Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!
Kontynuujemy temat cnót charakteru!
Części 1-13 znajdziesz klikając na linki poniżej:
► Cnoty (Część 1) – Wstęp i szczerość.
► Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga.
► Cnoty (Część 3) – Moralność, Ciepło, Pracowitość/Pilność, Niefrasobliwość.
► Cnoty (Część 4) – Wytrwałość, Dobry/uprzejmy, Bycie pomocnym, Pozytywny.
► Cnoty (Część 5) – Rozważność, Łagodność/życzliwość, Rozważny/roztropny, Dyplomatyczny.
► Cnoty (Część 6) – “Sól Ziemi”, Otwartość, Tolerancyjność, Elastyczność, Wspieranie.
► Cnoty (Część 7) – Skromny, Uprzejmy/grzeczny, Stanowczy/zdecydowany, Spokój.
► Cnoty (Część 8) – Niezawodność/bycie słownym, Budzący respekt, Miły, Cierpliwy.
► Cnoty (Część 9) – Stabilny, Honorowy, Serdeczny/ciepły, Prawdziwość/autentyczność, Zadowolenie/bycie przyjemnym.
► Cnoty (Część 10) – Humanitarność, Dostępność, Ochrona, Przyjazny.
► Cnoty (Część 11) – Dojrzały, Odpowiedzialność, Niezawodność/można na nas polegać, Troskliwość.
► Cnoty (Część 12) – Przyzwoitość, Idealistyczny, Uporządkowany/zdyscyplinowany, Normalny.
► Cnoty (Część 13) – Zdrowy rozsądek-świadomość, Sprawiedliwość.

Jak zwykle będę się starał przełożyć analizę poniższych zagadnień na codzienne życie.

48. Etyczność (305)

Zacznę od ostrzeżenia i bardzo ważnej informacji.

Wszystko może być uznane za prawdę, gdy odpowiednio ograniczy lub zniekształci się kontekst.

Przykład – “porno odstresowuje”. No i w pewnym kontekście tak rzeczywiście jest – przestajemy czuć stres. No to musi tak być… wydaje się większości ludzi. Ale gdy poszerzymy kontekst o to, w jaki sposób do tego dochodzi, czym jest stres, a także uwzględnimy konsekwencje zarówno niemal natychmiastowe jak i długofalowe, to zobaczymy, że to kompletne urojenie i niebezpieczne dla zdrowia niezrozumienie.

Gdy ograniczenie lub zniekształcenie kontekstu świadomie wykorzystywane jest do czegoś negatywnego, to się technicznie nazywa lucyferyzmem i religie ostrzegają o niebezpieczeństwie. Tylko oczywiście wymyślono sobie “duszki Kacperki”, by zwalać na nie kuszenia, wybór “zła”, etc. I jedyne “rozwiązanie” jakie podają, to kajanie się za popełnione błędy i strach.

Nawet ci, którzy w Boga nie wierzą lub przestali wierzyć, powtarzają bardzo często – “myśli mnie dręczą”. Niczym się to nie różni od “Szatan mnie kusi”, bo w praktyce wygląda to identycznie. Więc i wierzący, i niewierzący problem mają i go dostrzegają ale nikt nie podaje rozwiązania. Bo każdy sądzi, że albo myśli go dręczą, napadają, albo, że myśli, albo że jakiś zły duszek się uwziął specjalnie na niego.

A nie jest ani tak, ani tak, ani tak.

Kuszenia, o których mowa, to coś totalnie bezosobowego. I dlatego tylko my odpowiadamy czy to wybierzemy, czy nie.

Jest więc informacja o niebezpieczeństwie ale nie ma podanego praktycznego rozwiązania. Co jeszcze bardziej wiele osób wpędza w poczucie winy i strach przed karą, bo wiedzą, że robią coś nie tak ale dalej to robią. Tak samo jest z uzależnieniem. Robimy coś, co z poziomu logicznego wiemy, że jest złe ale dalej to robimy. Bowiem “wiedzieć o”, to coś zupełnie innego, niż pełna świadomość własnych decyzji, intencji, korzyści, kontekstu, w którym tej decyzji dokonujemy. Oraz świadomość faktów. Kto zna fakty, a kto wierzy tylko w swoje przekonania i nawet ich nie analizuje? Trzeba też rozumieć jakie są fakty, jaka jest rzeczywistość. No bo jeśli będziesz próbować myśleć lub myśleć inaczej, to tak jakbyś próbował(a) wiać wiatr inaczej.

Ale ludzie znaleźli sobie “rozwiązania” na istniejące problemy w formie używek. Bo jeśli przestają czuć się winni, to już wszystko dobrze. Jak przestali czuć gniew – też po problemie. Jak minęło pożądanie, to znaczy, że “zrealizowali swoje potrzeby/fantazje seksualne” i wiele, wiele więcej podobnych urojeń. Czyli nic nie rozwiązują, nie rozwijają się, tylko wprowadzają do organizmu trucizny lub w inny sposób wpływają na swój organizm i psychikę nie wiedząc jakie są tego konsekwencje i jakie będą długofalowo. Ale robią to, bo czują się inaczej. I na podstawie swoich uczuć determinują całą resztę.

To jakby swoje decyzje opierać o to, co poczujemy jako pierwsze, gdy wyjdziemy z domu – zapach kwiatów, spalin, papierosów, świeżej farby… Czy to rozsądek? Nie.

Pamiętajmy – świat fantazji jest normalny tylko w przypadku dzieci, bo jeszcze nie są na tyle rozwinięte, by mądrze zadbać o swoje życie. Prawnie od 18-tego roku życia fantazjowanie powinno zostać zamienione na planowanie i konstruktywne działanie. A jeśli wcześniej – tym lepiej.

Zresztą już w szkole jeśli fantazjujesz, zamiast przyłożyć się do nauki, no to na dobre stopnie nie ma co liczyć. W życiu dorosłym jest przecież dokładnie tak samo.

Fantazjowanie, ani używki niczego nie rozwiązują, w niczym nie pomagają.

Bo to tylko zagłuszanie informacji o problemach (emocje to informacje). Zaś samymi problemami człowiek się nie zajmuje.

Zabawa ma służyć zabawie, a nie stanowi pretekst, by w nieskończoność “zajmować się” gorszym samopoczuciem.

Przypominam – ciało to maszyna biologiczna dająca w różnych formach informacje zwrotne. A żeby informacje służyły, należy je odbierać, poprawnie interpretować i właściwie wykorzystać. A nie walczyć z nimi, demonizować, zagłuszać, ignorować, wypierać, etc.

Uzależnieni budują sobie granice etyki – bo jeśli nie zdenerwują się, będą w sobie dławić gniew, a potem obejrzą porno, to wg nich wszystko gra. Albo nie przyznają się, że boją się jakiegoś tematu, tylko powiedzą sobie, że nie mogą tego zrobić, bo są gorsi, mają gorsze geny i potem obejrzą porno, by się lepiej poczuć.

Czy zdrowiem jest stan, gdy nagle tracimy energię i chęci względem czegoś? Nie, to nie jest zdrowie. A jednak wiele osób czuje wtedy ulgę, dla nich to normalne i uważają, że to przez coś i dzięki temu, że nie mają energii ani chęci, nie muszą się tym zająć.

Ale w jaki to magiczny sposób świat zewnętrzny miałby wpływać na nasze samopoczucie? Magia jest dobra w książkach fantasy i filmach, a nie w rzeczywistości. Tym bardziej jeśli rzekomo wpływają na nas przedmioty lub zdarzenia, a najbardziej te potencjalne – w przyszłości, czyli takie, które się jeszcze nawet nie wydarzyły…

I tak – świat zły, inni źli, a pornografia dobra, bo przynosi ulgę od nieuchronnego i nieuniknionego cierpienia na tym marnym padole nazywanym Ziemią… No ale jeśli cierpisz przez coś, co już nie istnieje lub jeszcze nie istnieje, nazywasz to np. martwieniem się lub stresowaniem, to dalekie od etyki względem siebie samego. No bo robisz sobie krzywdę sądząc, że to Cię uchroni przed krzywdą. To dalekie od zdrowia.

Tym samym za etyczne może być uznane wszystko – od obejrzenia pornografii, by zdławić niechciane uczucie po spalenie na stosie “gorszącej” kobiety. No bo kobieta ubierze się w krótką spódniczkę, ktoś zacznie fantazjować, uzna to za grzech, a tę kobietę za źródło grzechu i już etycznym będzie skrzywdzić tę kobietę “dla ogólnego dobra”. Proste? Proste. Tak samo dzieje się z pornografią – człowiek ją ogląda i zwala wszystko na porno…

A jak stresuje i męczy nas praca, to oczywiście można jej nienawidzić, demonizować, opierać się, osądzać, potem szukać ulgi w objęciach pornografii lub kieliszka wódki. I wszystko gra, bo “tak przecież jest skonstruowane życie” jak to już niejeden “poeta” (błędnie) zauważał…

Ilość lucyferyzmu, a nawet demonizmu w dzisiejszym świecie, nawet w polityce, przekracza ludzkie pojęcie. Niestety dla większości jest niedostrzegalne. Bo jak odróżnić prawdę od fałszu? Jak odróżnić prawdę od lucyferycznego zniekształcenia? Kto jest na tyle świadomy i uczciwy, by podać pełen kontekst, w którym buduje własne opinie i percepcje, dokonuje analizy, wyciąga wnioski? Kto jest na tyle świadomy i uczciwy, by szczerze powiedzieć jaką intencją się kieruje? A jak my mamy rozpoznać czy mówi prawdę?

A jak odróżnić własne uczucia od rzeczywistości? Jeśli czujemy się z jakimś stwierdzeniem źle, to czy problem jest w nas, czy w tym stwierdzeniu? Jeśli nas coś boli, to dobrze czy źle?

Da się to jednoznacznie ocenić? No nie da się. Nie ma na to sposobu.

A to przecież fundamentalne zagadnienia, krytycznie ważne pytania!

Czy krzywdzenie kogokolwiek ma cokolwiek wspólnego z etyką? Nie. Skrzywdzenie kogokolwiek, bo my sobie z czymś nie radzimy i rzekomo przez tą osobę,  nie jest po pozytywnej stronie życia. Namawianie do nienawiści, do walki, do oporu – to wszystko nie sprzyja życiu. A często stanowi namowę do jego odbierania. Np. w formie pogarszania własnego zdrowia.

Picie, palenie, oglądanie porno – to też nie jest etyczne. Czyli nie jest zdrowe. A jeśli twierdzimy np. “piję bo lubię”, to czy zdajemy sobie sprawę z tego, że jest to prawie na pewno kłamstwo? Jeśli lubimy pić, to równie dobrze możemy pić wodę źródlaną. Dlaczego akurat “lubimy” pić alkohol? Bo nie chodzi o picie alkoholu, tylko o korzyść jaką z tego mamy. I tak jak oglądający porno, sami sobie dorabiamy do tego racjonalizację i usprawiedliwienie. A jeśli lubimy palić, to dlaczego palimy coś, na co składa się kilkadziesiąt kolosalnie szkodliwych substancji?

Jeśli coś lubisz, to nie powinno być problemu, by tego nie robić np. przez rok bez żadnego zmagania. Ja lubię spaghetti bolognese ale jeśli go nie zjem przez najbliższe 10 lat, to nic się nie stanie.

Etyczność to nie coś co budujemy dla siebie, by służyło nam. Tylko można rzec – to my dopasowujemy swoje działania do pewnego wysokiego standardu.

Bo temu to ma służyć – to my się rozwijamy, my szukamy nowych dróg wspierających nas i życie ogólnie POPRZEZ rozwój nas. Życie i rzeczywistość istnieją sobie niezmiennie od miliardów lat. Naprawdę nie ma potrzeby niczego zmieniać. Jeśli jest nam źle, mamy pełne prawo zmienić siebie.

Dlaczego więc lubimy coś co nam szkodzi, a np. odpowiedzialności za własne życie, emocji, prawdy, szczerości, uczciwości, odwagi nie lubimy? Dlaczego nie lubimy przekraczania własnych słabości, mierzenia się z ograniczeniami? Hmm? Dlaczego lubimy nienawidzić czy zazdrościć, a nie lubimy wybaczać? Dlaczego lubimy się opierać, a nie lubimy żyć chętnie?

Masa ludzi pisze mi, że oglądają porno np. tylko w swoim pokoju, bo tam czują się bezpiecznie. No tak, tylko właśnie w tym miejscu niszczą sobie życie, zdrowie, mózg, zaniedbują siebie, swoje relacje, karierę, przyszłość. I nazywają to bezpieczeństwem. Tylko dlatego, bo nie czują strachu (lub właśnie dlatego, bo tam przestają go czuć…). Zaś miejsca i sytuacje, gdzie/podczas których następuje detoks, gdzie mamy szansę się czegoś dowiedzieć, nauczyć, rozwinąć, doświadczyć – to jest złe, trudne, bolesne, niebezpiecznie… temu się opieramy, unikamy, boimy… No życie jak w krzywym zwierciadle.

My rzeczywistości nie jesteśmy w stanie ani wymyślić, ani zmienić. Rzeczywistość należy poznawać, dążyć do poznania, a następnie to jak żyjemy oprzeć o prawdę.

Uzależnieni zaś swoje życie i percepcje opierają w ogromnej mierze na masie kłamstw i urojeń. Najczęściej budowanych o własne uczucia. Które nie są w ogóle rozumiane.

Zaś percepcja to jest coś, co powinno cały czas ewoluować w mądre, zdrowe, a nie coraz bardziej ograniczone i oparte o najbardziej zaniedbane i niepoprawnie rozumiane aspekty – emocje i myśli!

W podanym przykładzie kobiety “rozwiązanie problemu” nie wynika z naszego rozwoju – poszerzenia kontekstu, ani w ogóle wyboru niczego pozytywnego. “Rozwiązanie” w formie uczynienia jej krzywdy stanowi jedynie postępowanie w pewnym, niezwykle ograniczonym kontekście opartym o fałsz – że kobieta jest źródłem grzechu czy jakiegoś zła, a i że samo pożądanie jest grzechem. Otóż samo z siebie pożądanie nie jest grzechem. Może stać się grzechem, a więc BŁĘDEM, jeśli będziemy mieli o nim błędne zdanie i będziemy “używać go” z negatywnymi intencjami lub bez świadomości czym jest i jakie są realne nasze potrzeby.

No ludzie non stop piszą mi, że oglądając porno realizują swoje seksualne potrzeby lub nawet czując pożądanie i mając seks także realizują swój popęd seksualny. No tak ale popęd seksualny w przyrodzie ma tylko jeden cel – rozmnażanie. Czyli rozumiem, że wszyscy, którzy “realizują swój popęd seksualny” dążą do płodzenia potomka? Jeśli codziennie czujesz popęd seksualny, to codziennie masz zamiast spłodzić sobie synka lub córeczkę? Jeśli tego nie robisz, jeśli do tego nie dążysz, to nie masz żadnego popędu seksualnego, tylko masz problem z własną seksualnością. Wymyślasz sobie jakieś wytłumaczenia i grasz ofiarę “popędu” ale to wszystko urojenia.

Jeśli masz niepohamowane “potrzeby seksualne” to niczym się to nie różni od “niepohamowanej potrzeby napicia się wódki”. To objawy uzależnienia, czyli już bardzo poważnych konsekwencji nieświadomego życia. Czy alkoholik cokolwiek rozwiąże poprzez “realizowanie swojej potrzeby” napicia się wódki? Nie. Z pożądaniem jest dokładnie tak samo.

Nie wymyślaj sobie rzeczywistości, tylko dąż do jej poznania. Kwestionuj swoją percepcję!

Ksiądz nazywający pożądanie grzechem sam grzeszy, bo mówi nieprawdę. Więc popełnia błąd. No ale mówienie, że człowiek rodzi się grzeszny, bo seks jest grzechem czy tam inne “grzechy pierworodne” to zapewnianie nieskończonego popytu na “zbawienie”, czyli podaż jaką tylko kościół jest w stanie dostarczyć.

