Edukacja. Aby uwypuklić jak marna, niewystarczająca, niewystępująca, zabobonna, uprzedzona i niebezpieczna w obecnej formie jest edukacja seksualna w Polsce oraz jakie są jej konsekwencje, najpierw należy zadać sobie pytanie “Czym w ogóle jest edukacja?” Edukacja – przekazywanie i pozyskiwanie wiedzy, stan wiedzy, wychowanie pod względem umysłowym. Encyklopedia PWN dodaje: “Ogół czynności i procesów mających na… Przeczytaj
Wpis!
Pozwólcie moi mili że lekko się wtrące i włoże ‘kijek w mrowisko’. Dwa aspekty jakie widzę tutaj zostały poruszone to duchowość oraz sztuki walki.
1.Jeżeli ktoś walczy za pomocą gniewu, to forma walki jaką wybrał wcale nie uwolniła jego strachu, jedynie zmieniła jego formę i kształt. Widziałem to kiedyś u mojego bliskiego znajomego, który przez długie lata żył w świadomości ofiary, wreszcie się wkurzył, zapisał do klubu, nauczył się walczyć, i zaczął szukać zaczepek oraz pretekstów do walki. Z jednej formy strachu przeszedł do innej. Ale strach wciąż jest. Dlatego większość sztuk walki nie uwalnia strachu, jedynie zmienia go w coś innego…
2. Biblia jest formą drogowskazu. Nie pokazuje ścisłej postawy. Bo prawdziwa duchowość to wolność, a wolność oznacza zmienność, nie stałą postawę. Wszystko jest zależne od kontekstu. To że ktoś sobie mówi iż Biblia uczy tego i tego, to jedynie interpretacja i tyle. Zresztą duchowość jest zawsze tematem kontrowersyjnym ponieważ kojarzy się ludziom albo z religijnością albo ascetyzmem i godzinnymi medytacjami, co oczywiście jest również formą przekonania, które wcale prawdziwe nie musi być.
Do refleksji. Dla zainteresowanych mogę również polecić rosyjską sztukę walki zwaną Systemą. W pewnych rosyjskich kręgach jest nazywana ‘duchowym atletyzmem’. Rozwija ciało, umysł oraz duszę. Właściwie jej metoda jest trochę inna, ponieważ pozwala dotrzeć do prawdy o sobie i uwalnia duszę za pomocą pracy z ciałem oraz psychiką.
> Dlatego większość sztuk walki nie uwalnia strachu, jedynie zmienia go w coś innego…
Nic nie uwalnia od strachu, ani innej emocji bez naszej wyraźnej intencji.
Samo nic się nie robi, nic nas nie rozwija. Możemy chodzić na 1000 wykładów najlepszych specjalistów i nic się nie nauczyć.
Możemy wykonać 1000 skoków ze spadochronu, a nadal bać się podejść do pięknej kobiety, by mieć seks.
> 2. Biblia jest formą drogowskazu.
Ponownie – intencja.
Każdy ustala własną intencję. Biblia napisana jest tak, że może doprowadzić człowieka tam, gdzie wybierze – do miłości lub świadomości ofiary.
> Nie pokazuje ścisłej postawy. Bo prawdziwa duchowość to wolność, a wolność oznacza zmienność, nie stałą postawę.
Oczywiście, że nie.
Wolność to wolność. Oznacza absolutną ŚWIADOMOŚĆ wyborów i ich pełną realizację.
Możemy wybrać całkowicie świadomie, by mieszkać w małym domku na wsi. Nie zmienimy nic przez całe życie ale będziemy wolni.
A ktoś może wykonać codziennie 10 różnych niebezpiecznych rzeczy i nie będzie wolny.
Można być wolnym w więzieniu. Bo wolność lub nie to tylko EFEKT tego, ile oporu postawimy sobie i światu.
> Wszystko jest zależne od kontekstu.
Oczywiście, że nie.
Prawda nie jest zależna od żadnego kontekstu.
Tylko umysł tworzy kontekst, bo umysł nie jest w stanie objąć nieskończonego kontekstu, nazywanego też Bogiem, obejmującego wszytko.
Umysł musi oceniać, wartościować, odrzucać, itd. bo nie jest stworzony do objęcia Tego Co Jest. Aby mieć możliwość rozwinięcia duchowości, należy przekroczyć umysł, więc i wszelkie konteksty.
> To że ktoś sobie mówi iż Biblia uczy tego i tego, to jedynie interpretacja i tyle.
Zgadza się. Większość rzeczy na świecie to interpretacje i tyle.
> Zresztą duchowość jest zawsze tematem kontrowersyjnym
Proszę mów konkretnie – “Dla mnie duchowość jest zawsze …”
> ponieważ kojarzy się ludziom albo z religijnością albo ascetyzmem i godzinnymi medytacjami, co oczywiście jest również formą przekonania, które wcale prawdziwe nie musi być.
Duchowość to duchowość.
Jak się ją rozwija? Porzuca wszelkie ograniczenia, przekonania, programy, opory, emocje. Otwieramy się.
Duch jest nieskończony i aby móc się z Nim połączyć, należy po prostu odrzucić świadomie to, co nas obciąża.
>Do refleksji. Dla zainteresowanych mogę również polecić rosyjską sztukę walki zwaną Systemą. W pewnych rosyjskich kręgach jest nazywana ‘duchowym atletyzmem’. Rozwija ciało, umysł oraz duszę. Właściwie jej metoda jest trochę inna, ponieważ pozwala dotrzeć do prawdy o sobie i uwalnia duszę za pomocą pracy z ciałem oraz psychiką.
Ok, no to jeżeli ktoś uważa, że trzeba uwalniać duszę, droga wolna do 100 żywotów uwalniania duszy i dziwienia się, że niewiele się zmienia.
Ktoś tu pomylił umysł z duszą.
Co często się zdarza :)
Gniew to emocja która jest w nas po to żebyśmy sobie radzili z zagrożeniem istniejącym w czasie teraźniejszym. Wściekasz się i eliminujesz zagrożenie. To element mechanizmu walka/ucieczka.
Piotr Kruk: a tak dodatkowo chciałem Cię zapytać bo w końcu znasz się na męskości/kobiecości itp
Co sądzisz na temat MGTOW?
Pozdrawiam :)
>Gniew to emocja która jest w nas po to żebyśmy sobie radzili z zagrożeniem istniejącym w czasie teraźniejszym.
>Wściekasz się i eliminujesz zagrożenie. To element mechanizmu walka/ucieczka.
Absolutnie nie!
Piotrze, jeśli emocja jest już w Tobie to oznacza, że została w przeszłości stłumiona, gdyż nie została w pełni wyrażona.
To jest toksyna, emocjonalne obciążenie. Oznacza przebywanie w świadomości gniewu, która ma wiele negatywnych obliczy.
Żadna stłumiona emocja nie ma pozytywnych aspektów, gdyż sama jej obecność świadczy o tym, że odebraliśmy sobie miłość i zastąpiliśmy ją formą nienawiści do siebie lub innych ludzi.
Jeżeli dostrzegasz zagrożenie:
– Nie musisz go eliminować.
– Nie musisz się wściekać.
Powtórzę – ludzkość przetrwała nie dlatego, że nienawidziła burze i pioruny, tylko dzięki temu, że unikała miejsc, w które uderzają.
Zagrożenie to nie element świata zewnętrznego ale wewnętrzna percepcja, na którą wpływają stłumione emocje, bo one ograniczają nasz filtr, przez który postrzegamy świat, a także harmonizują nas z różnymi doświadczeniami – może również ofiary i kata.
