Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!
Kontynuujemy temat stanięcia w obliczu faktu o własnym uzależnieniu.
Części 1-11 znajdziesz klikając na linki poniżej:
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 1) – Wstęp
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 2) – Lista nr 1
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 3) – Nienawiść, złość, chęć zemsty, wina
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 4) – Mail
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 5) – Urazy, złośliwość, zła wola, zazdrość
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 6) – Zawiść, próżność, duma, żądze
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 7) – “Porno to ratunek” – Mail, Chciwość, Chcenie, Pożądanie
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 8) – Wola Boża, Ewolucja, Limitacje Formy, Wybory
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 9) – Sytuacje, To Czym Dysponujemy, Ego i jego Problemy
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 10) – Dar Życia, Świat jako Kreacja, Śmiertelność/Zmienność Wszystkiego
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 11) – Święta/Boża Obecność, Miłość Boga, Współczucie i Litość

Przed nami 2 ostatnie niezwykle ważne elementy niezbędne do zaakceptowania i wdrożenia, a potem wrócimy do Woli Bożej.

Pytanie na starcie – czy już działasz odpowiednio z tematami przedstawionymi w poprzednich częściach? Czy tylko czytasz z ciekawości, rozmyślasz o tym, o swoim życiu, a w rzeczywistości nic nie zmieniasz, nawet nie planujesz zmian?

Jak podchodzisz do uzależnienia? Poważnie, jak na coś, co zniszczy Ci życie, doprowadzi do myśli samobójczych, depresji, bezsensu istnienia? Czy nadal uważasz, że to sposób na rozrywkę, odstresowanie, odreagowanie (cokolwiek to znaczy) po ciężkich dniu, itp. kłamstwa?

Co to znaczy, że jesteś uzależniony/a i czym jest proces wychodzenia z uzależnienia? Nadal to postrzegasz jak katar i że tylko potrzebujesz magicznej tabletki?

Jeśli jesteś uzależniony/a, to sprawą najwyższej wagi jest dla Ciebie, by zacząć nad sobą pracować, a nie tylko o tym myśleć. Ale też nie działać na oślep, bo wychodzenie z uzależnienia to nie stosowanie żadnych sztuczek, ani magicznych sposobików.

Jak sobie złamiesz rękę lub nogę to robisz coś dla samego robienia, by mieć poczucie, że próbujesz coś z nią zrobić? Czy wybierasz najlepszego specjalistę i biegniesz w te pędy, by się tym zająć, rezerwujesz wizytę jak najszybciej, krzyczysz na panią mówiącą Ci, że nie może Cię przyjąć w tym tygodniu i generalnie nie “lecisz w kulki”?

No to jak uzależnienie traktujesz jako mniej poważną przypadłość od złamania, no to nadal nie rozumiesz jego powagi.

Czy boisz się żyć bez złamanej ręki? Boisz się nieznanego? A może uważasz, że sobie nie poradzisz z obiema sprawnymi rękami? Przecież to wielka odpowiedzialność! Może dwie sprawne ręce Cię przytłaczają? Jak masz dwie sprawne ręce, to nie możesz już używać złamania jako argumentu, by np. nie iść do pracy, nie starać się. Nie możesz już leżeć sobie wygodnie na kanapie w gipsie i prosić, by ktoś coś zrobił za Ciebie.

A jeśli masz złamaną nogę, to boisz się zmiany? Kto wie co zrobisz i gdzie pójdziesz mając dwie zdrowe nogi!

I oczywiście decyzja należy do Ciebie czy i co zrobisz. Większość uzależnionych podejmuje ją dopiero, gdy zaboli. Mocno. Wystarczająco mocno. Czy musi zaboleć? Oczywiście nie. Ale już jakoś tak jest, że zazwyczaj do tego dochodzi.

No bo wystarczy kapka lęku i uzależnieni już widzą w umyśle szaleńczy bełkot. Już uciekają, już fantazjują jak to będzie obejrzeć porno. Już wmawiają sobie, że chcą przecież dla siebie dobrze – chcą się odstresować, poczuć lepiej… No to ciekawe, że przy złamaniu ręki nie napychają się słodyczami i nie mówią, że załatwili temat…

Jak mówiłem w darmowych filmach – poziom wypierania problemów jest u ludzi ogromny. Mogą się po raz kolejny obudzić w rynsztoku we własnych wymiotach i nadal twierdzić, że nie mają problemu z alkoholem.

Kilka dni temu napisał do mnie mężczyzna mówiący, że nie ogląda porno wcale tak często. “Tylko” ok. 10 razy tygodniowo…

A czy człowiek, który pije wódkę 10 razy tygodniowo nie ma problemu z alkoholem? To jakby sięgać po wódkę 2 razy każdego dnia.

Ale ta osoba tak się boi spojrzeć na fakty, jest tak przerażona, że próbuje bagatelizować już bardzo poważną sytuację. I niebezpieczną. Kiedy w jej oczach byłoby już wystarczająco często? 3 razy dziennie? 5 razy? 100 razy tygodniowo?

Odpowiedź brzmi – to nie ma znaczenia. Mogłaby oglądać pornografię 10 godzin każdego dnia i nadal twierdziłaby, że jeszcze nie jest tak źle. Albo powiedziałaby sobie, że przecież są ludzie, którzy oglądają porno 11 godzin każdego dnia, więc jeszcze nie musi nic z tym robić…

Dlatego przypominam – od tego są bolesne konsekwencje. Najczęściej to odpowiedni poziom bólu zmusza do otrzeźwienia się.

Do tego momentu ludzie uzależnieni zazwyczaj bimbają sobie, zaniedbują swoje życie i ich to nie obchodzi. Oczywiście nie musi obchodzić. Nikt nic nie musi. No ale jak mówiłem – niski poziom świadomości to życie wpatrzone w myślenie, wieczne opieranie się, wieczne zmaganie, wieczna ucieczka od niewygód, od dyskomfortu. A to wiąże się z bolesnymi konsekwencjami, których szczęśliwie uniknąć nie można na tej planecie.

Życie na niskim poziomie to trzymanie się wszystkich negatywności jakie zebraliśmy w trakcie życia. I niechęć do ich odpuszczenia i życia mądrego.

Zmiana to nie jest coś, do czego można kogoś zmusić. Każdy sam musi dojrzeć do momentu, by zmianie nadać wysoki priorytet i zacząć do niej dążyć. Zmianie mądrej.

Każdy dzień ma 24 godziny. Każda godzina ma 60 minut. Każda minuta ma 60 sekund. To 86400 okazji każdego dnia, by wybrać zmianę. Jeśli każdego dnia rezygnujemy z 86400 szans, by żyć lepiej, to nikt mi nie wmówi, że takiej osobie na tym zależy.

Nic nie usprawiedliwia nieświadomości, życia negatywnego. Bo kogo obchodzić będzie nasze tłumaczenie się – “Nie wiedziałem/am”?

Ludzie mi piszą, że nie wiedzieli, że ważna jest dojrzałość emocjonalna, ustalanie celów, działanie, intencje… tak jakby nagle w ogóle otworzyli oczy. A co wiedzieli przez ten czas? Co przez te wszystkie lata było dla nich ważne?

Człowiek nie chce czuć emocji od 30 lat, czuje je przy każdej okazji, tłamsi je przy każdej okazji, podejmuje 99% decyzji w oparciu o te emocje, o stawiany im opór i odczuwany ból… i twierdzi, że nie rozumiał/nie wiedział, że dojrzałość emocjonalna jest ważna…

To jakby ktoś codziennie rozbijał się samochodem i twierdził, że nie wiedział, że ważnym jest nauczyć się lepiej prowadzić…

Czego Ty jeszcze nie wiesz?

Dla mnie było ważne siedzenie przy komputerze, wystarczał mi dowolny pretekst, by się zacząć użalać nad sobą i oglądać porno. Konsekwencje nie grały żadnej roli. Skrycie nienawidziłem siebie i innych. Nie zależało mi na sobie. No żyłem tak niedojrzale jak to tylko możliwe.

Bo nie miałem w ogóle ani konceptu, ani kontekstu lepszego życia.

Znałem tylko to jak żyłem. Ale to nic nie determinuje, nic nie ogranicza.

Widziałem też pornografię. Widziałem uśmiechniętych ludzi. Oglądając ją też sam czułem się lepiej. Więc szybko wyciągnąłem bardzo, bardzo fatalne wnioski.

Każdą myśl o zmianie odrzucałem. Od razu wciskałem sobie każdy możliwy kit – że sobie nie poradzę, że jestem za słaby, po co, że nie zasługuję, że i tak nie wiem czego chcę…

Każdy uzależniony zna to ze swojego życia. I każdy jest odpowiedzialny za decyzję, by zacząć żyć inaczej – mądrzej, dojrzalej. Często – dramatycznie mądrzej i dojrzalej. Szczególnie względem samego siebie.

Jeśli ją podejmiemy, to tego należy zacząć się uczyć. Dobre chęci to za mało.

Do tego jeszcze bardzo często pojawiają się argumenty typu, że rodzice nie przekazali odpowiedniej wiedzy, wzorców, nie nauczyli… I takie urazy mają zarówno nastolatkowie jak i dorośli ludzie po 40-tce.

I co z tego, że nie przekazali? Matematyki też nie nauczyli? A skąd pomysł, że powinni? Od tego jest szkoła, nauczyciele – inni ludzie. Jeśli czegoś nie nauczyli nas rodzice, to nasza “brocha”, żeby się tego nauczyć, douczyć. Mężczyźni narzekają bardzo często, że ojciec nie nauczył jak właściwie postępować z kobietami. No ale jeśli tata sam tego nie wiedział, to dlaczego miał nas tego nauczyć? To byłby bardzo poważny błąd! Nie ucząc nas tego postąpił bardzo dobrze! A jeśli my uczyliśmy się tego jak postępuje z własną żoną i uznaliśmy to za naukę, no to nasz błąd, nie taty.

Jeśli nie miałeś/aś dobrych wzorców, to ile czasu poświęciłeś/aś na ich znalezienie? Też nie wiedziałeś/aś, że należało to zrobić?

I ile już męczymy się z tą urazą zamiast się zacząć uczyć właściwego postępowania z kobietami? Ile już emocjonujemy się i mentalizujemy zamiast problemem się zająć?

Co stoi na przeszkodzie, by zacząć? Oczywiście niechęć, opieranie się emocjom, wiara w różne bzdurne przekonania. I dlatego tak wygodnie zrzuca się odpowiedzialność na rodziców. Czy kogokolwiek innego. Wygodniej się obwinia siebie, wstydzi za siebie, za swoje życie, niż podnieść tyłek i zacząć nad tym pracować. A może nie?

Zwalanie odpowiedzialności za swoje samopoczucie, życie, decyzje, problemy – to wszystko elementy niedojrzałości, czego konsekwencją jest uzależnienie. Ale i także uniemożliwia to zajęcie się tymi tematami.

Zauważmy, że to jedno i to samo – “Dlaczego tata nie nauczył mnie jak postępować z kobietami?” oraz “Dlaczego nie wykorzystałem szans, dlaczego zmarnowałem młodość?”. Wypominanie sobie czegoś w przeszłości to trzymanie się winy, wstydu, żalu i niechęć, by się ich puścić. Tylko non stop nakręcamy się tym samym. Nawet przez kilkadziesiąt lat. To infantylne. To naprawdę głupie.

Bo trzymanie się uczyć i projektowanie ich na świat to dziecinada.

Powszechna, lubiana przez miliardy ludzi, pokazywana w telewizji, w filmach. Ukochana przez ok. 80% ludzkości. Ale Ty jeśli chcesz wyzdrowieć, to musisz to zostawić za sobą.

Koniec z ulubionym emocjonowaniem się i mentalizowaniem. Koniec z myśleniem o wszystkim dla samego myślenia. Wzrost dojrzałości jest niezbędny i bardzo poważny. Realny. Najczęściej na wielu płaszczyznach.

POTRZEBA ZMIANY

Potrzebna jest zmiana. Często poważna.

Wielokrotnie mówiłem, że uzależnienie to jedna z wielu konsekwencji negatywnego życia. Być może nie negatywnego życia i postępowania względem wszystkiego na świecie ale nie jest to wykluczone.

Nie musi to oznaczać, że jesteśmy złym człowiekiem. Ale negatywnym – tak. :)

A co to znaczy “negatywny”? Ujemny. Czyli osłabiający, odmawiający, usuwający coś ze swojego życia – np. spokój, radość, szczęście, spełnienie, zdrowie. Często też pragnący usunąć coś ze świata – niesprawiedliwość, zło, ból, cierpienie, itd. Czyli tak naprawdę to chęć zmiany świata takim jakim sami go widzimy. A to kolosalny błąd.

Bo percepcja nie oznacza rzeczywistości.

Wcale nie widzisz świata, tylko swoje własne opinie o nim. I tak jak w przypadku uraz do rodziców, bardzo wygodnie zwala się własną emocjonalność na świat.

Np. mówimy sobie, że kobieta może nas zranić. I od razu wydaje się nam mądrym unikanie kobiet, rozmów, randek. Ale jeśli to byłoby takie straszne, to dlaczego pragniemy kobiet?

Czy pragniesz czegoś złego – np. bycia rozszarpanym przez niedźwiedzia? Nie. Pragniemy tylko tego, co dobre w naszych oczach.

I mężczyźni albo uciekają od kobiet, albo próbują coś robić na siłę. Ale kompletnie nie pracują nad swoją percepcją – świadomością. Nadal utrzymują świadomość jakiegoś zagrożenia, niebezpieczeństwa, bólu, osądu, oceny, straty. Nie dziwne, że w temacie kobiet nie są spokojni, radośni, ani nie działają swobodnie. Sądzą, powtarzając popularne wierzenia, że się muszą przełamać.

No to niech mi ktoś wyjaśni – czy można przełamać strach przed jadowitymi wężami? Przecież to bzdura. Albo niech ktoś przełamie strach przed terrorystami. No proszę mi wyjaśnić jak to ma wyglądać…

To bełkot, to głupoty, to bzdury gadane dla samego gadania.

Mówimy, że świat jest straszny. Ale wcale nie jest straszny. Mówimy, że świat jest zły. Ale świat wcale nie jest zły. Mówimy, że jest niesprawiedliwy. Ale świat wcale nie jest niesprawiedliwy.