Zaś na Prawdę i Rzeczywistość nikt nie ma monopolu.

Nie jesteś grzeszny/a ze względu na popęd płciowy czy na jakikolwiek aspekt związany z seksualnością!!!

Rzeczywistość brzmi – z samego faktu urodzenia się jako człowiek jesteś niewinny/a, podatny/a na błędy, bo nie masz jak odróżnić działania błędnego od mądrego/zdrowego. Nie masz jak oddzielić prawdy od fałszu, więc przygotuj się na błędy, za które nie czeka kara, tylko konsekwencje. Ale możesz się uczyć, rozwijać i nigdy nie tracisz niewinności, więc zważaj od kogo czerpiesz wiedzę i kogo naśladujesz.

Rozwijaj się, ucz, żyj odpowiedzialnie i gdy zadbasz o ważne sprawy, baw się dobrze.

Życie non stop kierowane strachem, winą, wstydem, to życie coraz dalsze i dalsze od zdrowia. To nigdy nie miał być kierunek, który człowiek miał obrać.

I takie życie prowadzi m.in. do cierpienia oraz uzależnienia.

My nadajemy wszystkiemu znaczenie, sens i wartość. A to zawsze możemy zmienić – zarówno na lepsze jak i na gorsze. Możesz obwiniać rodziców za to jak Cię rzekomo wychowali, a możesz zrozumieć ich, współczuć i samemu poszukać lepszej alternatywy.

Jeśli popełniłeś/aś dużo błędów, zacznij je korygować. Zajmij się przyczynami, zacznij żyć coraz bardziej świadomie i odpowiedzialnie. A nie wiń się, nie wstydź się i nie bój się. Nie ukrywaj tego, nie zwalaj na innych, nie graj ofiary.

Wdeeeech…. wyyyyyydech.

Etyka również może ewoluować, co zauważa SJP:

etyka
1. «ogół zasad i norm postępowania przyjętych w danej epoce i w danym środowisku»

Jak widzimy – etyka to ogół zasad i norm postępowania, które ludzie sobie przyjmują. A więc etyka odzwierciedla poziom rozwoju ludzi danej epoki, społeczeństwa czy mniejszego środowiska. Coś w jednym dziesięcioleciu może zostać uznane za etyczne, a w następnym już będzie to zbrodnią.

Jako, że ludzkość dopiero w latach 80-tych XX wieku globalnie wkroczyła na poziom pozytywności, to wiemy, że reguły etyczne ustanawiane do tego momentu prawie nigdy nie były oparte o dobro. Tylko miały służyć zawsze jakiejś racji – ograniczonej percepcji. A kto zajął się swoim zestawem etycznych wytycznych? Jeśli my się nimi nie zajęliśmy, to możemy mieć pewność, że nasz zestaw wytycznych przynajmniej w jakiejś części nie jest oparty o zdrowie.

Bo czy możemy powiedzieć, że ktokolwiek z naszych bliskich żyje na poziomie przynajmniej odwagi? Czy ze wszystkim się odważnie mierzy, niczego nie ukrywa, nie zwala na innych, nie unika, nie przekłada? Jeśli nie, to możemy śmiało założyć, że poziom etyki tej osoby nie jest wysoki, więc naśladując ją także nie będziemy się poruszać na poziomie wysokim.

Jednym z przejawów zaburzenia kontekstu jest tzw. “poprawność polityczna”, co jest dramatycznie niskim poziomem. Doszło do absurdu, że słowa “czarny” i “biały” zaczęły być usuwane z nazw produktów, by nie “promować rasizmu”. No tak, tylko właśnie to usuwanie samo z siebie jest promowaniem rasizmu. Bo ludzie zaczną szukać rasisty w każdym, kto użyje tych słów. Narzucany jest nowy kontekst – używanie słów “czarny” i “biały” już oznacza, że ktoś jest rasistą. Czy to prawda? Nie. To kolosalnie dalekie od prawdy. Tak wygląda budowanie urojeń, nazywanie ich rzeczywistością i jeszcze czymś pozytywnym… Choroba uważana jest za zdrowie.

Być może nowymi normami etyki będzie nie używanie już wielu słów, w tym “biały” i “czarny”. A jak ktoś powie, to na szafot z nim, bo zły – bo rasista!

Niektórzy się gorszyli, bo kobieta w parku karmiła piersią niemowlę…

Jest takie powiedzenie – “dobrymi intencjami jest wybrukowana ścieżka do piekła”. Ten przykład pokazuje dlaczego często tak jest.

Podobnie żyją uzależnieni – chcą dla siebie dobrze ale najczęściej wybierają to, co szkodzi im najbardziej. Dlatego znajdują sobie w świecie jeszcze większe zło i mówią – “no, przynajmniej nie jestem tak(a) zły jak TO”. Albo nie znajdują, siebie uważają za najgorsze zło i odmawiają sobie tego co dobre, zdrowe i kleją się do tego, co niezdrowe, negatywne.

Kto z Czytelników wstając z łóżka powiedział ostatnio – “jak dobrze, że żyję!”? Jeśli nie – dlaczego nie? Nie mówię, by się do tego zmuszać, bo wymuszona “pozytywność” nic nie da. Mówię, by zacząć przyglądać się przyczynom. Usunięte przyczyny braku pozytywności spontanicznie nam ją przywróci.

Przykład czegoś oddalonego od etyczności. Niedawno w sklepach pojawiła się nowa konsola Playstation 5. Ludzie wykupili wszystko w kilka godzin. Ale nie tylko ludzie, lecz też tzw. boty – programy, które zrobiły to automatycznie w moment, co uniemożliwiło dokonać zakupu tradycyjnie. Następnie ludzie wykorzystujący boty sami sprzedali tę konsolę za 2 razy drożej lub więcej. I inni ludzie kupowali, bo w sklepach nie było, gdyż wszystko zostało wykupione, a następna dostawa była dopiero za 3-4 miesiące.

Czy to sprytne, cwane, mądre? Nie. I to nie jest moje zdanie nawet jeśli mi się to nie podoba.

Zapewne gdybyśmy zapytali tych ludzi dlaczego tak postępują, to przynajmniej część odpowiedziałaby – “Jak ja tego nie zrobię, to zrobią to inni”. I koniec argumentów.

Czyli – “jak ja nie skorzystam z okazji, to skorzysta ktoś inny, a ja będę stratny/a”. Tylko czy na pewno?

Innymi słowy – “jak ja nie będę postępował(a) nieetycznie, to będzie ktoś inny, więc lepiej, żebym był(a) to ja”

Czegoś takiego odnośnie np. odwagi nie słyszałem – “On nie jest odważny, to przynajmniej ja będę!” Albo – “Ona jest odważna, to ja też będę!”

Widzimy, że mamy relatywnie zaawansowaną technologię, a ludzie w niskiej świadomości (cwaniakowanie w ten sposób to nie wysoka jakość bycia) wykorzystują to by szkodzić innym. Rozwój ma wiele poziomów. Na jednym może być dość wysoko, a na innym zatrważająco nisko. Oczywiście ci co kupili po normalnej cenie i sprzedają dużo drożej uważają to za dobre, mądre, sprytne. Tylko że tak nie jest. Ale oni w takim kontekście postrzegają rzeczywistość.

Jak zwykle przypominam – to my odpowiadamy za swoje życie, w tym np. standardy, które utrzymujemy i do których dążymy. Zacznijmy się temu przyglądać. Co w naszym widzimisie jest etyczne, a co nie? Dlaczego akurat to?

Czy obwinianie i wstydzenie się po popełnieniu błędu jest w naszych oczach etyczne? Jeśli tak, dlaczego?

Od kogo czerpaliśmy zasady etyczności, którymi się kierujemy? Bo jakimiś się kierujemy. Czy zazdrościmy innym czegoś? Jeśli tak, to dla nas zazdrość jest etyczna. Złościmy się? No to złość jest etyczna. Przynajmniej w pewnych okolicznościach taka się staje. Jakie są to okoliczności? Gdy okoliczności się zmienią, możemy złości się wstydzić, winić za nią, czyli dostrzegać w niej błąd. Ale potem znowu ją wybierzemy. I tak można w kółko, a wstydu, winy, złości i powodów do złości będzie przybywać.

Czy etyczne jest dla nas szukanie rozwiązań na problemy, które mamy lub to, co uznaliśmy za problem? Jeśli tego nie robimy, no to najwyraźniej nie. Za normę uznaliśmy nie rozwiązanie, tylko co?

Prawdziwa intencja etyczności wznosi nas na niezwykle wysoki poziom 305. Oczywiście lekcje dopiero przed nami ale to już ten kierunek. Idź nim. Co więc jest etycznym rozwiązaniem problemu uzależnienia lub dowolnego innego problemu jaki masz? Przypomnę, że uzależnienie to nie tylko problem sam w sobie ale kolosalna konsekwencja wielu innych problemów. Nie rozwiążesz problemu uzależnienia zajmując się nim, jakby to był jakiś osobny, odseparowany od Twojego życia dręczący Cię zarazek. To nie dziura w spodniach, którą wystarczy zacerować.

Ludzie mi mówią, że modlitwa nie pomaga albo że to pic na wodę. A ja ich pytam – powiedz mi o co się modlisz, o co pytasz, o co prosisz i jaka jest tego intencja? Nagle – cisza! Jakoś tak praktycznie każdy ukrywa przyczyny, ukrywa treść swoich próśb.

Jeśli chcesz pomocy, proś o mądrość, proś o prawdę, o dostrzeżenie faktów i przesianie ich z iluzji, proś o percepcję tego co rzeczywiście jest i pomoc, by względem tego postąpić jak najlepiej. Poddaj swoje wewnętrzne dramaty, zamartwianie się, stresowanie, opór i zacznij naprawiać swoje życie.

Ustal intencję rozwiązania swoich problemów. I spodziewaj się, że będziesz musiał(a) poddać jakieś negatywności, by temu podołać.

Módl się, by jakiś problem być w stanie zobaczyć inaczej, umieścić w innym kontekście. Najlepiej w kontekście odwagi, miłości, zrozumienia. Modlenie się, by Bóg zabrał konsekwencje naszych błędów jest błędem. Konsekwencje są nieuniknione, bo taka jest rzeczywistość. A problemy są po to, by się z nimi mierzyć i UCZYĆ SIĘ JE ROZWIĄZYWAĆ.

Nie jesteś na tej planecie, by zmieniać rzeczywistość czy życie, tylko by zmieniać siebie – by ewoluować.

Wmawianie sobie – “taki/a już jestem”, to jeden z najpoważniejszych błędów jakie możesz popełnić odnośnie postrzegania siebie!

Jest tylko jedna ręka, która kuje Twój los i “rzeźbi” Ciebie. Twoja własna.

Dlatego nie zwalaj swojego postępowania na jakieś istniejące, ogólnie przyjęte wzorce etyczne, ani się nimi nie usprawiedliwiaj. Nie usprawiedliwiaj się wychowaniem, czasem, kulturą, miejscem, ani genami. Dąż do prawdy, do rozwoju, do miłości. Zacznij od odwagi i szczerości.

Zmieniaj siebie, nie świat.

Gdy np. przepracujesz własny opór przed uprzejmością, kiedyś swobodnie pomożesz starszej pani przejść przez ulicę. Chwilę radośnie porozmawiacie i Ty pójdziesz w swoją stronę i szybko o tym zapomnisz. Ale nie babcia. Ona opowie o tym jakiego uprzejmego młodego mężczyznę spotkała, co zakiełkuje w świadomości być może nawet wielu innych ludzi, że “są dobrzy ludzie na tej planecie”. Czy Ty masz taką świadomość, że są dobrzy ludzie? Jeśli nie, to widzisz jak łatwo możesz “dać” taką świadomość innym poprzez własny przykład.

Wyświadcz sobie przysługę i przestań się porównywać i wiecznie stawiać w gorszym świetle. Poddaj porównywanie się Bogu. A jak nie Bogu, to świadomie z niego zrezygnuj na rzecz zdrowej alternatywy. Bo porównywanie się nie jest zdrowe. Nie jest etyczne z etyki na poziomie zdrowia. Chociażby z założenia porównywania – ktoś/coś jest lepsze, a coś gorsze. Ale czy w rzeczywistości tak jest? Nie. Więc porównywanie to tworzenie iluzji, urojeń.

No bo porównasz np. wysokość dwóch mężczyzn. Jeden ma 180 cm wysokości, drugi 178 cm. Różnica wynosi 2 cm. Koniec faktów. To może być pomocne, gdy np. planujemy kupić jednemu z nich kurtkę, którą ma drugi jako prezent i bez mierzenia na nim próbujemy dobrać właściwy rozmiar. To wtedy porównanie wysokości ma pozytywny cel. Ale ta cała bzdurna reszta, że wysokość świadczy cokolwiek o męskości itp. chorobliwe kretynizmy to już bardzo dalekie od czegokolwiek normalnego.

Zaprzestań zamartwiania się, stresowania, dramatyzowania. Zamiast tego znajdź np. wspólnotę 12 kroków i zacznij przebywać w energii bezwarunkowej miłości, która zacznie Cię bez wysiłku wznosić wyżej i wyżej. Bo jeśli jakiś problem postrzegasz przez pryzmat wstydu, winy czy bezsilności – apatii, to sam(a) go nie rozwiążesz. Potrzebujesz pomocy ludzi, którzy żyją w zupełnie innej energii.

Nie potrzebujesz wiedzy, informacji, bo i tak z nich nie skorzystasz. Albo skorzystasz minimalnie, by poczuć się ciutkę lepiej i przestaniesz to robić. Potrzebujesz zmiany energii, w jakiej jesteś. Bo przecież po to oglądasz pornografię – by zmienić swoją energię. Ale koszt jaki ponosisz jest ogromny. Zaś w grupie 12 kroków nie ma kosztu i wzrost jest trwały.

Jeśli żyjesz apatycznie, to nie pomoże Ci rozmowa, nie pomogą Ci logiczne argumenty. Nawet nie próbuj się ich łapać, bo potem tylko dalej będziesz się obwiniać i wstydzić, że Ci nie idzie. Potrzebujesz akceptacji, troski, miłości – takiej jakości energii. To Cię wywinduje. Wtedy będziesz mógł/mogła skorzystać z wiedzy.

M.in. dlatego terapie nie przynoszą efektów – gdy skupiają się na rozmowach, argumentowaniu, a brakuje w nich samego fundamentu zmiany – pozytywnej energii.

Bo uzależniony żyje praktycznie całkowicie nieetycznie – tak jakby na przeciwnym biegunie. Wzmacnia się tym, co negatywne, dlatego nie może się z tego wydostać.

Ale rozróżnij apatię od niechęci, oporu, uporu, by czegoś nie robić.

Jeśli masz energię, by chodzić, wykonywać różne czynności, to nie jesteś na poziomie apatii. Apatia to poziom, gdy do życia potrzebujemy opieki, bo sami nie mamy energii, by zadbać o swoje fundamentalne potrzeby. Dlatego przestań sobie wciskać kit, że czegoś nie możesz, bo oczywiście możesz, tylko nie chcesz, gdyż np. boisz się poczuć winę, jeśli popełnisz błąd. To z apatią nie ma nic wspólnego. I jeśli będziesz sobie wmawiać kłamstwa, to tego obszaru nie naprawisz, bo pozostaniesz na niskim poziomie świadomości, a więc też energii.

Co dobrego robisz dla siebie Ty? Czy na pewno jest to dobre, pozytywne? Czy wyciąga Cię na trwałe w lepszy stan? Bo jeśli tylko na moment, a potem jest jeszcze gorzej, to nie jest to pozytywne i Ci nie pomaga, tylko szkodzi.

