli są, to taki jest.
Tylko że nigdy nie przestał się osądzać. Nie zmienił się. Jedyne co się zmieniło, to uczucie.
A z ilu osądów już zrezygnowałeś/aś Ty?
Zatem rozwiązaniem, w tej sytuacji, jest zastosowanie uwalniania i zaakceptowanie siebie, czy coś więcej?
A co to jest zaakceptowanie siebie?
Na pewno siebie akceptujesz?
Co to jest to “siebie”, które osądzasz i chcesz zaakceptować?
Mężczyzna ten robi WoP drugi raz. Pierwszy był w 2017 roku. Zauważmy – to, co opisał nazywa “sytuacją”. Tak jakby to była jakaś zewnętrzna sytuacja. Pyta co jest rozwiązaniem.
Tak wygląda bycie w akademickim teoretyzowaniu. A gdy przychodzi rozwiązanie realnego, prościutkiego tematu – nagle pytania, nagle nie wiadomo. I nadal używane są tylko słowa – np. “zastosowanie uwalniania”, “zaakceptowanie siebie”.
Dla mnie to zawsze jest czerwona lampka i podejrzenie, że taka osoba nie uwalniała nawet 5 minut. I że nawet nie przeczytała instrukcji uwalniania. To jakby pytać się czy bycie zadbanym człowiekiem to branie prysznica i nie deptanie po błocie.
Przypomnę też, że zdrowie to to jak żyjemy. Nikt nie może żyć za Ciebie. Tu nie ma żadnej sytuacji, którą można rozwiązać. Tu mówimy o dążeniach tej osoby – o tym jak ona żyła, jaka jest – od zawsze.
Pyta czy wystarczy akceptacja siebie i uwalnianie. A przed sekundą wymieniał masę tematów – od pragnienia akceptacji, po osądy siebie, etc. I nagle tego w ogóle już nie widzi i pyta tylko czy wystarczą te tajemne techniki z WoP – uwalnianie i akceptacja. Ale te techniki to pomoc w życiu. Jest tylko jedna definicja zdrowia – to jak żyjemy.
Inny przykład – chłopaka, z którym intensywnie pracowałem półtora roku, a generalnie w WoP siedzi też od 4 ok. lat:
“Nie wiem co się stało, że byłem ostatnio wobec siebie krytyczny.
Ostatnio? A przypadkiem to nie kontynuacja tego, co robiłeś przez całe życie?
Nic się nie stało.
Taki jeszcze jesteś i na razie to negujesz.”Faktycznie, taki akurat byłem i jeszcze jestem. Jak to Piotrek zmienić?
Włosy stają dęba. “Faktycznie”. “Taki akurat byłem”. “I jeszcze jestem”.
Ja tej osobie powiedziałem, że jest dla siebie krytyczna całe życie. “Faktycznie”… Widzimy poziom wyparcia. AKURAT taki był… jak to “akurat”? Gdzie tu jest miejsce na jakieś “akurat”? CAŁE ŻYCIE, PRZY KAŻDEJ OKAZJI był dla siebie jak sadystyczny kat. I nigdy nie przestał.
Mężczyzna wcześniej też używał podobnych stwierdzeń – “nie akceptowałem na dany moment siebie”.
Pyta – jak to zmienić…? Ponownie – mówimy o ewolucji. A rozwiązanie oczywiście poznał. Ale znowu – siedzenie i wygodne czytanie sobie to akademickie fantazje. Gdy przychodzi przełożenie to na realną zmianę – nagle zero. Od razu pytania. Nie wiadomo. Nagle rozwiązania, informacje i narzędzia jakie otrzymał przestały istnieć. Nagle pyta “jak to zmienić”, jakby ten problem był inny od wszystkich pozostałych. Ktoś mnie kiedyś zapytał jak “na poważnie to zmienić”. Czyli wcześniej nic dla niego nie było na poważnie. Bimbał sobie.
Nie ma żadnego “to”, które możemy zmienić. Mówimy o ewolucji świadomości.
