W tym Wpisie opowiem Ci o czymś będącym jedną z głównych przyczyn cierpienia i zmagania w życiu. Opowiem o oporze. Aby dobrze zrozumieć ten temat, potrzebne jest dużo więcej, niż jeden krótki Wpis, jednak postaram się w nim chociaż z grubsza nakreślić temat. Każdy wie, co to znaczy odczuwać opór i odczuwa jego wpływ w… Przeczytaj
Wpis!
Wszystko w naszym życiu jest efektem naszych wyborów. Zaś każdemu wyborowi towarzyszy intencja. To jak daleko jest od miłości, tak dalekie od miłości będą konsekwencje naszych wyborów. Przypomnę – w życiu zawsze operujemy tylko jedną zmienną – miłością. Im dalej od miłości, tym ciemniej. Miłość jest ponad umysłem – poza racjonalnością. I dlatego “zazdrosne” ego… Przeczytaj
Wpis!
Witam Cię serdecznie! Wracamy do tematu Odwagi. Część pierwszą znajdziesz klikając na poniższy link: ► Wyższe Stany – Odwaga (Część 1). Artykuł jest długi ale ważny. Przeczytałem ostatnio, ponownie na jednym forum psychologicznym, ciekawy artykuł o strachu i dlaczego ludzie lubią rzekomo się bać. Był ciekawy dlatego, bo zobaczyłem jak dorośli ludzie nazywający siebie specjalistami… Przeczytaj
Wpis!
Witam Cię serdecznie! Oto trzecia część serii o gorszych dniach. Części 1-2 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 1) – Wprowadzenie. ► Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 2) – Rozwinięcie. Przestańmy się patrzeć i słuchać na ludzi, którzy tylko pokazują nam jak to super się czują i co wtedy robią! Najpierw skupmy… Przeczytaj
Wpis!
Czy można umrzeć z uzależnienia od porno? Uzależnieni od alkoholu i narkotyków często giną przedawkowując. A jak jest z tym uzależnieniem? Tak z ciekawości pytam Piotrku :) jak wiesz nie mam z tym nic wspólnego. Chce tylko wiedzieć czy to uzależnienie jest również tak zabójcze jak narkotyki.
Nie słyszałem jeszcze o przypadku kogoś, kto umarł od oglądania porno.
Natomiast można zemdleć, gdy podczas masturbacji wyrzucimy z organizmu wystarczająco dużo składników.
Bodajże był przykład, który o tym mówi – Tupac Shakur ponoć kiedyś zamówił sobie tyle prostytutek, że skacząc z jednej do drugiej wyrzucił z siebie tyle jakiegoś makroelementu, że padł nieprzytomny ;)
W przypadku oglądania porno jest to również możliwe. Natomiast nie jestem pewien czy jest to możliwe w przypadku kobiety.
Niewiele osób wie, że porno tak jak i każdą inną używkę wybieramy aż do osiągnięcia korzyści. Gdy zostaje osiągnięta, porno traci swój urok na pewien czas – czasem dosłownie kilka minut, a czasem nawet kilka dni czy tygodni. Zazwyczaj dzieje się to zanim wyrzucone zostanie wystarczająco dużo makroskładników.
Natomiast to, że porno nas nie zabije można rzec ma bardzo ważne reperkusje.
Narkotyki to rzecz sztuczna, dlatego też niebezpieczna.
Ale alkohol to również coś zewnętrznego i niepożądanego i dlatego organizm ma pewien mechanizm obronny – wymioty, strata przytomności.
To służy ratowaniu życia.
A w przypadku porno organizm przede wszystkim nie broni się, bo przecież seks to jeden z mechanizmów utrzymywania gatunku przy życiu.
Jednak ilość sygnałów seksualnych generowanych podczas sesji z porno niszczy mózg. Generowane są sygnały seksualne, bo umysł nie odróżnia obrazów na ekranie od rzeczywistości.
Dla tych, którzy na życie patrzą z perspektywy tylko jednej inkarnacji, naturalnie uzależnienia prowadzące do śmierci fizycznej mogą wydawać się gorsze. Bo przecież tracimy życie.
Gdybyśmy poszerzyli kontekst życia na wiele inkarnacji, to bardzo możliwe, że uzależnienie od porno jest nawet dużo gorsze. Więcej będzie do przerobienia. Porno możemy oglądać nawet przez całe życie i degenerować swoją psychikę, podświadomość, emocjonalność i świadomość coraz bardziej i bardziej. Czyli możemy upaść w świadomości niżej, niż się urodziliśmy. Czyli niejako cofniemy się w ewolucji. Alkohol lub narkotyki szybko nas pozamiatają i będzie reset.
Porno nie można przedawkować i jednocześnie nie ma przed tym żadnego mechanizmu obronnego.
Możemy niszczyć sobie mózg, obciążać psychikę, niszczyć i ranić swoją seksualność, odzierać się z poczucia godności, szacunku i wartości, demonizować się w swoich oczach bez końca.
To, że alkoholik straci przytomność, pójdzie gdzieś, zwymiotuje na kogoś, dostanie w twarz, przewróci się, mocno poobija, a może wpadnie pod samochód i zostanie bardzo solidnie poobijany pomoże mu podjąć decyzję o zmianie i jej dotrzymać.
A uzależniony od porno nie może na to liczyć. On może całe życie się oszukiwać, że “tylko patrzy, to przecież nic złego”. Ale nie ma pojęcia co dzieje się “pod maską”.
Uciekając od wstydu, który w nim rośnie, porno utrzymywać go będzie na dużo wyższym poziomie energetycznym – na pożądaniu.
Dlatego zawsze będzie porno postrzegał jako pozytywne i dobre dla siebie. I nie będzie potrafił (czyli chciał) żyć bez niego.
To trochę jak z Coca Colą. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że w Coli jest tyle cukru, że gdyby go zjedli, zwymiotowaliby. Organizm ratowałby się. A w Coli są takie składniki chemiczne, które ogłupiają organizm i on tego nie wymiotuje. I co chwila widzę człowieka, który idzie z 2-litrową butelką pod pachą lub kilkoma. Dzieci przecież uwielbiają Colę.
Z pozoru Cola nie wyrządza krzywdy. Ale obniżający się poziom inteligencji, wyników w szkołach, degenerowana emocjonalność i duchowość coraz większej liczby ludzi mówi coś innego. Nie mówię, że odpowiada za to tylko Cola i porno ale mają swój udział.
Niedojrzałość jest masowa. I kluczowe jest rozpoznanie PRZYCZYN sięgania po porno oraz KORZYŚCI jakie z tego zdajemy się mieć. Bo to co nam się wydaje, a jakie są fakty to zupełnie różne bajki.
Pamiętam o przypadku, gdy chłopak uzależniony od gier na konsoli umarł z odwodnienia. Więc śmierć jest możliwa ale przez konsekwencje tego co robimy i czego nie robimy w czasie oglądania porno, a nie przez sam wpływ pornografii.
Mam wielki problem Piotrze. Mój bliski przyjaciel wikary jest bardzo mocno uzależniony od gejowskiego porno.Tylko gejowskie! podejrzewam że jest gejem i ma stosunki z chłopami ukryte. Wiem o tym ale jak mam mu przemówić że to uzależnienie niebezpieczne z którym powinien przyhamować i polecić ten serwis? Przecież on mnie zabije jak mu coś takiego powiem on bez tego nie może żyć.
Mój bliski przyjaciel wikary jest bardzo mocno uzależniony od gejowskiego porno.Tylko gejowskie! podejrzewam że jest gejem i ma stosunki z chłopami ukryte.
A więc ma bardzo poważny problem. Za który w pełni odpowiada.
I nie mam na myśli uzależnienia.
Wiem o tym ale jak mam mu przemówić że to uzależnienie niebezpieczne z którym powinien przyhamować i polecić ten serwis?
A może mu przemówić, że stosunki z chłopcami to nie tylko łamanie prawa ale niszczenie ich psychiki, seksualności, głębokie ranienie na całe życie innych ludzi?
To, że sam sobie robi krzywdę to coś co może pomóc mu się opanować.
Ale to, że robi POWAŻNĄ krzywdę dzieciom, to temat zupełnie inny.
I o nim nie mówisz, tylko o uzależnieniu…
Naprawdę uważasz, że powinien “przyhamować”?
Wg mnie powinien trafić do pierdla.
Sobie może robić co chce. To jego sprawa.
Ale jeśli już jego szaleństwo dotyka innych, to sprawa kryminalna. To przestępstwo.
Przecież on mnie zabije jak mu coś takiego powiem on bez tego nie może żyć.
Więc zgłoś to na policję.
Nie tylko zapobiegniesz niszczeniu życia dzieci, ochronisz siebie ale też pokażesz mu, że on może żyć bez tego.
3 pieczenie na jednym ogniu.
Ciekawe jak ci chłopcy mogą z tym żyć…
Jestem w trakcie czytania. Dużo tu treści Piotrze więc czytam wolno i staram się to jakoś w sobie trawić.
Nie będę się odnosiła do Twoich przekonań religijnych , do karmy, reinkarancji, itp bo to nie moja bajka.
To, co mi się rzuciło w oczy i wbiło w serce podczas czytania to te słowa:
,,Dla umysłu logicznego to, co je napędza to… wiara, że nie jest się kochanym, pociągającym, atrakcyjnym, pięknym, chcianym, lubianym, szanowanym… czyli to samo, co czują partnerki uzależnionych mężczyzn.”
Coś w tym jest. Mąż czesto mnie prosił bym umiała go zaakceptować i pokochać takim jakim jest. Nawet z tym brudem. Przyczepił się on do niego w wieku doarstania i rozwinał się do nawyku, fascynacji kobiecym ciałem
A ja tego przyjąc nie umiem, trudno mi się pogodzić z tym, że coraz mniej go pociagam bo całą swoją energię seksualną traci na oglądaniu i podziwianiu innych kobiet. A ja chcę być JEDYNA!
Tak się nie da bo pzrecież i mnie podobają się inni męzczyxni. Taka jest natura ludzka: ciało i zmysły reagują na druga płeć nawet wtedy gdy jest się meżem i zoną.
Jesli kobieta ma niskie poczucie swojej wartości, mimo, iż mąż powtarza latami że dla niego jest piekna, atrakcyjna, itd to ono bedzie we wszystkim widziało konkurencję i zagrozenie.
No nic…..czytam dalej….Pozdrawiam. Kate.
Jestem w trakcie czytania. Dużo tu treści Piotrze więc czytam wolno i staram się to jakoś w sobie trawić.
Nie będę się odnosiła do Twoich przekonań religijnych , do karmy, reinkarancji, itp bo to nie moja bajka.
Nie zamierzałem o tym dyskutować.
Już tak to jest, że wiele osób pisze komentarze pod artykułami, które w ogóle się nie odnoszą do treści.
To, co mi się rzuciło w oczy i wbiło w serce podczas czytania to te słowa:
To Ci się nie wbiło w serce, tylko to, co już miałaś “wbite w serce” zostało ujawnione.
To co poczułaś, nosisz w sobie zapewne długi czas.
,,Dla umysłu logicznego to, co je napędza to… wiara, że nie jest się kochanym, pociągającym, atrakcyjnym, pięknym, chcianym, lubianym, szanowanym… czyli to samo, co czują partnerki uzależnionych mężczyzn.”
Coś w tym jest. Mąż czesto mnie prosił bym umiała go zaakceptować i pokochać takim jakim jest. Nawet z tym brudem. Przyczepił się on do niego w wieku doarstania i rozwinał się do nawyku, fascynacji kobiecym ciałem
Jego nie fascynuje kobiece ciało w tym sensie, w którym wierzy.
To fascynacja dotycząca wyłącznie tego, jaki wpływ ma na jego psychikę oglądanie kobiecego ciała.
Otóż umysł ludzki nie odróżnia tego, co widzimy np. w telewizji czy na ekranie monitora od rzeczywistego życia.
Tym samym dla umysłu oglądanie porno to jak oglądanie tych kobiety na żywo – tak jakby stały przed mężczyzną.
Dlatego też powstają sygnały seksualne i to w takich ilościach, że z ogromną mocą tłumią emocje, opór i niszczą strukturę neuronową mózgu.
Bo dla mózgu to jest tak jakby ktoś go bombardował od wewnątrz. A przed “atakiem” od wewnątrz nie może się bronić.
Tym samym nie chodzi o kobiece ciała ale o ten horrendalny wpływ – tłumienie emocji.
Tym zafascynowany jest umysł Twojego męża (nie Twój mąż, tylko jego umysł. Mąż po prostu nie potrafi odróżnić siebie od umysłu, od myśli i emocji).
A zafascynowany jest dlatego, bo potrzebuje tej KORZYŚCI – tłumienia tego, z czym sobie nie radzi emocjonalnie.
Gdy nauczy sobie z tym radzić, fascynacja zniknie automatycznie. Bo to nie fascynacja czymś, tylko tym, co to coś mu daje.
A ja tego przyjąc nie umiem,
Umiesz. Oczywiście, że umiesz.
Ale nie chcesz. Bo to wyciąga z Ciebie opór, gniew, wstyd.
Aby zaakceptować cokolwiek/kogokolwiek, najpierw konieczne jest zmierzenie się z każdą negatywnością jaką nosimy w sobie odnośnie tego.
trudno mi się pogodzić z tym,
Jest to trudne, bo względem tego nosisz w sobie dużo negatywności.
że coraz mniej go pociagam
To nie tak.
Póki co jego priorytetem w sytuacjach, z którymi sobie wewnętrznie nie radzi jest ucieczka od tego, co czuje. Od wstydu, winy, żalu, etc.
Twoja obecność jako kobiety jest “za słaba” – nie wywołuje szoku, adrenaliny – czyli nie jest wystarczająco silna do stłumienia tego.
Pożądanie jest po prostu za słabe. Bo to jedno źródło sygnału.
Ale obejrzenie np. 20-stu zdjęć różnych kobiet to już 20 źródłem sygnałów seksualnych. I to już tłumi.
Oczywiście, że go pociągasz ale to tak jakbyście próbowali rozmawiać na peronie, po którym cały czas jeżdżą pociągi.
To, że się nie słyszycie nie oznacza, że przestaliście ze sobą rozmawiać.
Tak samo teraz – on Cię pożąda ale on nagromadził w sobie tyle emocji i oporu, że “nie słyszy” tego pożądania.
I jest ono dalszym priorytetem. Pierwszym jest ucieczka od tego, co czuje. A bliskość z kochaną kobietą to z niego wyciąga.
Tak jak jego problem wyciąga z Ciebie opór, gniew, żal, wstyd.
To wzajemna pomoc ale należy właśnie przestać się opierać temu, co czujecie. Przeżyć to, przepracować, zmienić swoje podejście do siebie.
bo całą swoją energię seksualną traci na oglądaniu i podziwianiu innych kobiet.
To cena, którą płaci za tłumienie.
Naturalnie podczas oglądania porno produkowane jest nasienie i powstaje energia seksualna, bo dla umysłu to jest tak, jakby te kobiety były obecne w jego pokoju.
Ale nie chodzi o ich oglądanie czy fascynację ciałem, tylko na tłumienie emocji.
A ja chcę być JEDYNA!
Ależ jesteś!
Czy on wyjechał do jakiejś z tych aktorek?
Czy jest z jakąś inną?
Nie.
On sam jest pogubiony, bo oboje nadal wierzycie, że chodzi o fascynację tymi kobietami. A tak nie jest.
Tak się nie da bo przecież i mnie podobają się inni męzczyźni. Taka jest natura ludzka: ciało i zmysły reagują na druga płeć nawet wtedy gdy jest się meżem i zoną.
Zgadza się.
Ale on nie robi tego, bo przestałaś go pociągać.
Priorytet pierwszy zyskuje ucieczka od zagrożenia, którym są dla niego emocje.
I on znalazł skuteczny sposób na to – pornografię. “Tylko” o to chodzi.
To nie jest to samo, co mówisz, że podobają Ci się też inni mężczyźni. Nie chodzi o to czy/że mu się podobają.
Prawdę mówiąc trudno, żeby mu się nie podobały kobiety w porno. Jak zresztą większości facetów na tej planecie.
Ale gdyby on poradził sobie z emocjami i oporem, przestałby porno oglądać. Zniknęłaby ta fascynacja, a to by pokazało jasno, że nie robił tego, bo był nimi zafascynowany.
Jesli kobieta ma niskie poczucie swojej wartości, mimo, iż mąż powtarza latami że dla niego jest piekna, atrakcyjna, itd to ono bedzie we wszystkim widziało konkurencję i zagrozenie.
Tak i dlatego reagować będzie negatywnie.
I to niestety prowadzi zazwyczaj do rozpadów związków z osobą uzależnioną.
Bo obie osoby nie rozumieją co właściwie ma miejsce.
Porno nigdy nie było konkurencją. Nigdy nie było zagrożeniem.
On nigdy nie wybrałby tych kobiet nawet, gdyby faktycznie je oglądał na żywo.
On to robi, bo adrenalina, ogromna ilość sygnałów seksualnych pozwala mu stłumić wstyd, winę, opór, żal, strach, stres, etc.
A postawa wzbudzająca w nim jeszcze więcej winy, strachu, żalu, wstydu, oporu tylko mocniej nakręca ten mechanizm.
Można rzec, że kobieta, która boi się/gniewa się, że kobiety w porno są zagrożeniem dla jej związku sama doprowadza do realizacji tego zagrożenia.
Bo trzymanie się emocji ZAWSZE prowadzi do samospełniającej się przepowiedni. Zawsze.
Przykładowo – trzymanie się strachu doprowadzi do tego, czego się boimy.
Tym samym nie chodzi o kobiece ciała ale o ten horrendalny wpływ – tłumienie emocji.
Tym zafascynowany jest umysł Twojego męża (nie Twój mąż, tylko jego umysł. Mąż po prostu nie potrafi odróżnić siebie od umysłu, od myśli i emocji).
A zafascynowany jest dlatego, bo potrzebuje tej KORZYŚCI – tłumienia tego, z czym sobie nie radzi emocjonalnie.
Gdy nauczy sobie z tym radzić, fascynacja zniknie automatycznie. Bo to nie fascynacja czymś, tylko tym, co to coś mu daje.
Od poczatków swiata meżczyźni uwielbiali kobiece ciała. Były one inspiracją poetów, pisarzy , malarzy i rzeźbierzy.
Nie rozumiem dlaczego pod tą fascynacją kobiecym wdziekiem wg Ciebie ukrywa się drugie dno: emocjonalnych problemów.
Pornografia to wynalazek na wyciagnięcie dłoni. Nie trzeba z domu wychodzić ani wyobraźni uruchamiać gdyż porny strony to załatwiają.
Jak nie zjeść kilku jabłek skoro ma się je w koszu pod ręką? Soczystych i smacznych dla oczu i podniebienia?
Czy TY Piotrze pogardzisz widokiem rozebranej, pięknej kobiety chocby na zdjeciu?
Odwrócisz wzrok?
Seks z mężem/z zoną to też pewne korzysci cielesne i odczuwalne i co?
Kopulujemy ze sobą tylko dla tych korzysci?
A jedzenie? To przecież nie kawał bezsmakowej celulozy ale konkretny smak, sok, miąższ, wygląd.
A może pragnienie widzenia piękna to nieświadome dążenie do Źródła Piękna?
Może to jest tym drugim dnem? I dlatego mężczyxnie tak cięzko oderwać od tego oczy i zmysły?
Od poczatków swiata meżczyźni uwielbiali kobiece ciała. Były one inspiracją poetów, pisarzy , malarzy i rzeźbierzy.
I nadal są.
Ale pamiętajmy, że nie chodzi o samo ciało, tylko o esencję kobiecości. Wdzięk bierze się z wewnątrz.
Żaden dojrzały poeta nie pisał o samym ciele, tylko o tym, co w nim widział, co przez to ciało przemawiało.
Jest mnóstwo kobiet, które nie mają urody jak modelki z wybiegów czy aktorki porno. Ale mają coś W SOBIE, że gdy się ruszają, mówią czy sposób w jaki po prostu są jest jak pole elektryczne. Włosy stają dęba (i nie tylko włosy ;) ).
A są kobiety po prostu ładne, śliczne. Ale nie ma “tego czegoś”. Nie CZUJE się tego.
Tym samym porno to powierzchowne piękno. To jak poezja bez żadnej głębi. Taka bezmyślna rymowanka. Niby poezja ale nie chwyta za serce.
To jak słodki cukierek. Niektórzy zeżrą całą miskę, a potem zwymiotują.
A niektórzy zjedzą jednego cukierka na tydzień i nie cierpią z tego powodu.
I potrafią czerpać przyjemność z promieni Słońca czy śpiewu ptaków.
Znam osoby, które nie oprą się paczce czipsów. Jak są czipsy – zjedzą je po godzinie. Całą paczkę. Wiedzą, że nie powinni. Potem nawet źle się czują.
A u mnie ostatnio była paczka i sobie leżała w kuchni tydzień. Nawet przez sekundę nie chciałem jej zjeść.
Dlaczego? Bo mam celibat? Nie.
Bo osoba, która chce szybkich kalorii, chce tak naprawdę wpływu tych czipsów na organizm i psychikę.
Zauważmy, że osoby otyłe nie żrą warzyw i owoców, tylko tłuste i kaloryczne. Dlaczego?
Bo wpływ tłustego i kalorycznego jest taki jak porno czy papierosów – tłumi doznania. Zabija zdolność odczuwania.
Wypełnia wewnętrzne poczucie “pustki” bardzo często mylone z głodem i dlatego niedostrzegalne.
Tak samo jak niedostrzegalne są w porno prawdziwe przyczyny mylone z pożądaniem – chceniem.
Jako, że ja nie odczuwałem wewnętrznej pustki, można było rzucić w moim kierunku 20 paczek czipsów i nawet nie przełknąłbym ślinki.
Tak samo nie odczuwam potrzeby oglądania porno.
Ale gdy przychodzi gorszy dzień, wtedy mój umysł zaczyna szukać sposobu na poradzenie sobie z tym.
I wtedy pojawia się WYBÓR. Dla mnie jest świadomy.
Ale uzależniony nie dostrzega nawet, że ten wybór ma. Dla niego to on jest uzależniony od czegoś zewnętrznego. Ale tak nie jest.
On to wybiera, bo nie chce czegoś W SOBIE.
Nie rozumiem dlaczego pod tą fascynacją kobiecym wdziekiem wg Ciebie ukrywa się drugie dno: emocjonalnych problemów.
Bo nie mówimy o podziwianiu kobiecego piękna, tylko oglądaniu rżnących, nieraz plujących na siebie, pochodzących z problematycznych rodzin ludzi.
Nie oglądamy scen, za których intencją jest pokazanie piękna kobiecego i męskiego, tylko oczarowywanie mężczyzn – przepalanie ich mózgów, by potrzebowali więcej i więcej.
Porno to podąż na popyt, którym jest wstyd, wina, strach, poczucie wewnętrznej brzydoty, niepewności życiowej, żalu, itd.
Nigdy radosny nie sięga po porno.
To nie tak jakbyśmy poszli do cukiernika zjeść wspaniałe ciasto, które on zrobił z miłości do ciasta i by sprawiać ludziom przyjemność.
Nikt się od tego nie uzależni.
Ale jakby ktoś sprzedał osobie z trzęsącymi się rękoma ciastko, w które napakował środków spulchniających i substancji, które jak w kurczakach z McDonalda czy KFC “zabijają” uczucie głodu, to ta osoba zje jedno, potem drugie, nawet trzecie i czwarte. Zje bez kompletnego zastanowienia się czy jej to smakuje. Po prostu będzie je pochłaniać bez opamiętania.
A potem będzie o tym myśleć każdego dnia. Czy dlatego, bo było to tak cudowne doświadczenie? Nie. W ten sposób ucieka od tego, przez co jest jej źle.
Pornografia to wynalazek na wyciagnięcie dłoni. Nie trzeba z domu wychodzić ani wyobraźni uruchamiać gdyż porny strony to załatwiają.
Ale co załatwiają? To kluczowe pytanie.
Dlatego napisałem Ci w mailu, że ja miałem seks nawet 20 godzin tygodniowo z piękną partnerką, która stroiła się jak w porno, a ja cały czas czułem pustkę.
Nieraz po 2-3-godzinnym seksie jeszcze włączałem porno.
Jak nie zjeść kilku jabłek skoro ma się je w koszu pod ręką? Soczystych i smacznych dla oczu i podniebienia?
Uważasz, że oglądanie porno jest jak każda inna czynność?
Czy człowiek upija się do nieprzytomności tylko dlatego, bo ma 2 butelki wódki na wyciągnięcie ręki?
Dlaczego więc miliardy ludzi nigdy nie upiło się do nieprzytomności?
Ja mam w tym momencie w mieszkaniu około 10 butelek różnych alkoholi. A nie chodzę pijany.
Dlaczego miliardy ludzi nie ogląda porno tak często/długo, że aż ich związki więdną?
Czy TY Piotrze pogardzisz widokiem rozebranej, pięknej kobiety chocby na zdjeciu?
Odwrócisz wzrok?
Oczywiście, że nie.
Nieraz z moją dziewczyną razem podziwialiśmy piękną dziewczynę, którą np. minęliśmy na ulicy. Ale nie leciałem jej od razu zapiąć za kioskiem.
Pytanie dlaczego miałbym decydować się na oglądanie reżyserowanej sceny, w której kobieta odstawiona jak modelka klęka przed obcym facetem, liże mu jaja i ssie penisa, a potem on od razu wsadza penisa jej w odbyt i rżnie, a ona się cieszy jakby złapała Boga za nogi? Następnie facet posuwa ją jak dziki, ona się naturalnie cieszy, potem udaje orgazm i radość jak facet spuszcza się jej na twarz?
Tak mam podziwiać kobiece piękno?
A może kobiece piękno będę miał okazję podziwiać oglądając jak 4 murzynów przez 50 minut posuwa ostro, a nawet brutalnie nastolatkę wystrojoną jak uczennica gimnazjum?
Pytanie nie powinno na razie brzmieć – czy jestem w stanie w tym docenić piękną kobietę ale dlaczego z tysięcy możliwości wybrałem porno?
Mogłem wejść raczej na serwis, gdzie pokazana jest wspaniała erotyka – kobieta ubrana, nie pokazuje od razu całej cipki, nie jest to głupia dziewucha z wioski, w której była gwałcona przez ojca i wujka i uciekła w porno od własnych problemów.
Dlaczego nie pójdę gdzieś na miasto, gdzie są piękne kobiety i nie porozmawiam z nimi, umówię się na kawę, spojrzę w oczy, będę napawał się jej naturalną kobiecością?
Tylko dlatego, bo porno mam pod ręką?
Czy Ty i Twój mąż poznaliście się, bo było Wam wygodnie i mieliście siebie pod ręką? Czy były ku temu raczej inne powody?
Seks z mężem/z zoną to też pewne korzysci cielesne i odczuwalne i co?
Kopulujemy ze sobą tylko dla tych korzysci?
Wy powinniście wiedzieć, być świadomymi i odpowiedzialnymi intencji stojącymi za Waszymi zbliżeniami.
Ja nie wiem z jakich powodów macie seks. Możliwe, i tego Wam życzę, że są wysokie i oboje macie te same powody.
Ale jeśli uciekacie w seks od np. poczucia osamotnienia no to warto byłoby odwiedzić seksuologa lub psychologa.
A jedzenie? To przecież nie kawał bezsmakowej celulozy ale konkretny smak, sok, miąższ, wygląd.
Czy więc będąc głodną zjesz coś co jest niezdrowe tylko dlatego, bo jest np. słodkie?
Czy raczej przygotujesz sobie posiłek albo zamówisz coś konkretnego?
Są ludzie, którzy przecież napychają się do chorobliwej otyłości byle czym. Dlaczego jednak nie wszyscy ludzie jedzą, jedzą, jedzą non stop?
Dlaczego jednym jest cały czas mało?
Dlaczego jedna osoba potrafi codziennie przygotować sobie pełnowartościowe posiłki, a inna je tylko fast-foody?
Widzimy więc, że JAKOŚĆ tego co robimy zależy od nas.
A może pragnienie widzenia piękna to nieświadome dążenie do Źródła Piękna?
Wszyscy robimy to, co robimy z jakichś powodów.
Mało ludzi wie dlaczego naprawdę coś wybierają.
Ale gwarantuję Ci, że Twój mąż nie dąży do Źródła Piękna, tylko ucieka od źródła brzydoty, które w sobie widzi.
Gdyby dążył do Źródła Piękna, byłby z Tobą, a nie osamotniony oglądał jak młócone są obce baby.
Może to jest tym drugim dnem? I dlatego mężczyxnie tak cięzko oderwać od tego oczy i zmysły?
Mężczyźnie ciężko oderwać jest oczy od filmu czy zdjęć, bo umysł nie odróżnia tego od rzeczywistości.
Gdyby piękna, naga kobieta weszła mu do sypialni, też nie mógłby oderwać wzroku.
Pytanie czy gdybyś Ty była w pokoju obok to on by miał z tą kobietą seks, tylko dlatego, bo mu się podoba?
Tym jest odpowiedzialność.
Może nam się podobać, możemy nawet dostać erekcji ale seksu nie wybierzemy.
Jednak w przypadku uzależnienia od porno chodzi o coś innego. Pożądanie jest po prostu kolosalnie wyższym stanem, niż to co odczuwa się, gdy pojawiły się pierwsze myśli od porno.
W Ameryce mnóstwo ludzi uzależniło się od leków przeciwbólowych (setki milionów uzależnionych). Dlaczego? Bo im smakuje?
Nie. Bo otumania, odcina świadomość bólu, napięć, stresu. Daje haj. I oni się nie uzależniają od farmokologii, tylko od własnego stanu.
Są ludzie, którzy uzależnili się od gniewu. Wszystko ich denerwuje, wkurwia. Nie chcą z tego zrezygnować, bo gniew jest po prostu ogromnie wyższym stanem, niż apatia i żal.
Więc się nie uspokoją, bo wkurwem uciekają od tego, co w sobie noszą.
Kasiu, mówisz o porno to, co mówisz, bo nie znasz przyczyn, przez które Twój mąż je ogląda. Wydaje Ci się, że są takie, a nie inne. Ale to wszystko domysły.
Rozpoznanie ich to jest klucz w wychodzeniu z uzależnienia.
Tobie wydaje się, że on wybiera je świadomie. Ale tak nie jest.
Ja nie uważam, że Twój mąż ma problemy emocjonalne. Ja to wiem.
Dlaczego trudno jest to dostrzec? No bo wiele osób czuje wyłącznie pożądanie – tą chęć obejrzenia porno, a gdy już je włączą to za późno – już pożądanie nadpisuje niższe stany.
Ale gdybyśmy W MOMENCIE pojawienia się pierwszych myśli o porno ZANOTOWALI to, co czujemy, zobaczylibyśmy, że czujemy opór, wstyd, stres, niepewność, napięcie, może nawet ból, frustrację, itd.
Ale uzależniony nie chce tego czuć i dlatego od razu ucieka w umysł, w to pragnienie, bo emocja pożądania jest dużo wyższą jakością od wstydu, winy, apatii, żalu i strachu.
Z tych emocji każdy wybrałby pożądanie. I uzależnieni wybierają. Skupiają się na tym pożądaniu, łapią się go jak jedynego ratunku. Nic już wtedy nie istnieje.
Bo wydaje im się, że porno coś im daje.
Nie wiem czy rozmawiałaś z mężem co czuje. Nie wiem na ile on jest świadomy siebie samego.
Ale gdyby kiedyś on siadł do porno, a Ty weszła do pokoju i próbowała go odciągnąć, zareagowałby nawet gniewem.
To by Ci pokazało, że on niczego nie docenia. Bo gdyby doceniał kobiece piękno, byłby radosny, pełen podziwu, DAŁBY Ci ten podziw.
Ale jedyne co by Ci dał to gniew, strach, zacząłby może nawet krzyczeć, obwiniać, że co Ty robisz.
Bo dla niego to byłoby jakbyś podcinała linę, na której on wisi. Jego jedyny ratunek.
Pomimo, że jesteś kobietą piękną dla niego, za którą wyszedł.
Kasiu, mówisz o porno to, co mówisz, bo nie znasz przyczyn, przez które Twój mąż je ogląda. Wydaje Ci się, że są takie, a nie inne. Ale to wszystko domysły.
Rozpoznanie ich to jest klucz w wychodzeniu z uzależnienia.
Dlaczego domysły? Mąż twierdzi, że włącza porno bo ono mu daje zupełnie inne doznania niż w kontakcie seksualnym ze mną. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że w porno ,,raju” jest więcej bodźców wzrokowych i więcej stymulacji do których pzrez lata przyzwyczaił się mózg.
Z zoną jest fajnie i miło ale tam się dostaje inny rodzaj przyjemności: nieprzewidywalność akcji i zachowań, róznorodnosć kobiet i ciał, perwersję i takie zachowania których się nie ma z własną zoną.
Dopiero taka dawka doznań i bodźców zaspokaja mózg.
I się wraca do żony.
Do życia i obowiązków.
I ta karuzela trwa latami. I szarpie małżeńską relację.
Kasiu, mówisz o porno to, co mówisz, bo nie znasz przyczyn, przez które Twój mąż je ogląda. Wydaje Ci się, że są takie, a nie inne. Ale to wszystko domysły.
Rozpoznanie ich to jest klucz w wychodzeniu z uzależnienia.
Dlaczego domysły?
Bo Twój mąż również nie wie dlaczego to wybiera.
Jego umysł racjonalizuje to, że to dlatego, bo porno coś mu daje.
Ale to nie jest prawda.
Poprzez oszukiwanie umysłu, że na monitorze widzimy żywe kobiety, powstaje sygnał seksualny na tyle silny, by zagłuszyć niższe od niego emocje – wstydu, winy, apatii, żalu, strachu.
Czyli tego, czego żaden człowiek czuć nie chce.
Dodatkowo te obce kobiety jako że nie są żywe, nie są realne, nie wyciągają z człowieka stłumionych toksyn. A każda żywa kobieta wyciąga z faceta to co stłumił w sobie na temat swojej męskości i seksualności. Czyli tego, od czego ucieka Twój mąż.
Mąż twierdzi,
Bo sam nie ma pojęcia. Dlatego twierdzi.
A prawdziwe powody nie są świadome nawet dla niego.
Po fakcie jego umysł to racjonalizuje. Dlatego KLUCZOWE jest ZAPISANIE TEGO W TRAKCIE POJAWIENIA SIĘ PIERWSZYCH MYŚLI O PORNO.
Wtedy widzimy rzeczywistość, a nie domysły umysłu, przez który przecież dochodzi do sesji z porno. Czyli słuchamy się niedojrzałego i kłamliwego doradcy, który obiecuje setki razy i nie dotrzymuje obietnic. Ale jakoś ludziom to nie przeszkadza i nadal go bezkrytycznie słuchają.
Aby poznać rzeczywistość należy spojrzeć na fakty. Zaś mentalizacja umysłu to nie fakty, tylko kłamstwa. Stek bzdur i fantastyki.
Zaś zmierzenie się z prawdą wymaga odwagi, a więc odpuszczenia dumy i własnej racji.
Dlatego proszę o zaufanie w kwestii, w której mam możliwe, że największe doświadczenie w tym kraju i to obustronne – sam byłem uzależniony i przeprowadziłem przez to ponad 200 innych osób.
Niemal każdemu wydawało się, że porno daje mu relaks, zaspokaja fantazje czy ogląda je bo je lubi.
I już po drugim Module Programu stawało się jasne, że jest zupełnie inaczej.
Bo w drugim Module daję narzędzie do uświadamiania sobie nie tylko przyczyn sięgania po porno ale też uświadamiania sobie realnych KORZYŚCI jakie z tego doimy.
On wie, że po porno czuje się źle. Bez energii, bez chęci. Nic nie czuje. Sama to wiesz.
Więc czy na pewno ten cały zachwyt kobiecym ciałem jest prawdziwą przyczyną? Nie. Bo gdyby tak było, poszedłby na miasto.
A jednak płaci niebotycznie nieproporcjonalną cenę do rezultatów i to pomimo tego, że Cię to rani.
Więc korzyścią nie jest wygoda, tylko coś zupełnie innego. Korzyść jest ważniejsza nawet od dotrzymywania żonie obietnic.
Nie wiem jakby on musiał zachwycać się nagością, by tak postępować.
Chyba wierszy nie pisze, by przelewać ten ocean zachwytu?
że włącza porno bo ono mu daje zupełnie inne doznania niż w kontakcie seksualnym ze mną.
Tak, bo kontakt seksualny z Tobą to “tylko” jedno źródło sygnału seksualnego. To powinno być wystarczające i dla zdrowych mężczyzn jest.
Ale dla niego to zdecydowanie za mało – kilkadziesiąt jeśli nie kilkaset razy – za słaby sygnał, by stłumić to, co nosi w sobie od dzieciństwa i czemu stawa bardzo silny opór.
Słowem – zdrowy nie jest
Dlatego też jego doznania są minimalne.
Jego pożądanie dla Ciebie jest w porównaniu z tymi niższymi od niego emocjami zbyt małe. Nie jest w stanie stłumić tego, co czuje.
I on przede wszystkim skupia się na ucieczce od tych emocji, a nie na cieszeniu się i dzieleniu własnym pożądaniem z Tobą.
Aby mógł zacząć cieszyć się pożądaniem i dać Ci zarówno energię seksualną oraz radość i wiele więcej w seksie, sam musi zmierzyć się z tym, co tę radość i swobodę blokuje i od czego ucieka pod maską “zachwytu”.
Jeśli nie widziałaś filmów z Newslettera, wejdź proszę na stronę http://www.wolnoscodporno.pl i zapisz się na darmowy Newsletter. Filmy Ci wszystko wyjaśnią.
Twój mąż też koniecznie powinien to obejrzeć.
Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że w porno ,,raju” jest więcej bodźców wzrokowych i więcej stymulacji do których przez lata przyzwyczaił się mózg.
Mózg do niczego się nie przyzwyczaił.
Nie rozumiesz struktury uzależnienia.
Umysł (nie mózg) pożąda tego, co daje mu nagrodę. W przypadku pornografii jest to mnogość sygnałów seksualnych, które wytłumiają wszystkie inne emocje.
Odcinają świadomość od odczuwania.
Umysł pożąda tego, co daje mu nagrodę, do której się PRZYWIĄZAŁ. Gdyby tę nagrodę dawała mu zupa ze starych sznurówek, codziennie gotowałby zupę ze starych sznurówek pomimo smrodu i paskudnego smaku.
Więc nie chodzi o same bodźce wzrokowe (przecież pięknych kobiet jest mnóstwo na ulicy). Nie chodzi też, że są pod ręką. No bo chyba Twój mąż to nie taki skończony leń i ciapa, że tylko siedzi na dupie i żeby mu wszystko przynosić?
Ciebie też poznał siedząc na tyłku i “podziwiał piękne kobiece ciała” czy ruszył dupsko i to więcej, niż raz?
On dlatego robi to w samotności w domu, bo w domu nie naraża się na te emocje. Jedne co go “naraża” na nie to Ty – Twoje reakcje. Dlatego się od Ciebie dystansuje.
A nawet prosi, byś w nim tych emocji ni wywołała. Prosił? Prosił.
Czy raczej prosił, byś zabrała swoje nieatrakcyjne ciało, bo on podziwia bardziej atrakcyjne?
Poza tym samotność w domu to idealne warunki do tłumienia niechcianych emocji.
Z zoną jest fajnie i miło ale tam się dostaje inny rodzaj przyjemności: nieprzewidywalność akcji i zachowań, róznorodnosć kobiet i ciał, perwersję i takie zachowania których się nie ma z własną zoną.
Innymi słowy – adrenalinę i wiecznie nowe źródła sygnałów seksualnych.
A ich mnogość i adrenalina wytłumiają bardzo skutecznie – tak jak narkotyki, alkohol i papierosy wszystko, co czujemy.
On tego nie robi, bo ma nadmiar energii seksualnej i marnuje ją, bo mu się to bardzo podoba i z Tobą nie chce tego robić.
Wyrzucanie z siebie energii seksualnej to cena, którą płacimy za tłumienie emocji.
Dopiero taka dawka doznań i bodźców zaspokaja mózg.
Mózgu się nie zaspokaja.
Mózg to papka biologiczna, której struktura reprezentuje świadomość człowieka.
To, co się dzieje to stłumienie emocji, których Twój mąż nie jest nawet świadomy, a które ujawniają się, gdy Ty reagujesz.
Stąd Twój mąż powiedział, byś go nie osaczała, że czuje się wtedy jak chłopiec. Bo on od małego nosi w sobie poczucie winy i włącza regularnie porno, by je tłumić.
A tłumienie oznacza, że tylko na moment tracimy świadomość emocji. A one są cały czas. Dlatego umysł cały czas potrzebuje pornografii – źródła tłumienia.
Tym samym on niczego nie zaspokaja, tylko ucieka od emocji, które tłumi. A z czasem coś/ktoś znowu je z niego wyciągnie.
Poza tym jego postawa odnośnie różnych aspektów jego życia powoduje powstawanie nowych niskich emocji.
Postawa “muszę” już powoduje opór i poczucie winy.