Uzależnienie to szczęście w nieszczęściu, bowiem wymusza ono siłą na człowieku to, czego nigdy by nie zrobił nie będąc w tak poważnej sytuacji.

Ludzie są zakochani w swoich umysłach, w myśleniu. A umysł jest jak dziecko. Jeśli zaniedbywaliśmy siebie i go, to umysł nie miał szans się rozwinąć.

A co świadczy o rozwiniętym umyśle? Spokój.

A co to znaczy “spokój”? Większość ludzi błędnie sądzi, że brak myśli. A to bzdura. Spokój oznacza, że jesteśmy spokojni – że wybieramy spokój – NIEZALEŻNIE CZY I JAKIE SĄ MYŚLI. Bo MY jesteśmy już na tyle rozwinięci, że nie zwracamy na nie uwagi.

Czy ktoś potrzebuje strachu przed jadowitym wężem, by postąpić mądrze? Nie. Ale człowiek niemądry otrzymał dar w postaci emocji – czuje lęk i automatycznie, nieświadomie nie zbliża się do tego, na co wyprojektował swój strach. To pomocne jeśli nie żyjemy trzeźwo – rozsądnie.

Jednak człowiek mądry już strachu nie potrzebuje. Wystarcza mu rozwaga i pokora. Człowiek mądry nie boi się węża, bo rozumie czym jest wąż, jaka jest jego natura. Nie jest zła. Nie jest straszna. Wystarczy takich węży spokojnie unikać.

Oczywiście bardzo, bardzo wygodne i kuszące jest osądzenie węża – “Ja się węża boję, bo może mi zrobić coś złego. Więc wąż jest zły”. Ale wąż nie jest zły. To taki poziom ekspresji życia. Pies też Cię dziabnie jeśli go sprowokujesz. A pieski kochamy. Są ludzie, którzy kochają węże. Ale są mądrzy – doskonale wiedzą, że ich miłość nie zmieni natury węża. Dlatego są też bardzo ostrożni. Zaś znając naturę węża i rozumiejąc ją nie ograniczają swojej miłości. Ale są też bardzo obecni, bardzo trzeźwi w towarzystwie węża. TO jest mądrość. A nie – “Jak się przy wężu czuję źle, to wąż jest straszny i muszę uciec lub go zabić. Minimalnie muszę węży nienawidzić”. Albo – “Jak się przy wężu czuję dobrze, to nic mi nie zrobi, bo przecież JA się z nim tak czuję, więc to na pewno coś znaczy”.

Ale świat ma gdzieś nasze uczucia. Bo nasze uczucia informują NAS o NASZEJ percepcji.

A dla drapieżnika strach innego zwierzaka to świetna okazja do zapolowania. Bo przestraszone zwierzę jest osłabione. Nie jest trzeźwe, silne. Strach łatwo wykorzystać, zapędzić w “kozi róg”. Jak każda emocja, strach może pomóc przez chwilę. Ale im dłużej się boimy, tym słabsi się stajemy. Dla drapieżników strach jest jak świeże, pachnące, cieplutkie danie.

Innymi słowy – strachem przyciągamy do siebie niepotrzebne kłopoty.

Jeśli innym ludziom nie dasz pretekstu, też Ci nic nie zrobią. Więc to po Twojej stronie leży odpowiedzialność, by żyć rozsądnie, mądrze. Jeśli widzisz grupę wytatuowanych osiłków, to zamiast się ich bać, unikaj ich, oddal się od nich, nie daj im pretekstu, nie prowokuj ich. Nie zerkaj “spod byka” czy Cię nie dostrzegli. Ludzie agresywni wyczuleni są na takie postępowanie.

Ci ludzie nie są źli. Oni inaczej nie potrafią. Nie odbieraj tego personalnie, ani tego nie osądzaj. Nie wpędzaj się dalej w nietrzeźwość. Ani nie szukaj pretekstu do trzymania się lęku. A jeśli puścisz się lęku i do nich podejdziesz mówiąc im, że się ich nie boisz i nic Ci nie zrobią, no to zachowasz się jak idiota i doświadczysz konsekwencji w formie łomotu.

Więc gdy widzimy coś, co nazywamy “niesprawiedliwością” albo “złem” – skąd pewność, że to takie jest?

Zamiast usprawiedliwiać swoją percepcję i osądy, szukaj tego, co poszerzy Ci kontekst, w którym interpretujesz wydarzenia.

Jeśli uważamy, że rodzice byli dla nas niesprawiedliwi, źli – na pewno? W jakim kontekście postrzegamy nasze wychowanie? Czy zależy Ci na spokoju, szczęściu, rozwiązaniu swoich problemów, czy zależy Ci na zmianie, czy dalej wolisz osądzać i emocjonować się?

Postrzeganie czegokolwiek przez pryzmat emocjonalności GWARANTUJE, że nasza percepcja jest błędna.

A tym samym problemu nie rozwiążemy nigdy.

Bo ograniczony kontekst uniemożliwia postawienie właściwej diagnozy. A bez właściwej diagnozy niemożliwe jest uzdrowienie niczego. Co więcej – błędna diagnoza może tylko doprowadzić do komplikacji i potencjalnie poważnych. No bo jeśli mamy zapalenie oskrzeli, a lekarz zacznie nas leczyć na alergię, to nie tylko nam nie pomoże ale kto wie jak dalej potoczy się sytuacja.

Uzależnieni dokładnie tak postępują – sądzą, że problem jest z emocjami lub z czymś/kimś w świecie. Praktycznie zawsze też wychodzą z założenia, że coś z nimi fundamentalnie jest nie tak.

Są to kolosalnie błędne diagnozy. A stosowane “rozwiązanie” – emocjonowanie się, opieranie, a potem oglądanie porno – tragicznie niewłaściwe.

Bo jeśli byłyby to odpowiednie diagnozy i rozwiązania, to powinno się poprawiać. A jednak się pogarsza.

No pomyśl – załóżmy, że dzisiaj wstydziłeś się porozmawiać z fajną dziewczyną. A potem się za to obwiniałeś. I by poczuć się lepiej obejrzałeś porno… I co to za rozwiązanie? Czułeś się fatalnie, bo tak postrzegałeś zarówno sytuację jak i samego siebie. I zapewne postrzegasz tak od lat. Być może przez całe życie. Czy nad tym pracujesz? Jeśli tak – jak konkretnie? A jeśli nie – dlaczego nie?

A co z percepcją samych błędów? Jak postrzegasz błędy? Jak się za nie traktujesz?

Ileż razy słyszę z różnych miejsc, w różnych językach, od różnych ludzi – “Popełniłem/am błąd! Nienawidzę się za to!”

Przecież to totalna patologia!

A dlaczego nie – “Popełniłem błąd! Kocham się za to, wyciągam wnioski, uczę się! Jest fantastycznie! Uwielbiam błędy! Uwielbiam się uczyć i rozwijać!”? No kto mi powie dlaczego wybiera nienawiść do siebie za błędy?

Wiele osób uwielbia przytaczać kolejny pseudo-argument – “Nie zasłużyłem/am na wybaczenie/na coś dobrego!”

A skąd ten pomysł? Kto wydał ten osąd? My! I na jakiej podstawie? Bo się emocjonujemy i z tego poziomu wydaje się nam słuszny… No tak, tylko to poziom nietrzeźwości, maniakalności, psychicznych urojeń.

Jeśli nie wierzysz, to przedstaw jakie problemy realnie rozwiązałeś/aś w swoim życiu emocjonowaniem się i działaniami z poziomu emocji. I zastanów się czy te emocje bardziej pomagały, czy przeszkadzały?

No bo skoro wierzysz, że strach chroni, to bojąc się, trzęsąc się ze strachu powinieneś/powinnaś spać najlepiej w życiu! Bo przecież masz masę strachu, który Cię chroni! Musisz więc być najbezpieczniejszy/a na świecie!

Jednak z moich doświadczeń i wiedzy jeszcze nie spotkałem się z sytuacją, by ludzie przepełnieni strachem dobrze spali. Najczęściej mają problemy, by w ogóle zasnąć. A jednocześnie czy cokolwiek rozwiązują w tym czasie? Nie. Tylko się męczą. Ale jednak lęku się nie puszczają.

Czy poprawiło się w Twoim życiu COKOLWIEK, za co kogoś obwiniłeś/aś?

Zastanówmy się – czy życie po pijanemu pomoże? Coś rozwiąże? Czy raczej sprawi nam jeszcze więcej problemów? Np. jeśli podpiszemy ważną umowę będąc pijanym, większa szansa, że podpisaliśmy coś szkodliwego dla nas, czy dobrego? Ile razy komuś coś obiecaliśmy po pijanemu, a potem tego żałowaliśmy?

NIE MA zdroworozsądkowej argumentacji, że życie nietrzeźwe, życie w urojeniach jest lepsze od życia trzeźwego, świadomego, odpowiedzialnego.

KAŻDY argument za nietrzeźwością wynika z choroby i jest jej elementem.

Brak trzeźwości szkodzi. Nie tylko zdrowotnie. Dlaczego więc tak chętnie emocjonujemy się czymś w świecie sądząc, że to mądre, dobre, właściwe? Zapewne dlatego, bo nie znaliśmy nic innego i jak czuliśmy się lepiej gniewając się na kogoś, to uważaliśmy, że to właściwa droga.

Ale to nie jest właściwa droga.

Jedną z nieprzeliczonych korzyści przekroczenia emocjonalności, to kolosalnie szybsze rozwiązywanie problemów. I robienie tego spokojnie.

Przyjrzyj się co robi Twój umysł podczas emocjonowania. Robi to sam. Co robi? Naprawdę się temu przyjrzyj. Stań się tego świadomy/a.

Problemu nie stanowi to, co umysł wtedy robi ale to, że Ty się w to wpatrujesz i postępujesz na tej podstawie.

Czy nie jest tak, że to co czujesz próbuje umieścić w świecie, zrzuca odpowiedzialność, projektuje przyczynę, usprawiedliwia i wcale nie chce się puścić? Wcale nie chce rozwiązać problemów, tylko nakręcać emocje i nakręca się nimi. Czyż nie?

Emocjonuje się dla samego emocjonowania, nieprawdaż? Czy myśli, które wtedy masz można nazwać sensownymi? Zapewne najbardziej przypomina to pijacki bełkot. Bo to jest bełkot.

Jak zamierzasz poczuć się lepiej, jeśli sam(a) odbierasz sobie do tego możliwość?

Ludzie sądzą, że są umysłem, że myślą. I tym samym uzależniają się od myślenia.

Ale myśli racjonalizują emocje. Nie mają na celu ani Twojego dobra, ani Twojej szkody. Nigdy nie pomogą Ci w temacie emocji, ani w żadnym problemie.

Umysł to ani ludzki przyjaciel, ani przeciwnik. To narzędzie jak wiertarka. To jak z niego korzystasz to Twoja odpowiedzialność i trzeba się tego nauczyć.

Wiertarka sama z siebie w niczym Ci nie pomoże.

A większość ludzi bezwolnie wpatruje się w myślenie, tak jakby wpatrywali się we włączoną wiertarkę. I co? I nic. Wierci tam, gdzie leży.

Później patrzą na te dziury i mówią sobie “wiercenie jest straszne” tak jak mówią sobie, że życie jest straszne… ale czy jest? A może my żyjemy głupio?

Ludzie wierzą, że rozwijają umysł (a więc i siebie) karmiąc go wiedzą. Ale zapytajmy siebie – czy karmienie dziecka rozwija je? Mądre karmienie tak. Ale uważamy, że jak wepchamy w dziecko 20 kilo szynki, to dziecko się zdrowo rozwinie? A może rozwinie się bardziej? Nie. I pewnie zwymiotuje.

Potrzebne jest mądre, regularne odżywianie, a potem korzystanie z tej energii. A ludzie pełni lęku co robią? Tylko czytają, słuchają, oglądają. Tylko wpychają coraz więcej.

A jak rozpoznać mądrą informację od głupiej, szkodliwej? Ktoś ma jakiś pomysł? Są jakiej kryteria?

W ogóle mylą uczucie głodu z opieraniem się emocjonalności, co interpretują jako “pustka”. I ten “super mądry” umysł podpowiada, że w takim razie pomoże się najeść. I ludzie jedzą. Niejednokrotnie często i dużo… za często i za dużo. I czy się im poprawia? Czy człowiek, który ma problem, by w ogóle chodzić to krok w stronę zdrowia, czy w kierunku przeciwnym?

Tak sam umysł podpowiada na temat pornografii. Czy oglądając ją non stop żyje Ci się lepiej? Oczywiście każdy może mi powiedzieć, że żyje waląc głową w ścianę, a gdy ogląda porno, to jest mu lepiej, bo przestał uderzać łbem o mur. Ale pytanie – czy aby przestać napier…ć głową w ścianę, trzeba do tego oglądać pornografię? Nie ma rozwiązania, w którym nie robimy sobie krzywdy?

Jakie są fakty? Bo nieraz mówiłem, że umysł to nie jest narzędzie do badania rzeczywistości. Nie ma zdolności odróżnienia faktów od bzdur.

Możemy zapoznać się z badaniami o wpływie pornografii na mózg, życie, możemy sami żyć coraz gorzej i to od lat, możemy poznać historie setek uzależnionych od pornografii, możemy sami przez to cierpieć, a umysł i tak nam powie przy kolejnej okazji, że gdy porno obejrzymy, to poczujemy ulgę. Dlaczego to powie? Bo chce dla nas źle? Nie. Bo to narzędzie jak wiertarka, które powtarza bez żadnej intencji i celu to, co racjonalizuje emocjonalność.

A poza tym działa zgodnie z naszą intencją – my nie chcemy czuć, my negatywnie osądzamy własną emocjonalność, my projektujemy ją na świat, my walczymy, my uciekamy, my wypieramy, my żyjemy na bardzo niskim poziomie. Praca naszego umysłu jest dokładnym odbiciem tego – naszej świadomości. Dlatego NIGDY tego nie przekroczymy wpatrując się w niego i licząc na rozwiązania.

Co ważne – ludzie nie robią w ogóle porządków w sobie. Tylko dodają więcej i więcej informacji ale nie pozbywają się tego, co niepotrzebne, szkodliwe, negatywne.