Nawet nie zauważa jak cały czas tworzy sobie “zasłonę dymną”. Mówi – “nie wiem co się stało, że BYŁEM ostatnio wobec siebie krytyczny”. NIC SIĘ NIE STAŁO. Na takim poziomie ewolucji jest. Jest cały czas.
Jest dla siebie toksyczny, negatywny ZAWSZE, CAŁY CZAS – to negatywność skierowana przeciwko sobie. Wielokrotnie, w gargantuicznej korespondencji opisywał jak bardzo negatywny był wobec wszystkich. Wliczając wszystkich ludzi i Boga. Fantazjował, że morduje i jest mordowany. Dziwił się, że np. w każdej pracy znalazł się ktoś delikatnie negatywny wobec niego – np. podśmiewał się. A on grał tego wielką ofiarę tego wielkiego zła, które wyrządza mu cały ten zły i niesprawiedliwy świat.
Potem długi, długi, długi czas to wszystko wypierał i grał dobrego, kochającego. Tylko “z jakichś powodów” cały czas był apatyczny, wiecznie zmęczony i cały czas, co kilka sekund miał pokusy, by do tego “wrócić”. A potem co? Powiedział, że uzależnił się dlatego, bo “po prostu zawsze TYLKO chciał czuć ‘się’ dobrze”…
Zajmowanie się uczuciami nic Ci nie da. Bo to są konsekwencje tego jacy JESTEŚMY. Np. osądzający dla siebie i innych.
A jeśli wypieramy to jacy JESTEŚMY i że uwielbiamy tacy być – cóż pozostaje? Upadek, solidny, bolesny. Dzięki niemu odpuszczamy dumę. Wybieramy pokorę i zaczynamy realną drogę ewolucji.
Masy ludzi pisało do mnie 2 do 5 lat temu – zadawało jakieś pytania, potem cisza i po tych 2-5 latach, czytam smutną historię jak to tej osobie nie udało się samej wyzdrowieć. Bo “myślał, że sam sobie poradzi”. Jeden klient napisał mi wprost, że dla niego sam fakt, że kogokolwiek musi prosić o pomoc źle o nim świadczy – jest gorszy, bo za korepetycje płaci, trenerowi, terapeucie, za “jakieś warsztaty”, za WoP. Uważa, że sam wszystko powinien robić i dać radę. Zaproponowałem mu, by w takim razie zaczął od początku – niech wynajdzie koło, skoro tak chce sobie ze wszystkim sam dać radę. Niech wyjedzie do głuszy, sam hoduje rośliny i zwierzęta, sam zbuduje sobie jakąś lepiankę, sam szyje ubrania, etc. Rozumiesz? Ja nie chciałem go wyśmiać, tylko ukazać mu absurd tej racjonalizacji dla wstydu.
Ale znowu – to hipnotyzowanie się mentalnym bełkotem. Nawet w szukaniu pomocy widzimy coś złego, wstydzimy “się”. I skoro wstydzimy “się” tego, że musieliśmy poprosić kogoś o pomoc, no to automatycznie to wydaje się nam złe. A jeśli “tylko chcemy czuć ‘się’ dobrze”, no to słusznym będzie dla nas zrezygnowanie z pomocy. I właśnie te osoby próbujące samemu wyzdrowieć przez 2 do 5 lat, tym się kierują – wstydem. Co samo w sobie uniemożliwia jakąkolwiek poprawę.
Jeszcze jeden przykład – multum klientów pisze mi, że “nie czują ‘się’ jak prawdziwy mężczyzna”. Wymyślają sobie racjonalizację – najpierw czują coś, czego nie chcą czuć, stwierdzają, że to uczucie to dowód ich osądów siebie – że nie są prawdziwym mężczyzną. Utożsamiają się z emocją. Tylko że nie ma takiego uczucia. Czują wstyd i od razu uciekają od niego w myśli, zaś w myślach widzą tylko racjonalizacje. A to bardzo wygodna racjonalizacja – bo skoro nie są prawdziwym mężczyzną, to znaczy, że np. i tak by im nie wyszło z kobietami, więc nie muszą się starać. A jak spróbują i nie wyjdzie, to przecież dlatego, bo nie są prawdziwym mężczyzną… To moje pytanie brzmi – kim/czym więc są? Kobietą? Nie ma trzeciej opcji.
