Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!

Kontynuujemy drugą z trzech serii dotyczących dróg do pokoju, szczęścia i sukcesu! Zajmiemy się szczęściem.

Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej!

► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie.

Części 1-2 znajdziesz klikając na poniższe linki:

► 100 Dróg do Szczęścia (1-6) – Źródło jest w Tobie, nie poza Tobą, Chciej tego, co masz, zamiast tego co chcesz mieć, Szczęście jest wewnętrzną decyzją, Zrezygnuj z “biedny/a ja”, Dokonuj wyborów zamiast usilnie pożądać (…) Bądź gotów poddać to pożądanie Bogu, Poddawaj wszystkie łaknienia i pragnienia (…) Módl się.
► 100 Dróg do Szczęścia (7-9) – Radość życia/własnej egzystencji jest niezależna od zdarzeń, Czy to dziecko, dorosły, czy rodzic, który chce?, Rozróżniaj zwycięstwa i zyski faktyczne od symbolicznych.

Zauważmy, że drogi do szczęścia i radości pokazują życie aktywne, zaradne, skupione na realizacji, osiąganiu. I nie ma tu mowy o fanatycznym robieniu czegoś i braku zaspokojenia niezależnie ile wysiłku, czasu, energii, pieniędzy w to włożymy. Wręcz przeciwnie.

Mowa o przejawianiu Swojej Prawdziwej Natury na tej planecie. Zrozumienie kontekstu fizyczności oraz wszelkich związanych z tym aspektów jak i czasów, w których żyjemy jest fundamentem, by móc żyć w spokoju i szczęściu. A jest co rozumieć, bo nie spotkałem jeszcze nikogo, kto byłby nawet realnie zainteresowany prawdą na temat bycia człowiekiem.

Zauważmy co mówią przedsiębiorcy sukcesu – dopasuj się do sytuacji. TY SIĘ ZMIEŃ. Jeśli rynek nie ma popytu na płyty winylowe, tylko na Blu-Ray, to zacznij sprzedawać płyty Blu-Ray, a nie trzymaj się na siłę winyli. Inaczej będziesz biedny/a.

To samo dotyczy się WSZYSTKIEGO, do czego możemy być i jesteśmy przywiązani – od opinii, po ludzi, różne przedmioty, wiarę, przekonania, osądy, etc. Jeśli chcesz w dzisiejszych czasach polować na mamuty, to podpowiem, że mamutów już nie ma. Jeśli się uprzesz, to ciężko Ci się będzie żyło. ;)

Przywiązujemy się do tego, czemu nadaliśmy znaczenie. Przywiązanie wynika z wielu niesprzyjających życiu niuansów ale przede wszystkim z iluzji, że jak odpuścimy przywiązanie, to stracimy to, do czego/kogo byliśmy przywiązani. Tak nie jest. Wręcz przeciwnie.

Co ten przedsiębiorca mówi uzależnionym? Jeśli Twoje życie jest biedne, dopasuj się do sytuacji – TY SIĘ ZMIEŃ. Czego potrzebujesz? Czego naprawdę potrzebujesz? Wódki? Porno? Nie. Przywiązania? Nie.

Potrzebujesz dojrzałości. A ona zaczyna się od szczerości i uczciwości.

Dojrzałość, to akceptacja siebie oraz konsekwencji swoich decyzji nazywanych życiem. Narzekanie, granie ofiary to tylko folgowanie sobie. Nic więcej.

Przywiązywanie się wynika z niezrozumienia rzeczywistości.

Łatwo zauważyć, że przywiązują się już dzieci do np. maskotek, pluszaków. A gdy je stracą, co się dzieje? Cierpią! Nie mogą spać, płaczą, jest im źle. A potem przywiązują się do np. ubrań, dobrych wyników w szkole, domu, samochodu, opinii, percepcji, pozycjonalności, etc. Efekt jest identyczny. To samo widać u zwierząt. Kup psu poduchę do spania, a potem spróbuj się na niej przespać. Pies będzie co najmniej niechętny. ;) Dlaczego? Bo w przywiązanie się jest automatycznie wpisany lęk przed utratą! Jest to poza wszelkim zdrowym rozsądkiem.

A jak ponad 80% ludzi widzi i rozumie życie? Tak jak ameba. Wierzą, że ich życie oraz przeżycie zależy od brania ze świata – zdobywania, a nawet zabierania. Ale nie rozsądnie jak np. małpa zrywająca banana z palmy. Ludzie potrzebują energii życiowej, a że nie żyją miłością, odwagą, śmiałością, to doją energię emocjonalną, gdyż nie dysponują inną. Dlatego to całe cierpienie, gniewanie się, obwinianie, wstydzenie, żalenie/użalanie, martwienie, wściekłość, duma i wiele innych. Bo ego – człowiek na niskim poziomie rozwoju – nie dysponuje (gdyż tego nie wybiera) energią życiową pozytywną. Jak radość, spokój i miłość. Która pochodzi z wewnątrz i jest nieograniczona oraz niezależna od wszystkiego.

Miłość jest rozumiana na setki sposobów, z których żaden nie jest miłością. Szaleńcza “miłość”/zakochanie się kalibruje się na 140. To zwykłe pożądanie prowadzące do różnych chorobliwych, nawet neurotycznych zachowań. Uważamy, że ktoś gotowy się zabić za kogoś – “za miłość” kocha? Nie. To choroba. Miłość to poziom świadomości 500. A mówimy o skali logarytmicznej. Granie męczennika kalibruje się w okolicach 140.

Dlatego też przywiązujemy się, bo dzięki temu gwarantujemy sobie te wszystkie dawki adrenaliny, emocjonalności i związanej z tym skrywanej przyjemności.

Tylko że ekscytacja, dopamina, adrenalina to nie radość. To nie prawdziwa przyjemność. Bo prawdziwa radość nie zależy od niczego i dotyczy własnego istnienia. Nikt nie może nam jej ani zabrać, ani dać, ani nią manipulować. I ona niczego nie potrzebuje, by trwać. Bo jest wpisana w samą naturę istnienia.

Te małe “zastrzyki” emocjonalności są jak dawki heroiny przyjmowane regularnie, byśmy w naszym mniemaniu nie zginęli. No bo dlaczego potrzebujemy cały czas sprawdzać co tam nowego na poczcie, na jakimś serwisie, jakie są nowe filmy, wieści ze świata, co nosi ta celebrytka, z kim jest ten celebryta? Bo to wszystko jest nasza osobista heroina. Bez tego, życie w spokoju dla ponad 80% ludzi tożsame jest z apatią, nudą, śmiercią.

Dlatego są takie problemy z medytacją. Cały czas słyszę, że człowiek nie chce medytować 5 minut, bo to w jego oczach “nie robienie niczego” i w tym czasie mogliby coś robić. Niektórzy mówią wprost, że boją się braku myśli! A potem dziwić się, że nie ma pokoju na świecie. Ludzie boją się pokoju! Nie chcą go! Jak ma być w świecie, jeśli nie chcemy go w sobie?

Ile razy mówiliśmy sobie – “będę szczęśliwy/a dopiero, gdy osiągnę XYZ”? Rozmawiałem z dziesiątkami ludzi, którzy nawet to osiągali. I wiesz co? Dalej nie byli szczęśliwi. Przez chwilę czuli dumę, ekscytację nowością, adrenalinę związaną z wygraną. A potem co? To samo co przedtem. Nazywali to szczęściem. Ale to nie było szczęście.

Z tego powodu niektórzy piszą, że np. muszą się “bardziej” zrelaksować? Bo się nie relaksują. Tylko cały czas “wciągają” tą swoją “heroinę”. Cały czas potrzebują więcej.

Naprawdę niewiele osób dostrzegło, że ta cała ekscytacja, adrenalina, dopamina nawet po osiągnięciu sukcesu to nie radość. Jeden z czytelników tego bloga napisał takie słowa:

Ja to zauważyłem że lubię… Dziwne. Coś co mi zabarwia życie przeważnie negatywnie ja to lubię…

Ciekawe, prawda? A to lubienie to też nie jest radość. To skrywany nektar gorzkiej przyjemności, który doimy i który jest paliwem egoizmu. Czyli m.in. świadomości oddzielenia od miłości, życia, radości, innych ludzi, Boga, rzeczywistości. On to lubi, bo dostarcza mu właśnie ten nektar.

Gdzie nie spojrzeć, to najwięcej ludzi lgnie np. nagłówków “To cię zachwyci!”, “To oburzające!”, “Odkrywamy tajemnice XYZ!”, “Oni zrobili TO! Niesłychane!” Nie ma w tym spokoju. Jest cały czas podżeganie emocjonalności. Co oznacza, że potrzebujemy tego non stop, by emocjonalność utrzymać. Bo ona się wyczerpuje. Ekscytacja mija bardzo szybko. Wie to każdy kto pragnie wódki – może się tym ekscytować cały dzień i to znika gdy tylko kieliszek dotknie ust. Potem jest już tylko upijanie się. Gdy ekscytujesz się pizzą, ekscytacja znika, kiedy ugryziesz pierwszy kęs. Nie cieszymy się pizzą. Bo nie wybieramy radości własnej egzystencji. A nie ma żadnej innej radości. Tylko ją możesz dodać – “umieścić” w świecie – w swoim życiu i podzielić się. Wszystko inne to tylko jej marne, spreparowane zastępstwa. Tak jak fast-food to marne zastępstwo pożywienia.

Jak jedziesz samochodem, to albo wkurzać się będziesz w kółko na jakiegoś jednego kierowcę, który wszystko robi źle lub na wszystkich za wszystko! Ten jedzie za wolno, ten za szybko, ten źle używa migaczy, ten ma paskudny samochód, ten to, tamten tamto. Już jeździłem z takimi osobami. Non stop narzekanie, obwinianie, atakowanie! Co kilka chwil kolejna dawka heroiny. A ja widząc nawet te błędy innych kierowców byłem zupełnie spokojny. Nie widziałem problemu. Niedaleko mojego mieszkania jest skrzyżowanie T. Otwieram okno i nieraz wystarczy 5 sekund i już słyszę klaksony! Naturalnie używane niezgodnie z przeznaczeniem. Ludzie nie rozumieją, że klakson to nie jest ekstensja frustracji, by dawać jej upust, tylko to sygnał dźwiękowy do informowania innych np. o potencjalnym zagrożeniu. Jeden mądrala raz nacisnął klakson i trzymał ponad minutę…

Bez życia w pokoju, potrzebujemy cały czas doświadczania. Nie ważne czego. Ważne, by się coś działo. Nie jesteśmy w tym ani świadomi, ani trzeźwi. Nie uczestniczymy w tym. Nie ma nas. Jest tylko bezosobowe doświadczanie. I my, jakbyśmy spali. Dlatego to samoistne doświadczanie się chce coraz więcej i więcej. Bez końca. A my co? Wierzymy w jakieś swoje oczarowania i rozczarowujemy się z każdym takim doświadczeniem. A jak nasze oczarowania są negatywne, to staramy się je kontrolować lub się im oprzeć sądząc, że to je powstrzyma. W konsekwencji cierpimy. I uważamy, że to cierpienie było wpisane w doświadczanie X, Y lub Z. Nie. Tak nie jest.