Zastanów się ile rzeczy on sądzi, że musi, a dostrzeżesz ile źródeł jednego rodzaju i dla jednej emocji jest w jego życiu.
I się wraca do żony.
Do życia i obowiązków.
Bo to, co wyciągała żona i obowiązki zostało stłumione. A to oznacza, że nadal jest i dalej obciąża.
I ta karuzela trwa latami. I szarpie małżeńską relację.
Więc proszę postaraj się zrozumieć i przyjąć do wiadomości co mówię.
Bo jeśli nadal będziesz/będziecie robili po swojemu, nic się nie zmieni.
Podoba mi się to co powiedział Einstein – “Robienie tego samego i oczekiwanie innych rezultatów to definicja szaleństwa”.
Używki nie zostały wymyślone, by ludziom było lepiej, bo to daje tak fajne doznania.
Ludzie dostrzegli, że to wszytko “daje” haj ale to błędna interpretacja.
To dlaczego w ogóle sięga się po niszczące zdrowie i psychikę używki jest coś, co w naszym mniemaniu jest jeszcze od nich gorsze.
I dlatego są ludzie, którzy korzystają z nich odpowiedzialnie, a są ludzie, którzy kontroli i umiaru nie mają – bo ich intencją jest ucieczka od dużo bardziej zaniedbanego wnętrza.
Skąd te emocje?
Ludzie ewoluują z niskiej, zwierzęcej świadomości. Do tej pory ludzie mają jaskiniowe przekonania, że to straszny świat, Bóg karze i wrzuca do piekła za masturbację i inne kosmiczne głupoty.
Noszą w sobie niskie emocje. A ludzie w bardzo wysokiej świadomości, czyli ci co wzięli za siebie odpowiedzialność, zauważyli, że trzymanie w sobie niskich emocji jest jak picie trucizny.
Budda zauważył, że trzymanie w sobie urazy jest jak picie trucizny z nadzieją, że zaszkodzi komuś innemu. Więc to niedojrzałość i głupota do kwadratu – nie tylko szkodzimy wyłącznie sobie ale naszą intencją jest zaszkodzić drugiej osobie.
Więc jasno i klarownie podane zostało źródło cierpienia i rozwiązanie ale ludzie od wielu tysięcy lat mają to gdzieś. Dalej robią po swojemu.
A potem wielki płacz, że boli, że cierpią, że nie dają sobie rady.
Tak postępuje ponad 80% ludzkości. Uzależnienie zaś siłą zmusza do zmiany siebie. Wóz albo przewóz.
Możemy zrzucać odpowiedzialność, tłumaczyć to sobie “biologicznym programowaniem” cokolwiek to znaczy. Że niby facet powinien zapładniać jak najwięcej kobiet i inne pierdoły.
No to dlaczego większość tego nie robi?
Dlaczego większość, którzy mają jedną partnerkę nie cierpią z tego powodu i nie wsadzają penisa gdzie popadnie?
Większość facetów, z którymi współpracowałem i którzy regularnie oglądali setki kobiet wcale nie chcieli seksu z setkami kobiet. Chcieli jednej, fajnej kobiety dla siebie.
No bo to nie biologiczna powinność mężczyzn, tylko zwierzęcy mechanizm. Nikogo nie kontroluje i nikim nie rządzi, tylko ludzie oddają mu odpowiedzialność za własną niedojrzałość – np. zranioną seksualność, której nigdy nie uzdrowili. I gdy ich umysł cały czas myśli o kobietach, im się wydaje, że albo tak ma być, bo biologia tak to zaprogramowała, albo coś jest z nimi nie tak, bo chcą jednej kobiety, a myślą o innych (z tego powodu czują winę, od której uciekając jeszcze silniej myślą o innych kobietach). A tak naprawdę ich umysł informuje ich, że w sferze seksualności noszą w sobie rany, ból, wstyd, winę, żal, strach, gniew, etc.
No ale należy zrozumieć mechanizmy działające w człowieku, naturę umysłu, emocji, podświadomości i uzależnień. To wszystko wyjaśniałem już na Blogu.
Nie mam pojęcia jakie emocje może tlumić mój mąż. Rozmawiamy o wszystkim. Nie ma powodu bysmy sobie o czymś nie mówili. Co Ty chciałeś ukryć przed sobą i jakim emocjom nie pozwalałeś wypłynąć na wierzch, że sięgałeś po porno? Czy wszytskie Twoje problemy zostały rozwiązane ?
Skoro uważasz, że przyczyną siegania po porno są problemy emocjonalne i ich tłumienie to okazuje się, że takie problemy ma z 90 %(jak nie więcj) mężczyzn…..bo większosć oglada pornografię. I większości z nich ona wystarcza na tyle by nie zdradzać swóich żon.
Mój mąż też nie biega z rozpiętym rozporkiem po mieście próbując sobie ulzyć.
Chce tylko popatrzeć na zdjecia i filmy?
Czy wg Ciebie można w sposób odpiwdeizlany korzystać z pornografii (skoro tak mówisz o uzywkach)?
Jaka powinna być moja/nasza żon postawa wobec mężczyzn którzy korzystają z pornografii?
I jak sobie radzić z tym problemem by nas kobiety to nie zatruwało od srodka?
Nie mam pojęcia jakie emocje może tlumić mój mąż.
Bingo.
Ale to już wyjaśniałem. Dokładnie te same, które czujesz Ty, gdy on znowu ogląda porno.
To co ujawniło się jako pierwsze to wina.
Rozmawiamy o wszystkim.
Nie mówimy teraz o “wszystkim”, tylko o aspekcie, który niepostrzeżenie wkradał się do życia Twojego męża od lat dziecięcych i który nim rządzi.
On o nim nie chce rozmawiać. Bo wraz z tym ujawnia się wina, wstyd, żal, strach, opór.
Zresztą nie rozmawiacie, tylko Ty krzyczysz, a on się wycofuje.
Bo podświadomość się broni. On nie chce, by to co stłumił wyszło. On chce to tłumić pod wygodną, acz bolesną “przykrywką”, że on podziwia inne kobiety, bo to wygodne – przecież “do niego przyjechały”.
Mówiłem w artykule, że uzależnieni wstydzą się tego, a ze wszystkiego na świecie boją się najbardziej swoich emocji. I zrobią wszystko, by ich nie czuć.
Dlatego ludzie przedawkowują narkotyki czy zapijają się do upadłego, a na drugi dzień twierdzą, że nie mają problemów z alkoholem i zawsze mogą przestać pić, tylko piją, bo lubią.
Twój mąż może szczerze nie wiedzieć, nie zdawać sobie sprawy, że ucieka. I ja to rozumiem.
Ale ja wiem co się kryje pod maską uzależnienia, bo sam rozpoznałem to u siebie, rozpoznałem u innych i NIGDY nie było jeszcze innej sytuacji.
Nie ma powodu bysmy sobie o czymś nie mówili.
Logicznego nie.
Ale dlaczego mąż miałby z Tobą rozmawiać o czymś, czego sam nie chce i od czego ucieka nawet płacąc cenę niszczącego się małżeństwa?
Co Ty chciałeś ukryć przed sobą i jakim emocjom nie pozwalałeś wypłynąć na wierzch, że sięgałeś po porno?
Wszystkie – wstyd, wina, apatia, żal, strach.
Nawet pożądanie pomimo, że miałem mnóstwo seksu – z pożądaniem zawsze czułem wstyd, poczucie niewystarczalności, strach, że partnerka mnie tak naprawdę nie kocha, tylko sobie znajdzie kogoś lepszego, a może już szuka.
Po kilku latach dopiero pozwoliłem sobie uwolnić gniew, którego było… mnóstwo. Ponad 20 lat tłumionej od dziecka wściekłości.
Z partnerką naturalnie o tym nie rozmawiałem. Tylko czasem wkurzałem się obwiniałem i obwiniałem, gdy czułem mega pożądanie i gdy ona nie chciała/mogła, zaczynałem się frustrować (oczywiście na nią).
Czyli gniewem reagowałem na przeświadczenie, że ona zabiera mi źródło tego, czego potrzebowałem.
Ale czego i dlaczego tego potrzebowałem nie miałem świadomości. Wydawało mi się, że seksu ale dopiero dużo później uświadomiłem sobie, że nie.
Kilka lat później, gdy dojrzałem pozwoliłem sobie na odważny obrachunek moralny. I wyszło – dziecinne postawy, ucieczka od odpowiedzialności, niechęć do emocji, zrzucanie za nie odpowiedzialności, utrzymywanie negatywnych postaw jak użalanie, wstydzenie, obwinianie, mentalizowanie, szukanie akceptacji, zrozumienia, szacunku, ucieczka od samotności, itd.
Czy wszystkie Twoje problemy zostały rozwiązane ?
Wszystkie jakie miałem wtedy.
A dziś mam nowe.
Bo na tym polega rozwój – dążąc do celu zawsze ujawnione zostanie to, co blokowało radosne, spokojne, chętne realizowanie takiego celu.
Skoro uważasz, że przyczyną siegania po porno są problemy emocjonalne i ich tłumienie
Ja nie uważam. To twardy, niepodważalny fakt.
Zresztą masz dowody – zwykła chęć rozmowy o tym powoduje, że Twój mąż czuje się zaszczuty jak chłopiec. Czy tak powinien czuć się dorosły mężczyzna, z którym jego żona chce porozmawiać o ważnym problemie, który ją boli?
to okazuje się, że takie problemy ma z 90 %(jak nie więcej) mężczyzn…..bo większosć oglada pornografię.
Bingo!
Popatrz na ten świat. Popatrz, że nawet na obradach rządów dochodzi do rękoczynów. Więc z niedojrzałego obwiniania, frustracji dochodzi do dziecięcego “rozwiązywania problemów” nawet przez przedstawicieli całych narodów.
W telewizji patrzymy na niedojrzałość miliardów ludzi. Ale dlatego, że ta niedojrzałość jest powszechna, została uznana za normalność. Na tym polega społeczna apatia.
Dojrzali psychologowie dostrzegli, że dzisiaj za zdrowego uznaje się osobę, która podziela urojenia zarówno społeczeństwa jak i terapeuty, do którego chodzi.
Gary Wilson zauważył, że dzisiejszy świat odnosi się do porno tak jak chory na grypę czy raka odnosiłby się do siebie w świecie, w którym 90% ludzi choruje na grypę lub raka.
Byłoby to uznane za normę pomimo, że grypę się leczy.
A z emocjami zarówno problem ma jak i ich kompletnie nie rozumie i nie dba o ten krytyczny obszar życia ponad 80% ludzkości.
Więc ponad 80% ludzkości nie widzi oczywistego problemu. W kwestii emocji niedojrzałych jest dużo więcej, niż 80% mężczyzn.
I większości z nich ona wystarcza na tyle by nie zdradzać swóich żon.
Do zdrad dochodzi przez to, gdy dwie osoby nie mają podobnej intencji odnośnie relacji ze sobą.
Gdy jedna osoba szuka jednego, druga drugiego i sobie tego nie dają, naturalnie przynajmniej jedna ze stron zaczyna szukać tego poza relacją.
O większości zdrad i tak się nigdy nie dowiaduje druga strona. Bo o to przecież chodzi.
W artykule mówiłem, że kluczem w związku jest intencja. Jeśli naszą intencją jest wspólna droga, to zawsze poszukamy rozwiązań na problemy, na które natrafiliśmy.
Ale jeśli choć częścią intencji jest unikanie czegoś za wszelką cenę, to będziemy także unikać drugiej osoby, jeśli postrzegamy ją jako część problemu.
Mój mąż też nie biega z rozpiętym rozporkiem po mieście próbując sobie ulzyć.
Więc jest na tyle dojrzały.
Ale to co robi w kwestii porno nie jest.
Chce tylko popatrzeć na zdjecia i filmy?
On przez patrzenie chce uciec od tego, co czuje. To nie takie “tylko”, co powinno już stać się jasne.
Bo gdyby czuł tylko spokój i radość, to by nie patrzył na obce baby, a dzielił się z radością z Tobą – kobietą, którą poślubił i której przysięgał wierność.
Czy wg Ciebie można w sposób odpowiedzlany korzystać z pornografii (skoro tak mówisz o uzywkach)?
Mówię o używkach, bo wpływ regularnie oglądanej pornografii ma tak samo destruktywny wpływ ma mózg, psychikę i zdrowie jak narkotyki – np. heroina.
Czy można korzystać w sposób odpowiedzialny. Tak – ale wyłącznie ze 100% szczerością i uczciwością dlaczego to robimy.
Zaś osoba nieświadoma jest automatycznie nieodpowiedzialna.
Stąd też oglądać pornografię w sposób odpowiedzialny można wyłącznie, gdy ostro wzięliśmy się za pracę nad sobą – wzrost w dojrzałości, odpowiedzialności – mentalnej, świadomościowej, emocjonalnej, psychicznej. I oczywiście nie boimy i wstydzimy się o tym powiedzieć komukolwiek. Bo jeśli jest to dla nas niekomfortowe, to już wiemy, że naszą intencją była ucieczka od czegoś, czego w sobie nie akceptujemy, nie chcemy, co wypieramy.
Twój mąż nie jest świadomy dlaczego ogląda porno.
Bo nikt mi nie powie, że tak się zachwyca kobietami, że zaniedbuje od lat małżeństwo, że jego żona krzyczy na niego tak bardzo, że aż się potem wyczerpana.
Jaka powinna być moja/nasza żon postawa wobec mężczyzn którzy korzystają z pornografii?
I jak sobie radzić z tym problemem by nas kobiety to nie zatruwało od srodka?
Na te pytania odpowiem w części drugiej artykułu.
Na ten moment, Kasiu, to wygląda jakbyś przyszła do lekarza i mówiła:
– Panie doktorze, mój mąż się przeziębił. Takie ma objawy…
– Szanowna Pani, to nie przeziębienie, to grypa.
– Nie, nie, panie doktorze! To przeziębienie! Ja wiem.
– Szanowna Pani, raz jeszcze powtarzam, że to grypa i pani mąż musi przyjąć następujące leki.
– Ależ nie! To nie tak! Ja wiem, że to przeziębienie już trwa lata i mnie wykańcza psychicznie, męża też ale to tylko przeziębienie.
– …
Moja praca jest skuteczna, gdy to uzależniony zrozumie swój problem i jego naturę.
Do tej pory współpracę ze mną nawiązywali ludzie, których z zaprzeczenia i apatii wyrwał ból. Cierpienie. Nagle wszystkie wątpliwości i wymówki zniknęły i pojawiło się pragnienie, by sobie pomóc.
Współpraca z człowiekiem niepewnym, który jeszcze się zastanawia nigdy nie jest skuteczna. Bo on zrezygnuje. Tak naprawdę nigdy nawet nie chciał pracy nad sobą, którą jego umysł uważał za zbędny i niepotrzebny wysiłek.
Więc ciekawe, kiedy Twój mąż postanowi coś z tym zrobić? Ty nic za niego nie zrobisz. Możesz zadbać tylko o siebie i skorygować swoją postawę odnośnie całej sytuacji, by Twój mąż nie wykorzystywał jej, by jeszcze silniej się opierać i trzymać winy, wstydu, żalu, strach. W następnej części artykułu podam kilka sugestii odnośnie całej sytuacji.
Zauważmy, że PIERWSZYM KROKIEM DO WYZDROWIENIA JEST “Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu/porno/narkotyków – że nasze życie stało się niekierowalne.”
A więc przyznanie się do bezsilności wobec problemu.
Ty czujesz się bezsilna już od długiego czasu. A jak czuje się wobec tego Twój mąż?
Dopóki nie uzna uczciwie, że jest bezsilny, nic się nie zmieni. Będziecie się na siebie denerwować, obrażać, frustrować, obwiniać ale problem pozostanie.
Ja wiem, że to może przerażać ale takie są realia uzależnienia. Także uzależnienia, które na papierze wygląda na niegroźne – oglądanie seksu na komputerze/telefonie. Jednak to “tylko” objaw czegoś głęboko zakorzenionego i owiniętego wokół praktycznie całego życia.
Piotrze, ja krzyczę nie dlatego, ze mój maż nie chce ze mną rozmawiać o temacie pornografii bo ten temat na pzrestrzeni lat akurat był wałkowany tysiace razy. Krzyczę na męża bo on oglada dalej nagie babki. I nie ma w tym żadnej, głebszej tajemnicy i drugiego dna prócz tego że ogladanie nagich kobiet sparwia mu przyjemność i tak reaguje parwie każdy mezczyzna ….zdrowy w dodatku.
I tu się mój mąż czuje pzreze mnie neizrozumiany i nie zaakceptowany do końca jako męzczyzna- stąd nasze tarcia. Niepotzrebnie nadajesz temu męskiemu ,,hobby” jakąś powazniejszą motywację i doszukujesz się tłumienia niewygodnych prawd. Być może w Twoim przypadku tak było, że zatapiałeś się w porno gdyż za bardzo bolała Cię prawda o braku miłosci wobec Ciebie ale nie jest tak w każdym przypadku. Mój mąż wie, że go kocham i szaleję za nim, moje zywe reakcje są niejako tego dowodem bo gdybym była zupełnie obojetna na to co robi to znaczy że ,,wisi” mi nasz związek i nasza realcja. Problem w tym, że ja reaguję zbyt histerycznie i zbyt agresywnie bo rana odrzuceni jaką mi zadano w dzieciństwie zaczyna się odnawiać przy porno, np. Kobiety są ładne, piekne , ponetne, smakowite dla oczu , nawet ja to widzę a chciałabym by nie tak reagował mój mąż. Czuję się niejako zagrozona i odrzucona gdy on reaguje seksualnie na inne kobiety, nie tylko na mnie. I to jest mój problem. A jego jest taki, że gdy usiadzie do ogladania to ciezko mu się odkleić z fotela….no i perspektywy ma takie, że ja obrazona i zawiedziona jestem więc siedzi i oglada.
Z całym szacunkiem do Twoich doświadczeń i pracy , jaką wykonujesz ale zbyt moim zdaniem przykładasz jedną sztampową tabliczkę do wszystkich przypadków.
Nie zgadzam się ze wszystkim , co piszesz. Pozdrawiam.
Kasiu,
mam nadzieję, że nie będę brzmiał oschle. Ale pewne rzeczy trzeba powiedzieć.
Piotrze, ja krzyczę nie dlatego, ze mój maż nie chce ze mną rozmawiać o temacie pornografii bo ten temat na pzrestrzeni lat akurat był wałkowany tysiace razy.
Ja to doskonale rozumiem, Kasiu. Wiem dlaczego krzyczysz.
I z tego powodu staram się Ci pokazać, że jedynie odbijasz mężowi to, od czego ucieka jak piłeczkę ping-pongową. A ucieka on m.in. od stłumionego gniewu, “nad którym” jednak są jeszcze emocje winy, wstydu, żalu, strachu.
No i oczywiście opór.
Zachowanie Twojego męża nie zmieni się dopóki sama będziesz się tych emocji trzymać i utrzymywać “dla” męża, BO on się zachowuje tak czy tak.
Nie. On się tak zachowuje, BO Ty nosisz w sobie to samo co on, tylko w innej kolejności i z innych powodów.
Krzyczę na męża bo on oglada dalej nagie babki.
Nie.
Krzyczysz na męża, bo czujesz gniew i poczucie winy. Czujesz się bezradna i dlatego właśnie pojawia się gniew – bo to emocja o dużo wyższej energii od winy i bezsilności.
Gniew pojawia się, by POMÓC TOBIE poradzić sobie z uczuciem żalu i bezradności. By pokonać zagrożenie. To dodatkowa energia dla Ciebie.
Ale Ty nie tylko oddajesz za niego odpowiedzialność mężowi, dodajesz jeszcze do tego winę, a także nie korzystasz z tej energii – trwonisz ją na nieprzynoszące żadnych rezultatów machanie rękoma.
No bo ciało musi jakoś spożytkować ogrom energii dostarczonej przez gniew. A masz jej aż tyle, że od machania rękoma dostajesz zakwasów.
Dlatego też dopóki sama nie skorygujesz swojej postawy, zachowanie męża – ten pattern – będzie się powtarzał.
Ja rozumiem, że pragnęłabyś trwale rozwiązać sytuację ale sytuacja dotyczy Ciebie.
Aby to dobrze zrozumieć polecam książkę “Radykalne wybaczanie” Colin Tipping.
I nie ma w tym żadnej, głebszej tajemnicy i drugiego dna prócz tego że ogladanie nagich kobiet sparwia mu przyjemność i tak reaguje parwie każdy mezczyzna ….zdrowy w dodatku.
Absolutna bzdura.
Zdrowi mężczyźni nie ranią przez lata swoich żon tym samym postępowaniem. Szczególnie tym, co naukowo udowodnione, że niszczy mózg i prowadzi do ciężkiego uzależnienia.
Postępowanie takie JUŻ świadczy o poważnej chorobie uzależnienia.
Bo zdrowi mężczyźnie NIE OGLĄDAJĄ PORNO REGULARNIE. Zdarzy się raz na jakiś czas ale nie tak, by powstał z tego wieloletni problem w małżeństwie.
I nie gdy żona siedzi sama w pokoju obok przygnębiona, wymęczona, bezsilna, a mąż dalej robi to samo.
Mam nadzieję, że to wreszcie zrozumiesz. I on również.
I tu się mój mąż czuje pzreze mnie neizrozumiany i nie zaakceptowany do końca jako męzczyzna- stąd nasze tarcia.
No właśnie – no to czego tu nie rozumieć?
Mąż zachowuje się jak zdrowy mężczyzna (przecież zdrowi też nie słuchają swoich żon).
On tylko robi to co lubi.
Więc nie powinno być problemu.
Ale czy o to chodzi?
Uważasz, że problem zniknie, gdy zaakceptujesz swojego męża jako mężczyznę?
Co to w ogóle znaczy? A teraz co – jest “półmężczyzną”? Jeśli tak, to dlaczego? Co mu brakuje?
Nagle magicznie stanie się mężczyzną, bo przestanie oglądać porno? No jakoś nie zamierza.
Niepotzrebnie nadajesz temu męskiemu ,,hobby” jakąś powazniejszą motywację i doszukujesz się tłumienia niewygodnych prawd.
To “męskie hobby” ma niewielki odsetek mężczyzn, z których WSZYSCY okazali się mieć poważne problemy emocjonalne.
WSZYSCY – 100% tych, z którymi współpracowałem (ponad 200 mężczyzn zarówno żonatych, po 50-tce, nastolatków i wszystko pomiędzy, strażacy, policjanci, politycy, nauczyciele, muzycy, etc.) i których objawy pokrywają się w pełni z tym, czego doświadczasz.
Skoro jego hobby Cię tak rani, po co się pobieraliście? Dlaczego nie dogadaliście się w tej kwestii – “Słuchaj Kasia, ja mam takie hobby i z niego nie zrezygnuję choćby skały srały. Ok, pasuje Ci to?”
A może to ukrywał i wyszło większym lub mniejszym przypadkiem? No ale jeżeli to jest takie zwyczajne “męskie hobby” – dlaczego je ukrywać?
No – który facet ukrywa swoje hobby?
I ilu zdrowych facetów ma hobby, które ranią i doprowadzają do białej gorączki swoje żony?
Być może w Twoim przypadku tak było, że zatapiałeś się w porno gdyż za bardzo bolała Cię prawda o braku miłosci wobec Ciebie ale nie jest tak w każdym przypadku.
Tak jest w każdym przypadku uzależnienia od pornografii.
Zapytaj sama siebie czy na pewno to, co płynie między Wami od dłuższego czasu to miłość?
I czy to co mówicie do siebie nie wynika przypadkiem ze strachu?
Czym w ogóle wg Ciebie jest miłość?
Mój mąż wie, że go kocham i szaleję za nim, moje zywe reakcje są niejako tego dowodem bo gdybym była zupełnie obojetna na to co robi to znaczy że ,,wisi” mi nasz związek i nasza realcja.
Ok, to zrozumiałe. I piękne.
Jednak Twoje reakcje to Twój dowód miłości. A co z Twoim mężem? Jak on okazuje swoją miłość? Czujesz to? Masz tego dowody?
Pamiętaj, że to co czujesz dotyczy wyłącznie Ciebie.
To Twoja chęć przekroczenia bezsilności powoduje powstanie gniewu.
I Twój mąż dotąd będzie powtarzał te same schematy, dopóki Ty będziesz tak do tego podchodziła.
Ale po zmianie siebie mąż niekoniecznie przestanie to robić. Ty po prostu przestaniesz cierpieć z tego powodu. Bo jego zachowanie nie jest powodem Twojego cierpienia.
To czy mąż będzie obok Ciebie to będzie jego wybór. I czy Ty dalej będziesz z nim zależeć będzie od Ciebie.
On decyduje o swoim kierunku, a Ty o swoim. Jeśli nie będą się pokrywać – możecie trwać w takiej relacji ale czy będziecie szczęśliwi ze sobą? Nie.
Pytanie dlaczego on tak nie reaguje jak Ty? Mówi, że Cię kocha ale czy jego postawa, jego wybory to potwierdzają?
Czy orientujesz się co on naprawdę czuje?
Czy jest po prostu spokojny, u niego wszystko gra i sobie po prostu ogląda gołe dupy?
Problem w tym, że ja reaguję zbyt histerycznie i zbyt agresywnie bo rana odrzuceni jaką mi zadano w dzieciństwie zaczyna się odnawiać przy porno, np. Kobiety są ładne, piekne , ponetne, smakowite dla oczu , nawet ja to widzę a chciałabym by nie tak reagował mój mąż. Czuję się niejako zagrozona i odrzucona gdy on reaguje seksualnie na inne kobiety, nie tylko na mnie. I to jest mój problem.
Rozumiem.
Jednak to jak Ty reagujesz nie jest ani ZBYT histeryczne, ani ZBYT agresywne. Jest odpowiednie dla Ciebie, jest naturalne i zrozumiałe.
I nie jest to problemem.
Problem istnieje niezależnie od tego i jest nim uzależnienie Twojego męża od pornografii. Z którego nie zdajecie sobie sprawy i z którego Twój mąż nie chce zrezygnować.
Przydałoby się, aby Twój mąż wreszcie uświadomił sobie, że oglądanie porno niszczy mu mózg, obciąża psychikę i każdego dnia pogłębia problem, którym jest (a jest BARDZO poważnym problemem).
Dowodem na to jest to czego Ty doświadczasz. Skoro on uważa, że wszystko jest ok, a Ty cierpisz, no to mamy tu sprzeczne kierunki.
A jego jest taki, że gdy usiadzie do ogladania to ciezko mu się odkleić z fotela….no i perspektywy ma takie, że ja obrazona i zawiedziona jestem więc siedzi i oglada.
Więc powiedz mi, który zdrowy mężczyzna siedzi i ogląda porno – ruchające się obce baby, gdy jego ŻONA cierpi z powodu tego, że on to robi? A potem robi to dalej, bo ma to jeszcze mocniej usprawiedliwione?
On jest naprawdę zdrowy? Nie ma żadnych problemów? Nic a nic? Wszystko picuś glancuś? Wypisz wymaluj wspaniały mąż?
No kurwa, nie dziwne, że nie dostrzegasz w nim mężczyzny, bo jego zachowania są dziecinne. Bo on oglądał porno już jako dziecko i już od dziecka tłumił wstyd, winę, żal, strach, etc.
A potem sobie rósł, uzależnienie wraz z nim. I dla niego uzależnienie jest jak ukochany zwierzak, który zawsze przy nim. Który zawsze pocieszy jak jest źle.
A jest coraz gorzej. No bo nie powiesz mi, że jest coraz lepiej.
ON MA PROBLEM. Z UZALEŻNIENIEM. A TO OZNACZA, ŻE POWAŻNY PROBLEM Z EMOCJAMI.
Bo pokaż mi jeden przykład – jedną osobę uzależnioną od czegokolwiek, która nie ma problemu z emocjami. Jeden przykład wystarczy, a ukłonię się w Twoją stronę, przyznam Ci 100% racji i zapomnę, że Twój mąż ma problem z emocjami.
A jak znajdziesz mi przykład osoby regularnie oglądającej porno nie mającej problemów z emocjami (podkreślę, że nieodczuwanie emocji, nieumiejętność odczuwania emocji, niechęć do odczuwania emocji to już patologia), obiecuję, że przemyślę całe swoje życie i pracę.
Z całym szacunkiem do Twoich doświadczeń i pracy , jaką wykonujesz ale zbyt moim zdaniem przykładasz jedną sztampową tabliczkę do wszystkich przypadków.
Jedną sztampową tabliczkę?
Stwierdzenie “problem emocjonalny” jest szalenie szeroki. Emocje to nie malutki aspekt bycia człowiekiem – np. Twój gniew i machanie rękoma i tyle.
Emocje to 80% życia większości ludzi.
To, co macie i doświadczanie odzwierciedla to, co podświadome. A Twój mąż gromadzi sobie w podświadomości coraz więcej tego, co Ty czujesz.
On tym nasiąka cały czas.
I tak na marginesie Ty masz problem emocjonalny. Bo gdybyś czuła miłość, odnośnie zachowań swojego męża czułabyś spokój, troskę. A nie gniew, żal, smutek, bezsilność.
Może nawet odeszłabyś nadal go kochając bo zrozumiałabyś, że inaczej mąż nie podejmie żadnych działań mających mu pomóc.
Niezależnie co zrobisz – Ty za niego nie rozwiążesz tego problemu.
Nie zgadzam się ze wszystkim , co piszesz.
Zastanów się z czego wynika Twoja niezgoda. Z pragnienia posiadania racji?
Z dumy, bo Ty wiesz lepiej co widzisz?
Ale czy widzisz wszystko? Czy Twoje interpretacje są słuszne? No bo gdyby były słuszne, znalazłoby się rozwiązanie.
Ale problem trwa i nic na horyzoncie nie wskazuje, że cokolwiek się zmieni (na lepsze).
Moim darem i nieraz przekleństwem jest to, że ja wyraźnie widzę to, czego inni nie chcą w sobie widzieć. I bez problemu mogę to wyciągnąć.
To boli, więc i nieraz dostało mi się po uszach.
Dostrzegłem, że dość często zdarza mi się mówić parafrazę – “Dostrzegasz źdźbło w oku brata swego, a belki w swoim nie dostrzegasz?”.
Bo to, co widzimy w innych to nasze odbicie. Niemniej druga osoba ma poważny problem. Bardzo poważny. Tak jak Ty odpowiadasz za swój, którego jesteś świadoma, on odpowiada za swój, którego oboje nie jesteście świadomi. Oboje go bagatelizujecie.
Piotrze, nie obraź się ale moim zdaniem za bardzo jesteś zafiksowany na temacie pornografii. Zbyt mocno Cię ten temat wciągnął i z jednego uzaleznienia wszedłeś w drugie.
Życie mojego męża to nie tylko oglądanie porno: to praca, dzieci, obowiązki domowe, oraz przyjemności z żoną. Tak pewnie wyglada życie 99 % męzczyzn.
Ci, którzy w ogóle nie mają styczności z porno to jednostki .
Ja nie patrzę na męża tylko przez pryzmat porno.
Nie szkoda Ci życia , czasu i energii na życie wirtualne i odpisywanie w kółko jednego i tego samego ludziom?
Jak zyjesz? Co robisz poza wirtualem? Jak wygladają Twoje relacje z innymi w realu?
Masz kobietę/żonę/dzieci?
Czujesz się kochany i nie samotny?
Czy budujesz raczej swoją wartość na tym blogu wpisując się w rolę specjalisty od tematu porno?
Sam siebie ograniczyłeś do kilku pojęć i sztampowych informacji które tu serwujesz każdemu.
Kim jesteś bez tego bloga?
Oto moje pytania do zastanowienia dla Ciebie.
Dziękuję za poświęcony czas jednak informacje i wnioski którymi się tu podzieliłeś nic nie wnoszą do mojego życia. Nie wierzę w te liczby mnóstwa ludzi których to podobno wyprowadziłeś z problemu. Moim zdaniem jeszcze go wzmocniłeś i zafiksowałeś kogoś na nim.
POzdrawiam. Trzymaj się i pomyśl o SOBIE. I swoim życiu.
Piotrze, nie obraź się ale moim zdaniem za bardzo jesteś zafiksowany na temacie pornografii. Zbyt mocno Cię ten temat wciągnął i z jednego uzaleznienia wszedłeś w drugie.
To Twoje wyobrażenie.
Zajmowanie się pomocą uzależnionym to moja praca. Praca. Tak jak bycie informatykiem, sprzedawcą czy kimkolwiek innym. Z Twoich słów wynika, że albo tego nie rozumiesz, albo wszystkich pracujących postrzegasz jako zafiksowanych.
Naturalnie wykonując ją jestem na niej “zafiksowany” tak jak każdy powinien być na swojej.
Niczym się to nie różni od każdej innej pracy przynajmniej na pełen etat. Chcę być w tym coraz lepszy, więc i część wolnego czasu poświęca na doszkalanie się.
A jest to przynajmniej pełen etat, bo ludzi uzależnionych jest ogrom.
Poza tym nie spędziłem lat na kształcenie się w temacie psychologii, duchowości, rozwoju, a tym bardziej jako terapeuta.
Więc miałem co nadrabiać.
Życie mojego męża to nie tylko oglądanie porno: to praca, dzieci, obowiązki domowe, oraz przyjemności z żoną. Tak pewnie wyglada życie 99 % męzczyzn.
Tak ale ja zajmuję się tym 1% ludzi poważnie chorych. A uzależnionych jest więcej, niż 1%
Ale nawet 1% mężczyzn to 30 000 000 ciężko chorych ludzi.
I jeśli ktoś mi mówi, że cierpi, że ma zakwasy od machania rękoma, a do męża i tak nie dociera od lat, że jest uzależniony i robi sobie oraz swoim bliskim krzywdę, to traktuję to jako trudny przypadek i staram się pomóc najlepiej jak mogę.
Gdyby, zajmował się złamaniami i mi ktoś napisał, że ma złamaną rękę ale poza tym jest ok, to chyba zrozumiałe, że byłbym zafiksosany na złamaniu i pewne informacje każdy otrzymałby takie same?
Czy to coś negatywnego?
Ci, którzy w ogóle nie mają styczności z porno to jednostki.
Dokładnie. A biorąc pod uwagę kompletną nieświadomość wpływu porno na psychikę, mentalność i wiele więcej, widzimy ogrom zagrożenia na skalę światową.
Przy czym już niebotycznie spory odsetek ludzi wpadł w to po uszy.
Ci co mają z tym poważny problem to już nie jednostki.
I społeczeństwo jako, że do wielu, szczególnie nowych i bolesnych spraw, podchodzi apatycznie, pornografia “normalnieje” w oczach ludzi.
Tak jak normalnieje w Twoich.
To też tak jak dziś praktycznie już nikogo nie szokuje ilość ludzi ginących po pijaku za kółkiem. To spowszechniało, już nie powoduje szoku i adrenaliny, więc ludzie szukają sobie adrenalinopędnych informacji gdzie indziej.
A co się stało z ludźmi prowadzącymi po pijaku? Nic. Nadal ich przybywa.
Giną całe rodziny, ludzie niewinni, itd. Tylko nikt się tym już nie zajmuje i każdy lubi sobie dalej wypić.
Pytanie co powinniśmy zrobić, gdy w naszej rodzinie istnieje zagrożenie, że ktoś w końcu “siądzie po pijaku za kółkiem”? Albo już “prowadzi”.
Ja nie patrzę na męża tylko przez pryzmat porno.
Super!
Ale jest to element, który Cię bardzo boli i z którym na razie oboje sobie nie potraficie poradzić od dłuższego czasu.
A ja skupiam się na tym, co realnie może pomóc.
Gdy idziesz do lekarza z zapaleniem migdałków, to chyba naturalne, że lekarz się na tym w pełni skupi?
Czy lekarzowi też byś mówiła, że nie postrzegasz męża wyłącznie przez pryzmat zapalenia migdałków, gdyby miał z nimi problem?
Uzależnienie to choroba. Poważna. Nie wyleczy jej tabletka.
A w dużym stopniu dotyczy ona również Ciebie, jeśli chcesz aby Wasze małżeństwo nadal istniało.
Nie szkoda Ci życia , czasu i energii na życie wirtualne i odpisywanie w kółko jednego i tego samego ludziom?
A, to dalej Twoja osobista historyjka.
To “wirtualne życie” to moja praca, której nie poświęcam całego czasu. Tak jak większość ludzi nie poświęca całego czasu swoim pracom.
“Odpisywanie w kółko” to część tej pracy, bo jej formą jest prowadzenie korespondencji mailowej. Rolą tego jest zachowanie anonimowości.
Większość uzależnionych bardzo tego potrzebuje.
To są fakty, a nie moje widzimisie. Ja dostosowałem moją pracę i to jak ją wykonuję do potrzeb moich klientów.
Odpisuję Tobie to, co mogę, bo więcej nie wiem. Więcej mi nie powiedziałaś.
Współpracując z ludźmi poruszaliśmy setki różnych tematów. Ty widzisz bardzo niewiele, bo Twój umysł mentalizuje z niskiego, emocjonalnego poziomu.
I możesz znowu napisać, że powtarzam to samo. No ale to się tyczy Ciebie jak i większość ludzi i na razie nie mam informacji, że coś z tym zrobiłaś.
A że jest to ważne i potrzebne na początku, będę to powtarzał.
Gdybyś miała chore migdałki i lekarz powiedział Ci co zrobić, a Ty byś tego nie zrobiła, to co lekarz miałby powiedzieć następnym razem? Coś innego? Niby dlaczego?
Próbowałby kopnąć Cię w tyłek, byś zrobiła to, co niezbędne.
Ty napisałaś mi bardzo niewiele i na tej bazie starałem się pomóc jak mogłem.
Jak zyjesz? Co robisz poza wirtualem? Jak wygladają Twoje relacje z innymi w realu?
Przyzwoicie.
Masz kobietę/żonę/dzieci?
Obecnie nie.
I był to świadomy wybór, by skupić się na nauce. Nie cierpię z tego powodu.
Czujesz się kochany i nie samotny?
A czy Ty CZUJESZ się kochana i nie samotna?
Z Twoich wypowiedzi wnioskuję, że bywa różnie.
A ja nie wymagam miłości od nikogo. Otrzymuję jej dużo i daję tak wiele jak potrafię.
Ja kocham i to wystarcza.
Czy budujesz raczej swoją wartość na tym blogu wpisując się w rolę specjalisty od tematu porno?
Naprawdę tak uważasz?
Że ja potrzebuję budować swoją wartość przez robienie czegoś?
Wykonywanie tej pracy to reprezentacja mojego poziomu rozwoju i ochoty do pomocy.
Bycie “specjalistą” to uproszczone opowiedzenie o moim doświadczeniu.
Kiedyś tak – byłem informatykiem, utrzymywałem i rozwijałem duży system rządu polskiego i czerpałem z tego poczucie wartości. Dlatego z czasem zacząłem cierpieć.
A dziś jest inaczej – to z tego jaki jestem, jaki się stałem wybrałem obecną pracę – pomoc innym, cierpiącym.
Blog to malutka część tego co robię.
A nawet gdybym przestał z jakichś powodów, znalazłbym inny sposób, by realizować swój poziom.
Sam siebie ograniczyłeś do kilku pojęć i sztampowych informacji które tu serwujesz każdemu.
No tak…
A gdybyś te “sztampowe informacje” zastosowała, dostrzegałbyś, że nie są sztampowe.
Poza tym – wychodzenie z uzależnienia wiąże się z poznaniem kilku podstawowych spraw. To jak nauka dzieci w szkołach podstawowych.
Czy informacje przekazywane w szkołach podstawowych są sztampowe i należałoby przestać? Nie. Są to niezbędne i są powtarzane co roku wszystkim dzieciom.
To samo robię tu. Czy to aż tak dziwne?
Wiele problemów ma podobne źródło i dlatego informacje się pokrywają.
Czy ważne jest jaka informacja pomogła rozwiązać problem, jeśli faktycznie pomogła?
Ale nawet najwspanialsza, najbardziej doniosła mądrość nie pomoże, jeśli jej nie zastosujemy.
Ciekawe, że używasz stwierdzenia “sztampowe”. Bo np. większość ludzi na planecie nie rozumie, że nie oni myślą. Czy to dla Ciebie sztampowe – że nie Ty myślisz? Że Twój umysł sam paple cały czas i nie masz nad tym żadnej kontroli? Sprawdź to.
Kim jesteś bez tego bloga?
Kim jesteś bez męża? Bez dzieci?
Kim jest Twój mąż bez porno? Bez jego pracy? Bez Ciebie?
Ja bez tego Bloga nie zmieniłbym się nawet o 1%. Znalazłbym inną drogę, by służyć ludziom i pomagać.
Ten Blog to jak witryna sklepowa. Sklep bez niej się nie zmieni ale wtedy bardzo mała byłaby szansa, że ktoś w ogóle by do tego sklepu wszedł.
A to co się dzieje “w sklepie” to już sprawa między mną a moimi klientami. I objęte jest to pełną dyskrecją.
Oto moje pytania do zastanowienia dla Ciebie.
A ja mam kilka dla Ciebie, które już zadałem.