To tak jakbyśmy tylko jedli, a nigdy nie wydalali. No bo co z tego, że zjedliśmy dziś super posiłek, jeśli nie wypróżniliśmy się od miesięcy? A może nawet od lat…

Uzależnienie wymusza na człowiek wyjście z tej niedojrzałości. Potrzebne jest przeniesienie tego o czym tylko myślimy i chcemy do własnej rzeczywistości.

Czy już to robisz?

Czy jeszcze uważasz, że jest coś nie tak ze światem? A może wstydzisz się za siebie i obwiniasz się o coś? No więc – kiedy przestaniesz?

Mało kto rozumie, że droga do zdrowia nie jest taka jakbyśmy tego chcieli. I właśnie problem jest w tym na co sami sobie pozwalamy i nie pozwalamy.

Potrzeba jest zmierzenia się z oporem, lękami, wszelkimi wątpliwościami i odpuszczenie ich na rzecz realnej zmiany. Przede wszystkim wewnętrznej ale nie tylko.

A ludzie sądzą, że mądrym jest unikanie tego, spychanie do podświadomości i projektowanie na świat… I jedną z konsekwencji takiego postępowania są uzależnienia. Innymi konsekwencjami – np. ból, wieczne lęki, niepewność, kłopoty ze snem, zdrowiem i wiele, wiele więcej. Czyli nic dobrego.

Oczywiście, że boimy i opieramy się zmianom. Gdybyśmy tego nie robili, to zmiany wprowadzalibyśmy spokojnie, swobodnie i jeśli byłaby potrzeba – licznie.

Wczoraj czytałem w Raporcie od klienta, który mówił mi, że boi się zmiany na lepsze. Sypie się mu życie i zdrowie, a mimo to boi się zmiany na lepsze…

Ale nie mówi, że boi się dalej żyć tak jak dotychczas. A nawet jeśli bałby się tego – to nic by nie zmieniło.

Bo nie emocjonowanie zmienia życie i naprawia problemy ale rozsądne działania.

Zaś rozsądne działanie można wykonać będąc wściekłym, pełnym bólu i napięć lub będąc spokojnym i radosnym. Do wyboru, do koloru. Tylko że życie rozsądne zazwyczaj nie ma nic wspólnego z wściekłością, bólem, napięciami.

Bo co z tego, że się czegoś boimy? No nic. Tylko się emocjonujemy. Możemy przeżywać wewnętrzne dramaty, a co ze światem zewnętrznym? No nic. Jaki był, taki jest. A my sobie robimy problem, bo my jakoś go postrzegamy.

Pamiętaj, że głównym determinantem Twoich doświadczeń nie jest świat ale Ty.

Dlatego jeśli chcesz coś zmienić dla siebie, niezbędna jest najpierw zmiana siebie. Przynajmniej względem tego.

No bo czy problem jest w tym, że masz negatywne, straszne, depresyjne, przerażające, bolesne myśli? Nie. Problemem jest to, że Ty się w nie wślepiasz i nadajesz im znaczenie oraz wartość.

Czy problemem jest to, że masz myśli, by obejrzeć pornografię? Nie. Problemem jest to, że Ty nadal widzisz w tym sens.

A czy można coś zrobić z myśleniem? Nie. Bo myślenie odbywa się samo. Nie możesz go ani zatrzymać, ani kontrolować. Zaś jego natężenie i jakość zależy od stanu emocjonalnego i zawartości podświadomości. A ludzie sądzą, że myślą i próbują przestać. Och, jak próbują! Latami walczą, zmagają się, osądzają. A potem piją, ćpają, oglądają porno. Uciekają w robienie. Uciekają od myśli. To tak jakby uciekali od wiatru. Czy od wiatru można uciec? Nie. Ale można postępować rozsądnie. Jednak natury wiatru i wiania nie zmienimy.

Na tej planecie nie można zmienić natury niczego.

Nie zmienisz natury kota, drzewa, kartki papieru, ciała, ani umysłu. Nie zmienisz natury konsekwencji – np. włożenia palca w kontakt, ani obejrzenia pornografii czy wypicia wódki.

Czy to tragiczne? Dla niektórych na pewno. Ale w rzeczywistości tak jest i tyle. To jak na to patrzymy to nasza sprawa. Natomiast pytanie brzmi – co z tym zrobić?

Odpowiedź – dostosować się.

Czyli – zmienić siebie względem tego. Przestać to osądzać, oceniać, wartościować, porzucić pozycjonalności, przestać się emocjonować, przestać o tym myśleć. Poznać tego naturę, zaakceptować i postępować wobec tego rozsądnie.

Albo wlewać w siebie dalsze litry wódki i innych alkoholi, oglądać porno setki godzin i mówić sobie, że się odstresowujesz, rozładowujesz i inne szaleństwa. A potem “oj jak boli!”, “o jak ciężko mi się wstaje!”, “o jak mnie wszystko denerwuje!” Tysiące problemów wynikają z niedojrzałości emocjonalnej i niskiej świadomości. Tysiące bardzo poważnych problemów.

Powtarzam w kółko, że uzależnienie nie pojawia się przypadkiem. Bo to konsekwencja lat życia najczęściej dalekiego od rozsądku. Ale taka osoba sądzi, że jest rozsądna, ostrożna. Że to mądre opierać się zmianie – nieznanemu. Bo znane jest przecież takie bezpieczne…

Czy na pewno?

A to tylko kilka przykładów z bardzo wielu “mylenia sufitu z podłogą”.

W poprzednim artykule mówiłem, by spróbować żyć jeden dzień z zaciśniętymi pięściami. Czy już to zrobiłeś/aś? To bardzo istotne doświadczenie. Bo gdy tego doświadczysz, to będziesz świadomy/a jak żyje się non stop wybierając i utrzymując opór.

Bo każdy może sobie racjonalizować – “no, zaciskam pięści, bo kto wie kiedy będę potrzebować, by ich użyć”… Czy to rozsądne?

Inny przykład – mężczyzna o tzw. niskim poczuciu wartości, czyli takiej racjonalizacji wstydu, winy, żalu, strachu nie poznaje kobiet. Mówi, że np. nie wie co może lub nie ma co kobietom dać. A jednocześnie pragnie czegoś od kobiet.

To negatywne, bo chce wziąć nie dając nic od siebie. NIE oznacza to, że mężczyzna ten jest zły. Odejmowanie w matematyce nie jest złe. Ale jeśli coś odejmiemy od wyniku, to będzie on mniejszy.

Co można dać? No coś pozytywnego, wzmacniającego, budującego. Co? A wyobraźmy sobie, że do nas podchodzi ładna kobieta i mówi nam “fajny jesteś”. Czy ona podarowała nam sagan złota? Czy zbudowała dla nas willę? Nie. Ujęła nas w innym, pozytywnym kontekście. Dzięki temu poczuliśmy się lepiej. Może pojawić się wtedy myśl – “Wow! Nikt mi nigdy tego nie powiedział!”

No i właśnie w tym problem – że to “nikt” obejmuje również nas.

A czy my tak postrzegamy kobiety – w budującym, wzmacniającym kontekście?

Nie. Zamiast tego podchodzimy do kobiety, próbujemy coś wykombinować, zmanipulować, by nie narazić się na zranienie i jednocześnie wziąć od niej seks. Często w ogóle ukrywamy własne zamiary i intencje. Kłamiemy. Jeszcze siebie postrzegamy jako gorszego. To po trzykroć negatywne. A spodziewamy się pozytywnych rezultatów…

Nie mówię więc o pieniądzach. Pieniądze to naturalna konsekwencja życia uwzględniającego dobro innych – w najbardziej powierzchownym zrozumieniu – uwzględniając dobro szefa/firmy, w której pracujemy. A czy uwzględniamy dobro kobiet? Z iloma rozmawialiśmy o ich potrzebach? Czy wiemy czego pragną kobiety? Zapewne nie. Tylko sobie o tym czytaliśmy, fantazjowaliśmy, wiemy to z filmów. Czyli żyjemy urojeniami. Albo relacjami innych ludzi.

Trzeba tu całkowicie przewartościować temat kobiet, relacji, męskości. I samego siebie. Jeśli chcesz zmiany tego obszaru, przyjrzyj się temu jak go postrzegałeś/aś, jak postępowałeś/aś, jakie miałeś/aś intencje, nastawienia, postawy, przekonania.

Innymi słowy – przyjrzyj się sobie. Nie kobietom, nie innym mężczyznom. Sobie. Wiesz dlaczego kobiety lecą na pieniądze mężczyzn? Bo jak facet traktuje się jak kawał szmaty, no to kobieta nie ma za bardzo w czym wybierać. Kawał szmaty lub kasa… A za pieniądze przynajmniej sobie coś kupi.

Zmiana wymaga przede wszystkim pełnej świadomości jak żyliśmy do tej pory, jak żyjemy, dlaczego i co z tego mamy.

Lubisz się? Jak się traktujesz? Co czujesz każdego dnia patrząc w lustro? Jakie masz samopoczucie? Jeśli nie masz jak spędzisz czasu w weekend, nikt Cię nigdzie nie zaprosił to jesteś tak samo szczęśliwy/a jakby się ludzie zabijali o Twoją obecność?

No dlaczego traktujesz się akurat tak?

Ja nikomu nie powiem jak należy zacząć żyć, co robić, mówić, itd. Bo raz – tak jak wspominałem na początku, to byłoby tylko dalsze karmienie się wiedzą bez zrobienia porządku, bez pozbycia się tego, co niepotrzebne. Ale też nie ma żadnego magicznego scenariusza, najlepszego traktowania się, najlepszego tekstu na podryw, itd. Jak chcesz sztuczek, to trafiłeś na zły serwis.

Życie świadome, odważne, zdrowe, mądre, rozsądne, to nie jest coś, czego możemy się nauczyć jak przepisu na makaron z kaparami. W każdej chwili możemy się przyjrzeć sobie i coś skorygować.

Nie da się życia zamknąć w jednym zdaniu – “Rób tak i tak i będzie dobrze”. A jak nie będzie dobrze, to co? Koniec świata?

Większość ludzi doskonale wie co mogą zmienić, poprawić, zacząć robić ale po prostu tego nie robią. Właśnie jestem w trakcie odpisywania na maila człowieka, który dowodzi grupą ludzi i jego podwładni nie do końca przejawiają względem niego szacunek i uznanie. I dostałem bardzo obszerny wywód, w którym dominuje osądzanie, obwinianie, narzekanie, denerwowanie się. Nawet pojawiło się zdanie, że mężczyzna ten chciałby im coś zrobić…

Ale w tym wywodzie pojawiło się też mądre zdanie – brak granic i potrzeba ich ustalenia. I co? No i nic. Mężczyzna ten w ogóle się tym nie zajął. Już od lat odkłada to. Tylko o tym myśli, fantazjuje i tyle. Nic więcej.

Wie czego brakuje, wie jak może to zrobić, a tego nie robi. Dlaczego nie? Bo woli się użalać, narzekać, grać ofiarę, denerwować. Pławi się w emocjonalności.

Zaś zachowanie jego podwładnych wymusza siłą – bólem – zmianę. Dojrzenie do pozycji jaką się ma. Bo wymaga ona dojrzałości i odpowiedzialności, mądrości. Mądrości przede wszystkim względem samego siebie. Ale on się temu opiera.

Człowiek, który nie dąży do pozycji odpowiedzialnej zazwyczaj nie chce dojrzeć. I zachowanie tych mężczyzn to pokazuje. Folgują sobie, błaznują. Bo tacy są. A jednak ten uzależniony mężczyzna odbiera to personalnie.

Nie ma szacunku dla niego, bo nie ma prowadzenia.

Mężczyzna ten sam się nie prowadzi, nie ma szacunku dla samego siebie. I ma możliwość dojrzenia. Życie go do tego pcha, podpowiada kierunek. Ale on woli się zmagać. Nie dąży do zmiany. Choć wie co naprawiłoby sytuację.

Jeszcze sobie wymyśla, że jest synem marnotrawnym, że trafi do piekła, bo ma kobietę, a “ciągnie” go do prostytutek, itd.

Ponadto podał sobie racjonalizacje na to, że nic nie robi – boi się palnąć coś głupiego, boi się postawić na swoim, by nie zrobić z siebie błazna…

Mądre? Oczywiście, że nie. Bo to tylko szukanie pretekstu, by nic nie zmienić i dalej tylko się zmagać zrzucając odpowiedzialność za swoją niedolę na świat, na innych ludzi.

Niezbędne jest zaakceptowanie tego jak żyjemy, jakim jesteśmy człowiekiem ale także powiedzenie temu “Nie!”

Opór jest wielkim błędem, bo niechęć to niechęć. Jak wybierzesz niechęć do tego, co masz/jak żyjesz, to masz niechęć do zmiany tego.

Stąd słowa innego mężczyzny – “boję się zmiany na lepsze”. Bo to nie strach przed zmianą na lepsze ale strach, którego się trzyma zapewne od 20-30 lat i nie chce się puścić. I tylko wyszukuje dla niego kolejne racjonalizacje.

Zmiana wymaga od nas korekty podejścia z negatywnego (czyli tego, co do tej pory, co doprowadziło do tego, co mamy i robimy) na pozytywne. Podawałem już przykład z restauracją. Jeśli żylibyśmy tylko niechętnie, no to idziemy do restauracji i na pytanie “Co podać?” odpowiedzielibyśmy “Nie rybę”. Ok, super ale kelnerka nadal nie wie co nam podać. Należy to określić – wybrać. Tylko wtedy możemy to zrealizować lub może zostać zrealizowane dla nas.

Ludzie non stop mi mówią “Nie chcę dalej tak żyć”. Ale nie mówią w ogóle jak żyją – nie są tego świadomi, bo sądząc, że unikając tego to jakoś magicznie wyparuje z ich życia. A jest dokładnie odwrotnie. Nie mówią także jak chcieliby żyć zamiast tego.

Czasem zdarza się, że powiedzą – “Dzięki temu, że nie będę oglądał porno, będę miał więcej czasu i energii”… Ok ale właśnie dlatego oglądają porno, bo mają czas i energię ale boją się, wstydzą i/lub opierają coś zrobić. Często żyją też bez żadnego kierunku, planu, celu. Przychodzi weekend, mają 2 wolne doby, a przesiadują przed pornografią. Dlaczego? Bo tak wykorzystują swój wolny czas i energię.