Tylko radość wpisana jest naturę życia. Jakiekolwiek negatywne doświadczenie jest konsekwencją naszych wyborów.

A przecież masa ludzi uważa życie za bezsensowne, rozczarowujące, itd. Bo żyją nieodpowiedzialnie.

Ludzie obwiniają Boga za cierpienie. Ale cierpienie to wytwór człowieka, nie Boga. Dlaczego, po pierwsze – obwiniamy kogokolwiek? Po drugie – dlaczego obwiniamy Boga za coś, czego nie zrobił? A, obwiniamy Boga, że POZWOLIŁ na tyle cierpienia? Ale gdyby nie pozwalał, to wolna wola nie miałaby sensu. A wraz z tym jakakolwiek mowa o ewolucji. Bo kreacja by się odbyła już miliardy lat temu, gdyż też nie miałaby sensu. Nic nie miałoby sensu. Ponadto – gdyby Bóg nie pozwalał na to, co negatywne, to za to obwinianie i biadolenie każdy dostałby piorunem. :) Z tego co wiem, nikt nigdy nie dostał piorunem od pogniewanego Boga za cokolwiek. Poza tym – widziałeś jak zachowują się ludzie, np. uzależnieni, którym się zabierze wódkę czy dostęp do internetu, gdy chcą obejrzeć porno? Cierpią! Gdyby im to zabrać, zabronić – cierpieliby. Co pokazuje, że cierpienie jest automatycznym rezultatem nieświadomości, niedojrzałości i braku zdrowia. Nasza ewolucja leży w naszej kwestii. Bo my odpowiadamy za swoje wybory. Doświadczenia są nieuniknione i skorelowane z tymi wyborami.

A czy Ty jesteś gotów zrezygnować ze wszystkiego co negatywne, co nie sprzyja Twojemu życiu – np. z przywiązania do Twoich ukochanych przedmiotów, opinii, fryzury, domu, ludzi, programów telewizyjnych?

Drogi szczęścia to drogi życia. A nie tego, co my uważamy za życie. Życie to nie apatia. Apatia to kierunek przeciwny do życia. Życie to nie lękanie się. Bo czego się lękać? Życie to nie ukrywanie swoich wad, wypieranie błędów, pokazywanie paluszkiem – “to przez niego!”. Z tego się wyrasta, bo to zachowania dziecinne. Dlatego dziecinne, bo dziecko nie ma szerszego kontekstu, nie wie co jest zdrowe, a co nie. Fantazjuje, czyli żyje oderwane od rzeczywistości. Ale w końcu “trzeba” przestać fantazjować i zacząć realizować – tworzyć, dawać. Niedojrzałość w wielu dorosłym zawsze prowadzi do problemów.

Cały czas słyszę narzekania od klientów – boją się, że sobie nie poradzą. Odpowiadam – oczywiście, że sobie nie poradzisz TERAZ. Ale od tego masz zdolność nauki, rozwoju – wzrostu – działasz, uczysz się, rozwijasz – aż zaczniesz sobie radzić. Ale tylko jeśli zaczniesz działać. Popełnisz błędy, bo to norma. Ale jeśli utrzymasz kierunek, to dotrzesz na miejsce. Nie ma innej możliwości.

To zawsze ujawni wszystkie aspekty, przez które nie osiągałeś/aś i/lub nie utrzymywałeś/aś sukcesów. I właśnie najczęściej w obliczu największego “kryzysu”, gdy raz jeszcze powiemy “tak” sukcesowi, osiągniemy go.

Czy nie to samo robimy na treningach – gdy już boli, gdy już dziesiąty raz mówimy sobie “nie dam rady”, trener krzyczy do nas – “JESZCZE RAZ!” TO przynosi sukces, postępy. Jeśli pojawi się dyskomfort, a Ty wtedy odpuścisz, daleko nie zajdziesz. Bo to co nazywamy komfortem nigdy nim nie było. Komfort to świadomość, że sobie poradzimy w każdej sytuacji. A nie unikanie wszystkiego, co nowe, nieznane i jeszcze przedstawianie sobie wielu spraw tak, że jesteśmy ofiarą – np. kobieta nas odrzuci…

Ale zauważmy, że wystarczy tzw. “dobre samopoczucie” czy “komfort” i “bezpieczeństwo” nazwać sukcesem i możemy mieć ich nieprzerwane pasmo! Zamiast rozwiązać problem obecny w naszym życiu od 30-tu lat, wolimy wygodnie usiąść przed telewizorem czy komputerem. Potrójny sukces! Bo przestaliśmy się bać, już jest nam dobrze i jeszcze uniknęliśmy tego straszliwego narażenia się na pomyłkę! Dla ludzi mądrych to potrójna porażka, nie sukces.

Widzimy jak KONTEKST zmienia znaczenie. Zupełnie zmienia się znaczenie tego co robimy/zamierzamy zrobić w zależności jak na to spojrzymy. Oczywiście uznanie uniknięcia pomyłki za sukces nie ma takiego samego znaczenia jak rozwiązanie problemu. Dowodem na to jest życie. Życie puste, biedne, nieszczęśliwe jest konsekwencją życia apatycznego, lękliwego, wstydliwego, etc. Także pożądliwego, gdy pożądania nie przekuwamy na efekty poprzez konstruktywne działanie. Więc powiedzenie – “no DLA MNIE unikanie problemów to sukces” nie jest tożsame z braniem problemów na klatę, rozwiązywanie ich, rozwijanie się poprzez to. Bo to jakby porównać fast-food z własnoręcznie przygotowanym pełnowartościowym posiłkiem.

Okłamywanie się, że “nie możemy”, gdy prawdą jest, że oczywiście możemy, tylko nie chcemy, bo się boimy, jest nieprzerwane obniżanie naszego poziomu energii aż do apatii. Gdy nie mamy ani energii, ani chęci kiwnąć palcem, ludzie mówią – “to musi być w genach, bo moi rodzice też byli apatyczni”. Tak, byli apatyczni, bo się od nich nauczyłeś/aś wypierać lęk, opierać się, projektować go, nie żyć odważnie, śmiało, uczciwie, szczerze. Każdy robiąc to samo doświadczy tych samych konsekwencji. Tego nie determinują żadne geny. Co oczywiście łatwo udowodnić przez wzięcie pełnej odpowiedzialności, uczciwie i odważne przeprowadzenie inwentarza moralnego, uwolnienie oporu jak i stłumionej energii lęku. Żywotność pojawi się wtedy spontanicznie, gdyż usuniemy to czym ją ograniczyliśmy.

Dlaczego ludzie tak bardzo polegają na ciele – mówi się nawet, że “w zdrowym ciele zdrowy duch”? Bo ciało kalibruje się na 205. Jest więc wyżej w poziomie mocy, niż ponad 80% ludzkości. Dlatego dla nich każda poprawa w ciele – nawet przez operację korekcyjną, branie suplementów, dobre odżywianie, trening, etc. może przynieść zmianę tego, co odczuwamy jak i poziomu energii.

Jeśli nadal żyjemy nieodpowiedzialnie, lękliwie, etc. – nieintegralnie – to bardzo ważne jest, byśmy dbali o swoje ciało. Trudno będzie nam doświadczyć radości w zaniedbanym, schorowanym, słabym ciele. Bo zaniedbania same z siebie wynikają z niskiej jakości życia. Tak jak i brak radości. Jednak im bardziej się rozwiniemy, tym ciało – generalnie fizyczność – ma coraz mniejsze znaczenie. I coraz bardziej liczy się integralność. Z niej cała reszta wynika automatycznie, wliczając treningi, zdrowe odżywianie, itd.

Więc uzależniony przestaje grać ofiarę i mówić, że mu się przydarzyła wpadka. Tylko uczciwie analizuje swoje postępowanie i mówi np. “ok, wybrałem porno, bo jeszcze jestem do niego przywiązany i mam z tego XYZ korzyść. Teraz się tym zajmę”.

Osoba mądra trudne problemy rozwiązuje jako pierwsze.

A większość uzależnionych mówi mi, że musiała odpuścić pracę z WoP i zdrowienie, bo np. musieli gdzieś pojechać. No, jeśli takie masz priorytety w życiu, nie dziw się, że Ci się trudno żyje.

Wyobraź sobie, że Twoje życie to słoik. Jeśli uważasz swoje życie za puste to wyobraź sobie pusty słoik. Oto słoik:

Jak ten słoik najefektywniej wypełnić? Rozsądek podpowiada – najpierw umieść w nim największe kamienie. Potem trochę mniejsze. Potem najmniejsze. A na końcu nasyp żwirku. W innym wypadku umieszczenie największych kamieni nie będzie możliwe. Zgadza się?

Dlatego tak istotne jest mądre nadawanie priorytetów, znaczenia, sensu i wartości. Bo jeśli dla Ciebie najważniejszy będzie żwirek lub małe kamyczki, to potem nie będziesz w stanie w swoim życiu umieścić tych realnie największych kamyczków. Dlatego zaczynamy od tego, co naprawdę najważniejsze. A nie co nam się wydaje za najważniejsze.

Czy wypicie wódki to duży kamień, czy może żwirek? No, dla każdego uzależnionego od alkoholu, spożycie alkoholu to największy kamień. Ale w rzeczywistości to żwirek. Dodatek. Zupełnie opcjonalny. A jednak w oczach uzależnionego jest inaczej. Dlatego w swoim życiu nie ma miejsca na to, co najważniejsze. Twoje życie nie jest puste. Jest tylko pełne żwirku.

Bo jak nasypałeś/aś do swojego słoiczka żwiru już do połowy, to możliwe, że nie dasz rady włożyć do niego nawet jednego dużego kamienia. Należy ten słoiczek najpierw opróżnić. Nie oznacza to, że masz np. przestać jeździć na rowerze czy grać na komputerze. Tylko dokonać przewartościowania i rekontekstualizacji. Następnie nadać mądre priorytety.

Możesz pograć ale najpierw zajmij się tym, co realnie ważne. A nawet pozornie coś zdrowego jak jazda na rowerze może przez nas być używane jako ucieczka, pretekst do zaniedbywania czegoś ważniejszego.

Dlaczego to co realnie ważne powinno mieć priorytety? Bo rzeczywistość wymaga od nas trzeźwości. Jeśli uznasz, że dla Ciebie picie wody jest najważniejsze i stwierdzisz, że przeżyjesz na samej wodzie, to szybko zaczniesz słabnąć, a może nawet pojawią się różne dolegliwości. Bo niezależnie jak wielkie znaczenie nadasz piciu wody, to nie zmienia rzeczywistości. Sama woda to za mało dla ciała.

Jednocześnie na wiele problemów, dbanie o ciało to zdecydowanie za mało. Bo pełnowartościowy, zrobiony ręcznie posiłek kalibruje się na 204 (dodatkowo pobłogosławiony przez nas – na 208). Praca i treningi z ciałem kalibrują się na 205. Zaś fiksacja na ciele i sporty/treningi ekstremalne to już kalibracja poniżej poziomu integralności – 185. Wegetarianizm – 205. Sztuki walki – również 205. Seks (uprawiany integralnie) też to te okolice. Widzimy, że niemal wszystko co bezpośrednio dotyczy ciała to poziom graniczny integralności. Jest ważny dla zdrowia ale nie jest odpowiedzią na większość poważnych problemów. Można rzec – jest niezbędnym krokiem do postawienia w stronę zdrowia, stanowi właściwy warunek, w którym zdrowie może zaistnieć/choroba czy dolegliwość zaniknąć. Ale to jeszcze za mało. Jakikolwiek ekstremizm oraz fanatyzm natychmiast odwracają kierunek i przestaje to już sprzyjać życiu, a więc i zdrowiu.

