Witam Cię serdecznie!
Dzisiaj poruszę kolejne 2 wzorce choroby seksoholizmu. Będzie to życie we własnej głowie i skanowanie.
Dużym problemem człowieka uzależnionego jest izolowanie się – co samo w sobie zasługuje na osobny artykuł lub serię. Dzisiejsze wzorce są przedłużeniem izolacji. Bowiem nie uczestniczymy w realnym życiu.
Seksoholizm ukrywa się – m.in. poprzez wyparcie, kłamstwo, skupienie na świecie zewnętrznym, projekcje, bagatelizację, akademickie rozważania, teoretyzowanie, racjonalizowanie, zagłuszanie, zagadywanie i wiele innych strategii. Z których – jak zwykle – uzależniony nie zdaje sobie sprawy. Ani trochę.
W myślach nigdy nie widzimy prawdy. Nigdy. Myśli nie są ani naszym tworem, ani sposobem na analizę rzeczywistości. Nie w przypadku człowieka chorego. W szczególności widać to, gdy uzależniony “widzi myśl” o treści “obejrzę tylko 1 filmik”, a kończy się na maratonie czy myśli sobie/przysięga, że już nigdy nie włączy porno lub nie przekroczy kolejnej granicy, a czyni to jeszcze tego samego dnia. I czynił tak setki czy wręcz już tysiące razy.
Przytaczanie cytatów z przeczytanych książek to też nie jest myślenie. To zniewolenie mentalizacją, przez co tylko nadymamy swoją pychę ale sobie nie pomagamy. “Pamiętanie” to nie jest myślenie. Myślenie m.in. jest twórcze, a mentalizacja jak i pamiętanie jest odtwórcze.
Aby w ogóle mieć szansę na odseparowanie się od myśli, trzeba zacząć poważną i codzienną praktykę. Inaczej zawsze tylko zareagujemy instynktownie. I to tylko pozornie wydaje się właściwe, bowiem instynkty uzależnionego zostały wynaturzone. Reakcje uzależnionych są szkodliwe dla nich i ich otoczenia oraz potencjalnie nawet śmiertelnie niebezpieczne.
Nikt z nas nie ma żadnej kontroli nad emocjami i myślami. Każdy, kto jeszcze twierdzi inaczej, niech sobie szybko to udowodni – jeśli np. czujesz zdenerwowanie, podejmij decyzję, by doświadczyć spokoju. Gdy widzisz w umyśle myśli, wybierz, by zniknęły. Większość czytelników i tak tego nawet nie zrobi, bo wystarczą myśli o tym, że to zrobili lub mogliby. Innym wystarczą myśli, że przecież to nie jest możliwe, bo już o tym przeczytali. Ale nigdy nie wykonają tego zalecenia. I nawet nie zdadzą sobie z tego sprawy.
Ja sam tak niegdyś żyłem. To można zmienić ale nie czytając, ani tym bardziej “myśląc” o tym.
To słowem wstępu. A teraz przyjrzyjmy się dzisiejszym wzorcom chorobowym.
5. Życie we własnej głowie.
Słowo ‘życie’ powinno być napisane w cudzysłowie. Bowiem nie jest to życie. Nie może być. A jednak – ponad 80% ludzkości i każdy uzależniony nie ma nawet potencjału, by dostrzec, że myśli to tylko myśli (czyli co?). I ten kto myśli obserwuje, nie może nimi być.
Życie we własnej głowie jest problemem nie tylko uzależnionych ale to głównie uzależnieni muszą zdać sobie z tego sprawę i trzeba zacząć ten wzorzec uzdrawiać. W umyśle nigdy nie znajdziemy myśli, by zacząć zdrowieć, ani motywacji do tego, ani powodów, ani nawet nie będziemy pamiętać o bolesnych konsekwencjach, których już doświadczyliśmy. W myślach zobaczymy tylko treści typu “ten raz będzie inny”. W myślach zobaczymy “już się świetnie czuję, to znaczy, że wyzdrowiałem/am!” A my pójdziemy za tym jak w ogień. Bo przecież już szliśmy masę razy.
Uzależnieni czytający tego bloga i nie mający intencji zdrowienia, pochłaniają, wręcz pożerają ogromne ilości informacji i tyle. Sądzą, że “wiedzenie” wystarczy. Nie wystarczy. “Wiedzieć” to nawet nie 1% tego, co jest do zrobienia. “Wiedzenie” to przejaw życia we własnej głowie. Większość i tak nie chce zdrowieć, tylko zbierają sobie kolejne elementy oręża do walki ze zdrowym rozsądkiem.
Teoria to nie jest praktyka. Teoretyk z wielką wiedzą może być zupełnie nieporadny w realnym życiu. Jak nieraz mówiłem – jest wiele różnych inteligencji. Życie we własnej głowie nie jest przejawem inteligencji, tylko choroby. Bo życie odbywa się w rzeczywistości. Rzeczywistość jest doświadczalna. Myśli nie można doświadczyć. Doświadczamy ewentualnie konsekwencji tego jaką wartość, sens czy znaczenie sami przypisaliśmy pewnym myślom.