I tego jest masa – “nie czuję ‘się’ gotowy/a”, “nie czuję ‘się’ pewnie”, “nie czuję swojej wartości”, itd. To wszystko tylko racjonalizacje. Kłamstwa. Których bardzo ochoczo się trzymamy.
Albo uważamy, że jeśli wobec czegoś/kogoś czujemy “się” dobrze, to musi to być dobre. A jeśli czujemy “się” źle, to jest to złe. Przykłady – skoro podczas oglądania pornografii i picia wódki czujemy “się” dobrze (a przynajmniej lepiej, niż wcześniej), to musi to być dobre!
Przykład z historii – ludzie czuli “się” dobrze, gdy Hitler przemawiał i w ten sposób cały świat ludzi walczył ze sobą. Bo nie było ważne co właściwie mówił. Ważne było, że ludzie czuli “się” lepiej.
Szybko można przeczytać jak zdrowa jest spirulina. Ale daj ludziom powąchać spirulinę, to się skrzywią i jej nie tkną. Bo im “źle” pachnie. Źle “się” z tym poczuli.
A ile osób radośnie wybiera odpowiedzialność? Ile osób radośnie rezygnuje z pornografii, alkoholu czy narkotyków? Ile osób chętnie chodzi do pracy, z ekscytacją każdego dnia?
Rozumiesz już dlaczego to z pozoru niewinne stwierdzenie “ja po prostu zawsze tylko chciałem/am czuć ‘się’ dobrze” jest ładne zakamuflowaną siecią szkodzenia sobie? Za nim kryje się całe życie będące pasmem negatywności skierowanych w siebie i przeciw sobie, niechęci do konsekwencji takiego życia i tylko prób, by tych uczuć, które jeszcze sami osądzamy, pozbyć się. Przypominam też fundament nad fundamenty –
wszystko może być uznane za dobre i złe ale tylko w pewnym kontekście.
A każda emocja wydaje się dobra lub zła także w porównaniu z innymi. Dlatego też oglądanie pornografii 10 godzin dziennie to ten sam kierunek – “po prostu zawsze czuć ‘się’ dobrze”. Tylko, że to nie jest dobre. Wydaje się dobre tylko w porównaniu do tego, co czuliśmy przed włączeniem porno. Ale w kontekście zdrowia jest to kierunek destruktywny. Możesz sobie to nazwać “czuć ‘się’ dobrze” ale to nie ma z dobrem nic wspólnego. A co czuliśmy przed włączeniem porno? Dlaczego to czuliśmy?
Bo jesteśmy na niskim poziomie świadomości, na którym poziom standardowy jest niski i dlatego oglądanie porno czy picie w oczach uzależnionego są jakby katapultowali się do krainy szczęścia i radości. Tylko, że to nie jest kraina szczęścia i radości. To jakbyś złamał(a) rękę i nigdy się nią nie zajął/nie zajęła i tylko od X lat brał(a) znieczulenie. Wtedy też wzięcie znieczulenia byłoby jak przeniesienie się do innego – lepszego – świata. Tylko że to nie jest rozwiązanie.
No ale mówiąc “po prostu” przecież to musi być takie “po prostu”, zgadza się? Żadnych faktów, żadnej głębi, żadnej prawdy. Bo myśl jest święta. Jak myśl jest X, to świat jest X.
Po prostu.
„Błąd polega na tym, że uważamy, że na Ziemi życie jest inteligentne. :) Zwierzęta i rośliny – tu się zgodzę.”
Piotr, w jaki sposób zwierzęta są inteligentne? Targane impulsami, przetrwaniem. Życzyłbym sobie być tak zaczarowany dobrym aspektem rzeczywistości jak Ty.
Polecam Nature is Metal. Brutalnie wyrywa ze snu. I boli.
Piotr, w jaki sposób zwierzęta są inteligentne?
Gdy przedstawisz definicję inteligencji, której używasz, będzie jasne skąd wynika pytanie.
Czy to na pewno poprawna definicja inteligencji?
Targane impulsami,
Naprawdę jakiekolwiek zwierzę jest targane impulsami? Jakimi impulsami jest tak targane?
