Witam Cię serdecznie! Dziś kontynuujemy temat świadomości Dumy. Części 1-5 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► O Emocjach – Duma (Część 1). ► O Emocjach – Duma (Część 2). ► O Emocjach – Duma (Część 3). ► O Emocjach – Duma (Część 4). ► O Emocjach – Duma (Część 5). W tym artykule przedstawię dynamikę… Przeczytaj
Wpis!
W tym filmie opowiem Ci o pewnej funkcjonalności naszego mózgu, z której wszyscy nieświadomie korzystamy – i taki właśnie jest jej cel – by była dla nas nieświadoma. Mówię o tworzeniu nawyków. Czym jest nawyk na pewno wiesz – jest to zachowanie, które powtarzasz automatycznie, często nawet nie myśląc o nim. Nawykowo możesz sięgać po opakowanie… Przeczytaj
Wpis!
Witam Cię serdecznie! Dzisiaj rozpocznę temat, który bardzo często pojawia się w pracy z uzależnionymi. Ale nie tylko. Jest to problem powszechny na całym świecie. Naturalnie wiąże się z nim masa niezrozumienia w temacie emocji, oporu, projekcji oraz samego nazywania czegoś “samotnością”. Dzisiaj zacznę. Na pewno będzie jeszcze jedna część, a może i więcej. Najpierw… Przeczytaj
Wpis!
Przyjrzyj się obrazkowi powyżej. Jak sądzisz – co ta postać może sobie myśleć? A teraz przypomnij sobie, że to nie ona myśli. Myśli jej umysł automatycznie, co nie ma NIC wspólnego z tą postacią. Bardzo możliwe, że i z Tobą. Myśli ORAZ emocje to sygnały informujące Cię, że trzymasz się jakiejś negatywności. Aby coś w… Przeczytaj
Wpis!
Jak Ty mi otworzyłeś oczy chłopie jedyne co mogę powiedzieć to dziękuję a dalej jadę z tematem sam! Zdrowia!!
Hej Bartku! Dzięki za komentarz!
Jak Ty mi otworzyłeś oczy chłopie
Z jednej strony oczywiście miło mi słyszeć takie słowa, jednak mam pewną uwagę.
Pamiętaj – wnioski do jakich doszedłeś nie są ostateczne. Nigdy. Bo nigdy nie znasz pełnego – a więc nieskończonego kontekstu.
To jak teraz pojmujesz dane zagadnienie czy temat jest co najwyżej jak Twój poziom świadomości, intencja oraz tak zgodne z prawdą, ilu pozycjonalności się puściłeś jak i ilu przestałeś stawiać opór.
To bardzo ważne, by zdawać sobie sprawę, że świadomość czegoś, czy jak to nazywasz “otworzenie oczu” nie jest czymś binarnym – czyli 0 lub 1 – “wiem/nie wiem”, “jestem świadomy/jestem nieświadomy”, “mam zamknięte oczy/mam otworzone oczy”. Wiesz dobrze, że nawet oczy dosłownie można mieć otwarte w dużym przekroju – od całkowicie zamkniętych, a nawet ściskanych z całych sił (a i tak z różnych powodów), lekko zmrużonych, otwartych i zrelaksowanych, otwartych i napiętych w różnych stopniu, po maksymalnie otwarte i też – z różnych powodów wliczając skrajnie pozytywne jak i negatywne.
Tym samym – teraz możliwe, że masz nieco bardziej otwarte oczy ale to co widzisz to na pewno nie jest jeszcze rzeczywistość. Być może bardziej sprzyjająca radości, spokojowi czy sukcesowi percepcja.
Pytanie właśnie – jaka była Twoja intencja, co odpuściłeś, co zrozumiałeś, a czego jeszcze nie chcesz odpuścić czy skorygować – czego wolisz się jeszcze trzymać i czemu stawiać opór?
Nigdy nie uważaj, że Twoje wnioski czy interpretacje odnośnie czegokolwiek są już ostateczne. Nigdy nie są – a raczej nie powinny być. Szczególnie jeśli są negatywne. Szczególnie jeśli dopiero zacząłeś czy od niedawna jakkolwiek zajmujesz się wzrostem świadomości.
A jeśli są pozytywne – patrz na to NIE przez pryzmat uczuć czy tzw. “samopoczucia”, tylko przez pryzmat rozsądku. Jeśli Ty np. jesteś przeszczęśliwy i zadowolony, NIE oznacza to, że wszyscy inni to docenią czy też będą w Twoim towarzystwie. Rozsądek podpowiada, a może nawet osobiste doświadczenie, że wiele osób będzie miało gdzieś Twoje dobre samopoczucie, wielu będzie nawet zazdrościć, niejeden spróbuje je nawet zepsuć, niektórzy będą Cię za to skrycie nienawidzić, itd. A oczywiście dla części będzie to odpowiedni pretekst czy “kamyk, który przeważy szalę”, by samemu wybrać radość czy Twoje towarzystwo. A i też te powody nie zawsze muszą być pozytywne.
Dlatego też bardzo fajnie, gdybyś powiedział konkretnie czego się dowiedziałeś, czego Ci brakowało, co skorygowałeś – z czego i na co. Oraz wobec jakiego zagadnienia.
dalej jadę z tematem sam!
Z jakim tematem jedziesz sam?
Jeśli mówisz o uzależnieniu, to podkreślam – tylko niewielki odsetek uzależnionych ma jakąkolwiek szansę, by wyzdrowieć poprzez samotne działania.
Praktycznie każdy potrzebuje pomocy i ciągłego wsparcia – i to nie przez moment ale miesiącami, a nawet latami.
Każdemu klientowi tłumaczę, że Blog jest jak suplementacja. A każdy suplement ma uwagę – “nie może zastąpić pełnowartościowych i odpowiednio skomponowanych posiłków”.
Blog czy artykuły nie mogą zastąpić odpowiedniej i niezbędnej pracy nad sobą – np. 12 kroków.
Żadna ilość ekscytowania się informacjami jakie tu znajdziesz, nie mogą zastąpić elementów krytycznych dla zdrowienia. Blog ich nie zawiera.
Wytrwałość to cecha która łączy większość dzisiejszych miliarderów którzy urodzili się w wielkim ubóstwie i biedzie. Postanowili sobie że za wszelką cenę wyjdą z tego niskiego poziomu życia i wytrwale uczyli się i pracowali. Był to na przykład Chińczyk Jack Ma. Znasz jego historię Piotrze? Jest twórcą jedno z największych przedsiębiorstw świata e-commerce o nazwie Alibaba.
Wytrwałość to cecha która łączy większość dzisiejszych miliarderów którzy urodzili się w wielkim ubóstwie i biedzie. Postanowili sobie że za wszelką cenę wyjdą z tego niskiego poziomu życia i wytrwale uczyli się i pracowali.
Więc są wspaniałymi przykładami tego, że nawet niskie warunki życia są ukrytym darem.
A jednak większość ludzi usprawiedliwia nimi własne negatywne postawy nawet przez dziesiątki lat i całe życie.
Był to na przykład Chińczyk Jack Ma. Znasz jego historię Piotrze? Jest twórcą jedno z największych przedsiębiorstw świata e-commerce o nazwie Alibaba.
Nie znam ale poczytam co tam Ma ;D
Rzuciłem okiem na Wiki – i widzimy – filantrop, potrzebował 4 lat, by zaliczyć egzaminy na uczelnię. Potem został odrzucony przez Harvard.
Aplikował do 30 różnych miejsc pracy i go odrzucili we wszystkich. Odrzucili go nawet z KFC! Był jedyną osobą z 24 aplikujących, której nie dali posady!!! ;D
No to by się mogło na jego przykładzie kilku komentujących tu pouczyć.
Został pozornie “zraniony” tyle razy, a jednak jest filantropem.
Łał, widząc go czuję jak szybciej wibruje czakra serca. Zanim to poczułem zobaczyłem w umyśle – “Fajny gość :) “.
Piotrze, czy jestes pewien, ze to co pisze pan Hawkins na temat kalibracji, jako narzedzia do poznawania prawdy jest prawda? Ja zaczynam powatpiewac, czytajac miedzy innymi takie artykuly jak ten:https://nczas.com/2019/10/23/w-odmetach-lewackiego-szalenstwa-sad-zgodzil-sie-na-operacje-zmiany-plci-u-siedmiolatka-chca-wykastrowac-chlopczyka/, i wiele, wiele innych. Mam na mysli to, iz uwazam, ze na naszych oczach zaczynaja sie wypelniac proroctwa biblijne, ze “bedzie tak zle, jak jeszcze nigdy nie bylo” i sam Bóg bedzie musial tutaj na ziemi interwniowac, zeby skonczyc, to, co sie tutaj wyrabia. Co mam na mysli: artykul powyzej, legalizacja pedofilii, cywilizacja smierci (aborcje), itd, itp. Musi Jezus przyjsc na ziemie i zrobic porzadek. Uwazam ze Miecz, ktory On przyniesie, to nie bedzie zaden Miecz Prawdy, tak jak pisales, tylko to bedzie miecz doslownie. Ktos musi ukrocic to szalenstwo. Gdyby bylo tak, jak ty piszesz, ze zycie caly czas trwa, ze sad ostateczny wydarza sie w kazdej chwili, o karmie itd, to jakich czasow, my jako ludzie dozyjemy? Jakie rzeczy nam przyjdzie jeszcze ogladac? Jakie straszne rzeczy. Przeciez to wszystko, co sie dzieje na swiecie zmierza w bardzo, bardzo zlym kierunku. Piszesz, zeby nie walczyc. To co ma ten biedny ojciec tego synka zrobic? Zaakceptowac patrzyc, jak mu niszcza dziecko. Tu wlasnie trzeba walczyc wszelkimi mozliwymi sposobami. Znowu mam watpliwosci, co do wizji Boga pana Hawkinsa, twojej itd. Musi ktos cos zrobic i tym kims bedzie Jezus.
Jeszcze chcialbym cos dodac Piotrze. Czy zyjac i mieszkajac w obozie koncentracyjnym, mozna “wzrastac”, stawac sie lepszym itd, poniewaz nasi “panowie” chca nam wlasnie taki oboz koncentracyjny zafundowac?: http://www.prisonplanet.pl/nauka_i_technologia/id2020_prowadzi_programy,p1499161276
Kiedys chyba pisales, ale nie moge znalezc, ze ilosc ziem, światow, planet, jest nieskonczona. Jezeli na tej ziemi, na ktorej teraz zyjemy, bedzie naprawde zle, w sensie takim, ze beda w majestacie prawa gwalcone dzieci( legalizacja pedofilii), zabijane dzieci ( aborcja), jeszcze czytalem ze sa plany “aborcji” do kilku miesiecy po urodzeniu, jezeli ten swiat bedzie tak wygladal, albo jeszcze straszniej, to jak tutaj zyc? Jakie dusze tutaj beda trafialy? Najgorszych zwyrodnialcow? Czy inne dusze bedu trafialy do innych- lepszych swiatow?
Piotrze, czy jestes pewien, ze to co pisze pan Hawkins na temat kalibracji, jako narzedzia do poznawania prawdy jest prawda?
Tak, to jest prawda.
A teraz zastanówmy się na jakiej podstawie, w oparciu o jaki fundament pytasz…
Jakiego narzędzia do poznawania prawdy Ty używasz?
Co to wg Ciebie jest prawda? To co potwierdza Twoje widzimisie?
A skąd żeś wziął to widzimisie?
Coś, co napisał nie wiadomo kto, nie wiadomo o czym, nie wiadomo dlaczego, a co doprowadziło m.in. do ludobójstwa na masową skalę, nienawiści na masową skalę i jeszcze większych podziałów, a Ty dalej się chcesz tego trzymać?
Ja zaczynam powatpiewac,
Nie Ty zaczynasz powątpiewać.
Nigdy w to nie wierzyłeś i tylko szukasz usprawiedliwienia dla oporu, wstydu, winy, strachu, gniewu, dumy, których nigdy nie zamierzałeś odpuścić.
Nie tak?
No powiedz – czy kiedykolwiek wierzyłeś, że ten świat jest pozytywny? Że natura życia jest pozytywna? Że Bóg jest pozytywny?
Nie. Nigdy w to nie wierzyłeś i nigdy nie spróbowałeś nawet tego przetestować.
Tylko szukałeś racjonalizacji swojego poziomu, myśli i emocji. To wszystko.
Powątpiewasz w to, co pisze dr Hawkins – czyli np. w znaczenie odwagi, rozsądku, w istotność oddzielenia siebie od mentalnego bełkotu, od pozytywnego uczestnictwa w życiu i tysiące tysięcy krytycznie ważnych wskazówek? Bo jakiś idiota lub kilku zrobiło coś głupiego?
Nawet Jezusa interpretujesz po swojemu, Jego słowa, Jego działania, etc.
Toż to bełkot tragicznego sortu. Bo wcale nie chcesz Jezusa i Jego miłości, wybaczenia, troski.
Chcesz demona, który będzie ucinał innym łby.
A potem wielka rozpacz jak ludzie są za takim Hitlerem czy Stalinem i się dziwią jak tacy tyran miał taką popularność!
A właśnie z tego powodu, który tu przedstawiłeś – że jedynym sposobem rozwiązywania problemów jest zabijanie, grożenie, strach.
Powtarzasz bezmyślnie (a raczej full-myślnie) te same błędy, które ludzkość powtarza od zawsze. Nie ma wyciągniętych żadnych wartościowych wniosków, bo nie wiesz co jest co – co jest sufitem, co podłogą, co jest źródłem jakiegokolwiek problemy – ani w sobie, ani tym bardziej w świecie.
Nadal sądzisz, że to Ty powątpiewasz. Ale Ciebie nie ma. Jest tylko bełkoczący umysł na bazie zasyfionej podświadomości, a Ciebie to cały czas urzeka.
Mylisz miłość z mordowaniem.
I dlatego jak pojawi się jakiś człowiek, który obieca wszystkim, że nareszcie zrobi porządek, to się ludzie rzucają jak wychudzony Reksio na plaster kiełbasy.
A potem przychodzi zderzenie z rzeczywistością. Tylko ciut późno, bo pół świata się pali i wali i dziesiątki milionów ludzi straciło życie, kolejne dziesiątki milionów są strasznie okaleczeni, a pozostali ludzie cierpią, bo stracili wszystko, wliczając rodziny, bliskich.
Bo się nikomu nie chciało rozsądnie zastanowić nad swoimi durnymi myślami i kretyńskimi wyborami podejmowanymi na bazie niedojrzałeś, zarozumiałej emocjonalności.
Nic się nie zmieniło, to będzie tak jak do tej pory DLA TYCH OSÓB. Ci, którzy dojrzeli unikną reperkusji.
czytajac miedzy innymi takie artykuly jak ten:https://nczas.com/2019/10/23/w-odmetach-lewackiego-szalenstwa-sad-zgodzil-sie-na-operacje-zmiany-plci-u-siedmiolatka-chca-wykastrowac-chlopczyka/, i wiele, wiele innych.
Znajdujesz to czego szukasz. To wszystko.
Jest ponad 6 miliardów ludzi, z których około 80% jest w bardzo niskiej świadomości. Jakich artykułów więc się spodziewasz znaleźć najwięcej?
A artykuły na tym Blogu nic dla Ciebie nie znaczą? To po co tu wracasz?
Ja znajduję i czytam artykuły na temat jak tworzyć mądre, kochające związki, jak pomagać w temacie uzależnień, jak lepiej rozumieć, słuchać, być wybaczającym, kochającym… bo wiem, że tego potrzebuje i tego brakuje większości ludzi. W tym Tobie. Szukam artykułów i informacji na temat moich problemów i jak je rozwiązać. Często też szukam informacji jak pomóc innym w wielu innych kwestiach. Nie szokuję się tym, co robią inni, szczególnie głupcy, bo to nie ma żadnego znaczenia. Było zawsze, jest i będzie.
Nie szukasz usprawiedliwień i racjonalizacji dla moich oporów i lęków, tylko jak je porzucić, przekroczyć i uzdrowić.
A Ty czego szukasz i dlaczego? Co to ma zmienić na lepsze?
Znalazłeś sobie jakiś artykuł, którym się szokujesz, bo ktoś chce zmienić płeć dziecku…
A jak sądzisz jaka jest tego przyczyna?
Uważasz, że walka z tym, nienawidzenie zmieni cokolwiek?
Świata nie zmieniamy walką, tylko ewentualnie poprzez EDUKACJĘ. Czyli to, co ja próbuję robić poprzez ten Blog.
I co, mam zacząć ucinać łby tym, co nie rozumieją, co tu piszę i dalej chcą robić po swojemu? W tym powinienem uciąc łeb Tobie?
A poza tym co wspólnego ma jakaś głupia sytuacja z całościową pracą dr Hawkinsa oraz narzędziem kalibracji?
Dlaczego to, że jakiś baran chce zmienić płeć swojego dziecka rzutuje na badania na temat rzeczywistości?
Jak nagle milion ludzi zacznie bełkotać, że 2 + 2 = 5, to zaczniesz powątpiewać w matematykę i wszystkie obliczenia?
Dlaczego podejmujesz decyzje i interpretujesz rzeczywistość na bazie decyzji podejmowanych przez kretynów?
Dlaczego zajmujesz się kretynami? Dlaczego się kleisz do kretynów? Dlaczego Cię do nich ciągnie?
No powiedz.
Gdzie chcesz zabrnąć w swoim życiu jeśli będziesz tworzył sobie wizję świata na bazie tego, co robią w nim najwięksi idioci?
W swojej pracy też wolałbyś naśladować kretynów czy ludzi utalentowanych, starających się, mających świetne rezultaty?
Gdybyś miał przed sobą 100 kobiet, z czego 99 to byłyby idiotki, a jedna byłaby kochająca, dojrzała, mądra, to byś się lepił do kretynek, a potem się użalał, że cały świat jest zły i Twoje życie też?
A ta jedna? Dlaczego nie wybrałeś jej? Dlaczego nie wybrałeś, by spędzić życia ze wspaniałą, kochającą kobietą? Jaki był sens wyboru jakiejś idiotki? Nie rozumiem. Pomóż mi to zrozumieć. Czy chociaż sam to rozumiesz?
Dlaczego porzucasz wszystko co dobre i piękne i dostępne dla Ciebie na rzecz negatywnego podejścia do negatywności, do czego nie masz ani kwalifikacji, ani dojrzałości, ani odpowiedniego poziomu świadomości, by to zrozumieć, a tym bardziej naprawić?
Dlaczego nie dociera do Ciebie nic z tego, co przedstawiłem w WoP i na Blogu?
A jednak korzystasz z informacji, które tu przedstawiam, tylko wypaczasz je i zniekształcasz jak Ci się żywnie podoba.
Jaki jest poziom świadomości Twoich interpretacji i wyborów? Czy chociaż to wiesz?
Dlaczego Twoje życie, Twoje problemy, Twoje uzależnienie to wciąż za mało dla Ciebie, by zrozumieć, że słuchanie się swojego umysłu jest błędem?
Czego jeszcze potrzebujesz, by wybrać choć trochę pokory?
Chcesz, by za np. 15 lat zawieźli Cię bełkoczącego jakieś zbereźne przekleństwa w kaftanie do zakładu? A może w ogóle zamkniesz drzwi do swojego domu na 4 spusty i odizolujesz się do wszystkiego i wszystkich?
Kiedy w ogóle dostrzeżesz, że Twoje postawy i wybory nie mają NIC wspólnego z tym, by cokolwiek zmienić na lepsze w tym świecie, tylko stanowią poszukiwania zewnętrznych źródłem mających zasilić w Tobie dumę, gniew, winę, żal, strach i je racjonalizować?
Czy Ci zależy na tym dziecku i tym mężczyźnie? Ani trochę! Zależy Ci wyłącznie na Twojej racji.
Mam na mysli to
Masz w umyśle bełkot, bzdurną mentalizację i tyle.
A masz to, bo się tego trzymasz. Nie puszczasz tego i zasilasz.
iz uwazam,
Nie Ty uważasz, tylko Twój umysł projektuje dumę, niechęć, gniew, winę na świat.
Robi to od lat, a Ty cały czas się tym hipnotyzujesz.
Ciebie to tu w ogóle nie ma. Jest tylko bełkot umysłu, który beznamiętnie powtarzasz i jesteś w nim cały czas zakochany pomimo, że NIC z tego nie masz. Tylko gorzki nektar własnej racji.
A jakbym ja napisał artykuł o gościu, który całe życie walczy z wiatrakami, nie szanuje się, nic ze sobą nie robi, tylko cierpi przez własne wybory, nie zmienia ich, projektuje swoje emocje, z których się nie oczyszcza na świat, to co byś uważał o takim artykule? Z tym biednym gościem też byś walczył?
ze na naszych oczach zaczynaja sie wypelniac proroctwa biblijne,
Na czyich oczach? Bo na pewno nie moich!
I jakie kuźwa proroctwa biblijne? A czy chociaż wykalibrowałeś te “proroctwa”? Ano tak – nie możesz, bo jesteś dramatycznie poniżej 200.
Więc pojęcia nie masz na co się powołujesz.
Toż to bzdury wierutne służące temu, byś za ich pomocą racjonalizował trucizny w sobie. I robisz to sam sobie i to bardzo chętnie.
W mądrość Hawkinsa wątpisz, a w takie pierdoły wierzysz całym sercem…
Nic nie osiągnąłeś, nie żyjesz w sposób wzmacniający dla siebie i innych, a jednak dalej Twój umysł to dla Ciebie przewodnik i najlepszy doradca.
Tak jak dla innych Czytelników, którzy chcą zrzucać bomby na świat.
Uważasz, że co jest problemem? Świat? Nie! Decyzje podejmowane PRZEZ LUDZI na podstawie mentalnego bełkotu, negatywnego programowania i emocji.
Czyli DOKŁADNIE TO SAMO, co robisz Ty.
Myślisz, że dlaczego ta kobieta chce zmienić płeć dziecka? Bo się wypełnia jakieś biblijne proroctwo? Nie. Ona słucha swojego zapijaczonego dumą umysłu tak jak Ty swojego.
Ona chce mieć rację jak i Ty. I jej nie obchodzi nikt inny, wliczając dziecko, które uważa za swoją własność.
Kompletnie nie przejmuje się innymi tak jak i Ty.
Ja widzę, że wypełniają się moje proroctwa.
Znajdujesz to, czego szukasz – potwierdzenia swoich racji, które nawet nie wiesz skąd wytrzasnąłeś. Zakopujesz się głębiej w mentalizacji swojego bełkoczącego umysłu.
Uciekasz od swojego życia i swoich problemów i czujesz ulgę, że są takie osoby jak w przedstawionym artykule, bo możesz dzięki temu doić obwinianie, gniewanie, użalanie, dumę i inne negatywności ile tylko zechcesz i nie musisz brać za siebie odpowiedzialności, bo przecież są tak straszne sytuacje, że co zmieni na tym podłym świecie zmiana siebie? Czyli tego bezwartościowego robaka (bo za kogoś takiego się uważasz, czyż nie? A raczej za to uważa Cię Twój umysł, któremu cały czas przyznajesz we wszystkim rację).
I tak sam wypełniasz swoją smutną do porzygu przepowiednię. Ale nie w świecie jest coraz gorzej, tylko w Twoim życiu.
ze “bedzie tak zle, jak jeszcze nigdy nie bylo”
Najciemniejsza noc jest zaraz przed świtem.
I to zdanie, które przytoczyłeś odnosi się TYLKO do Twojego życia. Może kiedyś do Ciebie dotrze, że ani razu nie mówiłeś o niczym i nikim w świecie, tylko o sobie samym…
W Twoim przypadku jest tak źle jak jeszcze nie było. I Ty nawet tego nie dostrzegasz.
Mówiłem, że jak znajdziemy racjonalizacje dla swoich negatywności, to tym gorzej dla nas. To też trudno zrozumieć?
i sam Bóg bedzie musial tutaj na ziemi interwniowac, zeby skonczyc, to, co sie tutaj wyrabia.
A co to jest to “tu” wg Ciebie? To jest coś innego, niż “tam”, gdzie rzekomo jest jakaś istota, którą zwiesz bogiem?
Co to za bzdura, że “Bóg będzie musiał interweniować”? A kto to jest Bóg? Taki duży chłopiec, co się bawi losem ludzi?
I się w końcu wkurzy i przyjdzie tu z mopem?
Nie. Ty się bawisz losem innych ludzi. Jak i swoim.
Ty czekasz na Boga. Ale to cały świat, w tym Bóg czeka na Ciebie. Aż w końcu dostrzeżesz ten szalony absurd mentalizacji jaki na razie uznajesz za obiektywną rzeczywistość.
Każdy odpowiada za swój los.
Bóg nie ma z tym NIC wspólnego. I to odpowiedzialnością każdego z nas jest m.in. nauczyć się odpowiedzialności.
Od tego jest to miejsce. Czyli CZYŚCIEC.
Czy w szkole, gdzie większość uczniów słabo się uczy przychodzi w końcu dyrektor i robi porządek?
Nie. Dzieci dotąd będą powtarzać lekcje, aż je zaliczą. A te, które zaliczyły, przechodzą dalej i w końcu opuszczą szkołę dojrzałe i mądre.
Na studiach dodatkowo student płaci za powtarzane przedmioty. Bo osoba dorosła odpowiada za swoje decyzje.
Co mam na mysli:
Bzdurne racjonalizacje swojego oporu, dumy, winy, żalu, strachu.
I sam się ich trzymasz.
artykul powyzej, legalizacja pedofilii, cywilizacja smierci (aborcje), itd, itp.
A miliardów pozytywności nie dostrzegasz?