Ciągle czytam o różnych wrażeniach, o tym, że myśli nie dają spokoju, że napadają, że pojawiają się nie wiadomo skąd. Nawet terapeuci piszą, że myśli są jakieś, np. inwazyjne. Tylko dlatego, że daną myśl widzimy bez ustanku NIE oznacza, że ta myśl jest inwazyjna i coś nam robi, w szczególności np. namawia do czegoś. To szaleństwo. Bowiem to antropomorfizm – przypisujemy bezosobowemu fenomenowi cechy ludzkie. To natomiast przejaw narcyzmu – własne cechy narzucamy na coś, co ich nie posiada. Uważamy, że nie tylko ludzie ale nawet myśli są takie jak my. Bo to my jesteśmy inwazyjni wobec myśli, a nie myśli wobec nas.
Gdy proszę o przemyślenie czegoś, otrzymuję w odpowiedzi “pierwszą myślą jaką miałem, było…” A przecież nawet gdy idziemy kupić kartofle, to nie bierzemy pierwszych lepszych, tylko szukamy najładniejszych czy o odpowiednim typie i rozmiarze.
To tylko nieliczne z całego morza fantazji na temat myśli i wynikających z tego problemów.
Znasz te stany, gdy “w głowie” ciągle odbywa się “pralka” – myśli bez ustanku wałkują się, setki przelatują cały czas i nic nie możemy na to poradzić? Co więcej – to może być ciągłe wracanie do przeszłości i rozdrapywanie jakichś wydarzeń i ran albo ciągłe zamartwianie o przyszłość, albo dowalanie sobie, krytykowanie innych czy siebie? To jest też przejaw życia we własnej głowie.
Boli nas to, a jednak nie chcemy się od tego odkleić. Bo oczywiście sądzimy, że problemu nie ma w nas i naszym traktowaniu myśli, tylko w myślach. A myśli, twierdzimy, stanowią prawdę. Próbujemy więc zajmować się myślami – zmieniać je, kontrolować, powstrzymać, itd. Efekty tego są zerowe, poza oczywiście napięciem, zmęczeniem, frustracją czy rozpaczą. Rozpaczamy, że nasze (czy na pewno “nasze”?) myśli nie są takie jakie chcielibyśmy widzieć. Bo wolimy myśli od rzeczywistości. Gdyż nie zdając sobie z tego sprawy, założyliśmy, że rzeczywistość jest taka jak myśli o niej. M.in. wychodzimy z takiego założenia, że zmiana myśli zmieni nasze życie. Ale nie planujemy zmiany siebie.
Wielu od razu przechodzi do prób zajmowania się światem, który sądzą, że jest dokładnym odzwierciedleniem treści myśli. Jak to mówią – “dlaczego inaczej miałbym mieć takie myśli?” Tak właśnie hipnotyzujemy się i nieświadomie nadajemy im wartość. Zakładamy, że jakąś muszą mieć. Uważamy, że wartość znajdujemy ale po prawdzie – sami ją nadajemy.
To jakby zastanawiać się dlaczego pada deszcz. Nawet jeśli jest jakiś wyjątkowy, kosmiczny powód, który moglibyśmy poznać, to jeśli nie otworzymy parasola, zmokniemy.
Inni w ogóle zastępują rzeczywistość myślami. Np. w formie “próbuję zrozumieć uwalnianie”. Tak jakby “zrozumienie” uwalniania mogło stanowić zastępstwo dla jego stosowania. Wielokrotnie mówiłem – nie można “zrozumieć” smaku koperku, zanim go nie spróbujemy. Do niewielu to dotarło. A jak się obruszają, gdy “neguję” uświęcony umysł! Od razu to ze mną jest problem. Już jakoś tak jest, że ci, którzy próbują “zrozumieć” te sprawy, nie mają z prób ich wykonania jakichkolwiek efektów. I nie dziwne.
Nie zdrowiejemy myśląc o zdrowiu, tylko żyjąc w ten sposób. A “życie we własnej głowie” to nie jest życie. To unikanie życia. Życie odbywa się “na zewnątrz”. Uczestniczymy w nim w takim stopniu i z taką jakością, na jaką pozwoliliśmy sobie wzrosnąć.
Myślenie o rozmowie ze mną nie jest rozmową ze mną. Myślenie o sprzątaniu nie jest sprzątaniem. “Zrozumienie” sprzątania nie jest postępem w sprzątaniu.
Aby zmienić naszą rzeczywistość, trzeba włożyć w to trochę wysiłku. Zabawa “w głowie” kosztuje tylko czas i płacimy za to cenę zaprzepaszczania naszego realnego życia. Ale dla uzależnionego nie ma to znaczenia. Bo on nie chce realnego życia, gdyż je horrendalnie potępia.
Jest to wzorzec chorobowy – wynika więc z niej i karmi ją.