Zaś wyzdrowienie z uzależnienia to życie na poziomie 350. Zaś najczęściej przekroczenie ogromu zaniedbań i potężnego przywiązania do negatywności jak nienawiści do siebie, obwiniania się, etc. wymaga energii bezwarunkowej miłości (540), która obecna jest np. na grupach 12 kroków.

Co pokazuje, że człowiek na poziomie świadomości np. 170 mówiący “lepiej się poczułem, teraz już sam sobie poradzę” mówi to z chwilowego poziomu dumy i szybko upadnie jeszcze niżej. Tylko w zeszłym tygodniu 2 osoby – jedna po półtora roku, druga po kilku miesiącach ciszy – powiedziały mi, że nawet pamiętając, że ich przed tym ostrzegałem, i tak sobie powiedzieli “teraz już sam sobie poradzę”. Nie było do tej pory nawet jednego przypadku, w którym ktoś już sam sobie poradził.

Nawet jeden klient mówił mi, że przestał przychodzić do wspólnoty 12 kroków, dzięki której totalnie przestał oglądać porno. Kilka dni po zaprzestaniu znowu zaczął oglądać. Wniosek do jakiego doszedł – 12 kroków to ściema. :) Bo uznał, że już ich nie potrzebuje, że wszystko od nich “wziął” czy dowiedział się, co potrzebował i mógł, więc już ich nie potrzebuje i sam sobie poradzi… Co oczywiście nie nastąpiło. A wniosek do jakiego doszedł pokazuje bardzo jasno dlaczego – bo nie żyje nawet jeszcze odpowiedzialnie, uczciwie, szczerze.

Czyli kontynuował to, przez co w ogóle się uzależnił. Sam się nie zmienił, nie rozwinął. W trzeźwości utrzymywała go wyłącznie energia grupy, nic innego. Nie on – jak to każdy człowiek uważa – że jest twórcą swojego życia, przeżywa dzięki myślom, emocjom, zmaganiu, sile, itd. To narcyzm. I nie ma nic wspólnego z prawdą. I nawet w tym przypadku świadomość ameby mówi – “wziąłem z grupy to czego potrzebowałem, już jej nie potrzebuję”. Przykro mi ale niczego nie można wziąć. O zdrowiu decyduje poziom świadomości. A to nadal była duma, może nawet w formie pychy wykalibrowanej jeszcze niżej od dumy.

Energia grupy tworzy nam warunki, w których możemy zacząć rozprawiać się z tym, co nieintegralne w sobie. Bez tej energii wsparcia to będzie dla nas niemożliwe.

Nie mówię tego wszystkiego, by kogokolwiek wyśmiewać czy zawstydzać. Podkreślam fundamentalne fakty i to, że uzależniony nawet będąc ostrzeżonym, choć ma powiedziane wprost – “to pułapka, nie rób tak” i tak to robi. Bo zdrowienie z uzależnienia nadal rozumie zupełnie niepoprawnie. To nie żaden sposób, ani metoda. To jest to jak żyjesz. Jeśli chodzisz na terapię nawet od 10-ciu lat czy uczęszczasz do grup 12 kroków, czy “przerabiasz WoP”, to jeśli skończysz/przestaniesz i dalej będziesz żyć tak jak żyłeś/aś, to kwestią czasu, zazwyczaj kilku dni jest to, że dalej będziesz oglądać pornografię/pić wódkę.

Ostatnio jeden 40-latek, mój klient, zdenerwował się na mnie, bo “mówię mu jak ma żyć”… Nie, ja mu nie mówię jak ma żyć. Ja mu mówię dlaczego jest uzależniony i gdzie należy dokonać korekt. Ja nikomu nie mówię “zmień pracę”, tylko mówię mu jak ma pracować, by ta praca przestała być jedną z przyczyn, przez które potem ogląda porno. Jeśli ćwiczysz i masz co miesiąc kontuzję, to też są potrzebne realne zmiany. Nie zaprzestanie ćwiczeń w ogóle ale korekty w tym JAK ćwiczysz. Choć oczywiście są pewne elementy, które należy kompletnie wyeliminować. A niektóre dodać.

Tak jak wyrastamy z dłubania w nosie i sikania w pieluchę.

A czasem trzeba opróżnić słoik i zacząć umieszczać w nim kamyczki od nowa.

10. Rozróżnij cele narcystyczne (“bogaty i sławny”) od dojrzałych.

Widzimy co mówi dr Hawkins? Cele typu “pragnę być bogaty/a i sławny/a” są narcystyczne; ergo – niedojrzałe.

Jak to? Sława i bogactwo niedojrzałe? Tak, niedojrzałe. Nie złe, tylko niedojrzałe.

Gdy zrozumiemy, że wszystko możemy rozpatrywać wyłącznie w jakimś kontekście, to zastanówmy się w jakim kontekście sława i bogactwo są dobre, a w jakich “stają się” złe lub stanowią obciążenie? W jakim kontekście dążenie do nich oraz z jaką intencją jest szkodliwe, a w jakim kontekście i z jaką intencją jest pozytywne, dobre, pomocne?

Zacznijmy od sławy – zobaczmy co robi społeczeństwo z ludźmi sławnymi. Non stop paparazzi, brak prywatności, cały czas oceny, osądy, zazdrość, nienawiść. Podłubałeś/aś w nosie? Za 5 minut zdjęcia Ciebie z palcem w nosie pokazują się w gazetach! Nagle media tworzą Ci nowy wizerunek, zaczynają nazywać różnymi określeniami. I masy ludzi podążają za tym. A sławny/a i bogaty/a? Drań! Złodziej! Oszust! Okraść go/ją! Zabrać cały dobytek! Nałożyć horrendalne podatki!

A jakie są realne korzyści sławy? Jakieś pomysły?

Ktoś może powiedzieć – “na sławnych lecą kobiety”. Ok, to prawda, jakieś kobiety lecą na sławę. Ale czy na pewno? A nie na glamour sławy, które same wyprojektowały? I jakie kobiety? Czy to w ogóle jest coś pozytywnego? Znasz przyczyny tego, że w oczach niektórych kobiet sława jest atrakcyjna? W jakim kontekście Ty operujesz, że widzisz to jako pozytywne? Gdy zrozumiemy, że sława wcale nie jest sama z siebie pozytywna, a ekscytujemy się własną projekcją energii glamouru, być może poddamy sławę rekontekstualizacji i zrozumiemy, że może być ona przydatnym lub niewygodnym efektem ubocznym dawania światu wartości. Np. sławny lekarz będzie miał więcej pacjentów. Pytanie tylko czy on potrzebuje więcej pacjentów? I czy jego sława jest efektem wspaniałej pracy, pomocy i efektów – rezultatów – czy czegoś innego? Czy ludzie “walący do niego drzwiami i oknami” kierują się pragnieniem wyzdrowienia, czy “lecą na” tą energię glamouru?

Czy te małe korzyści przewyższają minusy?

Nie mówię tego wszystkiego, by ocenić sławę i bogactwo jako złe. Ale nie powinny stanowić one celu samego w sobie. A tak na oko, z 95% ludzi, których poznałem pracowała dla kasy. Nie dlatego, bo cenili swoją pracę i wartość jaką dają innym ludziom. Niemal każdy z nich się męczył w swojej pracy.

A co z bogactwem? Pieniądze kalibrują się na 205. Więc na pewno wyżej, niż 80% ludzkości. Dlatego w oczach większości ludzkości pieniądze są rozwiązaniem wszystkich ich problemów. Tak jednak nie jest. Wie to ten, kto np. zachorował na ciężką chorobę i odwiedził wszystkich znanych lekarzy w różnych krajach Europy i Ameryki, a nadal nie wyzdrowiał. Wie to każdy uzależniony, któremu wydawanie pieniędzy bardziej szkodzi, niż pomaga. Wie to każdy hazardzista, który popada w coraz większe długi.

Wiemy dobrze, że pieniędzy można użyć do kupienia alkoholu, a następnie zabić siebie i innych w wypadku samochodowym. Można kupić narkotyki, zapłacić prostytutce, dać w formie łapówki, etc. Z drugiej strony możemy zainwestować, obdarować, (ws)pomóc, stworzyć fundację. Możemy inspirować się innymi ludźmi zarabiającymi i posiadającymi pieniądze, a możemy ich nienawidzić i zazdrościć.

Co pokazuje, że pieniądze nie mają wbudowanych w siebie żadnej wartości ani znaczenia. Ważna jest INTENCJA z jaką je zarabiamy, mamy i wydajemy. Bo to my nadajemy wartość i znaczenie. Od pieniędzy, ciało, seks jak i całe życie.

Jeden może mieć dużo pieniędzy i w jeden wieczór zrujnuje sobie życie – pójdzie do kasyna, wszystko straci i jeszcze wpadnie w długi u mafii. Czy to spowodowały pieniądze? Nie. Bo gdyby spowodowały to pieniądze, to każdy z taką kwotą zrobiłby to samo. A tak nie jest. Jeden może być wdzięcznym, że zarobił tysiąc złotych, inny będzie wściekły, że zarobił tylko 15 tysięcy złotych.

Więc z niemal wszystkiego można korzystać konstruktywnie jak i destruktywnie.

M.in. dlatego cele jak bogactwo są niedojrzałe. Bo bogactwo niczego nie determinuje. Ani szczęścia, ani bezpieczeństwa, ani dobra, ani zła. Ba! Jak zarabiasz przeciętnie, to jest mniejsza szansa, że zostaniesz okradziony/a, niż gdybyś zarabiał(a) dużo.

Pamiętaj, że to drogi do radości i szczęścia. A ich nie ma w niczym w świecie. Nic Ci ich nie da. Dlatego też próby zdobycia ich ze świata, od innych ludzi, poświęcenie lat, by zostać sławnym/ą i bogatym/ą I Z TEGO POWODU szczęśliwym/ą rozczaruje Cię. Nieraz boleśnie.

No bo człowiek ciężko pracuje, zostaje po godzinach, pracuje w weekendy, by kupić sobie wymarzony ekskluzywny, sportowy samochód. W końcu go kupuje. Jest podekscytowany. Ale z czasem okazuje się, że nie dostał pochwał, których oczekiwał, a raczej kilku znajomych się od niego odwróciło i zaczęło zazdrościć; dziewczyny może i zerkały ale żadna nie pchała się do niego; paliwo i serwis kosztują dużo. Jeszcze się okazało, że po miesiącu ktoś zawistny przebił oponę. Z drugiej strony ktoś może cały czas oszczędzać, nie wydawać pieniędzy na nic, nie cieszyć się nimi, a poczucia bezpieczeństwa wcale nie przybywa.