Co z tego, że będą mieli ich więcej? Nic. Jednak mówią tak, bo niepoprawnie patrzą na całą sytuację. Pornografia w niczym im nie przeszkadza. To oni ją wybierają zamiast coś innego. WYBIERAJĄ ją.

A potem doświadczają konsekwencji tego wyboru. Jednak przede wszystkim krytycznie ważne jest uświadomić sobie własne wybory. I tu należy dokonać zmian.

Np. mężczyzna trzymający się strachu i oporu przed zmianą powinien przede wszystkim pracować nad uwolnieniem tego i przewartościowaniem tego jak postrzega i rozumie zmianę. Pomoże mu wizualizacja konkretnych zmian.

Mężczyzna, któremu dokuczają podwładni powinien skupić się na konkretnym określeniu granic i konkretnym określeniu reakcji. No bo boi się zareagować, bo może powiedzieć coś głupiego… no to od tego ewolucja dała nam umysł racjonalny, byśmy racjonalnie przemyśleli co możemy powiedzieć, jak możemy zareagować. To naprawdę nie jest fizyka jądrowa. Przypominam też, że najlepiej myśli się na kartce papieru.

To wszystko to są proste rozwiązania ale trzeba do nich przysiąść. Jak trzeba to przez 5 minut. A jak będzie trzeba, to i przez 5 miesięcy.

Siąść z kartką papieru i zapisać potencjalne scenariusze – jak zareagować, co powiedzieć, na co pozwalać, a na co kategorycznie nie. To nie jest rozszczepianie atomu – każdy może to zrobić. A można z tego powodu przeżywać dramaty przez wiele lat. A potem jeszcze zdradzić partnerkę idąc do prostytutki…

Praca nad każdym, nawet pozornie niewielkim zagadnieniem, odblokuje nas w każdym innym temacie i obszarze życia.

Potrzeba zmiany jest naturalną potrzebą i bardzo ważną. Ale NIE powinna jest towarzyszyć niechęć do dotychczasowej sytuacji, przeszłości, ani niczego innego. Bo oporem odbieramy sobie energię i dążymy w zupełnie innym kierunku. Porównując to do restauracji – zamiast “poproszę pozycję nr 7 z menu” mówimy “nie chcę pozycji nr 8”. Niechęć do pozycji nr 8 nie da Ci posiłku z pozycji nr 7.

Tak jak ten mężczyzna – zamiast ustalić granice i przemyśleć swoje reakcje, nie robi tego, tylko się męczy, opiera, zmaga, dramatyzuje, osądza. Rozwiązanie zajmie może kilka godzin, a zapewne krócej. Zaś on męczy się od długiego czasu.

Niechęć można wykorzystać konstruktywnie tylko dążąc do tego co pozytywne. Np. w ten sposób – jeśli nie wiemy na jakie studia iść, to zróbmy listę wszystkich kierunków/uczelni i sprawdźmy, których kategorycznie nie chcemy. W ten sposób zostanie kilka lub może jeden kierunek. Ten wybierzmy.

Ale tylko ocenianie czego nie chcemy samo z siebie nic nie da.

Każdy może wykrzywić nos i jak 5-letnie dziecko w kółko powtarzać – “to mi się nie podoba, to też, tego też nie chcę”. No to jak postępujemy jak 5-letnie dziecko, to liczmy się z konsekwencjami takiego postępowania. Na cud też nie liczmy.

Dziewczyna/żona pyta się nas gdzie spędzimy weekend. A my odpowiadamy “nie chcę jechać w góry”. No to fajnie ale gdzie CHCEMY pojechać? Jeśli nie zaprzestaniemy tej infantylnej postawy – niechęci dla samej niechęci, czyli negatywności dla samej negatywności, to nie tylko nie spędzimy fajnie weekendu ale kontynuując takie podejście bardzo możliwe, że pojawią się dodatkowe kłopoty w relacji.

Sprawdź, gdzie kategorycznie nie chcesz i z tego, co zostało wybierz coś.

Nosisz spodnie? Jesteś facetem? To podejmij decyzję. Ty jesteś mężczyzną – forpocztą relacji. Ty wchodzisz pierwszy do ciemnego pomieszczenia, by sprawdzić czy jest bezpiecznie. Ty eksplorujesz świat. Ty polujesz. To normalne, naturalne, męskie.

Dlatego jest Ci źle, bo się temu opierasz. Przestań się opierać i zacznij to robić. A zobaczysz, że część kobieca świata zacznie Cię wspierać. Bo to dla kobiety zdrowej normalne wspierać normalnego, zdrowego mężczyznę.

Jeśli strzelisz z łuku do jelenia i nie trafisz, to czy to koniec świata? Ok, nie trafiłeś. Ale jak masz nauczyć się celniej strzelać z łuku, jeśli nie będziesz z niego strzelał?

Uzależnieni dokonują decyzji na podstawie tego co czują. Robią coś lub nie w zależności jak się z tym czują. “Czuję opór do tego” i już to dla nich wystarczający pretekst, by tego nie zrobić, nie wybrać. Albo lepiej – nie robiąc czegoś, bo MOGĄ coś poczuć, SPODZIEWAJĄ się coś poczuć w przyszłości.

Jednak nasze uczucia nie grają dla innych żadnej roli. Lub przynajmniej nie powinny. Ewentualnie człowieka wściekłego będą unikać, bo to informacja o jego poziomie dojrzałości, o jego obecnej postawie.

I dla nas też nie powinny. Bo to co czujemy to konsekwencja naszego podejścia, nastawienia, percepcji. To informacja dla nas o nas.

TYM powinniśmy się zajmować – własną percepcją.

Co kogo obchodzi, że się w kimś zauroczyliśmy? Negatywna osoba tylko to wykorzysta, by nas doić z pieniędzy, czasu, uwagi. A my oczarowani będziemy sobie żyli w iluzji, że jak my kogoś postrzegamy w różowych barwach, to ta osoba na pewno taka jest. I że to jeszcze doceni… Tak, tak…

Emocje nikogo nie zwalniają z odpowiedzialności, ani rozsądku.

Możemy czuć radość niszcząc komuś samochód jak i budując karmniki dla ptaszków na zimę. Ważne dla innych jest to, co robimy. Jeśli zniszczymy komuś samochód czując przy tym ekstazę to i tak czeka nas sprawa w sądzie, więzienie, kara pieniężna. Być może to nas trochę otrzeźwi.

Czy obchodzi Cię czy kasjerka wydająca Ci resztę z zakupów jest z tym szczęśliwa? Ważne dla Ciebie, by zgadzała się ilość pieniędzy, prawda? To że jest nieszczęśliwa to jej sprawa, nie Twoja.

Jeśli zrobi Ci się przykro, to nie musisz od razu próbować pomóc jej zmienić jej życia. Zwykłe, ludzie współczucie i zrozumienie wystarczy. Nie musisz jej osądzać, że była niemiła AKURAT DLA MNIE.

Przestań uważać się za pępek świata.

Jeśli Ty jesteś nieszczęśliwy/a “musząc” sprzątać w domu lub jechać coś załatwić w urzędzie, to tylko i wyłącznie Twój problem. I to na własne życzenie. Jeśli czegoś nie robisz, bo się źle czujesz, a samopoczuciu jeszcze się opierasz, to się nigdy nie poprawi… I tak można się męczyć 80 lat. Ile kto chce. A konsekwencji nie unikniemy.

Emocje i dzielenie się nimi z innymi ważne są dla dziecka, które nie jest na tyle dojrzałe, by samemu mądrze rozpoznać i zadbać o swoje potrzeby. Dlatego płacze, krzyczy, czuje się winne. Bo gdy czuje się winne, to staje się posłuszne – i to mądre, bo rodzice w teorii powinni być przewodnikami po życiu, aż dziecko nie stanie się już na tyle samoświadome i odpowiedzialne. Społecznie zakładamy, że 18 lat życia powinno na to wystarczyć.

Gdy dziecko się boi, to staje się ostrożne. I to rodzic musi wybrać najlepsze postępowanie. Np. zachęcić dziecko, by coś zrobiło pomimo lęku.

A człowiek niedojrzały emocjonalnie np. boi się i co? I nic. Boi się dla samego bania. Nie podejmuje rozsądnych decyzji. Bo jest jak dziecko – boi się i czeka, aż ktoś zdecyduje za niego. Mało kto na tej planecie czując lęk podejmuje działania. Od razu racjonalizuje sobie lęk, projektuje go na świat.

Bo ludzi w świadomości odwagi jest mniej, niż 20%.

A odwaga, to życie dużo bliższe rozsądkowi. Tak, czujemy lęk, nie negujemy go ale też patrzymy na sytuację trzeźwo. I wybieramy najlepsze możliwe postępowanie. A nie nawijamy dramaty i tragedie w umyśle i nazywamy to rozsądkiem.

Czujemy lęk przed działaniem… no i co? No niech mi ktoś powie – co z tego? No co? Hmm?

O! Trafił się filozof – “boję się, że sobie nie poradzę”. Wow… Powiedział człowiek, który boi się umówić na randkę. A jak masz się nauczyć randkować jeśli unikasz randek? Idź, próbuj, doświadczaj, popełniaj błędy. No ale jeśli wolimy unikać wstydu i winy, niż się rozwijać, no to na cuda nie liczmy. Cuda na tej planecie są dla ludzi pozytywnych. A pozytywna jako pierwsza jest odwaga. Ludzie zlęknieni, zawstydzeni, pełni poczucia braków, wiecznie się opierający, umniejszający sobie na tej planecie cudów nie doświadczą.

Wiesz czego doświadczysz będąc przyklejonym do ściany w pokoju? Będziesz doświadczać tego pokoju. Dopóki się nie odkleisz od ściany i nie opuścisz tego pokoju.

Ja wszystkiego co pozytywne zacząłem doświadczać, gdy odkleiłem się od lęku i wstydu, gdy przestałem stawiać opór i zacząłem działać, podejmować inicjatywę, dążyć do rozwiązań problemów. A nie zlękniony, zawstydzony siedziałem w domu, grałem ofiarę i modliłem się malutki, biedniutki o cud.

Jest taki kawał. A raczej mądrość:

Człowiek wisi nad krawędzią przepaści. Trzyma się ale szybko traci siły. Wie, że zaraz mu ich zabraknie i spadnie. Zaczyna rozpaczliwie krzyczeć:

– Pomocy! Czy jest ktoś, kto może mi pomóc!?

Nagle słyszy głos:

– Jest.

– Kim jesteś!?

– Jestem Bogiem. Pomogę Ci. Puść się, a Cię złapię.

Mężczyzna zamilkł. I po chwili:

– Pomocy! Czy jest tu ktoś inny!?

Sądzisz, że bojąc się i opierając zmienią się Twoje doświadczenia? Że zmienią się na lepsze? A niby dlaczego powinny? W jakie fantazje wierzysz?

Jeśli coś jest dla Ciebie ważne, to nie szukasz pretekstu, by tego unikać (by nie popełnić błędu bla bla bla), tylko szukasz okazji, by to robić, testować, próbować, doświadczać, zmieniać na lepsze, poprawiać, uczyć się…

Co (z)robiłeś/aś z jakimś bolesnym tematem w Twoim życiu przez ostatni miesiąc? Przedstaw mi proszę swoje starania. Tylko konkretnie – co konkretnie robiłeś/aś, z jaką intencją, ile czasu na to poświęciłeś/aś, jaki miał być ostateczny cel/efekt, ile błędów popełniłeś/aś, jakich i co z nimi zrobiłeś/aś.

Człowiek niedojrzały woli się emocjonować i mentalizować o problemach. Ale nie rozwiązuje ich.

Przeczytaj ten komentarz i moją odpowiedź na niego.

Czy to racjonalne? Widzimy pełne zahipnotyzowanie się myślami. No człowiek od lat wpatruje się w myśli i nic więcej. O! Myśl! I już patrzy, patrzy, patrzy, patrzy… jeszcze trochę patrzy… I pyta się mnie “A co, gdy mam takie myśli?”

Jak mówiłem wielokrotnie – myślenie to proces bezosobowy, ciągły i nieskończony. Powtarzane jest w kółko to, co skądś usłyszeliśmy, przeczytaliśmy, itd. Nie ma to żadnego znaczenia. Więc myśl “nie mam dziewczyny”, to coś co usłyszeliśmy lub sami powiedzieliśmy, bo to zaobserwowaliśmy. No mężczyzna ten nie ma dziewczyny. No nie ma dziewczyny. Nie ma dziewczyny… Umysł to powtarza, bo tak wygląda myślenie.

Czy wspomniałem, że nie ma dziewczyny? Czy osoba z ostatniego rzędu usłyszała, że mężczyzna, o którym mowa nie ma dziewczyny? Coś jest jeszcze nie jasne? Ok, to powtórzę – nie ma dziewczyny.

Jestem cierpliwy, mogę jeszcze komuś powtórzyć. Może Tobie? Ok. On nie ma dziewczyny.

O! Przepraszam Drogi Czytelniku/Droga Czytelniczko! Widzę, że nie wiesz o czym mowa. Mówimy o tym, że pewien mężczyzna nie ma dziewczyny. No nie ma. Nie. Czego nie ma? Nie czego – kogo! Dziewczyny nie ma. No nie ma i już. Myśli takie ma, że nie ma dziewczyny.

Pyta się mnie – “A co, że mam takie myśli?” Jakie myśli? Że nie ma dziewczyny. No jakoś tak nie ma. Nie pojawiła się chyba? A może stoi za rogiem? Może jeszcze nie wstała i się nie umalowała? Nie ma ale ma myśli, że nie ma. No i co począć z tym fantem?

Przypomnę, że punkt ten mówi o potrzebnie zmiany. O tym, że to szalenie ważne zaakceptować fakt, że zmiana, i zapewne niejedna, jest niezbędna, jest potrzebna.

Ktoś może podpowiedzieć jaka zmiana byłaby wskazana u mężczyzny, który ma myśli, że nie ma dziewczyny?

Pyta się co ma zrobić z tymi myślami. Czy też ma je ignorować, bo dotyczą faktów w jego życiu? No jakie jest rozwiązanie tej enigmy?

