Witam Cię serdecznie!
Kontynuujemy temat cnót charakteru!
Części 1-11 znajdziesz klikając na linki poniżej:
Jak zwykle najpierw kilka uwag.
Nadal poruszamy się w obszarze wysokiej świadomości Neutralności. Czyli czegoś, co jest obce dla większości ludzi na planecie Ziemia i dla miliardów ludzi jest jak trucizna albo przejaw głupoty.
Neutralność? O fu! Trzeba przecież mieć własne zdanie! Trzeba coś i kogoś ocenić po swojemu! Najlepiej wszystko i wszystkich! Trzeba mieć względem wszystkiego jakąś postawę – albo niechęci, albo się przywiązać! Albo nienawidzić, albo się zakochać. Albo pragnąć, albo utrzymywać niechęć! Nie można być neutralnym, bo to złe, głupie i naiwne!
A przynajmniej tak sądzi na oko 80% ludzkości. Niegdyś dużo więcej, pewnie 99%.
Jak zobaczymy później – cnota normalności, czyli po prostu normalność jest na samym szczycie tego wysokiego poziomu świadomości. Stanowi niejako “drzwi wyjściowe” do jeszcze wyższej świadomości – do poziomu niezbędnego, by wyzdrowieć z uzależnienia.
Wszystko co jest poniżej 300 jest stopniowo coraz mniej normalne. Oczywiście na poziomie, którego dotyczy i w coraz bardziej ograniczonym kontekście jest normalne DLA TEGO POZIOMU. Ale my już patrzymy na to z dużo wyższej perspektywy. Dla uzależnionego normalnym jest np. wypić kilka kieliszków wódki po pracy dla “odstresowania się” lub obejrzeć pornografię. Ale czy jest to normalne z wyższej perspektywy? Nie. Jest dalekie od normalności, a więc i od zdrowia.
Więc trzeba wznieść się w świadomości, by zyskać szerszy kontekst normalności.
Bez tego nie ma szans na wyzdrowienie.
Na poziomie Neutralności proces, który zachodzi w ludzkiej świadomości to uwolnienie. Dlatego tak zalecam wszystkim uwalnianie emocji, oporu, przywiązań, pragnień, potrzeby kontroli, etc., bo już sama intencja uwolnienia powoduje proces wzrostu na ten niezwykle wysoki poziom. Naturalnie musi się ujawnić wszystko czym sobie ograniczaliśmy taką jakość BYCIA.
Uwalnianie nas niesamowicie wzmacnia. Czyni nas wolnymi. Uczucie, które nam przy tym towarzyszy to optymizm. A kto tak żyje? Prawie nikt! Praktycznie wszyscy są albo sceptyczni, albo są pesymistami. Kto względem wszystkiego i wszystkich utrzymuje pozytywne nastawienie? Jeśli nie – dlaczego? Jaki pretekst sobie wcisnęliśmy, by się osłabiać i pogarszać własne doświadczenie tego życia?
Ludzie trzymają się emocji i cały czas powtarzają te same urojenia – że stres ich trzyma, że opór się pojawia, że przerażenie dopada, że ktoś ich denerwuje, że coś ich frustruje, etc. Widzimy jak sami się wiążą i więżą. Sądzą, że to emocje i opór ich więżą ale tak nie jest. To nie emocje się ich trzymają, tylko oni trzymają się emocji.
Oto jak postępuje większość ludzi:
Ludzie pchają na “ścianę” i sądzą, że to ta ściana napiera na nich! Że ściana nie daje im spokoju!
Przestań napierać na ścianę, to skończy się Twoje zmaganie.
Pokaż mi to tajemnicze życie, które Cię przytłacza. No co Cię przytłacza? To, co ktoś Ci powiedział? Coś się stało? Ale nic się nie stało! To wszystko jest w Twojej głowie! Możesz cierpieć najbardziej na świecie, stracić rodzinę, pracę, dom, ukochanego psa i co się zmieniło w świecie? Nic. Absolutnie nic się nie stało. Ludzie często jedno wydarzenie, wobec którego utrzymują mnóstwo emocji i oporu rzutuję na cały świat, na całe życie. Czy to nie “delikatna” przesada?
Wszystko odbywa się w Tobie. Uważasz, że coś jest Twoje? Niby dlaczego? Bo za to zapłaciłeś/aś i masz papier? I jak się to niby ma do rzeczywistości? To wszystko tylko jakieś umowy w umysłach. Rozsądek podpowiada, by tego dotrzymywać aby uniknąć chaosu. Niemniej – to wszystko jest tylko w umysłach, a nie w świecie.
Więc to nie życie Cię przytłacza, nic Ci życie nie odbiera, bo nic nie było Twoje! Ty się tego trzymałeś/aś i/lub przywiązałeś/aś. Oraz coś uzależniłeś/aś od tego – np. swoją wartość czy bezpieczeństwo. I po co? Ani Cię to nie zabezpieczyło przed stratą, ani nie pomogło bardziej doceniać i cieszyć się, a po stracie tylko potężnie cierpisz.
Po co przywiązywać się? Mówić – “to jest moje”? Nie mów “moje ciało”, tylko po prostu “ciało”. Nie mów – “mój dom”, tylko mów “dom”. Troszcz się o to, mądrze tym zarządzaj ale nie sądź, że nazwanie tego “Twoim” wnosi cokolwiek pozytywnego! Wręcz przeciwnie – tylko tworzy potencjał do cierpienia. Przywiązywanie się i nazywanie czegoś “moim” nie jest normalne, bo kalibruje się niezwykle nisko, poniżej 200. A normalność jak ukaże ten artykuł to poziom 300! Do tego tematu wrócimy przy opisie cnoty normalności.
Mówiąc “boję się tego” tak naprawdę trzymasz się strachu, nie chcesz się go puścić i przekonujesz samego/samą siebie, że jego źródłem jest to, czego się boisz. Tylko nie dostrzegasz, że już się boisz. A nie dopiero, gdy się z tym zmierzysz. A gdy się z tym zmierzysz, gdy puścisz się strachu, poczujesz wielką ulgę. No ale trzeba ruszyć tyłek i przestać się trzymać emocji, oporu i przede wszystkim swojej racji.
A kto jest gotów zrezygnować ze swojej racji na rzecz prawdy i spokoju? No, przynajmniej 80% ludzi nie jest. I komentujący na tym Blogu doskonale to pokazują. Kto z nich wybrał spokój? Praktycznie nikt. Ludzie od lat piszą, komentują non stop o tym samym. Nadal mają te same problemy, zmartwienia, bóle, troski. Dalej się nie puścili. Trzymają się. Opierają. I dalej oczywiście narzekają jak to coś jest nie tak ze światem i innymi ludźmi.
Widać jak na dłoni dlaczego, jak wykazują badania nad świadomością, ludzie średnio podczas jednego życia wzrastają o 5 punktów. No bo nie chcą wzrastać. Pławią się w swojej racji. Niezależnie jak absurdalna jest.
Problemu nie ma w świecie, tylko w każdym z osobna.
Nauki, by przestać zajmować się światem, tylko sobą, bo świat, który postrzegamy nawet nie istnieje, mają już kilka tysięcy lat.
Ale każdy wierzy, że świat jest dokładnie taki dla wszystkich jakim oni go postrzegają. Co jest jednym z głównych urojeń i szaleństw ludzkości. Oczywistym jest, że to jak my postrzegamy świat nie ma z rzeczywistością NIC wspólnego.
A jak rozwiązać dowolny problem w świecie? Stać się tym, jaką zmianę chcielibyśmy w nim znaleźć. No ale jeśli problem biedy wynikający z apatii (poziom kalibracji – mocy, energii, świadomości – 50) rozwiązać z poziomu wkurzenia się (gniew – poziom 150), a odwaga, przedsiębiorczość, mądrość, uczciwość, rozsądek to poziomy 200-400, no to nie dziwmy się, że niewiele się zmienia w świecie i w naszym życiu. Ewentualnie rośnie tylko nasza frustracja.
Ludzie w niskiej świadomości ludzi szczęśliwych uważają za szczęśliwych, BO np. są piękni, zdrowi, silni, bogaci. Ale to bzdury. Jest pełno ludzi pięknych i nieszczęśliwych, silnych i nieszczęśliwych, bogatych i nieszczęśliwych. Piękni, bogaci i sławni potrafią zaćpać się na śmierć lub zabić po pijaku tak samo jak biedni. Ale oczywiście reszty to nie obchodzi. Nadal uważają po swojemu.
Ludzie na coraz wyższym poziomie świadomości są coraz bardziej optymistyczni, odważni, chętni. Są wobec świata neutralni – czyli nie trwonią energii i czasu na głupie kłótnie, osądy, udowadnianie swojej racji. Tylko dążą do realizacji swoich celów, pragnień, marzeń, obowiązków. Zazwyczaj te cele nie są egoistyczne. Dostosowują się do świata, szukają jakie ma problemy, znajdują rozwiązania i dają je ludziom.
Są optymistyczni, bo to wybierają. Ufają w swoje starania i intencje. Bo są ich świadomi i wybierają pozytywne, wzmacniające. Dominujące uczucie na poziomie Odwagi to afirmacja, zaś proces zachodzący w świadomości to wzmocnienie. A reszta co robi? Czeka. Czeka aż mi się samopoczucie samo poprawi… Albo znajduje sobie człowieka, który dorobił się na oszukiwaniu i już mają rację, że uczciwie nie można żyć dostatnie…
A więc Odwaga jako pierwsza naprawdę zaczyna nas wzmacniać bez żadnego kosztu ubocznego. Zaś odwaga to wybór każdego z osobna.
Człowiek w niskiej świadomości zamiast zapytać jak wzrosnąć, od razu warczy, że są jacyś magiczni ludzie w jakiejś magicznej wysokiej świadomości i dlatego im się wszystko udaje, a tej biednej ofiarce nie, bo ona w takiej super świadomości nie jest buhuu. Ale ta biedna ofiarka zamiast narzekać mogłaby ruszyć tyłek i zrobić coś, prawie na pewno pierwszy raz w życiu, chętnie i odważnie. Mogłaby przestać wszystko i wszystkich oceniać i zrobić coś w końcu bezwarunkowo dla kogoś innego. Mogłaby przestać nareszcie obwiniać siebie i innych i wziąć odpowiedzialność za swoje życie i wybory. Mogłaby przestać wierzyć w bujdy na temat gorszych genów i rozwiązać pierwszy z listy problemów jakie ma w swoim życiu. A potem kolejny i kolejny. I z czasem zobaczyłaby, że żyje inaczej i nie miało to nic wspólnego z tym, co uważała. Wliczając geny.
Człowiek w niskiej świadomości zawsze znajdzie sobie pretekst, by pozostać nisko i np. wstydzić się, obwiniać, opierać, wmawiać bezsilność i niemoc, żalić, bać, stresować, frustrować, chcieć i nic nie robić, fantazjować, gniewać, pysznić.
Ale naprawdę mówić, że nie możemy żyć lepiej, bo nam rodzice nie powiedzieli jak jest żenujące, nieprawdaż? Naprawdę nie możesz np. z mieć świetnych stosunków z kobietami i fantastyczny seks, bo Ci tatuś nie pokazał jak? A może zejść wreszcie z kolanek tatusia i rusz tyłek w życie i się sam naucz, znajdź ludzi, którzy to potrafią? A nie wymagaj od taty czegoś, czego sam się nie nauczył, bo np. nie miał od kogo?
Albo nieraz słyszałem – “Moi rodzice są prości, więc ja jestem skazany/a, żeby być prostym człowiekiem”. No to fajnie. Ale nikt nie wybrał tego za Ciebie. Nie świat, nie geny, nie Bóg, nie rodzice. Ty. I prawie na pewno jako usprawiedliwienie strachu, oporu i wstydu. No bo pokażcie mi człowieka, który uważa się za zwykłego, prostego i jest radosny, szczęśliwy, spokojny, czyli to akceptuje. Jest taki? Nie.
Każdy sądzi, że jego rozumowanie jest jedyne słuszne i tylko w świecie istnieją dla niego problemy, świat mu uniemożliwia coś, utrudnia, odbiera, itd. Każdy sądzi, że tylko potrzebuje wiedzy, by było mu lepiej. Bo mało kto rozumie temat świadomości. A od niej wszystko zależy.
Naprawdę chcemy dalej sądzić, że jak tatuś nie nauczył nas odwagi i męskości, to już nie możemy być odważni i męscy? A jak nie kochała nas mamusia, to nie pokocha nas żadna inna kobieta? Może wreszcie pora wybaczyć, puścić się żalu, wstydu, winy, gniewu, oporu i ruszyć tyłek i zadbać o siebie i swoje życie jak jest nam tak źle? Te nauki – te rozwiązania – mają po kilka tysięcy lat. Może nareszcie pora je zastosować?
Tę samą informację można zinterpretować i wykorzystać na setki różnych sposobów. Dobrym tego przykładem jest, że ze wspaniałego osiągnięcia rozszczepienia atomów zbudowano bombę, która zabiła bardzo wielu ludzi. A czy to jedyne zastosowanie dla tego osiągnięcia techniki? Nie. Wspaniałe osiągnięcie techniki – pracy umysłu racjonalnego – wykorzystano do zwykłego barbarzyństwa, ludobójstwa, zniszczenia na skalę niewyobrażalną do tej pory. Oto co niska świadomość robi z osiągnięciami wysokiej świadomości – sprowadza je do swojego poziomu.
Dlatego nasza intencja wykorzystania każdej informacji powinna być pozytywna.
Mężczyźni pełni wstydu, oporu i strachu kupują wiele różnych kursów uwodzenia i co z tym robią? Nic. Większości nawet nie czytają dłużej, niż przez 5 minut. Bo cały czas wierzą, że wiedza coś zmieni. Ale informacja może stać się ewentualnie dobrym pretekstem do porzucenia wątpliwości lub poszerzy kontekst na tyle, w którym zmieniamy swoje nastawienie na wspierające. Sama z siebie nic nie znaczy. Tym bardziej niezastosowana. A że po przeczytaniu kursu za 2000 zł nie poczuli się ani trochę bardziej pewnie i nie zniknął ani strach, ani wstyd, to kupują kolejny kurs. I liczą, że w końcu znajdą to magiczne zaklęcie czary-mary, które wykasuje ich niskie emocje. Ale tak się nie stanie.
Niejeden człowiek sukcesu powiedział, że problem nie leży w tym, czego nie wiemy ale w tym co już wiemy i sądzimy, że jest prawdą. Np. sądzimy, że jesteśmy ofiarą pracy czy szefa, albo ofiarą czasów, gospodarki lub wychowania rodziców. I się tak ludzie przekonali – że rodzice ich jakoś wychowali i tyle! I muszą się z tym męczyć przez resztę życia. Ale niech mi ktoś powie – co takiego trudnego jest w dostrzeżeniu, że przeszłość nie ma nic wspólnego z tym, co wybieramy TERAZ? Bez filozofowania – dlaczego nie wybieramy inaczej, lepiej, mądrzej TERAZ? Dlaczego cały czas oddajemy odpowiedzialność za swoje decyzje teraz temu, co już nie istnieje od wielu lat – przeszłości?
Ludzie piszą mi, że boją się wziąć odpowiedzialności. Czyli tak naprawdę nie chcą porzucić obwiniania, użalania się, grania ofiary. Nie chcą!
Naprawdę potrzebować musisz jakiejś niesamowitej terapii, by zrozumieć, że możesz ale nie chcesz? Że się przywiązałeś/aś do użalania się, obwiniania, wstydzenia, stresowania, martwienia, narzekania, fantazjowania o świecie i do swojej racji? Że masz gdzieś fakty i wolisz swoje widzimisie? Np. we wszystkich chcesz dostrzegać zagrożenie, niebezpieczeństwo, zło i dobrze Ci z tym, bo doisz z tego dumę?
Jeśli ktoś powiedział Ci dzisiaj coś niemiłego, to już przeszłość! Tego już nie ma! Jeśli stało się to 5 minut temu, to już tego nie ma od 5-ciu minut! I jedyny, kto z tego dalej coś doi – to Ty. Nikt inny. Możesz przestać w każdej chwili. Ale jeśli dalej się użalasz, narzekasz, obwiniasz, oceniasz, wyrokujesz, osądzasz, nienawidzisz – no to Ty i tylko Ty to wybierasz. Nie musisz tego robić ani sekundy dłużej. Możesz przestać napierać na ścianę. Bo to nie ściana pcha na Ciebie.
Tym jest właśnie odpowiedzialność – zrozumieniem, że to my odpowiadamy za swoje postępowanie i reakcje, a nie nikt inny i nic innego.
Bo odpowiedzialni już jesteśmy. “Wzięcie odpowiedzialności” to nie faktyczne jej wzięcie, tylko uświadomienie sobie, że to już jest fakt.
Mówiąc o świadomości mówię o czymś stricte wewnętrznym.
Nie zależy to od niczego i nikogo w świecie. Wszystko o czym mówię m.in. w tej serii dotyczy tylko i wyłącznie Ciebie.
No bo – Twoje życie jest Twoje. Ty je kreujesz. Wzięcie za nie odpowiedzialności oznacza, że w końcu to rozumiesz. To, że nie chcesz wziąć odpowiedzialności oznacza tylko tyle, że nadal wybierasz wierzyć, że jesteś czegoś/kogoś ofiarą. Sam(a) sobie więc robisz poważny problem.
Dlatego powiedziałem – że strata rodziny, pracy, psa – tego nie ma w świecie. Każdy człowiek zareaguje inaczej i tylko od naszej reakcji przecież wszystko zależy. A więc od naszego wnętrza. Nie jesteś ofiarą straty, bo to jak ją postrzegasz to wyłącznie Twój wybór.
To Ty kreujesz każde wydarzenie DLA SIEBIE, a nie wydarzenie kreuje Ciebie.
Oczywiście 80% ludzkości zareaguje w obszarze wstydu, winy, apatii, żalu, strachu, frustracji, gniewu i uzna się za ofiarę świata zewnętrznego. Ale czy to całe spektrum możliwości? Nie. Można zareagować akceptacją, spokojem, odwagą, gotowością do zmiany, do wyciągnięcia wniosków, do nauki. Można wziąć odpowiedzialność za swoje emocje, reakcje i interpretacje.
Jeśli obwiniamy naszych rodziców za to jak nas wychowali, to zapytajmy samych siebie – gdybyśmy w tym momencie mieli dziecko, to czego byśmy je nauczyli? Jakiego postępowania i zachowania? Jakie postawy byśmy przekazali? Czy przypadkiem nie identyczne jak nasi rodzice nam?
Co zmieniliśmy, czego nowego się dowiedzieliśmy? Jakie nowe rozwiązania i odpowiedzi znaleźliśmy i wdrożyliśmy?
Przede wszystkim – jakimi intencjami kierowaliśmy się i kierujemy obecnie?
Kto mi w końcu powie? Bo do tej pory NIKT jeszcze mi nie przedstawił tego. Nikt mi nie mówi jaki kierunek ustalił i czego szukał. Tylko każdy przedstawia mi czego doświadczył, co przeczytał, swoje wnioski i się wielce dziwi, że jest mu źle.
Po raz kolejny przypomnę to, czego już Jezus nauczał 2000 lat temu – znajdziesz to czego szukasz. Ale czy to oznacza, że nie ma nic innego?
Ależ jest. No ale jeśli trzymamy się czegoś w pokoju, to z niego nie wyjdziemy choćbyśmy nie wiem jak się zmagali i szarpali. Bo to nie krzesło trzyma się Ciebie, ani ściana nie prze na Ciebie, tylko Ty się trzymasz krzesła i/lub pchasz na ścianę. Jeśli drzwi się nie otwierają pod naporem, to przestań na nie napierać, zrób krok w tył i otwórz je bez problemu do siebie.