Jeśli taka jest Twoja rada, sugerujesz wściekać się, gdy dostrzeżesz np. uchodźców jadąc swoim samochodem z żoną i dzieckiem. Wjedziesz w nich zdenerwowany eliminując zagrożenie (no bo przecież mogą rzucić butelką w szybę, więc lepiej ich rozjechać).
Albo idziesz ze znajomymi i widzicie zagrożenie – grupę agresywnych ludzi. Rozumiem, że należy ich wyeliminować. Tak, świadomie mówię dosłownie, by uświadomić absurd tej sugestii. Nie.
Eliminujesz zagrożenie w świadomości, a na zewnątrz robisz to, co najbardziej sprzyja trosce o siebie.
Jeśli chcesz się wykazać swoją zranioną męskością – ponownie zostaniesz zraniony. Może bardziej fizycznie, by dotarło jakie to jest bez sensu.
>Piotr Kruk: a tak dodatkowo chciałem Cię zapytać bo w końcu znasz się na męskości/kobiecości itp
>Co sądzisz na temat MGTOW?
Panie i Panowie – intencja.
Co mogę powiedzieć o kolejnym nowoczesnym wynalazku jakoby sprawiającym to czy co innego?
Intencja. Sami decydujecie ile skorzystacie i w jakim kierunku zmierzacie (bo dojdziecie tam, gdzie zmierzacie).
To tak jakbyś mnie pytał o młotek – co sądzę o młotku, bo zrobiłem w życiu kilka remontów.
Co mogę powiedzieć – użyj go dobrze, a możesz zbudować coś fajnego. Upuść sobie na palce, a stanie Ci się krzywda.
Itd.
Wszystko ma pewien potencjał. Po prostu spójrzcie trzeźwym okiem na to. Na intencję tego.
Czy opiera się na jakichś założeniach? Jeśli tak, to na jakich? Wysokich, sprzyjających miłości, połączeniu, rozkwitowi?
Czy raczej na niskich jak oddzielenie, walka, zmaganie, udowadnianie czegoś sobie lub innych, świadomość braku, poszukiwanie na zewnątrz, dokładanie na rany różnych opatrunków zamiast zaleczyć same rany, etc.?
Czy mężczyzna powinien iść swoją drogą? Ależ tak.
Ale, powtórzę – dojdzie tam, gdzie zmierza.
Jakie jest TERAZ? Co czujesz? Po co Ci taka deklaracja? Co chcesz osiągnać i dlaczego?
Sama niejako odróżniająca nas już na poziomie biologicznym od kobiet cecha to nasz penis. Jego użycie oznacza penetrację.
Wchodzenie w, do środka.
Ale to nie jest ważne. Pytanie – co do tego środka zanosimy?
Penis to przekaźnik.
Dla jednego seks z kobietą będzie zewnętrznym dowodem na to, że jest coś wart, bo bez tego wewnętrznie nie czuje się wartościowy.
Potrzebuje więc działania, by zastąpić poczucie braku w sobie – nakleić plaster na ranę.
Kobieta otrzyma brak i ich relacja albo będzie jednorazowa, krótka, albo w przypadku dłuższej relacji służyć będzie ujawnianiu samej rany, bo kobieta, która zdecyduje się (nawet nieświadomie) na relację ze zranionym mężczyzną sama jest zraniona.
Więc będzie boleć. I wtedy ponownie – intencja. Dlaczego jesteśmy razem? Czego chcemy dla siebie, dla kobiety i dla nas razem?
A jeśli ktoś czuje pełnię i miłość, może dzięki penisowi (symbolika) zanieść światu, kobiecie, innym ludziom właśnie miłość, pełnię.
I to otwiera nowe wrota – faktycznego rozkwitu, rozwoju.
Nie zamiennika polegającego na niejako wieszaniu w salonie urżniętych głów zastrzelonych zwierząt jako trofeów – krwawych symboli swojej pychy.
Nie paliwa dumy i gniewu ukrywających głęboki wstyd i smutek. Desperację.
Nie. To uzdrawia. Bo wynika ze zdrowia.
Więc co uważam? Tak, mężczyzno – idź. Ale jako mężczyzna, a nie chłopiec, który chce sobie czy innym udowodnić, że coś znaczy.
Znaczenie masz od zawsze. Masz je od urodzenia, bo bez tego znaczenia nie urodziłbyś się. Tak po prostu.
Nie musisz o nie walczyć. Odkryj je NAJPIERW. A potem uczestnicz w tym świecie z otwartym sercem. Dawaj mu miłość.
Niech przez Twojego penisa przepływa słodki nektar dający wspaniałe owoce miłości. Dzieci, seks, projekty, wspaniałe wynalazki, muzykę, czy prywatną radość z hobby, taniec, zabawę.
Ale nie bierz tego twardego penisa, by wylewać z niego gorycz – rozsiewać ją jak chorobę, by w obniżonym ogólnie poziomie czuć się nieco mniej parszywie.
Nie zabijaj innych nie odczuwając życia w sobie.
Uzdrów się. Tak, może poprzez działanie.
Może tego akurat potrzebujesz.
Może wkurwienia, bo ono wypchnie Cię ze wstydu i poczucia winy.
Ale bądź gotowy je puścić. Odpuść wkurwienie, odpuść urazy, smutek, pragnienia zadośćuczynienia czy rewanżu.
Idź w stronę miłości. Tylko to się teraz liczy. Dla obu płci.
Idąc tym tokiem rozumowania, kobieta która wraca gdzieś sama z imprezy wieczorem i zostanie zgwałcona jest sama sobie winna
Dzięki za komentarz Jarku!
> Idąc tym tokiem rozumowania
Nie wiem o jakim toku rozumowania mówisz biorąc pod uwagę resztę Twojej wypowiedzi.
> kobieta która wraca gdzieś sama z imprezy wieczorem i zostanie zgwałcona jest sama sobie winna
Nie jest winna. Jest odpowiedzialna.
Dlaczego wybrała samotny powrót w nocy? Jaka była jej intencja? Wysoka czy niska? Możesz uściślić?
Jeśli sytuacja jest hipotetyczna, należy ją przedstawić w realny sposób.
Bo na razie brzmi to – podrzuciłem jabłko , a spadło mi na głowę ufo. Czy jestem sobie winny?
Dlaczego szła sama nocą? Czy była pijana? A może była wulgarna w stronę tego mężczyzny?
Może szła sama, by udowodnić sobie, że jej strach jest nieuzasadniony. Czyli nie słuchała się samej z troską. Wypierała swoje emocje. wybrała rację a nie spokój. Może odmawiała sobie swojego bezpieczeństwa – wolała oszczędzić 20-30 zł?
Pytanie w ilu innych obszarach swojego życia również przekłada swoje bezpieczeństwo nad kilka zł.
Podajesz przykład. Gdybasz. Nie mówisz o żadnej konkretnej sytuacji.
Innymi słowy – Twój umysł podniósł bunt. A dlaczego?
Bo pojawił się temat – “Wina nie jest do niczego potrzebna”. To rusza ludzi :)
> jest sama sobie winna
Nikt nie jest winny.
Każdy jest odpowiedzialny. Dlaczego mamy winić tę kobietę? Dlaczego ma ona winić samą siebie?
Dlaczego ma od razu traktować się jak ofiarę? Dlaczego my mamy ją tak traktować?
Nie wiemy ile negatywności w sobie nosiła. Wracała sama, więc pewnie nie dała się poderwać na imprezie. Dlaczego?
Może miała w sobie wiele negatywności odnośnie mężczyzn? Może ich nienawidziła lub bała się i dlatego spotkała na swojej drodze mężczyznę, który również tak się boi, że musi siłą zabierać trochę kobiecości dla siebie.