Daj tym ludziom przerabiać ich lekcje, a Ty zajmij się nareszcie swoimi.
Kilkaset aborcji to dla Ciebie cywilizacja śmierci? A czy chociaż zdajesz sobie sprawę, że wiele z tych kobiet została zgwałcona?
Musi Jezus przyjsc na ziemie i zrobic porzadek.
Lol… do tego jeszcze czarodziejki z księżyca!
I inspektor Gadżet! Hop hop nogi Gadżeta!
Uwazam ze Miecz, ktory On przyniesie, to nie bedzie zaden Miecz Prawdy, tak jak pisales, tylko to bedzie miecz doslownie.
Eh.
A wierz sobie w co chcesz.
Sam decydujesz za siebie.
Jak Jezus zrobi porządek, to jeszcze wszystkim przyniesie za niego rachunek…
Miecz Prawdy jest niezbędny, by cokolwiek zmienić na lepsze, bo wszystko co przedstawiasz jest rezultatem zniekształceń Prawdy i zdemonizowania Rzeczywistości.
Nie zdajesz sobie sprawy jak niebezpieczne DLA CIEBIE jest to, w co wierzysz i jak karmicznie się obciążasz.
Powiedz ile dobrego zrobiłeś w tym tygodniu dla siebie i innych?
A następnie ile się użalałeś, obwiniałeś, gniewałeś, unosiłeś dumą, opierałeś, nienawidziłeś, oceniałeś, wyrokowałeś, etc.?
Ktos musi ukrocic to szalenstwo.
Jedyne szaleństwo jest w Twoim umyśle.
I jedyny, kto może je ukrócić to Ty.
Gdyby bylo tak, jak ty piszesz, ze zycie caly czas trwa, ze sad ostateczny wydarza sie w kazdej chwili, o karmie itd, to jakich czasow, my jako ludzie dozyjemy?
TY dojdziesz tam dokąd TY zmierzasz.
I przestań pisać w liczbie mnogiej. Po raz n-ty powtórzę, że WSZYSTKO na tej planecie jest subiektywne.
Każdy dojdzie tam dokąd sam zmierza. Tyle.
Jakie rzeczy nam przyjdzie jeszcze ogladac?
Ty zobaczysz takie, które sam wybierzesz.
I każdy tak samo.
Jakie straszne rzeczy.
Och, rzeczy są straszne…
A co takiego strasznego jest dla Ciebie w aborcji? Czy chociaż rozumiesz z jakich powodów decydują się na nie kobiety?
Dlaczego wg Ciebie powinno być to zabronione?
Czy zdajesz sobie sprawę, że Duch wchodzi w ciało dziecka dopiero w 3-cim miesiącu ciąży? Czyli do 3-go miesiąca nie ma świadomości, która mogłaby doświadczyć bólu.
Ile rzeczywistości znasz?
Przeciez to wszystko, co sie dzieje na swiecie zmierza w bardzo, bardzo zlym kierunku.
Uważasz te kilka przypadków za “wszystko”? Wow.
Ale to wszystko, co Ty WYBIERASZ i co Ty widzisz.
Pytanie więc dlaczego to wybierasz i tylko to widzisz?
Jakoś nie pali się dzisiaj na stosie. Nie morduje się za drobne oszustwa. Ludzie nie umierają dziesiątkami milionów od chorób.
To i OGROM innych pozytywności zdecydowanie przeważa nad negatywnościami.
Skąd wnioski, że jest coraz gorzej? Prawda jest taka, że jest coraz lepiej.
Tym bardziej podejrzanym jest to, co Ty dostrzegasz, co wybierasz i jak to intepretujesz i rzutujesz na całą resztę.
Dla Ciebie oczywiście może być coraz gorzej. Ale dla mnie i dla wielu innych jest coraz lepiej.
Bo każdy sam wybiera swój kierunek na tej planecie. I każdy za niego odpowiada.
Piszesz, zeby nie walczyc. To co ma ten biedny ojciec tego synka zrobic?
Z czym?
A co Ty, biedny Pawle, robisz ze swoim strasznym życiem?
Walczysz z nim? I co, poprawia się? A może też musisz poczekać na Jezusicka z miecyckiem?
Czy zdajesz sobie sprawę, że Twoje relacje ze światem i innymi ludźmi są dokładnym odbiciem Twojej relacji z samym sobą?
W to też powątpiewasz? A co takiego trudnego jest zobaczyć, że tak faktycznie jest?
Zaakceptowac patrzyc, jak mu niszcza dziecko.
A Ty patrzysz tylko jak sam niszczysz swoje życie, swoje zdrowie, swoje sukcesy, swój potencjał…
Jedynym dzieckiem, które jest niszczone przez kogoś to Ty sam.
Ten biedny ojciec sam wybrał swoją żonę. Chyba wiedział jakie ma ona przekonania i czego chce?
Wiedział czego się spodziewać… a jednak zdecydował się z nią na dziecko.
Co, nie wiedział, że jego żona ma takie podejście? A może poświęcał się, by zarobić na utrzymanie i nie miał czasu na rozmowę z żoną?
Powiedz, ile faktów przedstawiono, które doprowadziły do tej sytuacji?
Ile ten gość zaniedbał? Z kim się związał i z jakich powodów? Z jakichś powodów zdecydował się na dziecko z taką kobietą…
Bo na pewno wiedział jak jego żona interpretuje “tolerancję”…
Przedstawić tę sytuację jakkolwiek obiektywnie nie sposób.
I o to właśnie chodzi.
Dałeś się wkręcić w niemożliwą do sensownego przedstawienia sytuację i sam użyłeś jej do racjonalizacji własnych trucizn.
Naprawdę uważasz, że autor/ka tego artykułu ma w swojej intencji przedstawienie problemu? I jest tak troskliwy/a? Nie. To ma Cię zatrzymać w miejscu, byś sam się wkopał jeszcze głębiej w gęste bagno własnych negatywności i pogubienia mentalnego. I sam chętnie wynajdujesz tego coraz więcej. Wkopujesz się. I jeszcze silniej tym racjonalizujesz swoje negatywne postawy, które szkodzą wyłącznie Tobie.
I teraz można Ci dalej wkręcić dowolny inny szajs, którym się będziesz zajmował w kółko, a przy okazji pójdziesz do kina na negatywny film, kupisz gazetę z negatywnymi informacjami.
A potem wypijesz piwko. Obejrzysz sobie porno.
A potem zagłosujesz na negatywnie usposobione osoby, które będą zarządzać krajem dla swoich korzyści, a nie dla ogólnego dobra.
A potem i to wykorzystasz do jeszcze silniejszego trzymania się negatywności.
I naprawdę wierzysz, że WSZYSTKO zmierza do złego. Wszystko tylko nie Ty i Twoje decyzje…
To że na ulicy leży kupa oznacza, że trzeba w nią wejść?
Wiesz ile osób jest takich jak Ty? Miliardy.
I co mają zrobić ludzie mądrzy? Jak milion ludzi mądrych zagłosuje na X ale miliard ludzi w niskiej świadomości zagłosuje na Y, no to ze światem jest coś nie tak?
Nie. “Tylko” z tym miliardem ludzi. Reszta jest całkiem spoko. I tym miliardom będzie źle i coraz gorzej. Na własne życzenie. A tym milionom coraz lepiej.
Tak było zawsze i będzie zawsze. Bo to nie ma NIC wspólnego z jakimś losem, boskimi wyborami, etc. Tylko z tym, co każdy wybiera dla siebie.
I co? Będziesz walczył z miliardem? Jeszcze niedawno chciałeś mi zrzucić atomówkę na głowę. A może to ja powinienem walczyć z Tobą mieczem?
Waść machasz jak cepem tymi atomówkami…
Tu wlasnie trzeba walczyc wszelkimi mozliwymi sposobami.
To czemu o tym gadasz?
Jedź ratować to biedne dziecko i tego biednego ojca!
Czemu tu siedzisz, wypisujesz komentarze i mówisz dumnie, że “trzeba walczyć wszelkimi możliwymi sposobami”.
To zacznij walczyć wszystkimi możliwymi sposobami!
Idź przetestuj te sposoby! Zobacz jak są skuteczne! Leć ratować tego biednego ojca i jego biedne dziecko!
Skoro znalazłeś taki problem, to w te pędy leć go naprawić!
NO, na co czekasz? Walcz, skoro widzisz jakie to istotne i niezbędne!
Co tu jeszcze robisz? Dlaczego Cię tam jeszcze nie ma?
Znowu mam watpliwosci, co do wizji Boga pana Hawkinsa, twojej itd.
Nie znowu masz wątpliwości, tylko nigdy nie miałeś żadnej pewności, bo nigdy nie wybrałeś, by widzieć rzeczywistość.
Od zawsze widzisz tylko swoją rację, z której nie chcesz zrezygnować.
Musi ktos cos zrobic i tym kims bedzie Jezus.
Ach!
No tak! Najpierw mówisz, że trzeba walczyć wszystkimi możliwymi sposobami, a teraz mówisz, że to JEZUS musi się tym zająć! I że Ty sobie poczekasz…
No gratuluję spójności i wytrwałości w swoich osądach!
Czekanie i liczenie na Jezusa to faktycznie “wszystkie możliwe sposoby”!
Czy Ty widzisz jakie Twoje podejście i interpretacje są śmieszne i niedorzeczne?
Widzisz jakie to jest programowanie? Siedzisz na tyłku, utrzymujesz dumę, gniew, opór, winę, strach, mówisz o konieczności walki wszystkimi sposobami… i czekasz… NA JEZUSA!
Na mistycznego Zbawiciela, który wszystko zrobi za ludzi na tym strasznym świecie!
Bo WSZYSTKO jest tu złe i straszne! I zmierza do czegoś jeszcze gorszego!
I dziwić się, że tylko około 20% ludzkości żyje radośnie i w dostatku. A mogliby wszyscy… Ty też.
No ale dla Ciebie “wszystkie możliwe sposoby” to siedzenie na tyłku i czytanie w głupich artykułach na temat absurdów (na ten temat był także pierwszy artykuł na tym Blogu)…
Weź troszkę dorośnij. Chociaż troszeczkę, dobrze?
Umysł sam Ci nie dorośnie.
Poza tym przypominam, że jesteśmy w szkole. Nie oczekuj od innych dojrzałości, tylko od siebie.
Czy w podstawówce miałeś jedynki, bo inni je mieli? Czy starałeś się mieć jak najlepsze stopnie?
Już w szkole podstawowej uczymy się odpowiedzialności za swoje starania. Dlaczego nie wynosisz tych ważnych nauk do swojego życia?
Ponadto wcale Ci nie szkoda tego ojca, ani tego dziecka, tylko czujesz dumę, gniew, opór, poczucie winy. I doisz ich nektar. O to i tylko o to Ci chodzi w tym wszystkim.
Nie uszlachetniaj tego, co mówisz, bo nie jest to szlachetne. Jest pełne negatywności i tyle.
Jestem pewien, że pod artykułami tego typu jest pełno komentarzy od ludzi takich jak Ty – nienawiść, gniew, wina, duma, wyśmiewanie, namawianie do walki, obrzucanie się jaki to świat jest zły… i tyle. A potem porno, alkoholik, papierosek, dalsze narzekanie na swoją pracę, może też, że żona nie daje, etc…
Nie widzisz nic innego, bo kierujesz się negatywnymi intencjami. Znajdujesz to, czego szukasz.
A resztę omijasz szerokim łukiem.
Kogoś z nastawieniem pozytywnym uważasz za naiwniaka.
Człowieka, który ciężko pracuje zlewasz komentarzem – “i po co?”
W mądrość dr Hawkinsa powątpiewasz…
Mylisz sufit z podłogą i jest Ci z tym całkiem dobrze. Skrycie cieszysz się z tych sytuacji, bo nie musisz (w swoim wyobrażeniu) pracować nad sobą, starać się.
No bo przecież jak ktoś zechciał zmienić płeć kilkuletniemu dziecku, to można rzucić wszystko i wziąć zapalone pochodnie, widły i lecieć z tłumem nienawidzić i linczować.
Ale nie lecisz… tylko dusisz się swoim oporem, żalem, strachem, winą, gniewem.
Cały czas mówisz o całym świecie. A nie zastanawia Cię jak TWOJE życie będzie wyglądać za 10, 20 lat?
I jak będzie źle lub bardzo źle, to uznasz, że to jakaś mistyczna przepowiednia biblijna? A nie przypadkiem rezultat tego, że zamiast się zaopiekować swoim życiem doiłeś dziesiątki lat trucizny, toksyny i negatywną niedojrzałość?
Widzisz w świecie swoje odbicie i to Cię boli, dlatego tak chętnie wyprojektowujesz te wszystkie emocje zamiast je zaakceptować i uwolnić.
Ponadto jeszcze kilka dni temu napisałeś, że chciałbyś na wszystkich zrzucić atomówki. Potem się tego wstydziłeś…
A teraz znowu to samo, tylko trochę bardziej (dla Ciebie) ukryte.
Czyli nie wyciągnąłeś kompletnie żadnych wniosków. Dalej jesteś zahipnotyzowany tym szaleństwem z Twojego umysłu.
Kiedy do Ciebie dotrze, że to nie Ty myślisz i umysł tylko mieli na okrągło syf i trucizny, które nazbierałeś w swojej podświadomości przez całe swoje życie i które gniją w niej od wielu lat?
Sądzisz, że jak teraz znajdujesz i czytasz artykuły tego typu to inny mechanizm, niż ten co przed sekundą chciał na innych zrzucać atomówki?
Mówiłem Ci nie daj mu się ukryć, bo dalej będzie Tobą rządził. I rządzi pod maską wyrafinowanych “wniosków”. Co dla mnie jest oczywistym bełkotem.
To się naprawdę robi bardzo niebezpieczne. Chcesz się zmierzyć z konsekwencjami, gdy zrobisz coś bardzo głupiego w przyszłości?
Jak nie chcesz słuchać mnie to idź na terapię i to jak najszybciej. Poszukaj dobrego psychiatry i przedstaw mu swoje bolączki.
Zobaczymy czy uzna Cię za racjonalnie myślącą i zdrową jednostkę.
Tak jak ci dwaj inni, co tu komentują, z jednym z których się zgodziłeś w kwestii atomówek. To choroby psychiczne. Poważne. To chorzy ludzie. Potencjalnie niebezpieczni.
Przykładowo – zastanów się czy to komentarz zdrowej psychicznie osoby:
“Boś ty jest pewnie jeszcze synek co się bawi i nie znasz internetu! Raz widziałem takie porno że dziewczyna przy stajni (jakaś porno gwiazdka od koni bo wiele razy dogadzała koniom) ocierała długą jak patyk fiduwą konia o swoją pipkę jęcząc a następnie robiła mu klęcząc pod nim laskę i ręczne robótkę.Nagle koń wydał taki dźwięk brrrrrgrrr! I eksplodował jej potężnym ładunkiem w ustach białego jak mleko płynu był taki dźwięk ppppluhhh! Ale wystrzał aż jej po całej gębie to spływało!”
Z taką osobą się zgadzasz w kwestii osądów na temat życia wszystkich ludzi na tej planecie. I dalej słuchasz się tego głosu w swojej głowie.
Brawo!
On znalazł porno z koniem i mówi drugiemu człowiekowi jak to nie zna internetu! A ty znalazłeś absurd ze zmianą płci dziecka i mi mówisz, że nie znam życia… i że dr Hawkins nie znał…
Dr Hawkins, którego mądrość kwestionujesz jak i metodę kalibracji, wykalibrował, że osoby poniżej 200 (a Ty jesteś dużo poniżej) nie są nawet świadome siebie. I Ty nie jesteś. Dla Ciebie Ty to tylko i wyłącznie myśli. Nic więcej. Nie jesteś połączony z samym sobą, nie czujesz nic, tylko niskie emocje i opór, które bardzo chętnie projektujesz na świat. A raczej umysł robi to samo, a Ty w tym giniesz jak w odmętach oceanu. Jednocześnie nie widzisz w ludziach ludzi. Nie ma dla Ciebie innych ludzi. Nie czujesz żadnej empatii, ani połączenia z innymi. Nic. Widzisz tylko swoje myśli, negatywności, nic więcej. Nawet nie odpowiedziałeś mi na żadne zadane Ci pytanie. Zignorowałeś je tak jakby ich nie było. Jakby w nich nie było zawartej troski o Ciebie i Twojego dobra.
Ty jesteś najlepszym przykładem, że dr Hawkins nie mylił się.
Dla Ciebie mnie też nie ma. Ignorujesz moją troskę, bo jej nie czujesz. Tak samo jak ci inni komentujący. W jednym komentarzu, którego nie zatwierdzę przeczytałem, że mi nie zależy na tej osobie i nikim innym. Ależ to tej osobie nie zależy na nikim. Ja codziennie wiele godzin i zdrowia poświęcam na pomoc, na zajmowanie się innymi ludźmi. Bo czuję innych ludzi. I czuję wiele więcej. Ja jestem świadomy Ciebie biliard razy bardziej, niż Ty. Ty nie odróżniasz żadnej swojej myśli od rzeczywistości. Nie ma dla Ciebie nic innego, prócz Twoich myśli. Wszystko inne negujesz, zaprzeczasz temu, wyśmiewasz, znieważasz, ignorujesz i wyszukujesz takich bzdur i absurdów, które temu zaprzeczą niezależnie jak mądre i szlachetne to jest.
Nie tak żyjesz? Nie tak żyją ci, z którymi się zgadzasz?
Nie odpowiedziałeś na moje pytania, bo jesteś wślepiony w odbywającą się non stop mentalizację, której mówiłem wiele razy, że nie można ani zatrzymać, ani kontrolować, bo to proces zupełnie bezosobowy, ciągły i nieskończony. I jego jedynym celem jest napędzanie samego siebie. Jest jak wir, który drenuje z życia.
I dlatego np. kobiety tak często wymieniają w pożądanych cechach u mężczyzny umiejętność słuchania. Bo to oznacza, że mężczyzna potrafi przestać hipnotyzować się tym rzygiem mentalnym i zacząć słuchać innych. Czyli nawiązać połączenie, wyjść ponad egoizm. Słuchanie to jedna z oznak dojrzałości. A Ty nie słuchasz. Tylko przepisujesz ten bełkot wierząc, że jest sensowny i wartościowy. Sam nadajesz mu znaczenie i ignorujesz to, co np. ja Ci mówię i co mówi dr Hawkins. Dr, który m.in. wyleczył kilkadziesiąt tysięcy najcięższych przypadków, wliczając najcięższe choroby fizyczne/biologiczne i umysłowe/mentalne. A ci, których słuchasz co zrobili dobrego dla świata?
Nadal nie chcesz się temu przyjrzeć i dostrzec jaka jest faktyczna natura tego bełkotliwego rzygu, który uświęcasz.
Nawet w religiach nie zrozumiano tego procesu i uznano, że jest jakiś szatan i Bóg, którzy walczą ze sobą o nasze dusze… ale to co teraz obserwujemy to ten dokładny proces – Twoje ego walczy o suwerenność, przekonuje Cię, że jest źródłem Twojego życia i przeżycia, a to fundamentalna iluzja, którą łatwo możemy przekroczyć np. mierząc się ze swoim największym lękiem. Wejść w niego i go doświadczyć pomimo, że umysł będzie nas przekonywał, że jak to zrobimy, to niechybnie umrzemy. Ale nikt jeszcze nie umarł, tylko stał się świadomy. Nie ma szatana. Jest tylko ludzkie ego, które walczy o Twoją nieświadomość i któremu jesteś tak posłuszny z własnej wolnej woli. Jest zwierzę, od którego nie chcesz się odróżnić i któremu tak chętnie usługujesz i zasilasz własnym kosztem.
I chcesz czekać, aż Jezus się tym zajmie… ale czym? Ma Ci odebrać wolną wolę?
I dajesz się omotać, że to ze światem jest coś nie tak.
Najpierw zajmij się i rozwiąż własne problemy, a potem dopiero zacznij ewentualnie zajmować się światem.
W każdym związku tak łatwo zaobserwować, że gdy będziemy się skupiać i wypominać drugiej osobie jej wady i pomyłki, to będzie ich coraz więcej i związek wkrótce stanie się toksyczny.
A co się dzieje ze związkami, w którym pary walczą ze sobą? Rozpadają się. Tak było od zawsze i będzie. A co się dzieje ze związkami, w których osoby sobie wybaczają, akceptują, szanują i kochają? Takie związki kwitną, a te osoby są ze sobą szczęśliwe. I Ty na bazie tego jak postępują idioci chcesz wymordować wszystkich innych.
Ale trzeba trochę jaj, dojrzałości, odpowiedzialności, by w ogóle stworzyć związek z drugą osobą, wziąć za siebie odpowiedzialność i przeżyć wspólnie choć trochę miłych chwil i przepraszać za własne pomyłki.
Byłeś w związku z kimś? Brałeś odpowiedzialność za swoje decyzje i za wspólne decyzje? To dlaczego teraz nagle zajmujesz się życiami innych ludzi?
Widzisz źdźbło w oczach innych, a belki w swoim nie dostrzegasz…
POBUDKA!!!
Pozwole sobie sie wtracic i cytujac ta wypowiedz: “A co takiego strasznego jest dla Ciebie w aborcji? Czy chociaż rozumiesz z jakich powodów decydują się na nie kobiety?
Dlaczego wg Ciebie powinno być to zabronione?, jestem zdumiony Piotrze, ze ty- czlowiek na wysokim poziomie swiadomosci( 400?, 500?,600?), racjonalizuje mordowanie nienarodzonych dzieci, podczas, gdy w innym miejscu pisze o niejedzeniu miesa, bo biedne zwierzeta sa zabijane. Eh…
Stosujac analogie, do tego co napisales, ja moge napisac cos takiego: A co takiego strasznego jest w gazowaniu ludzi w komorach gazowych? Czy chociaz rozumiesz, z jakich powodow decyduja sie na to ci, ktorzy ich gazuja? Dlaczego wedlug ciebie powinno to byc zabronione? Moze Piotrze niech skalibruje cie ktos, kto jest rzeczywiscie na poziomie swiadomosci wspierajacym zycie, bo sadzac po twojej wypowiedzi, ty zycia nie wspierasz, a wrecz zachecasz i racjonalizujesz odbieranie zycia bezbronnym istotom. Na jakim rzeczywiscie poziomie swiadomosci jestes? Dam ci podpowiedz- ponizej 200.
Pozwole sobie sie wtracic i cytujac ta wypowiedz: “A co takiego strasznego jest dla Ciebie w aborcji? Czy chociaż rozumiesz z jakich powodów decydują się na nie kobiety?
Dlaczego wg Ciebie powinno być to zabronione?, jestem zdumiony Piotrze, ze ty- czlowiek na wysokim poziomie swiadomosci( 400?, 500?,600?), racjonalizuje mordowanie nienarodzonych dzieci, podczas, gdy w innym miejscu pisze o niejedzeniu miesa, bo biedne zwierzeta sa zabijane. Eh…
A co to za bzdura?
Pokaż mi gdzie ja racjonalizuję mordowanie? Proszę – odpowiedz.
Bo wtrącasz coś, wyrwane z kontekstu, nie cytujesz pełnej wypowiedzi. Ani nie znasz jej intencji.
To Ty racjonalizujesz jakieś swoje przekonania, którymi się oczywiście nie podzieliłeś.
Człowiek, do którego wypowiedzi się odnosiłem napisał mi prywatnie. I moja odpowiedź bardzo mu pomogła uświadomić sobie sprawę krytyczną – rany, które nosił w sobie od dziecka. Moje pytania miały na celu zapędzić go w kozi róg.
Ty też nosisz w sobie jakieś rany, strach i wspomnienie o aborcji je z Ciebie wyciągnęło. I oczywiście, jak większość ludzi, zamiast się temu przyjrzeć, od razu zabierasz się do wywalania z siebie jakichś urojeń na świat, w tym przypadku na mnie, bo poczułeś kapkę gniewu, dumy i oporu. I nawet nie rozumiesz dlaczego.
Sam mógłbyś odpowiedzieć na te pytania. Ale nie odpowiadasz, bo Twoją intencją jest wyprojektowanie na mnie gniewu, winy, dumy. A nie jakakolwiek troska o los biednych, nienarodzonych dzieci. Oczywiście też się nie przyznasz, że ich los masz gdzieś, bo jesteś na to za dumny.
Dla Twojej wiadomości – decyzja przeciw aborcji w 3-ch pierwszych miesiącach ciąży kalibruje się na 250. Natomiast decyzja, by ją przeprowadzić do 3 pierwszych miesięcy kalibruje się na 235. Czyli wyżej od Ciebie i od 80% ludzkości.
I odniosłem się wyłącznie do tego ale nie w kontekście mówienia czy jest to słuszne, czy nie. Bo nie wiem co to oznacza. Ale wiem na pewno, że każdy przypadek jest inny. A ile Ty wiesz? Ile wykalibrowałeś? A no tak! Nie możesz, bo jesteś poniżej granicy pozytywności i wewnętrznej integralności. Nie masz ŻADNEGO sposobu na badanie rzeczywistości. Szukasz tylko PRETEKSTU do wylania swoich trucizn.
Zadałem proste pytania, na które nie odpowiedziałeś ani Ty, ani tamten czytelnik. I jeden, i drugi tylko użyliście jakichś swoich urojeń do racjonalizowania tego, co czuliście. Przy czym tamten czytelnik się opanował i podzielił się ze mną tym, co go bolało. Ale Ty na razie nie jesteś na to gotowy.