Życie Cię nie przytłacza, ani nic w nim. Tylko Ty się opierasz.
To Ty napierasz na życie. Przestań zwalać odpowiedzialność na życie, a zobaczysz o ile łatwiej Ci będzie.
A teraz przejdźmy do kolejnych cnót i zobaczmy dlaczego w ogóle praktykowanie takiego sposobu życia jest wskazane.
42. Przyzwoitość (295)
Zacznijmy w ten sposób – kogo/co byś nazwał(a) przyzwoitym?
Pewnie wiele osób powie, że to co im się aktualnie spodoba ;) . Styl ubierania, wyrażania, poziom wykształcenia, itd. Więc np. Hitler przyzwoitym nazwałby granat, który rozpryśnie się na wielkim obszarze na kaleczące ludzi odłamki. Czy Ty byś taki granat nazwał(a) przyzwoitym? Hitler nazwie przyzwoitym żołnierza, który będzie posłuszny i nie będzie podważał rozkazów. A idiotą zasługującym na śmierć nazwie człowieka, który rzucać granatami w cywilów nie zamierza.
Co to wszystko ma wspólnego z przyzwoitością? Nic.
Człowiek apatyczny zaliczenie na studiach przedmiotu na 3 nazwie przyzwoitym wynikiem. Człowiek dojrzały i mądry tak tego nie nazwie.
Dla niektórych osób na tym Blogu jestem dnem, ziomkiem, co sobie coś tam pisze z nudów, a dla innych najmądrzejszą, najwspanialszą osobą jaką poznali. Dla jednych WoP jest tylko kolejnym kursem, który kupili i odstawili “na półkę”, a dla innych najlepszą inwestycją ich życia.
Co to ma wspólnego ze mną i z WoP? Nic.
Więc po raz kolejny –
liczy się esencja! A nie pozory!
To jak Ty coś nazwiesz nie ma NIC wspólnego z rzeczywistością. A esencję pozwala dojrzeć wyłącznie wzrost świadomości. Umysł widzi tylko pozory, tylko projekcje.
Niejednokrotnie przytaczany przykład – powiedz, jaki jest dzisiaj dzień? Ładny? Brzydki? Straszny? Cudowny?
Niezależnie co odpowiesz, warto wiedzieć, że nie ma to nic wspólnego, ani trochę z tym jaki jest dzień. Widzisz tylko coś i na podstawie tego, co już wiesz, co CZUJESZ i co akurat widzisz w swoim umyśle, dokonujesz projekcji na cały dzień. Mówisz tylko w pewnym, bardzo ograniczonym KONTEKŚCIE, który nie zawiera nawet 0,001% faktów. A poza tym mówisz o przeszłości. To co akurat widzisz i bierzesz pod uwagę oceniasz przez pryzmat swoich poprzednich, podobnych doświadczeń i to dopiero uznajesz za ocenę rzeczywistości.
A skoro coś tak oczywistego umyka miliardom ludzi, to co jeszcze umyka i to w kolosalnie ważniejszych kwestiach, szczególnie tych krytycznych dla zdrowia? Cała masa.
Przede wszystkim – intencja.
Jakie masz intencje odnośnie obszarów Twojego życia, które Cię bolą? Nie wymyślisz odpowiedzi. Cokolwiek nie powiesz z poziomu umysłu to będzie fałsz. Jak więc odpowiedzieć? Proste! Spójrz na to, co robisz i masz w tych obszarach, a stanie się oczywistym jaką masz intencję względem nich.
Jeśli się męczysz i nic nie masz, no to Twoją intencją jest coś innego, niż spokój i naprawa tego obszaru.
Każdy mi mówi, że chce wyzdrowieć z uzależnienia. Ale tak naprawdę wcale nie chce. Intencją jest wykombinowanie zdrowia w jakimś bardzo ograniczonym spektrum postępowania. Nagle pojawia się problem i zgrzyt, gdy osoba dowiaduje się, że np. niezbędnym jest zmierzyć się z lękiem i go uwolnić. Nagle człowiek robi obrót w tył i tyle było go widać! Oho! Nagle wychodzi szydło z worka – wyjście z uzależnienia wcale nie było najważniejsze!
Z przyzwoitością jest trochę jak z “solą ziemi”. Wydaje się oczywiste ale trudno jest opisać czym to jest. Pewnie jakiś 5-latek odpowiedziałby perfekcyjnie jednym prostym zdaniem :)
Można powiedzieć, że przyzwoitym jest wszystko co kalibruje się w okolicy 290.
Ha! Czyli co? No właśnie. Nie wiemy. Jakże więc możemy cokolwiek powiedzieć o świecie i o innych ludziach? Jakże możemy sądzić, że coś wiemy i rozumiemy, skoro nie możemy powiedzieć nic pewnego na temat tak ważnej (przynajmniej według mnie) cnoty jak przyzwoitość?
Co kalibruje się na 290? Co z tego, co dzisiaj zrobiłeś/aś, powiedziałeś/aś, osiągnąłeś/osiągnęłaś, zobaczyłeś/aś, usłyszałeś/aś i które Twoje intencje kalibrują się na poziom 290? Czy wiesz? Nie…
A wiesz w jakim obszarze pola świadomości znajduje się to, o czym marzysz i czego chcesz?
Na pewno ogromnym błędem, niezrozumieniem lub bardzo nikczemnym byłoby dorabianie znaczenia według aktualnych potrzeb.
Przecież tak postępują m.in. uzależnieni – gdy są zestresowani, to nagle obejrzenie porno staje się dla nich przyzwoitym pomysłem. Ale czy takim jest w rzeczywistości? To ukazują najczęściej dopiero długofalowe konsekwencje w postaci zniszczonego mózgu, nagromadzenia w psychice i podświadomości emocji i oporu, wykształcenia wielu negatywnych nawyków, etc. Czując ból, poczucie winy i wstyd, znowu dostrzegają, że obejrzenie pornografii przyzwoite nie było. A potem robią to znowu. I tak w kółko. A wstyd i poczucie winy rosną w nich cały czas. Bo widzą w świecie tylko to, co czują. Jak czują ból, to życie boli. Jak czują opór i pustkę, to życie ich przytłacza i nie ma sensu. Jak czują żal, to życie jest smutne. A jak czują strach, to życie jest straszne. A jak oglądają porno, to wszystko wydaje się łatwe. Zaś po upadku życie znowu wydaje się niemożliwe do ogarnięcia.
Ale co to ma wspólnego z życiem? Nic.
Emocjonalność nie ma nic wspólnego ani z życiem, ani ze światem. Bo emocje to Twoja odpowiedzialność i Twój problem.
Emocje to nasz kompas i nasza energia. Co komu do tego? Dlaczego wierzymy w bzdury, że ktoś może “zranić nasze uczucia”? Co to za absurd? To może jeszcze ludzie mogą zranić nasz prąd i powinni go przeprosić?
Dlaczego sądzimy, że kogokolwiek powinno obchodzić co czujemy? Może cały świat powinien pójść do Jana Kowalskiego i go przeprosić i obiecać poprawę, bo imć Jan Kowalski jest obrażony na cały świat, bo się nim zawiódł? No gdzie te pielgrzymki? Nie ma.
To, co czujemy, a jak o tym informujemy innych i czego oczekujemy, o co prosimy, to zupełnie różne bajki. Jeśli jesteś wściekły/a, to nie jest żadna przepustka, by komuś robić krzywdę. Twoje uczucia to Twój problem. Więc naucz się nimi wreszcie mądrze zajmować. Zaś komunikacja z innymi ludźmi to kompletnie inny temat. Nie sądź tylko, że Twoje uczucia mają jakieś znaczenie.
Jeśli chcesz rozwiązać problemy dotyczące innych ludzi, to rozmawiaj z nimi jak z przyjaciółmi, a nie wrogami czy przeciwnikami.
Bo rozwiązanie to przecież coś, co ma wspierać Twoje życie. A co wspiera życie? Poziom świadomości 200+. Każda emocja jest poniżej tego poziomu. Więc ludzie ignorujący nasze emocje wyrządzają nam wielką przysługę! Bo uczą nas w ten sposób szukać rozwiązań z poziomu wyższego od emocji! Wiele osób wcale nie chce znaleźć rozwiązania, tylko pretekst do zaprzestania wkurzania się, frustrowania, etc. A to mogą zrobić w każdym momencie. Wystarczy to wybrać i uwolnić energię emocji.
Inaczej w kółko tylko będziemy powtarzać te same schematy. A czy to jest przyzwoite? Męczyć się w kółko z tymi samymi problemami i nigdy ich nie rozwiązać? Nie.
Niesamowitym jest w jednym zdaniu od osoby uzależnionej przeczytać, że boi się być uzależniona i że chce obejrzeć nowe filmy porno. Albo mówi, że nie widzi nic złego w obejrzeniu jednego filmu pornograficznego i zaraz dodaje, że przeraża ją wizja życia w uzależnieniu. Dorabianie znaczenia w zależności od potrzeb to bardzo poważny problem, na którego opis można by napisać kilka książek. Dzisiaj się tym nie zajmiemy.
To pokazuje, że umysł mentalizujący na bazie emocji jest daleki od rozsądku, a nawet logicznego sensu. Zaprzecza on sam sobie. A jednak dla ludzi to myślenie stawiają na równi z rozważaniami milionerów, wielkich filantropów, etc, którzy rozumują najczęściej z kolosalnie innego poziomu świadomości.
Oczywiście ludzie także negują swoim mentalnym jazgotem słowa Awatarów – Jezusa, Buddy i innych. Np. ludzie mówią, że miłość jest naiwna i głupia. Ale co oni wiedzą o miłości? Nic. Mówią o przywiązaniu, erotyzmie, oczarowaniu. A to nie ma nic wspólnego z miłością i dzieli do niej przepaść 300-400 punktów (skala logarytmiczna). No ale trzeba rozumieć kim jest Awatar.
Wg mnie przyzwoitym będzie przyznać, że nie wiemy co jest co. Naprawdę zacznijmy podważać to, czego jesteśmy pewni.
Już o tym mówiłem – ludzie niepewni siebie z tzw. niskim poczuciem własnej wartości są bardzo pewni! Ale tylko tego, co negatywne! Nie są pewni tylko pozytywności. Podważają każdą pozytywność i biorą do siebie oraz trzymają się każdej negatywności. Rzekłbym, że żyją przeciwieństwem przyzwoitości.
Wbrew pozorom przyznanie, że będąc uzależnionymi nie mamy kontroli nad własnym życiem jest bardzo przyzwoite. Dlaczego? Bo stanowi prawdę. Zauważmy, że dopóki osoba uzależniona nie przyzna, że jest uzależniona, to nie może z tym nic zrobić! Gdyż fałsz uniemożliwia poprawę.
Wiele osób mówi, że np. dzień w pracy mieli przyzwoity. Ale co tak naprawdę przez to mówią? Mówią nie o dniu, tylko o swoich odczuciach na temat tego dnia. Byli spokojni, być może załatwili bez problemów jakiś temat. Ale gdyby się przy tym stresowali, to powiedzieliby, że ten sam wynik nie był przyzwoity i dzień w pracy był stresujący ale przynajmniej załatwili ten temat. A to nie ma nic wspólnego z dniem.
Widzimy więc, że ludzie non stop nadają znaczenie elementom zewnętrznym wynikające z tego w jakim kontekście je umieścili i co akurat czuli.
Co najczęściej nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Osoba wiecznie męcząca się i stresująca może uznać załatwienie tematu w 3 godziny za przyzwoity wynik i będzie zadowolona. Ale jej szef może uznać to za bardzo słaby wynik i przez to wpisze ją na listę osób potencjalnych do zwolnienia, bo sobie nie radzą efektywnie.
Widzimy wyłącznie pozory, nie esencję. Przykładowo sytuacja, że porno oglądamy raz na 3 dni, a nie 3 razy każdego dnia może W PORÓWNANIU do przeszłości wydawać się przyzwoite. Ale czy jest w ogóle przyzwoite? Nie. I jeśli poprzestaniemy na tym, wkrótce wszystko wróci tak jak było.
Ok, a teraz porozważajmy nieco o ludziach. Kto jest przyzwoity?
Wielu mówiło mi, że są przyzwoici, bo nikomu nie zrobili krzywdy, nawet tym, którzy byli wobec nich negatywni. Ale czy na pewno ma to cokolwiek wspólnego z przyzwoitością? Nie. W większości przypadków brak reakcji wynika albo z apatycznego nastawienia, albo ze strachu przed konsekwencjami. A nie z tego, że osoba jest przyzwoita. Nazwanie się przyzwoitym w tej sytuacji to zwyczajne kłamstwo, uświęcanie się – granie roli.
Jakie jest nasze nastawienie do tej osoby? Niechętne, czyli zawierające opór i gniew? Obwiniające? Użalające? Męczące się? Powiedz mi – czy to ma cokolwiek wspólnego z poziomem 290? Nie. To wszystko jest w przedziale 50-150. Dlaczego więc nazywamy się przyzwoitym/tą i narzekamy, że się nam nie żyje przyzwoicie?
Jeśli odnośnie jakiegoś tematu nie jesteśmy przynajmniej odważni, to nie jesteśmy przyzwoici i nie jest to przyzwoite.
Ludzie non stop mówią sobie, że oni tacy dobrzy, a ich rodzice tacy źli – ojciec pijak, matka się nie interesowała i nie stawała w obronie, a oni tacy pokrzywdzeni. A gdyby wykalibrować poziom świadomości całej trójki, to są najczęściej różni ich raptem kilkanaście punktów.
Dlatego tak ważne jest BYCIE – zmiana siebie, WZROST ŚWIADOMOŚCI, bo trafiamy tam, jacy sami JESTEŚMY.
Nie ma przypadków. Nie spotkałem się jeszcze z sytuacją, że rodzicom w niskiej świadomości urodziło się dziecko w świadomości dużo wyższej. Dziecko mogło wzrosnąć szybko, bo mądrze wykorzystało swój czas. Ale najczęściej poziomy są zbliżone. Są wyjątki ale one nie są ważne w kontekście, o którym rozmawiamy.
To pokazuje, że tylko my odpowiadamy za nasz los. A “czynimy to” tym, kim się stajemy.
Jezus Chrystus pokazał nam, że możliwym jest bezwarunkowo kochać i wybaczyć tym, którzy nas dosłownie krzyżują, wyśmiewają i opluwają. A my sądzimy, że nie możemy wybaczyć znajomemu, który się z nas podśmiewywał w szkole podstawowej… I sądzimy, że jesteśmy przyzwoici, a ktoś inny nie.
Oczywiście ludzie nie rozumiejąc tego wymyślili sobie geny. Ale geny to reprezentacja bardzo wielu elementów, których w ogóle się powszechnie ani nie rozumie, ani nie bierze pod uwagę, ani nawet nie ma o nich pojęcia. Jak wspomniany poziom świadomości. Ludzie mówią, że rodzice przekazali geny ale tak wcale nie jest. Dziecko z podobnymi uwarunkowaniami wybrało narodziny w takiej, a nie innej rodzinie. Dlatego geny są podobne. Każdy sam sobie wybrał rodziców. Nikt nas nimi nie pokarał. A wybraliśmy naszych rodziców dlatego, bo stanowili oni wspaniałą, zewnętrzną reprezentację nas samych. Dlaczego? Ujmę to tak – widząc swoje odbicie w lustrze po prostu łatwiej jest się ogolić.
Oczywiście człowiek, który sądzi, że jest umysłem i ciałem i że pojawił się ot tak, przypadkiem i trafił akurat na takie warunki bytowe – złe, niesprawiedliwe, bolesne, ciężkie – to jego smutny, przypadkowy los. Ale tak nie jest. Wykazuje to badanie świadomości, co oczywiście jest negowane przez dzisiejszą naukę, wcześniej przez religie. Z jakichś tajemniczych sposobów nikt tego nie bierze pod uwagę.
Ludzie mi mówią, że czegoś nie mogą, bo im rodzice zrobili krzywdę. Ale to się wydarzyło 20-30 lat wcześniej! Co oni robili przez ten czas? Co wybierali? Co wspólnego z chwilą obecną mają ich rodzice i ich przeszłe postępowanie? Nic a nic. Co wspólnego mają Twoje geny z tym, że teraz utrzymujesz opór, niechęć, by się za coś wziąć, puścić się strachu i to chętnie, odważnie zrealizować? Nic.
Kto się trzyma urazy, żalu, oporu, dumy, gniewu, winy do rodziców? No nikt nie robi tego za nas! I my sądzimy, że jesteśmy przyzwoici, gdy od kilkudziesięciu lat trzymamy w sobie obciążający nasze ciało, psychikę, układ nerwowy, mózg i organy wewnętrzne bagaż i jeszcze wciskamy sobie kit, że to przez kogoś? Prooooooszę…
Ludzie nawet wmówili sobie, że cierpienie uszlachetnia. Taaak? To przywal sobie młotkiem w rękę (na własną odpowiedzialność) i powiedz mi jak się uszlachetniłeś/aś. Może jak się ktoś tak poobija, to się na tyle uszlachetni, że zostanie królem Polski i przywróci monarchię…?
Cierpienie, które nie jest konieczne, może stać się powodem do wyciągnięcia wniosków, do nauki na bazie poczucia winy odnośnie swoich błędnych i/lub negatywnych decyzji. Ale samo w sobie nie ma żadnego znaczenia i nie uszlachetnia. Najczęściej jest wyrazem niedojrzałości i często też głupoty. Bo zamiast dokonać zmian, utrzymujemy opór i zwalamy na niego niemoc.
Jeśli w naszym domu utrzymujemy czystość tylko dlatego, bo nasi rodzice zaniedbywali porządek, to czy czyni nas to przyzwoitymi, bo dbamy o porządek? Przyczyną naszego postępowania nie jest troska o porządek, tylko niechęć do naszych rodziców. Czy to czyni nas pozytywnymi? Nie.
Ale ludzie sądzą, że tysiące razy przybijając byle jak gwoździe uczyni z nich wspaniałych budowniczych. Czyli, że niska jakość poziomu ROBIĆ zmieni poziom BYĆ. Ale to jakby liczyć, że światło zmieni żarówkę lub układ elektryczny. Albo że jak w jakiś sposób zmienimy zapach kwiatu, to zmieni to kwiat. Ale zapach kwiatu jest naturalną konsekwencją tego jaki jest to kwiat. Kwiat musiałby się zmienić, by zmienił się jego zapach.
Faktyczny kwiat nie ma takiej możliwości. Ale jako ludzie mamy możliwość ewolucji – rozkwitu ponad to jacy jesteśmy.
Zmiana wymaga intencji i puszczenia się tego, co ogranicza nas w tym momencie.
Czy masz intencję się zmienić? Jeśli twierdzisz, że tak, a nic się nie zmieniło w Twoim życiu od lat, no to Twoja intencja jest inna, nie jest nią zmiana. Trzymasz się czegoś i nie chcesz się tego puścić nawet za cenę braku zmian i zmagania/cierpienia.
Wiele osób sądzi, że np. strach (100) przed karą (okolice 75) czyni z nich przyzwoitych ludzi (290), bo nie popełniają zbrodni… To jakby mówić, że osiedlowy włamywacz uczyni z kogoś człowieka uczciwego.
A jednak uzależnieni sądzą, że opór (zależy z czego wynika – apatyczne nastawienie – 50, niechętne w formie agresywnego oporu – 150) da im wolność z uzależnienia.