Czy dostrzegamy jak nie chce rozwiązać tego problemu, tylko woli zajmować się myślami? Albo się w nie wpatruje, albo pyta co ma robić z myślami. Nie pyta o rozwiązanie rzeczywistej sytuacji. Pyta o myśli. Nie o życie.

A co by było, gdyby miał myśli “muszę poznać dziewczynę”? Dokładnie to samo. Też by się wpatrywał w te myśli i tyle. Bez ruszenia tyłka nic się nie zmieni.

A zmiana jest czymś naturalnym, normalnym. Nie wierzymy? No to poświęćmy rok na obserwacje przyrody. Żyjemy w tak pięknym kraju, który pokazuje nam jak ta sama okolica zmienia się z czasem. Mamy 4 pory roku. Wszystko się zmienia każdego roku.

Tak naprawdę wszystko jest w ciągłym procesie zmiany.

Tylko ludzie się temu opierają.

A co się dzieje w umyśle? W kółko to samo. Więc i w życiu człowieka hipnotyzującego się myśleniem też jest w kółko to samo. No bo myślenie jest jak wiatr. Wieje i co?

I to w najlepszym wypadku nic się nie będzie zmieniało. Bo skoro wszystko naokoło się rozwija (i masa ludzi również), no to nasze stanie w miejscu tak naprawdę nas degeneruje – jesteśmy coraz dalej i dalej “za” światem.

Ale spoko, tak na oko około 80% ludzkości jest “za” resztą. I to bardzo poważnie. Dlatego ludzie tego nie dostrzegają. Bo ci “z przodu” są daleko z przodu i coraz dalej. A masy na niskim poziomie rozwoju widzą głównie tylko siebie i sądzą, że tak obiektywnie wygląda życie.

Mówiłem w innym artykule, że im bardziej się rozwiniemy, tym większe prawdopodobieństwo, że rozwiniemy się jeszcze bardziej.

A my co? A my pytamy co zrobić z myślami o swoim życiu… Możemy np. uszyć każdej myśli szaliczek na drutach, by im było ciepło w zimę. Bo gwarantuję, że zimą te myśli też będą.

Nie mam dziewczyny, nie mam dziewczyny…

Zacznijmy od przyjrzenia się swojemu nastawieniu do zmiany, swojej percepcji zmiany, swoim przekonaniom o zmianie, tym co czujemy odnośnie zmiany. Bo jeśli wiemy co i jak możemy zmienić i jest to mądre, wskazane, a zamiast tego pytamy “a co z myślami?” to oczywistym jest, że uciekamy gdzie pieprz rośnie.

Przykro mi ale nic na świecie nie musi (i nie powinno) ulec zmianie, bo nam się tak wydaje. Jedyne co/kto ma (powinien) się zmienić, to my, jeśli chcemy, by coś się zmieniło dla nas.

Nie możesz zmienić natury myśli, emocji, ciała. Nie zmienisz potrzeb swojego ciała. Nie zmienisz tego, co powoduje ból, ani tego co przynosi ulgę. Ale możesz zacząć żyć mądrzej względem tego.

WEWNĘTRZNA DYSCYPLINA

Dyscyplina to słowo, na które krzywią się dzieci, a dorośli powinni być świadomi jego istotności, znaczenia. Dlaczego więc krzywią się również i dorośli?

Dzięki dyscyplinie jest porządek, ład. Realizowane są cele, rozwiązywane problemy, leczone choroby.

No ale zdecydowanie nie każdy chce porządku, ładu, realizowania celów, ani rozwiązania problemów. Ci którzy mają z nich korzyści – nieporządku, nieładu, braku realizacji celów i z problemów.

Najprostszy przykład dyscypliny – lekarz przepisuje nam lek i zaleca brać go 3 razy na dobę. Jeśli będziemy przyjmowali ten lek zgodnie z zaleceniem, to wyzdrowiejemy. A jeśli nie, to nie. Kto nie będzie w tym zdyscyplinowany? Ten, kto z choroby, z osłabienia ma jakieś korzyści.

Przykłady braku dyscypliny –  jeśli nie będziemy codziennie minimum 2 razy myli zębów, to wkrótce jakość naszego uzębienia, a być może nawet ogólny poziom zdrowia drastycznie zmaleje.

Jeśli zrobisz kilka brzuszków raz na tydzień, to nie licz na “6-pak”.

Jeśli nie uczęszczasz na zajęcia, nie uczysz się, to potem przygotowanie do egzaminu będzie kolosalnie trudniejsze, niż gdybyś uczył(a) się regularnie.

Jeśli będziemy prowadzić samochód niezdyscyplinowanie, czyli rozglądać się na wszystkie strony, rozmyślać o czym popadnie, rozmawiać przez telefon, to prawdopodobieństwo wypadku rośnie dramatycznie.

Innymi słowy – im bardziej znaczący temat, tym wyższa odpowiedzialność i dyscyplina są potrzebne, by go utrzymać, zachować.

Dyscyplina to rzecz najwyższej wagi jeśli zależy nam na ładzie i porządku w naszym życiu.

Jednak zauważ słowo – wewnętrzna dyscyplina.

To jest kolosalnie istotne, jeśli zależy nam na wyzdrowieniu z uzależnienia.

Powtórzę po raz kolejny, do znudzenia – myślenie to proces bezosobowy, ciągły i nieskończony. Dlatego też spodziewajmy się, że myśli będą wracać, powtarzać się cały czas. Np. “jestem gorszy/a”. Ta myśl może wracać latami, każdego dnia nawet co kilka minut.

Wewnętrzna dyscyplina oznacza, że cierpliwie ją ignorujemy i skupiamy się na tym dlaczego kusi nas nadać tej myśli choćby minimalne znaczenie.

Jaka jest natura myśli i emocji? M.in. przemijalność i zmienność. Co minutę możemy czuć co innego, myśli zmieniać się mogą co kilka sekund. Zapytajmy się gdzie dotrzemy zmieniając kierunek co kilka minut lub nawet sekund? Nie dojdziemy nigdzie.

Zajmujemy się więc realnymi tematami, a nie myślami.

Jeśli wiesz co jest problemem i jego źródłem, to automatycznie wiesz jakie jest rozwiązanie. Zacznij więc ten temat rozwiązywać. Jak zapewne już wiesz ze swojego życia, myślenie o problemie tylko go komplikuje.

Bo intencją myślenia, szczególnie w stanie emocjonalnym, nie jest rozwiązanie problemu, tylko emocjonowanie się dla samego emocjonowania. Często wraz z graniem ofiary i zrzucaniem odpowiedzialności.

Czyż nie?

Odnośnie myśli i emocji musimy wypracować dyscyplinę. Po raz kolejny, do zanudzenia się – myślenie to proces bezosobowy, ciągły i nieskończony. Myśli “mieć” będziemy cały czas, co sekundę. I co z tego? Jedna emocja może być źródłem setek myśli. I co z tego?

Dla Ciebie to setki okazji do dyscyplinowania się.

Uczymy się do egzaminu, a tu pojawia się myśl “nie poradzę sobie”. I co? I to dla nas pretekst, by przestać się uczyć, bo sobie nie poradzimy? BO mamy taką myśl? Ok, TERAZ może sobie nie poradzimy, bo jeszcze nie wszystko umiemy. Ale dlaczego się uczymy? By umieć! By się nauczyć! Więc ta myśl nie ma żadnego znaczenia. Nie ma w ogóle sensu. Chyba wiesz co już umiesz, a czego jeszcze nie? Jeśli nie wiesz, to się dowiedz. Po co Ci myśli na ten temat?

Co robisz, dlaczego, z jaką jakością – to coś całkowicie niezależnego od myśli. Możesz oczywiście przestać się uczyć, gdy zobaczysz myśl “to nie ma sensu”. I odpowiadasz za tą decyzję. Ale czy to decyzja mądra? Nie. Myśl tą możesz zignorować i kontynuować naukę.

Jeśli poczujesz napięcie, to od razu wiesz, że żyjesz nieświadomie i zacząłeś/zaczęłaś się opierać. Możesz przestać się opierać, możesz odpuścić opór. Ale możesz też użyć napięcia jako pretekstu, by porzucić naukę na rzecz oglądania filmików w internecie, w tym obejrzenia pornografii, by “sobie ulżyć”. To Twoja decyzja i z nią również wiążą się konsekwencje. Bardzo poważne. Zarówno w temacie zdrowia jak i nauki.

Dyscyplina oznacza, że nie szukasz pretekstu, by odpuścić, tylko szukasz rozwiązania, by rozwiązać problem w mądry sposób i wrócić do realizacji ustalonego, rozsądnego celu.

Bo nie masz unikać, ani uciekać od problemów, tylko się z nimi mierzyć i je rozwiązywać.

Zmaganie się z napięciem, a potem stłumienie go pornografią, to ani rozwiązanie, ani mądry sposób, ani rozsądny. Bo napięcie to nie problem. Napięcie to konsekwencja opierania się. A opierasz się, bo czegoś nie chcesz. Czego nie chcesz?

Dyscyplina nie oznacza, że utrzymujemy kierunek przez 5 minut czy 5 dni. Kierunek utrzymujemy przez całe życie. Jeśli jest mądry, to i konsekwencje tego będą pozytywne i coraz lepsze. Jeśli jest głupi, konsekwencje będą przykre i coraz gorsze. Jak rozpoznać jaki mamy kierunek? Jeśli nie jest to oczywiste, to oczywiście po konsekwencjach.

Uzależnieni żyją jakby odbiciem dyscypliny w krzywym zwierciadle. Zmieniają swój kierunek w zależności od tego, co czują i jakie mają myśli. Porzucają nawet kierunek mądry na rzecz po raz setny, tysięczny napicia się wódki, obejrzenia pornografii, wzięcia narkotyków, zjedzenia słodyczy, itd.

Uważają to za mądre. Bo mówią sobie – “chcę poczuć się lepiej”. Ale nie rozumieją tematu uczuć. Uczucia informują ich o nich samych, nie o świecie. I zamiast zajmować się swoją percepcją, świadomością, zaczynają dążyć do usunięcia, stłumienia, zepchnięcia niekomfortowych uczuć do podświadomości. Uważają, że jak uczucie minęło lub przestali je czuć, to rozwiązali problem. Ale to jakby zamazali deskę rozdzielczą samochodu nie zajmując się tym, o czym informują wskaźniki.

Przykład – czują się z/w czymś niepewnie i co robią? Zamiast się tym świadomie zająć, uczyć, rozwijać, stawać się tego pewnym, to przestają to robić i skupiają się na wyeliminowaniu niekomfortowego uczucia niepewności. To także prowadzi do coraz większej degradacji i samopoczucia, i tego obszaru.

Co więcej – to uczucie wraca i rośnie. Bo te osoby cały czas postrzegają to czego nie byli pewni tak samo, a nieraz coraz gorzej. I czują się coraz gorzej – w końcu zniszczyli sobie mózg, stłumili uczucie, więc go przybyło w podświadomości. W efekcie coraz trudniej jest im czuć się na takim poziomie jak dotychczas. I sami nie rozwinęli się – nadal ich uczucia są ważniejsze od rzeczywistości. Nadal też oceniają swoje uczucia, postrzegają je jako coś złego, szkodliwego, niepotrzebnego.

No tak – niekomfortowym jest zobaczyć, że niedługo wyczerpie się benzyna. Ale czy ludzie niszczą sobie od tego zdrowie? Nie – rozsądni ludzie spokojnie szukają stacji benzynowej i zjeżdżają na stację benzynową, by zatankować.

Uzależnieni zaś niszczą się od wewnątrz. I to sobie usprawiedliwiają. Pijący alkohol nawet sobie żartobliwie tak to nazywają – “tankują”. Śmieszkują sobie hihi ze swojej totalnej nieświadomości, urojonego postrzegania rzeczywistości wewnętrznej. Nic nie tankują, bo każde poczucie braku to wyłącznie POCZUCIE. Nie można go “zatankować”, czyli niczym wypełnić. Bo to iluzja. No ale większość nawet nie wie dlaczego pije.

Uzależnienie to bardzo wyraźna informacja – przestań iść w tym kierunku.

W jakim kierunku? W jakim kierunku Ty idziesz? Quo vadis?

Mówiłem też, że wszystko co pozytywne wymaga od nas, by o to dbać, rozwijać, opiekować się, chronić.

A uzależnieni wolą walczyć i zmagać się z tym, co sami osądzili za złe… Po co w ogóle coś osądzać? I to jeszcze na podstawie własnych uczuć? Przecież czujesz to, co czujesz, BO NAJPIERW coś osądziłeś/aś.

Co się robi z tym, co negatywne, aka “złe”? W pełni się to akceptuje, bierze 100% odpowiedzialności, przestaje opierać, projektować i przestaje zasilać. Nic z tym nie robisz. No bo co możesz zrobić? Nic. Możesz wyłącznie zmienić siebie względem tego.

Jeśli jesteś uzależniony/a, to żyłeś i nadal żyjesz negatywnie. A to oznacza, że masz korzyści z takiego życia, wybierasz to i racjonalizujesz sobie te wybory. Nie dążysz do tego co realnie pozytywne, ewentualnie się zmagasz z tym, co masz. I żyjąc bez świadomej dyscypliny tego, co pozytywne i zdrowe, będziesz wracać do tego, co negatywne.

Gdy przyjrzymy się temu jak się traktujemy, jak żyjemy, to można się nieźle zszokować, że mogło to przypominać życie szaleńca. Jeśli tak było/jest – trudno. Pytanie – co dalej? Czy zmienisz swój kierunek na pozytywny?

Co jest REALNIE pozytywne? Zrób tego PISEMNĄ listę.

W przepracowaniu negatywności nie pomoże logika, rozsądek, dobre chęci. Bo to co negatywne jest już nawykowe – czyli wybieramy to ponad rozsądkiem, poza świadomością i nawet nie ma na to wpływu pamięć. Można stracić całą pamięć, a nawyki i tak będziemy kontynuować. Czyli żyć negatywnie i coraz gorzej. A w umyśle znajdziemy tego racjonalizacje, usprawiedliwienia, kontekst naciągany i przekłamywany tak, by to wydawało się w nim sensowne.

