Witam Cię serdecznie!
Dziś kończymy temat stanięcia w obliczu faktu o własnym uzależnieniu.
Części 1-12 znajdziesz klikając na linki poniżej:
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 1) – Wstęp
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 2) – Lista nr 1
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 3) – Nienawiść, złość, chęć zemsty, wina
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 4) – Mail
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 5) – Urazy, złośliwość, zła wola, zazdrość
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 6) – Zawiść, próżność, duma, żądze
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 7) – “Porno to ratunek” – Mail, Chciwość, Chcenie, Pożądanie
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 8) – Wola Boża, Ewolucja, Limitacje Formy, Wybory
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 9) – Sytuacje, To Czym Dysponujemy, Ego i jego Problemy
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 10) – Dar Życia, Świat jako Kreacja, Śmiertelność/Zmienność Wszystkiego
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 11) – Święta/Boża Obecność, Miłość Boga, Współczucie i Litość
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 12) – Potrzeba Zmiany, Wewnętrzna Dyscyplina, Wola Boża
Drogi Czytelniku/Droga Czytelniczko – jeśli jesteś uzależniony/a, to nie koniec świata. To być może dopiero początek Twojego życia doświadczanego nareszcie jako coś pozytywnego.
Bo świadomość, że jest się chorym i na co to pierwszy krok do uzdrowienia choroby.
Poza tym przyznanie, że mamy poważny problem i nie jesteśmy w stanie go rozwiązać, paradoksalnie (czy na pewno paradoksalnie?) już kieruje nas w stronę uzdrowienia, bo prawda – niezależnie jak bolesna – wzmacnia.
Właściwie postawiona diagnoza automatycznie wskazuje na rozwiązanie, ponieważ rozwiązanie jest znane. Naturalnie nie jest i nigdy nie będzie tym żadna tabletka, szczepionka, ani syropek, tylko nauka świadomego, odpowiedzialnego życia.
Świadomość problemu i wzięcie odpowiedzialności w jego rozwiązaniu jest jednym z warunków koniecznych do uzdrowienia.
Bo każda choroba to konsekwencja. Konsekwencja czegoś. Leki bardzo rzadko usuwają przyczyny. Tylko zajmują się konsekwencjami. Jeśli nie zajmiemy się przyczynami, to choroba nie zniknie lub będzie wracać, a nam zostanie wieczne zmaganie się z tymi konsekwencjami.
Przyczyny same się nie zmienią jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Bo za swoje doświadczenia odpowiedzialny/a jesteś wyłącznie Ty.
Samo nic się nie zrobi i nie zmieni.
Nie dziwne, że cierpimy i jest nam źle w życiu jeśli oceniamy coś/kogoś negatywnie, stawiamy opór, emocjonujemy się tym. To wszystko niedojrzałości, których konsekwencje są przykre i bolesne DLA NAS. Tak to wygląda na tej planecie i możesz z tym walczyć ze wszystkich sił, a i tak nic to nie da.
Jeśli staniesz się świadomy/a tego, co robiłeś/aś zanim pojawiła się migrena – masz klarownie ukazaną przyczynę migreny. A więc przyczynę bardzo nieprzyjemnego doznania. I wtedy masz wybór – nauczysz się postępować inaczej, czy dalej będziesz się skazywać na tę konsekwencję? Możesz nic nie zmienić i tylko wiecznie zmagać się z konsekwencjami – migrenami.
Jeżeli przyczyną Twoich migren jest roztrząsanie czegoś w przeszłości, to czy przestaniesz to robić, czy nie? Wybór należy do Ciebie.
Jeśli rodzice Cię bili, pili, nic Ci nigdy nie dali i nie nauczyli niczego ważnego, ani pożytecznego w życiu, no to czy nienawidzenie ich, opieranie się, osądzanie ma jakikolwiek sens? Nie ma. I jeśli to wybierzesz, to jeszcze będziesz dodatkowo cierpieć i to tak długo, jak długo będziesz to wybierać.
Co jest rozwiązaniem? Wybaczyć i wziąć się za naukę, rozwój, nadrabianie zaległości. Albo nienawiść i jej konsekwencja – degeneracja, albo wybaczenie i jej konsekwencje – rozwój i uzdrowienie.
Ludzie błędnie sądzą, że cierpią przez coś w świecie. Czyli stawiają samych siebie w roli ofiar. Ale tak nie jest – nie cierpimy przez nic na świecie. Cierpienie to konsekwencja opierania się bólowi. Zaś ból to już konsekwencja oporu. Najpierw więc oceniamy coś jako złe, stawiamy się w roli ofiary i zaczynamy się opierać. Cierpienie pojawia się dopiero jako konsekwencja TEGO.
Więc stawianie siebie w roli ofiary, postrzeganie siebie jako ofiary to skazywanie siebie na cierpienie i bezsilność.
Ludzie nie tylko nie zajmują się przyczynami ale jeszcze zmagają z konsekwencjami – np. opierają się migrenie, walczą z nią, próbują ją sobie “odmyślić”. Nie dziwne, że nie mija, a nawet rośnie.
Więc ludzie zmagają się z czymś w świecie, ludźmi, różnymi wydarzeniami i zachowaniami. I czy im się poprawia? Nie. I dodatkowo czują się parszywie i coraz gorzej.
To samo z przeszłością – możemy w niej niejako utknąć. Roztrząsać, emocjonować, rozdrapywać, rozpamiętywać w kółko, nawet każdego dnia przez dziesiątki lat. I co? I nic. Robimy to, bo jesteśmy tak nieświadomi, a to dzieje się samo, automatycznie, bezosobowo, aż my się tego puścimy.
I łatwo popełnić błąd, że skoro czegoś nie możemy zmienić, to jest to tragiczne, a my jesteśmy bezsilną ofiarą.
Ależ coś możemy zmienić! Siebie!
Możesz zmienić siebie względem tego, co Cię boli.
Ktoś ma jakieś wątpliwości? Np. uważa, że nie może się zmienić?
Jest różnica między “nie mogę”, a “nie chcę”.
Jest różnica między “nie mogę”, a “nie potrafię”.
Jest różnica między “nie mogę”, a “robię w kółko to samo, co nie przynosi żadnych efektów”.
Zmiana siebie nie oznacza, że mają Ci wyrosnąć skrzydła i błony między palcami. To zmiana percepcji, intencji, poszerzenie kontekstu, porzucenie pozycjonalności i dualizmów oraz korzyści z ich utrzymywania, to odklejenie się od emocjonowania się i mentalizowania. To zmiana świadomości. Nic innego nie musi się zmienić. Ani to gdzie mieszkasz, co jesz, jakie buty nosisz, jaką pracę wykonujesz i jaką masz fryzurę.
Pracowałem z ludźmi, którzy nawet wielokrotnie opuszczali Polskę i przeprowadzali się do różnych innych krajów. I za każdym razem sądzili, że coś jest nie tak tam z innymi ludźmi. Bo swoją percepcję, przekonania, pozycjonalności, z których postrzegali świat zewnętrzny oraz kontekst mieli nadal takie same. I naturalnie przez myśl im nie przeszło, że być może problemu nie ma i nigdy nie było poza nimi.
Przeszłość nie istnieje. Przeszłość przestaje istnieć mikrosekundę po tym jak się wydarzyła. Jedyny kto się jej trzyma i/lub opiera to my.
I przez to co MY z tym ROBIMY, jacy względem tego JESTEŚMY jest przyczyną naszego ewentualnego bólu i cierpienia. Nie wydarzenia, nie to, co ktoś nam zrobił czy powiedział. I jedyna realna jest chwila obecna.
Przeszłość nic Ci nie robi. Wszystko robimy sobie sami w chwili obecnej.
Z tego powodu przypomnę jak istotne jest wzięcie odpowiedzialności za wszystko, wliczając przeszłość. A co to jest odpowiedzialność?
Odpowiedzialność to świadomość bycia autorem.
Dlatego tak krytycznie ważne jest przewartościowywanie przeszłych doświadczeń, odpuszczanie oporu i osądzania. Oraz zaprzestanie stawiania się w roli ofiary. Bo cierpisz przez to jak to postrzegasz i przez to, co sam(a) robisz sobie we własnym wnętrzu. Nikt inni i nic innego nic Ci nie robi.
I MOŻESZ to zrobić. Ale należy przestać WYBIERAĆ granie ofiary. Możesz nie wiedzieć jak coś zmienić, jak skorygować swoją percepcję. Ale to, że nigdy tego nie robiłeś/aś lub próby były nieskuteczne NIE oznacza, że nie możesz.
Uzależnieni dlatego non stop uciekają od chwili obecnej w fantazjowanie, bo sądzą, że cierpienie zawarte jest właśnie w chwili obecnej. Ale cierpienie jest zawarte wyłącznie w opieraniu się, w tym przypadku przeszłości i projekcji tego na przyszłość. I tylko w chwili obecnej możliwe jest uzdrowienie.
Oczywiście rozumiem problem, gdy wracamy do domu, a tam pijany, agresywny ojciec, wściekła, obwiniająca go matka lub pijani/zaćpani oboje. Ale na to też można spojrzeć tak, że nie będziemy cierpieć, tylko im współczuć. Niemniej w takiej sytuacji potrzebne zmiany są dużo większe, niż w wielu innych.
Każdy rozwinięty człowiek mówił, że jeśli zależy nam na dobrym życiu, to otaczajmy się ludźmi żyjącymi dobrym życiem – życiem takim jakie sami chcielibyśmy wieść.
A cały czas słuchanie i bycie wśród ludzi narzekających, obwiniających, użalających się, etc. będzie trzymać nas w miejscu. Jeśli chcesz czegoś nowego, nie możesz cały czas wracać do tego, co stare i niesprzyjające. Bo Twój umysł zawsze znajdzie w tym wymówkę i usprawiedliwienie do niechęci, oporu, zrzucania odpowiedzialności, etc. A Ty żyjąc jeszcze w sporej nieświadomości będziesz temu przyklaskiwać.
NIE oznacza to, że masz nienawidzić kogokolwiek. Bo to czynienie sobie krzywdy większej, niż ktokolwiek pozornie mógł Ci wyrządzić.
Jak uzdrowić przeszłość? Odpuszczać opór za każdym razem, gdy go stawimy/poczujemy, uwolnić całą emocjonalność, przestać ją projektować na przeszłość, przestać grać ofiarę i wybrać bycie autorem, przewartościować wszystko, co jest dla nas nadal bolesne. Jak widzisz – nic w świecie nie musi się zmienić, byś przestał(a) cierpieć. Tylko Ty.
Powiedzmy, że całe życie poniżali Cię rodzice i rówieśnicy. No i? To byli inni ludzie, to było ich zdanie. Dlaczego czyjeś zdanie jest dla Ciebie wyznacznikiem rzeczywistości i kształtuje Ciebie? Tylko i wyłącznie Ty nadawałeś/aś temu sens i znaczenie. Ty stawiałeś/aś się w roli ofiary tego. Nie rozumiałeś/aś, że Ty kreowałeś/aś to doświadczenie dla siebie.
Rozumiesz? Nic w świecie nie ma znaczenia. Całe znaczenie i wartość nadajesz temu Ty. To jeden z kluczowych aspektów świadomości bycia autorem wszystkiego w swoim życiu.
Skoro czujesz wstyd i winę, no to informacje, że popełniłeś/aś błędy percepcji. Potencjalnie poważne. Wstyd i wina NIE oznaczają, że ci ludzie mieli rację. Wręcz przeciwnie. Błąd popełniłeś/aś wyłącznie Ty.
Każdy może w tym momencie powiedzieć – “Piotrze, to nie takie proste!”
No, jak chcesz, by to nie było proste, to nie będzie.
Dlaczego odklejenie się od wstydu, winy, żalu, nienawiści miałoby być trudne, a trwanie w tym takie łatwe? Bo my przywiązaliśmy się do tych negatywnych, niezdrowych postaw i czerpiemy z nich korzyści.
Nikt mi nie powie, że nie widział sensu w czymś, co robił sobie przez 10-20 lub więcej lat. Jeśli traktowaliśmy się jak niegodne niczego dobrego g***o, to my i tylko my widzieliśmy w tym sens, bo my go nadaliśmy. Być może dlatego, bo to było bardzo wygodnie tak sobie postrzegać życie, świat, ludzi, Boga i nie musieć niczego zmieniać, wkładać wysiłku. Być może niewinnie, bo nam ktoś wcisnął ciemnotę, że cierpienie jest normalne i trzeba cierpieć. A być może byliśmy dla siebie bardzo, bardzo wścibscy.
Oczywiście, że to co robimy jest łatwe. W końcu to robimy. Ale jak zaczniesz robić coś innego – inaczej żyć, to to też stanie się proste. A jeśli będzie pozytywne, to stanie się dużo, dużo, dużo prostsze i dużo, dużo, dużo bardziej przyjemne.
I naprawdę lepiej jest opierać się zmianie i wszystkiego, co się do niej przyczynia?
Ludzie zadali mi już setki pytań na temat zaproponowanych raptem 8 kroków uwalniania. Czyli odnośnie tego, co robili swobodnie jako dzieci, dopóki nie nauczyli się emocjom opierać i projektować ich na świat.
8 prostych, króciutkich punktów jest dla nich jak zagadka wszechświata. Bo tak silnie opierają się emocjom. Robią wszystko, by uniknąć mierzenia się z nimi. Nawet będą grać ofiarę czegoś/kogoś przez całe życie. I pytać, pytać, pytać. Zamiast doświadczać wolą myśleć o tym.
Ale myślenie to nie doświadczanie.
“Wiedzieć o” nie oznacza BYĆ – doświadczyć tego osobiście.
Uzależnieni wolą zapić i zaćpać się na śmierć, niż odczuć wstyd czy winę. M.in. dlatego im się nie poprawia. Dopóki nie pozwolisz sobie odczuć emocji bez oporu, bez osądzania ich, odważnie, z intencją uwolnienia, to nie wiesz nic o tym doświadczeniu choćbym starał się je opisać jak najdokładniej.
Człowiek woli sobie wmówić, że nie zasługuje na związek, niż zmierzyć się ze wstydem i się od niego odkleić. I to jest proste – wstydzić się, a cokolwiek innego – dobrego – trudne?
Dlaczego trudne jest tylko to, co pozytywne, a łatwe to, co negatywne?
Każdy może powiedzieć, że zmarnował sobie młodość oglądaniem pornografii. Ale dlaczego oglądamy pornografię? Bo wierzymy, że coś nam daje. I zapewne kolosalnie źle podchodziliśmy do wielu obszarów naszego życia. Bo przecież skądś nasze emocje się wzięły. Nie ze świata, nie od innych ludzi. Tylko jako konsekwencja NASZEJ percepcji i świadomości.
Gdybyśmy wyłącznie nie oglądali pornografii, a cała reszta byłaby taka sama, to być może zaczęlibyśmy sobie niszczyć zdrowie w inny sposób, bo nadal kolosalnie niezdrowo postrzegalibyśmy własną emocjonalność, mentalność, samych siebie, własne życie. Nadal żylibyśmy przecież tak samo, bo nadal bylibyśmy dokładnie takim samym człowiekiem.
Ktoś zadał mi pytanie – “Piotrze, ile zajmuje powrót do normalności?” Napisałem, że nie zajmuje nic, bo nie ma do czego wracać. Gdybyśmy niegdyś żyli normalnie (poziom kalibracji 300), to byśmy się nie uzależnili.
Wychodzenie z uzależnienie to nie powrót do czegokolwiek, tylko realny rozwój świadomości. Nie wracamy do niczego, tylko przemy do przodu – wzrastamy. Robimy to, czego nigdy nie robiliśmy.
Mówiłem, że ludzie uzależnieni żyją najczęściej w przedziale świadomości 100-200. Dużo rzadziej poniżej 100 i powyżej 200. A uzdrowienie jest automatyczne na poziomie 350.
Jeśli więc uważamy, że kiedykolwiek żyliśmy normalnie i chcemy do tego wrócić, to chcemy wrócić do poziomu świadomości, w którym choroba powstawała i trwa. A to nie było normalne.
Przykład – nienawiść do siebie i do rodziców za cokolwiek co zrobili… skąd w ogóle nauczyliśmy się nienawiści jako odpowiedzi na coś, co nam nie odpowiada(ło)? No bo pełno jest jej na świecie – widzieliśmy ją na filmach, w internecie, widzieliśmy to od innych ludzi… i niewinnie zaczęliśmy ją naśladować. I czy nam się poprawia? Czy to, czego nienawidzimy znika, zmienia się na lepsze w naszym życiu? Nie. Ma się bardzo dobrze.
Tylko telewizja pokazuje, że nienawiść zmienia cokolwiek na lepsze. Ale – uwaga – telewizja to fikcja. Filmy to fantazje. Pewnie 99% filmów to totalne głupoty. Bardzo niewiele i coraz mniej jest filmów mądrych, naprawdę nawiązujących do rzeczywistości i faktów.
Nienawiść to bardzo niepoprawny “środek” do rozwiązywania problemów i niechcianych spraw.
Niech każdy zapyta siebie – czy cierpię przez to, co się stało w świecie, czy przez własną nienawiść względem tego?
Czy cierpimy przez jakiekolwiek emocje, czy przez własną niechęć – opór – do nich?
Więc dlaczego to robimy? Bo nie mieliśmy innego, zdrowego wzorca do naśladowania. Nie widzieliśmy pozytywnej alternatywy. Bo czy lepiej sprzedają się filmy o zemście czy wybaczeniu?
Co sensowniej dla nas brzmi – “walczę” czy “wybieram poddanie (nie mylić z apatią) i pokorę”?
Nienawiść to poziom o “przekroju” świadomości 170-30. Więc od wzmacniania się gniewem, by np. nie czuć się bezsilnym/bezsilną, do totalnej destrukcji życia swojego i nieraz też innych ludzi.
Oczywiście każdy może zacząć grać ofiarę – “No super, nie tylko mam spieprzone życie i cierpię, to jeszcze ja za to odpowiadam”. Tak, Ty za to odpowiadasz.
A to oznacza, że w każdym momencie możesz dokonać wyboru, by przestać cierpieć.
Bo nie cierpisz przez nic w świecie.
To jedna z fundamentalnych lekcji dojrzałości na tej planecie. Lekcji, którą mało kto chce przyswoić.
Ludzie nawet cierpią, bo przegrała drużyna piłkarska, którą dopingowali… I oczywiście każdy sądzi wtedy, że cierpią PRZEZ TO i nawet usprawiedliwiają tym nienawiść do drużyny, która wygrała.
Jak przetestować to, że faktycznie nie cierpimy przez nic w świecie? Zrezygnować z pozycjonalności względem czegoś, co uważaliśmy, że nas denerwuje. Wtedy gniew zniknie automatycznie. Bo to nigdy nas nie denerwowało. Emocje to konsekwencja NASZEJ postawy względem czegoś. A nie przeszkadzające w życiu uczucia, z którymi trzeba sobie poradzić szkodliwymi używkami. A poza tym gniewem zazwyczaj ukrywamy żal i bezsilność. Więc to super sprawa – odpuścić gniew, by zająć się jeszcze niższymi i jeszcze bardziej obciążającymi stanami.
W tej samej sekundzie, gdy przestaniesz stawiać się w roli ofiary czegoś/kogoś, zniknie całe związane z tym cierpienie.
Nie dziwne, że praktycznie nikt nie chce tego zrozumieć. Bo jak się powie innym, że nam jest źle przez coś lub przez kogoś, to zawsze ktoś powie, że rozumie, poklepie, powie dobre słowo, zgodzi się z nami, postawi piwo, wspólnie ponarzeka i będzie nienawidzić razem z nami. Nawet mówi się, że nic tak nie jednoczy ludzi jak wspólny wróg…
A jak powiemy, że żyje się nam super, nie mamy problemów, mamy masę energii, to jeszcze nam będą zazdrościć i skrycie nienawidzić ci, co nadal wolą grać ofiary.
No ale jeśli my nasze życie dostosowujemy do ludzi negatywnych, no to też nie dziwmy się, że nam będzie źle.
A granie ofiary oczywiście, że jest opłacalne. Ale są to korzyści marne i małe w porównaniu z życiem świadomym i odpowiedzialnym.
Możemy przetestować – powiedzmy osobie, która np. narzeka na pracę, że to nie przez pracę, tylko przez jej nastawienie i intencje wobec pracy. Pogadajmy tak ze wszystkimi ludźmi jakich znamy. Ale przygotujmy się, że być może 99% z nich będzie miało nam to za złe, zdenerwują się, zaczną się nawet kłócić!
Ludzkie ego zasila się tym, co negatywne, głównie emocjonowaniem się oraz utrzymywaniem pozycjonalności.
A co to jest ego? My i nasze życie. To pewien przedział naszego rozwoju i jego konsekwencje. I łatwo zaobserwować jak ludzie chronią tego co mają i kim są – kim się stali przez własne decyzje i co mają w życiu. Również otaczają się ludźmi, którzy im to potwierdzają, utwierdzają w tym jacy są. Pomimo, że jest im z tym źle, wstydzą się tego, obwiniają się za to, użalają, nie podoba im się to, fantazjują o czymś innym. Ale kiedy przychodzi co do czego – możliwości realnej zmiany, to się wycofują jakby miało ich to spalić na popiół. Albo się denerwują. I często jeszcze szukają w innych pretekstu i wytłumaczenia, że się nie da…
Zmian na lepsze i coraz lepsze dokonuje niewielki procent ludzi. Reszta siedzi w tym co ma, pławi się w tym, opiera się zmianie i często jeszcze degraduje jakość swojego życia. Dodatkowo gra ofiarę tego i dokonuje projekcji przyczyny na świat, rząd, ludzi, ekonomię, gospodarkę – na co popadnie.