Poziom świadomości niezbędny do wyjścia z uzależnienia to 350.
Więc jeszcze wysoko nad przyzwoitością. Sądzisz, że co to jest ta seria artykułów? To “drabinka” dla Ciebie, po której powinieneś/powinnaś się “wspinać” jeśli zależy Ci na zdrowiu.
Jak ma się zmienić cokolwiek jeśli używamy “narzędzi” z obszaru kolosalnie odległego od oczekiwanych rezultatów?
Czy wiesz na jakim poziomie jest Twoje wymarzone życie? A jaki jest Twój poziom? Czy żyjesz choć odważnie? Fajny, pełen radości seks jest na poziomie 200-205. Jeśli pozostaniemy w obszarze niższym, no to nici z takiego seksu.
Bardzo dobry przykład ukazujący ten problem to wybór czekolady. Nie kupujemy czarnej czekolady, bo nam smakuje, tylko dlatego, bo nie smakuje nam biała. Rozumiesz? Chęć jest powyżej 200, a niechęć poniżej… Więc pozornie ten sam wybór ale zupełnie inny kierunek! Bo towarzyszy mu całkowicie inna intencja.
Nie idziemy do kina, bo bardzo chcemy obejrzeć film, tylko nie chcemy się nudzić w domu. Nie oglądamy porno, bo tak je lubimy, tylko chcemy przestać czuć stres, napięcie, opór, którym się opieramy i których nienawidzimy. Czy to nas czyni lepszymi? Nie. Ani trochę. Tylko dalej utrzymujemy urojenia, że np. źródło radości jest poza nami, a emocje są złe. I dalej szukamy poza sobą i w sobie utrzymujemy opór i inne negatywności. I rozczarowujemy się kolejne razy, przez co stajemy się coraz bardziej sfrustrowani i zniechęceni. Opieramy się coraz silniej. Więc sytuacja staje się coraz gorsza.
Czy próby wychodzenia z uzależnienia na siłę czynią nas przyzwoitymi? Nie. Bo robimy to z niechęci do pornografii, którą oceniliśmy jako negatywną, a nie z szacunku, miłości, troski o siebie. Jeśli pozostaniesz w niskim obszarze świadomości, to nic się nie zmieni.
Zauważ, że jeden człowiek widząc torebkę zostawioną na ławce w parku zabierze ją i jeszcze stwierdzi, że kobieta, która ją zostawiła jest głupia i zasłużyła, by ktoś ją okradł. Ktoś inny podejdzie, sprawdzi czy w środku jest portfel i dowód osobisty i znajdzie sposób, by skontaktować się z właścicielką i odda jej tą torebkę. Poświęci na to swój czas. Ktoś inny nawet nie zareaguje, bo będzie się bał, by go ktoś nie posądził o kradzież. Nawet oddając torebkę – czy to nas czyni przyzwoitymi? Czyn był przyzwoity ale jaka była jego intencja? Czyli jacy my BYLIŚMY w trakcie jego wykonywania? Czy zrobiliśmy to z troski, z miłości? Czy ze strachu, by brak pomocy nie zemścił się na nas w przyszłości? A może zrobiliśmy to z przymusu – bo jak nie my, to kto? A może liczyliśmy na wdzięczność, na jakąś formę wynagrodzenia? Są ludzie, którzy ukradliby pieniądze i oddali resztę mówiąc, że pieniędzy już nie było. I ich czyn zostałby oceniony jako bardzo przyzwoity. Bo kontekst został zniekształcony.
Chcę przez to pokazać, że możemy całe życie postępować pozornie przyzwoicie, a i tak nic się nie zmieni w naszym życiu. Bo nie zmieniliśmy się my. Czyny nas nie zmieniają. Ale możemy się zmienić poprzez nie. O tym więcej napiszę przy okazji kolejnej cnoty.
Zaproponuj coś, co uważasz za przyzwoitą postawę, czynność. Wybierz dla nich intencję.
Zastanów się ile z Twoich postaw, nastawień, intencji, interpretacji, czynów były przyzwoitymi. Bez użalania, obwiniania i wstydu. Zrób introspekcję. Wyciągnij wnioski. Dostrzeż, że nie ma przypadków i wszystko ma konsekwencje, które można nawet przewidzieć. Od tego jest właśnie nauka na bazie przeszłości – widzimy, że pewne decyzje miały takie konsekwencje, a inne – inne.
Nie ma tu żadnych tajemnic. Tajemnicze to wydaje się tylko, gdy dalej chowamy głowę w piasek i liczymy, że wszystko się może kiedyś samo naprawi.
43. Idealistyczny (295)
Co uważamy za idealistyczne, utopijne? Za perfekcyjny świat, życie, marzenie, cel? Oczywiście nie mówię o wizji, w której wszyscy są nam posłuszni i z radością budują dla nas piramidę z wysiłku łamiąc sobie przy tym kręgosłupy.
Czy życie bez cierpienia, zmagania, w radości, wdzięczności, odważnej pracy nad swoim życiem, z uśmiechem i wolności jest czymś utopijnym. Pewnie tak. Ale czy to oznacza, że jest to niemożliwe do osiągnięcia? Oczywiście, że nie.
Na pewno jednak jest to niemożliwe do osiągnięcia, gdy będziemy w świadomości niżej od tego, co chcemy osiągnąć.
Jeśli chcemy osiągnąć coś przyzwoitego, to jeśli my nie będziemy przyzwoici, to tego nie stworzymy lub będziemy mieli ogromne i zupełnie niepotrzebne trudności.
Ta cnota kalibruje się na kolosalnie wysoki poziom. Więc sugeruje to potężne, wspierające pole energii.
Dlaczego dla wielu ludzi to o czym marzą pozostaje w sferze marzeń? Bo są tak niedojrzali, tak pogubieni, trzymają się tylu obciążających rzeczy, że pierwsza rzecz, którą robią zaraz po urodzeniu się jest dla nich teraz niemalże niemożliwa. Nie potrafią płakać. Jak sobie wyobrażasz wniesienie w świat, w swoje życie coś pozytywnego, jeśli nie inwestujesz w to pozytywności? Jeśli zwykły płacz traktujesz jako ujmę na honorze, coś niemęskiego, oznakę słabości – który tak naprawdę jest oznaką siły. Jeśli tak się nie szanujesz, nie akceptujesz, to jak zbudujesz cokolwiek powyżej tego?
Człowiek w depresji, który zaczyna płakać wyjdzie z niej.
Jak mówiłem – nawet czekoladę ludzie kupują z negatywną intencją i nie dodają do tego radości. A skoro tak prozaiczne czynności pozostają w obszarze negatywności, to jak cokolwiek innego możemy zbudować? Jeśli tylko bierzemy ze świata, by na moment poczuć się lepiej w bardzo niezdrowy sposób, to co ma się zmienić na lepsze w naszym życiu, które stanowi reprezentację naszego wnętrza?
Jeśli zamierzasz zabrać ze sobą to całe obciążenie, które zebrałeś/aś w swoim życiu i jakoś sobie z nim poradzić, no to nie dziw się, że będzie Ci trudno. Obciążenie – balast – sprowadza Cię w dół. To jest nawet logiczne. Z nim nie będzie lepiej, niż do tej pory. I zauważ, że gdy chcesz się wziąć za coś nowego lub odkładanego, to zawsze poczujesz opór, niepewność, nawet lęk. I co to znaczy? Ano to, że masz możliwość odpuszczenia części tego balastu już na starcie. A co robią ludzie? Zamiast to puścić, zaczynają z tym walczyć, wtłaczać to w siebie z powrotem. Często kosztem ogromnej ilości energii i zdrowia, gdy oglądają do tego porno lub piją/ćpają.
I ostatecznie odpuszczają wykonanie czynności.
W Biblii powiedziano o tym, by nie budować życia na piasku, bo się to życie rozsypie, nie będzie ani stabilne, ani trwałe.
Ludzie, którzy budowali życie na strachu, męczeniu się, winie, oporze, gdy coś im się nie udaje pomimo ogromnego zmagania, sądzą, że Bóg im nie sprzyja lub ich karze. Ale tak nie jest. To ich intencje i inwestycje były negatywne. Z Bogiem to nie ma nic wspólnego.
A na czym życie budują uzależnieni? Na tym, co daje im ucieczkę od odczuwania. Czyli ucieczkę od ich własnej energii. Jak ma powstać coś trwałego, stabilnego, zdrowego i silnego?
Więc ich wnętrze jest niestabilne – nie rozumieją tematu emocji, nie są i nie chcą być ich świadomi. Cały czas ich życie zależy od emocji i myśli. Zmieniają decyzje w zależności od tego, co czują. Porzucają to co ważne na rzecz opierania się emocjom, walki z nimi i tłumienia ich używkami. Pojawia się strach i od razu uważają, że strach ich napadł, dopadł, złapał się ich, trzyma i uniemożliwia spokojne, odważne, szczęśliwe życie… Naprawdę w to wierzysz?
Biblia poucza, by wierzyć niezależnie co się dzieje. To jest siła i stabilność. Wiara jest bardzo ważna. Wiary stracić nie można. Można tylko zawęzić kontekst, w którym postrzegamy nasze życie.
Zauważ, że nawet tzw. “niewierzący” swój brak wiary opiera na wierze, że nie ma Boga.
W życiu wiadomo, że zawsze coś się nie uda, coś się zepsuje. No i? A ludzie nie rozumieją jak ważny jest temat odpowiedzialności i decyzyjności. To daje pewność siebie i stabilność. Niepewność wynika z braku pewności, czyli braku decyzji.
A skąd wziąć pewność? Żyjąc świadomie. Ludzie nazywający siebie nieśmiałymi nie są w ogóle świadomi swoich intencji. Ani tym bardziej pewni ich. Chcą np. podejść do kobiety ale ich intencją nie jest fajna znajomość, tylko szukanie na zewnątrz źródła wartości i jednocześnie uniknięcie przy tym wstydu. A że wstyd czują już na stracie, bo go mają stłumionego bardzo dużo, no to decyzji nie podejmują. Następnie szukają racjonalizacji i nazywają to nieśmiałością.
Jak decyzje odkładasz w nieskończoność i jeszcze je zmieniasz w zależności co akurat poczujesz, czyli co chwila zmieniać będziesz kierunek to nigdzie nie dojdziesz. Będziesz się kręcić w kółko.
Naprawdę sądzimy, że musimy być jacyś niesamowicie silni, by osiągnąć coś znaczącego? Nie. Krytycznie ważny jest kierunek i jego intencja. Z resztą sobie poradzisz – nauczysz się radzić. Nie musisz wszystkiego rozumieć i znać już na starcie.
Jak rodzic wrzeszczy na swoje dziecko i nawet bije je, co w jego zamyśle ma je wzmocnić do zmierzenia się z tzw. “życiem”, to niech mi ten rodzic wyjaśni – w jaki niby sposób ma się to dziecko zaprawić? Odporność na ból i zranienie to rezultat dojrzałości, akceptacji własnej emocjonalności, odwagi, szczerości względem siebie, akceptacji siebie wraz ze wszystkimi swoimi wadami. Czynienie drugiej osobie krzywdy nie zawiera w sobie żadnego czynnika wzmacniającego. To co dziecko z tym zrobi wzmocni je lub pozostawi słabym na zazwyczaj bardzo długi czas lub nawet do końca życia. Nie od rodzica zależy co dalej z dzieckiem, tylko od dziecka. A jeśli dziecko nie ma odpowiedniego wzorca postępowania to co zrobi? To samo co rodzic – będzie się opierać, zmagać, dokonywać projekcji, osądzać siebie i innych. I jeszcze uwierzy, że nie może przestać. Czy to siła? Nie. To słabość. Z drugiej strony słabością jest także unikanie bólu.
Idealistyczny jest więc celem, do którego prowadzić będzie droga – zarówno zewnętrzna jak i ta ważniejsza – wewnętrzna. Czy ten cel osiągniemy? Nie ważne. Ludzie mądrzy rozumieją to jako zostawienie spuścizny kolejnemu pokoleniu. Zostawiają dorobek swojego życia, by je kontynuował ktoś inny. Są na tyle dojrzali, odważni, zdyscyplinowani, chętni, idealistyczni i przyzwoici, że planują coś nie tylko dla siebie ale też dla innych – dla przyszłych pokoleń. I nie przeszkadza im, że oni nie dadzą rady tego skończyć, czyli zobaczyć owoców swojej pracy. Wkładają w to radość, bo cieszy ich, że innym będzie lepiej, dzięki ich pracy.
Praca dla innych sama z siebie jest dla nich wystarczającą gratyfikacją.
Czy to nie wspaniały wzór do naśladowania? Czyli coś, do czego możemy DĄŻYĆ.
Można więc rzec, że idealistyczne jest coś, co może nawet potencjalnie wykraczać poza nasze życie, a nam nie będzie to przeszkadzać, by do tego dążyć.
To samo w relacji – przecież jeśli nie mamy idealnej relacji, to wszystko można w niej jeszcze poprawić! Czy się uda? Nie wiadomo! Ale w obliczu problemu można stworzyć dwa osobne, przeciwstawne obozy walczące o swoją rację lub jeden obóz walczący o wspólne szczęście. Czy się uda? A czy nie wspólne dążenie do poprawy jest już sukcesem i szczęściem samym w sobie? Czy staranie się, by bliskiej nam osobie było dobrze nie jest radością samą w sobie?
Albo można się też rozstać i poszukać innej osoby do związku. Nikt nie jest do niczego i nikogo przywiązany sznurem. Nikt nie jest wrośnięty jak drzewo. To my się trzymamy.
Przywiązanie się to bardzo marny argument do starania się. Przywiązanie i sentyment kalibrują się poniżej 200. Czyli nie sprzyjają życiu.
Bardzo dużo osób mi pisze, że COŚ ich trzyma. Najczęściej oczywiście jest to lęk i opór. Więc jakiś magiczny lęk się pojawia, napada, dopada i trzyma! Och! A pamiętamy co mówiłem o ścianie? To samo z oporem. A kto mi w końcu przedstawi rzeczywistą definicję oporu? Co to jest ten opór, co nie pozwala nam na coś?
Abyśmy w ogóle mogli zacząć coś rozważać na gruncie idealistycznym, no to pora porzucić wiele z iluzji:
– Moje szczęście i radość zależą od czegoś i/lub kogoś.
– Mogę być szczęśliwy/a dopiero, gdy coś osiągnę.
– TO ma sens/nie ma sensu/jest takie i takie.
I wiele, wiele więcej.
Oczywiście nasz umysł sobie nie wymyśli niczego idealistycznego, bo umysł pracuje co najwyżej z jakością obecnego stanu emocjonalnego. Umysł człowieka w niskiej świadomości nie pracuje twórczo, tylko odtwórczo. Nie wymyśli więc co i jak może zmienić.
Po raz kolejny wraca temat wzorców. Potrzebny jest wzór do naśladowania i naśladowanie go. Kogoś, kto nas inspiruje, kogo szanujemy. Kogoś, kto już wymyślił rozwiązanie, zastosował je i się sprawdziło. Wystarczy to powtórzyć. A do tego często potrzebny będzie poważny wzrost wewnętrzny.
Dlatego też tak wielkim błędem jest zazdrość i nienawiść do ludzi sukcesu. Bo nienawidząc ich uniemożliwiamy sobie ich naśladowanie. Czyli sami zatrzaskujemy sobie przed nosem drzwi do zmiany na lepsze. Która dzięki gotowym wzorcom mogłaby być prosta.
Naturalnie tylko ZROBIENIE to za mało. ZROBIENIE to droga zewnętrza. Jak zaniedbamy drogę wewnętrzną – poziom BYĆ, to nawet chwilowa poprawa poziomu MIEĆ z czasem wróci do stanu sprzed wykonania działania.
Poziomy ROBIĆ i MIEĆ z czasem zawsze zrównają się z poziomem BYĆ.
Wystarczy negatywna intencja pójścia do pracy i już całe doświadczenie, cały dzień, miesiące, a nawet lata spędzone w tej pracy będą dla nas zmaganiem. I łatwo jest wtedy siebie przekonać, że to dlatego, bo ta praca jakaś jest. Ale to bzdura. Spokojnym i szczęśliwym można być na wojnie, gdy spadają bomby i giną ludzie. I nie jest to szalone. Naturalnie może ktoś oszaleć i wyć i śmiać się z pianą na ustach. I oczywiście większość ludzi nie dostrzegłaby różnicy w tym zachowaniu od człowieka, który odkrył w sobie źródło spokoju i radości i przestał je uzależniać od świata.
Bo czy jest urządzenie, które odróżni stan katatonii od ekstazy duchowej – niezwykle wysokiego stanu dojrzałości wewnętrznej? Nie. Z zewnątrz dwie osoby mogą wyglądać tak samo. Zaś wewnątrz jedna wspięła się na szczyt ludzkiej dojrzałości i wspaniałości istnienia, a druga spada coraz niżej.
Ok, jest tylko jedno takie “narzędzie” do badania świadomości. Co nim jest? My.
Z tego też powodu krytycznie ważne, kluczowe i niezbędne jest osobiste doświadczenie – doświadczanie. Zwane też życiem.
A ludzie sądzą, że od tego jest umysł. Ale nie jest. Mózg to antena, a umysł to pole. Są całkowicie bezosobowe jak wiatr. Nie mają pragnień, intencji, ani celu. Więc gdzie niby mogą Cię zabrać? Jeśli zależeć będziesz od nich, to dopłyniesz tam, gdzie zabierze Cię nurt. A jak nurt będzie się co chwila zmieniał, to nigdzie nie dopłyniesz. Czy nie tak być może wygląda Twoje życie?
Co wyróżnia doświadczanie? To, że nie można go udowodnić. Doświadczanie jest w 100% subiektywne. Nie da się go zbadać, przekazać, udowodnić, opisać. Opisz komuś to, co czujesz. Albo przekaż swój stan. Nie da się! Opisz mi proszę Twoje doświadczenie patrzenia na zachód Słońca. Opisz mi utwór muzyczny, którego słuchasz. Udowodnij mi, że jesteś spokojny/a albo szczęśliwy/a.
Ludzie nawet sami nie potrafią uzmysłowić sobie co czują, dlaczego coś robią, że coś robią, jakie mają intencje. Nawet się przekonują, że są spokojni czy przyzwoici, jak mówiłem. A potem okazuje się, że byle co “powoduje w nich” gniew, frustrację, etc. Ale granie ofiary nie jest ani przyzwoite, ani nie oznacza życia spokojnego.
Cnota idealizmu jest kluczowa w temacie zmiany. Dlaczego? Bo jeśli nie mamy konceptu do zmiany, to potrzebujemy wzorca, który następnie wizualizujemy – utrzymujemy w świadomości i dążymy do stanu spokoju, radości, miłości i wdzięczności. Tak jakbyśmy już to osiągnęli.
Więc utrzymujemy w sobie to, czego jeszcze nie mamy.
“Po drodze” ujawnią się wszystkie blokady, emocjonalność, negatywne przekonania i inne blokujące nagromadzenia. Naturalnie uwalniamy je, poddajemy, odpuszczamy.
Uwalniamy także pragnienie, by to zrealizować.
To nas uwolni, by to zrealizować.
Osoba w niskiej świadomości powie “To nie ma sensu”. Osoba z pozytywną intencją odpowie – “Aha! Kolejne negatywne przekonania do poddania – ‘to nie ma sensu’!” To samo wewnętrzne zdarzenie, a dwa różne kierunki i efekty tej samej, rozpoczętej wewnętrznej pracy. Osoba w niskiej świadomości powie, że myśli i opór jej nie pozwalają na działanie. A osoba odpowiedzialna zignoruje to i podejmie rozsądne działanie.