Myśli stają się ważniejsze od rzeczywistości. Zresztą – stają się ważniejsze od wszystkiego. Nawet od fizycznego życia. Zaczynamy nimi zastępować wszystko. Wliczając rozmowy z innymi, osiąganie celów, hobby. No bo skoro już o tym “pomyśleliśmy”, to po co się wysilać? Skoro możemy obejrzeć seks na ekranie, to po co budować relację z kobietą? Skoro widzieliśmy myśli o czymś, to po co widzieć to w rzeczywistości?
No właśnie – po co? Zajmowanie się realnym życiem staje się dla nas coraz mniej znaczące. I nawet nie widzimy w tym problemu. Uzależnienie to choroba wyparcia i zaprzeczenia.
Idziemy ulicą i nie doświadczamy rzeczywistości, bo jesteśmy w 100% skupieni na myślach o rzeczywistości. Nie widzimy różnicy. Bo nigdy nie widzieliśmy niczego poza myślami. Rzeczywistość jest dla nas niedostępna. Odtrącamy ją na rzecz wyobrażeń.
Patrzymy na człowieka i nie widzimy człowieka. Widzimy myśli o nim, widzimy przedmiot, obiekt pozbawiony życia. Sami sobie go kształtujemy tak jak nam się podoba – oczywiście tylko w sferze mentalnej. Mamy o nim różne wyobrażenia – dobre lub złe. Bo oczywiście nie omieszkujemy go osądzić, ocenić oraz poddać wartościowaniu. Wraz z tym czujemy np. odrazę, pożądanie, gniew, lęk, wstyd, winę czy dumę. I ciągle sądzimy, że to są fakty wynikające z rzeczywistości. Ciągle przecież powtarzamy, że coś lub ktoś spowodował w nas uczucia… Uczucia i myśli im towarzyszące też są zawsze ważniejsze od wszystkiego.
Często też postępujemy adekwatnie do tych myśli. Traktujemy tego człowieka nie w oparciu o fakty ale o myśli. Wielce się dziwimy, że nie mamy przyjaciół, a nieliczni znajomi nie okazują nam sympatii.
Topimy się i twierdzimy, że tak wygląda pływanie. A jak ktoś nauczył się pływać, to oskarżamy świat o niesprawiedliwość – np. lepsze geny. W myślach zawsze zobaczymy racjonalizacje dla własnej beznadziei.
Nigdy nie poddaliśmy wątpliwości nawet jednej z tych myśli. A było ich już nieprzeliczone tysiące.
Gdy czytamy o zdrowieniu, po kilku zdaniach pojawia się myśl – “tego jest za dużo, przytłacza mnie to” i to jest dla nas rzeczywistość. Wygodna jak pierzyna z ziarnkiem grochu. Widzimy myśl “czuję, że” i na tym kończymy. Z tej gleby wyrastają owoce w naszym życiu – małe, gorzkie, pozbawione wartości odżywczych.
Albo mówimy sobie “boję się tego”. Prawda brzmi, że nie potrafimy nawet odróżnić uczuć od myśli. W tym przypadku lęku od jego projekcji. Nie wychodzimy poza myśli. Wierzymy im bezkrytycznie i zapewne przez całe życie.
Wielu dlatego “żyjemy we własnej głowie”, bo dosłownie uważamy się za myśli, a umysł za źródło własnego życia. Nie tylko życia ale też przeżycia. Na tej planecie umysł jest wielbiony. Zazwyczaj najbardziej przez tych, którzy i tak niewiele z jego pomocą osiągnęli. Tylko powołują się na tych z dokonaniami z zakresu nauki, by podrasować swoją opinię o umyśle. Inni, którzy widzą, że osiągnęli niewiele lub raczej stracili, potępiają siebie. Uważają się za gorszych. Wstyd i duma to dwie strony tej samej monety.
Nieraz czytałem jak to ja się powtarzam w artykułach – zarzuca mi człowiek zakochany w umyśle – bo przecież już zapamiętał daną informację. Wie ją, więc gdy ponownie ją czyta, od razu sądzi, że jakaś zdrożność została popełniona w świecie. A może nawet afront wymierzony ku umysłowi. Głupcem musi być ten, kto się powtarza. A mędrcem ten, kto pamięta… powiedział umysł.
Nie rozumiemy, że to jakby twierdzić, że na całe życie wystarczy jedna rozgrzewka przed pierwszym treningiem. Nawet jeśli zapamiętałeś wszystkie możliwe rozgrzewki na świecie, to i tak trzeba choć część z tego wykonać zanim zaczniesz przerzucać ciężary. Ale człowieka zahipnotyzowanego umysłem to nie interesuje. Bo przecież dla niego myśli są tożsame z rzeczywistością. Skoro “pomyślał”, to znaczy, że “zrobił”. A nawet nie tylko “zrobił” ale też “jest”. Wielu nigdy nie poszło na siłownię, bo widzieli myśli jak to inni będą się ciągle na nich patrzeć i oceniać.
Tak jak wielu mówi “czuję się jak g**no”. Nie zauważają, że wcale się tak nie czują, tylko się potępiają. Uczucia używają jako usprawiedliwienia i pretekst do zrzucenia odpowiedzialności. Żyją we własnej głowie i nie zdają sobie z tego sprawy. Bo tego osądu nie ma poza myślami. Nie ma.