Widzimy podobieństwo – jeden mężczyzna ma myśli, że nie ma dziewczyny. A drugi ma myśli, że nie ma ustalonych granic. I co? I nic. Mają te myśli, a jak żyli, tak żyją nadal. Nie dziwne, że obaj są uzależnieni, bo choć są zupełnie innymi ludźmi, nic o sobie nie wiedzą, nie znają się, to żyją bardzo podobnie.

Niby logika, niby rozsądek, a co z tego mają? A nic. Bo logika i rozsądek również chronią tego, co już wyuczone, powtarzane od lat.

Dlatego potrzebny jest ktoś, kto tę drogę przeszedł lub ją zna na tyle, by Ci ją przedstawić. A Ty musisz nią przejść nie zważając na własne wątpliwości, opór, strach.

Ileż ludzi wymyśla sobie największe absurdy, byle tylko nic nie zmienić. Np. że jak będą medytować, to ich opęta demon… albo uwalnianie to praktyka okultystyczna. Cuda na kiju. Ale oglądanie rżnących się ludzi niszcząc własne życie, bo nie zajmujemy się swoim życiem, problemami i nie robimy tego, co ważne i nazywanie tego bezpieczeństwem to już definicja rozsądku, zdrowia i trzeźwości umysłowej…

Uzależnieni też zazwyczaj motywują się lub są motywowani wyłącznie przez strach, ból, cierpienie, kary. Nie podejmują praktycznie żadnych działań chętnie, rozsądnie, by wieść lepsze życie, tylko by czegoś uniknąć. Zazwyczaj czegoś, co osądzili jako złe. Wydaje się im to sensowne. Ale czy takie jest?

No bo skąd w życiu dojrzałym, pozytywnym, zdrowym miałyby się wziąć strach, ból, cierpienie, kary? Motywowanie się tymi jakościami NIGDY nie doprowadzi nas w lepsze miejsce.

Poza tym to nie żadna dyscyplina, gdyż motywowanie się emocjami, to dążenie w jakimś kierunku aż te emocje znikną. Czyli zazwyczaj max. kilka godzin, może dni… może ale bardzo rzadko są to dni.

Więc ktoś się wścieknie na siebie za swoje życie i zaczyna pracować, chodzić na siłownię, warczeć, puszczać parę uszami. I pewnego dnia wstaje, a tu po gniewie ani śladu. Po motywacji również. I co? Czarna rozpacz?

A co z dyscypliną?

Co z tego, że czujesz się świetnie? Co z tego, że czujesz się tak sobie? Co z tego, że czujesz się fatalnie?

A co z dyscypliną?

Kto ma w ogóle na tyle trzeźwe postrzeganie, by rozróżnić emocje informujące nas o bieżącym postrzeganiu jakiejś sytuacji od ujawnionych, tłumionych lata temu emocji? No bo jeśli motywuje nas dawne zaniedbanie, to też przecież nie kierujemy się żadnym racjonalnym celem. Można rzec, że odgrzewamy sobie emocjonalnego kotleta.

Czy odgrzewanie emocjonalnego kotleta to dbanie o swoje życie? Do tego jeszcze narzekanie, że ten “kotlet” jest, opieranie się, walczenie, uciekanie, kręcenie nosem…?

Ja mam przed nosem listę rzeczy do zrealizowania. I realizuję je. Nie muszę o tym myśleć. Nie muszę wpatrywać się w myśli 100 razy każdego dnia. Rzucam okiem na listę, biorę pierwszy element i jadę. Jak pojawia się problem, to go rozwiązuję. A potem biorę się za kolejny element. A jak lista się wyczerpie, to tworzę kolejną.

Oczywiście zawsze jest możliwość wybrania mentalizacji i emocjonowania się tym. Ja tego nie wybieram.

Jak względem jakiegoś punktu czuję emocjonalność, to się nią zajmuję, uwalniam. I nie używam tego jako pretekstu, by porzucić swoje starania i działania, bo się stały niekomfortowe.

Jeśli jakiś element postrzegam negatywnie, to zajmuję się swoją percepcją, nastawieniem i postawą. Ustalam moment rozpoczęcia i rozpoczynam dokładnie w tym momencie. Doskonale zdaję sobie sprawę, że jak nie ustalę deadline-u, to nie rozwiążę tego problemu nigdy. A problemy mają to do siebie, że lubią rosnąć i się nawarstwiać.

Jeśli do tej pory nie żyliśmy odważnie, chętnie, przedsiębiorczo, to nie liczmy, że zrealizujemy za wiele bez planowania i wyznaczania terminów realizacji.

Jak lista jest pusta, to pora przewartościować obecną sytuację i ustalić nowe cele.

Jak się bawić lub odpoczywać, to też świadomie. A nie uciekać od niekomfortowych uczuć związanych z jakimś obowiązkiem lub problemem. Zabawa i odpoczynek to nie ucieczka. To też ważne elementy życia. Świadomego, trzeźwego, rozsądnego. A najlepiej bawić się/odpoczywać po rozwiązaniu wszystkich tematów – czyli po “wyzerowaniu” listy.

Wiesz już, że myślenie to proces bezosobowy, ciągły i nieskończony. Nie można go ani zatrzymać, ani nawet kontrolować. Więc bez dyscypliny, czyli np. medytacji, będziesz się cały czas w niego wpatrywać, a szczególnie w sytuacjach emocjonalnych. I co wybierzesz? To, co do tej pory. Czyli zapewne to, co negatywne, niezdrowe.

Zmiana jak i każda pozytywność wymaga pracy nad tym. Nawet sama struktura i natura mózgu nam o tym mówi – zmiana w mózgu – stworzenie ścieżek neuronalnych odpowiadających za jakieś działanie, wymaga średnio 3 tygodni powtarzania tej czynności. Tak samo pomachanie hantlami godzinkę jednego dnia nie wyczaruje Ci łap jak u misia polarnego.

Nie stworzysz nawyku z czynności, której będziesz się opierał, która w Twoich oczach nie będzie wartościowa, korzystna i z którą nie będzie wiązała się jakaś nagroda. Nie mówię nagrodzie jak o talonie na zupę mleczną. Mówię o czymś, co czekać będzie po wykonaniu tej czynności. Coś, co będzie dla Ciebie ekscytujące, czego nie będziesz się mógł/mogła doczekać.

Bo mało kogo jara wykonanie 200 telefonów dziennie do zrzędzących klientów. Nie w samym działaniu ma leżeć to, na czym Ci zależy. Ale w jakimś celu, w jakimś rezultacie, do którego zaprowadzi to działanie.

Tak jak do tej pory byłeś podekscytowany/a wizją obejrzenia porno po stresującym dniu w pracy.

W uzależnieniu nigdy nie chodziło o picie wódki czy oglądanie porno. Nikt nie trzęsie się z ekscytacji wypiciem pół litra wódki. Alkoholik ekscytuje się zmianą stanu. Ekscytuje się KORZYŚCIĄ jaką przyniesie mu picie wódki, a nie samo picie wódki. Tak jak i uzależnionego od pornografii kręci STAN jaki wtedy ma. Bo inaczej nie potrafi tego stanu mieć.

Dlaczego nie? Bo nigdy nie zrobił porządku w sobie i nie żył zdyscyplinowanie wewnętrznie. A temu co należy posprzątać i zorganizować, opierał się i walczył z tym. Dlatego nic się nie poprawiało.

Jak całe życie postrzega się negatywnie i opiera się uczuciom, przez co czuje się fatalnie, a potem włącza porno i nagle “skacze” kolosalnie w samopoczuciu, to uzależni się bardzo szybko i nie będzie chciał zrezygnować z porno za żadne skarby. Bo to jak klucz do magicznej krainy, której przecież nie ma dla niego w realnym świecie.

Zaś zdrowe życie to nauka takiego życia, by się nie stresować, pracować chętnie, rozwijać się i również nagrody mają być budujące, wzmacniające. To takie życie, w którym wstajesz z ekscytacją tego, czego doświadczysz, poznasz, nauczysz się, dowiesz. Bo już tego nie osądzasz.

Jeżeli nigdy tak nie żyłeś/aś, no to pora zacząć. Pora się tego uczyć. Zacząć przewartościowywać swoje życie, swoje starania, swoje cele. Pora zająć się korektą swojej percepcji świata, życia, ludzi, siebie, przeszłości, itd.

Jeśli opieraliśmy się np. pracy czy nauce, to bez wewnętrznej dyscypliny tego, co pozytywne dalej będziemy się opierać. Nawet przez całe życie. Bo to nawykowe – a więc wybieramy to kompletnie bez świadomości i wybieramy to, bo mamy z tego korzyści. A nasz umysł racjonalny będzie to racjonalizował. Bo taką ma naturę, której zmienić nie można.

Trzeba zrezygnować z małych korzyści np. użalania się, grania ofiary, narzekania, opierania, bania, stresowania. Na rzecz czegoś większego.

To się samo nie zrobi.

To my powinniśmy regularnie odpuszczać korzyści z naszych niezdrowych, negatywnych postaw, nastawień, pozycjonalności.

Ważne, by pamiętać, że wybór nowej drogi życiowej wyciągnie z Ciebie te wszystkie korzyści, postawy, pozycjonalności, przywiązania, opór. Ludzie mówią, że życie jest ciężkie, straszne, że trzeba się zmagać. Ale życie takie nie jest. Tzw. “życie”, czyli my sami i nasza intencja, wyciągają z nas to, co niezdrowe, niepotrzebne, a my zamiast to akceptować, wziąć odpowiedzialność i poddawać, wolimy się z tym zmagać, opierać się, osądzać, uciekać.

Pomyśl – załóżmy, że tracisz pracę, a masz na utrzymaniu żonę i dziecko. Masz kredyt na mieszkanie. Do tego dziecko jeszcze zachorowało. Musisz więc podejmować się wielu nowych, często jednodniowych zajęć, aż nie znajdziesz stałej pracy. Wszystko jest nowe, niepewne. Nie masz nad tym kontroli. No i oczywiście, że to będzie bardzo trudne. Ale czy kiedykolwiek odpuszczałeś pragnienie kontroli, pragnienie bezpieczeństwa, opór? Czy kiedykolwiek przestałeś to osądzać? Czy przewartościowałeś zmiany, nieznane? Jak w ogóle postrzegasz to, co się stało?

Ludzie potrafią poczuć bezsilność, kompletnie opaść z sił i zacząć płakać, bo upuścili talerz. Ludzie potrafią wściec się, bo uciekł im autobus. Ludzie potrafią cały dzień być zdołowanymi, bo odwołano koncert, na który się “nakręcali” od miesięcy. Jeśli nigdy nie wybraliśmy dojrzałości emocjonalnej, nigdy nie wzrastaliśmy w świadomości, to nie dziwmy się, że poważne, realne sytuacje będą dla nas trudne. Ale czy rzeczywiście są takie? Gdybyśmy względem nich czuli totalny spokój, to nadal byłyby trudne?

W uwalnianiu, medytacji, odpuszczaniu, pracy, zmianie i tworzeniu nowych nawyków dyscyplina to rzecz najwyższej wagi.

Bo to wszystko wyciągnie z Ciebie całą zgromadzoną negatywność. W tym pragnienie ucieczki, sabotowania siebie i swoich starań.

A jak nie dojrzewasz, to życie i tak z Ciebie wyciągnie to siłą poprzez różne “trudne” sytuacje. Od tego one są.

Jeśli chcesz zmiany – np. przestać grać ofiarę – to automatycznie powtórzą się sytuacje, w których grałeś/aś ofiarę. Tylko WTEDY będziesz miał(a) realną możliwość zaprzestania grania ofiary i wyboru nowej postawy, nowej świadomości.

Zobaczysz jak najprawdopodobniej jesteś przywiązany/a do np. grania ofiary. :)

Ludzie wolą podejście – “żeby nie spotkało mnie coś złego”. Więc nie tylko chcą unikać kłopotów, problemów, wyzwań, dzięki którym mają możliwość oczyszczenia i rozwoju ale jeszcze z góry je oceniają jako złe, niepotrzebne. Nie patrzą na to w ogóle, że –

każdy problem to dar, bo wyciąga z nas i przez to umożliwia przepracowanie słabości, negatywności.

Ludzie chcą jakoś przejść przez życie będąc dokładnie takimi samymi osobami. Niech mi ktoś powie – czy jest jakaś roślina, która chce pozostać nasionkiem? Czy jest jakieś zwierzę, które chce pozostać w jajku?

Oczywiście każdy może żyć/być jak mu się podoba. Ale przynajmniej nie głosujmy potem na ustawy odbierające pieniądze tym, którzy wybrali pracować nad sobą i nad swoim życiem, dzięki czemu zarabiają 20 razy więcej od nas. Nie tylko odbieramy sobie ale jeszcze chcemy odebrać innym. Jeszcze uważamy, że życie jednym daje, innym odbiera, jest niesprawiedliwe, złe, etc. To też nasza dotychczasowa dyscyplina – to my tak wybieramy patrzeć na świat i wydarzenia w nim. To my decydujemy się tak je interpretować.

A potem boimy się samym zostać tak potraktowanym przez innych – np. przez kobietę – ocenieni, odrzuceni, wyśmiani, potraktowani niesprawiedliwie. Boimy się, że kobieta odbierze nam spokój, wartość, znaczenie…

Dlaczego ktoś obcy w ogóle miałby chcieć nas skrzywdzić? Bo my mamy takie nastawienie względem siebie i innych, więc nasz umysł od razu dokonuje projekcji tego. Bo nie jesteśmy za to odpowiedzialni.

Każda sytuacja, w której czujemy się zawstydzeni, winni, czujemy opór (czyli się opieramy), napięcie, stres, zamartwiamy się, frustrujemy, odczuwamy braki, etc. to DOSKONAŁA OKAZJA, by zająć się ich uwalnianiem i przepracowaniem pozycjonalności, z których wynikają te stany emocjonalne.

Ale ludzie sądzą, że uwalnianie to magiczne zaklęcie – uważają, że sobie pofantazjują o uwalnianiu emocji i to wystarczy. Ok ale wystarczy DO CZEGO? Emocje to informacja o tym jak wybierasz żyć – kim wybierasz BYĆ. Czy TO zmienisz?

Jeśli się opierasz w pracy, to możesz sobie uwalniać 100 lat ale bez intencji przekroczenia tego postrzegania, przez które w ogóle wybrałeś/aś opór, uwalnianie nic nie da. Bo intencją uwolnienia musi być odpuszczenie i wzrost.