A może dzięki temu gwałtowi nareszcie może poczuć współczucie i ma uwagę innych? Stała się wyjątkową ofiarą? Ego uwielbia mieć wszystko wyjątkowe.
Poruszyłeś moje doświadczenie to się wypowiem.
,,Przecież to mój własny opór do nich doprowadził!”
nie rozumiem czemu ściągasz odpowiedzialność ze sprawcy. Jakiś toksyczny skurwysyn/skurwysyny zdecydowały się wyżyć na kimś i padło na Ciebie. Nie wiem jak wyglądasz, jaką masz postawę itp ale widocznie uznali Cię za łatwy cel i to nie Twoja wina.
Ja byłem napadnięty w 2006 roku i od 2007 interesuję się samoobroną. Później już w ten sposób napadany nie byłem, zdarzały się konflikty różne, mniej i bardziej fortunne, niebezpieczne itp ale już nigdy nie powtórzyła się opcja z 2006 roku, gdzie mnie zamroziło a skurwiele miały satysfakcję. Nauczyłem się z odpalać gniew w sytuacjach realnego zagrożenia w czasię teraźniejszym i połączyć go z wytrenowanymi ruchami i taktyką. Bruce Lee nie jestem ale problemy tego typu zniknęły. Dużą rolę w tym odgrywa takie myślenie: ,,to niesprawiedliwe że jakieś toksyczne kurwy wyżyją się na jakimś człowieku i nikt Im nie wskaże Ich miejsca”(nieważnie czy tym krzywdzonym człowiekiem miałbym być ja czy ktoś inny) Nie myślisz tak? Sorry Piotrze ale Twoja postawa trochę przypomina Jezusa jak mówił o nadstawianiu drugiego policzka, to jest takie jakieś nierealistyczne. Zdecydowanie się z Tobą zgadzam co do tego że ,,strach przestaje być potrzebny”
> Poruszyłeś moje doświadczenie to się wypowiem.
Poruszyłem Twój opór :) I to Twoje ego chce się wypowiedzieć. Zobaczmy, co powiedziało.
> nie rozumiem czemu ściągasz odpowiedzialność ze sprawcy.
Nie ściągam odpowiedzialności. Czym innym jest odpowiedzialność za swoje postępowanie, a czym innym jest trzymanie w sobie urazy, toksyn, negatywności.
> Jakiś toksyczny skurwysyn/skurwysyny zdecydowały się wyżyć na kimś i padło na Ciebie.
Nie. Nie padło.
Nasze spotkanie było perfekcyjne.
Było nas 3, ich było 4, wielkich. W każdym przypadku to my zaprosiliśmy do siebie kłopoty. W każdym z nas było wiele stłumionego gniewu i poczucia winy.
To dostrzegli w nas ci ludzie, w których również było mnóstwo tych niskich emocji.
> Nie wiem jak wyglądasz, jaką masz postawę itp ale widocznie uznali Cię za łatwy cel i to nie Twoja wina.
Ależ oczywiście, że to nie moja wina. Ich również nie. Żyli nieświadomie tak samo jak ja.
Oni wykorzystywali swoją siłę, by ranić innych. Ja wykorzystywałem swoją bezsilność, by ranić siebie samego. Ja raniłem się dużo bardziej, niż ci mężczyźni przy całej swojej posturze zdołali uczynić. Byli bardzo słabi. Bardzo. Naprawdę niewiele zdziałali.
Ale to właśnie poczucie winy doprowadziło do tego spotkania, by ujawnione zostało faktyczne źródło więcej, niż jednego kłopotu w moim ówczesnym życiu.
Poczucie winy.
To również nie wina tamtych ludzi. Tak, wybrali atak. Ale ile razy sami wybieramy atak na siebie?
Ile razy zamiast miłości wybieramy walkę? Ile razy wybieramy obwianie i żal zamiast uśmiech i zabawę w naszym życiu?
To samo zrobili ci mężczyźni – wybrali obwinianie i walkę, niż uśmiech i zabawę.
Nie winię ich i nikt nie powinien. Natomiast wziąłem odpowiedzialność za siebie i oczyściłem się z zalegających we mnie toksyn.
Czy Ty również to zrobiłeś czy nadal trzymasz w sobie nienawiść i urazy? Jeśli tak – dlaczego?
>Ja byłem napadnięty w 2006 roku i od 2007 interesuję się samoobroną. Później już w ten sposób napadany nie byłem, zdarzały się konflikty różne, mniej i bardziej fortunne, niebezpieczne itp ale już nigdy nie powtórzyła się opcja z 2006 roku, gdzie mnie zamroziło a skurwiele miały satysfakcję.
Zadaj sobie pytane – ile razy miałeś skrytą satysfakcję ze swojego cierpienia? Ile razy odmówiłeś sobie sukcesu, szczęścia, radosnej pracy dla realizacji swoich marzeń?
W końcu zacząłeś coś robić. I dlaczego? Z miłości, z troski? Nie – z gniewu, żalu, poczucia winy. I dlatego napaści zdarzały się tak często.
Mnie już nikt nigdy nie napadł.
Tamci mieli satysfakcję, bo Twoje ego miało satysfakcję z traktowania siebie jak ofiary.
> Nauczyłem się z odpalać gniew w sytuacjach realnego zagrożenia w czasię teraźniejszym i połączyć go z wytrenowanymi ruchami i taktyką.
Nauczyłeś się go wydobywać z siebie, gdyż uważasz, że jest Ci potrzebny, by nie czuć się jak ofiara.
Zadaj sobie pytanie jak często ten stłumiony gniew powoduje, że zamiast uśmiechać się do ludzi doszukujesz się skurwysyństwa?
Policz przez jeden tydzień – ile razy w Twoim umyśle i wypowiedzianych słowach znajdują się dwa określenia:
– Skurwysyn.
– Miłość.
> Bruce Lee nie jestem ale problemy tego typu zniknęły.
Z tego co mówisz to nie zniknęły.
> Dużą rolę w tym odgrywa takie myślenie: ,,to niesprawiedliwe że jakieś toksyczne kurwy wyżyją się na jakimś człowieku i nikt Im nie wskaże Ich miejsca”(nieważnie czy tym krzywdzonym człowiekiem miałbym być ja czy ktoś inny) Nie myślisz tak?
Jeśli chcesz poświęcić swoje życie na wskazywanie miejsca kurwom – proszę Cię bardzo :) Ale weź za to pełną odpowiedzialność –
Oto ja, Piotrek, wybieram świadomie poświęcić swoje życie na zmaganie z 0,000001% ludzkości, by ukazywać im ich miejsce. Przeto oddaję miłość, radość, swoje sukcesy, wspaniały seks, głębię radosnych przeżyć, by nauczyć się walki, by racjonalizować swoją nienawiść.
Zapamiętaj zdanie – nie obchodzą mnie “miliony”, które zarobisz ale “miliony”, których nie zarobisz przez takie postępowanie.
> Sorry Piotrze ale Twoja postawa trochę przypomina Jezusa jak mówił o nadstawianiu drugiego policzka, to jest takie jakieś nierealistyczne.
Zdecydowanie się z Tobą zgadzam co do tego że ,,strach przestaje być potrzebny”
Przepraszasz mnie, że przypominam Jezusa? Ależ dziękuję za najwspanialszy komplement jaki mogłem otrzymać! :D
Twój umysł nie rozumie, bo nie chce rozumieć.
Bowiem zrozumienie będzie oznaczało, że ujawnione zostaną wszystkie korzyści z trzymania w sobie toksyn i nienawiści.
Przypominam – trzymanie do kogoś urazy to picie trucizny z nadzieją, że zaszkodzi komuś innemu.