To co sądzisz na swój temat to fałsz. To co sądzisz na temat własnego życia to fałsz. To co sądzisz na temat innych ludzi, życia, rzeczywistości – to wszystko fałsz. Ale umysł ma kolejną strategię obronną – kpinę, cynizm i ironię. Oraz – naturalnie – pycha chroni nadanego sobie prawa do własnych osądów i opinii. Niejeden się uraził, gdy poruszony został temat, na który ma silne opinie.
Wiedzą, którą posiedliśmy zapewne już od dawna została zwrócona przeciwko nam. Umysł to nie jest nasz przyjaciel, ani nawet sprzymierzeniec. To bezlitosne narzędzie, z którym niewielu nauczyło się obchodzić.
Wiertarka nie nauczy nas obsługi samej siebie.
Życie we własnej głowie to jak życie z włączoną wiertarką, którą przykleiliśmy sobie do dłoni. Spróbuj przeżyć tak jeden dzień.
Przykładem tego może być lękanie się wszystkiego, obwinianie siebie i innych za wszystko, frustrowanie się byle czym, itd.
Sama gotowość do życia rzeczywistością jest już dużym krokiem. Zaplątanie się w zależności myśli i emocji zawsze będzie nas ciągnęło coraz niżej. Próby “pozytywnego myślenia” nic nam nie dadzą. Szukanie czegoś, co zmieni nasze samo+(po)czucie to przecież jeden z korzeni uzależnienia.
Zaobserwuj ile czasu dziennie spędzasz na wpatrywaniu się w myśli, a ile działań wykonujesz POMIMO ich? Jaki procent swojego życia trwonisz na wpatrywanie się w myśli? Jakiej treści są to myśli?
Jakiej treści uważasz, że jest rzeczywistość?
6. Skanowanie.
Nie mylić ze skanowaniem dokumentów urzędowych. ;)
Skanowanie to często (choć nie zawsze) mimowolne wpatrywanie się w osobę, która w naszych oczach nie jest lub coraz mniej postrzegana jest jako człowiek. Staje się obiektem, wpatrzenie w którego syci naszą chorobę. Syci żądzę.
Zazwyczaj robimy to ukradkiem, tak by nikt się nie zorientował. Nawet my.
Zerkamy. Komentarz. Myśl. Podoba nam się. Nie mamy dosyć. Drugie spojrzenie. Lęk czy ktoś nas zobaczy. Lęk daje adrenalinę. Jest lepiej ale wciąż za mało. Na razie wystarczy. Już dokonaliśmy osądu. Ale nie jesteśmy ani trochę ukontentowani. Jednak nie ma problemu, bo przecież prawdopodobnie już zerkamy za/na kolejną osobę. Tylko czy na pewno na osobę? Nie na jej ciało czy część ubioru? Nie w myśli na ten temat?
Jeśli to robisz i boisz się, że ktoś Cię przyłapie, obserwujesz tak naprawdę, że to choroba boi się, by nie została przyłapana na karmieniu samej siebie. Jeśli wstydziłeś się, gdy zostałeś przyłapany, choroba ta zaczyna karmić się wstydem i wszystko przedstawia tak, by pozostała ukryta.
Ten wzorzec może przerodzić się w podglądactwo, w “zaglądanie ludziom do okien”, śledzenie.
Problemu nie stanowi wyłącznie samo skanowanie ale też jego konsekwencje – napięcie, wstyd, lęk, wina, adrenalina, a w szczególności to, że te obrazy nosimy w sobie cały czas. Osobiście nazywam to pocztówkami lub polaroidami. Przynosimy je ze sobą do domu, a potem roztrząsamy, wybieramy najładniejsze, wieszamy sobie nad łóżkiem, ciągle na nie zerkamy, wspominamy. A wraz z tym dołączają kolejne wzorce – np. romantyzowanie, obsesyjne myślenie, budowanie całych seksualnych historii. I inne. Koszmar.
I jeśli robimy tak całe życie, jest to koszmar, który nas pochłania, a my się mu oddajemy z uśmiechem. Znajdujemy na to masę racjonalizacji i usprawiedliwień. Uważamy to za normalne, męskie, że tak się po prostu robi. Mówimy, że to biologia, programowanie, geny, natura. Koszmar nie wydaje się koszmarem, aż nie spróbujemy się z niego wydostać z wszystkich sił.
Nie chcemy się obudzić, bo ten sam koszmar przekonuje nas, że w rzeczywistości jest dużo gorzej (czy w ogóle źle). “A tu przynajmniej mogę…” – znamy to? Oczywiście, że tak.
Ponownie – poczytanie sobie o tym, nawet dobre zapamiętanie tego – nic nie zmieni. Absolutnie nic. A chorobie o to przecież chodzi. Chory nie chce zdrowieć. Chce myśleć, że zdrowieje. Chce, żeby mu się wydawało. Chce wrażenia, że zdrowieje. Ale nie wybiera zdrowienia. Nie podejmuje niezbędnych działań.