Jeśli uważasz, że musisz się w życiu męczyć, to będziesz się męczyć. A jeśli nie chcesz, to powiedz mi tu i teraz – kiedy wybierzesz radość?
Jak my postrzeglibyśmy szeroko uśmiechniętego człowieka, który do nas podchodzi? Za kogo byśmy go uznali? Pijany? Naćpany? Szalony? Kłamca? Będzie coś kombinował? Jakiś cwaniak? Oszust? A może już dawno nie widzieliśmy osoby po prostu zadowolonej i już sam ten stan jest dla nas wyidealizowany, czyli głupi, naiwny, bezwartościowy i prowadzący do rozczarowań i cierpienia?
Jeśli tak postrzegamy radość, to nie dziwmy się, że może nam jej brakować w naszym życiu.
Podobnie ludzie dziwią się, że próbują rzucić uzależnienie od lat i bezskutecznie. A potem kilka pytań i odpowiadają wprost – bo “pozwala się im zrelaksować”, bo “uciekają w nie od życia”, bo “sprawdzają czy stanęliby na wysokości zadania przy kobiecie” i wiele innych. I nawet nie dostrzegają, że właśnie wymienili powody, przez które NIE CHCĄ przestać oglądać porno. Przez lata próbowali zrobić coś, czego wcale nie chcieli zrobić.
Szczęście i radość nie są czymś utopijnym. Na razie mogą się takie wydawać, bo je solidnie przygruzowaliśmy. Więc główną pracą do wykonania jest usunięcie tego, co je blokuje. A nie szukanie ich w świecie.
Po raz kolejny powiem, że puszczenie się czegoś nie kosztuje sił, ani energii. Bo siły i energię poświęcamy właśnie na trzymanie się tego, na opór. Podjęcie się decyzji, odpuszczenie oporu – to wszystko nie wymaga ani trochę wysiłku. Czy otworzenie zaciśniętej z całych sił pięści wymaga siły? Nie.
Ale jeśli trzymamy zaciśniętą pięść od wielu lat i tylko myślimy jakby to było mieć ją otwartą, no to oczywistym jest, że będzie to dla nas coś idealistycznego. Idealistyczny nie oznacza “niemożliwy”. I nie oznacza “niepraktyczny”.
Idealistyczny oznacza – “możliwy, gdy wzrośniesz na ten poziom”.
To zewnętrzny cel wykraczający poza nasz obecny poziom świadomości, którego zrealizowanie wymaga od nas wzrostu na przynajmniej ten poziom, zaś kroki niezbędne do osiągnięcia tego mogą być dla nas wspaniałym sposobem, by odpuścić te negatywności, którymi się ograniczaliśmy.
Cały czas staram się ludziom wyjaśnić na czym polega wychodzenie z uzależnienia. Ale nie dociera. Każdy dalej po swojemu wierzy, że trzeba tylko przestać oglądać złą pornografię i po problemie. Każdy sądzi, że wyzdrowieje dalej będąc taki sam.
Bo jest idealistycznego w zaprzestaniu oglądania porno, jeśli oglądamy je, bo np. nasze pożądanie uważamy za złe, nieczyste, wstydzimy się go, samych siebie uznajemy za niegodnych szczęścia, etc.? Naprawdę sądzimy, że rzucenie porno jakimś magicznym sposobem załatwi problem?
44. Uporządkowany/zdyscyplinowany (300)
Zobaczmy – dyscyplina, porządek, uporządkowanie – to wszystko jest na poziomie świadomości 300.
Tego bardzo brakuje ludziom, a w szczególności uzależnionym. Dlaczego?
Bo to co nieświadome rządzi człowiekiem, dopóki nie stanie się świadome.
Zaś uzależnieni opierają swoje życie i decyzje na sieci całkowicie nieświadomych nawyków, których główną intencją jest ucieczka od emocji. Aby ich nie czuć muszą pozostać nieświadomymi. Non stop podporządkowują tej dyrektywnie wszystkie swoje decyzje – by nie czuć i by przestać czuć jak najszybciej.
Więc jeśli byle co wyciągnie z nich emocję lub stawią oni czemuś opór, od razu zmieniają kierunek i priorytetowo wybierają ucieczkę i/lub stan całkowitej nieświadomości, który tożsamy jest z nietrzeźwością.
Aby więc “mechanizm” uzależnienia przestał nami rządzić, musi stać się świadomy. I tym zaczynamy się zajmować już od samego początku Programu Wolność od Porno. Dzięki mapie, którą tworzymy możemy przygotować odpowiednie zmiany, których będziemy się trzymać.
W życiu więc pojawi się dyscyplina, gdy zrozumieliśmy, że nie musimy tłumić stresu, ani w ogóle się stresować. Gdy pojawi się stres możemy w sposób uporządkowany poradzić sobie z nim i utrzymać dyscyplinę w sytuacji, w której stres wystąpił.
Ludzie sukcesu są bardzo uporządkowani i zdyscyplinowani KIEDY TRZEBA. Są też najczęściej bardzo wyluzowani, radośni i żyją swobodnie.
Media oczywiście serwują nam tylko tę stronę – swobodę, zabawy, imprezy. I ludzie na tej podstawie stworzą sobie wizję sukcesu i majątku – że to wynik szczęścia, a potem ci bogaci durnie tylko marnują łatwo zarobione pieniądze. Ale jakby poznać życiorysy ludzi, którzy doszli do majątku swoją pracą (takich jest większość), to okazałoby się, że praca to około 80% ich czasu. 10% to zabawa. Człowiek sukcesu jest w pracy nawet przed szefem i wychodzi ostatni. Bez narzekania. Chętnie, z własnej woli.
Uporządkowany i zdyscyplinowany nie oznacza nudny. Nuda oznacza opór. A opór to poziom z przedziału 50-150. Zaś teraz rozmawiamy o poziomie 300. Uporządkowaniu i zdyscyplinowaniu może więc towarzyszyć radość, swoboda, szczęście, uśmiech. Może ale nie musi.
Już mówiłem – ludzie w niskiej świadomości praktycznie wszystko uzależniają od swojego samopoczucia. 80% ludzkości np. głosuje odnośnie ustaleń dotyczących całego państwa nie z poziomu rozsądku i dobra kraju ale z poziomu emocji. To przerażające ale takie są fakty. Dlatego tak łatwo jest ich kiwać na setki sposobów. Jak się poczują lepiej dzięki jakiejś obietnicy – wierzą i już pędzą! A jak im się coś nie spodoba, poczują winę, opór, gniew – już nienawidzą i nie posłuchają.
W psychiatrii porównuje się to do prowadzenia osła za pomocą marchewki podstawionej mu pod nos.
Osiołek widzi tylko marchewkę, więc jego decyzje i kierunek nie mają nic wspólnego z mądrością, zdrowiem, rozsądkiem, dobrem swoim i ogółu.
Jak się ludzie przy kimś dobrze czują, to sądzą, że ta osoba jest ok! Jak ktoś jest przyzwoity na zewnątrz, to na pewno też jest przyzwoity wewnątrz…
Tak jak i uzależnieni – gdy zobaczą coś, co im się nie podoba, od razu gonią za marchewką. Wiadomo za czym. I jeszcze mówią – “No ale za czym mam gonić jak nie za marchewką? Jak niby mam żyć bez tej marchewki?”
Dlatego też należy wyrosnąć z impulsywności i wznieść się ponad emocjonalność. Puścić się ich, przestać się trzymać emocji, przestać się im opierać, ignorować mentalizację odbywającą się w umyśle. Zacząć uczyć się świadomego, zdyscyplinowanego życia.
Dyscyplina jest niezbędna, by dotrzeć do celu. Wyobrażamy sobie jakby wyglądała podróż Kolumba lub Magellana, gdyby załogi ich statków nie były zdyscyplinowane i gdyby sobie zmieniali kierunek, gdzie im się akurat zachciało? “Dzisiaj chmury na zachodzie są brzydkie, nie podobają mi się, więc sobie popłyniemy na północny wschód”. “Dzisiaj źle się czuję i nie mam ochoty płynąć na zachód, więc dzisiaj popłyniemy na południe”.
Tak nie było. Płynęli w ustalonym kierunku, w wybranym celu. Korygowali kurs w zależności od warunków ale nie zmienili celu. Dopasowywali się do warunków atmosferycznych. Jednak cały czas mieli na uwadze cel. Wszystko co robili, robili, by go zrealizować. Dlatego go zrealizowali.
A co robi osoba uzależniona? Po wpadce zaczyna się użalać, bać, przerażać, etc. Odpuszcza i nawet nie wie dlaczego. Nie wie i tyle! Nie wie, więc co może zrobić? Podpowiem – dowiedzieć się.
Często wygląda to tak jakby człowiek uzależniony szukał pretekstu, by przestać pracować nad sobą. A mówię – konieczny jest wzrost na poziom świadomości przynajmniej 350.
Droga do wolności z uzależnienia wiedzie przez to wszystko, co Ci się nie podoba, czemu się opierasz, czego się boisz, wstydzisz, etc. Nie mówię, że jak boisz się wojny, to masz jechać na wojnę. Ale konieczne jest zajęcie się tym strachem i przepracowaniem przekonania, że wojna jest jego źródłem.
Uzależnieni tego nie rozumieją. Sądzą, że czują się lepiej, BO nie oglądają porno. Ale nie oglądanie porno i lepsze samopoczucie nie są przyczyną i skutkiem! Jedno i drugie ma tą samą przyczynę – akurat z podświadomości nie ujawniła się żadna warstwa stłumionych emocji. Nikt i nic ich nie ujawniło. To się z czasem zmieni. I wtedy nagle porzucają pracę, bo nie wiedzą dlaczego pojawiły się myśli o porno. Obejrzenie pornografii oczywiście wpłynie dramatycznie na Twoje samopoczucie i jego oglądanie niszczy ścieżki neuronalne. Tworzone są nawyki, obciążana psychika i wiele więcej. Jednak pamiętaj, że ból wynikający z posypywania rany solą to nie cały problem. Konieczne jest nie tylko zaprzestanie jej posypywania ale też zajęcie się samą raną.
Moduły 2-4 Programu Wolność od Porno to wszystko wyjaśniają.
Zdyscyplinowany nie może być człowiek nieświadomy.
A nieświadomość nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla braku dyscypliny! Jak tego nie zrozumiesz, to z pracy, w której wymagana jest dyscyplina szybko Cię zwolnią.
Zauważmy co robią ludzie. Zamiast skupić się na celu, dążyć do niego, to wszystkim się rozpraszają. Jak ktoś coś gada – zaczynają zajmować się tym. Nagle to gadanie staje się ważniejsze, niż ich cel! Zamiast znaleźć rozwiązanie – np. korki do uszu, słuchawki lub po prostu pogadać z tymi osobami, by przestały przeszkadzać – wewnętrznie następuje frustrowanie się, opieranie, rozmyślanie o tych osobach, osądzanie, ocenianie, itd.
Okazuje się, że cel/obowiązek, który realizowaliśmy nie był dla nas wcale taki ważny! Brakuje dyscypliny.
A dyscyplina nie weźmie się magicznie z kosmosu. Trzeba ją w sobie wypracowywać każdego dnia.
Należy więc STAĆ SIĘ ŚWIADOMYM/MĄ wszystkich rozpraszaczy, własnych decyzji i ich intencji, korzyści z rozpraszania się i się nimi zająć. Na siłę nigdy nie staniesz się zdyscyplinowany/a. Ona musi wychodzić z Ciebie. Trzeba więc ją w sobie znaleźć – oczyścić to, co ją blokuje i ogranicza.
45. Normalny (300)
Ach, nareszcie! Cnota normalności!
Zauważmy jak wysoko znajduje się normalność! Raptem 11% ludzkości jest na i/lub powyżej tego poziomu. Czyli 11% ludzkości żyje normalnie, reszta – 89% ludzkości nie żyje normalnie. Zaś około 80% żyje BARDZO daleko od normalności. Bo wybiera bardzo niską świadomość ego – separacji od miłości, spokoju. Ci ludzie wybierają wszystko to, co nie jest normalnością, ani spokojem, ani miłością.
Np. stres – jeśli się stresujesz czy martwisz, to sam(a) to wybierasz. Nikt Ci nie każe się ani martwić, ani stresować. A jednak robisz to możliwe, że od wielu lat. Być może już nawet przekonałeś/aś siebie, że to jest normalne. Ale nie jest, bo stres jest na poziomie strachu (100), czyli 200 punktów niżej. A mówimy o skali logarytmicznej.
Odwaga (poziom 200) nie jest na poziomie normalności, aczkolwiek już sprzyja życiu. Dlaczego? Bo nadal jesteśmy podatni na czynienie niegodziwości. Ale już odwaga jest kolosalnie bardziej korzystna w ludzkim życiu, niż np. gniew.
Porównajmy z poziomem 300 to, co religie nazywają głównymi błędami (grzechami) ludzi:
1. Pycha – poziom dumy (175). Zarozumiałość, sądzenie, że wiemy, że rozumiemy. A już powinniśmy mieć świadomość jak niewiele wiemy i jak niewiele rozumiemy i jak wiele rozumiemy opatrznie.
2. Chciwość – poziom pożądania (125). Chciwość m.in. dlatego jest tak nisko, bo prowadzi do przywiązania i uzależniania. Więc sami poprzez nią sprowadzamy na siebie cierpienie. Dlaczego zamiast chciwości nie wybrać mądrego zarządzania i wdzięczności? Po co nam dużo wszystkiego?
3. Nieczystość – poziom żalu, bliski strachu (95). Tutaj ludzie bardzo mylnie twierdzą, że coś jest nieczyste – np. masturbacja. Albo seks. A to zwyczajne bzdury. Dziecinada. Mowa o intencji. Seks może być np. pełny miłości lub pełny nienawiści. Czy miłość i nienawiść biorą się z seksu? Nie. Więc nieczystość nie dotyczy niczego w świecie. Dotyczy nas. Błąd dotyczy naszego podejścia do tego, co robimy, a nie tego, co robimy. Jest taki cytat – “Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą“. Co to znaczy? To znaczy, że jak nie mamy czystego serca, to jesteśmy skazani na piekło? Nie! To znaczy, że pora zacząć się oczyszczać z tego, co obciąża “serce”, czyli tak naprawdę chęć i zdolność kochania. Nieczystość jest błędem, bo jeśli tego nie robimy, no to sami od siebie odpychamy najwyższe szczęście.
4. Łakomstwo – poziom pożądania (125). Podobnie z chciwością – łakomstwo zazwyczaj wynika z wiecznego poczucia braku. Dlatego jest więc błędem, bo nigdy nie wypełnimy braku, gdyż każdy brak to iluzja. Próbując go wypełnić, wierzymy w urojenie. I błąd ten popełniać można nawet przez całe życie. Ponownie – nie chodzi o to, że zostaniemy za to ukarani, tylko będąc łakomymi będzie nam coraz trudniej w życiu, będziemy się niepotrzebnie męczyć, frustrować i z dużym prawdopodobieństwem doprowadzimy do bardzo poważnych konsekwencji.
5. Zazdrość – poziom pożądania (125). Zazdrość stanowi błąd z wielu względów. Po pierwsze utrzymujemy niechęć względem innych ludzi. Nie dostrzegamy wtedy, że to niechęć tak naprawdę względem samych siebie. A jak już mówiłem – jeśli my jesteśmy na niskim poziomie świadomości, to nie możemy liczyć na wielkie sukcesy i poprawę tego, co wymaga działania i starań z wyższego poziomu (jak uzależnienie). Zazdrość nie tylko nic nie daje ale coraz bardziej odpycha nas od tego, czego zazdrościmy innym. Szkodzi więc wyłącznie nam.
6. Gniew – poziom 150. Gniew jest błędem, bo jest kolosalnie niezrozumiały. Gniew to energia wzmacniająca ALE TYLKO W PORÓWNANIU do niższych od niej stanów – wstydu, winy, apatii, żalu, strachu, pożądania. Gniew w porównaniu do odwagi jest słaby i osłabiający. Osoba gniewająca się tak naprawdę ma jakiś wewnętrzny problem – z poziomu wymienionych niskich stanów BYCIA. I człowiek pogniewany zazwyczaj jest na to ślepy. Dąży do konfliktu, próbuje walczyć ze światem, bo jest po prostu błędem, bo problemu nie ma w świecie. A jeśli jest – np. ktoś stanowi dla nas realne zagrożenie, to gniew również nie musi od razu prowadzić do konfliktu, walki.
Gniew na kogoś za to, co zrobił może stać się dla nas paliwem, by samemu tak nie postępować. Więc energię gniewu możemy wykorzystać w poprawie własnego życia. Bo co nam da walka z innymi? Ani ich to nie zmieni, ani nie usunie takich ludzi z życia.
Co więcej – badania nad świadomością pokazują, że gniew wiąże nas z ludźmi, którzy reprezentują nasze ukryte – nieświadome – urazy.
I również z tego powodu gniew należy do jednego z siedmiu największych błędów ludzi. Bo utrzymując go jednocześnie utrzymywać w naszym życiu będziemy kłopoty i ludzi, którzy te kłopoty będą nam sprowadzać. Oczywiście wtedy nie jesteśmy ich bezpośrednim autorem. Nie jesteśmy przyczyną ale jesteśmy tego źródłem.
Ponadto – człowiek pogniewany pozostanie uzależniony. Świadomość gniewu jest odległa od poziomu niezbędnego wolności i zdrowia.
7. Lenistwo lub znużenie duchowe – poziom apatii (50). Lenistwo – tzw. nuda to najczęściej bezpośrednia konsekwencja oporu. Opór nie tylko wynika z niezrozumienia jego natury i sądzenia, że przed czymś chroni ale też z ogólnego, negatywnego usposobienia. A negatywność osłabia. Po prostu utrudnia życie.
Drugim najczęstszym powodem nudy i apatii jest sądzenie, że źródłem radości jest coś/ktoś w świecie. I jeśli tego nie mamy, nie znajdziemy, to nie możemy mieć dużo energii i nie możemy być szczęśliwi.
Więc ludzie szukają – czegoś/kogoś. I gdy wydaje się im, że znaleźli, to przywiązują się i nie chcą puścić. Stają się nawet agresywni, zaborczy, kontrolujący. Bo boją się stracić to co uznali za niezbędną część siebie, bez czego znowu spadną w przepaść rozpaczy i beznadziei. A już pomijając całą tą niedojrzałość i negatywność, to sami sobie ograniczają źródło radości i uzależniają je od świata. Stają się więc podatni na zranienie, wykorzystanie i kontrolę. Na własne życzenie.
Wiedząc to nie bez powodu trafnie uznano lenistwo za największy błąd jaki możemy popełnić. Nie mówiąc o sprawach prozaicznych jak zaniedbane życie, brud, smród, trudności w szkole, na studiach, w pracy, w domu, w relacjach, etc. Lenistwo prowadzi do bardzo wielu kłopotów.
Zauważmy też, że mowa o “znużeniu duchowym”. Czyli? Czyli o pozostaniu na naszym obecnym poziomie świadomości. O braku intencji wzrostu, o braku pracy duchowej.
Brak wzrostu świadomości to jeden z najpoważniejszych błędów jaki może popełnić człowiek.
Przypominam – o ile wzrasta człowiek średnio w jednej inkarnacji? O 5 punktów. Bo tego nie robi. Ot przypadkiem coś zrozumie, coś odpuści. Zazwyczaj na starość. I tak ludzie popełniają masowo najpoważniejsze błędy i sądzą, że to ze światem i Bogiem jest coś nie tak… bhawo my.
