Witam Cię serdecznie!
Kontynuujemy temat świadomości Pożądania. Części 1-8 znajdziesz klikając na linki poniżej:
► O Emocjach – Pożądanie (Część 1).
► O Emocjach – Pożądanie (Część 2).
► O Emocjach – Pożądanie (Część 3).
► O Emocjach – Pożądanie (Część 4).
► O Emocjach – Pożądanie (Część 5).
► O Emocjach – Pożądanie (Część 6).
► O Emocjach – Pożądanie (Część 7).
► O Emocjach – Pożądanie (Część 8).
W poprzedniej części użyłem tajemniczo brzmiącego słowa – „duchowość”. Pewnie niektórym z Was zapaliła się czerwona lampka, inni pomyśleli o nadchodzącym religijnym bełkocie. Tym dziwniejszym mogło się to wydawać, że termin duchowości wprowadziłem odnośnie seksualności i pożądania jednocześnie zachęcając do radosnego seksu, zdrowej masturbacji i czego Dusza zapragnie (podkreślę – Dusza, a nie umysł – ego). Dzisiaj porozmawiamy o tym szerzej.
Ludzie nadal mi mówią, w kółko to samo – „Muszę się opierać pokusom, myślom, emocjom, pragnieniom. Inaczej przegram. Trzeba walczyć”. W tej sytuacji drogi są dwie – będziesz się nadal opierał/opierała albo przegrasz. M.in. tego uczy radykalna rzeczywistość, którą nazywam duchowością. Duchowość mówi nam o wewnętrznych zasadach, których odzwierciedlenie znajdziemy w życiu zewnętrznym.
Ego (ludzki umysł) nie zna innego postępowania, niż ucieczka i walka z tym, czego nie akceptuje. Nawet nie zadaje sobie pytania dlaczego nie akceptuje i czy brak akceptacji przypadkiem sam w sobie nie wpływa negatywnie na taką osobę. Powód jest zewnętrzny i tyle – poprawi się dopiero, gdy go usuniemy lub gdy usuniemy samych siebie od niego. A gdy powód jest wewnętrzny, to, jak to się mówi „kapota”. Zazwyczaj dochodzi się do „logicznego wniosku”, że trzeba się nienawidzić. Za popełnione/popełniane błędy, za swoje ciało, za pomysły lub ich brak, za swoją pracę, życie, za byle co.
Przykładowo – czy masturbacja jest zła, grzeszna? Tak ale tylko wtedy, jeśli sami dodamy do niej poczucie winy (grzech), wstyd, żal, gniew, etc. Jeśli sami ją uczynimy grzeszną taka będzie w naszym życiu. Paradoksalnie będziemy po nią sięgać wtedy coraz częściej – dokonywać samogwałtu, by stłumić te emocje (pozbyć się grzechu), których nie uznaliśmy w sobie i które wyprojektowaliśmy na nasze działanie – masturbację. Jednak w życiu naszego sąsiada masturbacja może być radosnym doświadczeniem i nie widzi w niej problemu, a także masturbacja nie doprowadza do problemów i ich nie pogłębia, bo z nich nie wynika.
Jedna z tych dwóch osób jest uduchowiona, druga nie. Jak widzimy, na razie nie ma tu nic ezoterycznego, ani religijnego.
To samo tyczy się pieniędzy. Ludzie (zazwyczaj biedni) mówią, że pieniądze korumpują, że są one źródłem złego. Nie. To my dodajemy „zło” (czyli nie dodajemy dobra) do pieniędzy i tego, co z nimi robimy. Pieniądze, tak jak i masturbacja, są całkowicie neutralne i stanowią tylko odbicie naszego wnętrza – czyli to, co zainwestowaliśmy w niego w zewnętrze – w to, co robimy i mamy.