Nie oznacza to, że narzekanie czy nienawiść są złe. Bo nie są. Ale rzadko tak naprawdę w czymkolwiek pomagają. I kierowanie się tymi postawami zazwyczaj tylko szkodzi. Nam i innym.
Gdyby ktoś zaczął rozmyślać dlaczego w takim razie istnieje nienawiść, to odpowiedź zawarta jest w pytaniu – “Dlaczego istnieje tzw. ‘ciemność’, dlaczego istnieje temperatura poniżej zera?”
Bo na tej planecie możliwe jest doświadczenie kolosalnie szerokiego spektrum jakości. Nikt Ci nie broni nienawidzić i wybaczyć. To Twój wybór. A z każdym związane są odpowiednie, bezosobowe konsekwencje.
Nieraz otrzymałem pytania typu – “No ale Piotrze, jeśli już teraz będę szczęśliwy, to po co mam się w życiu o cokolwiek starać!?” Innymi słowy – “No ale Piotrze, ja nie chcę być szczęśliwy, ja chcę się męczyć!”
Widzimy jak człowiek chce się męczyć, cierpieć, zmagać. Broni zaściankowych przekonań, że szczęście czy zadowolenie biorą się skądś i trzeba się o nie starać i oczywiście też męczyć, poświęcać, cierpieć. Ale szczęście to wybór. Wybór mający cenę – zrezygnowanie ze wszystkiego, co radością nie jest – np. z grania ofiary, umniejszania sobie, nienawiści, zazdrości.
Zauważ, że gdy tylko wybierzesz np. osądzanie, natychmiast spada Twój poziom zadowolenia. Człowiek może poczuć się wzmocniony tylko wtedy, gdy jego poziom energii był jeszcze niższy od osądzania – czyli np. był na poziomie wstydu. Dlatego tak łatwo ludzi w niskiej świadomości zmanipulować do wojen, niszczenia, zabijania. Bo dla takiego człowieka osoba pełna nienawiści, gniewu to jak zbawiciel. Gdyż różnica w energii jest kolosalna. Ale ostatecznie nadal tylko i wyłącznie niszczycielska.
Warto zadać sobie pytanie – jak coś dobrego ma się wziąć z czegoś negatywnego? Dlaczego np. męczenie się miałoby przynieść zadowolenie?
Gniew może przynieść korzyści, gdy skorzystamy z jego energii Twórczo, konstruktywnie, mądrze. A nie będziemy dawali się ponieść jak brud płynący rynsztokiem.
Ludzie grali ofiary, bo sobie pracowali przy np. taśmach produkcyjnych i w kółko wykonywali monotonną pracę. Oczywiście zwalali odpowiedzialność na pracę. Nie działo się im nic złego, nie była to praca ani męcząca, ani niebezpieczna. A jednak i tu znajdowali sobie powody do narzekania i grania ofiary. Opierali się i mentalnie naturalnie byli zmęczeni. I projektowali to na pracę. Ale praca nie miała nic wspólnego z tym jak się czuli i traktowali.
Jeśli żyjemy zdrowo, dojrzale, chętnie, to nie widzimy problemu w ciężkim treningu, zdrowym stylu życia, ruchu, nauce, pracy nawet po kilkanaście godzin na dobę jakąkolwiek by nie była. Czyli w ogólnym dbaniu o siebie i o swoje życie. A to jeszcze pomnoży to, co czujemy.
Bo pozytywność pomnaża pozytywność. A negatywność pomnaża negatywność.
Jeśli masz monotonną pracę, to czy musisz się jej opierać i osądzać? A nie lepiej przewartościować to co robisz i skupiać się na tym, co możesz mieć dzięki wypłacie?
Jeśli szukasz powodów do narzekania czy użalania, to je znajdziesz. Gwarantowane. A potem kolejne i kolejne. Bo na tej planecie znajdziesz to czego szukasz.
Jeżeli nasze życiowe intencje są egoistyczne i stworzone na błędnym fundamencie – by poczuć radość (czyli wierzymy, że radość bierze się skądś ze świata, np. powinna brać się z pracy, którą wykonujemy), no to nie dziwmy się, że nam jest trudno i się męczymy. No bo jeśli sukces w pracy jest dla nas jednym z niewielu źródeł radości czy poczucia wartości i jakiś współpracownik spóźni się ze swoim obowiązkiem, przez co i my również nie będziemy w stanie skończyć swojej pracy, no to pojawi się ból. Bo zaczniemy się opierać, wściekać, oceniać, obwiniać, itd. I oczywiście grać ofiarę i zwalać odpowiedzialność. Ile razy tak robiliśmy? Dziesiątki? Setki?
Pracujemy tylko po to, by się lepiej czuć? Oj. Warto przewartościować swoją pracę i zmienić swoje intencje względem niej. No bo jeśli pracodawca się nas zapyta dlaczego chcemy pracować akurat u niego, a my odpowiemy – “Żeby nie czuć się jak g***o i mieć choć taki fundament dla swojego marnego poczucia wartości”, no to szef już wie, że raczej nie będziemy się dodatkowo starać, przykładać, brać dodatkowych obowiązków i wyższego zakresu odpowiedzialności, nie będziemy się chętnie rozwijać. I pewnie zrezygnujemy z tej roboty od razu, gdy znajdziemy lepiej płatną.
I zapewne tak pracujemy – nie chce nam się nawet wstawać, narzekamy, jedziemy do pracy niechętnie, pełni oporu, robimy minimum z nastawieniem “byle do piątku”, a jak ktokolwiek zaważy na tym co robimy, to czujemy gniew, nieraz wściekłość, zaczynamy obwiniać, “najeżdżać” na taką osobę – wszystko, byle zwalić na nią swoje stłumione i wyparte poczucie winy.
Jeśli nadal codziennie będziesz wstawać i pierwsze co robić to stawiać opór, martwić się, stresować – to wszystko to, przez co dzień po dniu degradowałeś/aś swoje życie i zdrowie, psychikę i ostatecznie decydowałeś/aś się, by obejrzeć pornografię.
Nie możesz tak dalej żyć. Potrzebne są zmiany. Potrzebne są zmiany mądre, ustanowione w stronę zdrowia. Potrzebne jest przewartościowanie wielu, a może nawet większości aspektów Twojego życia.
Nie ma tu miejsca na sztuczki. Jeśli raz złapiesz się na obwinianiu za coś i się skorygujesz, a po 5 minutach znowu zaczniesz i uznasz, że jednak jesteś winny/a, no to czy tu potrzebna jest jakaś niewiarygodna technika? Nie. Ty po prostu uwielbiasz pławić się w obwinianiu. Masz z tego masę korzyści.
Po co wszystko oceniasz, starasz się kontrolować, przewidzieć, po co się zamartwiasz, stresujesz, frustrujesz? Po co Ci to? Po co Ci granie ofiary? Ile jeszcze? Ile zamierzasz się jeszcze użalać, zazdrościć, wmawiać sobie jakieś bzdury jak niezasługiwanie czy bycie gorszym/gorszą?
Tyle ile wybierzesz. Bo to tylko i wyłącznie Twoje decyzje.
Bardzo częsty przykład – ludzie nie chcą medytować, bo ktoś może wejść do pokoju… i już! Nie robią czegoś niezwykle ważnego dla swojego zdrowia, a zamiast tego wślepiają się w przeciwieństwo tego, co mieli robić. Zamiast ignorować mentalny bełkot, słuchają się go i jeszcze zgadzają się z tym dlaczego nie powinni go ignorować…
No ktoś wejdzie w trakcie medytacji do pokoju i co wtedy? No wielki przypał, za który będą się z Ciebie śmiali do końca życia? Uznają Cię za dziwaka, bo siedzisz spokojnie z zamkniętymi oczyma?
No niech mi to ktoś wyjaśni. Jaki jest problem w tym, że ktoś zobaczy, że masz zamknięte oczy i zapyta co robisz? Świat Ci się skończy? Rozewrze się pod Tobą ziemia i wpadniesz do piekła?
Jak widać ludzie stawiają się w roli ofiary sytuacji, które się nawet nie wydarzyły. I jakość myślenia tych osób jest wtedy taka – “Ok ale MOŻE się to stać!” Więc z góry zakładają coś, na co jeszcze patrzą negatywnie, z góry też planują, że zachowają się jak ofiara… Innymi słowy – cały czas dążą do tego, co negatywne. A potem sobie to racjonalizują, gdy faktycznie doprowadzą do czegoś negatywnego.
Ludzie nawet do cierpienia dorobili różne filozofie.
Bo ludzki umysł jest jak dziecko – jest niewinny. Jak człowiek zacznie malować sobie twarz na zielono będąc dzieckiem i nigdy nie przestanie, to umysł wymyśli do tego wytłumaczenie. Potem inni zapytają się dlaczego, sami nadadzą sens odpowiedzi i nagle pojawi się nowa filozofia lub religia… I ktoś jeszcze dopowie, że Bóg na pewno też ma zieloną twarz…
Jeśli tak postępujesz, to nie dziwne, że masz życie pełne napięcia, niepewności, bólu, lęku, braków, niskiego poczucia wartości. Bo to nieświadomość. To natychmiastowe wybieranie tego, co widzisz w swoim umyśle i opieranie się temu co czujesz wraz z projekcją tego na świat.
No przecież NA PEWNO stanie się to wszystko złe, co widzisz w swoim umyśle. NA PEWNO! NA STO PROCENT! Dlatego trzeba tego unikać za wszelką cenę…!
Każdy może sobie to tłumaczyć niezrozumieniami psychologii i psychiatrii, że to ma coś wspólnego z dzieciństwem, traumami, bla bla bla.
KAŻDY przeżył sporo szajsu w swoim życiu. I to, że ktoś nadal się pławi w winie, we wstydzie, żalu, gniewie za cokolwiek, z jakiegokolwiek pretekstu to dlatego, bo TERAZ ta osoba widzi w tym sens. Przeszłość nie ma na to żadnego wpływu, ani znaczenia.
Ludzie, którzy osiągnęli znaczące sukcesy tracili majątki, znajomych, przyjaciół, związki, nawet zdrowie. A i tak to ich nie zatrzymywało. Parli do przodu, bo nie grali ofiar. A pracowałem z ludźmi, którzy raz dostali kosza od dziewczyny i już nigdy nie pozwolili sobie nawet zagadać.
Czy jest jakaś różnica, jeśli jakiegoś negatywnego zachowania nauczyłeś/aś się w wieku 5 lat czy 50? Nie ma żadnej. Ważna jest chwila obecna i to, co w niej wybierasz. Jeśli rodzice Cię poniżali przez całe dzieciństwo, a teraz masz już 30-40 lat i zerowe poczucie wartości, to dlatego, bo nadal grasz ofiarę przeszłości i wpatrujesz się w mentalizację opartą o wstyd, winę i żal. To jaki/jaka wybierasz być, wybierasz to teraz. To nie zostało zrobione za Ciebie kiedyś i teraz w tym bezsilnie trwasz.
Ty się tego trzymasz. To się nie trzyma Ciebie.
A są osoby, które się od tego odkleiły i zaczęły skupiać się na rozkwicie zarówno siebie jak i swojego życia. Trzeba więc rozpoznać i zrezygnować z korzyści z tych negatywnych postaw.
Naprawdę jakaś przeszłość odpowiada za to, co teraz wybierasz? I teraz też? I teraz? Przeszłość wpadła przez okno i kazała Ci coś zrobić? Zmusiła Cię do czegoś? To może warto zadzwonić na policję i powiedzieć, że prześladuje Cię przeszłość i nie pozwala żyć? Może ją dorwą i zamkną w areszcie? Albo zadzwoń do przeszłości i rozkaż jej, by dała Ci spokój!?
Jeśli żyjesz nieświadomie, no to oczywistym jest, że cały czas TY wybierać będziesz to samo. No bo dlaczego miałbyś/miałabyś wybrać coś innego? Ty wybierasz, Ty jesteś w pełni odpowiedzialny/a za swoje życie czy Ci się to podoba, czy nie. Masz to, co sam(a) wybierzesz.
Jeśli coś się stało, a Ty pierwsze co robisz to zaczynasz to oceniać, osądzać i opierać się, no to kto to robi? A, zapewne dlatego, bo sądziłeś/aś, że znaczenie bierze się z tego jakie coś automatycznie jest.
Ale dlatego kolejną fundamentalną lekcją dojrzałości jest –
Ty kreujesz swoje doświadczenia dla siebie. Czyli – Ty nadajesz im sens, znaczenie i wartość.
No jeśli budzisz się i w umyśle widzisz myśli – “Moje życie nie ma sensu, nie jest w ogóle interesujące, ani wartościowe” i kiwasz głową, od razu zaczynasz grać ofiarę, opierać się, wybierasz niechęć, by cokolwiek zmienić, poprawić, by o coś zadbać, no to robi Ci to przeszłość? Rodzice? Jakieś przykre wydarzenie z przeszłości? Nie. My wybieramy emocjonowanie się zamiast działanie.
Twoje życie jest jakie jest. Przeszłość również. To się nie zmieni, bo będziesz tego silnie pragnąć lub grać ofiarę i szukać litości. Ale Ty możesz zmienić się względem swojego życia i przeszłości – tego co masz, robisz, jaki/a dotychczas byłeś/aś.
Ale ludzie wolą swoje – “Piotrze, no myśli mam negatywne”. I co z tego, że masz negatywne myśli? “Czuję opór”. Oczywiście, że go czujesz jeśli go stawiasz. Dlaczego więc go stawiasz? Często przypomina to zabawę w ciuciubabkę.
Jeśli ktoś wjedzie samochodem w tył Twojego, to czy to zdarzenie ma jakiekolwiek znaczenie? Nie ma żadnego. Całe znaczenie nadajemy mu my.
Twoje życie nie jest takie jakie masz o nim opinie i osądy. To Ty wyprojektowujesz swoje opinie i osądy na swoje życie.
Jeśli zamiast spokojnie zajmować się tym, czym aktualnie się zajmujesz i zamiast tego roztrząsasz negatywne, pełne lęku myśli na temat przyszłości, to nie dziwne, że jest Ci źle w tym momencie. I oczywiście rośnie prawdopodobieństwo, że w przyszłości będzie gorzej, niż lepiej. Dlaczego? No bo co to jest przyszłość? Coś, co nagle przyjeżdża jak wujkowie w odwiedziny?
Przyszłość, to chwila obecna. Bo tylko chwila obecna jest realna.
Jak przewidzieć przyszłość? Spójrz na chwilę obecną.
To co wybierzesz teraz, w ten chwili, będziesz miał(a) w chwili następnej i następnej. Jeśli więc teraz wybierzesz opór i naturalną konsekwencję tego – napięcie, to jak sądzisz, co będziesz mieć w przyszłości? No oczywiście opór, czyli niechęć, i napięcie. I co z tym zrobisz? Wyprojektujesz na coś na świecie mówiąc, że to jest powodem oporu i napięcia? Postawisz się w roli ofiary tego? Większość ludzi na planecie tak robi, bo to bardzo wygodne zwalać odpowiedzialność na świat. Czyli szukają sobie usprawiedliwień i celów do projekcji tego, co sami wybierają oraz konsekwencji tych wyborów.
Jeśli teraz trzymasz się wstydu lub się mu opierasz, to co będziesz miał tysiące chwil po tej? Dalej ten sam wstyd. A jeśli złapiesz się jeszcze większej ilości, to będziesz miał go jeszcze więcej.
A ja non stop słyszę od klientów, że wstyd czy stres się ich trzymają. Już samo to pokazuje jak nieświadomie żyją.
Wielokrotnie pokazywałem przykład ze ścianą – ludzie napierają na ścianę, a potem grają ofiarę mówiąc, że to ściana napiera na nich.
Sami trzymają się lęków i opierają się tej emocji, a potem mówią, że lęki ich dręczą, nie dają żyć, ograniczają, powstrzymują, nawet dopadają, przytłaczają…
Z Twoimi uczuciami nie ma nic złego i nigdy nie było. Błędem jest się ich trzymać, opierać, wypierać, projektować na świat, dorabiać racjonalizacje, usprawiedliwienia, obudowywać w tłumaczący je kontekst.
Bo jak sobie usprawiedliwisz wstyd i zbudujesz dla niego kontekst, to się go będziesz trzymać nawet kolejne dziesiątki lat. Innymi słowy – jeśli sobie znajdziesz wytłumaczenie dla niskich jakości, tym gorzej dla Ciebie!
Z Twoimi myślami również wszystko jest ok. Są jakie są. Nie Ty je myślisz. Myślenie odbywa się samo. Ty natomiast popełniasz fundamentalny błąd wślepiając się w nie i słuchając myślenia jak świętej wyroczni.
“Odpuszczę medytację, bo ktoś może wejść do pokoju” – o tak, najświętsza wyrocznio! Tak może być i dlatego tak zrobię!
Albo jak pisałem w jednym z poprzednich artykułów – pewien mężczyzna widzi w swoim umyśle myśli o swoim życiu – nie ma dziewczyny, nie ma dobrze płatnej pracy, bo nie ma wykształcenia, nadal mieszka z rodzicami. I tyle. Patrzy w te myśli od lat. I pyta się “Co jak mam takie myśli?”
Człowiek dojrzały patrzy na fakty, akceptuje je, bierze odpowiedzialność, analizuje, podejmuje decyzje, a następnie przystępuje do działania.
Człowiek niedojrzały patrzy w myśli, opiera się uczuciom i projektuje to na świat/sytuację. A działań zazwyczaj nie podejmuje. Zamiast tego opiera się sytuacji obecnej i się nią emocjonuje. A nawet jeśli podejmie się jakichś działań, to ich intencją jest by poczuć się lepiej, a nie faktycznie coś zmienić.
Ile potrzebujesz tych myśli? Jeśli nie masz dziewczyny, to myśl “nie mam dziewczyny” kończy swoją rolę w tej samej sekundzie. No nie masz, takie są fakty. Tyle. I jeśli nie zrobimy tego, co niezbędne, by to zmienić, to sytuacja magicznie się nie zmieni.
Jeśli problemem jest niskie poczucie własnej wartości, to się tym zajmij. Nie myśl o tym, przestań się opierać, tylko zaakceptuj, że jest jak jest i rusz tyłek, by to zmienić. Co możesz zrobić w kwestii poczucia wartości? Ile już wpatrujesz się myśli bez intencji rozwiązania tego problemu i tylko uważasz się za ofiarę genów czy czego tam wymyśliłeś/aś?
Jeśli nie wiesz jak rozmawiać z kobietami, to poszukaj kogoś, kto nie ma z tym problemów i poproś o naukę. Zapłać mu, zarób na warsztat i/lub samemu zaplanuj swoją drogę rozwoju – uczciwie i odważnie określ jak jest teraz i co zamierzasz zmienić i osiągnąć za tydzień, potem za kolejny tydzień, etc.
Ale jeśli zamiast działań prowadzących do rozwiązania problemu i do rozwoju wolisz cały czas tylko wpatrywać się w myśli i zwalać odpowiedzialność na uczucia, no to to nazywa się uzależnieniem.
Mnóstwo ludzi mówi – “nie chce mi się”. No nie chce im się! Coś się uwzięło no i się temu nie chce. I co można zrobić? No czekać aż się temu zachce!
Nie możesz żyć niedojrzale, nieświadomie, negatywnie względem siebie, a potem narzekać, że bolą Cię konsekwencje takiego życia i jeszcze grać ofiarę tych konsekwencji i oczekiwać, że Ci się kiedykolwiek poprawi życie i zdrowie.
Decyzje i ich konsekwencje to nierozłączne pary na tej planecie.
Nie można czegoś robić, czegoś się podejmować i sądzić, że unikniemy tego konsekwencji. Konsekwencji nie da się uniknąć. Nie w tej rzeczywistości, nie na tej planecie. Konsekwencje są i tyle. Deal with it.
Konsekwencje m.in. są po to, by na ich postawie wyciągać mądre wnioski, rozwijać się. Oczywiście każdy może wyciągnąć także wnioski głupie – że jak zmusi się do pogadania z kobietą i poczuje się źle, bo usłyszał “nie”, to powinien tego unikać. To głupi wniosek.
Bo ból zawsze mówi, że zmiany do dokonania są wewnętrzne.
Zmiany na lepsze – wzrost, rozwój, wzmocnienie się, porzucenie oczekiwań, korekta intencji, zmiana percepcji, nastawienia, postawy – świadomości, etc. A nie unikanie, ucieczka od czegoś na zewnątrz siebie.
To wymaga dedykacji, codziennej dyscypliny.
A życie odbije Ci te zmiany. Jeśli nic nie zmieniło się na lepsze w Twoim życiu, to znaczy, że albo nie było zmian wewnętrznych, albo zmiany wewnętrzne były na gorsze.
Ale ludzie zamiast dążyć do zmian wolą sobie wyobrażać, że jak popełnią błędy, to ich czeka kara i cierpienie… więc nic nie robią, a potem sami się karzą i wybierają cierpienie.
To być może właśnie uciekanie od świata zewnętrznego oraz od własnej emocjonalności najszybciej doprowadzają do cierpienia i uzależnień.
Bo ucieczka od świata zewnętrznego uniemożliwia nasz rozwój, a ucieczka od świata wewnętrznego coraz bardziej nas degeneruje i wyniszcza.