Czy WoP Ci pomoże? Oczywiście! I być może pierwszą radą jaką ode mnie dostaniesz będzie – RUSZ DUPĘ DO GRUPY 12 KROKÓW! Bo jeśli żyjesz apatycznie, to nie ma informacji, która wleje w Ciebie energię. Potrzebujesz rzeczywistego kontaktu z taką jakością energii. Wszystko, co wybierzesz WoP kolosalnie wspomoże. Sam z siebie również stanowi pełne rozwiązanie ale jak mówię – nie w tym problem ale w tym czy Ty je zastosujesz do każdego problemu jaki masz i jaki jest powiązany z uzależnieniem.

Jestem specjalistą w temacie uzależnienia i dlatego z góry podkreślam, że do rozwiązania problemów powiązanych z uzależnieniem możesz potrzebować pomocy specjalistów z zaniedbanych przez Ciebie dziedzin.

Klienci np. pytają się mnie o powody nocnych polucji. Ja znam ich kilka ale nie wszystkie. Prawie nikt jeszcze nie powiedział mi, że był z tym u lekarza. Pierwsze co taka osoba ode mnie słyszy – “Idź do lekarza”. WoP to nie jest magiczna pigułka, którą sobie wygodnie połkniesz i Ci się naprawi życie. Wyjdź ze swojej “bezpiecznej” banieczki.

Mówimy o Twoim życiu, które prowadzisz zapewne bardzo odlegle od tego, co można nazwać zdrowiem. Potrzebne są zmiany!

Korzystaj z pomocy specjalistów, ludzi, którzy mają mądrość i doświadczenie. Niegdyś takimi osobami były głównie osoby starsze – starszyzna społeczności czy wioski. Bo nie było innego sposobu na rozwój, niż życiowe doświadczenie. Czyli doświadczonym można było się stać wyłącznie na starość (i była to mądrość oparta zazwyczaj o popełnione błędy). I taka osoba chętnie dzieliła się swoim doświadczeniem z młodszymi, by żyło im się lepiej. Robili to z radością.

Dziś natomiast mądrym można stać się relatywnie szybko. A jeśli ktoś z tej mądrości skorzysta, to i doświadczenie zacznie zdobywać szybciej niż kiedyś. Podkreślę – mądrość to nie jest doświadczenie. Potrzebujesz kogoś z doświadczeniem. Jednak w uzależnieniu samo doświadczenie to też może być za mało. Potrzebna jest bardzo wysoka jakość energii. Terapeuta na poziomie 200, czyli w Odwadze nie rozwiążę problemu do końca. Tym bardziej terapeuta na poziomie niższym.

Niegdyś jakaś wspólnota, grupa społeczna czy rodzina siadali w kółeczku, np. przy ognisku i starszyzna dzieliła się mądrością. Robili to z miłością. A dziś kogo słuchasz? I co więcej – czy korzystasz z tych informacji? Jaki konkretnie problem rozwiązujesz przy użyciu tych informacji? Czy słuchasz tego kto kocha, czy tego kto jest np. dumny lub pogniewany? Słuchasz kogoś, kto tylko zastrasza i wini, czy tego kto pcha Cię do przodu i do góry w rozwoju?

Pamiętaj, że jazdy na rowerze nie nauczysz się rozmową o jeździe na rowerze, ani rozmową o tym jak działa rower. Nie nauczysz się jeździć na terapii. Nauczysz się jeździć jeżdżąc. Pływać nauczysz się pływając. Im częściej, tym lepiej. I tu dopiero gdy natrafisz na jakieś bariery, poszukaj kogoś, kto je przekroczył i Ci pomoże. Tak “wygląda” zmiana życia.

W WoP znajdziesz MASĘ wiedzy, narzędzi, informacji ale niemożliwym było, bym każdego wziął za rękę i pomógł mu rozwiązać każdy problem jaki ma w życiu. 1000 lat to byłoby za mało. Poza tym ja sam wszystkiego nie doświadczyłem. Co nie znaczy, że nie jestem w stanie Ci pomóc lub chociaż naprowadzić na rozwiązanie. Zauważ, że chirurg nie przeszedł sam wszystkich chorób jakie operował. A jednak jest w stanie je zoperować i pomóc.

Ty jeden/jedna wystarczysz, by rozwiązać wszystkie swoje problemy. Ale musisz wzrosnąć do poziomu, na którym rozwiązanie będzie dla Ciebie najlepszym wyborem. A nie zwiewanie, odkładanie, fantazjowanie, chcenie, etc.

W WoP są o tym informacje, jest pokazana droga. Czy nią pójdziesz – to Twoja decyzja. Zapytaj sam(ą) siebie czy dalsze jej odkładanie i życie tak jak żyłeś/aś jest etyczne?

Masa osób ukrywa prawdziwe powody swoich decyzji. Wmawiają sobie bezsilność, choć tak naprawdę się czegoś boją. Ale nie chcą sobie tego uświadomić, bo to by oznaczało koniec maskarady i konieczność zajęcia się tym. Wolą więc utrzymywać kłamstwo i próbować różnych innych rzeczy. Nazywają to np. “układaniem sobie w głowie”. Cały czas wątpią czy coś jest dobrą decyzją, bo muszą sobie “poukładać w głowie”. Ale to nie ma przynieść odpowiedzi, tylko stanowi “deskę ratunkową”, z której nie mają zamiaru zejść. Dlatego “układać sobie w głowie” będą bez końca.

Inną częstą wymówką jaką słyszę jest “muszę odnaleźć siebie”. To też bardzo sprytna strategia. Ale w rzeczywistości nie można odnaleźć siebie, bo każdy już sobą jest. Natomiast używają tego te osoby, które tak się osądzają lub jakieś swoje wady, że za żadne skarby nie chcą mieć z nimi nic do czynienia. Wypierają je, uciekają od nich, ukrywają i dlatego próbują “znaleźć siebie”. Czyli tak naprawdę zmienić siebie ale nie przez pracę nad swoimi wadami, słabościami czy niedoskonałościami ale przez ich unikanie i liczenie, że się to nie ujawni. Co oczywiście możliwe nie jest i takie “szukanie siebie” także może trwać bez końca. Bo o to chodzi.

Jeśli chcesz coś zmienić w sobie (co jest fundamentem zdrowienia z uzależnień), to niezbędnym jest przede wszystkim radykalnie uczciwe i odważne przyjrzenie się sobie. 12 kroków nazywa to “odważną inwenturą moralną”. Czyli – świadomość tego jaki/jaka jesteś. Na tym ma polegać “szukanie siebie”. Natomiast większość ludzi ma zupełnie przeciwny kierunek.

Takich strategii “przeżycia”, przez które życie się degeneruje coraz bardziej jest bardzo dużo.

Więc – czy etycznym jest wmawianie sobie kłamstwa, że czegoś nie możesz, gdy tak naprawdę możesz, tylko się boisz? Czy etycznym jest okłamywanie się, że musisz sobie coś poukładać w głowie, gdy tak naprawdę nie chcesz czegoś tak bardzo, że używasz każdego sposobu i argumentu, by to w nieskończoność odkładać?

Jeśli się boisz – przyznaj to. I zadaj sobie pytanie – co z tego, że się boję? No co z tego, że się boisz? Jakie dla Ciebie strach ma znaczenie? Sam(a) to znaczenie mu nadałeś/aś! Jeśli go nie zmienisz, to strach zawsze będzie dla Ciebie np. pretekstem, by od czegoś uciec, unikać, zaniedbać. Konieczne jest zaczęcie przewartościowywania obszarów, aspektów i zagadnień z Twojego życia.

Nie bez powodu od zaangażowanych w pracę nad sobą i nad swoim życiem otrzymuję np. takie wiadomości:

Gdy jednak dostałem odpowiedź na pierwszy raport to się mega podjarałem. Chodzę na terapię, będzie już drugi rok, bądź co bądź z profesjonalistą i jak przeczytałem Twoje komentarze do moich odpowiedzi to miałem wrażenie, że od tego terapeuty nie usłyszałem jeszcze tak wielu dobrych interpretacji tego co się ze mną dzieje jak w tym jednym mailu. Po za tym zaczynam rozumieć, że to o czym tutaj gadamy, to o co pytasz w raportach to są dla mnie te “trudne” i zaniedbane obszary mojego życia i emocje. A dla mnie takie przeintelektualizowane gadki to też sposób na omijanie problemu. Od teraz będzie zdecydowanie mniej onanizmu pisarskiego, bo to mi nie służy. Sam widzę, że ważniejsze jest robienie ćwiczeń i czytanie materiału.

W jednym mailu więcej konkretów, treści i prawdy, niż po kilkunastu miesiącach pracy z terapeutą. Nieźle. Dzięki temu, że sam dostrzegłem u siebie i rozwiązałem masę z problemów, które są wspólne dla uzależnionych, mogę szybko każdemu powiedzieć co nie gra i jak to naprawić lub skorygować. Nie trzeba tego analizować tygodniami lub miesiącami na terapii, nie mówiąc o znalezieniu rozwiązania i uniknięciu masy błędów, pułapek i urojeń.

Widzimy, że mężczyzna ten dostrzegł błąd w ciągłym gadaniu, co pokazuje, że “słowotok” także może być ucieczką od czegoś niewygodnego. Rozmowy mogą być nieetyczne, czyli niezdrowe. Dlatego mądrym jest powiedzenie “milczenie jest złotem”, bo nie tylko możemy uniknąć powiedzenia bzdury czy brania udziału w niepotrzebnej dyskusji lub na temat, o którym nie mamy pojęcia ale również możemy przyjrzeć się własnej motywacji i intencji mówienia.

Czy to co mówimy innym oraz sobie oraz o innych i o sobie jest etyczne? Jeśli nie jest, dlaczego to mówimy?

Zacznij badać poziom etyki, którą się kierujesz, a być może będziesz niemało zaskoczony/a. Przypominam – na jakim fundamencie tworzysz, takie będziesz miał(a) tego efekty.

Zacznij ewoluować. Ewolucja to kwestia intencji i poddania. A nie coś, co się dzieje samoistnie i trzeba dłuuuuuuugo czekać.

49. Balans/zbalansowany (305)

Balans w życiu jest potrzebny. Albo inaczej – balans to jeden z elementów i fundamentów zdrowia.

Prosty, symboliczny przykład – jeżeli siądziesz na taborecie z 3-ma nóżkami, to łatwo będzie Ci upaść, a i siedzieć nie będzie przyjemnie. Dodanie brakującej 4-tej nóżki automatycznie zmieniłoby całe doświadczenie na wyższe jakościowo.

Tam, gdzie się zmagamy w naszym życiu, tam brakuje balansu. Ale dobrze to zrozummy – jeśli się w pracy mordujemy po 16 godzin na dobę, to nie znaczy, że potrzebujemy 16-tu godzin odpoczynku. Przyczyna nie leży w konsekwencjach mordowania się ale w powodach. Zaś przyczyną mordowania się nie jest też praca, którą wykonujemy, tylko to jak ją wykonujemy.

Uzależnieni sądzą, że porno daje im tę “4-tą nóżkę”. Nazywają to np. “odstresowaniem”, “ukojeniem”, “nareszcie mogę zapomnieć o całym świecie”, “rozładowaniem napięcia”, “odreagowaniem” (cokolwiek to znaczy) czy “spełnieniem swoich fantazji” i “namiastką seksu”. Gdyby tak było, to w pytaniu jak czują się po sesji z porno nie odpowiadaliby:

Jak wrak człowieka.

Jak gówno.

Wszystko wydaje się nie mieć sensu.

Nie widzę w niczym nadziei.

Nie mam na nic energii.

Najchętniej spałbym cały dzień.

Straciłem wiarę.

Czuję się brudny.

Nie mam ochoty spojrzeć sobie w oczy.

Obwiniam się, wstydzę.

Czuję żal, wkurzenie, poczucie winy, wstyd przechodzący w obrzydzenie.

Mam niechęć do siebie, do całej sytuacji, do dnia kolejnego, do życia.

(A to tylko przykłady z kilku ostatnich Raportów jakie otrzymałem)

Czy tak wygląda doświadczenie człowieka, który odpoczął, zrelaksował się, “odstresował”? Jak widzimy – nie tylko nie jest lepiej ale jest też kolosalnie gorzej. Więc balans nie został przywrócony. I uzależniony oddalił się od niego jeszcze bardziej.

Ludzie nawet po miesiącach tzw. “pracy z Programem” czy terapii dalej wmawiają sobie te same kłamstwa – że porno im daje coś pozytywnego. Jeśli więc w czymś tak oczywistym, tak dostrzegalnym i bolesnym nadal wolą się okłamywać, nie mogą liczyć na poprawę. Bo kłamstwo to nie jest kierunek w stronę zdrowia. A jeśli się okłamujesz, to jak możesz pracować nad faktycznymi przyczynami swojego uzależnienia?

Więcej – mówią, że boją się odpowiedzialności, wolności, życia bez uzależnienia. Widzimy jak to jest odwrócone? Boją się, opierają, nie chcą tego, co zdrowe, a chcą tego, co niezdrowe. Mówią, że boją się, że sobie nie poradzą w życiu. No ale już sobie nie radzą! I każda pozytywność jaką wybiorą i wprowadzą do swojego życia spowoduje, że zaczną sobie radzić coraz lepiej.

No, tylko oni tego nie wiedzą, bo wszystko postrzegają z obecnego poziomu, więc wszystko inne wydaje im się (za) trudne. I to, co wybierają zatrzymuje ich na nim lub sytuację jeszcze tylko pogarsza. Przykładami tego jest obwinianie się za błędy, użalanie się, gniew i nienawiść. Oraz oczywiście sam fakt, że nie dokonują zmian, nie rozwijają się, bo tego nie wybierają.

Nie chcą zmienić siebie. Przeskakują to kompletnie w swoich wyobrażeniach i od razu mówią – “No jak zmieni mi się życie, to sobie w nim nie poradzę”. Spokojnie, dopóki Ty się nie zmienisz, nie licz, że Ci się zmieni życie. A jak Ty się zmienisz, to automatycznie będziesz sobie radzić w nowym życiu i nowymi obowiązkami oraz wyzwaniami.

Jeżeli całe życie unikałeś np. podrywania kobiet, o których fantazjujesz, to balansem będzie zmniejszenie ilości fantazjowania i zbalansowanie tego aktywnym działaniem. Innymi słowy – zaprzestanie fantazjowania i zamiana fantazjowania na planowanie, realizowanie i ew. analizowanie swoich działań. Odnośnie kobiet warto poszukać trenera, który przemagluje Cię przez kilka dni, przyjrzy się temu co robisz i da Ci feedback.

Jeśli nawet mistrzowie olimpijscy i miliarderzy mają swoich mentorów, to coś w tym musi być.

Jakich mentorów masz Ty? Bo jakichś masz. Przecież sam(a) nie wymyśliłeś/aś swoich wzorców, schematów postępowania, przekonań, etc. Od kogoś to wziąłeś/wzięłaś.

Ostatnio zaleciłem jednemu klientowi, by w temacie kobiet znalazł sobie trenera, spotkał się z nim, by się przyjrzał temu co robi i jak i dał mu feedback. Na co on napisał, że to co mówię jest zabawne, BO ON WŁAŚNIE wydał w przeszłości kilka tysięcy złotych na książki i kursy i jak nie miał efektów, tak dalej się nie pojawiły. Dla niego czytanie kursów i robienie czegoś jakoś (czego i jak oczywiście nie napisał) jest synonimem spotkania się z profesjonalistą i wspólna analiza tego co robi. No zabawne…

Jeśli nie masz efektów, to bardzo prawdopodobne, że problemu nie ma w źródle wiedzy ale w Twoich działaniach i ich intencjach. TEMU należy się przyjrzeć. Czyli jak zwykle – zacząć od siebie.

Czytanie książki o pływaniu nie zastąpi Ci pływania pod okiem ratownika.

Jeśli nie wybierasz zmian, to znaczy, że wybierasz coś innego – np. unikanie dyskomfortu. A jeśli nie jesteś na tyle świadomy, by to dostrzec, to prawie na pewno wmawiasz sobie bezsilność i sobie ją jakoś tłumaczysz. Zapewne przez zwalanie odpowiedzialności na kogoś lub coś.