To że potrafimy recytować jakieś wersety z różnych książek nie ma nic wspólnego z naszym trzeźwieniem, a tym bardziej zdrowieniem. Tak jak pokazanie zdjęcia jakiegoś miejsca nie oznacza przecież, że sami tam byliśmy i widzieliśmy to własnymi oczyma. Wielu uważa inaczej. Ale to też życie we własnej głowie. To są nasze opinie, nasze osądy. A one nie pokrywają się z rzeczywistością.
Im więcej wyobrażeń mamy na temat rzeczywistości i ludzi, tym bardziej stajemy się od nich oddzieleni. Sami wybieramy separację. “Głowa” – a precyzyjniej – umysł (umysłu nie ma w głowie) – to narzędzie. Tak jak telewizor nie oznacza, że oglądany przez nas film właśnie się odbywa. To samo z myślami. Umysł to narzędzie. Skoro jesteś w stanie obserwować myśli, to nie możesz nimi być. Ale po raz n-ty – tylko dlatego, że to przeczytałeś/aś nic absolutnie nie zmieni. Może zainteresować… co? – umysł, czyli narzędzie. Ale co dalej? Jak z tego (s)korzystasz?
Jak długą masz abstynencję? Ile godzin każdego dnia ocierasz się o utratę trzeźwości np. podlegając tym dwóm wzorcom?
Traktuj skanowanie jak podpijanie lub “wciąganie kreski” – ćpanie. Jak chowanie flaszek na później.
Przypominam – seksoholik ma bar w głowie. Wiecznie otwarty i za darmo. Aby nie zapić, musi przebywać w nim jak najrzadziej i jak najkrócej. A ten złowieszczy “pierwszy kieliszek” musi wypluwać. Jeśli pozwoli sobie na zabawę z nim… zapije bez wątpienia.
Dlatego trzeba zacząć uczciwie przyznawać i wyznawać czego się tak silnie trzymamy – czego się tak złapaliśmy i nie chcemy puścić? Bo problemem nie jest tylko niechęć do obcowania z rzeczywistością ale też przywiązanie do tego, co nierzeczywiste.
Z drugiej strony musi też nauczyć się rezygnować z wzorców dotyczących innych ludzi. Bowiem uzależniony jest kaleką miłości, zaś miłość przejawia się w czynach. W czynach nastawionych na dawanie bez żadnych oczekiwań, bez manipulacji, bez prób kontroli, wywierania wpływu, bez uwarunkowań.
Rezygnacja z każdej innej czynności wobec osób, które są dla nas wzorcowe, jest bardzo istotna.
Ponownie – szczerość i uczciwość, najlepiej także pod okiem kogoś, kto te problemy już przepracował – są niezbędne. Nikt nie przekroczy samego siebie. Bo nikt nie ma możliwości, by się podnieść, ponad to jaki jest. To wymaga poddania, odpuszczenia, kapitulacji, gotowości do puszczenia.
Trzeba zacząć żyć wbrew sobie – wbrew chorobie. A nikt nie dysponuje siłą woli, by tego dokonać. Zresztą, nie od tego jest ten zasób. Musimy otworzyć się na coś innego, niż myśli, uczucia i nasze postawy oraz na to, co nam je potwierdza.
Tak jak problemu nie ma w kobietach i tym jak wyglądają, jak są ubrane. Problemu nigdy nie stanowił drugi człowiek. Tylko to, że my nigdy nie byliśmy w stanie w człowieku dostrzec człowieka. M.in. dlatego, że to co widzieliśmy zamiast tego uznawaliśmy za prawdę – jedyną i słuszną. A potem tak łatwo łykaliśmy kolejny kłamstwa – że np. kobiety wolą takich czy takich facetów. Ale to my nie potrafimy tworzyć Więzi z kobietami. Nie tylko nie potrafimy ale też nie chcemy. Z tego powodu nie potrafimy.
I znowu – czy dla poprawy naszego życia jesteśmy gotowi opuszczać umysł i skupiać się na niezbędnym działaniu? Czy przestaniemy się usprawiedliwiać myślami i uczuciami?
Co dzisiaj jest słusznym działaniem, a co nie? Nie ma innych opcji.
Co stanowi granice, których nie powinniśmy przekroczyć?
Czy dostrzegliśmy własną bezsilność wobec tych wzorców? Jeśli tak – co dalej? Co jest rozwiązaniem na bezsilność?
Współpraca na tym programie może trwać 3 miesiące czy rok? Czy jak długo?
Witaj Pawle!
Współpraca trwa tak długo, jak długo ma sens i przynosi realne korzyści zdrowiejącemu.
A to wymaga regularnej, rzetelnej i uczciwej pracy. Jeśli ktoś spełnia te warunki, czas odgrywa drugorzędną rolę.
Były współprace trwające 3-4 miesiące oraz trwające rok i dłużej.
Były też męczarnie o różnej długości.
Pamiętaj, że większy czas współpracy wcale nie oznacza, że więcej zyskasz. Sztuczne przedłużanie jest objawem choroby – np. poczucia braku czy straty.
