Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!
Dzisiaj poruszę temat niewinności – temat trudny ale ważny. Przedstawię go w oddzieleniu od karygodności i odpowiedzialności. Nie będziemy skupiać się na czynach społecznie i prawnie postrzeganych jako przestępstwo. Skupimy się na życiowych błędach, z którymi kojarzymy poczucie winy, wstyd i ból. Ale najpierw rozważny dlaczego do tego w ogóle dochodzi.

Świadomość jest niewinna

Co to znaczy, że człowiek w swojej naturze jest niewinny?
Oznacza to, że świadomość zapisuje wszystko, co usłyszała i nie ma zdolności odróżniania prawdy od fałszu.
To co powszechnie uważa się za człowieka – ciało i umysł to ego. A to nie wszystko. Zarządza tym świadomość, która jest na tej planecie, by ewoluować. My zarządzamy ciałem i umysłem i możemy dokonać dowolnych wyborów, które jednak pokrywają się z poziomem, który reprezentujemy i na który wzrośliśmy poprzez nasze wybory.
M.in. na tym polega dar bycia człowiekiem, że możemy wzrosnąć ponad to, kim/czym aktualnie jesteśmy.
Robimy to przez intencję i odpuszczenie blokad.
Pies nie może przestać być psem. Nie widzi problemu w byciu psem. Ale wściekły, zawistny człowiek może stać się kochający. Gdy dostrzeże w tym ograniczenie i przestanie cenić korzyści jakie ma z gniewu i zawiści. To zależy wyłącznie od niego. Zazwyczaj dociera do niego, gdy straci wolność lub coś/kogoś cennego. Wtedy dokonuje rekontekstualizacji. Czasem więc upadek na samo dno jest konieczny, by zyskać mądrość, która dla wielu mogła być oczywista.
Czy psa możemy oskarżyć, że jest psem i zachowuje się jak pies i na tej podstawie go osądzić? Nie. Pies nie może popełnić błędu w byciu psem. Jest całkowicie zgodny ze swoją naturą. A jej nieodłącznym aspektem jest niewinność.
Ewoluujemy najczęściej przez błędy, nawet te największe.
Ludzka świadomość jest niewinna ale jest odpowiedzialna za swoje wybory.
Nie czeka nas żadna kara w życiu inna, niż konsekwencje tego, kim się staliśmy przez własne decyzje.
Najprostszy przykład – gdy wsadzisz palce do kontaktu, to porazi Cię prąd. Czy to kara kontaktu, prądu lub Boga? Nie. To jedynie konsekwencja naszej decyzji. Czy uzależnienie to jakiś smutny los lub kara Boga? Nie – to konsekwencja naszych bardzo wielu decyzji. Które podjęliśmy ze względu na własną niewinność. Dlatego nikt nie jest winny bycia uzależnionym.
To, co nazywa się człowiekiem to zwierzę – ego. Tożsamość. Czy zwierzę jest winne tego, kim jest? Czy wąż jest winny tego, że kąsa i zjada malutkie niewinne pisklaczki? Czy wąż jest winny tego, że dziabnie człowieka, który się nim zajmował wiele lat? Czy wilk jest niewinny, że poluje na skubiące sobie trawkę małe jelonki, które mu nic nie zrobiły? Nie. Zwierzę nie jest winne tego czym jest.
Jednak człowiek to nie tylko zwierzę. To jeszcze ewoluująca świadomość.
Wąż nie może zmienić swojej natury i jeśli będziesz mu przed nosem machał(a) ręką, to spodziewaj się ukąszenia. Natomiast człowiek może zareagować w dowolny sposób. Jednak reaguje zgodnie ze swoim poziomem świadomości.
W świecie ludzi życie z niskiego poziomu wiąże się (już) z konsekwencjami. Wraz z ewolucją całej ludzkości zachowania wilka nie wszędzie są już tolerowane. Z drugiej strony – cały czas są miejsca, gdzie nie jest dopuszczalna np. uczciwość, a nawet pochwalana jest nieuczciwość.
Społeczeństwo nie akceptuje już tego, co niegdyś nie tylko było tolerowane i normalne ale nawet pochwalane – jak zabicie kogoś, bo się np. głupio zachował.
Niektórzy oczywiście do tego zachęcają – mafie, kulty i inne miejsca zbierające ludzi pogubionych, przestraszonych, szukających swojego miejsca na ziemi oraz tych naiwnych. Ale to pokazuje jak wiele mają jeszcze do zrozumienia, do rozwinięcia się. Bo to prymitywizm. A jednak i to ludzie pomylili z czymś pozytywnym. Ze względu na swoją niewinność.
Niegdyś trzeba było zabić zwierzę i zedrzeć z niego skórę, by przeżyć zimę. Ale dzięki rozwojowi dziś mamy wiele różnych materiałów, w tym całkowicie sztucznych. Nie musimy już zabijać, by było nam ciepło w zimę.
Warto nareszcie zrozumieć, że znalezienie innych rozwiązań, niż zabijanie, to jedna z ekspresji ewolucji.
Ci którzy sądzą inaczej mają jeszcze coś poważnego do zrozumienia, przepracowania w sobie.
Człowiek jest w stanie popełnić najgorszy czyn jaki tylko możemy sobie wyobrazić. Dlaczego? Właśnie ze względu na niewinność świadomości. Oraz przez naturę ludzkiego umysłu, który nie potrafi odróżnić prawdy od fałszu.
Spójrz na to zdjęcie (od razu uwaga – żadne z załączonych zdjęć i filmików nie są moje, nie roszczę sobie do nich praw i ukazuję je wyłącznie w formie dydaktycznej):
Autor tego zdjęcia powiedział, że z taką miną odwrócił się jego szczeniaczek po zjedzeniu jaszczurki. Odebrał życie, zjadł żywcem inne zwierzę i zobaczmy jego reakcję. Ogromna radość. Dlaczego? Przez wrodzony sadyzm? Nie. Ze względu na niewinność. Małe zwierzątko nie jest w stanie odróżnić czynu odebrania życia od ochrony życia czy zrobienia fajnej, pochwalanej sztuczki.
A teraz zobaczmy na to zdjęcie:
To zdjęcie terrorysty. Jednego z kilku, którzy we Francji zabili około 90 osób. Jest zadowolony tak samo jak ten psiaczek. Dlaczego? Z tego samego powodu – ze względu na swoją niewinność (raz jeszcze przypomnę, że nie mówię w kontekście karygodności, ani odpowiedzialności za swoje czyny). Na zdjęciu po prawej ma 23 lata. Jednak jest szczęśliwy na zdjęciu po lewej stronie, gdy już brał udział w dżihadzie. Bo naprawdę wierzył, że znalazł swoje powołanie, cel w życiu i drogę do zbawienia.
Człowiek mordujący miliony w imię Boga chrześcijańskiego także naprawdę sądził, że postępuje słusznie. Wielu oczywiście wykorzystywało niewinność tych ludzi wiedząc doskonale jakie głupoty wyczyniają. Niemniej gdyby nie niewinność wpisana w ludzką naturę, nie byłoby możliwe, by człowiek wybrał takie postępowanie.
Obejrzyj poniższe zdjęcia i pokaż mi jedną różnicę między nimi…

Ja nie widzę żadnej różnicy.
I dlatego o tym mówię, by uświadomić nam, że możemy zostać zaprogramowani nawet największym fałszem i będziemy święcie przekonani, że jest tak i tylko tak! Gdybyśmy jako dzieci trafili do przytułku terrorystów, to także zaprogramowaliby nas do wysadzania ludzi w powietrze z uśmiechem na ustach! I jeszcze sami nagrywalibyśmy filmiki wykrzykując imię Allaha i mówiąc z największą pewnością każdy absurd, każde wulgarne zniekształcenie rzeczywistości jakie by nam podali.
A skoro tak, to co za problem zostać zaprogramowanym przekonaniami typu, że nie zasługujemy na kobiety, seks, szczęśliwe życie, zdrowie, pieniądze, sukcesy, spokój, etc.? Co więcej – zaprogramować tym mogli nas nawet nasi bliscy, którzy sami mieli te programy! I dlaczego je nam przekazali? Również przez własną niewinność. I wiele z nich uznali za prawdziwe!
Dla mnie przekonanie, że jesteśmy gorsi i niezasługujący na dobre rzeczy niczym się nie różni od faceta wymachującego karabinem i wrzeszczącego, że niewierni powinni się smażyć w piekle – W KONTEKŚCIE NIEWINNOŚCI.
Jak niejednokrotnie mówiłem – nasza niewinność podlega w całości kontekstowi, w którym postrzegamy wydarzenia, ludzi, świat, życie, Boga… cokolwiek. Bo nie ma nawet jednego dowodu na świecie na gniew Boga, na osądzanie, na strącanie do piekła, etc. A ludzie w to wierzą! Bo są niewinni.
Nikt nie może stracić niewinności, bo jest wpisana w świadomość. Człowiek w ogromnej depresji, wmawiający sobie najgorszy możliwy los, przerażony piekłem i gniewem Boga oraz Jego surowym wyrokiem robi to z własnej niewinności. Zazwyczaj nie zrobił nic, co nawet w przybliżeniu zasługiwałoby na taką pokutę. Terrorysta morduje z uśmiechem na ustach, bo też został zaprogramowany – tym, że bóg z jego wizji nagrodzi go za to.
Ludzie kaleczyli swoje ciała uznając je za nieczyste. Sądzili, że w ten sposób przypodobają się Bogu i umożliwią sobie drogę do nieba. Ludzie grają słabe ofiarki licząc na litość, że wielcy, silni i źli zostawią ich w spokoju.
No bo gdybyś naprawdę wierzył, że jedyną możliwością na życie wieczne jest zabijanie innych ludzi, nie zrobiłbyś tego? A czy teraz nie wierzysz, że jedyną możliwością w np. bardzo stresującej sytuacji jest relaks przy porno? A czy nie postrzegasz życia bez porno jako niemożliwego? A czy nie boisz się zmian? Sądzisz, że terrorysta nie bałby się przestać zabijać w imię Allaha? Wszyscy podlegamy temu samemu.
Każdy możliwy do wyobrażenia sobie przejaw głupoty, absurdu i naiwności został przez kogoś zademonstrowany na tej planecie. Nie byłoby to możliwe bez niewinności.
Niektórzy nawet pisali do mnie, żaląc się, że przez to jak nisko są w swoim rozwoju zaniżają całą ludzkość i lepiej byłoby, gdyby ich nie było na tej planecie!!!
A to tak jakby dziecko w 1 klasie podstawówki użalało się, że przez jego istnienie i chodzenie do szkoły zaniża poziom innych klas, liceów i uczelni wyższych na świecie! Czy tak jest? Oczywiście, że nie.
Dlaczego to mówili? Przez własną niewinność i nieświadomość. Ich umysł szukał wytłumaczenia dla własnej stłumionej i wypartej emocjonalności na podstawie programowania.
Po to jesteśmy na tej planecie, by się uczyć i rozwijać.
Każdy na swoim poziomie i nie ma poziomów lepszych, ani gorszych. Tak jak pierwsza klasa podstawówki nie jest gorsza od trzeciej klasy. Co więcej – bez wiedzy i doświadczenia zebranych w pierwszej klasie bardzo trudno byłoby nam w klasach kolejnych. Porównywanie się z innymi to też program, którego się nauczyliśmy i w który wierzymy przez swoją niewinność. A jest bzdurny i bardzo szkodliwy.
Gdybyśmy mieli już być idealni i kochający, to by nas na tej planecie nie było. Gdyby dziecko miało już całą wiedzę, to nie poszłoby do szkoły. Czy do szkoły chodzą dzieci z ogromnym zasobem wiedzy i umiejętności? Nie! Wręcz przeciwnie! Od tego jest szkoła, by się tego dopiero nauczyć.
Natomiast za swoje błędy nie mamy się obwiniać. To także ultra-durny program, którego pora się pozbyć. Wina ma ważne zastosowanie, które należy zrozumieć.