Ale jeśli walczymy wewnętrznie, pod jakimkolwiek pretekstem (nawet nieuświadomionym), walka z zewnętrzem staje się dla naszego umysłu usprawiedliwiona. Jedna osoba dostrzeże, że to co robi na zewnątrz jest tylko odbiciem jej wnętrza, skoryguje swoje wewnętrzne postępowanie i wprowadzi zaistniałą harmonię do swojego życia, a inna dalej będzie walczyła ze światem zewnętrznym. A nawet uważała się przez to za świętą (świętszą od innych).
Więc ludzie walczą z grzechem, ze złem (z tym, w czym sami dostrzegają zło). Opierają się mu. No i tu ważne jest, by zrozumieć zasadę duchową (radykalną rzeczywistość) – to czemu się opieramy – trwa i rośnie. A więc grzech, zło, pragnienia, frustracje, żal, ból, cierpienie, a nawet sam opór. Sprawdź sam/sama czy to z czym walczysz w swoim życiu maleje czy przeciwnie – rośnie? Bardzo możliwe, że się zaskoczysz! Ludzie „dobrzy” walczący ze „złem” zasilają „zło”.
Dlaczego to z czym walczymy rośnie? By nam uświadomić, że walka nie działa. Jednak ego ma własne zdanie na ten temat – jak coś rośnie, trzeba walczyć z tym jeszcze silniej! Trzeba wynaleźć większe bronie!
Kobieta nie ma orgazmu? Trzeba ją jeszcze mocniej penetrować! Do bólu! Bo jak coś nie działa, zazwyczaj pomaga uderzać w to pięścią czy czym popadnie.
Dlaczego tak się dzieje? Bowiem ludzie od początku istnienia żyją w tzw. dualizmie – dzielą rzeczywistość na przeciwne (wg nich) wartości – dobro i zło. Jeśli coś wg nich jest dobre, należy do tego dążyć, a jak coś jest złe, to trzeba albo tego unikać za wszelką cenę, albo z tym walczyć. Tyle. Enigma życia rozwiązana. Tylko czy to działa? Patrząc na historię ludzkości – nie działa w ogóle!
Ludzie uważają, że istnieje dobro, które można dodać, stracić, zyskać, a także zło, które można dodać, stracić, zyskać. Słowem – wierzą, że można zabrać zło. A to nieprawda! Nie można zabrać zła, bo zło nie istnieje jako coś osobnego, oddzielnego od dobra i jak to zniknie, to zostanie tylko dobro. Zło to tylko stopień gradacji dobra. Nie istnieje jako osobna zmienna. Tym bardziej nie jest przeciwne dobru. Nie można zabrać zła, można tylko dodać dobro. Więc nie można zabrać zła walcząc z nim, ani opierając się mu. Gdy dzieje się coś złego w naszym życiu, to nie należy z tym walczyć! Należy dodać dobro! Zrozumienie, akceptację, działanie oparte na trosce. A nie starać się usunąć źródło zła, bo takowe nie istnieje.
Podkreślę – istnieje tylko 1 zmienna – dobro. I tylko nim możemy manipulować – dodać, nie dodać, ograniczyć ilość i jakość. To nie filozofowanie, tylko bardzo wartościowa informacja, którą należy przyswoić i zrozumieć. Gdy to zrozumiesz i zastosujesz, zobaczysz jak wiele zacznie się zmieniać. Szczególnie, gdy rzekome źródło zła dostrzegałeś/aś w samym/samej sobie, w jakimś aspekcie siebie samego/samej.
Tak samo jest z temperaturą – nie można zabrać zimna, nie można z nim walczyć, ani się mu opierać. Aby się ogrzać, można tylko dodać ciepło lub zrobić coś, co je wygeneruje – np. pocierać rączkami o siebie. Jeśli przy tym nienawidzimy zimna – nie ogrzewa nas ta nienawiść, tylko czynność pocierania. Jednak wiele osób potrzebuje negatywności, by zrobić coś konstruktywnego. Bo ego w najgorszym dla siebie przypadku zgodzi się na coś korzystnego dla nas ale tylko gdy zapłacimy opcjonalną cenę trzymania w sobie negatywności.