Kalibracje pokazują, że w czasie trzech pierwszych miesięcy ciąży, aborcja jest to akt pozytywny. Ducha jeszcze nie ma w ciele. Ale Ty nie wierzysz w rzeczywistość, nie rozumiesz, że człowiek to świadomość, a nie ciało. Ani kościół, ani praktycznie nikt nie ma żadnej sensownej definicji kiedy zaczyna się życie, ani nawet co oznacza. Co więcej – wpieprzają się w życie kobiet i innych ludzi. I noszą jakieś pełne oburzenia, nienawiści przekonania. I co? Nic. Tylko się oburzają.
Naprawdę tak przejmuje Cię los nienarodzonych dzieci? Absolutnie nie. Bo gdyby Cię przejmował, to byś zaczął z tym robić coś w świecie. Ale nie robisz, tylko wykorzystujesz do warczenia.
A czy chociaż rozumiesz co to znaczy być matką? Oczywiście, że nie! Nie masz pojęcia co to znaczy podjąć decyzję, by przerwać ciążę. Nie rozumiesz ani trochę co przechodzi kobieta decydująca się na to. I żaden z mądrzących się przedstawicieli kościoła też nie wie. Bo to nie ma służyć ani tym dzieciom, ani matkom. Tylko ma służyć racjonalizowaniu (nie)świętego oburzenia.
Czyli dokładnie jak w przypadku tamtego faceta i dziecka, któremu żona chce zmienić płeć. Czytelnik pisał, że trzeba temu przeciwdziałać wszelkimi sposobami, a następnie napisał, że poczeka na Jezusa i miecz… a jaką Ty masz propozycję odnośnie aborcji? Też Jezus ma coś zrobić? Poucinać łby wszystkim, w tym kobietom, które decydują się na aborcję?
A mnie np. los uzależnionych obchodzi i poświęciłem ostatnie już prawie 5 lat na edukowanie się, pracę. Włożyłem w to mnóstwo wysiłku, czasu, pieniędzy. I cały czas wkładam. I będę wkładał jeszcze przez lata.
Podziel się więc co Ty zrobiłeś dla tych dzieci i ich matek, które decydują się z jakichś powodów na tak desperacki krok?
Stosujac analogie, do tego co napisales, ja moge napisac cos takiego: A co takiego strasznego jest w gazowaniu ludzi w komorach gazowych? Czy chociaz rozumiesz, z jakich powodow decyduja sie na to ci, ktorzy ich gazuja? Dlaczego wedlug ciebie powinno to byc zabronione?
Stosujesz bzdurne i bardzo wulgarne porównanie nie mające NIC wspólnego z poruszonym tematem.
Nie przedstawiłeś nawet jednego realnego przykładu aborcji – ani co do niej doprowadziło – gwałt, niedojrzałość kobiety, ani nic takiego. Nie dodałeś nic o miesiącu, w którym podjęto decyzję. I przyrównujesz jakieś kompletne urojenie do gazowania ludzi – ludobójstwa na masową skalę, które odbywało się w trakcie wojny całego świata ze sobą. I nazywasz to analogią…
Robisz byle co, byle tylko wspierać swoje przekonania, o których nic nie mówisz.
Nie znasz rzeczywistości, tylko chronisz swoich przekonań, swojego widzimisie. Które jest dla Ciebie cenniejsze, niż zdrowy rozsądek.
Używasz, jak inni, określeń tu używanych jak kalibracja ale nie chcesz zrozumieć co oznaczają. Nie używasz np. prawdy wykalibrowanej za pomocą narzędzi, do których znaczenia się odnosisz.
Tylko od razu przeszedłeś do swojej krucjaty i racjonalizacji swojego “świętego oburzenia”.
Nawet nie rozumiesz co znaczy “racjonalizować”.
Moze Piotrze niech skalibruje cie ktos, kto jest rzeczywiscie na poziomie swiadomosci wspierajacym zycie, bo sadzac po twojej wypowiedzi, ty zycia nie wspierasz, a wrecz zachecasz i racjonalizujesz odbieranie zycia bezbronnym istotom.
Bzdury wyssane z palca.
Odpowiedz mi jak Ty wspierasz życie.
Ja nie mam zdania o aborcji. Nie jestem ani za, ani przeciw. Wiem tyle, ile pokazują kalibracje.
Jeśli ktoś się zapyta mnie o zdanie w jakimś konkretnym przypadku, najpierw poproszę o jak najwięcej informacji. I wtedy może coś odpowiem. Może.
Na pewno nikomu nic nie zabronię, ani nie zalecę. Przedstawię jak najszerszą perspektywę, by podjęta decyzja wiązała się z jak najmniejszą ilością bólu, cierpienia i poczucia winy.
Ty będąc zapijaczony jazgotem swojego umysłu oczywiście nie mogłeś dostrzec intencji, by pomóc tamtemu czytelnikowi. Moim celem było wyśmiewanie wszystkiego co powie, by przestał wreszcie uciekać. Nawet gdyby dopuścił się tak strasznego wniosku, że brokuły są zdrowe, też bym to wyśmiał! I co – oznaczałoby to, że racjonalizuję nie jedzenie brokuł? Bez jaj, aż tak negatywny nie jestem!
I podziałało. Stracił energię na walkę. Jego umysł się poddał, bo już nie mógł nic wymyślić. Nie mógł podać kolejnego przykładu jaki to świat jest straszny i on w nim jest ofiarą. Nagle powiedział co go naprawdę bolało i nie miało to NIC wspólnego ani z aborcjami, ani niczym innym, o czym pisał.
Ja to doskonale wiedziałem i dlatego wyśmiewałem to co mówił jedno za drugim.
Na jakim rzeczywiscie poziomie swiadomosci jestes? Dam ci podpowiedz- ponizej 200.
Nie, jestem dużo powyżej.
Tylko Ty kompletnie nie rozumiesz sensu mojej wypowiedzi, ani jej intencji.
Nawet nie zapytałeś z szacunku do mnie i mojej pracy dlaczego powiedziałem co powiedziałem, tylko od razu przeszedłeś do ofensywy.
Uznałeś, że nagle wypsnęło mi się, że polecam aborcje, że mam gdzieś los innych ludzi. Sądzisz, że nagle wyszło szydło z worka i odsłoniłem się jaki to ja jestem dwulicowy i robię to, co robię tylko dla pieniędzy. No, przyznaj się – co tam zabolało Cię w Twoim przypadku? Że nie można nikomu ufać? Że ostatecznie wszyscy Cię zawiodą i rozczarują? Że wszyscy są źli?
Przychodzi sobie pan Dzonek, wyrywa pół zdania kompletnie z kontekstu i sobie mówi – “A tu cię mam kanalio!” I jedzie, jedzie, miętosi te swoje negatywne banialuki. Ależ rację ma, ależ wiktorię odniósł! Jest jak przeczuwał! “Ten facet, jak wszyscy inni, kłamie, jest naprawdę negatywny, ma wszystko gdzieś, oszukuje! Ależ jestem mądry! No Sherlock Holmes ze mnie! Rozwiązałem kolejną zagadkę świata!”
Ty sobie żyjesz w jakimś swoim prywatnym teatrzyku, do którego sobie wygodnie dobierasz pasujące elementy i kompletnie ignorujesz rzeczywistość – np. w tym przypadku starałem się pomóc mężczyźnie, który robi wszystko, byle tylko nie zmierzyć się ze swoimi emocjami. I z którym rozmawiam od miesięcy próbując do niego dotrzeć. Ale dla Ciebie wystarczyło jedno zdanie i nagle wylewasz mi tu swój dramat, tragedię. Dzięki temu, co napisałem przestał uciekać, przyznał się do czegoś, czym nie podzielił się z nikim przez całe swoje życie. Nie mogę o tym powiedzieć nic więcej, bo anonimowość ludzi, z którymi pracuję to rzecz święta. A w przypadku tej osoby nawet nie współpracujemy. Nie wziąłem za to nawet złotówki.
Takie sytuacje tylko utrudniają pracę ludzi, którzy naprawdę coś w życiu robią, a nie tylko ujadają na innych.
Co, ja mam przy każdym zdaniu dodać przypisy co mam na myśli, czego nie, o co mi chodzi, etc., żeby się ktoś nie oburzył? Jak się ktoś oburza, to jego problem i nikogo innego.
Ale oczywiście wszystko inne co pisałem na Blogu można olać – by ignorować bełkotanie swojego umysłu, by wziąć odpowiedzialność za swoje uczucia, by być świadom swoich intencji. Jak wielu innych od razu przeszedłeś do wyrzygiwania mi tu swoich trucizn, które zbierałeś przez całe życie. Nie ma ani kapki pokory, przyzwoitości. Od razu jad. Ale oczywiście to z całym światem jest coś nie tak, z wielce szanownym Dzonkiem wszystko jest ok i zawsze było!
I nie mówię tego, bo oczekuje przepraszania czy innej teatrzykowej zagrywki. Mówię to, by POWAŻNIE przemyśleć swoje podejście do wielu tematów w życiu.
Bo to nie żarty. Jeden chce zrzucać atomówki, drugi na razie tylko wydziera się jak to ja racjonalizuję mordowanie ludzi.
No, co jeszcze ktoś wymyśli? Że może zachęcam do jedzenia śledzi w czekoladzie?
Brrrrr!
“Czy zdajesz sobie sprawę, że Duch wchodzi w ciało dziecka dopiero w 3-cim miesiącu ciąży? Czyli do 3-go miesiąca nie ma świadomości, która mogłaby doświadczyć bólu.
Ile rzeczywistości znasz?”
Nie zabierając opinii z ciekawości chciałbym zapytać – skąd to wiesz?
skąd to wiesz?
Z użycia jedynego znanego ludzkości w historii narzędzia do poznawania rzeczywistości – kinezjologii.
A to pytanie powinieneś sobie zadawać za każdym razem, gdy wybierasz, by w coś wierzyć i czymś się kierować – “skąd to wiem?”
A co jeśli to kretyni się do nas się kleją i pracujemy lub często jesteśmy w miejscu gdzie są? Trudno wzrosnąć w takim miejscu i toksycznym towarzystwie oraz czuć się dobrze cały czas.Nie można być bezpieczny, radosnym i pozytywnym nie można być sobą. Cały czas jest się w stanie ostrożności aby nie dać im pożywki dla ich negatywności oraz aby nie przejąć ich negatywnych programów .
A co jeśli to kretyni się do nas się kleją i pracujemy lub często jesteśmy w miejscu gdzie są?
Już Ci wyjaśniałem ten temat wiele razy.
Proszę zacznij korzystać z tych informacji, a nie tylko napychać się kolejnymi.
Przede wszystkim jedyne co jest kretyńskie, to Twoja interpretacja tego co się dzieje.
To nie kretyni, tylko ludzie, którzy reprezentują Twój poziom świadomości, podświadomość, intencje i przekonania, w które wierzysz.
To Ty, można rzec, ich tworzysz w swoim życiu.
Więc to także Twoja odpowiedzialność zająć się przyczyną jeśli jest Ci z tym źle, czego doświadczasz.
A przyczyna jest w Tobie.
Trudno wzrosnąć w takim miejscu
Przestać zrzucać odpowiedzialność na innych ludzi.
Pojęcia nie masz czy jest to trudne, czy nie.
Trudne jest “wzrosnąć” (cokolwiek to znaczy) tylko dlatego, bo zrzucasz odpowiedzialność na innych i sądzisz, że oni w czymkolwiek Cię blokują.
Ale blokujesz się sam. Zawsze tak było.
i toksycznym towarzystwie oraz czuć się dobrze cały czas.
A co to za bzdura, że człowiek ma/powinien czuć się dobrze cały czas?
Przede wszystkim to co czujesz to Twoja odpowiedzialność.
Po drugie – jak żeś zaniedbał swoje wnętrze przez ponad 20 lat, to pora je oczyścić.
A inni ludzie je reprezentują i wyciągają z Ciebie ten cały syf.
Tym samym to nie kretyni, tylko osoby, które Ci pomagają.
Nie można być bezpieczny, radosnym i pozytywnym nie można być sobą.
A kim niby chcesz być?
Poczucie bezpieczeństwa bierze się z wewnątrz. To Twoja odpowiedzialność czy oczyścisz się z tego, co je ogranicza.
A jeśli jesteś w niebezpiecznym miejscu, to kto Cię tam pcha?
Cały czas jest się w stanie ostrożności aby nie dać im pożywki dla ich negatywności oraz aby nie przejąć ich negatywnych programów .
Negatywnych programów to już jest w Tobie setki.
I to czego doświadczasz jest tego rezultatem.
“To nie kretyni, tylko ludzie, którzy reprezentują Twój poziom świadomości, podświadomość, intencje i przekonania, w które wierzysz.
To Ty, można rzec, ich tworzysz w swoim życiu.”
Ok ale czy mógłbyś mi Piotrze dokładniej to wytłumaczyć w jaki sposób ja ich tworzę? Wiem że mogę tworzyć swoje życie ale innych ludzi? Oni są jacy są i się nie zmienią.
Może nie są kretynami ale zachowują się tak to pewne. Mówię Ci gdybyś ich poobserwował, posłuchał co mówią (lub dźwięki wydają) i przebywał z tymi ludźmi to może też byś nie wytrzymał i doszedł do takiego wniosku jak ja. A szczytem jest to że ci głupole jeszcze uważają się za lepszych od innych. Gdzie nie pójdę do pracy to zawsze muszą tacy tam być. Fabryki to ich najczęstsze miejsce występowania więc lepiej unikać tych miejsc i nie pracować tam bo to nie ma sensu ani przyszłości.
Ok ale czy mógłbyś mi Piotrze dokładniej to wytłumaczyć w jaki sposób ja ich tworzę?
W taki, że utrzymując negatywne przekonania o innych ludziach, podświadomie ze wszystkich możliwych miejsc będziesz wybierał tylko takie, gdzie takich ludzi spotkasz.
Wiem że mogę tworzyć swoje życie ale innych ludzi?
A co to za bzdura?
Kto Ci wcisnął kit, że możesz tworzyć życie?
Nikt nie może tworzyć życia.
Ciało to materia, nie życie.
Życie może stworzyć wyłącznie Bóg, bo życie to dar tak wielki, że nikomu nawet to w głowie by się nie zmieściło.
I do stworzenia życia potrzeba NIESKOŃCZONEJ energii i miłości. Nieskończonej.
Życie każdego człowieka to tak wielki dar, że tego nie sposób opisać.
Oni są jacy są i się nie zmienią.
Dokładnie.
Bo to Ty się masz zmienić.
Może nie są kretynami ale zachowują się tak to pewne.
A zachowują się tak, by wyciskać z Ciebie stłumione trucizny. Co robią bez problemu.
Mówię Ci gdybyś ich poobserwował, posłuchał co mówią (lub dźwięki wydają) i przebywał z tymi ludźmi to może też byś nie wytrzymał i doszedł do takiego wniosku jak ja.
Nie doszedłbym do żadnego bzdurnego wniosku.
Wyjaśniałem Ci co się dzieje kilkadziesiąt razy, a Ty dalej swoje.
Więc będziesz cierpiał, proste.
Doświadczenia każdego są SUBIEKTYWNE. Twoje są Twoje i mają służyć Tobie.
To Ty masz je zrozumieć i zacząć odpowiednio postępować. A nie gdybać.
A szczytem jest to że ci głupole jeszcze uważają się za lepszych od innych.
A Ty się uważasz za gorszego od innych.
I kto postępuje głupiej?
Gdzie nie pójdę do pracy to zawsze muszą tacy tam być.
I ile jeszcze musisz się wycierpieć, by zrozumieć, że to nie jest przypadek?
Fabryki to ich najczęstsze miejsce występowania więc lepiej unikać tych miejsc i nie pracować tam bo to nie ma sensu ani przyszłości.
Wow, ale mądrości!
To może pora zacząć z nich korzystać?
“W taki, że utrzymując negatywne przekonania o innych ludziach, podświadomie ze wszystkich możliwych miejsc będziesz wybierał tylko takie, gdzie takich ludzi spotkasz.”
A jakie przekonania utrzymywać cały czas na temat wszystkich ludzi? Ale też nie mogę stać się naiwny i ślepy.
“I ile jeszcze musisz się wycierpieć, by zrozumieć, że to nie jest przypadek?”
Wiem. To naprawdę nie może być przypadek no gdzie nie pójdę w każdej szkole w każdej pracy cały czas to samo ciągle negatywni ludzie co się dobierają do mnie i przejawiają podobne zachowania. Takie Moje życie to takie Deja vu.
A jakie przekonania utrzymywać cały czas na temat wszystkich ludzi? Ale też nie mogę stać się naiwny i ślepy.
Dlaczego od razu chcesz mieć jakieś przekonania o WSZYSTKICH ludziach???
Zrób listę ludzi, do których coś masz i następnie skorzystaj z wiedzy z WoP, by zmienić swoją postawę odnośni ich, by przestać cierpieć.
A! No tak! Tylko Ty nie przerabiasz WoP!
Takie Moje życie to takie Deja vu.
Twoje życie to nie żadne deja vu.
Tylko to rezultat Twoich decyzji.
“A szczytem jest to że ci głupole jeszcze uważają się za lepszych od innych.
A Ty się uważasz za gorszego od innych.
I kto postępuje głupiej?”
A to tylko mój umysł którym nie jestem ma głupie myśli i mnie za takiego uważa? A co mam być nadęty i dumny? Pewny tylko swojego, uważający się za lepszego? Czy poważny, wkurzony zajmujący się tylko sobą. Sam już nie wiem na pewno nie taki jaki jestem – wiesz jaki nieśmiały,frajerowały,ciapowaty,zamyślony,niepewny,słaby,łatwy,niemęski,cichy,spięty,stresujący,bojaźliwy,smutny,niedojrzały,niesamodzielny,nieopanowany,bez energii,rozkojarzony- i byłem przez całe życie, bo to chyba najgorsze postawy jakimi można się kierować w życiu. Które kierują prosto do grobu.
A to tylko mój umysł którym nie jestem ma głupie myśli i mnie za takiego uważa?
Nie.
Twój umysł za nikogo Cię nie uważa, bo umysł to nie świadoma istota, tylko paplające radio.
Czy jak w telewizji usłyszysz “jesteś debilem” to znaczy, że telewizor uważa Cię za debila?
Nie. Telewizor nadaje program i tyle.
A umysł paple w kółko myśli i tyle.
Nie ma w tym żadnej intencji, żadnego celu, żadnej chęci. Bo myślenie to proces bezosobowy.
To Ty sądzisz, że umysł myśli o Tobie.
A co mam być nadęty i dumny?
Aha, czyli wg Ciebie nie ma innej drogi, niż albo traktować się jak śmiecia, albo być nadętym i dumnym?
Pewny tylko swojego, uważający się za lepszego?
A nie możesz być pewny swego i NIE uważać się za lepszego od kogokolwiek?
Czy poważny, wkurzony zajmujący się tylko sobą.
A nie możesz się zajmować sobą na poważnie ale też być pełen poczucia humoru i spokoju?
Sam już nie wiem na pewno nie taki jaki jestem – wiesz jaki nieśmiały,frajerowały,ciapowaty,zamyślony,niepewny,słaby,łatwy,niemęski,cichy,spięty,stresujący,bojaźliwy,smutny,niedojrzały,niesamodzielny,nieopanowany,bez energii,rozkojarzony- i byłem przez całe życie, bo to chyba najgorsze postawy jakimi można się kierować w życiu. Które kierują prosto do grobu.
Więc dlaczego się nimi kierowałeś?
Dlaczego nadal się nimi kierujesz?
Kiedy przestaniesz?
Jakie postawy wybierzesz zamiast nich?
Kiedy to zrobisz?
Nie trzeba się mocno wysilać by znaleźć przykład na to że pragnienie utrudnia osiągnięcie sukcesu. Tak więc pytanie “jak mam osiągnąć sukces jeżeli go nie pragnę?” jest dla mnie totalnie bez sensu. Chciałbym natomiast zapytać o coś innego, aczkolwiek związanego z tym samym. Po co mi sukces jeżeli go nie pragnę? Co to za sukces? Przecież jeżeli przestanę go pragnąć to nie będzie miało dla mnie znaczenia czy go osiągnę. Zgadzam się – będzie łatwiej. Ale osiągnięty sukces nie będzie już cieszyć, a z czasem pojawią się nowe pragnienia. Piszesz że miliarderzy ciągle się uczą – robić następne biznesy. Piszesz że to oznaka wysokiej świadomości. A czy nie chciwości przypadkiem? Mają miliardy, podcierają się papierem toaletowym ze złota, opychają się deserami z jadalnym złotem, noszą zegarki droższe niż majątek niejednej osoby żyjącej w dobrze rozwiniętym gospodarczo kraju (różniącym się od zwykłego zegarka za 2 stówy ceną i obecnością złota i brylantów). Może po prostu zbierają na grafenowe sushi, albo lody z aerożelu (czy jakiejś innej wielokrotnie droższej od złota substancji), bo jadalne złoto już się przejadło. A przecież właśnie to nazywa się dzisiaj sukcesem. I do tego właśnie powinniśmy dążyć? Jak to jest że tylu ludzi sukcesu wydaje swoje pieniądze na takie trucizny? Dlaczego oni także borykają się z uzależnieniami. Według statystyk osoby z wyższym wykształceniem częściej sięgają po pornografię od osób bez wyższego wykształcenia. Fakt bez wykształcenia można osiągnąć sukces, ale dalej większość ludzi którzy coś osiągnęli je ma. Dlaczego gwiazdy popełniają samobójstwa? Dlaczego gwiazdy biorą narkotyki? Skąd biorą się ludzie pokroju Stevea Jobsa? Koleś był człowiekiem sukcesu, genialnym wynalazcą, wizjonerem, poprowadził założoną przez siebie firmę do spektakularnego sukcesu. Ale jego życie prywatne to była taka sama porażka jak np. moje. Kolesia nikt nie lubił, pracownicy jego firmy go unikali, kiedy wchodził do windy to wybierali schody. Nie był kochany przez żadną ze swoich partnerek. Co mogło być powodem tego stanu rzeczy? Odniósł sukces jak mało kto kiedykolwiek, czyli teoretycznie wykonał pracę niezbędną do wzrostu poziomu świadomości. Czemu więc nie przełożyło się to na sukces w życiu prywatnym?
Nie trzeba się mocno wysilać by znaleźć przykład na to że pragnienie utrudnia osiągnięcie sukcesu. Tak więc pytanie “jak mam osiągnąć sukces jeżeli go nie pragnę?” jest dla mnie totalnie bez sensu.
Z reszty Twojej wypowiedzi wynika, że nie tylko nie wiesz jak masz osiągnąć sukces ale nawet nie wiesz co to jest sukces, nie rozumiesz tego, nie wiesz czym jest sukces dla Ciebie.
Więc to, co napisałeś wyżej nie ma sensu, bo mówisz o czymś czego nie rozumiesz.
Po co mi sukces jeżeli go nie pragnę? Co to za sukces?
A może konkretny przykład?
Czym dla Ciebie jest sukces? Jaka jest TWOJA definicja sukcesu? Jaką sukces ma dla Ciebie wartość? Co ma oznaczać?
Uważasz, że sukces to tylko jedna rzecz wspólna dla wszystkich, np. dużo pieniędzy?
Sukcesem może być milion różnych rzeczy. Dla jednej osoby wożenie się drogim autem, by zyskać podziw innych. A dla innej osoby, która zarabia jeszcze więcej, osobistym sukcesem będzie spokojne, zdrowe życie, nauka akceptacji, szacunku i współczucia, zaś sukcesem zawodowym będzie dla niej np. budowanie schronisk dla porzuconych zwierząt na całym świecie.
A dla typowego Polaka sukces to co? Wytrzymać w robocie do weekendu i następnie wydać zaoszczędzone pieniądze na używki.
Każdy sam wybiera czym jest dla niego sukces. I następnie podporządkowuje pod to działania i swoje standardy.
Nikt Ci nie narzuca czym ma być sukces dla Ciebie – np. nie odczuwaniem wstydu. Ale czy to całe doświadczenie, jakie wybierzesz. Tylko tyle?
Ewentualnie mogę zaproponować, by sukcesem było dla Ciebie wyjście z uzależnienia, wyznaczenie sobie fajnych, przyjemnych, pozytywnych, konstruktywnych celów życiowych i rozpoczęcie pracy do ich realizacji.
Z innej perspektywy – po co Ci chodzenie w ubraniach? Po co Ci jedzenie? Po co Ci edukacja? Po co Ci cokolwiek?
Czy sukces musi się wiązać z pragnieniem? Niby dlaczego?
Przecież jeżeli przestanę go pragnąć to nie będzie miało dla mnie znaczenia czy go osiągnę.
A o jakim sukcesie mówisz? Czy dla Ciebie sukcesem jest tylko stan konta w banku?
Poza tym sam nadajesz WSZYSTKIEMU znaczenie w Twoim życiu.
Nic nie ma znaczenia samo z siebie. Ty sam wszystko wybierasz.
Mówiłem już ze 100 razy, że WSZYSTKO JEST SUBIEKTYWNE. Ty sam określasz DLA SIEBIE co czym jest DLA CIEBIE.
I uważasz, że jak coś osiągniesz, to nagle przestaje mieć to znaczenie?
Czy więc zdobycie partnerki powoduje, że przestaje ona mieć znaczenie? W tym utrzymanie relacji, dbanie o nią, troska o kobietę, o siebie i więcej?
Dopóki Ty sam nie ustalisz co co dla Ciebie oznacza, pozostanie tylko w świecie fantazji i takiej akademickiej dyskusji.
M.in. dlatego tak często powtarzam jak ważna jest odpowiedzialność.
A jeśli się czymś oczarujesz, to oczywiście się rozczarujesz.