Jak uwolnić się od poczucia winy?

Przede wszystkim należy winę rekontekstualizować – zrozumieć czym jest poprzez umieszczenie jej w odpowiednim kontekście.
Większość ludzi winy używa do osądzania, wyrokowania, a nawet usprawiedliwiania dowolnego przejawu nienawiści. Co jest poziomem dojrzałości niższym od zabawy w piaskownicy. Niemniej i to skądś wzięliśmy.
Buddyzm określa winę jako narcystyczne pobłażanie sobie:
– Och, dlaczego JA to zrobiłem/am?
– Ajajaj, dlaczego MI się to przytrafia?
– O nie, dlaczego JA muszę się męczyć?
Ja, ja, ja, ja, ja… wow!
Dlaczego to jest narcystyczne? Bo oczywiście każdy jest sekretnie zakochany w sobie i w swoich dramatach. Kto choć raz nie pomyślał – “Boże, dlaczego MI to zrobiłeś?” A co ma Bóg z tym wspólnego? Dlaczego uważamy, że Bóg się uwziął akurat na nas z nieskończoności istot na tej planecie? No bo na tym polega narcyzm. Traktowanie siebie jako pępka świata.
Ale świat istniał bez nas i będzie istniał. Spokojnie. Nie jesteśmy ani zbawicielem świata, ani celem Boga/losu do dręczenia. Jesteśmy tu z własnego wyboru i dla własnej nauki. Nikt nas do niczego nie zmusił i nie zmusza.
Elementem ludzkiej niedojrzałości – niskiej świadomości jest personalizacja winy.
To jakby próbować personifikować wiatr. Wieje na nas, więc na pewno zrobiliśmy coś złego, albo sobie na to zasłużyliśmy, albo to musi oznaczać coś złego. A jak akurat nie byliśmy ciepło ubrani, to wieje na nas specjalnie, byśmy zachorowali… czy to nie głupie? Durne jak śledzie w czekoladzie!
To dlaczego personifikujemy emocje? Przez swoją niewinność, nieświadomość i programowanie, by to robić.
A nie znając ludzkiej natury, w tym natury umysłu, nie rozumiemy, że myślenie zasilane jest przez emocje. Zresztą myśli też personifikujemy i uznajemy, że to my myślimy.
Ale ile myśli dzisiaj wybraliśmy pomyśleć? A ile pojawiło się samo nie wiadomo skąd? Dlaczego personifikujemy myśli? Bo zostaliśmy zaprogramowani, by to robić i się po drodze do nich przywiązaliśmy i też sekretnie jesteśmy zakochani w myśleniu. Mamy z tego bardzo dużo korzyści.
Przez co, jeśli nie przez naszą niewinność, personifikowalibyśmy myśli pełne niechęci do siebie, myśli braku akceptacji, braków w ogóle, myśli zawstydzające nas, karzące, odmawiające radości i spokoju?
Ile razy dziennie sobie to robimy? I dlaczego? Ktoś nas do tego zmusza? Każe nam to robić pod jakimiś groźbami? Nie! Robimy to, bo jesteśmy nieświadomi. Tak jak nieświadome jest dziecko, które strzela do ludzi.
To pokazuje, że nie ma tak naprawdę złych ludzi. Jednostki, które wykorzystują niewinność innych są w ogromnej mniejszości. I naprawdę nie chciałbym być w ich skórze. Niemniej i to pokazuje też ich niewinność – bo gdyby wiedzieli co sobie grabią na przyszłość… aaaaanyway.
Czy dostrzegamy już niewinność w kobiecie, która chce podnieść swój status społeczny i namawia męża, by kupił jej futro z prawdziwej skóry? A mąż to robi, by zyskać jej akceptację? Widzimy, że to nie jest złe, tylko po prostu dziecinne?
Jeśli męczyły nas w szkole inne dzieciaki, to wiemy już, że nie robiły tego przez to, że były złe, tylko niewinne. A my to braliśmy do siebie, bo też byliśmy niewinni. Powód był zupełnie inny.
Zazwyczaj dręczone są dzieciaki wstydliwe, słabe. Dlaczego to ma miejsce? Bo słabość przyciąga atak. Niewinny umysł tych dręczonych dzieci często dokonuje “uświęcenia” słabości – mówi, że jest dobry, a spotykają go złe rzeczy. Ale utrzymywanie słabości, wstydu i winy nie jest dobre. I zazwyczaj w tych dzieciach w środku się gotuje – chciałyby zaatakować ale… boją się kary. A potem paradoksalnie same się zadręczają i winią za swoją słabość.
Można powiedzieć, że dochodzi do takich sytuacji, by dziecko nauczyło się stawiać na swoim w mądry sposób, by go znalazło. A nie ziało nienawiścią i agresją. To jedna z lekcji, które dziecko samo wybrało.
Nie mówię tego, by w kilku zdaniach rozwiązać magicznie ten rodzaj problemu. Chcę tylko zaznaczyć jak w ograniczonym kontekście interpretujemy to, czego doświadczamy. A interpretacji dokonujemy względem tego, co czujemy. M.in. dlaczego tak ważne jest oczyszczenie z emocji, by właściwie i mądrze interpretować to, czego doświadczyliśmy.
Zazwyczaj personifikujemy swoje emocje i używamy ich jako budulca do tworzenia swojej wizji świata, naszych doświadczeń i nas samych w tych doświadczeniach i na świecie. Non stop słyszę – “czuję wstyd, więc JESTEM XYZ”, albo “zrobiłem/zrobiłam to, bo jestem XYZ”.
Non stop narcystyczne personifikowanie emocji. Pławienie się w nich. Emocje nie są od tego, by robić z nich swój toksyczny plac zabaw! Tak jak i ogień nie jest od tego, by podpalać ludziom domy! Przestańmy to wreszcie robić!
Zacznijmy nareszcie odklejać się od emocji i odbywającej się wtedy mentalizacji. Nie masz w tym uczestniczyć tak jak nie masz wkładać palców do każdego kontaktu jaki zauważysz!
Mówiłem już wiele razy, że mentalizacja nie ma innego celu, niż napędzanie samej siebie. Dlatego człowiek z dużą ilością wstydu i winy w umyśle zobaczy, że nie zasługuje na zmianę – na wybaczenie, zrozumienie, odpuszczenie. Zobaczy to za każdym razem, gdy poczuje te emocje. O ile oczywiście umysł nie znajdzie innej racjonalizacji.
I kto to robi? Bóg? Los? Zdrowa część psychiki? Nie! Egoistyczny, narcystyczny rdzeń ego.
A ego też nie mamy wypierać, ani nienawidzić. To poważny błąd jaki popełniły religie – o czym porozmawiamy nieco dalej.
Wina bierze się hehe od rodziców – nieświadomi rodzice używają jej jako narzędzia dydaktycznego i wychowawczego – “Słuchaj mamy, bo nie dostaniesz obiadu”, “słuchaj taty, bo tata cię zleje po tyłku”, “jak nie zaliczysz tego egzaminu na 5, to pożegnaj się z samochodem”. Najgorzej jest oczywiście, gdy dziecko obrywa za nic – gdy jakiś rodzic sam nosi w sobie tak dużo emocji, że umysł dochodzi do absurdalnego wniosku, że musi zrobić coś złego, by chociaż zrozumieć dlaczego to czuje. Albo wyszukuje dowolnej pierdoły, by się przyczepić do swojego dziecka i wyprojektować na nie swoją winę.
Za nieposłuszeństwo więc cały czas oczekujemy kary, bólu. Bo praktycznie nikt nie uniknął takiego rodzaju “wychowania”. A bólu oczywiście chcemy uniknąć.
Popełnianie błędów na tej planecie jest nieuniknione.
Gdybyśmy mieli nie popełnić żadnych błędów, to nie bylibyśmy na tej planecie.
Z takim negatywnym programowaniem jak kara za błąd nieuniknionym jest więc także żyć w strachu przed tą karą. Wypierane i wytłumiane emocje doprowadziły do stworzenia racjonalizującego to mitu, że Bóg wygnał ludzi z nieba! Nie musimy w to wierzyć ale patrząc na swoje życie i decyzje, łatwo zaobserwujemy, że sami “wygnaliśmy się” z sukcesu z kobietami, pieniędzmi, zdrowia, szczęścia. Niektórzy sami wygnali bliskich ze swojego życia, stracili związki, małżeństwa, rodziny, ich własne dzieci ich znienawidziły, etc.
A do tego poddaliśmy się jeszcze przeróżnym programowaniom podanym przez naukę – że np. jesteśmy ofiarą genów. I co możemy zrobić? Nauka mówi nam, że mamy gorsze geny i dlatego jesteśmy apatyczni lub mało inteligentni. A czym się to różni od wygnana z raju? Niczym! Jedno i drugie to przekonanie oparte o wiarę. Zaś wierzymy w nie ze względu na niewinność świadomości.
Przestrzeganie reguł wiary nie różni się niczym od przestrzegania reguł rodziny, miejsca pracy, kraju, kultury, a także własnych, osobistych reguł. Będą pokusy, by je złamać, będą błędy, będzie nieposłuszeństwo. To normalne. Ale będą konsekwencje, nie kary.
Łatwo zauważymy, że im więcej mamy w sobie wstydu i winy, tym bardziej jesteśmy podatni na błędy tego typu.
Gdy staniemy się choć troszkę uważni, to od razu dostrzeżemy, że wpadki z pornografią pojawiają się najczęściej, gdy czujemy wstyd, winę lub jedno i drugie.
Zauważymy, że zamiast wyciągnąć wnioski i naukę z błędów, to wręcz taplamy się w we wstydzie i winie, obwiniamy, osądzamy, a następnie uciekamy od tego. I jeszcze martwimy się o swój los, bo nie widzimy szans na poprawę. Ok ale mamy w psychice ogromne obciążenie, z którym nic nie robimy. Można powiedzieć, że mamy je też na sercu i umyśle.
Co warto wiedzieć – mamy ducha (będąc bardziej precyzyjnym – jesteśmy duchem) – świadomość, i zwierzę – ego.
Nasz mózg to reprezentuje przez dwie półkule:
– Lewą – zwierzę, intelekt, zimne fakty, rozsądek, liniowość, przyczyna i skutek.
– Prawą – duch, endorfiny, kreatywność, spontaniczność, radość, nieliniowość, emocje.
Jak ma się jedno do drugiego:
Duch rozwija ego. Ego nie rozwija ducha.
Rozwój naszej zdolności do kochania, wybaczania, do aktów odwagi, odpowiedzialności rozwinie nasze ego. Bycie coraz bardziej zachłannym, egoistycznym, oddzielonym, zaborczym, kontrolującym, obwiniającym, wstydzącym i zawstydzającym, przestraszonym czy pogniewanym nie rozwinie ani nas, ani naszego zwierza – ego. Bardziej zaczynamy wtedy przypominać jaskiniowca, niż człowieka XXI wieku.
Ludzie korzystający z różnych półkul tworzą zupełnie inne społeczeństwo, wszystko postrzegają i procesują inaczej.
A jeśli je łączą to w bardzo negatywny sposób. Odczuwamy emocje i co je ocenia? Intelekt! Z drugiej strony bez intelektu całkowicie zależymy od emocji. Potrzebny jest więc balans.
“Połączenie” obu półkul – odnalezienie między nimi harmonii, to jak zespolenie wiary i rozsądku. Nie powinny się one bowiem wykluczać, a u większości ludzi tak jest.
Kto to jest święty? Ten kto kocha bezwarunkowo, bo dostrzega niewinność w każdej istocie. Ale oczywiście umysł pełen wstydu, winy, oporu, strachu, dumy i żalu woli wymyślać sobie skrzydlate fantastyczne istoty, niż rozpoznać własne blokady miłości i je odpuścić.
Albo zwala odpowiedzialność na czyny innych ludzi i mówi, że ICH się nie da kochać. Ok ale Twoja niechęć do kochania nie ma nic wspólnego z innymi ludźmi. Butów też nie wkładasz, bo sobie wciskasz kit, że nie zasłużył na to sąsiad? Niechęć do kochania to Twój problem, a nie kogoś innego.
Wiara i rozsądek są względem siebie korzystne. Inaczej wiara może być po prostu głupia. A rozsądek zimny, pozbawiony empatii.