I czy “targanie impulsami” od czasu do czasu przeczy inteligencji?
przetrwaniem.
Targane przetrwaniem???
Zwierzęta nie tylko próbują przeżyć.
Czy to co napisałeś odnosi się do jakiegokolwiek zwierzęcia w choć małej części? Np. do krowy?
Uważasz, że pasąca się krowa jest targana czymkolwiek? Albo lew polujący na gazelę został czymś targnięty?
Natomiast to co napisałeś dotyczy ponad 80% ludzkości. Co potwierdza to, co napisałem – ludzie w kolosalnej większości inteligentni nie są.
Szczególnie jak przyjrzymy się jak “dbają” o swoje przetrwanie. Bo większość stara się wyrywać innym jak głodne, dzikie psy trzymające ochłap mięsa w paszczy.
A powiedz komuś coś niewygodnego – zazwyczaj prawdę – lub potwierdź tej osobie jej własne osądy, to praktycznie zawsze będzie “targane impulsami”.
Całe emocjonowanie się, w którym zakochany jest praktycznie cały ludzki świat – to nie targanie się z tym?
A myśli? Nie to samo?
Czy przypadkiem Ty sam pisząc ten komentarz nie zacząłeś targać się z emocjami i myślami? Napisałeś go spokojnie i rozsądnie?
Życzyłbym sobie być tak zaczarowany dobrym aspektem rzeczywistości jak Ty.
Ach, jeszcze uważasz, że ja nie wiem jak wygląda zwierzęce życie? Ponad 80% ludzkości to tylko i wyłącznie zwierzęce zachowania, nic więcej.
Uważasz, że ja widząc to co pozytywne nie zdaję sobie sprawy z tego co negatywne?
Ja ludziom mówię, by nie wybierali tego, co negatywne ale pamiętali, że żyjemy na planecie Ziemia.
Bo w ludzkim obiegu krąży masa takich naiwnych i idiotycznych bzdur jak “zgoda buduje, a niezgoda rujnuje”. Jak zwykle – w pewnym kontekście tak oczywiście jest. Ale nie w każdych okolicznościach jest to wskazane.
Przykład z życia zwierząt na temat tego jak sobie żyją.
Są takie żuki, które są ekspertami polowań na żaby. I gdy taki żuczek złapie żabę, zaczyna ją pożerać żywcem. Do tego zaczyna wydzielać feromony zwabiające więcej żuczków.
Ostatecznie dochodzi do orgii, w której żuczki jedzą tą żywą żabę, obgryzają ją do kosteczki i tryskają swoimi płynami na wszystkie strony. Najs.
Co też generalnie opisuje niejedną ludzką imprezę. ;)
Polecam Nature is Metal. Brutalnie wyrywa ze snu.
Ach, jeszcze uważasz, że ja śnię. Dobrze, dobrze. Dziękuję, że mnie obudziłeś tak brutalnie, taki metal. To ja się już przebiorę z piżamek.
Sądzisz, że ja byłbym w stanie opracować program pomocy w tak kolosalnie trudnym i niebezpiecznym temacie jak uzależnienie, którego nie rozumieją nawet terapeuci z wieloletnim stażem swojej praktyki, gdybym nie wiedział jak wygląda rzeczywistość?
Uważasz, że widzenie czegoś jako dobre to śnienie? To bajdurzenie? To wiara w jakieś bajeczki? To wypieranie tego, co negatywne?
Zapytaj siebie czy Ty kierujesz się czymś innym niż impulsy, które rzekomo Tobą targają i czy tylko zmagasz się, by przeżyć? Jest coś jeszcze?
Wiesz jak ja widzę rzeczywistość – szklanka jest w połowie pusta lub pełna? W ogóle nie widzę tego w kontekście szklanki, tylko ile jest wody. Konkretnie.
I boli.
Boli?
Co boli?
Boli tylko jedno – opór. Czyli niezgoda.
A mnie żadna informacja na temat rzeczywistości nie boli, bo moją intencją jest widzieć prawdę. Nie widzę świata ani przez różowe okulary, ani czarne. Żadne nie są potrzebne.