Pytanie tylko czy nie można cieszyć się czymś całe życie – np. związkiem z kobietą czy sportowym samochodem bez pragnienia tego, bez dodawania temu jakiejś sztucznej, wymyślonej wartości?
Czy trzeba tego pożądać, by się tym cieszyć i mądrze korzystać?
Zgadzam się – będzie łatwiej.
Ale z czym będzie łatwiej?
Ok, załóżmy, że ze wszystkim. No więc?
Jeśli ze wszystkim może być Ci łatwiej, to przestań tego pragnąć i to osiągnij.
Ale osiągnięty sukces nie będzie już cieszyć, a z czasem pojawią się nowe pragnienia.
To ileż razy mam mówić fundamentalne prawo – źródło radości jest tylko jedno – wewnętrzne.
To my DODAJEMY RADOŚĆ do tego, co robimy.
Jak jej nie dodasz, to nawet seks z najpiękniejszą kobietą nie “będzie cieszył” i rozczaruje.
Wszystko “zacznie (się) nudzić”.
Rozczarowanie prowadzić będzie oczywiście do dalszego oczarowywania się i pragnienia. A w efekcie rosnącej frustracji i poczucia bezsensu.
Bo tak to wygląda na niskich poziomach świadomości.
Człowiek bez rozwoju świadomości cały czas zależy od świata zewnętrznego i żeby nie zatrzymać się na żalu, winie, frustracji, gniewie cały czas musi szukać czegoś/kogoś w świecie, by tego pożądać.
Bo wierzy, że źródłem radości czy wartości jest coś zewnętrznego. I tylko dlatego widzi jakikolwiek sens w działaniu i wychodzeniu z apatii.
Ale nie trzeba tak żyć na wyższych poziomach świadomości.
Poza tym dalej nie mówisz o niczym konkretnym. Bujasz w obłokach. Bo jesteś nadal na niskim poziomie świadomości, gdyż nie wykonujesz pracy zaleconej w WoP.
Piszesz że miliarderzy ciągle się uczą – robić następne biznesy. Piszesz że to oznaka wysokiej świadomości. A czy nie chciwości przypadkiem?
A idź się ich zapytaj dlaczego się uczą i dlaczego rozpoczynają kolejne biznesy.
Dlaczego dzieci się uczą w szkołach i zdobywają kolejne piątki? Z chciwości? Dlaczego studenci chodzą na różne kursy, warsztaty, biorą dodatkowe zajęcia? Z chciwości?
Ty wybierasz po co Ci kształcenie się i np. otwieranie kolejnej fabryki.
Otworzenie fabryki to przeogromny proces – w tym stworzenie miejsc pracy dla setek, a nawet tysięcy ludzi. Czy to oznacza chciwość?
Naturalnie człowiek, który weźmie za ten cały proces odpowiedzialność, przypilnuje go, załatwi tysiące spraw, podpisze umowy, wyłoży kasę i wiele, wiele więcej – otrzyma za to wynagrodzenie i to większe, niż przeciętny człowiek, który wziął odpowiedzialność za np. wypełnianie jakichś arkuszy czy jazdę samochodem.
Każdy otrzymuje wynagrodzenie za swoją pracę, swój wkład, swoje zaangażowanie i poziom odpowiedzialności. Odpowiednie do tego.
Jak mówię – nikt nas nie zatrzasnął w ciasnym pomieszczeniu i nie kazał nam pod groźbą śmierci wykonywać jakiejś mało odpowiedzialnej roboty za grosze.
Droga wolna!
Ty sam decydujesz z jaką intencją coś zrobisz lub nie.
A nawet jakby ktoś otworzył z chciwości 40-tą fabrykę dając tym samym zatrudnienie kolejnym setkom ludzi, to czy jest to coś złego i lepiej, żeby tej fabryki nie otworzył?
Sam zdecyduj czego chcesz, co będziesz lubił, o co się będziesz troszczył, o co będziesz dbał i zacznij to robić.
Jak chcesz się nauczyć tańczyć, to znajdź szkołę, zapłać za lekcje i zacznij na nie chodzić. A jak chcesz tańczyć bardzo dobrze, to szukaj coraz lepszych nauczycieli, zaangażuj się w to, poświęcaj na trening czas wolny, swój czas prywatny, zacznij rozmawiać z ludźmi, którzy to już robią od lat. Co za problem? Masz internet, dostęp do setek milionów ludzi. Nigdy w historii ludzkości nie było lepszych warunków, by w krótkim czasie mów porozmawiać praktycznie z każdym i zdobyć dowolną informację.
Czy to będzie oznaczało, że jesteś chciwy? A może bardzo rozsądny? A może chcesz się nauczyć wspaniale tańczyć, by zainspirować do tego innych, by przestali żyć apatycznie i nauczyli się cieszyć życiem?
Sam decydujesz o o swoich standardach. O tym, co masz. Jak nie posprzątasz domu, to będziesz miał w nim brudno. Czy regularne sprzątanie domu to chciwość? Jedna osoba może chcieć, by inni podziwiali jak ma czyste i zadbane mieszkanie? A druga może to robić stricte dla siebie – by żyło jej się przyjemnie. Tak na marginesie, wysprzątanie domu zmienia jego energię, oczyszcza również z tego, co niewidzialne.
Jak nie zadbasz o finanse, to też się zrobi nieciekawie. Jak nie zadbasz o zdrowie – podobnie.
Nie ma tu żadnych tajemnic.
Co Cię obchodzi to, co robi ktokolwiek inny? Martw/troszcz się o siebie. Bo tylko Ty odpowiadasz za siebie i swoje życie.
Jak rozpoznasz jakie problemy mają inni, nauczysz się rozwiązywać przynajmniej jeden z nich, to już masz własny biznes i ludzi z radością będą Ci płacić, dziękować.
Jak będziesz to robił z chciwości, to raczej nie osiągniesz sukcesu. Ale jeśli naprawdę będzie Ci zależeć na tym, by innym żyło się lepiej, to taka droga do sukcesu finansowego będzie wspaniałym doświadczeniem.
No ale jeśli kapka dumy spowoduje, że podejmiesz decyzje o użalaniu się czy narzekaniu – no to przecież nikt Ci nie przystawił pistoletu do głowy i zabronił działać, rozeznać się, badać rzeczywistość.
Nie tylko kundel bury może penetrować szerokie połacie i zakamarki życia. ;)
Czy ktoś Ci broni zrobić coś DLA innych?
Zobacz, poszukaj, rozpoznaj jak przedsiębiorcy podchodzą do tego w różnych krajach. Zobacz co jest w innych krajach i jest popularne, a czego nie ma jeszcze w Polsce.
Bądź pionierem w tym temacie! Znajdź innych, którzy Ci pomogą.
Sukces to wyjście poza egoizm. Samemu nie odniesiesz sukcesu.
Mają miliardy, podcierają się papierem toaletowym ze złota, opychają się deserami z jadalnym złotem, noszą zegarki droższe niż majątek niejednej osoby żyjącej w dobrze rozwiniętym gospodarczo kraju (różniącym się od zwykłego zegarka za 2 stówy ceną i obecnością złota i brylantów). Może po prostu zbierają na grafenowe sushi, albo lody z aerożelu (czy jakiejś innej wielokrotnie droższej od złota substancji), bo jadalne złoto już się przejadło.
Wow… i sądzisz, że to całe życie ludzi bogatych? Czyli np. 30 lat żyją dojrzale i odpowiedzialnie i nagle wszystkim odpierdala?
Konkrety. O kim mówisz?
I uważasz, że każdy człowiek sukcesu (który jest czym?) żyje tak samo? Że ludzie są jak roboty i każdy jak się dorobi majątku, to zaczyna żreć złoto? Nagle tracą mózg i rozum?
Poza tym, nawet jakby to była prawda, to ile z tego, co wymieniłeś jest tak naprawdę życiem tych osób? To może 0,001% ich czasu i zaangażowania.
Gdybyś zapierdalał po kilkanaście godzin na dobę przez 20 lat, prowadził np. 20 różnych biznesów, wykonywał codziennie 50-100 trudnych i ważnych telefonów z innymi biznesmenami na całym świecie, decydował o rozwoju tych firm, podpisywał wiele ważnych umów na ogromne kwoty, decydował i zarządzał pracą tysięcy ludzi na całym świecie i wiele, wiele, wiele więcej, to nie chciałbyś się za to nagrodzić pięknym zegarkiem z diamentów (a może nie Ty go sobie kupiłeś, tylko dostałeś od wdzięcznego pracownika, który dzięki Tobie sam zarobił mnóstwo pieniędzy?)? Nie nagrodziłbyś się wykwintnym jedzonkiem chociaż raz na jakiś czas?
Dlaczego skupiasz się tylko na tym, że te osoby wydają pieniądze, KTÓRE SAME ZAROBIŁY??? Dlaczego widzisz w tym cokolwiek złego? Jak ktoś bogaty truje się dziwnym żarciem, to co Cię to obchodzi?
Czy to dla Ciebie powód, by samemu nie zacząć lepiej zarabiać???
Gdybyś Ty miał teraz na koncie 100 milionów złotych, to byś je wszystkie oddał biednym dzieciom, czy sam byś sobie kupił ekstra samochód?
Dlaczego boli Cię na co wydają inni własne pieniądze? A co, nie mogą? Skąd wiesz na co jeszcze wydają pieniądze?
Jak ktoś ma 5 kochanek to co – nie może sobie pobzykać więcej, niż inni? Sam je poznał, sam sobie tak zorganizował życie, to niech korzysta!
Nikt nikomu nie broni zrobić tego samego i też mieć 5, a nawet więcej kochanek i zarabiać dużo pieniędzy.
Tylko trzeba porzucić dumę i zacząć się edukować w tym kierunku i DZIAŁAĆ. Ryzykować.
A przecież właśnie to nazywa się dzisiaj sukcesem.
Co się nazywa dzisiaj sukcesem?
Kto to nazywa sukcesem? Twoi znajomi? Media? Jakiś anonimowy ziomek z internetu?
Co to za bzdurne gadanie?
Z tego co się orientuję to miliardy ludzi wierzy, że sukces to efekt przypadku, kombinowania, znajomości i inne podobne bzdury, a nie ciężkiej, mądrej, ukierunkowanej na sukces, na rezultat dojrzałej, świadomej pracy przez długi czas. Ludzie widzą tylko rezultat i jęczą na tej podstawie. A nie widzą tysięcy godzin włożonego wysiłku.
Co Cię to obchodzi kto i co nazywa sukcesem?
A co Ty nazywasz sukcesem DLA SIEBIE i dlaczego?
Może trochę odpowiedzialności za samego siebie?
Trzeba Ci wszystko mówić co czym jest?
Ok, to sukcesem jest jedzenie starego kurczaka i noszenie przez tydzień tych samych majtek na tyłku. Masz – powiedziałem Ci czym jest sukces.
Tak to ma wyglądać? Zgodzisz się ze mną, że jedzenie starego kurczaka i noszenie przez tydzień tych samych majtek to sukces? Jeśli nie – to dlaczego zgadzasz się, że sukcesem jest coś innego?
Tak przecież doszło do wojen – apatyczny naród usłyszał, że kraj obok ma lepiej i hajda! Nagle miliony ludzi chwytają za broń i zaczynają strzelać do ludzi, którzy pracują mądrzej od nich…
Na tym polega terroryzm – jeden kretyn mówi reszcie, że oni nie mają, bo mają inni. I nagle wszyscy czują nienawiść i usprawiedliwiają tym mord, terror i co tylko popadnie.
Ale żeby się wziąć do roboty, to już nie…
I do tego właśnie powinniśmy dążyć?
Do czego? Żeby Cię było stać na zegarek z diamentem? A proszę! Droga wolna! Ludzie, których na to stać napisali mnóstwo książek jak osiągnęli bogactwo. Masz podaną całą drogę.
Ale też nikt Ci nie każe do tego dążyć, ani nikt Ci tego nie zabrania.
Sam wybierasz.
Jak chcesz zegarek z diamentem, to znajdź osobę, która taki ma, napisz do niej czy by Ci mogła pomóc mieć tyle pieniędzy lub naprowadzić i zacznij swoją przygodę sukcesu.
Tylko po co Ci zegarek z diamentem?
A może wolałbyś mieć w swoim życiu coś zupełnie innego? Jeśli tak, to co?
Jak to jest że tylu ludzi sukcesu wydaje swoje pieniądze na takie trucizny?
Sushi to nie trucizna.
Sam się lepiej zapytaj siebie dlaczego wydajesz swój czas i energię oraz zdrowie na truciznę, którą jest m.in. porno ale pewnie też daleko nie tylko.
Poza tym nie masz pojęcia jak żyją te osoby. Ile czasu z nimi spędziłeś? Co o nich wiesz? I skąd wiesz to co wiesz?
Dlaczego jesteś dalej naiwny i słuchasz ślepo tego, co inni piszą o ludziach sukcesu?
Mówiłem wyraźnie, że sukces wyciąga z innych to, przez co inni sami go nie osiągnęli.
Sądzisz, że artykuły o milionerach piszą ludzie w stanie spokoju, akceptacji i miłości względem ludzi z dużą ilością kasy i przedstawiają fakty?
Bzdura!
Wielu z nich przedstawia własny ból dupy. Piszą jak to się obżerają lodami ze złotem… a gdybyś Ty miał miliard na koncie, to mając okazję nie spróbowałbyś jak smakuje jadalne złoto?
Jeśli nie, bo wiesz, że to niezdrowe, ok! A na co byś je wydał?
Ile zajmuje w życiu tych osób zorganizowanie tego? Godzinę? Jedną imprezę wieczorem? A co z pozostałymi 360 dniami i nocami w roku? O nich czego się dowiedziałeś? Cały czas żrą złoto? A co to są te osoby? Golemy, że jedzą minerały?
Człowiek, który tyle ma do powiedzenia o ludziach, którzy odnieśli duże sukcesu, że sobie jedzą jakiś żel jest dla mnie zwykłym idiotą.
Poza tym zarobienie dużej ilości pieniędzy nie oznacza, że ktoś będzie żył dojrzale w obszarach emocji czy relacji z innymi ludźmi.
W to również trzeba włożyć ciężką pracę, tak jak w sprawy biznesowe i finansowe.
Przecież nawet zarządzanie pieniędzmi to osobna gałąź informacji. To, że pieniądze zarabiasz i to nawet w dużej ilości nie oznacza automatycznie, że będziesz potrafił nimi mądrze zarządzać.
Kasa z nikogo nie czyni magicznie kimś lepszym, mądrzejszym czy dojrzalszym.
Dlaczego oni także borykają się z uzależnieniami.
Bo są ludźmi takimi jak Ty i ja.
Ale mają inne intencje, inne priorytety i standardy, które sami wybrali i ustalili. I aktywnie dążyli, by je osiągnąć i utrzymać.
Są odpowiedzialni za swoje decyzje i działania. Robią to, czego nie robi większość ludzi i nie szuka wymówek, ani usprawiedliwień.
Według statystyk osoby z wyższym wykształceniem częściej sięgają po pornografię od osób bez wyższego wykształcenia.
Bo umysł nie ma żadnego wpływu, ani kontroli nad emocjami.
Jak się im będziesz opierał, to wysoki iloraz inteligencji nic Ci nie pomoże.
Umysłem można się oczarować tak samo jak drogim samochodem. Jak się stanie dla nas cenny, będziemy go chronić i nigdy nie przyznamy się przed sobą, że np. jest to dla nas niezdrowe.
Fakt bez wykształcenia można osiągnąć sukces, ale dalej większość ludzi którzy coś osiągnęli je ma. Dlaczego gwiazdy popełniają samobójstwa? Dlaczego gwiazdy biorą narkotyki?
Jakie gwiazdy? Może konkrety?
Co o nich wiesz?
Jak ktoś tworzy muzykę, którą lubią miliony ludzi, to automatycznie ta osoba będzie miała dużo pieniędzy.
A jak je wyda, co robi z własnymi emocjami, to zupełnie inne aspekty życia.
Nawet Dalai Lama może wciągnąć w tym momencie kilka kresek heroiny i przedawkować… ale tego nie zrobi. Bo to jego wybór.
To, że ktoś ma dużo pieniędzy nie oznacza automatycznie niczego innego.
Ani kasa, ani sukces jakkolwiek go rozumiesz nie jest źródłem ani radości, ani dojrzałości. Często wynika z dojrzałego i radosnego życia ale nie musi.
Idź się zapytaj tych ludzi dlaczego biorą narkotyki. A sam odpowiedz sobie na pytanie dlaczego oglądasz porno?
Skoro nawet gwiazdy – ludzie bogaci i sławni – potrafią się zaćpać, a nawet Hugh Hefner był uzależniony od porno – to dużo mówi, że nikt nigdy nie przestaje być człowiekiem choćby nie wiadomo co miał i robił. A to oznacza, że każdy może osiągnąć to samo, co każdy inny. Bo nikt nie jest ani lepszy, ani gorszy. Wszystko zależy od naszych intencji, decyzji i działań.
Gdybyś w tym momencie miał milion złotych to nagle przestałbyś potrzebować porno?
Skąd biorą się ludzie pokroju Stevea Jobsa?
Rodzą się. A co kto dalej robi to jego odpowiedzialność i jego decyzje.
Jacy ludzie? Pod jakim względem? W jakich kategoriach się teraz poruszasz?
Steve Jobs to taki sam człowiek jak Ty i ja. Każdy jest inny. Tylko Steve miał inne priorytety od większości ludzi i inne cele.
Koleś był człowiekiem sukcesu, genialnym wynalazcą, wizjonerem, poprowadził założoną przez siebie firmę do spektakularnego sukcesu. Ale jego życie prywatne to była taka sama porażka jak np. moje.
Skąd wiesz co dla niego było porażką w życiu prywatnym?
I dlaczego wg Ciebie jak ktoś ma kasę, to musi być od razu mistrzem we wszystkim?
Jak nie zadbasz o jakiś aspekt życia, to się będzie psuł lub będzie na niskim poziomie jakości. Zawsze tak było i zawsze będzie u każdego człowieka.
Jak milioner wynajmie super niańkę dla dzieci i sam się nimi nie będzie zajmował, to go dzieci nie będą lubić, a może nawet go będą nienawidzić. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego i jest pełno takich przykładów na świecie. U ludzi mniej majętnych wygląda to identycznie.
Kolesia nikt nie lubił,
I co z tego?
Dlaczego ktokolwiek miałby go lubić?
Dlaczego dla Ciebie sukcesem jest to, że Cię lubią inni?
Dla mnie sukcesem jest to, byś zaczął żyć odpowiedzialnie, świadomie, odważnie, radośnie, śmiało. Byś się nauczył cieszyć swoim życiem w mądry sposób. I mam gdzieś czy mnie będziesz przy tym lubił. Zapewne nie, gdy Cię przycisnę mocniej i wyciągnę z Ciebie głębiej stłumiony i wyparte wstyd, winę, opór, gniew, dumę. Ale jeśli Ci to ma pomóc, to to zrobię.
Co ludzie z tym lubieniem?
Jezusa Chrystusa ukrzyżowano i mało kto się tym przejął – człowiek, który samą swoją obecnością podniósł globalną świadomość ludzi o ponad 80 punktów ubili z zimną krwią, bo im się nie podobało co mówił. A mówił to, co jest kluczowe, by wszyscy żyli w dostatku, szczęściu i zdrowiu.
To tak jakby Jezus przepracował za miliardy ludzi ich lekcje przez kilkanaście wcieleń.
I co? Kto Go po prostu lubi? Lubisz Jezusa? Bo wiele z Twoich lekcji też przepracował, byś już Ty nie musiał (a nie został oddany za grzechy). Jego śmierć to było zwyczajne morderstwo i nie miało żadnego wyższego znaczenia.
A jeśli Go nie lubisz, to dlaczego?
Czy Ty lubisz Steve-a Jobsa? Jeśli tak, to dlaczego? A jeśli nie, to dlaczego?
Kogo lubisz i dlaczego?
A siebie lubisz?
Jezus osiągnął największy możliwy sukces na tej planecie na niewyobrażalną skalę, który cały czas kwitnie już od 2 000 lat w życiu KAŻDEGO człowieka.
I co? Lepszy Steve Jobs, który przyczynił się do produkcji elektronicznych urządzonek?
Ale gdyby spojrzeć na jego pracę z tej strony ilu ludziom zapewnił miejsca pracy… to możemy zignorować co produkują. A produkują to, czego chcą ludzie. A dlaczego tego chcą, to już osobista odpowiedzialność każdego z nas.
pracownicy jego firmy go unikali,
Ich sprawa…
Ja np. przy każdej okazji pytałbym go o tematy związane z biznesem, pracą. Dlaczego miałbym go unikać? Ze strachu, bym go nie obraził i żeby mnie nie zwolnił? A cóż to za głupota?
Mądry człowiek nie zwolni kogoś, kto chce pracować efektywniej, mądrzej i więcej osiągnąć. Tylko to doceni.
Każdy człowiek lubi jak się go ktoś radzi, pyta i korzysta z jego doświadczenia.
kiedy wchodził do windy to wybierali schody.
No i?
Dla mnie zachowanie tych osób to porażka.
Mieli okazję spędzić czas z multimiliarderem, jak mówisz – wizjonerem – i nie wybierali tego… to dość poważny sygnał, że to Z TYMI OSOBAMI było coś nie tak, a nie ze Stevem Jobsem.
A gdy Ty wchodzisz do autobusu i jest wolne miejsce przy pięknej kobiecie lub starym dziadu, to siadasz przy pięknej kobiecie i czujesz się z tym wspaniale?
I co, to że nie dosiadasz się do pięknej kobiety lub setki innych facetów oznacza, że jej życie prywatne jest porażką? A może z nią jest wszystko w porządku, tylko inni ludzie zachowują się jak głąby?
Nie był kochany przez żadną ze swoich partnerek.
A ile osób tak naprawdę kocha swoich partnerów?
Miłość to poziom świadomości 500+. Wiesz ile osób osiągnęło ten poziom? Około 4-5% ludzkości.
Więc gadanie, że Steve nie był kochany przez swoje partnerki to zwykły fakt. Ludzi kochających, naprawdę kochających jest może 4-5% na tej planecie.
Reszta jest ze sobą głównie z przywiązania, ze strachu przed samotnością, z poczucia braku, z przyzwyczajenia, z pożądania, itd. Niektórzy się lubią. Od czasu do czasu ktoś na chwilę wskoczy na poziom Miłości, a potem wróci do swoich oczekiwań i oczarowań.
Miłości na tej planecie naprawdę jest bardzo niewiele.
A, powtórzę, sukces wyciąga z ludzi najwięcej stłumionych oporów, wstydu, winy, poczucia niezasługiwania, niewystarczalności, bycia gorszym, itd.
I ludzie niedojrzali zaczynają to projektować na ludzi, którzy sukces odnieśli.
Co mogło być powodem tego stanu rzeczy?
Nie przedstawiłeś żadnego konkretu, to nie mogę nic powiedzieć.
Ale mogę powiedzieć tyle – jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz.
I upewnij się, że posługujesz się informacjami możliwie obiektywnymi. Ale z tego, co widzę to nie.
Odniósł sukces jak mało kto kiedykolwiek,
Dlaczego tak sądzisz? Bo dla CIEBIE to co zrobił wydaje się sukcesem?
Uważasz, że dla niego to był sukces? Czy ktokolwiek chociaż miał na tyle dojrzałości, by zapytać się co dla niego było sukcesem?
Dla niego to, co osiągnął mogło lub nie musiało być sukcesem.
Uważasz, że on pracował dla pieniędzy?
Skoro cały czas pracował i się rozwijał dużo mówi o tym, że cały czas pragnął zrealizować coś więcej.
To dla Ciebie wydaje się, że to był sukces. A dla niego to zwyczajna konsekwencja tego, co robił.
On patrzy – ok, ludzie kupują w kółko nowe modele telefonów. No to zrobię im jakiś bajerek, to zarobię dużą kasę. Niespodzianka! Zrobił bajerek i ludzie zaczęli to kupować. Tak samo jest z markowymi butami, spodniami, prezerwatywami i czym popadnie. Czy to sukces? Dobry marketing i rozpoznanie czego ludzie chcą? Może tak. A może zwykła konsekwencja mądrego zbadania rynku i dostarczenia podaży na popyt. Skąd wiesz do czego dążył prywatnie Steve Jobs?
I jak zarobił miliony, to co? Jadł te desery ze złotem? Ja tam go widziałem zawsze w zwykłych dżinsach, adidasach i czarnym golfie. Nie widziałem zegarka z diamentami.
Pewnie inni go nie lubili, bo dla niego sukcesem było oddanie się pracy, a nie posiadanie ileś tam pieniędzy na koncie. I miał gdzieś szukanie akceptacji innych, bo sam siebie akceptował w pełni. Robił przy tym świetną robotę. Ja tam problemu nie widzę.
Uważasz, że gdyby teraz Elon Musk umierał, to byłby szczęśliwy? Nie rozpaczałby i nie miał wyrzutów ale jestem przekonany, że pragnąłby osiągnąć dużo więcej. Ile tylko zdoła.
Bo dla niego sukces zapewne to droga, eksploracja tego, co można i co jest możliwe. Przesuwanie granicy.
A co robi człowiek w świadomości ofiary? Wmawia sobie w kółko, że nic nie może.
czyli teoretycznie
Tak, teoretycznie.
Wszystko co mówisz jest teoretyczne.
wykonał pracę niezbędną do wzrostu poziomu świadomości. Czemu więc nie przełożyło się to na sukces w życiu prywatnym?
A co to jest wg Ciebie sukces w życiu prywatnym?