Więc – jeśli opieramy się np. chodzeniu do pracy, efektywnej pracy, skupianiu na pracy – to czy chcemy przestać się opierać i zacząć chodzić chętnie, pracować efektywnie i skupiać się wyłącznie na pracy?

Jeśli w pracy pojawią się myśli o kobietach, jakieś zmartwienia – czy odpuścimy wpatrywanie się w nie na rzecz dalszej skutecznej, efektywnej pracy? To nasza decyzja. Myśli nie mają żadnego znaczenia. Jeśli zaczynamy się na nich skupiać i przestajemy wydajnie pracować, to znaczy, że my większe znaczenie nadaliśmy myślom, niż pracy. A jeśli masz faktycznie problem z kobietami lub jakieś zmartwienie, to będziesz o tym myślał przez cały dzień, czy wykonasz notatkę, zaplanujesz działanie, ustalisz kiedy to działanie zrealizujesz i wrócisz do pracy?

Rozsądek czy emocjonowanie się – Twój wybór.

Temu też musi towarzyszyć dyscyplina. Jeśli minęło 10 lat, a Ty nadal obwiniasz kogoś za coś, wstydzisz się tego, co zrobiłeś/aś lub powiedziałeś/aś, no to kiedy odpuścisz i wybaczysz sobie? To się samo nigdy nie skończy, bo mentalizacja to proces ciągły i nieskończony. I ma tylko jeden cel – napędzanie siebie samego. Bo taka jest NATURA mentalizacji, której zmienić nie można.

Dyscyplina też powinna dotyczyć naszych oczarowań, fantazji, “zakochań”, etc. Jeśli np. “zakochujesz się” w kobietach pewnych siebie, to przestań w końcu czarować się tym, co projektujesz na te kobiety. Przepracuj to, przez co sam nie jesteś pewny, zdecydowany, śmiały.

To co widzisz w innych to informacja zwrotna o Tobie.

Jeśli w kimś coś widzisz, to znaczy, że możesz to “znaleźć” w sobie. To tyczy się zarówno tego, co pozytywne jak i tego co negatywne.

Jeśli widzisz piękną kobietę, to sam siebie też możesz tak samo ocenić – jako pięknego. Ok, możesz być zaniedbany ale jeśli uważałeś się za brzydala ;) to tylko i wyłącznie Twoja własna opinia o swoim ciele. Możesz przestać tak oceniać swoje ciało, możesz przestać trzymać się wstydu i oporu. Twój wybór czy się ich puścisz, czy nie. A zaniedbaniami oczywiście możesz/powinieneś się zająć.

Pytanie czy Twoje ciało w czymkolwiek Ci przeszkadza? Jeśli tak, to czy na pewno? Jeśli ktoś Ci powie, że jesteś brzydki/a, a Ty spokojnie odpowiesz – “Wiem o tym, dziękuję”, to ile potrwa ten problem? Dwie sekundy? Ciało było przyczyną problemu? Nie. Tylko Twoja opinia o nim, Twój własny osąd.

Mężczyzna z brakiem dziewczyny i mężczyzna z niesfornymi podwładnymi muszą wprowadzić dyscyplinę. Czyli zaplanować to, co zrobią i trzymać się tego. Najlepiej, by zaplanowali swoje działania w stanie spokoju. A to wymaga pracy NAD SOBĄ, szczególnie dojrzewania w obszarze emocjonalności. Intencją nie może być nic negatywnego. To musi być pozytywny cel. Np. szacunku i posłuszeństwa nie wymusimy na nikim, ani nie zyskamy go infantylnymi, spontanicznymi reakcjami.

Pamiętajmy – każdy poziom rozwoju ma to, co nas na nim trzyma, co nas do niego przyciąga i co nas od niego oddala. To tzw. pozycjonalności, o których szeroko mówię w Programie WoP.

Innymi słowy – na każdym poziomie rozwoju są pokusy. Oraz są możliwości zarówno wzrostu jak i spadku.

WOLA BOŻA

No i jesteśmy z powrotem!

Widzisz, że Twój wzrost zależy od Ciebie – Twojej intencji i poddania tego, co nie jest prawdą, co Cię nie wspiera i wyboru tego, co prowadzić Cię będzie w stronę Boga – w stronę Mocy i Bezwarunkowej Miłości. A skoro tak, no to już możemy wnioskować, że –

Wolą Boga dla nas jest nasz wzrost do Miłości.

Dlaczego taki wniosek? Bo poddanie tego, co negatywne automatycznie wznosi nas wyżej. Tak jakby było w nas coś, co zawsze skierowane jest “do góry”.

I mówiąc “do góry” nie mam na myśli chmurek. Już sam fakt, że ludzie nazywają tzw. Raj niebem, pokazuje jak prymitywnie na to patrzono i rozumiano i że nadal tak jest. “W górę” nie oznacza lotu samolotem do nieba i szukania tam aniołków. Oznacza wewnętrzny wzrost – wzrost świadomości “do góry”. Czyli?

A tego wzrostu udawać nie można, nie można o nim czytać, dowiadywać się i tyle.

Bo świadomość to to czym jesteśmy.

Zaś ludzie w ogóle mylą górę z dołem.

Kto jeszcze sądzi, że opór pomaga, a strach chroni? To jakby sądzić, że nauczymy się pływać nigdy nie wchodząc do wody i unikając topienia.

Ktoś może powiedzieć, że nie musi wcale umieć pływać. Ok, nikt nie musi oczywiście. Ale jeśli nie nauczymy się wielu innych mądrych i potrzebnych umiejętności, to będzie nam bardzo trudno w życiu. Ludzie żyjąc czują się jak na torturach… wiecznie przerażeni, zawstydzeni, ze wszystkim czują się źle. Coś zrobią – czują się winni, nic nie zrobią – też.

Jeśli wybierasz strach zamiast odwagi, no to pozostajesz w bardzo niskim spektrum jakości życia. Można powiedzieć, że zmniejszać natężenie światła i zaczynasz żyć po ciemku.

I proszą Boga o zmianę… ale to my wybieramy jacy jesteśmy. Jeśli my cokolwiek w naszym życiu osądzamy jako złe, to kto nam to robi? Bóg zesłał nam coś złego? A kto nam każe oceniać to jako złe? Skąd pomysł, że to jest złe? Bo nam się to nie podoba? No cóż, dziecku nie podobają się zastrzyki, a są potrzebne. Najlepsze leki są gorzkie. Prawda boli ale wyzwoli. Lęk można przekroczyć tylko mierząc się z nim. Zimne prysznice są bardzo zdrowe.

Takie są realia niezależnie co sobie na ich temat sądzimy.

Bóg na pewno nie wspiera żadnej pozycjonalności, bo każda z nich to urojenie, często wręcz szaleństwo.

Oceniamy już w wieku dziecięcym i na podstawie tego jak nam to smakuje, jak się czujemy, itd. Więc dalsze dokonywanie wyborów na bazie odczuć jest dziecinne.

Bo emocje to nie informacje o świecie zewnętrznym, tylko wewnętrznym.

No bo jesz coś gorzkiego. I czy to dobre, czy złe dla Ciebie? Nie masz pojęcia! A jeśli to najlepszy lek na ciężką dolegliwość jaką masz? A jeśli to za mocna kawa, której nie ma sensu pić? To co czujesz nie ma żadnego znaczenia. Liczy się tylko rozsądek – fakty!

To, co odbieramy przez zmysły to informacje, które dopiero przez nas podlegają interpretacji i ocenie. Pewne rzeczy jak poparzenie są odbierane instynktownie. Ale czy ktokolwiek kto się oparzy osądzi ogień jako zły? Ogień nie jest zły. Ale z jego stosowaniem wiąże się wysoka odpowiedzialność i wymagana jest ostrożność. W porze suszy jedna niezgaszona zapałka może doprowadzić do spalenia lasu i zabicia tysięcy stworzeń. Ale też doskonale wiemy, że bez ognia byśmy nie przeżyli.

Dlaczego więc to, co nas boli czy się nam nie podoba osądzamy jako złe? Przecież to bzdurne i dziecinne.

To my powinniśmy się nauczyć z tych właściwie obchodzić!

A bycie głupcem i dzieckiem nie jest dla nas Wolą Bożą. Pozostanie słabym, bojaźliwym, niepewnym, wiecznie wstydzącym się, przerażonym, etc. W każdej sekundzie mamy możliwość zmiany kierunku, wybór innej intencji. Zawsze możemy wybrać wzrost.

I ten wzrost jest wspomagany cały czas. Można powiedzieć, że cała ta planeta temu służy. Nieraz mówiłem, że jedną z cech tej planety jest to, co w religiach nazywa się Czyśćcem – czyli możliwość przepracowania problemów swojego ego – pozycjonalności, emocjonalności, ograniczonej percepcji, projekcji, etc.

Całe Twoje życie Cię w tym wspiera.

Innymi słowy – Twoje życie to dar, jaki sam(a) sobie podarowałeś/aś. Im bardziej uciekamy od swojego życia, tym większy dar się w nim “ukrywa”. Oczywiście, że niekomfortowy. Ale niezbędny.

Więc nie ma indywidualnej woli Boga dla Ciebie.

Twój lost jest w 100% w Twoich rękach.

Co Bóg ma wspólnego co robisz ze swoim życiem? Hmm? Gdy dostajesz od kogoś prezent, to ta osoba inwigiluje Cię 24/7 sprawdzając co robisz z tym prezentem i ukarze Cię, gdy zrobisz coś, co się jej nie spodoba? Nie. To byłoby szalone, to byłoby prześladowanie, co jest kryminalnym wykroczeniem nawet stricte w świecie ludzi.

Ale ludzie sądzą, że Bóg wszędzie sobie ustawił kamery i szpieguje ludzi, ocenia, karze, osądza, etc.

Pamiętajmy – czym innym jest kara, a czym innym są bezosobowe konsekwencje. Ogień parząc Cię nie karze Cię, nie ocenia, nie osądza. Jeśli podstawisz rękę nad płomień, to ją sobie poparzysz, bo taka jest natura tych rzeczy. Na tej planecie tak jest ze wszystkim.

Konsekwencja to nie kara.

Zamiast tego ludzie wolą powtarzać sobie bzdurne tekściki typu “niezbadane są wyroki boskie”. Oczywiście, że są niezbadane, bo ich nie ma. A poza tym tego co duchowe zbadać się nie da.

Proszę zbadać swój poziom spokoju lub niezadowolenia. Proszę zbadać czyjeś intencje. Proszę zbadać czyjeś pozycjonalności. Niech ktoś zbada w jakim kontekście druga osoba postrzega jakieś zdarzenie. Da się? Nie da się.

Ponadto nie znamy nawet 1% faktów. Z tego powodu możemy co najwyżej mówić o prawdopodobieństwie czegoś. Nic nie jest 100% pewne. Ewentualnie bardzo prawdopodobne.

Jeśli jesteśmy przerażeni, opieramy się, traktujemy jak ofiarę, jako kogoś słabego, kto nie zasługuje na nic dobrego i z takim bagażem podejdziemy do kobiety pytając czy się z nami umówi, to nie jest pewne, że usłyszymy “nie” ale jest to bardziej prawdopodobne od “tak”.

Nie ma tu miejsca na żadne boskie wyroki. Zaś jeśli przyjrzymy się sobie, to dostrzeżemy, że pewnie mamy nad czym pracować.

Czy Bóg nam odmawia kobiet, seksu, fajnej relacji? Skąd ten pomysł? A bo nie znamy innego wytłumaczenia na nasze niepowodzenia. Albo mówimy sobie, że to nieczyste i Bóg tego nie pochwala… gdyż tak wygląda wyprojektowanie wstydu, winy, lęku na seksualność.

Gdyby Bóg nie pochwalał seksu, to byśmy się nie rodzili jako konsekwencja seksu. Problemem jest przywiązanie do seksu, uzależnienie od seksu, projekcja na seks oczarowań i negatywności. A to czy to robimy to nasza odpowiedzialność. Zwalanie jej na seks to infantylne, niedojrzałe i w efekcie nie doprowadzi do niczego dobrego. Niezależnie czy seks będziesz mieć/masz, czy nie.

Żeby sobie uzmysłowić co ma miejsce na świecie w kontekście dojrzałości i odpowiedzialności, to się zastanówmy – czy mądrym będzie pozwolić dziecku kierować samochodem? Nie. Bo dziecko, jak to dziecko, jest jeszcze impulsywne, niezdyscyplinowane, nie rozumie odpowiedzialności, zapewne nie potrafi jeszcze się skupiać na jednej czynności, być w pełni obecne, rozsądnie analizować sytuację.

Innymi słowy – prowadzenie samochodu przez dziecko byłoby i dla dziecka, i dla innych ludzi niebezpieczne. Nie oznacza to, że dziecko nie zasługuje, jest niekochane, jest mu to odmawiane.

Z innymi ludźmi jest podobnie – jeśli chcemy pozytywnej relacji, która z założenia powinna być oparta na czymś pozytywnym, to jak sobie wyobrażamy taką stworzyć jeśli od pierwszej sekundy wychodzimy z czegoś negatywnego?

Relację/związek tworzą 2 osoby. Jeśli jedną postrzegamy jako bezwartościowy kawał śmiecia, a drugą jako taką, która ma zmienić tą pierwszą, no to sam fundament takiej relacji już jest bardzo kruchy.

Po drugie – jak szybko sprawdzić jaką intencję ma mężczyzna i jak siebie postrzega? Testując go, np. odmawiając lub wbijając szpilkę.

I my mówimy o tym, że Bóg chce dla nas źle… zaś sami się tak traktujemy. Obca osoba może jednym zdaniem zrujnować nam nastrój, dzień, może nawet skrzywdzić na lata? Kto nas takimi stworzył? Bóg? Nie. My sami się takimi tworzymi.

Oczywiście ja kiedyś dokładnie taki byłem. Z taką jakością postrzegałem siebie, świat, życie, innych ludzi.