No bo jak inaczej wzrośniesz ze strachu i wstydu do odwagi względem relacji damsko-męskich? Na pewno nie w swojej wyobraźni i fantazjach. Fantazje są dziecinne i normalne tylko w życiu dzieci. W życiu osoby dorosłej fantazjowanie to informacja o niedojrzałości, to informacja o problemie, o unikaniu tego problemu i jego przyczyn. Czyli to dążenie do bolesnych konsekwencji, które zmuszają/zmuszą do przyjrzenia się SOBIE. Czy to zrobimy zależy wyłącznie od nas.
Dlaczego fantazjowanie jest dziecinne? Gdyż najczęściej w ogóle nie przekłada się na realne życie. Bo możesz myśleć o latających kozach lub o tym, że Ci się nagle magicznie odmienia życie. Ale to nie jest rzeczywistość.
Ważne, by zrozumieć, że zmienić można tylko rzeczywistość – czyli to, co jest – co masz, robisz i jaki/jaka jesteś. A unikanie tego, co jest uniemożliwia zmianę.
Nie oznacza to, że fantazjowanie jest złe. Oznacza, że w najlepszym razie nic Ci nie da w realnym życiu. I najczęstszą INTENCJĄ fantazjowania jest ucieczka od jakiegoś problemu lub uniknięcie niewygody. A to doprowadzi do degradacji czegoś w naszym życiu.
Co zaś jest dojrzałe w kwestii fantazjowania? Przekuwanie fantazji, marzeń na cele i ich realizacja.
Więc nie w fantazjowaniu jest problem, tylko w niechęci, by zająć się tym w realnym życiu.
Emocje są jak najbardziej realne. Ale wszystko co mamy o nich do powiedzenia to nasze własne dorobione historyjki. Więc emocje są prawdziwe ale nie odnoszą się do niczego prawdziwego, tylko do naszej percepcji rzeczywistości. A nasza percepcja koresponduje z naszym poziomem świadomości.
Odnośnie fantazjowania – co z tego, że masz piękną, bogatą wyobraźnię i widzisz w umyśle wspaniałe światy, kolory, itd.? No nic. Dopóki czegoś z tym nie zrobisz – np. nie namalujesz obrazu, nie stworzysz muzyki, nie zbudujesz czegoś, etc., to te fantazje nie mają ani kapki sensu. Ale oczywiście możemy się ich trzymać, by unikać swojego “bezbarwnego” życia. Wtedy dla nas będą miały sens i być może za nic na świecie nie będziemy chcieli się ich puścić. Ok ale pamiętajmy o konsekwencjach. Fantazjowanie przez tysiąc lat nie zmieni nawet 0,000001% Twojego życia.
Co z tego, że masz jakieś fantazje seksualne jeśli nie dzielisz się nimi ze swoją partnerką/ze swoim partnerem?
Co z tego, że masz myśli na temat jakiegoś problemu, jeśli nie szukasz dla niego rozwiązania?
Dojrzała jest odwaga – np. odważne rozliczanie się z własnych działań i postępów. Dziecinne jest unikanie odpowiedzialności, wymyślanie sobie faktów oraz konsekwencji, by nie widzieć jak jest naprawdę.
Rozwiązaniem jest stworzenie z fantazji i marzeń celów. Oraz przeanalizowanie i rozpisanie konkretnych kroków, z których pierwszy możesz wykonać od ręki.
Jeśli w Twoich fantazjach nikomu nie dzieje się krzywda, to nie ma w nich nic złego. Idź i je realizuj. Natomiast jeśli uważasz, że np. seks zastąpi Ci poczucie wartości, no to będziesz cierpieć nawet mając seks.
Jeśli czegoś pragniesz i na chłopski rozum nie ma w tym nic złego, to nie ma zakazów, które byłyby mądre w tej kwestii. Nie przywiązuj się, nie traktuj tego jako czegoś innego, niż jest to w rzeczywistości i dobrze się przy tym baw!
No tak, ale jeśli ktoś uzna za dobre zemszczenie się na kimś, bo postrzega to jako sprawiedliwość – “oko za oko”, no to jaki jest fakt? To czynienie komuś krzywdy. Nie ważne z jakich powodów. Powody to tylko preteksty, by kogoś krzywdzić. A fakt pozostaje taki – my kogoś krzywdzimy. Więc my za to odpowiadamy. Nie ma dla tego usprawiedliwień. Takie są FAKTY. Jest to niezmienna prawda, którą masa ludzi ma gdzieś, a o której Buddowie informowali ludzkość od tysięcy lat. I nadal jest tak samo aktualna. Bo Prawda nie ma “terminu ważności” jak śmietana.
Jeżeli ktoś się zastanawia “to kiedy stanie się coś złego tym wszystkim, którzy mnie prześladowali i ranili?”, to jakie są fakty? Liczymy, że komuś stanie się coś złego. Jak to wygląda w rzeczywistości? Sami do siebie zapraszamy coś złego. Bo nasza potężna podświadomość nie rozumie “komuś innemu”. Podświadomość, ani umysł nie mogą nawet zaprzeczyć. Każdy słyszał “nie myśl o niebieskim słoniu”. Czyli jeśli sobie wyobrażasz, że komuś dzieje się krzywda – sam(a) ją zapraszasz dla siebie.
Najczęściej dlatego uzależnionym bardzo źle się żyje i doświadczają dużo przykrości. Bo mają w sobie masę uraz, nienawiści, gniewu, żalu, winy, które projektują na świat, na innych ludzi sądząc, że to ich z tego w jakiś sposób oczyszcza lub usprawiedliwia. Przykro mi ale nie.
Usprawiedliwianie negatywności, to już negatywność do kwadratu. Nie spodziewajmy się niczego dobrego we własnym życiu żyjąc w ten sposób.
Odmawianie sobie radości, bo wierzymy, że trzeba na tej planecie cierpieć czy karanie siebie sądząc, że to jakoś “wyrównuje rachunki” za przewinienia jest kolosalnymi błędami. Jest głupie. W niczym nie pomaga. Nic nie naprawi. Niczego nie zmieni na lepsze.
Jeśli wierzysz inaczej, to podaj realny przykład ze swojego życia. Nie wymyślaj, nie kombinuj, nie pisz co Ci się wydaje, nie fantazjuj o innych. Podaj stuprocentowe fakty o sobie.
A jeśli Boga postrzegamy jako drania, którego cieszy ludzkie cierpienie, jeśli wierzymy, że Bóg to taki kawał sadysty, że swojego jedynego syna wysłał na umęczenie, no to nie dziwmy się, że i wiele różnych negatywnych, sadystycznych postaw sami uznajemy za rozsądne i właściwe…
Tylko wczoraj odpowiadałem na wiadomość uzależnionego, który wymyślił sobie nienawiść do Anglików za coś, co zrobili 80 lat temu… Zapewne większość, jeśli nie wszyscy z tych, którzy naprawdę coś zrobili nie tak już nie żyje. Ale on woli nienawidzić wszystkich Anglików. Ma urazę do całego narodu.
A czy jest różnica między nienawiścią do całego narodu za coś, co uczyniono prawie 100 lat w przeszłości, a nienawiścią do swoich rodziców za coś sprzed np. 5-10 lat? Nie ma żadnej różnicy. I to my doświadczymy tego konsekwencji.
I po co ta cała uraza? Ano po to, by się emocjonować dla samego emocjonowania. Nic nie naprawić, nie zmienić, nie polepszyć, tylko nienawidzić i tyle! Bo to karmi ego – niski, potencjalnie bardzo niski poziom rozwoju i go nas na nim zatrzymuje.
Zamiast odpowiedzialności i twórczego działania wolimy trzymać się urazy. Czy dziwne, że żyjąc w ten sposób jesteśmy uzależnieni?
Pomyśl – jeśli chcesz mieć piękny ogród, który zarósł chwastami, to gdzie tu jest miejsce na jakąkolwiek negatywność? Zajmij się swoim ogrodem. Usuń z niego chwasty. Symbolicznymi chwastami NIE są inni ludzie.
Ale to za mało, by mieć piękny ogród. Trzeba odpowiednio zajmować się roślinami w nim, dbać o nie, troszczyć się, uczyć się tego, dowiedzieć się czego potrzebują te rośliny. Samo pozbywanie się chwastów nie oznacza dbania o rośliny. Samo usuwanie chwastów nie da Ci pięknego ogrodu.
Zaś ludzie nawet nie usuwają chwastów, tylko ich nienawidzą. Tyle robią i sądzą, że to powinno im dać bujne, piękne ogrody…
Tak jak nie danie komuś w mordę nie czyni z nas dobrego człowieka. Chociażby dlatego, bo nadal wartościujemy, osądzamy i widzimy powód, by człowieka uderzyć. Problem leży w naszej percepcji oraz pozycjonalnościach, nie drugiej osobie.
Usuwaniu chwastów nie musi towarzyszyć jakakolwiek negatywność, opór, niechęć, ani nienawiść. Chwasty to normalne konsekwencje zaniedbań i nic więcej. To informacja, by zacząć dbać. A nie pretekst do nienawiści i walki.
Sama nienawiść to jeden z chwastów, który cały czas odrasta i może dawać pole do wzrostu kolejnych i kolejnych chwastów.
Trzeba więc usunąć ich korzeń.
Wzrośniesz tylko mierząc się z tym wszystkim przez co nie jesteś odważny/a w działaniu i w realnych sytuacjach. Usuń to jak chwasty z ogrodu. Usuwaj ich korzeń. Co jest korzeniem Twoich lęków, niepewności, opierania się?
Część możesz przepracować i uwolnić przed podjęciem działania. Ale jaka to będzie część? Tylko taka, przez którą w ogóle siedzisz przerażony/a i niechętny/a, by działań się podjąć. Reszta ujawni się tylko podczas działania. A działanie możesz podjąć nawet trzęsąc się ze strachu, pocąc się, mając suchość w gardle. Bo ani emocje, ani doznania cielesne nie ograniczają niczego.
Nie usuniesz żadnego chwastu z ogrodu siedząc w domu.
Więc siedząc samemu w pokoju i fantazjując sobie o podchodzeniu do kobiet nigdy nie poczujesz się pewnie. Pewność zyskasz tylko przez zmierzenie się z tym, czym ją ograniczałeś/aś podczas kontaktów z kobietami. Czyli w realnym życiu.
Zobacz ile tego zacznie z Ciebie wychodzić, gdy podejmiesz decyzję, że dziś o konkretnej godzinie wyjdziesz poznawać kobiety! Bez konkretnej, realnej decyzji, nie ujawni się nic lub praktycznie nic.
Jeśli podejmujesz decyzję, by nie iść na miasto i nie podrywać kobiet, bo się czujesz niepewnie, to sam rezygnujesz z jedynej możliwości, by się w tym poczuć pewniej.
Większość ludzi woli sobie wmówić, że nie mogą, że są gorsi, że nie zasługują, niż poczuć zimny pot na plecach, suchość w gardle, przyspieszone tętno. Wolą traktować się jak kawał śmiecia, niż “ryzykować” niekomfortowe uczucia. A potem te uczucia tłumią i projektują na świat. Wolą sobie wmówić, że sobie nie poradzą, że są za słabi, niż odpuścić opór i zacząć działać, rozwijać się. Albo mówią, że to kobiety ich MOGĄ odrzucić. Tak jak ci, co mówią, że ktoś MOŻE wejść do pokoju, gdy będą medytować i dlatego nie medytują…
Gdy ja wychodziłem na miasto, rzekomo, by poznawać kobiety, to nie poznawałem, nie rozmawiałem, tylko non stop siedziałem w myśleniu i “analizowałem” dlaczego nie podchodzę. Ano dlatego, bo to nie była moja intencja, nie było decyzji, by to zrobić. Tylko cały czas zwiewałem od dyskomfortu.
Jeśli się nie będziesz lubić, tylko oceniać, osądzać, wiecznie krytykować, odgrywać w głowie dramaty, umniejszać sobie, nie doceniać ani siebie, ani swojego życia, nie doceniać innych, porównywać się z innymi i na tej podstawie obniżać swoją wartość, nie żyć z wdzięcznością, nie mierzyć się z kolejnymi warstwami emocjonalności i oporu i generalnie nie będziesz dojrzewać jako istota ludzka, no to nie ma sztuczki, która poprawi Ci życie.
Bo co z tego, że “tak się czujesz” i masz “takie myśli”? Nic. Ty się z nimi identyfikujesz, Ty się ich trzymasz, Ty nadajesz im wartość i znaczenie. Ty to sobie robisz.
Każdy żyje. W jakiś sposób. I każdy jest na jakimś etapie rozwoju. Nie ma gorszego i lepszego etapu. Każdy jest inny. I każdy ma swoje problemy, wyzwania, tematy do przepracowania, kuszenia.
Jednymi z największych kuszeń uzależnionych jest opór, ucieczka od niekomfortowych uczuć, projekcje na świat i granie ofiary. To powoduje ciągłe wracanie na siłę i za wszelką cenę do stanu pożądania.
Bardzo dużo ludzi sądzi, że w uwalnianiu zawarte jest jakieś magiczne zaklęcie. Biorą się za uwalnianie czegoś, np. oporu. I tak sobie uwalniają. Dzień, tydzień, miesiąc. A w ich życiu nic się nie poprawia. Pytam się ich czemu się opierają, jakim tematom stawiają opór. Odpowiadają, że np. swojej przeszłości. Pytam czy chcą ją zaakceptować, czy są na to gotowi? Odpowiadają, że nie.
Opierają się nawet czytaniu WoP i wypełnianiu Raportów. Uciekają od tego uczucia – od świadomości własnej postawy – odwlekając Raporty. I projektują to uczucie na co popadnie. Ostatecznie oglądają porno.
Większość oczywiście odpowiedzialność zwala na emocje, myśli. Niektórzy na mózg! Sądzą, że ich mózg to świadoma istota, która ich nie docenia, podsuwa negatywne myśli, itp. dziecinne bzdury.
Pytam czy np. zaczęli poznawać kobiety, bo im z tym źle, że nie mają ani partnerki, ani seksu. Odpowiadają, że nie, bo XYZ – i wymieniają powody. Pytam którymi powodami się już zajęli. Żadnym. Mówią, że najpierw muszą wyzdrowieć, najpierw poczuć się pewniej, najpierw to i tamto… Czyli żeby pogadać na ulicy z kobietą i umówić się na kawę najpierw muszą okrążyć świat 3 razy, poznać tajemnice życia, kosmosu, wszechświata, wygrać w szachy z diabłem i kto wie co jeszcze…
Więc jak spodziewali się doświadczyć poprawy? No sami sobie odpowiedzieli dlaczego nic nie ulega poprawie w ich życiu. Cały czas COŚ. Wymówki. Bardzo rzadko realne powody. Cały czas odkładanie.
Bo się “z tym” jakoś czują. A więc non stop albo przyklejeni do myślenia, albo do emocjonalności, którą osądzają.
I jeszcze wolą sądzić, że aby spędzić normalnie czas z kobietami, to trzeba znać wręcz magiczne zaklęcia… Zazwyczaj zwykłe “cześć” wystarcza.
Problem jest w tych mężczyznach – w tym jak postrzegają randkowanie, nawet zwykłe rozmowy, z tym jakie mają intencje oraz w tym jak postrzegają samych siebie. Nie ma żadnych magicznych technik, by się z tym uporać. Potrzebna jest szczerość, uczciwość i odwaga, by się z tym zmierzyć. Najlepiej w działaniu.
Najczęściej nie chcą zmienić siebie względem swojego życia. Dodatkowo osądzają swoje życie i stawiają mu opór. Nadal tak samo patrzą, w tym przypadku na swoją przeszłość czy poznawanie kobiet. Nadal przeszłość oceniają, osądzają, opierają się, postrzegają ją przez często masę pozycjonalności. I na co liczyli w kwestii uwalniania? No na czary-mary. Tak samo w kwestii poznawania kobiet.
A czy chcą przestać to osądzać, zaakceptować i wziąć odpowiedzialność? W większości przypadków nie.
Na pewno powodem nie wychodzenia na miasto w celu rozmów z kobietami jest to, że nie wiesz o czym rozmawiać? A przypadkiem prawdą nie jest niechęć, by czuć niekomfortowy strach i wstyd? Uważasz, że są jakieś magiczne teksty i tematy, które zabiorą od Ciebie niepewność, lęk i wstyd?
Jeśli będziesz się okłamywać i ukrywać prawdziwe powody, no to oczywiście nigdy nic się nie poprawi.
Nie możesz czegoś zrobić czy nie chcesz? Jaka jest prawda?
A może mówisz sobie, że nie chcesz poczuć bólu? Ale ból to rezultat oporu, niechęci. A może nie chcesz poczuć się winny. No ale wina to informacja, że popełniłeś błąd! I jeśli nie masz fajnych rezultatów w relacjach damsko-męskich, to przed Tobą masa błędów do popełnienia! To nieuniknione!
Co NIE oznacza, że będziesz cierpiał. Cierpienie to wybór. I jeśli go podejmujesz w kółko, to co ma zmienić uwalnianie? Uwalnianie to zrzucanie niepotrzebnego bagażu. No ale jeśli nie zmienisz tego jak żyjesz, no to i tak znowu dojdziesz w bolesne miejsce niezależnie ile będziesz uwalniać.
Emocje to konsekwencja tego jak żyjesz, jakich pozycjonalności się trzymasz, jakie masz intencje, postawy, nastawienia do siebie, świata, życia, błędów, Boga, innych ludzi, konkretnych sytuacji, itd. Uwalnianie to jeden element zmiany. Bardzo ważny, wręcz niezbędny element. Tak jak puszczenie hamulca w samochodzie, żeby pojechać. Ale żeby ruszyć z miejsca, trzeba czegoś więcej, niż tylko przestać naciskać na hamulec.
Zacznij odważnie i uczciwie przyglądać temu jak żyjesz. Nie ma się co tego bać, ani osądzać. Po prostu się temu przyglądaj. Zacznij to nazywać. Zacznij zdawać sobie sprawę, że w ogóle to wybierasz. Zacznij mówić – “Teraz wybieram się zamartwiać”, “Teraz wybieram coś/kogoś osądzać”, “Teraz wybieram, by samego siebie oceniać jako XYZ”, “Teraz wybieram się opierać ABC”.
Zacznij dostrzegać, że nic w Twoim życiu nie jest przypadkowe.
Ludzie można powiedzieć, że znają tylko 2 “sposoby na życie” – nuda i ekscytacja. Jak coś ich nie będzie ekscytowało (np. nowy film w kinie), to się nudzą. Co więcej – nie są kompletnie świadomi tego doświadczenia – tego, czego doświadczają. Nie kontemplują, nie dążą do poprawy. Zamiast tego opierają się temu doświadczeniu. To jeden z powodów, dla których tzw. nuda nie mija.
Jeszcze narzekają, że nie dzieje się nic ekscytującego. Albo zwalają to na świat, albo wstydzą się, że ich życie nie jest takie.
Albo zaczynają się ekscytować – emocjonować – że ktoś “nagle” odniósł sukces. Pomijają setki, jeśli nie tysiące godzin ciężkiej pracy. I dla nich sukces to takie coś, co się pojawia nagle i zależy wyłącznie od szczęścia, losu… Tak jakby wszyscy ludzie żyli tak samo – apatycznie – i jednym się nagle przydarza szczęście, a reszcie nie… I następnie zazdroszczą, nienawidzą, etc.
Ale czy ekscytujący nie jest sam fakt, że żyjesz i możesz w dowolnym momencie dokonać dowolnych zmian?
Życie – żywotność, przepływ – to stricte wewnętrzne. A to oznacza, że NIE zależy od świata zewnętrznego. Ty jesteś życiem. A nie ofiarą jakiegoś zewnętrznego życia/świata, braku, które nie pozwalają Ci żyć tak jakbyś tego chciał(a). Bo taki jaki/jaka Ty jesteś względem XYZ to Twój wybór.
Nie masz jakiegoś życia. To Ty je osądzasz. To Ty jesteś XYZ dla swojego życia.
Dzięki nieoceniającej obserwacji i kontemplacji zaczniesz żyć świadomie, a to, co staje się świadome przestaje Tobą rządzić.
Stanie się jasne i klarowne dlaczego jest Ci źle w życiu oraz dlaczego jesteś uzależniony/a. Bo uzależnienie to bardzo wyraźny sygnał, by przestać już tak żyć jak żyłeś/aś i zacząć szukać i wdrażać zdrowe alternatywy.
Więc co może być alternatywą dla zamartwiania, a co dla osądzania?
Co może być alternatywą dla nudzenia się i szukania ekscytacji w świecie, by uciec od nudy?
Gdy następnym razem przyłapiesz się na zamartwianiu i osądzaniu, to czy sobie to wybaczysz i zastąpisz te postawy, te pozycjonalności? Czy zajmiesz się tym na poważnie i zaczniesz się przyglądać sytuacjom, w których się obwiniałeś/aś?
To samo z nudą – zaprzestanie nudzenia się to decyzja. Jedna, zajmująca sekundę. Jeśli jej nie podejmujemy, to znaczy, że mamy korzyści z bycia w stanie nudy.
Porzucenie nudy (oporu) i podjęcie działania zajmuje sekundę.
Swoją drogą, to dość zabawne – ludzie chcą pokoju, nawet modlą się o niego. A gdy dokładnie go doświadczają – nic się nie dzieje, to nazywają to nudą i zaczynają się z tym zmagać, nie chcą tego.