Skąd wiesz jaki poziom świadomości miał? Uważasz, że wysoki?
Poza tym skąd wiesz, że on wykonał jakąś pracę niezbędną do wzrostu poziomu świadomości?
Każdy rodzi się ze swoim poziomem świadomości, na co kluczowy wpływ miała praca z poprzednich inkarnacji.
Ja czuję, że on wiele się nie rozwinął w kwestii świadomości w tym życiu. Tylko zapierd***ł w pracy i miał dobre rezultaty.
A życie prywatne z innymi ludźmi zaniedbywał. Co samo z siebie pokazuje, że nie był za bardzo rozwinięty w świadomości. Nie obchodził go kontakt z innymi ludźmi.
Steve Jobs jest dobrym przykładem tego, że ludzie po prostu globalnie pojęcia nie mają co jest co.
Mylą przyczyny z konsekwencjami. Nie dociera nadal do miliardów ludzi nawet to, że sami wybieramy co dla nas jest sukcesem i nie ma to kompletnie związku z tym, co wybrał ktokolwiek inny.
Steve Jobs to wspaniały nauczyciel odpowiedzialności za swoje decyzje i projekcje.
On po prostu robił swoje. A cały świat go etykietkował, sądził, oceniał. I co to komukolwiek dało? Nic!
Ludzie nie wchodzili z nim do windy, nie rozmawiali z nim! Ja to bym się go uczepił jak rzep psiego ogona i pytał o wszystko w kwestiach biznesowych!
On miał to głęboko w dupie co ktokolwiek o nim myślał i dlatego głównie był nielubiany.
Bo się tym kompletnie nie przejmował. Robił swoje, robił to dobrze, nie uzależniał swojego samopoczucia od tego, czy mu ktoś życzył dobrego dnia i dobrej nocy.
A cały świat się przejmuje, bo cały świat szuka uznania, którego on nie szukał i nie potrzebował.
Kto jest dojrzalszy? Świat czy Jobs? Wg mnie Jobs.
A gwiazdki biorą narkotyki i popełniają samobójstwa, gdy się kompletnie odczarują z glamouru sukcesu finansowego i medialnego i potem pozostają tylko i wyłącznie ze swoim wnętrzem, którego już ani pieniądze, ani sława przykryć nie mogą. Tak jak i porno.
Wow. Dużo tego. Ale jeżeli chodzi o sukces – dobra, zapytałem o sukces wg. niewłaściwej definicji.
“Czy ktoś Ci broni zrobić coś DLA innych?”
Wygląda na to że ja. Nie potrafię wykrzesać z siebie chęci do robienia czegokolwiek dla innych. Nie jestem z tego powodu zadowolony, ale nie zupełnie wiem co mogę z tym zrobić.
“Co Cię to obchodzi kto i co nazywa sukcesem?”
Właściwie to nic. Po prostu przywykłem do używania powszechnie przyjętych przez społeczeństwo definicji.
“A co Ty nazywasz sukcesem DLA SIEBIE i dlaczego?”
Nie wiem co jest dla mnie sukcesem. Chcę być prawnikiem – bo z czegoś trzeba żyć. A w wolnym czasie chcę grać ciężką muzykę – z tego nie wyżyję raczej, bo to niepopularne (i prawdę mówiąc nie wiem czy chciałbym mieć możliwość życia z tego – wytwórnie narzucające artystom swoje widzimisię, koncerty z playbacka bo nagłośnienie zespołu rockowego więcej kosztuje, itd., podejrzewam że grając co weekend w jakimś małym klubie byłbym zadowolony) – to jest moja pasja.
Ale czy zdobycie tego jest dla mnie sukcesem? Nie jestem pewien czy będę szczęśliwy gdy to zdobędę. Kiedyś sam mi napisałeś że metal drenuje ludzi z energii. Problem w tym ze ja nie mam pomysłu na inną muzykę – trudno żebym miał kiedy od 15 lat siedzę w metalu. Napisałeś mi także, że te moje “cele” to tak naprawdę ucieczka od innego problemu i powinienem zacząć latać za dziewczynami (do czego wciąż brakuje mi odwagi – wciąż czuje się wybrakowany jako mężczyzna).
“Konkrety. O kim mówisz?”(odnośnie absurdalnych luksusów które wymieniłem)
Właściwie o nikim konkretnym. Niemniej jednak niektóre restauracje mają takie deserki w ofercie. Jakby nie kupowano deserków za równowartość 150 tys. złotych to nikt by ich nie produkował i nie sprzedawał. To samo w kwestii wysadzanych diamentami złotych zegarków.
“Tylko po co Ci zegarek z diamentem?”
Nie chcę go. Nie jestem nawet zazdrosny o to że ludzie mają na takie rzeczy. Jest dla mnie po prostu zdumiewające to że komukolwiek chce się to kupować.
“Jakie gwiazdy? Może konkrety?”
Chester Bennington, Chris Cornell, Kurt Cobain – samobójcy. Janis Joplin, Amy Winehouse, Jimi Hendriks – przedawkowali. Wśród gwiazd rocka jest alkoholików bez liku. I to ciężkich przypadków. James Hetfield po kilkunastu latach “trzeźwości” wrócił na odwyk.
“Gdybyś w tym momencie miał milion złotych to nagle przestałbyś potrzebować porno?”
Wątpię.
“Skąd wiesz co dla niego było porażką w życiu prywatnym?”
Przeczytałem jego biografię. To był bardzo nieszczęśliwy człowiek.
“Dlaczego dla Ciebie sukcesem jest to, że Cię lubią inni?”
Do niedawna uważałem że jest ze mną wszystko w porządku, a to że 99% moich znajomych mnie nie lubi to nie jest problem. Ale sam piszesz że ludzie są jak lustra i jedynie pokazują nam to jak my sami siebie traktujemy. Na tej podstawie uznałem że może faktycznie coś jest nie w porządku z tym jak podchodzę do samego siebie.
“Kto Go po prostu lubi?”(Jezusa)
Ludzie nim gardzą (niewierzący), albo się go boją (chrześcijanie).
“Lubisz Jezusa?”
Nie wiem. nie znam go, zupełnie nie wiem jakim był człowiekiem. Jakbym poznał, to może bym polubił. nie jestem osobą wierzącą, i nie lubię katolicyzmu, ale do samego Jezusa nic nie mam.
“Czy Ty lubisz Steve-a Jobsa?”
Współczuje mu, albo wizji jego osoby opisanej w przeczytanej biografii.
“A siebie lubisz?”
Niektóre swoje cechy lubię. Ale przeważnie nie lubię siebie.
“Kogo lubisz i dlaczego?”
Dimebaga Darrela. Nie poznałem osobiście i nie będę mógł. Ale znam twórczość, oglądałem setki wywiadów z nim, oraz przeczytałem na jego temat mnóstwo artykułów, oraz wywiadów z ludźmi z jego otoczenia. Było mi niezmiernie żal tego ze nigdy nie będę mógł go poznać osobiście. Kogoś jeszcze? Nie wiem. Może Bartosza Walaszka.
“A gdy Ty wchodzisz do autobusu i jest wolne miejsce przy pięknej kobiecie lub starym dziadu, to siadasz przy pięknej kobiecie i czujesz się z tym wspaniale?”
Niestety ani nie siadam przy pięknej kobiecie, ani nie czuje się wspaniale.
“Pewnie inni go nie lubili, bo dla niego sukcesem było oddanie się pracy, a nie posiadanie ileś tam pieniędzy na koncie. I miał gdzieś szukanie akceptacji innych, bo sam siebie akceptował w pełni. Robił przy tym świetną robotę. Ja tam problemu nie widzę”
W biografii opisany został jako osoba bardzo dumna, patrząca na innych z góry, bardzo mocno dystansująca się od innych, a nie akceptująca siebie w pełni.
Wygląda na to że ja. Nie potrafię wykrzesać z siebie chęci do robienia czegokolwiek dla innych. Nie jestem z tego powodu zadowolony, ale nie zupełnie wiem co mogę z tym zrobić.
A kto kiedykolwiek powiedział, że chęć się “krzesa z siebie”?
Mówiłem wyraźnie wiele razy, a Ty dalej “nie wiesz”, co zrobić.
Czyli dalej NIE CHCESZ tego zrobić – zmierzyć się z oporem i go uwolnić oraz wybrać chęć i odpuścić wszystko, co ją blokuje.
No bo umysł orzeka “zupełnie nie wiem” i Ty nagle magicznie zapominasz wszystko co Ci powiedziałem i co przeczytałeś w WoP…
Właściwie to nic. Po prostu przywykłem do używania powszechnie przyjętych przez społeczeństwo definicji.
No to będziesz miał rezultaty jak większość społeczeństwa, a nie własne.
A poza tym nie “przywykłeś”, tylko dalej żyjesz nieświadomie i tylko powtarzasz to, czego się nauczyłeś/zapamiętałeś.
Życie nieświadome oznacza m.in. nawykowe, a jak postępować z nawykami wyjaśniłem w WoP.
Podałem przykłady na to, że ludzie pojęcia nie mają co jest co.
Praktycznie żadna opinia o nikim na tej planecie nie jest nawet zbliżona do obiektywnej, ani rozsądnej.
To w ogromnej większości zwykłe projekcje i bardzo często dumy.
Wszystko jest subiektywne. Wiesz, że 80% ludzkości jest poniżej poziomu 200, więc słuchanie się tych osób to poważny błąd i robienie sobie niepotrzebnych problemów.
Powtarzanie powszechnie przyjętych definicji to popełnianie powszechnie popełnianych błędów. Zauważ, że powszechnie ludzie nie są ani szczęśliwi, ani nie osiągają dużo.
A kogo słuchać więc?
Sam musisz wybrać i dobrze, by było to jak najbardziej rozsądne. Trzeba więc włożyć w to wysiłek i poszukać.
Na przykładzie Jobsa widzimy, że nie można się jednej osoby radzić/wzorować na wszystkim.
Bo może być świetna w temacie pracy, a gorzej, niż źle w każdym innym.
To zwykłe oczarowanie tym, że jak ktoś odniósł np. sukces w muzyce to jest jakimś nadzwyczajnym człowiekiem.
Nic takiego nie ma miejsca. Niczym nadzwyczajnym jest włożyć odpowiednią ilość wysiłku i energii w mądrą pracę nad uzyskaniem jakiegoś rezultatu w jednym obszarze.
Nie wiem co jest dla mnie sukcesem. Chcę być prawnikiem – bo z czegoś trzeba żyć.
Chcesz wykonywać z jedną z trudniejszych prac umysłowych wymagających długich lat nauki i praktyki, bo “z czegoś trzeba żyć”?
To jest Twoja motywacja, by włożyć OGROM wysiłku w tę pracę?
A w co ostatnio włożyłeś choć trochę wysiłku, by to zrealizować?
Czy już uczysz się na prawnika? Ile godzin dziennie?
A w wolnym czasie chcę grać ciężką muzykę – z tego nie wyżyję raczej, bo to niepopularne (i prawdę mówiąc nie wiem czy chciałbym mieć możliwość życia z tego – wytwórnie narzucające artystom swoje widzimisię, koncerty z playbacka bo nagłośnienie zespołu rockowego więcej kosztuje, itd., podejrzewam że grając co weekend w jakimś małym klubie byłbym zadowolony) – to jest moja pasja.
Ale czy zdobycie tego jest dla mnie sukcesem?
Zdobycie?
Uważasz, że się to zdobywa?
Czyli za sukces uważasz fart, że udało się coś zdobyć?
Nadal nie podzieliłeś się definicją sukcesu jakiej używasz…
Nie jestem pewien czy będę szczęśliwy gdy to zdobędę.
A co to jest szczęście?
O tym też mówiłem n-razy. Szczęście to stan, w którym DODAJEMY RADOŚĆ do tego, co robimy.
A nie coś, co się magicznie pokazuje po np. osiągnięciu sławy. Co pokazują nam przykłady samobóstw ludzi sławnych i podziwianych.
Sam decydujesz co robisz i czy dodasz do czegokolwiek radość.
Słowem – będziesz szczęśliwy, gdy to wybierzesz. Możesz to wybrać teraz, nikt Ci tego nie broni.
Kiedyś sam mi napisałeś że metal drenuje ludzi z energii. Problem w tym ze ja nie mam pomysłu na inną muzykę – trudno żebym miał kiedy od 15 lat siedzę w metalu.
Nie masz mieć pomysłu na inną muzykę, tylko wykonać pracę nad sobą, której unikasz i robisz wszystko, byle się tylko poważnie za siebie nie wziąć.
Poza tym – co to w ogóle znaczy “nie mam pomysłu na inną muzykę”… co tu do rzeczy ma jakiś pomysł?
Napisałeś mi także, że te moje “cele” to tak naprawdę ucieczka od innego problemu i powinienem zacząć latać za dziewczynami (do czego wciąż brakuje mi odwagi – wciąż czuje się wybrakowany jako mężczyzna).
Nie czujesz się wybrakowany, bo nie ma takich uczuć. Czujesz opór, któy stawiasz emocjom i samym działaniom niezbędnym, by kobiety poznać.
I wciskasz sobie racjonalizacje wstydu, winy, oporu, żalu, dumy – emocji, które możesz uwolnić.
Ale nie robisz tego.
Próbujesz wymyślić wszystko. Nawet granie innej muzyki – no bo przecież NIE MA POMYSŁU!
A jako facet czujesz się wybrakowany…
Umysł nie może wymyślić nic o wyższej jakości, niż te utrzymywane w sobie.
Ale dla Ciebie wszystko co się w nim pojawi nadal jest prawdą.
“Konkrety. O kim mówisz?”(odnośnie absurdalnych luksusów które wymieniłem)
Właściwie o nikim konkretnym.
Więc o niczym nie mówisz.
Tylko dalej hinotyzujesz się bełkotem mentalnym.
Niemniej jednak niektóre restauracje mają takie deserki w ofercie. Jakby nie kupowano deserków za równowartość 150 tys. złotych to nikt by ich nie produkował i nie sprzedawał. To samo w kwestii wysadzanych diamentami złotych zegarków.
Zgadza się.
Tak wygląda podaż na popyt. Więc bardzo cenne jest pytanie ludzi jakie mają problemy, czego potrzebują, o czym marzą.
W ten sposób możesz odnaleźć nowy biznes i zarobić kupę kasy.
A poza tym – źle by Ci było, gdybyś to Ty miał taką knajpę i zarabiał 150 tys. zł za sprzedaż jednego deserku komuś bogatemu?
“Tylko po co Ci zegarek z diamentem?”
Nie chcę go. Nie jestem nawet zazdrosny o to że ludzie mają na takie rzeczy. Jest dla mnie po prostu zdumiewające to że komukolwiek chce się to kupować.
Nie dla Ciebie jest zdumiewające, tylko dla Twojego umysłu, który myśli w kategoriach braków.
To nie ma nic wspólnego, że się komuś “chce” to kupować.
Podałem przykłady – np. piękny prezent lub nagrodzenie się za ciężką pracę i super rezultaty.
A Ty kiedy się nagrodziłeś czymś miłym, ładnym?
“Jakie gwiazdy? Może konkrety?”
Chester Bennington, Chris Cornell, Kurt Cobain – samobójcy. Janis Joplin, Amy Winehouse, Jimi Hendriks – przedawkowali. Wśród gwiazd rocka jest alkoholików bez liku. I to ciężkich przypadków. James Hetfield po kilkunastu latach “trzeźwości” wrócił na odwyk.
No i widzisz?
Inteligencja i dojrzałość emocjonalna to zupełnie inny aspekt życia, niż każdy inny.
Można odnieść światowy sukces, jak Hetfield, mieć miliony fanów, a w temacie emocji być chorym. I to poważnie.
Jestem przekonany, że był on u wspaniałych specjalistów, a nadal w kwestiach emocji i uzależnienia Hetfield ma bardzo poważny problem.
Pokazuje to, że nawet kilkanaście lat trzeźwości bez odpowiedniej wewnętrznej pracy nad sobą może skończyć się powrotem do uzależnienia. Nawet mając sławę, pieniądze, podziw, etc.
O czym oczywiście mówiłem od samego początku.
Bo trzeźwość, to nie tylko nie sięganie po używki.
“Skąd wiesz co dla niego było porażką w życiu prywatnym?”
Przeczytałem jego biografię. To był bardzo nieszczęśliwy człowiek.
“Czy Ty lubisz Steve-a Jobsa?”
Współczuje mu, albo wizji jego osoby opisanej w przeczytanej biografii.
“Pewnie inni go nie lubili, bo dla niego sukcesem było oddanie się pracy, a nie posiadanie ileś tam pieniędzy na koncie. I miał gdzieś szukanie akceptacji innych, bo sam siebie akceptował w pełni. Robił przy tym świetną robotę. Ja tam problemu nie widzę”
W biografii opisany został jako osoba bardzo dumna, patrząca na innych z góry, bardzo mocno dystansująca się od innych, a nie akceptująca siebie w pełni.
Nie odpowiedziałeś na żadne pytanie.
Ja się pytam czy go lubisz, a Ty mi mówisz, że mu współczujesz.
Ja się pytam CZY GO LUBISZ?
Poza tym – kto pisał biografię? Dlaczego zakładasz, że przedstawiono tam fakty?
Trumpa też większość ludzi postrzega jako dumnego, co jest absolutną bzdurą.
Bo mówią o nim ludzie z mnóstwem dumy i projektują ją.
A Trump jest na niezwykle wysokim poziomie akceptacji. Nie jest dumny. No ale ten kto nigdy nie wzniósł się na poważny poziom nie rozumie tego kompletnie.
A Jobs czy był nieszczęśliwy? Ktoś się go zapytał co czuje? To, że się nie uśmiechał, odmawiał imprez i żył w większości samotnie nie oznacza, że był to ktoś nieszczęśliwy.
To autor/ka tych wypowiedzi mówi, że sam/a byłby/byłaby nieszczęśliwa bez czegoś, czego nie miał Jobs.
“Dlaczego dla Ciebie sukcesem jest to, że Cię lubią inni?”
Do niedawna uważałem że jest ze mną wszystko w porządku,“
Ależ jest.
Tylko, że nie doświadczysz niczego innego, niż do tej pory żyjąc tak samo jak do tej pory i jako ta sama osoba co do tej pory.
a to że 99% moich znajomych mnie nie lubi to nie jest problem.
Sam wybierz czy i co to dla Ciebie znaczy i czy/co zrobisz na tej podstawie.
Ale sam piszesz że ludzie są jak lustra i jedynie pokazują nam to jak my sami siebie traktujemy. Na tej podstawie uznałem że może faktycznie coś jest nie w porządku z tym jak podchodzę do samego siebie.
Nie ma nic złego w nie lubieniu siebie.
Tylko jest to po prostu postępowanie takiej jakości, której rezultaty masz obecnie w swoim życiu.
Dopóki się nie polubisz, lepiej nie będzie i tyle.
Nikt Ci nie każe zacząć się lubić, ani nikt Ci nie każe się nie lubić.
Sam wybierasz jak będziesz traktował siebie, innych ludzi, etc. A to rzutotać będzie na całą resztę Twojego życia.
Zaczyna się od Ciebie – to jak konar, z którego wyrasta reszta drzewa.
“Kto Go po prostu lubi?”(Jezusa)
Ludzie nim gardzą (niewierzący), albo się go boją (chrześcijanie).
Są także ludzie, którzy fanatycznie wierzą w jakąś wizję tego, kim mógł być Jezus, a tak naprawdę czerpią z tego poczucie wyższości od innych.
A tu nigdy nie chodziło o Niego, tylko o to, by zrozumieć Prawdy, które przekazywał, bo one odnoszą się do życia na tej planecie, w tej rzeczywistości.
I zamiast mądrej nauki mamy cyrk.
“Lubisz Jezusa?”
Nie wiem. nie znam go, zupełnie nie wiem jakim był człowiekiem. Jakbym poznał, to może bym polubił. nie jestem osobą wierzącą, i nie lubię katolicyzmu, ale do samego Jezusa nic nie mam.
“Kogo lubisz i dlaczego?”
Dimebaga Darrela. Nie poznałem osobiście i nie będę mógł. Ale znam twórczość, oglądałem setki wywiadów z nim, oraz przeczytałem na jego temat mnóstwo artykułów, oraz wywiadów z ludźmi z jego otoczenia. Było mi niezmiernie żal tego ze nigdy nie będę mógł go poznać osobiście. Kogoś jeszcze? Nie wiem. Może Bartosza Walaszka.
Mówisz, że Jezusa nie znasz, bo nie wiesz jakim był człowiekiem, a znasz jakieś muzyka… a jakim człowiekiem był wiesz dokładnie?
Jakim był?
Co jest fundamentem tego, że go lubisz, a np. siebie nie?
Lubisz tych muzyków. I co dalej? Dlaczego ich nie naśladujesz?
Mówisz, że masz o nich mnóstwo informacji. To może pora zacząć ich naśladować, robić to samo co oni?
Im zapewne żyło się lepiej, niż Tobie.
Dlaczego ich lubisz? Za co? Czy w obszarach, w których sobie nie radzisz oni sobie dobrze radzili?
A czy wiesz jakim człowiekiem Ty jesteś? I skąd pewność, że takim jesteś?
Czy to na pewno Ty, czy tylko nieświadome postępowanie wynikające z tego czym dałeś się zaprogramować na swój temat?
Bo każda emocja to efekt negatywnego programowania.
“A siebie lubisz?”
Niektóre swoje cechy lubię. Ale przeważnie nie lubię siebie.
Nie mówię o cechach, tylko o całościowym sobie. Ty to nie cechy.
Negatywne cechy można zaakceptować, niektóre przepracować i uzdrowić. To nie ma aż tak dużego znaczenia.
Kluczowe czy jesteś gotów to zrobić dla siebie, wybaczyć sobie błędy.
Czy jesteś gotów dążyć do tego co najlepsze i dawać sobie to, co najlepsze POMIMO tego, że masz kilka negatywnych cech? Każdy jakieś ma.
Sądzisz, że dlaczego Hetfield trafił na odwyk? Bo jest taki troskliwy i jak wypił piwko za dużo, to się zmartwił? Zapewne przyjebał swojej żonie i/lub dzieciom. Też coś pewnie zniszczył.
Raczej nie poszedł na odwyk, bo się potknął i upadł będąc lekko pijanym.
Ale żeby nie niszczyć jego wyidealizowanego wizerunku, to to nie przeciekło do prasy.
“A gdy Ty wchodzisz do autobusu i jest wolne miejsce przy pięknej kobiecie lub starym dziadu, to siadasz przy pięknej kobiecie i czujesz się z tym wspaniale?”
Niestety ani nie siadam przy pięknej kobiecie, ani nie czuje się wspaniale.
I dlaczego?
Bo tak jak ludzie przy Jobsie czujesz się gorszy, niewystarczający.
Nie unikasz więc tak naprawdę tej kobiety, tylko własnych emocji.
I to samo było w przypadku Jobsa.
Więc ludzie pojęcia nie mieli jakim był człowiekiem, jak żył i co czuł. Oni pisali WYŁĄCZNIE o samych sobie.
To nie biografia Jobsa, tylko “Co sam/a czuję o tym co robił”.
“Czy już uczysz się na prawnika? Ile godzin dziennie?”
Jestem na studiach prawniczych. Jakbym się nie uczył to by mnie na nich nie było. Aczkolwiek mógłbym się uczyć więcej.
“Poza tym – co to w ogóle znaczy “nie mam pomysłu na inną muzykę”… co tu do rzeczy ma jakiś pomysł?”
Ano ma. Jeżeli nie chce się grać coverów, albo odtwarzać utworów skomponowanych przez kogoś innego, tylko samemu chce się komponować nie kopiując zbytnio cudzych pomysłów, a następnie grać swoje utwory to trzeba mieć najpierw pomysł na muzykę.
“Mówisz, że Jezusa nie znasz, bo nie wiesz jakim był człowiekiem, a znasz jakieś muzyka… a jakim człowiekiem był wiesz dokładnie?”
Jezus żył 2000 lat temu, zostały po nim ewangelie pisane przez jego uczniów. nic od niego samego. Wywiadów z Darrelem na YouTubie są setki. Na ich podstawie mogę poznać pewne powierzchowne (przyznaję) cechy jak sposób mówienia, mowa ciała, sposób mimiki, usposobienie. Są też filmiki pokazujące jego sposób życia, nagrane przez niego samego i pozostałych członków zespołu. Rzeczy które można wyczuć, a nie tylko suche informacje.
“Lubisz tych muzyków. I co dalej? Dlaczego ich nie naśladujesz?”