Wiesz, co Jezus miał na myśli?
Mówił, żeby odpuścić opór przed takimi osobami, bo ten opór to toksyna , która niszczy NAS.
Twój umysł działa na bazie nieuświadomionych programów – “muszę trzymać W SOBIE negatywności DLA INNYCH. Nie mogę ich odpuścić, bo wtedy te kurwy wygrają a ja przegram”.
Nie. Oczyszczając się nadal możesz zrobić swoje, np. wezwać policję. Nie musisz poświęcać swojego życia na walkę. Jak batman. Batman przeżył swoje życie w poczuciu winy, gniewie.
Siedział w jaskini z nietoperzami. Nigdy nie poznał co to jest radość i miłość. Pomimo, że jego rodzice go kochali z całego serca.
Czy batman był ofiarą? Nie. Wybrał, by być. I dlatego ścigał katów. Oddał swoje życie. Sam to wybrał. Mógł wybaczyć. Mógł zaufać. Nadstawić policzek życiu i powiedzieć, że jest gotów nauczyć się kochać siebie.
Wybrał, by ubierać się na czarno i walczyć. Nigdy nie miał przy sobie nikogo. Tylko starego służącego, który cierpiał widząc jak jego pan cierpi.
Nie musimy cierpieć. Cierpienie to wybór. Możemy odpuścić negatywności i jeśli wtedy nadal będziemy uważać, że trzeba takiego jegomościa zaprosić do naszego życia i cośtam mu wytłumaczyć – wtedy to zróbmy. Ale jeśli robimy to tylko, by hołdować swojej własnej nienawiści – bądźmy gotów, że w naszym życiu pojawi się jeszcze więcej nienawiści.
Tylko pamiętajmy, że wzięliśmy za siebie odpowiedzialność. Sami wybraliśmy , by ją w sobie mieć i doświadczyć jej więcej.
Nie obwiniajmy innych, że po prostu realizują nasze życzenia.
,,Nie ściągam odpowiedzialności. Czym innym jest odpowiedzialność za swoje postępowanie, a czym innym jest trzymanie w sobie urazy, toksyn, negatywności.”
Kiedyś to przeżywałem. Jak nabrałem kompetencji to już nie(teraz przeżywam rodzinę ale o tym pisaliśmy pod poprzednim postem). Po prostu nie ma tej bezradności ofiary która była w 2006 roku. Teraz mogę coś ale nie muszę. I dobrze się z tym czuję.
,,Nasze spotkanie było perfekcyjne.
Było nas 3, ich było 4, wielkich. W każdym przypadku to my zaprosiliśmy do siebie kłopoty. W każdym z nas było wiele stłumionego gniewu i poczucia winy.
To dostrzegli w nas ci ludzie, w których również było mnóstwo tych niskich emocji.”
A no to ja to zrozumiałem tak jak u mnie było gdzie dwóch dresów przyczepiło się zupełnie nieznanego kolesia(mnie) i jak zobaczyli że się boję to wpierdol.
,,Ich również nie. Żyli nieświadomie tak samo jak ja.”
No ale w tym momencie nie traktujesz Ich jak ludzi dysponujących rozumem tylko trochę jak wściekłe psy. Ze wściekłym psem nikt nie będzie rozmawiał bo pies rozumu nie ma.
,,Zadaj sobie pytane – ile razy miałeś skrytą satysfakcję ze swojego cierpienia? Ile razy odmówiłeś sobie sukcesu, szczęścia, radosnej pracy dla realizacji swoich marzeń?
W końcu zacząłeś coś robić. I dlaczego? Z miłości, z troski? Nie – z gniewu, żalu, poczucia winy. I dlatego napaści zdarzały się tak często.”
Nie no tu się zgodzę. Nie raz myślałem że mam w sobie jakiegoś ,,demona” który robił ze mnie ofiarę, czuł się tym usatysfakcjonowany. Ze to była jakaś taka część mojej osobowości ale w miarę pracy nad sobą(trening) wyrzuciłem z siebie ten strach i tę mentalność że bycie brutalnym jest złe(nawet jeśli potrzeba). Nie nie jest złe jeśli musisz bronić swojego czy cudzego życia przed przemocą(ale wyłącznie w takich warunkach)
przy czym ja tak emocjonalnie dałem radę przerobić tematykę przemocy(co z resztą zajęlo mi sporo czasu) ale jakoś resztę nie(z resztą znasz sytuację)
,,Zadaj sobie pytanie jak często ten stłumiony gniew powoduje, że zamiast uśmiechać się do ludzi doszukujesz się skurwysyństwa?”
Wydaje mi się że to zależy od humoru, pogody czy np wypełniam się negatywnością jak polityka(widać te walki w komentarzach), porno(wyuzdanie jest i zazwyczaj bazujące na czymś niskim jak zazdrość duma itp). Jak robiłem nofap to bywalem radośniejszy choć też cudów nie było
,,Jeśli chcesz poświęcić swoje życie na wskazywanie miejsca kurwom – proszę Cię bardzo :) Ale weź za to pełną odpowiedzialność –”
Kiedyś dosłownie tak myślałem ale z czasem właśnie dotarło do mnie że innych celów nie spełnię więc ograniczyłem to do opcji że w mojej obezności postaram się do takich akcji nie dopuszczać, nie więcej
,,Przepraszasz mnie, że przypominam Jezusa? Ależ dziękuję za najwspanialszy komplement jaki mogłem otrzymać! :D”
Wiesz, filozof kultury Jan Stachniuk twierdził że jakbyśmy wszyscy byli jak Jezus, Budda, Sokrates itp to nie wyszlibyśmy z jaskiń. Ale to już chyba kwestia jakiś takich fundamentalnych wierzeń danego człowieka.
Swoją drogą kojarzysz Davida Deidę? Nauczyciel tantry, w swoim ,,Way of superior man” wskazywał że kobiety chcą aby mężczyzna miał jakąś taką swoją mroczną stronę np zdolność do przemocy: niekoniecznie to od razu oznaczabycie jak James Bind ale bycie w pewnym sensie mężczyzną-pacyfistą wg niego świadczy o niepełnej męskości. Powołuję się na człowieka bo jest nauczycielem duvhowym(w sumie Ty tez jesteś) i co sądzisz?
ja urazy nie mam, przez pewien okres po zdarzeniu miałem wyobrażenia jak się mszczę itp ale to przeszło z czasem i nabywaniem umiejętności.
,,Wiesz, co Jezus miał na myśli?
Mówił, żeby odpuścić opór przed takimi osobami, bo ten opór to toksyna , która niszczy NAS.
Twój umysł działa na bazie nieuświadomionych programów – “muszę trzymać W SOBIE negatywności DLA INNYCH. Nie mogę ich odpuścić, bo wtedy te kurwy wygrają a ja przegram”.”
Nie do końca wiem o co Ci chodzi ale się domyślam: masz na mysli to że np łebki prowokują a ja z tego ,,honoru”(znaczy dumy tak w praktyce) dam się sprowokować bo: tu można dodać cokolwiek, że koledzy wyśmieją, będę słaby itp jeśli to miałeś na myśli to też nie, choć oczywiście dość długo taki byłem. Nie daję się sprowokować a przemocy użyję jeśli nie mam wyboru(bo np jestem przyparty do ściany)
,,Nie. Oczyszczając się nadal możesz zrobić swoje, np. wezwać policję. Nie musisz poświęcać swojego życia na walkę. Jak batman. Batman przeżył swoje życie w poczuciu winy, gniewie.”