Dziękuję za poświęcony czas jednak informacje i wnioski którymi się tu podzieliłeś nic nie wnoszą do mojego życia.
Bo tylko Ty możesz coś wnieść do swojego życia.
Wiedza niezastosowana jest bezwartościowa.
Zaś Ty sama znalazłaś sobie wytłumaczenie, by informacji nie zastosować.
Zapewne z prostego faktu, że mi zwyczajnie nie ufasz. Automatycznie więc to, co mówię traci na wartości w Twoich oczach.
Rozumiem to. Daj sobie kilka lat i ja tu będę ze swoimi sztampowymi informacjami. I to, co napisałem teraz będzie równie aktualne za 5 i 50 lat.
Czy informacja, że na ból gardła trzeba wziąć taki, a taki lek rano i wieczorem to informacje sztampowe? Może i tak ale są niezbędne.
A pełno ludzi i tak robi po swojemu.
Nie wierzę w te liczby mnóstwa ludzi których to podobno wyprowadziłeś z problemu.
To oczywiste, że nie wierzysz.
A ja nie mogę Ci tego udowodnić, bo jak mówię – anonimowość jest kluczowa i jest to moje święte zobowiązanie.
Dlatego to, co może ludzi przekonać, że nie paplam głupot, to głównie 2 drogi:
1. Ból związany z uzależnieniem zmuszający do otworzenia się na coś innego, nowego i zastosowanie tego. I wtedy uczciwa praca nad sobą przynosi rezultaty, bo inaczej być nie może i nigdy nie było.
2. Najpierw rzetelnie stosujemy informacje, a gdy rezultaty nas zadowolą, wiemy już, że “coś w tym musi być”.
Reszta to tylko mentalizacja.
Zauważmy, że ludzie są oczarowania tytułami, markami. Wolą wydać 500 zł więcej na buty, bo mają małe logo jakiejś firmy. A jakościowo nie różnią się niczym od butów dużo, dużo tańszych.
Ludzie świadomie i radośnie dają się więc oszukiwać. I to uważane jest za normę. Bo sami do małego logo dołożyli sobie własną historyjkę i to za tą historyjkę płacą.
Wy jeszcze najwyraźniej możecie sobie pozwolić na dalsze płacenie za własną.
Rzadko mam okazję rozmawiać “z drugą stroną” – nie z osobami uzależnionymi, a z ich bliskimi. Dlatego nie mam doświadczenia i nie wiem jak rozmawiać z Tobą, by “zaskoczyło”.
Wiem jak rozmawiać z uzależnionymi, których już wystarczająco zabolało.
Niemniej informacje jakie podałem realnie pomogą, jeśli weźmiemy je do serca.
Moim zdaniem jeszcze go wzmocniłeś i zafiksowałeś kogoś na nim.
Twoje podejście pokazuje tylko globalne niezrozumienie czym uzależnienia w ogóle są i dlaczego do nich dochodzi oraz dlaczego ludzie, nawet posiadający rodziny, trwają w nich długie lata.
Miliony milionów ludzi jest alkoholikami, palą setki papierosów tygodniowo, biorą narkotyki, oglądają porno godzinami dziennie.
To są fakty.
Nikogo nie muszę na tym zafiksowywać, ani wzmacniać cokolwiek to znaczy.
Sama mi pisałaś jak się czujesz z problemem swojego męża. Czy ja Cię na tym zafiksowałem? Czy to przez moje słowa krzyczysz i machasz rękoma do opadnięcia z sił?
Czy ja Cię w tym wzmocniłem?
Jedyne w czym próbuję Cię wzmocnić to w podkreśleniu co jest do zrobienia, by sytuację naprawić. Oraz przestawiam FAKTY, co robi regularne oglądanie porno z mózgiem.
Jeśli nie ufasz mi, bo nie mam żony, obejrzyj to przemówienie (są napisy po polsku):
https://www.youtube.com/watch?v=wSF82AwSDiU
Ten film otworzył mi oczy i pomógł poważnie podejść do siebie, uzależnienia i swojego życia.
Jeśli nie masz problemu z angielskim to obejrzyj jeszcze to:
https://www.youtube.com/watch?v=ZLtSoWrEplM
Gary Wilson jest znany, szanowany, pracuje jawnie, ma żonę i profesjonalnie zajmuje się uzależnieniem od porno (żona chyba mu w tym nawet pomaga). Wydał mądrą książkę, prowadzi seminaria i wiele więcej.
Może on też jest zafiksowany, ma bzika i ogólnie powinien jechać na 3 lata wakacji do Mozambiku, by przemyśleć czy to co robi ma sens?
To nie ja muszę Wam pomóc. Nikt nie musi. Tylko w Polsce praktycznie nikt się tym nie zajmuje, bo to bardzo młode uzależnienie.
Jestem jednym z pierwszych. To wszystko.
Nie ufasz mi, bo nie mam nic na potwierdzenie tego poza moimi słowami. Stąd Blog – by przez informacje pokazać ludziom, że coś potrafię, coś rozumiem. To moja “witryna sklepowa”.
Jednych zachęci do odwiedzin, innych nie. I to jest normalne.
POzdrawiam. Trzymaj się i pomyśl o SOBIE. I swoim życiu.
Jak mówiłem – pomoc to moja praca, bo potrzebujących jest bardzo dużo. Tak jak Twój mąż i zapewne też Ty wykonujecie prace, na które jest zapotrzebowanie.
Wykonując ją dbam o swoje życie, tak jak Twój mąż wykonując swoją pracę. I Ty wykonując swoją. Można też oczywiście uciekać w pracę od swojego życia. Czasem i mi się to zdarza.
Twój mąż od czegoś ucieka w porno.
Ja wolny czas poświęciłem na naukę pomocy innym. W 3 lata przeszedłem lata świetlne i nadal się uczę.
I zastanawiam się czy mogę coś jeszcze zrobić w Twoim przypadku. Możliwe, że nie.
Ty zaś przez to, że ten problem dotknął Cię osobiście i jest bolesny oraz przez fakt, że przez zranienie trudno jest Ci zaufać komuś obcemu, szczególnie, że sam niegdyś byłem uzależniony, dostrzegasz w mojej pracy jakieś brzydkie kaczątko.
Uważasz, że moje postrzeganie rzeczywistości jest w jakiś sposób ograniczone, przesłonięte przez wyolbrzymiony przeze mnie problem, by mieć co robić i wmawiać ludziom, że potrzebują pomocy…
No ale to przecież Twoja historia na temat postępowania Twojego męża. To, co on robi jest dla Ciebie bolesne, a przez to co ja robię próbuję pomóc Wam tę sytuację rozwiązać.
Jeśli nie ja, poszukaj proszę innego specjalisty. Kto ma tytuł, żonę i pracuje przez 4 godziny dziennie. I kto pomógł 15 uzależnionym od porno osobom. Brzmi idealnie?
Ale przez 4 lata ktoś tam raz zasugerował innego specjalistę. Zapisz się na Newsletter, obejrzyj 1 film i zobacz ile jest komentarzy pod tym filmem. Zobacz ile ludzi ma problem i poszukaj tych komentarzy, które mówią “Hej! Znam kogoś, kto się na tym świetnie zna i mi pomógł!” Zobaczysz ZERO takich wiadomości. A potem skontrastuj to z ilością komentarzy osób ciężko chorych, które mnie same znalazły.
Nie rozpocząłem współpracy z nikim do tej pory – od 4 lat – kto sam na własnej skórze nie doświadczył bólu związanego z uzależnieniem.
Przez 4 lata odezwało się do mnie około 200 osób. I rozpoczęliśmy współpracę, bo oni wyczerpali wszystkie inne opcje. I dzięki temu, że odwrotu nie było, przyszły rezultaty.
Niektórzy nie ufali mi nawet przez pierwsze 2-3 miesiące. Nawet mając świetne rezultaty.
A dużo, dużo więcej tylko napisało komentarz na Blogu, nie zdecydowała się na rozpoczęcie leczenia. Ani ze mną, ani z nikim innym.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że współpraca z kimś, kogo “przekonałbym” na poziomie logiki nie miałaby sensu.
Widać to na Twoim przypadku.
Podałem Ci rozwiązania, a także przestrzegłem przed tym co nieuchronnie czeka w przyszłości, jeśli wiedza nie zostanie zastosowana. Ostrzegam również o tym, co porno robi z mózgiem Twojego męża – tak, to “zwyczajne męskie hobby”, które dotyczy 99% mężczyzn (i coraz więcej kobiet).
Dla bardzo wielu, jeśli nie większości związków, a nawet małżeństw, to co uważają za normalne, gdyby spojrzeć na to trzeźwo jest pod granicą pozytywności, nie nad nią.
Ja mówię Ci jak powinnaś zmienić swoje podejście do męża w kontekście uzależnienie, do siebie, do całego problemu, a Ty zamiast tego pytasz się mnie czy czuję się samotny.
Widzimy więc wyraźnie opór, strach, blokadę i zrzucanie odpowiedzialności na mnie za to, co sama czujesz.
Czy lekarza leczącego zapalenie migdałków i skupiającego się na tym też byś się pytała czy jest samotny, bo przesiaduje w gabinecie większość dnia?
Czym wg Ciebie różni się moja praca od lekarza? Tym, że nie mam tytułu doktora przed nazwiskiem i tym samym ja sobie zmyślam problemy i wciskam ludziom ciemnotę?
Bo piszę maile, a nie rozmawiam bezpośrednio? Fakty są takie, że ogrom uzależnionych wstydzi się i boi mówić o swoim problemie nawet terapeutom.
Anonimowa rozmowa przez maila to dla nich ogromna ulga.
Nie wiem co mogę zrobić, byś mi zaufała. Pewnie nic. Mogę tylko trzymać kciuki, że znajdziecie satysfakcjonujące Was rozwiązanie.
Przypominam, że to Ty przyszłaś do mnie z bolesnym problemem, a teraz robisz wszystko, by to zbagatelizować.
Nie wiem co mogę jeszcze powiedzieć.
Gdy następnym razem będziesz krzyczała i machała rękoma do utraty tchu zastanów się kto potrzebuje pomocy?
Mówienie o mnie to tylko unik od tego, co czujesz. Strach i opór przed tym, co trzeba zrobić. Bo doskonale wiesz, że trzeba. I że jest coraz gorzej. I będzie.
I to również jest perfekcyjnie normalne to czuć.
Pewnie nie jest to bardzo poważny przypadek ale poważny jest jak najbardziej.
Niemniej gdy powiedziałaś mi, że mąż ogląda porno i Cię to boli, że krzyczysz, wściekasz się, a potem siedzisz obrażona, a on dalej ogląda, to jak mogłem zareagować?
Powiedzieć – a spoko, niczym się nie przejmuj, to normalne w polskich rodzinach?
Zareagowałem, bo tak jak Ty przejmuję się. Zależy mi, by Wam pomóc. Ale ja nie macham rękoma, tylko przekazuję informacje.
Czy to źle o mnie świadczy, że poświęcam na to dużo czasu? Wolałabyś, by lekarze robili wszystko na odczepnego i sobie potem wracali do domu, przerywali spotkanie z chorym, bo wybiła 15 i pora jechać do domu?
Bywam przygnębiony, gdy nie potrafię pomóc, przemówić do rozsądku, by zmotywować kogoś, by zrobił to, co niezbędne.
Wczoraj jechałem do przyjaciół metrem i czułem smutek, bo nie wiedziałem czy maile wysłane do dwóch osób to było najlepsze co mogli ode mnie usłyszeć. Bo troszczę się i mi zależy na innych ludziach. Obcych i cierpiących. Ale już na miejscu odłożyłem to, by zająć się przyjemnym spędzeniem czasu.
Ale nic na siłę.
Nie pracuję, by się dowartościowywać, cokolwiek to znaczy, tylko bo rozumiem co czują osoby uzależnione i ich bliscy. Wiem jakie to jest bolesne i trudne do zaakceptowania.
Nie mam jednak mocy, by cokolwiek zrobić. Nie będę wchodził w niczyje życie, bo tak mi się umyśliło.
Gdy znajdziecie miejsce, w którym otrzymanie niezbędną pomoc, dostrzeżenie, że informacje jakie uzyskanie w dużej większości będą pokrywać się z tymi, które już Wam przekazałem.
Wszystko co piszę wyszło w praniu. Fakty same się przedstawiły. Ja nic nie musiałem wymyślać i nic nie muszę wymyślać.
Ja tylko dzielę się tym, czego doświadczyłem z moimi klientami.
Fakty od wyobrażeń na temat uzależnień są dużo, dużo bardziej szokujące (z braku lepszego słowa).
Ale i tu jest pozytyw pod względem tego, że i jak można pomóc wszystkim, którzy realnie tego chcą.
Ja też życzę Wam wszystkiego dobrego!
PS.
Obszerność tego komentarza to moja forma “krzyczenia i machania rękoma”. Bo mi zależy. I będzie mi przykro jeśli to nic nie da. Jednak moja samoocena na tym nie ucierpi. Wręcz przeciwnie – poszukam rozwiązania, by w przyszłości, gdy napisze do mnie następna żona, rozmowa była bardziej owocna.
Ależ jesteś!
Czy on wyjechał do jakiejś z tych aktorek?
Czy jest z jakąś inną?
Aktorki przyjechały do niego. Sam napisałeś, że mózg to odbiera tak jakby one były z nim/przy nim w pokoju. Otóż mój mózg i emocje też tak to odbierają dlatego większosć kobiet odczuwa oglądanie porno jako zdradę: czyli jakby te kobiety były realnie z mężem, one kręca biodrami, rozchylają uda…itp…a on jest biorcą tych kokieterii.
Czyli ktoś trzeci wchodzi na miejsce żony i rozkerca/podkręca jej męża.
Ona moze jedynie w najlepszym przypadku dostać ochłap: finisz tego seksualnego podkręcenia.
Ależ jesteś!
Czy on wyjechał do jakiejś z tych aktorek?
Czy jest z jakąś inną?
Aktorki przyjechały do niego.
Jak mówię, dopóki faktyczne przyczyny, przez które on wybiera, by je oglądać pozostaną nieuświadomione, to co mówisz będzie wydawało się sensowne.
Ale to po prostu nie jest rzeczywistość.
Sam napisałeś, że mózg to odbiera tak jakby one były z nim/przy nim w pokoju.
I dlatego też powstają przy każdym zdjęciu/filmie sygnały seksualne, które z ogromną mocą tłumią emocje, opór, napięcia i przepalają mózg, przez co czujemy coraz mniej.
Otóż mój mózg i emocje też tak to odbierają dlatego większosć kobiet odczuwa oglądanie porno jako zdradę:
Nie dlatego.
Wierzycie, że Wasi mężczyźni dokonali logicznego wyboru, bo w Was przestali dostrzegać np. piękno.
Dlatego mówię, że żaden facet nie dokonał logicznego wyboru, tylko uzależnił się od haju, który czuje i którego potrzebuje w opozycji do tego, co nosi w sobie.
Jako, że mało który facet potrafi odczuwać, chce odczuwać i jest świadomy swoich odczuć, nie mówiąc o tym, że dzieli się tym ze swoją partnerką. Wielu mężczyzn, z którymi współpracowałem potrzebowało nieraz i pół roku, by otworzyć się na tyle, by powiedzieć swojej partnerce, że czują wstyd, winę czy żal. Mówili mi, że bali się, by ich kobieta nie uznała ich za słabych. Dlatego tłamsili w sobie emocje i oglądali porno, by się ich pozbyć.
czyli jakby te kobiety były realnie z mężem, one kręca biodrami, rozchylają uda…itp…a on jest biorcą tych kokieterii.
To jakby twierdzić, że ludzie uwielbiają dostawać pod choinkę pudła, że te pudła ich kręcą.
Nie.
Kręci ich ANTYCYPACJA tego, co w pudle się znajduje.
Czyli ktoś trzeci wchodzi na miejsce żony i rozkerca/podkręca jej męża.
Porno to środek, za pomocą którego uzyskuje się pewien cel.
Tym celem jest ucieczka od uczuć.
Ona moze jedynie w najlepszym przypadku dostać ochłap: finisz tego seksualnego podkręcenia.
Tak, bo facet też po wszystkim czuje się jak ochłap.
Bo taka jest cena ucieczki od emocji. A od nich nie da się uciec. Przybywa ich w podświadomości i ciele.
I coraz więcej zaczyna płynąć ich w związku.
Witam. Trafilem na ta strone z wiadomych wzgledow( porno) i zauwazylem, ze jest tutaj duzo “mowione” o prawie karmy, inkarnacjach, wedrowkach dusz itd. Czy nie uwazasz Piotrze, ze jest to troche naiwne i zarazem niebezpieczne tak sobi tlumaczyc otaczajacy nas swiat? W te sposob przeciez mozna usprawieliwic cale zlo, ktore sie ludziom przydarza. Molestowane i gwalcone dziecko-karma. Bieda-karma. Tortury, ludobojstwa, holokaust-karma. Jednym slowem wszyscy sobie na to zasluzyli, tak? Wiec niech cierpia, mecza sie itd., bo taki sobie los wybrali. Do mnie to nie przemawia. Jak bys sie do tego odniosl Piotrze?
Witam.
Hej Marcinie! Dzięki za komentarz!
Trafilem na ta strone z wiadomych wzgledow( porno) i zauwazylem, ze jest tutaj duzo “mowione” o prawie karmy, inkarnacjach, wedrowkach dusz itd. Czy nie uwazasz Piotrze, ze jest to troche naiwne
Zastanówmy się najpierw kto uważa to za naiwne? Umysł.
A ten sam umysł od lat namawia Cię do oglądania porno pomimo, że niszczy Ci to mózg, osłabia, degeneruje życie, powoduje, że nic Ci się nie chce, a emocje i napięcia, z których rzekomo wg umysłu porno Cię oczyszcza nadal są.
Więc widzimy, że umysł to, co nieznane i czego poznać nie może uważa za naiwne ale jakoś pomija oczywisty fakt, że jego rady to najbardziej niedojrzałe i szkodliwe informacje jakie może nam przekazywać.
i zarazem niebezpieczne tak sobi tlumaczyc otaczajacy nas swiat?
Niebezpieczne?
Niebezpieczne jest oczarowanie, a więc wiara w nieprawdę i kierowanie się nią.
Natomiast ja mówię wyraźnie, że tego umysł pojąć nie może i daję narzędzia, by poznać to samemu. By wzrosnąć ponad umysł, który boi się wszystkiego.
Pełno ludzi boi się medytacji, bo a że ich opęta, a że to niereligijne, a że jakieś energie i inne racjonalizacje lęku i oporu.
A kto się boi? Człowiek? Nie. Jego umysł.
I ten człowiek przeżywa POMIMO utrzymywania w sobie lęku i oporu, tylko jest mu trudniej.
A medytacja jest od tego, by porzucić ten zbędny bagaż i odblokować siebie i swoje życie.
W te sposob przeciez mozna usprawieliwic cale zlo, ktore sie ludziom przydarza.
Marcinie, a kto mówi o usprawiedliwianiu czegokolwiek?
Ja mówię o braniu odpowiedzialności.
Ponadto zrozumienie DLACZEGO coś nam się przytrafiło (za co jesteśmy odpowiedzialni) pozwala nam nie tylko zrozumieć i przestać cierpieć ale też zająć się nieuświadomioną przyczyną, dzięki czemu “zło” przestanie się nam przydarzać.
Molestowane i gwalcone dziecko-karma. Bieda-karma. Tortury, ludobojstwa, holokaust-karma.
Tak.
Bo istnieje zarówno karma indywidualna jak i karma zbiorowa.
Zaś karma to my – czyli nie tylko my jako osoba, nasz charakter i wybory ale też czas i miejsce, ogół warunków naszych urodzin.
Jednym slowem wszyscy sobie na to zasluzyli, tak?
Raz jeszcze powtórzę – karma to nie jest coś, na co sobie zasłużyliśmy lub nie.
Karma to my.
To odbicie naszego wnętrza – całe nasze życie to my. A my to nie tylko obecna inkarnacja ale też wszystkie poprzednie.
To jest karma. Wszystkie wybory, których dokonaliśmy.
Jezus mówił wyraźnie – “wszystkie włosy na głowie są policzone”.
Mało ludzi wie, że tzw. “sąd ostateczny” jest w każdej chwili. Bo w każdej chwili rzeczywistość tworzona jest na podobieństwo karmy wszystkiego i wszystkich.
Czyli tego kim/czym są.
Dopóki tacy jesteśmy – np. nosimy w sobie nieuświadomioną winę za skrzywdzenie kogoś 3 inkarnacje wcześniej, będą nas spotykać doświadczenia związane z tym dopóki nie wybaczymy sobie i nie skorygujemy swojej postawy, która nadal jest obecna. Ale przez nieuświadomioną winę krzywdzimy teraz samych siebie, np. przez uzależnienie.
Tym samym karma to nie jest coś, co dostajemy za karę czy nagrodę, bo coś zrobiliśmy. Bóg nie odpowiada za karmę, tylko my.
Wiec niech cierpia, mecza sie itd., bo taki sobie los wybrali.
Możesz wybrać taką postawę odnośnie cierpiących.
Jeśli wiedza, że sami to wybrali, że sami do tego doprowadzili staje się usprawiedliwieniem Twojej apatii, niechęci, to Twoja odpowiedzialność za to jaki WYBIERASZ BYĆ.
Sam decydujesz o swojej karmie. Czyli o sobie.
Czy rodzic, który 100 razy powtarzał dziecku, by nie jechało za szybko, bo spadnie a dziecko i tak jedzie szybko i spada raniąc się użyje tego jako usprawiedliwienia własnej dumy, poczucia wyższości i zawstydzenia dziecka, czy raczej wybierze współczucie, miłość, troskę?
To jak postąpimy zależy wyłącznie od nas. I to co wybierzemy jest naszą karmą, zostaje zapisane. I jeśli nie służy życiu naszemu i innych, wróci do nas w jakiejś formie lekcji.
Do mnie to nie przemawia.
Do Twojego umysłu, bo interpretujesz karmę na swój sposób, który nie jest zgodny z rzeczywistością.
Jak bys sie do tego odniosl Piotrze?
Tak, że jeżeli to do Ciebie nie przemawia, to nie staraj się tego ani zrozumieć na siłę, ani nie opieraj się. Po prostu nic z tym nie rób i wróć do swojego życia.
Jeśli spotyka Cię coś, co wydaje się niesprawiedliwe, zastanów się ile razy sam postąpiłeś niesprawiedliwie wobec siebie i innych i zajmij się tym.
Zacznij postępować sprawiedliwie, prawie. Z czasem zobaczysz, że te niesprawiedliwe wydarzenia przestaną się powtarzać.
Wtedy zrozumiesz.
Dodam jeszcze jedno.
Karma jest szeroko rozumiana i akceptowana w kulturze Wschodu. Bowiem Budda nauczał o karmie, gdyż sam miał wiele inkarnacji na tej planecie.
Natomiast Jezus, z którego nauk w Europie wywodzi się jakiekolwiek duchowe spojrzenie na świat (dzisiaj już tak pogmatwane, pomieszane, zdemonizowane, poprzekręcane, że głowa mała), nie miał wielu inkarnacji. Ziemską miał jedną. Tym samym jego karma to było dokładnie to kim był. Człowiek w najwyższej możliwej świadomości, wibracji i energii.
Dlatego też Jego nauki nie odnosiły się do poprzednich inkarnacji, których poznanie nie jest niezbędne. Może bardzo pomóc ale nie jest do niczego wymagane. On mówił o wzięciu odpowiedzialności za siebie, swoje postawy, interpretacje, wybory, decyzje. Czyli za to jaką świadomość wybieramy reprezentować. A to również uzdrawia karmę, bo uzdrawia nas – stajemy się bardziej odpowiedzialni, akceptujący, wybaczający, odważni, kochający.
To jacy JESTEŚMY teraz załatwia temat karmy poprzednich inkarnacji. Bo jeśli wybierzemy wzrost do np. miłości, wyjdzie z nas i przyjdzie ze świata to wszystko, czym do tej pory blokowaliśmy miłość w naszym życiu. Dlatego Jezus mówił – “Gdy ktoś cię uderzy w policzek, nadstaw mu drugi”. Bo On wiedział, że jeśli przyszła przemoc skierowana w naszą stronę, to nasza karma. Gdyż sami niegdyś wymierzyliśmy taki policzek innemu człowiekowi (i nieświadomie wymierzyliśmy go sobie). Jednocześnie podał rozwiązanie, by nie cierpieć – zaakceptować to.
A akceptacja to nie bierne przyjmowanie ciosów jako ofiara. Akceptacja to niezwykle wysoki poziom mocy. Gdy nawet przydarzy się nam nieszczęście, jego wpływ kończy się wraz z momentem zakończenia jego reprezentacji.
Gdy ktoś nas uderzy, nie rozpaczamy, nie użalamy, nie obwiniamy, nie gniewamy się potem godzinami, dniami, a nawet latami. Nic się nie stało. Przykro nam, że ta osoba nie potrafiła lepiej ale nie bierzemy tego do siebie, nie patrzymy na świat jak na niesprawiedliwy czy zły, tylko bierzemy się do roboty i skupiamy się na tym, co pozytywne.
Więc widzimy, że 100% od nas zależy kierunek naszego życia. Jeśli teraz, wiedząc chociażby to, co powiedziałem nadal będziemy wybierać opór, niechęć, obwinianie, nienawiść, apatię – no nikt nas do tego nie zmusił. To nasz wybór i my za niego odpowiadamy. I takich jakości doświadczymy. No nikt nam niczego nie każe przecież. I nikt nas za to nie ukarze. Po prostu doświadczymy więcej tego jacy sami jesteśmy.
Przepraszam, moze jestem glupi, ale nic z tego nie rozumiem. Jezeli np. morderca zabija male dziecko, a wczesniej robi z nim takie rzeczy, ze az strach to opisac, to jak to wytlumaczyc? Jezeli te dziecko popelnilo zle uczynki w poprzednich wcieleniach, to teraz nawet nie dano mu szansy na “poprawienie” się w tym zyciu. Ni ch..ja nie rozumiem tej calej karmy.
Znalazłem taki artykuł i chciałbym, żebyś w miarę możliwości go przeczytał (wiem, że masz mase pracy) i jakos odniosl sie do tego. Bardzo mnie ciekawi ten temat, a widze ze jestes obeznany.
https://www.fronda.pl/a/piekielna-maya,105005.html
Po pierwsze – to nie dyskusja na temat artykułu ale odpowiem jeszcze na to, co piszesz.
Przepraszam, moze jestem glupi, ale nic z tego nie rozumiem.
A nie jesteś głupi, bo nie masz podstaw ku temu.
To, że tego nie rozumiesz jest zrozumiałe, bo patrzysz na to przez niewłaściwy kontekst.
Przede wszystkim ta planeta to to, co religia chrześcijańska interpretuje jako Czyściec.
Ta planeta umożliwia doświadczenie każdego rodzaju jakości od najniższego, który reprezentuje bakteria czy hitlerowski dr Mengele, po poziomy reprezentowane przez Buddów czy Jezusa.
Po drugie – każdy kto się tu znalazł sam to wybrał.
Nikt nikogo nie zmusza do inkarnacji na planecie, której naturą jest oczyszczenie i umożliwienie bycia dokładnie tym, kim wybierzemy.
Po trzecie – i tu już będzie kręcenie głowami – Ziemia to tylko jeden świat. W każdej sekundzie tworzone jest ich nieskończenie wiele.
Ale tylko w niewielkiej części, takiej jak Ziemia, możliwe jest doświadczenie tego, co wybierzemy – własnego kierunku.
Na pozostałych mamy niejako ograniczenia. Tutaj nie mamy.
Jezeli np. morderca zabija male dziecko, a wczesniej robi z nim takie rzeczy, ze az strach to opisac, to jak to wytlumaczyc?
Przypomnij sobie jak wyglądała przeszłość na Ziemi i co było dopuszczalne.
Np. mamy opisane, że w czasach Jezusa zamordowanie dzieci to była norma.
Ludzie nudzili się jeśli nie było igrzysk, na których mordowali się gladiatorzy.
Nawet dzisiaj jeszcze są kraje, gdzie jak kobieta pokaże kawałek twarzy to można ją oblać kwasem i nikogo to nie rusza.
I weźmy sobie osobę, która żyła na takim poziomie przez 10 inkarnacji i wyczyniała takie rzeczy, że kosmos – np. była inkwizytorem i zamordowała w ogromnych męczarniach 200 niewinnych osób.
Jak ona ma to odpracować?
W dzisiejszym wymiarze sprawiedliwości, w kraju w którym jest to dopuszczalne byłby wyrok śmierci i tyle. A gdyby można było wskrzesić człowieka, to pewnie wykonano by na tej osobie 200 wyroków śmierci. Nie tak?
W kraju, w którym wyroków śmierci nie ma, to co – dostała by 4 000 lat? No jakże taka osoba miałaby wyrównać rachunki?
Jezeli te dziecko popelnilo zle uczynki w poprzednich wcieleniach, to teraz nawet nie dano mu szansy na “poprawienie” się w tym zyciu.
Ależ dano.
I właśnie to, że samo doświadcza tego, co samo robiło pewnie wiele, wiele razy więcej i dużo bardziej brutalnie, karma zostaje przepracowana.
To dziecko samo to wybrało – dokładnie poczucie niemocy, niesprawiedliwości, które samo wyrządziło.
Ni ch..ja nie rozumiem tej calej karmy.
Bo dopóki nie poczujesz spokoju, nic nie będziesz rozumiał.
Twój umysł będzie tylko stawiał opór.
Znalazłem taki artykuł i chciałbym, żebyś w miarę możliwości go przeczytał (wiem, że masz mase pracy) i jakos odniosl sie do tego. Bardzo mnie ciekawi ten temat, a widze ze jestes obeznany.
https://www.fronda.pl/a/piekielna-maya,105005.html
Jestem tak obeznany, że obserwuję swoje życie, życia innych i kalibruję niektóre sprawy.
Dr Hawkins dokładnie to wszystko tłumaczył w swoich wykładach.
A ja po prostu widzę, że taka jest rzeczywistość. Doświadczam jej w sobie i poza sobą. Rozumienie przychodzi z wewnątrz w stanie spokoju.
Ok, co do artykułu:
Niby dlaczego? Nigdy nie rozumiałem takich stwierdzeń.
To tak jakby ludzie to byli bezwolne roboty i nie mogli WYBRAĆ własnej postawy.
Dlaczego zrozumienie, że ktoś cierpi teraz, bo sam wyrządzał cierpienie miałoby doprowadzić np. mnie do znieczulicy?
Mi łzy ciekną na samą myśl, że ktoś był na tak niskim poziomie, że za najlepszy wybór uważał wyrządzanie krzywdy.
I teraz druga osoba postępuje tak samo. Ja czuję wyłącznie współczucie. Ale nie czuję ani oporu, ani pragnienia ich zmiany.
Po prostu utrzymuję stan akceptacji i miłości.
Wiem, że dzięki temu obie osoby na swój sposób pomagają sobie z poziomu duchowego.
Kolejne kompletne niezrozumienie rzeczywistości.
Autor postrzega Boga jako karzącego, oceniającego, wyrokującego.
Bóg to pole. Nieograniczone pole mocy i miłości.
Można to sobie wyobrazić jako magnes o nieskończonym polu.
Wszystko w tym polu jest w takim miejscu jaki ma ładunek.
Bóg nie blokuje nikogo, nikogo nie karze i nie nagradza. Wszystko co nas spotyka to reprezentacja naszego ładunku. Za ładunek odpowiadamy my.
Czy zostaniemy przyciągnięci czy odepchnięci przez pole – czyli gdzie się w tym polu znajdziemy to nasza odpowiedzialność.
Borykają się, bo nie rozumieją natury rzeczywistości i natury Boga.
Próbują to pojąć umysłem, a to nie jest narzędzie do poznawania rzeczywistości.
Niby autor rozumie “nie dualizm”, a jednak Boga postrzega dualistycznie – jest On i jesteśmy my.
A to iluzja.
Nie ma oddzielenia.
Tym samym wszystko jest Bogiem i wszystko jest doświadczane w Bogu.
Morderca zdzierający 3-latkowi skórę z twarzy też ma źródło w Bogu.
Tak jak -10 stopni nie przestaje być temperaturą. Jest to tylko inna jakość, niż np. +20 stopni C.
Nie możemy od -10 stopni wymagać, że będzie jak +20 stopni.
Zaś jak spowodować, by -10 wzrosło do +20? No cały świat sądzi, że obwinianiem, karaniem, oporem, nienawiścią czy apatią.
Ano nie.
Miłością, zrozumieniem. Tak jak Jezus pokazał na krzyżu. “Wybacz im, bo nie wiedzą co czynią”. Ano nie wiedzą, bo są -10 stopni.
Zaś Jezus względem nich utrzymywał +20.
Dzięki tej postawie ludzie się nie rozpier***li w latach 80-tych, w których świadomość ludzkości przekroczyła poziom 200. Gdyby do tego nie doszło (co jest tym, co religia chrześcijańska nazywa ponownym przyjściem Chrystusa – to się już stało), kilka krajów zrzuciłoby bomby atomowe i byłoby po sprawie.
Widzimy jak umysł poci się i napręża, by to zrozumieć.
Sorry umysł ale żeby to zrozumieć najpierw niech Twój właściciel troszkę pomedytuje, odpuści dumę, gniew, wstyd, winę, strach, opór.
W stanie spokoju przyjdzie zrozumienie.
Otóż nic nie jest ani złe, ani dobre. Ale nie oznacza to, że wszystko jest takie samo.
Weźmy za przykład skorpiona i cielaczka.
Skorpion Cię ujebie i tyle. Bo taką jakość reprezentuje. Nawet jak mu dasz jeść, dasz mu schronienie od deszczu, a następnie będziesz próbował go pogłaskać – pierdut! I umierasz. Czy to oznacza, że świat jest niesprawiedliwy, a Bóg zły, że do tego dopuścił? Nie. My byliśmy idiotą i naiwniakiem, bo nie zrozumieliśmy natury skorpiona. Więc nie kochaliśmy go. Bo Miłość to stan ponad Rozsądkiem. Najpierw należy przejść lekcje Rozsądku.
Rozumiemy?
Jeśli pojedziemy na Wschód tam, gdzie są terroryści, żeby im głosić jaki to Bóg jest kochający i im wybaczy, to nam urżną łeb i nawet przy tym się nie wzruszą.
Bo ich poziom świadomości jest taki jak w czasach Jezusa, gdy władca mógł rozkazać, by wyrżnąć setkę dzieci, bo takie miał widzimisie.
Ano nie.
Zło nie istnieje.
Istnieją tylko różne ekspresje jednej energii nazywanej Bogiem.
Czy lód jest zły? No dla tych, których bliscy zamarzli to pewnie stanie się zły ale to projekcja.
Dla dziecka jedzącego słodkie lody, lód jest dobry. Czy to oznacza, że lód jest dobry?
Nie. Lód nie jest ani dobry, ani zły. Jest jaki jest. Jest perfekcyjnym wyrazem tego, czym jest.
Wszystko jest czym jest. <- gdy to zrozumiemy, odczujemy spokój. Skorpion też nie jest ani dobry, ani zły. Jeśli zrozumiemy jego naturę, nie musimy go nienawidzić ale rozumiemy, że lepiej na niego nie nadepnąć. A jeśli ktoś na niego nadepnął i skorpion go dziabnął, to zapewne ta osoba sama kiedyś "była takim skorpionem".
Wystarczy zrozumieć, że Miłość uwzględnia także wszystko co jest “pod” nią. Czyli również to, co reprezentuje wstyd, wina, apatia, żal, strach, pożądanie, gniew i duma.
Tym samym Bóg daje możliwość ekspresji każdej jakości.
Ciemność to tylko niskie natężenie światła. Coraz niższe, coraz niższe, aż będzie kompletnie ciemno. Zauważmy, że nie da się stworzyć perfekcyjnego czarnego.
Naukowcy próbują ale sorry – zawsze będzie domieszka czegoś jeszcze.
Bo nie da się odciąć od Boga.
Wszystko jest Bogiem i wszystko stanowi jeden, perfekcyjnie sprawiedliwy, uwzględniający wszystkie włosy wszystkich istot “mechanizm”, który odtwarza rzeczywistość w każdej “sekundzie” uwzględniając całą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Znowu to zło.
Ale się ten umysł uwziął na ten dualizm.
Patrz na to przez “skorpion” i “cielaczek”. Nie ma ani dobra, ani zła. Są tylko ekspresje natężenia światła.
Autor widać sam nie potrafi odpuścić.
Wszystko jest Bogiem. Nie ma nawet mikrona materii czy energii oddzielonej od Boga.
Doświadczanie czego?
Bardzo pomocnym stanem, który polecam jest pokora.
To, że czegoś nie rozumiemy nie oznacza, że jest niesprawiedliwe czy że nie powinno mieć miejsca.
Autorowi brakuje pokory. Tak jak wielu ludziom, którzy sądzą, że są wysoko rozwinięci.
Czy -10 stopni C jest niedoskonałe?
Nie. Jest perfekcyjnym -10 stopni C.
Czy +20 stopni jest lepsze od -10 stopni?
Tylko w pewnym KONTEKŚCIE.
Jeśli chcemy zrelaksować się i poopalać, to raczej nie powinniśmy wybrać -10 stopni, prawda?
Ale jeśli chcemy przechować jedzenie, to raczej nie powinniśmy tego zrobić w +20 stopniach.
Widzimy, że “zło” i “dobro” mogą istnieć tylko w pewnym kontekście – wycinku rzeczywistości.
Zaś Bóg to NIEOGRANICZONY kontekst, którego umysł poznać nie może. Poznanie bierze się z wewnątrz, po przekroczeniu umysłu.
Lol! Ta, jasne.
Oprócz tego, że karze wiecznym potępieniem, nagradza i ma wybrańców.
Chrześcijaństwo spadło i ledwo zipie po Soborze Nicejskim.
Dokładnie.
Czyli sami decydujemy co jest jakie dla nas.
A więc dokonujemy projekcji. Narzucamy swoje rozumienie na rzeczywistość.
Nie żyjemy więc rzeczywistością.
Dlatego istoty rozwinięte pouczały – “Nie próbuj zmieniać świata zewnętrznego, bo on i tak nie istnieje”.
No bo nie istnieje. To, co widzimy, to wyłącznie nasza projekcja.
Dobra, artykuł jest za długi.
Autor gubi się, mota wiele różnych źródeł, podaje cytaty nie wiadomo skąd.
Poziom kalibracji tego artykułu wyszedł mi poniżej 250 (ale powyżej 200). Taka jest jakość zrozumienia.
Dla porównania ten poziom reprezentuje dobra wola. Bo autor zapewne ma dobrą wolę ale informacje, które podaje i jego interpretacje są dość niziutko.
Chęć pomocy również reprezentuje ten poziom.
Dodam jeszcze od siebie. Czytając to wszystko można dostać migreny.
Ja się pytam – kiedy mówili o takich rzeczach Budda czy Jezus?
Który Wielki Nauczyciel gadał to wszystko?
Nie gadali.
Ale ludziska jako, że nadal nie rozumieją, że umysł nie ma zdolności odróżniania prawdy od fałszu, czyli dostrzeżenia rzeczywistości – określenia poziomu jaki reprezentuje np. jakieś twierdzenie, musieli polegać na “ślepym trafie”. Większość ludzi w duchowości jest na bardzo niskim poziomie. Większość z tej większości jest poniżej poziomu spójności.
Większość również słucha istot z innych poziomów istnienia, a pojęcia nie mają jakie poziomy reprezentują te istoty.
Są sekty mające dziesiątki tysięcy wyznawców, których założyciel słucha istoty z poziomu krokodyla czy sępa. No ale jest tak oczarowany tym, że ma dostęp do innych rzeczywistości, zapewne istota powiedziała mu, że jest wybrany, że jest wyjątkowy i że ona jest bogiem. I już koleś plecie pierdoły wierząc, że głosi Słowo Boże. No bo nie ma pojęcia kogo słucha i co wygaduje. Jest oczarowany, zahipnotyzowany. Jest dumny.
Tym samym to co jest proste, bardzo proste i nauczane 2 000 lat temu stało się (trochę jak obecne prawo) pogmatwane, pełne udziwnień, których zgodność z prawdą nigdy nie została sprawdzona. Bo cichaczem cały czas do nauk zostały dodawane kłamstwa i zniekształcenia.
To tak jakby Jezus dał nam instrukcję zbudowania samochodu, a ludzie sądząc, że wiedzą lepiej zmieniali ją przez 2 000 lat, nikt nie sprawdzał czy w ogóle ten samochód pojedzie, a potem dziwili się, że budują, budują, zmagają się i za przeproszeniem wychodzi im gówno. A nawet jak zbudowali coś, co przypomina samochód, to nie chce za nic ruszyć.
Instrukcja jest prosta, banalna. Być pozytywnym względem każdego przejawu istnienia. Wybaczać, akceptować, cieszyć się życiem.
Tyle.
Łolaboga!
Ale ale! To nie może być proste! Potrzeba jeszcze potępienie eoniczne, apokatastaza, transmigracja, wędrówka dusz, relatywizm, poziomy wtajemniczenia, New Age, Old Age, srutututu.