Bo jak widzę świetnego muzyka z wielkim brzuchem piwnym to chcę naśladować go pod względem muzycznym, a niekoniecznie powielać jego tryb życia. To trochę komplikuję sprawę, podobnie zupełnie inna sytuacja związana z życiem w dzieciństwie. On był dzieckiem muzyka i producenta country, który wspierał go odkąd zaczął grać, a nawet wydawał ich pierwsze albumy pomimo to ze grali muzykę zupełnie innego gatunku. Ja jestem dzieckiem wieśniaków którzy charując do upadłego wyrwali się ze swoich wiosek (w środku pozostając wieśniakami), postrzegających ciężką charówę ponad siły (nie pracę do której dodaje się radość) jako wyznacznik wartości człowieka, wierzących w niemal wszystkie możliwe społeczne mity, wpajających dzieciom że godziwe pieniądze można zarabiać tylko i wyłącznie charując w cięzkiej i nudnej pracy umysłowej, i jeżeli nie skończę medycyny/prawa/czegoś inżynierskiego to będę stołował się na śmietniku. Odmawiający wsparcia w jakimkolwiek aspekcie nie wiążącym się ze zdobyciem prestiżowego zawodu, bo “z tego chleba nie będzie” – co jest oczywiście powodem aby to olać nawet jeśli jest to dla mnie pasjonujące. Bo jedynym celem w życiu człowieka jest zacharowanie się na śmierć. Najtańszego sprzętu gitarowego nigdy mi nie kupili, sam musiałem sobie zapracować, a jemu ojciec wydawał albumy. Dziwisz mi się że mam problem z wyborem kogo naśladować? Ja od początku wiedziałem że nie chcę być podobny do moich rodziców, więc całe życie starałem się być dokładnie inny niż oni. Dlatego w międzyczasie narobiłem sobie problemów z prawem i ze zdrowiem. Dziewczyny także odrzucałem hurtowo (bo same do mnie podchodziły – nie rozumiem dlaczego byłem nielubiany przez chłopaków, a dziewczyny były dla mnie bardzo miłe)między innymi dlatego ze mój ojciec jest strasznym kobieciarzem, stąd też w wieku 8miu lat wpadłem na pomysł że zostanę starym kawalerem, nie byłem z tym szczęśliwy, ale wiedziałem że przynajmniej rodzicom zrobię na złość. Okazuje się jednak że przesada w drugą stronę mi nie służy, ale musiałem znaleźć się na dnie aby zdać sobie z tego sprawę. Ale ze względu na różnice między mną a Darrelem po prostu nie mogę go naśladować. W mojej sytuacji nie przyniesie to rezultatów.
“Dlaczego ich lubisz? Za co? Czy w obszarach, w których sobie nie radzisz oni sobie dobrze radzili?”(muzyków)
Nie, niemal wszyscy radzili sobie kiepsko w obszarach w których sam sobie nie radzę.
“A czy wiesz jakim człowiekiem Ty jesteś? I skąd pewność, że takim jesteś?”
Nie wiem. Skąd mam wiedzieć jaki jestem? Dlaczego w ogóle miałbym dążyć do tego by wiedzieć jakim jestem człowiekiem? Jest możliwe poznanie prawdy na swój temat?
“Zapewne przyjebał swojej żonie i/lub dzieciom.”
W autobiografii innego muzyka, który z Metalliki został wyrzucony, nie mającego powodu by pisać o nich cokolwiek pozytywnego przeczytać można że wyrzucili go ponieważ po alkoholu nie potrafił pohamować swojej agresji. Wszyscy muzycy tego zespołu pili mnóstwo alkoholu, i mieli problem z kontrolowaniem spożycia, ale żaden z nich oprócz tego wyrzuconego nie bywał po alkoholu agresywny. Co nie znaczy że nie mógł zrobić czegoś bardzo głupiego. Ja po alkoholu nie jestem agresywny, ale bardzo lubię się wygłupiać. W wyniku moich wygłupów uszkodzeniu uległo 8 samochodów. I tak jeden rok zamiast się uczyć musiałem skupić się na naprawianiu szkód.
“Czy już uczysz się na prawnika? Ile godzin dziennie?”
Jestem na studiach prawniczych. Jakbym się nie uczył to by mnie na nich nie było. Aczkolwiek mógłbym się uczyć więcej.
Skoro wiesz, że mógłbyś, a tak nie jest, to znaczy, że jest powód.
A powód możesz sobie uświadomić i się nim zająć.
Prawie na pewno znączą jego częścią jest opór.
“Poza tym – co to w ogóle znaczy “nie mam pomysłu na inną muzykę”… co tu do rzeczy ma jakiś pomysł?”
Ano ma. Jeżeli nie chce się grać coverów, albo odtwarzać utworów skomponowanych przez kogoś innego, tylko samemu chce się komponować nie kopiując zbytnio cudzych pomysłów, a następnie grać swoje utwory to trzeba mieć najpierw pomysł na muzykę.
Dalej nie odpowiedziałeś na pytanie “co to znaczy mieć pomysł”. Skąd ten pomysł ma się wziąć? Z umysłu?
A wiesz jak działa umysł? Zrozumiałeś to zagadnienie?
Kreatywność nie płynie poprzez pomysł.
Nie słyszałem, by jakikolwiek muzyk mówi, że miał pomysł na muzykę.
Wielu inspirowało się muzyką innych i pozwalali sobie na przepływ własnej twórczości przez siebie.
Grali “po swojemu”. Ale grali. Non stop praktykowali. Grali różne gatunki, różne utwory. Setki, jeśli nie tysiące.
Także z innymi ludźmi.
Tzw. flow nie bierze się z umysłu, bo to nie pomysł, ani rzecz racjonalna.
Inspiracja bierze się z wewnątrz, gdy odpuścić to, co ją blokuje.
A Ty czekasz na pomysł.
To sobie poczekasz.
Głównym składnikiem tego, co blokuje flow jest to, przez co nie uczysz się tak dużo jakbyś mógł – opór.
Więc cały czas do wykonania jest ta sama wewnętrzna praca.
“Mówisz, że Jezusa nie znasz, bo nie wiesz jakim był człowiekiem, a znasz jakieś muzyka… a jakim człowiekiem był wiesz dokładnie?”
Jezus żył 2000 lat temu, zostały po nim ewangelie pisane przez jego uczniów. nic od niego samego. Wywiadów z Darrelem na YouTubie są setki. Na ich podstawie mogę poznać pewne powierzchowne (przyznaję) cechy jak sposób mówienia, mowa ciała, sposób mimiki, usposobienie. Są też filmiki pokazujące jego sposób życia, nagrane przez niego samego i pozostałych członków zespołu.
Więc to samo – po Jezusie mamy ewangelie, a po tym muzyku masz wywiady…
Rzeczy które można wyczuć, a nie tylko suche informacje.
Rzeczy, które można wyczuć?
I co wyczułeś?
Powiem Ci. Twoje własne emocje, opór, racjonalizacje swoich przekonań i intencji.
Aby POCZUĆ prawdę, to trzeba najpierw porządnie wzrosnąć.
Na razie jedyne co “czujesz” to własne projekcje, własne interpretacje. Czyli nie czujesz nic z zewnątrz, tylko widzisz wyłącznie swoje wnętrze.
A co “wyczułeś” o innych ludziach sukcesu, o Jezusie, o sobie?
Sądzisz, że ma to jakikolwiek związek z rzeczywistością?
“Lubisz tych muzyków. I co dalej? Dlaczego ich nie naśladujesz?”
Bo jak widzę świetnego muzyka z wielkim brzuchem piwnym to chcę naśladować go pod względem muzycznym,
I co stoi na przeszkodzie, byś naśladował go pod względem muzycznym?
a niekoniecznie powielać jego tryb życia. To trochę komplikuję sprawę,
NIBY DLACZEGO?????
Co – nie możesz naśladować techniki, słuchać lekcji?
Musisz przy tym wypić 6 piw i zeżreć 5 kiełbas z musztardą?
podobnie zupełnie inna sytuacja związana z życiem w dzieciństwie.
Odpowiadasz za swoje wybory tu i teraz.
Przeszłość nie istnieje. Istnieją tylko Twoje decyzje, utożsamienia TU I TERAZ.
TERAZ.
TERAZ wybierasz czy np. zaczniesz ćwiczyć lub uczyć się chętnie.
Myśl, że coś się stało kiedyś, to myśl, którą TERAZ możesz zignorować, a emocje i opór, które jej towarzyszą nie są w przeszłości, tylko TERAZ i TERAZ możesz je uwolnić.
A dopóki ich nie uwolnisz, będą dalej zasilać myślenie tego typu.
On był dzieckiem muzyka i producenta country, który wspierał go odkąd zaczął grać, a nawet wydawał ich pierwsze albumy pomimo to ze grali muzykę zupełnie innego gatunku.
Bez praktyki, bez solidnego warsztatu muzycznego nic się nie zmieni.
Nikt nie będzie Cię wspierał w czymś, co nie ma potencjału, czyli czegoś, w co już nie zainwestowałeś energii, wysiłku.
Ja jestem dzieckiem wieśniaków którzy charując do upadłego wyrwali się ze swoich wiosek (w środku pozostając wieśniakami), postrzegających ciężką charówę ponad siły (nie pracę do której dodaje się radość) jako wyznacznik wartości człowieka,
To nie jest wyznacznik wartości ale jak mówiłem – ciężka praca jest niezbędna, by osiągnąć sukces.
Wiesz, że możesz uczyć się więcej. Dlaczego tego nie robisz? Bo pochodzisz z wsi?
Nie, to absolutnie nie ma nic do rzeczy.
Wybierasz X, a nie wybierasz Y z jakichś powodów, których najprawdopodobniej nie jesteś świadomy.
Jakie więc są TWOJE racjonalizacje TWOICH wyborów?
Ty za nie odpowiadasz – zarówno za racjonalizacje jak i wybory.
To samo z muzyką. Nie grasz więcej, nie praktykujsz, bo wierzysz, że potrzebny jest pomysł, bo coś, bo to lub tamto…
A co to ma wspólnego z podejmowaniem się działań? A ilu muzyków jest, którzy nie mieli nikogo, kto by ich wspierał od samego początku?
Już masz solidny warsztat muzyczny? Już potrafisz świetnie grać technicznie? Na to też potrzebny jest pomysł?
wierzących w niemal wszystkie możliwe społeczne mity, wpajających dzieciom że godziwe pieniądze można zarabiać tylko i wyłącznie charując w cięzkiej i nudnej pracy umysłowej,
Czy w to uwierzysz odpowiadasz Ty. A za to, w co wierzą Twoi rodzice odpowiadają oni.
Wiesz, że praca musi być.
Musisz ciężko pracować (ale ciężko pozytywnie jak mówiłem w artykule).
Twoi rodzice chcą dla Ciebie jak najlepiej i przez własne doświadczenia przekazują Ci, że to jaką pracę wykonujesz i z jaką jakością zależy od Ciebie. Nazywają to “umysłem”, czyli jak większość ludzi.
A ja staram się przekazać, że krytyczna jest świadomość, czyli m.in. odpowiednie nastawienie, postawa i to, co dodajemy w pracę.
Umysł bełkocze sam i Cię to w niczym nie ogranicza. Tylko tak żyłeś przez większość życia.
Nie ważne w co wierzą/wierzyli Twoi rodzice, tylko czym TY się TERAZ kierujesz.
i jeżeli nie skończę medycyny/prawa/czegoś inżynierskiego to będę stołował się na śmietniku.
No i co z tego, że tak mówili?
Poza tym akurat to bardzo sensowne rady zaserwowane z ich poziomu świadomości.
Rodzice dają Ci BARDZO rozsądne rady. Tak jak w przypadku Leonarda da Vinciego – on malował obrazy nie dlatego, bo chciał, tylko dlatego, by mieć pieniądze na badania.
Więc Ty wykonaj pracę, by mieć pieniądze i czas na rozwój tego, co jest dla Ciebie ważne.
No ale jeśli pracę będziesz sam traktował jako wyznacznik swojej wartości, a potem na tej podstawie jeszcze zdecydujesz, że nie możesz robić czegoś innego – no to kto robi Cię w jajo?
Odmawiający wsparcia w jakimkolwiek aspekcie nie wiążącym się ze zdobyciem prestiżowego zawodu, bo “z tego chleba nie będzie” – co jest oczywiście powodem aby to olać nawet jeśli jest to dla mnie pasjonujące.
A o jakie wsparcie Ci chodzi? Na jakim Ci zależy?
Dlaczego oczekujesz od nich wsparcia? W kwestii muzyki? A mają w tym wykształcenie, rezultaty? Ile albumów nagrali/wydali Twoi rodzice? Ile koncertów zagrali?
Ja np. nie dostałem wsparcia od moich rodziców w temacie pomocy uzależnionym? I co z tego?
Twoi rodzice mają w sobie stłumiony strach, wstyd, winę, opór, dumę… to więcej, niż oczywiste.
Dlaczego więc wymagasz od nich czegoś, czego nie mogą Ci dać? A i tak nieźle Ci radzą.
Najpierw zajmij się tym, co ważne – zadbaniem o aspekt finansowy. Bo to wiąże się z także z poświęceniem dużej ilości czasu, energii, wysiłku.
Jak się nauczysz odpowiedniego podejścia do nauki/pracy, to będziesz mógł to skopiować do każdego innego obszaru życia.
Pamiętaj – dziecko robi to, co chce. Rodzic/dorosły/dojrzały robi przede wszystkim to, co niezbędne, ważne. I nie musi przy tym ani cierpieć, ani się męczyć.
Bo jedynym celem w życiu człowieka jest zacharowanie się na śmierć.
Nikt Ci nie każe w to wierzyć i tak podchodzić do życia.
Najtańszego sprzętu gitarowego nigdy mi nie kupili, sam musiałem sobie zapracować, a jemu ojciec wydawał albumy.
I co z tego?
Uważasz, że to jakikolwiek powód, by utrzymywać niechęć, a może także winę, gniew, nienawiść odnośnie swoich rodziców?
W ten sposób szkodzisz tylko sam sobie.
I kto powiedział, że to coś dobrego, że rodzice kupiliby Ci sprzęt?
Taką samą pracę nadal i tak masz do włożenia, by się nauczyć grać, by tworzyć, otworzyć się na flow, przepływ. A potem obrobić to technicznie, znaleźć ludzi, wspólnie praktykować, nauczyć się dogatywć, dojrzewać w kwestii wspólnej pracy, czyli pracy w zespole i wiele więcej.
A wyobraź sobie – kogo będa podziwiać setki milionów ludzi?
Gościa, który od zawsze był powiedzmy “chroniony”, czy gościa, który wyszedł z wiochy, nauczył się, praktykował swoją pasję, uczył się do trudnego zawodu, zapierdalał i odniósł w obu obszarach sukcesy?
Za kim pójdą tłumy? Kto ich bardziej zainspiruje?
Mi by majtki spadły! Gdybyś osiągnął sukcesy, kupiłbym wszystkie Twoje książki, albumy, chodził na koncerty (spokojnie, nie rzuciłbym tych majtek na scenę ;), by Cię wspierać.
I miliony ludzi też.
A gostek, któremu np. ojciec dał studio na 18-te urodziny… czego mnie może on nauczyć? Ok, techniki. Ale czy bym go za to podziwiał?
Jaką drogę przebył on? W czym jest inspirujący?
Jakie wnioski Ty wyciągnąłeś? Że Twój tata jest gorszy, że Twoja sytuacja ssie?
Dziwisz mi się że mam problem z wyborem kogo naśladować?
Tak.
Ale wybierasz dumę i opór (tak jak w temacie rodziców i nauki) zamiast spokojne skupienie się na praktyce gry.
Nie wybrałeś celu chętnie. Wybrałeś go z poczucia winy, gniewu, oporu. Dlatego chętnie, radośnie, odważnie nie dążysz do jego realizacji.
Tylko szukasz racjonalizacji utrzymywanych w sobie negatywności poprzez m.in. sabotowanie swoich celów.
Ja od początku wiedziałem że nie chcę być podobny do moich rodziców, więc całe życie starałem się być dokładnie inny niż oni.
Tak. Czyli zamiast dążyć do sukcesu poprzez robienie tego, co niezbędne, by go osiągnąć, Ty dążyłeś, by być inny, niż rodzice…
I paradoksalnie jesteś dokładnie tacy jak oni.
Zaharowujesz się, uzależniasz swoją wartość od pracy, dążysz do tego, by móc im powiedzieć “to przez was jest mi ciężko!”
Dlatego w międzyczasie narobiłem sobie problemów z prawem i ze zdrowiem.
Brawo! Czyli jesteś inny, niż oni! Odniosłeś sukces!
Ale to proste, prawda?
A nie lepiej od początku było wybrać sukces?
Co wybierzesz teraz?
Co wybierzesz za godzinę?
Co wybierzesz za 10 godzin?
Co wybierzesz jutro?
Co wybierzesz za rok i za 10 lat? Co wybierać będziesz każdej sekundy po drodze?
Uważasz, że Twoja przeszłość ma jakiekolwiek znaczenie? Nie ma żadnego. Bo całe nadałeś jej Ty sam.
Dziewczyny także odrzucałem hurtowo (bo same do mnie podchodziły – nie rozumiem dlaczego byłem nielubiany przez chłopaków, a dziewczyny były dla mnie bardzo miłe)między innymi dlatego ze mój ojciec jest strasznym kobieciarzem, stąd też w wieku 8miu lat wpadłem na pomysł że zostanę starym kawalerem, nie byłem z tym szczęśliwy, ale wiedziałem że przynajmniej rodzicom zrobię na złość.
I widzisz jakie to proste?
Więc kiedy zmądrzejesz? Kiedy wybierzesz z pozytywnych intencji? A tak robisz siebie w jajo od lat.
Nic z tego nie masz, tylko kapkę dumy. I co? Dalej tak przez następne 20-30 lat?
Okazuje się jednak że przesada w drugą stronę mi nie służy, ale musiałem znaleźć się na dnie aby zdać sobie z tego sprawę.
Nie musiałeś. Ale najwyraźniej nie było innego sposobu.
Ale ze względu na różnice między mną a Darrelem po prostu nie mogę go naśladować. W mojej sytuacji nie przyniesie to rezultatów.
W jakiej kuźwa sytuacji?
Poza tym dlaczego go lubisz jeśli nie chcesz go naśladować? Znowu chcesz zrobić komuś na złość? Tym razem sobie?
To znajdź kogoś kogo będziesz naśladował i kto nie miał ojca muzyka, a odniósł w tym sukces. Co za problem?
Gdzie tu jest problem, wyjaśnij mi, Stary? Nie rozumiem.
Poza tym naprawdę nie musisz kogoś lubić, by go naśladować przynajmniej w jakichś kwestiach.
Ba! Sportowcy naśladują i kopiują techniki swoich rywali! Czyli ludzi, których w teorii najbardziej powinni nienawidzić.
“Dlaczego ich lubisz? Za co? Czy w obszarach, w których sobie nie radzisz oni sobie dobrze radzili?”(muzyków)
Nie, niemal wszyscy radzili sobie kiepsko w obszarach w których sam sobie nie radzę.
To poszukaj ludzi, któzy sobie w tych obszarach radzą i ich naśladuj w tych obszarach.
Zrób listę PRZYCZYN dotychczasowych problemów, znajdź rozwiązania i je zastosuj.
Ale no tak! Ty przecież nie chcesz używać internetu! I nie ufasz ludziom, którzy odnieśli sukcesy i się tym chwalą!
Poza tym Ty przecież tylko nie chcesz być jak rodzice!
“A czy wiesz jakim człowiekiem Ty jesteś? I skąd pewność, że takim jesteś?”
Nie wiem. Skąd mam wiedzieć jaki jestem?
Przez szczerość, uczciwość i odwagę spojrzenia na swoje intencje, rezultaty – swoje życie.
Ale taki nie jesteś, tylko WIERZYŁEŚ, że taki jesteś i dlatego podejmowałeś takie, a nie inne decyzje.
Z taką samą łatwością z jaką wybrałeś robienie rodzicom na złość i bycie innym, niż oni mogłeś wybrać zapierdalanie, by być najlepszym muzykiem metalowym i jednocześnie nie mieć problemów z alkoholem.
Bo jesteś taki jaki wybierasz być w każdej sekundzie.
I będąc zupełnie szczerym zobaczysz jak wiele korzyści czerpałeś/czerpiesz z poniżania samego siebie. I tak robi miliardy ludzi.
Bo w życiu mamy tylko to, co wybraliśmy sami i z czego mamy korzyści.
Nawet człowiek w największej depresji sam ją utrzymuje, bo ma z tego podświadome korzyści.
Więc kluczem jest zdanie sobie z nich sprawy i ich odpuszczenie.
Bo gdy porzucisz korzyści z trzymania się obecnej sytuacji, w tej samej sekundzie podejmiesz działania, by ją zmienić na lepsze.
Dlaczego w ogóle miałbym dążyć do tego by wiedzieć jakim jestem człowiekiem? Jest możliwe poznanie prawdy na swój temat?
Prawda na Twój temat to to, co sam wybierasz.
Więc jedyną “metodą” jest świadomość tego, co wybierasz i dlaczego.
Prawda odsłoni się sama, gdy odpuścisz to, co ją blokowało.
A to za kogo się uważałeś całe życie jest tym, co utrudnia Ci wszystkie działania, odczuwanie chęci, radości, miłości, odwagi, energii, etc.
“Zapewne przyjebał swojej żonie i/lub dzieciom.”
W autobiografii innego muzyka, który z Metalliki został wyrzucony, nie mającego powodu by pisać o nich cokolwiek pozytywnego przeczytać można że wyrzucili go ponieważ po alkoholu nie potrafił pohamować swojej agresji.
Wow ale jestem mondry…
Wszyscy muzycy tego zespołu pili mnóstwo alkoholu, i mieli problem z kontrolowaniem spożycia, ale żaden z nich oprócz tego wyrzuconego nie bywał po alkoholu agresywny. Co nie znaczy że nie mógł zrobić czegoś bardzo głupiego. Ja po alkoholu nie jestem agresywny, ale bardzo lubię się wygłupiać. W wyniku moich wygłupów uszkodzeniu uległo 8 samochodów. I tak jeden rok zamiast się uczyć musiałem skupić się na naprawianiu szkód.
Więc robiłeś sobie jeszcze dodatkowo problemy i potem musiałeś je rozwiązywać.
Czyli widzisz, że nieświadomie ZAWSZE dążymy do tego, co jest naszą intencją.
Świadomość intencji oraz korzyści z obecnego stanu to rzecz kluczowa do zmiany.
Np. jeśli nie odpuścisz dojenia gorzkiej przyjemności z nienawidzenia rodziców (technicznie, całościowo nazywa się to wybaczeniem), to nie dojdziesz dalej, niż do tej pory.
Podświadomie sabotujesz wszystko na czym im zależy w Twoim przypadku, by dalej robić im na złość, by ich zawieść – czyli by poczuli to, co Ty czujesz podświadomie cały czas – winę, żal, wstyd, gniew. No bo zadbanie o siebie, zarobienie, poradzenie sobie w życiu wiązałoby się z tym, że oni poczuliby się lepiej! A Ty tego nie chcesz! Chcesz, by im było źle z Twojego powodu! Dlatego nie pozwolisz sobie na sukces. No bo to spowodowałoby, że osoby, względem których utrzymujesz urazy uśmiechną się, poczują ulgę, spokój! I to Twoim kosztem! Niedoczekanie!
A na wybaczenie składa się m.in. proces oczyszczenia z tych trucizn emocjonalnych. Gdy się z nich oczyścisz to nie tylko przestaniesz je czuć i podświadomie unikać ale też automatycznie zniknie powód do podświadomego sabotażu, bo już nie będzie Ci zależeć, by inni czuli to samo, co Ty – bo Ty przestałeś to czuć.
Proste, przyjemne, szybkie, skuteczne. Ale samo się nie zrobi.
Technikalia osiągnięcia sukcesu są bardzo proste.
Ustalasz cel i intencję dla niego.
Negatywne intencje typu “by inni zazdrościli/podziwiali” zazwyczaj utrudniają cały proces i prowadzą do rozczarowania nawet po osiągnięciu sukcesu.
Dobrze, by cel dało się zrealizować w tym życiu. Czyli np. cel, by zostać tancerzem baletowym w wieku 30 lat raczej się nie ziści (mogę się mylić).
Ale większość celów można zrealizować lub nieco je zmodyfikować, by były możliwe do osiągnięcia.
Słowem – cel musi być rozsądny. I zawsze powinien wiązać się z odczuwaniem mniejszego lub większego dyskomfortu.
Znajdujemy ludzi, którzy ten cel osiągnęli.
Czyli:
1. Edukujemy się na temat drogi prowadzącej do tego celu – m.in. jakie umiejętności są niezbędne, jakie działania, narzędzia, etc. Najlepiej od ludzi, którzy ten sukces osiągnęli/zrealizowali ten cel.
2. Szukamy jak to zdobyć/nauczyć się/wdrożyć i gdzie. Zapisujemy się tam, itd.
3. Rozpisujemy kroki niezbędne do osiągnięcia zaplanowanego celu.
4. Zaczynamy je uczciwie realizować.
5. Po drodze oczyszczamy się z ujawnianych negatywności – emocji, oporu, negatywnych postaw i przekonań, które korygujemy.
6. Uczciwie rozliczamy się z postępów i rezultatów. Dokonujemy ewentualnych niezbędnych korekt, zarówno w działaniach jak i kierunku, czyli intencji.
7. Pracujemy mądrze – organizujemy czas na pracę (większość) ale też na odpoczynek, na codzienne życie, na zabawę i przyjemności, relacje z innymi.
Zresztą wszystko podaję w Module 2 Zaprawy.
Więc – mówisz, że się uczysz ale za mało.
Ale nic nie mówisz o intencji, o Twoim nastawieniu do tego, o Twoich postawach.
Nie mówisz o tym, co czujesz. Skoro już teraz wiesz, że uczysz się za mało i/lub mógłbyś więcej, to już możesz dokonać korekt i oczyszczenia. Zmienić intencję z odkładania nauki, przesuwania, ograniczania, bo czujesz opór. Uwolnij opór, skoryguj postawę i do roboty! Zobacz co robisz zamiast akceptowania emocji i oporu, mierzenia się z nimi i ich uwalniania.
Możesz dodatkowo zacząć się nagradzać czymś małym, acz przyjemnym po osiągnięciu mini-sukcesów (np. super nauce przez 12 godzin jednego dnia). Dawaj sobie coś miłego, doceniaj się, dziękuj sobie. Planuj więc każdego dnia ile będziesz się uczył i po zrealizowaniu planu dawaj/sprawiaj sobie coś miłego.