Piotrze, pisaliśmy ze sobą max dużo w niedzielę gdzie dałeś mi bardzo wartościowe lekcje. Akurat byłem sam w domu z siedmioletnim bratem. Mama w pracy w szpitalu, ojciec z braćmi wracali z Holandii, mieli być w nocy. W związku z tym zostawiłem otwarte drzwi bo komu się chce w nocy wstawać. Tuż po 23 słyszę jak ktoś otwiera drzwi i słyszę damski głos. Schodzę na dół, jakaś kobieta, prawdopodobnie chora psychicznie/nacpana/udająca głupią wtargnęła do domu. Nie chciała wyjść więc od razu wezwałem Policję. Z czasem się zabrała zanim policjanci przyjechali alew trakcie zarzuciła mi że policję wezwalem. No i ja wtedy do Niej: ,,A co? Przemocy miałem użyć?”. Skończyło się spokojnie. Po zdarzeniu zadzwoniłem do brata mu opowiedźeć i z tego co zauważyłem to reagowali wściekłóścią, sam mi powiedział że pewnie by nie zadzwonił ,,tylko Jej wyjebał”
Widzisz ja taki nie jestem że miałbym używać przemocy jako narzędzia żeby: coś sobie udowodnić, wyżyć się itp
Brzydzi mnie taka postawa więc staram się Jej unikać. Poza tym może wpędzić człowieka w kłopoty/
,,Czy batman był ofiarą? Nie. Wybrał, by być. I dlatego ścigał katów. Oddał swoje życie. Sam to wybrał. Mógł wybaczyć. Mógł zaufać. Nadstawić policzek życiu i powiedzieć, że jest gotów nauczyć się kochać siebie.”
No wiem, wiem. To jest taki typ smutnej historii i nie życzył bym jej nikomu a przede wszystkim sobie xD
> A no to ja to zrozumiałem tak jak u mnie było gdzie dwóch dresów przyczepiło się zupełnie nieznanego kolesia(mnie) i jak zobaczyli że się boję to wpierdol.
Czyli stało się dokładnie to, co napisałem w artykułach – Twój strach przyciągnął dokładnie to, czego się bałeś.
> No ale w tym momencie nie traktujesz Ich jak ludzi dysponujących rozumem tylko trochę jak wściekłe psy. Ze wściekłym psem nikt nie będzie rozmawiał bo pies rozumu nie ma.
I teraz odpowiedz sobie na pytanie – czy warto uganiać się za wściekłymi psami i się z nimi napierdalać na zęby czy lepiej omijać?
W trakcie walki z takim psem łatwo się zarazić wścieklizną.
Możesz ich omijać, unikać i nie nienawidzić wściekłych psów. A możesz wybrać, by je nienawidzić i wszędzie ich podświadomie szukać i przyciągać.
> Nie nie jest złe jeśli musisz bronić swojego czy cudzego życia przed przemocą(ale wyłącznie w takich warunkach)
Nie jest ani dobre, ani złe.
Wszystko zależy od intencji. Jeśli stajemy w koniecznej obronie to robimy to z troski a nie nienawiści.
A jeśli udajemy się w miejsca, w których wiemy, że jest niebezpiecznie to nie ubierajmy swojej nieświadomości w bohaterskie przymiotniki. Po prostu chcemy kłopotów, a świat ma wszystkiego pod dostatkiem – wpierdolu, seksu, piękna i bogactwa.
>Kiedyś dosłownie tak myślałem ale z czasem właśnie dotarło do mnie że innych celów nie spełnię więc ograniczyłem to do opcji że w mojej obezności postaram się do takich akcji nie dopuszczać, nie więcej
Czyli wzrastasz w świadomości – powoli z ofiary i walki o przetrwanie przestawiasz się na troskę i dbanie o siebie.
>Wiesz, filozof kultury Jan Stachniuk twierdził że jakbyśmy wszyscy byli jak Jezus, Budda, Sokrates itp to nie wyszlibyśmy z jaskiń.
O matko.
Nie tylko filozof ale jeszcze kultury :)
Ego uwielbia gdybać. Nie. Gdyby nie Jezus to byśmy napierdalali się widłami. I to jeszcze badziewnymi. Bo nasza świadomość nadal byłaby tak niska.
I z przesądów zabijalibyśmy dzieci.
Gdyby nie Budda i jego energia, rządziłby nami umysł kierowany podświadomością. Czyli walczylibyśmy jak małpy na własne odchody.
Nie przypisujmy zasług umysłowi, kiedy to nie umysłowi się one należą ale ewoluującej świadomości, do ewolucji której GŁÓWNIE przez całą historię ludzkości przyczyniły się bytności takie jak dżej dżej (Jezus) i badboy Budda.
Ludzie mylą umysł ze świadomością. Umysł nie może przekroczyć poziomu świadomości.
Jak ktoś jest we wstydzie, poczuciu winy (ludzie do średniowiecza) to by się tylko napierdalali.
Czy kowale walczyli czy robili swoją robotę? Kto się napierdalał?
Samozwańczy, dumni, butni. A nie inteligentni, spokojni, wykształceni, z talentami.
Król zazwyczaj cenił sobie takich ludzi na tyle, że ich nie wysyłał tam , gdzie odbywa się brudna robota. Niska świadomość.
Nie umysł kierował tymi ludźmi, tylko wyższa świadomość troski. Niestety jak to często bywa, wspaniałe osiągnięcia są wykorzystywane do siania strachu, terroru i zniszczenia.
Przez kogo? Przez ludzi w świadomości małpy ale będących w garniturach i tych swoich odznaczonych jak choinki wojskowych uniformach.
Co taki facet zna? Zna jak się pastuje buty i jak się morduje na tysiąc sposobów. Czy on stworzyłby mikser? Nie. Ale jakby mu dać mikser to by wymyślił jak nim zamordować drugiego człowieka.
I mi filozof kultury mówi, że umysł dokonuje ewolucji? Nie. Umysł się rozszerza dzięki ewolucji czegoś większego, niż on sam.
Zauważmy, że wiele wskazuje na to, że tysiące lat temu istniały tak rozwinięte cywilizacje, że głowa mała. Nadal nie wiadomo jak stworzono tysiące różnych przedmiotów.
Filozofują, bo umysł nie ma pojęcia.
Za to co umysł robi – wykorzystuje, niszczy, wypiera, odbiera moc, ogranicza, racjonalizuje.
> Ale to już chyba kwestia jakiś takich fundamentalnych wierzeń danego człowieka.
Ten pan wybrał rację, a nie spokój. Bo od tej swojej racji zapewne zależy jego reputacja, czyli poczucie wartości, której sobie odmawia.
Duma to niskie poczucie własnej wartości, bo wynika ze wstydu i strachu.
Niestety, gdyby ludzkość miała takich filozofów jak ten pan, zapewne siedzielibyśmy w jaskiniach.
Postęp dzieje się dzięki ludzkiej współpracy, a nie wojowniczości.
Wojownik miał chronić , a nie zdobywać.
Potem z wojownika uczyniono po prostu mordercę. Dodano do tego różne fajne wytłumaczenia – wolę boską i inne pierdoły.
To zrobił ludzki umysł. Bo zablokowaliśmy dumą wzrost naszej świadomości. I dlatego żyliśmy max w gniewie przez tysiące lat.
> Swoją drogą kojarzysz Davida Deidę? Nauczyciel tantry, w swoim ,,Way of superior man” wskazywał że kobiety chcą aby mężczyzna miał jakąś taką swoją mroczną stronę np zdolność do przemocy: niekoniecznie to od razu oznaczabycie jak James Bind ale bycie w pewnym sensie mężczyzną-pacyfistą wg niego świadczy o niepełnej męskości. Powołuję się na człowieka bo jest nauczycielem duvhowym(w sumie Ty tez jesteś) i co sądzisz?