Naprawdę nie wiem jaki jest w tym wszystkim problem.
Dlaczego wybieramy szok, nienawiść do innych niezależnie co zrobili? Dlaczego sami odbieramy sobie spokój, obniżamy własną energię, niszczymy sobie zdrowie tym, co ktoś zrobił?
Jeśli kogoś ugryzie skorpion i ta osoba umrze to nie będziemy spali z nienawiści, będziemy syczeć z wściekłości?
Przecież codziennie pijacy zabijają na ulicach tysiące ludzi. A jakoś zasypiamy.
Codziennie umiera z głodu i pragnienia dziesiątki tysięcy ludzi. Codziennie molestowane są dzieci. I co?
Skoro nam to tak przeszkadza, dlaczego nie ruszymy tyłka i nie uratujemy tych ludzi?
No nie rozumiem. Zbudujmy milionowe imperium i poświęćmy się na niesienie pomocy. Są ludzie, co to zrobili.
Ale jeśli chcemy tylko narzekać, no to zawsze znajdzie się powód. Ale tyłka nie podnieśliśmy. Dlaczego?
No trzyma nas ktoś i nie pozwala ruszyć?
No tak, bo pewnie w umyśle pojawia się myśl, że to i tak nie ma sensu, bo cały czas będą się rodzić źli ludzie. Więc lepiej samemu żyć w apatii.
I już mamy jasną sprawę – sami żyjemy w apatii i dlatego boli nas bezsilność innych.
Drugie pytanie – nawet, gdybyśmy to wszystko zrozumieli, to czy nas to zmieni? Czy uczyni nas dobrym, kochającym? Nie.
Bo to jacy jesteśmy sami wybieramy i nikt i nic nie ma mocy, by to wybrać, by nas zmienić.
Bóg również nas nie zmienia. Kocha nas bezwarunkowo ale każdy Wielki Nauczyciel nauczał odpowiedzialności. I żeby zwracać się do Boga o odpuszczenie wad i ograniczeń.
Bo ego ich nie puści. Będzie się trzymało i zapierało choćbyśmy wyli z cierpienia.
No, mam nadzieję, że jest już trochę jaśniej.
Moje zalecenie? Olej ten temat. Zapomnij o nim kompletnie.
Zamiast próbować zrozumieć ekstrema jak “niesprawiedliwe mordowanie małych dzieci”, zastanów się jakie problemy masz w swoim życiu, wobec których czujesz bezsilność i uczciwie zajmij się nimi.
Dopiero przepracowanie własnych problemów umożliwi Ci pojąć szerszy kontekst rzeczywistości.
W obecnym stanie, tym bardziej, że mówisz, że jesteś uzależniony, nie pojmiesz wiele. Bo po prostu jakość pracy Twojego umysłu na to nie pozwoli.
A Twoje ego chce, byś się szokował, próbował to zrozumieć. Bo doskonale wie, że dzięki temu nie zajmiesz się samym sobą.
Teraz juz troche rozumiem, ale pogmatwane dla mnie to wszystko jest. Dzieki z odpowiedz.
Pogmatwane wydaje się, bo raz, że nie jesteś spokojny czytając to.
Dwa – nie odpuszczasz własnej dotychczasowej interpretacji karmy.
To tak jakbyś próbował malować 2 obrazy naraz na jednym płótnie. Wszystko wychodzi zamazane.
Co do porno i nawyków, to pisałeś, żeby robić notatki, o czym myśleliśmy na kilka sekund przed obejrzeniem porno. A co w przypadku, kiedy od razu po przebudzeniu, jak jeszcze nie zdążę oczu otworzyć, to już mam parcie na oglądanie? O niczym przecież nie myślałem, bo spałem, a pierwsza myśl, jaką mam po przebudzeniu to- porno. Miałeś kiedyś takie coś?
Co do porno i nawyków, to pisałeś, żeby robić notatki, o czym myśleliśmy na kilka sekund przed obejrzeniem porno.
Mówiłem, by notować to co CZUJEMY i przy okazji to, o czym myślimy.
Jeśli myślimy o porno, to znaczy, że już aktywował się nawyk, bo myślenie o porno to antycypacja nagrody – umysł zachęca nas do działania, które dostarczy nam tego, czego wierzymy, że potrzebujemy.
Notowanie myśli jest istotne wtedy, gdy czujemy jakieś niskie emocje, bo wtedy widząc co myśli nasz umysł nie tylko dostrzeżemy, że coś czujemy, co, w jakiej sytuacji ale także dostrzeżemy, że umysł zachęca nas do walki z tymi emocjami – do opierania się im.
Natomiast z samego rana kluczem jest to co czujemy i nasza nieuświadomiona postawa odnośnie naszych odczuć.
A co w przypadku, kiedy od razu po przebudzeniu, jak jeszcze nie zdążę oczu otworzyć, to już mam parcie na oglądanie?
To znaczy, że już czujesz coś, czego nie chcesz czuć, czemu się opierasz i od czego chcesz uciec w porno.
Już działa emocjonalna wskazówka i umysł już zachęca do ucieczki.
Dodatkowa mentalizacja nie była potrzebna.
O niczym przecież nie myślałem, bo spałem, a pierwsza myśl, jaką mam po przebudzeniu to – porno.
Bowiem przed snem i rano podświadomość jest najbardziej otwarta.
A to oznacza, że jest ułatwiony świadomy dostęp do emocji i oporu i to czujesz jako pierwsze rano – stłumiony opór, pewnie też winę, wstyd, żal, strach, może apatię, smutek, itd.
Nie będąc świadomy tego, że coś czujesz i co czujesz, nawet nie dostrzegasz, że od razu zaczynasz się z tym zmagać.
I pewnie zmagałeś się już przed snem.
Miałeś kiedyś takie coś?
Oczywiście.
Mnóstwo osób pierwsze myśli jakie rano ma to niechęć, poczucie winy (“muszę”). Wiele już myśli o kawie, o gazecie, radiu, internecie – to wszystko właśnie ucieczka od tego, co czują.
Czyli wystarczy po prostu uwalniać cały czas emocje i gdy uwolnię ich wystarczająco dużo, to w końcu obudzę się rano i nie będę chciał oglądać porno, czy potrzeba że tak powiem czegoś więcej?
Chciałbym jeszcze wrócić do tematu karmy, ponieważ nie daje mi to spokoju. Interesuję się trochę historią, a szczególnie tematem II Wojny Światowej i jak czytam, w jaki sposób nieraz ludzie byli mordowani, to się naprawdę zastanawiam, czy ta cała karma, to nie jest takie wytłumaczenie kurewskiej natury ludzkiej. Ludzie byli często mordowani całymi wioskami i miasteczkami i to naprawdę nieraz na takie sposoby, że kulka w głowę to było wybawienie. Czy to jest tak, że to karma spowodowała, że wszyscy znaleźli się w tym samym miejscu i czasie, żeby ” dostać” to, na co zasłużyli? Aż trudne to jest do uwierzenia. Nie ma na świecie zdarzeń losowych, tylko wszystko jest poustalane, kto, co, gdzie i kiedy? Ten był dobry w tamtym życiu, to będzie miał teraz tak i tak, a tamten był zły, to będzie miał tak i tak?
A co w przypadku, gdy ktoś był zły ww poprzednich wcieleniach i teraz w tym wcieleniu zaczęła “dosięgać” go ręka sprawiedliwości, a ktoś temu przeszkodził? Np. ktoś w poprzednich wcieleniach gwałcił, a w tym wcieleniu sam miał być zgwałcony, ale ktoś mu pomógł i do gwałtu nie doszło ( np. zabił gwałciciela, czy coś w tym stylu). Czy może to jest tak, że jak ktoś ma zostać zgwałcony, to żeby sprawiedliwosci stało się zadość, choćby ch..j na ch..ju stawał, to nie dojdzie do takiego zdarzenia, że znajdzie się ktoś, kto mu ktoś pomoże?
Mam nadzieję, że w miarę zrozumiale napisałem. :)
Czyli wystarczy po prostu uwalniać cały czas emocje i gdy uwolnię ich wystarczająco dużo, to w końcu obudzę się rano i nie będę chciał oglądać porno, czy potrzeba że tak powiem czegoś więcej?
Poczytaj proszę artykuły czym emocje w ogóle są i dlaczego powstają, wtedy powinieneś zrozumieć, że jest “coś jeszcze”.
I to dotyczy również Twoich pytań dotyczących karmy.
Chciałbym jeszcze wrócić do tematu karmy, ponieważ nie daje mi to spokoju.
Nie. Ty sobie nie dajesz spokoju i zrzucasz odpowiedzialność na coś, czego nie może zrozumieć Twój umysł.
Słowem – Twój umysł odbiera Ci spokój i wymusza tym samym u Ciebie niewolniczą posługę, by zrozumieć coś, co można zrozumieć wyłącznie w stanie spokoju, czyli gdy umysł jest cichy.
Słowem – umysł/ego znalazło dla siebie “perpetuum mobile”, dzięki czemu Ty cały czas mu służysz wierząc, że w końcu jak się wysłużysz, jak nakarmisz go do syta, to poczujesz spokój.
Ale umysł nigdy nie jest spokojny.
Interesuję się trochę historią, a szczególnie tematem II Wojny Światowej i jak czytam, w jaki sposób nieraz ludzie byli mordowani, to się naprawdę zastanawiam, czy ta cała karma, to nie jest takie wytłumaczenie kurewskiej natury ludzkiej.
Dlatego w artykułach na temat emocji, umysłu, świadomości, podświadomości mówię, że wszystko jest jakie jest i reprezentuje dokładnie to.
Każdy odpowiada za siebie.
Pytanie – dlaczego Ty z tego wszystkiego wyszukujesz akurat informacje jak ludzie byli bestialsko mordowani?
A co z historiami jak ludzie dokonywali heroicznych wyczynów, gdy przekraczali strach i stawali się odważni, gdy poświęcali własne życie, by chronić życie innych?
Dlaczego nie widzisz w wojnie wspaniałej możliwości wzrostu? Mierzenia się i przekraczania strachu przed śmiercią, przekraczania egoizmu? Dlaczego widzisz tylko mordowanie w bardzo negatywny sposób?
To tak jakbyś w zwierzętach widział tylko pasożyty.
Poza tym o jakich ludziach mówisz?
Ludzie byli często mordowani całymi wioskami i miasteczkami i to naprawdę nieraz na takie sposoby, że kulka w głowę to było wybawienie.
Nie “ludzie byli mordowani”, tylko powiedz konkretnie kto mordował? Ile osób? Jakie były te osoby? Jaki był ich poziom świadomości?
A co z resztą? Co wtedy czuła? Ile osób o tym wiedziało?
Bo nawet 99% Niemców nie wiedziało, że są obozy, w których gazują dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy ludzi.
Co więcej – czy wszyscy się napierdalali w trakcie wojny? Nie. Kilka procent ludzkości utrzymywało miłość.
Czy ich natura też była kurewska? Ależ nawet to, że robili to co krytyczne, byśmy się wszyscy nie wyrżnęli ktoś wykorzysta, by powiedzieć, że oni pozwalali, by mordowano ich rodaków i że są jeszcze gorsi niż np. hitlerowcy.
Dlatego wiele razy mówiłem, że ponad 80% ludzkości to czysta zwierzęcość i to niedojrzała. Aby zabić drugą osobę wystarczy im odpowiedni pretekst.
A żeby się użalać, obwiniać, nienawidzić, utrzymywać opór, wstyd, żal nie potrzebują nawet pretekstu. Robią to cały czas.
Czy ktoś ich do tego zmusił? Biologia? Geny?
Nie.
Każdy urodził się kochający, a potem zrzucał odpowiedzialność za swoje wybory na innych.
Czy to jest tak, że to karma spowodowała,
Nie ma “karma spowodowała”.
Karma to Ty.
Karma to ja.
Karma to nasze ego – to jacy jesteśmy. Na jaki poziom wzrośliśmy.
Karma to całość. Wszystko.
Więc jak ktoś jest mordowany, sam mordował. Lub sam wybrał to doświadczenie.
Mówiłem już, że jak ktoś przez np. 10 wcieleń wymordował 2 000 ludzi to w jaki sposób miałby to odpracować, by móc wzrosnąć wyżej?
Co miałby zrobić? Kłaść kostkę brukową za darmo przez 40 000 lat?
że wszyscy znaleźli się w tym samym miejscu i czasie, żeby ” dostać” to, na co zasłużyli?
Nikt na nic sobie nie zasłużył.
Każdy doświadcza tego jaki jest.
A jaki jest uwzględnia również poprzednie decyzje. Karma to nie widzimisie Boga.
To 100% sprawiedliwości uwzględniającej każdy włos na ciele każdej istoty.
Każdy sam wybrał co przepracuje i jak wysoko chce wzrosnąć, o ile chce.
To czy na takie osoby natrafimy to również część naszych wyborów.
Dlatego Jezus mówił – “Dostrzegasz źdźbło w oku brata swego, a belki w swoim nie dostrzegasz”.
To nie tylko wezwanie do odpowiedzialności ale też ukazanie, że projektując sami unikamy zmierzenia się ze sobą. A przez to zmiana na lepsze nie może się odbyć.
Aż trudne to jest do uwierzenia.
Trudne do uwierzenia jest to, co nie jest zgodne z rzeczywistością.
Ty masz problem, by uwierzyć w błędną interpretację. I dobrze, że w to nie wierzysz, bo to nie jest rzeczywistość.
Nie ma na świecie zdarzeń losowych, tylko wszystko jest poustalane, kto, co, gdzie i kiedy?
Nie.
Nigdy nic takiego nie powiedziałem.
Rzeczywista jest wyłącznie chwila obecna. Nie przeszłość, nie przyszłość.
Chwila obecna. Ty, ja.
Jeśli Ty umawiasz się ze znajomymi na piwo to nawet jeśli wybierzecie godzinę i miejsce spotkania to ustaliliście wszystko co, kto, gdzie i kiedy?
Nie. To tylko malutkie elementy.
Całą resztę tworzycie Wy przez to jacy jesteście.
No bo chyba nie przychodzicie ze scenariuszem spotkania i wszyscy robią i mówią to, co jest napisane na kartce?
Każda chwila obecna jest “generowana” biorąc pod uwagę wszystko. Wszystko. Dosłownie. Również to, co głęboko podświadome.
Więc i mówienie nawet jest “generowane” na bazie tego jaką masz intencję.
Gdy ktoś powie Ci, że pewnie masz małego penisa, to co odpowiesz? Masz 1 000 lub 10 000 możliwości. Sam wybierasz własną postawę, reakcję – sam wybierzesz jaki jesteś i jak postrzeżesz to, co się stało DLA CIEBIE.
Są osoby, które podziękują, powiedzą, że wiedzą i sytuacja nie będzie dla nich trwała dłużej, niż te 2 zdania.
A są osoby, które stawią spokój, złapią się wstydu, winy, żalu, nienawiści i będą doić niechęć przez 2 lata.
I jeszcze tą sytuacją i własną postawą usprawiedliwią kolejne negatywne wybory.
Wystarczy dostrzec w swoim życiu, że gdy tylko wybierzemy, by naprawdę szczerze komuś wybaczyć, w naszym życiu nagle niespodziewanie pojawią się negatywni ludzie i/bub wydarzenia w większej niż zazwyczaj ilości. I oni będą perfekcyjnie reprezentować nasze wnętrze. Oczywiście wliczając to nieuświadomione.
Dopóki tego nie wybraliśmy, doświadczaliśmy zazwyczaj tego, jacy sami byliśmy dla siebie.
Bo dla innych jesteśmy tacy, jacy jesteśmy dla siebie.
Czy to było zaplanowane i czekało na nas? Nie.
To zostało odwzorowane w tym całym “nieskończenie rozbudowanym” mechanizmie karmy.
My cały czas gdzieś zmierzamy – kierowani własnymi intencjami, z których 99% nawet nie zdajemy sobie sprawę.
No bo kto ma świadomość, 100% uczciwie zna swoją intencję mycia rano zębów? Hmm?
Kto robi to z troski, z szacunku, a kto ze wstydu, ze strachu?
Możemy umyć, zęby, ogolić się, włożyć drogą, wyprasowaną koszulę i eleganckie spodnie. A w środku utrzymywać wstyd, niechęć, strach, żal.
Gdzie dojdziemy? Tam, gdzie zabierze nas drogi ciuch? Nie.
Dojdziemy tam, jacy jesteśmy dla siebie.
Dlatego mówię, tak jak Budda, że trzymanie w sobie dowolnej negatywności pod dowolnym pretekstem to jak picie trucizny.
Czy osoba pijąca truciznę doświadczy zdrowia, radości i spokoju? Nie. Dlaczego? Bo Bóg jest taki niesprawiedliwy, że oni piją truciznę, to Bóg chociaż dałby ze 20 000 zł, by nam ulżyć?
Nie. Bóg daje nam to jacy jesteśmy. A to 100% sprawiedliwości.
Ten był dobry w tamtym życiu, to będzie miał teraz tak i tak, a tamten był zły, to będzie miał tak i tak?
Niekoniecznie.
Sami wybieramy kiedy czego doświadczymy.
Jeśli ktoś zamordował 200 osób w poprzednim życiu, to nie musi w następnym wybrać, by to przepracować i wzrosnąć wyżej.
Każdy sam wybiera przeze własne intencje gdzie dojdzie.
No i jeśli w poprzednich inkarnacjach wybieraliśmy negatywnie dla siebie i innych, no to pora wziąć za to odpowiedzialność.
A co w przypadku, gdy ktoś był zły ww poprzednich wcieleniach i teraz w tym wcieleniu zaczęła “dosięgać” go ręka sprawiedliwości, a ktoś temu przeszkodził? Np. ktoś w poprzednich wcieleniach gwałcił, a w tym wcieleniu sam miał być zgwałcony, ale ktoś mu pomógł i do gwałtu nie doszło ( np. zabił gwałciciela, czy coś w tym stylu).
Skoro i do tego doszło, to tak sobie te osoby zaplanowały.
Każdy dostał to, czego potrzebował.
Ty widzisz tylko działanie – ktoś chce gwałcić, ktoś jest ofiarą, ktoś “pomaga”.
Ale tak naprawdę pojęcia nie mamy co się dzieje. Kto tu komu tak naprawdę pomaga.
Jedyne co możemy zrobić to być uczciwi i spójni. Nie wiemy ale z naszego poziomu postrzegamy to tak i tak i na tej podstawie podejmujemy działanie, które uważamy za słuszne.
To jest szczere, spójne i jeśli nie polega na utrzymywaniu w sobie negatywności – mamy “plusik”.
No ale jeśli ofiarę ratujemy, a potem nienawidzimy gwałciciela, opluwamy, cieszymy się, gdy np. siedzi na krześle elektrycznym – no to sobie sami dodajemy tematów do przepracowania.
Ponadto to pokazuje dlaczego osoby dojrzałe duchowo mówiły – “Nie staraj się zmienić świata, bo świat, który starasz się ratować i tak nie istnieje”.
No bo “ratując” ofiarę gwałtu pozbawiamy ją karmicznego zadośćuczynienia. Więc ona bardzo możliwe, że gwałtu doświadczy raz jeszcze. Może w następnym życiu.
Oczywiście to także jest uwzględnione, więc nie ma się co przejmować.
CHODZI O NAS. Tylko i wyłącznie.
To jacy jesteśmy, jakie mamy intencje.
Cała reszta to dla nas nieskończone morze wyborów.
Tylko od małego jesteśmy uczeni, by oddawać odpowiedzialność.
Czy może to jest tak, że jak ktoś ma zostać zgwałcony, to żeby sprawiedliwosci stało się zadość, choćby ch..j na ch..ju stawał, to nie dojdzie do takiego zdarzenia, że znajdzie się ktoś, kto mu ktoś pomoże?
Może być i tak.
Ale to tylko ta osoba wybiera.
Bo z poziomu Ducha wiemy “co i jak”. Wiemy co przepracuje nasze poprzednie wybory i jesteśmy ich w pełni świadomi, każdej mikrosekundy, wszystkiego co podświadome, stłumione i wyparte.
Rodzimy się z takim poziomem świadomości na jaki wzrośliśmy.
I wybieramy takie warunki narodzin, które stanowią najlepszy “zestaw cech”, dzięki którym możemy się uczyć i przepracować to, co utrzymywało nas na tym poziomie jaki reprezentujemy.
Ta planeta ma to do siebie, że tu nie uciekniemy od własnych lekcji.
Jeśli wchodzimy w związek z osobą uzależnioną, sami wybraliśmy takie warunki narodzin, które wraz z naszym poziomem świadomości doprowadziły do tego. Sami do tego doprowadziliśmy.
I gdy wybierzemy uczciwość, zobaczymy, że ta osoba perfekcyjnie odbija nam nas. Ma dokładnie te same cechy charakteru, których jeszcze nie zaakceptowaliśmy, nie przepracowaliśmy, nie wybaczyliśmy ich sobie, etc.
Gwałt, jak zwykle, stanowi ekstremalny przypadek. A ja mówię – jeśli chcemy zrozumieć coś więcej, niż do tej pory, niezbędne jest uzyskanie spokoju.
Ale nasze umysły chcą pozostać w stanie szoku, niedowierzania, braku spokoju. Wtedy jest pewność, że nie zrozumieją, nadal będą wątpić, pytać, a ich właściciel będzie ich sługą.
Jeśli chcesz zrozumieć karmę, to wybierz ZE SWOJEGO ŻYCIA jakieś doświadczenie, zdarzenie, które Cię boli.
Na własnym przykładzie zrozumiesz to najlepiej.
A nie na wydarzeniach sprzed 70-80 lat. I to jeszcze tak drastycznych.
Mówię – “karma to Ty”. Karma to ego.
Dlaczego od razu więc idziemy w ekstrema? A co z codziennością? Co z każdym z tysięcy wyborów i ich intencji jakich dokonujesz każdego dnia?
No chyba, że cały czas chcesz kogoś bestialsko zamordować, to wtedy można ten temat poruszyć głębiej.
Nie. Po prostu po tym wszystkim co przeczytalem, boje sie ze w poprzednich wcieleniach moglem byc kims zlym i teraz ktos mnie bedzie teraz bestialsko mordowal. Poza tym tak sie zastanawiam, ze skoro teraz w zyciu mam przejebane, drecza mnie emocje, z ktorymi sobie nie radze, ze az musze siegac po porno, to kim musialem bycw poprzedich zyciach? Czy to jest ta pokuta? Uwalnoaniam te emocjr, uwalniam i nic z tego. Codziennie sie budze ze sciskiem w zoladku i nie chce mi sie zyc. Moze tak ma byc i zadne uwalnianie nie pomoze, chocbym sie ze…ral?
Nie. Po prostu po tym wszystkim co przeczytalem, boje sie ze w poprzednich wcieleniach moglem byc kims zlym i teraz ktos mnie bedzie teraz bestialsko mordowal.
Więc znowu – Twoje ego szukało tylko kolejnego pretekstu do wytłumaczenia i złapania się winy i strachu.
Najpierw “bestialska ludzka natura”, straszne wojny (no bo najlepiej o tym czytać w czasie pokoju, zamiast zająć się sobą i budować wspaniałe życie), teraz nagle magicznie ktoś Ciebie będzie bestialsko mordował, no bo mogłeś być kimś złym.
Ile ludzi jest bestialsko mordowanych na świecie? 0,00001%? Czy ze sto razy mniej? No ale oczywiście Ty musisz być tym “wybranym”, który nagle zostanie bestialsko zamordowany, bo chce dobrze dla siebie.
Z ponad 200 osób, z którymi współpracowałem nikt nie został bestialsko zamordowany, a wręcz przeciwnie – ludzie ci znajdowali nowe, super prace, nowe, wspaniałe relacje, zdrowieli, znajdowali pasje, zaczynali żyć jako osoby szczęśliwe. Miliony, którzy wyzdrowieli uczęszczając do grup 12 kroków nigdy nie zostali bestialsko zamordowani. Bo przestali sami sobie robić krzywdę.
No cóż – Ty dalej wolisz opowiastki umysłu.
Dlatego Program ma kroki – kolejne etapy.
Przed uwalnianiem jest medytacja – by przestać być zapatrzonym w ten bełkot umysłu.
Poza tym tak sie zastanawiam,
Nie Ty się zastanawiasz, tylko Twój umysł bełkocze – to automatyczny, bezosobowy proces, z którym się tylko identyfikujesz.
Oglądasz go zahipnotyzowany jak reklamy w telewizji. Mylisz siebie z myśleniem – sądzisz, że to Ty myślisz. Nazywasz to zastanawianiem się.
Ale nie Ty się zastanawiasz. Twój umysł paple, a Ty tylko kiwasz głową i mówisz “tak, tak, tak, masz rację, jest jak mówisz”.
ze skoro teraz w zyciu mam przejebane, drecza mnie emocje,
Masz w życiu przejebane, bo wierzysz i utrzymujesz mnóstwo urojeń, w tym, że to emocje Cię dręczą.
Ale to Ty dręczysz emocje – łapiesz się ich, tłumisz, próbujesz zdusić, opierasz się im i usprawiedliwiasz nimi ten opór i niechęć, by podjąć działania.
Jednak wystarczy jedna myśl “emocje mnie dręczą” i Ty już wierzysz, że tak jest. I jak jest emocja, której natychmiast zaczynasz się opierać przez co czujesz ból, wierzysz, że to ona Cię dręczy.
A skoro ona Cię dręczy, to nic nie możesz zrobić i jesteś ofiarą emocji.
No bo tak powiedział jaśnie pan umysł.
z ktorymi sobie nie radze,
Na tym Blogu masz serię artykułów, by nauczyć się właściwie podchodzić do emocji.
Na razie nie radzisz sobie z nimi, bo wierzysz, że to emocje robią coś Tobie.
Ale żadna emocja jeszcze nic nikomu nie zrobiła.
ze az musze siegac po porno,
Nie musisz.
Sam to wybierasz, bo uznałeś to za najlepszy sposób na radzenie sobie z emocjami.
Wierząc, że to emocje Cię dręczą – czyli są źródłem bólu, który nie mija – Ty wierzysz, że dopiero wtedy zaczynasz z nimi coś robić, np. “uwalniać” (oczywiście bez intencji puszczenia się ich – porzucenia oporu). A skoro ból nie mija, umysł podpowiada jedyne znane rozwiązanie.
to kim musialem byc w poprzednich zyciach?
A więc to, że teraz robisz coś aż tak strasznego, że za pomocą pornografii tłumisz emocje musi oznaczać, że musiałeś być kimś tak złym, że teraz koniecznie musisz trzymać się strachu i winy, bo ktoś Cię może bestialsko zamordować?
Widzisz jaki cyrk sobie robi z Ciebie ego?
A jeśli nikim złym nie byłeś? Dałeś kilku osobom w mordę i tyle.
Ale utrzymywałeś przez 10 poprzednich żyć, że to emocje Cię dręczą, że świat jest zły i Ty nic nie musisz robić. Więc ponownie lekcje wracają.
A uzależnienie to coś, co będzie dotąd w Twoim życiu, aż się nie weźmiesz porządnie za siebie. NARESZCIE, po np. 400-500 latach.
Czy to jest ta pokuta?
Nie.
Cierpisz, bo się opierasz. Cierpienie powstaje na bieżąco i na własne życzenie. Nikt nie tworzy dla Ciebie cierpienia, prócz Ciebie samego.
Bo postępujesz nieświadomie i niekorzystnie dla siebie.
Gdybyś uderzył teraz pięścią w ścianę to jest to pokuta za coś, co zrobiłeś wcześniej? Nie. To rezultat działania, którego właśnie się podjąłeś.
Cierpienie jest rezultatem działań, których się podejmujesz odnośnie emocji tu i teraz.
Uzależnienie to również tego rezultat.
To żadna pokuta. Sam to wybrałeś i nadal wybierasz.
Uwalniam te emocje, uwalniam i nic z tego.
No pewnie, że uwalniasz…
Wydaje Ci się, że uwalnianie to magiczna sztuczka, tajemnica którą poznałeś. I że ona zrobi coś za Ciebie.
Powiedz mi jakie to emocje uwalniasz, skoro w pierwszym zdaniu mówisz mi, że TRZYMASZ się strachu i winy.
Więc jak niby uwalniasz te emocje?
Gdy trzymasz i ściskasz długopis z całej siły w dłoni, że aż boli, to uwalniasz go przez wyobrażanie sobie, że go puszczasz, przez myślenie o tym?
A czy faktycznie to robisz? Czy pozwalasz temu długopisowi upaść?
I czy długopis jest źródłem bólu, czy to, że go ściskasz z całej siły?
Codziennie sie budze ze sciskiem w zoladku i nie chce mi sie zyc.
Więc powiedz mi co tak naprawdę uwalniasz, skoro trzymasz się i wstydu, i strachu i oporu, czyli niechęci?
Niechęć to życia to tylko racjonalizacja oporu stawianego emocjom i temu, co te emocje z Ciebie wyciąga.
To jest dokładnie to samo, co w pierwszym zdaniu – “Boję się, że mogłem być kimś tak złym, że…”
Nie, nie byłeś.
Tak samo jak teraz to nie niechęć do życia, tylko niechęć utrzymywana względem tego, co nosisz w sobie.
I przez tą niechęć – przez opór – nie pozwalasz się sobie z tego oczyścić.
Moze tak ma byc i zadne uwalnianie nie pomoze, chocbym sie ze…ral?
Oczywiście, że żadne “uwalnianie” nie pomoże, bo uwalnianie to Twoja własna decyzja.
Częścią procesu uwalniania jest uświadomienie sobie, że nikt, tylko Ty, trzymasz się emocji i nikt inny tego nie zmieni, prócz Ciebie.
Więc tak, choćbyś się zesrał – dopóki sam nie zdecydujesz, że puszczasz się winy, lęku, żalu, oporu – te emocje nie znikną.
Ścisk w żołądku informuje Cię jak dużo już skumulowałeś w sobie oporu.
POZA TYM:
Uzależnienie nie jest żadną pokutą, żadną karą. Niczym takim.
To mechanizm, który dotąd będzie trwał, aż nie nauczymy się żyć odpowiedzialnie, pozytywnie, odważnie, chętnie, radośnie.
Aż nie rozpoznamy i skorygujemy wiele z naszych niedojrzałych, dziecinnych, negatywnych postaw.
A to jacy jesteśmy teraz “zbieraliśmy” w sobie przez wszystkie poprzednie inkarnacje.
Do skorygowania tego jest droga i jest dobrze znana i opisana.
Szczęśliwe, radosne życie przed nikim nie jest zamknięte.
Żaden Bóg czy bóstwo nie blokuje tego i Cię nie zatłucze, bo tak.
Kluczem jest odpowiedzialność za siebie, za własne decyzje. Za to jacy jesteśmy. Żadne emocje i myśli nas nie ograniczają. Żadne osoby i wydarzenia też nie.
Wszystko to nasza decyzja.
Wszystko co robią nam inni jest reprezentacją tego, co robimy sobie sami. Dlatego powiedziałem, że nie można zrobić drugiej osobie tego, czego nie robimy sobie sami.
Tym samym praca nad sobą, szczera, uczciwa – przepracowanie swoich negatywności załatwia temat karmy, bo karma to my.
To, co uzdrowimy w sobie teraz załatwia karmę przeszłości, bo przeszłość to my teraz, tylko nieświadomi tego.
Ale nawet nieświadomi wybieraliśmy co najwyżej to, co np. ograniczało poczucie winy, gdy komuś zrobiliśmy krzywdę.
I teraz od nas zależy czy będziemy na setki sposobów usprawiedliwiać to, że “nic” nam się nie udaje w życiu, czy pozwolimy sobie zmierzyć się z winą, oporem, żalem i je uwolnimy?
Jeśli sami tego nie będziemy robić, a wybierzemy np. zdrowie, wolność, radość – to pojawią się ludzie, którzy z nas wycisną winę, żal, opór, etc. Skoro my nie chcemy, spoko! Otrzymamy pomoc. Wiele osób nie spotyka negatywnych ludzi, tylko dostaje prezenty w formie problemów.
Np. żyją w apatii, a tu nagle niespodziewanie tracą pracę! Dla wielu tragedia i niesprawiedliwość.
Dla niewielu okazja, by ruszyć dupsko – odpuścić opór i wziąć się do roboty.
Jedni wiążą się z osobami uzależnionymi, inni spotykają kogoś negatywnego na ulicy, dla innych są to ich rodzice, dla jeszcze innych współpracownicy w obecnej pracy, itd.
Ten świat to nie miejsce tortur. Tortury robimy sobie sami.
Są ludzie, którzy cierpią i czują się winni miesiącami, gdy komuś stłuką filiżankę.
A są ludzie, którzy wybaczają sobie strzelanie do siebie w trakcie wojny.
To ja juz nie wiem, co zle robie. Przeczytalem chyba wszystkie ksiazki Davida Hawkinsa, Metode Sedony i jeszcze kilka innych i staram sie uwalniac te emocje tak, jak jest napisane w tych ksiazkach, a one nie chca odejsc. Przeciez zabieram sie do uwalniania z intencja uwolnienia, bo niby po co mialbym je uwalniac? Zeby ich nie uwolnic? Przeczytalem wszystkie twoje artykuly na tym blogu i wiem, ze do znudzenia powtarzasz, zeby odpuscic opor i przestac trzymac sie emocji, ale ja nie bardzo rozumiem co to znaczy i jak to zrobic. Jak mam odpuscic opor, skoro nie wiem czym jest ten opor i jak go rozpoznac? Kurwa plakac mi sie chce z tej jebanej bezsilnosci. Najlepiej by chyba bylo pierdolnac se w leb i po klopocie.
To ja juz nie wiem, co zle robie. Przeczytalem chyba wszystkie ksiazki Davida Hawkinsa, Metode Sedony i jeszcze kilka innych i staram sie uwalniac te emocje
Wszystko robisz dobrze.
Tylko należy zrozumieć temat emocji przede wszystkim.
Przypomnij sobie swoje życie i ile czasu czułeś w nim jakąś emocje – np. poczucie winy.
To da Ci mniej więcej obraz sytuacji ile tej emocji w sobie stłumiłeś. Więc możesz wybrać współczucie względem siebie.
Ale nie zmienia to faktu, że potrzebować będziesz mógł nawet 100 godzin na uwolnienie samej winy.
Nie zmieni i nie przyspieszy i na pewno nie ominie tego żadna ilość wiedzy.
tak, jak jest napisane w tych ksiazkach, a one nie chca odejsc.
Przede wszystkim emocje “chcą odejść”, bo emocje to energia w ruchu.
Emocja to nie jest coś, co sobie wybiera czy odejdzie, czy nie odejdzie, czy “będzie nas dręczyć” jak to uważa masa ludzi.
Emocje to forma energii. Tak jak prąd. Czy prąd wybiera kogo porazi? Nie. Prąd płynie. To my wkładając łapę w gniazdko doznajemy porażenia.
A to tylko ruch prądu.
Dlatego emocje w nas zalegają, bo to my blokujemy ten ruch – opieramy się im.
Najpierw zbieraliśmy np. 20-30 lat ładunki i nigdy się nie uziemiliśmy, by one opuściły nasze ciało i psychikę.
To raz. Dwa – czy my chcemy pozwolić odejść emocji i czy puścimy się również korzyści z trzymania się tych emocji?
Czyli czy jeśli ujawni się duży ładunek winy, który uwalniać będziemy godzinę, dwie lub 3 non stop – odczuwać ją tyle czasu – to czy jednocześnie w trakcie uwalniania odpuścimy wszelkie racjonalizacje, tłumaczenia i kontekst, w którym winy się trzymać będziemy?
Bo umysł zacznie paplać – przypomni sobie wszystkie racjonalizacje jakich użyłeś, by winy się złapać i ją stłumić.
Np. powie Ci, że spieprzyłeś sobie młodość. No i? Na pewno spieprzyłeś? Czy jednak to wystarczający powód, by dalej trzymać się winy?
Czy zrozumiesz, że Twoje życie wyglądało jak wyglądało, BO trzymałeś się m.in. winy już od małego?
Czy więc WYBACZYSZ sobie przeszłe pomyłki i przestaniesz trzymać się argumentu “spieprzyłem sobie młodość”? Przestaniesz nim USPRAWIEDLIWIAĆ winę?
Trzy – ile tak naprawdę uwalniałeś jedną emocję w trakcie jednej sesji uwalniania? Ja potrafiłem odczuwać niektóre emocje kilka dni non stop.
Czy to oznacza, że mnie dręczyły i nie chciały odejść? Nie. Taki ujawnił się ładunek. Gdybym był jeszcze bardziej wrażliwy, świadomy energii, czułbym jak ona opuszcza moje ciało.
Często czuję, nawet ciało zaczyna się pocić.
W końcu ich ładunek się wyczerpywał.
Ale tak nie będzie na początku. Początkowo to będzie kilkanaście minut, czasem pół godziny. Niektórzy uwalniają krótko ale intensywnie.
Ostatnio jeden Uczestnik napisał mi, że miotało nim przez minutę jakby był opętany. I nagle minęło. Uwalniał wstyd.
Niektórzy mówili mi, że wykręcało nimi jak do wymiotów.
Więc uwalnianie to również proces nauki zaufania, odpuszczania kontroli. Wzrastania w świadomości, że jesteśmy bezpieczni, że wszystko jest ok.
Że nie musimy walczyć, opierać się, zmagać.
Przeciez zabieram sie do uwalniania z intencja uwolnienia, bo niby po co mialbym je uwalniac? Zeby ich nie uwolnic?
Zastanów się dobrze.
Być może Twoje ego oczarowało Cię, że to technika zrobi coś za Ciebie, a Ty wcale nie chcesz przestać się obwiniać, użalać, utrzymywać bezsilność?
Uwalnianie to nie sztuczka opracowana przez jakiegoś psychologa. To naturalny stan człowieka. Po prostu akceptacja tego co czujemy.
Nic więcej. Reszta dzieje się sama.
Dzieci uwalniają emocje dopóki nie zostaną nauczone, by się ich trzymać, usprawiedliwiać, opierać i wypierać.
Więc każda racjonalizacja do trzymania się emocji to już negatywny, ograniczający nas program. Należy z niego zrezygnować.
Patrzeć na emocje bezosobowo. Nie istnieje dla nich żadne usprawiedliwienie.
I właśnie przez usprawiedliwianie ich sami zamykaliśmy je w sobie – ograniczaliśmy ich ruch. Uznawaliśmy za część siebie.
To jakby porażający nas prąd uznać za siebie i że odpowiada za to to, co ktoś nam powiedział lub zrobił.
No ale przecież tak nie jest.
I również tak nie jest w przypadku emocji.
Więc aby prąd przestał nas razić, należy puścić się tego, czego się trzymamy niezależnie jakie racjonalizacje słyszymy w umyśle.
Zawsze możemy wybrać spokój nawet, gdy czujemy emocje.
Przeczytalem wszystkie twoje artykuly na tym blogu i wiem, ze do znudzenia powtarzasz, zeby odpuscic opor i przestac trzymac sie emocji, ale ja nie bardzo rozumiem co to znaczy i jak to zrobic.
Widzisz więc, że problemem nie są emocje, bo przeczytałeś tyle książek, artykułów ale nadal nie rozumiesz.
Bo nie ma co rozumieć. Masz pozwolić sobie czuć emocje i tyle. Niech sobie będą. To żaden problem.
Odpuszczenie oporu to stan, w którym pozwalamy emocji być. Nic z nią nie robimy. To nie stan, w którym emocji nie ma. Wręcz przeciwnie – pozwalamy być temu, od czego uciekaliśmy nieraz wiele lat.
Uwalnianie nie oznacza, że powiesz magiczną formułkę i emocja zniknie.
Uwalnianie to nauka odczuwania bez oporu.
Emocja ma się pojawić, masz ją czuć ale też masz jej pozwolić być, masz pozwolić sobie ją czuć, tylko masz też świadomość, że nią nie jesteś – to tylko emocja i w niczym Cię nie ogranicza.
Nie musisz jej nienawidzić, nie musisz próbować jej zdusić, zmienić, przegonić. Ona minie sama.
Więc to również korygowanie swojej postawy odnośnie emocji.
Emocje powstają jako odpowiedź energetyczna organizmu na nasz poziom świadomości.
Jeśli uznasz siebie za ofiarę, natychmiast pojawią się wina, opór, żal, strach.
I będą dotąd, aż będziesz uważał się za ofiarę.
A przecież można uznać się za ofiarę emocji. Co zamyka koło.
Dlatego też kluczem jest notowanie co czujemy, co myślimy, dlaczego.
Widząc to, będąc tego świadomym, można dokonać korekt.
Stąd też opracowałem Program, w którym te wszystkie kroki są podane jeden za drugim, plus cała niezbędna wiedza, by nie dać się oczarować ego.
Jak mam odpuscic opor, skoro nie wiem czym jest ten opor i jak go rozpoznac?
Notuj. Notuj. Notuj.
Jest seria artykułów na temat nauki odczuwania:
http://wolnoscodporno.pl/Blog/2017/09/Jak-I-Dlaczego-Zaczac-Odczuwac-6/
Przeczytanie ich nic nie zmieni. Bo to tak jakbyś przeczytał menu i nic nie zamówił.