Trochę się modliłem ale żadnych odpowiedzi nie dostawałem. Dlaczego nie? Bo byłem – wybierałem być – tak nisko, że odpowiedzi nawet nie potrafiłem odróżnić z niekończącego się mentalnego bełkotu. Zresztą uważałem, że ten mentalny bełkot ma sens i że ja go tworzę…

Jeśli nadal sądzimy, że Bóg ma wobec nas jakąś swoją wolę i że jest ona negatywna, to wyobraźmy sobie, że spotkaliśmy idealną kobietę/mężczyznę dla nas. Jest perfekcyjna/y pod każdym względem, jest nam z nią/nim cudownie. I schrzaniliśmy. Zraziliśmy do siebie tę osobę, powiedzieliśmy coś nie tak, coś się w nas jej/mu nie spodobało i odeszła/odszedł. Odpowiedzialność leżała w 100% po naszej stronie. Co wtedy? Jak byśmy się za to traktowali? Dobrze? Kochali siebie jeszcze bardziej, wybaczyli, dbali o siebie jeszcze mocniej, niż dotychczas? Czy pomiatali sobą, nienawidzili, winili, wstydzili?

Los, o który posądzamy Boga, że nam czyni, sami sobie gotujemy. Każdy doskonale wie jak postąpi wobec siebie po np. takiej sytuacji. I każdej innej też.

Pamiętaj, że wysokim poziomem rozwoju jest rozsądek. Jeśli nie masz na koncie nawet 1000 zł, ani żadnej wiedzy i doświadczenia biznesowego, to raczej nie możesz liczyć, że za miesiąc będziesz miał(a) sieć sklepów i majątek.

Tak jak nie staniesz się lekarzem z dnia na dzień.

Niemniej ważne, by zrozumieć – odpowiadamy za swoje intencje i starania. Reszta należy do Boga.

Więc – możemy się modlić, by zdążyć na autobus, a on i tak nam odjedzie. Dlaczego? Bo Bóg ma nas gdzieś i nie słucha? Nie. Bo to zdarzenie jest połączone ze wszystkim innym co jest, było i będzie. Towarzyszy mu nie tylko nieskończona ilość przeszłych warunków, zdarzeń ale i nieskończona ilość tego, co stało się w tym momencie i każdym momentem przed tym.

Nie można więc odpowiedzieć na żadne pytanie – “Dlaczego?”

Nie znamy znaczenia ŻADNEGO wydarzenia na tej planecie – począwszy od autobusu, który nam odjechał przed nosem, po wszystko inne, wliczając wojny, klęski żywiołowe.

Bo nie ma czegoś takiego jak osobowa Wola Boga. Nie możemy się na to patrzeć jak na człowieka, który myśli, zastanawia się, osądza.

Dlatego punkt dotyczący Woli Bożej wiąże się z POKORĄ.

Bez pokory i akceptacji zostaje nam co? Opór, zmaganie, użalanie, osądzanie, granie ofiary, strach, frustracje, gniew, próby kontroli, zmiany, etc.

Natomiast pokora zmusza nas do zastanowienia się – skoro wszystko jest dokładnie tym, czym jest i to jest jego znaczenie, i wszystko współdziała ze sobą właśnie w takim sposób kim/czym to jest, to co możemy powiedzieć o czymkolwiek? Drugie ważne pytanie – po co w ogóle o tym cokolwiek mówić?

Proszę – niech mi ktoś przedstawi esencję wróbla. Niech ktoś przytoczy najdoskonalszą definicję wróbla. Nawet gdyby zebrali się najwybitniejsi badacze królestwa zwierząt i przedstawili swoje opinie, to gdyby usłyszał to wróbel, powiedziałby, że to nie ma z nim nic wspólnego! Zapytany kim jest, odpowiedziałby “jestem mną”. Zapytany co więc robi odpowiedziałby, że lata, kica, je, śpi.

Bo aby poznać naturę wróbla, musielibyśmy wróblem być. A jej opisać się nie da. Można tym tylko być.

Dlatego ludzie zapytanie kim są odpowiadają czym się zajmują, jaki mają zawód, wykształcenie, itd. Ale to nie ma nic wspólnego z tym kim są.

Więc aby cokolwiek opisać ograniczamy nieskończoność bardzo lub niezwykle bardzo ;)

Na tym “polegają” poziomy świadomości – w jakim kontekście postrzegamy siebie, świat, życie, Boga, etc.

Np. poziom świadomości strachu mówi nam, że większość tematów na świecie postrzegamy w jakości jaką reprezentuje m.in. strach. Co jeszcze jest na tym poziomie? Kto wie? Kto może podać przykłady? No bo jeśli żyjesz na takim poziomie, to doświadczysz jakości z tego poziomu.

W szerokim kontekście nie ma czegoś takiego jak – “Coś przytrafiło się AKURAT MI”. Bo aby doszło do tego wzięło udział nieskończoność czynników i poprzedzających je wydarzeń. Oraz cały świat. Nic co się dzieje nie ma nic wspólnego z nami. Bo nie jesteśmy tego przyczyną. Ale jesteśmy źródłem – bo zarówno my tego doświadczamy, jak i stanowiliśmy jeden z elementów, który to zamanifestował we współoddziaływaniu ze wszystkim innym.

My DOŚWIADCZAMY.

A z jaką jakością doświadczamy? O tym informują nas nasze uczucia.

Obwinianie m.in. dlatego jest tak poważnym błędem, bo uważamy kogoś lub siebie za jedyne źródło czegoś (czegoś złego). Więc nie tylko najpierw osądziliśmy to jako złe, a potem kompletnie pominęliśmy nieskończoność czynników i ograniczyliśmy percepcję do “to moja/czyjaś wina”.

Czyli uznaliśmy kogoś lub siebie za źródło jakiegoś zła. A pod winą jest już tylko najpoważniejszy błąd percepcji – wstyd. Wstyd, czyli wiara, że MY jesteśmy źli.

Mówię o tym wszystkim, bo niezwykle ważne jest, by nie obwiniać ani siebie, ani nikogo innego ale też uczyć się żyć coraz bardziej rozsądnie i odpowiedzialnie.

Teraz możemy zadać sobie to bardzo istotne pytanie:

DLACZEGO UZALEŻNIENIE PRZYTRAFIŁO SIĘ AKURAT MI?

Zauważ – pytanie “Dlaczego?” Więc odpowiedź nigdy nie będzie kompletna. Bo może być rozważana tylko w pewnym kontekście.

Wiesz dlaczego? Kontekst 1 – bo to najszybszy i bardzo skuteczny sposób na kolosalny wzrost. Na zajęcie się i przepracowanie kwestii, którymi nigdy byśmy się nie zajęli. Na odpuszczenie korzyści z negatywności, których nigdy byśmy nie odpuścili. Na porzucenie pozycjonalności, których nigdy byśmy nie porzucili.

No bo jeśli grasz ofiarę czegoś lub kogoś, to ile czasu już ją grasz? Miałeś/aś zamiar przestać? Zaprzestanie grania ofiary i wzięcie odpowiedzialności za ten obszar życia to jeden z warunków wyzdrowienia z uzależnienia.

Dostrzeganie we wszystkim mądrości, piękna? Już było w planach? Nadawanie rozsądnych znaczeń i wartości wszystkiemu w życiu już realizowałeś/aś, jak rozumiem? Życie odważne, chętne, szczere, uczciwe, z pozytywnymi intencjami już uprawiałeś/aś od lat?

Nieeeee? Dlaczego nie?

A kiedy zamierzałeś/aś zacząć? Jutro? Za rok?

Tak, tak, rozumiem – za dużo obowiązków na głowie, życie w biegu – no nie ma czasu dojrzeć, żyć bardziej świadomie… To sugeruję zorganizować sobie czas i przewartościować swoje cele.

Kontekst 2 – uzależnienie to konsekwencja pewnej jakości życia.

Zdrowienie z uzależnienia naprawdę nie kosztuje masę czasu. Tylko 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. :) Dlaczego? Bo żyjesz ale mądrzej. Jesteś ale bardziej świadomy/a. Wychodzenie z uzależnienia to nie sztuczka ale czy jesteś zdrowy/a, czy nie determinuje to jak żyjesz, jakim jesteś człowiekiem. Czy możesz przestać żyć mądrze, bo Ci się nie chce lub nie masz czasu? Absolutnie nie. To byłaby dziecinada lub szaleństwo.

Czy wyszukiwałeś/aś pretekstów, by przestać żyć rozsądnie, spokojnie, radośnie i zacząć emocjonować się, stresować, opierać, napinać, martwić, denerwować?

Raz jeszcze powtórzę pytanie – jaką miałeś/aś wolę dla siebie? Pozytywną czy negatywną? Twoje życie jest na to dowodem.

A jeśli ktoś nie jest uzależniony i odpowie – “NO OCZYWIŚCIE JA DLA SIEBIE mam dobrą wolę ale życie mi przeszkadza”, to wyobraźmy sobie jaki problem ma ta osoba! Nie ma nic, co by ją zmusiło do zajęcia się wzrostem świadomości. Będzie się męczyć cały czas sądząc, że takie jest życie, a oni jego ofiarą. Dlaczego taka osoba tego nie zmieni?

Sami doświadczmy własnych prób zmiany tego – odpuszczenia grania ofiary, wzięcia odpowiedzialności za swoje życie i problemy, a będziemy mieli odpowiedź.

Uświadomimy sobie dlaczego człowiek często potrzebuje upaść na samo dno, by zrobić to, czego nigdy nie zrobiłby w innych okolicznościach.

Czy Ty też tego potrzebujesz?

Jeśli jesteś uzależniony/a, no to jesteś w tej sytuacji – realna zmiana lub upadek. Coraz większy i większy i coraz bardziej bolesny. To normalne w tego typie okolicznościach. Nie ma w tym nic złego. Decyzja należy do Ciebie.

Nie do Boga.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Maciej

Witaj Piotrze, mam pytanie odnośnie programu, a właściwie swojego postępowania odnośnie niego. Przeczytałem dwa razy cały 1 moduł i teraz drugi raz zacząłem drugi, i przeczytałem w nim, pewne zdanie mniej więcej coś takiego: ” Jeżeli przerabiasz ten program ale nie wykonujesz ćwiczeń to nie ma to żadnego znaczenia”, więc stwierdziłem że to bez sensu żebym dalej to czytał bo po co jak to i tak nic nie da bo nie wykonałem żadnych ćwiczeń, poza tym od 12 września kiedy znowu zacząłem czytać pierwszy moduł od nowa minęło tyle czasu a ja dopiero wczoraj zabrałem się za drugi a przez ten czas nawet nie czytałem programu mimo że prawie cały czas byłem w domu a pierwszy moduł skończyłem ponownie czytać może 15, 16 września, więc przesiedziałem przez ten czas i nic nie robiłem z programem albo ewentualnie przeczytałem dosłownie kilka stron i już mi się nie chciało dalej czytać. Powracając do tego zdania które było w drugim module, zastanawiam się czy zacząć od nowa cały program czy teraz wdrożyć ćwiczenia, ale chyba powinienem go zacząć jeszcze raz od nowa bo właściwie od 12 września do dzisiaj czyli 24 września tylko 4 dni były gdzie nie oglądałem porno i się nie masturbowałem, ale przez większość dni w tym okresie robiłem to przynajmniej kilka razy dziennie. Tak jak Ci pisałem w wiadomości prywatnej Pani psychiatra zgodziła się żebyśmy pracowali razem na podstawie raportów z tego programu, na razie tylko ten jeden omawialiśmy bo dalej z programem nie zaszedłem, ale tak jak pisałeś samo czytanie nic nie zmieni. Zastanawiam się dlaczego mimo tego że to życie jakie mam do tej pory jest bardzo ciężkie, wręcz często trudno jest wytrzymać z tymi wszystkimi problemami w nim, mimo że mam rozwiązanie czyli Twój Program WOP to właściwie tylko udaję że coś robię czyli tylko czytam zamiast wdrażać co tam jest napisane, cały czas próbuję robić po swojemu a skutki takiego postępowania już znam bardzo dobrze, np. liczenie dni, nie powinienem tego robić a dalej to robię i to właściwie bardziej żeby kontrolować ile dni mam zielonych a ile czerwonych niż z samej intencji wyjścia z uzależnienia które przecież niszczy mi życie i to coraz mocniej. Pozdrawiam i proszę o odpowiedź.

Podobne Wpisy:
Trochę jaj i trochę na poważnie! :)

Trochę jaj i trochę na poważnie! :)

Witam Cię serdecznie! Święta Wielkanocne to dla mnie doskonała okazja do stworzenia tego krótkiego Wpisu oraz złożenia Ci najserdeczniejszych życzeń. Możliwe, że nigdy się nie poznamy ale wiem dobrze, że jest w Tobie Wielkość. Wiem, gdyż sam jej kiedyś w sobie nie dostrzegałem. A gdy zniknęła ta iluzja, zaczęła ona opadać również z innych ludzi.… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
100 Dróg do Pokoju (19-21)

100 Dróg do Pokoju (19-21)

Witam Cię serdecznie i spokojnie! ;) Kontynuujemy pierwszą z trzech serii dotyczących dróg do pokoju, szczęścia i sukcesu! Zajmujemy się pokojem. Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej! ► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie. Części 1-6 znajdziesz klikając na poniższe linki: ► 100 Dróg do Pokoju (1-3) – Przestań próbować zmieniać i kontrolować innych, Przestań chcieć… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
Cnoty (Część 13) – Zdrowy rozsądek-świadomość, Sprawiedliwość

Cnoty (Część 13) – Zdrowy rozsądek-świadomość, Sprawiedliwość

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat cnót charakteru! Części 1-12 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Cnoty (Część 1) – Wstęp i szczerość. ► Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga. ► Cnoty (Część 3) – Moralność, Ciepło, Pracowitość/Pilność, Niefrasobliwość. ► Cnoty (Część 4) – Wytrwałość, Dobry/uprzejmy, Bycie pomocnym, Pozytywny. ► Cnoty (Część 5) – Rozważność,… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
Jak radzić sobie z porażkami (Część 3)?

Jak radzić sobie z porażkami (Część 3)?

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy serię na temat radzenia sobie z porażkami. Części 1-2 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Jak radzić sobie z porażkami (Część 1)? ► Jak radzić sobie z porażkami (Część 2)? Im więcej uczę się od ludzi sukcesu, tym więcej widzę nacisku położonego na temat porażek. Jedni podchodzą do tego – przygotuj… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 7

WOLNOŚĆ OD PORNO