Kojarzę i zgadzam się.
Wszystko zależy od naszych intencji.
Jeśli unikamy przemocy, gdyż widzimy lepszą drogę – wspaniale.
A gdy unikamy przemocy, gdy jest ona niestety wskazana – postępujemy z jakiegoś oporu w sobie, braku. Czyli braku pełni.
Tak, kobiety chcą czuć ciemną stronę ale jednocześnie to, że mamy nad nią kontrolę. Innymi słowy – “Może wpierdolić” ale tego nie zrobi bez dobrego powodu.
Dlatego czasami kobiety są jak suki, by sprawdzić czy facet nie boi i nie wstydzi się tej swojej ciemnej strony. Czy ustawi ją do pionu. Bo jak nie – nie ma pełnej kontroli nad sobą.
Nie jest pełnią.
Ale nie chodzi o strach. Chodzi o to, że sami żyjemy z pełni. Jak facet czuje się super to dba o siebie. Nie blokuje się.
Jak mu podskoczy jakiś wypierdek to może wybrać – odejść w spokoju ducha lub , gdy zajdzie konieczność, obronić się czy obronić ludzi, z którymi jest.
Czasem najlepszą obroną jest wycofanie się.
Ale nie mamy szukać okazji do wykazania się – tej swojej ciemnej strony. Niestety wielu mężczyzn tak próbuje ją okiełznać – szukać ofiar dla swojej negatywności, której nie kontrolują.
To wielka słabość.
Jako mężczyźni mamy szukać sposobów na otwartość, na dzielenie się pełnią. Bez wypierania swojej podświadomości. Światło świadomości, czyli miłość ma zostać zaniesiona w każdy nasz zakamarek.
>Widzisz ja taki nie jestem że miałbym używać przemocy jako narzędzia żeby: coś sobie udowodnić, wyżyć się itp
Brzydzi mnie taka postawa więc staram się Jej unikać. Poza tym może wpędzić człowieka w kłopoty/
Wspaniale postąpiłeś. Bez kierowania się nienawiścią. Zadbałeś o siebie i o dom, w którym byłeś. Jak dojrzały wojownik.
Ale byłeś gotów, by zrobić coś więcej. Więc wykazałeś obie strony – miłość i kontrolę nad swoją mroczniejszą stroną.
Ja tu dostrzegam pełnię. :)
,,Czy kowale walczyli czy robili swoją robotę? Kto się napierdalał?:
Chodzi o coś innego. Kowal myślał jak zarobić na życie, być może był pasjonatem który dokonał innowacji w kowalstwie, ale to dlatego że był czlowiekiem skoncentrowanym na robocie, a nie na analizowaniu swojej duszy i wnętrza i całego świata, czy się uda czy nie uda itp duchowość moze człowieka wprowadzić w taki stan. Sam taki jestem w dużej mierze ale oólnie masa ludzi jest
,,Ten pan wybrał rację, a nie spokój. Bo od tej swojej racji zapewne zależy jego reputacja, czyli poczucie wartości, której sobie odmawia.
Duma to niskie poczucie własnej wartości, bo wynika ze wstydu i strachu.
Niestety, gdyby ludzkość miała takich filozofów jak ten pan, zapewne siedzielibyśmy w jaskiniach.”
Ten człowiek analizował przyczyny upadku dziejowego Polski, doszedł do wniosku że to jezuici od końca XVI wieku wzięli się za edukację Polaków i w ten sposób stworzyli to co widzimy do dziś. Ludzi apatycznych, traktujących świat jak wrogie miejsce, pacyfistów w dużej mierze. I twierdził że to się bierze z takich nauk że człowiek to generalnie nie powinien się zajmować realnym światem, tylko własną duszą, własnym zbawieniem. Tak właśnie postrzegał Jezusa, Buddę czy Sokratesa. Pierwszy medytuje na pustyni, drugi pod drzewem, trzeci jest menelem zaczepiającym ludzi. No i wyszedł z złożenia ze tak prosty lud zrozumiał katolicyzm, jako oderwanie od życia no i że jezuici celowo tak wychowywali. Nie no reputacji stracić nie mógł bo jako członek AK był prześladowany i pokaleczony(inwalidztwo) za PRLu. Przepraszam ze tym nudze ale to jest takie drugie spojrzenie na duchowość, przynajmniej tę masową. :)
,,A gdy unikamy przemocy, gdy jest ona niestety wskazana – postępujemy z jakiegoś oporu w sobie, braku. Czyli braku pełni.”
No to o to mi od początku chodziło xD
,,Czasem najlepszą obroną jest wycofanie się.”
Ja bym wręcz powiedział że ,,zazwyczaj” ale różnie w życiu bywa :)
,,Ale nie mamy szukać okazji do wykazania się – tej swojej ciemnej strony. Niestety wielu mężczyzn tak próbuje ją okiełznać – szukać ofiar dla swojej negatywności, której nie kontrolują.
To wielka słabość.”
Właśnie powiedziałbym że w całym procesie nauki to było najtrudniejsze. Ile razy pojawiały się fantazje o np uratowaniu kogoś i popisaniu się w ten sposób. Ale z czasem popuszczało, popuszczało.. az odeszło :)
,,Ale byłeś gotów, by zrobić coś więcej. Więc wykazałeś obie strony – miłość i kontrolę nad swoją mroczniejszą stroną.
Ja tu dostrzegam pełnię. :)”
a jeszcze takie pytanie do tego, kiedyś mi się wydawało że jak sobie ogarnę jedną dziedzinę życia na większosći płaszczyzn(np tutaj płaszczyzny fizyczna, umysłowa oraz świadomość) to wydawało mi się że ta świaomość jakoś automatycznie powinna przejść na inne dziedziny a a jakoś średnio z tym jest. Tak bym to ujął.
Czy to jest tak że zaczynając budowanie/rozwijanie nowej dziedziny(powiedzmy zdrowie czy relacje) za każdym razem muszę budować świadomość w tych dziedzinach obok innych umiejętności?
> Chodzi o coś innego. Kowal myślał jak zarobić na życie, być może był pasjonatem który dokonał innowacji w kowalstwie, ale to dlatego że był czlowiekiem skoncentrowanym na robocie, a nie na analizowaniu swojej duszy i wnętrza i całego świata,
Duchowość i rozwój świadomości nie oznacza, że mamy porzucić to, co robimy, siąść pod drzewem, robić pod siebie i śpiewać 2 sylaby przez 30 lat.
Duchowość to właśnie wkładanie serca w to, co robimy. Dodawanie miłości. Kierowanie się intencją, by nasza praca służyła dobru innych ludzi.
To PODSTAWA każdego sukcesu. I to jest duchowe. Bo przekracza umysł. Nie koncentruje się na zysku ale przyjmuje sprawiedliwą zapłatę za swoją pracę, bo to energia – energia za energię.
> czy się uda czy nie uda itp duchowość moze człowieka wprowadzić w taki stan. Sam taki jestem w dużej mierze ale oólnie masa ludzi jest
Niestety przemawia przez Ciebie brak BYCIA.
Duchowość to nie szukanie sensu życia ale bycie w pełni. Świadome. Nie kierowanie się poczuciem braku ale poczucieł pełni i miłości wypływających z wewnątrz.
Można tak żyć wykonując dowolną pracę na świecie. I wtedy staje się ona wspaniałym, pełnym radości doświadczeniem.