Jeśli Twoje uczucia nadal będą dla Ciebie powodem do gorszego traktowania się, wybierania używek, których konsekwencje są niebezpieczne (jak porno, alkohol, narkotyki), jeśli emocjom będziesz się opierać, jeśli będziesz używać ich jako pretekstu, by od czegoś uciekać w swoim życiu, no to jak cokolwiek ma Ci się w nim poprawić?
Trzeba przyjrzeć się każdemu problemowi z osobna. Bo każdy problem egzystuje na 4 płaszczyznach – fizycznej, mentalnej, emocjonalnej i duchowej. Nie ma wyjątków. Natomiast warto podchodzić do tego racjonalnie. Bo wiele ludzi, a szczególnie uzależnieni, szukają pretekstu, by uciec w fantazjowanie – np. o energiach, czakrach, duchowości rozumianej w najlepszym wypadku dziecinnie.
FAKT – układ czakrowy staje się w ogóle aktywny dopiero na poziomie świadomości Odwagi. Czyli dopiero, gdy generalnie zaczniesz żyć odważnie – wtedy zaczniesz realnie czuć wyższe jakości energii. Zacznie zmieniać się fizjologia Twojego mózgu, aktywne staną się jego wyższe funkcje. Ale jeśli się zamartwiasz, stresujesz, wstydzisz, winisz, zazdrościsz, denerwujesz, frustrujesz – tak podchodzisz do życia i zaczynasz nawijać o czakrach, to uciekasz w dziecinne fantazjowanie. Praca czakr to, jak praca mózgu, reprezentacja Ciebie. A nie coś, co magicznie zmieni Ciebie. Tak jak najpierw ćwiczenia, potem mięśnie, tak najpierw zmiana siebie, potem energia i czakry. Ich praca zmienia się automatycznie, gdy Ty podejmiesz inne decyzje.
Czakry i układ energetyczny to system samoregulujący się. Odwzorowuje on ludzką świadomość (zresztą tak samo ciało, umysł i struktura oraz praca mózgu). Mnóstwo ludzi, gdy się dowie o czakrach zaczyna cudować. Np. mówią, że nie mogą wybaczyć, bo mają zamkniętą czakrę serca. Ale jest zupełnie odwrotnie. Czakra serca odwzorowuje ich niechęć do wybaczenia i kochania. Oczywiście, że mogą wybaczyć ale wolą doić korzyści z pozycjonalności, które składają się na urazy u emocjonalność. Gdy je przepracują, czakra serca dostosuje się do tej zmiany automatycznie.
Nie potrzebujesz ezoterycznych, ani psychologicznych teorii, by ruszyć tyłek i odkurzyć w domu i robić to regularnie – chętnie dbać o czystość. Jak nie chcesz odkurzyć, to znaczy, że wolisz wybierać opór, niż mieć porządek. Żadne czary-mary czakry-makry nic tu nie pomogą.
I łatwo zauważyć, że gdy odpuścisz opór i zaczniesz sprzątać, automatycznie pojawi się więcej i więcej energii, być może nawet poczujesz się dużo lepiej, zaczniesz pogwizdywać.
Zadrapanie istnieje głównie na poziomie fizycznym. Jeśli jednak czując wstyd dodatkowo rozdrapujemy ranę, no to wiemy, że problem też w bardzo dużym stopniu istnieje na płaszczyźnie emocjonalnej i w tym jak postrzegamy swoje emocje (więc także sfera mentalna). Jeśli do zadrapań i zranień fizycznych dochodzi często, to zapewne przyczyna problemu leży też w sferze duchowej – np. podświadomie uważamy się za niegodnych życia, za grzesznych i w ten sposób się karzemy.
Potrzebna tu jest radykalna szczerość. Jeśli traktujesz się z poziomu wstydu i nie masz efektów w kontaktach z kobietami, to Bóg nie ma z tym nic wspólnego. Czakry też nie.
Jeśli do poznawania kobiet masz podejście takie jak do pracy – niechętne, z musu, by nie czuć się gorszym – no to będzie marnie. Przy czym – na nie pójście do pracy nie możesz sobie pozwolić, bo zostaniesz zwolniony/a. Więc chodzisz. Bo MOŻESZ. Ale na podchodzenie do kobiet możesz sobie nie pozwolić. Nikt Cię nie zwolni. Po prostu nic się nie zmieni. Więc nie podchodzisz.
Rozwiązanie jest więc w sferze fizycznej (ruszyć tyłek i robić to regularnie, najlepiej codziennie), emocjonalnej i mentalnej – zmienić swoje nastawienie, intencje, uwalniać stłumione emocje, porzucić opór, nie grać ofiary, rozwijać się, wyciągać wnioski.
Bo możesz. Ale uświadomienie sobie, że tylko wmawiasz sobie “nie mogę” już wymaga postawienia kroku w stronę dojrzałości i odpowiedzialności.
A nie masować brzuszek i fantazjować jak to fala energii rozpływa się po Twoim życiu i przyciąga kobiety. Jedyne co przyciągnie to muchy do nieumytych naczyń pozostawionych w zlewie.
Kilka dni temu otrzymałem maila od 17-latka. Oto jego fragment:
W poszukiwaniu pomocy natrafiłem na wiele filmów i artykułów terapeutów twierdzących, że z seksoholizmu nie da się wyleczyć i resztę życia będę musiałem walczyć sam ze sobą oraz, że jest to choroba pierwotna, czyli nie warto skupiać się na przyczynach jej występowania, ani zbyt dużo na emocjach, tylko skutkach i wyłącznej walce z kompulsywnymi zachowaniami.
Jak mówiłem w darmowych filmach – uzależnienie od pornografii to temat bardzo nowy. I uzależnienie od pornografii to nie seksoholizm. Bo to często unikanie seksu, wstydzenie się swojej seksualności, uważanie jej za gorszą, brudną, grzeszną, etc.
W ogóle uzależnienia są bardzo, bardzo źle rozumiane. Zazwyczaj dlatego, bo bardzo niewielu terapeutów było uzależnionych, a ci, którzy sobie pomogli, nie wyszli z tego ostatecznie i nadal się z tym zmagają.
Też karygodnie niepoprawnie rozumiane są emocje, natura myśli, przyczyny mylone są ze skutkami, itd. Tym bardziej mało kto poprawnie łączy te wszystkie aspekty ze sobą w kontekście uzależnień.
Tak, “seksoholizmu” nie da się wyleczyć, bo to konsekwencja niedojrzałego, nieświadomego życia. Nie tym się zajmujemy, tylko sobą. Życiem coraz bardziej świadomym, dojrzałym, pozytywnym, pokornym i zwróconym “w stronę” Boga.
Czyli w stronę czego? Kto rozumie?
Boga, czyli wielkiego, niewidzialnego pana, który ogólnie jest sadystyczny i ma swoje humorki…?
Jak ktoś sobie chce leczyć seksoholizm, to powodzenia ale proszę nie liczyć na cuda.
Seksoholizm to nie przyczyna, tylko konsekwencja. I tak, seksualność i pożądanie to tematy jak najbardziej pierwotne ale nie z nimi jest problem, tylko z negatywnym ocenianiem, oporem, projektowaniem, wstydzeniem, lękiem, winą, strachem projektowanymi na własną seksualność.
Pokaż mi seksoholika, który akceptuje siebie i swoje emocje i który nie stawia im oporu…
Większość ludzi, którym zadaję pytanie co czuli gdy pojawiły się łaknienia pornografii, odpowiadali, że pożądanie. No bo o to chodzi – by szybko uciec w ten relatywnie wysoki stan. Ale zanim pojawiły się łaknienia czuli coś innego – coś, czego czuć nie chcieli. Np. napięcie, stres, wstyd, gniew, winę, etc. Ale jak mówię – mało kto jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie inaczej, niż “pożądanie”. Dlatego i terapeuci nie mają pojęcia, że “pod” pożądaniem “kryje się” więcej. Potencjalnie dużo więcej.
Problemu nie ma w seksualności, tylko traktowaniu seksualności, seksu, masturbacji czy oglądania pornografii jako rozwiązania na problemy w swoim życiu, których seksem rozwiązać nie można. Problemu nie ma w seksualności, tylko w przywiązaniu do seksu, masturbacji, pornografii. Na dążeniu, bez brania pod uwagę konsekwencji, by być na poziomie energetycznym zwanym pożądaniem. Być na nim dla samego bycia. By czuć coś innego, niż inne, mniej komfortowe uczucia.
Więc mówienie, że problemu nie da się rozwiązać, bo jest pierwotny i nie uwzględnianie tego jak w ogóle człowiek się traktuje w temacie seksualności, to jakby mówić, że piękny seks i gwałt to jedno i to samo.
Potrzebne są KONKRETY. A nie nazywanie tytanicznie szerokiego przekroju doświadczeń i nazywanie tego “seksualnością” czy “chorobą pierwotną”. Bo stając się świadomym tego jak żyjemy, szybko można zrozumieć, że nie chodzi o seks, ani pornografię. Chodzi o KORZYŚĆ jaką mamy z nich oglądania czy uprawiania seksu.
Ponadto ostatni fragment jest wręcz katastrofą niezrozumienia. Jak można walczyć ze swoimi wyborami? Albo coś wybierasz, albo nie.
A dlaczego coś wybieramy? Bo coś z tego mamy. W pewnych okolicznościach uznajemy to za najlepszy wybór.
Co trzeba więc zrobić? Nie walczyć, ani zmagać się z decyzjami, nie próbować na siłę wybrać coś innego, tylko poszerzyć KONTEKST.
Oczywiście, że tematu nie załatwi walka. I jeśli ktoś będzie walczył, to pozostaje mu walka do końca życia. Bo nie ma ani świadomości własnych decyzji, ani tym bardziej korzyści jakie się z nich ma.
Żadna inna opcja nigdy nie będzie dla niego lepsza, bo nadal postrzega te okoliczności w tym samym, ograniczonym kontekście.
Nawet specjaliści skazują ludzi do końca życia na walkę. To przykre. No ale takie są realia i bardzo wielu klientów opowiadało mi o swoich doświadczeniach z terapii, które przynosiły albo bardzo niewiele, albo wręcz jeszcze wszystko komplikowały.
To jak ksiądz, który wmawia ludziom, że masturbacja jest grzeszna, nie rozumiejąc tematu grzechu. Grzech to błąd. Błędy są normalne. I ich konsekwencje są normalne. Ale nie korygowanie swoich błędów doprowadzi do przykrych konsekwencji. Nie kary. Konsekwencji.
Ale jeśli boimy się kary za masturbację i nie rozumiemy dlaczego ciągle chcemy się masturbować, to oczywiście pozostaje nam tylko zmaganie do końca życia. Co nie oznacza, że nie ma trwałego rozwiązania. A przy okazji będzie coraz bardziej przesiąkać lękiem przed karą, czyli też wstydem i winą. A to automatycznie zwiększy potrzebę masturbacji.
Na tej planecie z wszystkim związane są konsekwencje. Bóg nie ukarze Cię, ani nie potępi za masturbację. Ale jeśli będziesz się masturbować za każdym razem, np. gdy poczujesz wstyd czy napięcie, no to doświadczysz negatywnych konsekwencji. I nie rozwiążesz tematu wstydu i napięć, bo zamiast się zająć PRZYCZYNAMI, uciekasz od ich konsekwencji w formie doświadczanych odczuć i bólu. Tłumisz swoją energię, opierasz się jej, a orgazmem ją jeszcze wzmacniasz. Na ciele wymuszasz gwałtem inny stan emocjonalny. TO jest szalenie niezdrowe, a nie sama masturbacja. Więc czynienie tego w kółko spowoduje, że będzie coraz gorzej.
Masturbacja MOŻE być więc błędna jeśli stosujemy ją niewłaściwie i sądzimy, że rozwiązujemy za jej pomocą jakiś problem – np. “rozładowujemy” stres.
Ale stresu nie da się rozładować, tak jak nie da się rozładować masła. Bo stres to konsekwencja. To tylko nazwa. Tak jak ciemność to tylko nazwa. Ciemność nie ma osobnego bytu w rzeczywistości. Jest tylko światło i jego natężenie.
Jeśli nadal ktoś w to nie wierzy, to ja nadal czekam, by mi ktoś przyniósł pół kilo ciemności.
I to samo z myślami – czy myśli są grzeszne? Oczywiście, że nie. Czy można grzeszyć myślami? Tylko popełniać błąd, gdy wpatrujemy się w myślenie, gdy nie jest to wskazane. Np. mamy do wykonania naglące zadanie w pracy lub mamy się uczyć do egzaminu, a my zamiast tego wpatrujemy się w myśli, w jakieś fantazje. Czy czeka nas za to kara? Jeśli mamy żonę/dziewczynę, a wpatrujemy się w myśli o seksie z innymi kobietami, to czeka nas potępienie? Oczywiście, że nie. Ale doświadczymy konsekwencji jeśli podejmiemy głupie decyzje.
No jeśli masz się uczyć czy pracować, a tego nie robisz i wślepiasz się w niekończący się potok erotycznych myśli, to problemu nie ma z myślami, tylko z tym, że się w nie z jakichś powodów wpatrujesz. I doświadczysz konsekwencji niepracowania lub nieprzygotowania się.
Wszyscy, którzy tak podchodzą do ludzkich problemów jak wspomniany, “hipotetyczny” ksiądz nie mają żadnej wiedzy o rozwoju świadomości. Ani zapewne o naturze myśli, emocji i – w szczególności – świadomości.
Bo jeśli dotychczas walczyłeś/aś ze swoimi problemami czy wadami charakteru i się nie rozwiniesz, nie zmienisz, no to oczywiście, że pozostaje Ci jedynie walka. No bo walka nie rozwiązuje żadnego problemu.
M.in. dlatego moje artykuły ostatnio są takie rozległe, by wyjaśnić w czym leży problem. Jeśli żyjesz tak, że każda sekunda jest dla Ciebie jakbyś czekał(a) na egzekucję, no to oczywiście, że próbując coś robić z uzależnieniem nic z tego nie będzie. Pytanie – dlaczego tak żyjesz? Dlaczego każda sekunda jest dla Ciebie jak męczarnia?
Tym trzeba się zająć.
Jeśli w każdej sytuacji czujesz się winny/a niezależnie czy i co zrobisz, a potem oglądasz porno czy pijesz wódkę, by poczuć się lepiej, no to niech mi ktoś powie – dlaczego zajęcie się przyczyną nie miałoby pomóc w wychodzeniu z uzależnienia?
Rozważmy pobieżnie taki przypadek – często się martwisz. Martwienie się to poziom świadomości pewnego przedziału ale uśrednijmy go do 100. Czyli to koresponduje ze strachem i wszystkim co jest z nim związane – wieczną niepewnością, obciążeniem psychiki, ograniczeniem funkcji mentalnych, osłabieniem ciała. Ogólnie – jest Ci na tym poziomie źle i jesteś święcie przekonany/a, że ma to coś wspólnego ze światem, który postrzegasz jako przerażający. Jeśli wierzysz w Boga, to Bóg w Twoich oczach jest karzący. Więc się wycofujesz – zarówno z życia zewnętrznego jak i duchowego. Co wtedy? Pornografia, jako że przez umysł odbierana jest jako rzeczywisty i bezpieczny seks, wywindowuje Cię na czas oglądania jej na poziom wyższy od strachu – na poziom 125. Przypominam o skali logarytmicznej. Jest to skok dla większości ogromny, szczególnie jeśli ze strachem zmieszany jest wstyd, poczucie winy, opór, poczucie bezsilności i żal. Jako, że oglądany seks nie jest realny, to nie wyciąga z Ciebie ani wstydu, ani winy, ani lęku. I ogromna ilość generowanych sygnałów seksualnych wytłumia te niskie stany i niszczy mózg, w tym zdolność odczuwania.
Energia pożądania jest w porównaniu do tych niższych stanów jak niesłychane wzmocnienie. I to dostępne wręcz natychmiastowo – w przeciągu kilku minut, często nawet szybciej. Dlatego dla uzależnionych, którzy mają dużo stłumionego wstydu i winy, z którymi non stop się zmagają, poczuć to pożądanie to jak złapać Boga za nogi.
Oczywiście po sesji z porno czy alkoholem spadamy jeszcze niżej. Cały czas, po każdej sesji niżej. Co wtedy? Czujemy się jeszcze gorzej, mamy myśli jeszcze niższej jakości i nasz umysł znajduje dla nich potwierdzenie i racjonalizacje w świecie. Czyli znajdujemy dla siebie potwierdzenia, że świat i życie są faktycznie tragiczne. A przynajmniej nasze życie. Tym samym także znajdujemy dla pornografii coraz silniejsze usprawiedliwienia. “(Moje) życie jest tragiczne, to chociaż obejrzę sobie pornografię, chociaż tyle będę miał(a) z życia”.
Jak rozwiązać ten problem? No, samo uwalnianie, o ile jest konieczne i bardzo, bardzo pomoże samo z siebie, nie jest wystarczające. Bo intencją musi być uwolnienie stłumionych uczuć (a co składa się na uwalnianie?) ale też przepracowanie swoich pozycjonalności, z których w ogóle emocje powstają. I więcej.
Jeśli się czymś martwimy, zamartwiamy, stresujemy, to jaki poziom świadomości trzeba wybrać wobec tego? Najlepiej zacząć od Odwagi (200-250). Czyli zmierzyć się z tym w “4 oczy”. I mierzyć się aż do jego pełnego rozwiązania.
Jeżeli zaś przyczyną naszych zmartwień jest np. ciężka choroba nasza lub kogoś bliskiego, no to najlepiej wybrać poziom Akceptacji (350-400; przypominam – poziom 350 to poziom zdrowienia z uzależnienia).
A jak wybrać te poziomy? Wybrać taką intencję – można to nazwać “ustawieniem wewnętrznego (i zewnętrznego) kompasu w tym kierunku i bez względu na wszystko iść przed siebie”. Zmierzyć się w sobie ze wszystkim co nie jest odwagą/akceptacją. Porzucać opór, uwalniać emocjonalność, uwalniać przywiązania, przepracowywać pozycjonalności, poddawać korzyści z trzymania się tego wszystkiego, etc. To kawał wewnętrznej roboty!
A w trakcie nie popaść w pozycjonalność, że coś jest złe! Nic z tego nie jest złe. To jest jakie jest i związane są z tym konsekwencje.
Konsekwencje te znasz na własnej skórze.
A teraz wróćmy do terapeutów, którzy mówią, że z pożądaniem można się tylko zmagać do końca życia, bo seksoholizm to choroba pierwotna…
No jeśli pozostaniemy na poziomie świadomości bliskim 100, to oczywiście, że będziemy się zmagać, gdyż terapeuta nie rozumie, że dla poziomu 100 szybkie wkroczenie na poziom 125-150 to odczucie jak wybawienie. Ale po każdej sesji z porno spadamy niżej i niżej. Nie dziwne, że walczymy, i to coraz mocniej, by ponownie “wdrapać się” na poziom 125. Nasze życie faktycznie zaczyna wtedy wyglądać na tragiczne. Bo to czego pragniemy jest nam osiągnąć coraz trudniej i coraz łatwiej i szybciej to tracimy.
Dlaczego wiecznie czujemy się winni? Bo mamy masę stłumionej winy, którą projektujemy na siebie, na świat. Winy, której się opieramy, którą wypieramy, którą staramy się stłumić, z którą się zmagamy. I przez pryzmat której oceniamy siebie i swoje życie (w tym konsekwencje swoich działań, z których większość jest nieświadoma, w tym nie jesteśmy świadomi sprawy najwyższej wagi – własnych intencji). A to powoduje jeszcze więcej winy.
Dalsza niedojrzałość emocjonalna pozostawia człowieka albo w pogłębiającym się uzależnieniu i cierpieniu, albo wymusza wieczną walkę. No ale pytanie dlaczego więc nie dojrzeć w tym temacie?
A jak stać się w czymś lepszym? Jakie są konkretne kroki?
Jeśli nie chcesz zacząć żyć lepiej, dojrzalej, bardziej świadomie, mądrzej, bardziej odpowiedzialnie, no to nie ma cudów, które wyleczą Cię z uzależnienia. Jeśli dla Ciebie ważniejsze jest wstydzenie i obwinianie się za błędy, niż spokojne wyciąganie wniosków, nauka, rozwój, no to żadna tajemnica, że Ci się źle żyje. A potem sobie jeszcze tłumisz niekomfortowe, niechciane uczucia pornografią i przy okazji niszczysz sobie mózg i obciążasz psychikę. I dalej wpatrujesz się w mentalny bełkot, który non stop racjonalizuje i projektuje rosnące zaniedbania.
No ale mało który specjalista rozumie z czym wiąże się uzależnienie i czego konsekwencją jest. To jedna z wielu zalet pracy przez internet – każdy może wybrać pełną anonimowość i opowiadając o swoim życiu anonimowość może zostać dochowana w 100%. Dzięki temu bardzo wielu ludzi się przede mną w pełni otworzyło i podzieliło tym jak naprawdę żyli. Mówili mi, że nigdy z nikim się o tym nie dzielili, wliczając swoje żony/mężów i terapeutów.
Dlatego też nie mogło się im poprawić. Bo nikt nie znał szerokiego kontekstu życia tych osób. A ja go znam nie tylko z życia wielu, wielu uzależnionych ale też ze swojego życia, bo sam to przeszedłem. Sam tak żyłem.
Szczerość, odwaga, otwartość to również postawy niezbędne do wyzdrowienia przez mądre wdrożenie ich NA STAŁE do swojego życia.