O ile religie bardzo trafnie odnoszą się do błędów, to niewiele mówią jak je rozwiązać. Podają jedynie środki zaradcze po ich popełnieniu – np. spowiedź, wybaczenie, modlitwa. Co jest oczywiście bardzo ważne.
Ale nie mówią nic o tym jak te błędy przekroczyć.
Więc człowiek się stara, męczy, naturalnie na poziomach ROBIĆ i MIEĆ. W konsekwencji nic lub bardzo niewiele ulega poprawie.
Bo z jakichś przyczyn daliśmy się przekonać, że to jacy jesteśmy jest już wyryte w kamieniu. No ale tak wyłącznie mówi umysł, który nie zna nic innego, niż to, co już poznał. Ktoś mówi, że JEST nieśmiały i tyle. Ale nie istnieje w rzeczywistości coś takiego jak “jestem nieśmiały/a”. To tylko program zbudowany na bazie wstydu, który go racjonalizuje. Trzymamy się pewnej formy energii nazywanej wstydem i nie chcemy się jej puścić. Gromadzimy ją w sobie. Różne sytuacje, osoby, etc. wyciągają tę formę energii z nas, a człowiek, który wstydu chce uniknąć za wszelką cenę, unika także tego, co uznał za zewnętrze źródło wstydu. A siebie nazwał nieśmiałym.
Staram się to i wiele innym wbić do głowy, by zaczęli nareszcie żyć normalnie. A zamiast komentarzy dotyczących tego dostaję – “Co sądzisz o 5G?” Albo – “a co z teoriami spiskowymi?” Albo narzekanie i użalanie się o tym, co robią inni. Ręce opadają.
A co Cię obchodzi co robią inni? Robią to Tobie? Nienawidzenie ludzi, którzy czynią tzw. “zło” nie czyni z Ciebie osoby przyzwoitej, ani dobrej. Nienawiść do grzechu, czyli błędu, to nienawiść taka sama jak nienawiść do piękna. Nienawiść jest dużo niżej od gniewu, więc stanowi bardzo poważny błąd sama w sobie. I to nam będzie przez to trudniej.
Oczywiście są sytuacje, gdy nie powinniśmy przymykać oczu ale to na zupełnie inną dyskusję.
Piotrze, wspomniałeś o przykładzie strachu przed wojną i potrzebie przepracowania tematu wojny, tak by zmienić do niej swoje nastawienie. Na czym polega proces przepracowania takiego tematu? Czy głównie na uwolnieniu emocji strachu? Czy ma tutaj zastosowanie jakaś, o ile istnieje, sensowna racjonalizacja. Jak poradzić sobie z lękiem wobec sytuacji, której tu i teraz nie ma ale zawsze może ona przecież nastąpić. Jak to zrozumieć?
Na czym polega proces przepracowania takiego tematu?
Zależy w czym jest problem.
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
Co to jest wojna? Pewna ekspresja poziomu świadomości – jego przekroju.
Jest dla niego normalna i nie ma co tego wypierać – ludzkość prowadzi ze sobą wojny przez 93% lub 97% zapisanego z historii czasu.
Bo przez ten czas ponad 95% ludzkości była poniżej poziomu świadomości 200, a dzisiaj nadal powyżej 80% światowej populacji jest nadal na tym niskim poziomie.
Więc dla tych ludzi wojna nadal to rzecz normalna.
Co prowadzi do wojny? Powodów jest mnóstwo różnych. Niegdyś była to wręcz potrzeba zdobycia nowych ziem dla rozrastającej się populacji, zdobycie nowych terenów uprawnych, etc. Więc o ile powody mogły być pozytywne, o tyle sam sposób dążenia do ich pozostawiał wiele do życzenia.
Jednak bardzo często do wojny prowadzi tzw. lucyferyczne zniekształcenie rzeczywistości.
Wtedy manifestuje się to, co nazywamy demonicznym – zniszczenie, śmierć, okaleczenie, tortury, etc.
Więc lucyferyzm – kłamstwo, ograniczanie, zniekształcanie kontekstu, jest groźniejsze. Bo bez tego demoniczność nie może nastąpić.
No bo zapytaj 1000 różnych ludzi czy w tym momencie chcieliby kogoś zastrzelić? Nie. Niektórzy może dla żartu odpowiedzieliby, że jakiegoś polityka lub sąsiada ;) Ale na poważnie – nikt. Więc co doprowadziło do dwóch wojen światowych? Co doprowadziło do śmierci w wielu innych okolicznościach XX wieku setek milionów ludzi? Kłamstwa. Przedstawienie masie ludzi takiego kontekstu, w którym nienawiść do innych jest wskazana i usprawiedliwiona. Ludzie chcą sięgać po broń i służyć swojemu krajowi lub jego wodzowi nawet za cenę swojego życia. Wysadzenie się w powietrze, by zabić jak największą ilość innych – wrogów/niewiernych/etc. – to honor, powód do dumy, to droga do nieba, do życia wiecznego.
Powiedz normalnemu, spokojnemu człowiekowi, że jak się wysadzi, to będzie miał 70 dziewic w niebie. Popuka się po głowie. A jednak miliony ludzi w to wierzą i są gotowi mordować.
Więc co jest potrzebne? Najpierw odpowiednie kłamstwo i zniekształcenie kontekstu, a następnie odpowiedni pretekst. I już człowiek jest gotów zabijać.
Czy wojna jest zła?
Jak wszystko – nie.
Dlaczego? Zależy w jakim paradygmacie ją umieścimy. Jeśli w paradygmacie, że mamy jedno życie, chcemy spokoju, etc., no to wszystko, co temu zagrozi automatycznie stanie się złe.
Ale – jeśli żyjemy apatycznie, to czy utrzymywanie dalej takiego stanu jest dobre? Nie jest.
Wojna to np. wspaniały i często dla wielu jedyny sposób, by naprawdę zmierzyć się ze strachem, przekroczyć go i wzrosnąć na poziomi Odwagi.
Bo dopóki nie zmierzymy się z realnymi okolicznościami, to nic się nie zmieni w nas.
Dlatego czytanie różnych kursów samorozwojowych, uwodzenia czy dowolnych innych NIC nie zmieni, dopóki nie wejdziemy w realne sytuacje i najlepiej jak najwięcej.
Wojna to na człowieku wymusza. Nie ma wyjścia – musi się ruszyć, wyjść z apatii, przekroczyć strach, inaczej z dużym prawdopodobieństwem zostanie zabity i jego bliscy oraz rodacy, których nie ochronił również.
Z uzależnieniem jest podobnie – stajemy w obliczu warunków, które są bardzo realnie niebezpieczne. I musimy zacząć działać, inaczej będzie BARDZO źle.
Do powstania grup 12 kroków każde uzależnienie, a nie było ich tak dużo – alkohol, narkotyki – to był wyrok śmierci. Ludzie z tego nie wychodzili i aby uciec od pogłębiającego cierpienia odbierali sobie życie.
Czy głównie na uwolnieniu emocji strachu?
Uwalnianie emocji to nie jest magiczna sztuczka.
To pozwolenie, by emocja się wyczerpała. A jeśli będziemy wierzyć, że źródłem strachu jest coś poza nami – np. wojna lub jej prawdopodobieństwo, to sami będziemy tworzyć strach w sobie i od razu, nieświadomie, czyli niezauważalnie, przekonamy samych siebie, że jego źródłem jest wojna lub przyszłość.
Więc co Ci da uwolnienie strachu, jeśli nadal będziesz wierzył, że jego źródłem jest wojna? Nic, bo wcale go nie uwolnisz.
Nadal nieświadomie będziesz się go trzymał sądząc, że daje Ci go coś innego, czego jesteś ofiarą.
Czy ma tutaj zastosowanie jakaś, o ile istnieje, sensowna racjonalizacja.
Nie.
Wojna to wojna.
Jednak w tym o czym mówisz nie ona jest problemem.
Jak poradzić sobie z lękiem wobec sytuacji, której tu i teraz nie ma ale zawsze może ona przecież nastąpić. Jak to zrozumieć?
A tak, że lęk przed niczym Cię nie chroni, ani nie zabezpiecza.
Banie się wojny nie uchroni Cię przed nią. Po prostu.
Natomiast tu i teraz degraduje Twoje życie, zdrowie, psychikę, ogranicza opcje tak jakby wojna już była.
Człowiek, który boi się wojny codziennie żyje tak jakby już była. W jego życiu wojna już panuje.
Utrzymywanie w sobie strachu osłabia człowieka i czyni go podatnym na kontrolę, wykorzystanie i kłamstwa.
Przerażony człowiek jest gotów zrobić wszystko, by przestać się bać.
Potem wystarczy maszyna propagandy, projekcja źródła strachu na inny naród i co zrobi człowiek przerażony? Zjednoczy się z innymi przerażonymi rodakami i zaatakują pod sztandarem silnej jednostki, na którą wyprojektują odwagę, męstwo – czyli to, czego w sobie nie widzą.
Słowem – strach jest jednym z powodów wojen.
Człowiek przestraszony zawsze podejmie złe decyzje. Np. zagłosuje na polityków, którzy mają za nic dobro kraju i np. chcą wojny.
Zauważ, że strach ogranicza nasze postrzeganie do dwóch opcji – walki i ucieczki. Co to jest walka? Wojna na mniejszą skalę. Skalę tę łatwo rozszerzyć.
A czy ucieczka coś da? Nie. Jeśli wojna nastąpi, to nie uciekniesz przed nią.
Więc nawet w tym generalnym rozumieniu strach nic Ci nie da, by uchronić się od wojny.
Ponownie przypomnę – większość osób kompletnie nie rozumie emocji, ani tym bardziej strachu.
Miliardy ludzi sądzi, że strach jest po to, by chronić ale to bzdura. Chroni tylko odpowiednie działanie. Jeśli jest potrzebne.
A strach sam w sobie WSPOMAGA ORGANIZM I PSYCHIKĘ DO DZIAŁANIA W PRZYPADKU REALNEGO ZAGROŻENIA.
Realnego.
Jak myśliwy wchodził do nowej jaskini, w której mógł siedzieć drapieżnik, to strach ograniczał jego umysł racjonalny. Zwiększało się tętno.
Słowem – myśliwy był gotowy do działania, nie siedział w umyśle, tylko był BARDZO przytomny i obecny. TO gwarantowało przeżycie – gotowość do działania – walki, gdy wygrana była możliwa i ucieczki jeśli drapieżnik był zbyt niebezpieczny. Nie trzymał się strachu, ani tym bardziej go nie demonizował, nie opierał się i nie projektował.
A dzisiaj ludzie pandemicznie trzymają się strachu, gromadzą go w swojej psychice i projektują go na coraz szerszą skalę.
To ich osłabia, więc względem coraz większej ilości rzeczy widzą albo poczucie bezsilności, albo bezsens. I co wtedy?
Czują się ofiarami i kimś niegodnym – kimś bez poczucia wartości lub z bardzo niskim.
I taką osobę bardzo prosto jest wykorzystać, zarekrutować do kultu. Wystarczy pokazać jej jakiś sens. Np. sensem jej życia będzie oddanie życia w sprawie jakiegoś guru lub wodza. I co zrobi taka osoba? Poczuje się chciana, akceptowana, poczuje się ważna. I zgodzi się.
Teraz umysł logiczny może to wyśmiać. Tak jak każdy uzależniony po wpadce mówi, że popełnił błąd, że nie powinien oglądać porno.
Ale jeszcze godzinę temu lub kilka godzin potrzebował tego jak duszący się powietrza. Wtedy logika nie działania i zrobił, wybrał po raz setny, tysięczny to, co wiedział z góry, że mu zaszkodzi.
W bardzo wielu tematach jest tak samo.
Ludzie manipulujący tłumami są w tym ekspertem i wykorzystują głównie emocjonalność ludzką oraz oczywiście nieświadomość i niewinność.
Moim tematem do przepracowania jest bardziej wiara w lęk przed zachorowaniem, psycholog pewnie określiłby to mianem zaawansowanej kancerofobii. Jednak jestem na tyle bojaźliwy, iż potrafię się uczepić bardzo wielu różnorodnych obszarów. Moja logika w tym względzie bywa już tak absurdalna, iż czasem łapię się na zwątpieniu w to co próbuję za jej pomocą stworzyć. Z ratunkiem przychodzi ego, które zadaje mi pytanie: “Dobrze, może to i jest abstrakcyjne. Jednak co jeśli?” Rozumiem Piotrze, iż trzeba rozpracować dany temat względem tego czego się w nim konkretnie chwytamy, jako domniemanego źródła strachu. Czy to jednak oznacza, iż muszę zanurzyć się w literaturze medycznej, badaniach, historiach ludzi, którzy pokonali chorobę by w zderzeniu z tym wszystkim móc lepiej uwolnić zalegający we mnie strach. Czy bardziej chodzi o szczere rozpatrzenie sytuacji na podstawie tego co o niej już wiem. Także zmiana wiary w coś. Czy to po prostu decyzja, porównywalna do takiej jak umycie dzisiaj podłogi. Czy to może być aż tak proste? Mam poczucie, iż wszystko to sobie niepotrzebnie komplikuję.
Raz pytasz o wojnę, raz o mówisz o choroby. Skaczesz z tematów jak mały piesek od jednej piłeczki do drugiej.
Więc albo zajmujesz mi czas, by doić moją uwagę, albo jesteś już tak zaplątany w myśli, że jesteś jak ich sługa bez żadnej woli i kontroli nad sobą.
Moim tematem do przepracowania jest bardziej wiara w lęk przed zachorowaniem,
I co Ci daje ten lęk?
Czy kiedykolwiek Ci pomógł, uchronił od chorobą?
psycholog pewnie określiłby to mianem zaawansowanej kancerofobii.
I fajnie.
Ale już wiesz, że to masa stłumionego lęku i jego projekcja.
Jednak jestem na tyle bojaźliwy,
Masz bardzo dużo stłumionego lęku, który projektujesz na co popadnie. Oczywiście na najbardziej popularne cele jak choroby, wojny, etc.
iż potrafię się uczepić bardzo wielu różnorodnych obszarów.
Co nie zmienia faktu, że to wyłącznie projekcje.
Moja logika w tym względzie bywa już tak absurdalna, iż czasem łapię się na zwątpieniu w to co próbuję za jej pomocą stworzyć.
Zgadza się, tak to wygląda.
Aby to zmienić trzeba zacząć to ignorować i zająć się źródłem – stłumioną emocjonalnością.
Z ratunkiem przychodzi ego, które zadaje mi pytanie: “Dobrze, może to i jest abstrakcyjne. Jednak co jeśli?”
Aha, czyli to dla Ciebie ratunek? Potwierdzenie Twoich lęków?
To nie ratunek, tylko strategia przeżycia ego.
Rozumiem Piotrze, iż trzeba rozpracować dany temat względem tego czego się w nim konkretnie chwytamy, jako domniemanego źródła strachu.
Nie przepracować temat, tylko przede wszystkim uwolnić całą stłumioną emocjonalność i ignorować ten mentalny bełkot.
Czy to jednak oznacza, iż muszę zanurzyć się w literaturze medycznej, badaniach, historiach ludzi, którzy pokonali chorobę by w zderzeniu z tym wszystkim móc lepiej uwolnić zalegający we mnie strach.
Ja mówię swoje, a Ty swoje.
Ależ zagłębiaj się w tysiące książek. Proszę bardzo.
I jak już będziesz siwy, zmęczony, całkowicie wszystkim przerażony i rozczarowany, to może, być może wtedy wreszcie zaczniesz uwalniać strach.
Po raz kolejny mówię – z chorobami się nie walczy. Tak jak nie walczy się z migającą lampeczką na desce rozdzielczej samochodu.
Czy bardziej chodzi o szczere rozpatrzenie sytuacji na podstawie tego co o niej już wiem.
Z poziomu lęku to nie będzie żadne rozpatrzenie, tylko szukanie racjonalizacji dla tego co czujesz.
A to, co czujesz wynika z tego, co wiesz. I to zamyka koło.
Także zmiana wiary w coś. Czy to po prostu decyzja, porównywalna do takiej jak umycie dzisiaj podłogi. Czy to może być aż tak proste? Mam poczucie, iż wszystko to sobie niepotrzebnie komplikuję.
Tak, bo cały czas hipnotyzujesz się mentalnym bełkotem, który stanowi strategię przeżycia ego.
Nic z tego, co zasugerowałeś nie zmieni sytuacji, bo nie dotyczy przyczyny – emocji.
Wszystko to tylko mentalizacje mające ominąć lęk szerokim łukiem.
Jak widać – napisałem o emocjach dziesiątki artykułów, setki razy powtarzałem, że krytycznie ważne i kluczowe jest ich uwalnianie, a ludzie dalej swoje – wszystko, byle się emocji nie tknąć.
Najwyraźniej każdy sam musi wyczerpać wszystkie opcje, co może zająć długie lata, niż skorzystać z mądrości i doświadczenia tych, którzy już to przeszli.
Ciekawe tylko dlaczego ludzie są tak wybiórczy – nikt nie szyje własnych ubrań, tylko korzysta z pomocy innych ludzi ale w temacie emocji ludzie chcą zacząć od “wynalezienia koła”.
O intencji, by przestać strachu się trzymać i projektować na świat też ani słowa.
Braku emocji nie można sobie wymyślić, bo myśli to efekt emocji, nie odwrotnie.
Piotrze, nie zajmuję Twojej uwagi. Zdecydowanie jestem zaplątany w swoich myślach i ciągle powracam do zniewolenia nimi. Czułem to pisząc drugi raz. Nie wiedziałem jak ująć mój problem w słowa, nie miałem także jasno określonej intencji. Może dlatego czuję też, iż otrzymałem odpowiedź od nauczyciela, który nie darzy mnie sympatią. Jednak czuję tak ponieważ ja sam siebie tą sympatią nie obdarzam. Czasem trudno jest poczuć to co idzie za słowem pisanym. Jednak zrozumiałem, iż po prostu nie chcesz bym nadal zawodził siebie samego i jest Ci choć trochę przykro, iż ciągle tkwię w tym samym. Chcę i mogę być w podobnej pozycji względem siebie. Dziękuję Piotrze :)
Piotrze, nie zajmuję Twojej uwagi.
Cieszy mnie to.
Dlatego, bo to oznacza, że Twój kierunek nie jest przeciwny do zdrowia. U wielu osób jest.
Zdecydowanie jestem zaplątany w swoich myślach i ciągle powracam do zniewolenia nimi. Czułem to pisząc drugi raz. Nie wiedziałem jak ująć mój problem w słowa, nie miałem także jasno określonej intencji.
A jaki masz problem?
To wymaga tylko szczerości i uczciwości, by spojrzeć na fakty i je przedstawić.
Może dlatego czuję też, iż otrzymałem odpowiedź od nauczyciela, który nie darzy mnie sympatią.
Nie wiem co czujesz, bo o tym nie mówisz.
Natomiast nie ma to nic wspólnego ze mną.
Jak mogę Cię nie darzyć sympatią, jeśli nic o Tobie nie wiem?
Wiem natomiast na podstawie doświadczeń, że człowiek uzależniony ma bardzo silne tendencje do uciekania, od przyznania się do tego jaki ma problem.
Często w formie pisania długich wiadomości.
Dzięki temu, że ma poczucie, że rozmawia z kimś mądrym, bardziej doświadczony, etc., poprawi mu się. Czuje się lepiej przez moment i to mu wystarcza… na moment.
A gdy się ten efekt skończy, znowu pisze i znowu. Nie ma intencji poprawy, tylko nieskończonego dojenia czasu, uwagi, akceptacji, etc.\
Czasem też robi to, bo czuje się lepszy dzięki dyskusji z kimś, kogo uznał za mądrego, etc.