Masz zacząć stosować te kroki. Czyli GDY COŚ CZUJESZ wykonać je.
Jest tam obszerna tabelka z nazwami wielu różnych uczuć.
To Ty musisz rozpoznać co czujesz. Ty jesteś za to odpowiedzialny.
To się samo nie nazwie.
Kurwa plakac mi sie chce z tej jebanej bezsilnosci.
Nie “z tej” bezsilności.
Emocja żalu to energia, której rolą jest wspomóc oczyszczanie z emocji niższych jak wstyd, wina i apatia, czyli bezsilność, którą czujesz.
Zaś sama bezsilność to opór. Niechęć. Poczucie, że nie możemy.
Ale większość “nie mogę” oznacza “nie chcę”.
Więc żal pojawił się, by wspomóc odpuszczenie oporu.
Byś POCZUŁ zarówno żal jak i opór.
Bo bezsilność nie jest “jebana”. Sam ją wybierasz.
Opierając się emocjom, myślom, samemu oporowi, jutrze, dniu wczorajszemu, przeszłości, itd.
Byle czemu.
Nagromadzenie w sobie oporu prowadzi do uczucia bezsilności ale to tylko uczucie, któremu możesz przestać się opierać. Wtedy minie.
No ale jeśli uważasz je za złe, to nie minie. Bo automatycznie będziesz się mu opierał.
Niemniej tylko tak sądzisz, że jesteś bezsilny.
Bo większość “nie mogę” oznacza “nie chcę”.
Dopóki “nie chcę” nie jest uświadomione, będziesz sądził, że to emocje nie chcą odejść, że Cię dręczą, że nie możesz czegoś zmienić, itd.
Ale gdy sobie uświadomisz, że tak naprawdę nie chcesz, będziesz mógł zaakceptować Twój stan, Twój obecny poziom i gdy przestaniesz się sobie opierać takim jakim jesteś obecnie, już odblokowuje się wyższy poziom energii.
Najlepiej by chyba bylo pierdolnac se w leb i po klopocie.
Więc możesz dalej być oczarowany tym “cudownym doradcą” – umysłem.
Lub wziąć jedną książkę i nie liczyć, że literki coś zmienią.
Tylko faktycznie jesteś TY, ciało, umysł, emocje i pozwalasz temu trwać.
Po prostu pozwalasz sobie być. Przy czym “Ty” to nie umysł. Myślenie, mentalizowanie, cały czas nadawanie, komentowanie, paplanie w umyśle to nie bycie. To oczarowanie, to iluzja bycia.
Ty to ten kto doświadcza.
Jeśli Twoją intencją jest uwolnić emocję to ona przyjdzie, pojawi się – ujawni z podświadomości.
Taki ładunek jaki został stłumiony. I jesteś z nią. Ignorujesz myśli, czyli jesteś w stanie medytacji. Odczuwasz. Raz co jakiś czas sprawdzasz czy cały czas pozwalasz jej być.
To wszystko.
Możesz poprosić Boga o pomoc w uwolnieniu. Jeśli w swojej prośbie będziesz szczery, przy okazji doświadczysz boskiej pomocy, więc czegoś bardzo przyjemnego.
Sam pisales w swoich artykulach ze uwalnianie emocji to naturny proces i prosta sprawa. W praktyce okazuje sie, ze jednak to nie jest takie proste. Komentarze pod artykulami tylko to potwierdzaja. Jak to zwykle bywa, musza byc spelnione jeszcze jakies warunki. A to intencja, a to popros Boga, a to sie skoncentruj, a to to, a to tamto. A jak juz jest intenvja, to nie taka, jaka powinna byc, a to Bóg nie uslyszal, slbo zle go prosilem itd. W koncu sie okaze, ze samemu to nie za bardzo, ze trzeba do tego kołcza, a kołcz za darmo nie pomaga przeciez itp. itd. W ksiazce Sedony nie bylo nic napisane o zadnych specjalnych warunkach, ktore trzeba spelnic zeby uwolnic emocje. Widac jednak nie jest to takie proste, chyba ze ze mnie taki beton i nic nie rozumiem.
Sam pisales w swoich artykulach ze uwalnianie emocji to naturny proces i prosta sprawa. W praktyce okazuje sie, ze jednak to nie jest takie proste.
Jest. To najprostsza sprawa pod Słońcem.
Tylko umysł pracujący na bazie oporu nie może tego pojąć.
Bo nie ma co pojmować.
Odczuwanie to coś, co robimy kompletnie poza umysłem. I właśnie dokładanie do tego umysłu wszystko blokuje.
Tak samo w seksie – wystarczy dać się zahipnotyzować myśleniu i od razu czujemy mniej przyjemności, znika erekcja, pojawia się napięcie.
Komentarze pod artykulami tylko to potwierdzaja.
Bo wszyscy aby zrobić coś prostego muszą najpierw rozpoznać te wszystkie komplikacje jakie sobie dodali przez lata i je porzucić w cholerę.
Jak to zwykle bywa, musza byc spelnione jeszcze jakies warunki.
Żadne.
To właśnie warunkowanie spokoju i miłości nam je odbiera.
Warunkowanie emocji je w nas zatrzymuje.
A to intencja,
A jak sobie inaczej to wyobrażasz?
Skoro Twoją intencją było przez lata nie odczuwać, uciekać od emocji, tłumić je, radować się tymi wszystkimi wspaniałościami, które daje porno, to teraz trzeba zmienić intencję na to, by to wszystko puścić. Jeśli nie zrobisz tego świadomie, dalej będziesz postępował nieświadomie – czyli tak samo jak do tej pory.
a to popros Boga,
Skoro samemu masz problemy, poproś Boga.
Nie rozumiem jaki z kolei w tym problem?
a to sie skoncentruj,
Nie masz się koncentrować.
Bo koncentracja to proces mentalny.
Masz po prostu być. A po prostu bycia przypominamy sobie w stanie medytacji.
A co to jest medytacja? To jest stan bez kompletnego zajmowania się myślami.
Więc to najprostsza rzecz pod Słońcem, tak jak odczuwanie i uwalnianie.
No ale jako, że przez 20-30 lat byłeś całkowicie pochłonięty praktycznie wyłącznie swoim umysłem to to, co banalne ale kompletnie “przeciwne” staje się trudne.
a to to, a to tamto.
No skoro a to to, a to tamto i już rezygnujesz z fundamentalnego sposobu dbania o swoje zaniedbane zdrowie, to przykro mi.
A jak juz jest intencja, to nie taka, jaka powinna byc,
A jaką miałeś intencję?
Z tego co powiedziałeś to “boję się, świat jest straszny, nie mogę nic puścić, nic zrobić”.
Więc Twoją intencją było wiara w zaklęcia, a nie nauka odczuwania.
a to Bóg nie uslyszal,
Źródłem każdego słowa jest Bóg.
Teraz użalasz się nad sobą, bo skorygowałem kilka aspektów Twojej postawy, a Ty robisz z tego dramat.
Właśnie im więcej wyjdzie na początku, tym lepiej.
A Twoje ego używa tego, by rozpaczać.
albo zle go prosilem itd.
Nie można źle prosić.
To o co prosiłeś nie było nakierowane na wolność.
W koncu sie okaze, ze samemu to nie za bardzo, ze trzeba do tego kołcza, a kołcz za darmo nie pomaga przeciez itp. itd.
A jak sądzisz dlaczego istnieje coś takiego jak kołcz?
Bo to człowiek, który przeszedł dużo i osiągnął jakiś rezultat.
Dzięki temu, że popełnił błędy i ma doświadczenie, może przyspieszyć osiągnięcie tego rezultatu u innych.
A dlaczego inni tak szybko rezultatu nie osiągają? Bo robią nie to, co trzeba lub robią to nie tak jak trzeba.
Więc kołcz to rozpoznaje i koryguje.
Czyli to, co robię teraz. Za darmo.
Ale Ty użalasz się i dramatyzujesz.
No cóż…
W ksiazce Sedony nie bylo nic napisane o zadnych specjalnych warunkach, ktore trzeba spelnic zeby uwolnic emocje.
A jakie niby to są warunki?
W metodzie Sedony jest to powiedziane w skrócie:
– Jesteś gotów uwolnić emocję/opór/przywiązanie?
– A zrobisz to?
– Na pewno?
– Kiedy?
To właśnie ten moment, gdy puszczasz wszystkie przywiązania, utożsamienia, poddajesz kontekst, racjonalizacje i usprawiedliwienia do trzymania/opierania się emocji.
I DECYDUJESZ się na puszczenie emocji/oporu.
Tylko ja to opisuję bardziej szczegółowo.
Widac jednak nie jest to takie proste, chyba ze ze mnie taki beton i nic nie rozumiem.
Nie beton.
Tylko dalej żyjesz w umyśle, a ego ma bardzo dużo do zyskania robiąc z igły widły.
Po prostu ego ginie w procesie uwalniania. Odebrane jest mu źródło pożywienia, które doiła od lat. Ego traci swoją siłę nad Tobą i robi co może by Cię dalej kontrolować.
Dzieki Piotrek za wszystkie odpowiedzi. Ja nawet kupilem twoj program i staralem sie stosowac wszystko co tam napisales, ale gowno z tego wyszlo, bo po prostu nie rozumiem tych oporow, trzymania sie emocji itd. Widac nie kazdemu pomaga to co innym. Bede musial chyba albo znalezc inny sposob, albo nauczyc sie z tym zyc. Dzieki jeszcze raz. Pozdrawiam.
Ja nawet kupilem twoj program i staralem sie stosowac wszystko co tam napisales, ale gowno z tego wyszlo, bo po prostu nie rozumiem tych oporow, trzymania sie emocji itd.
Nie ma tu nic do zrozumienia.
Powtarzam – kluczem w uwalnianiu jest odczuwanie i akceptacja.
Zgoda na odczuwanie.
Będziesz wiedział, że odczuwasz, gdy nie będziesz cierpiał, nie będziesz odczuwał bólu wraz z emocjami.
Mówisz, że rano wstajesz i czujesz opór, niechęć do życia. Masz 2 drogi – opierać się temu i cierpieć lub zaakceptować ten stan i pozwolić mu trwać. Ale jednocześnie wybrać gotowość do puszczenia się go i wstania z łóżka do obowiązków.
Widac nie kazdemu pomaga to co innym.
Ależ pomaga ale nic nie zrobi niczego za Ciebie.
Uwalnianie to Twoja decyzja. To, że sobie pomyślisz o uwalnianiu przez 5 minut nie zmieni Twojej postawy za chwilę, gdy zaczynasz użalać się nad sobą, czyli trzymać się żalu.
Bede musial chyba albo znalezc inny sposob, albo nauczyc sie z tym zyc.
Nie, sposób już znalazłeś.
Tylko teraz to stosuj każdego dnia.
Mówię w Programie wyraźnie – jeśli masz problem z uwalnianiem, jaki jest to problem?
Problemem nie jest to, że czegoś nie rozumiesz.
Podejrzewam, że problemem jest nieumiejętność odczuwania.
A od tego masz 2 instrukcję – jedną w Programie i drugą, inną na Blogu. Link podałem.
I tera to jak z treningiem na siłowni – w 15 minut nie urośnie Ci klata i biceps.
Wręcz przez pół roku uczęszczania na siłowni efekty mogą być niezauważalne.
Zaś uwalnianie “załapać” można bardzo szybko.
Ale nie wiem jak podchodzisz do tego. Mówisz bardzo ogólnikowo.
W Raporcie jest punkt, w którym proszę o dokładne opisanie jak wyglądają sesje uwalniania i jakie są problemy.
Konkretnie.
“Nie rozumiem” to nie konkretnie.
Miałem osobę, która nie rozumiała kompletnie nawyków. Ale gdy tłumaczyłem co jest do korekty, w ogóle tego nie stosowała, tylko dalej nie rozumiała. I mówiła to samo co Ty – “muszę znaleźć coś innego”.
Dlatego podkreślam i mówię Ci to, co powiedziałem jej – właśnie najważniejsze teraz dla Ciebie rozgryźć w czym konkretnie jest problem. Bo gdy to sobie uświadomisz, ogromnie blokujący Cię mechanizm upadnie. I z tego powodu Twoje ego chce uciec, porzucić to. Przestać się tym zajmować.
Ale właśnie masz z tym zostać i dojść do sedna – gdzie konkretnie jest problem. Bo gdy go usuniesz, cała “maszyna” ruszy.
Kartka papieru, długopis i siadasz. Piszesz co jest nie tak.
Wybierz sobie jedno źródło techniki uwalniania – Hawkinsa, Sedony czy to jak ja do tego podchodzę. Zastosuj względem jakiejś emocji.
I obserwuj w czym jest problem. Emocji i oporu nie musisz rozumieć, by je uwolnić.
Tak jak nie musisz rozumieć konstrukcji długopisu, by go wypuścić z rąk.
Radość to decyzja. To jest tak proste.
Spokój to decyzja. To też jest tak proste.
Ale trzeba wziąć za siebie 100% odpowiedzialności. Nikt i nic nie jest źródłem naszych emocji. To my decydujemy jakie mamy nastawienie i czy emocji się złapiemy i/lub czy wybierzemy opór, czyli niechęć.
Opór to niechęć.
Prościej nie da się tego ująć i jednocześnie jest to pełen opis czym opór jest.
A co to jest niechęć? Hmm?
Zaobserwuj kiedy ją WYBIERASZ. A zobaczysz, że puszczenie oporu to decyzja, by zamiast niechęci wybrać chęć.
A po drodze przy okazji pokaże się niechęć do puszczenia oporu, duma, że np. inni są winni czegoś, itd., czyli usprawiedliwienia i racjonalizacje do dalszego wybierania niechęci.
Więc nie możesz uwolnić oporu bez jednoczesnej decyzji, by skorygować swoją postawę z niechęci na chęć.
Dużo słów napisałem ale esencja to “wybór NIE! na TAK!” I tyle. Następnie podejmujesz się działania i zaczniesz obserwować wzrost energii, którą opór ograniczał.
Notatki robilem tak dlugo, ze juz nie robie bo wiem dlaczego siegam po porno. Caly czas jest ten sam powtarzajacy sie schemat. Caly czas te same mysli. Tylko, ze ta wiedza mi nic nie daje. Mowilem, ze ze zawsze znajdzie sie cos, co bedzie nie tak. Poza tym ja myslalem, ze jak zaczne uwalniac emocje i te emocje beda wyczerpywaly swoja energie, to w pewnym momencie ochota na porno sama mi przejdzie. Okazuje sie, ze jednak nie. Ze potrzebne sa notatki. Tego juz w ogole nie rozumiem. To co jest w koncu kluczowe? Robienie notatek,czy uwalnianie emocji? Poza tym jak juz pisalem, ja juz wiem z jakich powodow siegam po porno, ale nie potrafie tej wiedzy przelozyc na praktyke. Wiem, ze chodzi o uklad nagrody itd. Przeczytalem ta ksiazke, ale czym zastapic porno, zeby nagroda byla taka sama? Wódką, heroiną, kokainą, czy może innym narkotykiem? Bo jakie naturalne dzialanie moze to zastapic. Dla mnie szczerze te robienie notatek, to jest niepotrzebne komplikowanie i tak juz pogmatwanej sprawy. A mialo byc tak prosto. Odczuwac i uwalniac. Ot, cala filozofia. Okazuje sie, ze jest inaczej.
Notatki robilem tak dlugo, ze juz nie robie bo wiem dlaczego siegam po porno. Caly czas jest ten sam powtarzajacy sie schemat. Caly czas te same mysli. Tylko, ze ta wiedza mi nic nie daje.
Notatki nie tylko mają dać wiedzę, którą należy następnie przełożyć na zastosowanie odpowiednich narzędzi ale dzięki nim stajesz się świadomy powtarzającego się, czyli nieświadomego schematu.
Poprzez notatki stajesz się świadomy własnych wyborów i tego, dlaczego ich dokonujesz.
Skoro przestałeś je robić, przestałeś stawać się świadomy.
Emocje i opór możesz uwolnić – czyli dokonać innej decyzji – tylko wtedy, gdy je czujesz.
Nawyki sięgania po porno możesz zmieniać tylko, gdy się aktywowały.
Mowilem, ze ze zawsze znajdzie sie cos, co bedzie nie tak.
No i to jedno zdanie wystarcza, byś wszystko rzucił?
Poza tym ja myslalem,
Nie Ty myślisz.
Dalej jesteś oczarowany bełkotem umysłu i słuchasz się go jak sługa.
ze jak zaczne uwalniac emocje i te emocje beda wyczerpywaly swoja energie, to w pewnym momencie ochota na porno sama mi przejdzie.
Ochota na porno to pragnienie nagrody, którą daje.
A nagroda to ucieczka od emocji, myśli, problemów, napięć, bólu, strasznego świata, itd.
Więc dotąd będzie ochota na porno, dopóki będziesz tych nagród potrzebował – czyli je wybierał.
Okazuje sie, ze jednak nie. Ze potrzebne sa notatki. Tego juz w ogole nie rozumiem. To co jest w koncu kluczowe? Robienie notatek,czy uwalnianie emocji?
Widzisz?
Znowu się użalasz zamiast uwalniać emocje.
I co? WIESZ dlaczego się teraz użalasz i co z tym zrobisz?
Gdybyś zanotował, że czujesz teraz opór, gniew, dumę, to mógłbyś to uwolnić.
Ale Ty nawet nie jesteś świadom co się dzieje.
Tylko całkowicie jesteś pochłonięty myślami i emocjami. I pozwalasz sobą rządzić.
Poza tym jak juz pisalem, ja juz wiem z jakich powodow siegam po porno,
A teraz wiesz co czujesz i dlaczego?
Czy widzisz, że sam to wybierasz i sam się tego trzymasz?
Czy dostrzegasz jak jesteś oczarowany tym dziecinnym bełkotem umysłu?
ale nie potrafie tej wiedzy przelozyc na praktyke.
No bo tego po prostu nie robisz.
Tak jak teraz.
Każde narzędzie traktujesz jak coś magicznego, jak zaklęcie co zrobi coś za Ciebie.
I co – uwalnianie puści to użalanie teraz? Czy Ty sam to wybierzesz?
Wiem, ze chodzi o uklad nagrody itd.
Nie kombinuj.
Nagroda to coś, co sam wybierasz.
Tak jak teraz użalanie. Masz z tego nagrodę. I dopóki będziesz jej potrzebował, dopóki będziesz wybierał dojenie przyjemności z użalania, będziesz jednocześnie sługą myśli.
Przeczytalem ta ksiazke, ale czym zastapic porno, zeby nagroda byla taka sama? Wódką, heroiną, kokainą, czy może innym narkotykiem? Bo jakie naturalne dzialanie moze to zastapic.
Więc tylko czytasz ale nie rozumiesz.
Jaka jest ta nagroda? Hmm? Czy w ogóle rozumiesz, że nawyków oglądania porno może być 30 różnych?
I każdy ma swoją nagrodę.
Np. teraz użalasz się. I jaka jest tego nagroda? Jakie inne działanie możesz podjąć, gdy czujesz to samo, co teraz? Co w ogóle czujesz?
Czy dostrzegasz, że sam to wybierasz i sam się tego trzymasz? Czy możesz się tego puścić? Jaką masz korzyść z trzymania się tego?
Dla mnie szczerze te robienie notatek, to jest niepotrzebne komplikowanie i tak juz pogmatwanej sprawy.
Sprawa wydaje się pogmatwana Twojemu umysłowi, tak samo jak banalny temat karmy, bo żyjesz w umyśle.
Jesteś oczarowany jego bełkotem.
I dotąd będzie to pogmatwana sprawa, dopóki jej jasno sobie nie rozpiszesz. Mówiłem, że notatki to krótkie informacje.
Co czuję, w jakiej sytuacji, dlaczego, co wybieram, dlaczego.
A mialo byc tak prosto. Odczuwac i uwalniac. Ot, cala filozofia. Okazuje sie, ze jest inaczej.
Bo przez notatki w ogóle uświadamiasz sobie, że coś czujesz, że coś widzisz w umyśle i na bazie tego sam wybierasz coś – dokonujesz decyzji.
No i podchodzisz do tego jak do jakichś zaklęć.
A teraz mamy perfekcyjną sytuację, by to wszystko zastosować ale Ty tego nie stosujesz.
Bo “nie wiesz” jaką możesz wybrać nagrodę. A w Programie i w książce jest napisane, by PRZETESTOWAĆ różne działania. No więc ile ich przetestowałeś? Chociaż jedno?
Czy tylko “nie wiesz” i już ta jedna myśl wystarcza, byś nie wiedział i nic nie robił?
Wszystko jest proste ale Ty wybierasz użalanie.
Więc się pytam – uwolnisz to użalanie, czyli żal, opór, dumę, winę? Czy się będziesz ich trzymał?
Czy w ogóle dostrzegasz, co czujesz, że sam to wybierasz i że masz z tego korzyść?
I co, aby zmienić ten nawyk – przestać się użalać – musiałbyś brać narkotyki? Co jest nagrodą dla użalania się?
Czy odkryjesz to czy już wszystko wiesz jak to mówisz?
Ch…j. Nie we wiem i nic nie rozumiem, ale dzieki i podziwiam cie, ze masz cierpliwosc mi odpisywac. Nie zrozumiem chyba nigdy tego trzymania i puszczania sie czegos, czego nie jestem w stanie zrozumiec. Maslo maslane. Ch…j w to wszystko. Ale dzieki.
Zamiast rzucać chujami, weź po prostu usiądź na dupie TERAZ. Rozumiesz? Czy za trudne?
Siadłeś? Super. To wstań i usiądź raz jeszcze dla praktyki. Zrobione? Świetnie.
To teraz wstań i weź JEDNĄ BIAŁĄ KARTKĘ PAPIERU (może być w paski, kratkę lub pusta, bierz co masz) i DŁUGOPIS (może być niebieski lub czarny, nawet czerwony).
I teraz uwaga – rzecz, której Twój umysł wierzy, że nie rozumie i nie zrozumie.
Uwaga, uwaga…!
Napisz CO CZUJESZ TERAZ.
4 słowa. Za trudne?
Napisz co czujesz teraz.
Masz tu listę uczuć:
http://wolnoscodporno.pl/Rozne/WoP-Emocje.pdf
Znajdź te, które czujesz teraz.
I zobacz, że to tylko emocje. Nic więcej.
Nie jesteś nimi.
Ale dopóki będziesz wierzył, że jesteś tym, co czujesz i co tam bełkocze Twój umysł, tak jak teraz będziesz po prostu odtwarzał skrypt umysłu. Jak aktor.
Tylko nigdy nie dostaniesz za to żadnej nagrody filmowej.
Ty wierzysz, że to co czujesz to Ty, że to jest realne. Ale to tylko emocja, której się trzymasz.
I te wszystkie chuje coś mi tu popisał to tylko myśli, których również się trzymasz i je tylko tu przepisujesz. Nie wiem dlaczego.
Dlaczego to napisałeś?
Po co mi tyle chujów, mam jeden i mi wystarcza. Tobie też.
Więc po co to napisałeś?
Zadałem Ci w poprzednim komentarzu pytania. Nie odpowiedziałeś na żadne. Też za trudne?
Dlaczego ignorujesz moje zalecenia?
Dlaczego ignorujesz wytyczne specjalisty, a nie ignorujesz tego kretyńskiego bełkotu w swojej głowie?
Dlaczego to jest ważniejsze od moich rad?
Chuje nie byly w twoja strone. Nie odbierz tego jako jakas obraze, czy cos takiego. Nic z tych rzeczy. Mowisz, zebym napisal co teraz czuje. Mieszanke tego wszystkiego z tego pliku pdf. Jestem zarazem wesoly i smutny, chce mi sie smiac i plakac, jestem wkurwiony i spokojny. I tak dalej i tak dalej. Tak jakbym odczuwal prawie wszystkie te stany niemalze w tej samej chwili. Cos mam pojebane w glowie i koniec.
Poza tym, co mam rano zanotowac, jak juz sie budze i od razu czuje pozadanie? A dlaczego mam w ogole nadawac etykietki temu co czuje? Bodajże pan Hawkins mowil, zeby tego nie robic? Wczesniej pisales zeby uwalniac to, co czujemy w danej chwili. Co mi da nazwanie tego? Mama po prostu jakies uczycie, ktore trzeba uwolnic. Jak zle mysle, to mnie naprostuj. A z tym przykladem podejscia do kobiety i zmierzenia sie ze strachem, to wedlug mnie to nie jest zadne uwalnianie, czy tam odpuszczanie, tylko po prostu przelamywanie sie. Potrafie to zrobic. Hawkins pisal, zeby uwalniac na lezaco, z zamknietymi oczami, w Metodzie Sedony z zamknietymi, lub otwartymi ale nikt nie pisal, ze trzeba wykonywac dzialanie, zeby uwolnic emocje. W tym jest wlasnie problem, bo to emocje blokuja czlowieka przed wykonaniem dzialania. To, o czym piszesz, to jest zwykle przelamywanie sie, zeby podjac dzialanie. I tutaj juz mi nie wmowisz, ze tak nie jest, bo znam to, poniewaz sam to przerabialem.
Poza tym, co mam rano zanotowac, jak juz sie budze i od razu czuje pozadanie?
To nie pożądanie, tylko CHĘĆ obejrzenia porno, by stłumić odczuwane niskie emocje.
Ta chęć to antycypacja nagrody i jest rezultatem dążenia umysłu do tego, czego on chce.
A umysł chce nagrody. Porno to “tylko” środek do tego. Gdyby dawało Ci tę nagrodę żucie starych skarpet, budziłbyś się rano z pragnieniem żucia starych skarpet.
A dlaczego mam w ogole nadawac etykietki temu co czuje?
Nie masz nadawać żadnych etykiet.
Masz w ogóle sobie uświadomić, że coś czujesz “pod” tym pożądaniem. Jeśli masz problem z uświadomieniem sobie tego rano, wykonaj notatki przed snem, bo rano umysł chce uciec zazwyczaj od tego, z czym położyliśmy się spać.
Rano nie czujesz (tylko) pożądania, tylko myśli o nim umysł, naciska na to.
A naciska, byś uniknął odczuwania tego, co tłumisz za pomocą porno – wstydu, winy, apatii, żalu, strachu.
Nie masz etykietkować, tylko UŚWIADOMIĆ SOBIE, ŻE TO CZUJESZ. Bo gdy sobie to uświadomisz i poczujesz, będziesz mógł się z tego oczyścić – uwolnić to.
Bez świadomości tego nie masz żądnych opcji, tylko być dalej oczarowany myśleniem.
Bodajże pan Hawkins mowil, zeby tego nie robic?
Tak, bo on mówi, by nie etykietkować tego, co czujemy.
Nazywanie nie jest ważne, by coś uwolnić, to prawda.
Ale czy Ty rano uwalniasz? Nie. Tylko słuchasz się umysłu jak niewolnik.
Poprzez notatki masz wyjść z umysłu. Przestać sądzić, że to Ty pożądasz czegokolwiek, bo to nie Ty, tylko umysł.
A umysł nie ma zdolności odczuwania. On tylko chce. Rano czujesz chcenie, a nie pożądanie.
No chyba, że również w emocjach, które chcesz stłumić jest i pożądanie wymieszane z innymi emocjami.
Jeśli rano masz problem, ok. Zacznij notować to, co czujesz w dalszej części dnia. Bo skoro dzień zaczynasz od chęci ucieczki, to nosisz to w sobie cały czas “prawie na powierzchni” świadomości.
Więc na pewno czujesz to dużo częściej.
Wczesniej pisales zeby uwalniac to, co czujemy w danej chwili. Co mi da nazwanie tego?
A to, że nazwać możesz tylko to, co czujesz.
Gdy więc nauczysz się to świadomie czuć – pozwolisz sobie w ogóle na to – automatycznie będziesz miał możliwość uwolnienia tego.
A teraz siedzisz tylko w umyśle, oczarowany nim – zahipnotyzowany i robisz tylko to, do czego Cię zachęca.
Wzięcie kartki papieru, zastanowienie się co czujesz i zanotowanie tego zatrzymuje mechanizm nawyku i umożliwia podjęcie świadomej decyzji, innej niż nawykowa.
Masz jedynie pozwolić sobie dostrzec, że czujesz emocje, że to tylko emocje, a nie koniec świata. I przestać się słuchać umysłu jak jego uniżony sługa.
Poza tym Hawkins swoje książki kierował do ogółu ludzi. To co ja mówię jest skoncentrowane na uzależnionych i z mojego doświadczenia jest dla nich bardzo pomocne.
Mam po prostu jakies uczycie, ktore trzeba uwolnic.
Nooooo, a jakie jest to “po prostu uczucie”, które trzeba uwolnić?
Sam przed chwilą napisałeś, że jest ich mnóstwo “i koniec”.
Jak zle mysle,
Nie Ty myślisz.
Przepisujesz tylko mentalizację umysłu.
to mnie naprostuj.
Cały czas Cię prostuje, a Ty dalej swoje.
A z tym przykladem podejscia do kobiety i zmierzenia sie ze strachem, to wedlug mnie to nie jest zadne uwalnianie, czy tam odpuszczanie, tylko po prostu przelamywanie sie.
Nie według Ciebie, tylko według Twojego papającego umysłu, od którego nie potrafisz się jeszcze odróżnić.
To raz.
Dwa – mówi on to głównie na bazie dumy. A ją możesz uwolnić. No ale konieczna jest świadomość, że w ogóle ją czujesz. Bez notatek, co widać, nie dasz rady tego sobie uświadomić, bo będziesz tylko widział myśli.
Jeśli będziesz trzymał się strachu, brał go ze sobą do interakcji licząc, że on sam zniknie, no to tak – to nie tylko “przełamywanie się” (cokolwiek to znaczy) ale i oczarowanie.
Więc prędzej czy później nastąpi rozczarowanie.
A w uwalnianiu piszę jak byk – USTAL INTENCJĘ UWOLNIENIA, czyli aby puścić się emocji. Zaakceptować ją i pozwolić jej minąć.
Sam więc decydujesz co zrobisz z emocją podczas działania.
Potrafie to zrobic.
Na pewno?
To “przełam się” rano, gdy czujesz pożądanie.
Wstać od razu, gdy się obudzisz, umyj się, ubierz i idź chętnie wykonywać swoje obowiązki.
A potem następnego dnia.
I następnego.
I tak 365 razy każdego roku.
Hawkins pisal, zeby uwalniac na lezaco, z zamknietymi oczami, w Metodzie Sedony z zamknietymi, lub otwartymi ale nikt nie pisal, ze trzeba wykonywac dzialanie, zeby uwolnic emocje.
Ja też tego nie pisałem. Nie na początku.
Bo na początku uzależniony nie tylko ma tak wielki opór do emocji ale też nie rozumie co ma robić i jest zahipnotyzowany umysłem, że by padł podczas działania.
Ja też mówię wprost w instrukcji, by uwalnianie zacząć praktykować w zamkniętym pokoju i też zalecam zamknąć oczy.
Dopiero potem, gdy już nabierzemy doświadczenia w uwalnianiu i troszkę się uspokoimy, bo zobaczymy, że emocje to nie żadne potwory, które mogą nas zranić, należy zacząć przenosić uwalnianie do codzienności, a także wprowadzić świadome dążenie do ustalonych pozytywnych celów i podczas ich realizowania uwalniać emocje i opór.
W tym jest wlasnie problem, bo to emocje blokuja czlowieka przed wykonaniem dzialania.
Bzdura.
Człowiek sam wybiera opieranie się emocjom, czyli niechęć. Automatycznie obniża się jego poziom energii, no i oczywiście znika chęć, bo osoba wybiera niechęć.
Więc znika chęć względem czegokolwiek innego, w tym działania.
To nie emocje to ograniczają. Ale ludzie opierają się im i zrzucają na emocje odpowiedzialność. A ja mówię wyraźnie czym emocje są – są elementem wewnętrznego kompasu.
Więc mówienie, że emocje nas ograniczają jest jak mówienie, że kompas wskazujący północ nas ogranicza.
No może ogranicza, gdy byliśmy przekonani, że płyniemy na północ, a płynęliśmy na południe.
Dlatego też Odwaga to pierwszy STAN ŚWIADOMOŚCI (odwaga to nie emocje), w którym ŚWIADOMIE WYBIERAMY działanie POMIMO strachu, wątpliwości, wstydu, żalu, etc.
Bo uświadamiamy sobie, że nic nam nie grozi nawet, gdy nasz umysł paple.
No ale do Odwagi wzrastamy poprzez porzucenie dumy. A ty na razie nie chcesz porzucić dumy.
Bo jeśli teraz czujesz np. strach i opór, a umysł mówi, że to opór, by np. iść do pracy, to jest urojenie.
Bo ten strach i opór trzymałeś w sobie od lat, zanim nawet zacząłeś tę pracę. Więc one nie dotyczą pracy.
Ale my wierząc umysłowi – będąc nim zahipnotyzowanym – nie mamy pojęcia jaka jest rzeczywistość i wierzymy temu bełkotowi.
To, o czym piszesz, to jest zwykle przelamywanie sie,
Nie.
To co Ty piszesz, to Twoje interpretacje.
Gdybyś przeczytał instrukcję uwalniania, którą zasugerowałem w Programie, dostrzegłbyś, że zalecam to samo co metoda Sedony i Hawkins.
A uwalnianie w trakcie działania zalecam dużo później, np. po miesiącu REGULARNEGO, CODZIENNEGO (najlepiej przynajmniej 2 razy dziennie) uwalniania.
Więc przynajmniej po 50-60 czy więcej sesjach uwalniania samemu.
zeby podjac dzialanie.
Dlatego zalecam potem działanie, bo tylko zewnętrzne rezultaty pokazują nam czy faktycznie uwolniliśmy emocje i opór.
Jeśli nie wykonaliśmy pozytywnego działania, no to oczywistym jest, że dalej trzymamy się emocji i oporu. Czyli stref komfortu naszego umysłu.
Nie otworzyliśmy się, nie rozwinęliśmy się. Dalej wierzymy umysłowi, że bezpieczniej jest się ograniczać.
Ale na początku nie podejmowanie działania jest normalne, bo dopiero oswajamy się z emocjami – czyli tym, od czego uciekaliśmy jak od zarazy i to nieraz kilkadziesiąt lat.
I tutaj juz mi nie wmowisz, ze tak nie jest, bo znam to, poniewaz sam to przerabialem.
Nie wiem co przerabiałeś.
A ja nic nie zamierzam Ci wmówić, tylko przedstawiam fakty.
Nawet teraz – czy zanotowałeś to, co czujesz? Czy stałeś się tego ŚWIADOMY?
Nie masz nadawać etykietek ale przestać przepisywać mentalizację umysłu (jak kilka chujów w krótkim komentarzu) i pozwolić sobie CZUĆ. I wziąć za to odpowiedzialność.
Zacząć ignorować myśli, bo to bełkot i zacząć uwalniać ich źródło.
Bo tak możemy sobie fajnie pisać na Blogu, a nie uwolnisz nawet krzty tej dumy, winy, gniewu, żalu i oporu. Więc nic się nie zmieni.
Ok. Z racji wykonywanej pracy, to chcąc- nie chcąc muszę się cały czas “przełamywać”.( Dużo kontaktu z ludźmi) Zauważyłem, że teraz jest mi dużo łatwiej załatwiać sprawy i ogólnie przebywać i rozmawiać z ludźmi, niż jeszcze jakieś pół roku temu. Czy to nie jest czasem tak, że każdym “przełamaniem” się, żeby coś zrobić, uwalniane jest troszkę jakiejś emocji? Po prostu mam w pracy tak. że muszę iść i coś załatwić z klientem i nie ma zmiłuj. Idę i załatwiam, pomimo tego co czuję. Czy to jest to odpuszczanie?
To jest pierwsza sprawa.
Druga sprawa to taka- czy wiesz coś o “integracji z cieniem”? Jest taka książka ” Oswoić swój cień” Jeana Monbourquette. Na tym forum: https://braciasamcy.pl/index.php?/topic/4551-uwalnianie-emocji/
omawiają ten wątek, jak i tez uwalnianie emocji. Piszą też m.in. cyt: “Według Seligmana uwalnianie negatywnych emocji prowadzi tylko do błędnego koła napędzania się nimi, a radą na nie jest wyciszenie się i nie roztrząsanie tego co wzbudza złe emocje. ”
Jak byś miał czas, to mogłbyś przeczytać ten wątek i napisać, co o tym myślisz? Szczególnie o tym cieniu i o tym że uwalnianie emocji “szkodzi”? Ciekawi mnie to bardzo. Dzięki. A za chuje jeszcze raz przepraszam. Już nie będę.
Ok. Z racji wykonywanej pracy, to chcąc- nie chcąc muszę się cały czas “przełamywać”.
Sam wybierasz takie postępowanie.
Możesz puścić się emocji, ignorować myśli i skoncentrować się na realizowaniu INTENCJI tego, co masz zrobić.
Ale Twoją postawą jest “muszę, a nie chcę, bo może mnie spotkać coś złego”.
Stawiasz się więc w roli ofiary sądząc, że negatywności przychodzą z zewnątrz, np. od innych.
A uwolnienie oporu, winy, żalu i strachu spowodowałoby, że poczułbyś spokój. Pozwoliłbyś stać się temu, co się stanie i skupiłbyś się na DODAWANIU tego, co pozytywnego do swojego obowiązku.
Zaś inni odczuwając Twój spokój i czując, że od Ciebie płynie to co pozytywne, sami zareagowaliby pozytywnie.
Przypomnę, że na poważniejsze zmiany należy założyć kilkanaście godzin/20+ godzin uwalniania jednej emocji.
(Dużo kontaktu z ludźmi)
To nie jest źródło emocji.
Emocje wyciąga z Ciebie praktycznie byle co teraz.
Ale Ty się im opierasz. A opór to takie napieranie na emocje od wewnątrz. Dlatego jest Ci ciężko.
Uwalnianie to kompletne porzucenie tego nacisku na nie. Zostawiasz je samym sobą. Ignorujesz myśli i robisz to, co masz zrobić z jak najlepszą intencją.
A jeśli jest Ci ciężko podjąć działanie – ok – skoncentruj się na swobodnym pozwoleniu, by emocje trwały i upewnij się, że się ich nie trzymasz – pod żadnym pretekstem ich sobie nie tłumaczysz, nie racjonalizujesz, nie zrzucasz odpowiedzialności.
Jeśli chcesz zrozumieć na czym polega trzymanie się emocji, to w tym momencie spróbuj zrobić coś, czego pragniesz i nigdy tego nie zrobiłeś. Zobacz co zaczniesz czuć i jak zaczniesz wobec tego postępować. Np. pojawi się myśl – “Boję się TEGO”. I już wiesz, że trzymasz się strachu, bo wierzysz, że jego źródłem jest TO. A jak nie pozwalasz sobie na działanie, to trzymasz się oporu.
Zauważyłem, że teraz jest mi dużo łatwiej załatwiać sprawy i ogólnie przebywać i rozmawiać z ludźmi, niż jeszcze jakieś pół roku temu. Czy to nie jest czasem tak, że każdym “przełamaniem” się, żeby coś zrobić, uwalniane jest troszkę jakiejś emocji?
Skoro jest Ci łatwiej, to znaczy, że skorygowałeś choć trochę swoją postawę. Już trochę mniej “musisz”.
Głównym źródłem tego co czułeś i problemów była Twoja postawa, którą sam wybierałeś zawsze tak samo – “nie chcę ale muszę”.
A gdy po np. 40-tu razach robienia tego samego na siłę i po tym, że nigdy nie spotkało Cię nic złego, w końcu nieświadomie odpuściłeś choć trochę oporu.
Przy czym nigdy nie musiałeś się zmuszać i “przełamywać”, bo nie musiałeś trzymać się emocji i oporu, ani podejmować działania z pozycji ofiary.
Po prostu mam w pracy tak. że muszę iść i coś załatwić z klientem i nie ma zmiłuj. Idę i załatwiam, pomimo tego co czuję. Czy to jest to odpuszczanie?
A odpuszczasz? Robisz to? Wybierasz to świadomie? Taką masz intencję?
Jeśli nie, to nie jest to odpuszczanie, tylko napieranie na drzwi z obu stron i w końcu ze zmęczenia na moment przestajesz się opierać, robisz coś, a potem wracasz znowu do tego samego.
To jest pierwsza sprawa.
Druga sprawa to taka- czy wiesz coś o “integracji z cieniem”?
“Cień” to to, co sami uznaliśmy za złe i na różne sposoby zaczęliśmy od tego uciekać – w wypieranie, opieranie, bagatelizowanie, racjonalizowanie, tłumienie, oddawanie odpowiedzialności, odrzucanie, itd.
Dlatego najczęściej emocje stają się “częścią cienia”, bo ludzie zdemonizowali je jak ostatnie diabły. A emocje to po prostu informacje w formie energii. Tyle. Cały kufa kłopot, a ludzie się głowią od setek, jeśli nie tysięcy lat.
Uwalnianie emocji to już praca z cieniem. Zaś jego integracja to akceptacja tego co czujemy – uświadomienie sobie, czyli przyjęcie do świadomości, uznanie, akceptacja, uwolnienie.