A dlaczego pobiera pan pieniadze za pomoc, skoro wspolnota 12 Krokow wyraznie mowi, ze pomagajac uzaleznionemu nie wolno pobierac za to pieniedzy?
A czy ja prowadzę pomoc w ramach Wspólnoty 12-krokowej?
Czy jesteś na serwisie SA, AA czy jakimkolwiek związanym ze Wspólnotami?
Czy ja robię to w ramach dwunastego kroku?
Ponadto 12 krok nie mówi, że nie wolno. Wspólnota niczego nie zabrania.
Dlaczego zasady przestrzegane we Wspólnotach narzucasz mi?
Czy to pytanie zadałeś choć jednemu terapeucie, seksuologowi czy ośrodkowi odwykowemu, którzy polecają Wspólnoty?
Czy z jakichś swoich, na pewno heroicznych, powodów, tylko mi?
Wiesz ile kosztują terapie i pobyt w ośrodkach? Godzina terapii to kilkaset złotych, a kilkutygodniowe pobyty w ośrodkach zamkniętych to koszta nawet powyżej 10 tysięcy złotych.
Napisz do nich, że powinni to wszystko robić za darmo. Podziel się odpowiedziami.
Może w ramach pomocy uzależnionym, uzależniony powinien mieć wszystko za darmo?
Jeśli pani w aptece poleci Ci 12 kroków, to znaczy, że powinna oddawać uzależnionym leki za darmo?
Jeśli pan w warsztacie samochodowym poleci Ci 12 kroków, to znaczy, że powinien przeprowadzać naprawy i oględziny samochodów uzależnionych bez opłaty?
Jeszcze jakieś życzenia?
Może uzależniony nie powinien płacić podatków?
Jak jeszcze byś chciał zmienić świat pod siebie?
Chcesz mieć pomoc za darmo, dołącz do Wspólnoty. Proste.
I wystarczy już tego, Pawle, Mariuszu, Mateuszu czy jakkolwiek się teraz przedstawiasz.
Wróć, gdy już przez chorobę dostaniesz po dupie wystarczająco mocno. Wtedy pogadamy, gdy już zobaczysz, że zabawa się skończyła.
Teraz nie mamy o czym.
Gdzie sie Piotrze w takim razie konczy zdrowy poped seksualny i chec kopulacji z kobieta, a zaczyna uzaleznienie, uruchamianie sie itd? Jezeli ktos nigdy nie mial seksu i caly czas o nim mysli, ze chcialby sprobowac jak to jest, mysli o nim caly czas itd, to znaczy ze jest uzalezniony? Chyba nie, skoro seksu nigdy nie mial? A czy mezczyzni nie sa tak skonstruowani, ze maja wbudowany program, zeby sie rozmnazac i dlatego caly czas mysla o seksie? Przeciez gdyby nie pociag seksualny, to bysmy wygineli. To on nas przeciez pcha do rozmnazania sie, prawda?
Gdzie sie Piotrze w takim razie konczy zdrowy poped seksualny i chec kopulacji z kobieta, a zaczyna uzaleznienie, uruchamianie sie itd?
Nikt tego nie wie. Nie ma jasno widocznej granicy.
Ja bym powiedział, że kiedy spróbujesz to zatrzymać i powstrzymać się, a nie dasz rady, to jest ten moment lub już grubo za nim.
A kiedy w ogóle miałbyś próbować się zatrzymać, gdy uważać coś za “biologiczny popęd”, który jest nie tylko dobry ale też niezbędny, by ludzkość nie wyginęła?
Niezależnie jak głodny jesteś, jeśli nie jesteś jedzenioholikiem, spokojnie możesz się powstrzymać. To Tobą nie rządzi.
Może być nieprzyjemne ale generalnie dasz radę, wiesz, że Cię to nie zabije.
Każdy zdrowy człowiek powinien rozumieć, że głód nim nie rządzi. Można napić się wody, podjadanie jest szalenie niezdrowe. Głód i jedzenie nie są żadnym popędem.
I jedzenie może być realizowane zdrowo lub szalenie niezdrowo. Religie to rozpoznały i ujęły w 7 głównych błędach (aka “grzechach”) jakie można popełnić, gdy występuje nieumiarkowanie.
Jeśli oglądasz porno od 30 lat, to Twój ten tzw. popęd seksualny od dawna jest wynaturzony, niezdrowy i karmi chorobę.
Każdy kto jest uzależniony, nie kieruje się rozsądkiem, ani w obrębie osobowym, ani kulturowym, ani biologicznym.
Szczególnie, że mówisz, że “ciągle o tym myślisz”. Odpowiedź powinna być jasna.
Poza tym – gdyby tak Ci zależało na seksie i przedłużaniu gatunku, to byś poszedł i miał seks i przedłużał gatunek ludzki, by go uratować przed wymarciem.
Niewielki odsetek, kropla w morzu, o ile ktokolwiek, zatrzymuje się w porę. Uzależnieni orientują się w swoim problemie lata po tym jak już jest za późno.
Po drugie – nie istnieje “popęd” seksualny. Ten pęd to tylko inna nazwa dla instynktu, czyli naszych dążeń.