Nie można zabrać ciemności, prawda? Nie można też jej dodać. Można tylko manipulować ilością i jakością światła. Więc ludzie nie są źli, tylko z jakichś powodów nie są dobrzy. Zazwyczaj dlatego, bo bezkrytycznie identyfikują się ze swoimi myślami, które są efektem emocji i jeśli te osoby nagromadziły w swoim wnętrzu od małego dużo niskich emocji, trudno jest się spodziewać, że będą miały pozytywne myśli.
Opierania i walka z myślami i emocjami powoduje, że jest ich coraz więcej. Nie tak? Pewnie, że tak! Jeśli trwają w naszym życiu, nasz umysł i tak podpowie nam to, co podpowiadał miliardom ludzi od tysięcy lat – „Skoro walczysz, a nic się nie zmienia, musisz walczyć bardziej!” No i ludzie jak te posłuszne owieczki walczą bardziej.
Gdy czujemy pożądanie, pragnienia, pokusy – nie mamy próbować z nimi walczyć, ani ich zabrać, tylko mamy dodać światło naszej świadomości, której jakością jest nieoceniająca obserwacja zwana akceptacją. Łooooooo ale zaleciało ezoteryką!!! Babcie w pobliskiej wiosce zaczęły się żegnać i odmawiać różańce! „Łode złego, łode złego dobry panocku, zaakceptować zło, jak to tak, cosz to ten młodzieniasek wygoduje, nie godzi się, nie godzi, życia toż to on ni zno”.
Uciekł, kto miał uciec? Świetnie, jedziemy dalej z duchowością.
Pamiętajmy, że akceptacja nie jest ani głupia, ani naiwna – ma wynikać ze zrozumienia natury rzeczy (o czym w przyszłości) i nie ma być na siłę. Siła to opór, a opór zasila to, z czym się mocujemy.
W relacjach ludzie walczą z tym, czego nie lubią u siebie nawzajem. Bo walczą z tym czego nie lubią w sobie. „Złe” zachowanie partnerów nie jest przypadkowe i ma uwidocznić ten mechanizm zmagania – stawiania oporu, a także wyciągnąć z nas stłumione emocje. Dlatego właśnie związaliśmy się z osobą, której nie akceptujemy w 100%. Innej osoby po prostu nie mogliśmy spotkać. Bowiem zawsze spotykamy własne odbicie.
Czego w ogóle pożądamy? Na ogół tego wszystkiego, co wierzymy, że przywróci nam status dziecka – co odda nam wolność i niewinność. A więc automatycznie wybieramy, by zmierzyć się z tym, co w nas ograniczyło wolność i niewinność. Z tym całym „zewnętrznym” złem. Nie tak było w Twoim życiu? Ale kluczem jest nie to, co nas spotkało ale to co z tym zrobiliśmy/robimy.
Ludzie nienawidzą przykładowo korporacji. Czyli umieszczają źródło swojej urazy, gniewu, żalu, dumy, poczucia winy poza sobą. A ja się pytam – kto wyprodukował Twoje ubrania, zbudował miejsce, w którym mieszkasz, dostarczył jedzenie do marketu, zbudował market, wyprodukował leki, którymi uśmierzałeś/aś ból? Na pewno byłoby nam lepiej bez korporacji?