Jest taka książka ” Oswoić swój cień” Jeana Monbourquette.
Nie znam.
Za to polecam “Nakarmić swoje demony” – Allione Tsultrim.
Ale Tobie na razie książek wystarczy.
Na tym forum: https://braciasamcy.pl/index.php?/topic/4551-uwalnianie-emocji/
omawiają ten wątek, jak i tez uwalnianie emocji.
Piszą też m.in. cyt: “Według Seligmana uwalnianie negatywnych emocji prowadzi tylko do błędnego koła napędzania się nimi, a radą na nie jest wyciszenie się i nie roztrząsanie tego co wzbudza złe emocje. ”
Pierwsze co mi rzuciło się w oczy to bzdurna generalizacja. Co to w ogóle znaczy “uwalnianie negatywnych emocji prowadzi TYLKO do błędnego koła napędzania się nimi”?
Może prowadziło TYLKO autora tego komentarza. Bo zdecydowaną większość moich Klientów prowadziło do uwolnienia od negatywności.
Więc widać wyraźnie, że autor boi się odczuwać. Po prostu. Nie rozumie emocji, nadal stawia się jako ich ofiarę.
Poza tym co będziemy robić zależy od nas. Czy sami wykorzystamy emocję, by usprawiedliwiać nią swoje postawy, decyzje?
Ty sam przecież szukasz w wypowiedziach innych potwierdzenia Twoich własnych, nieuświadomionych wyborów. Mówiłeś, że “emocje blokują człowieka”.
I autor tego komentarza mówi to samo.
I dla Ciebie to już jest potwierdzenie Twojego przekonania. I dlatego prosisz mnie bym przeczytał komentarze i liczysz podświadomie, że przyznam Ci rację, że emocje naprawdę ograniczają i lepiej o nich zapomnieć i się nimi nie zajmować.
Dlatego zaraz podkreślę, że nic nie wiemy o tych ludziach – ani ich poziomie świadomości, ani podświadomości, ani karmie, ani intencjach.
Więc powoływanie się na ich komentarze jest z góry skazane na utrzymanie własnych iluzji.
Jak byś miał czas, to mogłbyś przeczytać ten wątek i napisać, co o tym myślisz?
A co ja mogę sądzić o tym?
Masz grupę ludzi, każdy na swoim poziomie świadomości, ze swoimi – SUBIEKTYWNYMI – doświadczeniami, interpretacjami, etc.
Nie znam ich intencji, nie znam celu, w którym oni się wypowiadają, nie wiem czy dążą do tego samego. Wielu z nich pewnie dąży do utrzymania i udowodnienia swojej racji, niewykluczone, że niskiego poziomu, a może nawet po prostu negatywnej.
Każdy mówi to, w co wierzy. I już.
A jak to jest zgodne z rzeczywistością trzeba by skalibrować, bo domyślanie się to z góry skazane na porażkę przedsięwzięcie.
Szczególnie o tym cieniu i o tym że uwalnianie emocji “szkodzi”? Ciekawi mnie to bardzo. Dzięki.
Uwalnianie emocji szkodzi ego.
Człowiek, który poleca książki Grzesiaka – gościa, który na swojej stronie internetowej w tle miał powtórzone słowo “ja” mówi samo za siebie.
Jeśli książka kalibruje się wysoko, to pamiętajmy, że chodzi o wiedzę i jej realny wpływ po zastosowaniu.
Ale należy zdać sobie sprawę, że kluczem w kalibracji jest wzięcie pod uwagę nas i naszej intencji.
Czyli poziom kalibracji książki to jedno ale jej użyteczność dla nas w danym problemie to zupełnie inne pytanie.
Książka może kalibrować się wysoko ale kompletnie nie zawierać żadnej pomocy dla nas.
Odnośnie uwalniania emocji i samego doświadczenia.
To, co należy zrozumieć to spójność i uziemienie.
Po oczyszczeniu się z warstwy/warstw emocji nie lecimy do kolejnych i kolejnych z pianą na ustach.
Rozumieją to ludzie trenujący – potrzebny jest odpoczynek, regeneracja po treningu.
I nikt nie bierze się za ogromne ciężary na początku.
A jednak w przypadku emocji – pogubienie z poplątaniem, chaos, kosmosy.
No ale z drugiej strony i trenujący biorą sterydy. A ci co się pchają do uwalniania czy “duchowości” jakkolwiek ją rozumieją, biorą różne środki, nieodpowiedzialnie i się dziwią, że potem pół roku ich męczy-dręczy.
Uwalniamy emocje i opór dotyczące jakiegoś zagadnienia w naszym życiu. Wybieramy chęć, akceptację, radość, spokój. Pyk.
Zajmujemy się nim. Rozwiązujemy problem, wykonujemy obowiązek. Pyk.
Przechodzimy do kolejnego. Pyk.
Wybierając większy cel albo większy problem, ujawnią głębsze warstwy emocji i oporu. Robimy to co wcześniej. Pyk.
Ale jednak wiele osób traktuje emocje i ich uwalnianie jak jakąś odłączną od reszty życia czynność. Magiczne zaklęcie.
W tych komentarzach koleś, który najprawdopodobniej sam nic/niewiele robił w temacie uwalniania emocji, poszedł na Ayahuascę. I potem dziwi się, że dostał po dupie.
“Świętą medycynę”, bo tym są te rośliny, zażywamy w sposób odpowiedzialny. Z odpowiednią intencją. Z miłością i szacunkiem. Jak nie potrafimy, nie bierzmy.
Bo w ich przypadku “ostrzeżenie o raku” jest jak najbardziej realne. Jak ktoś nie rozpoznaje tematu dokładnie, niech chociaż weźmie odpowiedzialność za rezultaty.
Ważne też, by całość odbywała się w otoczeniu miłości. Czy takie otoczenie zapewnił prowadzący? Nie wiemy.
Z jaką intencją ten człowiek to przyjął? Nie wiemy. To, co przeżył w trakcie i to, co mówił o tym – że przez pół roku zastanawiał się nad psychiatrą czy egzorcystą pokazuje skalę niedojrzałości i głupoty w tej “ceremonii”. OBOWIĄZKIEM prowadzącego było zadbać o każdego. A nie zrobić imprezę, zgarnąć kasę, pomasturbować się mentalnie i do domu.
Zapewne robili to sobie dla jaj, dla zabawy, bo Aya była popularna, była na to moda. A może ten cały prowadzący chciał się dowartościować czego to on nie robi i wrzucił fotki na fejsa…
A jeden z uczestników dostał po dupie, a potem mówi jakie to emocje to demony. Dżizas.
Gdyby tak pouwalniał sobie odpowiedzialnie bez “łomów świadomości” dostrzegłby wyraźnie, że emocje ułożone są warstwami.
I do głębszych dochodzimy uwalniając te płytsze. W ten sposób niejako się “zaprawiamy”.
Bo każdy dostaje to na co jest gotowy.
A że on dumnie sądził, że jest gotowy zajrzeć głębiej – no to hej! Nikt go nie zmusił siłą wziąć Ayę.
I ja nikogo nigdy do tego nie zachęcałem.
Poza tym podczas takich ceremonii zaciera się granica obecnej inkarnacji i odsłonić się mogą wglądy w poprzednie, w których np. ktoś nas zamordował (co teraz nasz rozsądek tłumaczy to sobie przez obrazy jakie widział w filmach, grach czy w internecie). I się robi kłopot.
No ale jak ktoś wyważa drzwi zamiast je spokojnie otwierać, to niech weźmie za to odpowiedzialność.
Emocje nie mają z tym nic wspólnego. To co czuł, sam wybrał. Mógł zaakceptować to, co przeżywał już w trakcie i przez pół roku.
Ale on przez pół roku walczył. Opierał się. DEMONIZOWAŁ. Dlatego jego wyobraźnia podsuwała mu wizje demonów.
A może odwiedził tzw. niższe astrale – piekła, do których jest/był podczepiony? Nie wiem.
Ale wklejanie tych doświadczeń w wątek o emocjach to jak wklejanie doświadczeń ze wspinaczki na Mount Everest na forum dla rozgrzewających się na bieg przełajowy na 500 metrów.
No bo co – strach przed podejściem do kobiety to wielki demon z piekła, co nas trzyma za jaja? Nie. To emocja, której sami się opieramy i to działanie ją z nas wyciągnęło RAZEM Z naszą negatywną postawą odnośnie siebie, kobiet, tego co chcemy zrobić… a w ogóle JAKA JEST INTENCJA tego, co chcemy zrobić – podejść do kobiety? Kto w ogóle zdaje sobie z tego sprawę? Prawie nikt.
Więc nie dziwmy się, że czujemy opór i emocje. Bo emocje – a emocja to ENERGIA W RUCHU – informują nas o jakości naszej świadomości. W tym o naszym nastawieniu i intencji.
Jeśli robiąc coś czujemy się źle, tak do tego podchodzimy. Tyle.
Ale najlepiej zrzucić odpowiedzialność na emocje. Emocje to element kompasu ale panowie o tym nie mają pojęcia. Nazywają emocje złymi. Hawkins nazywał niektóre emocje złymi dla uproszczenia. Bo gdyby w książce na tak poważne tematy jeszcze zaczął się rozpisywać o emocjach, to by się ludziom poprzepalały obwody. Więc po prostu napisał – “Złe emocje uwalniamy. Cześć.”
Poza tym Hawkins doskonale wiedział, że nic na tym świecie nie jest złe. Wszystko jest jakie jest. Ale tego stwierdzenia też ludzie nie są w stanie przetworzyć.
Realnie uznawać je za złe, to jakby uznać za Wschód na kompasie za zły. Albo zachód. No wschód można uznać za zły ale tylko jeśli płynęliśmy na wschód a nasz cel był na zachodzie. No ale jaki to ma sens demonizowanie wschodu?
Wybierzmy zachód, puśćmy się wschodu. Po co się opierać innemu kierunkowi, niż wybieramy?
Ale jeśli zaczniemy walczyć z obecnym kierunkiem, no to możemy sobie walczyć i nawet zniszczyć okręt.
Nikt nikomu nie każe schodzić tak głęboko do podświadomości.
Nasi rodzice jakoś poradzili sobie bez tego. Ale było im najczęściej trudno.
Więc my bądźmy mądrzejsi ale nie bądźmy głupcami. Oczyszczajmy się warstwami. Bierzmy tyle “na klatę” ile zdołamy unieść. No, może trochę więcej, niż podpowiada nam “wygodny umysł”. I już.
Nie ma co się zarzynać. To, że zmierzymy się z ogromnym strachem co nam da? No pewnie się skulimy i zaczniemy ssać palec. Tak samo jakbyśmy spróbowali podnieść 200 kg nie podnosząc nawet kilku razy 20 kg. Ale jakoś nikt potem nie jedzie do psychiatryka.
Są dwie szkoły radzenia sobie z negatywnymi emocjami:
1) pozwolenie na przeżywanie
2) zabijanie ich w sobie
Jezu Chryste.
No to powodzenia z “zabijaniem wschodu” na kompasie.
Poza tym – czym to się różni od sytuacji, że jesteśmy plemieniem, spotykamy drugie plemię, w którym coś się nam nie podoba, np. jak pachnie i z dwóch wyborów – poznać, zaakceptować, nauczyć się współżyć lub napierdalać maczugami wybieramy napierdalać maczugami?
No zastanówmy się jakby się nam pływało z kompasem, który nie działa? W który uderzyliśmy kilkanaście razy maczugą? Hmm?
Emocji nie można zabić, BO TO ENERGIA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!11111!!!11!1!1
To “zabijanie” to tłumienie. To używanie siły, by energie te w sobie zatrzymać. To dodatkowe ranienie siebie od wewnątrz.
No chyba, że za słowem “zabijać” kryje się coś, co ma cokolwiek wspólnego z życiem. Ale dlaczego więc metoda nazywa się “zabijanie”? I to “w sobie”?
Widzimy jak ludzie traktują emocje – jakby dopiero wyszli z jaskini, patrzą, a tam żuczek chodzi po ziemi. No co tu zrobić – głowi się całe plemię. Może pier***ć maczugą?
Jeb! Żuczek zniknął! Brawo! Sukces!
Patrzą, a tam dzik! No co z tym fantem zrobić? Większy, może krzywdę zrobić. No to go trzeba pier***ć maczugą parę razy! Brawo! Sukces! Po problemie!
Patrzą, a tam stado dzików! O nie! No to albo trzeba wojny, albo uciec.
…
Naprawdę tak chcemy żyć w sobie?
Emocje to energia, a to oznacza, że próby jej zdławienia, demonizowania, wypierania, “zabijania” to dławienie, demonizowanie, wypieranie i zabijanie energii w sobie.
Życia.
A za chuje jeszcze raz przepraszam. Już nie będę.
Nie chodzi o to, byś przeprosił, tylko zrozumiał dlaczego w ogóle toto wypisywałeś?
W czym miało to pomóc, czemu służyło?
I czy zaprzestanie cokolwiek zmieniło na lepsze, w czymkolwiek Ci pomogło?
Bo dopóki ŹRÓDŁO tego, co robiłeś nie zostanie rozpoznane i skorygowane, znajdziesz sobie inny, równie bezowocny “sposób komunikacji”.
Podkreślam, że robiłeś to na publicznej sekcji, do której każdy ma wstęp.
Więc zostawiłeś swój podpis.
Mnóstwo ludzi zignoruje nawet treść merytoryczną i niosącą wartość i dostrzeże niedojrzałość, wulgarność, przelewaną frustrację.
Tak było w moim przypadku, gdy sam użyłem parę razy wulgaryzmów i sobie to ludzie pointerpretowali po swojemu mając gdzieś mega wartościowy przekaz. Łotewer.
Jeszcze kilka komentarzy odnośnie komentarzy z tego forum.
Dalej widzimy jak ktoś triumfalnie projektuje swoje niedojrzałe postępowanie i zrzuca odpowiedzialność na emocje:
Pierwsza szkoła według mnie jest głupia, tłumaczy to dokładnie Inteligencja Emocjonalna, bo gdy sobie pozwalasz na przeżywanie negatywnej emocji to ona cię jeszcze bardziej nakręca, niejako spirala.
Emocja nikogo nie nakręca! Bo czy kogoś nakręca do silniejszego utrzymywania kierunku na wschód, gdy zorientujemy się, że płyniemy na wschód, a chcielibyśmy na zachód?
No przecież to bzdura.
Ale potrzebna jest ŚWIADOMOŚĆ tego, co robimy, jak postępujemy.
Autor tego komentarza takiej świadomości nie ma i wymyśla bzdury.
Poza tym jeszcze krytyczna rzecz – komentujący sądzą, że to oni coś robią z emocjami. Ale tak nie jest.
Energia płynie sama. To my – poprzez naszą świadomość, w tym intencję – jedynie wyznaczamy dla niej kierunek.
Opór blokuje przepływ. Utrzymywanie negatywności również blokuje przepływ. Bo emocje nie mogą z nas polecieć do kogoś. Więc nienawiść do kogoś to robienie krzywdy tylko sobie.
Strach “przed” czymś to robienie krzywdy sobie. Bo czy naprawdę potrzebujemy się np. bać terrorystów, by unikać miejsc, w których ostatnio atakowali?
Po co nam ten strach? Skoro wierzymy, że strach nas paraliżuje, to po cholerę go w sobie trzymamy? Przecież gdy spotkamy terrorystę, to strach nas sparaliżuje, nie uciekniemy i terrorysta nas zabije – no sami się o to prosimy! Ale nieeeeeee, lepiej “się bać”. Nie lepiej wybrać rozsądek i spokój?
Ok, nieco dalej już widzimy, że ludzie uwalniają, oczyszczają się, wybierają pozytywności i nagle niesamowite! No obcy człowiek powie “dzień dobry!” No inna planeta! Szok! Niedowierzanie! Albo ktoś się pierwszy odezwie! Boże, musisz istnieć! Człowiek się do mnie odezwał!
Widzimy w jakiej mentalizacji żyli ludzie, którzy nigdy się nie oczyszczali emocjonalnie. Bełkot ich umysłów przesłaniał im wszystko, co pozytywne. Czyli większość.
No a kto by się odezwał do człowieka, od którego “wali” na kilometr? Hmm?
Przecież ludzie naokoło też wypierają emocje. I jak podświadomie czują w nas to, co wypierają w sobie, dlaczego mieliby ryzykować, że to z nich wyciągniemy?
Ale jeśli to zaakceptujemy, przestaniemy demonizować, inni naturalnie poczują się dużo, dużo lepiej.
Dodam, że to nie tak, że ja uważam, że oni robią cokolwiek źle. Mówiłem, że każdy z nich interpretuje, postępuje wobec własnego poziomu świadomości i tego, czym został zaprogramowany. Każdy jest inny. Kilka osób pisało o pozytywnych doświadczeniach, niektórzy o negatywnych. Dostrzegamy więc SUBIEKTYWNOŚĆ doświadczeń.
A potem jakieś krokodyle znowu…
To ja się pytam – kiedy Jezus czy Budda mówili o krokodylach? O osiołkach mówili, a osiołków naokoło dużo.
To jest ciekawe, że poczytałem tyle pozytywnych relacji, a Ty z całego wątku wyjąłeś cytat – “Według Seligmana uwalnianie negatywnych emocji prowadzi tylko do błędnego koła napędzania się nimi, a radą na nie jest wyciszenie się i nie roztrząsanie tego co wzbudza złe emocje. ”
Wiesz kto to jest w ogóle ten Seligman? Czy jego zdanie cokolwiek jest warte?
Tutaj widzimy jak niezrozumiane są emocje:
Tycie, lub niedowaga może być spowodowane emocjami. Mam kumpla który wiele lat przerabia temat,
je może połowę tego co ja (jak nie mniej) i wygląda świetnie, masa ciała idealna.
Jak nie jesz pod wpływem emocji, to sam czujesz czego potrzebujesz, poza tym emocje zabierają energię.
“Jeść pod wpływem emocji”. Nie. Sami oddajemy odpowiedzialność za emocje. Poza tym to nie decyzja podjęta na bazie emocji, by zjeść ale na bazie OPORU stawianego emocjom. To opieranie się powoduje uczucie pustki, bo opór to niechęć. A więc blokada wewnętrzna. Dlatego pojawia się uczucie braku. A nasz umysł z braku lepszego pomysłu namawia nas do zjedzenia czegoś, by zagłuszyć, czyli stłumić to uczucie czymś słodkim lub tłustym.
“Emocje zabierają energię”. O matko… To tak jakby powiedzieć, że lód zabiera wodę. Emocje TO ENERGIA. To, co zabiera energię to opieranie się im.
Akceptacja emocji pozwala im swobodnie płynąć, co nie zmniejsza energii, bo nie poświęcamy jej na stawienie oporu ładunkowi emocji.
Widzimy jak nieświadomie postępują z emocjami te osoby – nawet nie są świadome własnej postawy odnośnie emocji i wierzą, że to emocje wpływają na nich negatywnie.
Ale to, że w ogóle oni noszą w sobie te emocje i dlaczego powstały TO REZULTAT postawy tej osoby odnośnie różnych aspektów swojego życia.
Reszty nie widzę potrzeby komentować i czytać, bo to już osobiste, subiektywne doświadczenia. Można spędzić całe życie czytając co tam inni przeżywają i jak to interpretują, a samemu nie zmienić/uzdrowić siebie nawet o 1%.
Masz więc przykłady, że działa i sam wiesz jak postępowałeś, co czujesz, w jakich sytuacjach, masz cały Program. Wszystko masz.
Ok. Dzięki za odpowiedź( za wszystkie odpowiedzi) i w ogóle za poświęcony czas. Dałeś mi do myślenia. Przeczytam jeszcze raz wszystkie moduły twojego programu i mam nadzieję, że tym razem ze zrozumieniem i ze stosowaniem wszystkich ćwiczeń. Super blog i w ogóle. Dzięki jeszcze raz! Pozdrawiam!
Nie masz przeczytać raz jeszcze wszystkich Modułów.
Bo tak robiłeś do tej pory – 1 000 stron czytania, pół godziny stosowania narzędzi.
Tym razem zmień ten stosunek – pół godziny czytania i 1 000 godzin stosowania narzędzi.
Możesz przeczytać cały Program i 50 razy i nic się nie zmieni.
No bo co da Ci przeczytanie o nawykach jeśli nawet raz nie siadłeś i nie kapnąłeś się – “O kufa! Faktycznie czuję teraz opór! No bo nie chcę tego robić! No ale dlaczego tego nie chcę? A bo wierzę, że ten obowiązek jest źródłem wstydu i jak coś skopię to się w tym wstydzie utopię! Więc tak naprawdę unikam wstydu! Ale przecież wstyd czuję już teraz!
Niesamowite! Więc jakbym teraz oczyścił się z tego wstydu i oporu, to przestanę się bać tego obowiązku i zrobię go z radością!”
Co da Ci przeczytanie Programu nawet 50 razy, jeśli poczytasz o medytacji, raz czy dwa będziesz medytował, a potem w sytuacji emocjonalnej każdą myśl będziesz uznawał za (nie)święte przykazanie – czyli jak zobaczysz myśl, że “nic nie ma sensu, jestem do niczego”, to od razu uznasz ją za wyznacznik życiowy i wszystkie swoje działania oprzesz na bazie tej bzdury?
Co da Ci przeczytanie Programu nawet 50 razy, jeśli w Raporcie nr 5 wybrałeś do korekty postawę użalania się, a po pierwszym małym błędzie znowu będziesz się rozpływał w użalaniu?
Więc czytaj 10-20 razy wolniej i stosuj narzędzia 10-20 razy bardziej regularnie, dokładnie, ze zrozumieniem.
Bo nie wyleczy Cię wiedza, tylko to jaki się staniesz. A jeśli Ty nie będziesz się stawał np. bardziej akceptujący (czyli rozpoznasz i odpuścisz/przepracujesz to czym blokowałeś akceptację), nic się nie zmieni.
O, tutaj czytałem o tej intencji, co ci mówiłem: http://lekcjemilosci.pl/potega-intencji/
Co o tym sądzisz? Oni też na tej stronie swoje artykuły opierają na m.in. Hawkinsie.
No mogę powiedzieć 2 rzeczy poza tym, co już mówiłem:
1. Każdy powinien zapoznać się z pracą dr Hawkinsa. Świat stanowczo zmieniłby wreszcie kierunek na pozytywny.
2. Autorzy artykułu stosują cytaty, tak jakby nie mieli własnych doświadczeń, wglądów pokrywających się z Jedną Prawdą.
Intencja nie istnieje tylko w ogromnym polu mocy nazywanym Miłością. Mówiłem, że wszystko robimy z intencji. Każde zwierzę ma nawet własną intencję istnienia. Człowiek również.
Tak jak temperatura nie istnieje tylko powyżej 20 stopni Celsjusza. Ale poprzez nasze intencje będzie nam w życiu “cieplej” albo “chłodniej”, bo dotrzemy tam, dokąd zmierzamy. A to determinują nasze intencje.
Odnosnie Metody Sedony, natknalem sie jeszcze na taki artykuł: https://swiatducha.wordpress.com/2011/03/02/terapie-2/
Sam artykuł nie jest ważny, tylko komentarze pod nim. Piszą tam, że Metoda Sedony zawiera w sobie błąd. Mógłbys przeczytać i napisać, co o tym sądzisz?
W tym artykule też ktoś pisze, że jest błąd, tym razem w tłumaczeniu: http://www.taraka.pl/metoda_sedony
Nie ma błędu.
Błąd jak zawsze zawiera się w niezrozumieniu kontekstu.
Przykład porównujący puszczanie emocji i myśli z puszczaniem długopisu (które sam stosuję) to jedno i to samo, tylko w jednym luzujemy uchwyt dłoni, a w drugim “uchwyt” mentalny. Zaś długopis nie znika. Tylko leci i sobie potem spokojnie leży na ziemi. I nie ważne już co się z nim stanie. Można go odłożyć ale już spokojnie go trzymając i nie projektując na niego żadnej negatywności.
Chodzi o to, że ludzie próbują to zrozumieć. Ale nigdy tego nie robią.
Czy oni zanim zrobili kupę próbowali zrozumieć jak mają to zrobić? Nie. Puszczali ściśnięte mięśnie i pozwalali nieczystościom wylecieć samym. Bo istotniejsze było pozbycie się tego, a nie unikanie przykrego zapachu i konieczności poświęcenia czasu i użycia papieru toaletowego.
Dlatego najlepiej coś zrozumieć robiąc to.
Wybierzmy najprostsze ćwiczenie. Np. myśl “muszę iść do pracy” i zasilające ją poczucie winy.
Praktycznie każdy przynajmniej raz tak miał, więc każdy może to zrobić.
Kluczem jest przede wszystkim zdać sobie sprawę, że tak podchodzimy do pracy oraz że coś czujemy – opór, winę.
To połowa sukcesu.
Bo uwalniania sobie nie wymyślimy kiedyś. Możemy je przeprowadzić tylko w chwili obecnej.
Następnie gdy już zdajemy sobie sprawę, że w danym momencie czujemy winę i utrzymujemy, że musimy coś zrobić, dostrzeżemy, że towarzyszy temu napięcie.
Chodzi o to, by dostrzec, że sami blokujemy się wewnętrznie. Coś robimy w sobie, coś negatywnego.
I gdy zdamy sobie, że to robimy, możemy przestać. Po prostu. Bardzo pomaga oddech – regularny i dość głęboki.
I wydaje mi się, że problem polega na tym, że ludzie nie chcą sobie uświadomić fundamentalnego faktu – emocje nic im nie robią, to oni robią coś emocjom – napierają na nie i trzymają się ich.
Przykład z pracą łatwo to ujawnia – no bo czy poczucie winy uniemożliwia nam cokolwiek, np. uśmiechnąć się, radośnie i chętnie wstać i uczciwie pracować 7,5 godziny? Nie.
To ludzie sami wybierają opór i własne postawy racjonalizując to tym, co czują. Trzymają się tego i mówią – “Aha! Czuję winę, to mogę wybrać niechęć i ją w sobie utrzymywać”.
Ja tak miałem. Ale naprawdę szczerze wierzyłem, że nie mogę się uśmiechnąć. Bo nawet nie dostrzegałem, że sam wybierałem, by trzymać się oporu, winy, wstydu, żalu, gniewu czy dumy.
Tym samym gdy je czułem, wierzyłem, że to one mają moc nade mną. Myśli stanowiły potwierdzenie tego.
Zaś każda metoda uwalniania przede wszystkim rozpuszcza te iluzje. To my trzymamy się emocji i myśli, nie odwrotnie.
A skoro tak, to możemy się ich puścić.
No tylko wraz z tym należy zrezygnować z korzyści trzymania się ich, czyli np. przestać oddawać odpowiedzialność na współpracowników, że są jacyś – negatywni w jakimkolwiek znaczeniu.
Czy robienie sobie krzywdy i zrzucanie za to odpowiedzialności na innych można uznać za objaw zdrowia? Nie.
No ale ktoś się trzyma myśli – “On/ona/oni mnie denerwuje(ą)!” I już! Koniec! Jesteśmy ofiarą, inni odpowiadają za nasze samopoczucie i tyle!
A metody uwalniania pozwalają się temu przyjrzeć, że NIEZALEŻNIE co robią inni, my możemy puścić się emocji i pozwolić sobie poczuć spokój, a nawet radość.
Bo nic i nikt nas nie ogranicza, prócz tego, czego sami się trzymamy.
Ile osób przyjrzała się temu co czuje i co z tym robi? Większość postępuje tylko ślepo tak jak mentalizuje ich umysł.
Ja pod artykułami widzę dialogi osób, które za bardzo nie doświadczyły na czym polega odpowiedzialność i uwalnianie.
Mówią o boskim świetle, a nadal widzę mylą duszę z umysłem.
I przypominam, że dla jednego “zadziała coś”, a dla drugiego nie, bo nie chodzi o to, co robimy ale kim się stajemy.
Dwóch facetów wyglądających tak samo może podejść do kobiety, powiedzieć to samo i z jednym się umówi, a z drugim nie.
Bo to co determinuje rezultat to intencja – to kim wybieramy być (np. w danej sytuacji). Jeden wyglądając tak samo i mówiąc to samo chce wziąć, a drugi dać.
I wspaniały rezultat będzie miał ten, co chce dać. A nawet jeśli kobieta mu odmówi, to ten co chciał dać nie zacznie z tego powodu cierpieć, nie poczuje bólu.
A ten co chciał wziąć poczuje.
W uwalnianiu to samo – jeśli nie chcemy stać się bardziej pozytywną osobą, no to nici z uwalniania, bo jego rezultaty też determinuje intencja.
Intencja by przestać się trzymać tego, czym ograniczamy w sobie pozytywność.
Pełno ludzi doświadczyło czegoś negatywnego ileś tam lat temu. Cała sytuacja mogła trwać kilkanaście sekund.
Ale przez to, że trzymają się oni emocji i swoich interpretacji tego, co się stało, taka sytuacja rozrasta się z kilkunastu sekund do kilkunastu lat, albo i dłużej.
Bo ktoś coś powiedział i nie możemy tego zrozumieć?
A czy ważniejsze jest zrozumieć dlaczego ugryzła nas żmija czy się pozbyć jadu?
Kilka faktów jeszcze o uwalnianiu, o których warto pamiętać:
– Emocje są ułożone w podświadomości warstwami. Warstwy determinowane są przez to ile danej emocji poczuliśmy i jak wiele oporu im stawiliśmy. Tym samym każda warstwa ma swój ładunek.
– Uwalnianym z podświadomości emocjom zawsze więc towarzyszyć będzie ten ładunek oporu, czyli siła niechęci, którą wybraliśmy i którą naparliśmy niegdyś na emocję.
– Uwalnianie oznacza, że pozwalamy ładunkom emocji się wyczerpać, a nie że emocja znika w 2 sekundy. W zależności od ładunku uwalnianie może więc w ekstremalnych przypadkach trwać nawet kilka dni. Co oczywiście nie oznacza, że będziemy przez kilka dni niezdolni do życia. Ot, będziemy czuli np. strach i tyle. Zero problemu, tylko troszkę dyskomfortu.
To wszystko.
Reszta zależy od naszej intencji. Bo jeśli uznamy, że nie, że potem, że niemożliwe, że to emocja się nas trzyma, etc., no to na własne życzenie przerywamy proces uzdrowienia.
I nasza postawa pokazuje to jak dalej potoczy się nasze życie. Bo czy wybraliśmy troskę, współczucie, wybaczenie? Czy zmieniliśmy się na bardziej pozytywnych choć o jeden stopień?
Czy dłuższy proces uwalniania wykorzystaliśmy jako kolejny argument do utrzymywania świadomości ofiary?
A co do Boga, bo się przewija w tych artykułach.
Jeśli szukamy jakiegoś punktu zaczepienia odnośnie jaka jest “rola” Boga w tym wszystkim, to najprościej ująć to tak:
Bóg ZAWSZE odpowiada – “Ok!”
:)
:) :)
Chcesz cierpieć? Ok!
Chcesz szczęścia? Ok!
I pokazuje nam to, jacy jesteśmy na przykładach różnych wydarzeń, osób, wyciąga z nas to, co blokuje np. szczęście czy bogactwo.
Ale niezmiennie zawsze jest OK!
Jak wybierzemy radość, a na ujawnioną blokadę – emocję winy czy gniewu już powiemy “tego nie chcę!”, to też “usłyszymy” OK!
Dlatego dość istotne jest zrozumieć, by kierować się tym, czego chcemy, a nie czego nie chcemy.
Niektórzy interpretują to, że podświadomość nie rozumie słowa “nie”. I dla niej “nie upadnij” brzmi “upadnij”.
Jeśli nie wybierzemy konkretnego kierunku, to życzenie “obym tylko nie upadł/a” doprowadzi do upadku ale dlatego, by pokazać nam co do niego doprowadziło.
I od tego czy to skorygujemy zależeć będzie czy upadniemy ponownie z tego samego powodu.
Szczerze, to teraz to jabjuz w ogole nic nie rozumiem. Jezeli na uwolnienie jednej emocji potrzeba ok. 100 godzin, to jak mam ja puscic w jednej chwili? Przypuscmy, ze jestem na cos zly. Jak mam to puscic. Mam sie usmiechnac i udawac, ze nic sie nie stalo? Przeciez to nie bedzie odpuszczenie. Zeby odpuscic, to trzeba ta emocje przezyc, tak? Czyli trzeba sie jej trzymac, zeby w koncu odeszla. Ty Piotrek piszesz, zeby nie trzymac sie emocji. Ja juz zglupialem. Jak mam odpuscic emocje, jednoczesnie nie trzymajac sie jej? Mam udawac, ze jej nie ma i ze wszystko jest ok? Dla mnie tu sa same sprzecznosci. Mozesz to jakos lopatologicznie wytlumaczyc?
Powiem tylko tyle – skończ z czytaniem i zadawaniem pytań i weź się za stosowane instrukcji. Wybierz sobie jedną i zacznij to praktykować.
Sprzeczności są tylko w Twoim umyśle. Nie ma ich w treści moich komentarzy i książkach o uwalnianiu.
Ten cały komentarz to jedynie przepisany bełkot umysłu i jego rolą jest, byś nie przystąpił do uwalniania.
Wyjaśnię tylko raz jeszcze odnośnie 100 godzin uwalniania.
Emocje ułożone są w podświadomości warstwami. Jak klocki Lego – jeden na drugim.
Czerwony klocek, 2 niebieskie, 15 zielonych, 7 czerwonych, 4 niebieskie, itd.
W sumie na uwolnienie jednego ” koloru”potrzeba około 100 godzin, może więcej, może mniej.
Ale na tyle warto się nastawić.
Każda warstwa ma swój ładunek – 1 klocek, 2 klocki, 15 klocków, 7 klocków, itd.
Tutaj np. niebieskich klocków jest w sumie 6, a czerwonych 8, zielonych 15. Ale ułożone są warstwami.
Więc 8 czerwonych klocków uwolnisz najpierw uwalniając warstwę siedmiu “jednostek”, a potem jednej.
KONIEC FILOZOFII.
I uwalniamy “od góry”, warstwa po warstwie.
Czy moglbys Piotrze jeszcze jakos tak w prosty i zrozumialy sposob napisac czym jest intencja, bo sie spotkalem sie juz nawet z takim stwierdzeniem, ze jest to jakas niewidzialna sila pochodzaca od Boga itd. Ja myslalem, ze intencja,
to jest po prostu zamiar. Jakis rezultat, ktory chcemy osiagnac poptzez zrobienie czegos. A czy czytales moze ksiazke “Potega intencji”, Wayne-a Dyera? Chcialem sobie ja kupic, ale wszedzie jest niedostepna.
Czy moglbys Piotrze jeszcze jakos tak w prosty i zrozumialy sposob napisac czym jest intencja, bo sie spotkalem sie juz nawet z takim stwierdzeniem, ze jest to jakas niewidzialna sila pochodzaca od Boga itd. Ja myslalem, ze intencja, to jest po prostu zamiar. Jakis rezultat, ktory chcemy osiagnac poptzez zrobienie czegos.
Jak wszystko, zrozumienie wiąże się z poziomem, na którym postrzegamy daną rzecz.
Zauważ, że z lotu ptaka ocean to wielkie niebieskie pole. Można się jedynie domyślać co to w ogóle jest.
Z perspektywy człowieka ocean to dużo wody – można iść, iść ale w pewnym momencie porwie nas prąd lub zanurzymy się i nic nie będziemy widzieć. Więc ocean to dla nas tyle ile zobaczymy, doświadczymy, a reszta to domysły.
Ocean to coś zupełnie innego z perspektywy statku pływającego na wodzie, a coś zupełnie innego z perspektywy łodzi podwodnej.
Ocean to jeszcze coś innego z perspektywy przeróżnych zwierząt morskich.
I co najlepsze – wszyscy mają rację! DLA NICH ocean to to jak go postrzegają.
Ale to, że wszyscy mają rację nie oznacza, że to wszystko. Bo nikt nie ma pełnego zakresu – pełnego KONTEKSTU.
Rozumiesz?
Tak samo odpowiem na temat intencji.
W najbardziej “płytkim” rozumieniu intencja to zamiar. Coś, o co nam naprawdę chodzi.
Jednak nawet wiedza czym intencja jest, większość ludzi podejmuje działania w oparciu o nieuświadomione intencje, a potem wymyślają intencje, by pasowały do rezultatów. Najlepiej widać to w sądach – adwokat wymyśla dla oskarżonego takie intencje jego postępowania, by lepiej wyglądały w oczach przysięgłych i sądu. Ale to lucyferyzowanie rzeczywistości, której nie polecam.
Inny przykład to wymyślanie intencji przez facetów, którzy podeszli do kobiety, a kobieta zapytała się ich o co im chodzi. No i wymyślają – “Spodobałaś mi się”. To może być część prawdy. Ale głównym powodem było – “Jestem samotny, czuję się niewartościowy i wierzę, że jakbyś się ze mną umówiła, to zyskam w swoich oczach i naprawię swoje życie”. Kobiety często wyczuwają intencje i taka negatywna intencja bardzo obciąża psychikę. Kobieta czuje, że coś jest nie tak, że straci, że dla faceta jest źródłem – więc będzie on próbował jej to zabrać. Jedni chcą zabrać własną wartość, inni wziąć seks.
A wystarczy być szczerym w elegancki sposób. Tak, podobasz mi się, tak chcę z Tobą seksu (czasem już to wystarczy, by wszystkim było fajnie). Jedna uzna, że to za mało, inna, że to wulgarne, a inna, że bardzo odważne.
Inne, nieco głębsze rozumienie intencji to kierunek życiowy. Bo do każdej czynności mamy intencję – i zawsze wykonujemy działanie realizując tę rzeczywistą intencję. Ale możemy mieć też intencję nadrzędną. Nadrzędny kierunek. Np. może nim być unikanie emocji. Czyli to, co wybierają uzależnieni. Więc żyją sobie, coś robią, może nawet zakładają rodzinę. Ale gdy pojawi się dana emocje, to nagle wybierają nadrzędną intencję i wszystko podporządkowują względem niej. A jeśli ktoś się w nią nie wpisuje, staje się nawet wrogiem.
Stąd tak dużo problemów w związkach osób, z których przynajmniej jedna jest uzależniona od czegoś. Bo druga osoba naturalnie wyciąga z niej to, czego ona za wszelkę cenę chce unikać. Dla uzależnionego ta druga osoba staje się źródłem jej niedoli i dlatego dochodzi do rozpadu, a wcześniej nawet do strachu i nienawiści.
Gdybyśmy prześledzili swoje życie, możemy zobaczyć, że nieraz mogliśmy próbować coś realizować, a potem z jakichś niewyjaśnionych przyczyn sabotowaliśmy to – zatrzymywaliśmy się, nie pozwalaliśmy sobie na dalsze działanie. Tak jakbyśmy natrafiali na ścianę. Bo właśnie nasza nadrzędna intencja nie pozwala nam (sami nie pozwalamy sobie) iść dalej. Bo zazwyczaj jest nią unikanie tego, co wreszcie dotarło na skraj świadomości – prawie ujawniło się z podświadomości. I dopóki się z tym nie zmierzymy, co również oznacza skorygowanie nadrzędnej intencji, możemy się męczyć i nic się i tak nie zmieni.
Więc intencją może być założenie rodziny. Ale nadrzędną intencją jest np. duma – posiadanie racji. Więc jak urośnie nasze dziecko i już nie będzie się dawało programować naszymi negatywnościami, przestanie chcieć być kontrolowane i wiecznie sprawdzane, nagle stanie się dla nas źródłem bólu, niechęci. Potem słyszy się – “Najważniejsza jest rodzina”, a jak się przyjrzeć wzajemnym relacjom, to widzimy kłótnie, niechęć, niezrozumienie, brak zaufania, zrzucanie odpowiedzialności, obwinianie, itd.
To może już być dla Ciebie wystarczająca odpowiedź. Ale oczywiście to nie wszystko.
spotkalem sie juz nawet z takim stwierdzeniem, ze jest to jakas niewidzialna sila pochodzaca od Boga
Intencja to nie siła.
Gdybyśmy głęboko zrozumieli szeroki kontekest rzeczywistości – że WSZYSTKO JEST BOGIEM, w tym kompletny brak nadziei i sensu istnienia, jak i najbłęszy wymiar duchowej ekstazy, bo Bóg to nieograniczone pole mocy i miłości, dostrzeglibyśmy, że intencja to jakby ładunek, który determinuje ruch w tym nieograniczonym polu. Tak jak opiłek żelaza w polu magnetycznym. W zależności od jego ładunku jest przyciągany lub odpychany. Nie ma to nic wspólnego z tym czy pole go chce, lubi, nie chce, nienawidzi, karze. To wszystko bzdury. Opiłek sam decyduje gdzie się znajdzie w tym polu.
Tym jest intencja. Więc jeśli chcemy zmienić nasze położenie, determinuje to intencja. Jeśli nasz obecny ładunek jest ciężki – zwany karmą, losem, etc. – intencja ma być pozytywna. No bo wszystko, co “złe” mamy dlatego, bo nasza intencja była dokładnie taka. Jeśli spotykamy negatywnych ludzi, to dlatego, bo utrzymujemy w sobie takie jakości. Ok, nie zaprzeczam, że są ludzie, co chętnie by nas okradli i skatowali. Ale czy to wystarczający powód, by utrzymywać w sobie strach, poczucie winy, gniew, dumę? To nasz ładunek. Gdy troszkę zainteresujemy się duchowością, znajdziemy określenia jak wibracje, przyciąganie, itd.