Tym samym moim zadaniem jest wbijać szpile, by zabolało, by człowiek w końcu przestał uciekać i ruszył tyłek, zaczął robić to, co niezbędne. Ergo – np. wziął udział w moim Programie.
W darmowych materiałach, które niedawno udostępniłem ostrzegałem przed mechanizmem uciekania w artykuły, w gadanie, w akademickie dyskusje.
Bo to nic nie zmieni. Nawet nauczenie się na pamięć wszystkich artykułów z tego bloga nic nie zmieni.
Jednak czuję tak ponieważ ja sam siebie tą sympatią nie obdarzam.
Czyli nie czujesz, że ja Cię nie darzę sympatią, tylko czujesz wstyd, żal, winę i widzisz MYŚLI, które mówią “Piotrek nie darzy mnie sympatią”.
Słowem – mylisz emocje z myślami.
Sam nadajesz emocjom to znaczenie – sądzisz, że ONE OZNACZAJĄ XYZ – że ja Cię nie darzę sympatią.
Ale nic takiego nie ma miejsca. Natomiast tak – Ty sam siebie nie darzyłeś sympatią zapewne od już wielu lat.
I sam siebie przekonałeś, że skoro Ty tak “robisz”, to wszyscy inni również.
Ale to nieprawda.
A poza tym – nie darzysz siebie sympatią, bo utożsamiasz się z emocjami i myślami i jak czujesz np. wstyd, to sądzisz, że automatycznie nie zasługujesz na sympatię, akceptację, szacunek, uznanie, etc.
I sądzisz, że nie możesz sobie ich dać, bo czujesz wstyd.
Czasem trudno jest poczuć to co idzie za słowem pisanym.
To niemożliwe, by to poczuć.
Poczuć możesz zapach ciasta, a nie intencję, ani tym bardziej stan emocjonalny tego, kto coś napisał.
Jedyne co możesz poczuć to własne emocje, a emocje to reprezentacja tego jak Ty odbierasz i interpretujesz to, co czytasz w tym przypadku.
Więc to co czujesz nie ma nic wspólnego ze światem zewnętrznym, tylko tym jak Ty do niego podchodzisz.
Jak trener na siłowni krzyczałby na Ciebie – “KURWA! Jeszcze 2 powtórzenia! Nie pierdol, że się nie da!” to on nie darzy Cię sympatią czy darzy?
Na pewno nie toleruje słabości, wmawiania sobie głupot. Jeden może nie lubić tego, z kim pracuje i mobilizować na siłę.
A inni robi to z szacunku, bo wie, że jego podopieczny może więcej, niż sam sądzi i go motywuje.
Zaś efekt końcowy zarówno zewnętrzny jak i wewnętrzny zależy w 100% od trenującego.
Bo nawet jeśli trener go nie lubi, to co z tego? Efekt treningu zależy od jego zaangażowania, intencji, dokładności.
I tak jest ze mną.
Ale uzależnieni mają to do siebie, że nie tylko na bardzo dużo spraw patrzą negatywnie ale też praktycznie wszelkie negatywności biorą do siebie.
Więc jak np. ja oceniam czyjeś działania i ich rezultaty jako słabe, to oni od razu biorą to do siebie sądząc, że skoro ich działania oceniam, to także ich samych. A tak nie jest.
Wiele osób sądziło, że jestem wściekły, bo piszę np. “TO KOMPLETNA BZDURA!!!!!” Bo tylko tyle są w stanie zinterpretować. Nie biorą w ogóle pod uwagę, że w ten sposób podkreślam coś, co jest bardzo ważne i jeśli ktoś tego nie zrozumie, to będzie miał/ma z tego powodu duży kłopot. No ale oczywiście wolą swoją rację i wg nich ja się denerwuję, jestem niedojrzały, etc.
Jednak zrozumiałem, iż po prostu nie chcesz bym nadal zawodził siebie samego i jest Ci choć trochę przykro, iż ciągle tkwię w tym samym.
Nie jest mi przykro.
Nie mi oceniać Twoje wybory. Ani tym bardziej Ciebie.
Wiem dokąd prowadzą takie, a nie inne decyzje. Przedstawiam to Tobie i innym. Przestrzegam. Uczę, edukuję i to wszystko co mogę zrobić.
Reszta należy do Ciebie. Wielu musi najwyraźniej sięgnąć dna, by zmienić kierunek, podjąć decyzję, dokonać zmian.
Więc to pokazuje, że upadek na samo dno nie jest negatywny. Nie jest też niezbędny. Dlatego też nie jest mi przykro, że ktoś tkwi w miejscu.
Bo nikt tak naprawdę nie tkwi w miejscu. Zmiana następuje cały czas. Cały czas jesteśmy w ruchu, którego pozornie nie widać.
Więc cały czas zmierzamy “do dołu” lub “do góry”.
Nie wiem czy wziąłeś udział w moim Programie. Widzę tylko imię Rafał. Pracowałem z przynajmniej 5-cioma Rafałami.
Na skrzynce mam teraz około 90 TYSIĘCY wiadomości w ponad 3700 wątkach. Nie wiem więc o Tobie nic.
Nie pamiętam wszystkich. Niektórzy się przypominają nawet po 4 latach.
Więc podchodzę do tego, że nie podjąłeś decyzji, by sobie pomóc pomimo wszystkiego, co już przedstawiłem na moim serwisie.
I tak też reaguję.
Gdy ja dowiedziałem się, że jestem uzależniony podskoczyłem z radości! Bo nareszcie poznałem źródło wszystkich moim problemów. Pragnąłem zmiany i wiedziałem nareszcie, że to nie ze mną jest problem.
Oczywiście dopiero dużo później okazało się, że problem był tylko we mnie ale droga do wyjścia z uzależnienia to była droga wewnętrznego poznania, oczyszczenia, wzrostu, rozkwitu jako człowiek, mężczyzna/kobieta, istota seksualna, kochająca, odważna, śmiała, etc. To jedna z najważniejszych i być może najtrudniejszych dróg jakich człowiek może się podjąć. I jednocześnie droga przynosząca najsłodsze owoce. Nie tam seks. Czy buzi buzi. Czy posmyrać fajne cycuszki. Ale to ten stan głębokiego spokoju, akceptacji, radości, świadomości, że nikt i nic nie może Cię zranić i że wszystko zależy od Twoich decyzji, które możesz podjąć i zmienić w każdej chwili, osiągnąć co wybierzesz i jeszcze przy tym wzrosnąć, poradzić sobie z błędami, z konsekwencjami i że nie ma nic złego w popełnieniu błędów. A nawet można cieszyć się, że się je popełniło i że to też przynosi rozwój.
Ja wiem doskonale jak to jest na początku drogi. Wszystko jest straszne, wszystkiemu człowiek się opiera, wszystko wydaje się trudne.
Napisanie pierwszego artykułu dla mnie to była jak walka z tytanem. Nagranie pierwszego filmiku, powiedzenie do mikrofonu pierwszego zdania to była potyczka ze Scyllą i Charybdą naraz.
Też uciekałem w gadaniny, tygodniami, od niektórych tematów uciekałem miesiącami. I zawsze był ten sam scenariusz – opieranie się, uciekanie, banie, a potem kilka godzin, czasem kilka dni uwalniania i nagle temat przestał być straszny i trudny i załatwiałem go w trymiga. I okazywało się, że trudny ani straszny nigdy nie był.
Ale kluczem w tym wszystkim była moja decyzja i stojąca za nią intencja – szczera, uczciwa, niezmienna – dążenie do zmiany, do poprawy. A nie do oszukiwania się, do czucia się lepiej.
Poczuć się lepiej możesz w każdej chwili pijąc wódkę. Ale czy to cokolwiek zmieni? Nie. I bardzo szybko doprowadzi do katastrofy.
I początkowo “słodki smak wódki” stanie się gorzki nie do zniesienia. A mimo to niemożliwym będzie się wydawać przestać pić. Bo na tym polega uzależnienie.
I jeszcze sobie potem człowiek wmawia, że MUSI się napić, bo jak się nie napije to będzie katastrofa.
Bo to ten sam mechanizm, co “to jest straszne/trudne”, a gdy człowiek uwolni opór i strach, to nagle ta mentalizacja znika i ukazuje się rzeczywistość.
Ale uzależniony tego nie wie i sądzi, że jedyna rzeczywistość to taka jaką on zna i doświadcza – że np. musi się napić, bo tego potrzebuje. Albo obejrzeć porno, bo bez tego będzie cierpiał.
Nikomu tego nie życzę. I dlatego jestem surowy. Szczególnie dla tych, którzy już są w tym po uszy. Surowy nie oznacza, że nie szanuję, nie akceptuję czy nie darzę sympatią.
Surowość wynika z tego, że trzeba wybrać radykalną uczciwość i szczerość, by możliwa była zmiana. A uzależnieni są mistrzami w wymyślaniu uników.
Jak się człowiek boi, to nie może powiedzieć, że nie może, że to jest trudne czy inną bzdurę. Ma powiedzieć, że się boi. Bez tego nie ma szans na zmianę.
Tak samo w związku – jak się coś nie podoba, to o tym mówimy, rozmawiamy, szukamy rozwiązania. A nie frustrujemy się, zbieramy w sobie miesiącami czy latami gniew, winę, żal i potem tym eksplodujemy jak zostawione na gazie toffi.
Jak nas boli życie to też mówimy co konkretnie. Szukamy rozwiązania i je stosujemy. Jeśli zatrzymamy się tylko na mówieniu o tym, to nic się nie zmieni.
A doświadczać będziemy konsekwencji naszych wyborów – świadomych i nieświadomych – każdego dnia. Więc pozornie nie zmienianie niczego w życiu to także wybór, decyzja, kierunek. W końcu gdzieś dojdziemy. I prawie na pewno nie będzie się nam to podobać.
Bo czy ważne jest czy kubek upuścisz świadomie lub nieświadomie? Nie. Efekt będzie ten sam.
Uzależnieni są mistrzami w uciekaniu od emocjonalności, są mistrzami w wyszukiwaniu racjonalizacji, w okłamywaniu siebie, w ukrywaniu prawdy, w wymyślaniu takiego kontekstu, w którym wszystko jest ok lub nic nie mogą zrobić, w zwalaniu odpowiedzialności, w omijaniu szerokim łukiem tego, co ważne i brania się za to, co nieważne.
Tylko dzisiaj zacząłem odpisywać na maila nowego Uczestnika Programu WoP, który już kilka lat temu oglądał treści pedofilskie i szukał scen pozowanych na gwałt. Ma sesje z pornografią po kilkanaście godzin. I czytając Moduł 1 doszedł do wniosku, że w oglądaniu porno nie ma problemu… Czy ja mam go poklepać po ramieniu i pochwalić?
Inni kłamał mi i swojej partnerce, gadał na różnych czatach o tematach pedofilskich. W końcu trafił na policjanta i trafił do więzienia. Mógł zostać skazany na 10 lat. Plus wiadomo, co z dużym prawdopodobieństwem stałoby się mu w więzieniu, gdyby wyszło, że interesuje go pedofilia. I nadal sądził, że wszystko jest ok.
Po wyjściu z więzienia zacząłem z nim ponownie współpracę. I podchodzi do tematu olewczo. Nie widzę w ogóle poprawy.
Też dostał ochrzan. Zobaczymy czy coś to da.
Chcę i mogę być w podobnej pozycji względem siebie. Dziękuję Piotrze :)
Nie rozumiem. O jakiej pozycji mówisz?
Piotrze, długo podchodziłem do możliwości napisania i nadal nie mam pewności co ze mnie sensownego wyjdzie w tych słowach. Komentuję na blogu od niedawna, chyba większość Rafałów z ostatnich wpisów to ja. Trudno mnie skojarzyć także dlatego, iż raz piszę sensownie, a innym razem jestem drukarką umysłu. Jednak nigdy świadomie nie miałem intencji by bezcelowo zajmować Ci czas i powielać ciągle ten sam błąd. Zwłaszcza, iż Twoje odpowiedzi oraz wpisy innych osób były coraz bardziej inspirujące. Czytając także błądzenie innych czułem jak otwierają mi się oczy na mnie samego. To stanowiło swoiste lustro. Przystąpiłem do Programu, z obietnicą, iż póki co spróbuję sam. Przerobiłem dwukrotnie pierwszy moduł i zatrzymałem się. O kilku rzeczach z tego modułu wiedziałem już dużo wcześniej, jednak nie sądziłem, iż sprawa jest aż tak rozległa i daleko idąca. Nie doznałem szoku ale zacząłem inaczej patrzeć na siebie i na to co czynię. Dlaczego się zatrzymałem? Dlaczego nie podszedłem do działania systemowo i według zaleceń? Wymyśliłem sobie powody. Stały się nimi moja rzekoma niedokładność, luki w pamięci, problemy ze zrozumieniem. Ba, nawet literówki w moich notatkach. Do tego dorzuciłem odpowiednią atmosferę i szczęśliwą datę by ponownie zacząć wszystko przerabiać. W tym czasie zacząłem intensywniej pisać tutaj. Głównie bezrefleksyjnie drukując swoją rzekomą niemoc. Dlaczego tak się dzieje? Boję się. Boję się odpuścić wszystkie znane i nieznane mi korzyści. Boję się utracić moją “tożsamość”, która jest ściśle związana z moim sposobem bycia. Boję się tego co nowe, inne. Choć dawno temu wykonałem szpagat pomiędzy starym a nowym, ciągle w nim trwam. Ciągle boję się puścić swoją historię. Nie jestem jednak aż takim niewolnikiem swojego umysłu. Lata medytacji dały mi pewien dystans do tego co dzieje się w umyśle, jednak miewam okresy gdy odrzucam go i scalam się z nim. Oczywiście nie przeceniam tego co daje mi medytowanie, jednak czasem umiem uchwycić ten dystans i spojrzeć na wiele kwestii inaczej. Jak jednak widzisz to niczego nie zmienia, brakuje mi decyzji. Konkretnej, mocnej, niezmiennej. Zaczynam często komplikować te wszystkie sposoby. Utrudniać je sobie poprzez rzekome niezrozumienie by tylko ich nie podjąć. Lęk, opór, duma i apatia stanowią ostatnią linię obrony. Jestem świadomy cierpienia w uzależnieniu. Często mam tego wszystkiego dosyć. Sięgam po rozważania o skończeniu ze sobą. Sięgam też po otworzenie się na coś nowego i lepszego. W rezultacie ani nie kończę ze sobą, ani nie zmieniam niczego na lepsze. Stoję w otwartej furtce, nie zamykam jej. Jednocześnie nie przekraczam jej progu. Mogę, jednak boję się. Projektuję strach na niemal wszystko. Nawet na Twoje reakcje, choć nie mają na celu mnie zniszczyć, ich celem jest zmobilizowanie do ruchu ponieważ mogę go wykonać. Mam mnóstwo dolegliwości. Każdego dnia moje ciało jest tak spięte, iż mam poczucie jakbym był podłączony do źródła niskiego, acz wyczuwalnego prądu elektrycznego. Moja mentalizacja to czasem wręcz biały szum radia. Zbita masa nie do końca zrozumiałych słów. Mam zatem całe mnóstwo realnych powodów by skończyć z tym obłędem. Mogę z tym skończyć, w swoim życiu wiele razy nie do końca świadomie podejmowałem decyzje sprzeczne z tym co czułem i myślałem. Jednak boję się i ciągle czekam na siebie w tej kwestii. Niczym wąż, który boi się zrzucić starą skórę. Mam wszystko co potrzebuję by to podjąć. Mogę zacząć na serio przerabiać Program po kolei, miast skakać po wybranych w nim kwestiach. Mogę uwalniać lęk wobec tego co nieznane i nowe, by wreszcie móc w to wejść odważniej i z głębokim przekonaniem. Odwrót od zmian nie ma dla mnie sensu. Jednak przed pierwszym krokiem bronię się lękiem i jego szeroką projekcją na prawie każdy aspekt. Jeśli chodzi o tą “pozycję” względem siebie to jest to niefortunny dobór słów. Miałem przez to na myśli możliwość spojrzenia na siebie w inny, nowy sposób. Wiem, iż mogę. Wiem też, że bardzo się tego boję.
Chciałbym napisać ostatni komentarz.
Uzależnieni tego nie rozumieją. Sądzą, że czują się lepiej, BO nie oglądają porno. Ale nie oglądanie porno i lepsze samopoczucie nie są przyczyną i skutkiem! Jedno i drugie ma tą samą przyczynę – akurat z podświadomości nie ujawniła się żadna warstwa stłumionych emocji. Nikt i nic ich nie ujawniło. To się z czasem zmieni. I wtedy nagle porzucają pracę, bo nie wiedzą dlaczego pojawiły się myśli o porno. Obejrzenie pornografii oczywiście wpłynie dramatycznie na Twoje samopoczucie i jego oglądanie niszczy ścieżki neuronalne. Tworzone są nawyki, obciążana psychika i wiele więcej. Jednak pamiętaj, że ból wynikający z posypywania rany solą to nie cały problem. Konieczne jest nie tylko zaprzestanie jej posypywania ale też zajęcie się samą raną.
Skoro silnie tłumie emocje przy porno ,bo po sesji czuje pod pępkiem ma dole brzucha jakby było coś ściśnięte wiec przez pierwsze dni raczej konieczne jest zaprzestanie porno żeby się oczyścić a Ty Piotrze piszesz samopoczucie nie ma nic wspólnego z zaprzestaniem oglądania.
Skoro silnie tłumie emocje przy porno,
Aha, czyli dopiero teraz to do Ciebie dotarło? Jeden z najważniejszych faktów dotyczących uzależnienia?
bo po sesji czuje pod pępkiem ma dole brzucha jakby było coś ściśnięte
To fizyczna reprezentacja oporu – opierając się nieświadomie silnie zaciskasz mięśnie brzucha.
wiec przez pierwsze dni raczej konieczne jest zaprzestanie porno żeby się oczyścić
Nie przez pierwsze dni, tylko na zawsze – do tego dążysz.
Po drugie – czy się oczyszczasz?
Po trzecie – kilka dni to zdecydowanie za mało. Nastaw się na pół roku codziennej, nawet kilkugodzinnej pracy.
A to i tak nie wszystko.
a Ty Piotrze piszesz samopoczucie nie ma nic wspólnego z zaprzestaniem oglądania.
Nic takiego nie napisałem.
Widzę, że masz problemy z dokładnym czytaniem. Słowa dr Hawkinsa też pamiętasz i/lub rozumiesz na opak.
Jak samopoczucie ma nie mieć nic wspólnego z zaprzestaniem oglądania porno, gdy oglądasz porno, by tłumić emocje i opór, więc w Tobie zostają i rosną, co coraz dramatyczniej wpływa na psychikę i ciało, dodatkowo samo zniszczenie z mózgu już kolosalnie wpływa na samopoczucie, a dodatkowo po każdej wpadce człowiek ląduje coraz niżej w ogólnym poziomie zdrowia…?
A i jeszcze zapomiałem dodać ,że jak oglądam porno to jakby racjonalne myślenie się wyłączało i mam niską świadomość.
Twój poziom świadomości jest poniżej 200 i jeszcze trochę do niego.
Wystarczy, że odpowiesz sobie na pytanie – “Jak żyję?” Jak byś to określił? Odważnie? Chętnie? Radośnie? Kochająco dla siebie i innych?
Nie.
Więc przed Tobą jeszcze poważny wzrost, jeśli chcesz wyzdrowieć.