Inny przykład – pożądamy seksu z inną osobą, niż nasz mąż/żona/partner/partnerka, bo wierzymy, że dzięki temu poczujemy się lepiej. Oczywiście się za to nienawidzimy (przed, w trakcie lub po). A dlaczego nie czujemy się dobrze z bliską nam osobą? Bo inwestujemy w relację jakąś negatywność – opór lub brak dobra – jego gradację pod postacią niskich emocji. A dodajemy to, bo nosimy to w sobie od lat, więc naturalnie związaliśmy się z osobą, która z nas to będzie wyciągać. I wyciąga! Bo to proces naszego uzdrowienia! A my co robimy? Zapewne oddajemy odpowiedzialność, może obwiniamy? Bo tego nie chcemy. Tak jak nie chcieliśmy przez lata ale wierzyliśmy, że źródłem dobra jest inna osoba, więc spotkaliśmy taką, która nas rozczarowała.
Walczymy, zmagamy się, stawiamy opór, nienawidzimy, użalamy się, obwiniamy. I czy cokolwiek się poprawia? A może nienawidzimy za mało? No tak, byliśmy idiotą i związaliśmy się ze złą osobą, teraz wszystko jasne…
Co więcej – patrzymy na inne związki, na inne osoby, które są radosne i naturalnie wydaje się nam, że źródło pozytywności jest zewnętrzne (czyli wraca to samo przekonanie, przez które związaliśmy z tą osobą, a nie inną). Tak samo jak i źródło negatywności jest zewnętrzne. Źródłem negatywności jest nasza obecna relacja, a źródłem pozytywności relacja z kimś innym. Dlatego zdradzamy nawet po latach małżeństwa. Bo szukamy poza sobą, gdyż naszemu wnętrzu i naszej rzeczywistości zewnętrznej stawiamy opór.
Jak żyjemy wewnętrznie, tak żyjemy zewnętrznie. Nie inaczej i nie odwrotnie.
Dlatego jeśli ktoś „grzeszy”, to znaczy, że już ma w sobie grzech. Nie jakiś wymyślony (pierworodny). Grzech to brak miłości (ograniczenie jej trzymaniem się niższej jakości takiej jak poczucie winy). A dlaczego mamy w sobie brak? Bo tak zostaliśmy nauczeni, nie dlatego, że się tacy urodziliśmy jak wmawia nam religia! Urodziliśmy się świadomi swojej pełni – nie ograniczaliśmy swojego Wewnętrznego Źródła Miłości, dopóki nie zaczęliśmy być uczeni, że to Wewnętrzne Źródło jest tak naprawdę zewnętrzne. Dlaczego byliśmy tego uczeni? Bo nasi rodzice/opiekunowie również byli tego nauczeni i w to uwierzyli. Nie ma tu winnych, jest tylko nieświadomość. A jeśli ktoś uczy nas inaczej to znaczy, że wypiera własne wnętrze – jest niedojrzały i nieodpowiedzialny. Jeśli obwiniamy my – sami jesteśmy niedojrzali i nieodpowiedzialni. Bo jesteśmy nieświadomi. I zmianie tego służy ten artykuł.
„Bycie winnym” to jedna z racjonalizacji trzymania w sobie poczucia winy, czyli tego, co nazywamy grzechem. A to tylko emocja, którą można zaakceptować, a więc przestać się jej opierać i uwolnić ją – oczyścić się z niej. Zaś aby oczyścić się z emocji, należy ją w pełni poczuć bez negatywnej oceny. Opieranie się jej, zamyka ją w nas i zasila. Zaś dzięki uwolnieniu (uznaniu, akceptacji, decyzji) automatycznie przestaniemy ją dodawać do naszego życia pod postacią grzesznych zachowań, czyli zachowań, które sami przesyciliśmy tą winą. Lub zachowań, które same w sobie jakościowo korespondują z jakością poczucia winy – jak zabicie niewiernego, zabicie kogoś, kto nas denerwuje, kto nas nie szanuje, skrzywdzenie kogoś kto nas skrzywdził (jako ofiara pozbywamy się kata, co nie zmienia w nas świadomości bycia ofiarą).
No ale aby zrobić to na zewnątrz, najpierw trzeba wykonać wewnętrzną pracę. Czyli w wielkim skrócie:

Poszukaj pomocy