Bo to część zrozumienia rzeczywistości. My odpowiadamy za swój ładunek. Budda, czyli osoba znająca możliwie szeroki kontekest z poziomu bycia istotą nazywaną człowiekiem, dostrzegł, że utrzymywanie urazy jest jak picie trucizny z nadzieją, że zaszkodzi komuś innemu. Należy przez to rozumieć, że trzymanie uraz to czysta głupota, bo to oznacza utrzymywanie w sobie negatywnego ładunku. Czyli w nieograniczonym polu będziemy dryfować tam, gdzie są dokładnie takie warunki (przypominam, że na tej planecie to nie przeciwieństwa się przyciągają, tylko następuje cały czas ‘wibracyjne zestrojenie’). Dążymy tam, jacy sami jesteśmy.
Więc jeśli ktoś nas opluje to szczytem głupoty jest utrzymywać niechęć do tej osoby, bo ta niechęć “dotryfuje” nas tam, gdzie będą nas opluwać jeszcze częściej. Należy oczyścić się z wszelkich negatywności. Czasem pomoże nam zdecydowana reakcja, by przekroczyć apatię, a czasem głęboka, wewnętrza praca nad wybaczeniem tej osobie i sobie (ten etap zawsze jest niezbędny). Sami musimy rozpoznać na jakim etapie jesteśmy.
Więc możesz codziennie myć zęby, bo tak wypada ale co jest główną intencją? Szukanie aprobaty innych, dopasowanie się, by zostać zaakceptowanym i uniknąć odrzucenia? Więc to co pozornie pozytywne tak naprawdę może napędzać bardzo niekorzystny dla nas mechanizm.
A czy czytales moze ksiazke “Potega intencji”, Wayne-a Dyera? Chcialem sobie ja kupic, ale wszedzie jest niedostepna.
Tej nie.
Ogólnie Dyer-a polecam wszystko.
Kalibracja pokazuje, że Dyer kalibrował się w momencie śmierci na poziom Miłości Bezwarunkowej. Więc kierowanie się jego zaleceniami pomoże nam przepracować całą osobistą karmę – więc wzrosnąć do Miłości Bezwarunkowej.
Podsumowując – intencja jest tym, gdzie dotrzemy. Jeśli naszą intencją jest np. wzrost do Miłości Bezwarunkowej, to nic nas nie zatrzyma – niezależnie ile porażek, potknięć będzie po drodze. Bo naszą intencją nie jest unikanie bólu ale nauka radzenia sobie z nim jeśli jest niezbędny lub takie korekty, by ból już nie był potrzebny. Ale jeśli naszą intencją będzie unikanie niewygody, to dotrzemy w życiu co najwyżej tam, co odwzorowuje poziom unikania niewygód. Może będzie to 2 500 zł/miesiąc, może będzie to związek z osobą, która nie lubi się wysilać i dawać z siebie coś ekstra?
Chuje nie byly w twoja strone. Nie odbierz tego jako jakas obraze, czy cos takiego. Nic z tych rzeczy.
Nie odebrałem. Jeszcze mnie w życiu żaden chuj nie obraził ;)
Chodziło mi o to – po co w ogóle piszesz toto w publicznym komentarzu. Co to daje?
Dlaczego piszesz przekleństwa?
Mowisz, zebym napisal co teraz czuje. Mieszanke tego wszystkiego z tego pliku pdf. Jestem zarazem wesoly i smutny, chce mi sie smiac i plakac, jestem wkurwiony i spokojny. I tak dalej i tak dalej. Tak jakbym odczuwal prawie wszystkie te stany niemalze w tej samej chwili. Cos mam pojebane w glowie i koniec.
I ponownie – po co ten durny komentarz na sam koniec – “i koniec”?
Nie “i koniec”, tylko początek!
Dostrzegłeś, że czujesz przemieszane emocje – super!
No to wiesz, że ujawniło się wiele warstw różnych emocji – dzięki temu możesz ich dużo uwolnić.
No ale znowu jaśnie pan oświecony umysł dodał – “i koniec” i już nic nie robisz, tylko się opierasz, użalasz, rozpaczasz.
A wystarczy to zaakceptować i uwolnić i będzie dobrze!
Dlatego w Programie daję około tydzień na początkowe Moduły, by sobie spokojnie praktykować kolejne narzędzia. Przypominam po raz kolejny, że przed uwalnianiem jest medytacja.
A medytacja jest po to, by przestać słuchać tego bełkotu umysłu. Bo on zawsze wymyśli taką postawę, by emocjom się opierać i wrócić do tego co zawsze.
Ja nawet kupilem twoj program i staralem sie stosowac wszystko co tam napisales, ale gowno z tego wyszlo, bo po prostu nie rozumiem tych oporow, trzymania sie emocji itd.
Jeszcze odnośnie tego – mówisz o nie rozumieniu oporów i trzymania się emocji.
Ale uwalnianie to trzeci krok. A co z notatkami? Czy w ogóle zacząłeś uświadamiać, obserwować i notować te sytuacje, gdy coś czujesz?
Czy praktykowałeś pisanie notatek?
Bez tego to jasne, że nic nie będziesz rozumiał, bo nie wyszedłeś nawet ze swojego paplającego umysłu.
A gdy spojrzysz na kartkę papieru i przeczytasz “Czuję niechęć, by iść na dwór, bo XYZ” to wszystko będzie jasne.
I gdy zadasz sobie pytanie – “Dlaczego NIE CHCĘ podjąć DECYZJI, by wyjść na dwór i cieszyć się Słońcem”, nieuświadomione i dlatego rządzące Tobą przekonania staną się świadome.
A gdy staną się świadome będziesz mógł z nich zrezygnować. Bo to, czy wybierzesz dane przekonanie to Twój wybór.
Więc bez notatek będzie i było Ci trudno.
Program ma kroki. Ty na razie tkwisz w “pajęczynie” mentalizacji i dlatego proste rzeczy wydają się trudne.
Bo WSZYSTKO co podaję w Programie to ogromne zagrożenie dla ego.
Więc ego stosuje każdą sztuczkę, byś tego nie zastosował.
Drugim krokiem jest medytacja. Bez niej również będzie i było Ci trudno.
No bo podczas odczuwania umysł zaczyna paplać, nieraz obłąkańczo.
Więc medytacja – praktykowanie spokojnej obserwacji myśli – jest krytyczna, by w trakcie uwalniania znowu nie zamotać się w myśli i nie biegać za nimi jak dziecko z siatką za motylkami.
Dopiero następnie podchodzimy do uwalniania.
Ale wtedy jasno mówię, by określić czy w ogóle potrafimy odczuwać. Jeśli nie – jest do tego instrukcja, która również ma podane kroki.
Więc wszystko masz jasno podane.
3 kroki. Każdy jest dokładnie opisany w punktach.
Więc to nie może się nie udać. Po prostu coś albo nie zostało zastosowane w kolejności lub nie zostało zastosowane właściwie.
I nie napisałem tego wszystkiego, by Cię obrazić. Ja wiem, że początkowo nauka odczuwania i uwalniania może być trudna.
Wszystko co trzeba to gotowość do zmierzenia się z emocją i odpuszczenie wszelkiego oporu i korzyści z trzymania się ich.
Więc jeśli uwalniasz np. opór i strach przed podejściem do kobiety to decydujesz się na zmierzenie się ze strachem, pozwalasz go sobie odczuć, wyrażasz gotowość do puszczenia się go i dokonujesz tego wraz z podjęciem się działania – podejściem do kobiety.
Wyższa energia podąży za działaniem, na które sobie do tej pory nie pozwalałeś priorytetyzując unikanie odczuwania.
Działanie jest niezbędne, bo dopiero ono pokazuje czy naprawdę puściliśmy się emocji i oporu.
A jeśli nadal nie chcemy (czasem pod maską “nie mogę”) wykonać danego działania – co jeszcze stoi na drodze? Jaka racjonalizacja? Jaki powód? Jaki negatywny program – przekonanie?
Czy jesteśmy gotów zrezygnować i z niego?
Na pewno?
A kiedy z niego zrezygnujemy?
No to do dzieła!
Mi to strasznie utkwilo w glowie to co piszesz Piotrze o uzalaniu sie i gdy zabieram sie za uwalnianie i odczuwam zal, to pojawia mi sie mysl w glowie ze sie uzalam i zaczynam sie zastanawiac, czy ja sie uzalam, czy nie. I teraz, czy te mysli, ktore mi mowia ze sie uzalam, to jest prawda, czy one po prostu sa i mam przestac sie nimi zajmowac? Czy moze ja rzeczywiscie sie uzalam, bo juz sam nie wiem? Czym wobec tego rozni sie uzalanie od odczuwania zalu? Ja to rozumiem tak, ze odczuwanie zalu, to jest odczuwanie z jednoczesnym ignorowaniem mysli, natomiast uzalanie to jest odczuwanie zalu razem z mysleniem. Z mentalizacja. Dobrze to rozumiem? Rowniez oprocz mysli ze sie nad soba uzalam, pojawiaja sie mysli, zebym przestal traktowac sie jak ofiare. Czy te mysli mnie informuja o tym, ze traktuje sie jak ofiare, czy to kolejne klamstwo, ktore powstalo na bazie mojego stanu emocjonalnego i nalezy sie po prostu skupic na odczuciach i ignorowac wszystkie mysli? Pogubilem sie w tym szczerze mowiac i w momencie gdy pojawiaja sie te mysli, ze uzalam sie nad soba i ze gram ofiare, to nie wiem za bardzo co mam w tym momencie zrobic? Odczuwac ignorujac te mysli, czy w jakis sposob przestac traktowac sie jak ofiare i nie uzalac sie? Wpadlem w jakies bledne kolo i nie wiem co juz jest przyczyna, a co skutkiem? Czy to, ze pojawia sie sie emocja zalu, wynika z tego, ze uzalam sie, czy po prostu odczuwam zal, a mysli o tym ze sie uzalam same sie pojawiaja? Bo juz sam nie wiem co mam robic. Czy mam jakos tak zmienic swoja percepcje itd, zeby ta emocja sie nie pojawiala? Nic nie rozumiem juz.
Jeszcze dodam, ze tak pytam, poniewaz ja caly czas odczuwam smutek i zal. Caly czas. Odkad pamietam. I teraz wlasnie nie wiem, czy ja sie uzalam nad soba i dlatego to czuje, czy to stlumione emocje ze mnie wychodza, czy jeszcze cos innego.
Mi to strasznie
Strasznie? Na pewno jest to straszne?
Nie strasznie, tylko widzisz jak umysł przywiązuje się do pewnych informacji, nadaje im wartość i znaczenie i zaczyna je w kółko wałkować.
I co to daje?
Absolutnie nic. Aczkolwiek można mieć z tego korzyści – hipnotyzowanie się tym bełkotem można użyć np. w twierdzeniu, że “myślimy o jakimś problemie”. A w rzeczywistości boimy się go rozwiązać.
utkwilo w glowie to co piszesz Piotrze
Nie utkwiło, tylko mentalizacja powtarza samoistnie w kółko to, co usłyszałeś i czemu nadałeś znaczenie.
o uzalaniu sie i gdy zabieram sie za uwalnianie i odczuwam zal, to pojawia mi sie mysl w glowie ze sie uzalam i zaczynam sie zastanawiac, czy ja sie uzalam, czy nie.
Na pewno się zastanawiasz?
Nie.
To cały czas hipnotyzowanie się mentalnym bełkotem. Dowodem na to jest sam fakt, że nie wiesz co robisz.
No czy się użalasz czy nie? Z czego to wynika?
Z intencji, z decyzji.
A Ty potrzebujesz wpatrywać się w myśli, by to móc przyznać?
Problem polega na tym, że robisz coś, nie jesteś świadomy że to robisz, ani co. I próbujesz się potem domyślić tylko bez wyboru prawdy, a hipnotyzując się mentalnym bełkotem.
I teraz, czy te mysli, ktore mi mowia ze sie uzalam, to jest prawda, czy one po prostu sa i mam przestac sie nimi zajmowac?
A w jaki sposób się nimi zajmujesz?
Jak w myślach zobaczysz, że się nie użalasz, jesteś super, wszystko gra i możesz leżeć z paczką czipsów przed telewizorem nic nie robiąc, to co zrobisz taką myślą?
Czy moze ja rzeczywiscie sie uzalam, bo juz sam nie wiem?
Nie wiesz, bo to ukrywasz. Nie jesteś szczery.
“Już sam nie wiesz”. A wcześniej wiedziałeś?
Tak. Wiedziałeś to, co widziałeś w myślach – to zawsze była dla Ciebie prawda ostateczna.
A teraz, być może po raz pierwszy, dostrzegłeś, że to myśli i zadałeś pytanie czy się ich w ogóle słuchać, czy nie.
Czym wobec tego rozni sie uzalanie od odczuwania zalu?
Odpowiedź jest oczywista.
To tak jakby się pytać czym się różni jazda samochodem od ścigania się z kimś.
Czym się to różni?
Ja to rozumiem tak,
I zaczyna się kombinowanie.
Próba stworzenia definicji takiej, dzięki której można sobie usprawiedliwić swoje postępowanie.
ze odczuwanie zalu, to jest odczuwanie z jednoczesnym ignorowaniem mysli, natomiast uzalanie to jest odczuwanie zalu razem z mysleniem. Z mentalizacja. Dobrze to rozumiem?
Mentalizacja jest zawsze obecna. Nie można jej “wyłączyć”, ani kontrolować.
To co jest kluczowe, to INTENCJA.
Natomiast Ty tu postawiłeś znak równości między zupełnie przeciwnym jakościami mentalnymi – myśleniem, które wymaga decyzji, intencji i celu, z bezosobowym, nieskończonym i ciągłym procesem, którego celem jest wyłącznie zasilanie samego siebie.
Jeśli stawiasz między tym znak równości, to znaczy, że się tak hipnotyzujesz mentalizacją, że nawet nie zauważasz, że robisz to cały czas. A nie myślisz, bo nie ma takiej decyzji – ŚWIADOMEJ, ani celu.
I gdy widzisz myśli, którym nadałeś znaczenie i sens, automatycznie sądzisz, że je myślisz. A tak nie jest. Nie odpowiadasz za mentalizację, ani nie jesteś jej autorem.
Rowniez oprocz mysli ze sie nad soba uzalam, pojawiaja sie mysli, zebym przestal traktowac sie jak ofiare.
No i są te myśli i co?
I nic.
Bo się przywiązałeś do myśli, gdyż masz z tego korzyści. Może nawet jesteś uzależniony od hipnotyzowania się tym bełkotem.
Czy te mysli mnie informuja o tym, ze traktuje sie jak ofiare, czy to kolejne klamstwo, ktore powstalo na bazie mojego stanu emocjonalnego i nalezy sie po prostu skupic na odczuciach i ignorowac wszystkie mysli?
Myśli nie informują o niczym. Stanowią bezosobową konsekwencję emocjonalności – racjonalizują ją, usprawiedliwiają, budują kontekst, projektują, etc.
Czy traktujesz się jak ofiarę wystarczy przyznać. Żyjesz odpowiedzialnie? Mówisz prawdę? Wybierasz odwagę, śmiałość, uczciwie rozwiązujesz swoje problemy, mierzysz się z trudnymi tematami, kierujesz się pozytywnymi intencjami?
Jaki jest na co dzień Twój poziom energii?
Myśli nie mają żadnego odniesienia do rzeczywistości.
Pytasz czy myśli o czymś informują. Nie, myśli nie informują o niczym.
Pytasz czy należy ignorować myśli. A kiedy nie należy? Jakich myśli nie ignorujesz? W jakich okolicznościach nie ignorujesz tych myśli?
Pytasz czy “po prostu należy”… gdyby to było takie po prostu, to by nie było problemów. A są. Bo zarówno przywiązałeś się do mentalizacji jak i opierasz się czemuś.
Nie odnosisz się też w ogóle do żadnej sytuacji z Twojego życia.
Dlatego nie mogę powiedzieć Ci nic konkretnego.
I pewnie o to chodzi – o kontynuowanie akademickiej dyskusji, z której nie wyniknie żaden konkret, bo to gwarantuje, że zamiast hipnotyzowania się mentalnym bełkotem, by czegoś uniknąć, będziesz ignorował mentalny bełkot, by czegoś uniknąć.
Pogubilem sie w tym szczerze mowiac
W czym się pogubiłeś?
We własnych pytaniach. Czyli w myślach.
Bo chcesz jakiejś uniwersalnej odpowiedzi, którą sobie do wszystkiego dopasujesz. Ale takiej odpowiedzi nie ma.
Korekta czegokolwiek w życiu wymaga precyzji i uczciwości. Odniesienia się do realnego życia. TU I TERAZ.
Co robisz TERAZ? Z jaką intencją to robisz? Dlaczego to robisz? Jaki jest tego cel?
i w momencie gdy pojawiaja sie te mysli, ze uzalam sie nad soba i ze gram ofiare, to nie wiem za bardzo co mam w tym momencie zrobic?
Zacznij od uświadomienia sobie co robisz i jakie masz z tego korzyści.
Odczuwac ignorujac te mysli, czy w jakis sposob przestac traktowac sie jak ofiare i nie uzalac sie?
W jaki sposób uważasz, że możesz przestać traktować się jak ofiarę?
No widzisz – już wymyśliłeś sobie “jakiś sposób”. Ale czy jest jakiś sposób? Nie ma.
Umysł stara się wymyślić jakiś sposób lub szuka jakiegoś sposobu, bo Twoją intencją nie jest przestać się użalać. Gdyby tak było, to byś przestał. A nie szukał na to sposobu.
Gdy staniesz się świadomy w momencie, gdy jest pokusa zacząć się użalać, to oczywistym będzie rozwiązanie.
Wpadlem w jakies bledne kolo
Nie wpadłeś w żadne błędne koło, tylko niezmiennie hipnotyzujesz się mentalnym bełkotem, co gwarantuje, że będzie trwał. Bo to jest jego funkcja – racjonalizacja emocjonalności i zasilanie samego siebie.
I to właśnie ma miejsce – emocje jak były, tak są, a mentalizacja trwa w nieskończoność.
i nie wiem co juz jest przyczyna, a co skutkiem?
No widzisz?
Rozmawiamy o użalaniu się, a tu nagle ni z gruszki, ni z pietruszki biadolenie, że nie wiesz już co jest przyczyną, a co skutkiem.
Nagle z niczego myśl zupełnie o czymś innym, niż poruszany temat.
Nie dziwne, że człowiek się gubi.
Nie ma przyczyny, ani skutku.
Jesteś Ty i Twoje decyzje. Jaka jest przyczyna Twojej decyzji? Pojęcia nie mam.
Możesz się użalać ze strachu, możesz się użalać, bo uwielbiasz się użalać, możesz się użalać, bo uważałeś to za jakąś zdrową normę życia i postępowania, etc.
Może użalasz się tylko wobec X problemów w Twoim życiu.
Nie wiem.
Ale na pewno nie ma żadnej ezoterycznej przyczyny użalania się. Bo to też doszukiwanie się bycia ofiarą tej przyczyny.
A nikt nie jest ofiarą niczego, dopóki tego nie wybierze.
Czy to, ze pojawia sie sie emocja zalu, wynika z tego, ze uzalam sie, czy po prostu odczuwam zal, a mysli o tym ze sie uzalam same sie pojawiaja?
Nie wiem.
I co za różnica z jakiego powodu pojawiła się emocja żalu?
To kolejny przykład jak umysł tylko w kółko pyta, kombinuje, byle tylko odkładać uwolnienie, odpuszczenie.
Bo juz sam nie wiem co mam robic.
Oczywiście, że wiesz, tylko nie chcesz.
I dlatego to całe pytanie, “gubienie się”, “wpadanie w błędne koło”.
Czy mam jakos tak zmienic swoja percepcje itd,
Heh.
zeby ta emocja sie nie pojawiala? Nic nie rozumiem juz.
A co rozumiałeś do tej pory? Wszystko?
Ja uważam, że nie rozumiałeś nic, bo postrzegałeś zapewne wszystko w kolosalnie ograniczonym kontekście i hipnotyzowałeś się mentalnym bełkotem, który operował wyłącznie w tym kontekście i nie szerszym.
A teraz zacząłeś nareszcie pytać czy to na pewno tak.
I od razu umysł, który co najwyżej może “wiedzieć o” czymś, pojęcia nie ma nawet w tak prościutkiej kwestii jak jedna decyzja.
Jeszcze dodam, ze tak pytam, poniewaz ja caly czas odczuwam smutek i zal. Caly czas. Odkad pamietam.
Bo od zawsze je tłumiłeś, kleiłeś się do nich i szukałeś dla nich racjonalizacji, usprawiedliwień, kontekstu i budowałeś o nie pozycjonalności.
Non stop trwają, a także nieprzerwanie trwa mentalizacja.
I ja nie wiem czy się użalasz. Nie podałeś żadnego rzeczywistego, konkretnego, namacalnego przykładu, który byśmy mogli przeanalizować.
I teraz wlasnie nie wiem, czy ja sie uzalam nad soba
Tylko szczerością i uczciwością możesz na to odpowiedzieć.
i dlatego to czuje, czy to stlumione emocje ze mnie wychodza, czy jeszcze cos innego.
Ale ja nie wiem co robisz, ani dlaczego.
Skąd mam to wiedzieć?
Na pewno mogę stwierdzić, że biadoleniem jest “nic nie rozumiem już”, “wpadłem w błędne koło”, “pogubiłem się w tym”.
To ciekawe, prawda – że myślenie twierdzi, że nic nie wie “już” i się gubi w tak prostych i oczywistych sprawach jak “czy ja się teraz użalam?”
Bo myślenie to tylko myślenie. W ogóle nie odnosi się do rzeczywistości. Ono odnosi się samo do siebie. “Sam nic już nie wiem” to tylko strategia, by dalej się gubić w niekończącej się mentalizacji.
Ale też to prawda – myślenie nic nie wie. Bo nic nie może wiedzieć. Nawet tego, co sam wybierasz teraz i teraz, i teraz, i teraz.
Myślenie gubi się w chwili obecnej. Bo to “gubię się” to też tylko myśl. Nie rzeczywistość. W rzeczywistości zgubiłeś się gdzieś? W czymś? Nie.
Zamiast w sekundę uczciwie przyznać czy się użalasz, czy nie, myślenie próbuje stworzyć jakieś definicje użalania się i odczuwanie emocji, wpatrywania się w myśli.
A jak się jutro zdenerwujesz, to też zaczniesz tworzyć definicje denerwowania się, będziesz się gubił w pytaniach czy się zdenerwowałeś, czy nie?
Życie nie jest godzinę temu, ani za godzinę. Życie jest TERAZ. Co TERAZ wybierasz i z jaką intencją?
Nie bez powodu i 12 kroków, i Program Wolność od Porno uczą dojrzałości. Np. w 12 krokach jest napisane, że przeprowadzamy odważny, uczciwy obrachunek moralny CAŁY CZAS NA BIEŻĄCO.
Więc nie pytamy – “czy ja się użalałem X czasu temu?”, tylko pytamy “Czy ja się teraz użalam?”
I podkreślam – UCZCIWY obrachunek moralny. A nie szukanie usprawiedliwienia w jakichś definicjach. Nie ma definicji. Jesteś Ty i Twoje decyzje, intencje.
A nie tak dobrana definicja, byś się nią mógł dowolnie potem usprawiedliwiać – “Moja definicja użalania to X, więc jak jeszcze dodam dłubanie w nosie, to już jest inna definicja, więc się nie użalam”.
I gdy uświadomisz sobie, że się użalasz, to zobaczysz, że “w jakiś sposób” nie możesz przestać się użalać. Tylko odpuszczasz przywiązanie i korzyści z użalania oraz podejmujesz decyzję, by przestać i zamiast tego np. wziąć odpowiedzialność.
Nie wiem czemu stawiasz opór w danej sytuacji, więc nie wiem jakie masz korzyści z użalania się.
Użalanie się to nie jest jakiś tajemniczy mechanizm, do zaprzestania którego potrzebujesz jakichś sposobów. Sam to robisz, więc potrzebujesz decyzji, by przestać. A jak takiej decyzji nie chcesz podjąć, to znaczy, że się zarówno przywiązałeś do użalania i korzyści jakie z niego masz, jak i opierasz się alternatywie użalania. Jaka może być zdrowa alternatywa?
Więc – nie użalasz się cały czas. Czasem się użalasz, czasem się opierasz żalowi, czasem wypominasz sobie coś, etc. Żal ma bardzo wiele form ekspresji, jak każda inna emocja.
Nie ma definicji użalania się. To określa intencja.
Bo zdanie “mogłem to zrobić lepiej” może być użalaniem się prowadzącym do jeszcze większej degradacji życia lub zdroworozsądkową analizą prowadzącą do poprawy życia.
Moze opisze to troche dokladniej. A przynajmniej sprobuje. Chodzi mi teraz o uzalanie sie i jak przestac to robic. Pisales Piotrze, ze przestanie uzalania sie, to jest decyzja. Wiec ja, gdy czuje to co czuje, a wydaje mi sie ze czuje zal i chyba rozpacz, rownoczesnie pojawiaja mi sie w glowie mysli ze sie uzalam. I pamietajac twoje rady, jak przestac sie uzalac, staram sie to zrobic. Nie uzalac sie. Podejmuje wtedy decyzje, ze przestaje sie uzalac, ale to nic nie daje, poniewaz caly czas czuje to co czuje i staram sie jakos pozbyc tego uczucia. Ale ono nie chce odejsc. Wiec jak mam przestac sie uzalac? I czy ja sie w ogole uzalam, bo nie wiem?
Moze opisze to troche dokladniej. A przynajmniej sprobuje. Chodzi mi teraz o uzalanie sie i jak przestac to robic.
A jak przestać robić cokolwiek?
Zacznij teraz robić przysiady. Jak przestać je robić?
Pisales Piotrze, ze przestanie uzalania sie, to jest decyzja.
A nie?
Czy zaprzestanie robienia czegokolwiek to coś innego, niż decyzja?
Czy kiedykolwiek zaprzestałeś robienia czegokolwiek inaczej, niż przez własną decyzję, by przestać?
Wiec ja, gdy czuje to co czuje, a wydaje mi sie ze czuje zal i chyba rozpacz, rownoczesnie pojawiaja mi sie w glowie mysli ze sie uzalam.
Dlatego fundamentem uwalniania jest medytacja – ignorowanie mentalnego bełkotu.
I pamietajac twoje rady, jak przestac sie uzalac, staram sie to zrobic. Nie uzalac sie. Podejmuje wtedy decyzje, ze przestaje sie uzalac, ale to nic nie daje, poniewaz caly czas czuje to co czuje i staram sie jakos pozbyc tego uczucia.
Bo się opierasz uczuciu. Nie uwalniasz go.
A myślenie trwa cały czas, nieprzerwanie.
Nie mówisz też w jakich okolicznościach to się dzieje – bo skoro do tego wracasz, masz z tego korzyści, którymi może być np. unikanie jakiegoś problemu w Twoim życiu.
Dlatego możesz rzekomo próbować przestać się użalać ale wcale nie chcesz. I teraz to “robienie, by przestać się użalać” zastępuje użalanie ale intencją jest cały czas ucieczka.
Ale ono nie chce odejsc.
Co nie chce odejść?
Użalanie się to nie jest jakieś osobne coś z własną wolą, by przyjść do Twojego życia i odejść.
Wiec jak mam przestac sie uzalac? I czy ja sie w ogole uzalam, bo nie wiem?
Ja też nie wiem.
Napisałeś tylko, że odczuwasz żal i masz myśli, że się użalasz.
Mówisz tylko o emocjach i myślach. Nie mówisz w ogóle o sobie.
Zapewne mówisz tylko o emocjach i myślach. Próbujesz je kontrolować, zmieniać, zmagasz się, by odeszły, zmieniły się.
A to nic nie daje.
Zaś życie trzeźwe to życie POMIMO myśli i emocji. Ignorujesz je, pozwalasz im być i żyjesz odpowiedzialnie.
Myśli nie odejdą, bo mentalizacja trwa cały czas – to proces ciągły i nieskończony.
Emocjonalność trwa tak długo, jak długo się jej opierasz, projektujesz, trzymasz, wybierasz korzyści, doisz skrywaną przyjemność. No i każdy ładunek wymaga czasu, by go uwolnić. Zaś stłumionych emocji możesz nosić w podświadomości masę.
Dodam jeszcze co nieco o tym zdaniu:
Po prostu po tym wszystkim co przeczytalem, boje sie ze w poprzednich wcieleniach moglem byc kims zlym i teraz ktos mnie bedzie teraz bestialsko mordowal
Widzisz jak umysł Ci nie służy. Jak sabotuje Twoje działania.
Nagle strach i opór mają wytłumaczenie! Nie weźmiesz się za siebie, bo ktoś Cię będzie mordował!
No to pięknie! Teraz możesz czuć się usprawiedliwiony siedzeniem w domu i oglądaniem pornografii! No bo teraz realnie ratujesz swoje życie.
Teraz już nie tylko przed emocjami ale też przed tymi bestiami, które tylko czekają, aż się uśmiechniesz na ulicy i spróbujesz być pozytywny.
A wcześniej jak tłumaczyłeś sobie opór przed działaniem? Że może kobiety Cię wyśmieją, zranią?
Ktoś inny pisał, że nie podejdzie do kobiety, bo boi się, że nagle pojawi się jej chłopak i mu ten chłopak od razu rozkwasi nos, bo się odezwał do jego dziewczyny…
I tak przez 20 lat i możliwe, że przez kolejne 40.
Ty nie boisz się PO TYM WSZYSTKIM, CO PRZECZYTAŁEŚ. Tylko gromadziłeś w sobie i utrzymywałeś strach od małego.
Od małego gromadziłeś w sobie każdą emocję strachu, jaką poczułeś. I Twój umysł racjonalny nie miał wyjścia, tylko musiał szukać coraz bardziej pasujących wytłumaczeń dla rosnącej ilości strachu.
Najpierw pewnie bałeś się wyśmiania. Może nawet wcześniej, że ugryzie Cię pies sąsiada jak wyjdziesz na rower. Potem inni ludzie niebezpieczni.
Potem umysł zobaczył, że przecież wojny były, że ludzie straszni. Więc potem to już ludzie straszni, same bestie.
A teraz umysł sobie znalazł komentarze Piotra Kruka, że zaraz się za Ciebie karma weźmie i Cię zamordują.
No ciekawe co sobie umysł wymyśli za 5 lub 10 lat? Pewnie ufoludki, może dasz się przekonać, że koniec świata się zbliża w 2029 lub 2030 i bóg jakiś wybaczy Ci grzechy i nie pójdziesz do piekła jak oddasz cały swój dobytek i wyskoczysz z gołym tyłkiem na ulicę prosząc wszystkich o wybaczenie. Kto wie.
Czy jakikolwiek pies biega z poczuciem winy, że inne psy jego rasy kogoś pogryzły lub zagryzły? Nie. Praktycznie wszystkie psy emanują radością i miłością.
I ludzie widząc to chcą dla nich jak najlepiej.
Więc i my gdy zaczniemy postępować dla siebie w jak najlepszy sposób, inni zostaną “rozbrojeni”.
Gdy kochamy siebie i innych, inni kochają nas.
Więc wewnętrzna praca nad sobą to najbezpieczniejszy, jedyny skuteczny i w ogóle skuteczny sposób, by wszystko co “złe” zniknęło z naszego życia.
Nawet gdy jedynym “złym” było wyłącznie to, co robiliśmy sobie sami.
“I weźmy sobie osobę, która żyła na takim poziomie przez 10 inkarnacji i wyczyniała takie rzeczy, że kosmos – np. była inkwizytorem i zamordowała w ogromnych męczarniach 200 niewinnych osób.
Jak ona ma to odpracować?”
No tak, tylko ze tej osoby, ktora cos tam wyczyniala w poprzednim wcieleniu juz nie ma. Dlaczego np. moja osoba ma cierpiec jakies meki, tylko dlatego, ze w poprzednim wcieleniu inna osoba, ale z ta sama dusza, robila “złe” rzeczy? Przeciez np. ja z tego wcielenia i ja z innego wcielenia, to zupelnie inne osoby. Jezeli cos tam ” zlego” jakas osoba z moja dusza zrobila cos w poprzednich wcieleniach, to nie zrobil tego terazniejszy ja, wiec dlaczego ten terazniejszy ja, ma cos odpracowywac. Przeciez ja nawet nic nie pamietam z poprzednich wcielen. Nie jestem swiadom, ze kiedys np. wyrzadzalem komus krzywde. Dlaczego wiec, ja musze ” odpowiadac” za cos, co ktos inny zrobil w poprzednich wcieleniach? Przeciez to nie ma sensu. Co takie dzieciatko przybijane na zywca do drzwi stodoly zawinilo? Bo poprzednie wcielenia? Przeciez to byl ktos inny? Kto to w ogole wymyslil, ta cale prawo karmy? Jakis szaleniec?
Witaj Jarku/Darku! Dzięki za komentarz!
Połączyłem 2 komentarze, bo chyba podpisałeś się inaczej ale to jest ta sama osoba. A jeśli nie to przepraszam. Ale odpowiedź będzie ta sama na oba komentarze.
No tak, tylko ze tej osoby, ktora cos tam wyczyniala w poprzednim wcieleniu juz nie ma.
Karma to Ty. Dusza to Ty. A to całe “ja”, z którym się utożsamiłeś to tylko pełno różnych programów i przekonań. To nie jest rzeczywiste.
Najprostsze 2 sprawy, której kompletnie nie rozumieją ludzie, a którą można sprawdzić w 2 minuty:
– Nie jesteś umysłem, ani myślami. No – spróbuj kontrolować umysł i myśli, np. zatrzymać myślenie. Każ się umysłowi zamknąć, rozkaż, proś, błagaj… no i? Posłuchał? Gdybyś Ty myślał, to mógłbyś przestać. Ile myśli dzisiaj miałeś i ile z nich świadomie wybrałeś? Następnie inne ćwiczenie – zapisz przez 15 minut myśli jakie widziałeś w umyśle, a następnie zapisz ile z nich świadomie wybrałeś.
– Nie jesteś swoim ciałem. No – gdy obetniesz sobie włosy, to nadal mówisz o sobie “ja” czy mówisz “mniej mnie”? Czy na włosy leżące na podłodze u fryzjera mówisz “ja”? Gdy człowiek straci nogę czy rękę, to mówi o sobie “mniej mnie” i do nogi mówi “ja”? Nie – każdy dalej mówi o sobie “ja” niezależnie czy stracił coś ciałą, czy nie. Ponadto – czy możesz obserwować rękę? Tak. A czy ręka może obserwować siebie? Nie. Skoro możesz coś zaobserwować, to tym nie jesteś. Ręka jest ręką i dlatego nie może się obserwować. A Ty możesz obserwować zarówno ciało jak i myśli oraz proces myślenia.
A to nawet nie przedszkole, tylko zerówka świadomości. Wiedziałeś o tym? Żyjesz ze świadomością, że nie jesteś ani ciałem, ani myślami i że nie Ty myślisz?
Wiedząc to co wypisałem powyżej, przystąpmy do Twojego komentarza odnośnie bardzo zaawansowanego tematu świadomości.
Osoba, która “coś tam wyczyniała” to Ty.
Dusza to Ty, a nie osobowość, z którą się utożsamiasz. Nikt Ci nie każe sądzić, że Ty za kogo się teraz uważasz to Ty. Sądzisz, że jak teraz dasz komuś bez powodu w twarz, a potem sobie umrzesz, to nie przyjdą konsekwencje? Ależ przyjdą. Jak nie w tym życiu, to w następnym, bo Dusza to Ty i Dusza odpowiada za swoje wybory.
Tożsamość/osobowość to narzędzie do nauki. A nie rzeczywistość. Radykalna rzeczywistość jest duchowa.
Natomiast TWOJA rzeczywistość, tak jak każdego innego człowieka, jest w pełni subiektywna i zależy w pełni od tego kim jesteś poprzez ewolucję świadomości.
Twoje życie, sytuacja, obecna osobowość to kontynuacja Twojego osobistego, subiektywnego procesu ewolucji.
I proszę porzuć to czego się dowiedziałeś na temat Duszy, bo to nie jest prawda.
Nikt nigdy nie powiedział, że konsekwencji doświadczysz w tym samym życiu. Zresztą co wiesz na temat odpowiedzialności w ogóle? Nawet takiej zwykłej, przyziemnej? Jesteś osobą odpowiedzialną? W jakim stopniu?
I dlaczego mówisz “Jeżeli cos tam ”złego” jakas osoba z moja dusza zrobila cos w poprzednich wcieleniach”? Dlaczego mówisz “moja Dusza”? Dusza to Ty. Ty nie masz Duszy! To też programowanie fałszem.
Ja używasz stwierdzenia “czyjaś Dusza” z pełną świadomością, że to człowiek – świadomość – jest Duszą, bo Dusza to tylko inna nazwa dla tego i to Dusza wybiera kolejne wcielenia – w odpowiednich warunkach. Dopiero potem następuje tego programowanie. I wszystko w co wierzysz na swój temat, wliczając swoje imię, to tylko program. Ma takie zaczepienie w rzeczywistości, że jest praktyczne. Ale każdego dnia, gdy się budzisz, to pojęcia nie masz kim/czym jesteś. Po prostu jesteś. Dopiero następnie umysł przywołuje z podświadomość wszelkie programy.
Osobowość – tzw. “Ty” to jedynie coś, z czym się utożsamiłeś. Dusza to Ty. Więc nic Dusza nie zrobiła, tylko Ty. I Ty za to odpowiadasz. Nie ważne kiedy ten czyn nastąpił.
Twoje życie to Ty. To jest karma. To kim jesteś teraz to jedna z nieskończonej ilości konsekwencji Twoich wyborów – czyli tego kim wybrałeś być.
Jak ktoś całe życie kradnie, kłamie, wykorzystuje i żyje jako osoba majętna, czyli pozornie żyje się jej nieźle, to sądzimy, że ona nie doświadczy konsekwencji swoich wyborów? Ależ doświadczy, tylko niekoniecznie w tym samym życiu – w tej samej inkarnacji. A potem ludzie właśnie się użalają, że zginęło “niewinne dziecko”. Ależ to “niewinne dziecko” bardzo możliwe, że zasztyletowało setkę osób.
Niemniej – co oczywiście będzie śmieszne dla umysłu – nie da się tego udowodnić ale można to zbadać przy użyciu JEDYNEGO narzędzia do badania rzeczywistości znanemu ludzkości – kalibracji/testu kinestezjologicznego.
Dlaczego np. moja osoba ma cierpiec jakies meki, tylko dlatego, ze w poprzednim wcieleniu inna osoba, ale z ta sama dusza, robila “złe” rzeczy?
A cierpisz? Powiedz – czy w tym życiu cierpisz? Zostałeś jako niemowlę przybity do drzwi stodoły?
Jeśli nie – to dlaczego to mówisz? Dlaczego używasz jakiegoś absurdalnego przykładu, którego doświadczyło ileś set ludzi, a pomijasz doświadczenia miliardów?
Nikt nie musi cierpieć. Cierpienie to wybór.
Jak nie chcesz cierpieć, to wybieraj mądrze, rozsądnie, pozytywnie dla siebie i innych. To fundamentalne nauki każdej religii i mądrego systemu wierzeń.
Rozumie to chyba każdy racjonalny człowiek.
Poza tym kolejnymi fundamentalnymi lekcjami było/jest to, by skupić się na sobie. O jakiej niby osobie mówisz? Mów tylko o sobie, bo karma to Ty. Ty odpowiadasz za siebie. Ty doświadczysz konsekwencji Twoich wyborów. Więc stań się ich świadomym i skup się, by były możliwie pozytywne, dobre, mądre. A nie zajmuj się wyimaginowaną inną osobą, która coś tam…
Co niby chcesz udowodnić za pomocą tego przykładu? Że życie jest niesprawiedliwe? Przedstawi więc najpierw WSZYSTKIE założenia jakie masz odnośnie tej sytuacji osoby, życia.
Co – dzidziuś to znaczy, że nie dotyczy go karma jego poprzednich inkarnacji? Ależ nie! To kolejna inkarnacja w X paśmie przeszłych. I jest perfekcyjnym odbiciem wszystkich poprzednich wyborów tej Duszy.
Przeciez np. ja z tego wcielenia i ja z innego wcielenia, to zupelnie inne osoby.
Nie, to kompletnie błędne postrzeganie.
Jak w tym życiu np. okradłbyś kogoś, to niekoniecznie karmicznie odpowiesz za to w tym życiu.
Odpowiedz np. za 5 inkarnacji. I co? Uważasz to za niesprawiedliwe? To cały czas Ty. Odpowiadasz za swoje wybory.
Co w tym takiego dziwnego?
Gdy popełnisz zbrodnię będąc kucharzem, a potem zmienisz profesję na kierowcę tirów, to ta zbrodnia już Cię nie dotyczy i jej konsekwencje?