Człowiek w niskiej świadomości zwierzęcia widzi, że wszystko bierze się ze świata – od pożywienia (energia), po pieniądze jak i spokój i szczęście. Naturalnie od razu umysł dobudowuje do tego przeciwieństwo – świat może to wszystko zabrać, odebrać, wstrzymać, a nawet kontrolować nas.

Uważa też, że jeśli z pieniędzmi jest szczęśliwy, to bez pieniędzy musi być nieszczęśliwy! Pieniądze więc stają się źródłem szczęścia i boimy się je stracić, nie chcemy się dzielić, bo uważamy, że w ten sposób pozbywamy się źródła naszego szczęścia, bezpieczeństwa, etc.

Wniosek – musimy o to walczyć, zabrać, korzystać, póki jest okazja. Na tym przecież bazuje każde uzależnienie – na zależności od jakiejś substancji, okoliczności czy zdarzenia, by COŚ Z TEGO MIEĆ. Nie chodzi o samą substancję czy co stanowi przedmiot uzależnienia jak pornografia.

No bo czy pieniądze są takie ważne, czy raczej znaczenie jakie mu przypisaliśmy? Dlaczego mielibyśmy zazdrościć komukolwiek pieniędzy czy żalić się, że ma ich więcej od nas?

Zauważmy oddawanie odpowiedzialności w paradygmacie przyczyny i skutku – “on mnie zdenerwował, więc musiałem mu oddać!” Nie tylko uważamy, że przyczyną czegokolwiek w nas był ktoś inny ale jeszcze wierzymy, że to spowodowało, że musieliśmy się zachować tak, a nie inaczej. Oczywiście zawsze negatywnie. Nie słyszałem jeszcze, by ktoś powiedział, że był dobry cały dzień, uczciwy, odpowiedzialny, radosny czy uczył się chętnie cały dzień przez kogoś. Co pokazuje, że granie ofiary jest zawsze usprawiedliwieniem i folgowaniem sobie.

Ew. ktoś “był dobry”, bo jego intencją były ukryte korzyści. Np. był dobry dla kobiety, bo chciał z nią seksu. A gdy seksu miało nie być, natychmiast zrzucana była maska “dobrego”. Często pojawia się wtedy manipulacja, np. “jak nie będziesz miała ze mną seksu, to cię wyrzucę z mojego domu!” W wielu małżeństwach seks jest jak prostytucja. W wielu religijnych małżeństwach uważa się, że po ślubie “już można”, bo bozia pobłogosławiła. To jakby uważać, że po ślubie cokolwiek byśmy nie zjedli, będzie dla nas dobre i zdrowe.

Wiara w przyczynę i skutek zawsze prowadzi do grania ofiary, zrzucania odpowiedzialności. Innymi słowy – do życia w nietrzeźwości. A to nigdy nie kończy się dobrze.

A poza tym stanowi doskonały pretekst, by porzucić wzniosłe cele – bo wystarczy powiedzieć, że coś nam przeszkodziło i już! Ale radykalna uczciwość pokazuje, że być może coś nam przeszkodziło ale na pewno nie podjęło za nas decyzji, aby odpuścić.

Błędem religii, na którym bazują również niewierzący, jest osąd czegoś jako złe, demonizowanie tego, opieranie się temu, nawet walka z tym.

Zaś rozwiązaniem to: nie wybieraj tego. To wszystko.

Każdy człowiek sukcesu mówi Ci, by rezygnować z pokus. Nie wybierać ich i skupiać się na osiągnięciu celu. Osiągać go POMIMO pokus, lęku, etc. Nie mówi Ci – “walcz z lękiem”, “przezwyciężaj go” czy “zmagaj się z pokusami”, tylko “wybieraj cel”. Dla wielu ludzi właśnie “walka z lękiem” to pretekst, by unikać działania, którego się boją. No bo zapytany co robi, odpowiada, że walczy. A reszta wtedy z podziwem kiwa głowami – “Wow, super! Trzymam za ciebie kciuki!” Czyli gratulujemy innym robienia siebie w balona.

Gdy przyjrzymy się kalibracji narcyzmu, zrozumiemy, że nic, co się na nim opiera nie może doprowadzić nas do radości i szczęścia. Gdyż kalibracja narcyzmu wynosi 140. A to poziom świadomości Pożądania. Od 150 zaczyna się złość. I czy nie złością reaguje każdy narcyz, którego się roz(od)czaruje? Narcyzm to nie tylko nie jest prawdziwe zadowolenie ale kolosalna podatność na zranienie. Grupowy narcyzm to poziom Dumy (180).

Przykłady celów narcystycznych, które mają moi klienci i generalnie uzależnieni:

– By mnie kobiety zaakceptowały.

– Aby mnie zauważali inni.

– Aby mnie inni lubili.

– Żebym był doceniany (nie oceniany).

– Aby mi się wszystko udawało.

– Żeby mnie świat nie atakował, nie rozczarowywał.

– Żeby mnie nikt nie rozczarował.

Innymi słowy – najczęściej te cele to mniej więcej – “żeby inni robili za mnie to, czego sam nie chcę robić”. Dlaczego pragniemy, by inni nas akceptowali? Bo sami się nie akceptujemy. Zazwyczaj też nie akceptujemy innych. Boimy się ich osądów i odrzucenia, bo dokładnie sami to robimy – atakujemy w myślach, osądzamy, odrzucamy; tak jak i siebie. Więc automatycznie pojawia się lęk przed odwetem. Dlatego pragniemy (pragnienie jest nad lękiem), aby inni nam tego nie zrobili.

Wygląda to na miotanie się w klatce.

Pragniemy, by nas świat nie rozczarował. To moje pytanie brzmi – a po co się  w ogóle oczarowujemy? Bo stajemy się zahipnotyzowani wyprojektowaną energią glamouru, którą nadajemy czemuś/komuś w świecie. Ekscytujemy się, bo nie mamy innego źródła energii. A potem boimy się tą ekscytację stracić. A jak jej nie ma, to mówimy “nudzę się/wszystko mnie nudzi”.

Dlaczego się tak zachowujemy? Bo nie dysponujemy własną energią. Jesteśmy apatyczni, wycofani, przestraszeni życiem. Dlatego cały czas ekstrahujemy energię ze świata – energię emocjonalną, energię glamouru, energię ekscytacji. A to krótkotrwały haj, który bardzo szybko mija i kosztuje nas cały spokój, szczęście i zdrowie. Z tego powodu często wybieramy niedojrzałe cele – np. kasę dla kasy i związanej z tym energią dumy.

Dlatego też, gdy uczciwie przyjrzymy się naszym intencjom niedojrzałych celów, dostrzeżemy, że szukamy w tym właśnie ekscytacji, dumy – tej naszej heroiny. Niczego więcej. Albo robimy coś, bo póki to robimy, jesteśmy rozproszeni i np. przestajemy być świadomi niemijającego lęku, który wypieramy na świat.

Dlaczego uzależnieni odpuszczają pracę nad sobą i mówią “już sam sobie poradzę?” Bo doszli do punktu, do którego chcieli dojść – poczuli się lepiej. O to im chodziło od samego początku. A to taki sam cel jaki osiągają przez oglądanie pornografii. Co więc może się poprawić? Kompletnie nic. I było dobrze tylko dlatego, bo pracowali nad sobą/uczęszczali do grup 12 kroków. Gdy tylko przestają – natychmiast wracają do tego, co zawsze.

“Poczuć się lepiej” to też narcystyczny, niedojrzały cel. Jeśli jesteś uzależniony/a, to przecież za każdym razem, gdy wybierasz porno, wódkę czy narkotyki, to jest Twój cel – poczuć się lepiej. Cały czas tylko przebieranie w wąskim spektrum emocjonalności. Jak w klatce. A potem kolejne rozczarowanie jak tysiąc razy wcześniej.

Powtórzę – jeśli chcesz wyzdrowieć, to nie masz wracać do zdrowia, bo nie ma do czego wracać. Zdrowie jest przed Tobą, nie za. W przeszłości go nie było. A jeśli Twoje cele nie będą dojrzałe, zdrowie nie pojawi się również w przyszłości.

11. Bądź kontent kierunkiem i zestrojeniem, niż tylko realizacją. Bądź kontent tym, gdzie już jesteś, niż “będę szczęśliwy/a (dopiero), gdy osiągnę swój cel”.

Ta droga jest bardzo ważna.

Cały czas słyszę od klientów ile to mają do zrobienia, zmiany, jak ich to wszystko przytłacza. Dlatego, bo nie podążają tą drogą. Tak sobie przedstawiają np. zmiany w życiu, że w ich oczach wychodzi, że są ofiarą, a realizacja tych zmian będzie męcząca, nawet bolesna lub jest tylko niezbędnym, przykrym wysiłkiem, stratą czasu, którego nie możemy poświęcić na coś innego, rzekomo pozytywnego. Zgadza się, tak to widzimy?

Automatyczną konsekwencją takiego podejścia jest opór, czyli brak chęci, spadek energii, kolosalnie rośnie prawdopodobieństwo odpuszczenia, ulegnięcia różnym pokusom. Wliczając, że jest to jedna ze strategii pozostania uzależnionym.

Pamiętamy takie porady?

Rób to co kochasz!

Znajdź to co kochasz i rób to!

Naturalnie uzależnieni “korzystają” z tych rad – przecież “kochają” oglądać porno i pić wódkę. Więc to robią zapamiętale. Albo ludzie grają w gry komputerowe, imprezują (nie ma w tym nic złego O ILE nie robimy tego zaniedbując swoje życie). Lub mówią – “No ale praca/nauka/obowiązki/sprzątanie/rozwój nie sprawia mi przyjemności!”

No tak, świetnie. Tylko nie o to chodzi.

Miłość to naturalny stan, gdy usuniemy to, co go blokuje – w tym osądzanie, wartościowanie, opór, granie ofiary jak i każdą pozycjonalność.

Kluczem jest INTENCJA. A NIKT nie ogląda porno z pozytywnych powodów. Nikt uzależniony nie pije wódki z pozytywnych powodów. Zauważmy, że nawet jeśli jemy z negatywnych powodów, to staniemy się otyli, możliwe, że chorobliwie otyli. A przecież w przeciwieństwie do porno i wódki – jedzenie jest czymś niezbędnym do życia i zdrowia.

Uzależnionym WYDAJE SIĘ, że robią to z pozytywnych powodów – np. odstresują się czy “zrzucą napięcie” (cokolwiek to znaczy). Ale tak NIE JEST. Dzieje się coś zupełnie innego. A problem istnieje nie tylko w negatywnych konsekwencjach samego oglądania porno/picia wódki ale też przyczynach np. stresu. Nic Cię nie stresuje. Ani praca, ani problemy. Stres sam w sobie jest konsekwencją nieświadomego, niedojrzałego i często negatywnego, destruktywnego życia. Dlatego tak wygodnie zrzuca się odpowiedzialność za stres np. na pracę czy problemy. A dzisiaj pewnie większość ludzi mówi, że stresują się wojną. A przed wojną stresowali się pewnie covidem, przed covidem pracą, a przed pracą zaproszeniem dziewczyny na randkę. Zawsze COŚ. Co wymieniamy jak rękawiczki.