>Ten człowiek analizował przyczyny upadku dziejowego Polski, doszedł do wniosku że to jezuici od końca XVI wieku wzięli się za edukację Polaków i w ten sposób stworzyli to co widzimy do dziś. Ludzi apatycznych, traktujących świat jak wrogie miejsce, pacyfistów w dużej mierze. I twierdził że to się bierze z takich nauk że człowiek to generalnie nie powinien się zajmować realnym światem, tylko własną duszą, własnym zbawieniem. Tak właśnie postrzegał Jezusa, Buddę czy Sokratesa. Pierwszy medytuje na pustyni, drugi pod drzewem, trzeci jest menelem zaczepiającym ludzi. No i wyszedł z złożenia ze tak prosty lud zrozumiał katolicyzm, jako oderwanie od życia no i że jezuici celowo tak wychowywali. Nie no reputacji stracić nie mógł bo jako członek AK był prześladowany i pokaleczony(inwalidztwo) za PRLu. Przepraszam ze tym nudze ale to jest takie drugie spojrzenie na duchowość, przynajmniej tę masową. :)
To nie spojrzenie na duchowość, tylko, jak sam mówisz, apatię związaną z oderwaniem od życia.
To brak harmonii. To bujanie w obłokach. Duchowość to świadome życie. Uczestniczenie w nim ale nie kierując się ego, tylko BYCIEM.
Świadomością JAM JEST, której nie doświadcza i nie doświadczało 99,99% ludzi, wliczając tego pana.
Natomiast, jak większość, myli religie z duchowością. Religie powstały oczywiście z wysoką intencją – by mieć możliwość połączenia się z czymś większym od nas samych, by jakoś tak łatwiej bylo zrozumieć sens tego wszystkiego, a szczególnie śmierci i tego, co się wtedy dzieje.
Tylko religie powstały w czasach, gdy globalna świadomość ludzi była potwornie niskie – na poziomie Strachu. Dzisiaj mamy gniew globalnie i dumę.
Więc kiedyś było dużo gorzej. Dlatego religie były super. Bo łatwiej było poradzić sobie z własną podświadomością.
Ale sprytne ego zrobiło podział – na ludzi gorszych i lepszych. Tu mamy papieża, tu mamy kapłana i oni są bliżej Boga, niż reszta. I tylko oni są wybrani, by jakoś tak specjalnie się łączyć i mówić reszcie o co może mu do cholery chodzić. Za to oddawajcie nam kurczaki, kasę, dzieci i miłość do samych siebie.
Zrobiono z duchowości, której nauczali ci praktyczni, piękni ludzie (dżej dżej, budda, etc.), narzędzie kontroli i strachu.
Bo Boga postrzegano jako kawał kutasa – dziada, co karze za złe, strąca do piekła, wybiera sobie ulubieńców, a reszcie zsyła plagi.
Nie dostrzegano, że to jest projekcja własnej podświadomości. Sami się karzemy za to, co uważamy za złe, a nagradzamy lub nie za to co sami uważamy za dobre.
I postępujemy tak względem własnych dzieci!
Ludzie! Jak dziecko może robić coś złego!? Przecież to najbardziej niewinna istota na świecie! Nie przelewajcie na nią swoich toksyn!
Wychowujcie ją w miłości. Mówcie o konsekwencjach, a nie trakujcie poczucia winy jako narzędzia kontroli i kształtowania na swoją podobiznę. Przecież nawet Boga tak kształtujecie…
Odbieracie dzieciom miłość do samych siebie. A potem wystarczy taki jeden mały Hitler, ryknie raz czy dwa, że jest wróg, na którego można przelać ten brak miłości – nienawiść do samych siebie (którą sami wszyscy wybieramy) i wszyscy hurrraaaaaa! Ataaaak! Jak dzieci w piaskownicy. Nie! Gorzej.
> Właśnie powiedziałbym że w całym procesie nauki to było najtrudniejsze. Ile razy pojawiały się fantazje o np uratowaniu kogoś i popisaniu się w ten sposób. Ale z czasem popuszczało, popuszczało.. az odeszło :)
Rozwijasz się duchowo. I co, praktyczna sprawa, co nie? :)
>,,Ale byłeś gotów, by zrobić coś więcej. Więc wykazałeś obie strony – miłość i kontrolę nad swoją mroczniejszą stroną.
>Ja tu dostrzegam pełnię. :)”
> a jeszcze takie pytanie do tego, kiedyś mi się wydawało że jak sobie ogarnę jedną dziedzinę życia na większosći płaszczyzn(np tutaj płaszczyzny fizyczna, umysłowa oraz świadomość) to wydawało mi się że ta świaomość jakoś automatycznie powinna przejść na inne dziedziny a a jakoś średnio z tym jest. Tak bym to ujął.
Czy to jest tak że zaczynając budowanie/rozwijanie nowej dziedziny(powiedzmy zdrowie czy relacje) za każdym razem muszę budować świadomość w tych dziedzinach obok innych umiejętności?
Mylisz świadomość z po prostu wiedzą i doświadczeniem. Nie możesz mieć świadomości np. zielarstwa. Możesz mieć świadomość siebie.
Gdy masz świadomość siebie, możesz połączyć się z rośliną i intuicyjnie wiedzieć co tam ona magicznego w sobie ma.
To samo z innymi dziedzinami.
Gdy jesteśmy świadomi siebie, płynie z nas muzyka. I jeśli puścimy opór przed ekspresją, nagle ręka \”sama\” zacznie grać na gitarze.
Jeśli popadniemy w mentalizację czy myślenie, będziemy grali tak koślawo. Może poprawnie ale nie będzie tej iskry, \”tego czegoś\”.
Co więcej – nie będzie sprawiało nam to frajdy.
Gdy będziemy świadomi siebie, nagle taniec stanie się płynny sam z siebie.
Będziemy mogli doskonalić się oczywiście ale natychmiast będziemy łapać i radośnie, bez wysiłku powtarzać nowe figury i tworzyć z nich wspaniałe doświadczenie, bo wypływa z naszej pełni.
Niestety nadal kierujesz się umysłem. Świadomość rośnie ale nie ma stanu medytacji.
To nie siedzenie pod drzewem czy na pustyni. To absolutnie niezrozumienie czym jest medytacja.
Medytacja to świadomość siebie w każdej sytuacji. Siedzenie pod drzewem to po prostu fajny sposób, by wchłaniać czystą energię Matki Ziemi bez zakłóceń ze strony niskiej energii innych ludzi, urządzeń i miejsc przesyconych negatywnościami.
To również praktyczna sprawa. Jak spacer. Przynosi radość.
Ale dla umysłu spacer jest bez sensu. Marnownie czasu. Lepiej robić coś pożytecznego.
Bo jesteśmy nieświadomi. Jesteśmy w umyśle. Nie jesteśmy w świadomości JAM JEST. Tylko ego.
Tylko że efektem nauk Jezusa byli pustelnicy, którzy w zamian z trochę udręki na tym “marnym świecie” mieli w nagrodę wstąpić do lepszego. I nie muszę chyba mówić, że żyli w całkowitym oderwaniu od świata, życia i ludzi. Taka jest według Biblii prawdziwa chrzescijańska postawa, tacy też byli święci tej religii. A swoją drogą z Jezusa był niezły sekciarz, skoro mówił rybakom, by zostawili swoje sieci (i rodziny) i szli za nim, bo on jest, hehe, Synem Bożym :D
> Tylko że efektem nauk Jezusa byli pustelnicy,
Nie wiem skąd masz te informacje.
Pustelnicy byli efektem wiary w swoje myśli.
Dawali sobą pomiatać Rzymowi. Jakie to wszystko jest symboliczne – przychodzi do nich człowiek pełen miłości, do żebraków w materii i duchu, w psychice, mówi im jak to przekroczyć, a oni nadal wybierają to co znane.