Uzależnieni zazwyczaj wzięli to od rodziców, którzy sami sobie nie radzili. I zamiast dokonać zmian, uzależnieni wolą cały czas się tym kierować i obwiniać swoich rodziców… I nie mówią nawet, że sami się tego nauczyli, naśladowali i nadal to robią, tylko mówią, że to dostali, że zostali tym zaprogramowani…

Wypaczyć prawdę naprawdę jest bardzo łatwo. Nie trzeba wierzyć z Lucyfera, by kierować się lucyferyzmami.

Z drugiej strony jeśli w jakimś obszarze działamy dużo i brakuje odpowiadających wkładanemu wysiłkowi rezultatów, to warto dodać więcej analizy i RADYKALNEJ szczerości. Najlepiej byłoby znaleźć sobie mentora, który się przyjrzy naszym rezultatom i działaniom.

Niejednokrotnie ogromny błąd ukazywałem w artykułach na przykładzie bardzo częstego – “Przepraszam Piotrze, że się nie odzywałem przez ostatnie pół roku ale chciałem wrócić do Programu”. Ludzie mówią o wszystkim, tylko nie o tym, co robili, jak i dlaczego. Unikają tego za wszelką cenę. A przecież tylko w tym leży źródło ich problemów.

Ostatnio natrafiłem na twierdzenie – “paradoks sukcesu – każdy ciężko pracuje ale sukces odnoszą tylko nieliczni”. No tak ale jeśli “ciężką pracą” nazywamy męczenie się, nienawidzenie tego co robimy, opieranie, granie ofiary, wykonywanie swoich podstawowych obowiązków z trudem, to nie jest ciężka praca, która prowadzi do sukcesu. To tylko męczenie się z własnym niskim poziomem.

Ciężka praca prowadząca do sukcesu to ciągły rozwój, przekraczanie swoich ograniczeń, to doskonalenie swoich produktów i usług do potrzeb odbiorców, to nieustająca nauka, to wyciąganie mądrych, budujących wniosków ze swoich błędów (i błędów innych ludzi też), to krystaliczna klarowność swoich celów, to radykalna uczciwość względem swoich intencji (które muszą być 100% pozytywne) i działań, to rozliczanie się, to odwaga do sięgania po więcej, to radość z dawania innym owoców swojej pracy lub bezpośrednia pomoc i stanowi ona sama z siebie gratyfikację. I to jeszcze nie wszystko. Bo to też praca, praca, praca. Jak trzeba to i po 16 godzin na dobę.

To się tyczy zarówno poznawania kobiet jak i pracy zarobkowej.

Gdy ja tworzyłem i programowałem mój serwis, to potrafiłem nie ruszyć się z miejsca przez 12 godzin. Tak, to niezdrowe ale natrafiłem na błąd, który był ważny. Siedziałem bez ustanku przez 12 godzin aż go rozwiązałem. A były problemy, nad którymi pracowałem i ponad tydzień. Ostatnie artykuły piszę przez 2 tygodnie lub nawet dłużej. Codziennie siadam, czytam, poprawiam, dopisuję, zmieniam i zawsze z intencją, by służyło czytelnikom.

Poza tym już w samym słowie “sukces” może kryć się “tajemnica” dlaczego jedni go odnoszą, a drudzy nie. Bo jeśli dla człowieka sukcesem jest “przeżyć bez narażania się na stres”, to brawo! Osiąga ten sukces każdego dnia unikając ryzyka, większych starań, etc. A czy ktokolwiek wie jak np. milionerzy definiują sukcesy?

Jeśli dla Ciebie sukcesem jest “poczuć się lepiej”, to droga do niego jest prościutka i zdradliwa – np. obejrzeć kilka godzin kabaretów. Natomiast człowiek osiągający znaczące sukcesy dobre samopoczucie ma jako fundament swoich starań i przez ten czas, gdy Ty się lenisz przed telewizorem, on zapier***a bez wymówek. Samopoczucie nie zależy od genów, ani ilości pieniędzy, ani żadnej innej bzdury. A jeśli zależy, to dlatego, że sam(a) je od tego uzależniłeś/aś.

Najczęstszy argument, którego używają ludzie, to “no nie robię tego, bo czuję opór”. Widzimy? Nie mówią “ja się opieram”, nie mówią “nie chcę tego”, tylko “czuję opór”. Stawiają się w roli ofiary oporu. Tak ukrywają prawdę, tak się boją.

Opór czujesz, bo sam(a) go stawiasz, sam(a) go wybierasz.

Opierasz się, bo czegoś nie chcesz. Czego? I czy jest to realne zagrożenie?

Jak poradzić sobie z oporem względem czegokolwiek? Dać sobie 5 minut na zaakceptowanie tego uczucia i ustalenie intencji, by przestać się opierać, a następnie podjęcie się działania – zrobienie tego, czemu stawiasz opór. Słowem – zacznij to robić. Jeśli nie zaczniesz, nigdy nie przestaniesz się opierać. I zawsze sobie powiesz “no czuję opór”. Albo “czuję ogromny, przytłaczający opór”. No bo tak bardzo nie chcesz. Nie ma innego powodu.

Warto to wiedzieć – w obszarach, w których męczymy się mentalnie najlepiej odpoczywa się aktywnie i w obszarach, w których męczymy się fizycznie najlepiej odpoczywa się mentalnie.

Balans jest potrzebny również na drodze wychodzenia z uzależnienia. Wszystkie ekstrema muszą zostać zbalansowane. Wszystkie braki uzupełnione w ten czy inny sposób. Ale najpierw realne braki muszą zostać oddzielone od urojeń, bo uzupełnić możesz tylko tylko realny brak. Głód jest realny. Uczucie pustki nie.

Próby “wypełnienia pustki” mogą prowadzić do chorobliwej otyłości, pracoholizmu, toksycznej kontroli drugiej osoby (np. w związku), chorobliwych prób szukania u innych akceptacji czy bezpieczeństwa w czymś.

Wszystkie zaniedbania i obszary, w których brakuje zdrowia – tam musi zostać wprowadzone to, czego brakuje, to co wybalansuje odchylenia od normy.

“Niespełnione fantazje seksualne” nie są realnym brakiem. Bowiem najczęściej w seksie ludzie umieścili źródło swojej wartości. I zamierzają dopiero zacząć się doceniać i szanować, gdy zaczną mieć seks. Co w większości przypadków nie ma miejsca. Albo chcą się przez seks poczuć lepiej. I tu również podobny temat – seks nie da Ci lepszego samopoczucia. To będzie tak jak z porno – zaczniesz tego chorobliwie pożądać (a może już tak jest) i wymagać, oczekiwać, dążyć za wszelką cenę, wymuszać. To zacznie Ci niszczyć życie, relacje, zdrowie. Seksoholicy niszczą sobie życie tak samo jak pornoholicy i alkoholicy.

Poczucia, że jesteś gorszy/gorsza też nic nie wypełni, bo to urojenie. Ty je przestań utrzymywać, a nie próbuj w jakiś sposób “przysypać” lub “wypełnić”.

Normalność to jedna z cnót, które opisałem części 12 tej serii. Warto wrócić do tego i zastanowić się co tak naprawdę jest normalne, a co od tego odbiega. Masa ludzi pławi się w uznawaniu siebie za nienormalnych. Co oczywiście normalne nie jest z poziomu zdrowia ale z poziomu choroby jest.

Cieknący nos jest normalny dla człowieka przeziębionego. Ale dla człowieka zdrowego nie.

Jeśli wmawiasz sobie głupoty, że jesteś gorszy lub niewystarczający i argumentujesz to niskim wzrostem, małym “panem strażakiem” czy czymkolwiek innym, no to nie ma nic, co tu pomoże, bo to urojenie, iluzja, fantazja, fantasmagoria. To nie jest realny problem, tylko racjonalizacja i mentalne zacietrzewienie. Tak jak każdy lęk i fobia.

Podkreślę, że prawda m.in. dlatego ma tak fundamentalne znaczenie, bo poprawić można tylko to, co jest realne. Jeśli próbujesz zajmować się kłamstwem, to nic nie zdziałasz, bo to nie istnieje.

Jeśli więc działasz, działasz, działasz i nic to nie daje, to przeanalizuj sytuację i zastanów się czy nie zajmujesz się jakimś urojeniem.

Przypomnę również to – wszelkie dualizmy jak “dobro/zło”, “ciepło/zimno”, “jasno/ciemno”, “prawda/kłamstwo” to urojenia. W rzeczywistości dualizmów nie ma, bo zawsze jest tylko JEDNA ZMIENNA.

Co więc zbalansuje tzw. kłamstwo (czyli brak prawdy)? Prawda.

Wiesz co jest pierwszym z 12 kroków? Przyznanie prawdy – “Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec XYZ – że nasze życie stało się niekierowalne.” A jeśli Twoim pierwszym krokiem będzie przyznanie kłamstwa, no to nie idziesz w stronę zdrowia.

Wychodzenie z uzależnienia to nie walka z jakimś zewnętrznym (ani wewnętrznym) przeciwnikiem. To całkowite przeciwieństwo walki. To wewnętrzny rozwój i rozkwit. Jak i też oczyszczenie. Zaś najlepiej to co wewnętrzne ujawniać poprzez to co zewnętrzne – np. poprzez konstruktywne działanie, realizację jakiegoś wzniosłego celu.

Nie masz walczyć z kuszeniami, tylko rozpoznać co takiego w nich widzisz, zrezygnować z tych korzyści i znaleźć zdrowy kierunek.

Jeśli jesteś np. w jakimś nieprzyjemnym towarzystwie, to nie masz się zmagać, walczyć, opierać, próbować kogokolwiek zmienić, tylko ruszyć tyłek i je opuścić i/lub zmienić. Negatywnego towarzystwa nie zbalansujesz mordując się z nim, ani nie zbalansujesz tego samotnością. Zbalansujesz to tylko towarzystwem mądrych, pozytywnych ludzi.

Męczenie się za wszelką cenę, by coś zmienić zazwyczaj nie daje trwałych zmian. Ani niewiele się polepsza. Bo nie tylko mamy wprowadzać pozytywne zmiany ale też usuwać to, co negatywne. Jeśli kontynuujesz to, co negatywne, to nie licz na pozytywne zmiany.

A żeby usunąć to, co negatywne należy przyjrzeć się przyczynom oraz korzyściom jakie z tego mamy.

Każdy, kto zdrowiał z uzależnienia i faktycznie wyzdrowiał wie, że do zapłaty jest cena za te wszystkie lata zaniedbań. Szczególnie odnośnie zaniedbań sfery emocjonalnej. Wszystko co zostało stłumione i wyparte musi się ujawnić i zostać odpuszczone i/lub przepracowane. O aspekty, które zaniedbałeś/aś, trzeba zadbać, uczyć się, rozwijać. To wszystko ważne, co odkładałeś/aś, należy przestać odkładać i zmierzyć się z tym.

Co (z)balansuje zaniedbania? Dbanie.

Dlatego też do balansu, do harmonii nigdy nie doprowadzi nas życie z poziomu emocji, oporu, fantazjowania, chcenia i unikania. Do balansu doprowadzi nas to, co ponad emocjami. Dbania, ani troski nie ma na żadnym poziomie emocjonalnym – ani wstydzie, ani winie, ani apatii, ani żalu, ani strachu, ani pożądaniu, ani gniewie, ani dumie.

Nieraz mówiłem, że nie robienie tego, co złe nie uczyni nas dobrym człowiekiem. Unikanie prowadzenia samochodu, by nie doprowadzić do wypadku nie uczyni Cię znakomitym kierowcą, ani nawet słabym.

Koniecznie powinniśmy się przyjrzeć temu, co postrzegamy przez pryzmat emocji, jakie decyzje podejmujemy na fundamencie emocji oraz jakie percepcje oparliśmy o emocje. Bo wszystko co zbudowaliśmy na gruncie emocji, nie doprowadzi nas dalej, niż dalsze emocjonowanie się.

Każdy uzależniony to wie – chwila “ulgi”, a potem jest tak samo albo jeszcze gorzej. I cały czas brniemy dalej w iluzje przekonując się, że ze światem jest źle i coraz gorzej, a my oglądając porno mamy święty spokój. No tak, tylko to nie ma nic wspólnego ani ze świętością, ani ze spokojem.

Kilka dni temu napisał do mnie klient mówiąc, że rozpłakał, gdy przeczytał słowa –

CZUĆ SPOKÓJ, a NIE CZUĆ NIC, to dwa różne światy. Jeden to świat zdrowia, drugi to świat choroby.

W jakim świecie żył on nietrudno się domyślić.

Złego samopoczucia nie zbalansujesz uciekając od niego. Zbalansujesz je akceptacją, dbaniem o siebie, troską, miłością. Przeziębienia nie uzdrowisz nienawidząc się, że się przeziębiłeś/aś.

Oglądanie porno nie prowadzi w stronę balansu, tylko coraz dalej nas od niego oddala. W konsekwencji oddala nas od spokoju, zdrowia i normalności.

Jaki jest obszar życia, w którym brakuje balansu, a więc i normalności? Co oddala nas od balansu i co możemy wprowadzić, by ten balans zacząć przywracać? Czego brakuje, by ten problem rozwiązać?

Odpowiedz sobie na powyższe pytania.

Przykładowo – tam gdzie dużo fantazjujemy, wprowadźmy więcej działania. Tam, gdzie dużo robimy, a mało osiągamy, wprowadźmy więcej świadomej analizy, wprowadźmy medytację, uczciwe rozliczanie się z działań, analizę intencji. Być może nie działamy ze stanu spokoju, ani nie mamy pozytywnej intencji. Dlatego też nie osiągamy pozytywnych rezultatów i się męczymy.

Jeśli działamy z poziomu strachu i winy, a liczymy na rezultaty mające przynieść nam spokój i radość, no to naprawdę mijamy się z celem. Spokoju nie przyniesie nam działanie ani ze strachu czy winy, tylko rozsądne, spokojne, odważne, ochocze. A nawet jak problem rozwiążemy męcząc się, stresując, martwiąc, to po wszystkim będziemy tak zmęczeni, pełni napięcia czy stresu, że zapewne nie odczujemy nawet ulgi. I potem wystarczy dowolny problem, nawet malutki czy ktoś coś od nas będzie chciał i i szlag nas trafi (bo rzekomo ktoś “nie daje nam odpocząć” czy “głowę mi zawraca”). Znamy to ze swojego życia? Pewnie znamy.

Dlatego działaj ale też wykonuj wewnętrzną pracę. Wzrastaj.

Jeśli się często denerwujemy czy łatwo wpadamy w złość/frustrację, to już jesteśmy daleko od balansu. Co więc może przynieść nam równowagę w obszarach, w których często się złościmy?

Tam, gdzie się opieramy, walczymy – co przyniesie nam balans, harmonię?

Tam, gdzie są braki – co przyniesie balans, harmonię?

Tam, gdzie jest ból – co przyniesie balans, harmonię?

Porno, narkotyki, wódka, papierosy, kolejny film, kolejny seks, kolejne setki fantazji, kolejny gniew na siebie, kolejna uraza, wstyd, wina, kolejne informacje, kolejna książka? Nie.

Każdy może powiedzieć, i niejeden mi mówił, że “to nie jest takie proste”. No nie. Ale nawet jazda na rowerze na początku jest trudna. Pytanie czy weszliśmy na ten rower i już uczymy się jechać, czy jeszcze nie? Jeśli nie, to nigdy nie stanie się to choć trochę prostsze. A i nikt nie nauczy się jeździć za nas.

Ja jako dziecko ucząc się jeździć na rowerze spadłem (nieraz) i złamałem sobie rękę. I nawet to nie spowodowało, że przestałem. Oczywiście ponowiłem naukę po zdjęciu gipsu i wiele godzin radośnie śmigałem na rowerze wraz z innymi dzieciakami.

Jeśli w kółko odkładamy to, co bolesne, to ból nigdy nie zniknie.

Tak samo ze wstydem, winą, apatią, żalem, strachem, pożądaniem, gniewem, dumą.