Chodzi o to w tych radach, by odpuścić każdą negatywność wyprojektowaną na to, co robimy lub zamierzamy robić. Dzięki temu niezależnie co robimy, będziemy to robić z radością. Tylko bierzmy pod uwagę konsekwencje tego co zamierzamy zrobić.

Jeśli chcesz obejrzeć porno, to niezależnie od intencji, doświadczysz tego konsekwencji – m.in. zniszczenia mózgu. Każdy pijący alkohol zatruje swój organizm w pewnym stopniu.

Jeśli odpuścisz lęk przed pogłaskaniem tygrysa, to wiesz co się stanie, gdy pogłaszczesz tygrysa? Rozszarpie Cię. Co pokazuje jak ograniczonym spektrum jest emocjonalność. Często jest to zwykłe szaleństwo.

Ktoś mi kiedyś napisał, że odpuścił opór przed oglądaniem porno i oglądał dalej bez oporu…

Więc trzeba zrezygnować z tego, czego konsekwencje są negatywne i zacząć wybierać to, co pozytywne.

A to wymaga od nas trzeźwości i uczciwości. Nie, praca nie jest źródłem stresu. Ani napięcia. Ani frustracji. Bo w każdej pracy znajdziesz przykłady ludzi, którzy wykonują ją chętnie, nie narzekają, nie biadolą, nie grają ofiar.

Dlatego to co robimy wymaga rekontekstualizacji. Nawet jak teraz masz pracę daleką od idealnej i chcesz ją zmienić, to przedstaw ją sobie tak, że dzięki niej się utrzymujesz, masz warunki, by szukać lepszej pracy. Traktuj ją jak inwestycję na przyszłość. Dzięki temu możesz zacząć ją doceniać i wykonywać ją chętnie. W końcu ją przecież zmienisz. Ale jeśli intencją zmiany jest męczenie się i zwalanie tego na pracę, to jak sądzisz – czy przyszły pracodawca zatrudni Cię chętnie? Zapyta się Ciebie dlaczego rzuciłeś/aś tamtą pracę, a Ty co odpowiesz? Że Ci mało płacili i się w niej męczyłeś/aś? No to potencjalny nowy szef od razu podniesie brew. Bo on doskonale wie za co płaci pracownikom. Za pracę? Nie! Za REZULTATY. Jeśli Tobie płacili mało, to znaczy, że rezultaty Twojej pracy nie były zadowalające. I jeszcze zwalałeś/aś odpowiedzialność na szefa za męczenie się… Od razu pojawi się czerwona lampka.

Gdyby mi potencjalny pracownik powiedział, że się w przeszłej pracy stresował, to ja przecież wiem co to jest stres. Więc wiem, że u mnie będzie dokładnie to samo, bo stres to jest coś, co robimy sobie sami. Nie czyni tego żaden czynnik zewnętrzny. Więc wiem, że pracownik ten zamiast efektywnie pracować będzie się stresował… I małe szanse są, że się zaangażuje, że będzie uczciwie, w pełni wykonywał swoje obowiązki, bo wiem już, że swoje własne wewnętrzne zaniedbania są dla niego pretekstem, by nie pracować i z pracy w końcu rezygnować. I ja miałbym z nim podpisać umowę, dać mu benefity, zagwarantować mu zatrudnienie na X czasu? Dla pracodawcy to jak strzelić sobie w stopę.

Tym samym nawet jeśli masz w niej jeszcze pracować kilka miesięcy czy rok, przestaje to stanowić problem, bo wybierasz być radosnym/ą z kierunku, w którym zacząłeś/zaczęłaś podążać. Jeżeli Twoja intencja jest uczciwa, to osiągniesz swój cel.

Ludzie mówią jak to potrzebują cały czas czegoś, by ich rozpraszało, gdy wykonują ćwiczenia – robią setki powtórzeń. Ale to dlatego, bo nie są kontent samym treningiem. Każde powtórzenie przybliża ich do celu. Mogą się tym cieszyć. Ale wybierają męczyć się. Bo droga jest dla nich problemem – tak ją widzą. Dlatego się zmagają. Ja też tak kiedyś ćwiczyłem – gdy miałem do wykonania np. 3×50 przysiadów, to się napinałem, opierałem i każdy przysiad był męczarnią. A teraz pozwalam ćwiczeniu wykonywać się samemu, a ja skupiam się na utrzymywaniu radości z tego co robię. Gdy się opieram, mam problem wykonać minutę “deski”. Gdy się nie opieram, dwie minuty mijają błyskawicznie i nie mam z tym żadnego problemu.

To pokrywa się z drogą 10-tą: bo jeżeli nasz cel będzie dojrzały, to sława i/lub bogactwo będą tego prawdopodobną, naturalną konsekwencją. No bo jeżeli swoją pracą pomagasz innym i służba innym jest w Twoich oczach wartościowa, to jej wykonywanie samo w sobie jest już gratyfikujące, zgadza się? A jeśli dajesz innym super produkt, usługę i obsługę, to sami zaczynają o Tobie mówić i Cię polecać. Ty sam(a) cieszysz się wykonując to. Tak samo z treningiem – trening sam w sobie staje się radością, więc wizja wykonania go jest ekscytująca.

A jeżeli to co robimy samo w sobie jest super, no to chcemy to robić jak najczęściej. Dlatego szukamy dróg, by swoją pracą dotrzeć do jak największej ilości osób. Cały czas poprawiamy jej jakość, dlatego jej wartość rośnie. A rynek płaci nam za wartość jaką do niego wprowadzamy. W ten sposób zyskujemy majątek/dostatek.

To tak samo tyczy się zdrowia, relacji, związków i każdego innego obszaru życia. Np. w przypadku relacji – czy wiesz co jest wartościowe dla Twojej partnerki/Twojego partnera? Czy Twoje wartości pokrywają się z nimi? Jeśli nie, to będzie Wam trudno. W pracy tak samo – jeśli Twoje wartości nie pokrywają się z wartościami szefa/klientów, no to pojawi się zmaganie, frustracje i ta relacja będzie pełna napięcia, nie będzie w niej radości.

Załóżmy, że firma, w której pracujesz nie ma intencji np. niesienia super usługi czy produktu, tylko zarabianie pieniędzy. Ok ale czy to też nie Twoja intencja – zarabiać kasę? Jeśli tak, to Twoje cele oraz cele firmy się pokrywają. Czy więc z radością i chęcią pomagasz firmie zarabiać pieniądze? Czy wręcz przeciwnie – nie przykładasz się, obijasz, narzekasz, obwiniasz i liczysz na coraz większą wypłatę, bo się poświęcasz? I jeszcze sobie to tłumaczysz, że nie chcesz przez innych narzekających, grających ofiarę współpracowników zostać osądzonym jako “włażący szefowi w dupę”? Hmm? Gdy szef przyjedzie nowym samochodem, to cieszysz się, że firma, w której pracujesz sobie radzi, czy nie? Po jakiej stronie jesteś? Jeśli odpowiesz – “swojej” – to oczywiście kłamstwo. Bo sam(a) sobie sabotujesz źródło dochodu. Ty sobie płacisz, czy firma? Kłótnia z żoną/mężem to stanie po swojej stronie? Nie. To sabotowanie swojej relacji. A jeśli sabotujesz swoją relację, to po co w niej jesteś?

Niestety uzależnieni podążają tym ale odbitym w krzywym zwierciadle – opierają się niemal wszystkiemu w życiu, nie nadają temu mądrych wartości, ani sensu, ani znaczenia. Nie pracują chętnie. Nie przykładają się. Ich intencje też nie są pozytywne. I jeszcze sądzą, że pornografia czy wódka jest źródłem czegoś pozytywnego. I chętnie po to sięgają. Niektórzy codziennie po kilka godzin lub po kilka razy.

A realne życie staje się w ich oczach coraz mniej pozytywne. Co oczywiście nie oznacza, że faktycznie się takim staje. Życie się nie zmienia, bo my jesteśmy X – szczęśliwi lub nieszczęśliwi. Jeśli wygrasz milion złotych, to czy cokolwiek się zmieniło? Nie zmieniło się zupełnie nic. A za swoje doświadczenia niezmiennie odpowiadasz Ty.

Gdy odpuścimy wszelkie negatywności odnośnie naszej pracy, może się ona stać jak hobby. Robimy to chętnie, rozwijamy się, relaksujemy się w trakcie, robimy to radośnie ale rzetelnie. Chcemy się rozwijać, jesteśmy ciekawi nowości, zmian. W trakcie dobrze się bawimy. No bo czym różni się praca zarobkowa od hobby? Tylko naszym podejściem do tego – intencją z jaką to robimy.

Gdy zaczynasz trening, możesz sobie to przedstawić – “O jejku, muszę zrobić 500 powtórzeń, a już po 200 mam dość. A za dwa dni trening nóg, którego nie znoszę. No ale jeśli chcę dobrze wyglądać, to muszę to zrobić, bo inaczej tysiąc innych facetów będzie wyglądało lepiej i nie będę miał szans poderwać ładnej kobiety”. No, z takim podejściem każdy trening będzie dla nas jak małe piekiełko. To samo tyczy się diety – jeśli przygotowywanie posiłków i jedzenie w ogóle będziemy postrzegać jako przykry obowiązek, to nigdy nie będziemy radości wykonując to. A możemy być radośni.

Wszystko co przedstawimy sobie jako “muszę” – wobec tego nie będziemy ani radośni, ani spokojni, ani chętni. Bo to granie ofiary i zwyczajne kłamstwo. Naprawdę musisz? A niby dlaczego? Zapamiętaj –

na tej planecie nikt nic nie musi.

Ale mamy możliwości. Wspaniałe możliwości.

Nic nie musisz ale jeżeli chcesz żyć, to rozsądnym będzie regularne odżywianie się. Jednak oczywiście nie musisz jeść. Zaś jeżeli chcesz żyć (a to różnica – “chcę żyć”, a “nie chcę umrzeć”), no to skoro wiesz, że spożywanie posiłków jest niezbędne, no to dlaczego by tego nie robić chętnie i dobrze się przy tym bawić?

A po co chcesz żyć? Jaki sens nadałeś/aś swojego życiu? Jakie masz cele? Jakie znaczenie nadałeś/aś tym celom? Jakie są ich intencje? Powiedzmy, że chcesz związku. No to masz ten związek i co dalej? “Wszyscy żyli długo i szczęśliwie”? Wszystko się już potem samo ułoży? Hmm, to chyba żyjemy na innych planetach.

Co robi masa ludzi – np. zamierzający ćwiczyć. Nie ruszają się, objadają i stają się grubi. Osądzają się, wstydzą. I na tej podstawie NIE CHCĄ iść ćwiczyć. Bo uważają, że inni na siłowni będą się z nich śmiać, pokazywać palcami… Wygodne? Wygodne. Zwalanie odpowiedzialności? Zwalanie odpowiedzialności. I na kogo? Na ludzi dojrzałych w tej kwestii. Masa ludzi na siłowniach jest właśnie super podjarana, że przychodzi grubasek lub chudzina. ;) Bo to ktoś, kto podjął dojrzałą, mądrą decyzję. Każdy mądry człowiek to doceni. Tylko głupiec to wyśmieje. Ale warto mieć na uwadze, że oczywiście są na tej planecie głupcy. Pytanie – dlaczego ich zdanie o nas ma dla nas jakiekolwiek znaczenie?