Religie popełniły bardzo poważny błąd – walczymy z grzechem, unikamy, staramy się wypierać, udawać, że go nie ma. Np. jesteśmy wściekli na kogoś i nie pozwalamy sobie tego gniewu wyrazić, nie odpuszczamy go do głosu. Gotuje się w nas jak w parowarze, gdy tę osobę widzimy męcząc się niemiłosiernie. Potem się obwiniamy i wstydzimy, że jesteśmy słabi, że się nie postawiliśmy. I uważamy się za dobrych, a następnie jeszcze narzekamy, że Bóg nam nie pomaga i sprowadza do życia tak złe osoby.
Powszechnie zadaje się pytanie – “Dlaczego dobrych ludzi spotykają złe rzeczy?” A dlatego, bo dobrzy ludzie nie mają na to monopolu. Każdego spotykają “złe” rzeczy. Bo tak je sami interpretujemy i nie dostrzegamy szerszego kontekstu. Nie ma co tego brać do siebie i udawać świętych. Warto wyjąć głowę z własnego tyłka. Gdybyśmy byli święci, to by nas tu nie było. Jednym z przykładów tego jest dar dla Ciebie – otrzymałeś/aś pomoc, by zmierzyć się z warunkami na kochanie “złych” ludzi.
Ale zamiast tego co robimy? Wypieramy nasze zwierzę – ego. Udajemy, że nie jesteśmy wściekli, gdy się w nas gotuje. Udajemy dobrych, ułożonych, gdy się non stop martwimy, a świat postrzegamy jako kaźnię, a nie wspaniałe miejsce do nauki i wzrostu. Udajemy, że nie zrobilibyśmy krzywdy tej osobie, co nas denerwuje. Ależ zrobilibyśmy! W odpowiednich warunkach – oczywiście, że tak i to z uśmiechem na ustach. Tak jak terrorysta wysadzający autobus pełen dzieci jak i psiaczek żywcem pożerający jaszczurkę z miłością w sercu.
Może to się też przejawić w formie ślepego fanatyzmu i strachu przed karą straszliwego Boga strącającego myślących do piekła. Takie osoby mogą być bardzo niebezpieczne, co pokazała historia ludzkości i co nadal obserwujemy w wiadomościach.
Z drugiej strony to samo zimny intelekt, który widzi tylko cel, który uświęca środki. Zbudowanie autostrady przez środek lasu zamieszkanego przez miliony stworzeń staje się oczywistym wyborem, bo przyniesie nam zysk. Więc to taki sam ślepy, skostniały fanatyzm niezdolny do uwzględnienia dobra innych żyjących istot.
Intelekt bez miłości jest tak samo niebezpieczny jak religijna wiara bez miłości.
Czy komicy wyśmiewający religie sami nie kochają swoich bliskich? Kochają, bo są do tego zdolni. Dlaczego są do tego zdolni, a inni nie? Dlaczego atakować religie, a nie dostrzec w ludziach niewinności? Dlaczego programować kogokolwiek cynizmem, niechęcią, pychą, zarozumiałością? Jeśli człowiek z całej religii wyciąga tylko nienawiść do grzechu, to powinniśmy zrozumieć, że nie jest zdolny do mądrzejszego rozumowania i trzeba go odpowiednio poprowadzić dzięki edukacji. Miliardy ludzi nie potrafi myśleć abstrakcyjnie. Zamiast w kółko wyśmiewać mniej i bardziej oczywiste absurdy, potrzebne są zrozumiałe rozwiązania, odpowiedzi.
Nie bez powodu kolosalnie wysoki poziom świadomości Miłości jest ponad poziomem Rozsądku. Miłość w swojej mocy i poziomie dojrzałości jest jeszcze wyżej, niż poziom, dzięki któremu przeprowadzamy skomplikowane operacje, mamy leki, latamy w kosmos, budujemy samochody, samoloty, mamy przeróżne wynalazki technologiczne, etc. Miłość jest jeszcze wyżej od tego. Niemniej nie trzeba być drugim Einsteinem, by kochać. Intelekt nie jest potrzebny do miłości. Zwierzęta nie mają rozwiniętego intelektu, a potrafią kochać bezwarunkowo, do czego zdolna nie jest w ogóle około 1/3 ludzkości, a miłość tylko sporadycznie przejawia jeszcze mniej. Ludzi na poziomie Miłości oraz Miłości Bezwarunkowej, czyli podchodzących tak do całego świata, wszystkich ludzi i istot – czyli tak wspaniale rozwiniętych i dojrzałych, by kochać – jest w tym momencie na tej planecie około 3%. I dzięki tym osobom ludzkość jeszcze nie rozpirzyła się w proch.
Jako ludzie mamy intelekt, za który jesteśmy odpowiedzialni. Ślepy fanatyzm religijny, materialny i nawet stricte intelektualny jest błędem – czyli grzechem (przypominam – grzech to błąd, czyli coś, co należy skorygować).
Najlepiej dostrzec to na przykładzie błędów, które popełniliśmy, a może nawet dalej popełniamy. Możemy wierzyć, że taki jest nasz los ale rozsądek podpowiada, że jest wyjście, bo miliony ludzi miało podobny problem i udało im się z tego wyjść – zarówno uzależnienie jak i każdy inny problem. Z drugiej strony sam intelekt może sądzić, że wystarczy zmądrzeć, poczytać, podowiadywać się i rozwiążemy problem.
Ale szybko natrafimy na “ścianę”.
Przykładowo – intelekt nie wybaczy. Może być bardzo pomocny do przemyślenia urazy i znalezienia plusów w jej odpuszczeniu ale sam nie jest zdolny do wybaczenia. Możemy jedynie dzięki niemu poznać nową perspektywę, umieścić przeszłe bolesne zdarzenie w nowym kontekście ale dalej wszystko zależy od naszej intencji – naszego duchowego kierunku. Raz jeszcze przypomnę – Miłość jest nad Rozsądkiem. Musimy go przekroczyć, by wybaczyć. Akty miłości bardzo często nie są logiczne. Dla bardzo wielu osób dlatego miłość jawi się jako naiwna. Ale taka nie jest, gdy człowiek kochający przerobił lekcje rozsądku.
Intelekt zatrzymuje się na wybaczeniu – mówi np., że ktoś nie zasłużył na wybaczenie albo mówi nam, że my wybaczymy, a ta osoba i tak się nie zmieni. I właśnie wtedy konieczne jest odpuszczenie tych rozmyślań i wybaczenie pomimo tego. Tak, druga osoba może się nie zmieni i przy następnej okazji znowu nas zrani. Ale my i tak decydujemy się jej wybaczyć. Dla zwierza w nas to będzie absurd. Ale my wewnętrznie wiemy, że to właściwy wybór. Co nie znaczy, że mamy wypierać nasze zwierzę – ego. Zgadzamy się z nim – “Tak zwierzu, oczywiście, że nie chcesz wybaczyć, oczywiście, że ta osoba nie wybaczyła, oczywiście, że z twojej perspektywy wybaczenie to głupota. Ale i tak wybaczam”. I zaczynamy przechodzić przez proces oczyszczenia.
Zwierzęta na tej planecie uczą nas bardzo dużo. Człowiek myśli, że on tresuje psa. Ale tak nie jest. Dopóki człowiek nie będzie dla psa liderem, pies nie będzie słuchał i np. nasika do kapcia lub coś zniszczy. Ludzie obwiniają wtedy zwierzę. Ale zwierzę nie respektuje człowieka, który nie respektuje samego siebie. Zwierzę musi w nas wyczuć lidera, czyli wewnętrzną siłę. Nie gniew, nie dumę. Coś innego. Więc problem leży w nas, nie poza nami. Przestraszone zwierzę być może będzie posłuszne ale nie będzie merdać ogonem na nasz widok.
To samo tyczy się innych ludzi. Ich wewnętrzne zwierzę, ich wewnętrzne dziecko nie będzie respektować nas, dopóki my będziemy ulegli. Bo kto będzie respektował kogoś słabszego od siebie? Nikt. Nikt nie będzie słuchał osoby słabej, bo słabość to ograniczenie zdrowia. Słuchanie się osoby słabej nie doprowadzi do niczego dobrego ani w przypadku jednostki, ani rodziny, ani całego państwa. Ludzie podświadomie nie respektują, a więc i nie słuchają osób utrzymujących w sobie słabości.
Ludzie sądzą, że odpowiedzialność jest po stronie zwierzęcia – że to zwierzę jest złe, bo się nie słucha. Ale tak nie jest. Odpowiedzialność jest po stronie właściciela. To także tyczy się naszego własnego ego jak i naszej relacji z innymi ludźmi.
Granie słabych i sądzenie, że się inni nad nami ulitują jest niedojrzałe i nie da nam oczekiwanych rezultatów. Z drugiej strony nie ma co być zarozumiałym, pysznym, denerwującym się. Trzeba zrozumieć naturę człowieka i postępować odpowiednio.
Czym innym jest nie mówienie niczego w spokoju, bo wiemy, że to się niczemu nie przysłuży. A czymś zupełnie innym jest duszenie się i nie bycie w stanie powiedzieć nic. A z zewnątrz wygląda to na jedno i to samo. Czym innym jest jak samochód stoi, bo właściciel go wyłączył i poszedł do sklepu, a czym innym jest, że stoi, bo ma zepsuty silnik.
Nazywanie obu sytuacji tym samym jest poważnym błędem. Bo to jakby mylić zdrowie z chorobą.
Jeśli my będziemy przez czyjeś zachowanie czuli się osłabiani, jeśli będziemy widzieli, że ktoś jest słaby i nie ma nad sobą kontroli, to czy będziemy tę osobę respektować i szanować? Prawie na pewno nie. Wiecznie wkurzoną osobę może będziemy obchodzić szerokim łukiem ale na imprezę jej nie zaprosimy. Potrzebny jest balans, harmonia.
Zwierzęcia w nas nie należy wypierać, tylko zrozumieć jego naturę i je zaakceptować. Nazwać w zabawny sposób, np. “Gucio”.
Mówimy wtedy:
– Tak Guciu, wiem, że chcesz wymordować wszystkich ludzi na świecie, bo wpuściłeś się w życiu w maliny i jest ci źle. Ale mordować nie będziemy, tylko weźmiemy odpowiedzialność i rozwiążemy swoje problemy.
– Ależ oczywiście Guciu, że zastrzeliłbyś człowieka, co nam nie ustąpił miejsca w kolejce i potem utopił jego rodzinę w rzece. Ale tego nie zrobimy. Zamiast tego zajmiemy się swoją niedojrzałością i frustrowaniem się. Rozwiążemy ten problem z poziomu rozsądku i spokoju.
– Tak, tak mój kochany Guciu, wiem dobrze, że uważasz się za najlepszego i najważniejszego, za pępek całego świata i że wszyscy powinni cię rozumieć, respektować i słuchać! Ale pozwolimy światu istnieć i my zajmować się będziemy swoim życiem.
Nie mamy ani siebie, ani innym sprawiać przykrości i powodować gorszego samopoczucia. Bo w niskiej energii, w niskim stanie emocjonalnym nie dochodzi do dobrych wyborów.
Czasem jest to nieuniknione – gdy się upijemy, obiecujemy sobie już nigdy nie pić. Ale oczywiście, że znowu do tego dojdzie, bo nie w obietnicy uczynionej w złym samopoczuciu istnieje zmiana, tylko w racjonalnym przyjrzeniu się powodom upijania się i zajęciu się nimi. Sprzeniewierzenie się swoim obietnicom tylko doprowadzi do większego wstydu i winy i jeszcze większych zaniedbań i niedbalstwa. Jeśli nas to zaboli to jest szansa, że zmienimy swoje podejście i poszukamy innego rozwiązania. Bez bólu żylibyśmy w marazmie i w kółko robili to samo.
Wiele osób tak mówi – “Jak już włączyłem porno, to po ptokach. Do tego jeszcze się napiję i zapalę papierosa”.
Mnóstwo osób z ogromnymi pokładami stłumionej winy nie widzi innego wyjścia dla siebie, niż zostać ukaranym. Sądzą, że na to zasłużyli! Nie tylko w czymś się pomylili, coś schrzanili i mają kłopoty, to jeszcze ktoś/coś powinno ich zranić, ukarać, jeszcze dodatkowo obciążyć! Czy to nie głupota?
A dlaczego nie sądzić, że zasłużyli na wyciągnięcie wniosków, naukę, rozwój, swobodę w popełnieniu błędów i odczuwaniu tego, co czują? Dlaczego od razu karać, ranić, sprowadzać cierpienie i żałość? Skąd to się bierze?
Ponownie – z narcystycznego rdzenia naszego zwierzęcia – ego.