Co zacznie harmonizować obszary, w których dominuje:

– Uraza? – Harmonizacja zacznie następować poprzez uwalnianie, rekontekstualizację i przewartościowanie.

– Żal? – Wypłakanie się, czy jak to nazwał Bill Wilson – “porządny żal”. Odpuszczenie przywiązania, oczekiwań, prób porzucenie zmiany rzeczywistości i pełna jej akceptacja (nie urojeń).

– Opór? – Uwalnianie oporu, uświadomienie sobie własnej niechęci i jej podstaw, wybór zmierzenia się z tym zagadnieniem/problemem/osobą, etc.

Jeśli od czegoś uciekaliśmy od dziecka, to nie oczekujmy, że nasz “dorosły” umysł zachęci nas do tego czy wymyśli nam taki kontekst, że będziemy się aż grzali do działania. No nie. On powie dokładnie to samo, co mówił nam przez ostatnie 10, 20 czy 40 lat. A skoro tak, to widzimy, że rzęzi on jak 40-letnie nagranie na sekretarce. To już nie ma znaczenia. Pytanie dlaczego dla nas dalej ma?

Unikanie tego co bolesne czy w inny sposób niekomfortowe nie stanowi balansu i do niego nie prowadzi. Tylko odchyla nas coraz bardziej od spokoju, zdrowia, radości. A każde zaniedbanie da nam o sobie znać.

Ludziom wydaje się, że unikanie bólu jest mądre. Ale nie jest. Mądrym jest unikanie ranienia się i ranienia innych, unikanie zadawania bólu. Ale jeśli już coś boli, to niesamowicie ważnym jest świadomość co i dlaczego. Wiesz co się stanie jak oparzysz sobie rękę i ją tylko zabierzesz od źródła bólu ale nie opatrzysz? Potencjalnie będzie dużo gorzej, niż gdybyś się zajął/zajęła oparzeniem.

To co nam się wydaje nie ma żadnego znaczenia. Znaczenie ma wyłącznie rzeczywistość.

Bo każdy uzależniony sądzi, że jak przestał się na moment czuć źle, to jest dobrze. Ale czy jest?

Dlatego tak istotne jest przyjrzenie się temu jak postrzegamy rzeczywistość, co uznajemy za fakty.

Opieranie swojej percepcji na emocjach czy braku odczuć stanowi nietrzeźwość. Gdyby życie oparte o emocje porównać do jazdy samochodem, to co chwila zmienialibyśmy kierunek. No pomyśl – jedziesz sobie po autostradzie, a koleś przed Tobą co chwila a to zjeżdża na środkowy pas, a to znowu na prawy, a to na lewy.

A człowiek poczuje lęk, to czegoś nie zrobi, potem poczuje gniew, to zrobi coś innego, potem poczuje się lepiej, to zrobi jeszcze coś innego, a jak wstyd, to się schowa w pokoju i będzie siedział godzinami np. oglądając porno. A potem zamiast cokolwiek naprawić, to się będzie winił, żalił, gniewał, czyli znowu coś innego. Tylko jakoś tak “dziwnym zbiegiem okoliczności” nigdy nie jest to nic zdrowego.

Człowiek, który żyje zdrowo nie zmienia swoich działań w oparciu o samopoczucie. Ale też samopoczucia nie demonizuje, nie stawia oporu, nie wypiera, nie przerzuca na świat.

Złe samopoczucie naprawdę nie powinno stanowić pretekstu i przyzwolenia, by przestać coś robić i zacząć się z tym samopoczuciem zmagać czy dążyć do jego poprawy przez coś – np. fantazje czy używki.

Budowanie na jego podstawie dodatkowych percepcji, opinii, interpretacji, dorabianie do czegoś historii, to droga coraz dalej i dalej od zdrowia.

Dlatego podkreślę – oglądanie porno czy branie używek nie prowadzi do balansu, czyli nie prowadzi do zdrowia. Nie tylko nie prowadzi ale z każdym kieliszkiem czy filmem pornograficznym – oddala nas.

Dlaczego jest to tak niesłychanie ważne?

Masa ludzi swoje samopoczucie uznaje za jedyny wskaźnik tego czy jest dobrze, czy źle, czy oni są dobrzy, czy źli. Czy to co robią i osiągają jest dobre, czy złe. Ogrom nawet swoje samopoczucie uważa za wskaźnik, że coś jest nie tak z całym światem! Wow! Jak się czują źle, to świat jest zły, a jak się czują dobrze, to świat jest super… A w każdym przypadku samopoczucie nie ma NIC wspólnego ze światem.

Nietrzeźwość, to zarówno stan “heheszków” jak i bełkotu, niekontrolowanego gniewu, żalu, etc. I w każdym przypadku jak siądziesz za kółkiem, to ryzyko wypadku jest tak samo wysokie.

Co wprowadzi balans gdy jesteśmy nietrzeźwi? Trzeźwość. A żeby ją osiągnąć, trzeba przestać robić to, co utrzymuje w nas stan nietrzeźwości.

No ale jeśli właśnie naszą percepcję i samopoczucie narzucamy na rzeczywistość nazywając ją tak jak się czujemy – czyli ogólnie fatalną, no to nie dziwne, że wybieramy nietrzeźwość. Gdyż w naszych oczach jest ona dużo mniejszym złem. Wtedy mamy przynajmniej wrażenie kontroli, bezpieczeństwa czy seksu, których nie mamy i nie możemy na nie liczyć w rzeczywistości…

Tylko czy na pewno?

50. Respekt (305)

Respekt to “druga strona monety” niskiego poczucia własnej wartości. Respekt = estyma. “Low self esteem” – niskie nadanie własnej wartości.

Innymi słowy człowiek, który utrzymuje niską wartości samego siebie odrzuca do siebie respekt. Zazwyczaj dlatego, bowiem, tak jak wyjaśniałem w przypadku lucyferyzmu – zniekształcił kontekst, by mu tłumaczył niechęć do siebie, a często nawet nienawiść.

A lucyferyzm to droga do demoniczności, czyli niszczenia, śmierci, cierpienia. Pracowałem z ludźmi, którzy postrzegali siebie tak marnie, że za dobre uznawali nawet okaleczanie siebie. Inni byli już nawet jako dzieci brutalni wobec zwierząt. Bo postrzegali siebie i świat przez pryzmat lucyferyczny. Więc i w demonizmie nie widzieli nic złego. Dobre dla nich było to, co “złe”. Czyli mylili “ciemność” ze światłem. Mylili “zimno” z ciepłem.

Estyma oznacza jak coś/kogoś postrzegamy – jakie znaczenie i wartość temu nadajemy.

Estyma to nasza percepcja.

Czyli – respekt to też nasza percepcja.

A co wiemy o emocjach? Są one konsekwencją percepcji. Dlatego percepcja często mylona jest z tym, co czujemy. Z tego powodu niesłusznie używa się twierdzenia – “niskie poczucie własnej wartości”. No tak ale to jaką wartość sobie nadajemy, a poczucie to coś zupełnie co innego i zazwyczaj konsekwencja tego jaką wartość sobie nadaliśmy.

Masa ludzi jeszcze swoją wartość uzależnia od tego, co czują. I tak sobie zamknęli koło.

Respekt ma też taki synonim – poważanie. Czyli nadanie czemuś/komuś dużego znaczenia – ważności. Jak coś dla nas jest poważne, to znaczy, że to respektujemy. No tak, tylko respekt to nasza percepcja. Jak czemuś/komuś nie nadamy dużego znaczenia, no to w naszych oczach nie będzie go miał(o). I tak też jest. Masa uzależnionych pisze mi, że boją się życia zdrowego, wolnego, swobodnego. No bo sami nadali takiemu życiu takie znaczenie. Nie respektują go, bo nie respektują siebie takimi jakimi się widzą.

Masa ludzi wcale nie respektuje człowieka majętnego czy radzącego sobie w innym obszarze – np. relacjach damsko-męskich, w którym nie radzą sobie ci ludzie. Człowiek radzący sobie, osiągający sukcesy jest często postrzegany przez pryzmat zawiści, zazdrości, a nawet nienawiści.

Respekt jest bardzo wysoko na skali świadomości i jest jeszcze wyżej, niż normalność. Oznacza to, że zawiść, zazdrość, nienawiść nie są normalne. Nie są zdrowe i są od zdrowia bardzo odległe. Bo wynikają z poziomu oddalonego od zdrowia. Już 2000 lat temu mówił o tym Jezus, że lepiej nawet dosłownie dostać w mordę drugi raz, niż nienawidzić za pierwszy. Oczywiście nie o to chodziło w słowach, by nadstawić drugi policzek ale warto się nad tym zastanowić.

No niech mi ktoś powie – dlaczego mielibyśmy ludzi bogatych nie respektować?

Najczęstsze argumenty:

– Bo to niesprawiedliwe, że oni mają, a ja nie/miliony ludzi nie.

– Nie dość, że mają kasę, to jeszcze ja mam im coś dać?

– Oni mnie nie respektują, to ja nie będę respektować ich.

– Bogaci to złodzieje, oszuści, bogacą się na ludzkiej krzywdzie.

To samo słyszę odnośnie praktycznie każdego innego obszaru – od relacji, seksu, po nawet gry komputerowe (bo jak ktoś ciągle wygrywa, to na pewno oszukuje…). Jak ktoś lepiej zarabia to kradnie. Jak radzi sobie z kobietami, to na pewno kłamie i manipuluje, a kobiety to puszczalskie dz***i. Dysrespekt niejedno ma imię.

Jeśli człowieka, który osiąga sukcesy nie postrzegamy przez pryzmat respektu, nie będziemy także respektować drogi, którą przeszedł, problemów, które rozwiązał i pokonał, wyzwań, którym podołał. Nie nadamy tej drodze wysokiego znaczenia. Czyli sami nigdy nią nie pójdziemy i zawsze znajdziemy coś “ważniejszego”.

Bo bo jak dowiemy się, że człowiek, którego nienawidzimy wstaje o 6 rano i zaczyna od medytacji i planowania dnia, to się nam wstawanie o 6 rano i medytacja będą kojarzyć z tym człowiekiem. Nie będzie nam z tym komfortowo i zaczniemy tego unikać. Oczywiście odpowiedzialność zrzucimy na osobę, której nienawidzimy. I kto na tym straci? Oczywiście tylko my.

Religie na swój sposób starają się ludzi przed tym uchronić – mówią, że dążenia lucyferyczne prowadzą do potępienia. Parafrazując to bardziej przyziemne – życie bez szacunku do siebie, do innych i do życia w ogóle, to potępianie samych siebie. A z tym związany jest ból, cierpienie, brak radości, brak sukcesów, brak szczęścia, itd.

Zaś ludzie zwalili potępianie samych siebie (i innych) na Boga i zaczęli także się tego bać…

I jak rozmawiam z uzależnionymi, to 90% wprost się już dawno potępiło, potępia nadal i nie zamierza przestać. Nikt inny im tego nie robi, tylko oni. I oczywiście albo boją się osądu, wyśmiania ze strony innych ludzi (zazwyczaj kobiet) albo Boga.

Nikt nie widzi niczego podejrzanego w stwierdzeniu – “Popełniłem dużo błędów, więc nie należy mi się szacunek”?

Pamiętajmy, że jesteśmy zwierzętami w procesie ewolucji świadomości. Zwierzę na niskim poziomie nie widzi nic złego, by okraść czyjś sklep tylko dlatego, bo tej osobie lepiej się powodzi. Bo nie ma respektu dla pracy tego człowieka, do wysiłku, który ona włożyła, by założyć i prowadzić sklep. Tak sobie zniekształciła kontekst, że dla niej “okraść bogatszego” jest sprawiedliwym. To lucyferyczne. Więc dalekie od etyczności, respektu i normalności. A sama też nie widzi sensu we własnej ewolucji – wzroście ponad drapieżność do dawania, dzielenia się, rozkwitu, pomnażania tego, co dobre.

Zazwyczaj właśnie brak respektu dla ludzi, którzy radzą sobie fantastycznie lub po prostu lepiej od nas jest ogromnym błędem.

Zwierzę nie widzi nic błędnego w zjedzeniu innego zwierzęcia. Ok, to normalne DLA TEGO POZIOMU. Co nie znaczy, że nie ma poziomu wyższego. Wcale nie musisz nikogo zjeść, by przeżyć. Żyjemy już w czasach, gdzie są sztuczne tworzywa i materiały, dzięki czemu nie musimy wszystkiego odbierać zwierzętom – życia, skóry, mięsa…

Masa ludzi boi się, że nagle zza winkla wyjdzie jakiś lepszy/bogatszy/silniejszy/cwańszy i pstryknie palcem i zabierze im partnerkę! Czyli jak drapieżnik – zeżre i po ptokach. I przytaczają argumenty – a że geny, a że kobiety są jakoś biologicznie zaprogramowane… Stanisław Lem nie powstydziłby się tej fantastyki.

No a mężczyźni? Też są rzekomo biologicznie zaprogramowani do zdobywania i co? I jakoś setki milionów, jak nie miliardy, mężczyzn zamiast osiągać, to gra ofiary, użala się, narzeka, wmawia sobie bezsilność. Ale oczywiście kobiety są zaprogramowane jakoś lepiej i u nich to programowanie działa. A u tych mężczyzn nie i pewnie dlatego, bo mają gorsze geny… no absurd goni absurd.

Cały czas klienci piszą mi, że zazdroszczą tym, którzy robią lub mają to, czego oni nie. Zawsze się ich wtedy pytam – “A nie lepiej tych ludzi naśladować i inspirować ich nimi? Dlaczego im zazdrościsz? Co Ci to daje?”

Nikt mi jeszcze nie odpisał niczego konkretnego. Zazdroszczą dla samego emocjonowania się. Bo dzięki temu unikają dyskomfortu, dokonują projekcji własnych zaniedbań i dalej nie wybierają starania się. Emocjonują się dla samego emocjonowania. Często jeszcze dodają na końcu smutną buźkę. :(

Ojej.

Właśnie odpisałem na wiadomość klienta, który napisał mi m.in. takie zdanie:

Mam wrażenie, że co bym nie zrobił to moje życie już jest jakie jest i tyle.

No właśnie problem polega na tym, że ta osoba praktycznie wszystko opiera o swoje wrażenia – bardzo ograniczoną percepcję, myśli i emocje oraz robi tylko to, z czym czuje się komfortowo. Czyli bardzo niewiele i praktycznie nic, co wprowadziłoby pozytywne zmiany. Bo wszystkiemu, czego nie robi opiera się i nie chce zacząć robić. Więc nigdy nie czuje się z tym komfortowo.

W ogóle wiadomość zaczął tymi słowami:

po raz kolejny napiszę że w wielu kwestiach odnośnie mojego życia masz rację, ale mam wrażenie że cała ta nasza dyskusja tak naprawdę, tak jak i terapia niewiele zmienia. No bo ja się do tego nie przykładam, nawet jak mi się na chwilę poprawi i myślę że jest dobrze bo mnie spotka coś miłego np. to za chwilę znowu jest to samo.

Widzisz? Tylko poczuje się lepiej, od razu przestaje się starać, działać. Bo intencją nie jest normalne, zdrowe, fajne życie, tylko doprowadzenie do momentu, w którym poczuje się lepiej. Ponadto cały czas, nieprzerwanie wpatruje się w mentalny bełkot. Całe życie opiera o niego oraz o swoje samopoczucie. I nie pracuje wcale, by poczuć się lepiej, tylko uważa, że złe samopoczucie bierze się ze świata, więc świata unika.

Jak samopoczucie się poprawi, nawet nie wiadomo dlaczego, to już sądzi, że jest dobrze. Napisał wprost dlaczego – bo się nie przykłada. Bo tak naprawdę nie robi nic. Co więcej – chodzi na terapię od lat i głównie rozmawia. W innej wiadomości napisał mi, że nie robi tego, co zaleca terapeuta i tylko z nim dyskutuje w kółko o tym samym. Ze mną też dyskutuje, pisze mi na okrągło o tym samym. Na pytania nie odpowiada, poleceń nie wykonuje.