To jakby stał przed nami profesor i diler narkotykowy. Profesor mówi nam, byśmy poszli na studia, to nasze życie będzie dobre. Diler mówi nam, byśmy kupili od niego narkotyk, to nasze życie będzie dobre. A my słuchamy dilera. A potem znowu. I znowu. I znowu. I mówili jeszcze – “No ale studia są trudne, a narkotyk wystarczy połknąć”. Albo – “No ale dziewczyna mnie odrzuciła, to już nie mogę iść na studia, bo po co? Co to zmieni?”

Z czego wynika niezrozumienie? Sądzimy, że narkotyk DAŁ nam lepszy stan. Ale tak nie jest. Narkotyk co najwyżej na moment odciął w świadomości to, przez co ten stan nie jest w nas cały czas, naturalnie i spontanicznie. Narkotyk nie jest źródłem tego stanu. Rozumiesz? A zażywanie go wiąże się nie tylko z ceną ale też z ogromnym niebezpieczeństwem przywiązania się do samej substancji.

Masa z trenujących na siłowni też była otyła i się oceniała. Dlaczego mieliby to robić akurat Tobie? Powiem Ci. Bo jeśli sam(a) sobie to robisz i nie bierzesz za to odpowiedzialności i nie chcesz z tym skończyć, to najwygodniejsze pod Słońcem jest wmówić sobie, że problem leży poza Tobą. Sam fakt, że się objadasz też jest przecież efektem osądzania się i wstydu – jesz, by poczuć się lepiej, tak? A dlaczego czujesz się gorzej? Bo się osądzasz.

To pokazuje, że dążenie – “by poczuć się lepiej” jest fundamentalnym błędem. Bo to ucieczka. Pozornie wydaje się to pozytywnym celem ale takim nie jest. Bo nie mamy intencji zająć się przyczynami gorszego samopoczucia. Bo uważamy, że jego źródłem jest np. praca i nie możemy go uniknąć. Ot – idziemy do pracy i od razu pojawia się stres, bo na nas czekał jak smród z kosza na śmieci. Tak?

Co jest rozwiązaniem? Zaprzestanie osądzania się, zrezygnowanie z tego. I wybór pełnej akceptacji i odpowiedzialności, najlepiej z kapką humoru, na luzie (ale odpowiedzialnie). Plus podejście rozsądne – oczywiście, że prędzej czy później spotkasz kogoś, kto Cię oceni. Ba! Ludzie z super sylwetkami też są osądzani! Bo to nie ma nic wspólnego z tym czy ktoś jest gruby, chudy lub ma figurę modela/modelki. Na tej planecie są ludzie, którzy będą wyśmiewać i zniesławiać kogoś, kto uratował im życie. Miałem podobne doświadczenia. Bo one są normalne. Nie trzeba robić z tego osobistego dramatu.

Jeżeli jednak wybierasz granie ofiary, to sam(a) przyciągasz do siebie atak. Bo to “tak działa”. Słabość to zielone światło dla drapieżności – czyli słabości – innych. Anyway – humor z akceptacją może wyglądać tak – gdy ktoś Ci zarzuci, że jesteś gruby/a, to odpowiadasz – “Zauważyłeś!? Wiem! Jak wychodzę z domu, to przyciągam do siebie kamienie, które latają wokół mnie jak satelity! Moje ciało wytwarza osobną grawitację!”

No powiedz mi – gdy ktoś Ci powie, że jesteś gruby/a, a Ty odpowiesz “wiem”, to co ta osoba może dalej powiedzieć?

A Ty nie tylko to wiesz i akceptujesz ale jeszcze rozpocząłeś/rozpoczęłaś drogę do zmiany. Same plusy.

Znasz takie powiedzenie – “w zdrowym ciele zdrowy duch”? Ziarno prawdy w tym jest. Zdrowe ciało powinno być reprezentacją zdrowia przejawianego w np. intencji, postrzeganiu życia i siebie. Ale też nie tylko.

Bo ciało fizyczne reprezentuje wyższe tzw. ciała subtelne. Jeśli w nich są jakieś problemy – np. obciążenia, to ciało fizyczne w ten czy inny sposób to przejawi. Dlatego zdrowe ciało fizyczne nie jest przyczyną tego “zdrowego ducha”, bo duch oczywiście zawsze jest zdrowy. Ale jeśli coś nie gra na poziomach wyższych – np. emocjonalnym, to ciało fizyczne to pokaże. Mentalne nastawienie “muszę” od razu w konsekwencji przyczynia się do napięć, spadku energii, etc.

Duch jest jak komputer. Cała reszta jest jak oprogramowanie. Oprogramowanie może się ze sobą kłócić, przeszkadzać, spowalniać. Ale żadna jego ilość nie zmieni komputera. Gdy usuniesz całe, komputer nadal jest taki jak był. Rozpoznaj wirusy zamaskowane jako pozytywne programy.

Tak jak gdy dostaniesz maila z tytułem “I love you” nie oznacza, że napisała do Ciebie jakaś zapomniana miłość. To próba wyłudzenia pieniędzy lub wprowadzenia do Twojego komputera złośliwego oprogramowania. Jeśli dostaniesz maila, że jakiś zapomniany kuzyn dorobił się w Zimbabwe majątku i chce Ci go przelać w spadku, to raczej też nie jest prawda. Maili o powiększaniu penisa też nie czytamy i nie odpisujemy na nie. ;)

Ale jeśli dla nas obejrzenie porno to coś pozytywnego, to tak jakbyśmy ufali każdemu mailowi jaki mamy w skrzynce SPAM. I choć wiemy jak się to kończy, i tak go otworzymy, gdy przyjdzie następnym razem.

Dlaczego więc zaglądamy do SPAM-u? Bo boimy się zajrzeć do głównej skrzynki – tam, gdzie są realne wiadomości. Dlaczego się boimy? Dlaczego nie robimy tego odważnie, chętnie, radośnie?

I tu właśnie jest miejsce na szczerość – czy widzimy co robimy i dlaczego? Jaka jest tego intencja? Jakie są fakty?

12. Praktyczna rzeczywistość vs. fantazja glamouru “sukcesu”.

Patrząc na cokolwiek (i kogokolwiek), gdy mamy pokusę, aby powiedzieć – “TO JEST XYZ”, zastanówmy się – “czy na pewno to takie/takim jest?

Jeśli nadajemy czemuś znaczenie, wartość, sens, nadmuchujemy to energią glamouru – czy bierzemy pod uwagę wszystkie fakty? A czego nie bierzemy pod uwagę? Czego nie bierzemy pod uwagę świadomie, a z czego nawet nie zdajemy sobie sprawy?

Glamour to realna energia, którą możemy wyprojektować – czyli nadmuchać znaczenie czegoś/kogoś, wizerunek, etc. A potem następnie zaczynamy tego pożądać, pragnąć. Nawet chorobliwie.

Więc np. masa ludzi nie pożąda wcale sukcesu czy władzy, tylko pożądają energię glamouru sukcesu/władzy. A gdy zobaczymy czym ten sukces lub władza są, możemy dostrzec, że w naszej sytuacji wcale nie musi to być nic pozytywnego. Najlepszym przykładem tego oczywiście są pornografia i alkohol.

Uważamy, że gdy obejrzymy porno lub napijemy się wódki, to “już wszystko będzie dobrze”. Niektórzy robią to 20 lat i więcej i nadal nie zauważają, że w ten sposób niszczą sobie zdrowie, zaniedbują życie. A potem uważają, że to przez pornografię czy wódkę. Na pewno?

Tak jak kończą się baśnie – “wszyscy żyli długo i szczęśliwie”. Praktyczna rzeczywistość pokazuje, że wejście w związek to dopiero początek. Rozpoczęcie pracy to dopiero początek. Wybór odwagi to dopiero początek. Wybór, by przestać oglądać porno czy pić wódkę, to też dopiero początek. I trzeba wiedzieć jak wygląda rzeczywistość, by sobie poradzić na tej drodze.

Bo masa ludzi uważa, że jak wybrali pozytywny kierunek, to wszystko musi być pozytywne. Przypominam –

intencja zdrowia zacznie krok po kroku wyciągać z Ciebie wszystko co nie jest zdrowiem, co zdrowiu nie sprzyja, przez co zdrowie zaniedbujesz, itd.

Przykład niekoniecznie związany z sukcesem – gdy kupimy sobie małego psiaczka, jesteśmy radośni, cieszy nas jego obecność. I nawet nie gniewamy się, gdy zrobi kupkę na dywan. Nie musimy robić z tego problemu. Ale – jeśli go nie nauczymy załatwiać się inaczej, przerodzi się to w problem. Nadal możemy być szczęśliwi, kochać pieska ale będziemy musieli regularnie sprzątać po nim odchody w swoim domu. A jak pójdziemy w gości, to będzie się załatwiał u nich na dywanie.

Dlatego – czym innym jest nasze odczuwanie i postrzeganie, a czym innym są fakty. Każdy fakt możesz sobie przedstawić jako szczęście lub tragedię. Robisz to na własną odpowiedzialność. Ale faktów to nie zmienia. Wobec każdej informacji i zdarzenia możesz wybrać wstydzenie się, obwinianie, apatię, żale, lęki, pożądania, fantazje, frustrację, gniew, dumę. Do wyboru, do koloru. Możesz to nadmuchać do jakichkolwiek rozmiarów chcesz. Możesz temu nadać dowolny sens i znaczenie. Ale faktów to nie zmieni. Tylko Twoje doświadczenia z nimi.

Setki razy słyszałem, widziałem jak i czytałem od moich klientów, że jedna osoba, np. jedna dziewczyna pokazała na nich palcem i się zaśmiała i już w ich oczach cały świat się z nich śmieje! 3 kobiety odmówiły randki i już wszystkie kobiety nie chcą mieć z nimi nic do czynienia!

Nie na tym polega wyciąganie wniosków. Więc może się okazać, że przed nami nauka analizy, wyciągania wniosków, korekt percepcji i intencji. Być może, że nigdy tego nie robiłeś/aś! Na pewno trzeba nauczyć się myśleć, bo na tej planecie myśleć potrafi i jest w stanie około 15% ludzkości. Reszta nie myśli. A najlepiej myśli się na papierze.

Łatwo zaobserwować, że niektórzy (być może my) nie chcą wcale sukcesu, tylko chcą tej energii glamouru, którą sami wyprojektowali. Na świecie nazywa się to różnie – np. hype. Robi się wokół czegoś szum, intensywnie promuje, stymuluje ludzkie oczekiwania. I ludzie non stop nadają temu coraz więcej tej energii glamouru. A że inwestują energią, nadają temu coraz większą wartość, znaczenie – niejednokrotnie przekracza to wszelkie granice absurdu. Ludzie płaczą, bo do kin trafił jakiś film i przeżywają tragedie, bo nie trafił! Film! Zachowują się jakby uzależniony stracił swoją ostatnią dawkę heroiny.