Czy w ogóle żyjesz w tym życiu jako osoba odpowiedzialna? Rozumiesz, że odpowiadasz za to, co utrzymujesz np. na temat pieniędzy, zarabiania, pracy czy relacji z kobietami? Co utrzymujesz? Rozumiesz, że automatycznie doświadczysz tego konsekwencji? Czy rozumiesz, że jak sądzisz, że nie zasługujesz na piękną kobietę, to nigdy nie będziesz miał pięknej kobiety? I dopóki tego przekonania nie zmienisz, to zapewne nigdy tego nie doświadczysz? To szalone? Jeśli tak – dlaczego?
Ty jesteś odpowiedzialny za każdy swój wybór. Jeśli dokonałeś go 1000 lat wcześniej, nikt mądry duchowo nigdy nie powiedział, że konsekwencje przyjdą natychmiast.
Czy może zrzucasz na coś/na kogoś odpowiedzialność – np. na rodziców za coś w Twoim życiu?
Gdy uwolnisz wstyd, winę, opór, żal, strach, gniew, dumę, to zrozumiesz. A na razie próbujesz intepretować prawo karmy przez emocjonalność, co oczywiście nie jest najlepszym pomysłem, bo przemawia przez Ciebie jedynie programowanie. I sądzisz, że jest realne. Z góry założyłeś ileś tam rzeczy – pewnie setki, by następnie przystąpić do wnioskowania z góry błędnego.
A rzeczywistość nie obejmuje żadnych interpretacji.
No bo czy prawo grawitacji obchodzi co o nim sądzisz, myślisz, jak je postrzegasz? Nie. Twoje postrzeganie i interpretacji nie wpływają na grawitację ani trochę.
Nie jestem swiadom, ze kiedys np. wyrzadzalem komus krzywde.
Ale wtedy byłeś. A mimo to dokonałeś tego wyboru.
Tak jak dzisiaj, teraz. Właśnie pierwszy raz w historii swojego istnienia poznałeś temat karmy i odpowiedzialności. Warto więc, byś to dobrze zrozumiał.
Ale z Twojego komentarza widać, że zupełnie nie chcesz tego zrozumieć. Jedno z najważniejszych praw na tej planecie. Tysiąckroć ważniejsze od grawitacji.
A Ty zbywasz je głupim, ekstremalnym przykładem i nawet nie przytoczyłeś żadnej rzeczywistej osoby.
Wiedząc to pora zacząć wybierać lepiej.
Więc to, co teraz wybierzesz – jesteś za to odpowiedzialny na wieczność.
Dlatego Awatarowie tacy jak Jezus i Budda starali się ludzi nauczyć odpowiedzialności za swoje wybory. Ale mało kto to pojął przez tysiące lat.
I w interesie każdego człowieka powinno być to, by upewnił się, że to, w co wierzy jest rzeczywiste. A jak nie ma jak tego sprawdzić, to pokora nakazuje chociaż przyznać, że nie mamy jak tego sprawdzić i pewni być nie możemy. Ty zaś pokory nie okazujesz. A to nienajlepsza postawa.
Jeśli w tym życiu wyrządzisz komuś krzywdę, to kiedyś za to odpowiesz. Proste i sprawiedliwe.
Dlaczego wiec, ja musze ” odpowiadac” za cos, co ktos inny zrobil w poprzednich wcieleniach?
Ależ to nie był ktoś inny! To byłeś Ty!
Czy pamiętasz co zrobiłeś w tym życiu jako dziecko mające 3 lata? Nie pamiętasz. Czy był to ktoś inny? Nie, to byłeś Ty i nadal jesteś. Czy to co zrobiłeś jako bobas zwalnia Cię z odpowiedzialności teraz, jako osoba dorosła? Nie!
Jeśli jako dziecko wsadziłeś palec między drzwi i ktoś Ci go przygniótł to teraz powiedziałbyś, że mając uszkodzony palec w życiu dorosłym to jakieś szaleństwo? Nie. To konsekwencja Twojej decyzji. Być może nauczyłeś się dzięki temu, by palca między drzwi nie wsadzać.
Konsekwencje zazwyczaj odpowiadają temu co zrobiliśmy.
Spójrz na swoje życie – czego doświadczasz? Czy to takie straszne? To Twoja karma.
Wiesz dlaczego nie pamiętasz? Bo to mądry mechanizm. Ma wiele ważnych funkcji. Np.:
– Chciałbyś pamiętać, gdy byłeś tracony, tratowany przez konie, może spalony żywcem? Jesteś na to gotowy?
– Brak pamięci poprzednich wyborów umożliwia nam kompletnie pozbawiony przeszłych uprzedzeń wybór. Czyli kierunek rozwoju. To jedna z ważniejszych spraw. Bo to jaki wybierzesz być TU I TERAZ kieruje Cię dalej w Twoim wiecznym życiu.
Przeciez to nie ma sensu.
Jak nie widzisz w czymś sensu, to znaczy, że błędnie to interpretujesz.
I tak jest odnośnie wszystkiego na tej planecie. Warto to wiedzieć.
Co takie dzieciatko przybijane na zywca do drzwi stodoly zawinilo?
Zrobiło coś podobnej jakości w poprzednich inkarnacjach.
Wystarczy poczytać o tym jak ludzkość żyła przez tysiące lat, to stanie się jasne, że z dużym prawdopodobieństwem praktycznie każdy dopuścił się jakiegoś bestialstwa lub nawet bardzo wielu.
Nie bez powodu Jezus zachęcał do modlitwy “Ojcze Nasz”, wybaczania, etc. Bo doskonale wiedział jak praktycznie każdy jest karmicznie obciążony. I jeśli nie zacznie wykonywać duchowej pracy – wybaczania, brania odpowiedzialności za siebie, czy czegoś innego pozytywnego dla innych, no to zmierzy się bezpośrednio z konsekwencjami swoich przeszłych decyzji.
To rozumie się nawet w sądach. Za dobre sprawowanie wyrok jest zmniejszany. Czasem wyrok można zastąpić pracami na rzecz innych ludzi.
Oczywiście te “wyroki” to nie jest coś, co robi Bóg. Bóg nie ocenia, nie obwinia, nie gniewa się, etc. Tak jak pole elektromagnetyczne nie ocenia tego, co się w nim znalazło.
Bo to co znalazło się w polu porusza się w nim zgodnie ze swoim ładunkiem.
Rozumiesz?
I to samo tyczy się ludzi. Ponadto człowiek sam z poziomu Ducha wybiera co odpracuje w jakiejś formie. Często przez brak jakiejkolwiek duchowej pracy nad sobą konieczne jest przeżycie tego, co się wyrządziło innym.
A jeśli rozumiemy temat odpowiedzialności za swoje czyny w “normalnym” życiu, dlaczego tak trudno to pojąć w tematach dotyczących bezpośrednio duchowości i duchowej odpowiedzialności, gdy każda religia naucza, że Dusza jest wieczna? Co za sens miałoby jedno życie, gdy przytłaczająca większość ludzi kompletnie nie wzrasta w stronę pozytywności?
Bo poprzednie wcielenia? Przeciez to byl ktos inny?
Nie.
Teraz przemawia przez Ciebie niezrozumienie i programowanie brakiem odpowiedzialności.
Wszystkie inkarnacje jakie miałeś to Ty. A nie jakieś inne osoby.
Nie chroń swojej nieświadomości, no bo to tak jakby dziecko nie chciało wyjść z 1 klasy i sądziło, że informacje poznane w 1 klasie to wszystko, co należy wiedzieć o świecie.
Teraz wiesz, że odpowiadasz za swoje wybory NA WIECZNOŚĆ. Zawsze tak było i zawsze będzie. I nie ważne co o tym sądzisz, tak jak nie ważne co sądzisz o grawitacji. Tak jest i basta.
Witamy w rzeczywistości.
Kto to w ogole wymyslil, ta cale prawo karmy? Jakis szaleniec?
Nie szaleniec.
Nie rozumiesz prawa karmy, więc tylko i wyłącznie swoją interpretację postrzegasz jako szaloną.
Na razie mówisz mniej więcej – “Jak złodziej nie został złapany, to nie dotyczy go odpowiedzialność, bo uniknął konsekwencji”. Ależ nie uniknął.
Rzeczywistość jest radykalnie duchowa, a ludzie na temat duchowości zostali niebotycznie negatywnie zaprogramowani.
To tylko pokazuje jak głęboko nieświadoma jest ludzkość.
Zamiast zajmować się jak zwykle skrajnymi przypadkami, szokować się i na tej podstawie negować coś, czego i tak nie rozumiesz, wróć na Ziemię do swojego życia.
Zrób listę problemów i tematów bolesnych i się nimi zajmij. Karma to Ty, Twoje życie. Wszystko co masz i kim jesteś. Jak chcesz doświadczyć czegoś lepszego, stań się lepszą osobą, a najlepszą praktyką do tego jest zadbanie o swoje życie. Na pewno nieraz słyszałeś – “Jeśli chcesz zmienić świat, zmień siebie/zacznij od siebie”. Ile razy w swoim życiu to zastosowałeś?
Ale oczywiście możesz nawijać o biednych dzieciach obdzieranych żywcem ze skóry, palonych, gwałconych, etc. Wolny wybór. Tylko proszę nie rób tego na tym Blogu. Ubierz czarną szatę, idź na środek rynku w swoim mieście i zacznij wzywać innych do bojkotu praw duchowych. Ja w tym czasie będę się zajmował sobą i swoim życiem w sposób możliwe odważny, uczciwy, dobry, kochający. I będę pomagał innym w sposób jak najbardziej praktyczny.
I gdy czasem nie pójdziesz na rynek, by odpocząć, zastanów się dlaczego tak w ogóle to robisz zamiast zająć się swoim życiem…
Jesteś uzależniony od porno? Dlaczego więc jedyne o czym napisałeś komentarz to dziecko przybite żywcem do drzwi stodoły, a nic o sobie i swoim życiu?
Skąd wiesz o tych przybijanych dzieciach? Z książek, filmów, internetu? Dlaczego o tym czytałeś? Jaką miałeś intencję? Czy jesteś/byłeś tego świadomy?
Dlaczego teraz nad tym rozpaczasz? I to jeszcze 31 grudnia. Nie lepiej się dobrze bawić? Dlaczego zamiast tego piszesz na Blogu dla uzależnionych od porno o wymyślonym przykładzie dziecka przybitego do drzwi stodoły?
Dlaczego z nieograniczonej puli możliwości wybierasz rozpaczanie nad losem jakichś dzieci? Czyni Cię to szlachetnym lub współczującym? Nie. Czyni Cię to pogniewanym, pełnym winy, żalu.
Bo czy naprawdę zależy Ci na tych dzieciach? Wiesz, różne bestialstwa dzieją się w tym momencie w różnych miejscach na Ziemi. Dlaczego więc nie ruszasz tam z krucjatą, by im pomóc?
Czy jesteś w swoim życiu spokojny, szczęśliwy, zdrowy, pełen energii? Zapewne nie. I to konsekwencje Twoich wyborów, których dokonujesz w każdej sekundzie.
Zajmowanie się przypadkami ekstremalnymi to oczywisty zabieg unikania odpowiedzialności za coś w swoim życiu lub za całe swoje życie. Pełno ludzi tak robi i zazwyczaj są to ludzie, którzy bardzo słabo radzą sobie w życiu. I wykorzystują każdy pretekst, by wylewać zaniedbania swojej psychiki i emocjonalności.
Szalone i niesprawiedliwe byłoby, gdyby nikt nie doświadczał konsekwencji swoich zachowań. Wyobrażasz sobie świat, na którym każdy może kraść i zabijać bez żadnych konsekwencji? Nazywa się to albo anarchią, albo wojną.
Gdybyś kogoś teraz napadł i okradł, to mógłbyś uniknąć natychmiastowych konsekwencji ale one i tak przyjdą. Kiedyś. Wtedy, gdy najbardziej będą służyły rozwojowi. Czasem niestety konsekwencje są niezwykle drastycznie poważne. Jest tym m.in. przykład, który przytoczyłeś. A o przeszłości tej Duszy nie wiesz nic. 0. Ani jednego faktu. Więc dlaczego jesteś na tyle dumny, by sądzić, że temu dziecku nie powinno się to przytrafić?
Poza naszą świadomością odbywa się tryliardy tryliardów procesów, z których każdy przenika wszystkie inne. I to wszystko nazywa się karmą – karmiczną harmonią wszechświata.
A ludzie w większości są na takim poziomie dojrzałości, że nie radzą sobie z kilkoma myślami i kapką oporu. Dlatego nie zdajemy sobie na razie sprawy z szerszego wymiaru wszechświata.
Natomiast to, że nie pamiętamy przeszłych inkarnacji, decyzji i wyborów ma swoją niezwykle mądrą rolę – bowiem stawia nas w sytuacji wyboru. Możesz np. w obliczu człowieka nieprzyjemnego wybrać współczucie. “Ale niby dlaczego!?” – podniesie krzyk umysł/ego. Ano dlatego, bo wybierając to względem innego człowieka, wybierasz to względem siebie – tych aspektów podświadomości, które zakumulowałeś przez poprzednie wcielenia i które obciążają Cię, Twoje zdrowie, psychikę, ciało w sposób niewidzialny ale decydujący. I które nadal w sobie potępiasz, a tym samym potępiasz siebie w całości. To przez te aspekty nie pozwalasz sobie w tym życiu np. na radość, piękny związek, sukces finansowy. I dlatego chętnie szukasz ekstremów, by na nie zwalić np. gniew czy winę.
Myślisz, że skąd się wzięły? Z dumnego oceniania czegoś jako niesprawiedliwe? Nie – to podświadome nagromadzenia z poprzednich żyć, gdy Ty wyrządzałeś niegodziwości, a teraz, by się nie zadręczać, nie pamiętasz tego – nie jesteś świadomy. Ale to cały czas Ty.
Każdy Wielki Nauczyciel duchowy pouczał, by przestać oceniać świat i innych, a nawet Jung też o tym mówił, bo podświadomie to coś, co robimy sami sobie – potępiamy się, skazujemy na cierpienie, braki, nieszczęścia, etc.
Pokora to niezwykle ważna cecha, bo o rzeczywistości nie wiemy nawet 0,001%. Nic nie wiesz o rzeczywistości. Znasz tylko swoje programowanie i tyle. I dumnie sądzisz, że dziecko żywcem przybite do drzwi stodoły to akt wyłącznie niegodziwy i świadczy, że jeśli Bóg istnieje to jest szalonym sadystą. Ale prawda jest taka, że Bóg nie ma z tym nic wspólnego.
Jeśli chcesz troszkę bardziej zrozumieć Boga, to odpowiedz sobie na pytanie – jeśli np. upuścisz sobie na stopę ciężki kubek, to kto za to odpowiada? Grawitacja czy Ty? Czy grawitacja wybrała, by Ci zrobić krzywdę? Czy zrobiła to specjalnie? A może sam kubek? Może Bóg? Czy się od tego masturbuje i cieszy Twoim cierpieniem i stratą kubka? Jeśli topisz się w jeziorze, to jezioro, woda i ryby w nim cieszą się z tego? Jeśli zbudowałeś sobie dom na zboczu wulkanu i wulkan wybucha, niszczy Twój dom i Ciebie zabija zalewając lawą, to Bóg za to odpowiada? A może jednak głupotą było zbudować dom na zboczu wulkanu? Wiesz, że ludzie odbudowują domy, które tracą w wynikach trzęsień, powodzi, tornad, wybuchów wulkanu nawet wiele razy? Czy to mądrość, czy szczyt szaleństwa i głupoty? I co? Bóg ich karze? Uwziął się na nich?
Gdy siądziesz gołą dupą na mrowisku, to następstwo tego – ból, cierpienie i zapewne poważne urazy ciała, które leczyć trzeba będzie miesiącami – to jakaś boska kara, zemsta za to? Mrówki Cię nienawidzą czy jedynie reagują zgodnie ze swoją naturą, która jest jaka jest?
Ludzie uwielbiają zrzucać odpowiedzialność i winę na Boga za to, za co kompletnie nie odpowiada – zazwyczaj za uczynki innych ludzi. Oraz za mnóstwo kompletnie bezosobowych zdarzeń.
Ludzie do tej pory wierzą, że Bóg karze tornadami czy trzęsieniami. Ale jakoś tak kompletnie pomijają fakt, że tornada i trzęsienia były na Ziemi zanim pojawili się na niej pierwsi ludzie. No chyba, że wierzymy w bzdurę wykreowania Adama i Ewy i tyle. To się nieźle musieli narobić, że dziś jest nas ponad 6 miliardów…
Awatarowie pouczali nas, by nie czynić innym niegodziwości. Dlaczego? Bo nas Bóg ukarze? Nie! Bo to co uczyniliśmy innym, sobie uczynimy w przyszłości. Np. pod postacią innych ludzi.
Jak dasz komuś w mordę, a potem ktoś da w mordę Tobie, to co? Bóg powinien się objawić i powiedzieć “Hej! Przestańcie się bić, bo was strącę do piekła!” ?
Ależ nie! To Twoja odpowiedzialność oraz tej osoby, by wybrać coś innego – np. wybaczenie, porozumienie albo zignorować agresywną osobę i odejść w pokoju. To Wasza lekcja i Bóg nie ma z tym nic wspólnego. Ani tym bardziej nie będzie się wtrącał.
Gdyby rodzice rozwiązywali za Ciebie lekcje w szkole, to w życiu dorosłym byłbyś bardziej nieporadny, niż niemowlę. Na tym polega mądrość – by pozwolić dzieciom uczyć się samodzielności i odpowiedzialności. A jak widzisz kogoś przybijanego w wieku dziecięcym do drzwi, to sobie możesz wyobrazić jak nieodpowiedzialna była to osoba w poprzednich wcieleniach.
Jak bardzo jesteś samodzielny i odpowiedzialny w życiu? Czy w Twojej obecnej sytuacji najlepszym możliwym wyborem jest rozpaczanie nad losem dzieci przybijanym do drzwi? A gdybyś wiedział, że to dziecko przybyło np. do krzyża 40 innych osób i będąc samemu przybitym w pełni to spłaciło? Nie wydawałoby się to w pełni ok? I o ile ten człowiek ponownie nie uczyni nikomu krzywdy, to także nie spotka go nic niedobrego od innych ludzi? Czy to nie sprawiedliwe?
Skąd w ogóle wytrzasnąłeś przekonanie, że jak komuś zrobisz krzywdę to w tym samym życiu powinieneś doświadczyć tego konsekwencji? Czego by Cię to nauczyło? Jeśli jesteś wściekły, pełen winy i negatywnego postrzegania świata, to gdyby inni zaczęli Ci robić krzywdę, to nic byś się nie nauczył i nie zrozumiał! Tylko jeszcze bardziej pogłębiałbyś nienawiść do innych i w konsekwencji do siebie.
Słuchaj, ja doskonale zdaję sobie sprawę po jakim gruncie się poruszamy. M.in. po takim, którego nie da się udowodnić. I nieraz mówiłem, że wszystko na tej planecie jest subiektywne, wliczając nasze życie, doświadczenia, odczucia, interpretacje, a nawet rezultaty z robienia tego samego, co inni ludzie. I każdy Awatar o tym mówił – by brać odpowiedzialność za swoje wybory, przestać zajmować się światem, przestać próbować go zmieniać, bo to droga donikąd. Jedna Oświecona osoba mówiła, by nie zajmować się światem, bo świat, który postrzegamy nawet nie istnieje. I jest to prawda.
Ja Ci nie udowodnię, że jest karma i co to jest. Mogę podać na poziomie logicznym i Twój umysł i tak będzie się opierał.
Nie udowodnię Ci, że życzliwość ma pozytywny skutek, sprawiedliwość, cierpliwość, miłość, etc. Ale są ludzie, którym przytrafia się praktycznie wyłącznie coś dobrego. A nawet jeśli przytrafi się coś pozornie złego, to nie cierpią z tego powodu. Więc coś musi być z tym ludzkim wnętrzem, że jest taki rozstrzał w doświadczeniach.
Natomiast mogę powiedzieć tyle – że jak przestaniesz zajmować się światem, odpuścisz opór względem siebie, porzucisz ujmowanie sobie jako istota ludzka, mężczyzna, pracownik, kochanek, etc., jeśli zaakceptujesz swoje wady, zaczniesz skupiać się na pozytywach, jeśli dla innych staniesz się pozytywny ALE BEZ POŚWIĘCANIA SIĘ, jeśli przestaniesz szukać w świecie akceptacji, zrozumienia i zaczniesz je dawać, to bardzo szybko Twoje życie stanie przed Tobą w zupełnie innych barwach. I Ty będziesz dla siebie i dla innych żyjącym, chodzącym, oddychającym przykładem, że coś z tą duchowością, połączeniem i karmiczną harmonią jest na rzeczy. Ale zanim cokolwiek zrobisz ze sobą i będziesz wymagał dowodów, etc., to nic z tego nie będzie. Tak było zawsze, tak jest i tak będzie.
Nie bez powodu wiara nazywa się wiarą. Bo zakładasz coś nie wiedząc czy to prawda. I zauważ, że wszystko co przedstawiłeś oraz to, czego nie przedstawiłeś – to też wiara. Pojęcia nie masz nic o temacie karmy, tego dlaczego to dziecko spotkało co spotkało, etc. To tylko Twoja wiara, Twoje założenia, interpretacje. Niczym nie różni się to od wiary w coś innego.
Dlatego tak bardzo staram się przekazać, by rozpoznać w dumie pułapkę i blokadę. By ją odpuścić na chociaż pewien okres – pół roku. Wybrać pokorę, choć jedną pozytywną zasadę – duchową praktykę i ją wdrażać CODZIENNIE, NIEPRZERWANIE w swoim życiu. Inaczej nie doświadczysz niczego nowego. Naturalnie dla wielu nazwanie czegoś duchowym już staje się wystarczającym pretekstem, by tego nie robić. Tak bardzo są dumni, tak są uprzedzeni i/lub tak są negatywnie zaprogramowani, np. strachem przed karą tego sku…na, demona, którego z jakichś powodów nazywają Bogiem… (czego nie potrafię pojąć).
Dobrze, że nikt nie powiedział, że wszystko jest duchowe, wliczając picie herbaty, bo miliony ludzi przestałoby pić herbatę! A picie herbaty to jak najbardziej sprawa duchowa.
Nawet doświadczenie picia herbaty może być dla jednego przykrą koniecznością, a druga osoba będzie się przy tym wyciszać, łączyć ze swoim sercem, czuć radość i wdzięczność z tego, że ma co pić i że jest to bardzo smaczne. Jak Ty pijesz herbatę? Świadomie? Co wtedy robisz W SOBIE? A może cały czas jesteś na zewnątrz – przeglądasz internet, czytasz, słuchasz i nigdy nie pozwalasz sobie skoncentrować się na swoim wnętrzu? Jeśli tak – dlaczego? Dlaczego za ważniejsze uważasz zajmowanie się jakimiś przypadkami przybicia dzieci do drzwi? Czy pomoże Ci to w pracy? Czy pomoże Ci to w Twoich relacjach? Rozumiem, że masz je na zadowalającym poziomie i teraz z równie zadowalającego poziomu zaczynasz zajmować się problemami świata i zaczynasz od tych najbardziej drastycznych i trudnych?
Nie można zbadać, ani udowodnić nawet Twojej intencji tego, dlaczego znalazłeś informacje o tych dzieciach, dlaczego je przedstawiłeś i co chcesz osiągnąć przez napisanie komentarza tutaj. A skoro nie można zbadać tak fundamentalnej i krytycznej oraz można rzec – prostej kwestii – to jak udowodnić i zbadać kwestie głębsze? Ludzie się kłócą na tysiące tematów wliczając równość płci czy wolność słowa. Nie mogą nic ustalić, żadnego wspólnego gruntu od lat w tak fundametalnych, podstawowych kwestiach. I to sama śmietanka intelektualna tej planety. A Ty rzucasz mi w oczy temat dzieci przybijanych do drzwi i na tej podstawie negujesz prawo karmy, o poziomie zrozumienia którego nie mówisz nic.
Jeśli spokój przyniesie Ci wiara, że karmy nie ma i jest jakaś niesprawiedliwość, że są takie rzeczy – ok! Ale niech TOBIE TO SŁUŻY! Ale jeśli na podstawie tego będziesz tylko zasilał w sobie gniew, winę, nienawiść… no to po co Ci to? Będziesz nieszczęśliwy i wcale nie jest to wina, że te dzieci tak były potraktowane ale tego, że sam usprawiedliwiłeś tym własny brak radości. Można odczuwać współczucie do tych sytuacji (a nie gniew, żal czy winę) i na co dzień być radosnym, pełnym energii. Czy Twoja postawa, Twoje dochodzenie, Twoje pytania pozytywnie wpływają na świat?
A może sądzisz, że rozmawiasz z kolejnym wariatem, który siedzi sobie codziennie na drzewie i rozmawia z ptakami (i dlatego przybrał alias Kruk)?
Proszę przedstaw wszystkie swoje założenia, intencje, to co wiesz na temat duchowości i karmy – konkretnie i precyzyjnie, napisz skąd to wiesz i w skali 1-10 jak silnie w to wierzysz i dlaczego? Co skłoniło Cię do wiary w akurat to? Wtedy będziemy mieli grunt do rozmowy.
Ja te wszystkie informacje o karmie napisałem właśnie po to, by dla tych sytuacji i osób potrafić wzbudzić w sobie współczucie. I podkreśliłem, że to informacje tylko dla tych, których spotkało i/lub spotyka na okrągło coś negatywnego i nie rozumieją dlaczego. Dzięki zrozumieniu tematu karmy mogą sami okazać sobie współczucie i rozpocząć praktykę duchową, w tym oczyszczenie z emocji i oporu. Wtedy temat zostanie załatwiony i zniknie z życia tej osoby.
Ale praktycznie każdy komentujący użył tematu karmy do rozjuszania się. Nie wiem dlaczego.
Najpierw przedstawiasz coś, co sam sobie wyobraziłeś i zinterpretowałeś i mówisz, że coś zupełnie innego nie ma sensu! Twoje postrzeganie rzeczywistości, a rzeczywistość to dwie ZUPEŁNIE różne sprawy. Twoja opinia “to nie ma sensu” odnosi się wyłącznie do tego jak TY interpretujesz karmę czy cokolwiek innego.
Pytasz co takie dziecko zawiniło. A skąd w ogóle pomysł, że wina ma z tym cokolwiek wspólnego? Komentujesz na tym Blogu. Ale kompletnie nie odnosisz się do tematu artykułu, ani nie posługujesz się żadnymi zaprezentowanymi informacjami.
Mówiłem nieraz, że wina, a odpowiedzialność to dwie KOMPLETNIE inne płaszczyzny rzeczywistości. Wina jest biegunowo odległa od rzeczywistości, a odpowiedzialność to coś, czego większość ludzi absolutnie nie rozumie i nie chce zrozumieć. Dziecko nie zawiniło ale jest kolejną inkarnacją Duszy, która odpowiada za swoje wszystkie decyzje. To co się dziecku rzekomo “przytrafiło”, to wybór tego dziecka z najwyższego możliwego poziomu zrozumienia, mądrości i miłości względem siebie. Gdyby w jakiś, jakikolwiek możliwy sposób nie odpłaciło za swoje poprzednie, niegodziwe uczynki, miałoby mówiąc przyziemnie – przejebane. Każdy Wielki Nauczyciel mówił, by nie wybierać piekła, bo to coś tak straszliwego, że największe tortury na tej planecie nawet nie zbliżył się do piekieł. Nie bez powodu Dusze wybierają urodzić się jako dzieci chore czy w rodzinac narkomanów, w których są bite i molestowane seksualnie. Bo to była jedyna droga odpłaty za poprzednie decyzje. Bez tego konsekwencje przeszłych wyborów wiązałyby się ze znalezieniem się w bardzo złym miejscu. A ta planeta umożliwia spłatę i/lub odpracowanie niegodziwości. System szkolnictwa oraz sądownictwa bazuje w bardzo prymitywny sposób na “systemie karmy”, który działa od zawsze, czyli od miliardów lat. Ludzie tego nie wymyślili.
Jeśli to uważasz za szalone, to dlaczego istnieje kara śmierci, kara dożywotniego więzienia? A to nie jest szalone, sadystyczne?
Wolałbyś się urodzić z pamięcią tego jak udusiłeś 27 osób i zostały Ci zmiażdżone ze 2-3 razy nogi, wycięte serce, przebita czaszka strzałami lub Twoje ciało rozerwane wybuchem? Hmm?
Ponadto mówiłem, że wzrost jako istota ludzka następuje przez intencję oraz odpuszczenie fałszu. A Ty z góry zakładasz, że masz rację! Więc robisz coś zupełnie przeciwnego, niż rozwój. Zakleszczasz się w swoim pojmowaniu rzeczywistości, z czym także związana jest odpowiedzialność. A nie wina czy kara. Jak wsadzisz palce w kontakt, to nie jesteś ani winny i ani kontakt, ani Bóg Cię nie karze. Ale odczujesz konsekwencje swojego wyboru. W tym przypadku natychmiast. Czy potrzebna jest wiara? Wiara w prąd? Niegdyś dla ludzi temat prądu był czarną magią i gdybyś się cofnął 1000 lat z telefonem w ręku, to pewnie spalono by Cię na stosie. Dziś raczej nie. Ale to samo jest teraz z tematem karmy. Za ten temat ludzie nadal chcą palić na stosie od tysięcy lat. Bo jest dużo bardziej istotny dla wszystkich ludzi, niż prąd.
Słuchaj, ogólnie uważam, że na razie ten temat nie jest dla Ciebie. Po co Ci się nim zajmować, jeśli nie jesteś w stanie/nie chcesz go zrozumieć ze spokojem? Po co się denerwować? Gdybyś bez fundamentów matematyki próbował zrozumieć całki, różniczkowanie lub wyższą matematykę też byś się denerwował i niepotrzebnie. Co ma Ci przynieść nawet zrozumienie tematu karmy? Jest Ci to do czegoś potrzebne? Spotkało Cię coś bardzo złego w tym życiu?
“Nie, bo nic nie rozumiesz.
Dusza Hitlera nie inkarnuje ponownie jako ta sama osoba, tylko jakaś osoba (może nawet kobieta) w perfekcyjnych warunkach dla swojej duchowej podróży.”
To zdanie, to dla mnie kolejny dowód, ze ta cała historyjka o karmie, nie trzyma się kupy.
Naturalnie, bo Twoją intencją nie było zrozumienie, tylko udowodnienie sobie, że to bzdury.
Oczywiście nie napisałeś dlaczego.
Mowa jest o duszy Hitlera i o samym Hitlerze. To kto ma odpracowywać cokolwiek? Hitler, czy jego dusza? Jeżeli Hitler, to jak on ma to odpracować?
Hitler nic nie odpracuje, bo tej tożsamości już nie ma.
Nie wiem jak to odpracuje ta Dusza. Na pewno w sposób 100% sprawiedliwy.
Nikt tego nie wie i dowiedzieć się nie może, bo to sprawa tej Duszy. Ale jeśli tego nie odpracuje, to będzie z nią bardzo xle.
Nie mam pojęcia, bo oczywiście się tym nie podzieliłeś, jak w ogóle interpretujesz czym jest Dusza. Tylko coś założyłeś, uznałeś to za rzeczywistość na tej podstawie snujesz dalsze przypuszczenia.
To dla mnie dowód, że dyskusji z Tobą nie będzie, bo jesteś na dyskusję za dumny.
Albo kompletnie nie wiesz jak prowadzić dyskusję.
Musiał by się rodzić raz, za razem ,jako ten sam Hitler i ze swiadomoscią, co kiedyś zrobił.
Niby dlaczego musiałby cokolwiek? I to jeszcze to, co zasugerowałeś?
Dlaczego wymyślasz jakieś bzdury?
Dlatego potrzebna jest świadomość tego, co zrobił, by to spłacić?
Sądzisz, że człowiekowi wyjącemu w szpitalu psychiatrycznym, któremu nie pomagają leki pomogło by dodatkowo wiedzieć, co nawyczyniał w np. 17 poprzednich życiach?
Ponadto nie jest powiedziane, że w ogóle Dusza ta otrzymała pozwolenie karmiczne na ponowną inkarnację w Czyśćcu. Bardzo możliwe, że nie.
Jeżeli odpracowac miałaby cokolwiek dusza Hitlera, to co ma do tego jakaś kobieta? Przecież ta kobieta, to nie Hitler, tylko zupełnie inna osoba.
Ale Hitler to tylko pewna tożsamość. Programowanie. Dusza, czyli Świadomość – Jaźń, która inkarnuje ma pewien etap rozwoju, który postępuje w zależności jakich wyborów dokonuje i jest za nie odpowiedzialna.
I odpracuje je w najlepszy możliwy sposób dla siebie z uwzględnieniem tryliardów tryliardów czynników, o których nie mamy pojęcia.
Tak samo Ty i każdy inny człowiek.
Podałem na początku ćwiczenie, by uświadomić sobie to, czego nie jest w stanie uświadomić sobie około 80% ludzkości – że nie jesteśmy umysłem, ani myślami, ani ciałem tylko czymś co może to obserwować i przyjąć wobec tego oraz wobec dowolnego zdarzenia w świecie dowolną postawę – taką, przez którą będzie cierpieć czy odczuwać różne emocje, albo taką, dzięki której nie straci ani spokoju, ani radości. Tym samym bardzo szybko można sprawdzić, że nie jesteśmy tym, za kogo się uważaliśmy przez całe życie.
A to zaczyna zmieniać punkt widzenia odnośnie siebie i odpowiedzialności. To, że coś spotyka człowieka i pozornie wydaje się niesprawiedliwe wcale nie musi być niesprawiedliwe. Tylko nie jesteśmy świadomi przyczyn. A za te przyczyny jesteśmy odpowiedzialni.
Jak popełniłeś przestępstwo w czarnym garniturze, to odpracować to możesz tylko w tym samym garniturze? W kąpielówkach już nie możesz?
Dlaczego ona ma odpracowywać cos za kogos innego?
Mylisz kompletnie pojęcia.
Za to, co zrobisz małym palcem lewej ręki jesteś tak samo odpowiedzialny jak za to co zrobisz kciukiem prawej ręki. Co z tego, że to różne ręce? Nie jesteś ciałem, a jednak odpowiadasz za to co za jego pomocą zrobiłeś. Co z tego, że masz inne ciało? Nadal jesteś odpowiedzialny co z nim zrobiłeś i za jego pomocą.
Gdybyś dzisiaj okradł sklep i zaraz po tym dostał amnezji, to nie jesteś odpowiedzialny?
Gdybyś został poddany hipnozie i wmówiono Ci inną osobowość, to jesteś odpowiedzialny czy nie?
Gdy śpisz to nie jesteś odpowiedzialny za to co zrobiłeś np. 10 lat wcześniej? I tylko dlatego, bo o tym nie myślisz lub nie pamiętasz?
Przeciez ona nic nikomu nie zrobila.
Błędnie patrzysz na to czym jest człowiek i Dusza. Oraz odpowiedzialność.
Jak sie czlowiek rodzi, to jaka karma? Przecież każdy się rodzi z czystym kontem.
Wcale nie!
A skąd to wziąłeś? Dlaczego uznałeś to za rzeczywistość?
To kompletna bzdura!
Nikt nie rodzi się z czystym kontem. Każdy człowiek to kontynuacja procesu ewolucji świadomości, która wybiera warunki zgodne z jej poziomem rozwoju. Wliczając płeć jaką mamy.
Całe Twoje życie, warunki narodzin, rodzice, a nawet czas i miasto już pokazuje, że nie masz czystego konta. Sam fakt, że jesteś na tej planecie – Czyśćcu – to dowód sam w sobie, że nie masz czystego konta!
Ponadto to, że każdy kto rodzi się ma już wykalibrowany poziom świadomości, pokazuje, że jest na pewnym etapie swojego rozwoju i każdy jest na innym.
Jedne dzieci uczą się świetnie, inne są chore, inne są skore do przemocy, inne są przybijane do drzwi stodoły. To pokazuje, że jednak nie mamy do czynienia z czystymi kontami.
Jeżeli istnieje inkarnacja, to poprzednie wcielenia, to byly zupelnie inne osoby.
Ale ta sama świadomość.
Jak ubierzesz dzisiaj czerwony T-shirt, a jutro zielony, to jesteś kimś innym i nie odpowiadasz za to, co zrobiłeś w czerwonym T-shircie?
Kolejne jakies New Age-owe bzdury.
Czyli znamy Twoją intencję – udowodnienie sobie, że temat karmy to New Age-owe bzdury. Brawo! Udowodniłeś sobie swoją rację!
Zrealizowałeś zadanie wymagające najmniej wysiłku na tej planecie!
Pogratulować stricte wewnętrznego dialogu, który nie ma kompletnie przełożenia na to, co ja mówię czy ktokolwiek inny!
I powiedz mi co dało Ci to udowodnienie sobie, że karma to bzdura? Jesteś teraz lepszym człowiekiem? Więcej rozumiesz? A może pójdziesz za ciosem i teraz udowodnisz, że bycie uczciwym jest bzdurne i nie popłaca? Podkreślę, że tego czy uczciwość popłaca też się nie da udowodnić. I też oczywiście możesz przedstawić to w taki sposób, że wyjdzie, że nie popłaca i najlepiej kłamać i kraść dla własnych korzyści.
Może kiedyś trafi – jeśli będziesz kłamał i kradł, to jesteś za to odpowiedzialny i dopóki nie dotrze do Ciebie, że to nie najlepszy sposób bycia, będziesz tego doświadczał od innych. Czy będziesz w to wierzył, czy nie. Bo tak jak z grawitacją. Ona ma gdzieś czy w nią wierzysz. Zadziała na Ciebie tak samo jak na każdego innego człowieka.
A poza tym jak możesz temat karmy traktować jako coś New Age-owego, jeśli o karmie nauczano od tysięcy lat, czyli tysiące lat zanim w ogóle powstało pojęcie New Age? No sam robisz się w jajo i jesteś z tego dumny. Trochę to śmieszne. Ok, nie trochę.
To pokazuje jak nieświadomie posługujesz się jedynie programowaniem, które nawet nie wiesz skąd masz. Jak można porównywać informacje przekazywane ludzkości sprzed minimum 6000 lat z czymś, co powstało w XX wieku? Oczywiście to kompletnie nic Ci nie pokazuje o zasobie Twojej wiedzy i jakości interpretacji? Nie zastanawia Cię, że jednak może nie masz racji? Czy wykonałeś ćwiczenia, które zaproponowałem odnośnie myśli i ciała? Zapytałeś się ręki czy jest świadoma siebie? Czy spróbowałeś wyciszyć lub kontrolować myśli? Jakie efekt? Jakie wnioski?
Mnie zastanawia po co się zajmujesz czymś czego nie chcesz zrozumieć i co nic Ci nie da… To jest dopiero New-Ageowe. Bujanie w niebieskich obłokach, zamiast rozsądne i racjonalne zajmowanie się sobą, swoim życiem i problemami w nim oraz cieszyć się swoim życiem, bawić się, realizować swoje cele i marzenia.
Podkreślam też, że to serwis poświęcony uzależnieniom, a Ty z setek jeśli nie tysięcy przedstawionych na nim informacji wybrałeś sobie coś, co Ci nie pasuje… naprawdę nic innego mądrego nie znalazłeś, czy użyjesz teraz poruszonego tematu karmy (i to na prośbę komentujących, to nie była moja inicjatywa), by zaprzeczyć znaczeniu reszty informacji z Bloga? Już tak kilku próbowało.
Ja temat niezrozumiany z różnych względów od tysięcy lat, od zawsze, staram się przedstawić w sposób zrozumiały ale także praktycznie odnoszący się do życia. New Age-owe bardzo często (ale nie zawsze) jest właśnie robienie czegoś w oderwaniu od swojego życia i sądzenie, że to uduchowione (czy praktyczne, rozsądne), a najczęściej jest naiwne i głupie. Nigdy nikomu nie mówiłem, by siedział pod drzewem i coś tam mruczał. Zawsze odnoszę wiedzę do życia codziennego.
Dzięki nauce o świadomości oraz niebotycznemu wzrostowi świadomości mamy informacje o intencji i wielu innych tematach i dzięki temu możemy poznać przyczyn m.in. niezrozumienia tematu karmy. Widać to wyraźnie u Ciebie.
Wiesz, że są tysiące tysięcy błędów nie tylko w zrozumieniu ale nawet tłumaczeniu ważnych pojęć i nauk? Przykładowo “cogito ergo sum” wcale nie oznacza “myślę więc jestem”, tylko “doświadczam więc jestem”. A to “drobna” różnica, nieprawdaż? Myślenie wcale nie oznacza, że jesteś. A uzależnieni, którzy czytają tego Bloga i przechodzą Program WoP powinni wiedzieć, że właśnie przestają żyć, bo uciekają w umysł. Jest ich coraz mniej, coraz więcej zaniedbują i tracą, coraz bardziej cierpią. Bo sądzą, że oni myślą i że myśli mają jakikolwiek sens i znaczenie.