Bo celem jest tylko to – poczuć się lepiej. A samopoczucie jest zmienne. Przez 5 minut możesz się czuć lepiej, potem pół godziny gorzej, potem znowu lepiej.

Samopoczucie nie może być tym, na podstawie czego określasz swoje postępy!

Bo przecież tak żyje osoba uzależniona! Ekscytuje się, że zaraz obejrzy porno – czuje się z tym dobrze, to sądzi, że robi/postąpi dobrze. Oglądając porno czuje dużo energii, to dalej uważa, że robi dobrze. A po sesji czuje się jak wrak człowieka i nagle stwierdza, że to jednak nie było dobre. Postanawia, nawet przyrzeka, że już nigdy tego nie obejrzy. A potem poczuje się lepiej, czymś się zestresuje i znowu uzna, że w sumie jak już jest dobrze, to sobie obejrzy jeden filmik…

Masa ludzi nie słucha się moich zaleceń – np. by pójść i kupić zeszyt do notatek. Tak na oko połowa tego nie robi, tylko wyciągają z szafy jakiś stary zeszyt, bo to takie wygodne. Ale właśnie o to chodzi – by zacząć mierzyć się z dyskomfortem nawet w najprostszych sprawach! Czy ja nie wiem, że ludzie mają w domu zeszyty i długopisy albo telefony?

Jak mówię, by iść i kupić nowy zeszyt, to idź i kup nowy zeszyt!

Jak mówię, by medytować na siedząco, to medytuj na siedząco, nie kładź się!

No ale to kwestia braku respektu. Jeżeli nie respektujemy siebie, to nie respektujemy tego co robimy. I nie respektujemy innych, ani ich zaleceń, porad, mądrości.

Ja nie wymagam od nikogo respektu, ani go nie potrzebuję. Ale jeśli Ty nie będziesz respektować mojej pracy, zaleceń, sugestii, to tylko Tobie będzie gorzej.

Natomiast słuchamy się tych, których “rady” nam nie pomagają. Ale dzięki temu mamy zawsze pretekst, by kogoś obwinić, zdenerwować się i zrzucić odpowiedzialność. I oczywiście dalej żyć tak samo, bo z tym czujemy się dobrze…

Religie w zazdrości też dostrzegły grzech, czyli błąd. Zazdroszcząc popełniamy błąd, bo zazdrość nie doprowadzi nas do tego czego chcemy. Natomiast kierowanie się etycznością, życie zbalansowane i posiadanie respektu zarówno dla starań innych jak i naszych już tak.

Czy kiedykolwiek zadaliśmy sobie pytanie czy to co robimy można nazwać etycznym?

Uzależnieni pytają się mnie, często nawet sarkastycznie, za co mają siebie szanować jak całe życie przesiedzieli ze zdjętymi spodniami i “marszczyli kapucyna”. Respektować się można chociażby za to, że nareszcie postanowiliśmy coś z tym zrobić. Bo setki milionów ludzi nie ma takiego zamiaru i nigdy nie będzie miało.

Decyzja, by poprawić swoje życie, dojrzeć, wzrosnąć zasługuje na respekt.

Kiedyś zaskoczył mnie jeden z trenerów PUA (Pick Up Artist – trener podrywu/uwodzenia). Mówił, że za naukę podrywania i flirtowania należy się respekt. Bo chcesz dobrze dla siebie, chcesz nauczyć się fantastycznie spędzać czas z kobietami, by i im było dobrze z Tobą. Chcesz dla siebie i dla innych czegoś dobrego. Za to należy się respekt.

To bardzo mądre.

Natomiast masa ludzi podrywanie postrzega jako cwaniakowanie, kombinowanie, manipulację, oszukiwanie, kłamstwa. I zamiast respektowania siebie (i innych) za to wstydzą się tego i boją, acz skrycie pragną. Ukrywają to przed kobietami jeśli tego pragną i to praktykują. Czają się jak czajniki. No bo zapewne i na takie informacje trafili – że podryw i flirt nie mają nic wspólnego z szacunkiem do drugiej osoby, ani czymś dobrym, tylko “skrytobraniem”. Albo sami się wstydzą, boją, nie zamierzają przestać i swój ból próbują przerzucić na tych, którym powodzi się dobrze.

Naturalnie są i tacy trenerzy, którzy swoje sukcesy opierają o sztuczki i manipulację. Jak w każdej dziedzinie życia, znajdziemy szeroki przekrój jakości. Od nas zależy na jakim poziomie się znajdziemy.

Niemniej za dążenie do tego, by w kontaktach z kobietami być coraz lepszym możemy się wstydzić lub respektować. Wybór należy do nas.

Tak jak i za wykonywanie dowolnej pracy – możemy się respektować, że pracujemy, że zarabiamy na siebie lub możemy się wstydzić, a nawet sobą pogardzać za to co robimy. Również – wybór należy do nas. Oczywiście wybór także należy do nas czy zwalimy za to odpowiedzialność np. na pracę.

Czy mówienie kobiecie tego, co jej się podoba to sztuczka? Czy zrobienie komuś posiłku, który ta osoba lubi to sztuczka? No, wszystko zależy od naszej intencji. Możemy chcieć sprawić przyjemność drugiej osobie, a możemy próbować tę osobę manipulować dla własnych korzyści.

To nasza odpowiedzialność jakimi intencjami się kierujemy.

Uwodzenie może być więc czymś zasługującym na respekt jak i jego brak. To zależy od nas. To że ktoś kieruje się brakiem respektu dla kobiet nie usprawiedliwia nas. To że ktoś uwodzi kobiety nie ma żadnego znaczenia. Istotna jest intencja. A tego poznać nie mamy jak. Dlatego lepiej nie osądzać.

Zawsze mówię ludziom – przeanalizuj swoje cele i swoje postępowanie. Jeśli nikomu nie stanie się nic złego, a dodatkowo chcesz czegoś dobrego, to nie ma nic na przeszkodzie, byś to robił(a). Upewnij się, że intencja jest pozytywna, bo jeśli będzie negatywna, to będzie Ci ciężko.

Czy respektujemy mężczyzn, którzy kobiety poznają, podrywają i mają dużo seksu? Czy respektujemy kobiety, które idą z nimi na randkę/do łóżka? Jeśli nie – dlaczego?

Brak respektu względem kogoś zazwyczaj prowadzi nas w kierunku przeciwnym. Jeżeli nie respektujemy milionerów, automatycznie utrudniamy sobie samemu zarobienie milionów. Bo najlepszą drogą do tego jest początkowo droga naśladownictwa. A jeśli nie respektujesz kogoś, to nie spodziewaj się, że będziesz tę osobę naśladować. Jakoś już tak jest, że jeśli nie respektujemy kogoś bliskiego, to zazwyczaj zaczynamy naśladować ale wyłącznie najgorsze cechy tej osoby. Bo dzięki temu mamy usprawiedliwienie dla swojego braku respektu, czyli dla negatywnej percepcji. I potem zawsze możemy powiedzieć – “to przez ciebie taki/taka jestem i sobie nie radzę!” Ale czy na pewno?

Więc jeśli nie respektujesz np. ciężko pracującego taty, który za dużo pije, to jest spora szansa, że sam(a) nie będziesz dużo pracować ale za to będziesz pić. I kiedyś mu wypomnisz – “to przez ciebie!”

Ok, tylko to co robisz to Twoje decyzje. Ty za nie odpowiadasz.

Jeśli nie respektujesz rodzica, który nie osiągnął w pracy dużych sukcesów i pije, to zazwyczaj albo sami pijemy i mało zarabiamy lub pijemy i męczymy się w pracy, by naszą pracą nie przypominać rodzica/ców (a nie osiągnąć sukces). Tak czy siak w naszym życiu brakuje wtedy radości i spokoju. I wszystko ciężko nam przychodzi.

Pamiętaj – to co czujesz to Twój problem. Prawda to rzecz niezależna od naszego samopoczucia i myśli. Ba! Już tak to jest z prawdą, że często prawda boli. Ludzie uciekają od prawdy.

Niektórzy ludzie chodzą na terapie nie dlatego, by coś poprawić, by naprawić jakiś problem, tylko by mieć wymówkę, by nie musieć niczego naprawiać i za brak zmian potem obwinić terapeutę. Bo wiedzą, że terapie zazwyczaj trwają długo, no to zagwarantowali sobie, że długo mogą się nie zmierzyć z jakąś niewygodą albo nie będą musieli porzucić swojej ulubionej percepcji czy pozycjonalności.

Tak samo jest i z moim Programem – niejeden “przerabia Program” dla samego “przerabiania”, a nie by realnie coś zmienić w swoim życiu.

Wielu nawet gniewa się na tych, którzy mówią im prawdę w oczy!

Wracamy zmęczeni do domu po pracy. Mówimy partnerce, że zarobiliśmy tylko dzisiaj 10 000 zł, a ona na to “A co tak mało?” Ha! Dobre pytanie! Chcemy, oczekujemy od partnerki respektu. Ale czy my respektujemy ją? Czy respektujemy siebie? Jeśli to pytanie nas zaboli, to znaczy, że nie respektujemy siebie. To znaczy, że nasza percepcja siebie ma cały czas bardzo chwiejne fundamenty. I właśnie zostało to nam ukazane jak na dłoni.

Niemniej masa osób nie potrafi odróżnić myśli od tego, co czują. Nie mówiąc o tym, że mylą rzeczywistość, z czym co czują na jakiś temat. Sądzą, że ich uczucia są takie ważne i inni powinni je respektować. Lub że jak z czymś się czuję źle, to to jest złe!

Ludzie z uczuć robiąc cyrk. Grają ofiarę swoich uczuć. Jeszcze grają ofiarę i uczuć, i  innych ludzi – “Oni zranili moje uczucia!” To ja się pytam – czy można zranić prąd? Czy da się zranić wiatr? A może da się wyrządzić krzywdę sygnalizacji świetlnej albo audycji radiowej?

To co czujesz to reprezentacja tego jak postrzegasz coś/kogoś.

Jeśli czujesz się z czymś/kimś fatalnie, to problem leży po Twojej stronie – w tym jak to postrzegasz. Jeśli czujesz się fatalnie z czyimś zdaniem na swój temat, to znaczy, że sam(a) masz dokładnie takie zdanie o sobie! Przestań szukać problemu w innych!

Jeszcze ludzie mówią – “wstydzę się tego co zrobiłeś/aś”.

Jeśli respektujesz kobiety, to np. ich piękno, powab nie będzie stanowiło dla Ciebie pretekstu, by ujmować sobie. Tylko motywację, by zacząć sobie dodawać – np. ćwiczyć, bardziej się starać, dbać, etc. Czyli z respektu dla siebie i dla kobiet robić to, co im się podoba. To nie manipulacja, a zobaczysz, że wiele z tego, co dla kobiet jest atrakcyjne, dla mężczyzn jest po prostu zdrowe!

Nie zliczę ile razy słyszałem od mężczyzn w każdym wieku, którzy nie respektowali siebie, że nie mogą mieć kobiet. I obwiniali za to kobiety. Ale prawda brzmiała, że nie chcieli poznawać, ani mieć kobiet, bo musieliby zrezygnować ze wstydzenia się, obwiniania, użalania, grania ofiary, zazdroszczenia, fantazjowania. Musieliby się narazić na błędy, porażki i związane z nimi emocje. Musieliby wejść w nieznane. Dlatego wybrali wmawianie sobie niemocy, a całą gromadzoną negatywność przelewali na kobiety.

I też mi mówili – “Piotrze, to nie takie proste”.

Tak, to nie jest proste, a nawet niemożliwe jeśli tego nie chcesz, jeśli dalej wolisz korzyści ze wstydzenia się, obwiniania, ujmowania sobie, niechęci, zazdrości, martwienia, itd. Żadnej zmiany na lepsze nie dokonasz na siłę. I to nigdy nie stanie się prostsze, dopóki nie zaczniesz tego regularnie robić.

Przypomnę – respektem możesz się obdarzyć chociażby za to, że postanowiłeś coś z tym wreszcie zrobić.

Respekt warto też przeanalizować ze strony działań pozytywnych, śmiałych, wzniosłych.

Jak tak sobie czytam różne definicje respektu, to często pojawia się “onieśmielenie”, a nawet “lęk”.

Onieśmielenie i lęk względem kogoś, kogo respektujemy? Respekt to nie lęk!!!

Ale widzimy, że ludzie za synonimy uważają poziom 305 – respekt i 100 – strach (skala logarytmiczna!). Nie widzą między nimi różnicy! Nie widzą różnicy między zdrowiem i chorobą. Nie widzą różnicy między kierowaniem się tym co pozytywne, a dostrzeganiem zagrożenia nawet w tym, co jest zdrowe, dobre i wymagane do uzdrowienia.

Respekt to postrzeganie kogoś w takim kontekście, w którym motywacje, działania i rezultaty danej osoby jawią się jako pozytywne. Które postrzegamy jako ważne, czyli poważamy je, bierzemy pod uwagę, bierzemy sobie do serca. A skoro tak, to dlaczego mielibyśmy się bać tego, kto te rezultaty osiąga?

Dlaczego mielibyśmy czuć się onieśmieleni? Respekt to zdrowie. Onieśmielenie, czyli ujmowanie sobie śmiałości i siły, to nie jest zdrowie. Osoba zdrowa siłą innych powinna sama siebie wywindowywać – czyli naśladować, iść jej śladem.

Przecież to nawet wygrywa wojny – gdy podwładni naśladują dowódcę idąc razem z nim na wroga. Naśladują go. Sami mogą nie być na poziomie odwagi ale wybierają ją z szacunku dla dowódcy.

No ale właśnie jeśli respekt mylimy ze strachem, to automatycznie w sile innej osoby widzimy zagrożenie. No bo jak jest silniejsza od nas, to może nam zrobić krzywdę. Czyli z góry zakładamy, że każdy jest negatywny i tylko czeka na pretekst do ataku. Bo i tak masa ludzi postrzega tzw. “samca alfa” – czyli tak naprawdę wyłącznie silnego ale też agresywnego faceta. Przypomnę – “alfa” to nie tylko siła fizyczna ale też mądrość, odpowiedzialność za np. stado. Ilu z tych “samczyków alfa” dba o innych, robi coś dla innych, troszczy się o innych? Jak nie, to nie są alfa. A Ty przestań się porównywać, ujmować sobie i wciskać jakąś betę.

Podkreślę – to, że ktoś jest w niskiej świadomości nie oznacza, że jest zły i że chce Ci zrobić krzywdę. Tylko im niżej, narażony jest na więcej kuszeń, którym łatwo ulega, chętniej klei się do tego co negatywne i nie wybiera zbyt mądrze. To nie czyni z tej osoby kogoś złego.

Jak ktoś jest silny ale nie ma intencji dbania o społeczeństwo, to mamy potem wybory takiego Hitlera, Stalina, Mao i w efekcie giną i umierają setki milionów. Jeśli kierujesz się wytycznymi ludzi mających niski poziom świadomości i negatywne intencje, to nie licz na fajne rezultaty we własnym życiu. Rozwiązanie? Zacząć kierować się wytycznymi ludzi mających wysoki poziom świadomości i pozytywne intencje. Jakie masz problemy we własnym życiu i jakich ludzi mógłbyś zaproponować jako tych, których wytycznymi mógłbyś/mogłabyś się kierować, by te problemy rozwiązać? Co oni mówią? Co proponują?

A nawet jeśli nie są to osoby, które osiągają wielkie sukcesy ale dają nam coś pozytywnego – np. konstruktywną krytykę… to jak wtedy reagujemy? Jeśli ktoś zauważa co robimy nie tak, to jak to postrzegamy? Jako zło? Ranienie nas? Właśnie ktoś zwrócił Ci uwagę, gdzie leży problem… czyli automatycznie wiesz nad czym możesz popracować, by było lepiej. Piękna sprawa!