I gdy powiemy im, że tego nie ma, co widzą – tego glamouru, że to tylko fantasmagoria, którą wytwarzają, niektórzy się obrażają, inni to wyśmiewają, inni uważają, że my po prostu nie potrafimy docenić czegoś/kogoś tak jak oni “doceniają”, niektórzy wpadają we wściekłość jakbyśmy próbowali im ukraść coś cennego! Inni jeszcze boją się przestać nadawać glamour – no bo gdyby nie to oczarowanie, to co im pozostanie w świecie? Smutna rzeczywistość – zgadza się?

Ale pokazuje to problem – ludzie cały czas tylko chcą się czuć “dobrze”. Ok, tylko błąd polega na tym, że to czucie nie ma nic wspólnego z “się”. Bo to projekcja czegoś czego doświadczamy w sobie, co automatycznie uzależnia to doświadczenie od tego, co zewnętrzne. To tak jakbyś oddali kontrolę nad tym co mamy w lodówce sąsiadowi. A potem się dziwili, że w lodówce nie ma tego, czego chcemy; denerwowali, że sąsiad coś zabrał, nie oddał, że włożył coś, czego nie lubimy… Ani nie jest to wcale “dobrze”, tylko nie czucie się źle. Zaś każdy środek jaki wybierzemy do tego nie pomoże. Bo emocjonalność to sprawa stricte wewnętrzna.

Dlatego powtórzę – jeśli uważasz, że samopoczucie poprawi Ci np. seks z piękną kobietą, to gwarantuję Ci, że tak nie będzie. Bo problemu nie ma poza Tobą. Odpowiedzialność za gorsze “samo”-poczucie leży po Twojej stronie, a nie tej pięknej kobiety. Nawet jakby poszła z Tobą do łóżka, to automatycznie zniknie projekcja na brak seksu, a pojawi się obawa czy ją zaspokoisz, a może nawet wcześniej – czy w ogóle dostaniesz erekcji, czy nie dojdzie do wytrysku w 10 sekund, itd.

A nawet jak ten seks będzie, to 5 minut po nim, poczujesz się dokładnie tak jak przed. Ten “brak”, który wydawało Ci się, że czułeś i “wypełniłeś”, “wrócił”. Bo to nigdy nie był żaden brak. Więc nie dało się go wypełnić. To co nazywasz “brakiem” czy “pustką”, to niechęć do tego jaki jesteś, co czujesz, czego doświadczasz, co masz, co robisz, itd. To efekt osądu tego. Więc brak jest urojony. I dlatego zajmowanie się tym rzekomym brakiem pozostawi Cię w kropce.

Bo np. najpierw sam uznałeś, że szanować się możesz dopiero po seksie z piękną kobietą. A jak tego seksu nie będzie, to się nie będziesz szanował. Jak się nie szanujesz, to projektujesz to na kobietę – uważasz, że żadna nie będzie Cię szanować. Jak pójdzie z Tobą do łóżka, to znaczy, że poszła z kimś gorszym, więc sama musi być gorsza. Więc Ty nie szanujesz jej. Zapewne zrobisz lub powiesz coś, co ją do Ciebie nastawi negatywnie. Potem siebie będziesz za to winił.

A co to jest ten “brak szacunku”? To takie nadanie sobie wartości, znaczenia. To też racjonalizacja wstydu, winy, żalu. Czy po seksie to skorygujesz, odpuścisz, uwolnisz? Nie, bo nawet nie wiesz co to jest brak szacunku, nie jesteś tego świadomy. Uważasz, że problem był tylko w braku seksu. I że Ci szacunek da/zwróci seks, kobieta lub inni, gdy opowiesz im, że ten seks miałeś.

Ale tego nie ma w rzeczywistości. Dlatego nie możesz sobie dać, bo nie ma braku, który możesz wypełnić lub zastąpić. Bez rekontekstualizacji, bez poddania pozycjonalności, bez intencji, odpuszczenia, poddania i uwolnienia, nie rozwiążesz tego problemu. Bo go niepoprawnie postrzegasz.

Dlatego też ważne, by zrozumieć, że glamour możemy nadać zarówno temu, co pozytywne, jak sukces w karierze, jak i negatywnemu – piciu wódki i oglądaniu porno.

Skalpelem specjalista uratuje komuś życie, a ktoś inny wbije go komuś innemu lub sobie w brzuch. Tego nie było w skalpelu. Tego nie spowodował skalpel. Tym samym i każde znaczenie, sens jaki widzisz w czymkolwiek – sam(a) to nadałeś/aś. Tego nie ma w tym, co widzisz. Co oczywiście nie zmienia samej natury tego, czymkolwiek to jest. Ale kto widzi prawdziwą naturę czegokolwiek?

Niektórzy nawet po miesiącach pracy z WoP, tłumaczeniu im wprost, że porno nie odstresowuje, wyjaśnieniu co to jest stres, i tak nadal twierdzą, że oglądanie pornografii pomaga się im odstresować. Zapytani czy więc po każdej sesji żyją coraz lepiej i swobodniej, naturalnie spotyka się z odpowiedzią – “nie”.

Ile razy powiedzieliśmy o czymś – “To jest smutne”? To nigdy nie było smutne. Albo – “To jest prawdziwe”? Nie, to nie było prawdziwe. Tylko wydawało się nam prawdą w kontekście, w którym to postrzegaliśmy/umieściliśmy. Z którego i z czego nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy. Bo zawsze było super wygodnym stwierdzić, że za to co odczuwamy odpowiada ktoś, coś, nawet cały świat lub jest to wpisane w nasz los – “smutny los”. Więc gdy tego unikniemy, to unikniemy też smutku. A sam smutek wyeliminujemy pornografią, która “poprawi nam humor”. Nie tak?

Nic z tego nie jest prawdą.

Praktyczna rzeczywistość nie tylko powinna nam uświadomić, że życie jest wykonalne i praktyczne ale też nasze cele takie powinny być. “Rzucenie pornografii/alkoholu” nie jest praktycznym celem. Bo wynika z niezrozumienia natury problemu. Rzucenie, czyli zaprzestanie oglądania porno/picia wódki to warunek niezbędny ale nie wystarczający.

Masa ludzi pisała mi wiadomości typu, że “dzięki nofap przestali oglądać porno i mają więcej energii ale cały czas się męczą, mają myśli o porno”, itd.

Zastanówmy się – do czasu powstania grup 12 kroków, alkoholizm był chorobą śmiertelną. Nikt, kto był uzależniony od alkoholu nie zdrowiał i często umierał. A my uważamy, że wystarczy powstrzymywać się przed piciem czy oglądaniem porno 30 czy 90 dni i to załatwi problem? Naprawdę uważasz, że dziesiątki/setki milionów uzależnionych na to nie wpadło przez ostatnie kilkaset lat?

Bo jeśli “zapijamy smutki”, to gdy przestaniemy pić, smutki pozostaną. Co z nimi zrobić? Z czego tak naprawdę wynika smutek? Kto to już rozumie? Kto wie co z tym zrobić? A kto wybrał, by to zrobić? Kiedy to zrobi? A gdy smutek przestanie być problemem – co dalej? Jaką mamy intencję odnośnie naszego życia?

Możesz szukać pięknej kobiety do relacji. Proszę bardzo! Tylko nie rób tego z intencją, by się chwalić innym tą kobietą i puchnąć z dumy jakbyś zamiast relacji z żywą osobą nosił jakieś harcerskie odznaczenie. Nie rób tego z intencją, by przestać “się czuć” samotnym, wstydzić się tego, że jesteś sam, etc. To NEGATYWNE powody.

Sukcesem niech nie będzie relacja z piękną kobietą, tylko to wszystko dzięki czemu ta relacja będzie ciepła, dobra, pozytywna, dojrzała, uwznioślająca tak dla Ciebie jak i dla tej kobiety. Cała reszta niech będzie tego pochodną – wliczając seks. Jak ktoś Cię poklepie po ramieniu, że masz taką piękną partnerkę – ok! Jeśli nie – też ok! Bo to nie jest ważne. Bo doskonale wiesz, że niektórzy będą Ci zazdrościć, nawet nienawidzić. A niektórzy się oczarują. Niektórzy zaczną jeszcze bardziej biadolić, że życie jest niesprawiedliwe, że kolejna piękna kobieta mniej i już oni nigdy takiej nie znajdą. Tak było, jest i będzie. Ty odpowiadasz za swoje intencje i decyzje. Nie tylko za to co robisz ale też dlaczego to robisz.

Więc kolosalnym błędem jest wybrać jakiś cel tylko dlatego, bo sami osądzamy swoje życie jako nudne, niespecjalne, niewyróżniające się. I zakładamy, że jak zaczniemy robić jakieś szalone rzeczy czy coś, czego nie robi nikt inny – np. organizować wyścigi gąsienic – to to oczaruje innych. A my co? Będziemy puchli z dumy. Tylko że duma jest destruktywna. Więc będziemy puchnąć surowcem destruktywnym. Zaś ludzie będą cały czas chcieli więcej. Będziesz więc zmuszony coraz bardziej kombinować, wysilać się, może nawet ryzykować. I po co? Co takiego złego jest w niespecjalnym, “szarym” życiu, o którym nikt nigdy nie napisze w gazecie?

Odwaga to nie szaleństwo. Mądra kobieta chce mężczyznę odważnego, nie szalonego. Co to znaczy “odważnego”? Np. odpowiedzialnego. Więc nie zwalającego odpowiedzialności ani na uczucia, ani na innych. Który rozumie, że jego życie jest w jego rękach. Który jest gotów przyznać się do swoich błędów i je naprawić. Który bierze na klatę konsekwencje swoich decyzji. Który jest szczery – nie ukrywa się. Otwiera się przed nią, dzieli tym co dobre jak i “ryzykuje” pokazując swoje słabości. Brawura może być przy okazji, od czasu do czasu. Ale brawura sama z siebie to jeszcze nie odwaga. Może to być tylko wyraz szaleństwa. Chociażby dlatego, że odwaga to już rezygnowanie z egoizmu, a brawurowi możemy być dla egoistycznego zysku – np. zyskania podziwu.

Poza tym różne dziwactwa przyciągają negatywnie nastawionych ludzi! Widać to na każdej paradzie gejów i lesbijek. Oni sami przyciągają do siebie agresję i nienawiść. By potem móc doić poczucie niesprawiedliwości, grać ofiarę, itd.

Wszelkie marsze równości czy marsze pokojowe to bardzo niebezpieczne okoliczności! Tam jest uzbrojona policja, masa niespokojnych, robiących różne dziwactwa ludzi! A wiesz, kto ma takie pochody na celowniku? Ci, którzy są przeciwni pokojowi. Poza tym – żadne marsze nic nie dają. Gdy zrozumiemy z czego wynika brak pokoju, zrozumiemy co jest skuteczne, by pokój był, a co nie. Jeśli my nie żyjemy w pokoju, to dlaczego uważamy, że jesteśmy go w stanie zaprowadzić, pomóc lub przyczynić się do niego? To jakby biedak sądził, że przyczynia się do dostatku wszystkich lub wie, co przyniesie innym dostatek… Albo chory sądził, że przyczynia się dla zdrowia reszty. No ale jeśli to wiedzą, to dlaczego jeden jest biedny, a drugi chory?