Do czego służy wina?

Wina zawsze skłania do refleksji. Nie powinna służyć narzędzia do obciążania psychiki. Wina służy w momencie jej odczuwania. Gdy ją jednak wyprzemy lub stłumimy, a następnie odczujemy za kilka dni, miesięcy czy lat, to jest to wyłącznie zbędne obciążenie, którego powinniśmy się przede wszystkim pozbyć. Wina jest zdrowa tak jak jabłko – przez krótki czas. Wtedy nas wzmocni, skłoni do przemyślenia swoich zachowań, wyborów i ich konsekwencji i nakłoni do zmiany. Ale gromadzona w podświadomości, obciążająca psychikę na nic się już nie zda.
Odczuwanie stłumionej winy jest jak czytanie gazety z programem telewizyjnym z datą ważności sprzed np. 10 lat. Wszystko ok ale jest to po prostu nieaktualne. Czytanie jej jest po prostu błędem.
Wina służy zmianom postępowania, bycia w świecie na lepsze. Jeśli służy zmianom na gorsze, to nie korzystamy z niej prawidłowo i zapewne mamy jej w sobie stłumionej bardzo wiele.
Ludzie noszący jej w sobie pełno, całe “tony” kombinują, by ją usprawiedliwić, wytłumaczyć sobie. I mamy te wszystkie bzdurne niezasługiwania, porównywania, przerzucanie na innych, itd. Nigdy nie jest nam dobrze, to jeszcze chcemy, by innym było gorzej!
No kto tak postępuje? Na pewno nikt zdrowy, dojrzały. Bo to wszystko elementy naszego zwierza – ego. Gucio przerzucając naszą winę na świat upewnia się w ten sposób, że wina zawsze w nas będzie. Dzięki temu Gucio przeżywa.
Ale to my utrzymujemy Gucia. Gucio przeżyje doskonale bez tej winy. Nie będzie oczywiście taki silny, zły, najeżony jak szczerzący zęby wilk.
Problem polega na tym, że “nas jest bardzo niewiele” – jesteśmy nieświadomi. Nie ma w nas miłości, dlatego Gucio szuka innego źródła zasilania.
Niestety większość ludzi na tej planecie sądzi, że tak trzeba żyć – jak drapieżniki – i że nie ma innego wyjścia. Że przeżywają tylko najsilniejsi, choć to tak oczywiste bzdury.
Siła fizyczna bez mądrości jest głupotą i zazwyczaj kończy się smutno.
Prawdziwą siłą jest siła charakteru – siła wewnętrzna. Co kobiecie po silnym fizycznie facecie, który wyląduje w pierdlu na pierwszej wspólnej imprezie, na której się upije i kogoś pobije? Albo pobije ją, bo mu zwróciła uwagę?
Duże poczucie winy należy zrekontekstualizować do skruchy, do porządnego żalu. To nam pomoże. Ale nie taplanie, wręcz duszenie się winą.
Bo co nam daje trzymanie w ręku młotka lub 10 młotków? Nic. Tak samo z winą – trzymanie się winy nic nam nie da. Bo wina jest narzędziem pozytywnej nauki, z której mają wynikać pozytywne, budujące wnioski. Zazwyczaj na bazie bolesnych doświadczeń i ich konsekwencji :)
Pamiętajmy, że tylko ego jest zamknięte w klatce emocji – od wstydu i winy, przez strach, aż do dumy. Więc albo silnych obwinia, zazdrości, boi się lub im umniejsza. Ego nie potrafi docenić, szanować, naśladować. Drapieżnik widzi tylko papu – żarcie. Bo nie jest na tyle rozwinięty, by dawać światu. Jest na tyle nierozwinięty, że aby przeżyć, musi zabierać, a nawet zabijać. To bardzo niski poziom ewolucji. Ale oczywiście drapieżniki nie są złe.
Przecież nawet wspomniany na początku psiaczek kocha bezwarunkowo ale jednak zjada inne istoty żywe i martwe mięso. To pokazuje jak wielowymiarowe jest życie. I to co o tym zazwyczaj słyszymy jest monstrualnie uproszczone, spłycone i umieszczone w niezwykle ograniczonym kontekście.
Warto też wiedzieć, że jeśli czujemy winę, to już jest w nas przyzwoitość. Gdyby nie było w nas przyzwoitości, nie bylibyśmy w stanie odczuwać winy. Nie bylibyśmy ani skorzy, ani zdolni do nauki i zmiany. To samo tyczy się naszych rodziców. Jeśli nas obwiniali, była i nadal jest w nich przyzwoitość. Tylko mieli w sobie tony wstydu, winy i strachu, z którymi nie potrafili sobie poradzić. Miotali się z nimi jak w klatce. A gdy jesteśmy blisko miotającego się zwierzęcia, to trudno nie dostać po uszach.
Rozsądek podpowiada, by się oddalić. Ale kochające dziecko, które lekcji rozsądku jeszcze nie przerobiło, trzyma się blisko. I zazwyczaj obrywa.
To samo tyczy się wstydu. Dlaczego powtarzamy sobie i innym głupoty w stylu – “Powinieneś/powinnaś się wstydzić?” A dlaczego nie – “Powinieneś/powinnaś dostrzec błąd i się uczyć?”
Ludzie pełni wstydu i winy bardzo często stają się okrutni względem innych lub samych siebie. Także względem zwierząt.
Do tego to po prostu prowadzi. Więc i w ludziach okrutnych możemy dostrzec niewinność i ogromne obciążenie, z którym sobie nie radzą i które wyparli, a które nadal nimi kieruje. Są jak dzieci, które płacząc coraz głośniej liczą na uwagę swoich rodziców. Pragną miłości, obecności.
Warto też wiedzieć, że nie mamy kochać, ani wybaczać na siłę. Próbując kochać tych, których na razie kochać nie jesteśmy zdolni będziemy tylko generować w sobie frustrację, żal i gniew. Zajmijmy się tym, z czym możemy sobie na razie poradzić. Jeśli na razie kogoś nie znosisz, ok! Tylko nie zrób krzywdy tej osobie ;) Nie wypieraj tej urazy – głównie winy i gniewu, nie udawaj, że ich nie ma. Ale też nie wciskaj sobie kitu, że ta osoba za to odpowiada, bo tak nie jest.
I pamiętaj – jesteś niewinny/a.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
12 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Łukasz

Co jeśli ktoś próbuje setki razy chce dobrze ale ma słabe geny?Moja rodzina na lęki i przejąłem to po niej.Wyobrażasz sobie ,że mój wujek ma firmę a boi się jechać do pobliskiego sklepu lub lekarza?Jak w firmie była kontrola to on się chował i wysyłał swojego pracownika.Czuje duzo winy i wstydu ,bo wydawało mi się ,że wyszedłem z przegrywu nawet podchodziłem do obcych kobiet a potem się okazało ,że ludzie mogą mnie uważać za jakiegoś psychopatę.Inni naturalnie spotykają się ze znajomymi,pracują mają hobby a ja siedzę w swojej głowie ciagle i wszystko analizuje.Ja mam jakiś głębszy problem chyba genetyczny i straciłem sens zycia oraz wiarę.Wydawalo mi się ,że jestem kimś ,bo mam odwagę podejść do obcej kobiety i co z tego skoro potem nie potrafilbym nawet spotkać się przy jej znajomych lub rodzinie.Znalazlem dziewczynę która była podobieństwem mnie czyli samotnica, która ma 20 lat a rodzice ją kontrolują i nawet nie może wyjść z domu wieczorem… nie mógłbym mieć normalnej dziewczyny ,bo sam nie jestem normalny nawet jakbym bardzo chciał to problem jest zbyt psychiczny tak mi się wydaje.Moja rodzina ma słabą psychike ojciec zapił się na smierć a siostra popełniła samobójstwo.Nie wiem czy nawet najlepszy terapeuta poradziłby sobie z moim problemem chociaż jakieś małe % mam jeszcze wiary.Ja zaakceptowałem takie problemy które dla innych były by nie zniesienia ,bo inni żyją normalnie spotykają się z ludzmi nawet ta moja była dziewczyna studiuje z dala od domu a ja bym nie mógł.Piotrze szukałem chyba rozwiązania tam gdzie nie trzeba chociaż wiedza Hawkinsa duzo pomogła ale mój problem może być psychiatryczny.