Można mieć respekt dla mordercy jak i dla wrażliwego poety. Jeżeli jednak respektujemy mordercę, no to my potrzebujemy pomocy. Bo co respektujemy – co postrzegamy jako ważne w odbieraniu życia innym? Uważamy, że zabijanie rozwiązuje jakiekolwiek problemy? Ludzie prowadzą ze sobą wojny przez ponad 90% historycznie śledzonego czasu. Gdyby zabijanie rozwiązało jakikolwiek problem, to żylibyśmy w ekwiwalencie Raju. Ale ostatnio jak sprawdzałem za oknem, to tak nie było.

Nawet gdyby ludzie jakimś magicznym sposobem zabili tych wszystkich “złych”, to i tak zostało tyle dezinformacji, tyle źródeł informacji, które mogą resztę wyprowadzać na manowce i ostatecznie wszystko będzie jak było, że żadna walka nic nie da. I na czym potem opieralibyśmy zasady moralne? Co uznalibyśmy za “złe”? Czy to wszystko też dalej byśmy niszczyli i zabijali?

A co da zmiany na lepsze? Da je edukacja, nauka, badanie mechanizmów prowadzących np. do biedy, głodu czy wyboru dyktatora megalomana, którego władza doprowadzi do śmierci milionów. Głupota się mści. Nieświadomość się mści. Muszą się mścić, i to bardzo boleśnie, by przestawały być ignorowane.

No jeśli my sami dążymy do ranienia samych siebie, żyjemy dla siebie jak wróg i przykrywamy to płaszczykiem tłumaczenia się czymkolwiek – czy to genami, czy wychowaniem, to nie mamy szans rozpoznać tego, co będzie sprzyjało życiu, a co nie. I znowu do tego wrócimy. I znowu. I znowu.

Dopóki sami nie zadbamy o własne dobro, nie mamy możliwości rozpoznania co nim faktycznie jest.

To, że schodzisz z drogi wielkiemu, wściekłemu gościowi nie powinno mieć nic wspólnego z respektem, tylko ze zdrowym rozsądkiem. Dlaczego miałbyś/miałabyś respektować idioctwo, nierozwinięcie lub chorobę? Dlaczego mielibyśmy respektować kierowanie się chęcią niszczenia, degenerowania, czynienia krzywdy? Nie oznacza to, że powinniśmy nienawidzić takich osób. Nie.

Nie mylmy strachu z respektem. Strach informuje o zagrożeniu. To że Ci ktoś może zrobić krzywdę ale jej nie robi wcale nie musi wynikać z troski tej osoby, ani jej dojrzałości. Możemy respektować tę osobę, że żyje ale nie musimy respektować jej agresji czy niedojrzałości.

Banie się nie doprowadzi Cię nigdy do niczego lepszego. Respektowanie tak. Zdrowy rozsądek tak.

Uzależnieni natomiast nie dostrzegają, że sami dla siebie są być może nawet największym wrogiem. Jak więc mogą dostrzec czy ktoś inny chce dla nich dobrze i faktycznie robi coś dobrego, jeśli sami w swoim destruktywnym postępowaniu nie widzą nic błędnego? Jeśli nie widzisz własnych kłamstw, jak dostrzeżesz kłamstwa innych? Jeśli nie wiesz co dla Ciebie jest naprawdę dobre i zdrowe, to czy skąd będziesz wiedział czy to, co radzą Ci inni takie jest?

Uważasz, że porno jest dobre, a miejsce, w którym je oglądasz jest bezpieczne? Nie. Jest zupełnie inaczej. Dowód na to stanowi jakość Twojego życia. Jeśli niską jakość uznajesz za ok, no to automatycznie i negatywne działania uznajesz za ok.

Uważajmy co respektujemy, bo my możemy podążać w bardzo niesprzyjającym NAM kierunku. Nie wiesz jakie są motywacje innych ludzi. Nie znasz ich intencji. Twoja percepcja ludzi czy wydarzeń to wyłącznie projekcje. Nie myl własnych projekcji z rzeczywistością. Zacznij od rozpoznania swoich projekcji i swoich intencji. Bez tego jesteśmy jak ślepy/a i głuchy/a.

Respekt wynika automatycznie z pewnego kontekstu.

Przykład troszkę bardziej skomplikowany – pewien klient mówił mi, że jego rodzice przekazali mu takie przekonanie – “W życiu trzeba się męczyć, a sukces jest tylko dla wybranych”.

No i ten mężczyzna męczy się, a sukcesów nie ma. A nawet jak mu życie dawało możliwość odniesienia sukcesu praktycznie na srebrnej tacy, to on to odrzucał. Następnie wymyślał sobie jakiś logicznie brzmiący argument i wytłumaczenie.

I teraz pytanie – czy on może respektować swoich rodziców? Nienawidził ich za to i poprzysiągł być kimś zupełnie innym, niż oni. Paradoksalnie (czy na pewno?) żyje praktycznie tak jak oni. Mówił, że będzie żył dokładnie tak jak tego najbardziej nie chcieli, że stanie się parodią ich wyobrażenia własnego syna. Ale w efekcie żył posłusznie, ich zdanie obchodziło go bardziej, niż swoje własne. Czyli żył tak daleko od tego jak zamierzał jak to tylko możliwe. Naturalnie to ich nazywał i nadal nazywa swoimi katami, tyranami… Ale nie dostrzega, że jedyny kto go więzi w tej całej sytuacji, to on sam siebie.

Dlaczego żyje tak jak jego rodzice? Bo wybrał nienawiść i opór, które automatycznie “zamknęły” go w niskim spektrum doświadczeń.

Nie respektował swoich rodziców, ani siebie, ani własnych starań, ani innych ludzi, gdyż w takim kontekście ich umieszczał i nadal umieszcza. Dlatego wybierał posłuszeństwo tych, których nie respektował, za co nie respektował siebie samego. A że nie respektował siebie, nie widział sensu w dbaniu o siebie, nie widział sensu własnych starań, ani zmian. Ani tym bardziej w życiu samodzielnym i odpowiedzialnym. Jedyne co mu pozostało to słuchanie się osób, których nienawidził.

Zważ na błędne koło – jeśli nie respektujesz kogoś, to nie chcesz dla tej osoby dobrze i jej los Cię nie obchodzi. Więc jeśli nie respektujesz siebie, nie dbasz o swój los. Więc jeśli mówisz sobie, że zasłużysz na własny respekt dopiero jak naprawisz swoje życie, to sobie stawiasz niemożliwy do spełnienia warunek. Bo i nie będziesz respektować swoich starań, nie będziesz wyciągać wniosków, błędy będą pretekstem do użalania się nad sobą, a nie wprowadzania zmian i poddasz się bardzo szybko. Bo unikanie winy, żalu, wstydu i oporu będą ważniejsze, niż zdrowie. I pewnie to unikanie jeszcze nazwiesz zdrowiem.

Ludzie mówią – “No nie czuję do niego/do niej respektu”. A co to czujesz ma wspólnego z czymkolwiek? To co czujesz względem kogoś/czegoś to rezultat tego jak to postrzegasz. Respektu więc nie można magicznie “poczuć” jak zapachu świeżej szarlotki.

Poza tym mówiłem – są ludzie, którzy nie “czują” respektu dla ludzi sukcesu i jeszcze sukces innych wykorzystują jako pretekst, by im zazdrościć, nienawidzić, a nawet okradać i szkodzić w inny sposób.

Respekt to nie uczucie.

Czy więc można respektować rodziców, którzy nauczyli nas tego, co nie wspiera naszego życia? Tak. Bo możemy mieć pewność, że ich intencja była pozytywna Z ICH PERSPEKTYWY. Z naszej zapewne nie jest. Jednak jakość przekazu i przekazanych informacji to już zupełnie inny temat. Możemy respektować intencję i zamiary ale nie musimy wcale słuchać, ani kierować się tymi informacjami. Szczególnie jeśli sami doświadczyliśmy, że nie są najlepsze dla nas.

No pomyśl – jeśli Twój rodzic mówi Ci, że sukces jest tylko dla wybranych, to naprawdę nie spodziewaj się, że przekaże Ci informacje o zdrowiu, radości, sukcesie, szczęściu. Przecież sam tak nie żyje! Ale też nie oznacza to, że Twoi rodzice chcieli dla Ciebie źle!

Natomiast granie ofiary, dalsza wiara w te informacje, nienawiść do rodziców za to, oddawanie im odpowiedzialności przez lata i jeszcze nie ruszenie tyłka, by znaleźć inne informacje i zacząć się nimi kierować, a przynajmniej przestać w kółko robić to, co nam szkodzi, to już głupota. I nie mam na celu nikogo obrazić. A jak zabolało to tym lepiej.

Respekt też nie wynika z porównywania się do nikogo. Porównywanie się to najczęściej tylko pretekst, by się nie respektować. Bowiem zawsze znajdziemy kogoś kto ma więcej, coś robi lepiej, itd. Ale co z tego? Czy dziecko uczące się w pierwszej klasie nie powinno się respektować, bo są dzieci już w trzeciej klasie?

Respekt (lub jego brak) względem każdego, wliczając nas, wynika wyłącznie z tego w jakim kontekście umieściliśmy tę osobę. I tylko z tego. No bo niech mi ktoś powie – jeśli zarabiamy 3000 zł/miesiąc, a są ludzie, którzy zarabiają 30 000 zł/miesiąc, to czy to powód, by się nie respektować? Nie. To głupota. To dziecinada. To choroba. Poza tym – cały sens i znaczenie temu nadałeś/aś Ty. To się nie wzięło ze świata. Tego nie ma w świecie. To tylko własne interpretacje.

Jeśli masz rower, na którym kochasz jeździć i masz pełno frajdy, a za chwilę ktoś minie Cię na rowerze 50 razy droższym, to czy to ma moc, byś nagle, magicznie przestał(a) doceniać swój rower, kochać jazdę i się nią cieszyć? Nagle ktoś tym, że ma droższy rower zabierze Ci radość?

Naprawdę nie żyjemy w filmie fantasy. Takie rzeczy się na tej planecie nie dzieją i nigdy nie działy. Tak naprawdę nie wiesz nawet skąd ta osoba ma rower. Może go ukradła? Może sama zarobiła w pocie czoła? Może kupili go jej rodzice, którzy sami na to zarobili w pocie czoła? Może dostała w prezencie od bogatych krewnych? Nie wiesz i nie ma to znaczenia. Ale jeśli znajdziesz pretekst, by odebrać sobie radość, bo ktoś ma coś innego, niż Ty, no to tylko i wyłącznie Twoja decyzja.

Jeśli masz 50 lat i śmigasz sobie Fiacikiem 126-P, który kupiłeś/aś w komisie za ostatnie oszczędności, a za moment wyprzedzi Cię grupa 20-latków pędzących w BMW, to czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Tylko takie jakie Ty temu nadasz. Nie musisz ich nienawidzić i nie musisz ich respektować, że sobie żyją po swojemu. Wystarczy to zaakceptować. A jeśli Cię coś zabolało, no to jest coś do przepracowania w Tobie. A jeśli mówisz sobie, że “ja muszę nad sobą pracować, a inni nie muszą i lepiej im się żyje”, no to sam(a) odmawiasz sobie radości i zdrowia i sam(a) znajdujesz na to wytłumaczenia. Nie dziwne więc, że jest Ci źle z radością innych.

Przypomnę, że świadomość nazywana Akceptacją to poziom dojrzałości niezbędny do wyjścia z uzależnienia.

Innymi słowa taka sytuacja może być dla nas darem, dzięki któremu nareszcie dojrzejemy na tyle, by wyzdrowieć. Natomiast przed Akceptacją jest jeszcze Odwaga, Neutralność i Ochota.

Respekt względem czegoś automatycznie prowadzi nas w stronę tych jakości. Można rzec – przyciąga. Jeśli respektujesz działania niszczące życie, w swoim życiu zmierzać będziesz w takim kierunku. Przykład odwagi i ochoty – “Skoro on(a) to zrobił(a), to ja też mogę!”

Zaś brak respektu do cech pozytywnych będzie przyciągać Cię do negatywności.

Nienawiść do cech negatywnych nie da Ci magicznie cech pozytywnych. Nienawiść to negatywność. Negatywność nie rodzi pozytywności.

Nienawiść do chwastów w ogrodzie nie da Ci pomidorów. Pomidory da Ci zadbanie o pomidory. Co może uwzględniać usunięcie chwastów ale na pewno nie uwzględnia nienawiści do nich.

Walka by nie mieć chwastów, a starania, by mieć pomidory, to dwa przeciwne kierunki.

Negatywność da Ci negatywność. Więc nienawiść do rodziców za popełnione przez ich błędy (czego mogli nawet nie postrzegać jako błędy) doprowadzi Cię w negatywne miejsce, nie pozytywne.

Oczywiście są ludzie, którzy nawet nienawiść postrzegają jako pozytywną. Bo nie rozumieją, że to, co negatywne jawić się może jako pozytywne wyłącznie z poziomów niskich. No ale gniew i duma to przecież taka siła, że ho-ho…!

Więc dla osoby pełnej strachu (nie mówiąc o wstydzie, winie czy apatii), gniew jawi się wręcz jako wybawienie. A jak jeszcze stłumioną winę wyprojektujemy na innych, to nienawiść do nich już w ogóle będzie jak słodki cukiereczek. Ja Ci nie bronię tak żyć ale upewnij się, że dobrze Ci się tak żyje. A jeśli uznasz, że dobrze, to przestań narzekać i zazdrościć tym, którym żyje się jeszcze lepiej.

Osoba wściekła przez człowieka wiecznie bojącego się czy wstydzącego, będzie postrzegana wręcz jako superman. I być może nawet respektowana. Niemniej to nadal niski poziom, który życiu nie sprzyja i historia w bardzo bolesny sposób nieraz to ukazała.

Ponownie – religie, czyli coś, co istnieje od tysięcy lat, pouczają, że nienawiść to błąd. Gniew to błąd. Strach to błąd. Wstyd to błąd. I wynikają one z błędów. Z błędów percepcji. I religia starała się nauczyć ludzi etyki, czyli przedstawić cechy wspierające zdrowie. Tyle że brakuje konkretnych rozwiązań.

Kajanie się na kolanach przed Bogiem i strach przed karą to nie respekt. Ci, którzy boją się Boga prawie nigdy nie żyją zgodnie z wytycznymi religii. Bo nie respektują mądrości. Robią to ze strachu przed karą, nie z miłości, rozsądku, troski o siebie i innych. Strach przed karą to nie miłość, ani nawet odwaga. A co robią? Zazwyczaj tylko łażą do kościoła, śpiewają, klękają jak kukiełki i dają na tacę. Czyli robią wszystko, tylko nie to, co mądre. I oczywiście liczą na nagrodę za swoje poświęcenie…

A jeśli respektujemy błąd, to czy sami nie popełniamy błędu?

Grupy 12 kroków pouczają o wielkim znaczeniu inwentury moralnej (czyli wewnętrznej). Bez niej będziemy w kółko popełniać te same błędy, bo będziemy tym samym człowiekiem. I to samo potwierdza nauka w formie przebadania “mechanizmu” nawyków. Nawyk, to nie samo działanie, co z jakichś przyczyn mało kto chce zrozumieć. Zmaganie się z tym co robimy nie da nam zmian! Tylko do życia wprowadzi cierpienie. A błędy popełniać będziemy dalej.

I ludzie tracą wtedy do siebie respekt. Bo męczą się, starają ale zmian nie widać. Błędnie uznają wtedy, że są gorsi, że nie zasługują, itd.

Dużo ludzi pisze mi np. “Piotrze, przepraszam, że się nie odzywałem pół roku, chcę wrócić do Programu”. Ok, ja to doskonale wiem, że się nie odzywali pół roku, bo to widzę. Jednak praktycznie nikt nie podaje mi powodów. Czasem ktoś napisze, że przez coś w świecie. Ale to nigdy nie jest powód. Ćwiczenia z WoP zajmują 15-20 minut dziennie. Z czego wcale nie musimy na nim poświęcać osobno czasu – medytować możemy nawet pracując. Uwalniać emocje też. Zresztą powinniśmy. Na nie robienie tego nie ma dobrego wytłumaczenia. Po prostu nie ma.