Skoro Ciebie coś boli, to się temu opierasz, nie zgadzasz się, demonizujesz to.
Widzisz – trzymasz się dumy, bo uważasz to za jakieś koronne uczucie i od razu zakładasz, że to uczucie tożsame jest z “ja mam rację”, “ja widzę i rozumiem rzeczywistość”, “moje myśli są prawą/słuszne”.
Etc.
Masę rzeczy założyłeś na mój temat, które są po prostu bzdurą.
Nie przedstawiasz też żadnych konkretów.
I brałeś udział w WoP. Mówiłem wyraźnie, by Bloga nie czytać, bo się pogubisz, zalejesz ogromną ilością informacji. I już widać jak zaczynasz od czegoś uciekać – próbujesz dyskutować na zupełnie niepotrzebny, bzdurny temat i robisz to niedbale, na odwal się. Więc na 99,9% od czegoś uciekasz i to jest jedna ze strategii, by zajmować się czymś innym. Czymś nie mającym najmniejszego znaczenia.
Nie słuchasz się zaleceń i też umniejszanie mi, mojej inteligencji jest kolejną strategią, by od czegoś uciekać i pozostać uzależnionym.
Pamiętaj – zdrowie to wybór.
A inteligencja jest to dopasowanie się do panujących warunków. Zwierzęta są bardzo inteligentne – potrafią przeżyć w każdych warunkach. I każde jest perfekcyjne takim jakim jest i jest w 100% sobą.
Inteligencja to nie jest ile książek przeczytałeś i jaką wiedzą dysponujesz. Bo wiedza nie jest tożsama z mądrością. Mądrość to wykorzystanie wiedzy. Więc można wielką wiedzę wykorzystywać bardzo głupio.
Można np. rozwiązywać bardzo skomplikowane zagadki logiczne, stosować twórczo języki abstrakcyjne – jak np. programowania, a inteligencje społeczną, seksualną czy emocjonalną mieć na poziomie dziecka.
Ludzie jako jedyne istoty na tej planecie wmawiają sobie na swój temat masę głupot, najczęściej z własnej woli i bardzo chętnie, co prowadzi do nawet kompletnej degradacji życia i zdrowia; nie dbają o swoje życie, zdrowie, sukces, szczęście, etc.
I jeszcze “zarażają” tym innych. Żadne zwierzę tak nie postępuje.
Żadne zwierzę nie rodzi dziecka, bo dostanie za to 500 zł czy 500 ziaren. ;)
Są różne rodzaje inteligencji – np. emocjonalna, społeczna, finansowa, etc. Można być bardzo inteligentnym w jednym obszarze życia, a totalnym głupcem w innym. I tak to wygląda. Nie ma jednej nadrzędnej “inteligencji”. I każda ma zastosowanie w różnych obszarach życia.
Oczywiście zwierzęta nie są inteligentne w każdym. Dodatkowo – każde jest inne. A np. krowa kalibruje się wyżej, niż ponad 80% ludzkości. To jaka jest stanowi pewne ograniczenia w niektórych obszarach – raczej krowa nie uszyje nikomu butów.
Jednak – czy potrzebuje tego do czegokolwiek?
Ale znowu – bardzo łatwo założyć 100 rzeczy na mój temat czy moich wypowiedzi, a jakie wnioski się Ci nasuwają – bardzo dużo mówi o Twojej intencji, Twoich dążeniach, celach, percepcjach.
A wiesz jak kalibruje się to, co mi podałeś – to “nature is metal”? Czy wiesz w jakim kontekście zawarte są informacje i wnioski? Czy z góry zakładasz, że jeśli “się” dobrze czujesz z tymi informacjami, to muszą być prawdą?
A może z góry zakładasz, że rzeczywistość jest bezlitosna, brutalna, niesprawiedliwa, że wygrywa tylko najsilniejszy fizycznie nawet największy idiota i bandzior i niewiele więcej? I wszystko co Ci to potwierdza szukasz i polecasz innym?
Przypominam, że oglądając porno też czujesz “się” lepiej, niż ze swoim życiem. Czy to oznacza, że oglądanie porno jest wskazane?