A racjonalne myślenie się nie wyłącza, bo nie myślisz racjonalnie na tym poziomie, tylko hipnotyzujesz się mentalizacją, którą uważasz za racjonalne myślenie.
Gdybyś racjonalnie myślał, to nie miałbyś tak poważnych problemów jak masz.
Widać, że nie myślisz racjonalnie, czyli w stanie spokoju i intencjonalnie, bo powtarzasz swoją rację niezależnie co usłyszałeś na swój temat.
Usłyszałeś informacje budujące, pozytywne, pełne nadziei, a i tak je odrzuciłeś na rzecz swojego widzimisie “mam głębszy problem, psychiczny, tu nie chodzi o porno”.
Poza tym również treści, do których się odnosisz nigdy nie są przedstawione dokładnie, tylko albo całkowicie zmienione albo pokręcone.
Często powtarzasz ,że ego to zwierzątko a przecież zwierzęta nie mają ego.Chcialem tez napisać o tym ,że kobiety mają gadzi mózg ,bo działają instynktownie pod wpływem emocji ,bo wlasnie pamietam tez z programu lub bloga ,że kobiety by chciały żeby facet wyszedł z umysłu wiec tak naprawdę kobiety mają silniejszą psychike ,bo ich umysły używają mniej logiki od facetów i bardziej działają automatycznie jak zwierzęta.Kobiety mają instynkty zwierzęce ale to dobrze ,bo jakby nie to to ludzie by się nie rozmnażali.Chodzi o to ,że my ludzie jesteśmy przystosowani do zycia jak zwierzęta ale umysł analityczny się rozwinął i żyjemy w takim świecie jaki jest.Pisales też ,że poziomy świadomości poniżej 200 są zwierzęce ale to jako zwierzęta bylibyśmy szczęśliwsi ,bo umysł nie jest przystosowany do dzisiejszych czasów jakos zwierzęta żyją sobie dobrze tylko ludzie maja problemy psychiczne wlasnie przez ten umysł analityczny.Ponizej 200 to poziom ciała a powyżej to już siła umysłu ,bo umysł ma większą moc od ciała tak Hawkins twierdził.
Często powtarzasz ,że ego to zwierzątko a przecież zwierzęta nie mają ego.
A co to jest ego wg Ciebie?
Ego to niska świadomość – świadomość separacji i wszystkie zachowania, które przejawiają zwierzęta.
Aż do człowieka wszystkie żywe organizmy na tej planecie to zwierzęta i rośliny.
Człowiek odziedziczył od zwierząt ciało i mózg, do którego dodany został w procesie ewolucji umysł racjonalny.
To wszystko. Więc jesteśmy ego w niskiej świadomości, bo się z nim utożsamiamy. Co nie znaczy, że nie ma więcej.
Zaś to czy i jak korzystamy z umysłu racjonalnego zależy od poziomu świadomości.
Bo człowiek może ewoluować w obrębie jednostki – m.in. to go wyróżnia od innych organizmów żywych.
Człowiek może ewoluować od zwykłego drapieżnika, grabieżcy, istoty w świadomości, że jest tylko on i reszta to dla niego albo pożywienie, albo coś do wykorzystania, do istoty bezwarunkowo kochającej, troszczącej się o wszystkie inne żywe istoty, do jednostki przejawiającej niezwykłą mądrość mającą na uwadze dobro wszystkich i wszystkiego.
Umysł racjonalny każdy wykorzystuje co najwyżej na swoim poziomie świadomości. Więc jak człowiek jest na poziomie dumy, to będzie przejawiał zachowania dumne – z pozytywnego spektrum lub negatywnego, w zależności od intencji.
Chcialem tez napisać o tym ,że kobiety mają gadzi mózg ,bo działają instynktownie pod wpływem emocji
Wszyscy mamy gadzi mózg. Bo większa część mózgi – pierwotna – jest gadzia.
I każdy działa instynktownie pod wpływem emocji. Przynajmniej do pewnego momentu ewolucji.
Ty zapewne 99% decyzji podjąłeś w życiu na bazie emocji, a nie rozsądku.
Bo przed Tobą cały proces wzrostu świadomości. Ale na razie nic nie wskazuje, że go wybrałeś.
,bo wlasnie pamietam tez z programu lub bloga ,że kobiety by chciały żeby facet wyszedł z umysłu wiec tak naprawdę kobiety mają silniejszą psychike ,bo ich umysły używają mniej logiki od facetów i bardziej działają automatycznie jak zwierzęta.
To jest niesamowicie płytkie i nie odnosi się do niczego realnego, do żadnego namacalnego przykładu.
Twoje wnioskowanie oparte jest o fatalnie dobrane argumenty.
To, że “umysły kobiet używają mniej logiki” (co swoją drogą jest bzdurą) nie oznacza wcale, że mają silniejszą psychikę. Z drugiej strony nie oznacza też, że mają słabszą.
Jedno nie zależy od drugiego.
Kobiety nie “działają bardziej jak zwierzęta”. Ponad 80% ludzkości przejawia praktycznie głównie zachowania zwierzęce. Pytanie tylko – zachowania których zwierząt?
Kobiety mają instynkty zwierzęce ale to dobrze
Raz jeszcze powtórzę – ponad 80% ludzkości jest w świadomości wyłącznie zwierzęcia. Czyli w niskiej.
Gdybyś zapisał swoje postępowanie z kilku najbliższych dni, a potem obejrzał jakiś program o zwierzętach, to dostrzegłbyś dokładnie to, co sam robiłeś.
,bo jakby nie to to ludzie by się nie rozmnażali.
Nie, to Ty sądzisz, że rozmnażanie zależy od instynktu.
Jakoś mnóstwo ludzi uprawia seks i nie mają po 30 potomków.
Wiele osób wybiera zostanie rodzicami z poziomu rozsądku.
Ale ponad 80% ludzi daaaaaaleko ma do rozsądku.
Chodzi o to ,że my ludzie jesteśmy przystosowani do zycia jak zwierzęta
To również patrzenie z zupełnie niewłaściwej strony.
Ludzka ewolucja odbywa się, zresztą jak każda ewolucja, “od dołu”. Czyli od świadomości zwierzęcej do czegoś więcej.
Można rzec, że określa to poziom świadomości.
Niska świadomość to zachowania głównie zwierząt drapieżnych, mięsożernych.
Wraz ze wzrostem świadomości zmienia się jakość życia takiej istoty na coraz bardziej sprzyjającą coraz szerszemu spektrum życia.
ale umysł analityczny się rozwinął i żyjemy w takim świecie jaki jest.
Wrzucasz wszystkich ludzi do jednego worka, a jeszcze raz przypomnę – życie poniżej poziomu 200 i powyżej to dwa zupełnie różne światy.
A że wzrost jest logarytmiczny, to każdy kolejny punkcik wzrostu to coraz większa, bardziej znacząca zmiana zarówno pod względem ilościowym jak i jakościowym.
Różnica między 200, a 250 jest kolosalna. Różnica między 250, a 300 jest jeszcze niebotycznie większa.
Różnica między 500, a 501 jest większa, niż dwa wcześniej podane przykłady.
Umysł człowieka na poziomie 100 pracuje ZUPEŁNIE inaczej, niż człowieka na poziomie 150 i obu pracuje ZUPEŁNIE inaczej, niż człowieka na poziomi 200, etc. To jakby różne galaktyki.
Pisales też ,że poziomy świadomości poniżej 200 są zwierzęce ale to jako zwierzęta bylibyśmy szczęśliwsi ,bo umysł nie jest przystosowany do dzisiejszych czasów
Po pierwsze umysł nie ma nic do rzeczy do tego co mówisz.
“Dzisiejsze czasy” to m.in. produkt pracy umysłu racjonalnego wielu różnych osób, więc automatycznie jest do tego przystosowany. Zaś z różnych osiągnięć każdy korzysta ze swojego poziomu jakości BYCIA.
Człowiek w bardzo niskiej świadomości weźmie nóż i go komuś wbije w brzuch. Człowiek w wysokiej świadomości użyje noża, by np. wystrugać piękną figurkę i podaruje ją komuś bliskiemu.
To do czego umysł nie jest przystosowany to używki, np. pornografia w dużej ilości. Dlaczego – wyjaśniałem w darmowych filmach.
jakos zwierzęta żyją sobie dobrze
Każdy może żyć dobrze, bo to jego wybór.
Zaś poziom szczęścia, zadowolenia, a nawet stopień bezrobocia całych narodów zależy od poziomu świadomości.
Czyli od poziomu ewolucji.
tylko ludzie maja problemy psychiczne
Ty swoje problemy uważasz za psychiczne. A nie są to problemy psychiczne, tylko jakość życia w niskiej świadomości.
wlasnie przez ten umysł analityczny.
Nie.
To Ty używasz umysłu logicznego tam, gdzie nie ma zastosowania – np. do radzenia sobie z emocjami i przyczynami problemów.
Masz ogromne obciążenie emocjonalne i stawiasz bardzo silny opór. Umysł logiczny tego nie uzdrowi. A jednocześnie to go bardzo obciąża.
Jak mówiłem – każdy używa części racjonalnej umysłu ze swojego poziomu. Człowiek w niskiej świadomości używa go głównie do racjonalizowania własnej emocjonalności i tyle. Więc nie korzysta z umysłu twórczo, ani pozytywnie.
Ponizej 200 to poziom ciała
Znowu jakieś dziwactwo.
Nie ma czegoś takiego jak “poziom ciała”. Nawet Jezus Chrystus i Buddowie mieli ciała.
a powyżej to już siła umysłu
To majaki.
Nie masz pojęcia jak wygląda “wyżej”. Fantazjujesz o tym i tyle.
Sądzisz, że istnieje jakaś magia, czary-mary.
Ale tak nie jest.
Przede wszystkim nie ma czegoś takiego jak “siła” umysłu, co wyjaśniać dr Hawkins już w pierwszej książce, w której bardzo dokładnie wytłumaczył kluczową różnicę między siłą, a mocą. Nie bez powodu tytuł tej książki to “Siła czy moc”.
,bo umysł ma większą moc od ciała tak Hawkins twierdził.
Umysł ma większą moc od ciała ale przestaje od niego zależeć tylko wtedy, gdy świadomość zestroi się z wyższym poziomem mocy. Umysł nie jest źródłem mocy, tylko jego odbiornikiem.
Moc to pole, do którego możemy się dostroić sobą. To kim jesteśmy, kim wybieramy BYĆ.
Jakość pracy umysłu będzie z tym automatycznie zestrojona.
W niskich poziomach umysł racjonalny jest niejako więźniem fizyczności i emocjonalności.
Praca umysłu – ilościowa i jakościowa zależy od poziomu świadomości. Czyli poziomu coraz “odleglejszego” od emocjonalności, instynktowności i ogólnie – czystej zwierzęcości.
Jakość pracy ciała także ewoluuje wraz z poziomem świadomości. M.in. jest dostępne dzięki temu coraz więcej energii coraz wyższej jakości. Jest coraz więcej spokoju, radości, poczucia humoru, lekkości i coraz mniej stresu, martwienia się, trosk, frustracji, denerwowania się, poczucia braków, etc.
A to wszystko co powiedziałem to i tak kolosalny skrót. Tego nawet nie można w przybliżeniu nazwać wyjaśnieniem.
Zaś Ty powinieneś się wreszcie wziąć do roboty za siebie i swoje życie, a nie pisać na przeróżne tematy, z czego nic nie wynika.
Chce się wziąć ale jak tak patrzę to mam jakiś głębszy problem niż ta wiedza ,bo nawet gwiazda porno potrafi się pokazać przed kamerą i ma wyjebane na innych albo jakieś żule nagrywają filmy na YouTube i nie obchodzi ich opinia innych a ja nawet nie umiem porozmawiać z drugim człowiekiem ,bo czuje blokadę jakąś.Pracowalem nad sobą pomimo tego ,że mieszkam na wsi w samotności do tego zero znajomych zresztą nawet chęci nie miałbym wyjść z kimś.Wszystko wydaje się bez sensu jestem taki obojętny… nie wiem jak inni mają pasje,hobby,cele a ja zero motywacji.
Chce się wziąć ale
Więc nie chcesz.
Wolisz “ale”.
jak tak patrzę to mam jakiś głębszy problem niż ta wiedza
Tak tak, oczywiście.
Już to mówiłem.
1. Wolisz swoją rację.
2. To Twoje “patrzenie” to myślenie o tym. A dokładniej – hipnotyzowanie się mentalnym jazgotem, który jest w kółko powtarzanym tym samym od wielu lat.
,bo
Wybierasz swoją rację.
nawet gwiazda porno potrafi się pokazać przed kamerą i ma wyjebane na innych
A skąd Ty wiesz jak żyje gwiazda porno? Ile poznałeś? Z iloma głęboko rozmawiałeś?
Poza tym – nie odczuwanie emocji nie oznacza zdrowia, tylko stan patologii.
albo jakieś żule nagrywają filmy na YouTube
I Ty też możesz.
i nie obchodzi ich opinia innych
W ogóle…
A jak sądzisz – po co je nagrywają?
Bo szukają poklasku. W psychiatrii nazywa się to “głaskami”.
Wszyscy ci ludzie szukają uwagi, akceptacji, etc.
a ja nawet nie umiem porozmawiać z drugim człowiekiem,bo czuje blokadę jakąś.
No i dalej swoje.
Już Ci wyjaśniałem, że opierasz się emocjom, których nie rozumiesz, nie chcesz rozumieć i które dla Ciebie są jak apokalipsa.
Pracowalem nad sobą
Ale dalej nie powiedziałeś co konkretnie robiłeś.
pomimo tego, że mieszkam na wsi w samotności
Mieszkanie samemu, a samotność to dwa zupełnie różne tematy.
Bycie samemu nie oznacza samotności.
Samotnym można być nawet w grupie ludzi.
do tego zero znajomych
Bo się przykleiłeś do oporu i nie chcesz się odkleić.
To jedna z tego konsekwencja – Twój wybór.
zresztą nawet chęci nie miałbym wyjść z kimś.
Bo opór to niechęć.
Wszystko wydaje się bez sensu jestem taki obojętny…
Bo się opierasz i Ty projektujesz opór, czyli poczucie braku, na wszystko i wszystkich.
nie wiem jak inni mają pasje,hobby,cele a ja zero motywacji.
Bo tak wygląda non stop opieranie się i bycie bardzo nieświadomym.
Co mówiłem już wiele razy.
Praca wyglądała tak ,że robiłem wszystko co było w programie nawet więcej do tej pory medytuje przed snem i rano żeby móc dobrze spać i wyciszyć umysł.Przez ponad rok medytuje i nawet jak czułem się chujowo to medytowałem.Naprawde byłem zadowolony i były chcęci do zycia ,bo utrzymywałem w sobie pozytywnosc.Jak teraz na to patrzę to jednym moim szczęściem było to ,że mam odwagę podchodzić do kobiet i jak się patrzą na mnie.Niby się wydawało ,że robię dobrze a Pani psycholog mowila ,że inni faceci jakos nie potrzebują podchodzić do kobiet na ulicy i ,że buduje swoją wartość Dzieki temu oraz zyskuje moc im więcej robię wyzwań.Odkąd przestałem wychodzić na miasto to wzrastało straciło sens.
Praca wyglądała tak ,że robiłem wszystko co było w programie nawet więcej
Mam swoje podejrzenia, że jednak było zupełnie inaczej.
Przede wszystkim – dalej żadnych konkretów.
Wyślij mi proszę swoje raporty, to przyjrzę się co jest do korekty.
do tej pory medytuje przed snem i rano żeby móc dobrze spać i wyciszyć umysł.
Medytacja nie jest od tego, by wyciszać umysł.
Nie wiem skąd ludzie wzięli tą bzdurę i dlaczego nadal ją utrzymujesz, skoro i w Programie i tu na Blogu pisałem, że kluczem medytacji jest ignorowanie mentalnego bełkotu, a nie robienie z nim czegokolwiek oraz nauka świadomego życia pomimo tego bełkotu.
Przez ponad rok medytuje i nawet jak czułem się chujowo to medytowałem.
To fajnie.
Ale medytacja to jeden element całości. Bardzo ważny ale sam z siebie nie da Ci wolności z uzależnienia.
Jest jak monitor do komputera. Możesz mieć nawet najlepszy monitor ale nadal będzie tylko czarny i nic na nim się nie wyświetli, bo brakuje całej reszty.
Naprawde byłem zadowolony i były chcęci do zycia,bo utrzymywałem w sobie pozytywnosc.
Ale to nadal nie ten kierunek.
Utrzymywanie w sobie pozytywności, czyli pozytywne intencje, odklejenie się od negatywności to jedno.
A drugie – super-hiper-krytycznie ważne i niezbędne to UWALNIANIE EMOCJI, OPORU I KOREKTA NEGATYWNYCH POSTAW.
Ty natomiast tylko medytowałeś, uciekałeś w medytację od gorszego samopoczucia, walczyłeś z negatywnymi myślami i nie zajmowałeś się ich źródłem – emocjami.
To co piszesz kładzie bardzo ciemny cień na “Praca wyglądała tak ,że robiłem wszystko co było w programie nawet więcej”.
Jak teraz na to patrzę to jednym moim szczęściem było to ,że mam odwagę podchodzić do kobiet i jak się patrzą na mnie.
I kolejne urojenie – jak mogłeś liczyć, że cokolwiek się zmieni, jeśli wierzyłeś i nadal wierzysz w urojenie, że źródło radości i szczęścia jest poza Tobą???
Niby się wydawało ,że robię dobrze
Tak, wydawało Ci się. Bardzo dużo Ci się wydawał i nadal wydaje.
a Pani psycholog mowila ,że inni faceci jakos nie potrzebują podchodzić do kobiet na ulicy i ,że buduje swoją wartość
To zdanie też jest wyciągnięte z kontekstu i na pewno pani psycholog powiedziała Ci dużo więcej.
Poza tym wartości się nie buduje, tylko przede wszystkim oczyszcza z tego, co ją ogranicza.
Dzieki temu oraz zyskuje moc im więcej robię wyzwań.
Bo to cały czas tylko poziom ROBIĆ i MIEĆ, od których uzależniasz poziom BYĆ.
A poziomem BYĆ w ogóle się nie zajmowałeś.
Więc wszystko cały czas wracało i wróciło do nadal bardzo niskiego poziomu BYĆ.
Odkąd przestałem wychodzić na miasto to wzrastało straciło sens.
Wow.
Więc widać jak robiłeś “wszystko i więcej” z Programu. Ja tu widzę tylko medytację, więc tak na oko 2% zaleceń Programu WoP.
Cała reszta nadal po swojemu.
Wyślij mi Raporty, a jestem przekonany, że wyjdzie ile tak naprawdę zrobiłeś z Programu i skąd takie, a nie inne rezultaty.
Właśnie uwalnianiem emocje i opór też a medytacja mi pomogła ,bo na początku miałem tak dużo oporu ,że myśli nie dawały mi spokoju nawet podczas kąpieli była ciągła analiza.Żylem rok bez masturbacji wiec bez pracy nad sobą ciężko by tak było ,bo teraz to max kilka dni potrafie wytrzymywać.Raporty mam gdzieś zapisane na dysku wiec mogę wysłać.
na początku miałem tak dużo oporu ,
“Masz” go, bo sam go stawiasz i utrzymujesz.
Opór to nie są pryszcze, które wyskakują same i trzeba się z nimi zmagać.
Opór to Twoja postawa tu i teraz.
że myśli nie dawały mi spokoju
Myśli nie mogą nie dawać spokoju, bo myśli nie mają intencji, ani celu.
W Module 3 było zalecenie, by zaobserwować czy myśli są świadome, czy komunikują się ze sobą i chcą Ci dokuczać.