Fajnie używa się słów, które wierzymy, że same siebie tłumaczą. Ale tak nie jest.
Zaś dążenia ewoluują wraz z nami.
Tobą nie rządzi żaden popęd wynikający z biologii, tylko wysoką ponad normą zachcianki, za które oddajesz odpowiedzialność.
To Twoje wymagania – Ty chcesz seksu, pożądasz go. To nie jest żaden biologiczny popęd, tylko Twoja zachcianka, z pożądania której nie chcesz zrezygnować.
Tylko dlatego, że coś trwa – w szczególności myśli i emocje – nie czyni to z tego Twojej potrzeby.
Tak jak jeśli ciągle boli Cię ręka, to trzeba się tym zająć. A nie “zaspokajać ból” w kółko jakimiś środkami przeciwbólowymi.
To jest informacja, którą trzeba poprawnie zinterpretować.
Utrzymujący się ból ręki nie jest popędem, który trzeba zaspokoić, ani nie oznacza on, że musisz ratować swoje życie. To konsekwencja czegoś.
A poprawnej interpretacji nie ma w umyśle, bo treść myśli to jest RACJONALIZACJA, czyli, jak to ładnie opisuje literatura SA – samousprawiedliwienie, które wybiela nasze ciemne postępki.
To czemu podlegasz to ŻĄDZA, a nie żaden “popęd seksualny”. “Popędem” dawno już rządzi żądza. A Ty od wielu lat jesteś ciężko chorym człowiekiem.
Jezeli ktos nigdy nie mial seksu i caly czas o nim mysli, ze chcialby sprobowac jak to jest, mysli o nim caly czas itd, to znaczy ze jest uzalezniony? Chyba nie,
Taki człowiek na pewno robi więcej, niż tylko “myśli”.
Bo nie myśli, a hipnotyzuje się mentalnym bełkotem.
Nie jesteś myślami.
Poza tym – nie mówisz jakie seks ma dla Ciebie znaczenie, sens, wartość.
Naprawdę chcesz mnie przekonać, że seks ma dla Ciebie taki sens, że ratujesz ludzkość przed wymarciem?
Bo znowu – mówisz o jakimś “uzależnionym”, a nie o sobie.
Uzależnienie to nie jest idea. Nie można o tym rozważać teoretycznie.
Ja z musu to robię, bo piszę artykuły. Ale gdy z kimś rozmawiam, to zadaniem tej osoby jest mówienie o sobie, jeśli zależy jej na jakiejkolwiek poprawie.
Jeśli nie, to ja nic nie mogę zrobić.
Ty nie tylko ciągle o nim “myślisz”, bo powiedziałeś, że oglądałeś porno ponad 20 000 godzin.
Czy człowiek głodny myśli przez 20 tysięcy godzin, żeby coś zjeść i nie je? To jest popęd? Gdybyś tylko “myślał” o jedzeniu ale nie zjadł przez 30 lat, to też powiedziałbyś, że nie jesteś chory?
Gdybyś przez 20 000 godzin zamiast zjeść, oglądał jak jedzą inni, to w Twoich oczach wszystko byłoby w porządku?
I nie mówisz nawet o 1% całego problemu.
Przypominam – seks nie jest ludzką potrzebą, tylko zachcianką. Tylko dlatego, że żyjemy w niedojrzałym świecie, gdzie nagonka na seks jest ekstremalna, nie czyni to z tego żadnego popędu.
Zdrowa relacja seksualna to przejaw współżycia dwóch osób, które chcą być ze sobą z wyboru. A nie z przywiązania czy społecznego nacisku.
To samo można powiedzieć, że jest jakiś “popęd” do odnoszenia sukcesu ale jaki procent ludzi odnosi sukcesy? Bardzo niewielki.
Nikt nie jest myślami, ani emocjami ale ponad 80% ludzkości się z nimi utożsamia. A racjonalizacje tego mnożą się w nieskończoność.
skoro seksu nigdy nie mial?
A dlaczego go nie miałeś?
Co to jest uzależnienie?
Myślenie o seksie? Seks w dużej ilości?
Nie. To człowiek, który coraz bardziej oddala się od spokoju, miłości, radości własnego istnienia i nie jest w stanie się zatrzymać o własnych siłach.
To zniewolenie częścią zwierzęcą, która dla ochrony jakiejś swojej racji czy pozycji jest nawet gotowa zabić siebie i innych.
I wiele, wiele więcej.
A czy mezczyzni nie sa tak skonstruowani, ze maja wbudowany program, zeby sie rozmnazac i dlatego caly czas mysla o seksie?
Gdyby mężczyźni byli ekspresami do kawy, to może i byłaby to prawda.
Nikt nie ma wbudowanego żadnego programu. To usprawiedliwianie się.
I nie ma żadnych “mężczyzn”, który ciągle myślą o seksie. Tylko dlatego, że Ty ciągle wpatrujesz się w myśli o tematyce seksualnej i nie chcesz przestać NIE oznacza, że tacy są Ci hipotetyczni “mężczyźni”.
Ty taki jesteś.