Bo właśnie odpisuję na komentarz chłopaka, który sądzi, że zawiedzie dziewczyny, jeśli nie będzie ich ostro rżnął jak na porno. Bo dla niego porno było źródłem wiedzy o seksie, stosunkach seksualnych.
Zauważ też, że w grudniu 2021 zapisałeś się do WoP. Porzuciłeś pracę nad Modułem 3. Wspominałeś, że chcesz zacząć od nowa ale tematu nie ruszasz dalej.
Za to czytasz Bloga i mówisz, że ja sobie śpię, bo uważam zwierzęta za inteligentne. Co w Twoim przekonaniu musi świadczyć, że każde zwierzę jest kochające. To jeśli chcesz poszerzyć sobie wiedzę, polecam:
http://wolnoscodporno.pl/blog/2021/12/niska-swiadomosc/
Nie wiem co zamierzasz zrobić z tym jak żyjesz – z uzależnieniem. Ale na pewno rozmowy o zwierzętach przyniosą Ci niewiele dobrego.
PIOTRKU, POMOŻ, dostałem takiego meila i nie wiem, co mam robić. Czy to jest prawda, czy oszustwo? Nie oglądałem porno na żadnej innej stronie, jak P***hub i nie mam żadnej kamerki na monitorze, ani nigdzie indziej. Nie wiem, jakim cudem ktoś może mieć moją twarz, ani filmik. Może raz, czy dwa w ostatnim roku zdarzało się, że oglądałem filmy na smartfonie, ale też zakrywałem obie kamerki. Czy to może być prawda? Boję się bardzo. ODPISZ SZYBKO PROSZĘ
Nie musisz już odpisywać, dowiedziałem się, że to jest przekręt i kłamstwo z pewnego źródła. Natomiast zostawiam tutaj swoje komentarze dla innych, by nie dali się przypadkowo w to złapać, jako przestroga. No i jest to kolejny dowód, by skończyć z porno, żeby takich stresów nie przeżywać czytając tego typu meile. Pozdrawiam.
Nie musisz już odpisywać, dowiedziałem się, że to jest przekręt i kłamstwo z pewnego źródła. Natomiast zostawiam tutaj swoje komentarze dla innych, by nie dali się przypadkowo w to złapać, jako przestroga.
Żadna ilość logicznego tłumaczenia nie ochroni człowieka przed tym, co w sobie nosi.
Raz – nie ma się przed czym chronić.
Dwa – ujawnienie tego to potencjał do uzdrowienia.
Jak nie scam, to coś innego człowieka przyciśnie.
No i jest to kolejny dowód, by skończyć z porno, żeby takich stresów nie przeżywać czytając tego typu meile. Pozdrawiam.
Zapytaj siebie czy dla Ciebie ta sytuacja jest wystarczającym pretekstem, byś wybrał całkowite zrezygnowanie z porno i rozwinięcie się na tyle, by zaniedbane obszary życia i wszystkie problemy, od których uciekałeś w porno – rozwiązać spokojnie i chętnie, odważnie i uczciwie? Jeśli nie ten – “kolejny dowód”, to ile jeszcze?
Stres to walka z tym co czujesz.
Życie nieświadome to skazywanie siebie na niekończący się stres nawet przez całe życie.
Dla wielu ludzi oglądanie porno czy picie to właśnie ukochane zajęcie, by nigdy z emocjami nic nie musieć mieć do czynienia.
Tylko że widzisz – dostajesz spam i panikujesz.
Zresztą przecież pierwsze zdanie – “to już ostatnie ostrzeżenie” – a czy były jakieś poprzednie? Skoro miał on Twoje zdjęcia, to dlaczego żadnego nie załączył na dowód?
Mówię o tym, że umysł w stanie paniki i człowiek bez intencji życia spokojnego, nigdy nie podejdzie do niczego rozsądnie. A potem będzie się np. wstydził, winił za swoje reakcje.
Bo tylko reaguje.
Większość uzależnionych nie prosi mnie o pomoc, bo chcą dla siebie dobrze. Tylko reagują np. właśnie paniką na sytuację, gdy zabolało bardziej – np. stracili związek. Albo boli dłużej, niż jak zwykle kilka godzin.