Wiesz co może powiedzieć chory człowiek reszcie? “Nie rób tego, co ja, że zachorowałem”. Wiesz co może powiedzieć reszcie człowiek po wypadku, by było bezpieczniej? “Nie rób tego co ja, nie jeździj tak jak ja”. Ważne, by zrozumiał dlaczego doszło do wypadku. Ale to jeszcze nie jest wiedza jak jeździć bezpiecznie.

Jeśli uprawiasz ogródek i wiesz jak usuwać chwasty, to jeszcze nie oznacza, że wiesz jak pielęgnować tulipany.

Dlatego ci, którzy tylko starają się nie oglądać porno, nie są jeszcze na właściwej drodze. Przeczytaj 12 kroków SA. Jakie z nich już na stałe wprowadziłeś/aś do swojego życia?

Zobacz jakie pytanie właśnie otrzymałem:

Zajmowanie się samymi emocjami to jedno. Ale jeśli nie skorygujesz swojego podejścia do choćby podanego za przykład mycia garów, to pokusa obejrzenia porno będzie zawsze obecna. A to dlatego, bo nieświadomie ukrywać będziesz pod maską “o nie, znowu muszę marnować czas na brudne gary” masę stłumionej emocjonalności.
Co pokazuje, że trzeba zacząć się przyglądać temu jak żyjemy – nie tylko co robimy ale też temu, czego nie robimy – czego unikamy, odkładamy, zwalamy odpowiedzialność na innych, gramy ofiarę, co nas boli, itd.
Dobrze, a jak skorygować podejście do tego mycia garów? Jak zmienić to podejście trwale.

Widzisz? Pytanie jak zmienić swoje podejście do czegoś tak trywialnego jak mycie talerza. Jeżeli tego nie rozumiemy, to jak możemy liczyć, że nasze krzyki, machanie transparentami przyniosą cokolwiek dobrego komukolwiek?

Jak zmienić podejście nie jest właściwie zadanym pytaniem. Bo rozwiązaniem nie jest “jak?”, tylko “czy to zrobię?” Najpierw konieczne jest uświadomić sobie z jakim podejściem myjemy gary. I wtedy przeanalizować co z tego mamy, czy jesteśmy do tego przywiązani i czy opieramy się korekcie.

Gdy przykładowo przyznamy uczciwie, że nie lubimy myć garów, bo w naszych oczach to marnowanie czasu, pokaże nam to, że nie możemy liczyć na żadne “jak to zmienić?”, tylko “czy przestanę tak na to patrzeć?” Dlaczego uważamy mycie garów za marnowanie czasu? Dlaczego nie robimy tego od razu po jedzeniu/gotowaniu?

Teraz ciekawe czy zauważyłeś/aś, że ja odpowiedziałem na to pytanie – “trzeba zacząć się przyglądać temu co robimy”. On tego nie zrobił. Od razu zaczął fantazjować o jakiejś technice, sposobie. Pyta “jak skorygować ‘to podejście’?”. Ale jakie jest “to” podejście? Jeszcze nie napisał jakie on ma podejście. Nie jest w ogóle tego świadomy.

To tak jakby ktoś się mnie zapytał “jak mam bezpieczniej jeździć samochodem?” Nie można na to odpowiedzieć, dopóki nie zdamy sobie sprawę jak jeździmy, gdzie są błędy, jakie manewry wykonujemy błędnie, niepoprawnie czy niebezpiecznie. Nie ma żadnej uniwersalnej, zawsze dobrej odpowiedzi na pytanie “jak?”

Będę trochę to wcierał w ranę – jak chcemy poradzić sobie z jedną z najbardziej zdradliwych, niebezpiecznych chorób – konsekwencji niezdrowego życia – przez które ludzie tracą wszystko, a nawet się zabijają, jeśli nie rozumiemy jak zmienić swoje nastawienie do mycia brudnych garów?

Wcześniej mówiłem, że osoba mądra zaczyna od rozwiązania najtrudniejszych problemów jako pierwszych. Tak ale żeby je rozwiązać, trzeba je rozbić na problemy mniejsze. Posprzątanie brudnego domu, to nie jakaś jedna czynność, którą będziemy wykonywać przez 5 godzin non stop. To masa mniejszych czynności dopasowanych do danego przedmiotu. Np. pewne przedmioty wrzucimy do worka, który z kolei wyniesiemy do śmieci. Inne namoczymy w wodzie z płynem, by je potem umyć. Inne przestawimy, by móc odkurzyć, itd.

Jazda samochodem, to przecież też nie jakaś “jazda samochodem”, tylko dużo mniejszych czynności – wciskanie gazu, sprzęgła, zmiana biegów, włączanie migaczy, sprawdzanie lusterek, utrzymywanie prostego kierunku, skręcanie, etc.

Więc może się wydawać super ekscytujące “rzucenie/przezwyciężenie uzależnienia”. Ale jeśli rozbijemy to na praktyczne cele, bardzo szybko ekscytacja tym “heroicznym wyczynem” zniknie. Bo okaże się, że niezbędnym jest codziennie medytować. Czyli jak to wielu widzi – “siedzieć i nic nie robić”. Albo ignorować mentalny bełkot, który być może przez całe życie był naszym głównym źródłem rozrywki i “rozpraszania się”. Nagle okaże się, że koniecznym jest zrezygnowanie z narzekania i denerwowania się, co uwielbialiśmy robić od 30-tu lat. Co wtedy? Nie wyprojektujesz na to energii glamouru, bo to droga zdrowia. A glamour to nie zdrowie, bo to urojenia, to fantazje.

Masa ludzi w raportach na punkt jak wyobrażają sobie nowe życie, piszą np.: “mam więcej czasu, chęci i energii na realizowanie swoich celów”. A ja zadaję wtedy pytanie – “A dlaczego teraz nie wybierzesz dla tych celów chęci, nie przeznaczysz na nie czasu i energii? Poza tym – jakie są to cele?”

Ludzie dalej chcą zwlekać z wprowadzaniem realnych korekt do swojego życia, aż nie wydarzy się to nadzwyczajne, specjalne, magiczne – “wyzdrowiałem”. Zdrowie to to jak żyjesz, jaki/a jesteś. Jeśli nie zaczniesz tego korygować, to to “wyzdrowiałem/am” nigdy nie nastąpi.

A widzimy, że nawet mycie garów robimy z negatywnym nastawieniem i nie rozumiemy jak to zmienić. Nie dziwne, że ludzie liczą na te “nofapy”, liczenie dni, itd. Bo to tylko czekanie, zwlekanie, odkładanie.

Ponownie – nie mówię tego z intencją wyśmiania, ani zawstydzenia. Tylko pokazuję jak wyglądają fakty. Chcemy biegać, a nie potrafimy chodzić. Bo bieganie w naszych oczach wydaje się bardziej ekscytujące. Tylko że bieganie w życiu przydaje się sporadycznie. Dużo więcej zyskamy chodząc.

I widzimy, że można czytać, czytać, czytać, “przerabiać program”, a nie potrafić wprowadzić tych informacji do tak prostej rzeczy w realnym życiu. Czyli z niechętnego mycia garów przejść do tego, by robić to chętnie, regularnie. Wiele osób już nawet na 10 Module, gdy ich się pytam co zmienili w swoim życiu, zastygają jakby stanęli na minie. Bo WoP robili z intencją jak oglądanie filmu – by zapomnieć o życiu, o problemach.

Generalnie bardzo dobrze, że mężczyzna ten zadał to pytanie. Bo nareszcie możemy zająć się czymś praktycznym. A nie tylko wykonywaniem ćwiczeń dla samego ćwiczenia. I jednocześnie będzie to zewnętrznym punktem odniesienia jak i pragmatycznym świadectwem zmiany siebie. No bo jeśli po tygodniu znajdziemy w zlewie masę brudnych talerzy, to znaczy, że fantazjujemy – nadal uciekamy. A jeśli w zlewie nie będą zalegać brudne gary pomimo regularnego przygotowywania posiłków – dokonaliśmy realnej zmiany. Wykonaliśmy krok. Prawie na pewno do przodu. Bo istotne jest nie tyle co robimy ale z jaką intencją. Więc zmywanie z poczucia winy może i doprowadzi, że w kuchni będzie czysto ale nasze samopoczucie, poziom energii, etc. będą niskie i tylko kwestią czasu jest, aż będziemy szukali ulgi od rosnącego poczucia winy.

Podsumowując – wybierajmy drogi do szczęścia i sukcesu. Niech będą dojrzałe, praktyczne, mądre, rozsądne; idźmy nimi radośnie, podnośmy się na duchu z samego faktu, że je wybraliśmy. Większość uzależnionych nigdy nie wybierze wyzdrowienia. Większość ludzi nigdy nie doceni tego, co mają, co robią, ani kim się stali na drodze swojej ewolucji. Niektórzy z braku tej wiedzy, inni z własnego wyboru. Nie bądźmy częścią tego stada.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Podobne Wpisy:
100 Dróg do Pokoju (10-12)

100 Dróg do Pokoju (10-12)

Witam Cię serdecznie i spokojnie! ;) Kontynuujemy pierwszą z trzech serii dotyczących dróg do pokoju, szczęścia i sukcesu! Zajmujemy się pokojem. Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej! ► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie. Części 1-3 znajdziesz klikając na poniższe linki: ► 100 Dróg do Pokoju (1-3) – Przestań próbować zmieniać i kontrolować innych, Przestań chcieć… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
WAŻNE – Jak i dlaczego zacząć odczuwać? (Część 6)

WAŻNE – Jak i dlaczego zacząć odczuwać? (Część 6)

Witam Cię serdecznie! Dzisiaj część szósta i ostatnia niezwykle ważnego tematu odczuwania (bycia). Części 1-5 znajdziesz klikając na linki poniżej: Jak i dlaczego zacząć odczuwać? (Część 1). Jak i dlaczego zacząć odczuwać? (Część 2). Jak i dlaczego zacząć odczuwać? (Część 3). Jak i dlaczego zacząć odczuwać? (Część 4). Jak i dlaczego zacząć odczuwać? (Część 5). Ach!… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 45
“Prawda” o kobietach (i mężczyznach)

“Prawda” o kobietach (i mężczyznach)

Witam Cię serdecznie! Praktycznie od zawsze dostawałem pytania stricte na temat kobiet. Prowadzę serwis dotyczący uzależnienia od porno, a nie o kobietach. Rozumiem, że każdy ma swoje powody, by pytać o kobiety ale powody te są zazwyczaj skrywane głęboko pod intelektualizacją “interesuje mnie to”, “czy możesz podzielić się tym, bo to ciekawe”. Intencją (a przynajmniej… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 86
Czy seks nam szkodzi?

Czy seks nam szkodzi?

Witam Cię serdecznie! Pytanie postawione w tytule dzisiejszego artykułu może wydawać się niedorzeczne. Wszędzie można znaleźć informacje, że seks jest dobry. Ale moje pytanie brzmi – czy seks sam w sobie z góry można stwierdzić, że jest jakiś? Artykuł ten rozjaśni nam to zagadnienie. A być może z góry założymy, że ten temat służyć ma… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 6

WOLNOŚĆ OD PORNO