A powód już znasz.
Nie myślisz cały czas o seksie, tylko cały czas hipnotyzujesz się myślami o seksie. I m.in. dlatego zupełnie nie zdajesz sobie sprawy z faktycznego problemu.
Gdybyś na godzinę odpuścił bezwolne wpatrywanie się w myśli, widziałbyś, że to nie jest żaden “wbudowany program, żeby się rozmnażać”.
Bo Ty naprawdę tak chcesz mieć dzieci? Tak Ci na tym zależy?
Oczywiście, że nie.
Czy “popęd seksualny” to “sprawdzenie jak to jest”?
Biologia wpisała w nas program “żeby sprawdzić jak to jest”? To oczywista bzdura.
Ale właśnie absolutnie niedostrzegalna, w szczególności dla uzależnionych.
Nikt nie ma wbudowanego programu, by “sprawdzić jak to jest mieć seks”. To tylko dowód, że tych wszystkich “biologicznych uwarunkowań” używamy jako racjonalizacji i usprawiedliwień.
Przeciez gdyby nie pociag seksualny, to bysmy wygineli.
To powiedz – dlaczego ciągle nie jesz i nie myślisz o jedzeniu?
Przecież gdybyśmy nie jedli, to byśmy wszyscy umarli.
Tobie naprawdę tak zależy na ratowaniu gatunku ludzkiego? Że od 30 lat się za to zbierasz?
Uznaj proszę, że nie rozumiesz swojej sytuacji i podsuwasz tylko przeczytane gdzieś banialuki, które tylko wydają się sensowne, bo racjonalizują Twoje doświadczenia.
Ale one nie odnoszą się do człowieka chorego.
Każdy człowiek ma własne powody dla posiadania partnerki/partnera i/lub dzieci.
Nie daj Boże urodzić się w rodzinie, która ma dziecko tylko dlatego, bo rodzice byli na siebie tak napaleni, że się bzyknęli bez zabezpieczenia, a potem sobie powiedzieli, że to był pociąg seksualny i teraz już czas na dzieciaka.
To on nas przeciez pcha do rozmnazania sie, prawda?
Na pewno?
I Ciebie to tak pcha?
A co Cię hamuje? Jakiś inny popęd wbudowany w Ciebie?
Czy Twoi rodzice byli ze sobą, bo tak ich “wbudowany program pchał do rozmnażania”?
Czy byli ze sobą tylko po to, by się bzykać i produkować dzidziusie?
Nie mieli innych powodów? Bzyknęli się, a potem rozeszli? I w kółko to powtarzają? Bo tak chcą przedłużać ludzki gatunek?
Są ludzie szczęśliwi w małżeństwie, a są ludzie, którzy notorycznie zdradzają swoje partnerki/swoich partnerów.
Gdyby było jakiekolwiek programowanie, to każdy człowiek postępowałby tak samo. A są ogromnie różne jakości życia i współżycia.
Może zacznij rozmawiać z żywymi ludźmi i pytaj z jakich powodów są ze sobą, co robią – czy ciągle myślą o seksie ze sobą, czy są szczęśliwi, etc.?
Na razie szukasz tylko usprawiedliwień, by dalej żyć jak żyłeś przez większość swojego życia – przez ponad 30 lat.
Nie odpowiadasz na moje pytania, nie odnosisz się do maili, tylko dalej robisz po swojemu. Co też jest jednym z dowodów na seksoholizm.
Równie dobrze możesz twierdzić, że jakieś wbudowane programowanie zmusza Cię do czytania od lat artykułów – bo przecież dlatego je czytasz od lat… Bo tak chcesz wszystko wiedzieć i to też jest jakiś popęd, który zmusza hipotetycznego, żyjącego w akademickim teoretyzowaniu człowieka do rozwoju.
Niejeden mówił, że “chce zrozumieć uzależnienie”.
Tylko czy na pewno?
Czy zrozumienie jak się robi ciasto na pizzę spowoduje, że zaczniemy świetnie je przyrządzać lub chociaż przyrządzimy je raz?
Nikt nie musi zrozumieć jak prowadzić samochód, by się zacząć tego uczyć. Zaczynamy się uczyć, bo chcemy tego, co nam da prowadzenie samochodu.
Niewielu uzależnionych chce zdrowia i trzeźwości, bo widzą w tym korzyści. Zaczyna się w 99% przypadków od tego, że cierpienie osiągnęło już taki poziom, że nie możemy go wytrzymać.
I/lub straty trzeźwości przestały już nas zadowalać.
Czy wszystko czym jesteś to jakieś programowanie?
Czy więc żadna moralność, rozwój, kontemplacje, ani ewolucja nie mają sensu, bo wszystko jest predeterminowane przez jakieś programy? Czy świat to nam pokazuje – że wszyscy żyją tak samo, mają te same cele, pragnienia i priorytety?
Czy uzależnieni, którzy wyzdrowieli nadal żyją tak samo, chcą tego samego, podejmują te same decyzje?
Jesteś chory i dobrze, byś to nareszcie przyjął, zaakceptował i zaczął się leczyć.