Mateusz

“Zazwyczaj dręczone są dzieciaki wstydliwe, słabe. Dlaczego to ma miejsce? Bo słabość przyciąga atak. Niewinny umysł tych dręczonych dzieci często dokonuje “uświęcenia” słabości – mówi, że jest dobry, a spotykają go złe rzeczy. Ale utrzymywanie słabości, wstydu i winy nie jest dobre. I zazwyczaj w tych dzieciach w środku się gotuje – chciałyby zaatakować ale… boją się kary. A potem paradoksalnie same się zadręczają i winią za swoją słabość.”
Chciałbym wiedzieć na czym polega wybór tych dzieci. Przecież atakując silniejszego fizycznie można tylko dostać wpierdol. Kiedy zaczynałem gimnazjum przypisano mnie do klasy “dresiarzy” można to tak nazwać. Byli duzi, silni fizycznie i sprawiali wrażenie silnych psychicznie (w rzeczywistości byli nieudacznikami nadającymi się wyłącznie do bicia ludzi). Widząc gdzie się znajduję całkowicie powstrzymałem swoje ADHD – i cały rok wytrzymałem niezauważony przez nich, można powiedzieć -szara myszka. Dziewczyny mnie zauważyły i coś tam próbowały zaprzyjaźnić się, może poderwać – nie wiem, wyglądało na podryw ale pewności 100 procentowej nie mam (chyba ciągle nie potrafię zaakceptować faktu że mogę się podobać kobietom), ale je odrzucałem. Rok minął spokojnie. Oczywiście miałem zamiar zmienić klasę, dlatego z jakiegoś byle konfliktu zrobiłem wielkie halo, aby rodzicom pokazać jak strasznie mnie tam dręczą. Oczywiście po to żeby zgodzili się przepisać mnie do innej klasy – co planowałem gdy tylko zobaczyłem chłopaków z tej. Oni byli silni fizycznie, a ja nie zamierzałem być niczyim popychadłem. Zmieniłem więc klasę na klasę słabych fizycznie, nieśmiałych kujonów – i tam mogłem robić co mi się żywnie podobało. I robiłem. Klasie spokojnych, ułożonych, grzecznych chłopaków nie podobało się oczywiście to że do klasy przyszedł palant który ich zajęcia zamienił w totalny chaos. Ale z racji tego że nie byli silniejsi fizycznie nic nie mogli zrobić. Mogli tylko bezsilnie próbować zawstydzać mnie tym że w poprzedniej klasie się tak nie zachowywałem. Ale niestety mieliśmy łączone zajęcia wychowania fizycznego. I ci chłopcy, którzy mnie prawie nie zauważali dostali furii z tego powodu że zmieniłem klasę. Parę razy dostało mi się z tego powodu. Aby zmniejszyć negatywne skutki nie odzywałem się do nich, ignorowałem ich zaczepki, a nawet to że czasem zdarzyło się zostać uderzonym po głowie. Po prostu zacząłem szukać nauczyciela który potraktowałby tę sprawę poważnie. No i w końcu znalazłem. Oni nigdy mnie już po tym nie tknęli, chociaż cały czas ujadali z tego powodu, i mieli ogromne pretensje że “złamałem zasady”, które według mnie nigdy mnie nie obowiązywały, bo nigdy nie byłem członkiem ich grupy. A że nie pokazywałem im że się we mnie gotuje, co by to dało? Dobra, teraz wiem że nie warto tłumić emocji, ale wtedy tego nie wiedziałem, a nie chciałem dawać im satysfakcji. Dlatego w ogóle się do nich nie odzywałem. A nawet obecnie kiedy mijam ich z daleka, a oni krzyczą do mnie z daleka (niestety niektórzy ludzie zupełnie nie umieją się zachować) to ich ignoruję, tak totalnie. Udaję że ich nie widzę i nie słyszę. A co miałbym się z nimi lać bo czuję gniew?
“Można powiedzieć, że dochodzi do takich sytuacji, by dziecko nauczyło się stawiać na swoim w mądry sposób, by go znalazło. A nie ziało nienawiścią i agresją. To jedna z lekcji, które dziecko samo wybrało.”
No i znalazłem – zacząłem nosić nóż (którego na szczęście nigdy nie użyłem), pałę i kubotan (tych używałem, może nie przy każdej okazji, ale nie stroniłem od tego). Kiedyś Ci o tym napisałem. Poradziłeś mi wtedy żebym przestał. No i przestałem, ale mam wątpliwości czy dobrze robię – z punktu widzenia mojego umysłu wydaje się to niezmiernie głupie. Bo byłem, jestem i będę słabszy fizycznie od większości mężczyzn, gdyż moja waga znajduje się poniżej 60 kg i zawsze tak było, nie wierzę w to że się to zmieni, bo próbowałem wszystkiego aby to zmienić (z wyjątkiem sterydów) – nic się nie zmieniło. Oczywiście że siła fizyczna to nie jest właściwy środek do “stawiania na swoim”, ale jak sam już zdążyłeś napisać w powyższym artykule – ludzie są na różnych poziomach świadomości, z czego większość jest nisko. No to jak “stawiać na swoim” w konfrontacji z takimi ludźmi? W interakcjach z co po niektórymi można tylko uciekać albo walczyć. A w ogóle co to za lekcja “stawiania na swoim”? Dręczone w szkole dziecko chce tylko aby się od niego odpierdolono, większości z nich nawet nie śni się “stawianie na swoim”. Bo żeby “postawić na swoim” to trzeba mieć jakąś opinię, jakąś potrzebę, jakieś pragnienie. Trzeba czegoś chcieć od ludzi względem których “stawiamy na swoim”. A człowiek który chce aby się od niego odwalono nie chce “stawiać na swoim”, tylko żeby się odwalono. Ja na prawdę nie chciałem nic od tych chłopaków. Nie chciałem mieć z nimi do czynienia, i tylko tyle. Gdzie tu było miejsce na “stawianie na swoim”?
“To samo tyczy się innych ludzi. Ich wewnętrzne zwierzę, ich wewnętrzne dziecko nie będzie respektować nas, dopóki my będziemy ulegli. Bo kto będzie respektował kogoś słabszego od siebie? Nikt. Nikt nie będzie słuchał osoby słabej, bo słabość to ograniczenie zdrowia. Słuchanie się osoby słabej nie doprowadzi do niczego dobrego ani w przypadku jednostki, ani rodziny, ani całego państwa. Ludzie podświadomie nie respektują, a więc i nie słuchają osób utrzymujących w sobie słabości.”
Czym właściwie jest ta słabość o której piszesz? Piszesz, że jest to coś co utrzymujemy. Czyli nie chodzi o słabość fizyczną? Ale przecież są ludzie którzy respektują wyłącznie tych którzy są co najmniej równi siłą fizyczną, a przede wszystkim tych silniejszych. Ludzie są z reguły bardzo prości pod tym względem – jesteś dryblasem z wielkimi mięśniami – nagle wszyscy cię “szanują” (o ile można nazwać szacunkiem coś takiego), a jeżeli jesteś niewysokim, szczupłym kolesiem (jak ja) to większość ludzi będzie cię lekceważyć dopóki nie zobaczą jak kogoś bijesz kubotanem po twarzy. Ludzie zaczynają mnie ignorować, widząc że nie jestem uległy – bo nie jestem. Ludzie nie tolerują niższych mężczyzn którzy nie chcą być ulegli. Z powodu braku tendencji do uległych zachowań mam kosę z prawie każdym kogo znam – bo oni uważają że skoro są wyżsi, to ja mam być uległy. Są nawet na to badania naukowe – dominujący wysoki mężczyzna postrzegany jest jako silny, kompetentny, ze zdolnościami przywódczymi, dominujący niski postrzegany jest jako arogancki, wychylający się przed szereg, próbujący na siłę coś udowadniać (nawet jeżeli w rzeczywistości tak nie jest). A teraz piszesz że to ograniczenie zdrowia? Czyli że co? Nie mam możliwości bycia zdrowym ponieważ urodziłem się bez niezbędnych do tego warunków fizycznych? Gdzie tu jest ta moja moc? Za co mam tutaj brać odpowiedzialność? Co mi pozostaje? Jaki mam wybór? Bo ja widzę tylko szarpanie się z każdym aby “postawić na swoim”, albo zostanie potulnym, uległym frajerem z którym nikt się nie liczy. Ale przecież “kto będzie respektował słabszego od siebie?”