A reakcjami nic w życiu nie osiągniemy. Bo cały czas podlegamy tylko okolicznościom. Tak jakbyśmy szli tylko tam, skąd/dokąd wieje wiatr.
PIOTRKU, POMOŻ, dostałem takiego meila i nie wiem, co mam robić. Czy to jest prawda, czy oszustwo? Nie oglądałem porno na żadnej innej stronie, jak P***hub i nie mam żadnej kamerki na monitorze, ani nigdzie indziej. Nie wiem, jakim cudem ktoś może mieć moją twarz, ani filmik. Może raz, czy dwa w ostatnim roku zdarzało się, że oglądałem filmy na smartfonie, ale też zakrywałem obie kamerki. Czy to może być prawda? Boję się bardzo. ODPISZ SZYBKO PROSZĘ
Patryku, słyszałeś o czymś takim jak scam?
Widzisz jak łatwo jest kontrolować ludzi za pomocą emocji – tzn. sami się kontrolują. Masz masę stłumionego lęku, wstydu i winy, i już nawet zwykły scam uważasz za wielkie prawdopodobieństwo.
Spanikowałeś, choć szansa, że to co przeczytałeś była prawdą w rzeczywistości nie mogła mieć miejsca, jak sam powiedziałeś.
Nawet widząc, że zakrywałeś kamerki, w umyśle i tak widzisz te wszystkie bzdurne myśli i im wierzysz. “Jakim cudem” – no najwyraźniej jakimś cudem. Bo skoro czujesz strach i widzisz myśli, to przecież jakiś cud musiał być, prawda?
“Boję się bardzo” – to zapraszam do WoP i zajmij się tym wreszcie.
Nawet ten scammer prosi, byś nie robił nic głupiego. ;) Więc nie rób i wybierz coś mądrego.
Jest nawet taki kawał – “Przychodzi facet do domu i od progu uderza żonę w twarz. Żona w szoku pyta – ‘Za co!?’. -‘Gdybym wiedział za co, to bym zabił!'”.
I tutaj też wiesz, że takich zdjęć nikt nie może mieć, a jednak boisz się bardzo.
A boisz się tak cały czas, tylko teraz na moment przedstawiłeś sobie czego się boisz. Ale wcale tak nie jest. Bo ten lęk już w Tobie był.
Moja sugestia – przeżyj scenariusz, że to co wysłał ten automat, to jest prawda – że ktoś faktycznie ma takie zdjęcia i te wszystkie informacje. Co wtedy? Przeżyj w sobie najgorszy scenariusz i uwolnij opór oraz wszystkie związane z tym emocje.
No masturbowałeś się do porno.
I co z tego?
Jeśli się tak przestraszyłeś, to widzisz jak się tego wstydzisz, jak się winisz, jak łatwo uważasz, że można Ci zniszczyć życie. Widzisz ile emocji w sobie nosisz.
A i tak nie wiem czy dobrze robię pisząc to, bo może zniszczyłem Ci pretekst, byś wreszcie wybrał dojrzałość. Bo znowu “poczujesz ulgę” i będziesz dalej żył tak jak do tej pory.
Aż do kolejnego kryzysu.
A na poprzedni mój komentarz nie odpisałeś. Co pokazuje, że prawdopodobnie nie masz intencji nic zmienić, tylko uciekać od problemów, a jak zaboli troszkę bardziej, to się wyżalić. I tak w kółko, jak mniemam?
Biorąc pod uwagę tematykę artykułu – chcesz “po prostu” czuć “się” dobrze”, czyli przestać czuć strach, zgadza się?
Podziękowałeś za rzetelne artykuły ale widzisz, że zwykły scam doprowadził Cię na skraj paniki. Co kolejny raz pokazuje, że wygodne czytanie sobie artykułów zupełnie nic nie daje.
Można ich przeczytać 200 lub więcej, a nadal być dokładnie takim samym człowiekiem – nawet się jeszcze obwiniać tego, że tyle rzekomo wiesz, a nadal nic nie zmieniłeś.