Sam traktuj się tak jak chciałeś być traktowany przez rodziców. A im wybacz – to też niezbędny element osiągania sukcesów. Jeśli utkniemy w przeszłości, to ją powtórzymy. A w przeszłości nie ma sukcesów.
Wiesz, także dużo prościej Ci będzie każdego dnia spojrzeć na kartkę i przeczytać – “Ok, to dzisiaj się uczę tematu ABC, co stanowi 3% niezbędnej całości na ten miesiąc”. W ten sposób zawsze będziesz wiedział gdzie jesteś, co już zrobiłeś i ile jeszcze zostało. W ten sposób też zawsze będziesz wiedział czego jeszcze nie umiesz, a co jest niezbędne, czy/ile masz czasu na inne rzeczy.
Nigdy nie będzie niepewności, ani poczucia zagubienia, nic Cię nie zaskoczy.
A podejście – “muszę się dużo uczyć” prowadzić będzie do podświadomego opierania się, pojawi się wątpienie, sabotowanie się.
Jak wszystko zaplanujesz i będziesz to uczciwie realizował, to naprawdę bardzo trudno o faila.
“Dalej nie odpowiedziałeś na pytanie “co to znaczy mieć pomysł”. Skąd ten pomysł ma się wziąć? Z umysłu?”
Źle się wyraziłem. Chodziło mi o wizję. Na pewno nie z umysłu. Możliwe że z doświadczenia bo muzyk, a raczej jego twórczość jest wypadkową tego co w życiu usłyszał. I tak po 15 latach częstego, nałogowego słuchania heavy metalu teksty i wizje piosenek heavy metalowych same do mnie przychodzą. Nie miałem nigdy ani jednej wizji piosenki mogącej w jakikolwiek inny sposób mieścić się w ramach innego gatunku.
“Także z innymi ludźmi.” (odnośnie grania muzyki)
Tu jest gorzej. Ludzie ogólnie mnie nie lubią, i nie chcą robić ze mną czegokolwiek, wliczając w to granie muzyki.
“I co wyczułeś?”(odnośnie wywiadów)
Osobowość.
“I co stoi na przeszkodzie, byś naśladował go pod względem muzycznym?”
Akurat pod tym względem staram się go naśladować.
“Wiesz, że możesz uczyć się więcej. Dlaczego tego nie robisz? Bo pochodzisz z wsi?”
Ależ ja nie pisałem że pochodzę ze wsi. Pisałem już powyżej, że moi rodzice powyprowadzali się z miejsc swojego pochodzenia. Ja urodziłem się w dużym mieście, i w dużym mieście żyję. To nie ma nic do rzeczy. Ale oni wzięli swoje negatywności ze sobą – i mnie nimi ochoczo i bezrefleksyjnie obdarowali.
“A gostek, któremu np. ojciec dał studio na 18-te urodziny… czego mnie może on nauczyć? Ok, techniki. Ale czy bym go za to podziwiał?
Jaką drogę przebył on? W czym jest inspirujący?”
Ten gostek jest jednym z najwybitniejszych gitarzystów metalowych wszech czasów. A może nawet i wśród wszystkich gitarzystów – nie tylko heavy metalowych. Ten człowiek jest legendą. Niestety już nie żywą. Zmarł zastrzelony na scenie w trakcie koncertu, będąc oczywiście pochłoniętym grą. Był gitarzystą najwybitniejszego zespołu lat 90tych. Zespołu który do dziś stanowi największą inspirację dla niemal wszystkich amerykańskich zespołów grających nowoczesny metal. Koleś na kacu komponował lepsze riffy, niż jego “konkurenci” w stanach największej wydajności i koncentracji. Nie mówiąc o tym że potrafił pić i grać najbardziej skomplikowane solówki jednocześnie – co jest udokumentowane w postaci licznych filmów na YouTubie. Człowieku, ja go nawet nie zamierzam przebijać, bo celem tworzenia muzyki jest w moim przypadku fascynacja heavy metalem, a nie chęć dowartościowania się i udowodnienia sobie że jestem od niego lepszy. To jego muzyka zainspirowała mnie do tego bym zaczął grać.
“No ale jeśli pracę będziesz sam traktował jako wyznacznik swojej wartości, a potem na tej podstawie jeszcze zdecydujesz, że nie możesz robić czegoś innego”
Ja tego nie podchwyciłem, nigdy nie traktowałem pracy jako wyznacznika mojej wartości. Pisałem Ci już kiedyś że w przeszłości za wyznacznik swojej wartości uważałem bicie kolegów – wtedy czułem że jestem “męski” (teraz uważam że nie ma czegoś takiego), silny i wartościowy. Co ma związek z inną historią którą również opisałem pod innym artykułem. Niestety nikt nie powiedział mi że nic z zewnątrz nie ma wpływu na moją wartość, i że nie jestem lepszy ani gorszy od nikogo. Sam też na to nie wpadłem. Jesteś pierwszą osobą którą spotkałem (nie wiem czy to dobre słowo, bo tylko w internecie) głoszącą cokolwiek takiego. Ja po prostu widziałem dysonans między tym co mówili mi rodzice, a tym czego uczyli mnie dziadkowie z którymi często mnie zostawiano. Jako że etosy “samca alfa”, “bad boya”, i inne kretynizmy które nawet nie istnieją w rzeczywistości, były dla mnie dużo bardziej atrakcyjne, od etosu zaharowywującego się na śmierć pracoholika (a to co widziałem np. na filmach tylko potwierdzało że to “lepsza” droga) – wybrałem kierowanie się opinią w gruncie rzeczy prymitywniejszych i bardziej negatywnych dziadków niż rodziców.
“Zaharowujesz się, uzależniasz swoją wartość od pracy, dążysz do tego, by móc im powiedzieć “to przez was jest mi ciężko!””
Nie zaharowuje się, ale robię inne szkodliwe rzeczy. I faktycznie już wielokrotnie wyrzucałem rodzicom, że to przez nich mam takie życie jakie mam. Wiem że to nie prawda.
“Czyli jesteś inny, niż oni! Odniosłeś sukces!”
Paradoksalne jest to że kiedy osiągnąłem to co chciałem osiągnąć w dzieciństwie doszedłem do wniosku że zniszczyłem sobie życie.
“Nie musiałeś. Ale najwyraźniej nie było innego sposobu.”
Gdybym odnosił sukcesy z tym podejściem do życia jakie miałem, to nie przyszłoby mi do głowy że cokolwiek robię źle, wydawałoby mi się że jestem nieomylny, i nie próbowałbym zmieniać swojego życia w żaden sposób, uważając się za nie wiadomo kogo. Z resztą zanim rzuciłem imprezowy styl życia ze względu na zdrowie, myślałem, że żyję pełnią życia, wydawało mi się że jestem szczęśliwy, a ludzi którym imprezy, alkohol i adrenalina nie wystarczały uważałem za “cioty”, ewentualnie “frajerów”. A ja nie miałem przy tym nawet jednej koleżanki, nie mówiąc o partnerkach. Do kobiet podchodziłem na ulicy tylko po to by sępić od nich kasę, co paradoksalnie wychodziło, bo dobrze wyglądam, i z zewnątrz jestem zadbany. Czasem przytuliłem w nagrodę – i tyle. Ale mi się wydawało że to jest dobrze, bo nie dość że nie musiałem “tracić czasu na kobiety”, to do tego było więcej pieniędzy na alkohol. W środku nie byłem szczęśliwy, ale zagłuszałem to używkami i adrenaliną, którą uważałem za sens swojego życia. Jakbym nie sięgnął dna, to dalej żyłbym tak jak wtedy.
“Przez szczerość, uczciwość i odwagę spojrzenia na swoje intencje, rezultaty – swoje życie.”
Na tej podstawie mogę stwierdzić że jestem nieudacznikiem – nie zamierzam sam sobie aż tak dosrywać, i staram się ignorować takie same myśli o innych ludziach. Ale, jestem osobą która totalnie nie wie jak żyć.
“Bo w życiu mamy tylko to, co wybraliśmy sami i z czego mamy korzyści.
Nawet człowiek w największej depresji sam ją utrzymuje, bo ma z tego podświadome korzyści.”
Właśnie to jest to co chyba najtrudniej jest sobie uświadomić. Trudno jest mi zrozumieć samego siebie, i dostrzec korzyści z mojego szkodliwego postępowania. Możesz podać przykłady tego typu korzyści?
“Wow ale jestem mondry…”
Po co ten sarkazm? Piszesz, aby nie oceniać siebie i innych, a sam z jakiegoś powodu “zgadłeś”, że niby Hetfield pobił żonę. Skąd ta myśl? Jak na to wpadłeś? Ja przeczytałem kilka różnych biografii Metalliki, także obejrzałem wiele materiałów o tym zespole z których jasno wynika że muzycy Metalliki nie są pozbawieni wad – ale nie są to osoby agresywne. Co wcale nie znaczy że uważam się za mądrego. Co to ma do rzeczy? Jakbym się uważał za takowego to nie szukałbym pomocy na zewnątrz. A biografie czytałem w odległej przeszłości. Skąd miałbym czerpać informacje o ludziach którzy odnieśli sukcesy w dziedzinach w których ja również chcę odnieść, jeśli nie z biografii?
“Świadomość intencji oraz korzyści z obecnego stanu to rzecz kluczowa do zmiany.
Np. jeśli nie odpuścisz dojenia gorzkiej przyjemności z nienawidzenia rodziców (technicznie, całościowo nazywa się to wybaczeniem), to nie dojdziesz dalej, niż do tej pory.”
Ja to już częściowo im wybaczyłem. Częściowo, ponieważ negatywne myśli o moich rodzicach wracają. Staram się je ignorować i uwalniać emocje. Ale nie zawsze mi to wychodzi. Zdarza mi się, że czasami posłucham myśli. Dużo tego jest do uwolnienia.
“Dalej nie odpowiedziałeś na pytanie “co to znaczy mieć pomysł”. Skąd ten pomysł ma się wziąć? Z umysłu?”
Źle się wyraziłem. Chodziło mi o wizję. Na pewno nie z umysłu. Możliwe że z doświadczenia bo muzyk, a raczej jego twórczość jest wypadkową tego co w życiu usłyszał. I tak po 15 latach częstego, nałogowego słuchania heavy metalu teksty i wizje piosenek heavy metalowych same do mnie przychodzą. Nie miałem nigdy ani jednej wizji piosenki mogącej w jakikolwiek inny sposób mieścić się w ramach innego gatunku.
I sądzisz dlaczego?
A kto broni Ci teraz zacząć słuchać pięciu-dziesięciu innych, nowych gatunków muzyki? Jazzu, popu, muzyki klasycznej, etc.?
A “wizje przychodzą same”, bo umysł myśli sam. I nie może wymyślić nic nowego, powtarza tylko to, co już usłyszał.
Tym samym żadna inspiracja innym typem muzyki się nie pojawi, dopóki nie zaczniesz grać nowej muzyki.
Bo energia podąża ZA działaniem, a nie przed.
Najpierw zaczynasz coś robić, W TRAKCIE odpuszczasz przed tym opór, zaczynasz dodawać radość i wtedy doświadczenie rozkwita.
“Także z innymi ludźmi.” (odnośnie grania muzyki)
Tu jest gorzej. Ludzie ogólnie mnie nie lubią, i nie chcą robić ze mną czegokolwiek, wliczając w to granie muzyki.
Bo Ty nie lubisz ludzi, ani siebie.
Zacznij od zmiany swojego nastawienia do siebie i do innych ludzi.
W innym komentarzu napisałeś, że nosisz przy sobie nóż i kij. Inni ludzie to podświadomie wyczuwają. Naprawdę ja też nie chciałbym się znać z gościem, który tak podchodzi do świata, że nosi przy sobie broń.
Oczyść się z syfu, który nosisz w sobie, zmień intencje.
“I co wyczułeś?”(odnośnie wywiadów)
Osobowość.
A konkretniej?
Mam Cię ciągnąć za język?
A Ty sądzisz, że nie masz osobowości? Myślisz, że od niej cokolwiek zależy? Nie.
To tylko mentalny konstrukt. A to, co ważne to intencja i to, co inwestujemy w działanie.
Nie wyczułeś żadnej osobowości.
Twój umysł racjonalizuje tylko Twój opór, wstyd, żal, strach, gniew.
Każdy człowiek ma osobowość.
Uznałeś, że on ma coś, czego Ty nie masz i na tej podstawie racjonalizujesz brak własnych starań i ich korekt.
“Wiesz, że możesz uczyć się więcej. Dlaczego tego nie robisz? Bo pochodzisz z wsi?”
Ależ ja nie pisałem że pochodzę ze wsi. Pisałem już powyżej, że moi rodzice powyprowadzali się z miejsc swojego pochodzenia. Ja urodziłem się w dużym mieście, i w dużym mieście żyję. To nie ma nic do rzeczy. Ale oni wzięli swoje negatywności ze sobą – i mnie nimi ochoczo i bezrefleksyjnie obdarowali.
A to z kolei ma dużo do rzeczy?
To też nie ma nic do rzeczy. Możesz z tego zrezygnować w każdej chwili.
“A gostek, któremu np. ojciec dał studio na 18-te urodziny… czego mnie może on nauczyć? Ok, techniki. Ale czy bym go za to podziwiał?
Jaką drogę przebył on? W czym jest inspirujący?”
Ten gostek jest jednym z najwybitniejszych gitarzystów metalowych wszech czasów. A może nawet i wśród wszystkich gitarzystów – nie tylko heavy metalowych. Ten człowiek jest legendą.
A ja się pytam o konkrety, bo tym bardziej są ważne.
Czy on słuchał tylko heavy metalu? Pewnie nie.
Pytam jak wyglądała jego praktyka – ile ćwiczył, jak, z kim, etc.
Ponadto – “gostek był jednym z najwybitniejszych gitarzystów”… co to w ogóle oznacza?
GOSTEK TRENOWAŁ I ROBIŁ TO, CO NIEZBĘDNE, BY TAKIM SIĘ STAĆ. A nie nagle magicznie się stał lub się taki urodził.
Niestety już nie żywą. Zmarł zastrzelony na scenie w trakcie koncertu, będąc oczywiście pochłoniętym grą. Był gitarzystą najwybitniejszego zespołu lat 90tych. Zespołu który do dziś stanowi największą inspirację dla niemal wszystkich amerykańskich zespołów grających nowoczesny metal.
Co to znaczy, że “stanowi inspirację”?
Co mnie obchodzą inni?
Mówimy o Tobie.
Sprawdź co robią to “niemal wszystkie amerykańskie zespoły”, a czego nie robisz Ty i dokonaj korekt.
Bo skoro te zespoły istnieją i o nich słyszałeś, a oni o Tobie nie słyszeli, to znaczy, że są jakieś różnice.
Koleś na kacu komponował lepsze riffy, niż jego “konkurenci” w stanach największej wydajności i koncentracji. Nie mówiąc o tym że potrafił pić i grać najbardziej skomplikowane solówki jednocześnie – co jest udokumentowane w postaci licznych filmów na YouTubie. Człowieku, ja go nawet nie zamierzam przebijać, bo celem tworzenia muzyki jest w moim przypadku fascynacja heavy metalem, a nie chęć dowartościowania się i udowodnienia sobie że jestem od niego lepszy. To jego muzyka zainspirowała mnie do tego bym zaczął grać.
Nie mówimy o dowartościowywaniu się, ani przebijaniu kogokolwiek.
Mówimy o tym, byś zaczął robić to, co niezbędne, by osiągnąć jakiś ustalony cel, rezultat. TWÓJ cel.
A tego nadal nie ma.
Mówimy o tym, by znaleźć odpowiednie kroki, które są niezbędne i wystarczające, by ten rezultat osiągnąć.
A Ty robisz wszystko, byle tylko nie zająć się czymś konkretnym.
Co mnie obchodzi jaką to ktoś jest legendą?
Jeśli chcę nauczyć się rzeźbienia w drewnie, to mam gdzieś jaką to ktoś jest w tym legendą. Mnie interesuje jak ta osoba zaczynała, co robiła, jak praktykowała, jakich narzędzi używała, etc.
KONKRETY.
Które mogę przełożyć na swoją praktykę rzeźbienia w drewnie.
Nie od razu stanę się legendą rzeźbienia w drewnie. Ale dopóki nie zacznę to nie będę nawet amatorem.
I jeśli będę rzeźbił tylko wiewiórki, to też raczej daleko nie zajdę. Mogę być legendą rzeźbienia wiewiórek ale to ograniczanie samego siebie.
Ponadto, gdybym zaczął rzeźbić również borsuki, już mógłbym połączyć wiewiórki i borsuki i np. robić z tego jakieś sceny w drewnie.
“No ale jeśli pracę będziesz sam traktował jako wyznacznik swojej wartości, a potem na tej podstawie jeszcze zdecydujesz, że nie możesz robić czegoś innego”
Ja tego nie podchwyciłem, nigdy nie traktowałem pracy jako wyznacznika mojej wartości. Pisałem Ci już kiedyś że w przeszłości za wyznacznik swojej wartości uważałem bicie kolegów
Nie ma różnicy od czego uzależniłeś swoją wartość.
Chodzi o to, że swoją wartość w ogóle od czegoś uzależniasz.
Co jest po prostu kontynuacją negatywnego, bzdurnego programowania. I robisz to na własne życzenie.
A prawdziwy powód niskiego poczucia własnej wartości nadal istnieje i będzie istniał.
– wtedy czułem że jestem “męski” (teraz uważam że nie ma czegoś takiego), silny i wartościowy.
A co teraz czujesz?
Co ma związek z inną historią którą również opisałem pod innym artykułem. Niestety nikt nie powiedział mi że nic z zewnątrz nie ma wpływu na moją wartość, i że nie jestem lepszy ani gorszy od nikogo.
Ale już to się zmieniło.
Pytanie – co dalej? Co teraz?
Sam też na to nie wpadłem.
Naturalnie.
Bo umysł nie wymyśli niczego nowego.
Powtarza tylko w kółko to, czym został zaprogramowany.
Niestety Ty uważałeś, że jesteś umysłem i że Ty myślisz.
Jesteś pierwszą osobą którą spotkałem (nie wiem czy to dobre słowo, bo tylko w internecie) głoszącą cokolwiek takiego.
Ja tego nie głoszę, tylko przedstawiam FAKT, który banalnie można sprawdzić.
Wystarczy oczyścić się z warunków na swoją wartość (których sami się trzymamy). I nagle, “magicznie” poczujemy swoją wartość.
Bo jeśli całe życie miałeś katar i nigdy się z niego nie uleczyłeś, to też każdy by sądził, że naszym smutnym losem jest to, że nie czujemy żadnych zapachów.
Ale po jego oczyszczeniu zaczniesz czuć wszystkie zapachy bez wysiłku.
A poza tym – pomyślmy – dlaczego ludzka wartość miałaby ulegać zmianie? Bo ktoś popełnił błędy? Bo ktoś nie potrafił lepiej?
A co z programowaniem, któremu ulegamy nieświadomie? Co z naturą umysłu, który nie może wymyślić niczego, nie zna rzeczywistości, ani nie może zbadać żadnego faktu, nie może odróżnić prawdy od fałszu?
Co z niewinnością ludzkiej świadomości, którą wszystkim można zaprogramować (wliczając, że nie mamy wartości i/lub zależy ona od czegoś)?
Jeśli już ktoś chce dokonywać tak wulgarnych osądów na temat wartości życia, to może z łaski swojej niech najpierw pozna wszystkie fakty.
Ja po prostu widziałem dysonans między tym co mówili mi rodzice, a tym czego uczyli mnie dziadkowie z którymi często mnie zostawiano. Jako że etosy “samca alfa”, “bad boya”, i inne kretynizmy które nawet nie istnieją w rzeczywistości, były dla mnie dużo bardziej atrakcyjne, od etosu zaharowującego się na śmierć pracoholika (a to co widziałem np. na filmach tylko potwierdzało że to “lepsza” droga) – wybrałem kierowanie się opinią w gruncie rzeczy prymitywniejszych i bardziej negatywnych dziadków niż rodziców.
Widzisz więc, że szukałeś w bardzo ograniczonym paradygmacie opcji.
Bo ludzie w niskiej świadomości naprawdę mocno się wysilają, by jakoś w tym ciasnym, dusznym obszarze mentalnym jakoś sobie poradzić.
Ale nie wychodzą poza niego.
A w nim nie ma, nigdy nie było i nigdy nie będzie nic nowego, niż do tej pory.
Zamiast brać ten cały bagaż negatywności ze sobą i starać się coś ugrać, tym bardziej ZABRAĆ ze świata, można go ten cały syf zostawić i żyć pozytywnie – dawać światu to co pozytywne, czego potrzebuje/chce.
Czy np. trzymanie uraz do kogokolwiek coś Ci kiedykolwiek dało? Nie. No to po co się dalej tego trzymać?
Przez to tylko jest ze wszystkim dużo trudniej w życiu.
“Zaharowujesz się, uzależniasz swoją wartość od pracy, dążysz do tego, by móc im powiedzieć “to przez was jest mi ciężko!””
Nie zaharowuje się, ale robię inne szkodliwe rzeczy.
Nie ma różnicy.
Robisz COŚ negatywnego. I to COŚ ma intencję ucieczki od negatywności, które możesz uwolnić.
I faktycznie już wielokrotnie wyrzucałem rodzicom, że to przez nich mam takie życie jakie mam. Wiem że to nie prawda.
“Wiem”, a “jestem” to dwa różne światy.
To, że “wiesz”, że po zwymiotowaniu będzie Ci lepiej nie oznacza, że zwymiotowałeś, czyli oczyściłeś się z trucizny.
Zwymiotować nadal trzeba.
Tym samym konieczne są do przeżycia i uwolnienia emocje winy, gniewu, żalu, wstydu, oporu, dumy.
Bo program to program. Prawdziwym źródłem kłopotów są emocje.
Jak zmienisz przekonanie, a nie uwolnisz emocji, to umysł znajdzie dla tych emocji inną racjonalizację. I nic się nie zmieni.
No bo skoro wiesz, że nie przez rodziców masz takie życie, no to kolejnym celem do projekcji winy i gniewu będziesz Ty sam.
Słowem – zaczniesz obwiniać siebie.
“Czyli jesteś inny, niż oni! Odniosłeś sukces!”
Paradoksalne jest to że kiedy osiągnąłem to co chciałem osiągnąć w dzieciństwie doszedłem do wniosku że zniszczyłem sobie życie.
Dlaczego paradoksalnie?
Przecież to było spodziewane. Wręcz oczywiste.
Nie Ty tego chciałeś, tylko Twój umysł kontynuujący negatywne programowanie. Umysł szukał racjonalizacji do utrzymywanych emocji i przekonań.
Twoją intencją nie było nic pozytywnego, tylko negatywnego. Dlatego i rezultaty były negatywne.
To, że robiłeś coś, co rzekomo chciałeś nagle zmienia rzeczywistość i tylko dlatego, że TY czegoś CHCESZ oznacza, że będzie dobrze?
A co z uzależnionymi? Przecież oni perfekcyjnie pokazują, że to co uważają za dobre wcale takie nie jest. I gdy przychodzą konsekwencje, jest źle.
To czego chcemy z poziomu dziecka zazwyczaj prowadzi do problemów w dorosłym życiu.
W dorosłym życiu jesteśmy odpowiedzialni za swoje wybory i dążenia oraz za środki użyte do ich osiągnięcia.
To, że coś WYDAJE się nam jakieś to nasz problem. Rzeczywistość jest jaka jest.
To, że wydaje Ci się, że pieprz jest słodki, po jego zjedzeniu radykalnie doświadczysz rzeczywistości. Nagle okaże się, że Twoje przekonanie było fałszem.
Tak jest ze wszystkim.
“Nie musiałeś. Ale najwyraźniej nie było innego sposobu.”
Gdybym odnosił sukcesy z tym podejściem do życia jakie miałem, to nie przyszłoby mi do głowy że cokolwiek robię źle, wydawałoby mi się że jestem nieomylny, i nie próbowałbym zmieniać swojego życia w żaden sposób, uważając się za nie wiadomo kogo.
Od tego jest ból, od tego jest wyciąganie wniosków.
Nikt nie jest nieomylny.
Ludzie sukcesu nauczają, by nie bać się błędów, nie dążyć do nich, tylko do sukcesów i być przygotowanym na porażki.
Ale też odważnie i uczciwie rozliczać się z własnych działań, rezultatów, dokonywać korekt, cały czas się kształcić i więcej.
Nikt nie osiągnął sukcesu za pierwszym razem, pierwszą próbą.
Nawet ten koleś przecież nie tylko siedział na tyłku i grał, grał, grał 24/7.
Załatwiał mnóstwo innych spraw. W trakcie praktyki popełniał błędy, pewnie dziesiątki tysięcy, jeśli nie setki tysięcy.
Ale robił TO CO NIEZBĘDNE, czyli żył z poziomu dorosłego, nie dziecka.
Mógł realizować to, co pragnął jako dziecko ale robił to jako dorosły. Czyli nie robił tego, co chciał, ani co mu się wydawało dobre ale to, co NIEZBĘDNE, by stać się doskonałym gitarzystą.
Jeśli w trakcie widział, że może sobie pozwolić wypić piwko lub 10, pił je. Bo to nie ograniczało jego treningu.
Ale jeśli Ty widzisz, że Tobie picie piwa w trakcie gry szkodzi, no to masz wybór – albo pić, bo z poziomu dziecka chcesz pić, albo nie pić, bo dorosły w Tobie widzi, że to przeszkadza w osiągnięciu rezultatu, na którym Ci zależy.