Nie.
Ty sam sobie nie dawałeś spokoju zajmując się nimi i opierając się im – walcząc z nimi, nie chcąc ich.
Sam sobie robiłeś problem i nadal robisz. Myśli tego nie robią.
Ty się do nich kleisz i uważasz je za problem.
nawet podczas kąpieli była ciągła analiza
A co ma z myśleniem wspólnego miejscem?
Z zaniedbaną podświadomością ciągła analiza, mentalny jazgot odbywałby się non stop nawet w pałacu ze złota pośród służby, bogactwa i wszystkich ziemskich uciech.
Problemem nie jest mentalizacja, która odbywa się cały czas, tylko Twoje hipnotyzowanie się nią non stop.
Żylem rok bez masturbacji wiec bez pracy nad sobą ciężko by tak było ,bo teraz to max kilka dni potrafie wytrzymywać.
Ale nie masz wytrzymywać, tylko zająć się przyczyną/przyczynami.
Moduł 2 jest od tego, by zacząć stawać się ich świadomym.
Przyczyna sięgania do porno to ucieczka od apatii,złego samopoczucia ogólnie czyli przygnębienia,napięcia,beznadzieji i brak sensu życia.To jest coś takiego jakby wszsystko straciło sens i jedyna rzecz, która sprawi chwilowowego kopa dopaminy to porno no i oczywiście porno to droga po najmniejszej linii oporu.Do tego też uważam ,że nie żyje jak normalny zdrowy człowiek,,bo taka zdrowa osoba ma chęci spotkać się z kimś porozmawiać i to naturalny stan a mnie męczy rozmowa z innymi.Nie mam żadnych celów ani nic po prostu pustka i tyle dla mnie mogłaby być wojna i pewnie bym się cieszył ,bo po co mam się męczyć sam ze sobą.Przy życiu trzyma mnie rodzina czyli mama i brat wiec nie mogą mnie stracić ,bo im pomagam.
Jak coś wysłałem Ci te raporty na maila.
Przyczyna sięgania do porno to ucieczka od apatii,złego samopoczucia ogólnie czyli przygnębienia,napięcia,beznadzieji i brak sensu życia.
Napisałeś w Raportach, że nie radzisz sobie z emocjami i od nich uciekasz.
To główny problem i krytycznie ważny.
Nie ma nic wspólnego ze słabą psychiką i genami i jest wspólny dla wszystkich uzależnionych – niedojrzałość emocjonalna i nieświadomość.
To jest coś takiego jakby wszsystko straciło sens
Nic nie straciło sensu, tylko nastąpiło rozczarowanie, czyli tak naprawdę odczarowanie, z tego w co wierzyłeś – że sens jest w czymś na zewnątrz.
Że coś na zewnątrz jest źródłem tego, czego potrzebowałeś i szukałeś.
A tak nigdy nie było.
Zarówno radość, wartość jak i bezsens Ty projektujesz na świat. Tego nie ma w świecie i nic nie mogło ani tego zyskać, ani stracić.
i jedyna rzecz, która sprawi chwilowowego kopa dopaminy to porno
Ale ten “kop dopaminy” to tylko środek do tłumienia niechcianych emocji.
Dlatego nic się nie zmienia.
Bo to, co stłumisz nadal w Tobie jest i jednocześnie przygruzowuje to, co pozytywne.
To jak naklejanie plastrów na ranę, np. na ręce. Gdy plaster przesiąka krwią i ropą, odpada.
Rana znowu się pojawia. Więc naklejasz kolejny plaster. I tak w kółko.
A cokolwiek próbujesz coś tą ręką zrobić, to boli. Więc wszystko co robisz przy użyciu tej ręki wydaje się trudne, bolesne.
Więc łatwo wtedy wyprojektować brak sensu, bo bolą nawet najprostsze czynności.
Ale gdy zajmiesz się w końcu raną aż do jej pełnego zagojenia, ból i zmaganie znikną automatycznie.
no i oczywiście porno to droga po najmniejszej linii oporu.
Absolutnie nie.
To nie żadna droga. Droga niby do czego? Gdzie zaszedłeś? Nigdzie.
Porno tłumisz to, czego nie chcesz czuć, a czujesz to cały czas i jednocześnie unikasz wszystkiego, co z Ciebie te emocje wyciąga oraz to, względem czego masz negatywne postawy i nastawienia, co powoduje powstanie emocji.
Dlatego w życiu stoisz w miejscu lub cofasz się i z Twoim samopoczuciem, poziomem energii, zadowolenia, chęci, etc. jest coraz gorzej.
A opór to Twoja postawa. Ty się opierasz lub nie.
Najpierw więc wybierasz postawę oporu – niechęci – względem czegoś, a potem na tej podstawie dokonujesz wyboru – nie to, czemu się opierasz, tylko porno, by przestać czuć opór.
Opór nie bierze się z kosmosu.
Do tego też uważam ,że nie żyje jak normalny zdrowy człowiek
Ano nie.
Ponad 90% ludzi nie żyje normalnie, bo normalność to poziom wykalibrowany na 300.
Ponad 80% ludzkości żyje poniżej 200. A mówimy o skali logarytmicznej.
,bo taka zdrowa osoba ma chęci spotkać się z kimś porozmawiać i to naturalny stan
Tak, naturalny stan ale w ten sposób żyje mniej, niż 20% ludzkości.
A Ty oczywiście sądzisz, że wszyscy poza Tobą.
Liczy się intencja.
Dzisiejsze czasy – długi okres izolacji pokazuje jak niedojrzałych jest wiele osób, które uznawało się i które same uznawały się za normalne.
Nie dają sobie rady, cały czas szukają kontaktu z innymi.
W pewnym sensie jest to normalne i zdrowe. Ale powody tego nie sąnormalne i zdrowe – bo jest to ucieczka od swojego wnętrza.
a mnie męczy rozmowa z innymi.
Nie męczy Cię rozmowa, tylko stawiasz jej opór.
Bo towarzyszy temu wstyd, wina, strach, żal i stawiony im opór, co robiłeś od lat, być może przez większość życia.
Nie mam żadnych celów ani nic
Bo żadnego nie wybrałeś.
A nie wybrałeś, bo każdy krok do przodu, w nowe, w nieznane wiąże się ze zmierzeniem i odpuszczeniem stłumionej emocjonalności i oporu oraz zapewne wieloma negatywnymi przekonaniami – że nie możesz, że się nie uda. Poza tym Ty nadal sądzisz, że sens znajduje się w jakimś celu.
Ale tak nie jest. Dopóki Ty nie nadasz sensu, to go w niczym nie znajdziesz.
po prostu pustka
Po prostu opór i brak inicjatywy.
i tyle dla mnie mogłaby być wojna i pewnie bym się cieszył,bo po co mam się męczyć sam ze sobą.
Tak jak bardzo wielu – męczysz się w sobie zupełnie niepotrzebnie, nawet z czymś tak ludzkim i normalnym, przyjemnym jak rozmowa z drugim człowiekiem.
I żyjesz tak apatycznie, że cieszyłbyś się z wojny. Wow.
A nie lepiej zamiast czekać na wojnę nareszcie zacząć odpuszczać opór, wybierać to, co pozytywne?
Przy życiu trzyma mnie rodzina czyli mama i brat wiec nie mogą mnie stracić ,bo im pomagam.
Przy życiu nie trzyma Cię rodzina.
Nic zewnętrznego nie jest źródłem życia.
To Ty projektujesz jedyny sens dla swojego życia, który nadałeś na swoją rodzinę.
Jak coś wysłałem Ci te raporty na maila.
Tak, wysłałeś mi aż 4 Raporty. W tym pusty plik raportu nr 6.
Więc porzuciłeś pracę w 1/3, co nie oznacza 1/3 całej pracy.
A jeśli Raporty usunąłeś jak mówiłeś “przypadkiem”, no to pokazuje Twoje podejście do problemu.
Przejście 1/3 Programu to dopiero nauka, dopiero początek. To tak jakbyś wykonał 1/3 planu treningowego. Czy zrobienie tego oznacza, że jesteś w 1/3 do świetnej sylwetki?
Nie. To dopiero 1/3 planu wykonane raz. A pracę tą trzeba wykonać jeszcze wiele razy. Setki. Plus korekty w tym planie. Plus odpowiednia dieta.
Więc to zmiana dużo większa, niż tylko czytanie planu treningowego i zrobienie raz kilku ćwiczeń.
Nie dziwne, że nic się nie zmieniło. Skończyłeś oczywiście na temacie emocji.
A to jeden z głównych filarów całego problemu – na ucieczce od odczuwania.
Mówiłeś, że zrobiłeś wszystko, a nawet więcej, co jest w Programie, a ja widzę jak na dłoni, że zrobiłeś minimum i to minimum daleko niewystarczające.
Jest ogromne pomieszanie ze wszystkim.
Mówisz, że non stop słuchasz się myśli, że to najgorsze, że ich słuchasz, że Cię chronią, że się ich boisz.
Napisałeś:
No i widzisz. Twój wujek np. tego nie chciał zrobić, a Ty potrafiłeś.
Jednak raz to za mało. Nawykowe zachowanie zmieniasz przez przynajmniej 3 tygodnie świadomej pracy nad nim.
“Wiem”, a “jestem” to dwa zupełnie inne światy.
Możesz wiedzieć jaki masz nawyk, dlaczego go wykonujesz, a i tak będziesz go wykonywał nieświadomie nawet do końca życia.
W jednym zdaniu mówisz, że masz problem z przywołaniem emocji, a za chwilę, że emocje są “zbyt duże”. Więc nie masz problemów z przywołaniem emocji.
Problem jest, że zamiast uwalniać, to używałeś uwalniania jako czary mary – czujesz coś, czego nie chcesz czuć i zaczynałeś bawić się w próby uwalniania czegoś innego.
A nie tego, co jest “zbyt duże”.
Emocje nie mogą być zbyt duże. Zbyt duże do czego?
Emocje to Twoja energia. Jeśli emocje są duże, to znaczy, że masz tak dużo energii, tylko przeznaczasz ją na emocjonalność, której jeszcze się opierasz, co kosztuje kolosalnie dużo energii.
Nie dziwne, że potem nie masz jej na normalne życie.
Więc chyba zaakceptowałeś pierwszą rzecz w życiu i to taką, że nie dałeś rady medytować 5 minut. Czyli nie chciałeś.
I to pokazało, że MOGŁEŚ. Możesz.
Tak jak znaleźć sens, żyć radośnie, odważnie każdego dnia.
A jednak nadal tego nie wybierasz. Porzuciłeś pracę nad sobą.
Porobiłeś troszkę ćwiczeń, wypełniłeś Raport i to koniec. Tyle starania i zmian.
Poza tym miałeś wybrać jeden nawyk. Wybrałeś oglądanie konkretnego rodzaju porno co 5 dni.
Potem napisałeś:
Czyli już widzimy, że jest ok. 10 nawyków mających takie samo nawykowe działanie. Ale są to różne nawyki.
I każdym trzeba zająć się oddzielnie.
Zapisanie to jedno.
Drugie to zrobienie z tego czytelnej listy, stanie się świadomym, odpowiednie, świadome postępowanie zgodnie z tym, co wyjaśniałem w Module 2.
Czy np. wiedziałeś, że wypisałeś składowe ok. 10 różnych nawyków o tym samym działaniu, a miałeś się zająć jednym?
Wypisałeś wiele różnych wskazówek, więc już mówimy o różnych nawykach.
Wypisałeś kilka działań zastępczych mówiąc, że je wybrałeś.
Piszesz, że trening na siłowni, czytanie książek, bloga, artykułów, oglądanie wartościowych filmów to wg Ciebie zdrowe radzenie sobie z emocjami i samym sobą…
I mówisz, że to uspokaja umysł, daje relaks, radość, satysfakcję i pewność siebie, choć stanowi nadal ucieczkę.
I na końcu przynajmniej zauważyłeś, że NIE daje takiej nagrody, co obejrzenie porno.
Więc jak cokolwiek miało się zmienić?
Miałeś medytować, zaś w Raporcie 3 napisałeś:
Nie medytowałeś, tylko myślałeś o medytacji. Myślałeś, że medytujesz.
Nie wypisałeś myśli, tylko opisałeś to, co myślałeś. Więc myślisz o myśleniu, o ćwiczeniach, o medytacji, a nie je wykonujesz.
A to OGROMNA różnica – wypisać konkretne myśli, a opisać to, co się działo przez ten czas.
Więc nie wykonałeś tego prostego ćwiczenia jak należy – miałeś wypisać każdą myśli w momencie jej obserwacji, a nie przesiedzieć kilka minut, a potem opisać po wszystkim co zapamiętałeś.
Twój wniosek jest taki, że skoro nie mogłeś się skupić, to wyłączyłeś myślenie i nie miałeś żadnych myśli.
Nawet nie zauważyłeś, że tym wszystkim się hipnotyzowałeś. Myślenia wyłączyć nie możesz i nawet nie dostrzegłeś, że non stop byłeś nim zahipnotyzowany.
Na siłę próbowałeś znaleźć myśl… czyli non stop myślałeś o tym.
A za chwilę piszesz:
Raz mówisz, że myśli nie było, a za chwilę, że pojawiają się jakieś myśli losowe.
Mówisz, że wyłączyłeś myślenie, a za chwilę, że jak chciałeś nie myśleć o niczym, to i tak pojawiały się myśli.
Oczywiście, że nie wprowadziłeś i czekasz na “jutro”, bo:
1. Nie miałeś wprowadzać nawyków zastępczych, tylko znaleźć działania, którymi zastąpisz oglądanie porno, a to może się udać tylko wtedy, gdy poprzez nowe działanie osiągniesz tę samą wskazówką.
2. Nie zająłeś się jednym nawykiem, tylko prawie 10-cioma naraz, co oczywiście nie ma szans powodzenia.
3. To, co wybrałeś nie dostarczało takiej samej nagrody, więc nie miało szans cokolwiek poprawić.
4. Zmiana nawyku odbywa się w momencie jego aktywacji, a nie przed czy po.
I mógłby mi ktoś wytłumaczyć dlaczego pisze “porno” z dużej litery???
Porno traktujesz jakbyś naprawdę coś zdobywał. A to samooszukiwanie się.
Nic nie zdobywasz i pornografię oglądasz, by uciekać od własnej emocjonalności.
Poza tym napisałeś teraz tylko działanie. Zaś działanie to 1/4 nawyku, a nie cały nawyk.
A gdzie opis czym jest wskazówka i jej okoliczności, antycypacja nagrody i sama nagroda – korzyść, do której dążysz?
Każda z tych wskazówek to osobny nawyk, a nie jeden.
A poza tym nie pokrywa się to z tym, co napisałeś w Raporcie 2.
A tu jak na dłoni widzimy dlaczego ludzie oglądają porno – bo sądzą, że porno powoduje, że czują się lepiej.
Ale tak nie jest.
Przestajesz czuć, to czego nie chcesz czuć i czemu się opierasz. A to, co czujesz oglądając porno, to nie przyjemność, tylko zwykłe pożądanie, króremu do radości, spokoju, normalnego, zdrowego odczucia przyjemności i radości jest bardzo daleko.
Porno Ci tego nie daje, tylko ten stan na chwilę ujawnia się w Tobie, gdy tymczasowo “zniknęło” to, co go przykrywało.
Zaś po każdej wpadce upadasz coraz niżej.
Poza tym – każdy nawyk ma swoją nagrodę. Jeden nawyk nie ma kilku nagród.
Należało w pełni uświadomić sobie jeden – okoliczności wyboru porno, korzyść do jakiej dążysz.
Powiedz mi jak ma Ci pomóc pisanie z dziewczynami lub leżenie na łóżku, gdy czujesz strach, poczucie bycia gorszym, gdy sądzisz, że Ci się nie da pomóc?
Albo jak ma Co w tym pomóc głębokie oddychanie?
“Coś takiego” każdy “ma” – przede wszystkim nie Ty sobie to mówisz, tylko antycypacja nagrody to element myślenia – mentalizacji, która jest bezosobowa i automatyczna.
Ty się tylko tym hipnotyzujesz. Nie Ty sobie to mówisz. Nie Ty myślisz i nigdy nie myslałeś.
Ciężko Ci się z rozstać z tą stroną, bo jesteś do niej przywiązany oraz przywiązany do KORZYŚCI jaką daje Ci wchodzenie na nią.
A przywiązanie uwalnia się narzędziem uwalniania. Czym jest przywiązanie i co z nim robić wyjaśniam w Maczecie.
Poza tym konieczna jest INTENCJA – gotowość, by się tego puścić.
Tak sądzisz. Bo na tym m.in. polega uzależnienie i niska inteligencja emocjonalna – że swoje działania uzależniasz od samopoczucia.
Jak się czujesz gorzej, to traktujesz to jako pretekst, by np. odpuścić pracę, staranie, zaangażowanie, pewne czynności.
Zaś rozsądek, czyli już bardzo wysoki poziom dojrzałości, robi to, co niezbędne niezależnie od tego, co czuje i myśli o tym.
Użalanie się nad sobą to także praktycznie zawsze występujący u uzależnionych bardzo niezdrowy i niedojrzały sposób traktowania siebie.
Który trzeba przepracować.
A wynika z trzymania się wstydu, winy i żalu odnośnie siebie.
Zaś te emocje są przecież tymi, od których uciekasz w porno.
Widzisz – ponownie – mówiłeś, że robiłeś wszystko, a nawet więcej, a ja nie widzę tu żadnej realnej pracy.
Czy w Raporcie nr 5 wybrałeś np. postawę użalania i coś, czym ją zastąpisz i zacząłeś to wprowadzać?
Czy zacząłeś uwalniać ten żal, opór, wstyd, winę, gdy dochodziło do użalania?
Wychodzenie z uzależnienia to naprawdę nie jest fizyka kwantowa. Co nie oznacza, że jest proste. I to widzimy – bardzo proste zalecenia nie zostały wykonane właściwie.
Dla wielu bardzo trudne, bo dopiero próby zmiany pokazują jak nieświadomie żyją, jak są przywiązani do negatywności, jak nie chcą tak naprawdę niczym się zająć od A do Z.
Jak wydaje się im, że robią wszystko dobrze, a przyjrzenie się temu pokazuje, że nie jest to ani trochę ok.
Biorą się np. za wszystko naraz, co ma zerowe szanse powodzenia, a potem wykorzystują to do użalania się nad sobą, albo/i do całkowitego porzucenia pracy.
Oglądanie konkretnego typu porno, który wymieniłeś to może być nawet 40 różnych nawyków, z których każdy ma osobną wskazówkę i związaną z nią nagrodę.
Działanie jest to samo ale podejmujesz je w zupełnie różnych okolicznościach – np. po użalaniu się nad sobą, stresie czy uważaniu, że Ci się nie da pomóc.
To trzy osobne nawyki, którymi trzeba się osobno zająć.
A nie jeden nawyk z trzema wskazówkami, który magicznie zmienisz też 10 różnymi działaniami – leżeniem na brzuchu, oddychaniem, spacerem czy rozmowami.
Niekoniecznie musisz znaleźć właściwe działanie. Zapewne znajdziesz je dopiero dalej w Programie.
Bo każdy nawyk związany z emocjami i oporem musisz zastąpić wprowadzając uwalnianie niezależnie jakie działanie zastępcze wybierzesz.
Bez uwalniania nie oczyścisz się z emocji ani oporu, co spowoduje, że tak naprawdę nigdy nie zmienisz nawyku, bo nic nie da Ci takiego silnego tłumienia jak porno, ani nic nie zabierze stłumionych emocji i oporu.