Jeden z tysięcy przykładów szczerości, odwagi i otwartości – jeśli podoba Ci się kobieta, to podchodzisz i mówisz jej, że Ci się podoba, proponujesz wspólny spacer, kawę, taniec, etc.
Nie wstydzisz się tego i sam też jesteś szczery względem siebie – “Podoba mi się ta kobieta, mam ochotę z nią zatańczyć i ją pocałować”.
Albo mówisz to samo, tylko bez słów – oczami, mową ciała.
A jak nie wiesz o czym rozmawiać, to się zapytaj kobiety o jakich tematach lubi rozmawiać i powiedz o jakich Ty lubisz.
Czy podoba Ci się to pragnienie, ta cała sytuacja?
Co czujesz, gdy sobie to wizualizujesz? Tylko nie uciekaj w fantazjowanie od tego, co poczujesz. Nawiąż świadomy kontakt z tymi uczuciami. Pozwól się im ujawnić. Niech się pojawią. A Ty je zaakceptuj dokładnie takimi jakimi są. Niech płyną. Puść się ich. Nie szukaj dla nich racjonalizacji. Nie stawiaj im oporu. Nie osądzaj ich. POZWÓL im odejść.
Oczywiście JAKOŚĆ tego, co robimy także ma bardzo szeroki wymiar. Od jakości naszych starań wiele zależy. Zaś jakość poprawimy w praktyce i dzięki rozsądnej analizie. Nie emocjonowaniem się.
Jeśli nie wybierzesz szczerości, odwagi i otwartości, by się tym cieszyć w sobie oraz by podzielić z kobietą, no to nigdy nie nawiążesz fajnej relacji. Innymi słowy – brak wyboru pozytywnych aspektów siebie nie da Ci pozytywnych konsekwencji w życiu. Banie się i wstydzenie zawsze doprowadzi do braków i bólu.
Jeśli dalej chcesz się bać i wstydzić, no to związane są z tym braki i ból. Bo to konsekwencje.
A potem co się stanie? Pewnego dnia zobaczysz jak inny mężczyzna ze spokojem, radością i swobodą podchodzi do ładnej kobiety i razem opuszczają imprezę. Co poczujesz? Wstyd, winę, żal, ból. I co z tym zrobisz?
No jeśli sukcesy innych ludzi odbierasz przez niechęć, wstyd, opierasz się, zazdrościsz, jeszcze umniejszasz sobie i nie chcesz tego skorygować, to także niczym dziwnym jest, że jest Ci źle, nic się nie poprawia i jest coraz gorzej. Mądrość buddyjska – “nie ma usprawiedliwionej urazy” ma tysiące lat i nadal jest tak samo aktualna. A nawet można rzec, że bardziej, bo nadal praktycznie nikt nie wybacza, nie rezygnuje z uraz, nie przepracowuje pozycjonalności, z których urazy w ogóle wynikały.
Wyparcie złości na kogoś czy jej stłumienie to nie wybaczenie. Jeśli nigdy nie stanąłeś/stanęłaś w 4 oczy ze swoją wściekłością na kogoś, tylko z jakichś powodów się ona nie pojawia, to problem nadal jest aktualny. I pewnie niedługo Cię ktoś przyciśnie. A może już przyciska od miesięcy czy nawet lat?
A jak ktoś spłyca ludzkie życie do poziomu, że seksualność jest kompulsywna i to normalne, że to zwyczajne pożądać i można się tylko temu opierać, no to jakby spłycać jedzenie do jedzenia rękami, obżerania się, wpychania do ust wielkich kawałków, krztuszenia się, wypluwania pod siebie, etc.
Seksualność to troszkę więcej, niż tylko pożądanie i wciubianie penisa w kobiety. A jak tego nie chcemy, to tytaniczny opór i wstydzenie się erotycznych myśli, obwinianie za nie…
Jeśli ktoś dostrzeże, że masturbuje się za każdym razem, gdy jest zestresowany, to dlaczego terapeuci twierdzą, że zajęcie się przyczyną – w tym przypadku stresem – nie pomoże w temacie masturbacji? Ano dlatego, bo zapewne nigdy nikomu nie pomogli ze stresem. Bowiem sami nie rozumieją z czego stres wynika i co można zrobić. No ale dlaczego więc nie stwierdzili zgodnie z prawdą, że nie wiedzą i że nie potrafią pomóc?
Dlaczego nawet terapeuci się okłamują – dlaczego jak uzależnieni mówią, że się nie da/nie mogą, gdy prawda brzmi – nie chcą/nie umieją/nie wiedzą?
Nie mówię, że taki terapeuta jest zły, ani że kłamie. Być może potrafi pomóc w wielu innych kwestiach ale w temacie uzależnień i emocji powinien się jeszcze edukować. Albo zmienić podejście do swoich pacjentów, by czuli się bezpieczni, akceptowani, szanowani. I dzięki temu mogli się otworzyć. Bo także nieraz słyszałem jak pacjenci kłamali terapeutom, ukrywali fakty, przeinaczali je. Dlatego terapeuta nie znając faktów, ani prawdy, nie mógł realnie pomóc.
Wielu ludzi jest zakochanych w umyśle, w sile racjonalnego myślenia. Ludzie uważają, że wszystko można przebadać, udowodnić, pokonać myśleniem… Ale prosty temat emocji pokazuje, że umysł to po prostu niewłaściwe narzędzie, by się tym zająć. Są od tego inne, lepsze narzędzia. Tak samo jak są lepsze narzędzia do wymieszania zupy, niż wiertarka.
Ponadto szybko zobaczymy jak nieodpowiedni jest umysł w bardzo wielu krytycznie ważnych aspektach – jak wybaczenie. Jeśli mamy w sobie stłumiony żal, wstyd, winę, gniew, dumę, to co zobaczymy w umyśle na pytanie “czy wybaczysz?” Oczywiście zobaczymy – “Nie!” i różne argumentacje – a że ta osoba nie zasłużyła, a że to naiwne, a że my musimy się męczyć wybaczając, a ta osoba dalej będzie taka sama, a że ta osoba się i tak nie zmieni, itd.
I właśnie zmianę w naszym życiu wprowadzi wybaczenie POMIMO tych myśli.
Oczywiście żaden terapeuta, ani żadna logiczna argumentacja nie wymusi na człowieku aby żył bardziej dojrzałe. To indywidualna decyzja każdego człowieka, by zmienić/zacząć zmieniać to jak żyje. Bo czy wystarczy wybaczyć sobie raz czy dwa i liczyć na cud?
Wybaczać masz sobie ZA KAŻDYM RAZEM, bez wyjątku do końca życia. Bez żadnego wyjątku. Wybaczać wszystko.
Nigdy nie wiemy jaka jest zawartość naszej podświadomości. Zajęcie się jednym tematem może ujawnić kolejny i to dużo bardziej poważny. No ale zajęcie się tym jednym już nas zaprawiło. Niemniej jeśli sądzimy, że sobie coś przepracujemy przez weekend, w wolnej chwili i koniec pracy, to się poważnie mylimy.
Zajęcie się strachem w jednym obszarze może ukazać nam, że trzymaliśmy się strachu, bo za nic na świecie nie pozwalaliśmy sobie na wściekłość. Pod którą kryje się poczucie winy, pamięć bólu, gdy pijany rodzic karał nas za gniewanie się, za stawianie na swoim. Wyjdzie uraza, być może nienawiść do własnych rodziców.
A nie ktoś sobie pouwalnia troszkę emocji i trzyma kciuki czy to już wystarczy…
Niektórzy obwiniają się, że zapomnieli sobie wybaczyć po obwinieniu się…
Codziennie możesz uwolnić choć trochę emocji i odpuścić choć część oporu. Nie licz, że zmierzysz się z wściekłością i uwolnisz całą energię kryjącą się pod nią i od razu zajmiesz się pozycjonalnościami, z których wściekłość wynikła. Stawiaj małe kroki. Ale codzienne, odważne i uczciwe.
Zajmij się jednym tematem od A do Z. Gdy go zmienisz, gdy już go będziesz aktywnie, chętnie, odważnie zmieniać, dopiero wtedy rozważ czy już warto przejść do kolejnego. A jeśli pouwalniasz kapkę emocji i oporu i już bierzesz się za inny temat i po godzinie za kolejny, no to ewidentna ucieczka bez intencji realnej zmiany. Tylko wiara w jakieś hokus-pokus.
Już w Module 2 Programu WoP mówię wyraźnie, by WYBRAĆ JEDEN nawyk i zacząć nad nim pracować. A ludzie w Raportach wypisuję mi 3, 7, a czasem nawet więcej nawyków, którymi chcą się zająć.
Mają Program – odpowiednie narzędzie, z którego wystarczy skorzystać tak jak uczę. A oni robią po swojemu i sądzą, że to jest lepsze… Potem słyszę – “no bo mi się wydawało XYZ”. Wtedy zawsze pytam – no i co z tego, że Ci się wydawało? A jakie są fakty?
Wracając do maila, który otrzymałem – a co to w ogóle znaczy “kompulsywny”? Bo zdaje się, że ludzie używają tego określenia bez żadnego zrozumienia i usprawiedliwiają nim swoje zachowania. Słownik podaje następujące definicje:
kompulsywny
1. «wykonywany pod wpływem niedającego się opanować wewnętrznego przymusu»
2. «ulegający takiemu przymusowi»
Ok, to wszystko prawie prawda. ;) Ode mnie kilka faktów, które rozwijają kontekst. Nie ma wewnętrznego przymusu, który każe nam coś zrobić. To my np. tak silnie nie chcemy czuć wstydu, że wolimy setki razy upić się lub obejrzeć porno, by stłumić to uczucie. Nie ma w nas mechanizmu, który by nas do tego zmuszał. TO NASZ WYBÓR. To my tak rozumiemy wstyd i to nasze nieuświadomione postępowanie względem niego. I dlatego robimy wszystko, by nie czuć.
Paradoksalnie ludzie, którzy mówią, że nic nie czują i że nie potrafią, czują tak doskonale, że przy najmniejszym odczuciu czegokolwiek już uciekają, by to wytłumić. Dlatego sądzą, że są jakieś impulsy i przymusy.
To znaczy, że w KOLOSALNIE lepszej sytuacji jest człowiek, który pije na umór lub ogląda pornografię od wielu lat, gdyż obwinia się za błędy od człowieka, który w ogóle nie czuje winy nawet popełniając zbrodnie.
To KORZYŚĆ jaką mamy z oglądania pornografii, picia alkoholu czy korzystania z innych używek jest dla nas tak ważna i tak nie chcemy, tak boimy się, a może wręcz jesteśmy przerażeni wstydem, że gdy tylko wyczujemy go na skraju świadomości, już uciekamy i nie mamy zamiaru się zatrzymać.
Jeden z moich nowych Klientów mówi o wstydzie, że jest OBRZYDLIWY. No to wkrótce czeka go zmierzenie się z tym “obrzydliwym” uczuciem. :) I nie ma się co dziwić, że skoro tak osądzał wstyd, to robił wszystko, by go uniknąć… dosłownie wszystko.
To stłumienie emocjonalności to korzyść, której pragniemy, której pożądamy, do której dążymy za wszelką cenę. Więc ten “przymus” to nie żaden przymus, tylko nasza decyzja, z której nie chcemy zrezygnować, bo nie chcemy zrezygnować z korzyści. Tym samym nie ma żadnego przymusu, który można opanować, ani impulsu, któremu ulegamy. To nasza decyzja podjęta w pewnych okolicznościach, gdyż mamy z tego bardzo konkretną korzyść.
Kto w tym momencie jest gotów zmierzyć się z jakimś obrzydliwym uczuciem? Nikt? Ok. No to chociaż nie wmawiajmy sobie, że jest jakimś tajemniczy impuls, który nas do czegoś zmusza i nad którym nie możemy zapanować. Nie chcemy czuć czegoś niekomfortowego i tyle. MY nie chcemy. A możemy.
Na mnie ludzie uważani za normalnych i zdrowych potrafili się wściec, gdy “przycisnąłem w nich przyciski” – wyciągnąłem z nich coś niekomfortowego. Albo obrażali się, odwracali, trzymali urazę, wymagali, bym ich przeprosił. Ktoś się kiedyś na mnie zdenerwował i nawet napisał mi pełną jadu wiadomość, bo na Serwisie WoP raz w tygodniu pojawia się prośba o zapisaniu na Newsletter. I był na mnie tak zły, że musiał kliknąć na X, by zamknąć okienko.
Niedojrzała emocjonalnie jest praktycznie cała ludzkość. Przykładów emocjonalnej dojrzałości jest niewiele. Zazwyczaj są to przedsiębiorcy i pionierzy w czymś. Bo oni codziennie “narażeni” są na najwięcej emocji i radzą sobie z nimi zazwyczaj doskonale – gdyż aby osiągnąć te cele musieli się nauczyć emocjonalnej dojrzałości. Tłumienie, uciekanie, projektowanie, opór uniemożliwiałyby im realizację ich celów. Tu potrzebne były i są radykalne szczerość, uczciwość i dojrzałość.
Ilu przedsiębiorców i pionierów znamy osobiście i regularnie spędzamy z nimi czas?
No to chociaż nie wciskajmy sobie kitu, że to wina rodziców, że jesteśmy niedojrzali emocjonalnie. Bo ilu przedsiębiorców i pionierów znali oni?
Kompulsywność najczęściej dotyczy emocjonalności, gdyż wszystko co stłumimy, wyprzemy, wyprojektujemy i tak cały czas w nas jest i czujemy to dalej mniej lub bardziej świadomie. I chcemy pozostać tego nieświadomi. Dlatego robimy wszystko, by pozostać nieświadomymi robiąc rzeczy nawet najbardziej szkodliwe, głupie, bolesne. Albo przekonujemy siebie, że źródłem tego jest coś/ktoś w świecie. Człowiek aby tego nie czuć potrafi odmawiać sobie w życiu wszystkiego. Potrafi nawet wybrać apatię, całkowitą bezsilność, by nie narazić się na odczucie czegokolwiek.
Jeśli człowiek, który to robi nie jest totalnie świadomy, no to i terapeuci badający taką osobą również nie są świadomi z czego wynikają takie zachowania. Bo prawdziwe powody są ukrywane, gdyż w ogóle człowiek nie chce, by były znane.
A jeśli terapeuta też sądzi, że emocje i np. stres biorą się ze świata, no to ich wspólna praca będzie tylko pogłębiała urojenia jednego i drugiego.
Dlaczego uzależniony często nie chce słyszeć, że jest odpowiedzialny za swoje życie? Bo to oznacza, że już obrzydliwych, przerażających uczuć nie będzie mógł na nic i na nikogo przelać. Pozostanie się mu z nimi zmierzyć. Fajnie, co? :)
Wymyślono więc sobie jakieś “wewnętrzne przymusy” czy “impulsy”, nad którymi ludzie próbują panować. Albo mówią sobie, że pozostaje im walka do końca życia. Ajaj.
To już tak sobie ludzie wbili do głów, że nie widzą różnicy w “ignorowaniu myśli” od “prób kontroli myśli” i “prób niemyślenia”.
Dlatego zalecam patrzeć na myślenie jak na wiatr. Wieje wiatr. I co? My go wiejemy? No nie. Nikt wiatru nie wieje. Więc dlaczego mielibyśmy się nim zajmować? My nie myślimy. Więc dlaczego mielibyśmy się zajmować myśleniem i myślami? Ty się masz na czym innym skupić, nie na myśleniu. Myśli masz ignorować, bo to tylko bełkot racjonalizujący zaniedbaną emocjonalność. Nic więcej. Nie da Ci nic, niż tylko kolejne powody do emocjonowania się. Ale każdej, nawet najbardziej absurdalnej i szalonej myśli możesz nadać wartość – wyprojektować znaczenie. I tak ludzie robią – sądzą, że nie są warci, że nie zasługują, że się nie uda.
Wpatrują się w to i w tym czasie – myk! myk! myk! – podjęte, całkowicie nieświadomie decyzje, by uciekać, tłumić, opierać się, projektować.
No właśnie – taka myśl – “boję się zmiany, bo może mi się nie udać”. I tyle! Osoba widzi sobie taką myśl, nadaje jej znaczenie i sądzi, że to jest rzeczywistość. I już sądzi, że lepiej nic nie zmienić, bo się może nie udać. Ale nie ma konkretów – co ma się nie udać? W jaki sposób? Coś się samo z siebie nie uda i tyle? No smutny los i można tylko załamać ręce?
Nie ważne! Ważne, że uczucie jest niekomfortowe i już można dać sobie pozwolenie na jego unikanie i stłumienie.
Jak coś spieprzysz, to wyciągnij wnioski i dokonaj zmian, napraw szkody, przeproś, wybacz, weź na klatę konsekwencje. Ale jeśli wolisz taplać się w obwinianiu, wstydzie i żalu, no to witamy po “bolesnej stronie życia”. Będziesz “po niej” tak długo, jak długo będziesz tak podchodzić do życia.
Ale ludzie wolą np. sądzić, że Bóg ich nie kocha. “Och, Boże, dlaczego w moim życiu nie dzieje się nic dobrego!? Dlaczego nic mi nie dajesz!?” No ok ale kto się traktuje każdego dnia jak najgorszą podłotę, zgadza się z każdą negatywną myślą i trzyma się emocjonalności jak alkoholik piersiówki?
Dlaczego uciekamy w pożądanie i nazywamy to kompulsywnymi zachowaniami? Bo pożądanie jest dużo wyższym stanem energetycznym, niż wstyd, wina, apatia, żal i strach.
Chcemy tego pożądania, bo nim “nadpisujemy” stany niższe. A potem się z nim zmagamy… Czyli tak jak mówiłem o nudzie – chcemy pokoju, a gdy go mamy, to go osądzamy i zaczynamy się z nim zmagać… Albo pragniemy zmian, a gdy czujemy energię pożądania – energię odpowiednią, by działać, to albo się jej wstydzimy, albo ją z siebie bezproduktywnie wywalamy.
Niezależnie jak żyjesz, doświadczysz tego konsekwencji. Bezosobowych. Bo taka jest natura życia na tej planecie.
Zamiast modlić się o wybaczenie Boga, módl się, by Bóg pomógł Tobie wybaczyć samemu/samej sobie. Bo jedyny, kto Cię wini i karze, to Ty sam(a) siebie. A jak się obwiniasz, karzesz, wstydzisz, no to oczywiście, że pożądanie jawi się Tobie niemal jak zbawienie od tego wewnętrznego piekła.
Ale to nie piekło, tylko ważne informacje o niezbędnych korektach wewnętrznych.
Jak w szkole dostaniesz jedynkę, to brama do piekła czy informacja o słabym przygotowaniu? To kara czy konsekwencja?
Zaobserwuj jak żyjesz. Czy nie jest to jeden dzień przeżywany setki, tysiące razy?
Bardzo często rozmawiam z ludźmi jak próbowali rozwiązać przeróżne problemy w swoich życiach. I gdy zadaję im pytanie – “Czy podjąłeś się stu różnych prób, czy jednej, tej samej próby sto razy?”, to jaką odpowiedź zawsze dostawałem? Oczywiście była to jedna próba powtarzana nawet setki razy.
Dlaczego tak? Bo intencją nie była zmiana, ani nowe doświadczenia. Tylko jakieś minimalne starania, by poczuć się troszkę lepiej. A nie trwałe korekty, nie zmiana siebie.
Jeśli zależeć Ci będzie tylko na “dobrych” uczuciach, to niczego nie naprawisz w swoim życiu.
Gdy podejmowali się jakiejś próby, zaczynali czuć się lepiej. I gdy tylko poprawiało się im samopoczucie, porzucali starania. I potem stan wracał do tego, co zwykle. Jak się użalali i grali ofiarę, to było jeszcze gorzej.
Bo to nadal było tylko zmaganie, by zmienić swoje samopoczucie i tyle. A nie praca nad sobą, nad swoją świadomością, nad swoim życiem – czyli tym, co niekomfortowe. To tylko w kółko zajmowanie się uczuciami. Zaś to jest syzyfowa praca. Bo emocje wynikają ze świadomości, a z emocji wynikają myśli. Jedna emocja może być źródłem setek najróżniejszych myśli.
I emocje też są zmienne. W kwadrans stan emocjonalny może zmieniać się wielokrotnie!
Zajmowanie się myślami i emocjami bez pracy nad świadomością i nad pozycjonalnościami nie przeniesie zmian ani w sferze emocji, ani myśli. Ani w życiu.
I kierowanie się emocjami też nigdzie Cię nie doprowadzi. Bo aby osiągnąć w czymś znaczący sukces, trzeba najczęściej starać się tysiące godzin, a minimum setki. I w trakcie doświadczysz masę niekomfortowych uczuć. A jeśli Ty porobisz coś godzinkę, potem poczujesz opór (bo sam go nieświadomie zaczniesz stawiać) i już porzucisz działanie, albo porobisz coś godzinę i gdy poczujesz się lepiej, to też uznasz, że wystarczy, to nigdy nie stworzysz w swoim życiu nic nowego, dobrego, znamienitego, trwałego.
Jeśli dalej będziesz wierzył, że kobieta może Cię odrzucić lub zranić, no to nigdy nie poczujesz się spokojny, pewny siebie, ani radosny. Tylko taki mały szczurek, który próbuje uszczknąć sztuczkami troszkę serka dla siebie, gdy kot nie patrzy.
Za Twoje uczucia odpowiadasz wyłącznie Ty. Nikt inny nie może Ci ich ani dać, ani spowodować.