Z resztą zanim rzuciłem imprezowy styl życia ze względu na zdrowie, myślałem, że żyję pełnią życia, wydawało mi się że jestem szczęśliwy, a ludzi którym imprezy, alkohol i adrenalina nie wystarczały uważałem za “cioty”, ewentualnie “frajerów”.
No i dostałeś lekcję, że takie podejście nie jest właściwe.
A teraz pora na dokonanie korekt.
Tylko – jaki ma być rezultat końcowy? Bo jeśli nie wiesz dokąd chcesz dojechać, jak masz wiedzieć, w jakim kierunku skręcić?
A ja nie miałem przy tym nawet jednej koleżanki, nie mówiąc o partnerkach.
Bo życie – rzeczywistość, to rzeczywistość. A to, co nam się wydaje, to coś, co tylko się nam wydaje.
Więc aby dostrzec, że to co robimy nie daje nam tego, czego naprawdę chcemy, trzeba porzucić dumę.
Do kobiet podchodziłem na ulicy tylko po to by sępić od nich kasę, co paradoksalnie wychodziło, bo dobrze wyglądam, i z zewnątrz jestem zadbany. Czasem przytuliłem w nagrodę – i tyle. Ale mi się wydawało że to jest dobrze, bo nie dość że nie musiałem “tracić czasu na kobiety”, to do tego było więcej pieniędzy na alkohol. W środku nie byłem szczęśliwy, ale zagłuszałem to używkami i adrenaliną, którą uważałem za sens swojego życia. Jakbym nie sięgnął dna, to dalej żyłbym tak jak wtedy.
Od tego jest właśnie ten mechanizm “sięgnięcia dna”.
Mnóstwo ludzi zmieniło swoje życie diametralnie i zaczęli żyć mądrze, dojrzale i bardzo przyjemnie ale dopiero po osiągnięciu dna.
Bo dopiero ból zmusza do zaprzestania wypierania rzeczywistości. Do wyjścia z umysłu. Do zaczęcia robienia tego, co niezbędne, ważne.
“Przez szczerość, uczciwość i odwagę spojrzenia na swoje intencje, rezultaty – swoje życie.”
Na tej podstawie mogę stwierdzić że jestem nieudacznikiem
Naprawdę? To wszystko co wymyśliłeś?
JESTEŚ nieudacznikiem…
I co? Koniec? Tyle?
Jesteś nieudacznikiem i już?
A może Twoje życie nie mówi Ci nic o Tobie, tylko o Twoich wyborach?
A Twoje wybory wynikały z tego za kogo się UWAŻAŁEŚ, czyli co nie miało nic wspólnego z rzeczywistością – z tym, kim/czym jesteś naprawdę?
Przecież obaj wiemy, że za nieudacznika uważałeś się od lat. I podświadomie dążyłeś do tego, by sobie to przekonanie udowodnić.
Możesz uwierzyć we wszystko, możesz kierować się wszystkim. Możesz utożsamić i identyfikować się z każdym przekonaniem…
A skoro robiłeś to z negatywnymi przekonaniami i postawami, to dlaczego nie skorygować by tego na pozytywne?
Dlaczego znowu wybierasz coś negatywnego?
Przeszłość ma Cię uczyć. Spójrz na to czym zostałeś zaprogramowany, w tym na temat emocji. Ile emocji i oporu w sobie nosiłeś.
Przypomnij sobie informacje o naturze umysłu, podświadomości, intencji.
Przypomnij sobie jakimi intencjami się kierowałeś i dlaczego.
Przypomnij sobie, że człowiek w swojej naturze jest niewinny.
Weź pod uwagę WSZYSTKIE FAKTY. A przynajmniej krytycznie ważne, których nie wziąłeś pod uwagę nigdy wcześniej.
I na tej podstawie – naprawdę jesteś nieudacznikiem?
A przecież to przekonanie też skądś wziąłeś – nim też zostałeś zaprogramowany.
To wcale nie Twój wniosek! Gdzieś to przeczytałeś lub od kogoś usłyszałeś. I umysł tylko to dobrał, by jako racjonalizację winy, wstydu, oporu, żalu, gniewu.
To zwykła, ordynarna projekcja, a nie żaden wniosek. To zwykły mentalny bełkot, a nie rozsądny rezultat użycia analitycznej części umysłu.
To, co robiłeś wynikało z tego za kogo się postrzegałeś. To wszystko.
Dodatkowo wierzyłeś, że to co robisz kształtuje Ciebie. Ale jest odwrotnie!
To co robisz wynika z tego, za kogo się uważasz. Jeśli więc pomylisz się i sądzisz odwrotnie, no to oczywiście, że to co robisz i co osiągniesz tylko potwierdzi to, co sądzisz na swój temat.
To tak jakby malować obraz tylko zieloną farbą i na tej podstawie twierdzić, że masz tylko zieloną farbę…
No ale jest odwrotnie! NAJPIERW wybierasz kolor farby, a następnie nanosisz go na płótno.
To jakiego koloru farba znajdzie się na płótnie to rezultat tego jaki kolor wybrałeś. Nie odwrotnie.
– nie zamierzam sam sobie aż tak dosrywać,
Właśnie po raz kolejny sobie dosrałeś…
i staram się ignorować takie same myśli o innych ludziach. Ale, jestem osobą która totalnie nie wie jak żyć.
Dlatego mówię, by znaleźć ludzi, którzy żyją tak jakbyś chciał i zaczął ich naśladować.
Jak więc CHCIAŁBYŚ żyć? Bo dopóki tego nie WYBIERZESZ, no to nie znajdziesz ludzi, których mógłbyś naśladować.
NAPISZ TO.
Opisz Twój idealny dzień.
Opisz Twój dzień, w którym załatwiasz różne obowiązki i jakbyś się chciał wtedy czuć.
Opisz Twój typowy dzień w pracy.
Opisz dzień, który poświęcasz na szlifowanie warsztatu muzycznego.
Co czujesz już na samą myśl, by WYBRAĆ jak chcesz żyć? Opór? Żal? Poczucie, że to bez sensu? Że nie zasługujesz? Że i tak nic nie zmienisz czy nic z tego nie będzie?
Nie wypieraj żadnych z tych myśli i uczuć. Bo to właśnie trucizny, od których uciekałeś zamiast zadbać o siebie i swoje życie.
“Bo w życiu mamy tylko to, co wybraliśmy sami i z czego mamy korzyści.
Nawet człowiek w największej depresji sam ją utrzymuje, bo ma z tego podświadome korzyści.”
Właśnie to jest to co chyba najtrudniej jest sobie uświadomić. Trudno jest mi zrozumieć samego siebie, i dostrzec korzyści z mojego szkodliwego postępowania. Możesz podać przykłady tego typu korzyści?
Pewnie – użalanie się i brak podejmowania działań.
Traktowanie siebie jako ofiarę czy nieudacznika, by móc się użalać, obwiniać, wstydzić i nic nie skorygować.
Trzymanie się jakiejkolwiek negatywności to po prostu prymitywny egoizm.
Słowem – korzyścią z użalania czy obwiniania jest samo użalanie i obwinianie.
Korzyścią ze szkodliwego postępowania jest szkodliwe postępowanie. Dodatkowo możesz tym racjonalizować podświadomą winę, wstyd, gniew, opór.
Musisz więc ŚWIADOMIE WYBRAĆ, by zrealizować COŚ i zmierzyć się z tym, co pojawi się PO DRODZE.
Czyli tak jak z graniem innych stylów muzyki – najpierw zacznij to robić.
Wszystkie blokady się ujawnią automatycznie, które ograniczały sukces.
I wtedy dostrzeżesz korzyści – zamiast np. odpuścić winę, dostrzeżesz, że umysł będzie Cię zachęcał, by zająć się czymś innym, niż np. granie flamenco. I gdy wybierzesz to coś innego, za jakiś czas umysł użyje tego, by znowu Ci dosrać, że nic nie zmieniłeś.
“Wow ale jestem mondry…”
Po co ten sarkazm? Piszesz, aby nie oceniać siebie i innych, a sam z jakiegoś powodu “zgadłeś”, że niby Hetfield pobił żonę. Skąd ta myśl? Jak na to wpadłeś?
Nikogo nie oceniam.
“Zgadłem stąd”, że nikt nie zapisuje się na odwyk, a szczególnie sławna postać, bo sobie raz wypiła za dużo.
Ze swojego doświadczenia wiesz (a ja wiem z doświadczenia setek innych ludzi + to, co jeszcze czytałem o bardzo wielu znanych ludziach), że decydują się na poważną zmianę dopiero, gdy doszło do poważnej sytuacji. Być może bardzo poważnej.
Ile Ty oglądasz porno? Ile lat piłeś alkohol? Ile lat brałeś narkotyki? Dlaczego przestałeś i/lub zacząłeś dążyć do zmiany?
Bo doszedłeś do logicznego wniosku, że warto przestać i zacząć dbać o siebie? Czy gdy zrobiłeś coś bardzo szkodliwego dla siebie/kogoś?
Poza tym – grają metal. Wiesz jak się kalibruje. Więc automatycznie wiesz jakie jakości noszą w sobie.
Czy mówili cokolwiek o uwalnianiu emocji gniewu oraz dumy? Czy mówili o tym cokolwiek?
Gołym okiem widać, że jest go w nich pełno.
Pamiętam, byłem kiedyś na koncercie zespołu Therion. Po nim wyszedł jeden z gitarzystów. Podszedłem po autograf, zaczęliśmy rozmawiać.
Był bardzo spoko, zadowolony. Ogólnie fajny gość. Zapytałem się go czy inni członkowie zespołu też wyjdą. To go zdenerwowało na moment.
Więc na zewnątrz bardzo łatwo ukryć gniew (naprawdę w biografii Metalliki nikt nie miał motywu, by umieszczać o nich coś, co zabrało by glamour z ich wizerunku).
A wystarczy wcisnąć odpowiedni przycisk i nagle wychodzi z człowieka.
Wiesz, jak ktoś jest dla nas miły to oczywiście, że niczego z nas nie wyciągnie.
Jest kapela Iron Maiden. Bardzo spoko zespół i ludzie. Ich perkusista jest uwielbiany i szanowany.
Nosi krzyż, jest religijny. Zawsze uśmiechnięty, pozytywny.
Kiedyś przeczytałem, że po pijaku pobił/zaatakował ochroniarza…
A o ilu sytuacjach nigdy nie przeczytamy, by nie stracił swojego glamouryzowanego wizerunku?
Czy ktokolwiek z tych wszystkich muzyków kiedykolwiek mówił o uwalnianiu emocji? Nie.
A gdyby poczytać o przeszłości, to dostrzeżemy mnóstwo historii, gdy się gniewali, a nawet bili. Bardzo dużo gwiazd rocka brało narkotyki. Dlaczego? Bo to takie fajne?
Nie! By uciec od tłumionej masy emocji. Nikt nie przedawkował narkotyków, ani nie upił się do nieprzytomności, bo mu to tak smakowało.
To ciągła ucieczka od zawartości podświadomości. Jak wiesz z Modułu 2 – nawyki działają nawet pomimo ich nieświadomości i gdy o nich zapomnimy.
Możesz być upity czy zaćpany, kompletnie nie mieć pojęcia co się dzieje, a wykonasz nawykowe działania tak jakbyś był w pełni trzeźwy i pojawiła się nawykowa wskazówka.
I gdzie się miały podziać te emocje?
Pobicie kogoś nie uwalnia nas z gniewu i winy. To nadal w nas zalega.
Ponadto wyrządzenie komukolwiek krzywdy generuje w nas podświadomą winę.
Ja przeczytałem kilka różnych biografii Metalliki, także obejrzałem wiele materiałów o tym zespole z których jasno wynika że muzycy Metalliki nie są pozbawieni wad
Nie ma osoby bez wad na tej planecie. Nigdy nie było i nigdy nie będzie.
A ja znam naturę emocji i podświadomości.
Dlatego z łatwością można dojść do wniosku, że jak muzyk zapisuje się na odwyk alkoholowy, to doszło do poważnej sytuacji. Zapewne związanej z przemocą.
Niektórzy zabili kogoś jadąc po pijanemu.
– ale nie są to osoby agresywne.
Naprawdę w to wierzysz?
A niby dlaczego oni pili?
To, że ktoś nie jest na co dzień agresywny nie oznacza, że nie ma w nim gniewu.
Wystarczy pretekst, wystarczy odpowiedni guzik.
Wystarczy, że pewnego dnia będzie zmęczony po koncercie i ktoś, nawet muzyk z tego samego zespołu, po pijanemu wyleje piwo na jego gitarę.
I ta “nie agresywna” osoba po prostu się na niego rzuci.
Nie trzeba niszczyć co popadnie każdego dnia.
Należy spojrzeć na fakty. To co czuliśmy przez całe nasze życie zalega w nas.
Wliczając to co czuje malutkie dziecko po wyjściu z łona matki.
To cały czas przechowuje nasza podświadomość.
Gniew, który czuliśmy w podstawówce na inne dzieci nadal w nas jest.
Bo gdzie miała się podziać ta energia? Bójka z kimś oczyszcza nas z malutkiej części. Reszta zalega. A umysł szuka pretekstu i usprawiedliwienia dla niej.
Co wcale nie znaczy że uważam się za mądrego. Co to ma do rzeczy? Jakbym się uważał za takowego to nie szukałbym pomocy na zewnątrz.
Mówiłem o sobie w sposób żartobliwy.
A biografie czytałem w odległej przeszłości. Skąd miałbym czerpać informacje o ludziach którzy odnieśli sukcesy w dziedzinach w których ja również chcę odnieść, jeśli nie z biografii?
Z rozmów z ich bliskimi, z nimi samymi, z oglądania ich materiałów, produktów.
Biografie to nie jedyne źródło wiedzy.
Ponadto nie traktuj tego jako obiektywne źródło wiedzy oraz informacji.
To wszystko jest tam przemyślane.
Jeśli w książce ktoś napisał, że muzyk nie był agresywny lub nie przytoczył żadnego takiego przykładu, to znaczy, że taki nie był?
Uzależnieni wypierają swoje uzależnienie nawet przez dziesiątki lat.
Każdy może wypierać co chce jak długo chce.
A poza tym gniew uważany jest powszechnie za znamiono siły.
Więc to, że w biografii nie było przytoczonych sytuacji, gdy osoba zachowywała się agresywnie wcale nie oznacza, że takich sytuacji nie było.
Były. Setki jeśli nie tysiące.
Natomiast każdy odpowiada za swoje działania.
Jak czujesz gniew, masz wybór.
Tylko jak żyjesz nieświadomie, no to zazwyczaj zrobisz to, co robiłeś w przeszłości czując gniew. Np. pobijesz kogoś, bo jako dziecko biłeś się, gdy ktoś Cię zdenerwował.
Ten nawyk dalej działa w życiu dorosłym.
Możesz powstrzymywać się od agresji przez lata. Ale w końcu przyjdzie dzień, że np. będziesz zmęczony, będziesz czuł się źle i ktoś naciśnie w Tobie guzik.
I nagle hamulce puszczą.
Bo, z czego też nie słyszałem, by ktokolwiek zdawał sobie sprawę – siła woli ma taki poziom jak poziom świadomości człowieka.
Więc jak ktoś jest w niskiej świadomości, to jego siła woli jest bardzo słaba.
“Świadomość intencji oraz korzyści z obecnego stanu to rzecz kluczowa do zmiany.
Np. jeśli nie odpuścisz dojenia gorzkiej przyjemności z nienawidzenia rodziców (technicznie, całościowo nazywa się to wybaczeniem), to nie dojdziesz dalej, niż do tej pory.”
Ja to już częściowo im wybaczyłem. Częściowo, ponieważ negatywne myśli o moich rodzicach wracają. Staram się je ignorować i uwalniać emocje. Ale nie zawsze mi to wychodzi. Zdarza mi się, że czasami posłucham myśli. Dużo tego jest do uwolnienia.
Tak, dużo.
Co nie znaczy, że to źle.
To bardzo dobra wiadomość. Bo jeśli to widzisz, nie wypierasz tego, co umożliwia głębokie, pełne oczyszczenie.
A to odblokuje Cię w wielu obszarach w Twoim życiu i znikną negatywne racjonalizacje.
“Czy on słuchał tylko heavy metalu? Pewnie nie.
Pytam jak wyglądała jego praktyka – ile ćwiczył, jak, z kim, etc.”
On urodził się w 1966 roku. Nie mógł słuchać samego metalu i zostać muzykiem. Metalu było wtedy za mało. Teraz wyszło pokolenie artystów którzy słuchali samego metalu – od razu można zauważyć pogorszenie jakości samej muzyki. Koleś poza metalem słuchał bluesa, country, hard rocka, southern rocka – tych 4 na pewno. Nie wiem czy czegoś jeszcze. Ćwiczył wiele godzin dziennie wspólnie ze swoim bratem perkusistą. On miał brata z którym ćwiczył, który go czasem zmuszał do ćwiczeń (starszy brat), i który został później perkusistą jego zespołu. Ja mam jedynie metronom, ale najwyraźniej musi mi wystarczyć.
“A co teraz czujesz?”(odnośnie tego że czułem się męski kiedy biłem ludzi)
Teraz nie czuję się lepiej po biciu kogokolwiek. Nawet kiedy nakrzyczę na kogoś czuję że przesadzam.
“No bo skoro wiesz, że nie przez rodziców masz takie życie, no to kolejnym celem do projekcji winy i gniewu będziesz Ty sam.
Słowem – zaczniesz obwiniać siebie.”
To też już było. Ciekawe kto/co będzie następny.
“Nikt nie jest nieomylny.”
A ja tylko mówiłem że nie jestem nieomylny, aby nie pokazywać za bardzo swojego zarozumialstwa. Ale tak naprawdę uważałem się za nieomylnego.
“Właśnie po raz kolejny sobie dosrałeś…”
Nieporozumienie – “mogę stwierdzić”, nie zawsze oznacza “stwierdzam”.
“Ile Ty oglądasz porno? Ile lat piłeś alkohol? Ile lat brałeś narkotyki? Dlaczego przestałeś i/lub zacząłeś dążyć do zmiany?”
Lata. We wszystkich przypadkach. Mam 26 lat, tylko narkotyki zacząłem brać jako osoba pełnoletnia. Pozostałe – porno, alkohol – zaczynałem z tym jako naprawdę młoda osoba.
“Czy on słuchał tylko heavy metalu? Pewnie nie.
Pytam jak wyglądała jego praktyka – ile ćwiczył, jak, z kim, etc.”
On urodził się w 1966 roku. Nie mógł słuchać samego metalu i zostać muzykiem. Metalu było wtedy za mało. Teraz wyszło pokolenie artystów którzy słuchali samego metalu – od razu można zauważyć pogorszenie jakości samej muzyki.
Jeśli chcesz polepszyć jakość swojej muzyki, zacznij słuchać innych gatunków.
Jest rozwiązanie lub przynajmniej jego część.
Koleś poza metalem słuchał bluesa, country, hard rocka, southern rocka – tych 4 na pewno. Nie wiem czy czegoś jeszcze. Ćwiczył wiele godzin dziennie wspólnie ze swoim bratem perkusistą. On miał brata z którym ćwiczył, który go czasem zmuszał do ćwiczeń (starszy brat), i który został później perkusistą jego zespołu. Ja mam jedynie metronom, ale najwyraźniej musi mi wystarczyć.
Tysiącom innych muzyków wystarczył na początek, Tobie też powinien.
Istotna jest cała reszta – intencja, działanie, cel.
“A co teraz czujesz?”(odnośnie tego że czułem się męski kiedy biłem ludzi)
Teraz nie czuję się lepiej po biciu kogokolwiek. Nawet kiedy nakrzyczę na kogoś czuję że przesadzam.
Bo wzrastasz w świadomości.
To co kiedyś było oczywiste, teraz staje się w Twoich oczach błędne lub nawet niepotrzebne.
Tym bardziej namawiam do notowania, planowania, “rozmyślania” na kartce papieru.
Oraz, oczywiście, do uwalniania.
“No bo skoro wiesz, że nie przez rodziców masz takie życie, no to kolejnym celem do projekcji winy i gniewu będziesz Ty sam.
Słowem – zaczniesz obwiniać siebie.”
To też już było. Ciekawe kto/co będzie następny.
Naprawdę to jest ciekawe?
A nie ciekawsze jest jakby Ci się żyło, gdybyś regularnie, radośnie ćwiczył, spokojnie, efektywnie się uczył, realizował swoje cele i marzenia?
Naprawdę ciekawe jest na kogo Twój umysł wyprojektuje winę i strach?
A nie lepiej się z nich uwolnić?
“Nikt nie jest nieomylny.”
A ja tylko mówiłem że nie jestem nieomylny, aby nie pokazywać za bardzo swojego zarozumialstwa. Ale tak naprawdę uważałem się za nieomylnego.
Być może miałeś rację ale w swoim ograniczonym paradygmacie postrzegania rzeczywistości?
Tym bardziej konieczne jest porzucanie swoich przekonań, tego jak postrzegamy świat, innych ludzi, samych siebie.
Bo nic i nikt nas nie ogranicza W NICZYM. Sami się ograniczamy.
“Ile Ty oglądasz porno? Ile lat piłeś alkohol? Ile lat brałeś narkotyki? Dlaczego przestałeś i/lub zacząłeś dążyć do zmiany?”
Lata. We wszystkich przypadkach. Mam 26 lat, tylko narkotyki zacząłem brać jako osoba pełnoletnia. Pozostałe – porno, alkohol – zaczynałem z tym jako naprawdę młoda osoba.
Nie odpowiedziałeś na najważniejsze pytanie – dlaczego przestałeś i dlaczego zacząłeś dążyć do zmiany?
“Nie odpowiedziałeś na najważniejsze pytanie – dlaczego przestałeś i dlaczego zacząłeś dążyć do zmiany?”
Bo chciałem.
To nie jest odpowiedź.
Nie rozumiesz.
W Module 2 WoP mówiłem, że wszystko co wybieramy, wybieramy, bo mamy z tego korzyści.
Tym samym przestałeś widzieć korzyści w np. ćpaniu i dostrzegłeś je w nie ćpaniu.
Nie chciałeś ot przestać brać narkotyków – to tak nie działa w ludzkim życiu i nigdy nie działało.
“Bo chciałem” to zwykła nieświadomość faktycznych POWODÓW oraz INTENCJI wyborów.
Przede wszystkim nie “chciałeś”, tylko “nie chciałeś” czegoś. A to OGROMNA różnica.
Bo niechęć nie doprowadzi Cię w dobre miejsce. Niechęć do czegoś negatywnego to kierowanie się negatywnością i niekoniecznie zmierzanie w pozytywnych, zdrowym kierunku.
Można nienawidzić złodziei… i tyle! I dzięki temu się wzbogacimy czy będziemy żyć bardziej uczciwie? Nie. A nienawiść udzieli się całemu naszemu życiu, wliczając zdrowie fizyczne i psychiczne.
Ok, po prostu myślałem że już o tym pisałem. Skończyłem z narkotykami i piciem na umór, ponieważ na pewien czas zniszczyło mi to zdrowie. Uznałem że nie warto tego kontynuować. A pomocy w wyjściu z nałogu oglądania pornografii szukam gdyż oddawanie się temu nałogowi zajmuje mi zbyt dużo czasu. Zaniedbuje przez to ważne sfery swojego życia – naukę, granie, pracę. Tak więc owszem – miałem i mam negatywną motywację. Czy to znaczy że powinienem wrócić do brania narkotyków i zapijania się? Czy powinienem przestać szukać sposobu na wyjście z uzależnienia od pornografii?
Ok, po prostu myślałem że już o tym pisałem.
Nie Ty myślisz.
Myślenie odbywa się samo.
A Ty się nim hipnotyzujesz, przez co nie żyjesz rzeczywistością.
Uważasz, że Twoje projekcje to rzeczywistość, a tak nie jest.
To może być TWOJA rzeczywistość ale właśnie przez to, że kierujesz się i utrzymujesz te projekcje.
A poza tym – co z tego, że już coś napisałeś, jeśli umyka Ci esencja?
Zaniedbuje przez to ważne sfery swojego życia – naukę, granie, pracę. Tak więc owszem – miałem i mam negatywną motywację. Czy to znaczy że powinienem wrócić do brania narkotyków i zapijania się? Czy powinienem przestać szukać sposobu na wyjście z uzależnienia od pornografii?
Czyli wg Ciebie są tylko 2 opcje – albo negatywna motywacja, albo powrót do ćpania?
Poza tym – Ty szukasz sposobu na wyjście z uzależnienia?
Sposób doskonale znasz, tylko z niego nie korzystasz (w ogóle/w pełni/odpowiednio do swojego życia i PRZYCZYN problemów).
Przeczytaj moją odpowiedź, którą zaraz dodam, na ten komentarz:
http://wolnoscodporno.pl/Blog/2019/11/Cnoty-5/#comment-2014
Piotrze rozjebałeś system z tym rozwojem osobistym.Sam kiedyś wydałem 2000 na kurs z rozwoju osobistego a wiedza z Programu/Bloga jest duzo więcej warta.Próbowałem też kiedyś uwodzenia nawet trenowałem podchodzenie do kobiet przez miesiąc a jak jeden dzień odpuściłem to znów czułem strach/wstyd.Gdy zacząłem się oczyszczać to podszedłem do kobiety i miałem lepsze rezultaty niż po tym 30stu dniowym treningu.Teraz podchodzę sobie kiedy mam ochotę i wole sprawić uśmiech kobiecie niż coś od Niej brać.Kiedyś szukałem desperacko kobiety/seksu i brałem się nawet za kobiety które mi się nie podobają,a teraz to nawet odmawiam kobietom i jestem szczery.