. No to problem. Wygląda na to że prawie nikt nie będzie mnie respektował – bo fizycznie jestem słabszy od zdecydowanej większości mężczyzn i do tego nie mam możliwości zmiany tego stanu rzeczy. Jak ma się to do niezmienności ludzkiej wartości? I tego że nikt nie jest gorszy od nikogo? Jak mam nie utrzymywać słabości jeśli jestem słabszy fizycznie od większości mężczyzn? Czym to właściwie jest jeżeli jest to coś co sami utrzymujemy?

Mateusz

“I teraz ciekawe czy znowu napiszesz górę tekstu przedstawiającego Twoją rację, czy wreszcie wybierzesz spokój, pokorę, pracę nad sobą?”
Jakkolwiek zgadzam się z większością tego o napisałeś, tak mam parę pytań odnośnie kilku poruszonych przez Ciebie aspektów. Mam nadzieję że ściana będzie jak najmniejsza.
“Ale byłeś na tyle dumny, że zamiast to po prostu zaakceptować i sobie spokojnie robić na co masz ochotę, dobrze się z nimi dogadywać, doprowadziłeś do konfliktu. Którego mogłeś uniknąć ale nie chciałeś. Włożyłeś spory wysiłek, by popsuć relacje z tymi chłopakami.”
Dlaczego uważasz że robienie tego na co mam ochotę w moim przypadku oznaczałoby dobre relacje z nimi? Sądzisz że każdy powinien dążyć do tego żeby mieć dobrą relację z każdym? Ja właśnie zrobiłem to na co miałem ochotę – zmieniłem klasę. I to doprowadziło do konfliktu. Wcześniej nie zwracali na mnie uwagi, poza tym że miałem dużo lepsze oceny, twierdzili że jestem “kujonem” – i tyle.
“Ależ oczywiście, że chciałeś.
Chciałeś ich sprowokować, by poczuć się niesprawiedliwie potraktowaną ofiarą przez gorszych, tych niewychowanych.
Chciałeś poczuć się, że jesteś od nich lepszy.”
Ale ja ich sprowokowałem zmieniając klasę – czyli właśnie robiąc dokładnie to na co miałem ochotę. Sami mi o tym powiedzieli. Pierwszego dnia w nowej klasie na przerwie przed łączonym WF-em. Powiedzieli “pożałujesz że nas zdradziłeś”. I co to ma być powód do ataku? Ja do dzisiaj nie rozumiem jak można widzieć problem w tym że ktoś zmienia klasę. Tym bardziej że w ich klasie mnie praktycznie nie było – udawałem że mnie nie ma. Z nikim nie nawiązałem tam kontaktu, ani nawet się nie witałem. Kim trzeba być, aby widzieć problem w czymś takim? Ich bolało to że ja nie uważam ich za wartościowych, do tego stopnia że zmieniłem klasę. Dostrzegli chyba że z mojej strony to nie była nieśmiałość, tylko chęć do trzymania się od nich z daleka.
“Ci chłopcy nic od Ciebie nie chcieli.
I poczuli się sprowokowani przez Twoje zachowanie.”
Jak mogli niczego ode mnie nie chcieć, jeżeli mieli do mnie pretensje o to że zmieniłem klasę?
“Cały czas sam sobie tworzysz kłopoty i wybierasz takie towarzystwo.”
W większości masz rację. Ale tej klasy sobie nie wybrałem. A ta klasa to właśnie te środowisko w którym rozmiar ciała, i mięśni odgrywał większą rolę niż w jakimkolwiek innym środowisku w którym kiedykolwiek byłem. U nich był sztywny podział – dwóch “samców alfa” i reszta – ich popychadła. Widziałem kiedyś jak jeden z tych samozwańczych imbecyli rozpiął rozporek przełożył przez niego palec i jeden z kolegów musiał uklęknąć i ten palec possać (co oczywiście wyglądało tak jakby robił mu loda), aby udobruchać rozgniewanego jaśnie pana. Czy to naprawdę takie dziwne że nie chciałem mieć z nimi do czynienia?
“A pewnie zakumplowaliby się z Tobą, nauczyli być, bronić się. Nie tylko miałbyś spokój i dużo kumpli ale też czułbyś się bezpiecznie w ich towarzystwie.”
Po pierwsze – byłem już wtedy metalowcem, i zaczynałem uważać się za satanistę (ten etap mam już dawno za sobą). Oni byli dresiarzami, oglądającymi mecze i słuchającymi disco polo. Nigdy w życiu nie byłem w stanie obejrzeć całego meczu piłki nożnej. Nigdy. Gapienie się przez 1,5h jak ganiają za piłką byłoby dla mnie co najmniej bardzo nudne. Zawsze miałem szeroki zakres zainteresowań, ale nigdy nie była to ani piłka nożna, ani nic popularnego wśród ogółu ludzi. Słowem – ja się nie nadaję do tego by kumplować się z większością mieszkańców tego kraju. Większość rzeczy o jakich mówią ludzie mnie nudzi. Nie interesuje mnie ani piłka, ani polityka, ani religia, ani wartości ani życie celebrytów, ani jakiekolwiek programy telewizyjne, ani filmy. W gimnazjum nie chciałem przyznać nawet sam przed sobą że interesują mnie dziewczyny, jak mógłbym przyznać się do tego przed innymi? Jak miałbym rozmawiać o dziewczynach z tymi chłopakami, a później unikać towarzystwa tych dziewczyn? To jest zbyt posrane nawet dla mnie. Na początku dziewczyny mnie podrywały, a ja je spławiałem, a później miałbym mówić kolegom o tych samych dziewczynach że mi się podobają? To wszystko sprawiało, że tematy na jakie mógłbym z tymi chłopakami rozmawiać praktycznie nie istniały. Bronić się? Bez jaj. Kiedyś napisałem ci że w podstawówce biłem się z kim tylko się dało. Ja się potrafiłem bić lepiej od nich, ale oni byli z dużo wyższych kategorii wagowych, a ja już z doświadczenia wiedziałem że taka różnica w masie jest w walce bez broni nie do nadrobienia. Jedyne czego mogli mnie nauczyć to jak być debilem bez perspektyw na życie. Sami twierdzili że będą “kopać rowy”. I z tego co wiem to bardzo się nie pomylili. Mogliby ewentualnie nauczyć mnie jak się przewiduje przyszłość. Jak ma się to do tego że stajemy się tacy jak ludzie z którymi się zadajemy? Przecież gdybym się z nimi zaprzyjaźnił to stałby się podobny do nich. I teraz pewnie też kopałbym rowy. Dlatego uważam że zmiana klasy w tym przypadku to była jedna z bardzo niewielu dobrych decyzji jakie podjąłem w całym moim życiu. Jedyne czego mogę żałować w tym przypadku, to te że tak późno wpadłem na to aby przedstawić swój problem temu konkretnemu nauczycielowi, który miał jaja żeby faktycznie zrobić z tym porządek. Plątałem się po wielu nauczycielach – i prawie wszyscy mieli to w dupie że jedni uczniowie znęcają się nad drugimi.