A jeśli czas poświęcasz, by ich nie czuć i non stop wpatrujesz się w umysł, a tak same dramaty, potencjalne tragedie, straty, ubolewanie, użalanie, zazdrości, itd. i tak sobie siedzisz nudząc się, a po godzince czy wcześniej/później decydujesz się na porno, no to naprawdę nie potrzeba 20 lat terapii, by dostrzec w czym jest problem.
Jak pojawi się niekomfortowe uczucie i już ręka leci do spodni, no to też możesz się zmagać z tajemniczymi, “niepowstrzymanymi impulsami” lub stać się świadomym uczuć, od których uciekasz, przestać od nich uciekać i zacząć szukać co z tym fantem począć.
Jeśli cały czas uważasz, że czegoś Ci brakuje, że jeszcze musisz się czegoś dowiedzieć, przeczytać… to oczywista ucieczka. Nie ważne czy dotyczy to emocji, uzależnienia, randkowania. Kiedyś trzeba zacząć to robić. Podjąć decyzję. Pomylić się raz, pięć razy, dziesięć, sto… Poczuć emocje, na pewno też ból – przynajmniej trochę. To normalne.
No ale gdy pojawia się jakieś uczucie, a Ty od razu stawiasz opór, napinasz całe ciało, czujesz jak robisz się gorący/a, robi Ci się zimno na karku, nerwowo zaczynasz się rozglądać gdzie znajduje się źródło tego zagrożenia, a umysł wymyśla przerażające myśli, że zaraz stanie się coś złego, a Ty od tego uciekasz… no to też nie potrzebny jest Karl Jung, by zdiagnozować problem. Stój gdzie stoisz, pozwól temu uczuciu się pojawić i pozwól mu się wyczerpać. W tym czasie ignoruj mentalny bełkot i odpuszczaj opór.
Albo zmagaj się z tym przez resztę życia i niszcz sobie mózg pornografią wmawiając sobie, że rozładowałeś/aś to uczucie.
Następnym razem, gdy zobaczysz zawinięty róg prześcieradła i poczujesz “nieodparty impuls”, by go poprawić, to nie poprawiaj go, tylko pozwól sobie odczuć nadchodzące uczucie. Nie uciekaj od niego. Nie wciskaj sobie kitu, że chodzi o prześcieradło i wrażenia estetyczne. Zwiewasz od tego, co wyciąga z Ciebie już prześcieradło. Najwyższa pora przestać uciekać. Róg prześcieradła poprawisz jak nie będziesz miał(a) względem niego ŻADNYCH uczuć i przymusu.
Ale jeśli wolisz żyć jak niewolnik prześcieradła, to nie dziw się, że i inni ludzie owijają Cię wokół palca, a Ty wiecznie się czujesz słabo i niepewnie.
Szukaj okazji do mierzenia się z tym, co czujesz.
Jeśli motywujesz się tylko oporem, strachem i poczuciem winy – muszeniem, no to też nie zabrniesz w fajne, przyjemne miejsce w życiu. Bo fajne, przyjemne życie pozbawione jest tego wszystkiego.
Jeśli zaś jesteś jedną z osób, która wściekła lub bezsilna mówi – “Próbowałem wszystkiego – terapii, uwalniania, medytacji, byłem/am na różnych warsztatach i nic nie pomaga”, to ja się pytam – pomaga WZGLĘDEM CZEGO? Czy rozpoznałeś/aś przyczyny swoich problemów?
Przypomnę po raz kolejny –
uzależnienie to KONSEKWENCJA, a nie przyczyna.
Przyczyną tego jak żyłeś/aś i jak żyjesz. A tego nie zmienisz sztuczkami, sposobami, warsztatami. Warsztat może Cię czegoś nauczyć, możesz poznać jakąś metodologię, możesz poznać coś nowego. A potem “wracasz” do swojego życia. I co dalej?
Twoje życie to “poligon”, który Cię testuje cały czas.
Znany jest efekt “wow” doświadczany na warsztacie. Jesteśmy w energii grupy i, przede wszystkim, trenera. Czujemy się fantastycznie, wszystko jest możliwe! Wszyscy się dopingują, krzyczą, klaszczą. Wspaniale! A potem wracamy i ten stan utrzymuje się tydzień, max dwa. I wracamy do stanu energii sprzed warsztatu. Bo jeśli sądziliśmy, że dzięki warsztatowi uciekniemy od czegoś niekomfortowego w swoim życiu lub unikniemy zajęcia się tym, to niespodzianka – to niemożliwe.
A jeśli ktoś zapyta – “Czyli jak zmienić to jak żyję?” – to już w tym pytaniu zawarty jest problem.
Nie ma “żyję”. Potrzebne są konkrety. Żyjesz – to się dzieje samo. O to nie musisz się martwić. Natomiast jakość Twojego życia ewentualnie jest degradowana przez coś, co robisz, jak coś postrzegasz, jakie masz intencje – jaką wybierasz względem tego świadomość. A robisz to, bo w pewnych okolicznościach uważasz to za najlepszy wybór.
Stając się świadomym/ą swoich uczuć, staniesz się świadomy/a sygnałów płynących z Twojego ciała. Czyli informacji. A informacje te zazwyczaj dotyczą jakichś problemów.
Gdy więc dostrzeżesz, że silnie zaciskasz szczęki, to informacja o opieraniu się ekspresji czegoś – najczęściej gniewu, żalu i potrzeb, pragnień czy marzeń. Kiedy to robisz? Dlaczego?
Gdy poczujesz jakby napięcie lub przygniecenie w klatce piersiowej na wysokości serca, to informacja, że najprawdopodobniej opierasz się miłości i wybaczeniu. Kiedy to robisz? Dlaczego?
Ludzkie ciało to m.in. maszyna biologiczno-informacyjna, czyli taka, która daje NAM biologiczne informacje zwrotne O NAS.
A nie taka bidulka łapiąca tylko bakteryjki z powietrza.
Na koniec przytoczę jeszcze bardzo mądre i ważne słowa –
“Ty mi nie mów jakimi sposobami zdrowiejesz. Ty mi powiedz jak żyjesz”.
Innymi słowy – nie zapominaj żyć. Nie zastępuj życia wiecznymi ćwiczeniami, warsztatami czy – jak to często słyszę – dążeniami do bycia najlepszą wersją siebie.
“Najlepszą wersją siebie” nigdy nie przestałeś/aś być, tylko w czasie życia niepotrzebnie nazbierałeś/aś syfu, z którym się męczysz i szamoczesz. Gdy się z tego oczyścisz, to co pozytywne ujawni się samo.
A poza tym brak akceptacji tego jaki/a jesteś teraz już sam z siebie uniemożliwia zmianę.
Odpuszczenie oporu przed działaniem i podjęcie decyzji zajmuje sekundę, a nie kilka tygodni warsztatów. Jeśli zaś się uprzesz, to te kilka tygodni warsztatów może pomóc Ci dojść do przyczyny niechęci – czego nie chcesz, czego próbujesz uniknąć.
Terapia to nie coś, co się zaczyna po wejściu do gabinetu i kończy na wyjściu. To coś, co ma trwać 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu w Twoim życiu.
Bez integracji informacji, wiedzy, ćwiczeń, narzędzi nie ma co liczyć na zmiany.
Spacer to nie żadna technika, ani sposób na cokolwiek. Spacer to może być fajny, przyjemny element Twojego życia. Jest naturalny i dlatego zdrowy, bo to kontakt z naturą, to ruch na dworze. Czyli to robienie tego, co normalne w normalnym miejscu. Nie ma żadnego celu poza fajnym spędzeniem czasu – to życie dla samego życia. Wcale nie musisz zawsze coś ze wszystkiego mieć.
W trakcie nie masz myśleć o czymkolwiek, ani kombinować na żaden temat. Jesteś. Spacerujesz. To wszystko. Nic nie musisz.
Ucz się żyć bez oporu względem czegoś i bez przywiązywania się do niczego.
Nie bądź ani “za”, ani “przeciw” czemukolwiek. Zobaczysz jak szybko staniesz się spokojny/a. Dopiero ze stanu spokoju podjąć możesz naprawdę mądre decyzje.
Idź na spacer. Teraz. Dlaczego nie? Po co? Po nic. Spacer dla samego spaceru.
Odpuścisz kapkę oporu i prób kontroli każdej chwili. Idź cieszyć się chwilą bez żadnego “muszę”. Spodoba Ci się drzewo? To podejdź obejrzeć je z bliska. Dotknij je. Jest ładne niebo? To stań i poobserwuj je 5 minut. Fajnie wieje chłodny wiaterek? To stań lub usiądź, zamknij oczy i ciesz się wrażeniami, gdy wiatr muska Twoje ciało.
Dotknij trawy gołymi dłońmi. Zdejmij buty i skarpety/rajstopy i podreptaj po trawie i ziemi. Skupiaj się na wrażeniach płynących z Twojego ciała. Naprawdę nie potrzebujesz garniaka, ani sukni galowej za 17 000 zł, by poczuć się dobrze w swoim ciele.
Jak Ci ptak narobi na koszulkę, to się nie denerwuj, nie wygrażaj niebu, tylko podziękuj. ;)
Oczywiście nie zostaniesz lekarzem bez ekstensywnej praktyki. Każda dyscyplina związana z wykorzystaniem ciała wymaga regularnych ćwiczeń. Ale umiejętności i zdolności to jedno. Ty to drugie.
Czy nauka dodawania zmieni Ciebie? Potrafisz dodawać i tyle. Możesz dodawać najlepiej na świecie. A to jaką jesteś osobą to zupełnie inny temat.
Niemniej pewne prace i czynności (całkiem sporo) wymagają zmiany naszego nastawienia i tego jak żyjemy. Jeśli chcesz zostać informatykiem, to jakość Twojego życia musi uwzględniać koncentrację na problemie, dążenie do rozwiązania, a także pewną dojrzałość emocjonalną, by nie uciekać w mentalizację, gdy coś poczujesz i być ciągle skupionym/skupioną na tym, co robisz.
Do tego by pracę informatyka wykonywać sprawnie, trzeba będzie zrezygnować z oporu, fantazjowania, mentalizowania. No bo będziesz pisać kod przez 8 godzin i okaże się, że nie zadziała. Co wtedy? Rozpaczanie?
Szukasz błędu i czasem znalezienie błędu zajmie więcej czasu, niż napisanie kodu. I będziesz grać ofiarę za każdym razem? Denerwować się, obwiniać siebie, nienawidzić? Opierać się sytuacji, a potem oglądać porno? W ten sposób daleko nie zajdziesz.
Kariera sportowa, szczególnie w sporcie grupowym też wymaga praktyki i nie tylko oczywistych umiejętności fizycznych i odpowiedniego nastawienia mentalnego. Przede wszystkim musisz także uczyć się współpracy, musi Ci zależeć nie tylko na osobistym sukcesie ale na sukcesie całej drużyny. Inaczej to Ty będziesz tym, który grzebać będzie potencjalne sukcesy wszystkich. W konsekwencji także własne. Trzeba więc zrezygnować z egoizmu. Krok po kroku. Przestajesz więc brać i zaczynasz dawać.
Tak jak z pracą. Idziesz do pracy niechętnie, masz gdzieś sukces firmy – byle tylko Ci płacili. Nie dziwne, że Ci w tej pracy źle, że się zmuszasz, denerwujesz pod byle pretekstem. Jak nie zależy Ci na miejscu pracy, ani grupie, to będzie Ci źle w tym otoczeniu i towarzystwie, a towarzystwu będzie źle z Tobą.
Ile osób jest gotowych przyznać, że nie z ich pracą jest problem, tylko z nimi?
Musisz przestawać grać ofiarę – to zawsze WARUNEK KONIECZNY jakiejkolwiek zmiany na lepsze.
Bo to nie jest rzeczywistość. Konieczne jest przestać stawać się w roli ofiary i wybierać bycie autorem.
Czyli – nie: “TO mi się przytrafiło”, “TO mi się stało”, “TO oznacza XYZ (coś negatywnego)”.
Przestań brać to, co się dzieje dla siebie i przestań sądzić, że ma to jakiekolwiek znaczenie, ani tym bardziej, że to znaczy coś o Tobie.
Zamiast tego – tak: “JA wybieram znaczenie tego dla mnie”, “JA to obserwuję i PODEJMUJĘ DECYZJĘ, by nadal temu taką wartość”.
Innymi słowy – zamiast “stało się TO”, mówisz – “stało się COŚ i JA to postrzegam w taki sposób i JA nadaję temu taką wartość: …”.
Nie coś tworzy Ciebie, tylko Ty tworzysz to jakimś dla siebie.
Jeśli kobieta powie Ci “nie” lub zacznie się śmiać, to czy to cokolwiek znaczy? To NIC nie znaczy. Tylko bardzo wygodnie na to wyprojektować swoje zaniedbania i niski poziom rozwoju. To jedno z najczęstszych kuszeń, by to zrobić.
Pamiętaj, że każda decyzja wiąże się z konsekwencjami, które są bezosobowe i nieuniknione. Jeśli dzisiaj przesiedzisz dzień przed komputerem choć wiesz, że inne działania byłyby wskazane, no to jesteś ofiarą czy autorem tego? Jakiś impuls Cię do tego zmusił? Obezwładnił? Jaaaaaaasne…
Ty wybierasz. I jeśli nie odkurzysz, to kurz jest karą czy konsekwencją?
Dlaczego ma to tak wielkie znaczenie? Bo w rzeczywistości oczywiście jesteś autorem wszystkiego w swoim życiu. A zmienić można tylko to, co istnieje, co jest rzeczywiste. Jeśli uwierzysz w nieprawdę, to nie masz szans na poprawę.
Wiara w to, że jesteśmy ofiarą uniemożliwia zmianę. Nie dlatego, bo rzeczywistość jest smutna, tragiczna, tylko dlatego, bo wierzymy w bzdurę, w kłamstwo. Wierzymy w brak prawdy.
Nie ma już – “Przytrafiło mi się coś smutnego”, ani “TO jest smutne”, tylko – “Dzisiejsze doświadczenie oceniłem/am jako smutne” lub “Na dzisiejsze doświadczenie wyprojektowałem/am swój smutek”.
Nie ma już – “Czułem/am opór/napięcie i żeby sobie ulżyć obejrzałem/am porno”. Opór to Twój wybór. Używanie własnego wyboru (oporu) i jego konsekwencji (napięcia) jako pretekstu, by odpuszczać działanie, to niedojrzałość. I Ty również za to odpowiadasz. Ani opór, ani napięcie, to nie coś, na co sobie możesz zwalać odpowiedzialność.
Tak jak rozmawialiśmy – nic w świecie nie jest straszne, wliczając śmierć. Wszyscy mają opinie o śmierci jakby byli względem niej ekspertami. A prawda jest taka, że nikt nie ma pojęcia czym jest śmierć, o co chodzi, dlaczego, co potem, etc. Więc dlaczego na śmierć projektujemy masę wstydu, winy, żalu, strachu, a nawet gniewu? Może pora nareszcie przestać i zaakceptować, że i tak nas to czeka i tak? Gdyby śmierć była zła, to nie byłaby naturalnym elementem życia.
Ale oczywiście możemy sobie wyobrażać, że SKORO śmierć jest naturalnym elementem życia, TO ZNACZY, że życie i świat są straszne…
Możemy sądzić, że skoro jesteśmy uzależnieni i mieliśmy przykre doświadczenia, to życie jest… no właśnie – za jakie uważamy życie, świat?
Pamiętajmy –
doświadczamy KONSEKWENCJI.
Zaś ludzie nie rozumieją konsekwencji i nazywają je przyczynami i nazywają to smutnym losem.
Ale to KONSEKWENCJE naszych decyzji. A to oznacza, że my i tylko my kształtujemy nasze doświadczenia.
Jeśli podszedłeś dzisiaj do 100 kobiet i usłyszałeś 100 “nie”, to Ty tworzysz to doświadczenie dla siebie. Co to oznacza wybierasz Ty. Możesz wybrać, że to oznacza, że jesteś do niczego. A możesz wyciągnąć wnioski, przeanalizować czego się nauczyłeś i stać się w tym lepszym. I być wdzięcznym za każde “nie”, które usłyszałeś.
Ludzie mówią, że nie mogą czegoś, bo czują opór. Ale opór to konsekwencja tego, że najpierw wybrali niechęć względem tego.
Tak, możesz przyjść do domu, w którym cały czas są kłótnie i nienawiść do siebie. Ale całe znaczenie i wartość tego doświadczenia dla siebie nadajesz Ty. I każdy inny również to robi dla siebie.
Samo z siebie to nie ma żadnego znaczenia i żadnej wartości. Ty je kreujesz dla siebie.
Więc KOLOSALNYM błędem jest mówić – “moi rodzice się nie kochają I TO OZNACZA, że…”. Tak nie jest. To, że się nie kochają nie oznacza NIC. Ty decydujesz co to oznacza dla Ciebie.
Może to oznaczać, że rodzice dali Ci piękną lekcję jak wygląda relacja, w której nie występuje miłość.
Możesz nadać temu budujące znaczenie, dzięki któremu nie tylko nie będziesz cierpiał(a) ale też będziesz mógł/mogła zrozumieć swoich rodziców, wybaczyć im i kochać ich takimi jakimi są. Nawet jeśli sami tego nie potrafią.
Kilka tygodni temu komentowałem Raport mojego klienta, który opowiadał mi, że od ok. 20 lat obwinia swojego tatę o własne uzależnienie. Całe nastoletnie i dorosłe życie jest święcie przekonany, że jest uzależniony przez tatę. Ale historia, którą mi przedstawił wskazywała na coś zupełnie innego.
Gdy po raz pierwszy nakrył on swojego tatę na oglądaniu pornografii (sam tata też jest od tego uzależniony), dostał porządne lanie. Jego tata tylko w ten sposób potrafił edukować swojego syna – lał go i krzyczał. Nie potrafił inaczej. Ale to, co chciał przekazać swojemu dziecku to – “nie rób tego”. Jednak on tego nie zrozumiał. Całe życie zwalał odpowiedzialność na tatę i grał ofiarę.
Czy ten mężczyzna wybierze spokój, a nie swoją rację – czy przestanie robić to, co uważał za słuszne przez 20 lat swojego życia – to w pełni jego decyzja.
Tak jak i każda Twoja w Twoim życiu.
Jeśli chcesz coś nareszcie zmienić – patrz na fakty, na prawdę. Nie na wścibskie względem siebie ubarwienia, nie przez emocjonowanie się.
Patrz na fakty takimi jakimi są. Bo wtedy automatycznie dostrzeżesz rozwiązanie.
Jeśli nie masz i nigdy nie miałeś dziewczyny, to czego Ci brakuje, by zacząć rozmawiać z kobietami, stawiać krok za krokiem w stronę relacji seksualnej? Zrób tego listę. Bez ubarwiania, bez emocjonowania się. Jak masz braki w pewności siebie, to co stanowi składowe tego braku? Do każdego dopisz rozwiązanie – np. codzienna praktyka rozmów na dowolne tematy. Zrób listę tematów. Jeśli problemem jest jakaś emocja, to wiesz już z tego Bloga co robić z emocjami. Jak nie, to poszukaj.
Tak działaj – każdy problem da się rozwiązać, gdy podzielisz go na mniejsze problemiki.
Tak samo planuje się wielkie cele w życiu – np. zbudowanie firmy. To także duża liczba dużo mniejszych celów, z których każdy też może mieć jeszcze mniejsze.
To samo tyczy się uzależnienia. Wyzdrowienie z uzależnienia ma składowe, a każda z nich ma również swoje.
A nie “rzucam uzależnienie”. To praktycznie nigdy nie kończy się żadnymi konkretnymi efektami.
Jak nie wiesz jakie jest rozwiązanie, to piszesz – “Nie wiem”. Zero emocjonowania się. Akceptujesz to, że nie wiesz. Nie ujmujesz sobie na żadnym etapie tego procesu. Z czasem jednak na wszystko znajdziesz odpowiednie rozwiązania. Jednak jeśli nie zapiszesz jakiego jeszcze nie znasz, to kiedy o tym zapomnisz, więc ile czasu potrzeba, byś znowu stał(a) się tego nieświadomy/a? 5 minut? Godzina?
Dlatego – RÓB PISEMNE NOTATKI.
Jeśli się boisz, że ktoś z rodziny je znajdzie i przeczyta, to się puść lęku i pozwól na to. Ważniejsze jest, byś je tworzył(a), niż jakiekolwiek pozorne korzyści z tego, że nikt ich nie zobaczy.
Więc nie ma już od dzisiaj opisywania swojego życia jako – “Mam nudne, nieciekawe życie”. Nie ma “życie”. Piszesz konkretnie – co Ci się nie podoba, dlaczego i jak możesz to zacząć zmieniać?
Od dzisiaj nie ma też odpowiedzi na pytanie – “Jak ma wyglądać moje nowe życie?” takich jak – “Żyję odważnie”. Odwaga nie weźmie się Ci z powietrza. Najpierw rozpoznaj obszary swojego życia i zagadnienia, względem których nie żyjesz odważnie. Zrób tego listę. Do każdego punktu dopisz z jakich powodów nie jesteś odważny/a. Do każdego znajdź rozwiązanie. Odwaga pojawi się dzięki usuwaniu korzeni jej braku.
I od dzisiaj nie ma też “Chcę czerpać ze swojego życia jak najwięcej”. Z jakiego to życia chcesz czerpać? Nie ma życia, z którego możesz czerpać! Idź do zwykłego warzywniaka i zacznij z niego “czerpać”. Szybko zostaniesz osadzony/a w areszcie. Idź do obcej kobiety na ulicy i zacznij “czerpać” – chwyć ją za ramię i zacznij gdzieś ciągnąć. Też szybciutko upora się z Tobą policja.