Już sam fakt, że nie przyglądają się przyczyną tego, że przestali robić to, co sami uznali za ważne (bo inaczej dlaczego by “wracali”?), pokazuje, że liczą chyba na to, że coś się samo magicznie naprawi w ich życiu.

I masa z tych ludzi, którzy piszą mi, że “przerwali i chcieliby wrócić” np. po roku przez ten rok w ogóle nie robili nic co zalecałem. Czyli odstawili wszystko to, co pozytywne. To, co negatywne kontynuowali. Tak jakby nie mogli np. notować czy medytować. To takie “wszystko albo nic”. To bardzo niepokojące. Nikt nie odpowiada na zadane pytanie – “Gdybym w Programie zalecał odżywianie, to przez ten rok przestałbyś też jeść i podał na to jakieś powody?” Pisaliby mi – “Piotrze, strasznie schudłem, bo nie mogłem jeść. No tyle nowych rzeczy wyszło, że nie znalazłem czasu, żeby jeść ale teraz już mogę zacząć”… Niektórzy pisaliby tak – “Teraz już jestem gotowy jeść, a wcześniej nie byłem, bo wiesz – chciałem skupić się na jedzeniu bardzo mocno, a wcześniej nie miałem na to warunków”… No komedia.

Nagle no nie mogą robić tego, co ważne, zdrowe, proste, zajmujące kilka do kilkunastu minut, a całą resztę mogą? Niektórzy wypisują mi dziwactwa, że “nie podołali” czy “to ich przerosło”. Ale to zwykłe kłamstwa. Popełnili błąd, obwinili się, zaczęli grać ofiarę, użalać się, wcisnęli sobie kłamstwo, że nic nie ma sensu (bo sami ten sens odebrali) i tyle. A potem poczuli strach i dlatego napisali. Scenariuszy, które się powtarzają jest kilka. Ja doskonale wiem co się działo, nawet mi nie muszą się tłumaczyć. Ale się próbują wytłumaczyć. Tylko że i tłumaczenie to poważny błąd. Jak nieraz mówiłem – tylko prawda może wyzwolić, bo tylko to co prawdziwe istnieje. A z tym co nie istnieje nic nie da się zrobić.

Ludzie unikają inwentury moralnej. Kilka tygodni temu odpisałem na bardzo trudny mail, w którym nowy uczestnik napisał mi, że w przyglądaniu się swojemu postępowaniu widzi zagrożenie i nie chce tego robić. W kolejnym punkcie tego Raportu napisał mi, że za kilka tygodni ma ślub i póki jeszcze może, to pójdzie sobie na prostytutki, by “zdobyć doświadczenie”. Jakby od niechcenia napisał mi, że “zdrowo myślący już wie, że to zdrada partnerki i niszczenie związku”.

Tylko że on to wie, a jednak dalej gra ofiarę. Udaje, że nie wie. Zmianie ani zdrowiu, ani szczerości, ani uczciwości nie nadał jeszcze sensu, ani wartości. Nie chce wyzdrowieć, dbać o siebie, o swój związek oraz przyszłe małżeństwo. Nie respektuje ani siebie, ani swojej kobiety. Gdyby respektował swoją przyszłą żonę, to wiedziałby, że może iść na prostytutki ale by tego nie zrobił.

Po popełnieniu błędu z respektu do niej przyznałby się do niego. A nie ukrywał i żył w coraz większym lęku, wstydzie i winie tracąc coraz bardziej respekt do siebie. Czyli coraz bardziej degenerując percepcję siebie samego.

Na mój komentarz, który mógłby mu pomóc uratować związek/małżeństwo, które sam niszczy, nim nawet do niego doszło, nie odpisał. Cisza.

Ktoś inny mi napisał – “skąd mam wiedzieć czego chcę w życiu?” Argumentował to w ten sposób – “No przecież jestem w niskiej świadomości”. Tak jakby to stanowiło jakiekolwiek usprawiedliwienie…

A skąd się bierze wiedza? Na pewno nie z ciągłego wślepiania się w niekończący się mentalny bełkot.

Kto potrafi rozwiązać tę enigmę?

To co przywróci nam balans to kierowanie się mądrze ustaloną etyką/zasadami etyki NIEZALEŻNIE od naszego samopoczucia.

Jeśli czujesz się gorzej, to nie ma to stanowić pretekstu, by zrezygnować z np. siłowni i zamiast tego nażreć się słodyczy, by “osłodzić sobie życie”.

Zacznij się przyglądać temu jak żyjesz – czy zmieniasz sens i wartościujesz zależnie od stanu emocjonalnego? Czy dokonujesz różnych decyzji w zależności od samopoczucia?

Gdy czujesz się dobrze to jakieś starania wydają się mieć sens, a jak czujesz się gorzej, to już nie? To przykład wartościowania uzależnionego od stanu emocjonalnego. To właśnie nietrzeźwość i niska świadomość. Co ma wspólnego samopoczucie z np. wyprowadzaniem psa? Nic. Ale jeśli opierasz się temu, co czujesz, to automatycznie tracisz chęć na wszystko inne i może nawet pojawić się gniew i osądzanie, gdy “trzeba będzie” wyjść z psem.

No jeśli wszystko postrzegasz jako przykry obowiązek, który zabrania Ci żyć tak jakbyś tego pragnął/pragnęła, to wiadomo już w czym leży problem. W traktowaniu się jak ofiarę i życiu niechętnym. A nie w tym, że piesek potrzebuje się wybiegać czy zrobić kupkę o 5 rano.

Czy respektujesz się? Jeśli nie – dlaczego? Pamiętaj – jeśli masz o sobie bardzo negatywne zdanie i utrzymujesz bardzo negatywny swój obraz, to jesteś bardzo pewny siebie. Tylko to “siebie” uważasz za gorsze. Na tej planecie większość ludzi uważających się za niepewnych siebie tak naprawdę jest bardzo pewnych siebie, tylko pewnych tego, co negatywne. Nie są zaś pewni wyłącznie tego, co pozytywne. To pokazuje, że ich kierunek życiowy jest negatywny, czyli nie w stronę zdrowia, spokoju, radości czy sukcesu.

A to dlatego, bo m.in. nie kierowali i nie kierują się w swoich życiach cnotami, tylko czymś innym. Zazwyczaj lękiem, winą, żalem, gniewem, dumą, poczuciem braków, etc.

Zacznij od respektu własnej drogi jaką przebyłeś/aś. Jeśli na ten moment nie wydaje Ci się znacząca, ani daleka – nie szkodzi. Zacznij od respektu. Wybierz go. Mucha zapląta w sieć ma 2 opcje – albo się szamotać, co jeszcze pogorszy całą sytuację, albo sytuację zaakceptować i znaleźć w spokoju jak najlepsze rozwiązanie. Oczywiście można też wybrać apatię i kompletny brak działania ale nikt nie jest w takiej sytuacji, że nic nie da się zrobić. Zawsze coś można zrobić.

Ale jeśli Twoją intencją będzie tylko zrobić “coś”, to coś zrobisz. Pytanie – co?

Nawet bardzo długie i ciężkie robienie “czegoś” może nie rozwiązać nawet małego problemu w Twoim życiu i przysporzyć Ci kolejnych. Naturalnie można nazwać to “ciężką pracą”, a potem narzekać, że ona nic nie daje i że świat jest taki niesprawiedliwy. Przykładem tego jest np. “nofap”.

Nie pamiętam kto ale zapamiętałem słowa osoby żyjące już po “pozytywnej stronie życia” – “Jeden toster podłączony do prądu jest potężniejszy od miliona tosterów niepodłączonych”.

A czym jest ten “prąd”? No, to Twoja własna energia, które najwyższą jakością i ilością jest radość, miłość. Ale też odwaga, chęć, akceptacja. Żyjąc negatywnie automatycznie się od tego odłączasz.

Żyjąc negatywnie nigdy nie osiągniesz tego, co wymaga od nas pozytywności – np. szczęśliwego, głębokiego, satysfakcjonującego związku czy pracy, w której będziesz się spełniać. Zależy od tego także zdrowie. Bo to nie bierze się z zewnątrz. Toster tosty piecze w sobie, nie na zewnątrz.

 

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
6 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Rafał

Namówiłeś mnie Piotrze. Właśnie dzisiaj wysłałem wiadomość do jednej z organizacji tworzących spotkania dla anonimowych seksoholików. Jest mi ciężko ze sobą ponieważ faktycznie nie mam bezpośredniego kontaktu z ludźmi, którzy niczego do mnie nie mają. Ciągle mam wrażenie, iż moje błędy przysłaniają innym moją osobę, tak jakbym ja stawał się jednym wielkim błędem. Faktycznie nie daję sobie rady i tak jak napisałeś potrzebuję zetknąć się z ludźmi jakby z innego wymiaru. Bez oceny, bez urazy, bez ucieczki wobec mojej osoby. Martwi mnie tylko to, iż przez obostrzenia dużo takich spotkań jest zawieszanych i przenoszonych do Internetu, a tam to już nie jest z energią grupy tak samo. Mimo tego podejmuję wyzwanie. Może gdy mi się uda z tego wyjść to kiedyś sam podziałam w takiej organizacji by pomagać innym.

Rafał

Zgadzam się co do tego co napisałeś Piotrze o pretekście dla innych. Jednak chodziło mi bardziej o energię grupy. Wracając do rodzinnego domu trafiłem w otoczenie ludzi wyznających biblijną zemstę. Codzienna wymiana “życzliwości” między sąsiadami. To moje wewnętrzne klimaty, które nie są w niczym inspirujące. Staram się to miejsce traktować bardziej jak “poligon”, na którym uwalniam moje zaległe emocje. Staram się widzieć w tych wszystkich osobach bardziej moich pomocników niż wrogów. Przyznam jednak, iż nie umiem zbytnio przepracować osób, które są wrogo nastawione i działają odwetowo. Czuję potrzebę bezpośredniego spotkania się z ludźmi, którzy idą w innym od tego kierunku. Z ludźmi, którzy realnie rozwiązali pewne problemy, w tym moje. Choć udaje mi się powstrzymywać to często tracę kontrolę nad moim uzależnieniem. Nie bawię się w liczenie dni “bez fapowania” i nie staram się na siłę zmuszać do abstynencji. Jednak jest mi w tym otoczeniu trudno choćby o początkową motywację by zaprzestać moich nałogowych działań. Jest mi także niezmiernie trudno podjąć ostateczną decyzję o porzuceniu pornografii. Rodzi się we mnie chęć przebywania choć przez jakiś czas z ludźmi z zupełnie innego poziomu świadomości niż mój. Sytuacja w jakiej się ostatnio znalazłem inspiruje mnie do tego by wreszcie coś zadziałać. Spróbować tego czego wcześniej unikałem.

Rafał

Trochę źle to ująłem Piotrze. Nie miałem na myśli kontroli mojego uzależnienia, czyli włączania go i wyłączania wedle mojego życzenia. Często mam wrażenie jakby nałóg przejmował władzę nade mną, a ja chciałbym się uwolnić z tego stanu. Moim celem jest wyzdrowienie i podjęcie tego wszystkiego o czym wspomniałeś. Jednak znajduję się obecnie w środowisku, które nie rozumie mnie, nie wspiera a wręcz narzuca mi swoją wizję rzeczywistości. Próbuję akceptować taki stan rzeczy i siebie. Próbuję zmieniać swoje postrzeganie rodziców i ich zachowań. Próbuję spojrzeć zupełnie inaczej na swoją obecną sytuację. Wiem, iż warunki w jakich się jest wcale nie są o niczym decydujące. Jednak często wręcz nie mam w sobie siły, zbyt często się temu wszystkiemu opieram. Wręcz ponownie przejmuję poglądy moich bliskich i czuję jak wysysa to ze mnie resztki i tak już wątłej energii. Stąd moja inspiracja by spróbować chodzić na spotkania anonimowych seksoholików. Chciałbym stykać się z innymi ludźmi niż z tymi, z którymi zazwyczaj mam okazję. Nie z powodu mojej desperacji i zagubienia. Zbyt długo w swoim życiu próbowałem na różne sposoby unikać innych. Wmawiałem sobie, iż naprawdę nie lubię ludzi, co nigdy nie było prawdą. Chcę przestać wstydzić się siebie przed innymi. Obwiniać siebie i innych. Chcę być swobodniejszy. Chcę przestać brać i wypełniać swoje braki. Chcę przestać przywiązywać się niczym dziecko pępowiną do matki. Chcę akceptować i być rozsądniejszym w swoich poglądach i decyzjach. Chcę dać sobie prawo by czegoś nie wiedzieć, nie umieć i nie obawiać się tego, nie winić za to. Tego wszystkiego zawsze unikałem. Chcę to czynić w poczuciu miłości do siebie i innych, w poczuciu spokoju i radości. Moim celem jest swobodne poruszanie się i decydowanie, bycie autorem mojego życia, umiejąc wziąć za nie odpowiedzialność. Czasem sobie wyobrażam to jak wygląda Twój dzień Piotrze, i niemal jestem w stanie poczuć w sobie tą lekkość istnienia. Stojąc w oknie, widząc ludzi, uśmiecham się do nich. Tak zwyczajnie, bez konkretnego powodu. Widzę wówczas siebie z piękną kobietą, w słoneczny dzień, przy ulubionej kawie. Czuję, iż niczego od niej nie chcę. Cieszę się tym czasem i uwielbiam dawać to co jest we mnie najlepszego. Chcę być taki wobec siebie i innych.

Last edited 3 lat temu by Rafał
Podobne Wpisy:
Porno w liczbach (szokujące informacje!)

Porno w liczbach (szokujące informacje!)

Wpis ten poświęcony został statystycznym informacjom dotyczącym pornografii. Wg mnie zebranie tych informacji jest niezbędne, by pokazać ludziom (nie tylko uzależnionym!), że porno ma realny wpływ na otaczającą nas rzeczywistość. To nie wszystko. Z Newslettera mogłeś się dowiedzieć w jaki sposób porno wpływa na mózg ludzi w każdym wieku – tym bardziej dzieci. Jeżeli nie… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 14
Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 4) – Konkrety

Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 4) – Konkrety

Witam Cię serdecznie! Oto czwarta i przedostatnia część serii o gorszych dniach. Części 1-3 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 1) – Wprowadzenie. ► Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 2) – Rozwinięcie. ► Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 3) – Ogólne Rady. Jako, że żyjemy w świecie nastawionym na praktyczność, kilka praktycznych porad,… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 2
Z życia wzięte 5 – 5 prób samobójczych

Z życia wzięte 5 – 5 prób samobójczych

Witam Cię serdecznie! Porozmawiajmy dziś o drugim spektrum niskiej świadomości i rezultacie poważnych wewnętrznych zaniedbań. W poprzedniej części tej serii przedstawiłem zarys mojego zrozumienia mechanizmów niskiego poziomu świadomości na przykładzie seryjnego mordercy Teda Bundy. A dziś mamy “seryjnego samobójcę”. Więc z jednej strony zabijanie innych, z drugiej – próby odebrania życia sobie. W artykule tym… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 5
Świadomość, kontekst i subiektywność (Część 1)

Świadomość, kontekst i subiektywność (Część 1)

Witam Cię serdecznie! W dzisiejszym artykule chcę poruszyć NIEZMIERNIE istotny temat świadomości, kontekstu i subiektywności. Niestety zauważyłem, że pomimo, iż mówię o najwyższej wadze tych zagadnień, sprawa jest najwyraźniej bagatelizowana. Bowiem ego walczy o swoją “suwerenność”. Nie szkodzi. Moja intencja pozostaje niezmieniona – poprzez edukację uwalniać ludzi ze zmagania i cierpienia. Czyli pomagać ludziom, by… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 2

WOLNOŚĆ OD PORNO