Rafał

Miałem wiele podobnych sytuacji. Ostatnio podczas składania życzeń z okazji Dnia Matki dowiedziałem się, iż moi Rodzice ciągle ponawiają odwieczną walkę z sąsiadami. W wyniku niedawnej akcji Ojciec doznał wylewu w oku, od lat zmaga się z nadciśnieniem. Bierna do tej pory Mama coraz aktywniej przyłącza się do tej wojny. Dorastałem w klimacie wiecznej bitwy, realnej bitwy. Czasem czuję jakbym ponad połowę swojego życia spędził w okopie. Zaproponowałem by dali sobie z tym spokój, sprzedali mieszkanie i poszukali czegoś spokojniejszego. Oczywiście znałem odpowiedź. “A niby dokąd? Gdzie indziej może być tak samo, lub gorzej”. Po prostu nie będę opuszczał swojego piekła, bowiem to nieznane może być jeszcze gorsze. Znam to do znudzenia, to przecież także i moja dewiza życiowa. Dzisiaj jestem wiele kilometrów od tamtego miejsca. Zdaję sobie sprawę, iż zawsze chciałem uciec. Taka też była moja intencja. Bałem się nowego, jednak w jakiś sposób wzniosłem się ponad ten strach i podjąłem kilka decyzji. Mimo tego konsekwencje moich intencji dopadły mnie, i tutaj zetknąłem się z ludźmi, którzy wyciągali ze mnie moje brudy. Z jednej strony martwię się o moich Rodziców, te prowokacje już wcześniej doprowadziły do skrajnie niebezpiecznych sytuacji. Z drugiej strony zaproponowałem im ucieczkę. Wiem, iż nawet w nowym miejscu będą doszukiwać się zagrożenia. Może powstanie nowa wojna. Czuję się bezsilny. Myślę, iż prawdziwy syn nabrałby odpowiedniej masy i umiejętności, pojawiłby się tam i zgładził wszystkich wrogów, ocalając niewinnych. Mam do siebie żal, iż tego nie podejmuję. Czuję się słaby i wybrakowany. Wstydzę się swojej słabości. Obwiniam się za bierność i proponowanie ucieczki. Wygodnych dla mnie decyzji. Zawsze tak się czułem, bowiem nigdy nie chciałem brać udziału w konflikcie. Niestety mam też z tym problem w sytuacjach, w których zajęcie jakiegoś konkretnego stanowiska jest wskazane. Mój Ojciec także dorastał w atmosferze gniewu, walki i konfrontacji. Inaczej już nie jest w stanie funkcjonować, choć w głębi bardzo by chciał. Ja nigdy nie umiałem tak istnieć. Zmuszałem się ale nigdy nie chciałem walczyć przez całe swoje życie. Zwłaszcza w czymś co nie miało sensu. Czasem widziałem tak bardzo wiele rozwiązań. Z jednej strony czuję się jak wyrodny syn, z drugiej czuję w sobie większą zgodę i akceptację tego, iż tak naprawdę nie mogę ich zmienić. Nie toczę bitw ze swoimi sąsiadami, staję się przykładem tego, iż można inaczej. Jednak nikt z tego nie chce skorzystać, nie mam na to wpływu i mieć nie mogę. Czasem im o tym mówię, jednak to rozbija się o starą konstrukcję. Nie mam takiej świadomości jak Ty, nie mam tak szerokiego kontekstu wielu sytuacji. Wiem jak czasem trudno i opornie jest zrozumieć to co piszesz o rzeczach ponad emocjami. Jednak tu i teraz czuję, iż zajechałbym się gdyby nie wiedza jaką przedstawiasz. Urodziłem się i dorastałem na polu bitwy. Teraz czuję się jakbym był w innym świecie. W komunie hippisów, którzy czasem naiwnie wierzą w pokój na świecie. Zaczynam doceniać ten stan, tą odmienność. Czasem delektuję się nią. Czasem czuję się też niczym dezerter, zdrajca braci broni. Łapię się na intencji ucieczki. Staram się z niej rezygnować. Nie wiem jak pomóc Rodzicom. Nie wiem czy moje propozycje mają większy sens. Wiem jednak, iż nie chcę dokonywać wyboru walki i zmagania się z innymi ludźmi. Mimo, iż mam o to żal do siebie, ponieważ nauczyłem się czegoś bardzo odmiennego.

Last edited 4 lat temu by Rafał
Mateusz

Gdybyś im powiedział, że np. zmieniasz klasę, bo masz problemy z nauką i potrzebujesz pomocy, to by to zrozumieli, być może poklepali po ramieniu, życzyli powodzenia.”

Tak nawiasem mówiąc okłamałbym ich. Oni nie przeszkadzali mi w nauce. Moje oceny pogorszyły się po zmianie klasy. Poza tym jakby to wyglądało? Nie odzywać się do nich przez rok, a potem powiedzieć im nagle “Słuchajcie zmieniam klasę”?

“Jakoś mówiłeś, że miałeś przez rok spokój.

Więc sobie to wszystko uroiłeś. Żyłeś fantazjami, które nigdy się nie ziściły, aż nie postąpiłeś głupio.”

Ja miałem spokój, ponieważ udawałem że mnie nie ma. Kilku słabszych fizycznie kolegów nie udawało i nimi pomiatano jak tylko się dało.

“Jest pełno przykładów znajomości i przyjaźni pomiędzy subkulturami.”

Tak punkom zdarza przyjaźnić się z metalowcami. Ale punk i metal to w sumie dość podobne i często nakładające się na siebie gatunki muzyki. Na koncertach metalowych często widywałem punków, a na punkowych metali. Ale nigdy nie widziałem dresiarza – na żadnym z nich. Nigdy nie widziałem dresiarza na żadnej z imprez, ani na żadnym melanżu organizowanym przez punków czy metali. A swego czasu brałem w nich udział bardzo aktywnie (co skończyło się uszkodzeniem wątroby). Mieszkam i zawsze mieszkałem w dużym mieście wojewódzkim, poznałem mnóstwo przedstawicieli różnych subkultur i niemal wszyscy zwolennicy wszystkich pozostałych mają bardzo negatywne podejście do dresiarzy. Sam wielokrotnie twierdziłem w ich towarzystwie (i teraz już tak nie twierdzę jakby co) że “strzelałbym do nich po prostu za to że są dresiarzami”. I wiesz co? Dostawałem bardzo pozytywne reakcje. Zawsze. Za moją nienawiść i jawnie agresywne nastawienie do dresiarzy (przypominam że przez lata chodziłem uzbrojony więc skromne rozmiary ciała przestały mieć tutaj znaczenie) byłem bardzo szanowany wśród przedstawicieli dwóch wcześniej wymienionych przeze mnie subkultur. Rozmowy zawsze się ożywiały i ludzie zaczynali z wypiekami na twarzy opowiadać o tym jakich metod tortur i egzekucji by się podjęli w stosunku do innych ludzi tylko i wyłącznie za to że ci inni ludzie to dresiarze.

A co to ma wspólnego z Twoim postępowaniem względem nich przez rok i potem zmienieniem klasy?”

Co ma wspólnego brak wspólnych zainteresowań z niemożnością nawiązania relacji? To można mieć dobre relacje z osobami o odmiennych zainteresowaniach? Właśnie moim zdaniem nie. Ludzie dobierają sobie towarzystwo kierując się właśnie podobieństwem zainteresowań. Dwie osoby bez wspólnych zainteresowań nie będą miały o czy rozmawiać, ani co robić. Nie rozumiem w ogóle jak można dążyć do relacji z kimś, z kim nie ma się wspólnych tematów do rozmowy. I w zasadzie nie ma w tym problemu. Problem pojawia się kiedy ma się bardzo nietypowe zainteresowania. Wtedy ciężko znaleźć kogokolwiek “interesującego”.

To dlaczego np. zostałeś satanistą?

Skoro Cię nie interesuje religia, to wykonałeś dość poważny krok jak na kogoś niezainteresowanego stając się satanistą.”