Pierwsza lepsza sytuacja pokaże Ci, że z życia się nie czerpie. Ludzie sobie wymyślają jakieś bzdurne, dziecinne fantazje, a potem się dziwią, że źle im się żyje. Życiu/światu się DAJE od siebie. Życie Ci to oddaje.
W każdej relacji szybko można zaobserwować, że strona kobieca oddaje mężczyźnie to, co jej dał. I oddaje tego zazwyczaj więcej – pomnaża to zarówno ilościowo jak i jakościowo. Więc kobieta nie “daje” jak to się wulgarnie i bzdurnie mówi, tylko oddaje. Mężczyzna daje. I to w rozumieniu jak najbardziej zdrowym.
W sklepie najpierw musisz zapłacić, następnie wybrany produkt staje się Twój.
Radości też nie zyskasz znikąd, bo jej nie ma nigdzie w świecie. Radość DODAJESZ do swojego życia, do tego co robisz. Ona się znikąd i z niczego nie bierze, więc jej też nie można czerpać “z życia”.
Z tego powinni szczególnie zdać sobie sprawę uzależnieni – oglądanie porno nic im nie daje. To, że przestają czuć to wynik (Z)NISZCZENIA mózgu – połączeń neuronalnych. A wyższy stan – pożądanie – pojawia się, bo umysł nie potrafi odróżnić rzeczywistości od obrazów na ekranie. Niezależnie jak parszywie czułeś/aś się przed sesją z porno i jak czułeś/aś się w trakcie, ostatecznie zawsze wyjdziesz na minus. Więc będzie jeszcze gorzej.
Światu/życiu/ludziom dajesz. A oni Ci wtedy coś oddają. Jak żyjemy głupio, niedojrzale, naiwnie, to zazwyczaj inni dają nam ważne, życiowe lekcje.
Oczywiście umysł nie podejmie decyzji. W nim non stop będzie tylko rozmyślanie, wątpliwości, roztrząsanie, racjonalizacje emocjonalności i oporu, etc. Decyzja ma zostać podjęta ponad tym. Przez Ciebie.
Ale ludzie nie chcą podejmować decyzji. Widać to na Blogu – np. chcą rozmawiać. Rozmawiać dla samej rozmowy. Bez intencji znalezienia odpowiedzi, rozwiązań i ich wdrożenia. Ot – pogadać. By na moment poczuć się lepiej.
Pracowałem też z wieloma osobami, które za nic na świecie nie chciały zrozumieć prostego tematu nawyków – czyli w esencji stawania się świadomym powodów sięgania po porno, korzyści oraz stawania się świadomym w sytuacjach dokonywania decyzji. Uznawali to za jakąś magiczną sztuczkę, którą jak wykonają dobrze, to zabierze uzależnienie… Nie mieli intencji zrozumieć esencji tego, o co chodzi.
Pisali mi jak to wykonywali notatki, a i tak mieli wpadki. To tak jakby mi ktoś pisał, że “pracuje z przepisem” ale nie robił potrawy. Tylko pracował z przepisem, cokolwiek to znaczy. No robił coś dla samego robienia i liczył, że mu to stworzy obiad.
Dlatego pytam – nad czym KONKRETNIE pracujesz?
Mowa o Tobie.
Nie o jakimś tajemniczym uzależnieniu. Pytam o Twoje życie. Tak, to nudne, bezbarwne, bezwartościowe, puste, które możesz wieść. Co już w nim zmieniłeś/aś? Co do niego dodałeś/aś? Z czym się zmierzyłeś/aś? Jakie cele ustaliłeś/aś i jak idą postępy? Jakie wnioski po tym czasie starań? Jak się rozliczasz? Szczerze i uczciwie?
A może wolisz bujać w obłokach powtarzając sobie popularne wierzenia:
1. To, co cię nie zabije, to cię wzmocni.
2. Jak bardzo czegoś chcesz, to się to pojawi.
3. Myśli mają moc tworzenia rzeczywistości.
Jakie zabobonne wierzenia wyznajesz i sądzisz, że po prostu robisz to za słabo?
Weźmy pierwsze – zjedz spleśniały kawałek mięsa. Nie powinien Cię zabić. I powiedz w jaki sposób ma Cię to wzmocnić?
Weźmy małżeństwo, które Ci się rozpadnie. W jaki sposób ma Cię to wzmocnić? Albo strata pracy. Albo rozerwanie sobie drogich spodni o wystający z płotu gwóźdź.
Ludzie, którzy to sobie wymyślili kompletnie nie uwzględnili fundamentu zmiany na lepsze – poszerzenia kontekstu poprzez osobiste doświadczenie.
Mało kto, kto się obwinia i wstydzi za przeszłe błędy rozumie, że widzi, że mógł postąpić czy wybrać lepiej TYLKO DLATEGO, BO WYBRAŁ GORZEJ i doświadczył tego konsekwencji, na podstawie których ZROZUMIAŁ, że był lepszy wybór, którego nie widział w przeszłości.
TYLKO dzięki temu, że patrzymy na coś przez szerszy kontekst i osobiste doświadczenie konsekwencji jesteśmy w stanie dostrzec ewentualne lepsze wybory. O ILE nie wybierzemy obwiniania się i emocjonowania tym, co sami osądzimy jako “pomyłkę”, “porażkę”, etc.
Jak ktoś nie poszerzy kontekstu, to będzie wybierał to samo nawet przez dziesiątki lat. Tak jak uzależnieni. Czy któryś uzależniony staje się coraz silniejszy dzięki oglądaniu porno? Tak się może wydawać w trakcie sesji pornograficznej czy podczas picia wódki. Ale prawdziwe konsekwencje poznajemy po skończeniu hulanki. Ludzie czują się wtedy podle, bez życia, nie widzą nawet sensu w dalszym życiu.
Punkt drugi – to w esencji wiara w znaczenie emocji. Ale emocje to energia i informacja.
Możesz napełnić bak samochodu na maksa, włączyć silnik, dociskać gaz i kręcić się w kółko. Zużyjesz całe paliwo ale czy gdziekolwiek dojedziesz? Nie. Na tym polega emocjonowanie się, trzymanie emocji – na kręceniu się w kółko.
Pragnienie – chcenie – samo z siebie nic nigdy Ci nie da. Bo to tylko energia i towarzyszące jej myśli. Wręcz możemy dostrzec, że to czego bardzo pragniemy realizuje się nam bardzo trudno, ciężko, towarzyszy nam temu niepewność, strach przed popełnieniem błędu i utratą szansy.
Pragnienie w życiu świadomym i dojrzałym to cel. Ustalasz cel i nie dajesz się skusić, by odpuścić przy trudnościach i problemach. Po upadkach wstajesz i wracasz w dążeniu do celu. Z błędów i porażek wyciągasz budujące wnioski, lekcje. Cały czas WYBIERASZ swój cel i szukasz dla niego drogi.
I DZIAŁANIE PODEJMUJESZ CHĘTNIE.
“Tajemnica” kryje się w intencji, działaniu i odpowiednim nastawieniu.
Punkt 3 – myśli nie mają żadnej mocy. Wie to każdy kto o czymś fantazjuje i tyle. To co ma moc realizacji czegokolwiek to INTENCJA.
Czy fantazjując o seksie/porno cokolwiek realizujesz? No oczywiście tylko to, na co sobie pozwolisz – zazwyczaj jest tym wyłącznie obejrzenie pornografii. I można sobie wciskać kit, że chcemy seksu. Ale czy tak jest? Nie.
Więc jeśli jesteś w pracy i się stresujesz i w tym momencie zaczynasz fantazjować o seksie, to czy te myśli mają moc? Nie. I doświadczysz konsekwencji nie wykonywania swoich obowiązków. Tym bardziej, że intencją tych fantazji jest ucieczka od czegoś.
Wcale nie chcesz wtedy seksu i Twoją intencją nie jest seks. Twoją intencją jest ucieczka. I to osiągniesz jeśli podejmiesz odpowiednie do tego działania. Być może nawet zrobisz wszystko co niezbędne – z odpowiednim nastawieniem. Ale doświadczysz konsekwencji wykonania niedokładnej pracy i nieodpowiedniej próby rozwiązania problemu, który masz.
Ludzie pisali mi, że symulowali choroby, w ogóle przestawali przychodzić do pracy czy szkoły, często brali urlopy zdrowotne, byle tylko móc oglądać pornografię. Czy myśli o polepszeniu swojego stanu ziszczały im lepsze życie? Nie. Tracili coraz więcej.
Niejednokrotnie spotkałem się z taką nieświadomością i zrzucaniem odpowiedzialności wraz z obwinianiem, że zauroczeni mężczyźni sądzili, że to kobiety ich przywiązywały do siebie…
Tak oddawali odpowiedzialność. Non stop, praktycznie przy każdej okazji grali ofiary i wykorzystywali do tego każdy pretekst.
Potrzebna jest dyscyplina, oddanie się życiu pozytywnemu. Co nie oznacza ani wypierania, ani osądzania negatywności jakie możesz przejawiać. Akceptujesz je, bierzesz odpowiedzialność, poddajesz korzyści, praktykujesz pozytywne, zdrowe, dojrzałe zastępstwo.
Wszystkie narzędzia, sposoby i techniki to wyłącznie pomoc dla tego procesu.
Już wiesz, że zarówno emocjonalność jak i myślenie może się zmienić wielokrotnie nawet w przeciągu godziny. Ale Ty od tego nie zależysz. Jeśli jednak będziesz się do tego kleił, no to i Twój kierunek będzie się zmieniał wielokrotnie w przeciągu godziny.
Jest Ci źle, bo wierzysz w i trzymasz się tego, co nie istnieje – wierzysz w iluzje. Np. uważasz, że jesteś gorszy/a i nie zasługujesz na coś lub kogoś. To nie ma nic wspólnego z rzeczywistością i dlatego czujesz się parszywie. Bo uczucia to informacje dla Ciebie. I żeby to istniało dla Ciebie, to Ty musisz oddawać temu energię, co automatycznie degraduje jakość Twojego życia zewnętrznego i wewnętrznego.
Bo to dalekie od Prawdy, która już dawno została zmieszana w masę chłamu. A człowiek nie ma zdolności odróżnienia prawdy od jej braku. Dlatego tak wiele ludzi wierzy w masę urojeń i głupot.
Kolejnym przykładem niezrozumienia są oczekiwania. Po co Ci oczekiwania? Przecież to oddawanie mocy światu zewnętrznemu i innym ludziom. Wystarczy, że będziesz miał(a) względem kogoś oczekiwania, a ta osoba ich nie spełni i już jest Ci gorzej. Być może natychmiast zaczniesz cierpieć. Nie mówiąc o tym, że oczekiwaniom zazwyczaj towarzyszy napięcie, opór, stres, niepokój i więcej nieprzyjemności. A co jest korzyścią? A złudne poczucie kontroli nad innymi, nad wydarzeniami, etc. Oraz dziecinne przekonanie, że świat powinien spełniać nasze oczekiwania i wymagania.
Wystarczy oczekiwać, że odpoczniesz na wakacjach, czyli że odpoczynek i spokój biorą się z czegoś w świecie. I wtedy byle skrzek mewy odbierze Ci spokój na cały pobyt nad morzem.
A jednak ludzie nie chcą zrezygnować z oczekiwań. Za kapkę ekscytacji oddają cały spokój i nieraz i zdrowie.
I już naprawdę na koniec jeszcze temat Boga i Jego woli dla nas.
Ego – niski poziom rozwoju, w którym utknęło ponad 80% ludzkości, ma gdzieś jakikolwiek rozsądek, prawdę, fakty, rzeczywistość na temat większości spraw. Liczy się racja i ukochane uczucia, przywiązania, pozycjonalności, myśli, etc.
Czy nie tak żyliśmy? No kto uwielbia codziennie rozpaczać nad sobą, nad swoim życiem, obwiniać, zazdrościć, nienawidzić, umniejszać sobie, traktować się bez szacunku, nie akceptuje siebie i tego, czego doświadcza, unika odpowiedzialności i non stop hipnotyzuje się mentalnym bełkotem sądząc, że myśli?
Ego chce racji i chce przeżyć. Poda Ci dowolny pretekst, by nic nie zmienić i za własne decyzji zrzuci odpowiedzialność na co popadnie. Wliczając Boga. I zrzuca od tysięcy lat.
Ale to że my się tego pretekstu łapiemy – to nasza odpowiedzialność.
Tak jak niegdyś wierzono, że klęski żywiołowe to manifestacja gniewu Boga, tak dzisiaj ludzie dalej sądzą, że m.in. choroby są tym samym…
Ogólnie ponad 80% ludzkości uważa, że Bóg jest gardzący, pamiętliwy, potępiający, lekceważący, karzący, odmawiający, mściwy i/lub obojętny. Jak Ty postrzegasz Boga? Jakie masz wobec Niego urazy?
Trudniej jest ludziom jednak dostrzec, że tacy są sami dla siebie i dla innych. Często też są tacy wobec Boga.
Ile z tych pozycjonalności jesteś gotowy/a poddać? Z jakich swoich racji jesteś gotów zrezygnować na rzecz spokoju i zdrowia?
Są tylko 4 znane mi “sposoby” na wzrost świadomości – medytacja, uwalnianie, intencja i modlitwa. Oraz ich wspólny mianownik – poddanie.
Nikogo nie zastanawia dlaczego tak kuszące jest twierdzić, że albo mamy gorsze geny, albo Bóg akurat nas nie kocha i stworzył nas gorszymi i na podstawie tego nie starać się, nie rozwijać, nie dbać i nie troszczyć się o siebie, tylko zaniedbywać?
Albo ileś tam lat schrzaniliśmy w przeszłości i już możemy zaniedbywać wszystkie kolejne?
Nikogo nie zastanawia dlaczego tak kuszące jest zwalać odpowiedzialność za wszystko na Boga? Za konsekwencje własnych decyzji, za ciało, rodziców, okoliczności urodzin, etc.?
Pamiętaj, że wszystko, za co nie weźmiesz pełnej odpowiedzialności i nie zaakceptujesz w 100%, niemożliwe będzie zmienić – poprawić.
I nie jest to żadna ezoteryka lub jakieś gadanie new-age. Wystarczy to przetestować. A raczej dostrzec, że tak jest w życiu każdego człowieka od zawsze. Te aspekty i obszary ich życia, za które kogoś obwiniają, których nie akceptują, w których nie wybrali odpowiedzialności i/lub których unikają nie ulegają poprawie, a nawet degenerują się coraz bardziej.
Przykład – sama emocjonalność. Dopóki uważasz, że emocje biorą się skądś – np. od innych ludzi, automatycznie nic nie możesz na to poradzić, tylko się zmagać i również traktujesz się jako ofiarę tych osób. No nie tak? Oczywiście, że tak. Ludzie nieraz potrzebują lat terapii, by w ogóle zacząć rozmawiać o tym co czują…
Jeśli Tobie naprawdę zależy na poprawie, no to potrzebna jest RADYKALNA szczerość i uczciwość. 100 razy więcej szczerości i uczciwości, niż do tej pory.
Oraz – to czego brakuje u większości – realna intencja wyzdrowienia.
Kilka dni temu przeczytałem w Raporcie na temat nawyków, że uczestnik WoP zmienia nawyk codziennego apatycznego leżenia rano przez kilka godzin, a potem oglądania pornografii. Wybrał zmienić ten nawyk graniem na komputerze od razu po wstaniu. Dalej w tym samym raporcie powiedział, że niegdyś był uzależniony od gier komputerowych i gdy już nie dawały mu wystarczająco dużo ekscytacji, zaczął oglądać porno.
W ogóle nie dostrzegł, że kręci się w kółko. Czego się spodziewa po takiej “zmianie”: Gry komputerowe -> porno -> gry komputerowe?
Ktoś dostrzega w tym problem? Nie on. I to jedyne na co wpadł – jedyna analiza jaką przeprowadził, jedyne czego spróbował. I oczywiście mówi, że wziął udział w WoP, by wyzdrowieć. No ale logiczne mówienie to jedno, a realne działania to drugie.
Bo każdy może sądzić, że jest ofiarą jakiegoś tajemniczego uzależnienia i próbować różnych sztuczek. Dlatego powtórzę –
uzależnienie to konsekwencja tego jak żyliśmy i żyjemy.
I tu to widzimy – niegdyś sądził, że grami komputerowymi rozwiązuje problem, który ma, a którego w ogóle nie jest świadomy, potem pornografią i teraz znowu sądzi, że rozwiąże go grami. Więc nadal zamierza żyć dokładnie tak samo. Przykro mi ale nie ma tu żadnej tajemnicy do odkrycia.
Czym Ty sądzisz, że jest uzależnienie i jak się z niego zdrowieje? Bo jeśli to zupełnie źle zrozumiesz, no to niezależnie od Twoich starań, będziesz podążać w niewłaściwym kierunku.
Cześć Piotrze. Czuje, że powoli zaczynam akceptować samego siebie. Parę razy się popłakałem akceptując ostatnio gniew i inne emocje. Staram się nie słuchać bełkotu umysłu czyli myśli skupiam się na uwalnianiu emocji z wyjątkiem pożądania, ale jestem na dobrej drodze ku wyzdrowieniu. Bardzo pomaga mi w tym medytacja. Pozdrawiam Jurek i życzę ci miłego dnia.
Cześć Piotrze.
Witaj Jurku!
Dziękuję za komentarz!
Czuje, że powoli zaczynam akceptować samego siebie.
Zapewne tak jest.
Ale co to jest akceptacja?
Akceptacja to normalny stan.
Czyli stan, w którym rozpoznaliśmy iluzje i urojenia na temat siebie i je porzuciliśmy.
To stan, w którym jesteśmy na tyle dojrzali, że już nie obwiniamy siebie i innych, tylko bierzemy odpowiedzialność – mamy świadomość bycia autorem, nie ofiarą.
To porzucenie korzyści z trzymania się negatywności i bycia dla siebie sadystycznym sędzią.
Bo KAŻDY ma w sobie takiego sędziego, który tylko czeka na pretekst.
Podlegają mu zarówno ludzie na niskim poziomie rozwoju – i oni najczęściej osądzają się non stop.
Ale też ludzie na wysokim poziomie rozwoju – gdy już im się wydaje, że są super rozwinięci i nie powinni popełnić błędów, a tu nagle BUM – prosty błąd.
Trzeba to wiedzieć – bo taki jest element życia na tej planecie – mamy w sobie sadystyczne aspekty. Bezlitosne.
Współpracuję, a raczej staram się, z mężczyzną, który ostatnio myjąc kubek lekko go sobie zarysował. Zaczął się po tym wstydzić, winić, wręcz oczekiwać na jakąś formę kary.
Tyle ma w sobie stłumionego wstydu i winy.
Parę razy się popłakałem akceptując ostatnio gniew i inne emocje.
Super!
Żal to emocja wspomagająca wewnętrzne oczyszczenie.
Zawsze gdy czujemy żal, pozwalajmy sobie go czuć i pozwalajmy mu płynąć.
Ale nie zacznijmy się go trzymać, bo wtedy żal staje się użalaniem, a użalanie się zasila emocjonalność, a nie ją oczyszcza.
Staram się nie słuchać bełkotu umysłu czyli myśli
Też bardzo dobrze!
Ale pamiętaj – nie Ty myślisz.
To znaczy, że niezależnie jak się będziesz starał to ignorować – bełkot się będzie odbywał, bo jest jak wiatr – myślenie odbywa się samo i nie masz na to wpływu.
Więc nawet po 40 latach nadal będą myśli. Tylko Ty możesz się już tak rozwinąć, że totalnie nie będziesz zwracał na to uwagi.
Trzeba rozpoznać w jakich okolicznościach wpatrywanie w bełkot staje się dla nas atrakcyjny.
skupiam się na uwalnianiu emocji z wyjątkiem pożądania, ale jestem na dobrej drodze ku wyzdrowieniu.
Dlaczego nie uwalniasz energii pożądania?
Jest Ci ono do czegoś konkretnie potrzebne?
Bardzo pomaga mi w tym medytacja. Pozdrawiam Jurek i życzę ci miłego dnia.
Również wszystkiego dobrego!
Pożądanie jest mi potrzebne do zagadywania kobiet. Tylko nie potrzebnie słucham bełkotu i fantazjuję kobiecie, która ma męża albo narzeczonego.
Poszerzę nieco perspektywę – trzymasz się pożądania, bo sądzisz, że jest ono niezbędne. Dlatego, bo nie znasz lepszego sposobu, by przestać czuć wstyd, strach i opór, które uważasz, że Ci uniemożliwiają zagadywanie.
Zamiast spokojnie podrywać, a pożądanie to nie spokój, uciekasz w fantazjowanie i nie podejmujesz działań.
Bo fantazjowanie nie ma możliwości wytłumienia niższych od pożądania emocji.
Do zagadywania do kobiet potrzebujesz decyzji. Tylko tego.
Skąd ma się wziąć pożądanie? Pożądanie ma swoją rolę. Jeśli czegoś chcesz, pragniesz to do tego dążysz. Na tym się kończy rola pożądania.
Zaś energia nazywana pożądaniem tak czy siak pojawi się sama w odpowiednim momencie jeśli warunki będą sprzyjające. Np. gdy kobietkę przytulisz.
Innymi słowy nie potrzebujesz pożądania, tylko decyzji i działania.
A działania unikasz, bo chcesz uniknąć wstydu, strachu i oporu.