To pokazuje, że bieda ma źródło w świadomości. To apatia i niżej – nieumiejętność nawet wykorzystania środków które są dostępne.
Ci ludzie już byli pustelnikami i tacy pozostali w swoich sercach.
Natomiast każdy człowiek sukcesu wie jak ważne są tzw. “retreat-y”, czyli wyjazdy poza miasto , poza cywilizację, by oczyszczać się z gromadzonej negatywności, by być z ludźmi o wyższej świadomości i dzielić się intuicją, inspiracją, a potem wrócić i wdrożyć to do swojego życia i zarobić grubą kasę, czy dzielić się swoją większą otwartością z bliskimi, mieć lepszy seks, etc.
>którzy w zamian z trochę udręki na tym “marnym świecie” mieli w nagrodę wstąpić do lepszego.
Udręka nigdy nie jest ceną niczego.
Udręka to wybór.
Ci ludzie zrezygnowali z możliwości wzrostu ponad nią.
Jak mówiłem – nawet Papież powtarzał tą samą głupotę, którą Ty teraz powtarzasz – że udręka jest konieczna, jest nieunikniona.
Nie.
Udręka to wybór. To wybór, by się opierać życiu. By zamykać się na miłość.
To przemawia poczucie winy, które od 2000 lat nadal jest w ludzkiej podświadomości. I ludzki umysł tak się do niej przywyczaił, że sobie wymyślił, że ono jest potrzebne do czegoś.
Lepszy świat nigdy nie był nagrodą za nic.
To wybór każdego człowieka i można go dokonać w każdej sekundzie swojego życia.
Ale jeśli wierzymy, że trzeba umrzeć , a tu się wycierpieć – wycierpisz się i umrzesz. I tyle. :)
Jesteś odpowiedzialny i Ty wybierasz.
> I nie muszę chyba mówić, że żyli w całkowitym oderwaniu od świata, życia i ludzi.
Co? Gdzie? Kto?
Te kilka wycieczek?
Przychodzi Wielki Nauczyciel, tak jakby teraz przyjechał np. Bill Gates do szkoły i mówi ludziom – “Komon ze mną nauczę Was jak odnieść sukces”.
Przynajmniej 60-70% ludzi mówiło by to samo co Ty teraz. Wymyślili by tyle wymówek, że nie iść, że by nie poszli.
A potem by obwiniali, że przyszedł taki Bryll czy Żbik i mówi ludziom, żeby szli za nim, oderwali się od świata, od ludzi.
No a zadaj sobie pytanie – czy przebywanie z tymi ludźmi, co do tej pory i w tym swoim światku, który tworzysz i życiu, które masz – służy Ci?
Czy jesteś tak szczęśliwy, że jakbyś mógł wybrać, wybrałbyś dokładnie to samo? Czy możesz umrzeć bez poczucia winy i żadnych wyrzutów?
Czy rozwijasz się? Masz fajny seks? Działasz, zdobywasz swój kawałek świata? Czy raczej fantazjujesz i odkładasz na potem?
Czasem całkowite oderwanie od świata jest niezbędne, by zobaczyć wszystko, co blokuje nas wewnątrz. Świat ma za dużo rozpraszaczy. Zawsze miał.
> Taka jest według Biblii prawdziwa chrzescijańska postawa, tacy też byli święci tej religii.
A więc czytujesz książkę napisaną setki lat wcześniej, przepisywaną dziesiątki razy, by była tak zagmatwana, by jej interpretacje można było dostosowywać do swojej sytuacji? Przepisywana, by nauki służyły kontroli, cierpieniu i wmawianiu ludziom poczucia winy, kary za grzechy?
Oczywiście nie wszystko ale są dodane całe księgi dużo później, które są absolutną kontrolą przez strach, wstyd, winę, itd.
Co więcej – rozumiesz ją dosłownie?
Przypominam, nawet jakby napisane tam słowa były dokładnym odwzorownaiem słów Jezusa – były to słowa Człowieka o ogromnej świadomości skierowane do ludzi w świadomości żebraków i biedaków.
Mówił prosto, symbolicznie, by ludzie to rozumieli.
Ale Jego słowa służyły wkroczeniu w wielką świadomość. M.in. “wszyscy ludzie są równi”. Ile osób ma się za równego z każdym celebrytą, miliarderem, aktorem porno?
Anyway – Były to proste rady dla prostych ludzi. To, że nie zostały zrozumiane nawet po 2000 lat wiele mówi o obecnej ludzkiej świadomości. Nadal mamy “Rzym” i rybaków, którzy nie chcą porzucić tej swojej malutkiej sieci.
> A swoją drogą z Jezusa był niezły sekciarz, skoro mówił rybakom, by zostawili swoje sieci (i rodziny) i szli za nim, bo on jest, hehe, Synem Bożym :D
No i mamy sedno.
Twoje ego śmieje się… z Ciebie.
Ale użyłeś pięknych, symbolicznych słów.
Tak, ludzie wybrali swoje sieci. Swoje nawyki. Swoje przekonania. Swoją podświadomość. Sami się w nie złapali.
Wybrali swoje rodziny – swoje utożsamienia. Wybrali swoje cierpienie, swoją biedę.
Każdy człowiek sukcesu poświęcił wiele, by osiągnąć sukces.
Tysiące godzin kształcenia się. Musiał znaleźć możliwość porzucenia swojej dotychczasowej sieci, by sięgnąć po coś więcej. Np. zbudować łódź, by łowić większą ilość ryb. A potem nauczyć się jak prowadzić małą firmę złożoną z 5 łodzi. Zarządzania ludźmi, itd.
Musiał rzadziej być w domu, ze swoją rodziną.
Wszyscy mamy swoje sieci.
Nie, Jezus nie był sekciarzem.
To kościół jest sektą. Bo wmawia ludziom kłamstwa. Nieprawdę. Zaś nauki Jezusa były praktyczne, łatwe.
On nie mówił ludziom, że mają za nim iść jak barany.
I wiesz co? I ludzie tak właśnie dziś postępują. Idą jak barany za programami swojej podświadomości.
Podświadomość mówi – “Tylko bezpieczna praca na etacie za 2000 zł. Własna firma be”. I idziemy jak barany.
Gdyby przyszedł do mnie człowiek, który ma taką energię i aurę jak On. Do tego zamienił mi wodę w wino, uzdrowił trędowatego, przywrócił wzrok niewidomemu i powiedział mi, żebym z nim poszedł na trochę, możesz być pewien, że by się za mną kurzyło, by go nie zgubić z oczu.
No ale ludzie pokazali, że wybrali strach, a nie miłość.
Wybrali swoje sieci. Swoją sektę. Swoje “rodziny”.
Przecież te słowa były symboliczne. Oznaczały – puśćcie przywiązania. Uwolnijcie się.
Nie mówił, by to wszystko porzucić.
Ludzie trzymają się tych swoich rodzin nawet jak sobie wmawiają nawzajem cierpienie, ból, umniejszają sobie.
Nie mają odwagi, by wybrać siebie i miłość do siebie. Wybierają to, co znane.
Te swoje kozy i owce.
Pamiętajmy, że więźniem można być tylko w swoim umyśle.
Gdy więzień opuszcza więzienie po dziesiątkach lat, zazwyczaj wraca lub popełnia samobójstwo.
Zbyt się boi. Wybiera swoją “rodzinę”.
Ile osób to potwierdzi? Ile było na jakichś szkoleniach i czuli się super. Potem to trwało tydzień czy dwa i wrócili do swoich rodzin i sieci?
Kto poszedł dalej? Kto wybrał nowe – kto wybrał królestwo , a kto swoją pełną dziur sieć?