Uważałem się za satanistę nie znaczy że nim byłem. Nie dołączyłem do żadnej oficjalnej struktury – za drogo. Nie było to związane z moim zainteresowaniem religią. To była moja nienawiść do innej religii. Widzisz ja nie dałem sobie zaszczepić poczucia winy poprzez religię (co nie wyklucza tego że trzymam się winy z innych powodów), ale fakt że zmuszano mnie w dzieciństwie do chodzenia co niedziele do kościoła została uznana przeze mnie za powód do trzymania się olbrzymiej ilości gniewu i bezsilności. Nienawidziłem chrześcijaństwa, kościoła, religii. Dalej uwielbiam np. wyśmiewanie i wyszydzanie cudzych uczuć religijnych. Najbardziej satysfakcjonujący moment dotyczący mojej relacji z ojcem? Wtedy kiedy nazwał mnie “bydlakiem” , po tym jak wyśmiałem jego “wartości”. Było mi tak wesoło, że ze śmiechu ledwo trzymałem się na nogach. Uwielbiam widzieć wściekłą bezsilność w katolickich oczach. Cały widz polega na tym że moje “znęcanie” się nad słabszymi kolegami z następnej klasy polegało właśnie na tym. Ja ich nie atakowałem. Nie widziałem potrzeby. W podstawówce atakowałem ludzi żeby się dowartościować. ale atakowałem silniejszych, i dlatego bywało różnie. Umiałem się bić, i czasami udawało mi się pokonać silniejszego. Słabszego fizycznie nigdy nie zaatakowałem (a przynajmniej nie fizycznie) bez jakiejś mocniejszej prowokacji (bo niby w jaki sposób miałoby mnie to dowartościować?). W gimnazjum nie atakowałem ludzi. “Mogłem robić co mi się żywnie podobało” oznaczało że mogłem obrażać religię, wartości i łamać wszelkie możliwe zasady i normy obyczajowe – których nienawidziłem i pragnąłem to wyrazić. Wyraziłem się nieprecyzyjnie – wiem, popracuję nad tym, bo doszło do nieporozumienia. Nad nikim się tam nie znęcałem. Po prostu potrzebowałem miejsca w którym nikt nie będzie narzucał mi swoich zasad, a ja do niczyich zasad nie będę musiał się dostosowywać. Wiedziałem że zdecydowanej większości ludzi działa to na nerwy, więc postanowiłem znaleźć sobie klasę w której chłopcy będą bezsilni wobec mojego dobrowolnie wybranego dziwactwa. Bo ja akurat nigdy nie uważałem się za “tego dobrego”. Ależ wręcz przeciwnie. Chciałem być “tym złym”. Stąd satanizm. Dla mnie przez wiele lat “bycie złym” było oznaką siły, a “bycie dobrym” słabości. Desperacko pragnąłem poczucia siły, tego że mogę, a nie muszę. Tak więc:

“Jakie były przyczyny tego, że spławiałeś dziewczyny?”

Chciałem poczuć że mam wpływ na swój los. Rodzice od dawna mówili mi już wtedy “będziesz się interesował dziewczynami”, “to jest biologia”, ” to jest silniejsze od ciebie”, “nie masz na to wpływu”, “dziewczyna owinie cię wokół palca, i jeszcze będziesz z tego powodu zadowolony”. I inne tego typu. Nieustannie wmawiano mi bezsilność wobec natury, a ja próbowałem się przed tym bronić. To prawda że przy pomocy dumy. Chciałem udowodnić moim rodzicom że to ja mam rację. I udowodniłem. Z perspektywy czasu uważam jednak że nie warto było. Być może straciłem przez to wiele wspaniałych relacji. Nigdy się tego nie dowiem, czy na pewno. Nie jest to oczywiście jedyny powód. Dochodzi jeszcze motyw wstydu, niezasługiwania, “nieśmiałości” itp., ale wielu, jak nie większość mężczyzn przez to przechodzi i to mając z tym wielokrotnie większe problemy. Ja nie jestem nieśmiały, i w zasadzie trudno powiedzieć czy kiedykolwiek byłem. Ludzie nie lubili mnie nie dlatego że nie byłem w stanie się do nich odezwać, tylko dlatego że potrafiłem zachowywać się wyjątkowo dziwnie (żeby nie powiedzieć głupio).

Mateusz

Ty w każdej chwili mogłeś nadać rozmiarom swojego ciała inne znaczenie. Ale zwyczajnie nie chciałeś.”
Jakie znaczenie miałem nadać? Dla mnie wartość mężczyzny dopiero od niedawna nie jest wprost proporcjonalna do jego zdolności bojowych. A przypomnę że kategorie wagowe w sportach walki nie służą do ozdoby. Mogłem nadać inne znaczenie, ale z ówczesnej perspektywy nie byłem w stanie.
“No to fajne towarzystwo, fajne.
I sądzisz, że życie byłoby lepsze, gdybyś miał takich znajomych?”
Ja już miałem takich znajomych. Nie polecam.
“Każdy może sobie wymyślić hobby, np. kolekcjonowanie wężowych łusek, a potem narzekać, że nie ma nikogo podobnie „odjechanego” i że ludzie są nudni.”
Ale nie porównuj słuchania metalu z kolekcjonowaniem wężowych łusek. Nie byłem w stanie znaleźć znajomych w podstawówce, gimnazjum i liceum, ale jak zacząłem chodzić na koncerty to znalazłem znajomych. Fakt pozytywni nie byli. Ale wszystkiego chyba mieć nie można.
“Naprawdę „po prostu” tego potrzebowałeś?
Całe dotychczasowe życie przeżyłeś w nienawiści, pysze, winie i gniewie i mówisz, że po prostu potrzebowałeś troszkę wolności?
Sam sobie ją odbierasz cały czas.
Czasem próbujesz żyć inaczej ale nie rezygnujesz z niczego, czego się trzymasz.”
No dobrze. Chciałem móc manifestować swoją pogardę i nienawiść do społeczeństwa, tradycji, wartości, religii i zasad ograniczając konsekwencje do bycia po prostu nielubianym, zamiast być do tego jeszcze bitym.
To było dawno temu. A nadal to przeżywasz.”
Wiesz nie. Ja już tego nie przeżywam. Ja mam po prostu problem z zaakceptowaniem konsekwencji tego co zrobiłem w oparciu o te wszystkie negatywności którymi się kierowałem. Chyba przeprojektowałem wszystkie swoje kompleksy związane z ciałem na swoją przeszłość.
“Wg mnie Twoje problemy wcale nie są takie małe.”
No dobra w moim wieku “powinienem” być już po studiach i na własnym utrzymaniu. To można powiedzieć że jeden problem faktycznie nie jest mały. ale problemy z relacjami? Na prawdę uważasz że ten aspekt życia jest aż tak ważny? Przecież bez relacji można żyć. Można mieć pieniądze, mieszkanie, pracę, samochód, wykształcenie, sukcesy zawodowe. Ja, jeśli mam być szczery, to przez relacje które miałem więcej straciłem niż zyskałem. I to zdecydowanie. Czasu który zmarnowałem na szwędanie się po mieście, picie alkoholu i branie narkotyków w towarzystwie moich byłych tzw. “przyjaciół” nikt mi nie zwróci.
“Natomiast nie ma i nie było do tej pory pytania jak cokolwiek z tego zmienić na lepsze.”
A jak to wszystko zmienić na lepsze? Da się przy okazji nie marnować czasu? Bo wydaje mi się że w tym kraju bez picia alkoholu, to można zapomnieć o życiu towarzyskim.

Podobne Wpisy:
Jak radzić sobie z uzależnieniem bliskich nam osób? (Część 3)

Jak radzić sobie z uzależnieniem bliskich nam osób? (Część 3)

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat jak podchodzić do choroby uzależnienia bliskich nam osób. Poprzednie, bardzo ważne, bo rysujące kontekst sytuacji obraz, części znajdziemy klikając na linki poniżej: ► Jak radzić sobie z uzależnieniem bliskich nam osób? (Część 1) ► Jak radzić sobie z uzależnieniem bliskich nam osób? (Część 2) Dzisiaj skupię się na komunikacji. Oczywiście… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 14
Uzależnienie – Czym Jest i Jak Powstaje? (Część 2, Wideo)

Uzależnienie – Czym Jest i Jak Powstaje? (Część 2, Wideo)

[Transkrypt wideo] Dzisiejszym filmem kontynuujemy temat uzależnienia – czym jest, jak powstaje, co pomaga z niego wyjść, a co stanowić może pułapkę. W poprzednim filmie wspomniałem, że podejście nofap zawiera dwa poważne zniekształcenia rzeczywistości. Jednym z nich jest – Porno/masturbacja są złe i jak z nimi skończymy to wszystko się naprawi. Zastanówmy się nad tym.… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga

Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga

Witam Cię serdecznie! Dziś kontynuujemy temat cnót. Będzie ogień, zapnij pasy! Część 1 znajdziesz klikając na link poniżej: ► Cnoty (Część 1) – Wstęp i szczerość. Zanim przejdziemy do dyskusji na temat kolejnych cnót, jeszcze kilka zdań o szczerości. Szczerość, jak Odwaga, kalibruje się na poziom 200. Czyli na poziom graniczny między dusznym obszarem negatywności… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 34
O Emocjach – Podsumowanie

O Emocjach – Podsumowanie

Witam Cię serdecznie! Dziś podsumujemy czego się dowiedzieliśmy o emocjach. Linki do wszystkich artykułów o poszczególnych emocjach znajdziesz przechodząc do poniższych artykułów: ► Jak i Dlaczego Zacząć Odczuwać? ► O Emocjach – Wstyd. ► O Emocjach – Poczucie Winy. ► O Emocjach – Apatia. ► O Emocjach – Żal. ► O Emocjach – Strach. ►… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 2

WOLNOŚĆ OD PORNO