I aby uniknąć ich odczuwania uciekasz w bełkot, w fantazje.
Cześć Piotrze. Ostatnio po odstawieniu nałogowej masturbacji odczuwam, że coraz mniej śpię czyli 2 godziny, czasami 4 godziny. Czy mi po przejdzie? Pozdrawiam
Co to znaczy “po odstawieniu”? Masturbacja to nie widelec.
“Odstawienie” nie ma żadnej podstawy. Bo robiłeś to nieświadomie, gdyż w pewnych okolicznościach miałeś/masz z tego korzyści, a w innych nie.
Nie rozpoznałeś ich, nie wiesz dlaczego to robiłeś i co z tego miałeś. Natomiast możesz ich unikać.
Dlatego nic nie odstawiłeś, tylko się zmagasz.
Bo nie powiesz mi, że żyje Ci się teraz swobodnie?
Konsekwencji przeszłych decyzji nadal doświadczasz.
Nie mówisz też nic o swoim wnętrzu – co się dzieje w nocy, rano, w czasie dnia. Nie wiem nic.
odczuwam, że coraz mniej śpię czyli 2 godziny, czasami 4 godziny
Odczuwasz?
A jakie są fakty?
Gdybyś nie “odczuwał”, że śpisz mniej, to by znaczyło, że nie śpiesz mniej?
Czy mi po przejdzie?
Pojęcia nie mam.
Twoja wiadomość brzmi – “Zrobiłem X, dzieje się Y. Czy Y przejdzie?”
Problemy ze snem mogą mieć dziesiątki różnych przyczyn. Nie wiem czy Y ma związek z X.
Ja nic o Tobie nie wiem. Nie wiem dlaczego masz problemy ze snem. Nie wyciągnę Ci z rękawa nagle uniwersalnej odpowiedzi na Twój problem.
Nie wiem też dlaczego robiłeś X – czy przyczyny masturbacji miały powiązanie z obecnymi przyczynami problemów ze snem.
Y “przejdzie” jeśli zajmiesz się przyczynami.
Rana pozostawiona sama siebie nie zagoi się, jeśli jest w niej brud czy ją cały czas drapiemy. Wbrew powszechnemu przekonaniu, że “czas leczy rany” tak się nie dzieje.
Czas nie ma z tym nic wspólnego, tylko odpowiednie warunki, by gojenie mogło odbyć się samo.
Problemy ze snem mogą mieć przyczynę związaną z podświadomymi zaniedbaniami, które ma każdy uzależniony i żyjący nieświadomie. Są to zaniedbania emocjonalne i najczęściej są poważne.
Zapewne gdy przestałeś uciekać w tłumienie od emocjonalności, zacząłeś się jej opierać jeszcze silniej. I przez to śpisz mniej.
Nie mówisz nic o tym, co robisz w tym czasie. Ani o tym, co czujesz na co dzień i przed snem.
Czy przed snem jesteś spokojny? Jeśli nie, to co czujesz? Czy czujesz to też za dnia? Co z tym robisz? Jak sądzisz – z czego to wynika?
Cześć Piotrze. Przyczynami mogą być stłumione emocje wina, wstyd. Resztę emocji odczuwam i uwalniam np. strach, pożądanie, apatia, niechęć trwają tylko kilka sekund, gniew, duma trochę dłużej, a żal 4 minuty. Pracuje na pół etatu. Ostatnio szukam rozwiązań moich problemów związanych z pracą i szukaniem nowej pracy. Po pracy chodzę do galerii handlowych i na klub mówców Toastmasters(przemówienia publiczne) by odczuć emocje i je uwolnić, też zagaduję do dziewczyn. W czasie wolnym sprzątam raz w miesiącu w moim pokoju. Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru.
Jeśli nie masz i nigdy nie miałeś dziewczyny, to czego Ci brakuje, by zacząć rozmawiać z kobietami, stawiać krok za krokiem w stronę relacji seksualnej? Zrób tego listę. Bez ubarwiania, bez emocjonowania się. Jak masz braki w pewności siebie, to co stanowi składowe tego braku? Do każdego dopisz rozwiązanie – np. codzienna praktyka rozmów na dowolne tematy. Zrób listę tematów. Jeśli problemem jest jakaś emocja, to wiesz już z tego Bloga co robić z emocjami. Jak nie, to poszukaj
>> Odkąd zacząłem interesować się tematem świadomości i duchowości doskonale dogaduje się z kobietami lecz bardziej jako przyjaciel, bo nawet ostatnio kobieta napisała mi, że jestem dla Niej za „cichy” i za „spokojny” z tego co zauważyłem kobiety wolą takich bardziej przebojowych nawet trochę chamskich facetów, a nie spokojnych i grzecznych.Oczywiście ta dziewczyna miała 19 lat wiec jeszcze młoda, a zawsze się dziwiłem czemu za mną oglądają się starsze kobiety takie po 30 lub 40 lat a ja mam 25 może te dojrzale kobiety im podoba się spokoj, a te młode wolą bardziej szalonych?
Ogólnie interesując się tematem świadomości, duchowości to czuje się taki mało męski nawet w Programie WoP pisałeś, że „będziemy posługiwać się kobiecą energią w trakcie napięcia seksualnego” jeśli zle to napisałem to przepraszam, ale jakos tak to to brzmiało.No i wlasnie chodzi o to, że jednak męskość bardziej działanie i osiąganie celów a tu w duchowości i na Twoim blogu piszesz, że najważniejsze jest „BYĆ” i to nie jest tak, że poprzez takie podejście stajemy się bardziej kobiecy niż męscy?No chyba, że dzisiejszy świat inaczej widzi męskość.Spokojny i cichy facet= nudny tak to działa dla kobiet.
Ogólnie interesując się tematem świadomości, duchowości to czuje się taki mało męski nawet w Programie WoP pisałeś, że „będziemy posługiwać się kobiecą energią w trakcie napięcia seksualnego” jeśli zle to napisałem to przepraszam, ale jakos tak to to brzmiało.
No i widzisz jakie masz podejście – temat krytycznie ważny (przynajmniej dla większości mężczyzn i dla Ciebie), a nawet nie sprawdzisz co ja napisałem.
Tylko tak sobie jakoś zapamiętałeś, choć to nie ma nic wspólnego i z treścią, i znaczeniem przedstawionym w WoP.
Dla Ciebie nadal to jak się czujesz jest ważniejsze od rozsądku.
Czujesz się mało męski i oczywiście znalazłeś sobie wytłumaczenie – to się stało, bo zająłeś się duchowością. Co jest bzdurą.
Nigdy się nie czułeś męski i tyle.
Seksualność jest tak samo duchowa jak wszystko inne.
To Ty nadal masz to samo postrzeganie – świadomość w temacie seksualności jak miałeś i Twój umysł znalazł sobie pretekst – że go dzięki/przez duchowość jesteś mało męski.
Bo ja napisałem, że “będziemy się posługiwać kobiecą energią w trakcie napięcia seksualnego” – to zdanie nie ma nawet sensu logicznego.
Poziom BYĆ, to jak siebie postrzegasz, jak żyjesz, jaki jesteś dla siebie i dla świata.
Na razie jesteś dla siebie i dla świata mało męski. Nie piszesz jak zwykle o konkretach i na mój ostatni komentarz nie odpisałeś, choć zadałem Ci ważne pytania.
Więc temat olewasz.
Ot, jesteś mało męski, bo jakoś Ci tak brzmią informacje z WoP.
Nie jesteś spokojny, tylko opierasz się, uciekasz, nie pozwalasz sobie na działanie, na pewność siebie, na odpowiedzialność, na wyznaczenie własnych celów i dążenie do nich. W tym celów seksualnych/partnerskich.
No i wlasnie chodzi o to, że jednak męskość bardziej działanie i osiąganie celów
A to skąd wziąłeś?
A co – kobieta nie może działać i osiągać celów?
Powtarzasz moje słowa w obu przypadkach i mieszasz, kombinujesz, filozofujesz.
Jednym z problemów uzależnionych jest to, że mężczyźni właśnie cały czas próbują coś robić, gdy np. czują napięcie. I nie tylko to samo w sobie jest najczęściej błędem ale i to, co robią jest totalnie niewłaściwe. I jak już powinno być wiadomo – bardzo szkodliwe dla ciała, psychiki, emocjonalności.
a tu w duchowości
Wszystko jest duchowe, jeśli umieścisz to w odpowiednim kontekście.
Od załatwiania spraw na poczcie, po klęczenie w kościele, gotowanie parówek na drugie śniadanie i robienie prania ręcznego w misce.
i na Twoim blogu piszesz, że najważniejsze jest „BYĆ” i to nie jest tak, że poprzez takie podejście stajemy się bardziej kobiecy niż męscy?
I co ja mam odpowiedzieć?
Nadal nie widzę w ogóle korzystania z wiedzy z WOP. I już mnie to nie dziwi, bo nie czytasz informacji, tylko o nich fantazjujesz.
Nie można BYĆ męskim, odważnym, śmiałym, silnym?
No najwyraźniej dla Ciebie nie można.
Nie mówisz w ogóle co WEDŁUG CIEBIE oznacza w ogóle “być”. Siedzieć na tyłku i szydełkować?
A co – zapier***c 15 godzin na budowie nosząc worki z cementem nie “jesteś”? A jak “jesteś”, to jesteś kobiecy?
No chyba, że dzisiejszy świat inaczej widzi męskość.Spokojny i cichy facet= nudny tak to działa dla kobiet.
Spokojny i cichy nie musi oznaczać nudnego, ani niemęskiego.
Ty mylisz spokój z oporem, wstydem, strachem.
Zapewne nawet nieuświadomionym oporem.
Gdyby Twój spokój był naturalny, nie byłbyś w oczach innych ludzi nudny.
Młoda dziewczyna daje Ci feedback o Tobie, a Ty od razu nie tylko zaczynasz projektować przyczynę problemu na dziewczynę – na jej podstawie i kilku starszych, którym rzekomo się podobałeś, a młodszym nie, sądzisz, że tak to jest ze światem.
I sobie usprawiedliwiasz siebie – nazywasz się spokojnym.
A nie można swoich celów realizować spokojnie i odważnie?
Nie można śmigać samochodem 150 km/h i być spokojnym?
Nie można seksualnie tańczyć z kobietą i być spokojnym?
Trzeba się wydzierać, przeklinać, palić 3 cygara naraz i wszystko robić na motocyklu w podartych portkach i skórzanej kurtce, nawet brać prysznic?
Od razu uciekasz w świat zewnętrzy i starasz się wymyślić, co jest nie tak ze światem.
Nie ma skupienia na sobie.
W artykułach o cnotach piszę, że spokój jest górną granicą poziomu świadomości nazywanego Odwagą. Zaś Odwaga wygrywa wojny.
A Ty mylisz spokój z apatią, oporem, niechęcią.
Jeśli Spokój, który jest “maksem” Odwagi postrzegany przez nastolatkę jest jako “za cichy, za spokojny” to nie jest to spokój. Ani odwaga.
I jeszcze mówisz, że skoro ja mówię, że poziom BYĆ jest najważniejszy, to już kobiece i oznacza to, że ja zachęcam do bycia bardziej kobiecym…
No sam sobie tak tłumaczysz moje słowa, bo Ci to pasuje.
Spokój nie oznacza, że cały czas jesteś JAKIŚ. Oczywiście nawet nie pytasz jak może wyglądać spokój w różnych sytuacjach, do których dążysz/zamierzasz dążyć i których doświadczasz.
Nie mówisz nic o sobie, o tym jak Ty żyjesz, jaki JESTEŚ.
Tylko nazywasz i zakładasz z góry, że jest jak to sobie nazywasz.
A już nastolatka mówi Ci, że wcale tak nie jest.
Nawet gdybyś faktycznie był na wysokim poziomie świadomości spokoju, to z tego poziomu widziałbyś bardzo dużo.
M.in. to, że nie w każdej sytuacji dany stan jest najlepszym. Np. w klubie troszkę więcej szaleństwa, troszkę spontanicznej zabawy, większe odpuszczenie kontroli jest wskazane.
W pewnych pracach wewnętrzna cisza i spokój są wskazane, w innych szybkie podejmowanie decyzji. Jeszcze w innych trzymanie wszystkiego “za mordę”.
Nie ma uniwersalnej odpowiedzi.
Ty dobierasz nieodpowiedni stan do tego co chcesz (?) osiągnąć – relację seksualną. Wybierasz opór, a nie śmiałość.
I mylisz opór ze spokojem.
A poza tym jaki jest problem w tym, by wybrać inny stan, inne nastawienie?
Skoro kobieta Ci mówi, że dla niej jesteś za nudny to, co za problem dla niej być nieco innym? Poza tym to dobra rada. Bo dziewczyna mówi Ci, byś się przyjrzał sobie, temu jak żyjesz i upewnił się, że nie żyjesz apatycznie, nie blokujesz, nie ograniczasz się.
Ja wiem, że tak żyjesz.
Nieraz dziękowałeś mi za moje odpowiedzi ale widzę, że nie starasz się zrozumieć. Dalej chcesz być taki sam.
I jeszcze sobie wymyśliłeś, że problem jest w tym co mówię. Problem widzisz też w tym czego chcą kobiety. No same problemy poza Tobą.
A Ty już jesteś spokojny, cichy i to jest dobre, a świat tego nie chce.
Ale na pewno jesteś spokojny? Nie.
Czy to, że jesteś cichy wynika ze spokoju, świadomej decyzji czy ze wstydu, oporu, strachu?
Jest różnica w tym, gdy ktoś nie je posiłku, bo przestrzega mądrej diety ułożonej przez profesjonalistę.
A człowiekiem, który ma tak podrażniony żołądek, że jak coś zje, to go mdli.
A problem jest w Twoim poziomie BYĆ. Bo wcale nie JESTEŚ spokojny, ani nie JESTEŚ męski. To, że jesteś cichy nie oznacza nic dobrego.
Skoro wiesz, że “męskość to bardziej działanie i osiąganie celów”, to co z Twoim działaniem i osiąganiem celów? Jakich celów?
Nastolatka powiedziała Ci, że aby osiągnąć cel, który ona wie, że starałeś się osiągnąć jesteś za cichy i za spokojny.
Więc podała Ci rozwiązanie. Ale Ty wolisz sądzić, że z Tobą jest wszystko ok i to coś jest nie tak poza Tobą.
No skoro tak sądzisz…
Gdy odważnie i uczciwie przyjrzysz się przyczynom tego jaki JESTEŚ (zapewne nie tylko w otoczeniu kobiet), nie jest to zdrowe.
Bo opierasz się, wstydzisz, boisz BYĆ inny. A tym samym nie pozwalasz sobie na np. konkretne, pewne, zdecydowane działania, które prowadzić by miały do jakichś celów.
O których nie mówisz nic.
Jeszcze w innym komentarzu napisałeś, że jesteś “introwertykiem”. I ja wiem, że tak wcale nie jest.
Tak jak u większości ludzi – sądzą, że z ich poziomem BYĆ albo jest wszystko ok, bo sobie go jakoś nazywają. Albo że wszystko jest do d…
I w obu przypadkach nie widzą potrzeby/możliwości zmiany.
Bo nie są uczciwi, nie są nawet na tyle świadomi, by przyjrzeć się sobie. Tylko i wyłącznie sobie.
A już w Module 2 WoP mówię, by skupiać się wyłącznie na sobie i uświadamiać sobie nie tylko to co ROBIMY ale jakie są tego przyczyny (zarówno zewnętrzne jak i wewnętrzne) oraz, że mamy z tego korzyści.
Czyli pozwalamy sobie na jakieś działania (poziom ROBIĆ), bo JESTEŚMY XYZ wobec czegoś/kogoś.
I z poziomu BYĆ wybieramy takie, a nie inne działania.
Ty wybierasz takie, które dla kobiet są nudne. Nie mówisz co robisz, ani jak się czujesz przed podjęciem działań. Ani jakich działań w Twoim rozumieniu powinieneś się podjąć.
Nic.
Tylko nazywasz to “spokojem” i “jestem cichy” i tyle. Usprawiedliwiony i od razu zaczynasz kombinować co to jest nie tak ze światem.
Ale ze światem wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Jeśli Ty chcesz MIEĆ coś innego, to pora zmienić poziom ROBIĆ. A poziomu ROBIĆ nie zmienisz bez odważnego i RADYKALNIE UCZCIWEGO przyjrzeniu się poziomowi BYĆ.
Czy ja kiedykolwiek mówiłem, że poziom BYĆ to siedzenie na tyłku i wzdychanie do chmurek?
To to jaki jesteś ROBIĄC cokolwiek – od odpoczywania, medytacji, po zjeżdżanie z wielkiej krokwi i seks.
Ty wcale nie jesteś spokojny wśród kobiet. Bo gdybyś był, to nie byłoby problemu w tym co powiedziała Ci ta dziewczyna – by być trochę mniej spokojnym i cichym.
Bo gdyby te postawy nie wynikały z niczego negatywnego, to byś je swobodnie dopasowywał do sytuacji – nie byłoby problemu, by np. troszkę poszaleć.
A można szaleć z kobietą i być spokojnym wewnętrznie.
Bo spokój jest wyżej nad emocjonowaniem się i ekscytowaniem. Jest bliżej Radości.
Spokój nie oznacza apatii. Ale ten, kto tego stanu nie doświadczył, po prostu nie wie co to znaczy BYĆ spokojnym. Ani odważnym.
Widać Twoje podejście – nawet nie sprawdzisz dokładnie co ja powiedziałem. Tylko sobie coś zapamiętałeś i tyle.
Co więcej – zaczynasz kombinować. Dziewczyna Ci mówi, że jesteś za spokojny i za cichy dla niej, a Ty już – “ooo, kobiety wolą facetów bardziej chamskich”.
No i już dalszy ciąg Twojej historyjki – dla Ciebie zachowania męskie, śmiałe muszą być chamskie.
Ale czy na pewno nie ma alternatywy? Nie można być przebojowym, śmiałym i fajnym dla ludzi?
Można być albo “spokojnym”, czyli cichą myszką lub chamskim?
Czyli człowiek dobry może być tylko ciapą, której kobieta nie zechce?
Innymi słowy dobro jest głupie, słabe, nie nadaje się do życia na tej planecie i aby cokolwiek osiągnąć trzeba być złym?
Kobiety chcą zła w facetach?
Nie.
Ale właśnie ludzie pojęcia nie mają jak wygląda życie z pozytywnego, wysokiego poziomu świadomości.
Bo ponad 80% ludzkości zna co najwyżej gniew i dumę. I ich najczęstsze ekspresje – agresję i zarozumiałość.
Ale to nawet nie jest sam dół pozytywności.
Niejedna osoba kompletnie przeinaczała moje słowa. Niektórzy przytaczali jakiś kompletnie przekręcony cytat z samego początku Startera i nawet go nie sprawdzili.
Więc mają gdzieś wiedzę, prawdę. Bo czy taki to wielki problem nacisnąć ctrl+f i poszukać treści?
Jeśli świadome BYCIE ze swoim wnętrzem, akceptacja, w tym akceptacja własnej emocjonalności jest niemęskie, a jakieś chamskie, głupie zachowania są męskie, to nie dziwne, że na świecie non stop są wojny i tysiące problemów. Bo mężczyzna, który nie potrafi BYĆ spokojny w sobie, nie będzie spokojny w świecie.
A to, przez co nie JEST spokojny nie jest pozytywne. Dlatego i ekspresje takiego mężczyzny w świecie też nie będą pozytywne. Ani dla niego, ani dla innych.
Nie zaprzeczam tak może być jak piszesz ale ja po prostu byłem sobą nawet moja była powiedziała mi, że jestem zbyt dojrzały dla Niej i mam podejście jak „rodzice”.Jedyna radość w życiu to pisanie i spotykanie się z dziewczynami.Faktycznie mogę być zamknięty w sobie a mi się wydaje, że jestem spokojny.Szczerze mówiąc unikam kontaktu z ludzmi tym bardziej z facetami i jeszcze jak jest większa grupa.Wiem, że moje uzależnienie jest powiązane najbardziej z innymi ludzmi a najbardziej z kobietami.Jestem jakiś dziwny potrafie podejść do kobiety na ulicy a ciężko porozmawiać np w facetem też zależy jaki bo np ze starszym dziadkiem pogadam a najgorzej z takim w moim wieku a nawet z młodszymi tez jakieś blokady mam.Jeśli chodzi o ostatnie pytanie to nawet nie zauważyłem przepraszam.
ja po prostu byłem sobą
Czyli byłeś taki jak zawsze – na tym samym poziomie, z tymi samymi przekonaniami, utożsamieniami, intencjami.
Więc i nie mogłeś liczyć na inne, niż dotychczas rezultaty.
nawet moja była powiedziała mi, że jestem zbyt dojrzały dla Niej
Nie wiem co ona przeze to rozumiała.
Nie wiesz jak ona interpretuje dojrzałość.
Jedyna radość w życiu to pisanie i spotykanie się z dziewczynami.
Bo zapewne wierzysz, że są źródłem radości lub nieświadomie ją dodajesz tylko do tego.
Jestem jakiś dziwny
Nie jesteś dziwny, co najwyżej nieświadomy swoich zachowań i ich intencji.
potrafie podejść do kobiety na ulicy a ciężko porozmawiać np w facetem
I co w tym dziwnego?
Wobec jednego masz takie oczekiwania, percepcję, przekonania, intencje, a wobec drugiego – inne.
tez jakieś blokady mam
Dlatego mówię – nie jesteś świadomy swoich działań i ich intencji.